sobota, 19 lutego 2011

68. Rycz, mała, rycz, czyli czekoladowe oczy Malfoya (1/2)


Drodzy Czytelnicy! Pierwszy rozdział tego dzieła niestety przepadł. Możemy jedynie domyślać się, że Hermiona i Draco trafili do jakiegoś innego świata, w którym, nie wiedzieć czemu, mają odmieniony wygląd. Autorka widać nie lubi typu nordyckiego, bo zamiast platynowo-stalowego Malfoya mamy tu kogoś o śniadej cerze i czekoladowych oczach. Hermiona natomiast szpanuje kruczoczarnem włosów swych skrzydłem. Co z tego wyniknie? Indżoj!
P.S. Opko było już obrabiane przez Ściany Niewiedzy (część 1, część 2, część 3), jednak w momencie ukazania się tamtej analizy, nasze prace były już na tyle zaawansowane, że zdecydowałyśmy się kontynuować.
http://lilia2003.blog.pl/

Analizują: Kura i
Sineira.
 
Haaa zadowoleni? Nowa notka. :D. Bedzie nieco ckliwie (buhehhe), moze akcja sie troszke poglebi, ale zreszta, to co ja bede pisac, zobaczycie sami.
Podejrzewam, że to raczej my się "poglebimy". Od nadmiaru ckliwości pospadamy z krzeseł.
Drogi Czytelniku, przygotuj chusteczki. Dużo chusteczek.
 
Chce podkreslic, ze widze, ze duzo Was tu wchodzi, a malo ktorzy zostawiaja komentarze (kochani, komentarze sa bardzo wazne buheheh bo wtedy motywuja mnie do dalejszej pracy, a tak to nie wiem czy mi sie chce pisac i dlatego wszystko tak dlugo trwa) i jest mi raczej przykro.
Nie chce Ci się, to nie pisz. To nie jest obowiązek. Na szczęście!
 
Nie mam talentu? Czy co? Macie mi (po przeczytaniu notki, buce kochane) pozostawic opinie. Co sadzicie. I tyle. Ja wiem co sie bedzie dalej dziac, siora tez :D:D:D A teraz cos baaaardzo waznego:
Buce kochane? Eeee... Mordo Ty moja!!!
 
WAZNE:
Jak juz w komentarzach poprzedniej notki zawiadomilam uprzejme towarzystwo, zmieniam styl pisania. Na jaki? Sami zobaczycie. Dosc pisania pamietnikowego.Dosc samej Herm, wazni tez inni. A teraz zycze wam milego czytania i duzo komentarzy sobie hehehhe
Te wybuchy śmiechu kojarzą mi się z klasycznym erpegowym "wioskowym głupkiem". Chociaż zaraz... Ach, już wiem! Beavis i Butthead!
 
KOCHAM WAS BUCE!
Też Cię kochamy, impertynentko.
 
OD TEGO KIEDY BEDZIE NOWA NOTKA, ZALEZY TYLKO WASZE ZACHECAJACE KOMENTARZE (o boze, ale ja sie upraszam) :D
Co fakt, to fakt. Wazelina kapie z monitora.
 
A tak poza tym, to jeszcze zycze Wam udanych Walentynek, mnostwa kartek, tajemniczych wielbicieli, a we wtorek to ja juz mam urodziny i koncze az 14 lat hehehehehhehehe MUA :*
Hm, opko jest dość stare, sprzed czterech lat. Ciekawe, co by dziś powiedziała ałtorka o swej młodzieńczej twórczości ;)

Rozdzial II - "Platek zasuszonej rozy II"
-Wcale nie chce stad isc.. -dodal jakby po chwili namyslu Draco, wypuszczajac jej biala dlon i przejezdzajac zimnym palcem po jej plonacym policzku. Odgarnal delikatnie czarne wlosy z jej czerwonych od placzu oczu i usmiechnal sie lekko.
Przytłoczona nadmiarem epitetów Sineira pochwyciła białą chusteczkę marmurową dłonią i otarła przezroczystą łzę z płonącego - a jakże! - policzka. Uśmiechała się szeroko. Prawdę mówiąc, rechotała radośnie.
 
Nie byl to usmiech drwiacy.
Ależ był!
Nie usmiech Malfoya.
Aaaa, no tak, Malfoya nie.
 
W tym momencie Hermiona przestala wierzyc juz we wszystko, a cala ta opowiesc Elisabeth wydawala sie jej calkowicie nierealna i pozbawiona sensu. Czula sie jak w ciemnym koszmarze, jak we snie pelnym wyblaklych slow i pustych nadziei. Wszystko pogarszalo jeszcze czekoladowe spojrzenie Malfoya i jego zimne palce na jej plonacym policzku.
O ile pamiętam, czekoladowe spojrzenie ma Kał-lic, Malfoy winien patrzeć stalowym wzrokiem! Nawet jeśli jest to Malfoy alternatywny.
To była czekolada nadziewana stalą. Coś jak dobrze wykuty bochenek krasnoludzkiego chleba.
 
Przymknela oczy, czujac swidrujacy wzrok Malfoya na swojej twarzy. Byla kruchym, zasuszonym platkiem rozy, ktory pod wplywem czyjegos dotyku rozpadal sie w tysiace drobnych kawaleczkow.
To znaczy... Była pomarszczona, wyblakła i pokryta kurzem? I pachniała stęchlizną?
Trzeba było używać Dove...
 
Niespodziewanie poczula cieple, slodkie wargi na swoich slonych od lez, czerwonych ustach,
Uhm, takie słodko-słone połączenia rodem z kuchni fusion są ostatnio bardzo modne.
Tak, słodko-kwaśny sos Knorr prosto z tytki.
 
a jej serce zamarlo z wrazenia, czujac jego jezyk, wnikajacy miedzy jej zeby, odbierajac jej rozum i sprowadzajac do oszolomienia, ktore ogarnelo nia tak nagle.
Zwinął jęzor w trąbkę i wyssał jej mózg.
Ślurp!
 
Zapominajac o calym swiecie, lapiac z trudem oddech i oplatajac cieplymi dlonmi Malfoya, Hermiona poczula, ze wszystko w niej plonie. Serce, ktore bilo jej do tej pory szybkim, nierownym tempem, zamarlo nagle, przepelniajac jej wnetrze glucha pustka, piekielnie klujaca.
Czas zgonu: 9.33
 
Rozlepila ociezale powieki i popatrzyla na Malfoya nieprzytomnym wzrokiem.
Na przyszłość polecam Sulfetamidum. Niezastąpione przy zapaleniu spojówek.
 
Stal spokojnie, wciaz trzymajac dziewczyne czule w talii, jego (tutejsze) czekoladowe oczy iskrzyly jakims namietnym blaskiem w bladym swietle swiec, a na czerwonych ustach drzal delikatny usmiech.
Stali tak dluzsza chwile, posrod mroku, w ktorym rozblyskaly wesolym ogniem miedziane plomyczki w ciemnobrazowych lichtarzach, posrod kojacej zmysly ciszy, przerywanej tylko muzyka rozszalalego deszczu, lamacacego obficie w okiennice i posrod stykajacych sie niesmialo spojrzen, ktore wyrazaly wiecej niz tysiace slow.
Borze Liściasty, jakie to piękne! Dusza ma, wzruszona urodą owego opisu, trwa w zachwycie.
 
Hermiona wyraznie czula, jak w swej skolowanej duszy rysuje sie nowe, gorace uczucie. Czarna dziura, w ktora wpadla, zapowiadajaca pasmo klotni, nieszczesc i nienawisci. Gdzies tam, w resztkach swej wyobrazni, ktorej zostala brutalnie pozbawiona przez jeden pocalunek, widziala brazowe oczy Rona, iskrzace gniewem i smutkiem. Ale to nie mialo znaczenia. Nie teraz.
No ba. Kudy tam zwykłemu brązowi do tych aksamitów i czekoladowości.
 
Malfoy zanurzyl swoje dlugie palce w jej rozwalonych czarnych wlosach, splywajacych falami po okraglych ramionach.
Rozwalonych. Uhm. Zapewne wybuchem granatu. Uwielbiam takie kiksy.
 
Owinal sobie ciemny lok wokol palca i popatrzyl dziewczynie gleboko w oczy, wprawiajac jej serce w ponowne, szybkie lomotanie oraz piekacy zar.
Był Kał-lic Deflorator, teraz przedstawiamy Wam nowego, oryginalnego boCHatera: oto przez Państwem (tadam!!!) Malfoy Defibrylator!
 
