czwartek, 2 listopada 2017

341. Mistrz Biggus Dickus, czyli ciesz się, że nie szczekasz! (Klątwa przeznaczenia 2/?)

Drodzy czytelnicy!
Od razu w pierwszym zdaniu chcę ostrzec: w tej części czeka na Was rak. Podstawowy, fundamentalny rak tego ksiopka, można powiedzieć – rak założycielski. Ale jeśli to przetrwacie, to potem będzie już lżej.
O co chodzi? O pojawiającą się w powieści scenę gwałtu na głównej bohaterce (piszę od razu, bo może ktoś woli zostać uprzedzony). Przy czym zaznaczam: nie czepiamy się samego wystąpienia w książce motywu gwałtu. Ok, to brutalny świat, kobiety nie mają tam za wiele praw, rozumiemy. Chodzi jednakże o to, co z tego gwałtu wynikło; jak zostały przedstawione jego konsekwencje. Powiem tylko, że prawdopodobieństwo psychologiczne uciekło z podkulonym ogonem i teraz płacze w kątku.
Druga sprawa: autorki zarzuciły nam, że korzystamy ze spiraconego pliku (wytknęliśmy błędne używanie słowa “źrenice”, które w wersji papierowej zostało zastąpione przez “oczy”). Korzystaliśmy jednak z pliku legalnie dostępnego na Legimi, więc tu jest wtopa po stronie wydawcy. Co więcej! w trakcie dalszej lektury odkryłam (ja, Kura), że korekta objęła chyba tylko pierwsze 50-100 stron tekstu, bo inne wątpliwe miejsca, jakie na wszelki wypadek sprawdzałam w wersji papierowej, w niej również zawierały te same błędy.
No ale mówimy o Novae Res. Oni swoje pieniądze dostali już na dzień dobry, po co mieli się starać ponad niezbędne minimum?

Analizują: Kura, Vaherem, Kazik i Babatunde Wolaka

***
Arienne po całym dniu biegania z wiadrami po murach zabiera się właśnie do czyszczenia latryn, gdy wtem! przychodzi odsiecz w postaci Milady Caris, wzywającej ją pilnie do Mistrza Argusa. Okazuje się, że to tylko wybieg; Caris zabiera ją do własnych komnat, po drodze psiocząc na Severa i przewidując, że ten niedługo poleci ze swego stanowiska.


Do  Argusa  zaś  dochodzi  tyle  skarg  na  tego  Anturyjczyka,  że  nie  zdziwię  się,  jeśli  lada  moment  pozbędą  się  go  z zajmowanego  stanowiska.
Powiedziałabym, że nikt rozsądny nie pozbyłby się jedynego dostarczyciela kasy, no ale już wiemy, że władze Związku mają wszelki rozsądek głęboko tam, gdzie słońce nie dochodzi.

(...)

–  Z tego, co słyszałam  w dormitorium,  to  adeptki  nie  miałyby  nic  przeciwko  temu.  Bardzo  negatywnie  się  o nim  wypowiadały.
Aha, jak rozumiem, Caris podpuszcza naiwną Arienne, żeby ta doniosła jej, co się mówi wśród adeptek? Bo przecież nie będzie obrabiać tyłka Mistrzowi Związku przed jakąś smarkulą znikąd?

–  A ty  się  z nimi  zgadzasz?
Podchwytliwe pytanie, Arienne, uważaj!

Zastanawiając  się nad odpowiedzią,  przywołuję  obraz  pięknego  mężczyzny,  którego  spotkałam  tego  poranka  i jego  spojrzenia  na  mnie,  gdy  uniósł  mą  brodę,  aby  zajrzeć  mi  w oczy.  Czułam  wówczas,  że  moje  serce  chyba  przestanie  bić.  
Droga Caris, co prawda słyszałam o nim same złe rzeczy, ale NIE WYRZUCAJCIE GO, JEST TAKI PIĘKNY!

Bałam  się,  że  rozpoznawszy  mój  czar,  rozgromi  mnie  tak  jak  kapłana,  tymczasem,  próbując  przeniknąć  w głąb  mnie  tym  swoim  hipnotyzującym  wzrokiem,  którym  po  krótkiej  chwili  tak  nieoczekiwanie  uciekł,  zaintrygował  mnie.  
Mujborze, pokonała go w pojedynku na spojrzenia.
Skoro już w poprzedniej analizie ustaliliśmy, że Arienne patrzyła wtedy takim wzrokiem:

giphy.gif
https://media.giphy.com/media/iHcRqdoTI3MZO/giphy.gif
To ja się nie dziwię, że się chłop przeraził.

Co  takiego  zobaczył,  że  odwrócił  spojrzenie?  Czyżby  w tym  krótkim  zetknięciu  naszych  źrenic [ta metafora brzmi co najmniej niekomfortowo] [i tu, proszpaaa, w wydaniu papierowym też są “źrenice” a nie “oczy”] zdążył  odczytać,  że  obnażenie  mnie  będzie  gorszą  karą  niż  chłosta?  Wzdrygam  się  na  samo  wspomnienie  tego  wydarzenia.
Arienne jest niewinna i wstydliwa; zapamiętajmy.
A chłostać to ją chcieli przez ubranie? Pffff.

–  Myślę,  że  jeżeli jego celem  jest  wzbudzanie  postrachu,  to  bardzo  skutecznie  dobiera  metody,  żeby  to  osiągnąć.

Arienne zostaje odesłana do swego dormitorium po czyste ubranie; w sypialni spotyka Doris.

–  Co  się  stało  z twoimi  włosami?  –  Pamiętam  przecież,  że jeszcze wczoraj  rozczesywała  swe  kasztanowe  pukle  przed  spaniem.
–  Nie  zgrywaj  idiotki.  –  Muskularna  dziewczyna  przysiada  na  swoim  sienniku  i zdejmuje  długie  buty.  Jej  głowa  jest  praktycznie  łysa  i oszpecona  ranami.  –  Wszyscy opowiadają  o tym,  jak  zaatakowałaś  Mistrza  Severa.  I nie  wypieraj  się,  ty  kretynko!  Co  ty  sobie  w ogóle  wyobrażałaś?!  Że  zwyciężysz  niepokonanego?!
Szkoda, że nie widzieli, jak staruszek Wilbur go załatwił.

 Z takimi  marnymi  warunkami?!  Ja  jestem  tu  już  od  sześciu  lat  i nie  miałam  nawet  szansy  brać  udziału  w jego  treningach.
A kiedy miał je prowadzić, skoro ciągle jest w rozjazdach, zarabia na cały Związek i jeszcze zabawia cesarski dwór?
 
A ty  ledwo  wczoraj  przybyłaś  i już  miałaś  z nim  potyczkę!
Doris powinna nosić taką przypinkę:
https://img0.etsystatic.com/112/0/5916730/il_340x270.949965622_415l.jpg


(...)
Dziewczyna ciska  brudnymi  butami  w kąt.  Łzy  pojawiają  się  w jej  oczach.
–  Ścięto mi włosy,  bo  według  mego  trenera  tylko  spowalniały  moje  ruchy  w walce  mieczem.  I jak  Mistrz  Walk  ma  teraz  zwrócić  uwagę  na  mnie,  skoro  wyglądam  jak  strach  na  wróble?!
Hm… trener kazał jej ściąć włosy, a nie pomyślał o zmianie obcisłej sukni na jakiś praktyczniejszy strój?
Severo powinien dać przykład i też zgolić swoje kruczoczarne pierścienie. Zresztą… trenerowi zabrało sześć lat dojście do wniosku, że długie włosy przeszkadzają Doris?


Doris zauważa jeszcze wstążkę Severa przywiązaną do łańcuszka medalionu Arienne, więc czarodziejka oddaje ją, by poprawić dziewczynie humor, a następnie wraca do komnat Caris.

(...)

Nagle jedne  z kilku  umieszczonych  w ścianie  ogromnych,  rzeźbionych  w mahoniu  drzwi  
Mahoniowe drzwi, łiiii! Odhaczamy bingo!

otwierają  się  gwałtownie  na  korytarz,  do  którego  wkracza  Arienne.  Bardzo  szczupły,  wysoki  blondyn  zatrzymuje  się  pod  olbrzymim  kandelabrem,  w którym  pali  się  zaledwie  kilka  świec.  Ich  skąpy  blask  wystarczy  jednak  w zupełności,  by  odsłonić  krew  na  rękach  i przedramionach  mężczyzny.  Na  jego  wąskiej  piersi  migocze  srebrny  medalion  z wizerunkiem  galopującego  Rumaka.
*sprawdza w ściagawce* Ok, to Eston, Mistrz Jeździectwa.
Zostawmy na chwilę wydarzenia w ksiopku i zastanówmy się nad tytułem Estona. Mistrz jeździectwa… co właściwie robi mistrz jeździectwa? Czy to tylko dumny tytuł dla zwykłego koniuszego? A może w tamtejszym świecie organizuje się zawody jeździeckie, gdzie można wygrać konkretny pieniądz (w takim razie Estonowi kiepsko idzie, skoro na wszystko zarabia Sevcio), a może mistrz organizuje aukcje niczym w Janowie Podlaskim? Po drugie… jak nieprawdopodobnie musi być upierdliwe życie kogoś, kto zajmuje się końmi w Ravillonie. Czy one mają tam jakiś wybieg chociaż? Czy na dłuższą przejażdżkę trzeba ładować je na łodzie/statki i płynąć na brzeg jeziora? A może stajnie znajdują się na brzegu i w takim razie Eston po każdą pierdołę musi wiosłować w jedną i drugą stronę?
Ravillonowi brakuje mostu. Ja wiem, niezdobyta twierdza, ponure zamczysko, pełne emocji zbliżanie się łódki do ponurych murów (najlepiej w nocy!), ale życie tam musi być cholernie upierdliwie. Serio, mosty się przydają.
Może tytuł Mistrza Jeździectwa zdobywa ten, kto specjalizuje się w ujeżdżaniu nietypowych zwierząt. Jeży na przykład.
Wtedy byłby Mistrzem Jeż-dziectwa.
Vahu, coś wspominałeś, że stroje projektował im ten sam artysta, co w achajoversum? ;>
Ouch. Więc życie Estona jest jeszcze gorsze niż mi się z początku wydawało.

(...)
–  Nie  mogłem  się  powstrzymać,  by  jeszcze  raz  na  niego  nie  spojrzeć!  Niezapomniany  widok!  Marzyłem  o tym  od  czasów,  gdy  trafiłem  do  niego  na  nauki!  –  Chichocząc, wychodzi z komnaty  niski,  krępy  brunet  noszący  medalion  z podobizną  Sroki.  Wpycha  w ręce  towarzysza  czarny  kaftan,  po  czym  sam  zaczyna  wdziewać  własny.  Mimo  że  czyni  to  bardzo  szybko,  można  dostrzec  krwawe  ślady  także  i na  jego  dłoniach  oraz  kropelki  krwi  spływające  po  jego  włosach  i twarzy.
Dżizas, co oni tam robili? Jakąś rzeźnię nr 5?
Kręcili film Quentina Tarantino.

man_file_1057381_marvin-death.gif

–  Ja  też!  –  Blondyn  również  nie  kryje  wesołości,  patrząc,  jak  jego  kompan  pospiesznie  zamyka  ogromne  wrota [wrota to mogą być od stodoły, komnaty jednak miewają drzwi].  –  Ale teraz  chodźmy  stąd  jak  najprędzej,  nim  zjawi  się  któryś  z jego  pobratymców!
Znaczy, rodaków? W Ravillonie trwają jakieś zamieszki na tle narodowościowym?

Obaj już  mają  ruszyć  korytarzem,  gdy  w półmroku  dostrzegają  nieoczekiwanego  intruza.
Intruzi zwykle są nieoczekiwani, inaczej nie byliby intruzami.

–  Ty!  Jak  tu  się  dostałaś,  smarkulo?!  –  Wysoki Związkowiec  wskazuje  w stronę  dziewczyny  kościstym  palcem.
–  Co  tu,  do  cholery,  robisz?!  Ta  część  Ravillonu  należy  do  Mistrzów!  A za  wdarcie  się  do  niej  karzemy  wyłupieniem  oczu!  –  wykrzykuje rozwścieczony  Gritton.
Khę, a Caris kazała jej ot, tak po prostu przyjść? A to podstępna żmija!

–  Mówiłem  ci,  że  za  długo  się  z nim  zabawialiśmy  –  wyszeptuje do  niego  towarzysz.
–  Milcz,  Estonie!  Zaraz  rozwiążemy  ten  problem.  –  Brunet gwałtownie  rzuca  się  ku  czarodziejce  i z potężną  siłą  ją  policzkuje.  Gdy  ofiara  upada  na  ziemię,  syn  Wilbura  podrywa  ją  znów  na  nogi  i już  chce  ponownie  uderzyć,  lecz  jasnowłosy  mu  przerywa:
–  Poczekaj!  To chyba  jest  ta  mała,  którą  wczoraj  przyjęliśmy.
–  Jaka  mała?!  –  Gritton prostuje  się,  by  wydać  się  wyższym.  Nie  zmienia  to  faktu,  że  od  nowicjuszki  dzieli  go  jedynie  kilka  centymetrów  wzrostu.
Ojoj, kompleksy Grittona muszą być boleśniejsze od hemoroidów.

–  No,  ta,  od  Tarlena!  –  Eston  chwyta  magiczkę  boleśnie  za  brodę  i przygląda  jej  się  w skąpym  świetle  kandelabru.  –  A jakże!  To  ona!  Wieprzek  Tarlen,  nie  słyszałeś?!  –  Wybucha śmiechem,  puszczając  twarz  dziewczyny.
Co tu się… czy Arienne zamieniła się w kukłę? Krzyczą na nią, dostaje plaskacza, upada, podnoszą ją i nic, żadnej reakcji! Udaje martwą, licząc, że w ten sposób dadzą jej spokój?
Jak zaskroniec. Oby zaraz nie opróżniła gruczołów.

Gritton mruży  krótkowzroczne  oczy,  by  lepiej  widzieć.
–  Nie było  mnie  na  Zgromadzeniu.
–  Żałuj!  –  wciąż  śmieje  się wysoki Mistrz.
–  To  nie  zmienia  faktu,  że  nas  widziała!  –  syczy  Gritton,  ledwo  panując  nad  złością.  –  Co tu  robisz,  dziewucho?!
Dotykam dłonią  obolałego  policzka  i cofam  się  o krok.  Przestraszona  czuję,  jak  ciężko  przechodzi  mi  głos  przez  gardło:
–  Zmierzałam  właśnie  do  komnaty  Milady  Caris,  Mistrzu.
I nagle zmiana narracji i nasza bohaterka odżywa!
A wiesz, dlaczego? Bo postać Arienne pisana jest przez jedną autorkę, tę, która posługuje się narratorem pierwszoosobowym. Druga najwyraźniej się nie wtrąca.
Cóż, uprzedzałaś, że Imperatyw Narracyjny wyłącza supermoce Arienne. Ale pierwszy raz widzę, żeby wyłączył się cały bohater.

(...) Zabierz ją  do  Caris.  Niech  ta  mała  nie  włóczy  się  tutaj  dłużej  i nie  węszy  jak  pies,  a ja  pójdę  zdać  relację  z naszego  zadania.
I tak o, puszczają ją wolno? Nic nieznaczącą adeptkę, której śmierci – jak mogą przypuszczać – nikt by nie zauważył, a która właśnie przyłapała ich na jakiejś zbrodni?
Z drugiej strony może po prostu pomyśleli, że i tak nikt nie posłucha takiej nic nieznaczącej adeptki?

Po tych  słowach  Związkowiec  oddala  się,  za  to  Gritton  stoi  przede  mną  i przygląda  mi  się  przez  chwilę  w milczeniu.  Mężczyzna  chyba  nie  ma  żadnych  umiejętności  magicznych,  gdyż  bez  problemu  dostaję  się  do  jego  umysłu  i z zawstydzeniem  słyszę,  jak  krytykuje  mój  wygląd.
Szkoda wielka,  bo  jako  jedna  z nielicznych  tu  nadawałaby  się  pod  względem  wzrostu,  jednak  ten  odór,  włosy  w nieładzie,  brudne  dłonie  i staroświecki  ubiór…  Ohyda!  To  nie  jest  partnerka  godna  Wielkiego  Skarbnika  Związku!
...a Gritton nawet w myśli wyraża się długimi, nadętymi i napuszonymi zdaniami. Poza tym, dlaczego niski facet nie mógłby mieć upodobania właśnie do wysokich i bujnych kobiet?

Btw, w scenie na dziedzińcu Gavin rozmawiał w myślach z Severem; czy to oznacza, że Mistrz Siły ma też umiejętności magiczne?

(...)

Tymczasem w komnatach Caris zebrały się inne Miladies (Taida, Zoe i Nukki), plus jeden… hmmm, Milord? (Orsen, kochanek Mistrza Etykiety, Moru), aby zająć się Arienne i przygotować ją do uczty, która ma się odbyć następnego dnia. Caris chce przedstawić ją Mistrzom, aby któryś z nich mógł ją sobie wybrać jako Milady; w ten sposób zamierza dotrzymać słowa danego Tamirze, że będzie się opiekować dziewczyną.
(Tu nasuwa się pytanie: czy Tamira poinformowała ją, że Arienne się ukrywa i potrzebuje dyskrecji? Bo jak za chwilę zobaczymy, cała akcja nie ma z dyskrecją nic wspólnego, przeciwnie – jest wystawieniem dziewczyny na świecznik.)
Gdyby Arienne była postacią z gry komputerowej, to cały czas padałby na nią snop światła, a nad głową wisiałby wielki, wielki wykrzyknik.
Oczywiście, nie może się obejść bez obgadywania Severa, który, jak się okazuje, nie mając oficjalnej kochanki, korzysta czasami, za przyzwoleniem innych mistrzów, z ich kobiet.

–  Ja  tam  lubię  jego  wizyty  –  odpowiada  ponętna  blondynka.  –  I co  z tego,  że miewam odmrożenia  na  ciele,  gdy  w miłosnym  szale  przestaje  kontrolować  swą  moc,  skoro  w pełni  rekompensują  mi  to  wymiary  jego  przyrodzenia!
Rozumiem, że jej nie zostawia po seksie skrwawionej, poniżonej i pobitej?
Inni mistrzowie na pewno są zadowoleni, gdy ich partnerki wracają odmrożone i jeszcze ciągle wspominają o wielkim przyrodzeniu mistrza walki.

–  No  tak.  W końcu  ma  między  nogami  sławnego  na  cały  Kontynent  Lodowego  Olbrzyma,  ha,  ha,  ha  –  stwierdza najstarsza  Milady,  a całe  towarzystwo  wybucha  śmiechem.
Odmrożenia pochwy? Ja dziękuję...
A może Severo zarabia na Związek, jeżdżąc od jednego krańca świata do drugiego, demonstrując za opłatą swojego siusiaka?
Jest Mistrzem Walki, może po prostu używa go zamiast broni.

Ogólną  wesołość przerywa po  chwili  głos  Orsena:
–  Wracając  jednak  do  naszej  małej,  to  ciężko  będzie  jej  kogoś  tu  znaleźć.  Widać,  że  ma  niespotykaną  w Ravillonie  urodę,  
Mam wrażenie, że o przyjęciu kobiety do Ravillonu decydowały nie tyle jej umiejętności, co gust egzaminatora (preferowane cycate blondynki).
W sumie ciekawe, że (jak pokazała poprzednia analiza) faceci byli przyjmowani prawie  wszyscy jak leci, nawet tacy którzy w życiu nie trzymali broni w ręce. Kobiety zaś muszą zaimponować mistrzom umiejętnościami, a i tak albo biegają z wiadrami po wychodkach twierdzy, albo grzeją mistrzowskie łoża.
Coś tu jest bardzo bez sensu.
Hm… to akurat dość typowy przykład traktowania kobiet w “męskich” zawodach :/

ale  nie  wiem,  czy  dysponujemy  godnym  jej [niej] kandydatem.
Kandydat był godny jej wdzięków.
Kandydat był godny niej.

(...)
–  Może  Ven?  –  Caris  nie  daje  za  wygraną.  –  To czarodziej,  a Arienne  włada  magiczną  mocą…
–  Wątpię,  by  w ogóle  był  zainteresowany  –  przerywa  jej  Zoe.  –  Jak wiecie,  Blanka  jest  o niego  potwornie  zazdrosna,  a Mistrz  Magii,  ze  swym pokojowym  nastawieniem,  nie  chce  prowokować  jej  gniewu (hmmm…).  Poza  tym  on  świata  nie  widzi  poza  swoim  Laboratorium  i dziwacznymi  eksperymentami,  a tam  niewiasta  zdaje  się  być  zbędną.
W takim razie po co mu ta Blanka?
Opierając się na późniejszych występach tej postaci, przedstawiam następującą teorię: Blanka jest wynikiem eksperymentów mających na celu wykreować kobietę z idealnym cycem. Ven zbyt późno zdał sobie sprawę, że stworzył Potwora.

–  A Harold?  Pasowałby  wiekiem  do  Arienne.  Ma  dwadzieścia  pięć  lat,  jest  przystojny,  szarmancki,  zna  się  na  magii  i ziołach…  –  Rudowłosa kobieta rozpływa  się  nad  cnotami  kolejnego  kandydata.
–  Ale  to  potworny  bufon!  –  pada natychmiast  odpowiedź  mężczyzny.
–  I szybko  się  nudzi  swymi  partnerkami!  –  dorzuca  Zoe.  –  Miał  już  kilkanaście  Milady (to słowo ma liczbę mnogą, naprawdę!),  a przecież jest Mistrzem  dopiero  od  roku!
Zapamiętajmy uwagi o Haroldzie, ok?

–  Argus  nie  zechce  takiej  młódki,  zresztą  od  lat  jest  wierny  tylko  tobie,  Caris,  samo  myślenie  o Grittonie  to  porażka,  choć  wiem,  że  chciałby  się  pozbyć  swej  Milady,  gdyż  jest  dla  niego  zbyt  wysoka.
Naprawdę nie ma przepisu, że niski mężczyzna może lubić tylko niskie kobiety. Wszystkie żony Toma Cruise’a były od niego wyższe.
Ale weź, przecież to wątek KOMICZNY. Ma być ZABAWNY.
Btw, Gritton i jego ojciec dysponują olbrzymim majątkiem Związku. Czy to tak trudno użyć go do znalezienia i ściągnięcia do Ravillonu kobiety o odpowiednim wzroście? Chyba tak, skoro Gritton wałęsa się po korytarzach twierdzy i tylko narzeka, że ta nie, bo za wysoka, ta za brzydka…

Eston  nie  ma  fena  przy  duszy.  Wystarczy,  że  pożycza  pieniądze  na  Vickę.  Przez  to  stał  się  zausznikiem  Eminencji  i nie  budzi  już  niczyjego  zaufania,  Womar  zaś  to  pijaczyna  i impotent…  –  wylicza Taida.
Skoro utrzymanie Milady kosztuje, a większość Mistrzów nie ma pieniędzy i nie zarabia, czy to znaczy, że Wilbur wypłaca im zasiłki? Program Milady+?
To już Dumbledore jest cwańszy, bo becikowe wypłaca Ministerstwo.
(...)

Arienne dostaje jeszcze ostrzeżenie, że ośmieszanie Mistrzów może kosztować ją życie, a najgorszy pod tym względem jest Severo...

Arienne,  pozyskaj  sobie  przychylność  jednego  z nich…
–  Byle  nie  tego  karła,  Grittona  –  wcina się  Zoe.
–  Lub  bawidamka  Harolda  –  wtóruje jej Orsen.
–  …owiń go sobie  dookoła  palca,  a nikt  już  nigdy  nie  każe  ci  wykonywać  żadnych  irracjonalnych  ćwiczeń  czy  czyścić  wychodków.  Zostaniesz  panią,  będziesz  mieć,  co  zechcesz,  a przede  wszystkim  staniesz  się  nietykalna  i bezpieczna [Ahahaha. Czytajcie dalej, a zrozumiecie co budzi moją wesołość].  Dostęp  do  ciebie  będzie  miał  wyłącznie  twój  patron.
Dostaniesz majtki blaszane, na kod szyfrowane.

(...)

–  Arienne jest  przecież  w takim  wieku,  że  musiała  mieć  już  mężczyznę,  więc  na  pewno  okiełzna  i samego  Mistrza  Walk.  Skoro  mu  się  podoba,  to  nie  widzę  problemu.  On  jest  najbogatszym  z Mistrzów  i jako  jedyny  z nich  ma  tytuł  szlachecki,  bo  przecież  Eminencja  został  go  pozbawiony.  Poza  tym  jest  ulubieńcem  królów!
I ma Lodowego Olbrzyma! Największego w całym Związku! Ba, w całym cesarstwie!

(...)
–  A nie  można  tu  tak  po  prostu  ćwiczyć  i zdobywać  kolejne  stopnie  wtajemniczenia  w danej  dziedzinie?  Z pewnością  jest  jakiś  wybór?  –  Biorę  ręcznik  i zaczynam  się nim wycierać.
–  No,  wybór  jest  dosyć  prosty  –  beztrosko  rzuca  Taida.  –  Albo  wybiera  cię  któryś  z Mistrzów  i nie  martwisz  się  już  o nic  ponad  to,  żeby  sprawić  mu  przyjemność,  albo  pozostajesz  sama  i reszta  Związkowców  używa  sobie  ciebie  do  woli,  ani  myśląc  o twoich  przyjemnościach.  Jeżeli  zostaniesz  wybrana,  nikt  inny  cię  nie  tknie.  To  prawie  tak,  jakbyś  wyszła  za  mąż.  
A zatem wszystkie kobiety w zamku, oprócz metres samych Mistrzów, mogą być bezkarnie gwałcone przez każdego, komu tylko przyjdzie ochota. Czy Tamira wiedziała o tym, wysyłając tam swoją podopieczną? Była w kontakcie z Caris, więc mogła – powinna! – wiedzieć.
Czyli byle związkowiec może “poużywać” sobie na przykład Doris? Jakoś sobie tego nie wyobrażam…
Doris jest najwyraźniej jedyną kobietą w tej mordowni, która przyszła tu uczyć się bić - wyjątek od reguły. Cała reszta ani nie umie czarować, ani wymachiwać bronią, cały swój czas poświęcając na to, by dobrze wyglądać w skąpych sukienkach, więc… Ciekawe, czy są kary dla związkowczyń za okaleczenie lub zabicie w obronie własnej.

Z tym  że  musisz  starać  się  bardziej  niż  przeciętna  żona,  gdyż  Mistrz  zawsze  może  sobie  wziąć  młodszą,  ładniejszą,  a ciebie  odesłać  do  Podziemi.  
Znaczy, jak się nie odwrócisz, dupa z tyłu.


Arienne lekko panikuje na myśl, że musiałaby sypiać z Mistrzem i usiłuje wymyślić sposób, jak tego uniknąć (W takim układzie wiecznie napruty impotent Womar wydaje się całkiem atrakcyjną ofertą…); tymczasem Miladies szukają dla niej odpowiedniego stroju.

–  Ależ  te  suknie  dworskie  są  bardzo  niewygodne!  Wystarczy,  że  musimy  je  zakładać  na  zajęcia  z Mistrzem  Etykiety.  Nie  każ  jej  tego  nosić  przez  całą  ucztę!  Przecież  ten  krój  krępuje  ruchy,  nie  mówiąc  o tym,  że  zakrywa  praktycznie  wszystko!  Jak  więc  Arienne  ma  się  w tym  spodobać  Severowi?  –  Roznegliżowana blondynka przeszukuje  inny  z kufrów,  w którym  coś  pobrzękuje.
–  Ach,  choć  jesteś  chodzącym  gejzerem  erotyzmu,  mało  wiesz  o mężczyznach,  kochana  Zoe!  –  Orsen  podaje  Arienne  ubiór  przez  parawan  i każe  przymierzyć.  –  Wszakże  najbardziej  pociągające  jest  to,  co  niewidoczne  dla  oka.  Z tobą  i Gavinem  może  być  inaczej,  gdyż  już  znasz  jego  gusta  i wiesz,  co  mu  się  podoba.  –  Wskazuje  na  zwiewny  negliż dziewczyny.  –  Ale myślę,  że  dla  naszego  Severa  bardziej  intrygująca  będzie  tajemnicza  młoda  dama  niż  kolejna  kopia  typowej  mieszkanki  dormitorium.
No ba, przecież wiemy, że Arienne to wyjątkowy płateczek śniegu, nie taka, jak te wszystkie inne kobiety, co się nie szanują i noszą dekolty do pępka.


(...)
–  Podwyższony  stan,  dekolt  karo,  delikatne  bufki  na  ramionach  i długie,  rozszerzane  przy  nadgarstkach  rękawy  –  to chyba  suknia  poranna,  prawda?
Najbardziej stosowna na ucztę, która ma się odbyć w środku nocy.
Ale jeśli uczta przeciągnie się do rana, to będzie jak znalazł!
Wygląda mi to na suknię w stylu empire. Ostatnia rzecz, jaka mogłaby krępować ruchy!

–  Och,  widzę,  że  mamy  eksperta!  –  Orsen  wykrzykuje  z entuzjazmem.  –  Co prawda  jest  to  kreacja  z poprzedniego  sezonu,  gdyż  teraz  w Fenis  noszą  bardziej  rozkloszowane  spódnice,  a odcięcie  sukni  w pasie,  a nie  pod  biustem,  ma  podkreślać  smukłość  talii,  jednakże  nie  zmienia  to  faktu,  że  wyglądasz  w tym  zjawiskowo!  A tobie  jak  się  podoba?
No oszywiście, bo przecież jak gej, to musi się doskonale znać na modzie i damskich fatałaszkach.

(...)

Wszystko dla  mężczyzn!  Powoli  dociera  do  mnie,  że  nie  mam  innego  wyjścia,  jak  pójść  na  tę  ucztę  i zrobić,  co  w mej  mocy,  by  znaleźć  odpowiednią  protekcję.
–  Pozwolisz,  Milady,  że najpierw przyjrzę  się  Związkowcom,  a potem  zadecyduję?
A gdy  rudowłosa kobieta potwierdza  skinieniem  głowy,  oddycham  z ulgą.  Teraz  mam  całą  noc,  aby  wymyślić  sposób  na  to,  by  ten,  którego  wybiorę,  w niczym  mi  nie  uchybił  i pozwolił  na  swobodne  poszukiwania  Księgi.
Aha. Jak widać, autorkom zmieniła się koncepcja: Arienne już nie szuka w Ravillonie schronienia przed niebezpieczeństwem.
*Kręci głową w milczeniu*

***


Gavin,  potężny  i wściekły, wpada do  komnaty.  Jego  świetnie  umięśnione  ciało  paruje  od  wrzątku  w zetknięciu  z zimnym  powietrzem,  które  uderza  go  we  wnętrzu  pomieszczenia.  Jedynie  skąpy  ręcznik  zakrywa  mu  biodra.  Mężczyzna  nie  ma  na  sobie  nic  więcej.
To drugie zdanie to tak dla podkreślenia, żeby czytelnik był absolutnie pewny, że pod ręczniczkiem nie ma trzech par gaci i szydełkowego ocieplacza na przyrodzenie.
(...)

–  Severo!  Gdzie  ty  się,  do  cholery,  podziewasz?!  –  ryczy,  otwierając  mahoniowe  drzwi  z trzaskiem.  –  Wiesz,  która  godzina?  Jest  po  północy!  Zamarzłem  w bali,  czekając  na  ciebie,  a cała  kolacja  już  dawno  wystygła,  podobnie  jak  i moje  kobiety!
Gavin czekał na Severa… nago… w balii?
Yaoiland! No dobra, nie ma chyba w tym nic dziwnego. Choć z drugiej strony, nie zdziwiłbym się gdyby siedział tam w ręczniku.
Poza tym, skoro zamarzł, czekając, to czemu jego skóra paruje od wrzątku?
Bo się tak zdenerwował!
To był ten słynny góralski zimny wrzątek.
giphy.gif
https://media.giphy.com/media/13tgC47dSJbamc/giphy.gif
A w ostatnim wagonie tego trainwrecka przewożono dawno wystygnięte kobiety...

Tymczasem okazuje się, że komnata Severa jest rozbebeszona, wszystkie cenne przedmioty zniknęły, a sam Severo leży na podłodze, ciężko pobity i nieprzytomny.  Gavin zanosi go do komnat Vena, Mistrza Magii.

(...)

–  Severo?!  Na  bogów!  Szybko,  Gavinie!  Wejdź  i połóż  go  na  łożu!  Blanko?  –  Czarodziej  zwraca  się  do  kobiety,  która  wpółleży  na  posłaniu,  kryjąc  swą  nagość  pod  cienką  materią  prześcieradła.  –  Musisz wrócić  do  siebie.  Wybacz,  najdroższa!
Ha, więc Ven ma jednak jakieś życie poza laboratorium.

Powoli i niespiesznie  blondynka  opuszcza  pokój.  Wyraźnie  niezadowolona,  że  przerwano  jej  sen  w ramionach  Mistrza,  na  złość  mężczyźnie  zrzuca  okrycie  i całkiem  naga  przechodzi  przed  Gavinem  wciąż  trzymającym  nieprzytomnego  Severa  na  rękach.  Obdarza  olbrzyma  pełnym  pogardy  wzrokiem [spojrzeniem],  odrzucając  z biustu  sięgające  pasa  złociste  loki.  Prezentuje  przy  tym  doskonałą  krągłość  swych  piersi.  Mimo  iż  Ven  podaje  jej  szlafrok,  ona  odtrąca  jego  dłoń  i obrażona  bez  słowa  wychodzi,  zostawiając  Związkowców  samych.
Zła kobieta – odhaczyć.
(I co, ma zamiar wrócić do siebie – nago?)
Znając charakterek Blanki, pewnie stoi z okiem przyklejonym do dziurki od klucza i dyszy z zazdrości, bo pobity do nieprzytomności Sevcio to tylko pretekst dla Gavina, żeby dostać się do sypialni jej chłopa i już, zaraz, lada moment zaczną się dzikie gejseksy.
Poszła do siebie, czy zagląda przez dziurkę od klucza, nieważne! Mogę tylko myśleć o tym, jak bardzo jest jej zimno w tych starych i zawilgoconych murach twierdzy. Brrr.
(...)

