Drodzy Czytelnicy!
Oddajemy dziś w Wasze ręce analizę wybitnego dzieła fantasy, w którym znajdziecie trochę Hogwartu, trochę Gildii Magów z trylogii Czarnego Maga, dalekie echa Pieśni Lodu i Ognia, a przede wszystkim wielką miłoźdź pomiędzy archetypową Mary Sue i facetem, który w swoich skórzanych spodniach opiętych na zgrabnym tyłku zszedł prosto z okładki harlequina serii “Historical Romance”.
I właściwie to najważniejsze, co musicie wiedzieć o tym dziele.
Indżojcie!
Analizują: Kura i Vaherem
Dopisuje się: Babatunde Wolaka
Klątwa Przeznaczenia
Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubieniecka
Novae Res, 2017
Z mgieł zawieszonych nisko nad powierzchnią wody stopniowo zaczynają wyłaniać się ciemne zarysy ogromnej budowli. Dwie kobiety w łodzi powoli kierują się w stronę strzelistej Twierdzy.
Rozumiem, że “Twierdza” jest nazwą własną?
Z ich perspektywy potężne baszty warowni zdają się sięgać kłębiastych, deszczowych chmur. Starsza z niewiast, odziana w fioletowy płaszcz podróżny, siedzi tyłem do zbliżającego się celu i miarowo wiosłuje. Jej wzrok utkwiony jest w młodej towarzyszce, której całe dotychczasowe życie już za chwilę odmieni się na zawsze. Nie jest pewna, czy będzie to dobra zmiana, ale miejsce, do którego zmierzają, wydawało się jej jedynym ratunkiem dla dziewczyny.
– Boję się. – Przyglądając się oświetlonym blaskiem pochodni murom starego zamku, czuję, jak narasta we mnie przerażenie.
Niespodziewana Zmiana Narratora, odsłona pierwsza. Przyzwyczajajcie się – będzie tak skakał pomiędzy pierwszą a trzecią osobą co scenę, a nawet co akapit. I tak przez 800 stron.
ILE!?
Dokładnie: 810. Powieść jest straszliwie przegadana, dlatego przystępujemy do niej uzbrojeni w okrutne analizatorskie nożyce.
– Niepotrzebnie. Długo i bardzo starannie przygotowywałam cię do tego, abyś dziś mogła się zmierzyć ze swym Przeznaczeniem. – W głosie czarodziejki brzmi pewność siebie.
I ehh, tak od razu ma się już mierzyć z przeznaczeniem i to takim przez duże “P”?
Tak, w tej powieści Mistrzowie, władający swymi Domenami i oznaczeni swymi Znakami, którymi są różne Zwierzęta, mierzą się ze swym Przeznaczeniem. Nie mogą przy tym poddać się Zakazanemu Uczuciu, bo ich Los będzie straszny.
Mam tylko nadzieję, że w ramach tego Losu nie zostaną Poskromieni.
– Wiem… – odpowiadam bez przekonania.
Tyle przecież słyszałam o Ravillonie – kolebce przestępców, gwałcicieli i morderców.
Wszystkich obiecujących kandydatów wysyłano do Ravillonu na nauki.
Podobno mam tu wyznaczoną opiekunkę, która będzie czuwać nad moim bezpieczeństwem, jednak nie mogę odpędzić od siebie wrażenia, że jedna osoba do chronienia mnie przed całym złem tego miejsca to stanowczo za mało. Poza tym – mimo że przebywając w Salmansarze zdobyłam wiele umiejętności, które pozwolą mi zadbać o siebie – i tak mam obawy, że posiadana przeze mnie wiedza magiczna może okazać się niewystarczająca do obrony w chwili prawdziwego zagrożenia.
Zatem to, przed czym ucieka, musi być naprawdę przerażające, nieprawdaż?
Tamira wzdycha ciężko, gdy zdaje sobie sprawę, że widoczny niepokój towarzyszki udziela się i jej. Czy może jednak się jej dziwić? Dziewczyna jest młodziutka. Ma szesnaście lat i zupełnie nie zna życia, gdyż do tej pory miała wszystko – otaczały ją wyłącznie miłość i dostatek. Teraz zaś, z dala od rodziny i luksusu, będzie musiała nauczyć się sama o siebie troszczyć.
– Pamiętaj, że jeżeli tylko coś złego by się działo, natychmiast się o tym dowiem i przybędę po ciebie.
Zapamiętajmy...
Kiwam potakująco głową. Czarodziejka zaś kilkakrotnie powtarza mi słowa zaklęcia, które, gdy tylko wypowiem, pozwolą mi się z nią skontaktować.
Teraz? Świetny moment na naukę. Jakby tak uczyła ją wcześniej, to mogłyby to przećwiczyć. W małej łódce chyba nici z testów praktycznych.
Utwierdza mnie także w przekonaniu, że jeżeli nie będę w stanie temu sprostać, wówczas moja przewodniczka powiadomi ją o zaistniałej sytuacji. Świadomość tego nie przynosi mi zbytniej otuchy.
– Może jednak zawrócimy? – wyszeptuję z przestrachem,
SZEPCZĘ. Dokonane formy czasownika nie mają czasu teraźniejszego.
gdy przepływając pod uniesioną kratą bramy, dostrzegam niezliczone ludzkie szkielety, zawieszone bezpośrednio na murach i obrywane z resztek mięsa przez drapieżne ptactwo.
– Nie możesz pozwolić, aby ktokolwiek dostrzegł twój strach. Od razu zostanie to odebrane jako twa słabość i wykorzystane przeciwko tobie. – Magiczka z ciężkim sercem zdobywa się na szorstki ton. Jednak po krótkiej chwili, widząc bladość na obliczu dziewczyny, dodaje: – Pomyśl, że taki Los – wskazuje ruchem głowy na gnijące zwłoki wisielców – spotyka tylko tych, którzy popełnili zbyt wiele przestępstw. Taka kara dotyka złoczyńców, a nie dobrych ludzi. To sprawiedliwość.
Ta-a. W świetle tego, czego dowiemy się w kolejnych rozdziałach, te zapewnienia brzmią… no cóż, sami zobaczycie.
(...)
Powoli dopływając do wewnętrznego muru, mijamy wystające z wody ostre końce bali i żelaznych pik, osadzone tam, aby zapobiec ewentualnym ucieczkom więźniów Ravillonu. Lawirując między nimi znanym tylko Tamirze szlakiem mrocznych kanałów biegnących w środku Twierdzy,
Brawa dla Tamiry, która jest w stanie lawirować między przeszkodami, siedząc do nich tyłem.
docieramy do kamiennej przystani, gdzie czarodziejka cumuje naszą łódź, lecz jej nie opuszcza.
Panie cumują przy bramie, przedstawiają się odźwiernemu i każą zawiadomić Milady Caris, która okazuje się czterdziestoletnią, rudowłosą, postawną kobietą. Ta stwierdza, że omal się nie spóźniły, właśnie trwa zebranie Związku (zawodowego?), jeśli nie zdążą przed końcem, Arienne zostanie natychmiast odprawiona, a następne takie zebranie dopiero za miesiąc. Obiecuje także Tamirze, że ze względu na to, co ta kiedyś dla niej zrobiła, będzie się dobrze opiekować Arienne, a także informować na bieżąco.
(...)
Bez sprzeciwu podążam za ubraną w długą, czarną suknię przewodniczką. Zważywszy na jej krągłe kształty i zimne, jesienne powietrze, jej strój wydaje mi się bardzo skąpy i odważny. Opięta kreacja ma nie tylko dekolt kończący się tuż nad pępkiem, ale także dwa inne wycięcia w spódnicy, która rozchyla się przy każdym kroku i eksponuje białe uda noszącej ją kobiety. W duchu modlę się do bogów, by pozwolono mi zachować własne szaty i bym nie została zmuszona do noszenia tak wyzywającego ubioru.
Zamek sprawia wrażenie zimnego przez surowość swych pomieszczeń i panujący w nim chłód.
A gdyby było w nim ciepło, niewątpliwie sprawiałby wrażenie gorącego.
Pękające ściany i kruszące się kamienie ich fundamentów niezbicie świadczą, że czasy świetności ma dawno za sobą. Niekończące się, mroczne korytarze rozjaśnia blask umieszczonych w sporych odstępach pochodni. Wszystkie pomieszczenia są puste i ubogie. Proste meble, regały, stoły i krzesła pozbawione są jakichkolwiek zdobień, na gołych ścianach nie wiszą obrazy, a wielkie okna zabezpieczono grubymi prętami krat. Wszędzie unosi się zapach wilgoci, który przyprawia o dreszcze.
Te regały, stoły i krzesła stoją na korytarzach?
Najwyraźniej, skoro wszystkie pomieszczenia puste.
W końcu obie kobiety docierają do celu i stają przed niewielkimi, żelaznymi drzwiami, które otwierają się w momencie, gdy tylko do nich podchodzą. Dwóch odzianych w czerń żołnierzy z wyhaftowanym symbolem jakiegoś zwierzęcia na plecach wychodzi ze znajdującego się za nimi pomieszczenia, ciągnąc za sobą nieprzytomnego, zakrwawionego mężczyznę – po jasnym odcieniu włosów sądząc – wywodzącego się z Fenerii.
Przeczytałem “z Ferrinu”.
Mijają nowo przybyłe bez słowa i znikają w ciemnościach korytarza.
– Co mu się stało? – przerażona patrzę na Caris.
Obstawiam, że poślizgnął się na mokrych schodach.
Ta bez najmniejszego wzruszenia spogląda na towarzyszkę z ironicznym uśmieszkiem na wydatnych wargach.
– Nic. Najwyraźniej nie spodobał się egzaminującym. Ale ty się nie musisz o to martwić. Lady Tamira donosiła mi o twoich talentach i o tym, jaką pojętną uczennicą jesteś, więc taki Los na pewno cię nie spotka. No, idź już, zanim będzie za późno.
Delikatnie, lecz stanowczo, kobieta wpycha swą protegowaną do środka i zamyka za nią drzwi.
Miejsce, do którego trafia dziewczyna, w przeciwieństwie do ponurych holów i wszystkich pomieszczeń, które dopiero co przemierzyła, porządnie oświetlono. Swym kształtem przywodzi na myśl ogromny, marmurowy amfiteatr. Kamienne ławy usytuowane wokół okrągłej sceny zajmuje kilku ubranych w czerń mężczyzn. Dwóch z nich zajętych jest studiowaniem dokumentów, podczas gdy pozostali, pogrążeni w rozmowach, raczą się trunkami ze srebrnych kielichów i zabawiają z roześmianymi kobietami.
Początkowo nikt nawet nie zauważa, gdy pojawiam się przed nimi. Po mej lewej stronie dostrzegam ubranego w skórzany kaftan pozbawiony rękawów młodzieńca, który w tym momencie skupiony jest na patroszeniu odyńca leżącego na marmurowym stole.
Prawdę mówiąc spodziewałem się tiary przydziału, która skieruję bohaterkę do jednego z trzech domów Ravillonu - przestępców, gwałcicieli lub morderców.
Niejaki mistrz Argus rozpoczyna procedurę egzaminacyjną.
Ok, skoro jesteśmy już przy Mistrzach, to wkleję tu ściągawkę przygotowaną przez autorki dla czytelniczek skołowanych zbyt dużą liczbą bohaterów. Mistrzów jest trzynastu, każdy ma przynajmniej jedną nałożnicę (niektórzy dwie), a że zarówno oni, jak i ich kochanki (oraz kochankowie) odróżniani są od siebie głównie po kolorze włosów i oczu, zaś ich imiona używane są wymiennie z nazwami profesji oraz znakami – przyda się.
Żródło: strona autorska https://www.facebook.com/KlatwaPrzeznaczenia/
Najbardziej w zestawie z tymi wszystkimi fantastycznymi imionami uderzają swojscy Gavin, Harold i Wilbur, jakby wprost przeniesieni spod monopolowego w Nashville.
(...)
– Arienne. Adeptka Akademii Czarodziejów w Salmansarze. Zaszczyt! – Ostatnie słowo wypowiada z wyraźnie wyczuwalną kpiną.
– Mistrzu Argusie! – Stojąca za jego plecami Caris błagalnym tonem zdaje się przypominać o czymś mężczyźnie.
A ta tutaj skąd? Przecież wepchnęła Arienne do sali i zamknęła za nią drzwi – sama nie wchodząc?
– Strasznie mizerna, ale… no dobrze… Zobaczymy, co potrafi. Myślistwo?
Kiwam przecząco głową [o, Arienne jest Bułgarką?], na co jasnowłosy Związkowiec marszczy brwi i wykreśla coś na papierze.
– Ale w ogóle władasz jakąś bronią?
Nabieram powietrza i słyszę, jak zdenerwowanie odbiera moc memu głosowi. Ledwo dosłyszalnie wypowiadam:
– Sztyletami.
– Sztyletami! – Przesłuchujący przedrzeźnia Arienne z pogardą, ale po chwili zwraca się do młodzieńca wycinającego wnętrzności zwierzęcia: – Tarlen, daj jakiś nożyk tej małej. Niech pokaże, na co ją stać.
Złotowłosy mężczyzna, na którego piersi wisi srebrny wisior z podobizną Dzika, odgarnia ramieniem kosmyki włosów opadające mu na spocone czoło, po czym zwraca ku dziewczynie niezadowolone spojrzenie. Gdy tylko jej wzrok spotyka się z jego, początkowe poirytowanie blondyna momentalnie znika. Mierzy ją swymi jasnoniebieskimi źrenicami [i czarnymi tęczówkami w oprawie różowych białek] wyraźnie zaintrygowany, po czym uśmiecha się lekko. Wyciera o materię spodni jeden z puginałów, którego właśnie używał,
Pozwolę sobie stwierdzić, że puginał nie jest najwygodniejszym narzędziem do patroszenia zwierzyny. W ogóle… to dlaczego on to robi tutaj? Im dłużej zwleka się z patroszeniem, tym gorsza jakość mięsa. W Ravillonie raczej się dzików nie hoduje, więc nasz mistrz musiał jakiegoś ubić w lesie, przytachać do łodzi, zapakować i powiosłować przez jezioro i labirynt kanałów twierdzy, a następnie wyciągnąć, zarzucić na bary i zanieść do sali, gdzie trwają przesłuchania kandydatów, po czym jebnął biedaka na marmurowy stół i wziął się do roboty. Tak tylko jeszcze dodam, że komuś doświadczonemu wypatroszenie odyńca powinno zabrać nie więcej niż dziesięć minut. Mistrz łowiectwa, ehe.
i wręcza go przesłuchiwanej, puszczając do niej oko i zwracając się szeptem:
– Odwdzięczysz mi się później – po czym odsuwa się i z zainteresowaniem patrzy, co egzaminowana zrobi z bronią, która w jej niewielkiej dłoni wygląda niczym kopia w ręce szykującego się do turnieju rycerza.
W takim razie Argus miał rację, że Arienne jest “strasznie mizerna”. Wiem, że się czepiam, ale próbuje to sobie wyobrazić z zachowaniem skali…
Nie wiedząc za bardzo, co mam począć z otrzymanym ostrzem, przenoszę pytające spojrzenie na Argusa. Ten skinieniem głowy wskazuje na wiszącego na kamiennej ścianie wysoko ponad głowami zebranych wypchanego niedźwiedzia.
– Lewe oko! – mężczyzna rzuca znad dokumentów.
Czuję, jak wzbiera we mnie panika. Cel wydaje się zupełnie abstrakcyjny. Czy w ogóle istnieje w Naszym Świecie [“nasz świat” też jest nazwą własną?] wojownik, który byłby w stanie w niego trafić? Zbieram się jednak w sobie, wymierzam, i – zgodnie z mymi przewidywaniami – sztylet nie dolatuje do martwego zwierzęcia, lecz odbija się z głośnym brzękiem o położoną najbliżej sceny ławę.
Hmm, mimo wszystko propsy za to, że bohaterka nie jest od razu ubernadczłowiekiem.
Poczekaj, poczekaj, nie spiesz się z opiniami…
Argus znowu coś pisze na swym pergaminie, kręcąc przy tym ze zdegustowaniem głową.
– Pewnie ci nie mówiono, że nawet najlepsi magowie muszą umieć walczyć, na wypadek gdyby ktoś odebrał im moc? Salmansarska uczelnia schodzi na psy. – Spluwa przez ramię.
Hah, z tego co dowiemy się pózniej wynika, że mistrzowie Ravillonu to ostatni ludzie, którzy mogą powiedzieć, że jakaś inna placówka zeszła na psy.
Opuszczam spojrzenie i zagryzam wargi. Nie idzie dobrze…
– Zielarstwo i uzdrawianie?
Przytakuję głową z entuzjazmem. Wreszcie coś dla mnie!
(...)
– Wystarczy! – przerywa Argus. – To teraz przejdźmy do umiejętności magicznych. Przenikanie przez ściany?
Potwierdzam skinieniem głowy, po czym na znak przechodzę przez drzwi bez otwierania ich i wracam do auli.
– Dematerializowanie się?
Ponownie potakuję, na chwilę znikam i pojawiam się z powrotem.
– Żywioły?
– Nie wszystkie. Nie opanowałam jeszcze ognia. – Gdy tylko wypowiadam te słowa, widzę, jak Argus podnosi rękę i rzuca we mnie płonącą kulę.
Błyskawicznie wypowiadam zaklęcie i w mojej dłoni pojawia się lustrzana tarcza, którą się zasłaniam. Gdy pocisk uderza w moją osłonę, czuję, jak nagle robi mi się gorąco, jednak za chwilę żar ustępuje, gdyż ognisty pocisk wraca ze zdwojoną prędkością do egzaminującego.
– Może być – przyznaje mężczyzna, w którego dłoni znika parząca kula. – Czytanie w myślach?
– Owszem – odpowiadam pewnie.
Chyba muszę cofnąć to z ubernadczłowiekiem. Jaki sens jest wyposażać bohaterkę w tak potężne umiejętności gdy ledwo co rozpoczęliśmy jej historię? Taki Harry Potter potrzebował specjalnej pelerynki by zniknąć, Frodo potrzebował pierścienia. A teraz wyobraźcie sobie jakby potoczyły się ich historie, gdyby umieli przenikać przez ściany i czytać w myślach. Brawo autorki, wyposażyliście Arienne w umiejętności które praktycznie pozwolą jej uniknąć każdego niebezpieczeństwa i najprawdopodobniej zabiliście jakiekolwiek napięcie w scenach akcji.
Pssst, spoiler: supermoce bohaterki (a to, co widzimy, jest zaledwie ich ułamkiem) wyłączają się nagle, kiedy Imperatyw Narracyjny tak każe.
(...)
Nie mogę się teraz martwić – wmawiam sobie. Wiem, że to potrafię. Tamira tłumaczyła mi, że do tego dojdzie podczas próby. Będę musiała czytać w myślach ludzi, którzy mają nałożone na siebie specjalne, magiczne bariery, a ja muszę wykorzystywać swą moc tak, aby je przełamywać.
Nie wątpimy, że pójdzie ci doskonale.
Z pewną nieśmiałością wnikam więc w umysł mężczyzny i od razu czuję, jak blednę. Nie potrafię wydusić z siebie słowa.
– Długo mam jeszcze czekać? – W głosie Argusa słychać zniecierpliwienie.
– On pomyślał… On mi powiedział, że…
Przeprowadzający [lepiej brzmiałoby: prowadzący] przesłuchanie przerywa jąkanie [człowiek nie czuje, jak mu się rymuje] zażenowanej dziewczyny:
– Wiesz czy nie?
– Tak… On powiedział, że dzisiaj… zabawi się… z moją… – Ostatnie słowo nie przechodzi mi przez usta.
Argus unosi brew w zaskoczeniu i spogląda na Związkowca, którego myśli właśnie zmuszona była czytać podopieczna Caris.
– Chyba kpisz, Womarze! – zwraca się do towarzysza z politowaniem w głosie. – Może i jest niebrzydka, ale popatrz tylko, jak marnie wygląda. Nasze kobiety mają dużo lepsze warunki. Ta zaś jest niczym młodzian! Prawie w ogóle nie ma piersi!
O, tu mamy typowy chwyt rodem z harlequina: deprecjonowanie urody bohaterki, przedstawianie jej jako nieatrakcyjnej, podczas gdy już za chwileczkę, już za momencik wszyscy będą tę urodę wynosić pod niebiosa – a zwłaszcza tróloff.
Arienne egzaminowana jest jeszcze ze “zmieniania form i kształtów”, przy czym nie chodzi o to, by sama się zmieniała, lecz o… rodzaj transmutacji? czy może tworzenie iluzji? W sumie nie wiadomo (zamienia zakrwawioną podłogę sali w elegancką, czarno-białą marmurową posadzkę). Ostatnim zadaniem jest ożywianie rzeczy martwych (konkretnie, tamtego upolowanego, wypatroszonego dzika) i tu ewidentnie Argus chce ją uwalić, bo jest to zadanie niemożliwe do wykonania.
(...)
– A więc? Zrobisz to czy kończymy i wracasz na doszkolenie do Akademii? – ponagla przesłuchujący, zbierając ze stołu dokumenty.
Dałam z siebie wszystko, co mogłam. Kosztowało mnie to naprawdę wiele wysiłku i zużytej mocy. Czuję, jak narasta we mnie złość, gdyż ten mężczyzna od początku mnie skreślił, a teraz wydaje mu się, że dopiął swego, bo wyznaczył mi zadanie nierealne [niemożliwe] do wykonania. Marszczę brwi.
– Chcesz mieć prosię, to je będziesz miał, Mistrzu. – Ostatnie słowo akcentuję uszczypliwym tonem głosu [Jasne, okazuj pogardę facetowi, od którego zależy teraz twój los, przepraszam, Los.]. Podchodzę do stołu, obok którego stoi Tarlen, wybieram z niego śwński ryj i podaję go młodemu Związkowcowi. – Proszę! – A następnie zajmuję ponownie środek sceny.
Wyraźnie zmieszany blondyn, nie mając pojęcia, co to niby miało znaczyć, już chce coś zakomunikować, gdy nagle, ku własnemu zaskoczeniu, stwierdza, że nie może wypowiedzieć ani jednego słowa, gdyż jedyne dźwięki wydobywające się z jego ust to zwierzęce kwiczenie.
I nagle wszystkie oczy kierują się na rozwścieczonego młodzieńca i na Arienne, a potem następuje ogólny wybuch śmiechu. Zewsząd dobiegają liczne komentarze:
– Argus, niezła jest, przepuść ją!
– Już dawno nie było tak zabawnie w naszej Twierdzy.
Ło panie, to wyście tu z nudów powinni dawno pomrzeć.
(...) Sądzisz, że to było zabawne? – Egzaminator przeszywa młodą dziewczynę wzrokiem, po czym nakazuje jej przywrócić blondynowi głos.
Znajdując w sobie odwagę, po wykonaniu polecenia, odpowiadam spokojnie:
– Nie bardziej niż polecenie wykonania niemożliwego.
– Ja utemperuję tę dziwkę! – odzywa się zachrypniętym głosem Tarlen. – Nie zna się w ogóle na myślistwie, więc będzie miała co robić, jak ją trochę po chaszczach przegonię!
Wiecie, trochę mnie śmieszy, że w quasi średniowiecznym świecie traktuje się myślistwo niby sztukę tajemną. Idę o zakład, że byle kłusownik z wioski pod lasem okazałby się bardziej efektywnym myśliwym niż te wiecznie chlejące paniska z zamku, co to całymi dniami się nudzą mietosząc ponętne biusty.
Mnie śmieszy, że – jak dowiemy się za jakiś czas – panowie tutaj są mistrzami jakichś dziedzin, w których się specjalizują, kształcą uczniów itd., a także, co ważne, przyjmują zlecenia od okolicznych wielmożów. Od tych zleceń zależy cały byt Związku.
Co takiego mogą więc zlecać Mistrzowi Łowiectwa? Może faktycznie polowania w tym świecie są sztuką tajemną i arystokracja w ogóle się nimi sama nie zajmuje?
Argus zdaje się rozważać przez chwilę propozycję rozzłoszczonego Związkowca, po czym kiwa przecząco głową. [O, kolejny Bułgar.]
– To zostawimy na później. Na początku popracujemy nad jej ciałem. Wszak żeby to chuchro w ogóle mogło udźwignąć jakikolwiek łuk czy miecz, musi mieć najpierw mięśnie. Ćwiczenia fizyczne, zatem… Mistrzu Gavinie, słyszałeś?
Wielki niczym olbrzym mężczyzna unosi łysą głowę znad obnażonego biustu ponętnej blondynki i przytakuje obojętnie.
– O świcie, na dziedzińcu! – zwraca się do czarodziejki, po czym powraca do całowania kobiety.
Spoglądam pytająco na Caris i dostrzegam w jej zielonych źrenicach,
że chyba miałam sporo szczęścia zostając przydzieloną pod Domenę tego Mistrza. Jednak sama szczerze w nie wątpię, widząc, z jakim zapałem i bez cienia skrępowania wielkolud pieści przy wszystkich swą towarzyszkę.
Tak, przypomnijmy - rada odbywa się raz w miesiącu, ale związkowcy i tak tylko chleją, nudzą się i macają kobiety. Pewnie normalnie i tak nie robią nic innego. O świcie na dziedzińcu mistrz Gavin nadal będzie zajmował się biustem ponętnej blondynki.
Rada odbywa się raz w miesiącu, więc ciekawa jestem, co z tymi wszystkimi kandydatami, którzy przybędą wcześniej. Mieszkają w zamku, czekając na egzamin? Zostają wyrzuceni, bo nie wstrzelili się w termin? Odsyła się ich do najbliższej wioski, żeby tam czekali?
Dobra, doszliśmy do pierwszej przerwy zaznaczonej trzema gwiazdkami i muszę powiedzieć z czym mam problem. Otóż totalnie nie wiem czym jest Ravillon, ani po co bohaterka tam trafiła. Znów dobrym przykładem będzie Harry Potter. Wyobraźcie sobie, że pierwszym tom zaczyna się od tego, że Harry wraz z innymi pierwszakami płyną łódką przez jezioro, wpatrzeni w potężne wieże Hogwartu… tylko nie wiemy czym właściwie Hogwart jest, a sam Harry nie przejawia chęci do dzielenia się informacjami. Zamiast tego mamy jednak w książce opisane życie Harry’ego u Dursleyów i pojawienie się Hagrida, który wyjaśnia bohaterowi kim jest i że jego przeznaczeniem jest nauka w szkole czarodziejów.
