czwartek, 7 lipca 2011

131. Dzikie wilki w dzikim lesie, czyli idźmy w tango!


Zwykle we wstępie do analiz pojawia się informacja, o czym jest opko. Otóż opko, które wzięłyśmy na warsztat, jest absolutnie o niczym. Zmieniają się bohaterowie, zmieniają się dekoracje, niezmienna pozostaje jedynie miałkość (żeby nie powiedzieć: brak) fabuły. Enjoy!

Analizują tess i Hagath.
ROZDZIAŁ I
Ciemność nocy otaczała pusty las, i tylko światło księżyca trochę ją rozpraszało, odbijając się od śniegu, leżącego na ziemi. Biały puch przykrywał gałęzie iglastych drzew.
Od niego jednak nie odbijał się ani jeden księżycowy promyczek. Przegapił bowiem moment, gdy śnieżny puch z ziemi zaklepał sobie monopol na sparklenie.

Chłodny mroźny wiatr irytował [swoim niezdecydowaniem co do tego, czy woli chłodzić, czy mrozić] ukrywającego się w rowie człowieka, który obserwował znajdujące się nieopodal legowisko wilków.Bardzo chciał tam podejść,ale było ono pilnowane przez trzy bardzo duże samce. Na szczęście jego zapach nie był wykrywalny, dzięki specjalnej maść z korzenia dzikiego kwiatu.
Czy wyjdę na ignorantkę pytając, o który dziki kwiat chodzi?
A tam, szczegóły. Grunt, że kwiatu.

Miał też na sobie białe futro, które zakrywało go w zimowej poduszczę.
Poduszce... Nie, to nie to. Podpuszczce... Też nie. Podupczę?
* przynosi czerwony kwadracik *

Nagle coś zwróciło uwagę drapieżców. Dwóch z nich pobiegło w jakimś kierunku.
W górę na przykład. Albo w kierunku ukrywającego się. Co za różnica.

Lecz pozostał najsilniejszy.
To była dobra okazja na atak!
Tudzież szansa do sukcesu.
„Okazja na atak” – nowy reality show tylko w NAKWie. 

Mężczyzna próbował wilka podejść od tyłu,jednak on spostrzegł go instynktownie [jeśli instynktem nazwiemy usłyszenie kozaczków chrzęszczących w śniegu] i zwinnym skokiem rzucił się na niego i powalił. Napastnikowi w ostatniej chwili udało się przebić krótkim mieczem ciało samca, ale to nie pokonało definitywnie zwierzęcia, które otworzyło szeroko szczękę starając się rozszarpać szyje oprawcy i zabić resztkami sił.
Ewentualnie oddechem.

Trzymając kark wilka, czuł że nie uda mu się go długo powstrzymywać i zaraz niechybnie zginie.
Chciałabym zobaczyć tę akrobację, od przebijania mieczem, po konfrontację z otwartymi szczękami, aż do uczepienia się karku.

Nagle usłyszał odgłos kopyt. A po pewnym czasie stworzenie drgnęło oraz osunęło się martwe na ziemię.
Jak się później okazało, zabiła je kropka-ninja, wyskakująca znienacka w najmniej oczekiwanym miejscu zdania.
Które stworzenie padło? Wilk, myśliwy czy to kopytne?

Zauważył strzałę wystającą z głowy trupa, a kilka kroków dalej młodzieńca z łukiem na szarym koniu.
Strzała rzucała się w oczy bardziej niż młodzieniec z koniem do kupy.

Szczupłe, długie ramiona ułatwiały mu posługiwanie się bronią.
Oraz drapanie się po kostkach na baczność.

Kiedy zdjął hełm zobaczyć można było jego krótkie, białe włosy i piękne, błękitne oczy.
Geralt! Po tylu latach dałeś się namówić na wizytę u balwierza?

Łucznik przybył z dwoma innymi jeźdźcami. Dużo starszy towarzysz, pokryty na twarzy licznymi bliznami,swym stalowym spojrzeniem, uważnie wszystko obserwował.
Mógł jeszcze ewentualnie obserwować cudzym.
„Swym” jest tu dla zmyły. Jeśli spojrzenie było stalowe, niechybnie zostało skradzione z oczodołów Malfoya.

