piątek, 18 lutego 2011

44. Nowy Orlean i inne wioski, czyli Taniec z gwiazdami (2/2)


W dzisiejszym odcinku poznamy rodzinę naszej żarłocznej Arii, dowiemy się, jak wampiry robią dzieci oraz jakie jest prawdziwe znaczenie wampirzej mimiki. Indżoj!
Analizują:  Kura, Sineira i Suin.

Rozdział 4. ...oni...
...są wszędzie!

No tak więc w tym co będzie, mogą być błędy, ale tylko czasowe.
To znaczy jakie? Mieszasz strefy? Dzień z nocą, lato z zimą, teraźniejszość z przeszłością lub przyszłością?

To opowiadanie powstało już bardzo dawno, teraz wprowadzam poprawki, a nie wszystko da się poprawić. Dziękuję też za komentarze, te z krytyką również. Pozdrawiam.
Jesteś pewna, że chcesz dziękować?
Okaże się po analizie.

Wyruszyliśmy i tak jak myślałam dotarliśmy do Nowego Orleanu w godzinę. Kupiliśmy ciuchy i powędrowaliśmy do zamku mojego ojca.
Jestem głęboko rozczarowana. Zakupy skwitowane w dwóch słowach, to skandal!
A to wszystko, co zabrali z Mediolanu? Dior okazał się niemodny?

Gdy znaleźliśmy się w małej wiosce skupionej wokół jednego wielkiego zamku zaparło mi dech w piersiach. Ruszyliśmy wzdłuż małej, ciemnej jeszcze kamiennej dróżki w stronę majaczącego w oddali pięknego zamku.
There is a house in New Orleans
They call the Rising Sun...

Nie pomyślałabym, że Nowy Orlean może być tak różny od innych miejsc w których zawsze przebywałam.
Nie pomyślałabym, że Nowy Orlean jest małą wioską...

Po jakimś krótkim czasie dotarliśmy do tegoż pałacu.
Zamek to nie to samo co pałac, ale któż by się tym przejmował? Albo tym, że - biorąc pod uwagę datę założenia miasta - zamek byłby tam nieco nie na miejscu? Chyba że aŁtorka ma na myśli ten oto szczyt kiczu.
Bo jak każdy wie, w Hameryce mają zamków jak naplute. Co wzgórze, to jeden.

Wkroczyliśmy do pięknych ogrodów rozciągających się na ogromne odległości. Przechodząc szeroką, marmurową drogą do wielkich mosiężnych drzwi, mijaliśmy ogromne posągi, przeważnie przedstawiające kobiety w dużych, ciężkich zapewne płaszczach modlących się lub płaczących.
Nowy model płaszcza - płaszcz modlący się lub płaczący. W komplecie z krzyczącą Tiarą?
Hahahaha - cóż za obłędny obraz - I like it! :D

Przez moją głowę przewijało się mnóstwo myśli. Nie mogłam ich powstrzymać.
Uciekały w panice.
Nic dziwnego, na ich miejscu też bym spierda... ewakuował się czym prędzej.

Stanęliśmy przed wrotami do zamku, nie wiedząc co dalej robić, gdy owe wrota rozwarły się bezszelestnie. Uśmiechnęłam się do lokaja, a on wpuścił nas bez słowa do środka.
Za plecami chował wiadro pełne smaru.

Znaleźliśmy się w wielkim holu, ozdobionym podobnymi posągami, jakie były w ogrodach. Przed nami nagle, jak z pod ziemi wyrosła kolejna służba.
Gangrele się z ziemi wyłoniły czy jak?
Ej, napisane jest "służba". Ghoule, jak już.
Oni są wyjątkowi, a dokładniej ich krew, kto może pojąć, jakie stwory im służą.
Wzięli nasze bagaże i płaszcze. Z wymuszonymi uśmiechami dźwigali to, co mieliśmy ze sobą. Już zaczynałam się nad nimi litować, gdy Aaron wydał z siebie zduszony okrzyk. Jak się okazało okrzyk podziwu.
Tak się bawi szlachta! :>

Na szczycie schodów stałą ponętna dziewczyna, miała długie jasne włosy, krótka sukienka opinała lekko idealną figurę dziewczęcia i ukazywała przecudnej urody nogi, jak to pomyślał brat.
Po czym zawył, aby jego wcześniejsze zachowanie nie wydało się nazbyt idiotyczne.
Zwłaszcza że figura była tylko lekko idealna. A lekko nie.

Uśmiechnęłam się gdy usłyszałam te przemyślenia, chyba pierwszy raz ktoś zrobił na Aaronie takie wrażenie.
 - Witajcie – blondynka zeszła po długich schodach i stanęła obok nas. Poczułam, że była wampirem. Ta charakterystyczna woń…
Gryzący odór śmierci i rozkładu.
I rozkładającej się krwi. Taki słodkawy fetorek. Hej, od kiedy to śmierć zwalnia z dbania o higienę?
Przedyskutuj tę sprawę z zombiakami ;)

Wiele razy widziałam krew wampira. Z pozoru niczym nie różniła się od tej, którą pijemy na co dzień, ale krew nosferatu nie rozszczepiała się tak szybko jak ludzka, nie pozostawiała plam i śladów.
Ona była Nosferatu? To już wiem czemu krzyczał.
Hej, to lepsze niż Domestos!

 - Cześć. – odparłam szybko i spojrzałam na brata. Nie mógł wykrztusić słowa. Nadepnęłam mu szpilką na nogę i dopiero wtedy się otrząsnął i odpowiedział wampirzycy. Na jej twarz wpełzł wolno delikatny uśmieszek kusicielki.
Oblizała usta, cmoknęła powietrze, ściągnęła ramiączko...
Nie zapominaj o roztaczaniu woni. Kuszenie jak się patrzy.
Na dodatek wciąż powala mnie sposób, w jaki rozmawiają te wampiry. Gangsta true young blood anarchia brother joł!

Mój brat wpadł po uszy, wiedziałam, że dziewczyna zaciągnie go dzisiaj do łóżka. Chociaż nie wiem czy pamięta jak się korzysta z tego czym obdarzyli go rodzice. Ale to już jego problem.
Ona ma chyba jakąś obsesję na tle robienia z brata impotenta.
Pewnie mu oklapnie jak te nieszczęsne kły... może to jakieś wspomnienia ze związku aŁtoreczki?

 - Lestat zaprasza was do siebie. Zaprowadzę.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za nią i Aaronem, ale w środku byłam podniecona i przerażona… Nie wiem co się ze mną działo.
Po jakimś czasie wkroczyliśmy do średniej wielkości pokoju, było w nim dużo starych mebli i wielkie łoże z baldachimami. Spodobała mi się ta komnata.
Mnie też! To takie ekstrawaganckie, walić kilka baldachimów nad jednym łożem! Ciekawe, ile kurzu się na tym ustrojstwie zebrało?
Wyobraź sobie jak to się na Ciebie zawala podczas snu.
To jak to właściwie wygląda? Jak pagoda? A może jak ten pałacyk za Klużem? 

Tuż za tym wspaniałym łożem stało burku, a przy nim siedziała jakaś ciemna postać. Domyśliłam się, że to mój nieśmiertelny ojciec. Przerzucał jakieś papiery i co chwila coś podpisywał.
Nie dość, że zrobiła z niego Murzyna, to jeszcze biurokratę.
Biurokratę w burce. Lestat, ty burku!

 - Panie, goście przyszli.
 - Mówiłem ci już, nie musisz mówić do mnie panie, Laila (czyt. Lejla). – usłyszałam aksamitny głos dochodzący zza biurka. Zrobiło mi się ciepło, choć nie powinnam odczuwać takich bodźców.
Fakt. Nie wypada się tak podniecać zaraz po wejściu. Mogłaby przynajmniej odczekać chociaż pół godziny.
Może zawadziła o jakiś kominek i po prostu "płonęła" z rozkoszy?

Wysoki mężczyzna wstał bezszelestnie i odwrócił się do nas przodem. Jego długie do ramion jasne, lekko kręcone włosy poruszały się z każdym najmniejszym ruchem ich właściciela.
Słowem, włosy miał sianowate i cienkie.
Brakuje stwierdzenia "sypkie niczym piasek" i śmiertelne w dotyku niczym żyletka.

Przyjemne dla oka mięśnie opięte czarną, zdobną koszulą i nieprawdopodobnie delikatne dłonie zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Gdy jego wzrok zatrzymał się na mnie, otworzył szerzej oczy jakby nie dowierzał i podszedł. Dotknął chłodną dłonią mojego policzka i uśmiechnął się delikatnie.
Rentgen w oczach, widzi przez koszulę.