- Te zlotobrazowe sa jednak ladniejsze -powiedzial Hermionie wprost do ucha cieplym szeptem.
Może i były, ale przecież szanująca się mrochna bohaterka nie może mieć innych loków niż czarne!
 
To sprowadzilo ja na ziemie. Poczula sie tak, jakby ktos oblal ja kublem lodowatej wody.
Zmroził ją ciepłym szeptem. Coś jakby oksymoron?
 
- AAAA! -ryknela przerazonym glosem, z trudem lapiac oddech i rzucajac wystraszone spojrzenie ku zwierciadlu, ktorego zmetniale odbicie przedstawialo wlasnie ja sama i Malfoya, wtulonych do siebie i sklejonych, patrzac sobie namietnie w oczy.. Ją i MALFOYA!
Co Kropelka sklei, sklei, żaden Malfoy nie rozklei. Kropeleczka na czubeczku... tfu, mam skojarzenia.
 
- O rany boskie! -pisnela histerycznie, wyrywajac sie gwaltownie z jego uscisku i trzezwo ruszajac ku drzwiom, wciaz w stanie glebokiego szoku.
Oksymorony galopują niczym stado spłoszonych Kucyponków.
 
Wolala nie ogladac sie za siebie, oczami odzyskanej wyobrazni widzac jego zgorszona, drwiaca czy patrzaca na nia z ironia mine.
Uhm, patrząca mina. To jakaś nowa broń, prawda?
 
Rzucila sie otwierac drzwi, nerwowo szarpiac mosiezna, pozlacana klamke, po czym wybiegla jak oszalala na ciemny, wilgotny korytarz, dlawiac sie lzami upokorzenia.
Po cholerę ktoś pozłacał mosiężną klamkę?
Żeby było bardziej nowobogacko? Jak w pałacu Igora z Petersburga.


Byl wsciekly. Rzucil ponure spojrzenie na cholerne, obite w ciezka, zlota rame lustro i przyjrzal sie z uwaga w swoje odmienione odbicie. Na jego sniadej twarzy wybil sie szkarlatny rumieniec, ktory rozlal sie goracem po calej twarzy, a jego zaczerwienione wargi drgaly nerwowo i niebezpiecznie.
"Brum, brum" - zawarczał idiotycznie. Nie, nie mógł pozwolić tym wargom wyczyniać takich bezeceństw! "Brum" - wyrwało mu się ponownie. Cholerne drgające wargi!
 
To wszystko przez te cholerna idiotke. Nie potrzebnie pozwolil sobie na przelotne czulosci, i to w dodatku na jakiejs obczyznie, gdzie nie ma nawet swojego wygladu, ktorego tak lubil.
Nieszczęsny Biernik, okrutnie wzgardzony, ukrył się w gąszczu rozszalałych ozdobników.
Malfoy zaś zatęsknił za platyną i stalą.
 
Tu wygladal jak jakis przeklety aksamit.
Pół biedy, wszak mogło być gorzej, mógł wyglądać jak jakaś flanela!
Flanelka. Takie czułe, pieszczotliwe zdrobnienie od "szmata".
 
Czarna, lsniaca grzywka opadala mu ukosem na sniade czolo, na ktorym iskrzyly ponure, czekoladowe oczy, patrzace na wlasne odbicie z dzika zloscia.
Też bym się wkurzała, jakby mi nagle oczy na czole wyrosły. Może jeszcze na szypułkach?
(swoją drogą: co zostanie z kanonicznego bohatera, skoro odbierzemy mu nie tylko charakter, ale i wygląd?)
 
Malfoy przygladzil automatycznie grzywke, ktora spadala mu na oczy, myslac pogardliwie o Granger.
Myślące grzywki atakują!
Na samą myśl o Granger grzywka mu oklapła.
 
Bo w sumie, zawsze go w jakis sposob pociagala. Z ta swoja nieprzecieta inteligencja, zlotobrazowymi lokami i blyszczacymi, orzechowobrazowymi oczami wyrozniala sie posrod innych dziewczyn, ktore wydawaly sie Draconowi szare, nijakie i bez charakteru.
To już wiemy, gdzie w ciele ludzkim mieści się charakter.
 
Co prawda, Malfoy nie przepadal za szlamami, rozpamietujac w kolko nauki ojca (szlamy i mugole na stos), ktory byl jego autorytetem, jesli chodzi o sposob bycia, ale ona byla inna. Jeszcze niedawno przypadkowe dotkniecie jej reki, bylo czyms, o czym myslal ze wstretem na ustach.
Teraz zaś na usta wypełzły mu zmysły. Jak nieśmiertelnemu ordynatowi Michorowskiemu.
I zrobiły "brum".
 
Czekoladowym oczom Malfoya z glebokimi, czarnymi jak wylot strzelby zrenicami ukazal sie las, mroczny, cichy i pusty.
Und der Wald er steht so schwarz und leer,
Weh mir oh weh, und die Vögel singen nicht mehr...

Malfoy odwiódł, wycelił, nie czekając - wystrzelił!
 
Ciemnozielony, blednacy w swietle srebrzystego, hipnotyzujacego ksiezyca, spowity byl letargicznym bezruchem. Nie bylo tu zadnej zywej duszy, a na ciemnozielonych drzewach nie drgala nawet jedna szara galaz. Wszystko to tonelo w srebrzystej, zamglonej szarosci.
Kunsztowny opis, naszpikowany epitetami jak kaczka jabłkami, rozłożony totalnie podwójnym powtórzeniem. Oto dlaczego tekst należy starannie "leżakować" przed opublikowaniem.
 
Wogole bylo jakos dziwnie. Deszcz co prawda przestal padac, ale nie pozwalal o sobie zapomniec: ciezkie chmury zwisaly posepnie na granatowym niebie. Wilgotne powietrze, pachnace mgla i deszczem, przesycala niezwykla srebrzysta poswiata, w ktorej wszystko zdawalo sie tracic naturalne barwy. Malfoy poczul sie nieswojo, ogladajac ten martwy, smutny obraz, a jego cialem wstrzasnal lodowaty dreszcz.
Pierwsza i podstawowa rada dla początkującego autora - wytnij 2/3 epitetów. ZAWSZE aktualna.
 
Szybko odwrocil glowe i zamknal szczelnie okiennice, czujac sie w dziwaczny sposob osamotniony. Nie wiedzial jeszcze nawet dokladnie, jakim sposobem sie tu znalazl i czy aby tu nie zostanie.
Malfoy potrzasnal glowa, obiecujac sobie w myslach, ze nie bedzie dopuszczal sie takich dramatycznych mysli.
Jeszcze trochę tej poeZYI, i gotowam dopuścić się dramatycznych czynów.
 
Zostac tu? Na zawsze z tym aksamitnym spojrzeniem [gdzie moja stal?! Oddajcie mi moją stal!], z przekleta, rozkapryszona Granger, ktora lata jak oszalala po pustym, mrocznym dworku, swirujac i ryczac po katach, a nie powie mu nawet dlaczego?
Wizja rozszalałej Hermiony, skaczącej po kątach niczym wściekła małpka po klatce, zaiste wstrząsa mym jestestwem.
 
Jakby cos ukrywaly, ona i ta blada idiotka, co mu rano zarcie przyniosla.
Żarcie? Fi donc!
Ach te kolokwialne wtręty w nasycony poeZYJą tekst... Jak ja to lubię!
 
Patrzyla sie na niego, tymi szarymi, swietlnymi oczami, jakby chciala cos powiedziec. Otwierala niesmialo drzace usta i po chwili zamykala.
Jak ryba.

Malfoy przeciagnal sie leniwie, a jego usta, zacisniete z wscieklosci w linijke, rozluzniwszy sie, wygiely sie w drwiacym, pogardliwym usmiechu.
Mrauuu, mrauuu, jaki jestem zUy i mHroczny!
 
* * *
Chcialo jej sie przerazliwie plakac, choc sama juz nie wiedziala dokladnie dlaczego.
Wszystko ja bolalo, a bladzac po sztucznym, wykreowanym przez Elisabeth dworze, po jego mrocznych, pustych salach usilowala zebrac w kupe rozbiegane mysli.
Może mi ktoś wyjaśnić, dlaczego ją "wszystko" bolało, skoro ograniczała się do łażenia z kąta w kąt i wylewania łez?
Myślę, że proces wydalania z kanalików łzowych kryształów, diamentów i innych minerałów o ostrych krawędziach, może być dość bolesny.
 
