czwartek, 27 czerwca 2013

227. Poszli sobie na spacerek dziad borowy i Potterek, czyli Dobra jest każda chwilka, aby pomacać wilka






Wielokrotnie braliśmy się za różne bzdury, nawet z Harrym Potterem w roli głównej, ale coś takiego przytrafiło się nam  po raz pierwszy.
Harry jest tu elfem i duchowo wegetariańskim wilkiem, gzi się z elfem (który też chyba jest wilkiem, ale nie wiadomo).  Za to z pewnością są radosne wampiry.
Czy będziecie zdumieni, jeśli podpowiem, że na dokładkę oni wszyscy są Japończykami?


Opko jest dość stare, więc jest nadzieja, że jeśli aŁtorka wciąż pisze - robi to już lepiej.
Gorzej się przecież nie da...
Ale może trzymać, ekhm, poziom.


Analizują: Jasza, Purpurat, Sineira i Kura.


Oto słowo odautorskie:


1. Jeśli ktoś czytał notkę przygotowawczą powienien wiedzieć, że ten ff zachaczać będzie o YAOI, jeśli nie to już wie.
A analizatorzy nie będą o nic zahaczać, ale mogą zacharczeć na widok co większych byków.


Oczywiście yaoi bedzie tylko tematem podocznym, nie będę się na tym skupiać.
Temat podoczny - sińce, podkówki, worki i wieloryby.
I przeskakiwanie rekina.


Mam zamiar wprowadzić "sceny", lecz dopiero w późniejszych rodziałach i powiadomię o tym na początku notki.
Yeah, disclaimer... A będzie ostrzeżenie o cookies?


2. Jeśli coś ci się nie podoba, naciśnij czerwony krzyżyk w prawym górnym rogu.
Nie mam. Nie ten GUI.
[...]
5. Mam nadzieję na długie, szczere komentarze.
Masz to jak w banku. Mamy nadzieję, że docenisz nasz wysiłek.
Pomożecie? Pomożemy!


Dobra, starczy tego, bo chyba się troszeczkę rozpisałam.Aha, proszę nie używać żadnych wulgaryzmów, tylko pisać z kulturą.Mam nadzieję, że się spodoba.Pozdrawiam,Lexie
Wulgaryzmów wystrzegamy się jak ognia i z ogromną kulturą potrafimy wytknąć błędy, naprawdę.
No dobra, mnie się czasem wyrywa, wybaczycie?


Prolog


Zbliżał się… Wiedział o tym. Był coraz bliżej swojej ofiary. Coraz bliżej… tak blisko, że prawie czuł jej smak na języku.
Nie “prawie”, tylko czuł jak najbardziej. Wąż to takie skomplikowane stworzenie, które jednocześnie odbiera wrażenia smakowe i węchowe, bo “wącha” językiem.


Zasyczał cicho z zadowolenia. Na nic więcej nie mógł sobie pozwolić, mógł ją przecież spłoszyć.
Na nic więcej nie mógł sobie pozwolić, bo krzyknąć nie był w stanie, choćby się zwinął w ósemkę.


Czuł głód… Wszechogarniający, wyżerający (przysmaki z fryżydera) głód, który musiał zaspokoić.
Jeszcze chwila…


Podpęz bliżej.
Patrzcie, jakie dziwne rzeczy można z głodu robić.
Jest taki wąż, co się nazywa pęz dwubarwny, może to o niego chodzi.


Nagle zaniepokojony uniósł głowę. Z mgły wyszedł jakiś samiec, poznał po zapachu.
Nuta Bruta, czy raczej przepocony dres?
Piżmo.
Czyli jednak przepocony dres.


Już miał uciec, kiedy zauważył coś jeszcze- przybysz nie był człowiekiem i nie chciał go skrzywdzić.
Był samcem, rozsiewającym wokół aromat i poczucie bezpieczeństwa.


W sumie, wogóle nie zwracał na niego uwagi. Było coś jeszcze. Przy tej istocie czuł się bezpieczni. Było w nim coś znajomego. Zasyczał cichutko i skupił się na swojej ofierze.
A ofiara też się czuła bezpieczna przy tajemniczym samcu i dlatego wcale nie zwiała, gdy samiec wyszedł z mgły.


Przez zachmurzone niebo przedarł się snop srebrzystego światła księżyca padając na ukrytego w krzewach i drzewach postać.
- Won z tym reflektorem! - warknął ukryty postać i wzdrygnął się nerwowo.


Stała ona nieruchomo wpatrując się w jeden punkt.
Tylko klatka piersiowa jej/jemu falowała, gdy biust to znikał, to się pojawiał.


Lekki wiatr poruszył jej długimi, srebrzystymi włosami odsłaniając jej spiczaste uszy.
Byłoby co najmniej dziwne, gdyby poruszając JEJ włosami odsłonił uszy należące do kogoś innego.


On także znał tą (tę!) istotę. Znał ją od prawie trzech stuleci i bardzo szanował ją i jej podobne.
Przywitał się z nią pieszcząc delikatnie jej policzek i jedwabiste włosy,
Pieszczota wężem po twarzy.
Niektórzy lubią.
Chwila. Według moich danych węże tyle nie żyją, nie ma bata. Ergo: albo mamy do czynienia z biblijnym wężem-kusicielem, albo z zombie.
Tak, wąż prowadzący bujne życie pozagrobowe pasuje do tego opka.
Ale pamiętajcie, dzieci - wąż-zombie traci na elastyczności i sprężystości.
Czyli jest dość sztywny
Praktyczne.


po czym bez żalu oddalił się na południe. Ciekawiło go, co taka dumna i potężna istota chce od tego miejsca, w który mieszkali sami, pyszałkowaci ludzie, których życie było tylko ulotną chwilą.
Wąż - filozof...


…Uniósł głowę i jeszcze raz spojrzał na nieznajomego. Postanowił dłużej nie czekać, rzucił się na swoją ofiarę dusząc ją własnym ciałem i wbijając żeby w jej szyję wpuszczając śmiertelny jad.
Sorry, ale nie. Albo dusi, albo jadzi.


Chwilę później ciszę przebił ostatni pisk umierającej myszy.
Gryzienie i duszenie zniosła z godnością, dopiero przy połykaniu postanowiła zaprotestować.
Jeżumójkolczasty, Miazmat mnie dopadł.


Kiedy zaspokoił głód zasyczał zadowolony. Teraz może poobserwować nieznajomego. Usłyszał dzwon.
Nagle postać drgnęła i szepnęła:
- Znalazłem cię, moja Ofiaro. Już nic nas nie rozdzieli.
Jesteś już moja, ofiaro...
…losu.
Mam cię, zjem cię...


Jakby na potwierdzenie tych słów ruszyła w stronę oświetlonej ulicy. W ciemności błysnęły błękitne oczy, które wpatrywały się w jeden punkt- w okno najmniejszej sypialni jednego z licznych domów.
A tu cię mam!


Wąż zasyczał z aprobatą słysząc jego słowa. Zrozumiał. Zastanowił się przez chwile, czy nie ruszyć za nim. Uznał jednak, że zajmie się własnymi sprawami.
Będzie spać, trawić i linieć.


Jego masywne cielsko owinęło się wokół gałęzi. Gad zasnął…
Masywne cielsko? To się tą myszą raczej nie najadł...
W każdym razie - doszło do konsumpcji.


Rozdział 1


Pewien chłopiec o kruczoczarnych włosach po raz setny przewrócił się na drugi bok nie mogąc zasnąć.
Od kilku dni czuł się dziwnie. Prawie bez przerwy bolała go głowa, czuł wstręt do mięsa, dużo czasu spędzał na wolnym powietrzu, gdyż właśnie tam czuł się najlepiej, coś na kształt wolności.
Nastąpiła w nim przemiana w hipisa - hipochondryka.
Zapamiętajmy wstręt do mięsa, ok? :D


To było takie… inne. Przez tyle lat więziony był w klatce, w złotej co prawda, ale jednak klatce.
Gdzie karmili go mięsem.
Dżdżowniczki mu rzucali.


On ta umierał, gnił od środka, ale oczywiście Dumbledore togo nie widział.
Dumbledore jako ten zUy - odhaczone.
Dumbledore nie bywał w Afryce, więc nie widział Togo.


Zresztą, on sam zauważył to dopiero nie dawno. Po śmierci Syriusz jego oczy otwarły się naprawdę, której dotychczas nie chciał do siebie dopuścić.
Naprawdę otworzyły się na prawdę. A brzmiała ona: Syriusz była kobietą.


Jeszcze nie było za późno, jeszcze nie. Może się z tego wyrwać, uwolnić.
Chciał biegać po dzikim lesie wdychając zapach świeżej trawy i porannej rosy.
Chciał być taki szalony i wplatać we włosy koraliki!
I nad brzegiem laguny grać na ukulele!


