wtorek, 22 lutego 2011

103. Promienne zorze budzą mnie ze snu, czyli Padam od tych badań (2/2)




Drodzy Czytelnicy! Jeżeli sądzicie, że resztę swych niezaplanowanych wakacji Iza spędziła w spokoju i zamyśleniu, to się mylicie. AŁtorka serwuje nam całą paletę atrakcji, a biedna boChaterka ledwie wyrabia się na zakrętach. W drugiej części dzieUa dowiecie się, jak precyzyjna potrafi być medycyna w przypadku choroby popromiennej, o czym marzy gej w ostatniej chwili swego życia, jak należy traktować świeżo odzyskaną matkę, a także czym najlepiej zabić stresa, i wcale się nie spodziewacie, że zakupem kraciastej koszuli.
Występują tu także takie ciekawostki jak miękka koza, bardzo lokalny internet, bilety na lot dookoła świata, oraz pewne (definitywne?) bardzo ekspresowe rozstanie. A trólowerów oczywiście ci u nas dostatek!
Inżoj!


Analizują: Dzidka, Mikan i Kura.

http://www.quku.org/magicznie,342.html


Tydzień później *


Będąc wczoraj na kolacji dowiedziałam się że Victoria wprowadza się do ojca. Ja natomiast mam zamieszkać z Chrisem, mam zająć pokój Victorii.
Ledwie pełnoletni DJ zajmujący się dochodowym zajęciem, jakim jest skating, to świetny opiekun dla dorastającej panienki.
Z jej punktu widzenia (przypominam - Chris jest DUŻO starszy) -owszem!
Wciąż łapię się na tym, że patrzę z punktu 30-paroletniej starej matrony na emeryturze.
Ale Victoria właściwie gdzie się wprowadza...? Toż ojciec Belci zamieszkał w tym miasteczku odległym o 10 godzin jazdy busem, pamiętamy?

Chris pomógł mi przewieść wszystkie moje rzeczy. Nawet zrobiłam mały remont w pokoju, musiałam go przemalować, i przestawiłam niektóre meble. Martwiła mnie tylko jedna rzecz...Przez cały tydzień nie miałam kontaktu z Justinem. Ja tak bardzo za nim tęsknie, chciała bym chodź na chwile usłyszeć jego głos.
A co? Abonamentu w sieci komórkowej nie opłaciłaś, czy karta się skończyła?
Skajpa też tam nie mają? Co to za miejsce, środek Państwa Środka?

Christopher pocieszał mnie jak może, widać było że się o mnie martwił. Mówił że Justin nie zasługuje na kogoś takiego jak ja. Jego zdaniem powinnam znaleźć kogoś kto bardziej się mną zajmie i mnie nie zostawi.
Wiesz, nasi rodzice nie mają ślubu, więc nie ma powodu, żebyś uważała mnie za swojego starszego brata...
A czy on ją do diaska zostawił??? Karierę chłopak robi, a ta ma muchy w nosie.

Nagle Chris mnie zawołał... Zeszłam na dół i spytałam o co chodzi:
-Nie chciałem Ci mówić...Ale nie mam zamiaru Ci tego nie pokazywać, to twoje życie i ty sama zrobisz jak będziesz chciała.
-A o co chodzi ?
-Dostałaś list od Justina.
A ten tylko pisze... *wzdycha*
Jest w takim razie lepszy od tego goryla z dowcipu.

Normalnie aż podskoczyłam z podekscytowania, nie spodziewałam się tego, jestem wdzięczna że Chris mi o tym powiedział, równie dobrze mógł mi go nigdy nie pokazać.
No i po kij od mietły było pozbywać się z opka rodziców, skoro w zamian dostała takiego Krzysia Kontrolera?
Ale jaką łaskę jej zrobił - list adresowany do niej jej pokazał! I ciekawe, skąd Justin znał jej nowy adres?

Treść listu :

Nie wiem jak zabrać się do pisania tego listu.
Znowu z nią zrywa? *z radosną nadzieją*

Jest mi bardzo ciężko bez Ciebie, nie przestaje myśleć o Tobie.
*oklapła* Jednak nieeee.

Wszystko przypomina mi Ciebie. Jestem bardzo zły na siebie
za to że, nie znalazłem dla Ciebie czasu i nie dzwoniłem.
Mi raczej nie uda się w najbliższym czasie przyjechać, więc
mam nadzieje że Tobie udało by się przyjechać do mnie.
Kocham Cię. Justin

Miałam mieszane uczucia co do tego listu... Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad wyjazdem. Co do listu to nie mam nic do tego że Justin się przez tydzień nie odzywał. Miał na głowie inne ważne sprawy, w końcu stara się zrobić karierę.
No ba. I to mu nie pozwala nawet przez pięć minut wieczorem porozmawiać z ukochaną. Co z oczu, to i z serca, najwyraźniej...

List pokazałam Chrisowi, musiałam mu pokazać.
A właściwie dlaczego?!
Jako krystalicznie uczciwa niewinna dziewoja swemu bratu, opiekunowi, przyjacielowi...
Który tak się nią opiekuje jak bocian żabą.

Oczywiście on nie bierze na poważnie tego wyjazdu. Ja nie mogę tak żyć, po prostu się tak nie da bez niego. Chciałam uświadomić Christopherowi że, ja poważnie myślę o wycieczce, w końcu są wakacje, jakieś oszczędności mam, ale jest problem na 100 procent nie mogła bym pojechać sama, ta opcja odpada. Postanowiłam że porozmawiam z tatą, wszystko zależy tylko od niego.

(...)


-Tato chciałabym wyjechać sobie z miasta, nie wiem do końca gdzie dokładnie, ale chciała bym się rozerwać , mam wakacje i chciała bym je mile spędzić.
-Ale chyba nie sama ? Ja się zgadzam ale musisz jechać z kimś jeszcze, samej Cię nie puszcze.
W te dzikie puszcze.
No, może i w puszcze... W końcu sama boChaterka nie wie, gdzie dokładnie.

Wiedziałam że to powie, ale byłam zdziwiona że tak bez żadnego zastanowienia pozwolił mi wyjechać.
Kochający tatuś zrobi wszystko, byle trzymać córcię jak najdalej od siebie.


[BoCHaterka ustala, że pojedzie pod opieką Krzysia. Co prawda nadal nie zdradza rodzicom, gdzie ani na jak długo, ale najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza]

Mam nadzieje że Justin nic nie planuje w tym czasie, nie chciała bym aby była sytuacja w której ja przyjeżdżam a on sobie gdzieś pojechał, załamała bym się...
Czy wy, słoneczka drogie, macie te komórki tylko do przesyłania sobie słodkich buziaczków w smsach? A uzgodnić plany, datę przyjazdu i inne szczegóły to już za trudno?

Rano ustalałam szczegóły z Christopherem. Gdy się dowiedział jak to daleko zrobił się blady na twarzy.
Tyle godzin bez jedzenia, picia i przerwy na papierosa???

Ale wie że do dal mnie bardzo ważne. Ustaliliśmy że jedziemy następnego dnia, zostało jeszcze połowę wakacji a my nie wiemy na ile się tam zatrzymamy, ja chciała bym jak najdłużej. Victoria i tata zawiozą nas jutro na lotnisko. Przez cały dzień pakowaliśmy się, nie miałam pojęcia czy tam jest zimno czy ciepło, najchętniej wzięła bym całą szafę.
Daleko, nie całkiem blisko, ale w sumie gdzie, nie wiadomo. Może tam ciepło, może tam zimno. W każdym razie samolotem doleci. Bilet kupiła w kierunku bliżej nieokreślonym.
Wsiąść do samolotu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet...
Kula ziemska jest w końcu tak mała i tak ograniczona...

Gdy się pakowałam Chris zapukał do pokoju, wszedł i powiedział:
-Jesteś pewna że tego chcesz ?
-Tak, marze o tym. Chciała bym żebyś i ty miło spędził tam czas.
-Wiesz że ta podróż będzie nas trochę kosztować?! -mówił
-Wiem ... - spuściłam wzrok na ziemie.
No przecież ona ma oszczędności, cały rok pilnie odkładała z kieszonkowego!
Ten spuszczony wzrok raczej sugeruje, że przebimbała je na zakupach i prosi "brata" o wsparcie.

Chris się uśmiechnął, podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Przez ten ostatni czas przywiązałam się do niego.
Jak do wiernego pieska.
Albo czerwonej torebusi.
Albo jak do kaloryfera.

[BoCHaterka poznaje w samolocie nowych, interesujących znajomych]

-Jestem Tyler - powiedział .
-Ja Isabell - powiedziałam podając mu rękę.
Zaczęliśmy rozmawiać o wakacjach, gdzie dokładnie leci i takie tam.
O, w innym kierunku niż nasza Izunia? Dokonają zrzutu Tylera w połowie drogi?

Tyler miał 18 lat chodź wyglądał młodo, [Kura spada z krzesła, zanosząc się nieopanowanym kwikiem][Tyler osiągnął wiek starczy] dała bym mu 16. To dodawało mu uroku. Tyler ma czarne włosy, grzywkę która bardzo ładnie opadała mu na ciemno niebieskie oczy. Miał turkusową czapkę z daszkiem, ubrany był na czarno, ale było mu do twarzy. Ten chłopak miał coś w sobie, Tyler miał dziwny akcent ale nie chciałam go o to pytać. I co jeszcze Tyler miał, miał, miau? AŁtorka zapoMIAUA o synonimach.Siedzieliśmy dobrych kilka godzin i rozmawialiśmy ze sobą. Poprosiłam go o jakieś namiary, przez tyle czasu zdążyłam go bardzo polubić.
Ona jest cholernie szybka w polubianiu, nie sądzicie? [Chris natomiast bardzo polubił siostrę Tylera, chwilowo bezimienną.]

[Izabelka i Krzysio szczęśliwie dotarli na miejsce, siedzą teraz w kawiarni i czekają na Justina]

Gdy podjechał czarne ferrari aż mi się gorąco zrobiło, szyby były przyciemniane więc nie widziałam nikogo.
Po chwili szyba powolutku uchyliła się i wyjrzała zza niej lufa uzi...
A za nią chytrze zmrużone oczka analizatorek...

Nagle drzwi samochodu się otworzyły, ujrzałam Justina... W tym momencie nie widziałam świata, liczył się tylko on. Spojrzał mi głęboko w oczy, zmienił się trochę od ostatniego czasu jak go widziałam.
Nie widzieli się coś około dwóch tygodni.
Justyś urósł jakieś 20 cm, zapuścił brodę i wąsy oraz przefarbował się na rudo.
I dostał garba. Z przodu.
Poznała go po zapachu.


Wybiegłam z tej kawiarni jak szalona i rzuciłam się na szyje Justinowi.
-Kocham Cię - powiedziałam szeptem obejmując go.
-Brakowało mi Ciebie, tęskniłem...
Ale zadzwonić nie miałem czasu.
Bo tęsknił jak spał.

A teraz, proszę wycieczki, zwiedzamy posiadłość Justina!

Gdy jechaliśmy wciąż nie spuszczałam wzroku z Justina. Zatrzymaliśmy się przed wielkim domem. Nie sądziłam że mieszka w takim miejscu.(tak, już wiemy, że Justin zwykł mieszkać w miejscach nieziemskich...) Justin otworzył mi drzwi, Chris wziął z bagażnika nasze torby. Wchodząc do środka czułam się jak jakaś gwiazda. Dom był wielki, te wnętrza coś mi przypominały, stary dom Justina. Był zrobiony bardzo stylowo, w oczy rzucały się jasne kolory. Przed nami były schody które prowadziły do górnych pokoi.
(...)
Weszłam do wielkiego pokoju, przypominało mi apartament. Uwagę zwróciłam na białe ściany, jedna z nich była jasno szara.
A inna z tych białych jasnopomarańczowa.

Na środku stały dwa kremowe fotele, nieco dalej była skórzana kanapa. Na stole stała śliczna palma w doniczce. Na ścianie wisiał plazmowy telewizor. Podeszłam do okna które ciągnęło się przez całą ścianę, było widać wszystko. Usiedliśmy z Justinem na kanapie, spojrzeliśmy sobie w oczy.
(...)
-Hmm a skąd miałeś pieniądze na to wszystko ?
-Z poznanymi tutaj kolegami daliśmy parę małych koncertów w galeriach.
Łaaaał. Albo w tej Opkolandii cenią grajków na wagę złota, albo mają taki kryzys w nieruchomościach, że wyprzedają wszystko jak leci za grosze.
Albo też nasz Justyś ma jakiś lewy dochód, o którym ani myśli wspominać Izuni.
Niech ona lepiej uważa.

Rano obudziły mnie promienie słońca które muskały mnie po twarzy. Przyjemnie się leżało dlatego postanowiłam poobijać się trochę.[od ściany do ściany]
Ciekawe co ona ma tam do roboty takiego, że postanawia odpocząć?

Leżałam wpatrując się w wielkie okno. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, wiedziałam że to Chris, on zawsze puka tak samo. Wszedł i sprawdzał czy śpię. Justin dał Chrisowi kluczyki od jakiegoś auta. Wiem że on lubi takie rzeczy.
-Nie będziesz zła jak zwiedzę okolicę sam ?
-No Jasne że nie! Jedz! - Krzyknęłam
Smacznego!

Chris podszedł do mnie i wtuliłam się w jego ciało.(jak małpeczka) Wiedziałam że Justin był pewien że jak da kluczyki do samochodu Chrisowi to ten zostawi nas na długi czas.
Kurczę, skąd u Justina taka znajomość charakteru Chrisa? A jeszcze niedawno po twarzach się tłukli.

