czwartek, 28 marca 2013

216. Co ma Kuba do Fawkesa, czyli Brytyjscy badguye łączcie się! (2/2)



Drrrrrrodzy Państwo, kontynuujemy dzisiaj podróż w czasie z Alex, która trafiła do Londynu Sherlocka Holmesa, który wygląda jak przebrany Robert Downey Jr. Przy boku najsłynniejszego detektywa nasza boCHaterka rozwiązuje zagadkę wypatroszonych prostytutek. Trzymajcie się mocno, gdyż akcja będzie galopować jak rumaki na wyścigach w Ascot!




Analizują: Dzidka, Kura i Szprota.



Rozdział V
Pierwsze kroki w nowej sprawie"
Pierwsza sprawa w nowym kroku.
(Przepraszam, MSPANC)
Hihi, akurat oglądałam program o waginoplastyce i odtwarzaniu błony dziewiczej...


- Dzień dobry. – Powiedział głos z tyłu, za jej plecami. – Jak się spało? – Westchnęła. No tak… Nie jestem u siebie.
- Dziękuję dobrze, a pan doktorze? – Spytała, szukając drugiego trampka.
- Nienajlepiej.
- Pewnie powrót był gdzieś koło piątej nad ranem.
Nieno, pewnie. Dorosły mężczyzna pod czterdziestkę źle śpi, bo balował przez całą noc. W grę nie wchodzi bezsenność z powodu zmartwień, bezsenność z powodu nadciśnienia, czy zwyczajnie bezsenność z powodu pełni księżyca (na którą pisząca te słowa zapadła jakoś tuż po przekroczeniu trzydziestego roku życia). O czymś tak odrażająco trywialnym jak bezsenność z powodu duchoty w sypialni to już nie odważę się wspomnieć.


- Skąd wiesz?
- Niech mi pan uwierzy doktorze. Potrafiłam wrócić do domu nawet o siódmej rano i wiem jak wygląda człowiek, który nie przespał nocy. Mam w pokoju lustro.
Och, mujeju, jak to się musi pochwalić swoim doświadczeniem!
Powinna mieć takie wydęte wzgardliwie wargi.
Jak to u siedemnastki, co się jara pierwszym powrotem nad ranem (za zgodą rodziców).


– Wstała i z jednym butem na nodze zaczęła rozglądać się po pokoju. – Wie pan może gdzie mój drugi trampek?
Cóż za uroczy grunge’owy Kopciuszek <3


- Trampek?
- But. Taki czerwony, z białym noskiem i sznurówkami. – Wyjaśniła zaglądając za szafę, komodę, biurko i szuflady. – Ziemia go pochłonęła, czy co?
- Gladstone biegł dziś z czymś czerwonym… - Jedna z jej brwi powędrowała w górę. – Gladstone! – Krzykną Watson
♪ ♪ Krzykną Watsony, zadźwięczą dzwony...
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła
Detektywowie na sto dwa! ♫


i wybiegł z salonu. Sekundę później do pomieszczenia weszła pani Hudson.
- Ach Ci mężczyźni, gorzej z nimi niż z dziećmi.
Ach, Ci mężczyźni coś zrobili, Ci! Nie mi, tylko Ci!
Witaj Alex. – Uśmiechnęła się widząc dziewczynę stojącą na środku pokoju. - Wyspałaś się? – Zapytała stawiając tacę na stole.
- Tak pani Hudson, było bardzo wygodnie.
- To dobrze. Pan Holmes poprosił żebym przyniosła Ci Śniadanie.
Nie byle jakie to śniadanie, skoro aż zasłużyło na wielką literę!
Słynne angielskie śniadania przeważnie na nią zasługują, czyż nie?
Y, nie. Znaczy, chyba że ktoś lubi tłusto.


- Dziękuję. – Powiedziała lekko zakłopotana Alex. Do pokoju wszedł zdyszany doktor, który prawie staranował(dosłownie) panią Hudson w drzwiach.
- Przepraszam. – Krzykną[ł] za nią. – Przykro mi nie mogłem go znaleźć.
- Mój drogi Watsonie, Twoja sztuka dedukcji jest powalająca. – Usłyszeli głos z progu. Stał w nim Holmes, a w ręku trzymał czerwonego buta Alex. I miał smaka na torta. I pomysła na smaka.
- Dziękuję. – Mruknęła, gdy jej go podał. – Obśliniony, ale sprawny. – Holmes uśmiechną[ł] się i usiadł naprzeciw niej.
Na czym polega sprawność buta?
Odpowiednio piszczał gumowym spodem.
Ale że też Holmesowi nie wpadło do głowy postarać się dla Alex o jakiś mniej zwracający uwagę (a przede wszystkim - czysty!!!) strój...


- Czemu nie jesz? – Spojrzała na niego zdziwiona. O co mu… No tak. Śniadanie.
Jej bystrość mnie powala.


- Tak, jasne. Już. – Wzięła jedną z kanapek leżących na talerzyku.
Coś się pani Hudson nie postarała dzisiaj. Gdzie owsianka i jajka na bekonie?
Wypadły jej z reklamówki, jak wracała z hipermarketu.


- Pozwoliłem sobie przeszukać Twój bagaż. – Zakrztusiła się. - I pozwolił się przeszukać?! No wiesz, to bagaż, nie Bagaż.
- Co?
- Zdziwiła mnie trochę jego zawartość. – Stwierdził biorąc do ręki torbę i wykładając na stół znajdujące się w nim rzeczy. Były wśród nich: tabletki na ból głowy, paczka chusteczek, papierosy, portfel, mały notes, ołówek i… - A to co? – Zapytał, oglądając czerwone, plastikowe pudełeczko.
Pozostałe przedmioty, mimo ich nietypowych jak na XIX wiek kształtów, nie zastanowiły go w ogóle.
Kształtów, materiałów...


- Zapalniczka. Tym zapala się np. świeczki. – Odpowiedziała po skonsumowaniu kanapki. A oni potulnie czekali, aż skończy. – Ale to nie wszystko co miałam.
- A tak. – Spod fotela wyciągną dwie książki.
A jak już wyciągną, to przyjrzą się im dokładnie i zdecydują, co dalej.


– To zaciekawiło mnie najbardziej.
- To książki. Co w nich takiego niezwykłego? – Spytał Watson.
- Watsonie, to książki o moich przygodach! – Krzykną[ł] podniecony detektyw.
- Nie wolno ich panu czytać. – Zaprotestowała Alex, zabierając dzieła i chowając je do torby razem z resztą.
- Dlaczego?
- To może zaburzyć historię, czasoprzestrzeń.
Ujawnianie przedmiotów z XXI wieku w zasadzie też.
Największemu detektywowi wszech czasów ktoś najwyraźniej amputował ciekawość. Przecież mógł je przeczytać, gdy spała!
A od zawartości jej torby w ogóle nie powinien dać się odkleić.
Właśnie. To wszystko powinno już leżeć w jego laboratorium, rozłożone na części.


Może wywołać czarną dziurę, albo możemy mieć na głowie stadko latających bestii. – Tłumaczyła szybko.
Jestem ciekawa, czy wepchnie do tego opka Doktora, czy jednak się opanuje...
Jeśli wepchnie, znajdę ją i jak wezmę śrubokręt!
Swoją drogą, borze, jej się zaburzenie czasoprzestrzeni kojarzy dopiero z tym odcinkiem Doctora o latających bestiach?... A wcześniejsze odcinki NIC jej nie dały do myślenia?...


Spojrzeli na nią zdziwieni. – No dobra. Za dużo Doctora.
- Jakiego Doctora?
- Taki jeden… House. - Mruknęła machając ręką, ale nie zdążyła im wytłumaczyć bo do salon wbiegł wąsaty mężczyzna w stroju policjanta.



- Przepraszam panie Holmes za najście, ale mamy problem. – Wydyszał.
- Co się stało Clarky? Lestrade zgubił się w centrum Londynu? – Zaśmiał się Holmes.
- Nie sir. Znaleźliśmy zwłoki kolejnej kobiety.
- Miły początek tygodnia. Gdzie?
- Na Desmont Street sir. Ta również była…
- Rozpruta?
- Tak doktorze. Rozpruta. – Brunetka zakrztusiła się herbatą.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale która to z kolei? – Zapytała.
- Dziesiąta w tym miesiącu.
Zapamiętajmy: dziesiąta. A zatem znają już modus operandi zabójcy, wiedzą, czym zajmowały się ofiary itd.
Jeszcze ciekawe, którego dziś mamy.
27 albo 28 listopada.


Czyżby Kuba?
A jeśli nie Kuba, to pana moje nazwisko nic nie powie!


- Dobrze Clarky. Będziemy tuż za Tobą. – Gdy sierżant wyszedł, Holmes spojrzał na Alex. O cholera. Czego on chce? Przeskoczyła wzrokiem na globus stojący tuż z a detektywem. – Co o tym wiesz?
- O tym?... Hm, to pomniejszony model Ziemi w postaci kuli umieszczonej na osi ustawionej pod kątem odpowiadającym kątowi nachylenia jej osi, na powierzchni której znajduje się mapa pierwowzoru.