Ok, mnie to na tym etapie nie przeszkadza; nie wszystko musi być wyłożone kawa na ławę. Jednak mam inny problem. Wychodzi na to, że aby zostać przyjętym (na naukę?) do zamku, trzeba być nie lada wymiataczem. Tymczasem już niedługo zobaczymy nie tylko, kogo przyjęto wraz z Arienne, ale również, jakimi wymiataczami są Mistrzowie...
Niby tak, ale kiedy bohaterka w narracji pierwszoosobowej myśli w sposób jakby miała tajemnice przed samą sobą, to działa to na mnie jak płachta na byka. Tobie jest łatwiej, bo już przeczytałaś całość, a ja analizuje na bieżąco i dla mnie stężenie tajemnic jest za duże jak na tak krótki początek. Aż się prosi o jakieś dłuższe wspomnienie z Salmansaru, gdy bohaterka płynie łodzią. O, na przykład jej pierwsze dni tam, by potem w tekście walnąć piękny kontrast z Ravillonem. Oczywiście jeszcze nic straconego, można to dodać później. A z samym Ravillonem mam inny problem: dowiadujemy się o nim wszystkiego, oprócz konkretów. Na razie wydaje mi się, że to jakaś Akademia Magów Bojowych, ale po co te zwłoki na murach? Po co te zabezpieczenia? Dlaczego to miejsce nazywane jest kolebką przestępców? Mam wrażenie, że autorki na samym początku chciały być jak najbardziej tajemnicze i budując nastrój pogubiły kilka konkretów, które przydałyby się wrzucić na początku.
Powiedzmy sobie tak – w tym tekście jest wiele niedopowiedzeń, wiele rzeczy niewyjaśnionych i wiele niekonsekwencji, na przykład właśnie jeśli chodzi o przedstawienie czym jest Ravillon, na jakiej zasadzie działa Związek i mnóstwo innych. Co, moim zdaniem, wynika z pisania “na gorąco”, przy co najwyżej mglistym obrazie tła, na zasadzie “ojtam, najwyżej później coś wymyślimy, a poza tym i tak najważniejsze są uczucia”. Dobra redakcja wyłapałaby takie rzeczy… ale mówimy o Novae Res.
Aha, o Salmansarze nie dowiemy się niczego. Bohaterka nie spotkała tam trólofa, znaczy – nie liczy się w tej opowieści.
***
– Oho! Mamy nową! – dobiegają mych uszu dźwięczne damskie głosy.
Gdy odwracam się na posłaniu, widzę, jak do dormitorium, do którego mnie skierowano po przejściu próbnych testów, wkracza kilkanaście niezwykle urodziwych dziewcząt. Spowijające je skąpe szaty w obowiązującej członków Świętej Organizacji® czerni świadczą o tym, że w przeciwieństwie do mnie kobiety te nie są nowicjuszkami, lecz stałymi mieszkankami Ravillonu. Od razu orientuję się też, że jestem wśród nich najmłodsza.
Więc w Ravillonie mieszka sporo kobiet, ale chyba żadna nie ma statusu związkowca, tak? Ciekawe.
A bór jeden wie. Chodzą w czerni, więc może mają. Ale tak naprawdę nie wiemy i się nie dowiemy, bo już niedługo wszystkie towarzyszki Arienne, oprócz jednej, znikną nam kompletnie z oczu.
– Mistrzowie mają coraz gorszy gust! – z ironią mówi jedna z nowo przybyłych, która przechodząc obok, rzuca leżącej pełne politowania spojrzenie. Tak jak jej towarzyszki jest od niej dużo wyższa, a ponętne krągłości podkreśla ściśniętym do granic wytrzymałości gorsetem sukni.
– Daj spokój, Leila! – Blondynka o wielkich, cielęcych oczach płodnej jałówki [o, lubimy bawić się w oksymorony!] przysiada na sienniku sąsiadującym z tym, który przydzielono Arienne. – Nie przejmuj się nią! – Wskazuje głową na odchodzącą w przeciwny kąt wielkiego pomieszczenia kobietę. – Już uważa się za metresę Związkowca, bo kilka dni temu podoficer Mistrza Łowiectwa wziął ją do zbrojowni po zajęciach z łucznictwa! – Dziewczyna parska śmiechem, patrząc na noszącą się dumnie towarzyszkę, która wyciąga ze swych sakw złote zwierciadło i trzymając je w dłoni, zaczyna rozplatać misternie upięte jasne loki.
Złote zwierciadło? Musi być bogata. Ciekawe, czego szuka w Ravillonie...
(...)
– Jeszcze się nie zorientowała, biedaczka – do trójki dołącza interesująca, mimo swej pulchnej sylwetki, dwudziestolatka, która przysiada na jednym z kufrów nowej towarzyszki i rozplątuje gruby warkocz okalający głowę – że jedna noc z wysoko postawionym członkiem Świętej Organizacji to stanowczo za mało, by awansować… Tu potrzeba albo w istocie być niepokonaną wojowniczką, co się do tej pory ponoć jeszcze nigdy nie zdarzyło, albo – rudowłosa piękność nie kryje rozbawienia – mieć wiele szczęścia i rzeczywiście spodobać się któremuś z Mistrzów, którzy rządzą Związkiem. Ale tych jest tylko trzynastu, więc szanse na to są marne. Ale życie zwykłej adeptki wcale nie jest takie złe. Za służbę w Czarnej Twierdzy otrzymasz wikt, opierunek i dach nad głową, a tych musiałaś szukać, skoro wybrałaś Ravillon na swój nowy dom.
Znaczy, Ravillon jest czymś w rodzaju schroniska dla bezdomnych?
(wyłącznie bardzo atrakcyjnych bezdomnych ofkors)
(...)
– Jesteś czarodziejką? – Clio spogląda ciekawie na medalion zawieszony na szyi dziewczyny. Arienne dotyka palcami wizerunku rozłożystego drzewa zamkniętego w kręgu kwiatów
Zapamiętajmy medalion Arienne, ok?
i przez chwilę sama na niego patrzy, po czym przytakuje głową.
A nie na przykład nogami.
Erica się cieszy, bo jak do tej pory jedyną magiczką w Związku była niejaka Karla, która jednak, odkąd została Milady, już do nich nie zagląda – a im przydałby się bardzo ktoś, kto potrafi na przykład czarami ogrzać pomieszczenie, gdyż bardzo marzną w nocy.
(...)
Na znak zrozumienia kiwam głową. Jestem jednak zaskoczona, gdyż przypuszczałam, że kobiety wchodzące do Związku to głównie czarodziejki. Do walki na miecze trzeba mieć przecież specjalne predyspozycje, których, w moim mniemaniu, niewiasty nie mają. Przyglądam się więc najpierw swoim towarzyszkom, a potem pozostałym dziewczętom przebywającym w pokoju. Moją uwagę przykuwa jedna z nich, zdejmująca właśnie opiętą suknię ze swego muskularnego ciała. Nie mogę się nadziwić niespotykanie rozbudowanym mięśniom jej ramion, pleców i nóg.
Znaczy, dziewczę wygląda jakoś tak?
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/8e/41/5e/8e415e7dc4c6b1c7d0ef7670923bea91.jpg
Po chwili ze zgrozą zauważam krwawe podbiegnięcia na nadgarstkach i łydkach kobiety. Nawet jej dekolt pokrywają siniaki!
Czy to ty, Achajo?
– To Doris. Jest tu najdłużej z nas wszystkich. Zajmuje się…
– Uwodzeniem nie tych mężczyzn, co trzeba – szepcze Rozie, wchodząc w słowo siostrze.
– Przestań. Myślę, że Arienne bardziej ciekawi to, co tu robimy, niż nieszczęsne próby Doris zdobycia atencji tego brutalnego Severa.
Doris jest podopieczną Severa – Mistrza Walk. Czy naprawdę w Ravillonie nie znają stosowniejszego stroju dla wojowniczki niż opięta suknia?
Może Związek zatrudnił tego samego gościa, który projektował mundury armii Arkach?
Najwidoczniej rozbawiona zdumieniem czarodziejki rudowłosa Clio pospiesznie tłumaczy:
– Większość z nas para się łowiectwem. Ja poluję, używając łuku, podobnie jak Erica. Rozie woli polować z włócznią. Tamte dwie z kolei – wskazuje głową na rozgrzewające dłonie nad dogasającym paleniskiem bliźniaczki o śniadych karnacjach [każda miała własną, pojedynczą i niepowtarzalną] – to Maja i Mija, córki anturyjskiego kupca, który osierocił je niespełna rok temu. Żeglują. Czytają drogę z gwiazd i, jak nikt inny, znają tajniki mórz i oceanów.
Więc dlaczego siedzą w zamku zamiast, hm… żeglować?
Oj Kuro, Ravillon znajduje się po prostu na środku bardzo dużego jeziora. To im wystarczy.
– W jej głosie brzmi prawdziwy podziw.
– A ona? – Wskazuję z zaciekawieniem na Leilę zmywającą krwistoczerwoną pomadkę z ust.
– Ona nie robi tu nic oprócz puszenia się i puszczania się!
O, czyżbyśmy mieli Blond Barbie?
– Słyszę was! – Kobieta, czyszcząc z różu gąbeczką swą bladą twarz, odwraca się w stronę nowo przyjętej. – Te wszystkie tutaj muszą nieźle się namęczyć fizycznie, żeby zrealizować swoje obowiązki, zazdroszczą mi więc, że posiadłam wiedzę i umiejętności pozwalające skórze mych dłoni zachować delikatność. Nigdy też żaden siniak nie szpecił mego ciała!
– Taaak… – Erica prycha, wywracając oczami i kiwając głową. – Leila jest najlepsza z nas, bo zna aż siedem języków! I ciągle uczy się nowych u Mistrza Etykiety.
– W przerwach, gdy nie poniża się, latając za kolejnym podoficerem Tarlena niczym kotka w rui! – śmieje się Rozie. – A swoją drogą, licząc język ciała, to zna ich aż osiem!
Zaintrygowana przyglądam się Leili. Imponujące, że mówi tyloma językami, co ja!
Nie może być, że ktoś dorównuje głównej bohaterce!
To niespotykane wśród zwykłego plebsu. Musi mieć więc co najmniej szlacheckie pochodzenie!
Hm, co szlachcianka robi w takim miejscu?
– Władasz nimi także w piśmie?
Złotowłosa piękność przenosi na Arienne przepełnione dumą spojrzenie, po czym, z drobnymi błędami [oczywiście, że z drobnymi, ale jednak błędami], mówi po fregenordzku:
– Te idiotki nie umieją nawet czytać, a mimo to wciąż łudzą się, że zdobędą tu jakąkolwiek pozycję. A oprócz mnie i ciebie, skoro naprawdę jesteś czarodziejką, żadna z tej sali nigdy nie będzie miała szans, by zostać Milady! Ciemnota!
Tja, tyle że “stanowisko” Milady nie zależy bynajmniej od wiedzy i umiejętności, a po prostu od urody.
(...)
– To co? Powróżysz nam? Chyba umiesz?
Ze zdumieniem spoglądam na rozentuzjazmowaną dziewczynę. Nikt na Świecie nie potrafi wróżyć lepiej niż ja [nie żebym się chwaliła, po prostu stwierdzam fakt], ale teraz, o tej porze i po tym egzaminie, czuję, że mam ochotę wypocząć, a nie marnować siły na zbędne czary. Nie chce mi się też tłumaczyć, jak niebezpieczna może to być czynność. Te kobiety, tak jak i większość ludzi, z pewnością zdają się myśleć, że przepowiednie to tylko czcze słowa rzucane na wiatr. Z wyczuwalną niechęcią w głosie odpowiadam więc:
W narracji pierwszoosobowej wystarczyłoby w zupełności “z niechęcią” – przecież bohaterka nie obserwuje sama siebie z zewnątrz, analizując odcienie swojego głosu.
– Tak, ale to nie jest takie proste…
(...)
– My tu nie mamy pieniędzy. Uczymy się i pracujemy w zamian za strawę i miejsce do spania.
Po prostu stado bezpłatnych stażystek w korpo.
Ale jeśli chcesz, to możemy ci się odwdzięczyć, pożyczając pudry, cienie i perfumy… Możemy też cię pomalować, bo z tak delikatnymi rysami będzie ci bardzo ciężko kogoś tu znaleźć.
Przy takiej proporcji kobiet do mężczyzn, jaka panuje w Ravillonie, to raczej powinny jej pożyczyć miotacz ognia, żeby mogła się oganiać od niechcianych zalotników.
Uśmiecham się szeroko na te słowa. Miałam taką właśnie nadzieję, że moje szare, zabudowane aż pod szyję, wełniane suknie i nieuwydatnione kolory twarzy pomogą mi jak najdłużej pozostać niezauważoną.
Dobra strategia. Ciekawe, jak długo Arienne wytrwa w tym postanowieniu.
– Nie to miałam na myśli. Magia ma swoje następstwa. Jeśli decydujecie się poznać prawdę o przyszłości, to musicie pamiętać o tym, że każde wypowiedziane słowo staje się Przeznaczeniem. To, co zakryte, może się zmienić, ale raz ujawniona przepowiednia zawsze się ziści.
Sama najlepiej się o tym przekonałam. Nie wiedziałam, dokąd się udać, i wróżba zaprowadziła mnie tutaj. Do tej pory słyszę głęboki głos w mojej głowie mówiący, że to w Ravillonie dopełni się mój Los.
Czyli posłuchałaś głosu w głowie i dlatego trafiłaś do Ravillonu… a gdyby tak go nie posłuchać i pojechać w przeciwnym kierunku, to co by się stało?
Ahaaa, znaczy, wypowiadając przepowiednie można ukształtować przyszłość. To spora odpowiedzialność jak na smarkatą czarodziejkę świeżo po akademii.
Co do Twojego pytania, Vahu – być może w jakiś sposób Ravillon odnalazłby ją, tak jak Rzym odnalazł Twardowskiego ;)
(...) Na przesłuchaniu powiedziałam, że nie władam jeszcze ogniem, tak jak radziła mi Tamira. Gdyby egzaminujący dowiedzieli się, że moje umiejętności magiczne są kompletne, wówczas mogłoby to wzbudzić ich podejrzenia, bo niby czego osoba, która osiągnęła Próg Doskonałości w takiej dziedzinie jak magia, szuka jeszcze w Ravillonie.
Coś wspominałeś o ubernadczłowieku?
Próg Doskonałości. Subtelnie.
Swoją drogą, Arienne ma szesnaście lat. Ile czasu przebywała w Salmansarze, ile mogło jej zająć zdobycie Progu Doskonałości? Oczywiście jest Mary Sue, więc pewnie przyznali jej ten tytuł na samym wstępie, za ładne oczy…
(Odpowiedź: pół roku. W innym miejscu Arienne stwierdza, że ten wieczór przyniósł jej więcej wrażeń niż półroczny pobyt w Salmansarze.
Cóż, może ten Próg Doskonałości to taki odpowiednik “matury w rok”.)
Dziewczyny zaczynają dyskusję, jaką wróżbę chciałyby otrzymać, co szybko przeradza się w kłótnię na temat, która zaliczyła więcej facetów u władzy.
(...) – Ja również zagościłam w alkowie Mistrza i to niejednego. Tylko że się tym nie chełpię jak ty, durna panno! Co z tego, że spałam z Estonem, Haroldem czy Tarlenem? Prawdziwe zwycięstwo odniesie tylko ta z nas, która uwiedzie Mistrza w taki sposób, żeby nie chciał jej tylko na jedną noc, lecz uczynił z niej swą Milady i to na dłużej, niż czyni to Mistrz Zielarstwa ze swymi nałożnicami! Wówczas dla takiej adeptki w istocie zmieni się Los, gdyż otrzyma ten zaszczytny tytuł i awansuje z roli kocmołucha do pozycji wielkiej pani!
– Mam pomysł! – Erica wykrzykuje z entuzjazmem. – Powróż nam zatem, który z Mistrzów uczyni to w najbliższym czasie!
– Właśnie! I czy któraś z nas zostanie Milady!
Co to jest? Ravilliońska edycja programu Projekt Lady?
Wróżba wygląda w ten sposób, że Arienne wsypuje do ognia magiczną substancję, pod wpływem której płomienie przybierają kształt…
– Lew?! – wykrzykują nieomal jednocześnie wszystkie kobiety zgromadzone przy palenisku.
– Jak to możliwe?! – Erica wyszeptuje, rozszerzając ze zdumienia wielkie oczy.
– Gorzej trafić nie mogło! – Rozie przykłada dłonie do ust. – To mi się nie podoba i chyba nie chcę już nawet wiedzieć, którą z nas on wybierze!
– To tylko głupia zabawa dla prostaków, a wy już popadacie w histerię. – Leila parska ze wzgardą. – Poza tym może po prostu nasza nowa adeptka nie umie wróżyć? – Kobieta patrzy na czarodziejkę wyzywająco. – Wszyscy wszak wiedzą, że nie było jeszcze takiej w Związku, którą by oznaczył jako swoją.
– To prawda! – Clio przytakuje blondynce. – W wyborze kochanek nie zniża się poniżej poziomu księżniczki!
– Może, ale to nie zmienia faktu, że przystojniejszego mężczyzny nie znajdziesz w Ravillonie – wyszeptuje z rozmarzeniem milcząca dotychczas Doris.
Pik, pik, pik. O, uruchomił się mój wykrywacz trulovera.
– Owszem! Ale co mu po urodzie, skoro jest potworem?! – Erica patrzy na świetnie wyćwiczoną towarzyszkę z politowaniem. – Treningi u jego podoficerów to katorga, a co dopiero nauka u niego samego! Zobacz w lustrze swoje odbicie i porównaj, czy którakolwiek z nas, podległych innym Mistrzom, tak wygląda! On nie oszczędza nawet własnych ludzi! Wyrafinowane kary nie omijają nawet ich!
– Poza tym jest mordercą!
– Brutalnym oprawcą!
– Wielkim Katem Związku!
– Barbarzyńcą!
PIK, PIK, PIK!
– Mówi się, że jak już go przyciśnie i weźmie jakąś adeptkę do łoża, oczywiście taką z odpowiednim wyglądem, wyrzuca ją po nocy niczym śmiecia. Poniżoną, skrwawioną, pobitą. Miłość z nim to tortura. O nie! Milady takiego człowieka nie życzę zostać żadnej z nas. – Sui kręci z niedowierzaniem głową. – On gardzi takimi jak my… Musiałaś się pomylić, Arienne!
Wykrywaczowi zabrakło skali i wybuchł.
Hm, o co się założymy, że jak już przyjdzie co do czego, to straszny Severo będzie jadł z ręki swojej Arienne i patrzył jej w oczy jak wierny piesek?
I ten straszny lew będzie wyglądał tak:
(...)
Właśnie, to jednak kolejny problem – czy będę w stanie zrealizować polecenia z zakresu ćwiczeń fizycznych? Przecież nie każą mi tu spacerować, pływać, jeździć konno czy tańczyć, a innej formy aktywności nie znam. Z frustracją stwierdzam, że może być trudno.
Chyba jednak Tamira nie przygotowała jej zbyt dobrze na pobyt tutaj.
I do tego jeszcze ta struktura Związku. To chyba najbardziej przerażający aspekt. Zaledwie kilkadziesiąt kobiet na ponad dwa tysiące mężczyzn i wszystkie tu obecne zabiegające o względy płci przeciwnej po to, aby awansować. I tylko można się domyślać, jakie zabiegi stosują, aby zdobyć upragniony cel.
Czy nie wydaje wam się, że w takiej sytuacji kobiety powinny mieć o wiele lepszą pozycję, nawet jeśli oficjalnie mówiłoby się co innego? Kilkadziesiąt kobiet na dwa tysiące facetów to stan daleki od równowagi.
Hm, teoretycznie liczy się dopiero zostanie Milady, czyli nałożnicą któregoś z Mistrzów, a tych jest tylko trzynastu. W praktyce masz rację – oprócz Mistrzów musiało być tam przecież całkiem sporo wysoko postawionych oficerów czy urzędników, którzy mogliby zapewnić swoim kochankom niezłą pozycję.
Mnie jednak zastanawia co innego: czy naprawdę te wszystkie dziewczyny przybyły tutaj szukać chłopa? Bo zachowują się, jakby nic innego ich nie obchodziło. Wydawało mi się, że do “kolebki przestępców, gwałcicieli i morderców” zgłaszać się będą raczej rozbójniczki i desperatki, jakieś Kriss z Valnoru czy inne Renfri, a nie władające siedmioma językami piękności, które mogłyby sobie bez trudu znaleźć lepszego protektora lub wykwalifikowane żeglarki, które spokojnie znalazłyby zatrudnienie poza Związkiem.
(No cóż, rzecz cała w tym, że – jak pisałam wcześniej – nie bardzo wiadomo, czym jest Ravillon. Raz przedstawiany jest jako siedziba groźnej organizacji na kształt asasynów, raz jako rodzaj akademii, gdzie adepci kształcą się w różnych kunsztach, innym razem znowu mamy do czynienia z siedzibą bandy najemników od najbrudniejszej roboty, a oprócz tego wszystkiego jest to więzienie, gdzie trzyma się najgroźniejszych przestępców Cesarstwa i wykonuje na nich wyroki.)
Te ich wyzywające stroje i makijaż… Niektóre czarodziejki w Salmansarze podobnie się nosiły, jednak nigdy nie słyszałam, żeby którakolwiek z nich rozpowiadała o tym tak bezpośrednio. Moje nowe towarzyszki zaś zdają się w ogóle nie mieć poczucia honoru, za krzty godności. Czy naprawdę nie dostrzegają, że tak otwarcie uwodząc mężczyzn, nie dość że nie zyskują ich poważania, to jeszcze same mogą stracić szacunek dla siebie? To takie żałosne, ale i smutne zarazem. Zwłaszcza, gdy się pomyśli, że nie mają wielkiego wyboru, gdyż jacy po prawdzie są ci Związkowcy? Z pewnością nie znają dobrych manier, nie wspominając już o okazywaniu prawdziwych i szczerych uczuć wypływających z dobroci serca… Jak więc te biedne kobiety mają znaleźć tu szczęście?! Zadowalając się tym, co puste i powierzchowne?!
Och, mój ty najwyjątkowszy płateczku śniegu, oczywiście, że nie jesteś taka jak one!
Ponawiam pytanie: czy do takiego miejsca kobiety rzeczywiście przybywają szukać szczęścia – i to szczęścia w miłości?
(...)
Usypiając, ponownie odtwarzam w myślach groźne spojrzenie królewskiego drapieżnika.
Lew – brrrrr…
Spotkać lwa – znaczy pech!
***
– Żałuj, że nie wróciłeś parę godzin wcześniej. – Ciemnowłosy mężczyzna rozkłada się na mahoniowej ławie przylegającej do ściany wyłożonej malowanymi w Znaki Związku kaflami.
Nie żebyśmy na tym etapie wiedzieli, jak taki Znak Związku wygląda.
Na tym etapie nawet nie wiemy czego związkiem jest Związek.
No jak to czego? Republik swobodnych!
Wpółleżąc na niej, przygląda się swemu towarzyszowi, który stojąc tuż przed nim, wspiera prawą stopę na niewielkim zydlu, z mozołem zdejmując jeden z wysokich, zabłoconych butów. – Dużo straciłeś – dodaje po chwili, by przyciągnąć uwagę kompana.
– Wątpię. – Wysoki brunet rzuca mu krótkie spojrzenie swych czarnych, niczym węgiel źrenic [o, ten przynajmniej ma normalne!], po czym z westchnieniem ulgi uwalnia także drugą nogę z niewygodnego podróżnego obuwia.
– A jednak! Mogłeś mieć przydzielone na nauki u siebie niezłe ziółko.
Czarnowłosy Związkowiec przerywa rozpinanie haftek bogato zdobionego w kwieciste wzory oraz kamienie szlachetne kaftana, zakurzonego pyłem przebytej niedawno drogi.
Hm, drogie autorki, czy jadąc na wesele koleżanki na drugim końcu kraju, wsiadłybyście do pociągu od razu w pięknych sukniach (i niewygodnych butach), czy raczej założyły coś zwykłego i komfortowego, a suknie starannie zapakowały, by się nie pobrudziły lub zniszczyły?
Nie mówiąc już, że szlachetne kamienie na kaftanie Severa stanowiłyby niezłą pokusę dla wszystkich rabusiów po drodze.
Przez moment przygląda się rozmówcy, by po krótkiej chwili uwagi powrócić do swej czynności.
– Owszem. Jednak Argus wybrał Gavina, choć ja opiniowałem za tym, by dał ją do ciebie.
– To tak, jakby wybrał mnie! – odpowiada mu pozbawiony zainteresowania głos towarzysza, na chwilę stłumiony materią koronkowej koszuli. Gdy i ją mężczyzna zrzuca z siebie, prezentując swój doskonale umięśniony, szeroki tors, przystępuje do rozwiązywania spiętych na karku włosów. – No, dobrze. To co to za kobieta? – pyta po chwili, przeczesując palcami skręcone w kruczoczarne pierścienie włosy, które opadają mu teraz luźno za łopatki.
Wyjaśnijmy sobie coś, autorki. Jak już raz napisaliście, że koleś ma czarne włosy, to nie powtarzajcie tej informacji jeszcze dwa razy co kilka linijek tekstu.
– Ha! A jednak cię zainteresowałem! – Jego przyjaciel klaszcze w dłonie i siada ze śmiechem na ławie, łapiąc rzucony mu przez kompana pas.
– Niech ci będzie, choć mnie zupełnie nie pociągają tutejsze kobiety.
Oczywiście.
