czwartek, 2 lutego 2012

160. Straszny Dwór, czyli Niespodzianek wór



Dziś będą dwa krótkie opowiadania. Pierwsze o śmiałej czarownicy z Salzburga, drugie o nieśmiałym czarodzieju z Londynu. Łączy je to, że oba zostały porzucone zanim zdążyły się rozwinąć, nabrać sił i rumieńców. Zapewne aŁtorki obu dzieł doszły do wniosku, że te twory są zbyt słabe na to, aby się nimi zajmować, rzuciły je tedy w otchłań netu, wilkom na pożarcie. Ale jak wiadomo, analizatorzy są bardzo wrażliwi na wszelką krzywdę, więc z uwagą i troską pochylają się nad takimi sierotami.

Odgoniwszy wilki, opkami zajęli się: Kura, Jasza i Purpurat.

P.S. Okazało się jednak, że pierwsze opowiadanie ma kontynuację; całkiem świeżutką. Może kiedyś się nią zajmiemy...




http://half-vampire-and-harry-potter.blog.onet.pl/       

Rosalie Radavicius
Pochodzi z starożytnego rodu, specjalizującego się w tworzeniu nowych zaklęć. Ta rzadka  umiejętność do tworzenia czarów dziedziczy co trzecie pokolenie rodu   
Umiejętność dziedziczy pokolenie? A co z nim robi?  
Wniosek - Umiejętność zgarnia spadek dwóch pokoleń i oddala się z nim w siną dal.         

i właśnie wypadło na Rose.
Była Umiejętnością, czy Trzecim Pokoleniem?   
Ene due like fake,
Zaklęć mamy całą pakę.
Korba borba usme smate,
Heksy siorbią yerba mate.
Deus deus kosmateus
W piekle smaży się Severus
I morele baks,
Et in terra pax,
Bierz się, Rózia do roboty,
I nie wciskaj nam ciemnoty.

Mając rodziców śmierciożerców, dziewczyna chce stworzyć ruch oporu wraz z przyjaciółmi i pokonać Lorda Voldemorta wraz z jego poplecznikami.
O! Ta postanowiła wziąć los we własne ręce i nie czekać, aż aŁtorka uczyni ją Opkową Sierotką.
Paru nieletnich zapaleńców stworzy Ruch Oporu, Państwo Podziemne i wszystkie jego struktury.
Biała Różdżka?

Niestety jej plany nie wejdą w życie, gdyż jej sytuacja nabierze gwałtownego obrotu po wspaniałomyślnym pomyśle jej rodziców...
- Jedziemy wszyscy nad morze! - rzekł tato, wertując ulotkę reklamową.
Shit happens, dude... A sytuacja kręciła się ostro, aż do torsji.
Miała skiepszczony błędnik.
I w związku z tym - wakacje na desce wśród muszli...
Cicho szumiała jej muszla biała.

27 listopada 2011
Rozdział 1 "Dziewczyna pół-wampir"

Pierwszy rozdzialik^^ Dedykacja dla tych co obudzili we mnie chęć do powrotu Harry'ego Pottera ;) A są nimi dokładnie dwie osoby^^ I mam nadzieję, że domyślają się, że to o nie chodzi xD
To dokładnie dwie osoby. A liczba ich nie jeden i nie trzy...
...i rzucisz Święty Granat Ręczny w stronę nieprzyjaciela twego, co naigrawał się z ciebie haniebnie, a on kitę odwali. Amen.

    Dochodziła północ. Zimna i gęsta mgła snuła się niczym śmierć po ulicach Salzburgu, głównego miasta w w Austrii.
Salzburg stal się stolicą po tym, jak Wiedeń zmiotła niespotykana w dziejach (modra) fala na Dunaju.
Salzburg jest główny tak, jak wróbelek ma prawą łapkę bardziej.
Pomijając wszystko inne - SalzburgA!

Mroczny krajobraz miasta skutecznie odstraszał nie tylko wędrowców, ale także i mieszkańców.
Faktycznie, w życiu nie chciałabym tam pojechać, jak ponuro, brrr!
No. Strach. Kulkę można dostać. Mozartowską, ale zawsze.

Ulice ziały pustkami, a jedynym źródłem światła na drogach były mieszkania, w których przez okna sączył się blask lamp i czasami świec.
W całym mieście korki wywaliło?!
Ej, to Salzburg jest czy Otwock Insular?
przez okna sączył się blask lamp i czasami świec oraz dźwięki mozartowskiej Eine kleine Nachtmusik.
Żeby było depresyjnie - raczej adagio h-moll.

Na przedmieściach okolica wydawała się jeszcze bardziej posępna niż w centrum. Znajdujący się tam las składał się ze starych, martwych drzew. Przy najlżejszym podmuchu wiatru gałęzie złowrogo trzeszczały, odstraszając okoliczną ludność.
Terror, horror, zgrroza i makabrra!
Dobra, Austriacy to może nie bohaterski naród, ale żeby się bać gałązek? Suchych, w dodatku?
Wyobraź sobie, że o zmroku wracasz do domu przez las. Każdy Twój krok dudni echem, a martwe drzewa machają suchymi konarami i trzeszczą “a sio!” Nie trzeba być Austriakiem,  żeby się bać w tak mHrocznej scenerii.