 - Aria… - szepnął. – To na prawdę ty… Nie sądziłem, że przyjmiesz moje zaproszenie. Myślałem, że na zawsze mnie znienawidziłaś tak jak Claudia.
I tu cała piękna bajka o "córce z pierwszej ręki" poszła w trypizdy.
Może to była córka z pierwszej stopy? To też kończyna.

 - Nie, nie jestem Claudią. – odpowiedziałam bezczelnie i spojrzałam mu głęboko w oczy. Ta czerwień była inna niż moja własna, czy Aarona. Obudziła się we mnie dawno uśpiona kusicielka.
Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu jakiejś rury...
Za chwilę owinie się wokół kolumienek podtrzymujących baldachimy i strąci trochę kurzu.

Lestat się zmienił, nie z wyglądu, chociaż miał może trochę ciemniejszą cerę niż ja, ale jego oczy były inne, tembr głosu również.
Nareszcie przeszedł mutację. Zajęło mu to tylko paręset lat.

Odwróciłam się plecami do niego i powiedziałam :
 - To gdzie jest mój pokój? – spytałam w ciemność
*Ostrząc pal* Spróbuj to powiedzieć w moim domu z takim wydźwiękiem, to będziesz umierać pięć dni, gwarantuję.
Ej, chyba nie masz TAKICH córek, co?
Nie pamiętam, może mi się kiedyś kły omskły?

 - Zaprowadzę was – zaoferowała się Laila
 - Laila, ty zaprowadź Aarona, ja pokaże Arii gdzie będzie mieszała… - odezwał się zza moich pleców sam Lestat.
Oj, że bedzie MIESZAŁA, to nie wątpię.
Hahahaha - to chyba każdy wie gdzie będzie mieszać :>

Już przestałam się przejmować, że to mój ojciec, że go kiedyś kochałam i że mnie tak brutalnie pozostawił, teraz wiedziałam, że zostanę tutaj, w jego zamku. Nie wiem skąd, ale tak czułam.
Zostaniesz na zawsze, w podziemiach jest taka ładna krypta z baaaardzo ciężkimi wrotami...

Doszliśmy do pięknych, ręcznie zdobionych drzwi. Lestat pchnął je lekko i otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Ta komnata była nieco mniejsza, ale równie wspaniała. Znajdowało się w nim podobne łoże jak w pokoju Księcia, ale kolorystyka wszystkiego była zupełnie inna.
Książę? I co, może jeszcze Camarilla w szafie? Znowu się aŁtorce bajki pomyliły, czy to tylko tak... pieszczotliwie?

Tamten był praktycznie cały czarny, a ten ‘mój’ czerwony.
 - Witaj w Czerwonym Pokoju. Tutaj się zatrzymasz.
REDRUM?
Cały czerwony pokój... poprzedni goście powinni używać śliniaczków przy posiłkach.
E tam. Po prostu w standardowym opku pokój bohaterki zawsze ma wystrój cokolwiek burdelowy.

No mógł już okazać więcej finezji w nazywaniu pokoju – pomyślałam, ale nie zabezpieczyłam swoim myśli, a niemal pewne było, że on mi w nich czytał.
 - Niestety nie miałem czasu na ‘więcej finezji’, jak to nazwałaś, ale jak chcesz możesz go przemianować. – uśmiechnął się wpatrując się w czerwień pokoju.
Nazwę go zielonym...
Tak dla zmyły.

Przewróciłam oczami i weszłam do środka. Pachniało różami. Mój węch był doskonały, czerwone róże, oczywiście… Moje bagaże spoczywały obok wielkiej szafy. Pstryknęłam palcami od niechcenia i ubrania rozwiesiły się na wieszakach i poukładały się w szufladach.
Magia bezróżdżkowa! Kryć się, to zamaskowana córcia Voldzia!

Dalej oglądałam pomieszczenie, a czarna postać mojego nieśmiertelnego ojca stała w drzwiach i przyglądała się moim ruchom.
Pstryknęłam palcami raz jeszcze i mój towarzysz został udekorowany koronkową bielizną. Uuuu, cóż za niefart.
Zwłaszcza że wyglądał w niej lepiej niż ja.

 - Musisz kogoś poznać. – odezwał się nagle
 - Kogo? – zainteresowałam się.
 - Moich synów. – uśmiechnął się.
A z której kończyny?
O pewnych kończynach publicznie się nie mówi...

Spojrzałam na niego zdziwiona. To on miał potomstwo?! Nieśmiertelne czy takie normalne?
Tak, normalne. Co prawda mięśnie zdążyły już odkleić się od kości, ale chłopaki wciąż są całkiem gadatliwe.
Jeszcze parę akapitów temu wspominała, że boli ją, iż nie jest jedynym jego potomkiem. Cóż, typowa aŁtoreczkowa amnezja.

Poczęte? Prawdziwe? - Myśli kłębiły mi się w głowie, skołowana lekko wstałam z łóżka i podeszłam do niego.
 - Nie do końca normalne, prawdziwe, poczęte, nieśmiertelne dopiero od kilkudziesięciu lat… – odezwał się jakiś głos zza Lestata. Był przyjemny, lekko zachrypnięty.
Nie do końca normalne... omg.
Lestat pozazdrościł Voldemortowi ilości potomków. W przeciwieństwie do Voldzia, postanowił jednak oprzeć swój plan zapanowania nad światem na synach.

Roześmiałam się mimowolnie.
 - Witaj, jestem Ian. – czarnowłosy chłopak, również wampir podał mi rękę. Miał krótkie włosy z fioletowym połyskiem, oczy z iskierkami młodości i pożądania (po prostu miał kurwiki w oczach), był szczupły, delikatnie umięśniony, blady, miał piękne zęby i równie wspaniały, zawadiacki uśmiech. Na oko był w moim wieku. Zrobił na mnie wrażenie, a może to po prostu było zaskoczenie.
 - To znasz już jedno z moich utrapień. – zaśmiał się Lestat
 - A gdzie kolejne? – spytałam nie odrywając oczu od Ian’a
 - Martyn to mruk, cały czas przesiaduje w swoim pokoju i rysuje. Dziwak, mówię ci. Lepiej się z nim nie zadawaj – syn Księcia mówił i mówił a ja przestałam go słuchać. Chciałam poznać tego Martyna, wzbudził moje zainteresowanie.
Wyczuła w nim bratnią emo-duszę.
Założą razem Klub Nieudanych Potomków.
Oby liczebnością nie przewyższyli NK, bo drugiej takiej tragedii świat nie zniesie.

Nagle mój nienasycony głód dał właśnie o sobie znać.
 - Ja też o tym myślę Ario. Możemy pójść zapolować. – uśmiechnął się do mnie Lestat.
Eeee, myślałam, że coś innego...

Zaczynało mnie denerwować, że on tak nieustannie czytał moje myśli, ale kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam.
Wylecieliśmy z zamku, nie myślałam już, musiałam szybko coś zjeść.
To Ty myślałaś wcześniej? Nie zauważyłem.
Żenujące jest to nieustanne żarcie. Czy aŁtorka naprawdę uważa, że w ciele wampira można zmieścić nieograniczoną ilość płynu? Przecież ona za chwilę będzie wyglądać jak Pan Creosote. Pęknie jak balon, rozbryzgując cenną vitae po okolicy.

Za nami poleciał cały czas gadający Ian.
Cóż za chora wizja... latający megafon.

Złapałam pierwszą dziewczynę, którą zauważyłam.
Czyt. spikowałam na nią.
Dręczy mnie pytanie: czy wampiry tyją?
Nie, ale mogą spuchnąć;)

Zaprowadziłam w ciemny zaułek i wbiłam kły w jej tętnice. Jej krew była słodka, jęczała, a ja patrzyłam jak ucieka z niej życie.
Płaczące płaszcze, jęcząca krew, psychodela totalna. Tak to jest, jak się pije z przypadkowych źródeł. Trochę THC w posiłku i robi się kolorowo.
Po czym gawędząc spokojnie i starając się udawać, że przed chwilą nie unosiłam się w powietrzu, zaprowadziłam ją do zaułka.

Uwielbiałam przyglądać się w tej chwili oczom śmiertelnika, ta agonia, ten ból przyprawiały mnie o dodatkową przyjemność. Zostawiłam ją przy stogu siana, wyglądała jakby spała.
Stogi siana zazwyczaj znajdują się na polu, a nie w ciemnych zaułkach...
Ta część zaułka była udekorowana do starego westernu, gdzie bohater wyskakuje z okna na stóg siana.
A poza tym Nowy Orlean to wiocha, zapomniałaś?