- Co? Ja? Nic…
- Zrobiło to na Tobie duże wrażenie Alex.
I z tego wyciągasz wniosek, że COŚ WIE? Zaiste, genialna dedukcja.


- We współczesnym Londynie nie często słyszy się o rozprutej kobiecie. – Mruknęła oglądając żyrandol. – Są raczej kradzieże, a jak zdarzy się morderstwo, to zwykle jest to uduszenie, albo postrzelenie.
A jak się zdarzy zamach bombowy w metrze, to w ogóle pikuś, nie ma czego wspominać.
Dzień jak co dzień, generalnie.


- Zatem na pewno chciałabyś to zobaczyć.
- Holmes! – Krzykną dr. Watson. – To nie widok dla…
- Spokojnie doktorze. Widziałam wypatroszonych ludzi… na filmach.
- Gdzie?
- Nie ważne. – Zbyła wypowiedź i założyła kurtkę. – Idziemy?
Pfff, nie takie rzeczy się widziało i o siódmej rano się wracało, i w ogóle, gdzie wam do mojej zajebistości!


Na Desmont St. dotarli powozem. Alex znała tą tę! ulicę ze swoich czasów. Jednak w XXI wieku stały na niej przytulne, białe kamieniczki zacznie (zaocznie?) zamożniejszych Londyńczyków
Street View pokazuje, że wcale nie.


i ludzi w średnim wieku.
Każdy Londyńczyk przed ukończeniem czterdziestego roku życia miał kategoryczny zakaz osiedlania się na Desmond Street. Po ukończeniu zaś pięćdziesięciu pięciu lat obowiązkowo musiał się stamtąd wyprowadzić.
Przychodzili żandarmi, sprawdzali metryki i dawali w pysk ponadpięćdziesięciolatkom.
Mimo że nie było rewolucji?! No paczpani.
A rewolucja przemysłowa się liczy?
Ja bym uznała.


Aktualnie znajdowały się tam slumsy. Obdarte mieszkania, dziurawa(jak ser szwajcarski) droga, połamane płoty i dziwny zapach zapewne odstraszały porządnych mieszkańców wiktoriańskiego Londynu.
Załóżmy, że mieliby jakikolwiek powód, aby się tam zapuszczać. Oraz nie rozumiem, jakie PŁOTY.


Ciało kobiety znajdowało się w jednym z opuszczonych domostw, przed którym zebrał się tłum gapiów. Przepychając się przez zebranych przed drzwiami ludzi, Alex pomyślała, że człowiecza mentalność nie zmieniła się w żaden sposób przez około 130 lat.
Masz szczęście, że nie trafiłaś w czasy, kiedy ulubioną rozrywką były publiczne egzekucje.
Szkoda, że nie przeniosło cię do Paryża w lata 1789–1799.
Ale obserwacja słuszna, człowiecza mentalność w ogóle się nie zmienia. Będą z ciebie ludzie, Ałtorko!


Na miejscu powitał ich brodaty mężczyzna w garniturze i meloniku, dzierżący w ręku laskę.
- Holmes! Dobrze, że pan przybył. Dzień dobry doktorze. A kto to? – Zapytał widząc Alex rozglądającą się po pomieszczeniu.
- To Alex Velázquez – przyjaciel, pomoże w rozwiązaniu zagadki. – Wyjaśnił Holmes. Stojąca z tyłu dziewczyna zdziwiła się. Przyjaciel? Od kiedy?
Pomoże w rozwiązaniu zagadki?Jakim sposobem? - zdziwiły się analizatorki.


– Alex to Inspektor Lestrade.
Jak to brak przecinka może wprawić czytelnika w stupor.



- No dobrze. – Mrukną[ł] Lestrade patrząc podejrzanie na dziewczynę.
Podejrzanie? Miał jakieś brudne, zbereźne myśli?
Wyłącznie.


- Czy możemy zobaczyć zwłoki? – Spytał Watson.
- Tak. Proszę tędy panowie. – Alex mimowolnie zacisnęła pięści, ale nic nie powiedziała. Udała się za mężczyznami na górę domu. W jednym z pokoi, na łóżku, leżała zmasakrowana i zakrwawiona kobieta, a raczej młoda dziewczyna. Nienaturalnie jasne włosy okalały jej twarz. Szczupłe ciało ubrane było w suknię wieczorową, wydekoltowaną na plecach, białą lecz w niektórych miejscach przesączoną czerwienią.
Lestrade, pomyliłeś sprawy, czy co? Zwłoki miały być rozprute, a nie tylko podziabane!
Oraz jak ona leży, że widać jednocześnie twarz i dekolt na plecach?
Obstawiam skręcenie karku.
A może ona jak ten motocyklista, co założył kurtkę tył na przód, żeby mu cieplej było?... Tylko chciała, żeby jej było chłodniej?


- Ładnie ją urządził. – Wyrwało się brunetce z uznaniem.
- Udało się nam ustalić kim była. Poznał ją jeden z naszych konstabli. Miała na imię Donna Weelsh. – Powiedział Lestrade ignorując wypowiedź Alex.
BEZ-CZEL-NY!
Żeromski, wuj.



- Watsonie. Mógłbyś określić czas zgonu? – Doktor podszedł do zmarłej i dokładnie ją zbadał. Tym czasem Holmes rozejrzał się po pokoju mrucząc coś do siebie, zaglądając pod fotele i do kominka. Oglądał z każdej strony meble i drzwi.
- Zmarła około trzeciej, może czwartej nad ranem. Najpierw ją uduszono, później zamordowano.
KWIK!!!
A potem uciekła :D


-Wie pan już coś, panie Holmes? – Spytał zaciekawiony inspektor.
- Oczywiście. Tego bestialskiego czynu dokonał mężczyzna, szatyn stwierdzająco pozostawionych włosach.
?!
*Dzidka drapie się po wyjaśniająco uczesanych włosach*


Był wysoki, bo stawiał bardzo duże kroki i sprawny fizycznie.
Rozumiem, że Sherlock znalazł ślady butów mordercy odciśnięte np. w kurzu na podłodze. Ok. Jednak w pomieszczeniu człowiek nie stawia kroków takiej długości, jak idąc swobodnie po ulicy. Gdyby Sherlock wygłosił taką uwagę nad śladami odciśniętymi w błocie na drodze, nie miałabym zastrzeżeń.


Musiał znać ofiarę skoro dała się zaprowadzić aż tutaj.
Prostytutka, Szerloku. Mówi ci to coś?
Jeśli nie mówi, to trochę smutne...


Przy okazji miał wspólnika. Niższego, o mniejszych stopach, który schował się za drzwiami i gdy tylko ofiara weszła zarzucił jej na szyję sznur i zaczął dusić. Tymi stopami.
- A więc w pokoju były trzy osoby?
- Naturalnie Lestrade. To oczywiste, ale nie wyjaśnię, skąd to wiem, co to, to nie,  a teraz przepraszamy Inspektorze, ale musimy coś jeszcze załatwić. Watsonie, Alex idziemy. – Oznajmił detektyw i wyszedł z pomieszczenia. Zaraz za nim udali się doktor i dziewczyna zgodnie niosąc ciągnący się za nim welon zajebistości.
- Holmes. Gdzie ty idziesz? Przecież nie wiemy kto…
- Mój drogi Watsonie, ja już wyjaśniłem moją część. Teraz kolej Alex. – Zwrócił się do brunetki i rozejrzał po ulicy. - Jakieś brunetki tu latają, a gdzie się podziała Alex?
- Ja? Ale jak to?
- Powiedziałaś: „Ładnie ją urządził." O kogo chodziło?
A musiało o kogoś konkretnego? Może po prostu miała na myśli mordercę, kimkolwiek był?
Nie, no, to nasza Mary Sue, jak coś powie, to już powie.


- No… Eee… Ale nie wiem czy to jest akurat to.
- Liczy się wszystko. – Przypomniał Sherlock.
- No bo w moich czasach krąży plotka, a raczej legenda, którą się zwykle straszy małe dziewczynki…
- Legenda?
- Tak. O Kubie Rozpruwaczu.
W twoich, Alex, czasach, to już nie “krąży plotka, a raczej legenda”, tylko wspomina się o Kubie Rozpruwaczu, który być może żył w XIX wieku. Nikt tego nie bierze na serio, czyli to żadna plotka, a już na pewno nie straszy się nią małych dziewczynek.  


