czwartek, 31 marca 2011

117. I ty możesz zostać Ziemiańskim, czyli Superwikary i Hiperkapitan


Witajcie!

To już drugi raz, gdy Armada Waazona bierze się za opka z  forum Nowej Fantastyki. Warto w tym miejscu stanowczo podkreślić, że - obok straszliwych dzieU - można tam również znaleźć sporo opowiadań bardzo dobrych. Te ostatnie jednak interesują nas jako czytelników, ale nie jako analizatorów.
Dzisiaj przygotowaliśmy dla was dwa smakowite kawałki współczesnej młodzieżowej prozy fantastycznej. Z pierwszego dowiecie się o niesamowitych zdarzeniach, które miały miejsce na największej galerze świata. Z drugiego zaś - o tym, dlaczego mieszkańcy pewnej wsi nie napisali listu do papieża.

Asertywnie analizują alfabetycznie alokowani analizatorzy Armady: Jasza, Kura, Murazor i Sineira.

Ruszamy!





Mag Mórz - 1/9
… oraz Syfonia Musz
czają się tuż tuż
a na ich twarzach tusz.

http://www.fantastyka.pl/4,2493.html
Dodał: rileypoole10  2010-10-24  23:29

Rozdział Pierwszy

I znów! Kolejny raz bicz trącił ją w plecy z niewiarygodną siłą, a ona próbowała jedynie powstrzymać rodzący się ból.
Powstrzymywanie bólów rodzenia - wyższa szkoła jogi.
No wiesz, skoro bicz tylko ją trącał, nie uderzał, chlastał, czy coś - może to wcale nie było takie trudne?
Muskał ją. Pieszczotliwie.

Więc biczyka koniuszkiem
muskam lekko jak puszkiem
te jej plecki.
Krzyknęła.
Psiamać...

Powstrzymać lecące z kącików jej niebieskich oczu mocne łzy,
Mocny tekst!

które zaraz miały przekroczyć granicę dziewczęcych sił [i przejść ludzkie pojęcie] i rozlać się po jej policzkach [Detergentu jej do łez dodali, że się rozlewają?], jak to woda osuwa się po kamiennych ścianach w wodospadzie.
Hał połetik!
Kamienny wodospad to chyba to miejsce, z którego bierze się Kamienny Jedwab, rajt?

Wiedziała już wszystko, a los miał jedynie złe wiadomości.
Ciasteczko z wróżbą!

Wiedziała, że te blizny pozostaną na jej plecach już na zawsze.
Zmartwiła się, bo już nigdy nie założy “bluski z dekoldem” na plecach.

A na ucieczkę z galery nie było nadziei. Napinała wszystkie swe mięśnie [Mam skojarzenia. Smrodliwe.] tylko by nie upaść za chwilę z łoskotem na niezadbaną podłogę.
Ot, instynkt prawdziwej gospodyni domu - nawet w takim momencie dostrzega, że podłodze przydałaby się pasta i froterka.
Cóż to za okrutny świat, w którym galernicy wiosłują na stojąco?

Biczownik przestał ją atakować, lecz dziewczyna mimo to nie ruszała się.
Biczownik zazwyczaj atakował sam siebie, ale kto ich tam wie, może w alternatywnym świecie Pisaka jest na odwyrtkę.

Jej rude włosy połyskiwały lekko w słonecznym świetle przedostającym się przez brudne, szarawe szyby okrętu.
Włosy świeżo umyte Hed End Szołders zawsze lśnią, kiedy trzeba!
To był piękny, oszklony okręt, z wielkimi oknami od dzioba do rufy.
Szklana pułapka.
Lodowy okręt głupców z książki Grzędowicza.

W końcu opór mięśni nie dał rady [Nie dziwię się, nikt by nie dał.] i upadła na solidną, drewnianą podłogę. Straciła kontrolę nad swym ciałem.
Miotnęła się w drgawkach epileptycznych, a po podłodze rozlała się spora kałuża...
… przydając głębszej głębi jej niezadbanemu zaniedbaniu.

Snuła w myślach opowiadanie o ratunku dla nie [Że kto komu czemu?], leżąc na podłodze jak kukła, bez mięśni, kości, duszy, bez duszy…
Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy!
Znaczy, został z niej skórzany worek z flakami?
I z włosami! Nie zapominajmy o włosach!

Lisa, miała na imię, Lisa, rudowłosa kukła leżąca na podłodze…
Lisa, dawajcie mi tu lisa! Srebrnego! Nie rudego!

- Wstawaj ty leniwa, plugawa córko świni! Chyba nie sądzisz, że przyjdzie tu po ciebie setka twoich sługusów z noszami i zaniesie cię do pięknego łożyska, którego świat nie widział!
Kulkowego, na kulach armatnich.
A może miał na myśli, że nie cofnie się do łona matki?
Na myśl o “łożysku” błysnął zębiskami. Ona na myśl o sługusach błysnęła oczyskami.

Ruchy! Rusz się! - krzyczał biczownik, bez skutku - Cholerna zdrajczyni! Teraz sobie znalazła chwilę na cudowny odpoczynek, diabelska dziewica! - ostatnie słowo powtórzył, jakby wolniej i ciszej, spokojniej, po czym uchylił się do niej na kolanach i złapał wolną ręką za policzki.
Dziewica wiosłująca na galerach? Ktoś zmarnował sporo grosza.
Panie Findengeld, jakbym ja pana nie znał, to ja bym pana powiedział, że pan na tej galerze robisz zły interes. Ale, że ja pana znam, to ja pana powiem, że pan robisz dziwny interes.

Przysunął do niej swą brudną, roztrzepaną twarz
bezmyślny uśmiech i rozbiegane oczy
… oraz roztargniony nos i zagubione zęby.
A mnie się tu zwizualizowało roztrzepywanie jajecznicy.
Na myśl o dziewicy?

i uśmiechnął się. Lisę ogarnął nieopanowany strach, a mężczyzna tylko patrzył na nią przeszywającym, ostrym wzrokiem. Czuła już na sobie jego pijany oddech, ale ilekroć próbowała, całe jej ciało było zbyt słabe, by poruszyć choćby jednym organem,
Zatrzepotać wątrobą, pokiwać trzustką...
Chciała poruszyć jego organem?!

a co dopiero wstać. Na twarzy biczownika pojawił się szyderczy uśmiech. Jeszcze bardziej przysunął się do niej. Mężczyzna wsunął smrodliwy język w jej usta i ucałował ją, trzymając policzki tak usilnie, jakby chciał je rozkrwawić. Gdy wypuścił ją z swych objęć, ta jedynie splunęła na niego pogardliwie.
- Ostra! Spodoba ci się więc i w najgorszej celi! - wykrzyknął mężczyzna.
Cała ta scena wprost ocieka prawdopodobieństwem. No, chyba że gość jest eunuchem.
Nie nie. On po prostu zna swoje miejsce w hierarchii - “diabelska dziewica” przeznaczona jest komuś ważniejszemu. No dobra, już nie spoileruję!

Cała jego twarz tworzyła w myślach Lisy jeden wielki portret nieopanowanej, silnej furii.
Będącej, jak wiadomo, przeciwieństwem furii opanowanej i słabej.

Ponowny szyderczy uśmiech u niego zagościł i mężczyzna zbił ją w już i tak posiniaczony policzek. Po twarzy rudowłosej od razu polały się łzy, które przebiły barierę jej silnej woli.
Ten bełkot przebija barierę mojej wytrzymałości na szajs.

- Nie płacz! Nie waż się płakać! - warknął i zaczął bić ją umięśnioną pięścią w brzuch.
No fakt. Najlepsza metoda na uspokojenie.
Jeszcze lepsza byłaby pięść koścista.

Jego oczy mówiły same za siebie, czuł wielką satysfakcję z swojego czynu, był wręcz szalenie szczęśliwy, co przyprawiło Lisę o jeszcze większe ciarki.
I dreszcze rozkoszy.
“Męcz mnie, dręcz mnie ręcznie!”

Po chwili zaprzestał, lecz dziewczyna miała już dosyć siniaków by mieć powód do leżenia w bezruchu.
Bo, jak powszechnie wiadomo, żadne obrażenia wewnętrzne, uszkodzenia organów, złamania czy inne takie pierdoły nie unieruchamiają nawet w połowie tak skutecznie jak siniaki.
W końcu obrażeń wewnętrznych tak od razu nie widać.
Każdy powód dobry, żeby się poobijać.
Nawet, jak człowieka wcześniej poobijają?
Zwłaszcza wtedy.

Mężczyzna odgarnął czarne włosy i wstał.
- Zabrać ją! - warknął na strażników biczownik, a oni jedynie kiwnęli porozumiewawczo głowami i wynieśli skazańczynię do celi.
Była to kajuta ciasna, ale własna.
Napawam się urodą słowa “skazańczyni”.

Znów zraniona, poczuła silny ból kręgosłupa, gdy strażnicy wrzucili ją do celi o twardych ścianach.
Ja pitolę, a jakie miały być, obite różowym pluszem?!?
Potrzebny był przymiotnik, a “rozgadanych” nie pasował.

Dosłownie wrzucili. Lisa nie mogła się pozbierać. Nie mogła ruszyć absolutnie żadną częścią ciała. Wszystko co teraz czuła, to jedynie ból i głód.
Ból i głód...
Ja też czuję głód i ból. Głód sensu i ból obcowania z bardzo złą literaturą.

***
Światło porannego słońca nareszcie zniknęło za oknem, by nie piec już oczu wybudzającego się chłopca, lecz wiedział, że zaraz pojawi się w drugim, wyższym. Przetarł wybudzone oczy i podrapał się po włosach.
Oczy wybudzały się z narkozy, podmiot jeszcze spał, słońce drapało się po jajcach.

Hmmm... Co to on miał zrobić? Nic, nie musiał... a nie!Przypomniał sobie! Ma już się szykować! Wstał szybko z łóżka i zaczął wertować wczoraj spakowany plecak,
Plecak okazał się interesującą i pełną niebanalnych treści lekturą.
Przepraszam na chwilę, muszę przekartkować torebkę.

przeszukiwał swoje rzeczy, sakiewki, musiał sprawdzić wszystko bardzo dokładnie, po kilka razy. Upadł na łóżko z ulgą, wiedząc, że wszystko co najważniejsze, ma już dawno spakowane. Przyjrzał się portretowi swoich martwych rodziców i otarł go z kurzu.
Yyy... portret pośmiertny?
Uhu. Dlatego rzadko był oglądany i się przykurzył.

Była to jedyna pamiątka, jaką po nich miał. Reptus [czytam: Raptus!] jeszcze raz dokładnie sprawdził, ile monet ma w sakiewce. Piętnaście srebrnych… [127 złotych i 19 z mithrilu]  Da radę - pomyślał i skrył sakiewkę w kieszeni. Ułożył dobrze włosy [kwiiiiik!] [Bajber?], umył ręce w miednicy i spakował drugi plecak pełen jedynie potrzebnych rzeczy.
Khem. Po co mu drugi? Albo raczej pierwszy - ten z niepotrzebnymi rzeczami?
Będzie niósł jeden plecak na plecach, a drugi na brzuchu.

Przejrzał się w lustrze, było ono lekko naruszone, przez jego pobyt tutaj, [?] [co się tak dziwisz, stłukł je kiedyś po pijaku] [musiał być przecudnej urody, skoro lustro pękało na jego widok] jednak dojrzał swe odbicie. Ułożone włosy do niego nie pasowały, jednak on zdawał się tego nie zauważać.
Tak się przyzwyczaił do fryzury “na czeskiego hokeistę”, że nawet myśleć nie chciał o zmianie.

Szmaragdowe oczy były jakby nieodkryte, przynajmniej do odkrycia trudne, niewyspane.
Znaczy się: powieki mu się mocno lepiły. Fuj.
I były mocno opuchnięte.

Skórzana kurtka podkreślała je jak nic, [te oczy?!] a wyraz ust pokazywał, że czuje się on naprawdę szczęśliwie. Jedynie jego blizna na prawym policzku... Piekła go zawsze o świcie, promieniami słońca,
Piekła go promieniami? Jakiś thermo-death-ray, ani chybi.
Biedna, nieszczęśliwa blizna, jak okropnie musiała się czuć w towarzystwie szczęśliwego ust wyrazu!

jednak on zdawał się to maskować wręcz idealnie świetnym poczuciem humoru.
Bliznę maskować?
Wszyscy myśleli po prostu, że ma tak szeroki uśmiech.

Nałożył plecak [który?...], napiął wszystkie mięśnie i [...popuścił? A, nie!] poczuł silny, szybki napływ adrenaliny.
Plecak z dozownikiem adrenaliny, gadżet prawdziwego hardkora.

- Żegnaj, świecie - odparł [komu?] i w biegu wyskoczył przez okno.
Z tymi dwoma plecakami pełnymi najpotrzebniejszych rzeczy.
Ciekawe, czy je wcześniej otworzył, czy wyleciał razem z szybą?
Wojacy hardkoru skaczą do oporu!

Plusk!
Chlup!
Element Komiczny!

