sobota, 19 lutego 2011

91. Ogiery Charona, czyli Jesteś lekiem na całe zło (Rammstein 3/4)



Drodzy Czytelnicy!
Stęskniliście się za Rammsteinem, prawda? Oto po dłuższej przerwie dla poratowania zdrowia psychicznego powracamy z analizą kolejnych dwóch części opowiadania. W dzisiejszym odcinku poznamy sekrety urządzenia modnej sypialni oraz tajniki medycyny alternatywnej, dowiemy się także, jak silna potrafi być prawdziwa braterska miłość...
Poprzednie części analizy znajdują się TUTAJ i TUTAJ, a dla tych, co nie czytali, krótkie streszczenie: Pewnego wieczoru narkoman Richard zostaje porwany z ulicy i trafia do tajemniczej willi, będącej w istocie burdelem sado-maso. Spotyka tam Tilla, w którym zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Till, który jest synem właściciela tego zakładu, próbuje dość nieudolnie uwolnić Ryśka. Niestety, kochankowie zostają brutalnie rozdzieleni. Co z tego wynikło?

Indżoj!

http://rammfics.ifastnet.com/slash/regen2.htm

Analizują: Kura, Sineira, Dzidka i Gabrielle.

Rozdział 15
Dwa miesiące później...
Kiedy siedzisz  w ciemności, marznąc od jej dotyku, czas wydaje się nie istnieć.
Bo kiedy siedzisz w słoneczny styczniowy poranek na pryzmie zmrożonego śniegu, to jest ci ciepło niczym w piekle, a czas zasuwa przed siebie jak Kubica na treningach.

Oto dlaczego szatan jest nieśmiertelny. W Piekle czas stoi.
Błąd. Jeśli piekło to ognista czeluść, to zachodzą w nim reakcje chemiczne - bo czymże innym jest spalanie? Ergo - musi tam płynąć czas. Ach, ale cóż ja czynię - ośmielam się podważać zasadność pięknych poetyckich przenośni?
Nie dość, że podważasz, to jeszcze chemią wymachujesz!
A z chemii cienka byłam, oj cienka...

W Piekle jesteś tylko ta pustą skorupą kości i mięsa,
E, że łot? Zawsze byłam przekonana, że do piekła trafia dusza, podczas gdy mięskiem już się zajmują robaczki...

a po chwili - jak długo Till był już tutaj, dni, miesiące, lata? - a zatem, po chwili ból, cierpienie, gdy dotyka cię Gert i wielu innych mężczyzn - już tego nie czujesz.
Zamiast tego czujesz dziki entuzjazm.

Pamięć o Richardzie ukryta była głęboko. Pewien był, że Richard nie żyje. W ciągu ostatnich tygodni zaczął myśleć, że jeśli śmierć oznacza wieczne zapomnienie, to to jest właśnie to, czego pragnie. Marzył o śmierci, tak jak spragniony człowiek na pustyni łaknie wody. I może tam go wreszcie spotka. Richard. Ogrzać się w jego ciepłych objęciach, zaspokoić pragnienie w błękitnych wodach jego oczu.
I nie będzie mu absolutnie przeszkadzało, że w owym wiecznym zapomnieniu słowo "Richard" będzie tylko pustym dźwiękiem. Nie ma to jak zaprzeczyć własnym słowom w obrębie jednego akapitu.

...zaspokoić pragnienie w błękitnych wodach jego oczu.
Ślurp! Oczka mu chce wyssać, alien jeden?!

Till zwinął się na podłodze. Trząsł się i nawet nie wiedział, czy to z powodu zimna, czy nadszedł czas na kolejną działkę. Objął kolana ramionami. Wszystko go bolało. Nie było miejsca na jego ciele, które nie byłoby pokryte niebieskimi siniakami albo bolesnymi ranami.
Z uwagi na odgórnie narzucone ograniczenia kolorystyczne, siniaki żółte, zielone i fioletowe nie odważyły się nawet pojawiać.
Niebieskie siniaki są objawem ostrej białaczki szpikowej. Tilla trzeba do lekarza zawlec.

Usłyszał ryki nadchodzących pijanych mężczyzn. Potem, grzechot kluczy. Szli po niego.
W tym opku "goście" są wiecznie nawaleni. AŁtorka nie zna chyba powiedzenia "pij, pij, nie będziesz mógł".
Zawsze mogą wyładować frustrację za pomocą bata...

Co dzień. Co noc. Obce twarze. Spocone ciała. Brutalne ręce. Jedno, co uszczęśliwiało Tilla, to narkotyki, które mu dawano, by uczynić go spokojnym i posłusznym.
Czy mnie się zdaje, czy też tatuś Tilla jest patentowanym idiotą? Podobno Till jest "najlepszym ogierem w jego stajni", tu zaś obserwujemy powolne jego, uhm, zajeżdżanie na śmierć. Nie tak powinno się dbać o swój majątek ruchomy...

- OK. Wezmę go na dziesięć dni. Płacę od razu. Gotówka. - Ton jego głosu nie zezwalał na żadną dyskusję; wsadził rękę do kieszeni i wydostał z niej portfel wypchany banknotami.
- Proszę zapakować i przesłać pod adres...

- Dziesięć dni? - głos ojca Tilla był zszokowany i niedowierzający. - To długo! Przez ten czas zarobię na nim kupę forsy. Są inni...- jego słowa ścichły mu w ustach, gdy ujrzał pieniądze w ręku obcego.
No dobra, pozwolę sobie na małe zdziwienie, będące może spoilerem - ale myślę, że nasi czytelnicy są zbyt inteligentni, by się nie domyślać, że z tym facetem jest coś nie tak. Otóż nie mogę uwierzyć, że prowadząc taki biznes, ojciec Tilla nie sprawdza klientów.
A mnie zastanawia, gdzie się podział Gert. Przecież już-już miał kupić sobie Tilla na własność?
Kredytu nie dostał?

- Chcę tylko jego - zdecydował obcy. - Podwoję sumę - dodał i w jego ręku, jak za sprawą czarów, pojawiło się więcej banknotów.
Till znał dobrze ojca; wiedział, że się złamie. Wiedział, że była na świecie tylko jedna rzecz, zdolna podniecić ojca bardziej niz ból na twarzy jego syna: to były pieniądze.
Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina...

- Dobra, dziesięć dni. Ale nie dotykaj jego twarzy - dodał ojciec, dając mężczyźnie do zrozumienia, że rozprawią się z każdym, kto zniszczy "towar", nieważne, ile klient zapłacił.
Uhm, znaczy "towar" składa się tylko z twarzy, resztę można niszczyć, siniaczyć i ranić bezkarnie?
Worek treningowy. Ważne, że śliczny.
Czy są worki treningowe z Hello Kitty?
Nie ma, ale za to są bokserki.

***
[Richard budzi się w domu, we własnym łóżku, pod opieką brata - Christopha. Tak, tego Christopha. Razem zaczynają układać plany uwolnienia Tilla.
P.S. Jeśli dziwicie się, po co ałtorka zrobiła z nich braci, zaprawdę powiadam Wam - za chwilę zdziwicie się bardziej. O wiele bardziej.]

***
- Dalej! Wstawaj!
Ruszaj się, nędzny niewolniku!

Nieznajomy wyciągnął rękę, aby pomóc Tillowi wstać. Widać było, że facet siedzący na podłodze nie jest w najlepszej formie.
O'rly? A skąd takie wnioski? Przecież to najlepszy ogier w stajni!
Jaka stajnia, takie ogiery.

Till popatrzył na tę dłoń z subtelnymi palcami; potem spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę. Ten gest silnie kontrastował z rozkazującym jego tonem.
Oraz z subtelnością paluszków.

Mężczyzna miał niebieskie, głęboko niebieskie oczy.
Następny niebieskooki. Gdzie się podziali wszyscy zielono-, brązowo-, szaro- i innoocy? Podzielili los fioletowych siniaków?
Stara, dobra, niemiecka eugenika, panie tego.
Ale nie są blondynami, zauważ. Zresztą nie czepiajmy się, faktycznie wszyscy trzej MAJĄ niebieskie oczy.

Till odwrócił wzrok od tej dłoni; walczył ze swoim własnym, wielkim i drżącym ciałem, aż wreszcie po kilku próbach udało mu się wstać.
I wyglądał TAK.

Ciemna zasłona okryła jego wzrok.
A zmysły jego przesłoniła gęsta mgła. Zimny palec przeznaczenia dotknął jego duszy, przeszywając mrozem skostniałe nagle członki. Tfu... Tylko nie członki...

Christoph obserwował go. Kiepsko trzymał się na nogach, nie miał na sobie nic poza parą dżinsów.
Oraz ciemną zasłoną.
Wyglądał w niej jak Afganka.

Mimo to, Christoph musiał przyznać, że jego bratu zawsze udawało się wyjąć najfajniejszych facetów. Pomimo ciemnych kręgów wokół oczu, trzydniowego zarostu, ogólnego wyglądu totalnego wraka, piękne mięśnie Tilla, mocne ramiona i ten błysk w oczach przyciągały uwagę Christopha. Nic dziwnego, że Richard chciał tego faceta.
To w końcu "totalny wrak", czy "piękne mięśnie", bo jakoś mi się te dwie opcje nie zgadzają ze sobą nawzajem...
On widzi jego wewnętrzne piękno, ukryte pod maską doczesnej brzydoty.
Oraz piękne mięśnie ukryte pod maską wyniszczonego, wychudłego ciała?
Oczyma duszy je widzi.

Till rzucił mu mściwe spojrzenie. Nie nienawiść, bardziej coś pomiędzy kompletną obojętnością a czymś w stylu "myślisz, że możesz mnie złamać, ale tak naprawdę nie możesz".
Eeee... "W damskiej ubikacji napisane jest „głupi kaowiec”."
Znaczy, mściwość mieści się gdzieś pomiędzy obojętnością a... hm... nastoletnim buntem?

Christoph przełknął tę kluskę, którą czuł w gardle. Nie było czasu na zadumę i analizę.
Na analizę zawsze jest czas;>

Chciał powiedzieć, kim naprawdę jest i kto go tu przysłał, temu wyniszczonemu mężczyźnie, który z trudem próbował utrzymać się na nogach bez niczyjej pomocy. Ale miał do odegrania rolę; widział na własne oczy, że stawką było tutaj i jego życie, tu, w tym domu, w otoczeniu pilnie przyglądających się mu bodyguardów, "żołnierzy".
Bogatych klientów też zabijają? Naprawdę ciekawy sposób prowadzenia biznesu...
Może dodatkowo mają zakład pogrzebowy "Ogiery Charona".

- Idziemy! - rozkazał i pchnął Tilla tak brutalnie, jak tylko mógł.
Biorąc pod uwagę kiepski stan Tilla, ten powinien teraz bezwładnie rymnąć na dziób i uszkodzić swą jakże cenną twarz.

Krople deszczu uderzyły w nagi tors Tilla. To błysk pamięci, pamięci o Richardzie oślepił Tilla, nie światło. Zamknął bolące oczy. Czuł na skórze słodką, zimną pieszczotę wiatru. Powietrze.
Till był na zewnątrz.
Jeszcze się bidulek kataru nabawi!

