czwartek, 26 września 2019

379. Jak oszukać Śmierć, czyli krwawa zemsta kurdupla (Korona Przeznaczenia, 1/?)

Drodzy Czytelnicy!
Wracamy do Ravillonu, gdzie Miszczowie intrygują, Severo majta Lodowym Olbrzymem, a Arienne snuje słodkie sny o małżeństwie ze swym Zakazanym Ukochanym. Przypomnijmy: w poprzedniej części Severo odkrył wreszcie swą prawdziwą tożsamość – jest cesarzem Gerhardem, którego śmierć sfingowano osiemnaście lat temu, zaś Arienne jest po pierwsze – Ariadną, córką króla Tahitanii, a po drugie – wcieleniem jego zmarłej żony, Almy oraz, podobnie jak Alma, Boginią Przeznaczenia. Kiedy kochankowie próbują uciec z Ravillonu (podczas wielkiego balu sylwestrowego, na który zjechali się wszyscy okoliczni władcy), Arienne zostaje użarta przez magicznego skorpiona i umiera. Takim cliffhangerem kończy się Klątwa Przeznaczenia. 


Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka: Korona Przeznaczenia, 
Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2018


W analizie korzystamy z wersji Legimi. 


Ściągawka z bohaterami:
Akin – podwładny Seva, ten, co wszędzie łaził za Arieśką na jego polecenie i robił za ich listonosza;
Alma – poprzednia Bogini Przeznaczenia, była żona Seva (Gerharda), siostra Damona i Randona, Arieśka jest tak jakby jej reinkarnacją;
Amarylis – matka Arieśki, królowa Osiedla Tahitanii, zua kobieta, co nie lubi męża, córki i biedy;
Damon – wujek Arieśki, Wielki Książę Anturii, pojawia się pod koniec pierwszej części na Balu i znany jest z tego, że ma obsesję na punkcie przepowiedni zwiastującej objęcie tronu przez Seva;
Dijon – Pan na Wyspach AKA Król Musztarda, medium i kumpel Seva, głównie taki od pożyczania mu forsy;
Doris – uczennica Seva, w którym się buja, niestety, wiecznie przyćmiona przez blask Dobrej Pani Arianny;
Joven – syn Wilbura, brat Grittona, myśli o Sevie jak o tacie, którego nigdy nie miał;
Karla – ex-Wilbura i ex-żywa, czeka na rytuał, który odprawi ją w zaświaty;
Randon – administrator Osiedla, ojciec Arieśki, brat Damona i Almy;
Saulo Sinister – cesarz Fenian, narzeczony Arieśki, rozkapryszony gnojek;
Taida – Milady Tessiego, skazana na śmierć za ciążę, obecnie służka u szlachcianki;
Tamira – czarodziejka, “opiekunka” Arienne, szpieg;


Mistrzowie i związkowe intrygi znaczą w tej części guzik bez pętelki, ale przypomnijmy dla porządku:
Argus – kiedyś Kanclerz, dziś Eminencja, jego Milady zajmuje się głównie sprawdzaniem gaci innych Miladych (team Wilbur);
Eston – mistrz jeździectwa, nic ciekawego (team W);
Gavin – mistrz siły i równowagi, do szklanki i hulanki, miał dwie kochanki (team Sev);
Gritton – syn Wilbura, skarbnik Związku, cecha charakterystyczna: jest NISKI!!!111oneoneone!!!
Harold – mistrz zielarstwa, ten, co celowo zaciąża swoje Panie, żeby się ich pozbyć przez egzekucję (team Kto Da Więcej);
Moru – pan etykieta, token gay friend (team S);
Tarlen – mistrz łowiectwa, patroszy dziki na marmurowych stołach w jadalni (team W);
Tessi – miszcz szpiegostwa, as antykoncepcji, bf4 Seva, kochanek Taidy;
Wilbur – była Eminencja, aktualnie nowy Arcymistrz, Sev był jednocześnie jego nemezis i skarbonką;
Womar – mistrz żeglugi, stary człowiek bez morza, głównie łowi ryby i chleje (team W);
Ven – mistrz magii, lekarz, terapeuta, kumpel i wycieraczka Seva.


Kazik - mistrz użerania się, token bi enemy (team Dość, Wystarczy);
Kura - mistrzyni facepalma (team ŻEKURWACO)
Vah - mistrz brodzenia w tekście (team TO. JEST. GŁUPIE.)


Aha: Arienne obecnie używa swego prawdziwego imienia – Ariadna. 


To tak na początek...
https://i.ytimg.com/vi/fV1w11DH56Q/hqdefault.jpg
Ten mem jest martwy. Jak my w środeczku. 
Będzie tylko gorzej.


KORONKA 1 – w “Koronie Przemęczenia” nie ma tradycyjnych rozdziałów, tekst przeplatają korony. Dla naszej i waszej wygody numerujemy kolejne większe fragmenty. To, że nazewnictwo może nasuwać wzywanie miłosierdzia Bożego, jest przypadkowe, ale adekwatne. 
A “koronki” wyglądają tak:


– Jak śmiesz ingerować w moje wyroki?! – Staruszka o długich prostych włosach, spływających białą kaskadą po wyszczerbionych stopniach, które wiodą do jej tronu, koślawym palcem wskazuje na niezapowiedzianego i niechcianego gościa. 
Niezapowiedzianego? Do krainy Śmierci trzeba się anonsować z wyprzedzeniem? 


(No dobra, chyba zaspoilerowałam, ale tak, ta staruszka to sama Śmierć, zwana tu Białą Damą).


– Nikt! Nikt do tej pory nie zakłócał mego spokoju, a ty co?! Postanowiłeś nadużyć mej wspaniałomyślności i cierpliwości, wykorzystując do tego tytuł, który ci nadałam?! I gdzież twe maniery? – Spogląda niezadowolona na stojącego przed nią na pożółkłym papierowym dywanie [!] czarnowłosego mężczyznę.
Albo podłogi były zaścielone rzuconymi gazetami, albo na zapleczu służki kręcą linki z papieru i tkają cudeńka.


Wszystko w przestronnej komnacie opuszczonego dworku jest spowite kurzem: drewniana posadzka, parapety i kominek, w którym już od wieków nie pali się ogień. 
Dworek? Jakoś mi się to nie komponuje z tronem, do którego wiodą stopnie. Nie ta skala. 
Na jednej wycieczce spaliśmy w hostelu w którym kibel stał na schodkach, więc mi się ten tron nawet wizualizuje. 


(...)
– Nim się odezwiesz, pokłon!
Severowi jednak nie udaje się nawet pochylić, gdyż nagle zmuszony jest łapać równowagę. Podłużny chodnik zaczyna raptownie uciekać spod jego stóp wprost pod fotel sędziwej damy,
Tron? Fotel? Co za różnica…


 zwija się, zmniejsza i przybiera kształt, który idealnie wpasowuje się w kościstą dłoń wiekowej kobiety.
A potem będzie miała pretensje, że się nie ukłonił, manipulantka. 


– To nigdy nie powinno trafić w wasze ręce! Nieodpowiedzialne małolaty! Ostatnia Bogini całkowicie zakpiła sobie ze mnie, wpraszając się do mego domu, a ty za nią! 
W sensie, że jak popełniasz samobójstwo, to kpisz ze Śmierci?
Ale przecież Arieśka nawet go nie popełniła, tylko użarł ją zaklęty skorpion nasłany przez Wilbura! 


To już druga, której nie udało ci się dopilnować, Strażniku! Za niestawianie się w wyznaczonym mym wyrokiem czasie powinnam już na zawsze zamknąć przed wami wrota mej Krainy, smarkacze!
Hm. Czy Śmierć właśnie podpowiada, w jaki sposób skutecznie jej uniknąć?


(...)
– Przeznaczeniem Strażnika jest podążać za jego Panią. Ja podążyłem w ślad za swoją – odpowiada, nie mogąc znieść wzroku sędziwej damy, w której pustych oczodołach odbija się cała wieczność Wszechświata.
Właśnie mi się przypomniało jak bardzo nienawidzę narracji w czasie teraźniejszym. Będę cierpiał.


– Pouczasz mnie o Przeznaczeniu?! Mnie, która jest ponad nim, bo ze mną nawet sama Bogini Przeznaczenia nie wygra, gdyż w imię miłości przybrała śmiertelną  postać?  
Czo? A to nie było tak, że po prostu każda kolejna BP przybierała postać śmiertelniczki? Na pewno tak zrobiła Alma, ciotka Arienne i poprzednia żona Gerharda/Severa. 

Ha  ha ha!  – Kobieta  wpada w histeryczny  śmiech, który niesie  się piskliwym echem po  surowym pomieszczeniu. Jak  szybko jednak napad wesołości  się zaczyna, tak nagle się kończy,  a Severo nawet nie zauważa, kiedy rozmówczyni  wymierza w niego zwój, który w sekundę wydłuża się  tak, by pchnąć mężczyznę w głąb pomieszczenia. – Nie  chcę cię tutaj! Idź stąd! Precz! A kysz! Paszoł won! Za drzwi! Zadzwonię na policję! Katem  jesteś i oto  twój Los!
Co ty myślisz, że sama będę kosą machać? Do roboty!
Śmierć przyswoiła sobie ideę outsourcingu. 


– Nie!  – odpiera hardo  czarnowłosy, czując,  jak ogarnia go złość,  gdy potężna siła stara się  wypchnąć go za drzwi, które otwierają  się z łoskotem. – Nigdzie się nie wybieram!  Moje miejsce jest u boku miłości mego życia,  a ona jest tutaj. Więc zostaję w tej Krainie bez  względu na twą wolę i plany co do mnie. Moją rolę  na tamtym Świecie uważam za skończoną. 
Muszę przyznać, że to oryginalne. Pierwszy raz spotykam się z postacią Śmierci, która chce przepędzić kogoś ze swojej krainy – i jej ofiary, która upiera się, że nie, ona tu zostanie. 


(...)
– Więc to tak!  Stawiasz się?! Pomyślmy,  co by cię przekonało?! Miłość,  powiadasz? Skoro to potęga, która  była w stanie odmienić mego najwierniejszego  Kata, odpowiedz mi: dla której tu przybyłeś?
Kobieta uderza  zwojem o posadzkę,  wzniecając tuman kurzu,  z którego za chwilę wyłaniają  się bliskie Anturyjczykowi osoby.  Białowłosy mężczyzna kłania się przed  zasiadającą na tronie staruszką, nie bacząc  na to, że sam nosi koronę, i niczym najzwyklejszy,  zapatrzony w swą panią sługa, zaczyna masować jej bose,  wychudzone stopy. Na schodach, po prawej stronie damy, zasiada  młoda dziewczyna o śniadej karnacji. Ubrana w szkarłatną suknię o złotych  haftach, majestatycznymi ruchami czesze długie włosy sędziwej niewiasty i huśta  nogą mruczące w kołysce niemowlę.  
Mruczące? Co ona, kota urodziła? 


Po  drugiej  stronie gospodyni  pojawia się Tahitanka,  odziana w granatowe barwy  swej ojczyzny. Roziskrzonym  wzrokiem spogląda na swą dobrodziejkę  i przemykając smukłymi palcami po harfie,  śpiewa do jej ucha dźwięczne melodie, niesłyszalne  jednak dla Severa.
– Powiedz  mi, Strażniku, z którą  chcesz spacerować po mej  Krainie?!
A co to za różnica, skoro już wszyscy tu są? Gdyby go zapytała, kogo chce zabrać z powrotem, to rozumiem. 


Mistrz Walk  za każdym razem,  kiedy u boku staruszki  materializuje się kolejna  postać, wyciąga w jej stronę  dłoń i bezgłośnie wypowiada imię  Ducha. Nie jest w stanie wydobyć z siebie  głosu, gdyż wzruszenie dławi jego gardło.
Król Fenerii.  Ferdynand Wielki.  Ojciec, którego Severo  utracił ponad trzydzieści  lat temu, a o którego śmierci  zapomniał wraz z wymazaniem mu pamięci  przez Związek.  
Ummm… czy Pani Śmiertka sugeruje, że tatuś był miłością życia Severa? 


Och,  jakże pragnąłby  z nim porozmawiać,  znów poczuć bezpieczne  objęcia rodziciela, usłyszeć  mądrość płynącą z jego ust… Tylko  czy znamienity poprzednik na tym stanowisku zaakceptowałby  syna na jego obecnym  etapie życia, gdy ten zarzucił  schedę Arwernów i wybrał wygnanie  zamiast walki o przynależny mu tron?

(...)
– Przybyłem do ciebie z powodu Ariadny Alanis Merretti i dla niej tu pozostanę na zawsze. Jeśli zaś naprawdę chcesz się mnie stąd pozbyć, bym nadal służył twemu imieniu, uczynię to jedynie w jej towarzystwie. Innych zmarłych zostaw w spokoju, lecz ją mi oddaj, pozwól przebywać jej tutaj lub wśród śmiertelnych, gdyż to ona jest mą przyszłością. 
– Skoro tak sobie życzysz… – Śmierć łypnęła na niego oczodołem – to niech tak będzie, pozwolę jej przebywać TUTAJ, a ty spadaj z powrotem na Ziemię! 


(...)
– Nie tak szybko! – Nieoczekiwanie drogę zagradza mu dzierżony ręką o niebywałej sile zwój.
– Nie powiedziałam, że możesz do niej dołączyć. – W jednym momencie wszystkie zjawy, oprócz nieświadomej obecności czarnowłosego Tahitanki, znikają. – Ona już jest moja, podobnie jak Księga, którą zresztą na razie sobie zachowam, wyświadczając wam tym samym wielką przysługę, bo w waszych rękach, durne dzieciaki, szkody więcej może wyrządzić niż dobra. 
Tłumacząc z aŁtorkowego na czytelnicze: nadal nie wymyśliłyśmy, co ma być w tej Księdze Przeznaczenia, więc usuniemy ją wam sprzed oczu i w ogóle o nią nie pytajcie!
O co mamy nie pytać?


Znaj jednak mą łaskę. Za twą dotychczasową wierną posługę pozwolę ci się połączyć z Ariadną. Zrobię nawet więcej. Sprawię, że twa Bogini nie będzie wiedziała o tym spotkaniu, by nie kompromitować cię w jej oczach! 
Doprawdy? Sądziłabym raczej, że się wzruszy, słysząc, że ukochany poświęcił się, żeby wyrwać ją z krainy śmierci. 


Śmierć proponuje układ: uwolni Arienne w zamian za...


(...)
– Pamiętasz, jak wysoką sumę ofiarował Sinister za twoją ukochaną? Cztery miliony to były, czyż nie? Tak bardzo cenił swą narzeczoną niekochający ją [jej!!!] Cesarz. Ty więc, miłujący ją ponad wszystko, co udowodniłeś, idąc za nią aż tutaj, powinieneś postarać się co najmniej dwakroć bardziej. Nie na fenach mi jednak zależy, krnąbrny Strażniku, bo dla mnie nie pieniądze, lecz Dusze mają znaczenie. A konkretnie osiem milionów takowych. I ty uczynisz, co w twojej mocy, aby mi je dostarczyć!
Osiem milionów? Easy. Tygodniowa sesja Sevcia w podziemiach twierdzy Świętej Organizacji i można zapomnieć o sprawie.

