Drodzy Czytelnicy! W dzisiejszym odcinku poznamy mroczne sekrety pewnego polskiego miasta, które, choć z pozoru spokojne i pełne uroku, w istocie jest stolicą zbrodni i mrocznych sił. Dowiemy się, co robić, gdy znienacka zagada do nas truposz w prosektorium, poznamy też poetę, którego Wena wzywa o świcie oraz przekonamy się, jak niebezpieczny może być handel produktami spożywczymi. A oprócz tego wszystkiego, zapoznamy się z nowatorską metodą zapisu dialogów. Indżoj!
Opko dostarczyła Lychnis. Dziękujemy!
Mój najdłuższy dzień
Dodał: kledman 2012-09-09 20:07
http://fantastyka.pl/4,7928.html
Analizują: Kura i Sineira.
Mam na imię Asia i jestem nekromantką.
Kwik! Nie no, w sumie nikt nie twierdzi, że nekromantka nie może mieć na imię Joanna i używać zdrobnienia, ale jakoś to tak brzmi...
Mam na imię Zdzichu i jestem anonimowym nekromantą.
Mam pewien dar, który odziedziczyłam po dziadku.
Można powiedzieć, że dostałam w spadku.
Jego syn, czyli mój tata, go nie posiada.
Tak się to jakoś przedziwnie składa.
Dziadek mówi że takie cechy dziedziczy się co drugie pokolenie.
I nie pomaga na to żadne biadolenie.
Więc wypadło na mnie...
I chciałam utopić się w Jamnie.
Zaczęło się odkąd miałam trzy lata.
Bardzo przerażony był mój tata.
Nie, nie zobaczyłam zmarłego pradziadka, wujka bądź przyjaciela domu.
Nie zobaczyłam też mordercy skradającego się po kryjomu.
Przeżyłam i przeżywam nadal coś innego...
I nikt mnie nie rozumie i nic wam do tego.
Aj! Budzik znowu mnie zaskoczył. Popularna z telewizji i radia muzyka, wydobyła się nagle z mojej komórki i wzywała mnie do rozpoczęcia nowego dnia.
Mamy poważne podejrzenia, że było to "I got you, babe" Sonny'ego i Cher, a dlaczego... zaraz zobaczycie.
Po omacku znalazłam telefon i wyłączyłam nieznośny budzik. Odrzuciłam, walający się pod kołdrą opasły tom medycznej wiedzy,
O, ja też uczyłam się metodą “śpimy z książką pod poduszką”!
Ja też, ale wkładałam książkę pod poduszkę, by wiedza przedostała się magicznym sposobem do głowy. Asia natomiast ładuje opasłe tomy pod kołdrę - widocznie chce podkreślić, że ma naukę w odwłoku. BTW nie ma czegoś takiego jak “tom wiedzy”.
kiedyś będzie trzeba pójść na te studia. Ale to później.
Teraz czas na kąpiel i wybranie kreacji na dziś.
A na studia pójdę za kwadrans.
Albo jutro, jak mi się zachce.
Ułożenie włosów w coś takiego co będzie zarówno przeciętne, bez żadnych wariacji, ale trochę przykuwające oko.
Proponuję fryzurę “piorun walnął w mopa”, bardzo popularna w zbiorkomie w godzinach rannych i łatwa do wykonania.
I przykuwająca oko, niewątpliwie.
Dobra, teraz trzeba coś zjeść. Minęłam pokój rodziców i... moja młodsza siostra znowu zostawiła swoje klamoty na podłodze. Aj!, jak boli. Takiego fikołka to nawet na WF-ie nie zrobiłam.
Znałam taką, co złamała sobie nogę na klocku LEGO. Na “dwójce”, ściślej mówiąc...
- Kochanie to ty? - odezwała się mama ze swojej sypialni. - Weź tak nie hałasuj i zrób nam przed wyjściem herbatę.
- Dobrze mamo – przekleństwo zachowałam dla siebie.
Sama siebie zwyzywała od kurtyzan i od razu poczuła się lepiej.
W kuchni ściszone radyjko grało przyjemną dla ucha muzykę metalową, że aż dziw że niektórzy nie dostrzegają w niej piękna.
Wow. Jakie radio nadaje metal o poranku? Nie mówię o internetowych.
Rozgłośnie studenckie, proszę Kury. Wiem, bo mam taką ustawioną na radiobudziku.
Poranna kawunia i przepyszne kanapki, przed robotą. Czego można chcieć więcej? Końca zmiany, owej roboty – odpowiedziała sobie w myślach.
Dziewczyno, dopiero zaczynasz, to co będziesz mówić za dwadzieścia lat?
Zobaczyłam go, stał tam gdzie go wczoraj zostawiłam. Trzy i pół konna maszyna stała oparta o ścianę garażu, gotowa do podboju dróg. Inni śmieją się że to tylko skuter, ale dla mnie jet to maszyna wyższych lotów.
Jak najbardziej, zwłaszcza jeżeli to Jumbo Jet
Jest to przecież Romet, na jego logo widnieje koń z skrzydłami, a ja podczas jazdy czuję jakbym nie na skuterze, a na owym koniku jechała.
Tak strasznie podskakuje podczas jazdy?
A od czasu do czasu rży i parska..
Romet mój to jest tooo, kocham goooo!
To prawdziwe cudeńko...
- Odpal, nie rób mi tego ty stary capie – wiecie, nawet w najlepszym małżeństwie zdarzają się kryzysy.
(Uwaga, prywata.) Serdecznie dziękuję w imieniu wszystkich spokojnie śpiących ludzi, których sąsiedzi lubią sobie pogazować na miejscu, bo wyprowadzenie pierdziawki za furtkę przekracza ich możliwości. (Tak, mój sąsiad też ma skuter.)
Poza kaszlaniem silnika doszedł do mnie odgłos rytmicznej pracy kosiarki. To pan Edziu znowu kosi trawnik z rana.
- O, to ty Aśka...
- Witam pana. – Dobra, teraz tylko otworzyć furtkę, do gazować i można jechać. - Pan już o tej porze na nogach?
- No widzisz, tak się złożyło, a właśnie! Od dłuższego czasu pracuje nad nowym wierszem, który pasuje do takiej właśnie sytuacji. Hm, Kobieta krasnaja (Jestes pewna, droga aŁtoreczko, że chodziło Ci o “czerwoną”?) ma już dość. Nie wytrzyma tych mąk ni chwili. Ucieka, idzie ku wstającym słońcu. (A cóż tam mu wstaje, temu słońcu?) - furtka otwarta, tylko niech teraz złapie gaz... - Rusza ku wolności i tego jednego (... jej brakuje). By w podarku dać mu tą (tę!!!) jedyną... No właśnie zatrzymałem się w tym martwym, końcowym punkcie. Wiesz to musi być coś takiego, podniosłego, symbolicznego.
Albo “Pantofelek” Bursy.
- Pracę...? - O załapał gaz, wyjeżdżamy.
- Nie, to zbyt przyziemne. ...dać mu tą jedyną... prawdę? Nie to bez sensu...
„Pisk” opon skutera przewyższył głos kosiarki i dziewczyna wjechała na jezdnie.
Uwaga, przekroczyliśmy Linię Zmiany Narratora!
- Wcale nie. Praca pasuje, coś o tym wiem bo się do niej właśnie spieszę [DZIWKO!!!] – powiedziała na odchodnym Asia.
- Co tu mamy Kaśka nowego? - spytała Asia koleżankę w białym kitlu.