Rozdział 16

[Richard] Któregoś wieczoru rozmawiał z rodzicami. Nie było żadnych wymówek. Żadnych pytań. Po prostu byli szczęśliwi, mając go z powrotem. Matka wzięła go w ramiona nie mówiąc ani słowa, ojciec zaś poklepał go po ramieniu i Richard był im za to bezgranicznie wdzięczny.
Następnie z namaszczeniem przeczytał przypowieść o Synu Marniestrawnym i kazał zarżnąć wołu.

Z wahaniem opowiedział im, co się stało, kto został zawleczony do tamtego domu, co się z nim stało i co się tam działo. Christoph siedział z boku i ściskał jego dłoń. Nieodłączny brat. On zawsze wiedział.
Ale co wiedział? Że brat ćpa i szlaja się po dziwnych miejscach?
Taa, krył go przed rodzicami, póki się dało.

Ojciec wpadł w złość i obiecał, że zrobi wszystko, żeby nie zostawić rzeczy takimi, jakie są i że pomoże synowi, żeby tamci dostali to, na co zasłużyli.
I wywrze na nich srogą pomstę. Pogrozi paluszkiem i powie: "Żeby mi to było przedostatni raz!".
Interesujące, że nikomu nie przyszło do głowy zadzwonić na policję. Ciekawe, jakie mroczne sekrety skrywa rodzina Richarda...

Matka powiedziała tylko jedno, ale to oznaczało życie dla Richarda: - Przyprowadź go do domu.
Bring him home, he's like the son I might have known.

Richard padł na kolana przed matką i ucałował jej dłonie, a gdy na nią spojrzał, zobaczył łzy w jej szlachetnych oczach - syn marnotrawny powrócił.
Dawno nie widziałam zdania, które tak bardzo nie pasowałoby do reszty tekstu. Od nadmiaru patosu dupa się aż marszczy.
Niemniej zanotujmy pojawienie się mamusi - to JEDYNA kobieta w tym opku.

Wzdychając, Richard odwrócił się. Sprzeczne myśli kłębiły się w jego głowie. Jak powinien przyjąć Tilla? Po kilku minutach chaotycznego myślenia, szeroki uśmiech wypełzł mu na twarz.
Boru zielony! Wraca do niego wytęskniony, uratowany ze straszliwych kazamatów kochanek - a ta łajza dopiero myśli, jak go przyjąć?
Nie chciał zapeszyć?

Złapał za telefon i wybrał numer Christopha.
- Chris, możemy pogadać? Dobra, uważaj. Najpierw zabierzesz go do piwnicy. Tak, dobrze słyszałeś, do piwnicy. Wyjaśnię ci później. Aha, Christoph, uważaj. Nie zrób mu krzywdy w żaden sposób.
Opanuj swe dzikie żądze i mordercze instynkty!

Richard odłożył telefon. Przeszedł się po pokoju, patrząc na sciany, a potem na meble - wiele rzeczy było do zrobienia.
Kurze trzeba zetrzeć, meblościankę nawoskować, kryształy wypolerować...
Służącego zwolnić.

*
Wiejskie krajobrazy. Małe wioski. Lasy. Zboża. Nieużytki.
"Snopki siana... Jedzą krowy... Chałupy przykryte okapem. O! Pies na uwięzi..."

Niebo było zachmurzone. Tillowi wydawało się, że są na drodze do wieczności.
"O! Jest! Widzę! Droga... Chyba na Ostrołękę. "

Drugi facet od czasu do czasu rzucał mu krótkie spojrzenia, jakby go sprawdzając. Wyglądał na zmartwionego. Ale Till nie zastanawiał sie nad tym głębiej. Dlaczego ktoś miałby się o niego martwić? Zwłaszcza ktoś, kto właśnie zapłacił fortunę, aby spełnić z nim swoje najbardziej perwersyjne fantazje.
Tam od razu perwersyjne. Może chciał go pisakami pomazać?
Myślisz, że trzeba mu rysować strzałki, żeby wskazać kierunek?:D
Możliwe. Mnie już nic nie zdziwi, jeśli chodzi o ogłupienie boCHaterów tego opka...

Uparcie, wyglądał przez okno wielkiej limuzyny i unikał jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z nieznajomym.
Bo jeszcze by się, nie daj Boru, zagubił w jego oczach.

Po półgodzinie przejechali przez dużą, żelazną bramę. Wysokie dęby ocieniały szeroka aleję. Przez ich gałęzie widać było piękny, zadbany park. Po pięciu kolejnych minutach zatrzymali się przed starą rezydencją.
A siwy majordomus wyszedł i gnąc się w ukłonach powitał panicza.
[Ja wiem, że boCHaterowie tego opka tyleż mają wspólnego z prawdziwymi Richardem, Tillem i Christophem, co ja z królową angielską, ale przypomnijmy sobie, że chłopaki tak naprawdę pochodzą z NRDówka, gdzie arystokracja była gatunkiem raczej wymarłym... ]

Christoph wysiadł, okrążył samochód i otworzył Tillowi drzwi.
- Wysiadaj!
Christoph wysilił się, aby zabrzmiało to jak rozkaz, ale nie był pewien, czy dobrze mu wyszło. Nie lubił rozkazywać. Miał nadzieje, że Richard wie, co robi.
Zapewne nie wie, ale kto by się tym przejmował.

Till niepostrzeżenie obrzucił dom spojrzeniem. W porównaniu do tego, willa ojca wyglądała jak szopa. Wszystko było jasne, urzekające, zaaranżowane ze smakiem. Ludzie mieszkający w takim domu muszą być tacy szczęśliwi.
A ten co, studiował psychologię architektury?

Mężczyzna szarpnął go boleśnie za ramię i bez słowa popchnął go w dół schodami. Schodami prowadzącymi do piwnicy. Wszyscy ukrywają swoje brudne sekreciki w piwnicach.
To mi przypomina, że dawno w niej nie sprzątałam.
Ożeż jasna cholera, ja też... Kompletnie zapomniałam o tym gościu przykutym w kącie...
*wzięła foliową torbę i poszła posprzątać szkielecik*

Till obejrzał się, chcąc jeszcze raz popatrzeć na światło dzienne. No, krótko to trwało. Może nie miał już nigdy zobaczyć światła.
O, Boże. Daj mi skrzydła! Zabierz mnie! Zabierz mnie do Richarda!
Boże, daj mi cierpliwość. Ale zrób to szybko!
*głos zza chmur* Nie ma, skończyła się. Całość zużyłem przez Palikota.

Christoph otworzy drzwi do małego pomieszczenia. Wpuścił tam Tilla i zamknął drzwi z zewnątrz.
Till został sam. Rozglądał się wokół, zdziwiony. Na suficie była lampa rzucająca skąpe światło. Była tam stara sofa. Krzesło. Stosik książek w rogu. Półki z winem na ścianach. To wszystko wyglądało dziwacznie. Może ci ludzie nie mieli doświadczenia w takich sprawach.
Brak łańcuchów, żelaznych kajdan i łoża madejowego zbił go zupełnie z tropu. Żeby nie powiedzieć, że wręcz rozczarował.

Może on był pierwszy. Ale tutaj nie było gdzie się ukryć. I to go martwiło.
Okrążył pomieszczenie raz jeszcze i usiadł na sofie. Westchnął i położył się. Chciało mu się pić. Nie jadł od dwóch dni. Czuł się brudny. Chory. Zagubiony.
Niczym Jaś bez Małgosi.
I kot bez butów.

*
Richard stał przy oknie, czekając na powrót brata. Jego cierpliwość się kończyła.
Jego żądza domagała się natychmiastowego zaspokojenia!

Richard oparł czoło o zimną szybę i pozostał tak, nieruchomy, na kilka sekund, obserwując ciepły podmuch swojego oddechu pokrywający szkło parą. Uśmiechając się, narysował "T" na małej plamce pary. Boże, był zakochany.
Serduszka wokół T nie narysował? Nie zna się na mazaniu po szybie.
Ekhm, ile ten facet ma lat?

Zastanawiał się, jak w końcu zareaguje, gdy Christoph przyjdzie, prowadząc ze sobą Tilla? Przyszło mu to nagle do głowy. Nie powinno pójść za łatwo.
Oczywiście. Albowiem po drodze za mało było problemów, przeszkód i zagrożeń.

Richard obejrzał się i dokładnie przyjrzał sie pokojowi z zadowoleniem. Ciemnoczerwone róże były rozsypane wszędzie, czarne świece oświetlały pokój wątłymi płomykami - wszystko tu było czarne.
Płomyki też?

On i jego kumpel Christian odwalili kawał dobrej roboty. Christian miał rękę do takich rzeczy; był królem dobrego smaku.
Niewątpliwie. Zwykle wyżywał się w projektowaniu strojów scenicznych.

Drodzy Czytelnicy, podziwiajcie przy tej okazji kunszt aŁtorki - nie musi pisać całego opka, wystarczy jedno zdanie, by zrobić idiotę także z Christiana. Zastanawiam się, czemu oszczędziła Olliego. Łysi nie są sexy?

Richard uśmiechnął się. Wszystko było czarne w tym pokoju, poza pościelą. Ta była różowa - delikatny, dziewiczy róż.
Jeśli usłyszeliście w tym momencie dziki rechot, wycie i odgłosy turlania się po podłodze - to byłam ja. Bardzo przepraszam, postaram się już tego nie ro... Buchachacha!!! Nie mogę!!!
No tak, "dziewiczy" róż w tym kontekście...

Co powiedział ojciec Tilla? Nie miał zamiaru dawać im różowej pościeli? Teraz Till będzie miał swoją różową pościel. Będzie miał wszystko, co tylko sobie zamarzy.
Pluszowego jednorożca też.
Z pluszowym rogiem wbitym w...

Richard wrócił do okna. Poczuł się nagle, jakby serce mu stanęło - czarna, smukła sylwetka ojcowskiej limuzyny podpływała powoli aleją w stronę wejścia do domu. Palce Richarda zacisnęły się na drewnianej krawędzi, jak gdyby chciał mieć pewność, że powstrzyma go to przed chęcią, aby  zbiec na dół, schwycić Tilla w ramiona i już nigdy go nie wypuścić. I żeby go w końcu pocałować.
*ochryple, lekko się zataczając*
On jest temu winien, on jest temu winien,
Poooocałować go powinien!

Patrzył przez okno, jak Christoph wysiada i otwiera drzwi po stronie Tilla, aby i jego wypuścić. Richard wstrzymał oddech, kiedy ujrzał Tilla. Te sztywne, niezgrabne ruchy - mógł zgadnąć, co się dzieje. Richard poprzysiągł sobie chronić Tilla, aby już nikt nigdy nie zrobił mu krzywdy.
Ojapitolę...
Złotą klatkę sprawię Ci, będę karmić owocami...

Podczas tych pięciu minut, zanim usłyszał delikatne pukanie do drzwi, Richard krążył po pokoju, robiąc ostatnie poprawki, to wygładzając róg pościeli, to znów ustawiając jedną ze świeczek w jakiejś lepszej pozycji.
Aż dziw, że makijażu nie poprawia.