Odleciałam w stronę zamku.
Ona się jeszcze może ruszać? Przecież nachlała się jak pijawka!
Toteż nie szła, tylko leciała. Z gracją dobrze nadmuchanego balonu.
Chyba piłki lekarskiej.
Podaj szpileczkę!:>

W ogrodach spotkałam Aarona i Laile. Siedzieli na ławce i całowali się namiętnie. Uśmiechnęłam się i nie przeszkadzając im wkroczyłam do zamku, do swojego pokoju. Osunęłam się delikatnie na łóżko. Było mi błogo. Czułam się jak po dużej dawce narkotyku.
Tak, to pewnie to THC.
A nie mówiłam?

Leżałam już jakiś czas patrząc w sufit, gdy do pokoju wszedł zaczytany chłopak, był podobny do Ian’a, ale to nie było on. Ian inaczej się zachowywał. To musiał być ten Martyn.
Ten nie gadał przez cały czas, nawet gdy się go nie słuchało.

Książka, którą miał w ręku wydawała mi się znajoma… Wampir (bo to z pewnością był wampir) podniósł na chwilę wzrok i spostrzegł, że to nie jest jego pokój.
 - Yyy… Wybacz. – książka wypadła mu z ręki i wybiegł z pokoju.
Lestat... współczuję Ci potomków. Mam też pytanie, z kim Ty się do cholery puściłeś, że takie pajace Ci powychodziły?
Dobra rada na przyszłość - uważajcie, gdzie się wam KŁY obsuwają.

Wstałam i podniosłam księgę. Wtedy zobaczyłam, że czytał MOJĄ książkę. Poszłam w ślady ojca i opisałam swoje życie w książkach. Nie myślałam, że ktoś to w ogóle czytał… A jednak…
Zapomniałam o tym, że wydałam kilka setek kopii dla wampirzych pokoleń, och, jakie to było mądre posunięcie. Szkoda, że o tym kompletnie zapomniałam.
Tak, Martyn zdecydowanie JEST dziwny. Czyta książkę o niczym. 
Prawie jak biografia Hanny Montany.

Jeszcze bardziej niż wcześniej chciałam poznać tego chłopaka. Wzięłam książkę i wyszłam na korytarz. Czułam jeszcze lekką woń Martyna. Podążyłam za tym zapachem. Trafiłam na drzwi niedaleko mojego własnego pokoju. Najpierw zapukałam delikatnie. Usłyszałam ciche „Otwarte” i pchnęłam je.
Martyn siedział przy biurku i najwidoczniej rysował. Z wieży stereo płynęła cicha muzyka.
 - Hej – szepnęłam, ale słychać mnie było bardzo dobrze. – Zostawiłeś książkę.
To był teatralny szept.

 - Wiem, ale nie śmiałem po nią wrócić. – odparł nie patrząc na mnie
 - Czemu? – przeszłam przez pokój i usiadłam na łóżku.
 - Nie wiem. – burknął
 - Dobrze, to zostawię ci ją. Widzę, że nie masz ochoty na rozmowę i poznanie mnie.
Ta prowokacja by mnie chyba zabiła.
Jak śmiesz nie mieć ochoty na poznanie Marysi Zuzi, Córki z Pierwszej Ręki!
Eeeee... to chyba ponad moje siły. Nie jestem godzien!

Nie odpowiedział. Wyszłam lekko skołowana.
Ojej. Oparł się mojej prezencji, jak to możliwe?! Jestem taka skołowana. Nie, to wciąż to THC.
Och, ktoś śmiał nie ulec urokowi Mary Sue? Toż o zbrodnia niesłychana!

Martyn miał tak jak brat krótkie, ale białe włosy i tak jak brat był szczupły, ale nie widziałam w jego oczach tych samych iskierek co u Ian’a.
Kolejny Geralt. Chyba wiem kto Lestatowi dzieci zrobił...
Chyba że Sephiroth pomylił Lestata z Lucrecią. Też na "L".

Wróciłam do swojego pokoju. Ciężkie zasłony były zasłonięte i na stole zauważyłam butelkę jakiegoś trunku. Podeszłam. Chwyciłam alkohol w dłoń.
Niestety, przeciekł przez palce.

Było to wino. Uwielbiałam wina, wszelkiego rodzaju.
Zwłaszcza siarczane mózgotrzepy z dolnej półki.
Czemu jej to się skojarzyło z alkoholem, a nie krwią? 

 - Dobry rocznik… - szepnęłam do siebie
Pewnie przeczytała to w myślach owego płynu, wzmianki o etykietce nie było.
Dotarła do jego wspomnień z czasów, kiedy był jeszcze kiścią winogron na słonecznych wzgórzach Kalifornii.
Nie, to siarka do niej przemówiła.

Pstryknęłam palcami i pojawił się przede mną kieliszek.
WOW. A dzielić chleb też potrafisz?

 -Będziesz sama piła? – za mną pojawił się Ian
 - Jak chcesz możesz się napić ze mną. – uśmiechnęłam się lekko
Nie przestraszyła się… - pomyślał nie blokując myśli.
Znów się uśmiechnęłam i nalałam alkoholu do dwóch kieliszków. Podniosłam szkło o podałam wampirowi. Na ułamek sekundy nasze palce się złączyły. Poczułam lekkie ciepło bijące od jego dłoni.
Zaraz... wąpierze nie powinny być przypadkiem śmiertelnie zimne?
Mogą udawać śmiertelnika, tylko po co się produkować w obecności innego wampira?

Spojrzał mi wtedy głęboko w oczy, ale ja wzięłam łyk trunku i odwróciłam się w stronę okna. Tak bardzo chciałam podnieść te ciężkie zasłony i spojrzeć słońcu prosto w twarz, ale już nigdy nie miało mi być to dane…
Tak, tak! Ktoś wydłubie jej oczy!
<Przymocowuje do zasłon długie sznurki, przechodzi do sąsiedniej komnaty, starannie zamyka za sobą drzwi...>

 - Wiesz, wiele razy chciałem odsłonić te kotary i wyjrzeć na skąpany w słońcu świat. – poczułam jego niespokojny oddech na karku i ramiona chwytające mnie w talii. Położył mi głowę na ramieniu. Uśmiechnęłam się lekko.
W tym momencie do pokoju wszedł Martyn. Kieliszek który trzymałam w dłoni wypadł mi z cichym brzdękiem i rozbił się o marmurową posadzkę.
Jak na "doskonalszą krew", dziewczę przejawia zadziwiającą ślepotę, głuchotę i brak instynktu samozachowawczego.
Daj jej spokój, to wszystko jest zaplanowane!
A ten kieliszek brzdęknął wypadając jej z ręki, a rozbił się już w kompletnej ciszy, tak?

Na podłodze powstała krwistoczerwona plama z odłamkami szkła. Zrobiłam krok do przodu, ale Martyna już nie było. Wyszłam na korytarz. Zobaczyłam jeszcze jak chłopak znika za zakrętem. Przeniosłam się tam siłą woli. Mogliśmy to robić, ale tylko na małe odległości…
Przeniosła się i rozdział się skończył, pewnie przestała istnieć. I po jasny grom to robiła?
To się nazywa "budowanie napięcia".

Rozdział 5. ...anioł...
Jak mniemam, upadły?
Dobrze, że nie "anioła głos".

Złapałam go za ramie, po jego delikatnych policzkach płynęła samotna łza.
Jedna łza na dwóch policzkach... zez rozbieżny?
Łza z rozbryzgiem.

 - Martyn, proszę cię nie wyrywaj się… - szepnęłam, a on przestał się szarpać. Już nie ukrywał łez. – Co się stało?
Wcześniej miał aktywowane pole termooptyczne?

 - Czasami tak bardzo nienawidzę siebie… Jestem beznadziejnym dziwakiem… - powiedział cicho i zniknął z cichym pyknięciem.
Fakt, trzeba być nie lada dziwakiem, żeby tak znikać z pyknięciem. Z dwojga złego dobrze, że nie "pryknięciem".
To był odgłos wyłącznika światła :D

Westchnęłam cicho i wróciłam do swojego pokoju. Ian cały czas tam był. Siedział zmarnowany przy biurku i popijał alkohol.
 - Hej… Jestem. Nie wypiłeś chyba wszystkiego? – uśmiechnęłam się niechętnie
 - Niee… Zostawiłem ci trochę – wstał i napełnił dla mnie kieliszek.
 - Dzięki. – wzięłam od niego szkło i dotknęłam do ust.
 - Powiedz mi, co on ma takie w sobie?
On ma w sobie Moc. Moc prawidłowego konstruowania zdań. I władzę nad Przypadkami i Przyimkami.
O takie w sobie żeśmy walczyli.

 - Hmm? – mruknęłam z pełnymi ustami alkoholu
Pociągnęła taki haust, że aż jej policzki wydęło.