- Kondrat Miałczyński. [Kwiiii! To już wiemy, kto był inspiracją][Bez jaj, ona chyba nie sądzi, że KonDrat to imię???] Wiek trzydzieści i cztery [dziesiąte], zamieszkały, no tutaj w Nowym Sączu. No i tyle nas powinno interesować. A nawet mniej. - Wyrecytowała znudzonym głosem blondynka i wprowadziła stół z kółkami na środek sali. - Miłej zabawy, ale się spiesz. Ten kochaś długo tak nie poleży, jutro do kremacji go zawiozą.
Mizamacie, odstąp, idź precz. Kochaś. Powiedziała “miłej zabawy” i “kochaś”. *załamuje białe dłonie*
Hm, stężenie pośmiertne... tfu! *bierze miotłę i rozpędza opary Miazmatu*
- Powiedziała i jak szybko się pojawiła w drzwiach, tak szybko za nimi zniknęła.
Wrzawa szpitalnego personelu i pacjentów zagłuszyła kroki oddalającej się pielęgniarki.
Matko, ależ się drą w tym szpitalu!
Może akurat trafiła na akcję protestacyjną?
Dziewczyna wstała od biurka i podeszła do stołu. Poniosła wiszącą na nim kartę informacyjną. Czytając, co róż [i nagietków] spoglądała na białe płótno leżące na stole, a raczej na to co było pod nim schowane.
- No, panie Konradzie, to będziemy się żegnać z tym światem – wyciągnęła rękę do przodu i odsłoniła górną połowę ciała zmarłego.
Taaa, taka złamana ręka z miejsca dodaje dziesięć lat, a noga dwadzieścia.
Za to złamany środkowy palec odejmuje, zwłaszcza zagipsowany.
- Zobaczmy co przy sobie chowasz.
Nad portfelem zastanawiała się jeszcze dłużej, ale w końcu, z ciężkim westchnieniem, odłożyła.
- Co się stało? - powiedziała cicho dziewczyna w kierunku, trupa. - Nie bój się, zaraz to się skończy.
Zależy, czy chcemy się bawić w metafizykę. Przed nieboszczykiem jeszcze sekcja, transport i kremacja, całkowity spokój to dopiero potem.
Dziwny ten świat. Człowiek parę godzin temu umarł a już rodzina każe go skremować. Mieli dać czas do jutra, a tu nagle okazało się że dziś będzie jeszcze spalony...
Takie szybkie spalanie to można ewentualnie zamówić w klinice weterynaryjnej.. dla chomika. W poznańskim krematorium rezerwacji trzeba dokonać nie później niż na jeden dzień przed planowaną kremacją.
No nic, jeszcze godzinka i koniec zmiany.
- Kaśka! Chodź, pan Kondrat jest już gotowy. Zabieramy go do spalarni.
- Spokojnie, na akord nie pracujemy.
O tej wrzawy na korytarzu aż mi uszy bolą. Krzyczą, biegają, płaczą. No będzie trzeba pójść kiedyś na te studia i skończyć z pielęgniarską fuchą.
I żadnych izb przyjęć, żadnego pogotowia, wyłącznie prywatna praktyka w zacisznym, wytwornym gabineciku.
Pielęgniarka, a na studia jeszcze nie poszła? Coś tu pośmierduje... Kto jej dał prawo wykonywania zawodu?
Z łapanki ich tam biorą.
Wszystko było by nawet znośne, ale te trupy, nieraz można przez nich oszaleć. A ten Kondrat, krzyczy normalnie wniebogłosy. Zresztą trochę strach.
No myślę. Też bym się przestraszyła, gdyby jakiś trup zaczął wrzeszczeć.
Ciii, to ten jej dar po dziadku.
Jak trup za głośno krzyczy, to nieraz do ludzi dociera, w postaci przesłyszeń, czy jakiś innych szeptów. O już jesteśmy przy drzwiach krematorium. Dziwne, zaledwie rok temu reforma weszła, pół roku temu założyli ją w tym szpitalu, a już takim zainteresowaniem się cieszy.
Reformę im założyli?
*wizualizuje sobie szpital przyodziany w wielkie gacie, coś à la Christo Jawaszew*
- Kaśka, idź powiedz Maćkowi o nowym kliencie, a ja go tu przypilnuje, by nikt nam go nie ukradł. He, he.
- Aleden Koch. (Inwokacja do wszystkich, którzy gotują.) Czego pragniesz duszo? – dziewczyna ni to powiedziała, ni to pomyślała, tak jakby miała jakiś drugi, inny język. (Zna dwa: od butów i swój.) - Aleden Koch. Czego od nas śmiertelnych, lecz żyjących chcesz? Żywności, Błogosławieństwa, czy Pomocy? Aleden Koch. Mów albo zamilknij na wieki!
kto z was pragnie, kto z was łaknie...
Nekromantka otarła twarz trupa rękami i na końcu otworzyła usta palcami. To co się z nich wydobyło, nie nadawało się nawet na śpiew zespole metalowym.
Gazy gnilne?
Tubalny głos spowodował że aż się cofnęła parę kroków. Ale zrozumiała co powiedział.
- Pomocy! - zagrzmiał jeszcze raz zmarły.
Nic dziwnego, siarkowodór jest trujący.
To nie pierwszy raz, wiedziała co się zaraz stanie. Ale wiele o owym Konradzie nie wiedziała, tylko to co z karty informacyjnej. Żadnych poszlak, ale czekaj. Coś się jej przypomniało.
Narratorze, z kim ty rozmawiasz? Jest was dwóch?
Odskoczyła od stołu z trupem i pobiegła wzdłuż korytarza. Mijała zlewające się postacie. Było coraz jaśniej. W końcu wpadła do kostnicy i z blatu biurka pochwyciła torebkę foliową. Spojrzała szybko na wizytówkę, w niej schowaną. Równy rządek druku przedstawiał niejakiego Alfreda Kończynskiego, ekonomistę w Banku SPKa.
Taa, była kiedyś moda na tworzenie portretów przy pomocy maszyny do pisania, niektórzy nawet uważali to za sztukę...
Obróciła wizytówkę i na drugiej stronie zobaczyła ciąg liter, napisany długopisem.
- Siedem, pięć piątek, dwa i zero – wyrecytowała szybko dziewczyna, po czym ogarnęła ją jasność.
- Siedem, pięć piątek, dwa i zero – wykrzyknęła dziewczyna, po czym wyłączyła budzik, który włączył się w komórce.
Nie dość, że znowu zmienił się narrator, to jeszcze dzień świstaka, aghhhrrr, tylko nie mówcie, że aŁtoreczka będzie teraz serwować kawałki tekstu metodą kopiuj - wklej!
Poniekąd. Zaraz, czy “siedem, pięć piątek, dwa i zero” jest zaklęciem przenoszącym w czasie do wczorajszego poranka? W takim razie, co ja tu jeszcze rooooo...
Kuro? Kuroooo! Wracaj tu natychmiast!
Alfred Kończynski, Bank SPKa, znam ten bank. Jest jedna placówka w Nowym Sączu. Kondrat jest stąd, więc pewnie i o miejscowy bank chodzi.
Paczaj, Sine, chyba chodzi o ten bank.
Aj! Ale dziś do pracy trzeba iść. Do kuzynki zadzwonię, może weźmie za mnie tę zmianę. Hm, w sumie dobrze że jej o tym powiedziałam. Dziadek zresztą też miał grono swoich, zaufanych, pomocników. No nic, chyba mam jej nowy numer...