Ale gdy Christoph wszedł, Richard zamarł, jak zamieniony w lód.
Christoph również znieruchomiał, rozglądając się dokoła, po czym wybuchnął śmiechem. - Co to ma znaczyć, cały ten czarny szajs? - spytał i usiadł na dużym krześle pokrytym czarnym jedwabiem. - Kręcisz horror?
Ostatni z uczestników tej szopki, który pozostał przy zdrowych zmysłach.

Richard podszedł do niego; kucnął obok brata i położył mu ręce na kolanach.
- I co sądzisz? Spodobał ci się? Jak on się czuje? Czy powiedział cokolwiek?- bombardował go pytaniami bez tchu.  
Brat pogłaskał go czule po włosach: - Jest pięknym mężczyzną. Jest silny. [Pomacał jego mięśnie, obejrzał zęby i uznał, że będzie z niego dobry niewolnik do pracy w kopalni] Nie powiedział ani słowa przez cały ten czas. Nie pogrywaj z nim za bardzo. Nie jest z nim najlepiej.
To może lekarza?
A po co? Będzie na nim praktykować medycynę alternatywną.
Ręce, które leczą?
Akurat nie ręce miałam na myśli... ale też może być.

Richard roześmiał się: - Wiesz, że lubię takie gierki. Daj mi tylko dziesięć minut. Idź proszę na dół i daj mu to. Przyprowadź go tutaj za godzinę.
Rysio, jak widać, jest tak stęskniony, że najchętniej odwlókłby spotkanie, jak długo się da.

Zawiąż mu oczy. A kiedy znajdzie się już tutaj, powiedz mu: "Pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś". Nic więcej. OK? Ja zajmę się resztą.
<podnosi opadniętą szczękę> Szczerze mówiąc, nie ogarniam tej kuwety. Biorąc pod uwagę stan Tilla, takie zagranie jest czystym okrucieństwem. Ten facet ma umysłowość na poziomie pięciolatka i empatię godną pantofelka pierwotniaka.
Cóż, teraz w innym świetle widzimy jego obawy, by nikt nie skrzywdził Tilla - w domyśle "nikt oprócz mnie!".

Wstał, wziął czarne ciuchy, jakie Till miał założyć, i podał je Christophowi. Potem zajął swoje miejsce na podłodze, blisko kolan brata. Christoph spojrzał w jego błękitne oczy i wyszeptał: - Trudno mi pogodzić się z myślą, że nie odgrywam już najważniejszej roli w życiu mojego brata.
A także w rzyci.

- Idź, słodki braciszku. Jeśli mnie kochasz, chcesz mojego szczęścia i przyprowadzisz mi tego, kogo kocham.
Chlip, chlip, wzruszyłam się! Podajcie mi chusteczkę! Albo od razu cały kartonik!
A może jednak drinka?
Drinka to ja już mam. Przez to opko wpadam w alkoholizm.

- Richard --
- Christoph.
- Hieronim.
- Innocenty.
- Proszę.
-Czas zadecyduje.
A Christoph uśmiechnął się. Tym swoim uśmiechem, któremu nie sposób było się oprzeć.
A uśmiech jego rozjaśnił mroki.

Rozdział 17
Błękit nieba. Słońce. Tysiące migoczących diamentów.
O-ho-ho, nie oszczędzają na scenografii. Nie zadowalają się byle kryształkami Swarovsky'ego.

Śnieg. Richard. Ten ciepły dotyk na ramieniu zaskoczył Tilla. To wszystko to był tylko sen. Till otworzył ostrożnie oczy i mrugał w słabym świetle. Zobaczył mężczyznę, który kupił go na dziesięć dni, stojącego przed nim.
- Wstawaj. Weź prysznic i załóż to na siebie - powiedział głosem bez wyrazu i rzucił mu jakieś ubrania. Wszystkie czarne. Skóra. - Prysznic jest na końcu korytarza. I lepiej nie próbuj uciekać. To nie byłoby mądre. Wrócę po ciebie za pół godziny.
Pół godziny? Toż w tym czasie można wziąć prysznic, zrobić makijaż i jeszcze kawę wypić!

Till spojrzał na niego, i na moment ich spojrzenia zetknęły się, a Till dostrzegł uśmiech w jego oczach. Mężczyzna odwrócił się i wyszedł. Ale drzwi pozostały otwarte.
Próba posłuszeństwa?

Till przetarł oczy. OK, czas iść. Powoli, z lekkim westchnieniem wstał i zgarnął ubrania. Bolała go każda kość w ciele. Potrzebował jak najszybciej działki. Było mu zimno i trząsł się.
Strach? Być może. Ale co mogło tak naprawdę go jeszcze przestraszyć? Przez ostatni tydzień żył w piekle. Codziennie. Co noc. Jak zawsze. Spojrzał z goryczą na ubrania.
Ubrania odpowiedziały spojrzeniem hardym i pełnym niewypowiedzianych gróźb.
Obawiały się, że znów ktoś spróbuje je ubrać.
Na długi rękaw.

- I nie próbuj uciekać.
Jak Richard musiał się czuć! Wszystko przypominało mu Richarda. Cała ta szalona sytuacja.
Till stanowczo opuścił pokój. Może prysznic pomoże.
W ucieczce?

Pomieszczenie było małe i czyste. Z całą pewnością służyło personelowi.
Albowiem łazienki jaśnie państwa są zazwyczaj duże i brudne.
I już wiemy, dlaczego wykładają je czarnymi kafelkami - brudu nie widać.

Czego chciał od niego ten facet? Till ocenił, że nie był on taki jak przyjaciele jego ojca. W zasadzie był miłym facetem, z porządnej rodziny, bogatej rodziny, ale z całą pewnością nie zajmował w niej miejsca rozpieszczonego bachora.
A to wszystko wywnioskował na podstawie jednego rzutu okiem?
Nooo, focha nie strzelił, w nosie nie dłubał, nie kopał po kostkach, ułożony był, dobrze ubrany  i czysty.

Till opuścił powieki, potem powoli otworzył oczy. Ale widok się nie zmienił. Ciemne kręgi pod oczami, kilkudniowy zarost, strąki czarnych włosów opadające w nieładzie na jego twarz.
Wzdychając, odwrócił się. Dziesięć dni. Co, do kurwy nędzy, ma robić tutaj przez dziesięć dni?
Zastanówmy się... Sprzątać, gotować, prasować, wyprowadzać pieska?
Przelecieć pana domu?
Niejednokrotnie.

*
Idąc ciemnym korytarzem sutereny, Christoph pomyślał, że Richard zostawił otwartą furtkę i nie odebrał mu resztek nadziei.
A pewnie, w końcu zawsze można się zabawić w trójkącik. Albo inne figury geometryczne.

Richard. Brat i kochanek. Christoph nie umiał wyobrazić sobie życia bez Richarda przy nim, w jego ramionach. Już nigdy nie scałowywać potu z jego skroni, w chwili gdy doszedł. Jego słodkie jęki. Jego gorący oddech na jego skórze. Christoph zatrzymał się, niczym chluśnięty wielką falą przypływu wspomnień.
Dobrze, pomyślał. Czas pokaże.
I teraz już wiesz, Drogi Czytelniku, dlaczego aŁtorka zrobiła z nich braci. Jeśli zwykły slash daje + 10 do popularności opka, to incest + 50.

Kochał brata. Gotów był zrobić dla niego wszystko. Przyprowadzi do niego Tilla i pójdzie do Paula, szukać pociechy w jego ramionach. Paul zawsze sprawiał, że przestawał myśleć o Richardzie choćby na godzinę.
Biedny Paul, traktują go strasznie instrumentalnie.

*
Till czuł się prawie znowu jak człowiek, czysty i ogolony. Teraz miał tylko nadzieję, że wszystko pójdzie szybko. Naprawdę potrzebował działki. Pilnie.
Podchodzi do sprawy z profesjonalizmem rasowej galerianki.

Drzwi znowu się otworzyły. Klient wszedł. Tym razem, nie mówiąc ani słowa, zapiął parę ciężkich żelaznych kajdanów na rękach Tilla. To akurat nie było dla Tilla niczym nowym.
Od razu poczuł się pewniej, bardziej swojsko, jak u siebie w domu.

Nie wpadł także w panikę, gdy nieznajomy przewiązał mu oczy czarnym jedwabnym szalikiem. Wszystko to samo. Nic niezwykłego. Ci stuknięci zawsze mieli w zestawie żelazne kajdany, czarne stroje i akcesoria.
Że też im się ta jednostajność nie nudziła.
<wyobraża sobie sesję sado-maso w różu i błękicie>
Kuro, jesteś zUem wcielonym. Twoja wizja wtrąciła mnie w otchłań przerażenia!

I znów, nadal nie padło ani jedno słowo. Till poczuł tylko rękę, ujmującą jego ramię, pokazującą mu, że pora iść. Kroki Tilla podążyły za obcym na zewnątrz piwnicy i dalej po schodach na górę.
Kroki podążyły, reszta została.

*
Richard czuł, że nie wytrzyma już dłużej tego czekania. Po raz milionowy obejrzał wszystko w pokoju, a potem siebie. Był także ubrany na czarno.
I wyglądał TAK.
Mrrrrauuu, perwersyjnie...;)

Drzwi otworzyły się. Richard wstrzymał oddech. Wreszcie! Nie mylił się, prawda? Nie chciał w żaden sposób skrzywdzić Tilla. Kochał go.
*Mamrocze pod nosem wyrazy niecenzuralne, nieprzyzwoite i nieparlamentarne*
Słusznie rzekł Ketling, że kochanie to kalectwo. Aczkolwiek chyba nie to miał na myśli. Tak czy siak, każże z takiego kochania psom buty uszyć, panie Richard!!!

Christoph pchnął Tilla przez drzwi i zostawił go na środku pokoju.
- Na kolana -powiedział cicho.
Till posłuchał. Pochylił głowę i czekał. Jak zawsze.
Sine, nadstaw ucho... Czy dobrze mi się zdaje, że ten dźwięk, tam w tle - to fani Rammsteina ostrzą siekiery na ałtoreczkę?
<chowa za plecami topór dwuręczny i uśmiecha się słodko>
<przegrzebuje szafę w poszukiwaniu miecza świetlnego>

Z tyłu, Richard chwycił brata za rękę, wyciągnął go z pokoju i zamknął drzwi.
- O Boże, Chrissy, co się stało z jego ramionami? - wysyczał zaniepokojony.
- No wiesz, spieszyłem się. Poobijał mi się trochę na zakrętach.

- Jego ojciec to mi dał - Christoph sięgnął do kieszeni po małe srebrne pudełko. - Powiedział, ze to go wyciszy. Robił się zbyt..."dziki" - cokolwiek miał na myśli.
- Dziki? Till dziki? - Richard wyrwał pudełeczko z ręki brata, chociaż wiedział, co zawiera, bez otwierania go. - Pewnie się bronił. Co za chuje...
No ba, przecież Till to sama chodząca słodycz i łagodność, wystarczy spojrzeć...