***

Następnego dnia o północy na dziedzińcu zaczyna się uczta, podczas której, między innymi, Arienne ma zostać zaprezentowana Mistrzom. Obecni są wszyscy mieszkańcy zamku.
Na tym dziedzińcu wysypanym żwirem? Cóż, widać to jedyne miejsce w Ravillonie, które się do tego nadaje. Ach, gdyby tak mieli jeszcze, ja nie wiem, może Wielką Aulę?
No. Taką z amfiteatralnie schodzącymi siedzeniami, żeby wszyscy pozostali mieszkańcy zamku nie musieli tłoczyć się na stojąco na krużgankach.
(...)

Sam  plac  znajduje  się  bezpośrednio  pod  niebem,  które  o tej  porze  wieczoru  ma  odcień  granatu,  a pierwsze  gwiazdy  rozniecają  na  nim  swój  odległy  blask.
Słońce musi tam wyjątkowo późno zachodzić, skoro jesienią o północy niebo jeszcze jest granatowe i dopiero pojawiają się pierwsze gwiazdy.
I wyjątkowo późno wschodzi, skoro na porannym treningu potrzebowali pochodni.
Może co roku przechodzili na czas zimowy, bo to tak przyjemnie pospać o godzinę dłużej, a potem zapominali wrócić na letni.

(...)
Ceremonia rozpoczyna się od odśpiewania przez wszystkich zgromadzonych hymnu Związku.
Sojuz nieruszymyj riespublik swobodnych...


–  Większość  zwrotek  to  totalny  nonsens!  –  po  cichu  komentuje  Zoe,  zajmująca  krzesło  obok  kochanki  Tessiego.  –  Na przykład  waleczne  wyczyny  Mistrza  Żeglugi.  Odkąd  tu  jestem,  on  nie  opuścił  Ravillonu.  Jeśli  zaś  w ogóle  wypływa  gdzieś  łodzią,  czyni  to  tylko  wokół  Twierdzy,  by  pod  pozorem  łowienia  ryb  zaprawiać  się  winem  bezkarnie  i bez  świadków,  choć  i tak  wszyscy  znają  prawdę.  Jeszcze  się  nie  zdarzyło,  by  wrócił  z połowu  z pełnymi  sieciami [bo jest, kuźwa, Mistrzem Żeglugi, nie Rybactwa].  Poza  tym  nigdy  nie  zapuszcza  się  na  stały  ląd,  więc  bohaterskie  batalie,  o których  mowa  w pieśni,  są  wyssaną  z palca  bzdurą.
Znaczy, Mistrzowie nie są tak bardzo mistrzowscy, hm…

Tu nasuwa mi się taka refleksja: Związek nazywany jest również Świętą Organizacją, ale nigdzie nie znajdziemy ani pół wzmianki o jakichś bóstwach czczonych przez Związkowców czy odprawianych przez nich ceremoniach religijnych. Najbliżej ceremonii religijnej byłoby chyba to właśnie odśpiewanie hymnu – ale jego treść mówi wyłącznie o bohaterskich czynach obecnych Mistrzów. Wygląda na to, że jeśli Związkowcy kogoś czczą – to samych siebie.
Mam wrażenie, że ta “świętość” odnosi się do cnót przyświecających członkom, którzy odcinają się od swojej grzesznej przeszłości i poświęcają ziemskie przyjemności na rzecz samodoskonalenia oraz dobra wspólnoty. Jak teraz jest, każdy widzi, ale w retrospekcjach Stary Porządek to surowe, ponure dziadki syczące na widok kobiet.

Po odśpiewaniu hymnu, na dziedziniec wchodzą kolejni Mistrzowie, a ich Miladies, zgromadzone przy osobnym stole, przedstawiają ich Arienne. Darujemy sobie; niech wystarczy ściągawka zamieszczona w poprzedniej części.



Nukki narzeka na Severa:
Wczoraj,  gdy  liczyłyśmy  na  miłosne  zapasy  z jego  Olbrzymem,
Z dużej litery? Olbrzym to oficjalna nazwa sevciowej kuśki? Może jeszcze cesarz nadał mu prawo do takiego nazywania przyrodzenia wraz z tytułem szlacheckim?
NIE CHCĘ WIEDZIEĆ, co było w herbie Severa…
I chyba już wiem, jak na cesarskim dworze mówią na Sevcia…


Severo  nawet  nie  raczył poinformować  o odrzuceniu  naszego  zaproszenia.  Nie  przychodząc  na  kolację  u Gavina,  upokorzył  mnie  i Zoe.
Khę, Gavin znalazł nieprzytomnego Severa dobę wcześniej! Nic nie powiedział swoim kochankom? Cały zamek plotkował o wyczynach Arienne, a nikogo nie zainteresowało, że ktoś ciężko pobił jednego z Mistrzów?
Tam jednego z mistrzów! Przecież to legendarny Mistrz Walki!
Ba, wiemy, że atak na Mistrza jest surowo karany. Eminencja powinien przynajmniej dla pozoru wszcząć jakieś śledztwo w tej sprawie! A że przy okazji osłabi pozycję Severa, pokazując, że wcale nie jest takim niezwyciężonym Mistrzem Walk, to dla niego tylko dodatkowa korzyść.


Arienne usiłuje czytać w myślach Mistrzów, by zdecydować, kogo wybrać na swojego protektora, ale…


Rozglądam  się  dookoła,  szukając  odpowiedzi  na nurtujące  pytanie,  gdy  nagle  w moim  umyśle  rozbrzmiewa  nieoczekiwanie  donośny  głos,  który  każe  mi  pochylić  głowę,  gdyż  swą  mocą  zadaje  mi  ból:
Ani się  waż,  suko!  Spory  między  Mistrzami  pozostają  między  nimi,  podobnie  jak  ich  czyny,  sekrety  i myśli!  Spróbuj  raz  jeszcze  wedrzeć  się  w umysł  któregoś  z nas,  a jeszcze  tej  nocy  zostaniesz  ścięta! (A czemu to nie od razu? Tak dla przykładu i urozmaicenia imprezy?) – Eminencja przez  moment  wbija  w czarnowłosą  dziewczynę  wzrok,  a jego  kamienna  dotychczas  twarz  wykrzywia  się  w grymasie  wściekłości.
Czuję, jak mój  niepokój  narasta.  Ten  mag  wyczuł  moją  moc!  I jeszcze  mi  zagroził,  czym  unicestwił  właśnie  mój  plan  dowiedzenia  się  czegoś  o Mistrzach  z najbardziej  wiarygodnego  źródła  –  od  nich  samych.  
Arienne trafiła do Ravillonu prosto z planu “Trudnych spraw”, gdzie nabrała nawyku objaśniania widzom jeszcze raz własnymi słowami tego, co przed chwilą zobaczyli na ekranie.

(...)

Piękny  uśmiech!  I skądś mi znany.  Zastanawiam  się  przez  moment,  po  czym  ze  zdumieniem  pytam  pozostałych:
–  To jest  Harold?  T e n Harold?!
–  A co  się  stało?  Nie  podoba  ci  się? Ojej, to straszne! –  Zdumiona reakcją  podopiecznej  Caris  przenosi  na  nią  pytające  spojrzenie.
–  Nie,  tylko że  ja  go  znam.  Bywał  czasami  w Salmansarze.  Zaopatrywał  się  w różne  zioła  i artefakty  i…  Nie  sądziłam  nigdy,  że  go  tu  spotkam!  Dzięki  bogom  za  tę  łaskę!
Hm… a ona nie miała przypadkiem zachowywać incognito?
Tak, ale w innej sprawie. To akurat dobrze dla niej, że jest ktoś, kto może potwierdzić jej przykrywkę.


Wśród Mistrzów brakuje Severa. Ven, Mistrz Magii, dostaje kwadrans na przyprowadzenie go, inaczej Severo zostanie ukarany chłostą.

***

Ven znajduje Severa na wieży; ten odmawia zejścia na dół, nie chce brać udziału w uczcie po tym, jak został pobity i upokorzony przez ludzi Eminencji. Ven prosi go, by dał sobie powróżyć z kart – jeśli wróżba będzie pomyślna, Severo zgodzi się pójść na ucztę.

–  No  proszę.  Nie  jest  źle.  Karta  Bogini  Miłości [OCZYWIŚCIE].  –  Czarodziej  kładzie  przed  nim  podobiznę  pięknej  damy  w zwiewnych,  przezroczystych  szatach,  od  której  kuszącego  w swych  krągłościach  ciała  rozchodzą  się  świetliste  promienie.  –  Wygląda na to,  Severo,  że  twoje  Przeznaczenie  będzie  miało  związek  z kobietą.
Nie, żebyśmy się spodziewali czegokolwiek innego, c’nie?

Podejrzewam, że Ven dobrze wiedział, jak zachęcić Sevcia i…
http://st2.depositphotos.com/2279597/5823/i/450/depositphotos_58239963-stock-photo-male-hand-in-suit-holding.jpg

(...)
Pozostałe karty to Karta Zbrodniarza, Karta Tułacza, Karta Władzy.

(...) –  A teraz  ostatnia,  piąta  karta.  –  Znów  wyciąga  przed  mężczyzną  talię.  –  Wybierz ją,  a poznamy  ostateczny  cel,  do  którego  doprowadzi  cię  Przeznaczenie  po  dzisiejszej  uczcie.
Anturyjczyk na  chybił  trafił,  niedbałym  ruchem,  wyciąga  ostatni  kartonik  i podaje  magowi.
–  Jak  zwykle.  –  Czarodziej  marszczy  czoło.  –  Za każdym  razem,  gdy  ci  wróżę,  wyciągasz  na  końcu  właśnie  ją.
Zgaduję, że to ta:

33_org.jpg
http://magiakart.pl/wp-content/uploads/2014/04/33_org.jpg

Odwraca ku  Severowi  kartę,  by  mężczyzna  zobaczył  dobrze  mu  znany  obrazek  przedstawiający  trzy  znajdujące  się  w pełni  księżyce,  z których  jeden  ma  krwawą  barwę,  pozostałe  zaś  świecą  srebrzystym  blaskiem.
–  Karta  Schatten  –  wyszeptuje [szepcze, ghrrrr…] czarnowłosy,  nim  Ven  podaje  jej  nazwę.
–  Tak.  Karta Krainy  Ciemności.  Może  oznaczać  śmierć,  może  nieść  zniszczenie,  ale  może  być  też  odrodzeniem,  gdyż,  jak  mówią  pradawne  podania,  zaklęte  w niej  Cienie,  które  niegdyś  były  zwykłymi  śmiertelnikami,  żyją  wiecznie.  Uśpione  w lodzie  i skale  czekają  na  przebudzenie,  by  dopełnić  zemsty  nad  światem.
Hu-hu-hu, winter is coming! Brace yourselves!
You know nothing Severo Snow!
(...)

I na koniec - najważniejsze!
–  Severo?  Nie  pójdziesz  przecież  w tym  stroju.  –  Mag powstrzymuje  Anturyjczyka,  chwytając  go  za  ramię,  gdy  ten  zmierza  już  ku  włazowi.
–  Nie  mam  nic  innego.  –  Czarnowłosy  wzrusza  ramionami.  –  Wszystkie wyjściowe  szaty  zostały  mi  zabrane  wraz  z całym  dobytkiem.
–  Nie  dopuszczę  do  tego,  byś  znów  dał  się  upokorzyć,  paradując  w łachmanach  przed  nosami  wrogów.  –  Czarodziej  uśmiecha  się  chytrze.  –  Wejdziesz na  ucztę  niczym  król.  Nawet  rany  nie  będą  w stanie  przyćmić  twego  majestatu  i dostojeństwa!  Wszak  to  uroczystość  na  twoją  cześć.  Nie  możesz  prezentować  się  marnie.  Zostaw  to  mnie.
Będę twoim stylistą!

***

(...)

Związkowcy, zaciekawieni spóźnieniem  Mistrza  Walk,  przewieszają  się  przez  barierki  krużganków,  by  lepiej  widzieć  ostatniego  z Członków  Wielkiego  Zgromadzenia.  W kompletnej  ciszy  mężczyzna wychodzi z dyniowej karocy wkracza  na  plac.  Nie  spiesząc  się,  z grymasem  triumfalnego  uśmiechu  w kącikach  ust,  czarnowłosy  podąża  w stronę  podwyższenia.

Ven przerósł  samego  siebie.  Nawet  przebywając  na  królewskich  dworach,  Anturyjczyk  rzadko  kiedy  miewał  okazję  wyglądać  tak  dostojnie,  jak  w tej  chwili.  Dzięki  magii  przyjaciela  jego  ubiór,  choć  w obowiązkowym  kolorze  Związku,  przyćmiewa  odświętne  szaty  pozostałych  Mistrzów  bogactwem  zdobiących  go  kamieni  szlachetnych  oraz  kunsztem  wykonania. A po północy czar prysł i Sevciuszek wybiegł zapłakany z uczty, zostawiając po sobie tylko paczkę prezerwatyw XXXL. Arienne nie podjęła się odnalezienia właściciela zguby.

(...)
–  Skąd  on  wytrzasnął  takie  ciuchy?!  –  Skarbnik kipi  z wściekłości.
To najnowsza jesienna kolekcja jeszcze niedostępna w sprzedaży! Taaaatoooo, dlaczego on ma, a ja nie?!

(...)
Ponieważ uczta została zorganizowana właśnie na cześć Severa, Eminencja musi w jej trakcie nagrodzić go…


–  Lordzie  Severo,  Mistrzu  Walk,  nasz  wiecznie  nieobecny…  spóźnialski  towarzyszu.  –  Eminencja  zwraca  swe  niezwykle  zielone  spojrzenie  na  klęczącego  przed  nim  mężczyznę.  –  Przez  dobiegający  końca  rok,  dzięki  ciężkiej  i wzmożonej  pracy,  udało  ci  się  zebrać  dla  naszej  Organizacji  kwotę  dwóch  milionów  fenów.  Ta  niebotyczna  suma  służy  realizacji  celów  Związku,  dając  mu  szansę  na  ciągłe  rozszerzanie  działalności [rozszerzenie czego?].  W dowód  uznania  Jego  Świątobliwość  [ten tytuł to chyba jeszcze z czasów przed rebrandingiem] nakazał  mi  nagrodzić  cię,  Mistrzu,  za  wierną  służbę  i odznaczyć  wybranym  przeze  mnie  tytułem.  Dlatego  decyzją  Arcymistrza  nadaję  ci,  Lordzie  Severo,  tytuł…  –  Wilbur  dramatycznie  zawiesza  głos,  by  uzyskać  lepszy  efekt  dla  swych  słów,  po  czym  wypala:  –  …Wielkiego Sekretarza Związku.
Związek, towarzysze, redystrybucja dóbr, hymn, a teraz sekretarz związku. Mam nową teorię: Ravillon to komuna.
(...)
–  A to  dobre!  –  Eston  pokłada  się  ze  śmiechu.  –  Z wojownika zdegradowali go  do  roli  gryzipiórka!
Mówiłam już, że Związkowcy to kretyni?
A więc Severo zostanie zasadzony do papierkowej roboty; skończą się lukratywne zlecenia od Cesarza… No ale cóż, Związek jest bogaty, widocznie stać ich na utratę jedynego źródła dochodów.
To raz, a dwa – w każdej dużej organizacji biurokracja to podstawa i bez sprawnie działającej administracji wszystko się zaczyna sypać. A tu wsadzili na takie stanowisko faceta, który ani to lubi, ani się na tym zna.
Po trzecie… nie, nie będę spoilerować, do trzeciego dotrzemy w swoim czasie ;)

Severo się wścieka, co objawia się u niego karminowymi błyskami w oczach; zastanawia się, czy nie odrąbać na miejscu głowy Eminencji… ale uspokaja go Ven, pokazując z daleka kartę Bogini Miłości, dzięki czemu Mistrz Walk odkłada miecz i wreszcie decyduje się zająć miejsce przy stole.


Gdy tylko  wojownik  zajmuje  przynależne  mu  miejsce,  Eminencja  wkłada  swą  hebanową  laskę  do  otworu  w środku  rozety  umieszczonej  przed  nim  w posadzce  i przekręca  nią  niczym  ogromnym  kluczem.  Wgłębienia  pod  mieczami  rozbłyskują  zielonym  światłem  tak  intensywnym,  że  jego  promienie  wystrzeliwują  wysoko  w niebo,  tworząc  ponad  głowami  zebranych  lśniący,  malachitowy  obłok,  którego  kłęby  poruszają  się  z zawrotną  prędkością.  W końcu  z ciężkiej  chmury  walczącego  żywiołu  wyłaniają  się  i spokojnie  zajmują  miejsca  w kręgu  obok  siebie  zwierzęta  wszystkich  Domen  Związku.  Jednak  obraz  ten  już  po  chwili  zaczyna  się  rozmywać,  a każde  stworzenie  wykrzywia  się  w bólu  rozdarcia.  I oto  wszyscy  są  świadkami,  jak  z kilkunastu  bestii  powstaje  jedna  –  o ludzkiej  twarzy,  której  jednak  brakuje  człowieczeństwa.  Wszystkowidzące  sowie  oczy  patrzą  w dół  na  dziedziniec.  Nos  dzika  czujnie  węszy  dokoła,  spomiędzy  zębów  rekina  wystaje  język  węża.  Głowę  potwora  wieńczą  spiczaste  uszy  kota.  Z ciała  rumaka  pozostał  zaś  jedynie  tułów,  który  unoszą  w powietrzu  dwie  pary  skrzydeł  –  sroczych  i łabędzich.  Ogon  skorpiona  wije  się  gotowy  do  ataku,  a łapy  niedźwiedzia  uderzają  nagle  w glob  toczący  się  pod  jego  pazurami,  manifestując  tym  samym  dominację  nad  światem.
Brakuje mi tu jeszcze dupy pawiana i kropek biedronki. Według ściągawki symbolem Arcymistrza jest hybryda związku, czyli to coś tutaj zaprezentowane. Jeśli Arcymistrz musi nosić medalion ze swoim symbolem, to ja mu współczuję.

Stwór  unosi  swój  jaszczurzy  łeb
Będący ludzką twarzą z nosem dzika, uszami kota, zębami rekina i językiem węża. Tak.  
Ja bym jeszcze dołożył poroże łosia.
I niech się cieszy, że nie szczeka.
i wydaje  przeraźliwy  ryk  lwa,  pod  wpływem  którego  jego  serce  pęka,  a miejsce  po  nim  zajmuje  ogień.  Przerażający  stwór  podąża  ku  granatowemu  niebu,  by  w końcu  rozpłynąć  się  w mroku  nocy.  Gdy  ostatecznie  znika  wśród  gwiazdozbiorów,  dziwne  uczucie  ulgi  staje  się  wręcz  namacalne  w powietrzu  pomiędzy  zebranymi.
No, jak im wszystkim naraz ulżyło, to faktycznie… atmosfera mogła się zrobić wręcz namacalna.

Milady Caris prezentuje zgromadzonym Arienne. Dziewczyna ma usługiwać Mistrzom podczas uczty, licząc na to, że któremuś spodoba się na tyle, by oznaczył ją jako swoją kochankę.
Nawiasem mówiąc –  że też żadna z pozostałych adeptek, które tak tęsknią do statusu Milady, nie wpadła na pomysł, by uzyskać protekcję innych metres...
Mnie w ogóle zastanawia, w jakich okolicznościach można ubiegać się o pozycję Milady. Do części twierdzy Mistrzów nie można wchodzić, bo w ryj. By podejść w trakcie uczty, trzeba zostać przydzielonym do usługiwania. Dnie mijają na wypełnianiu idiotycznych zadań na niskich stopniach (a kobiety w pewnym momencie rozbijają głowę o szklany sufit, więc plan awansowania pod opiekę Mistrza odpada). To przecież można uschnąć od samego czekania na okazję do zatrzepotania rzęsami. A sądząc po biografiach obecnych Miladies, stanowiska i tak są obsadzane przez poznane w trakcie misji panie spoza Związku…

(...)

Argus robi wyrzuty Eminencji z powodu uczynienia Severa sekretarzem.
–  Argusie,  doskonale  znasz  moje  stanowisko  co  do…  naszego  przyjaciela  –  pada  ironiczna  odpowiedź.  –  Wszystko jest  zgodne  z mym  planem,  zamierzam  powoli,  lecz  skutecznie,  się  go  pozbyć.  Czekam  tylko,  aż  znajdzie  się  ktoś,  kto  w równym  stopniu  zjedna  sobie  przychylność  Cesarza  i jego  babki…
To tak się trochę od dupy strony do tego zabrałeś.
To sobie poczekają.
“Święta Organizacja poszukuje kandydata na stanowisko: OSIOŁ BĘDĄCY JEDYNYM ŹRÓDŁEM UTRZYMANIA. Wymagamy: przyjaciół wśród szlachty (min. 5), bycia w typie babki Cesarza, zaawansowanej znajomości obsługi miecza i pozytywnego nastawienia do klienta. W zamian oferujemy rozwój w instytucji z wieloletnią tradycją, jedzenie oraz pracę w ambitnym zgranym zespole pracę. Bycie notowanym będzie dodatkowym atutem.”

Zastanawiam się, jak Wilbur to sobie wyobraża. Poleci z donosem do cesarza: “Najjaśniejszy Panie, Severo zawala sprawy administracyjne naszego Związku!”, a cesarz mu na to: “Bo jest wojownikiem, nie urzędnikiem, kretynie!”.

Arienne, obchodząc stół, nalewa wina Mistrzom; niektórzy z nich (Eston, Gritton, Tarlen) traktują ją po prostacku, inni nieco uprzejmiej. Towarzystwo skupione wokół Severa stanowczo twierdzi, że należy się jemu, jednak ona sama postanawia poszukać protekcji u znanego jej z Salmansaru Harolda.


Tymczasem, nie czekając na innych, Eston postanawia wziąć sprawy w swoje ręce:
–  Jesteś  dla  nich  za  piękna.  Nie  podejrzewałem  nawet,  że  kocmołuch  i śmierdzące  straszydło,  które  wczoraj  spotkałem  w Skrzydle  Mistrzów,  kryje  sekret  nieziemskiej  urody!  Wybacz  mi  zatem  pomyłkę.  Jeszcze  dziś  uczynię  cię  swoją  Milady,  pozbywając  się  Vicki,  która  i tak  zbyt  drogo  mnie  kosztuje.  Ciebie  nie  trzeba  poprawiać  pomadami,  cieniami  czy  pudrem,  jak  ją.  
[suchar] Jak wiadomo, kobiety malują się, perfumują i noszą obcasy, bo są małe, brzydkie i śmierdzą. [/suchar]

Będziesz  przez  to  praktyczniejszą  partią  dla  mnie!  –  Pochyla się,  by  pocałować  jej  szyję,  którą  wyraźnie  pragnie  naznaczyć  Znakiem  Rumaka,  obejmując  tym  samym  swój  protektorat  nad  brunetką.

(...)

Arienne ucieka Estonowi i zwraca się do Vena, próbując przekonać go, żeby przyjął ją na naukę do siebie.

–  Przyjąłbym  cię  nawet  zaraz,  Arienne,  lecz  niestety  blokują  mnie  zasady  obowiązujące  w Związku  –  odpowiada  z ujmującym  uśmiechem  Ven.  –  Mistrz Gavin  zapewne  nie  miałby  nic  przeciwko,  lecz  by  adept  przeszedł  pod Domenę  innego  Mistrza,  Zgromadzenie  Związku  musi  wyrazić  na  to  zgodę,  a jak  sama  się  jeszcze  nie  raz  przekonasz,  o tę  raczej  u nas  trudno.
Aha, zatem każdy z adeptów w Związku kształci się w jednej, konkretnej dziedzinie i zmiany są niemile widziane. To nasuwa kolejne pytania:
– dlaczego Arienne przydzielono tak kompletnie wbrew jej zdolnościom?
– dlaczego podczas przydziału powiedziano, że NA RAZIE trafia do Gavina, by wzmocnić ciało – czyżby zmiany jednak były możliwe?
– czego uczył się u Severa Gritton, Skarbnik Związku?
– oraz czego właściwie naucza Moru, Mistrz Etykiety? Zabójczo sprawnego składania serwetek?
Obstawiałbym, że uczniowie mistrza etykiety uczą się heraldyki, tradycji i zachowań panujących na różnych królewskich dworach z którymi związek utrzymuje stosunki. W imieniu Związku mogliby brać udział w misjach dyplomatycznych, mediować między zwaśnionymi stronami itd. Co do dwóch pierwszych pytań: komuś znowu zmieniła się koncepcja.
No, wiemy na pewno, że Moru uczy języków obcych. Niemniej, taka wiedza pewnie przydałaby się wszystkim, a nie tylko wybranej grupce adeptów.

–  Chyba  że  w istocie  zostaniesz  wybrana  na  Milady.  –  Tessi  nakłada  dzwonko  łososia  na  swój  talerz.  –  Wówczas  Mistrz,  który  cię przyjmie,  ma pierwszeństwo  przed  Zgromadzeniem  i sam  może  zadecydować  o zmianie  twej  dyscypliny,  o ile  nadal  będziesz  chciała  się  w niej  rozwijać,  a on  wyrazi  na  to  zgodę.
A to Miladies muszą się jeszcze w czymś kształcić? Myślałam, że już wyłącznie w sztuce miłości.

(...)

Tymczasem Severo rozważa wzięcie Arienne na swoją metresę.

To  doskonały  moment  na  rozliczenie  za  wczorajsze  wydarzenia.  Bo  jakież  miny  będą  mieć  ci  wszyscy  idioci,  gdy  to  właśnie  on,  choć  nikt  tego  nie  przewidywał,  sprzątnie  im  sprzed  nosa  kobietę,  która  wszystkim  się  podoba?
Proszę, jak szybko zmienia się moda; dwa dni temu wszyscy wybrzydzali, że mała, chuda, płaska jak chłopak…

(...)

Ta cała  Arienne  wygląda,  jakby  była  księżniczką  lub  co  najmniej  szlachcianką.  To  plus,  bo  Severo  przywykł  właśnie  do  otoczenia  dam  szlachetnie  urodzonych,  nie  zaś  tych  z niższych  sfer.  I choć  nie  znalazł  o niej  wczoraj  nic  ciekawego,  co  świadczyłoby  o wyższym  pochodzeniu  i ciekawej  przeszłości,  jest  pewny,  że  w jej  aktach  zatajono  prawdę.
To Arienne dostarczyła ze sobą jakieś akta? Myślałam, że ot, tak weszła z marszu na egzamin…
Argus po otwarciu teczki znalazł tylko sfałszowaną lojalkę. Btw, znowu pachnie Związkiem Radzieckim. Czy Gritton to ravillioński Jeżow?

Kwestię do przemyślenia  stanowi  niewątpliwie  odpowiedź  na  pytanie,  czy  ona  naprawdę  mu  się  podoba,  jak  sugerują  to  –  w jakże  natarczywy  i obcesowy  sposób  –  jego  przyjaciele.  
Bo tak sam z siebie to tego nie wie, nigdy nie zastanawiał się, jaki właściwie jest jego gust.

I,  ku  swemu  niezadowoleniu,  mężczyzna  dochodzi  do  wniosku,  że  Tessi  raczej  wygra  zakład.  Severo  od  zawsze  lubił  kobiety  drobniejsze  i delikatniejsze  od  innych,  o białej,  nieskalanej  słońcem  cerze.  
Biedna Doris ze swym muskularnym ciałem…
Btw, jak to leciało? “Nie jestem zainteresowany takimi młódkami i w dodatku karlicami”?

Opalenizna  sugerowałaby  proste  korzenie,
Khę, w tym świecie są krainy, których mieszkańcy mają ciemniejszą skórę – choćby Anturia, z której pochodzi sam Severo. Przypuszczam, że arystokracja tego kraju też jest “opalona”, nie?  

Arienne  zaś  jest  piękna  w swej  alabastrowej  bladości.  
Tak tylko przypomnę, że jej ojciec też jest śniadym Anturyjczykiem :)

No,  i te  jej  oczy…  Ich  kolor  przyprawia  go o dreszcze.  Choć  nadal  nie  przekonuje  go  niewinne  dobro,  które  z nich  bije.  Bo  jakże  on  –  morderca  i bezwzględny  Kat  Związku [teraz to już chyba były kat, skoro został wielkim sekretarzem] [Nie, będzie godzić dwie fuchy, rozciągając dobę do granic możliwości]  –  będzie  w stanie  pogodzić  swoje  usposobienie  i zajęcia  z obecnością  przy  nim  kogoś,  kto  zdaje  się  hołdować  zupełnie  innym  zasadom  moralnym?  A przecież  nie  zniesie  prób  zmieniania  siebie,  skoro  jemu  samemu  jest  ze  sobą  dobrze.

Gdy dziewczyna  pochyla  się  nad  czarodziejem,  by  wyciągnąć  karty,  obraca  się  ku  Severowi  tyłem,  a mężczyzna  natychmiast  zarzuca  negatywne  myśli.  Robi  mu  się  gorąco,  gdy  skupia  wzrok  na  jej  plecach  i pośladkach.  Proste  włosy [na pośladkach???],  podpięte  jedynie  szafirami  na  skroniach,  sięgają  idealnie  wykrojonej  talii [której nie widać pod suknią z podwyższonym stanem],  a ich  głęboka  czerń  wpada  w granatowy  odcień.  Wyszczotkowane,  błyszczące  i niezwykle  zadbane.  To  nie  są  włosy  zwykłej  mieszczki,  jak  zapisano  w dokumentach.  
Jest jakiś przepis, że mieszczka nie może mieć pięknych włosów?

No  i te  nogi,  których  zarys  wyłania  się  wyraźnie  spod  powłóczystej,  dopasowanej  sukni.  Ich  widok  dokładnie  wyrył  mu  się  w pamięci.  Długie  i zgrabne.  Nie  kościste  i przerażająco  wychudzone,  jak  można  by  sądzić  po  filigranowej  posturze  kobiety,  lecz  przyjemne  dla  oka  –  zgrabne  i krągłe.  Już  mógłby  znów  je  zobaczyć,  wsunąć  ręce  pod  niebieski  materiał  spódnicy  i podążyć  dłońmi  od  zgrabnych  kostek  ku  kolanom  i udom,  by  następnie  rozkoszować  się  możliwością  dotknięcia  drobnych  bioder  i lędźwi.  A potem  udać  się  wyżej,  po  linii  kręgosłupa,  przez  delikatnie  wystające  łopatki  przypominające  skrzydła  motyla  aż  do  białego  karku,  by  zagłębić  w nim  wargi,  całkowicie  zatracając  się  w zapachu  fiołków,  których  intensywna  woń  zawarta  w perfumach  młodziutkiej  czarodziejki  dociera  nawet  z oddali  ku  jego  nozdrzom…

(...) Severo  podchodzi  ku  Haroldowi,  który  zajęty  flirtem,  nawet  nie  dostrzega  za  sobą  wielkiego  wojownika,  gdy  ten  robi  potężny  zamach  i pięścią  wali  go  w plecy.  Młody  mężczyzna  upada  na  blat,  jęcząc  z bólu,  wśród  okrzyków  przerażonych  Milady  i brzęku  tłuczonej  zastawy,  Anturyjczyk  zaś  przygniata  go  mocniej  ciężarem  ciała  i wyginając  boleśnie  prawą  rękę  na  plecach,  wyszeptuje  wprost  do  ucha:
–  Jesteś Mistrzem zaledwie  od  roku,  a miałeś  już  dwanaście  nałożnic,  z których  osiem  było  w ciąży,  gdy  trafiło  do  mnie  do  Podziemi.  Żadnej  z nich  nie  ma  już  na  tym  świecie  przez  twą  nieodpowiedzialność  i beztroskę.  Nie  dopuszczę  do  tego,  by  ta  mała,  Arienne,  stała  się  twoją  kolejną  Milady  i byś  skazał  ją  na  podobny  Los!
Aha.
Zarówno adeptki w dormitorium, jak i Miladies w apartamentach Caris mówiły o tym, że Harold często odprawia swe nałożnice i bierze kolejne. Żadna jednakże nie wspomniała, że oddalenie kochanki równa się skazaniu jej na śmierć! Adeptki śmiertelnie boją się Severa i nawet jego wstrząsająca uroda nie robi na nich wrażenia – a to Harolda powinny obawiać się jak zarazy!
No i nie sądziłam, że Orsen ma tak okrutne poczucie humoru, nazywając go “bawidamkiem”...
Hm, a może adeptki i Miladies myślą, że odprawione nałożnice muszą wyjechać z Ravillonu i nie mają pojęcia, że tak naprawdę opuszczają go nogami do przodu?
Obawiam się, że wiedzą – a na pewno wie to Caris. Poza tym w jednej z późniejszych scen Arienne jest pouczana o obowiązkach Milady i ostrzegana, że zajście w ciążę również jest wyrokiem śmierci, a więc to akurat wie każda.
Dodatkowo Arienne wspomina później, że zdegradowane Miladies nie mogą po prostu wyjechać, bo istnieje ryzyko wypaplania sekretów Mistrzów (ach, jakież to tajemnicze tajemnice musi mieć ta banda partaczy bez znajomości i ofert pracy - pewnie rozchodzi się o to, by ex-Milady nie rozpowiadała na zewnątrz, że były Pan i Władca ma małego :P). (...)