Wpadł prosto do zatoki,
I uczesanie szlag trafił.
I tak mu było nie do twarzy.
Przynajmniej śpiochy mu się wypłukały z oczu.

która graniczyła z prowincją, jako mały, prywatny port, dla łodzi i statków wuja.Reptus zaczął nurkować to do góry, to w dół, aż w końcu jego twarz wyszła na powierzchnię,
Ciekawe, czy wyszła na powierzchnię po nurkowaniu w górę, czy w dół.
Nurkowanie z dwoma plecakami to dość niebezpieczne hobby.
A nie wziął tylko jednego?
Tak, ten z niepotrzebnymi rzeczami, zapewne ;)

Jak rozumiem, istniał jakiś bardzo poważny powód, dla którego chłopak nie mógł dostać się do portu w normalny sposób?
Spieszyło mu się, zaoszczędził czasu na myciu.

a podniebienie podniosło się, by wziąć głęboki oddech, świeżego powietrza.
Podniesione podniebienie sugeruje, że zaraz boChater zaśpiewa nam jakąś arię.
Jak się podnosi podniebienie?
Twardego się nie da, można miękkie, są na to ćwiczenia w ramach emisji głosu.
[próbuje i zaczyna się dławić] Chcesz mnie zabić, potworze?!?

- Witaj, wolności moja! ♪♪♫♪♪♪
To już ostatnia boja, ♫♫♪♫
przede mną mórz błękity ♪♫♪♫♪
to czas jest znakomity, ♫♫♫♪
by płynąć gdzieś w nieznanie ♪♫♪♪♪♪
i znaleźć piękna damę! ♫♫♪♫
Piraci ja złapali, ♪♫♫♫
lecz zdążę ją ocalić ♫♫♫♪
nim łotry ją zabiją. ♫♪♫♪♪
I ten... O sole mijo! ♫♪♪♫♪♫♪♫♪

- wykrzyknął i podpłynął do dużej szalupy, która z łatwością pomieściłaby dwudziestu, kto wie czy nie trzydziestu ludzi, jednak wciąż pozostawała małą wersją łodzi.
A nawet miniaturową wersją statku.
Była dla krasnali?...
Dla Ciutludzi.

Wszedł do szalupy i począł wiosłować nią,
Chyba faktycznie dla krasnali, skoro był w stanie nią wiosłować.
Wiosłował nią, jednocześnie w niej siedząc. Zupełnie jak Baron Münchhausen, wyciągający siebie samego za włosy z bagna.

bo nareszcie od wielu to lat, zawitało go morze i przypływ szczęścia.
Przy zawitaniu morze zakwiliło ze szczęścia, widząc wypindrzonego chłoptasia zapylającego trzydziestoosobową szalupą.  Nawet rekiny śmiały się do łez.
Ale rekin żyje w wodzie, więc tych  łez nie widział nikt. (Rammstein)
“Ale cóż, kiedy ryby
Śmiały się tyko na niby,
Żaby na aby-aby,
A rak - byle jak.” (Brzechwa)

***

Po dwóch dobach Lisa mogła już się ruszać, jednak wciąż nie tak energicznie jak to robiła przed trafieniem do galery.
DO galerii czy NA galerę?
Galerianka, czy galernica?

- Kapitan cię prosi - powiedział strażnik, otwierając klatkę od celi, w której się znajdowała.
Mamy tu i klatkę, i celę, do tego szarmanckiego kapitana, grzecznie proszącego więźniarkę do siebie.
Ach, to była Krwawa Gryząca Ironia.
I, zwróćcie uwagę, do celi prowadzi klatka. Pewnie schodowa.

- Na mostek - powiedział i podał jej ręke, ta długo jednak zwlekała, zanim, za namową samej siebie po nią sięgnęła.
Czasem też muszę długo namawiać rękę zanim po coś sięgnie. Zwłaszcza rano.
“Za namową samej siebie” trąci rozdwojeniem jaźni, przy czym nie jestem pewna, czy cierpi na nie boChaterka, czy ręka strażnika.

Szła przez różnorodne korytarze,
Galera to nie Titanic, nie ma tam miejsca na “różnorodne korytarze” i tym podobne.
To Mary Sue, więc skoro idzie przez korytarz, to i czerwony dywan na galerach się znajdzie.
Skoro są okna, to są i korytarze. To nie jest galera, tylko galeria. Handlowa.
Aha. Czyli galerianka.

widziała wychudzonych na śmierć wioślarzy, których, niestety znany jej biczownik poganiał używając agresji.
Oraz obraźliwych wyrażeń.
I środków przymusu bezpośredniego.
W postaci pałki służbowej typu tonfa.
Raczej bata służbowego typu Knout.

Jego oczy przenikliwie spojrzały na biust Lisy, a ta jakby skuliła się (To się skuliła czy nie? Kto ma to wiedzieć, jak  nie Ty, aŁtorze?) i przyśpieszyła, by dogonić strażnika i uniknąć kontaktu (służbowego) z poganiaczem. Gdy już dotarła, zauważyła, że jest już wieczór, a słońce (jakby) zachodzi, choć ona wybudziła się dopiero chwilę temu.
Hm, jednak to była spora galera.
Rany! Cały dzień jej to zajęło. Akcja dzieje się na czymś znacznie większym niż Titanic.
Może to był tankowiec Knock Nevis, a galernicy wiosłowali na szalupie wrzuconej do zbiornika.

- A więc to ty - odparł jakiś ochrypły głos, a rudowłosa zwróciła twarz w jego stronę.
Zobaczyła siedzącego przy sterze, na złocistym fotelu mężczyznę.
Złocisty fotel podkreślał ważność funkcji tego kolesia. Powinien jeszcze nonszalancko trzymać stopy na sterze i od niechcenia kierować okrętem tam i sam po odmętach oceanu.
Fajny ten statek. Wioślarze stoją, sternik siedzi, zaraz się okaże, że bocianie gniazdo jest umieszczone pod wodą.
A śmigło z przodu.

Miał conajmniej tygodniowy zarost i długie, brudne, gęste, brązowe włosy.
- Czy odczuwa pan (mwachacha) jakieś... - Lisa przełknęła głęboko ślinę i schowała twarz - Jakieś zaskoczenie? - dokończyła.
Co ona - psychoanalizę mu robi?
Może ona jest analomagiem (patrz analiza 63).

- Nie... Po prostu nie spodziewałem się aż takiej piękności - odparł kapitan.
Z nabrzmiałą, granatową od siniaków twarzą, z opuchniętymi oczami i pokiereszowanymi ustami spodobać się mogła tylko no... koneserowi.
Dostrzegał jej wewnętrzne piękno, jak to tradycyjnie w opkach bywa.

- No cóż, plugawco, mam złe wieści, znajdź sobie inną!
Kapitan się przelęknął
Padł na ziemię, aże stęknął.
Ta kobieta budziła w nim metafizyczny lęk.
Sugerujesz, że kapitan miał na imię - nomen-omen - Polikarp?

Lisa poczuła w sobie wielką, narastającą woń, która napełniała jej siłę.
Odbiło jej się zgniłą rybą.
Puściła wiatry.
Z wielką siłą.

Odważnie złapała leżący na stole o czerwonym obrusie ostry nóż i puchar z czerwonym jak krew winem,
Wszystko czerwone. Po to, żeby krwi nie było widać.
A w razie potrzeby kapitan wkłada brązowe spodnie.
Tymczasem akcja niepostrzeżenie przeniosła się z mostka do kambuza.
Żeby chociaż do mesy, nie?

po czym rękojeścią noża zbiła strażnika w czoło i rzuciła puchar w stronę kapitana.
Strażnik skomlał jak zbity w czółko.
A to ci brawurowy i morderczy atak!

Gdzieś w połowie drogi, zatrzymał się w powietrzu, a Lisa zaniemówiła, gdy zobaczyła, że to sprawka zwykłego ruchu dłoni mężczyzny.
Ruchy dłoni mężczyzn dzielą się na zwykłe i niezwykłe. Ruchy dłoni kobiet dzielą się na... (tu wstaw listę dowolnej długości).

Kropla po kropli wylewały się z pucharu, a kapitan jak gdyby nigdy nic, zszedł z mostka do Lisy, która zacisnęła nóż w dłoni jeszcze mocniej.
Nie wylewaj waćpan wina!

- Jak to zrobiłeś? - spytała, a jej ręka już dostawała drzazg od usilnego uścisku jej na nożu.
Mój umysł już dawno dostał drzazg od czytania tego. Ale nic to, trzymam się.
Miała baba nie lada krzepę, skoro potrafiła tak ścisnąć trzonek, że aż w drzazgi poszedł. Strach takiej rękę podać, że o czym innym już nie wspomnę.

- Prosta magia przywoławcza. Wystarczyło zatrzymać całą falę energii sypiącej się z pucharu, wina jednak, ani żadnej innej cieczy powstrzymać się nie da, więc - tutaj wyjął palec, a na takowy spadła kropla krwisto-czerwonego wina - wciąż zatrzymuje tą samą formę.
Energia z pucharu sypie się zupełnie jak konstrukcja zdań w tym tekście, kropli sensu w tym nie ma, a palec można wyjąć z ucha lub nosa, chociaż w przypadku niektórych lepiej, by go tam trzymali, zamiast płodzić podobny bełkot.
Prawdopodobnie to po prostu nie był jego palec.
Tak, w kieszeni zawsze nosił palec komuś ucięty, służący mu do wyjadania sosu z talerza i konfitur ze słoika.

Do Lisy słowa te jakby nie docierały, zaczęła siępocić i mrugać, od piekącego bólu oczu. Chciały siępoddać, wypłakać i powiedzieć ,,Poddaję się! Zabierzcie mnie!'',
Kto chciał się poddać? Słowa czy oczy???

jednak od razu powstrzymała to uczucie i napięła mięśnie, w obawie, że kapitan ją zaatakuje.

- Gadaj! - krzyknęła niepewnie i skierowała, teraz umięśnioną rękę z nożem w objęciach. - Jak wydostać się z galery!?
[Spoiler: w twojej celi jest obluzowana deska w prawym rogu. Jak ją przesuniesz, ukaże się schowek, a w nim zwój sznurka, świeczka, dwa patyki i paczka tytoniu. W paczce jest ukryta połówka klucza. Druga... (Aby otrzymać dalszy ciąg porad, wyślij płatny SMS.)]
Umięśniona ręka z nożem w objęciach ani chybi wygląda jak boa dusiciel.
To widzę, panna była niczego sobie, nie jakaś mdła lelija.

- Och… - na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech, co nie ucieszyło Lisy - Wystarczy zdobyć… (medżik ajtem, trzy kryształy i słord of pałer) - podszedł do niej, a dziewczyna czuła w jego oddechu tętniący spokój, co jeszcze bardziej ją zaniepokoiło
Tętnienie spokoju? Też mnie z lekka przeraża.
Tętnienie wynikało z obecności Lisy. Zazwyczaj kapitan odznaczał się siłą spokoju.

- Sympatię kapitana… - te słowa powiedział jej szeptem do ucha, tak, że poczuła dreszcze, po czym pogłaskał ją delikatnie po włosach i przytulił, a gdy ta nie zauważyła, odebrał jej nóż (no to niezłe dreszcze w niej wzbudził, skoro nie zauważyła...) - tylko tyle… - odsunął głowę i ponownie pogładził jej złocisto-rude włosy, po czym oddalił się i powiedział coś do strażnika w czerwonym ubraniu - Przyodziaj ją tak, abym poczuł wreszcie wyczekiwaną satysfakcję.
Faktycznie - koneser.
To czerwone ubranie nie było przypadkiem z lateksu?

Lisa poczuła głód, a kapitan, jakby czytając w jej myślach odparł:
- Oraz nakarm, aby zaspokoić jej głód…
Nie, nie TEN głód! - powiedział, odczytując z kolei myśli strażnika.
Strażnik zrobił smutną minkę i westchnął z rozczarowaniem.

Sługus ukłonił się i szedł po schodach do rudowłosej i za ramię zaprowadził do garderoby. Gdy roztworzyły (aghhhrrr!) się drewniane, brązowe drzwi, słońce zaszło,
Jak na komendę. Było widać sprzężone z mechanizmem otwierającym drzwi.
- Sezamie, roztwórz się!
- Spier***, analfabeto.

więc staroświecka świeca idealnie pasowała do morskiego wieczoru.
Ciekawiej by było, gdyby staroświecką świecę niósł starozakonny zakonnik.
Ach, morski wieczór przy świecach, łagodna bryza delikatnie muska skórę... a wśród tej jakże romantycznej scenerii nieszczęsna, pobita, głodna więźniarka. Pfuj, co za zgrzyt. Za burtę z nią!

Dziewczynę powitały różnorodne kolory kostiumów skórzanych (TAKICH kostiumów?), pięknych futer (KLIK) i i zwykłych koszul.
- Heloł, bejbi - powiedział zielony z kostiumu. [to chyba kostium ze skóry krokodyla był!]
- Ciał, mała - pisnął szary z futerka. [a było to legendarne futro z mysich pipek]
- Zig hajl! - zawołał brunatny (ten był na koszuli).

