piątek, 18 lutego 2011

42. Reinstalka, czyli E.T. comes home! (3/3)


Tak, tak. Mieliscie rację. Nie wytrzymam bez pisania. Cd. tamtego, bo na coś innego nie mam pomysłu ^^
W piekle właśnie przybyły kolejne kilometry brukowanych chodników.
 
Wszedł do gabinetu i zmierzał wzrokiem kaczątka. Znowu siedziały nad jakimiś dokumentami.
Kwacząc żałośnie nad Kaczym Bajorkiem...
 
Czy one nigdy się nie nauczą, ze pracować trzeba mądrze, a nie cieżko?
- Twoja kawa – Cameron wyciągnęła do niego rękę z kubkiem. Przyjrzał się podejrzliwie. Była pod opieką psychiatry, ale nowa pani dyrektor powiedziała, że jeżeli jej nie zatrudni to ograniczy jego dostęp do vicodinu do minimum, a tego by nie chciał.
Znaczy, nowa pani dyrektor uparła się, by zatrudnić osobę ewidentnie niezrównoważoną psychicznie? Atakującą współpracowników skalpelem? Ciekawa polityka personalna...
Doceniła jej umiejętność robienia operacji plastycznych na korytarzu.
 
- Wilson! – otworzył gwałtownie drzwi do gabinetu swojego przyjaciela nie zważając na to, że przyjmuje on pacjentkę – Jedziesz ze mną na wakacje?
Kocham ten nieskomplikowany aŁtoreczkowy świat, w którym można wyjechać na urlop bez załatwiania żadnych formalności albo przeprowadzić się na drugi koniec kraju z dnia na dzień!
 
- Jakie? Co? Ja? House… Mam pacjentów…- Wilson popatrzył na niego przerażonym wzrokiem. Czuł, że ta podróż nie skończy się dobrze dla diagnosty.
No... tak na początek dyscyplinarka za porzucenie stanowiska pracy?
 
 
Wsiadł na motor i ubrał kask [ciekawe, czy kiedyś się dowiem W CO oni ubierają te wszystkie rzeczy?]. Gdy tylko poczuł jak jego maszyna coraz bardziej zwiększa prędkość, wiedział, że jest wolny. Ruszył z piskiem opon.
Znaczy, najpierw poczuł, że maszyna przyspiesza, a dopiero potem ruszył? To chyba jakaś zaawansowana technika prosto z układu Alfy Centauri...
 
Wstąpił do mieszkania po zapas vicodinu i był gotowy w drogę.
No tak, kosmici nie potrzebują przecież szczoteczki do zębów czy zmiany bielizny.
 
Zatrzymał się przed największym hotelem.
Drogi Czytelniku! Właśnie byłeś świadkiem teleportacji Grzesia Hałsa wraz z jego motorem z New Jersey do Las Vegas. Marne 2500 mil, co to jest dla Centaurian!
 
Wyglądał jak burdel. Cały pomalowany na czerwono, a w oknach dziwne lampki. Uśmiechnął się delikatnie. Tak właśnie powinny wyglądać jego wakacje.
Nie wiem, który hotel miała ałtorka na myśli, ale jeśli The Venetian... no to niezłe tam mają burdele!
 
Był wieczór i zdecydowal się na małą przejażdżkę po okolicy. Wyludnione drogi Las Vegas były idealne dla maniaka prędkości, którym niewątpliwie był.
Przy okazji przerzuciło go chyba w alternatywną rzeczywistość, bo wyludnione drogi Las Vegas to raczej oksymoron.
 
Po chwili dołączył do niego jakiś motocyklowy gang. Zaczęli się z nim ścigać. Podniósł brwi, widząc nieudolne próby wyprzedzenia go. Wcisnąl gaz i pomknął niczym strzała zostawiając ich w tyle. Nie zauważył tylko ciężarówki nadjeżdżającej z nad przeciwka. [...] Nacisnął hamulce i zamknął na chwilę oczy. Wszystko działo się w ciągu ułamków sekund. Pisk opon obydwu maszyn, ostry dzwięk wginanej blachy i głuchy łoskot upadającego na ziemie ciała.
Przymknijmy oko na to "z nad przeciwka", a skupmy się na najważniejszym - na wyścigu motocyklowym, zakończonym czołowym zderzeniem z ciężarówką. 
Ałtorka ze wszystkich sił próbuje zabić swego bohatera, ale nie z kosmitami takie numery! Żywotne toto jak karaluchy!
 
 
[Przenosimy się do szpitala w Las Vegas.  Cuddy obsobacza stażystę, który wykrył błąd profesora Climbera w przeprowadzanych badaniach(?) diagnozie(?) leczeniu(?) Nieważne, o co tu chodzi, bo to i tak nie ma najmniejszego znaczenia dla akcji, najistotniejsze jest, jak bardzo aŁtorka myli autorytet z chamstwem].
 
- Wpadasz tu bez zapowiedzi, jak jakieś bydło, w dodatku podważasz kompetencje swojego nauczyciela i to nie pierwszy raz! Co ja mam z tobą zrobić?! Gdyby nie to, że twoi rodzice mnie błagali, żebyś tutaj został, kopałbyś rowy na ulicy! – wybuchnęła zdenerwowana.
- Gdyby tylko pani mogła spojrzeć…
- Nie! Nie mogę!
– chłopak popatrzył na nią zdezorientowany i zaczął bawić się sznurkami od swojej bluzy. Zawsze go tak traktowała, a on do tej pory nie zdołał się do tego przyzwyczaić – Bierz to i zejdz mi z oczu!
Oczu nie idzie oderwać od tej sceny.
Taaa... Popis fachowości i kompetencji, nie ma co.
 
Oparł się o ścianę i starał się uspokoić oddech. Nie sądził, że również i tym razem tak wybuchnie. Liczył na cud? Najprawdopodobniej. Od samego początku wiedział, że dyrektorka nie znosiła lekarzy, a jego szczególnie, a mimo to, wciąż pchał się do jej gabinetu.
Tja. Cuddy administruje szpitalem, choć tego nienawidzi, stażysta pcha się do niej, choć ciągle obrywa... Ałtorka chyba ogłosiła jakiś konkurs na Masochistę Roku.
 
Chwyciła identyfikator i ruszyła rozejrzeć się po szpitalu.
Pańskie oko konia tłucze, tak?
 
Przechodziła obok jednej z sal, kiedy usłyszała krzyki. Nie przejęła się nimi, bowiem w szpitalu zawsze znalazła się osoba, która krzyczała.
Tam też robili plastykę na żywca?
 
 
- Dr. Cuddy! – stanęła jak wryta i powoli odwróciła się w stronę nadawcy wypowiedzi.
Któż emitował komunikat?
Android z nadajnikiem!
 
Popatrzyła się z niedowierzaniem na osobnika, który zakłócał jej spokój. On… Nie… To jest niemożliwe…
- House?! Do cholery, co ty tu robisz?! – wpadła zdenerwowana do pokoju zabiegowego, w którym znajdował się jej były diagnosta, a przy nim stado praktykantów bacznie śledzących każdy jej ruch.
Na urazówce nie ma lekarza? Nawet ani jednego? Sami praktykanci obsługują ostry dyżur???
No świetnie... Tam naprawdę idzie ostra selekcja - na oddział dostają się najzdrowsi i najsilniejsi, bo reszta wymiera w boleściach na izbie przyjęć, zanim doczołgają się do ambulatorium.
 
Idiotka! Czemu reagujesz na stare nazwisko! Idiotka!
Odruch Pawłowa?
 
- Wydaje mi się, ze… Poczekaj, muszę się zastanowić – zrobił zamyśloną minę – Leże i cierpie! – krzyknął
Nie przesadzaj, Grzesiu. Jak na ofiarę czołowego zderzenia z ciężarówką to masz się całkiem dobrze, wręcz kwitnąco.
 