Podążać własnymi ścieżkami. Chociaż nie, nie własnymi.
Tylko tymi wydeptanymi przez zwariowane pingwiny.


Jego i jego mistrza, który by go uczył i należał tylko do niego, sercem, duchem i ciałem.
Chciał po prostu mieć - jak w starożytnej Grecji - pedagoga niewolnika.


Nie to on, Harry, należałby do mistrza, byłby przez niego kierowany a jednocześnie byłby wolny.
Mistrz w żadnym wypadku nie ośmieliłby się czegoś mu nakazać, narzucić, wymagać posłuszeństwa...
A uczeń byłby własnością Mistrza, który będzie kierować każdym jego krokiem. No cóż, Ucieczka od wolności jak się patrzy.


Żyliby w stadzie , razem a jednak osobno. Jak wilki. Nie istniałoby nic prócz niego i mistrza i stada.
Mam wrażenie, że ałtoreczka ma jednak na myśli stadło, nie stado.
Myślę, że ona ma na myśli to, co Ty wiesz, a ja rozumiem. ;-)


Voldemort, Dumbledore – nie interesowało go co się z nimi stanie. Oni byli ludźmi, a wilki nie mieszały się do ludzkich spraw…
Ta myśl uderzyła w niego tak nagle, że aż usiadł na posłaniu.
Wilki? Ludzie?
Są tacy, co wbijają mu szpilki. To nie ludzie, to wilki.


Przecież on jest człowiekiem, wiec dlaczego myśli o nich z takim… wstrętem, niechęcią?
Yyy... znaczy, jak kogoś nie lubię, to nie jestem człowiekiem?


A poza tym, to dlaczego chciał do kogoś należeć? Nie, to był dobry pomysł- ktoś kto będzie go szanował, uczył, akceptował i kochał.
I będzie go trzymał w piwnicy.
I traktował jak swoją własność, tak? Harry, idź do psychologa.
Może mamusia była primo voto Fritzl?


Teraz właśnie tego potrzebował. I był pewny, że ktoś tam w świecie go szuka, czuł to. Słyszał jak go woła i jest coraz bliżej. Nie czuł obawy, wiedział, że niedługo się spotkają i zniknie złota klatka.
Bo złota się znudziła i czas ją zamienić na jakąś inną. Brzmi sensownie.
Żelazną z prawdziwymi łańcuchami?
Ech, a skąd, na przyjemności to trzeba zasłużyć!
Ale za to jaka odmiana w życiu!


Wiedział, że wraz z NIM jego świat się zmieni, on się zmieni. Ale nie może zawieść mistrza, nie może zawieść przeznaczenia. Poczeka, a gdy nadejdzie czas, bez wahania ruszy za tym, kto jest mu przeznaczony. I powierzy mu się… cały.
Zapamiętajmy dobrze tę myśl Pottera.


Wierność i ufność wilków- pomyślał z sarkazmem.
Zwłaszcza ufność...
I wierność.


-Syriusz-szepnął a po jego policzku potoczyła się samotna łza. [!!!] W wąskim paśmie księżycowego światła, które wydostało się zza chmur, promieniała srebrzystym blaskiem.- Pomóż mi, błagam.
Samotna łza, w dodatku srebrzysta - jest! Wskaźnik opkowatości rośnie jak na drożdżach.


Uniósł się, chcąc podejść do okna, lecz nie zrobił nawet kroku, kiedy potknął się i… wylądował w czyi(ch)ś ramionach. Nie zastanawiając się nawet, wtulił się w zaoferowane ciepło.
Te puszyste chodniki przy łóżku tylko czyhają na nocne Marki, które idą się wysiusiać. Bęc - i nieszczęście gotowe.
Ludzie, jakbym wpadł w nocy na kogoś obcego w moim pokoju, to raczej dałbym w ryj, a nie się przytulał.


I ten zapach lasu po deszczu..
Walił zgniłkiem, mchem i paprocią. Wodnik Szuwarek?


Ten ktoś także go przytulił, zupełnie jakby się znali całe życie i to było takie naturalne, a Harry nie chciał tego przerywać. Tu było tak przyjemnie bezpiecznie.


- Kim jesteś? -zapytał zaciskając palce na cudownie miękkim płaszczu.
- To ja, twój kuzyn Duduś. Leżę pod twoim łóżkiem i pragnę, abyś mnie pokochał.


Głos, który mu odpowiedział uspokoił go całkowicie. Był taki ciepły, dźwięczny i łagodny.
- To ja, kochanie - odpowiedział Voldemort i przytulił chłopaka czule.
Duduś, gorzko łkając, poszedł do swojej sypialni. Gdzie jemu się mierzyć z Voldemortem...
- Twoim przeznaczeniem, moja Ofiaro. Twoim życzeniem i panem.
Po czym wyciągnął z kieszeni kontrakt i podsunął Potterowi do podpisania.


- Przyszedłeś tu po mnie?
- A po kogo, głuptasku?


- Tak. Nareszcie cię znalazłem. Nigdy cię już nie opuszczę.
- Będziesz mym nauczycielem i przewodnikiem.
- Hai. Po wieki.
Japońskie słówko w ustach brytyjskiego elfa. Yamete kudasai, aŁtoreczka-chan.
*spogląda podejrzliwie* Nie, brytyjski to on raczej nie jest.
Niechby był niemiecki albo skandynawski, ale przecież nie japoński!


- Nie jesteśmy ludźmi, prawda?- to pytanie wcale nie wydawało mu się absurdalne. Ta istota nie mogła być człowiekiem.
- Nie. Jesteśmy elfami, wolnymi wilkami. Okeeeej... Zapraszamy do testu diagnostycznego:


- Rozumiem. Teraz zabierzesz mnie ze sobą?- zapytał z nadzieją.- Uwolnisz mnie z tej złotej klatki?
- Hai. Jesteś mój. Nikomu cię nie oddam.
Chyba znalazłam odpowiedni podkład muzyczny. Tyle że tekstów Manowar raczej nikt nie traktuje serio.


- Jestem twój- potwierdził, choć nie było to pytanie.
Nagle poczuł, że nieznajomy wkłada mu rękę [tak od razu?!] pod kolana [aha...]  i podnosi.
A ja czuję, że coś tu nie gra.
Bombardowanie miłością odhaczone...


Mocniej wtulił się w upragnione ciało.
- Śpij, przed nami długa droga, Hari.
Przeczytałam: droga Hari... No cóż, to niewątpliwie jedno z tych opek, w których Harry będzie raczej Harriettą.
Hari Krysia, Hari Krysia, Krysia Krysia, Hari Hari...


To dziwne zmiękczenie jego imienia bardzo mu się spodobało. Zamruczał cicho zasypiając.
Rozumiem. Jedzie oklep na wilku, wtulając się w elfa i aż mruczy ze szczęścia, że będzie własnością Bór-Wie-Czego, co przylazło do niego w nocy, gada od rzeczy i sepleni.


Rozdział 2


Obudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Czuł się jakby wpadł do galaretki.
Był nieco zbyt lepki
jakby wpadł do galaretki
Strugą spływał z niego pot
a także  - “cały był od...”


Chciał się przeciągnąć, lecz coś blokowało jego ruchy. Otworzył oczy i już wiedział skąd się wzięło to dziwne uczucie. Siedział na grzbiecie czegoś, co najwyraźniej było wilkiem, oparty o pierś elfa.
Czas na słodkiego gumiwilczka! Wypróbuj nowość od Haribo!


Kiedy ten zauważył, że Harry otworzył oczy zapytał łagodnie:
- Wszystko w porządku?
Nic cię nie uwiera?


- Tak. Jak ci na imię?
- Kiba. Mów do mnie Kiba-sensei, przynajmniej na razie. A to jest Shiro- poklepał bok wilka, który zawył głośno.
Elfie, miej litość nad tym wilkiem! Nie bij go tak, żeby wył...


- Chcesz bym się na chwilę zatrzymał?
Jakieś siku i inne poranne czynności?
Czy ktoś jest mi w stanie podać jeden, JEDEN sensowny powód, dla którego w świecie Pottera pojawiają się postaci z Naruto? Wprawdzie Akamaru dla niepoznaki zmieniono imię na Shiro (nomen omen znaczy to “biały”), ale skojarzenie nasuwa się samo:

Wola aŁtorki.


- Nie. Tak jest dobrze. Ale czy Shiro nie jest za ciężko?
- Jesteś elfem, wiec nie ważysz prawie nic.
Gdyż elfy, jak powszechnie wiadomo, to wątłe stworzenia z mgły i galarety. Quendi tylko splunęliby z pogardą.


Shiro prawie nie czuje naszego ciężaru- wytłumaczyła najwyraźniej rozbawiony, a kiedy Harry się zawstydził objął go mrucząc.
Czego on tak ciągle mruczy, transmutuje w kota, czy co?!
Furry. Pogódź się z tym.