Ale w pierwszej kolejności powinny stać rzeczy najważniejsze. Więc po odłożeniu opasłego tomu wiedzy medycznej, oddała się porannej toalecie i to w zawrotnej prędkości.
KTO, do cholery jasnej, się oddał? Dziewczyno, narracja to nie trampolina, przestań skakać jak wściekła pchła. Jeśli już musisz przytaczać myśli bohaterki, to użyj cudzysłowu lub kursywy!
Bo w zaledwie dwadzieścia minut była już gotowa.
Wybrała numer w komórce i zadzwoniła do kuzynki, która także pracowała z nią w szpitalu.
- No Ewka, mówię ci. To coś poważnego musiało być. Nie, ja tak myślę, na karcie lekarskiej pisało (było napisane!!!) (licho siedziało i pisało) jedynie że samochód go przejechał. Ale zawsze ktoś mógł go pod niego wrzucić. Nie bój się, nic mi nie będzie. Ale przyznasz, fajnie nie?
- Czuje się jak detektyw Sherlock Holmes, mam pierwszą poszlakę. Normalnie jak detektyw... aj! Co? Nic takiego, po prostu moja siostra to bałaganiara. Czemu ja ją (jej) wtedy, w kołysce nie udusiłam...
- Kochanie to ty? - odezwała się mama ze swojej sypialni. - Weź tak nie hałasuj i zrób nam przed wyjściem herbatę.
- O, to ty Aśka. - odezwał się sąsiad Edzio.
[Jak na Dzień Świstaka przystało, dziewczyna powtarza dokładnie cały dialog z sąsiadem. Dla porządku odnotujmy, że tym razem zakończenie wiersza ma brzmieć “osobę”. Potem śledzi pana “Kondrata” w banku, ale nic z tego nie wynika, bo nie jest w stanie podsłuchać rozmowy, więc wycinamy ten kawałek]
Gdzie tak pędzi? Musiał się coś ważnego i złego dowiedzieć. Jak wchodził, wyglądał na przybitego. A teraz to dopiero wygląda jak siedem nieszczęść. Ciekawe o czym rozmawiali? Widziałam jak ten blondyn z którym rozmawiał, napisał mu na wizytówce ten numer.
Hm, zginie zaraz pod kołami samochodu.
Blondyn? Numer?
Wizytówka?
Albo ktoś go pod nie wrzuci. No jak będzie tak po mieście krążył, to nic dziwnego że taka ewentualność może się zdarzyć.
Boje się wyjść z domu, jeszcze mnie ktoś wrzuci pod samochód.
Dzisiaj się nachodzę, to pewne. A tym bardziej po skuter, który został na parkingu pod bankiem.
Ojtam ojtam, Nowy Sącz ma w najdłuższym miejscu jakieś 12 km, nie umrzesz od tego.
O skręca, wchodzi do baru. Club Dinensa Szkapy. Dziwna nazwa.
Dobrze, że nie Cobyła Lounge albo Chabeta Restaurant.
Rumak Bistro.
I sam za ciekawie nie wygląda.
Klub czy “Kondrat”?
Chyba naoglądałam się za dużo filmów...
Dziewczyna weszła do klubu. Zastała w nim ściszoną muzykę i półmrok.
Przypomnijmy, że to wszystko dzieje się dość wcześnie rano...
Za barem stał barman, który wyglądał na takiego, któremu siłownia jest drugim domem, a suplementy obiadem. Ogólnie wyglądało to nieco dziwnie. Wprawdzie za barmanem rozciągał się rząd butelek, a przy stolikach siedzieli sobie normalnie ludzie, niektórzy nawet w jej wieku ale jednak, dziewczyna nie mogła pozbyć się złego przeczucia.
Bo to nie była żadna Szkapa, tylko Błękitna Ostryga!
Konrad jednak nie poszedł ani do stolika, ani do barmana. Poszedł w głąb lokalu. Dziewczyna poszła za nim. Widziała jak dosiada się do gróbki mężczyzn.
Klub zombie na cmentarzysku?
Gróbka należała do mężczyzn, gdyż - jak pamiętamy z poprzedniej analizy - kobietom przysługuje piramida, kurhan lub mastaba.
Siedzieli oni przy stole, w takim boksie, oddzielonym od reszty klubu ścianką. Sąsiedni boks był wolny. Nie został jej duży wybór. Dyskretnie usiadła i zaczęła nasłuchiwać. Wiele nie usłyszała, a jeszcze mniej zrozumiała.
Przez chwile bezradnie rozglądała się po sali. Widziała jak barman realizuje kolejne zamówienie, a kelnerka wychodziła na dwór zapalić. Mam podobny żakiet do jej uniformu – pomyślała. Ale coś się jej przypomniało. Pod stołem leżał pijany kompan tej gróbki.
Czyli urżnięty nagrobek.
Tak, to mogło się udać. Skupiła się i usiadła się bokiem do sali, by nikt nie widział wysiłku wyrytego (rylcem) na jej twarzy. Tak, stary pomysł dziadka. Ludzie pijani wchodzą w stan, podobny do stanu świeżych trupów.
Pod warunkiem, że są zalani w (nomen omen) trupa.
A z takimi jest się najłatwiej skontaktować.
- Witaj Arek – rozmawiała w myślach – pozwól że użyczę sobie (miodu) z twoich uszów.
- To nas nie obchodzi! - powiedział herszt bandy.
- Zrozumcie, to może się stać w każdej chwili – bronił się Konrad. - Nie mogę tak jej zostawić. Beze mnie zginie.
- Masz termin, musisz się wyrobić. A szczam jak to zrobisz.
Aż podskoczyła gdy odezwał się dzwonek jej komórki. Rozmowy za ścianką się urwały, po chwili dało się słychać pojedyncze zdania, po czym Konrad wyszedł z klubu. A tymczasem Asia odebrała telefon.
- Cześć siora! Mam problem. Wiesz szykuje się potańcówka w akademiku. Szykuje wieczorną kreacje. Wyobraź sobie, mam przed sobą cud malina sukienkę. Kolor rdzawy. I dwuczęściowy strój koloru cytrusowego. Jaki mi poradzisz? Jestem w kompletnej kropce.
- Yyy, ten rdzawy. Muszę kończyć.
- Pewna jesteś? Nie jestem do końca przekonana...
Gdy wychodziła z klubu, Konrad kończył przepisywać numer z wizytówki na komórkę. Szybko obróciła się w stronę tablic, wywieszonych obok szyldu klubu, na których była napisana lista drinków, dostępnych u barmana.
- Sikorki śpiewają – powiedział mężczyzna po dodzwonieniu się.
Bardziej w klimacie byłoby: “Sikory złote pod mankietem odmierzają sekund bieg”.
- Seba, daj Dawida. - powiedział, po czym czekał, chwile. Najwyraźniej pierwszy odbiorca był przykrywką dla kogoś lub czegoś nielegalnego.
Nielegalny Klub (albo Club) Miłośników Sikory Bogatki.
Odbiorca był przykrywką pod płaszczykiem.
Przyczajony odbiorca, ukryty ornitolog.
- Zaułek na ulicy Grockiej. Rozumiem. Tak wiem. Dzięki i do usłyszenia.
Po skończonej rozmowie, schował telefon i ruszył dalej w kierunku wymienionej ulicy. Dziewczyna po chwili zwłoki ruszyła za nim.
W zaułku, pomiędzy dwoma ceglanymi domami, na ulicy Grodzkiej, panował ruch.
Ej, pomyliłaś adres, miała być Grocka!
Jeden z gróbki młodych ludzi stał u wejścia do uliczki.
