czwartek, 10 marca 2011

114. Zielone spojówki, czyli Wszyscy gniją w oczach (2/2)

Drodzy Czytelnicy! Dzisiejszy odcinek będzie bardzo nekro - pełen zgnilizny tak moralnej, jak i fizycznej. Spotkamy w nim mordercze glony wyżerające ślepia, kotka z flakami na wierzchu, Dracusia marzącego o figlowaniu z nieboszczką, będziemy też świadkami miłych zabaw w trójkąciku Ron - Harry i... a nie, nie powiem kto, doczytajcie sami.
Indżoj!

(P.S. Z ostatniej chwili: Autorka bloga oddała go komuś lub postanowiła pobawić się w prowokację, gdyż pod pierwotnym adresem mieści się teraz coś, co wygląda... no, jak prowokacja właśnie.
Oczywiście analiza dotyczy oryginalnego tekstu opka. Za prowokacje się nie bierzemy.)

Analizują: Kura, Sineira, Szprota i Jasza

 Był wczesny ranek. Harry popijał poranną kawę szykując się do teleportacji. W nocy nie mógł spać. Jego myśli krążyły wokół sprawcy.
Jak sępy nad padliną.

Miał ochotę szczelić się z otwartej dłoni w twarz- jakby mogło mu to otworzyć oczy.
Otworzyć oczy na fakt istnienia najwyższych arkanów wiedzy tajemnej - Mrocznej Ortografii.
Szczelić, żeby między powiekami wytworzyć szczeliny. To nawet ma sens.

-Kur… Nie, nie. Pieprzony sukinsyn!- Wydarł się otwarcie na cały dom.
Potem jeszcze wrzasnął na pół dzielnicy, ale tym razem skrycie.

Zwinął gazetę w rulon i wcisnął ją do kieszeni płaszcza, który niedbale zarzucił na siebie.Teleportował się zanim zdążył usłyszeć kroki na schodach. Jego żona zeszła do kuchni w szlafroku, gdzie świeciły się światła.
Bardzo praktyczny przyodziewek, z własnym źródłem światła.
Może to były neony reklamowe ;)
Są takie dni, że można tylko owinąć się lampkami choinkowymi i zejść na śniadanie.

Zdziwiona wzruszyła ramionami i wzięła się za robienie herbaty. Postanowiła, że zje śniadanie, odświeży się,uszykuje i pójdzie do kwiaciarni. Siedząc na blacie, zastanawiała się, jaką wiązankę zamówić.
Wiązankę przekleństw na głowy aŁtoreczek. Tylko proszę ładnie przystroić!
- - - - - - - - - - - - - -

Ginny udała się do mugolskiej części Londynu, gdzie szukała kwiaciarni o odpowiednich kryteriach.
A kryteria były wyśrubowane.
W grę wchodziły wyłącznie kwiaciarnie z dwoma pomieszczeniami, minimum 25m kwadratowych. I żadnych gipsowych krasnali!

[Opis kupowania kwiatów "idealnie pasujących do wizji wiązanki Ginewry Potter" darujemy sobie.]
- - - - - - - - - - - - - -
Z pamiętniczka Mionki:

„Nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy zabijanie będzie mi sprawiać radość. Wszystko potoczyło się szybko- dla mnie. Dla innych- miarowo, spokojnie i naturalnie.
Aaaha. Harry i przyjaciele spokojnie i naturalnie przyjęli wieść o przejściu Hermiony na mroczną stronę, z życzliwą obojętnością odnosząc się do jej zbrodni.

Dzień 28

Rzadko kiedy coś piszę. Jak już zdążyłam zauważyć to po prosu wpisy z przekleństwami i klątwami, które bezgłośnie rzucam na innych. Ha! Mam to w dupie.
Ona zaklęcia rzuca drugą stroną? To. Musi. Być. Straszne.
I potem te zaklęcia są jakieś takie... z dupy.
Znów mi się przypomina Mag Ognia z jednej sesji - jemu jednak rzucenie zaklęcia drugą stroną uratowało może nie życie, ale honor.

Najzwyczajniej w świecie mam to głęboko gdzieś. Posłuszeństwo- przestało mnie to jarać i podniecać.
Odkryłam, że zdecydowanie wolę dominację.
Nie za młoda na BDSM?

Ojciec nie włożył wiele w moje wychowanie, ale jest z siebie dumny. Szacunek dla niego- w końcu mnie odnalazł, nie?
Wyrażamy wielki podziw dla Voldemorta - udało mu się odnaleźć tę jedną wśród tysięcy innych, prawie identycznych.
Pewnie skorzystał ze starego baśniowego zwyczaju i obserwował rój insektów nad jedną z ustawionych w rzędzie sierotek.
Pytanie tylko, po jaką cholerę. Jak na razie tylko łazi i marudzi.

Wreszcie mogę spojrzeć w lustro i warknąć: „Nienawidzę cię, ale innych ludzi jeszcze bardziej”.
Biedna Hermiona. Naprawdę szkoda mi jej, wiecie?
Daj spokój, to tylko poza.

Jest grudzień. Piszę, gdy sobie przypomnę [jak to się robi]. W ogóle nie wiem, po co to robię. Dla świętego spokoju, kurwa?
A ch**j wie! - stwierdziła filozoficznie Kura.
Panowie, kurwa, za mało „kurwa”, kurwa!

Wystarczy mi ujadanie Diabła i pusty wzrok Smoka…
Diabeł, do budy! Smok, leżeć!
Do kompletu mamy szczekanie pustej suki.
Istne zoo. Nic tylko wysmarować miodem, zawlec do hotelu i pieścić całą noc.

Nowość, nie? Przeszliśmy na ksywki. Teraz jestem w pełni świadomości, dlaczego ludzie zwracają się w ten sposób do Blaisa.
No? I jak pojawiła się szansa na rozwiązanie zagadki tych idiotycznych opkowych przezwisk, to musiałaś akurat zmienić temat?

Niedługo odbędzie się bal Bożonarodzeniowy- nie zamierzam na niego iść. Tylko się zbłaźnię przed Draco.
I słusznie, bo chamstwo nie powinno się pchać na salony, a w gumofilcach kiepsko się tańczy.
I oto kolejna tradycja opek potterowskich - Bal Bożonarodzeniowy co roku. Doprawdy, aŁtorka wiernie trzyma się kanonu - szkoda, że nie tego, co trzeba.

Poza tym zajmę się rujnowaniem tego dnia Potterowi. Jak dla niego upokorzenia gratis- wraz z wizytą w SS. Chyba powinnam zainwestować w Melissę. ”
Nie zapominajmy, że Mionka "charakteryzuje się niesamowitą odwagą i chamstwem", spodziewać się więc po niej można wyjątkowo bezkompromisowego buractwa.
Zastanawiam się tylko, do czego jej potrzebny stanik. Fakt, mają szeroką rozmiarówkę, czyżby boChaterka chciała upokorzyć Pottera, urządzając pokaz brafittingu i udowadniając na jego osobie, że mityczne 75B to rozmiar męski?
Z drugiej strony, Melissa ma tak brzydkie wzornictwo, że faktycznie jest nieco upokarzająca.
Fakt. Firma zeszła na psy.

- - - - - - - - - - - - - -

Rano [Draco] zajął się przeglądaniem gazet. Zaczął od wczorajszego Proroka Codziennego- na dzisiejszego czekał sącząc poranne cappuccino.

Uwaga! Uwaga! CSI: Pokątna w akcji!

„16 października zginęła kolejna osoba. Rita Skeeter została zamordowana dzień po ukazaniu się jej artykułu, który dotyczyły pierwszego morderstwa. Jej ciało znaleziono w składziku redakcji. Ostatnią osobą, z którą miała  do czynienia, był portier.
Znaleziono go pogrążonego w stuporze, z błogim i bezmyślnym uśmiechem na ustach.
Z samopiszącym piórem w rozporku.
Potem się okazało, że był autorem poczytnej rubryczki tylko dla dorosłych i umiejscowienie pióra nie było bez znaczenia.

Kobieta została na noc w biurze pod pretekstem, kolejnego artykułu o mordercy.
Ale to był marny pretekst. Po prostu szukała korektorów zdolnych okiełznać interpunkcję.

Zmarła na skutek  podduszenia.
Nooo, ładnie się z portierem zabawiali... Tyle że od tego się nie umiera.

Świadczą o tym śnice oraz wgniecenia na gardle.
Aha, rozumiem, "podduszenie" to był taki eufemizm.
Śnice w ilości wszystkich szesnastu mieszkańców zgodnie poświadczały fakt podduszenia.

Do tego dochodziły rany kłute- niestwarzające zagrożenia życiu w podaniu odpowiednich ilościach.
Jak widzimy, siniaki i rany kłute powinny być dawkowane jak lekarstwa. Rano i wieczorem po siniaku - jeden na piszczel, drugi pod oko. I niewielką ranę w brzuch, przed posiłkiem.
Koroner dostał w łapę od mordercy. Inaczej nie wciskałby nikomu takich głupot.

Przypuszcza się, że była torturowana w mugolski sposób. Do tej pory nie natrafiono na jakąkolwiek poszlakę.
Rozumiem, że mugole torturują jakoś bardziej analogowo niż czarodzieje?
Oczywiście. Butem i knutem, a nie jakimś Cruciatusem.
Aurorzy szykują się na najgorsze- na nieodkrycie sprawcy. Choć jego znak rozpoznawczy poznaliśmy- nic nie wskazuje na to, że pomoże to w śledztwie.
Jaki znak rozpoznawczy??? But w butonierce?
Duża biała lodówka owinięta w gazetę.

Nawet magia zaczęła zawodzić w ostatnim tygodniu.
Hogwart opętany?
Ta szkoła nigdy nie była normalna, ale gdy przyłapano dziedziniec na demonicznym śmiechu, bramę na mamrotaniu do siebie i wieże na pluciu sobie nawzajem w okna, podjęto decyzję o zastosowaniu odpowiednich metod terapeutycznych.
Zwłaszcza, że zawodzenie magii działało na nerwy osobom mającym delikatne uszy.

Zmarło troje uczniów. Przewrażliwieni rodzice zastanawiają się nad zabraniem pociech.
Po śmierci trojga dzieciaków przymiotnik "przewrażliwieni" jest, delikatnie mówiąc, trochę nie na miejscu.

Zrozpaczona dyrektorka wysyła listy do Harrego Pottera, który najwyraźniej nie sprostał zadaniu.
To chyba w takim razie wyjce mu wysyła?
Nie sprostał zadaniu polegającemu na przeczytaniu listu? Cienias!
Na wysłuchaniu wyjców. Można to zrozumieć.

Zanotowano wyskoki wzrost zgonów mugoli.
Nałogowo wyskakiwali z okien. Niektórzy wyskakiwali z pomysłami, reszta wyskakiwała jak Filip z konopi.
Pozostali ograniczali się do picia napojów wyskokowych.