Jednakze, widzac jak Malfoy wychodzi z pokoju, swobodnie i obojetnie, a na jego twarzy gosci czysta ironia i jakby..rozbawienie, przestala przejmowac sie glupimi postanowieniami, a w kacikach jej oczu zalsnily krysztalowe lzy. Natychmiast uciekla, widzac jak Malfoy chce z nia porozmawiac, patrzac na nia szyderczo i obojetnie.
Ale czego ona, glupia, sie w koncu spodziewala? Ze ja obejmie i pocaluje, a swiat znow zawiruje rozowymi barwami? Po swoim slicznym wystepie, kiedy to wyrwala sie gwaltownie i uciekla?
Gdyby, zamiast uciekać, zdarła z niego odzienie, efekt byłby niewątpliwie bardziej porażający.
A może w trakcie "się wyrywania" odzienie zostało zdarte z niej?
 
Byla za to na siebie zla, cholernie zla, a na sama mysl o tym krepujacym wydarzeniu, lzy wstydu naplywaly jej do oczu.
Jeszcze chwila i oboje się utopią.
 
A zachowanie Malfoya tylko to pogorszalo. Byl taki swobodny i kpiacy, jakby na wymus, ale byl.
Boru. Czytam "kipiący na wynos". Chyba czas coś zjeść.
 
I to ja bolalo najbardziej, bo oznaczalo to tyle, ze poprostu sie nia zabawil,rzucil jak zuzyta lalke z pustymi, szklanymi oczami, a jego glebokie, czarne zrenice sklamaly podle, napelniajac jej serce bezsensowna nadzieja.
Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie...
Przeczytałam "skamlały". Skamlące źrenice - to by było coś!
 
Hermiona poczula, jak na lazurowe oczy cisna jej sie lzy najszczerszego bolu.
Mieszając się z łzami kryształowymi oraz łzami wstydu. Ciekawe, czy jest to mieszanina reaktywna. Może jakiś mały wybuszek?
 
Jaka nadzieja? Ze niby ON ja kochal?
Widać, że opek nie czytała.
 
O Boze, ja, Hermione Granger, szlame i nieprzyjaciela, najlepsza przyjaciolke Harry'ego, wroga Malfoya. Przeciez ona go nienawidzila! Nienawidzila go tak bardzo, tego ulizanego, bladego oblicza ze srebrzystymi, stalowymi oczami, z drawiacym usmieszkiem i kpiacymi uwagami.
Uśmiech Malfoya byłżeby tak szeroki jak rzeka Drawa?
Ach, mamy wytłumaczenie, czemu ałtorka zmieniła Malfoyowi kolorystykę. Swoją drogą, kto go lizał po obliczu?! O ulizanych włosach słyszałam, ale żeby twarz...?
 
Nienawidzila jego wyzwisk, nienawidzila szyderczych slow, padajacych jadowicie z czerwonych ust, nienawidzila po prostu calego Malfoya.
Jego wątroby, jego trzustki, jego małego palca u lewej nogi.
O innych detalach anatomicznych nawet nie wspominajmy.
 
Uczucie silnej nienawiści goszczacej w jej sercu, będącej ślepym blaskiem, ktory przeslanial rzeczywistosc, lekko sie romazalo, wysysajac jednoczesnie z jej duszy klujaca pustke.
Sens zdania też się lekko rozmazał.
Wysysając z mego mózgu resztki przytomności.
 
Uswiadomila sobie w tym momencie, jak bardzo go kocha, i ze nienawisc byla tylko szara maska, ukrywajaca za swym zalosnym obrazem milosc.
Odi et amo, Hermionko. Catullusa też męczyło.
 
Hermiona poczula, ze brak jej tchu, a wnetrznosci napelnia uczucie dziwnej lekkosci, jakby ukrywanie przed samym soba milosci bylo czyms potwornie ciezkim i zmudnym. Jakby pozbyla sie okropnie ciezkiego kamienia, dreczacego jej serce, a dusza napelnila sie goracem.
Nie mogę, aŁtorka i sensowne wnioski!
Wnętrzności Hermiony napełniły się helem, płuca gorącym powietrzem i poszybowała pod sufit majestatycznie jak balon.
 
Szybko zamrugala, czujac ciezar krysztalowych lez, sklejajacych jej rzesy.
Było płakać normalnymi. Lżejsze są. Ale nie, przecież boCHaterka musi zamiast cieczy wydzielać ciała stałe. Kryształy, diamenty, perły czy inne badziewie, byle nie banalną słoną wodę.
Mnie się wydaje, że tym razem płakała żywicą, albo czymś innym lepkim.
 
Uslyszala czyjes energiczne kroki, odbijajace sie echem po pustej sali, w ktorej sie znajdywala.
Nie chciala podniesc zaplakanych oczu i spojrzec prosto w oczy Malfoya. Bala sie ich lodowatego wyrazu, ktory przenikal ja do glebi i wyczytywal z jej zaczerwienionego wzroku wszystkie sklebione uczucia, nawet te najglebsze i najskrytsze, jakby byla przezroczysta.
Chwała aŁtorce, że unika powtórzeń. Niestety, słowo "wzrok" nie jest synonimem słowa "oczy".
W tym momencie wyobraziłam sobie oczy Hermiony z demonicznym, czerwonym poblaskiem.
 
Odglos krokow ucichl, a Hermiona wyraznie wyczula, ze ktos, a raczej Malfoy, stoi wlasnie nad nia, skulona i ryczaca w najciemniejszym kacie pokoju, i wpatruje sie w nia wyzywajaco.
Nie wiem, dlaczego poetessa z takim upodobaniem używa słowa "ryczeć", ale efekt, musicie to przyznać, jest przekomiczny. Wyobraźmy sobie Hermionę, ryczącą w kącie niczym lew z czołówki Metro Goldwyn Mayer.
Ryczącą kryształowymi łzami, dodajmy.
 
Minela dluga chwila ciszy, a ona wciaz bala sie podniesc wzrok.
- Granger, wymordowal ci ktos cala rodzine, czy co? -zirytowal sie w koncu Malfoy i zlapal ja gwaltownie za ramie, podnoszac ja na podloge i stawiajac juz delikatniej na ziemi.
To ona siedziała w jakiejś dziurze pod podłogą?
 
Hermiona zacisnela mokre powieki, modlac sie w duszy, by nie musiala patrzec mu w oczy.
Boru litościwy! To ona już do kierowania własnym wzrokiem musi wzywać nadprzyrodzonej pomocy?
 
- No?-ponaglil ja, usmiechajac sie poblazliwie na widok tego zalosnego widoku.
Hermiona wyrwala sie z jego cieplego uscisku, i zakrywajac sie rekoma, pobiegla na druga strone sali, gdzie usiadla nieuwaznie na zimnej, marmurowej posadzce,
Hermiono, bo wilka dostaniesz!
 
chowajac ryczaca, zaczerwieniona twarz w skulone rece.
Rrrrrooooaaaarrrr!!!
 
"Boze, co on sobie pomyslal, co ja znowu zrobilam?"-powtarzala ciagle w myslach, lapiac sie goraczkowo za czarne wlosy i nerwowo nakrecajac je na palce. Malfoy stal dalej w ciemnym kacie, patrzac na nia z kamiennym wyrazem twarzy.
Och byla taka glupia, znowu sie wyrwala, bojac sie jego przenikliwego wzroku. Juz sama nie wiedziala co chciala..
Ja za to wiem, czego chcę: żeby się ta emowata łajza ogarnęła wreszcie i zaczęła zachowywać jak znana nam panna Granger!
 
Jesli ma to tak wygladac, to jak ma sie stad wydostac, wciaz probujac go unikac? Musi wziac sie w garsc..
Zacisnela piesci, blagajac w myslach, by sobie wreszcie poszedl.
- Skoro chcesz, zebym poszedl..-powiedzial niedbale, jakby czytajac w jej myslach - To ide -dodal z ironia i zatrzasnal za soba wielkie drzwi.
Hermiona natychmiast otworzyla sklejone lzami oczy i popatrzyla z oslupieniem w drzwi. Czyli widac jej uczucia, jest przezroczysta?
Zasadniczo w takim przypadku byłoby widać raczej kiszki. Niezbyt poetyczny widok.
Mój sokole, mój przejrzysty, widać ci w żołądku glisty...