Spojrzał na małą strzykawkę - srebrną, starą, cenną - dobrze mu znaną.
Bo takiemu snobowi z dziada i pradziada
Zwykłej jednorazówki użyć nie wypada.
Gdy strzykawka jest srebrna, cenna oraz stara,
Szlachetności nabiera nawet makiwara.
- Dobra, to po raz ostatni. Od jutra z tym koniec.
A ja się od jutra odchudzam...
A ja od jutra nie ruszam kawy. I Szanownego Małżonka;)
Cóż za poświęcenie!
<rozplata skrzyżowane paluszki i robi minę niewiniątka>

Christoph położył dłoń na gałce drzwi i przekręcił ją. Wszedł powoli. Richard postępował za nim, nie czyniąc hałasu. Był boso. Christoph spojrzał pytająco na brata, a gdy ujrzał skinięcie głową, kucnął przed Tilem. Wziął Tilla pod brodę i podniósł jego głowę.
- Wkrótce będziesz żałował, że się urodziłeś - jego słowa odbiły się echem w ciszy pokoju.
Rechoty analizatorów, dobiegające z oddali, nieco zepsuły efekt.
Skończyła mi się prażona kukurydza. Idę dorobić. Ktoś chce?

Christoph wstał i uśmiechnął się zachęcająco do Richarda. Potem wyszedł. Richard uczuł, jak serce dudni mu w uszach. Zamknął drzwi za bratem.
- Ale bądź w pobliżu, gdybym potrzebował pomocnej... eee... dłoni.

Nie mógł opanowywać się zbyt długo. Pragnął Tilla tu i teraz. O, Boże! Chciał robić wszystko: smakować go, w końcu go całować, dotykać go, czuć jego ciało, wszystko, pieprzyć go tak mocno, aż zacznie krzyczeć jego imię. A potem będą się kochać. Łagodnie, czule i powoli, całymi godzinami.
Kurde, a może byś tak w międzyczasie jeść mu dał, albo co?
Albo pić. I niech to nie będzie kompocik.
To mi przypomina historyjkę o jednym panu, który zasnął w trakcie... Khem... tych, no... ustnych perswazji;)
Till jest tak wyczerpany, że jemu też to grozi.

Richard stal nieruchomo na progu. Jego oczy napawały się kształtami mężczyzny klęczącego na podłodze jego pokoju.
Czyżby Till zaokrąglił się przez wakacje?

Widok jego szerokich barków i muskularnych ramion sprawił, że Richard musiał przełknąć wielką grudę w gardle. Wszystko w nim szalało. Podszedł powoli do Tilla i ukląkł za nim. Sięgnął do kieszeni po klucz.
Francuski?
Nie, grzechotka.

*
Till zacisnął oczy pod czarnym jedwabiem swojej przepaski.
Te słowa! Skąd obcy je znał? Dlaczego właściwie to powiedział?
Wydaje mi się, że tego rodzaju odzywki stanowią część zabawy, nespa?
Ja zazwyczaj zaczynam od "wyrwę ci wątrobę i zjem z cebulką";)

Gdy usłyszał te słowa, jakby długi, lodowaty palec dotknął jego serca. Wszystko wewnątrz niego wzywało krzykiem Richarda. Te słowa były niczym sól na żywą ranę.
Wybacz mi, Richard! Czekaj na mnie, gdziekolwiek jesteś.
*nuci* To męska rzecz, być daleko,
A kobieca, wiernie czekać...
<wtóruje, fałszując nieco> ...nadzieja wciąż w serc kapeli na werbelku cicho gra...

Till schylił głowę jeszcze bardziej, aby ukryć, że zagryza wargi prawie do krwi. Pomyślał, że mógłby wziąć na siebie cały ból świata, na całą wieczność, gdyby tylko mógł cofnąć czas.
“A imię jego będzie czterdzieści i cztery.”
“A mnie daj łzy ogromne i męki niespania”

Ciepły dotyk. Metaliczny odgłos otwierania jego kajdanów. Wahając się, podniósł dłonie i wyprostował zesztywniałe palce. Poza tym nawet nie drgnął. Wtedy poczuł ciepłą dłoń, kładącą się na na jego szyję; następnie skórzany pasek zawiązany został wokół jego szyi.
I zaciśnięty. Ot tak, dla żartu.

Para zimnych warg dotknęła krzywizny jego pochylonego karku. Raz. Drugi.
Edłord? To znowu ty?

Było coś w tych pocałunkach i tym dotyku, co sprawiało, że jego serce wariowało.
Poczuł, jak ta dłoń i te palce przesuwają się w jego włosach, pieszcząc go, tak delikatnie, tak tkliwie. Co to było?
Pająk.
Pająk? *uciekła z krzykiem*
Jaki śliczny. Niu, niu.

Pocałunki przez szyję dotarły do linii jego szczęki. Dlaczego jego serce waliło tak prędko? Dlaczego czuł, jakby nie mógł już oddychać?
Hmm, może z powodu tego paska na szyi?

Ten zapach. Był taki znajomy. Sprawiał, że krew w nim wrzała. Dlaczego jego zmysły tak go torturowały?
Bo miały dość i chciały wziąć wolne.

Rozdział 18
Till poczuł nacisk rąk, który nie ustąpił, dopóki nie usiadł na czymś, co wyglądało jak łóżko.
Które z zawiązanymi oczami widział szóstym zmysłem.

Z jakiegoś powodu, łóżkowe gierki tego konkretnego faceta wkurzały go. Ten zapach - ten ciepły, z lekką nutą słodyczy zapach - przypominał mu kogoś. Richarda.
W swych najgorętszych fantazjach widział go bowiem w fartuszku kuchennym, jak wyjmuje z piekarnika blachę z ciastem drożdżowym.
Gorrrrącą blachę.

- Połóż się na plecach - usłyszał głos nieznajomego, gdy tylko jego koszulka została zdjęta.
Till przełknął grudkę w gardle i posłuchał - obcy nie tylko pachniał jak Richard, jego głos przypominał mu tamten głos, który przechowywał w zakamarku swych myśli jak cenny skarb; przez te wszystkie dni w zamknięciu Till mógł powtarzać sobie w myślach słowa, które Richard kiedyś do niego powiedział. Każde, pozornie bez znaczenia. "tak" lub "nie".
Ze szczególnym upodobaniem wspominał "Po prostu mnie zerżnij".

Till nie odezwał się. Pozwolił, by nieznajomy pomógł mu ułożyć się wygodniej na łóżku, na plecach, a potem przenieść jego ręce nad głowę i związać je czymś, w czym Till rozpoznał metalowe kajdanki przyczepione do wezgłowia łóżka. Po tym Till uczuł mężczyznę pochylającego się nad nim - ciepło jego ciała nad jego nagą klatą - i poczuł, jak ten pocałował jego lewą skroń, tuż nad brwią. Potem uczuł dotyk palca wskazującego, delikatnie obrysowującego kontur jego warg. Facet najwyraźniej się nie spieszył.
To nie wyścigi. Zwłaszcza, że była mowa o dziesięciu dniach.
Nie bądź taki szybki Till
Wstrzymaj się choć kilka chwil
Przestań działać jednostajnie, porozmawiaj o Ramsztajnie,
Nie bądź taki szybki Till!

Następnie obcy przesunął się w kierunku spodni Tilla, rozpinając pasek i odpinając guziki, szybko i zręcznie.
Ale czy robił to zębami? No? Zębami, pytam?

Gdy spodnie zostały ściągnięte nieco brutalnie, a ręka "przypadkiem" dotknęła jego krocza, Till gwałtownie wciągnął oddech. Dlaczego tak reagował na tego mężczyznę? Ostrożnie, spróbował kontrolować się i być spokojny, i przycisnął stopy do materaca. Miękki śmiech.
- Jaki niecierpliwy, kochany...
W tym momencie włócznia przeszyła serce Tilla. Przestał oddychać.
Requiescat in pace.
Sine, skocz po kieliszki, ja mam flaszkę, Gabs się zakręci za zagrychą... STYPA!!!
Hurra, hurra! A ja mam Niemiroffa i sok jabłkowy, już lecę do kuchni!
*grzebie w lodówce* Co ja tu mam? Parówki, ogórki, zwłoki aŁtoreczki... O, jest! Śledzik! Kto chce?

Teraz był pewien. Ten człowiek miał głos Richarda. Zastanawiał się, czy nie ma przypadkiem halucynacji po wszystkich tych tygodniach narkotyków i poniżenia.
Boże, proszę, tylko nie to, błagał. Nie ta tortura!
Bo taka tortura
powali nawet tura
zmiękczy też gbura
okrutna tortura.

- Możesz odetchnąć - szepnął mu głos.
W ostatniej chwili. Bez pozwolenia byłby się udusił.

Till poczuł ciepło ciała mężczyzny zbliżającego się do niego, gdy gość pochylił się i przeciął węzeł przepaski.
Gdy jedwabna szmatka opadła, Till zobaczył, że leży nagi, przypięty do łóżka nieznajomego, który - posiadł zdolność przemienienia się w Richarda???
Coś jak animag? Czy raczej homomag?

Kurwa! Niezły był ten szalik! Oby tylko ta iluzja podobieństwa przetrwała na tyle długo, by pomóc mu przez to wszystko przejść.
Skoncentruj się, Tonks, nie myśl o różowych włosach... ups, i już po iluzji.

Till zamknął znowu gwałtownie oczy. Co to było? Czyżby umarł i poszedł do nieba?
To w niebie mają kajdanki i inne takie?

To był Richard! Richard!
Brawo dla tego pana. W konkurencji “Rozpoznawanie ukochanej osoby” zajął pan zaszczytne ostatnie miejsce. Nagrodą będzie tygodniowy pobyt w nowo powstałym sanatorium w Starym Majdanie koło Wojsławic, pod czułą opieką światowej sławy specjalisty. Kuracja bimbrem płatna ekstra.

Till otworzył oczy, powoli. Widział to samo. Ten ktoś naprzeciwko niego, patrzący na niego z uśmiechem, to był Richard. Till zamrugał.
- Hej, słonko - powiedział miękko - Cieszysz się, że mnie widzisz?
Nie. - burknęło słonko i zasłoniło się chmurką.

*
- Co to ma być? - Till ledwo wydobywał słowa przez gardło. - Myślałem, że nie żyjesz, Richard - dodał ochrypłym głosem
Ale Richard patrzył na niego z brudnym uśmieszkiem na twarzy. Zaczął zdejmować koszulkę zmysłowymi ruchami.
Pamiętajcie, jeśli ktoś, kogo kochacie, jest w bardzo kiepskim stanie, striptiz z pewnością postawi go na nogi!
Byle pod opieką pielęgniarską.
Blask jego zajebistości ma moc wskrzeszania z martwych.

- Masz pojęcie, jak się martwiłem? - Till warknął rozjuszony. Szarpnął ręce, ale spowodowało to tylko bolesne, mocniejsze zaciśnięcie się kajdanków wokół jego już i tak poranionych nadgarstków.
Richard rozpinał spodnie. Potem ściągnął je i rzucił na podłogę, jakby w tym momencie była to najlogiczniejsza rzecz pod słońcem.
IMHO starannie ich składanie i odwieszanie do szafy faktycznie byłoby w tym momencie niezbyt logiczne.

- Też się martwiłem o ciebie, Till - przemówił w końcu. - Porozmawiamy o tym później. Ale teraz jesteś tutaj, w moim domu, w moim łóżku, i tym razem gramy według moich reguł.
I nie jest istotne, że zaraz stracisz przytomność lub zdechniesz z głodu. Tak cię bardzo kocham, że muszę, po prostu muszę się popisać swym wyrafinowanym dowcipem.