KORONKA 2


Wracamy z zaświatów wprost do Ravillonu. Wieść o śmierci Arcymistrza Frygilla przerywa bal, obecni na nim władcy zostają… aresztowani? W każdym razie uprzejmie i dla ich własnego dobra zamknięci w swych komnatach do czasu, kiedy Związkowcy wybiorą spośród siebie nowego Arcymistrza. Jednym z tych władców jest Damon, stryj Arienne. On i jego ludzie odprowadzani są właśnie przez ludzi Wilbura… rzekomo do własnych komnat, lecz nagle wtem! orszak księcia zostaje zaatakowany przez Związkowców, jego świta wymordowana, a on sam pojmany i związany. 


(...)
– Związać go! Niby jest schorowanym staruchem, ale kto wie, na co go stać, skoro ma siłę i chętkę zabawiać się z takimi młódkami jak ta wiedźma od Severa.
– Co się tu dzieje?! Jak śmiecie podnosić ręce na gościa Świętej Organizacji, i to w noc zawieszenia waśni?! Stronnicy Mityleny, tak? Chcecie mnie jej sprzedać, wykorzystując do tego zmianę na stanowisku waszego przywódcy? 
– … w sumie dobry pomysł. Mógłby się pan jeszcze tak plus minus wycenić? My się w sumie nie orientujemy, a nie chcielibyśmy psuć rynku handlu królami.


Zdrajcy! Anturia wam tego nie daruje! – wykrzykuje rozsierdzony monarcha, starając się za pomocą bursztynowej laski odpędzić od siebie niebezpiecznego przeciwnika, jednak opór władcy szybko zostaje powstrzymany przez otaczających go Związkowców.
No i przez to wspomnienie o bursztynowej lasce będę sobie wyobrażał gościa jako Johna  Hammonda z “Parku Jurajskiego”.


– Do Podziemi! – decyduje dowodzący, gdy jego ludzie kończą pętać wyrywającego się i złorzeczącego Damona. – Niech posiedzi tam, gdzie nikt go nie będzie szukał, do czasu aż Eminencja nie wyda nam dalszych rozkazów co do jego osoby.
Po tych słowach eskorta wiodąca jeńca rusza ku schodom prowadzącym na niższe kondygnacje Twierdzy.
Mężczyźni w milczeniu przemierzają ponure korytarze lochów. Cisza zalegająca w mrocznym miejscu nie dziwi ludzi Skorpiona. W tak niskie rejony warowni nie dochodzą z zewnątrz żadne hałasy. Poza tym o tej porze więźniowie powinni już dawno spać grzecznie z rączkami na kołderkach, a wszyscy Związkowcy czekać na górze na odczytanie testamentu Frygilla i ogłoszenie nowego Arcymistrza. Dlatego w zdumienie wprawia ich męski głos, gdy wkraczają do przestronnej, oświetlonej blaskiem paleniska sali, stanowiącej rozgałęzienie podziemnych tuneli więzienia.
To jakiś sen pijanego architekta… 


– To już? I co? Kogo wybrali? Czyżby nasz Gerhard zamiast Lwa będzie od tej pory nosił wisior ze Zwierzyńcem? W końcu był ulubieńcem Frygilla. 
Przypomnijmy – Zwierzyniec, w poprzedniej części zwany Hybrydą Związku, jest znakiem Arcymistrza, potworem powstałym z połączenia znaków wszystkich pozostałych Mistrzów, jak Kapitan Planeta z mocy Planetarian. W “Klątwie przeznaczenia” opisywany był tak (pozwolę sobie przytoczyć wraz z komentarzem Vaha):


I oto  wszyscy  są świadkami,  jak z kilkunastu  bestii powstaje jedna  – o ludzkiej twarzy, której  jednak brakuje człowieczeństwa.  Wszystkowidzące sowie oczy patrzą  w dół na dziedziniec. Nos dzika czujnie  węszy dokoła, spomiędzy zębów rekina wystaje  język węża. Głowę potwora wieńczą spiczaste uszy  kota. Z ciała rumaka pozostał zaś jedynie tułów, który  unoszą w powietrzu dwie pary skrzydeł – sroczych i łabędzich.  Ogon skorpiona wije się gotowy do ataku, a łapy niedźwiedzia uderzają  nagle w glob toczący się pod jego pazurami, manifestując tym samym dominację  nad światem.
Brakuje mi tu jeszcze dupy pawiana i kropek biedronki. Według ściągawki symbolem Arcymistrza jest hybryda związku, czyli to coś tutaj zaprezentowane. Jeśli Arcymistrz musi nosić medalion ze swoim symbolem, to ja mu współczuję.


Czy skoro Hybryda stała się Zwierzyńcem… to czy w przypadku powstania trzeciego tomu wielki mistrz będzie nosił wisior z “ogrodem zoologicznym Związku”?


– Pozostający tej nocy na straży Xan podnosi się z ławy i wychodzi ku przybyłym.
– Co ty tu robisz? – syczy rozwścieczony sługa Wilbura, spostrzegając, że nie wszystko idzie po jego myśli. – Dlaczego wszyscy ludzie Severa muszą być takimi popieprzonymi służbistami?!
Może pobierają podwójny żołd za nadgodziny i pracę w święto? 
No po takim tekście Xan na pewno zrobi się podejrzliwy. Eh, ci amatorzy od Wilbura...


Krótkie spojrzenie na zbliżającą się eskortę wystarcza podoficerowi Domeny Walk, by zorientować się, że coś jest nie w porządku. Przystaje przed żołnierzami Skorpiona i woła do towarzysza przebywającego w sąsiednim pomieszczeniu:
– Jovenie? Czy wiesz coś może o świeżej dostawie jeńców? Bo mi się zawsze wydawało, że na czas balu kończącego rok mamy wolne.
Ja wiem, że to już było w poprzedniej analizie, ale ten bal kończący rok ciągle mnie śmieszy. 
Mamy wolne i dlatego siedzimy w pracy, zamiast… no, na przykład, bawić się na balu? 
Nuuuuudyy! Lepiej siedzieć w piwnicy. Siedzenie w piwnicy niecodziennie się trafia.


– Ratuj mnie! – wykrzykuje ponad ramionami swych ciemiężycieli spętany monarcha. – Jestem Damon Liwiusz Cyceron Strabon Swetoniusz Tacyt Pliniusz Petroniusz Grakchus Antoniusz Cezar Merretti, 
Kolejne cudowne imię do kolekcji cudownych imion ze świata Klątwy Przeznaczenia.


Wielki Książę Anturii, i hojnie obdaruję każdego, kto mnie uwolni, albowiem ci ludzie dokonali gwałtu na odwiecznych prawach rządzących Organizacją.
A poza tym łamana jest Konstytucja! KON-STY-TU-CJA!
I miał czas to wszystko wykrzyczeć? Nikt mu nie przerwał złośliwym kuksańcem w bok, nikt nie zasłonił ust? Ach, człowiek łatwo zapomina jak niekompetentni byli zwykli żołdacy w klątwowersum.
Nie no, tylko jedna osoba naraz może mieć inicjatywę. Oni muszą czekać na swój ruch do następnej tury. 


– Och, zamknij się, stary capie! – Jeden ze Związkowców podległych Skorpionowi z całej siły uderza głowicą miecza w twarz stojącego obok więźnia
...o widzisz, doczekał się. 


 – A wy, szczury z Podziemi, faktycznie macie na dziś już wolne. Idźcie i napijcie się za zdrowie następcy Frygilla, bo jeśli tego nie uczynicie, wasze własne znajdzie się w niebezpieczeństwie – zwraca się z kpiną w głosie do podwładnych Severa, podczas gdy Damon na chwilę traci orientację pod wpływem ciosu. 
Widzę to jak w kreskówce – takie gwiazdki i dzwoneczki latające mu wokół głowy. Akurat tyle czasu ile potrzeba na wygłoszenie tej mowy. 

– To są sprawy nowego Arcymistrza i nic wam do tego, kogo i dlaczego zsyła na dół!
– Z tego, co mi wiadomo – obok Xana przystaje jasnowłosy oficer, który spędzał wieczór na uzupełnianiu danych w Księdze Podziemi przed złożeniem z niej corocznego raportu
Ej, przecież mieli mieć wolne, dlaczego on pracuje! Ma chociaż płatne nadgodziny?
Hudefak is “jasnowłosy oficer”. 
Cały tim pracuje w wolne po godzinach, dedlajny. Dane uzupełnione pewnie w raporcie zapisanym pod nazwą ksiegapodziemi2019.xls.


 – to w noc kończącą stary rok od zawsze obowiązywała zasada zawieszenia broni. A nasz Mistrz nauczał nas, że mamy postępować tak, aby przynosić chlubę Świętej Organizacji. Nie pozwolimy więc, byście swym niecnym występkiem zhańbili dobre imię Związku.
Bardziej pretensjonalnie się nie dało…?
Proszę o taki zwrot akcji na końcu: okazuję się, że cała ta historia to tylko sztuka teatralna napisana przez początkującego, acz przekonanego o swej genialności dramatopisarza i stąd takie a nie inne dialogi, zaś sami aktorzy są zażenowani że muszą w tym grać.
Prawie się zgadza: mamy powieść napisaną przez początkujące, acz przekonane o swej genialności pisarki… 


– Nawet nasza dobrodziejka, Milady Arienne, nie złagodziłaby gniewu Lwa, gdyby się dowiedział, że was przepuściliśmy, bez względu na to, czyj rozkaz wami kieruje – dodaje oszpecony blizną podoficer.
I porozmawiajmy o Arienne, bośmy dawno o niej nie rozmawiali!
Oszpecony blizną podoficer był kuzynem jasnowłosego oficera, który z kolei był szwagrem nadoficera, co miał jedną nóżkę bardziej. Więcej o nich nie usłyszymy.  


Wybucha krótka walka, podczas której dzielni chłopcy od Severa rach-ciach pokonują “nieudolnie walczących” ludzi Wilbura. Ocalony Damon pragnie się odwdzięczyć. 


(...)


– Jestem wam dozgonnie  wdzięczny.
Nie kracz, chłopie.


Damon,  rozcierając  obolałe dłonie, szybko analizuje  symbole znajdujące się na kaftanach  swych dobroczyńców i nie potrafi ukryć  entuzjazmu.  
Wojownicy Severa patrzą z niejakim zdziwieniem, kiedy zaczyna wycinać hołubce, wrzeszcząc “Łiiiihaaaa!!!”. 


Nie  tylko  uniknął  niebezpieczeństwa  ze strony nieprzyjaciela,  ale też dobry Los pchnął go  w ręce uczniów Lwa. A to, że podwładni  Severa bez wahania odpowiedzieli na jego  wołanie i wyrwali z rąk wroga, przemawia definitywnie  za tym, że decyzja jego ukochanej siostry o zesłaniu i ukryciu  Gerharda w Ravillonie była słuszna.  
Tak, osiemnaście lat ukrycia, tortur, ogłupiania magicznymi miksturami i wymazania pamięci – wszystko po to, żeby w tej chwili jego ludzie ocalili Damona! Cóż za precyzyjny plan!


Bo  choć  prawowity  Cesarz przeszedł  radykalną metamorfozę,  wciąż ma w sobie charyzmę  i kierują nim zbieżne z interesami  anturyjskiego monarchy intencje.
Jak na razie, to Severem kieruje tylko intencja ucieczki z Arieśką jak najdalej od Ravillonu, a jego ludźmi – dokopania chłopakom od Wilbura, ale tak se tłumacz. 


– Mitylena obiecuje wiele  fenów za moją głowę, lecz  ja jestem gotów dać wam dużo  więcej za wyprowadzenie mnie z murów  Twierdzy na stały ląd.  
Hm? Kiedy ona zdążyła wyznaczyć za niego nagrodę, jak on się o tym dowiedział i właściwie dlaczego to się stało? Aż do tego wieczora przecież był całkowicie legalnym władcą Anturii i nikt nie kwestionował jego praw. Mimo że faktycznie mieli z Mityleną na pieńku (do czego zresztą miałam uwagi w poprzedniej analizie). 
No ale tak to bywa, jak obiecuje się nam politykę, a dostajemy kartonowe dekoracje do mdłego romansu. 


Zapewnię  też dożywotni  wikt i opierunek  w Durevaldzie każdemu  Związkowcowi, który dowiezie  mnie całego i zdrowego do mych  włości,  
Eee, tylko wikt i opierunek, a żołdu to nie łaska? – skrzywili się Związkowcy.
Mówcie co chcecie o pracy w Lochach, ale przynajmniej mamy kartę multitortura i owocowe czwartki. 


gdyż  dopóki  tu przebywam,  moje życie jest  zagrożone, a większość  mej świty została zabita.
– Panie, niestety my  sami nie możemy podjąć  takiej decyzji, choćby była  nie wiem jak kusząca. Służymy  Świętej Organizacji i podlegamy rozkazom  Członków Wielkiego Zgromadzenia. Dlatego dopiero  gdy nasz Mistrz wyda odpowiednie dyspozycje, będziemy  mogli działać i pomóc ci opuścić Ravillon…
Może to i są proste chłopaki z Podziemi, ale język urzędowy mają wykuty na blachę. 
Żeby opuścić Ravillon tajnym przejściem, musi pan król wypełnić formularz A-45 z zaświadczeniem o ucieczce. Ja panu królowi pieczątkę przybiję, ale i tak trzeba czekać na podpis szefa.


– Jovenie  – jasnowłosemu oficerowi przerywa  nagle nadbiegający korytarzem pobladły  Hafran. – Zdrada! Szybko! Do broni!
– Mistrz potrzebuje pomocy?  – Syn Wilbura ściąga brwi,  domyślając się, że jego mentor  wdał się znowu w konflikt z zielonookim  czarodziejem.
Syn Wilbura myśli o Wilburze jako “zielonookim czarodzieju”. Wiecie, czasem wydaje mi się, że one specjalnie piszą tak zagmatwanie. Że przecież nie można z premedytacją tak pisać. Że każdy widzi jak źle to brzmi.

– Od przedstawienia nikt  go nie widział. Nie wiemy,  gdzie jest… – Zadyszany młodzieniec  przystaje na chwilę przed towarzyszami,  niespecjalnie się nawet dziwiąc widokowi spętanych  ludzi Skorpiona.
Dzień jak co dzień. A nie, specjalny dzień kiedy obowiązuje zawieszenie broni. I kiedy mistrz zaginął… Nope, wciąż nic dziwnego. 


– Pewnie  spędza sobie miło  czas, zaszyty gdzieś  ze swą Milady, ha ha  – śmieje się totalnie naturalnie Xan.
No spoko – zdrada, zamach stanu, a twój pan z pewnością spędza ten czas na słodkim kizi mizi. Xan, weź, wyjmij głowę z dupy. 
Kuro ale o co ten pretensje do biednego Xana? Jak się tak zastanowić, w jaki sposób zachowują się mistrzowie, to takie wyjaśnienie brzmi nawet prawdopodobnie…


– Oby  było, jak mówisz,  w przeciwnym razie  biada nam. – Hafran  powoli odzyskuje normalny  oddech. – Mistrzowie się poróżnili.  
Ale tylko troszeczkę, mało trupów, do rana się posprząta. 