Jestem wstrząśnięta.  Wszak  Harold  nic  mu  nie  zrobił  i w niczym  nie  uchybił!  Więc  dlaczego  Mistrz  Walk  tak  go  potraktował?  I gdy  tylko  zadaję  sobie  to  pytanie,  powracają  do  mnie  wspomnienia  zasłyszanych  słów,  na  które  do  tej  pory  nie  zwracałam  szczególnej  uwagi  –  najpierw  Taidy:  …nasz Lord był  pod  wielkim  wrażeniem  (…),  
Kiedy jedna postać cytuje wypowiedzi innej postaci i część z nich opuszcza, nie zaznacza się tego znakiem (...) – w wypowiedziach wygląda to nienaturalnie.

uważa,  że  masz  piękne  nogi!, a potem  tych,  które tu przed  chwilą  padały: …to jest kobieta  Severa, …jeśli  się nie postarasz,  zostaniesz  za  chwilę  z niczym. I jeszcze te rady,  których  Gavin  rzekomo  udzielał  Anturyjczykowi,  by  zabrał  mnie  z placu  ćwiczeń  do  swej  komnaty.  Przez  chwilę  staram  się  połączyć  te  zdania  z zachowaniem  mężczyzny  i ku  memu  przerażeniu  wniosek  nasuwa  się  tylko  jeden.
Ja mu  się  podobam!


Zdając sobie z tego  nagle  sprawę,  czuję,  jak  rumieniec  zawstydzenia  pojawia  się  na  mych  policzkach.  Spuszczam  wzrok  w popłochu.  To  wszystko  przez  Orsena  i wybraną  przez  niego  błękitną  suknię.  Nie  powinnam  była  zakładać  tak  rzucającej  się  w oczy,  zupełnie  odmiennej  od  pozostałych,  kreacji.  Gdybym  miała  teraz  na  sobie  swoje  szarości,  pewnie  w ogóle  nie  doświadczałabym  takiego  znieważenia.  Ci  mężczyźni  nie  przekazywaliby  sobie  mnie  z rąk  do  rąk,  nie  dotykali  mnie  w intymnych  miejscach
Niestety, w szarościach zapewne byłoby tak samo. To nie sukienka gwałci.


(...)
–  Chodź,  moja  piękna,  przejdziemy  się  trochę  i powspominamy  nasz  pobyt  w Akademii.  –  Harold,  który pojawia się  nieoczekiwanie  tuż  obok,  puszcza  do  Caris  oko  i bez  ceregieli  ciągnie  Arienne  pospiesznie  w stronę  bramy.  Jednak  tuż  przed  wrotami  drogę  zagradza  im  Eston.
(...)
–  Chyba nie  zamierzaliście  się  wymknąć  i bez  udziału  pozostałych  załatwić  całą  sprawę?
–  Miałeś  dotąd  tyle  faworyt,  Haroldzie,  więc  to  raczej  niemożliwe,  byś  zapomniał,  jak  się  je  naznacza.  Tylko  za  wiedzą  i zgodą  Zgromadzenia.  W przeciwnym  razie  Znak  jest  bezwartościowy.  –  Jasnowłosy Mistrz Jeździectwa  mruży  brzydko  oczy,  wpatrując  się  wyzywająco  w czarodzieja.
Doprawdy? Naznaczenie kochanki odbywa się poprzez pocałunek w szyję, po którym na skórze kobiety pojawia się znak danego Mistrza. Dokładnie to próbował zrobić Eston na samym początku uczty, z zaskoczenia i nie pytając nikogo o zdanie.

–  Nie  ma  więc  co  zwlekać.  –  Tarlen  wykorzystuje  konsternację  Mistrza  Zielarstwa  i brutalnie  chwyta  za  rękę  jego  towarzyszkę.  –  Niech  już  teraz  stanie  przed  Mistrzami  i każdy  wyrazi  swe  zdanie  o niej.  Na  pewno  nie  jesteś  jedynym,  który  ją  chce,  magiku.  –  Mężczyzna  wlecze  nowicjuszkę  z całych  sił  w stronę  podwyższenia,  w czasie  gdy  Eston  odciąga  Harolda  w przeciwnym  kierunku.  –  Liczyłaś,  suko,  że  mi  się  wymkniesz?  –  syczy  jej  do  ucha  młodzieniec.  –  Nie bądź  naiwna.  Nie  ominie  cię  moja  zemsta.  Za  chwilę  uczynię  cię  swą  Milady,  potem  wielokrotnie  wychędożę,  a gdy  już  się  tobą  nasycę  i znudzę,  cofnę  swój  Znak  i oddam  cię  w ręce  Kata  Związku.  I nie  pomoże  ci  nawet  przyjaźń  z nim  i jego  żałosnymi  towarzyszami,  gdyż  odrzuconą  faworytę  czeka  tylko  jeden  Los.  Śmierć  w Podziemiach!
A zatem “zaszczyt” zostania Milady jest po prostu wyrokiem śmierci z odroczonym terminem wykonania; w dodatku nie zależy to od złej woli Mistrza, tylko po prostu takie jest prawo. Na miejscu adeptek wolałabym raczej szorować wychodki niż wpaść któremuś w oko.

Hm, w takim razie inne Miladies, biorąc Arienne pod opiekę, sporo ryzykują – kto zagwarantuje, że któryś z Mistrzów nie zechce zastąpić nią obecnej metresy? Na przykład wymienić czterdziestoletnią Caris na młodszy model?

(...)
–  Każdy ma prawo  się  wypowiedzieć.  Dlatego  oświadczam  przy  wszystkich  tu  obecnych  Związkowcach  oraz  czcigodnych  Członkach  Wielkiego  Zgromadzenia,  że  to  właśnie  ja  chcę  z tej  adeptki  uczynić  swą  Milady!
–  Nie  tak  prędko!  Skompromitowane  prosię  nie  powinno  mieć  prawa  głosu,  skoro  tylko  kwiczeć  umie!  To  dziewczę  naznaczy  niezwyciężony  Rekin!  –  Otyły Womar rzuca  lubieżne  spojrzenie  na  leżącą  u stóp  Tarlena  czarodziejkę,  oblizując  swe  wydatne  wargi.
Gritton przeskakuje  przez  stół,  strącając  z niego  krótkimi (tak, WIEMY) nogami  dzban  oraz  kilka  półmisków  z mięsiwem.  Staje  obok  Mistrza  Łowiectwa  i zagradza  drogę  podążającemu  w ich  stronę  Womarowi.
–  Ta kobieta  należy  się  mnie!  Jako  zadośćuczynienie  za  zniszczone  spodnie!
Tanio chodzą kobiety na tym targu niewolników…
(Arienne zniszczyła spodnie Grittona, gdy przez przypadek oblała go winem)

–  Zjeżdżaj  stąd,  żałosny  gołowąsie.  –  Brodaty Mistrz  popycha  syna  Wilbura  tak,  że  ten  omal  się  nie  przewraca.  Udaje  mu  się  jednak  zachować  równowagę,  gdy  jego  plecy  stykają  się  z blatem  stołu.  Podrywa  się  zwinnie  i biegnie  z pięściami  na  przeciwnika.
–  Ha,  jeszcze  ci  mało!?  Ostatnio  rozwaliłem  ci  nos,  a dziś  co  chcesz,  chłoptasiu?  Może  mam  rozwalić  twoje  jaja?  –  Womar nie  jest  jednak  w stanie  powiedzieć  nic  więcej,  bo  oto  otrzymuje  mocnego  kopniaka  w kość  ogonową.  Tarlen,  zostawiając  Arienne  na  chwilę,  decyduje  się  pomóc  przyjacielowi,  dziewczyna  zaś  powstaje  i kulejąc,  próbuje  wydostać  się  z okręgu  stołu  Mistrzów.  Ucieczka  jednak  kończy  się  porażką.
I cała ta powaga związku, mistrzów, magiczne fiu-bziu bestii z dymu, wszystko to poszło się…

–  Niestety,  kochana,  nie  możesz  teraz  stąd  nigdzie  odejść.  –  Chwytają  ją  zadziwiająco  silne  ramiona  Caris.  –  Właśnie  waży  się twoje Przeznaczenie.
(...)
–  Nie masz  wyjścia.  Każda  z nas  kiedyś  przez  to  przeszła.  Może  nie  są  to  najwspanialsze  wspomnienia,  ale  za  to  życie  po  dzisiejszym  wieczorze  będzie  tu  w Ravillonie  dla  ciebie  dużo  przyjemniejsze.
Zapamiętajmy to.
Na pewno, szczególnie gdy wyślą ją na wycieczkę do podziemi.

(...)
–  Ona  prosiła  mnie  o protekcję,  więc  to  ja  zostanę  jej  panem!  –  Rudowłosy mag zaciska  pięść  i uderza  nią  w twarz  Estona,  podczas  gdy  w stronę  dziewczyny  kierują  się  już  Gritton  z Tarlenem.  Z krużganków  zaś  słychać  narastającą  wrzawę.  Związkowcy  zaczynają  kibicować  poszczególnym  mężczyznom,  zagrzewając  ich  do  walki.  Womar  zagradza  drogę  Haroldowi,  gdy  ten  rusza  Arienne  na  ratunek.  Po  chwili  dołącza  do  niego  rozwścieczony  Mistrz  Jeździectwa,  z którego  złamanego  nosa  ścieka  strużka  krwi.  Obaj  równocześnie  rzucają  się  z pięściami  na  maga.  Tymczasem  Skarbnik  i jego  towarzysz  przypierają  adeptkę  do  blatu.
To wygląda jak relacja ze spotkania kiboli Lecha Poznań i Legii Warszawa.

–  Zawrzyjmy  układ,  Tarlenie.  –  Krępy  mężczyzna  staje  przed  kobietą,  a z jego  ust  bije  brzydki  zapach  po  zjedzonej  wcześniej  pieczeni  z sarny  w sosie  czosnkowym.
Nie dość, że niski i paskudny, to jeszcze śmierdzi mu z gęby.
Rozumiem, że jeśli piękny Severo zjadł tę samą pieczeń, to teraz emanuje subtelną wonią fiołków?
Czyli pachnie tak, jak ulubione perfumy Arienne. Idealna para od samego początku!


–  Jeżeli to ja  zostanę  jej  Mistrzem,  będę  ci  jej  użyczał.  Jeśli  zaś  to  dla  ciebie  Los  będzie  łaskawszy,  ty  dasz  mi  z niej  skorzystać.
I to tyle w temacie “jeżeli  zostaniesz  wybrana,  nikt  inny  cię  nie  tknie”. Chyba że Nie-Mąż będzie chciał cię wypożyczyć koledze. Albo podwładnemu w nagrodę. Ale tak to nikt.

(...)

Severo wkracza do akcji:

 –  Zamiast niezdarnie  się  przepychać,  stańcie  do  walki  jak  prawdziwi  rycerze!  Skoro  tak  jej  pragniecie,  to  o nią  walczcie…  ze  mną!  Wyzywam  każdego,  komu  zależy  na  uczynieniu  z tej  kobiety  swej  Milady!  Na  miecze,  topory,  sztylety,  piki.  Co  chcecie.  Ale  bijcie  się  o nią  nie  jak  opoje  z tawerny,  lecz  mężowie  noszący  chwalebny  w czasach  Starego  Porządku  tytuł  Mistrza  Związku!
A ponieważ wcześniej trochę sobie chlapnął, naprawdę brzmiało to: Mężowie czasący noszebny! Starego porzą...psząąą... Mituł tyszcza! Polaki i Polcy!

(...)

Jednak ku  memu  zaskoczeniu  z grupy  mężczyzn  jako  pierwszy  wyłania  się  Womar  i krzyczy:
–  Dziewka  tu  i teraz  dla  wygranego!  –  Po czym  zwinnym,  jak  na  jego  tuszę,  ruchem  lewej  ręki  wyjmuje  zza  pasa  sztylet  i rzuca  nim  w czarnowłosego.
–  Zwycięzca  bierze  ją  przy  wszystkich!  –  Eston,  dotychczas wciąż  szamoczący  się  z Haroldem,  rezygnuje  z bójki  z czarodziejem.  Odpina  ze  sprzączki  przy  pasie  niewielką  srebrną  kuszę  już  załadowaną  bełtem  i rzuca  się  w kierunku  stołu,  celując  wprost  w Anturyjczyka.
I tak cały czas chodził z tą załadowaną kuszą dyndającą przy pasie? I czy jest w całości wykonana ze srebra?

–  Mam  zrezygnować?  –  Severo  chwyta  Arienne  w ramiona  i kładąc  dłoń  na  jej  głowie,  zmusza  do  pochylenia  się.  Tuż  obok  jego  karku  przelatuje  sztylet  Mistrza  Żeglugi.
Długo leciał ten sztylet.
Żeglował na falach powietrza.  

Ostrze  upada  pomiędzy  stołami  faworyt.  Kobiety,  piszcząc  w przestrachu,  uciekają  w popłochu  pod  ściany.  –  I co?  –  wyszeptuje,  popychając  dziewczynę  w stronę  swych  towarzyszy.  –  Oddać  cię  któremuś  z tych  prostaków  mieniących  się  Mistrzami  Nowego  Porządku?  –  Gwałtownym  ruchem  znów  przyciąga  jej  ciało  do  siebie  i na  chwilę  oboje  przykucają,  by  uniknąć  postrzału  z broni  Mistrza  Jeździectwa.  –  Wolisz  Womara,  tego  grubasa,  który  nie  jest  już  w pełni  sprawnym  mężczyzną  przez  alkohol?  Czy  może  –  tu  przesuwa  brunetkę  władczym  ruchem  na  kraniec  stołu  –  tego  karła  Grittona?  Czyżby  pasował  ci  ze  względu  na  wzrost?  
Kurwa. Odczepcie się już od tego wzrostu i przestańcie sugerować, że niski mężczyzna jest jakiś wybrakowany.
I nie obrażajcie karłów. Szczególnie tych pamiętliwych.

Game-of-thrones.S04.E10.Tyrion.Crossbow.png



–  W tym momencie syn  Wilbura  robi  potężny  zamach  toporem,  który  odbija  się  od  marmurowego  blatu.  Tylko  dzięki  unikowi  czarnowłosego  ostrze  nie  trafia  w któreś  z ich  dwójki.
–  Zerżnę  dziwkę  we  wszystkie  dziury!  –  drze się  na  całe  gardło  Skarbnik.
Zrobię dodatkowe moim toporem!

–  A może  Tarlena?  By  pokazał  ci,  jak  odyniec  traktuje  lochę  w okresie  rui?  –  Severo  ze  śmiechem  chwyta  czarnowłosą  piękność  na  ręce  i doskakuje  do  Gavina.  –  O nie,  kochanie!  –  szepce  jej  do  ucha,  gdy  potężny  wojownik  odbiera  ją  z jego  rąk.  –  Te  nogi  już  od  wczoraj  należą  do  mnie!  –  Po czym,  prostując  się,  zrywa  płaszcz  z ramion  i rzuca  się  ze  stołu  ku  kamiennej  rozecie,  by  pochwyciwszy  z niej  swój  miecz,  ruszyć  na  nadbiegających  przeciwników.


Wycinamy króciutki, tylko 2500 słów, fragment opisujący walkę Mistrzów o Arienne. Dodam tylko, że podczas walki gęby się mistrzom nie zamykają, a wielokrotnie złożone zdania padają równie gęsto, co ciosy miecza. Wyobraźcie sobie: bitwa wre, miecze i topory świszczą w powietrzu, a wszyscy walczący mielą jęzorami, jakby właśnie weszli na ambonę...
Zostawiamy tylko kwiatuszki.

(...)
Arienne postanawia dać dyla:
Przybieram bezpostaciową  formę  i niewidoczna  przechodzę  obok  biesiadujących.  Zmierzam  szybkim  krokiem  w stronę  bramy,  gdy  nagle  czuję,  że  jakaś  ręka  chwyta  mnie  boleśnie  za  ramię.
Gdzie bezpostaciowa forma ma ramiona?

Osobą, która zatrzymała Arienne, jest Karla, również czarodziejka, nałożnica samego Eminencji. Karla to zła kobieta, a poza tym leci na Severa i jest bardzo niezadowolona z faktu, że ten jest właśnie o krok od wzięcia sobie Milady.

(...) Syn  Wilbura  ląduje  z impetem  na  jednym  ze  stołów  należących  do  Milady  i łamie  go  wpół  ciężarem  swego  ciała.  Jego  przeciwnik  dopada  go  i ująwszy  za  prawą  dłoń,  przybija  ją  pochwyconym  z posadzki  sztyletem  Womara  do  drewnianej  deski  blatu.
Ta deska była drewniana, w odróżnieniu od innych, które były z chujwiczego.

(...)
Tymczasem Harold czituje – rzuca na siebie czar niewidzialności i tak atakuje Severa.

–  To  jawne  pogwałcenie  zasad  uczciwej  potyczki  opisanych  w Kodeksie  Świętej  Organizacji!  –  irytuje się  Gavin.
A ta kwestia pasuje do Gavina – prostego i rubasznego niedźwiedzia – jak kwiatek do kożucha. Ale to jeszcze pikuś, za jakiś czas zobaczymy, jakim językiem posługują się rabusie na gościńcu...

(...)


–  Udowodniłeś  nam,  że  jesteś  wielkim  wojownikiem,  Severo.  –  Eminencja  powstaje  ze  swego  miejsca.  Dotychczas  obojętny,  w tym  momencie  ożywia  się,  gdyż  spomiędzy  magicznych  barier  docierają  do  niego  niezwykle  silne  emocje  kłębiące  się  w ciałach  stojącej  przed  nim  pary.  Chytry  uśmiech  pojawia  się  na  jego  szczupłej  twarzy.  –  Teraz,  gdy wygrałeś,  odbierz  swe  trofeum  i pokaż,  że  jesteś  także  prawdziwym  mężczyzną.  Dotychczas  wszak  nigdy  nie  miałeś  Milady.  Nie  wiemy  więc,  czy  na  pewno  będziesz  umiał  właściwie  z niej  skorzystać  i podołasz  ciążącej  na  tobie  odpowiedzialności.
Znaczy, sugeruje, że Sevcio nie wie, jak się wsadza?
“Ale żem go wziął i załatwił!” - gratulował sobie w myślach Wilbur. “Danie mu okazji do publicznego popisania się, jakim to nie jest samcem alfa z taaaakim penisem, z pewnością zaszkodzi Severowi, gdyż!... Dobra, nie wiem, ale z pewnością plan jest równie dobry jak ten, by zrobić z niego archiwistę.”

(...)
–  Tak!  Bierz ją,  Severo!
–  Wygrzmoć  dziewuchę, jak na  Mistrza  przystało!
–  A może  zamierzasz  stchórzyć,  bo  żal  ci  tej  gówniary?!  –  Ponad rozwrzeszczanym  tłumem  przedziera  się  drwiący  głos  Tarlena.  Mistrz  Łowiectwa  powstaje  i trzymając  się  za  ranny  bok,  wymierza  oskarżycielsko  palcem  w Anturyjczyka.
Severo,  dotychczas milczący,  patrzy  przez  dłuższą  chwilę  w oczy  swej  towarzyszki,  a w jego  magnetycznych  źrenicach  wciąż  tli  się  tajemniczy,  krwawy  błysk.  Po  chwili  mężczyzna  odzywa  się  cichym,  lecz  stanowczym  głosem:
–  Niestety,  nie możesz  odejść,  Arienne.  Tu  rządzą  inne  prawa  niż  na  Kontynencie.  Jeśli  cię  puszczę,  będę  skończony.
Już nikt nigdy nie zleci mi żadnej aborcji!

–  Wahasz  się,  Lordzie?  –  Eston  również  powstaje  z trudem  ze  swego  krzesła.  –  To może  ja  się  nią  zajmę,  skoro  po  walce  nie  masz  już  siły  w swych  lędźwiach?
–  A może  twój  osławiony  Olbrzym  w rzeczywistości  szwankuje,  tak  jak  kutas  Womara?  –  krzyczy Gritton,  który  odzyskuje  animusz  po  słowach  ojca  i reakcji  towarzyszy.
–  Wypraszam  sobie!  –  ryczy  rozsierdzony  Mistrz  Żeglugi.  –  Wara wam  od  mojej  męskości!
–  Po  co  zatem  brałeś  udział  w pojedynku,  skoro  nie  miałeś  zamiaru  odpowiednio  wykorzystać  nagrody?  –  Mistrz Jeździectwa  nie  odpuszcza  czarnowłosemu.
Severo zaciska  boleśnie  dłoń  na  głowicy  miecza.  Ogarnia  go  wściekłość.  Dopiero  co  wygrał  walkę,  a teraz  znów  musi  coś  udowadniać.  
No kurwa, WCALE NIE MUSI. Przepraszam bardzo, co niby mu zrobią, jeżeli pokaże im wszystkim faka i poprzestanie na naznaczeniu Arienne swoim znakiem, konsumpcję związku odkładając na później i bez świadków? A może nawet – niewyobrażalne! – robiąc to za zgodą dziewczyny?
(Dobra, w to ostatnie to akurat średnio wierzę, ale przynajmniej zaoszczędziłby jej publicznego upokorzenia.)
A wystarczyło dopisać dialog, w którym Wilbur żąda ukarania Arienne za próbę czytania Mistrzom w myślach. I daje do wyboru albo ścięcie na miejscu (żeby zabrać Sevciowi nową zabawkę), albo publiczny gwałt (żeby przypomnieć jej i innym pannom z podobnymi pomysłami, gdzie ich miejsce). Naciągane, ale tu przecież chodzi tylko o Konflikt Tragiczny.

W tym  momencie  przypomina  mu  się  Karta  Zbrodniarza,  którą  wyciągnął  z talii  Vena,  i nagle  wie  już,  czego  i kogo  ona  dotyczy.  Widzi  błaganie  w źrenicach  stojącej  przed  nim  dziewczyny,  podnosi  więc  wzrok,  by  nie  patrzeć  w błękitne  oceany  dobra  i niewinności,  lecz  na  krzywiące  się  z nienawiści  do  niego  twarze  Mistrzów.
–  Wybacz  –  wyszeptuje.  –  Ale nie  mam  wyjścia.
NO KURWA, MASZ. Wygrałeś walkę, czego nikt nie zakwestionuje! Arienne jest twoja tak czy inaczej. Nie musisz niczego udowadniać, serio.
Bardzo ciężki wybór.
1) Publicznie zgwałcić młodą dziewczynę powodując u niej traumę,
2) Przez kilka dni znosić docinki typów których i tak nie lubię (z wzajemnością).
Huh.

Nawiasem mówiąc, zastanawiam się, jak Sevcio przetrwał te wszystkie lata w Związku, pod rządami nieprzychylnych mu władz, skoro daje się podpuszczać i manipulować sobą jak małe dziecko.
Jakby miał trochę oleju w głowie, to odesłałby Arienne do komnat, a mistrzom oświadczył, że wziął ją tylko po to, by zrobić im na złość.
Właśnie. Dodając coś w rodzaju “Pfff, panowie, ja tu zaspokajałem królowe i księżniczki, kiedy wyście jeszcze na chleb mówili bep, a na muchy tapty”. Niestety to, że tak się gorliwie rzuca do udowadniania, świadczy tylko o tym, że nie jest Prawdziwym Mężczyzną™, a jedynie niedojrzałym i niepewnym siebie chłopcem.

Po tych  słowach  podrywa  maleńką  czarodziejkę  z posadzki,  przerzuca  przez  lewe  ramię  i szybkim  krokiem,  nie  komentując  wyzywających  go  okrzyków  padających  już  nie  tylko  ze  strony  Zgromadzenia,  lecz  także  krużganków,  podąża  do  stołu.
–  Nieee!  –  Okrzyk zamiera  mi  w ustach,  gdyż  strach  odbiera  mi  głos.  Próbuję  wzbraniać  się,  odepchnąć  go  jakoś  rękoma,  ale  bezskutecznie.  Rozglądam  się  wokół  rozpaczliwie,  szukając  wzrokiem  Caris,  a gdy  dostrzegam  ją  w towarzystwie  pozostałych  faworyt,  zwracam  się  do  niej  w myślach:
Nie pozwól  mu  na  to,  błagam!  Miałaś  się  mną  opiekować.  Obiecałaś  to!  – Ale gdy  napotykam  jej  spojrzenie,  kobieta  tylko  kiwa  głową  potakująco,  że  to, co  za  chwilę  ma  się  wydarzyć,  jest  właściwe  i dobre  dla  mnie.  Kieruję  więc  swój  przerażony  wzrok  na  Taidę,  Orsena  i pozostałe  Milady,  lecz  w ich  oczach  nie  dostrzegam  nawet  cienia  współczucia,  lecz  tylko  zadowolenie,  że  stało  się  zadość  ich  staraniom.  
Miladies z zadowoleniem zatarły łapki: ta zarozumiała smarkula, która od samego początku weszła z przytupem i bezustannie się popisywała, wreszcie zostanie utemperowana! Upokorzona i złamana! Już Mistrzowie pokażą, gdzie jej miejsce!


(...)

Pochylają  się nade mną,  karykaturalne  w świetle  odległych  pochodni,  twarze  Mistrzów.  Dostrzegam  sprośne  gesty,  jakich  dopuszczają  się  względem  mnie  Członkowie  Wielkiego  Zgromadzenia,  słyszę  ich  niedwuznaczne  okrzyki  i komentarze.  Kątem  oka  widzę,  jak  Ven,  kręcąc  z dezaprobatą  głową,  wraz  z Moru  opuszczają  dziedziniec.
Nie zrobiliśmy nic, aby temu zapobiec – ale przynajmniej nie będziemy patrzeć!

W tym momencie czuję,  jak  żal  i złość  narastają  we  mnie  do  granic  wytrzymałości,  więc  gdy  Anturyjczyk  staje  nade  mną,  uderzam  w niego  z całej  siły  swą  mocą.  Wypowiadam  magiczne  zaklęcie,  aby  smugą  światła  odepchnąć  go  od  siebie.
I nic.
Bo smugą światła to można kogoś oślepić, ale nie odepchnąć.

Zatrwożona  próbuję wszystkiego,  co tylko  przychodzi  mi  do  głowy.  Pozbawiam  go  możliwości  ruchu,  oślepiam  magicznym  pyłem,  ściskam  mu  szyję  niewidzialną  dłonią.
I nic.
Wielobarwne,  magiczne iskry  odbijają  się  od  czarnowłosego,  jakby  miał  na  sobie  zbroję,  której  moja  moc  –  jak  sądziłam  do  dzisiaj:  wszechwładna  –  nie  jest  w stanie  przebić.
To się nazywa plot armor, Arienne.
Domyślam się, że moc dematerializacji czy przenikania przez ściany też jej się wyłączyła.  

Severo zaś  chwyta  zrozpaczoną  dziewczynę  za  nogi  i zupełnie  ignorując  opór,  jaki  mu  stawia,  rozchyla  je,  by  wejść  między  nie.  Szybkim  ruchem  podciąga  błękitną  suknię  i wkłada  dłonie  między  halki.  Wciąż  czuje  bardziej  złość  niż  pożądanie,  które  ogarnęło  go  jeszcze  przed  walką,  teraz  nie  chcąc  powrócić.  Mężczyzna  odpycha  od  siebie  natarczywe  myśli,  że  oto  nie  przewidział  finału,  któremu  może  nie  sprostać.  Ale  przecież  –  tłumaczy  sobie  rozpaczliwie  –  jest  wojownikiem,  kochankiem  królowych,  uchodzi  za bezwzględnego  w relacjach  z kobietami…  W dodatku  leżąca  pod  nim  dziewczyna  naprawdę  mu  się  podoba!
Bo zwykle przy kobietach zamykał oczy i myślał o Ravillonie.

(...) Leży  przed  nim  piękno,  którego  nie  powinien  spotkać  w takim  miejscu  jak  Ravillon,  lecz  w królewskiej  łożnicy.  Piękno,  które  go  wciąga  i pochłania,  każąc  odciąć  się  od  otaczających  go  ludzi,  zapomnieć  o ich  obecności,  lubieżnych  spojrzeniach  i wulgarnych  głosach.
Ale nie przeszkodzi mu to zgwałcić tego piękna. Nieee, naszego dzielnego i odważnego (hehe) Miszcza Walk nie stać najwyraźniej na to, by powiedzieć “Sorry, panowie, nie będzie widowiska”.

Jak, szmurwać, jak można zrobić z kogoś takiego bohatera pozytywnego – i tróloffa?

(...)

Dlaczego ta  mała  wyzwala  w nim  tkliwość,  do  której  nie  przywykł  podczas  stosunku  z kobietą  ze  Związku?  Czas  temu  zapobiec,  skoro  jest  już  gotów  do  aktu,  a zbędne  pieszczoty  tylko  przedłużą  agonię  nieszczęsnej  adeptki,  a jego  ośmieszą  w oczach  zebranych  i zszargają  jego  z takim  mozołem  wypracowaną  reputację.
Kurde, Severo, nie sraj się tak co chwila z tym ośmieszeniem, bo się śmieszny robisz.

(...)
Wyciąga  męskość  i prawą  ręką  przejeżdża po łonie  i udach  Arienne,  po  czym  wznosi  dłoń,  pokazując  ją  zebranym  wokół  Mistrzom.  Czerwona,  świeża  krew  cieknie  po  jego  długich  palcach,  a jej  strużka  po  nadgarstku  spływa  aż  za  koronkowy  mankiet  rękawa  jego  kaftana.

–  Dziewica!  –  krzyczą  mężczyźni, nie mogąc  oderwać  zdumionych  oczu  od  zakrwawionej  ręki  Severa.  Ich  okrzyk  powtarzają  sobie  dalej  kolejni  Związkowcy,  z ust  do  ust,  wyżej  i głośniej,  aż  ku  ostatnim  balkonom  dziedzińca.
–  Nietknięta!
–  Nieskalana!
–  Nówka nieśmigana!
–  Tu?!  W Ravillonie?!
A co, to zakazane? Mury zamku pękają, a hybryda Związku znosi jajko, jeśli bramę przekracza dziewica?

–  Mistrz Walk  ma  niewiarygodne  szczęście!
–  Dla niego  to  pierwsza  Milady,  dla  niej  pierwszy  mężczyzna!
Ach, jak romantycznie!

–  Wiedziałaś  o tym,  Caris?  –  Taida  rzuca  oburzone  spojrzenie  stojącej  obok  niej  rudowłosej  kobiecie.  –  Wepchnęłyśmy  ją na siłę  do  łoża  Mistrzowi,  a ona  nawet  nie  wiedziała  do  końca,  co  planujemy  z nią  zrobić!  Gdybym  miała  tego  świadomość,  nie  wiem,  czy  byłabym  skłonna  ci  pomagać  w tym  przedsięwzięciu!
Taaa, bo tylko dla dziewicy gwałt jest traumą; takiej raz przelecianej to już wsio rawno.

Severo milczy,  lecz  wyraz  satysfakcji  na  jego  twarzy  świadczy  sam  za  siebie.  Pobladły  Tarlen  osuwa  się  na  swe  krzesło.  Gritton  i Eston  rzucają  przekleństwami.  
Mujborze, reagują tak, jakby rozdziewiczenie Arienne równało się atomowej zagładzie całego kontynentu.
Ugh. Gdy przed chwilą Severo miał zgwałcić Arienne prezentował postawę “nie chcem ale muszem”. Ale gdy gwałcona okazała się dziewicą ma wyraz satysfakcji na twarzy. Weź się, Severo, nabij na własny miecz.

Womar,  zły  na  towarzyszy  za  ich  docinki  o jego  niesprawności  w alkowie,  śmieje  się  na  całe  gardło,  gratulując  Anturyjczykowi,  że  rozgromił  pozostałych  nie  tylko  na  polu  walki,  lecz  także  w łożnicy.
Rozgromił w łożnicy? Znaczy co, przeleciał wszystkich?

(...)

–  Ja  też  nie  miałam  o tym  pojęcia.  –  Caris  z niezadowoleniem  patrzy  na  całą  scenę.  –  Gdyby mi  powiedziała,  załatwiłoby  się  to  dużo  dyskretniej.  Można  byłoby  szepnąć  słówko  paru  Mistrzom  i nie  dość,  że  zarobiłybyśmy  wszystkie  na  tym,  to  jeszcze  ona  nie  miałaby  tej  całej  publiki  tutaj.  I że  też  musiała  trafić  akurat  na  niego  i jego  Olbrzyma.
Tak się zastanawiam – czy publiczny gwałt jest częścią oficjalnej ceremonii brania sobie Milady? Bo początkowo wydawało się, że to pomysł rzucony ad hoc przez któregoś z mistrzów (“Zwycięzca bierze ją przy wszystkich!”) ale kobiety tutaj zachowują się, jakby to była oczywistość, a jedyną różnicę robiło dziewictwo Arienne (“Każda z nas kiedyś przez to przeszła” – wspomina Caris).
W takim razie… naprawdę mam wierzyć, że żadna nie widzi problemu, żadna nie wspomina ze wstrętem swojej ceremonii przyjęcia, że “wygodne życie” po naznaczeniu zatarło w nich złe wspomnienia do tego stopnia, że nie były w stanie ani odrobinę współczuć Arienne, a tylko “czuły zadowolenie ze spełnienia swych planów”?

Tymczasem Zła Kobieta Karla robi wyrzuty Haroldowi, że nie potrafił zdobyć Arienne i zamiast oszukiwać Severa, stając się niewidzialnym, powinien był walnąć go piorunem. Po czym sfochowana opuszcza zgromadzenie (“Nie mając  nic  więcej  do  powiedzenia  ani  chęci  do  dalszego  oglądania,  jak  ubóstwiany  przez  nią  mężczyzna  wypełnia  swym  nasieniem  inną”) mimo że Miladies mogą to zrobić dopiero za pozwoleniem swego Mistrza.