Dziewczyna wzięła głęboki oddech, powstrzymując ekscytację,
Taaa. Bo baba tak działa, wiecie? Pokazać jej garderobę pełną ciuchów, a wpadnie w euforię i zapomni o wszystkim innym.
Nie da się zaprzeczyć, że niektóre kostiumy, zwłaszcza skórzane, mogą budzić nielichą ekscytację.
Na przykład TAKIE.

lecz po chwili nawiedziła ją jedna z dziwnych myśli. ,,Czemuż to kapitan tak o mnie dba, czyżby zadziało się coś, na co ani on, ani ja nie mamy wpływu? Chyba nie mógł sobie wbić do głowy o tych morskich rytuałach. Nie to dobry człowiek…
I takie wnioski wysnuła na podstawie słów o “takiej piękności”, zdobywaniu sympatii kapitana oraz spodziewanej satysfakcji?
Intryguje mnie sens ostatniego zdania. Wygląda ono prawie jak wyrok: “Ułaskawić nie ściąć.”
A mnie - przedostatniego. Jakie morskie rytuały wbił sobie do głowy? Może chrzest morski przy przejściu równika, czyli zabawa na całego, picie wody z zęzy i szamanie kotletów z pasty do butów?

Tak mi się zdaję. I co oznaczają te czary?'' - takich myśli było już za dużo, jednak czy ktokolwiek mógłby je powstrzymać? Gdy tylko zachciała one wracały do niej szybciej, niż odpowiedź po wysłaniu listu.
Hehe, znaczy wracały co parę tygodni, miesięcy czasem?
Ginęły bezpowrotnie w czeluściach Poczty Polskiej.

***

Mimo iż noc zbliżała się z każdą chwilą, Reptus nie zaprzestawał wiosłowania i oddychał, jakby w każdej chwili mógł wpaść do wody, gdzie oddychać, jak wiadomo nie jest łatwością.
Dla Mariana Słoja? Toż to pestka!
Skoro jest w stanie wiosłować od rana do wieczora, to oddychanie pod wodą powinno być dla niego drobnostką niegodną wzmianki.

Jego mięśnie pracowały jak nigdy przedtem, a krew płynęła w żyłach szybciej niż kiedykolwiek.
Rozkręcił się chłopak  na całego.
Tylko te pęcherze na dłoniach trochę mu przeszkadzały.

Poruszał się tak szybko, jak byk, gdy sobaczy czerwoną wstęgę.
Osobaczona wstęga chowa się wtedy ze sromoty za torreadora.
Ty taka owaka, wyrodna córko liny szubienicznej i sznurka do snopowiązałek!
Na wstędze widniał napis KRAWĘDŹ DYSKU i dobiegał zza niej wielce podejrzany szum.

Księżyc wschodził, a gwiazdy wyłaniały się z głębin mroku i przyprawiały o wiele wrażeń.
Zwłaszcza kiedy przesłaniała je gigantyczna żółwia płetwa.

Chłopak na chwilę spojrzał w górę i uśmiechnął się do siebie, jednak później przypomniał sobie cel swojej misji.
A już mieliśmy  wrażenie, że to bezmyślny półgłówek.

Zemsta, zemsta…
Tak! Zemsta, zemsta, zemsta na wroga!...

Miała być słodka jak niejeden słodycz, niejeden…
Powtórzone, żeby nikt nie miał wątpliwości, iż chodzi o TEN słodycz.
No co, TEN blok czekoladowy, TEN miód, TEN tort, TEN karmel...

Począł znów wiosłować i płynął, coraz bardziej odwracając się od dawnego życia. Teraz był inny, poczucie wolności było lepsze…
Wiosłował, aż spadł poza krawędź i tyleśmy go widzieli.

***

Ubrana na podobiznę jaguara Lisa [albo na portret tygrysa Słonia] pojawiła się na mostku kapitańskim, obdarowana świeżą wołowiną, a kapitan jedynie przyglądał się jej przy jedzeniu strawy.
Rozumiem, że jako jaguarzyca szarpała surowe mięso zębami?
Robiła przy tym niewinne miny i próbowała wmówić, że o niczym nie wie.

Rudowłosa co chwila spoglądała na niego kątem oka, w obawie (że wyszarpnie jej mięso z zębów) na wszystko, bo właśnie wszystko mogło się zdarzyć, terazkiedy wiedziała kim jest kapitan tej galery, magikiem i to nie byle jakim. Gdy skończyła jeść, chociaż niedogryzione kawałki pozostały na talerzu, popiła wszystko pucharem wina, który jeszcze niedawno wisiał w powietrzu.
Kiepsko z wyposażeniem, skoro na statku mieli tylko jeden puchar do wspólnego użytku.

Wytarła usta serwetką i grzecznie odniosła talerz (jak grzeczna uczennica na szkolnej stołówce) do tutejszego, zamaskowanego majtka, który zajmował się brudną robotą,
Czy to aby na pewno była wołowina?Ja tu podejrzewam ludożerstwo!
Czy to na pewno był majtek?
Dlaczego miał maskę? Żeby nie wylizywać naczyń?
Spece od brudnej roboty często noszą maski. Tak jakoś.
Pokrak, do kambuza!

po czym zwróciła się do kapitana.
- Powiem szczerze, że kostium ten nie jest zbyt wygod… - jednak mężczyzna nie dał jej dokończyć.
- Założyłaś go tyłem do przodu - wyjaśnił, wskazując palcem na lamparci ogon, dyndający obscenicznie w okolicach jej brzucha, po czym groźnym spojrzeniem uciszył chichoczącego majtka.

- Ćsssssst. Chciałbym wiedzieć coś o tobie, skoro już tyle wiesz o mnie - powiedział kapitan i podszedł do niej, po czym począł gładzić jej posiniaczone policzki.
Tyle, znaczy ile? Że jest kapitanem tego statku, magikiem, lubi perwersyjne przebieranki i kobiety po przejściach?

- Już się goją… - odparła Lisa, kuląc twarz, jakby chciała ją schować do szyi.
Kuląc twarz? Gumową czaszkę miała, czy co?
Niezarośnięte ciemiączko.
I dość rozbudowane karczycho.

Kapitan uśmiechnął się, jakby wiedział, co dziewczyna chciała powiedzieć, jeszcze zanim pojawiło sięto w jej umyśle i odparł:
- Nie to chciałem wiedzieć, słonko
Po czym wyciągnął zza pazuchy lekko postrzępiony pergamin i zaczął czytać: Twoja dewiza? Główna cecha twojego charakteru? Cechy, których szukasz u mężczyzny?

- jego ręka już zeszła z jej policzków, na co odetchnęła z ulgą
Przedwcześnie - stwierdziła, gdy ręka zaczęła eksplorować inne obszary.

- Chciałem wiedzieć, czy aby nie wywodzisz się z arystokratycznej rodziny… - zamilkł, lecz tylko na chwilę
Zamilkł lecz tylko na chwilę,
Po czym wyjaśnił zawile:
Wziąć pannę bez herbu się zdarza,
Lecz kazi to honor korsarza,
Więc lepiej się wykaż klejnotem
Bo jak nie... to na twoją cnotę
Już czeka (za drzwiami chór głosów)
Stu moich najlepszych matrosów!

- Ból przyjmujesz z wielkim wytrwaniem, grzecznie odnosisz się nawet do swych oprawców, a jeszcze grzeczniej do ich dowódców. Poza tym przypominasz mi kogoś, a zaczynam się zastanawiać, czy nie była to aby twoja matka...
...Więc znać chcę twe antenaty,
Boś tak odporna na baty.
Ktoś taki, kto się nie skarży,
Ma rewerencję dla szarży
I przypomina mi kogoś...
Czym twoją matkę niebogą
Miał kiedyś na swym okręcie?
(Tutaj złapało go wzdęcie).

- A może wam po prostu ulegam?! - warknęła.
- A jest tak? - spytał się, po czym ponownie uśmiechnął i zaczął gładzić jej szyję.
Takie szyje miewają łabędzie!
Wnet głaskanie pomogło na wzdęcie,
korsarz z ulgą popuścił był pasa
spod którego czubek kordelasa
wyglądał. Jednak wciąż się zdawało
że go coś tam, gdzieś uwierało.

Lisa wymamrotała coś pod nosem i znów skuliła się jak jeż.
Tylko kostium nie pasował.
Jeż-guar. Tyz piknie.

- Co? - odparł mężczyzna.
- Nie, panie… Nie uległam… Panie… - odpowiedziała.
A kulę się tylko tak, dla zmyłki.
Jeśli chcesz, to mogę cię ugryźć, panie.
Sama się ugryź.

- Nie mów mi panie, bo i tak na to nie zasługuję - powiedział kapitan i uśmiechnął się, po chwili podnosząc jej twarz, jednak tej nie dało siępocieszyć.
Usta były smutne, brwi obrażone, nos zamknął się w sobie a policzki wypięły się na wszystko.

- Nie smakowało ci? - odparł , patrząc spode łba na myjącego talerz majtka, który na dodatek klnął pod nosem.
W rogu wykwintnej jadalni był kącik higieniczny, gdzie majtek szorował naczynia, przeklinając swój los, gary i dowódcę do siódmego pokolenia w obie strony.
Nosz kurde, taki galero-titaniko-krążownik, a “zmywaka” nie mają.

- Smakowało - wycedziła jeszcze i teraz już cała skulona odparła - Na co ten kostium?
- Na deser - odparł kapitan zawadiacko, lecz Lisa nie zrozumiała nic z tych słów.
Bez jaj, Pisaku, jest aż TAKA tępa?

- Odprowadzić ją - powiedział strażnikom, lecz ta już sama poszła za nimi, ostatnio dużo kręciła się z nimi po statku
Znała drogę i zdążyła zaprzyjaźnić się z obstawą.

- Widzimy się o północy! - zdąrzył (zadem darzył?) jeszcze z daleka wykrzyknąć, a Lisa poczęła się zastanawiać jakież to znaczenie miały słowa kapitana i jaką niespodziankę jej zgotuję. [Muhihihi - zaśmiał się mrocznie Pisak]
Przelewanie na papier seksualnych fantazji rzadko kiedy prowadzi do czegoś dobrego. Na szczęście tego nikt nie wyda drukiem, w przeciwieństwie do  Achai;>

Wybiła równo północ,
Na wieży ratuszowej był zegar z kurantem, wygrywającym melodyjki. Że co? Że akcja dzieje się na galerze?
Szklanki wybijali.
Prędzej zęby sobie nawzajem.
No tak, nie powinnam podejrzewać Pisaka o znajomość autentycznych metod odmierzania czasu na statkach...

a drzwi od cholernej klatki otworzyły się.
Samoczynnie. Miały w sobie mechanizm zegarowy.
Reagujący na kurant z wieży.

Dziewczynę ponownie zabrano do kapitana, który czekał na nią nagi w łożu o złotej kołdrze.
[Ryk śmiechu uniósł się nad miastem, gołębie pospadały z drzew, tramwaje wykoleiły koleje wytramwaiły.]
Kapitan wyglądał TAK.
Mmm, smakowicie :)

- Co to ma być!? - warknęła, gdy zobaczyła go bez ubrania, zapisującego notatki dziennika kapitański, jak gdyby nigdy nic.
Hmmm. Chyba nie zaimponował jej rozmiarem.
Nie wiadomo co robił poza tym, że leżał obrażając Lisę swoją nagością. “Zapisywanie notatki dziennika kapitański” brzmi bardzo frywolnie.
Ubranie zapisywało notatki, dlatego kapitan był go pozbawion.

- Do klatki z nią - powiedział nawet nie spoglądając na swego gościa, a Lisa oburzyła się jeszcze bardziej.
Wyobraźcie sobie, jak wielkie było oburzenie eksmitowanej papugi!
ZUa kobieto! Zwizualizowało mi się!

,,Wyjść z jednego więzienia, by wpaść w drugie, ten rejs już powoli zaczyna tracić sens.'' -
pomyślała, a drzwi za strażnikami zamknęły się.
Aha. Znaczy, jej początkowa sytuacja chłostanej, zamkniętej w klatce więźniarki pełna była głębokiego sensu, który teraz dopiero powoli zaczął się ulatniać?

Strażnicy ukłonili się i wyszli.
- Czemu zostałaś skazana? - zapytał się, odkładając dziennik kapitański.
- Ty mi powiedz, jesteś władcą galery. - warknęła Lisa i poczęła walić ramionami w klatkę.
Pięści tymczasem spoczywały grzecznie za plecami.
Wszystko po to, by nikt się nie zorientował, że Pisakowi zabrakło konceptu.

- A może... - mówił wolnym tempem - ...to przeznaczenie cię tu zesłało - kapitan wstał, a Lisa odwróciła się, by nie patrzeć na jego nagie ciało, a jej oczy wypuściły łzy, co nie było już pierwszyzną na tej galerze.
No. Majtkowie szorujący pokłady stali do niej w kolejce z wiadrami.

- Boisz się mnie?! Mej nagości?! [mojego dzielnego żołnierza?!]  Przecież wśród arystokratów intryg jest więcej niż przystawek w wykwintnej kuchni!
No właśnie. Intrygi to koronkowa robota, więc powinieneś był Waść wystąpić w koniakowskich stringach, jeśli nie chciałeś przestraszyć arystokratycznej dziewicy.
A nie tak zaraz galionem po oczach.