[House staje w obronie opieprzanych stażystów, przypominając, że muszą przecież się uczyć]
- Co ty nie powiesz – zmarszczyła brwi – Nie chcę ci przypominać, ale to właśnie ty nigdy nie chciałeś nikogo za bardzo uczyć…
- A moi lokaje? – oburzył się i założył ręce na klatkę piersiową jako znak buntu.
- Sama nazwa wskazuje, że to byli twoi lokaje, nie uczniowie…
Kosmitom ktoś opowiedział o tym serialu, bez wnikania w szczegóły.
Inaczej by dotarło, że Oddział Diagnostyczny to nie studenci na praktykach ani stażyści, lecz lekarze o wąskich specjalizacjach, że House nieustannie ich uczy, egzaminuje i wymaga od nich ogromnej wiedzy i kreatywnego myślenia. O "lokajach" zamilczę...
 
Kto do cholery podał narkomanowi morfinę bez uzgodnienia?! – krzyknęła po raz kolejny, a młodzi odsunęli się jeszcze bardziej do tyłu potykając się o własne nogi.
- On… Nie wiedzieliśmy – zaczął któryś z nich.
- Od czego są karty?! Pytam się was! Wy niedorajdy!
A co? Mieli tarota stawiać? 
Aha! Diagnoza z tarota jest o 37% bardziej wiarygodna, niż ta z fusów. Potwierdzone badaniami klinicznymi na grupie kontrolnej dwóch zakatarzonych trębaczy.
 
 
- Pacjent nie podał nazwiska – wyszeptała jakaś mała i krucha dziewczyna z okularach kryjąc się za dużo wyższym kolegą.
A bez nazwiska niemożliwe jest podjęcie jakiegokolwiek leczenia. Nieprzytomnych pacjentów polewa się wodą i klepie po twarzy, dopóki nie są w stanie podać personaliów.
Gdy nie daj Boru podadzą fałszywe dane, to się ich tak długo bije, aż zaczną zeznawać prawdę.
 
- Odbiło ci?! – uderzyła „pacjenta” teczką w głowę i zrezygnowana usiadła na fotelu obok.
Ręce mi opadły, a także witki, macki, skrzydła i poziom cukru we krwi. Może ogłośmy jakąś akcję "Leczyć po ludzku"?
 
- Ej! Nie chcę mieć wstrząsu mózgu! – mruknął zastanawiając się, co z jego motorem.
Już wiemy, gdzie Grzesio Hałs ma silnik.
 
- Przymknij się! Musze pomyślec… - zaczęła chodzić w kółko, aby uspokoić skołatane nerwy.
- Nad czym tu jest myśleć? Połataj mnie, zapakuj i wyślij do Princeton – wzruszył ramionami krzywiąc się z bólu – Tylko nie zapomnij o zapasach vicodinu.
- Powiedziałam, zamknij się! – krzyknęła po raz drugi po czym zamknęła oczy i zaczeła liczyć do dziesięciu. Wiedziała, że kiedyś mu się coś stanie, ale nie podejrzewała, że akurat dzisiaj i to w jej szpitalu. Cholerny pech.
Po pierwsze, coś mu się stało nie w szpitalu, ale na "wyludnionej drodze Las Vegas", a po drugie, jeśli tak zajmują się tam wszystkimi pacjentami, to podejrzewam, że Cuddy bierze niezłą kasę od lobby przedsiębiorców pogrzebowych...
 
- Dla jasności, najpierw chciałaś żebym się przymknął, potem zamknął. Nie da się tych czynności wykonywać jednocześnie – podniósł ironicznie brwi i zaczął się bawić pomiarem morfiny.
Czym???
POMIAREM  MORFINY. To jest bardzo skomplikowane urządzenie, jedno-jedyne mają tylko w Las Vegas. Nigdzie indziej nawet nie słyszeli o czymś takim.
- Nie ładnie, nie ładnie…
- Ty na pewno nie jesteś ładny – usiadła na fotelu tym razem uważnie czytając kartę pacjenta i nanosząc poprawki.
*głuche zgrzytanie zębami, mord w oczach* Querva mate. On. Tam. Trafił. Po. Poważnym. Wypadku. Nie ma czasu na gadki-szmatki i wymianę złośliwości, na papierkologię i chodzenie w kółko dla uspokojenia nerwów, trzeba ratować życie człowieka!
Tfu, znów zapomniałam, że to android. No to wyklepać, wymienić olej i won!
 
- Oczywiście, że jestem! – przeczesał z gracją włosy i poprawił koszulę, która i tak teraz nie nadawała się już do niczego – No powiedz jaki jestem piękny…
Jak widać, obwody narcyzmu działają bez zarzutu.
 
 
O mój boże! – krzyknął, gdy wstała w fotela, aby zając się opatrywaniem.
Na izbie przyjęć pacjentów rozbierają i opatrują pielęgniarze. Dyrektorzy szpitali trzymają się od tego z dala.
Ale wiesz, Cuddy miałaby darować sobie rozebranie Hałsa?
Nigdy! Prędzej by sobie rękę odgryzła!
 
 
- Nie. Ściągaj spodnie – wyjęła z szuflady środki dezynsekujące i stanęła nad nim. Wyglądał okropnie.
Dezynsekcja - zwalczanie insektów. W sumie, pamiętając w jakim stanie było jego mieszkanie, wcale się nie dziwię, że Hałs ma wszy.
W dodatku wszy łonowe.
 
- Ale żeby tak od razu? Gdzie gra wstępna? Gdzie romantyzm? – zakrył z przerażenia oczy udając, ze nie widzi zniesmaczonych min praktykantów. Poczuł się tak jakby wszystko było tak jak przedtem. On ze swoimi złośliwymi komentarzami i ona z równie inteligentnymi odpowiedziami.
Ekhm, taaak... Definicja inteligencji znacznie nam się rozszerzyła ostatnio.
 
 
- Prowadzę celibat – tym razem to on się roześmiał.
Zapewne dlatego, że zabrzmiało to jak "prowadzę pensjonat". W celibacie się żyje, a nie prowadzi.
Tak, ale ona od kilku lat żyje z jakimś Davidem, więc nic dziwnego, że może sobie "prowadzić celibat".  Nie ma to bowiem nic wspólnego z ascezą seksualną.
Chyba, że to taka aluzja do problemów Davida...
 
Po chwili jednak zrzedła mu mina. Jeśli dlatego wyjechała? Czy możliwe, że zostawiła go dlatego tylko, że odechciało jej się seksu? Nie mogła po prostu powiedzieć?
Teraz już wiemy, że aura seksualna Hałsa sięga na odległość mniej więcej 2500 mil.
A mogła wstąpić do klasztoru.
 
- Ale House… - jęknęła – Jesteś lekarzem, wiesz jakie są następstwa takiego wypadku –
Jakie?! - Grzesio wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Jak do tej pory nie odczuwał żadnych następstw, o co chodziło?
 
popatrzyła na niego z prośbą widoczną w oczach. Nie chciała mieć potem wyrzutów sumienia, że mu nie pomogła.
Nie mówiąc o groźbie procesu i wielomilionowego odszkodowania za zaniedbanie obowiązków...
 
- Droga Cuddy, zapomniałaś, że jestem niezniszczalny. Przezyłem zawal mięśnia, postrzał, porażenie prądem, wypadek autobusowy, to też przeżyję – mruknął mrużąc oczy pod wpływem światła. Zorientował się, że ma wstrząśnienie mózgu, ale teraz to nie miało znaczenia.
Spuścił nogi z łóżka, a jego twarz przeszył grymas bólu.
Z medycznego punktu widzenia, w tym momencie powinien puścić srogiego pawia.
Jaszo, zapamiętaj sobie raz na zawsze: w typowym opku paw jest dowodem na to, że bohaterka zaszła w ciążę. Hałs co prawda jest kosmitą z amputowanym charakterem, ale ałtorka litościwie zostawiła mu pierwotną płeć.
 
– Mogę ci chociaż zrobić badania?
Zgoda powypadkowego pacjenta na zrobienie podstawowych badań, tego jeszcze nie było!
 