Zombie u bram!
Dwóch pozostałych krzątało się między kartonami, które były rozłożone po całym zaułku.
Aha, pułapka na Hankę Mostowiak!
Nagle na ulicy pojawił się człowiek, znany temu stojącemu na czatach. Z początku udawał że go nie zauważył. Ale jak ten się zbliżył i odezwał się hasłem do nie go, to musiał zareagować.
- A wróble także. Co jest Konrad? Wracasz do obiegu?
- Tak, ale jako doręczyciel.
- Mało opłacalna fucha, marża za transport jest niewielka. Ale skoro chcesz robić w twoim wieku za chłopca na posyłki to twoja sprawa.
- Zgadza się, moja.
- Zobaczcie chłopaki kto do nas zawitał! Przygotujcie towar – dodał już ciszej, idąc do reszty kompanów. - Od koloru, do każdego smaku u nas... - obrócił się w stronę nowo przybyłego i znieruchomiał.
- Nie chce waszej krwi. - powiedział nerwowo Konrad, celując pistoletem w kierunku tego, który stał na czatach. - Tylko waszych żelków! Tych o smaku coca-coli!
- Konrad nie rób tego, oni cię zabiją! - wykrzyknęła dziewczyna, która pojawiła się nagle, za plecami mężczyzny.
- Co? Kto ty, o co... - wymamrotał do niej mężczyzna, przestając mierzyć w dilerów.
Łiii, rozpierducha jak w Chińskiej Dzielnicy!
Wszyscy trzej rzucili się na Konrada, ten odruchowo wystrzelił trzy razy.
Nagle dało się słychać pisk, kobiet, jęki jednego z rannych, kroki uciekającego i szloch mężczyzny.
Albo “dało się słyszeć” albo “było słychać”. Poza tym nie znam takiego dźwięku jak “kobiet”, czy to jakiś rodzaj kwiku?
Konrad odrzucił od siebie pistolet. Padł na kolana i ryczał jak przysłowiowa baba.
Która przysłowiowa baba, ta co z wozu, a koniom lżej? A może ta, co dużo ryczy, a mało mleka daje? A nie, to krowa była.
Ta baba, co jak ona w progi to cisza w nogi. Albo ta, co bez brzucha jak garnek bez ucha.
Asia zrozumiała z jego szlochów jedynie pojedyncze słowa o tym że on przecież tego nie chciał... Co on zrobił...
Dziewczyna bądź co bądź, była pielęgniarką. I pchana zawodowym instynktem, doskoczyła szybko do rannego. Walał się na ulice, w kałuży własnej krwi.
Tak się walał i walał na tę ulicę, ale jakoś się nie mógł wywalić, ciągle mu coś przeszkadzało, a to nogi, a to karton, a to czas przeszły niedokonany.
Przeżyje. Dostał w biodro. Próbowała zatamować krwotok.
A może nie przeżyje. Dostał w tętnicę. Próbowała nieskutecznie.;P
Co do drugiego, to był już martwy. Jej wykształcenie, upoważniało ją do stwierdzania zgonów. Dwie kulki w krtań i w serce. Nawet się nie męczył.
Ojej, czyli z moim wykształceniem nie mogłabym orzec, że facet z kulką w serduchu to trup?
Nie, pani inżynier, w żadnym wypadku!
Gdy rana zdawała się być zatamowana (a krwotok opatrzony), odezwał się telefon dziewczyny.
- Cześć mam już ten numer – odezwał się głos z słuchawki. - Zarejestrowany jest na niejakiego Sebastiana Hofmanna. Przejrzałam go. Na wylot. Komputer mówi że ma on swój gabinet urody, tutaj w Nowym Sączu.
- Dzięki Agata, ale nie mogę teraz rozmawiać.
Między i tak panującym hałasem doszedł jeszcze jeden, nie wszystkim słyszalny. Trup krzyczał. Krzyczał coś o swoim minionym życiu i coś jeszcze... coś do dziewczyny...
- Aleden Koch. Czego pragniesz duszo? Aleden Koch. Czego od nas śmiertelnych, lecz żyjących chcesz? Żywności, Błogosławieństwa, czy Pomocy? Aleden Koch. Mów albo zamilknij na wieki!
- Pomocy – wymamrotał trup.
Spersonifikowana jasność oblekła boChaterkę w trupi całun światła, aha.
Asia aż podskoczyła, gdy usłyszała melodie, wydobywającą się z komórki.
- Chyba zmienię tą (tę, do jasnej...!) melodie, ten budzik zaczyna mnie powoli wkurzać. - wymamrotała dziewczyna.
Ten dzień był faktycznie wyjątkowy. Tym bardziej że po niespełna dziesięciu minutach, była już w garażu i odpalała skuter. Ale pewne rzeczy pozostają niezmienne...
- O, to ty Aśka. - odezwał się sąsiad Edzio.
[Teraz kobieta z wiersza ma dać nadzieję. Chyba nam...]
- Tu Gabinet Kosmetyczny Kleopatra. W czym mogę pomóc? - przez słuchawkę dało się słyszeć, gruby, męski głos.
Btw, ten gabinet naprawdę istnieje! Aż mnie kusi, by zadzwonić i podać hasło... ;)
- Sikorki śpiewają – powiedziała Asia, imitując, także męski głos.
- A wróble także. Słucham?
Amfa podrożała, Asiuniu kochana.
- Seba, daj Dawida.
- Chwila – dało się słychać kroki i głosy krótkiej rozmowy w oddali.
- Tak? - odezwał się inny, męski głos.
- Tu przyjaciel. - Asia starała się nadać swojemu głosowi tajemniczy ton. - Policja coś zwęszyła. Prawdopodobnie, będzie miała na was szczególną uwagę. Łapanka na ulicy Grodzkiej jest bardzo możliwa.
Rzeczywiście, świetny kawał: ostrzegać przestępców zamiast zawiadomić Policję...
Sprawdziła godzinę na komórce. Tak, było trzeba już iść pod bank.
Widzę tu tę scenę z “Dnia Świstaka”, kiedy to bohater spogląda na zegarek i leci w te pędy, by złapać dzieciaka, który właśnie spada z drzewa.
Weszła do banku, chwile przed Konradem. I z miejsca poszła do stolika, obok którego, chwile później zasiadł Konrad.
Uprzednio strąciwszy zabłąkany przecinek.
Pracownica banku tłumaczyła jej jak to właściwie, według banku, wygląda rozsądne i korzystne oszczędzanie przy oprocentowaniu kapitału na dwa procent.
Poniżej stopy inflacji - to musi być “pekało”.
Nie, to Rachunek Oszczędnościowo - Rozliczeniowy “Junior”.
Oczywiście nie słuchała jej, tylko potakiwała, by ta dalej mówiła. Ciekawsze było to co było słychać za jej plecami.
- Jesteś pewien?
- Spokojnie. Wiem że dopiero co się z tego interesu wycofałeś i nie chcesz mieć z nim nic wspólnego. Ja zresztą też. Ale chwila mnie przydusiła. Z Julią jest coraz gorzej. Będę musiał zaraz rozmawiać z braćmi Grotszek. Jeśli im nie dam racjonalnego kompromisu to może się dla mnie źle skończyć, a wtedy ratunek dla Juli zginie.
- Widziałem ją jedynie parę razy. Ale wiem o czym mówisz. Masz szczęście. Jutro mija tydzień i zmienią hasła.
Dobra, rozumiem, że Kon[d]rad z kolegą z banku planują jakiś przekręt. I na omawianie tego wybrali sobie otwartą salę pełną pracowników i klientów...
