czwartek, 28 czerwca 2012

180. Przerywnik, czyli Dzień z życia Mary Sue

Drodzy Czytelnicy!
Wiem, że czekacie z niecierpliwością na analizę... ale w tym tygodniu jej nie będzie. Pracujemy pilnie nad opkiem o tematyce piłkarskiej, ale materiału jest jeszcze za mało, żeby zamieszczać. Uzbrójcie się więc w cierpliwość, w przyszły czwartek to nadrobimy. A póki co, zgodnie z nową świecką tradycją zapoczątkowaną przez PLUS-a - słodki szczeniaczek na przeprosiny:




Nie zostawimy Was jednak tak całkiem bez niczego. Wen zaatakował wczoraj bezlitośnie, niczym brunet wieczorową porą... i powstała taka oto ballada. Indżoj!


Rymowali: Sineira, Purpurat i Kura.




Prosze Państwa, oto blożek
Blożek piękny jest jak bożek.
Zanim jednak treść ukaRZe,
Najpierw boChaterów twarze:
Piosenkarkę, garść aktorek
AŁtorka wrzuciła w worek
Jeszcze bisza dołożyła
Potem oczka swe zakryła,
Wyciągnęła coś przypadkiem,
Pośliniła się ukradkiem,
Wzięła cechy z kapelusza
No i w końcu z treścią rusza.
Z Voldkiem sparuje Lucjusza,
Biberowi spuści baty,
Tilla zamknie w kazamaty.
Gdzieś po drodze matki trup,
A na końcu będzie ślub. 

Ślub jak ślub – nim przed ołtarze
AŁtoreczka iść nam każe,
Najpierw program obbligato:
Wprzód czynności, na bogato,
Bo poranne i niezmienne;
Ale przy tym tak przyjemne,
Że się bez nich, jak bez ręki
Nie obejdzie. Żadne jęki,
Żadne płacze, nawet bitwa
Afer moc i żadna sitwa
Nie odciągną boChaterki
Od zwątpienia: czy klamerki
Czy też może rzep do kolan.
A gdy już i to pokona,
Czas już na makijaż letki
Jak futerko tchórzofretki
(czasem może się osypać,
ale nie ma tu co łypać
wszak:
Co kropelka sklei, sklei...)
A na koniec, drogie panie,
Czas na zejście na śniadanie.
Czasem jest i utrudnienie,
Jak tu bowiem na jedzenie
Zejść, gdy człek w piwnicy bydli?
Tu logika oczy mydli -
Ba, cóż to dla merysójki
W szkole miała same dwójki,
Czasem może jakieś tróje,
Lecz i tak świat uratuje.

Po śniadaniu - czas do szkoły,
Lecz nie po to, by pierdoły
Jakieś wkuwać, nic z tych rzeczy!
Nikt tej prawdzie nie zaprzeczy,
Że dla Jej Doskonałości
Szkoła pasmem jest przykrości,
Czego Mary więc tam szuka?
Wszak dla wyższych niż nauka
Celów została stworzona!
Siedzi zatem, zniechęcona,
Aż tu skrzypią drzwi od sali,
Sam dyrektor w pełnej gali
Wkracza godnie, uroczyście,
By oznajmić, że na liście
Uczniów nowe dziś nazwisko
Pojawiło się - to wszystko.
Powitajcie więc kolegę,
Który wcześniej przez lat siedem
W popularnym grał zespole
Zanim skończył w naszej szkole.
Pisk i wrzaski, krzyk i wrzawa!
Zawitała do nas sława!
Lecą doń różowe barbie
Wrzeszcząc: "Misiu! Złotko! Skarbie!"
I na szyi się wieszają,
I na randkę umawiają,
I się mało nie pobiją,
Piszczą, gwiżdżą, skaczą, wyją.
Tylko Mary niewzruszona
Siedzi senna i znudzona.
Ale cóż, kiedy jedyne
Wolne miejsce w ławce - przy niej.
Tam więc nasz gwiazdorek siada
Ale z Mary nie zagada,
Bo ta z punktu go spojrzeniem
Zmrozi, zgasi, zrówna z cieniem.
A gdyby się rzucał gostek,
Pozna  Ciętą
jej Ripostę.

Mary gwiazdy ma w odwłoku
Mogą snuć się gdzieś na boku
To poniżej jej godności
Tracić czas na przyziemności.
Lico swe więc odwróciła
Wzrok ponury w ścianę wbiła
Kątem oka tylko zerka
Raz na gwiazdę, raz w lusterka
gładkie srebro. Czy to aby
Nie jest pryszczyk, co do żaby
Upodobnić chce ją wrednie?
Czy ma czyste zęby przednie?
Czy na czole się nie świeci?
A czas leci, leci, leci...
Cała lekcja przeleciała,
Mary nic nie spamiętała.
Nic nowego, wszak nauka
To jest jakieś buka-tuka
Dla lamerów i kujonów.
Lepsze malowanie szponów!

WTEM! Dyrektor bal ogłasza.
Myśli Mary: dobra nasza!
Wnet pokażę tej hołocie
Że jest niczym prosię w błocie.
Zaraz lecę na zakupy!
Barbie padną niczym trupy
Gdy zobaczą mą kreację!
(No i tutaj miała rację,
Bo sukienki naszej Mary
Ledwie jej cztery litery
Zasłaniały... Czysta zgroza
Jaki gust ma taka koza.)

Do tatusia chyżo bieży
By fundusze na odzieży
Zdobyć zakup.
Lecz co się dzieje?
Ojciec łzy rzęsiste leje
I tak rzecz do dzierlatki:
Dziecko, ty nie masz już matki!
Bo samochód w matkę ŁUP,
I się z matki zrobił trup.
Na te słowa Mary zbladła
I jak stała, tak usiadła
I wrzasnęła: "Co za ŻAL,
przecież ja mam jutro bal!"