Facet żył prawdopodobnie w epoce wiktoriańskiej i mordował kobiety, ale nie wszystkie. Jego ofiarami padały eee… kobiety zajmujące się prostytucją. Żadne inne. Słyną z tego (te kobiety), że zwykle je…
- Rozpruwał? – Dokończył doktor.
- Tak.
- Dlaczego użyłaś słowa: „prawdopodobnie"? – Zauważył Holmes.
- Mówiłam. To legenda. Kuby nigdy nie złapano, a z czasem przestał mordować.
Ach, skoro nigdy go nie złapano, to dajemy sobie spokój z tym śledztwem, nie można przecież zmieniać historii!


Nikt nie wie kim był i czy tak naprawdę istniał.
Jak to nikt nie wie? “Bezcielesny stwór, który żywi się strachem. Kiedyś, w dziewiętnastym wieku, na Ziemi, przybrał postać, znaną jako "Kuba Rozpruwacz" a potem podróżował z planety na planetę, przyjmując postacie humanoidów, by mordować kobiety i karmić się ich strachem. Żaden z morderców nigdy nie został schwytany.” Zdemaskowali go dopiero Kirk i Spock!
… no co?...
Droga aŁtorko, skoro już chciałaś wplątać w to Kubę Rozpruwacza, to trzeba było przenieść Alex o jeden rok później, gdyż ten działał od roku 1888. Poza tym, co to za jakieś “w moich czasach krąży legenda... nie wiadomo, czy naprawdę istniał...”, podczas gdy tutaj jak długi leży trup u ich stóp, zamordowany niewątpliwie przez jakąś rzeczywistą osobę!
Also: straszono was Kubą Rozpruwaczem? Bo mnie raczej czarną wołgą (dlatego teraz gram w GTA).
Och, w moich czasach to byli tzw. zboczeńcy. (I nieźle mi to dokopało, tak BTW.)



- Teraz już wiadomo. Możesz się później pochwalić znajomym.
- Jak wrócę do domu. – Szepnęła. – Gdzie idziemy? – Zapytała gdy stanęli u wlotu kolejnej obskurnej ulicy.
- Mówiłaś, że jego ofiary to kobiety zajmujące się prostytucją.
- Więc?
- Oto Uppon Lane Street. Nawet ja bałbym się tu wchodzić po zmroku bez rewolweru. – Wyjaśnił Holmes.
Hihi, najbliższa Lane Street  znajduje się w Wolverhampton, niedaleko Birmingham ;)
(dobra, czepiam się, Magnolia Crescent ani Privet Drive też przecież nie istnieją)
(z całą pewnością nie istnieje żadna UPPON Jakakolwiek Street :P) A aŁtoreczce się chyba pokićkały “lane” i “street”.


Szli poboczem żwirowanej drogi. Wokół panował gwar. Śmiechy, odgłosy muzyki i pijackich orgii było słychać z każdego budynku i niosły się ulicą.
Brzmi jak normalny akademik w XXI wieku, wielkie mi co.


Alex dokładnie rozglądała się wokół. Podskoczyła, gdy jakiś pijany przyczepił się do nogawki jej spodni, ale puścił kiedy doktor uderzył go laską po ręce.
- Holmes, gdzie ty nas prowadzisz do diabła? – Zirytował się John.
Sam powiedziałeś - do diabła.
Diabeł mieszka w Londynie? Zawsze myślałam, że w Las Vegas.
Las Vegas jeszcze nie istnieje, gdzie ma się biedaczek podziać?
Założyć je. Elementarne.


- Spokojnie Watsonie. Zaraz dotrzemy na miejsce.
- Mogliśmy chociaż odesłać Alex na Baker Street. – Szepną[ł] Watson patrząc jak w oczach dziewczyny powoli pojawiał się strach.
Jeżeli już, to “widząc, jak w oczach dziewczyny powoli pojawiał się strach”. Tylko nie bardzo rozumiem, dlaczego dopiero w tym momencie opka w jej oczach powoli pojawia się strach? A co z tym wszystkim, co działo się wcześniej?... Przypomnę: “W jednym z pokoi, na łóżku, leżała zmasakrowana i zakrwawiona kobieta, a raczej młoda dziewczyna...”
No, naoglądała się rozszarpanych zwłok na filmach, co to dla niej. A tymczasem przypomniało jej się, co matka opowiadała o mężczyznach prowadzących w ustronne uliczki...


- Alex?
- Tak? O co chodzi?
- Jeżeli się boisz…
- Nie boję się. Nie jestem kurczakiem!
Btw, uważałabym z używaniem słowa “chicken”. Urban Dictionary podaje wiele ciekawych znaczeń, z których spora część związana jest z narkotykami albo seksem.
Dla mnie to wystarczający powód, by go raczej używać :D
A ja, jak i pewnie całe mnóstwo czytelników, nie mam pojęcia, o co chodzi z kurczakiem w sensie “nie bania się”...
Ja to znam z “Powrotu do przyszłości”, gdzie banda Biffa wrzeszczy “chicken!” na Marty’ego, gdy ten nie chce się z nimi ścigać samochodem.


– Zaprotestowała gniewnie brunetka i ruszyła szybciej przed siebie, lecz zatrzymała się po kilku krokach. – Idziecie czy nie, wy leniwe kości?
- Widzisz Watsonie. – Zaśmiał się Holmes. – Poradzi sobie. – Stanęli przed jednym z lokali. – Panie przodem. – Uśmiechną się  [te panie] do Alex, otwierając drzwi.
Dziewczyna weszła do środka, a zaraz za nią detektyw i jego wierny towarzysz. Pierwsze co się jej rzuciło w oczy po wejściu to bardzo słodki wygląd pomieszczenia.
- Ok. Możemy już wyjść? – Mruknęła zdegustowana.
Ta słodycz obraża moje tró mhroczne jestestwo!
Dwumetrowy Buba nie zmógł, a róż zmógł. Fascynujące te dzisiejsze nastolatki.
A różowy irokez Jareda jakoś jej nie przeszkadzał.


- Coś nie tak… Kurczaku?
- Holmes! – Sykną[ł] Watson.
- Nie. Po prostu nie jestem przyzwyczajona do takiej ilości różu… Niedobrze mi. – Mruknęła i wybiegła na ulicę.
Takiej ilości różu? Jej się chyba londyński burdel pomylił z buduarem.
Och, mujeju, jak ona strasznie musi podkreślać, że jest “chłopczycą” i gardzi tym, co “dziewczęce”, bo jeszcze ktoś by nie zauważył!
Ciekawe, jak zniosła to zdjęcie RDJ?


Prawdziwe Study in Pink!


- O co chodzi panowie? – Do mężczyzn podeszła wypudrowana kobieta w bardzo skąpej sukni.
A o co może chodzić... ;)
- Szukam mężczyzny - z przyzwyczajenia strzelił Watson.


- Dobry wieczór. – Przywitał się Holmes. – Chodzi nam o Donnę Weelsh…


Sorry, ale nie. W tym rozdziale nic się nie zgadza.
Po pierwsze, Kuba Rozpruwacz działał w dzielnicy Whitechapel. Desmond Street leży w Lewisham, po drugiej stronie Tamizy.
Po drugie, mieli już dziesięć ofiar i dopiero wzmianka Alex o tym, że Kuba mordował prostytutki, uświadomiła im, jaki był zawód zamordowanej?
Po trzecie - rozumiem, że Holmes w jakiś genialny sposób wydedukował, że informacji należy szukać akurat w tym burdelu, spośród setek rozsianych w biednych dzielnicach Londynu? Może akurat ten znał, hyhy. Holmes RDJ-a w sumie na takiego wygląda...
Holmes RDJa obok kanonicznego nawet się nie przeczołgał.
Nonono, był bokserem i narkomanem jak kanoniczny, miał swój wdzięk.



Alex POV
Tadeusz Rydzyk CSsR
Arrrrgh! *lata za aŁtorką z Atomową Mietłą* Ja ci dam “Point of View”! Może jeszcze napiszesz “Oczami Alex”?



Nareszcie. Nie wiem jak oni mogą tam wytrzymywać.
To faceci, nie rozróżniają kolorów ;)
Różowy odróżniają. Jakże inaczej by wpadali w histerie od różowych koszul oh wait.


Oparłam się o zimną ścianę budynku i spojrzałam w niebo. Nie było tak bardzo zachmurzone jak pierwszego dnia, snuły się po nim białe obłoczki, zza których wyglądało co raz oślepiające słońce.
Jak to w listopadzie bywa, nieprawdaż.
To były inne czasy, góry były wyższe, trawa zieleńsza i bardziej wonna, a klimat w Londynie taki więcej karaibski.


Mogliby najpierw mnie odesłać. Ja chcę wrócić do domu!
Ciekawe jak? Jesteś w uniwersum Sherlocka, nie Doktora.
Wystawienie jej jako przynęty dla Kuby Rozpruwacza zaczyna być coraz bardziej nęcące.


Kopnęłam w kamień, a on potoczył się na przeciwległą stronę drogi i westchnął boleśnie. Przesuwając za nim wzrok zobaczyłam dziewczynę siedzącą pod murem i szlochającą. Westchnęłam i podeszłam do niej.
- Co rzucił cię? – Zapytałam siadając obok szatynki.
Co rzucił czy cię?


Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Uśmiechnęłam się łagodnie, a raczej próbowałam bo gdy tylko zobaczyłam jej twarz zamarłam. Spod rozmazanego makijażu widać było zielone, zasmucone oczy,
Mamy XIX wiek, przypominam. Makijaż wskazuje jednoznacznie na panienkę lekkich obyczajów.
W innym uniwersum wskazywałby jeszcze na czarodziejkę, ale szczęśliwie chyba pozostaniemy w jednym.


a rysy jej twarzy, układ kości policzkowych i kształt nosa strasznie przypominał Danielle. Miała nawet ten sam odcień skóry: lekko oliwkowy.
Danielle, czyli zmarłą w dzieciństwie siostrę naszej boCHaterki. Od razu uprzedzam: nie spodziewajmy się niczego w związku z tym podobieństwem.
Pachnie mi to trochę zabiegiem z filmowego Atlasu Chmur.


– Nazywam się Alex. Alex Velázquez.
- Jeżeli jesteś bratem Dominika, to mu powiedz…
- Spokojnie. Nie znam żadnego Dominika. – Uspokoiłam ją. – A przy okazji, Alex to skrót od Alexandry.
- Jesteś kobietą? – Zdziwiła się.
- Wiem, że nie wyglądam jak dziewczyna, ale jestem nią w 100%.
To już się robi nudne. Mogłaby poprosić Sherlocka, żeby załatwił jej jakieś damskie ciuchy albo pogodzić się z tym, że wszyscy biorą ją za mężczyznę. Co zresztą jest dla niej korzystniejsze, wątpliwe, by ktoś pozwolił kobiecie oglądać miejsce brutalnej zbrodni.


Z kim mam przyjemność rozmawiać?
- Jestem Sonia Andreas.
- Jesteś hiszpanką?
- Nie, świńską. Grypą.
A propos zapisywania nazw narodowości małą literą...



- Tak panienko, ale ojciec zmarł i matka ponownie wyszła za mąż, za Anglika.
A ja tak sobie chodzę i zwierzam się każdemu, kogo spotkam po drodze. Oraz mówię “panienko” do ubranego po męsku oberwańca.


- Znasz może Donnę Weelsh?
- Tak, a stało się coś?
- Została zamordowana.
- O Boże. Mieszkała niedaleko mnie tzn. na Ross Street.
Nie przesadza nasza Sonia z emocjami w obliczu śmierci przyjaciółki?


Znałyśmy się prawie od dziecka. Mówiłam jej, żeby z nim nie szła.
- Z kim?
- Nie wiem, ale ostatnio zeszła na złą drogę. Zaczęła tu pracować. Myślałam, że ją dziś zastanę, ale Anna powiedziała, że jeszcze jej nie ma.
Już byś się nie wywyższała z tą “złą drogą”, jak wspominałam, makijaż wskazuje, że sama pracujesz w podobnym miejscu.
Ale tylko dla umytych i noszących kapelusze!
Klient w kapeluszu jest mniej awanturujący.


– Szepnęła Sonia wskazując na lokal naprzeciw nas. – No, a wczoraj jeszcze Donna przyszła do mnie i opowiadała, że umówiła się z kimś. Mówiła, że to znajomy. Pokazała mi fotografię, ale nie przypadł mi do gustu.
Taaaa, klient taniej prostytutki ze slumsów daje jej swoją fotografię, taaaa.
W świecie ałtorki prostytutki są raczej luksusowymi utrzymankami z kilkorgiem sponsorów.


- Jak wyglądał?
- Był wysoki, miał ciemne włosy i taką szramę przez pół twarzy. Wyglądał jak typ spod ciemnej gwiazdy. Matka mnie przestrzegała żeby z takimi się nie zadawać. Ja też ją przestrzegałam (matkę?), ale człowiek dla miłości zrobi wiele głupstw. Prawda?
Albo dla pieniędzy, nieprawdaż.
Albo dla narkotyków. Albo dla seksu. Albo dla takiej malusieńkiej, pyszniutkiej czekoladki Lindta.


- A mówiła coś jeszcze? Gdzie pójdą? Albo jak się nazywa? – Zaprzeczyła ruchem głowy. – Dziękuję Soniu. Może będzie lepiej jak już pójdziesz. To nie miejsce dla Ciebie.
- Dobrze panno Alex. Ma panna rację. – Dziewczyna wstała, otrzepała suknię z tyłu i odeszła. Musiała przecież powiedzieć alfonsowi, że nie będzie już tu pracować. Zobaczyłam jak drzwi lokalu otwierają się i wychodzą z nich Sherlock i John. Nie byli raczej zadowoleni z obsługi.
Holmes i Watson z wielką ulgą opuścili budynek.
A co, im też się robiło niedobrze od różu?
Raczej czuli się niezręcznie zaglądając tam za dnia.
Najpierw była wielka ulga, a potem opuścili budynek. Elementarne :)


Nie dowiedzieli się praktycznie niczego, co pozwoliłoby na jeszcze lepsze naświetlenie sprawy.
Tępaki jedne. Trzeba było od razu tam wysłać Jedyną Właściwą Osobę.


Alex wstała i podeszła do nich.
- I co? – Zapytała.
- Nikt nie widział Donny Weelsh od wczoraj. Nie wiedzą co robiła, ani gdzie mogła pójść. Chociaż, zdaje mi się, że ta Anna kłamie. – Odpowiedział Holmes. – Czemu się uśmiechasz?
Bo teraz, uwaga, pojawia się Miss Detektywna Zajebistość!!!


- Jest 1:0 dla mnie. Donna mieszkała na Ross Street, niedaleko niejakiej Sonii Andreas, do której wczoraj zaszła.
*przewraca oczami* Toż na początku była mowa o tym, że rozpoznał ją jeden z konstabli. Nie mogli od razu jego zapytać?
A jak by się wykazała wtedy nasza Alex?
No fakt. Przepraszam, wycofuję.


- Mów dalej. – Zaciekawił się detektyw.
Oświeć nas, o Mary Sue!


- Donna twierdziła, że umówiła się ze znajomym. Wysokiego bruneta z szramą na twarzy.
No weź się zdecyduj: umówiła SIĘ, czy umówiła wysokiego bruneta?


- A więc złożymy wizytę na Ross Street.


Rozdział VI
Niepokój"
Wizyta na Ross Street nie należała do najprzyjemniejszych. Matka zmarłej cały czas płakała, a nawet zemdlała i nie potrafiła niczego dodać oprócz tego co powiedziała Sonia.
No co za karygodny brak współpracy.


Ojciec natomiast, na początku opanowany, wpadł w furię, gdy dowiedział się gdzie jego ukochana córka pracowała. Nie chciał uwierzyć w te „farmazony", jak je nazwał.
Też bym na jego miejscu nie uwierzyła, ostatecznie znikanie córki na całe noce trochę trudno przegapić.
A czy ten “farmazon” to nie jest przypadkiem typowo polskie słowo?


Alex by ratować sytuację, swoją skórę i reputację detektywa wyciągnęła ich stamtąd najszybciej jak mogła pod byle pretekstem.
A reputacja Sherlocka mogła ucierpieć, bo...? Dżentelmenowi nie wypadało odwiedzać rodziców zamordowanej?
No heloł, byli u rodziców PROSTYTUTKI. Wstyd na cały powiat. Hrabstwo.


- O Boże, już myślałam, że tam utkniemy. Istnieje coś takiego jak farmazon? – Spytała patrząc zdziwiona na doktora.
- To inaczej kłamstwo i tak istnieje.
- Hmph… Mam nowe wyrazy w słowniku. Fantastycznie! – Uśmiechnęła się zadowolona.
Łał, cóż tam morderstwo wobec faktu, że mogę teraz szpanować nowym słowem!
To ładne słowo  i na pewno coś znaczy.


– Coś z nim nie tak?- Dodała szeptem wskazując na Holmesa, który wyglądał jak chmura gradowa.


- On tak ma zawsze, gdy coś nie idzie po jego myśli. Holmes, uspokój się bo wydepczesz dziurę!
- Nie trzeba było mnie stamtąd wyprowadzać. Ten mężczyzna coś ukrywa i już prawie miałem…
*patrzy i oczom nie wierzy* Sherlock?! Dał się wyprowadzić z miejsca prowadzonego śledztwa, zanim uzyskał informacje, na których mu zależało? To jakaś podrabiana pipa grochowa, a nie żaden Sherlock...
Mówiłam, że obok kanonicznego nawet nie leżał.
Nie żebym nie lubiła slashów, ale może to i lepiej, że nie leżał.