Ale przeciez, gdyby umial czytac w jej myslach, to wiedzialby, ze Hermiona z drugiej strony tak bardzo pragnela, by podszedl, zlapal ja delikatnie za reke, przytulil do siebie i pocalowal w slone od lez usta. A moze wiedzial, wyczytal to z bezglosnego placzu, tylko nie chcial po prostu podejsc. Co z tego, kiedy ona go kochala, a on zabawil sie nia tylko? Nienawidzil jej tak samo jak od pierwszego dnia spotkania, jak od calych 6 lat.
Jak mówi stare chińskie przysłowie, kto się lubi, ten się czubi.
Dochodzę do wniosku, że nigdy w życiu nie byłam zakochana. Ani razu.
 
Hermiona poczula, jak zapada sie w czarna, niekonczaca sie otchlan, a lzy bolu przeslaniaja jej wzrok. Jak mogla go tak pokochac?
Przeciez on jest jej zupelnym przeciwienstwem, zupelnie innym typem czlowieka.
W szczególności jest jej przeciwieństwem pod względem płci.
 
Nie, nie kochala wcale Rona. Wogole zastanawialo ja, czy kochala go kiedykolwiek. Dzis, w tym momencie, siedzac posrod sztucznego kurzu [z czego się robi sztuczny kurz?], w srodku mrocznej, sztucznej sali o [fałszywych] marmurowych kolumienkach, podpierajacych [podrabiane] barokowe sklepienie, wiedziala juz, ze kochala Malfoya zawsze, a on zawsze jej nienawidzil.
Dzieckiem w kolebce też.
Marzył, by łeb jej urwać.
 
Zlapala sie za obolala glowe, czujac, ze wszystko wiruje jej przed oczami, a wzrok przeslania gesta mgla. Osunela sie na posadzke tak, ze lezala juz prawie na lodowatej podlodze, trzesac sie z zimna, bolu i uczuc.
Istna kupka nieszczęścia. Widać Hermionie zmienił się nie tylko wygląd, ale i charakter.
Zdecydowanie. Miłość jej szkodzi.
 
Z otworzonych okiennic padal ukosem srebrzysty blask ksiezyca, a machoniowy, wielki zegar, wybil smetnie polnoc.
Smętność zegara potęgował jeszcze fakt, że nie wiadomo było, z czego właściwie był zrobiony.
Był podróbką, jak wszystko inne w tym miejscu.
 
Uslyszala dziwny, jakby niepewny dzwiek otwieranych drzwi. Byly to inne drzwi, nie te wielkie, rzezbione, przez ktore niedawno przechodzil Malfoy, tylko te ciemniejsze i jakby mniejsze, znajdujace sie po drugiej stronie pustej sali.
AŁtorko! Słowa "jakby" należy używać wyjątkowo ostrożnie. TY nie wiesz, jakie to były drzwi? Czy Hermiona? W obu tych przypadkach określenie wielkości nie powinno nastręczać problemów. Chyba, że ktoś tu jest zalany w trupa.
 
Nie wiedzac, kogo kroki odbijaja sie echem po komnacie, Hermiona zacisnela oczy, majac nadzieje, ze jest to wlasnie Malfoy, ktory zbliza sie by ja pocieszac, czy przytulic. Bylo to dosyc nieprawdopodobne, wiec Hermione objal przerazliwy strach.
Przynajmniej została objęta. A że nie przez Malfoya, to strze... szcze... detal.
 
Zegar wybil po raz dwunasty polnoc, a okiennicami wstrzasnal upiornie wiatr.
No tak, maCHoniowa tandeta się zacięła i waliła 144 razy, aż się rozleciała.
 
Hermiona poczula, ze dretwieje, a po jej plecach przebiega lodowaty dreszcz. Ktos sie w nia wpatrywal, czula to, byl tak blisko..
Przeszylo ja niesamowite zimno, a wiatr, pachnacy mgla i jakby duszny, wtargnowszy nagle do pustej komnaty, potargal jej czarne wlosy.
Aaaa, lodowaty podmuch, duchy ani chybi!

Hermiona uslyszala niepokojace skrzypienie i odglos, jakby ktos cos otwieral. Przygryzla z calej silej dolna warge, pochamowujac ciekawosc.
Ciekawość, nagle pozbawiona dobrych manier, bluznęła stekiem wyzwisk.
 
[Odważywszy się wreszcie otworzyć oczy, Hermiona widzi bladego chłopaka o szklistych oczach, grającego na fortepianie. Wrzeszczy i ucieka.]
 
Hermiona wydala z siebie zduszony okrzyk
Ja wiem, że to tylko brak polskiej czcionki, ale ómarło mnie to :D
Denerwujące są takie nagłe zmiany czasu. W ogóle pisanie w czasie teraźniejszym jest denerwujące;)


- Aaa, Granger, co ty do cholery robisz?
Hermiona wpadla wprost na Malfoya, wybiegajac z dziwnej sali, dyszac i trzasc sie z paralizujacego strachu.
Średnio paraliżującego, śmiem twierdzić, skoro była w stanie biegać i wrzeszczeć.
Paraliż też był podróbką kiepskiej jakości.
 
Nie bardzo zastanawiajac sie co robi, rzucila sie mu wprost na szyje i wybelkotala cicho, ze sie boi, dlawiac w piskliwym glosie lzy.
Malfoy popatrzyl na nia ze szczerym zdziwieniem na twarzy, po czym usmiechnal sie poblazliwie. Cala Granger. Znowu ryczy.
Chyba raczej piszczy.
Że też jeszcze nie zachrypła od tego ryku?
 
- Czego sie TAK boisz?- spytal jadowicie, udajac wymuszone zainteresowanie.
Bo w sumie to ciekawe bylo, co ta ODWAZNA gryfonka wyprawia, latajac jak histeryczka po ciemnych korytarzach dworu o polnocy.
Na miejscu Malfoya miałabym poważne wątpliwości, czy to aby rzeczywiście Hermiona. Póki co, nie przypomina jej wcale, i to bynajmniej nie z powodu zmienionego wyglądu.
Jemu przynajmniej litościwie zostawiono charakterek, a jej, biedaczce... ech.
 
Hermiona rzucila mu urazone spojrzenie, uchylajac zalosnie usta, jakby sie wlasciwie zastanawiajac, czego sie boi i co odpowiedziec.
Nieno, jakim prawem to niekumate coś nazywa się Hermioną?
 
 
-Myslalem, Granger, ze jestes przyzwyczajona do widoku duchow. No ale mugole nie sa, to i szlamy nie..-dodal jadowicie, usmiechajac sie zlosliwie w bladym swietle ksiezyca.
No, toś się właśnie popisał logiką, chłopcze...
 
Hermiona z trudem opanowala wybuch placzu i natychmiast go puscila.
Uwolniony z uwięzi wybuch pogalopował w głąb domostwa.
 
Jej oczy byly mokre, zaczerwienione i przerazone.
Króliczek?
 
Poczul jak w glebi duszy, nie sprawia mu to juz przyjemnosci.
Nawet i sadysta w końcu się kiedyś znudzi.
 
 
W jej mokrych oczach iskrzyla swietliscie ironia pomieszana z wsciekloscia, a na twarzy wstapil dumny usmiech, drwiacy i zlosliwy, a jednoczesnie tragiczny, jak u greckiej maski.
Krótko mówiąc, minę miała cokolwiek głupawą.
 
Do dlugich rzes przyklejone byly blyszczace w swietle ksiezyca lzy, czyste jak krysztal,
Przyklejane rzęsy znam, ale żeby łzy też?
 
a blady podbrodek drzal od placzu. Dwie gorzkie lzy stanely w jej lazurowych oczach, po czym splynowszy po bialym policzku, wyladowaly na jego rekawie.
SpłynOwszy, syczONc wypaliły w nim dziurę.
 
Dracon rozdziawil niemadrze usta, czujac jak w jego sercu szykuje sie przelom, zmieniajacy od tej pory zupelnie jego zycie. Potrzasnal lekko glowa, jak po nocnym koszmarze, by uwolnic sie z jego swiezych wspomnien. Spuscil wzrok. Nie wiele dalo. Wciaz mial przed oczami ryczaca Granger, razem z tym jej tragicznym usmiechem, drzacym podbrodkiem i jej wibrujacym na cale pomieszczenie pieknem wewnetrznym.
JEBS!!!! <czoło Sine trzasnęło o biurko>
Piękno wewnętrzne tymczasem wprawiło w delikatne wibracje ściany, sufit i ten wielki, kryształowy żyrandol... Draco, odsuń się... Ups, za późno!
 