Ale co tam, trup niech stygnie,
BoChaterka żwawo dygnie
(bądź przed nowym, bądź na bal) -
Dobrać musi tylko szal,
Reszta różnie, wszak okazji
Mnogość jest, to i fantazji
Wodze można puścić w diabły,
Byle wszystkie baby padły
Czy z zachwytu, czy z zazdrości -
Ta myśl u niej nie zagości,
Żadna, zresztą, nie zagrzeje
Miejsca w główce tej mameje.

Jednak, pomna śmierci matki
Założyła czarne szatki:
Suknię godną wampirzycy
Co podkreśla krągłość cycy.


Teraz zaś idziemy w tany,
Kwiat młodzieży nieprzebrany
Gzić się pragnie, lecz nie idzie -
Nie mówimy tu o wstydzie,
Lecz o ciele, co lustruje
Czy tam nikt nie prokreuje.
Ale w końcu, jakby w snach!
Odnajduje się trólaff!

I wtedy...

Ach, wspomnijcie jak wtedy
Tańczyli walca
Ona mameja, zaś on lepszy chwat,
Ach, wspomnijcie jak ruszył
Hogwart do tańca,
Jak im obojgu zatoczył się świat!
Tępak, nie śmierciożerca,
Raz dotulał do serca
W utajeniu kwitnące te dwie
Unoszone gorąco, ciut fałszywie dyszące
Jak aŁtorka w pomroczności ćmie...

I tych dwoje, przed dwiema, co też są,
Lecz ich nie ma, bo cóż po półkulach,
Cóż po mózgu, gdy tam, właśnie tam,
Romans nam się otwiera
A tu bójka, cholera,
Bije się
Jeden gach
Z drugim w pół. 



Ciąg dalszy nastąpi... kiedyś tam. 

Z rzęsiście oświetlonej kryształowymi żyrandolami Sali Balowej pozdrawiają: Sineira w czarnej sukni z dekoltem, Kura zblazowana i Purpurat wirujący w parze z Tuwimem,
a Maskotek przypiął sobie kotylion i udaje wodzireja.

czwartek, 21 czerwca 2012

179. Na stadionie leży trup, czyli Kryminalni tup tup tup [2/2]



Witajcie!
W dzisiejszym, drugim i zdecydowanie ostatnim odcinku nie będziemy mieć do czynienia z bohaterską Storosz, znaczy Basią, pojawia się bowiem ona niemal wyłącznie jako babysitterka, co postanowiliśmy wyciąć. Prawda, że się cieszycie?
Dowiemy się natomiast, jakie są sposoby likwidowania małoletnich dealerów, dlaczego polska piłka jest w tak kiepskiej kondycji, jak stołują się policjanci, co ma piesek oraz co to jest pokój zwierzeń, dla zmyły zwany także konfesjonałem.
Indżojcie z całych sił!

http://kryminalne-historyjki2.blog.onet.pl/


Opko analizowali: Dzidka, Sineira, Jasza i Purpurat

ZABOJSTWO NA STADIONIE

Basia następnego dnia wyszła ze szpitala. Pojechała do domu, by wziąść (WZIĄĆ, na wszystkich bogów!!! ojtam, coś musiała zabraść.) stamtąd najpotrzebniejsze rzeczy. Adam i Marek przewiezli je do mieszkania podkomisarza. Po resztę mieli przyjecha(ś)ć jutro.
Marek otworzył drzwi od mieszkania.
-Już jesteśmy mamo!-krzyknął.
Do przedpokoju wbiegł najmłodszy z przedstawicieli rodzinki: Krzyś.
-Ciocia Basia!-Storosz wzieła go na ręce.
Zapamiętajmy tę wzruszającą scenę. To ostatnia, w której dziecko nie ma wady wymowy...
Zapewne tylko dlatego, że ciężko “wyciećkać” te dwa słowa.
Później “ciocia” zamienia się w “siosię”. Groza.

-Pamiętasz mnie jeszcze?
-No pewnie, zie tak! Źbudujemy galaź? Taki fajowy jak wtedy?
...widzicie?
Ale my miłosielnie ościędziliśmy wam dalsich popisiów ksisiowego jenzika, któlych w całym opciu duzio, i wsiśtkie bźmiącie wlaśnie tak.
Jeżu jak Byk, aŁtoreczka pewnie z tych, co nad każdym wózkiem wygłaszają przerażające onomatopeje. To powinno być karalne.

-Jasne, że tak! Dzień dobry!-Basia przywitała się z panią Krysią.
-Witaj dziecko! Jak sie czujesz?-pocałowała ją w policzek.
-Lepiej...-Storosz lekko się uśmiechnęła-Czy nie ma pani nic przeciwko, że zamieszkam z chłopakami?-zapytała nieśmiało stawiając juniora na dywanie.
Wiecie, niby to z jej strony grzeczne i miłe, ale żeby dorośli ludzie pytali mamusię o zgodę na zamieszkanie razem???

-No coś Ty! Jesteś super dziewczyną! Lepszej żony Marek nie mógł sobie wymarzyć!-pani Brodecka szeroko uśmiechnęła się do podkomisarz-Dobrze dzieci, obiadek do odgrzania-pomidorowa.
Zupę zjedz! Pomidorowa, przynajmniej dobra.
Trzeba skrobać, bo zimne.
Zastanawiam się nad badaniami: “Topos zupy w obrazach polskiej kultury masowej”.
Ale czy na pewno ta zupa nie jest za słona?

-Ma dobry kontakt z małym! I widać, że cię kocha!-pani Krysia nałożyła swterek(była taka pora roku jak u nas:D Cha, cha, cha! Uuuuuuuu!!! LOL!!! ROTFL!!!! ).
U mnie aktualnie żar się z nieba leje na przemian z duchotą. Chciałbym ją w tym sweterku zobaczyć...