- Nie martw się, żyłeś wśród ludzi. Dużo wody upłynie nim nauczysz się wszystkiego o elfach i samym sobie. Od tego tu jestem, nauczę cię wszystkiego co sam potrafię. Dobra, tu przenocujemy- postanowił wilk zatrzymał się.
Nie upłynął nawet kwadrans od wschodu słońca, a już będą nocować.
Wilk tak postanowił i na nic się zdały wszelkie perswazje.
Strzelił focha o to bicie.


Znaleźli się na niewielkiej polanie otoczonej świerkami, przy której krawędzi płynął strumyczek z tak czystą wodą, że gdy Harry wydostał się z objęć Kiby, wziął trochę wody w dłonie i napił się.
Hehehehe...


Smakowała wyśmienicie. Elf wyglądał na rozbawionego przyglądając się tej scenie, lecz chwilę później on i Shiro zrobili to samo.
Ja tylko ciekawa jestem, gdzie oni w pobliżu Londynu znaleźli te bory i lasy, którymi tak wędrują...
Noooo, jakieś lasy wokół Londynu są, dla mieszczucha może i mogłyby robić za nieprzebyte bory.


Gdy rozpalili małe ognisko i najedli się dzikimi owocami przyniesionymi przez elfa, Harry ułożył się koło długowłosego na cienkim kocu.
Najedli się dzikimi owocami z europejskiego lasu. Taaak, nażarli się do wypęku.
Może wędrowali przez zdziczałe sady (a korzonków nie było?).


Mimo iż noc była ciepła, Potter zadrżał z zimna. Nie był przyzwyczajony sypiać w lesie i to na gołej ziemi. Kiba najwyraźniej to zauważył, ponieważ przysunął się do czarnowłosego i przytulając go do siebie nakrył ich obu swoim ciepłym i niewiarygodnie miękkim płaszczem.
Od razu widać, że aŁtoreczka w lesie nie spała i nie wie, jak od gruntu cholernie ciągnie.
Dlatego Hari zaraz położy się na Kibie, żeby ustrzec się przed zapaleniem pęcherza.


Harry zarumienił się, ale nie protestował. Srebrnowłosy wyczuwając spięcie jego mięśni, wczesał dłoń w jego włosy i szepną mu cicho do ucha:
- Boisz się mnie?
- A co się dziwisz?


- Nie. Ja po prostu czuję się niezręcznie.
Tu ręka, tam noga, oko na widelcu, a ja oklep na wilku.


- Baka*- roześmiał się wdzięcznie.- Będziesz ze mną wieczność. Nigdy nie wypuszczę cię ze swoich ramion.
Chyba lepiej już było skończyć Hogwart, niż być do końca życia uzależnionym od jakiegoś leśnego ludka, prawda?
Zwłaszcza jeżdżącego na wilku, że już nie wspomnę o tych japońskich dodatkach. Mówimy o kraju, gdzie mają automaty ze zużytymi damskimi majtkami.


Dla ciebie jestem wojownikiem, nauczycielem, sługą, przyjacielem, oparciem i kochankiem.
- K-kochankiem?- Harry zrobił przerażoną minę i odskoczył.
A dopiero co chciałeś się mu powierzyć... cały.


- Hai**, kochankiem- roześmiał się cicho długowłosy.- Nie wiem dlaczego cię to tak przeraża. Wytłumacz!
- Ale ja jestem mężczyzną i… ty jesteś mężczyzną i…
- I?- elf naprawdę nie wiedział o co mu chodzi.
-… i takie coś jest niedopuszczalne!
- Niedopuszczalne?- brew elegancko podjechała do góry.- To jest naturalne, nawet dla ludzi.
- Ale, ale…
Harry, wybacz, ale nie masz nic do gadania...
I zacznij się cieszyć.


- Hari, kochanie się ze swoim Wojownikiem jest normalne, wręcz nie ma takiej pary, która by tego nie robiła. Obowiązek obowiązkiem jest. Z czasem zaczniemy sobie ufać i kocha. Ale ryćkać się możemy już zaraz. Przez ten akt będziemy jeszcze bliżej siebie. Połączymy się nie tylko duchem ale i ciałem. To jest coś wspaniałego!- nagle coś zrozumiał. – Nie, głuptasie, nie mam zamiaru rzucić się na ciebie i zgwałcić.
Nie, będę tylko dotąd ględził, aż mi dasz, żebym się wreszcie zamknął.


Harry mocno się zarumienił.
- Ja nie..
Kochanie, kiedy nadejdzie czas i będziesz gotowy, sam o to poprosisz.
Uśmiechnij się! Jesteś w opku!


T normalne, że jesteś teraz na to zbyt młody. Musisz się jednak przyzwyczaić do mojego dotyku, dlatego będę dotykał cię jak najczęściej.
TO. JEST. OBRZYDLIWE. I nie, nie mam na myśli homoseksualizmu - w tej materii zgadzam się z elfem. Ale kurnać, nie w ten sposób.


A teraz chodź tu sportem- poklepał miejsce, gdzie chłopiec przed chwilą leżał.
Harry się skrzywił, bo wolałby rekreacją.


Harry zbliżył się do niego i tak jak wcześniej położył się obok. Tym razem jednak sam ułożył się jak najbliżej elfa, kładąc głowę na jego ramieniu, a dłonie wczepił w białą szatę długowłosego.
Naturalna reakcja kogoś, kto właśnie się dowiedział, że jego towarzysz ma zamiar go przelecieć.
Wiedział, że z Imperatywem Opkowym nie wygra, więc postanowił odprężyć się i mieć z tego choć trochę przyjemności.


Kiba uśmiechnął się a Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak przystojny jest jego Wojownik. Długie, srebrne włosy, jedwabiście miękkie w dotyku, oczy koloru nieba po burzy, takie głębokie i pełne zrozumienia. Doskonałe ciało i miły, wręcz macierzyński charakter. Ponad to wiedza, że nigdy go nie zostawi i będzie bronił przed złem tego świata.
A ta wiedza to niby skąd? Narrator wszechwiedzący wyszeptał mu na uszko?
*grobowym głosem* Przeznaczenie!
Taki Anioł-Struś, który będzie stać mu nad głową bez chwili przerwy. Od teraz po wieczność. Nie chcę się czepiać, ale wpadłeś w niezłe szambo, Harry.


Harry był pewny, że może mu zaufać, a myśl o tym, że miałby pójść z nim…, nie, kochać się nie wydawała się tako okropna. To ciepło elfa i uczucie bycia chcianym i po raz pierwszy raz bezinteresowna akceptacja. To było takie… dobre. Tak, od razu mu zaufał.
Opkowy Harry, który przestał wierzyć starym i wypróbowanym przyjaciołom, ale nie ma żadnych oporów, by zaufać pierwszy raz widzianemu na oczy typowi - odhaczyć.


Kiba-sensei…
Ciekawe to oznacza. Kiba. Postanowił o to zapytać.
- Kiba-sensei?
- Hai?
- Co oznacza twoje imię?
- Kiba? Kieł. Sensei oznacza mistrza, nauczyciela.
- A Shiro?
- Biały.
Łoboru, zapowiada się orgia, mpreg i sześć szczeniąt w charakterze happy endu.
Ja tu widzę odniesienia do Londona.
No przeca o tym właśnie mówię.


Harry rzucił okiem na leżącego nieopodal wilka. Był znacznie większy od innych przedstawicieli swego gatunku i zdecydowanie nie był normalnego umaszczenia., gdyż jego futro było białe, a oczy miały tak jasny odcień błękitu, że wydawał się ślepy.
- Ale dlaczego wilki?
- My również jesteśmy wilkami. Taka jest nasza natura i drugie ciało.
Oraz wegetarianizm.
Właśnie.
Poza tym inne zwierzaki nie są wystarczająco zajebiste.


- Masz na myśli animagię?
To coś bardziej głębszego.
- Nie rozumiem- zajęczał Harry.
I zmienił się w zająca.


- Zrozumiesz, z czasem.
- A czy ja będę taki przystojny jak ty?- zdając sobie sprawę co właśnie powiedział, Potter ukrył zarumienioną twarz w połach koszuli elfa.
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego przemiana Harry’ego w jakieś magiczne bórwico zawsze musi się łączyć z kompletnym wykastrowaniem go i wypraniem z charakteru?!
Taki już jest los uke.


- Uważasz, że jestem przystojny?- cichy, miękki śmiech zawirował koło ucha chłopca.- Ty jesteś silny i uroczy. Z czasem wykształcą ci się inne elfie cech, które dotąd były ukryte, a wtedy będziesz jednym z najpiękniejszych istot chodzących po ziemi.
Hehe. Hehehehe. He. Przypomina mi się opko o królu elfów (uwaga, czerwony kwadracik!), który posiadał doprawdy bardzo interesującą “inną elfią cechę”, a mianowicie - mechanizm samonawilżający w zadku...
A mnie się przypomina Eragon i jego przemiana w elfa.