W sumie pewnym wyjaśnieniem faktu, że kilkadziesiąt kobiet pośród dwóch tysięcy mężczyzn (nieprzestrzegających bynajmniej celibatu) nie żyje sobie jeszcze jak pączki w maśle, tylko musi wykonywać ciężkie prace i ze wszystkich sił zabiegać o protekcję, jest to, że Ravillon znajduje się w Yaoilandzie i garstka obecnych tam heteryków, nie mając konkurencji, faktycznie może wybierać, przebierać i nosa zadzierać ;)
(...) Myślałem z początku, że to jakaś kolejna głupia gąska, dziecko niemalże, szukająca darmowego schronienia w Związku, [Związek najwyraźniej jest sierocińcem dla dziewcząt] lecz się myliłem, podobnie zresztą jak inni.
– A co ja mam z tym wspólnego, skoro to jakaś nierozgarnięta młódka? – Czarnowłosy, zrzucając aksamitne spodnie, zatrzymuje się na chwilę całkiem nagi przed Tessim.
I to wszystko!? “Całkiem nagi”? A gdzie opisy kruczoczarnych kędziorków zwisających do połowy ud? Gdzie ciemny dywan mchu na jego klatce piersiowej? Gdzie się podziały te dokładne opisy!?
Nima. Tak samo, jak nigdy się nie dowiemy, czy Biafra nosił regulaminową spódniczkę.
(...)
Kompan Tessiego przystaje i znów odwraca się ku niemu, eksponując swe godne prawdziwego wojownika ciało. Jego skóra ma odcień brązu, przez co srebrny medalion wiszący na szyi wyraźnie odcina się na tle wyćwiczonego torsu.
– Sprawiła, że Tarlen zaczął kwiczeć jak zarzynany wieprzek – pospiesznie wyrzuca z siebie opowiadający, by jego przyjaciel znów go nie zignorował.
Uśmiech na moment rozjaśnia surowe oblicze Severa.
– Zawsze mówiłem, że to głupi dzieciak, nienadający się na Mistrza! Dać się ośmieszyć jakiejś gówniarze! To żałosne i niegodne.
– Cóż… – Tessi znów rozwala się na swej ławie. – Gdyby nie koneksje rodzinne, nie byłoby w Związku podobnych jemu młokosów.
Powiedział szacowny starzec Tessi. O ile się orientuję, gość nie ma jeszcze trzydziestki.
– Gdyby nie koneksje rodzinne, Związek znów przeżywałby rozkwit! – ze złością wycedza [cedzi, do jasnej cholery!] czarnowłosy.
– Wracając do dziewczyny… Spodoba ci się. To twój typ!
– Taaak?! – Severo opiera się łokciem o kamienną ściankę, zadziornie przekrzywiając głowę. – To ja mam w ogóle jakiś ulubiony typ?
– Owszem – ze śmiechem odpowiada mu Tessi, nonszalancko bawiąc się swym srebrnym medalionem przedstawiającym zwiniętego Węża. – Masz wielkie ambicje. Lubisz sięgać po to, co jest bardzo trudne czy wręcz nieosiągalne do zdobycia. Wiążesz się z kobietami, które przynoszą wraz z sobą kłopoty. Odpowiadają ci takie, o które musisz walczyć lub związek z którymi naraża cię na niebezpieczeństwo.
Zaś Narrator Wszechwiedzący wyszeptał mu do uszka, że Arienne jest właśnie taka.
Czarnowłosy mężczyzna wybucha śmiechem na te słowa, po czym wchodzi za kamienną przegrodę i sięga po stojące pod ścianą wiadro, którego lodowatą zawartość wylewa na siebie za jednym podejściem. Parskając z przyjemności, strzepuje srebrzyste krople wody ze swych rozprostowanych pod ciężarem wilgoci włosów.
– Swoją drogą… – Tessi podchodzi do przepierzenia i wspiera się o jego niską ściankę. – Po sposobie, w jaki je traktujesz, zagadką dla mnie pozostaje, co one wszystkie w tobie widzą.
Kto wszystkie? Przecież adeptki unikają go jak ognia.
(W co, nawiasem mówiąc, zupełnie nie wierzę – facet jest ponadprzeciętnie przystojny, więc jestem absolutnie przekonana, że oprócz Doris jest tam jeszcze wiele dziewczyn, które marzą o wskoczeniu mu do łóżka. A jego osławiona brutalność… cóż, pozostali też nie są rycerskimi i delikatnymi kochankami.)
Severo zwraca ku niemu magnetyczne spojrzenie czarnych oczu, a towarzyszy temu szelmowski uśmieszek.
– Myślę, że to cudo! – Zaciska dłoń na swej pokaźnej męskości i sugestywnie porusza lędźwiami. Tessi wybucha śmiechem, po czym rzuca w mężczyznę ręcznikiem.
– Dureń!
Jego rozbawiony towarzysz wyciera po prysznicu swą oliwkową skórę, a potem włosy, które natychmiast odzyskują niezwykłą fakturę grubych loków.
Tak się zastanawiałam, z kim mi się kojarzy Severo – i już wiem :)
http://www.tekstowo.pl/zdjecie_wykonawcy,thomas_anders,dGhvbWFzX2FuZGVyc185X2ZhM2UyMjNhXzU1ODgzNw.._800_600_.jpg
Wciąga na nagie pośladki podane mu skórzane spodnie,
Trochę mnie bawi fakt, że na podróż założył spodnie aksamitne, a na “po domu” – skórzane. Niemniej doceniam fakt, że nie nosi bokserek ;) Chociaż coś mógłby nosić, bielizna męska znana była już w średniowieczu… ale rozumiem, że pięknemu Severo nie wypada wciągać na swój idealnie wyrzeźbiony tyłek płóciennych gaci wiązanych na troczki.
potem sięga po prostą w kroju koszulę, której kołnierz wiązany jest na tasiemkę, na koniec zaś wkłada rzemienny [skórzany – chyba że miałyście na myśli “upleciony z rzemieni”] kaftan i buty z wysoką, postawioną cholewą. Wszystko w odcieniu czerni.
Już od czasów Felicjańskiej zastanawiam się, jakie właściwie odcienie ma czerń.
Skromne i pozbawione jakichkolwiek zdobień.
– Koniec zabawy w szlachcica. – Wzdycha ciężko, wyciągając spod skórzanej kurtki srebrny łańcuch z medalionem Mistrza. Rzuca przy tym krótkie, tęskne spojrzenie na piękne szaty, w których przybył do Ravillonu.
– Wróć do rzeczywistości, Severo. – Tessi pomaga mu zebrać z posadzki strojne odzienie. – Tu nie ma dwórek ani królowych do obłapiania. Może już czas, byś poszukał sobie kobiety na stałe w miejscu, gdzie na co dzień żyjesz i egzystujesz, zamiast rozpaczliwie czekać na kolejne wezwanie któregoś z twych królewskich zleceniodawców, by wypełniając rozkazy, przy okazji wyrwać się ze znienawidzonego Ravillonu i obskoczyć kilka alków, gdzie czekają na ciebie spragnione jedynie chwilowej namiętności, niespełnione szlachcianki.
Och, jak to pięknie brzmi i jak bardzo autorka musiała się napawać tym zdaniem – ale, do cholery, ludzie w normalnej rozmowie nie używają zwykle zdań wielokrotnie złożonych!
To najgorsze co może się przytrafić przy pisaniu dialogu… czyli zamienienie go w monolog służący jedynie ekspozycji.
– Po co mi tutaj kochanka? – Czarnowłosy Związkowiec patrzy poważnie w brązowe oczy przyjaciela. – Moja prawa ręka zawsze jest na miejscu!
Ja bym się jednak skupił na tym poważnym patrzeniu w oczy przyjaciela. Zaczynam przychylać się do teorii o Yaoilandzie.
– By zabić doskwierającą ci, odkąd cię znam, nudę i niechęć do Czarnej Twierdzy
Hm… jak się niedługo dowiemy, niechęć Severa do Twierdzy wynika z całkiem czego innego niż braku kobiety – i jej obecność byłaby jak plasterek na uciętą rękę. Tessi, jako najbliższy przyjaciel Severa, powinien doskonale wiedzieć, że nie chodzi tu tylko o nudę.
A teraz, drodzy czytelnicy – najdziwniejszy zakład świata!
[Tessi:]
– Założę się, że ta mała będzie twoja. I to bardzo szybko. Daję ci tydzień!
– Aż tak ci zależy na przegranej? – odpowiada mu z powątpiewaniem w głosie przyjaciel, splatając wilgotne włosy na karku.
– Przyjmujesz zakład czy tchórzysz, Lordzie Severo? – Jego towarzysz nie poddaje się, tłumiąc śmiech.
– Biorę twojego białego wierzchowca wraz z rzędem, Tessi!
– Ha! A ja chcę srebrną pawęż z rubinowym makiem. Tę, którą przed godziną wnosili słudzy do twych komnat. Już jest moja!
– Tarcza Mityleny zostanie u mnie. Zakład stoi!
A zatem, żeby wygrać zakład, Severo potrzebuje jedynie przez tydzień trzymać ptaka w spodniach; po upływie tygodnia hulaj dusza? Tessi albo jest całkowicie pewien, że Severo nie przepuści niczemu, co się rusza i na drzewo nie ucieka; nie jest też w stanie powstrzymać chcicy – albo jest idiotą.
Jest idiotą. Mogę się o to założyć.
– Odpowiada na uścisk dłoni kompana, dodając z brzydkim uśmiechem: – Za tydzień będę galopował po dziedzińcu tuż pod twymi oknami i chełpił się zwycięstwem.
Uwielbiam Barona. To piękny rumak. Zawsze ci go zazdrościłem, a teraz nareszcie będzie stał w mojej stajni!
Oni trzymają swoje konie – tutaj? Na zamku znajdującym się na wyspie? I co, w razie potrzeby transportują je łodziami na ląd, a później z powrotem?
(...)
***
Tessi i Severo spotykają Gavina (Mistrza Siły) w towarzystwie jego dwóch nałożnic, Zoe i Nukki. Gavin zaprasza obydwu na przyjęcie wieczorem w swoich komnatach.
(...)
– A teraz, zamiast snuć się bez celu po Czarnej Twierdzy, lepiej wracaj do łożnicy i porządnie się wyśpij. Czeka cię noc pełna wrażeń.
– Nie mogę. Muszę zdać raport Eminencji, a sam wiesz, ile zajmuje napisanie podobnych bzdur. Potem zaś idę rozliczyć się z mego wynagrodzenia.
Biedny Severo, teraz przeistoczył się w twardego gliniarza, którego szef zmusza do pisania raportów po nocach. Facet jest bogaty i wpływowy, na pewno znalazłby się pisarczyk któremu mógłby podyktować raport. Z drugie strony, może statut wymaga, by mistrzowie sami wypełniali swoje dokumenty, bo cośtam cośtam. W końcu na przesłuchaniu Argus ciągle siedział w papierach.
Hm, szczegółowe raporty? Niezłe dossier sobie tam zbierają, biorąc pod uwagę, że Związkowcy wypełniają różne tajne i często nielegalne misje na zlecenie wielmożów cesarstwa.
(...)
– Doszły mnie słuchy, że nieźle się tym razem nagimnastykowałeś, by dać zadość żądaniu Sinistera.
“Sinister” to nazwisko cesarskiego rodu. Subtelnie.
– Owszem. Usuwanie ciąży u saltimarskiej księżniczki krwi, tak by nikt nie zorientował się, że ktoś maczał w tym palce, i wszystko wyglądało na naturalne, było niezłym wyzwaniem.
Khę… Severo jest Mistrzem Walk. Nie magii, nie zielarstwa, uzdrowicielstwa czy czegokolwiek w tym rodzaju. Dlaczego, na litość wszystkich miejscowych bogów, to jemu powierzono zadanie usunięcia ciąży księżniczki? Nie było nikogo bardziej kompetentnego?
Teraz wiesz dlaczego to było “niezłe wyzwanie”.
W każdym razie chodziło o usunięcie. Raz usunie ciążę, raz niewygodnego świadka, a innym razem ząb.
Saulo zbyt boi się swej babki, by pozwolić sobie na bękarta. Nawet z królewskim rodowodem.
– I ty musiałeś…?
– Nie pytaj mnie o to, co uczyniłem. Łatwo nie było.
Severo westchnął ciężko i wzdrygnął się.
– Wyobraźcie sobie – zaczął niskim, ponurym głosem – operuję już trzecią godzinę, wszędzie pełno krwi... Wreszcie skończyłem! Mówię: “Księżniczko, już po wszystkim!” a ona nie odpowiada i jakoś się nie rusza… A tu już zza drzwi słychać Cesarza: “Kochanie, jak się czujesz? Wszystko w porządku?”. Co robić, myślę sobie, co robić? Odpowiadam więc cienkim głosem: “Tak, kochanie, ale nie wchodź jeszcze!” “Dobrze, odpocznij, przyjdę później!”. Uff, chłopaki, mówię wam, miałem pełne portki… A potem wychodzę, Cesarz wdzięczny, wyściskał mnie z całej siły… “Jak ona się czuje?” “Śpi, Wasza Wysokość, nie trzeba jej przeszkadzać” “No to chodź po zapłatę, Severo, zasłużyłeś jak nikt!”. Dopilnowałem więc tylko, żeby mi kufry załadował złotem, i spierdalałem, co koń wyskoczy!
To by w sumie wyjaśniało, dlaczego przybył do Ravillonu w zapaćkanych najlepszych ciuchach. Biedaczyna nawet nie miał czasu się przebrać.
– Jednym słowem: czyścisz gówna, jakie narobi Cesarz!
Takie czyściutkie gówno jest bardzo ozdobne, w sam raz do postawienia na kominku.
Gavin powtarza niemal dokładnie to, co Tessi: że Severowi potrzebna jest kobieta i oni mu właśnie taką znaleźli.
(...)
– Ale – olbrzym uśmiecha się zadziornie – już my z Tessim obmyśliliśmy plan, by zmienić twe podejście do miejsca, które będzie naszym domem aż po mogiłę. (...)
Masz trzydzieści sześć lat. Młodszy już nie będziesz. Nigdy też nie będziesz mieć żony, bo takie są reguły.
Hmmm… Związkowcy mieszkają razem w zamku, ubierają się wyłącznie na czarno, nie mogą zakładać rodzin, a ich służba trwa aż do śmierci. Czy tylko ja nie mam żadnych skojarzeń?
Czemu więc nie stworzysz sobie pozorów rodziny tu, w Ravillonie, zamiast tułać się po dworach królewskich w poszukiwaniu chwilowej namiętności?
No właśnie: Mistrzom nie wolno mieć żon. Nie jest to jednak jakieś olbrzymie poświęcenie, bo… właściwie chodzi tylko o nazwę; oficjalna konkubina w praktyce niczym się nie różni od żony. No dobra, jest jedna poważna różnica: Mistrzom nie wolno również mieć dzieci, dlatego wszystkie kobiety w zamku zobowiązane są stosować antykoncepcję (mają na to specjalne zioła).
Swoją drogą, czy te bezpłatne stażystki adeptki też zostają w Ravillonie aż do śmierci?
(...)
Gavin o nowych adeptach:
Sami cholerni słabeusze. – Spluwa z pogardą pod nogi. – To nie są czasy świetności Związku, jak za panowania Mistrzów Starego Porządku. Oj, nie są…
Przez całą powieść będą nam się tu przewijały wzmianki o Mistrzach Starego i Nowego Porządku, z wyraźnym podkreśleniem, że Stary Porządek – cacy, Nowy Porządek – be. Mistrzem Starego Porządku jest oczywiście Severo, oprócz niego – Tessi, Gavin, Ven i Moru oraz oczywiście Frygill, stary, schorowany Arcymistrz; generalnie – wszyscy, którzy są przedstawiani jako postaci pozytywne i przyjaciele Severa. Mistrzem Nowego Porządku jest Gritton i jego ojciec Wilbur; co do innych, nie mam pewności (ale myślę, że w ciemno można obstawiać postaci negatywne). Główna różnica pomiędzy Starym i Nowym Porządkiem polega na tym, że za Starego Porządku związkowcy rekrutowani byli spośród najcięższych przestępców zamkniętych w ravillońskich lochach, a przyjmując do Związku, magicznie kasowano im pamięć, wobec czego zaczynali z czystą kartą. Za Nowego Porządku, jak widać, można sobie po prostu przyjść na egzamin i zostać przyjętym, a Mistrzem zostać przez protekcję. Przy czym nie wiadomo dokładnie, kiedy właściwie wprowadzono ten Nowy Porządek – musiało to się stać względnie niedawno wobec akcji utworu, bo większość MSP jest dość młoda, a przecież dojście do statusu Mistrza też im musiało trochę czasu zająć (chociaż dowiadujemy się, że trzydziestosześcioletni Severo jest Mistrzem od lat dwunastu, więc…). Ale jednocześnie na tyle dawno, by Związek – potężna i starożytna organizacja – zdążył od tego czasu wyraźnie podupaść.
Severo nie odpowiada. Buzuje wewnętrznie. Nie znosi być do czegoś zmuszany ani nie lubi, jeśli coś mu się wmawia. A właśnie dwóch z jego najbliższych towarzyszy stara się go przekonać, że ulegnie urokowi jakiegoś podlotka tylko dlatego, że ma dość przeklętego Ravillonu!
Postępowanie przyjaciół Severa przypomina mi trochę panią Dulską, która podsuwała Zbyszkowi Hankę, żeby zaspokajał swoje chucie w domu, a nie lampartował się na mieście.
Ale dobrze. Niech sądzą, że jest zainteresowany ich wizją. Baron jest wart chwilowego poświęcenia. Gdy już zobaczy dziewuchę, która niby jest tak bardzo w jego guście, upodli ją we właściwy sobie sposób, tak by trzymała się od niego z daleka, jak wszystkie adeptki przed nią, a piękny wierzchowiec będzie jego!
Och, jeśli tylko ona sama będzie się trzymać z daleka, to sprawa załatwiona, a jeśli nie – cały misterny plan pójdzie fpisssdu.
(...)
Adepci zaczynają trening – od świtu, bez śniadania, które mają dostać dopiero po poranej porcji ćwiczeń. Podczas treningu pojawia się Severo, aby przyjrzeć się dziewczynie wybranej dla niego przez kumpli. Podczas całej tej sceny rozmawia w myślach z Gavinem, który zapowiedział, że zamierza na bieżąco sprawdzać, czy któraś z adeptek poruszyła Severa.
– Stańcie pod ścianą w szeregu. Mistrz Walk pragnie was poznać!
(...)
Bezwzględne posłuszeństwo – tego mogłam się spodziewać po Świętej Organizacji.
Święta Organizacja, która jest jednocześnie bandą najemników?
(mam wrażenie, że tu się akurat autorkom zaplątały skojarzenia z “Zakonem” u Ziemiańskiego… albo Zakonem Białej Róży?).
A może to faktycznie był kiedyś Zakon, ale doszło do sekularyzacji rebrandingu?
Nawet w Akademii Czarodziejów trzeba było niekiedy z pokorą pochylić głowę i milczeć, nawet gdy wszystko we mnie buntowało się przeciw słowom preceptorów.
To już wiemy, czemu wytrzymała tam tylko pół roku.
Najbardziej zaniepokoiło mnie jednak zdanie wygłoszone przez Jokina wyraźnie w moją stronę: I żadnego wspomagania przy ćwiczeniach. Używanie magii w celu wykonania zadania będzie karane brakiem strawy przez trzy dni!
Zapamiętajmy...
(...)
Przenoszę pochmurne spojrzenie na nowego Związkowca i nagle zapominam o głodzie.
Co za aparycja! Wysoki i świetnie zbudowany mężczyzna, o prostej niczym struna posturze, ma nie tylko sylwetkę wojownika, ale z pewnością także moc panowania nad sobą i innymi. Już wyobrażam go sobie w granatowo-złotych szatach u boku mego ojca. [Ziew] Pasowałby idealnie na dowódcę Gwardii Królewskiej lub nawet lepiej – na mojego osobistego rycerza, który ochroniłby mnie chociażby przed takim Tarlenem.
Z którego zrobiłaś sobie wroga wyłącznie dzięki chęci popisania się.
Uśmiecham się lekko na tę myśl, po czym ją odganiam. To przecież osławiony Związek, a jego członkom daleko do szlachetności i rycerskości. Przyglądam się dalej nieznajomemu – lśniące czernią loki, związane ciemną wstążką, opadają ciężko za szerokie ramiona, ukrywając tym samym swoją długość. Magnetyczne spojrzenie [Zieeew] zdaje się przenikać przez każdego ze zgromadzonych. Do tego śniada karnacja – musi być Anturyjczykiem! Jak mój ojciec…
Ojciec Arienne ma śniadą karnację, a ona sama opisywana jest jako alabastrowo biała? Nawet jeśli matkę ma białą, to dziecko takiej pary powinno jednak mieć skórę o ciemniejszym odcieniu.
Może za dziecka wpadła do kadzi z chemikaliami, jak Joker?
I jeszcze ta gracja jego ruchów. Gesty nieznajomego w najmniejszym stopniu nie wskazują, że jego profesją jest władanie mieczem lub inną bronią.
No ba. Mistrza szabli poznaje się przecież po niezdarnych, kanciastych ruchach, NIE WIEDZIELIŚCIE O TYM?!
Niewątpliwie mógłby służyć za wzór niejednemu rzeźbiarzowi czy malarzowi do stworzenia wizerunku Boga Wojny. Już nie mogę się doczekać, żeby przyjrzeć mu się z bliska, gdy do mnie podejdzie.
– Khę, oczy mam wyżej. Klatę też!
Tymczasem Severo zmierza ku pierwszemu z ustawionych w rzędzie adeptów. Długowłosy szatyn prostuje się natychmiast, by wydawać się wyższym i nie musieć patrzeć do góry w oczy nowo przybyłego Mistrza. Czarnowłosy Związkowiec rzuca na niego jedno przeciągłe spojrzenie, po czym stwierdza:
– Astrolog z Esterwaldu.
(...)
– Eldarczyk. Kapłan. Zapewne służący w Świątyni Pokoju w Gemmarze.
(...)
– Uzdrowiciel z Tangeloru.
– Mag z Gildii Matki Ziemi w Fregenordzie.
– Zielarz z Księstwa Barri na Zachodnim Półwyspie.
– Bard z Cleavelandu…
Troszku nie rozumiem. Fajne zajęcia mieli chłopaki, to zachciało im się wszystkim zostać rabusiami, mordercami i gwałcicielami?
(pewnie fani RPG…)
Boże, zmieńcie mistrza gry. Ten obecny jest perfidnie złośliwy! Poza tym wrzucanie do tekstu stosiku nazw nie sprawi, że wasz świat wyda się czytelnikowi przemyślany i dopieszczony, jeśli za tymi nazwami nic nie stoi. Te tutaj są puste i równie dobrze możnaby powymieniać jedynie klasy postaci zawody chłopaków.
W każdym razie wygląda na to, że do Ravillonu ciągną ludzie z całego świata, zwabieni zapewne sławą tego miejsca. Zapamiętajmy.
Cleaveland, prawie jak Cleveland. A więc jednak nie Nashville.
(...)
Ciekawe, czy będzie wiedział także, kim ja jestem.
Ciekawe, zwłaszcza w kontekście tego, że masz się w tym zamku przed czymś ukrywać.
A może w ramach rewanżu, jeśli spróbuje wnikać w mój umysł, ja poczytam sobie jego myśli? To mogłoby być ciekawe – dowiedzieć się, czy wszystkie odczucia w jego duszy harmonijnie współgrają z pięknem jego ciała.
Czy Wy też widzicie w tym momencie Arienne – jakoś tak?
https://media.giphy.com/media/iHcRqdoTI3MZO/giphy.gif
Przenoszę spojrzenie na stojącego obok mnie adepta. Nawet ja nie spodziewałabym się barda w tych murach. Musi doprawdy marnie znać swój zawód, skoro nie znalazł innego zatrudnienia i chce zostać najemnikiem.
Może poczuł zew przygody, czy cuś.
(...)
– Czy to jakaś kpina?! – Dłonią odzianą w czarną rękawiczkę Severo wskazuje na sześciu stojących przed nim mężczyzn. – Mag, kapłan, uzdrowiciel czy ten żałosny grajek. To żart, prawda?! – Jego twarz ściąga się w wyrazie dezaprobaty.
– Niestety nie, Mistrzu. – Jokin wspiera się o ścianę, patrząc na Severa i starając się zachować powagę. – Wszyscy tu obecni zostali przyjęci prawomocnym wyrokiem Zgromadzenia.
Naprawdę jestem ciekawa, kim był ten, który odpadł.
– Czy oni poszaleli?! Przyjmować do Związku samych słabeuszy?! Gdzie się podziali prawdziwi mężowie, rycerze, wojownicy, paladyni?!
Khę. “Kolebka przestępców, morderców i gwałcicieli”. “Osławiony Związek, a jego członkom daleko do szlachetności i rycerskości”. Najemnicy.
Już widzę tych rycerzy i paladynów, jak pchają się do Ravillonu drzwiami i oknami.
Dlaczego nie, skoro pchają się do niego kapłani, uzdrowiciele, zielarze?
Anturyjczyk marszczy czoło i nagle, znów niespodziewanie szybko, podchodzi ku rudowłosemu kapłanowi. Błyskawicznym ruchem wyciąga swój miecz wiszący u pasa na cienkiej sprzączce w pochwie zdobionej srebrnymi wizerunkami lwów o rubinowych oczach.
Ta scena miała dobre tempo, choć oczywiście epitetów podkreślających szybkość Severa jest za dużo, ale potem autorki ostatecznie ją dobiły, totalnie spowalniając zbędnym opisem. Przy takim nagłym wydarzeniu nikt nie będzie skupiał się na wyglądzie pochwy, tylko na mieczu którym z niej wyciągnięto. I na tym, co zrobi delikwent ten miecz trzymający. .
Podaje go młodzieńcowi, kierując rękojeść w jego stronę.
– Jeśli w ogóle masz pojęcie, co to jest i do czego służy, stawaj!
– Panie, ja…
– Jak dla ciebie – wojownik mruży piękne oczy – Mistrzu!
– Mistrzu… – wyszeptuje duchowny.
– Głośniej! – władczym tonem rozkazuje czarnowłosy. – Nie uczono cię w twym klasztorze odpowiedniej dykcji, by czynić modły przed rzeszą wiernych?!