Wszystko układało się w spójną całość. Khę, dobrze wiedzieć... Ale nadal nie wiedział tych najważniejszych rzeczy, tych napędzających to całe przedstawienie. Co może mieć wspólnego mafia i jakiś towar, chyba narkotyki i jakaś Julia? Będę miała co wnuką opowiadać...
Ja zazwyczaj opowiadam paszczą.
No ale to ty, a nie narrator po tuningu, co raz jest rodzaju męskiego, raz żeńskiego, raz pierwszo-, raz trzecioosobowy... Taki może opowiadać wnuką, śpiewać rzycią i w ogóle.
Konrad wszedł do poznanego już wcześniej klubu. Z miejsca poszedł do stolika przy którym siedziała gróbka łebków.
Omijając stolik z kurhanką nóżków.
I piramidką rączek.
Rączków.
Końcówkę ich rozmowy już słyszała, zostało tylko poznać początek... Kelnerka Odniosła ostatnie brudne szklanki na blat baru i wyszła na zewnątrz zapalić. Dziewczyna zdjęła z siebie kurtkę, osłaniając żakiet, który specjalnie na tą okazję ubrała.
Nie dość, że go osłoniła, to jeszcze dodatkowo ubrała, zapewne w berecik z antenką.
- Osłaniaj mnie! - wrzasnął żakiet. - A ja ich wykończę!
Mijając kelnerkę, upewniła się że jej przebranie w odpowiednim stopniu imituje uniform personelu. Efekt był zadowalający.
Berecik z antenką doskonale imitował fartuszek i tacę.
Podeszła do stolika i zabierając dopite butelki po Martini [łooo, to oni tak je całymi butelkami chlali?], zapytała się czy coś jeszcze podać. Po negatywnej odpowiedzi oddaliła się. Odstawiła butelki gdzieś z boku i dalej poczęła się kręcić wokół tego stolika. Dzięki przebraniu nie rzucała na siebie uwagę.
Niestety, strasznie zwracała się w oczy.
I nikt z pozostałych pracowników lokalu nie zauważył, że jakaś obca tu się kręci.
Gangsterzy byli u siebie więc się nie krępowali, a poza tym Konrad był zdenerwowany, więc też, w miarę głośno rozmawiał.
Jasne. Drzyjcie ryje w publicznym lokalu, do którego może wejść każdy z ulicy.
- Masz dług – ciągnął swój monolog herszt bandy. - Jak go nie spłacisz, to spalimy ci samochód, a wtedy nie będziesz się mógł spełniać jako dostawca.
I co wtedy, będziesz jadł? [te nadmiarowe przecinki na przykład][Przestanie się spełniać jako dostawca, zacznie się spełniać jako... zjadawca.] Za co żonie pierścionki kupisz... [Żona niech sobie sama kupuje, żona to nie utrzymanka!] A i jest jeszcze Julia, tak, nie mylę się? Chora córeczka twojej siostry. Samotna matka, wdowa bodajże. (Ta Julia?) Podobno bardzo ci na niej zależy. Co tam u niej szwankuje.
- Nerki i serce.
- Kiepsko. Z nerkami, nie jest tak źle. Od czasu do czasu słyszy się o dawcy. Ale serce, to już inna sprawa, do tego jest potrzebny trup.
Tezcatlipoca nie jest wybredny.
Więc jaką masz propozycje. Mów śmiało. Jak słyszałeś, wszystko będzie dobrze. Jak się uda, będziesz miał spokój i może uzbierasz coś na leczenie, a jak nie, to zadbamy by w geście pożegnalnym twoje organy trafiły do niej. Co możesz stracić?
Wyobraziłam sobie organy, zapakowane elegancko w kolorowy papier i owinięte wstążeczką, wręczane “w geście pożegnalnym” zapłakanej rodzinie. Uroczy obrazek, prawda?
Zwłaszcza, jak coś zacznie przeciekać.
Komórka zabrzmiała miłą niegdyś dla Asi melodią. Teraz jednak pospiesznie odeszła od stolika z gangsterami i odebrała.
- Cześć siora! Mam problem. Wiesz szykuje się potańcówka w akademiku. Szykuje wieczorną kreacje. Wyobraź sobie, mam przed sobą cud malina sukienkę. Kolor rdzawy...
- Do ciebie zawsze pasował żółty. - przerwała jej Asia i przekleństwo zostawiła dla siebie. - Muszę kończyć.
- Pewna jesteś? No muszę się zastanowić, bo ta rdzawa ma takie...
Zanim zdążyła ponownie zbliżyć się do stolika, przy którym siedziała gróbka mężczyzn, Konradowi skończył się już czas i został już odprawiony przez herszta.
“Czas minął!” - ryknął herszt, potrząsając groźnie buławą i strosząc kręcone wąsiska.
A wzrok miał dziki i suknię plugawą.
Po rozmowie, trzydziestoczterolatek wyszedł szybko na dwór, wyjął wizytówkę i zaczął przepisywać numer na komórkę.
Typowa aŁtoreczka pisze np. “czarnowłosy”. “Trzydziestoczterolatek” to natomiast określenie typowe dla prasy (bardzo) brukowej. Grunt to sięgać po dobre wzorce, prawda?
Po chwili zadzwonił. Wtedy już dziewczyna zdążyła ubrać kurtkę i wyjść za nim na dwór.
- Sikorki śpiewają – powiedział mężczyzna po dodzwonieniu się. - Seba daj Dawida. - powiedział, po czym czekał chwile. - Co? Czego się spodziewacie? Nie możesz mi tego zrobić! Ale słuchaj, Dawid, Dawid...
Konrad krążył chwile po mieście aż w końcu zatrzymał się Na jednej z ulic. Stał tak w miejscu, przez chwile jakby nad czymś głęboko myślał. Dziewczyna chciała już do niego podejść. Powiedzieć mu co by się stało gdyby... Ale nie. Konrad nagle ruszył dalej drogą. Skręcił nagle w lewo i wszedł do sklepu.
Dziewczyna, poczuła zimno w kręgosłupie, (bo przecinek jej po krzyżach przeleciał) ale mimo strachu podeszła do drzwi sklepu. Zanim weszła spojrzała przez szybę co on planuje.
Sklep niczego nie planował. Sklep realizował się jako punkt sprzedaży detalicznej.
Był to mały spożywczak. Nawet nie było w nim samoobsługi, tylko za ladą stał sprzedawca, który wszystko podawał.
- Co podać? - zagadał sprzedawca.
… spławić intruza przeszkadzającego w rozwiązywaniu krzyżówki.
- Dawaj kasę – powiedział mężczyzna i wycelował pistolet w kierunku sprzedawcy.
- Co robisz? Jesteś tego pewien, mogę udać że nic się nie stało...
- Nie gadaj tyle, tylko wyjmuj kasę...
- Nie rób tego! - do sklepu wbiegła Asia – Pamiętaj o Juli. Kto jej wtedy pomoże.
- Co? Kto ty? Julia?
Czy i w waszym osiedlowym sklepiku sprzedawca trzyma giwerę pod ladą?
Matko Borska, nigdy więcej nie jadę do Nowego Sącza, to strasznie niebezpieczne miasto.
Eee... przepraszam, ile on się spodziewał zrabować w takim małym, osiedlowym spożywczaku?
Chyba przeżywa napad pierwszy raz w życiu, bo zrobił to dość nieporadnie i za wolno. Konrad chwycił sprzedawce za dłonie i zaczął się z nim siłować. Sprzedawca w ostatnim geście desperacji, wystrzelił parę razy z pistoletu.