 - No mój brat… Dlaczego za nim pobiegłaś?
 - On… On ma to coś, jest tajemniczy. Intryguje mnie i nie chce żeby cierpiał. Wiesz, że jak za nim poszłam to płakał? – i czemu ja mu mówiłam takie rzeczy?
Ma się ten gen donosicielstwa!

 - Martyn często płacze. Jest za bardzo emocjonalny. – nosferatu westchnął teatralnie.
Tylko w tym opowiadaniu każdy Nosferatu jest genialnym aktorem.
Tylko w tym opowiadaniu jakikolwiek Nosferatu jest przystojny i podrywa panienki. O, przepraszam. To nie ta bajka.

Dziwnie się zachowywali ludzie i wampiry pod wpływem alkoholu, jedni są agresywni, innym zbiera się na zwierzenia.
A w innych wstępuje zwierz.
W swym krótkim życiu jako ludź, zdążyła zebrać wiele doświadczeń.
 
 - Ian, nie zadręczaj naszego gościa. Aria musi odpocząć, jutro w nocy jest bal. Wracaj do swojego pokoju. – rozległ się głośny głos Lestata w pomieszczeniu, albo w mojej głowie…
Zamkowy radiowęzeł! Prawie jak w Soulforge Cathedral. Ciekawe, czy Lestat wygłaszał równie kwieciste mowy co Karras.

 - Nienawidzę jak to robi… - mruknął syn Księcia i wstał niechętnie
 - No trudno, ale masz u mnie jutro pierwszy taniec za to – uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
 - Zapamiętam i trzymam cię za słowo – wampir również się uśmiechnął i cmoknął mnie w policzek. – Do jutra. – powiedział jeszcze i zniknął z cichym pyknięciem.
Kolejny wyłącznik światła. Teraz już wiem, w jaki sposób działa dyscyplina Niewidzialności!

Z wyszczerzonymi białymi ząbkami położyłam się na plecach na łóżku. Patrzyłam chwile w ciemny sufit. Wyobrażałam sobie jutrzejszy bal. Nie wiem ile tak leżałam, ale musiało minąć sporo czasu.
Stwierdziła to, oceniając grubość warstwy kurzu, który osiadł na rzeczonych ząbkach.

Leżałam słuchając odgłosów miasta.
Niezły słuch. O ile pamiętam, to mieszkali w zamku niedaleko jakiejś małej wioski.

W końcu wstałam i weszłam pod prysznic. Zimne krople spływały po moim ciele, a ja czułam się lepiej. Znowu zaczęłam rozmyślać o tym, jakie wrażenie zrobiłam na Lestacie i jego synach.
Patrząc na dno intelektualne jakie zarysowałaś... pewnie byli wniebowzięci.
To uwodzenie wszystkiego, co się rusza, to objaw niemal chorobowy.

 - Ario – rozległ się cichy głos w mojej głowie – Ubierz się i zejdź na śniadanie. Na twoim łóżku znajduje się mały prezent. Czekamy na ciebie. – to chyba był Lestat, ale nie jestem pewna, jego synowie mają identyczne głosy.
Confusing! Isn't it?!

Wytarłam się szybko dużym, puchowym ręcznikiem i naga wyszłam z łazienki. Poczułam obecność innego wampira…
 - Ian, pokaż się i nie podglądaj. – zaśmiałam się
Patrz otwarcie i skończ te wygłupy. Tylko nie zapomnij o stosownym wyrazie zachwytu na twarzy.

Chłopak pojawił się nagle przy mnie. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej.
Dyszał.

Odsunęłam się i pstryknęłam palcami, po czym na moim ciele pojawiła przecudna bielizna, w tym długie, kabaretowe pończochy.
Pończochy zwykle są długie. Chyba, że do gatunku pończoch zalicza też podkolanówki.
Masz na myśli tzw. antygwałtki? To byłby niezły kabaret;)

Zaczęłam się ubierać nie zważając na zawodzenie Ian’a.
Czyt. pstrykałam dalej palcami.
Dlaczego Ian zawodził? Czyżby cierpiał na jakąś... khem... przypadłość? A może to "idealne" ciało Arii tak go przeraziło?

Były wspaniałe… Czerń i czerwień idealnie do mnie pasowały. To akurat była wspaniała, chociaż stosunkowo krótka sukienka. Ale leżała wspaniale. Ciekawa jestem kto się pokusił o taki prezent.
Wspaniały prezent, nie zapomnij dodać, wspaniała boChaterko.

 - To idziemy na to śniadanie? – spytałam zmysłowym głosem
 - Tak… - szepnął w odpowiedzi patrząc na mnie nieustannie
Przeszłam obok niego kuszącą kręcąc biodrami i znalazłam się na korytarzu.
 - Cherie – fioletowowłosy pojawił się przy mnie podając mi ramię
 - Mmm… Francuski. Uwielbiam ten język. – uśmiechnęłam się
Język, powiadasz? <ziewa> Budowanie dwuznaczności opartej na języku francuskim jest tak ograne, że znudziłoby nawet śmiertelnika. Co dopiero wampira, który musiał słyszeć i czytać podobne teksty jakiś milion razy.

 - A więc, cherie? – spojrzał na mnie pytająco powtarzając słówko.
 - Idziemy – zdecydowałam i zeszliśmy powoli do wielkiej sali, w której odbywało się śniadanie
To się chłopak popisał francuskim. Mots avec moi juste.
Jedno słówko znał, to się jednym popisywał. 

Zastaliśmy tam pełno wampirów jedzących najróżniejsze, wymyślne potrawy.
Czerninę, kaszankę i czarny salceson?
Taaaa, chyba chipsy ze skrzepów:/
Nadgarstki w sosie własnym, wędzona szyjka i moje ulubione duszone przedramię.

Gdy weszliśmy przez wielkie, drewniane drzwi oczy wszystkich zwrócone były w naszą stronę. Tylko Martyn na nas nie patrzył, siedział skulony po lewej stronie ojca i żuł kęs indyka w pomarańczach.
Nie ma to jak wspomagać swój autorytet silnym obrazem sprawnego potomka.
Oto Książę. Oto jego syn. Wszyscy wiemy, jak potężny jest nasz suzeren...

Jak przechodziliśmy obok długiego stołu pod rękę po sali przeszedł cichy pomruk.
Zwany również Milczącym Wędrowcem.
Wonny pomruk?

Z uśmiechem usiedliśmy z Ian’em po prawej stronie Lestata. Naprzeciwko mnie siedział mój brat. Na jego ramieniu uwieszona była ta cała Laila.
Czasami nieco się szarpała, ale nawet wtedy wyglądała o niebo lepiej niż szal z norek.

Wyszczerzyłam się do nich przyjaźnie. Odpowiedzieli mi tym samym i wrócili do jedzenia.
Przegląd dentystyczny zaliczony.
Przyjazne wyszczerzenie, hahahahaha, nie no, to jest lepsze niż 'dziura budżetowa' ogłoszona w sejmie.
Od dzisiaj trenuję nową dyscyplinę. Będę się przyjaźnie szczerzyć do wilkołaków.

Ja sama wypiłam tylko kieliszek wina i zjadłam trochę sałatki. Jedzenie dla samej przyjemności tego aktu?
Nie ma to jak wciskać do skurczonego żołądka pokarm, który potem trzeba z siebie jakoś wyciągnąć...
Znam przyjemniejsze akty. Nie wymagające wpychania czegokolwiek w coś, co zasadniczo uległo zanikowi.
Może stosują metodę kiperską: pożują trochę, aby poczuć smak i wypluwają?
(Taaak, szukanie sensu. To ja może pójdę coś podziobać.)

To nie dla mnie, po za tym nie taki głód mnie męczył… Znów musiałam kogoś zabić…
Ona nie jest wampirem. Ona jest psychopatką. I krwawą bulimiczką na dodatek.

 - Chcesz to, możesz wziąć jednego z naszej służby – mrugnął do mnie Lestat.
Pewnie mu coś wpadło do oka po tym jak zobaczył ten zew a'la McDonald.

Spojrzałam na niego dziwnie i zapytałam:
 - Jesteś pewien?
 - My tak robimy cały czas, a oni sami tego chcą.
Służą tam specjalnie wybrani desperaci i członkowie sekt samobójczych.
Podczas spijania nie wolno przejmować się mamrotaniami, mantrami oraz tym podobnymi śpiewami religijnymi.

No chyba że wolisz wyjść na świeże powietrze. Ale to już twój wybór.
 - Wyjdę, dziękuje. – wstałam powoli i rzuciłam przelotne spojrzenie Martynowi. Miałam nadzieje, że za mną pójdzie. Nagle zza stołu wstał Aaron… Wrr… Pokrzyżował moje plany…
Ah, jak ciężko było powiedzieć 'chcę zapolować sama'.
Marysia Zuzia nie mówi. Marysia Zuzia oczekuje, że otoczenie będzie odgadywać jej pragnienia i spełniać je bez szemrania.