– Mi… Mistrzu! – jąkając się, nieco głośniej powtarza kapłan. – Nigdy nie trzymałem w dłoni miecza… Nie umiem się nim posługiwać… Moje śluby zabraniają mi…
– To co tu, do cholery, robisz, skoro nie wolno ci dotykać broni, głupcze?!
Chyba zmyliła go nazwa “Święty Związek” ;)
(A także: jak przeszedł egzamin? Przecież jednym z pierwszych pytań było: jaką bronią władasz.)
– wybucha Severo. – Stawaj, jak mówię, albo spotka cię kara za nieposłuszeństwo Mistrzowi!
Młodzieniec na rozdygotanych nogach podchodzi po wyciągnięty ku niemu, błyszczący srebrem oręż. Drżące dłonie zaciska na trzonie olbrzymiej rękojeści.
– To jest miecz jednoręczny, ośle! – wypowiada jadowitym tonem Związkowiec.
Z ogromną rękojeścią. Seems legit.
No co. Do ogromnej ręki.
Yaoi miecz do yaoi ręki. Naprawdę jesteśmy w Yaoilandzie.
Gdybyście nie wiedzieli czym są “yaoi hands”, macie tu obrazek wyjaśniający. I błagam, nie szukajcie więcej na własną… rękę.
http://78.media.tumblr.com/2b47556e92b7f5c091e5fc650ff987c4/tumblr_oeth4pWGo21rsf0xso1_1280.jpg
Kapłan czuje, jak pot zrasza mu czoło. Wykonuje polecenie mężczyzny i układa oręż w prawicy, jednak w chwili, gdy Mistrz puszcza sztych, a cała broń znajduje się w mocy młodzieńca, ten wraz z potężnym mieczem przechyla się niezgrabie. Traci równowagę pod wpływem ogromnego ciężaru, by po chwili przewrócić się i upaść u stóp Severa.
Ach, te legendy o niemożliwie ciężkich mieczach. Ja wiem, że w wielu poradnikach pisania fantasy stoi, żeby chociaż raz wziąć miecz do ręki, ale serio… wystarczy internet i odrobina wyobraźni, żeby pozbyć się głupstwa z tekstu. A ten komiczny upadek kapłana to chyba najmniej prawdopodobna rzecz jaka mogłaby się wydarzyć. Kiedy poczuł, że nie utrzyma ciężaru miecza mógł go puścić, chwycić drugą dłonią albo oprzeć czubkiem o ziemię… ale nie, on upada.
Poza tym samo noszenie tak ciężkiej broni u boku powinno sprawić, że Severo cierpiałby na niezłe skrzywienie kręgosłupa.
Tak tylko zauważę, że ten nieprzeciętnie ciężki miecz dynda u pasa Severa na “cienkiej sprzączce”.
(...)
– Ty! – Mistrz wskazuje na czarodzieja. – Pokaż mi, co potrafisz. Zablokuj mój atak! – Po czym, bez dalszych wyjaśnień, naciera na maga czczącego w swej Gildii wyłącznie Pokój i Miłość pod patronatem Matki Ziemi.
Ta powieść jest tak koszmarnie przegadana, że domaganie się jakichś dodatkowych historii zakrawa na wyrafinowaną złośliwość – ale w tym przypadku naprawdę chętnie dowiedziałabym się, dlaczego ktoś taki trafił do Ravillonu.
Ze zgrozą obserwuję, jak Związkowiec rozgramia [gromi] kapłana, a teraz zabiera się za kolejnego, wyraźnie niedoświadczonego w bojach, mężczyznę. Nie muszę też wnikać w jego umysł, aby stwierdzić, jak bardzo pomyliłam się co do stanu jego duszy. Oto mam przed sobą dokładne odzwierciedlenie legend, jakie słyszy się na temat członków ravillońskiej Organizacji. Okrutny i bezwzględny oprawca!
No co ty nie powiesz. A może po prostu… trener sprawdzający umiejętności swoich zawodników? Przecież ich nie pozabijał, prawda?
Jestem ciekaw, co Arienne powiedziałaby o wiedźmińskim treningu.
Gdy mag widzi napierającego na niego Anturyjczyka, przesuwa się o krok do tyłu, żeby zdobyć czas na wyjęcie zza pasa drewnianego miecza, który, tak jak pozostałym, dano mu na samym początku zbiórki.
I znów bardzo głupie spowolnienie akcji, a wystarczyło informację o drewnianych mieczach przesunąć na początek, gdy Jokin wyjaśnia nowym co i jak. Na przykład coś w stylu “bierzcie swoje drewniane miecze i nie zróbcie sobie krzywdy, łamagi”.
Chwyta go niegramotnie [Niezdarnie. “Niegramotny” początkowo było określeniem człowieka, który nie umiał czytać i pisać, a następnie – ogólnie tępego, nierozgarniętego.] w lewą rękę i zasłania się nim, usiłując obronić się przed nadchodzącym ciosem. Jednocześnie zamyka oczy w strachu przed siłą napastnika.
Bardzo przypomina mi to Sama Tarly’ego. Ale on był jeden, a tu mają takich cały oddział. Ale z drugiej strony nie ma sie co dziwić, z opisu wynika, że Severo atakuje tym niemożliwie ciężkim jednoręcznym mieczem z ogromną rękojeścią. Też nie byłbym wzorem odwagi, mając w ręce tylko kawałek drewna.
No nie wierzę! Nic dziwnego, że ten Mistrz patrzy na nas z wyższością i pogardą, skoro wszyscy tylko na sam jego widok boją się cokolwiek uczynić. Przecież wywołany do walki mężczyzna jest magiem i mógłby użyć swej mocy, żeby pokazać, że nie jest tak całkowicie bezbronny!
Jak to leciało? Użycie magii do wykonania zadania jest zabronione?
Szkoła pisania Andrzeja Ziemiańskiego, która głosi, że czytelnik nie zapamięta czegoś, co miało miejsce dwie strony temu.
Marszczę na chwilę brwi. W sumie mogę mu pomóc. Związkowiec wcale nie musi się zorientować, że czar pochodzi ode mnie.
A taki miała dobry plan, żeby się nie wychylać…
Ale ok, ona ma szesnaście lat i właśnie spotkała faceta, na widok którego kolana zmiękły jej jak galaretka. Próba popisywania się jest jak najbardziej zrozumiała ;)
Udając, że nie patrzę na nierówne starcie, zaklęciem wypowiedzianym pod nosem wyrywam z dłoni maga miecz i szybkim manewrem przerzucam go w powietrzu za plecy Mistrza. Jednym cięciem przerywam wstążkę wiążącą jego włosy.
Ostry ten drewniany miecz.
Niech poczuje na karku niebezpieczeństwo i nie będzie taki pyszałkowaty względem nas!
Jak śmiesz się wywyższać w obecności Mary Sue!
Po tym ruchu miecz wraca w ręce zdziwionego czarodzieja, który momentalnie blednie ze strachu.
Burza czarnych loków opada w nieładzie na ramiona Severa.
W slo-mo.
https://media.giphy.com/media/e5Ix21qFNJME8/giphy.gif
– No proszę! – Mistrz Walk wyhamowuje potężne uderzenie, stając naprzeciw zebranych i zdmuchując kilka niesfornych kosmyków, które natychmiast opadają mu do oczu.
*tu miejsce na głośne piski i zbiorowe omdlenia wielbicielek*
(...)
– Imponujące, choć szkoda, że stawiła mi czoła niepozorna kobieta, a nie prawdziwy mąż, w dodatku czyniąc to anonimowo i wierząc, że nie zauważę jej magicznej ingerencji! – wypowiada w tym czasie z brzydkim uśmiechem.
Zielonooka odpada. Od razu widać, że to wieśniaczka. Ma takie pospolite rysy… – przekazuje towarzyszowi, przyglądając się po kolei stojącym przed nim. – Ta blondynka mogłaby i być, ale patrząc na jej bujne kształty, prędzej dla ciebie lub Vena niż dla mnie. Ruda… Czy ja w ogóle lubię rude? [Nie wiem, może niech koledzy ci podpowiedzą.] No i ostatnia. Ta… – Jednak zawiesza swe myśli (jak???), gdy dociera do czwartej z niewiast. I tu zatrzymuje kroki, a jego czarne oczy przeszywają dziewczynę na wskroś.
Coś zaniemówiłeś, Lordzie Severo! – ponagla go roześmiana myśl olbrzymiego Mistrza.
Anturyjczyk świdruje niewielką adeptkę wzrokiem. Gdy stoi tuż przed nią, tak blisko, że rękojeść jego miecza ociera się o jej ramię, wydaje mu się krucha i delikatna niczym porcelanowa lalka. Sięga mu zaledwie do połowy szerokiego torsu, więc mężczyzna wyciąga dłoń i unosi nią twarz kobiety, by lepiej jej się przyjrzeć w świetle pobliskiej pochodni.
Jest ranek, a oni znajdują się na dziedzińcu. Faktycznie, bez pochodni ani rusz.
Związek jest bogaty, mają zadaszony dziedziniec, a że to bez sensu to już inna historia.
Jasność błękitnych, niczym niebo w środku lata, oczu nie poraża go tak, jak niewinność i dobro, które w nich dostrzega. Opuszcza wzrok, by nie patrzeć w ten nieskalany złą myślą lazur.
Mój perfidny mózg za każdym razem opuszcza w tym zdaniu “złą” ;)
Mój też. Jesteśmy złymi ludźmi.
Jesteśmy ludźmi.
Jego wzrok przesuwa się dalej po ciele uczennicy, choć trochę zbyt długo, niżby sobie tego życzył.
Wzrok ma własną wolę i będzie się gapił tak długo, jak chce!
A co mam ci rzec? – odzywa się w końcu do swego przyjaciela.
Dalejże, oceń ją jak te pozostałe!
Dobrze więc… Toż to jakieś dziecko! Postradaliście rozumy? Przecież ja nie gustuję w takich młódkach i do tego karlicach!
No bez jaj. Arienne jest niższa od niego, ale nie jakaś nieprzeciętnie niska.
(...)
Severo zaś długimi, chłodnymi palcami powoli wiedzie od brody nieznajomej aż po zakryty dekolt szarej sukni i zamyka je w pięść dopiero na jej medalionie.
– Salmansar. Gildia Bogini Przeznaczenia. Czarodziejka… – Bawi się wisiorem przez moment, by następnie szybkim ruchem przywiązać do jego złotego łańcuszka fragment przeciętej wstążki. – Odważne posunięcie. Pomóc słabszemu, choć nikt o to nie prosił i nie było to konieczne, gdyż nie skrzywdziłbym nowicjusza. Jest tylko jedno „ale”. Każdy atak na Mistrza Związku jest tu surowo karany, adeptko! – Złośliwy uśmiech pojawia się na jego ustach.
– Mam ją wychłostać, Mistrzu? – Jokin, słysząc te słowa, podchodzi pospiesznie do czarnowłosego wojownika, patrząc na niego z przestrachem. Cóż za nieprzychylność Losu – ktoś na jego zajęciach dopuścił się znieważenia samego Lorda Severa!
A jednak domyślił się, że to moja sprawka! Musi władać niemałą mocą, skoro wyczuł źródło czaru.
Albo po prostu wiedział, że użyto przeciwko niemu czaru i nie mógł być to mag trzymający miecz, a ty stoisz tuż obok z tym medalionem na wierzchu?
Zagryzam wargi i opuszczam wzrok, gdy czarnowłosy zawiązuje wstążkę na mym medalionie. Ale żeby od razu chłosta?! Otwieram oczy szerzej ze zdumienia. To niemożliwe! Przecież nie zrobiłam nic, co zagroziłoby nietykalności Związkowca.
Nii, wcale, tylko machałaś mieczem nad jego głową.
A w ogóle – tak mnie właśnie olśniło – Mistrzem Walk jest Severo, a Gavin jest Mistrzem Siły. Czemu jego uczniowie trenują walkę mieczem, a nie np. podnoszenie ciężarów?
Unoszę głowę i dumnie spoglądam na stojącego nade mną mężczyznę.
– Rozumiem, lecz ja nie nastawałam na twoje życie, lecz tylko trochę… poprawiłam twą fryzurę, Mistrzu!
Spokojnym tonem dodaję jeszcze, widząc, jak zebrani wokół mnie adepci i trener bledną:
– Myślę, że określenie „urozmaicenie ćwiczeń nowymi technikami” to bardziej adekwatna nazwa na to, co właśnie się wydarzyło i nie powinno wiązać się z żadnymi konsekwencjami!
Wow, wow, Mary Sue taka wyszczekana. Aż im w pięty poszło!
W Salmansarze wymaksowała retorykę.
https://steamuserimages-a.akamaihd.net/ugc/37495579404069116/8948D5186A9251D913004C4493559EDA2F978969/?interpolation=lanczos-none&output-format=jpeg&output-quality=95&fit=inside|268:268&composite-to%3D%2A%2C%2A%7C268%3A268&background-color=black
(...)
– Mistrzu, jedno słowo, a ukarzę tę dziewkę za impertynencję!
Severo przygląda się z zaciekawieniem bezczelnej dziewczynie. Maleńka brunetka o migdałowych, błękitnych oczach zaintrygowała go jako pierwsza spośród wszystkich do tej pory kobiet, które trafiły do Ravillonu. I po raz pierwszy od tylu lat przez moment nie wie, co powiedzieć. On! Niepokonany wojownik!
Można być niepokonanym wojownikiem i kiepskim mówcą, jak widać. Szokujące.
Może był Wielkim Wojownikiem Ciętej Riposty.
(...)
– Nie, Jokinie. Nie chcę jej ukarać. – Mina czarnowłosego Związkowca i jego spojrzenie nie wróżą niczego dobrego.
O, nie tak prędko, Gavinie. Baron będzie mój. Nie odstąpię od swojej nagrody, bo jakaś wyszczekana smarkula napluła mi właśnie publicznie w twarz, a mnie to rozbawiło!
Co to mówiłeś, Sevciu, o Tarlenie? “Zawsze mówiłem, że to głupi dzieciak, nienadający się na Mistrza! Dać się ośmieszyć jakiejś gówniarze! To żałosne i niegodne.”
– Chcę ukarać ich wszystkich! – ogłasza, wskazując na zebranych w korytarzu (a nie na dziedzińcu?) adeptów, którzy patrzą na niego z niedowierzaniem i przerażeniem, słysząc te słowa. – A więc – Severo ledwo tłumi śmiech, zwracając się znów do podoficera – bieganie po murach Twierdzy z obciążeniem i bez. Wspinanie się po ścianie Wielkiej Auli.
Najlepiej w czasie śniadania, żeby któryś spadł na talerz Argusa czy innej szychy.
Noszenie wody do pokojów Mistrzów po zewnętrznych schodach.
Oraz sprzątanie wychodków pod koniec dnia. Bez jedzenia i picia. Do wieczora. Jeśli ktoś zemdleje lub padnie z przemęczenia, dawaj go do Harolda lub Vena. Niech ich cucą i wysyłają z powrotem na trening. Już ja wam pokażę, miernoty, co to znaczy być Związkowcem! Mam nadzieję, że nikt z was nie przetrwa do jutra.
Mam nadzieję, że pozycja Mistrzów w Związku, czy ich uposażenie, czy poważanie, jakim się cieszą, nie zależą od tego, ilu mają uczniów… bo Sevcio właśnie wykańcza cudzych.
Lepiej od razu wracajcie, skąd przyszliście, zamiast tracić nasz czas! Ravillon to nie miejsce darmowego noclegu i wyszynku! To szkoła życia i walki! Żadne z was nie nadaje się na najemnika!
Nie miej pretensji do nich, tylko do Argusa, on ich przyjął. Poza tym, autorki, czy coś wam tu nie zgrzyta? Gdy Arienne pokazywała swoje umiejętności wydawało się, że ledwo co przeszła dalej… tymczasem przepuszczono też ludzi, którzy w ogóle nie powinni się dostać. Jak?
Jak to na prywatnej uczelni – kasa, misiu, kasa!
Nawet ty, mocna w gębie pannico! – Patrzy znacząco na czarnowłosą czarodziejkę. –
Naprawdę zapamiętaliśmy kolor ich włosów, nie musicie ciągle nam tego powtarzać.
I cóż z tego, że władasz magią, skoro nigdy nie utrzymasz miecza w swej dłoni?!
Widocznie w tej krainie nie wpadli jeszcze na pomysł tworzenia broni dopasowanej do wzrostu i siły użytkownika.
Aha! I jeszcze jedno! – Podchodzi znów blisko niesfornej kobiety. – Jak zamierzasz wykonywać ćwiczenia fizyczne, tyczy się to zresztą wszystkich tu obecnych niewiast, mając na sobie to coś?! – W tym momencie wyciąga sztylet z cholewy swego wysokiego buta, pochyla się i jednym wprawnym ruchem pozbawia młodziutką magiczkę dolnej partii sukni, którą ścina tuż nad kolanami,
Jednym ruchem? Jak?
Myślę, że tylko twórcy z Bollywood mogliby odpowiedzieć na to pytanie.
odsłaniając przed wszystkimi obecnymi na zajęciach odziane w wełniane pończochy łydki dziewczyny i jej niewielkie stopy ukryte w zamszowych trzewikach. – Jokinie, dopilnuj, by wszystkie pozbyły się tych krępujących ruchy strojów. Jak dla mnie mogą ćwiczyć w samych gorsetach.
Oczywiście w tych miękkich, wygodnych gorsetach bez fiszbinów, które są tylko elegancką bielizną, c’nie?
Nie zdążą nawet zmarznąć, wykonując moje zadania. Zresztą w Ravillonie nie ma miejsca na podobną pruderię! – Śmiejąc się donośnie, odchodzi w stronę swego przyjaciela.
To dlaczego Doris musiała ćwiczyć w sukni?
Może to była bezpruderyjna miniówa.
Co za upokorzenie! Zawstydzona spuszczam wzrok i już nic nie mówię. Jeszcze w całym moim życiu nikt mnie tak nie poniżył! Trzeba w ogóle nie mieć skrupułów i za krzty honoru, żeby obnażyć kobietę w obecności innych! Dobrze, że mój ojciec tego nie widzi, bo by grzmiał. A pomyśleć, że jeszcze moment temu zastanawiałam się, jak ten zjawiskowo urodziwy Związkowiec wyglądałby w barwach mego rodzica!
– No to nas urządziłaś! Głupia gęś! – Oburzony mag, gdy tylko uczniowie wychodzą spod arkad, popycha Arienne z taką siłą, że ta aż upada na brudne płyty dziedzińca. – Nikt cię nie prosił o pomoc! Brawury ci się zachciało, co?! A teraz wszyscy, zamiast trenować, będziemy biegać po zamku i czyścić wychodki! – Dając ujście swej złości, kopie w żwir przed czarodziejką [to dziedziniec jest wyłożony płytami, czy żwirowy?][to dziedziniec czy korytarz?], która musi osłonić twarz dłonią, aby małe kamyki nie powpadały jej do oczu. Pozostali adepci też zaczynają szemrać przeciwko niej.
– Zostaw ją! – Bard odciąga rozgniewanego mężczyznę. – Może i nierozsądnie postąpiła, ale przecież jest jeszcze bardzo młoda. To dziecko praktycznie! A popatrz, ile ma odwagi. Jako jedyna ośmieliła się coś zrobić, gdy ten butny Mistrz chciał nam udowadniać, jacy to z nas nieudacznicy!
Ekhem. W tym udowadnianiu to mu sporo pomogliście.
Grajek wyciąga rękę w stronę brunetki i pomaga jej powstać.
– Dziękuję, panie…
– Panie? Ha, jaki tam panie, dziewczyno! Przecież to nie dwór królewski, możesz mi mówić po imieniu. Jestem Nemrod.
Trochę mnie bawi, że bard nosi imię w przenośni oznaczające myśliwego… ale to jeszcze nic, poczekajmy, aż spotkamy pewnego króla.
A ty… Do stu piorunów! – wykrzykuje nagle, gdy przygląda się magiczce. – Co za oczy! Pieśni tylko mi pisać o pięknie tego błękitu! Nic dziwnego, że nawet sam potężny Mistrz Walk zaniemówił na jego widok!
Zieeew.
Aha. Pamiętacie, jaką kocówę dostała Achaja, kiedy cały oddział musiał przez nią szorować podłogi w koszarach?
Czy my właśnie pochwaliliśmy Ziemiańskiego i wskazaliśmy go jako pozytywny przykład?
(...)
Severo udaje się do gabinetu kanclerza (Argusa) by przekazać zapłatę, jaką otrzymał od cesarza za wykonanie zadania.
– Dokładnie dwieście pięćdziesiąt tysięcy fenów! I to za jedno zlecenie! – Otwiera rzeźbioną kasetę, opierając przedramiona na jej wieku i z dumą patrząc w szare oczy jasnowłosego mężczyzny. – Oczywiście możesz to przeliczyć, Argusie, choć trochę ci to zajmie.
Postawny Kanclerz rozsiada się nieco wygodniej na krześle, eksponując zaokrąglający się coraz bardziej brzuch. Ostatnie lata zajmowania się administracją i pieniędzmi Związku odsunęły go od czynnej służby, praktycznie przestał używać miecza, a co za tym idzie – dbać o tężyznę fizyczną.
A ta czynna służba to, jak pokazuje przykład Severa, przeprowadzanie aborcji na cesarskim dworze.
Zresztą ta jest mu teraz w ogóle niepotrzebna, gdyż piastując jedno z najwyższych stanowisk w Świętej Organizacji, dysponuje ludźmi, którym może zlecić każde zadanie.
Tja, ale na przesłuchaniu bardziej zajmowała go papierkowa robota niż Arienne.
Takimi, jak chociażby stojący teraz przed nim Mistrz Walk. Uśmiecha się szeroko, odsłaniając tym samym brak pełnego uzębienia.
Gruby i szczerbaty – chyba nie mamy wątpliwości, że będzie Tym Złym?
– Nie ma takiej potrzeby. Gritton zliczył już wszystko dla mnie. Prawda, Grittonie?
Niski dwudziestolatek o czarnych, krótkich włosach, małych, zielonych oczach i przekrzywionym na skutek niedawnej bójki nosie [tak, ten też nie wygląda na postać pozytywną] spogląda na zawartość skrzyni z grymasem wygranej.
Niski, ze złamanym nosem i małymi oczkami. Aż się dziwię, że autorki nie dorzuciły mu jeszcze przetłuszczonych włosów.
– Dokładnie trzysta tysięcy fenów przywiozłeś ze sobą z Fenis, Severo. Dobrze, że przyniosłeś brakującą różnicę, bo nie mogłem się jej doszukać – rzuca zuchwale, po czym podchodzi do kasety, zamyka ją i przenosi do Skarbca znajdującego się za żelaznymi drzwiami ukrytymi w ścianie zabudowanej półkami na księgi.
Ale jak “przyniósł różnicę”...? Przecież w skrzyni jest właśnie te 250 tysięcy? *nie rozumie*
(...)
– Jak śmiesz, Argusie! Czyżbyś sugerował, że okradam Związek?! Po tylu latach wiernej służby! Wypełniam każdy wasz rozkaz, nawet ten najbardziej gówniany! Bez słowa sprzeciwu narażam własne życie, podczas gdy wasze tyłki siedzą bezpieczne i coraz grubsze w Ravillonie! Oddawaj natychmiast te pięćdziesiąt tysięcy! Te pieniądze są moje! Każdy pieprzony fen! Zasłużyłem na moje wynagrodzenie w pełni. Nie ma go w rachunkach wystawionych przez Cesarską Kancelarię, gdyż otrzymałem je od Cesarza w ramach osobistego daru!
Czy Wy też widzicie go, jak wrzeszczy, pieni się i tupie?
Tak.
– O tak! Podobnie zresztą jak olbrzymią srebrną tarczę z rubinowym wizerunkiem maku, obraz pędzla Mistrza Penna pod tytułem Elfie panny w kąpieli, arras ze sceną bitewną przedstawiającą króla Agenora rozgramiającego Cienie z Schatten,
Cienie z cienia. Gdyż cokolwiek powiesz po niemiecku, brzmi mrrrrhocznie.
sztylet i pas wysadzane diamentami, karafkę wykonaną z niezwykle rzadkiego dziś tahitańskiego kryształu, haftowane złotą nicią adamaszkowe poduszki pochodzące zza Mórz w liczbie dziesięciu…
Ufff… Ciąża księżniczki musiała być naprawdę poważnym problemem, skoro cesarz zapłacił aż tak hojnie!
(...) Nie od dziś wiadomo, że czarnowłosy Związkowiec coraz rzadziej bywa w Ravillonie i czyni wszystko, byle tylko jak najprędzej go opuścić. Mężczyzna mówi też otwarcie o swej niechęci do Czarnej Twierdzy i tęsknocie za wolnością. Eminencja zaczął się więc obawiać, czy aby najlepszy z jego najemników nie planuje ucieczki ze Związku.
Jeśli Severo naprawdę chce uciec, to musiałby być idiotą, dając to tak wyraźnie do zrozumienia.
Ale nie przesądzajmy. Może faktycznie jest idiotą.
Mogłoby wiązać się to z katastrofalnymi skutkami, gdyż Anturyjczyk od kilku lat jest głównym, a często i jedynym, dostarczycielem pieniędzy dla Świętej Organizacji.
I dlatego wkurzam go i poniżam. Bardzo mądrze. Poza tym… ja wiem, że Severo jest och i ach, chodzące złoto i tak dalej… ale serio? Jedynie źródło finansów? Dotąd wyobrażałem sobie, że związek to grupa doświadczonych wojowników i oficerów, którzy w razie wojny stają się elitarnymi oddziałami cesarstwa i dowódcami armii, a że panuje pokój to nie za bardzo jest gdzie zdobyć majątek. Ale przecież Związek mógł inwestować łupy, kupować wioski, tworzyć własne warsztaty i kompanie handlowe, banki itd. Można by spokojnie wziąć za przykład templariuszy i wzorując się na nich stworzyć coś, co miałoby sens.
Ale jaki sens, przecież jesteśmy w opku, nie szkodzi, że wydrukowanym. To raz, a dwa, po co marnować energię i słowa na jakieś budowanie świata, stwarzanie wiarygodnie działających mechanizmów społecznych itp., skoro można przez 800 stron pisać o uczuciach!