-Ja ją też...W takim razie widzimy się dopiero w poniedziałek?
Bo gdyby jej nie kochał, to widzieliby się we wtorek.
Parka w łóżku:
- Wania, ty mnie kochasz?
- A co właśnie robię?

-Pa!-i wyszła.
Marek dołączył do Krzysia i Basi. Rozpoczęła się bitwa na poduszki.
Mało dziewczynie traumy? Porwanie, bicie, gwałt. Nic nie jest jej oszczędzone...
Jeszcze jej nadaktywnego dzieciaka wtrynili.
Co jest takiego atrakcyjnego w biciu się poduszkami, że w kółko się to gdzieś przewija?
Wg Michaliny Wisłockiej - może to być elementem gry wstępnej.
Wisłocka nie przewidywała gry wstępnej w obecności dziecka.
Taaa, zwłaszcza jak się dostanie rogiem poduszki w oko...
Może ja mam spaczone widzenie rzeczywistości, ale jakbym poduszką w twarz dostał, toby mi raczej libido tego, no... opadło.

Na warszawskim stadionie trwał trening młodzieżowej druzyny. Chlopcy biegali z piłkami po boisku. Trener bacznie ich obserwował. Nagle padły trzy starzył. Jeden z piłkarzy-Damian Kolski osunął się na ziemię...
Gol przez nokaut.
Postarzył się tak błyskawicznie, że umarł.

Marek podszedł do Adama i techników:
-Co mamy?-zapytał.
-Damian Kolski, lat 15. Razem z drużyną trenowali jak co czwartek. Dostał trzy kulki z posypką w wafelku? Nie, to z automatu...  odległości jakiś 500m.

Purpurowy kącik strzelecki przedstawia: WTF?
Dobra, zacznijmy od początku. Nie wiem, czy technicy mają rentgen w oczach czy jak, ale określenie odległości w tym tempie nie idzie. Mniejsza.
500 metrów? Trzy strzały do ruchomego celu (dobra, trenowali tam przyszłych polskich piłkarzy, cofam “ruchomy”)? To musiałby być jakiś samopowtarzalny długi sprzęt. Pomijam kwestię kalibru. Ergo, albo zabójca miał dostęp do dragunowa/rugera mini14 czy innego takiego wynalazku, albo dzieje się coś, czego nie rozumiem. Wiemy, że chodzi o dzieciaka i stadion w Warszawie. Znaczy, prawdopodobnie o okolice Łazienkowskiej. Czyli co, z mostu na Trasie Łazienkowskiej strzelał? Litości, i nikt nie zwrócił uwagi na faceta z półtorametrową giwerą pod pachą?
Nikt, z całą pewnością nikt!
Może myśleli, że to ASG...
Jedyne wyjście: helikopter szturmowy. Ale wtedy to nie mieliby czego z chłopaka zbierać, jak sądzę.
Tak, ale wtedy boisko wyglądałoby jak ciemna strona Księżyca.
Ja jednak stawiam na Konwiktorską. Ruinka maleńka taka. (Ku mojemu wielkiemu ubolewaniu zresztą.)

Pół godziny temu.
I w trzydzieści minut mieli już wyniki pełnych badań balistycznych? No, no... takie rzeczy tylko w CSI.
W pół godziny dojechali na miejsce i przewieźli denata do prosektorium? Awykonalne.
W tym kontekście: w pół godziny mieli protokół sekcyjny? Jasssne.

Szczepan przesłuchał wszystkich-nikt nic nie wie...Musimy zawiadomić jego rodzinę...
Rodzina Szczepana zbulwersowana była faktem, że nikt nic nie wie.
To zaiste karygodne.

A jak Basia?
-Dobrze! Jutro ma cały dzień zająć się Krzysiem....-uśmiechnął się.
-Zależy ci na niej co?-zapytał komisarz zdejmując rękawiczki.
-Pewnie! Kocham ją jak nikogo...
-Ona Ciebie też, to widać! Dobra Marek, jedziemy do rodziców tego małego, na Kwiatową 3.
Załatwimy szybciorem i dalej poplotkujemy o miłości!
(BTW kiedy oglądałam Kryminalnych, doszłam do wniosku, że w całej historii kinematografii nie było tak niedobranej pary jak “Storosz” i “Brodecki”.)

Hihihi:


http://republika.pl/blog_ea_4597259/6978769/tr/bl1.jpg

Ale Twoim-mój pod domem!
Przeczytałam “ale twój dom - moim domem!” i się zastanawiam, co to u licha ma do rzeczy.
Ay, amigo, mi casa es su casa.

-Dobra chodź!

Toyota Brodeckiego zatrzymaa się pod domem Kolskich.
Aż słyszę pisk opon w tym aa...
No, nasza policja piszczy oponami nawet hamując silnikiem.

Otworzyli furtkę, a następnie zapukali do drzwi. Otworzyła im Wanda Kolska-mama Damiana.
-Dzień dobry, o co chodzi?-zapytała Adama i Marka.
-Dzień dobry, komisarz Zawada i podkomisarz Brodecki-Adam przedstawił siebie i przyjaciela-Pani Kolska?
-Tak, to ja.
-Możemy wejść?
-Ale o co chodzi?-zapytała wpuszczając policjantów do środka.
-O pani syna...-powiedział Marek.
-Proszę!- Wanda zaprowadziła Marka i Adama do pokoju-Krzysiek, chodź na dół!-krzyknęła w głąb mieszkania.
Jedno jest pewne - z pani Kolskiej nie jest w żadnym razie panikolska. Ja na widok gliniarzy na progu pytających o syna od razu dostałabym co najmniej arytmii.
A ona spokojnie zwołuje męża na dół. Krzysiek, mimo tego, że nie jest to pora na śniadanie - schodzi.
Bo Kolska jest w ogóle spokojna...

