sobota, 19 lutego 2011

92. Księżniczka Tillia i rycerz Rysio, czyli Rammstein Emo Boys (4/4)



Drodzy Czytelnicy! W poniższym odcinku doprowadzimy wreszcie do końca opowieść o skomplikowanych losach Richarda i Tilla. Przypomnijmy: w poprzednich częściach obserwowaliśmy narodziny Prawdziwej Miłości wśród świstu bata i brzęku kajdanów, dowiedzieliśmy się, że Christoph jest bratem Richarda oraz, że seks jest niezawodnym panaceum na wszelkie rany ciała i duszy. Dziś natomiast z przejęciem śledzić będziemy skomplikowaną intrygę mającą na celu ponowne złączenie rozdzielonych kochanków. Indżoj!

Analizują: Sineira, Gabrielle, Suin i Kura.
Gościnnie szpilę wbija Jasza.

http://rammfics.ifastnet.com/slash/regen2.htm

Rozdział 22

Ciemność. Cisza. Poczucie powolnego tracenia zmysłów. Wędrówka przez świat bólu i łez.
Brzmi jak “o sobie” z bloga jakiegoś emo.
Miła odmiana po “jestem szaloną i zwariowaną nastolatką”.
Ciekawe czy się popłakała po tym zdaniu? Chociaż w tych czasach to się nie płacze z radości po stworzeniu czegoś pięknego, tylko bawi się w słoneczko, o!

Richard zamknął się w swoim pokoju. Nie chciał nikogo widzieć.
Gdzieś w głębi umysłu ta część jego mózgu, która utrzymywała łączność ze światem zewnętrznym [hahahaha - to jego mózg ma taką opcję? Tak, antenkę taką wystawia.] odnotowała, że minęły trzy miesiące odkąd Till wrócił do swojego domu, do ojca.  Trzy miesiące, które wydawały się Richardowi wiecznością. Całym życiem.
Niezmierzonym oceanem cierpienia, eonami samotności, bezlitośnie rozdzierającymi duszę, bla, bla, bla, bla, bla i jeszcze raz bla.

O Boże, jeśli tam jesteś, ocal swego anioła, poślij wojownika do tego piekła by walczył o tę niewinną duszę. By walczył o tę utraconą miłość.
Boru zielony, jeśli tam jesteś, poślij swe zastępy morderczych wiewiórek, by ostrymi siekaczami zgryzły na proch wszystkie dzieła pana Coelho, by już nikt nigdy się na nich nie wzorował.
I niech obgryzą skrzydła tego “anioła”, coby nigdy nie powrócił na światło dzienne.

Mieli tak mało czasu.
Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...

Richard leżał na łóżku gapiąc się w sufit. To wszystko co robił, od tygodni.
Kura, sapiąc i postękując, wytaszczyła z graciarni wielki i ciężki młot bojowy, zakręciła nim nad głową i jak nie lutnie tej łajzie!
Uff, ulżyło mi.
Obryzgałaś mnie czymś. <otrzepuje się z niesmakiem> To chyba mózg, ale nie jestem pewna.
Mózg? Żartujesz chyba...
Budyń?

Dlaczego Till mu to zrobił? Jakaś część Richarda wiedziała, że Till wcale nie miał na myśli tego, co wtedy powiedział. Ale czy to wszystko było jednym wielkim kłamstwem? Jak mógł tak się pomylić co do kogoś?
Nie martw się, Rysiu. Nie ty pierwszy, nie ty ostatni.

Część mózgu [stosowna pauza przerywana odgłosem grania świerszczy] odtwarzała raz po raz scenę  z ostatnimi słowami, jakie Till wypowiedział przed odejściem: „Miło było z tobą.” I wtedy, przypomniał sobie Richard, rzucił mu spojrzenie tak ostre, tak pozbawione ekspresji, tak mroczne.
Ziejące pradawnym, przedwiecznym i plugawym Mhhhrokiem, godnym zatopionego R’lyeh.

Obojętność? To wszystko było tylko grą. Till się tylko z nim bawił.
No nie przesadzajmy, pozwalał się też pobawić sobą.

Zdesperowany Richard westchnął i ścisnął w ramionach poduszkę. Pragnął umrzeć. Zamykając oczy, miał wizję siebie umarłego, obojętnego na wszystko, co ma znaczenie w tym świecie.
Gdyby nie pojawiający się po jakimś czasie smród rozkładu, świat mógłby nie zauważyć różnicy.

Byłby nieruchomymi zwłokami o bladej skórze,
Z dobroci serca radzę po śmierci leżeć spokojnie, bo nic tak nie psuje pogrzebu jak wiercący się nieboszczyk.

nie miałby żadnych dręczących wspomnień,  ani też żadnych wątpliwości w jakiejkolwiek sprawie.
Umrę, wam wszystkim na złość i wtedy będziecie żałować, że byliście dla mnie tacy niedobrzy i nie chcieliście mnie zrozumieć!

Bez Tilla  nic na świecie nie miało sensu.  Żadnego sensu!
Zupełnie jak to opko.

Richard czuł, że jego zdolność do kochania, a nawet odczuwania współczucia czy jakiegokolwiek uczucia odeszły. Czuł, że jego serce jest pustą i kruchą skorupką jajka, którego zawartość wyssano. Mózg był pozbawiony możliwości odczuwania emocji.
Też był wyssany i pusty.
Ciekawe, kto go wyssał, albo przez co?

Nie mógł nawet poczuć gniewu, tego rodzaju gniewu, który sprawia, że walczymy o swoje. Tylko od czasu do czasu piekły go trochę oczy i wtedy strumienie łez spływały mu po twarzy. Nawet nie zadawał sobie trudu, by  je wytrzeć, mimo że drażniły mu skórę.
Agghhhrrr, Kuro, dajże mi ten młot na chwilę, też go lutnę, bo nie zdzierżę.
*Podaje power fista*  Ulżyj sobie...

Nie, Till nie mógł mieć tego na myśli. Jednakże, ile wiedział naprawdę o tym człowieku?
Znał dokładnie jego wymiary. To już całkiem sporo;)
Czemu przeczytałem “wymioty”?
Pewnie dlatego, że przy czytaniu tego dzieUa ciągle się człowiekowi na nie zbiera.
*podaje aviomarin* Tylko mi tu bez takich, niedawno dywan prałam!

Ten człowiek sprowadził  go do tego domu koszmarów i...  Richard, wściekły, rzucił poduszką w przeciwległy kąt pokoju.
Uświadomił sobie, że zapomniał poprosić Freddy’ego Kruegera o autograf.

Jeśli zamknął oczy, wciąż mógł usłyszeć brzmienie głosu Tilla. Mógł poczuć jego zapach, nawet jeśli dawno zniknął.
To tylko halucynacje, skutek nadużywania narkotyków.
Mocny to musiał być zapach, khę.
Jak to szło? Letnia gnojówka w deszczu?

Wszystko w tym domu było szalone. Dlaczego Till miałby być inny? Był przecież synem swego ojca.
I nie był córką swej matki.

Richard wstał powoli, ale od razu zaczął się pulsujący ból głowy. Położył się z powrotem z westchnieniem. Chciało mu się pić. Usta miał suche i spękane. Usta Tilla były takie miękkie, pocałunki takie słodkie, takie głębokie i mokre.
Ohyda. Nie ma nic gorszego niż śliniący się partner, fuuuj!
Może on się z hydrantem całował?

- Wariuję, powoli wariuję –  powiedział  do siebie cicho Richard.
Wyskoczył z łóżka, założył białe rękawiczki i zaśpiewał.

Myśl o tym, że Till jest z Gertem, obraz dłoni Gerta na ciele jego kochanka przeszył boleśnie umysł i bolał bardziej niż cios w głowę.
Uhm, trzeba popracować nad kondycją - pomyślała Kura.

"Gert wie, czego potrzebuję."
A co jeśli to prawda? Jeśli Till naprawdę lubi to całe gówno BDSM? Łańcuchy, bicze, ból i bicie, może Tillowi odpowiadało bycie uległym i Gert jako jego pan.
Nie będę pokazywać palcem, kto tu we własnym domu potraktował Tilla kajdankami.
Rysio po prostu nie mógł znieść myśli, że KTO INNY ma być panem Tilla.

Niemożliwe. Mężczyzna, który tego dnia i tej nocy był z nim w łóżku, ten mężczyzna, który starał się chronić go, gdy obaj znaleźli się w tym domu koszmarów, ten mężczyzna, który potrafił być tak czuły, tak delikatny i pełen miłości.
I tak ładnie nucący niemieckie marsze wojskowe.
To lubienie BDSM wyklucza bycie czułym i delikatnym? No paczciepaństwo, na to bym nie wpadła.

Miłość? Tak, to była miłość.
Czuł to.
Niejednokrotnie i dogłębnie.
Czyli jego wspomnienia ograniczają się do powracających fal bólu po nie zastosowaniu nawilżaczy? ;)

Richard usiadł znów na łóżku.
Kura!!! Przygotuj się!!! Jak wstanie, zabieramy mu wyroooo!!!

A o prawdziwą miłość trzeba walczyć. Nie odda Tilla tak łatwo. Nie ma mowy. Pójdzie do tego domu znowu i Till będzie musiał mu powiedzieć w obecności Gerta, że to wszystko było po prostu kłamstwem.
Gert pęknie ze śmiechu, stary Tilla się wkurzy, że mu zabili najlepszego klienta i przy odrobinie szczęścia zostaną przykuci łańcuchami do jednej ściany.
Ta... o taką miłość trzeba walczyć. Biczem, rozgrzanym woskiem i kilofem.

Spojrzy mu w oczy, te cudowne oczy w kolorze głębokiego błękitu a Till powie: „To był błąd” i wtedy pójdzie. Zostawi go w spokoju. Na zawsze!
Znikąd pojawił się obraz tupiącej Sierotki Marysi domagającej się loda.

Richard wstał.
Trzy cztery... Szarp!

W pierwszym momencie zamknął oczy, w reakcji na ten welon ciemności, który ujrzał przed oczami. Wziął głęboki wdech i otworzył oczy. Tępy ból tłukł się między ścianami jego czaszki, ale zignorował go.
Coś za lekki ten młot, musimy wziąć większy.
To może kafar od razu?
*Pogwizdując radośnie, przetrząsa swoją salę tortur* A może TO się nada?

Musiał coś zrobić. Musiał wyjść. Był koniec lutego i wkrótce miała nadejść wiosna. Słońce będzie świecić. Richard pragnął pójść gdzieś z Tillem w słońcu. Na plażę...
Na lody...;>
Mówiłam.
Słońce, plaża, piach. Czemu do tego obrazka bardziej mi pasuje hot-dog? *Wali się dłonią w głowę* Fuuuu! Niedobra wyobraźnia!