Jak mozna zmienic kogos tak bardzo jednym, zaplakanym spojrzeniem? Tym sztucznym usmiechem, kryjacym za soba bol i smutek. Malfoy doznal dziwnego uklucia w jego kamiennym, jak dotad nieskruszonym sercu, ze jej potrzebuje. Ze potrzebuje ryczacej Granger, bez ktorej jest nikim.
Jej ryk, jak głos Stwórcy, powołuje go do istnienia...
 
Ona go zmienila, zmienila cale jego zycie, a teraz patrzy mu wyzywajaco w oczy, jak by chciala zawolac "Zobacz, co mi zrobiles! Do jakiego stanu mnie doprowadziles!", tak zeby poczul sie strasznie.
A to mała szantażystka moralna z tej Hermiony!
Manipulatrice.
 
Juz sie czul strasznie, wiedzac, ze jej lzy przesiakaja mu skore, gromadzac sie jednoczesnie i naplywajac do jego oczu.
Obieg zamknięty?!
Wymiana płynów ustrojowych, poziom zaawansowany.
 
On PLAKAL? Chyba snil !
Hermiona przestala sie usmiechac, a jej bialy podbrodek, lsniacy krysztalowymi lzami, zazdrzal jeszcze bardziej, widzac jak w czekoladowych oczach Dracona staja dwie, najprawdziwsze lzy.
I oboje tak stali, mokrzy i drżący, niczym galareta z nóżek cielęcych.
Z kryształkami na podbródku. Zbyt wysokie stężenie soli mineralnych?
 
Natychmiast struchlala, a jej niebieskie oczy patrzyly sie w jego twarz niedowierzajaco.
Co teraz? Ocet czy cytrynka?
 
Hermiona uniosla drzaca dlon i przejechala zimnym palcem po policzku Malfoy, po ktorym splywaly dwie szare lzy, jakby niewierzac w to, co widzi.
Na widok szarych łez też bym się zdziwiła. Draco, ty używasz tuszu do rzęs???
Kiepskiej jakości, dodajmy.
 
- Dra-draco?-spytala ledwo slyszalnym szeptem, uswiadamiajac sobie, ze po raz pierwszy nazwala go po imieniu -Ty placzesz?
Nie, Stasiu, tylko mi się oczy pocą.
 
Malfoy szybko odwrocil wzrok, trzesac sie z emocji i zimna, przeplatanego piekacym goracem, ktore scisnelo jego dusze. Musi przestac.. Musi..
Zaiste musi. Jeszcze trochę takich gwałtownych zmian temperatury i dostanie zapalenia płuc.
 
Przeciez nie moze rozbeczec sie jak dzieciak, ktoremu zabrano zabawki. A jednak nie mogl przestac. Lza gonila za lza, splywajac po jego twarzy i ladujac na zimnej, marmurowej posadzce, lub na jego ubraniu. Dotykal juz plecami drewnianej sciany. Granger wciaz muskala jego policzek, jakby nie zauwazajac, ze to wlasnie przez nia ryczy jak jakas baba.
Nie krępuj się, Draco, bardziej zniewieściały i tak już nie będziesz.
 
Osunal sie na zimna podloge, pozostawiajac Granger w idiotycznym gescie, z wyciagnieta przed soba dlonia. Schowal glowe miedzy kolana, byle tylko nie zauwazyla tych lez, tych lez pelnych bolu, tesknoty i szarego uczucia, ze jest nikim. Nikim bez niej. Mial szalona ochote wstac, wytrzec jej mokre oczy i sie do niej przytulic, ale duma mu nie pozwalala. Nie moze znowu zrobic z siebie idioty, chociaz i tak juz zrobil.
Co tam wisi w powietrzu? Narkotyki???
Gaz łzawiący.
 
I wtedy Hermiona, w ktorej emocje buzowaly juz na najwyzszym szczeblu (ministerialnym!), a sama nie wiedziala, co zrobic, tak bardzo zdezorientowana i pogubiona przez wlasny placz i lzy Malfoya, oraz przez swoj bol i milosc, zlapala go delikatnie za reke i usiadla na podlodze kolo niego, przytulajac sie z calej sily do jego mokrej szyi.
Jak wąż boa, oczywiście długi, cętkowany, kręty.
Boru litościwy, ileż oni mieli w sobie tych łez? Mokra szyja, mokra koszula, na podłodze też już pewnie kałuża?
 
Malfoy, z poczatku skamienialy z wrazenia, oddal jej namietnie uscisk, wtulajac sie w jej pachnace loki.
Pachnące. Po godzinach panikowania, latania i ryczenia.
A wszystko w sztucznym (?!) kurzu.
 
I nagle, jakby z glebi podswiadomosci, czujac sie jak w przecudnym snie, wyszeptal jej do ucha, nie kontrolujac sie juz zupelnie "Kocham cie", czujac, ze zrzuca z siebie caly ciezar, ze kochal jak od dawna, i wiedzial doskonale, ze ona jego tez. I tym razem wcale nie odskoczyl jak oparzony, nie. Hermiona, ktorej usta zadrzaly w lekkim, niesmialym usmiechu na tle srebrzystej tarczy ksiezyca [że jak? przezroczysta się zrobiła?][Nie, miała tylko samobiezny uśmiech, jak kot z Cheshire], popatrzyla mu tylko gleboko w oczy, mowiac cicho:
- Nie sadzilam, ze kiedykolwiek bys mi to powiedzal -tu oczy jej, iskrzace w ciemnosci jak z drobinkami srebra, zwilgotnialy, a ciepla lza splynela po policzku, ladujac na piersi Dracona. -Ja ciebie tez, i prosze cie, nie ran mnie juz -dodala z glosem scisnietym ze wzruszenia, a Malfoy poczul sie naprawde szczesliwy.
Nikt go nie kochal. Nikt, nigdy. Tylko ona.
*fałszuje*
Matka nigdy Cię nie kochała
Ojciec był jak głaz...

 
I szczerze, widzial to w jej roziskrzonym spojrzeniu, w jej drzacym usmiechu. To mozna bylo wyczuc, ze kochala go naprawde, mimo jego wad i zlosci. Malfoy pocalowal delikatnie jej slone usta, czujac, ze traci czucie w nogach.
Paraliżujący Pocałunek Kobiety-Pająka?
 
Lezeli tak, na zimnej podlodze, posrod mroku nocy. Tak pieknej nocy. Posrod milczenia i ciszy, przerywanymi odglosami pocalunku.
To się samo nasuwa - ŚLURP!
Hm... Po tej orgii łez musiało im też nieźle bulgotać w nosach. SMARK!
 
Hermiona wpatrywala sie w niego, z malujaca sie na twarzy czuloscia i troska, a od jej blyszczacego spojrzenia bilo niesamowite cieplo, ktore dzialalo na Malfoya jak kojacy wszystkie bole lek.
Cyborg z Bioptronem w oczach?
 
 
Malfoy dotknal delikatnie jej kremowego policzka, blagajac w myslach, by chwila ta trwala wiecznie, a on, zastygwszy razem z nia, z jej dusza i pulsujacym cieplem, siedzial tak w bladym swietle ksiezyca na wieki, nie martwiac sie, co bedzie pozniej.
Lecz zanim zmienią się w kościotrupki
zdążą im zmarznąć półdupki.

Bo gdy tak siedzą na podłodze
zadki im marzną srodze.
Choć pulsje ciepłem Hermiony dusza
półdupków to ciepło nie rusza.
 

I nagle - w tej ciszy i mroku, w tej slodkiej chwili, przepelnionej dwoma spojrzeniami i pocalunkami - Hermiona i Draco uslyszeli tuz nad uchem ostry, przenikliwy krzyk kobiecy.
Dwa spojrzenia, dwa pocałunki, jedno ucho.
Wspólne.
 
Krzyk pelen bolu, tesknoty i cierpienia.
To analizatorzy tęsknią za sensem i cierpią z racji nadmiaru epitetów.

Ten krzyk pelen byl takiej mrozacej krew w zylach grozy, ze nalezalo sie spodziewac, iz teraz przez korytarz przebiegnie jakis upior z siekiera ociekajaca krwia. Dziewczyna zaczela gryzc dolna warge, pilnujac sie, by nie zemdlec.
Wdech - wydech, wdech - wydech, tylko nie przetnij kabelka!
I nie przeżuwaj tak tej wargi...
Zwłaszcza dolnej.