- Chyba zapomniałaś, że jestem najlepszym światowym diagnostą! – prychnął oburzony, że zapomina się o tak ważnym fakcie.
- Tak? To co ci jest? – popatrzyła na niego wyczekująco.
- Wstrząśnienie mózgu, złamane czwarte i piąte żebro, głęboka rana prawej łydki, która najprawdopodobniej znajduje się blisko tętnicy, bo krwawi i cholernie boli, złamana kość piszczelowa
Jak na czołowe zderzenie rozpędzonego ścigacza z ciężarówką, to całkiem nieźle. Jedno, co Kosmitom dobrze wyszło, to wytrzymałość egzemplarza - gniot'sja, nie łamiot'sja.
Może zatrudniali radzieckich inżynierów?
 
oprócz tego nie wyżycie seksualne, cierpienie z powodu narzucającego się Wilsona i zakochanej we mnie Cameron
Proponuję lewatywę.
 
- House zachowuj się chociaż trochę przyzwoicie, dobrze? Żadnego obrażania lekarzy, podkradania pacjentom lunchu [zaraz, zaraz - pacjentów też objadał?], zabierania kablówki, wtrącania się do leczenia innych, krytykowania pielęgniarek, wyłudzania vicodinu…
- Mamoo… Dlaczego? – wygiął usta w podkówkę i popatrzył na nią niewinnym wzrokiem.
- Dlatego, że jesteś tylko pacjentem i musisz odpowiadać sam za siebie
A jak będziesz niegrzeczny, to zobaczysz, przyjdzie pan doktor i wrzepi ci zastrzyk za karę!
 
– przybrała poważną postawę i miała zamiar wyjść, ale coś jej zabraniało.
Awaria pola siłowego? Jesteśmy uwięzieni!
 
– Zawieść go na badania!
Będzie ślepy wiódł kulawego. To tak na marginesie - jest jednak różnica między wieźć (na wózku), a wieść (na piechotę).
 
 
- O nie! – zaprotestował chwytając w rękę laskę – Ci zarażeni weneryczną chorobą ludzie nie będą mnie dotykać! – obruszył się robiąc obrażoną minę.
Albo on naprawdę jest niezły i na oko rozpoznaje kiłę bezobjawową, albo Cuddy zamiast się uczyć dziergała skarpety na drutach, jeśli nie domyśla się, czemu personel szpitala chodzi owrzodzony, ropiejący i beznosy.
 
- Skąd wiesz…? – popatrzyła na niego zdziwiona, po czym przeniosła wściekły wzrok na podwładnych – Czy to prawda?! Do cholery jasnej! Ile wy macie, pięć lat?! Jesteście lekarzami!
Penicylina dla wszystkich! Ja stawiam...
Lekarze spojrzeli na nią z niekłamaną radością.
 
- Och…! – odwróciła się na pięcie i wyszła zdenerwowana. Był tu niecałą godzinę, a już odkrył, na co chorują jej stażyści.
Wszyscy? Na Bora, to szpital czy burdel?
Nie wykluczam drugiej możliwości.
 
Musiała odwołać wszystkie najważniejsze spotkania, bo znając życie, House niedługo wpadnie z miłą wizytą do jej gabinetu.
Jak tylko się zregeneruje. U Centaurian to jak pstryknięcie palcami.
Nawet nie trzeba im opatrywać ran i tamować krwotoku tętniczego.
****
Urzekająca historia - dyrektor administracyjny odwołuje najważniejsze spotkania (rozumiem - że ze sponsorami, z urzędnikami federalnymi i stanowymi oraz kongresmenami, czyli z ludźmi od których zależy istnienie kliniki) tylko dlatego, że ma na oddziale faceta ze złamaną nogą.
Nie no, w sumie to ma sens. Cuddy po prostu obawia się, że w środku spotkania wparuje jej do gabinetu rozregulowany android i zacznie obsesyjnie ględzić o jej cyckach. Z dwojga złego woli odwołać spotkania, niż narażać się na taką kompromitację.
 
 
Przewróciła oczami.
Cechą charakterystyczną wszystkich bohaterów tego opka jest nieustanne przewracanie oczami. Podejrzewam, że w swej prawdziwej postaci muszą przypominać Jar Jar Binksa.
 
- Lisa?! – Dobrze, tym razem się nie odwracaj…Zauważyła biegnącego w jej stronę Wilsona. Był przerażony, a jednocześnie dziwnie szczęśliwy. Chwilę później stała na środku korytarza przytulając go i wąchając jego perfumy, których od pięciu lat nie zmienił. W końcu poczuła namiastkę starego życia.
A wystarczyło sobie kupić flaszkę Old Spice'a!
Rozumiem - woda po goleniu, albo woda kolońska, ale na Bora Zielonolistnego - perfumujący się facet? I czego używał? Szanel 5? 
To jakiś błąd w Matrixie.
 
- Mam ci tyle pytań do zadania! Dlaczego wyjechałaś?! Jak mogłaś się nie odzywać?! Cuddy…? Dobrze, ale najpierw powiedz mi, co z Housem – powiedział na jednym oddechu onkolog. Wydawał się podniecony niczym podczas rozmowy z głową państwa.
O, Barack, Barack, jak ty na mnie działasz!
 
- Skąd ty w ogóle wiesz, że on tu jest? – subtelnie pominęła pierwsze pytania i skupiła się tylko na tym, które jej bezpośrednio nie dotyczyło.
 - Dzwonili, a po za tym wiedziałem, ze na wakacje pojedzie do Las Vegas… To niesamowite szczęście, że trafił do ciebie!
Dzwonili? Kto i gdzie? Hałs trafia w obcym mieście do obcego szpitala, gdzie jedynie Cuddy wie, kim on jest i gdzie pracuje... a raczej pracował pięć lat wcześniej, bo przecież wszystko w międzyczasie mogło się zmienić, prawda?
Dzwonili oczywiście Kosmici. Oni takim zmyślnym wihajstrem potrafią namierzyć każdy krok Hałsa.
 
- Ja…  - urwała. Zobaczyła idących w jej kierunku podwładnych Housa. Tylko ich tu brakowało…
Ałtorki nagminnie stosują w swoich tforach zasadę "Gdzie ty Kajus, tam ja Kaja" w odniesieniu do głównego bohatera i jego przyjaciół lub współpracowników. Tę samą sytuację mieliśmy w opkach o CSI, kiedy to cała ekipa gnała na drugi koniec Stanów za Horejsziem.
Przyjazd Wilsona i wszystkich współpracowników Hałsa jest kolejnym dowodem, że w Princeton-Plainsboro nikt nikogo nie leczy.
 
[A tu mamy opis Hałsa na sali szpitalnej.]
 
Czuł każdą najmniejszą cząstkę swojego ciała. Po wypadku, ból był przyćmiony przez adrenalinę, ale teraz kiedy opadła, zwijał się z bólu.
Oczywiście, aŁtoreczkowym obyczajem, nie pamiętamy, cośmy napisali wcześniej - a mianowicie, że Hałs dostał morfinę, za co zresztą Cuddy malowniczo obsobaczyła stażystów.
Ale on bawił się pomiarem morfiny i pewnie go popsuł, a że to urządzenie rzadkie i w dodatku drogie, no to ze wstydu skoczyła mu adrenalina.
 
Jęknął cicho. Wyciągnął rękę i machinalnie połknął dwie tabletki vicodinu, zdając sobie sprawę, że tym razem nie pomogą.
Tja. Zapomnieliśmy również, że tu, w Las Vegas, Hałs jest zwykłym pacjentem, a tym raczej nie zostawia się leków, żeby je samodzielnie brali. A co dopiero żarli garściami.
 
 
Zmusił się do otworzenia oczu. Niby prosta czynność, a czuł, jakby poświęcił na nią całą swoją siłę. Popatrzył się w lustro wiszące naprzeciwko.
Lustro na suficie w sali szpitalnej? Interesujące...
 
Wyglądał beznadziejnie i tak też się czuł. Chwycił po raz kolejny pomarańczową fiolkę i chwilę potem poczuł w ustach gorzki smak. Delikatnie dotknął zszytej rany na brzuchu.
W poprzednim odcinku miał złamane żebra oraz piszczel, a także ranę na łydce. Zastanawiam się, które z tych obrażeń zdecydowało się przewędrować na brzuch.
 