Nad jego wierzchowcem były przewieszone dwa nieżywe wilki, prawdopodobnie pozostali strażnicy.
Biedny koń. Nie dość, że dźwiga Białego Wilka, to jeszcze dwa inne psowate. Cud, że przepukliny od tego nie dostał.

- Jeszcze chwila, a rozwaliłby ci gardło. Na szczęście zdążyłem! - Odezwał się dumnie młody ratownik.
Który wziął się nie wiadomo skąd.


Po chwili zsiadł z konia trzeci mężczyzna, po czym podszedł do legowiska i zauważył:
- Nie jadły nic od dawna, widać tu tylko resztki jedzenia sprzed ostatniego udanego polowania, więc nie złapały dzieci.
Po ostatnim polowaniu nie zostawiły zaś ani okruszka. Jeźdźcy zaś wywróżyli to z układu zasp.
Nie jadły od dawna, ale nie dojadły resztek.

- Pewnie gdzieś się schowały i zamarzły! Nigdy ich nie znajdziemy! – Stwierdził człowiek niedawno walczący ze zwierzęciem.
- Toriell, i tak jesteś ranny, to możesz wracać do Innerot z moim synem – powiedział przywódca.
Ale on nie wydawał się zadowolony z takiej sytuacji, a jego ognisty wzrok rozpalał mroźny klimat.
Mogę mieć cichą nadzieję, że rozpali na tyle skutecznie, iż chłopcy zaczną się rozbierać?

Z wyglądu różnił się od pozostałych, miał długie, brązowe włosy, ciemniejszą cerę oraz czarne oczy. Przybysze ignorowali to rozgorączkowane zachowanie, pewnie przyzwyczajeni do ognistego charakteru swego kolegi.
Szczegóły! Chcę szczegółów!
* twardo wymachuje czerwonym kwadracikiem *
Dzieci mogą to czytać!

- Ojcze, ja mogę zostać, niech Ardin z nim pójdzie – prosił młodzieniec.
- On mi jest bardziej potrzebny, więc nie dyskutuj ze mną.
Rozmowę przerwał nadjeżdżający człowiek, który następnie poinformował ich, że dzieci zostały odnaleziona przez drugą grupę poszukiwawczą i, że mogą wracać do domu.
A nasz prawie zagryziony bohater sobie stał i słuchał... i słuchał... i słuchał...
Oto klasyczny przykład deus ex machina. Innymi słowy – wyjaśnienie sytuacji z rzyci wzięte.

Małe płatki zaczęły lekko spadać z nieba. A blade słońce starało się wychodzić za horyzontu i rozjaśniać noc.
Ninja-kropka znów wkradła się niczym kot i zaszlachtowała bogu ducha winne „z”.

Wojownicy weszli w wolną przestrzeń i jechali przez zwalony śnieg.
Wejść w... w psią kupę można wejść. Albo w niestosownym stroju można wejść. Albo w związek małżeński. Ale żeby w przestrzeń? Kto to widział? Chyba tylko ci, co śnieg z dachów zwalali tuż pod nogi bohaterów.
Rakiety mogą wchodzić w nadprzestrzeń, a Ty wojownikom żałujesz?

Dookoła nich rozprzestrzeniał się zielony, sosnowy las.
Epidemiolodzy pracowali pełną parą już drugi miesiąc, lecz rozprzestrzeniania jak dotąd nie udało się powstrzymać.
Leśnicy mieli wyższe dotacje z UE.

Toriell kłusował z tyłu grupy.
Ciekawe, czy to od nadmiaru opek, ale dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy chodziło o kogoś nielegalnie polującego na zwierzęta, czy o tempo poruszania się konia.

Nie czuł się zbyt dobrze i trochę słaniał się na koniu. Rana na szyj nie była perfekcyjnie opatrzona, musiał poczekać na odpowiednią pomoc, aż dojadą do grodu. Ardin zauważył to, więc podjechał do niego i począł prowadzić jego wierzchowca oraz pilnować, by nie spadł.
Na przodzie pędzili ojciec i syn, zajęci rozmową.
Ożywiona dyskusja na popierdzielających koniach musi być bardzo relaksującym doświadczeniem. Zwłaszcza na trzaskającym mrozie.