-Damianek kochał piłkę nożną-opowiadała matka denata
Jak subtelnie.
Prawie jak “matka trupa”.

-Tak bardzo się cieszył, kiedy przyjęto go do drużyny...Trener mówił, że jest...to znaczy był najlepszy w drużynie...-wybuchnęła płaczem.  
-Czy syn miał jakiś wrogów?-zapytał komisarz.
Takich, co bardzo starali się sprzątnąć go z pół kilometra?Posiadających snajperkę? Takich, co odbyli kurs posługiwania się karabinem wyborowym?

-Nie...kogo? Był bardzo dobrym chłopcem...-ojciec Damiana przetarł łzę-Wszyscy w drużynie go lubli i w szkole też. Na nic, ani na nikogo sie nigdy nie skrżył.
Na głowie kwietny miał wianek, a przed nim bieżył - przepraszam, bżył! - baranek.
Proszę o uważne czytanie: bżył, a nie bździł!
Więcej dykcji, proszę państwa, dykcji więcej.
Skrżył - skrzył (się) jak marmurowy Edzio.

-A do jakiej szkoły chodził?-zapytał Brodecki.
-Na Ks. Skorupki(na takiej ulicy była moja podstawówka:P).
Warszawa, Tarnów, Janów Lubelski?

Klasa II d...wychowawczynią jest pani Ewa Miłońska -odparła Wanda-Złapcie tego, kto to zrobił, proszę...
-Zrobimy co w naszej mocy...-Adam podał rękę rodzicom, w jego ślady poszedł Marek-Do widzenia!
- Ale proszę nie liczyć na cud, my też mamy przecież swoje życie osobiste, a kolega jest właśnie zakochany.
Rzeczy niemożliwe załatwiamy na miejscu, po cuda to do najbliższej świątyni.

Adam i Marek byli w gabinecie inspektora. Panom towarzyszyła Wiśniewska.
-No to teraz jedźcie do szkoły, może czegoś się dowiecie!-powiedziała-A potem jeszcze raz porozmawiajcie z trenerem i chłopakami z drużyny!
-Dobra!
- Kogo w takim razie przesłuchiwał Szczepan?
Przecież aŁtorka napisała, że WSZYSTKICH. Popyla po całej Warszawie, utknął gdzieś w okolicach Zamku, przesłuchuje turystów.
Straszy szparą między zębami...
Jeśli po nachalnym nagabywaniu wszystkich, w ogóle ma jeszcze jakieś zęby.
Najwyżej ma przerwę na papierosa. Między jedynką a dwójką.

Adam i Marek opuścili gabinet inspektora, a następnie udali się na parking, skąd odjechali do szkoły dentata.
Któremu na imię było Vagin.

Marek i Adam stali pod pokojem nauczycielskim i czekali na wychowawczynię Damiana.
Przestępując z nogi na nogę ze zdenerwowania.

Wszystkie dziewczyny przechodzące obok nich bacznie przyglądały się Brodeckiemu.
-Ale ciacho!
Zupełnie tego nie rozumiem, nawiasem mówiąc. Ale podobnie mam z JFK - nie mogę pojąć, jak mężczyzna o aparycji buldoga mógł być uważany za atrakcyjnego.
*gugla, paCZy, krzywi się i przytakuje koledze*
Koleżance! To ja, Dzid!
Przepraszam, jakoś słabo widzę kolory, to opko mnie przymula.

Adam śmiał się z kolegi, który stał czerwony jak burak śmiejąc się pod nosem.
Chichotali i poszturchiwali się łokciami.
Brak przecinków sprawił, że zwizualizowałam sobie chichoczącego buraka.
Hmmm... To zastanawiająco częsty widok, zwłaszcza w komunikacji podmiejskiej.

-Dzień dobry! Nazywam się Ewa Miłońska...-do komisarzy podeszła kobieta ok. 40-Chcieli panowie ze mną rozmawiać.
-Dzień dobry! Komisarz Zawada i podkomisarz Brodecki z komendy stołecznej-Adam przedstawił siebie i kolegę-Prowadzimy śledztwo w sprawie zabójstwa Damiana Kolskiego....
-Słyszałam! Taka tragedia...-nauczycielka pokręciła głową.
Pani jakoś nie wygląda na zbyt przejętą tym morderstwem.
Co chcesz, w klasach się kiszą po trzydzieścioro i więcej, przynajmniej jeden z głowy.
Młodzież gimnazjalna taka okropna, to se trochę Ewcia odetchnie.

-Taak...Chcielibyśm zadać pani kilka pytań.Jeśli to możliwe, w jakimś spokojniejszym miejscu, niż korytarz-głos zabrał Marek.
-Oczywiście! Proszę za mną!
I zabrała ich do kanciapy woźnego.
Do kanciapy pana od wuefu!
Nie, tam nie, tam flachy stoją.
A w toaletach śmierdzi papierosami.

Marek i Adam rozmawiali z panią Ewą w jakiejś pustej sali. Brodecki siedział na ławce, natomiast komisarz i Miłońska siedzieli na krzesełkach.
Gdyby było odwrotnie, pani Miłońska górowałaby nad nimi i nie byłoby rozmowy.
A tak Brodecki siedzi wyżej i majta nogami.
Za to jego koledzy smyrają się kolanami po uszach.

-Wszyscy mówią, że Damian był aniołem...-zaczął komisarz.
-Dla rodziców i kolegów tak-przytaknęła Ewa-Ale nie dla nauczycieli! Tyle skarg na niego było!
O, mamy pierwszą podejrzaną!
Daj spokój, po całym dniu z gimbusiarnią nie utrzymałaby gnata.

To jego drugie gimnzazjum. Ze wcześniejszego odszedł, ale podobno jego dni i tak tam były policzone.
Prawdu każe...
Trzeba sprawdzić, czy któryś z nauczycieli nie kupił ostatnio snajperki.
Policzone, zważone, rozproszone, jak mówi Pismo.