 
Poniewaz zaden upior sie nie zjawil, Hermiona odwazyla sie poruszyc glowa. Spojrzala na mroczne drzwi, na koncu dlugiego korytarza.
- GRANGER! -ryknal poirytowany Malfoy -Slyszysz ty mnie wogole?
Hermiona wbila wzrok w ziemie. Nazwal ja po nazwisku. Znowu.
Szczerze mówiąc, na jego miejscu potraktowałabym ją z glana. Dawno nie widziałam tak irytująco rozlazłej boCHaterki, nie mającej ze swym pierwowzorem nic wspólnego.
Ach, gdzie się podziała ta dziewczyna, która tropiła bazyliszka, pomagała uciec Syriuszowi, walczyła ze śmierciożercami w Ministerstwie Magii!
 
Popatrzyla na niego spode lba, oddychajac gleboko i probujac sie uspokoic.
- Ide tam -nie wytrzymal chlopak i zostawil drzaca Hermione, w stanie glebokiego szoku, posrod ciemnosci korytarza.
- Nie ruszaj sie stad -dodal, odwracajac swa glowe ku dziewczynie, nie pochamowujac aksamitnego spojrzenia, wyrazajacego troske.
Albowiem gdyby je był poChamował
szlachectwo swe by popsował.

Te aksamity i bławaty
Spisać by musiał wnet na straty.
 
O swiecie! O poranku! O nocy bezkresna! O wiecznosci niepojete!
O tempora, o mores, o kurwa!
O ja pier... niczę.
 
Wasza skromna Kamilka dodaje notke!
Niech dzwony bija! Niech dzieci krzycza! Niech bedzie pobity rekord komentarzy (80 wow heheheh) !
Cieszcie sie wiec i radujcie, mlodziezy polska! Niech wasze usmiechy oswietlaja nasz szary swiat!
Pust wsiegda budiet sołnce,
Pust wsiegda budiet niebo

Pust wsiegda budiet mama,
Pust wsiegda budu ja!
 
A teraz koniec z tymi uniesieniami poetyckimi hehehheeh
Dzięki Boru.
Tja, w cuda wierzysz?
 
Chce wam, moi drodzy, zakomunikowac, iz moje opowiadanie (czy jak kto woli ksiazka, choc to brzmi zbyt powaznie..) zaczyna sie od notki, gdy Hermiona i Draco zostaja przeniesieni w Inny Swiat.
Wszystko co dzialo sie przedtem, zostanie przeze mnie brutalnie wykasowane i wyniszczone z waszej pamieci. Poprawiamy bledy mlodosci.
Khem, khem... Czasami jest to praca godna Syzyfa.

Notke dedykuje mojej kochanej Werci, jak kto woli Latajacemu Wibratorowi buhahahah. Uwielbiam cie bucu moj
Latający Wibrator? Czy ja dobrze widzę? To jakaś nowość na rynku?
Atakuje podstępnie z powietrza.

TWOJA KSIEZNICZKA CAMIILLA (przyszla oficjalna zona LESTATA OCH ACH JAK JA KOCHAM LESTATA!!!!!!!!!!!!!!!!!!)
Teraz to mnie autentycznie wkurwiła. Ręce precz od Lestata!
Spoooko, luz. Nawet by na nią nie spojrzał.


Platek Zasuszonej Rozy III

Pozostala sama. Ot, zostawil ja, przechodzac przez te wielkie drzwi, na samym koncu korytarza, z ktorych plynelo srebrzyste swiatlo ksiezyca, rozszczepiajace sie mlecznymi promieniami, niby cieply opal z perlowa masa, po tonacym w ciemnosci korytarzu.
Nie za dużo tych materiałów jubilerskich w jednym zdaniu?
A kryształy Swarovskiego? Gdzie kryształy? Buuuu...
 
Siedziala spokojnie, tulac drzaca glowe do kolan i zakladajac spocone rece na glowie, by nie widziec przez uchylone drzwi, co sie tam dzieje. Czula, ze cos waznego, choc nie za bardzo mogla dojsc, czy bylo to raczej dobre, czy zle. Krzyki ustaly, a potworna cisza ogarnela wykreowany dwor.
Jaśnie Panie, syn się Jaśnie Panu urodził! - zarumieniona akuszerka wychyliła się zza drzwi.
Oczka ma po mamusi, a nos zupełnie jak Jana!
 
Byla ona tak intensywna, ze az huczala w biednej glowie Hermiony. Byl to niezwykly kontrast z jej dziwnymi uczuciami. Nie chciala tej ciszy, pragnela by ktos cos wreszcie przemowil. Tak bardzo chcialo jej sie plakac, a jednoczesnie zawyc z dzikiej radosci. Ktos powiedzial, ze cisza jest najpiekniejsza. Piekniejsza od slow, dzwiekow czy odglosow. Hermiona zagryzla wargi, tlumiac w sobie szloch.
Czy jest na sali psycholog? Ten przypadek to piękny materiał na doktorat.
 
Jakos dotychczas nie wydywalo jej sie, ze prawdziwa cisza istnieje. Zawsze ja cos przerywalo. Oddech, krzyk w oddali, lekki podmuch wiatru tracajacy jesiennie liscie, ktore z szelestem opadaly na szara glebe.
Biedne dziecko, nigdy nie była w porządnych bunkrach. Ta dzisiejsza młodzież...
 
Nigdy tak naprawde nie wierzyla w cisze absolutna, a tu - prosze. Dzwiek ciszy rozsadzal jej obolala glowe, jakby wbijajac sztylety w kazda mysl.
Te epitety też są jak sztylety.
Wbijają się mi w oczy
jeszcze trochę

i mnie zamroczy.
 
Dziewczyna przymknela oczy, lsniace w hipnotyzujacym swietle ksiezyca. Cisza przepelniala jej dusze pustka i samotnoscia.
Nagle poczula, ze ktos ja obserwuje. Mrowiace uczucie ogarnelo jej cialo od stop po czubek rozczochranej glowy. Znow bala sie podniesc wzrok. Ten ktos musnal jej policzek dotykiem tak delikatnym, pulsujacym niezwyklym cieplem wewnetrznym, ogarniajacym swa lecznicza moca cala ciemnosc i cisze. Znow ten dzwiek pianina. Slodka melodia, iskrzaca posrod mroku, posrod odleglej ciszy. Juz nie bylo ciemno.
Ile jeszcze razy powtórzy się słowo "cisza"? Doprawdy, nie wystarczy RAZ stwierdzić, że było, kurde, CICHO?
 
 
Hermiona otworzyla oczy i ujrzala Elisabeth, we wlasnej osobie, usmiechajaca sie lagodnie na tle tanczacych w swietle zielonawego ksiezyca promieni slonca.
Księżyc, jak mniemam, zrobiony był z sera pleśniowego.
 
Nic nie rozumiala, ale jakos nie przerazal jej widok nocy zlanej z dniem. Tu, w tym sztucznym swiecie, nie przerazalo jej juz absolutnie nic.
A to nowość jakaś!
 
Spojrzala uwaznie na Elisabeth, smiejaca sie cala swa dusza i cialem do niej.
Mój męski mózg ujrzał w tym momencie śmiejące się piersi. Co za psychodela!
Ciesz się, że nie ujrzałaś wyszczerzonej vaginy dentaty...
 
Byla inna. Slodkie, szkarlatne rumience czerwienily sie na alabastrowej skorze, a szare oczy zalsnily szafirowo. Hermiona byla wrecz pewna, ze to juz nie ta sama osoba. Tamta sie oddalila, pozostawiajac za soba glucha cisze, tafle nieodkrytych lez posrod przestrzeni czasu.
Matko Borska, mózg mi zlasowało...
Tafle w sensie, że tafla jeziora? *oddycha głęboko* Jestem p***lonym, zajebiście wyluzowanym kwiatem lotosu...
 
Caly jej usmiech wypelnial suche i jakby bardziej przyjazne wnetrze.
Uśmiech o mocy suszarki. Grzyba też likwiduje?
 
Hermiona, z poczatku ogluszona dziwna cisza, poczula jak lzy Elisabeth skraplaja jej dekolt, niosac spokoj.
Różne już w opkach mieliśmy łzy, ale łez zawierających trankwilizer jeszcze nie było.
I dekolt jej skropliło...
A mogła sublimować.
 
Cisza sie poglebiala, a wszystko zaczelo wirowac. Elisabeth, dziwnie rozmyta w tym mlecznym swietle, wyjela zza niebieskiej sukni duzy kawalek szkla, ociekajacy krwia, ciepla i pulsujaca.
Po chwili zorientowała się, że przez przypadek wycięła sobie serce. Hej, czy aŁtorka świadomie odnosi się do mitologii Azteków? Toż to Tezcatlipoca, zwany Dymiącym Zwierciadłem!
 