Jeśli wyłączyć ból, to czuł się znakomicie.
Niestety, prztyczek się zaciął.
 
 
Po chwili poczuł się trochę lepiej. Na tyle by usiąść na łóżku i rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie było telewizora!
Było lustro. Mógł sam sobie urządzić show.
 
Przybrał złowrogi wyraz twarzy i spuścił nogi z łóżka, aby zorientować się, że jest nagi.
Tylko dzięki procesowi spuszczania nóg mógł wybadać, czy jest nagi, czy nie...
 
Jego umięśnione ciało przykrywała tylko ohydna szpitalna pidżama.
Jest goły, czy w piżamie?
Nowe szaty cesarza?
Te szaty dopiero pozwoliły mu zorientować się, że ma nieźle umięśnione ciało.
 
Zaraz po skończeniu badań, obrażeniu wszystkich znajdujących się tam lekarzy, zażądał tabletek nasennych. Gdy takowe dostał wrzucił je do swojego przewodu pokarmowego i odpłynął w krainę Morfeusza.
Alf ma dziesięć żołądków, je koty i wszystko inne (byle dużo!), więc może konstruktorzy ściągnęli projekt i wykorzystali przy produkcji Hałsa?
Mnie zastanawia raczej wizja szpitala, w którym robi się pacjentowi badania - i pozostawia go, nie podejmując leczenia. Nawet nie założyli mu gipsu na tę cholerną złamaną nogę!
 
 
Rozejrzał się wkoło, ale nigdzie nie zauważył swojej laski. Cholera… Pod ścianą stał samotny wózek. Jęknął w duchu i trzymając się ścian dotarł do niego. Wykończony usiadł i wyjął jeszcze jedną tabletkę vicodinu. Powoli wyjechał wózkiem na korytarz. Zmrużył oczy. Światło go raziło. Nie zauważył w pobliżu żadnej pielęgniarki, a tym bardziej lekarza. Unikali go?
Oczywiście. Przecież postawili już diagnozę, po co był im więcej potrzebny?
 
 
Wrócił do sali i odsunął pierwszą lepszą szufladę. Pustka. Tak samo było z następną. Przeklął pod nosem. Cuddy kazała zabrać wszystkie lekarstwa! Zabiję ją… Rozglądając się czujnie przejechał do następnej pomieszczenia. Pacjent w śpiączce o dziwo miał duży telewizor i pełne zapasy leków.
Pacjentom wsypuje się wszystkie piguły do szafki przy łóżku. Jak będą czegoś potrzebować, to sobie sami sięgną. Nikt nie będzie zawracać głowy pielęgniarkom.
Zwłaszcza pacjent w śpiączce.
"Pełne zapasy" kojarzą mi się ze spiżarnią chomika i z nadciągającą zimą. Pacjent w śpiączce też jest przygotowany na żerowanie przez sen.
Może on już po prostu zapadł w sen zimowy?
 
Usiadł wygodnie na drugim łóżku i włączył kanał, na którym nadawali „Generaly Hospital” Coś musiał mieć od życia, nie?
General Hospital – opera mydlana, której akcja rozgrywa się w środowisku medycznym. W 2002 roku został wyemitowany 10.000 odcinek serialu. Tako rzecze Wikipedia.
I już wiemy, skąd Kosmici czerpią wiedzę medyczną!
 
 
[Na scenie pojawia się aktualny partner życiowy Cuddy, wraz z jej czteroletnim synkiem]
 
Lisa Cuddy w tym momencie, gdy jej jedyny synek się odwrócił, na pewno chciała posiadać maszynę przenoszącą w czasie.
- O…
- Mój…
- Dobry…
- Boże… - tym razem kaczątka były zgodne. Cameron usiadła na ziemi i się zapłakała żałośnie.
Dziecko było nieogolone, z trzydniowym zarostem, z twarzą zmęczonego życiem faceta w średnim wieku...
I chodziło utykając.
 
- Cuddy… - zaczął Wilson drżącym głosem. Nie spodziewał się czegoś takiego. Prędzej przypuszczał, że nową partnerką życiową Lisy zostanie kobieta.
W takim razie miałaby córkę. Skoro ma syna, partnerem jest mężczyzna. Proste?
Tak zwane Podstawy Genetyki dla Kosmitów.
 
Wybałuszył czekoladowe oczy, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Proszę, nic nie mów… - wyszeptała, czując łzy napływające do jej oczu. Tyle czasu ukrywała swoją tajemnicę, a teraz pstryk i wszyscy się o tym dowiadują. Pragnęła zapaść się pod ziemię.
- Hm? Mamo! Co to za idioci? – dziecko zmierzało wszystkich z pogardą. Intensywne niebieskie oczy, zlustrowały każdego w osobna.
- Jak to mam nic nie mówić?! Lisa ty wiesz, co zrobiłaś?! – wybuchnął zdenerwowany, siadając na najbliższym krześle. Spojrzała zawstydzona w podłogę pragnąc zniknąć.
Straszny obciach mieć syna. Choć z drugiej strony, dzieciak jest wyjątkowo antypatyczny.
To po prostu kontynuacja wcześniejszego ciągu myślowego: skoro konieczne jest małżeństwo, aby dwoje dorosłych ludzi mogło uprawiać seks - to posiadanie nieślubnego dziecka (nie bójmy się tego powiedzieć: bękarta!) jest nie tyle obciachem, co straszliwym wstydem.
 
- Mamoo… - jęknął chłopczyk, nieświadomie naśladując pewnego genialnego diagnostę.
- No to już mamy dowód kto jest jego ojcem – mruknął Forman uśmiechając się złośliwie.
Ależ skąd. Po prostu się zapatrzyła.
Na stos z nią, na stos!
 
- Forman! – warknęła mierząc byłego podwładnego nienawistnym wzorkiem
Był to wzorek z naprawdę ohydnych kółeczek w kolorze majtkowego różu.
 
 
- No dobrze, chcę lizaka! – uwolnił się z matczynych ramion i podszedł do Wilsona i wyciągnął do niego rękę – Kasa… - Wilson spojrzał na niego z niedowierzaniem i wyciągnął z kieszeni dziesięciodolarówkę.
Wychowanie bezstresowe w całej okazałości.
Wilson z wdzięcznością pomyślał o istnieniu środków antykoncepcyjnych.
 
Chłopak uśmiechnął się złośliwie i odwrócił się zderzając z młodym lekarzem.
- Jak chodzisz kretynie?! – krzyknął na niego otrzepując spodnie i poprawiając zielono - czarne adidasy [w tym miejscu autorka pragnie zauważyć iż użyła po raz pierwszy raz w życiu poprawnego zapisu kolorów, za co dziękuje swojej polonistce, która obniżyła jej za to ocenę o 2 i pół stopnia]
Doceniamy, doceniamy zaiste. W tym opku już nic nas nie zdziwi, nawet polonistka obniżająca ocenę za poprawny zapis.
To pewnie miał być kolejny Element Komiczny, ale jego poziom jest tak wyśrubowany, że opisany bachor budzi jedynie czystą agresję.
 
– Doktor House potrzebuje nowej recepty…
- Jak to nowej? Co on teraz robi?! – warknęła na podwładnego, tak, że ten aż się oparł o ścianę.
Fala dźwiękowa go odrzuciła.
 
- To ja może pójdę sprawdzić jego parametry…
Znajdziesz je na tabliczce znamionowej. Sprawdź jaką ma moc wydawaną na wale silnika, masę, ładowność i numer seryjny...
 