- P-przestań!
Znowu cichy śmiech wydobył się z ust długowłosego.
-Ale to prawda.
- Kiba-sensei, jesteś okropny!
Harry zachichotał, zatrzepotał rzęsami i lekko uderzył elfa wachlarzem w ramię.


- Ja? Skądże! Hari-chan, jesteś taki słodki!
- Podoba mi się- szepnął nagle zielonooki.
- Co takiego ci się podoba?
- To jak mnie nazywasz. Czuję tyle uczuć płynących od ciebie. I są to same pozytywne uczucia. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłem.
Nawet kiedy leciała na mnie Cho Chang.


- Śpij- szepnął Kiba.
- Dobranoc.
- Dobranoc- wymruczał głaszcząc go po włosach, póki chłopiec nie zasnął.
Wiatr zawirował wokół leżących obok siebie chłopca, mężczyzny i wilka.
Chłopiec był wilkiem, mężczyzna elfem, a wilk wegetarianinem. Widząc to, wiatr zrobił głupią minę i poszedł wiać gdzie indziej.
_______________________________


*) (jap.)- głupek
**) (jap.)- tak


Chyba nie było tak strasznie, nie? Miało być później ale zebrałam się w sobie i troszeczkę popisałam. Mam masę pomysłów, ale nie nawidzę klikać w klawiaturę. Ostrzegam, że jak mnie zamordujecie, to nie będę mogła pisać dalej, więc proszę o cierpliwość^^
Zamordować Cię śmiechem? Ciekawa propozycja, ale nie prowokuj.


Rozdział 3


Słońce wyjrzało zza pobliskiego pagórka rozświetlając i budząc przyrodę z nocnego odpoczynku.
Przyroda ziewnęła i poprosiła o chwilkę snu dłużej.


Kielichy kwiatów zaczęły się otwierać, pszczoły wyleciały z barci w poszukiwaniu pyłków, mrówki wyruszyły na poszukiwania jedzenia dla swej królowej, zaczął się nowy dzień. Jedyną niecodzienną rzeczą był wilk, który biegł, niosąc na swym grzbiecie dwie istoty.
Zaiste niecodzienną. Nawet uwzględniając fakt, że w tym opku elfy są lekkie jak wydmuszki, jest mało prawdopodobne, by dwie osoby zmieściły się na grzbiecie jednego psowatego.
To był wilk wyhodowany na kurczakach karmionych hormonem wzrostu.
W każdym razie - był o wiele dłuższy i na tyle wysoki, żeby jeźdźcy nie haczyli stopami o kamienie.


Harry był wykończony nieustanną jazdą, to był już czwarty dzień.
Gdzieś po drodze musieli przeniknąć do jakiegoś alternatywnego świata, bo tych podlondyńskich lasów nijak nie staczy na cztery dni nieprzerwanej wędrówki.
Albo kręcą się w kółko...


Od tych czterech dni miał bardzo napięty plan.
Oraz bardzo bolące odciski na tyłku.


Budził się przed wschodem słońca, ledwo przytomny wsiadał na wilka jedząc zebrane wcześniej przez elfa owoce i korzonki, podczas gdy elf go przepytywał z poprzednich wykładów.
Oooo, są korzonki! :D
Boru, źle ze mną, korzonki mi się kojarzą. Swoją drogą pocieszny jest ten elf, zbierający co rano maliny niczym jakaś Balladyna.


Zajmowało im to około dwie godziny.
A poranne czynności zajmowały im mniej więcej dwóch minut, bo od gramatyki im urwało.


Następnie Kiba, streszczał mu zawiłości życia i etyki elfów. Koło południa zatrzymywali się by zjeść porządniejszy posiłek,
Żuli grubsze korzenie, czy może Kiba przynosił im szczaw z nasypu i śliwki?
Wcinali topinambur na surowo.


napić się wody i odpocząć. Pół godziny później znów byli w drodze a długowłosy zaczynał uczyć Pottera języka elfów. Co zaskoczyło ich obu, Harry zapamiętywał wszystko, co powiedział jego nauczyciel, nawet najdrobniejsze szczegóły.
Zorientował się, że musi sobie radzić sam, żadna Hermiona mu nie pomoże.
Za to nie zorientował się, że językiem elfów jest po prostu japoński.


Jego wygląd także się zmieniał. Nie musiał już nosić okularów, po prostu, po pewnym czasie stwierdził, że dobrze widzi także bez nich.
Nie ma to jak oderwanie się od Cywilizacji.
Poranna rosa oczy mu obmyła, ot co.


Jednak, kiedy Kibie spodobała się ta zmiana ,, Bez nich mogę patrzeć wprost w twoje oczy Hari, są dzięki temu bardziej wyraziste.’’, Harry rozstał się ze szkłami na dobre.
Gdyby Kibie się nie spodobało, nosiłby je nadal, co mu tam zamazany widok i migreny.


Jego ciało nadal było drobne, lecz już nie chorobliwie chude.
Zmężniał na tych owocach i korzonkach, że nie do wiary.
Chwila... Przez te cztery dni???


Zielonooki poszedł za radą sensei’a i zaczął zapuszczać włosy, dzięki czemu kosmyki wymykały mu się nieposłusznie na twarz i oczy.
Nooo, po czterech dniach to naprawdę tak mu urosły, że hej.
Przez cztery dni nie podstrzygał włosów! Musiał być kudłaty jak Jadźwing!
Jak jaźwiec.
I jeżozwierz.


Młodzieniec zauważył także, że jest bardzo szczęśliwy, jakby znalazł coś, co od dawna do niego należało. Coraz bardziej otwierał się przy elfie [yyy...] i opowiadał mu o swoim dotychczasowym życiu, o upokorzeniach, jakich doznał i przyjaciołach. Po krótkim czasie opowiedział mu, jak bardzo denerwują go ludzie, którzy widzą w nim tylko złotego rycerzyka, którym będą mogli zasłonić się w razie otwartej wojny.
Ciekawe, że prawdziwego Harry’ego denerwowało coś dokładnie odwrotnego: że chronią go, pilnują, nie pozwalają mu działać samodzielnie, zabraniają różnych rzeczy ze względu na jego bezpieczeństwo... A także, że spora część świata czarodziejów nie uważa go za żadnego rycerzyka, tylko niebezpiecznego wariata z urojeniami.


Jak bardzo zawiódł się na dyrektorze, którzy zawsze wszystko przed nim ukrywał, albo karmił półprawdami. Chciał go wykorzystać nie mówiąc mu niczego.
W abso-kurwa-lutnym przeciwieństwie do jego nowego przyjaciela, nieprawdaż.
Który jasno i wyraźnie powiedział, że będzie z Harrym uprawiał seks. Wcześniej, czy później, ale na pewno.
I był tak cudowny i szlachetny, że mu to wprost powiedział, zamiast ukrywać nieładną prawdę.


Harry dowiedział się, że Kiba ma 115 lat i cieszy się, że nareszcie znalazł swoją Ofiarę.
No tylko nie mówcie mi, że do czasu jej znalezienia zachowywał dziewictwo jak Edłord!
Tak, znalazł swoją Ofiarę, a nawet Ofermę.
A fakt, że elf nazywał go w ten sposób, nie wzbudzal w Harrym nawet cienia niepokoju.


Coraz bardziej się do siebie zbliżali, choć Harry nie zdawał sobie z tego sprawy. Jakby zupełnie zapomniał o wcześniejszych słowach elfa o partnerstwie, albo przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie.
A kiedykolwiek miało?


*
W samym środku najmroczniejszego lasu, w Wielkiej Brytanii stał zamek z czarnego kamienia. Wokół niego, od ponad pół wieku, była obecna mroczna aura.
W czarnym, czarnym lesie stał czarny, czarny zamek, a w tym czarnym, czarnym zamku mieszkał czarny, czarny... ZBÓJ!


Powodowała ona u każdego, kto znajdował się w pobliżu ciarki.
Ta ciarka z pobliża. W Anglii jest mnóstwo miejsc, w których straszy. Podobno nawet londyńskie metro nie jest wolne od duchów.
Aura była tak mroczna, że samą swoją obecnością komplikowała szyk wypowiadanych w pobliżu zdań.


To był Koszmarny Dwór.
Jak sama nazwa wskazuje, był o wiele gorszy od Strasznego Dworu.
A mieszkał tam Koszmarny Karolek ze swą dwórką Wredną Wandzią.


W jednej z komnat tej twierdzy stał wygodny czarny tron [w odróżnieniu od Żelaznego Tronu, na którym ciężko było usiedzieć] z wyrytymi wijącymi się wężami. Co, jak co, ale jego właściciel najwyraźniej cenił sobie wygodę.
Zwłaszcza jak węże wrzynały mu się tu i ówdzie.
Czy mi się wydaje, czy robi się nieco obscenicznie?