Usłyszał ciche westchnięcie Ardina. Widać było, że jest w dobrym humorze. Pewnie dlatego, bo wdowa i matka zaginionych dzieci, była jego znajomą. A przedtem nie mógł znieść myśli, że będzie musiał poinformować ją o stracie całej rodziny. No i zaczęła mu się gęba nie zamykać.
Co było dość niezwykłe, gdyż wcześniej zwykle przestawała się nie otwierać.

 Przez to gadanie, Toriella rozbolała głowa. Słuchał go niezbyt dokładnie. Zrozumiał tylko tyle, że kobieta będzie bardzo szczęśliwa i,że on lubi jej zawsze pomagać.
Będzie szczęśliwa z powodu wdowieństwa czy niezamykania gęby?

Dopiero nastawił uszu, kiedy paplanina słów, naszła na temat wydarzeń z dzisiejszej nocy.
Naszła temat w krępującej sytuacji, gdy romansował ze stadem zdziczałych przecinków.

Ardin mówił, wpatrzony w kłusujących na przodzie jeźdźców:
-Ten chłopak wydawał się wcześniej taki słaby. Było z niego takie wątłe dziecko. A teraz! To on już jest prawdziwy wojownik. Sam widziałeś! Jak jednym strzałem, może zabić groźnego wilka.
Też mnie to zastanawia.

A przedtem mu przyszło [co przyszło?!] jeszcze z dwoma. Jego ojciec chciał, żeby Flawio pokazał co potrafi. I się nie zawiódł. To on powalił te dwa martwe potwory na koniu starego.
Jeśli choć koń był żywy, to zgodzę się, że powalenie całej tej ferajny mogło przysporzyć odrobinę trudności...
Wizualizuję sobie. Cholera, popsułam wizualizację!

Słyszałem, że ty przyjaźniłeś się z nim w dzieciństwie i sam możesz potwierdzić tę zmianę.
- Tak, tak... – mruczał Toriell. A na jego twarzy powstał mały uśmieszek i w myślach wypowiedział te słowa – może wzrosły umiejętności, ale nie wiem, czy przestał być tchórzem.
Mocne słowa jak na gadający uśmiech.
Powstający w dodatku.

Po chwili rzeczywistość przed nim zaczęła niknąć.
Po czym wymamrotał: „Good shit, man!” i wypluł skręta.

Jego świadomość brnęła w dawne wspomnienie. Widział siebie z Matlin oraz z jej bratem, jak byli dziećmi. Szli do lasu, oddalając się od Innerot.
Nagle ich oczom ukazała się chatka z piernika... A nie, to nie ta bajka.

Nie było wtedy zimy, lecz środek lata. W mroźnej krainie, śnieg już prawie stopniał i było dość ciepło. Pod ich stopami znajdowała się naga ziemia, przyprószona z lekka zielenią. On ubrany w jakieś łachmany,stanął i odwrócił się przez ramię. Bo na ziemi klękał Flawio i błagał o powrót. Siostra próbowała go uspokoić, mówiąc:
– zaraz na pewno wrócimy, tylko przejdźmy jeszcze kawałek.
Na takie zachowanie, począł się śmiać, po czym wypuścił kilka drwin i szedł dalej.
Drwiny zaś, oszołomione wolnością, pogalopowały w stronę bujnych zarośli.
Może to jakaś nowa nazwa obłoczków pary?Tudzież innych wyziewów ludzkiego ciała.

Matlin spowodowana współczuciem, nie wiedziała co robić,ale nadal była przy boku Toriella.
Brat niespodziewanie złapał się ręki dziewczyny i płakał.
Płakał niespodziewanie i rozpłakał się całą dalszą drogę.
Nie, niespodziewanie tylko złapał. W płakaniu włączył tryb Pauliny z TapMadl.


– Nie, nie..., proszę nie! Tata mówił, że w lesie są przeraźliwe potwory – piskliwie krzyczał.
Nie mógł już sobie nic przypomnieć, a świadomość zaczęła mylić fakty.Wydawało mu się, że to on razem z Matlin są zaginionymi dziećmi.Tylko że w tym przypadku, ich nie udało się odnaleźć. I kiedy zagubieni wędrowali, to natknęli się na głodnego wilka. On zginął pierwszy z rozszarpanym gardłem, próbując ratować dziewczynę.
Później ogarnęła go ciemność. Myślał że już umarł.
Ja rozumiem sklerozę międzyakapitową, ale to już przesada.