- wycofywał się powoli w głąb korytarza, gdy nagle zwrócił uwagę na chrząkanie pewnej małej osóbki.
- Ach tak… - wziął od niego banknot i schował do kieszeni – Tylko nie wiem czy będą czerwone…
- Mają być i mnie to nie obchodzi… - popatrzył na niego lekceważąco i oddalił się w stronę pokoju lekarskiego.
Obrazić paru lekarzy, wystawić parę błyskotliwych diagnoz...
Już się nie dziwię, dlaczego Cuddy tak się tego dzieciaka wstydzi. Nie tego, że ma dziecko, że ma nieślubne dziecko, że ma nieślubne dziecko z Housem. Ona wstydzi się, że ma najbardziej socjopatycznego, chamskiego i aroganckiego gnoja.
Geny, czy wychowanie? - kwestia wciąż otwarta...
 
 
- Ja chcę do Gregusiaa! – zawyła Cameron i pobiegła za oddalającym się młodym lekarzem.
Litościiii! - zawyła Kura.
 
- A my chyba powinniśmy porozmawiać… - Wilson chwycił ją za ramię i pociągnął do pierwszego lepszego pomieszczenia.
Przypadkiem była to damska ubikacja.
 
 
[Hałs] Obudził się kilka godzin później i poczuł czyjąś obecność. Delikatnie odwrócił głowę powoli otwierając oczy. Zmarszczył brwi. Obok niego siedziała Cameron z rozanielonym wyrazem twarzy zwinięta w kłebek, prawie jak Cuddy po jego stymulacji mózgu.
Już wcześniej robili Hałsowi reinstalkę?
Jak się siedzi zwiniętym w kłębek?
Ile pytań odnośnie jednego akapitu.

Kochała go ślepo i oddałaby własny mózg, którego najprawdopodobniej nie posiadała, jeśli by go to uratowało.
Ja też mogę dać aŁtorce ten milion, którego nie wygrałam w totka, żeby przestała pisać, o!
 
[Wilson opieprza Cuddy]
Odeszłaś. Co ja mówię. Uciekłaś jak ostatni tchórz nie przejmując się niczym innym oprócz samej siebie. Jesteś egoistką Cuddy i dobrze o tym wiesz! Wiedziałaś o tym, gdy się pakowałaś i wsiadałaś do samochodu bez pożegnania! Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie jak ja się czułem kiedy moja przyjaciółka zniknęła, nie dając znaku życia. A gdyby coś ci się stalo?! Wzięłaś to pod uwagę?! A gdybym ja coś potrzebował? Nie liczyłaś się z tym, że zostawiasz nas wszystkich na pastwę losu.
Mamusia wyjechała, zostawiła małe, bezradne dzieci pod opieką niedobrej cioci!
Argumentacja godna rozkapryszonego dziecka, a nie dorosłego faceta, który jako szef oddziału onkologicznego (po naszemu to byłby ordynator, czyli w hierarchii szpitala szycha, że hej!), sam kieruje wieloma pracownikami. Mjodzio!
 
 
Mniejsza ze mną, wiesz co zrobiłaś z Housem?! Z nim się teraz nie da wytrzymać! On już się wcale nie uśmiecha! Nawet nie kradnie mi lunchu, rozumiesz?!
Przytyłem dziesięć kilo i mam kłopoty z... - tu zająknął się i szybko zmienił temat.
 
Przypadki zeszły na drugi plan. Jego pieprzony kompleks Rubika wygasa!
Przestał klaskać?
 
Siedzi sam pogrążony we własnych myślach i udaje, że go to nic nie obchodzi. Ja jednak widzę jak się zmienił. Wyjechałaś i nie musiałaś oglądać jak dzień po dniu się stacza osiągając swoje prywatne dno.
Mogłaś być już  na dnie - a nie byłaś.
Nigdy nie dowiesz się, co straciłaś!
 
 
– Wiem, że House jest okropny i wkurzający, ale ty do jasnej cholery, wiedziałaś o tym, gdy zdecydowałaś się z nim sypiać! Wytłumacz mi teraz dlaczego?!
Wiesz, Wilson, jakby ci to powiedzieć... Gabaryty?
 
- Ja po prostu… - zjechała po ścianie i usiadła zanosząc się szlochem. To było zbyt dużo jak na jej nerwy.
I to by było tyle, jeśli chodzi o Cuddy jako twardą kobietę panującą nad swymi emocjami.
 
 
[Wracamy do Hałsa na łożu boleści]
- Greg, skarbie, co potrzebujesz?! – doskoczyła do niego Cameron z błyszczącymi z podniecenia oczami. Niezauważalnie wyciągnał swoją rękę z jej uścisku i poprawił kołdrę. Nie był pewny czy podczas snu go nie zgwałciła.
- Zawołaj Cuddy – wychrypiał obserwując kroplówkę.
- Po co? Ja ci nie wystarczam? – Cameron wygięła usta w podkówkę i przejechała palcem po nagim torsie Housa. Wzdrygnął się.
Druga cecha charakterystyczna: ciągłe wykrzywianie ust w podkówkę. Może to jednak nie JarJar Binks był przodkiem tej rasy, a Nien Nunb?


 
 
- Dlaczego?! – pytała z upierdliwością małego dziecka, które nie rozumie poleceń.
- Bo chcę się jej oświadczyć – prychnął niezadowolony podwyższając poziom morfiny.
Marzenie NFZ: szpital samoobsługowy. Pacjenci sami biorą leki, sami majstrują przy kroplówkach, nie trzeba płacić pielęgniarkom!
 
Zastanawiał się, dlaczego nie mógł umrzeć w tym cholernym wypadku. Opuścić raz na zawsze to beznadziejne życie i mieć święty spokój. Ludzie by odetchnęliby z ulgą, a on nie czułby bólu. To mogło być tak pięknie…
No proszę, okazuje się, że Grzesio Hałs jest nie tylko kosmitą, lecz również emo!
 
[I kamera przechodzi na Wilsona i Cuddy]
- Dlaczego mu nie powiedziałaś? – siedział przed nią i próbował wyciągnąć trochę informacji. Gubił się już w tym wszystkim. Nie mógł zrozumieć dlaczego ta zawsze pewne siebie, nie bojaca się niczego kobieta, uciekła.
Nie przejmuj się, Wilson, tego nikt nie rozumie...
 
- Jakoś nie wyobrażam sobie jego pozytywnej reakcji na taką wiadomość… Chociaż jego mina mogła by być ciekawa – uśmiechnęła się delikatnie. Teraz z perspektywy czasu, mogła już trochę odetchnąć, ale wtedy nie było jej do śmiechu.
Tak, i dlatego uciekła w popłochu, jakby ją co najmniej ścigali płatni mordercy... Porzuciła całe dotychczasowe życie, karierę, znajomych, pieniądze (jak pamiętamy, nie tknęła konta w banku), decydując się zaczynać od zera w nowym miejscu. Tylko dlatego, że bała się reakcji Grzesia na wieść, że zostanie tatusiem. 
Nie zapominajmy, że w tajemniczy sposób zmieniła także tożsamość i nazwisko, dzięki czemu jej dotychczasowe dyplomy i osiągnięcia zawodowe z automatu zostały unieważnione. Też tak chcę. Stanąć na progu kliniki i powiedzieć, że chcę być dyrektorem tego gezelszaftu.
 
- A takie coś nie powinno się w ogóle zdarzyć – mruknęła – Nie chciał się wiązać i ja to rozumiałam… Dlaczego się nie zabezpieczyliśmy?! – jęknęła i popatrzyła na chytry uśmieszek Wilsona – Proszę nie śmiej się… Wiem, że to brzmi jak opowieść z liceum, ale tak było. Ja tego nie planowałam, naprawdę!
Jaszu, masz rację: Kosmitom ktoś z grubsza streścił serial, pomijając większość ważnych wątków. Jak choćby to, że Cuddy leczyła bezpłodność, marzyła o zajściu w ciążę i nic nie ucieszyłoby jej bardziej jak niespodziewana wpadka. Nawet z Hałsem.
 