Słuchał dochodzących z zewnątrz pokoju odgłosów. Deszcz. Codziennie. Nie było śniegu tej zimy. Tylko deszcz.
I wiemy już, skąd te cholerne powodzie.

Jaki był dzień tygodnia? Richard nie wiedział. Nikogo nie wpuszczał od kilku tygodni. Nie reagował nawet na rozpaczliwe pukanie do drzwi Christopha.
Który, oczywiście, zaakceptował ten fakt i nie próbował nawet sprawdzić, czy jego własny rodzony brat nie popełnił przypadkiem samobójstwa.
Brat i kochanek, nie zapominajmy. Może w ten sposób Chris chciał przeciąć ten węzeł gordyjski.

Richard odwrócił się i poszedł do małej łazienki. Zapalił światło i pozostał w progu łazienkowych drzwi, wpatrując się we własne odbicie w lustrze. W głowie nadal czuł pulsujący ból.
– O kurwa, jak ja wyglądam – mruknął.
Nooo... Jak zwykle w tym opku?

Nie golił się Bóg wie ile czasu.
I wyglądał TAK.

Miał te szare cienie pod oczami. To, że nie wychodził z pokoju, nie oznaczało, że dużo spał. Jego włosy urosły także i zwisały w nieładzie. Miał na sobie t-shirt i jeansy - śmierdzące. Jeansy były za luźne na biodrach, wydawało się, że dużo stracił na wadze.
Taaa, i okres mu się zatrzymał.

Wyglądał gorzej niż w tym okresie, kiedy miał kokainowe ciągi.
Nie myślał wiele o jedzeniu w ciągu ostatnich tygodni. Na szczęście Christoph myślał o tym i kazał służącemu zanosić mu jedzenie i zostawiać pod drzwiami.
I tyle, jeśli chodzi o troskę o członka rodziny. Ani brat, ani rodzice, znający przecież całą historię, nie powzięli żadnych podejrzeń w związku z nagłym odejściem Tilla, który trafił do tego domu w fatalnym stanie.
Jak również żadnych podejrzeń co do tych dwóch, którzy go zabrali, a o których usłyszeli przecież parę słów od Richarda.
Hm, mam taką koncepcję, że Rysio od dzieciństwa uwielbiał konfabulacje i cała rodzina brała na to poprawkę.

– Dobrze, Richardzie. Zrób się na bóstwo dla swojego kochanka i odzyskaj go! – wyszeptał do odbicia w lustrze i odsunął pasmo włosów, które ciągle spadało mu na oczy.
Zdecydowanym ruchem sięgnął po korektor, puder i kredkę do oczu.
Nie zwróciwszy natomiast uwagi na mydło i szampon.
Może po prostu ogoli brud wraz z zarostem?
Warstwa grubsza niż centymetr sama odpada.

– Nadchodzę Tillu! Zobaczymy, czy będziesz miał odwagę powiedzieć mi, że mnie nie kochasz!
*Parsknął śmiechem* Brakuje tylko westchnień ze strony nastolatek i słów jaki to on jest męski...
Chce go zgwałcić swym urokiem osobistym?

*
– Nie możesz mu pomóc. Najlepsze, co możesz zrobić, to pozwolić mu się z tego wygrzebać wyszeptał Paul i pocałował czule Christopha w prawą skroń.
Niech się to emo potnie, tylko nie zostawiaj mnie samego ani na chwilę.

Była druga nad ranem i leżeli w łóżku nie śpiąc od wielu godzin. Nie mogli znaleźć pokoju ani odpoczynku.
Jak króliki, panie tego. Jak króliki.

– Sam sobie nie da rady, Paul. Proszę pozwól mi iść do niego. Nie martw się. Kocham cię, ale Richard mnie teraz potrzebuje. Jest moim bratem. –  Christoph ujął dłoń Paula i uniósł do ust. – Proszę.
Czy w tym opku naprawdę NIKT nie ma ani odrobiny kręgosłupa? Po kiego grzyba on go prosi o pozwolenie???
Jedyne miejsce, gdzie może znajdować się ich kręgosłup, to przyrodzenie.
Baculum u człowieka to atawizm. Hmm, skoro postury mają godne goryli, to może i to...

– Nie pozwoli ci wejść. Nie pozwalał ci też wejść w zeszłym tygodniu. Daj sobie spokój! –Dodał Paul z tą samą ciężką goryczą w głosie.
I wejdź wreszcie we mnie, ot co.

Paul zazwyczaj unikał robienia wyrzutów komukolwiek, zwłaszcza Christophowi. Ale czuł, że przebrała się miarka. Christoph zachowywał się jak zazdrosny kochanek. Tak jakby dla niego istniał tylko jeden mężczyzna na świecie – Richard. Zawsze Richard. Byli braćmi, na litość Boską! Więc dlaczego to wszystko? Dlaczego Christoph zachowywał się tak jakby Richard umierał albo co?
Hmmm, może dlatego, że ktoś, kto od trzech miesięcy nie opuszcza swojego pokoju i cierpi na ciężką depresję,  MA spore szanse na kopnięcie w kalendarz?
Siostra, poważnie? To dlatego moja ex zachowywała się tak dziwnie!

Christoph westchnął przysuwając się bliżej Paula położył rękę na jego ramieniu.
– Hej! – Szepnął i pocałował go delikatnie w szyję. Nic nas nie może rozdzielić. Ale Richard to dla mnie coś innego.
Coś innego? Ale co? Gumowa kaczuszka? Biały miś? Majteczki w kropeczki?

Serce Paula biło jak szalone.
– Więc czym jest dla ciebie? – Jego mruczenie rozlało się w ciszy.
Dłoń Christopha poruszała się wzdłuż ramienia Paula w wolnej pieszczocie. Potem dotknęła jego biodra, przesuwając się nad udo.
Zabrakło mu słów, więc zdefiniował przez demonstrację.

– Oczywiście, kochasz go. – Powiedział Paul, nie mogąc dłużej znieść ciszy.
Oczywiście, kurnać. Przecież opko bez incestu to nie opko.

Odwrócił się na drugi bok, twarzą do Christopha, ale ciemność między nimi była zbyt gęsta, żeby cokolwiek zobaczył.
A wystarczyłoby, żeby otworzyli oczy...
...aby rozjaśnić mroki! Zaprawdę;)

– Jest miłość i miłość, Christoph – dodał i wyciągnął rękę by dotknąć kochanka.
*nuci* Kochać to nie znaczy zawsze to samo...

Zamiast gniewu Paul czuł jedynie smutek, ten gorzki smak w ustach i był coraz bardziej pewny, że zawsze będzie u Christopha na drugim miejscu. Zdał sobie sprawę, że nie może mieć Christopha tylko dla siebie, że zawsze będzie musiał się nim dzielić z jego bratem, Richard zawsze będzie między nimi.
Oj niekoniecznie, przecież mogą się zamieniać miejscami!
Właśnie. Może Rysio lubi spać od ściany?
A poza tym we trójkę cieplej.

Kiedy Richard zniknął, rozumiał reakcję Christopha, to że był zmartwiony, niespokojny, gotów iść na koniec świata aby brata odnaleźć. Kiedy Richard się znalazł, Christoph uspokoił się trochę. Paul cieszył się jego towarzystwem, ale te chwile trwały dość krótko, ponieważ Christoph musiał chodzić do szpitala, gdzie leżał jego brat wprowadzony w śpiączkę, a potem, gdy przywieźli Richarda do domu, Christoph robił to,  co robił i wślizgiwał się do pokoju brata żeby popatrzeć na niego i potrzymać go za rękę, kiedy Richard był nieprzytomny.
Śpiączka, jaaaaa. Bo opko bez śpiączki jest jak lalka bez rączki. Czy cuś.

Paul to rozumiał, albo raczej zmuszał się do zaakceptowania tego, nawet jeśli część niego myślała, że on był Paulem, on był jego kochankiem i on także musiał otrzymywać zainteresowanie i uczucie. Christoph spędzał jednak zbyt wiele czasu z bratem zaniedbując kochanka.
Bezczelny. Jak on mógł?!

Ręka Paula cofnęła się. Chciał tylko odpowiedzi. Wyjaśnienia co się naprawdę dzieje. Wiedział, że wiele może zaakceptować, ale nienawidził bycia okłamywanym i traktowania jakby był  głupkiem.
– Dobrze, więc powiem ci co myślę – powiedział nagle i odwrócił się na plecy, kładąc rękę pod głową. – Myślę, że ty i Richard jesteście kochankami. Myślę, że z nim spałeś.
Zaraz moment. Jak rozumiem, Paul wyprowadza ten wniosek tylko i wyłącznie z faktu, że Christoph spędzał za dużo - jego zdaniem - czasu przy chorym, nieprzytomnym bracie? Czy jest na sali psycholog? Taką zazdrość trzeba leczyć.
Ba, słyszałam o niewieście, która wysnuła równie rewolucyjny wniosek na tej podstawie, że jej mąż miał tylko jedną kobietę w znajomych na NK. Ją samą, konkretnie mówiąc. Więc stwierdziła, że jest homo, a ona to tylko przykrywka. Szczegół, że biedny, zapantoflowany chłop pół roku wcześniej własnoręcznie usunął wszystkie koleżanki, bo szurnięta małżonka robiła mu o nie awantury.
Ciekawe, co by stwierdziła, gdyby w ogóle zlikwidował konto? Brrr, lepiej się nie domyślać...

– Jasne – warknął Christoph.– Często spaliśmy w tym samym łóżku. Przed tobą, spędzaliśmy każdą noc razem, rozmawialiśmy godzinami.
Tja. Językiem ciała.

– Nie myśl, że jestem idiotą – Paul przerwał Christophowi i odepchnął jego rękę. – Spałeś z nim odkąd zaczęliśmy być ze sobą?
Generalnie, gdybym usłyszała, że mój kochanek sypia ze swoim bratem, byłoby mi wszystko jedno, czy działo się to przed, czy po mnie... Widać Paul ma mniejsze opory.
Może się boi, że będzie chciał również w trakcie.
Nie. To prosta zagrywka, on chce się dobrać i do brata poprzez wyrzuty sumienia ;)

Paul zerwał się na równe nogi i podszedł do okna.
– Nie mogę tego dłużej znieść – warknął wyglądając przez okno. – Lubię twojego brata, wiesz.
Wiem.

Ale jesteś moim kochankiem, Chris i nie mam ochoty dzielić się tobą z Richardem. Musisz to wiedzieć. A teraz proszę, powiedz mi prawdę. Spałeś z nim?
- Nie, do cholery. Mieliśmy coś lepszego do roboty niż spanie! Graliśmy w Scrabble!
Tam jest literówka. Powinno być “i nie mam ochoty dzielić się z tobą Richardem”.