Chris nigdy nie miał swojego auta chodź bardzo chciał je mieć. Cieszyłam się że się tu nie kłócą, to był mój kolejny powód do szczęścia, przykro mi jest gdy osoby na których mi zależy nie cierpią się. Podeszłam do wielkiego okna i spojrzałam na Chrisa, on wyglądał na szczęśliwego, więc mi też sprawiało to radość.
Jak to mało trzeba, by uszczęśliwić faceta...
Prawda stara jak świat :)

Rozpakowałam torbę i wyjęłam wszystkie rzeczy na moje łóżko, chciałam coś wybrać. Ubrałam jasne rurki (łiiii, rurki, rurki!), fioletowy t-shirt i szare trampki, uczesałam i spięłam włosy. Byłam gotowa do wyjścia wzięłam jeszcze telefon i zeszłam na dół. Justin już na mnie czekał. Nie mogłam się oprzeć, podbiegłam do Justina i mocno go przytuliłam.
Ona bez przerwy tuli się do kogoś, no Teletubiś normalnie!

Wypytywałam się czy czasem kogoś tu nie poznał, mówił że jego rodzice przedstawiali mu jakieś słodkie panienki, wiem że ona takich nie lubi.
Ona? Kto, Justynka?
Ledwie się rodzice odnaleźli, a już Justina swatają.

Jeszcze nigdy nie widziałam rodziców Justina, wiem tylko że są młodzi.
Twoja stara jest młoda!

[I choć czytelnik spodziewa się teraz, że Justin zabierze Belcię na spotkanie z rodzicami - nie. Jadą oboje do lasu, gdzie romantycznie pluskają się w jeziorku, a Justin śpiewa piosenkę napisaną specjalnie dla Belli]

***

Rozmawiałam sobie przez telefon z moją przyjaciółką z którą długo nie miałam kontaktu.
Rozumnie przestała dzwonić, Belcia wiecznie zamyślona i tak nie odbiera.

Nagle słyszałam że Chris mnie woła ze swojego pokoju. Zignorowałam to, ale on nie ustawał. Myślałam że się coś stało, wybiegłam jak szalona. Weszłam do pokoju i spojrzałam na Chrisa. Siedział sobie przed telewizorem.
-Isabell patrz co puszczają w telewizji! - krzyczał
-Po to mnie wołałeś ? myślałam że coś Ci się stało ! Nie interesuje mnie co puszczają w telewizji.
-Ale to ważne ... - mówił
Ja wyszłam trzaskając drzwiami, i tak miałam zepsuty humor od samej nocy...
Boszzz, ona jest gorsza niż księżniczka na ziarnku grochu!
Ale foszki, trzeba przyznać, ma iście królewskie.

Mój spokój zakłócił Chris wbiegający to mojego pokoju.
-Pamiętasz jeszcze Tylera - Krzyczał jak oszalały
-Jasne ze tak ! - Mówiłam wkurzona
-Tyler miał wypadek! Nie wiem dokładnie co się stało wiem tylko że został napromieniowany.
Zderzył się z rosyjskim atomowym okrętem podwodnym.
Wylecieliśmy z samochodu [katapultowali się?] i weszliśmy do szpitala. Zapytałam pielęgniarkę o Tylera. Zdziwiłam się że, bez problemu pozwolili mi się z nim zobaczyć.
Tyler co prawda wchłonął dużą dawkę szkodliwego promieniowania, ale siłą woli zneutralizował je i teraz emitował zdrowe jasne światło, w przybliżeniu jakieś 60 wat.

Pobiegłam jak najszybciej mogłam na oddział. Przywitałam się z siostrą Tylera. Za chwilę podeszłam do niego i spojrzałam na jego twarz. Wyglądał dobrze a nawet świetnie.
Tak promiennie wręcz.
Wyglądał wspaniale, w niczym nie przypominał tego pana ze zdjęcia przy haśle "choroba popromienna".

Najważniejsze że dobrze się czuje. Wyniki padań będą niedługo.
*rechocze* To jakiś nowy rodzaj testów wysiłkowych, polegajacych na "padnij, powstań!" pod komendą lekarza? :D
W zależności od tego ile razy padnie, określają stopień napromieniowania.

Siostra Tylera wyszła z oddziału do Christophera który był na zewnątrz. Zostałam sam na sam z Tylerem. Nagle usłyszałam specyficzny krok lekarza idącego w stronę oddziału.
Oddział sprezentował broń.

Wiedziałam to już, tego kroku się nie zapomina.
Tuptał do nich w rytmie salsy.

Lekarz wszedł na oddział. Powiedział (na cały oddział? to miłe, że dba się o prawa pacjenta):
-Mam wyniki padań. Niech nas Pani zostawi samych - Powiedział Lekarz.
-Nie ona może zostać. - Mówił Tyler
-Dobrze niech zostanie.
Ulżyło mi trochę.
-Niestety nie mam dobrych wiadomości. Z wyników padań wynika że pan umrze.
Wszyscy umrzemy. To i bez padań wiadomo.

Tyler zacisnął rękę na mojej. Nastała długa chwila ciszy. Kompletnie nas zamurowało. Nie wiedziałam czy mam coś mówić... To był dla mnie wielki szok, dla Tylera pewnie też.
Oł ryli??

Tyler odchylił głowę do tyłu i zasłonił twarz rękoma. Nagle powiedział:
-Ile mi zostało ?
Próbował być twardy ale widziałam łzy w jego oczach.
-Przewidujemy dla Ciebie około 2 tygodnie.
Kurnać, ten lekarz to jakiś bezduszny sadysta - tak walić straszną prawdę prosto w oczy, bez uprzedzenia, bez dania choć cienia nadziei typu "jest ciężko, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy"...
Brawa dla lekarzy! Ci którzy mówią "od 3 tygodni do 3 miesięcy" to zwykłe konowały.
A swoją drogą, dwa tygodnie?! Co on, wszedł do wnętrza bomby atomowej?

Poczułam takie uderzenie... Wybiegłam z płaczem z oddziału. Siostra Tylera akurat przyszła z Chrisem.
Znaczy lekarz beztrosko wypaplał wszystko obcej osobie, nieletniej, a nie poczekał na rodzinę. Fajnie w tych Stanach, doprawdy.
Jakich tam Stanach, to jakaś Opkolandia, czy inne Gdziekolwiekbądź.

Spytali co się ze mną dzieje. Powiedziałam im tylko że przyszly wyniki badań. [o, a teraz dobrze, what's up?] Siostra Tylera dowiadując się o wynikach również nie wytrzymała, nie mogła się uspokoić. Zaczęła się obwiniać.
Po co kupowałam ten wzbogacony uran od terrorystów, no po co!
To był raczej KOBALT :)

Zastanawiało mnie tylko dlaczego tak się stało... Przecież on się dobrze czuje, nie wiedziałam dokładnie na czym to polega.
Może on też jest ofiarą badań (padań). Wiecie, jak ta sąsiadka, co "była całkiem zdrowa, a tu poszła na mammografię i jej raka wykryli".
Bo jak już umierający, to powinien być jak z krzyża zdjęty.

Lekarz powiedział:
-Tyler zostanie za parę godzin wypisany. Zostało mu tylko około 2 tygodnie niech się nacieszy ostatnimi dniami.
Jasne, kurde. "To były cudowne dwa tygodnie. Tyler śmiał się i dokazywał... Już mieliśmy pójść na karuzelę, kiedy..."
A lekarze, zamiast podjąć choć próbę ratowania, zgodnie machnęli rękami. Niech idzie w cholerę, niech zdycha, co nas to obchodzi.
Toć te wszystkie leki i próby ratowania na darmo by poszły. Dwa tygodnie, to dwa tygodnie i basta!
"Nie pomogą i dochtory, kiedy człowiek na śmierć chory."

Gdy on to mówił znów nie wytrzymałam... Zaczęłam płakać. Spojrzałam Tylerowi w twarz. Nagle on powiedział z uśmiechem:
-Chcę aby te 2 tygodnie były moimi najlepszymi dniami w życiu. Chce je spędzić w gronie osób na których mi zależy.
Niech zgadnę... do tego grona należy również poznana dwa dni temu Izabelka?
Wszyscy kochają się w Izuni!
Jedno spojrzenie i padają jak muchy. Badają. Eee...

A Jeśli wy będziecie płakać, to mi będzie bardzo smutno. Od razu poprawił tym wszystkim nastrój.
Łiiihaaaa! Cieszmy się!
A wiecie co, chodźmy razem do zakładu pogrzebowego, uchachamy się przy tych trumnach, przy kolorze atłasu pozrywamy boki, a przy spisywaniu testamentu pokażemy, co to prawdziwa impra!

Co by nam dał płacz? Zamartwiali byśmy się przez 2 tygodnie, a przez ten czas można naprawdę zaszaleć.
Więc się bawmy póki czas, bo jutro już nie będzie nas.

Christopher z siostrą Tylera zaczęli już coś planować. Znów zostałam sam na sam z Tylerem. Nagle zapytałam:
-Jakie jest Twoje marzenie ? Chcielibyśmy je spełnić.
-Mam takie jedno ale wole zachować to dla siebie, będziesz mogła je spełnić w ostatni dzień mojego życia.
A skąd on będzie taki pewny, że to właśnie ten dzień już nadszedł?
Oj no, przecież lekarz powiedział: dwa tygodnie. Co do minuty!

Zaczęłam się zastanawiać o co mu chodzi, ale i tak miał mi to powiedzieć więc szybko o tym zapomniałam.
Nosz kurnać, ona mnie rozwala. Tej dziewczyny nie interesuje NIC.
Wiesz, przegrzałoby się jej to i owo pod deklem, musiała coś zdeletować.
Belcia to takie połączenie Elżbiety i Agnieszki z "Wszystko czerwone". Bezwładna memeja, niczym nie zainteresowana.

-Najbardziej chciałbym spędzić ten czas z Tobą i Siostrą, wy jako jedyne się dla mnie liczycie.
Jak rozumiem - kolejna opkowa sierotka?
AŁtorka już dawno machnęła ręką na rodziców. Przeszkadzają tylko i nie wiadomo, co z nimi zrobić.

Przytuliłam się do Tylera, 2 tygodnie to bardzo mało. Po jakimś czasie dostałam telefon od Justina, chciał wiedzieć gdzie jestem, opowiedziałam mu o wszystkim. Niestety musiałam dokonać ważnego wyboru... Za 2 tygodnie musiałam wracać już do domu... Wakacje się już kończyły. A przyjechałam do Justina. Po słowach Tylera ze się dla niego liczę nie mogłam go zostawić.
Poczucie obowiązku niemalże jak u Świętej Gabryjeli Borejko.
Ale czego się nie robi dla przygodnych osób poznanych w samolocie.

Zdecydowałam że cały czas spędzę z Tylerem. W końcu Tyler ma policzone dni. Co mnie martwiło ale nie zniechęcało.
Grunt to optymizm, alleluja i do przodu! Z napromieniowanym półtrupkiem pod rękę.
Przeczytałam "półdupkiem" i omdlałam bezszelestnie.

-To będą najlepsze 2 tygodnie życia - Powiedziałam pewnie.
Ucieszył się. To sprawiło mi radość. Bałam się tylko reakcji Justina, postanowiłam że powiem mu to od razu. Wyszłam z oddziału i zadzwoniłam do niego. Justin się do mnie nie odzywa... To trochę egoistyczne z jego strony... Mam prawo... Ja tez się do niego nie odzywałam, jeśli on byłby w takiej sytuacji też bym to zrozumiała.

[Justin, po długich przemyśleniach, postanawia okazać wyrozumiałość i łaskawość]

Wpatrywałam się w niego przez dłuższy czas. Gdy spuściłam wzrok Justin powiedział:
-Przepraszam Cię !
Spojrzałam na jego smutną twarz, ale przeprosiny mi się należały.
-Nie ma sprawy. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Chciałem być tylko z Tobą, ale teraz wiem że ja mam jeszcze całe życie przed sobą...
Ty nie bądź taki pewny. Skąd wiesz, czy cię jutro coś nie napromieniuje?
Tyler też tak myślał i jak na tym wyszedł?
W sumie, to każdy ma całe życie przed sobą. Tylko jeden krótsze, drugi dłuższe, a trzeci, jak ma pecha, to opromienione wręcz :-P

Ale jak wiadomo, nie ma nic za darmo, więc... Dzidu! Gdzieś położyła różany kwadracik?
Pożyczyła mi na podstawkę do gorącego kubka z kawą.
Cóż, przynajmniej kubek jest tu gorący.