A teraz uwaga, Kura idzie szukać sensu. W poprzednim odcinku dowiedzieliśmy się, że związek Cuddy i Hałsa trwał wszystkiego dwa tygodnie. To akurat tyle czasu, żeby zrobić sobie test ciążowy i uzyskać wiarygodny wynik. Ale nawet dwie kreski na teście niewiele znaczą w przypadku osoby mającej problemy z płodnością: w pierwszym trymestrze ciąży jest spore ryzyko poronienia samoistnego. Wychodzi więc na to, że Cuddy postawiła całe swoje życie na głowie z powodu bardzo jeszcze niepewnej poszlaki... Ale cóż, nie zrozumiemy sposobu myślenia kosmitów!
 
 
– Czego chciałeś?
- Cameron ci nie powiedziała? Chcę ci się oświadczyć – przeciągnął ostatni wyraz, starając się zachować jak najbardziej niewinną twarz. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Prędzej by się spodziewała, że odwiedzi ja przybysz w obcej galaktyki niż, ze House się jej oświadczy.
No i ma dwa w jednym.
 
- Tia… - zakpiła – I to było tak ważne, że musiałam tu przychodzić?– zmierzała go wzrokiem – Rusz dupę i wracaj do siebie – burknęła niezadowolona.
Nie płacą mi za to, żeby być uprzejmą!
- No i właśnie tu widzę problem… Nie czuję nóg.

A teraz, proszę Państwa, Kosmiczny Zonk!
 
Siedział na ławeczce od dobrych kilu godzin i wpatrywał się nieruchomo w tablicę. Minął rok od jej śmierci. Jednocześnie tak dużo i tak mało czasu. W dalszym ciągu żył jak w transie. Przypadki, leczenie, powrót do domu, nie skupiał się na żadnej z tych czynności. Wszystko było jakby snem, z którego miał się za chwilę obudzić. (...)
 
Mówiła, że go nigdy nie zostawi, a jednak to zrobiła. Podła kłamczucha. Widział jak podłączona do szpitalnego sprzętu oddaje kolejne kawałki swej duszy bogu, diabłu czy jakieś innej tam istocie. Jak blask życia w jej oczach powoli gaśnie, a on nie robi nic żeby go zatrzymać. (...)
 
Jej śmierć otworzyła mu oczy. Dopiero teraz zauważał jej poświecenie i wkład w jego szczęście. Dlaczego tak późno? Spuścił głowę i wstał z ławeczki. Ludzie mówią, że trzeba żyć przyszłością, wszystko inne nie ma znaczenia. Czy fakt iż żył tym, co było, czynił go kimś złym?
 
I kiedy czytelnik z osłupieniem w oczach zastanawia się, co przegapił, na co chorowała Cuddy i kiedy zdążyła umrzeć... Ałtorka ze spokojem wyjaśnia:
Wiecie dokładnie, że Weny są egoistyczne i wredne. Włodzimierz dopadł mnie dzisiaj na cmentarzu. Tematyka chyba wiadoma. Z góry przepraszam za takie coś ^^
Nawet nie podejrzewacie jak mnie kusiło, zeby sprecyzować o kogo chodzi xD
I wracamy jak gdyby nigdy nic do dalszego ciągu opka...
 
- No i właśnie tu widzę problem… Nie czuję nóg – roześmiała się.
Wyjaśnijmy: nóg nie czuje Grzesio, a śmieje się Cuddy. Ktoś chyba powinien udzielić aŁtorce krótkich korepetycji z zapisu dialogów!
 
Mimo, że Cuddy obcowała z nim przez długie lata, to z zupełnie niewyjaśnionego powodu ugięły się pod nią kolana.
AŁtorka sama pisała, że obcowali ledwie przez dwa tygodnie.
Zależy, jak szeroko rozumieć termin "obcowanie"...
Ja to rozumiem dość wąsko, że tak powiem - w sensie biblijnym...
Ekhm... to lepiej Ci się nie przyznawać, że na przykład kogoś "poznałam"?
 
 
Chłopczyk rozejrzał się po stołówce. Był głodny, a jako drapieżnik, musiał zdobyć pożywienie. Rozejrzał się badawczo po sali szukając swojej ofiary.
Uśmiechnął się delikatnie widząc młodą kobietę siedzącą na końcu pomieszczenia. Przybrał najsłodszą minę i ruszył w jej kierunku.
- Czy mógłbym dostać soczku? – popatrzył na nią najbardziej proszącym wzrokiem jaki tylko potrafił zrobić i przybrał żałosną minę. To zawsze działało.
Nie wiedziałam, że skłonność do wyłudzania żarcia jest uwarunkowana genetycznie!
 
 
- Wstawaj! – krzyknęła na niego ściągając z niego kołdrę, ku niezadowoleniu Cameron, której zdecydowanie nie podobała się rozgrywka miedzy nimi.
- Musisz nauczyć się słuchać ze zrozumieniem! Nie mogę! – tym razem on zaczął krzyczeć nawet nie zauważając nawet, że do sali weszli lekarze
Cuddy próbuje sprawić cud? Wstań i chodź? Może niech od razu zmieni wodę w vicodin?
 
 
- Obawiam się doktor Swanson, że pacjent rzeczywiście nic nie czuje – podał jej wyniki tomografii mózgu. Roześmiał się.
Był to wesołkowaty lekarz, chichrający się beztrosko na widok co straszniejszej diagnozy. 
Kto się boi doktor Swanson?
 
 
- Głupszego nazwiska nie mogłaś wymyślić – popatrzył na nią z rozbawieniem i przykrył się. Lekarze z obrzydzeniem patrzyli na jego nogę
Taak... Macko-czułko-ssawka Grzesia był tak ohydna, że nawet zaprawieni w bojach chirurdzy bledli i zielenieli na twarzach...
 
 
- Kto ma ochotę pomalować tabliczki na parkingu i pomagać pielęgniarkom przy pacjentach w stanie agonalnym? Wszyscy? Jak miło. Do roboty! – krzyknęła na nich, odwracając się do Housa.
Ekhm... To szpital, nie wojsko. To lekarze, nie rekruci. Jak również nie jest to stadko kiepsko wykształconych i jeszcze gorzej opłacanych kubańskich nielegalnych imigrantów. Skąd więc te rozkazujące tony?
 
- Jestem z ciebie dumny… - położył rękę na sercu, starając się zabrzmieć jak dumny ojciec.
I w ten sposób Grzesio Hałs stał się własnym dziadkiem (jak pamiętamy, uważał Cuddy za mamusię).
 
- Och, zamknij się w końcu! Masz krwiaka w mózgu, a ja nie mam dobrego neurochirurga – zagryzła wargi ze niecierpliwieniem.
Wylądowała w podrzędnym szpitaliku stanowym, o!
 
- Forman z Chasem mnie zoperują – wzruszył ramionami i zaczął grzechotać fiolką vicodinu.
- Wiesz jakie to niebezpieczne… - zaczęła powoli.
Jasssne - najlepsi jego współpracownicy (chirurg i neurolog!) mogą upieprzyć operację krwiaka w mózgu.
 
Obrażenia z wypadku mogły zaowocować śmiercią, gdy będą sprzątali w jego mózgu. Paraliż mógł nie ustąpić, a on sam mógł wpaść w śpiączkę.
Jaki paraliż? Hałs gada, chodzi, wstaje z łóżka i ma się dobrze...
Paraliż Opkowy, do pary ze Śpiączką Opkową, czyli stały zestaw ałtoreczkowych chwytów dla podniesienia napięcia.
 
 
- Zawołaj lekarzy siedzących w poczekalni – przekazała pielęgniarce, a po chwili zjawił się kolejny ze stażystów, który miał go zawieść na operację.
Siedzieli grzecznie na niewygodnych krzesełkach, czekając, kiedy Pani i Władczyni raczy wydać im jakieś polecenie...
 
 
Wywiozła go na korytarz [jednak sama? Nie stażysta?], a wtedy Cameron rzuciła się na łóżko przytulając się do Grega. Przewróciła oczami.
- Kochanie ty moje najpiękniejsze! Nie zostawiaj mnie! – zawyła obśliniając go mokrymi pocałunkami. Usiadła mu na brzuchu, a on poczuł, że za chwile zwymiotuje. Otoczyła go swoimi rękami niczym mackami i coraz bardziej zaciskała je wokół jego szyi.
Cameron - Mordercza Ośmiornica.
Siadanie pacjentowi na brzuchu - jakież to rozkoszne po prostu. To, że tak zachowuje się empatyczna Cameron, jedynie dodaje smaku tej scenie.
 