 - Zostań, skarbie – szepnął do Laili i sam poszedł za mną.
Zdążyłam wyjść do ogrodów i ta mnie złapał Aaron.
 - Siostra, jak ja cię dawno nie widziałem! – pokrzykiwał i przytulił mnie do siebie
Kilka godzin...

 - Hmm… Co ci ta Laila zrobiła? – odparłam z lekkim uśmiechem.
 - No wiesz… - żachnął się.
 - Idziesz ze mną zapolować? – spytałam ignorując jego focha
To ich słownictwo, te maniery, z kilometra widać, że to wampiry...

 - A nie łatwiej wgryźć się w jedną ze służek?
 - Idź ty leniu. To odbiera całą przyjemność. Lestat też mi to proponował.
 - Jak chcesz – wzruszył ramionami, ale się nie zawrócił.
Wyszliśmy na kamienną drogę w tej małej wiosce.
Zadziwiające. Co kilka akapitów lokacja zmienia się w tajemniczy sposób. Miasto - wioska - miasto - wioska... Wsio rybka?
I co z tym wszystkim ma wspólnego Nowy Orlean?

Że też tu nigdy ludzi nie brakuje… W końcu dużo jest tu wampirów, a śmiertelników praktycznie nie ubywa. Zastanawiające, ale nie teraz chciałam się nad tym rozdrabniać.
Nie wpadła oczywiście na to, że nie każdy wampir żre bez opamiętania.
Może ona myśli, że taki spity człowiek budzi się po paru dniach, otrzepuje się z brudu i idzie do domu jakby nigdy nic?
Taki respawn?
Padasz na ziemię i dostajesz komunikat, że zostaniesz wskrzeszony za... i tu pojawia się zegar.
I taki czerwony słupek rośnie, pokazując ile masz krwi.

Po chwili przyglądania się jak śmiertelnicy umykają przed nocą do swoich domów zgarnęłam jednego z nich.
Syreny alarmowe, ogłoszenia o godzinie policyjnej. Ciężkie czasy kruca...
To zgarnięcie... Ona ma macki?

Trafił się przystojniak, aż szkoda było mi go… Przez chwile. Potem, gdy wgryzłam się w jego tętnicę zrobiło mi się dobrze i już nie myślałam.
Nagle ofiara wysunęła mi się z rąk a ja zaczęłam się ślinić i wpatrywać się przed siebie tępym wzrokiem.

Kątem oka zobaczyłam jak Aaron flirtuje z jakąś wieśniaczką, a gdy znów otworzyłam oczy, widziałam jak usta mojego brata dotykają lekko szyi dziewczyny, a życie z niej ucieka.
Jakiś czas później patrzyłam beznamiętnie na zwłoki przystojnego chłopaka i tej wieśniaczki. Unieśliśmy się z bratem nad miastem razem z ciałami polecieliśmy na pobliski cmentarz. Lestat kazał tak robić, żeby media się nie rozszalały.
Nie, tajemnicze zaginięcia w ogóle przechodziły bez echa.
Teraz wiedziałam, że te kilkaset tysięcy martwych ciał, które zostawiłam, było przyczyną pojawienia się łowców. Doup!
Myślisz, że naprawdę to do niej dotarło? Wątpię.

Ułożyłam to ciało w rozkopanym grobie i lekkim machnięciem ręki przysypałam ziemią.
Zanim odeszłam rzuciłam tylko smutne spojrzenie niewielkiemu kopcowi i odpłynęłam w stronę majaczącego w oddali zamku Księcia Wampirów.
Obsługa cmentarza co dzień przygotowywała kilkanaście nowych kwater. Nikt nie zadawał pytań, gdy następnego ranka znajdowano je zasypane ziemią...

Nie miałam ochoty gnić w pokoju.
Krypta byłaby zdecydowanie lepsza do tego celu.

Nie wchodziłam nawet do zamku, od razu skierowałam się do ogrodów. Mijałam wspaniałe drzewa i klomby z kwiatami, piękne altany różnych kształtów i rozmiarów. Nagle stanęłam na skraju lasu. Znalazłam małą ścieżkę. Ciekawość zwyciężyła i poleciałam w ciemność przede mną. Była 20.45. O północy miał być bal. Pewnie nie zdążę się przygotować, ale trudno.
Godziny wybierania sukni, czesania i marzeń o tym, jak to innym wampirom szczęki opadną, poszły się bujać.
Nie można jej mieć tego za złe, w końcu ciekawość wygrała z setkami lat życia.

Szłam już dłuższą chwilę, gdy zobaczyłam jasne, migające światło. Przestraszyłam się, ale nie cofnęłam kroku. Doszłam do źródła tegoż światła. Stanęłam jak wryta i patrzyłam na… Martyna w jakiejś skrzydlatej zamyślonej postaci. Białe skrzydła świeciły niepowtarzalnym blaskiem. Nagle Martyn krzyknął i jakby z jego wnętrza buchnęło to światło, które mnie zwabiło na polankę.
Kosmici!!!

Wzniosłam się w powietrze, znajdowałam się mniej więcej na wysokości chłopaka.
Wtedy on oprzytomniał. Opadł na ziemię bezszelestnie i patrzył na mnie ze łzami w oczach. Ja zaciekawiona i przestraszona również patrzyłam na niego. Stalibyśmy tak pewnie jeszcze długo, gdyby nie krzyki ptaków, które zerwały się do lotu z wierzchołków drzew nad nami.
Uznały - całkiem słusznie - że przebywanie w pobliżu wiecznie głodnej Arii może być nieco ryzykowne.

Chłopak nagle podszedł do mnie blisko i złapał mnie za ramiona.
 - Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Rozumiesz? Nikt! – potrząsnął mną lekko
Jak się wyda, kogo ojciec przeleciał, to mu kły wyrwą!

 - Taak… - szepnęłam i odsunęłam się trochę.
 - Nie bój się – powiedział już cicho miękkim głosem
 - O co w tym wszystkim chodzi? – spytałam już swoim zwyczajnym, wyzywającym tonem. Położyłam dłonie na biodra.
Nie mogę wyjść z podziwu jaka ona jest idealnie głupia... zobaczyłaby stwórcę, to pewnie wydęłaby wyzywająco wargi.
I tupnęła nóżką.
I pstryknęła paluszkami, obrzucając stwórcę bielizną.

 - Dużo by opowiadać… - odparł wymijająco i odwrócił się do mnie plecami. Opadł na kolana i wzniósł się w powietrze jakby klatką piersiową do góry.
Nagle włosy splotły mu się w dwa kucyki, na nogach pojawiły czerwone kozaczki, a wokół bioder zafalowała granatowa, plisowana spódniczka.
Ukarzę cię w imieniu Księżyca!

Gdy znów opadł na ziemię był już względnie normalny.
<odchrząkuje znacząco> Względnie... To dobre słowo.


 - Musisz przygotować się na bal, inaczej mój ojciec będzie zawiedziony. – powiedział spuszczając wzrok. Nie był już ta ki odważny jak w tej innej postaci. Stracił pewność siebie, ale skutecznie blokował wstęp do swojego umysłu.
 - A ty nie musisz? – naskoczyłam na niego.
 - Noo… Ja przeważnie pokazuję się na chwile tym ważnym ludziom i znikam tu na tej polance, albo w swoim pokoju czytając książkę.
Pojawiam się i znikam... i znikam... i znikam...
I nikt tego dotąd nie zauważył, nikt się nie zainteresował, nikt go nie śledził. Jasne.

 -A Ian? – spytałam za nim pomyślałam nad tym co mówię.
Martyn mocniej wbił wzrok w swoje buty. Nie odpowiedział. Wtedy wzięłam go za rękę i pociągnęłam w stronę pięknie oświetlonego zamku. Mijająca nas służba patrzyła dziwnie. Białowłosy nadal miał wzrok wbity w koniuszki swoich butów. Gdyby nie ciemność i nienaturalny odcień skóry pewnie ujrzałabym rumieniec na jego policzkach. Czułam jak jego dłoń drży w mojej.
To coś skrzydlate, z czym Lestat spłodził tę nieudaną galaretę, to była gęś?

Tuż przed zamkiem wyrwał swoja rękę i podążył bez słowa do swojej komnaty.
Pokręciłam lekko głową i poszłam sama się przygotować.
Moja wspaniała suknia i wszystkie dodatki spoczywały w wielkiej drewnianej szafie w moim pokoju.
Znaczy, ta od Diora, z Mediolanu? Ciekawe... Lecieli do Nowego Orleanu trzymając bagaże... w rękach? W zębach?
Może nie mieli bagażu, tylko Bagaż?