Ministerstwo proś o ostrożność.
Proś, niech Ministerstwo będzie ostrożne! W nim cała nadzieja!
Proś, a będzie ci dane.

Jednakże nie zda się ona na wiele, gdyż mordercę nie powstrzyma nic. Począwszy od Pottera kończąc na Aurorach i Dementorach. ”
To po licho się ograniczać, siedzieć w domu i unikać wszystkiego, skoro morderca i tak będzie robił co zechce?
Urok tej konstrukcji gramatycznej zadziałał na mnie morderczo.
Znikąd pomocy, so let's party!
 

Zamrugał kilkukrotnie. Rozdziabił lekko usta [widelcem na papkę], uspokoił się dopiero, gdy jeden ze skrzatów przyniósł dzisiejszą gazetę. „Kolejne morderstwa”- wyrzucił gazetę za siebie.
Rzeczywiście, bardzo uspokajające wieści.
Darcie i zgniatanie papieru uspokaja, to fakt.
Nie ma spokojniejszego sprzętu w naszej firmie od niszczarki.

-No nie, ja Potterowie powodzenia życzę- uśmiechnął się niemrawo. Nie za bardzo wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć. Po długich konwersacjach ze samym sobą, postanowił, iż dla własnego bezpieczeństwa nie będę w ogóle o tym myśleć.
Tja. Myślenie boli, szkodzi, zabija czasami.
Też bym chciała tak umieć nie myśleć na zadany temat.
Nie myśl o różowych słoniach. Mnie się przeważnie udaje.

[Draco wybiera się do kwiaciarni - gdzie? Na ulicy Śmiertelnego Nokturnu!]

-Tuzin róż-powiedział. Starsza kobieta, która stała za ladą uśmiechnęła się przyjaźnie w jego kierunku. Wyjęła długopis i zapisała liczbę kwiatów na kartce.
-Czerwone?- Potwierdził.
Hm, w kwiaciarni na Nokturnie to powinni, tak na moje oko, sprzedawać rosiczki, trujący bluszcz, diabelskie sidła i barszcz Sosnowskiego, a nie róże!
I dzbaneczniki!

-Rocznica?- Jej piwne oczy ilustrowały teraz kota.
Krzywołap prychnął, uciekł w kąt i zaczął starannie czyścić futerko z tych idiotycznych wzorków.
-Tak jakby-odparł kulturalnie.
Kot?

Bo niby, co innego miał tej kobiecie odpowiedzieć. Że są na grób jego ukochanej ze szkoły?
A to jakiś obciach jest?

I, że wciąż ją kocha choć ma żonę, która go irytuje? Mugole nie rozumieją. Świat magii, arystokratów kieruje się czymś innym- czymś chorym.
Szczęśliwi mugole, nie wiedzą co to zawiedziona miłość, czy nieudane małżeństwo...
Zaraz, zaraz, a skąd mugolka na Nokturnie?!
Przeflancowana. Przeca chora arystokracja nie może sobie brudzić rąk w jakiejś kwiaciarni.

- - - - - - - - - - - - - -

Narcyza Malfoy siedziała nieruchomo od kilku godzin. Jej szare oczy ilustrowały otoczenie.
...wyjęte z oczodołów i precyzyjnie umieszczone w geometrycznym centrum cylindrycznego naczynia wypełnionego roztworem formaliny (c) Vauban
Zostawiając wszędzie ciapki, które połączyła jedną kreską, a potem zabrała się za wykańczanie obrazka:
Kontury rzęsami, kolor tęczówkami!
I wyszła jej Myszka Miki! Gratulacje!

Blond włosy były upięte na czubku głowy, a ciało odziane w zielono-zgniłą kreację.
No, mówiłam, bida z nyndzą u tych Malfoyów, wilgoć, ciuchy niszczeją...
Swoją drogą w tym opku wszystko jest zgniłozielone. Magowie postanowili się umundurować.
I udawać modrzewie.

W jej lewej dłoni spoczywała lampka białego wina. Za plecami czuła żar rozciągający się z kominka.
Żar rozciągał się w ramach rozgrzewki, oczywiście.

Wstała. Podeszła bliżej wielkiej ściany. Mieściły się na nich fotografie, ale tylko jedna była ruchoma. Przedstawiało dwójkę nastolatków. Jej syna i córkę Czarnego Pana. Oboje wtuleni w siebie spali.
Interesujące, że akurat taką fotografię Narcyza uznała za godną powieszenia w salonie. Hm... może to była najłagodniejsza z dostępnych?
Pozostałe wiszą na jednym z portali, których nazw tu nie podamy, gdyż analizy czytują nieletni.

Uśmiechali się łagodnie. Nagle Draco otworzył oczy, zamknął je widząc ją- przyciągnął jej ciało do swojego. Po jej twarzy spłynęła łza.
No i znowu - kto, kogo, czyje ciało? Czyżby Draco wyciągnął rękę z fotografii, łapiąc mamuśkę, by przyłączyła się do trójkącika?
Ostatecznie czarodziejskie fotografie były ruchome, więc czemu nie?

Zacisnęła pięści. Kieliszek pękł. Szkło wbiło się w jej dłoń, powodując rany.
No patrzajcież, drodzy państwo, a byłam pewna, że oparzenia.

Na mokre panele zaczęła kapać krew.
Z kranu kapało, dach przeciekał i wywaliło kanalizację... a tu jeszcze krew.
Panele. Aha. Faktycznie, majątek im skonfiskowano.

Spływała swobodnie z jej ręki. Stała nieruchomo- po policzkach ciepły łzy, lewa dłoń krwawiła.

Łzy ciepały się nerwowo od ucha do ucha.
Podmiot w zdaniu też się ciepał.
Przeraża mnie ilość cieczy w tym opku. Wieszczę potop.

Ponownie zacisnęła dłonie. Szło wbiło się głębiej w jej skórę. Syknęła, ale nie przestała. Szkarłat trysnął na jej suknię, a ona miała ochotę upaść i zatopić się w tym.
Znamy ten motyw, znamy - Narcyza się tnie, hektolitry krwi chlustają, zaraz zapadnie w śpiączkę na długie miesiące...
Po czym okaże się, że nie przecięła sobie ani jednego nerwu, ani nawet najmniejszego ścięgienka.
Za to nabałaganiła jak inhumowany wąpierz w True Blood.

Spojrzała szarymi spojówkami na zarysy odłamków.
"Szare spojówki"? Mieliśmy opkową modę na źrenice i tęczówki jako aŁtoreczkowe synonimy oczu. Spojówek jeszcze nie było. Czekamy z zapartym tchem na kolejne pomysły. Siatkówka, rogówka?
Ciało szkliste. Chociaż nie, idźmy dalej - czopki!
"Jego honor poczuł się dotknięty. Brązowe czopki patrzyły złowieszczo".
Nawet nie próbujcie sobie wizualizować!
Za późno.
<chichocze szatańsko>

Chwyciła za największy i wyrwała go żywcem z dłoni.
Trupcem byłoby łatwiej go wyciągnąć, ale bardzo się spieszyła.

Zagryzła wargę, czując jak zalewa ją czerwona maź.
No po prostu - węgierska katastrofa.

Zdenerwowana zaczęła krzyczeć.
A czym się tak bidula zdenerwowała?
Czerwona maź okazała się żrąca.
Po prostu zauważyła plamy na kiecce i uświadomiła sobie, że krew cholernie ciężko schodzi.

Przy jej ciele pojawiły się natychmiast skrzaty domowe.
Czy umarła od swojego krzyku, od czerwonej mazi, czy może wykrwawiła się po skaleczeniu w dłoń?
Zajęły się sprzątaniem i odkażaniem rany.
Owijaniem ciała w całuny, zapalaniem świec.
Stawianiem katafalku, wiciem wieńców, przygotowaniem hucznej stypy.

-Pani, wszystko w porządku?- Zapytała skrzatka Perełka.
-Pani śliczna powie co ją boli, pani śliczna da sobie powróżyć.
Perełka. Uhm. Traktowanie skrzatów gorzej od psów powinno jednak mieć jakieś granice.

Była widocznie smutna, że jej pani źle się czuje. Wyciągnęła delikatnie ostatnie szkło. Polała dziury eliksirem i zabandażowała pieniącą się ranę.
Stopą zdusiła syczące bąble na podłodze.

-Podać coś?
-Nie, dziękuję.
- Może jednak sole trzeźwiące i zimny kompres. Nie, lepiej przynieś tu pół litra i wiadro.
Siekierę poproszę!
I miętowy płateczek.


- - - - - - - - - - - - - -


[Państwo Potter oraz Draco spotykają się na cmentarzu przy grobie Hermiony]
Przy czym nie wiadomo, dlaczego córka Voldemorta, wróg Pottera, morderczyni matki Rona i Ginny, czyli zUo w postaci skoncentrowanej, cieszy się wśród nich takim uwielbieniem, że z kwiatuszkami lecą ronić ślozy na jej mogiłce.


Przez pewien czas trwali w tej ciszy. Myślami byli daleko- wspomnienia wracały, aby dodać tej chwili bólu. Coś czego żadne z nich nie zapomni nigdy.
Potter z wyrzutów sumienia powinien popełnić seppuku zwiniętym w rolkę Prorokiem Codziennym. Przecież to on ją ukatrupił.
To jest koronny dowód na to, że aŁtoreczka nie używała mózgu przy pisaniu. Gdyby wcześniej chociaż zasugerowała, że Harry miał opory przed zabiciem Hermiony! Ale nie, utłukł ją jak komara, a teraz nagle rozpacza jak mój kupel nad rozgniecionymi ślimakami... Tylko że nic nie wskazuje na to, że Harry jest pod wpływem.

Państwo Potterowie nie myśleli już tylko o Mionie
Wredne, samolubne sobki! Jak mogą myśleć nie tylko o Mionce?
Miona, Miona, znów o Mionie
Łazi mucha po wymionie.
Rym bez sensu sam się prosi.
Że też ziemia wciąż ją nosi!
Zapytacie, o co chodzi?
Sens aŁtorek nie obchodzi!
Kiedy widzę to zdrobnienie
Zaraz włącza się...
                      ... irytacja.
- ich dusze udały się w przeszłość do czasów wojny.
Ich ciała udały się w przyszłość. Na placu pozostały tylko porzucone szaty i różdżki.
Oraz galopujący patos w żółtej uzdeczce.

Przez ich głowy przelatywały twarze wszystkich tych, co umarli za lepsze jutro.
Wszystko byłoby fajnie, ale niektórzy nosami smyrali po hipokampach, co jednak strasznie łaskotało.
W to lepsze jutro.
"Lepsze jutro było wczoraj."