Podczas  obwieszczania  ostatniej woli  zmarłego doszło do  awantury w apartamencie  Arcymistrza. Część Mistrzów  nie zgodziła się z wyborem Wilbura  na następcę Frygilla, i nie wiem, jak  wy, ale ja także nie zamierzam oddawać  mu hołdu!
Nie czekając  na odpowiedź,  młody Związkowiec  pospiesznie podąża do  wnętrza pobliskiej celi,  z której po chwili wyłania  się z całym zapasem broni. Miecz  chowa za pas, łuk przewiesza przez  ramię, a sztylety zaczyna mocować do różnych  części ubrania.
Ostatniego schował między półdupki. 
PS: mam nadzieję, że wziął też ze sobą jakiś kołczan ze strzałami, bo inaczej będzie musiał tym łukiem tłuc przeciwników po głowach.


Joven stoi  przez chwilę  ze zwieszoną głową,  analizując sytuację i usiłując  pojąć słowa, które właśnie padły.  
Jego dwie szare komórki z wielkim wysiłkiem brną ku sobie. 


W końcu  dochodzi do  siebie i podejmuje  jedyną słuszną w swym  mniemaniu decyzję: – Nigdy nie przyklęknę  przed mym ojcem i nie uznam go za Arcymistrza,  gdyż nie jego traktuję jako swego przywódcę. Do broni  zatem! – rozkazuje. – Zbierzmy, kogo się da, i zacznijmy przeczesywać  Twierdzę w poszukiwaniu naszego Mistrza, a gdy już go odnajdziemy, opuścimy  to parszywe miejsce na zawsze. Xan! – zwraca się do towarzysza. – Zabierz Jego  Książęcą Mość do Sali Egzekucji. W obliczu tego, co zaszło, nikt postronny nie powinien  się teraz tam kręcić, więc będziecie bezpieczni.  
Znaczy, tak normalnie po Sali Egzekucji kręci się mnóstwo postronnych osób?
Powinni wywiesić na drzwiach tabliczkę “nieuprawnionym wstęp wzbroniony”. 
Na miejscu Jego Książęcej Mości pot pociekłby mi po plecach, gdyby chcieli mnie “ukryć” w sali egzekucji. Wietrzyłbym podstęp. 


Czekajcie  tam na nas.  Jeśli nie wrócimy  w ciągu godziny, o właśnie, zsynchronizujmy zegarki,  otwórz  przejście  pod dybami  i wyprowadź Wielkiego  Księcia na ląd!
Sami przyznajcie, gdy wyobrażacie to sobie w wykonaniu znudzonego i słabo opłacanego aktora… brzmi to jakoś tak o niebo lepiej?


(...)


W pierwszej części mistrzowie team Sever i team Wilbur rzucili się sobie do gardeł: autorki oszczędzają nam opisu starcia, a za kulisami Ven teleportuje swoją drużynę do innej komnaty. Wykończony, czeka na dobicie, ale niespodziewanie w ucieczce pomaga mu Harold.
Tymczasem ludzie Wilbura szykują się do złożenia ofiary bogom za pomyślność nowego Arcymistrza. Ofiarą mają być Severo i Arienne, których odnaleziono martwych gdzieś w korytarzach Ravillonu (tu przezabawny opis, jak to czterech Związkowców męczy się z ciężkim ciałem Severa, podczas gdy piąty, zadowolony, niesie lekką Arienne). No ja nie wiem, zwykle bogowie różnych religii żądali zarżnięcia ofiar bezpośrednio na ołtarzu, za padlinę mogą się ciężko obrazić. 


To będzie dobry rok. Navin uśmiecha się do siebie, patrząc na orszak odzianych w stroje z emblematem Skorpiona Związkowców, wkraczających na podwyższenie, umieszczone na wysuniętym w morze kamiennym cyplu. Pierwsza ofiara dla bogów zawsze pochodzi od Arcymistrza, a dzisiejsza jest wyjątkowo obiecująca dla nowo mianowanego Najwyższego Związkowca, który już w pierwszych godzinach rządów rozprawił się ze swym największym wrogiem. W dodatku, choć oficer miał co do tego obawy, obyło się bez strat w jego ludziach. Dobrze się stało, że nasłany na Anturyjczyka magiczny morderca, zaklęciowy zamachowiec, klątwowy kamikadze zawiódł i jadem zatruł tę małą Arienne. Zrozpaczony Severo w akcie desperacji targnął się na własne życie, oszczędzając wszystkim problemu ze swą przeklętą lodową magią i krewką naturą. 
Dwa w jednym, jak miło!


Zniszczyło go Zakazane Uczucie. I dobrze. Jego historia posłuży za nauczkę dla innych Braci, by wiedzieli, jaki Los czeka szaleńców, którzy w imię żałosnych miłostek postanowią złamać podstawowe Kanony Kodeksu Związku i opuścić Świętą Organizację. 
Wincyj tych wielkich liter, wincyj!


(...)
Otyły oficer rozkazuje podwładnym:
– Otwórzcie właz. Czas nakarmić boskie płomienie ciałami tych zdrajców! – Po tych słowach kilku Związkowców Skorpiona popycha z mozołem olbrzymi kołowrót, umieszczony poniżej podwyższenia w omywanej wysokimi falami skale. Zebranych na platformie dobiega odgłos skrzypiących łańcuchów, a centralna część posadzki tarasu, z wyrytym Znakiem Hybrydy Związku, rozsuwa się, ukazując wnętrze, w którym bucha wiecznie żywy ogień, dobywający się wprost z trzewi ziemi.
Hm. Jakim sposobem ogień “wprost z trzewi ziemi” buzuje wewnątrz wysuniętego prosto w morze cypla? 
Coś jakby mi się z tym kojarzy...


Mnie raczej to:



A poza tym – proszę, spędziliśmy tyle czasu w twierdzy, zwiedziliśmy ją całą razem z Arieśką i Severem, i nie było ni słowa o otchłani pełnej ognia ani o zwyczaju składania ofiar.
Bo znając mistrzów i ich skłonność do przesadzania, cała ta piekielna otchłań to jakiś koksownik ustawiony na skale. Albo duży piecyk. 


– Navinie, myślisz, że bogowie mieliby coś przeciwko, gdybyśmy rzucili im trochę mniej? Po co trupom takie strojne szaty? Wszystkie kobiety Ravillonu, jak również i te z Fos, będą same przed nami nogi rozchylać za możliwość przymierzenia choć na chwilę takiej sukni czy płaszcza. – Jeden z ludzi trzymających Lwa wskazuje głową na Arienne, ubraną w szaty o dworskim fasonie.
E tam, nie o szaty chodzi, a o możliwość zobaczenia gołej Arieśki. 
Żadnej ceremonii, żadnych rytuałów, wrzucić do zsypu i cześć. Czego to są bogowie, utylizacji?  
To są bogowie-naprędce-potrzebni-w-fabule. 
O których zresztą nikt wcześniej nie słyszał, oprócz jednej Bogini Przeznaczenia.


– Shun, możesz rozebrać tę wiedźmę. A wy jego. Wszelka biżuteria dla mnie. Za nią coś jeszcze może się dostanie, a fatałaszki zostawcie sobie, skoro tak wam na nich zależy.
Związkowcy posłusznie wykonują rozkaz, nie szczędząc przy tym komentarzy:
– Widzieliście ją?! I pomyśleć, że tak jej pilnie strzegł za życia!
– Jak gdyby naprawdę było czego!
– W sumie to nie ma. Wygląda jak młodzian, a nie niewiasta! A fe!
ZIEEEEEEEEEEEEW!!!
*Wzdech*


Ludzie Navina wrzucają nagie ciała do ognistej otchłani i już człowiek miał nadzieję, że powieść się skończy na 23. stronie, ale niestety! Lodowa moc Severa, nawet martwego, gasi płomienie, a w dodatku atakują ich jego kumple. 


KORONKA 3


Severo budzi się na jakiejś plaży, mokry i ubrany w strój kata; obok niego leży nieprzytomna Arienne w stroju koronacyjnym (?).


– Udało się! Udało! Dobiłem z nią targu! Ha ha ha! Nawet ta Biała Dziwka nie mogła przejść obojętnie obok mego uroku, ha ha…
Borze, czy znów będziemy musieli spędzić kilkaset stron z tym typem? 
W takich chwilach żałuje podpisania cyrografu z tobą, Kuro. 


Ocierając twarz umiłowanej z mokrego piasku, zaczyna okrywać ją pocałunkami.
– Ariadno! Och, moja najdroższa. Obudź się! Jesteś znów przy mnie. Powiedz coś, zbudź się! Chciałaś mnie opuścić, niedobra! Ale ja nie dam ci nigdzie odejść beze mnie, nie pozwolę. Gdzie ty, tam i ja! Najdroższa! Nawet sama Śmierć sprzyja naszym planom, skoro znów trzymam cię w ramionach!

(...)


Czarnowłosy wzmacnia uścisk i jeszcze jakiś czas tuli dziewczynę do piersi. Rozkoszuje się jej obecnością i pławi w samozachwycie, że oto osiągnął niemożliwe, i to bez mocy Bogini Przeznaczenia.
Tak tylko przypomnę z poprzedniej części, na czym polegała moc Bogini Przeznaczenia: otóż na tym, że może ona odczytać to, co jest zapisane w Księdze Przeznaczenia (ale tylko w jednym, szczególnym dniu w roku), lecz gdyby chciała cokolwiek w niej zmienić, płaci za to życiem. Więc taka trochę do kitu ta moc. 


Dopiero drżenie Ariadny przywraca go do rzeczywistości.
– Przeze mnie jest ci tylko chłodniej – stwierdza, odsuwając się od lubej i żałując skrycie, że powrót do świata śmiertelników nie pozbawił jego ciała lodowych właściwości. – Powinniśmy ruszać, nim rozchorujesz się z przemarznięcia lub ktoś nas nakryje. Mieszkańcy Fos nas znają. Wolę nie ryzykować rozpoznania, a w tych strojach tworzymy dość niezwykłą menażerię.
Tak, niezłe z was zoo. 
Kto wie, może kiedyś was doczepią do wizerunku Hybrydy Związku. 
Zwierzyńca Związku! Hybryda jest już niekanoniczna!
E, nie, jeszcze się pojawia to określenie. 


(...)
Arienne nalega, by wrócić do Ravillonu, bo tam została Księga, którą akurat dziś ona może odczytać (Tja, akuuuurat dzisiaj!), ponieważ dziś właśnie wypadają jej urodziny. Severo mętnie tłumaczy, że musiał komuś oddać Księgę w zamian za możliwość ich dalszego życia razem.


– Oczywiście, że ją oddałem! I zrobiłbym to ponownie, gdyby od tego miało zależeć twoje życie! I tak była tylko rekwizytem! A co jeszcze przyrzekłem i komu, to tylko mało znaczące szczegóły wobec faktu, że jesteśmy znów razem i możemy się sobą cieszyć! Chyba że ten zatęchły pergamin znaczy dla ciebie więcej niż wspólna przyszłość ze mną u boku? – pyta naburmuszony. 
Sevcio na boku dorabia jako Mistrz Pasywnej Agresji. 


Nie powie mi! Nie chce! Ale może wcale się nie myli?! Powinnam cieszyć się teraz razem z nim, że udało nam się zbiec, lecz zamiast tego czuję się… słaba, przemarznięta i sfrustrowana, że nie wszystko poszło według planu, a ja na dodatek tak niewiele rozumiem. Odstręcza mnie to, że Severo chce mieć przede mną sekrety! Inaczej wyobrażałam sobie tę naszą bliskość dusz.
Kheeeee, bliskość dusz… z Severem… khe, khe… *dławi się*
Ale spoko, Arienne ma coś ze siedemnaście lat, ma prawo być naiwna...


– Nie, nie znaczy. – Pochylam zrezygnowana głowę. – Tylko że tak bardzo wierzyłam w tę Księgę. Ale pewnie masz rację, ruszamy na Północ, a tam zwój nie będzie nam potrzebny. W końcu co tam jest? Śnieg, śnieg i śnieg.
– Tylko szaleńcy lubują się w podobnej zimnicy. Zatem to idealne miejsce dla nas – burczy Anturyjczyk.
W twierdzy twojego ojca, strzeżonej przez całych osiemnastu strażników, nikt nas nie pokona!


– To prawda, ale ważniejsze jest coś innego… – Rozpogadzam nieco oblicze na tę myśl, przekrzywiam głowę i uśmiecham się znacząco. – Będę potrzebować nowego białego płaszcza.
– Ach tak? To do tego byłaby ci potrzebna ta parszywa Księga? By sprawdzać stan moich uczuć na podstawie przyszłych czynów – stwierdza z przekąsem były Mistrz, choć rozbawienie szybko bierze górę nad jego złością. – Spisuj się dobrze, bądź grzeczna, nie wplątuj nas w kolejne tarapaty, a kto wie. Może następne futro białego niedźwiedzia upoluję dla ciebie własnymi rękoma.
Tam rękami, użyj lodowego olbrzyma! 
Also czytanie tych dialogów jest dla mnie jak jazda Daewoo Tico przez syberyjską drogę. I to w taki dzień, gdzie od rana leje deszcz. 


(...)


Severo wraz z Arienne przedzierają się przez las ku ruinom świątyni, gdzie ten, planując ucieczkę, zostawił konie i sakwy. Niestety, zbliżając się do wyznaczonego miejsca, Sev widzi kręcących się tam jakichś ludzi.


Skrada się pospiesznie w stronę pozbawionej drzew przestrzeni. Kiedy dostrzega między rzednącymi gałęziami kilkanaście uzbrojonych i zebranych wokół jego wierzchowca postaci, dociera do niego, że nie ma przy sobie żadnej broni. Trudno. Będzie improwizować. Przecież pieszo nie dojdą na Północ. Porusza głową i ramionami, by rozluźnić zmęczone od niesienia księżniczki mięśnie, po czym bez dłuższego wahania wynurza się z lasu i rusza wprost ku intruzom, gotów stawić im czoła.
Kurde, podoba mi się ten plan. Ma spore szanse powodzenia. 


(Na szczęście okazuje się, że to ludzie Sevcia, którym udało się uciec z Ravillonu razem z księciem Damonem). 

KORONKA 4


Tymczasem na dziedzińcu Ravillonu zgromadzono jeńców – zbuntowanych przeciwko Wilburowi Mistrzów oraz ich oficerów i żołnierzy. Wśród nich są Doris, która, sądząc, że Severo nie żyje, też pragnie tylko śmierci, oraz Gavin (Mistrz Siły) i inni przyjaciele Severa. 


– No proszę, kogo tu mamy?! – Gritton podchodzi do kolejnej ze swych ofiar, wystawionych na pastwę kapryśnej aury na głównym dziedzińcu Ravillonu. 
Jeńcy, ustawieni w krąg, spętani sznurami, jedni z obszernymi obrażeniami całego ciała, inni ledwo draśnięci, wciąż szamocą się z trzymającymi ich sługami niskiego Skarbnika. 
Ile można wałkować w kółko wciąż ten sam epitet? I to w sytuacjach, w których wzrost Grittona nie ma żadnego znaczenia. 

– Mistrz Siły i Równowagi! – Mruży krótkowzroczne oczy i stanąwszy na podeście dziecięcym zadziera wysoko głowę, by przyjrzeć się lepiej wielkoludowi.
Zawsze go denerwowało, że Gavin przewyższa wszystkich wzrostem, i na dodatek jest w stanie zaspokajać skutecznie aż dwie kobiety naraz.
Pożytki z podwójnego prącia.
Strap-on na czoło i daaaajesz! 