Och, oczywiście. Nieporadnie i wolno zdążył odbezpieczyć broń, bestia jedna!
Kule błądziły po sklepie, mijając cudem w nim przebywających.
Hamując i w ostatniej chwili zmieniając tor lotu.
Konrad chwycił dłonie ekspedienta w żelaznym uścisku i przydusił go do lady. Jego pistolet, który nadal ściskał w dłoniach, przeszkadzał mu bardzo w tym. Ale w końcu unieruchomił sprzedawce.
Po czym dostał z dyńki w nos i zalał się krwią.
Dziewczyna biła go po plecach i krzyczała coś. Tak trwała chwila, aż pistolet wystrzelił. Nie, nie sprzedawcy, ten drugi...
Sprzedawca sunął (i sunął, sunął aż) się (osunął) na podłogę, a Konrad znieruchomiał. I też się osunął. Asia, jako pielęgniarka odsunęła mężczyznę na bok i (jako tygrys) doskoczyła do drugiego, potrzebującego pomocy.
Wśród krzyku umierającego sprzedawcy, dziewczyna usłyszała jak pistolet Konrada upada na ziemie. Mężczyzna stoi. Nie bierze pieniędzy, nie ucieka ani tym bardziej nie celuje w pielęgniarkę.
Po niespełna chwili (i krótkiej minucie) później, w sklepie znaleźli się dwaj funkcjonariusze policji. Kręcili się bezradnie po sklepie, nie wiedząc jeszcze do końca co się stało.
Jeszcze przed chwilą spokojnie siedzieli w radiowozie, wcinając hamburgery, a tu nagle oś ich teleportowało prosto do wnętrza sklepu.
Japitolę, to nie Nowy Sącz tylko jakieś Ciudad Juárez, mafia całkiem otwarcie omawia interesy w knajpach i pakuje towar w biały dzień na ulicy, sklepikarze trzymają broń pod ladą, a policja kręci się jak gówno w przeręblu i bardzo starannie udaje, że nic nie widziała...
Jeden mężczyzna martwy za ladą, drugi siedzi oparty o ścianę i szlochając coś mamrocze i do tego dziewczyna. Ta klęczała nad martwym i jakby coś mruczała...
- Aleden Koch. Czego pragniesz duszo? Aleden Koch. Czego od nas śmiertelnych, lecz żyjących chcesz? Żywności, Błogosławieństwa, czy Pomocy? Aleden Koch. Mów albo zamilknij na wieki!
- Pomocy! - rozeszła się, nie wszystkim usłyszana, odpowiedź.
Wyrecytowalaby duszy któryś z wierszy sąsiada, w końcu poezja to strawa duchowa.
Świat zaczynał jaśnieć, ale dziewczynę kuło (Kuj dziewczynę, póki gorąca!) przeczucie że czegoś nie zrobiła. Nagle odezwał się telefon mężczyzny, opartego o ścianę. Ten zamiast odebrać, odrzucił komórkę, byle dalej od siebie. Telefon wylądował akurat pod stopami dziewczyny. W jaśniejącym coraz bardziej świetle dnia, podniosła aparat i przeczytała, kto dzwoni. Na wyświetlaczu pisało (*wzdech* było napisane) Anusia. Odebrała.
- Konrad? - Odezwał się żeński głos w komórce. - Z Julią dzieje się coraz gorzej, cała pobladła. Sąsiadka zawozi nas do szpitala...
Już wiecie, co się zaraz wydarzy?
Już nie tak ulubiona piosenka, obudziła Asie. Leżała w swoim łóżku i nie kwapiła się by wyłączyć budzik. Myślała i to nawet długo.
Cieszmy się i radujmy, boChaterka zaczyna myśleć. Ciekawe, na ile skutecznie.
Tym razem zakończenie wiersza to...
- Yyy, prawdę życiową?
- Nie, co ma prawda do zakochanych?
- Uczy, pomaga, daje nadzieje...
Rządzi, radzi, nigdy cię nie zdradzi!
- E, to może być to. By w podarku dać mu tą jedyną nadzieję. Ją samą z nim związanym. [Bondage!!!] No poetko ty moja, nawet zgrabnie to wygląda.
Dobra, panie połeta, to jeszcze popraw pan błędy gramatyczne i możesz podbijać świat, Nobel literacki czeka.
- Nadzieje? Może i ja z tego korzystam... Tak! Dziękuje pnie [korzenie i liście] Edziu, ale muszę już iść.
- Nie ma za co... Ale pojechała. To skuter w takie obroty może wchodzić?
- Nie rób tego! - Dziewczyna zagrodziła drogę mężczyźnie w ciemnych włosach.
- Co? Czy ja cię znam?
- Nie, ale ja znam ciebie...
- Co ty wariatko mówisz?
- To zabrzmi dziwnie, ale przeżyłam dzisiejszy dzień trzy razy i wiem co się zaraz stanie.
- Wariatka! - powiedział i spróbował ją ominąć, ale ta zasłoniła mu ciałem drogę do banku.
*z niezdrowym zaciekawieniem* A koszulę na piersi rozdarła?
- Nazywasz się Kondrat Miałczyński i masz trzydzieści cztery lata – wyrecytowała szybko dziewczyna.
- - Idziesz teraz do swojego kolegi, który dopiero co skończył z braniem narkotyków, by dostać namiary do dilera.
- Co? - Konrad wyraźnie się przestraszył. Rozejrzał się dookoła, czy przechodnie się na nich nie patrzą. Niektórzy patrzyli, więc złapał dziewczynę za ramiona i poprowadził ją bliżej muru banku, gdzie rosły drzewa i mniej ludzi ich widziało.
A w tych krzaczorach siedzą bandziory,
Gdy nikt nie widzi, to się nie wstydzi
Bandzior z bandziorką robić bachory.
- O czym ty mówisz?
- Wisisz braciom Grotszek pieniądze. Chcesz dostać jakieś koło ratunkowe [albo telefon do przyjaciela], którym zyskasz dodatkowy czas i możliwość spłaty. Chcesz ukraść jakiś towar dilerom, chyba narkotyki...
- Ciszej dziewczyno. Czego chcesz i właściwie kim jesteś?
- Jestem Asia – powiedziała beztrosko dziewczyna. [Aha, to wszystko wyjaśnia!] - Widziałam już jak dwa razy spowodowałeś śmierć innych osób, ale jak się pierwszy raz spotkaliśmy to ty byłeś martwy. Będąc trupę (miałeś zimną dupę) prosiłeś mnie o pomoc i wtedy czas się cofnął. Rzadko trupy proszą o pomoc.
Zawsze pchnie je do tego silny impuls, pochodzący jeszcze z czasów życia.
Ewentualnie silny impuls z czasów po śmierci, na przykład wpakowanie do wyjątkowo niegustownej trumny.
Z tego co zrozumiałam, była nim niejaka Julia?
Mężczyzna stał chwile jakby bez ducha. W szok wprawiło go zarówno słowa dziewczyny, jak i lekkość, z jaką mówiła do niego te rzeczy.
Bez przesady, politycy wygadują większe bzdury i jakoś nikt od tego szoku nie doznaje.
- Julia... - z trudem wydusił z siebie pierwsze słowo, przy niemałym trudzie opanowania się – jest moją siostrzenicą, ma wadę serca, potrzebne jest lekarstwo kupowane co miesiąc...