Richard mrugnął do związanego nagusa, podszedł do łóżka i wszedł na nie. Bolało go, mieć Tilla tak blisko siebie, a jednak nie dać mu takiego komfortu, jakiego niewątpliwie potrzebował.
Bo co, kurde? Kodeks Łowców mu przeszkadzał?

Ale Richard poprzysiągł sobie mieć tutaj Tilla bezbronnego i całkowicie zdanego na jego miłosierdzie. Potrzebował tego, takiej małej zabawy.
Tjaaaa... To może skończ już gościu z tymi zapewnieniami o wielkiej miłości, co? Bo nie dość, że słodkie toto do urzygu, to jeszcze równie wiarygodne, co przedwyborcze obietnice.

- Nigdy nie będę już postępował według czyichś reguł - odezwał się zimno Till. - Żadnych reguł. Nawet twoich - dodał zdławionym szeptem, kiedy dłoń Richarda otoczyła jego lewą pierś i ścisnęła sutek Tilla pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym.
Hmmm, to Till miał dorodne piersi. Byle czego się nie da otoczyć dłonią.
Nie żeby ałtoreczka sugerowała, że jest przepakowany...

Właściwie nie wiedział, co ma myśleć. Oczywiście był szczęśliwy, że Richard żyje. Fakt, że Richard żył, zmieniał wszystko. Więc co właściwie się stało? Puścili go, czy też myśleli, że nie żyje, a on jakimś cudem przeżył?
Tego nie wie nikt, z ałtorką włącznie. Jak to dobrze, móc napisać “dwa miesiące później” i ni hu hu nie przejmować się tym, co działo się podczas tej przerwy w akcji!

Jeżeli jego ojciec i jego ludzie sądzili, że Richard nie żyje, to znaczyło, że - a Richard był dobry w gierkach tego rodzaju. Wkurzające to było, może on po prostu nie zdawał sobie sprawy, w jakim był niebezpieczeństwie. To złościło Tilla jeszcze bardziej, chciał go ostrzec, by - ale dłoń Richarda prześlizgiwała się po jego brzuchu w kierunku jego członka. Gdy jego palce dotknęły członka Tilla, ten nie mógł powstrzymać jęku rozkoszy.
Nie wiem, jak to jest być facetem, ale jestem niemal na sto procent pewna, że kiedy się jest zmęczonym, sponiewieranym, głodnym i w dodatku wkur... wkurzonym, żadne manipulacje wokół członka nie są w stanie do tego stopnia odwrócić uwagi.
Kto wie? Podobno faceci nie są w stanie myśleć o zbyt wielu rzeczach naraz ;)

- Dalej - szepnął Richard i pocałował lekko szyję Tilla; odsunął się następnie, ale z twarzą blisko jego karku, wdychał jego zapach i pieścił go delikatnie swoją własną skórą. - Dalej - powtórzył, składając szereg drobnych pocałunków na szczęce Tilla, na twarzy, aż dotarł do jego ust. -
Sam siebie popędzał?

Tej nocy jesteś pod moją kontrolą. To, czego ty chcesz, nie interesuje mnie - dodał i pocałował go, głodny i rozgorączkowany.
Zapomnij o posiłku, napoju, odpoczynku... przynajmniej dopóki JA nie będę miał dosyć.
Bo przecież tak baaaardzo cię kocham.

Całe ciało Richarda przykrywało jego ciało, jego gorąca skóra i mocne mięśnie ocierały się powoli o ciało Tilla. Wiedział, że jest bliski przegrania tej bitwy, bo czuł, że traci zmysły, opanowane przez piękno Richarda.
<głosem małego, paskudnego snotlinga> Retreat!!!! Run for your lives!

- Proszę, rozwiąż mnie - jęknął Till poprzez pocałunek. Ale Richard zaśmiał się cicho, niemal pożerając usta Tilla w pocałunku.
- Och dalej, proszę - Till niemal błagał, aż Richard roześmiał się ponownie, przerywając pocałunek.
- Nie - odparł, rozbawiony. - Jeszcze nie teraz - powiedział, całując Tilla w obojczyk. - Teraz cię zerżnę. Dziś wieczorem nie będzie żadnej miłości. Na to będzie czas później, kochany - dodał, całując pierś Tilla. - Teraz chcę, żebyśmy się tylko pieprzyli. I będziesz błagał mnie o to.

Drogi Czytelniku, tu niech zaszaleje Twoja wyobraźnia i wstawi sobie w to miejsce dowolną scenkę z niemieckiego gejowskiego porno...
Dodajmy, że mało smacznego.
<dyskretnie włącza podkład muzyczny>

*
- Richard?
- Co?
- "Kochanie". To może być każdy. Powiedz moje imię.
- Dlaczego? - Richard odwrócił głowę i spojrzał na Tilla.
- Chcę, żebyś powiedział moje imię.
- Jak? - Richard patrzył na niego nierozumiejąco.
Po chińsku. Albo wspak.
- Kochanie, włóż od tyłu.
- Żółw.

- Och Boże! Skądżeś się urwał? Wiesz przynajmniej, z kim leżysz w łóżku? [Kasiu, to ty?] A poza tym, czy mógłbyś wreszcie ściągnąć mi te kajdanki? To naprawdę staje się już niewygodne.
Fakt. I ogranicza wachlarz dostępnych pozycji.

- Z kim leżę w łóżku? Nie wiem. Ale myślę, że z najpiękniejszym facetem we wszechświecie.
Z Belą?

Richard zaczął całować ramię Tilla. Till uniósł głowę i uśmiechnął się.
- No więc rozkuj tego najpiękniejszego człowieka we wszechświecie - powtórzył miękko. - Proszę, teraz.
Richard wahał się przez chwilę. Wreszcie, wziął srebrny kluczyk z nocnej szafki i otworzył kajdanki.
Chwilę później dostał w mordę.
Marzenie...

Till zaczął rozcierać zesztywniałe nadgarstki. Usiadł na łóżku i masował chwilę obolałe mięśnie. Pomyślał, że powinien spytać, gdzie może się umyć, ale za chwilę zmienił zdanie.
*kwiczy cicho i tylko czeka, kiedy Sineira nie wytrzyma, wparuje tam z wielką szczotą i osobiście wyszoruje obydwu*
Pfeee, to musiałaby być szczotka na bardzo długim kiju. Mogę ich ewentualnie potraktować  ogrodowym szlauchem.
Może policja pożyczy nam to cudo.

Obrócił głowę i spojrzał w lewo - Richard leżał nagi u jego boku, wciąż wyczerpany. Całe łóżko było zmiętolone, jak po jakiejś orgii.
Nie "jak", tylko po prostu "po orgii".

Till odwrócił głowę, wciąż miał w oczach obraz tego pięknego mężczyzny. Taki piękny, zaczął się zastanawiać, co do diabła się z nim dzieje, ale po chwili znów postanowił pomyśleć o tym później. Teraz miał rolę do zagrania.
Oni obaj są zdrowo szurnięci. Nic, tylko grają role. Panowie, może zamiast seksu zajmiecie się po prostu RPG?
- Być albo nie być, oto jest pytanie! - zaczął z powagą Till.
- Jestli w istocie szlachetniejszą rzeczą
Znosić pociski w wirtualu gracza,
Czy też, stawiwszy czoło górom, lasom,
W LARPie brać udział. Z mieczem u pasa.
Można też i usiąść śród przyjaciół grona,
i turlać kostkami, który pierwszy skona.
Gdyby skonać nie chciał, można w szale dzikiem
pomóc mu co nieco. Własnym sztylecikiem.

- Ciąg dalszy zabawy, Richard - powiedział Till, nie ruszając się, wpatrując się w jakiś nieistniejący punkt przed sobą. - Teraz pogramy według moich zasad, najdroższy - szepnął, odwracając twarz ku mężczyźnie.
Przypomnijmy, że gdy Till trafił do domu Richarda, nie jadł od dwóch dni, był cały poraniony, słaniał się na nogach i pilnie potrzebował działki. Teraz wydaje się być w doskonałej formie. Seks jest dobry na wszystko?

Pochylił się nad nim, jego dłoń pieściła jego pięknie zbudowaną klatę. Richard patrzył na niego jak zahipnotyzowany, gdy ten kładł się obok.
- Till, słuchaj, przepraszam...
<facepalm>

- Szszszszsz!
Till kreślił palcem niewidzialną linię wokół ust Richarda. Potem zaśmiał się cicho, gładząc jego czoło. Zapuścił palce w jego włosy. Zacisnął na nich palce i przyciągnął jego głowę po materacu, bliżej swojej twarzy.
Wyrywając mu przy tym kilka czarnych pukli. No co?  W szale namiętności!

- Będę musiał o tym pomyśleć - szepnął i uśmiechnął się z satysfakcją.
Był czas na czułość. Ale jeszcze nie teraz.
Za dzień, za dwa, za noc, za trzy, lecz nie dziś...

Rozdział 19

Richard przełknął kluskę w gardle. Patrzył w błękitne oczy Tilla – nie mógł z nich niczego wyczytać. Wtedy pomyślał, że powinien się bać, to zaszło za daleko.
Zimny pot zrosił czoło Richarda
Znikły gdzieś buta i mina harda,
Czuł się tak pewny, póki kochanek
Wciąż miał na sobie parę kajdanek!
Teraz kochanek, już bez kajdanek
ze skórą gładką jak kurdybanek
Gotów bezczelnie zwiać do łazienki
i - zgroza czysta! - obmyć swe wdzięki.

Richard zawahał się, patrząc na powolny taniec płomyków czarnych świec po całym pokoju.
Znów latają luzem?
(Mamo, mamo, firanka się świeci!)
Błędne ogniki unoszą się nad bagnem behawioralnym.

[Kochanków odwiedza Christoph, by przynieść im niezwykle ważną i istotną w tym momencie informację, że tego wieczora na kolacji gościem będzie jakiś przyjaciel ich ojca. Ech, to wścibstwo starszego rodzeństwa!]

Przez kilka sekund Till i Richard znieruchomiali wpatrywali się w drzwi, jakby Christoph wciąż tutaj się znajdował.
- On mnie nie znosi.
Szept Tilla był niczym gorący wosk lany na ciszę.
Cisza zaskwierczała w niemym proteście.

Richard głośno wypuścił powietrze; wyciągnął rękę i zaczął czule gładzić Tilla dłonią po plecach.
- Daj mu czas, niech do tego przywyknie. Do ciebie – odpowiedział i pocałował ramię Tilla. Czuł, że całe jego ciało było napięte, jakby miał zaraz zacząć walczyć z każdym niebezpieczeństwem, jakie mogło im zagrozić.
A zwłaszcza z niebezpieczeństwem zdemaskowania, muhihihihii.

Richard położył dłoń na piersi Tilla i ścisnął jeden z jego sutków. [a potem przeziębił sobie dwie ze swoich nerek]
- Co miała oznaczać ta jego ręka na twojej nodze? – warknął Till, przywodząc Richardowi na myśl wielkiego psa, warczącego gniewnie i szykującego się do ataku.
Ręka na nodze, mózg na ścianie i flaki na widelcu.