[Justin]Wniósł mnie do swojego pokoju i położył na łóżku, patrząc przy tym mi głęboko w oczy. Czułam jak dotykał moje ciało, miłe uczucie przeszywało mnie od góry do dołu. Delikatnie musnął moją szyje. To było cudowne uczucie. Patrzyłam w jego prześliczne oczy. Po chwili ręką zdjął moją koszulkę [a nogą biustonosz], rzucił ją na ziemie po czym usiadł na moich nogach. Schylił się ku mojemu ciału, delikatnie pocałował mnie po ręku, zjeżdżał coraz niżej. [w stronę czubków palców] Justin rzucił swoje ciuchy koło łóżka. Objęłam go rękoma, nie przestając się przy tym całować.[to dobrze, że nawet w takich momentach boCHaterka nie zapomina o sobie, całuje najpierw jego, później siebie...] Teraz czułam jak bardzo go kocham, to co jest między nami jest magiczne. (,,Czując bliskość ukochanej osoby, wiesz że to ten najcudowniejszy moment" ) Nie zorientowałam się że już nie mam spodni, Justin zrobił to tak delikatnie. [to chyba miała dresy na gumce, czy coś] Gdy czułam dotyk jego dłoni miałam dreszcze na całym ciele. Przez dłuższy czas się całowaliśmy, czułam jego przyśpieszony oddech i zapach jego ciała. Justin położył się obok mnie, ręką dotykałam jego brzucha, jeździłam nim z góry na duł [kierowca brzucha proszony jest o zachowanie ostrożności]. Znowu się nade mną nachylił, spojrzał głęboko w oczy. Nagle powiedziałam:
-Jeszcze nigdy tego nie robiłam.
-Ja też nie. - Wyraźnie się uśmiechnął.
Teraz byliśmy już całkowicie nadzy. Justin się na mnie położył muskając ustami moją szyję. Usłyszałam że ktoś kręci się po korytarzu. Justin powiedział że mam nie zwracać na to uwagi. Zignorowaliśmy to do czasu kiedy matka Justina zaczęła go wołać, myślałam że oszaleje.
Jak na pierwszy raz, to trzeba przyznać, dosyć stresujące warunki sobie stworzyli.

-Niech sobie woła, nie zwracaj na nią uwagi, nikt jej tu nie zapraszał.
Bezczelna. Jak śmiała zjawić się w domu swego syna? A BTW, gdzie oni właściwie są? Poprzednio mamusia Justina objawiła się w tym miasteczku, w którym absolutnym przypadkiem zginęła mama Izabelki i postanowił osiedlić się jej ojciec. Teraz jest w tym bliżej nieokreślonym "gdzieś", gdzie syn robi karierę i nagrywa płyty. A może to po prostu Matka Borska i jest wszechobecna?
Matka Borska Bieberowska. To BRZMI!
Ojtam - podpięła się pod jego karierę po prostu, pod każdy aspekt (łącznie z domem - niejednym i kasą.)
Dodam, że jak na fakt, że Justin świeżo odzyskał rodziców po wieloletnim sieroctwie, to szalenie czule traktuje mamunię.

Zdziwiło mnie jego zachowanie ale po chwili przestałam zwracać na to uwagę. Nagle otworzyły się drzwi do pokoju, Justin odskoczył jak poparzony. Złapał za ciuchy i wstał, to była jego matka. Widząc jej minę odwróciłam głowę w innym kierunku udając obojętność.
A w głębi duszy myślałam że się spale ze wstydu... Taka wpadka. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam matkę Justina która wyprowadza go nagiego.
Zaraz, ale dokąd go wyprowadza? I po co? Z klejnotami majtającymi się z lewa na prawo?! Z jego własnego pokoju?
*ma mroczną wizję z tasakiem w roli narzędzia zbrodni*


Zaczęła się awantura, słysząc jej słowa zrobiło mi się przykro, pękło coś we mnie i się popłakałam. Szybkim ruchem włożyłam na siebie rzeczy i pobiegłam do miejsca awantury.[wyznaczonego wcześniej białym krzyżykiem]
-Co Ty w ogóle z nią robisz ?! Dałeś się jej tak łatwo ? - krzyczała.
A chciałam sprzedać twoją cnotę na e-bayu!

-Ale ja to zacząłem - Tłumaczył się.
Myślałam że ją rozniosę. Gdy mnie zobaczyła dodała:
-Mój syn nie będzie zadawał się z dziwkami. Idź się puszczać gdzie indziej... - Wrzeszczała szarpiąc mnie za ramię.
To jest ta sama mamunia, która powiła dziecię tak młodo, że jeszcze teraz wygląda na dziewczynę szesnastolatka? Zapomniał wół, jak cielęciem buł?
Się biedaczka zestresowała, że babcią z nagła zostanie. W TAK młodym wieku.

Zaczęłam płakać, Justin się wściekł i kazał jej stąd wyjść.
-To jest moje życie! Wyjdź stąd.
-Nie mam zamiaru! Pozbądź się najpierw tej dziwki.
Justin strzelił jej w twarz z płaskiego. To było dość dziwny widok, ale należało się jej.
O żesz qhurwa... *Kura gapi się osłupiała, nie mając siły nawet zebrać szczęki z ziemi...*
Pewnie. O wiele lepszy byłby efekt, gdyby strzelił jej z łokcia.
Nie mówiąc już o kopie z półobrotu!

-Nie chce Cię znać - Powiedział wskazując jej drzwi wyjściowe.
Won! Nie jesteś już moją matką! Wydziedziczam cię!
Ojcu natomiast nie było dane wypowiedzieć się w tej scenie, ba, nie było mu dane nawet się pojawić.
Najwyraźniej jego rola ograniczyła się do dostarczenia materiału genetycznego te szesnaście lat temu.
Przydał się też do napisania listu i wpłacenia kaucji.

Po tej całej akcji poleciałam zapłakana do swojego pokoju. Przeze mnie pokłócił się z matką. byłam winna. W pokoju położyłam się na łóżku twarzą do poduszki, chciałam zatrzymać łzy które wciąż się lały.
Gdy ktoś zapukał do drzwi szybko otarłam oczy. Justin pytał czy może wejść, powiedziałam że tak. Zrobiłam miejsce na łóżku dla Justina, położył się obok mnie.
-Śmiesznie wyszło... - Mówił ze śmiechem.
Nie no, jak cholera. Istna komedia. Z tego Justina to urodzony satyryk.
Do teraz właściwie nie podniosłam się z podłogi ze śmiechu.

Nagle słyszałam już tylko głośny śmiech. Nie mam pojęcia co w tym było zabawnego ale Justina to wyraźnie śmieszyło.
- Widziałaś, jaką miała minę, jak jej poszła krew z nosa? Mhahahaha! - zaśmiewał się Justin.

Nie mogliśmy zasnąć już do rana, tyle wrażeń... Nad ranem Justin powiedział:
-Nie martw się, dziś wieczorem to powtórzymy, dopilnuje aby nikt nam nie przeszkadzał.
Ucieszyłam się trochę.
Tak półgębkiem.
Matka była mniej zadowolona, że znowu oberwie.

Po śniadaniu usiadłam sobie na kanapie z Chrisem. Zgasił mnie pytaniem:
-Wiesz może co to za awantura była wczoraj w nocy? Takie słowa padały ze szok...
-A była jakaś awantura? Ja nic nie słyszałam. Może Ci się śniło ? -Musiałam coś wymyślić, Gdyby Chris dowiedział się że to o mnie chodziło zabił by tą wredną babę.
Kill'er now! Jak śmiała obrazić Mary Sue!
A nie Justina za to, że chciał pozbawić Izunię jej niewinności?
Tak czy owak - Chrzysio szybko wszedł w rolę starszego brata.


***
Przyjechali po mnie i Chrisa, Tyler razem z siostrą, dziś mieliśmy jechać na plażę. Podroż była długa i męcząca ale opłacało się. Plaża była prześliczna, mieliśmy możliwość wykupienia plaży na 1 dzień, a z tego względu że Tyler jest Chory została zamknięta za darmo specjalnie dla niego.
Pewnie. Jeszcze by kogo zaraził. Znaczy tego, napromieniował.
Tyler miał na sobie wielki znak odblaskowy "uwaga, promieniowanie!", ale nikomu to nie przeszkadzało.

Dowiedziałam się że dziś wieczorem wyprawiana jest impreza. Ja się umówiłam już z Justinem wieczorem. To dla mnie trudne... Nie lubię wybierać.
Uch, ta chodząca bierność, to wcielone Yin! Nic nie wiedzieć, nie podejmować żadnych decyzji, niech unosi mnie fala życia, a ja tylko będę się przyglądać szeroko otwartymi, zdziwionymi oczętami...
Jezussss. Przecież stoi wyżej, jak wół na polu, że Iza wybrała Tylera, bo mu zostało dwa tygodnie życia, i Justin ponoć to zrozumiał. Na cholerę się umawiała zatem?


Impreza się zdążyła już rozkręcić, na wejściu zaczęłam rozmawiać z Tylerem, powiedział mi że ktoś wystąpi dziś na imprezie, bardzo się uciszyłam.
Przedtem szalałam i wrzeszczałam na cały głos.

Nawet dobrze się bawiłam do puki zobaczyłam Justina stojącego w drzwiach...
I skończyło się puk puk.

Najwyraźniej był jakiś przygnębiony, miał smutną minę. Podbiegłam do niego bez dłuższego zastanowienia.
-Co się dzieje?! - Spytałam
-Nie mogę bez Ciebie wytrzymać, musiałem Cię zobaczyć.
Nic nie powiedziałam na jego słowa.
-Ja za Tobą też, bardzo... Niestety tak wyszło... - Mówiąc zrobiło mi się smutno.
Nagle zobaczyłam Tylera w oddali, zbliżał się w naszym kierunku. Nie chciałam żeby zobaczył że Justin przyszedł, ale nie zdążyłam już nic wymyślić, miałam jeszcze małą nadzieje że nie idzie do nas...
Matko ona żyje w ciągłym stresie. Tu jeden chłopak, tu drugi i nie mogą o sobie się dowiedzieć, a jak się dowiedzą to co to będzie, bożesztymój, co to będzie.

Bardzo się bałam że popsuje mu humor. Gdy się odwróciłam stał za mną Tyler, spojrzał mi głęboko w oczy. Pociągnęłam do siebie Justina i przedstawiłam go.
-Tyler to jest Justin, mój chłopak o którym ci mówiłam - Tyler wyjął rękę do Justina.
Skąd ją wyjął?!
Wolę nie wiedzieć.

Wydawało mi się to bardzo dziwne, nagle poczułam ze jestem na boku a oni sobie rozmawiają...
No tak, Mary Sue nie jest w stanie znieść, jeśli choć przez pięć minut znajduje się poza centrum zainteresowania wszystkich obecnych.
Przecież umierający Tyler miał czerpać radość z samej tylko obecności Izy, a tu sobie rozmawia z Justinem, jak on śmie?

Najważniejsze że nie zrobiło się przykro Tylerowi.
Izunia zacisnęła zęby. Ok, poświęcę się, przecierpię, póki on nie umrze, ale ANI MINUTY DŁUŻEJ!!!

[Następnego dnia]
-Słuchajcie Tylera nie było na noc w domu, wiecie co się z nim dzieje ?
-Do nas nie wrócił Justin na noc... - Mówiłam zmartwiona.
-To ten z którym gadał prawie całą noc ?! - Pytała zaskoczona.
-Tak. - Powiedziałam jak by to było oczywiste.
Przemyśleliśmy to i postanowiliśmy ich nie szukać, przecież ich jest dwóch... Nie powinno im się nic stać. Może się zabawili...
Czyżby aŁtoreczka sugerowała, że Justin kręci teraz z Tylerem?!
I właśnie. Po co się było martwić na zapas? W końcu o zabawę chodziło.

***
*Tydzień później:
Obudził mnie telefon, nie mogłam się uspokoić gdy dowiedziałam się że Tyler jest w szpitalu, niestety ale już zaczął się źle czuć, to nie było dziwne ponieważ tak to się rozwija i kończy śmiercią. Było mi bardzo przykro z tego powodu, od razu pojechałam do niego z Chrisem. Bardzo źle wyglądał, lekarze dawali mu jakieś dwa dni... Okropne uczucie wiedzieć że ktoś na kim ci zależy umrze. Musiałam być silna w końcu życie toczy się dalej.
Tak, tak, silna bądź. Potem pójdziesz na zakupy, na lody, zagrasz w butelkę...
Trzeba przyznać, że dobrze jej to wychodzi. Po śmierci mamy pocieszyła się dość szybko, tu jakaś wycieczka, tu insze atrakcje.

Cały dzień spędziliśmy w szpitalu, następnego dnia było jeszcze gorzej, przez chwilę musiałam zostać sama z Tylerem. Nagle on powiedział:
-Pamiętasz jak chciałaś spełnić moje marzenie? [zapamiętajmy słowo kluczowe: marzenie] i jak powiedziałem że powiem ci kiedy indziej ?
-Tak.
-Teraz chciałbym abyś je spełniła.
-Co mam zrobić ? - Mówiłam podekscytowana.
-Najpierw to muszę ci coś wyznać, tylko ty się o tym dowiesz i mam nadzieje ze tego nie zdradzisz i pozostawisz to dla siebie.
-Jasne !
-Jestem gejem...
Wzięłam głęboki oddech... Nie chciałam zadawać żadnych pytań.
A zwłaszcza nie chciałam wiedzieć, co robili, gdy tak zniknęli z Justinem na całą noc.

-Wiem że to może głupie ale chciałbym zobaczyć jak to jest pocałować dziewczynę.
Gej, którego życiowym marzeniem jest pocałować dziewczynę *zakrywa twarz dłońmi i wychodzi*
Ale to nie byle jaka dziewczyna! To Izunia! Ta to nawet gejowi zawróci w głowie.

Na chwilę mnie zamurowało, nie wiedziałam co mam powiedzieć. To było trochę dziwne ale jeśli to było jego marzenie...
Zrobiłam to... Schyliłam się nad Tylerem, pocałowałam go delikatnie, odwzajemnił pocałunek. Spojrzałam mu w oczy i zapytałam:
-I jak ? - Zaśmiałam się
-Dziwnie...
Jakaś taka... za gładka jesteś. Brak mi tego drapania zarostem.

Później zmieniliśmy już temat, w jago oczach widać było że nie martwi się tym ze umrze, przez cały czas się uśmiechał.
-Przeżyłem najwspanialsze chwile w moim życiu dzięki wam.
Czyli jakieś trzy tygodnie, podczas których poszli na plażę i na imprezę. Zaiste ubogie musiało być przedtem życie Tylera...
Pewnie, że ubogie. Nie znał Izabelki, której blask zajebistości nawet gejów nawraca na drogę heteryzmu.
Aż strach pomyśleć co by było, gdyby naszej Izuni w samolocie nie poznał.