Tylko jego zlecenia opłacano dotychczas górami złota. Cesarz go uwielbia i traktuje jak faworyta. To rzadkość, gdyż babka władcy, królowa Mitylena, pilnie strzeże dostępu do swego wnuka. Tymczasem i ona przejawia niewyjaśnioną słabość do tego Związkowca.
Ok, Sevcio cieszy się poparciem u samej najwyższej góry, więc jego pozycja w Związku powinna być raczej wysoka, c’nie?
A co do tego, że tylko Sevcio otrzymywał lukratywne zlecenia… Mają tam jeszcze między innymi Mistrza Magii, Mistrza Zielarstwa, Mistrza Żeglugi i, last but not least, Mistrza Szpiegostwa. Żaden z nich do niczego się nie nadawał?
Szpiedzy Wilbura szybko donieśli mu o prezentach, jakie za plecami Związku Severo otrzymuje od swych królewskich patronów. Trzeba było czym prędzej ukrócić ten proceder. Eminencja zaniepokoił się, że to dodatkowe dofinansowanie, gromadzone w jakimś nieznanym mu jeszcze miejscu, ma w przyszłości posłużyć dezercji Anturyjczyka. Ratując sytuację, zlecił więc swemu synowi zajęcie się tym palącym problemem.
A Severo nie mógłby przy następnej okazji po prostu stanąć przed cesarzem i powiedzieć mu, że odchodzi ze Związku i przydałaby mu się jakaś fucha na dworze? Jestem pewien, że cesarz byłby wniebowzięty. Poza tym, nikomu nie wpadło do głowy, że te wszystkie arrasy i poduszeczki były panu Severo potrzebne po to, żeby jakoś przytulniej urządzić swoją kwaterę w Ravillonie? I najważniejsze pytanie: jaki jest plan finansowy związku na wypadek śmierci Severa w czasie jednego z tych niebezpiecznych zadań?
Gritton i Argus oznajmiają, że wszystkie bogactwa Severa zostały zarekwirowane; ten wpada w szał i zaczyna dusić Argusa. Gritton wzywa posiłki...
(...)
Na ledwo widoczne skinienie głowy Grittona jeden z przybyłych Związkowców wyjmuje zza pasa długi, skórzany bicz. Strzela z niego, a końcówka bata owija się z mocą wokół nadgarstka Severa.
“Każdy atak na Mistrza Związku jest tu surowo karany!” – powiedział Jokin do Arienne na ćwiczeniach. Zasada przestała obowiązywać?
– Zaniechaj tego, co czynisz, wszak widzisz, że przy naszej przewadze nie masz szans na wygraną! Nie dasz nam rady w pojedynkę! – wysapuje Argus [sapie – ta sama uwaga, co przy “wyszeptuje”], a mężczyzna dzierżący bicz pociąga go, wzmacniając uścisk, aby oderwać rękę Mistrza od szyi Kanclerza.
Argus jest bardzo elokwentny jak na kogoś duszonego.
Bla, bla, Severo oczywiście zwycięża przysłanych na pomoc żołnierzy...
Argus wciąż jeszcze nie doszedł do siebie po przyduszeniu. Leży w swym fotelu na wpół przytomny, charcząc ochryple. Gritton zaś, widząc, co się stało, pospiesznie przemyka w stronę Skarbca, licząc, że zdąży się w nim zaryglować przed Severem, nim przybędą posiłki.
Skarbiec zamykany od środka, bardzo ciekawe. Obstawiam, że szefostwo ma tajny korytarz, przez który wynosi majątek związku.
Jednak czarnowłosy Mistrz jest szybszy.
Tak tylko zauważę, że Gritton również ma czarne włosy i jest Mistrzem.
Dopada otwartych drzwi prędzej niż syn Wilbura i zajmując prawie całe ich światło, zwraca się do Skarbnika:
– A teraz, szczeniaku, siądziesz grzecznie przy biurku, sięgniesz po pióro i pergamin i napiszesz rozporządzenie, w którym przekażesz mi wszystkie dobra skradzione podstępnie przez ciebie i tego starego capa. – Wskazuje głową na Kanclerza, który właśnie zasłabł.
Teraz, gdy już nie jest duszony? Pewnie tylko udaje ze strachu.
– Stwierdzisz w nim także, że jest to moje prywatne wynagrodzenie za trud włożony w misję. Dodasz do tego wszystkiego jeszcze dwadzieścia tysięcy, żebym zapomniał o całej sprawie, po czym posłusznie podpiszesz dokument! – Mówiąc to, sięga po miecz, lecz nim udaje mu się go wyciągnąć z pochwy [dzięki za doprecyzowanie, że z pochwy, bo przecież mógłby go jeszcze wyciągnąć, ja nie wiem, z tyłka?], dobiega go rozwścieczony głos jednego z trzech mężczyzn, wkraczających właśnie do gabinetu.
– Co tu się, do kroćset, dzieje?!
– Ojcze! – Gritton natychmiast wykorzystuje moment zaskoczenia przeciwnika i czmycha w stronę Wilbura.
I chowa się za jego plecami?
Eminencja, odziany w sięgające posadzki czarne szaty, wspiera się na długiej, hebanowej lasce, na której gałce wyrzeźbione zostały wszystkie zwierzęta odpowiadające poszczególnym Domenom Mistrzów Związku.
To niezły tłok panuje na tej gałce, skoro Mistrzów jest trzynastu :)
(...)
– Ojcze… – skomle Wielki Skarbnik, kryjąc się za plecami rodzica.
Borze, ja żartowałam...
– Poddany ci Mistrz Walk zaatakował mnie i moich żołnierzy, gdy chciałem wyegzekwować od niego pieniądze, jakie otrzymał od Cesarskiego Zleceniodawcy. Chciał okraść Związek!
– Oż ty, parszywa kanalio! Łgarzu! – Czarnowłosy wojownik czuje, jak znów puszczają mu nerwy, i mimo obecności swego przełożonego oraz towarzyszących mu dwóch innych Mistrzów rzuca się z nagim mieczem w stronę Grittona. Wystarczy jednak lekkie uderzenie magiczną laską w marmurową posadzkę, by potężny czar zmiótł Anturyjczyka z nóg i rzucił nim niczym piórkiem w stronę Skarbca.
(...)
Severo leży na środku niskiego pomieszczenia. Z każdej strony otaczają go stojące na sobie stosy szkatuł i kufrów. Pomiędzy nimi znajdują się przepełnione pieniędzmi worki. Z tych niedokładnie zawiązanych wysypują się srebrne monety i drogie kamienie.
Bardzo filmowa scena, a nawet – kreskówkowa :) Totalnie widzę go, jak jedzie na plecach po posadzce, by na koniec walnąć głową w jakiś kufer, z którego zaczynają wysypywać się kosztowności :)
– Dobrze, że jest nieprzytomny i tego nie widzi.
Dobrze, że jest głupi i nie kojarzy, gdzie znikają wszystkie zarobione przez niego pieniądze (ba, na własne oczy widział, jak Gritton odnosił je do skarbca!).
– Eminencja wolnym krokiem podchodzi do Anturyjczyka i szturcha jego twarz obcasem, by się jej przyjrzeć. Z prawej skroni wojownika spływa strużka krwi. – Tarlenie?! Jeszcze dziś wszystkie te bogactwa mają stąd zniknąć, zrozumiano? Związek jest ubogą instytucją. Nikt nie może się dowiedzieć, że jesteśmy w posiadaniu aż tylu dóbr.
No i miałem rację, szefostwo to złodzieje. Zresztą kto miałby zobaczyć majątek? Ci obici i nieprzytomni strażnicy? To przecież wystarczyłoby zamknąc skarbiec.
Zwłaszcza nie może tego wiedzieć Severo, który osobiście dostarczył nam wszystkie te bogactwa!
Poza tym… chwilę wcześniej Severo stanął w drzwiach do skarbca, tak że Gritton nie mógł ich zamknąć. Nie zauważył też przybycia Eminencji, więc musiał mieć wzrok skierowany w stronę wnętrza.
Btw, skoro mają tyle kasy, to może jednak naprawiliby te pękające ściany i kruszące się fundamenty zamku, bo tylko patrzeć, jak zostaną bez dachu nad głową.
Zajmij się tym osobiście! – zwraca się do młodego Mistrza [biedny Tarlen będzie musiał sam tachać te wszystkie kufry na grzbiecie, ale dzięki treningom z dzikami powinien mieć wprawę], nie odrywając pełnego pogardy wzroku od nieprzytomnego. – Ty zaś, Estonie, zabierzesz Severa do jego komnat. Tylko dyskretnie! – dodaje. – Weź z sobą Grittona. Będzie zachwycony.
Zadbajcie, by nasz Lord solidnie wypoczął. Nie chcę go widzieć ani o nim słyszeć aż do jutrzejszej uczty. Wystarczy, że Arcymistrz to właśnie mnie zlecił jej przygotowanie na cześć tej anturyjskiej gnidy! Gdyby jako jedyny z nas (!!!) nie był ulubieńcem Cesarza, już dawno gniłby na powrót w Podziemiach, gdzie jego miejsce!
Tak, tak, już widzę, jak władze Związku radośnie podcinają gałąź, na której siedzą, pomiatając facetem, od którego zależy ich byt. I to nie tylko w sensie dostarczania kasy, ale również takim, że przy najbliższej okazji może przecież szepnąć cesarzowi słówko o tym, jak jest tu traktowany, a wtedy polecą głowy...
Już prędzej widziałabym taką sytuację, że Eminencja, Kanclerz i reszta w oczy podlizują się Severowi ile wlezie, a za plecami knują, próbując podkopać jego pozycję na dworze cesarza.
Z mrocznych korytarzy Czarnej Twierdzy pozdrawiają: Kura z wymaksowaną retoryką, Vaherem z taaaakim wieeeelkim mieczem i Babatunde, który uciekł do Nashville,
a Maskotek przed lustrem przymierza szaty w różnych odcieniach czerni.
113 komentarzy:
O mój Bożu wszechmocny, przez gupie skojarzenia Kury nie potrafię odwidzieć Severa jako Thomasa Andersa, ten obrazek chyba podąży za mną do końca ostatniego odcinka analizy tego opka XD
Uwielbiam Barona. To piękny rumak. Zawsze ci go zazdrościłem, a teraz nareszcie będzie stał w mojej stajni!
No co ty, Miazmacie, wynocha! *ogania się od wizji Barona Tessiego w stajni Severa*
Usuwanie ciąży u saltimarskiej księżniczki krwi, tak by nikt nie zorientował się, że ktoś maczał w tym palce, i wszystko wyglądało na naturalne, było niezłym wyzwaniem.
Abstrahując już od tego, w jaki sposób to usuwanie się odbyło i dlaczego w wysadzanym szlachetnymi kamieniami kaftanie, koronkowej koszuli i gaciach z aksamitu – to co właściwie oznacza „księżniczka krwi”? Używa się w ogóle takiego określenia? I czym się różni saltimarska księżniczka krwi od takiej normalnej, „bezkrwistej”? Mnie się to nazewnictwo kojarzy z klaczą pełnej krwi…
Do tego śniada karnacja – musi być Anturyjczykiem!
Przeczytałam „Aryjczykiem”… Ale to pewnie przez to, że dopiero co sobie odświeżałam nazi-opko.
I jeszcze ta gracja jego ruchów. Gesty nieznajomego w najmniejszym stopniu nie wskazują, że jego profesją jest władanie mieczem lub inną bronią.
Może Severo ma te takie charakterystyczne „gejowskie nadgarstki”?
To żart, prawda?! – Jego twarz ściąga się w wyrazie dezaprobaty.
– Niestety nie, Mistrzu. – Jokin wspiera się o ścianę, patrząc na Severa i starając się zachować powagę, ale gdy tylko Severo się odwraca, Jokin zaczyna się głośno chichrać.
Maleńka brunetka o migdałowych, błękitnych oczach zaintrygowała go jako pierwsza spośród wszystkich do tej pory kobiet, które trafiły do Ravillonu. I po raz pierwszy od tylu lat przez moment nie wie, co powiedzieć. On! Niepokonany wojownik!
Dlaczego zawsze, ZAWSZE, w jedenastu przypadkach na dziesięć, główna bohaterka robi jako pierwsza wrażenie na niewzruszonym dotąd jak kamień facecie? Czy to jest jakiś skill, który otrzymuje się z automatu za bycie Merysujką Inną Niż Wszystkie Najwyjątkowszą Och Ach?
W tym momencie wyciąga sztylet z cholewy swego wysokiego buta, pochyla się i jednym wprawnym ruchem pozbawia młodziutką magiczkę dolnej partii sukni, którą ścina tuż nad kolanami,
Jednym ruchem? Jak?
Wizualizuję sobie Severa, jak pochyla się do kiecy pannicy z tym sztyletem i okrąża ją szybkim truchcikiem, odcinając pas tkaniny dookoła.
jeden z przybyłych Związkowców wyjmuje zza pasa długi, skórzany bicz. Strzela z niego, a końcówka bata owija się z mocą wokół nadgarstka Severa.
BALROG? IS THAT YOU?
Ostatnia scena przywodzi na myśl jakąś grę komputerową, ale reszta? Gdyby odrobinę zmienić scenerię, mielibyśmy całkiem klasyczną historię z nową laską w szkole i okrytym złą sławą kolesiem, który nie potrafi się jej oprzeć. Opek opartych na takim schemacie jest jak gwiazd na niebie. Bida panie, to już wiele analizowanych kiedyśtam przez was ffów z HP miało ciekawszą i bardziej nieszablonową fabułę.
Pik, pik, pik. O, uruchomił się mój wykrywacz trulovera.
No nie! Taki spoiler!W życiu byśmy nie wpadli! I po napięciu!
Ile mil stąd do Ravillonu? Sześć razy dziesięć,nie wiesz o tym?
Wciąga na nagie pośladki podane mu skórzane spodnie,
Skórzane spodnie wiąże i usuwa ciąże!
Hmmm… Związkowcy mieszkają razem w zamku, ubierają się wyłącznie na czarno, nie mogą zakładać rodzin, a ich służba trwa aż do śmierci. Czy tylko ja nie mam żadnych skojarzeń?
Nie,no skąd!
A ten Severo czarnowłosy nie ma nic wspólnego z HP?Ani głosu Rickmana ani nic?
"Nie wezmę sobie Mary Sue i nie będę występował w opkach"
Cudne o RPG.
Głupotka,ale taka fajna.Przynajmniej nie o II wojnie.
Chomik
Omójborzu, coś pięknego! Chociaż na widok imienia Wilbur przechodzą mnie ciarki (bohater "Koszmaru w Dunwich" Lovecrafta nosił to charakterystyczne imię). Strasznie chaotyczna powieść, wszystko takie zbite ze sobą, Mary Sue i dziwne zachowania bohaterów... To wszystko przypomina mi serię Upadli Lauren Kate, która lata temu zachwyciła mnie okładką, ale wymiękłam przy treści. I niedawno wymiękłam jeszcze raz widząc, że ktoś to zekranizował.
Nie mogę się doczekać kolejnej części analizy.
Nie wiem czemu, ale podczas sceny treningu z Sevciem widziałam Ciri i Bonharta :D
Czy tylko ja, czytając o supermegahiper wypasionych Mary Sue i Gary Stue, co to posiadają w sobie krew jednorożca, władają dziesięcioma żywiołami i są krewnymi Wujka Ciętej Riposty odczuwam głęboką potrzebę, aby ktoś utarł naszym gołąbeczkom nosa?
Maryboo
"interesująca, mimo swej pulchnej sylwetki, dwudziestolatka"
Bo pulchne kobiety zazwyczaj są nieciekawe?
Argusa, miejscowego złoczyńcę, też można rozpoznać po grubym brzuchu. Bo każdy grubas to złodziej.
Dopiero początek, a fat-shaming i slut-shaming wylewają się z tego opka całymi wiadrami, boję się, co będzie dalej.
Vaherem: "Jestem ciekaw, co Arienne powiedziałaby o wiedźmińskim treningu."
Jak to co? Że "do walki na miecze trzeba mieć specjalne predyspozycje, których niewiasty nie mają". Nie wiem, jak to możliwe, że Andrzej Sapkowski, pan w średnim wieku, mógł stworzyć Ciri-wiedźminkę (i Milvę, i Czarną Raylę, i Yennefer, i Calanthe), a dwie młode ałtorki dwadzieścia lat później umiały napisać tylko taką Arienne-meduzę. Jak to możliwe, że kobiety same z siebie tworzą takie seksistowskie bzdury, gdzie wszystkie bohaterki myślą wyłącznie o tym, kogo by tu zaliczyć?
"jednym wprawnym ruchem pozbawia młodziutką magiczkę dolnej partii sukni, którą ścina tuż nad kolanami,
Jednym ruchem? Jak?"
Jak w tym dowcipie o złotej rybce: "Łup! Arienne pada na ziemię. Obcięło jej nogi".
Analiza bardzo na poziomie: po mistrzowsku (bez skojarzeń z tymi kołkami z Ravillonu) wyłapywaliście błędy, niby to drobne, ale wskazujące na to, że zarówno ałtorki, jak i redakcja nie wiedziały, co robią. Zielone źrenice, miecz wiszący na sprzączce, czy Caris zamykająca drzwi za podpieczną, a potem materializująca się obok, magia której raz wolno, a raz nie wolno używać na treningu (albo to Arienne ma pamięć karpia), pochodnie w dzień na dziedzińcu... można by wymieniać długo. Z drugiej strony, pogłoski mówią, że stawki oferowane za redakcję przez wydawnictwa wydające "ze współfinansowaniem" są bardzo niewygórowane, więc może jaka płaca, taka praca.
A w przeciwieństwie do oryginalnego tekstu, w komentarzach same dobra: Mistrzowie Rzeczy Pisanych Wielką Literą, tiara przydzielająca do domu morderców, mistrz łowiectwa targający dzika przez jezioro i na zamek, żeby specjalnie wypatroszyć go w sali, "los, przepraszam, Los", oczy i klata, która są wyżej i jednoręczny miecz z ogromną rękojeścią. Tylko tak dalej! Będę czekać na kolejne odcinki :)
Jedna z kwikaśniejszych analiz! Powaliła mnie wizja seksów i oporządzania zwierzyny w głównej (?) sali. To już przeciętna melina pewnie wygląda lepiej... Może miało to pokazać mhrokk i zepsucie Mistrzów?
Severo to dla mnie crossover Snape'a (imię plus włosy) z latynoskim bohaterem telenoweli.
No i dlaczego natrafiam na kolejne uniwersum, w którym ofkors jest jakaś forma patriarchatu, a kobiety są traktowane przedmiotowo? Po prostu smuci mnie czytanie o czymś, czego i tak jest i było wystarczająco dużo w naszym świecie. Pewnie,są autorzy przedstawiający równouprawnione kultury, ale wielu (tak jak tutaj) wciska motyw dyskryminacji kobiet nawet nie dlatego, że uważają taki element kultury za szkodliwy. Po prostu nie mają innego pomysłu.
Vaherem na pokładzie! Jaka miła niespodzianka! Tworzycie z Kurą zgrany duet - konkretne uwagi, akapty z rozkminami (ten o patorszeniu dzika i ten o obecności kobiet w Związku szczegónie mi się podobały) i komentowanie fabuły z dwóch różnych perspektyw (kogoś po lekturze i kogoś dopiero w trakcie) zawsze na propsie.
"W każdym razie chodziło o usunięcie. Raz usunie ciążę, raz niewygodnego świadka, a innym razem ząb."
Babatunde może pojawia się rzadko, ale jak już się odezwie!... :D
Miej pełen skarbiec kiszącego się złota. Nie wydaj ani grosza na remont. Ale miej marmurowy stół. Używaj go do patroszenia zwierzyny.
Ja się nie znam, ale wyciąganie flaków ze zwierzęcego trupa takich rozmiarów brzmi jak coś, co śmierdzi. Rozumiem, że zblazowanym mistrzom widok patroszenia nic nie robi, ale smród z reguły ludziom przeszkadza.
Zdrobnienie "Sevcio" sprawia, że wizualizuję sobie Mistrza Walk jak potterowskiego Snape - bladego, z tłustymi włosami, haczykowatym nosem, tylko w tej wersji napakowanego jak tru lofy z okładek harlekinów. W ogóle dla własnej wygody wyobrażam sobie tych całych mistrzów jako przpasowane im zwierzątka, np. Tarlena jako Prosiaczka, Womara jako Mauiego w rekiniej wersji, Gavina jako Misia Uszatka. Mniej się dzięki temu gubię.
W sumie już po zwierzakach można było obstawiać, którzy będą "nasi": wiadomo, że jak ktoś ma za znak jaszczurkę, srokę (skarbnik! Wiadomo, że pozycja skarbnika jest dla wymoczkowatych gnid), rekina czy dzika, to będzie menda. Lew, wąż (węże są kul i mroczne, bywa, że pod emo-kul podpadają też skorpiony, ale nie tym razem), łabędź, niedźwiedź, kot - wyczuwam szlachetną paczkę.
Żałuję, że autorki nie dołączyły znaku Hybrydy Związku, którą próbuję sobie zwizualizować: oczy sowy, nogi rumaka, uszy misia, dziób sroki, łapki jaszczurki, szyja łabędzia, grzywa, dzicze kły, język węża, kocie wąsy, ogon skorpiona i ciało rekina, konieczne z płetwą. Mam to. Chimera się chowa.
Nie ukrywam, że najbardziej będą interesować mnie soczyste porażki w tworzeniu śwata przedstawionego, zwłaszcza tego całego związku. Rozwala mnie, że dla BFF Sevcia priorytetem jest skołowanie mu dzewczyny. Czy wycięto, jak rozmawiają o czymkolwiek innym? Bo to wygląda na razie tak, że wielcy Mistrzowie Starego Porządku, zamiast rozmawiać o rozsypującej się organizacji, szkoleniu, wyróżniających się kandydatach, układach politycznych, misjach i znikającej za ich wypełnianie forsie, ekscytują się sparowaniem kumpla i nowej dupy na kwadracie, stary, totalnie w twoim typie, założę się, że nie wytrzymasz i przelecisz ją jeszcze w weekend!
Nie ukrywam, że bardzo mnie ciekawi motyw przybycia Arienne do tej speluny. Ten poza "to Przeznaczenie!". Rozumiem, że dziewczyna chroni się przed jakimś niebezpieczeństwem - tymczasem nie dość, że R. jest wewnątrz mocno nieprzyjazne, to i z zewnątrz wydaje się niezdolne do zapewnienia opieki. Jezioro przepłynąć może każdy, a wejścia pilnuje, kurde ODŹWIERNY (widzę tu totalnie pana Miecia pilnującego drzwi do szkoły, który na dźwięk dzwonka otwiera każdemu, nawet nie wychylając głowy z kantorka). Cała ta twierdza się sypie, więc nie brakuje pewnie luk, które można sprytnie wykorzystać do prześlizgnięcia się. A tam prześlizgnięcia się, wystarczy przyjechać pod pretekstem wzięcia udziału w comiesięcznym egzaminie. Z opisów Twierdza wydaje się strasznie pustawa - niby jest powiedziane, że tam ponad dwa tysiące ludu, ale w ogóle tego nie czuć (widać czekają grzecznie w szafie w pudełku na rekwizyty, podpisanym jako Widownia Do Publicznego Gwałtu). Z forumowych fragmentów wynika, że strażnicy są bardziej zajęci sekszeniem się po kątach i ściągniem portek w biegu, niż pilnowaniem, i wszystko wskazuje na to, że jakby co, to nikt nie kiwnie w obronie Arienne. Wystarczy, że ktoś przyjedzie na comiesięczny egzamin, kicnie w odpowiednim momencie na bok i wpakuje dziewczynie nóż w gardło, kiedy ta będzie zajęta czyszczeniem wychodków. I nikt nawet nie mrugnie, bo to bezcytata siksa była.
[2/2] W ogóle nie rozumiem, po co ktokolwek zgłasza się do Twierdzy (i to tylu jest chętnych, że egzaminy odbywają się co miesiąc). Ile można jechać na dobrej renomie sprzed lat (wielu, skoro nawet budynek się sypie)? Poprzeczka na egzaminach jest ustawiona niedorzecznie wysoko, a za oblanie najwyraźniej dostaje się w ryj. Szefostwo ma wszystko gdzieś, trening jest jak na razie idiotyczny i nijak nie widzę pola do rozwoju dla kogoś naprawdę utalentowanego, warunki życia paskudne (ciekawe, jak wyglądają kwatery dla mężczyzn niskiej rangi, skoro panie startujące do Mistrzów nie mogą spać w nocy z zimna). Może jak w PLiO, jak coś przeskrobiesz, to zawsze możesz się wywinąć i zgłosić do służby na Mur?
[BTW, to mi nasuwa na myśl grę "Darkest Dungeon", w której fabuła jest bardzo starannie ukryta, a i tak gracz nie ma żadnych wątpliwości co do wiarygodnych motywów kolejnych nieszczęśników z własnej woli ściągających do tego piekła na ziemi. Można? Można.]
Kwestie finansowe: panie marzną po pokojach i traktowane są jak przedmioty, które muszą sobie skołować stałego kochanka albo nie mają żadnych praw, dostają jedzenie, ale nie własne pieniądze. A mimo to mają takie luksusy, jak złote lusterka, kosmetyki i perfumy, i to najwyraźniej w takiej ilości, że mogą podzielić się z nową koleżanką bez większego żalu. Skąd te cuda? Od głównego żywiciela Sevcia, do którego żadna ze strachu nie startuje? Od Sroki zarządzającego forsą, którego żadna nie wspomina przy wymienianiu kochanków? Od Mistrzów, którzy od lat najwyraźniej nie mają zleceń? Od Mistrzów, którzy mają zlecenia, ale najwyraźniej marnie opłacane, bo tylko Sevcio za robotę dostaje "góry złota"?
"Czy oni poszaleli?! Przyjmować do Związku samych słabeuszy?! Gdzie się podziali prawdziwi mężowie, rycerze, wojownicy, paladyni?!"
♫ Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, orły sokoły herosy! ♪
W ogóle, okropne są te dialogi, gdzie autorki silą się na pseudośredniowieczny styl. "Nie uczono cię w twym klasztorze odpowiedniej dykcji, by czynić modły przed rzeszą wiernych?!" i temu podobne. Oczy same się wywracają.
