wtorek, 22 lutego 2011

105. Z akt magicznego IPN, czyli Voldek Samo Dobro (2/2)



Drodzy Czytelnicy! Ariadna Oliver, bohaterka wielu powieści Agathy Christie, miała zwyczaj powtarzać, że działanie policji z miejsca by się polepszyło, gdyby tylko jej szefem została kobieta. Z tego samego założenia zdaje się wychodzić aŁtorka naszego opka. Postanawia więc poprawić serię powieści J.K. Rowling, wprowadzając zamiast tego cieniasa Pottera megasuperhiperultra wyczesaną w Kosmos córkę Syriusza. W poprzednim odcinku zapoznaliśmy się z Esmeraldą Black i Więźniem Azkabanu, a dziś ciąg dalszy - Esmeralda Black i Czara Ognia oraz Esmeralda Black i Zakon Feniksa. Z elementami Esmeraldy Black i Insygniów Śmierci.  Indżoj!

http://esmeralda-black.blog.onet.pl/

Analizują: Kura i Jasza.


Jest mi strasznie zimno. Oddałabym wszystko za ciepły koc. W sumie sama skazałam się na to piekło. Sama wybrałam sobie taki los. Często, gdy o tym myślę wydaje mi się, że to zły sen. Koszmar, z którego zaraz się obudzę. Przynajmniej mam taką nadzieję. Doskonale pamiętam dzień, gdy po mnie przyszli…
W moją stronę szedł nie, kto inny a Korneliusz Knot z obstawą.
Nie! Kto inny?
Knot przebrany za Nie? A może z rozszczepioną osobowością teraz jest kimś innym?

Tuż za nim biegli moi opiekunowie.
Nie byłam pewna, czego ode mnie chcą, ale coś nakazywało mi zachować spokój. Gdyby nie to już dawno wzięłabym nogi za pas.
Morał: nie słuchać dziwnych cosiów, głosów, co gadają w twojej głowie i takich tam.

-Esmeralda Black? –zapytał Knot
-Nie, Kopciuszek, a co?
Aaaa... a nic, pomyliliśmy adres.

-Jesteś zatrzymana.
-Pod jakim zarzutem?
-Pomoc w ucieczce więźniowi.
Założyłam ręce na piersi i posłałam mu sceptyczne spojrzenie.
Ćwiczone godzinami przed lustrem na taką okazję.

-Ma pan jakiś dowód i nakaz?
-Mam to i to.
-A, więc proszę mi to pokazać.
W odpowiedzi podał mi mały, srebrny kolczyk w kształcie wilka. Ścisnęłam go i westchnęłam. Oczywiście należał do mnie.
-Ten kolczyk został znaleziony w celi skazanego. Śledztwo ujawniło, ze należy on do pani. Pójdzie pani z nami po dobroci? –zapytał z zimną satysfakcją
Eee... Znaczy, Esme była w celi Syriusza, zapewne pomagając mu uciec, a on... nie widział jej, nie słyszał, nie miał pojęcia o całej akcji? Nie ogarniam.
Coś przyszło, zaszło go od tyłu, ogłuszyło i celnym kopem umieściło w portalu. Inaczej nie da się tego pojąć.

-Wizengamot zadecydował. Oskarżona Esmeralda Black została uznana za winną i skazana na nieokreślony czas przebywania w Azkabanie.
Nieokreślony czas, czyli dożywocie. Dlaczego jej lepiej nie pilnowano?!
Nieokreślony czas, czyli zwolnimy ją, jak tylko aŁtorce poprawi się nastrój.

Zastanawiałam się czy znów będą mnie torturować. Bo zapewne nie wiecie, w jaki sposób Ministerstwo wydobywa informacje ze swoich więźniów i świadków…
Nie, nie wiemy. Ministerstwo Magii, mimo wielu swych niedoskonałości, zajmuje się czym innym, a nie torturowaniem dzieci.

-Crucio!
Kolejny krzyk bólu. Ile to będzie jeszcze trwało?
-Gdzie ukrywa się Syriusz Black?
Milczałam.
-To na nic Korneliuszu, ona nic nie powie.
-Nie jest aż tak silna jak sądzisz Barty! Crucio!
Szkoda, że tego nie widziała Rita Skeeter. Myślę, że artykuł o Ministrze Magii osobiście torturującym czternastolatkę, zrobiłby furorę.

„To tylko fikcyjny ból! To tylko fikcyjny ból!” powtarzałam starając się nie wrzasnąć.
Udało się.
-A nie mówiłem?
-Och daj spokój! Nie może być tak silna! Mów natychmiast gdzie ukrywa się twój ojciec?!
-Piep*z się! –warknęłam patrząc mu w oczy
Śledczy byli pod wrażeniem tego, jak starannie wymówiła gwiazdkę.


[Esmeralda zatem siedzi w celi, marznie i tęskni za Malfoyem, i wydaje się, że tak upłynie reszta jej nędznego żywota... aż tu WTEM!]

Drzwi do celi otworzyły się z rozmachem. Było zbyt ciemno bym mogła zobaczyć, kto do mnie podchodzi. Ten ktoś przyklęk i pokręcił z niedowierzaniem głową.
Tylko pokręcił głową?! Nie bił nią w pokłonach o posadzkę?
Ojtam, ojtam, nie wystarczy, że przyklękł?
 

-Co oni z tobą zrobili? –zapytał wyciągając do mnie rękę
Chwyciłam się jej jak ostatniej deski ratunku i pozwoliłam by wyprowadził mnie do światła…
I tak o.
Aresztowali ją za pomoc w ucieczce groźnego bandyty, skazali na dożywocie, torturowali... a potem ni z tego, ni z owego, przychodzi Tajemniczy Wybawca, pękają kajdany, mury runą, alleluja!

Wychodzi mi, że boChaterka w Azkabanie [w swym czternastoletnim życiu] była dwukrotnie.
Raz, tylko po to, żeby zgubić kolczyk, a drugi - żeby odsiedzieć to, że go wcześniej zgubiła. 
No, nie tylko - jeszcze żeby poigrać z dementorami!
Pytanie: Czy ona odsiadywała wyrok w Azkabanie w czasie nauki w Hogwarcie? 
*drapie się w łeb* Hmmm... aŁtorka chyba chciała zasugerować, ze była tam na jakimś szkoleniu. Tak sądzę.


[Zaczyna się czwarty rok w Hogwarcie, pojawiają się uczniowie z Durmstrangu i Beauxbatons.]


-To moje kuzynki Fleur i Gabrielle Delacour. Moja matka była siostrą ich mamy.
Jeden z punktów poradnika "Jak napisać wypasionego blogaska" głosi: Spokrewnij swego bohatera z jak największą liczbą postaci kanonicznych!

Nikt nie zadał żadnego pytania dopóki Fleur nie zajęła miejsca obok mnie. Moja kuzynka miała to do siebie, że wręcz biła od niej gracja i piękno. Była w ¼ willą.
Zaś w pozostałych 3/4 blokiem wielorodzinnym.

W pewnym sensie ja też, tylko jakoś nie mam typowej urody willi. Mama też jej niemiała.
No cóż, bloki z wielkiej płyty mają w sobie niezwykle trudne piękno.


Weszliśmy dokładnie w momencie, w którym wszedł nowy nauczyciel OPCM. Gdy go zobaczyłam poczułam jak żołądek wywraca mi się do góry dnem. Alastor Moody. Szalonooki. Ten rok zapowiada się coraz bardziej ciekawie.
 
Szalonooki prezentuje uczniom Niewybaczalne. I tak samo jak w powieści - dręczy pająka.

Pajączek skrzyżował nóżki i zaczął się miotać w silnych bólach. Zaczęłam szybciej oddychać. Przecież nie tak dawno to we mnie ciskano to zaklęcie. Pamiętam ten ból, mimo, że był tylko psychiczny.
Skoro nie wiecie o co w tym chodzi to podpowiadam: wystarczy sobie powiedzieć "to tylko na niby i nic mnie nie boli", aby rzeczywiście nie czuć bólu. I cały wysiłek torturujących idzie się tarmosić w krzaki. Muszę to przećwiczyć w ataku migreny...


-Niech pan przestanie! –krzyknęła Hermiona
Nie patrzyła ona jednak na pająka a na Nevilla. Był wyraźnie przerażony i wcale mu się nie dziwię. Czytałam jego akta.
Przechowywane w archiwum Magicznego IPNu.
Tak zapytam retorycznie: nie ma sensu zastanawiać się, kto i po jaką cholerę udostępnił te akta nieletniej smarkuli, w dodatku córce faceta uznawanego za bandytę i mordercę, prawda?

Jego rodzice zginęli przez to zaklęcie.
Nie, nie zginęli. To byłoby zbyt proste.
Och, Mary Sue CZEGOŚ NIE WIE?! Gdzie to zapisać?!
Kolejny dowód na to, że Magiczny IPN gromadzi fałszywki!

Zanim tu przyszłam musiałam poznać wszystkich uczniów i znać zaklęcia niewybaczalne. 
Musiałam także nauczyć się jazdy figurowej na łyżwach i dyrygowania orkiestrą symfoniczną, a mój cięty język to efekt wieloletnich ćwiczeń z najsławniejszymi mistrzami retoryki.
Innym uczniom musiały wystarczyć zakupy na Pokątnej i umiejętność wejścia na peron 9 i 3/4.


Podczas pobytu w Azkabanie nauczyłam się nawet je przezwyciężać.
Azkaban jako szkółka niedzielna dla dorastających panienek? Szycie, haftowanie, rzucanie Niewybaczalnych, gra na pianinie i OPCM? 
Raczej rodzaj mentalnej sali treningowej.


-Dobrze, jest jeszcze jedno zaklęcie niewybaczalne. Jakie?
Ręka Hermiony zadrżała.
-Avada kedavra. –wyszeptała cicho
-Tak. Zaklęcie uśmiercające. Jest w tej klasie osoba, która umie je rzucać. –powiedział podchodząc do mojej ławki – Black?
-Tak, profesorze? -zapytałam przez zaciśnięte zęby
- Zdekonspirowałeś mnie, sukinsynu!

Wszyscy w klasie spojrzeli na mnie ze strachem. Malfoy próbował się „dyskretnie” odsunąć w wyniku, czego spadł z krzesła.
Atmosfera gęstnieje, Niewybaczalne iskrzą neonowo pod sufitem, mrok i zło ścielą się pod ścianami i nagle srrru: Element Komiczny! Malfoy spada z krzesła! O mujeju!

-Może nam zaprezentujesz?
Milczałam zaciskając mocno pięści. Alastor podszedł do słoja i wyciągnął pająka.
-No dalej Black. To polecenie nauczyciela.
Spojrzałam na niego jak na zdrajcę.
-Zawsze mogę go inaczej wykończyć. Cru…
- Krucafuks!
Cruella DeMon, Cruella DeMon,
Co wzrokiem poraża i miną tak złą...


-Nie! – krzyknęłam
Spojrzał na mnie wzrokiem typu „No dawaj, czekam.”.
Błyskawicznym ruchem wyciągnęłam różdżkę i nim ktokolwiek zdążył coś zrobić powiedziałam spokojnie:
Przeciągając samogłoski i poziewując dyskretnie...
-Avada kedavra!

Błysnęło zielone światło i pająk padł martwy na blat biurka. Zamknęłam oczy nie chcąc widzieć wzroku innych uczniów.
Ach, jak łatwo namówić ją do zabijania. Dziś pajączek, jutro może sowa, a pojutrze...
Tak tylko kryguje się przed resztą, że wrażliwa jest i subtelna.

-Tak. Wyjątkowo paskudne zaklęcie. W tej klasie są dwie osoby, które umieją je rzucać i istnieje tylko jedna, która je przeżyła. I ta osoba siedzi przede mną. – powiedział Moody patrząc na Pottera.
- To może ja poprawię! - wyrwała się radośnie Esmeralda.
 

Pędziłam zaludnionym korytarzem do gabinetu Dumbeldoora.
(...)
Walnęłam w coś dużego tak, że aż się odbiłam. Przeklnęłam siarczyście i podniosłam wzrok na wysokiego Puchona.
-Co ty ku… Cedrik? –zapytałam
Kuku...
Kuku, kuku - od kwietnia do maja
Kuku, kuku - Puchon na wiosnę podrzuca jaja.

Chłopak uśmiechnął się do mnie. Był ode mnie starszy, ale tak samo jak reszta uganiał się za mną.
A spróbowałby się nie uganiać!