Zobaczyla swoje odbicie, inne. Wszystko wirowalo, w kontrascie ciszy, ktora zawladnela jej umyslem. Odbicie sie oddalalo, Elisabeth je puscila, ktore rozbilo sie na tysiace malych czesci, iskrzacych w bladym swietle ksiezyca, by nastepnie chlonac promien slonca.
Gramatyka wzięła i zdechła, która została zgwałcona.
 
- Dziekuje - uslyszala Hermiona jedyne slowo, ktore obijalo sie nasteenie po jej glowie, jak echo. Przymknela oczy, czujac, ze odplywa w znana dal, w bezpieczenstwo i spokoj, a jednoczesnie w straszne zycie, tracane niebiezpieczenstawmi, chorobami i smiercia.
Wyznania adrenalinoholiczki.
Życie trącane niebezpieczeństwem? Po gramatyce przyszła kolej na biedną frazeologię.
 
Towarzyszyl jej akompaniament ciszy, ktora grajac na swych skrzypcach, ogarnela ja ciemnoscia.
Ja ciemnościa, ty jasnościa
Trąć mnie cisza, ja cię kościa.
 
Czekoladowa Kura i rycząca Sineira pozdrawiają z lśniącego mrocznym światłem tunelu podprzestrzennego. W oddali słychać jakieś przerażające dźwięki... Bez obaw, to tylko Maskotek gra na fortepianie.


8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

• lala

Hmm analiza świetna. Mogę się pochwalić,że mam za sobą wszystkie analizy, ileś tam razy miałam ochotę naostrzyć siekierkę taty jak widziałam ,,dzieła' ałtoreczek. Aha ten link do Inkwizytornii nie dzieła już- chyba nie ma już tego bloga

• Sineira


Masz rację, zeżarcie połowy literek w nazwie leku zauważyłam dopiero po publikacji.

• Oś wszechświata

Zamiast sulfetamidum/sulfetamina powinno być sulfacetamidum/sulfacetamina ;)
Tak uściślając. Pozdrawiam.

• Insomnia


Musiałam brać tę analizę na 3 razy. Opko jest tak potwornie nużące, że co chwila gubiłam wątek, o ile jakiś wątek tu w ogóle był... Próbowałam nawet czytać same komentarze, ale to było bez sensu. Mam nadzieję, że w kolejnej części zdarzy się cokolwiek(!), a łzy chociaż na chwilę przestaną płynąć.

Pozdrawiam!

• Tajemniczy Wielbiciel


Inspiracji "Kwiatem kalafiora" doszukuję się również w wszechobecnym "stalowym spojrzeniu", którym namiętnie strzelał Janusz/Juliusz Pyziak.

• Yuuka

Dzień Dobry!
Na wstępie powiem że nie dałam rady dokończyć analizy. Nie i basta, moja psychika jest mi jeszcze zbyt droga.

A w sprawie zasadniczej: chciałabym zapytać, czy może Analizatorzy (wszyscy, część, chociaż jeden!) byliby zainteresowani udzieleniem wywiadu? Redakcja www.oostoja.blog.onet.pl (w osobach Molly i mojej) byłaby niesłychanie szczęśliwa, gdyby mogła z Wami porozmawiać. Prosiłabym o szybką odpowiedź (na maila yuuka@onet.pl lub gadu-gadyu 22197785).
Z góry dziękuję i pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Dzidka


Chruście Panie! jestem mniej więcej w połowie i do szału mnie doprowadza ta jęcząca, płacząca i smarkająca kariatyda. Słania się, pada, powstaje, i tak w kółko, ale łez wydaliła juz z siebie tyle, że oboje z Malfoyem powinni już się dawno utopić! Na Bora, do jakiego stopnia mozna TYLE pisać O NICZYM!!!

• Nivis.


kura z biura: dzięki wielkie, teraz mam jako-takie pojęcie. Nie wiem tylko, jak ta "alternatywna rzeczywistość" ma się do Hogwartu..... no tak, to w końcu opko. Chyba najbardziej (poza kilometrowymi opisami)denerwuje mnie charakter Hermiony, nawet bardziej, niż Milenki-Marlenki czy innych Marysi. Poza tym, Marysie są w całości wykreowane przez aŁtorkę, więc mogą mieć dowolny charakter, ale cóż, pisanie opowiadania HP jednak zobowiązuje do chociażby częściowego uwzględnienia w nim treści książki. Więc po co aŁtorka napisała opowiadanie o Hermionie i Draco, którzy niewiele wspólnego mają ze swoimi książkowymi odpowiednikami (nawet wygląd inny...), to już nie wiem. Nie lepiej napisać zupełnie oddzielne z własnymi bohaterami?

• kura z biura


Nivis: Generalnie chodzi o to, że Hermiona i Malfoy trafiają do jakiegoś obcego świata. Sprowadziła ich tam tajemnicza Elizabeth, po co - nie wiem, gdyż te informacje znajdują się w pierwszym, zaginionym rozdziale. W tym świecie oboje mają zmieniony wygląd, Hermiona ma czarne włosy i błękitne oczy, Malfoy również jest brunetem, oczy ma brązowe. Dlaczego? - a cholera wie. Plączą się po pustym dworze zalewając łzami wszystko dookoła, po czym niespodziewanie wracają do Hogwartu (to już w drugiej części analizy). Tam z kolei cała akcja sprowadza się do tego, że Malfoy jest z powrotem zimny i wyniosły, a Hermiona cierpi, bo tak bardzo go kocha. W Hogwarcie pojawia się również upiorna dziewczynka z równoległego świata, ale jej rola kończy się na porządnym wystraszeniu bohaterów. Następnie Hermiona umiera (nikt, z autorką włącznie nie wie, jak i dlaczego), a Harry i Malfoy odwiedzają cmentarz i rozpaczają po jej stracie.
Ogólnie: kompletny brak sensownej akcji, utopiony w patosie opisów.

Anonimowy pisze...

Nivis.

z trudem przebrnęłam. wielkie gratulacje dla analizatorów za wytrwałość nie tylko w komentowaniu cudeńka, ale i chociażby w samym PRZECZYTANIU tego. ja sama podzieliłam sobie tekst na części, każdego dnia po trochu. załamywałam się mnóstwo razy ałtoreczkowymi opisami, których głębia najwidoczniej była dla mnie zbyt głęboka. Tekst ciężki i trudny do przebrnięcia, więc dłuższe fragmenty czytałam dość pobieżnie.
jeśli znajdzie się ktoś na tyle bystry, to proszę o streszczeni mi samej fabuły, która umknęła mi wśród kryształowych łez i sztucznego kurzu (a właściwie, to jest coś takiego? można to kupić w jakiejś biedronce czy innym kauflandzie?)
byłabym wdzięczna, bo jestem tak skołowana, że zupełnie nie mam pojęcia, o co chodziło w tym opku.

• KlaŁn Szyderca


Zgadzam się częściowo z House_addict. Opko przypomina nieco tekst generowany losowo przez komputer z ograniczonej liczby dostępnych zwrotów i wyrażeń. Można się z tego ponabijać (tak jak można żyć bez kokakoli)- można, ale po co?
I jeszcze ma być następna część? Ło nie...

• House_addict

Ale ona nie robi jakichś śmiesznych błędów, logika też jeszcze u niej nie padła. I wcale opko nie musi być usiane ortografami, żebyście je mogli zanalizować, jak zresztą napisałam. Chyba bardzo tu nie lubicie, jak się coś komuś nie podoba. Mnie też opko wkurzyło tym, że mi zamieniła Hermionę na beksę, a Malfoya na hot kochanka. Ale takie opowiadanie też coś w sobie ma.

• jimenes


Oj, nie mogę przez to przebrnąć... Robię już trzecie podejście i wymiękam po przeczytaniu kilku akapitów. Wasze komentarze jak są zwykle błyskotliwe, trafne, dowcipne, itd., ale bełkot ałtoreczki jest dla mnie nie do przebrnięcia. Co ona wcześniej czytała, że nabrała takiego stylu?

Anonimowy pisze...