Gdy wkroczyłam do Czerwonej Komnaty zastałam w niej kilka znudzonych służek.
 - W czym mogę pomóc? – spytałam zaskoczona.
Wytrzyj kurze z baldachimów!

 - To my panience pomożemy.
 - Ale w czym? Potrafię się ubrać i umalować. Włosy są w porządku. Dzięki, ale dam sobie rade sama… - ubiegłam myśli dziewcząt
Włosy w porządku. Po dwóch dniach i długim locie. Ten fryzjer był geniuszem!
Taft na każdą pogodę?

One natychmiast wyszły. Z uśmiechem opadałam na miękkie łóżko. Niedługo miał być bal, na który tak czekałam… I nagle wpadłam w panikę. Szybko wyskoczyłam [przez okno] z pościeli i weszłam pod prysznic. Opłukałam się lekko, wampiry się nie pociły, nie musiały korzystać z toalety, ale ja nie mogłam się rozstać z prysznicem. Uwielbiałam wodę jeszcze jako człowiek. Spędzałam w łazience długie i przyjemne godziny.
Hmmm, hmmm... Swoją drogą pocić to się nie pocą, ale ubrudzić się mogą, krwią chociażby. Że o kurzu z baldachimów nie wspomnę.

Ale teraz nie mogłam sobie na to pozwolić. Wsunęłam na siebie przepiękną suknie. Wyglądałam bosko. Teraz dodatki. Kolczyki, kolia, bransoletki, torebka i buty. Razem było to genialne zestawienie. Potem makijaż i włosy.
Kolczyki, kolia, bransoletki... jeszcze brakuje lamety i paru bombek.
Torebka na bal? I na dodatek wpierw założyła kolczyki, kolie i bransoletki, a potem zaczęła nakładać makijaż dzierżąc tę torebkę? Że kurde bele co?!
Kobiety bywają nader wszechstronne, mój drogi. Niektóre potrafią nawet malować paznokcie podczas prowadzenia samochodu!

Po mniej więcej godzinie byłam gotowa. Bal już trwał.
Punktualność jest grzecznością królów, lecz wampirów, jak widać, już nie.
Czymże jest godzina wobec wieczności?

Rozdział 6. ...bal...

Pospiesznie zeszłam na dół. Ogromna sala balowa była wspaniale przystrojona. Zaparło mi dech w piersiach.
Szkoda, że i tak nie oddychałaś. No, ale może przez to piersi wydawały się większe?

Wszędzie wisiały girlandy najwyraźniej z prawdziwych szlachetnych kamieni, ponieważ mieniły się w świetle wszystkimi kolorami tęczy.
Łiiihaaa! Mam w domu diamentowy korek od karafki!
<W zamyśleniu kontempluje płytę CD>

Z jednej strony stała orkiestra i dyrygent, z drugiej znajdował się stół nakryty przepiękną białą porcelanową zastawą i wymyślnymi potrawami. Potem ujrzałam jak Lestat macha do mnie zza tegoż długiego stołu ustawionego pod ścianą. Po jego lewej siedział jak zwykle pochmurny Martyn, a Ian balował z coraz to ładniejszymi wampirzycami na parkiecie.
To bal u Lestata, czy wesele w Pipidówie Górnej?

Usiadłam obok Martyna.
 - Hej. Jeszcze się nie zerwałeś? – szepnęłam
Nie odpowiedział tylko dalej wgapiał się w swój pusty talerz.
„Nie udawaj, wiem, że nie jesteś aż taki nieśmiały, wiem, że chcesz mnie bliżej poznać.” – pomyślałam, a on spojrzał mi wtedy w oczy. Zaśmiałam się z satysfakcją.
Spoglądał na nią ze zdziwieniem. Skąd wiedziała, że chce ją poznać aż tak blisko? Bycie katem i oprawcą to ciężki zawód i ma się raczej mało fanów.
Ależ mu się narzuca...

 - Nie lubię takich imprez. – szepnął już z uśmiechem, ale jego oczy nadal pozostały bez wyrazu.
Rozmawialiśmy w najlepsze, gdy Lestat poprosił mnie do tańca. Wstałam z gracją i za nim się obejrzałam znalazłam się w ramionach Księcia i było mi przyjemnie.
 - Jak to się stało, że masz dzieci? – spytałam po chwili
Chyba przed przemianą nikt jej nie zdążył opowiedzieć nawet o pszczółkach i motylkach...

 - Zakochałem się. Śmiertelniczka. Nazywała się Nicole. Poszliśmy do łóżka, a 9 miesięcy później pojawiły się te dwa utrapienia. Nicole musiała zginąć. Zabiłem ją bez większego żalu.
Zakochałem się, ale co tam, mogłem zabić idiotkę. Dzieci nie są moje, ale w sumie o tym nie wiem, przecież jestem martwy, nie mogłem jej zapłodnić...
Nicole musiała mieć OGROMNĄ siłę przekonywania.
Zapomniałem, z jakiej jestem bajki i wydawało mi się, że spłodzę syna imieniem Blade. Po drodze coś nie wyszło. Kiedy wytrzeźwiałem, było już stanowczo za późno. Od tamtej pory unikam narkotyków.

 - A co z miłością do niej? – drążyłam
 - Aria, miłość nie miała wtedy znaczenia. Ona po prostu musiała umrzeć.
Każda kobieta chciałaby to na pewno usłyszeć.
Poświęciłem ją dla wyższych celów! - chlipnął, ocierając samotną łzę.

Nie mogłem pozwolić by dowiedziała się kim jestem. Nicole była ważną osobistością w polityce Anglii.
Ty idioto! To teraz masz na karku MI6 oraz Interpol. Gratulacje.
A być może także CIA, KGB i Mossad.
Skoro nie wiedziała, kim jest, to dlaczego musiała zginąć? To już nie ma innych sposobów na zakończenie związku?

Wtedy tam mieszkałem. I gdyby wiedziała wampiry wyginęłyby. Potem oczywiście śniła mi się, brakowało mi jej prostoty.
*Myśli intensywnie* Prosta kobieta, będąca jednocześnie kimś ze świata polityki... hmmm... A nie chciałbyś Reńki Beger?
Tylko nie to! Wyobrażasz sobie nieśmiertelne potomstwo Reni?

Ale czas leczy rany. Chłopaków wychowywały opiekunki, które wynajmowałem. Gdy stuknęła im 18 zamieniłem ich w wampiry.
Gdybym był na ich miejscu, zarżnąłbym Cię za taką karę.
Daj spokój, to chyba był akt najwyższego masochizmu. Ładować sobie na kark dwóch osiemnastolatków, w tym jednego niezbyt... khem... udanego.

Przenieśliśmy się tu, do Nowego Orleanu i tak sobie żyjemy. Cała wioska podporządkowała się moim rządom i jest wszystkim dobrze.
Zwłaszcza tym wyssanym.
Rozczula mnie to swobodne żonglowanie czasem i przestrzenią. Zakupy u Diora, syreny policyjne, Mediolan zapadłą dziurą, a Nowy Orlean - małą wioską. Który właściwie, wedle aŁtorki, mamy rok?
To chyba jeden z tych wspomnianych na początku "błędów czasowych".

Ale szczerze ci powiem, że to był wielki błąd. Nie chciałem dzieci, nie chciałem krzywdzić Nicole. Teraz muszę na wieki się nimi opiekować, a oni na wieki pozostaną osiemnastoletnimi chłopaczkami.
Ciekawego dlaczego, matole?
Kły mu się obsunęły:D

Ehh – westchnął i mocniej mnie do siebie przytulił.
Położyłam mu głowę na ramię i nic nie mówiłam.
 - Wyglądasz zjawiskowo – powiedział w końcu, a w tym samym momencie piosenka się skończyła. Orkiestra zrobiła sobie małą przerwę.
To nie przerwa, usłyszeli jego słowa i po prostu wyszli, bo nie chcieli śmiać się publicznie.
A teraz idziemy na jednego, a teraz idziemy wódzię pić!
Gorzko! Gorzko! - krzyknął któryś z gości, ale został natychmiast uciszony przez przerażonych towarzyszy.

Ukłoniłam się, dziękując tym samym za taniec, uśmiechnęłam kusząco i odeszłam w stronę wielkiego balkonu.
Czy ona się potrafi uśmiechać w jakikolwiek inny sposób?
Jeszcze potrafi się szczerzyć, zapomniałaś. W ogóle ma bogatą mimikę, jak aktorka po botoksie.
        
Stanęłam przy marmurowej barierce i patrzyłam w ciemność. Wszędzie otaczała mnie cisza. Chłodny wiatr otulał moją nadnaturalną skórę, chociaż nie bardziej niż egipskie ciemności wokoło. Nagle ktoś objął mnie od tyłu w pasie rękoma, przerywając moją kontemplację okolicy skąpanej w mroku.
Który to mrok, rzecz jasna, stanowił straszliwą i nieprzebytą przeszkodę dla wampirzego wzroku.