Przysunął się bliżej do Tilla, głaszcząc nagi tors drugiego mężczyzny, i zaczął całować jego twarz i szyję.
Przesunął dłoń niżej, na jego brzuch i jeszcze niżej. Ale to wszystko nie wywoływało stosownego wrażenia na Tillu, jako że odwrócił głowę i patrzył na Richarda.
Uodpornił się. Szybko.
Rysio zdziwił się. Przyzwyczaił się już, że Till działa jak automat, za pociągnięciem dźwigni - a tu nic. Kurde, naoliwić go może trzeba, czy cuś?
Proszę wrzucić monetę. Proszę wrzucić monetę. Proszę wrzucić monetę.

Richard pragnął przytrzymać tę chwilę i złożyć na ustach Tilla kolejny pocałunek, żeby się zamknął, Till jednak zacisnął mocno palce na jego szyi, zmuszając go, by nań spojrzał.
Aaarrrghhh... - zacharczał Richard.

- Wy dwaj, pieprzyliście się, czy jak?
Wszystko w Richardzie zamarło. Jak do kurwy nędzy on?...
Biorąc pod uwagę jego główne zajęcie, pewnie nie takie rzeczy widział. Rysiu, króliczku kochany, nie wyrwałeś niewinnej dziewicy, życia nieświadomej!

- To mój brat, Till. Co ty sobie kurwa wyobrażasz? – Richard zgrzytnął zębami i odsunął się od niego.
Brat, nie brat, sprzęt ma.

Till wziął go w ramiona i pocałował go w kark.
- Nie chcę dzielić się tobą z nikim – szepnął, trącając nosem jego skórę. - Wiesz, kocham cię nad życie - wyszeptał, prawie bezgłośnie.
Ach, ten męski instynkt posiadania...

iiii.... AKCJA!!!
Najpierw było tak: bociana dziobał szpak. A potem była zmiana i szpak dziobał bociana. Czerwone kwadraciki chwilowo się skończyły, więc trzeba było wziąć nożyczki. Wybaczycie nam, prawda?
<maszeruje dookoła krzesła, rycząc pełną piersią na znaną melodię>
“A on się zes... a on się zes... a on się zesunął z konia
I siadł na du... i siadł na du... i siadł na duży głaz!”

- Jak tak dalej pójdzie, umrę przed końcem tygodnia – wyszeptał Till suchymi wargami, a jego ramiona otoczyły śliskie od potu ciało Richarda.
To może, kurde blaszka, przestaniecie na chwilę i coś zjecie, zbereźnicy?;)
Kto... tu... mó... wi... o... je... dze... niu...

- Nie usiądę dzisiaj – jęknął Richard.
- Sam tego chciałeś – Till roześmiał się i podniósł się, by pocałować lewy pośladek Richarda.
Długo to trwało, lecz Rysio wreszcie się doczekał swego pocałunku w dupę.
Till pocałował Rysia pośladek
bo Rysio chętnie nadstawiał zadek.
Pytanie tylko rodzi się głupie:
azali miłość ma Rysio w dupie?
Rysia pośladek, tak całowany
Wolał być bardziej sponiewierany
Miast rozrywek miał to za pewnik
Że z Tilla strasznie nudny jest piernik.

Rozdział 20

- Powinniśmy trochę się przespać.
- Jest trzecia nad ranem. A dokładniej rzecz ujmując, trzecia trzynaście – odpowiedział Till i przysiadł na łóżku, kładąc się przy Richardzie.
Jak widać, Opkowy Kanon, przynajmniej jeśli chodzi o podawanie czasu co do minuty, ma zasięg ogólnoświatowy.
I, jak widać, Till to naprawdę twardy zawodnik.
Mrrrr...

Jego skóra wciąż była lekko wilgotna po prysznicu. – Twój brat – jak mu na imię? Chris?
- Christoph – ziewnął Richard demonstracyjnie. Nie miał ochoty rozmawiać na ten temat. Próbował opanować zdenerwowanie; przysunął się bliżej do Tilla, odchylił jego szyję i ucałował powieki.
Na tej szyi?
rzeczy, o jakich nam, trzeźwo myślącym, się nie śniło.

– Śpij, jestem wykończony – szepnął.
Najwyraźniej wziął na siebie całe wyczerpanie chorego, głodnego, sponiewieranego kochanka. Till natomiast pozostaje świeżutki i rześki jak stado prosiątek w deszcz. A może to tylko aŁtorka zapomniała, że Tilluś był w kiepskiej formie?
Nie znasz ałtorek? Oczywiście, że zapomniała! A raczej porzuciła tę wersję, skoro nie była jej już do niczego potrzebna (tj. do wzbudzania współczucia w czytelniku).

- Jakim cudem on tak po prostu wchodzi sobie do twojego pokoju? – Till wciąż wracał do niepokojących go kwestii. – Mógł przynajmniej zapukać. Jest środek nocy, i wiedział, że my... no wiesz. – W jego łagodnym głosie nie było słychać nawet cienia irytacji.
A czym tu się irytować, w domu miał to na co dzień.

– Ósmy grzech główny nosi twoje imię, Richard – szepnął, wpatrując się w sufit, słysząc, jak Richard wybuchnął na to śmiechem.
W konfesjonale: pszę księdza, dopuściłem się chciwości, pychy i Richarda.
A Richarda wiele razy i z upodobaniem.

Till spojrzał na niego i zmusił się do uśmiechu. Wyciągnął rękę i pogładził Richarda po włosach.
- Boję się – powiedział. – To wszystko jest zbyt doskonałe.
W związku  z czym czuję się niekomfortowo i zaraz znajdę dziurę w całym.

- Nikt cię nie skrzywdzi – odpowiedział Richard bardzo pewnym siebie tonem. – Obronię cię. Już żaden mężczyzna poza mną nie legnie na tobie, mój najdroższy.
Azali wżdy?
[Nie mogłam powstrzymać się od tego archaizmu ;) ] <-- uwaga tłumaczki ;)

– Przytulił się do Tilla i również zaczął pieścić jego włosy, odgarniając je z jego czoła. – Kocham cię – dodał.
- Znów... – Till westchnął, ujmując dłoń Richarda i przyciskając ją do twarzy.
- Kocham cię – wymamrotał Richard, a Till zamknął oczy.
I ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć “nuuuudzisz”.

OK, było kwestią uczuć subiektywnych, by uznać tę sytuację za piekło lub za niebo. W tym momencie to było niebo – Richard i on, razem w łóżku, wolni, już bez bólu.
Siniaki i rany na ciele Tilla zagoiły się cudownym sposobem, organizm oczyścił się z narkotyków, nawet głód i pragnienie już mu wcale nie dokuczały.

Bez samotności, bez myśli o przeszłości. Ale Till wiedział aż za dobrze, że bramy piekieł już się otworzyły, cierpliwy, czekający na sprzyjający moment Szatan obserwował go z bliska. Till niemal czuł, jak jego wzrok śledzi każdy jego ruch.
- Ja też cię kocham – szepnął cicho, ale Richard już spał, z ręką nadal na twarzy Tilla.
- I ja też - mruknął Szatan i posłał mu buziaka.

*

Christoph zacisnął zęby. Och, Boże! Tak bardzo bolało go złamane serce. Ten obraz tłukł się w jego myślach jak marek po piekle – Richard w łóżku z tym mężczyzną, jego zarumienione policzki, pociemniałe z pożądania oczy, śliskie i mokre od potu włosy, potargana pościel, ta różowa pościel.
Zwłaszcza różowa pościel nie dawała mu spokoju. Różowa! Tyle razy prosił Rysia, by założył coś różowego i zawsze słyszał “nie”. A teraz różowa pościel!

Inny obraz w jego myślach zastąpił poprzedni: Till, z opaską na oczach, klęczący przed jego bratem Richardem. Oddałby wszystko, by być na jego miejscu, klęczeć przed Richardem, czytać jego żądania prosto z jego oczu, tych pięknych błękitnych oczu.
Prosto przez opaskę, swym rentgenowskim wzrokiem.
Swymi błękitnymi oczami.

Christoph przełknął i ruszył po schodach do pokoju Richarda. Od czterech godzin łaził niespokojnie po domu. A teraz już nie mógł się powstrzymać. Bez tchu stanął przed drzwiami.
Nasłuchiwał uważnie.
Nic.
Żadnych zdławionych szeptów, żadnych jęków rozkoszy... Jego serce wezbrało nadzieją. Może... Może tylko razem oglądają znaczki?
Przeczytałam “oglądają zmarszczki”.

Richard i Till wyglądali pięknie, leżąc tam razem nago. Jak dwa anioły, oderwane właśnie od miłosnej gry.
Anioły? Czyli ich podbrzusza były gładkie, znamion płci pozbawione?

Ich policzki rozpalone były namiętnością. W przyćmionym świetle ich ciała wyglądały jak pokryte płynnym brązem, wyglądali jak nie z tego świata.
Ujawnili swą prawdziwą naturę alienów, w połyskujących metalicznie chitynowych powłokach.

Christoph podszedł i przysiadł na łóżku, nie śmiąc nawet oddychać.
O, Boże! Co on by oddał za to, by leżeć tam z nimi? Nagi. Ręce Richarda na jego ciele. Till obok nich, jego ręce uwiązane do wezgłowia. Patrzący na nich. Pozwoliłby Richardowi się pieprzyć, a Till tylko by się uśmiechał. O tak...
Tak, z całą pewnością “tylko by się uśmiechał”. Niczym Joker przed wysadzeniem Batmana w powietrze.

Christoph musiał szybko stamtąd wyjść. Powiedział, co miał powiedzieć, o przyjęciu, próbując wyglądać przy tym na maksymalnie zblazowanego, potem wyszedł. Musiał obejrzeć się od drzwi jeszcze raz, spojrzeć na jego usta, czerwone i spuchnięte od tych wszystkich pocałunków, jego oczy! Kurwa!
Kto, Richard?
Nie, mać.

Ledwo stamtąd wyszedł, oparł czoło o zamknięte drzwi i odetchnął głęboko.
Dobra, Paul już na pewno zasnął. Trzeba go obudzić. I Paul będzie chętny i posłuszny. Jak zawsze.
Co ona ma do cholery z tym posłuszeństwem... Czy naprawdę, zdaniem ałtorki, związki funkcjonują tylko w układzie pan-niewolnik?

Rozdział 21

[Chłopaki szykują się na przyjęcie urządzane przez ojca Richarda]

- Wyglądasz sexy. Mógłbym cię zjeść - szepnął Richard, gdy tylko odwrócił się, by zamknąć za nimi drzwi.
- No super! Chcę wyglądać poważnie, nie sexy - wymamrotał Till.
Nie ma takiej opcji. AŁtorka zrobiła z ciebie zbyt wielkiego idiotę.

- Wyglądasz poważnie, serio - Richard z trudem zachował powagę. Till wyglądał bosko.
Bosko - o ile bogiem, którego mamy na myśli, jest Slaanesh;>

- Nabijasz się ze mnie - śmiejąc się, przyciągnął do siebie Richarda i ich usta odnalazły się w pocałunku.
Najzwięźlej to opko można streścić: lizu-lizu, głasku-głasku, rypu-rypu!
A w międzyczasie brzęku-brzęku łańcuchów i kajdanów.
Nigdy nie ośmieliłbym się nabijać z ciebie - wyszeptał Richard bez tchu, potem oderwali się od siebie, i pocałował go w czoło.
- Tylko nabijam ciebie na siebie.
I odwrotnie.