    Na wąskiej, skąpanej w blasku księżyca drodze, prowadzącej do niewielkiej rezydencji po środku lasu (pewnie TEJ), pojawiło się dwóch mężczyzn. Obaj szybko zbadali wzrokiem okolicę i pospiesznie ruszyli w kierunku budynku. Dudnienie ich kroków roznosiło się echem po całym lesie.
Postapokalipsa jak nic. Martwy las na skorupie zeszklonego gruntu... (bo chyba aŁtorka nie wyobraża sobie, że miękka leśna ściółka będzie oddawać echem każdy krok?)
Czekajcie, albo las wybetonowali (Czesi! z pewnością Czesi, spójrzcie na Karkonosze!), albo to niezła zima, jak za Uralem. Plujesz i nie dzwoni, znaczy, весна идёт.

Po kilku minutach zatrzymali się przed drzwiami rezydencji.
Pfff, też mi las, kilka drzew.
Albo ze strachu biegli jak wariaci.
Drzewa zwykle zasłaniają widok na las. To raczej smutne.

Dom wyglądał na opuszczony; ściany niegdyś białe,
Jak koszulka na WF.

utraciły swój kolor, a od drzwi odpadała czarna farba.
Odpadała z nudów.
O fuuuj, jak to optycznie zmniejsza pomieszczenie, Boszsz, mój Boszsz, no tak się nie robi...

Z wiatru poświstem wciąż trzeszczy złowieszczo
Farby łuszczącej się resztka,
A dwór pośród puszczy szyderczo wyszczerza
Szyby szczerbate i dźwierza.

Okna na pierwszym piętrze były zasłonięte ciężkimi, granatowymi zasłonami, a na dachu brakowało kilka dachówek.
Nawet elementy ceramiczne uciekły.
Czy ci mężczyźni to poborcy podatku katastralnego, że interesuje ich stan techniczny nieruchomości?

    Pierwszy mężczyzna złapał za klamkę, z wyglądu przypominająca głowę jaszczura. Wrota otworzyły się z głośnym skrzypnięciem i obaj weszli do środka. Wnętrze wyglądało jakby żywcem wzięte z horroru; hol i korytarz były oświetlone ciemnoniebieskimi pochodniami,
Pochodnia to nie jakaś lampka z kolorowym kloszem i wkręconą niebieską żarówką, ale kawał drewna, z ogniem na końcu: Łuczywo Chyba, że ktoś przy okazji wymyślił ciemnoniebieski płomień.
Ok, jest kilka opcji:
a) pochodnie ogrodowe z niebieskim trzonkiem z Biedronki czy innego owada
b) lecieli na czystym metylu, a cała magia to to, że im nie szkodził
c) hobbystycznie dosypywali do płomienia jednowartościową miedź albo cez (względnie galen)
d) mieli POWAŻNY problem z junkersem w łazience


a ściany ozdabiał wizerunki smoków. Gdzieniegdzie pod sufitem wisiało kilka nietoperzy,
Tu i tam, dla podkreślenia nastroju grozy.
Groza to była, jak się nażarły... Cytując “Wampira bez zębów”: Dzieci nocy. Strasznie sr*ją.

a para pająków (mamy narratora wszechwiedzącego, zaglądającego pająkom pod bieliznę i ustalającego ich płeć) siedziała w kącie na srebrzystobiałej pajęczynie, wyczekując swej ofiary (i gżąc się, dla zabicia nudy). Na końcu korytarza tliło się słabe światło rozpalonego kominka:
Tym razem, niech zgadnę, trupiozielonkawe.
Mam wizję [ciężarnej] pajęczycy w czepku dziergającej na drutach ośmiopaki skarpetek dla potomstwa i pająka z fajką między szczękoczułkami. Ganz gemütlich, gell?

- Coś tutaj za cicho... - mruknął pierwszy mężczyzna
- Może wyszła gdzieś?, co Rookwood?
Pajęczyca?
- Nie rób sobie nadziei Yaxley, robota niańki cię nie ominie.
Kołysanki pajączkom nucić będziesz!

Widzę światło w salonie, idziemy.
Yaxley chciał zaprotestować, ale widząc, że to nie zmieni jego obecnej sytuacji, ruszył w milczeniu za towarzyszem.

~    *    ~
(_*_) ?
    - Haaaa....
Ziewnęłam głośno. Co za nudy.
Z ust mi to wyjęłaś, srsly.