Niebo było już całe ogarnięte bezchmurnym błękitem, kiedy udało im się dojechać do grodu. Wcześniej jeszcze spotkali pozostałych z grupy poszukiwawczej, którzy mieli odnalezione dzieci. (...)

Dowiedział się też, że dzieci utknęły na dole pewnego, stromego stoku.
Stok był absolutnie pewien tego, że jest stromy i biedne dzieci nie były go w stanie przekonać, że jest inaczej.

I gdyby chłopiec nie porwał na gałęzi obok urwiska swoich spodni, raczej nie udało się ich, tak szybko odnaleźć.
Zdolny chłopiec, że akurat spodnie na gałęzi poszarpał. I to na tyle, jak rozumiem, że po strzępach go znaleziono?
Zahaczył się już na skraju lasu i ciągnął za sobą nitkę do samego wąwozu. Patent stary jak świat, już Ariadna go znała.



W domu czekali na nich inni, z niecierpliwością oczekujący wieści o poszukiwaniach.
Napisz jeszcze, że nie mogli się doczekać!

I kiedy dojechali, a przywódca siadł z konia, [czyli mówiąc dosadniej: schodząc z niego wylądował na dupie] z płaczem przyklękła przed nim matka, zobaczywszy swoje dzieci - całe i zdrowe.
- Droga niewiasto, nie mi [MNIE, bitch!] należą się podziękowania. Nie ja odnalazłem, i wyratowałem malców - powiedział i podniósł z ziemi kobietę. (...)
- Mój kochany braciszek, teraz będzie, nie do zniesienia... No, bo nie powstrzyma się, zobaczycie, przed ciągłym przypominania nam o swych wyczynach -odezwała się młoda dama, która wcześniej podeszła do grupy młodych ludzi gratujących Flawiu celnych strzałów.
Oczko mu się odkleiło. Temu Flawiu.

Trochę przymulony bólem Toriell, nie zwracał uwagi na innych, nawet kiedy mówili o nim,ponieważ jego cała uwaga była zwrócona na opatuloną wilczym futrem istotę. Była ona niezwykle doskonała pod względem urody. Długie, proste i białe włosy były rozpuszczone na ramionach. A na jasnym obliczu, duże wodniste oczy spoglądały na świat z urokiem.
Kaprawe oko rzuca najgorsze uroki. Tako rzeczę ja, etnolog.
Od czego oni tak wszyscy przedwcześnie posiwieli?

Wysoko postawione [a konkretniej na stanowisku doradcy króla] kości policzkowe, prosty nosek, symetryczna twarz i lekko zarysowane, blade usta stanowiły dla jej powabu ładny dodatek.
Nagle Flawio spostrzegł przytomnego Toriella i zwrócił się niego:
-Ha ha ha... O! Nasz ranny przyjaciel, już się obudził.
Śmieszne niczym dowcip prowadzącego.

Moja siostra właśnie zwracała mi uwagę, że się zbytnio przechwalam. A powinna być szczęśliwa, że ma takiego brata, który ratuję ludzi od śmierci z kłów wilka. Prawda Toriell?
Kiedy Matlin w reszcie zauważyła jego
obecność
Jego obecność odbijała się w całej reszcie zgromadzonych ludzi.

i dowiedziała się o niebezpiecznym incydencie, zadrżała, ale ukryła to pod powłoką milczenia, i spuszczając trwożliwe oczy.
Idąc dalej tym tokiem myślenia... czy da się ukryć atak padaczki, milcząc odpowiednio zawzięcie?

Ignorując dziewczynę, spojrzał mrożącym wzrokiem na jej brata.
- Uniżenie dziękuję Ci. O wielki! - mówiąc, Toriell lekko ukłonił się. Ale jego twarz nie wyrażała pokory lub dziękczynienia.
Słysząc drwinę w jego słowach, Flawio z irytacją odezwał się:
-Trza było jechać z nami! A nie stroić fochy!
A tak w ogóle to joł ziom.