Przytuliłam mocno Tylera, wiele znaczyły dla mnie te słowa. Gdy wszyscy wrócili wyszłam aby zadzwonić do Justina. Gdy wybrałam numer usłyszałam z oddziału.
-On umiera!
Stałam chwile bez ruchu... Serce waliło mi jak szalone... Pobiegłam do Tylera. Wszyscy stali nad nim zapłakani.
-Tyler ! - Krzyczałam ze łzami w oczach...
Tyler! Trzymaj się! Jeśli zobaczysz światełko w tunelu, nie idź w tamtą stronę!

Chris odciągnął mnie od niego... nie wiedziałam co się dzieje.
-On już nie żyje. - Mówił Chris.
Wyrywałam się jak mogłam ale on mnie trzymał, miałam jeszcze małą nadzieje...
Że co? Że jak się wydrze odpowiednio głośno, to umarłego obudzi?

Zakryłam twarz rękoma i płakałam, widziałam tylko jak wynosili Tylera, to było straszne, nie byłam w stanie nic zrobić...

***

-Chce być sama - powiedziałam zachrypniętym głosem.
-Ale Tyler chciał abym ci to dał...
Od razu wstałam i wzięłam zgniecioną kartkę, Chris wyszedł, wzięłam głęboki oddech i rozwinęłam kartkę, :
Swoją drogą to interesujące, że wszyscy w tym opku porozumiewają się za pomocą listów na zmiętych kartkach, przekazywanych przez pośredników.
Taki styl romantyczny.


Kiedy będziesz to czytać mnie już tu nie będzie, musiałem to napisać, wiedziałem że nie odpuścisz tak po prostu, ale nie martw się, przez ten cały czas było cudowanie, najlepsze dni. Nie myśl o tym, jeśli mógł bym wiedzieć czy teraz płaczesz było mi by bardzo przykro. Tylko to chciałem ci przekazać, kocham Cię! Tyler.
Już wiem, co go napromieniowało. Izabelka! Jednym z objawów było natychmiastowe zakochanie...

Przez jakiś czas nie wiedziałam jak mam się zachować, trochę dziwne uczucie, ale napisał ze było mu by przykro gdybym płakała więc przestałam...
Co za posłuszne dziecko!

[Tymczasem okazuje się, że Tyler zostawił im różne rzeczy w spadku]

...Wzięłam głęboki oddech, z koperty wyjęłam dwa bilety lotnicze, lot był dookoła świata, niesamowite.
Wow, to się nazwiedzają. A pamiętasz te chmury nad Tybetem?

No wiesz, podobno tankowanie w powietrzu robi wrażenie.
A tak BTW, które linie sprzedają taki jednorazowy bilet na lot dookoła świata?
A może to były bilety na stację orbitalną?

Skąd on je miał ? - zadawałam sobie ciągle to pytanie, może nie zdążył ich wykorzystać?
No, raczej zużytych by nie podarował.
I dał im bilety wystawione na swoje nazwisko? A to mi dobroczyńca!

Justin do tego wyjął jakiś list, chciałam go przeczytać ale się upierał, wiem tylko że Tyler napisał coś osobistego, coś co Justin mógł zobaczyć. Miałam mieszane uczucia co to tego.
Zważywszy na jego przedśmiertne wyznanie, wcale się nie dziwię.

Gdy tak rozmyślałam Chris wszedł do nas do pokoju i powiedział do Justina:
-Tyler chyba oszalał, zobacz co mi dał -Mówił machając kluczykami.
Pobiegliśmy za Chrisem na dół, weszliśmy do garażu a tam niebieski motocykl...
Otworzyliśmy pudełko, a tam bździągwa...

-Wiedziałeś że Tyler ... -Nie zdążyłam dokończyć zdana a on już odpowiedział,
-Wiedziałem
Justin od razu zmienił temat, zrobił się jakiś dziwnie czerwony, ale nie pytałam o co chodzi.
Hehe.
Mistrzyni strusiej polityki, kurza nać. Nigdy o nic nie zapyta, nigdy niczego nie wyjaśni.
Za to bardzo wiele się domyśla.

Justin zaproponował abyśmy się odstresowali, i myśleli przez jakiś czas o tych dobrych sprawach. Przeszliśmy się na miasto, chodziliśmy po sklepach. Po jakimś czasie znaleźliśmy piękne koszule męskie i damskie. Kupiliśmy sobie takie same.(męską i damską) Koszule były w kratkę, miały kolor turkusowo-szary. Zapłaciliśmy za nie i postanowiliśmy wracać do domu. Na jakiś czas na prawdę zapomniałam o moich problemach i to było wspaniałe.
Choć zgasłeś młodo, kochałeś szczerze,
Nie licz na wdzięczną pamięć, Tylerze.
Starczą zakupy, nowa koszula,
By pocieszyła się wnet Izula.


[Izabelka z Justinem wybierają się na wycieczkę rowerami... aż tu WTEM!]

Gdy jechaliśmy tą piękną drogą, zatrzymaliśmy się,Mocno go przytuliłam, z oddali zauważyliśmy jakichś ludzi, szli w naszym kierunku, nie zwracaliśmy na nich za bardzo uwagi. Jeden z nich zaczął coś do nas mówić. Wyszłam z objęć Justina, wydawali mi się jacyś podejrzani, było ich 6, mogli mieć po 26 lat.
Każdy osobnik powyżej dwudziestki automatycznie jest podejrzany!
No to na rowery i w długą, głupki!
Gdy człowiek przekroczy 25, dostaje jakichś znaków szczególnych? Pieprzyków? Różowych brwi? Trzeciej nogi?
Zmarszczek. Potwornych, głębokich zmarszczek.

Nagle jeden z nich popchnął Justina. Chciałam się wycofać, ale Justin rzucił się na nich, on był tylko jeden na ich sześciu.
Trzeba było mu pomóc, a nie stać i biadolić.

Zaczęłam płakać, nie wiedziałam czego od nas chcieli. Nagle jeden z nich powiedział:
-Dawajcie lepiej kasę. - Krzyczał jeden z nich wyciągając nuż z kieszeni.
A nuż posłuchają!
Aż się zdziwiłam. Myślałam, że chcieli się z Izą umówić.
Jak to, nie chcieli? Z IZĄ NIE CHCIELI?!

[Bandziory kroją ich z kasy i komórek, i uciekają.]

Gdy się uspokoiłam i tak byłam roztrzęsiona. Cały czas o tym myślałam. Nigdy nie myślałam że takie coś mi się przydarzy. Justinowi na szczęście też nic się nie stało, oni mogli nam coś zrobić, mieli nóż...
To interesujące, jak jej się włącza tryb błędów ortograficznych w momencie, gdy wzrasta tempo akcji w opku - a gdy się uspokaja, wszystko wraca do normy.

Belcia i Justin wracają do domu, postanawiając nic nikomu nie mówić, a następnego dnia wybierają się na plażę.
Dodajmy, że Iza oczywiście wzięła kąpiel, oraz, że raz dwa o całym wydarzeniu zapomniała, bo czym tu się w sumie przejmować.
Fakt. Zdecydowanie bardziej przejmowała się, że Krzysio się dowie i będzie zły.

Nagle poczułam że ktoś stoi nade mną, czułam na sobie czyjś cień.
Owinął się wokół niej na kształt i podobieństwo ciężkiego kożucha.

-Hej mógłbym się przysiąść ? -Spytał tajemniczy chłopak
-Jasne, siadaj.
Usiadł koło mnie i patrzył w stronę wody. Z twarzy był podobny do Tylera, miał dłuższe czarne włosy i zielone oczy, myślę że w innym świetle były by zielone.(a tak normalnie to zielone?) Tyler miał twarz cudzoziemca trochę
ZONK!
Tyler miał twarz cudzoziemca. To znaczy jaką? Zważywszy, że akcja opka toczy się najprawdopodobniej w Ameryce, tym gigantycznym, wielonarodowościowym tyglu?
Miał szpiczaste uszy. I kły.
I był zielony.
Hulk?

, ten miał zwykłą ale bardzo ładną twarz.
-Jestem Steven - Powiedział podając mi rękę.
-Isabell - mówiłam wyciągając rękę w jego stronie.
Steven miał 18 lat, siedzieliśmy sobie do puki Justin nie spojrzał w naszym kierunku.
Wtedy natychmiast poderwali się, stając na baczność.
Spojrzenie Justina wprowadziło ich w niezły popłoch.
Bo on przedtem mieszkał w lochach na Krzywym Kole.

-Co to za jeden ? Dziwnie się patrzy w naszym kierunku -Spytał Steven
-To Justin mój chłopak.
W tym momencie Justin szedł w naszym kierunku. Steven powiedział szybko nazwę jednej z kawiarni i godzinę, powiedział że zaprasza mnie na kolację, gdy Justin stał już koło mnie Stevena już nie było.
A to się uwinął, skubany!

-Kto to był -Pytał zdenerwowany Justin
-Steven dosiadł się na chwilę.
Nie bij! Justin, proszę, nie bij!

Zebraliśmy się i ruszyliśmy do domu, cały czas myślałam o spotkaniu z Stevenem, miało być dzisiaj ale nie jestem pewna co do tego.
A może jutro, a może za tydzień?
Idzie z miłością jej życia przy boku, ale wciąż myśli o nowym?
 

Postanowiłam jednak że pójdę na spotkanie, weszłam do Justina do pokoju, przebudził się ale był zaspany, nagle spytałam:
-Słuchaj chciała bym się spotkać ze Stevenem dzisiaj, jeśli nie chcesz to nie pójdę.
-Idź, zamknij tylko drzwi na klucz - Mówił jakby nie świadomy
Oczy miał szkliste, mówił jak w transie. To nawiedził go duch Baby Wangi. Gdyby Izie nie spieszyło się tak bardzo na randkę ze Stevenem, dowiedziałaby się, kiedy nastąpi koniec świata! A tak - przepadło...

[W kawiarni ze Stevenem]
Dziwnie się trochę czułam w jego obecności, nagle on powiedział:
-Myślałem że już nie przyjdziesz.
-Nie spóźniłam się przecież - Mówiłam z uśmiechem.
-Ale myślałem że nie weźmiesz sobie na poważnie zaproszenia na plaży.
Cóż. BoCHaterce w ogóle nie przychodzi do głowy taka myśl rewolucyjna, że mogłaby się NIE zgodzić na spotkanie z byle plażowym podrywaczem.
Nie no, jak to nie zgodzić się. Steven pięknie Izę prosi, strasznie żal Stevena... Izie...
A Tyler już pod kurhankiem.
Otóż to.

-Czemu tak szybko się zmyłeś? - Spytałam
-Nie chciałem konfliktu z Twoim chłopakiem.
Już pewnie słyszał, że Justin najpierw bije, później mówi.
A jeszcze później śpiewa i to jest najgorsze.
Swoją drogą, najkomiczniejsze jest to, że taki dzieciak jest bohaterem tak szaloonej historii miłosnej :D

Rozmawialiśmy ze Stevenem z pół godziny, wymieniliśmy się numerami telefony, całkiem miły z niego gość. Nagle on powiedział:
-Czy to czasem nie Twój chłopak tam stoi ?
-Gdzie ?
-No patrz za oknem!
No i szlag trafił misterny plan Stevena. Zatarg będzie.

Normalnie mnie zamurowało, Justin stał i gapił się na nas zza szyby kawiarni, zrobiło mi się głupio, widziałam że był wkurzony ale nie wiem z jakiego powodu pozwolił mi tu przyjść...
Ja też nie wiem, z jakiego powodu pozwolił jej tam przyjść. Zdaje się, że Isa żadnego powodu nie podawała.
Powiedziała "chciałabym" i to wystarczy :)

Nie mogłam udawać że go nie widzę, przeprosiłam Stevena i wzięłam swoje rzeczy.
Fajnie musiał wyglądać taki wpieniony Justin wgapiający się przez szybę z żądzą mordu w oczach.

Ruszyłam w stronę Justina, od razu gdy wyszłam zaczął robić mi awanturę.
-Myślisz że możesz za moimi plecami spotykać się z jakimiś chłopakami?
-Ale to nie tak, Ty o tym wiedziałeś... A tak poza tym to było spotkanie przyjacielskie.
-Weź już nie kręć!
-Justin kocham tylko Ciebie! Przecież wiesz o tym.
-Dobrze, ale nie przypominam sobie żebyś mi mówiła coś o tym spotkaniu...
To skąd wiedział, gdzie ich szukać?
Pamiętasz, jak podarował jej bransoletkę? Tam musiał być zamontowany GPS!
Ot, chitreńki!

-Przysięgam mówiłam, leżałeś wtedy w łóżku i kazałeś mi zamknąć drzwi na klucz.
-Nic sobie takiego nie przypominał ale Ci wierze! -Mówiąc to pocałował mnie.
Justin wziął mnie pod rękę i zaczęliśmy iść. Spojrzałam jeszcze przez szybę na Stevena, nie był zachwycony całą tą sytuacją.
Dla odmiany mamy tutaj syndrom Róży Pyziak - bezwolnego cielęcia idącego za tym, kto ją sobie w danym momencie weźmie.

Justin zaproponował abyśmy się przeszli, na powietrzu było przyjemnie. Szliśmy cały czas przed siebie.
A czasami też za siebie. I co kilometr mały skok w bok.