Spójrz na mnie! Przecież mnie pożądasz! Pragnij mnie!
- Nigdy! - wrzasnęła.
- No już, pragnij mnie, no!

- Czemu nie chcesz zrobić mi nic przyjemnego. Może to dla ciebie zbyt wygórowane warunki - odparł spokojnie, jakby chciał jej w czymś pomóc.
Pomóc oswoić się z myślą, że jej przeznaczeniem jest robić mu dobrze?

- Warunki?! Warunki?! - warknęła - Trzymasz mnie w klatce, w przebraniu cholernego jaguara, może jeszcze jakaś obroża by się przydała, co?!
I kajdanki z futerkiem...
Właśnie. Co to za niedoróbki jakieś?
Gdyby ją przebrał za zadżumionego mrówkojada, wszystko byłoby w porządku...

Człowieku, okrutniku, tyranie! - jej oczy napełniły się łzami i wreszcie odwróciła się do kapitana, cała czerwona z goryczy.
… majtając z wyrzutem jaguarzym ogonkiem.
A mnie się zdawało, że z goryczy się żółknie...

- Więc idź, masz klucz od klatki, uciekaj - mężczyzna podał jej przed chwilą jeszcze wiszący na jego szyi, złoty klucz.
Na dnie morza złoty klucz
chcesz go zdobyć, to się ucz.
Ucz się pilnie już od rana
zadowalać kapitana.

Dziewczyna sięgnęła po niego nawet się nie zastanawiając i przekręciła go ostrożnie w dziurce,
Mnie się kojarzy!!!
Mnie też. Z pewną sceną z “Robin Hooda - facetów w rajtuzach” (od 7:25).

a do klatki już wepchnął się nie kto inny jak kapitan i zaczął całować ją po szyi , gładzić jej plecy i napinać mięśnie ud leżących na jej nogach.
Jeżu borski. Nie jestem w stanie skomentować tej jakże erotycznej sceny...
Jeśli wierzyć NF, “Maga Mórz” napisał Pisak. Może on to tak robi?
Napina mięśnie ud? Twardziel...

Lisa wypchnęła go poza klatkę, lecz ten pociągnął ją za sobą.
No i chyba o to jej chodziło, żeby z tej klatki wyjść, nie?
Klatkę pociągnął.

Rudowłosa nie mogła nic zrobić, poczęła więc improwizować, całując go także i razem zagłębili się w kochaniu. Lisa wykorzystała sytuację i zrzuciła palącą się na biurku świecę na dywan.
Pożar wszczął się od razu,
Dywan - chińska podróba z dużą zawartością waty; gdzie mu tam do tych z Peru!

paląc plecy władcy galery (ooo, to ona go dosiadła?), a ta (galera) z łatwością mogła uciec.

Rudowłosa biegła pędem, niczym wiatr.
Biegła pędęm, pędziła biegiem... Nie mogłaby raz pędem się skradać?

Złapała jakiś żelazny stojak na świecę i trąciła nim strażników, po czym ukradła im sakiewki z srebrnymi monetami.
Nosz qhurva, znowu gra.
A czego wymagasz, to przecież fantastyka!
Ona odrzyna im sakiewki, a  oni tak stoją, że świeczkami w oczach.
Przepraszam, ale ja już wyję ze śmiechu. Mieliśmy kiedyś w drużynie złodzieja, który specjalizował się w waleniu przeciwników po głowach świecznikami:D

Pożar rozrastał się coraz szybciej, nie było czasu na inne interwencje i ratowanie innych niewolników, musiała zająć się sobą.
*Z westchnieniem* A czymże jest śmierć setek niewolników wobec jednej marysójki!
Widzicie, miałam rację z tym tankowcem!

W końcu! Była już na najwyższym poziomie statku, po czym ryzykownie wskoczyła do wody,
Z kilkoma sakiewkami pełnymi srebrnych monet.

żegnając za sobą palący się statek i poczuła woń wolności
I poczuła, że jest na środku morza i do brzegu ma cholernie daleko.
I popłynęła w stronę czerwonej wstęgi, sobacząc na swój los.
I pożarł ją Rekin Dziewicojad.
I dostał Zgagi.

C.D.N
Cudów Dalszych Nie będzie.




Isztar, czyli Tajemnica kurhanu sołtysa.

http://www.fantastyka.pl/4,2512.html
Dodał: imunimum  2010-10-27  16:37

Jesienne wieczory bywają zimne. Szczególnie kiedy przebywa się w ciemnym gotyckim kościele, w ciasnym konfesjonale, w którym niesposób wyprostować już nieźle zdrętwiałe nogi, a lodowata ściana okrutnie doskwiera plecom.
Osoba, która ten konfesjonał zamówiła, albo miała skłonności masochistyczne, albo z upodobaniem oddawała się umartwieniom, co ponoć ducha kształtują. Co w sumie na jedno wychodzi.

Tymoteusz intensywnie rozcierał ręce i pluł sobie w twarz, że po raz enty zapomniał o rękawiczkach.
Po chwili gębę miał całą w soplach. Faktycznie było zimno.

Poddawał się dźwiękowej uczcie wiatru, który wpadał do kościoła przez uchylone okno.
Znać, że artysta. Normalny człowiek zamknąłby okno, żeby mu po nerach nie wiało.
Tłumacząc z pisackiego na nasze, pozwalał, by wiatr go pożerał, głośno przy tym mlaszcząc.

Zerknął na swój zegarek Harwood’a, [Browna się czytało, co?] po czym lekko zniesmaczony faktem, że będzie musiał posiedzieć w tej drewnianej klatce jeszcze ponad pół godziny, sięgnął za pazuchę wydobywając z wewnętrznej kieszeni sutanny, którą uszyła na specjalne zamówienie pani Maria, srebrną piersiówkę.
Wygodniej miałby, gdyby ją trzymał za podwiązką.
Nie dość, że zapomniał o rękawiczkach, to jeszcze i o kurtce nie pomyślał. Co za ciapaja!

Na jego ustach szybko zagościł uśmiech, i na chwilę zapomniał o mrozie.
Uśmiech - zapominalski gość. Zagości i zapomni.
A to się penitenci ucieszą, jak poczują oddech ojczulka na swoich twarzach.
Będzie o czym gadać do następnej Wielkanocy.

Odkręcił łapczywie zakrętkę i wlał zawartość do gardła.
Zakrętki.
Bo to był syrop na kaszel, a coście myśleli?

Kiedy przyjemne ciepło rozlało się właśnie w klatce piersiowej, do jego uszu dobiegł dźwięk lekkich kroków po posadzce. Szybko odessał się od gwintu [CMOK!] i niemal rozlewając zawartość, schował piersiówkę na swoje dotychczasowe miejsce.
Zagląda penitent do konfesjonału, patrzy - a tam na miejscu księdza wielka piersiówka...

Kroki dało się słyszeć coraz bliżej i wyraźniej. Ksiądz wikary chuchnął w rękę sprawdzając poziom alkoholowego wyziewu, po czym usiadł prosto i czekał, aż ktoś wreszcie urozmaici dzisiejszy wieczór.
Ach, te wyszukane rozrywki kleru...
Typowa scenka z cyklu “jak sobie mały Jasio wyobraża”.

Domniemany grzesznik uklęknął w konfesjonale, po czym rozległo się standardowe „niech będzie pochwalony”. To co ucieszyło księdza Tymka to fakt, iż był to bardzo seksowny, uspokajający, a nawet lekko nonszalancki kobiecy alt.
Mogło wszak być gorzej. Mógł to być głęboki, bardzo nonszalancki sznapsbaryton.

- Wybacz mi Boże, bo zgrzeszyłam – padło zza drewnianych krat.
- Czym obraziłaś Naszego Pana dziecko? – rzekł powoli i stanowczo.
- Ja… Poddawałam się cielesnej rozkoszy – jej głos lekko się zawahał.
- Wyjaśnij w czym rzecz, bo nie bardzo rozumiem – starał się jak mógł ukryć udawaną niewiedze.
To udawał te niewiedze, czy je ukrywał w końcu?
Podpuszczał.
A to świnia jedna, “Spowiedzi” rodem z Boccaccia  mu się zachciewa.

- Wyobrażałam sobie… miałam w głowie nie czyste [nie czyste, nie brudne, a w sam raz] wizje, wie ksiądz… - zawstydziła się jak sierotka Marysia.
- Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu, masz na myśli sceny erotyczne? – Tymek wygodniej usadowił się na twardym krześle.
Po raz kolejny pożałował, że konfesjonał nie jest obity w środku czerwonym pluszem - o ileż przyjemniej słuchałoby się pikantnych szczegółów!
Przynajmniej zrobiło mu się zdecydowanie cieplej.

- Tak ojcze.
- A więc co dalej? Czym jeszcze rozgniewałaś Pana? – drążył ciekawsko dalej z prawie że niezauważalnym uśmiechem w kącikach ust.
Dawaj, dawaj, przejdź do konkretów!
Może się coś zmieniło od czasu mojego ostatniego kontaktu z KK, ale nie sądzę, by jakikolwiek ksiądz używał TAKICH archaicznych sformułowań.

- I ja… Robiłam to… Masturbowałam się … - teraz jej głos całkiem się urwał.
Za to Tymkowi robiło się coraz cieplej na duszy, i pewnie by dalej wiercił dziurę w biednej dziewczynie niczym udarowa wiertarka [E? To oni już przeszli do czynów? A myślałam, że to dopiero gra wstępna.], gdyby nie przeszkodziła mu wścibska ręka Archanioła Rafała.
Archanioł też chciał skorzystać?
Gdzie się pchał z łapami?
Wyczuł niezdrowe intencje, więc interweniował niejako służbowo.

Co do świętej Hieronimy
Kurde, wciąż czytam “do świętej Hermiony”!
Ja też:D
Tym bardziej, że świętej Hieronimy nie było, a święta Hermiona - i owszem!

– zaklął w myślach, gdy tajemnicza dłoń wychodząca wprost z sosnowej dykty chwyciła go za kołnierz i silnie przyciągnęła, co zaowocowało głośnym spotkaniem głowy Tymka z drewnem.
Amnezja opkowa. Jeszcze parę akapitów temu napisane było, że za plecami księdza była lita, zimna ściana.
Archanioł Boży Rafael
Pilnuje w konfesjonale
By wikary z ciekawości
Nie wpadł w sidła lubieżności?
Jako patron terapeutów
Policjantów i lekarzy
Strzeże pilnie księdza Tymka
Zanim grzech mu się przydarzy.

Nieśmiała dziewczyna aż pisnęła.
- Czy wszystko z księdzem w porządku? – spytała cichutko jak myszka.
Zaraz, moment, a kto podmienił tę z seksownym, lekko nonszalanckim altem?
Sama obecność Rafała wystarczyła, by wygnać z nieszczęsnej demona Asmodeusza.

- Tak, Tak, po prostu przez przypadek…[wykonałem headdesk] nie ważne.
Nieważne, jak się to pisze. Pisak ma ważniejsze rzeczy na głowie, niż jakieś bzdetne partykuły.

Niech Bóg odpuści ci grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego…
- Ale proszę księdza, to nie wszystko…
Teraz dopiero zaczyna się ciekawe, a ksiądz nie chce słuchać?
Nawet nie zadał pokuty.

Wikary nie pozwolił jej dokończyć i stuknął trzy razy palcem w deskę. Dziewczyna szybko wstała, po czym rozległ się lekki huk kościelnych wrót.
Lekki huk...
Wrota były grubo obite cienką warstwą koronkowego filcu.

- Rafał! – krzyknął szeptem, rozmasowując czoło.
Lekki huk się niósł transeptem
Gonił za nim okrzyk szeptem.
Co więc jeszcze tu znajdziemy,
bieg spacerkiem, lot po ziemi?

[Archanioł Ex Sosnowa Dykta opierdziela księdza za zbytnią ciekawość]

- Ehh. Już i tak po fakcie, o co chodzi.
- A o co może mi chodzić – teraz ze ściany konfesjonału wyłoniła się głowa. Bujne białe jak śnieg włosy były związane z tyłu gumką, nie uwalniającą żadnego zagubionego kosmyka.
Uwalniała tylko te, które wiedziały, dokąd iść.
Białowłose anioły to chyba wynalazek Kossakowskiej. W tradycyjnej ikonografii jakoś nie występują.
Natomiast anioły z włosami spiętymi gumką to ani chybi wynalazek nastoletnich pisaczyn.

Niebieskie oczy sprawiały wrażenie niezwykle mądrych, a gładka jak u niemowlęcia twarz dodawała uroku, na który niejedna amatorka męskich ciał by się skusiła.
Nie zapominajmy o amatorach ;)
Jakoś czuję się zupełnie wolna od TEJ pokusy;) Chociaż z DRUGIEJ strony...

– Sprawę mam, panie superwikary.
- A już myślałem, że ta noc będzie normalna.
- Cóż, może kiedyś, póki co nie traćmy czasu, widzę Cię za chwile na górze.
W kontekście faktu, że mówi to anioł, słowa te brzmią mocno... ostatecznie.
Dobrze, że nie powiedział “Góra cię wzywa”.