Dyrektor chciał go przenieść! Nauczyciele nie dawali sobie z nim rady...-pokręciła głową.
Od kiedy zakazano stosowania niezawodnych metod wychowawczych, takich jak klęczenie na grochu, nauczyciele mają przerąbane.
I przepraszam: skargi były, wywalili go z poprzedniej szkoły, w aktualnej dyrektor chciał tez go usunąć - a dla rodziców i kolegów Damian był aniołem? Szkoła już nie ma obowiązku informowania rodziców o poczynaniach dziecka?
Ej, to akurat norma, rodzice bywają przerażająco zaślepieni.

Oraz, do ciężkiej deutery, dlaczego przy rozmowie policji z nauczycielką na temat zamordowanego ucznia nie jest obecny dyrektor himself?!
A po co?
Bo tak jest ogólnie przyjęte w ważnych szkolnych sprawach? ;)
Oj, gdyby to było tak istotne, rozmowa toczyłaby się w gabinecie dyrektora, a nie w pustej klasie.
Nie takie rzeczy w gimnazjach widziano...

-A do jakiej szkoły chodził wcześniej?-zapytał Adam.

Zadzwonił telefon Marka.
-Przepraszam-odparł komisarz i wyszedł przed salę odebrać połączenie.
-Chyba nr 7 na Rolnej... Tak 7!

[To dzwoni Basia, poskarżyć się, że przyszła Patrycja i bawi się z Krzysiem.]

W momencie gdy Brodecki chował telefon do kieszeni, drzwi sali otworzyły się. Wyszli z niej Adam i pani Ewa.
A za nimi wąż.
A oboje odziani tylko w liście paprotki z parapetu.
A jabłko już zeżarli.
Ale Adam poznał Ewę jeszcze przed paprotką i jabłkiem. Zgłaszam reklamację.

-Narazie dziękujemy, bardzo nam pani pomogła, do widzenia!-komisarz pożegnał się z nauczycielką i spojrzał na Marka-Coś się stało?
-Baśka dzwoniła. Patrycja jest u nas...Zawieziesz mnie tam? Basia mówi, że nie ma potrzeby, ale wiesz jaka jest Patrycja...
Basia dostanie ochronę na resztę życia, bo ta Patrycja to JAK POPATRZY...
Gotowa na nią napluć!
Daj spokój, złe oko is a serious business.

-Wiem, wiem! Chodź!
W środku dochodzenia rzucają wszystko, aby ruszyć z odsieczą i odbić Baśkę z rąk Patrycji.
Patrycja będzie się ostrzeliwać zza imbryka z herbatą.

A po drdzoe opowiem ci czego dowiedziałem się od tej nauczycielki...Ten nasz denat nie był taki święty za jakiego każdy go uważał...
Kopał szczeniaczki i pluł na godło.
Chodził na ustawki i miał kolekcję szalików.

[Na miejscu okazało się,  że Basia przeżyła, w dodatku usmażyła górę naleśników, więc można sobie pogawędzić].
Po zjedzeniu pysznych naleśników zrobionych przez Baśkę Adam i Marek powrócili na komendę.
Tak, moi drodzy, tak się pracuje w Policji. Od jutra wszyscy wychodzimy w środku dnia na obiadek!

Marek szukał informacji o Damianie i jego rodzinie, natomiast Adam przeglądał akta podobnych spraw.
Podobnych, czyli wszystkich zabójstw przy użyciu broni palnej? Noooo, to trochę mu zejdzie...
Sprawy podobne to takie o podobnej objętości akt, może.

-Mam!-powiedział po jakimś czasie Brodecki-Damian Kolski, lat 15. Zamieszkały na Kwiatowej 3.
E - przepraszam. Takie informacje on wyszukuje TERAZ? Po rozmowie z rodzicami i z nauczycielką? *pada ze śmiechu*
Eureka! Czyli “podajcie mi ręcznik!”

Podstawówkę ukończył z wyróżnieniem. Gorzej w gimnazjum. Do I klasy uczęszczał na Rolnej do gimnazjum nr 7. Kilka razy przyłapano go na wagarach, raz znaleziono narkotyki...
Rzeczywiście zatwardziały przestępca. Ciekawe, dlaczego “każdy go uważał za świętego” - miał takie śliczne niebieskie spojrzenie, jak Amon Goth?
Dzielił się z kolegami narkotykami, to wystarczyło.
Z rodzicami chyba też.
Z nauczycielami też. BTW - ukończenie podstawówki z wyróżnieniem to zaiste mocna rzecz.

-Trzbea pójść do Rokiego i popytać o niego. Czytaj dalej...
-Badania krwi nic nie wykazały, podejrzany o pobicie nauczycielki, wymigał się.
Nie rozumiem.
Nauczycielka sama nadziała mu się na pięści, rozumiesz. I tak dwadzieścia pięć razy.
Czekajcie, ale po co robić badania krwi? Na obecność narkotyków? Przecież są narkotesty. A poza tym, przecież mógł handlować nie ćpając, nie?

Rodzice Wanda i Krzysztof nienotowani.
-Dobra Marek ty jedź do tej szkoły na Rolnej, ja pójdę do Rafała, może coś wie...Za godzin tutaj, okey?
Podkomisarz pokiwał głową i obaj policjanci rozeszli się w dwie różne strony.
Czyli rozmnożyli się przez podział i teraz jest ich czterech.
Pantofelki intelektualne i prokreacyjne.

Dwóch chłopaków siedziało na ławce przed blokiem. Palili papierosy..
-Ty, a jak ktoś na Rolnej nas sypnie?
Rolnik nawozem...