Raz nawet dał mi kwiaty. Później dzięki Bogu zadowolił się tylko przyjaźnią, a swoje zainteresowanie przeniósł na Cho Chang. Nie żebym coś do niego miała. Był miłym i fajnym chłopakiem, ale… nie miał tego czegoś.
Taaa, nikt się nie spodziewał, że niedługo zrobi się piękny jak marmurowy posąg greckiego boga i zacznie sparklić.

Ja lubiłam ryzyko a on.. Nie miał w sobie żadnego, że się tak wyrażę ryzyka. Jeśli mnie zrozumieliście to gratuluję, bo ja samej siebie nie rozumiem.
Nie, nie ma czego gratulować, my Ciebie też nie.

[Esme zdradza Dumbledore'owi swe podejrzenia co do Moody'ego]
-Mam ufać nieobliczalnej dziewczynie z niezwykłymi zdolnościami?! –zawołał Dumbeldoore
Zamurowało mnie. On… On, mój opiekun powiedział mi coś takiego?! Moje serce było rozdarte. Jak on mógł…
I nie pocieszyło mnie nawet to, że docenił me niezwykłe zdolności.
Może chodziło o rytualne dodawanie tytułów jak w ZSRR? Im więcej było wazeliny przy nazwisku Chorążego Pokoju, Wybitnego Językoznawcy i Nieomylnego Stratega, tym większe były szanse przeżycia.
Może Dumbledore też chciał żyć i dlatego do każdego "chrzanisz, moja panno" dodawał "wielce utalentowana, niezwykła i niepowtarzalna, nasza najlepsza uczennico, ozdobo Hogwartu i perło świata czarodziejów"?

Esme ma Wizję:

Dumbeldoor patrzy z przerażeniem na czwartą kartkę z nazwiskiem zawodnika.
-Harry Potter… -powiedział słabym, ale słyszalnym głosem…
Zielone światło, wrzask i koniec…
A to tylko piękna stłuczka na skrzyżowaniu.

Zaczerpnęłam głośno powietrza i nie wahając się dłużej weszłam do WS. Bez problemu przekroczyłam linię wieku. Musiałam się trochę bardziej namęczyć z wydobyciem kartki,
Ona te kwity wyciągała z ognia? I co - udało się za pierwszym razem wylosować odpowiedni zwitek, czy zagrała w "do czterech razy sztuka"?
Żeby to do czterech. Przecież tam wrzucili swe nazwiska wszyscy goście z Durmstrangu i Beauxbatons i całkiem sporo uczniów Hogwartu.

a potem,…Gdy już chciałam odejść z kartką wyszło, że nie mogę.
-To ma być taki „śmieszny” żart?! –zapytałam głośno Czary
Czara wybuchała raz ogniem, raz śmiechem.

Nikt mi nie odpowiedział. Zrezygnowana zastanowiłam się chwilę. Musze wpisać inne nazwisko, ale… czyje?
W tej chwili usłyszałam czyjeś kroki. Złapałam różdżkę i wpisałam byle, jakie nazwisko.
Ach, takie pierwsze-lepsze jakie przyszło mi do głowy. John White, Ted Brown, Susan Grey...

Wrzuciłam kartkę i dałam dyla do dormitorium…
A następnego ranka obudziłam się z piękną, siwą brodą - efekt przekroczenia Linii Wieku, sprawdzony osobiście przez braci Weasleyów.

Esmeralda wymawia się pomrocznością jasną:

Rano obudziłam się bardzo zdenerwowana. Cholera! Czyje nazwisko tam wpisałam?! Przez cały dzień nie mogłam się skupić. Siedziałam jak na szpilkach zastanawiając się, co napisałam na tej pieprzonej karteczce!
Komisja Śledcza ds. Czary Ognia:
- Czy wrzuciła pani jakąś kartkę do Czary?
- Nie wiem.
- Jakie nazwisko było na tej kartce?
- Nie pamiętam.


-Czwartym reprezentantem jest… - powiedział nie pewnie Albus – Jest Esmeralda Black!
Ja pitole! Co ja zrobiłam! Wpieprzyłam do tej głupiej Czary kartkę z własnym nazwiskiem! Ja się posiatkuję!
Posiatkuj się, utoreb, zaplecakuj, rób co chcesz, ale nie wciskaj ciemnoty.
Najlepiej się zawalizkuj, zbagażnikuj i wywieź.

Czternastolatka odreagowuje stresy. Nie wiadomo gdzie, bo do Hogsmeade uczniowie wychodzili tylko w wyznaczone dni i za zgodą nauczycieli; nie wiadomo jak - bo wódki uczniom nie podawano; wiadomo jedno - jej arogancja rośnie w miarę nasączania mózgu [?] no, dobra - wątroby alkoholem.

-Nie powinnaś tyle pić. Jak szef się dowie…
-Zamknij się Tom i lej! –przerwałam mu patrząc na pustą szklankę
Zrezygnowany chłopak nalał mi szklankę Ognistej, na co zmarszczyłam brwi.
Marlowe powinien się od niej uczyć.

-Wiem dobrze, że w barku masz coś lepszego od tego sikacza. –prychnęłam
-Tamto jest tylko na specjalne okazje!
-Zaraz jak ci dam specjalną okazję… -zagroziłam machając pięścią
Uch, jaka groźna się robi! Gdybyśmy nie wiedzieli, że to tylko arogancki dzieciuch, to sami byśmy się wystraszyli!


-Dobra, dobra niech ci będzie. Ja nie będę cię wynosił pijanej! –krzyknął Tom odskakując od baru
Już po chwili siedziałam nad szklanką drogiej wódki z Rosji. Wolałabym Polską, ale cóż.
Koneserka.
Szklanką! Nie oszczędza się smarkula! Stakan wodki, ogóriec, nu i wot, kak charaszo, kakaja żyzń krasiwaja!

Trzeba brać, co dają.
Siedziałam w barze Pod Świńskim Łbem i dawałam sobie nieźle w palnik. Niestety taka już byłam. Gdy miałam uczucie, że spieprzyłam wszystko, co mogłam szłam wypić coś mocniejszego.
Napój dyniowy wzmocniony kefirem.

To ironiczne czyż nie? Mam zaledwie czternaście lat a zachowuję się jak dorosła, jeśli można nazwać picie alkoholu zachowaniem dorosłym. Bo tak naprawdę dorosłam nieco za szybko.
Zupełnie jak dorosły skrzat, który przy kominku zalewa się piwem kremowym.



[Ponieważ w Turnieju startuje ultramegazajebista Esme, a nie żaden byle Potter, nie ma mowy o żadnej zawiści uczniów względem niej, żadnych plakietkach "Kibicuj Cedrikowi Diggory'emu " czy "Black cuchnie". Opis przygotowań do Turnieju pomijamy, gdyż znamy go z książki.]


-Esme wiesz już, jakie jest pierwsze zadanie? -zapytał [Moody]
-Nie.
-To ci po…
-Dobra! Daj sobie spokój z tym odgrywaniem troskliwego wujcia Alastora. -wybuchłam
Szalonooki popatrzył na mnie z mieszaniną strachu i zdziwienia.
Stary, doświadczony auror kuli się w strachu przed smarkulą.
Nawet jeśli to tylko przebieraniec - robi wrażenie.


-O, co…
-Dobrze wiesz, o co mi chodzi! –warknęłam zaciskając palce na różdżce – Nie jesteś Alastorem. Zbyt dobrze go znam i wiedz, że dowiem się, kim jesteś, a wtedy powiem wszystko Albusowi i zabiorą cię tam gdzie twoje miejsce!
I zawołam kolegę, i zabierze ci wiaderko, i dostaniesz łopatką po głowie.


Przez chwilę nic nie mówił tylko mierzył mnie zaciekawionym spojrzeniem. Później uśmiechnął się ironicznie i powiedział:
-A, więc mieli racje. Nie jesteś tak głupia jak Potter i jego spółka.
Nie na darmo się jest Marysią Zuzią, no nie?

-Co to ma z nim wspólnego?
-Nawet nie wierz jak dużo. Pokrzyżowałaś mi plany dziewucho!
Aha. Będzie się teraz zwierzał. Jak zwierzę.

-A, więc… to ty! To ty wrzuciłeś tą [tę] kartkę! Już się z tego nie wykaraskasz. Wszystko im powiem!
-Mów i tak ci nie uwierzą.
CO?! Mi nie uwierzą?! Mi nie uwierzą?!
Ci, ci!

No i nie uwierzyli!
A to durnie! Na tle tych głuptasków esmeraldowa głębia mądrości i przenikliwości jest jeszcze głębsza i przenikliwsza.

-Esme, co ty wymyślasz! To jakieś chore wymysły czternastolatki!
-Może i mam czternaście lat, ale wiem i rozumiem więcej od ciebie! – wrzasnęłam
Zgadnijcie, na kogo wrzasnęła i komu nawrzucała od głupców?

Albus pokręcił głową.
A ja ciężko wzdycham.

-Zawiodłaś mnie…
-Nie, Albusie. To ty mnie zawiodłeś. Nie wierzysz mi: okej. Sama doprowadzę wszystko do końca bez WASZEJ pomocy! –zawołałam trzaskając drzwiami
Jest lepsza! Jest po prostu ultramegasuperhiper i sama da radę wszystkiemu. Ten dureń Potter nie zrobiłby nic bez pomocy kilku nauczycieli, członków Zakonu Feniksa oraz przyjaciół.
Bo ja sama wszystko wiem
I śniadanie sama zjem,
I samochód sama zrobię,
I z wszystkim poradzę sobie!

No tak, ale Potter jednak nie był na "ty" z dyrektorem Hogwartu. Cienias.
Pierwsze zadanie Turnieju - smoki. Zobaczmy, jak Esme poradzi sobie z rogogonem węgierskim!

Rogogon przypominał wielką czarną jaszczurkę z kolczastym ogonem i skrzydłami. Ku mojemu zdziwieniu jego żółte ślepia nie pałały nienawiścią, a zainteresowaniem.
Dym z pyska układał się w napis: I LOVE YOU!
Był różowy i woniał fiołkami.

Powoli do niego podchodziłam starając się go nie spłoszyć.
Smok mógłby nawiać na sam widok.

-Spokojnie… Nie chcę zrobić ci krzywdy…Chcę tylko to złote jajo… -szepnęłam patrząc prosto w żółte ślepia
- A kopa w rzyć chcesz? - zapytał smok wyjątkowo uprzejmie.

Smok parsknął [rozbawiony], a z jego nozdrzy wyleciały kłęby pary. Przełknęłam ślinę patrząc z lekkim przestrachem na wielką jaszczurkę.
"To tylko jaszczurka. Mała jaszczurka. To tylko fikcyjny smok. To tylko fikcyjny ogieeeeeeee..."

Nagle smoczyca przybliżyła do mnie łeb, na co wszyscy jak na komendę umilkli. Ostrożnie wyciągnęłam dłoń i poklepałam ją po pysku.
O, jedzonko! Samo przyszło!
W samą porę, bo miałam już dosyć konserw po rycersku.

Wszyscy wstrzymali powietrze patrząc na mnie jak na nienormalną.
Nawet smok mrugał znacząco i dyskretnie kreślił pazurem kółko na czole.

Rogogon zachowywał się jednak bardzo przyjaźnie. Odruchowo się uśmiechnęłam głaszcząc dalej lśniące czarne łuski.
Robiąc jednocześnie smokowi gili-gili palcem po podniebieniu.

W tej chwili tuż koło nas grzmotnęło i zobaczyłam jasny blask.
To sam Zeus wkuropatwił się wreszcie.

Przez chwilę nic nie widziałam i nie słyszałam. Coś odepchnęło mnie i z impetem upadłam twarzą na coś bardzo twardego.
Byłam oszołomiona. Po chwili wrócił mi słuch, wzrok jednak nadal pozostał zamglony.
I rozsądek też zamgliło. Resztę widzów zaś zemdliło.


Słyszałam wrzaski i ryk smoka. Wszystko mnie bolało, a z niewielkiej rany na ramieniu ciekła strużka krwi tak samo jak z rozciętego łuku brwiowego i wargi.
Nie ma obawy - uraz nie pozostawi blizn i nie wpłynie na urodę Marysi Zuzi.