Cała sala była prawie pusta. Prócz owego tronu stały tam tylko kolumny podtrzymujące wysoki sufit i stół ustawiony obok jednej ze ścian.
Też podparty na kolumnach?
Nie. Podtrzymujący ścianę.
Bezdennie Głupi Johnson robił co mógł, aby to się nie zawaliło?


Na tym stole ludzie w czarnych szatach i z maskami na twarzach zostawiali raporty na temat posunięć ich wspólnych wrogów.
A byli tak tajni, że sami ukrywali się przed sobą.


Dlaczego nie zdawali sprawozdania panu tego zamku? Jak łatwo się domyślić takowy (nie istniał) wyjechał.
Kładli raporty na stole i mieli w nosie, co się z nimi będzie później dziać. A to, że jeden z zamaskowanych może być wrogim szpiegiem i zgarnąć wszystkie tajne raporty, nawet im przez myśl nie przeszło.
Prawda, Lord Voldemort wyjechał, by samodzielnie uporać się z pewną, niecierpiącą zwłoki, sprawą i nie mógł pozwolić by jego Śmierciożercy zawalili ten kontrakt.
Sensu w tym tyle, co wody na Saharze.
Wyjechał, ale nie mógł pozwolić, by zawalić kontrakt na dostarczanie raportów, więc scedował to zadanie na Śmierciożerców.


*
- Nie zgadzam się – orzekła donośnie osoba siedząca na tronie.
Zanim orzekła, wysłuchała aktu oskarżenia wygłoszonego przez wątrobę, zeznań złożonych przez nerki i płomiennej mowy obrończej żołądka.


Był to mężczyzna w sile wieku. Wydawało się, że nie ma więcej niż 30 lat, tak naprawdę liczył sobie o wiele więcej niż mogłoby się wydawać. Jego uroda mogłaby oczarować nie jedną kobietę [tylko dwie], a także zachwycić niejednego mężczyznę.
Pfff. Trzydziestolatek to jeszcze smarkacz, nie żaden “mężczyzna w sile wieku”.   


Jego długie, czarne włosy opadały swobodnie na ramiona i plecy, a z przodu podtrzymywane były przez srebrną, delikatnie zdobioną rubinami koronę. Czarne oczy patrzyły na klęczącego przed nim mężczyznę z odrazą i wstrętem, a delikatnie wykrojone usta wykrzywiły się w pogardzie. Ciemne brwi złączyły się nad nosem ukazując zagniewanie i zniecierpliwienie.


Był ubrany w czarne szaty z czerwonymi akcentamii purpurowy płaszcz z wyszytym wężem.
Ja tak prywatnie: nie chciałbym mieć wyszytego węża, dziękuję.


Był to znak wampirzego klanu.
Czarne to wszystko, czarrrne, jak najmroczniejsze zakątki ślepej kiszki.
Krwawej kiszki, w końcu to wampir.


W tym momencie mimika twarzy wampira ze srogiej i poważnej zmieniła się we wrogą i zagniewaną.
W przeciwieństwie do mimiki pośladków, która pozostała wyniośle niezmienną.
A co sobie miał dupę marszczyć.


Jak ten człowiek, marna ludzka istota, śmie prosić go o przyłączenie się do jego armii?!
Niechęć wampirów do ludzi przypomina jako żywo kompleksy inteligenta w pierwszym pokoleniu.
Marzę, aby tak raz zobaczyć wampira czerwonego z gniewu.


- Jesteś nędznym człowiekiem, który ubzdurał sobie, że wywalczy sobie drogę do nieśmiertelności. I jak to mówisz? Władzy i potęgi. Otóż powtarzam ci po raz ostatni, nie mam ani ochoty ani najmniejszego zamiaru zadawać się z takimi jak ty. W ogóle, z żadnymi ludźmi.
Bo jestem wegetarianinem jak Cullenowie. A nawet bardziej! Żywię się wyłącznie szpinakiem!
Pogryź go, pogryź! Będzie nieśmiertelny!


– Voldemort, słuchając każdego słowa przepełnionego pogardą i ironią, stawał się, co raz bardziej rozwścieczony.
Chyba tym, że ironii w tej wypowiedzi za cholerę nie mógł się doszukać.
Raz mogę się poczuć jak Voldek...


Nie pojmował, jakim prawem ten podgatunek istoty ludzkiej, śmiał mu odmawiać. Płaszczył się przed nim, klęczał wręcz, by zdobyć jego poparcie, a ten odprawia go z kwitkiem!
Cóż, obrał bardzo złą metodę. A myślałby kto, że dziesiątki lat walki o władzę nad światem czegoś go nauczyły.
Mistrzem negocjacji to on nie był. Zamiast przekonać do swoich racji i skłonić do wspólnego knucia, to fajansiarz jedynie rozwścieczył rozmówcę.
Widocznie wampir nie lubił, gdy ktoś się przed nim płaszczył. Ech, już przemilczę ten “podgatunek”... Ale Voldzio i płaszczenie się?
A mnie się “pogatunek” podoba. “Człowiek rozumny beznosy”, to brzmi dumnie.


- A teraz odejdź i uważaj byś nigdy więcej nie pokazał mi się na oczy. Wierz mi, nawet dla ciebie, śmierć może stać się wybawieniem.
I trud twój będzie skończony.
Ech... Śmierć jest jak zimniok - to tylko marzenie...


Wściekły Voldemort nie mając wyboru opuścił zamek, a w duchu poprzysiągł zemstę za tą (tę) zniewagę.
A zemsta będzie straszna. Wybuduje pułapki z zaostrzonych palików i nasadzi czosnku?


Chwilę później w sali tronowej rozległ się złowrogi śmiech. Czarnowłosy wampir nie mógł się powstrzymać. Ludzie są tacy zabawni. I to ma być najsilniejszy czarnoksiężnik, przed którym te nędzne istoty drżą? Żałosne.
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, buahahahaha!


*
- Kiraya-sama – rozległ się łagodny głos młodego mężczyzny stojącego przy wrotach. Oczy władcy natychmiastowo zwróciły się w jego stronę i wampir został zaproszony gestem ręki w głąb pomieszczenia.
Matko Borska szyszkami karmiąca, jaki straszny kryzys w tym opkolandzie, nawet wampiry musieli importować z Nipponu.
Oni tam deflację mają, pewnie im się opłaca, czy coś.


- Narya, stało się coś?
Narya był dość młodym wampirem, nie miał nawet dwustu lat. Jego przydługie, czerwone włosy łączyły się w większe kosmyki i swobodnie opadały na szyję. Tylko, jak zawsze niesforna grzywka, układała się inaczej. Każdy włos odstawał w inną stronę.
Dzięki czemu wyglądał jak pęk światłowodów.
Święty Boże! Misiek Wiśniewski występuje i tutaj?!


Fiołkowe oczy patrzyły na swego władcę z oddaniem i czcią. Teraz zawarta była w nich również prośba.
Prośba odbijała się od rogówki rytmicznie, acz niespiesznie.


Czerwonowłosy stanął przed swoim panem, ukłonił się nisko i przemówił z szacunkiem:
- Kiraya-sama, proszę o pozwolenie na opuszczenie królestwa w celu odszukania mojej Ofiary.
- Ja też muszę mieć kotka do skopania...
- Pan wypisze wniosek w dwu egzemplarzach, urlop bezpłatny...


Czarnowłosy wampir milczał przez chwilę zastanawiając się nad jego prośbą i wpatrywał się w fiołkowe, niepewne a zarazem zdecydowane oczy.
Wynika z tego, że miał zeza koszmarnie rozbieżnego...
Oczy żyły własnym życiem wewnętrznym i czasem prowadziły długie dyskusje światopoglądowe...


W końcu skinął i rzekł z łagodnym, tak niepodobnym do poprzedniego, uśmiechem.
Poprzednio się uśmiechał?


- Idź, mój drogi przyjacielu. Mam nadzieję, że znajdziesz swego wybranka szybciej niż Kiba-san. Niech cię gwiazdy prowadzą a księżyc czuwa nad tobą, dziecię nocy.
I nici z wzięcia GPSu.
*
Tej nocy Harry nie mógł zasnąć. Czuł jakiś dziwny niepokój, ale nie chodziło tu o strach bardziej o zniecierpliwienie.
Bo jak długo można jeździć w kółko na wilku i słuchać bredzenia elfa, który nic, tylko chce cię przelecieć?


Jakby część jego, jego dusza, nie mogła się czegoś doczekać, czegoś, co było jej bliskie, ale jeszcze nigdy tego nie doświadczył.
Dusza. Taaaa, dusza.
Du...
Du hast...
Du hast mich...