Oddzieliłeś się od nas, i przez to musiałeś sam sobie radzić. I to z miernym skutkiem. I gdyby niebiosa nie ulitowały się nad dobą, to wilki z pewnością, pożarłyby cię.
Niebiosa jednak, zdjęte litością dla słońca, które nie mogło już patrzeć na tę tragifarsę, pozwoliły mu zajść przedwcześnie, zmieniając tym samym rytm doby, dzięki czemu nasz bohater pokonał wroga pod osłoną nocy. Czy coś.

- Ale to ja miałem racje. I gdybyście mnie posłuchali, a nie Ardina. Szybciej odnaleźlibyśmy legowisko.
Kolejna oszalała kropka.

-Tylko że to, nie był powód do nie słuchania rozkazów. Żołnierz zawsze słucha dowódczy, nawet kiedy się z nim nie zgadza. - Stwierdził Flawio.
A gdy dowódcza wyszławia szę niewyrażnie?

Toriell skończywszy rozmowę, odszedł chwiejnym krokiem od nich.
Nikt by się nie domyślił, od kogo odszedł Toriell.

Ktoś chciał mu pomóc, ale on odepchnął go. Na koniec jeszcze usłyszał szepty, i śmiech Matlin, który wydawał mu się wyśmiewać z niego niemiłosiernie.
Schował się gdzieś, tak żeby nikt go nie znalazł. Promieniujący ból ciała i duszy, nie pozwalał mu istnieć.
Nieśmiało proponuję zastrzelić się z łuku.


Jedynym ratunkiem od niego, było narkotyczne ziele. Po zażyciu go,odszedł do świata halucynacyjnych majaków.
O, dobrze rozgryzłam z tym zielem!
A dzikie przecinki, którym zwrócił wolność przed laty, wróciły, by odtańczyć wokół niego taniec wdzięczności.

Gwieździsta noc bardzo szybko opanowała powierzchnie nieba. Ale dla naszej małej społeczności, panowanie królestwa nocy, nie było żadnym powodem przygnębienia. To jasny dzień, stanowił dla ludzi - czas wytężonej pracy, by zdążyć że wszystkim do mroku. A widok świetlistych gwiazd, był stwierdzeniem, że są w ramionach swoich partnerów przy tańcu.
Pełnili bowiem parami całonocne warty przy tańcu, by nikt im go nie ukradł.

Wielki ogień w ognisku [seeerio?] rozjaśniał pomieszczenie [dobrze, że nie zaciemniał…], gdzie rytmiczna i skoczna muzyka głośno zachęcała do zabawy. Właśnie na takie igraszki Matlin założyła piękną, białą suknię,nie zakrywającą jej jasnych ramion, które zlewały się z ubiorem. Na końcu rękawów, płótno zamiast owijać przedramiona, zwisało prawie dotykając ziemi.
Dziewczyna przypominała pacjentkę szpitala psychiatrycznego na gigancie. Cierpiącą na anemię pacjentkę.

Muzyka poruszała jej serce, prosiła do tańca. Ale żaden gorący młodzieniec, nie odważył się zaprosić ją w tango.
W moich stronach pójściem w tango nazywa się ciąg alkoholowy. Takie zaproszenie byłoby więc wielce nietypowym sposobem na podryw.

Przecież to córka wielkiego rodu! Jedynie mogła siedzieć przy ogniu, którego światło rozjaśniało jej twarz. Może by miała jakieś szanse do zabaw,ale Nana - przybrana matka i opiekunka Matlin, pilnowała ją swym surowym wzrokiem, który dla niej miał wiele ciepła i łagodności, ale dla wiejskich chłopców, przybierał wyraz odstraszający.
Powyższe trzydzieści cztery wyrazy dałoby się zastąpić jednym słowem – „przyzwoitka”.
Homer nie wybaczyłby Ci tak ignoranckiego podejścia.

- Ach -westchnęła. Tylko jej brat, dobrze się bawił w ramionach jakieś dziewki. A poza tym, był jeszcze oblegany przez inne młode dziewczęta. I wlewał w siebie litry wina oraz wznosił toasty za siebie. - Za mnie! Proszę wypijcie... Za mnie! - krzyczał do każdego.
Od razu wzbudza sympatię u czytelnika.