Kiedy odszedł Till, Richard jakby rozpadł się na kawałki. Ukrył się w swojej sypialni, żeby opłakiwać stratę, ale miał w dupie to,  że na zewnątrz, poza ścianami pokoju, zostawił bałagan. W ciągu tych trzech ostatnich miesięcy kochankiem Paula nie był spokojny i dobry Christoph. Jego miejsce zajął mężczyzna wściekły na cały świat. Ten facet ciągle prowokował i zaczynał bójki, ni z tego, ni z owego, z każdym, kto miał pecha wejść mu w drogę.
Obił mordę pokojówce i skopał ogrodnika. Kotu też się dostało. Na koniec ukręcił głowy wszystkim kaczuszkom na pobliskim stawie i pociął nożem pluszowego misia.
A gdy pytali się o wszelkie incydenty odpowiadał “nie wiem, nie pamiętam”.

Najgorsze było to, że ignorował kochanka prawie całkowicie, sprawiając, że Paul czuł się jak zabawka, którą kiedyś była najulubieńszą,  a teraz leży zapomniana w kącie domu.
Jak ten miś. Powinien się cieszyć, że mu flaczków nie wypruł.

W  rzadkich momentach, kiedy zauważał jego obecność, Christoph warczał i krzyczał na Paula,  a na każdy gest uczucia i czułości reagował okazując znużenie i gwałtownie go odrzucając. Christoph był sfrustrowany tym, że jego brat zamknął się w pokoju ignorując go, przenosił więc swoją frustrację na Paula.
Powiało psychoanalizą.

– Tak.
Szept wyrwał Paula z zamyślenia i przywrócił do rzeczywistości. Najpierw pomyślał, że nie usłyszał dobrze, ale nie miał odwagi zapytać jeszcze raz.
– Wiedziałem – wymamrotał zaciskając pięść. Odwrócił się w stronę miejsca gdzie Christoph leżał w łóżku. – Czym więc byłem? Rozrywką, małym urozmaiceniem? – zapytał Paul zaciskając mocniej pięści, jakby ten gest mógł je tam zatrzymać, na miejscu i powstrzymać go  przed wybuchem.
No wiesz, stary, czasem przydaje się mały płodozmian. Nie można orać wciąż tego samego pola.

– Nie Paul, kocham cię –przez zasłonę ciemności rozległ się głos Christopha. – Nie chcę cię stracić. Należymy do siebie. Między mną a Richardem jest zupełnie co innego.
Użytkowanie wieczyste?

Proszę, zrozum mnie.
Bo widzisz, na przykład Till to własność mieszana między sektorami z przewagą własności sektora publicznego. A ja stanowię własność mieszaną w sektorze prywatnym.

– Co tu rozumieć? Richard zawsze będzie między nami. Nie mogę tego zaakceptować. Będzie lepiej jeśli pójdę – Paul usiadł na brzegu łóżka. –  Zawsze będę czuł, że stoję wam na drodze.
A w ogóle to nie jestem dla ciebie dość dobry i zasługujesz na kogoś lepszego.
Zostańmy przyjaciółmi.

– Nie pozwalam ci odejść! Dlaczego zapytałeś? Wiesz, że nie umiem kłamać – Christoph przesunął się na łóżku i przytulił mocno do pleców Paula. Owinął mocno obydwa ramiona  wokół niego i delikatnie pocałował w ucho. – Paul, kochanie, proszę – wyszeptał miękko i złożył lekki delikatny pocałunek na jego szyi i gardle. – Bez ciebie zginę. To się już nie powtórzy. Obiecuję.
Zresztą nie mam więcej braci.

Paul westchnął. – Christoph, nie powinieneś składać obietnic, których nie możesz dotrzymać. Chcę tylko wiedzieć, czy mnie naprawdę kochasz, czy jestem tylko przykrywką, przed twoimi rodzicami.
Gdzieś tam wcześniej ałtorka mimochodem napomknęła o wieku Tilla - 28 lat. Dawałoby to Richardowi 24, Christophowi 25 a Paulowi 27. Czy tylko mnie się zdaje, że chłopaki powinni już zacząć żyć samodzielnie, a nie siedzieć na garnuszku rodziców i kryć się przed nimi ze swymi brudnymi romansikami?
Odejmij każdemu po 10 lat a dostaniesz prawdziwy wiek i odpowiedź na swoje pytanie.

– Chodź tu. Udowodnię ci – Christoph uwolnił Paula z uścisku, ale pociągnął za rękę i ruszył do łóżka zmuszając Paula, żeby za nim poszedł.  Paul poszedł za nim. Nie mógł mu się oprzeć. Nigdy nie mógł.
A postępowanie dowodowe było długie, wnikliwe i wyczerpujące.
I dogłębne.

*
Till stał przy oknie swojego pokoju i patrzył na zewnątrz na deszcz. Dobrze go traktowali. Za dobrze. Dostawał wszytko, czego chciał.
Zabawki, słodycze, ciuchy... i nawet pozwalano mu oglądać telewizję po 22.

Mógł swobodnie chodzić po domu, ale tylko wewnątrz;  wszystkie drzwi były otwarte, tylko jego małe przejście było zamurowane. Wyglądało na to, że jego ojciec o tym wiedział. Till nie musiał już obsługiwać klientów. Musiał być tam tylko dla jednego mężczyzny, dla Gerta, każdego dnia i nocy. Zawsze.
A już sądziłem, że to stwierdzenie “dobrze go traktowali” jest prawdziwe.
Bo to było STOSUNKOWO dobre traktowanie.

Na początku odmawiał. Nie jadł przez wiele dni tylko siedział skulony w kącie z kolanami pod brodą i rękami owiniętymi wokół nóg.
Nie, nie, nie. Wizja emo-Tilla skulonego w kącie to coś, przeciwko czemu mój mózg protestuje każdą komórką! Tego zdania tu nie było, nie czytałam go...

Jego myśli ciągle biegły do Richarda. Musiał go zranić. Złamał serce jedynego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek kochał i musiał żyć z tą myślą.
Było to łatwiejsze niż powrót i naprawienie błędu, right? Poza tym nowa dostawa żyletek mówiła do niego dniem i nocą “nie marnuj okazji, tnij!”.
Och, widocznie czuł się przytłoczony tą całą miłością. Przecież to nie do zniesienia, kiedy ktoś się troszczy. To zagrożenie dla niezależności. Mujeju.

Gert odczytywał każde pragnienie w jego oczach. Dałby wszystko za miłość Tilla. Nie niepokoił go więc.
Do czasu, do czasu...
Chyba “od czasu do czasu”;)

Pewnego dnia wspomniał, że mógłby wysłać ludzi do domu Richarda jeśli pozostanie tak uparty. Till poddał się sam.
Kolejny mafiozo, czy tylko wysługuje się ochroniarzami Tillowego ojca?

Od tego dnia zgadzał się na wszystko, czego chciał Gert.
– Możesz mieć moje ciało, ale nigdy moją duszę – wyszeptał Till, kiedy Gert składał pocałunki na jego ciele.
Och, myślę, że ciało wystarczy Gertowi aż nadto.
A widział kto kiedy duszę?
Duszy nie słychać, duszy nie widać, dusza zawsze może się przydać...

Ale kiedy chciał pocałować go w usta, Till odwrócił głowę. –  A to jest kolejna rzecz, której nie możesz mieć – dodał Till.
Chyba, że za opłatą ekstra.
Po czym wyciągnął niewielki ZWÓJ zawierający wszelkie ceny za ekstra usługi.
A Urząd Skarbowy już się czai na podatki.

Uderzenie w twarz, które nastąpiło po tych słowach, nie miało dla niego znaczenia. Nie miało znaczenia,  że mógłby oddać, że mógłby stłuc Gerta na kwaśne jabłko, nie miał już w sobie gniewu.
Długie medytacje pod drzewem figowym uwolniły go od wszelkich ludzkich namiętności.
Ostateczne wyjście poza krąg samsary było na wyciągnięcie ręki.

A teraz stał przy oknie jak każdego dnia. Minęły miesiące. Był już luty i wkrótce będzie wiosna.
Przyloty ptaków, przebiśniegi, porządkowanie ogródków...

Słońce. Błękitne niebo. Róże. Richard.
Słowiki. Księżyc w pełni. Serca ryte w korze. Jelonki Bambi nad leśnym jeziorkiem. Morza szum, ptaków śpiew. I jeszcze... wiaderko! Prędzej! Dajcie mi wiaderko!
Weź się w garść! Pamiętaj o dywanie!

– Zmartwiony? – zaskoczył go głos Gerta. Till nawet nie słyszał, kiedy wszedł. – Twoje westchnienie poruszyłoby nawet kamienne serce. Chciałbym słyszeć jak jęczysz, leżąc pode mną.
Dobra, wiem, że Gert robi tutaj za czarny charakter, ale cholera, czy musi być aż taki papierowo-rahlowo-mroczno-posępnie-zły?
A czy Richard i Till muszą być tacy papierowo-łajzowato-emowato-szlochająco-mdli?

Rozdział 23
Wielkie domy są jak niezmierzone i niezrozumiałe stworzenia. Jeśli leżysz w łóżku, w środku nocy, kiedy wszyscy śpią, możesz usłyszeć sam dom,  poza usypiającym bębnieniem deszczu  wszystkie drobne dźwięki, drewno, ściany, echa, kroki w korytarzu, tykanie zegarów.
A potem czujesz poruszenie... To dom wyrusza na łowy.

Paul wyszedł, poszedł do siebie. Christoph w pełni zrozumiał, co znaczyły słowa „Stracę cię” wypowiedziane przez Paula. Może teraz, kiedy wiedział, Paul czuł, że nie może z nim być dłużej, może go brzydził, sam jego widok sprawiał, że Paulowi wszystko przewracało się w środku,  ponieważ wiedział, ze ten człowiek spał ze swoim własnym bratem. Może dlatego wyszedł:  aby dowiedzieć się czy nadal może być kochankiem Christopha, czy nie.
Miał zamiar zadzwonić z tym pytaniem do wróżki.

Teraz jednak Christoph wiedział, że chce go z powrotem.
Przeczesał włosy palcami. I zatrzymał się w połowie gestu. Już nie był sam w pokoju.  Ale nie musiał się odwracać, żeby zobaczyć kto tam był.
Duch Yoricka, ino bez czaszki.