- A wyjdziesz za mnie za mąż? – zapytała słodko kładąc rękę na jego szczególnej części ciała.
W dodatku o niesprecyzowanej płci, za to sprecyzowanych oczekiwaniach.
 
- Ale za mąż wychodzę już za Wilsona, przykro mi – rozłożył bezradnie ręce spychając ją z siebie. Rozpłakała się tak głośno, że słychać ją było aż na zewnątrz.
- Ale Greguś! – chlipała – Ja już mam katalogi ślubne! – wyciągnęła z torebki czasopisma, a wraz z nimi wyleciały zdjęcia Housa.
Łup. Sru. Bęc. W pojedynku czoła z biurkiem, czoło jednak przegrało.
 
 
- Obawiam się, że cię nie słuchała – wyszczerzył się w jego kierunku Wilson, który niewiadomo skąd się pojawił przy jego łóżku ubrany w szpitalny fartuch. Wjechali na salę.
- Wszyscy gotowi? – na salę wszedł Chase z Formanem, a za nim kilku lekarzy. Na końcu zaś, zdenerwowana Lisa Cuddy.
Tja... Do szpitala znienacka przyjeżdża grupa obcych lekarzy i jakby nigdy nic szykują się do operacji. Żadnej weryfikacji, potwierdzenia ich tożsamości, prawa do wykonywania zawodu czy czego tam jeszcze. Cuddy naprawdę musi być w tym Las Vegas wszechwładnym bogiem!
Jej też tu nikt nie weryfikował. Powiedziała, że nazywa się Swanson i dała słowo, że jest lekarzem, więc została dyrektorką szpitala.
 
- Czekajcie! – krzyknął kiedy przykładano mu maskę z narkozą – Cuddy… Muszę ci coś powiedzieć… - na sali zapadła niespotykana cisza, przerywana tylko głośniejszymi oddechami zebranych.
Cuddy nerwowo szukała w torebce dyktafonu, aby uwiecznić Ostatnie Słowa Wielkiego Człowieka.
 
Zaczynało się przedstawienie. – Ta bluzka jest obrzydliwa! Powinnaś zatrudnić jakiegoś stylistę, najwidoczniej masz gorszy gust niż sądziłem. – Przewrócił oczami i poczuł silne uderzenie w ramię. – Ałaa! Za co?!
- Za to, że mnie denerwujesz.
No i mamy PEK, czyli Powalający Element Komiczny... każde słowo jest tu na wagę złota, bo i operacja określona jest jako "przedstawienie" (jakieś kabaretowe fiku-miku, prawda?) i to, że Cuddy nie będąca zresztą chirurgiem, więc całkowicie tu zbędna, pojawia się w sali operacyjnej "na cywila", a nie w stroju chirurga, przecudny komentarz Hałsa, i to, że dyrektorka szpitala bije  pacjenta przygotowywanego do operacji.
Cóż, to mi przypomina scenkę z opka o CSI Miami, kiedy to bohaterka rzuciła się na Erica, powaliła go na ziemię i zaczęła łaskotać. W ogóle te opka mają ze sobą dużo wspólnego.
 
 
Nałożyli mu maskę ze znieczuleniem i odpłynął do krainy, w której świat byt wyjątkowo różowy.
Forman z Chasem popatrzyli na siebie porozumiewawczo i zaczęli przedstawienie.
Podkasali fartuchy i na stole operacyjnym odtańczyli kankana, potem Chase pokazywał sztuczki magiczne, a Foreman stepował, przygrywając sobie na akordeonie...
 
Po pięciu godzinach gmerania w jego wnętrznościach, wywieziono go z sali operacyjnej.
Zreasumujmy: Hałs zderza się czołowo z ciężarówką, po czym ma złamane dwa żebra, kość piszczelową oraz rozciętą łydkę. Poza tym jest żywiutki jak pierwiosnek, kręci się po szpitalu i wyżera innym pacjentom leki z szafek. Niedługo potem stwierdzają mu krwiaka w mózgu, skutkującego paraliżem nóg. Dlaczego więc Foreman i Chase przez pięć godzin grzebią mu w jamie brzusznej?
Nie wiadomo, jaką miał konstrukcję. Może mózg umieszczono mu między jelitami?
To by tłumaczyło tę obsesję na punkcie podkradania wszystkim żarcia!
 
 
 
[Kilka dni po operacji mózgu]
Wstał z łóżka i popatrzył na odległość dzielącą go od drugiego pomieszczenia. Zrobił krok i poczuł nagle, że jego prawe udo odmawia współpracy. Te kilka metrów do łazienki okazały się jednak ponad jego siły.
Dlatego na pooperacyjnym powszechnie używa się kaczek i basenów.
 
- Cuddy… - wyszeptał prawie niedosłyszalnie. – Mogłabyś tu podejść? – Spuścił wzrok w podłogę i prosił w duchu, żeby to zrobiła bez zadawania zbędnych pytań. Stanęła naprzeciwko niego i popatrzyła na niego z pytaniem wypisanym w oczach. – No ktoś musi mi zdjąć spodnie! –
1. A co? Obie ręce ma złamane i w gipsie?
2. Do oddania moczu mężczyźni nie muszą zdejmować spodni
3. A jeśli w toalecie już musi zdjąć spodnie, to zastanawia mnie umywalka, która jest niemą bohaterką dalszych wydarzeń...
Ekskjuze mła, jakie spodnie? Autorka nie wie, że w hamerykańskim szpitalu obowiązują gustowne, krótkie koszule? Które wystarczy lekko unieść.
 
Buchnęła śmiechem, a on zrobił obrażoną minę.
- Prz…rzy…ep…aszam – wyjąkała starając się powstrzymać od śmiechu. Nie wiedziała, co ja bardziej rozbawiło. Czy prośba Housa, czy jej absurd. Będzie mu rozpinać spodnie zupełnie ubrana. Oksymoron, który stał się rzeczywistością.
Ciekawe, czy da mu chwilę spokoju, czy raczej nie...
 
- Ranisz moje uczucia! – Chlipnął starając się zachować poważną minę. Nie mógł uwierzyć, że za chwile będzie stał przed nią w samych bokserkach. Gdyby ktoś tu wszedł, to szpital miałby temat do plotek na bardzo długi czas.
Spodnie. Bokserki. I co jeszcze, może kalesony, może pas cnoty?
 
 
Dotknęła delikatnie jego suwaka od spodni i poczuła dziwny uścisk w żołądku. To pewnie tylko niestrawność…
Niedobrze jej się robiło na myśl o tym, co zaraz ujrzy?
 
 
Ściągnęła mu spodnie do kolan i powoli wstała starając ukryć swoje napięcie. Popatrzyła mu prosto w oczy, w których czaiło się niczym lampart, pożądanie. Nie czekając ani chwili dłużej, chwycił ją w talii i pocałował. Zatraciła się w chwili. Żaden mężczyzna, z którym się spotykała, nie potrafił całować jak on. Zapomniała, że Gregory House jest ostatnią osobą, z którą powinna dzielić płyny ustrojowe.
Biorąc pod uwagę, że Hałs poszedł do toalety w wiadomym celu, to "dzielenie się płynami ustrojowymi" nabiera głębszego znaczenia...
 
 
Popchnął ją lekko i posadził na umywalce.
Zaaaraz! Hałs naprawdę chciał skorzystać z umywalki?
No wiesz, sam Tomasz Jacyków stwierdził, że wszyscy mężczyźni sikają do umywalek. Będziesz się spierał z autorytetem?
Sikać można, ale zdjęte spodnie sugerują chęć oddania nie tylko moczu.
 