Zerknęłam na zegar wiszący nad kominkiem. Była godzina w pół [wpół] do dwunastej. Westchnęłam ciężko i wróciłam do przyglądania się płomieniom, tańczących nad paleniskiem. Po pięciu minutach znudziło mi się to. Wstałam z dywaniku
Siedzi się na dywanikU, wstaje się z dywanikA. Przepisz 2000 razy, a potem leć indukcyjnie.

i sięgnęłam po zwitek pergaminu, leżący na stoliku naprzeciwko kominka. Rozwinęłam go i zaczęłam po raz któryś z rzędu go czytać:
Jak tak będzie pergaminem wachlować, to w końcu popęka...
Ma kłopot z czytaniem ze zrozumieniem i co chwilkę wraca do tekstu?
Uczy się na konkurs recytatorski?

Rose
Ojciec i ja mamy coś ważnego do załatwienia
w Ministerstwie Magii. Nie wychodź z domu
i czekaj na pana Rookwooda. Będzie o 23.30,
by zabrać cię do rezydencji Malfoy'ów.
Była taka piosenka, “gdy widzę słodycze, to kwiczę”. Ja tak mam z tymi [--------------] apostrofami.

Narcyza wszystko Ci wyjaśni. Podczas podróży masz być
grzeczna i słuchaj się pana Rookwooda.
Nie zadawaj pytań i bądź dla niego miła.
                                Mama
P.S. Na wszelki wypadek będzie towarzyszył
Wam Yaxley. Kwestia bezpieczeństwa.
Hm... Ktoś mi wyjaśni, dlaczego po austriacką czarownicę wysyła się dwóch śmierciożerców z Anglii, miejscowych nie było?
Ekhm... Bo austriaccy mogliby ją zamknąć w piwnicy, i to na dłużej?

Spojrzałam ponownie na zegar. Za dwadzieścia minut wybije północ:
- Spóźniają się... - mruknęłam, wyrzucając pergamin do ognia
Kawałek papieru
Pergamin to nie papier!
Ja tam zawsze podejrzewałam, że Rowling pisząc “pergamin”, miała na myśli “papier pergaminowy” - w końcu uczniowie darli go, mięli w kulki, robili samolociki - ze skórą by im tak nie wyszło.

został szybko strawiony przez ogień i po chwili kupka popiołu wylądowała na dnie spaleniska.
Prywatny Zgorzelec w pokoju...

Wyjęłam różdżkę z kieszeni i wycelowałam ją w kierunku wyjścia na korytarz:
- Penitus austrium* - szepnęłam
Austriacki penis?
No cóż, w Salzburgu akcja się toczy. *wzdycha*

Z końca różdżki wystrzelił biały promień,
Różdżka... Penitus... Strzela białym... Głosy w mojej głowie, aaaa...!
*Wachluje pergaminem, by rozwiać opary Miazmatu*

który rozpłynął się pomiędzy framugami wejścia.
Omatkoicórko, przestańcie, to nie na moje siły. Miazmat ma mnie w swojej mocy.
*Wachluje mocniej*

Rozłożyłam się na kanapie
Zaczęłam odpływać i cuchnąć.
No, po czymś takim...

pod oknem i sięgnęłam po przewodnik po zaklęciach niewerbalnych:
- "To ich nauczy punktualności" - pomyślałam, po czym pogrążyłam się w lekturze.
Wrzeszczenie o członkach i krajach niemcojęzycznych chyba jednak podpada pod werbalizację, nie?
Ojtam, takie austriackie gadanie.


~    *    ~
    Nie czekałam długo. Równo o północy rozległo się skrzypnięcie drzwi frontowych. Po minucie dwóch mężczyzn chcących wejść do salonu, natknęło się na niewidzialną przeszkodę. Odbili się od bariery i upadli na kamienną posadzkę z łoskotem.
I majtali nogami w powietrzu? To zaiste powalający Element Komiczny.
Nie chcę wiedzieć, czym ona tam nachlapała.
Nazwijmy to khm... ektoplazmą.
Ekto- czy endo-, oto jest pytanie.

Cofnęłam zaklęcie jednym ruchem różdżki i podeszłam do gości z rozbawieniem na twarzy:
Rozbawienie przyczepiła taśmą izolacyjną, drucikiem i plastrem.
Z poradnika “Zrób to sam z Purpurowym”: jeśli twoje rozbawienie rusza się, a nie powinno, użyj taśmy. Jeśli wręcz przeciwnie - WD-40. Dziękuję za uwagę.

- Dobry wieczór panowie... Czyżby był jakiś problem w wejściu do salonu? - rzekłam jak gdyby nic
Problem był ogolony na łyso, umięśniony, a na braku szyi dyndał mu złoty łańcuch.
Problem przestawiono pod ścianę.
Dla wygody był na kółkach.

Rookowood zerwał się z podłogi i podszedł do mnie z wyciągniętą różdżką:
Do kobiety?! Z wyciągniętą różdżką?!
Teleskopową.

- Myślisz, że to było zabawne, co? Zaraz pożałujesz tego, smarkulo - warknął
Warknął: - Co, macie stracha?
Czknął, poprawił pluderki,
Jak różdżką zamacha
to skończone gierki!