Ginny mimowolnie przytuliła się mocniej do męża. I pomyśleć, że Hermiona walczyła po drugiej stronie, pomyślała ruda. Jej oczy wypełnił żal, z impetem zaczęła wpatrywać się w posąg.
Aż się zaczął kruszyć i rozpadać pod naporem jej wzroku.
Gdyby nie Avada Anihilata, przychodziliby płakać na grób Voldemorta, niedoszłego teścia, co to w sumie był fajnym, rubasznym facetem.
Trochę mu tylko urwało od nosa i pionu moralnego na starość.

[Na cmentarzu pojawiają się Zabini i jego dziewczyna, by również oddać hołd Hermionie.]

Dziewczyna włożyła delikatnie białego narcyza do wazony wypełnię tego różami.
Patrzę, czytam i zachodzę w głowę co aŁtorka miała na myśli pisząc tak dziwne słowa. I mam! Wazon był [UWAGA!] - wypełnięty różami!
Wyszło jej zdanie opróżnięte z sensu.
A może to ogłoszenie? "Wazony wypełnię... tego... no... różami!"

I złożyła dłonie- jak to miała nawyk ze swojego kraju. 
Gramatyka załkała, co weszło jej w nawyk, kiedy aŁtoreczki gromadnie wzięły się za pisanie opek.

Jej modlitwę oraz chwilę melancholii chłopaków przerwał krzyk dobiegając z głównej drużki.
Znaczy - krzyk pierwszej druhny, gdzieniegdzie zwanej starościną? Ale na Bora, kto robi wesele na cmentarzu?
Są i tacy. Co się mają domy pogrzebowe zawężać...

Jazgot pani Potter doszedł do nich ze zdwojoną siłą- echo rozniosło się na całym cmentarzu.
Jaf jaf jaf - jazgotała jak ratlerek pani Potter na cały cmentarz.
Nie pomagało nawet rzucanie jej ulubionej piłeczki!
Darła się jak przekupa na rynku.

-Ginny, co ci jest?!- Zdenerwowany Potter skakał obok żony [bouns, bouns!], patrząc jak blondynka biegnie w ich kierunku. Spodnie rudej przybrały odcienia dojrzałej porzeczki [ale czerwonej czy czarnej?] Krew spływająca po jej nogach zaczęła brudzić kamienie, którymi wyłożona była droga.
-Jaaa… Ja rodzę!- Wysapała przez łzy i krzyk bólu.
Słowo "jazgotanie" chyba nie było zbyt dobrze użyte.
Trochę nie zbudowało napięcia.
AŁtoreczka nie widzi różnicy między rodzeniem i ronieniem. Jedno i drugie na "r".
- - - - - - - - - - - - - -


[Potter]
Jedynie ją tulił. Tylko tyle mógł. Nie potrafił na nią patrzeć, czuł jak gardło niemiłosiernie go pali.
W szkole rodzenia jednak odradzano palenie przy rodzącej, więc nie mógł sobie ulżyć.
Ja pierdzielę, co to za pipa jakaś się podszywa pod Pottera?

[Draco]
Chciał zabić Pottera- wsadzić mu tą jego różdżkę w dupę.
Aż gardłem wyjdzie!
I tak spełniła się klątwa Palącego Gardła.
Znowu jakieś analne fiksacje, meh.
I tak dobrze, że aŁtorka nie napisała, iż chciał mu wsadzić SWOJĄ różdżkę.

Złość go zżerała, a smutek dławił. Mimo tego nie płakał- nie był w stanie. Choć chciał je poczuć- chciał, aby oczy zapiekły go, żeby świat stał się niewyraźny.
Też mi sztuka, wystarczy nasikać do niewygasłego ogniska.
Albo posiekać dorodną cebulę.

Pragnął poczuć tę melancholię. Alenie był w stanie płakać, kurwa! Bolało go to, bo ją kochał, prawda? (Nieprawda;P) Chciał całować jej usta, szyję, polika, całe ciało.
Ach! Czyżby aŁtorka sugerowała, ze Draco poczuł nieodpartą namiętność do pani Ginewry Potter?
Oraz do polika, czymkolwiek to jest.
Czyżby pośladek?
Polike'ował jej policzki, no co.

Chciał czuć jej ciepło, które biło mimo chłodu, który ją otaczał. Chciał zobaczyć te oczy- te czekoladowe oczy pełne niczego.
Tę pustkę bezbrzeżną, ten brak myśli jakiejkolwiek...
(Czekoladowe? Chyba jednak nie Ginny, chyba jednak Mionka!)
Co za różnica w sumie...
Wymarzona kobieta Kononowicza.

Chciał ją po prostu przytulić, czy to tak wiele? Czy żądał od świata niemożliwego? Po prostu ją kochał- czy nie oczywiste było to, że chciał ją mieć przy sobie? Mimo, iż martwa.
To niech ją sobie wykopie i przestanie marudzić.
Draco-nekrofil? A pfuj!
Stuprocentowo Mionka. Z jej ironią w stosunku faktycznie lepiej się ją kochało martwą, nie psułaby atmosfery sarkastycznymi uwagami.
- - - - - - - - - - - - - -


[Draco wybiera się do św. Munga odebrać Annę, która znalazła się tam po załamaniu nerwowym wywołanym atakiem Krzywołapa]

Draco, choć nigdy nie był pobożny, przeżegnał się jak Mugole, przechodząc przez hol Munga.
Eeeee?
Kura, choć zawsze była dość odporna, popadła jednak w lekki stupor na ten widok.
Bo, jak wiadomo, wszyscy mugole byli wyznania rzymskokatolickiego.
Zwłaszcza brytyjscy mugole.
Nawet najbardziej wierzący mugole nie żegnają się chyba w holu szpitalnym tylko dlatego, że szpital jest pod wezwaniem świętego???
Żegnać to się i mogą, ale raczej nie znakiem krzyża...

Zapach leków uderzył w niego, skrzywił się.
I taki skrzywiony zapach postanowił jeszcze owionąć nieco korytarz szpitalny.

Biały kolor otaczał go ze wszystkich stron. Począwszy na fartuchach koślawych, niestety, pielęgniarek,
Pielęgniarki powykrzywiało? Czyżby nagła epidemia lumbago?
(Swoją drogą, nie chcę nawet wyobrażać sobie, co on począł na fartuchu koślawej pielęgniarki)
Zajścia w ciążę z fartuchem koślawej pielęgniarki jeszcze nie było!
Święty Mungo zwiastował Draconowi i począł on z fartucha pielęgniarskiego.
a kończąc na plastikowych kubkach i workowatych papciach, które musiał założyć na buty, jeśli chce się poruszać po uzdrowisku.
Choć pracują tam uzdrowiciele, św. Mungo to jednak szpital, nie uzdrowisko.
Mungo-Mungo, Baden-Baden.
Ale praktyki mają dość dziwne: zakładać plastikowe kubki na buty...?
Pewnie w ten czarodziejski sposób usuwano nagniotki.
Ja przepraszam, ale kończenie na kubkach mi się kojarzy.

Warknął, jego wzrok powędrował ku zegarowi, który wisiał na BIAŁEJ ścianie w głównej poczekalni. Tarcza, jak i obwódka była koloru BIAŁEGO- cudem mógł nazywać cyferki w odcieniu czerni.
Takim bladym, pastelowym odcieniu...
Relaksująca, optymistyczna czerń.

Radośnie, pomyślał wstając. Od dwudziestu minut oczekiwał kwoki, która łaskawie spakuje swoje rzeczy do tej- jak na jego oko- gigantycznej torby i wyjdzie łaskawie z tej sali!
Znaczy: pojawił się w szpitalu, by czekać na kwokę, która wykaże się umiejętnością wrzucania rzeczy do torby? A później pójdzie na wysypisko śmieci i zaczeka, aż śmieci się ułożą w Boeinga 747?
To jest szpital czy kurnik? I dlaczego płody aŁtorki sprawiają, że mam ochotę nerwowo zagdakać?

W dodatku on będzie musiał to dźwigać, aż do samochodu, bo szofer łaskawie nie wysiądzie- a gdzieżby, przecież korzonki go bolą!
Rozbestwiła się ta służba, jak nic!
Będzie dźwigać kwokę i kopę jaj?

Chwycił się za głowę obiema dłońmi, które plótł we włosy.
I zawiązywał na kokardki.

Niesporne kosmyki
Jakie, niesporne? Czyżby z rozporka mu wystawały?
W formie krzaczastych brokułów.
blond czupryny opadały mu na czoło, ale nie były w stanie zasłonić wściekłości, bijącej z szarych spojówek.
Oczka mu się zakurzyły?
Za to niezborne przymiotniki zataczały się gdzie popadło, a zagubienie biło z ich rogówki. Wspólnej, kurde no.

Zaczął tupać nogą [słusznie, tupanie ręką mogłoby zostać niezauważone], wyrażając swoją niecierpliwość, złość, a nawet urażenie- nikt nie zwrócił na niego większej uwagi, nie tylko on zachowywał się w podobny sposób.
Skandal! Arystokrata tupie nóżką, a nikt nie zwraca na niego uwagi, nikt nie leci, gnąc się w pokłonach? Ten świat schodzi na psy!
A w szpitalnej poczekalni stała cała wataha poirytowanych arystokratów, tupiących w tym samym rytmie. Aż przyjemnie było popatrzeć: jeszcze trochę takich ćwiczeń i synchronicznie odtańczą macarenę.
Skrzyżowanie domu wariatów i przedszkolnej sali maluchów. Obłęd.

Pracownicy przywykli do takich „scen”. Każdy był na swój sposób szczęśliwy. Lekarze- bo mieli spokój.Chorzy-bo mieli spokój. Odwiedzający- bo mogli wyrazić swoje emocje swobodnie.
Aha. Znaczy, spokój lekarzy i chorych osiąga się poprzez umożliwienie odwiedzającym swobodnego awanturowania się?
Tak. Odprowadza się ich do pokoju zwanego wyszalnią i wszyscy są zadowoleni.
Hol był obity miękkimi poduszkami. Nad wszystkim dyskretną pieczę sprawowali rośli pielęgniarze, mający na podorędziu kaftany, paralizatory i duże dawki bromu.

Żyłka zaczęła mu niezmiernie pulsować, gdy przypomniał sobie, że Krzywołap został sam w domu- w jego gabinecie.
Jak nic - skotłuje mu papiery, a resztę obrzyga.
I nasika do kałamarza.

-Kurwa-warknął. Kobieta, która właśnie go mijała, obdarzyła go zbulwersowanym spojrzeniem.
- Złociutka, to nie do pani!

Pochwyciła mocniej dłoń dziecka, które szło wolno za nią i wypruła do przodu. Wywrócił oczami. Ten świat upada, przeszło mu przez myśl.
No! Za dawnych dobrych czasów każde przekleństwo, jakie rzucić raczyły jego arystokratyczne usta, powitane byłoby burzą oklasków!
Tysięczny tłum spijał słowa z mych ust, kochali mnie...