Słyszeli odgłosy rozmów oraz głośny śmiech dobiegający z dołu. Richard podszedł do balustrady i z zaciekawieniem spojrzał w dół.
- Musieli już zacząć - mruknął. - Chodź, idziemy do jadalni. Przejdźmy tylko przez te wszystkie ceremoniały przedstawiania i spadajmy stąd do diabła.
- Kim jest ten mężczyzna w czarnych skórach obok pańskiego syna? - zapytał przyciszonym głosem hrabia von Dupersztangiel. - Ten, który wygląda, jakby się urwał z Parady Równości?
- Eee, hrabio... - ojciec Richarda był nieco speszony. - To pewien młody, zdolny artysta, mój syn ostatnio interesuje się nowoczesną sztuką! - odetchnął z ulgą, gdy udało mu się wybrnąć z sytuacji.

Richard uśmiechnął się i odwrócił do Tilla; stanął przed nim i położył dłonie na jego ramionach.
- Chcę być sam, tylko z tobą - szepnął mu do ucha, jego wargi pieściły jego skórę. - Gdy cię widzę lub cię dotykam, chcę tylko jednego, mój skarbie. Pieprzyć cię tak, żebyś nie mógł usiąść.
Co tam drzwi obrotowe z prądnicą. Zrobimy elektrownię z tych dwóch!

- Ty zboczku!
Till przymknął oczy i wdychał zapach włosów Richarda. Pachniały słodyczą. Wanilią. Z cała pewnością użył szamponu z nutą wanilii.
Bo to taki męski zapach.

- A ty pachniesz jak pudding.
- Pudding? Jestem twardy jak stal! - Richard roześmiał się cicho i ujął dłoń Tilla, i położył ją na wypukłości, którą było już widać przez jego spodnie.
A teraz chodź, staniemy przed moją mamusią i gośćmi.
Na baczność.

- Nigdy nie masz dosyć, co? - szepnął Till do ucha Richarda, podczas gdy jego dłoń pieściła erekcję Richarda poprzez materiał jego spodni.
Zaraz będzie waniliowy pudding z bitą śmietaną. W sam raz na deser.

Richard jęknął i pocałował brutalnie Tilla. - Au! I ta przemoc! - Till cofnął się o krok i posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie tych błękitnych jak niebo oczu. - Jeśli nie będziemy się grzecznie zachowywać, twoi rodzice zjedzą bez nas i wyrzucą mnie stąd bez wahania. Mam na ciebie zły wpływ.
To ile oni mają lat, eee?
Tsy i pół.

Weszli do wielkiego salonu, gdzie goście i gospodarze raczyli się koktajlami.
Dystyngowana stara ciotka obejrzała Richarda od stóp do głów przez lorgnon.
- Nosisz w spodniach rulonik groszaków, czy ucieszyłeś się na mój widok, chłopcze? - spytała.

- Chodź, przedstawię cię najpiękniejszej kobiecie na świecie.
Odciągnął Tilla od niewielkiej grupy mężczyzn otaczających jego ojca  i poprowadził go do małego stolika nieco na uboczu.  Siedziała tam kobieta w średnim wieku, która, jak się za chwilę okazało, była matką Richarda. Okazała więcej ciepła Richardowi i jego nowemu kochankowi.
Starym kochankom okazywała wyniosły chłód, lecz Till podbił jej serce swym niewinnym wdziękiem.

I następuje przeczuwana katastrofa - zapowiadanymi gośćmi na przyjęciu okazują się... no, zgadnijcie? Ależ oczywiście, to Gert i ojciec Tilla, którzy natychmiast chcą go zabrać ze sobą z powrotem.
A tak przy okazji - gotowa jestem zjeść michę puddingu z sosem waniliowym, i niech mi to w biodra pójdzie, jeśli znajdzie się choć jedna osoba, która się tego NIE spodziewała.

- Dobrze - powiedział Gert. - A teraz ty, mój drogi - podszedł blisko do Tilla i jego palce ujęły jego dłoń jak kleszcze. - Dom jest otoczony. Nasi ludzie są wszędzie
Wychodźcie powoli z rękami do góry!

- oznajmił tym samym cichym głosem, nadal zachowując ten sam promienny wyraz twarzy, podczas gdy jego głos brzmiał tak, jakby ogłaszał właśnie skok cen akcji na giełdzie. - Masz teraz wybór. Albo się uprzesz i twój piękny kochanek będzie miał ciężko - zamienimy jego życie w piekło i będzie marzył o śmierci - albo pójdziesz ze mną bez zwracania na siebie niczyjej uwagi i uratujesz tej rodzinie życie. To twój wybór, Till. - To był jedynie szept. Nikt oprócz Tilla nie słyszał tych słów. - Powiedz mu, że zmieniłeś zdanie. Powiedz mu, że wolność jest dla ciebie najważniejsza. Powiedz mu, że się omyliłeś.
Muszę to powiedzieć tu i teraz: boCHaterowie tego opka to kretyni.
Po pierwsze: wystarczyłoby trzy sekundy pomyśleć, żeby rozpoznać blef: jacy ludzie? Jaki otoczony dom? Gert i ojciec Tilla przyjechali tam z towarzyską wizytą, nawet nie podejrzewając, kogo spotkają.
Po drugie: jeśli Christoph zdołał ustalić, gdzie szukać Tilla, to nazwisko właściciela tego całego burdelu powinno mu się przynajmniej obić o uszy. Ojciec chłopaków też słyszał całą historię i zapowiedział interwencję. I co, nikt nie skojarzył, kim jest zapraszany “ważny gość”?
Po trzecie: czy Christoph nie miał pełnego prawa powiedzieć: tak, owszem, kupiłem go dla mojego brata, nie dla siebie - ale za to na dziesięć dni, z których minął dopiero jeden? Sorry, panowie, proszę się zgłosić w przyszłą środę!

- Powiedz mu, że się nim znudziłeś - zakomenderował Gert, śmiejąc się. - Boże, spójrz na niego! Co on ma takiego, czego nie mam ja?
Rulonik groszaków.
I pudding, nie zapominajmy o puddingu.

- Lepiej byłoby, gdybyś rozwinął skrzydła i odleciał w dal ode mnie, mój aniele. Nie jesteśmy dla siebie wystarczająco dobrzy. Nie może być pokoju pomiędzy niebem i piekłem - szepnął [Till] głosem zupełnie bez wyrazu. - Nie byłbym tu z tobą szczęśliwy. Czułbym się osaczony, niczym więzień w złotej klatce.
Boże mój, pozwól mu zrozumieć
Że ja już dłużej tak nie umiem
Chciałbym być wolny przede wszystkim.
Boże mój, jak ja mu to powiem,
Że ja już dłużej tak nie mogę,
Muszę żyć życiem towarzyskim!

Ten seks był dobry, ale nie aż tak dobry, żeby mnie tutaj zatrzymać.
Poza tym jesteś nudny i znasz tylko jedną pozycję.

Wiedział że rani Richarda, że musi wbić mu tę włócznię w serce, aby ten zechciał, by odszedł.
- Gert wie, co mi jest potrzebne - dodał Till i wstał. - On jest twardzielem. Jest...
A ty jesteś mientki dydek!

Wyczerpał już wszystkie pomysły, jakie mu przyszły do głowy. Rozejrzał się po sali pełnej gości, bo nie mógł spojrzeć Richardowi w oczy.
Zauważył, że usta hrabiego  poruszają bezgłośnie. Von Dupersztangiel podpowiadał mu... coś... Aaaa!
- Jest krokodylem angorskim! - rzucił triumfalnie.

- Till, co ty mówisz? - wymamrotał Richard. - Kochamy się, nie pamiętasz? Chcemy być ze sobą na zawsze. [A poza tym krokodyle angorskie żrą marchew, zapomniałeś? - Wcale nie żrą, trą na tarce! - obruszył się Till.] - Richard dał sobie spokój z ostrożnością i zerwał się na równe nogi. - O mój Boże, ja cię kocham! -
Nagle mu się zebrało na wyznanie wiary?

Richard mówił nadal takim samym jak Till cichym głosem, ale położył ręce na ramionach Tilla i potrząsnął nim.
- Pomyliłeś chwilę pożądania z miłością - odpowiedział Till [tym razem korzystając z podpowiedzi dystyngowanej ciotki], nadal stojąc sztywno i bez ruchu; Richard cofnął dłonie. - Żyj swoim życiem, Richard. Miło było mi z tobą - powiedział, spoglądając w dół na Richarda, gdy ten usiadł z powrotem na krześle [wydając przy tym nieco nieprzystojny okrzyk, albowiem rzyć przypomniała mu o swym istnieniu]. Potem znowu poklepał go po ramieniu, jakby żegnał swojego starego kumpla.
- Miło? Było ci ze mną miło? Nie wierzę ci, Till.
Ze mną nie może być miło, przecież ja jestem zUUUUy! I mhroczny!

Nie możesz tak po prostu odejść. Damy sobie z tym radę. Damy radę!
Zza jego pleców wyglądał Bob Budowniczy. Betoniarka z entuzjazmem kiwała bębnem.

Till odwrócił się by odejść, i potrząsnął głową. Podszedł powoli do Gerta i jego ojca, którzy byli już przy drzwiach.
Bob zwiesił głowę i poszedł się utopić w mokrym betonie.
I nikt, absolutnie nikt z pozostałych gości nie pomyślał, że ten ważny przyjaciel ojca Richarda jakieś dziwne szopki wyczynia.

Z Czarnego Pokoju z Różowym Łożem pozdrawiają:
Kura Marniestrawna, Sineira w bokserkach z Hello Kitty, łażąca po piwnicach Dzidka, wylegująca się w różowej pościeli Gabrielle
oraz Maskotek zabawiający się rulonikiem groszaków.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

• Aartz


podwójne dla tłumacza* miało być.
Czekam na ostatnią część!

Tak, wiem. Gaduła ze mnie okropnie okropna.
Pozdrawiam.

• Aartz


ja... po prostu brak mi słów. To opko jest tak cukierkowo słodkie momentami, aż do wyrzygania. Zatem idę porozmawiać z boskim Bogiem i jego niebieskookimi homo aniołami przez wielką białą muszlę. A tak poważnie - to opko doprowadziło (!) mnie do czegoś co nie zdarza mi się często, natomiast tutaj niemal nagminnie - w wyrazie bezkresnego zdumienia aż musiałam kulturalnie dłonią usta zakryć, żeby mojej rozdziawionej gębuchy biedny monitor nie oglądał. Nie pozbieram się po tym.

Taki długi komentarz, a wystarczyłoby napisać - ómarłomnietoopko.

hasło: armns... prawie jak arms. Te armsy Tilla, obcałowywane przez Ryśka.

W ogóle cały czas chodzi mi po głowie nowy hit SuSu 'nie bądź taki szybki Till'. Trzeba by to nagrać.
Pozdrawiam Załogę eSueS ciepło, wyrazy szacunku za tę ciężką pracę, również dla tłumacza. 8 godzin snu powinno naprawić poniesione przeze mnie szkody.