-Twój brat, to niezłe ziółko. Zbałamuci mi wszystkie panny z wioski - mówiła Nana, która była tak jakby szamanką. Ale nie zajmowała się czarami.
To popierdółka, nie szamanka!
Może nosiła na głowie wypatroszonego łabędzia, jak to wśród syberyjskich szamanów drzewiej bywało.

Jedynie przygotowywała w swojej chacie liczne mikstury lecznice, zrobione na bazie różnorodnych ziół.
Słowo klucz – znachorka.

Także doradzała i przewodniczyła mieszkańcom wioski.
- Jeśli się pchają, to nie jego wina - powiedziała Matlin z lekką pogardą.
Czyżby wyznawała zasadę: „suka nie da, pies nie weźmie”?

- Serce niewieście, nigdy nie słucha rozsądku, gdy jest przepełnione uczuciem - stwierdziła, a dusza jej podopiecznej zadrżała.
Mniszkówka mode on.

Słowa doleciały do mężczyzny, który obserwował uważnie panienkę. Zauważył, że stara spostrzegła go ukrytego w cieniu. Widząc jej wnikliwe spojrzenie, pragnął wtedy wykłóć kobiecie oczy.
Wykłuć w kłótni, znaczy?

W reszcie
Co on ma z tą resztą, nie może nigdzie pójść bez kolegów?

zdecydował się na śmiały krok. Nana i i tak zobaczyła jego zainteresowanie Matlin, a jej brat już prawie był nieprzytomny i skłaniał się do snu.
Od tej pory na wszystkich imprezach mówię, że moi koledzy „skłaniają się do snu”. To takie wytworne w zestawieniu z ogromną banią.

Więc podszedł do kobiet, lekko skłonił się, i zaproponował ukochanej taniec. Myślał że druga go przegoni, ale ona odpowiedziała na to:
- Widzę, że moja mała się nudzi, więc zatańcz, i rozhuśtaj swą duszę z tym młodym młodzieńcem.
Ponieważ dziewczyna się nudzi, on ma dla jej uciechy tańczyć z jakimś młodzieńcem. Miejmy nadzieję, że nie z bratem.
Nie, nie. Brat jest młodzieńcem w podeszłym wieku, a tu wyraźnie chodzi o młodego.

Matlin wstała dość powolnie, i podała drżącą dłoń Toriellowi.
W tańcu dotykał jej pleców całą ręką, i zaczął prowadzić do spokojnej, rytmicznej muzyki. Czuł ciężki, miarowe oddechy swej partnerki.
Jeśli „ciężki” to jego przezwisko, to powinno być pisane wielką literą.
Bała mu się spojrzeć w oczy, a wzrok uciekał na wszystkie strony. Najgorsze były te wszystkie spojrzenia, które z niedowierzaniem wpatrywali się w tańczących.
To bardzo niedyskretni spojrzenia musieli być!
Ach te spojrzenia, wpatrują się i wpatrują…

- Niech przestaną, proszę. Czy przez to, Ojciec się do wie?
Się do wie. Po japońsku: ja ko ta ko.

- Powiedziała niezwykle cicho dziewczyna.
- To niech się dowie. Jesteś jego córką, a nie podwładną.
Podwładny, poddany, jeden pies. I tak nikt się z nim nie liczy.

-Ale na pewno nasz wtedy rozdzielą. Już nigdy nie będziemy mogli,patrzeć w sobie w oczy - stwierdziła, odzyskując nagle równowagę i mogąc spojrzeć na niego.
Czy fetysz oczu ma jakąś naukową nazwę?
Okulofilia?

- Wszystkich, którzy tego spróbują, zabiję. Nawet gdyby to, był twój Ojciec.
Matlin poczuła dziwne przerażenie, które nie odpychało ją od niego, ale wręcz przyciągało. Nie chciała śmierci Ojca. Te słowa nie były dla niej groźbą, tylko wyznaniem uwielbienia.
Rozdwojenie jaźni bohaterki czy skleroza autorki again?

Z nicości pozdrawiają Hagath otoczona dzikimi przecinkami i tess z resztą.

16 komentarzy:

Procella pisze...

Pierwsza! :P

Skąd to cudo, bo nie widzę źródła?

Mrunia pisze...

Cudowne to opko. Tańczenie dla uciechy dziewczyny z młodym młodzieńcem, kropki - ninja i ojciec, który się do wie, mnie Ómarło.
I też jestem ciekawa, gdzie to znalazłyście?

kura z biura pisze...