*
Pozbawiony już krępującej ruchy sutanny kroczył powoli, wysoko podnosząc nogi, na stromych schodach kościelnej wieży. Latarka Petzla dawała na tyle światła, by mógł policzyć po drodze wszystkie pająki zwisające z sufitu.
Niezły reflektor. A i ostrości wzroku zazdroszczę.
A on co, na inwentaryzację tam poszedł? Roczny spis żywiny w obejściu?
Użytek ekologiczny - ostoja pająka. Nie wchodzić!

Wreszcie z lekką zadyszką znalazł się na półpiętrze, tuż pod dzwonami katedry.
Patrzy, a tam diabeł z Vondervotteimittissu dobiera się do sznurów.

Wikary wyciągnął dłoń i stanowczym ruchem obniżył stary ścienny świecznik, a zaraz potem tuż obok księdza odsunęła się deska z ładnie przyozdobioną złotą klamką.
Skoro świecznik otwierał deskę, to po licho jeszcze klamka? A! Na przyozdobę.
Albo dla zmyły. Przychodzi wróg, łapie za klamkę, a tu otwiera się pod nim zapadnia!

Wszedł do ciemnego pomieszczenia. Okrągły pokój miał po prawej stronie duże okno, po części zabite, jednak na tyle duże, by zmieścić w sobie mężczyznę.
Pomimo zabicia, czy pomieściłoby, jakby zabite (po części) nie było?
Dlaczego mężczyzna ma się mieścić w oknie? W szafie, to bym zrozumiała.
Chwila, gdzie właściwie rozgrywa się akcja opka? W jakiej polskiej WSI stoi KATEDRA z okrągłą wieżą??? (Odp.: w żadnej.)
Na upartego okrągły pokój mógłby być w wyższej (od zewnątrz ośmiokątnej) części wieży tak zwanej “wiejskiej katedry” w Rzepienniku Biskupim. Jednak, gdy weźmiemy pod uwagę, że do okrągłego pokoju wchodziło się od klatki schodowej z boku, wyjdzie nam, że przekrój poziomy takiej wieży zdaje się przypominać mocno zdeformowaną ósemkę.
Po prostu katedrę projektował Bezdennie Głupi Johnson.

Na środku zaś stał stolik, z wielkimi palącymi się świeczkami.
Kurde nooo... I tak to jest z tym opkiem, niby wszystko w porządku, a co chwila jakiś zgrzycik. Jak wielkie, to świece, nie świeczki, prawda?
I kto je zapalił? Archanioł? Jeszcze przed chwilą pomieszczenie było ciemne!
To nie świece, to Światłość Wiekuista, nie trzeba zapalać.

Ściany zaś ozdabiały wszelakie bronie: od szpad, po lekkie miecze i mieczyki, kusze czy proce, przez dwusieczne ciężkie miecze, aż po ładną broń palną z tłumikiem.
Proboszcz był kolekcjonerem?
Ta ładna broń wyglądała TAK?
Cały ten arsenał mamy w dzwonnicy, prawda?
A ludziska z dawna się dziwowali, czemu dzwony mają taki bogaty, nietypowy dźwięk.

- Wreszcie jesteś – zabrzmiało za plecami Tymoteusza.
Ten odwrócił zaskoczony głowę, i zrobił pełną pogardy minę.
- Nie możesz chodź (Choć, bo chociaż. Chodź, bo chodzimy. Tak trudno odróżnić?) raz pojawić się tuż przede mną? – rzekł z wyrzutem.
- Nie mógłbym żyć bez oglądania tej przestraszonej mordki. – Rafał uśmiechnął się szyderczo, unosząc nad siebie dumne skrzydła.
Szyderczy uśmiech maskował fakt, że przed chwilą wyznał swe uczucia?
Uśmiech był co prawda szyderczy, ale skrzydła - dumne.
I odczepiane.

- Przejdźmy lepiej do rzeczy – Wikary podszedł i usiadł przy stole. Zaraz za nim zmaterializował się na drugim krześle Archanioł.
- A więc ostatnio chłopki skarżą się, że ich córki znikają w niewyjaśnionych okolicznościach.
Są to zapewne złote chłopki, które uciekły z opka o mrocznej Mionce.

- Zorientowałeś się już w terenie?
- Trochę polatałem, trochę wypytałem, i wiem, że na pewno to nie robota napalonych mężów.
A kawalerów? A wdowców? A tego obcego, co się kręci po wsi i obiecuje dziewuchom dobrą pracę za granicą?

- Inaczej byś mnie tutaj nie zapraszał.
- Ależ tyś się inteligentny zrobił Tymek, niesamowite… - zakpił anioł.
- Daruj sobie tą (tę!!!) pobłażliwość (hmmm, chodziło o “uszczypliwość”?), załatwmy co trzeba i idę spać – ksiądz ziewnął obficie.
Obficie? Niech i tak będzie.
I szeroko się oślinił.
Od ucha do ucha.

- Obawiam się, że tym razem nie pójdzie łatwo. To sprawa o wiele bardziej warta zachodu.
Niż wschodu.

Słyszałeś kiedyś o Isztar?
- Hmm. Obiło mi się o uszy, ale nie jestem w stanie niczego konkretnego powiedzieć?
E? To w seminarium nie było żadnych wykładów o kontekście kulturowym i historycznym Biblii, czy ksiądz je wszystkie przespał?
Stawiam na to drugie, przy czym myślę, że przespał też szkołę średnią oraz trzymał się z dala od wszelkich programów edukacyjnych oraz filmów dokumentalnych, zahaczających choćby w najmniejszym stopniu o archeologię.

Anioł sięgnął po wielkie tomisko spoczywające obok świec i otworzył na zaznaczonej zakładką stronie.
Ktoś, kto pełni rolę posłańca, powinien takie podstawowe informacje podawać z pamięci, a nie podpierać się książką.

- Bogini występująca w mitologii mezopotamskiej – zaczął czytać na głos – sławiąca się po części w wojnie, ale szczególnie w miłości cielesnej. Utożsamiana z Wenus. Jest boginią zachowań seksualnych i prostytucji, szczególnie lubującą się w seksie pozamałżeńskim, ale też wykazuje olbrzymie zainteresowanie dziewicami i stosunkami z nimi.
Isztar odbywała stosunki z dziewicami???
“One night stand” nabiera nowego znaczenia.

- Brzmi ciekawie – Wikary uśmiechnął się idiotycznie.
Coraz bogatsza gama typów mimiki, nie powiem.

- Przestań, to poważna sprawa. Zniknęło już kilka młodych nastolatek.
Stare nastolatki chwilowo zostawiono w spokoju.
Dzidzie - pierniki też mogły się czuć bezpieczne.

Nie mamy ani ciał, ani żadnych poszlak, ani czegokolwiek. Jedynie kilka pijackich historii.
Opcja “uciekły z domu” jak rozumiem, odpada?

- Co konkretnie? – Tymoteusz zmarszczył brwi.
- Coś o pięknej nieznajomej przechadzającej się przez cmentarz nocą, z białą poświatą wkoło siebie, i [z] czerwoną suknią [chyba wywija nią nad głową],
...która wznosi się czołem nad najwyższe drzewa, a ponad głową suknią skrwawioną powiewa...

która gdyby wierzyć plotkom, barwiona jest krwią wprost z łona niewiast.
Suknia powinna szybko zbrązowieć w takim razie.
Może jest barwiona wciąż świeżą krwią. Albo to taka magia antyzakrzepowa.
Bueeee.
Wyobrażam sobie lokalnych pijaczków, przekazujących sobie takie plotki...

- To jest chore! – Tym razem nawet ksiądz poczuł nie lada odrazę.
Nie no, błagam. Znam legendy... ba, znam blogaskowe “straszne opowieści”, które są bardziej odrażające od tego tu.
No bo ten cały Tymek to taki w duszy niewinny erotoman-gawędziarz. Dobrze, że Milenki nie czytał.
A kto ją napisał?

- Mniej więcej wstrzeliłeś się w klucz [maturalny?!]. Inanna, bo takie jest jej drugie imię [natomiast z bierzmowania ma Astarte], była za życia nieźle stuknięta, a to za sprawą tego, że w młodym wieku została wykorzystana seksualnie – Archanioł owinął się szczelnie skrzydłami
Proponuję na przyszłość sięgać do oryginalnych mitów, a nie podpierać się współczesnymi produkcjami wątpliwego pochodzenia.

– a tak poza tematem, moglibyście zainwestować w ogrzewanie.
- Tjaa, ogłoszę datki na najbliższe mszy.
- Wiesz, w sumie może nie trzeba, pogadam z tymi z dołu, pewnie dadzą się namówić na odstąpienie odrobiny żaru piekielnego po okazyjnej cenie.
Wyjąca dusza grzesznika gratis. Przyda się jako alarm.

Od czego mam twoim zdaniem zacząć? – spytał.
- Dziś kiedy spowiadałeś, zniknęła kolejna dziewczyna, dziewica, szesnastolatka, córka Koźmińskich.
- Ach taaa, no, no, Anna chyba jej było. Fajna sztu…
- Zamilcz! Nie wiem w jaki sposób Bóg wytrzymuje z tobą te katusze – Rafał tym razem wkurzył się na poważnie.
Anioł, w dodatku patronujący lekarzom, udaje cnotkę - niewydymkę. Blah.

- Wyluzuj skrzydlaty, wiesz, że żartuje. A swoją drogą kto byłby na tyle głupi, by wdawać się w takie szambo.
- Wszystko ku chwale Pana – na twarzy archanioła znów zawitał uśmiech.
Czy tylko ja nie rozumiem tego dialogu?
*Nie tylko...*

- Dobra, to chyba czas zacząć od cmentarza, te pijackie historyjki, to jedyne poszlaki?
- Niestety tak, ale prawdopodobne.
Wikary spuścił głowę, rozciągnął się na krześle jak kocur, naprężając swoje ciało, po czym [kocim zwyczajem zadarł nogę i zabrał się za szczegółową toaletę] wstał i zaczął wyciągać z szafki swoje „robocze ubrania”.
I to wszystko nadal w ukrytym pokoiku na wieży. Co on tam jeszcze trzyma, zapasy żarcia, komputer i mały czołg?
Żarcie trzyma gdzie indziej, jak to niebawem zobaczymy.

- Musisz załatwić sprawę jak najszybciej, bo mieszkańcy chcą pisać jakąś petycje do Papieża.
Ojcze Święty!
Piszemy do Ciebie, bo w zeszły piątek znikła córka Koźmińskich, a dwa dni temu wnuczka Fajfusowej spod lasu zabradziażyła gdzieś i na noc do domu nie wróciła. A jak chłopaki wracały po ostatniej dyskotece, koło cmentarza, to widziały takie cuś czerwone, co się tam plątało. Znaczy, Stachu jak mówi, że coś widział, to mu wierzyć nie trza, bo łońskiego roku gadał, ze mu kosmici kręgi w zbożu wydeptali, a okazało się, że sam po pijaku maluchem w pole wjechał. Ale Franek to dobry chłopak i łeb ma mocny, ostatnio trzy promile wydmuchał, a całkiem prosto szedł. Więc Ojcze Święty prosimy, zrób coś z tym, bo jak nam dziewuchy ze wsi poginą, to chłopaki żenić się z kim nie będą mieli i nie daj Boże miastowe jakieś sprowadzać se zaczną.
Z poważaniem
Mieszkańcy wsi Bamboły Wielkie

- Ech. No cóż, zrobię co w mojej mocy. Możesz mnie teraz zostawić? Muszę skupić się nad doborem broni.
Do czego on ma zamiar tę broń dobierać, skoro chce być przy tym sam? Będzie dopasowywał odcień rękojeści do koloru majtek?
Możliwe. Zważywszy, że to Superwikary, pewnie nosi majtki na sutannie.
Nie, sutanny pozbył się nieco wcześniej (przed wejściem na wieżę), teraz jest w cywilu.

- Jasne stary. Jakbyś mnie potrzebował…
- Tak, wiem, zawołam – Tymoteusz odczepił ze ściany ciężki miecz i zważył go w ręce – a teraz już idź.
Rozumiem, że różaniec i woda święcona, jako broń przeciw złym duchom, są zbyt... oldskulowe?
No co Ty, to dobre dla lamerów
Jasne. Lepszy jest ciężki miecz, który rękę patafianowi wyrywa z barku.
Przeczytałem - “parafianinowi”!

Wikary stanął na parapecie okna wieży. Na plecach spoczywał w skórzanej pochwie miecz, a bo bokach miał naładowane srebrnymi i poświęconymi kulami dwa „Beretta 9" z piętnastocentymetrowym tłumikiem.
Dwie beretty. Albo “dwa pistolety Beretta”. Nawiasem mówiąc rzeczona Beretta ma całą serię modeli z numeracją zaczynającą się od 9, ale samej “dziewiątki” wśród nich nie ma.
Pisak miał chyba na myśli kaliber.
Albo dwa berety. Z antenkami.