Słysząc śmiech jego narzeczonej zza drzwiami, napuszył się.
Jego korale nabrzmiały  i zaczął groźnie gulgotać.

Naburmuszony chwycił klamkę od pomieszczenia, z którego wydobywały się odgłosy przypominające histeryczny śmiech. Wzdrygnął się. Twarzą w twarz stanął z Anną. Buty na dziesięciocentymetrowej szpilce sprawiały, że dziewczyna była jego wzrostu. Miała na sobie krótkie spodenki oraz golf.
Jednym słowem prezentowała stylówę klasycznej przylaszczki.

 I szok- była bez makijażu. Zamrugał nerwowo.
-Już wiem,czemu większość pieniędzy idzie na te twoje puderniczki i maseczki.
Draco, przykro mi to mówić, ale pizdeczka z ciebie jak mało kto. Nie kochasz Anny, pogardzasz nią, nawet ci się zwyczajnie fizycznie nie podoba - no to weźże do jasnej cholery z nią zerwij i przestańcie się męczyć oboje. Mamusi się boisz?
Nawiasem mówiąc, pizdeczka też i z Anny, bo każda baba z jajami za taki chamski tekst trzasnęłaby "narzeczonego" w pysk i kopnęła w dupę tak, że zatrzymałby się dopiero na ulicy.

- - - - - - - - - - - - - - - -

[Draco i Annę odwiedza Yuko, wściekła po kłótni z Blaisem.]

W wąskich drzwiach garderoby stała szczupła blondynka. Yuko trzymała w dłoń beżowy płaszcz. Jej oczy były zmrużone- błyskała w nich dzikość. Jasną cerę okalały rumieńce zadyszenia.
Przeczytałam "zadaszenia" i przez chwilę nie mogłam pojąć, o co kaman. Zresztą nadal nie mogę.
Znaczy, taką obwódkę czerwoną miała na twarzy, czy jak?
Malinki miała. Dlatego była zadyszana.
Ktoś jej robił malinki dyszą?

Ogniki w zielonych spojówkach
Ta to już gnije na całego...
Ogniki świętego Elma?
Też zielone.

zaiskrzyły się niebezpiecznie, gdy dostrzegły Krzywołapa.
Ogniki w spojówkach żyją własnym życiem. To one spostrzegły kota i zareagowały. Yuko jakby nigdy nic, dalej dłubała w nosie.

-Ej! A ja?-Anna odwróciła się do wszystkich tyłem. Jej nową taktyką była ignorancja.
Ignorowanie, czy głupota?
Raczej to drugie, ale żeby od razu to nazywać taktyką... Samo wychodzi.
<usilnie powstrzymuje się od zamieszczenia w tym miejscu uwagi na temat KOGOŚ INNEGO niż boChaterowie opka>

-Co się stało?- Przeczesał dłonią blond czuprynę.Szare oczy utkwił w przyjaciółce.
-Pokłóciłam się z Blaisem- odparła. Kot zeskoczył z jej ud i pognał w swoim kierunku.Zrezygnowana,  odarła dłonie o kolona.
No ja rozumiem, że chłop pańszczyźniany to mógł być taki cokolwiek szorstki, ale żeby od razu odzierać sobie ręce?

-Nieszczęścia chodząc dziś po wszystkich- dziewczyna zamyśliła się na chwilę.
Zamyśliła się nad dalszą częścią zdania, tak brawurowo rozpoczętego imiesłowem.
- I tak pozostała do końca opka? - spytała z nadzieją Szpro.
- Niestety, nic z tego - Sine współczująco pogładziła Szpro po skrzelach.

(...) chichocząc, opuściła całą posiadłość.
Całą posiadłość jednocześnie.
Wielkie czyniąc w niej pustki.
A wiatr hulał po wielkich salach.
Oraz po pustce pomiędzy jednym uchem a drugim. Zgadnijcie, czyim.

- - - - - - - - - - - - -
[Dziecko Ginny i Harry'ego umiera]

Po bladych policzkach spływały łzy. Potoczki rzeźbiły swoją drogę starannie.
Używając najdelikatniejszych rylców i diamentowych wiertełek.
Po chwili twarz przypominała już krajobraz Wielkiego Kanionu Kolorado.
Gdzieniegdzie można było nawet podziwiać malownicze intruzje.

Zmęczona, kołysała się z martwym ciałem.
Dla porządku tylko przypomnijmy, że Ginny poroniła w czwartym miesiącu ciąży.

Tuliła je do siebie, jej ryk był coraz głośniejszy.
Przerażeni mieszkańcy Londynu zastanawiali się, czy to znowu alarmy bombowe?
BBC nic nie mówiło o nalotach tego dnia, ale na wszelki wypadek zbiegli do metra.
Wykupując po drodze cukier i drożdże. Nigdy nic nie wiadomo.
Co złego jest w słowie "płacz"?
Nic, ale aŁtorka zafiksowała się na "ryku" i nie ma rady.

-Dałabym ci z Harrym na imię Hermiona- wyszeptała w końcu.
Na pamiątkę po buuu... przyjaciółce męża i chlip... kochance naszego wroga, i smark... po tej, co zabiła moją mamę! Wszystko to z miłości do Mary Sue, córki Voldemorta!
A na drugie "Syrena Przeciwmgielna", po mamusi.
- - - - - - - - - - - - -


[Niespodziewana wizyta matki u syna]

Odwrócił się w stronę Narcyzy. Siedziała na fotelu. Na jej kolanach siedział Krzywołap- widząc go, aż poczerwieniał ze wściekłości.
Krzywołap z natury był rudy, więc mógł czerwienić się, ile wlezie.
Narzeczonej nie znosi, teraz przejawia zazdrość o kota... a może o matkę? Tak czy siak, coś z Dracusiem mocno nie w porządku.

-Naprawdę pozwolisz wydać Annie połowę wartości skrytki? I to jeszcze na ciuchy?- Kobieta zaśmiała się ponownie, widząc zniesmaczoną minę syna.
Nie no, kobito, trochę konsekwencji. Sama mu tę narzeczoną wybrałaś, a teraz krytykujesz?
Krytykuje wydatki a nie kandydatkę jako taką.
Żeby to jeszcze wydawała, jak każdy porządny arystokrata, na bale charytatywne, urządzanie domu i ogrodu, dzieła sztuki, narkotyki lub hazard!

Koty są nieobliczalne:
-Krzywołap zajął się jej garderobą. Lata po domu w koszuli nocnej.
Z dziurką na ogon.
Dżizasfakenkrajst, TO naprawdę przesada! Chociaż dobrze, że nie wziął się za COŚ INNEGO.

Co gorsza, nie wychodzi z niego.
Anna nie wychodzi z kota???
Może ogon z dziurki?

Zapłacę każdą cenę, żeby tylko ta dziewucha zniknęła na parę godzin-wyznał. Szare spojówki utkwił w kocie. Zmrużył oczy.
Musiał. Szare spojówki zaczynały już mu wyciekać.
Nie ogarniam. Tak trudno powiedzieć "wynoś się"?

-Nie pomyślałeś, aby zszyć ubrań magią?
Do kupy zszyć je wszystkie? Można, ale w jakim celu?
Ten ubrań zszyć? Ten jeden?

- Kot otwarł się o rękę Narcyzy [aż mu kiszki na wierzch wypłynęły][niezłe musiała mieć paznokcie], a następnie pognał tworzyć kolejne nieszczęścia. Blondyn skrzywił się.
Na widok kota ciągnącego flaki za sobą.
Oraz frazy o tworzeniu kolejnych nieszczęść.
Kolejne nieszczęście wyglądało TAK.
Czy to rano, czy o zmierzchu
Lubię flaczki mieć na wierzchu!

-„Zostają ślady”- powtórzył słowa narzeczonej.
No, po otwartym kocie to takie nawet dość trudne do przegapienia.

- - - - - - - - - - - - -

Tadammm! Wprowadzamy nową boCHaterkę, która od tej pory bierze na siebie ciężar narracji. Na razie dama owa jest bardzo tajemnicza...

Uchyliłam delikatne spojówki. Przetarłam je i przeciągnęłam się niemrawo.
Kurnać, widzę, że cholerna spojówka staje się tu synonimem WSZYSTKICH części oka. Niedługo dowiemy się, że boCHaterka używa cienia do spojówek i tuszuje je wydłużającą maskarą...
Uważam, że za każde nieodpowiednie użycie słowa "spojówka" na Ałtoreczkę powinna spaść kara pod postacią zapalenia tychże.
A ja sobie wizualizuję uchylenie spojówki. Przy pomocy skalpela.
Za dużo Psa Andaluzyjskiego, że zdiangozuję.

Czekając, aż woda się naleje, zaczęłam badawczo oglądać odbicie w lustrze. Młodość wcale nie musi być ulotna, szepnęłam bezgłośnie. Cera wreszcie zaczynała nabierać brzoskwiniowego odcieniu. Popękane wargi, niestety krwawiły, co jakiś czas.
Tylko brak nosa i odpadające ucho trochę psuły efekt.
Ale sobie, kuźwa, kichnęła...

Śnice pod oczami znikły.
Ha! A może ona ma na myśli "śpiochy"?

Spojówki ciemne.
Bardzo ciężkie zapalenie, przechodzące w martwicę?
Zombie tu, zombie tam,
Z zombiakami dobrze nam.
Chociaż wygląd trochę fe
Być zombiakiem nie jest źle!

Ich migdałowy kształt dodawał uroku kolorowi.
Ta suknia ma tak piękny krój, co z tego, że jest sraczkowata?

Delikatne włosy okalały ramiona i część pleców.
Futrem porosła?
Będzie potrzebować depilatora na wysięgniku.
- - - - - - - - - - - - -

Idąc mugolskimi dzielniczkami [Dzielniczki zabudowane domeczkami.], zastanawiałam się, kogo odwiedzić na początku. Biorąc pod uwagę godzinę piętnastą w południe,
Doba czarodziejów liczy sobie trzydzieści godzin.
Nie chcę wiedzieć, ile dni liczy tydzień.

mogło być ciężko- z kimkolwiek. Uśmiechnęłam się- automatycznie zwróciłam uwagę mężczyzn.
SUMS - Standardowe Umiejętności Mary Sue.
Obejrzeli się za nią jak na komendę, rzucili wszystko i pobiegli po kwiaty.
Rzucili wszystko i uciekli z wrzaskiem.

[Tajemnicza Nieznajoma teleportuje się do Ministerstwa Magii, gdzie morduje przypadkową kobietę, a następnie do domu Potterów, gdzie rozmawia z oszalałą po śmierci dziecka Ginny. Potem zaś udaje się w jeszcze jedno miejsce...]