 Teraz natomiast ciągle wygląda za dobrze. Po tylu godzinach walk wciąż trzyma się prosto na nogach, choć z jego brzuszyska sączy się krew, a łyse czoło przecina czerwona pręga po cięciu mieczem.
Krwawi z brzucha? A po cięciu mieczem w ryj ma tylko “czerwoną pręgę”?
Widać, jak dbają o swój sprzęt – miecze pewnie tępe, ostatni raz ostrzone jeszcze za Starego Porządku...


– Nie będziesz więcej odbierać mnie i pozostałym zwierzyny na polowaniu, ty spaślaku jeden! Zabić! – syn Wilbura wydaje krótki rozkaz swym ludziom, siłującym się z utrzymaniem walecznego Niedźwiedzia.
Widzisz? Przez ciebie Gritton chodził głodny, A MASZ ZA TO, A MASZ! 


– Ty pieprzony knypku! Stanąć do walki się boisz, co?! Tchórz, który nigdy nie będzie prawdziwym Mistrzem… – Zamiast dalszych słów z ust Członka Wielkiego Zgromadzenia wydobywa się charczenie, a on sam osuwa się na ziemię.
Trzech Związkowców jednocześnie zanurza miecze w jego ciele, aby go powalić.
Znaczy… Gavin najpierw charczy i się osuwa, a dopiero potem oni go dziabią? Ktoś go wcześniej otruł, czy co? 
Może zemdlał ze zdenerwowania?


– Kto następny?! – Skarbnik omiata zadowolonym spojrzeniem rozsierdzony tłum wiernych zbuntowanym Mistrzom uczniów.
– Ja! – Z szeregu pojmanych wysuwa się naprzód Mistrz Etykiety.
Moru z trudem panuje nad głosem i łzami, które napływają mu do oczu. I nie płacze ze strachu przed tym, co nastąpi, lecz z powodu przyjaciela. Utracił ukochanego Władcę, teraz zaś zginął Gavin, którego miał za najbliższego z towarzyszy. 
Może ani Gavin, ani czytelnicy, ani nawet sam Moru tom temu o tym nie wiedzieli, ale Tak Było. 


I znowu – w tej turze Moru ma inicjatywę, więc może ględzić i ględzić, niepowstrzymywany przez nikogo. 
– Jestem gotowy na wszystko, co zapisał mi Los. Nie chcę dłużej kalać swych źrenic widokiem… Nie, nie nazwę was mordercami, bo i to za wiele dla ciebie i twych sługusów, Grittonie. Jesteście bandą zwykłych zwyrodnialców. Niehonorowych bydląt, którym daleko jest do rycerzy Związku ze Starego Porządku! Zbrukałeś Kodeks Świętej Organizacji, zabijając Mistrza bez przysługującego mu prawa do obrony przed Członkami Wielkiego Zgromadzenia. I tym samym utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że jesteś niski. Niziutki. Niziuteńki. Mikry. Mikrusieńki. Bakteriowzrostny. Nie tylko wzrostem, ale i moralnością, która, jak widać, idzie z nim w parze!
Aż dziw, że nie było nic o penisie. Mistrz Etykiety trzyma poziom do samego końca.


Twarz oprawcy pokrywa się purpurą, gdy ten słyszy nawiązanie do swego największego kompleksu.
Dobrze, że powiedziano to wprost, bo fandomowym debatom o tym subtelnie sygnalizowanym między wierszami motywie nie byłoby końca. 


– Topór! – wrzeszczy do swoich ludzi, po czym odzywa się do Mistrza ze Znakiem Łabędzia na kaftanie: – Za chwilę dostaniesz to, o co tak prosisz! Będziesz konał w męczarniach. – Eee, nie przypominam sobie, żebym faktycznie o to prosił… Posłużysz też za przykład. Bo po tym, co z tobą zrobię – tu obraca się ku pozostałym pojmanym i wskazuje na nich palcem – nikt już mnie nie obrazi!


Gritton odrąbuje Moru nogi. 
– Do pionu go! – A gdy podwładni podnoszą okaleczonego, syn Wilbura śmieje się na całe gardło z niższego od niego jeńca. – I kto teraz jest knypkiem, co?!
– Puścić! – Na ten rozkaz strażnicy z ulgą zwalniają uścisk, a nieprzytomny z bólu Członek Wielkiego Zgromadzenia pada bezwładnie na ziemię.
I od tej pory nazywany będzie Półczłonkiem Wielkiego Zgromadzenia. 


(...)
– Puśćcie mnie… Puśćcie mnie, do cholery!
Nagle na dziedzińcu, na którym po tak straszliwym potraktowaniu lubianego powszechnie ekscentrycznego Moru zapadła cisza, zakłócana jedynie przez krople deszczu uderzającego o dachówki wieńczące krużganki, rodzi się zamieszanie. Od strony zejścia do Podziemi na plac ciągnięty jest przez podwładnych Grittona były Mistrz Szpiegostwa. Wyrywa się i szarpie z trzymającymi go mężczyznami, jednak zamiera w bezruchu, widząc, do jakiej masakry tu doszło.
– Ty skurwielu! – wyje z rozpaczy, patrząc na krwawe dzieło syna Wilbura.
– Zdaje się, że nie słyszałeś tego, co dopiero powiedziałem o ubliżaniu mi! – mówi z sarkazmem Skarbnik. – Ale już ja ci przeczyszczę uszy!
Autorki naoglądały się Gry o tron, zmiksowały Tyriona, Joeffreya i Ramsaya Boltona i wyszedł im Gritton. 
Nie obrażaj Tyriona. 
No, od niego wzięły tylko wzrost. 


Rozsierdzony do granic możliwości, odrzuca topór na bok, by następnie wyjąć zza pasa sztylet. Nad Wężem będzie się pastwił zdecydowanie dłużej niż nad jego zdziwaczałym przyjacielem. Powoli odetnie mu odstające części ciała, a zacznie od krocza tego irytującego fircyka, któremu zawsze – prócz wzrostu – zazdrościł urody. 
No, przynajmniej on nie popełnia tego błędu zazdrosnego męża ze staropolskiego wierszyka i nie chce obciąć nosa temu, co grzeszył bindasem. 


Przybliżając się szybkim krokiem do pupila Severa, już cieszy oczy wyobraźni widokiem pustej, krwawej otchłani w miejscu przyrodzenia kochanka Taidy, gdy nagle na dziedzińcu rozlega się tak dobrze znany mu głos, co niweczy wszystkie jego plany.
To członek Tessiego przemówił. 


– Co to, do stu piorunów, ma znaczyć?! – Zielonooki czarodziej wychodzi spomiędzy podtrzymujących okalające dziedziniec balkony filarów [zawiesiłam się na chwilę, zastanawiając się, co to są “balkony filarów”] i zmierza w stronę syna. – Kto ci pozwolił na wydawanie wyroków?! Tylko Arcymistrz ma prawo osądzać Mistrzów bez udziału Wielkiego Zgromadzenia!
Nowo nominowanemu przywódcy wystarczy jedno spojrzenie na zakrwawiony plac, aby zdecydować, że koniecznie musi przyznać swemu dziecku jakąś funkcję w Archiwum, gdyż do walki i strategii jego potomek w ogóle nie ma głowy!
A jaka tu walka i strategia wchodziły w grę? 


– Jak ci się wydaje, Grittonie, do czego mi się przydadzą zmarli? – syczy przez zaciśnięte zęby.
No nie wiem, wrzucicie ich do tego ognistego zsypu? Bogowie utylizacji się ucieszą. 
Do wyrobienia lochowych norm? Seva wcięło na kilka godzin i już jesteśmy z jakimiś dwustoma trupami do tyłu. 


Młodzieniec zamiera w przestrachu, słysząc naganę w głosie rodziciela. Opuszczając głowę (przez co wydawał się jeszcze niższy) i ryjąc czubkiem wysokiego buta w zebranym na dziedzińcu błocie (ojoj, chłopak się zawstydził), odpowiada zgodnie z prawdą:
– Jako nowy Eminencja chciałem zaspokoić mego Arcymistrza.
To brzmi bardzo źle. Bardzo!


 Myślałem, że twoją wolą jest pozbycie się wszystkiego, co wiąże się z twym poprzednikiem oraz ze znienawidzonym Lwem. A ci tutaj – wskazuje dłonią na zmasakrowane ciała Mistrzów i szalejącego z wściekłości i rozpaczy Tessiego – z całą pewnością tylko by ci o nich niepotrzebnie przypominali. To zdrajcy i wiarołomcy, dlatego uznałem, że sąd jest im zbędny.
– Ale to także skuteczni, doskonale wyćwiczeni Związkowcy, zapomniałeś o tym?! 
Serio, Wilbur, serio?
Tak, doskonale wyćwiczeni Związkowcy, którzy odmówili złożenia ci hołdu i są teraz twoimi wrogami. Gritton dobrze kombinuje.


Nie wiesz, ile lat trwa wytrenowanie najemnika, aby był naprawdę dobry w swej Domenie?! 
W Ravillonie to i wieczność nie wystarczy, patrząc tak na ich kompetencje, które znamy z pierwszego tomu. 


Ależ oczywiście, że nie, ponieważ nie musiałeś w ogóle ćwiczyć. Okazałeś się nieudolny w Domenie Walk, magicznych umiejętności też nie posiadasz, a to, co przed chwilą zrobiłeś i zamierzałeś robić dalej, świadczy jedynie o tym, że moim zastępcą też być nie możesz! Argus lepiej się sprawdzi na tym stanowisku! Ty zaś przejmiesz po Severze funkcję Sekretarza! Że też wszystko muszę robić sam!
Hm, a właściwie dlaczego? Gritton był skarbnikiem, nie mógłby nim pozostać?
Chyba że chodzi o upokorzenie “urzędniczą” fuchą; ostatecznie Severo też ją dostał z tego właśnie powodu. 
Bez Severa i jego kumpli nie ma nikogo, kto mógłby zarabiać pieniażki na Świętą Organizację, więc stanowisko skarbnika jest do likwidacji. 


Nim załamanemu i upokorzonemu publicznie Mistrzowi udaje się cokolwiek wymamrotać, przywódca Świętej Organizacji wskazuje mu laską z wizerunkiem Hybrydy wyjście.
– Odejdź! Nie będziesz mi już potrzebny!
I tak oto rewolucja zjada własne dzieci.


Wilbur darowuje życie całej reszcie, nakazując tylko uklęknąć i złożyć przysięgę wierności i posłuszeństwa. Robi to nawet Doris, w duchu przysięgając jednak zemstę.  

KORONKA 5
Książę Damon budzi się w jakiejś drewnianej chacie, dochodząc do przytomności po długiej chorobie. Pielęgnuje go Arienne, którą uważał za zmarłą. Okazuje się, że z pomocą ludzi Severa uciekł z Ravillonu przez podmorski tunel, jednak na wieść, że Severo i Arienne zginęli, dostał szoku i gorączki. Do grupy uchodźców z Ravillonu dołączył także Ven.
Damon, dowiadując się, że Severo także żyje, wpada w entuzjazm i snuje dalsze plany, obiecując Arienne splendor, zbytek i królewskie wesele, a Severowi możliwość zawalczenia o cesarski tron. Arieśka jest średnio zadowolona, bo wizja sielskiego życia pośród śniegów Tahitanii się oddala, gdy wtem! 


Nagle, przestraszona niespodziewanym hukiem, odskakuję i zasłaniam oczy przed rozsypującymi się po izbie drobinkami szkła. Do środka wpada płonąca strzała, która wbija się w niewielki drewniany stół, blisko mnie, a ogień momentalnie ogarnia jego blat. Z zewnątrz zaczynają dobiegać krzyki i szczęk broni.
Drewniana chata ze szklanymi oknami. Super zaawansowane strzały zapalające (z napalmem albo białym fosforem). 
Kocham fantasy.


– Musimy uciekać! – stwierdzam spanikowana, gdy nie udaje mi się ugasić czarem rozprzestrzeniającego się w błyskawicznym tempie pożaru.
Helloł, może zatrzymasz czas? W poprzednim tomie zrobiłaś to tylko po to by się popisać!


KORONKA 6


Dowodzący pościgiem Wilbur gratuluje sobie zdolności przewidywania – bezbłędnie wykoncypował, że Damon uda się po pomoc do wioski zamieszkanej przez Anturyjczyków, a że w pobliżu jest tylko jedna taka… 


(...)


Szybko ich dopadli. Severo klnie pod nosem i pochwyciwszy jednego z ludzi Skropiona (mała literówka, a cieszy!), stającego mu w tej chwili na drodze, jego ciałem, niczym tarczą, osłania się przed magicznym atakiem, który doszczętnie spala nieszczęśnika. Właśnie szykował wraz z towarzyszami broń, prowiant oraz skradzione w Fos wierzchowce do dalszej karkołomnej jazdy, płacąc hojnie tutejszym mieszkańcom za ich pomoc bogactwem strojów, w jakich przybyli do wioski Damon i jego bratanica, gdy rozprzestrzeniający się błyskawicznie pożar oderwał ich od zajęć.
Widzicie, jak skądś trzeba spierdalać w podskokach, to się spierdala w podskokach, a nie zajmuje pierdołami. 


 I momentalnie cała radość Anturyjczyka z anonimowości i przekonania wrogów, że umarł wraz ze swą kochanką, pryskają, kiedy pośród atakujących dostrzega swego największego ravillońskiego nieprzyjaciela. Choć może to okazja, by ostatecznie rozprawić się ze Związkową przeszłością i definitywnie zamknąć ten rozdział w życiu? – przebiega przez myśl Severowi. 
A także wyjść ze strefy komfortu i podjąć nowe wyzwania? 

Eminencja nie może bowiem wyjść cało z tej potyczki, ponieważ to oznaczałoby, że pogoń wciąż deptałaby jemu i Ariadnie po piętach, a wtedy trudno byłoby zrealizować wspólny sen o tahitańskim życiu. Mężczyzna wyrywa więc leżący przy zwłokach miecz powalonego właśnie przez Xana Związkowca i z bronią w ręku rusza ku pędzącemu na niego czarodziejowi. W ostatniej chwili zgrabnie uskakuje przed koniem Wilbura, podcinając jego popręg. Zielonooki mag traci równowagę w siodle i spada na ziemię naprzeciw szykującego się do natarcia wojownika, w którego oczach rodzi się karminowy blask.
Ojej, Wilbur już zapomniał jak w poprzednim tomie mógł dzięki magii traktować Severa jak szmatę do podłogi. Czy użytkownicy magii w tym świecie płacą za swoje talenty kłopotami z pamięcią?


– Severo!
Niewieści krzyk okazuje się zbawieniem dla Skorpiona. Pisk wywlekanej z jednej z chat Arienne skutecznie odwraca uwagę byłego Mistrza Walk, a przeciwnik łatwo unika zbyt późno wymierzonego ciosu. 
Wiecie, gdyby bohaterowie byli graczami jakiegoś MMORPGa, to Arienka byłaby takim typowym supportem, co to przed trialem/rajdem przechwalałby się jakim to on jest prograczem znającym wszystkie mechaniki, a gdy przyszłoby co do czego to krzyczałby do mikrofonu “nie mam magiki, nie mam magiki, pomocy, bijo mnie! No kurde, nie żyję, podniesie mnie ktoś?”. 