- Jak śmiesz mnie nazywać smarkulą ty ŚMIECIOżerco. Nie miałeś dawno mydła w gębie?! - odszczeknęłam
Cóż. Przesłanki są po jego stronie...
Znaczy  że co, brzydko ją nazwał, to teraz musi sobie wyszorować język szarym mydłem?
Panna pod kołderką czyta Kompleks Portnoya!
[ten wpis został ocenzurowany ze względu na pojawiające się w nim linki.]

- Uważaj na słowa dzieciaku, bo inaczej przekonam twoich rodziców, żeby wysłali cię do Dołohowa, a on nie jest taki pobłażliwy jak Yaxley.
- Rookwood, ja tu nadal jestem, więc nie mów tak, jakby mnie tu nie było - rzekł głos za plecami śmierciożercy.
- Coś mówiłeś Yaxley?
- To co słyszałeś kretynie.
- Nie jestem kretynem, idioto.
- Nie mów do mnie idioto, szumowino!
- A ty nie mów w moją stronę, śmieciu!
Turlam się po podłodze ze śmiechu, naprawdę.
To zajmujące jak oglądanie sprawozdania z meczu pingpongowego. W zwolnionym tempie. Z mistrzostw powiatu józefowskiego. Śmieszne, jak programy Drozdy. Tępota skondensowana tak, że zawiera już tylko fluktuacje grawitacji i czasu. Mrok, zło i chrupki owocowe.

Ach... Śmierciożercy... Czysta esencja głupoty.
Cytując internetsy: bierz kretyna, będziecie do siebie pasować.

Przyglądałam się temu przedstawieniu z największą rozkoszą. Wraz z napływem nowych wyzwisk z ust mężczyzn przedłużał się mój pobyt w rodzinnym domu. Gdy miało dojść już do rękoczynów, zegar wybił wpół do pierwszej w nocy.
Pół godziny przekomarzali się jak gimnazjaliści. Wróć. W szkołach przerwy są krótsze...
U mnie w gimnazjum takich mistrzów ciętej riposty to by ludność zjadła żywcem. I to na zwykłej przerwie, nie obiadowej.

Rookwood (a) i Yaxley (b) ze strachem (c) stwierdzili, że jesteśmy spóźnieni. Gratuluje spostrzegawczości...
Yaxley miał urojonego przyjaciela Stracha. (a∧(b∧c))
Mówiąc po ludzku - trzech ich tam było.
Było ich trzech, w każdym z nich inna krew...


    Cała nasza trójka (a Strachu? Strachu na dachu bez jaj ogląda kraj) wyszła pośpiesznie na zewnątrz. Gdy byliśmy poza barierą ochronną rezydencji, Rookwood złapał mnie gwałtownie za nadgarstek i ścisnął tak, że cicho zatrzeszczały kości:
- Auć! To boli! - jęknęłam
- Zamknij się! Będziemy się teleportować, a chyba nie chcemy, żeby coś ci się stało, malutka - rzekł mężczyzna
No malutka, z nim ci się nic nie stanie. Nie wyrywaj się, przecież mama kazała ci być grzeczną.

- Skoro tak ma wyglądać, to wolę aportować się z Yaxley'em.
Aportuj, aportuj! Chociaż z drugiej strony - to by świadczyło o tym, że ma więcej niż 3 zwoje w puszce mózgowej.

Szarpnęłam rękę i uwolniłam się od uścisku śmierciożercy. Podeszłam do jego towarzysza i złapałam go pod ramię:
- To się nazywa inteligentna czarownica, Rookwood. Wie, że z kretynami się nie teleportuje.
To jest ten moment, kiedy nawet nie chce się komentować. Serio.

- Jeszcze jedno słowo Yaxley, a...
Zwolennik Czarnego Pana nie dokończył zdania, gdyż rozległo się pyknięcie i oboje zniknęliśmy mu z oczu.
I, szczęśliwie, rozwiali się w blogaskowym niebycie. Kontynuacji nie było.


Trudna decyzja
http://harry-johny.blog.onet.pl/


Harry Potter siedział na parapecie okna
Parapet niezwiązany z oknem kojarzy mi się tylko z klawiszowcami zespołów disco polo.

w dawnej sypialni Syriusza Blacka w jego mrocznej rezydencji na Grimmauld Place. Był tu od dwóch tygodni i zdążył już podjąc pewne kroki  w związku z pokonaniem najgroźniejszego czarnoksiężnika wszech czasów - Lorda Voldemorta.
Podjął kroki administracyjne. Zaparzył herbatę.
Pierwsza czynność urzędnika, nalać wody do czajnika?

Wiedział już na pewno, że nie powróci po wakacjach do Hogwartu. Był pewien, że musi uratowac calą społecznośc czarodziejską, a aby tego dokonac konieczne jest zniwelowanie horkruksów utworzonych przez Czarnego Pana.  
W Harrym odezwał się typowo geodezyjny pociąg do niwelatora...
Geralt dorabiał jako geodeta, to i Harry nie będzie gorszy.