Wilbur też ma pretensje:
–  Ty  ją  do  nas  przyjmowałeś,  nieprawdaż?  –  wycedza.  –  To jak  ją,  do  cholery,  egzaminowałeś,  że  przeoczyłeś  taki  maleńki  szczegół,  co?  Muszę  chyba  uważniej  przyjrzeć  się  twej  działalności,  bo  widać  w niej  zaniedbania,  przez  które  ten  parszywy  pies,  zamiast  kulić  pod  sobą  ogon,  triumfuje  teraz,  śmiejąc  się  nam  prosto  w twarz!
Nie bardzo rozumiem, na czym polega ten triumf Severa. Ok, dziewica jest rzadkim ptakiem w Ravillonie, ale wszyscy zachowują się, jakby co najmniej pokonał smoka broniącego jej cnoty.
“W sumie to sam nie wiem, na czym polegał mój plan, ale wszystko by mi się udało, gdyby nie ta nie-taka-jak-inne dziewucha i ta jej głupia cnota!”

–  Ależ, Eminencjo,  nie sugerujesz  chyba,  że  miałem  zaglądać  jej  między  nogi  przy  wszystkich?
–  Sugeruję,  że przy następnych  przesłuchaniach  upewnisz  się,  że  żaden  taki  niuans  jak  to,  że  kobieta  jest  nietknięta,  nie  ujdzie  twej  uwadze!
Cóż, musicie wpisać oględziny ginekologiczne do programu egzaminów wstępnych.
Postawić przy wejściu jednorożca, żeby bipczał przy przechodzących przez bramkę dziewicach.

Gdzieś na jednym  z najwyższych  balkonów  przepychają  się  do  barierki  mieszkanki  dormitorium,  ciągle  wskazując  palcami  na  dwoje  splecionych  z sobą  kochanków
To nie są, kurwa, kochankowie. To jest gwałciciel i jego ofiara.

i powtarzając,  że  przepowiednia  jednak  się  spełniła.  Większość  z nich  jest  zadowolona,  że  to  nie  na  nie  padło  i że  nie  one  staną  się  Milady  Lwa.  Wśród  wiwatujących  na  krużgankach  Związkowców  jest  tylko  jedna  osoba,  której  ta  scena  nie  cieszy.  Doris  ze  smutkiem  przygląda  się  swemu  Mistrzowi,  zaciska  dłoń  na  jego  tasiemce  przywiązanej  do  nadgarstka  i z trudem  tłumi  zbierające  się  w oczach  łzy.  Teraz  już  nie  ma  szans,  aby  go  zdobyć,  skoro  wybrał  inną.
Nie no, dlaczego? Zawsze może jeszcze liczyć na to, że Sevcio się znudzi i każe ściąć Arienne łeb.

Wszystkich-kurwa-cieszy gwałt na nastolatce. Wszystkich oprócz Doris, która też nie współczuje, a zazdrości. Nożeż murwa chędożona wielokrotnie w kadź, gdzie mój czołg.




(...)  [Severo] Z pogardą  patrzy  na  otaczających  go  Mistrzów  i ich  pałające  zawiścią  oblicza.  Zaglądając  każdemu  z nich  po  kolei  w oczy,  Anturyjczyk,  wciąż  nie  wychodząc  z czarodziejki,  wypowiada  słowa  naznaczenia  jej  na  swą  Milady:

–  Jam jest  Severo,  Mistrz  Walk.  Ślubowałem  oddanie  Wielkiemu  Związkowi,  któremu  od  lat  służę  lojalnie  i wiernie.  Dla  niego  zrezygnowałem  z domu,  gdyż  stał  się  nim  Ravillon,  nigdy  nie  będę  miał  rodziny,  gdyż  stali  się  nią  moi  Bracia,  nie  będę  posiadał  dzieci,  gdyż  za  takowe  uważam  swych  uczniów.
Stop, stop! Wstrzymaj swe konie, Severo! Czy ja dobrze rozumiem, że związkowcy nie mogą mieć rodzin i dlatego biorą sobie nałożnice? Bo jeśli tak, to dlaczego Eminencja ma syna, Grittona?
A to akurat można wyjaśnić – obaj są Mistrzami Nowego Porządku i najwyraźniej Wilbur dołączył do Związku, kiedy już miał syna.
I tak szybko wspiął się w hierarchii? Ach, dobrze. Teraz będę sobie ich wyobrażał jako Rodrigo i Cezara Borgiów.
Nie  zawrę  związku  małżeńskiego,  gdyż  i tego  wymaga  ode  mnie  żelazna  dyscyplina  Świętej  Organizacji.  Dlatego  od  tej  chwili  ty,  Arienne  z Salmansaru,  zastąpisz  mi  żonę,  której  nigdy  mieć  nie  będę.
Nie zawrę związku małżeńskiego, ale wezmę sobie konkubinę, która będzie spełniała wszystkie obowiązki żony, a nie miała żadnych jej praw. Wygodnie się Miszczowie urządzili!
(W ogóle, w powieści pada wyjaśnienie, że za Starego Porządku niedozwolone były jakiekolwiek związki, zaś konkubinaty wprowadził Nowy Porządek.)
Warto też zauważyć, że chociaż MSP nienawidzą i gardzą MNP, a w ogóle to kiedyś było lepiej i nie ma to jak stare dobre czasy, to jednak wszyscy wzięli sobie nałożnice. A co!

Po tych  słowach  odwraca  spłakaną  twarz  czarnowłosej  adeptki  w swą  stronę,  zmuszając  dziewczynę  do  spojrzenia  w jego  źrenice.  Przejeżdża  skrwawioną,  lodowato  zimną  dłonią  po  jej  szyi,  tuż  pod  lewym  uchem,  a potem  muska  jej  skórę  delikatnie  wargami.  
Ach, jaki on teraz delikatny! Jaki romantyczny! Szczególnie to muskanie szyi ujebaną w krwi ręką!

W miejscu  pocałunku  pojawia  się  wyraźniejszy  z każdą  chwilą  symbol.
–  Wraz z tym  Znakiem  stajesz  się  moją  Milady,  ja  zaś  twym  Panem.  Od  tej  pory  jesteś  nietykalna,  albowiem  stanowisz  moją  własność  i dopóki  nosisz  na  szyi  Lwa,  który  mnie  reprezentuje,  tylko  ja  mam  prawo  decydować  o twym  Przeznaczeniu  i tylko  ja  twym  Przeznaczeniem  jestem.
A teraz uprzytomnijcie sobie, że Severo wygłasza ten patetyczny tekst pełen wielkich słów –  świecąc gołym tyłkiem spomiędzy ud Arienne…
Dysząc i chrypiąc z wysiłku.

Oswobadza kobietę,  walcząc  przez  chwilę  z wciąż  pobudzoną  męskością  uniemożliwiającą  mu  dopięcie  spodni,  a następnie,  poprawiając  odzienie,  odchodzi  w stronę  swego  miejsca  po  przeciwnej  stronie  stołu.  Porzuca  swą  Milady  wśród  rozsierdzonych  Mistrzów,  z miłą  świadomością,  że  choć  skręca  ich  z nienawiści,  muszą  jedynie  obejść  się  smakiem,  od  teraz  bowiem  bez  względu  na  to,  jak  wielkie  byłoby  ich  pragnienie,  nie  mogą  jej  tknąć,  gdyż  chroni  ją  jego  Znak  i prawo  Związku,  które  sami  wprowadzili  wraz  z Nowym  Porządkiem.
No nie wiem. Ataki na Mistrzów też podobno są surowo karane, a mimo to Eston z Grittonem urządzili Severowi jesień średniowiecza. Nie ufałabym aż tak bardzo ochronie, jaką dają prawa Związku.

(...)

***

Uwolniona  w końcu  z bolesnego  uścisku,  podnoszę  się  z trudem  ze  stołu  Mistrzów  i ze  łzami  w oczach,  mimo  ścierpnięcia  i uczucia  rozdarcia  w dole  brzucha,  biegiem  kieruję  się  w stronę  bramy.  Bez  oglądania  się  za  siebie  ani  rozglądania  wokół  opuszczam  dziedziniec.
A to jej wolno? Przecież Miladies mogą opuścić zgromadzenie tylko za pozwoleniem swego pana.

Wzburzona  docieram  do  drzwi  dormitorium,  które  zamykam  za  sobą,  gdy  tylko  wkraczam  do  opustoszałego  pomieszczenia.  Dopadam  do  jednego  ze  swych  kufrów,  nerwowo  przeszukuję  jego  zawartość,  aż  w końcu  wyjmuję  z niego  fiolkę  z granatowym  proszkiem.  Rozglądam  się  po  sali  i dostrzegając  na  stole  przy  wejściu  misę  wypełnioną  wodą  służącą  do  przemywania  dłoni,  podchodzę  do  niej,  garścią  nabieram  nieco  cieczy,  rozlewam  ją  na  blacie  i z flakonika  wysypuję  do  niej  kilka  ciemnoniebieskich  kryształków.
–  Tamiro,  usłysz  mnie!
Zaraz, przecież miały się kontaktować za pomocą jakiegoś specjalnego zaklęcia, a nie magicznej kałuży?
Daj spokój, to było na samym początku powieści kto by to pamiętał.

A gdy  z burzących  się  maleńkich  fal  wyłania  się  oczekiwany  wizerunek  mej  przyjaciółki,  ta  zwraca  się  do  mnie:
–  Nareszcie.  Już  się  martwiłam  o ciebie,  Arienne.  Ależ…  ty  płaczesz!  Co  się  dzieje?
Wysłałaś ją do kolebki przestępców, gwałcicieli i morderców. Zgadnij.

Głos  czarodziejki  jest  bardziej  miękki  niż  w rzeczywistości,  tak  jak  i rysy  jej  twarzy  zdają  się  bardziej  rozmyte,  jednak  trudno  oczekiwać  lepszego  efektu,  używając  tak  nieskomplikowanych  składników  do  komunikacji.
Arienne właśnie została zgwałcona, jest roztrzęsiona, zapłakana i błaga o pomoc, lecz mimo to jej umysł cały czas jest w stanie chłodno analizować niedostatki w komunikacji, brawo.

–  Zabierz  mnie  stąd,  błagam  cię.  –  Nawet  nie  próbuję  powstrzymać  łez.
–  Ale  czemu  tak  prędko?  Zdołałaś  już  wykonać  swe  zadanie?
NAWET NIE WAŻ MI SIĘ WRACAĆ BEZ TEGO!!!

–  Nie…  Ale  to  nieważne.  Już  nie  chcę.  Nie  mogę  podążać  za  Przeznaczeniem.  Oszukało  mnie,  rozumiesz?!  Zamiast  poprowadzić  mnie  we  właściwym  kierunku,  do  odnalezienia  Księgi,  wepchało  mnie  w szpony  Bestii.
–  Mów  nieco  jaśniej,  Arienne.  –  Tamira  marszczy  brązowe,  cieniutkie  brwi  i próbuje  wyciągnąć  dłoń  w moją  stronę,  jednak  ta  znika  zaraz,  gdy  tylko  dotyka  wodnej  zasłony.
–  Ja…  –  Głos  mi  się  załamuje.
Nie  potrafię  przyznać  się  do  hańby  i upokorzenia,  których  właśnie  zaznałam.  Co  mam  jej  powiedzieć?  Że  dzisiejszej  nocy  wszystkie  moje  marzenia  i cała  moja  przyszłość  zostały  przekreślone?  Że  zamiast  życia  u boku  jakiegoś  dobrego  i szlachetnego  mężczyzny  czeka  mnie  wygnanie?  Bo  jak  inaczej  potraktują  mnie  rodzice,  gdy  dowiedzą  się,  że  ich  jedyna  córka  została  skalana?  Że  nie  może  już  ofiarować  swemu  Przeznaczonemu  daru,  jaki  kobieta  może  sprezentować  mężczyźnie  tylko  raz  w życiu?  Że  został  on  jej  tak  brutalnie  odebrany  na  oczach  tylu  ludzi?  Nagła  świadomość,  że  być  może  przez  to  nie  będę  już  mogła  zobaczyć  mych  najbliższych,  a na  pewno  spojrzeć  im  otwarcie  i szczerze  w oczy,  przyprawia  mnie  o kolejny  wybuch  płaczu.
To jest ten moment, kiedy mam ochotę złapać patelnię i walić Tamirę po łbie… Wysłać niedoświadczoną, chowaną pod kloszem smarkulę w takie miejsce!

–  Kochanie,  ja  wiem,  że  może  być  ci  tam  ciężko.  Ravillon  to  nie  dwór.  A jednak  Caris  obiecała  zaopiekować  się  tobą  i chyba  dotrzymuje  słowa,  bo  patrząc  na  twój  obecny  strój,  wnioskuję,  że  musi  ci  się  tam  dobrze  powodzić.  O co  chodzi  więc  z tą  bestią?
(...)
–  Ten  Lew…  Ach,  Tamiro,  przyjedź  po  mnie,  błagam!
–  Lew?  –  Czarodziejka  nie  wydaje  się  w ogóle  zdumiona,  a wręcz  przeciwnie,  wyraz  zadowolenia  i ulgi  pojawia  się  na  jej  twarzy.  –  Widziałam  go  już  wielokrotnie  w gwiazdach,  gdy  ci  wróżyłam.  
– Ojej, miałam ci powiedzieć, naprawdę! – Tamira z rozmachem palnęła się w czoło. – Hihihi, taką mam dziurawą głowę, wszystko z niej wylatuje!


Spotkałaś  go  wreszcie?  Ależ  to  cudownie,  bo  odegra  kluczową  rolę  w twej  misji.  Będziesz  miała  wsparcie  i pomoc!  To  już  teraz  jestem  spokojna  o ciebie.  Pamiętaj,  że  wszelkie  bieżące  problemy  to  jedynie  błahostki,  z którymi  musisz  sobie  sama  poradzić,  by  dotrzeć  do  upragnionego  celu.
Trzymajcie mnie, bo jej przylutuję.

–  Nie,  nie,  to  nie  tak…  –  Czuję,  jak  cała  moja  nadzieja  na  ratunek  powoli  niknie,  a ja  ciągle  nie  umiem  wyznać  wstydliwej  prawdy.  –  Musisz  przybyć  po  mnie,  bo  ja  tu  nie  wytrzymam…  To  jednak  ponad  moje  siły!
–  Nie  możesz  tak  mówić,  Arienne  –  upomina  czarodziejka.  –  Jesteś  w Ravillonie  dopiero  od  dwóch  dni,  co  tak  strasznego  mogło  się  więc  wydarzyć  w tak  krótkim  czasie?
Jak to leciało? “Pamiętaj,  że  jeżeli tylko coś  złego  by  się  działo,  natychmiast  się  o tym  dowiem  i przybędę  po  ciebie”?
Tamira (za każdym razem, gdy się pojawia, mam ochotę dodać “ta głupia krowa”) zachowuje się tu jak mamuśka, która wysłała dziecko pierwszy raz na kolonie i jest nieco znudzona jego płaczliwym narzekaniem, że trzeba wstawać rano, a jedzenie niedobre i kieszonkowe się skończyło.
Ale przecież wiedziałaś (głupia krowo), gdzie ją wysyłasz i co jej może grozić! Masz w zamku swoją wtykę...
Z którą najwyraźniej rozmowa ograniczyła się do: “– Ej, mogę ci podrzucić mojego dzieciaka na weekend? Arieśka sama się sobą zajmie, tylko tam żeby miała tapczan do spania czy coś. – Spoko, niech jaśka i kapcie ze sobą weźmie.”

Nie  otrzymując  zaś  odpowiedzi,  Tamira  kontynuuje:
–  Poza  tym  słyszałam,  że  Cesarz  wysłał  nowych  ludzi  na  poszukiwania.  Nie  mam  na  razie  innego,  bezpieczniejszego  miejsca,  żeby  cię  ukryć.  Nigdzie  indziej  nie  znajdziesz  lepszego  schronienia.
A zatem wracamy do koncepcji Arienne uciekającej przed niebezpieczeństwem. Btw, jeśli Cesarz ma w Ravillonie jakiegoś swojego zausznika, to pewnie za chwilę otrzyma raport o nowej Milady, która wygląda tak… przybyła stąd… ma umiejętności takie…


–  Proszę,  nie…  –  Ale  nie  kończę  rozpoczętego  zdania.  Magiczka  coś  jeszcze  do  mnie  mówi,  ale  jej  słów  nie  słychać,  gdyż  wraz  z wyparowaniem  wody  wizja  znika.


Arienne próbuje się umyć, potem wrzuca strojne szaty do kominka i przez resztę nocy udaje, że śpi, naprawdę płacząc w poduszkę.
Rankiem Severo budzi Tessiego i Taidę...


–  Jeśli  nie  będziesz  miał  nic  przeciw,  na  chwilę  porwę  Taidę,  aby  z nią  porozmawiać  na  osobności  i dać  ci  szansę  jeszcze  się  zdrzemnąć.
–  Teraz  możesz  sobie  ją  porywać  do  woli  i bez  pytania  –  słyszy  burkliwą  odpowiedź  towarzysza,  który  przewraca  się  na  bok  tyłem  do  Severa,  eksponując  przed  nim  nagie  plecy  i pośladki [Imperatywie Jaojcowy, co ty tu robisz?],  gdyż  powstająca  z łoża  smukła  kobieta  ściąga  przypadkiem  na  posadzkę  okrywającą  ich  narzutę.  –  Jest  bezpieczna,  podobnie  jak  i wszystkie  pozostałe  Milady  w Ravillonie.  Dzięki  mnie  nie  będziesz  bowiem  miał  zakusów  na  żadną  inną  faworytę,  bo  teraz  wreszcie  masz  własną  zabawkę!  Nie  masz  już  wymówki,  że  jesteś  sam  i dlatego  korzystasz  z cudzej  własności.
Aaaaha, więc Tessi zaaranżował cały zakład, bo mu się Severo dobierał do Taidy?


Severo  uśmiecha  się  lekko  i podaje  podchodzącej  ku  niemu  nagiej  kobiecie  znaleziony  na  posadzce  obok  paleniska  cieniutki  szlafrok.  Gdy  oboje  kierują  się  do  wyjścia,  a Mistrz  Walk  przepuszcza  kochankę  Tessiego  w progu,  ten  krzyczy  jeszcze  za  nimi:
–  I nie  myśl,  że  ci  daruję  obiecaną  mi  tarczę,  bo  zagarnął  ją  głupi  Gritton!  Następnym  razem  przywieziesz  mi  z Fenis  większą  i kosztowniej  wykończoną.  A za  dziewictwo,  o którym  nie  było  mowy,  podziękujesz  mi,  dokładając  do  niej  idealnie  dopasowaną  zbroję!

Anturyjczyk  staje  naprzeciw  półnagiej  Taidy  w jednej  z kamiennych  nisz  okiennych.  Czarny,  sięgający  posadzki  płaszcz  z olbrzymim  kapturem  zwisającym  teraz  na  jego  plecach  oraz  związane  wysoko  loki  są  dla  niej  jasnym  sygnałem,  dokąd  i po  co  się  udaje.  
Czarne loczki, czarne ciuchy, męska organizacja, związek z lodem… z kimś mi się to kojarzy.

f94d6bdba7718a73349d29eefa18bd6e9eb0479e_hq.jpg

Kobieta  pochyla  się  przed  nim  i zgodnie  ze  zwyczajem  całuje  go  jako  Członka  Wielkiego  Zgromadzenia  w prawą  dłoń.
–  Chwała  Związkowi  i tobie,  Mistrzu.  Czego  ode  mnie  oczekujesz?  –  wypowiada,  patrząc  w jego  niezwykłe  oczy.
–  Chcę  cię  poprosić  o przysługę.  Jestem  dosłownie  zawalony  pracą  na  dole,  ale  i tutaj.  Mam  potworne  zaległości  po  mym  ostatnim  wyjeździe  i muszę  jakoś  sobie  z nimi  poradzić,  zwłaszcza  w kontekście  nowego  wyzwania,  jakie  powierzył  mi  Eminencja.
No cóż, kat niestety nie może zabrać roboty do domu.
[ML na forum: “Mroczny mistrz wojowników, a jakbym kierownika w korpo słyszała :)”]


(...)

–  Co  mam  uczynić?
–  Proszę  cię,  odnajdź  Arienne.  Zapewne  ukryła  się  gdzieś  wśród  adeptek.  Nie  wie,  że  teraz  to  nie  miejsce  dla  niej.  Przyprowadź  ją  na  górę  z odpowiednimi  honorami.  Dam  ci  do  dyspozycji  mych  ludzi.  
Czy ja dobrze rozumiem, że po tym jak Severo upchnął w spodniach swego lodowego giganta i opuścił ucztę, zostawił tak po prostu Arienne na stole? Zostawił swoją milady w szoku, podartych ciuchach i umazaną krwią? I nawet jej nie powiedział co ma ze sobą zrobić, gdzie pójść? Nie wydał rozkazów swoim sługom, których, jak nagle się okazało, posiada? Nic? Mam nadzieję, że Tessi jak tylko otrzyma obiecaną tarczę, jebnie nią Sevciowi w łeb.
Niczym nie jebnie, bo Tessiego obchodzi tylko, żeby przestał się pchać z łapami do jego Taidy.
Wszyscy widać uznali, że dziewczyna skoczyła tylko poprawić makijaż i przynieść sobie krzesło, żeby usiąść z pozostałymi miladies. Arienne nie zawraca sobie głowy ani Caris (opiekunka miladies, która powinna za nią pójść chociażby po to, żeby dać jej zioła antykoncepcyjne!), ani dowolna koleżanka z pokoju (dobry moment, żeby zaplusować u nowej milady), ani Karla (dla której to niezła okazja, by od razu zaszkodzić rywalce).

Chcę  też,  byś  wręczyła  jej  to.  –  Wkłada  w dłoń  kobiety  rzeźbiony  w srebrze  medalion,  przedstawiający  Znak  Lwa,  zawieszony  na  drobnym  łańcuszku.
–  Klucz  dający  dostęp  do  komnat  w Skrzydle  Mistrzów?  Już  ma  go  dostać?  No  proszę.  Od  razu  spotyka  ją  nie  lada  zaszczyt.  –  Wiśniowowłosa  Milady  uśmiecha  się  delikatnie,  gdy  mężczyzna  potwierdza  jej  przypuszczenia  skinieniem  głowy.
–  Niech  to  będzie  rekompensata  za…  yhm…  wczoraj.  Przed  chwilą  wydałem  służbie  stosowne  dyspozycje,  ale  tobie  powierzę  nadzór  nad  ich  wykonaniem.  Pamiętaj:  czerwień  i złoto.  Jak  u mnie.  
Lew, czerwień i złoto. Gdzieś już to widziałem…

large.jpg

Moje śmieszkowanie skończyło się jednak, gdy facebooku książki natknąłem się na zakładkę przedstawiającą Sevcia:
21544035_1490446314381650_3917923448389695992_o.jpg

Czy tylko mnie się zdaje, że na tym rysunku on ma szpotawe kolana?

Poza  tym  wszystko,  co  uznasz,  że  jest  koniecznością  w tych  waszych  buduarach.  Nie  znam  się  na  tym,  liczę  więc  na  twoją  kobiecą  dłoń  i intuicję.  Ma  być  z przepychem,  ale  i elegancją,  jak  u ciebie,  a nie  Caris,  która  z alkowy  zrobiła  rupieciarnię.
Sevcio, a skąd ty wiesz właściwie, jak wygląda alkowa Caris?  

 Wezwij  też  krawców  i jubilerów.  Niech  jeszcze  w tym  tygodniu  zaczną  szyć  i przygotowywać  szaty  i biżuterię.  Moja  Milady  nie  będzie  chodzić  w łachmanach.
–  Masz  jakieś  szczególne  życzenie  co  do  jej  garderoby?  Z reguły  każdy  Mistrz  narzuca  gust  swej  wybrance.
Mężczyzna  przez  chwilę  się  zastanawia,  by  następnie  odpowiedzieć  ze  śmiechem:
–  Mam  opinię  królewskiego  kochanka.  Uszyjmy  więc  Arienne  suknie  godne  królowej.  Mogą  być  w stylu  tej,  którą  miała  na  sobie  na  uczcie.
Wręcza  kobiecie  pokaźnych  rozmiarów  sakiewkę.
Ale przecież okradziono go ze wszystkich bogactw. Nawet jeśli miał tę sakiewkę ukrytą za pazuchą, to Gritton i Eston powinni ją znaleźć, gdy go pobili. A to znaczy, że zostaje tylko jedno miejsce, w którym Sevcio mógł ukryć tę pokaźnych rozmiarów sakiewkę.
Auć.
Znaczy, niby Sevcio jest cwany i trzyma część swoich zasobów, nawet większą część, w bezpiecznej skrytce poza Ravillonem… ale tak czy siak, przez te kilka ostatnich dni nie miał czasu ani okazji, by się do nich dostać, więc… Auć.

–  To  na  realizację  mych  zamiarów.  A to…  –  bierze  drugą  dłoń  Taidy  i na  niej  również  składa  woreczek  odpowiadający  gabarytom  pierwszego [Auć!]  –  …za  twą  fatygę.

Pokaż  jej,  co  i jak.  Wytłumacz  zasady,  jakie  nami  rządzą,  opisz  to,  co  od  tej  pory  będzie  jej  udziałem,  obowiązkiem  i rolą.  Niech  usłyszy  o nakazach,  zakazach  oraz  karach.  Wszystko,  co  musi  i powinna  wiedzieć  kobieta  o jej  pozycji.
Znowu: nie zajmie się tym Caris, której rolą jest pilnowanie Miladies, gdyż albowiem?...
A, to akurat Sevcio tłumaczy: nie chce się z tym zwracać do Caris, gdyż ta, jako faworyta Argusa, należy do wrogiego obozu. Wydaje mi się jednak, że takie wprowadzenie nowej Milady powinno po prostu należeć do jej obowiązków… inaczej nie wiem, na czym właściwie miałaby polegać funkcja “opiekunki”.

Taida wraca do Tessiego:
–  Nie  wiem,  co  o tym  myśleć. Dopiero  co  wziął  ją  publicznie  i zostawił  samą  sobie,  a teraz  chce  jej  szukać  i oddawać  hołdy  na  dworską  modłę.
–  Daruj  mu.  To  jego  pierwsza  Milady.  Musi  nauczyć  się,  jak  z nią  postępować…
–  Musi  nauczyć  się,  jak  w ogóle  postępować  z kobietami!  –  przerywa  mu  Taida.
Wydawałoby się, że żyjąc na cesarskim dworze Mistrz Walk mógł nauczyć się ogłady i dobrego zachowania względem kobiet.
Sevcio ma w sobie coś z rycerza: zakuty łeb!

(...)

Rano słudzy Severa odnajdują Arienne w dormitorium...

Wstaję  i w milczeniu,  ocierając  rękawem  łzy,  opuszczam  wraz  z ludźmi  Anturyjczyka  sypialnię  adeptek.
W wielkim  pomieszczeniu  panuje  cisza,  którą  na  chwilę  tylko  zakłóca  głos  Leili:
–  Ha,  no  proszę,  ten  Mistrz  Walk,  jak  się  okazuje,  ma  niezły  apetyt  i niespożyte  siły!  Już  z rana  mu  się  kobiety  zachciało,  choć  dopiero  co  miał  ją  pod  sobą!  Szczęściara!
Borze zielony, a myślałam, że zostanie nam oszczędzony przynajmniej schemat Pustej, Puszczalskiej Barbie, że Leila z jej znajomością języków, etykiety i prawdopodobnie szlacheckim pochodzeniem okaże się laską na poziomie… :/

...i prowadzą do Taidy, która w tym czasie nadzoruje urządzanie komnaty dla nowej Milady.

Milady  Arcyszpiega  każe  sługom  przygotować  kąpiel  dla  swej  towarzyszki  oraz  przynieść  z dormitorium  kufry  z jej  rzeczami.  Gestem  zaprasza  swego  gościa  do  stołu,  na  który  po  chwili  przyniesione  zostają  tace  ze  śniadaniem.
–  Najpierw  musisz  się  pożywić,  bo  czeka  nas  pracowity  dzień.
Przyglądam  się  z niechęcią  jedzeniu.  Nie  czuję  apetytu,  mając  w świadomości  to,  że  dziś,  tak  jak  wczoraj,  będę  przechodzić  przez  cały  obrządek  szykowania  mnie  i upiększania  tylko  po  to,  żeby  ponownie  znaleźć  się  w rękach  oprawcy.
–  Jedz.  –  Taida  urywa  kawałek  chleba  i podaje  bochenek  Arienne. [Znaczy… urwała kawałek, a resztę ma zjeść Arienne?]  –  Musisz  mieć  energię  na  spotkanie  ze  swym  Mistrzem.
Jeżuuuuu… Czy wszystkie kobiety w tym zamku muszą zachowywać się jak bezmyślne krówska bez odrobiny empatii? Żadna z nich nie doświadczyła nigdy gwałtu, molestowania, upokorzenia?
Jak szło to hasło promujące książkę? “Od kobiet dla kobiet”? Aha.

Odkładam  pieczywo  nietknięte.
–  Skoro  tak  wolisz.  –  Piękność  o wiśniowych  włosach  przygląda  się  czarodziejce  uważnie,  wyraźnie  niezniechęcona.  –  Ale  musisz  wiedzieć,  że  to  ci  nie  wyjdzie  na  dobre.  Owszem,  wczoraj  wydarzyło  się  coś,  co  nie  powinno,  ale  tego  już  nie  zmienisz.  Nie  masz  wpływu  na  przeszłość,  a jak  będziesz  w niej  bez  ustanku  brodzić,  nie  pomoże  ci  to  w egzystowaniu  tutaj.  Powinnaś  wziąć  się  w garść  i pomyśleć,  co  zrobić,  żeby  było  ci  tu  już  tylko  lepiej.  Ja  zaś  chcę  ci  w tym  pomóc.
No już, uszy do góry, weź się w garść i nie histeryzuj. To nie mydło, nie wymydli się.


Nie  wytrzymując  już,  wybucham,  ledwo  tłumiąc  cisnące  się  pod  powieki  łzy:
–  Ubierając  mnie  jak  lalkę  i wpychając  do  łoża  jakiegoś  złoczyńcy?!
–  Nie  powinnaś  tego  tak  postrzegać.  Mistrz  Walk  cię  wybrał,  więc  teraz  masz  zapewnioną  protekcję.  Żaden  inny  Związkowiec  nie  będzie  mógł  cię  tknąć.  Nie  będziesz  musiała  trenować,  by  zdobyć  awans,  którego  kobieta  tu  i tak  nie  jest  w stanie  osiągnąć.  
To po kij od jakiej mietły one tam się pchają, serio? Zrozumiałabym, gdyby dziewczyny zaciskały zęby i znosiły takie traktowanie, bo pobyt w Ravillonie dawał im +1000 do wszelkich skilli, ale tu mają tylko wybór pomiędzy byciem darmowym popychadłem i dmuchaną lalką dla wszystkich, a chwilową karierą Milady, nieuchronnie kończącą się ścięciem, gdy tylko Mistrzowi spodoba się inna.

Ponadto  miałaś  naprawdę  dużo  szczęścia,  gdyż  Severo  ma  tyle  pieniędzy,  że  będziesz  się  przy  nim  czuła  jak  księżniczka,  żyjąc  zawsze  w dostatku.  Już  zadbał  o to,  by  odpowiednio  urządzić  twój  pokój,  naszykować  stroje  i biżuterię  dla  ciebie.  Będziesz  dostawać  od  niego  stałe  wynagrodzenie,  dzięki  czemu  sama  też  będziesz  mogła  sobie  co  nieco  kupić,  wybierając  się  z nami  na  ląd.  A jak  będziesz  się  mocniej  starać,  to  może  uda  ci  się  wydobyć  od  niego  coś  więcej  niż  tylko  regularne  zarobki.
–  Ależ  ty  sugerujesz  bycie  utrzymanką!

(...) –  Bez  względu  na  to,  gdzie  jesteś Arienne,  czy  tu,  czy  na  Kontynencie,  zasada  jest  zawsze  ta  sama.  Nieważne,  jaką  bronią  tego  dokonasz,  ale  gdy  już  okiełznasz  i zdobędziesz  mężczyznę,  traktuj  go,  jakby  był  władcą  świata,  a tymczasem  on  nawet  nie  zauważy,  kiedy  to  ty  będziesz  nim  rządzić.
Wstrząśnięta  opieram  się  o fotel,  nie  mogąc  oderwać  oczu  od  delektującej  się  właśnie  pomarańczową  konfiturą  dziewczyny.
–  A uczucia?  One  się  według  ciebie  nie  liczą?
Ja wiem, że Arienne miała być taka niewinna, naiwna i nieskalana złą myślą, ale po wczorajszym wieczorze to powinna chyba stracić ze ¾ swojej naiwności, nie sądzicie, drogie autorki?

Taida  przerywa  na  chwilę  jedzenie  i dziwnie  długo  zastanawia  się  nad  odpowiedzią.
–  Tu,  w Związku,  lepiej  ich  nie  mieć.  To  jedna  z zasad  obowiązujących  kobiety  wybrane  jako  Milady:  nie  można  się  zakochiwać.  
W zasadzie, że tak wybiegnę trochę w przód, to ta zasada obowiązuje przede wszystkim Mistrzów. To oni wkuwają na pamięć Kodeks Świętej Organizacji, który w licznych swych paragrafach zabrania miłości, całowania w usta itd. Skoro kobiety tak kompletnie nie liczą się w Związku, to w zasadzie nikogo nie powinno za bardzo obchodzić, czy Milady jest zakochana w swym panu, czy nie. Zresztą, skoro związki jako takie nie są zakazane, to jak udowodnić, że ten akurat oparty jest na Zakazanym Uczuciu, a inny wyłącznie na prostym pożądaniu?
Przyłapać Mistrza, jak ryje na ścianie kibla serduszko z inicjałami.