Czupryna czarnych włosów ostro szarpała się na wietrze.
Szarpała? Zali z kim? A poza tym czy może istnieć czupryna z czegoś innego niż z włosów?
Oj no, taki piękny mangowy obrazek, a Ty marudzisz.
Albo gierczany. W sumie na jedno wychodzi;)

Tymoteusz robił to już setki razy, jednak zawsze przyprawiało go to o ciarki na całym ciele. Rozłożył ręce uwalniając zwiniętą pelerynę i runął w dół kościelnej wieży, a wiatr niósł go wprost za bramy cmentarza.
I znów to samo pytanie: istniały jakieś bardzo ważne powody, dla których nie mógł wyjść drzwiami?
Estetyczne. Nie miałby szansy zatrzepotać połami na wietrze.
Szybciej było. Kolonas też zawsze spada. To zresztą jakaś moda jest: Ten tam Reptus z poprzedniego opka też wyskakiwał przez okno.
A poza tym trzeba zaszpanować.

Wylądował pewnie, bez potknięcia. Szybko odpiął niepotrzebnie ważącą pelerynę i pomknął wzdłuż grobów by dobiec do najwyższego drzewa w centrum cmentarza.
Peleryna mu niepotrzebnie waży, a dwuręczny na plecach nie przeszkadza?
Dwuręczny jeszcze się przyda (muhihihi... nie, nie spoileruję!) a peleryna zrobiła swoje i może odejść.
Peleryna prychnęła oburzona, odwróciła się dumnie i odeszła łopocząc na wietrze.

Dotarł tam szybciej niż planował i dwoma susami wskoczył niczym pantera między rozłożyste konary.
Jak ci on tak wziął i skoczył na gałąź, to był całkiem jak ten wąpierz Edward, o mujeju!
Mnie się raczej zwizualizował w przebraniu jaguara:D

Teraz wystarczyło czekać, aż coś się wydarzy. A może mu się poszczęści i już dziś zobaczy tą [tĘ] zboczoną Inanne.
A może mu się poszczęści bardziej i nie tylko zobaczy.
Po prostu nie mógł się doczekać.
Lekko sparklił z nudów.

Godziny mijały wolno i niezwykle nudno. Co chwila spoglądał na zegarek i śledził mozolny ruch wskazówek. Dobrze, że miał ze sobą swoją ukochaną piersiówkę z winem mszalnym, bo inaczej mógłbym zostać rozwiany razem z wiatrem w pył.
Wino! Winem to się tak człowieku rozgrzejesz, że ho ho. Na taką okoliczność znacznie lepsza będzie śliwowica.
Tia, zwłaszcza cienkim mszalnym. Takim, na ten przykład, Porto to by się dało rozgrzać. *Idzie sobie wziąć szklaneczkę dobrego Tawny.*

Przechylił buteleczkę do góry dnem, ale ani kropla nie chciała już spłynąć. Lekko wprawiony [w rzutach] cisnął ją przed siebie i spojrzał w gwiazdy.
I teraz nie będzie miał czego uzupełniać nowymi porcjami wina.
Nie ma obaw, przecież w konfesjonale zostawił piersiówkę, wielką jak on sam.

Jednak szybko odwrócił głowę w prawo, bo kątem oka zobaczył jakiś blask. Nie mylił się, środkiem alei podążała zacnie [dostojnie i nobliwie] kobieta w średnim wieku
Wielka taka, cycata i dupiata.
Ty się nie śmiej, wedle Pisaka “w średnim wieku” oznacza pewnie koło trzydziestki
zgodnie z opisem, w krwistoczerwonej sukni i niewytłumaczalnym blaskiem obok niej.
A blask szedł po jej prawicy i oświetlał drogę, a za nią był ciemnością, by nie zbliżyli się jej wrogowie.
A przed nią bieżył baranek, a nad nią latał motylek.

Za Isztar, bo chyba więcej dowodów mu nie potrzeba,
Aha. Znaczy, jak się wybiorę nocą na cmentarz, w czerwonej sukience i z mocną latarką w ręku, też automatycznie zostanę uznana za Isztar?
Lepiej uważaj, bo Cie jeszcze jakiś Tymek wyegzorcyzmuje, albo co gorszego zrobi.
Zaatakuje swoim wielkim dwuręcznym mieczem.

biegła boso młoda dziewczynka w białej halce.
Halki cieszą się dużym powodzeniem w opowiadaniach z NF.
Szesnastoletnia “dziewczynka” w halce, ho, ho, ho, to ci dopiero widok...

Ksiądz wytężył wzrok, zmarszczył powieki i…
Cudotwórca z niego. Zmarszczyć powieki...
…i zmrużył czoło.

- Świętą Trójco, toć to młoda Koźmińska – szepnął pod nosem.
Po halce ją poznał!

Zeskoczył z drzewa i najciszej jak się dało, zaczął skradać się pomiędzy nagrobkami.
Bogini szła dosyć szybkim tempem, ewidentnie kierowała się w stronę kaplicy cmentarnej, w której odprawiano pogrzeby mniej zamożnych mieszkańców. Ksiądz ukrył się za olbrzymim kurhanem rodziny sołtysa.
Ja przepraszam, ja sobie kwiknę :D
Swoją drogą, ciekawe, czy kurhan przypisany był do urzędu, czy też stanowisko było dziedziczne?
I kurhan, i urząd przechodziły z ojca na syna od wielu, wieeeelu pokoleń.
Podejrzewam, że komendant straży pożarnej miał mastabę, a wójt - piramidę.

Innana zatrzymała się kilkanaście metrów od owej kapliczki, następnie wykonała dziwny ruch ręką, wypowiadając jednocześnie jakieś słowa, których niestety nasz bohater nie mógł dosłyszeć. Po chwili całe otoczenie rozjaśniło białe jak śnieg światło, a tuż przed kobietą i nastolatką pojawiła się wielka czarna dziura.
- Co do jasnej Anielki – powiedział do siebie, sparaliżowany z zaskoczenia.
Eeeej no. Ponoć facet ma już doświadczenie w różnego rodzaju walkach z demonami - a portal do innego świata pierwszy raz widział?

Kobieta wzięła za rękę Annę i obje [Kto obje, kogo i z czego?] zniknęły w lustrzanej nicości.
Przypadkowy przymiotnik ze zdumieniem rozglądał się po zdaniu.

Tymek nie tracąc czasu wziął się w garść, odrzucił na bok czuprynę włosów [Znaczy, perukę ciepnął w krzaki.] i pomknął w stronę gdzie jeszcze sekundy temu stały postacie. Stanął naprzeciw tajemniczego przejścia i spoglądał w środek, ale zobaczył tylko swoje odbicie, jakby wpatrywał się w zwierciadło.
Szczegół, że chwilę temu była tam czarna dziura.
Może to zależy od kąta patrzenia, który zależy od punktu widzenia, który z kolei zależy od... itd.

Nagle owe [owo. A lepiej: to. A jeszcze lepiej, w ogóle bez zaimka] przejście znacznie zaczęło zmniejszać swoją objętość.
Objętość może mieć bryła. Przejście między wymiarami może co najwyżej zmniejszać swoją średnicę, rozmiar, szerokość, wysokość itp.

- Raz kozie śmierć – powiedział wikary robiąc równocześnie znak krzyża na piersi, po czym z całym impetem wbiegł w owe [owo!!!] „coś”. W uszachmu [to po sumeryjsku, ani chybi!] zaszumiało, ciało zaczęło krzątać się [tak jak nadpobudliwa Pani Domu, która krząta się po przedpokoju] na wszystkie boki, i boleśnie obijać, jakby Tymoteusz znalazł się w jakieś niewidzialnej rurze.
Stanowczo wolę się obijać niż krzątać. Zwłaszcza na wszystkie boki.
Wsysło go do odkurzacza.

Jednak wszystko nie trwało długo. Poczuł wreszcie twardy grunt pod nogami i wyraźnie tracąc równowagę uderzył policzkiem w kępkę trawy.
Eno, to miękko wylądował.
A reszta ciała nadal dyndała w powietrzu.

Nie zważając na dotkliwe siniaki [hm, twarda jakaś ta trawa...] [w trawie skrywały się twarde dowody jakiegoś Burka] wstał, wyciągnął z pochwy swój miecz, i przygotował się do ataku. Spostrzegł że wpatruje się w niego kilka obcych oczu.
Gdyby wpatrywały się jego własne, znaczyłoby to, że znalazł się w gabinecie luster.

Dopiero po chwili zdobył się na jakikolwiek ruch, zmierzył wzrokiem okolice.
Było tak ze 3,20 metra. Potem mgła.

Znajdował się w środku okręgu który składał się z… trzymających się za ręce nastolatek. Było ich kilkanaście, młodych, pięknych i co najlepsze, lub najgorsze, zależnie jakim okiem spojrzeć – całkowicie nagich.
Jego prawe oko ucieszyło się, lewe zamrugało z oburzenia.
Natomiast  jego trzecie oko poczuło się niepotrzebne i osamotnione.
Fraza “zajechać na śmierć” natrętnie przewijała się przez jego myśli.

- No, no, mamy gościa – rozdźwięczył się [Co zrobił?] [jak mawiał Piłsudski: rozdziwaczył] kobiecy głos za jego plecami. Natychmiast się odwrócił. Za nim stała we własnej osobie bogini Innana – Czy nie wstyd księdzu patrzeć na takie… kuszące sceny – wybuchła śmiechem a jej obfity dekolt zaczął podskakiwać jak kulki w maszynie losującej totolotka.
Dekolt nie jest synonimem biustu, to raz. A dwa, mam rozumieć, że zamiast piersi miała jakieś latające pingpongi? Też mi kusicielka...
Może miała sprężynowy push-up.
W kulki se z nim leci.

- Jak śmiesz im to robić, to jeszcze nastolatki – rzekł nie wzruszony, z pogarda w głosie.
A coż ona im robi? Każe tańczyć w kółeczko?
Nie wzruszony, aha. Gdyby zamiast nastolatek były staruszki, to by się wzruszył i zapłakał rzewnymi łzami.

- Och klecho! Skończ z tymi kazaniami – rzekła dalej z rozbawieniem – śmiało, znajdzie się i miejsce dla ciebie.
- Po moim trupie – Tymoteusz w mgnieniu oka wydobył zza pazuchy rewolwer, wymierzył i zanim zdążył wypuścić oddech, wystrzelił z dymiącej lufy.
Lufa dymiła, gdyż spalał ją wstyd, że jest w rękach takiej łajzy.
Rewolwer??? A gdzie się podziała Beretta kal. 9, która jest, do jasnej ciasnej,  pistoletem? Ze nawet nie wspomnę o mieczu, którego księżulo dobył ledwie parę zdań temu?

Bogini bynajmniej nie traciła na zręczności,
mimo zaawansowanej starości
gdyż podskoczyła tak wysoko,
że płeć jej białą ujrzało oko
wikarego. I tak zatrzęsło mu łapami
że poświęcony pocisk przeleciał tuż pod jej stopami,
po czym wylądowała zgrabnie niczym kocica.
rumieńcem wstydu krasząc księdza lica.

Teraz to ona przeszła do ataku. Wyciągnęła przed siebie rękę i wypowiedziała w nieznanych wikaremu słowach magiczne zaklęcie (po prostu klęła nad wyraz wulgarnie, a wikary rżnął głupa i udawał że nie wie o co chodzi) a Tymek, całkowicie bezradny, poleciał kilka metrów w tył boleśnie upadając na plecy, i co gorsza, gubiąc po drodze rewolwer.
Beretta. To. Nie. Jest. Rewolwer.
Zastanawiające, jak wielu nawet uznanych autorów myliło pistolet z rewolwerem...
Pfe, co to za bogini, która musi wypowiadać na głos zaklęcie? Toż ona cienka jak dupa węża, nawet przeciętnemu pomiotowi Voldzia do pięt nie dorasta.

Krąg dziewczyn zaczął się rytmicznie chichrać.
Chich! - ru ru ru, chich! - ru ru ru.
We will we will rock you!
Przeczytałam “czochrać”.

Oszołomiony ksiądz, z trudem wstał i chciał sięgnąć po drugi rewolwer, ale w kilka sekund znalazła się przy nim Isztar i poczęstowała potężnym kopniakiem między nogi.
Kilka sekund to cholernie dużo czasu. Naprawdę, kochany Pisaczku, stworzyłeś wybitnego nieudacznika.
“Dla Was, kolego Źrałek, sekunda to jest tylko sekunda, albo w ogóle nic!”

Tymek ponownie upadł na kolana trzymając się za bolące przyrodzenie, a kobieta wyciągnęła zza pazuchy drugi „Beretta 9”,
“Zza pazuchy” w przypadku kobiety w sukni, znaczy po prostu zza dekoltu. Żeby trzymać berettę w biusthalterze, trzeba mieć nadprzyrodzone umiejętności.
Xena miała sztylet napierśny, a bogini żałujesz beretki?
Znaczy się: jak ona go kopnęła, to on się zgiął, a przy tym wypadł mu pistolet i wpadł jej do stanika?
W ruskim cyrku nie takie akrobacje robią.
A to  nie była jego pazucha? Tak tylko pytam...

i odrzuciła go kilkadziesiąt metrów w tył.
Nie no, co z niego za Wojownik Światła, skoro można go jednym kopem tak skutecznie załatwić?!
Za to kobita jest niezła, skoro potrafiła rzucić pistoletem na kilkadziesiąt metrów.
Jakby nie patrzeć - bogini!