Gdy tylko wzrok mi się wyostrzył pod szarpnęłam się do góry i uskoczyłam w bok.
Widzicie? Wystarczylo podskoczyć. A Potter uganiał się na miotle jak gUpi.
A smok grzecznie poczekał, aż się dziewczę ocknie.

Poczułam na policzku gorący podmuch ognia. Rozwścieczona smoczyca zaatakowała mnie ogonem, przed którym nie zdążyłam w porę uciec. Kolce jeszcze bardziej rozszarpały mi ranę na ramieniu. Krzyknęłam z bólu i wyciągnęłam przed siebie różdżkę. Powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy:
-Teneo!
- O, kur*opatwa! [Przepraszam, ale to było pierwsze, co mi przyszło do głowy]
I nagle nad smokiem zmaterializowała się winda z Seksmisji i rozgniotła go na placek. Jaszu, jesteś genialny!

Smok nagle się zatrzymał.
Ze zdumienia wrył się pazurami w ziemię.

Wyglądał tak jakby go ktoś trzymał na ciężkich, grubych łańcuchach a on nie mógł nic na to poradzić.
Oglądało się Shreka, oglądało!

Podniosłam się ociężale z ziemi. Cały czas trzymałam się za ramię. Bez problemu wzięłam złote jajo wśród radosnych krzyków i braw.
-Brawo! To niesamowite! Tak trudne zaklęcie! BRAWO! –krzyczał Ludo Bagman, który robił za komentatora
No widzisz Jaszu, Potter musiał uganiać się na miotle, bo gUpi był i nie znał taaaakich trudnych zaklęć. Zawsze mi się wydawało, że on nadaje się tylko na fizycznego.

[Pomijamy dalsze dwa rozdziały poświęcone flirtom Esme z Dracusiem.]

Znacie? Więc posłuchajcie.
I wynotujcie na karteczkach pięć elementów, jakimi różni się ten tekst od fragmentu powieści:

-Już naprawdę nie mam siły! –zdenerwowałam się
Siedziałam na kładce, a tuż obok mnie siedzieli Draco i Blaise.  Blondyn trzymał złote jajo i zastanawiał się, jaką ono skrywa tajemnice.
(...)
-E tam. Dajmy sobie z tym spokój. –odparł Zabini wrzucając jajo do jeziora
-Zabini! –ryknęłam
Jezioro nie było już od dawna pokryte lodem, ale woda w nim była nadal lodowata. Ściągnęłam z siebie płaszcz i wskoczyłam do wody.
Czujemy się lekko rozczarowani, że Esmeralda nie wpadła na pomysł rozwiązywania zagadki w przytulnej łazience prefektów, oczywiście w uroczym towarzystwie Malfoya.

Pod wodą jajko samo się otwiera, a z jego głębi płynie przepowiednia na żywca przepisana z książki.

Malfoy rycersko nurkuje i wyciąga Marysię Zuzię z lodowatej toni.
 -Nie chcę tego słuchać! Jazda do skrzydła szpitalnego! –warknął pomagając mi wstać.
Ani ja, ani Zabini nic więcej do niego nie powiedzieliśmy…
Esme ofoszyła się za brak należnego szacunku w głosie, a Zabini pluł sobie w brodę z powodu straconej szansy.

[Drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego. Zaznaczmy, że w przeciwieństwie do Harry'ego, Esme od dawna wiedziała, że powinna wykorzystać skrzeloziele oraz gdzie je znaleźć.]
W końcu dopłynęliśmy do miejsca gdzie nie było żadnych roślin a same kamienie, do tych właśnie kamieni byli przywiązani ludzi.
A to co, nabrała akcentu od francuskich kuzynek?

Draco, Cho, Gabrielle i Hermiona. Oczywiście miałam wyrzuty sumienia i zamiast od razu odwiązać Malfoya i odpłynąć, trochę poczekałam.
Niech się porządnie odmoczy.
I tak już stracił przytomność, więc te parę minut więcej niedotlenienia...


Gdzie jest Fleur?! Wtedy poczułam, że moje płetwy zaczynają powoli zanikać. Cholera… Odwiązałam szybko blondyna i już miałam odpływać, gdy moja pieprzona moralność kazała mi zostać.
Ona wbrew sobie samej jest taka szlachetna. Inaczej po prostu nie potrafi.
Nie chce, ale musi.

Oczywiście, że jej nie zabiją, ale trzeba będzie znowu wchodzić po nią do wody…
Zrezygnowana wyciągnęłam różdżkę i przecięłam jej linę.
Widzicie grymas na jej twarzy? To przewracanie oczami i odymanie usteczek?

Jakiś tryton coś tam się pluł, na co elegancko pokazałam mu środkowy palec.
Środkowy palec Malfoya. No cóż, jeśli oburzony taką elegancją tryton miał coś odgryzać, to chyba lepiej topielcowi.

[Po wykonaniu zadania]

Dokładnie w tym momencie z tłumu wyszła Rita Skeeter ostatnia osoba, którą chciałam widzieć.
-Pani Black może dwa słowa dla Proroka Codziennego?
-A nawet cztery słowa: Odpierdol się ode mnie!
Taaa, a ten cienias Potter zdobył się tylko na "Tak, może pani usłyszeć ode mnie słówko. Nawet dwa: Do widzenia!"

[Ostatnie zadanie turnieju. Część w labiryncie pomijamy, gdyż jest niemal identyczna z książkową. Do Pucharu docierają Cedrik i Esme, świstoklik przenosi ich na wiadomy cmentarz. Scenę na cmentarzu też znamy, z jedną oczywiście różnicą: speszony Glizdogon wykorzystuje krew Esme do ceremonii wskrzeszenia Voldemorta. Czy zadziała?]


Z kotła wyszedł odrodzony Lord Voldemort…
No i kurde, zadziałało!

-Kimże ona jest?! Gdzie jest Harry Potter?! –zapytał swego sługi
Za co ja wam, do biurwy nędzy, płacę?


-Już ty dobrze wiesz, kim ja jestem! –warknęłam próbując uwolnić się z więzów
- A jeśli nie wiesz, to zaraz się dowiesz. A jak się dowiesz, to popamiętasz!

Voldemort obszedł mnie na około.
-To, kim jesteś? –syknął
Popatrzył na dziwne, gadające to. To na niego też popatrzyło. I zagadało:

-Esmeralda Black. –odparłam hardo
Znasz mnie! To ja! O mnie mówi przepowiednia! Że co? Że nie było o mnie żadnej przepowiedni? Nie szkodzi, zaraz jakąś wymyślę!

Jego oczy zwężyły się.
Znaczy, pokryły się cienką błonką, a źrenica stała się pionowa?
Albo ze zdziwienia wysunęły się z oczodołów jak węże z jamy. Po prostu - miał gały na dość długich, wijących się szypułkach.

-Zajmę się tobą później. –odparł
Tylko wepchnę sobie oczy palcami na miejsce.

Po kilkunastu minutach na cmentarzu zaroiło się od postaci w czarnych pelerynach i srebrnych maskach. Śmierciożercy… Odpowiedzieli na jego wezwanie. Wyciągał niektórych na środek i publicznie znęcał się nad nimi. Kretyni! Dawali mu tą pieprzoną satysfakcje i wrzeszczeli jak małe dzieci.
Natomiast Esmeralda nie da mu żadnej satysfakcji. Nie liczcie na to.

Po kilku minutach miałam dość.
Nuda. Nuda.
-Skończ to Voldemort! Nie mam zamiaru zapuścić tu korzeni! –krzyknęłam
Ej, ej! Tu jestem! Przestań zajmować się głupotami i zwróć uwagę na mnie!


Wszyscy umilkli patrząc na mnie z niedowierzaniem. Czternastolatka odważyła się powiedzieć coś takie Czarnemu Panu?
W tylnych rzędach zaczęto błyskawicznie obstawiać zakłady - Avada, czy jakieś wolniej działające i bardziej bolesne zaklęcie?
Jak pamiętamy, crucio niestety nie wchodzi w rachubę.
*Konspiracyjnym szeptem* Pssst! Ale Voldek o tym nie wie!
Za chwilę się dowie! Ale nie uprzedzajmy faktów. *chichocze szyderczo i złośliwie*

Voldemort odwrócił się w moją stronę. Jego oczy ciskały gromy.
Okoliczne nagrobki padały jak kłosy w żniwa.

-Jesteś harda, ale pyskata. Podobasz mi się.
Jak powszechnie wiadomo, Voldek słynął z tego, że wysoko cenił osoby niezależne i mające własne zdanie (znaczy no, harde i pyskate).

-Wybacz, ale nie umówię się z tobą na randkę. –prychnęłam
Jeszcze jestem za młoda, by rodzić twoje córki!

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu Voldziu zaśmiał się mrohnie.
Mojemu też. Kanoniczny Voldek powinien w tym momencie, w stanie najwyższego wkurwu, rzucać avadami na prawo i lewo - zależało mu przecież na krwi Harry'ego, by przełamać w ten sposób jego magiczną ochronę, a tu dostał taką Esme, od której może co najwyżej złapać wirusa marysuizmu.


-Crucio! – krzyknął Voldi celując we mnie różdżką
Niektórzy źle znoszą odmowę, powinnaś o tym wiedzieć.
A to wymyślił! Schematyzm reakcji Voldemorta jest zadziwiający.


Poczułam ten ból, ale pobyt w Azkabanie nauczył mnie przezwyciężania go. 
-Przepraszam mówiłeś coś? –zapytałam Lorda bawiąc się różdżką
I ostentacyjnie wydłubując nią brud zza paznokci.

Wyglądał na zdziwionego i rozwścieczonego. Ja zaś miałam niezłą zabawę.
-Wybacz, ale to nie robi na mnie wrażenia. –mruknęłam
Okay, so you're Lord Voldemort?
That don't impress me much.
Okay, so you've got Deatheaters?
That don't impress me much.


-Z tego, co pamiętam rodzina, Black’ów była mi przychylna. Może się do nas przyłączysz?
Odrzuciłam głowę do tyłu i wybuchnęłam gromkim śmiechem.
Ja też, prawdę mówiąc.
Patrzcie! Prosić ją będzie.

Najlepsze, że ona już ma gotową ciętą ripostę:

-Zabawny jesteś. Myślisz, że przyłączyłabym się do twojej bandy morderców? Jakbyś nie wiedział zabili mi matkę, przez co mam do nich pewne uprzedzenia. Straciłeś dobrze rokującą Śmierciożerczynie. A teraz wybacz, ale mam rachunki do wyrównania. Incarcerous!
Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć grube liny oplotły Glizdogona.
Z kieszeni wyciągnęłam laskę dynamitu. Uwielbiam środki wybuchowe.
I tak je noszę przy sobie na wszelki wypadek - dynamit w kieszeni, granat w plecaku i nitrogliceryna w obcasach.
Zwłaszcza w czasie Turnieju takie substancje mogą się przydać. Gdyby jury próbowało mieć inne zdanie, to werdykt werdyktem, a zwycięstwo musi przypaść Esmeraldzie.

Podrzuciłam ją do góry i wycelowałam różdżką.
-Bombardo!

Efekt był wspaniały! Większość Śmierciożerców odskoczyła od miejsca wybuchy przewracając tym samym swojego pana.
Och, jak to dobrze, że dbasz o rozładowanie napięcia za pomocą Elementu Komicznego! Bez tego zgryźlibyśmy paluchy do kości!
A tu takie fajerwerki i gombrowiczowska "kupa"!

[Esme wraca do Hogwartu wraz ze związanym Glizdogonem oraz trupem Cedrika]

-Czyżbym zobaczył w twoich oczach strach? –powiedział [Moody] z paskudnym uśmiechem na ustach
Uniosłam wysoko brodę.
-Nie, to przez tą niestrawność… Po za tym, kogo niby mam się bać? Ciebie? Voldemorta? Powiedz!
O większego trudno zucha
Niż ta Esme, cud - dziewucha!
Ja niczego się nie boję
I przed Voldkiem hardo stoję!
Dementorzy? Te jełopy
Mogą lizać moje stopy!
Czci mnie bogin, szyszymora
Oraz każda inna zmora,
A strasznego Ponuraka
Wychowałam od szczeniaka!



Przycisnął swoją różdżkę do mojej szyi.
-Śmierci. Jej się boisz?
-Nie, już od kilku lat na nią czekam.
Ach, te zmęczone życiem czternastolatki...

-Chyba się wreszcie doczekasz. Gdy pozbędę się ciebie Czarny Pan wynagrodzi mnie sowicie.