Christoph miał coś jakby szósty zmysł, kiedy do niego przyszedł i niemal widział siebie oczyma brata: długie szczupłe ciało leżące na brzuchu w poprzek łóżka, przyćmiony połysk skóry na jego nagim torsie, kształty zarysowywane przez mięśnie na plecach przy najmniejszym ruchu, jaki wykonał.
Tak, w oryginale to zdanie jest równie zakręcone.
Narcyz, zielona jego nać.

– Richard – szepnął, odwracając się  i spoglądając na drugą stronę pokoju, na drzwi, gdzie stał jego brat.
Christoph wstał z łóżka i podszedł do niego, wolno, jakby jego brat był ptakiem albo zjawą, która przestraszy się i zniknie przy  jakimś gwałtownym ruchu.
Nic na to nie poradzę, cały czas czytam “jego brat był Z ptakiem”...

– Richardzie – powtórzył  raz jeszcze Christoph stając przed swoim bratem. Czuł ucisk w sercu. Chudy mężczyzna, nieogolony, z przydługimi włosami w nieładzie, poplamione i brudne ubrania wisiały na nim jak na kołku, ale najgorsze było jego spojrzenie. Szaleniec!
Syriusz Black pomylił dormitoria?
Don Kichot szukał wiatraka.

Wyciągnął rękę i popieścił twarz Richarda czubkami palców, ledwie go dotykając. Brat nie odepchnął go, patrzył tylko na niego oczami  przekrwionymi od płaczu. Christoph objął go i przyciągnął do piersi ściskając go w ramionach.
– Pozwól sobie pomóc Richardzie – wyszeptał mu do ucha. – Pozwól mi się tobą zająć.
A zapomnisz nie tylko o swych zmartwieniach, ale wręcz jak się nazywasz...

– Musimy porozmawiać – rozległ się stłumiony głos Richarda.
– Jasne, że tak – opowiedział Christoph, zwalniając uścisk, biorąc brata za rękę i prowadząc go do łóżka.
Jemu tylko jedno w głowie.

–  Musimy go znaleźć, musimy go sprowadzić – wyszeptał Richard.
– Ale nie możesz tak śmierdzieć  –   odpowiedział Christoph i wskazał na łóżko. Jego brat usiadł. –  Wyglądasz jak gówno.  Myślisz, że zdobędziesz jego serce idąc w takim stanie?
Planował przekraść się przez kanalizację, smród miał być elementem kamuflażu.

– Ja nie żartuję, Christoph – powiedział słabo Richard.
–  Wiem  –  odparł jego brat poważniejąc. –  Pozwól mi się sobą zająć –   wyszeptał.
W kontekście tego opka może to oznaczać tylko jedno. Bynajmniej nie mycie.

Richard przebiegł palcami po rozczochranych włosach i spojrzał w górę na  brata.
Christoph skrzyżował  ręce na piersiach i spojrzał zmartwiony na Richarda
–  Tato odwiedzi to miejsce pojutrze –  ogłosił surowo.
W charakterze klienta?
Tja. Zakup kontrolowany.

Richard był zbyt wyczerpany by zareagować. Wpatrywał się tylko w Christopha, bez ruchu, bez emocji.
Ja się mu nie dziwię. Też by mnie zatkało.

Musi odpłacić wizytą za tamte odwiedziny ojca Tilla.  Ustalono ją na pojutrze.
Uhm, jeden Ojciec Rodziny wybiera się do drugiego Ojca?
Za nic nie mogę pojąć tych układów. Kto normalny utrzymuje kontakty towarzyskie z facetem, który porwał i zgwałcił jego syna?
A zważywszy, że obaj stylizowani są na coś w rodzaju bossów mafijnych, w tym momencie powinna trwać już wojna i trup słać się gęsto...

Richard  na moment zamknął oczy. Jego usta poruszały się, jak gdyby powtarzał sobie, to co właśnie usłyszał. Potem pochylił głowę opierając podbródek o klatkę piersiową.
Christoph pragnął uklęknąć przed nim, wziąć go w ramiona i dać mu pocieszenie i pokój i…
Nie kończ, Chris. Po prostu nie kończ.

–  Muszę tam iść. Muszę go zobaczyć – głos Richarda zabrzmiał donośniej, ale mrocznie, prawie złowrogo. [A może nawet POSĘPNIE?] Musi mi powiedzieć w twarz, że mnie nie chce. Muszę to zrobić.

Christoph podszedł bliżej, wyciągnął rękę i popieścił włosy brata.
– Możesz porozmawiać z tatą –  powiedział.
Tak na moje oko to dawno należało to zrobić, panowie. Ale zaraz, chwila. Przecież wasz ojciec obiecywał już zemstę i takie tam.
Staruszek zapomniał.

Richard głośno zaczerpnął powietrza i objął Christopha w pasie przyciągając go jeszcze bliżej i złożył głowę na jego brzuchu. Christoph dalej przeczesywał palcami jego włosy.
Ten to by go bzyknął nawet i na łożu śmierci.
.
–  Powiedz mu tylko to, co jest absolutnie niezbędne –   dodał szeptem. –  Powiedz mu jakie interesy prowadzi jego przyjaciel i jak zwabili cię do tamtego domu.
Uhm, a nie opowiadał tego przypadkiem szczegółowo parę rozdziałów wcześniej?
AŁtorka znowu zapomniała, co napisała parę stron temu. Cały powyższy fragment jest totalnie z dupy wzięty.
Nie on pierwszy i nie ostatni.

Richard zacisnął powieki złożył delikatny pocałunek na gołym brzuchu  Christopha.
– Zrozumie.
Uhm. Tak jak i my rozumiemy, że ten absurdalny dialog, nie mający żadnego związku z uprzednio opisanymi wydarzeniami, został napisany w tym samym celu, w którym na początku przeciętnego pornola występuje gadka-szmatka o niczym.
Żeby człowiek  zdążył polecieć po czipsy i piwo?
Oraz zapas chusteczek. Do wycierania oplutego monitora ofkoz;)

Christoph czuł, że głowa Richarda się porusza, jakby pieścił jego brzuch swoją twarzą.
–  Mój starszy i mądrzejszy brat – usłyszał szept Richarda. – Tęskniłem za tobą.
Szkoda tylko, że tej mądrości zupełnie nie widać.
To tylko kwestia tego, z kim porównujemy.

Obaj mężczyźni tkwili tak objęci w bezruchu, nie mówiąc już nic przed kilka dobrych minut. Richard był tak nieruchomy, że w pewnym momencie Christoph pomyślał, że zasnął.
Z nudów.

– Muszę wziąć prysznic i ogolić się –   szept Richarda uświadomił go, że wciąż nie śpi.
Christoph pomógł mu wstać i poszedł za nim do łazienki.
No, to wstęp mamy za sobą, można przystąpić do konkretów.

Odkręcił wodę i zaczął zdejmować koszulę, podczas gdy Richard rozpinał jeansy. Potem  gdy Richard wszedł pod prysznic, pod strumień gorącej wody, wszedł z nim. Trzymał głowę Richarda pod wodą, burząc jego włosy, by je lepiej zmoczyć, nalał żelu do kąpieli na dłonie i zaczął rozsmarowywać go po całym ciele brata, całując go w trakcie tu i tam.
A zwłaszcza tam.
Iiii... Akcja!

[Christoph] Wstał, znów pocałował Richarda i dalej go mył, goląc, szorując, całując i dotykając go.
Próbuję to sobie wyobrazić... dwóch namydlonych facetów, jeden z nich trzyma w jednej ręce szczotkę, w drugiej brzytwę i tego drugiego jednocześnie szoruje, goli, namydla. I tak na zmianę, oburącz...
W takich warunkach bardzo łatwo jest się pomylić.

Cóż, myślę, że Czytelnicy wybaczą nam pominięcie dalszego szczegółowego opisu, jak chłopcy okazują sobie braterską miłość pod prysznicem i nie tylko...

Rozdział 24

Till wydmuchnął dym prosto na szybę okna przed nim i przez kilka sekund był otoczony lekką, szarą chmurą otaczającą jego ciało w świetle popołudnia.
To był pierwszy od długiego czasu dzień, kiedy szare chmury pozwoliły Słońcu spojrzeć na  Ziemię, pomyślał sobie Till.  To nie był jeden z tych jasnych wspaniałych dni, ale delikatne promienie słońca świeciły by osuszyć trochę to miejsce przemoczone przez deszcz.
To światło nadziei! Jutrzenka swobody! <wskakuje na krzesło i zaczyna śpiewać “Witaj, majowa jutrzenko”, po czym dostaje od Kury kopa w rzyć i zamyka się w sobie>

Przeszedł się nawet trochę po parku wcześnie rano, kiedy Gert jeszcze spał w jego łóżku.
To był też pierwszy raz od dawna, kiedy wyszedł z domu. Wolał być w domu niż wychodzić, ponieważ Gert też chciał z nim wychodzić, a jeśli nie był to Gert, to musiał znosić towarzystwo ochroniarzy jego ojca.
Ten Gert nie ma własnego domu, życia, obowiązków, pracy, niczego. Hmm... Zawsze wiedziałam, że należy się wystrzegać niemieckich emerytów.
Jedyna nadzieja, że wreszcie któregoś dnia przedawkuje viagrę.

Gerta zawsze podniecał lekki a nawet większy opór Tilla, ale był na tyle sprytny, żeby zgadnąć, co dzieje się w głowie Tilla. Gert chciał więcej niż posłuszeństwa Tilla, chciał, żeby robił wszystko co powinien z własnej woli, a przede wszystkim, żeby go kochał.
Podniecał go opór, ale pragnął uległości. A to kapryśny książę z tego Gerta!
Och, nie rozumiesz. AŁtorka ukazuje nam tragizm toksycznej miłości, zatruwającej serce starca, który niczym Ebenezer Scrooge dusi w sobie iskierki dobra!
Aaa. I nawiedził go Duch Minionych Walentynek?

Niełatwo było go oszukać,  ale Till rozmyślał tygodniami o innej drodze do wolności.  Był inny sposób na ucieczkę, pomimo strażników, kamer wideo w całym domu, przemknąłby się im pomiędzy palcami i  nie byliby w stanie niczego zrobić. Zapomniałby o całym bólu. I nie zrobiliby nic Richardowi i jego rodzinie.
Byłoby za późno.
<Z błogim, aczkolwiek nieco psychopatycznym uśmiechem na ustach podaje Tillowi żyletkę, sztylet szturmowy, sznurek, cyjanek potasu, bagietkę, żelki Haribo oraz TO>
<szuka odpowiedniej rury> W razie czego to w garażu są jakieś samochody.

*
Richard leżał na łózku, nago, paląc,  z jedną ręką pod głową wpatrywał się w sufit.
Znowu straż pożarna będzie miała kupę roboty.