Michał wiesz, że oni po sprawie z Różą nas nienawidzą!-zapytał jeden z nich kolegę.
-Karol(:* dla Buziaczka22:) ) spox! Ale kto się domyśli? My? Przecież się z nim kolegowaliśmy jak chodził na Rolną, razem handlowalismy prochami-Michał wyrzucił peta na trawę.
Tak, to ich ostatecznie uniewinnia.
Dostaną tylko mandat za zaśmiecanie trawnika.

-Tak! I każdy wie, że przez niego nie dostaliśmy się do drużyny!
-Nie tylko przez niego! A zresztą...masz trochę k***  racji! Gdyby nie nakablował trenerowi o anfie... Cholera! To co robimy?
Co to jest “anfa”?
Między innymi TO. I nawet tematyka kablowania by się zgadzała... Tylko nie rozumiem, skąd taki popłoch wśród kolegów - bali się, że trener ich tam wyśle na zawody?
Ale po co kablował trenerowi? Nie lepiej było zarabiać w drużynie? Sportowcy też ćpają...

-Myślałem, że ty tu jesteś od myślenia!
-Mam pomysł...
Pomyślałem, że mam pomysł.

Marek właśnie wychodził ze szkoły. Zadzwonił jego telefon.
-Halo! Cześć Adam! Tak, rozmawiałem! To samo co Miłońska. Dobra! Narazie!-włożył komórkę do kieszeni i wsiadł do toyoty.

-Nic nowego się nie dowiedzieliśmy-Adam siedział u Rokiego(jak błąd to sorry:P).
Nie ma sprawy. To nie jest najgorszy błąd w tym opku.
A ja się właśnie wścieknę! Do jasnej i ciężkiej cholery, tak trudno jest wpisać w Googla słowo “Kryminalni” i SPRAWDZIĆ?
BOOOORING.

-Ja wiem tyle, co powiedziałem. Nieciekawy typ, ale jego rodzice mają tak dobrych prawników, że od wszystkiego się wymigał. Uważali go za  aniołka, podobno w drugim gimnazjum się zmienił.
A to ciekawe. Przecież mając w domu aniołka raczej nie korzysta się z usług prawników.
Nie no, czasem trzeba. Niekoniecznie karnistów, ale tak ogólnie...

Popytam jeszcze Patryka, to on go zgarniał. Ale teraz jest na wolnym do końca tygodnia, córka mu się urodziła.
W związku z tym zawieszamy śledztwo do czasu powrotu kolegi z urlopu.

-No to pogratuluj mu od nas!
-Widziałem, że dołączyła do Was jakaś nowa policjantka. Fajna?
Wreszcie rozmowa zeszła na jakiś ciekawszy temat.

-Nawet bardzo, ale Ty chyba jesteś zajęty...
Żaden z nich nie miał na myśli zawalenia pracą, lecz zajęte serduszko.
Zajęte pompowaniem?

-Już nie! Aga wyleciła miesiąc temu do Stanów, doszliśmy do wniosku, że miłość na odległość jest bez sensu...
No, to miłość była,  że huhu.
No wiesz, nikt na świecie nie ma tak długiego przyrodzenia, żeby z Polski do USA sięgnąć.
Chuck Norris?

-To nie ciekawie! Ale nie łudź się-Marek już ją poderwał!-Zawada uśmiechnął się do Rafała.
-Niech go tylko spotkam-obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem.
-Dobra, ja idę do siebie, może Marek już wrócił ze szkoły.
Wyobraźnia podsuwa mi obraz Marka, z tornistrem na plecach, jak wraca ze szkoły, więc trzeba dać mu zupy i spytać jak mu poszło na polskim.
Sądząc z opka - nędznie.

Narazie!-komisarz opuścił gabinet Rokiego i poszedł do swojej kanciapy.
Ech te obowiązki, wciąż tylko praca i obowiązki. W dodatku jeden ma gabinet, a drugi ledwie kanciapę.

Adam i Marek po wymienieniu się informacjami pojechali do domu Kolskiego.
-Dzień dobry, wiadomo już coś?-przywitała ich matka denata.
Zawsze czytam “matka denatka”.

-Dzień dobry, możemy wejść?-zapytał komisarz.
A nie że tak chamsko w drzwiach.
No. Kultury trochę, karwaszmać.

-Oczywiście, proszę!

-A czym tu się chwalić?-policjanci oraz rodzice Damiana siedzieli w salonie-Pan by się chwalił, gdyby pana dziecko bylo zamieszane w narkotyki?
-Tu nie o to chodzi! To może mieć duże znaczenie w sprawie. Ktoś mu to podrzucił, kupił od kogoś?-Adam.
Nie noooo, syn tylko raz krzaczek na spacer wyprowadził...

-Podobno jacyś jego dwaj koledzy chyba Michał i Karol obiecali dużo pieniędzy, jeśli to sprzeda.
Z tego wynika, że rodzice świetnie wiedzieli, że jest dilerem.
Możliwe, ale wiesz - petunia nie omlet.

Nie wiedział, że chłopak, któremu to sprzedaje jest synem dyrektorki...
A czym tu się chwalić? Pan by się chwalił, że ma syna kretyna?
Jest i druga podejrzana: dyrektorka...
Słodki Jezu... To on chodził od gościa do gościa, jak jakiś upierdliwy akwizytor i tak bez wyboru wciskał te dragi? “Odkurzacze, noże laserowo ostrzone, trawka, blendery...”

Marek i Adam spojrzeli na siebie.
-A mają państwo adresy tych dwóch kolegów?-zapytał Brodecki.
-Nie, ale pewnie są w szkole!-ojciec.
O nazwiska nikt nie spytał. Przecież to oczywiste, że w każdej szkole jest tylko jeden Michał i jeden Karol.
Zwłaszcza w takim molochu, gdzie nie wie się, kto jest synem dyrektorki szkoły, hehehe...