*Analizatorzy biorą węzełki ze swym skromnym dobytkiem, kije pielgrzymie w garści i idą szukać sensu.*

1. Voldemort lekceważy Esmeraldę, bo generalnie jest mu potrzebna jak grzybica stóp, więc Moody nie ma co liczyć na wynagrodzenie.
2. Albo wręcz przeciwnie - ona strasznie działa mu na nerwy i Voldemort pragnie osobiście ją usunąć. W takim przypadku tym bardziej nie zapłaci, a jak się wścieknie, to jeszcze może obić.
Myślisz, że Esme zdążyła zaleźć mu za skórę gorzej niż Harry? W sumie coś w tym jest, o Potterku coś się ostatnio cicho w tym opku zrobiło, czyżby Esme przejęła także jego rolę jako spodziewanego pogromcy Voldemorta?
Właśnie. Wyobrażasz sobie reakcję Voldemorta na wieść, że główny jego przeciwnik zginął z ręki kogoś innego, na przykład prof. Umbridge i nie może się nad nim poznęcać? Przecież nie zapłaciłby, tylko co najwyżej - odpłaciłby jej pięknym za nadobne...
Zniszczyłaś mi zabaweczkę! Crucio! Sectumsempra! Avada!

Zaśmiałam się głucho.
-Jesteś żałosny. –powiedziałam
- Kto? Ja? - mruknął Szalonooki szyderczo.

Jego oko zwęziło się niebezpiecznie.
To szalone, wirujące wokół swej osi?

-No dalej, zrób to. No zabij mnie!
-Avada…
-Drętwota!
No nie... Jak można komuś przerywać w pół zaklęcia? A tak fajnie szło.

Drzwi otworzyły się z hukiem, a Moody’ego wyrzuciło na drugi koniec pokoju. W otwartych drzwiach pojawił się Severus, Albus, Remus…i Syriusz. Wszyscy stali w gotowości do ataku.
I jak zwykle zjawili się za późno.

-No nareszcie! Ile można wdrapywać się po tych schodach? –zapytałam podnosząc się ociężale z ziemi
Dlaczego podnosiła się ociężale? Czyżby "niechcąco" oberwała drętwotą od wujka?

-Ona to chyba jest z kamienia! On mógł cię zabić, a ty…Ty ledwo się tym przejęłaś! –powiedział Remus z delikatnym uśmiechem
To nic nadzwyczajnego. Po prostu sygnał o niebezpieczeństwie wciąż jeszcze szuka mózgu.


Przebierańcem okazał się Barty Crouch Junior. Podstępem został uwolniony z Azkabanu. Udało mu się przezwyciężyć czary ojca i z radością wrócił na służbę do Voldemorta. Przebrał się za Alastora
Tak. Przebrał się za aurora, jak w karnawale na bal maskowy.

a jego samego zamknął w skrzyni.
Po wyjęciu ubrań Szalonookiego, w kuferku zrobiło się trochę miejsca, więc tam go wepchnął.
Przebrał się. Zamknął w skrzyni. Pięknie jest patrzeć, jak aŁtorka w jednym momencie radośnie lekceważy kanon, a znowuż w innym opisuje sytuację tak, że bez jego znajomości ni cholery nie można zrozumieć, o co tu biega.

Cała intryga była uknuta na Pottera, ale wtedy ja weszłam im w paradę i pokrzyżowałam wszelkie szczwane plany zagłady.
A teraz proszę mi wytłumaczyć w prostych, żołnierskich słowach, dlaczego fałszywy Moody widząc, że jego plan nie wypalił, kontynuował go przez cały rok, zamiast pomyśleć nad innym sposobem dostarczenia Harry'ego Czarnemu Panu?



[Syriusz zostaje uniewinniony, a Esme wprowadza się na Grimmauld Place.]
Za mną rozległ się rozdzierający krzyk. Przerażona upadłam na schody i spojrzałam na wielki obraz przedstawiający jakąś staruszkę. Afrodyta to z niej nie była. Miała pożółkłą skórę, duże wytrzeszczone oczy i czarne przyprószone siwizną włosy.
-Plugawi zdrajcy rodu! Wynocha stąd!
-Co proszę? [ty stary, brzydki babsztylu! - dodała w myśli Marysia Zuzia]
-WYNOCHA! Nędzne kreatury, zdrajcy krwi!
-NIE MUSI PANI WSZESZCZEĆ! –zawołałam przekrzykując jej wrzaski
Kobieta na chwile umilkła mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem.
Zatkało ją z oburzenia. Wyobrażacie sobie siusimajtkę pouczającą nestorkę rodu, że się niestosownie zachowuje?
Oj no, komu jak komu, ale mamusi Black należało się.

-Tak się składa, że mam doskonały słuch i nie musi pani tak wrzeszczeć! Ja wszystko słyszę! A po za tym uważam, że zachowuje się pani okropnie! Kto to widział?! Kobieta w pani wieku zachowująca się jak przedszkolak! WSTYD! –wydarłam się
Czy ktokolwiek jeszcze miał wątpliwości co do tego, że Esme jest wzorem kultury, dobrego wychowania i szlachetnych obyczajów?
Owszem, ale z drugiej strony - nie sądzę, by do damy na obrazie dotarł subtelniejszy komunikat. Nawet Syriusz kazał jej po prostu się zamknąć.


Przez chwilę mierzyłyśmy się wściekłymi spojrzeniami. Kobieta podniosła dumnie podbródek i prychnęła ironicznie. Zasłony w połowie zjedzone przez mole drgnęły i zasłoniły obraz.
I tak oto Esme spacyfikowała mamusię Black. Myślicie, ze to koniec? Ależ skąd. Po tak dobrych początkach trzeba iść dalej i całkiem nawrócić ją na drogę miłości i tolerancji dla całego świata.
-Momencik! Powinnyśmy porozmawiać.
-Nie będę rozmawiać z taką szumowiną jak ty!
Czyli klasyczne "gadał dziad do obrazu, a obraz do niego ni razu".

-Tak się składa, że pani nie jest wcale lepsza! Przecież należmy do tej samej rodziny!
-Ja…!
-Proszę dać mi dokończyć! Rozumiem, że jest pani na nas zła. W końcu to pani dom i uważa pani, że postępujemy wbrew pani zasad i ideałom, ale czy zastanowiła się pani kiedyś nad tymi ideałami?
My, Esme przeszliśmy na pluralis maiestaticus. Mamy marysuizm w tak skoncentrowanym wydaniu, że można nożem kroić. 
Ewentualnie wzięła na siebie wypowiadanie się w imieniu własnym, ojca oraz reszty Zakonu Feniksa, goszczącej na Grimmauld Place.
E, nie wierzę, że ktokolwiek poza nią jeszcze się liczy.

Uważa pani, że mugole są od nas gorsi i powinni zginąć. To przecież głupota, gdzie tu jest logika?! To zwykły rasizm, po za tym mugole dokonali wielu odkryć, co oznacza, że są istotami rozumnymi. Są tacy jak my.
Są naszymi młodszymi, opóźnionymi w rozwoju braćmi, nad którymi powinniśmy pochylić się z troską i poprowadzić ich ku światłu cywilizacji! Ach, ciężkie jest Brzemię Czarodzieja!

Oni są ludźmi i my także nimi jesteśmy! W każde wakacje wyjeżdżam do różnych krajów, nie biorę ze sobą różdżki i żyje tak jak normalni ludzi.
A z kim ty sierotko Marysiu-Zuziu wyjeżdżasz co rok na wakacje? I dlaczego bez różdżki?
Może z pannami Delacour? Znów jej się akcent włączył.

Wie pani, jakie ich życie jest ciekawe? Jak niebezpieczne i pełne adrenaliny?
Te pociągi, tramwaje, krojenie sera nożem, kolejki na poczcie...
- A wie pani - Esme zniżyła głos - że mugolskie kobiety chodzą do FRYZJERA, który obcina im włosy NOŻYCZKAMI?!

Oni nie mogą wyleczyć się jednym zaklęciem, muszą na wszystko uważać, a mimo tego robią naprawdę niezwykłe rzeczy!
Była pani kiedyś w cyrku? Wie pani, że mugole potrafią żonglować kolorowymi piłeczkami? Wie pani, jakie to ekscytujące?!

Pani mąż też musiał, choć trochę lubić mugoli, skoro miał fortepian i z chęcią uczył się na nim grać.
E? A to w czarodziejskim świecie nie znają fortepianów?
Znają, ale tylko takie magiczne. Mieszczą się w kieszeni i dmucha się w otworek na końcu.

Nie uważa pani, że można żyć z mugolami w zgodzie?
Oczywiście. Pod warunkiem, że będą znali swoje miejsce. Tak samo jak skrzaty, gobliny i cała reszta tej hołoty.

Patrzyła na mnie jak na kompletną kretynkę, ale nagle jej wzrok złagodniał, a usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
-Jestem starą kobietą i ty moja damo mnie nie zmienisz.
DLATEGO WOOOOOON Z MOJEGO DOMU, SZLAMO, SZUMOWINO, ZDRAJCZYNI KRWIIII!!!


***
A teraz dowiemy się, dlaczego Esme widzi testrale!

-Nie pamiętam ile miałam wtedy lat, nigdy nie uważałam, że to miało jakiekolwiek znaczenie.
Nie, wcale. To tylko czasoprzestrzeń się zapętla, a chronologia w opku leci na zbity pysk.

Razem z mamą mieszkałyśmy w jakiejś starej ruderze, Remus proponował nam abyśmy zamieszkały u niego, ale mama nie chciała go niepokoić.
Taki miły eufemizm na "wybacz mój drogi, ale nie zamieszkam pod jednym dachem z wilkołakiem!"
Niepokoić go mógł jedynie zsynchronizowany w czasie atak wilkołactwa i "comiesięczna słabość" Flory. O Boru. Jedno krwawi, drugie wyje...


Pewnej nocy ktoś do nas przyszedł. Mama dała mi swoją różdżkę i kazała schować się w szafie. Wiedziała, że nawet z różdżką nie da im rady, to po niej umiem przewidywać przyszłość.
Hyhy. Mamusia taka przewidująca - a jednak wyszła za faceta, którego rok-dwa później skazano na dożywocie?
Oddała dziecku różdżkę, sama za to uzbroiła się w pogrzebacz. Aha.

Powinnam była uciec, bo w szafa pełniła rolę wyjścia awaryjnego, ale coś mi nie pozwalało.
Cóż, trony w Narni zostały zajęte, więc portal się zamknął, proste.

Nie widziałam zbyt wiele, ale widziałam i słyszałam jak zabili moją mamę.
Jak pamiętamy z pierwszej części analizy, za śmierć matki Esme odpowiedzialny był Peter Pettigrew - a zatem nasza boCHaterka powinna mieć w tym momencie od kilku miesięcy do najwyżej półtora roku.

Byłam mała i przerażona. Wyszłam na dwór i zaczęłam uciekać. Jeden z Śmierciożerców usłyszał mnie.  Zaczął mnie gonić, przewróciłam się [bieganie z pieluchą między nogami nie jest najłatwiejsze], stanął nade mną, miał różdżkę w dłoni, zaśmiał się i wtedy coś we mnie pękło.
Pampersy są przereklamowane.

Wypowiedziałam dwa słowa, które uśmierciły moją mamę. Może przez to, że tak bardzo go nienawidziłam zaklęcie zadziałało, zabiłam go.
Straszliwa jest siła nienawiści dziecka wychowywanego bezstresowo!


***
[Esme zwierza się Lupinowi ze swych wątpliwości związanych z Voldemortem]

A Voldemort? Przecież… Miał okazje… Mógł mnie zabić…, Czemu nie rzucił na mnie naprawdę bolesnego Cruciatus? Co mu przeszkodziło?
To miłość, Esmeraldo - to miłość. Zachwycił się Twoją wszechmegasuperekstra wyjątkowością i srrru! I już mamy Voldemorta Samo Dobro.


-Widzisz… Wtedy… Na cmentarzu Voldemort walnął mnie Cruciatusem, tylko, że… To wcale tak bardzo nie bolało. Dałam radę i się nie ugięłam, ale… Przecież to Voldemort! On musi umieć rzucać naprawdę dobre zaklęcia.
No, może nie aż takie jak ja, lecz wystarczająco dobre, bym to doceniła!