Wiedział także, że zawsze może liczyc na przyjaciół, którzy mu pomogą w najtrudniejszej sytuacji. Dlatego postanowł, że za dwa dni, wraz z Ronem Weasleyem oraz Hermioną Granger opuszczą stary londyński gmach i wyruszą w niebezpieczną podróż, od której zależec będzie ich przyszłośc oraz los wszystkich czarodziejów.  
“Weźmiemy się i zróbcie.”
Postanowił, że podróż będzie niebezpieczna? Zrobi im obóz przetrwania?


Czekali tylko na to, aż Hermiona się ogarnie, jak to ujęła w ich ostatniej rozmowie i będą mogli wyruszac.
Dwa dni? To chyba na tapetę z tynkiem i delikatnym freskiem na wierzchu.
Bo jak na razie, Hermiona cały czas snuła się po domu w szlafroku i przydeptanych kapciach.

Harry nie wiedział, czy dobrym pomysłem jest zabieranie przyjaciół ze sobą. Martwił się bowiem, że może się im coś stac w trakcie tej wyprawy, a tego by nie zniósł.
No offence, Kura, ale jedyne, czego się nie da znieść, to strusie jajo.
Powiedz to strusicy.
Strusie wiele zniosą, ale i mózgu niewiele mają... Przynajmniej w proporcji do zadu.

Już wystarczająco dużo osób przez niego zginęło. Jednak oni się uparli i nic nie odwiedzie ich od tej decyzji. Takie rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi. Po wyrażeniu zgody na wejście do jego pokoju wpadła pani Weasley.
Na zgodzie przystawiono pieczęć okrągłą i przekazano dwa z trzech egzemplarzy do kancelarii tajnej.
Molly gięła się w ukłonach z wdzięczności.

-Harry, kochaneczku... Czy mógłbyś zejśc na dół? Masz gościa.
-Oczywiście, czy wie pani, kto to taki?

-Mówi, że jest Twoim kolegą ze szkoły i bardzo prosi o spotkanie z Tobą.
-W takim razie już idę.
Audiencja u Pottera. Ciekawe, czy generalna.
Harry z westchnieniem wstał ze stolca i udał się na spotkanie.

-Harry podążył za mamą Rona na parter, gdzie czekał na niego z niewyraźną miną Cormac McLaggen. Potter był niezwykle zaskoczony tą wizytą, gdyż nigdy nie utrzymywał z nim przyjaznych stosunków i od czasu przyjęcia u Slughorna nie miał z nim kontaktów.
Tym niemniej wiedział, gdzie Harry się ukrywa.

Zaprosil go jednak do domu i ręką [łaskawie] wskazal, aby poszedł za nim na górę. Gdy weszli do pokoju, który zajmował czarnowłosy, Cormac odezwał się:
-Hej, Harry, przepraszam, że Cię nachodzę, ale przyszedłem z pewną prośbą.
-Och, tak... Zdziwiła mnie Twoja wizyta, dlatego że niewiele mieliśmy okazji do rozmowy, ale jeśli czegoś potrzebujesz, to chętnie Ci pomogę, Cormac.
I tak wygląda prawidłowo prowadzona audiencja.
Czy ja wiem? Jakoś mi tak... hmmm... czołobitności brakuje.

-To zdanie przypadło do gustu McLaggenowi, który nie mógł zaprzeczyc, że Potter mu się podoba.
Hmmm... Ma ktoś trochę związku logicznego?

Chłopak od dawna chciał się znaleźc blisko Wybrańca i aby tego dokonac umawiał się z Granger, chociaż ta nigdy go nie interesowała.
...no, to dla odmiany logiczne.
I jakież gimnazjalne.

A teraz, gdy Harry obiecał mu pomóc, już nie musi.
Zależy, w czym miałby mu pomagać.

-No więc... Przyszedłem się zapytac czy, skoro już nie wracasz do Hogwartu...
-Zaraz, skąd wiesz, że nie wracam do szkoły?
-No tego... Kiedyś podsłuchałem, gdy rozmawiałeś o tym z przyjaciółmi... Przepraszam Cię, ja nikomu o tym nie powiedziałem, słowo...
http://memy.pl/mem_165748_jestem_z_ciebie_dumny


-Hej, uspokój się. No dobra chciałeś o coś prosic, prawda?
-Tak, to znaczy, chciałbym się spytac, czy nie mógłbym zostac teraz kapitanem drużyny quidditcha, skoro Ty rezygnujesz?
Khę, zważywszy na dotychczasowe osiągnięcia McLaggena, ta prośba to naprawdę wyjątkowa bezczelność.
Technicznie, pasuje do profilu aroganckiego buca.

- Harry wyraźnie się rozluźnił.
Rozluźnij się już nigdy nie zabrzmi tak samo.
Wyluzuj też, ale wchodzimy w skojarzenia masarskie.

Nie wiedział, po co przyszedł McLaggen, ale skoro chodziło tylko o quidditcha, to nie miał się czym martwic.
Bo gdyby jednak chodziło o coś więcej...