W ogóle  wielu  rzeczy  nie  można:  całować  w usta,  bo  to  ponoć  może  prowadzić  do  miłości  i jest  jej  unaocznieniem [albo jedno, albo drugie],  zachodzić  w ciążę,  gdyż  Mistrzowie  nie  mogą  mieć  dzieci...  
O, i to jest konkret, którego przestrzegania rzeczywiście można wymagać.

Och,  a skoro  już  o tym  wspomniałam,  to  mam  coś  dla  ciebie.
Dziewczyna  powstaje  na  chwilę  i podchodzi  do  sekretarzyka,  z którego  szufladki  wyjmuje  niewielki,  brązowy  woreczek.  Gdy  powraca  do  stołu,  nalewa  Arienne  do  filiżanki  mleka  i dosypuje  do  niego  suszone  zioła  z maleńkiej  sakiewki.
–  Wypij  to  teraz.  –  Widząc  zaś  pytające  spojrzenie  czarodziejki,  kochanka  Tessiego  zawiązuje  woreczek  i cierpliwie  tłumaczy:  –  Jako  Milady  musisz  sama  dopilnować,  aby  nie  począć  bękarta.  Skutki  takiego  zaniedbania  są  tu  karane  śmiercią.  Po  to  właśnie  są  te  zioła.  Ich  napar  skutecznie  zapobiega  podobnym  sytuacjom.
Napar, powiadasz? A ty wsypujesz po prostu suche do mleka? O, podstępna paskudo…!
Oj tam, Severo będzie miał na kim poćwiczyć robienie aborcji.

Ciąża?!  Jestem  przerażona  na  myśl  o tym,  że  mogłabym  dać  dziecko  mężczyźnie,  który  mnie  zhańbił.  Bez  dłuższego  namysłu,  pospiesznie  opróżniam  zawartość  filiżanki,  co  Taida  przyjmuje  z widoczną  radością.
Wzięła ZIÓŁKA DZIEŃ PO! Zgroza!!!


(...)

–  Wierność  i lojalność  przede  wszystkim.  Żadnych  spojrzeń,  uśmiechów  czy  kokietowania  innych,  o ile  oczywiście  Severo  ci  tego  nie  zleci.
Kobieta Mistrza Szpiegostwa pewnie wie, co mówi…

Musisz  być  mu  bezgranicznie  posłuszna  –  każde  jego  życzenie  powinno  być  dla  ciebie  rozkazem.  Lepiej  jednak  wyprzedzać  zachcianki  i samej  zadbać  o to,  by  już  niczego  i nikogo  innego  poza  tobą  nie  potrzebował.  Rozumiesz,  prawda?  Musisz  po  prostu  dobrze  wypełniać  swoje  obowiązki  –  sprawdzać,  czy  jego  komnata  zawsze  jest  czysta,  czy  ogień  tli  się  w kominku,  czy  łoże  jest  przyjemnie  rozgrzane,  szczególnie  w takie  zimne  dni  jak  teraz.  Ubranie  powinno  być  zawsze  świeże  i pachnące,  jedzenie  –  najlepiej  sama  doglądaj,  czy  jest  odpowiednio  dogotowane  i przyprawione  pod  gust  twego  mężczyzny.  
Znaczy – dopóki nie miał kobiety, Severo chodził oberwany, brudny i śmierdzący, sypiał w barłogu i marzł w nieogrzewanej komnacie, bo nie było nikogo, kto by się tym zajął? Żadnej służby, żadnych adeptów przydzielonych do usługiwania Mistrzom? Żarcie też każdy gotuje sobie indywidualnie, nie mają żadnej zamkowej kuchni i wspólnych posiłków?
Pobili go i leżał w swoich komnatach, dopóki nie znalazł go kumpel. Ale jak tylko wziął sobie Arienne na milady, w ksiopku pojawiła się liczna służba mistrza walki… więc chyba masz racje Kuro.
Służba Severa składa się z samych Józków – pojawia się i znika… i znika… i znika...

Jego  wygląd  –  czasem  naprawdę  lepiej,  jak  sama  podetniesz  mu  włosy  lub  go  ogolisz,  niż  pozwolisz  to  robić  jemu  lub  jedynemu  strzyżącemu [strzygącemu, murwa żeż w kadź! I tak, to też jest w wersji papierowej.]  tu,  Boriemu  –  fatalnie  tnie!  Poza  tym  rób  wszystko,  co  sprawia  mu  przyjemność:  myj  plecy,  tańcz  dla  niego,  śpiewaj.  Słuchaj  z uwagą  tego,  co  ma  do  powiedzenia,  nawet  jak  już  po  raz  setny  narzeka  na  tego  samego  ucznia,  którego  nie  może  wyćwiczyć.  
Niestety, w Ravillonie też znają obowiązek szkolny i takiego niewyuczalnego nie można po prostu wywalić na zbity pysk.

Zawsze  okazuj  zainteresowanie,  a jeśli  zapyta  cię  o zdanie, najlepiej  powiedz,  że  nikt  nie  ma  lepszej  od  niego  wiedzy  w danej  dziedzinie.  Chwal,  chwal,  chwal!  Niech  zobaczy,  że  jest  dla  ciebie  najpiękniejszy  –  tu  dziewczyna  wzdycha  z uśmiechem,  myśląc  przez  chwilę  o swoim  Tessim,  i ciągnie:  –  najsilniejszy,  najmądrzejszy…  Innymi  słowy:  najważniejszy.
–  Mężczyzna  naprawdę  tego  potrzebuje?  –  Nie  mogę  wyjść  ze  zdumienia,  gdyż  wyobrażenie  szorstkich  Związkowców,  odpornych  na  wszystko,  jakoś  kłóci  się  z obrazem  Mistrza  nakreślonym  właśnie  przez  Taidę.  Mistrza  wymagającego  tak  delikatnego,  wysublimowanego  traktowania.
Pfff, tam zaraz wysublimowanego. Ja bym to raczej nazwała ordynarnym włażeniem w dupę.

(...)

Aby  dopełnić  przygotowań  mego  ciała  do  spotkania  z Mistrzem  Walk,  za  pomocą  wosku  nadaje  gładkości  moim  pachom  i nogom  oraz  nowy  kształt  owłosieniu  mej  kobiecości,  co  ponoć  jest  wymogiem  koniecznym  wśród  Milady.
Niedługo potem umieszczono mnie w skrzyni, gdzie promienie magicznych kryształów nadały mej skórze brązowy odcień, za pomocą jadu kiełbasianego ukształtowano me piersi, a mą kobiecość niewielki kolczyk ozdobił, co ponoć jest ostatnim krzykiem mody wśród niewiast.

(...)

Taida jeszcze robi kipisz w bagażach Arienne, wywalając niemal wszystkie jej ciuchy (niemodne i staroświeckie!) oraz biżuterię, spośród której Arienne zachowuje tylko podarowany jej przez Tamirę medalion.
Przez  cały  czas  przygotowań  Taida  opowiada  mi  o powinnościach  Milady,  o spotkaniach  z pozostałymi  faworytami  i relacjach  między  nimi.  Dowiaduję  się,  że  to  właśnie  Caris,  jako  najstarsza,  opiekuje  się  nimi  –  a raczej  już  nami  wszystkimi.  Powinnam  uważać,  z jakim  problemem  do  niej  idę,  bo  teraz  znajduję  się  w przeciwnym  obozie.  Mimo  że  większość  Milady  przyjaźni  się  ze  sobą,  to  oficjalnie  muszą  udawać,  że  trzymają  stronę  swego  Mistrza,  a Argus  i Severo  nigdy  nie  pałali  do  siebie  sympatią.
Hmmm, jeśli mamy tu stronnictwa Argus-Wilbur-Gritton-Tarlen-Eston-Harold i Severo-Tessi-Ven-Gavin-Moru, a Miladies wyżej wymienionych są zobowiązane trzymać stronę swojego Mistrza, to CO na spotkaniu u Caris (kochanki Argusa) robiły wszystkie Miladies (i Milord) z przeciwnej frakcji oraz dlaczego nie było tam żadnej z frakcji zaprzyjaźnionej?
Były, pewnie podsłuchiwały ukryte za kotarą.

(...)
Cała  spięta  ze  zdenerwowania  biorę  udział  w rytualnym  powitaniu  nowej  Milady.  Siedząc  w wygodnym  fotelu  w pokoju  mojej  opiekunki,  Caris,  przyjmuję  życzenia  i dary  od  pozostałych  dziewcząt.  Od  Taidy  otrzymuję  zwiewną  granatową  koszulkę  na  urozmaicenie  wspólnych  wieczorów.  Nukki  i Zoe  podają  mi  przepis  na  ulubioną  potrawę  Severa [mięso katoblefasa?]  i zdradzają,  w jaki  sposób  mój  Mistrz  zawsze  lubił,  aby  się  zachowywały  w alkowie.  Blanka  przekazuje  na  moje  ręce  flakonik  z perfumami,  które  ponoć  Anturyjczyk  zawsze  zachwalał,  wchodząc  do  pokoju  Vena  po  ich  wspólnych  igraszkach.
On tak specjalnie właził tuż po? A może stał pod drzwiami, dobijając się: “Kończycie już? Kończycie?”

Karla,  która  dziś  wydaje  się  podejrzanie  miła,  również  daje  mi  prezent  –  niewielkie  puzderko  z balsamem,  który  ponoć  ma  sprawić,  że  moja  cera  będzie  zawsze  promienna.  Te  i inne  podarki,  wydające  mi  się  raczej  krępujące [a na pewno bardzo niezręcznie brzmiące, droga korekto],  przekazuję  sługom,  którzy  zanoszą  je  do  mojej  nowej  komnaty.
Hm, jeśli każda nowa Milady dostaje prezenty od pozostałych, to może Miszcz Harold tak często pozbywa się swoich pań w ramach oszczędności? Perfumy się skończyły? Zmień kobietę, dostaniesz nowe gratis!

Wśród  podekscytowanych  rozmów  z trwogą  spoglądam  co  chwilę  za  okno.  Ulewa  powoli  ustaje.  Na  zewnątrz  robi  się  ciemniej,  a to  znaczy,  że  coraz  mniej  czasu  dzieli  mnie  od  spotkania  z wrogiem.


Z pobojowiska na dziedzińcu pozdrawiają: Kura za stołem z chujwiczego, Vaherem ukrywający mieszki złota, Kazik w balii z dawno wystygłymi kobietami i Babatunde Wolaka jako Mistrz Lenistwa,
a Maskotek maluje Hybrydzie Związku dupę pawiana w kropki biedronki.

117 komentarzy:

eSqr pisze...

Analiza jak zwykle zacna, ale mam jedną tycią prośbę, czy Vaherem mógłby mieć inny odcień fioletu? Bo aktualny, razem z szarym tłem, nie współpracuje z astygmatyzmem i wywołuje u mnie oczopląs

kura z biura pisze...

Trochę rozjaśniłam, teraz lepiej?

eSqr pisze...

Tak, dziękuję bardzo

Anonimowy pisze...

Boże, to jest obrzydliwe. Po prostu obrzydliwe. Jak chorym trzeba być, aby przedstawiać faceta, który zgwałcił nastolatkę na oczach całego zbiorowiska ludzi, a po tym schował ptaka i poszedł, zostawiając ją upokorzoną i przerażoną przed obrzydliwymi zbokami, które wyraźnie się cieszyły z oglądania męczenia dziecka, jako jej przyszłego ukochanego i postać pozytywną? I ta głupia krowa, która wysłała dziecko jeszcze do kolebki złodziei, morderców i GWAŁCICIELI! Naprawdę?!
...uf, uniosłem się. Tak jak wspominaliście na początku, sam motyw gwałtu w takim paskudnym miejscu nie jest zły, patologia robi się dopiero wtedy, gdy przedstawia się gwałciciela jako biednego, murwa kać, misiaczka, który przecież nie chciał, tylko go zmusili! Rany, w pierwszej części to było tylko głupkowate ksioopko z patriarchatem podkręconym do ósmej potęgi, podczas czytania tej części na zmianę zbierało mi się na wymioty i na przywalenie wszystkim boChaterom tego... czegoś... oprócz biednej Arianne. Do czego to doszło, żebym współczuł i czuł solidarność z Merysójką...

Anonimowy pisze...

Kobieta pochyla się przed nim i zgodnie ze zwyczajem całuje go jako Członka Wielkiego Zgromadzenia w prawą dłoń.
Słowo honoru, przeczytałam „Całuje go w członka” i dostałam spazmów.

Na widok zakładki z Sevciem dopadła mnie nagła chęć znalezienia w piwnicy czegoś bardzo ciężkiego i walenia tym czymś ałtorek po głowach. Och, jakiż słodki, niewinny, uroczy i kjutaśny obrazek brutala, chama i gwałciciela. Niech no go wytarmoszę za te policzki. Albo za jelita, obcęgami.

Washergirl pisze...

To już nawet nie jest śmieszne. To jest podłe i chore. Napisałam do autorek z prośbą o jakiekolwiek wyjaśnienie. Nawiasem mówiąc, druga Kuro, jestem specjalistką od tematu wykorzystania seksualnego, reakcji na tenże i tak dalej. Reakcje Arienne nie są wcale aż tak nienormalne. To nieprawda, że istnieje jeden schemat. Natomiast to, co zostało opisane wyjątkowo niewiarygodnie, to sam przebieg gwałtu. Ale pomijając to, jezu chryste kurwa mać. Niedobrze mi. Bo to napisały kobiety. To pieprzenie napisały inne kobiety, dorosłe, sądząc po ich zdjęciach na fejsbuku. Dorosłe osoby opisujące jak ma zachowywać się Milady i cały ten syf, próbują zrobić komentarz do obecnych czasów jak pięciolatek odganiający pszczołę, że mucha. To jest disgrace. To jest koszmar. To jest chore. Jestem ofiarą gwałtu. I nie uważam, żeby relacja z gwałcicielem była niemożliwa czy zakazana. Po prostu trudno jest sprawic, żeby to była relacja zdrowa, ale tak, to możliwe. Ale nie w ten sposób. Wszystko, co tu jest: cały sypiący się plot, opisy, bohaterka, te dziury fabularne, ale najbardziej: wiadomość, jaką to wysyła... Co one myślały? Że tworzą brutalny świat? Jak białe dzieci z bogatych dzielnic amerykańskich opowiadają o gettach narkotykowych. Co one myślały? Że są inteligentne tworząc to? Kto na miłość boską żyje obok tych kobiet? Dlaczego nikt im nie powiedział, że są głupie? Nie jak kobiety - jak ludzie. Co to kurwa jest?

Lukseja

Anonimowy pisze...

„Tak się zastanawiam – czy publiczny gwałt jest częścią oficjalnej ceremonii brania sobie Milady?”.

Odnoszę wrażenie, że jednak nie. Taida mówi, że „wczoraj wydarzyło się coś, co nie powinno”, więc chyba nie uważa publicznego gwałtu za rzecz normalną. Gdyby to była reguła, to ta pozbawiona empatii istota powiedziałaby pewnie Arienne coś w stylu „oj tam, oj tam, wszystkie musiałyśmy przez to przejść, a teraz będzie już tylko lepiej, nie rób dramy”.
Niecodzienność zaistniałej sytuacji sugerują też moim zdaniem te słowa:
–  Nie  wiem,  co  o tym  myśleć. Dopiero  co  wziął  ją  publicznie  i zostawił  samą  sobie,  a teraz  chce  jej  szukać  i oddawać  hołdy  na  dworską  modłę.

oraz ten dialog:
–  Klucz  dający  dostęp  do  komnat  w Skrzydle  Mistrzów?  Już  ma  go  dostać?  No  proszę.  Od  razu  spotyka  ją  nie  lada  zaszczyt.
–  Niech  to  będzie  rekompensata  za…  yhm…  wczoraj.

Jeśli zachowanie Severa było czymś normalnym, a wręcz oczekiwanym, to czemu teraz miałby swojej nowej własności cokolwiek rekompensować?

Analiza świetna – czekam na wincyj.

Dora

Mal pisze...

Mnie najbardziej (oprócz oczywistego obrzydlistwa gwałtu) uderzyła wiadomość, że Arienne przebywa w Ravillionie od... dwóch dni. Dwóch. Taka ilość stron, żeby opisać dwa dni...

Swoją drogą, czy potem narracja przyspiesza? Jak rozciągnięta w czasie jest akcja całej książki?

Washergirl pisze...

Kuro masz rację. To prawda, że ogólne prawdopodobieństwo psychologiczne poszło w rzyć. Na stronie fejsbukowej autorek znalazłam zdjęcia "oto zakładki do książek z bohaterami!" na których były wyobrażenia czarnowłosych Mistrzów. Jest to dla mnie wszystko niepojęte. I powtarzam - nie miłość do gwałciciela, czy relacja z gwałcicielem. Te są możliwe. ALE NIE W TEN SPOSÓB. Nawiasem mówiąc, wczoraj trafiłam na paskudny artykuł "Polish Wolf of Wall Street" -https://www.thesun.co.uk/news/4825594/naked-saleswoman-is-paraded-around-her-office-as-male-colleagues-cheer-her-on-in-sick-morale-boosting-stunt-organised-by-her-boss/

I ona zrezygnowała z pracy kilka dni później. Nie wierzę, że tam nie było elementu przymusu. Myslę, że zgodziła się, bo myślała, że wszyscy są dorośli. Kiedy była nago, to zachowali się jak zwierzęta, i spodziewała się tego. Ale kiedy już było po wszystkim, traktowali ją potwornie - tego się nie spodziewała. I musiała odejść.
Myslę, że autorki chciały stworzyć brutalną rzeczywistość, bo takie coś w tle historii miłosnej zawsze urealnia miłość, choćby ta była nierealna. I ja bym przełknęła kochanie kogoś, kto zgwałcił publicznie - GDYBY TO BYŁA JAKAŚ WIARYGODNA INTRYGA I STAWKĄ BYŁO ŻYCIE OBYDWOJGA ALBO CUDZE. To, co mnie przeraża, to że autorki wyglądają na dorosłe osoby. Jezu. Jak? I jakich mężczyzn spotkały te kobiety? No nie mogę się uspokoić. Na stronie fanowskiej autorek, do której wczoraj napisałam, jest informacja, że normalnie odpowiadają w ciągu minut. Nie dostałam odpowiedzi na swoje zapytanie o co cho. Kurde mol, na Pudelku aktorki wyzywane od dziwek, a tu nawet świetny pomysł - kontrowersyjny motyw gwałtu, który wybacza się od razu, bo okoliczności potworne, został zmarnowany całkowicie. Bo to literacko nie jest wcale głupie. Wszystko, co mogło iść dobrze, cały pomysł, zamysł - widzę w głowie, jak to można było zrobić dobrze. A te zrobiły coś takiego. I jeszcze ta korekta. No ludzie. Nie mogę się uspokoić od wczoraj od kiedy to przeczytałam.
Nawiasem - to świetny pomysł, żeby sceny gwałtu były ostrzegane na początku notki. Powinno tak być. U Michalak-notek tego brakuje. A tam to jest walące w pysk (z tych samych powodów).

Pyra pisze...

Boru najsroższy, mam rozumieć, że ta kreatura jest tróloffem głównej bohaterki? Toż przy nim nawet Edward Cullen wydaje się kandydatem na wybranka z krwi i kości! Severo nie ma żadnej pozytywnej cechy (poza "boruuu, jaki on pikny" ofc). Przez cały ten czas miałam nadzieję, że wykaże się odrobiną CZEGOKOLWIEK, ale nie.
Jeśli ta książka jest "darem dla kobiet" to ja szczerze dziękuję za zaszczyt obdarowania mnie czymś takim i od dzisiaj identyfikuję się jako ziemniak.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Shun Camui pisze...

Takie komentarze to poziom dna i metra mułu, naprawdę...

no_names pisze...

Powiem, że mnie też zastanawia czy publiczny stosunek (powiedzmy, że nie zawsze zgwałcenie, bo załóżmy jednak, że inne robiły to z jakąś formą zgody) jest stałym elementem ceremonii mianowania nowej Milady. Przeczytałem ten fragment ze 3 razy i są sprzeczne informacje. Bo z jednej strony potem mamy wiadomości, że "wydarzyło się coś, co nie powinno", itp. Ale z drugiej, w trakcie nie mamy opisu, że pozostałe Miladies (czy tak naprawdę ktokolwiek) są w jakiś sposób zaszokowane tym, co się dzieje. Cytuję: Kieruję więc swój przerażony wzrok na Taidę, Orsena i pozostałe Milady, lecz w ich oczach nie dostrzegam nawet cienia współczucia, lecz tylko zadowolenie, że stało się zadość ich staraniom. Więc cholera wie, dokładne stosunki społeczne w tym Związku są raczej ciężko do jednoznacznego opisania, a ceremoniał i stopień formalności zmienia się zgodnie z potrzeba konkretnej sceny.
Mogę tylko napisać z czym to mi się kojarzyło. Jakiś czas temu czytałem artykuł-relację Somalijki o tym jak przyprowadzono ją na obrzezanie jako małą dziewczynkę. I tu mi się absolutnie kojarzy ta zmowa milczenia z strony innych Miladies z opisaną zmową milczenia ze strony innych kobiet. O matce, która odwracała wzrok... Tak samo zresztą jak milczeniem o tym, że Harold zmienia kochanki jak rękawiczki pozbywając się ich w tempie kilkunastu rocznie, wysyłając je na ścięcie do Severa. Jezusie na rowerze, to jest tym bardziej koszmarne im dłużej o tym myślę.

@Washergirl
Z relacji autorek wynika, że powieść tak naprawdę powstawała w czasach liceum i tu w sumie można szukać źródła problemów. Panienki z dużego miasta, dobrze wychowane napisały sobie fantazję o rzeczach, o których nie miały pojęcia. Tylko, że jak się wydaje to po 30 to się chyba powinno już wiedzieć lepiej.
Ciekawe czy dostaniesz odpowiedź.

I parę konkretnych uwag:
A zatem wracamy do koncepcji Arienne uciekającej przed niebezpieczeństwem.
Teoretycznie jedno i drugie siebie nie wyklucza. Ucieka od niebezpieczeństw,a bo szuka jakiejś zakazanej Księgi. I tłumaczyłoby dlaczego chowa się w siedzibie takiej organizacji. Ale nie wiem jak będzie opisane dalej, sam jestem dopiero na 180 stronie.

A to Miladies muszą się jeszcze w czymś kształcić? Myślałam, że już wyłącznie w sztuce miłości.
No, to akurat jest napisane, że mogą się kształcić, ale nie muszą. I pewnie mogą tylko jak wyrazi na to zgodę ich mistrz.

CO na spotkaniu u Caris (kochanki Argusa) robiły wszystkie Miladies (i Milord) z przeciwnej frakcji oraz dlaczego nie było tam żadnej z frakcji zaprzyjaźnionej?
Bo to było spotkanie nieoficjalne, hm?

Proszę, jak szybko zmienia się moda; dwa dni temu wszyscy wybrzydzali, że mała, chuda, płaska jak chłopak…
Cudne działanie seksownych ubrań zamiast szarych i bezkształtnych i makijażu. Jak w tych amerykańskich filmach i serialach. Ładna dziewczyna, której się założy wielkie okulary i aparat na zęby i ją poczochra zamienia się oczywiście w nerdowską brzydulę.

Anonimowy pisze...

CO na spotkaniu u Caris (kochanki Argusa) robiły wszystkie Miladies (i Milord) z przeciwnej frakcji oraz dlaczego nie było tam żadnej z frakcji zaprzyjaźnionej?
Bo to było spotkanie nieoficjalne, hm?

Właśnie stad pytanie. Na nieoficjalnym spotkaniu jest Caris i Milady z wrogiego jej obozu.

Anonimowy pisze...

Ja mam wrażenie że w tym ksioopku o nic nie chodzi. Takie jedno wielkie nic bez fabuły.

no_names pisze...

Właśnie stad pytanie. Na nieoficjalnym spotkaniu jest Caris i Milady z wrogiego jej obozu.
Bo, jak jest powiedziane, "większość Milady przyjaźni się ze sobą," ale "oficjalnie muszą udawać, że trzymają stronę swego Mistrza". A jak to było spotkanie nieoficjalne to nie muszą udawać.



Washergirl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
no_names pisze...

A, i zastanawia mnie jeszcze jedno. Czy ktokolwiek w akcji zostanie tak naprawdę ścięty (nie licząc bezimiennych więźniów) czy wychłostany, czy skończy się tylko na groźbach.

Anonimowy pisze...

Też miałam taką ochotę, by napisać to od nowa... Wyobrazam sibeoobie gwałt uzasadniony fabularnie, np. jako realnie rytualny, obowiazkowy element obrzędu. I instytucja Milady jako cos więcej niz tylko niby-zona, ktorej nie caluje sie w usta, a chocby i rezerwuar magicznej mocy cxy cos.

Taka_jedna

Kuba Grom pisze...

"Kieruję więc swój przerażony wzrok na Taidę, Orsena i pozostałe Milady, lecz w ich oczach nie dostrzegam nawet cienia współczucia, lecz tylko zadowolenie, że stało się zadość ich staraniom." - w sumie mogłaby to być zapowiedź ujawnienia, że sytuacja była w jakimś stopniu starowana przez Miladies, które podpuszczały mistrzów aby doprowadzili do tego, że "ta nowa zostanie zhańbiona nim minie tydzień".

Washergirl pisze...

Taka_jedna - ja widzę inaczej. Że ostatnie, co by zrobił, to gwałt, że on do końca życia będzie siebie nienawidził, że to niszczy go od środka - ale albo to zrobi, albo żadne z nich nie wyjdzie z tej sali żywe. I wie, że ona woli, żeby to był on. Przysięga straszliwą zemstę i w tej chwili obiecuje sobie, że nigdy nie będzie dla niej dość dobry. Że nikt nigdy jej tak więcej nie zrobi. On wie, że najgorsze jest to, co musi jej zrobić, że świat taki jest, ale cicho myśli też o tym, że właśnie stracił szansę żeby z nią być. Tak naprawdę, jest to gwałt na nich obydwojgu - a sprawcami gwałtu są ci, co powiedzieli mu, że albo ją weźmie, albo oboje zginą i teraz patrzy. Opis tego, co by się z nim działo po wszystkim - jak normalny zdrowy mężczyzna miałby złamane serce, że zrobił coś takiego, nieważne, że to uratowało życie. Opis tego, jak ona się zachowuje i czuje, jak próbuje być dla niego łagodna, jak ją boli, jak krwawi, jak wie, że nie może okazać nic, co czuje - bo tym, którym chciałaby okazać, nie może. Cały pomysł. Ludzie z powodu czegoś tak potwornego, jeśli mieliby normalną godność, porzucaliby swoje dotychczasowe życia. Mówimy o mężczyźnie, który nadaje się na trólawera, nie ma rodziny. Bo to, co zamierzałby zrobić, naraziłoby życie jego rodziny. Więc oni udają, że jest okej. Obserwują reakcje. Kto stał z boku, kto walił konia pod stołem, kto nie mógł im patrzeć w oczy. I choćby mu to zajęło dziesięć lat, dopracuje się władzy - takiej władzy, by cokolwiek, co zrobi gwałcicielom było dla niego legalne i bez konsekwencji. I nie zrobiłby tak tylko w ramach zadośćuczynienia, ale także tego, że ludzie, którzy robią takie rzeczy, nigdy nie zatrzymują się na jednej ofierze.
Komentarz za długi, część pierwsza to, część druga zaraz...

Washergirl pisze...


Komentarz część druga:

Bo nigdy nie myślał, że mężczyźni, z którymi chlał i walczył, byliby do tego zdolni. Pomyślcie o Sin City pierwszym. Przecież tam jest bardzo podobny motyw. Można byłoby genialnie opisać nieśmiało rodzący się romans, romans wśród krwi - która jest dla nich święta, bo to jej krew i spermy gwałcicieli - obrzydliwości, która sprawia, że oni obydwoje czują, że zostali utopieni w czystym źle. Opis jego myśli samobójczych. Opis jej zrozumienia. Opis jej wychodzenia z roli "jestem tylko kobietą" do "nikt nie wmówi mi, że mam nie mieć tożsamości". Opis wreszcie, ICH SEKSU, ich pieszczot, dotyku - to byłoby niesamowite. Zwłaszcza, że mogliby uprawiać seks bardzo dominujący, brutalny, pełen ostrych gestów. Samo opisanie, jak on jej pragnie, i jak siebie za to nienawidzi, jak zrezygnowałby z własnej przyjemności. Jak umiałby w ogóle nie zwracać na siebie uwagi, żeby dać jej taki seks delikatny, jakiego ona może potrzebować. Szok - i uczucie - kiedy ona rozumie, że gwałt to nie jest ilość zastosowanej przemocy fizycznej. Wreszcie społeczny przekaz - większość ofiar gwałtów w ogóle nie jest zmuszana fizycznie. To ojcowie, mężowie. Można zgwałcić bez jednego uderzenia w twarz albo groźby powiedzianej wprost. Opisy, dokładne, kilku różnych rodzajów łamania ducha kobiety, który prowadzi do tego, że ona zgadza się na gwałt, bo nie rozumie, że to gwałt, by zadowolić gwałciciela, by uniknąć pobicia albo czegos innego. Mam znajomą, która została zgwałcona... bo facet błagał ją o seks. Wrócili do domu z imprezy. On chciał seksu. Ona nie. Ona chciała spać i nic więcej. On wiedział, że jest zmęczona. Nikt sobie nie wyobraża, że jak on NIE POZWALA JEJ IŚĆ SPAĆ, to jest to forma przymusu. W końcu położyła się, by po wszystkim dał jej iść spać. Nikt nie myśli, że to gwałt. I w tej właśnie nucie - opis bardzo brutalnego seksu między nimi, z zaciskaniem dłoni na gardle, unieruchomieniem rąk - ostrzejsze na później. Kontakt wzrokowy i szepty. To nie jest seks, to jest ich leczenie. On czuje, że nie zasługuje, ona boi się, że straci go dla zemsty. Cudowne opisy ofiar, które czują się winne w racjonalny sposób "mogłam walczyć" i czują, że nie są dość dobre dla normalnych mężczyzn. Opis mężczyzn, którzy chcą tych partnerek - ale nie umieją myśleć o tym, że zostały zgwałcone, bo od tego tracą erekcję, partnerka przestaje być atrakcyjna. PRzeciez to byłaby świetna analiza czym jest seks, atrakcyjność, skąd się bierze poczucie, że chce się z kimś iść do łóżka. I wreszcie bohaterowie męscy, dla których pomysł, że ofiary gwałtu nie można wziąć do łóżka na ostro, jest śmieszny, bo tak wysoka jest ich inteligencja emocjonalna. Kurwa, to jest taki świetny temat. Ja mam w swoich tekstach wykorzystanie seksualne i myślałam sobie, że gdybym miała pisać romans, to na sto procent o ofierze gwałtu. Tyle ciemności i miłości można w to włożyć, stworzyć wiarygodny, mroczny świat, tak samo realny jak nasz. Ale nie. Severo i czarne kędziorki, magia na włącznik off and on, delikatna i filigranowa, dziury fabularne, jakieś zasrane przeznaczenie, podrobienie (głupie, bo nie zbudowane fabularnie) kart tarota... Eech.

Anonimowy pisze...

I tu takie psychopatyczne skurwysynstwo, publiczny gwalt mlodziutkiej kobiety, praktycznie dziecka w wykonaniu przyszlego truloffa zeby sie kumple nie smiali jest prezencie kurwa od kobiet dla kobiet. I bohaterka dwa dni pozniej sie rozczula nad uroda gwalciciela dobrze zrozumialam? Ja po prostu czasem, no czasem ludzka podlosc i glupota mnie przerasta.

Hannah

Anonimowy pisze...

po pierwszej części analizy uznałam, że ten tfur jest strasznym gniotem i popisem grafomanii i pisania bzdur. w tej części okazuje się, że jest to obrzydliwy gniot. jak można coś takiego wyprodukować? jak można to wpuścić? i promować jako "prezent od kobiet dla kobiet"?

Anonimowy pisze...

Matko Borsko, to ksiopko jest obrzydliwe. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, jak takie coś mogło powstać. Chociaż ostatnio na Wattpadzie można znaleźć równie rakotwórcze dziełka. Co do zakładki z Sevciem: proszę Kury, jak dla mnie, to nie dość, że ma szpotawość kolan i szpotawość stóp, to jeszcze można go spokojnie zapisać na endo biodra, bo długo tak chłopina nie pochodzi.

Anonimowy pisze...

Jestem po prostu zniesmaczona. Po poprzedniej części śmiałam się, że coś takiego zostało wydane, teraz po prostu opadają mi witki. Myślę, że najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że taka książka ma fanki. Nie rozumiem jak takiej dziewczynie (zdaje mi się, że czytają to głównie nastolatki) może podobać się coś takiego. Dar od kobiet dla kobiet? Dobre sobie.

Nefariel pisze...

Washegirl - "miłość do gwałciciela" jest rzeczą niemożliwą w żadnej konfiguracji. To, co opisujesz później, faktycznie jest prawdopodobne i bardzo ciekawe jako wątek, ale w sytuacji, kiedy osoba X zostaje przemocą lub szantażem zmuszona do odbycia stosunku z opierającą się osobą Y, to nie X jest gwałcicielem, tylko osoba przymuszająca. X i Y to dwie ofiary gwałtu. Bodajże w filmie "Ostatni dom po lewej" był podobny motyw - ojciec-zboczeniec próbował zmusić nastoletniego syna do odbycia stosunku z porwaną dziewczyną, i chociaż młodemu w końcu udało się tego uniknąć, to reguła jest dokładnie ta sama.