- Dobra, dobra. Patrzyłeś na niego jak wygłodniały sęp na padlinę, a on na Ciebie jak byk na czerwoną płachtę. Musiałam coś zrobić. – Warknęła Alex.
Niby co i po co? Dlaczego się wtrącasz w pracę profesjonalisty?
Bo widzi, że taki z niego profesjonalista, jak z koziej dupy trąba ;)
(nie sposób nie wstawić tutaj tego obrazka, prawda?)



- Za to ty, moja panno, zachowywałaś się jakbyś była matką miłosierdzia.
I siostrą przełożoną.
Niejednokrotnie.


- No tak. Jak zawsze Alex. Czarna owca! Bo dlaczego by nie? To, że powiedziałam to, co wiedziałam i co myślałam jest złe, ale Twoje zachowanie było wprost wybitne!
- Więc najpierw pomyśl nim coś powiesz!
- Odezwał się wielki myśliciel!
- Nie mów mi, co mam robić!
- Ja się na świat nie prosiłam!
*zieeeew* Kolejna kłótnia nastolatków, z których jeden dla niepoznaki przebrany jest za dorosłego mężczyznę...
*przynosi popcorn i pestki dyni dla Kury do dziobania*


- Holmes… - Wtrącił się Watson, ale Sherlock uciszył go jednym gestem .
- Wszystko popsułaś! Cały plan poszedł na marne! A dlaczego? Bo powiedziałaś im wszystko nim zdążyliśmy przejść do salonu!
Uhm, a więc państwo Weelsh mieli salon, znaczy, co najmniej klasa średnia. I ich córka trafiła do burdelu?
Może lubiła?
To mogła zostać utrzymanką bogatego dżentelmena, zamiast lądować w slumsowym burdelu z wszawicą, syfilisem i innymi przyjemnościami.


- Trzeba było iść na żywioł! Wiesz w książce byłeś zabawniejszy...
*przypomina sobie książkowego Sherlocka* A panna to faktycznie czytała Conan Doyle’a, czy może jakąś nowelizację filmu z RDJ-em?
Nowelizacji nie stwierdzono. Ale miałam kiedyś taki bryk z Sherlocka w prostym angielskim, może przyswajała do matury.


- To nie jest żadna książka tylko realne życie! To nie fantazja! Zrozum to.
- Nie pouczaj mnie Holmes o fikcji i fantazji, bo jak widać stoję tu, a zamiast tego powinnam być w domu i słuchać kłótni, a nie w niej uczestniczyć!
Paczciepaństwo, zamiast biernie wysłuchiwać, jak bluzgają jej starzy, ma okazję nawrzucać samemu Sherlockowi i jeszcze narzeka.
Bo nie otacza jej kultem! Indyjski fakir by stracił cierpliwość wobec takiej odporności na marysójczane wdzięki.


- Alex… - Ponownie spróbował przerwać sprzeczkę John, ale dziewczyna tylko machnęła ręką w jego kierunku.
- Więc na co czekasz? Nikt i nic Cię tu nie zatrzymuje!
- Super, dziękuję że łaskawie dałeś mi pozwolenie na opuszczenie tych czasów! – Wrzasnęła zdenerwowana brunetka. - Au revoir! – Odwróciła się na pięcie i odeszła.
Prosto do współczesności.
Poprzez skarpę i mokre kamienie.


- Mam nadzieję, że nie prędko! – Krzyknął za nią Holmes i poszedł w przeciwnym kierunku. Doktor Watson stał jeszcze chwilę w bezruchu. Jak dzieci. Wzniósł oczy ku niebu i pobiegł za przyjacielem.
Trudno przeskoczyć mury,
Gdy optane przez kury
Kiedy przeszkód tak wiele…
a tyś bezwolne cielę
Trudno odszukać w sobie życzliwość,
i znaleźć inny rym niż krzykliwość,
Kiedy na dnie serca kryje się żal.
Nie wiem, jak ty, ałtoreczko, ale ja właśnie mam bal.


[Sherlock i Watson wracają do siebie.]


- Holmes mam złe przeczucia. Musimy ją znaleźć. Obiecaliśmy Alex, że pomożemy jej wrócić do domu.
- Ja nic nie muszę. Zresztą już ją odesłałem.
Osobiście wsadziłem ją do tej niebieskiej policyjnej budki na rogu, nie zauważyłeś?


- Chyba nie mówisz poważnie. Po Londynie grasuje morderca kobiet, powtarzam KOBIET, a …
...a przecież Alex wcale nie wygląda na kobietę, nie ma się czym martwić!


- Przecież powiedziała, że Kuba Rozpruwacz morduje tylko prostytutki, więc się nie martw Watsonie. Chyba że Twoja znajoma zmieniła nagle upodobania.
I sama zaczęła chodzić z nożem po gorszych dzielnicach.


- Sherlock proszę. Posłuchaj mnie choć raz. Ten jedyny raz. Naprawdę mam złe przeczucia. Musimy ją znaleźć.
- Jeżeli chcesz, ja Cię nie powstrzymam.
- Tylko żebyś potem nie miał do mnie pretensji. Rób co chcesz, ja się nie mieszam. Ale nie przychodź potem z płaczem. Twój wybór. To nie moja sprawa. Obyś nie żałował - ciągnął dalej Sherlock, odczytując kolejne zdania z rozmówek pasywno-agresywnych.


- Jak uważasz uparty ośle. – Syknął doktor i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Detektyw dokończył pić herbatę i pogrążył się w rozmyślaniach.
Jednoczesne picie i rozmyślanie było poza zasięgiem jego możliwości?
Multitasking wprowadzą dopiero w trzecim sezonie. Sherlock 3GS z obsługą wielu zadań.
Fandomy mylisz!


[Tymczasem Alex zostaje napadnięta]


Budziła się powoli zmagając z uczuciem otępienia. Otwierając oczy zobaczyła jedynie kamienny sufit. Rozejrzała się wokół. Pomieszczenie przypominało Alex trochę cele lub lochy, które zwykle były pokazywane na filmach jako podziemna część zamku.
Choć czasami były również pokazywane jako samice dzika.
Uwierzcie: wolicie te z zamku.


Chciała sprawdzić czy przypadkiem nie miała guza, ale ktoś splątał jej ręce.
I zawiązał na supełek.


Wstała i przeszła się po małej kitce.
Starannie stąpając między włoskami.


Nie było w niej żadnych okien, więc podeszła do drewnianych drzwi z kratą pełniącą funkcję lufcika .
Dżizas... Z zakratowanym okienkiem, wizjerem, judaszem, co sobie waćpanna życzysz!
A już miałam nadzieję, że wrzucili ją do studni.


Stanęła na palcach i wyjrzała przez niego. Korytarz okrywały ciemności i nie dochodziły do niej jakiekolwiek dźwięki. Wszędzie panowała dzwoniąca cisza. Brunetka uderzyła w drzwi w całej siły, ale nie chciały się otworzyć. Alex odeszła do tyłu i osunęła się na posadzkę.
Oczywiście, szorując plecami po ścianie. Bez tego malownicze osunięcie jest niedostatecznie malownicze.


Mam nadzieję, że nie trafiłam na herbatkę do Voldiego*…
*Chodzi o Lorda Voldemorta z cyklu o Harrym Potterze.
Dobrze, że wyjaśniłaś, bo już myślałam, że o ordynata Waldemara Michorowskiego.
Bywają katastroficzne:


Bardzo przepraszam za to, że musieliście tak długo czekać, ale mam dobre usprawiedliwienie – Maturę i dużo nauki. Mimo wszystko zapraszam na nowy rozdział.


Rozdział VII
Krótka wiadomość"
Nie miała pojęcia ile czasu spędziła w lochu patrząc ze znudzeniem w sufit. A jeżeli naprawdę przeniosłam się do realiów Pottera i zamiast niego ja będę główną atrakcją wieczoru dla śmierciożerców? Nie rozpaczaj. Może nie jest tak źle.
Może przeniosłaś się tylko do lochów Ramsaya Boltona...
Albo Pani Lovett i Sweeneya Todda.


Zaśmiała się cicho. Zaczynała wariować. Wiedziała to. Usłyszała cichy zgrzyt i skrzypienie zawiasów. Spojrzała na drzwi. Wszedł przez nie wysoki, zamaskowany mężczyzna.
- Kuba Rozpruwacz…
Albo nie.
Stanowczo nie. Zresztą, czasy mamy takie, że jak kto zamaskowany, to pewniej superbohater niż złoczyńca.


- Kogo my tu mamy? Holmes dobiera sobie coraz bardziej ciekawszych przyjaciół.
A nawet coraz więcej ciekawsiejszych.
I wszystkich sprowadza do tego lochu? Stylish but illegal.


- Odwal się! – Warknęła i nadepnęła mu na stopę.
Trampkiem? Toż prawie jak ten wróbel, co chciał krowie żebra łamać.