Był wyczerpany, ale dla odmiany czuł się dobrze. Po raz pierwszy w ciągu trzech ostatnich miesięcy.
Zgodnie z wystepującą w tym tekście zasadą, że seks jest dobry na wszystko.

- Jak mam powiedzieć ojcu? -  szepnął Richard. -  Jak mam wydostać stamtąd Tilla?
-  Idź tam, z ojcem. Może zobaczysz się z nim i porozmawiasz -  zaproponował Christoph.
A na dźwięk twego głosu otworzą się wrota piekieł i świetlana ścieżka wywiedzie stamtąd Tilla... Czy jakoś tak.
A Cerber ucieknie z podkulonym ogonem, skowycząc rozpaczliwie i schowa się Persefonie pod peplosem.

- Musi wybrać. Musi powiedzieć mi prosto w oczy, że woli być z Gertem -  wymamrotał Richard, czując gorący gniew rozpalający jego pierś. Usiadł na łóżku i nerwowym gestem zgasił papierosa.
- Chciałbyś, żebym tam z tobą poszedł?
Richard odwrócił głowę i przez kilka sekund patrzył na brata nie mówiąc nic. Potem skinął głową.
- Potsimaś mnie za ląćkę, dobzie?

*
Till pomyślał, że nie mogłoby być gorzej, niż tu, w tym domu. Był w piekle, a nikt nie może uciec z Piekła, prawda?
Może, pod warunkiem że nie będzie się oglądał za siebie. Po dalsze instrukcje proszę się zgłosić do niejakiej Eurydyki.

Myślał o tym przez dłuższy czas, ale zawsze znajdował powód, żeby tego nie zrobić. Wydawało mu się, że jakaś jego część podejrzewała, że jego ojciec, Gert i inni mogliby dosięgnąć go nawet w grobie.
Nekrofilia, a fe.

Miał to przygotowane, ukryte i wiedział, że nie ma szansy aby przeżył.
Spirytus szmuglowany zza wschodniej granicy?

Brzmi to dziwnie, ale to trzymało go przy życiu cały ten czas. Ponieważ wiedział, że tylne wyjście jest gotowe, droga ucieczki, z której nikt go nie zawróci. W ciągu tych kilku chwil prawdziwej samotności gdy  czuł, że nie może już tego dłużej znieść wyjmował to i podziwiał.
Hrrr... Khhh... Mam skojarzenia:D
Och, zapewne była to jego mroczna, różowa żyletka, a Ty od razu ze skojarzeniami...
No wiesz? Podziwiać żyletkę? Coś tak mało imponującego? Mała rzecz, a cieszy.

Musiała to być jego decyzja. Nigdy więcej bólu. Nigdy więcej bicia. Nigdy więcej Gerta. Nigdy więcej deszczu.
W umyśle majaczyła mu wizja suchej, spękanej, wyprażonej słońcem ziemi... Istny raj!

- Spójrz na mnie! - zażądał Gert wchodząc w niego. Till zaklął, w myślach oczywiście, ponieważ musiał oderwać się od fantazjowania o Richardzie, który brał go w jego łóżku,  powściągliwy, poruszający się w nim,  podczas  gdy Gert robił swoje.
Wychodzi na to, że fantazjował na temat trójkąta. Masochista do sześcianu.

- Uśmiechnij  się do mnie – zażądał ponownie sadystyczny palant.
Till posłał mu szeroki uśmiech.
Pewnie TAKI?

- Niech cię szlag! -  wysyczał przez zęby.
Gert uderzył go mocno po głowie i twarzy tak, że usłyszał dzwonienie. Till przełknął ślinę i wybuchnął wymuszonym śmiechem.
<siedzi w kącie, kołysze się i patrzy tępo w ścianę> Mamuuuusiuuuu... Zabierzcie mnie stąd... Ja nie mogę patrzeć, jak ałtorka tak szmaci Tilla, ja nie mogę! <wybucha płaczem>
<nalewa Kurze miarę wódki>
<wypija, otrząsa się, zaczyna patrzeć nieco bardziej przytomnie> Uch, tego mi było trzeba.
<podaje ogórka i chowa flachę pod biurko>
Trzymaj ją pod ręką, jeszcze się przyda!

Gdy skończył, zamiast zasnąć u jego boku, jak każdy inny, Gert rozpoczął kolejną tyradę o tym, jak to Till powinien uważać, na to co robi jeśli nie chce następnego dnia przeczytać w gazecie nieprzyjemnego tekstu o tragedii jaka dotknęła rodzinę Richarda. Potem, ni z tego, ni z owego Gert dodał: „A tak przy okazji,  przyjaciel twojego ojca przyjeżdża z wizytą i będą z nim też dwaj synowie.”
Przyjaciel. Aha. Pora zrewidować poglądy odnośnie znaczenia tego słowa.
Uhm. Ta przyjaźń naprawdę wiele przetrwała.

Serce Tilla zamarło. Gert zatrzymał się na środku pokoju, oczy zwęziły mu się do szparek, gdy obserwował reakcję Tilla. Ale żadnej nie było. Ani jeden mięsień nie drgnął w twarzy Tilla.
Botoks zrobił swoje.

- Oczywiście – ciągnął Gert. – Będziesz tam. Ale ja też będę. Więc bądź ostrożny. Nie chcesz ryzykować tym, że zdarzy im się jakiś dziwny wypadek w drodze powrotnej. Szkoda by było.
Ten facet jest monotematyczny do bólu. Może to starcza demencja.

*
Gabinet ojca zawsze dawał mu poczucie, że znalazł się w muzeum albo gmachu sądu. Wszystkie ważne decyzje podejmowano tam; to było miejsce, z którego rządzono imperium jego ojca. Z jakiegoś powodu, nawet teraz, kiedy był już dorosły, Richard czuł się jak mały chłopiec, który nie może dosięgnąć wykonanego z solidnego drewna stołu ojca.
Przypominały mu się chwile, kiedy Padre kazał się całować w pierścień.

Przytłaczało go uczucie szacunku, gdy tylko wchodził do kryjówki ojca. Całe to masywne drewno, wszystkie te półki i książki, obrazy.
...przesiąknięte zapachem cygar, drogiej whisky i wody kolońskiej, tjaaa.

Ojciec słuchał go z wielką uwagą kiedy mówił mu niskim i monotonnym głosem, o tym, że Till musi być zabrany z tego miejsca. Ojciec nie przerwał mu żadnym komentarzem.
...bawiąc się pistoletem maszynowym.

Muszę tam być – prosił Richard. – Muszę z nim porozmawiać.
- I co dalej?
Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie,
Ja z synowcem na czele... i jakoś to będzie!

Richard wzruszył ramionami. Nie miał odwagi powiedzieć tego głośno.
Ciekawe, czegoż to tak obawiał się powiedzieć. Waham się między opcją “I będziemy żyli długo i szczęśliwie”, a opcją “a chuj wie”.
Rozważał również “mam to w dupie”, ale nie chciał być aż tak dosłowny.

- Myślałeś o tym, jak go stamtąd wydobędziesz? -  łagodny głos ojca wyrwał go z zamyślenia.
Po raz pierwszy od początku rozmowy Richard spojrzał mu prosto w oczy. Przełknął ślinę. Jego usta stworzyły słowo:
- Tak.
Richard! Ładnie to tak okłamywać starego ojca? Wstydź się!
Ależ nie, on nie kłamie. W końcu “myśleć” a “wymyślić” to dwie zupełnie różne rzeczy.
Właśnie to mam na myśli.

*
Till czekał aż przyzwyczai się do wilgotnego gorąca, a oczy do chmury pary w łazience. Patrzył na odbicie nagiego ciała Gerta przez szklane ściany prysznica. Till pomyślał o tym, jakby to było wejść tam i go po prostu zabić. Rozważał tę myśl wiele razy, ale oczywiście pozostała ona tylko nieco sadystyczną fantazją.
W sumie to nie wiem, dlaczego do tej pory nie wpadł na ten pomysł, co Kura. Podać dziadowi końską dawkę viagry i po ptokach.
A jaką miałby szczęśliwą śmierć...

Till zamierza wyprosić u Gerta godzinę widzenia się z Richardem; czyni to za pomocą... uhm... ustnej perswazji. Zaprawdę powiadam Wam: nie chcecie tego czytać...
Zwłaszcza czytelnicy płci męskiej i orientacji hetero nie powinni narażać się na traumę;>
Ja tam mam litość nad wszystkimi czytelnikami, niezależnie od płci i orientacji ;)

Ale Till potrzebował tego, by móc wyjaśnić wszystko Richardowi. Musiał mu powiedzieć, że zrobił to wszystko, żeby go chronić, że go kocha.
Nasuwa mi się tu prosty, budowlany tekst “weź nie pier***.”

Musiał go uwolnić, musiał go dotknąć i pocałować ten ostatni raz. Wtedy, tej nocy opuści to miejsce rozpaczy i bólu, ten świat. Zabierze ze sobą smak ust Richarda, jego zapach, dotyk jego skóry, jego obraz zapisany w pamięci.
Jasny portret Twój...
Uniosę go, ocalę wszędzie
Czy będziesz ze mną, czy nie będziesz...

- Masz 15 minut z tą swoją małą dziwką. Ale nie wolno ci go dotknąć.
Nie wiadomo, jakie bakterie ma na sobie.

I wytłumaczysz mu, że nie chcesz dotykać nikogo ani być dotykanym przez kogoś innego poza mną. Jeśli go dotkniesz, nie doczeka następnego dnia.
No i wszystkie romantyczne plany poszły się bujać.

[Gert strzela focha, widząc Tilla ubranego w swą zwykłą czerń i nakazuje mu natychmiast zmienić imidż.]
Till wyrzucił peta przez okno i zatrzasnął je. Czuł,  że krew gotuje mu się w żyłach. Wpadł do pokoju i zaczął grzebać w ubraniach, niemal rozdzierając tkaniny i rozrzucając je dookoła.
Pończochy poszły w drzazgi. Koronkowe stringi zamieniły się w konfetti. Biustonosz... Kurza nać, co tu robi biustonosz?
Sama pisałaś, że “byle czego nie da się otoczyć dłonią”! ;P

- Jakie do cholery ma znaczenie to, w co jestem ubrany? – wymamrotał przeszukując ubrania drżącymi z gniewu rękami.  Wreszcie wyjął ją. Podniósł do góry, do światła i uśmiechnął  się szeroko.
Różowa. To była różowa koszula. Najradośniejszy róż jaki kiedykolwiek istniał.
Był to kwik. Przenikliwy kwik. Najradośniejszy kwik, jaki kiedykolwiek istniał.
Było to przekleństwo. Plugawe przekleństwo. Najplugawsze przekleństwo, jakie kiedykolwiek istniało.