Dziewczyny stały jak zahipnotyzowane
My też czujemy się zahipnotyzowani sztuczkami, jakie tu odchodzą.

i znów dźwięcznie wydobywały z gardeł pełen pogardy śmiech. Ewidentnie były naćpane lub poddane jakiemuś transowi.
Buddyjska ascetyczna ekstaza, jak nic.

- Nie pokonasz mnie tak łatwo klecho – podniosła lekko jego podbródek i spojrzała w niebieskie oczy księdza – Teraz jesteś tylko mój, tylko…
Tymoteusz nie mógł zdobyć się na żaden ruch, czuł jak jego serce wypełnia obca moc, pełna nienawiści i chęci zniszczenia. Ostatkiem sił, powędrował ręką do kieszeni, szukając różańca.
Bo różaniec to ani chybi rodzaj mistycznej krótkofalówki.

- ste v moji moči, ste v moji moči...
Przekładając z sumeryjskiego na ludzki: “Jesteś w moim moczu! Jesteś w moim moczu!”
Znaczy: “olewam cię, olewam cię”.
Ciepłym sikiem.

– powtarzała w kółko, kontynuując swój demoniczny trans, zjadając księdza wzrokiem.
Omnomnomnn mlask!

Tymkowi udało się wreszcie ścisnąć schowane narzędzie modlitwy po czym wytężył z całych sił ostatki rozumu.
Tę ostatnią synapsę, wegetującą na bezrobociu.

Rafale pomóz mi, Rafale przybądz. Wykrzesał z siebie tylko tyle, po czym opadł zemdlony.
Teraz się będę czepiać, ale cóż, czepialska jestem. Różaniec to narzędzie służące modlitwie, natomiast narzędziem modlitwy jest myśl lub słowo. Subtelne rozróżnienie, jednak IMHO istotne, zwłaszcza w przypadku księdza do zadań specjalnych.

A teraz zastanówmy się, co miał na celu Rafał, oszukując księdza Tymka co do tożsamości demonicy. Niewiasta owa nie posiada żadnego z atrybutów mitologicznej Isztar, zaklęcia zaś wypowiada w języku słowiańskim (konkretnie: po słoweńsku i mówi o mocy, nie moczu, zbereźniki!), co oznaczałoby, że jest to raczej jakaś nasza swojska strzyga. Lub inna “usrałka cmentarna”.
(Za zidentyfikowanie języka dziękujemy Lady Zgadze)

*
Archanioł Rafał miał wolne. Wyraźnie korzystał z czasu darowanego mu przez Najwyższego, przebywając gdzieś na obrzeżach Nieba.
O proszzz. Anioły tez mają urlopy? Ciekawe, czy muszą wypełniać wpierw stosowny wniosek i składać go u niebiańskiej kadrowej?
Dlaczego do epigonów Kossakowskiej nie dociera, że jej Niebo wygląda tak, jak wygląda, tylko dlatego, że ON się oddalił?
Może Najwyższy ma tylko przerwę śniadaniową?

Należało mu się. Po ostatniej misji nawracania w południowej Afryce miał dość jakiejkolwiek styczności z demonami i innymi świństwami.
Czy tam przypadkiem nie ma ponad 80% chrześcijan?
Widzisz, jaki skuteczny!
Ale to w ogromnej większości są protestanci!

Więc, rozluźniony do granic możliwości [wręcz rozłażący się w szwach], poddawał się błogiej drzemce. A śniło mu się, że właśnie Anielica Libra (czyli waga), okryta tylko skrzydełkiem (kurzęcym?), biegnie w jego stronę po mokrej od rosy trawie, i już miał łapać ją w swoje ręce [i zacząć się rozmnażać], gdy jego marzenia senne przerwał potężny ryk: RAFALE, POMÓŻ!
No proszę, a dopiero co strofował kumpla za komentarz na temat wdzięków nastolatki.

Anioł natychmiast zerwał się ze swogo niebiańskiego hamaku (Kwiiik, też chcę taki!), i stanął na równe nogi, całkowicie zapominajac, że jest bez szat. Nie tracąc czasu, nałożył swoj biały habit,
Skoro nie pamiętał, że jest bez szat, powinien polecieć tak jak stał, nie?
Jeszcze by się wydało, że jest ten.. no... bardzo anielski. Musiał dbać o imidź.

przypiął do pasa anielski miecz [zasada kompensacji?] i zwbił się w powietrze zmiatając w kąt wszystkie otaczające chmury.
I leciał jak dziki, miotając za sobą słup ognia.
Jak Małysz po bułce z bananem.

*
Tymoteusz ocknął się. Stał, nagi, ze skrępowanymi z tyłu rękami, oparty o zimną kore.
Niech mi ktoś wyjaśni, po kiego grzyba przywiązała go w pozycji stojącej, skoro bardziej przydatny byłby leżąc na wznak.
Może chciała przeprowadzić wykład o męskiej anatomii na materiale poglądowym.

Pociagnął mocno nadgarstkami, lecz lina musiała także być przymocowana do drzewa. Szarpał się jeszcze chwilę, lecz to nie pomagało. Gdy spojrzał przed siebie, akurat szła do niego Inanna.
Uśmiechała się tak jak wcześniej.
- Puść mnie słyszysz?! – wykrzyczał i splunął jej w twarz.
To jej powiedział, uch!
- A czy ja cię trzymam? Sam się puść!

Bogini z iskierką w oczach oblizała ślinę z twarzy, podeszła bliżej i zaczęła obficie [Pisak zdaje się uwielbiać to słowo.] całować księdza w usta. Tymek nie tracąc czasu użył zębów i dotkliwie ścisnął nimi obcy język wkraczający głęboko w jego gardło.
Miała język jak mrówkojad...

- Aaaa! Ty pojebańcu! –
Czyżby aluzja? *Uwaga! Tylko dla odpornych!*

krzyknęła mu w twarz wycierając ręką krew. Sięgnęła w odwecie do rzeczy wikarego, które spoczywały w bezpiecznej odległości, po czym wydobyła z pomiędzy nich lśniący miecz.
O, Pisak sobie przypomniał, że gdzieś, kiedyś napisał coś o mieczu:D

Sprawdziła palcem ostrość i jednym gładkim ruchem cięła pierś księdza. Ten tylko boleśnie syknął, a ciepła posoka spłynęła po brzuchu.
Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie...

Innana obróciła się do zgrai nastolatek, które ciekawie przyglądały się całemu wydarzeniu.
… wymieniając niewybredne uwagi na temat jakości księżowskiego kropidła.

- Dziewczyny! – rzekła głośno w przestrzeń – oto nadszedł wasz święty dzień, to dziś zrobicie wielki krok w przód, to dziś z niewinnych nastolatek, staniecie się kobietami, staniecie się boginiami miłości, zaznacie rozkoszy, o jakiej nie śniło się żadnej z was.
Ech, Pisaku, poczytaj sobie trochę o fizjologii kobiet i nie obiecuj nastoletnim czytelniczkom gruszek na wierzbie.
Tekst głupi, ale za to jak brzmi!
Teraz spojrzała w oczy wikarego. Wystawiła rękę przed siebie po czym znów szepcząc zaklęcie (Wingardium Leviosa?), zatoczyła nią lekkie kółko.
Skołowany narrator dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że bohaterka przejęła też jego rolę.

Wikary poczuł delikatne mrowienie w okolicy podbrzusza, po czym zorientował się, że jego męskość robi się coraz twardsza.
Tyle nagich kobiet dookoła, a na niego aż zaklęcia trzeba było...?
Zestresowany był, nieprzyzwyczajony do publiczności.

- Ty chora dziwko – rzekł nieźle zdenerwowany Tymek.
- Ojoj. Nasz księżulek się zdenerwował. Rozluźnij się… mężczyzno.
No chyba raczej NIE rozluźniaj się?
Wsio ryba, tak czy siak jedzie na magicznej Viagrze.

Do dzieła dziewczyny!
Isztar odeszła na bok i złożyła ręce na piersiach. Pierwsza podeszła do wikarego Koźmińska, usiadła centralnie przed nim, i już miała wsadzić do ust Przyjaciela Tymoteusza,
“Przyjaciel Tymoteusza” to jakieś pismo parafialne, tak?
Eno zaraz! To one przecież miały zaznać rozkoszy, o jakiej się nie śniło, nie on!

gdy obok rozbłysło białe światło, a podmuch zimnego powietrza dosłownie zmiótł o kilka metrów młodą nastolatkę.
A gdzie ta stara?
Czyta w kącie archiwalne numery “Przyjaciela Chrześciańskiey Prawdy.”

Inne w ślad za nią rozbiegły z piskami i krzykami, nie chcąc przyglądać się tej scenie. Przed księdzem zmaterializował się Archanioł.
- Nie mogłeś poczekać? - burknął rozczarowany Tymek.
- Oj Tymciu, Tymciu, a gdyby dostała szczękościsku?

Zaskoczona bogini chciała chwycić miecz (który?), ale Rafał był szybszy. Swoim wielkim skrzydłem odrzucił Isztar, która uderzyła głową o wystający z ziemi korzeń, a jej broń upadła kilka metrów dalej.
Tró Loff ratuje przed gwałtem - odhaczyć.
Kuro, archanioł jako tró loff?!  *Krzywi się zniesmaczony.* Analizowanie jednak nicuje psychikę. Moją zresztą też.
Murazorze, ty jeszcze za mało przesiąkłeś Opkowym Schematem... albo Miazmatem ;)

Teraz odwrócił się i podszedł do wikarego.
- Piecze? - spojrzał na rane na piersi.
- Jak diabli.
Rafał położył dłoń na rozcięciu druha,
On miał rozciętą pierś, a nie druha!
Diabli wiedzą, co się stało z jego Przyjacielem.

a ta momentalnie się zasklepiła, pozostawiając ledwie widoczny ślad.
- Oż, do wszystkich chórów anielskich! - zawołał zaskoczony Rafał patrząc na zasklepiony kikut, który jeszcze przed chwilą był jego dłonią.

- I zostawić cie chodź (CHOĆ, lebiego pisacka!!!) na chwile samego – rzekł ciepło, po czym zaczął mocować się z węzłami.
… co było trudne, gdyż miał tylko jedną dłoń, a po zapasową musiałby wracać do nieba.
Podniesienie miecza i przecięcie sznura trwałoby zbyt krótko, a tak miał pretekst, żeby się trochę poprzytulać.

- To nie taaak, ona korzysta z prastarej magii, nie miałem szans, zahipnotyzowała mnie.
Nie wątpię, że prastara magia Gołej Baby jest w stanie oszołomić faceta żyjącego w celibacie...
Abrakadabra, cycki, cycki!

- Dobrze, że zdążyłeś mnie zawiadomić, inaczej było by krucho. Isztar żeruje na seksie. Ona czerpie moc ze stosunku. A swoją drogą – Rafał spojrzał uśmiechnięty ukradkiem w dół – nic wielkiego.
Rafał! Nie kopie się leżącego!
A poza tym jest zimno!

- Zamknij się zgredzie – teraz i wikary pozwolił sobie na mały uśmiech. To wszystko jest takie chore.
- Na świecie istnieje wiele bardziej chorych demonów, Tymoteuszu.
Biedne demony. Najwyższy czas zorganizować im jakąś opiekę lekarską.
Szczepienia jakieś przeprowadzić, badania okresowe zarządzić?
Zapewnić opiekę psychologa...

Musimy być przygotowaniu na wszelkie niespodzianki. Myślę, że muszę zapoznać cię z ruchami anty magicznymi
Potem przejdziemy do ruchów antywojennych, antyglobalistycznych, antynuklearnych, antykorporacyjnych... - zaczął wyliczać na palcach.
- A antykoncepcyjne? - zapytał Tymek.
- Nie, nie, to Ciemna Strona.

– Anioł już prawie poradził sobie ze skomplikowanym węzłem, gdy Tymek dostrzegł zza pleców kompana biegnąca z uniesionym mieczem demoniczną kobietę. Nie tracąc czasu, uwolnił ręce zza siebie, sięgnął po wystającą z pochwy Rafała rękojeść
Aaa! Ja już się przyzwyczaiłam, że Kopernik i Skłodowska, ale archanioł Rafał też była kobietą?!
I w dodatku miecz jej uwiązł aż po rękojeść, biedna...
*...Miazmatem. Niewątpliwie Miazmatem.*

i wydobył na świat złote anielskie ostrze.
Fajna nazwa dla wibratora:D

Odepchnął skrzydlatego i z impetem wbił je w brzuch nadbiegającej bogini. Boży posłaniec tylko popatrzył na upadającą kobietę z otwartą buzią.
Ona też chciała poobcować z Przyjacielem Tymoteusza?

Ja zrozumiałam, że to Rafał miał otwartą buzię. Hm.