BeBeBess pisze...

Ten odcinek i scena gwałtu były obrzydliwe. No i wydało się, że w Ravillonie traktują kobiety jako seksualne zabawki i te treningi walki itp tak naprawdę niczemu nie służą, skoro kobiety i tak nie mogą zostać mistrzami. Severo ohydny.

Leleth pisze...

Z takim motywem był fanfik do Pottera, Czarne zwierciadło - Draco zostaje zmuszony do gwałtu na Harrym, później sobie starają z tym poradzić. Nie umiem powiedzieć, na ile to było dobre i wiarygodne, bo tylko przeglądałam i to dawno temu, ale mam wrażenie, że autorka przynajmniej się starała.

Anonimowy pisze...

Czytając analizę przypomniałam sobie, że już gdzieś, w jakimś opku, spotkałam się z motywem gwałtu w bardzo podobnych okolicznościach. To było Sevmione, gwałcił oczywiście Severus. Czarne szaty, czarne włosy, podobne imię. Czasami mam wrażenie, że Sever, to taki trochę bardziej wyidealizowany Snape (przynajmniej fizycznie).
Jak ktoś chciałby porównać, to wrzucam link: http://mroczne-czesci-duszy.blogspot.com/2013/04/czesc-pierwsza.html
A analiza oczywiście świetna, jak zwykle zresztą.
AQQ

Anonimowy pisze...

Przy poprzednim odcinku obśmiałam się jak norka, teraz, niestety, nie mogę tego powiedzieć :( Chociaż trzeba przyznać, że Vaherem pozamiatał temat obrazkami (zwłaszcza karta z Głupcem pasowała jak ulał, ale karzeł, którego nie należy wkurzać, też zacny), Kazik poprawił komentarzami (oferta pracy dla jedynego osła i Sevciuszek uciekający z balu bez paczki prezerwatyw :D), a Kura jak zwykle celnie punktuje niekonsekwencje i idiotyzmy. Ale cały zaprezentowany tu świat, wszyscy bohaterowie, włącznie z tymi pozytywnymi jest tak odrażająco rzygliwy, że podczas czytania otworzył mi się nóż w kieszeni i cała kolekcja w szufladzie.

Zobaczmy, co ma nam dziś do zaproponowania ten "prezent od kobiet dla kobiet" :-/

Po pierwsze, chory, maniakalny i podkręcony do fafnastej potęgi, fetysz dziewictwa i to tylko wobec jednej płci. Mężczyźni w tym świecie mogą sobie chędożyć, co chcą i ile chcą (Severo), a kobieta musi dbać o swój strzępek tkanki, jakby był z diamentów, bo inaczej będzie uważana za puszczalską szmatę, którą bez oporów można publicznie gwałcić, bo takiej to już żadna różnica.

Po drugie, ofiarę obwiniającą się o to, że padła ofiarą molestowania, ponieważ BYŁA NIEODPOWIEDNIO UBRANA. Nie, idiotko, miałam ochotę krzyczeć, nie jesteś napastowana, bo źle się ubrałaś, jesteś napastowana, bo trafiłaś do troglodytów, którzy wszystkie kobiety traktują jak bydło. Gdyby Arienne włożyła na ucztę swoją szarą suknię, pewnie słyszałaby ze wszystkich tron: "Ej, mała, coś ty taka wstydliwa? Chodź do mnie, ja cię rozruszam!".

Po trzecie i najważniejsze: wiecie, co wstrząsnęło mną nawet bardziej od gwałtu? To, co się działo później. Arienne poszła na tę ucztę w nadziei, że sama będzie mogła wybrać sobie opiekuna, a tu okazało się, że nic z tego - została przyznana temu, kto ją "wygrał" i zgwałcił. I teraz jest na niego skazana - musi bezustannie myśleć o tym, jak zadowolić człowieka, który ją skrzywdził i upokorzył, bo jeśli on ją odrzuci, czeka ją pewna śmierć. Najbliższa osoba bagatelizuje jej przeżycia i odmawia pomocy. O reszcie tych damulek nawet szkoda gadać - nie mają dla zgwałconej nawet słowa współczucia, a jedynie porady, co powinna robić, żeby jak najlepiej zadowolić swojego gwałciciela. (i tak, 16-letnia dziewczyna, która prawdopodobnie nigdy nie trzymała brzytwy w ręku, na pewno ogoli 36-letniego faceta, lepiej niż on sam robił to codziennie przez dwadzieścia lat, ja pinkolę...)

Erudiriel pisze...

Jestem tym paskudnym rodzajem czytelnika Waszego bloga, który ma Niezatapialną Armadę zamiast strony startowej, ale nigdy nie raczył otworzyć pyszczka w komentarzu. Dzisiaj nie zdzierżę, otworzę.

Poprzedni odcinek tego wspaniałego dzieła przyjęłam z ogromnym entuzjazmem. Klasyczna merysójkowa heroina w fantastycznym świecie który został postawiony na absurdzie - delicje, miód z mlekiem, nektar i ambrozja. Uśmiałam się jak norka i z wytęsknieniem wyczekiwałam kolejnej części. Dziś ją przeczytałam. Raz. Drugi. Weszłam na stronę autorek. Ponownie przeczytałam.

Jestem przerażona. Skąd bierze się ten rodzaj kobiet? Skąd fenomen pisarskich osobowości kobiecych wśród których najjaśniejszą gwiazdą jest Katarzyna Michalak? Skąd biorą się dorosłe kobiety, które tworzą obrzydliwe opowieści o brutalnych gwałtach, gdzie oprawca i ofiara tworzą w efekcie parę a czytelniczka ma się wzruszyć jak "dobro" lub "silny charakter" ofiary uzdrowiły oprawcę, który w gruncie rzeczy jest biedny, skrzywdzony, smutny i niewinny?
I nie mamy tutaj do czynienia z psychologicznym thrillerem, pokazującym pokręcone mechanizmy ludzkiej psychiki czy zjawisko, gdzie oprawca zazwyczaj symultanicznie jest ofiarą, a ofiara oprawcą. Nie. To ma być romans dla kobiet. Z zakładeczkami z uroczymi chibikami bohaterów.

Zachęcam do obejrzenia prowadzonego przez panie autorki fejsbukowego fanpejdża. Klimaty jak u wyżej wspomnianej pani Michalak - szczególnie wyróżnić chciałabym obrazki skradzione z Google Grafika, znalezione zapewne po wpisaniu czegoś w stylu "beautiful fantasy girl", z absurdalnie kiczowatymi cytatami z książki do których nawet Cohelo wstydziłby się przyznać. Ja musiałam sobie podarować oglądanie, ponieważ za każdym takim obrazkiem lub uroczą zakładeczką z naszym zabójczo przystojnym skrzyżowaniem Banderasa z Jonem Snow miałam ochotę pisać "TO JEST GWAŁCICIEL". "TEN CZŁOWIEK BRUTALNIE ZGWAŁCIŁ NASTOLATKĘ". "TEN CZŁOWIEK ZGWAŁCIŁ MŁODĄ DZIEWCZYNĘ BO OBAWIAŁ SIĘ, ŻE KOLEDZY GO WYŚMIEJĄ JEŚLI TEGO NIE ZROBI". Z resztą, sam akt gwałtu nie jest tak przerażający, jak jego następstwa i reakcja otoczenia - nawet jeżeli cała ekipa w zamku ma być zdegenerowana i do cna jestestwa zepsuta, jak mam zareagować na koleżankę z pokoju bohaterki, która zazdrości jej spotkania z olbrzymim przyrodzeniem gwałciciela?!

Grafomania jest grzechem, ale grzechem lekkim. Jeżeli ktoś pisze słabe, merytorycznie absurdalne bzdury i wydaje drukiem, cóż, dobrego to wiele nie przyniesie, ale i szkoda niewielka. Ale jeżeli dorosłe kobiety opakowują w kiczowato romantyczny papierek obrzydliwe, cuchnące, patologiczne guano, wydają drukiem, sprzedają, rysują do niego urocze komiksiki i z popiskiwaniem przyjmują słodziutkie rysuneczki od wzruszonych pięknem opowieści fanek, to ja uważam, że na to powinien być paragraf.

Anonimowy pisze...

W wielu krajach do dzisiaj istnieje prawo pozwalające gwałcicielowi uniknąć kary, jeśli poślubi swoją ofiarę:
https://en.wikipedia.org/wiki/Marry-your-rapist_law

Ciekawe, co ałtorki tego "prezentu dla kobiet" powiedziałyby takiej Aminie Filali? (16-latka z Maroka, w 2012 roku popełniła samobójstwo, kiedy rodzina zmusiła ją do poślubienia człowieka, który ją zgwałcił, grożąc jej nożem). Że niepotrzebnie panikowała i łykała trutkę na szczury, przecież to mógł być początek takiej pięknej miłości? :-(

Washergirl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Washergirl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Odnoszę wrażenie, że największym problemem jest... jego brak. Znaczy, jego brak w oczach autorek. Jakiś tam seks się zdarzył, oj tam, oj tam, główna bohaterka sobie troszkę popłakała, usłyszała, że wszystko jest porządku, niech się weźmie w garść. I jak za dotknięciem magicznej różdżki - wszystko jest już w dobrze, najgorsze mamy już za sobą. Możemy się skupiać na rozwoju uczuć Arienne i jej pana. Zauważcie, że podczas sceny gwałtu oboje są nazywani kochankami (!!!). O tym, jak Arienne się czuje i co przeżywa jest pominaje - w książce więcej uwagi poświęcono opisom tego, jak wyglądają przygotowania do jej nowego życia, jakie ma obowiązki względem swojego mistrza i jakie sukienki powinna nosić.

Przypomina mi to niektóre mangi yaoi, gdzie najczęściej uczucie się rodzi po... gwałcie. Ze strony autorów to po prostu lenistwo, czyli jak doprowadzić do zbliżenia, kiedy jedna ze stron nie chce? Najprościej go po prostu do tego zmusić. I też nie przeszkadza to potem w nawiązaniu bliskich i serdecznych relacji z opr... znaczy, z ukochanym.

Nefariel pisze...

>wiara w to, że gwałciciel może się zmienić
Rany, Washegirl, jakie to jest... naiwne i przykre.

Ale tak, zgadzam się, że "kochać gwałciciela" można, jeśli kochało się go, zanim zgwałcił (casus molestowanych dzieci) - zresztą dotyczy to każdego rodzaju poważnej krzywdy, zarówno nagłej, jak i długofalowej. Bo miłości, niestety, nie można pozbyć się na zawołanie, nawet jeśli tak byłoby lepiej i zdrowiej.

Nefariel pisze...

(Aha - przepraszam za nagminne sadzenie tej samej literówki w Twoim nicku).

Pyra pisze...

Boru Wszechistny, dlaczego mi to czynisz? Analizowany fragment poruszył mną na tyle, że postanowiłam nieco zagłębić się w to bagno. Tym sposobem trafiłam na LC. Tam moim oczom ukazały się komentarze zachwyconych fanek "klątwy" (szczęśliwie jest też nieco komentarzy w innym tonie)
"Piękna baśń fantasy, intryga snuta niczym nić Ariadny, masa tajemnic i niedopowiedzeń, a pośród tego budząca się miłość. Jeśli by włożyć do jednego magicznego kociołka „Władcę Pierścieni”, „Grę o Tron”, „Harrego Pottera” i „Romea i Julię”, to „Klątwa Przeznaczenia” ma to, co najlepsze z tego bigosu!"
"Mam bardzo mieszane uczucia względem tej książki jak i względem Severo. Na początku raz go uwielbiałam a raz nienawidziła. Z czasem przeważało uwielbienie. (...) Nie mniej Severo koniec końców podbił moje serce i być może dla niego skuszę się na kontynuację."
Boruu! Co tu się dzieje? Dlaczego ten ciężki psychopata budzi w KIMKOLWIEK JAKIEKOLWIEK pozytywne emocje? Czy ktoś jest i w stanie wyjaśnić cały ten zachwyt postacią Severa? Nie ogarniam.
Zapoznałam się zarówno z "Mistrzem" KM, jak i "Zemstą". Raul działał mi na nerwy jak jasna cholera, ale, na litość boru, po zapoznaniu się z tym tforem Raul stracił swoje miejsce na podium w kategorii "Najgorszy trólof". Toż nawet on (na swój upośledzony sposób) troszczył się o Sonię! A "do akcji" przeszedł dopiero za jej zgodą. Nawet te durne kwiaty, które kazał przynieść (hibiskus?) stanowiły jakiś przejaw jego człowieczeństwa. A Severo? Ma kompletnie w odwłoku to, co stanie się z dziewczyną. W hierarchii jego wartości jego własne ego stoi o milę wyżej od Arienne. Jak bardzo trzeba się postarać żeby stworzyć taką kreaturę? Kiedy postacie KM budzą więcej sympatii w czytelniku - wiedz, że coś się dzieje!
Złe książki czytam z zamiłowaniem, głównie w trakcie sesji, bo nic nie odmóżdża mnie w tak przyjemny sposób. Do tej pory bazowałam głównie na twórczości Autorkasi. Raul i gość z Ferrinu byli źli, bohaterowie "poczekajki" - ok, mogło być gorzej, ale Severo wygrywa w przedbiegach. Słowo daję, że te tfory kiedyś przyprawią mnie o zawał.
Dziękuję, już mi lepiej. Wracam do mojej bezpiecznej, mhrocznej piwnicy
Pyra

Namarie pisze...

To opko, dalej nie wierzę, że ktoś to wydał, jest absolutnie okropne... Traktowanie kobiet, zachowanie Mistrzów i to podejście do gwałtu. Jakbym spotkała autorki, to bym z nimi pogadała.

Ofiara gwałtu może "otrząsnąć się" błyskawicznie. Żyć dalej, jakby nigdy nic się nie stało. Przyjaźnić się z oprawcą. Darzyć go, mimo iż wcześniej tego nie było, cieplejszym uczuciem podchodzącym pod miłość. Tylko potem to pokutuje. Tak jak to było w moim przypadku. Zdążyłam się zauroczyć w oprawcy, chociaż wcześniej byliśmy tylko znajomymi. A potem, któregoś dnia, nagle do mnie dotarło, co tak właściwie mi zrobił. I do tej pory nie potrafię się ogarnąć. A przez lata wszystko było dobrze. Taka spóźniona reakcja.

Anonimowy pisze...

"Oczarował mnie wątek miłosny pomiędzy Severem a Arienne! Początkowo, ze względu na różnicę wieku między kochankami, a także drastyczny początek ich relacji byłam do niego sceptycznie nastawiona. Jednak wraz z przewracaniem kolejnych kartek coraz bardziej zakochiwałam się w ich uczuciu! Relacja pomiędzy Mistrzem i jego Milady wypełniona jest pokonywaniem własnych słabości, zrywaniem z uprzedzeniami, zmianą na lepsze dla dobra partnera. Czytając sceny ich wspólnych rozmów i spotkać, nie mogłam się nie uśmiechać i nie rozpływać – były absolutnie urocze!"

Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam.

Anonimowy pisze...

Anonimowy powyżej, cytat z recenzji:

"Oczarował mnie wątek miłosny pomiędzy Severem a Arienne! Początkowo, ze względu na różnicę wieku między kochankami, a także drastyczny początek ich relacji"

Tak, wzruszona czytelniczko, różnicę wieku wymień jako pierwszą, bo to przecież większy problem.

Nie wiem, jak to możliwe, że ani ałtorki, ani zachwycone czytelniczki nie zauważają podstawowego problemu w relacji mistrza i jego tak zwanej "milady" (a w rzeczywistości niewolnicy). Ta relacja jest oparta na GIGANTYCZNEJ nierównowadze władzy. Milady musi się przymilać, umizgiwać i dogadzać swojemu mistrzowi, bo inaczej czeka ją pewna śmierć. Tak naprawdę, nawet jeśli jakiś mistrz chciałby stworzyć ze swoją niewolnicą normalny związek, to przy takim układzie NIGDY nie będzie miał pewności, czy ona traktuje go z uwielbieniem, bo faktycznie jej zależy, czy tylko udaje, bo zwyczajnie boi się o życie.

Nawet Tessi, który jest kreowany na postać pozytywną,a jego niewolnica Taida rozpływa się nad tym, jaki to jest "najpiękniejszy, najsilniejszy i najmądrzejszy", mówiąc o kobietach mistrzów, używa słowa "własność" i "zabawka". A za "dziewictwo" Arienne każe sobie dopłacać (WTF? za co, gdzie tu jego zasługa?), jakby sprzedawał wyjątkowo okazałą krowę na targu.

Washergirl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Washergirl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

"To jest jak miłość do uchodźcy, do skrzywdzonego kota, który próbuje wydrapać oczy, kiedy chcesz go głaskać."
ŻE CO? Nie potrafię pojąć, jak możesz usprawiedliwiać w jakikolwiek sposób typa, który Cię zgwałcił. Przyniósł kawę? Zasług? Nie dość dobry? I co z tego - wszystkie czyny się wyzerowały? Że niby on jest skrzywdzony?
Współczuję. Zarówno takiego życia, jak i takiego podejścia. Współczuję i życzę odmiany.

Nefariel pisze...

"Zrzygałby się tym opkiem, uderzyłoby go w samo miękkie".
No, a ja zrzygałam się Twoim wyznaniem, bo uderzyło mnie w samo miękkie. Raz matka przyniosła wór ziemniaków kupiony od jego matki - czułam do tych jebanych pyr fizyczne obrzydzenie i nie chciałam ich jeść, chociaż byliśmy tak biedni, że nie było nic innego. Znosiła też jakieś ciuchy i nie chciała mówić skąd je ma, podejrzewam że też od jego matki. To było obrzydliwe i wolałabym codziennie jeździć rowerem 10km dziennie bez kurtki na trzydziestostopniowym mrozie, niż cokolwiek od niego przyjąć.

"Uważa, że nie jest dość dobry dla kogokolwiek."
No i chyba ma rację, co?

Nefariel pisze...

Anon, ale jakkolwiek brzydzi mnie opowieść Washergirl, tak trzeba jej przyznać, że gnoja nie usprawiedliwia. Ona tylko wierzy, że się zmienił i odpokutował. Co jest, jak pisałam wyżej, przykre i naiwne.

Anonimowy pisze...

'Mężczyźni są inaczej wychowywani niż kobiety, ich zdolność do rozpoznawania swoich emocji i zachowan może być na tyle upośledzona, że dopóki im nie powiesz krowie na rowie, w ogóle nie wpadają na właściwy ślad.'bzdura! jesli sa w normie intelektualnej to ogarniaja, że robia źle, czy krzywdza i nie trzeba tego im tłumaczyć. Po prostu robią tak bo im np wygodnie

Anonimowy pisze...

@Nefariel

Może masz rację, za bardzo uderzyło mnie to po głowie i komentarz poszedł szybko. Ja zwyczajnie za bardzo nie wierzę ani w zmiany, ani odpokutowanie, ani wybaczanie, a taka wiara i jakby częściowe wybielanie oprawcy sprawia, że coś mnie skręca. Wiem, że sytuacje bywają naprawdę różne i niektórym może być ciężko uwolnić się ze względów praktycznych, ale samo podejście nie mieści mi się w głowie. Faktycznie - przykre.

Anonimowy pisze...

Hm. Może lepiej nie oceniać czyichś historii znanych tylko z krótkiego i niejasnego opisu?

Poza tym w Polsce praktyka mówienia o gwałcie jest taka, że część mężczyzn może faktycznie nie zdawać sobie sprawy, co to właściwie jest i na czym polega (i nie mieli w życiu nikogo, kto by im walnął taką gadkę). Myślą, że gwałt to jak zboczeniec w krzakach napada nieznajome, a jak oni zaciągną do łóżka pijaną koleżankę i będą udawać, że nie słyszą słabo mamrotanego "ngggheee", to... normalne? Wszyscy kumple tak robią? Czasem sporo czasu minie, zanim dotrze do nich, co się wtedy stało i że kogoś skrzydzili. Polecam notkę tego człowieka, zwłaszcza końcówkę:

"Bo widzicie, sam też mogę śmiało użyć hasztaga #metoo. Tylko wstyd się przyznać, z tej drugiej strony, więc raczej #ididit. W moim okresie imprezowo-alkoholowym, trwającym dobre 10 lat, robiłem rzeczy dalece wykraczające poza strefę komfortu kobiet, które padały obiektem mojego zainteresowania. Nie wszystkie, rzecz jasna to spotkało, bo nie jestem aż tak pojebany. Ale już jedna to było za dużo."

Nefariel pisze...

Ale tak, generalnie to prawda, że można "zgwałcić nieświadomie". Vide dyskusja o Ciri i Szczurach spod poprzedniej analizy - gdzie Mistle założyła, że skoro Ciri nie protestuje, to widocznie nie ma nic przeciwko (a tak naprawdę była sparaliżowana ze strachu), a Kayleigh wręcz tkwił w przekonaniu, że to on jest w tej konfiguracji przedmiotem, a Ciri podmiotem.

Anonimowy pisze...

Zerkając do tematu na forum spodziewałam się, że analizowana przez Was... wróć, nie nazwę tego powieścią... że analizowany przez Was twór jest aż tak tragicznie napisany. Serio, spodziewałam się czegoś, co ma choćby pozory spójności świata przedstawionego, tymczasem tutaj wszystko, dosłownie wszystko wydaje się mieć nie po drodze z elementarnymi zasadami prawdopodobieństwa.

Jestem w stanie zrozumieć, że w czasach szkolnych dwie dziewczyny popełniły sobie takie opko, może i rozrośnięte objętościowo, ale opko. Z kategorii tych opek, które z sentymentu trzyma się gdzieś w jakimś zakurzonym folderze po to, aby się pośmiać czy aby powspominać. Może też po to, żeby później rozwinąć pewne pomysły lub pewnego dnia przerobić, przepisać i uporządkować całość, korzystając z tego, że dopracowało się warsztat.

Trudno mi jednak zrozumieć, dlaczego dwie dorosłe kobiety uznały, że wydanie tego w takiej formie, jak teraz, będzie dobrym pomysłem. Znaczy, jestem w stanie to sobie wyobrazić. Dwie babki, niemające wcześniej styczności z profesjonalnym pisaniem i profesjonalnymi wydawnictwami, mają trochę kasy na zbyciu i marzenie o własnej powieści... Podsyłają do wydawnictwa "opkowieść", do której mają sentyment z czasów szkolnych i która uzyskuje, jakżeby inaczej, pozytywną opinię, a potem wszystko idzie dalej siłą rozpędu - promocja, pozyskiwanie czytelniczek, nabijanie pozytywnych opinii, panie uzyskują potwierdzenie dla swojego wyobrażenia o swoim talencie, miód i malina.

Jak wspomniałam, jestem w stanie sobie wyobrazić. Ale nadal nie rozumiem. Chyba wciąż mam za dużo wiary w ludzki zdrowy rozsądek.

@Washergirl - czytam Twoje wypowiedzi i mam nadzieję, że korzystasz z pomocy dobrego terapeuty. Szczerze. To nie mój plac zabaw i może nie powinnam się wcinać, ale sposób, w jaki piszesz, niepokojąco przywodzi mi na myśl ludzi uwikłanych w wiktymizację i szukających atencji w miejscach do tego nieprzeznaczonych.

Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu poczułam się zażenowana, czytając czyjeś wypowiedzi. Może i rzeczywiście masz za sobą trudne przejścia i może rzeczywiście jesteś teraz w trudnej sytuacji, ale komentarze do analizy książki to mało stosowne miejsce na tego rodzaju... ekshibicjonizm, bo nie umiem tego nazwać inaczej. Rozumiem, że kiedy pisze się z odniesieniem do własnych przeżyć, czasem traci się wyczucie, ale to niestety często rzutuje na to, że nie jesteśmy odbierani tak, jakbyśmy chcieli.

Jeszcze raz przepraszam, jeśli wcinam się nieproszona, może po prostu staromodna jestem.

Wierszba

Anonimowy pisze...

A ja tak sobie przypomniałam niesławną scenę z ADWD, gdzie Ramsay przymuszał do seksu Theona i Jeyne i nie mogę powstrzymać się od porównywania, w jaki sposób zostało opisane powyższe, a w jaki scena z Severem i Arienne. Świat Westeros też jest megabrutalny. I jakoś nikt nie robi z Ramzejka bidnego misia, a GRRM nie smaruje słit manguś o wspólnym grzybobraniu.
Duslawa

Washergirl pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Anonim z 4 listopada 2017 12:06 - no właśnie, przy takiej nierównowadze sił można pokusić się o stwierdzenie, że KAŻDA relacja będzie gwałtem. Nawet, gdy ofiara świadomie ulega. Nawet, gdy ofiara inicjuje (wiedząc, że tylko tak ocali zdrowie i życie). Ba, nawet, gdy ofierze wydaje się, że chce (bo jej własny umysł próbuje ją chronić, racjonalizując to, co się dzieje).

Nawiasem mówiąc, wydaje mi się, że to także mogłaby być bardzo ciekawa opowieść; trochę tak, jak "Lolita" jest przykładem racjonalizacji z punktu widzenia gwałciciela, tak fascynująca mogłaby być opowieść z punktu widzenia ofiary*, gdzie czytelnik stopniowo orientuje się, co tak naprawdę się dzieje, bo prowadzący/a narrację bohater/ka wypiera i racjonalizuje rzeczywistość.

*kolejny nawias - czy jest jakiś ogólnie przyjęty polski odpowiednik "survivor"? Bo wiem, że w anglojęzycznym dyskursie często unika się słowa "victim" jako na nowo wiktymizującego.

Nefariel i Washergirl - dziękuję za dyskusję, którą prowadzicie, czytam ją z dużym zainteresowaniem. Jeśli mogę dorzucić swoje trzy grosze - wydaje mi się, że w kilku miejscach operujecie trochę zbyt ogólnymi założeniami, przynajmniej na poziomie samego języka. Na przykład: "Czy można stworzyć relację/zbudować uczucie z własnym gwałcicielem?" Nie no, jasne, że można, bo wszystko jest możliwe. Ale moim zdaniem mówimy o tak złożonych sprawach, na które wpływa tyle czynników ludzkiej psychiki, że postawione w tak ogólny sposób pytanie jest z gruntu wadliwe.

Dla ilustracji - wyobraźmy sobie na przykład młodego mężczyznę z gatunku tych, których widzimy w reportażach o pladze gwałtów na amerykańskich uczelniach (chcę nakreślić możliwie konkretny obraz). Jedynym sposobem na zbudowanie jakiegokolwiek poczucia własnej wartości jest akceptacja ze strony rówieśników oraz połączone z tym ustawianie się wyżej w hierarchii od innych grup (najczęściej kobiet i nie-białych, czyli seksizm i rasizm). Nasz "bohater" uważa kobiety za materace i ma ogromną potrzebę zdobycia nad kimś władzy, żeby zaznaczyć swoją dominację. Spotyka na imprezie lekko wstawioną dziewczynę (a przecież tylko dziwki piją), być może wrzuca jej coś do drinka, po czym gwałci ją przy oklaskach kolegów i jeszcze wrzuca filmik na YouTube'a. Czy jest możliwe, że ten chłopak i ta dziewczyna zbudują kiedyś relację? Teoretycznie pewnie tak, ale prawdopodobieństwo jest oględnie rzecz ujmując znikome.

(z jeszcze drastyczniejszych przypadków przyszły mi do głowy gwałty zbiorowe w Indiach, ale jest tu zbyt wiele różnic kulturowych, żebym czuła się pewnie używając takiego przykładu)

c.d.n.

Anonimowy pisze...

A po drugiej stronie skali - jestem bardziej niż pewna, że człowiek, który mnie zgwałcił, nie uważał tego za gwałt i byłby wstrząśnięty, gdyby ktoś tak to nazwał. Czy jest możliwe, że ktoś taki powoli uczy się odrzucać wzorce kulturowe, że pracuje nad rozwojem empatii i przekonuje się, że jego wcześniejsze zachowanie mogło być potworne? Cóż, ja sama będąc nastolatką miałam na przykład odruchy pod tytułem "krótka spódniczka = dupodajka". Skoro ja mogłam nauczyć się, co to jest kultura gwałtu i w jaki sposób ją wspieram, to nie mogę twierdzić, że ktoś inny nie mógłby przejść tej samej drogi - nawet, jeśli jest to mężczyzna, a co za tym idzie ma dodatkową przeszkodę w postaci uzmysłowienia sobie własnej uprzywilejowanej pozycji. Przez jakiś czas po tym wydarzeniu ja sama nie uważałam tego za gwałt i byłam święcie przekonana, że tak w zasadzie to 100% odpowiedzialności za to, co się stało, leży po mojej stronie. Nie chcę wdawać się w to, jak było naprawdę, ale jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której oboje przechodzą długą i trudną drogę nauki; a jeśli przechodzą ją razem, to doświadczenie może ich zbliżyć.

... aczkolwiek jest to sytuacja usiana pułapkami, bo niestety kobiety są uczone, że mają "wybaczać", że "on się zmieni" i takie tam. Więc - możliwe, ale przy zachowaniu paranoicznego wręcz poziomu ostrożności.

Podsumowując, sądzę, że dyskusja na ten temat musi, z natury rzeczy, skupiać się na konkretnych przypadkach, albo przynajmniej na zawężonym zestawie okoliczności. Co więcej, powyżej nie dotknęłam w ogóle najważniejszego tak naprawdę tematu, czyli tego, że każda "ofiara" gwałtu reaguje na swoje doświadczenie zupełnie inaczej.

Washergirl - kontynuując wątek reakcji i nawiązując do tego, co napisałaś o możliwościach opisu seksu, zdarza się (z tego, co wiem, nawet nierzadko), że kobiety, które zostały zgwałcone, szczególnie lubią/potrzebują ostrych aktów miłosnych (co najmniej) z pogranicza BDSM - właśnie dlatego, że potrzebują całkowicie zrzec się kontroli. Na przykład niektóre wciąż przepracowują poczucie, że przecież to one "są winne", bo wydaje im się, że przecież kontrolowały tamtą traumatyczną sytuację (albo swój ubiór, albo swój uśmiech, albo albo albo). Wydaje mi się, że cały niesamowicie złożony proces "negocjacji" między mężczyzną, któremu na początku wydaje się, że trzeba jak z jajkiem, a kobietą, która być może też dopiero odkrywa swoje potrzeby w tym zakresie, także może być fantastycznym tematem jakiegoś tekstu.

no_names pisze...

@Wierszba

TO wydawnictwo nie działa w ten sposób. W vanity press każdy może sobie wydrukować co chce, niezależnie od jakości. Wydawnictwu to wsio ryba, bo autor im płaci tak czy inaczej, czyli oni nie ponoszą właściwie żadnego ryzyka i kasę już mają. Czyli nie było żadnej selekcji, bo ten utwór żadnej selekcji by raczej nie przeszedł.

Nefariel pisze...

Washergirl, poważnie, to nie jest grupa wsparcia. Jeśli chcesz, żeby ktoś Cię przytulił i pogłaskał po główce, to idź na terapię albo opisz swoją historię na Hollaback. Na to wyznanie wybrałaś losowe miejsce w internecie, gdzie są różni ludzie - jedni będą Cię postrzegać przez pryzmat swoich własnych doświadczeń (vide ja), inni będą sadzić nietakty przez brak wiedzy i/lub doświadczenia, a jeszcze inni okażą się gnojkami, których będzie bawiło Twoje nakręcanie się.

Anonimowy pisze...

@Washergirl, jest mi bardzo przykro, że spotkało Cię to, co spotkało i jest mi też przykro, że zmagasz się z chorobą. Chcę tylko przekazać Ci ciepłe słowo na tę okoliczność, więc przyjmij proszę wirtualny uścisk (ręki, jeśli wolisz), a jeżeli nie czujesz się z tym komfortowo, poproszę o usunięcie tego komentarza.

Anonimowy pisze...

@no_names

Orientuję się mniej więcej, jak to działa - ale wydawało mi się, że gdzieś, kiedyś czytałam czyjeś narzekania na to, że to konkretne wydawnictwo odrzuciło przesłany do niego tekst. Chyba to było na jakimś forum czy na blogu, na którym ktoś szukał wydawcy i prosił o opinię na temat współpracy z nimi.

Teraz tak sobie myślę, że to może taka zmyłka - może podobne wzmianki pojawiają się w takich miejscach za sprawą samego wydawnictwa, żeby osoba szukająca opinii o nich pomyślała sobie "o, jednak nie przyjmują wszystkiego, jak leci - znaczy, że porządni".

Wierszba

Anonimowy pisze...

Btw Washergirl, skąd masz PEWNOŚĆ że twój oprawca się zmienił? I tak jak Wierszba, mam nadzieję że korzystasz z pomocy terapeuty. Bo odczucia mam niestety podobne.
Duslawa

Nefariel pisze...

@Wierszba, jeśli myślimy o tej samej sytuacji, to wyglądała trochę inaczej - facet przeprowadzał eksperyment, wysyłając różnym vanity press potwornie durny tekst z ortografią i gramatyką na poziomie wczesnej podstawówki, i to akurat było jednym z nielicznych, które odmówiły albo nie odpisały.

Anonimowy pisze...

@Nefariel, całkowita racja, to nie jest grupa wsparcia, tylko komentarze w necie, ale ja na przykład nie mam poczucia, żeby Washergirl oczekiwała głasków. Być może jest to błędne poczucie, ale rozmowa zahacza o poważne tematy i myślę, że każdy może ocenić, na ile chce pozostać przy akademickich rozkminkach, a na ile wpleść w to własne doświadczenia. Rzeczywiście, problem pojawia się, gdy ktoś chce się wypłakać i oczekuje wyłącznie chóralnego użalania, ale tego chyba nikt nie robi? Ja na przykład wyraziłam wsparcie (tuż pod Twoim postem, co zresztą ciekawie wyszło), ale umówmy się, wsparcie dla kompletnie obcej osoby w ęternetach wyraża się tak naprawdę raczej dla zaspokojenia własnej potrzeby, niż cudzej.