- - - - - - - - - - - - - -

Typowa kawalerka, przeszło mi przez myśl. Dom urządzony w totalnym bezguście.
Co to takiego "bezguść"?
Taki absmak, tylko prościej.
Dyzgust po prostu.

Czego mogłam się spodziewać? Jedyną trafną inwestycją był chyba kominek i ogromny barek.
Kominek w kawalerce, muhihihihihi.
(Domniemywam, że przez "kawalerkę" ałtorka rozumie "mieszkanie kawalera". My jednak złośliwie będziemy interpretować to słowo zgodnie z jego prawidłowym znaczeniem)
Od kiedy kominek i ogromny barek jest objawem dobrego gustu?
Ona nie docenia w nich gustu, lecz trafność inwestycji. Trudne słowa, które na pewno coś znaczą.

Nalałam sobie lampkę wytrawnego wina o nieskazitelnym roczniku.
Kazić: psuć, szkodzić. A teraz, droga Ałtoreczko, zadaj sobie pytanie, jak rocznik może być niezepsuty bądź nieuszkodzony!

Jako, że właściciel jeszcze się nie pojawił, zajęłam się przeglądaniem szafek i lodówki.
Bo nie ma jak się wbić komuś na kwadrat i przetrząsnąć mu wszystkie kąty.
Wpadła na hawirę i zrobiła rewizję.

Po udanej akcji zawsze byłam głodna, a czekolada mnie zamuliła. Było mi niedobrze. Miałam wrażenie, że zaraz się zrzygam.
Może dlatego, że czekolada niezbyt się komponuje z wytrawnym winem. Swoją drogą słowo "zrzygam" jest takie eleganckie, że ach, och, ech!

Mimo tego wyjęłam z chłodziarki miskę z sałatką. Była ona jedyną normalną rzeczą w lodówce. Bo, który debil odżywia się  lodami i jakimś suszonym mięsem?
Indianin - sybaryta.
Ale tylko taki, co ma dojście do chłodziarki w sklepiku na skraju rezerwatu.
Zamieńcie lody na czekoladę, dołóżcie trochę sera i macie debila we mnie.
Albo Indianina.

Beznadzieja. Usiadłam na sofie. Kakaowa narzuta zmierzwiła się delikatnie. Nabiłam na widelec truskawkę i włożyłam ją sobie do ust. Wraz z pozostałościami czekolady, smakowała wybornie i słodko, aż mnie cofnęło.
Tak wybornie, że aż ją cofnęło. Aha.
To przez resztki czekolady w zębach i tego bełta o nieskazitelnym roczniku.

Połknęłam owoc i wygrzebałam kiwi w bitej śmietanie.
Aha. Dla wiadomości Czytelników - jesteśmy w mieszkaniu samotnego faceta. W lodówce należałoby się więc spodziewać raczej piwa, kiełbasy i jakichś niezidentyfikowanych zaschniętych resztek, niż sałatki owocowej z bitą śmietaną, prawda?
Czy widzisz Mary Sue wcinającą kiełbasę z musztardą i zalewającą się piwem? Może powinna jeszcze oglądać mecz w telewizji i czochrać się pod pachami?
Nie, Mary Sue nie - ale dlaczego do cholery każda inna postać musi się dostosowywać do jej gustów?
Roboczo: bo ona to Mary Sue i wszyscy w lodówce dla niej trzymają przysmaki?

Westchnęłam. Z pełną buzią podeszłam do akwarium. Pływała w nim jedna rybka.
Samotnej rybce przyda się towarzystwo pawia.

Jej łuski zmieniały się przez cały czas i przechodziły przez gamę kolorów. Zachichotałam. Długi ogon falował delikatnie. Przeczesałam gęste [oczywiście!] włosy i wróciłam na miejsce. Zegar wiszący na ścianie wybił piątą trzydzieści. Zatarłam rączki. Mam pół godziny. Postanowiłam, że w tym czasie wezmę prysznic. Po niedługim czasie znalazłam łaźnię.
Parową?
Brawo! Znalezienie łaźni w kawalerce jest wysoko punktowane w rankingach na skrytobójcę, płatnego mordercę i członka MENSy...
Może to było coś w rodzaju zminiaturyzowanej ruskiej bani i stało na balkonie?
A po zażyciu bańki siup na śnieg pod balkonem?

Odkręciłam kran, z którego pociekła wrząca woda. Ogromna wanna wypełniona została po brzegi wrzątkiem.
Łaaaaźnia! Z ogromną wanną! No to rzeczywiście, kawalerka jak się patrzy.
Sypialnie pewnie są na piętrze.

Rozebrałam się i naga wsunęłam się pod taflę wodną. Blada skóra zaczerwieniła się natychmiast.
Chwilę potem pojawiły się pęcherze.
Rosół z marysójki!
Z zielenicami w miejsce włoszczyzny.
Zrobimy z niej zimne nóżki, i tak ma zamiast mózgu galaretę.

Włosy spięłam na czubku głowy klamrą, która wcześniej upinała moje długie włosy w luźnego koka.
Za tego "kokA" masz w zęby ofiaro, co to miewa smakA na tortA...

[Po zażyciu odświeżającej kąpieli Tajemnicza Nieznajoma porywa właścicielka kawalerki - Rona Weasleya]

- - - - - - - - - - - - - -

Na oczach zawiązałam mu wstążkę. Czarną, długą wstęgę. Aby przypadkiem mnie nie dostrzegł. Ach, taka zabawa jest lepsza.
Następnie sięgnęłam po kajdanki, pejcz i resztę utensyliów.
Niestety, nie zaczął jeszcze błagać o litość.

Dłonią uderzyłam w jego klatkę piersiową. Zatoczył się i upadł na stos drewnianych skrzyń.
Przydepnęłam go nogą odzianą w niebotyczne szpilki i zrobiłam władczą minę. Cholera, zapomniałam, że nie mógł mnie w tym momencie widzieć! Na chwilę straciłam wątek.

Podniósł się po chwili. Dłońmi starał się ściągnąć zasłonę ze spojówek.
To się nazywa "rogówka" i lepiej tego nie ściągać.
Gdy udało mu się ze wstążką, zabrał się za wyrywanie powiek.
Oczy sobie wyrywał. To staje się niesmaczne.
Frazę "rzucić okiem" pojął zbyt dosłownie.

-Czujesz to?- Mój władczy ton przeciął powietrze. (Mwachacha, wiedziałam, że przymiotnik "władczy" musi się tu pojawić!) Oddychał ciężko. Zdezorientowany szukał strony, z której pochodził głos.
Bo wraz z zawiązaniem oczu słuch mu odebrało i poczucie kierunku.
Też by Ci odebrało, gdyby ktoś Ci wbijał szpilkę w "miętkie".

Nie poznał mnie. Pożarł go strach. Podeszłam bliżej. Z kolana uderzyłam go w brzuch. Splunął na ziemię szkarłatną cieszą.
No i z czego ten zaciesz?
Z użycia słowa "szkarłatny" we właściwym znaczeniu.

Dławił się powoli. Podniosłam jego podbródek. Paznokcie wbiłam w jego kości policzkowe.
A pazury miałam z tytanu, ofkoz.

-To czekolada- wysyczałam.
Nie, to ślina z krwią, proszę pani.
Ona ma jakąś obsesję na tym punkcie, rili.
"W każdej tęgiej dziewczynie jest szczupła dziewczyna i mnóstwo czekolady".

Zaczęłam go dusić.
Nowatorskie metody duszenia poprzez wbicie pazurów w kości policzkowe. Tylko aŁtoreczki mają tak spaczoną wyobraźnię.
Albo nie wiedzą, gdzie są kości policzkowe.

Przestałam, gdy nieprzytomny opadł na ziemię. Żył, a ja byłam ciekawa, jak szybko znajdzie go ktokolwiek. Budynek szedł w przyszłym tygodniu do rozbiórki.
Dumna, zostawiłam go samego. 
Podstawowy błąd Tych Złych: zostawić za sobą takiego niedotrupka. Mac Gyver by się uwolnił w pięć minut.
Głowię się od dobrych paru minut i wciąż nie wiem, z czego ona jest dumna. Z własnej głupoty chyba.
Poznęcała się nad związanym, oślepionym więźniem. Sam mrok, duma i bladość.

- - - - - - - - - - - - - -
I TADAMMMMM!!! Odkrywamy tożsamość Tajemniczej Nieznajomej!

Mam na imię Hermiona Riddle- i teraz nie jestem pewna, czy aby na pewno jestem martwa.
Sprawdź objawy: tętno, oddech, odruch zieleniczny... tfu, źreniczny. A potem na wszelki wypadek wyjdź na słońce i zobacz, czy sparklisz.
Jeżeli gubisz kawałki ciała, to jesteś zombie.

Przez dwa lata tkwiłam na Londyńskiej Sloane St. Ulicy, która tętniła życiem. W deszczu, gradzie, czy upale- nie mogłam wyjść poza obszar tej ulicy.
Strefa bezmarysiosójczana! Powinniśmy taką wprowadzić i u nas.

Moja dusza została zamknięta. Ciało pochowali [każdy kawałek gdzie indziej] a ja nie mogłam znaleźć się po żadnej ze stron [dziwnym nie jest]. Uparcie brnęłam ku dołowi- tam gdzie oczekiwał mnie Lucyfer. Tam, skąd mój ojciec wpatrywał się w moją egzystencję. Byłam duchem.
Niestety, w jaki sposób duch odzyskał ciało - oraz po co właściwie - nie dowiadujemy się.
Jak to w jaki? Lucyfer zrobił wszystko, dosłownie wszystko, byle tylko ta cholera nie trafiła do jego dominium.

- - - - - - - - - - - - -

Raptownie pogoda rozpogodziła się.
A miała inne wyjście?

W ten oto „magiczny” sposób znalazłam się na osobistym dworze Malfoya. Zagubiona wpatrywałam się w ciszę. Była namacalna, [miała konsystencję rzadkiego kisielku] nawet skrzatów nie było słychać.
I tylko "w szumie drzewek ledwie słychać ciche bul... bul... bul."

Dłonią sunęłam po ziemno-zielonej ścianie, gdy szłam.
Słynne Malfoy Manor okazało się ziemianką ze ścianami wyłożonymi darnią?
W pewnej dziurze w ziemi mieszkał sobie Malfoy. Nie była to szpetna, wilgotna i brudna dziura, cuchnąca i pełna zombiactwa...

Czułam się dziwnie pusta.
Tam od razu dziwnie...

Odkąd obudziłam się w trumnie, to uczucie ogarniało mnie bardzo często. Zastępowało te, które uleciały.
Gazy gnilne?

[Mionka spotyka Malfoya i...]