Bez chwili zastanawiania się nad tym, jak to możliwe, aby i ta wiedźma przeżyła, Arcymistrz postanawia wykorzystać przewagę.
– Opuść broń i każ to samo uczynić swym ludziom albo Navin podetnie gardło twojej suce!
Łysiejący (uwielbiam, kuźwa, te ich epitety) dowódca wygina boleśnie ręce przerażonej dziewczyny i przykłada sztylet do jej mlecznobiałej szyi. Gdy tylko ją ujrzał, próbującą wydostać się z chaty, wiedział, z kim ma do czynienia, i nawet jej chłopskie odzienie go nie zmyliło. 
Kompetentny złol! Progres, progres w pisarstwie autorek widzę! 


Trudno zresztą nie rozpoznać bladolicej, czarnowłosej Milady pośród śniadych mieszkańców wioski.
Ech, magiczne zdolności Arieśki, gdzieście się ulotniły? 
No niby można byłoby zatrzymać czas, ale Arienne wiedziała, że trzeba, heh, czasem to dać się wykazać swojemu misiaczkowi, bo potem będą fochy. 


Severo rozkazuje swoim ludziom poddać się, co też robią, choć...


Nie podoba im się opuszczenie broni, ale lata musztry nauczyły ich dawać posłuch słowom przełożonego bez kwestionowania ich zasadności. Krzywią się więc tylko, zawiedzeni, że oto koniec przygody ich życia.
Do późnej starości, grzejąc kości przy kominku, będą wspominać: A pamiętasz, jak uciekliśmy razem z Severem?


Wilbur triumfuje, opisując Severowi, co spotkało jego przyjaciół. 


(...)
– Szkoda, że tego nie widziałeś! Wolałeś udawać zmarłego, podczas gdy twoi przyjaciele wszczęli bunt i ginęli za ciebie, wierząc ślepo, że to ty powinieneś być Arcymistrzem! Najpierw porąbane ścierwa Niedźwiedzia i Łabędzia ozdobiły mury Ravillonu. 
No i w końcu wymyślił do czego przydadzą mu się zwłoki!


(...)
Wilbur spogląda znowu na klęczącego, napawając się jego porażką. Szpakowaty mężczyzna zna już prawdziwą tożsamość Severa. Dowiedział się wszystkiego o przemianie byłego Cesarza Fenian ze znalezionych przy zamordowanym Frygillu dokumentów, tym bardziej więc raduje jego serce fakt, że ma przed sobą tak cenną personę, która może otworzyć mu drogę do innego życia. 
Swoją drogą, nie przestaje mnie zdumiewać, jak partacko Frygill przygotował operację przejęcia władzy przez Severa. To znaczy – wcale nie przygotował, licząc na to, że wszyscy bez gadania uznają moc jego testamentu. Tak jakby, kurde, nie przeżył całego życia w Ravillonie. 


– Ty zaś przydasz mi się jeszcze. Chwilowo żywy. Co nie znaczy, że musisz być zdrów. To za dawne czasy! – Gwałtownie rzuca w Severa wiązką zielonkawego światła.
W tym momencie krzyk rozpaczy wyrywa się z ust spętanej Ariadny, a zaraz potem dzieje się coś niespodziewanego. Magiczny cios wymierzony w byłego Mistrza Walk rozpryskuje się w powietrzu, zmieniając się w feerię barw, gdy trafia w otaczającą Anturyjczyka niewidzialną barierę. “Oooo!”, westchnęli zachwyceni żołnierze i zaklaskali. Czarnowłosy, przygnieciony opisem Losu, jaki spotkał jego najlepszych przyjaciół, unosi ze zdumieniem głowę i widzi, jak grad rozświetlonych czarem pocisków leci w kierunku zszokowanego Wilbura. Odwraca się w stronę ich źródła i ze zdumieniem stwierdza, że to nie Ven ani Ariadna, jak w głębi duszy liczył.
– Skoro tak świetnie znasz ludzki Los, powinieneś wiedzieć, że to ja okażę się zgubą dla ciebie… ojcze! – wykrzykuje rozsierdzony Joven, nie zaprzestając ataku. – Powinieneś mnie zabić przed laty zamiast zsyłać na służbę do Podziemi, które stały się moim domem, a Mistrz Severo rodziną, jakiej nigdy przy tobie nie miałem. Dlatego teraz to jemu służę i nie pozwolę, byś go skrzywdził!
Och, nie, Wilbur został zaatakowany EKSPOZYCJĄ.
Nie ma ruchu w tej turze, więc Joven może ględzić bezpiecznie. 


Zielonooki czarodziej żałuje jak nigdy dotąd swego sentymentu i błędnej decyzji o zabraniu syna do Ravillonu. Nie mógł go porzucić, bo był przecież owocem jego niespełnionej miłości (no chyba jednak w jakimś stopniu spełnionej) i ciążył na nim nałożony przez matkę dziecka obowiązek zajęcia się ich potomkiem (a płaciła mu przynajmniej alimenty?), ale też widok jego twarzy, tak podobnej do oblicza kobiety, która wydała go na świat, nie pozwalał Eminencji zbliżyć się do pierworodnego. Rozsierdzony do granic możliwości tym, że jego dziecko ośmieliło się podnieść na niego rękę, w dodatku używając bardzo silnej energii, wyciąga w stronę podwładnego Lwa hebanową laskę z wizerunkiem Związkowego Zwierzyńca, by ta przejęła wielobarwne pociski przeciwnika.
Chciałbym coś napisać o tempie w tej scenie akcji, o dramatyzmie, o tym by nie zawalać czytelnika wyjaśnieniami w takim momencie, ale chyba jednak wolę napić się wódki i zapłakać. 
Specjalny skill Jovena: magia znikąd. Nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, żeby się nią posługiwał!


– Wielka szkoda – syczy Arcymistrz – że twój Mistrz nie nauczył cię, że zwykła magia zawsze ulegnie tej Zakazanej!
Ledwo wypowiada te słowa, a przedmiot, który zebrał magiczną energię oficera, rozbłyska zielenią i zmienia się w potężnego skorpiona, gotującego się do ataku na nieprzyjaciela.
Severo, wykorzystując nieuwagę Wilbura, skupionego w tej chwili całkowicie na jasnowłosym Związkowcu, chwyta za porzucony miecz i doskakuje z nim do czarodzieja, gdy ten, kierując magicznym pajęczakiem, rzuca własnym synem o mur pobliskiej chaty. 
A mógł zabić.


Wściekle tnie Eminencję w brzuch i ramię, po czym wali go głowicą rękojeści w twarz. 
Pokażcie mi miecz, który ma głowicę gdzie indziej niż w rękojeści. 
Vahu, bo to nie jest głowica miecza, tylko głowica rękojeści, coś jak przeddzidzie śróddzidzia dzidy bojowej. 
Poza tym trzeba było od razu wbić Wilburowi ostrze w bebechy, a nie się z nim tak cackać. 


Mag upada na rozmokłą murawę,
Kibice wiwatują, komentatorzy krzyczą w podnieceniu, sędzia odgwizduje faul. 


 tracąc kontrolę nad wyczarowanym stworem, przeistaczającym się na powrót w laskę. 
I tak to się drogie dzieci kończy, gdy próbujecie być bardziej cool niż Mojżesz. 


Widząc działania przywódcy, podlegli Anturyjczykowi wojownicy natychmiast odzyskują rezon i rzucają się w wir walki. Czarnowłosy zaś staje nad leżącym, jęczącym z bólu wrogiem i wznosząc nad nim pokrywający się szronem oręż, kieruje jego sztych w stronę serca samozwańczego Arcymistrza.
– Ostatnie życzenie? – Uśmiecha się brzydko, a jego oczy płoną Złem, gdy łączy wzrok ze spojrzeniem znienawidzonego mężczyzny.
Zaskoczony niespodziewanym atakiem Wilbur rozumie, że sobie z nim nie poradzi, zwłaszcza że kątem oka dostrzega, jak mimo otwartej rany na skroni Joven podnosi się, gotowy do kolejnego uderzenia.
– Zniszczę cię, Lwie! – cedzi przez zaciśnięte zęby i rozmywa się w powietrzu, a ostrze Severa zamiast w ciele maga zagłębia się w rozpulchnionej ulewami ziemi.
Ehhh, mówiłem.
Najlepsze jest to, że podwładni Grittona, którzy od razu wbili miecze w mistrza Gavina, okazali się być bardziej kompetentni niż Severo. Ten ostatni nie oglądał pewnie “Dobrego, złego i brzydkiego”:


Po ucieczce Wilbura jego żołnierze też biorą nogi za pas. Severo wynagradza Jovena cennym pierścieniem. 


(...)
Anturyjczyk odnajduje Jovena, skupionego na oczyszczaniu 
...miecza z krwi? Odzieży z błota?


wsi z trupów pomordowanych w walce Związkowców, 
Aha. 


(...)


KORONKA 7
Arienne wykrada się z obozowiska i idzie szukać Severa; znajduje go na skraju lasu, wypatrującego czegoś przez lornetkę (tak!).
Tu z oczu Vaha polały się łzy czyste, rzęsiste…
Przez kilka ostatnich dni kochankowie nie mogli nawet dłużej ze sobą porozmawiać, nie wspominając o czym innym, bo wszędzie deptał im po piętach upierdliwy wujek; teraz zamierzają nadrobić zaległości (nie zważając na zimno, pluchę i błoto). 


Bez słowa wpija się w usta kochanki i rozpinając klamrę płaszcza pod szyją kobiety, po czym popycha ją wprost na rzucony na mokrą murawę materiał i sam natychmiast podąża jej śladem.
Wyobraziłem sobie jak Arienne pada na materiał, krzywi się bo uderzyła plecami o korzeń, a w następnej sekundzie widzi jak Severo (z zamkniętymi oczami i ustami w dziubek) bezwładnie leci prosto na nią. 


 Nie zaprzestając pocałunków, nerwowymi ruchami zaczyna rozrywać tasiemki gorsetu Ariadny.
Co za facet, jak ona będzie potem wracała z takimi porozrywanymi tasiemkami? Odwiązać to nie łaska? 


Zupełnie jakby czytał w moich myślach! Te kilka dni bez możliwości zbliżenia się, przytulenia, już nawet nie wspominając o pocałunkach, sprawiło, że nie tylko ja zatęskniłam za bliskością. 
Mam rozumieć, że upierdliwy wujek pilnował ich także nocami, nie odpuszczając ani na minutę? 


Anturyjczyk z taką intensywnością obdarza mnie czułościami, że szybko zapominam o niedogodnym miejscu, twardych szyszkach i kamieniach na ziemi oraz błotnistym podłożu, błyskawicznie przenikającym wilgocią przez materię płaszcza.
Kuźwa, co za gość, czy on w ogóle patrzył gdzie rzuca ten płaszcz? 
Może nie miał za wiele do wyboru, wszędzie było tak samo mokro. Ale magia, magia Arieśki! Nie mogła sobie osuszyć kawałka podłoża? 


 Nawet zimno owiewające me ciało, kiedy czarnowłosy podwija halki sukni, nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – przynosi ukojenie dla rozgrzanego namiętnością ciała, które pragnie coraz bardziej. 
Spoko, zaraz lodowa dzida odmrozi ci to i owo.


Odwzajemniam żarliwie pocałunki, równie niecierpliwie zaczynając rozpinać pas Severa.
Mężczyzna przemierza wargami białą szyję księżniczki, przesuwa po obojczykach i kieruje się ku piersiom, wystawionym na chłód wieczoru i jego dotyku. Rozbiegane, pełne nieuzasadnionego gniewu myśli Anturyjczyka momentalnie ulatują. Znika złość na całe otocznie. Nic się już nie liczy. Prócz niej. Maleńkiej istoty, tak kruchej w jego potężnych ramionach. 
Ach tak. To maleńkowanie przypomina mi, że Arienne ma 16/17 lat, a Sev gdzieś między 30 a 40. Niestety, autorki lubują się w motywach “nieletnia + dwukrotnie starszy facet/gość w wieku jej dziadka”. 
Ja tak tylko przypomnę, jak to Severo swego czasu wytrząsał się nad trzydziestkami, że takie już zwiędłe i stare… 


Niech tak już zostanie na zawsze, niech ta chwila trwa wiecznie. Radość z przebywania z umiłowaną osobą, która jest ukojeniem dla każdej bolączki! Rozsuwa szerzej nogi Ariadny, by gwałtownie się z nią połączyć.
Z jękiem ulgi przyjmuję ja, napalony narrator, raptowne pchnięcie, którego już się nie mogłam doczekać. Wreszcie razem, na właściwej ścieżce. On – swą potęgą i mocą przysłaniający cały świat – oraz ja – zatracająca się w nim bez reszty, poruszająca się w jego rytmie, coraz szybciej i szybciej, aby zaspokoić trawiące ciało pragnienie.
Jestem pełen podziwu, że bohaterka ciągle ma ochotę, mimo zimnego wichru hulającego jej po cyckach i szyszek kłujących w zadek. 


Teges śmeges fą fą fą zostaje przerwane przez wuja kręcącego się po pobliskich krzakach, który na całe gardło szuka Seva. Arieśka się płoszy:
– Dziś w nocy… przyjdę do ciebie… Nie wiem jeszcze jak, ale się wymknę… Teraz musimy przerwać.
Czarnowłosy unosi głowę i patrzy na zaniepokojoną twarz Tahitanki wzrokiem przepełnionym pożądaniem, ale i niezrozumieniem. Och, cóż ona wyprawia! Nie teraz! Skończyć w tym momencie, gdy on jest już na granicy rozkoszy? Przestać, gdy każdy ruch wiedzie go ku uldze i zmianie nastawienia do świata?
A on co, głuchy czy chce pochwalić się Wielkiemu Księciu zadem?
No jak można przerywać, kiedy jest cień szansy, że wiecznie sfochany Severo zmieni nastawienie do świata! Dla takiego celu warto się poświęcić! 


– Nie ma mowy! Nigdzie cię nie puszczę! – dyszy i zakłada blokadę, kontynuując coraz bardziej nerwowe i brutalniejsze ruchy, niepomny na obecność nadchodzącego wuja ukochanej i karminowe iskry rozpalające jego źrenice. 
I na to, że jego ukochana przestała czuć się komfortowo i odpłynęła jej ochota na amory.
A tym to się akurat nigdy nie przejmował. 


Zszokowana, przez chwilę nie wiem, co powiedzieć. Nie podoba mi się to. Nawoływania są coraz wyraźniejsze, Damon zaraz tu będzie i nie może zastać nas w takiej sytuacji. Severo zaś zdaje się myśleć tylko o sobie!
Nie, on w ogóle nie myśli. 


– Przestań, powiedziałam! – Odpycham go już mocniej, a widząc, że to niespecjalnie skutkuje (szok stulecia), postanawiam odwołać się do dumy mężczyzny. – Miałeś być mi rycerzem, nie Mistrzem, zapomniałeś już?! I dbać o me dobre imię. Severo! Na bogów, opamiętaj się! – Próbuję się spod niego wyśliznąć.
– Do cholery! Dlaczego właśnie teraz musisz przypominać mi o rycerskości?! – warczy rozzłoszczony, jednak pod wpływem słów kochanki unosi się resztką siły woli, wyswobadzając czarodziejkę od swego ciężaru. Ledwo hamując wybuch wściekłości, rozpaczliwie chaotycznymi ruchami próbuje się ubrać. Ma ochotę kląć. Było tak blisko! Teraz jednak żałuje, że kobieta do niego przyszła, bo w ostatecznym rozrachunku jest nawet bardziej zły niż wcześniej.
Na twoją frustrację, Severo, może pomóc opieka nad jakimś zwierzątkiem. Skoro nie masz szansy na czochranie bobra, polecam masowanie węgorza. 