"Wizualizuję sobie Severa, jak pochyla się do kiecy pannicy z tym sztyletem i okrąża ją szybkim truchcikiem, odcinając pas tkaniny dookoła."
Chomiku <3
W ogóle kwestia strojów to kuriozum. Rozumiem fantasy typu Fapaja, gdzie ubiera się wojowniczki w skórzane miniówki po to, żeby gimnazjalny czytelnik się poślinił. Rozumiem, że można było sobie umyślić, że w seksistowskim R. panie chodzą na co dzień i uczty w skąpych strojach, bo ich głównym zajęciem jest robienie za ozdoby i seksualne zabawki. Ale nie można im odpuścić chociażby na czas treningów i dać im normalne spodnie (albo nie wiem, mieć na składzie średniowieczne odpowiedniki spódniczek sportowych, takich, jak noszą tenisistki, skoro baba w spodniach to wielkie NOPE), podczas których będą się pocić, brudzić i sprzątać wychodki?? I to pisały kobiety?
"Jest ranek, a oni znajdują się na dziedzińcu. Faktycznie, bez pochodni ani rusz." - Może to jest taki zimowy poranek, gdzie człowiek wstaje do roboty, a za oknami jeszcze ciemno.
"[Jasne, okazuj pogardę facetowi, od którego zależy teraz twój los, przepraszam, Los.] (...) Z którego zrobiłaś sobie wroga wyłącznie dzięki chęci popisania się." - Nie widzę powodu, by czepiać się akcji na egzaminie - widzę tu okoliczności łagodzące podobne do tych przy scenie, gdy Arianne chce się popisać/pomóc kolegom podczas testu z bronią. Nastolatka, zestresowana nową, paskudną sytuacją, na dzień dobry spotyka buca, który ewidentnie próbuje ją uwalić, "bo tak/wróć, jak ci urosną cycki" - chęć odgryzienia się na koniec (zwłaszcza z przeczuciem, że sprawa i tak jest stracona) jest prawdopodobna psychologicznie, no i zaryzykowanie wykręcenia numeru z nadzieją, że zrobi wrażenie to zawsze lepsza strategia, niż stanąć i przyznać, że zadanie jest niewykonalne.
Ufff. Dobra, smakowita analiza, czekam na wincyj.
Z wyrazami szacunku
Kazik
"Po prostu smuci mnie czytanie o czymś, czego i tak jest i było wystarczająco dużo w naszym świecie."
Autorki brawurowo odwzorowały realia średniowiecza. Wtedy nie było uprawnienia, a kobiety nie miały wyjścia i musiały zadowalać mężczyzn. Nie rozumiem w czym macie problem.
Jestem zażenowana poziomem tego czegoś. Może same coś napiszcie? Pani Monika i Sylwia udowadniają, że Polska Literatura może być na światowym poziomie. Powinniśmy całować je za to po stopach, a nie krytykować. Nie każdy debiut musi być idealny. Na szczęście autorki nie przejmują się takimi hejterami jak wy <3333
Autorki brawurowo odwzorowały realia średniowiecza
Eeee....może najpierw poczytaj o tych realiach? Brawurowo? Brawurowo to Indiana Jones działał.Tu pasuje raczej słowo:"żałośnie".
Polska Literatura może być na światowym poziomie...
Ten hm..światowy poziom to"50 twarzy Greya"?
Chomik
Uwielbiam, kiedy analizujecie wydane książki. Z jednej strony jest to prześmieszne, a z drugiej dołujące. Ktoś coś takiego wydaje... (i czyta!). A przecież wystarczyłoby trochę pomyśleć nad fabułą, a czasami trochę poczytać o zasadach pisania w języku polskim. (mam tu na myśli "wyszeptuję".) Mimo wszystko to i tak wydaje się być lepsze nić "Achaja", która mnie po prostu załamała.
Patrząc na zamiłowanie autorek do wielkich liter i fakt że anonim broniący książki, też ich z pasją używa to może i wielka aŁtorka nas zaszczyciła ��
"Światowy poziom" trochę mnie rozbroił, ale całowanie stóp z jednego z powyższych komentarzy rozłożyło mnie już na łopatki.
Analizatorom gratuluję przebrnięcia przez tą cegłę i dziękuję za merytoryczne komentarze - tylko dzięki temu da się przejść przez bzdurny materiał źródłowy.
Kapitan
O ile ktoś się już nie domyślił, widzieliśmy tak pokrętną, niezdecydowaną narracje też w innych opkach/analizach/pewnie nawet wydrukowanych książkach. O ile czasem to jest na pewno zamierzone, to tak dziwny przeskok między narracją pierwszo a trzecioosobową to zapewne efekt "sesjowania" dwóch autorek. Ot, pisania fragment po fragmencie, granie poszczególnymi postaciami, odpisywanie sobie, takie wannabe-mini-rpg na papierze.
Kiedyś się grywało na tekstowych tzw. vallheru/vallherynkach i tak sie właśnie sesjowało, a że każdy pisze po swojemu, to i widać narracja inna (nawet ekstremalnie no bo 800 stron personal porno to za dużo na edycje narracji), i powtarzalne info, dialogo-monologi i nieustalony świat naginany do często wręcz epizodycznych zdarzeń.
Może tak nie było, ale sama się kiedyś tak bawiłam z różnymi ludźmi i pachnie mi tym już na pierwszy rzut oka.
/Ginka
PS. Tak powinny włożyć w to jednak więcej wysiłku i ogarnięcia, bo to naprawdę nie jest książkowa forma. Podobnie pachnie 50 twarzy greya - aż jedzie fanficem którym przecież autentycznie był.
Napisać dla własnej przyjemności to jedno, dla tłumów potrzeba nieco innego podejścia do redakcji. Mogły zapewne skrócić to do 600 stron, ale ogarnąć świat lepiej niż jak oczywiście zauważacie - rzucanie nazwami tu i tam.
Cały ten zakon to dla mnie jak slash Nights Watch (gdzie też zoatali przyjmowani mordercy, gdzie niegdyś to bywali i rycerze, itp. A teraz gwałciciele, kradzieje i mordercy i wieczny brak pieniędzy) a naszych czarnych sutan :P
/Ginka
Gra o Tron też odwzorowuje średniowiecze, a jednak bliżej tam do ciekawych postaci kobiecych które walczą.
Poza tym kudźwa - piszemy fantasy i nawet tam ciśniemy autoseksistowskie motywy? Po co? Co ja mam lubić jako kobieta w głów ej gówniarze z którą nie idzie się uosabniać z takim beznadziejnym podejściem do innych ludzi?
Czemu dwie kobiety piszą fantasy i lubują się w poniżaniu i plwaniu na własną płeć?
/Ginka
Hear hear.
Skoro mamy fantasy, to kiedy dostanę fantasy z fantasy motywem matriarchau albo, broń borze szumiący, autentycznym równouprawnieniem? Oryginalnością? Czy fantasy bez seksizmu będzie nudne i nie do pojęcia?
Jak chcą to niech piszą swoje personal porno gothic fantasy, ale nie ma co się tutaj oszukiwać w jakimś niby przesłaniu...
/Ginka
Malwa P- zgadzam się. Też nie znoszę autoseksizmu. A w PLIO to IMHO nie tylko patriarchalne kultury są (Dorne, Naath). Anonim: a w tym mam problem, że wtórne to, źle odwzorowane i aż za dobrze znane.
Oh na jaja Kaptura niby klasyczne ksiopko a jednak wypaliło mi resztki mózgu. Ten okropny seksizm ;_;
Malazańska Piechota Morska
Anonimowy: "Autorki brawurowo odwzorowały realia średniowiecza."
Tak, tego średniowiecza z obcisłymi, rozciętymi do uda sukniami, dekoltami do pępka, koszulami z koronką i seksownymi gorsetami (średniowieczny gorset to nie była bielizna, tylko luźny kaftanik wkładany na wierzch sukni i nosiły go np. handlarki, a nie damy).
"Wtedy nie było uprawnienia"
Jakiego uprawnienia? Do czego?
"a kobiety nie miały wyjścia i musiały zadowalać mężczyzn."
Bzdura. Kobiety w średniowieczu mogły wykonywać mnóstwo prac: według paryskich dokumentów z XIII wieku mieszkanki tego miasta należały do gildii reprezentujących prawie sto różnych zawodów. Bywały balwierkami, aptekarkami, krawcowymi, piekarkami i handlarkami, wykonywały też zawody, które dopiero później zarezerwowano tylko dla mężczyzn, parały się nawet murarką, stolarką, szkutnictwem, browarnictwem czy kowalstwem (tutaj to najczęściej wdowa dziedziczyła warsztat po mężu, ale nie zawsze), no i oczywiście, jeśli nie chciały wychodzić za mąż, zawsze mogły wybrać życie duchowne. Przeczytajcie dowolną książkę o życiu codziennym w średniowieczu, a zobaczycie, że kobiety miały wtedy znacznie więcej zajęć do wyboru niż tylko stroić się w seksowne ciuszki i mizdrzyć do wiecznie pijanych oblechów, mając nadzieję, że któryś zwróci na nie uwagę.
Joanna D'Arc raczej nie zadowalała mężczyzn,ehem ehem..
Pewne w gimnazjum nie uczą o Eleonorze Akwitańskiej? Albo o wykształconych mniszkach?Nie,no ja rozumiem, blondie w gorseciku bardziej kręci.
Chomik
Pani Monika i Sylwia udowadniają, że Polska Literatura może być na światowym poziomie. Powinniśmy całować je za to po stopach, a nie krytykować.
Po odeśmianiu sobie dupy, uspokajam się i na spokojnie próbuję ogarnąć, ale ni wuja nie umiem - za co ktokolwiek miałby owe Wybitne Pisarki wielbić? Literaturę (i tę prawdziwą, i tę pseudo-) może tworzyć absolutnie każdy, i co z tego? To jakieś niezwykłe osiągnięcie? Myślałby kto, że właśnie wynalazły skuteczny lek na raka czy coś...
"Autorki brawurowo odwzorowały realia średniowiecza"
Z naciskiem na: brawurowo. :D
Do listy Kobiet, O Których Wypada Poczytać, Nim Się Zacznie Bredzić dopisuję Eleonorę Akwitańską, Christine de Pisan i Joaśkę d'Arc, a z naszego terenu Świętosławę i Jadwigę Andegaweńską. Popatrzcie na nie i powtórzcie, że w średniowieczu kobiety były tylko seks-zabawkami.
Drugi komć, ten o całowaniu stóp za nieidealny debiut, umarł mnie nawet bardziej.
Sama analiza rzeczowa, sensowna i cholernie nudna. Chciałabym dostawać takie komentarze, ale na NAKWę zaglądam jednak dla rozrywki. :P
Hasz
Przybywam tutaj dla takich komentarzy i ciekawych źródeł.
Jak chcecie światowy poziom to dla rześkości sprawdzcie sobie nagrody dla najbardziej kijowych scen erotycznych w opublikowanych i nagradzanych książkach znanych autorów. Idzie się zakwikać.
Światowa literatura też zawiera sporo bajzlu, więc tak w sumie... pisać każdy może, trochę lepiej, trochę serduszka serduszka serduszka serduszka!
Właśnie: komentatorki od Joanny d'Arc i Eleonory Akwitańskiej o czymś mi przypomniały. Przecież w średniowieczu kobiety walczyły też po prostu w bitwach. Wojowniczki "shieldmaidens" to wcale nie jest wymysł serialu "Wikingowie". Wspominają o nich sagi, Saxo Gramatyk w "Gesta Danorum" wymienia z imienia aż siedem kobiet, które dowodziły okrętami (Rusila, Stikla, Sela, Alvid, Wigbiorg, Hetha i Wisna), w kobiecych grobach archeolodzy często znajdują broń i ozdoby w kształcie młota Thora. Jan Skylitzes pisze, że podczas wojen bizantyjsko-ruskich znajdowano wśród poległych uzbrojone kobiety. Ethelfleda, córka Alfreda Wielkiego, była ponoć najlepszym ówczesnym strategiem w Brytanii, odparła atak wikingów i zmusiła Walię do płacenia trybutu. Olga, wielka księżna Kijowa, odrzuciła propozycję małżeństwa ze strony Drewlan, którzy zabili jej męża, a potem z zemsty zdobyła i spaliła ich główny gród. Można by tak wymieniać do jutra.
Zmienię trochę temat: różne odcienie czerni to: czerń skórzana, czerń lateksowa, czerń dżinsów, czerń spranych dżinsów, czerń płaszcza Neo, czerń japońskich włosów, czerń rajstop (taka prześwitująca), różne odcienie sprania i wiele innych :D Lubię czarne ciuchy, więc mam trochę inne podejście do tego tematu.
Buziaki, Ankh :*
W końcu obie kobiety docierają do celu i stają przed niewielkimi, żelaznymi drzwiami, które otwierają się w momencie, gdy tylko do nich podchodzą. Dwóch odzianych w czerń żołnierzy z wyhaftowanym symbolem jakiegoś zwierzęcia na plecach wychodzi ze znajdującego się za nimi pomieszczenia...
Jeżu, jak mnie ostatnio wnerwia takie nabijanie wordcountu. Wystarczyłoby "(drzwi), które natychmiast/od razu się otwierają", albo nawet i bez tego, bo jeśli autor nie zaznaczy, że musiały z nudów grać w kółko i krzyżyk węglem na murze, to sekwencja wygląda tak: docierają na miejsce-zatrzymują się-sezamie otwórz się.
No i to pomieszczenie. Nie, kużwa, otworzyły się drzwi na trzecim piętrze, a kolesie wyszli z piwnicy. Grrrrr.
Anonim z 16:12- zgadzam się w całej rozciągłości. Zresztą, co do tych zawodów, to nie tylko w Paryżu kobiety mogły należeć do gildii, w Szkocji równieź. No a u Wikingów to też zupełnie pełnoprawnie parały się handlem czy medycyną.
I przede wszystkim, średniowieczna mentalność. Według oficjalnego światopoglądu (mówię o Europie chrześcijańskiej) trzymanie nałożnic było evil, bo seks to ino do robienia dzieci. No i nie słyszałam o zbiorowych średniowiecznych układach, w których kilkadziesiąt kobiet mieszka razem z grupą facetów jako nałożnice. Nałożnice to już były dla elity elit i często ukrywano, że nimi są (w sumie czasem dwórki pełniły taką rolę), inaczej się zaczęło robić bodajże w XV wieku(oficjalne metresy). W średniowiecznym świecie taka grupa facetów ze zamku to raczej albo odwiedzanie burdeli, albo gwałty na ludności okolicznej. Więc to też guzik, a nie odwzorowanie realiów.
Książka obleśna, mnóstwo męczącej gadaniny o cyckach i że Severo powinien kogoś przelecieć. Ten cały Severo kogoś mi bardzo mocno przypomina, mianowicie gościa z Trylogii Czarnego Maga Trudi Cadavan. No i Snape'a trochę też ^^
Ale przede wszystkim to jest strasznie nudne. Drewniany styl, brak bardziej wyszukanego słownictwa i wszystko takie suche i beznamiętne. Czytelnik zupełnie nie czuje się wciągnięty w akcję. Po prostu, nudy na pudy.
A sama analiza świetna, mniej zabawna niż zazwyczaj, ale za to bardzo rzeczowa. Te aŁtorki powinny były się do Was zgłosić wcześniej po korektę ; )
Karmena: "Te aŁtorki powinny były się do Was zgłosić wcześniej po korektę"
Raczej po redakcję (chociaż może po korektę też ;). Korektor jest od przecinków i od tego, przez jakie "ó" pisze się "półka", a od poprawiania takich błędów z wiedzy ogólnej jak "zielone źrenice" jest właśnie redaktor. Również do niego/niej należy wycinanie niepotrzebnego wodolejstwa w stylu: "Wszedł na górę na drugie piętro i otworzył drzwi kluczem".
"– Pomyśl, że taki Los – wskazuje ruchem głowy na gnijące zwłoki wisielców – spotyka tylko tych, którzy popełnili zbyt wiele przestępstw. Taka kara dotyka złoczyńców, a nie dobrych ludzi."
Czyli - każdy z tych "przestępców, gwałcicieli i morderców" jest dobrym człowiekiem, jeśli tylko nie przekroczył jeszcze ustawowego limitu gwałtów i mordów.
Co do kwestii seksizmu, autoseksizmu i obleśnej wersji patriarchatu w tej książce, nie wiem czy ktoś widział na FP autorek, że hasło reklamowe to "Ta książka to prezent od kobiet dla kobiet".
Dziękuję za takie prezenty. Wolałabym goovno w papierku...
"Po prostu smuci mnie czytanie o czymś, czego i tak jest i było wystarczająco dużo w naszym świecie."
Autorki brawurowo odwzorowały realia średniowiecza. Wtedy nie było uprawnienia, a kobiety nie miały wyjścia i musiały zadowalać mężczyzn. Nie rozumiem w czym macie problem.
Nieprawda, w średniowieczu to kobiety akurat mogły nawet kierować obroną zamku, albo rządzić państwem (wide: Jadwiga), dopiero w renesansie postanowiono cofnąć się do "światłych" obyczajów antycznej Grecji, w której kobietę w pewnym okresie uważano za isotę niższą od drzew i kamieni, a uczonymi niewiastami mogły być tylko hetery, czyli coś w rodzaju elokwentnych prostytutek.
Co zaś do opka... to jest Snape. Nikt mi nie wmówi, że to nie jest fanfikowy Snape. I oczywiście bochaterka jest niska, ma migdałowate oczy i porcelanową cerę. I chodzą tam w czarnych obcisłych sukniach.
Woooldziooo! Chyba znalazłam twoją kolejną córkę!
eksterytorialnysyndrombobra
Anonimowy: hasło reklamowe to "Ta książka to prezent od kobiet dla kobiet".
Co to za prezent, za który trzeba płacić ;)
Czerń ma odcienie. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak irytujące jest, gdy spodnie są delikatnie brązowe, a koszula delikatnie zielona. Niby czarne, ale jednak do siebie nie pasują. Ugh.
>Nie żebyśmy na tym etapie wiedzieli, jak taki Znak Związku wygląda.
Na tym etapie nawet nie wiemy czego związkiem jest Związek.
No jak to czego? Republik swobodnych!
Wyobraziłam sobie kafle malowane udatnie w gustowne sierpy i młoty przetykane czerwonymi gwiazdami.
>Wciąga na nagie pośladki podane mu skórzane spodnie,
Tak zaraz po kąpieli? Auć, już widzę te odparzenia.
Dziękuję za analizę, jak zawsze przednia. Ksiopko durne upiornie, ale przynajmniej nie szarga "Kamieni na szaniec" (ani innego kanonu).
"Tak tylko jeszcze dodam, że komuś doświadczonemu wypatroszenie odyńca powinno zabrać nie więcej niż dziesięć minut. Mistrz łowiectwa, ehe."
Mam wrażenie, że autoki pod terminem "patroszenie" rozumieją kompletną rozbiórkę tuszy. A ta w sumie potrafi trochę czasu zająć...
"Co takiego mogą więc zlecać Mistrzowi Łowiectwa?"
Ja bym to widziała tak, że albo miszcz zajmuje się organizowaniem wielkich polowań dla wielmożów (imprezka dla bogaczy ;) ), albo zleca mu się łowy na zwierzynę mniej standardową (jakieś potwory? Smoki?). TO by miało sens. Ale przy takim stężeniu truloffu nie ma miejsca na sens.
Oraz nie mogę się zgodzić, że źrenica jest ZAWSZE czarna - jako posiadaczka dwóch zwierząt z czerwonymi źrenicami.;)
W ogóle mam problem z tym, po cholerę w tej organizacji kobiety w takiej formie. No bo helloł, skoro one w niczym mężczyznom nie dorównują, to po kiego grzyba oni je tam trzymają i marnują czas na szkolenie? Jeśli miałby by być li tylko wkładkami dołóżkowymi, to wystarczyłby, nie wiem, jakiś konkurs piękności dla kandydatek na Milady i burdel dla reszty męskiego garnizonu. Jeśli to desperatki liczące na to, że urodą zapewnią sobie lepszy los, to śmiem twierdzić, że jest wiele łatwiejszych sposobów na złapanie sobie dobrej partii, zwłaszcza dla bystrej i pięknej dziewczyny, niż szukanie sponsora w gnieździe gwałcicieli i morderców. A jeśli naprawdę chcą się czegoś nauczyć i "zodbyć zawód", to po co marnują czas na uwodzenie, wyzywające stroje itp.? Przecież wtedy się lepiej nie wychylać i nie wyróżniać, żeby niechciane awanse nie przeszkadzały w robieniu swojego.
"Znaczy, dziewczę wygląda jakoś tak?"
Pewnie autorki miały na myśli raczej gwiazdy fitnes z instagrama. :D
W ogóle to urocze, że kobiety, których głównym celem jest najwyraźniej zagrzanie bardziej stałego miejsca w odpowiednim łóżku, wytykają jednej z koleżanek puszczanie się.
Scena, w którym Severo pręży się i eksponuje mięśnie przed kolegą sprawia, że teoria Kury o Yaoilandzie wydaje się bardzo atrakcyjna i prawdopodobna :D
"Dlaczego, na litość wszystkich miejscowych bogów, to jemu powierzono zadanie usunięcia ciąży księżniczki?"
Hm, może to było usunięcie ciąży razem z księżniczką?
Analiza piękna, czekam na kolejną część :)
to co właściwie oznacza „księżniczka krwi”? Używa się w ogóle takiego określenia? I czym się różni saltimarska księżniczka krwi od takiej normalnej, „bezkrwistej”? Mnie się to nazewnictwo kojarzy z klaczą pełnej krwi…
Książęta krwi są potomkami monarchy (niekoniecznie obecnie panującego), innymi słowy: płynie w nich królewska/cesarska krew. Z czego oczywiście, zależnie od settingu, płyną określone przywileje, włącznie z prawem do tronu (np. jako dwieście czternasta osoba w kolejce).
"Książę" zaś jest to tytuł wybitnie generyczny, oznaczający w ogólności osobę o szczególnie wysokiej pozycji w państwie feudalnym lub nowożytnej monarchii, w szczególności zaś (zależnie od settingu) krewnego monarchy, władcę suwerennego lub quasisuwerennego państwa, dziedzicznego zarządcę prowincji, arystokratę wysokiej rangi itepe itede.
Prezent dla kobiet. Przegadane romansidło z bohaterką, z którą nie da się utożsamiać i z sztampowym, mhrocznym lowelasem. I gwałty.
Nie, dziękuję za taki prezent.
Ilza
Po co się tak spinacze skoro to tylko fikcja? Jak tak lubicie realizm to nie czytajcie fantastyki ��
Mój najulubieńszy argument ever XD
Fantastyka rządzi się swoimi prawami, ale to nie oznacza, że nie obowiązuje jej prawdopodobieństwo psychologiczne i ogólna spójność świata. A poza tym "Klątwa..." jest zwyczajnie zła warsztatowo i byłaby taka niezależnie od gatunku.
Dziękuję za fajną merytoryczną odpowiedź ;)
Przyznam szczerze, że zawsze kojarzyłam pojęcie "księżniczka" tylko z pierwszą definicją, bo z takim znaczeniem spotykałam się w literaturze. Człowiek całe życie się uczy...
Nie przebrnęłam przez wszystkie komentarze, ale... Czy ktoś wspominał o tym, że puginał zdecydowanie nie nadaje się do rzucania nim w cokolwiek? Jasne, istnieją noże, toporki do rzucania, ale są one specjalnie obciążane, tak żeby trafiać ostrzem, a nie rękojeścią. Nawet gdyby nasza hirołina dorzuciła do tego łba, to prawdopodobnie sztylet odbiłby się i brzdęknął na podłogę ;)
A wiecie, ja nie widzę tam Snape'a, tylko Richarda Armitage'a w roli Guya z Gisborne w tym radośnie niedobrym Robin Hoodzie sprzed bodaj dziesięciu lat. Była tam jedna scena, gdzie mierzył (chyba?) naramienniki mając na sobie li i jedynie skórzane spodnie (because fuck logic, that's why). Marion na ten widok dosłownie zamurowało, widać było pustostan w oczach, bo krew odpłynęła na południe, i brakowało tylko, żeby zaczęła się ślinić :D
...niezależnie od kontekstu serialu, podobała mi się ta scena, bo postacie typu Marion rzadko obdarza się taką czerstwą i rumianą seksualnością, oderwaną od wzniosłych uczuć i Wielkiej Myłości. Also, Richard Armitage in eyeliner & leather pants ;)
A na poważnie, to jakby nie kręcić, dupa zawsze z tyłu and internalised misogyny is A Thing. Należę do osób, które uważają, że każdy ma prawo do własnych faptazji i niemal wszystkie są okay. Wypada jednak czasem na trzeźwo je sobie przeanalizować i mieć chociaż blade pojęcie, skąd się wzięły.
Osobiście jestem za starą feministką, żeby marzyć o tym, że jestem Not Like Other Girls (bo podnoszenie własnej wartości kosztem gnojenia innych kobiet to młyn na wodę patriarchatu ;) ) - ale za młodu się zdarzało. No i luz, przyjrzałam się temu, wyszło mi, że to kombinacja niskiej samooceny, wzorców kulturowych itede itepe, ale w fapaniu mi to nie przeszkadzało (pardon the TMI). A potem po prostu z tego wyrosłam.
Problem pojawia się w tym, kiedy takie rzeczy sprzedaje się jako wielkie romanse i, w najgorszym wypadku, wzory do naśladowania. Na tym przecież polegał problem z Greyem - gdyby twierdzić, że to tylko fap material o przystojnym milionerze i jego kolekcji zabawek, spoko (nadal byłaby to fatalnie napisana książka, ale spoko). Problem pojawił się w momencie, w którym próbowano zrobić z tego coś więcej, przedstawiając pastwiącego się manipulatora jako księcia z bajki (przy okazji w obrzydliwy sposób uciszając ofiary przemocy domowej, które próbowały protestować przeciw normalizacji jego zachowań).