Skrzywił się, zamrugałam nerwowo.
Zapach. Z pewnością chodziło o zapach. No niestety, bycie zombiakiem ma pewne minusy.
Póki co kontroluje odpadanie członków, więc nie jest tak źle.

-Blaise, przerabialiśmy to już. Mówiłeś, że nie będziesz się już bawić eliksirami.-Widząc jego zniesmaczoną minę, poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się wypieki złości.
-Tylko nie próbuj mi udowadniać, że to naprawdę TY. Pamiętasz jak to się ostatnio skończyło?-
Ojacierpiędolę. Czyżby Blaise, transmutowany w Hermionę, dobierał się do Dracusia?
Na litość, to jest naprawdę niesmaczne.
Dlaczego? Dobry slash jest dobry.
Slash tak, ale w ciele Pomiotu Voldzia?

Wyszłam i czekałam, aż czarodzieje zaczną mnie rozpoznawać.
To nie tak się robi, słonko. Dzwonisz po prostu do znajomych fotografów, mówiąc "będę tu i tu, ubrana tak i tak".
O ile kogokolwiek to obchodzi.
I o ile masz znajomych fotografów.

To będzie zabawa. [Autografy, zdjęcia, takie tam] Nie tylko spłacę dług, a również pokarze wszystkim, jak bardzo cierpiałam.
Jeśli "pokarzesz", to ZA TO, że tak cierpiałaś.
Nas już pokarało w sumie.

- - - - - - - - - - - - - -

Wzruszenia wielkiego nie wywołałam- jedynie wzrosła we mnie wściekłość.
Świat czarodziejski nie rozpoznał, nie docenił, nie kajał się za wyrządzone krzywdy? Kill'em all!
Czarodziejski świat skończy się na kill'em all! Muahaha!

[Hermiona odwiedza Zabiniego]

-Kochaneczku, powiedz, co zrobiłeś, że Draco mnie nie poznał?- Zaśmiał się nerwowo. Zmroziłam go spojrzeniem. Przełknął ślinę, widząc moje oczy. Nigdy nie lubił, gdy w ten sposób patrzyłam na innych- gdy patrzyłam TYMI oczami.
Miałam bowiem kilka par na różne okazje.

 Dzikie, z pionowymi zielenicami i barwnym zabarwieniem białek- jak u węża.
Barwne zabarwienie białek i pionowe zielenice... komentarze mi się już kończą.
Jest tyle innych ładnych glonów: sinice (dają fajne zabarwienie), chryzofity, krasnorosty, brunatnice, a ona w kółko zielenice i zielenice.
A gdzie się podziały spojówki? Dlaczego w tym fragmencie nie ma nic o spojówkach?
Nie zdzierżyły sąsiedztwa zielenic i odeszły.

-Ty nie żyjesz- powiedział inteligentnie. Westchnęłam.
- Cóż zrobić...
-Nie jestem martwa! Jestem tylko lekko upośledzona względem podstawowych funkcji życiowych!
-Crucio!- Odliczyłam siedem sekund i przestałam go torturować. – Gdybym nie żyła, nie zrobiłabym tego, nie?- Lodowaty ton, sparaliżował go. Widział, że ze mną nie ma już żartów.
A kiedykolwiek były?
Uhm, to niestety charakterystyczne dla zakompleksionych marysójek z przerostem ego - wielkie mniemanie o sobie połączone z brakiem poczucia humoru.

-Znalazłem twoją szczotkę, kiedyś- zaczął niepewnie.
Szkoda w takim razie, że nie była to szczotka do czesania Krzywołapa.

-Nie pytam się, jak się we mnie zmieniłeś! A co, do cholery zrobiłeś- warknęłam. Wzdrygnął się.
- Chciałem zrobić Smokowie psikusa…- Uniosłam delikatnie różdżkę do góry, zmrużyłam oczy.
-Rozebrałem się przed jego domem!- Skulił się, widząc jak zbieram się do wypowiedzenia kolejnej kary, ale wszystko za wolno do mnie docierało.
<facepalm>
Tak wyobrażamy sobie najlepsze z możliwych wykorzystanie Eliksiru Wielosokowego.
W sumie to powinniśmy się cieszyć, że tylko TAKIE zastosowanie przyszło aŁtoreczce do głowy. Mogło przecież być znacznie, znacznie gorzej.
Tylko się rozebrał? O, w dzidę, faktycznie jest o co robić dramę.

-Ale tak w moim ciele, tak?- Potwierdził kiwnięciem głowy. Kopnęłam pobliski stolik. Wazon, który na nim stał, spadł i strzaskał się.
...i spadł kolonas waazon.
Jak zawsze - z zamkniętym spadochronem.

-Powiedź Malfoyowi, że jest łajzą! (Czy ktoś widzi związek? Bo ja nie.) (jeśli go powiedzie na pokuszenie, Malfoy stanie się łajzą. Jest zatem związek!) A! I oczekuj dzisiaj kolejnych ofiar, możesz być z siebie dumny.
Pfff, tak jakbyś potrzebowała pretekstu... Ale w sumie zawsze dobrze mieć na kogo zwalić winę.

- - - - - - - - - - - - - -

W kolejnych odcinkach nadal snujemy się po świecie za morderczą Hermioną. Następnie cofamy się w czasie do wakacji po VI roku i w retrospekcji widzimy Toma Riddle torturującego Hermionę, dopóki w umierającej nie rozpozna swej córki - po tatuażu, który pojawił sie na łopatce. Snape i matka Zabiniego ratują jej życie, jednak Mionka, od "krwi z mózgu, co zalała oczy", traci wzrok. Autorkę bardzo cieszy ten fakt:

A myślałam, że mam jakieś hamulce moralne Oo A ja myślałam, że to księga druga sprawia mi taką frajdę pisania xD Myślałam, że seryjnie ją tam zgwałcę- było blisko. Zamiast tego oślepię ją. Miła jestem xD
A myślałam, że mam jakieś hamulce moralne. A ja myślałam, że analizowanie TEKSTU sprawia mi frajdę. Teraz myślę, że zbluzgam aŁtorkę. Zrobię jakąś osobistą wycieczkę.
Dobra, nie zrobię. Miła jestem...
I bardzo dzielna. Wszak Ałtoreczka seryjnie gwałci logikę, oślepia kanon i dodatkowo ma z tego frajdę pisania iksde. It should be illegal.

- - - - - - - - - - - - - -



Zwierzenia Voldka:

- Nie zawsze taki byłem, a przynajmniej nie zawsze to ujawniałem, ale był w moim życiu ktoś, kogo z pewnością kochałem. Chociaż nie. Może nie kochałem, ale odczuwałem potrzebę bycia przy tej osobie.
Prała mi skarpetki i prasowała szaty, czegóż więcej można chcieć?
No, mogłaby jeszcze nieźle gotować.

Jane wydawała się taka jak ja, ale jednak pełniejsza życia i radości. Lubiłem, gdy mnie słuchała i zagłębiała się w moich poglądach ze mną.
Kiedy mnie nie słuchała i podważała moje poglądy, taktowałem ją Cruciatusem.
A kiedy się chcieliśmy zabawić, była moją Jane, a ja jej Tarzanem.

Byliśmy ledwo po ślubie, gdy zaszła w ciąże. Miała te przysłowiowe humorki, a nawet gorsze humorzyska. Była straszna.
W dodatku domagała się śledzi z truskawkami.
Voldemort na samo wspomnienie zadrżał i zbladł; zamknął oczy, a na jego twarzy odmalowało się głębokie cierpienie. Po chwili odetchnął głęboko, otarł pot z czoła i słabym głosem kontynuował opowieść...
...nadal mając w pamięci wizyty na stacji benzynowej po lody z chipsami.

Znacznie gorzej było, gdy już w końcu urodziła, a na świat przyszła moja córka. Chciała ją oddać. Chciała, żeby Dumbledore zabił ją i odebrał mi najcenniejszą ze wszystkich rzeczy.
No, jeśli on córkę uważał za rzecz, trochę nie dziwię się Jane, że go nie widziała w roli ojca.

Zabiłem ją, bo ona chciała zabić nasze dziecko. Ale nic nie skończyło się tak, jak miało! Zakon odkrył kryjówkę, Jane wyjawiła im to przed śmiercią. Syn Potterów miał jakieś dwa miesiące, jak jego rodzice wymyślili sobie, żeby zabić moje potomstwo! Szczyt bezczelności.-
Krwiożercza Lily i James - morderca noworodków, tego jeszcze nie grali... Choć nie, weźmy poprawkę na to, KTO tę historię opowiada.
Z drugiej strony: toż to POMIOT VOLDEMORTA. Już ich wystarczająco wiele plącze się po Opkolandii.

Przypadkowo ścisnął jej ramię zbyt mocno, co skomentowała syknięciem, jednak słuchała uważnie. Zbyt uważnie, jak uważał.
To nierozważne, słuchać uważnie kogoś, kto uważa, że słuchasz zbyt uważnie.
Weź ją czymś rozprosz, zrób głupią minę, powiedz "o tam, tam, ptaszek leci", albo co...
Albo: "O, martwa mewa!". Z jej intelektem na pewno rozejrzy się po niebie.

- Narcyza Malfoy zajmowała się swoim półtorarocznym dzieckiem, gdy do posiadłości wpadł zakon.
Ekskjuze mła, ale tu się nie zgadza NIC. Daty urodzenia kanonicznych postaci zostały ściśle określone przez Rowling. Draco był starszy od Harry'ego o niecałe dwa miesiące, a Hermiona od nich obu (ur. we wrześniu 1979).
*Gładzi czule Kurę po grzebyku i odprowadza na bok, tłumacząc cicho a cierpliwie, że po zrobieniu z Lily i Jamesa zabójców noworodków trudno oczekiwać od Ałtoreczki, że będzie pamiętać daty urodzin bohaterów*
Nieee!!! Nie zostawiajcie mnie samej z tym opkiem!!!

Kazałem jej zabrać córkę, jednakże kobieta strąciła przytomność [na ziemię] zanim zdołała się wydostać z obrzeży posiadłości [w ścisłe centrum domostwa]. Jej siostra miała dopilnować, aby nic się nie stało mojemu dziecku. Ale to skretyniałe bezmóżdże jedynie dostarczyła ją pod drzwi jakiś mugoli!
Przy okazji zarażając skretynieniem i bezmózgowiem, sądząc z gramatyki ostatniego zdania.
MUSK mnie boli... <włazi pod biurko i zaczyna cicho łkać>

Jako, że ulica został zniszczona przez wojnę, którą odbyłem, mugole zaginęli w tym całym zgiełku tego żenującego świata!
E? Ałtorka sugeruje, że w latach 80-tych Wielka Brytania prowadziła jakąś wojnę, a bombardowania niszczyły całe ulice??
Wojna o Falklandy-Malwiny zmiotła z powierzchni Ziemi cały Londyn z suburbiami łącznie.
Ostała się tylko pani Lovett i jej słynne paszteciki.