„Ian” – pomyślałam i nie pomyliłam się
 - Cześć ślicznotko. Obiecałaś mi pierwszy taniec, a tu widziałem cię w objęciach mojego ojca.
 - No wiesz, nie wypadało nie zatańczyć z panem na zamku. – uśmiechnęłam się – A poza tym ty, jak dobrze widziałam tuliłeś jakąś wysoką blond wampirzycę. Więc żadne z nas nie jest tu winne. – powiedziałam cicho i znów spojrzałam w ciemność przede mną.
Przeoczyłam jakieś zaręczyny?

 - Racja. – szepnął i mocniej mnie chwycił za talię. Te duże i silne, a zarazem delikatne dłonie bez większych problemów niemal całkowicie trzymały mnie w ciasnym uścisku. Moja talia w jego rękach, jego niespokojny oddech znów na mojej szyi… Poczułam lekki dreszcz i usta subtelnie pieszczące moją szyję.
Czas na kolację, nieprawdaż?
Pieszczenie szyi wampira ustami to nienajlepszy pomysł. Może się trochę zdenerwować.

Mruknęłam cicho, ale i tak wiem, że to słyszał. Jego dłonie zaczęły wodzić po mojej tali i biodrach. W tym samym momencie wielkie, ciężkie drzwi od balkonu otworzyły się z hukiem i na posadzce wylądował jakiś pijany jegomość. Wybełkotał coś, że nie przeszkadza i żebyśmy sobie nie przerywali i że on już idzie, ale jakoś nie wstawał.
Nawet wampir lubi się trochę pogapić.
Może spodziewał się aktu diabolizmu* i liczył, że i jemu coś skapnie. W końcu to "doskonalsza krew".
(* Wysysanie wampira przez wampira, nielegalne. Bardzo nielegalne.)

Z uśmiechem pomogłam mu wstać i poszłam na główną salę. Martyn nadal siedział w tej samej pozycji. Lestat obejmował czule jakąś kobietę, a Ian sprzeczał się z tym pijanym facetem.
Inne wampiry gziły się po kątach lub chrapały z kłami w sałatce... Normalka, jak to na balu.

Usiadłam do Martyna.
Zastanawiam się nad tą konfiguracją, zastanawiam i jakoś nic mi nie wychodzi.

„Wiedziałem, że to zrobisz, że mnie zranisz, że on jak zwykle wygra, wiedziałem…” – myślał białowłosy chyba jeszcze nie widząc, że siedzę obok.
Wygra? A co, założyli się, który pierwszy?


 - Aria… - szepnął odwracając głowę w moją stronę. W jego oczach był strach.
Patrzyłam w tę dziwną czerwień i nie mogłam się od niej oderwać.
Po chwili tej dziwnej więzi pomiędzy naszymi oczami Martyn wstał. Chciał coś powiedzieć, już otwierał usta…
...Już miałem ją poprosić, grali "Michelle" Beatlesi
Lecz jakiś Schwarzenegger podszedł do niej pierwszy.

Ale poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i usłyszałam słowa : „Czy mogę panią prosić do tańca?” – Ian. Nie mogłam odmówić, bo czym bym się wykręciła?
Jak to czym? Bólem głowy. To zawsze działa.

Wstałam trzymając go za rękę i popłynęłam na parkiet patrząc smutno na Martyna.
...Ona na mnie tak namiętnie spojrzała siedem razy
A ja bez niej żyć nie mogę, pomóżcie! Bazyl.

Ian trzymał mnie ciasno w objęciach. Nasze twarze były blisko siebie. W końcu jego usta dotknęły moich, niemal niewyczuwalnie, ale wszyscy musieli to widzieć, bo wampiry zaczęły klaskać, a Lestat stał z zawadiackim uśmiechem po środku parkietu.
Wygrał pierwszą część zakładu.

Martyn rzucił w naszą stronę bardzo pochmurne, złowieszcze spojrzenie i zniknął.
Zajrzałam w oczy Ian’owi. Jego wzrok mówił : „Idź za nim”.
 - Ale pamiętaj, że ja nie odpuszczę – szepnął, cmoknął mnie jeszcze raz w usta i popchnął delikatnie w stronę komnat.
To może trójkącik?
Zaprośmy jeszcze Lestata i Aarona i zróbmy porządną orgietkę, co się będziemy rozdrabniać.

Przeniosłam się przed drzwi pokoju Martyna.
 - Otwórz. – zapukałam cicho
 - Po co? – odpowiedział mi szept
 - Nie powinieneś tak znikać. – oparłam się plecami o drzwi i mówiłam. – Ty nie poprosiłeś mnie do tańca, a jemu obiecałam. Więc co miałam zrobić?
 - Dać mu w twarz i powiedzieć żeby się odwalił… - szepnął sarkastycznie
 - Uwierz mi, że to nie byłoby odpowiednie zachowanie.
Dlaczego? Przecież poniżanie wielbicieli to ulubione zagranie Mary Sue.

 - Taak… - usłyszałam już głośniej. A więc podszedł pod drzwi.
 - Powiedz, czemu jesteś taki zazdrosny o niego?
 - To proste, on zawsze był ten lepszy. Nawet on pierwszy pił krew Lestata. On zawsze i we wszystkim musi być pierwszy i lepszy ode mnie. Zawsze… - usłyszałam jak wali pięścią w ścianę.
Po chwili mur się lekko zarysował, a z sufitu posypało trochę gruzu.
Emo-wampirek, przeciwieństwo Boba Budowniczego.

 - Nie musi tak być, musisz tylko z nim pogadać, on pewnie nawet nie wie, jak ty się czujesz.
Po tych słowach drzwi otworzyły się, a ja wpadłam w ramiona Martyna.
 - Wybacz – szepnął, a ja się podniosłam.
Przewróciła go przy okazji? Mówiłam, nie żreć tyle!
Przetoczyła się po nim niczym wielka, kamienna kula ze Świątyni Zagłady.

– Myślisz, że to coś da?
 - Przecież to twój brat! W końcu cię kocha. Nie chce cię krzywdzić. – mówiłam coraz głośniej. – Jestem tego pewna. – uśmiechnęłam się i chciałam odejść.
Amatorska psychoanaliza i psychoterapia w wykonaniu boChaterki. Tak, lubimy to.
Wiesz, słonko, z braćmi to różnie bywa... weźmy takich Kaina i Abla.

Obejrzałam się jeszcze na niego i powoli sunęłam w stronę sali balowej. Nie chciałam psuć sobie zabawy przez Martyna, choć coś mnie dziwnie do niego ciągnęło.
Reminiscencje instynktu opiekuńczego. Syndrom pustej macicy.
Cóż, zawsze jeszcze może postarać się o potomstwo z jakiejś kończyny.

Gdy wkroczyłam na salę z wyzywającym uśmiechem (Dostałaś cegłówką?) Lestat znów zaczął do mnie machać. Podeszłam do niego lekkim krokiem kuszącą kręcąc biodrami. (Druga cegłówka?) Minęłam przy tym Ian’a. Tańczył właśnie z jakąś dziewczyną. Gdy przeszłam obok niego puścił dłoń smukłej wampirzycy i obejrzał się za mną. Na moje wargi wpełzł uśmiech satysfakcji.
I trzecia...
Ten nieschodzący z ust uśmiech coś mi przypomina.

W końcu znowu byłam w ramionach Lestata.
 - Czyżbyście mieli się z Ian’em ku sobie? – szepnął mi do ucha w namiętnym tańcu naszych ciał.
I sufit zapadł im się na głowy.

 - Może tak, a może nie – odparłam z uśmiechem i dałam się prowadzić dalej.
-Jesteś jak najnowszy model Mercedesa! - Taka opływowa w linii? - Taka lekka w prowadzeniu...
I tu opko się urywa. Widocznie aŁtorka doszła do wniosku, że opisywanie kazirodczego czworokąta jest ponad jej siły. I całe szczęście, bo dalsze analizowanie tego dzieUa mogłoby się skończyć nieodwracalnymi zmianami w psychice. Nawet wampirzej.

Wyszczerzona przyjaźnie Sineira,  żonglujący cegłówkami Suin i roztańczona Kura machają wesolutko z przytulnej krypty.


4 komentarze:

jasza pisze...

• hp-parodia-smiech

wcale nie chce zwrócić na siebie uwagi. jak ktoś chce wiedzieć to zapraszam na gg

• Dzidka

Sierżant: jak Mordimer mMdderdin!

• Sierżant

An-Nah, więc zwrócimy na niego uwagę. Powoli, cierpliwie i z bezlitosną miłością...