-Widzisz…, Aby zaklęcie niewybaczalne zadziałało trzeba naprawdę nienawidzić. Może…, Bo ty umiesz budzić w ludziach pozytywne emocje, umiesz ich do siebie przekonać, bo ty po prostu wierzysz w ludzi. Nie da się ciebie nie lubić…
Może… Nawet w Voldemorcie udało ci się obudzić resztkę jego człowieczeństwa? Może już nie potrafił tak bardzo cię nienawidzić? Może, dlatego nie chciał tak naprawdę twojej krzywdy?
A może tyś się naćpał, Remusie, bo bredzisz jak potłuczony?
Zamiast eliksiru łagodzącego objawy wilkołactwa, chlapnął naparu z blekotu i tak mu się porobiło.

Tak nawiasem mówiąc wychodzi na to, że jestem gorsza od Voldemorta, bo za nic nie potrafię obudzić w sobie sympatii dla bohaterki! *oddala się kontemplować mroczną stronę swej duszy*

Wierzę w ludzi. Voldemort… Teraz jesteśmy do siebie tak podobni. Połączeni więzami swojej krwi… Czy wtedy naprawdę obudziłam w tobie ludzkie uczucia?
Widzicie? Transfuzję Dobra mu zrobiła. Dożylnie.


[Kolejne rozdziały przynoszą nam streszczenie piątego tomu HP (pamiętamy, by zastępować imię "Harry" przez "Esme", prawda?), wzbogacone o wyliczenie kolejnych podbojów panny Black (Malfoy, Zabini oraz pewien młody centaur). Ciach. Następnie, dzięki wskazówkom, które daje jej portret matki, Esme odnajduje pewną Tajemniczą Księgę]

Witaj drogi wędrowcze! Jeśli czytasz tą książkę oznacza to, że wywodzisz się z rodu w niej opisanym.
Nie, droga aŁtorko, robienie błędów gramatycznych nie sprawi, że tekst będzie brzmiał bardziej tajemniczo. Ani bardziej archaicznie.

Zanim zaczniesz czytać zastanów się czy na pewno tego chcesz. Odmieni to twoje życie diametralnie.
E tam. Po ramsztajnowych opkach mój MUSK jest już doskonale odporny, mogę czytać wszystko.

Dawno temu, kiedy to kobiety chodziły w długich sukniach i nie miały swoich praw,
Bo później wywalczyły prawa i krótkie kiecki.
Jedno z drugim jest nierozerwalnie związane.

żyła sobie Arabella. Była wysoka, szczupła i miała niezwykłe hebanowo czarne włosy. Uchodziła za najpiękniejszą pannę w okolicy. Jednak nie wszyscy wiedzieli, że jest ona czarownicą i to niezwykłą czarownicą. Zdolna i pracowita, posiadała także dar jasnowidzenia.
Pracowita czarownica budzi uzasadniony lęk. Wyobraźcie sobie taką pszczółkę, co zaiwania przez cały dzień, krowom mleko odbiera, sprowadza grad, warzy dekokty, rzuca uroki, zamawia sraczkę, ucina wisielcom palce, wytapia świece z martwych noworodków, okadza pola, truje grzyby, nocami wodzi po bagnach, a w wolnej chwili oddaje się darowi jasnowidzenia i przepowiada chłopstwu rychłą śmierć ich ulubionej świni...
Albo szkockiemu wodzowi, że zostanie królem.

Każdy mężczyzna o niej marzył, ale ona nie była nimi zaciekawiona. Nudził ją, ich zachwyt i oddanie. Bawiła się ich uczuciami, ale żadnego nie pokochała.
Wiedziała, że każda miłość kończy się albo szczęśliwie, albo małżeństwem.Ale do tego niepotrzebny jest dar jasnowidzenia.

Pewnego dnia na jednym z balów spotkała młodzieńca imieniem Franz. Był inny od wszystkich. Przystojny arystokrata owszem zwrócił uwagę na piękną Arabellę, ale był wobec niej chłodny i nie miły. Właśnie, dlatego dziewczyna zakochała się w chłopaku i postanowiła być z nim za wszelką cenę.
Swoją drogą, to rozkoszne, że Tajemnicza Mroczna Księga Sekretów okazuje się zwykłym harlequinem...


Nie długo później para zakochała się w sobie i jak to w takich opowieściach bywa pobrali się. Nie wzięli tylko pod uwagę Sophii, byłej narzeczonej Franza, która jak się wydawało była szarą myszką. Jednakże, gdy tylko się dowiedziała, że Arabella urodziła córkę imieniem Jenny, wściekła się i rzuciła na ród Arabelli straszliwą klątwę.
Zerwanie ścierpiała, ślub ukochanego ścierpiała, ale... coś się zmieniło, gdy dowiedziała się, że córka to Jenny.

Według klątwy każda kobieta z rodu, będzie piękna i niezwykła, zakocha się tylko w mężczyźnie, który będzie od niej podobny
Co znaczy "od niej podobny"?
Mniej więcej to samo, co "do niej różny".

urodzi córkę, ale nigdy jej nie wychowa.
To znaczy wychowa, ale bezstresowo, w powszechnym rozumieniu.

Zginie krzywdząc swoje dziecko i męża, a także każdą osobę, jaką pozna.
Żal mi pani Krysi z warzywniaka.

Na nieszczęście klątwa zawsze się spełnia.
Dlatego też jest klątwą. Po to się je rzuca, aby się spełniały.

W takim razie, proszę mi wytłumaczyć - po jakie obciążenie był jej dar jasnowidzenia?
Żeby wiedziała, co ją czeka i martwiła się na zapas.


Nie ma od niej ucieczki. Nie jednokrotnie matki, jeśli zdążą zakazują córką się zakochiwać, jednak żadna nie słucha…
Uroda błędów wciśniętych w jedno zdanie odbiera finałowi Księgi Tajemnic całą zaplanowaną mroczność i budzi jedynie śmiech.

***
[Podczas wycieczki do Hogsmeade, Esmeraldę zaczepia Cho Chang]
-W zeszłym roku byłam tu z Cedrikiem.
Mimowolnie wzdrygnęłam się. Przed oczami pojawił mi się obraz przystojnego Puchona, który zginął ratując mnie…

-Wiesz on zawsze był w tobie zakochany… W sumie to ja go zmusiłam, aby ze mną chodził… Zawsze czułam się od ciebie gorsza. Z resztą, która z dziewczyn się tak nie czuje? Jesteś w końcu idealna. Wszyscy chłopcy się w tobie kochają.
Wszyscy chłopcy, wiele dziewcząt, testral, smok i mandragora
Hagrid, Lupin, Snape, Minerwa. I Voldemort. Od wieczora.

Dementorzy, skrzaty, sowy, stwory zwykłe i magiczne
I na koniec Jeż Kolczasty, choć ten tylko platonicznie.



***
"Potter, czy ty nie rozumiesz, że jesteś tu całkiem niepotrzebny?" - odcinek n+1.
-Co mam zrobić?! –zawołałam
-Syriusz chce abyś pouczyła mnie oklumencji. –odparł spokojnie Potter
-Chyba w twoich cholernych koszmarach!  -odparłam wściekle
-Musisz. Muszę to umieć, aby pokonać Voldemorta…
Co prawda Dumbledore sugerował, żeby uczył mnie Snape, ale gdzie mu tam do twojej biegłości!

-Tylko tak gadasz!
-Co? –zamrugał zdziwiony
-„Pokonam Voldemorta.” – przedrzeźniałam go – Kłamca! Wcale go nie pokonasz, bo musiałbyś go zabić, ale nie potrafisz!
Nie to, co ja. Co wieczór ćwiczę Avadę i inne Niewybaczalne. Zauważyłeś, że wokół zamku lata znacznie mniej sów, prawda?
I dżdżownic też jakby mniej.
I Neville nie ma już swej ropuchy...

Jesteś papierowym bohaterem, który dużo obiecuje, a mało [mleka] daje.
Potter szeleści papierem, a Marysia Zuzia pilnuje dobowego udoju. Nie, proszę Państwa, źle się dzieje...

-Przecież walczyłem z nim! Jeszcze zanim się pojawiłaś! Wiem, że dam radę go pokonać.
Uu, Potter, masz przechlapane. Jak śmiesz przypominać Mary Sue, że dokonałeś czegokolwiek bez jej pomocy?


-Czy jego śmierć coś zmieni?! Powiedz mi?!
Hm, wydawało mi się, że w świecie czarodziejów to nawet całkiem sporo... Ale widać tylko mi się wydawało.
Esmeralda jest jednak nieco "inna" - ona w Voldemorcie widzi uosobienie dobra, empatii i łagodności.
Chyba ktoś jej powinien wytłumaczyć, że Lupin, jak robił jej tamten wykład, był naprawdę ostro naćpany.


Czy ludzie wtedy przestaną się zabijać? Czy to rozwiąże wszystkie problemy?
Nie, kurnać, nie przestaną, więc dajmy sobie spokój, nie róbmy nic, bo i tak nie powstrzymamy całego zła na Ziemi. Siądźmy biernie na tyłkach i czekajmy, aż śmierciożercy przyjdą nas wykończyć.


-Nie, ale…
-Ale co?
-Przynajmniej przestanie zabijać mugoli!
-Ta jasne, bo Śmierciożercy to grzeczne pieski, które po morderstwie Voldzia skulą ogony i pójdą do budy?
Nawet jeśli nie, to śmierć szefa powinna ich nieco osłabić, prawda, moja ty słodka pacyfistko?

-Morderstwie?
-A jak mam to nazwać?! Przecież to też będzie morderstwo tylko gazety ładniej to nazwą.
Moooogę jej przypierdzielić moim młotem bojowym, moooogę?

W ogóle, kto wymyślił podział na dobro i zło? Na czerń i biel? Na światło i mrok? Przecież to bez sensu.
No i poleciała herezją manichejską.
Kurnać, ty mała kre... krewniaczko Blacków, filozofuj sobie dalej, a w tym czasie Voldek i jego peleryniarze po cichutku opanują świat... Zaraz! A może o to właśnie chodzi naszej Esmeraldzie?


***
Okazuje się, że Voldiemu nie przeszła ochota na bliskie spotkanie trzeciego stopnia z Esmeraldą. Na rozkaz ojca Draco wywabia ją z Hogwartu, a śmierciożercy porywają. Esme obojętnie znosi miotane w nią klątwy, bo bardziej boli ją złamane serce. Tymczasem skruszony Malfoy wraz z Zabinim i Gwardią Dumbledore'a wyruszają na wyprawę ratunkową. Rozpoczyna się ostateczna walka w Ministerstwie...

W tym momencie usłyszałam huk. Pojawiły się kłęby czarnego dymu, z którego wyszedł sam Lord Voldemort.
Scena jak na koncercie Michała Wiśniewskiego.
Tak. Brakuje jeszcze tylko chórku girlasek z piórami w tyłkach.
Ale za to mamy Bellatriks.

Wszyscy jak na komendę zamilkli, panowała kompletna cisza…
-Potter. –syknął Czarny Pan mierząc nienawistnym spojrzeniem Harry’ego
Wyżej wymieniony [rewelacja! wyż-wym, jak w pismach zarządu gminy do właścicieli posesji!] lekko się wzdrygnął, ale podniósł różdżkę tak jakby szykował się do pojedynku.
Ale tylko tak jakby. Nie czarujmy się!

Voldemort zaśmiał się okrutnie i na nowo rozpoczęła się bitwa. Byłam zbyt zajęta Voldemortem i Potterem
Zajęta? Zapatrzyła się jak cielę w malowane wrota?
Latała wkoło trajkocząc: Przestańcie! Natychmiast przestańcie! Przecież jest w was Dobro! Uściśnijcie sobie dłonie! Peace & love & rockandroll! Oraz dragi... Oraz... nie, nie. Mówimy o Voldku i Harrym. Nie.

Byłam zbyt zajęta (...) by dostrzec, że Bellatriks podeszła do mnie.
I zagaiła: Cześć Zuzia, co robisz?

Jednym ruchem odwróciła mnie w swoją stronę i wbiła w brzuch sztylet, aż po rękojeść. Wrzask zamarł mi na ustach, ktoś wrzasnął za mnie. Był to Riddle. Zachwiał się i złapał za brzuch.
O. Esme w roli ludzkiej laleczki voodoo. Tego jeszcze nie grali!
Dlaczego! Dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł?!
Prawda? Obydwoje za jednym zamachem... *pogrąża się w marzeniach*

Już wiadomo, dlaczego crucio rzucone na cmentarzu jakoś mu nie wyszło. Widocznie sam oberwał tak, że nie miał ochoty na więcej.