[No i tak szli, szli, aż się zgubili] [pewnie się zamyślili]
Każdy chciał iść w inną stronę, ale zdecydowaliśmy się iść w moją. Szliśmy chyba z dwie godziny, byłam bardzo zmęczona, a nadal nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, powiedziałam Justinowi że chce odpocząć. Usiedliśmy na ziemi i podparłam się ręką o Justina.
-Może przeczekamy tak do czasu aż zrobi się jasno ? - Zaproponowałam
-I tak nie ma chyba innego wyjścia, więc się zgadzam.
Nagle Justin wstał, a ja wpadłam w panikę, podskoczyłam jak poparzona... Coś miałam pod ręką, myślałam że oparłam się o Justina... To było miękkie i ciepłe. Justin stwierdził że to była koza...
I w tym momencie zeszłam na zawał ze śmiechu!
W sumie, Justin, koza, co za różnica.
A koza tak sobie czekała, aż ją Izabelka wymaca. Już pomijając, że kozy nie są miękkie!


[Izabelka i Justin spędzają noc w jakimś pustym domu, rano próbują złapać stopa, lecz nie udaje im się to, póki - WTEM! - nie pojawia się Krzysio Ex Machina.] [prowadzony bór-wie-jakim-radarem, ale zabiera wycieczkowiczów do domu]

Gdy wstałam od razu poszłam do Chrisa, weszłam do pokoju i zobaczyłam go leżącego na łóżku zapłakanego...
Chłopaki wciąż płaczą, nananana...

Nie miałam pojęcia co mu się stało, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Coś mi mówiło że Chris chciałby zastać teraz sam więc po ciuchu wycofałam się z pokoju.
Tup tup, od skraju nogawki aż do paska, bo ten ciuch to oczywiście rurki były.

Niestety za dwa dni muszę wracać do domu... To tak mało czasu... Ta myśl mnie dołowała, wrócić do domu a co dopiero iść do szkoły, wytrzymać tyle czasu bez Justina. Wyjadę a nawet nie wiem kiedy go zobaczę... Justin ma dobrze... zostaje w tak wspaniałym miejscu, szkołę ma już z głowy (to ile on ma lat? Szesnaście, ale rzucił szkołę dla kariery.) i zaczyna swoją karierę, to marzenie milionów osób, w tym też moje... Zawsze uważałam że zazdrość nie istnieje...
Teraz miałam się przekonać, jak błędne było to mniemanie.

***
Siedząc w kuchni przyszedł Chris [TOPÓR! GDZIE JEST MÓJ TOPÓR!!!], wyjął piwo z lodówki i usiadł na przeciwko mnie. Nie naciskałam żeby powiedział mi co się stało... Mówił że powie jak będzie gotowy i wszystko się wyjaśni. Nie zawracałam mu tym głowy i zmieniłam temat,
Jasne. Po co gadać o tobie, skoro możemy o mnie?


[Iza z Chrisem wybierają się na koncert Justina]
Razem z Chrisem poszliśmy na nasze specjalne miejsca. Justina nigdzie nie widziałam... Gdy zostało 5 minut do koncertu to już był niezły tłum, większość dziewczyn. Scena nie była aż taka duża. Gdy nagle światło zgasło poczułam adrenalinę, dziewczyny zaczęły piszczeć, zachowywały się jak jakieś nienormalne.
Ja zaś stałam spokojnie i godnie, i z wyższością przyglądałam się szalejącemu tłumowi.
Jako typowej nastolatce, zupełnie niezrozumiały wydawał jej się ten cały szał na punkcie gwiazdora.

Gdy widziałam ten dziki tłum rzucający się na scenę, myślałam co za idiotki z nich.
Kretynki! Startują do mojej własności!
A koncert powinien odbywać się w zupełnej ciszy i spokoju.

[Po koncercie]
Wyszliśmy i aż szczęka mi opadła, Justin miał racje wszyscy czekali przed wyjściem... Ledwo co przecisnęliśmy się przez ten tłum, Chris wsiadł do auta, ja powiedziałam że pójdę jeszcze na chwile do Justina i przekaże mu że my jedziemy do domu. Po raz drugi musiałam się przeciskać przez tłum fanek, wszystkie tak głośno gadały... Te które stały najbliżej, było widać że takie lalki mówiły między sobą:
-Ciacho z niego, będę tu na niego czekać, chciała bym żeby został moim chłopakiem...
Jak to usłyszałam to myślałam że pęknę ze złości. Nagle jej odpowiedziałam:
-Ale on ma dziewczynę... - Zmierzyłam ją
Wzrost: 165 cm, obwód w biuście: 85, obwód w pasie: 60...
"Obwód głowy jak u rezusa, więc i pojemność mózgu nie może być większa"
"Tani tusz do rzęs, cienie jej obłażą, podkład się zrolował, nie będzie problemu - prychnęła w duchu Iza."

-Jasne, ciekawe skąd wiesz.
-Właśnie stoi przed Tobą!
Na kolana, nędzna śmiertelniczko!
A może pozwolę ci ucałować me stopy!

Dziewczynę kompletnie zamurowało, słyszałam jak mnie wyzywała, ale to już zignorowałam, przed wyjściem robiło się coraz mniej ludzi. Została może jakaś grupka 10 osobowa. Nagle poczułam uderzenie z tyłu głowy. To były te dziewczyny co stały przed wejściem. Było ich cztery, złapały mnie i zaczęły okładać, groziły mi, nagle podbiegł Chris.
-Zostawcie ją! -Krzyknął
-A bo co mi zrobisz - Krzyczała jedna z nich.
Chris na to nic nie powiedział, nie ma zamiaru bić dziewczyn, wyrwał mnie od tych dziewczyn, ruszyliśmy w stronę samochodu, nagle usłyszałam:
-Dziwka ! - do tego jakieś głupie śmiechy
Nie wytrzymałam podeszłam i strzeliłam jej z pięści w twarz, i pobiegłam do samochodu,
I nikt nie reaguje, bo przecież takie strzelanie z pięści całkiem naturalne jest.
Po koncercie, wśród fanek? Normalka, mieszczuchu! Ochrona tylko obstawia zakłady, kto kogo bardziej sponiewiera.

Justin zadzwonił do nas że już wychodzi. Wyszedł tylnym wyjściem i wsiadł do nas do samochodu. Gdy wróciliśmy do domu opowiedziałam o wszystkim Justinowi, wkurzył się na mnie... Mówił że źle zrobiłam.
-Wiesz co ty zrobiłaś - Krzyczał
Zniszczyłaś mój wizerunek! Obraziłaś moje fanki! Wytwórnia nie podpisze ze mną kontraktu, a menedżer mnie zabije!

[Tymczasem Chris zdradza powód swego przygnębienia. Mówiąc krótko: Cathy, siostra Tylera, jest z nim w ciąży.]

[Iza i Justin na spacerze]
Będąc w parku usiedliśmy na pierwszej wolnej ławce, lekką ją wytarłam i usiedliśmy. Justin przewiesił przeze mnie rękę. Położyłam głowę na jego ramieniu. Siedziałam i wpatrywałam się w bawiące dzieci, myślałam cały czas o Chrisie. [Aaaaa! Myślozdrada!] Gdy wpadłam w jakiś trans (mówiłam, że jogini), zamyśliłam się, jakieś dwie dziewczyny podeszły do nas i spytały Justina o autograf, widziałam że krzywo się na mnie patrzą.
-Podpisał byś nam nasze koszulki? - Mówiła jedna z nich wyciągając z torby koszulki.
Dziewczyny patrzyły na mnie tak jakby chciały mnie zabić, dziwne uczucie.
Przyzwyczajaj się, dziewczyno celebryty...

-Nie! - Powiedział Justin
Co mnie bardzo zdziwiło, lubił swoich fanów, nie miał ich jeszcze tak dużo, ale wiem że dawał już autografy. Dziewczyny zrobiły miny jakby miały się rozpłakać.
-Dlaczego?
-Jestem z dziewczyną, nie mam czasu! (ta kaligrafia zajęłaby mu parę godzin) - Mówiąc to namiętnie mnie pocałował
Dziewczyny odeszły, miny im zbledły.
Usta zbladły i zatarł się ich kontur, oczy też były ledwie widoczne.

Zdziwiły mnie jego słowa i to co zrobił, myślałam ze chce się ukrywać. Najwidoczniej nie ma zamiaru tego robić.
Nie ma zamiaru tego robić, bo już żeś wszystko wypaplała, boChaterko.

[A ponieważ serwisy plotkarskie nie śpią...]

Serce mocniej mi zabiło. Na stronie internetowej pisało że Justin ma dziewczynę, chodziło o mnie, ale kolejna część mną wstrząsnęła. Jacyś ludzie wypowiadali się na mój temat, w ogóle mnie nie znając, padło wiele obraźliwych słów, to nie było miłe.
-Jak oni mogą ? -Spytałam ze łzami w oczach...
-Niestety tak już jest, oni tacy są każdego krytykują żeby go zniszczyć, myślisz że o mnie nie pisali? Powinniśmy się cieszyć że to rozpowszechni się na małą skalę.
Bo to taki lokalny internet, o zasięgu jednej wioski.
Intranet!
Mnie to ciekawi od strony technicznej - Justin pozakładał jakieś blokady, czy co?

Dla Ciebie będzie dobrze ponieważ wracasz do domu a to bardzo daleko. Tam nic o tym nie będą wiedzieć.
Już wiem, Belcia mieszka w Chinach, tam nawet Gugla cenzurują.

Chwilę później wyszłam do swojego pokoju, i położyłam się spać, leżąc znów patrzyłam się bez celu w sufit. To była ostatnia noc tutaj... Zdążyłam przywiązać się do tego miejsca, spotkało mnie tu wiele miłych chwil, mam nadzieje że wrócę tu jak najszybciej.
Jak się tak spojrzy wstecz - to była to choroba i ekspresowa śmierć napromieniowanego Tylera, kłótnia z matką Justina, napad podczas rowerowej wycieczki oraz kilkunastogodzinne poszukiwanie drogi do domu. Jak ona to milo wspomina, to nic dziwnego, że po śmierci matki otrząsnęła się jak kaczka z wody :D
I bójka z fankami Justina na koncercie, i obsmarowanie jej na portalu...

[w samolocie]
Wzięłam łyk herbaty i przypomniało mi się że Justin dał mi prezent, wyjęłam go z torebki i przez chwilę wpatrywałam się w niego. Po chwili namysłu odwiązałam kokardę i otworzyłam go, gdy go zobaczyłam buzia otworzyłam mi się z wrażenia...

Wyjęłam jego zawartość. Był to śliczny srebrny pierścionek z fioletowym brylantem.
Czy widuje się fioletowe brylanty?
Nie, nie ma fioletowych brylantów :) A swoją drogą jaka ohiiiizda, srebro łączyć z brylantami?!
Może to było białe złoto? *ma nadzieję w oczach*

Nie noszę biżuterii ale pierścionek był na prawdę delikatny. Gdy go włożyłam zauważyłam wygrawerowany napis. ,,Dla najcudowniejszej dziewczyny. Justin"
Albo to był pierścień, taki od kajdanów, albo boCHaterka ma cholernie dobry wzrok - taki długi tekst na pierścionku musiał być wygrawerowany mikroliterkami.
No, na pewno jest duży. Założę się, że ma w sobie mikronadajnik. W końcu Justin musi kontrolować Belcię 24/7.

Od razu pokazałam go Chrisowi. Zdziwił się że Justin kupił mi coś takiego, ale mi bardzo prezent się podobał. Wypiłam moją herbatę i rozsiadłam się wygodnie. Zamknęłam oczy i starałam sobie przypomnieć wszystkie najwspanialsze chwile spędzone z nim. Jednym okiem spojrzałam na Chrisa on również miał zamknięte oczy.
I też przypominał sobie wszystkie najwspanialsze chwile z Justinem.

Przerażało mnie tylko to że wracam do normalnego życia, które nie było takie kolorowe.
Szkoła. Koleżanki. Nauczyciele. Zakupy. ZGROZA.
Jaka tam zgroza. Tylko proza.
Lepiej jeździć po pijaku, leżeć w śpiączce, patrzeć na śmierć kolegi i lać po twarzy matkę Justina.


-Jak było - Spytał tata
-Czułam się jak we śnie, było wspaniale, spełniło się moje marzenie.
-Cieszę się! -Mówił tata przytulając mnie do siebie.
Nagle mama Chrisa spytała:
-A Tobie jak się podobała podróż?
-Bardzo, poznałem miłych ludzi i miło spędziłem tam czas, mam nadzieje że jeszcze kiedyś tam pojadę.
Niektóre z tych miłych osób poznałem lepiej, czas spędziłem jeszcze milej, no i teraz jedna z tych osób jest w ciąży.
A druga nie żyje.

Dwa Miesiące później.
Cały czas szkoła... Powoli zaczynam wątpić w to co robię... Codziennie gdy wracam do domu chce mi się płakać, jest mi tak ciężko. Z Justinem rozmawiam raz na 3 dni. On ma dużo pracy. Martwi mnie to kiedy się spotkamy, kiedy? Tego nikt nie wie. Bardzo źle się z tym czuje. Moja miłość nie gaśnie, ale każdego dnia zmienia się coś w moim życiu. Teraz muszę podejmować ważne decyzje w moim życiu.(Jakie, na bora, jakie? W co się ubrać rano? Przepraszam, CO UBRAĆ rano! No!)