• An-Nah


Zabawny trollik... Ale wydaje mi się, że on po prostu chce na siebie uwagę zwrócić...

• Tinwerina Miriel

Analiza jak zwykle kwikaśna. Ale na równi z opkiem ubawił mnie trollik wasz uroczy. Kura - blachara mnie ómarła. No i znów dowiedziałam się czegoś nowego i odkrywczego. Pół roku blogowania daje sławę. Jeszcze jakieś 4 miesiące i ja też będę sławna!

• zaraza

Muszę przyznać, że dawno się nie bawilam tak dobrze, jak pzy lekturze waszych analiz. Spędziłam wieczór radośnie pokwikująć przy każdym kolejnym kfiatku. Jesteście cudowni!
Z drugiej strony świadomość, że ludzie tak piszą jest nieco dołująca...
Niemniej jednak czekam (nie)cierpliwie na kolejną błyskotliwą analizę.

Pozdrawiam,
zaraza

• hp-parodia-smiech

http://hp-parodia-smiech.blog.onet.pl/Rozdzial-9-Podroz-do-Hungwartu,2,ID393337403,n

to wam sie spodoba

• hp-parodia-smiech

przyczyny są baardzo osobiste.
jak kotś chce o tym pogadać zapraszam na gg
4790857

• Sierżant

Ależ nikt w to nie wątpi! Zauważ, że nie każemy Ci klęczeć na grochu, ani leżeć krzyżem przed ołtarzem Katedry. Jesteśmy dobrymi, miłosiernymi ludźmi.

Może wyznasz, co skłoniło Cię do tak nagłej zmiany tonu?

• bartekla11

ale ja mówie prawde

jasza pisze...

kura z biura


Ależ my się nie gniewamy. Bardzo lubimy rzucających się młodych gniewnych i dlatego postaramy się zrobić tę analizę w pierwszej kolejności.

• hp-parodia-smiech

przepraszam za wszystko

• Sierżant


Ojej, aż się niemal plackiem zakrztusiłam ze śmiechu! Kura blachara mnie umarła. Rurę przemilczę, bo to niegodne mej uwagi, coś jak pan żul spod monopolowego - podobny aromat.

Bartusiu, iskierko nasza! Powiem to raz, bo więcej i tak nie zadziała: do Onetu możesz sobie pisać, Onet może nam najwyżej wysłać pocztówkę z Kostaryki. Jako iż gnieździmy się w serwisie blog.pl Onet ma nad nami władzę niczym Królowa Brytyjska nad mieszkańcami Nairobi. Tak więc przestań się rzucać jak karp bez wody.
Poza tym nie łamiemy ŻADNEGO prawa ni regulaminu. Amen.

Komć, do którego link podesłałeś Kurze wywołuje na mej twarzy szczery uśmiech. "Fajnie bo nudno bez Gottera jest nie ma się z czego pośmiać czekam na nocie która zapeewne dziś się ukarze". Jaki autor - tacy czytelnicy. Aczkolwiek karanie notek jest moim zdaniem bestialstwem.

Pozdrawiam Cię cieplutko, mam nadzieję, że jeszcze zabłyśniesz u nas jakimś pięknym komciem!

• kura z biura

Bartuś, nie rzucaj się tak, chłopcze, bo Ci berecik spadnie. Naprawdę tak bardzo chcesz na siebie zwrócić uwagę? No dobrze, dobrze, możemy Twoje opko zanalizować. Ostatecznie.

• hp-parodia-smiech

a przy okazji kuro nie myta ruro przeczytaj sobie to
http://hp-parodia-smiech.blog.onet.pl/6839699,393317084,1,200,200,81828962,393319559,8217027,0,forum.html
zapewniam że się zdziwisz :)

• hp-parodia-smiech

kuro z biura , chciałaś mi dopiec. ups coś ci nie wyszło bo ja sie takimi blacharami nie przejmuje soory vietu

• Aelfarran

Zdołałam wykopać dwa (raczej) warte uwagi opka:
www.klepsydra-czasu.bloog.pl
i tfór z Szaman Kinga:
www.bigoversoul.blog.onet.pl

Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się nadrobić zaległości z waszymi analizami. ;)

• kura z biura

Zapewniłam kolegę Bartusia, że może spać spokojnie, bo cała ta jego "parodia Harry'ego Pottera" niewarta jest tknięcia szmatą na długim drągu. Swoją drogą szkoda, bo fajnie się chłopak rzuca.

jasza pisze...

hp-parodia-smiech

psychiatra, tylko psychiatra

• jasza

> ja nie mogę żal i bul

*rozgląda się niepewnie*

Bartek poszedł się utopić?
A bul-bul Ci na drogę, sławny pisarzu.

:D

• hp-parodia-smiech

ja nie mogę żal i bul

• Maraneth

Odsłonicie odsłonę... Z tego wszystkiego poprawność językowa mi się psuje ;).

• Maraneth

"a ja musiałem swojego prowadzic pół roku żeby doprowadzić mnie do sławy."
A ile Wy musielibyście prowadzić, żeby doprowadzić się do sławy?
I niszczycie czyjeś blogi?! No, jak tak można?! XD
Muszę pamiętać, żeby poza analizą czytać też komentarze. Rozrywka z każdej strony :).
Analiza świetna.
Odsłonicie rąbka tajemnicy, czego można spodziewać się w następnej odsłonie?

• Wiedźma


Dorobiliście się własnego Trola! Gratuluję!
Pewnie jak doniesienie do Onetu nie poskutkuje, to doniesie na Was do Strasburga. Bójcie się! *diabelski śmiech*

Analiza kwikaśna. Czuję się ómarnięta. To jest gorsze od Szmejer! *po zastanowieniu* Niee, jednak brokacących wampirów jeszcze nie pobiło, chociaż wampiro-anioł był blisko. To chyba jakaś mieszanka genetyczna!

Weny życzę

• Lime

"Napiszę do Onetu". A co tu Onet ma do tego? Cóż... groźba niewypał ^^

• hp-parodia-smiech

a tylko sie dotkniecie do mojego bloga!!!. nie daruej wam tego!!!

jasza pisze...

Zielona Żaba

O kurczę... Sierżant, chyba się doigraliście :)

Ale widać, że... Bartek, tak? koniecznie chce zostać zanalizowany z tym swoim "dziełem". I niech sobie chce.

Pozdrawiam :)

• hp-parodia-smiech

gamonie
• hp-parodia-smiech

i przede wszystkim żal mi was
• hp-parodia-smiech

i tak mi go nie zanalizujecie!. co z tego że linka macie jak wam sie czytać nie chce? . niszczycie czyjeś blogi. a ja musiałem swojego prowadzic pół roku żeby doprowadzić mnie do sławy. Nie usune komenta sierżanta skoro ma taką opinie. Ciekawy jestem co napiszecie w następnej notce i kto bedzie waszą ofiarą . zal mi tej strony
• hp-parodia-smiech

tylko spróbujecie zanalizowac mojego bloga.!!!!! zostawcie wszystkich w spokoju!!! i tak was zgłosze do onetu i już nie zdązycie.
• kura z biura


Krótkie śledztwo wykazało, że nienawidzący nas Bartek jest kolegą niejakiej Sylwii, która popełniła opko o Camp Rock analizowane przez Dzidkę. Mówcie na mnie Sherlock!
• Sierżant


A my się za to kochamy! I co? I mamy klopsa! :D
• hp-parodia-smiech

jesteście bezduszymi zwierzętami!!! nie nawidze was za to co robicie innym!!!

• Mirveka


Czekałam z niecierpliwością na tą analizę cały tydzień i nie zawiodłam się. Uśmiałam się jak norka.
Po dziełach Stefy (i FF z nich) wampirzy image dostał kolejny cios, w postaci tego opowiadania. Szkoda słów.
• Gość


Analiza jak zwykle udana. Nawet bardzo, zważywszy na moje rozbawienie tuż po lekturze. Współczuję ałtorce takiej ilości kompleksów.

Pozdrawiam

Gość

• An-Nah


An: Szkoda w sumie, że wielu czytelnikom tej analizy umkną wszystkie te WoDowe odwołania...

Sophia: Lestata tak zmaltretować... No i gdzie się Luis podziewa?!? Nowy Orlean z zamkiem w środku? Czy ta panna na pewno książki Rice czytała? Wampir-anioł?!? A co on, Salubri? Salubri wyginęli!

An: ...nawet gdzieś tam Milczący Wędrowiec przemknął... w tej sytuacji, należy wezwać siłę niedoreprezentowaną w analizie... proponuję bardzo technokratycznie: odstrzelić Dewiantkę...
...choć jej własny Paradoks powinien sam sprawę załatwić...