Tym niemniej wydaje mi się, że można starać się łagodzić odruchowo antagonistyczne wypowiedzi, gdy rozmawiamy na tak trudny temat (to ogólne stwierdzenie). Nawet, gdybyśmy wszyscy pisali ogólnikami albo o jakichś zmyślonych Kasiach i Jasiach, to zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że spora część interlokutorów (szczególnie, że jest tu większość kobiet) ma na koncie tego typu doświadczenia.

Ale co do tej konkretnej wymiany komentarzy, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że najkorzystniej byłoby, gdyby ktoś po prostu umieścił komentarz zawierający li i jedynie grubą kreskę, a pod spodem rozmawialibyśmy o tym, jak oszałamiająco niedobra jest ta książka :)

Anonimowy pisze...

@Nefariel

Może to rzeczywiście było to - uczciwie przyznaję, że nie pamiętam, gdzie się natknęłam na tamtą wypowiedź. Kiedyś z ciekawości szukałam opinii o tym wydawnictwie, bo natrafiłam na tę sprawę z recenzją Post Meridiem sprzed paru lat i byłam bardzo zdziwiona ich postawą.

(Dla niezorientowanych: blogerka zrecenzowała wydaną przez nich książkę, skrytykowała niedbałość wydawnictwa przepuszczającego tekst z błędami, wydawnictwo postraszyło ją sądem za psucie dobrego imienia.)

Wierszba

Anonimowy pisze...

Słuchajcie, czy to, co Wy tu uskuteczniacie, nie jest przypadkiem formą victim blamingu? Życzenia skutecznej terapii, "przykre i naiwne" , to wszystko brzmi obrzydliwie protekcjonalnie. Z całym szacunkiem dla Waszych doświadczeń, ale mam wrażenie, że deprecjonujecie teraz odczucia i doświadczenia Washegirl, traktujecie z wyższościa dlatego, że się nie pokrywają z Waszymi. Nef, nie tknelas pyr, ok. W przyjęła kawę, tez ok. Przykro się Was czyta, zwłaszcza pod tymi wyrazami oburzenia, że nikt nie współczuje Arienne.

Aha, Arienne mam w nosie. Scena gwałtu hala po prostu nudna i absurdalna. Dziwniejsze rzeczy widziałam w hentajach.


Hasz

Nefariel pisze...

A nie, ja jestem przykra wobec Washergirl tylko dlatego, że jej komcie to dla mnie jeden wielki triggerland i mimo starań nie bardzo umiem inaczej.

Co do Arienne - przez moment miałam ochotę napisać jakiś sequel do swoich fanficzków z marysójkami mordującymi Nathaniela, ale to opko jest tak mdłe, nudne i bez wyrazu, że nie wzbudza we mnie nawet obrzydzenia.

Anonimowy pisze...

@Hasz

Ponieważ użyłam w swoim komentarzu sformułowania "mam nadzieję, że korzystasz z pomocy dobrego terapeuty", poczułam się w pewnym sensie wywołana do tablicy. Pragnę zauważyć, że szukanie czy korzystanie z pomocy psychologicznej, względnie sugerowanie komuś w wyważony (!) sposób, że powinien rozważyć taką opcję, nie ma nic wspólnego ze stygmatyzacją.

Pomijam oczywiście sytuacje, kiedy takie sugestie są ewidentnie chamskie lub złośliwe i mają na celu zdyskredytowanie danej osoby jako "niezrównoważonej", "psychicznej" itd.

Przypomnę może, że korzystanie z pomocy terapeuty nie jest stygmatem "słabych", "ofiar", "świrów" i tak dalej. Jeśli ktoś na forum czy w komentarzach opisuje swoje rozległe problemy z kręgosłupem i trudny przebieg leczenia, można napisać coś w rodzaju "mam nadzieję, że jesteś pod opieką dobrego ortopedy / neurologa / innego specjalisty" i nie będzie to protekcjonalne. Analogicznie, jeśli ktoś na forum czy w komentarzach opisuje swoje trudne doświadczenia i obecne problemy życiowe, sugerując przy tym, że ma ograniczone wsparcie z zewnątrz, a to wszystko jest dodatkowo mocno nacechowane emocjami, nie ma nic złego w napisaniu "mam nadzieję, że jesteś pod opieką dobrego terapeuty".

Przestańmy powielać stereotyp, że jakiekolwiek wspomnienie w dyskusji o psychologu jest odniesieniem do stygmatyzacji, victim blamingiem itd. Takie sugestie są szkodliwe, szczególnie w odniesieniu do ludzi, którzy czują potrzebę poszukania pomocy na zewnątrz, ale wciąż się wahają lub boją się takiego właśnie metkowania.

Wierszba

Anonimowy pisze...

@Nefariel - jestem wprawdzie daleka od głaskania kogokolwiek po główce, ale też jest mi przykro, że masz doświadczenia, których wolałabyś nie mieć i przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób dołożyłam się do triggerowania. Generalnie to chyba czas na spacer :) Nie, żebym chciała mówić Ci, co masz robić, ale ja właśnie uznałam, że lepiej na chwilę wyłączyć kompa i przewietrzyć mózg, więc wirtualnie zapraszam do towarzystwa.

Washergirl pisze...

Jak przeczytałam o tym, że szukam głaskania, zrobiło mi się naprawdę przykro. Osoby, które czują, że ja tu sobie odstawiłam szukanie uwagi - przeczytaliście całość komentarzy? Bo ja rzuciłam tekstem o swoich doswiadczeniach kiedy inna komentatorka PO RAZ DRUGI poinformowała mnie, że doświadczenie, którym żyję na co dzień, jest niemożliwe. I poinformowałam nie po to, byscie mnie głaskały, tylko dlatego, że to jest autentyczny pojedynczy przykład. Teksty na temat dobrej terapii - nie skomentuję. Nigdy nie zostanę terapeutą, jak zamierzałam jako nastolatka: na to mam za mało empatii (gdybym miała więcej, nie zachowałabym się tak, by striggerować Nefariel), ale przepraszam bardzo - wiedzę akademicką i życiową, którą mam na temat współuzależnienia, toksycznych zachowań i napaści seksualnej dorównuję ludziom, którzy są wieloletnimi terapeutami, albo jestem lepsza. Nie z powodu tego, co przeszłam, tylko tego, jak to przeprocesowałam i ile mam wiedzy (której brakuje choćby Nefariel, inaczej nie dziwiłaby się na więść o tych nawróconych). Ale ja się juz wytłumaczyłam. Wy widzicie nie wiem co - osobę która a)szuka uwagi b)pochwala gwałt c)jest naiwna d)daje się wykorzystywać/ma mentalność ofiary albo bezradności wobec własnej sytuacji. Mi się wydaje, że w swoich komentarzach jasno zaznaczyłam, jak myślę.

Najważniejsze jest natomiast to, że wasze gwałtowne reakcje na mnie, wszystko, co powiedziałyście, co mnie trochę zabolało - są właściwe. Wynikają z właściwego zrozumienia potworności gwałtu. Wasze reakcje są właściwe i nikt nie ma prawa mówić inaczej. Ja chciałam wyjaśnić swoją konkretną sytuację, bo nie odpowiada mi łatka rzewnej naiwnej idiotki. Zgadzam się też, że to niekoniecznie jest miejsce na takie dyskusje. Ja naprawdę wspomniałam o swoim doświadczeniu by uwiarygodnić to, o czym mówiłam. I rozwinięcie temu służyło. I jak Nefariel wspomniała, to jest triggering. Powiem tak: czuję, że wywaliłam trochę swoją duszę. Zrobiłam tak, bo założyłam, że ludzie komentujący tę konkretną analizę NAKWY są tacy, jak ja (bez tego, co wam się nie podoba) - zajęci analizą i jej rzeczywistością. I że zrozumiecie, że próbuję wyjaśnić konkretną, pojedynczą sytuację. Czuję, że na moje wywalenie duszy zareagowano, że brzydkie i nieładne. To prawda. Ale przykro mi tak czy siak. Więc powiem inaczej: ja nie będę wdawała się w dyskusję dłużej. Wierzę, że moderatorzy NAKWY sami umieją zdecydować mądrze. Może wszystko, co napisałąm, powinno zniknąć, tak też będzie dobrze. Jeśli moje słowa nie powinny tu być, są drastyczne, niewłaściwe, lepiej, żeby nikt się na to nie natknął - usuńcie je lub edytujcie jak wam się podoba, NAKWO. Przykro mi, że striggerowałam kogoś - nawet nie sądziłam, że tak może być szczerze mówiąc, bo założyłam, że jeśli komentujecie pod tą konkretną analizą, to jesteście przygotowane na podobne słowa i przykłady. Założyłam źle. Dla mnie moje komentarze, moje wywalenie duszy odbyło się TYLKO I WYŁĄCZNIE W CELU UZASADNIENIA MOJEJ KRYTYKI DANEJ ANALIZY I MOJEGO ODBIORU KSIĄŻKI. Bo, jakby, wyobraźcie sobie, że nie przeżywam tego na co dzień jak traumy. PAmiętam. Nie ukrywam - bo to ważne, by nie było zmowy milczenia - ale nie łamie mnie to już i nie uszkadza. Sądziłam, że wy, no, wiecie, że to tam jest, a to miejsce, komentarze NAKWY są na tyle niszowe, że nikt nie uzna mnie za ekshibicjonistkę, a raczej uzna, że muszę być dość zimna, by pisać o tym z tej perspektywy... W życiu bym nie wpadła, że ktoś to odbierze inaczej. Gdyby mnie to bolało, nie pisałabym o tym na forum publicznym?

Washergirl pisze...


Ale fakty są takie, pomyślałam, że ktoś kto chce więcej wiedzy, z chęcią wysłucha konkretnego przykładu dotyczącego tematu relacji z gwałcicielem. Więc niech NAKWA usunie jak chce.
Nefariel, ja cię z góry przepraszam, bo to, co teraz powiem, to jest esencja tego, dlaczego moje słowa cię aż tak bolą - ale co do tego, co opisałaś o ziemniakach -to nie był prawdziwy głód i tyle. Uraza, którą miałaś do jedzenia ich, zrozumiała. Sam poziom moich doświadczeń jest dla ciebie koszmarny i tyle. Nie wierzysz, że moja ocena 'zmienił się', jest sensowna - bo nie ma mentalnego nastawienia jak gwałciciel i nikogo poza mną nie skrzywdził, terapie i tak dalej - na tej podstawie on nie jest dla ciebie dość dobry. Dla mnie jest. Dla mnie liczy się to, jak on myśli i postępuje cały czas. Nie było ani jednej po mnie - bo on chciał się zmienić, a także dlatego, że ja walczyłam.
Wierszba, bez sensu tłumaczyć, naprawdę. Skoro sam styl moich komentarzy cię nie przekonuje i uważasz, że brzmię jak naiwna, którą można oszukać rzewną historyjką i łzami "ach, jak mi przykro" to przecież nie przekonam cię, że mam z nim taki kontakt emocjonalny, że się zmienił.
Drogi anonimowy - dziękuję za twoje słowa o obwinianiu ofiar. Poczułam, że tylko dlatego, że chciałam dać szansę, wrzucono mnie do jednego worka. Twoje słowa bardzo mi pomogły.
Nefariel, moje komentarze działają na ciebie bardzo mocno i przepraszam za to. Powinnam była pomyśleć, że ktoś może to źle odebrać, bo to takie jest. To, jak ja zostalam zgwałcona, to właśnie była taka sytuacja - szok, że ktokolwiek nazywa to gwałtem.
Ogólnie przykro mi z powodu tej rozmowy.
Wierszbo - ja wcale się nie dziwię, że twoje słowa odebrano negatywnie. Nawet jeśli terapia nie jest niczym złym, do czegoś przecież służy.

Washergirl pisze...

Usunęłam część swoich komentarzy, jeśli trzeba, usunę inne.
Nefariel, twoje słowa "Washergirl, poważnie, to nie jest grupa wsparcia. Jeśli chcesz, żeby ktoś Cię przytulił i pogłaskał po główce, to idź na terapię albo opisz swoją historię na Hollaback. Na to wyznanie wybrałaś losowe miejsce w internecie, gdzie są różni ludzie - jedni będą Cię postrzegać przez pryzmat swoich własnych doświadczeń (vide ja), inni będą sadzić nietakty przez brak wiedzy i/lub doświadczenia, a jeszcze inni okażą się gnojkami, których będzie bawiło Twoje nakręcanie się."

Najbardziej przykra w całej rozmowie byłaś ty. Nikt ci nie dorównuje po tym komentarzu. I możesz nie znosić mojego podejścia, masz przecież rację, to są właściwe wartości. Ale raz jeszcze: mężczyzna, o którym mówię, nikomu więcej tego nie zrobi, bo jak widzisz, jestem naiwna i w ogóle. Myślę że raczej projektujesz swoje uczucia, bo w moich słowach nic nie prosi o głaski ani uwagę, a jeśli chodzi o negatywne oceny - chyba jako ofiara zgodzisz się ze mną, że nie ma co się bawić w ukrywanie? Przeciez wokoł tego jest cały niemalże spisek? Po co demonizować, ukrywać i stereotypować wykorzystanie seksualne? Jest jeszcze jeden aspekt, którego w ogóle nie rozumiesz - że ofiara nie jest tylko ofiarą. Ma życie po. I jest osobą. Wykorzystanie nie jest centrum jej istnienia i ma prawo być oceniana za to, jaką jest osobą, nie przez pryzmat twojego uprzedzenia i stereotypu - tak, stereotypu - jak zachowuje się i co mówi ofiara, choćby pod spodem swoich słów. To, co napisałaś o moim szukaniu głasków wskazuje właśnie na to - nie umiesz wyjść poza swoje myślenie, pełne mitów i pozbawione kompletnych przemyśleń na skalę większą niż jedna ofiara. I ty mnie masz czelność nazywać naiwną? To ty pokazujesz naiwność, ale taką dziwną, negatywną, jakby świat był gorszy, niż rzeczywiście - ale tym przecież właśnie jest triggering. Ofiara ma prawo wyrastać poza ofiarę, być konkretną tożsamością. Wszystko, co mówiłam - to według mnie najbardziej rozsądne podejście. 1) Nie ukrywając tego, co mi się stało, nie przyczyniam się do zmowy milczenia, w taki sposób, że kobiety nie wiedzą, ile ich jest. 2)Nie demonizuję swojego doświadczenia, nie domagam się uwagi, opisuję z dużym dystansem własną sytuację i używam jej jako uzasadnienia w dyskusji na kompletnie inny temat 3)Widzę siebie jako coś o wiele więcej niż kłębuszek traumy - dlatego wasze słowa o terapii tak mnie zabolały, dlatego wasze założenie że muszę być naiwna wierząc, że on się zmienił, tak zabolały. Założyłyście z góry interpretację, która nie pasuje ni w ząb do tonu moich wypowiedzi. Ja nie mam nic, co powinnam sobie przemyśleć. Wy, moje panie, raczej macie jeszcze do doczytania i przemyślenia o innych realiach dotyczących napaści seksualnych, zwłaszcza tych powyżej "trauma na całe życie". Bo ja się czuję tak, jakby to było jedyne, co wy rozumiecie w tym temacie.

Anonimowy pisze...

@Washergirl - nie musisz mnie do niczego przekonywać. W żadnym miejscu nie wartościowałam Twojej postawy ani Twojego postępowania i szczerze, nie zamierzam tego robić, ostatecznie, nie jestem ekspertem od cudzego życia.

Jeśli już wyraziłam swoją opinię, to wyłącznie w temacie wyciągania tak prywatnych i osobistych doświadczeń w komentarzach na blogu. Z doświadczenia wiem, że często robią tak ludzie, którzy mniej lub bardziej świadomie szukają uwagi i współczucia, bo z jakichś względów nie otrzymują tego od rodziny, od przyjaciół czy partnerów.

Może to zabrzmi chłodno, ale nie mam w zwyczaju ani rozczulać się nad takimi osobami, ani wchodzić z nimi w polemiki, za to piszę prosto z mostu - w moim odczuciu to nie jest dobre miejsce na takie wyznania. Na moje oko wyraźnie czujesz potrzebę wygadania się, to zupełnie ludzkie i naturalne, ale od tego są w pierwszej kolejności rodzina i partner, w drugiej przyjaciele i dobrzy znajomi, w trzeciej zaufany terapeuta, dalej mamy przeznaczone do tego miejsca w Sieci, np. fora i wątki wsparcia. Uwagę o terapii rzuciłam dlatego, że to samo zasugerowałabym każdemu w analogicznej do Twojej sytuacji i chodzi mi tutaj o całokształt Twojej obecnej sytuacji życiowej, którą między wierszami opisałaś. Jeszcze raz podkreślam, nie była to uwaga złośliwa.

Ponownie zastrzegam, że to tylko moja prywatna opinia, które może się różnić od opinii gospodarzy NAKWy i na tym koniec z mojej strony.

Wierszba

BTW, Ktoś miał dobry pomysł z grubą kreską, li i jedynie. Może wstawię:

___________________________________________________

Anonimowy pisze...

Nie chcę dołączać do dyskusji, chciałem tylko rzucić jedną uwagę. Washergirl - wiedza o każdego rodzaju traumach seksualnych czy toksycznych relacjach, ba, nawet wieloletnie doświadczenie jako wykwalifikowany psychoterapeuta, nie znaczy, że da się trafnie ocenić własną sytuację. Osoby uwikłane w jakiegoś rodzaju szkodliwe relacje często nie zdają sobie sprawy z ich złego wpływu. Wiele osób, które znam, dowiedziały się o przykładowo swojej niezaawansowanej depresji czy osobowości zależnej dopiero od psychologa, mimo tego, że znają się na tego typu sprawach. Nie chcę podważać Twojej wiedzy, stanu psychicznego ani niczego takiego, ani, broń Boże, Cię obrażać. Psychologowie, psychiatrzy i psychoterapeuci to też lekarze. Prawie każdy na jakimś etapie swojego życia przechodzi przez coś, co sprawia, że może potrzebować takiej pomocy i nie ma w tym nic dziwnego, ubliżającego czy upokarzającego. Mimo wszystko wizyta u specjalisty może się przydać - ot, tak po prostu na wszelki wypadek. Pozdrawiam i życzę szczęścia.

Nefariel pisze...

"Jest jeszcze jeden aspekt, którego w ogóle nie rozumiesz - że ofiara nie jest tylko ofiarą. Ma życie po. I jest osobą."
Washergirl, ja to rozumiem i tego nie neguję. Neguję natomiast, jakoby sprawca był nie tylko sprawcą, i zasługiwał na jakiekolwiek "życie po".

"mężczyzna, o którym mówię, nikomu więcej tego nie zrobi"
Ot, dywinacja.

"Widzę siebie jako coś o wiele więcej niż kłębuszek traumy - dlatego wasze słowa o terapii tak mnie zabolały, dlatego wasze założenie że muszę być naiwna wierząc, że on się zmienił, tak zabolały."
Znowu - nie trzeba być tylko i wyłącznie kłębuszkiem traumy, żeby chodzić na terapię. Tak samo jak nie trzeba być gruźlikiem plującym kawałkami płuc, żeby iść do lekarza. Zwłaszcza że pominąwszy moje osobiste zdanie na ten temat - komentarze proponujące terapię były raczej w tonie "jesteś w mocno niejednoznacznej sytuacji, która jest cholernie ciężka do uciągnięcia w pojedynkę" niż "idź do kogoś, kto wyleczy cię z zadawania się z tym zbokiem".
I znowu - wiara w to, że gwałciciel się zmienił, jest naiwna, i nie ma na to wpływu twoje postrzeganie samej siebie. Myślę, że mało która ofiara sprowadza samą siebie do bycia wyłącznie ofiarą (nawet jeśli zamienimy "victim" na "survivor").

I yep, jestem przykra, i pewnie tak zostanie. Nie traktuj tego osobiście.

kura z biura pisze...


________________________________________________________________________
________________________________________________________________________

GRUBA KRESKA

Muszę przyznać, że czuję się dość niezręcznie, kiedy w komentarzach pod analizą omawiane są Wasze bardzo prywatne sprawy i mam wrażenie, że część czytelników także. Więc może faktycznie - wróćmy do opka?

Nefariel pisze...

Kuro - yep, rozumiem to i kontynuować własnego wywnętrzania się na pewno nie będę (bo to byłoby wylewanie na obcych ludzi naprawdę paskudnego szlamu), ale wydaje mi się, że clue tej dyskusji było to, że te sprawy nie powinny być "bardzo prywatne". Anyway - zgadzam się, że to nie jest odpowiednie miejsce na takie dyskusje, i przepraszam za te kilka zbędnych zdań, które napisałam.

Washergirl pisze...

Kuro, usuń z moich komentarzy co uważasz. Jak mówiłam, w ogóle nie odebrałam całej tej sytuacji w ten sposób, ale skoro tak to widzicie, to wasza opinia jest tu kluczowa, bo to nie o to chodzi, byście się czuli niekomfortowo - pisałam o tym, bo właśnie nie sądziłam, że ktoś się tak poczuje, tylko zobaczy, że mówię o jakimś tam dawnym doświadczeniu.

Kurde, można było tak łatwo naprawić Severa - właśnie budując całą scenę gwałtu jako realistycznie przymuszoną. KToś właśnie świetnie powiedział wyżej - wtedy obydwoje byliby ofiarami, a gwałciciel osobą, która ich przymusza. To mnie tak mierzi w tej historii - że można było zrobić to realnie, a autorki schrzaniły to tak dokumentnie. Bo gdyby Severo był ofiarą tak samo jak Arienne, to nadawałoby głębi całej jego osobowości, i wszystkie jego wady miałyby sens. I faktycznie swoją drogą, to, co dzieje się po gwałcie, jest jeszcze paskudniejsze. I ludzie piszą o tym, że romantyczne i tworzą fanfiki? To genialne. To tylko pokazuje, jak trudno niektórym kwestionować to, co przeczytają, widzieć faktyczny sens, zamiast kształtu myśli autora. Zwłaszcza, że przecież emocje to trochę jak osobny bohater tego opka - dlatego to takie przegadane, bo emocje Arienne muszą być wypowiedziane. Ciekawe, czy autorki świadomie robią z tej opiekunki, co ją tam zawiozła, taką podłą jędzę, osobiście to ona mnie zabolała najmocniej, jej odrzucenie reakcji Arienne.
KToś jeszcze wyżej wspomniał coś, co mnie zawsze prześladowało - ja też zawsze uważałam, że Mistle po prostu zignorowała Ciri! Zignorowała jej mowę ciała, jej uczucia, wszystko. A Ciri? Zrobiła sobie z tego fantazję na temat romansu. Genialnie pokazane przystosowanie. Szczury odpowiadały za jej przeżycie. I tu właśnie boli - autorki mogły tak łatwo zrobić z Severa normalnego kolesia, gdyby tylko inaczej wykreowały tę scenę, wystarczy wsadzić prawdziwe zagrożenie życia, żeby każde zachowanie, choćby najgorsze, nabrało wyjaśnienia.

Washergirl pisze...

P.S. Victim into survivor to niebezpieczna pułapka. Przecież jeśli postrzegamy ofiarę gwałtu jako "survivor" to gwałt jest centralną sprawą w jej życiu! Survivor to właśnie jest obraźliwe dla osoby, która już ma to za sobą, nie przeżywa, ale i nie ukrywa. Survivor sugeruje, że nic innego w życiu zgwałconej osoby nie może się równać z tą tragedią. Według mnie mamy w zachodnim społeczeństwie naprawdę masę niezdrowych podejść.
Wiecie co, właśnie mi przyszło do głowy coś paskudnego... Weźmy pod uwagę opis tego gwałtu na Arienne. To, jak źle jest opisany. Słownictwo użyte w rodzaju "kochankowie". Co jeśli to jest zabieg jedynie służący uczynieniu MarySue głębszej? Bo jak inaczej zrozumieć to, że niemal nic się w tej scenie kupy nie trzyma? Jej przeżycia wewnętrzne w trakcie nie istnieją. A pod koniec notki widać "zbliża się czas mojego spotkania z nim". Może to tylko podwyższenie napięcia? Chryste, to chore. Severo od tego zyskuje głębie i szlachetność - przecież w mniemaniu autorek to są kochankowie, a Arienne staje się jak święta, bo co też ona przeszła i jaka ona silna i w ogóle. O ble. Gwałt tutaj jest zabiegiem literackim, bez, wybaczcie, żadnego szacunku dla gwałtu...? Brr.

kura z biura pisze...

>Jej przeżycia wewnętrzne w trakcie nie istnieją.
To też nie tak, ona miała przeżycia wewnętrzne, tylko wyleciały - przycięliśmy mocno ten opis.

Nefariel pisze...

"Przecież jeśli postrzegamy ofiarę gwałtu jako "survivor" to gwałt jest centralną sprawą w jej życiu!"
Nie. Tak samo jak jeśli nazywamy kobietę w ciąży "ciężarną", nie sprawia to, że sprowadzamy ją do roli żywego inkubatora, a jeśli nazywamy kowala "kowalem", to nie sprowadzamy całego jego życia do zamiłowania do metalurgii. Ta sama osoba w kontekście swoich dzieci będzie matką, w kontekście pracy będzie kowalem, a w kontekście rozmów o przemocy seksualnej będzie survivor.
To, że życie danej osoby nie obraca się wokół strasznego zdarzenia, nie zmienia faktu, że ono miało miejsce i zachowywanie się, jakby nic się nie stało, nie jest zdrową metodą odreagowania. I żeby nie było - piszę to w odniesieniu do Twoich ogólnych wypowiedzi, nie do Twojej sytuacji.

Anonimowy pisze...

Jakoś niewspółmiernie drażni mnie odpieranie zarzutów o błędy/niezręczności stwierdzeniem "to celowy zabieg". Kuro, to chyba u Ciebie przeczytałam, że tak właśnie odpowiedziały ałtorki na krytykę skaczącej narracji. Taka odpowiedź jest w ogóle częsta wśród ałtorów literatury niekoniecznie najwyższych lotów i, jak mówię, koszmarnie mnie irytuje. To nie jest, psiakość, odpowiedź na zadane pytanie. Nikt nie twierdzi, że dany zabieg formalny został wprowadzony przez złośliwe chochliki/pod wpływem środków odurzających/przez naciśnięcie tajemniczego skrótu klawiaturowego. Tak, wiem że to celowe, ale śmiem twierdzić, że jednocześnie chujowe.

No ale ja w ogóle należę do tej starej i zgrzybiałej szkoły, wedle której żeby łamać zasady i konwenanse, trzeba je najpierw dobrze znać. Przenosząc to na omawiane, ahem, dzieło - najpierw trzeba umieć pisać "standardowo", żeby móc bawić się w zabiegi formalne typu nagła zmiana narratora w połowie akapitu. Chociażby dlatego, że wtedy ma się jakieś pojęcie, jak uzasadnić konieczność wprowadzenia takiego karkołomnego zabiegu i określenie, czemu ma on służyć, poza powtarzaniem, że jest on celowy (grrrrrr).

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z Anonimem z 3 listopada 2017 21:48.
Ten fetysz dziewictwa nie dość, że dość obleśny, to jeszcze rozpowszechnia mit, że pierwszy stosunek dopochwowy obowiązkowo wiąże się z krwawieniem (i to na tyle intensywnym, żeby Sevcio mógł sobie spokojnie krew rozsmarowywać, a i tak jeszcze z dłoni miało co spływać. I ubrudzić mankiet przy okazji).

Nefariel pisze...

W takich okolicznościach to nawet niedziewica mogłaby krwawić. Osobna kwestia, że w takich ilościach to ta krew była raczej miesięczna.

Anonimowy pisze...

Mogłaby jak najbardziej, natomiast dla wszystkich zgromadzonych w tej scenie krew i tak oznacza jedno.

Anonimowy pisze...

Kocham ksioopka! Mam nadzieję, że cała ta tfórczość będzie analizowana do końca.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Po tej części cały ten zamek zaczyna mi się kojarzyć z biznesem handlu kobietami z Uprowadzonej, a wybieranie Mistrza szczególnie przypomina kawałek, gdzie sprzedawali główną bohaterkę. Tyle, że tam ci źli byli źli, a nie suotcy.

Anonimowy pisze...

Swoją drogą, coś odnoście Harolda i jego Miladies rzuciło mi się w oczy. "Jesteś Mistrzem zaledwie od roku, a miałeś już dwanaście nałożnic, z których osiem było w ciąży, gdy trafiło do mnie do Podziemi. Żadnej z nich nie ma już na tym świecie przez twą nieodpowiedzialność i beztroskę." - ja z tego zrozumiałem, że tylko te osiem, które zaszło w ciążę, zostało wysłane do lochów i stracone, a te trzy po prostu... zwolnił ze stanowiska? Odprawił z zamku? W każdym razie, miałoby to chyba więcej sensu (o ile w przypadku tego ksioopka można mówić o sensie). Taida mówiła tylko tyle, że zabija się ciężarne, a nie, że wszystkie, które się znudzą swojemu "miszczowi". Jasne, mogła nie wiedzieć, co się dzieje ze zwolnionymi dziewczynami, ale mimo wszystko zachowanie jej oraz pozostałych wskazuje, że jednak tylko te, które wpadły czeka bliskie spotkanie z szubienicą.

Anonimowy pisze...

Czerwień, złoto i lew. Gryffindor?

Anonimowy pisze...

Anonimowy: "Jesteś Mistrzem zaledwie od roku, a miałeś już dwanaście nałożnic, z których osiem było w ciąży, gdy trafiło do mnie do Podziemi. Żadnej z nich nie ma już na tym świecie przez twą nieodpowiedzialność i beztroskę." - ja z tego zrozumiałem, że tylko te osiem, które zaszło w ciążę, zostało wysłane do lochów i stracone, a te trzy po prostu... zwolnił ze stanowiska?"

Tutaj nie jest to powiedziane wprost. Jednak sformułowanie "osiem było w ciąży, gdy trafiło do Podziemi" sugeruje, że wszystkie tam trafiły, a tylko te osiem było wtedy w ciąży (inaczej nasz ulubiony kat powiedziałby raczej: "Miałeś dwanaście nałożnic, z czego aż osiem trafiło do mnie do Podziemi").

Za to kawałek dalej Eston mówi już wyraźnie:

"gdy już się tobą nasycę i znudzę, cofnę swój Znak i oddam cię w ręce Kata Związku. I nie pomoże ci nawet przyjaźń z nim i jego żałosnymi towarzyszami, gdyż odrzuconą faworytę czeka tylko jeden Los. Śmierć w Podziemiach!"

Mnie zastanawia też, jakim cudem te niewolnice Harolda tak masowo zachodziły w ciąże, skoro widać, że każda nałożnica mistrza ma do dyspozycji odpowiednie zioła. Cała ósemka tak niefrasobliwie traktowała sprawę antykoncepcji (wiedząc, co się stało z poprzedniczkami!), czy sam Harold podmieniał im te zioła na oregano, bo to zły człowiek był? A jeśli tak, to po co właściwie to robił, skoro niepotrzebna mu była żadna ciąża, żeby pozbyć się niechcianej niewolnicy i mógł im po prostu powiedzieć, żeby sobie poszły? Tyle pytań...

Anonimowy pisze...

W ogóle albo nieźle uwijał się ten Harold, albo brał tych nałożnic po kilka na raz, żeby w ciągu roku 8 mogło być w widocznej ciąży.

Anonimowy pisze...

A tak w ogóle jest wyjaśnione, gdzie się podziały wszystkie supermoce Arienki podczas gwałtu? Ktoś ją blokował (jesli tak - to kto, skoro mistrz magii był niby po jej stronie i brzydził się tym do czego dochodzi), czy może po prostu nie była w stanie używac mocy w sytuacji ekstremalnej, bez odpowiedniego skupienia?
Bo przecież wystarczyło uciec przez ścianę. Nawet by tego nie mogli pod żaden paragraf podciągnąć. Już nie mówiąc o rzeczach bardziej subtelnych, czyli spowodowaniu nagłej impotencji (ot, telekinetyczne sciśnięcie paru naczyń kwionośnych) i tym samym publicznym ośmieszeniu gwałciciela.

Anonimowy pisze...

Anonimie z 6 listopada 10:40 Tak jak któryś z analizatorów podkreślił, włączył się w tym momencie Imperatyw Opkowy blokujący wszelkie moce Arienne i dlatego się nie udało.

Anonimowy pisze...

Dołączę do większości:to jest obrzydliwe i już nie śmieszne.Publiczny gwałt -rany,one się"120 dni Sodomy" naczytały?!
a tam lubię jego wizyty – odpowiada ponętna blondynka. – I co z tego, że miewam odmrożenia na ciele, gdy w miłosnym szale przestaje kontrolować swą moc, skoro w pełni rekompensują mi to wymiary jego przyrodzenia! -ehem,kobiety tak nie mówią..Gdyby mnie ktoś pytał.
Mroczny mistrz wojowników, a jakbym kierownika w korpo słyszała :)”]
O,dobre!
Zakładka jest paskudna.Jon Snow- wersja infantylna.
tylko jedno miejsce, w którym Sevcio mógł ukryć tę pokaźnych rozmiarów sakiewkę.
Auć.
Oj tam oj tam,Kapitan Jack w "Doktorze Who" też broń chował i nikt nie wydziwiał.
Ze też macie cierpliwość brnąć przez to!
"Od kobiet dla kobiet"? -dziękuję,postoję!

Chomik

Anonimowy pisze...