Innana chwyciła się za ranę i zdołała zaskrzeczeć coś w swoim języku, po czym rozpłynęła się, pozostawiając po sobie krwistą mgiełkę. Wikary wymownie spojrzał w oczy skrzydlatemu, podał mu złoty miecz i poszedł po ubranie.
*
Piwnica kościoła miała wiele zakamarków, ale Tymoteusz znał każdy jej kąt. Szczególnie znana mu była komnata, gdzie przechowywano zapasy. Wikary wszedł po cichu do pomieszczenia. Wkoło stały regały z żywnością, napojami, mlekiem.
Pod kościołem to ja bym się spodziewała raczej krypt, a spiżarki pod plebanią, ale niech Ci będzie, Pisaku.
I po licho tam taka wielka spiżarnia? To przecież nie klasztor na setkę mnichów...
Zapasy na wypadek zjazdu Kościelnych Sił Specjalnych.

Szedł powoli przyglądając się dokładnie magazynkowi.
Od beretty, jak rozumiem?

Interesująca go półka znajdowała się na drugim końcu sali. Wreszcie stanął naprzeciw rzędu butelek z napisem „wino mszalne”. Odkorkował pierwszą, pustą już do połowy butelkę i przelał zawartość do piersiówki.
Która wróciła do niego cudem po tym, jak wyrzucił ją na cmentarzu.
Chyba któryś z pomniejszych aniołków musi za gościem zbierać, co ten pogubi... Użyteczne.
Jak się kiedyś ten aniołek wkurzy, to mu źle poskłada spadochronopelerynę i wikary rymnie z wieży na zbity pysk.

Resztę, która nie zmieściła się w srebrnej puszce, wlał do gardła. Cisnął szkło w kąt, na kupę siana,
O! Kolejny, co trzyma siano w piwnicy. Dla osła?
Raz do roku wykorzystuje je przy budowie Szopki.
Proboszcz, nagabywany przez Tymka o różne rzeczy, zwykł odpowiadać: “Wypchaj się sianem!”.

po czym odwrócił się do wyjścia.
- Nawet Cie nie interesuje, co stało się z dziewczynami? – zapytał Archanioł
- Mówiłem ci, żebyś się tak nie pojawiał! Na bank dostane zawał. – powiedział ksiądz (i pomyślał - ależ mi się pięknie zrymowało, zostanę raperem!) – co do tych nastolatek, to wyobraź sobie, że sam każdą dostarczyłem do rodzicieli. Dobrze, że żadnej nic się nie stało.
Swoją drogą, fajnie to musiało wyglądać - ksiądz prowadzący przez wieś grupkę nagich nastolatek. Coś czuję, że jakaś petycja jednak pójdzie, może nie do samego papieża, ale do biskupa na pewno!
Co dopiero, jak zaczną powiadać, jakie Tymcio ma kropidło!
E tam,  przeganiał ksiundz młode gąski przez miedzę.

- Tym razem nie, dzięki Bogu. Ale musimy być przygotowani na takowe niespodzianki. Chodź na górę, to nadrobimy sztuki anty magiczne –
Czerwone i bure, i bure
Chodź ze mną na górę, na górę
Dam ci klucz od bramy
Tam się...
*Kura zatyka dziób, żeby nie zbluźnić*
… kropidłem poskrapiamy???
(...pokochamy!)

Rafał kiwnął zachęcająco ręką.
- Akurat teraz? Właśnie miałem policzyć pieniądze z ofiary.
I zastosować parę sztuk antyinflacyjnych.

- Powiedziałem chodź! Jak się zbierzesz w pięć minut, nie powiem o wykradaniu wina – skrzydlaty zmrużył prowokująco oczy.
Wikary tylko syto się uśmiechnął
Jego mimika nie przestaje mnie zadziwiać.
No, ma chłop mimikę na wypasie.

i wydobył z kieszeni pęk kluczy.
- Będę za cztery…
Ależ mu się spieszy... *Kura powstrzymuje się przed rozwinięciem myśli, żeby biedny Murazor znów się nie zgorszył*
Na górze róże, na dole fiołki
Będą się kochać jak dwa aniołki.
Na górze miazmat, na dole perz
My przesiąkliśmy, Murazor też!




Z krypt wypełnionych dobrem wszelakim pozdrawiają:
Kura przesiąknięta miazmatem, Sine machająca kropidłem, Jasza z berettą pod beretem, Murazor odpoczywający na sianie, a także Maskotek przebrany za jaguara.




Postscriptum: Szperacz Armady zainstalował swoje czujniki na forum NF i będzie nas na bieżąco informował, czy nie pojawia się tam coś wartego analizy. Jeśli się pojawi - możecie na nas liczyć!


20 komentarzy:

Kira pisze...

Drugie opowiadanie "inspirowane" mocno Kossakowską. Autor po obejrzeniu "Księdza Mateusza" (bo to takie teraz popularne/ble) musiał dojść do wniosku, że doda mu to i owo żeby było mocniej.

Gdzie te szczapki na stos?

Anonimowy pisze...

O tym, że kiedy czytam wasze analizy na mej twarzy pojawia się uśmiech, już wiecie. Natomiast popłakać ze śmiechu nie zdarzyło mi się już dawno - aż do dziś.

Księdza Tymoteusza stawiam w prywatnym rankingu obok Rammstaina, Milenki i Farina.

List Kury do papieża to istna perełka :D

Więcej takich tForów proszę!

Maryboo

Procella pisze...

To było zUe. "O sole mijo", koniakowskie stringi, galion, kostium jaguara założony tyłem, wkurzona papuga, Przyjaciel Tymoteusza, kurhan rodziny sołtysa, sprężynowy push-up, rytmiczny chichot, prastara magia Gołej Baby... Możliwe, że już nigdy nie przyjdę do siebie.

Anonimowy pisze...

yhhhhyhyhyhy, tyle powiem ;) klasa sama w sobie, i analizatornia i tfurcy - to jakby dwa konce klasy ale zawsze ;)

Abjezjana pisze...

A niech was! xD Czytałam analizę w pomieszczeniu, w którym nie wolno było mi się zbyt głośno śmiać. Poległam. Szczególnie przy opko o superwikarym. Nie ma co wymieniać wszystkich perełek - było ich za dużo. Jednak zdecydowanie zwycięża kurhan sołtysa. Zaliczyłam potrójny *headdesk* i atak szalonego zakwiku... I ten list do papieża. Miażdży. Moja współlokatorka patrzy na mnie jak na wariatkę.
Dziękuję za poprawienie humoru!

Pigmejka pisze...

Kwiikwwiiiikwiiiii... :D
A więc TO jest to opko z szalejącą architekturą i katedrą pośród pól! Muihihi, cudeńko.
Tak, ta analiza (czy raczej analizy) jest zdecydowanie jedną z moich ulubionych! Musiałam się podduszać poduszką, żeby nie obudzić całej kamienicy.

List do papieża był cudowny. "Ostoja pająka" przepiękna. No i wierszyki w pierwszym opku - miodzio! Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale skończyłoby się to przepisaniem większości analizy. ;)

Hasło: "derdora" - muihihi, ci, co mnie znają, wiedzą, czemu mnie to rozbawiło. ;))

Gabrielle pisze...

List do papieża! Chylę czoła!

Anonimowy pisze...

Po raz pierwszy od dawna udało mi się znaleźć czas, by przeczytać całą analizę. I powiem jedno - wyobraźnia Pisaków nie zna granic.

Pozdrawiam

Mała Ygrek

Anonimowy pisze...

To, że ja uwielbiam Wasze analizy - wiadomo. Ale tym tworem udało Wam się po raz pierwszy nie tylko doprowadzić mojego mężczyznę do gromkiego śmiechu, ale i do łez radości. Szacunken :D

Gayaruthiel

Dzidka pisze...

Rany Borskie...
Kapuitan w postaci Burta Reynoldsa już mnie właściwie załatwił na perłowo, ale jak przeszłam do przygód księdza Tymka...
Ludzie, jesteście zajeborscy, dawno nie miałam histerii ze śmiechu :D A, i źle się czyta analizę z lapkiem na brzuchu, bo od śmiechu ekran strasznie się trzęsie :)

KlaŁn Szyderca pisze...

Wyrodna córka liny szubienicznej i sznurka do snopowiązałek spadła mnie z fotela.

Hasło: Irenon. Czy to męska wersja od Irena?

Atle pisze...

Mojejuniu! Analiza borska! O ile jednak przy jeżu-arze i gołym kapitanie na mostku jedynie uśmiechałam się pod nosem, tak przy "księciu" Tymku wymiękłam i zapowietrzałam się i kwiczałam na przemian. A już najbardziej dobił mnie fragment kiedy Rafał (RAFAŁ! sic!) uwalniał gołego Tymka z węzłów. I przy mojej wizualizacji on niewątpliwie się do niego tulił. Mooocno tulił.
A gdyby tak logicznie spojrzeć na ten fragment, to czemu Rafałek nie mógł sam załatwić Gołej Baby, skoro mógł się tam (tj. do innego wymiaru) bez problemu przeteleportować? Czemu wysyłał tam biednego Tymcia?

Gratuluję wyśmienitej analizy :).

Anonimowy pisze...

Z wrażenia, zza pazuchy wypadły mi cycky, bo kropidłu nie wypada. Plusk przerwał tętniący spokój i w ogóle ;]

Świetna analiza!


Btw, moja captcha brzmi: penize...

Anonimowy pisze...

A mnie najbardziej urzekły te wszystkie artefakty, ciskane z upodobaniem w dal przez Superwikarego... i prywatny aniołek do ich zbierania (koniecznie mały, tłusty i naburmuszony).

No wyję ze śmiechu i nie mogę przestać :):):)

Anonimowy pisze...

Tymcio i Rafcio powinni pożyczyć theme od Angel Summoner i BMX Bandit http://www.youtube.com/watch?v=zFuMpYTyRjw

Anonimowy pisze...

Popłakałam się ze śmiechu.
Ale, tak jak już wcześniej ktoś napisał: dlaczego archanioł sam nie ubił demonicy, tylko wysłał wikarego-ciapę-zboczucha?
"złote anielskie ostrze" jako nazwa dla wibratora totalnie mnie powaliła. :d

A z wcześniejszego opka piosenka o sole mijo wymiata!
Dawno już tak nie kwiczałam ze śmiechu :d


Arona

Vespa pisze...

Łomatkoborsko... No tylko pierwsze przeczytałam, bo przy drugim ani chybi pobudziłabym cały dom. Byk sobaczący czerwoną wstęgę najgorszymi słowy, rozmowa analfabety z sezamem i towarzysząca temu poezja - sam mniut.
Drugie dzieło przeczyta jutro, za dnia, aby nikogo nie gorszyć.

Ukłony

Berek

Insomnia pisze...

Pisaki to coś wspaniałego. Niby to tylko męska wersja aŁtorki, ale jak strasznie odczuwa się tę na pozór subtelną różnicę.
Pierwsze opko jest tak wzorowo złe, że to aż piękne. Wszystko po kolei, każde wydarzenie, każde kolejne twórcze zdanie pogrąża całość jeszcze bardziej i jeszcze bardziej.
Drugie opko to z kolei Mistrz Tandety, razem z tymi swoimi opisami ("Czupryna czarnych włosów ostro szarpała się na wietrze.
Szarpała? Zali z kim? A poza tym czy może istnieć czupryna z czegoś innego niż z włosów?
Oj no, taki piękny mangowy obrazek, a Ty marudzisz." - Dokładnie! Założę się, że właśnie taką mangową scenkę miał w swej głowie Pisak!) i, pożal się kto może, boCHAterami.

Brawo, Armado. Pięknie dziękuję za analizę i tradycyjnie ślę pozdrowienia analizatorom.

Anonimowy pisze...

Czytałem tylko przygody Tymka, i sądzę, że nabijanie się z opowiadania, którego założeniem miał być tez humorystyczny wątek, lekko mija się z celem. Poza tym podobne obiekty znajdujemy w większości książek Pilipiuka oraz innych postaci polskiej fantastytki. Wyciąganie czegoś z kontekstu i wyśmiewanie w dosyć prymitywny sposób nie do końca mnie zadowala;)

kura z biura pisze...

@ Anonimowy:

>nabijanie się z opowiadania, którego założeniem miał być tez humorystyczny wątek, lekko mija się z celem.

Opowiadaniom humorystycznym stawia się nawet wyższe wymagania, niż tym "poważnym". Źle jest, jeśli takie śmieszy nie tym, co sobie założył autor, a tym, co mu wyszło przypadkiem, nieświadomie.

>Poza tym podobne obiekty znajdujemy w większości książek Pilipiuka

Nie wiem, jakie obiekty masz na myśli (katedry z okrągłymi wieżami?), ale jak dla mnie Pilipiuk to żadna rekomendacja - pomysły facet może i ma, ale warsztat pisarski słaby.

>Wyciąganie czegoś z kontekstu i wyśmiewanie w dosyć prymitywny sposób nie do końca mnie zadowala

Staramy się nigdy nie wyrywać rzeczy z kontekstu, wręcz przeciwnie - pokazać, co autor chciał powiedzieć i jak bardzo mu nie wyszło.
Tu akurat tym bardziej nie ma mowy o wyrywaniu, że analizie poddany został niemalże cały tekst, a niewielkie opuszczone fragmenty streszczone, by czytelnik nie tracił orientacji.