Czegoś, do czego od dawna, nie, od zawsze, należał. Kiba widząc jego zaniepokojenie uśmiechnął się. Zbliżali się…
...nieuchronnie do wyra. To opko próbuje udawać, że jest o czym innym, niż o ryćkanku, ale średnio mu to wychodzi.
No nie gadaj, nie gadaj. Jest o elfach, które są japońskimi wampirami... Och... Ciekawe, czy aŁtoreczka wie, w jaki sposób kappy wysysają krew?
Fuj.


*
Nagle poczuł jak coś dotyka jego pośladków. Delikatnie sunie w górę, gdzie odsłonięty był kawałek pleców. Delikatne palce (delikatnie) musnęły wrażliwy fragment (delikatnego) ciała tuż nad spodniami.
Czy to wąż, czy nie wąż
Po pośladku krąży wciąż?
Głaszcząc męża drugi mąż
Nie wywołał wielu ciąż.
“Ty do celu żwawo dąż,
Bo mi zda się, że to wąż!”
“Ni to wąż, ni to nie wąż,
Pars pro toto wąż to mąż.”


Odwrócił głowę do tyłu i spojrzał w błękitne oczy, które patrzyły na niego ciepło i jakby… z wahaniem. Nie, nie miał nic przeciwko. Przymknął oczy, a opuszki palców śmielej dotykały skóry. Mruknął z aprobatą. Ten dotyk nie sprawiały bólu, dawał przyjemność, więc dlaczego miałby się sprzeciwiać?
Miejsce palców zastąpiły miękkie usta, składając gorący pocałunek.
I tak Kiba-sensei pocałował Harry’ego w dupę.


Mieli my nie przeklinać. W pupę go cmoknął. Czule.
W pupulkę! Puci-puci, ti-ti bobasku!


Chwilę później zasnął w ramionach Wojownika.
Oj, Harry, Harry, Wojownik nie będzie miał z ciebie za wiele pożytku...
Ejjj, i już najazd na kominek? Phi...


*
Dobro nie może istnieć bez zła, tak jak zło nie może egzystować bez dobra. Uzupełniają się nawzajem. Jeżeli zniszczyć zło, zniszczone zostanie dobro, i na odwrót. Dlaczego więc dobro i zło nie mogą współpracować? Ponieważ zawsze znajdą się tacy, którzy chcą zniszczyć tą [tĘ] równowagę. A wtedy dobro złem się staje, a zło dobrem…
Łociekręce, filozofia!
*pochrapuje w kącie*
Kącik edukacyjny Purpurowego: ...wiecie co, chyba mi się nie chce. Lećmy dalej.
***
Na rodział 5 trzeba będzie troszeczkę poczekać. jadę za tydzień do Włoch a dokładnie na Sycylie i do bazyliki św. Piotra itd.
Och, znów te nudy! itd.
Nieno, ta sycylijska bazylika św. Piotra jest całkiem ciekawa.
_____________________________________________


Rozdział 4


-Wszyscy gotowi? – spytał elf. Miał on przydługie zielne włosy, tylko z tyłu długie kosmyki związane były w kitkę.
W krótszych wyglądałby O NIEBO lepiej. Jeszcze tylko końcówki przyciąć, bo się rozdwajają... No, BOSKO po prostu, BOSKO.
Zielne włosy, z bazylii i tymianku...


Czarne oczy patrzyły wesoło na stojącą przed nim, trójkę elfów. Ubrany był w zieloną bluzkę
Jasne, taką z dużym dekolDem.
*ponuro* Ałtorkizm się szerzy nie tylko w opkach. Wczoraj na własne oczy widziałam stoisko z koszulami męskimi, podpisane BLUZKI.


bez rękawów (aha, czyli na naramkach?), pasującą kolorystycznie do jego włosów i spodnie za kolana, wykonane z jakiegoś miękkiego materiału.
Elegancik dba o każdy szczegół..


Wysokie, skórzane buty były wprost idealne na dłuższe wędrówki. Delikatne, jasne dłonie ściskały cisowy łuk, a przez plecy przerzucony był kołczan pełen strzał.
Jak on nie lubił tej maskarady! Zawsze nosił AK47 i magazynki, ale co robić - cepeliada opkowa zobowiązuje.
Mógł trafić dużo gorzej. Niech się cieszy, że mu nie kazali założyć peruwiańskiego koca.


Ubranie dowódcy zlewało się z otoczeniem, dzięki czemu mógł się niezauważenie poruszać. Na twarzy elfa widniał łagodny uśmiech dodający mu uroku.
– Musimy ruszać. Koło południa Kiba-san przekroczy granicę naszego królestwa. Chcę iść, jak najszybciej go powitać.
Stąd ten łuk i kołczan, jak sądzę.


Przywódca, nazwany Semei, uśmiechnął się zadowolony. Jego przyjaciel wracał…


Hideki ukłonił się przed swoim dowódcą i oddalił się pospiesznie z polany na której byli jego towarzysze.
Wiedział, co się będzie działo, nie chciał tego widzieć.


*
Obudził się z wyjątkowo przyjemnego snu i pierwsze co zauważył to dłonie ściskające jego tyłek.
Gdyż albowiem oczy miał na plecach.
Albo w czasie snu przekręcał głowę o 180 stopni.


- Zabieraj swoje ręce z moich pośladków, Kiba-sensei.
Chwilę później rozległ się jęk i Kiba z wyrazem szoku na twarzy zwinął się w kłębek trzymając się za krocze..
Niech mi ktoś to rozrysuje, proooszę! Harry walnął go w krocze pośladkiem?
Takie miał, rozumiesz, sprężynujące.


*
- Nie trzeba było bić mnie tak mocno – jęknął po raz któryś elf.
Już wiem. On miał Rękę z Dupy wziętą.
Fuj.


- Mogłeś mnie nie obmacywać, kiedy spałem- powiedział po raz któryś Harry.
Wieczorem nie miał nic przeciwko. Harietta zmienną jest.


-Hmmm.. – Kiba spojrzał na swojego towarzysza sugestywnym spojrzeniem – teraz nie śpisz, czy to znaczy, że mogę? – I przyssał się do odsłoniętej szyi.
Tak długo głodował na tej leśnej diecie, że w końcu nie wytrzymał. Widok tętniczki okazał się zbyt kuszący.
Mmmmm, wreszcie mogę przestać udawać elfa, ślurp, ślurp.


- Możesz co? – Harry odsunął się, nie bez żalu od chętnych ust.
Ciekawe, czy “żal od chętnych ust” różni się czymś od żalu z głębi serca, a jak tak, to czym.


Zasłonił je dłonią i spojrzał gniewnie.
-Trochę cię poobmacywać – spytał, całując środek dłoni.
Kiba pożałował swojego pytania w momencie, w którym poczuł uderzenie w twarz. – Znamy się kilka dni a on już rządzi mną jakbyśmy byli ze sobą kilka lat – powiedział cichutko trzymając się za siniejący policzek.
No proszę, proszę, Harry jednak zachował resztkę charakteru. Ciekawe, na jak długo jej wystarczy.
A Mistrz wykazał się prawdziwie franciszkańską pokorą...


*
Czarne szaty łomotały złowrogo [czym może łomotać szata? bębnem pralki], kiedy pokonywał coraz to nowsze przeszkody. Znajdował się przed ogromną posiadłością, w której mieszka ON, jego Ofiara.
ON?


Wychylający się zza chmury księżyc oświetlił czerwone włosy i radosny uśmiech, który pojawił się na twarzy przybysza.
W tej menażerii występuje również wesolutki wampir, jak miło!


Narya cierpliwie poczekał aż zgasną wszystkie światła w tym ogromnym domu i bezszelestnym krokiem podążył w stronę otwartego okna na drugim piętrze, by przekraść się do środka. Ciekawy był jak wygląda jego Ofiara i jak zareaguje na wieści o swoim Wojowniku i ich wspólnej przyszłości.
Zakwiczy ze szczęścia i z entuzjazmem rzuci mu się w ramiona; nie ma innej opcji.


*
Biegli przez gęstniejący las. Coraz szybciej i szybciej zbliżając się do granicy królestwa.
Chcą przebić się do Szkocji, czy raczej zeskoczyć z klifu do morza?


Harry siedział a wilku kurczowo trzymając się jego futra.
Co robił Wilq, kurczowo trzymając się futra Harry’ego?


Kiba biegł obok i ku wielkiemu zdziwieniu chłopca dotrzymywał mu kroku. W trakcie podróży młody Potter nauczył się bardzo dużo. Dzisiaj rano próbował mu wpoić zachowanie i słowa które miał wypowiedzieć w stosunku do władcy. Harry’emu nie było na rękę klękanie , kłanianie się i całe te dworskie rytuały. ale kiedy podzielił się swoimi wątpliwościami z Wojownikiem oberwał po głowie i „nie będziesz się przed nikim płaszczył, usuratonkachi”.
*turla się ze śmiechu* Tak to jest, jak się usłyszy jakieś słówko w Naruto i radośnie wykorzystuje, bo fajnie brzmi. Bardzo to miłe ze strony Kiby, że nazywa Pottera bezużytecznym głupkiem. W kontekście TEGO opka tłumaczenie dosłowne (cienki młotek) jest podwójnie obraźliwe.