Tak więc ten. Jeśli kogoś kręci quasi-średniowieczny brutal, proszę bardzo. Ale niech mi nikt nie próbuje wmawiać, że to postać pozytywna, i że odmieni się po tym, jak pozna dziewiczą synogarliczkę, bo mam wtedy problem decyzyjny z cyklu: "rzyg czy wkurw"?
Also. "Brawurowy"? You keep using that word, I do not think it means what you think it means.
Po co się tak spinacze skoro to tylko fikcja? Jak tak lubicie realizm to nie czytajcie fantastyki ��
Mam teraz wizję Armady jako grupki microsoftowych Spinaczy. Każdy w kolorze swoich komentarzy i skaczą sobie wokół tekstu, mrugając animowanymi oczkami.
– Może jednak zawrócimy? – wyszeptuję z przestrachem,
SZEPCZĘ. Dokonane formy czasownika nie mają czasu teraźniejszego.
Ale jeśli wyszeptuję od wyszeptywać to wtedy jednakże forma poprawna.
https://sjp.pwn.pl/slowniki/wyszeptywać.html
to jest tylko fikcja literacka, nie bierzcie tego na poważnie.
Rany kolejny taki. No aż dostajemy tutaj hiperwentylacji z brania tego na serio.
Książki, pisanie, czytanie, world building to pasja wielu obecnych tu osób - nie umrą od komentarza i oburzenia. Po prostu lubimy sie wyrażać o tym, a nawet frustrować i uderzać otwartą dłonią w czoło.
To hobby. Uwielbiam świetną literaturę. Literatura kiepska i początkująca bawi mnie, rozśmiesza i uczy. Sama też jestem winna koślawego pisania i zainteresowań z których człowiek wyrósł.
Uwielbiam kiepskie książki/filmy/opowiadania. Niecierpię zapatrzonych w siebie twórców bez dystansu.
Fikcja fikcją, fantastyka fantastyką, ALE... jak napisał wielki Terry Pratchett:
"Fantasy udaje się najlepiej, jeśli traktujemy ją poważnie (może też być wtedy o wiele zabawniejsza, ale to już inna historia). A poważne traktowanie oznacza, że muszą istnieć reguły. Jeśli wszystko może się zdarzyć, nie ma żadnego napięcia. Wolno wam sprawić, by świnie latały, ale musicie wziąć pod uwagę zagrożenie miejscowej populacji ptaków oraz konieczność, by w rejonach gęstych lotów ludzie przez cały czas nosili solidne parasole."
Borze nieeeeeeeeee, tylko nie Richard Armitage, nie chcę mieć tej wizji...
Ja ponarzekam na styl narracje. Czytanie jej w czasie teraźniejszym jest męczące. Czasowniki dokonane w tym ujęciu brzmią pokracznie. Same ałtoreczki - jak dla mnie powinny zostać wysłane na przymusowe warsztaty z empatii.
Nie ma chyba bardziej meczacego zabiegu od zmian POV. Takie opka jak te przypominaja mi, czemu z czytania wylacznie fantasy przeszlam na czytanie wszystkiego poza fantasy. Ta akceptacja patriarchatu jako domyślnego i jedynego możliwego stanu świata jest tak szalenie nudna...
GNU Terry Pratchett 😟
do Anonimowego z 21 października 2017 16:46:
napisałaś interesującą opinię, ale muszę przyznać, że częste wtrącanie angielskich słów i zwrotów utrudnia czytanie. Czy dałabyś radę w przyszłości napisać całość w języku ojczystym?
Wygląda na to, że w szeregach obrońców dziełka dokonało się jakieś przegrupowanie. Frakcja od "brawurowo odwzorowanych realiów średniowiecza" zamilkła, do głosu doszła frakcja mało wymagających ("to tylko fantastyka, to nie musi mieć sensu").
Nawiasem mówiąc, mistrz Tolkien byłby chyba urażony takim podejściem do fantastyki. Sam wprawdzie stworzył świat, w którym obok siebie żyli hobbici z zegarkami i średniowieczni rycerze, ale mimo wszystko jakieś standardy miał i nie kazał Aragornowi odcinać Eowinie kiecki jednym ruchem na wysokości kolan.
Ja jestem zażenowana, że ktoś wydał książkę wspomnianych pań. A analiza to nie hejt, to krytyka. Wydając książkę trzeba się liczyć z tym, że ktoś może wytknąć nam błędy.
Bawi mnie trochę, że kilka komentarzy wyżej ktoś wskazał Wiedźmina jako odtrutkę na seksizm.
Ciri - pierdołowate dziecko z zaburzeniami emocjonalnymi w stylu 'nikt mnie nie rozumie', średniowieczna emo dziewuszka.
Yennefer - straszna sucz wyżywająca się na dziecku, bo nie umie mu okazać tego, co realnie czuje (gdyby miała garsonkę byłaby Ewą Jedwabińską), jej najwyższym i nadrzędnym celem jest posiadanie dziecka.
Triss - 'ja tu będę stała i dam się wydupczyć w nadziei, że kiedyś przestaniesz sobie w łóżku wyobrażać kogoś innego'
Filippa - Karyna z Aretuzy, dajcie jej karnet na solarium a nie wyróżni się niczym z grupki fanek Sexmasterki.
Ale stereotypów to Pan Sapkowski nie stosował wcale a wcale, a ksiunżka jest mondra i fokle.
Rany, ale to wszystko jest bez sensu. Różne oklepane scenki i motywy posklejane ze sobą bez ładu i składu, że już o minimum logiki nie wspomnę.
Do tego wszystkiego stroje wszystkich postaci w tym pseudośredniowieczu wzorowane na anime albo grach komputerowych z dodatkiem kiepskich seriali telewizyjnych. Może to mało istotne, jeżeli wziąć pod uwagę ogólną koszmarność wszystkiego, ale jako miłośniczkę strojów historycznych doprowadza mnie to do szału. To tak trudno - znaleźć sobie ilustracje przedstawiające ubrania w okresie, na którym chcemy się wzorować? Nie mówię, że nie można ich sobie trochę dostosować, ale warto przynajmniej sprawdzić, co produkowano w okresie dysponującym podobną techniką. Poza tym ubrania były konstruowane zgodnie do potrzeb, bo ludzie nawet kiedyś - niespodzianka! - NIE BYLI DURNI. Na przykład jeżeli mieszkali w kamiennych zamkach na wyspie, gdzie siłą rzeczy panował chłód, a jeszcze do tego nie mieli czym palić w kominkach, to nakładali praktyczne, kilkuwarstwowe stroje z długimi rękawami, bez dekoltów i rozcięć do pół uda. Może mniej sexy, ale zapalenie płuc też jest średnio seksowne. Anna Boleyn (i nie ona jedna) uwodziła skutecznie króla zakryta po czubki butów. Miała co prawda do dyspozycji dekolt, ale w dekolcie nie za wiele. Tak samo, jak nie wyruszali dalekie w podróże mając na sobie wszystko, co mieli najlepszego i obwieszeni klejnotami.
No i (to już mam za złe produkcjom telewizyjnym, które nagminnie tego nie łapią) LUDZIE NOSILI BIELIZNĘ! Naprawdę, to nie jest nowy wynalazek. Często zmieniana bielizna chroniła kosztowny strój wierzchni przed przepoceniem. Nikt tu jeszcze nie założył zbroi na gołe ciało, ale przewiduję, że do tego też dojdziemy, skoro już mieliśmy skórzane portki.
I, jak rozumiem, gdzieś nad jeziorem stoi Rossmann, że panie dysponują takimi ilościami pudrów, perfum, szminek a nawet cieni do powiek (brawurowo odwzorowane realia średniowiecza)? Pomijając nawet sens istnienia tego wszystkiego w tych realiach, to produkcja masowa to bardzo nowa sprawa. Kiedyś wszystko było robione ręcznie ze składników, które też trzeba było zgromadzić, zatem przedmioty luksusowe (jak perfumy chociażby) były naprawdę luksusowe. Te pannice pozbawione dochodów mogły sobie zrobić własnymi rączkami jakieś najprostsze kosmetyki (coś pachnącego do skrapiania się, pomada do włosów), albo dostać od któegoś z tych facetów, a wtedy strzegłyby jak oka w głowie.
Nie będę już zadawać pytania ''dlaczego to wyszło drukiem'', Kasia Michalak mnie skutecznie z tego wyleczyła. Zadam za to pytanie: dlaczego hasłem ''prezent od kobiet dla kobiet'' reklamuje się książkę w której tak mocno podkreśla się rolę kobiet jako, pardon my French, materaca? Realia średniowiecza, srsly? Etos rycerski oprócz innych założeń obejmował szacunek wobec kobiet, śmiem przypuszczać że żaden ze Związkowców (czy tylko ja tu nie mogę odpędzić skojarzeń z doniesieniami o działaniach różnej maści przyzakładowych ''Solidarności''?) nie był człowiekiem niskiego urodzenia którego etos nie dotyczył w żadnym stopniu... no ale że tu nie ma żadnego średniowiecza,to już sobie ustaliliśmy :)
Do wszystkich Obrończyń, zwłaszcza do tych które zdążyły się już ujawnić: czy serio uważacie, że w literaturze (jak to ujęłyście) na światowym poziomie taki motyw, wałkowany przez całą treść (a nie będący odosobnioną opinią niewzbudzającej sympatii postaci) podkreślany w tak obleśny sposób jak tutaj, dałby radę ''przejść''? Najwidoczniej przy selfpubie korekta i redakcja to już pakiet premium, w cenie jest tylko papier i farba drukarska ;) Epatowanie argumentem ''to tylko fikcja literacka...'' przypomina mi niesławne Nazi Opko i jego fanki, które w ten sposób broniły autorek, które z okupacji i Auschwitz zrobiły rekwizyt dla grzmocących się że sobą braci.
Tiara Przydziału i kędziorki... dawno tak nie odeśmiałam sobie dupy :D A Tomkiem Andersem to mnie skrzywdziliście,inaczej już sobie Severa nie wyobrażam :D
Nie tylko, ja cały czas czekam, aż Związkowcy zaczną powoływać się na układ zbiorowy i grozić strajkiem generalnym :)
Natomiast kategorycznie będę bronić poziomu. Uważam, że poziom polskiej twórczości grafomańskiej w niczym nie odbiega od poziomu grafomańskiej twórczości światowej, a czasem go nawet poziomem grafomanii i kiczu przewyższa! Nasi grafomani potrafią tworzyć dzieła wcale nie mniej durne, pozbawione sensu i logiki, a za to pełne błędów gramatycznych, stylistycznych i ogólnie wszelakich, niż grafomani na Zachodzie, a także Wschodzie, Północy i Południu!
Anonimowy: "Bawi mnie trochę, że kilka komentarzy wyżej ktoś wskazał Wiedźmina jako odtrutkę na seksizm."
Czy odtrutkę - po prostu pierwszy przykład popularnego autora, który jako facet w średnim wieku wcale nie musiał wiedzieć, jak się tworzy kobiece postacie (wielu jego kolegów miało z tym problem i bardzo nie wiedziało, co taka kobieta mogłaby robić poza wiszeniem na ramieniu bohatera), a jednak poradził sobie nienajgorzej. W każdym razie latach 90. w polskiej fantastyce był dość wyjątkowy.
Co do konkretnych bohaterek: Ciri wkurzała mnie od początku sagi, a Yennefer jeszcze bardziej (była dość toksyczna, nie tylko w kontaktach z Ciri, ale i Geraltem, i w ogóle ludźmi), ale trzeba im przyznać jedno: praktycznie _każda_ kobieta u Sapkowskiego próbowała kształtować własny los, walczyła o swoje, często skutecznie, i miały w życiu inne cele, niż tylko wskoczyć do łóżka wybranemu facetowi. A jeśli były takie, które zajmowały się głównie uwodzeniem mężczyzn, to robiły to w ramach większej gry, żeby uzyskać informacje albo wpływy polityczne (jak ta czarodziejka, co się seksiła z Geraltem w bibliotece), a nie zaspokoić podstawowe potrzeby, jak na przykład ogrzewana izba i ochrona przed molestowaniem.
Nikt też nie napisał tu o Wiedźminie, że "książka jest mądra" (cokolwiek by to miało znaczyć, nie bardzo też wiem, czemu służyło udziwnianie pisowni): to po prostu przyzwoita rozrywka, zwłaszcza w porównianiu do tego, co się tu analizuje.
Nie bylo uprawnienia - i wszystko jasne. Wiem, ze autor/ka komcia mial/a na mysli rownouprawnienie, ale to wlasnie przywodzi na mysl starannosc rowna starannosci redakcji tej ksiazki.
Dobra. Mozna by sie upierac ze Eleonora Akwitanska, Elzbieta Tudor (krolowa ktora nie wyszla za maz! W tym tysiacleciu kiedy zadaniem kobiet bylo najwyrazniej zadowalanie mezczyzn!) Melisanda, Swietoslawa i inne to po prostu wyjatki ze wzgledu na swoja pozycje spoleczna. Tylko ze nie. Zalecam ksiazke Regine Pernoud Inaczej o sredniowieczu. To niewielka pozycja, wiec nie powinna byc zbyt duzym wyzwaniem. Bardzo ciekawy jest rozdzial o kobietach. I mnostwo danych ktore jasno wskazuja, ze chociaz czasy byly bardzo brutalne kobiety cieszyly sie wolnoscia nieporownywalnie wieksza niz w takim wieku dziewietnastym na przyklad. (Przy zalozeniu oczywiscie, ze mozemy mowic o sredniowieczu jak o monolicie niezmiennym, przeciez to niemal tysiac lat) Szlachcianki, mieszczki, chlopki mialy pewna wolnosc o ktorej kobiety w XIX wieku nie mogly nawet marzyc. Wiec tego. Takie magiczne slowo RESEARCH.
Hanna
Dodam nieśmiało do "herstorycznych" komentarzy, aby mimo wszystko nie przesadzać z tą świetną pozycją kobiet w średniowieczu. Jasne, była lepsza niż w wiekach późniejszych, kiedy rozpowszechniło się chrześcijaństwo - więc i lepsza na wcześniejszym etapie średniowiecza. Dotyczyło to jednak przede wszystkim pań uprzywilejowanych, jak te wszystkie imiennie wspomniane, za którymi stał ród - a w dodatku najczęściej już dzieciatych, oczywiście jeśli dziecięciem był syn, w imieniu którego (albo dzięki któremu) mogły być aktywne na polach tradycyjnie męskich. Dorzucam do tego niestandardowego grona siedmiogrodzką Sarolt, ale to wciąż wyjątek, a nie norma.
Dla równowagi poza Pernoud, która jest niezwykle optymistyczna, polecam również autorów francuskich: Georges Duby "Damy XII wieku" i Guy Bechtel "Cztery kobiety Boga: ladacznica, czarownica, święta, głupia gęś".
Na komentarz do analizowanego wytworu zabrakło mi słów...
Wracam jeszcze, bo wciąż przywoływane nazwisko Pernoud przypomniało mi, jaką książkę polecała na zasadzie "tak wyglądało średniowiecze". Książka jak najbardziej sama nadawałaby się na jakąś analizę, nie dałam rady doczytać do końca, a ma nawet kontynuację... Tytuł to "Sekrety kobiet złotnika", rzucam opinią z cytatami, nie polecam.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/175264/sekrety-kobiet-zlotnika/opinia/32135169#opinia32135169
Co do Sapkowskiego (a konkretnie, wiedźminlandii) - owszem, jest niezłą odtrutką na seksizm. Dlaczego? Śpieszę wyjaśnić.
Kobiety są niedojrzałe i irytujące, tak samo, jak mężczyźni. Kobiety myślą tylko o seksie tak samo, jak mężczyźni. Kobiety są próżne, tak samo, jak mężczyźni. Kobiety nie umieją okazywać uczuć tak samo, jak mężczyźni. Kobiety knują i spiskują, tak samo, jak mężczyźni. Kobiety są silne, sprawne i władają orężem tak samo, jak mężczyźni. Kobiety są też słabe i delikatne - tak samo, jak mężczyźni! A jednocześnie, w chwili próby, niektóre silne kobiety okazują się kruche, a inne, łagodne, okazują się mieć duszę ze stali i moralność z granitu.
Sapkowski jest wyjątkowy (w moim doświadczeniu wręcz na skalę światową) przede wszystkim dlatego, że jego postaci kobiece są bardzo zróżnicowane. Równie zróżnicowane są postaci męskie (a toksyczny maskulinizm to druga strona seksistowskiego medalu) i obok "doskonale umięśnionych" mistrzów walk wszelakich najodważniejszy okazuje się niziołek - chirurg polowy, i nie ma nawet śladu sugestii, że przerażony pisarczyk świątynny nie jest "prawdziwym mężczyzną".
Po drugie, kobiety w opowiadaniach i sadze potrafią się zmienić. Ich doświadczenia kształtują ich zachowanie, a ich światopogląd zmienia się wraz z wydarzeniami. Uczą się i rozwijają, zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym kierunku. Przepracowują traumy (ba! każda na swój własny, inny sposób!), czasami okopują się na własnym stanowisku, a czasami pozwalają swoim emocjom ewoluować. To też nie jest luksus, który wielu autorów/wiele autorek zapewniło swoim postaciom kobiecym.
Po trzecie, kobiety u Sapkowskiego bywają paskudne. Stawianie kobiet na piedestale i otaczanie ich czcią to też jest seksizm. Postaci kobiece w sztuce mają dokładnie takie samo prawo popełniać błędy, ale też być okrutne, chciwe, samolubne i niemoralne, jak postaci męskie. Kiedy pierwszy raz czytałam Sapkowskiego (niemalże dziecięciem będąc), właśnie to zrobiło na mnie największe wrażenie. Jego kobiety stoją po obu stronach moralnej barykady, a co ważniejsze, większość z nich znajduje się na ziemi niczyjej pomiędzy dobrem a złem - tak jak jego mężczyźni i tak jak po prostu ludzie. (o tym, że u Sapkowskiego są też postaci, które nie mieszczą się w binarnym oglądzie rzeczywistości, nie będę się w tej chwili rozpisywać, ale to też liczy mu się na anty-seksistowski plus).
Po czwarte, warto zwrócić uwagę na to, jak Sapkowski opisuje swoje postaci kobiece. Tak, u niektórych skupia się na stroju czy atrakcyjności seksualnej, ale tylko wtedy, gdy jest to istotne - albo dla fabuły, albo dla opisu postaci (jak na przykład driady, które są seksowne w oczach ludzkich mężczyzn, ale jednocześnie same mają to w rzyci i biada temu, kto odczyta to jako "ojej, naprawdę jestem sexy?". Co więcej, w najbardziej seksowny sposób opisane są te kobiety, które świadomie i celowo to podkreślają lub wykorzystują. Są piękne kobiety, które nie są obiektami seksualnymi, i są średniej urody kobiety, z których aż bucha zmysłowość. Jest też cała plejada kobiet, o których wyglądzie i rozmiarze cycków nie mamy najmniejszego pojęcia, bo to po prostu nie ma najmniejszego znaczenia.
Po piąte (uff), kobiety u Sapkowskiego mają własne, niezależnie od mężczyzn, podejście do seksu. Niektóre go nie lubią. Inne lubią, ale tylko z kobietami. Jeszcze inne nie wiadomo, czy lubią, ale skutecznie wykorzystują do własnych celów. Są takie, które wiążą seks z emocjami i są takie, które po prostu lubią zapasy w łóżku - i w przeciwieństwie do niezliczonych innych światów, tutaj zamiłowanie do przygód na jedną noc nie czyni z kobiety wstrętnej zołzy i flądry i w ogóle szwarccharakteru. Ba, nie czyni z niej nikogo poza osobą, która lubi przygody na jedną noc. Ponadto - wyzywające ubranie nie znaczy, że "sama chciała" (chyba, że faktycznie chciała), kobietom zdarza się zmienić zdanie i wycofać zgodę na seks, a gwałt jest gwałtem.
Po szóste i ostatnie - Sapkowski traktuje kobiety, mężczyzn i wszystkie pozostałe osoby dokładnie tak samo. Są wśród nich skomplikowani ludzie, są też "wazony" (to termin z hongkońskich filmów, tak określa się tam postaci kobiece, które mają funkcję wyłącznie ozdobną). Są szczegółowe opisy, są też pobieżne. Jest tak zwany "male gaze" (też termin filmowy), ale nierzadko zdarza się "female gaze". Są postaci, które kojarzą się ze stereotypami, niezależnie od płci. Nie mówiąc już o tym, że operowanie stereotypami można zarzucić komuś, u kogo na przykład wszystkie baby dzielą się złe rozpustnice i niewinne dziewczątka (innymi słowy komuś, kto stosuje dwa, trzy typy kobiet), a nie komuś, kto nawet przywołując stereotypy, każdą swoją postać obdarza innym ;) U Sapkowskiego raczej trudno wyróżnić kilka kategorii kobiet, którymi żongluje, nie nadając im cech osobistych. Łuczniczka jest równie obcesowa i średnio przekonana do seksu, co wiedźminka; czarodziejka z północy jest równie zainteresowana polityką i władzą, co czarodziejka z południa, a wielkomiejska medyczka jest równie zacięta i odważna, co chłopska córka - między wieloma postaciami można znaleźć cechy wspólne, ale na każdą z nich przypada jakaś różnica. Patrząc na świat wiedźmiński jako całość, moim zdaniem nie da się zarzucić mu stereotypowych postaci kobiecych.
... nawet nie wiedziałam, że mam na ten temat tak silne odczucia. Ale może to dlatego, że mam mnóstwo roboty i straszliwie mi się nie chce ;)
Nie tylko, ja cały czas czekam, aż Związkowcy zaczną powoływać się na układ zbiorowy i grozić strajkiem generalnym :)
Tak, ja też uważam, że najbardziej "brawurowy" w tej książce był zabieg obsadzenia Piotra Dudy w roli mrocznego amanta.
(nie mam nic do Dudy (znaczy mam, ale ani to czas, ani miejsce), ale wyskakuje w Google'u jako pierwszy "związkowiec", więc to nie jest wycieczka osobista)
Nawiasem mówiąc, czy autorki w ogóle, ale to tak W OGÓLE, nie oglądają wiadomości/przeglądają serwisów/czytają gazet? Bo nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak udało im się pisać o romansie ze "związkowcem" i nie zakwikać się po drodze na śmierć.
Tak w ogole to w ramach luznej sugestii chcialabym zaproponowac, zebyscie przeanalizowali Szeptuche Bereniki Miszczuk. Bardzo, BARDZO prosze. To taki troche polski Zmierzch pod haslem ze zachwyty budzi nieziemskie a dla mnie niezrozumiale i Borze szumiacy jakie to jest glupie. Bohaterka glupsza od Belli to sie rzadko udaje. A jest w dodatku po studiach medycznych! I to zalozenie wyjsciowe - Polska, ktora nigdy nie przyjela chrztu i od tysiecy lat panuja tam milosciwie Piastowie. Rosjanie obalili cara i maja za swojebo zakazano pedzenia bimbru i inne takie kwiatki w swiecie przedstawionym. O ile sam pomysl moze byc ciekawym punktem wyjscia ksiazka jest takim rozkosznie glupim opkiem, lacznie z rycerzem na karym koniu ratujacym bohaterke bo jej sie zachcialo w wysokich obcasach po polach latac i narzekac na bol stop pod haslem "za jakie grzechy". No za glupote idiotko jedna.
Hanna
Mnie ta książka wygląda, jakby autorki mocno "inspirowały się" Trylogią Czarnego Maga (która też arcydziełem nie jest). Teraz Głównego Truloffa widzę jako Snape'a z analizy o Kamiennym Jedwabiu...
Jeśli autorki wciąż z taką samą determinacją będą wciskać to softporno jako Prawdziwe Średniowiecze™, to za chwilę na scenę wejdzie główna metresa Sasha Grey...
Chociaż gorzej już chyba być nie może (mam nadzieję).
Świetna robota Armado, czekam na pozew od wujka prawnika za hejtowanie :p
Leszy
O tak! Popieram!
@Anonimowy z 23 października 2017 13:33:
Świetnie napisane. Ale mam dwie rzeczy do dodania:
"Ponadto - wyzywające ubranie nie znaczy, że "sama chciała" (chyba, że faktycznie chciała), kobietom zdarza się zmienić zdanie i wycofać zgodę na seks, a gwałt jest gwałtem."
No, właśnie co do tej zgody i tego gwałtu. Odkąd pamiętam, miałam olbrzymi problem z ukazaniem związku Ciri i Mistle, który zaczyna się... jeśli nie od gwałtu, to od czegoś bardzo, bardzo podobnego. Zobaczmy: jeden ze Szczurów zaczyna dobierać się do Ciri, ona jest tak przerażona, że po prostu nieruchomieje mu w rękach, przychodzi Mistle, przegania macanta... i sama kontynuuje to, co tamten zaczął. Ciri w końcu protestuje - słabo, bo słabo, ale widać, że nie odpowiada jej to, co się dzieje - a Mistle zamiast przestać, tylko powtarza: "Cicho, cicho" i dawaj, dalej swoje. Czytałam to w nastolectwie, kiedy o przemocy seksualnej mówiło się tyle co nic (oprócz powtarzania dziewczynkom, żeby nie chodziły po zmroku przez park, bo dopadnie je zboczeniec w krzakach), a i tak przy tej scenie po prostu wstrząsnęło mnie z obrzydzenia. A później drugi raz, jak się okazało, że Ciri i Mistle tworzą zwiazek. Kupiłabym jeszcze taką narrację, że to była patologiczna relacja, że Ciri po tych wszystkich przejściach po prostu przykleiła się do pierwszej osoby, która okazała jej czułość (jakkolwiek rozumianą), ale autor najwyraźniej wymyślił sobie, że ten związek to będzie wielka, tragiczna miłość. Widać to, moim zdaniem, później kiedy ustami Geralta przystawia mu pieczątkę aprobaty, mówiąc: "za twoją Mistle nie wystarczy i tysiąc śmierci".
"niezależnie od mężczyzn, podejście do seksu. Niektóre go nie lubią. Inne lubią, ale tylko z kobietami."