Jednak i tak nie mógł pomóc chłopakowi.
-Wiesz Cormac... Bardzo chciałbym Ci pomóc, ale obiecałem to stanowisko już komuś innemu i myślę, że podjąłem słuszną decyzję.
-Ach, tak... A możesz mi powiedziec kim jest ta osoba?
A także - ile dostałeś w kopercie?

-To siostra Rona, Ginny Weasley. Sądzę, że nada się na to stanowisko.
-Cholera, wszystko stracone...
Zaraz wszystko. Nie przesadzajmy...
I cały sprytny plan runął.

-Cormac jęknął żałośnie i rozpłakał się jak małe dziecko. Harry zaskoczony takim obrotem sprawy, nie wiedział, co ma zrobic.
Mógł zrobić przecież jakąś sztuczkę, żeby kumpla rozbawić.
Ze znikającym ołówkiem? ]:->

Pierwszy raz widział, aby ten silny i bardzo pewny siebie chłopak tak się zachowywał. Podszedł do niego i poklepał Go po plecach.
A zrobił to grzecznościowo, z wielkiej litery.
Gdyż wiedział, że Cormac gdzieś na plecach ma wyłącznik szlochu.
I tak go miział, szukając i plotąc warkoczyki z owłosienia pleców...
Guzik był niewielki, a wyrostki kolczaste utrudniały poszukiwanie.

-Ej, nie ma się co załamywac. Przecież możesz po prostu dołączyc do drużyny jako zawodnik. Jesteś świetny, na pewno Ci się uda.
Pogadanka motywująca jest motywująca.

- Ale to nie o to chodzi, Harry. Widzisz, mój ojciec wysłał mnie tu po to, abym zdobył tytuł kapitana. Jest bardzo surowy. Na pewno wścieknie się, jeśli wrócę do domu z niczym.
Czy “tu” to znaczy do najtajniejszej kryjówki Zakonu Feniksa, czy po prostu do Hogwartu jak do szkółki z dobrą drużyną koszykówki?
...i znów dostał w domu lanie,
Bo był ojciec bardzo srogi!

-Słuchaj, podjąłem decyzję i jej nie zmienię, ale mogę porozmawiac z Ginny, aby dała Ci szansę podczas wyborów do drużyny, co Ty na to?

-Dziękuję Ci, Harry.
Dziękuję też moim rodzicom, bez których by mnie tu nie było. I dziadkom. Tęsknię za wami. *teatralny szloch* No, i oczywiście Szatanowi. \m/


-Chłopak podszedł i przytulił bruneta, który był trochę zaskoczony, ale nie mógł powiedziec, że się mu to nie podobało. Co więcej, wręcz przeciwnie, był zadowolony. McLaggen nie mógł się powstrzymac i delikatnie pocałował wargi Pottera, który z ochotą oddał pocałunek.
*wyciąga popcorn*

Całował Go z wielką pasją wcale do Niego nie pasującą.
Sądząc z ortografii, pasja Pottera nie pasowała do Cormaca.

Jego lewa dłoń zaczęła toczyc koła na plecach Pottera [też szukał pstryczka? nie, przetaczał opony z kąta w kąt], a prawa powędrowała aż na pośladki Wybrańca. To otrzeźwiło Harry`ego.
Widocznie miał zimne ręce.
Tja... Obiecanki-macanki, a głupiemu stoi...
Czupryna?

Odsunął się od Cormaca i spojrzał w Jego zamglone od roskoszy oczy i
na zaczerwienione usta.
Z zakłopotaniem spuścił wzrok. I dopiero wtedy nieźle się zmieszał.
Spuścił, powiadasz...? To faktycznie krępujące.

Chłopak wyglądał niezwykle podniecająco, a mimo to Harry wiedział, że później żałował by, gdyby sprawy zaszły za daleko, dlatego delikatnie odepchnął Go i usiadł na łóżku [znacząco klepiąc materac], mówiąc:
-Powinieneś już wyjśc. To nigdy nie powinno się wydarzyc.
Nie powinno, ale jesteś w opku, stary. Deal with it.

-Ale Harry, pprzecież Ci się podobało. -McLaggen podszedł do chłopaka i spojrzał znacząco na wybrzuszenie w jego spodniach.
I już wiedział, gdzie szukać guziczka.
Dźwigienki.

Harry lekko się zarumienił, ale natychmiast się opanował.
… do czego potrzebował obu rąk. Zarumienił się na wybrzuszeniu?

-To nie o to chodzi, że mi się nie podobało, ale to nie powinnno miec miejsca. Wiesz, bardzo mi się podobasz, ale to nie ma przyszłości.
Zestarzejesz się, zbrzydniesz...


Muszę zabic Voldemorta i nie chcę, aby mnie coś rozpraszało.
Wiesz, są granice. Ratowanie świata ma swoje prawa, nie można się rozpraszać. Poza tym, Voldi byłby zazdrosny...