Mnie w ogóle z tego wynika, że oni tę Julię leczą jakimiś pigułami i czekają na cud. A przeszczep zamierzają załatwić jakoś pokątnie, o procedurach nie słyszeli, o liście biorców też, hm, o zgodności tkankowej chyba już wspominałam?
- Zależy ci bardzo na tej Juli?
- Siostra jest wdową, a Julie traktuje niemal jak swoje...
- Dziecko? A swoje masz?
- Yyy, nie...
- To się postaraj! Człowieku byłeś zdolny zrobić wszystko dla tej dziewczyny, nawet po trupach!
No. Jak sobie zrobisz własne, to przestaniesz się narażać dla cudzego, to oczywiste.
- Zabić? Ale je nie mógłbym... - mężczyźnie zawahał się na chwile głos.
- Zależało ci i nadal zależy, a najgorsze w tym, że jak próbowałeś obrabować sklep, zadzwoniła twoja żona i mówiła że z Julią jest coś źle, pobladła i do szpitala ją wiozą Jestem tylko pielęgniarką, ale przy wadach serca to źle wróży...
- O której się to stało?
- Stanie się niedługo, spierz się [plamo]. Lekarstwo nie pomorze [a szpital nie Mazowsze]. Zadzwoń by zabrano ją do szpitala.
- Dobrze już – wyją [i charczą] komórkę i zaczął szukać pożądanego numeru. - Anka! Zawieź Julie do szpitala. Lekarstwo nie pomoże,jedz [módl się, kochaj], będę tam czekał.
- Twoja żona też tak opiekuje się tym dzieckiem?
- Żona? Jest z dziwnej rodziny. Uważa takie dzieci jak, no podludzie. [A gramatyka sądzi za w ogóle niepotrzebna] Że tylko koszty generują. [Pfff, jakby zdrowe nie generowały] Ania to siostra – sprostował szybko.
- To by nieco wyjaśniało.
- Co?
- Po twojej śmierci mieli cię skremować. Dzień, bądź dwa po zgonie. Nagle przyszło polecenie że trzeba skremować już tego dnia.
- Co masz na myśli?
- Wiesz widziałam kiedyś taki film... Z zazdrości jedna osoba zniszczyła rzecz by zniszczyć drugą osobę. Może siostra upomniała się o twoje serce, a żona postanowiła do tego dopuścić.
Nie mówiąc już, że w szpitalach też nie ma tak, że przywiozą im takiego powypadkowego trupka, a oni go zaraz bach do pieca. Procedury obowiązują wszędzie.
Mężczyzna zamyślił się na chwilę.
- Czemu to robisz? Nie... wierze ci. Pomogłaś. Ale co, pracujesz dla jakieś organizacji? Czy jak?
- Mam dar i... no prawdę mówiąc bawiłam się nim. Pracuje w szpitalu i rozmawiałam z nimi, dodawałam otuchy gdy musiały odejść. Cieszyło mnie to.
Gdy nim potrząsnę, odpada główka
Ferwor dyskusji i nagle łup!
W kawałkach leży trup u mych stóp
Ach dar, dar, rany boskie, rany boskie!
Ale to co się dzisiaj stało, o matko. Jakby mi ktoś wczoraj powiedział, że odwale taki numer co dzisiaj, to bym go chyba wyśmiała. Pierwszy raz to zrobiłam, pierwszy raz zmarły poprosił o pomoc...
O’rly? Spójrzmy na początek opka: “To nie pierwszy raz, wiedziała co się zaraz stanie.”
no prawie ostatni raz. To był odruch...
… Staram się z tym żyć normalnie
Niestety wychodzi mi fatalnie
Ale jak można nazwać normalnym, nadludzki wysiłek
Kiedy taki ogrom żądań niesie się wśród mogiłek
Który kończy się śmiercią pozytywnego bohatera?
Bo przeznaczenie to suka i paskudna cholera.
Pijany kierowca chwile później zakończył życie Konrada.
Została z niego tylko rozdyźdana marmolada.
Lecz ten sam los który tak urządził tego człowieka
(tu ręka, tam noga, flaczek, ząb, powieka)
Sprawił że zdążył napisać swoją własną krwią ostatnią wole.
Prosto na jezdni , jak na równym stole.
Julia przeżyła transplantacje i ma się dobrze.
(nie wiem, co zrymować, więc napiszę o bobrze)
Nieraz ją odwiedzam i staram się jak ona, żyć normalnie...
(Cieszymy się, że to koniec i pozdrawiamy rytualnie.)
Ze szpitalnego prosektorium pozdrawiają: Kura zapętlona w czasoprzestrzeni i Sineira w poetyckim szale,
a Maskotek robi manicure w salonie kosmetycznym “Kleopatra”, podśpiewując “I got you, babe”.
22 komentarze:
Matko borska, jakie to opko jest... dziwne!
Ale co się naśmiałam, to moje. Ciudad Juarez, Koło Gospodyń Wiejskich i wiele, wiele innych.
Pięknieście to zglanowały, gratulacje! :D
Maskotek... robi...manicure...
Depilacja laserowa bardziej by mi do niego pasowała ;).
Hasło:meryeda. To jakaś driada spokrewniona z Mery Su?
Nie żeby w tym opku już nie było 3 błędów na jedno zdanie, ale na GroCkiej KonDrat strzela 3 razy, a rany postrzalowe są 4. :)
Tekst wyjątkowo paskudny, to i analiza dobra. Więcej pseudo-kryminalow poproszę - ta redukcja, tę umiejętności śledcze, ta intryga... i elementy fantastyczne z dupy.
Ag
O boru, nie wiem skąd wygrzebaliście tę perłę, ale dzięki wielkie, cudo! Gdybym miała wybrać najlepszą scenę to zdecydowanie był to pan z warzywniaka z pistoletem pod ladą - gdy przestałam się śmiać, zorientowałam się, że leżę pod biurkiem. Będzie ciąg dalszy, czy ałtoreczka dała sobie spokój, bo zaczęła się gubić w pętlach czasowych?:)
Hasło na dziś - ubignat - Łamignat z "Kajko i Kokosza"?
Sineiry szał poetycki
Jest, jak zazwyczaj, epicki.
A jeśli dodać rymy Kury,
Już z tego opka lecą wióry.
Zaś autoformatowanie tekstu jest po dziesięciokroć zUe, czego dowodem zapis dialogów.
"Odrzuciłam, walający się pod kołdrą opasły tom medycznej wiedzy"
Jeżeli pod kołdrą, to ja nie chcę wiedzieć, w jaki sposób boChaterka próbowała przyswoić sobie wiedzę. Nie chcę.
"Kobieta krasnaja (Jestes pewna, droga aŁtoreczko, że chodziło Ci o “czerwoną”?)"
Cóż, poleciała sobie archaizmem. Por. "Krasnaja Płoszczad'" - też z początku nie chodziło o to, że plac był czerwony. A mówiąc poważnie - też nie wiem, o co chodzi.
"Cobyła Lounge" mnie umarła.
"Bo to nie była żadna Szkapa, tylko Błękitna Ostryga!"
Dziwnym zbiegiem okoliczności, właśnie słucham zespolu Blue Oyster Cult. :)
Wizja Nowego Sącza jako Ciudad Juarez jest... intrygująca. Mój brat cioteczny chyba antycypował, używając w dzieciństwie okrzyku: "Ręce do góry, Nowy Sącz!"
Hasło: asiguar. Nekromantka Asia kosi pieniądz, ma jaguara?
cieszę się, że opko się spodobało :D widziałam, ze w komentarzach się aŁtorka odgraża, że chce wrzucić następne ^^
hasło: Concret, bistro koło Cobyły
Lychnis, masz może konto na NF? Może zawiadomiłabyś o analizie?