(A swoją drogą, skąd ten Mroczny Drań, w którego mieszkaniu wszystko, włącznie z kafelkami w łazience, jest czarne - wziął różową koszulę? Ot, jedna z zagadek Wszechświata.
Chyba, że Gert mu kupił, zamiast dżinsów.)

Rozdział 25
Gdy tylko ujrzał dom, Richard poczuł instynktowny skurcz w żołądku. Im bliżej domu była limuzyna, tym bardziej każde włókno w nim krzyczało by uciekał, uciekał daleko, bardzo daleko. Ale tkwił w bezruchu sztywny i spięty, walcząc ze sobą by wyglądać na zrelaksowanego i swobodnego.
Efektem były iście epileptyczne drgawki.

Czuł ciepłą dłoń uspokajająco pieszczącą jego własną położoną na kolanie. Spojrzał zdziwiony, a jego mroźne spojrzenie odwzajemnił uśmiech Christopha.
Krzyś podrapał go po wnętrzu dłoni i uśmiechnął się porozumiewawczo. Tylne siedzenie było takie szerokie...
Tato, niech tata idzie już tam do gości, my za chwilę dołączymy!
“Będę brał cię (gdzie?) w aucie (Mnie?) cię (ee) ehe.”

Fragmenty rozmów krążyły w jego umyśle i ten głos, głos jego ojca: „Powinieneś sobie zdawać sprawę w co się pakujesz. I nas, swoją rodzinę. To będzie miało wpływ na nas jako rodzinę i na nasze interesy. Ale jesteś moim synem, kocham cię i będę ci pomagał ze wszystkich sił i wykorzystując wszelkie środki. Nie proszę o nic w zamian, poza tym, że masz coś zrobić ze swoim życiem.”
Jesteś moim synem, kocham cię, ale zupełnie mnie nie obchodzi to, co ci tam zrobili, więc nie psuj mi z łaski swojej stosunków z moim przyjacielem, który jest tak bardzo ze mną zaprzyjaźniony, że nie rozpoznał cię, kiedy trafiłeś tu za pierwszym razem.
Och, w tych wszystkich opisach kontaktów między rodzinami Tilla i Richarda widać, że ałtorka patrzy z punktu widzenia nastolatka, którego ni hu hu nie obchodzą goście rodziców, bo przecież to wszystko to tylko jakieś nudne, stare wapniaki.

Richard podążył za ojcem i bratem do środka. Tam okazało się, że rzeczywiście odbywa się cocktail party, ale nie takie jakie miało miejsce, gdy był tu poprzednim razem.
No raczej nie takie... Nie sądzę, by szacownego ojca Rysia i Krzysia zapraszano na przyjęcie pełne “półnagich męskich ciał i lubieżnych spojrzeń”. Oraz dodatkowych rozrywek w piwnicy.

Zaproszono ich do wielkiego salon, który znał zbyt dobrze, a teraz był pełen gości, ale nie takich, jakich Richard widział, gdy był tu po raz pierwszy.
Okazało się, że tym razem był to doroczny zjazd transylwańskich transwestytów.

Wmieszali się pomiędzy gości ponieważ wielu z nich było znajomymi ich ojca, ale trzymali się razem.
Osłaniali sobie nawzajem tyły.

W skupieniu Richard wpatrywał się w twarze obecnych tam ludzi. Szukał pewnej osoby. Tilla.
Zamiast niego, ojciec Tilla podszedł i przywitał ojca i dwóch braci. Dwaj starsi mężczyzni zaczęli konwencjonalną rozmowę, ale gdy nadarzyła się okazja,  Christoph wtrącił się do rozmowy i pokierował nią tak, żeby zadać istotne pytanie: „Gdzie jest Till? Czy nie bierze udziału w  przyjęciu?”
Uch, co za strategia, co za Szczyt Wyrafinowanej Intrygi, co za koronkowa robota, no szacun normalnie, szacun!

- Kurwa mać! – szepnął Richard.
- Co się stało? – zapytał ojciec.
- Jak ty się wyrażasz o matce?
- Natychmiast wyszoruj usta szarym mydłem!

Zwieńczeniem Koronkowej Intrygi jest wielce dramatyczna i równie rozwlekła scena “negocjacji” o uwolnienie Tilla. W skrócie: po tym, jak Gert oberwał po ryju, a ojcu Tilla zagrożono utratą reputacji, obaj zgadzają się dać Tillowi “wolną noc”.

- Znam wielu ludzi, którzy chcieliby usłyszeć o tym, co się tu dzieje -  włączył się do rozmowy Christoph. -  Więc musicie się wszyscy zachowywać poprawnie i pozwolić nam odejść.
Taaa, a dla takich mafiozów z kupą bezwzględnych “żołnierzy” na usługach, jest faktycznie wielkim problemem uciszyć kogo trzeba.

Till sam zdecyduje gdzie i z kim chce być.
Czy z mamusią, czy z tatusiem.
Albo z wujciem Gerciem.

Nie jest idiotą. Chodźmy!
Khę...
Kuro, kochanie, czyżby kłaczek?

Rozterki wewnętrzne Tilla są nudne i jałowe. Naprawdę. Dlatego wycinamy.
Nie, dlaczego? Mnie się podobał ten kawałek, gdy mówi, że nie można go uratować, jak księżniczki z zamku smoka!
Naprawdę chcesz, żebym tu wkleiła link do pewnego tatuażu? Mmmm?

*
Paul znów rozejrzał się po pokoju i westchnął. Rzucił na bok książkę i przekręcił na łóżku. Nie wierzył w swoje szczęście: wrócił, żeby powiedzieć Christophowi, że chce z nim być i że jakoś sobie z tym poradzą ale Christoph wyjechał z bratem i ojcem.
Faktycznie, szczęściarz. Mógł teraz po cichutku poszperać w pokoju, szukając dowodów zdrady...
Oraz w spokoju przejrzeć tę kolekcję znaczków, której pokazanie obiecał mu Krzyś dawno, dawno temu.

Mimo to, postanowił zostać i poczekać  w pokoju Christopha.
Paul właściwie nie doszedł do żadnych wniosków i nie mógł podjąć innej decyzji niż ta, że czuł się źle bez Christopha, a jeśli Christoph wyruszył by znaleźć sobie kochanka, to znaczy, że zdał sobie sprawę, że taki związek z własnym bratem był nie w porządku.
Tja, i wyruszył na te łowy z ojcem i bratem? Tatuś ma mu znaleźć dobrą partię, czy jak?
Skorzystają z doświadczeń Ryśka w temacie znajdowania kochanka przy pomocy samochodu.

Paul był świadomy, że może nie mieć szans z Richardem, ale nie zamierzał poddać się bez walki.
Za kudły go! Torebką w łeb, szpilkami po oczach!

Paul nie powiedział o tym nikomu, ponieważ już słyszał te wszystkie głosy mówiące mu by odszedł i nie nawet oglądał się za siebie. Doszedł do wniosku, że nie może tak po prostu odrzucić tego, co miał z  Christophem.
Nic tak nie łączy, jak wspólny kredyt.
Oraz flora bakteryjna.

Wstał i podszedł do okna. Na zewnątrz już się ściemniło. Wśród ciemnych sylwetek drzew widział białego szerokiego węża wijącego się od wejścia do domu do podjazdu.
To pyton - albinos, pożeracz aŁtoreczek.

A na podjeździe było ciche długie i czarne stworzenie z oczami rzucającym przed siebie jasne żółte światło -  limuzyna.
A nie był to przypadkiem ten wilk, co potrafi zamienić SIMS-a w wilkołaka?

Wrócili.
W piecu napalili, nakarmili psa.

Rozdział 26

[Rozterki wewnętrzne Ryśka też są nudne. A poza tym monotonne, monotematyczne, monomorficzne, trącące monotropizmem i nie do strawienia bez wizyty w monopolowym.]

*
Żaden z nich nie odzywał się w drodze powrotnej. Kiedy dojechali, wysiedli z limuzyny bez słowa. W domu przywitała ich matka Christopha i Richarda. Till obserwował całą scenę ze swojego miejsca, dwa-trzy kroki za nimi.
Jak na pokornego niewolnika przystało.

Till  poszedł do pokoju za Richardem. Usiadł na miejscu, które mu wskazał i patrzył jak Richard przynosi szampana i kieliszki. Jego sparaliżowana strachem dusza nie miała jednak ochoty świętować.
- Będę musiał wrócić – powiedział cicho Till, gdy Richard wręczył mu kieliszek i spojrzał w niebieskie oczy drugiego mężczyzny.
“Mężczyzna” to chyba za dużo powiedziane.

- Co mam powiedzieć albo zrobić, żebyś nie odchodził, Tillu? – zapytał szeptem. Till nie odpowiedział, mówił więc dalej: - Chcesz wrócić, żeby chronić mnie i moją rodzinę czy dlatego, że chcesz tam być? Ponieważ kochasz Gerta i całe to gówno, w które pakuje cię twój ojciec?
Ależ nie. Po prostu, mimo swojego wieku, jestem cholernym niedojrzałym gówniarzem, który nie potrafi sobie poradzić z odpowiedzialnością, jaką niesie za sobą czyjeś cholerne uczucie. Więc wolę uciec, bo tak łatwiej.

Richard popieścił masywne ramiona Tilla i złożył pocałunek na jego karku.
- Nie wiesz, o czym mówisz – wyszeptał Till.
- A więc powiedz mi – odparł Richard całując tył jego głowy. -  Ponieważ nie boję się twojego ojca ani Gerta, możemy sami się bronić przed czymkolwiek, co zechcą zrobić.
Zabarykadujemy się tu w pokoju, już zacząłem ściągać zapasy! - i pokazał stosik konserw w rogu. - Przeszedłem też szkolenie u Kevina Samego w Domu!

Nie chronisz mnie, jeśli odejdziesz, po prostu mnie zniszczysz. Till, naprawdę cię kocham i potrzebuję.
- Do czego, do cholery, mnie potrzebujesz? - wybuchnął Till i odepchnął do od siebie. – Nie dostajesz tego? Nie jestem dla ciebie; zniszczę ciebie i całą twoją rodzinę. Za co, do cholery, mnie kochasz?
Też się zastanawiam, za co i jakim cudem można kochać taką rozlazłą mameję. Rysiek ma chyba wybujały instynkt macierzyński, czy cuś w ten deseń.

Chwycił rękę Richarda, pociągnął go w stronę łóżka i pchnął na materac.
Hmmm, chyba już wiem. To jedyny na świecie wibrator, który przejawia inicjatywę.