Mężczyzna sykną[ł] z bólu, złapał ją za przód koszuli i cisnął o ścianę.
- Nie tak prędko złotko. Najpierw chwila rozrywki. – Mrukną[ł] rozwijając rzemienny bicz z metalowym końcem.
- Przecież ty nie zabijasz zwykłych kobiet. – Powiedziała wypluwając krew.
A kto mówi o zabijaniu? Rozejrzyj się, to mój Czerwony Pokój!
A kto tu mówi o kobietach?


- Szybko mnie rozpracowałaś. Nie to co ta łajza, Sherlock. Nie ominie Cię za to nagroda. – Strzelił batem tuż koło jej policzka. Poczuła rozrywający ból, a potem ciepłą ciecz spływającą w dół.
Przestraszyła się.


- Co tym razem Lestrade? – Zapytał Holmes inspektora ze Scotland Yardu. Mężczyzna odwrócił się i wskazał na most.
- Zamienił się  w trolla i pobiera myto. Nie mamy już do niego cierpliwości...


- Tym razem morderca ma dla ciebie wiadomość i znaleźliśmy to. – Podał detektywowi czarną, skórzaną kurtkę pokrytą zakrzepłą krwią.  Doktor Watson wciągną[ł] powietrze ze świstem, oblizał kończyste kły i spojrzał karcąco na Sherlocka.
- Mówiłem, żeby ją znaleźć. – Warknął, gdy odeszli w stronę mostu. – Teraz Rozpruwacz ją ma. Na pewno jesteś z siebie zadowolony.
I w ogóle nie odzywaj się do mnie, ty wstrętny typie.


Weszli pod kamienny most i zobaczyli rozszarpane zwłoki młodej kobiety. Tuż nad nią na kamiennym murze zapisana była wiadomość: „Guya Faweksa spotkało wielkie nieszczęście gdy odkryto jego spisek. Masz sześć godzin inaczej z Twojej nowej znajomej wypłynie za dużo soku życia detektywie…"
Już widzę mordercę, który pisze na murze wieść składającą się z 22 słów, maczając co chwilę pędzel w rozszarpanym brzuchu ofiary...
Pewnie jeszcze starannie kaligrafował literki i domalowywał zacieki. Ci staroświeccy złoczyńcy, dwudziestopierwszowieczny ograniczyłby się do wiadomości MONEY OR GTFO.


- Co to może znaczyć? –Spytał Lestrade za ich plecami.
- Zapowiada się coś wielkiego. – Szepnął Watson spoglądając kątem oka na pobladłego Holmesa. – Nie znaleźliście może kubła z czerwoną farbą?
Poprawiłbym błędy interpunkcyjne.


- To nie farba mój drogi Watsonie. – Wyszeptał Sherlock podchodząc bliżej muru i przejeżdżając po napisie palcami. – To krew.
- Czyja? Zmarłej czy Alex?
- Nie mam pojęcia. – Odwrócił się na pięcie i odszedł pospiesznie, chcąc uniknąć dalszych niewygodnych pytań.
- O co chodzi doktorze?
- Proszę zachować zimną krew inspektorze w razie, gdybyśmy nie znaleźli kubła z farbą i robić to co leży w pańskich obowiązkach. – Powiedział jedynie John i pobiegł za oddalającym się detektywem. Dogonił go dopiero po kilku minutach. – O co chodzi w tej wiadomości?
- Nie mam pojęcia. Guy Faweks był jednym ze spiskowców, którzy chcieli przywrócić katolickiego monarchę na tron.
Przy pierwszym “Faweksie” myślałam, że to po prostu literówka...
*dławi się śmiechem*
Możliwe więc, że nasz zbrodniarz też chce dokonać zamachu stanu... ale co mają do tego morderstwa prostytutek?!
Wprawia się. Takie palcówki zanim zagra całą fugę.


Pilnował prochu w podziemiach pod Izbą Lordów. Schwytano go 5 listopada i skazano na śmierć poprzez powieszenie i poćwiartowanie. Unikną[ł] jednak kary bo tuż przed egzekucją skoczył z szafotu na którym miał zawisnąć.
Aha. Szafot, na którym miał zawisnąć. Aha.
A może mieli go poćwiartować karabinem, albo nabić na krzesło elektryczne?
W jednej z piosenek Gawędy, których słuchałam w dzieciństwie, był wystrzał z karabeli.


Nożeż kurnać, nie rozumiem. Pisze taka zdanie, w którym występują trzy czasowniki w czasie przeszłym, trzeciej osobie liczby pojedynczej rodzaju męskiego - i w dwóch stawia grzecznie “ł” na końcu, a w trzecim nie. Tak trudno wydedukować, że skoro wszystko inne się zgadza, to i końcówka będzie taka sama?


- Każde dziecko wie kim był Faweks (był to kuzyn Peweksa), nie musisz mnie zapoznawać z jego historią.
- „Guya Faweksa spotkało wielkie nieszczęście gdy odkryto jego spisek." O co może chodzić?
A cholera wie, przecież po odkryciu spisku powinni byli go jeszcze nagrodzić.


Sok życia to krew,
No nie wiem, niektórzy uważają, że całkiem inny płyn ustrojowy.


więc najprawdopodobniej będzie chciał spuścić z niej całą krew. Czym jednak może być pierwsza część?
Zważywszy, że z tekstu pouciekały wszystkie przecinki, z interpretacją drugiej też mogą być problemy.


- Ile mamy możliwości?
- Pięć… - Weszli do domu na Baker Street.
- Dlaczego aż tyle?
- Zajazd „Kaczka i kaczor" – pierwsza; dom Whynniarda – druga; krypta pod Izbą Lordów – trzy; Tower – cztery; Old Palace Yard w Westminsterze – pięć. – Wyliczał Sherlock na palcach.
Ok, pochwaliłaś się, że znasz miejsca związane z historią Fawkesa. Ale sam Guy Fawkes ma taki związek z Kubą Rozpruwaczem, że...?
Są brytolskimi bad guyami. Idę sprawdzić, czy jest z nimi jakiś slash.


- Porozrzucane po całym Londynie. – Stwierdził doktor patrząc na mapę.
No, powiedzmy. Dom Whynniarda spiskowcy wynajęli właśnie dlatego, że sąsiadował z siedzibą Izby Lordów, aby spokojnie się pod nią podkopać (na obrazku żółtą linią zaznaczony prawdopodobny przebieg tunelu). Z kolei na tej mapce widać, że Old Palace Yard także leży tuż obok (Izba Lordów zaznaczona na czerwono).


- Mamy mało czasu. Możemy nie znaleźć ich w sześć godzin.
A ten... nie współpracujecie przypadkiem z policją? A Holmes nie ma na swoich usługach bandy uliczników, zbierających dla niego informacje?
A propos, od którego momentu liczy się “sześć godzin”, morderstwa, czy znalezienia zwłok?
Od teraz. Właśnie dowieźli mi żarcie, możemy sobie zrobić przerwę obiadową.


Budziła się powoli cała obolała. Musiał jej połamać żebra bo każdy wdech sprawiał jej ból. Czarne mroczki tańczące na lodzie przed oczami znikły (jasne Mroczki pobiegły na plan zdjęciowy serialu) i z wolna zaczęła rozpoznawać kształty. Nie był to już ten sam loch, wyglądało to raczej jak wnętrze kościoła romańskiego albo krypta. Poczuła zimny metal na nadgarstkach i kostkach. Przyczepił mnie do ściany! Drań! Rozszarpię jak przyjdzie!
Na pewno.
*podpowiada życzliwie* Zawsze możesz napluć mu w oko!


Szarpnęła się, lecz każdy kolejny ruch powodował piekący ból pleców.
Yay, boundage!


- Jak Ci się tu podoba złotko? – Usłyszała zimny głos z mroku.
- Nie powiem, przytulnie. Zawsze miałam słabość do ciemności, starości i mroku. – Wysoki mężczyzna wyszedł z cienia.
- Za to ja zawsze gustowałem w białych sukniach. – Ta wypowiedź ją zdekoncentrowała na chwilę. Alex spojrzała w dół. Nie była odziana w swoje rzeczy. Założono jej białą, zwiewną suknię, która stykając się z ranami na ciele, barwiła się na czerwono.
POOOOLSKA BIAŁO-CZERWOOOOONI


- Drań! Idiota! Niech Cię wszyscy diabli Kuba! Motyla noga! Kurczę blade! Terefere!
– Zdenerwowała się, miotając po uwięzi.
Ona faktycznie ma jakiś problem z tą “dziewczyńskością”, zwróćcie uwagę, że zachowywała zimną krew, dopóki nie spostrzegła, że jest ubrana w suknię...
Może się po prostu zmartwiła, kto to wszystko wypierze.


- Uspokój się kwiatuszku, złość piękności szkodzi.
- Chętnie bym Ci zaszkodziła (a co on, taka piękność?), ale najwidoczniej ktoś mnie już uprzedził. A może maskę nosisz tylko dla poklasku?
Nie, dla poklasku to te majtki na rajstopach.