Zawstydzony chłopiec nie powiedział nic przez następne kilka godzin, aż pod wieczór się przełamał i zapytał co to jest „usuratonkachi”, odpowiedział mu tylko cichy śmiech.
A po seksie nazwie go pieszczotliwie “funyachin” (sflaczały penis) i będzie się z tego cieszył przez następne trzy dni.


Kiba biegł w skupieniu i usiłował przypomnieć sobie, gdzie znajduje się pewne miejsce.
To miejsce leży tam, gdzie się właśnie znajduje, czyli na swoim miejscu.


Tak długo tu nie był, że prawie zapomniał. Przez tyle lat próbował znaleźć Hari’ego, przez tyle lat przeszukiwał wszystkie kontynenty, kraje, miasta… I w końcu go znalazł. Mało tego, był w pełni zadowolony ze swego młodego towarzysza. Chłopiec był uroczy i z przystojniał w oczach.
I był taki śliczniusi i miziasty! Taki kawaii! Tju, tju, tju, dzióbeczku!


Kiba był pewien, że to jego bliskość zdejmuje z małego uroki którymi był dotąd okryty. Uroki, które miały pomóc dzieciom przystosować się do środowiska, w którym żyły, a czarnowłosy żył wśród ludzi. A teraz, przy nim, zaczęła ujawniać się jego prawdziwa natura. Oczy z dnia na dzień stawały się coraz bardziej wyraziste, rysy twarzy w niektórych miejscach wyostrzały się, w niektórych łagodniały nadając twarzy wprost uroczy wygląd.
Robi mi się niedobrze. Kiba zaraz zawiąże Harry’emy kokardę na włoskach i założy mu na szyję różową obróżkę z dzwoneczkiem.
Nie wierzę, że to wyguglałam...


Sylwetka z drobnej i niezdrowej zmieniała się w bardziej wytrzymałą i męską, choć nadal drobną.
Jeszcze raz: po kilku dniach wędrówki przez las, przy diecie opartej na dzikich owockach.


Mimo iż minęło tak niewiele czasu Kiba pokochał całym sercem swoją śliczną Ofiarę i nikomu nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Na tą [tĘ] myśl, na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Tak, Hari był doskonały.
Taki słodki, że tylko schrupać.


Kiba uśmiechnął się ponownie, kiedy usłyszał szum wody. Tak to będzie dobra odmiana i Hari na pewno się ucieszy.
Woda, odmiana, czyżby Kiba zauważył, że w jego towarzystwie muchy padają w locie i postanowił się umyć?


*
Draco Malfoy siedział na łóżku i z zamyśleniem wpatrywał się w okno. Jego matka oczekiwała, że on dołączy do śmierciożerców, ale co dziwne jego ojciec nie powiedział ani słowa na ten temat, który różnił się od matki-fanatyczki.
Wskaż co najmniej trzy różnice pomiędzy “tematem” i “matką”.
Matka była fanem tyczki, tyle w tym temacie.


Tak naprawdę nie miał wyboru – musiał dołączyć do Voldemorta, musiał, ale nie chciał.
Nie chcem, ale muszem.


Nie chciał zabijać, torturować, szantażować… Nie, to nie dla niego. On wolał uciec gdzieś daleko i nie mieszać się do tej bezsensownej wojny, która nie przynosiła żadnych korzyści.
Iście kupieckie myślenie. Czyżby Draco zamierzał zmienić profesję?


Jedyne co przynosiła to cierpienie- cierpienie, którego Draco tak nienawidził – i śmierć.
Milusi Drakuś, który tylko patrzeć, jak stanie się najlepszym przyjacielem Pottera - elfa: odhaczyć.
Drakuś, wampir i jednocześnie humanista-pacyfista musi pokochać Harrego w postaci elfa i wilka-jarosza. To jest nieuniknione.


Przeniósł wzrok na mahoniowe (a jakże!) biurko zawalone książkami i pergaminami, a następnie na szafę (też mahoniową, a co!) która przepełniona była ubraniami a następnie na baldachim jego antykowego łoża.
Łoże antykowe - łoże zrobione z antycznych tyczek.


Położył się i wtulił twarz w zieloną pościel.
Uczeń Slytherinu nigdy i nigdzie, nawet we własnym domu, własnej sypialni, nie uwolni się od zieleni i srebra.
Żeby się wszystko zgadzało, pod łożem stał srebrny nocnik.


Nie, on nie chciał takiego życia. Teraz najbardziej pragnął by ktoś wyrwał go z tego piekła. Ktoś, ktokolwiek. A wtedy on ruszy za tym kimś i na zawsze będzie mu oddany.
*nuci, fałszując lekko* Some day my elf will come...


Ale to tylko marzenia. Przecież nikt go nie uwoli. Nikt. Na zawsze w tej ziejącej chłodem pustce.
I tak oto mamy prototyp lodówki.


Na zawsze sam. Mocniej wtulił twarz w miękką kołdrę a po jego pergaminowym policzku…
...popłynęła samotna łza, niech zgadnę.


Ze strony okna dobiegł go cichy szelest. Jakby otarcie się jakiegoś materiału o ciało. Niebieskie oczy zwróciły się w jego stronę. Chwilę później rozszerzyły się w niedowierzaniu.
CZYJE niebieskie oczy zwróciły się w stronę Dracona i dlaczego ze strony okna, a nie np. od kierunku podłogi?


Rozdział 5
Przepraszam, że tak długo, ale moja beta nie odpowiada od sierpnia a nie chciałam dać rozdziału z błędami. Ale tródno. Rozdział jest.
Z błędami, bo autokorekta zdechła a słownik ortograficzny ma długie, ostre zęby.
Przepraszam za literówki.
I stado zjedzonych spacji, ale mili analizatorzy je powstawiają, żeby Czytelnicy nie dostali kręćka.
Ne mam pojęcia, kiedy bedzie następny rozdził. Mam dużo nauki i powiem szczerze- nie chce mi się. Nie lubię pisać na klawiaturze. Dobra, nie przynudzam.
Czasami odnoszę wrażenie, że istnieje jakiś straszliwy, przedwieczny, pradawny i plugawy potwór, który zmusza te nieszczęsne dziewczęta do pisania opek.


Rozdział 5
Słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc zazwyczaj błękitne niebo na różowo i fioletowo.  Na niebie nie było ani jednej chmurki. Jakiś spłoszony ptak poderwał się do lotu, a za nim rozległo się wściekłe miauknięcie.
To smokotolot gonił wróbelka.


Jedynym odgłosem nieustannie przerywającym ciszę był plusk wodospadu i cichy spływ/bieg (niepotrzebne skreślić) rzeki. Krystalicznie czysta woda mieniła się niczym srebro w ostatnich promieniach słońca.
Działo się to w tajemniczej i magicznej krainie, w której zachodzące słońce nie było czerwone, tylko srebrzystobiałe.


Jak na dłoni, widać było kamienie i piasek na dnie rzeki. Od czasu, do czasu przepłynęła jakaś samotna ryba. Brzegi niewielkiej rzeki obrastały w kolorowe kwiaty i soczystą trawę.
Kraina była tak bardzo magiczna, że brzegi obrastały kwiaty i trawę, mech był obrośnięty przez kamienie, kora była pokryta drzewami, a wodą płynęło koryto rzeki.


Miejsce to zapraszało swym spokojem i pięknymi widokami do kąpieli i odpoczynku na miękkiej, pachnącej trawie.
Ale tylko w tych miejscach, które nie były porośnięte brzegiem.
Harry, z zachwytem,wpatrywał się w ten baśniowy obrazek.  Nie mógł uwierzyć, że takie miejsce w ogóle istnieje.
Wcale mu się nie dziwię.


Wraz z Kibą dopiero co opuścili linię drzew i powolnym krokiem zmierzali tego cudownego miejsca.
Żując w zamyśleniu “do”, które zaiwanili z tego zdania.


Kiba, widząc zachwyconą minkę chłopca,oblizał usta.  Raj obiecany, i nie chodzi tu o miejsce, gdyż to widział wiele razy a o fantazje jakie rodziło przebywanie tu z Harrym w głowie elfa przewijały się bezwstydne wizje.
Kiba przebywał z Harrym w głowie jakiegoś elfa. Doooobra...
Bezwstydne babranie się w mózgu.
Elf pomógł zsiąść czarnowłosemu z  grzbietu wilka i zaniósł go na rękach na soczystą trawę. Siadając obok, zadbał by chłopak obserwując przyrodę kątem oka zawsze go widział.
Rozciągnął się wzdłuż i wszerz i zaczął udawać parawan.
A niekiedy udawał nawet horyzont.