Włożyła mu ręce we włosy i chciała, żeby ta chwila się nie skończyła.
Ciekawe, czy są opka bez namiętnych chwil w łazience?
Ale łazienka daje tyle możliwości... Można zobaczyć gwiazdy... jak się człowiek pośliźnie i tak naprawdę solidnie wyrżnie!
A jak się umywalka urwie, to w dodatku można  sobie oczy gruzem zaprószyć. 
Ogólnie: szał ciał i armatury!
 
Wtedy jej obowiązkowość rozepchała się rękami w jej podświadomości każąc skończyć ten cyrk i wracać do pracy.
Ke?
Łotewer.
 
- House… Nie możemy… Jestem w pracy… - Oderwała się od niego i próbowała ruszyć do wyjścia. On jednak był zbyt silny.
Każde uszkodzenie ciała dawało mu 15 punktów siły, a operacja na mózgu nawet 50.
 
 
Powoli zębami odpiął jej czerwoną bluzkę, zaznaczając każdy nowy odkryty obszar jej ciała pocałunkiem.
Ciekawe, czy po prostu szarpnął, aż guziki poleciały, czy przeciwnie - mamlał każdy z nich w ustach, dokładnie obśliniając?
Jako Alien miał zęby równie ruchliwe i chwytne jak palce.
 
 
Nerwowo zdjęła z niego koszulę, pozostawiając w samych bokserkach. Zacisnęła jeszcze bardziej na nim swoje nogi, czując każdą jego wypukłość na sobie.
Jeżeli to jest to, co myślę... to ile ich miał?
Konstruktorzy mogli szczodrze dorzucić kilka zapasowych.
Przewidując podwyższony współczynnik zużycia.
 
 
Nie czekał dłużej. Zdjął bokserki, chwycił ją za biodra i zanurzył się w jej kobiecości. Jęknęła. Czuł jej przyśpieszony oddech na swojej szyi. Noga coraz bardziej dawała o sobie znać, ale on nie chciał przerywać. Zbyt długo czekał na ten moment. Przywarła do niego ufnie czekając na dalsze kroki.
Sponsorowane przez Ministerstwo Głupich Kroków.
 
Była jak zagubiona dziewczynka, a on był jej światełkiem w tunelu.
Przypomniał mi się stary dowcip o lokomotywie...
 
Nie chciała żeby zgasnął.
Diody już ledwo mrugały.
 
Popchnął ją pare razy, nie zwracając uwagi na jej silnie zaciśnięte ręce na umywalce.
Urwie, nie urwie?
 
Chwilę później poczuł jak jego nośniki DNA znajdują się w niej.
Zaimplantował jej mikroczipy. Standardowa procedura.
Nie ma to jak genialny diagnosta, którego podmieniło UFO! Może sobie mylić jądra komórkowe z jądrami. I w dodatku takie rzeczy wciskać kobiecie.
 
 
Wyszedł z niej, jednocześnie ubierając bokserki, które dokładnie zasłaniały jego bliznę.
Bliznę pooperacyjną na głowie?
Widać miał majtki z golfem i kapturem.
 
Pomijając wszelkie inne idiotyzmy tego fragmentu - czy mnie się dobrze zdaje, że wszystkie te igraszki mają miejsce raptem parę dni po ciężkiej operacji?
Tak i dodajmy, że w pierwszych chwilach po wybudzeniu ze śpiączki farmakologicznej. Jurny nad podziw!
 
 
- Doktorze House?! – Usłyszeli jak jakaś młoda pielęgniarka wchodząc do jego sali.
CO wchodząc?
 
 
- Za co ja wam płace?! Od kiedy to administratorka musi pomagać pacjentowi dostać się do łazienki? Wydawało mi się, że to wasz obowiązek! – Krzyknęła starając się przypomnieć, gdzie House rzucił jej majtki. Za nic nie mogła ich znaleźć.
Czytelniku, ostrożnie! Nigdy nie wiesz, kiedy zza zakrętu wyskoczy jakiś Element Komiczny, aby zdzielić Cię po głowie i uciec!
 
 
[Cuddy wychodzi, Hałs zasypia, a na scenę wkracza Element Dramatyczny]
Nie zauważyła, że od samego początku przyglądała im się Cameron. Jej dotąd łagodne oblicze zmieniło się pod wpływem dzikiej furii, którą doznała po zobaczeniu ich razem
- Kochanie? – Szepnęła mu do ucha, a nie usłyszawszy odpowiedzi, podeszła do szuflady i wyjęła z niej strzykawki z morfiną.
Chyba jednak szpital samoobsługowy nie jest najlepszym pomysłem.
 
Uśmiechając się złowrogo podeszła do jego łóżka.
- Nie doceniałeś mnie. – Ze łzami w oczach pogładziła go po policzku i zaaplikowała pierwszą dawkę. – Uważałeś, że możesz zrobić ze mną wszystko… – Kolejna pusta strzykawka uderzyła o podłogę. – Mogłeś. I tak wiem, że kiedy się pieprzyłeś z Cuddy po kątach, myślałeś o mnie. – Wybuchła histerycznym śmiechem. -  Uwolnię cię od niej i już więcej nie będziesz musiał jej zadowalać. –
Ekhm... Cameron... Cameron! Chyba pomyliłaś obiekty!
 
Popatrzyła się z satysfakcją na swoje dzieło. Będą razem. Jeśli nie w tym, to w następnym życiu. Wierzyła w to.
I na sam koniec odkrywamy jeszcze, że Cameron była hinduistką.
 
Umierał w samotności, pogrążony w ostatnim śnie i nie zdawał sobie sprawy z tego, że już nigdy nie otworzy oczu i nie ujrzy nad sobą roześmianej twarzy administratorki. Po prostu odszedł. Nie czuł bólu, gdy próbowano przywrócić bicie serca. Nie słyszał krzyków pielęgniarki, która zorientowała się, że nie oddycha, ani lekarzy, którzy próbowali go ratować. Nie widział zszokowanej twarzy Cuddy, która stała w drzwiach nie mogąc uwierzyć w to, co widzi przed sobą.
Nie widział oślepiającego, błękitnego światła, które pulsowało za oknem, ani tego, że przez kratkę wentylacyjną wpełzła do sali galaretowata, zielona macka. Nie czuł, jak odsuwa mu klapkę na potylicy i naciska ukryty pod nią czerwony guzik.

Biiiip biiiip biiiip wracamy!

Pogrążeni w żałobie Kura i Jasza
Pozdrawiają z nastrojowego cmentarzyka.


2 komentarze:

jasza pisze...

• dżakasss

zginęłam, skulałam się pod biurko i zginęłam xD
to od walenia głową w mogiłkę, gdzie pochowano "świętą mać naszą, logikę"

• gabrielle


Umarłam. Na nagrobku poproszę: Tu leży Gaba, zaśmiała się na śmierć.

• Superkotek


Ktoś pomylił Housa z Księciem Regentem:
http://i151.photobucket.com/albums/s145/quirkmanly/18891226_w434_h_q80.jpg

House może i *bywał* chamski, arogancki, złośliwy ale przede wszystkim był inteligentny (chamstwo i złośliwość w jego wydaniu to też inteligentny dowcip).

• Maraneth


O, mamooo... ;) Dobrze, że daliście spokój z ostatnim rozdziałem, bo to już była totalna masakra.
Dzięki za słusznej wielkości porcję rozrywki :).

• Sineira


No nie mogę, rozwaliliście mnie tą analizą:D Sam w sobie tekst jest idiotyczny, ale Wasze komentarze to sam miód;)

• jasza


Mogiłka pokazała się na zasadzie hop-hyc! "co mi przyjdzie do głowy, to sobie napiszę".
Nieważne, czy pod kurhanikiem leży Cameron, Cuddy, Amber czy Trzynastka. Ważne, że tam zakopano Logikę.

• Ktosza

A ja nadal nie łapię: ten trup w połowie analizy to był kto? Cuddy? Jeśli tak, to jak wróciła z zaświatów?
A, zresztą...

Yorika pisze...

"Przypadki zeszły na drugi plan. Jego pieprzony kompleks Rubika wygasa!
Przestał klaskać?"

To mnie rozłożyło na łopatki posłało pod biurko. Wrócę jak skończę rechotać.