-Teraz nikt nam już nie przeszkodzi. –syknęła mi do ucha Lestrange
Pójdziemy za kotarkę, prawda kwiatuszku?

Odepchnęła mnie od siebie. Uderzyłam w twardą posadzkę. Ból, który rozchodził się po moim całym ciele był nie do wytrzymania. Obróciłam głowę w lewo i spojrzałam na walczących. Voldemort cały czas się chwiał. On również czuł ten ból. A więc… A więc to pokrewieństwo jest większe niż myślałam, ale to oznacza…, że jeśli on umrze to ja także… Poczułam, że słabnę….
Ja przepraszam, że zakłócam tak dramatyczną scenę głupim pytaniem, ale... skoro Voldek z powodu ich "więzów krwi" tak mocno odczuwał wszystko, co działo się z ciałem Esme - to jak sobie radził z jej miesiączkami?

Podbiegli do nas Zabini i Remus. Obydwoje wyglądali na przerażonych.
*Poziewając lekko* Standardowe pytanie - skoro "obydwoje", który był kobietą?

-Możesz jej jakoś pomóc? –zapytał Malfoy Lupina
-Tak, ale… to dość ryzykowne…
-Mów, co mamy robić. –odparł Blaise
-Zabini złap ją za ramiona, ty Malfoy wyciągniesz sztylet, kiedy ci powiem.
I niech się w spokoju wykrwawi. Zapamiętaj, Drogi Czytelniku: noża z rany się NIE WYCIĄGA.
A jeśli to jedyny sposób, żeby z niej wyjąć flaczka?
Po co Ci jej flaczek?
Mnie na nic, ale może Hagrid będzie chciał zrobić sobie skrzypce...

Odwróciłam głowę.
Błagam niech go zabije. Niech Potter go zabije. Błagam…
E? A po co właściwie? Przecież to i tak nic nie zmieni?

-Malfoy gotowy?
-Tak…
-Już.
Draco złapał za sztylet i jednym ruchem wyciągnął go. Mój wrzask wymieszał się z wrzaskiem Voldemorta.
TERAZ! TERAZ HARRY! –zawołałam w myślach
Mignęło mi zielone światło. Zabił go… Zabił.
No nie. Tyle starań, tyle rozpychania się łokciami i kopania po łydkach bohaterów kanonicznych, tyle superhipermegaultrazajebistości i Potężnych Mocy... i wszystko po to, żeby ostateczny, rozstrzygający walkę cios zadał ten nędzny Potter? Tak się nie godzi!



Jeśli jednak sądzicie, że przy tej okazji zginęła też Esme - nic bardziej mylnego! Jak powszechnie wiadomo, Marysójki żywotne są jak perz na polu i giną dopiero wtedy, gdy Wena aŁtorki uda się na zasłużony urlop. Ta tutaj była aktywna jeszcze przez wiele długich rozdziałów, podsuwając aŁtorce coraz to nowe Elementy Komiczne (wyraźnie inspirowane TYM FANFIKIEM. Cóż, skoro nie można już było przerabiać kanonu, trzeba było zrzynać skądinąd). My jednak pożegnamy w tym miejscu słodką Esmeraldę, niech cieszy się zasłużoną nagrodą w postaci Dracusia...


Z Grimmauld Place pozdrawiają przebrani za aurorów:
Kura z trzecim okiem na sznurku, Jasza z laleczką voodoo i Maskotek-bogin, co się opił blekotu i gada do obrazu.


10 komentarzy:

Miśmiś pisze...

Gdy tylko wzrok mi się wyostrzył pod szarpnęłam się do góry i uskoczyłam w bok.

*moim skromnym zdaniem wzrok mógł jej się wyostrzyć nawet NAD, nie tylko POD :D * ogólnie pokwiczałem się i twierdzę ZDECYDOWANIE TWIERDZĄCO ( a może nawet mniej niż przecząco ;o) ), że skoro nosiła nazwisko BLACK to musiała być jakąś potomkinią REGULUSA- Niecniusza-Naprawiusza... Zaczynam być uzależniony od tych waszych komentarzy do blogasków..

Anonimowy pisze...

• World Ruler

To było ciekawe, i mam na myśli zarówno opowiadanie, jak i spiralę nienawiści tam na dole. Rozjaśniliście mi skandynawską noc polarną całkiem skutecznie.
Esme wzbudza we mnie dziwne, odległe skojarzenia z Ebony z "My Immortal". To pewnie przez wszechzajebistość, którą obie sobą prezentują.
Co do Panny J. natomiast, to nie do końca ogarniam Jej agendę, chociaż przeczytałam komentarze. I chcę tylko powiedzieć, że fakt, że prawie każde opowiadanie potrafilibyście obśmiać jest dla mnie w porządku, bo to samo robię z książkami i filmami (reakcje moich znajomych są różne). Czasami zastanawiam się, co byście powiedzieli na niektóre rzeczy, które sama piszę, ale chyba każdy czytający analizy na SuS ma taką manię prześladowczą.
Pozdrawiam i nie zmieniajcie się.

• bestiaZua


Szkoda mi Panny_Jarzębionowej, bo mogła przynajmniej użyć jakiejś bramki proxy, kiedy pisała komciaa, wcielając się w Piotra...

• Adwokat



Hej. Bardzo nam się podoba Wasz blog - czytamy go od pewnego czasu i niesamowicie nas rozśmiesza, w związku z czym postanowiłyśmy również
spróbować swoich sił w analizowaniu, mimo że nie mamy na tym polu żadnego doświadczenia. Boimy się trochę, czy z tego nie wyjdzie
totalna klapa, więc mamy do Was prośbę, drogi zespole USS SuS: W najbliższym czasie ukaże się nasza pierwsza analiza. Czy mogłybyśmy Was prosić, żebyście weszli i powiedzieli, co sądzicie na jej temat? Byłybyśmy bardzo wdzięczne za opinię naszych mentorów.
Oto adres naszej analizatorni:
www.stowarzyszenie-rewolwerowcow.blogspot.pl
Pozdrawiam,
Adwokat z zespołu S.E.R.a

• Tajemniczy Wielbiciel


"Z kieszeni wyciągnęłam laskę dynamitu."
Coś mi to przypomina... "Piękna koszula, nowa?" -"Niee, wyprana w *TADAAAAM* Perwollu!"

• Demon z Otchłani


Komentarze ubawiły mnie bardziej niż sama analiza.
:-D
Na Jadowite Ukąszenie Belzebuba, uśmiałem się jak nigdy.

Pozdrawiam z Czeluści.

• Atle


@Kura: Ach, rockman Justin, który rzucił wszystko, by ożenić się z Polką? Justin Flash?
Kojarzę, kojarzę. Toż to od jego analizy zaczęłam regularnie czytać Susa.
Dziękuję za pomoc.

• Sineira


Och, jaka szkoda, że ominął mnie taki milusi flejm:( Przecież nic tak dobrze nie leczy moich kompleksów i kryzysu wieku średniego, jak nieprofesjonalne przejechanie się po czyimś udawanym poczuciu wyższości;)

Anonimowy pisze...

kura z biura


@Atle: Assapan gościła u nas trzykrotnie, najpierw z opkiem o moskiewskiej demonolożce-wampirzycy (analizy 94 i 95) a następnie o rockowym gitarzyście (analiza nr 125).

• Atle

No żeby mnie takie starcie ominęło?! Wstyd i hańba!

Assapan?
Ktoś mnie oświeci? ;>

• gumochłon


...tanie trolle są dobre, bo są dobre i tanie...

• Boonie


Analiza boska jak zawsze, ale czytając komentarze frustratów też można się nieźle uśmiać :D

• mikan


Jak się robi prowokację, to trzeba to robić z głową. Taka wtopa z IP, ach jej... Gratuluję sprytu.

• Dzidka


IMHO kogoś, kto poświęca czas i siły na stworzenie podobnej prowokacji, istnienie SuS-a musi naprawdę bardzo męczyć, wkurzać i boleć :)


• Tinwerina Miriel


Hi, hi! Po IP ich poznacie :)

• die_Kreatur


..."A co, nie można mieć dwóch nicków?"

• kura z biura


...a Piotr jest kolejnym wcieleniem mającym na celu sprawdzenie, czy za opinię pochwalną pogłaskamy po głowie i zachwycimy się mądrością jego słów?

• kura z biura


Assapan, no proszę, to Ty? IP nie kłamie ;)
Ekhm, no to generalnie nie dziwi mnie krytyczna opinia ani agresywny ton...

• tess

lobo, ale jak prowadzić merytoryczną dyskusję z kimś, kto zarzucił garść sloganów do obalenia z palcem w nosie? :P

Jarzębinóweczko, dałyśmy się nabrać? Seriously?

Polecam mój komentarz: "E tam, zfiksowałyście, boście dawno trolla nie miały", post wysłany: "Wto 1:21, 28 Gru 2010" :)

http://www.sierzantundsaper.fora.pl/o-blogaskach-ogolnie,19/nasze-starcia-z-altoreczkami,402-350.html

Mogę mówić wyłącznie za siebie, bo motywacji innych nie znam - dla mnie dyskusja z kimś, kto się miota jak ryba na haczyku, żeby tylko nie wpaść do siatki, to zabawa. Pusta, motywowana niskimi instynktami zabawa. Ot, taka świadomość, że ktoś tam się rzuca, coś niby chciałby przekazać (czy prowokuje, czy nie), ale mu nie wychodzi, a jako argumentów używa pustych sloganów. I znowu się podstawia, i jeszcze...! Tylko, niestety, takie zabawki się szybko psują. Ty też się popsułaś i zwisa mi i powiewa, czy to od początku była prowokacja, czy na szybko odwróciłaś kota ogonem. Ziew.

• kura z biura


Ok, skoro to była prowokacja, to teraz zeznawaj jak na spowiedzi - co NAPRAWDĘ myślisz o analizowaniu ogólnie, a tym blogu szczególnie? Faktycznie przeczytałaś wszystko? Jakie są Twoje refleksje? Serio pytam.

• Panna_Jarzębinowa


Szczerze? To była prowokacja. Ciekawiło mnie czy dacie się ponieść. No i proszę. Jak małe dzieci. Gdyby na moim blogu pojawił się "troll" to nie zwróciłabym na niego najmniejszej uwagi. Jak widać, gdy się uderzy w stół to nożyce się odezwą!

Nie przejmuję się Waszymi opiniami bo często jesteście w błędzie. I Wy także powinniście, ale jak widać uderzyłam w celny punkt!

Piotrze, dziękuję za minimalną obronę, chociaż widzę, że i tak trafiłeś do grona wielbicieli...

Anonimowy pisze...

Piotr


Muszę stwierdzić, że nie każdy docenia dobrą i wyszukaną krytykę. Ja natomiast i owszem. Bardzo podobają mi się Wasze teksty, które są tak idealnie dopasowane do kontekstu, że nieraz krztusiłem się kawą.
Co do Panny_Jarzębinowej, to być może jej nie chodzi o to, że akurat tutaj ludzie analizują źle, czy też chamsko. Być może sama dama umiałaby lepiej. Kto to wie?
Ostatecznie można się spytać, czy kobieta nie została gorzej potraktowana przez innego bloga z analizami?
Dopatrywałbym się tutaj nie złośliwości z jej strony, a może jakiejś rady? Chociaż rzeczywiście nie umie Panna_Jarzębinowa przejść do sedna i chwieje się jak gruszka na wierzbie.

Pozdrawiam analizatorów. Tak trzymać.


• die_Kreatur

@Panna_Jarzębinowa
"Łatwo oskarżać i analizować, etykietować i szufladkować, prawda?"
Ano właśnie niekoniecznie. Czy raczej: łatwo, ale jeśli się nie ma wiedzy i predyspozycji, wychodzą cuda na kiju. Oskarżać, etykietować, szufladkować i zwłaszcza analizować trzeba umieć, bo w innym wypadku jest to nic innego niż zwyczajne partactwo, a z partactwa pożytek żaden. Zapewniam Cię, że niewiele jest w internecie naprawdę dobrych ocenialni i jeszcze mniej analizatorni.