-Myślisz, że zrobisz mi coś, czego nie zrobiono wcześniej, Tillu? – zapytał Richard patrząc na niego.  Będziesz pieprzył mnie mocno, myśląc, że cię za to znienawidzę?
Till zacisnął zęby.
Powoli do niego docierało, że ni cholery nie pozbędzie się natrętnego przylepca.

- Chcę, żebyś ze mną został, Tillu – dodał Richard. – Ale pod jednym tylko warunkiem.
Poprawił się na łóżku, położył ręce pod głową i spojrzał na mężczyznę stojącego u stóp łóżka.
-  Zostań ze mną, jeśli także mnie kochasz.
- Żegnaj, Richard. Miło było z tobą.

Till nie odpowiedział, ale zaczął rozpinać koszulę.
- Co robisz?
- To, po co mnie tu przywieziono.
Muszę odpracować jeszcze dziewięć dni, zapomniałeś?

- Tillu, nie sprowadziłem cię tu, żebyś był moją dziwką czy coś takiego. Potrzebuję cię. Znam cię i…
-  Nie, nie znasz mnie – wymamrotał Till. -  Rozbieraj się!
I pokaż mi swój honor:D:D:D

- Dlaczego? Jakim potworem jesteś? Myślisz, że jeśli ci to zrobili, zasłużyłeś na to? Nie, Tillu, nikt nie zasługuje na takie gówno!
-  Ściągnąłem cię z ulicy i to ja cię przyprowadziłem tu, do tego domu. – Till mruknął i zdjął koszulę. -  Takim potworem jestem.
A teraz cię wychędożę, żebyś dał mi wreszcie spokój.

Oczy Richarda dostrzegły nagi tors Tilla, posiniaczony i podrapany.
- Nie wziąłem ani razu odkąd uwolniono mnie z twojego domu – wyszeptał. – Nawet w najtrudniejszych chwilach. A wiesz dlaczego? Z twojego powodu. Ponieważ wiedziałem jak mnie chroniłeś i próbowałeś pomagać, kiedy tam byłem. Ponieważ wiedziałem, że muszę być czysty, kiedy cię stamtąd wyciągnę.
-  Mylisz się!
Przecież już nieraz ci pokazałem, że lubię cię śmierdzącego, spoconego i w przedwczorajszych skarpetach!

Richard zerwał się z łóżka i stanął przed nim.
- Czyżby? -  szepnął, a jego usta otarły się o usta Tilla.
A Till wyczuł delikatny zapach pasty do zębów i doznał iluminacji.

Till nie odpowiedział. Otworzył usta i chwycił usta Richarda pomiędzy swoje. Owinął ramiona wokół ciała Richarda całując go mocno, sprawiając, że się krztusi.
Połaskotał go w migdałki?
Używając aŁtoreczkowego slangu - spenetrował mu jamę ustną. Wyjątkowo dogłębnie.
Używając aŁtoreczkowego slangu, to by było “Ich języki zatańczyły taniec namiętności”.


- Odwróć się! – powiedział Till i odwrócił Richarda, potem przycisnął się z tyłu do jego kolan, a ten ukląkł na łóżku.
Till zdjął pasek Richarda, chwycił i wygiął jego ręce do tyłu. Sprawnym ruchem obwiązał paskiem nadgarstki Richarda i pociągnął mocno, żeby sprawdzić, czy na pewno są związane.

Iiii.... Akcja!
(włącza podkład muzyczny)
Till, mając zapewne w pamięci ich pierwszy raz, próbuje potraktować Rysia brutalnie. Niestety, ku jego zdumieniu, Rysiowi to przestało odpowiadać. Rozważywszy więc dostępne opcje, próbuje tym razem delikatnie i... tak! To jest to! Wygrał pan pralkę i zestaw sprzętu kuchennego w konkursie “Czy znasz preferencje partnera”!
Dodajmy też, że najdonioślejszym wydarzeniem w trakcie tejże akcji było to, iż “wyjął”.

Richard pomyślał, że jest zbyt wyczerpany aby zrobić cokolwiek, nawet powiedzieć, że ktoś powinien zgasić światło. Pomyślał też, że powinien wziąć prysznic. Ale jeszcze pięć minut.
- Wiesz, że naprawdę cię kocham. -  usłyszał chrapliwy głos Tilla.
I przed, i po, a najbardziej w trakcie.

Rozdział 27
[Christoph nocą w ogródku zastanawia się nad dalszymi losami swego związku z Paulem. Wtem!]

Christoph odwrócił głowę zadziwiony. Był tam ktoś jeszcze. Cień, wymykający się z domu, próbujący wyjść.
Widziałam Tilla cień,
Wśród krzaków skrył się niczym gad.
Bielił się jego zad,
Na plecach miał po Ryśku ślad.

- Przypuszczam, że on już śpi.-  powiedział Christoph głośno.
Cień zatrzymał się w miejscu. Potem zapalił papierosa i podszedł do Christopha.
- Tak, dałem mu kaszki i smoczka, i zasnął wreszcie.

[Krzyś przekonuje ulubioną przytulankę brata, by nie dawała dyla. Przytulanka najpierw protestuje, że nie da się złapać w kolejną klatkę, a potem już tylko pali ćmika i daje sobie wciskać dyrdymały, łącznie z ordynarnym szantażem emocjonalnym w stylu iście podręcznikowym.]

- Nie zamierzam się wtrącać, nie chcę wchodzić pomiędzy was. Mam Paula -  odpowiedział Christoph. -  Ale nie pozwolę ci go skrzywdzić. A bez ciebie on po prostu umrze.
*głosem ochrypłym i bełkotliwym*
Bo ja bez Ciebie zginę
Bo ja bez Ciebie nawet nie wiem jak żyyyyyyć...

- Jeśli z nim zostanę, zniszczę go – wyszeptał i zrobił krok do wyjścia.
Pitolenie w bambus. Ktoś tutaj cierpi na zaawansowany syndrom Piotrusia Pana i szuka wymówki, żeby zwiać.
Do piwnicy z nim! Przykuć do ściany!

-  A więc to z tobą zrobili? Zniszczyli twoje wnętrze tak, że myślisz, że do niczego się  nie nadajesz, że skazisz wszystko wokół i zasługujesz na to gówno, które ci się przydarza? – Christoph odwrócił się w stronę drzwi wejściowych.
Łooo, psychoanalizę mu zrobił na miejscu! Ciekawe, czy wystawi rachunek.
Ciekawe, czy aŁtorka świadomie nawiązała do Junga, czy ten cień plątał się po tekście przypadkiem?
Świadomie? Sine, chyba przemokłaś na tym wiecznym deszczu i masz gorączkę!

-  Wchodzisz czy chcesz przemoknąć i odmrozić sobie jaja? – zapytał przytrzymując jedną ręką drzwi.
Ciemny cień pozostał bez ruchu przez kilka sekund. Potem Till rzucił papierosa i zrobił pierwszy krok.
Był to mały krok dla człowieka, lecz wielki krok dla ludzkości.

Ciężki deszcz bębnił wściekle w okna, niebiosa obmywały Ziemię z jej grzechów, bólu i cierpienia.
A patos z chlupotem spływał do rynsztoków.
Deszcz ciężki bębnił o okna
Z grzechów obmywał ziemię
A Till stał tuż pod rynną
Obmywał przyrodzenie.

*
Przez sen Richard czuł  ruchy w łóżku. Potem wielkie ciało o chłodnej skórze wśliznęło się w jego ramiona i przytuliło do piersi.
-  Till? -  jęknął Richard, wciąż śpiący.
Nie, Nagini.

- Tak. – jego ucho wychwyciło szept.
Objął jego ciało, a ręce wędrowały po plecach, ramionach i dalej po głowie. Przebiegł palcami po włosach Tilla i poczuł, że są wilgotne.
-  Gdzie byłeś? – zapytał przyciskając go bliżej do swego ciała.
- Wizytowałem krze - odrzekł Till i, dla odwrócenia uwagi, zaczął ciumciać Ryśka po ślicznym brzuszku.
Na jego szczęście, Richard nie był tłusty ani porośnięty czarnym włosiem.

– Mmm, co to jest?
Till przewrócił oczami. Rysiek, do cholery, przestałbyś już udawać dziewicę!
Że tak zacytuję stary kawał: “to jest kutas, a penis jest mniejszy i bardziej pomarszczony.”
*Drapie się po łbie* Z tego by wychodziło, że Gert jest penisem?

-  Wyszedłem zapalić. – szepnął Till przeciągając ciepłe udo Richarda na swoje. Jego skóra była zimna, podczas gdy Richard był tak ciepły, tak zachęcający.
No i chłopcy radośnie zajmują się sobą, aż w końcu dochodzą... do porozumienia, a coście myśleli?
Obudź mnie, jak już skończą.

Słodkie odrętwienie, które go ogarnęło, sprawiło, żejego powieki stały się ciężkie, nie mógł ich podnieść. Till zapadał w sen.
Till, wsta... e, sorry, to Sine miałam obudzić.
Matko Borska, nie mogłaś wcześniej! Śniły mi się grupowe mizianki w wykonaniu bohaterów tego opka, wiesz, jak to wpłynie na moją delikatną psychikę?

- Proszę, nie odchodź. – odważył się wyszeptać Richard.
Till jęknął i pieścił  wolno jego pierś nie otwierając oczu.
-  Nie chcę odchodzić -  odparł Till chropawym szeptem i złożył pocałunek na ramieniu Richarda. Przytulił się bliżej do ciała Richarda i pozwolił aby delikatne stukanie deszczu o szybę ukołysało go do snu.
Tym razem to nie był deszcz.
*głosem przerywanym czkawką* Juuuż mu niosą... hep! suknię z weloooonem!

A teraz, Drodzy Czytelnicy, nadchodzi klasyczny Deus Ex Machina, a raczej jego opkowy odpowiednik - czyli Epilog z Dupy Wzięty. Mówiąc najogólniej - Gert i ojciec Tilla stają przed sądem, sam Till zostaje uznany za ich ofiarę, nie wspólnika, więc do pudła nie trafia, wyprowadzają się wraz z Rysiem i dzięki hojności jego rodziców mogą zacząć samodzielne życie. Christoph również żyje szczęśliwie z Paulem i wydaje się, że żadna tajemnica nie zaćmi już błękitnego nieba nad głowami naszych bohaterów, ale...
Ale...

Od czasu do czasu obie pary spotykały się i odwiedzały rodziców Christopha i Richarda. Po raz pierwszy  Till czuł, że ma rodzinę i miejsce, do którego należy. Ale ani on, ani nikt inny nie rozumiał znaczenia uśmieszków, które od czasu do czasu posyłali sobie Richard i Christoph.
Tja. Zarówno Paul, jak i Till doskonale wiedzą, co było między Christophem a Richardem - i co, nagle zaślepli, zgłuchli i ogłupieli do reszty?
Miłość jest ślepa.