-Cormac wzdrygnął się na dźwięk tego imienia, ale spojrzał oburzony na Pottera.
-Ja nie jestem czymś, pomogę Ci!
Jestem zwykłym chłopcem! A nos rósł mu i rósł.
Hmmm... Człowiek jest osobą integralną (“kimś”) o tyle, że składa się z ciała i duszy rozumnej. Z braku duszy rozumnej trudno mówić o osobie. Poza tym, nawet zakładając, że jest “kimś”, a nie “czymś”, to nie implikuje jeszcze, że pomoże Potterowi.

-Uspokój się. Nie chciałem potraktowac Cię przedmiotowo, ale nie mogę pozwolic, aby przez przypadek Ci się coś stało. Wiesz jak Vol... Czarny Pan stara się wykończyc swoich wrogów?
- Każe im czytać opka o sobie?
-Nie...
-No właśnie. On zazwyczaj niszczy to, co dla nich ważne.
Resetuje pamięć w telefonach, zawiesza komputery, wysysa moc z baterii laptopa. Straszny jest, powiadam ci.
Kasuje konta na fejsie i zgłasza blogaski do onetu!
Voldi szuka nosa na naszej klasie.

Zabija rodziny i znajomych, aby tylko ich wykończyc psychicznie. A jeśli człowiek nie będzie stabilny [jak Windows ‘95?] emocjonalnie to nie ma szans w walce. Dlatego... Powinieneś już iśc.
CHIKIN!! *biega po pokoju symulując kurczaka i gdacząc*

-Dobrze Harry, ale pamiętaj o mnie. Tu masz mój adres. Napisz czasem, jak będziesz miał czas.
Pomiędzy jednym a drugim crucio
nigdy nie dzwonią...

-Blondyn podał Potterowi małą karteczkę i przytulił Go po raz ostatni. Potem wyszedł.

Wybraniec nigdy tak nie żałował swojej decyzji jak dziś, gdy musiał pozbyc się swojego szczęścia.
Został mu tylko Ron, Hermiona i tęsknota po Cormacu.
Ron i Hermiona jako erzac dla Cormaca... No, per saldo to nawet na plus wychodzi.
Żeby życie miało smaczek, raz Hermionka, raz Cormaczek.

Wściekły, nawet nie zauważył kiedy łzy zaczęły płynąc po Jego policzkach. Wiedział, że postąpił słusznie, ale ciągle zadawał sobie pytanie czy On nie zasługuje na szczęście.
On z wielkiej litery - Wybraniec, czy Cormac Nieudacznik?
Ostatnio to był Cormac, ale w tzw. międzyczasie wyglądało też, że może być Harry Wybrzuszony. Zresztą, whatever - zabrzmiało poruszająco i chwaci, nie?

Niedługo potem zasnął, zmęczony swą złością.
Jak niemowlak, co darł się, darł, aż mu sił zabrakło.
Boszsz, cóż za głębia psychologiczna postaci.

Ej, ludzie, to już koniec? Nie ma już nic?
Nic.
*grobowo* Niiiiiic! Mwahahahahaha!

Sprzed kominka, przy którym grzeją dłonie, pozdrawiają: Kura nucąca rzewnie Eine Kleine Nachtmusik, Jasza obserwujący życie rodzinne pająków, Purpurat tworzący wallenrodycznie ruch oporu

oraz Maskotek pokazujący sztuczki z różdżką.

18 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kręgi mają wyrostki kolczyste. Ale poza tym świetna analiza na przerwę w nauce do egzaminu :)

Kami

Anonimowy pisze...

"Znajdujący się tam las składał się ze starych, martwych drzew."

Ale że jak, wszystkie były martwe? To na pewno był las, a nie na przykład tartak?

Ewa

Anonimowy pisze...

No cóż... Nie rozśmieszyło mnie to. Bełkot i wielka krytyka. No cóż, nie mam przeciwko jeśli chodzi o takie analizy, ale trzeba mieć też wyczucie smaku w tym co się komentuje. Człowiek jest człowiekiem i będzie popełniał błędy, więc nie trzeba ich bezczelnie wytykać, jakby piszący opowiadanie był totalnym ignorantem. Podsumowując - Mam wrażenie iż chcecie pokazać że jesteście mądrzejsi i lepsi od tych co piszą opki swoimi beznadziejnymi komentarzami. Pokażcie, że potraficie lepiej napisać, zamiast się wymądrzać.

Niofomune pisze...

Pod względem gramatycznym i ortograficznym opka nie były jeszcze takie złe. Natomiast logika leży i cicho kwiczy. Zastanawia mnie też, jak się ma tytuł "Dziewczyna pół-wampir" do treści pierwszego opka... Ale pewnie nigdy się nie dowiemy. Generalnie aŁtorki jeszcze nie miały okazji się rozkręcić, bo inaczej może coś naprawdę zabawnego by wyszło.

Patrzcie! (podskakuje i pokazuje do góry) Anonimowy obrońca! Ale fajnie!

Anna eMe pisze...

Ahoj, Niezatapialna Armado!
Czekałam na was z utęsknieniem i nie zawiodłam się, zwłaszcza rozwaliła mnie Frau Spinne w czepku i dziergająca skarpety dla potomstwa.
Hasło:wipyr. Wąpierz ze ścierką?