Jestę Trupę. I leczę poważną wadę serca homopedią. TFU! Homeopatią.
Tekst tragiczny. Może pomysł nie jest tragiczny (tylko trochę), ale przelanie tego na komputer to zbrodnia!
Sineiro, ja mogę. Mam tam konto od niepamiętnych czasów.
A analiza miodna<3
Sileana
Przepraszam, Kuro, myślałam o wierszykach i tak wyszło. Wybacz.
Powiadomienie dodane, w każdym (bądź;) razie.
Sileana
Wyborna analiza! :D
Uśmiałam się dziko, co po dniach stresu i walki było miodem na moje serducho. Dzięki za kolejną porcję pyszności :D Dziełko nie takie idiotyczne, chociaż trzeba by nad nim jeszcze popracować. Tym milej się czytało analizę :)
pozdrawiam
Caltha
Opko jakby nieco inne, i to właściwie jego jedyna zaleta. Ale za to analiza wam wyszła przecudowna, zwłaszcza owe wierszowane dopiski do tekstu oryginalnego. A poniższy kawałek "Rozmówka z trupem, z trupem rozmówka
Gdy nim potrząsnę, odpada główka
Ferwor dyskusji i nagle łup!
W kawałkach leży trup u mych stóp
Ach dar, dar, rany boskie, rany boskie!" to dla mnie mistrzostwo. Uchachałam się dzięki temu w miejscu publicznym. Tylko ortografia leży i rzęzi, a słowo GRÓBKA zamiast GRUPKA widzę już po raz drugi (znaczy w drugiej analizie) i ponownie jestem przerażona...
"Nekromantka otarła twarz trupa rękami i na końcu otworzyła usta palcami. "
Uch, bleeeh.... Właśnie mi się przypomniał nekromanta z Nekroskopu i jego nekromanckie pozyskiwanie informacji z trupa.
" Nie, ja tak myślę, na karcie lekarskiej pisało "
Poloniści dopuszczają obie formy muhahahaha!
"Zaułek na ulicy Grockiej."
Co to? Jakaś nowa ulica? Może ją wyprowadzili z GroDZkiej? Tam jak są bazary GroDZkie...
"pchana zawodowym instynktem, doskoczyła szybko do rannego."
Sie tak nie podnieca, do szpitala tylko 850 m (zależy na którym odcinku ulicy)
Nie żeby szpital dawał jakiekolwiek dodatkowe szanse na przeżycie ;/
"Sprzedawca korzystając z chwili roztargnienia, schylił się i wyjął spod lady pistolet.
Czy i w waszym osiedlowym sklepiku sprzedawca trzyma giwerę pod ladą?
Matko Borska, nigdy więcej nie jadę do Nowego Sącza, to strasznie niebezpieczne miasto.
Eee... przepraszam, ile on się spodziewał zrabować w takim małym, osiedlowym spożywczaku? "
Ktoś się za dużo W11 Detektywów czy innych kryminałów naoglądał.
"
Konrad? - Odezwał się żeński głos w komórce. - Z Julią dzieje się coraz gorzej, cała pobladła. Sąsiadka zawozi nas do szpitala...
Już wiecie, co się zaraz wydarzy?
"
Zemrze w szpitalu bo nowosądecki szpital jest do pupy? No chyba że ją zdążą do Krakowa, czy tam innej Krynicy.
"A to ciekawe, bo w tym opku robi to absolutnie każdy trup, aż dziwne, że boChaterka, pracująca w szpitalu, nie utknęła w plątaninie nakładających się pętli czasowych."
Aż mi się przypomniało Steins;Gate jak koleś ciągle cofał się w czasie żeby uratować najlepszą przyjaciółkę, a ona zawsze ale to zawsze umierała...
"Bez przesady, politycy wygadują większe bzdury i jakoś nikt od tego szoku nie doznaje."
Podobno w backmaskingu (od tyłu) gadają, że kłamią i chcą źle
"Jestem tylko ewentualnym pacjentem, ale poświadczam, że przewożenie do szpitala na ogół źle wróży. "
Zwłaszcza nowosądeckiego
Analiza wielce ciekawa, tylko do z tym trupem obrzydliwe rzeczy z Nekroskopu mi przypomniało brrr
Jak idiota wyszukiwałam jakiś konkretów dotyczących Nowego Sącza żeby coś zgryźliwego wrzucić ale niestety. Lajf is brutal.
Wiersze wyszły zacne.
Najlepszy był Zdzichu ,sikory złote i wiersze!Fajnie,że tak rano umieszczacie analizy.
Nawet nie takie najgorsze to opko..
Chomik
Hej, toż cały pomysł na ten tekst jawnie zerżnięty jest z tego serialu: http://www.filmweb.pl/serial/Prawdziwe+powo%C5%82anie-2003-111678 !
(Oczywiście mówię o fabule ogólnie, bo żadnego odcinka nigdy na oczy nie widziałam, więc nie wiem, czy scenarzystom przyszło kiedyś do głowy bawić się w W11 w Nowym Sączu xD)
Do tej pory się nie odzywałam, ale teraz chyba zacznę, bo ta analiza mnie ómarła. Dołączam do grona wiernych (najprawdopodobniej ;)) fanów.
Elle, to samo miałam napisać. Nawet widziałam odcinek, na którym ałtorka się wzorowała - tam też był facet, który miał córkę/siostrzenicę z wadą serca, a na końcu umarł (po raz trzeci bodajże) i jego serce zostało małej przeszczepione. Tyle, że akcja nie działa się niestety w Nowym Sączu. ;)
"Nie, ja tak myślę, na karcie lekarskiej pisało "
Poloniści dopuszczają obie formy muhahahaha!
Nie wyobrażam sobie polonisty dopuszczającego taką formę - chyba że jest, niestety, niedouczkiem.
Wii! "Balladę z trupem" podśpiewuję sobie wszędzie i wszystkim, a teraz mam jeszcze zwrotkę fanfiction! Jestem przeszczęśliwa.
Reszta rymów też genialna. A opko... hmm, nie taki totalny odjazd, ale analiza też nie tak złośliwa, więc całość wychodzi zdecydowanie na plus :D
Ashera
Chcesz coś do zanalizowania? Proszę: http://starrynighth.blogspot.com/ Miłej zabawy, hahaha xD
Oj tak, na NF trafiają się prawdziwe perełki. Z drugiej strony, zwykle i tak dostają zasłużony opierdziel, więc nie wiem, czy jeszcze analizowanie ich to nie przesada. Tak czy siak, ukfikałam się niczym prosiątko. ^^
Faktycznie, to bezczelnie zerżnięte z jednego z odcinków dość słabego hamerykańskiego serialu "True Calling" - co prawda boCHaterka nie miała na imię Asia, ale też pracowała w kostnicy, ratowała uciśnionych i budziła się co chwila rano, żeby biec na ratunek (w zasadzie głównie pamiętam jej bieganie, zajmowało z pół odcinka).
Ciekawe, czy Ałtorka myślała, że nie się nie zorientuje i będą ją chwalić za jakże bujną wyobraźnię.
Na stronę trafiłam przypadkiem, żeby sobie poczytać analizę McDusi i wsiąkłam, przerabiam archiwum. Analiza nieboszczyków świetna, ale i tak moim absolutnym numero uno pozostają...
WTEM - LUDZIE KRÓLA!
LUDZIE KRÓLA FTW!
Croatine
Prześlij komentarz