Pigmejka


*ryczy szafirowymi, rubinowymi i szmaragdowymi łzami*

Oj, nieraz byłam bliska zarówno popłakania się ze śmiechu, jak i osunięciu na podłogę z rozpaczy nad koszmarnością tego opka. :D
Na Bora, Ałtoreczka z takim wyrafinowanym stylem opisów mogłaby iść z Mniszkówną w zawody...
Ach, oczy na czole aksamitnego - o pardon - flanelkowego Malfoya, przejrzysty sokół, grecka maska, galaretowata Dramiona z nóżek cielęcych, atakujący z powietrza latający wibrator... ach, brawo, brawo! :)
A "O tempora, o mores, o kurwa!"to całkiem sensowne podsumowanie tego blogaska.

Robiąca "ślurp" i "brum" Pigmejka pozdrawia serdecznie! :D

• Ewa

Aha, fantazjowała, bo to sprzed czterech lat.

Jedno mnie w tych blogach uderza - wielka potrzeba otrzymywania komentarzy, które mają świadczyć o zainteresowaniu (nie można po prostu czytać na bieżąco, ale nie mieć nic do powiedzenia?) przy jednoczesnym bulwersowaniu się, obrażaniu i rezygnacji z pisania, gdy ktoś coś skrytykuje...

• Ewa


Może autorka sama nocami fantazjuje o takiej romantycznej scenie, którą co noc trochę modyfikuje, a że nie może się zdecydować na najlepszą wersję (wszystkie są tak piękne), to Hermiona i Malfoy po kilka razy się przytulają, przejeżdżają palcem po policzku drugiego, zatapiają dłonie w czarnych włosach, otwierają i zamykają aksamitne oczy, sklejają i rozklejają rzęsy diamentowymi łzami, padają na podłogę i wznoszą się w przestworza...

Anonimowy pisze...

kura z biura


House_addict - dlaczego sądzisz, że analizie podlegają tylko opka gwałcące ortografię i gramatykę? Można i takie, niby poprawne, a jednak pretensjonalne w cholerę, zamotane jak sto metrów sznurka w kieszeni i wyprane z wszelkiej logiki. Poczekaj zresztą na drugą część...

• mikan


"Hermiona uslyszala niepokojace skrzypienie i odglos, jakby ktos cos otwieral."

- Obstawiam że był to Edward Cullen. Zaplątał się biedaczysko z innego opko.

ileż tu barw! Ileż emocji! Aż cud że nie popadali na zawały serca!

• armyofme


Rany jeża, co za mimozowata mameja, jedno i drugie...

Ukwikałam się na polemice z ałtoreczką o uśmiechu, no i na "brum" (: Gratulacje, bardzo udana analiza.

• blaskszminki


Mniemam, że oni są w świecie Jane Austen czy coś?
A te barwne opisy - czuje się niczym w tandetnej podróbie pozytywizmu.

• An-Nah


O boru mój!
Takie pseudopoetyckie opka lubię najbardziej. Te wszystkie kryształowe łzy i wielkie epitety, co jakiś czas okraszone cudownym kolokwializmem... I jeszcze Draco - zapłakany latino lover. Ukwikałam się radośnie.

• House_addict

W sumie nie byłoby się do czego przyczepić (nie licząc paru nędznych ortografów), gdyby nie zatrważająca ilość opisów, która pochłonęła akcję. Czuję się maksymalnie uduchowiona po tym opku, a że przy okazji wściekła z powodu zmiany idealnego wizerunku Malfoya i świetnego charakteru Hermiony, to już inna sprawa.
Ogólnie nie wiem o co chodzi w tym opowiadaniu, ale co tam. Wasze komentarze były całkiem zadowalające, często zabawne.
Nie wiem tylko, czy trafiliście dobrze z tekstem, bo według mnie, nie zasługiwał na analizę.

• Ome


Poetessa godna poprzedniej Poetessy, coś żałosnego i komicznego.
Za to analiza świetna :)

• jasza


Odcinek sponsorowany był przez płakanie i osuwanie.

Nieprawdopodobne, ile razy aŁtoreczka kazała Hermionie płakać i osuwać się na podłoge, dawać się podnieć, aby znów się osunąć w kolejnym ataku płaczu i tak znów, i znów.
Wańka-wstańka rycząca kryształowymi łzami, a jak już zaczęli płakać oboje z Malfoyem, to zaczęło mnie z lekka przerastać.

Poziom wód, jak na Bugu we Włodawie - osiągnął stany alarmowe...

• Lu

Po przeczytaniu tego opka psychicznie czuję się baaaaaaardzo źle.

Anonimowy pisze...

pinki


Tyle tekstu a ja nadal nie wiem co tam się właściwie wydarzyło.
Ale z drugiej strony to w sumie można się cieszyć, że dziewczyna ma bogaty zasób słownictwa i pisze o muskaniu się czekoladą po kryształowych policzkach (czy co tam się działo) zamiast o, za przeproszeniem, pierdoleniu w toalecie.

• kura z biura

Osz kurka wodna! Nie wyłapałam tego! Dzięki :D W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że Musierowicz może być natchnieniem do takiej poezyi...

• Scarlett


Czyżby ktoś się Musierowicz naczytał?

"Ten krzyk pelen byl takiej mrozacej krew w zylach grozy, ze nalezalo sie spodziewac, iz teraz przez korytarz przebiegnie jakis upior z siekiera ociekajaca krwia. (...) Poniewaz zaden upior sie nie zjawil, Hermiona odwazyla sie poruszyc glowa."

MM: "W istocie, krzyk, jaki usłyszała, pełen był takiej mrożącej krew w żyłach grozy, że należało się spodziewać, iż teraz przez pokój przebiegnie ociekający krwią drab z nożem w zębach. Ponieważ nic takiego nie nastąpiło, Gabrysia odważyła się poruszyć głową. " (KK)

Wspaniała analiza!

Moira pisze...

Boska analiza, naprawdę. Przy burczącym Malfoyu popłakałam się normalnie ze śmiechu.
Jesteście świetni :)

Anonimowy pisze...

Po pierwszych kilku zdaniach, pomyślałam że ałtoreczka nie jest taka najgorsza, ze względu na to że bardzo się stara wszystko szczegółowo opisać w sposób poetycki, a takie lanie wody wiadomo nie dla każdego, tak jak np: podczas zimowego spaceru jeden będzie się rozczulał nad płatkami śniegu skrzącymi się w słońcu, a drugi stwierdzi że mu zimno w dupę. Jednakże czytając dalej, poza inwazją epitetów, opko przypomina jakiś depresyjny melodramat w wykonaniu zmodyfikowanej Hermiony, ile to ona hektolitrów łez wylała, jak to bała się spojrzeć Draconowi w oczy (normalnie by mu dała z liścia w pysk) i jak to uciekała z kąta w kąt, jednocześnie nie wiedząc czemu ucieka, płacze i się boi, do czego dołącza zlatynizowany Draco, ilość łez i cierpienia w sumie o nic podsuwa na myśl podejrzenie, że ałtoreczka miała depresję i to w mocnym stadium rozwoju! Ale po wpisach już tego nie widać...
Tak czy inaczej, tony barwnych określeń, fabuły praktycznie nic, bo o niczym nie było tylko o dwojgu wspólnie wyjących emo z bliżej światu nieokreślonym problemem

"O tempora, o mores, o kurwa!" dokładnie to myślałam przez całe opko (pomijając pierwsze chwile nadziei)

"Mój męski mózg ujrzał w tym momencie śmiejące się piersi. Co za psychodela!
Ciesz się, że nie ujrzałaś wyszczerzonej vaginy dentaty..." wy potwory okrutne wy, to mnie zabiło! Szczególnie po skojarzeniu do tego Latającego Wibratora xDDD cała analiza jest super, rozkłada na łopatki i jest jedynym co pozwala dokończyć opka (w ogóle zacznijmy od tego, że jest jedynym co zachęca do ich czytania :P)
A ałtorka... Cóż, bogate słownictwo, choć nie zawsze wie co to znaczy, bywa że i opis niezły, nie porównuje OCZU do SPOJÓWEK, są błędy ortograficzne i w składni zdań, ale w porównaniu do większości ałtoreczek nie są one jakimś rekordem, żeby nie pisała poematu o płakaniu... Przepraszam, ryczeniu (ja tam bym wstawiła szloch, księgopisarzem nie jestem, ale to by mi bardziej pasowało, chyba że "ryczenie" miało być elementem komicznym), tonach łez, smutków i ataków paniki, to może by jej coś składanego wyszło, żeby pisząc o Hermionie trzymała się choć trochę kanonu a nie roztrzęsionej, galaretowatej fantazji to byłoby, to pewno znośne jakoś wyszło... Może...