[Z tęsknoty za Justinem Belcia dostaje depresji, nie je, nie chodzi do szkoły. Tato z Chrisem szukają rozwiązania]

-Tak jak mówiliśmy, mamy dla Ciebie wiadomość...
-Jaką ?
-Pamiętasz te bilety które dostaliście z Justinem od Tylera ?
-Tak, a co to za różnica...
-No duża różnica... Lecicie na tą wycieczkę za 5 dni.

Humor poprawił mi się natychmiastowo, coś jakbym narodziła się na nowo. Taka podróż odmieni moje życie, jeszcze tym bardziej że z nim.
Uhm, żeby ci się nie odmieniło tak, jak Cathy ;)

Szkoła mnie nie obchodzi, fakt mam słabe oceny, ale tym się nie martwię.
Pewnie, po co. Przecież cię nie wywalą, prawda?

Ustaliłam z Justinem że spotkamy się na lotnisku. Niestety na miejscowe lotnisko odpadało. Za mało wytworne dla lokalnego celebryty i Mary Sue? Nie mają dość wielkiego samolotu na jej aureolę. Musiałam dojechać 100kilometrów, ale tata nie kazał mi się o nic martwić, kazał mi cieszyć się życiem.
Taka 100-kilometrowa podróż to musi być dopiero masakra, wyprawa pewnie na trzy dni.

***
W dzień wyjazdu byłam bardzo podekscytowana. Uśmiech miałam na twarzy od samego rana. Na samą myśl miałam motylki w brzuchu. Nie miałam dużego bagażu. Chris również chciał odwieźć mnie na lotnisko. Wsiedliśmy wszyscy do samochodu. Cała jazda mi się dłużyła... 100 kilometrów to sporo. Gdy w końcu dojechaliśmy od razu musiałam pożegnać się z chłopakami, podziękowałam im jeszcze raz i poszłam na lotnisko. Oni nie mogli ze mną tam być, musieli jak najszybciej wracać.
A co, zostawili garnek na gazie?

Weszłam na lotnisko które było ogromne, dużo większe niż to u nas. Rozejrzałam się dookoła. Justina nigdzie nie było widać. Nagle zadzwonił telefon, był od Justina.
-Gdzie jesteś ? Ja już czekam na lotnisku.
-Ja jestem w domu...
Serce mi podskoczyło... Miałam już łzy w oczach gdy poczułam znajomy zapach. Byłam w objęciach Justina...
Najbliżej stojący pasażerowie zatykali sobie nosy i usta.
Justin woniał jak świeżo przekrojona cebula.

Nie mogliśmy przestać patrzeć sobie w oczy. To było takie wspaniałe czując swoją obecność [TU JUŻ NAWET I TOPÓR NIE POMOŻE]. Nie mogliśmy się powstrzymać, cały czas się całowaliśmy, nie patrząc na to że tyle ludzi dookoła.[ani na wielkie napisy: lot dookoła świata: last call!] Po jakimś czasie musieliśmy przestać, trzeba było iść do odprawy. Szliśmy trzymając się za ręce, nie zwracałam uwagi na nic... Dosłownie... Justin doprowadza mnie do takiego stanu w którym tylko on się liczy, nie da się opisać tej więzi.
Nie żeby przedtem jakoś specjalnie zwracała uwagę na to, co dzieje się wokół niej...


Będąc w samolocie byłam wtulona w jego ciało.
Będąc młodą lekarką, przyszedł raz do mnię pacjent...

Czułam że jestem całkiem inną osobą, przy nim zapominam o moich problemach. Jest jak lekarstwo...
Jesteś lekiem na całe zło i nadzieją na przyszły rok...

Wstałam i usiadłam Justinowi z przodu na kolana.
To mnie intryguje. Znów podkreśla, że "z przodu". Jak się siada na kolana z tyłu?!
Może jej chodzi o to, że można siąść twarzą do siebie, albo tyłem - czyli pokazać mu plecy?
Chyba że tak. Albo Justin ma stawy ruchome we wszystkich kierunkach.

Przytuliłam i tak siedzieliśmy przez jakiś czas. Nagle Justin powiedział:
-Widzę że nosisz pierścionek ode mnie.
-Zawsze! -Odpowiedziałam patrząc mu głęboko w oczy.
Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy, czułam zapach jego ciała... Wokół nas było dziwnie pusto. Minęło kilkanaście minut a ja zasnęłam w jego ramionach. Lot trwał dobrych parę godzin ale przespałam cały. Wydawało mi się że to wszystko sen...
-Obudź się - Mówił Justin całując mnie w policzek
-Co jest? - Spytałam zaspanym głosem
-Lądujemy...
A mnie tak cholernie zdrętwiało ramię!


Zdziwiłam się że przespałam cały ten czas. Nawet nie czułam wstrząsów. Minęło parę minut i wylądowaliśmy. Wysiedliśmy z samolotu i od razu poszliśmy w stronę wyjścia. Czułam inne powietrze... Całkiem inaczej się czułam. No ja się proszę was nie dziwię - nareszcie powietrze, a nie cebula! Gdy wyszliśmy spytałam:
-Dokąd idziemy ?
-Mamy zarezerwowany pokój w hotelu, jest nie daleko lotniska. -Mówiąc złapał mnie za rękę.
To było duże miasto, było dosłownie wszystko. Nie zdążyłam niczego obejrzeć
*pada w nieprawdopodobnym paroksyzmie śmiechu*

ponieważ hotel był kilka metrów od lotniska,
Obito go pluszem, żeby lądujące samoloty nie traciły świateł pozycyjnych przy szorowaniu skrzydłami o ściany.
Ach, ten romantyczny nastrój przy odgłosach startu i lądowania!
I zapach spalin o poranku.

[Justin i Belcia wyruszają na wycieczkę krajoznawczą]

Ogólnie było już ciemno, ale miasto było prześliczne.
Te budynki, które ledwo było widać, ludzie w półmroku, fontanny w ocienionych mrokiem parkach.

Złapałam Justina za rękę i ruszyliśmy w nieznane. Przez kilka godzin chodziliśmy i zapoznawaliśmy się z całą tą okolicą. Po pewnym czasie mieliśmy już dość, byliśmy zmęczeni, więc usiedliśmy na pierwszej lepszej ławce. Położyłam głowę na ramieniu Justina.
-Kocham Cię - Powtarzał Justin.
Cały czas jeździłam palcami po jego włosach, były niesamowicie gładkie.
Widać używał Pantene ProV!
Albo brylantyny?
Stawiam na jedwab w płynie.

W końcu musieliśmy wracać do hotelu, wstaliśmy i ruszyliśmy w jego stronę, był tak wielki że było go widać z bardzo daleka, więc zgubić się nie da.
A gdyby jednak, kierujcie się na lądujące samoloty.

Po drodze weszliśmy do knajpy i kupiliśmy sobie po coli. Zapłaciliśmy i wyszliśmy, idąc podbiegła do nas grupka dziewczyn... Dlaczego akurat w takiej chwili... To były jego fanki.
-Proszę daj nam autograf! - Krzyczały
-Przepraszam was ale teraz spędzam czas ze swoją dziewczyną.
Przedarliśmy się przez tą bandę dziewczyn, szli za nami kilka metrów, Justin zaczął je ignorować i same się rozeszły.
Ee, mało wytrwałe, jak na fanki.
Jaki idol, takie fanki!

-Nie przejmuj się tym...
-Nie przejmuje ale zaczyna mnie to irytować, jeśli to będzie się nasilać nie będziesz miał życia prywatnego.
-Wiem...
-Nie przeszkadza mi to że robisz karierę, ale kocham Cie i chce spędzać z Tobą czas, tylko z Tobą. [A także chcę, żebyś ty spędzał czas TYLKO ze mną.]
Po tych słowach Justin dał mi buziaka, złapał mnie rękoma i podniósł do góry. Na rękach zaniósł mnie do hotelu. Nic dziwnego, ma już chłopak wprawę.Odebraliśmy nasz klucz i poszliśmy do apartamentu. Mieliśmy mały problem z otworzeniem drzwi ale po kilku chwilach się udało. Gdy otworzyliśmy drzwi bardzo się zdziwiłam, to nie był codzienny widok....

Justin dziwnie na to zareagował. Zmarszczył czoło i otworzył usta. I wyglądał jak stary pawian. To nie był nasz apartament... Zastaliśmy tam nagą parę... Przeprosiliśmy i wyszliśmy, od razu zaczęłam się śmiać. Złapałam się za głowę, po prostu nie mogłam się opanować... Ich miny były bezcenne.
Twoja też by była, dzieciaku, gdybyś znalazła się na ich miejscu.

Z Justinem włączyliśmy sobie film na wielkim telewizorze. Położył rękę na moim brzuchu [film czy telewizor?] i jeździł po nim w górę i w dół. W połowie filmu dostałem telefon, to znowu był Steven...
-Nie odbieraj... -Mówił Justin.
-Ale muszę.
Gdy to powiedziałam Justin wyrwał mi telefon z ręki i odebrał,
Kurde, coraz bardziej mi szkoda tego dziecka, jest normalnie ubezwłasnowolniona przez swoich, pożal się Boru, samozwańczych opiekunów.

Nic się nie odzywał chciał sprawdzić co Steven powie. Wkurzyło mnie to... Nagle Justin słuchając Stevena spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami. Wstał z łóżka i wyszedł z apartamentu do tego trzaskając drzwiami...
Ech ci ludzie, to brudne świnie, co napletli o mojej dziewczynie,
Jakieś bzdury o jej nałogach, no po prostu litość i trwoga!


Nie miałam pojęcia o co chodzi... Wyszłam za Justinem i złapałam go za ramię.
-Co się dzieje ? - Mówiłam bojąc się że Steven nagadał czegoś Justinowi.
-Zabije go normalnie! - Mówił wkurzony
-Ale co się stało, chodzi o mnie ?
-W pewnym sensie, on wiedział że ja odebrałem [Wyczuł to szóstym zmysłem?!] i specjalnie to powiedział. -Mówił z taką nienawiścią w oczach.
-Ale co ?
-Nie ważne skasuj jego numer...
-Justin ważne !
-Ale to była informacja dla mnie, proszę nie mówmy już o tym.
Ależ intryga, mujeju! Dzwonić do dziewczyny mając nadzieję, że odbierze jej chłopak?
A jak! W żadnym serialu jeszcze tego nie widziałam!

Posłuchałam go i skasowałam numer do Stevena.
Obmyśliwszy ten przebiegły plan Justin był pewien, że Steven już nigdy, przenigdy! nie zadzwoni do Belli.

Jeśli Justin tak mówi to tak robię, wiem że on zrobił by to samo.
Grzeczna Belcia, posłuszna Belcia, masz tu psie ciasteczko.
Nie uważacie, że ona IDEALNIE nadaje się na ofiarę przemocy w rodzinie? To wieczne poczucie winy, to posłuszeństwo, totalna wręcz inercja w kontaktach z ludźmi, brak zainteresowań, otępiałość...

[WTEM! Ni z tego ni z owego, tuż po romantycznej kolacji, Justin przekazuje Belci tragiczną wieść, że mogą nie zobaczyć się nawet pół roku. On musi pracować i robić karierę, a podróże są kosztowne. Po obowiązkowej dawce histerii i płaczu, gdy najpierw go przekonuje, że wytrzymała dwa miesiące rozłąki, to i dwa następne wytrzyma, ale pół roku to już dla niej jest koniec świata i pragnie umrzeć, Belcia godzi się z losem "bo i tak nie ma innego wyjścia"]

Podczas gdy my jedliśmy przyszedł pokojowy i kazał się wstawić przy recepcji za 10 minut.
To jakaś nowa oferta hotelowa - wypij z recepcjonistą? W sumie fajnie, ale Iza jest nieletnia!
Fajna ta recepcja! Każdy hotel powinien taką mieć!

Podeszłam do recepcjonistki.
-Twój ojciec zostawił dla Ciebie wiadomość. -mówiąc to podała mi kartkę. Otworzyłam ją i po przeczytaniu kawałka kartka spadła mi na ziemię...

Coś się wydarzyło... Ojciec pisał mi abym jak najszybciej wracała do domu, że to ważne. Ta wiadomość była dla mnie najgorsza. Chciałam spędzić ten czas z Justinem a tu muszę wracać... Najgorsze było to że nie wiedziałam jak Justin zareaguje.
Może strzelić focha, albo co gorsza z liścia.
Albo z nią zerwać.
Pal licho domowe katastrofy, ale co na to Justin, co Justin?!

Łzy napływały mi do oczu, jakoś udało mi się powstrzymać od płaczu. Pobiegłam do góry, weszłam do apartamentu i spojrzałam na Justina siedzącego na krześle. Spojrzał na mnie kontem oka i zapytał:
-Coś się stało ?
-Tak!
Justin wstał i podszedł do mnie.
-Muszę wracać dzisiaj do domu... Coś się wydarzyło.
-Dzisiaj?! Dlaczego?
-Nie mam pojęcia, ale na prawdę muszę.
Bo oczywiście tatuś nie napisał CO właściwie się stało, a w hotelu telefonów nie mają...
Komórki też potraciły magicznie swój zasięg.
Uwaga Uwaga! Isabella Iksińska, przebywająca na wycieczce wraz ze swoim chłopakiem właściwie nie wiadomo gdzie, jest proszona o pilny powrót do domu w ważnej sprawie rodzinnej.

Było mi przykro i bardzo mnie to bolało że muszę wracać. Ale przeczuwam że stało się coś złego inaczej tata nie chciałby abym wracała, sam mi załatwił wyjazd. Do końca dnia siedziałam wtulona w Justina, zawsze chciała bym aby był przy mnie. Byłam już spakowana, czas leciał tak szybko. Znieśliśmy moje torby na dół i zadzwoniliśmy po taksówkę. Czekaliśmy 5 minut i już jechaliśmy, Justin upierał się przy tym że chce mnie odwieźć na lotnisko.
Z tego hotelu, który stoi "kilka metrów od lotniska"?