A są takie? Bo tak z pamięci poza Mistle nie jestem w stanie wymienić ani jednej, którą interesowałyby tylko kobiety, każda z bohaterek zainteresowanych własną płcią miała też męskich kochanków (przedtem, potem albo w trakcie). Cały czas miałam wrażenie, że autor jakoś specyficznie traktuje kobiecy homoseksualizm: trochę jak kaprys, a trochę jak fazę, z której się wyrasta.
O tak! Bardzo, bardzo popieram prośbę o analizę Szeptuchy. Pomijając infantylną fabułę i głupią bohaterkę zgrzytałam zębami czytając opisy świata przedstawionego w tej książce. To było straszne doświadczenie.
Ciri i Mistle to wypisz wymaluj Jon Snow i Ygrette z GoT.
Związek Ciri i Mistle, chociaż przez tę pierwszą odbierany jak wielka tragiczna miłość, z całą pewnością był toksyczny jak nie wiem co i nie sądzę, żeby Sapkowski miał na myśli cokolwiek innego - Ciri, mimo górnolotnych deklaracji, czuła się przy Jemiołuszce raczej niekomfortowo. A słowa Geralta? Przecież Geralt nie wiedział o Mistle NIC, czego nie usłyszał od Ciri. Nie zdziwiłabym się, gdyby w ogóle nie wiedział, że była bandytką.
Z drugiej strony - chociaż Ciri była ewidentnie biseksualna, to w całej sadze nie ma słowa o tym, żeby seks z facetami w jakimkolwiek stopniu ją rajcował. Seks z mężczyznami ją ciekawił. I potencjalny "Prawdziwy Wybranek" też skończył się w jej oczach na "o ładny, może coś ten", podczas gdy o Mistle opowiadała mu z miłością. Mimo fascynacji męskimi ciałami, romantycznie zainteresowana była raczej kobietami.
To można interesować się jedną płcią w czysto seksualny i wizualny sposób, a dopiero drugą uważać za odpowiedniego kandydata do stabilnego związku? Ma to jakąś nazwę?
Tak, w tym przypadku biseksualizm i homoromantyzm. U wielu ludzi pociąg romantyczny i seksualny są rozdzielne. U biseksualistów jest to jeszcze w miarę mało inwazyjne, gorzej jeśli ktoś czuje np. pociąg erotyczny wyłącznie do mężczyzn, ale romantyczny wyłącznie do kobiet.
Nie wspominając już o tym, że biseksualiści też często przedkładają jedną płeć nad drugą, tak więc Ciri równie dobrze mogła być zainteresowana - w sposób romantyczny i erotyczny - i mężczyznami, i kobietami, ale tymi drugimi w większym stopniu.
Fakt, że świat przedstawiony jest kompletnie nielogiczny a bohaterka to typowa Mary Sue, ale wydaje mi się że niektórzy za bardzo się bulwersują tym dziełem. Konkretnie chodzi mi o kwestię mizoginii.
Nie jest powiedziane (chyba że coś przegapiłam, albo "wtedy nie było uprawnienia" to światły komentarz samej autorki :d) że CAŁY świat jest patriarchalny. Ok, Ravillon (w końcu Kolebka Złodziei i Morderców) na pewno, ale może Salamandra była pełna utalentowanych dziewczyn które bez przeszkód robiły karierę. Poza tym wydaje mi się, że to po prostu grunt pod późniejsze wydarzenia, kiedy bohaterka okaże się zajebistsza niż wszyscy Związkowcy razem wzięci i faceci (ci dobrzy ofc) przestaną ją postrzegać tylko jako obiekt seksualny. Coś jak Mulan. Taki typowy motyw z bohaterem któremu wszyscy rzucają kłody pod nogi, ale który na koniec zdobywa ogólny szacun. Czy zostało to dobrze napisane to już inna kwestia... Chyba że zaczęłam teraz tworzyć alternatywną historię a ksioopko pójdzie raczej w stronę bohaterki która jest co prawda badassem, ale jak przyjdzie co do czego jej moce magicznie znikają i butów sobie nie zawiąże bez truloffa.
PS: Dla mnie to typowy Snape bez żadnych domieszek c:
Niepokoi mnie ilość odniesień do Achai w tej analizie. To nigdy nie wróży dobrze. Drżąc, niecierpliwie czekam na kolejną część - może będzie więcej yaoi.
@Anonim z 24 października 2017 11:10
Miałam odpisać, ale się spóżniłam, bo Nefariel napisała dokładnie to, co zamierzałam - a mianowicie, że związek Mistle i Ciri cały czas opisywany jest jako relacja, oględnie rzecz ujmując, nie do końca zdrowa. Z kolei słowa Geralta (i w ogóle cała objazdówka zemsty, którą urządzają sobie na koniec) nie mają wiele wspólnego z samą Mistle; odnoszą się raczej do rozpaczy i traumy Ciri, która niezależnie od wszystkiego do tejże rozpaczy i traumy ma pełne prawo.
Za teorią pt. "autor jednak wiedział, co pisał" przemawia też moim zdaniem zestawienie dwóch najważniejszych fabularnie relacji seksualnych, w które wchodzi Ciri. Zawsze miałam wrażenie, że między Mistle i Królem Olch zachodzi widoczna paralela, bo w relacjach z obojgiem Ciri jest efektywnie zmuszona do tego, by płacić seksem za przetrwanie.
Co do innych lesbijek, to musiałabym odkopać sagę, bo - parafrazując Sapkowskiego - moja memoria jest w tej kwestii fragilis ;) Ale myśląc o tym zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnej pary gejów, a to byłoby niefajne. Może Ty pamiętasz?
@kura z biura
A kto występuje w roli wybranka? Najprędzej chyba Hotsporn (tak mu było?), jako jedyny facet, z którym Ciri bierze się do dzieła (bo na Eredina i Cahira to najwyżej sobie popatrzyła). Kiedy dziewczyna trafia do Aen Elle, żaden z elfów słowem nie wspomina o jej dziewictwie tudzież braku tegoż.
Natomiast muszę przyznać, że nie pamiętam, czy ten temat pojawił się, kiedy Ciri poznała jednorożca (będę go za nią nazywać Konikiem, bo ni hu hu nie odtworzę imienia). Pamięć podsuwa mi, że rzeczywiście mogła być o tym mowa; za to jestem prawie pewna, że kiedy Konik odnalazł ją u Aen Elle i później, kiedy ruszyli w światy, temat nie był poruszany.
Jeśli Ciri musiała być "dziewicą", żeby związać się z jednorożcem (co jakby nie było jest dość częste w jednorożcowym folklorze), to widzę tu jeden zasadniczy minus i równie zasadniczy plus.
Minus byłby taki, że Ciri dziewicą nie była, ponieważ była wcześniej z Mistle. Sugerowanie, że jest inaczej, zakrawa na homofobiczne traktowanie związków lesbijskich jako właśnie "faz" czy "kaprysów" i przekonanie, że seks bez penisa się nie liczy.
Plus z kolei byłby taki, że (niezależnie od fetyszyzacji dziewictwa) kulminacja drogi Ciri, zwieńczenie jej umiejętności i spełnienie przeznaczenia ma związek tylko i wyłącznie z nią samą. Ona, jej ciało, jej wybory itp. są potraktowane jako odrębny, kompletny byt. Nawet (falliczny) Konik podkreśla, że on to tu w zasadzie dla wsparcia moralnego, bo wszystko, co się dzieje, jest jej dziełem.
Ten plus tyczy się też sytuacji, w której Ciri nie musiała być dziewicą w celu zakumplowania się z jednorożcem. W takim wypadku też liczy się tylko ona; co więcej, brak dziewictwa jest nieistotny, a falliczność pojedynczych rogów okazuje się zmyłką.
Innymi słowy, jedynym kandydatem na Prawdziwego Wybranka jest tak naprawdę sama Ciri, a to się chwali.
Anonimowy: "Ale myśląc o tym zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnej pary gejów, a to byłoby niefajne. Może Ty pamiętasz?"
Przy okazji tej dyskusji też się nad tym zastanawiałam i nie, nie pamiętam z Wiedźmina żadnej pary gejów znanych z imienia (co najwyżej jakieś wzmianki, że czarodzieje miewali tego typu przygody?). A ta nierównowaga sprawia, że kobiecy homoseksualizm w książkach zaczyna się wydawać mocno "dekoracyjny", coś na zasadzie "na lesbijki to bym nawet popatrzył, jeśli ładne". A tu akurat są ładne, bo te wzmianki pojawiają się wyłącznie a propos bardzo młodych dziewczyn i czarodziejek (które się nie starzeją i są ładne z definicji).
A Prawdziwy Wybranek Ciri (jeśli miałby to być któryś z bohaterów)... to chyba Galahad?
Związek Ciri z Mistle zdecydowanie nie był zdrowy, mi się zawsze wydawało, że została przez starszą dziewczynę zmanipulowana. Zresztą w ogóle cała relacja ze Szczurami jest moralnie wątpliwa. A jeśli chodzi o tę scenę pierwszej nocy ze Szczurami, to jest oczywiste, że autor traktuje to jako gwałt, mimo że nie używa tego słowa. Jest opis, że Ciri po wszystkim rano idzie umyć się do rzeki i (parafrazuję, nie mam książki pod ręką) "szoruje mocno próbując zmyć to, czego zmyć się nie dało". A że została ze Szczurami to chyba jasne, że dlatego, że jaki miała inny wybór? W jakiś sposób, ale okazali jej życzliwość, przyjęli do swojego grona. A Ciri w tym momencie jest już właściwie podwójną sierotą, przerzucaną z miejsca na miejsce i chce gdzieś przynależeć.
Jeśli chodzi o gejów to też wydaje mi się, że żadnego przykładu pozytywnego w całej sadze nie ma. Chyba tylko w "fanfiku" "Sezonie Burz" się coś pojawia. Nie było tam coś o jakimś starym czarodzieju, który miał młodych kochanków (czyli też moralnie wątpliwe)?
W innej twórczość Sapkowskiego, czyli w trylogii husyckiej przypominam sobie co najmniej 2 użycia homoseksualizmu w celach komicznych, ale również brak przykładu zdrowego związku. Więc rzeczywiście z tym trochę ciężko.
Nie wiem, ja przesłanie całego wątku z dziewictwem odebrałam jako "błonkę można o kant dupy roztłuc" - Ciri, wychowana w rodzinie królewskiej, gdzie błonka zwiększa wartość córki jako towaru, przywiązuje do niej zupełnie niewspółmierną wagę. Yennefer, kobieta wyzwolona i doświadczona, jak krowie na rowie tłumaczy jej, że dziewictwo nie jest babie do niczego potrzebne i w niczym nie pomaga.
Z mniej przyjemnego przesłania - jedyny "gejowski" wątek, jaki zauważyłam w sadze, to sytuacja, w której Jarre unika gwałtu ze strony grupki bandziorów. Polowali na dziewczyny, z braku dziewczyn złapali sobie młodego szczupłego chłopca, ale w końcu mu darowali, bo okazał się znajomym jednego z nich. Bleh.
A w rozważania czy Ciri była dziewicą to radzę się nie zagłębiać. Onegdaj na Sapkowym forum najłatwiejszym sposobem żeby zabić temat było zadanie tego pytania :P
Czy tylko ja widzę pewne paralele między Ciri i Mistle a stereotypowym yaoi? Gwałt który kończy się tru loff, i po którym poszkodowany/a zaczyna przekonywać się do atrakcyjności fizycznej własnej płci. Yałoistki robią takie coś z gejami 'bo to ładne i fajne' a pan Sapkowski zrobił to z lesbijkami 'bo to ładne i fajne'. Tak, związek Ciri i Mistle nie wniósł zbyt dużo do fabuły, więc ośmielę się powiedzieć, że Sapkowski napisał to tylko dla tzw.'podjary'.
"Czy Ciri była dziewicą" to nawet był, zdaje się, tytuł radiowego reportażu o fanach Wiedźmina, który nadawano w Trójce mniej więcej w okresie, gdy na ekrany wchodził pamiętny film z Żebrowskim.
Co do kwestii jednorożca, to Ciri po raz pierwszy spotkała go jeszcze przed poznaniem Mistle, na pustyni. Powiedziała wtedy: "Jarre tylko raz mnie pocałował, a to się nie liczy". O ile pamiętam (czytałem dawno i raczej z naciskiem na pierwsze tomy), kwestia tego, czy istnieje relacja pomiędzy dziewictwem a umiejętnością nawiązywania kontaktów z unikornami, czy to bujda i nieistotne, pozostała ostatecznie niewyjaśniona, ale ze wskazaniem na to drugie (wprawdzie pisały o niej stare księgi, ale z drugiej strony - o wiedźmaku stare księgi też pisały różne rzeczy).
Na wstępie chciałabym z całego serca podziękować NAKW-ie za trud włożony w analizę tego po-tFora! Mam również dwie sugestie:
1. "Hybryda związku" została chyba umieszczona jako godło na ściągawce dla czytelniczek i jest to kolejny przykład minimalnej znajomości źródeł - grupę morderców i gwałcicieli ma symbolizować Lamassu (https://pl.wikipedia.org/wiki/Lamassu)
2. Co do obcinania jednym ruchem spódnicy proponuję następujące wyjaśnienia
- albo nasza Marysia miała już odzież przydziałową czarną w typie Angeliny Jolie (http://kobieta.dziennik.pl/gwiazdy/zdjecia/galeria/381012,2,brad-pitt-angelina-jolie-i-jej-noga-na-oscarach-2012-noga-jolie-ma-profil-na-twitterze.html)
- albo nasz amant "Smarkerus" odpłacił jej pięknym za nadobne i też kazał swojej broni latać i ciąć jak leci!
Z wyrazami szacunku
S.
Co do Ciri i Mistle - nie mam książek pod ręką, ale z tego co pamiętam to tych kilku scenach w "Chrzcie Ognia" i we wspomnieniach w "Wieży Jaskółki" jest dość wyraźnie zasygnalizowane, że ich związek nie był taki do końca idylliczny. W scenie kiedy Ciri żegna się z Mistle, sama mówi, że była dla niej ostatnio niedobra itd., więc nie porównałabym tego do yaoiopek, gdzie zaczyna się od gwałtu a potem już tylko puchate króliczki, cukrowe serduszka i truloff aż po grób.
Tekst "za twoją Mistle nie wystarczy i tysiąc śmierci" pochodzi chyba z "Coś się kończy, coś się zaczyna", więc jego kanoniczność jest mocno dyskusyjna, poza tym to opowiadanie powstało chyba zanim jeszcze Sapkowski wprowadził postać Mistle do fabuły (aczkolwiek tutaj mogę się mylić).
Jeśli chodzi o seksualność wśród czarodziejów w Wiedźminie, to zostało to chyba przedstawione w taki sposób, że ze względu na swoją długowieczność po prostu eksperymentują oni sporo zarówno z płcią przeciwną jak i własną. Nie da się ukryć, że czarodziejki są w książkach znacznie liczniej reprezentowane, stąd teoretycznie przewaga wątków lesbijskich.
Inna sprawa, że faktycznie nie mogę sobie przypomnieć chyba żadnego geja ani wątku gejowskiego zarówno w trylogii husyckiej jak i w Wiedźminie, so...
Nasuwa się tylko pytanie: czy o wartości książki i jej tolerancyjności rzeczywiście decyduje ilość i jakość przedstawionych w niej orientacji seksualnych? Bo jeśli tak, Dary Anioła bija na głowę Hobbita, a to już nie jest fajne...
eksterytorialnysyndrombobra: "Bo jeśli tak, Dary Anioła bija na głowę Hobbita, a to już nie jest fajne"
Dlaczego? Zostały napisane w innych czasach, kiedy do reprezentacji mniejszości zaczęto przywiązywać większą wagę i reagują na inne potrzeby czytelnika. Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać książkę, gdzie pokazane jest dużo różnych orientacji seksualnych, to pewnie Dary Anioła ucieszą go bardziej od Hobbita i pod tym kątem warto mu tę książkę polecić.
To prawda, jednak dyskusja, mam wrażenie, opiera się na przekonaniu, że książka jest ogólnie tym lepsza, im więcej orientacji seksualnych opisał autor. A co do opisów takich związków w ogóle: jeśli autor nie umie opisać jakiejś relacji to moim zdaniem lepiej, żeby tego nie robił, bo nieumiejętne przedstawienie jest czasem gorsze i bardziej krzywdzące od braku przedstawienia. Dobrym przykładem jest postrzeganie wszelkich homozwiązków jako facet+mała płaczliwa dziewczynka, która ma być facetem, rozpowszechniane przez yaoistki
eksterytorialnysyndrombobra: "To prawda, jednak dyskusja, mam wrażenie, opiera się na przekonaniu, że książka jest ogólnie tym lepsza, im więcej orientacji seksualnych opisał autor."
Jest to bardzo dziwne wrażenie, bo nikt w żadnym miejscu nie napisał niczego podobnego.
Jeśli chodzi o Wiedźmina, to parę osób zauważyło tylko, że autor bardzo chętnie wprowadza do swoich książek związki lesbijskie, podczas gdy gejowskie całkowicie pomija i zastanawiało się, z czego to może wynikać.
Aha, jak tak, to nie ma problemu :) Jestem po prostu dość wyczulona na przekonanie typu: brak homorelacji=homofobia, więcej homorelacji=bardziej tolerancyjne, bo potem wychodzą książki, w których jest gej dodany jako bezosobowy ozdobnik żeby było z duchem czasu, albo wręcz takie tfory jak Czarna Walkiria, gdzie gwałt po pijaku na uczniu jest uważany za kawai i słodki i romantyczny bo jest homo... widać czasem widzę problem gdzie go nie ma
eksterytorialnysyndrombobra: "Jestem po prostu dość wyczulona na przekonanie typu: brak homorelacji=homofobia, więcej homorelacji=bardziej tolerancyjne, bo potem wychodzą książki, w których jest gej dodany jako bezosobowy ozdobnik żeby było z duchem czasu"
Jasne :) Też nie znoszę książek, gdzie autorzy wprowadzają postać geja, który nie ma innej funkcji poza byciem gejem i co chwila, nawet w najbardziej odczapistych momentach, przypominają czytelnikowi o jego orientacji, jakby chcieli powiedzieć: "Eeej, słuchajcie, czy wy widzicie, że totalnie mamy tutaj geja, którego kręcą inni faceci? Prawda, jacy jesteśmy nowocześni?".
Sunawani - nie, tekst Geralta o Mistle pochodzi z Sagi. Związek Mistle z Cskcsz jest taki, że Ciri wspomina Galahadowi o wydarzeniach z tego opowiadania, uzupełniając je o obecność ludzi, którzy się w nim nie pojawili.
A sam tekst miał raczej podkreślić, że Geralt kocha i akceptuje córę z całym dobrodziejstwem inwentarza, wliczając w to odmienną orientację. Tak mi się zdaje przynajmniej, też nie mam książki pod ręką.
tylko, że to jest marna seria, nie ważne ile by tam wcisnąć orientacji
O, to nie tylko ja tak mam! Ciągle wyobrażałam sobie tego Wilbura z mackami na brzuchu...
Cóż, dawno dawno temu czytałam fantasy z motywem matriarchatu i była to "Legenda Drizzta" :P Nie wiem czy to akurat to, czego szuka ktoś od równouprawnienia, ale jest!
Fantastyka =\= głupota. W fantastyce jest magia, ale mafia też rządzi się jakimiś prawami mniej więcej stałymi i, przede wszystkim, nie ma wpływu na poziom narracji :-P
Dawno nie czytałam tak dobrej analizy :-D Uwielbiam ksioopka, mają jakiś lepszy "posmaczek".
Kuro,czemu ten Twój punkt jest tak późno?
Chomik
Kochana Armado, pięknie proszę - zanalizujcie kiedyś „Annę balerinę” Justusa Pfaue. To co prawda trzytomowy cykl, ale książeczki są tak cienkie, że razem stanowią ok. 600-stronicową powieść. Pierwsza część może być zbyt poważna i posiadać za mały procent lolkontentu, ale już od drugiej poziom absurdu i marysuizmu znacznie, znacznie rośnie ;)
Jak zwykle świetna robota, ale ja chyba wolałam starsze, lżejsze tematycznie analizy, teraz w prawie każdej dyskusji w komentarzach się schodzi an tematy feminizmu, toksyczności różnych koncepcji, rzekomego seksismu Sapkowskiego... Ja chyba wolałam głupkowate opka jakie teraz są na wattpadzie i trafne riposty niż takie poważniejsze analizy. No i jestem raczej konserwą, nie bijcie.
Co nie zmienia faktu, że analizatorzy jak zwykle stworzyli świetną krytykę z kilkoma kwikaśnymi momentami, do mnie zwyczajnie trafia raczej inny rodzaj analiz.
SPOILER
A mnie najbardziej brzydzi to, że tru loff Severo i Arienne zacznie się od gwałtu.Po prostu brak słów,ohydne i obrzydliwe...
Jeśli chodzi o Ciri to naprawdę mam żal do Sapkowskiego za przedstawienie w ten sposób związków homoseksualnych. Ciri z jednej strony sypia z Mistle i mówi o niej z miłością, z drugiej strony kilka godzin po swoim wyjeździe chce iść do łóżka z facetem, który jej ukochaną wysłał na śmierć, jednocześnie opowiadając o sobie wtedy po fakcie, jak o dziewicy. Po tym książki Sapkowskiego już mi na dobre zbrzydły, bo naprawdę nie widać w nich, że on nie przedstawia czegoś niezdrowego, tylko swoje własne podniety i prymitywne zdanie.
O matko. Myślałam, że to ja przeczytałam najbardziej szkodliwą, seksistowską i nielogiczna książkę w tym roku, ale się pomyliłam. Chylę czoła!
Chciałbym trochę powściągnąć to bardzo feministyczne spojrzenie na historię. Nie ze złośliwości, ale z chęci podjęcia zwyczajnej polemiki - mnie wcale nie razi feminizm, razi mnie za to brak poważania dla prawdy materialnej.
Ktoś wspominał wyżej o Joannie D'arc, jako o wojowniczce walczącej w bitwach. Joanna D'arc ani jednak nie walczyła, ani nie dowodziła armiami - była po prostu rodzajem symbolu, trochę na zasadzie chorągwi - i w tym tkwiła jej niebywale istotna dla wojska francuskiego rola. Dlaczego nie walczyła ani nie dowodziła? Ano dlatego, że nie posiadała żadnego wykształcenia w tym kierunku. Wbrew powszechnemu, współczesnemu przedstawieniu tej grupy społecznej, rycerze faktycznie byli kastą wojowników, ćwiczonych od dziecka przez lata w sztuce wojennej. Nie zostawało się rycerzem po prostu poprzez włożenie zbroi.
Pisano też o odnajdowanych grobach kobiet z mieczami - w istocie, takie są znajdowane, ale znowu - nie świadczy to o tym, że odnaleziono grób wojownika. Miecz jest symbolem władzy, kobieta ta mogła być na przykład osobą wyjątkowo ważną, poważaną i bogatą w danej społeczności - i zachęcam do znalezienia w internecie naukowych opracowań na ten temat. Hurraoptymistyczne teksty dziennikarzy o "pierwszych dowodach na kobietę wojownika" (sic! Cóż za europocentryzm!) nie są miarodajne i nie należy uznawać je za źródła wiedzy o historii.
Skąd w ogóle ta potrzeba udowodnienia, że kobiety też brały udział w wojnach? Przecież trudno przywołać inne bardziej destrukcyjne działania człowieka niż prowadzenie wojen. Dlaczego nie szukamy w historii innej jakości niż "kobiety były tak samo brutalne"?
PS: i, oczywiście - kobiety na polach bitew były, nie można mieć co do tego żadnych wątpliwości, choćby ze względu na zwykły rachunek prawdopodobieństwa, ale mamy też wystarczająco wiele dowodów na to z różnych kultur (zachęcam do poczytania o, na przykład, japońskich Onna-bugeisha). Przy czym nie było to zjawisko masowe, a za tym stoi wiele czynników, od czysto biologicznych (przeciętna kobieta jest fizycznie słabsza - w znaczeniu "mniej silna" - od przeciętnego mężczyzny. Czy stwierdzenie tego faktu to już seksizm?) po - oczywiście - społeczne.
Nie oznacza to, że kobiety obiektywnie są lub były gorsze od mężczyzn.
Przepraszam, że nie linkuję żadnych opracowań jako źródeł, ale jest sobota wieczór, a mnie się nie chcę tego robić do internetowej rozmowy, na którą już pewnie nikt nie spojrzy, bo pojawiła się nowa analiza.
Pozdrawiam!
Znaczy... wait... TO WYDANO???
E.
MrocznyWiewiór:
"Przepraszam, że nie linkuję żadnych opracowań jako źródeł, ale jest sobota wieczór, a mnie się nie chcę tego robić "
A dlaczego nie? Jeśli warto coś robić (np. komentować na blogu, powoływać się na źródła), to warto to robić dobrze. Czyli z podaniem tych źródeł, a nie na zasadzie coś tam gdzieś tam jest, ale sami sobie znajdźcie, bo mnie się nie chce. Dawaj te naukowe opracowania. Obiecuję, że przeczytam.
"Skąd w ogóle ta potrzeba udowodnienia, że kobiety też brały udział w wojnach?"
Z prawdy. Komentująca dużo wyżej użytkowniczka stwierdziła, że w średniowieczu kobiety nie mogły robić nic poza zadowalaniem mężczyzn, to jej odpisano, że nie, zajmowały się również innymi rzeczami, między innymi walką i są na to dowody. I tyle.
Aha: o tej broni znajdowanej w grobach to był mój komentarz. Dlatego spytam: czy są jakieś udokumentowane i niepodlegające wątpliwości przypadki włożenia broni do grobu osoby, która nigdy nią nie władała? (np. osobom duchownym?) Bo jeśli nie, to należałoby domyślnie przyjmować interpretację najprostszą: zmarłego chowano razem z jego rzeczami. A skoro znalazł się wśród nich miecz, to oznacza że zmarły nosił go za życia i używał albo był gotów używać. Inaczej zaczyna się dowodzenie kołowe: historycy sądzą, że kobiety w średniowieczu nie walczyły, a jeśli pochowano je z bronią, to nie dlatego, że walczyły, tylko z innego powodu, ponieważ kobiety nie walczyły, ponieważ historycy tak sądzą.
Prześlij komentarz