– Naprawdę chciałeś, żeby nas nakryto?! – Podnoszę się błyskawicznie i zaczynam wiązać gorset. Czym? Tymi rozerwanymi tasiemkami? Leżącymi w pobliżu dżdżownicami. – W Ravillonie dbaliśmy, aby nikt nie był świadkiem naszych czułości, a tu mamy pozwolić, żeby inni nas oglądali? A niech to. – Urywam nagle, widząc, jak tasiemki plączą mi się w palcach, więc postanawiam wspomóc się magią. Po jednym czarze stoję już w pełni odziana, w płaszczu, na którym nie ma śladów tarzania się w błocie. 
Kurde, wygodne. A zaklęcie na prasowanie znasz? Bo też bym chciała. 
Eh. Rozerwane tasiemki? MAGIA BYCZYS. Mnie, ukochanemu i całej reszcie grozi niebezpieczeństwo? MOGĘ TYLKO WRZESZCZEĆ. 
W temacie wrzasków i generalnie hałasu - Damonowi chyba wypadł aparat słuchowy przy schylaniu się po prawdziwka, że wciąż nie może namierzyć naszych bohaterów. 


Przenoszę spokojniejsze spojrzenie na mego Przeznaczonego i mówię łagodnym tonem: – Ja też pragnęłam tej bliskości, nadal pragnę, ale teraz nie ma ku niej odpowiednich warunków.
– Za to są doskonałe do bliskości z wujaszkiem! – fuka Severo, nie mogąc powstrzymać cisnących mu się na usta złośliwości. – Idź do niego! – rozkazuje z frustracją, gdy z nerwów nie może dopiąć spodni. 
Na pewno z nerwów?
He, he, he. 


Obdarza przy tym swą wybrankę przepełnionym karminowym blaskiem spojrzeniem. – Ja doszczętnie straciłem ochotę na towarzystwo kogokolwiek!
I jak nie tupnął nóżką...
Zaprzestaje walki z niesfornym odzieniem, podnosi z ziemi lornetkę (Jezu, nie, stop, przestańcie!)  i rusza przed siebie w stronę dzikiej kniei, 
Leci borem, lasem, majtając… fagasem? 
Będzie oglądał ptaki. 


będąc jednak już na granicy ostępu, odwraca się i wbijając rozsierdzony wzrok w Tahitankę, dodaje jeszcze lodowato zimnym tonem:
– I zapomnij o magii! Koniec też z leczeniem za jej pomocą naszych rannych. Zresztą są już w takim stanie, że czary im zbędne, a ich użycie postawia tylko ślady po naszej bytności! Od dziś tylko nienamierzalna pijawka i niewykrywalne upuszczanie krwi! Chyba nie chcesz ponownego spotkania ze Skorpionem?! Drugi raz nie będę w stanie wyrwać cię spod władzy Białej Damy, gdyż oddałem jej wszystko, co mam, by cię sprowadzić! Więc teraz musisz dawać mi dupy kiedy tylko chcę, nawet jeśli ci niewygodnie i grozi ci kompromitująca sytuacja.   – Odwraca się na pięcie i znika między krzewami, klnąc głośno, kiedy któraś z gałęzi uderza go w twarz.
Nie gałęzie, tylko pochowane w krzakach analizatorskie łapki, ale ciii.


Co go ugryzło?! Oby stado czerwonych mrówek, prosto w zad. Skąd ta cała złość?! Nie pojmuję. Nie odepchnęłam go przecież z własnej woli, a jedynie posłuchałam głosu zdrowego rozsądku, aby oszczędzić nam wstydu i nieprzyjemności. Ba, więcej nawet – zupełnie otwarcie przyznałam mu się, że go pragnę, czego on w ogóle nie zauważył! Może brak mu wyzwań? Walki? Pracy i obowiązków, skoro tak nagle denerwuje się bez większej przyczyny i do tego krzyczy na mnie, używając wulgaryzmów. Muszę z nim chyba poważnie porozmawiać. Albo nie – zrealizuję swój pierwotny plan i spotkam się z nim nocą. Już ja ukoję ten jego bezzasadny gniew!
To jest smutne. To jest po prostu smutne.


(...)


KORONKA 8
– Grittonie!
Mężczyzna pozostaje głuchy na odległe wołanie. Jest zajęty i nic innego w tej chwili nie się liczy. Nawet podłe otoczenie wokół. Zawsze gardził Podziemiami. Bał się ich ciemnych, przepełnionych robactwem i gryzoniami zakamarków oraz zdających się nie mieć końca korytarzy, w których przy swej krótkowzroczności i słabej orientacji w terenie zawsze się gubił. 
Talon na balon za jedno dobre słowo o Grittonie, za choć drobną wzmianeczkę o jego kompetencjach. Niech to będzie nawet coś w stylu “drugie miejsce w konkursie na najdorodniejszą dynię”, “dobry w rozróżnianiu żuków”, “nauczył tatę włączać maszynę do pisania”, NO COKOLWIEK. 
Gdyby tak choć raz chłopak był szczęśliwy, że jest niski i nie musi się schylać w miejscach gdzie jest niski strop…


(...)
– Prędzej! – pogania kobietę, aby przyspieszyła ruchy, kiedy coraz głośniejsze wezwanie dobiega zza okutych żelazem drzwi. A gdy ta wypełnia jego wolę, syn Wilbura, dociskając jej głowę do swego podbrzusza, nie może powtrzymać jęku rozkoszy.
I wreszcie ma wrażenie, że znikł nieustannie gnębiący go problem niskiego wzrostu. Oto góruje nad wszystkimi, gdyż zajmująca się nim blondynka oraz pozostali więźniowie, przykuci za nadgarstki do pokrytej mchem i pleśnią ściany, klęczą przed nim, jakby niewielki Mistrz był panem całego świata. W dodatku może z nimi wyczyniać, co tylko zechce, a poczucie władzy czyni go, w jego wyobrażeniach, mocarzem.
Ja w sumie do tej pory nie wiem, skąd te problemy Grittona ze znalezieniem partnerki do seksów. Jest mężczyzną na wysokim stanowisku w (świętej) organizacji, w której kobiety nie mają nic do gadania, w każdej chwili może sobie wziąć jakąś adeptkę i zrobić swoją Milady – albo nawet po prostu przelecieć bez zobowiązań. Zresztą [zagląda do ściągawki] w poprzedniej części nawet miał Milady. No więc…?


– Grittonie, do stu piorunów! Właśnie teraz, kiedy mamy robotę, naszło cię na dogadzanie sobie? – Eston, stając w progu celi, przewraca z dezaprobatą oczami.
– Zamknij się i daj dokończyć – odpowiada, dysząc, mały Związkowiec, zaznając w tym momencie rozkoszy, którą szczodrze wypełnia usta byłej Milady Vena. – Powinnaś bardziej cenić mój nektar! – Śmieje się do wypluwającej jego nasienie Blanki. – Nieprędko dane ci będzie napić się czegokolwiek innego, suko! A z wami… – zwraca się do spętanych Zoe i Nukki – zabawię się za chwilę. – Po tych słowach podciąga spodnie i zapinając rozporek, dołącza do towarzysza, mówiąc: – To najlepsze, co zostało po zdegradowanych Mistrzach. 
Zdegradowanych? Niezły eufemizm dla straconych Gavina i Moru. 


Sam powinieneś je przetestować. Ta biuściasta ma jęzor smoka w gębie!
No to uważaj żeby ci konar nie spłonął. 


 A gdybyś chciał spróbować czegoś innego, to Ian i Orsen z pewnością zadowolą nawet najbardziej wyrafinowane gusta, skoro zaspokajali potrzeby samego Pana Etykiety, ha ha.
– Dureń – komentuje zniecierpliwiony Związkowiec, którego widok nagich kobiet nie ekscytuje tak bardzo jak jego towarzysza. Dochodzi do wniosku, że dokonał słusznego wyboru, zamieniając się z Tarlenem na Milady, ponieważ ona na razie w pełni go satysfakcjonuje i nie musi szukać przyjemności w tej zatęchłej norze. 
Eston, Tarlen, Milady Tarlena… Ech, chyba znów będzie mi potrzebna ściągawka, bo ni cholery nie pamiętam, kim byli ci drugoplanowi Mistrzowie i ich kobiety. Nie mają nawet takich cech wyróżniających jak niski!!!111oneoneone!!! wzrost. 

(...)
 Na ścianach mrocznego pomieszczenia wiszą różnego rodzaju bronie: miecze, sztylety, noże, tasaki, topory, nożyce oraz przyrządy wyglądające tak dziwnie, że aż synowi Wilbura ciężko sobie wyobrazić, do czego się ich używa.
Po prostu – ulubione zabawki Sevcia. Który przy okazji jeszcze lubił sobie robić heheszki ze skazańców, nasz zabawny słodziaczek. 


(...)


Gritton i Eston zabierają się za torturowanie Tessiego.
– A więc jak to idzie? – Zaczyna wolno kręcić kołowrotkiem (kręć się, kręć, wrzeciono, wić się tobie, wić), wprawiając w ruch naprężającą żelazne ogniwa maszynę, a gdy z jeńca wyrywa się syk bólu, zadowolony zaprzestaje dalszych czynności. – No, to skoro już wiemy, jak to działa (Gritton w tle pospiesznie wertował “Tortures for Dummies”, rozlatujące się już wydanie sprzed ośmiu lat), a przyjemnie chyba nie jest, mów, jeśli nie chcesz zostać rozerwany na strzępy. Co wiesz o ucieczce Severa? Gdzie zamierza się skryć z tą swoją dziwką? Jaki jest jego ostateczny cel podróży?
Eh, tyle wymyślnych narzędzi tortur, a oni bawią się madejowym łożem. Nuda, panowie, nuda!
Choć w sumie, jeśli Tessi spędzi tam odpowiednio dużo czasu, to może Gritton wpadnie na pomysł, jak rozwiązać swoje problemy z niskim wzrostem...


– Dobrze już! Dobrze! Powiem ci! – jęczy były Arcyszpieg. – Pochyl się… Nie jestem w stanie głośniej mówić. Tracę dech i przytomność z bólu… – A kiedy Eston wykonuje jego prośbę, Tessi unosi nieoczekiwanie głowę i gryzie go z całych sił w policzek. – To moja odpowiedź, żałosny wałachu! – Śmieje się histerycznie.
– Ty skurwielu! – Oprawca chwyta się za obolałą twarz dłonią bez palca, którego pozbawił go wywodzący się z Mroku wilk,
A, ten wilk, co wziął się w fabule z dupy i chyba tam wrócił? 
*rozgląda się* No, nigdzie go tu nie ma, więc chyba tak. 


 a gdy dostrzega ślady krwi na ręce, jego wściekłość nie zna granic. Zły, błyskawicznie sięga po kołowrotek i zaczyna nim z całej siły kręcić, aby powyrywać członki z ciała wroga.
Hola, hola, panie, maszyna się przegrzeje! 


Początkowe rozbawienie Tessiego natychmiast zamienia się w rozpaczliwą walkę z cierpieniem. 
[...]
Tortury trwają, Tessi cierpi, oprawcy zmieniają taktykę: pokazują mistrzowi serce w słoiku i wciskają kit, że należy ono do Taidy. Oczywiście Tessi, mistrz szpiegostwa, zamiast odstawić piękny pokaz cierpienia, od razu wyprowadza ich z błędu… 
– Głupcy! Po co mi cudze bebechy? Naprawdę uważacie, że tym ścierwem zmusicie mnie do jakichkolwiek zeznań? Naiwni! Taida żyje. Możecie mnie zabić, nie dbam już o swój Los. Najważniejsze, że ona i dziecko są bezpieczni. Nic innego mnie nie obchodzi!
– Jak to: żyje? Została przecież stracona. – Gritton nie posiada się ze zdumienia, słysząc wypowiedź jeńca, zaraz jednak znajduje na nie wyjaśnienie. – Trzeba było nie rozciągać go tak mocno – gani towarzysza – bo przez to rozum postradał i farmazony plecie. Jaką będziemy mieć pewność, że będzie mówił prawdę co do zbiegów?
Raz jeszcze najgorszy szpieg w historii literatury ma więcej szczęścia niż rozumu. 


Eston rozbija słój i podpala zawartość, a serce eksploduje jak samochód w filmie akcji. Tak się składa, że to była pikawka Karli, która potrzebowała jej do fziu-bździu “Rytuału Miłosierdzia” mającego ją wyegzorcyzmować. Na chwilę obecną Karla jest przekonana, że nie dla niej Dziady. 


(...)


KORONKA 9
Arienne martwi się, bo Severa nie ma w obozowisku. Joven uspokaja ją, że ten poszedł upolować trochę zwierzyny, bo kończą im się zapasy, jednak później, w rozmowie z Venem, zdradza, że to polowanie miało… dziwny przebieg.


– A więc dobrze myślałem. To zimno… Znów miał atak… Co zrobił? – wyszeptuje tak, by tylko jasnowłosy oficer go usłyszał.
– Trudno to opisać… Bałem się, Mistrzu. Wyglądał jak rozszalała furia. Czerwonooki potwór, zaślepiony żądzą mordu, pławiący się we krwi pozabijanych zwierząt. 
A wszystko to, bo przerwano mu łóżkowe igraszki. 


Myślałem, że poszedł polować, że będziemy mieć strawę na parę dni, a on… – Dreszcz przebiega przez plecy Jovena, gdy odtwarza rozmówcy scenę, której był świadkiem. – Żebyś widział, co on zrobił z pięknym jeleniem! Najpierw nadludzką wręcz siłą i gołymi rękoma pozbawił go poroża, 
Poroże jeleni ma tę cechę, że co roku samo się odłamuje i odpada, by następnie odrosnąć, więc… być może nadludzka siła Severa wcale nie musiała być taka nadludzka. Btw, powinni o tym wiedzieć ludzie, którzy na co dzień zdobywają pożywienie, polując. 
Jeżeli polują i oprawiają zwierzaki jak ich Miszczu Łowiectwa… to obstawiam, że ich głównym źródłem pożywienia są jednak tradycyjnie truskawki z targu. 


a potem poszarpał nim brzuch zwierzęcia. Wnętrzności latały po całym lesie, obryzgując pozostałe ofiary, które z otwartymi ze zdziwienia pyszczkami grzecznie czekały na swoje pięć minut rekwizytu w gore. Nie wiem, jak to uczynił, że zwabił je w jedno miejsce. 
...zaśpiewał?




Zmiażdżył je doszczętnie. Tyle krwi i flaków przez całą moją służbę w Podziemiach nie widziałem.
I miały być zapasy, a jest krwawa breja, co teraz będziemy jedli, hę? 
Gulasz!