[Po powrocie]

Na lotnisku czekała na mnie już cała ekipa. Gdy jechaliśmy samochodem nie chciałam ich wypytywać co się stało. [standard...] W domu zaniosłam moje rzeczy do pokoju. Zeszłam na dół i podeszłam do taty.
-Powiesz mi co się stało ?
-Dzisiaj się prześpij widzę że jesteś zmęczona, jutro porozmawiamy.
Tja. Superważna sprawa, która wymaga natychmiastowego przyjazdu, której nie można omówić przez telefon - i nagle okazuje się, że można ją spokojnie odłożyć do jutra, tja.
Iza musi zresetować mózg, inaczej nie da rady.

-Tato wyjaśnisz mi to wszystko ?
-Tak, ale nie będziesz z tego zadowolona, nie wiem jak to się stało ale... Nie mam pojęcia jak mogło do tego dojść...
-Mów !
-Wyrzucili Cię ze szkoły...
Nosz biurwa żeż mać, i po to ściągali ją z wymarzonego wyjazdu, w dodatku nie zdradzając o co chodzi? Zrobiłoby taką wielką różnicę, jakby wróciła te - policzmy - trzy dni później?

Wzięłam od niego list i otworzyłam go. Faktycznie... Zostałam skreślona z listy w tej szkole. Czułam się fatalnie z tą myślą.
A jeszcze nie tak dawno nienawidziła szkoły i nie przejmowała się, że ma słabe stopnie.

Teraz musiałam pomyśleć co zrobić ze szkołą... W szkole w której byłam był dość wysoki poziom i wydaje mi się że powrót do tej samej źle się by skończył.
Skreślili ją, ale może wrócić???
No i właściwie za co ją wywalili? Szkoła jest tak rygorystyczna, że nie daje szansy uczniom, którym chwilowo gorzej idzie? Może to taka metoda na wysokie miejsca w rankingu - wywalać wszystkich słabszych, niech zostaną same orły?

[Belcia plotkuje z Emily]
-Ostatnio zaczęłam interesować się Justinem... Oczywiście nie w tym sensie jakim myślisz. Ale jego życie jest dość ciekawe. Słuchaj nie obrażaj się za to ale muszę zadać ci to pytanie.
-No okej pytaj...
-Czy Ty i Justin... No czy wy jesteście jeszcze razem ?
-Ty jeszcze pytasz... Pewnie że jesteśmy. -Skąd ten pomysł.
-Po prostu nie byłam pewna, zobaczyłam coś co wydawało mi się być dziwne... -Ale gdzie ? - Pytałam zaciekawiona
-W telewizji... Nie chciałam Ci tego mówić, dlatego też zwątpiłam czy jesteście nadal razem.

Emily wstała i podeszła do swojego komputera, powiedziała że nagrała ten filmik i chce mi go pokazać, tylko nie była pewna czy ja jestem na to gotowa. (...) Weszła jakaś dziewczyna z mikrofonem, zaczął śpiewać z nią jakiś kawałek który słyszałam pierwszy raz... Na końcu podeszli do siebie. Ta dziewczyna złapała go za głowę i przyciągnęła do siebie... Filmik trwał jeszcze 3 minuty ale Emily go wyłączyła powiedziała żebym dalej nie oglądała...
Bo co, bara-bara na scenie było, czy co?

Musiałam to obejrzeć, popchnęłam ją i włączyłam go do końca... Myślałam że mi serce pęknie, on mnie oszukał...
Ale COOOO tam BYYYYŁOOOO?

Pocałowali się...
Aaaaaa! *Kura zasłania oczy i trwa w zgrozie*
Mnie z tej zgrozy nawet sił na okrzyk zabrakło.

Ustaliłam że po powrocie do domu zadzwonię do niego. Gdy się uspokoiłam wróciłam do domu, od razu złapałam za telefon. Zobaczyłam że Justin chciał się ze mną szybciej kontaktować. Wybrałam do niego numer i zadzwoniłam.
-Cześć.
-No cześć, słuchaj musimy sobie coś wyjaśnić, nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć?
-Wyjaśnię Tobie wszystko jutro. Musimy pogadać, więc Jutro w południe bądź w domu, wpadnę do Ciebie.
Teleportuje się?! Toż do cholery jasnej, cały czas było podkreślane, jak daleko są od siebie, ile czasu zajmuje podróż, a jaka jest kosztowna i w ogóle!
Ciiiii, nie denerwuj się *głaszcze uspokajająco Kurzy dziobek*
Okazuje się, że dla chcącego nic trudnego.

-Dobrze to do jutra. Cześć
Dlaczego nie powiedział mi szybciej że przyjeżdza, czyli wychodzi na to że chce mi wszystko wyjaśnić. Ciesze się z tego. Nie spodziewałam się jednego... Tego że tak szybko się zobaczymy.
Nie wiem, czy zdążę się psychicznie przygotować.

Do końca dnia byłam już zamyślona. [hihihihi] Zadzwoniłam do Emily i wszystko jej wyjaśniłam. Wieczorem ja zChrisem zostaliśmy zaproszeni do Cathy. Gdy oni sobie rozmawiali jej rodzice zaproponowali mi odświerzająco-relaksującą kąpiel ze świerzbem.
Czyżby chcieli jej dać do zrozumienia, że pachnie inaczej?

Zgodziłam się i zostałam zaprowadzona do pomieszczenia w którym była wielka okrągła wanna, ściany miały jasny kolor co dawało wspaniały efekt.
*kwiczy zatykając sobie ryjek raciczkami* To pomieszczenie nazywa się łazienka!
Hmmm... Jeszcze nigdy, zapraszając gości na kolację, nie proponowałam im kąpieli. Mam chyba jakieś braki w obyciu...
Jak przyjadę, będziesz miała okazję się zrehabilitować!

Siedziałam tam chyba z dobre pół godziny, taka kąpiel była mi bardzo potrzebna, odstresowała mnie. Z Chrisem wróciliśmy dopiero przed północą do domu. Zjedliśmy u Cathy kolacje razem z jej rodzicami, było na prawdę miło.
Miło, przyjemnie i radośnie, nikt ani słowem nie wspomniał o tragicznie zmarłym bracie Cathy, po co psuć nastrój?
Właśnie - a gdzie byli rodzice Tylera, gdy ten wił się w mękach choroby popromiennej?
OdświeRZali się w łazience.

-Justin co się dzieje ? -Mówiąc to spojrzałam mu w oczy
-Przyszłem wyjaśnić coś tylko...
-Na to właśnie czekam...
-To jest koniec. -Powiedział z nienawiścią w oczach.
-Czego ?
-Nas! To nie ma sensu... Chcę zapomnieć. Przepraszam.
W sumie, ma chłopak tę odrobinę klasy, załatwił to osobiście, nie przez smsa, czy przez komunikator...
Ale jednak z nienawiścią w oczach.

-Przykro mi, na pewno znajdziesz kogoś lepszego niż ja, Ty na mnie nie zasługujesz... Jesteś za mało kól, trędi i dżezi. Nie będę wchodził Ci już więcej w drogę.
Justin wyjął notesik i odhaczył trzy Standardowe Odzywki.
- Cholera, zapomniałem o "Zostańmy przyjaciółmi!" - mruknął.

A gdzie moje ulubione "nie chodzi o ciebie, chodzi o mnie"?

-Dlaczego Ty to robisz... Chcę z Tobą być !
Justin się obrócił i wyszedł na zewnątrz, wybiegłam za nim ale było już za późno, wsiadł do taksówki i odjechał, nawet się nie spojrzał. Spadłam na ziemie, miałam twarz zalaną łzami... Poraz kolejny zostałam zraniona przez kogoś na kim bardzo mi zależy...
Chciałam zauważyć, że to wciąż jest jedna i ta sama osoba. Który raz on z nią zrywa, piąty, szósty?
Pierwszy skuteczny.

***

-Isabell co się stało?
-Nie jestem juz z Justinem..
-Cooo ? Jak to ? Dlaczego -[Chris] Zadawał pełno pytań.
-Stwierdził że nie jest dla mnie wystarczającą dobry...
Nie, nie. Stwierdził, że to ty nie zasługujesz na niego.
On ukradł, jemu ukradli...

Opowiedziałam o całej sytuacji Emily, bardzo mnie pocieszała ale to i tak nic nie dało, czułam się potwornie. Przecież od dał mi do zrozumienia że nigdy się już więcej nie spotkamy, byłam bardzo zainteresowana dlaczego tak zrobił?!
Łał! Pierwszy raz w tym opku Izabelka jest czymś zainteresowana! szok!
Zainteresowała się, bo za bora nie pojmuje, jak ktoś W OGÓLE może z NIĄ zerwać.

Może miał już kogoś dłużej ? Ale bym się domyśliła. Postanowiłam zadzwonić do Justina i spytać go o to. Gdy zadzwoniłam okazało się że nie ma takiego numeru...
Hehe, Justin jest przezorny, wie jaki jest mechanizm działań u Izy.

... Gdy zadzwoniłam okazało się że nie ma takiego numeru...
... którego Justin by nie wykręcił.


Rzuciłam telefonem o ściene... Zasisnęłam pięści i starałam się aby ta złość nie wyszła na zewnątrz. Gdyby teraz ktoś był tu obok mnie mogło by się to źle skończyć. Ta złość mnie dobijała. Jak on śmiał mnie rzucić, żaden mnie jeszcze nie rzucił! Miałam ochotę wszystko rozwalić w promieniu kilometra. Teraz nie mam rzadnego kontaktu z Justinem to jest koniec...
Ojtam, ojtam, założę się, że nowy trólawer już czeka za rogiem.

***
Następnego dnia oglądając telewizję znów widziałam Justina, bardzo mnie to denerwowało, kocham go, chciałam o nim jak najszybciej zapomnieć ale przypominało mi go dosłownie wszystko i to na każdym kroku.
Wyłączenie TV i radia nic nie dało, bo wyglądał nawet z lodówki.
Podnosi klapę, a tu Justinek wdzięcznie w kłębuszek zwinięty.

Widziałam też że Justin z tą dziewczyną są razem ta wiadomość była dla mnie szokująca, zerwaliśmy a on już kogoś ma... To nie jest sprawiedliwe, przez niego cierpię... Jak widziałam jak ją całuję... [znaczy co, sama ma ochotę na pannę Justina?] Tak jakby nigdy mnie nie znał i nic do mnie nie czuł... Nie mam pojęcia jak on tak możę... Wszystko co mówił było jednym wielkim kłamstwem, powinnam go za to nie nawidzić a jednak... Justin zachowywał się jakby nie miał rzadnych uczuć...
Może po prostu znudziło mu się dźwiganie, noszenie, tulenie, pocieszanie i milczenie?


Chris był wkurzony na to wszystko ale ja mu nie chciałam dokładać kolejnych zmartwień więc nie mówiłam mu o wszystkim, ale sam się domyślił że Justina ma dziewczyne [czy Justina to dziewczyna? nanananana...] , Chris najchętniej pojechał by do niego i połamał go.
Ale na całe szczęście to było taaaak straaaaasznie daleeeeeko i nie miał na bilety.

[Izabelka dla odstresowania idzie na imprezę, gdzie poznaje niezwykle opiekuńczego Josha, który odprowadza ją do domu, a potem jeszcze wraca i odnosi zgubioną torebkę. W dodatku doskonale rozumie jej problemy, ponieważ sam został dopiero co rzucony przez dziewczynę. No po prostu komunia dusz.]


Wyszłam z Joshem na dwór i podziękowałam za mile spędzony czas. Bardzo miło mi się z nim rozmawiało, świetny chłopak i do tego wie co ja czuje.
Kurczę, to jakoś taśmowo idzie. Wcześniej taki był Dylan, Justin, Chris, Tyler, Steven...
A biedna Emi znów w odstawkę.
Bo Emi robi czasami za brzydsze tło, żeby wszechzajebistość Mary Sue odznaczała się tym mocniej.

Gdy zawiał wiatr jego włosy ładnie rozwiewało na wszystkie strony do tego ten niewinny uśmiech...
Też mu rozwiewało.

-Jesteś na prawdę w porządku, nie wiem jak ona mogła Ci to zrobić...
-Tak samo myślę o Tobie. Niestety tak jest, wiem że już zawsze będziemy ich kochać...
-Dokładnie...
Idźcie więc do klasztoru, by tam do końca życia opłakiwać utraconą miłość. Innego wyjścia nie ma.
Pragnę o nim zapomnieć za wszelką cenę, lecz kochać będę go zawsze.


[Lecz mimo wszystko Izabelka decyduje się walczyć z Przeznaczeniem! Trzymamy kciuki!]
Zauważyłam że na ręku ma zawiązany łańcuszek z Literką S. Spytałam go co to, odpowiedział że razem ze swoją byłą dziewczyną wymienili się. Podeszłam do Josha złapałam go za rękę i odpięłam łańcuszek.
-Jeśli się tego nie pozbędziesz trudniej Ci będzie zapomnieć.
Zdejmując łańcuszek zdjęłam mój pierścionek który dostałam od Justina. On właśnie miał mi go przypominać, a ja chciałam o nim zapomnieć. Zaproponowałam Joshowi abyśmy poszli do pobliskiego strumyka i pozbyli się tych rzeczy.
Hm. Ciekawe, czy to jest to samo Magiczne Miejsce z Wodospadem, gdzie przychodziła wraz z Justinem?