A, no i szkoda, że aŁtoreczka z przyczyn oczywistych się nie wypowie. :(

• Maraneth


Ałtorki mają niebywały talent do robienia idioty z każdego, kto się nawinie...
W przeciwieństwie do dwóch poprzednich, ta część analizy niespodziewanie mi się podobała :). Czekam na zakończenie historii i ostatni odcinek, bo aż jestem ciekawa XD.

• Goma


Ja też gratuluję pięknego tłumaczenia. Nieraz brzmiało to dość strasznie - język na poziomie, a taka treść!
Wierszyki, "A Richarda wiele razy i z upodobaniem." i jeszcze kilka innych bardzo mi się spodobało - ale czekam (z pewną obawą) na następną porcję, może uda się częściej śmiać niż załamywać.
Pozdrawiam wszystkich :)

• sin


Dzidka podziwiam twój kunszt w tłumaczeniu tego dzieła i współczuje wszystkich klusek.

I nie zgadzam się z Sandrą, analiza jedna z najlepszych.

Anonimowy pisze...

kura z biura


W takim razie muszę ostrzec, że za tydzień czwarta część!

• Sandra


Najnudniejsza, najmniej zabawna analiza jaką kiedykolwiek czytałam na tym blogu.

• morrerra


Oddaje w wasze lepkie łapki dzieło : D
geist.blog.onet.pl

• Dzidka


@sin
"A w ogóle zauważyliście, że oni ciągle mieli "kluski w gardle"? To musiało być okropne uczucie..."

Masz rację, było przeokropne! Dla mnie, tłumaczki :-)
• sin


Mój Boże, kocham cię, a właściwie to was (też mi się zabrało na wyznanie wiary).
Ostatnie analizy były dobre, ale ta powaliła mnie na podłogę.
Homomag w szczególności, ale aż trudno mi było zapamiętać wszystkie momenty w których turlałam się po ziemi.
A w ogóle zauważyliście, że oni ciągle mieli "kluski w gardle"? To musiało być okropne uczucie...

• Kamyq


Po pierwsze, była to jedna z niewielu analiz, której nie byłam w stanie przeczytać całej na raz.
Po drugie, różowe prześcieradła mnie absolutnie wytarmosiły mentalnie.
Po trzecie, też przeczytałam "oglądali zmarszczki".
Po czwarte, ta marchew dla krokodyli...
Po piąte, idę popaść w stupor.

• Insomnia


Czarne świece i różowa pościel. How romantic! Tak bardzo romantic, że musiałam czytać analizę na raty, bo mdliło. Ale ta końcówka! Litości! Bal dla "wyższych sfer", niby porwanie i oczywiście gadka pt. "wcale cię nie kochałem" dla ochrony. To już scenariusze polskich seriali z miłością w tytule są mniej oklepane!
Mimo wszystko ubawiłam się. Ta część tego opka jest jak na razie najlepsza.
Pozdrawiam dzielne analizatorki!

• SStefania

Ramsztajn! Nareszcie! Same dobre rzeczy dziś, i Ramsztajn, i w kaloryferach zaczęli palić i złapałam cudnego pokemonka, i rysunek mi wyszedł, jaki chciałam! Żyć, nie umierać!

Ale ładny kolor czcionki ma Gabrielle *_*

"Drodzy Czytelnicy, podziwiajcie przy tej okazji kunszt aŁtorki - nie musi pisać całego opka, wystarczy jedno zdanie, by zrobić idiotę także z Christiana. Zastanawiam się, czemu oszczędziła Olliego. Łysi nie są sexy? " No i całe szczęście, łysi ludzie są moi, niesplamieni, hurra! :D

"Zawiąż mu oczy. A kiedy znajdzie się już tutaj, powiedz mu: "Pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś". Nic więcej. OK? Ja zajmę się resztą.

Szczerze mówiąc, nie ogarniam tej kuwety. Biorąc pod uwagę stan Tilla, takie zagranie jest czystym okrucieństwem. Ten facet ma umysłowość na poziomie pięciolatka i empatię godną pantofelka pierwotniaka.

Cóż, teraz w innym świetle widzimy jego obawy, by nikt nie skrzywdził Tilla - w domyśle "nikt oprócz mnie!". "
Oj tam, oj tam, po prostu chciał się odegrać za rozpoczęcie ich znajomości (dokładnie te same słowa), figlarz jeden, hihi.

"Richard czuł, że nie wytrzyma już dłużej tego czekania. Po raz milionowy obejrzał wszystko w pokoju, a potem siebie. Był także ubrany na czarno.

I wyglądał TAK.

Mrrrrauuu, perwersyjnie...;) "
LOOOOL

Chciałam wogle skopiować więcej lolowych kawałków, ale kopiowanie połowy analizy ma mało sensu :/ Powiem więc tylko, że kocham von Dupersztangla.

Anonimowy pisze...

kura z biura


Ome - przy tym opku mało brakowało. Ale porządna, soczysta, rzucona od serca wiązanka potrafi zdziałać cuda...
Zresztą w czwartej części jest ślad po moim momencie załamania ;)

• Ome


Najlepszą wypowiedzią o opku byłoby zacytowanie kodu: "mkmtl". No właśnie.
Zaczynam marzyć o jakimś zakazie pisania o dorosłych, gdy aŁtorka jest dzieciata. Chyba że ta nie jest dzieciata (nie pamiętam, czy podawano jej wiek), wtedy już w ogóle opadają ręce i cała reszta.
Tworek był koszmarny, skrzywdził mnie.

Za to analiza - cudowna. Każdy komentarz leczył mnie z opkowej traumy.
Boję się tego, co nadejdzie za tydzień. TurboDymoMan nadleci, przeleci i odleci, zostawiając po sobie happy end?
(Wy naprawdę po tylu analizach nie chodzicie jeszcze po sufitach, na zmianę kwicząc, tłukąc głową w tynk i wyjąc piekielnym głosem? Szczerze podziwiam.)

• picara

Po przyśpiewce o szybkim Tillu długo nie mogłam dojść do siebie ;D

• szprota


Krokodyle angorskie. Tylko tyle mam do powiedzenia.

• jasza


Nie ogarniam ogromu intrygi.

Mam nadzieję, że w ostatniej części, już we trzech - razem z Chrisem, będą konstruować połączenia szeregowe.
A jak się jeszcze do nich przyłączą Gerd i Mroczny Tatuś, to będą świecić jak lampki choinkowe. Co w czarnej, czarnej sypialni da fenomenalny efekt. Normalnie sę-et-limier.
Pardon maj frencz.

• ipurbeltz


"Christoph również znieruchomiał, rozglądając się dokoła, po czym wybuchnął śmiechem. - Co to ma znaczyć, cały ten czarny szajs? - spytał i usiadł na dużym krześle pokrytym czarnym jedwabiem. - Kręcisz horror?"
...przyznam, że w pierwszej chwili byłam przekonana, że to komentarz kogoś z analizatorni, tylko kolor go nie chwycił XD

wierszyki piękne!
opko natomiast (jak się po raz kolejny okazuje) tak beznadziejnie głupie, że ręce i piersi opadają... strach się bać, co będzie się działo w części czwartej, ostatniej 0.0

• mikan



Po przeczytaniu całości pragnę pogratulować aŁtorce całkowitego zidiocenia dorosłych, zdrowych facetów. Ośmielam się twierdzić, że nawet 5-latek ma więcej rozumu.
Dzięki za analizę - dzięki niej tylko to przebrnęłam.


• Pigmejka


Ooooooż szlag! :D Wiedziałam, że to będzie dobre, ale nie myślałam, że aż tak! Ech... brak mi słów. Jestem zmiażdżona, zgnieciona i podeptana, a nad mym grobem latają defekujące mroczne kucyponki.

Ogiery Charona, wierszyk o całowaniu pośladka Rysia, wysysanie oczu i te dialogi:
#To w końcu "totalny wrak", czy "piękne mięśnie", bo jakoś mi się te dwie opcje nie zgadzają ze sobą nawzajem...
*On widzi jego wewnętrzne piękno, ukryte pod maską doczesnej brzydoty.
#Oraz piękne mięśnie ukryte pod maską wyniszczonego, wychudłego ciała?
*Oczyma duszy je widzi.

*W konfesjonale: pszę księdza, dopuściłem się chciwości, pychy i Richarda.
#A Richarda wiele razy i z upodobaniem.

... oraz wiele, wiele innych tekstów, których nie przytoczę, bo musiałabym zacytować prawie całą analizę, przyprawiły mnie o radosny kwik na dobry początek dnia. Dziękuję! ;)

• Dzidka


Kurde, zdążyłam już zapomnieć, jakie to kretyńskie było.

• mikan

Kuźwa! Chłopy jak tury, nie jedno wypili i wchłonęli i uderzają po pomoc do RODZICÓW?? AŁtoreczkowe stuprocentowo!
(to w przerwie czytania, oddech i ruszam dalej)
Hasło: avgoj.
Adekwatne.

Anonimowy pisze...

Biedny ten Till, oj, biedny. Gdyby przeczytał to dzieło, ani chybi wyrwałby sobie wszystkie włosy (jak ten krytyk z "Misia").
Analiza świetna, przy niektórych tekstach prawie się popłakałam ze śmiechu. Co do samego opka - pomysł jako taki nie jest, o dziwo,
najgorszy (wykonanie to już inna para kaloszy), ale zastanawia mnie jedna rzecz. Po co wciągać to w chłopaków z Rammsteina?
Jeszcze jestem w stanie pojąć opka, w których bohaterowie choć w 1/100 mają jakieś cechy swoich realnych odpowiedników
(czyli np. dają koncert, jeżdżą w trasę, jednym słowem - jest jakieś tam uzasadnienie, że to musi być właśnie ten zespół czy wokalista).
Natomiast tu, poza imionami, nie ma kompletnie NIC, co łączyłoby opkowych bohaterów z oryginałem. Gdyby zamiast Tilla i Richarda byli np.
Helmut i Johann, to w niczym by to nie przeszkodziło. Ech, te ałtoreczki.

Anonimowy pisze...

Biedny ten Till, oj, biedny. Gdyby przeczytał to dzieło, ani chybi wyrwałby sobie wszystkie włosy (jak ten krytyk z "Misia").
Analiza świetna, przy niektórych tekstach prawie się popłakałam ze śmiechu. Co do samego opka - pomysł jako taki nie jest, o dziwo, najgorszy (wykonanie to już inna para kaloszy), ale zastanawia mnie jedna rzecz. Po co wciągać to w chłopaków z Rammsteina?Jeszcze jestem w stanie pojąć opka, w których bohaterowie choć w 1/100 mają jakieś cechy swoich realnych odpowiedników (czyli np. dają koncert, jeżdżą w trasę, jednym słowem - jest jakieś tam uzasadnienie, że to musi być właśnie ten zespół czy wokalista). Natomiast tu, poza imionami, nie ma kompletnie NIC, co łączyłoby opkowych bohaterów z oryginałem. Gdyby zamiast Tilla i Richarda byli np. Helmut i Johann, to w niczym by to nie przeszkodziło. Ech, te ałtoreczki.

Musiałam wkleić ponownie, bo coś mi się poprzedni słit komć (komeć?) rozjechał.