Ha! trzeba o to spytać Tess&Hagath, bo też nawet wyguglać nie mogę. Albo znikło, albo jest na jakimś zamknietym forum.

Caerme pisze...

Brawooo! Opko piękne, analiza jeszcze lepsza. To jest to co w czwartki lubię najbardziej ;)

Anonimowy pisze...

Mnie najbardziej urzekło "urwisko swoich spodni"...
Skąd się takie bełkoty biorą, nie mam pojęcia, ale uwielbiam :) Tylko czemu tak krótko??

Nadira

Anonimowy pisze...

Przykro to pisać, ale fragmenty opka śmieszyły mnie bardziej niż komentarze analizatorek.
Zabrakło odrobiny absurdu i czepnięć merytorycznych, za to stanowczo za dużo było czepiania się wpadek językowych. Wiało nudą.

Hasz

Anonimowy pisze...

Skłaniam się ku opinii Hasz. Warning! Spadek formy! To pewnie ten lipiec (wakacje) i pogoda (paskudna). Albo to analiza "zapchajdziura", zrobiona "na szybkości". A samo opko... Nie takie znowu idiotyczne. Nawet mnie zainteresowało. Arogancki bufon - bracki śnieżynki całkiem nieźle poprowadzony. Nie mam tylko pomysłu, po kiego grzyba ten Toriell zasadzał się na wilka w tak idiotyczny sposób.

Pigmejka pisze...

A mnie się przeogromnie podobało! :D Opko przecudnej urody, a komentarze bardzo trafne. ^^ Celne niczym ta strzała, co powaliła wilka, o!
Czepianie się wpadek językowych zrobiło bardzo dobrze mojej wewnętrznej gramanazistce. ;>

"A przedtem mu przyszło [co przyszło?!] jeszcze z dwoma. Jego ojciec chciał, żeby Flawio pokazał co potrafi. I się nie zawiódł. To on powalił te dwa martwe potwory na koniu starego.
Jeśli choć koń był żywy, to zgodzę się, że powalenie całej tej ferajny mogło przysporzyć odrobinę trudności...
Wizualizuję sobie. Cholera, popsułam wizualizację!"

Kwiii kwiii kwiiiii...
I ja też sobie zwizualizowałam, ale ćśśśśś! ;]

Anonimowy pisze...

Mam wrazenie, ze to opko to fan-fik filmu fantasy Red Riding Hood. Widzialam go wczoraj (nie podobal mi sie) i mam jednoznaczne skojarzenia.
http://en.wikipedia.org/wiki/Red_Riding_Hood_(2011_film)

Croyance

Anonimowy pisze...

A mnie się tekst źródłowy w miarę podobał, nie licząc akcji pod tytułem: "jak mały Jasio wyobraża sobie polowanie na wilka". Pewnie dlatego, że na wakacje wzięłam sobie wszystkie tomy Sagi o Ludziach Lodu, a to podobny poziom literacki. Analizę jak najbardziej więc popieram, miała niezły potencjał edukacyjny. Ale autor(ka? nie doczytałam chyba) wie o analizie mam nadzieję? Bo gdyby poprawić wpadki i uznać to za wstęp, za parę lat mógłby powstać całkiem niezły tekst.

Z wakacyjnymi pozdrowieniami
Frej.

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z Hasz. Niektóre komentarze wyglądają na robione na siłę.

Anonimowy pisze...

Oj,niestety,słabiej niż zwykle (ale i tak zacnie).
Chomik

natalia_oreiro pisze...

Wyguglawszy autora, odkryłam ku swemu rozczarowaniu, że nie napisał dalszego ciągu!
http://opka-fantasy.blog.onet.pl/Demony-cienia,2,ID402549013,n

Anonimowy pisze...

Matlin spowodowana współczuciem mnie rozbroiła :D analiza świetna, choć musiałam podchodzić do opka kilkakrotnie, bez komentarzy bym wymiękła.

kura z biura pisze...

Dzięki Ci, dobra kobieto, zaraz dołączę link!

Antypaladyn Pedigri pisze...

Jak do tej pory te komentarze najbardziej mi się podobały, z nich śmiałem się najczęściej.