Powolnymi ruchami rozpiął płaszcz i ściągnął go z siebie.
I do tego muzyczka jak w podłym lokalu ze striptizem, gdzie czerwone światło i las rur.


W równie ślimaczym tempie (przy świetnym opanowaniu ruchów robaczkowych brzuchonogi) ściągnął białą tunikę (i spodnie rurki) odsłaniając światu swoją doskonale umięśnioną klatkę piersiową i ramiona.
Świat nie był pod wrażeniem.
Nawet na widok tatuaży.


A teraz, Drodzy Czytelnicy, wyobraźcie sobie, że jakiś stuletni mutant rozbiera się przed Wami do naga. O, choćby ten:


Już wiecie, dlaczego w Anglii wycięto lasy? Na wszelki wypadek, żeby takie baboki się w nich nie lęgły.


Doskonale zdawał sobie sprawę z ukradkowych spojrzeń chłopca w jego stronę i rumieńca na jego ślicznej twarzyczce, ale nawet nie dał tego po sobie poznać.Jedynym, co go zdradziło, był dyskretny uśmiech pełen zadowolenia.
Bo te powolne ruchy i napinanie mięśni były przecież zupełnie naturalne. Tak samo jak hipnotyczne kołysanie biodrami. Brakowało tylko podkładu muzycznego, ale w końcu byli w lesie, nie można było przeginać z tą całą naturalnością.
No przecież mieli w tle przepiękną muzykę relaksacyjną z serii “odgłosy natury”.


Starając się,by jego głos nie był przesiąknięty pożądaniem, jakie tym momencie odczuwał,zapytał:
- Hari-chan,dlaczego się nie rozbierzesz?
- A… a d-dlaczegomiałbym coś takiego zrobić?- zadał niepewne pytanie zielonooki.
- Jak wieczamierzasz wziąć kąpiel, kochanie?
- K-kąpiel? Dlacz…
- Bo cuchniesz, do jasnej cholery! Cuchniesz kilkudniowym potem, cuchniesz wilkiem, cuchniesz (excusez le mot) moczem!
- Nie masz ochoty zanurzyć się w tej ciepłej wodzie? – przerwał mu białowłosy z uśmiechem.-Podróżujemy od kilku dni i przydało by się nam coś takiego.
No właśnie. Bo w całym tym wielkim lesie nie było żadnych strumyków, jeziorek, rzeczułek, potoków - nic, istna pustynia.
A skąd wiesz, że były potrzeby...?


- Masz racje-palce Harry’ego powędrowały go guzików jego własnej koszuli. Wydawał się rozbierać swobodnie, ale z każdym odkutym (płatem tynku, rany, naprawdę brud na nim się już łuszczył i odpadał? ) skrawkiem skóry rumienił się coraz bardziej.
To raczej naturalne, że pozbawiony skóry człowiek robi się czerwony.
I trochę się sączy.


Szedł za elfem w storę wody (i zasłonę piasku) starając się nie patrzeć cały czas na jego nagie pośladki. Nie mógł się pozbyć tego przeklętego rumieńca z twarzy. Nie dość, że jego własna nagość go krępowała to jeszcze był ZBYT zainteresowany ciałem swojego nauczyciela. W szczególności jedną częścią tego ciała. Dolną częścią.
Ojtam ojtam, ładne pośladki to skarb, grzech nie popatrzeć, jak się ma okazję.
Może zafascynowała go stopa elfa?


Poczuł ulgę, kiedy letnia rzeczna woda otoczyła jego ciało. Siadając na piaszczystym dnie niedaleko brzegu westchnął zadowolony.
Mogło mu chyba tylko na odparzenia pomóc, bo piasek w tyłku to chyba jednak średnia radość...
Nowość w elfickim spa! Piaskowanie okolic intymnych, żeby skóra była miękka i gładka.


Woda sięgała mu teraz do ramion przyjemnie muskając jego ciało Otworzył oczy, które przymknął pod wpływem tej delikatnej pieszczoty i spojrzał na Kibę. Ten stał pod wodospadem pozwalając by spadająca woda obmywała jego włosy twarz i plecy. Kryształowe kropelki odbijały się od jego ciała sprawiając niesamowite wrażenie.
Z braku cullenowej skóry zafundował sobie sparklenie zastępcze.


Harry widząc to poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele. Jego życie się zmieniło wraz z Kibą. Zmieniło się na lepsze , pełne ciepła i miłości, której zawsze mu brakowało.
I wreszcie zobaczył gołego faceta.
Ej, widział już wcześniej... Znaczy, próbował nie widzieć.
Ale teraz w całości, rozumiesz. Inna jakość.
 
Nawet nie zauważył, że białowłosy wpatruje cię w niego z zaciekawieniem. Dopiero cichy śmiech wrócił go na ziemię. Natychmiast opuścił wzrok rumienią(c) się nieco.
Chwilę później elf podpłynął do niego i mocno  przytulił szepcząc do ucha:
- Aż tak jestem ciekawy, hmm?
TY może jesteś, pedofilu.


- Ja.. Ja n-nie..
- Słucham, panie?


- Ty nie co?-drażnił się dalej długowłosy.- Nie wpatrywałeś się we mnie? Nie mogłeś oderwać ode mnie wzroku?
No nie, ten tu robi pokaz jak w ruskim cyrku i dziwi się, że się na niego gapią. A właśnie - co z wilkiem?
Poszedł w długą, nie mógł już znieść tej żenady.


- Widząc zmieszane na twarzy swojej Ofiary postanowił się zlitować.- Pięknie tu prawda?- Harry pokiwał głową i ułożył się wygodniej w ramionach  elfa. W dali zauważył stado pięknych łabędzi. Było ich może dziesięć, nie miał czasu liczyć - Tam gdzie jedziemy jest jeszcze piękniej.
I do tego łabądki.  
Brakuje tylko jeleni na rykowisku.


Harry nic nie odpowiedział tylko wtulił się w ramiona swojego Wojownika, który usiadł koło niego. Czuł na sobie ręce elfa, które ciekawsko zwiedzały prawie każdy zakątek jego ciała.
Zbadały, czy ma zdrowe zęby, obmacały migdałki i już chciały wedrzeć się głębiej, ale Harry splunął i zapowiedział, że będzie rzygać...


Nie protestował. Jego własne palce przesuwały się po ramionach,klatce piersiowej i plecach starszego nie mogąc nadziwić się tak doskonałym ciałem. Zamruczał cicho kiedy delikatne palce dotknęły jego podbrzusza ale był wdzięczny Kibie, że ten nie posuwał się dalej
Przecież nie robił tego po to, żeby SIĘ posuwać.
Stado łabędzi poderwało się nagle do lotu. Elfy pochłonął wir białych piór odgradzając ich od świata prawie całkowicie.
Granat?
Nie, jakieś straszna, ale za to bardzo szybka cholera oskubująca ptaki w powietrzu.
A to nie była taka metafora? No wiecie, ta szyja łabędzia, taka długa i giętka, to unoszenie się, ten wir bieli... Bukake...


Kiba wykorzystując chwilowy zachwyt ofiary uniósł delikatnie w swoją stronę jego podbródek i patrząc czarnowłosemu w oczy delikatnie musnął jego usta. Nie widząc sprzeciwu pocałował go ponownie, dłużej. Nie był to żaden wymyślny pocałunek, ot złączenie warg, ale dla nich do był [pałasza] następny krok wprzód. Nie wielki ale jednak.
Wprzód jednak były pośladki, przypominam. Jak dziwne by to nie było.
Po prostu elf zabrał się do tego od dupy strony.
Harry opuścił zarumienioną twarzyczkę chowając gorące policzki za przydługimi włosami.
A jego twarzyczka
Była jak różyczka
A pod tą twarzyczką
Stała sobie tyczka.


Nie mógł uwierzyć, że pozwolił na coś takiego. Z mężczyzną… Ale to było takie przyjemne… postanowił to wszystko sobie poukładać. Muskając ustami policzek białowłosego wstał i wyszedł z rzeki.Musiał pomyśleć.
Jako ssak lądowy, nie potrafił myśleć zanurzony w wodzie.


A pełne pożądania spojrzenie na jego nagich pośladkach wcale mu nie pomogło.
Ale na czyich pośladkach? Boru...
Wilka.



Z przepięknych okoliczności przyrody, z gaju, nad brzegiem ruczaju, pozdrawiają Was Analizatorzy wybierający się na wakacje: Sineira wierzchem na wilku, Kura tradycyjnie na miotle, Purpurat Hogwarckim Ekspresem i Jasza powozem zaprzężonym w testrale


oraz Maskotek, wykopujący korzonki na wegetariańskiego grilla.


P.S. Zgodnie z zapowiedzią na forum - wybieramy się na wakacje, gdyż  bohaterowie analizatorzy są zmęczeni. W lipcu i sierpniu analiz nie będzie. Nie zapomnijcie o nas!