Nikt w domu nie wiedział o małym pokoju na strychu. Małym królestwie dla dwóch tylko książąt.
Którzy całymi dniami rysowali baranki i rozmawiali z różami, a coście myśleli?

I tym optymistycznym akcentem (bo czyż nie napawa optymizmem fakt, że braterska miłość przetrwa wszystko?) kończymy naszą przygodę z Ramsztajnem.
Z Tajnego Królestwa Analizatorów pozdrawiają:  Sineira zintegrowana z Cieniem, Kura zdecydowanie nietrzeźwa, wiercąca się nieboszczka Gabrielle i Suin w różowej koszuli
oraz Maskotek, który wystawiając z przejęciem czubek języka, pracowicie rysuje baranka.


5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

• ent



oesu.
Ja Was strasznie podziwiam. Sama bym prędzej własny laptop zjadła, niż doczytała to srarcydzieło do końca, ugh.

Ale strasznie chciałabym zobaczyć miny głównych bohaterów, gdyby jakimś cudownym cudem coś takiego przeczytali. Mwyhyhy. :)))))))


• ManaNaPrezydenta


Mania, nie Mana. Wolę formę bardziej kobiecą.

Ależ, Kuro z Biura, tam jest opko! Serio-serio! Pomiędzy obrazkami. Co prawda obrazków więcej niż czegokolwiek innego, no aaale.
Tak swoją drogą, czemu nikt nie chce tknąć nawet długim kijem tego opka?
http://thegazettepolska.blog.onet.pl/
Mnie ono przyprawia o bezdech, kołatanie serca i migotanie komór. I ból w kolanie. Należy mu się dogłębna ANALiza, ot, co.

Pozdrawiam szanowne grono!

• kura z biura


Dzięki wszystkim za komentarze - i powiem Wam, że ja też czuję ulgę, że nasza walka z tym dzieUem wreszcie się skończyła. Choć najgorsze było pierwsze czytanie, kiedy człowiek nie wiedział jeszcze, jakie pokłady absurdu zaatakują go w kolejnym rozdziale. Potem już, w miarę tłumaczenia i komentowania, można się było nieco uodpornić. Choć też nie do końca.
@ Lu - tak, Till chlipiący w kącie, wcześniej jeszcze roniący Samotną Łzę, to też było ponad moją wytrzymałość.
@ Gosiu - link do Maskotka poprawiony.
@ SStefania - mogę być złośliwa i podać link do opka, w którym i łysy został sponiewierany, chcesz? ;>
@ Niespokojna - zajrzę, zajrzę, zwłaszcza, że znam Słowacki Raj.
@ Mana - tego się nie da zanalizować, tam są same obrazki...

No to było fajnie - i po Ramsztajnie, więcej opek do tłumaczenia szukać nie będę, howgh!

• ManaNaPrezydenta




[konstruktywny komentarz]
...
[/konstruktywny komentarz]

Kwiiiiiiiiik!!!!!!!1111oneoneone!!!!!11111! xD
Oto ja, Mania, postanowiłam się niniejszym ujawnić jako Wasza wierna fanka. A przy tym jestem bezlitosna, więc...
http://sakura212.bloog.pl/
...Pałac Prezydencki (z krzyżem! Oferta ograniczona!) podaruję temu, kto będzie na tyle hardkorowy, by przeanalizować to dzieUo.
Pozdrawiam gdzieś z okolic podłogi pod biurkiem!


Ps. Proszę szanowną Sierżant o ucałowanie w moim imieniu Maskotka! *u*

Anonimowy pisze...

Goma


Świetne, dziękuję xD
Podzieliłam sobie na trzy części, jedną jeszcze na jutro i naprawdę - tym razem zrobię sobie popcorn!

Bardzo chciałam napisać coś inteligentnego, ale opko zrobiło swoje... z utęsknieniem czekam na przyszły tydzień :)

• Pigmejka


Uff, nareszcie mam czas na napisanie komcia! :D
To było niezapomniane przeżycie. O ile sam blogasek prawie wpędził mnie w nerwicę i depresję oraz wywoływał zgrzytanie zębami z wściekłości i chęć mordu na aŁtorce, tak Wasze komentarze były cudowną terapią. :D Dziękuję za ten zaiste zacny czteropak śmiechu(i momentami płaczu, ale to też z radości)! ^^

• Niespokojna


Witam, czytam Wasze analizy już od dłuższego czasu i pomiędzy kolejnymi śmierciami wywołanymi przedawkowaniem śmiechu zastanawiałam się, czy przypadkiem moja twórczość nie zalicza się do grona opek. Czy moglibyście pomóc mi rozstrzygnąć tę kwestię? Byłabym niezmiernie wdzięczna ;)

Mój adres:
http://listki-miety.ownlog.com

• Lu

A tak swoją drogą, ałtoreczka się myli. To nie Till jest dla Rysia! Ani Paul dla Christophera! :P :P
http://images2.fanpop.com/image/photos/11300000/Paul-and-Richard-rammstein-11367951-884-1009.jpg
(A paznokcie Richarda są... cóż...)

• Aartz


• łożeszku... dobrnęłam do końca. Dostanę ciasteczko?
Uff. Dobrze że to już koniec tej wielkiej luFf sToOoRy. Fu! podziwiam Was ogromnie. (a dziś dla odmiany nie będę się rozpisywała. O!)


SStefania
Doczytałam.
Rety, to było bolesne, jak moje wyobrażenia o seksie analnym bez nawilżenia. Długie i bezdennie głupie. Wasze komentarze niezmiennie mi to umilały, tym bardziej Was podziwiam, że czytaliście to bez komentarzy. I osobę tłumaczącą podziwiam - fakt, że jest tak poprawnie i dobrze przetłumaczone, świadczy, że trochę nad tym posiedziała. Mnie by łeb eksplodował. Bo też, jak Ome, musiałam w międzyczasie przerabiać CSS blogaska, czytać niusy i robić masę innych rzeczy, żeby nie umrzeć.
Dobrze, że już koniec, dobrze, że nie splamiono łysego, łysy jest czysty i mój (i łysy)!

• Ome

Po raz pierwszy w życiu musiałam robić przerwy podczas czytania i czytać na boku coś innego, żeby mi mózg odpoczął. Czwarta część tych "przygód" bije głupotą bardzo, bardzo, bardzo wiele dotychczas widzianych rzeczy.

Co nie zmienia faktu, że analiza - cudowna. Fakt, Kuro, widać moment, gdy puszczają Ci nerwy, zresztą widać też rwące się ostatnie nitki opanowania innych analizatorów. Co w niczym analizie nie szkodzi, przeciwnie - jako czytelniczka poczułam się wparta duchowo myślą, że przeklinaliście tak ja ja.

Sama nie wiem, kiedy śmiałam się najgłośniej. Szczerze podziwiam, szanuję i kłaniam się do ziemi - Wasza praca była niesamowita.
(Chyba wezmę rower i przejadę się po osiedlu w poszukiwaniu jakiegoś leżącego na ulicy materiału do podręczenia, bo piwnicę mam, więc z warunkami nie będzie problemu...)

Anonimowy pisze...

Aartz


Przy: "(...)– Dobrze, Richardzie. Zrób się na bóstwo dla swojego kochanka i odzyskaj go! – wyszeptał do odbicia w lustrze i odsunął pasmo włosów, które ciągle spadało mu na oczy." zrezygnowałam i poszłam zrobić sobie budyń. Nie wiem tylko jak go zjem, skoro dręczy mnie teraz ta wizja i powoduje zakwik przeogromny. Wrócę do tej analizy jak tylko ochłonę. Na razie prawie ómarłam od kwikania, więc chwila odpoczynku :D

• Insomnia


Oj, zbiera na wymioty, bardzo zbiera. Opko of kors. Analiza świetna. Wierszyki mnie rozłożyły. Ale dobrze, że to już koniec ^_^
Pozdrawiam!

• SStefania

"Mózg był pozbawiony możliwości odczuwania emocji.
Też był wyssany i pusty.
Ciekawe, kto go wyssał, albo przez co?"
KOSMICZNE POTWORY ZE STARHIP TROOPERS WYSYSAŁY MÓZGI! TO NA PEWNO ONE!!!

O, Paul. Przecież to najmniej atrakcyjny (NAJNIŻSZY!) gość w Ramsztajnie. Choć cieszy mnie, że Olli został z dala od tego burdelu, pewnie jest jedynym bi. Bo u yaoistek świat składa się z 90% facetów homo, a reszta to co najwyżej bi.

Ugh, dotarłam do Paula zgadującego, że incest i nie mogę, dalej doczytam jutro, mózg się lasuje.

• Gosiu


Ja bym ładnie prosiła, żeby przywrócić Maskotka na należne mu miejsce, bo wyskakuje error 404, a tak bardzo chciałam go sobie zobaczyć i wyobrazić z tym namazanym na karteczce barankiem:(

• szprota skołatana


Ciumcianie po brzuszku uczyniło mi wieczór. Tudzież bielący się zad Tilla. Ciężko było, zwłaszcza z początku, te rozterki boChaterów naprawdę wołały o 16tonowy ciężar prosto z niebios. Gud job, jak zwykle.

Aha, wiercący się nieboszczyk bardzo urokliwy!

• Lu


Przeborska analiza! Ale chwała niebiosom, że to ostatnia część Ramsztajna. Jeszcze jednej bym nie zniosła. Co też dziewczę zrobiło z tych ludzi! :< Za skulonego i chlipiącego w kącie Tilla mam ochotę oskalpować Ałtorkę plastikową łopatką.

Wielkie brawa za cierpliwość do tej tfórczości należą się Analizatorom, ale jeszcze większe Tłumaczom! Chwilami nie mogę pojąć, jak Wam udało się nie rzucić w diabły tego opka!

Kłaniam się nisko
Lu

Anonimowy pisze...

Ta analiza to Wasze opus magnum - czytałam ją kilkakrotnie, za każdym razem osuwając się ze śmiechu pod biurko. "Nie kończ, Chris", "stosunkowo dobre traktowanie", "niech to nie będzie kompocik" - za dużo tego, by wymieniać. Wiwaty i owacje na stojąco, jesteście wielcy jak Wielki Szu.

A opowiadanie wprost niewiarygodne. Chyba miał być Seeman: http://www.youtube.com/watch?v=KqnCEHHBRGE (w końcu wszyscy wiemy, co znaczy "Komm in mein Boot") a wyszło: http://www.youtube.com/watch?v=dysG12QCdTA

kura z biura pisze...

Taaaak, ja też lubię wracać do tej analizy. Po tym opku nic już nie było takie samo... :)