• lobo


@tess, nie przesadzajmy, Panna_Jarzębinowa nie jest zwyczajnym "chamskim" trolklem, w przeciwieństwie do tego Pisaka z jego rzekomą parodią Pottera i "bulem".
Sami wiecie, że działalność analizatorksa jest kontrowersyjna i skierowana docelowo do tej samej grupy, do której trafia humor serialu "House M.D." - złośliwy, zgryźliwy i cyniczny. Nasza oponentka wyraźnie nie łapie konwencji, jej prawo, to nie powód, żeby rzucać kamieniami. Mogłabym powiedzieć, że w takim razie, po co co czyta, skoro ją tak boli, ale ile razy sama męczyłam się z książką tylko po to, żeby potem z czystym sumieniem skrytykować? Więc mała, mroczna część mnie ją rozumie. Inna sprawa, że to nie jest merytoryczna dyskusja tylko zwyczjane idem per idem wałkowane z obu stron.

• Dzidka


Koleżanki i Koledzy, a dajta Wy se spokój.
Nie traktuję jako partnera do dyskusji kogoś, kto oburza się na zanalizowanie nawet takich cudów, jak Milenka/Marlenka czy Justin-Z Liścia-Mamusi.
Bo przecież panna nie zarzuca, że niesprawiedliwie zanalizowałyśmy jakieś konretne opka, które wg niej mają jakieś tam wartości lub potencjał. Nie, ona czepia się analizowania jako takiego, bo jest chamskie i niesprawiedliwe i w ogóle nieuzasadnione.
A to, wybaczcie, w kontekście większości zmasakrowanych tutaj opek, po prostu śmieszy :) Tak samo jak brak znajomości polszczyzny (zapewne Milenka zna ją lepiej od nas) i profesjonalizmu (może nas czegoś nauczy) oraz argumentacji (w przeciwieństwie do ważkiego "koń by się uśmiał").
Zatem pozwolicie, że oddalę się do szukania kolejnych opek do roztarcia :-P

• szprota


Oj, czyli się nie doczekam przykładów? Mój Boru, a ja naprawdę chciałam wiedzieć, gdzie popełniam błędy i je naprawić, bo ogólnej uwagi "jesteście nieprofesjonalni i się znęcacie" nie mogę traktować poważnie. I've heard this before.
Szkoda, że Panieneczka Jarzębinóweczka (chyba mogę sobie pozwolić na taką poufałość, skoro stałam się już Szprotką?) nie ma argumentów poza "mnie to nie śmieszy". Ponieważ postaci poświęcające się z cierpiętniczą miną (por.: Panna Jarzębinowa czytająca nasze analizy bez przyjemności vs święta Gabriela Poznańska) nigdy do mnie nie przemawiały, państwo pozwolą, że sobie ziewnę.

Anonimowy pisze...

kura z biura


No proszzzz, ja sobie poszłam spać, a tu się taka wojna rozpętała. Spanie jest złe.
Do jednego muszę się koniecznie odnieść, Panno Jarzębinowa.
>1) Każdy kto ma jakieś opowiadanie i dałby je pod "skrzydła" tejże ekipy zostałby tak samo zanalizowany jak te "perełki" widniejące w linkach po prawej stronie.
Otóż nie. Jest wiele opowiadań, które pod nóż nie trafiły i to nie tylko dlatego, że zabrakło nam czasu, chęci czy mocy przerobowych. Czego NIE zanalizujemy?
a. opowiadań dobrych,
b. opowiadań, po których wyraźnie widać, że pisało je dziecko; to się da odróżnić,
c. prowokacji.
Tyle, że tej "selekcji negatywnej" po prostu nie widać i czytelnik SuSa nie ma pojęcia, ile blogów przejrzał analizator, zanim wybrał ten konkretny.
Nawiasem mówiąc, poprawność ortograficzno-gramatyczna też jeszcze nie decyduje o tym, że opko jest dobre. Może na przykład zawierać tak irytującą Mary Sue jak nasza Esme; bądź też dorosłych bohaterów zachowujących się jak dzieci itp. gwałty na sensie i logice. Na to też zwracamy uwagę. Nawet bardzo.

• tess

"Każdy kto ma jakieś opowiadanie i dałby je pod "skrzydła" tejże ekipy zostałby tak samo zanalizowany jak te "perełki" widniejące w linkach po prawej stronie."

Już samo to, że te "perełki" są opowiadaniami fatalnymi świadczy o tym, że jesteś w błędzie. Przecież dobrych tekstów też w Internecie dostatek, a jakoś nie zostały zanalizowane.

"nie mam ochoty wyjaśniać dlaczego uważam, iż genialni aŁtorzy tego bloga plują na wszystkich (przepraszam, na wszystkich tych, którzy na to "zasługują") bloggerów próbujących szczęścia w pisaniu."

Rzeczywiście, nie ma potrzeby tego wyjaśniać, ponieważ tego nie robią.

"Zazwyczaj gdy nie rozumiem jakiegoś kawału to proszę o wyjaśnienie.
Czy to znaczy, że aż tak źle jest ze mną?
Chryste! Zaiste muszę poczytać więcej dowcipów!"

Nierozumienie dowcipów może świadczyć o dwóch rzeczach:
- o braku poczucia humoru,
- o braku inteligencji.
Cóż... sama oceń, czy to źle.

"Łatwo oskarżać i analizować, etykietować i szufladkować, prawda?"

Analizowanie jest akurat czymś niełatwym, czego dowodzi choćby to, że niewielu osobom udaje się robić to dobrze. O reszcie się nie wypowiem, bo jak na razie to Ty w tych kwestiach rej wodzisz w tej dyskusji. Nie będę wchodziła w Twoje kompetencje odnośnie etykietowania, szufladkowania i oskarżania.

"Chyba "zakotwiczę" się na dłużej. Zachęciliście mnie do tego i to ze zdwojoną mocą! :)"

Zachęcam! Dawno nie było tu tak prymitywnego trolla.

"Naprawdę żadni kabareciarze nie zostali postawieni przed sądem za jakieś oszczerstwa?"

Co ma kabareciarz do oszczerstwa? Słownik języka polskiego albo poprawnej polszczyzny zalecam. W dużych ilościach.

PS. Ciekawa jestem, jak wygląda pisanie "doktoratu z języka polskiego". Mam nadzieję, że mnie oświecisz w tej kwestii, skoro tak lubisz pouczać innych.

• akurat


A co do zdrabniania nicku, chodziło o Szprotę, nie o Pigmejkę. Napisałaś "Szprotka".

Anonimowy pisze...

Panna Fru Fru


A o jakiej gilotynie prawisz? Czy ktoś tu kogoś błotem obrzuca? Pisze wprost, że autor durny i lepiej, żeby za pisanie czegokolwiek (oprócz kartek świątecznych do cioci Wiesi) się nie zabierał? To internet, wolność słowa i poglądów. Ktoś lubi aŁtoreczki, ceniąc ich wątpliwe (według mnie) umiejętności, a ktoś inny pokazuje błędy, jakie popełniają. Ja wychodzę z założenia, że jeśli coś jest przedstawiane publicznie, to również publicznie może być skomentowane, taki jest przywilej internetu. A jeśli już się coś publikuje, nie wypada, po prostu nie wypada, robić błędów, czy to ortograficznych, czy interpunkcyjnych, czy jakichkolwiek innych. Sama, korzystając z dobrodziejstw współczesnej techniki, wypowiadasz się publicznie, blog nie musi Ci się podobać, bo nie, konstruktywna krytyka mile widziana, ale, uwaga!, konstruktywna, a nie na zasadzie "nie, bo tak, bo nie, bo ja, BO."

• Panna Fru Fru


A o jakiej gilotynie prawisz? Czy ktoś tu kogoś błotem obrzuca? Pisze wprost, że autor durny i lepiej, żeby za pisanie czegokolwiek (oprócz kartek świątecznych do cioci Wiesi) się nie zabierał? To internet, wolność słowa i poglądów. Ktoś lubi aŁtoreczki, ceniąc ich wątpliwe (według mnie) umiejętności, a ktoś inny pokazuje błędy, jakie popełniają. Ja wychodzę z założenia, że jeśli coś jest przedstawiane publicznie, to również publicznie może być skomentowane, taki jest przywilej internetu. A jeśli już się coś publikuje, nie wypada, po prostu nie wypada, robić błędów, czy to ortograficznych, czy interpunkcyjnych, czy jakichkolwiek innych. Sama, korzystając z dobrodziejstw współczesnej techniki, wypowiadasz się publicznie, blog nie musi Ci się podobać, bo nie, konstruktywna krytyka mile widziana, ale, uwaga!, konstruktywna, a nie na zasadzie "nie, bo tak, bo nie, bo ja, BO."

• Pigmejka


"Ja tylko sobie dumam o tym, że czasami złośliwość nie popłaca..."
Z tego co widzę, na razie brakiem grzeczności i umiejętności rzeczowej dyskusji wykazujesz się Ty.

A Doda nie jest kabareciarzem, lecz popkulturową celebrytką, jej wyczyny są tylko pogonią za szokowaniem publiczności i służą zyskaniu popularności, a nie krytyce czy parodii pewnych zjawisk. Nie ośmieszaj się używaniem takich argumentów.

• Panna_Jarzębinowa


aż tak Was uraziłam?
Przepraszam najmocniej...
Pigmejka - przecież taki jest jej nick. A ja tylko użyłam odmiany jej ksywki zwracając się do niej.
Ach, mój Boże, Ty to widzisz i nie grzmisz.

Śmieszność? Naprawdę? A mnie się zdaje, że ten blog jest ośmieszający. No cóż, pewna jestem, że analiza przetrwa... choćby niedoskonała, ale jednak zostanie!

• Panna_Jarzębinowa


Dziękuję za tak gorące powitanie! Kłaniam się w pas!

Naprawdę nie użyłam przecinka? toż to skandal! Zasługuję na wychłostanie batem!

A tak na poważnie, to w komentarzu błąd zjawić się może. Gorzej gdyby ujawnił się on w opowiadaniu. Czy zgodzisz się ze mną Fru Fru? Chyba, że i to i to zasługuje na gilotynę? sama już mam mętlik w głowie...

Ach, jak miło "pokonwersować" z inteligentnymi ludźmi! Serce goreje i aż milej na duszy! :)

Anonimowy pisze...

Pigmejka


"Czuję się niemalże jak w sądzie! Nikt nie jest winny a tylu oskarżycieli. A ja przecież tylko wyraził swoją malutką opinię na temat tego szlachetnego bloga."
To Ty pierwsza wyraziłaś sąd. Kiedy wypowiada się jakąś opinię, wypadałoby ją poprzeć jakimikolwiek argumentami, inaczej narażamy się na śmieszność. Używasz tonu lekceważącego, tymczasem lekceważyć należy raczej takie wypowiedzi jak Twoja - skoro pozbawiona jest jakichkolwiek konkretów, które są podstawą każdej dyskusji.
Doprawdy, protekcjonalne zachowanie i ton wypowiedzi nie sprawi, że wydasz się mądrzejsza, albo że ktokolwiek przejmie się Twoim enigmatycznym uwagami. A zdrabnianie nicka nieznanej Ci internautki jest po prostu niegrzeczne. I to ty mówisz o klasie i estetyce wypowiedzi... Paradne!

• Tinwerina Miriel


Witamy w naszych skromnych progach. Bądź łaskawa, Panno_Jarzębinowa, nie spoufalać się i nie zmieniać niczyich nicków.

• Panna_Jarzębinowa


Pigmejko dobrze prawisz! :)
Ja tylko sobie dumam o tym, że czasami złośliwość nie popłaca... I tak jak ktoś wyśmiewa się z Nas tak i za jakiś czas to My możemy stać się pośmiewiskiem i to na dużą skalę...
Niezbadane są wyroki blogujących :).

Naprawdę żadni kabareciarze nie zostali postawieni przed sądem za jakieś oszczerstwa? Np. taka Doda, kobieta zuch!...
No cóż, nie każdy musi śledzić wydarzenia w gazetach, prawda? :)

• Panna Fru Fru

Witamy, witamy w naszych skromnych progach, Panno Jarzębinowa. A doktoratu z polskiego nie pisz, naprawdę. Zwłaszcza, że przed "gdy" (czyli wprowadzając zdanie podrzędne) stawiamy, zgodnie z obowiązującymi zasadami, przecinek. Jeśli tak skrupulatnie wyłapujesz cudze błędy, pilnuj się.
• Panna_Jarzębinowa


Czuję się niemalże jak w sądzie! Nikt nie jest winny a tylu oskarżycieli. A ja przecież tylko wyraził swoją malutką opinię na temat tego szlachetnego bloga.
No tak, przyznałam, że to nie blog z ocenami, toż to jest blog z analizami.