– Jovenie, bez względu na to, czego byłeś świadkiem, przez lojalność wobec swego mentora zachowaj to dla siebie. Nie mów o tym nikomu. Dopóki jesteśmy w drodze i nic bezpośrednio nam nie zagraża, lepiej nie siać paniki i niepotrzebnie straszyć towarzyszy.
Nie no, przecież po co mają wiedzieć, że Sevcio ma skłonności do wpadania w morderczy szał i któregoś razu może nie zechcieć wyżyć się na zwierzętach. 
W sumie wszyscy towarzysze z Ravillonu i tak powinni o tym wiedzieć, prawda? W końcu to nie pierwszy taki atak…


Pomożesz mi za to zebrać właściwe składniki do stosownych mikstur, ale dyskretnie. Dam ci listę. Mogę na ciebie liczyć? – pyta czarodziej, starając się nie pokazać, jak bardzo zmartwiły go słowa eee, tego, no, uciekło mi w tym momencie imię, zaraz sobie przypomnę, w każdym razie syna Wilbura.
Myślał, że w pobliżu ukochanej Anturyjczyk będzie trzymał swe niebezpieczne moce na wodzy, tymczasem to, co właśnie usłyszał, utwierdza go w dawnym przekonaniu, że jedynym miejscem na ziemi, gdzie powinien mieszkać Severo, jest Ravillon, a tam przecież nie ma już dla niego powrotu… Postanawia, że gdy tylko wydobrzeje, przyjrzy się uważnie postępkom przyjaciela i w razie powtórki podejrzanego zachowania natychmiast powiadomi Ariadnę.
Chyba że przypadkiem będzie już za późno i to ją znajdzie rozszarpaną. 


– Mistrzu, tylko jeśli teraz, bez konkretnej przyczyny – bo przecież ostatnie godziny podróży upłynęły nam w spokoju – sieje takie spustoszenie, to co będzie, gdy wydarzy się naprawdę coś wielkiego? Czy zdążymy do tego czasu uzbierać potrzebne zioła? Tak tylko przypomnę, że trwa właśnie zima… I czy my sami będziemy jeszcze bezpieczni, kiedy nastąpi kolejny atak tej mocy?
– A czy do tej pory twój Mistrz skrzywdził kogokolwiek spośród bliskich mu osób? – Widząc przeczący ruch głowy blondyna, Ven kontynuuje: – No właśnie. Nawet mnie oszczędził od poparzeń, gdy szalał przez to, co zrobiła Karla jego Milady. 
To brzmi, jakby Ven był najmniej godny oszczędzenia. 


Dlatego pozostaje nam pokładać nadzieję, że to się nie zmieni, jak też w moc uczucia łączącego go z wybranką. 
Uczucie go uleczy!!!111oneone!!!


W Czarnej Twierdzy miał Podziemia do odreagowania, tutaj pozostaje mu knieja. Poza tym jesteśmy już wyczuleni na to, że dzieje się coś niedobrego. Postaram się rozmówić z Severem, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. A teraz posłuchaj, czego potrzebuję do stworzenia odpowiedniej mieszanki…

KORONKA 10


Jej Miłość Mitylena seksi się z księciem Ernestem, pionkiem-statystą potrzebnym jej w planie przejęcia kontroli nad światem. Przyzwyczajajcie się, że w tej książce politykę robi się przede wszystkim przez łóżko. 
Napierając mocniej biodrami na lędźwie mężczyzny, królowa przyspiesza tempo, mówiąc:
– Wciąż jesteś żonaty. Ładne dziecko powiła ci Kasylia. Eleazar mu daliście na imię, prawda? Ile ma teraz? Pół roku? Myślicie o żłobku? A jak tam ziemniaki w tym roku, obrodziło? – Wygina się do tyłu i wplatając dłonie w upięte włosy, by je rozpuścić, eksponuje się przed wzrokiem żądnego jej kształtów kochanka.
– Pozbędę się dzieciaka i jego głupiej matki, jeśli tylko mi rozkażesz. Moja pani… Moja królowo… Ooooch! – Holestczyk 
Fuck! Mój język! Nie próbujcie tego wymówić na głos.


nie wytrzymuje i choć kochają się zaledwie od kilku chwil, zaznaje przedwczesnej rozkoszy, wlewając swe nasienie w łono Mityleny.
No tak, koleś jest z tych złych, nie może być dobrym kochankiem. 


Idiota! – myśli władczyni.
Dobrze, że książę leży teraz, śliniąc się jak dziecko, powalony ekstazą, gdyż nie widzi wyrazu jej twarzy – pełnego wzgardy i obrzydzenia.
Po orgazmie się ślini…? Ciekawa reakcja… 


[...]
Mitylena rozmyśla o politycznych intrygach (zamierza rękami Ernesta pozbyć się rodziny królewskiej z Esterwaldu, a potem skazać jego samego na śmierć za tę zbrodnię i w ten sposób swoim najjaśniejszym tyłkiem obsadzić oba zwolnione trony) i Ferdynandzie (i o tym jaki był niesamowicie przystojny). 
Mitylena wzdycha i powstaje z posłania, wycierając łono mankietem rzuconej na jego brzeg koszuli księcia. Odziewa się w zwiewny, szkarłatno-złoty szlafrok, po czym podchodzi do ustawionej w rogu pomieszczenia przenośnej toaletki. Zasiada przed zwierciadłem i wystarczy, że rzuca jedno spojrzenie w jego taflę, by zmarszczki, które odsłaniają zmęczenie i powoli wygasający czar, natychmiast zniknęły, schowane pod zasłoną nowego zaklęcia.
– Pani…
Zaufana dwórka, księżna Izadora z Alvernii, odczekawszy, aż królowa skończy zabawiać się ze swym gościem, bezszelestnie wkracza do pomieszczeń olbrzymiego namiotu, służących za buduar Mityleny. 
Olbrzymi namiot służył za “wytwornie umeblowany i wykwintnie ozdobiony, niewielki pokój zajmowany przez panią domu. Umieszczony był zazwyczaj między salonem a sypialnią. Pełnił rolę gotowalni i miejsca wypoczynku pani domu.” (Wikipedia). 
Wszystko może się stać twoim buduarem, jeżeli jesteś wystarczająco bogaty. 


Stając za plecami władczyni, zupełnie obojętna na widok rozłożonego na polowym łożu nagiego mężczyzny, pochyla się do jej ucha i wyszeptuje, patrząc w oczy władczyni w zwierciadle:
– Skorpion od ponad godziny czeka na widzenie z tobą.
– To chyba jakaś pomyłka, gabinet arachnologa znajduje się namiot obok. 
– Wilbur? – Babka Cesarza nakłada grubą warstwę podkładu i pudru na twarz, która dzięki magii wygląda teraz znów jak oblicze trzydziestolatki. – Faktycznie. Zapomniałam o nim. Bardziej pochłonęła mnie bieżąca… mhm… polityka od tego szubrawca, wynurzającego się z zapomnianej przeszłości niczym szczur z rynsztoka.
– Może się stęsknił? – Złotowłosa dama, której oblicze zdradza, że swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą, uśmiecha się w lustrze do monarchini.
Wszystkie one jak nadgniłe owoce, coby żadna nawet nie mogła śnić o konkurowaniu z Ariadną!


– Znając tego złodzieja i skąpca, prędzej przybył tu, bym mu zapłaciła za ostatnią misję Severa. – Kobieta z niezadowoleniem wydyma wargi. – Niedoczekanie. Nie zamierzam dawać ani fena Związkowi z tego, co obiecał swemu faworytowi mój nieodpowiedzialny wnuk. Skoro Lew nie przywiózł Tahitanki do Fenis, nie mam za co wynagradzać ravillońskich najemników!
– Fatygowałby się osobiście po coś takiego? Prędzej przysłałby tu Mistrza Walk.
– Masz rację. Może w istocie ma dla mnie jakieś ważne wieści. 
To mi przypomina, że śmietanka arystokracji została najpierw w trakcie balu odstawiona przymusem do swoich pokoi, część z gości została zaatakowana (jak Damon - było nie było, król!), a potem odprowadzona do wyjścia (pewnie ślizgając się na posoce pomordowanych, jak znam kompetencję twierdzaniczan). Nie wiem jak wam, ale mnie to brzmi na hot news skandal roku, na którego temat cesarzowa powinna mieć trzy tomy raportu na biurku.
Ale i tak poczeka na audiencję. Muszę się wprawić w odpowiedni nastrój, by go przyjąć. 


Królowa i dwórka narzekają, że “gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy”... Oczywiście jest jeden niedościgniony ideał:


– Ale muszę przyznać, że Eminencja się postarzał. To już nie ten sam mężczyzna, którego pamiętam z okresu jego rządów. Aż szkoda, że jednak nie przysłał Severa. Przynajmniej byśmy sobie na ładne i jędrne ciało popatrzyły, a nie na ten obwisły starczy flak – parska księżna Alvernii.
– Powinnam tego anturyjskiego ogiera w końcu wziąć do łoża.
– Dziwię się, że jeszcze tego nie uczyniłaś! Jest niezwykły, a jego męskość…
– Wiem, sławetny Olbrzym… – Mitylena wzdycha. – Shainée uwielbia go dosiadać. Ale nie zapominaj, że mimo wszystkich zalet Severo to Anturyjczyk. I to już z góry go dyskwalifikuje. Niższa rasa. No i brunet. Fuj!
Ojtam, zamknij oczy i myśl o Fenerii. 


(...)
 Idź teraz. Powiedz temu ravillońskiemu szczurowi, że ma czekać. Królowa jest zajęta.
Zdegradowała samą siebie, czy może dla autorek cesarzowa i królowa to jeden pies?


 Teraz czas, bym i ja zaznała odrobiny przyjemności. – Powstaje, upewniwszy się w lustrze, że jej makijaż jest nienaganny, po czym zrzuca z ramion szlafrok. – Erneście! – zwraca się do kochanka. – Mam nadzieję, że wypocząłeś i nabrałeś sił. Chcę się jeszcze zabawić… – Mówiąc to, sięga po leżący na złotym taborecie obok toaletki bacik do popędzania konia i pewna, że tym razem to ona się zrelaksuje, rusza w stronę łoża, kręcąc wyzywająco nagimi biodrami.
Jakiś czas później Wilbur, siedzący na adamaszkowej ławie w przedsionku utrzymanego w rubinowo-złotych barwach królewskiego namiotu, widzi, jak z jego wnętrza wychodzi wysoki, siwiejący na skroniach i potylicy mężczyzna o ostrych rysach twarzy i długim zaroście. 
A ja oczami duszy widzę, jak Wilbur siedzi pod ścianą w takiej deluxe wersji poczekalni w przychodni. “Proszę zapukać i zapytać, może pani cesarz przyjmie pana poza kolejką”.
Jak posiedzi dłużej, to zaczną na niego mówić Adrian. 


Lekko kuleje, a na jego obliczu widać kilka czerwonych pręg. Zapewne to on tak krzyczał przez ostatnią godzinę, a jego wrzaski mieszały się z kobiecym śmiechem i jękami rozkoszy. Blondyn poprawia pobrudzone miłosnymi sokami odzienie (że co? On się seksił w ubraniu?) (tak, pewnie miał wyciętą dziurę w spodniach w strategicznym miejscu) i prostuje się, dostrzegając na sobie wzrok nieznajomego, którego od razu, po medalionie wiszącym na szyi, identyfikuje jako Arcymistrza Związku. Obrzuca go w odpowiedzi spojrzeniem wyższości i wychodzi pospiesznie z namiotu.
Po kilku kolejnych kwadransach wykąpana, pachnąca i gotowa do pełnienia swych obowiązków Mitylena opuszcza wreszcie buduar. (...)
Nie potrafiąc skryć podziwu i uwielbienia dla miłości swego życia, Wilbur stwierdza, że jednak ich syn naprawdę odziedziczył wiele cech z matki – jasne włosy, tak samo przenikliwe spojrzenie i szlachetne, choć lekko za ostre rysy twarzy. 
Ciekawe, z kim spłodził tego nieudanego Grittona. 


Przez chwilę czarodziej zastanawia się, jak Joven zareagowałby na wieść, kim jest jego rodzicielka, ale zaraz odrzuca podobne myśli, zdając sobie sprawę, że po ostatnich wydarzeniach nic go nie łączy z oficerem byłego Mistrza Walk.
Więc… jak Mitylena ukryła to, że jest w ciąży? Była już wtedy wdową? 
A cholera wie, pewnie magią. 


Bla, bla, bla. Wilbur mówi z czym przychodzi (przywiózł dokumenty Frygilla, potwierdzające, że Severo jest naprawdę Gerhardem), cesarzowa nie wierzy, bo wie jaki z niego krętacz i kłamca. 
Przy okazji dowiadujemy się, w jaki sposób Wilbur został Eminencją:


 (...)
 I ja mam uwierzyć komuś, kto przez tyle lat mnie oszukiwał? Zdefraudowałeś miliony fenów z mego skarbca jako premier, bo marzyła ci się korona Cesarstwa! A potem, skazany na śmierć w murach Czarnej Twierdzy, podmieniłeś sporządzony moją ręką wyrok śmierci na nominację na nowego Eminencję. Szantażując mnie wydaniem prawdy o zgonie mego męża i zamachu na pierwszych Cesarzy Fenian, zmusiłeś mnie do uznania tego oszustwa za zgodne z mą wolą. 


(...)
– Nawet gdybym przyprowadził przed twe cudowne oblicze Gerharda, nie poznałabyś go. Mistrzowie Starego Porządku zadbali o to, aby skutecznie go odmienić. Jeśli więc nie chcesz męczyć swych pięknych oczu czytaniem dokumentów, pozwól jedynie, że podam ci nazwy kilku substancji, które w nich wymieniono: pyłki zielonej lilii ze Smoczych Gór, opary mgły zbieranej o zmierzchu znad Bezdennych Mokradeł, Motyl z Rożna przyprawiony gęstym cieniem z lasku, połączenie jadów skorpiona talirijskiego i kobry zza Mórz oraz morza sprzed Kobry
Bardziej sztampowych nazw geograficznych nie dało się wymyślić? 
Przynajmniej łatwiej zapamiętać niż te nazwiskowe cyrki arystokracji: Amarylis  Junona Velliadore-Merretti, Lukrecja Cecylia De La Cler-Arwern, Vestra Lukullus  Saviano ...


(...)
– Jeśli więc ostatni z krwi Arwernów jest już świadomy swego pochodzenia – kontynuuje zamyślony Związkowiec – nie zawaha się sięgnąć po swoje dziedzictwo. Czego więc chcę dla siebie? Powrotu do Fenis. Chcę ponownie stanąć przy twoim boku jako premier Cesarstwa, aby móc cię wspierać i cieszyć się upadkiem tego zawszonego patałacha, gdy się tu zjawi. Tylko ja jestem w stanie go pokonać, gdyż jak nikt inny znam jego siłę i słabości. Nie zdradzę nic więcej. Zostawię dokumenty w twym namiocie i jeśli uznasz, że to, co ci powiedziałem, warte jest rozważenia, poślij po mnie. Wiesz, gdzie mnie znaleźć. – Po tych słowach Wilbur składa pokłon i zamierza odejść, lecz królowa chwyta go za rękę z mocą nieprzystojną niewieście.
Wat?
Midichlorianów. 


– Znak na nadgarstku… – wypowiada, patrząc Eminencji prosto w oczy. – Po tym go rozpoznam, bez względu na to, jak wygląda obecnie, jeśli rzeczywiście jakimś cudem uniknął śmierci wraz z Almą i ich bachorem.
A skąd pewność, że mistrzowie starego porządku nie zajęli się i tym, gdy pompowali mięśnie i wydłużali kuśkę Severa? 
Byłoby to rozsądne, co nie? Niestety, z poprzedniej części wiemy, że tego nie zrobili i Sevcio nadal ma znamię w kształcie głowy wilka. 