- Wygadana jesteś.
- Wypuść mnie to poczujesz, że jestem mocna nie tylko w słowach!


- Ciekawe co Holmes w Tobie widzi?
- Nic we mnie nie widzi! Pomaga mi wrócić do domu. Jeżeli myślisz, że łączą nas jakieś uczucia, to powiem Ci, że mój zdechły chomik ma IQ większe niż ty!
- IQ? Czym jest IQ?
- Iloraz inteligencji bałwanie!
- Mówisz, że nic was nie łączy.
- Nie…
- Więc pewnie nie będzie płakał na Twoim pogrzebie.
- Co? – Przełknęła ślinę gdy zauważyła, że wyciąga bicz. To nie wróżyło nic dobrego.
Ale raczej trochę kinksterskiego bólu niż śmierć, więc jest dla ciebie nadzieja.


Rozdział VIII
Ostateczne starcie"
- Watsonie! – Krzyknął Holmes podrywając się z fotela. Doktor drgnął wyrwany z letargu i spojrzał na przyjaciela. Dzień chylił się ku zachodowi, a oni mieli coraz mniej czasu.
Więc czekali, aż wyznaczony im czas upłynie.
To akurat należy poniekąd do kanonu: ratunek nadchodzi zawsze w ostatniej chwili, a bomba zostaje rozbrojona na sekundę przed wybuchem.
Jak również to, że Sherlock miał ludzi od biegania w panice po mieście, a sam spokojnie rozpracowywał sprawę. Co nie zmienia faktu, że zawsze mnie denerwowało, że czekał do ostatniej chwili.


– Mam rozwiązanie!
- Naprawdę? - Holmes pokiwał głową i podszedł do mapy Londynu.
- Spójrz. Pozaznaczałem miejsca, w których możliwie przebywa Alex. Drogą eliminacji odrzuciłem Zajazd i Old Palace Yard w Westminsterze.
A akurat wyeliminowałeś te dwa, bo?...
Bo tak!
Ojej, jak wy nic nie wiecie. Na końcu Sherlock to wszystko wyjaśni. Wyjaśni, prawda?
Yyy. Białe?


Następnie zebrałem wszystkie fakty, jak np.: mokra ziemia, którą znalazłem w domu na Desmont Street i z listy wykreśliłem dom Whynniarda…
Nie żeby w scenie oględzin miejsca zbrodni padła najmniejsza uwaga na temat jakiejś mokrej ziemi... Już nawet nie pytam, dlaczego jej obecność eliminuje dom Whynniarda.
(P.S. Szukając jakichś dalszych informacji na temat tego domu, doszłam do wniosku, że prawdopodobnie wyeliminował się sam i to na długo przed akcją opka, np. w czasie wielkiego pożaru w 1834)


- Została więc krypta pod Izbą Lordów i Tower.
Jedna i druga wręcz toną w błocie, można stamtąd nanieść tyle mokrej ziemi, że ho ho.
Wiadrami.


- Dokładnie.
- Ale od Tower do Parlamentu jest około trzech kilometrów.
Nie, słoneczko. Po pierwsze, Watson powiedziałby “mile”, nie “kilometry”, po drugie od Tower do Parlamentu jest około trzech mil, czyli prawie pięć kilometrów.


Jeżeli się pomylimy jakim cudem uda nam się dotrzeć na czas we właściwe miejsce?
- Kto powiedział, że musimy jechać i tu, i tu?
Jest was dwóch, macie do obskoczenia dwa miejsca, moje wy papużki-nierozłączki...


- Nie rozumiem…
- Mój drogi Watsonie – powiedział Holmes uśmiechając się lekko – masz godzinę żeby wyciągnąć Lestradea (O, Lestradeo, orchideo!) ze Scotland Yardu i przybyć do krypty. – Powiedziawszy to wziął płaszcz i wyszedł.
- Skąd on wiedział?
Imperatyw Opkowy mu podszepnął.


Tymczasem…
Wysoki brunet ponownie zjawił się w zasięgu jej wzroku.
Eeeej, ale to nie ten, który zabił Donnę Weelsh! Tamten, jak odkrył Sherlock, był szatynem!
Szatyn, brunet, kto by tam wnikał w te niuanse.


Mimowolnie zacisnęła pięści i czekała na cios. Ten jednak nie nadszedł. Zamiast tego podeszło do niej dwóch zamaskowanych mężczyzn i rozkuło. Chwycili ją za ręce i wyprowadzili z małej, tymczasowej celi. Alex ostatnimi siłami próbowała się wyrwać, ale „strażnicy" zacisnęli tylko mocniej uchwyt powodując ból w nadgarstkach. Zaprowadzili ją do przestronnej krypty i ponownie przykuli, tym razem do podłogi, pośrodku wielkiego koła z pięcioramienną gwiazdą, w środku której wylana była krew.
Wokół niej biegali zakapturzeni faceci sodomizujący dziewicze dziewki, onanizujący się odwróconymi krzyżami, growlujący z cicha i doprowadzający mimochodem lidera do samobójstwa, by odnieść sukces komercyjny.
W kącie dyskretnie przygrywała blackmetalowa kapela. Płonęły czarne świece. Kelnerzy wnosili żywe koty.


Pentagram… Krew… Rytuał… Potrzebują ofiary. Ale kto nią jest? Kto? TY…Mózg Alex pracował na najwyższych obrotach.
Boję się, że za chwilę będzie potrzebował chłodzenia.


Czuła jak podnosi się jej poziom adrenaliny. Pulsowała w żyłach i prowadziła do nerwowego kołatania serca i skurczu mięśni.
Matura, jak widzę, była także z biologii. Szpro pochwala.



Oddychała szybko. Słyszała cichy szept małego człowieczka, który jej pilnował.


- Nie czekamy na Holmesa?
- Daliśmy mu wystarczająco dużo czasu. Najwyżej załapie się na finał. – Blondyn skinął głową i zatarł ręce.
Cheerleaderki dygotały za kulisami nerwowo szarpiąc pompony.


- Niech będzie, ale pamiętaj o naszej umowie.
Kości odkładamy dla pieska, a chrząstki wyłożymy bezdomnym kotkom.


- Oczywiście proszę pana. – Brunet założył kaptur na głowę i powoli podszedł do dziewczyny.
- Ty nie jesteś Rozpruwaczem. – Szepnęła cicho patrząc mu w oczy. Przelotny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- W końcu się domyśliłaś... Dlaczego tak długo?
Bo jestem Mary Sue. Mój mózg nie może zajmować się kilkoma rzeczami jednocześnie.


- Cały czas grałeś. Jesteś tylko kolejnym pionkiem w jego grze.
- Nie jestem tylko pionkiem. Jestem nekromantą. Najlepszym w całej Europie.
Nie ogarniam. Chcą wywołać jakiegoś ducha? Fawkesa może? W celu...?
Może doprowadzenia spisku do końca?
Hm, katolicki monarcha w miejsce Wiktorii...


- Jestem za duża na bajki o sztuczkach magicznych. – Zaśmiała się, ale szybko spoważniała. – Nekromantą to może jesteś, ale na pewno zaraz zostaniesz „Ostatnim kastratem". – Mężczyzna zdziwił się. Alex wykorzystując moment nieuwagi kopnęła go z całej siły prosto w jego najczulsze miejsce. – Może z historii jestem noga, ale znam się na anatomii.
Nie jestem pewna. Internety dotyczące sztuk walki są dość zgodne względem ataku na oczy czy uszy, nie genitalia.
Ale za to vox populi głosi, że należy kopać w miętkie.


Alex miała nadzieję, że dzięki temu zarobiła trochę czasu dla detektywa. Brunet zwijał się z bólu na ziemi. Kilka zakapturzonych postaci podbiegło pomóc poszkodowanemu. Dziewczyna stała dumnie wyprostowana mimo palących ran i obolałego ciała.
Eee... jak oni ją przykuli, że kopie, wierzga i stoi wyprostowana?
Wygląda na to, że tylko za ręce. Fuszerka.
I to długimi łańcuchami, bo przecież nie do ściany, a “do podłogi, pośrodku wielkiego koła z pięcioramienną gwiazdą”.


Nie ma tak dobrze… Uśmiechnęła się z wyższością. Nekromanta podniósł się wciąż mając skrzywiony wyraz twarzy. Oczu błyszczały mu gniewnie i po chwili Alex poczuła jak kilka żeber po prawej stronie ciała pęka. Uklękła łapiąc się za żebra. Oddychała ciężko, z nosa potoczyła się ponownie krew. Uniosła głowę i zobaczyła, że brunet wyciągnął nóż. To koniec… Pomyślała zaciskając oczy w rękach, lecz zamiast poczuć jak sztylet wżyna (wrzyna!!!) się w jej ciało usłyszała huk.
Ich chyba specjalnie uczą pisać powieści sensacyjne tak, by czytelnik zasypiał w połowie pierwszego zdania.