Naprawdę Szprotka prosiła? Cóż za niedopatrzenie z mojej strony. Korzę się i biję w pierś. A więc, Szprotko, nie mam ochoty wyjaśniać dlaczego uważam, iż genialni aŁtorzy tego bloga plują na wszystkich (przepraszam, na wszystkich tych, którzy na to "zasługują") bloggerów próbujących szczęścia w pisaniu.

Zazwyczaj gdy nie rozumiem jakiegoś kawału to proszę o wyjaśnienie.
Czy to znaczy, że aż tak źle jest ze mną?
Chryste! Zaiste muszę poczytać więcej dowcipów!

Waćpanno, a pani nie zdarzy się nadużywać jakiegoś powiedzonka? Naprawdę jest panienka taka nieskazitelna?

Łatwo oskarżać i analizować, etykietować i szufladkować, prawda?

Najserdeczniejsze pozdrowienia dla fanów tego "blogaska". Jak tutaj wesoło! Chyba "zakotwiczę" się na dłużej. Zachęciliście mnie do tego i to ze zdwojoną mocą! :)

Anonimowy pisze...

Pigmejka


Osoby, które ewidentnie nie umieją pisać, ale mimo to publikują swoje "dzieła", muszą spodziewać się, że ktoś może skrytykować ich prace. Kabareciarz, komik czy karykaturzysta wyśmieje i sparodiuje sytuacje czy osoby, które na to zasługują - zaś analizator wyśmieje zasługujący na to tekst. Tak - "zasługujący", ponieważ analizator bierze na warsztat tylko źle napisane prace - takie, którym krytyka się należy. Poza tym, analizy to też "nauka przez zabawę" - jest to po prostu bardziej dosadne wytknięcie uchybień, a co za tym idzie - czytelnikowi analizy bardziej zapada w pamięć, jakich błędów nie robić, jak NIE pisać. I jeśli ma się wystarczająco dużo dystansu, można wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski i bardzo wiele się dzięki niej nauczyć.

• Tinwerina Miriel

Panno_Jarzębinowa,
Po pierwsze, to nie ocenialnia i autorzy ocenianych "dzieł" nie zgłaszają ich sami do analizy.
Po drugie, nie Dulce, a Szprota prosiła o przykłady. Jeśli komuś zarzucasz brak profesjonalizmu, to warto podeprzeć to przykładem. Na razie mamy tylko Twoją czczą gadaninę.
Po trzecie, dlaczego analizatorzy mieliby wyjaśniać swoje "zgryźliwości"? Czy jak ktoś opowiada Ci dowcip, prosisz o jego wyjaśnienie?
Po czwarte, nudzisz Waćpanna z tym "koń by się uśmiał."

• Panna_Jarzębinowa


Doktoratu z języka polskiego jeszcze nie piszę.
To dobrze, że w dzisiejszych czasach istnieją ludzie tacy jak Kura z biura, którzy umiejętnie wytykają błędy innym.
Dziękuję, o pani!

Swoją drogą: "to inni tez mogą." Czyżbym zauważyła błąd w wyrazie "tez"? Zabrakło kropeczki? A może klawiatura się zbuntowała?
Skoro pisałaś idealnie w wieku jedenastu lat... Ho,ho,ho...

• Panna_Jarzębinowa


Gdybyście się zastanowili drodzy wielbiciele tychże aŁtorów to doszlibyście do zaskakującego wniosku:
1) Każdy kto ma jakieś opowiadanie i dałby je pod "skrzydła" tejże ekipy zostałby tak samo zanalizowany jak te "perełki" widniejące w linkach po prawej stronie.
2) Po co Dulce dawać mam Ci przykłady? Osoby z tego bloga, które tak "fenomenalnie" i "trafnie" analizują nie wyjaśniają swoich zgryźliwości.
3) Co do Kury z biura... Gratuluję tak "mądrej" wypowiedzi. Zero profesjonalizmu, zero jakiejkolwiek dobrej analizy z Twojej strony.

Naprawdę koń by się uśmiał.
Najserdeczniejsze pozdrowienia dla aŁtorów! "Indżoj" (po Waszemu)! ;D

Anonimowy pisze...

Pigmejka


Ja też prosiłabym o konkretne przykładu braku profesjonalizmu u analizatorów.

Ach, biedne pokrzywdzone początkujące pisareczki i pisarczyki z podciętymi skrzydełkami - ktoś szczerze wytyka im ich błędy, zamiast pocieszać i głaskać po główce ze słowami: "Wprawdzie w opowiadaniu roi się od błędów, gramatyka zdechła, logika podcięła sobie żyły, a styl zażył grzybki halucynki i lata po innym świecie... ale poza tym to nie jest źle, pisz dalej."

• tess

Droga Panno Jarzębinowa...

"Warto się zastanowić czy chcemy krytykować umiejętnie i poprzez "smagnięcie batem" dawać dobre rady, czy też od razu "zachęcać" autorów do zamykania blogów."

Jeśli ktoś nie umie pisać, to albo niech się nauczy, albo przestanie pisać i zaśmiecać Internet. Jeśli nie potrafi znieść krytyki - to już jego prywatny problem jako osoby, która swoją twórczość opublikowała (tak, Internet to też publikacja).

• kura z biura


Ja tu nie jestem od dobrych rad. Ja tu jestem od młota bojowego.

• szprota


A ja bym poprosiła o konkretne przykłady braku profesjonalizmu i znajomości języka polskiego. Oraz mieszania ałtorów z błotem.

• Dulce

A ja mogę dostać flaczka z Esme? Zrobię sobie z nim ołtarzyk, dostawię granatnik, focię Maskotka i będę składać ofiary z blogasków i czcić zakwikiem!

• Dulce


A ja mogę dostać flaczka z Esme? Zrobię sobie z nim ołtarzyk, dostawię granatnik, focię Maskotka i będę składać ofiary z blogasków i czcić zakwikiem!

• Panna_Jarzębinowa


Tak, rzeczywiście są to analizy...
Niemniej jednak warto zwrócić uwagę, że niektóre z blogów już "zanalizowanych" jak na zwyczajne opowiadania zapowiadają się bardzo dobrze i wręcz interesująco.
Zdumiewa mnie fakt, iż cała ekipa tak łatwo potrafi autorów zmieszać z błotem i sprawić, że ich chęci diabli biorą.
Warto się zastanowić czy chcemy krytykować umiejętnie i poprzez "smagnięcie batem" dawać dobre rady, czy też od razu "zachęcać" autorów do zamykania blogów.

Bawią mnie komentarze aŁtorów tego bloga. Naprawdę są dziecinne i przekomiczne. Czasami się zastanawiam czy oni aby na pewno wiedzą co piszą?
Najlepsze jednak jest to, że każdy z analizujących uważa się za cÓdo świata, genialnego pisarza lub co gorsza idealnego "analizującego". :D

KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ! Na zdrowie!

• lobo

To nie są oceny, tylko analizy. Wartościowanie, a więc wystawienie oceny, to etap końcowy, poprzedzony analizą i interpretacją. Z tego, co zauważyłam, członkowie USS SuS, prezentując nam fragmenty reprezentatywne dla danego bloga, okraszone swoimi komentarzami, pozostawiają kwestie oceny w gestii czytelnika.

• Panna_Jarzębinowa

Już dawno nie spotkałam się z tak durnowatym blogiem.
Przeczytanie waszych licznych ocen zajęło mi ponad dwa miesiące. Było jednak warto.
Powiem tak: niektóre oceny są słuszne, niektóre zaś powodowane obsesją, miesiączką albo co gorsza kryzysem wieku średniego.
Zero profesjonalizmu, zero dobrej krytyki.
Czytadło dla małych dzieci.
Pozdrawiam AŁtorów!


• Koyami


Niestety, tak samo jak Ewa jak dotąd przeczytałam jedynie dwa pierwsze tomy oryginalnej historii (ale próbuje czytać dalej. Niezbyt się orientuje w sytuacjach kanonicznych pozmienianych przez aŁtorkę co nie przeszkadzało mi w radosnym kwikaniu z superzajebistości Mery Sue. Analiza świetna jak zawsze.
Mam nadzieje że dla szanownych analizatorów będzie komplementem fakt że za Harrego Pottera wzięłam się tylko po to aby w pełni cieszyć się zamieszczanymi tu tekstami.

Anonimowy pisze...

• Koyami


Niestety, tak samo jak Ewa jak dotąd przeczytałam jedynie dwa pierwsze tomy oryginalnej historii (ale próbuje czytać dalej. Niezbyt się orientuje w sytuacjach kanonicznych pozmienianych przez aŁtorkę co nie przeszkadzało mi w radosnym kwikaniu z superzajebistości Mery Sue. Analiza świetna jak zawsze.
Mam nadzieje że dla szanownych analizatorów będzie komplementem fakt że za Harrego Pottera wzięłam się tylko po to aby w pełni cieszyć się zamieszczanymi tu tekstami.

• Agentka

Wspaniały blog, świetne analizy! Kochani, jesteście borscy! Zakwik mam do tej pory, chociaż czytałam analizę kilka dni temu.
Stało się - nieodwracalnie zostałam Waszą fanką.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)
• Hasz


A najlepsze w tym wszystkim jst to, że pokłady dobra w Voldku uwolniło pyskowanie i odzywki na poziomie gimnazjum.
Cud, że przebrnęliście.

• bestiaZua


"Czara wybuchała raz ogniem, raz śmiechem" - boskość. :D:D:D:D

• Atle



Ojejuniu! Dawno się tak nie ukwikałam. Z tak prawdziwą Marysieńką się jeszcze w życiu nie spotkałam! Nawet Voldzio ją pokochał! Tego to nawet Lucjuszowi nie życzę ^^.

• sin


szkoda, że to koniec. aż mi się smutno zrobiło. polubiłam Esme!
Jestem pewna, że ta klątwa na nią nie zadziała, bo ona będzie matką Boskiego EDŁARDA a nie córki xD

• kura z biura


• 79.187.69.74
@Ewa: w takim razie jeśli coś jeszcze jest niejasne - pytaj!

• Ewa


@ kura z biura

Nie mogę pamiętać, bo przeczytałam tylko dwa pierwsze tomy Pottera i w ogóle mnie nie wciągnęły. Dlatego z niczym mi się nie kojarzyły te wille.
• Croyance


O mamusiu, co za boChaterka! Alez mnie wkurzyla, a jednak wciaz czekalam, az wykorzysta swoje mozliwosci i bedzie sie w wilka zamieniac ... a tu nic :-D

• kura z biura


@Ewa: kanoniczna Fleur była wnuczką WILI (przez jedno L!) a więc miała w sobie 1/4 krwi tych magicznych istot. Jeśli nie pamiętasz, w 4 części HP wile przedstawione są jako cudownie piękne żeńskie istoty, uwodzące wszystkich mężczyzn swym czarem, lecz jednocześnie groźne.

• Ewa


O co mogło chodzić z tymi willami mierzonymi w ćwiartkach?

• Lobo


Że co?! AŁtorka bezcześci jeden z najkomiczniejszych ficków wszechczasów?!
Analiza borska. Ukwikałam się, co świetnie działa na ten stres przedwigilijny. Bogatego worka analiz od Maskotka w stroju Mikołaja i opkowego Nowego Roku kochani analizatorzy! You made my year!

• zielona-ziuta


Uff, dotarłam do końca, wszechmocność Esme rozwijała się w takim tempie, że jeszcze dłuższy tekst mógł być niebezpieczny dla zdrowia.

Świetna analiza. Kurza wersja Stefka Burczymuchy, z Esme w roli głównej, znakomita :)

• mikan


Kurczę, ona ze zdania na zdanie robi się coraz bardziej wszechmegasuperzajebista! Roksana i pani psycholog przy niej wymiękają po prostu. Łoooj... przygniotła mnie i rozgniotła. Sękju za poprawę humoru tuż przed świętami :)

• Pigmejka


Ach, jaka piękna analiza! Jaka bohaterska i zdolna Mary Sue! A nade wszystko - jacy wspaniali WY! :D Brawo, mój Duecie Idealny - zrobiliście mi noc! ;D