-Ale, co ja mam z tym wspólnego?!- wydarła się nagle dziewczyna. Jej zakrwawione rogówki oczu były mokre i zaczynały łzawić.
O! Spojówki się aŁtorce znudziły, przeszła do głębszych warstw oka.
Dzięki Boru, że uściśliła "rogówki oczu", bo jeszcze można byłoby pomyśleć, że chodzi o zrogowaciałe pięty.
Mam wrażenie, że tym razem chodziło jej po prostu o kąciki.
To nadal nie wyjaśnia, czemu zakrwawione.

-Och. Mówię o tym, że to ty, że to ty jesteś moją córką.
-Cieszysz się, prawda?

Suspens jak jasny gwint.
- - - - - - - - - - - - - -


A teraz zwierza się Hermiona:

-Nigdy o tym nikomu nie mówiłam… Ale zawsze coś było. Zanim dowiedzieli się, że jestem czarownicą było w miarę spokojnie. Moja… hm, opiekunka piła. Była uzależniona. Często się kłócili. Ich kłótnie przestały się ograniczać do wyzwisko, gdy skończyłam trzeci rok w Hogwarcie.
Alternatywność tego świata już dawno mnie przerosła, ale to... <headdesk>
Dołóż im jeszcze narkomanię, stręczycielstwo i mówienie małym dzieciom, że nie ma świętego Mikołaja, co się będziesz ograniczać.

Tematem, który głównie obmawiali, byłam ja. Czasem mi się oberwało, parę razy… mnie uderzyli, ale nie powiedziałam o tym nikomu. A już zwłaszcza Ronowi, a już nie mówiąc o Harrym...
Ręce opadają. Taaaaaa kurnać, państwo Granger bili Mionkę, zaraz jeszcze się pewnie dowiemy, że przyszywany tatuś się do niej dobierał. Gdzie się podziali tamci sympatyczni, zafascynowani czarodziejskim światem i dumni ze swej córki ludzie?
AŁtoreczka zapewne ograniczyła się do obejrzenia filmów, książki są przecież obrzydliwie grube i nie mają obrazków.
Mają! Na początku każdego rozdziału, i to jakie ładne!
Moje nie miały! FOCH!

-Chcesz mi powiedzieć, że bili cię?!
Kijem! Pasem! Kontrabasem!
Nahajem po białych plecach!
I proszę, wyrosła na ludzi!

- No tak, ale to już niczego nie zmieni, przecież nie żyją. A co będzie dalej?
Odkopiemy ich i sponiewieramy zwłoki. Niech mają, a co!
Zatańczymy na ich grobach i obsikamy im pomniki.
A potem ulepimy białą postać imitującą śmigło.

Ten-Którego-Imienia-I-Tak-Dalej ma mowę do odnalezionej córki:
(trzyma ją dzielnie, ani mu drgnie spojów... rogów... czopek? Powieka!)

-Jestem twoją jedyną rodziną, jednakże rozumiem, że jesteś w… dość niezręcznej sytuacji.
Zwłaszcza że dopiero co cię torturowałem i niemal zabiłem.
Ale nie bierz tego do siebie, to nie z nienawiści, to z nudów!

Myślę, że najrozsądniej będzie, gdy  sama zdecydujesz. Masz wolną wolę.- Kłamał, ale wolał, aby podjęła najszczerszą decyzję. Nawet, gdyby musiał ją później zabić.– Nie musisz odpowiadać od razu. Nawet nie jutro, nawet nie pojutrze. Aczkolwiek, żebyś pojęła decyzję przed rozpoczęciem ostatniego roku w szkole.- Pokiwała ze zrozumieniem głową.
I w ogóle, cokolwiek zrobisz, pamiętaj, że tatuś Cię kocha i że to wszystko z miłości do Ciebie.

- - - - - - - - - - - - - -

Hermiona, z pomocą Zgredka, ucieka. Jeśli sądzicie jednak, że zrobiła to, gdyż nie chce współpracować z ojcem - jesteście w błędzie, Drodzy Czytelnicy, w wielkim błędzie!

- - - - - - - - - - - - -
Ciepło, które uderzyło w nią z chwilą, pojawienia się na Grimmauld Place 12,wydało jej się niemożliwie przyjemne. Zapach roznoszący się po kwaterze głównej, przypominał jej ten, których charakteryzował placek migdałowy pani Weasley.
Miejmy nadzieję, że nie był to zapach spalenizny.

Dziewczyna aż westchnęła. Trzymając Rona za kark [i nie rozkuwając kajdanków] i wciąż przebywając w jego ramionach,rozkoszowała się aromatem, który stawał się coraz wyrazistszy.  Zachłanniej wciągnęła powietrze przez nozdrza.
O, migdałki...  mruknęła z rozkoszą.
O, przełyczek i tchawiczka!
Co to ja miałam kupić, co to ja... A, kwas pruski!

Harry widząc jej rozanieloną twarz, zachichotał cicho, choć sam miał ochotę na pyszne ciało mamy Ron.
Mama Ron brzmi jak pseudonim czarnoskórej prostytutki.
Molly [po]daje w kuchni?
Pyszne, drżące ciało z galaretką.

Sam rudzielec nie mógł się już doczekać. 
*Kura z osłupieniem wpatruje się w tekst powyżej.* Na litość bora, co oni wyprawiali w tej Kwaterze Głównej?!
Nekromanci, nekrofile, nekromotherfuckery...
Grupowe tarzanie się w cieście.
No co, postanowili wpaść na torcik. Całym ciałem.

Było jej wstyd, że gdy tuliła do siebie Krzywołapa, widziała obraz Nagini, która łapczywie starała się zyskać jej uwagę, jak starała się zmusić do rozmowy. Tęskniła za nią, aż głupio było jej przyznać. Brakowało jej tego, jak owija się wokół niej i domaga się, pogłaskania jej po pyszczku.
Po pyszczku odciętym od reszty?
Pyszczek wielkiego węża, jakie to słodkie! I te wierne, wpatrzone w nią ślepka...
I ten czuły uścisk na całym ciele.
I ten miły, szorstki, rozdwojony języczek oraz zabawnie spiczaste, jadowite ząbki.

Mogła jedynie wyobrażać sobie, jak wielka i straszna może być naprawdę.
Doceniamy moc wyobraźni.
Z bezpiecznej odległości.

Nie przeszkadzało jej to. A nawet brakowało, cholernie.
Zawsze miała słabość do dużych węży.
Lepiej bowiem przeżyć wielkich węży ataki
niżby miał ją zaskroniec emablować lada jaki!

Czuła dumę, że nie jest szlamą, ale teraz?!
Teraz stwierdzam, że skoro jest taka dumna z "czystej krwi", to z tego, co ma między uszami,  nawet i galaretki nie będzie.
Szlam będzie.

Czuła się mała, niepotrzebna, niezauważalna, nic nie warta, otoczona litością i świadomością, że wymaga od niej Zakon.
Proszę Zakonu, proszę się ogarnąć. Nie można wymagać od Marysójki.
I na kolana, wszyscy na kolana, wielbić pod niebiosa, bo będzie źle!

Poczuła, jak jedna, gorąca łza, spływa do jej lodowatym policzku.
Bez tej samotnej łzy opko nie byłoby sobą.

Przytuliła się gorliwie do rudego kota.
Kot gorliwie odepchnął się łapkami.

Dlaczego tak właściwie uciekła? Bo Malfoy dał jej w twarz i się z niej naśmiewał.
Czymże wobec tego jest Voldi mówiący "Ja sem twoj tatinek!".
No ja bym została się pośmiać, ale to ja.

[Harry i Ron namawiają Hermionę, by wybrała się z nimi na Pokątną]

-Tak, pójdę z wami, Ronaldzie, ale wcześniej zawołaj Ginny, chciałabym się ubrać- odparła, wzdychając przy tym głośno. Świadomość, że ogarniała ją coraz większa irytacji w towarzystwie przyjaciół, sprawiała iż głupiała.
Da się jeszcze bardziej?
Nie da się. To dziewuszydło już jest bezdennie durne.

Doszczętnie nie miała pojęcia, co zrobić, a kąśliwe uwagi, które cudem powstrzymywała, rwały się, aby obwieścić całemu światu, że Hermiona-Już-Nie-Granger, przestała mieć ochotę przebywać w towarzystwie ludzi mniej od niej inteligentnych i mniej wartościowych.
*Kura z niejaką zadumą zatrzymała się nad tym zdaniem...*
Ale doceniamy, że kąśliwe uwagi jednak powstrzymywała. Serio.
- - - - - - - - - - - - - -

Tom spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Czasem, a raczej rzadko - choć ostatnio więcej,niż rzadko - lubił swoje odbicie w lustrze. Już prawie zapomniał, jak jego twarz wyglądała, jak wyglądał cały.
W gruncie rzeczy brak nosa dodawał mu nieuchwytnego uroku, podkreślał jego męskość i w ogóle, ze szczególnym uwzględnieniem tego ostatniego.
Biorąc pod uwagę porzekadło o nosie, że wystawa świadczy o sklepie, nieco się martwię o jego męskość.

I kto by pomyślał, że wystarczy jedynie jedne, kruche słowa i jego różdżka, a znów może zobaczyć siebie, jako trzydziestosześciolatka
Ależeosochozi?
Że też wcześniej na to nie wpadł, zamiast odradzać się jako beznose, wężopodobne COŚ.

- to wtedy zabił Jane.
No i teraz będziemy wyliczać. Wyliczanki to coś, co Kury lubią najbardziej.
Niejaki Tom Riddle Junior urodził się 31 grudnia 1926, zatem 36 lat miał w 1962 i wtedy też powinna urodzić się Hermiona... Żadna ałtoreczka nigdy nie pamięta, że po pierwsze, Voldemort nie był czystej krwi, a po drugie, był o pokolenie albo i dwa starszy od Malfoyów i innych swych popleczników!
Licząc skrupulatnie: albo Hermiona jest jego wnuczką, albo właśnie dobija do słusznego wieku lat pięćdziesięciu.

No i masz! Dupa, rzepa, kalarepa, obrączka tej zdrajczyni stałą się kolejnym horkruksem,
To już czterema. I w ten sposób Jane mogła zgodnie z prawdą powiedzieć, że ma Voldka w dupie.
Oraz w rzepie i kalarepie.
Rzepę kolanową ogarniam, ale gdzie człowiek ma kalarepę?

który został pogrzebany pod lochami posiadłości Malfoyów. Był ciekawy, czy Potter kiedykolwiek się skapnie. Biorąc pod uwagę, że ćwok nie przypuszcza w ogóle, że mógł mieć żonę, a głupi starzec nie pokwapi się, aby mu powiedzieć,
Nie, oczywiście, ależ skąd. Przecież Dumbledore nic tylko ukrywał przed Harrym kluczowe informacje, żeby mu przypadkiem za łatwo nie było.
Wątek ogłupiałego ze starości i oszukującego Harry'ego Dumbledore'a - jest.

to można powiedzieć, że... Złoty Chłopiec będzie już skłonniejszy przekopać hogwardzkie szambo. Spochmurniał. Głupi Potter przypomniał mu o jego córce. Taki mam niewypał, co matka! Wredne to wszystko takie...
Nie to, co on, wcielenie słodyczy.
Bo to wszystko się bierze z niezrozumienia (jego przez świat).