Następnych kilka chwil działo się tak szybko, że ledwo zdążyła je zapamiętać. Czarownik pochylił się, a potem runął do tyłu trzymając się za ramię. Ktoś wbiegł do krypty i uderzył z impetem pierwszego przeciwnika na swojej drodze. Mały człowieczek stojący dotychczas w cieniu umknął gdzieś tunelem. Zaraz za pierwszym wybawicielem Alex wtargnęli inni.
Cała horda wybawicieli Alex i każdy wrzeszczał: “To ja! Właśnie ja cię uwolnię!”


Jeden z nich podbiegł do niej i odczepił od łańcuchów. Coś do niej mówił, ale całkowicie ją zamroczyło i runęła w jego objęcia.
Watson wbiegł do wielkiej krypty zaraz za Holmesem i policjantami. Wśród szamotaniny od razu dostrzegł Alex klęczącą w kałuży krwi. Szybko podbiegł do niej i najdelikatniej jak potrafił odczepił ją od łańcuchów.
A co, ten pierwszy przegapił jakieś?
Nie, przyczepił na nowo i odczepił, bo liczył też na runięcie w objęcia.


- Alex, w porządku? Alex, słyszysz mnie? – Dziewczyna popatrzyła na niego zamglonymi oczyma i zemdlała. Złapał ją i uniósł. Z tyłu za nim Holmes przypierał do podłogi wysokiego bruneta.
Moja wewnętrzna gimbuska chichocze i dopytuje, czym Holmes przypierał.


- Nie tak szybko. – Warknął. – Co z Alex? – Zapytał nie odwracając się. Jeden z policjantów podbiegł do nich i założył mordercy kajdanki.
-Ma wiele ran, ale myślę, że wyjdzie z tego. Na razie jest nieprzytomna. Trzeba jednak jak najszybciej ją zbadać i pozszywać, inaczej może się wykrwawić.
Spokojnie, jak się przez sześć godzin nie wykrwawiła, to jeszcze trochę wytrzyma.


[Alex budzi się w mieszkaniu Sherlocka i Watsona]


- Długo spałam?
- Dwa tygodnie, ale czasami budziłaś się i majaczyłaś, a potem znów zasypiałaś.
A ja przez te dwa tygodnie tak tu siedzę i nawet do wychodka nie wstaję.
Przecież to boChaterka opka, a te, jak wiadomo, nie smarkają, nie wydalają, a ich gazy mają zapach fiołków.


- Majaczyłam? – Złapała się za głowę. – Jak bardzo?
- Gdybyś była zdrowa można by było zamknąć Cię w szpitalu psychiatrycznym…
Tak, tak. W szpitalu psychiatrycznym zamyka się zdrowych. Tak, tak...
Cóż, historia radzieckiej medycyny zna na przykład schizofrenię bezobjawową...
A w szpitalach w Polsce chorego wbrew jego woli nie można zamykać dopiero od 1993 roku.


Mijały dni. Alex czuła się coraz lepiej i po tygodniu Watson pozwolił jej opuścić łóżko. Ciągle czuła jednak lekki ból w plecach.


Nieubłaganie nadciągał 24 grudnia, a ona nadal nie wiedziała jakim cudem ma wrócić do domu. W dzień przed Wigilią coś tchnęło ją
Tknęło czy natchnęło? Bo tchnięcie kojarzy mi się, niestety, trochę z czymś takim:
by ubrać się w swoje własne ubrania. Powoli włożyła szare spodnie, czarny t-shirt i czerwone szelki i koszulę.
Miejmy nadzieję, że pani Hudson oddała to wcześniej do prania...
Ej, zaraz! Przecież jej ubrania zostały gdzieś w krypcie!
Widocznie któryś z licznych wybawicieli, zobaczywszy, że nie ma już dla niego łańcuchów do rozkucia, zajął się ubraniem.


Holmes i Watson pojechali do Woking by ostatecznie zakończyć jakąś sprawę,
A to co, już nie zabierają jej ze sobą, żeby pomagała im rozwiązywać najtrudniejsze sprawy?
Była to prawdopodobnie Merysójka jednorazowego użytku.


a pani Hudson wyszła przed godziną. Siedziała w salonie nie mając co ze sobą zrobić. Jej oczy powoli przesuwał się po pomieszczeniu, gdy nagle padł na czarną torbę.
Kto?
Ten mały człowieczek, który siedzi w jej czaszce i kręcąc korbką, przesuwa oczy.


Podeszła do niej i przejrzała zawartość. Z ulgą stwierdziła, że niczego nie brakuje.
Znaczy, przez te parę tygodni nie zaglądała do torby ani razu? Sherlocka i Watsona też jej zawartość nie interesowała?
Raz im powiedziała “nie wolno! nie rusz! siad!” i byli posłuszni.


Podnosząc wzrok ujrzała Timesa z 1 grudnia. Tytuł na pierwszej stronie głosił „Mordercy kobiet ujęci", a pod nagłówkiem umieszczone było zdjęcie Watsona wynoszącego ją na rękach, Lestradea i obróconego tyłem Holmesa. Przypomniała sobie słowa detektywa, który mówił, że będzie mogła pochwalić się znajomym, że pomogła ująć Kubę Rozpruwacza.
AAAAAA!!! Zmieniła historię! Teraz czeka nas wszystkich katastrofa!!!
Znaczy, jeszcze większa niż zarozumiała pannica w czerwonych szelkach, biegająca po nie swojej epoce? Nie takie katastrofy przetrwaliśmy.


Niewiele myśląc wpakowała gazetę do torby i na ile pozwalały jej siły wybiegła z domu. Dotarła nad nabrzeże Tamizy. Pogoda była podobna do tej, gdy ocknęła się 25 listopada.
O, to w moje imieniny!


Z jednym małym wyjątkiem. Wtedy nie zalegał nigdzie śnieg. Idąc brzegiem rzeki poczuła jak robi się jej słabo. Usiadła na chwilę i rozmasowała skronie. Ból w czaszce nasilał się z każdą minutą.
Blizna w kształcie błyskawicy pulsowała jak żywa rana.


Mogłam zostać na Baker Street. Przed oczami pojawiły się jej czarne mroczki i odpłynęła w nicość.
XxXxX
Zerwała się na równe nogi. Nie wiedziała ile czasu leżała na kamienistym nabrzeżu. Ból w czaszce nadal pulsował, ale powoli ustawał. Rozejrzała się zdekoncentrowana. Nie umiała powiedzieć czy nadal jest w 1887, czy może znów gdzieś się przeniosła.
Borze borze, żeby jej teraz nie cisnęło do TARDIS >.<
Nieno, tego Dziewiąty by nie zniósł :)


Powoli wdrapała się na skarpę i odetchnęła z ulgą. Po drugiej stronie drogi stały nowoczesne kamienice, a ulicą przejechało właśnie czarne volvo. Sen czy nie sen? Zapięła kurtkę i wyjęła z niej telefon, który nadal wskazywał datę 25 listopada 2011 i godzinę 7:25.
Eeee... no i? Żeby powrócić do współczesności, wystarczyło znaleźć się w tym samym miejscu i w tych samych ciuchach, co na początku? No to szkoda, że nie została na tamtej skarpie, zamiast ganiać po mieście i pakować się w kłopoty...
No weś, rozwikłała zagadkę Kuby Rozpruwacza, historia jej tego nie zapomni.


Epilog
Alex wraca do współczesności (okazuje się, że tutaj minęły tylko dwa dni) i biegnie opowiedzieć całą historię swojej przyjaciółce.


- Co jest? – Zapytała Di stawiając przed Alex kubek z parującym napojem i przypatrując się posępnej minie przyjaciółki. – Przecież powiedziałam, że Ci wierzę.
- Nie o to chodzi. Po prostu zapomniałam się pożegnać…
Powiedziałabym, że naprawdę fajny tekst pojawił się w ostatniej linijce tego opka, gdyby nie to, że... No właśnie: jak to zapomniała się pożegnać?... Nie została nagle wyrwana z XIX wieku i rzucona z powrotem do swoich czasów -  po prostu wstała i wyszła z domu na Baker Street 221 b. Ech, te nastolatki niewychowane...
Ejno, nie czepiałabym się, wyszła po prostu na spacer podczas ich nieobecności, nie przewidywała, że wróci w swoje czasy.
Chyba jednak nie (jakoś dziwnie to jest opisane), ale jeśli wyszła na spacer, to też nie ZAPOMNIAŁA się pożegnać.



~FIN~
(ha, myśleliście, że będzie Franciszek?!)
niebędęspamowaćNiemcemniebędęspamowaćNiemcem...


Ze współczesnego Baker Street pozdrawiają: Dzidka spiesząca do metra, ciągnąca za sobą czerwone szelki zajebistości Szprota i Kura, podziwiająca różowy garnitur RDJ-a,


a Maskotek trenuje błyskawiczne zakuwanie i rozkuwanie z łańcuchów na księżniczce Lei.