-Ma pan rację-odparł Adam-Narazie dziękujemy i w razie gdyby państwo sobie coś przypomieli proszę o telefon-podał im swoją wizytówkę-Do widzenia państwu!
-Do widzenia!-podkomisarz.
-Panie komisarzu...-odezwał się ojciec.
-Tak?-Adam odwrócił się.
-Dziękujemy!-Kolski uścisnał dłoń Zawady.
Policjanci wyszli z domu Kolskich i odjechali na komendę.
Zawada przez całą drogę z uwagą przyglądał się swojej dłoni.
Lub też temu, co Kolski dyskretnie w nią wsunął...

Marek i Adam siedzieli w kanciapie i przeglądali akta.
-Jutro pojedziemy do szkoły na Rolną-powiedział Adam
Po co się spieszyć? Co masz zrobić dziś, zrób pojutrze. Będziesz mieć dwa dni wolnego.
Nareszcie mówimy jednym językiem, Jaszu.

-Popytamy o tych dwóch chłopaków.
-A jak będą chcieli zwiać?-zapytał Brodecki.
-Myślę, że pietnastoletni chłopcy nie wpadną na taki pomysł.
Powinien jeszcze w swej rozbrajającej naiwności dodać, że piętnastoletni chłopcy nie wpadną na pomysł handlowania narkotykami.

Dobra Marek, nic tu po nas-jedziemy do domu.
Jest już po drugiej, nie warto wracać do firmy.
That’s my boy. :D

Zwłaszcza, że Zawada ma spotkanie z dziewczyną:
-Co jej powiesz?-Iza leżała przytulona do Adama.
-Prawdę...Że jej nie kocham!-Adam bawił się włosami ukochanej-Kocham Ciebie...-chciał pocałować ukochaną, ale zadzwonił jego telefon.
-Cholera!-zaklął po zakończeniu rozmowy-Muszę jechać na komendę.
-Co  się stało?-zapytała dziennikarka.
-Chyba mamy zabójcę...-powiedział i wykręcił numer Marka...
Zabójca, śledzący pilnie postępy “śledztwa”, był tak zdegustowany działaniami dzielnych stróżów prawa, że sam oddał się w ich ręce. Nie mógł dłużej znieść zupełnego braku zainteresowania z ich strony.
No dajże spokój, ile można opóźniać akcję? Tutaj “retardacja” nabiera nowego znaczenia...

Jest notka :) Sorki, że tak dawno tu nie pisałam, ale temperatura panująca na dworze nie sprzyja pisaniu (mówię jak moja polonistka z podstawówki:P).
Boziu, chociaż jedno zdanie napisane poprawną polszczyzną! *pada na kolana i wznosi dziękczynnie oczy ku niebu*

Pół godziny później obaj policjanci siedzieli w pokoju przesłuchań. Oprócz nich w pomieszczeniu był 15-letni chłopak.
No doprawdy, a ja myślałam, że Zawada z Brodeckim będą się przesłuchiwać nawzajem.

-Karol powiec (po wiecu mi powiedz) mi-zaczął Adam siedzący przy stole-Kiedy ostatni raz widziałeś Michała Zabłockiego?
-Wczoraj. Rozmawialiśmy.
I bawiliśmy się mydłem.
A potem Zabłocki wyszedł.

-O zabójstwie Damiana?-zapytał Marek siedzący na parapecie.
Karol pokiwał głową.
-Dlaczego to zrobiliście?-głos zabrał komisarz.
-Bo gdyby nie nakablował trenerowi, że handlujemy prochami gralibyśmy z Michałem w drużynie!
Jak to ambicja zabija...
Jezusiemaryjo, czemu takie talenty się marnują, kopiąc piłkę na boisku? Z pięciuset metrów trafił w ruchomy cel, toż on powinien być w sekcji strzeleckiej!
Albo nasz “dentat” był godnym następcą Rasiaka, który przy dobrym wietrze mógłby za drewniany element kulochwytu robić.
Chyba wyjaśniła się mizerota polskiego sportu. Działacze nie rozumieją słowa “strzelać”. Zapewne w sekcji strzeleckiej nikt nie zwraca uwagi na chłopców celnie kopiących naboje do bramki.

-Wiesz, mnie jedno zastanawia młody-Marek zeskoczył z parapetu.
-Tak?-Karol spojrzał na niego.
-Dlaczego posuneliście się do czegoś takiego?! Skąd mieliście w ogóle broń?
-Ojciec Michała ma. Wziął od niego.
Michał i Wojciech Zabłoccy wykonali facepalm, a Alina Janowska - headdesk.
Reszta idzie się wyśmiać w kąciku.

-Ale dlaczego zabiliście?
Chłopak wzruszył ramionami.
Pamiętam, on się śmiał, mówił coś o filmach
"Zapamiętaj to" - pamiętam, "prawie tak, jak w filmach"...

-Adres Michała!-powiedział Adam.
-Krakowska 56.
Komisarze bez słowa opuścili pokój zwierzeń i udali się na parking.
Dom Wielkiego Brata opustoszał.

*”tymczasem u Basi...”*
Basia i Krzyś malowali przy stoliku.
-A tu piesek ma oczko...-Basia zrobiła kilka ruchów kredką-A tu ogon.
A tu dupę.
http://rosalek.pl/wp-content/uploads/2010/02/kakao.jpg

*koniec sielankowego przerywnika*

-Ale to nie ja!-krzyczał Michał.
W salonie Zabłockich siedzieli Michał, jego ojciec, Adam i Marek.
-Karol wyraźnie powiedział, że to Ty tam byłeś!-powiedział lekko zdenerwowany Marek-Przyznaj się!
Przyznaj się, oszczędź nam roboty! Byłeś tam i juś!
Ale gdzie?
Po drugiej stronie lufy.

-Ale to k****  nie ja!
Chce powiedzieć, że jakaś prostytutka zastrzeliła nastolatka?
Też się zastanawiałam, ale przecinka tam nie ma.
Phi, opkowy przecinek to żaden dowód.
To poszlaka.