Boru, co za paskudztwo!!! Wszystko szwankuje - postaci, dialogi, prawdopodobieństwo, fabuła, a nawet narracja, co tak pięknie wyłuszczyli analizatorzy. Przykre, że wydawnictwa poświęcają papier na takie gnioty, a jeszcze bardziej przykro, że rynek czytelniczy wszystko łyka i na dodatek pieje z zachwytu. Jednak tę "powieść" będę kojarzyć chyba tylko ze sceną gwałtu, która wywołała we mnie furię, zaraz po tym, kiedy otrząsnęłam się ze stuporu. No po prostu szacun dla autorek! Czegoś tak obrzydliwego, nie na miejscu, sprzecznego ze wszystkim, co logiczne nie czytałam od dawna. A zwykle bywało tak, że jeśli obrzydliwości się pojawiały, były dobrze opisane, uzasadnione, czemuś służące. Btw, trudno uwierzyć, że tę scenę naprawdę wymyśliły i opisały dwie kobiety. Rozumiem, że można fantazjować mniej lub bardziej ostro, ale należałoby te fantazje zachować dla siebie, co by postronni nie patrzyli na nas z niepokojem.
Przerażające jest to, że na popularnym portalu książkowym dzieło to osiągnęło średnią ocen 7,6! A wg jednej z opinii rzeczony gwałt to po prostu była nieco hardcore'owa defloracja...

Donna Kichote pisze...

Do jakiejs polowy dzisiejszego rozdzialu bylam przekonana, ze czeka nas opis gwaltu grupowego, nie publicznego. W sumie naprawde nie wiem, co gorsze, bo w moim wyobrazeniu akcja miala rozgrywac sie tak:
1. gwalt zbiorowy z wylaczeniem Severusa
2. trauma Ary (od lepszych autorek spodziewalabym sie tu np. rozwiniecia roli kobiet)
3. przyjecie Ary na milejdi Severusa w ramach wspolnej zemsty na pozostalych czlonkach.
No i, kruci, punkt pierwszy bylby pewnie katorga do przetrawienia, zwlaszcza przez ten toporny styl autorek, ale moze by przynajmniej tej bandy sukinsynow nie nazywano kochankami, gwaltu 'drastycznym poczatkiem relacji', a swiniarni perfumeria.
Czy osoby hojnie nazywane autorkami w ogole zdaja sobie sprawe, co napisaly? Po tej nawiedzonej lasce od opka o wilkolakow juz w sumie nic mnie nie obrzydzi, ale to dzieuko bardzo sie stara.

Anonimowy pisze...

> Anturyjczyk na chybił trafił, niedbałym ruchem, wyciąga ostatni kartonik i podaje magowi.
– Jak zwykle. – Czarodziej marszczy czoło. – Za każdym razem, gdy ci wróżę, wyciągasz na końcu właśnie ją.
Zgaduję, że to ta:

Akurat ta karta nie oznacza głupca, błazna itd. (bo pewnie to miał na myśli Vaherem), tylko kogoś nawiedzonego, bujającego w obłokach (the Fool, el Loco), tylko jej nazwa jest na polski źle tłumaczona. Nadawałby się "głupek" (wiejski głupek = marzyciel), nie "głupiec".

Romantyczna scena gwałtu jako to romantyczna scena gwałtu - nic nowego na Armadzie. Było już to łajno udające komiks o Snapie i Harrym, niedawno był ten obornik o wilkołakach, gdzie heroina dzieli się z nami myślami, że gdyby nie coś tam, to pewnie jej luby by ją "zgwałcił już kilka razy". Utożsamianie gwałtu z ostrym seksem zdarza się pseudopisarkom wydającym swe wypociny w pseudowydawnictwach, jak również piszącym na blogaskach, nie tak znowu rzadko. Dlaczego tak jest - pierun wie. Tak mają, co poradzisz. Oczywiście nie powinno się takich rzeczy wypuszczać na rynek (nie tylko ze względu na tę scenę, tekst dyskwalifikuje fatalna polszczyzna i brak logiki), no ale wiadomo kto to posłał do drukarni.

Ale ta zakładka z Sevciem to niezłe kuriozum: niby taki demon seksu, latinotrólover, kipiący męskością, z lodowym kutasem, zniewalający maczo itedeitepe, a tu malują jakiegoś ciapaka-słodziaka z niewinnymi oczętami i stópkami k'sobie. Niezły cyrk :D

Quay

Vaherem pisze...

Quay, akurat ostatnio trochę interesowałem się tarotem i wiem co oznacza ta karta... ale po prostu nie mogłem się powstrzymać przed umieszczeniem jej w analizie w kontekście "głupca". No po prostu nie mogłem przepuścić takiej okazji :D

Anonimowy pisze...

Chyba przyjęcie do wiadomości że ktoś to wydał zajmie mi jeszcze sporo czasu...
Koszmarny jest tu styl pisania, przedstawienie tego wszystkiego i jeszcze sam fakt że wydały to kobiety. To nie jest prezent dla kobiet, to kara którą niektórzy naprawdę się zachwycają. Mam szczerą nadzieję że nic co się tutaj pojawiło nie pokrywa się ze światopoglądem którejkolwiek z autorek.

Anonimowy pisze...

"Ale ta zakładka z Sevciem to niezłe kuriozum: niby taki demon seksu, latinotrólover, kipiący męskością, z lodowym kutasem, zniewalający maczo itedeitepe, a tu malują jakiegoś ciapaka-słodziaka z niewinnymi oczętami i stópkami k'sobie. Niezły cyrk :D"

U mnie wystąpił poważny dysonans poznawczy :D. Opis Sevcia tak pasuje do obrazka, jak ja do zespołu chińskich cyrkowców.

Kosa pisze...

Pamiętam, jak niedawno moja koleżanka z klasy się tym zachwycała... aż zgroza mnie przejmuje, gdy sobie przypominam, że owa koleżanka jest recenzentką i chyba pomagała aŁtorkom sprzedawać to... coś. To dzieUo jest po prostu szkodliwe. Udało się mu wmówić zahaczającej o radykalną feministce (!!!), że ten gwałt nie był taki zły, no bo ojeeej, biedny Severo został zmuszony (wszyscy pamiętamy, jak bardzo) i że nic nie stoi na przeszkodzie Wspaniałej Miłości Bez Problemów, bo Przeznaczenie. No i Bo Fantasy, ale to już inna sprawa.
Ech, po prostu brak słów. O walorach językowych czy logice wydarzeń i świata przedstawionego nawet nie warto wspominać...

Anonimowy pisze...

Na ich fanpejdżu ostatnio moderatorem została jakaś laska z liceum, może to ta sama? :X

Chiyome pisze...

To już nie jest śmieszne. To jest przerażające. Wystarczy zobaczyć na oceny na lc. Ludzie, kobiety w szczególności, widzą tutaj romantyczną historię i pozytywne recenzje. Serio?

Kosa pisze...

Nie sądzę, raczej jest teraz zbyt zajęta, ale nie wykluczam, nie wykluczam... w sumie była bardzo zaangażowana. A jak zapalczywie tego dzieUa broniła!

Anonimowy pisze...

Tak się składa, że weszłam w posiadanie tomu omawianej powyżej powieści i przeczytałam już spory kawałek. Co prawda, skończyłam gdzieś koło dwusetnej strony, ale mogłam sobie wyrobić zdanie na temat tej pozycji, eh... Co się tyczy sceny gwałtu, wątpię, Autorki nie podeszły do tematu poważnie, bo - spójrzmy prawdzie w oczy - realizm nigdy nie był ich celem. Nie zrozumcie mnie źle, nie bronię grafomanii, bronię raczej intencji Autorek. Wybrały niezbyt szczęśliwe rozwiązanie fabularne, żeby jakoś ugruntować postać Severa w tej roli mrocznego, niebezpiecznego przystojniaka, mogły kazać mu inaczej zranić protagonistkę, nie poruszać pewnych tematów, zbyt trudnych w odbiorze oraz literackim przetworzeniu... Jednak erotyka rządzi się swoimi prawami. Myślę, że Autorki nie próbowały realistycznie opisać przeżyć Arienne (to odnoście sceny gwałtu) właśnie dlatego, że ten gwałt nie był wcale realistyczny. Był jak urywek z pornosa, w którym kobieta na niby cierpi, na niby się boi i na niby jest przerażona. Gdyby Arienne naprawdę przeżyła traumę, nie potrafiłaby spojrzeć na Severa z czułością. Ta mieszanina podziwu oraz strachu, czy tam respektu jest realizacją typowej fantazji erotycznej wielu kobiet. Literatura (wiem, może to za duże słowo), w tym przypadku pełni funkcję medium, manifestującego nierealistyczne wyobrażenie w formie słowa pisanego. Kobiety fantazjują o mężczyznach, którzy są potężni, marzą o gwałtach (gwałtach bez traumy), o mrocznych, złych wojownikach i królach, którzy wzbudzają zarazem pożądanie, jak i strach. Jako kobieta, znam dobrze ten rodzaj wyobrażeń, dostrzegam w "Klątwie" próbę ich opisania i ujarzmienia. Autorki założyły pewnie, że Arienne musi zostać najpierw zraniona czy tam obezwładniona przez Severa, żeby zacząć się go bać (ależ on niebezpieczny!), jednak kierujące nią pożądanie i tak bierze górę nad lękiem, jak w każdej fantazji tego typu... Myślę, że podchodzenie do sprawy na serio niczemu nie służy. Ta książka bez wątpienia jest zła, ale chyba niekoniecznie szkodliwa. Czytelniczki, nawet te niepełnoletnie, mają swój rozum, wiedzą, że biorą do rąk erotyczne czytadło, które nie próbuje niczego uczyć, nikogo nie moralizuje, nie zawiera przesłania itd. Nie dorabiajmy sobie nawet wyjaśnień pokroju "nawet taki Severo może się zmienić, to opowieść o dojrzewaniu emocjonalnym", bo nie o przemianę tu chodzi, lecz o pianie z zachwytu nad bardzo mrocznym, brutalnym typem, którego w cudowny sposób ujarzmia Ta Szczególna Jedyna. Mój feminizm nie czuje się kopany w jajniki, czytam dalej, pośmieję się.

Anonimowy pisze...

Wiecie co? Po pierwszej części analizy tego... tworu nie żywiłam do Severa zbyt negatywnych uczuć. Ot, kolejny mhroczny truloff, na dodatek przypominający trochę Cullena. Nie, nie tego ze "Zmierzchu", tylko z Dragon Age Inquisition(gra RPG). Ten lew jako jego symbol czy dość surowe traktowanie rekrutów, ponadto jest gdzieś w internetach mod wydłużający włosy Cullena i tak mi się skojarzyło. Znaczy się oryginalna postać z gry jest kulturalnym spoko gościem, z którym romans(przynajmniej wg mnie) jest jednym z przyjemniejszych w grze, a i nieromantyczne relacje są fajne, no a ten tu od początku ostro zajeżdżał bucerą. Ale teraz... Żałuję, że wizualizowałam sobie Severa jako czarnowłosego Cullena, bo się boję, że niechęć do tego s********a przejdzie mi na Cully'ego. Jak, ja się pytam, JAK można napisać coś takiego?! Scena gwałtu jako początek wielkiej miłości?! I to w tym słodko-pierdzącym wydaniu?! SERIO?!!

Dobra, trochę się wnerwiłam, to teraz na spokojnie. To ksioopko nadzwyczaj szybko staje się hetero wersją tego, tfu, cuda Czarnej Walkirii. Też na dobry początek gwałt, potem majstrowanie z gwałciciela słodziaśnego misiaczka, a na koniec piękna, romantyczna miłość. Czy tylko mi się wydaje, że ałtorki mocno się posiłkowały tym "pszeuroczym" romansem Harry'ego ze Snapem?

Konopniczanka z Kujaw

Anonimowy pisze...

Ja... nie wiem, co napisać. No aż brak mi słów. x'D
Sporo osób zdążyło się już wypowiedzieć i mój komentarz z pewnością nie wniesie sobą nic nowego, ale nie mogę ot tak wstać i wyjść, muszę się wyżalić, co by mi lżej na pompie do krwi było. qwq
Pierwsza sprawa - prawdopodobnie nie tylko ja poczułam się tym obrzydzona. Obrzydzona do tego stopnia, że waszą analizę zmuszona byłam czytać "na raty"; na zmianę odkładałam telefon, próbowałam się udusić poduszką, by po chwili wrócić do tekstu, przeczytać kilka zdań i zaś to samo. Naprawdę mocno zniesmacza mnie to, co się tutaj dzieje. Z jednej strony analizatorzy odwalili kawał dobrej roboty (szacunek dla was, że w ogóle chciało się wam to czytać), z drugiej nawet oni, ze swoim orężem zabawnych tekstów, nie zdołali momentami przyćmić tragedii, jaka się w tym czymś zadziała.
Jak ja widzę tą scenę gwałtu:
"Severo przełknął ślinę, wziął głęboki wdech i zaparkował członkiem między udami dziewczyny.
Sekundę po tym rozległ się pisk i wrzask, gdy Olbrzym mężczyzny, rozpychając się bardzo niekulturalnie we wnętrzu młodej czarodziejki, przebił sobą jej błonę dziewiczą.
"Nie, to niemożliwe...!" - zakrzyknął w myślach Mistrz, prędko wyciągając penis z pochwy swojej ofiary i obejmując go dłonią, by jednym jej przeciągnięciem po całej długości Olbrzyma, zebrać krew, jaka go przyozdobiła.
Wąchnął Severo to, co z ręki mu skapywało, przyjrzał się temu pod lupą, którą zawsze nosił w kieszeni (bądź prawym bucie, jeżeli odzienie jego żadnej takowej nie zawierało) i po chwili doszedł do bardzo słusznego wniosku.
Młodziutka kobieta, którą chwilę temu sprowadził do roli dmuchanej lalki, nie przeżywała właśnie okresu.
Mistrz poczuł naraz, że robi mu się słabo. Uderzenia gorąca, kołatanie w piersi, zachwiał się, na szczęście przytrzymał uda Arienne i jakoś ustał na nogach, póki atak nie przeszedł.
Czując się już lepiej, uniósł zakrwawioną rękę w górę, przez nieokreśloną gulę w gardle nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Chciał tym gestem poinformować zebranych, że przydałby się jakiś cholerny medyk, ginekolog i tabun terapeutów z pięcioma gwiazdkami na wszelkich możliwych stronach dla lekarzy.
Wtem jednak... rozległo się klaskanie.
Z początku nieśmiałe, jak pąk przebiśniegu spod puchu wychylające swoje zielone listki, jednak szybko dołączyły do niego kolejne brawa... i kolejne... i kolejne.
Już po chwili Severo stał tak - z opuszczonymi spodniami, między udami gwałconego dziecka i jego świeżą krwią na rękach - pośrodku wiwatującego tłumu. Aplaus, gwizdy, zachwycone: "ŁUUUUU!" dobiegały zewsząd, przyprawiając zarówno kata, jak i jego ofiarę, o taktyczne: "Co do kobiety lekkich obyczajów, się tutaj wyprawia...?".
- Dziewica! - rozległo się wołanie któregoś z mistrzów.
- Severo, ty szczwany lisie, nie mogę uwierzyć, że tak ci się trafiło! - dodał ktoś inny.
- Phi, miał szczęście... - prychnął urażony Rywal-Zawistny numer jeden, po czym wykonał szybki zwrot na pięcie i oddalił się urażonym krokiem (krok przy każdym kroku podkreślał, jak bardzo jest urażony).
- Ale... - Gwałciciel próbował dojść do słowa, aż w końcu jedna z kobiet zauważyła jego nieśmiałe próby i głośnym: "SHHHHH!" uciszyła w sekundę wszystkich zebranych. - Ale przecież ja właśnie zgwałciłem młodsze ode mnie o -naście lat, niewinne dziecko! Ona była dziewicą, a jej pierwszy kontakt seksualny z mężczyzną nie dość, że publiczny, to jeszcze w dodatku jest zaliczany do teczuszki opisanej jako: "GWAŁT"! Jak ona ma teraz żyć, skoro splugawiłem jej ciało wbrew jej woli, zszargałem jej umysł traumą i strachem?! Przeze mnie stała się jej krzywda, może mieć uraz do mężczyzn już na zawsze, może nie potrafić zaufać ludziom, może zechcieć przypuścić zamach na swoje życie...! - przemawiał dramatycznie, słowa swe popierając iście hieroglificzną gestykulacją.

Anonimowy pisze...

Wtem jednak ktoś mu przerwał.
- Severo, no co ty, przecież to jest jak najbardziej okej! - wtrąciła jedna z Miladys.
- Co...? - Mistrz posłał jej zdezorientowane spojrzenie, wytrącony z rytmu podniosłego przemawiania.
- Ta, totalnie okej. Ktoś jej pozazdrości, ktoś powie, że: "Ojej, boli?", ale jak na moje oko, to dziołcha przeżyje - dodała inna dama, żując nieestetycznie magiczny odpowiednik balonówy i opierając się buntowniczo o jakiś filar.
- Ale jak to...? - Severo kompletnie już zgłupiał, patrzył cielęcym wzrokiem to na panie, to na facetów, aż w końcu spojrzenie jego powędrowało na - jak do tej pory bierną i leżącą jak parówka na tym stole - Arienne, a ta, zapewne aktywowana jego nagłą atencją, podniosła się na łokciach, wstępnie oceniła stan zniszczeń i wzruszyła ramionami.
- Spoko, jutro o tym zapomnę, pojutrze będę ci już sprawnie usługiwać, ino pamiętaj, żeby mi tam ogórków nie wsadzać, bo jestem uczulona. A, jakby dzwoniła moja opiekunka, poznasz ją na pewno, jest zapisana w Magicznej Kałuży do Komunikacji jako: Ta-Durna-Krowa, to powiedz jej, że w sumie zrywam kontakt, mam na nią wywalone, lol. - Cisza zapadła po tym oświadczeniu młodej czarodziejki. Tłum nagle zamilkł, Severo stał jakby go betonem zalali i jedynie ciamkanie gumy przez ową Milady, przebijało się do zawieszonego umysłu Mistrza. - No, na co czekasz? Kontynuuj, ja chwilowo mam Imperatywne Zawieszenie Mocy Magicznych, to w skrócie izetemem, lekarz mówił, że to się leczy, więc w żaden sposób nie mogę ci zwiać.
- Ale to nie jest dobre... - Mężczyzna kolejny raz podjął próbę uświadomienia otoczenia, że coś tu jest, cholera, nie tak.
- Severo, kutafonie, ruchaj, a nie gadaj! - krzyknął znowuż któryś z Mistrzów.
I wtem - jak za dotknięciem magicznej różdżki - w Severo zaszła zmiana. Nagle poczuł, że tak musi być. Że jego przemyślenia i odczucia się nie liczą, bo ma już z góry ustaloną rolę w tym szambie.
Kopulował więc radośnie z Arienne aż do rana, podjudzany entuzjazmem wiwatującego tłumu, który z tej podniosłej okazji urządził tańce do wygrywanej na lutni, muzyki ludowej.
Nikt nie przejmował się początkowymi obawami Severa, który również puścił w niepamięć swój chwilowy przypływ empatii i rozumu, jak również nigdy nie wytarł ani nie umył zakrwawionej ręki, by już do końca swoich dni pamiętać tę wspaniałą chwilę. Sama Merysójka również wydawała się zadowolona. Póki Severo na nią nie patrzył, była wydmuszką do posuwania, a gdy gdzieś tam kątem oka jednak spojrzał, zaczynała udawanie wić się i zarzucać tekstami w stylu: "Och nie! Nie rób mi tak!".
W każdym razie morał z tej bajki jest prosty: nie szanujcie innych, nie szanujcie siebie, dajcie się ponieść chwili i koniecznie zatańczcie swój tradycyjny taniec, w czasie gdy wasz kolega/wróg będzie pierożył niewinne dziecko.
Koniec.

A tak poważnie, to nie koniec. Tak na wszelki wypadek: ten rozpisany przeze mnie fragment nie miał na celu nikogo obrazić, ani poprzeć działań Severa. To czysta komedia - z resztą, jak całe to ksiunszkoopko.
No, wypisałam się nieco, wyszumiałam, jeszcze na koniec podziękuję analizatorom za ich trud i pracę, jaką wkładają w tego bloga i zamieszczane na nim teksty. Naprawdę doceniam, że dla nas, czytelników, musicie użerać się z tworami tego pokroju.
A żeby wam życie umilić, to polecę to:
https://www.wattpad.com/314391533-zniewolony-do-mi%C5%82o%C5%9Bci-rozdzia%C5%82-1
W razie, gdyby link nie działał:
Tytuł: Zniewolony do Miłości
Nick autora na Wattpadzie: Springtrapo12
Może kiedyś zechce wam się rzucić na to okiem. xD
Pozdrawiam! :)

Anonimowy pisze...

Cullen i jego 'magowie to nie ludzie jak ja i ty' oraz 'rytualu wyciszenia nie stosuje sie wystarczajaco czesto' i 'co, jakie gwalty w Kregu, ja tam nic nie wiem ja tylko w HRze pracuje' to by sie w tej ksiazce odnalazl idelnie akurat

Anonimowy pisze...

Przez Cullena akurat przemawiała trauma po wydarzeniach w DA: Origins,na dodatek wątpię, czy komtur Meredith dawała mu do wglądu wszelkie możliwe papierzyska dotyczące egzekucji magów. Poza tym, powiedzmy sobie, że wiele postaci w całej serii miało charakter ukształtowany przez tragiczne wydarzenia, a Cullena spotykamy w praktycznie wszystkich częściach i dobrze widać rozwój tej postaci. No i nie mówmy, że pośród magów nie było hipokryzji, kay? ;)

Anonimowy pisze...

Severo milczy, lecz wyraz satysfakcji na jego twarzy świadczy sam za siebie. Pobladły Tarlen z głośnym szlochem osuwa się na swe krzesło. Gritton i Eston rzucają przekleństwami i rozdzierają szaty. Wilbur, rwąc włosy z głowy, pada na kolana.

Tak powinno być, dla dramatyzmu!

Mnie ten cały gwałt jakos nie obrzydził, albo może inaczej - nie pozbawił dobrego humoru. Chyba dlatego, że nikt w tej książce specjalnie się nim nie przejął (oni nawet nie ogarniają CO TO JEST gwałt skoro używają określeń "wziął" czy "wychędożył"), nawet sama poszkodowana. I nie to, że go wyparła, raczej wyparował jej z głowy :3
Ale cała sytuacja była po prostu tak durna, że aż śmieszna. Dziewczyny chyba zainspirowały się Grą o Tron, strasznie przypominało mi to scenę pokładzin Sansy i Tyriona. Tyle że Tyrion nie przejmował się "co inni pomyślą" jak ten biedny, wrażliwy Severo.
Nie czepiałabym się tak tego, że Gritton nie lubi wysokich kobiet. W końcu jest zepsuty do cna, więc byłoby niespójne gdyby nie był zakompleksiony na punkcie wzrostu. Ta postać jest w ogóle tak karykaturalna, że jego fragmenty to jedne z moich ulubionych :)
Nie czepiałabym się też tego, że dziewczyna wini strój za całą sytuację. To akurat jest psychologicznie prawdopodobne. Poza tym w tym przypadku dosyć racjonalnie - ci goście mają cały harem do wyboru, lubią sobie powybrzydzać, więc gdyby poszła tam brzydka, paskudnie ubrana i rozczochrana, zwyczajnie woleliby lepszą partię.

Wyobrażam sobie Womara jako skrzyżowanie blobfisha z borsukiem XD.

Widzę też inspirację Wspaniałym Stuleciem - cała ta sytuacja z rywalizowaniem o względy facetów u władzy, poza tym balsam od tej złej, który, jak zgaduję, ma wypalić Arienne twarz albo coś podobnego.



Anonimowy pisze...

Mnie jeszcze zastanawia jedna rzecz. Skoro istnieje ktoś taki, jak Mistrz Etykiety, to dlaczego jedyną jego reakcją jest opuszczenie dziedzińca przed gwałtem? Jakby nie patrzeć, dość ciekawą sceną byłoby, gdyby właśnie Moru przypomniał tym zakutym pałom, że podobno porzucili zbrodniarską przeszłość w momencie przyjęcia tytułu Mistrza. Ale to by wymagało pamiętania o tym, co się napisało wcześniej.

Anonimowy pisze...

Zgaduję że etykieta obowiązuje tylko adeptów i adeptki, a grube ryby robią co chcą. Poza tym często się zdarza (chociażby przypadek Abu Ghuraib) że bardziej przyzwoici ludzie boją się narazić kolegom, nie mają siły ani odwagi żeby się przeciwstawić patologiom. Ale w tym konkretnym przypadku to raczej rzeczywiście dziury w logice świata.

Anonimowy pisze...

Drogie Panie i Panowi, a tak niedaleko szukajac, to czym jest noc poslubna Denerys i Drogo? Nie aby gwaltem?
A potem milos po grob.
A cykl oSpiacej Krolewnie dla doroslych? A Sandemo?
Przeciez to co tutaj przeczytalam nie rozni sie niczym od fanfikow, gdzie autorzy, w tym autorki folguja sobie mhrocznym wizjom, brutalnego seksu. Jedni to robia, bo naprawde maja takie fantazje i na szczescie ograniczaja sie do przelewania ich na papier, a nie uskuteczniania na zywych, nawet moze i chetnych osobach, a inni po prostu uprawiaja swoiste katharsis, znecajac sie nad bohateriami, a jeszcze inne robia to, bo faktycznie sluzy to fabule i robia to kompletnie na zimno, opisujac doskonale sytuacje i reakcje, nie angazujac sie przy tym psychicznie, bo nie czuja nic do tych postaci. Po prostu to narzedzia, jak rzeznicki noz.
Np. bohaterka mojwgo opowiadania bez zmeuzenia oka zabija kota, by zrobic z jego jelit cieciwe, ma tez czysto instrumentalne nastawienie do zwierzat, w tym potrafi byc wobec nich okrutna, ale nie dlatego, ze jest nienormalna czy zla, tylko pochodzi z odpowiedniego kraju, kultury i czasow. Jednoczesnie ja bym w zyuy czegos takiego nie zrobila, ale opisac umiem i wiem jak zrobi by wywolac w czytelniku pewnie nakierowane emocje.
Dziwi mnie tak gwaltowan reakcje, nie dlatego, ze nie widze nic paskudnego w opisanej scenie, ale dlatego, ze tego typu pomyslow jest pelno w wydawanych ksiazkach i opowiadaniach.
I nie mowie o samym gwalcie, vo oczywiscie on tez i pelno seksu, ale tez takie skrzywione przedstawianie potem tego. Na drugim koncu tego kija sa wszelkie opisy wielkich romansow, szejkow na bialuch koniach i tak dalej. I to nierealne, i to nierealne, ale ciagle popelniane.
Lata temu czytalam cykl Miecz prawdy i mnie zaskoczylo, ze tam sceny tortur, sado-maso itp., ktore tez zakoczyly sie pewna forma milosci... uznawane byly za cos niesmacznego, za ostrego... Dzis chyba nikogo nie wzruszaja. Bylo tez pobicie ciezarnej az poronila.
Rozumiem tez opisywanie takich scen... Autorzy chetnie korzystaja z mozliwosci fundowania bohaterom strasznych przezyc, traum. Standadowo - tprtury, gwlaty, niewolnictwo, chlosta, pietna, poronienia. Sama, piszac opowiadanie tez to fundowalam bohaterom, chociaz przed poronieniem sie powstrzymalam.
Oczywiscie staralam sie to fabularnie umotywowac, np. klatwa, fatalizmem bohaterki, ze nagrabila sobie u bostw i bedzie karana.
Ale tez za kazde mroczniejsze wydarzenie, serwowalam co jakis czas cos lepszego bohaterom, nie zpominalam tez o humorze.
Trzeba tez pamietac o realiach swiata. Jezeli przewaznie pisze sie o jakichs zamierzchlych czasach, nawet jezeli fikcyjnych, to 15 lat to wiek dojrzaly, dorosly, dzieciaty itp. Pamietam film historyczny o Piotrze !, byla tam scena jak mlody car najpierw w loznicy nieszczesliwa panne oszczedzil i biesiadnikom pokazywal przescieradlo polane winem... A godzine, dwie pozniej, wrocil do niej, powiedzial, ze koniec dasow i ja wlasnie zgodnie z prawem zgwalcil, bo jako maz, prawda moze historycznie i moralnie w danych czasach?
Troche wiec spasujce tez w ocenianiu autorek, ze nie odrozniaja fikcji od rzeczywistosci, bo byc moze po prostu korzystaja z mozliwosci w opowiadaniu z pisania takiego, a nie ze naprawde nie zdaja sobie sprawy jak to jest w realu...
A, ze jest to fabularnie slabe i moglo by byc jako intryga lepiej wymyslone, to juz inna sprawa.
Sirh

Anonimowy pisze...

A i jeszcze mamy nwjnowsza odslone Pieknej i Bestii.Przepiekna historia milosna, nieprawdaz? Do potwora, porywacza, mordercy, prawdopodobnie i takiego cheoznika, bo sam utwor, to przerobka o wiele starszego dziela, sluzacego wlasnie inicjacji seksualnej i oswajania z mezczyznami, ich jednookim wezem i przejsciem spod opieki rodzicow w dorosly swiat dawnej kobiecosci, gdzie kobiety dzieci rodzily na okraglo, ale za to praktycznie nie wiedzialy co to niedogodnosci okresu.

Swoja droga, taki stosunek to raczej powazne obrazenia i moze nawet wykrwawienie sie dzieczynty, nadzianej sila, bez poslizgu, dziewicy na cos jak noga slonia, sadzac z opisow... Ale to tez zdaje sie autorki pominely.
Jak na gwalt, to tak naprawde jest to zalosnie i malo traumatycznie opisane. Prawie jak potkniecie sie na ulicy.
Zwykle opisuje sie jak dziewczyna to odczuwa w glowie, nawet jak sie nie ma jak obronic, co czuje. A jezeli dotyczy to gwaltu na facecie, to takze jak jest dosiadany, upkarzany, jak go boli czy mu nie wychodzi plus czesto wsadzenie czegos mu w tylek - psychologicznie to jest bardzo dla facetow upakarzace i wlasnie gwaltem.
Chcecie odbrazawiac S, zby jakos umotywowac wspolczesne podejscie do niego, auroczenie i milosc...
A wystarczy byc realnym na miare dawnych czasow. Wszelkie takie wymouszone zwiazki, kojarzone, oficjalnie poslubione, to obce osoby i czesto zaczynanie od gwaltu, a pozniej przeradzajace sie w normalny zwiazek. Te kobiety mogly jednak pojmowac pewne rzeczy inaczej, czesto to co dla nas jest niemoralne, krzwydzace, dla nich np, awansem, zaszczytem, stanem normalnym, a nie wstydem. I teraz i kiedys pewne odbieranie czegos ksztaltowala opinia spoleczna.
Przeciez dzis nikt sie nie zabija juz prawie z powodu dziecka z zonatym, czy tez tym, ze przed slubem sie przespal, prawda? A kiedys nie zawsze byla taka swiadomosc, ze kazde podporzadkowanie mezczyznie czy seks, nawet nie chciany to gwalt... Nie bronie tego, ale uwazam, ze trzeba miec swiadomosc takich roznic.
I przzypomne, ze wspolzyc nie mozna bylo z dziewczyna, poki nie miala okresu, a jej cialo nie rozwinelo sie odpowiednio by mogla rodzic dzieci, a nie zagrazaloby to jej zdrowiu. Przewaznie ta granica bylo 15 lat, takze w Polsce.
Ile ta dziewuszka ma latek? No chyba nie 12?
Wstyd z powodu ubran itp? Panny wydawane za maz, czesto nie wiedzialy jak penis wyglada, tak wiec... Chociaz pewnie takie parzenie koni ogladaly.
Z jednej strony teoria, odpowiednie woluminy, podsluchiwanie doswiadczonych, a z drugiej jednak wciaz pelna naiwnosc i niewiedza.
Babcia mojego faceta, urodzona jeszcze w XIX wieku, nigdy nie pokazala sie mezowi nago... bo nieprzystojne te i jakies wyuzdane.
To taka mieszanka pragmatyzmu i pruderyjnosci w dawnych czasach. Niby fizjologia i rozmnazanie, to co naturalnego i bez zadnych pszczolek, a z drugiej wielka tajemnica, nie rozmawia sie na te tematy, pokazac ramionka nie wypada ani pantalon, bo to tylko dziwki takie...
Sirh

Anonimowy pisze...

Kochani Analizatorzy! Już wiem, gdzie Severo chował forsę!W żołądku! W mojej ukochanej książce,"Szóstce Wron" ,Kaz w czasie włamu do Lodowego Dworu musiał co dwie godziny wymiotować, by nie zacząć trawić wytrychów itp.
Inna kwestia,że aż wstyd przywoływać mojej ulubionej książki przy tym "tworze"... Wesołej Wielkanocy!��
M.

Anonimowy pisze...

Przeczytałam analizę i chociaż przy poprzedniej części całkiem nieźle się bawiłam to przy tej towarzyszyło mi obrzydzenie i smutek. Nie jestem w stanie zrozumieć tego dlaczego kobiety, które piszą KSIĄŻKI tworzą takie gnioty, wciskając czytelnikom, że gwałt to w sumie nie jest zła sprawa, jeśli tylko gwalcicielem jest tróloff. Trauma? Co to trauma? On jest przecież przystojny, ojej! Fajnie jest, miło jest, banda napalonych facetów patrzy, a chłop chula, bo jak nie to koledzy będą plotkowac za plecami, że jest piczką. Chyba mnie to przerosło trochę i nie rozumiem jak ktokolwiek może się godzić na publikowanie takiej szmiry.