Stwierdził że to dobry pomysł i ruszyliśmy drogą w jego stronę. Gdy byliśmy na miejscu dałam pierścionek i łańcuszek Joshowi on spojrzał na nie zacisnął w pięści, zamachnął się i wyrzucił najdalej jak się dało.
Idźcie precz, zgińcie, zdradziecki Justinie i Dziewczyno na S!

Uśmiechnęłam się od razu,
No, pozbyła się Dziewczyny na S, można zacząć go okręcać wokół palca.

wróciliśmy pod dom i tam się z nim pożegnałam dostałam od niego numer telefonu, powiedział że mogę dzwonić zawsze.
W momencie krytycznym i tak napisze do niej list...

Pod koniec gdy już się obrócił ja złapałam go za ramię, tak jakbym to nie ja kierowała moim ciałem... Mamusiu, to ty? Chyba dlatego że chciałam coś sobie udowodnić, że ja też mogę. [nie kierować swoim ciałem?] Podeszłam do niego najbliżej jak się dało... Spojrzałam w jego ciemno niebieskie oczy, spojrzałam na usta i lekko zbliżyłam swoje, delikatnie go pocałowałam...
I kolejny zalotnik załapał się do wyścigu.

A gdy już skończone boje,
wodzi Iza dziecię swoje,
na kurhanek w polu świeży,
gdzie tatusiów szwadron leży!

Z tajemniczego Gdziekolwiekbądź pozdrawiają: promienna Kura, Dzidka idąca impulsową, pełna zgrozy Mikan
oraz Maskotek otoczony wianuszkiem wielbicielek.


4 komentarze:

Gabrielle pisze...

· Assapan
Złośliwość a pomoc to jednak różnica ;).
Każdy ma inny styl bycia, Wy przykładowo lubicie poprzez sokratyczną metodę wyjaśniać nam "twórcom" dlaczego nasze dzieła są "dziwne", "bezsensowne", "nietrafione", "śmieszne" itd.
Może to nie najlepsze rozwiązanie, ale skoro tak robicie, to najwyraźniej to się sprawdza.

Ja jedynie mogę powiedzieć, że moje dzieło mi się podoba. Nie wszystko w nim jest tak jak należy, ale poprzez próbę pisania - uczę się. Każdy ma prawo do popełniania błędów i nikogo nie przymuszam, pod groźbą wypatroszenia, do czytania mojego bloga ;).

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym prowadzeniu ocen.
· Pigmejka
"Gdy podjechał czarne ferrari aż mi się gorąco zrobiło, szyby były przyciemniane więc nie widziałam nikogo.
Po chwili szyba powolutku uchyliła się i wyjrzała zza niej lufa uzi...
A za nią chytrze zmrużone oczka analizatorek..." Zabiło mnie to. :D
Ufff, nareszcie miałam okazję przeczytać - lepiej późno, niż wcale. ^^ Dzięki za uprzyjemnienie mi okienka między zajęciami!
· Blue
Ojej. Kwik. Moja przepona. Jestem absolutną fanką Tylera! Napromieniowanie przez przeborski pocałunek Marysi kończy się natychmiastowym zgonem (szczególnie, jeśli jesteś gejem!), nic dziwnego, że Justyś od niej uciekł, a Krzysio wolał być bratem. I podejrzewam, że te 100 km to było dużo, bo ona znowu musiała jechać busem. 10 godzin. Z tego samego powodu Krzysio nie został "mordercom" Justysia. Amen, świeć zielony borze nad ich napromieniowanymi i ociekającymi marysiuzmem duszami. Czasem zastanawiam się, jakie książki będą powstawały za 20 lat i za co będzie przyznawany Nobel...
A swoją drogą mięsko,niestety nie uaktualniane, ale rokuje nieźle na analizę, pomimo jednej słit noci: http://with-a-smile-for-life-us5.blog.onet.pl/ warto zwrócić uwagę na nagłówek
· kura z biura
Wszystkich oczekujących na kolejną część muszę ze smutkiem poinformować, że sama aŁtorka nie kontynuowała historii i na Joshu urwał się korowód zalotników. Przykro mi.
· NJ
O matko borska...wow...wciąż jestem w szoku! Najbardziej mnie zaintrygowało to,że Justin podejrzanie się rumienił, gdy wspominano o Taylerze!:D Razem gdzieś przepadli, Tayler był gejem...szkoda,że aŁtorka nie pociągnęła wątku;D
Autentycznie parskałam śmiechem, dawno tak się nie ubawiłam na analizie!
BoCHaterka głupia jak but, w dodatku bezwolna,kosmos...!
Ale nie będzie dalszej części?!
:( liczyłam na jeszcze jedną, może dacie się namówić...?;>
· Goma
Właśnie, co dalej?!
Opko świetne w swej opkowatości; strach przyznać, ale nawet mnie wciągnęło. Gratuluję temu, kto je wyszperał, a wszystkim cudownej analizy, która poprawiała mi humor przez 4 dni z rzędu, jak ją sobie dawkowałam na raty ^^
Pozdrawiam!
· sin
Ale co dalej?! Nie będzie kolejnej części? A ja tak bardzo chciałam się dowiedzieć, że wróciła do Justina, bo to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem dla jej dobra, kto pojawi się w jej życiu po Joshu (może EdŁard?) i co z ciązą Cathy T.T!
Boże, jakie to opko durne. I jaka bohaterka żałosna i bezwolna. Jak jakaś meduza.
Za to analiza przeboska.

Gabrielle pisze...

· Atle
"Justin strzelił jej w twarz z płaskiego. To było dość dziwny widok, ale należało się jej.
O żesz qhurwa... *Kura gapi się osłupiała, nie mając siły nawet zebrać szczęki z ziemi...* "
To tak, jak ja Kuro... Dokładnie jak ja...

"-Nie chce Cię znać - Powiedział wskazując jej drzwi wyjściowe.
Won! Nie jesteś już moją matką! Wydziedziczam cię!"
O Borze kochany! Jakiż to był cudny komentarz.

"-Jestem gejem..."
No wiedziałam! Wiedziałam! No po prostu prorok ze mnie, jak nic!

"-Nic sobie takiego nie przypominał ale Ci wierze! -Mówiąc to pocałował mnie."
Fuj! Ale jej musiał napluć do ust!
A przy okazji tupnął jeszcze nóżką.

"Wyjęłam jego zawartość. Był to śliczny srebrny pierścionek z fioletowym brylantem.
Czy widuje się fioletowe brylanty?
Nie, nie ma fioletowych brylantów :)"
Czarnych rubinów też nie... (odnośnie jednej z wcześniejszych analiz)

"Teraz nie mam rzadnego kontaktu z Justinem to jest koniec...
Ojtam, ojtam, założę się, że nowy trólawer już czeka za rogiem."
*Atle się nagle budzi i gwałtownie podnosi głowę*
Tayler - zombie? *pyta z nadzieją*

I co? Na tym się kończy? Justinek rzuca Belcię, a ta znajduje Josha i żyją długo i szczęśliwe? Łee tam! Po takiej "oryginalnej" aŁtoreczce spodziewałam się czegoś więcej... Samobójstwa na przykład...

Borska analiza! Zakwik niesamowity. Myślałam, że nic nie poprawi mi dzisiaj humoru, a tu masz! Analizę mi Bór zesłał.
Komentarze Kury były zabójcze.
Dzidka z całą pewnością przeczytała "Jeżycjadę" za wiele razy :).
Pozdrowienia dla analizatorów i Maskotka
przesyła Atle ze środka Państwa Środka.
· Ewa
Najpierw Tyler, potem Steven... Może autorka słucha jednak Aerosmith, nie Biebera?

A tą zlinkowaną piosenką mnie zmasakrowałyście. Rozumiem, że jakiemuś dzieciakowi wydaje się, że jego sercowe problemy są wyjątkowe i zasługują na opowiedzenie ich szerszej publice, nie tylko zapisanie w pamiętniczku, ale że ktoś to wyprodukował, ktoś wydał, a ktoś jeszcze tego słucha?
· deina
Muszę powiedzieć, że jakoś mnie tak wzrusza ta czarująco niewinna dziewiczość BoCHaterki (i zapewne autorki zarazem). Jej rozgorączkowane wyobraźnia jest w stanie sięgnąć do momentu zdjęcia spodni, ale potem trzeba szybko wymyślić katastrofę, bo brakuje pomysłu na kontynuację;) Jakaż odmiana w stosunku do Marlenkomilenki! Tragiczne konanie napromieniowanego Tylera rozbawiło mnie do łez, a wizji cienia owijającego się jak kożuch łatwo się teraz nie pozbędę;)
A w ogóle to ta Izuśka ma oczy na mokrym miejscu, słowo daję. Dziwne, że jeszcze nie wyschła, oddając tyle płynów dziennie...
· Lobo
Przecież to realia serialowe, ba, serialowy kanon - umierający na diabli-wiedzą-co bohater, rozstania bez uzasadnienia, wypadki, ciąże i zawiłosci kolei życiowych bez konsekwencji (chociażby co z tym wyrzuceniem ze szkoły). Główna bohaterka niesamowicie mnie irytowała. Pozbawiona woli, inteligencji, aspiracji, celu, hormonów, a nawet zwykłych potrzeb psychofizjologicznych, nic tylko się przytula i pozwala poniewierac. Jeśli autorka ma takie wyobrażenie związku to ja jej głęboko i serdecznie współczuję. Gdyby nie komentarze zacnych Analizatorów zwichnęłabym szczękę od ziewania już na trzecim zdaniu. Dziękuję za kolejną dawkę mojej ulubionej przed-weekendowej rozrywki.
· Lobo
Przecież to realia serialowe, ba, serialowy kanon - umierający na diabli-wiedzą-co bohater, rozstania bez uzasadnienia, wypadki, ciąże i zawiłosci kolei życiowych bez konsekwencji (chociażby co z tym wyrzuceniem ze szkoły). Główna bohaterka niesamowicie mnie irytowała. Pozbawiona woli, inteligencji, aspiracji, celu, hormonów, a nawet zwykłych potrzeb psychofizjologicznych, nic tylko się przytula i pozwala poniewierac. Jeśli autorka ma takie wyobrażenie związku to ja jej głęboko i serdecznie współczuję. Gdyby nie komentarze zacnych Analizatorów zwichnęłabym szczękę od ziewania już na trzecim zdaniu. Dziękuję za kolejną dawkę mojej ulubionej przed-weekendowej rozrywki.

Gabrielle pisze...

· World Ruler
Te epickie przygody, wyciskające łzy dramaty, dialogi pełne złotych myśli...
Fragmenty tego opka powinny się znaleźć na tegorocznej rozszerzonej maturze z geografii z poleceniem, żeby odgadnąć chociażby kontynent, na którym rozgrywają się poszczególne wydarzenia.
Zaniepokoił mnie fakt, że za najbardziej zabawne fragmenty uznałam te na temat choroby i śmierci Tylera (jeśli dobrze wspominam imię, wszak populacja męska w opku- oszałamiająco liczna). Promieniowanie to nowość, zastanawia mnie, skąd ałtorka to wzięła. Czyli białaczka już wyszła z mody?
Ah, i jest opis stroju! Moje życie jest teraz pełne. Dzięki za analizę, IMHO jedna z lepszych.
Pozdrawiam.
· Pani Minister
BoChaterka wyjątkowo nudna i głupiutka jak but z lewej nogi. Za to nadrabia wielkością ego. Nie rozumiem, co tych chłopów tak do niej ciągnie?! Ale najzabawniejszy był motyw z kozą. Co aŁtorka przez to chciała powiedzieć - zapewne nigdy się nie dowiem, bo nie podejrzewam ją o intencje stworzenia naprawdę śmiesznego Elementu Komicznego.
Muszę przyznać, że urzekł mnie pewien pomysł zawarty w tym opku. Otóż w ministerstwie mamy także recepcję i w ramach programu Urząd Przyjazny Obywatelowi zamierzam także wprowadzić usługę "Wstaw się z recepcjonistą". Biorę koniaki z barku i idę do naszych recepcjonistów. A co! Ministrowi też się należy :).
· Sineira
Podziwiam, że udało się Wam przebrnąć przez ten stek pierdół. Wyjątkowo miałkie, nudne i durnowate opko. Ałtorce udało się stworzyć mameję stulecia, kukłę bezwolną, wypraną z czegokolwiek. Miejmy tylko nadzieję, że to dziecko zmądrzeje z wiekiem, inaczej stanie się podobna do pewnej ciotki mego Szanownego, na widok której nawet ściany zaczynają ziewać.
· SStefania
Przeurocze, milutkie opko. I wspaniała, ponadczasowa miłość, ach zwruszyłam się!
A ten Justin... To jednak jesteście pewne, że to TEN, że linkujecie do jego muzyki? Tak pytam, nie podważam niczyich kompetencji, ani nic.
· Amoeba
Wspaniała robota Ekipo! To opko jest absurdalne do granic możliwości, nie wiem czy da się to doprowadzić do jeszcze gorszego stanu. Na szczęście Wasze uwagi i komentarze rozluźniają atmosferę i zamiast ryczeć nad żałością aŁtoreczki ryczę ze śmiechu.
PS. Pozdrówcie Maskotka! x>

Anonimowy pisze...

"Podczas gdy my jedliśmy przyszedł pokojowy i kazał się wstawić przy recepcji za 10 minut."

Mój faworyt! Szkoda, że nigdy nie załapałam się na taką usługę, chociaż firma kilka razy kwaterowała mnie w gwiazdkowych hotelach. Z atrakcji udało mi się zaliczyć wyłącznie próbny alarm przeciwpożarowy o szóstej nad ranem.