-Michał!-upomniał podejrzanego ojciec.
-On...-chłopak uspokoił się-Damian powiedział trenerowi...
...że ma dziurawe trampki?
-Synu, co Ty mówisz?! To WY? To Karol cię do tego namówił, tak?-Zabłocki wstał z kanapy.
Sprzeciw! Ojciec sugeruje podejrzanemu treść zeznania!
Ej, moment. Damian powiedział, a to prowadzi do wniosku, że ci dwaj strzelali? Chwilunia, wodzu, nie tak szybko.

-To był mój pomysł...to znaczy nie tylko mów...my, to znaczy ja i Karol...W naszej klasie była taka Róża...jej brat, Radek...
-O czym ty mówisz?-wszedł mu w słowo komisarz.
-Damian...on jak handlował jeszcze, to sprzedał anfę  (aMfa, aŁtoreczko, nie anfa) Róży, taka jedna z naszej klasy. Uzależniła się.
Taaa, po jednym razie.
To nie amfetamina, tylko prędzej heroina była.


Gdy Kolski z tym skończył brała od nas, a potem od takiego z II e, ale jego już przymknęliście.

-Co dalej?-drążył Marek.
-Jej brat, Jędrek
A nie Radek?
Amnezja opkoidalna akapitowa - amnesia opkosis acapitosa.

 się wku... znaczy wkurzył jak się dowiedział, że bierze. To Damian sprawił, że zaczęła, więc...
-Wiedząc, że dzieci do paki nie wsadzą kazał Wam go załatwić i zapłacił, tak?-zapytał Adam.
Taaa, jasne... Nie wsadzą. 15 lat mieli, więc w tym przypadku zastosowanie ma art. 10 §2 KK, zwłaszcza, że popełnili czyn z art. 148 §1, 2 lub 3 KK. Sorry, chłopaki, jesteście w czarnej okrężnicy. Wszyscy.
Jak was nie oskarżą o zabójstwo lub współudział, to mają jeszcze do dyspozycji art. 240 k.k.
§3 mógłby ich z tego wyciągnąć...

Michał pokiwał głową.
-Ile Wam dal?-to pytanie zadał Brodecki.
-Mi 20 tys, bo...-tu spojrzał na ojca-bo...to z broni mojego taty miały paść strzały....
Ze szpady?!
Szabli. SZCZały prawdziwOM szablOm.
Nieee, strzały miały się paść.
Na ty hali mały, raz, dwa, trzy,
hej, pasom sie strzały, raz, dwa, trzy!
A to była pierwsza zwrotka, teraz będzie druga zwrotka:
na ty hali mały, raz, dwa, trzy...
I tak dalej.

-Michał!-krzyknął pan Zabłocki-Jak mogłeś...?
Nooo, to i tatuś beknie... Do dwu lat kicia, zgodnie z obowiązującą wykładnią Ustawy o broni i amunicji art. 50 ust. 1. Dobrze, że się promocje nie sumują, bo jeszcze by dostał areszt albo grzywnę za niedopełnienie warunków przechowywania (art. 51 ust. 2 pkt. 8).

-Proszę się uspokoić...-Adam położył dłoń na jego ramieniu-Mów-spojrzał na Michała.
-A Karolowi 18 tys. Mieliśmy nie sypnąć...-spuścił głowę.
Te warszawskie ceny... Za moich czasów to za maksimum 10k chodziło.
Ciekawi mnie, skąd braciak Różyczki miał tyle szmalu?
Dostawał kieszonkowe i pilnie wrzucał do świnki.

-Gdzie mieszka Jędrek?
-Na Zielonej 45. Jędrzej Szczęsny.
Nie taki szczęsny, jak widać.
I nie tak zielono będzie mu za chwilę.


-Słuchaj!-Marek prowadził zatrzymanie
Jak się prowadzi zatrzymanie?
Za rączkę?
Za trzymanie. Za uchwyt. Ten prowadzony miał.

Marek prowadził zatrzymanie Jędrka-I tak jesteś udupiony przez tych małolatów! Jak chcesz mieć mniejszy wyrok to zacznij w końcu gadać!
-To nie ja!
-To już wiem! Mów do cholery!
-Zacznij mówić-do pokoju wszedł Adam-bo komisarz Brodecki wku*** się jeszcze bardziej i będziesz miał przekichane!-Marek ustąpił mu miejsca.
I spuści ci wp***l, jak na profesjonalnego glinę przystało.

-K** już! No bo ten sku** sprawił, że moja siostra ćpa!
-I dlatego kazałeś załatwić go 15-latkom tak?-zapytał spokojniej Marek.
Jędrek pokiwał głową.
-No to sobie nieźle to wykombinowałeś! Teraz przesłucha cię pani prokurator masz być miły!
Nie zapomnij powiedzieć “dzień dobry” i nie używaj brzydkich wyrazów przy kobiecie!
I szurnij nóżką, jak się będziesz witać!

-Adam i Marek opuścili pokój zwierzeń.
Co ona ma na Bora z tym pokojem zwierzeń, to jest celowe czy nie wie, że to się pokój przesłuchań nazywa?
A mogła zaszaleć i napisać “konfesjonał”.

A na koniec wisienka na torciku:
Notka miała być wcześniej, ale net szfankował.

A opek o miłości Basi i Marka, jest tyle, że jak będziecie (nie)grzeczni, to jeszcze kiedyś Wam jakieś zaserwujemy, haaaaaaa!...
Nie strasz, błagam.

Z mrocznego pokoju przesłuchań w Sękocinie pozdrawiają: Dzidka bawiąca się pałką, Jasza rysujący psa, Sineira w konfesjonale i Purpurat wyciągający wnioski spod szafy
a Maskotek sieka naleśniki szablą.