A w pierwszej chwili był naprawdę dumny, gdy Narcyza opowiadała mu, jak spędziła z nią dzień. Kobieta powiedziała, że nie dość, że ma jego oczy i kolor włosów, to jeszcze cały jego charakter!
O'rly? Kanon opisuje młodego Riddle jako bladego, czarnowłosego chłopaka o ciemnych oczach, lecz niekoniecznie "czekoladowych".
Storturowany, zdewastowany kanon rzęzi ostatkiem sił. Czyż nie dobija się kanonów.

Przeliczył się. I teraz będzie musiał ją zabić, a najpierw znaleźć i sprowadzić.
No, to takie logiczne w sumie, nie? Nawet Voldek przy całej swojej mocy, nie opanował sztuki zabijania na odległość.
Nie, to są niestety raczej mugolskie sztuki.
A nie prościej uwięzić w piwnicy, uwarunkować i przerobić na maszynkę do zabijania? Eee, to chyba też sztuczka mugoli.

A tak na to liczył- liczył, że po prostu z czasem zechce go sama poznać i ocenić, zrozumieć.
Przychodzić do niego na niedzielne obiadki, pić razem herbatę z mleczkiem, słuchać ptaków i szukać oznak wiosny.
Ołje! Voldemort pragnący zrozumienia, Voldemort jęczący "Nie oceniaj mnie, skoro nie znasz"!
Zechce wybaczyć i pokochać...
Przeniknij pozory, które mnie skrywają, w głębi każdej Bestii czai się Piękna...

Nigdy nie wybaczy temu Potterowi i całej tej zdradzieckiej krwi, psom, czy reszcie hołoty tego, co zrobili z jego córki! Sobie pewnie też nie wybaczy.
Niech się zabije! Niech się zabije!
Zapoliczkuje na śmierć!
I wypluje sobie dziurę w brodzie.

-- - - - - - - - - - - - -    

[Hermiona udaje się do swego starego domu, skąd porywa ją Malfoy, żeby zaprowadzić z powrotem do Voldemorta]
[porywające to opko, co i rusz ktoś kogoś porywa]

Chłopak wzruszył ramionami i otworzył ciężkie, mahoniowe wrota, prowadzące do jednego z licznych salonów, które znajdowały się w jego posiadłości.
Uhm, mieć jeden salon, to stanowczo za mały wypas.
I do każdego salonu prowadziły mahoniowe wrota.
Ale miały mosiężne okucia, czy nie miały?
Na pewno miały. Mahoń bez mosiądzu nie jest prawdziwym mahoniem.

W stronę nowo przybyłych,skierowane zostało całe zainteresowanie. Krwistoczerwone ślepia Lorda z nie ukrytym zachwytem, wpatrywały się w uśmiechniętą sylwetkę dziewczyny.
Hermiona uśmiechała się całą sobą.
Z tym, że dekoltem i pośladkami dość pionowo.
Miała skrzywienie kręgosłupa i wyglądała jak emotka:)

Malfoy – dyskretnie– wbił jej w żebra łokieć [i spędził kilka bolesnych chwil, gdy łokieć utknął] i czekał na widowisko. Ta, jak na zawołanie,rozłożyła ręce w przyjaznym geście i podeszła parę kroków bliżej.
-Voldzio! Stęskniłam się!
Lord Voldemort jak nikt uwielbiał zdrabnianie swojego nazwiska.
- Granguniu! Przyszłaś z Malfojkiem?! Dlaczego nie ma Pottusia i Weaslejcia?
Po czym obcałował powietrze koło jej uszu i zachichotał perliście.
Rzucając przy tym zaniepokojone spojrzenie w lustro. Ale szminka jednak się nie rozmazała.

Miara tęsknoty - jak szczerzy jesteśmy, przyznając się do niej.
I tym górnolotnym cytatem, pasującym do powyższej scenki jak pięść do oka, Ałtorka zakończyła opowieść o mrocznej Mionce i skasowała bloga. Szczerze przyznaję, że tęsknić nie będę.
To już koniec? Matko borsko, co za szczęście.
Idę się upić. Wrócę za tydzień.

- - - - - - - - - - - - -
Dobra... Błędy w trakcie sprawdzania? Pewnie w cholerę ich tam jest. Tak ogólnie to powiadomię dopiero jutro i w ogóle... Co to za chłam?!
AŁtoreczkunio, a kto ma lepiej wiedzieć niż Ty, co to jest za chłamik?

Z wielopiętrowej kawalerki pozdrawiają:
Kura o ślepiach rzęsą zarosłych, Szprota z krwawiącą kalarepką, Sineira spowita w zielenice i krasnorosty, Jasza pławiący się w ogromnej wannie oraz Maskotek zawzięcie eksplorujący lodówkę.

15 komentarzy:

Kira pisze...

Tego się czytać nie da. Odwiedziłam z ciekawości wskazany adres ałtoreczki i kolejny podany przez nią na blogu - dziewczę jest odporne na rozum i krytykę a, słownik musi uznawać za jakieś niebezpieczne, gryzące zwierzę. Albo to udana prowokacja :)

Pigmejka pisze...

Ja przepraszam, ale ja nic a nic nie zrozumiałam z fabuły tego opka. ^^ Z każdym kolejnym akapitem popadałam tylko w coraz większy stupor. Kto tam kogo, czemu i kiedy: zupełnie nie ogarnęłam, za to ubawiłam się setnie, za co Wam dziękuję! :D

Hasło: untessen. Ej, Tesski w to nie mieszajcie, ona niewinna! XD

mikan pisze...

Szczelić.
Zielenice.
Ja przepraszam. Idę się zaszczelić.

Anonimowy pisze...

Pigmejko, ja też nie byłam w stanie ogarnąć fabuły. Ona niby jest, ale tak podana, że ginie w bełkocie. Zresztą mniej więcej od połowy czytałam z żądzą mordu oraz krwawą mgłą przesłaniającą oczy

Murazor pisze...

Losowo generowany bełkot mógłby mieć więcej sensu...

Procella pisze...

Cudo :) Bardzo potrzebowałam się solidnie uśmiać.

Hasło do weryfikacji: policky. Pasuje do treści, coś tam było o całowaniu polika :P

Adelaar pisze...

Uśmiechnięta sprzedawczyni na Nokturnie, skrzatka Perełka w domu Malfoy'ów. Teoria światów równoległych właśnie została potwierdzona.

Kivi pisze...

Najwspanialsze były malinki robione dyszą i nekrofilskie zapędy w zasadzie prawie każdego bohatera ;]
Oczekuję dnia, w którym aŁtoreczki przejrzą na oczy i będą się próbowały odnaleźć w naszym ziemskim czasie i przestrzeni... bo jak dla mnie mają swój własny, bliski elastycznością wspomnianemu Psu Andaluzyjskiemu.

A na dobitkę mam komiksik, być możne znany, a być może nieznany (dodam, że utrzymany w klimacie Dragon Balla, toteż jeśli ktoś w dzieciństwie - lub później - nie zachwycał się tymże, może mieć problem ze skojarzeniami, ale ogólny przekaz jest czysty. I piękny.)
http://kwejk.pl/obrazek/08315

Anonimowy pisze...

Swoja droga, kiedys czytalam o "odradzaniu sie" czarownicy. Taka czarownica, za pomoca zaklec, ziol i Bor wie jeszcze czego tworzyla woreczek ze swoja dusza i go ukrywala. To bylo zabezpieczenie w razie gdyby "cos jej sie stalo". Czarownica "wracala", kiedy ktos znalazl i rozplotal woreczek. Co wiecej wracala w takim "wieku", jaki sobie wybrala.
To bylo w jakiejs powiesci M. Sandemo. Moze altoreczka sie tym inspirowala.

Rittus

maruko pisze...

fabuła też mnie ominęła szerokim łukiem i dobrze zrobiła - spojówki, zielenice i rozczulony Voldi to i tak więcej, niż jestem w stanie znieść. muszę koniecznie zapić tę analizę czymś mocniejszym.
młoda usiłowała naśladować tęczówkowy trend, panujący w Opkolandii, a że "tęczówka" dla pokemona brzmi prawie tak samo, jak "spojówka"... one kojarzą w ten sposób, niestety.

Lien Smoczyca pisze...

Tęczówki, spojówki, rogówki o nieskazitelnym roczniku. Nawet Kolonas Waazon się znalazł. "Zmarła na skutek podduszenia(...) Świadczą o tym śnice oraz wgniecenia na gardle". Cały czas wyobrażam sobie te wgniecenia jak maskę samochodu po stłuczce :D

Dzidka pisze...

Śnice pod spojówkami, a zwłaszcza spojówki, mnie ogłuszyły potężnie. Mnie, starą wygę analizatorską!
Hasło: boxica. To jest to, co chciałabym zrobić aŁtoreczce.

Tajemniczy Wielbiciel pisze...

Poważnie? Hermiona była rok starsza? Jakoś mi to umknęło... Nie żeby to miało jakieś wielkie znaczenie, ale mimo wszystko, informacja zadziwiająca ;)

Adwokat pisze...

Przepiękna analiza. Kocham ją. IMO najlepsza, jaką do tej pory czytałam - tak niesamowicie to się już nie ukwikałam od dawna. Wielkie dzięki, bo akurat byłam po wielu godzinach nauki historii i potrzebowałam solidnego odmóżdżenia ;).

Anonimowy pisze...

Szare spojówki... Boru, pamiętam że jak czytałam różne opka żeby się trochę pośmiać, ewentualnie pownerwiać (wtedy wena mi rusza z kopyta), albo po prostu odmóżdżyć to dziwiły mnie określenia typu "niebieskie/zielone/szare/czerwone/ Bor wie jakie źrenice", jako synonim oka, spojówki widzę po raz pierwszy (i mam nadzieję że ostatni, nadzieja matką głupich...), aŁtoreczki to znają się na budowie oka? I ogólnie na anatomii? Bo jak się nie czyta, to widać że nie zbyt, cóż, przynajmniej można się z tego pośmiać (ewentualnie załamać), a wasze analizy przyprawiają o śmiechowe zawroty głowy, człowiek nie ma kiedy oddychać bo co zdanie to lepsze xD