Anonimowy pisze...

Anonimowy stwierdził, że błędów nie należy bezczelnie wytykać. A to bardzo ciekawe. Niewątpliwy urok analiz NAKW-y właśnie na tym polega i za to je kochamy :)A jak opko jest dramatycznie drętwe, to wręcz wskazane jest je zmaltretować, ku uciesze tłumów licznie odwiedzających analizatornię. Mądrzcie się więc na zdrowie, ku chwale gramatyki, stylistyki i ortografii, a wierni fani pomnik wam wystawią! :) (trwalszy niż z kamiennego jedwabiu ;)

Lobo

Nefariel pisze...

Cóż, ale zauważcie plus tej pierwszej Mary Sue - mimo ogólnego chamstwa i kufniarstwa ma jednak serduszko po tej stronie, co należy.
Ogólnie analiza jak zawsze borska.

kura z biura pisze...

A to prawda. Mogłaby przecież wraz z młodymi Śmierciożercami założyć Gwardię Zwalczania Dumbledore'a.

Anonimowy pisze...

Ech, jak na mój gust wypalacie się, serio. Pierwsza część to bardziej czepialstwo, niż analiza na Waszym poziomie (np. chciałabym się dowiedzieć, jak drzwi wejściowe - oglądane od zewnątrz - mogą zmniejszyć optycznie pomieszczenie, w tym przypadku las. Chyba że to same drzwi miały wydawać się mniejsze, ale jak wtedy można nazwać je pomieszczeniem?).
Starsze analizy są o niebo lepsze.

No i skoro już czepiacie się błędów, sami ich nie róbcie. "Chyba że" zapisujemy tak, jak "mimo że" - przecinek przed, nie w środku.

Alia

Merkav pisze...

a mi się podobała analiza, może były lepszy, ale zrobiła co miała zrobić.

Anonimowy pisze...

@Anonimowy
"No cóż... Nie rozśmieszyło mnie to. Bełkot i wielka krytyka. No cóż, nie mam przeciwko jeśli chodzi o takie analizy, ale trzeba mieć też wyczucie smaku w tym co się komentuje."
Ja nie rozumieć... w TYM CO KOMENTUJE NAKWA nie ma za grosz smaku!
"Człowiek jest człowiekiem i będzie popełniał błędy, więc nie trzeba ich bezczelnie wytykać, jakby piszący opowiadanie był totalnym ignorantem."
Moja nie rozumieć... Jak pisze nielogicznie, niegramatycznie i nieortograficznie to jest jaśnie oświeconym guru?
"Pokażcie, że potraficie lepiej napisać, zamiast się wymądrzać."
Pokazali i to nie raz i nie dwa.
Analiza umiarkowana - Herbaciarnię pod roztoczem stać na więcej, ale i tak parę tekstów może zrobić dzień.
Pozdrawia miętoląc czapeczkę
RobOT

Anonimowy pisze...

A ja bym zasugerowała zmianę tematyki opek na dwa - trzy odcinki. Nie mam nic przeciwko analizowaniu fantastyki, ale odmiana może wyjść na dobre ^ ^ Analiza o Realu Madryt była cudowna. Może teraz coś z przeciwnej strony barykady, czyli FCB? :>

W wakacje, spędzając dużo czasu z moją przyjaciółką, która jest tegoż klubu wiernym kibicem, zapałałam chęcią przeczytania czegoś o tej drużynie. Znalazłam opka...

Hasło: unsoun. Kojarzy mi się z brakiem dźwięku. Może to wyjątkowo mała ilość kwików przy analizie? :<

Tunnag

Dzidka pisze...

""Chyba że" zapisujemy tak, jak "mimo że" - przecinek przed, nie w środku."

?!

Anonimowy pisze...

"?!"

?

Alia

Anonimowy pisze...

http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629776

Tutaj Alia ma rację, ale to zabawne, bo ja też sie tego dowiedziałam, jak ktoś mi zwrócił uwagę, co za pierduty wygaduję.

A analiza i tak niesamowita, prychałam co zdanie;)

Sileana

Spathyphila pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Spathyphila pisze...

Analiza może nie tak genialna, jak poprzednie, ale i tak się uśmiałam - zwłaszcza przy mhhocznym Salzburgu. Mam nadzieję, że w następny czwartek zakwiczę się na śmierDŹ.

I jeszcze jedno... wiem, że do waszego poziomu mi daleko jak z Australii na Syberię, ale za namową koleżanek zaczęłam analizować curz-rze-ze-szfecji.blogspot.com
Ładnie proszę o krytykę.

Lien Smoczyca pisze...

Dlaczego aŁtoreczki usilnie próbują zrobić z Pottera geja a z Hermiony córkę Voldka? Mimo wszystko Trio Harry, Snape i skrzydła miłości jest jednak nie do pobicia.

Idę schować mój smoczy zad pod pierzynę
Pozdrowienia z Mrocznego Lasu