 Nosił to piętno od urodzenia. Jego ojciec także. Obaj mieli identyczne. Doskonale pamiętam, jak wygląda. Przywlecz mi do Fenis człowieka, którym według ciebie się stał. Żywego, lecz zakutego w łańcuchy. Jeśli się okaże, że ma na ciele skazę pierworodnych Arwernów, uczynię cię na powrót pierwszym ministrem i przywrócę do łask!
Ah, co za błąd. Autorki tak bardzo starają się, by ukazać Mitylenę jako wyrachowaną, sprytną i groźną, ale cesarzowa daje ciała już przy pierwszej intrydze. Jeśli nie jest pewna wierności Wilbura, to wiedzę o znamieniu pierworodnych Arwenów powinna zachować dla siebie i użyć jej dopiero, gdy niby-Gerhard w łańcuchach zostanie postawiony przed jej obliczem. A tak Willbur, który sam nauczał cesarzową tajników magicznego makijażu, może spróbować sfałszować znamię. 


Kobieta puszcza Wilbura i unosząc kurtynę, wychodzi wprost na otwartą przestrzeń pól otaczających stolicę Fenerii, gdzie jej zakuta w rubin armia czeka od przeszło dwóch godzin na musztrę przed obliczem Najjaśniejszej Pani.
To taka przenośnia, czy ta armia nosi rubinowe zbroje? Wiecie, z tymi autorkami wszystko możliwe…


Mitylena snuje plany jak to odnajdzie Arienne/Ariadnę, Boginię Przeznaczenia i zmusi ją do zmiany zapisów w Księdze, tak, aby stała się znów (Mitylena, nie Ariadna) żoną cesarza Ferdynanda, ale tym razem również matką jego pierworodnego syna. Pokrzepiona tymi wizjami udaje się na przegląd wojsk. 
A my udajemy się do buduaru.


Z cesarskiego namiotu-buduaru pozdrawiają Analizatorzy, planujący skomplikowane intrygi z liczymi morderstwami włącznie,
a Maskotek stoi nad ognistą otchłanią nucąc “Kali maaaa, Kali maaaa”

66 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Te dialogi są zbyt rozbudowane i nienaturalne. Po przeczytaniu jednego zdania,mózg mi się buntuje i chce przechodzić do komentarzy.

Anonimowy pisze...

To jest tak uroczo złe, że aż się nie da.

Anonimowy pisze...

O borze zielony i szumiący w tym momencie wyjątkowo szumiąco.
Nie mam komentarza do tego tforu.
Ja nie wyczymie. Poproszę jakąś kolejną Dziewczynę wilkołaka, może uroczo durnowatą książkę (mam kilku kandydatów, mogę pożyczyć), może uroczo durnowate opko. Cokolwiek, co nie ryłoby mi mózgu tak bardzo jak to... coś. Proszę. Błagam. Zlitujcie się nad biedną tęczą, która w tym momencie rozważa popełnienie seppuku (i zaczyna identyfikować się z Maskotkiem).

Tęcza

Anonimowy pisze...

Jeżu, jeżu nieczyt... Chyba sceny seksów były najgorsze. Gritton i Mitylena so subtle.

Ela TBG

Anonimowy pisze...

Severo i jego uderzenia spermy do mózgu.
Ja słyszałam,że mężczyźni robią się agresywni jak im się przerwie seksy lub długo takowych nie mają,ale facet chcący rządzić Cesarstwem chyba powinien nad sobą panować. Za poprzedniego życia też się wkurwiał jak mu ciężarna Alma nie dała?
Generalnie mógłby sobie z Massiem rękę podać

tuptaczek pisze...

Ach zapomniałam o tym koszmarne! :D

Siblaime pisze...

Chciałam powstrzymać się z komentowaniem, aż doczytam analizę do końca, aż tu nagle...
"Nawet ta Biała Dziwka nie mogła przejść obojętnie obok mego uroku"
...w poprzedniej książce wszyscy widzieliśmy już różne wyskakujące z Tyłka wielkie Litery, Los, Przeznaczenie, no ale to użycie mnie rozłożyło na łopatki XD

Anonimowy pisze...

Może to taki...tytuł? Coś jak Zeus Gromowładny.

Anonimowy pisze...

O cholera, tylko nie to...
Jeszcze po pierwszej części odbija mi się jak po nieświeżym śledziu

Anonimowy pisze...

Taka mnie refleksja naszla, ze te zdania nie brzmia, jak zle pisarstwo, tylko jak zle tlumaczenie. To, z jakiego jezyka pozostawiam do ustalenia. Ale to brzmi, jakby ktos zbyt dokladnie tlumaczyl slowo po slowie z jakiegos egzotycznego dialektu. A w ogole to przez cala lekture w glowie lecialo mi tylko "nie z patalachami grasz".

Bezogonkowa

Anonimowy pisze...

A w życiu! Już tu mieliśmy dosłownie tłumaczone opko. To z pulsującym kotkiem i gorącym kogutem.
Koronka to po prostu grafomaństwo.

Anonimowy pisze...

Rany ale padaka. Ja nie dam rady przez to przebrnąć, nawet z waszymi komentarzami.

Eva

Anonimowy pisze...

Anonimku, a nie kojarzy ci sie ta cudowna skladnia, te zdupywziete litery sugerujace, ze moze w oryginale rzeczowniki sa pisane wielka litera, ze w ogole calosc pisana jakby tak w innym kregu kulturowym? Bo ja mam kilka typow, szczerze mowiac. Choc nie upieram sie, ze slusznie.
Bezogonkowa

Anonimowy pisze...

Ciekawe spostrzeżenie,ale ałtorki pisały swoje wiekopomne dzieło jako nastolatki.
Prędzej bym powiedziała że naczytały się bravo girl,romansideł dla małolat,może jakieś porno oglądane dla beki ze znajomymi,wymiksowały to wszystko i mamy Glątwę i Koronkę. Zostawiły to w szufladzie na kilka lat,nawet tego nie zredagowały i od razu wydały.
Ale chętnie poczytam więcej o Twojej teorii.
I coś mi mówi,że bedzie w niej o języku niemieckim.

Anonimowy pisze...

Jeeeeee, glątwa wróciła! :D Idealna mieszanka edukacyjnych walorów analiz książek i lolkontentu opek na miarę Milenki. Wciąż niewiara mnie bierze, że ktoś to puścił drukiem.
A Arieśka jako postać z MMO ma sens, wtedy Severo jest przy niej durnym tankiem, któremu się zdaje, że cała drużyna musi mu nadskakiwać, bo to on ma najwięksiejszy miecz.

Anonimowy pisze...

Mnie cały styl tej książki brzmi jakby ktoś wziął 20 postów z przypadkowego tumblra z poradami dla pisarzy i zbił je do kupy, tylko że bez żadnego pomyślunku. Ktoś autorkom powiedział, że opisy można wplatać w narrację i teraz Sev "wyciąga miecz z pochwy wiszącej na cienkiej, złoconej sprzączce u pasa", w samym środku dynamicznej sceny, w której taka drobiazgowość zabija napięcie i rytm. Gdzieś usłyszały, że powtórzenia są złe, więc mamy tych wszystkich zielonookich magów i byłe Milady byłych asystentów oficera byłego Mistrza czegośtam, w których czytelnik się momentalnie pogubi. Każde popularne fantasy ma politykę, i dynastie i krainy z dziwnymi nazwami, więc i Glątwa ma te swoje 10 nazw na krzyż, które nic nie znaczą i guzik się mają do fabuły. Inni tak robią, więc i my musimy, nieważne, że nie do końca wiemy dlaczego i że wychodzą bezużyteczne wątki okraszone gramatycznymi potworkami.

-Van

Anonimowy pisze...

Ciekawe czy altorkom przyszło do głowy że królestwa mogły mieć swoich szpiegów w pałacu cesarskim.
Kasylia dowiaduje się co planuje jej mąż i Mitylena. Ernest umiera w "sposób naturalny"okolicznosciach a Esterwald nawiązuje sojusz z Merettim,Sevciem i Aryśką i Thaitanią. Najpierw w tajemnicy oczywiście

Anonimowy pisze...

gdzie jej zakuta w rubin armia
Moze zakujmy ich w łubin?
A ja juz zapomniałam jakie to było złe!!!!
Wy wstręciuchy.
Nie wiem co gorsze: ten seks w lochach czy te obcięte nogi...

Chomik

Anonimowy pisze...

Chciałoby się. W tym opku wszystko działa w jedną stronę.

Ela TBG

Anonimowy pisze...

Adrianna chyba niedługo dostanie łomot od misia Sevcia.
Tak jak w stereotypowym konkubinacie. Jeszcze tylko brakuje dziecka nad którym Właściciel Lodowego Olbrzyma mógłby się wyżyć

Anonimowy pisze...

Pomijając już całą nędzę...yyy...fabuły, opkowość sformułowań i nieudolność kreowania postaci, to to "dzieuo" dodatkowo zabija nudą. Gdyby jeszcze działo się w nim coś ciekawego albo zabawnego, to można by przymknąć oko na niedostatki warsztatu i traktować całość jako rozrywkowy gniocik do przeczytania i zapomnienia. A to jest tak przeraźliwie głupie i nudne, że czytający ma ochotę zabić się grabiami. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś wydaje na to pieniądze, uważa za niezwykle interesujące i jeszcze wychwala. W porównaniu z tym czymś płody ałtorkasi jawią się jako wybitnie ciekawe i znakomicie skonstruowane powieści.

Smok Miluś

Anonimowy pisze...

A czy plan Mityleny ma sens? Aryśka jest Boginią Przeznaczenia a nie Władczynią Czasu.

Siblaime pisze...

Jeśli chodzi o te wielkie litery, to niech już sobie będzie to Przeznaczenie czy Los. Ok, to są jakieś nazwy własne, mające związek z religią, magią itp. Problem w tym, że o tym kręgu kulturowym wiadomo raczej niewiele. Tak było już w pierwszej części. Czym się różni ten Los przez wielkie L Arienne i Severa od zwykłego losu, nie wiem, innych postaci? Skoro już czytam to coś, to chciałabym wiedzieć takie rzeczy o świecie przedstawionym. Takie "cuda" jak Biała Dziwka to już w ogóle kosmos, to chyba miało zabrzmieć wzniośle jak jaka Córa Syjonu albo Wielka Nierządnica, a zamiast tego wyszło komicznie.
Imiona i inne nazwy własne to pomieszanie z poplątaniem (są angielskie, greckie, łacińskie, francuskie albo całkiem wymyślone, wszystko co tam się autorkom akurat spodobało).
Cieszę się, że autorki darowały sobie chociaż "tworzenie" języka przez wstawianie w tekst przypadkowych zdań wyglądających jak napitalanie w klawiaturę, bo to też się zdarza w takim fantasy.

Przepraszam, jeśli mi ta wypowiedź jakoś chaotycznie wyszła :P

Anonimowy pisze...

Akurat tutaj ten Los w przypadku Arien i Sevcia ma jakis sens bo przeciez mowimy o Mary Sue i jej Truloffie,Bogini Przeznaczenia co gówno tak naprawdę może i jej gwał..ekhm..ukochanym któremu odbija od braku seksów i w przypływie gniewu( wylew spermowy do mózgu) rozrywa biedne jelonki na polanie.
Razem pokonają złą cesarzową-nimfomankę i jej rozpuszczonego wnuczka. Krainy się połączą,kochankowie będą mogli bzykać się do woli i nastąpi szczęśliwy happy end.

Anonimowy pisze...

Zaraz zaraz dobrze rozumiem że pierwszą część autorki wydały jako nastolatki (co zresztą widać), a tą część dopisały teraz jako dorosłe kobiety? Bo nie mieści mi się to w głowie...

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Ta książka jest zwyczajnie nudna, a postacie składają się z imion, tak że zapomina się o nich od razu, kiedy znikają z fabuły a czasem nawet wcześniej.
Mimo to pamiętam, że mistrz etykiety miał wizerunek pawia, nie łabędzia jak nam mówią tutaj. Chyba, że coś mi się pokręciło.

Anonimowy pisze...

A widzieliście, jakie to ma dobre oceny na chociażby 'lubimy czytac'? Pociesza mnie fakt, że jednak ktoś w opiniach na temat książki (pierwszego tomu) zwrócił uwagę na element gwałtu.

Merry

Anonimowy pisze...

A trylogia Lipinskiej na liście bestsellerów :)
A przy drugim tomie Klatwy,ktoś napisał o tym przegadanym stylu. Te rozbudowane do granic wypowiedzi,brrr

Anonimowy pisze...

Wiem, że komentarz trochę od czapy, ale zauważyliście, jak bardzo klasistowskie jest to opko? Po urodzie bohaterów widać, jakie mają pochodzenie, a arystokratyczne korzenie dodają im oczywiście +1000 do zajebistości. Taki myślowy feudalizm jest śmieszny, gdy pomyśli się, że postaci z założenia walczą o prawo do miłości, które jest jednak dość liberalnym konceptem w porównaniu z powszechnymi w kulturze zachodu tak do circa XIX/XX wieku aranżowanymi związkami. Chodzi mi o to, że ałtorki z jednej strony zachwycają się ahystokratycznością Severa czy Arieśki, nie widząc, że to właśnie skostniały system społeczny najbardziej blokuje związki oparte na miłości, a nie na koligacjach i kalkulacji. To znaczy, wszyscy wiemy, że Severo to rapist bastard z genitaliami rzucającymi się na mózg, a nie żaden truloff, noale rozumiecie chyba, o co mi chodzi?

Ela TBG

Anonimowy pisze...

Tam wszyscy operują mową tak kwiecistą,że tylko wygląd odróżnia księżniczkę od ubogiej służki,cesarza od stajennego.
A tak szczerze to taka królowa czy księżniczka,które nigdy pracą fizyczną się nie skalały,które używają najróżniejszych pachnideł i kosmetyków,z armią fryzjerów i krawców,będą odróżniać się znacząco od plebsu.
A ta ich miłośc jest zakazana tylko i wyłącznie przez jakieś durne związkowe zasady

Smile Without a Cat pisze...

Dlaczego wszystkie postaci, niezależnie od płci i wieku, mają tę nieustanną obsesję na punkcie rozmiarów i aktualnej działalności przyrodzenia Severa? Autorkom wydaje się, że dorośli ludzie na dowolnym etapie historii w ten sposób rozmawiali?

Dlaczego nawet w chwilach (teoretycznie) szybkiej akcji, walki itp. wszyscy wypowiadają się wielkokrotnie złożonymi, kwiecistymi zdaniami?

I do tego dlaczego tymi kwiecistymi zdaniami informują się nawzajem o sprawach, o których wszyscy doskonale wiedzą? Ta forma dialogu/ekspozycji jest konsekwentnie wyśmiewana od dobrych stu lat, jakim cudem to do autorek nie dotarło?

Jeżeli Mitylena upiększa się magicznie, to po co potem nakłada na twarz grube warstwy podkładu i pudru? (Nie wspominając już o realności istnienia podkładu i pudru w pseudośredniowiecznych realiach)

Dlaczego ja się w ogóle nad tym wszystkim zastanawiam?

Anonimowy pisze...

Mi się wydaje że ten Joven to reinkarnowany syn Almy i Gerharda.

Siblaime pisze...

Do facepalmogennych momentów zapomniałam dopisać wzmiankę o królu Fenerii Ferdynandzie Wielkim. Czy aŁtorki mają swoich czytelników za aż takich durniów? Jeszcze tylko Kazimierza Wielkiego brakuje w tej ksiunszce, i, szczerze mówiąc, nawet się nie zdziwię, jeśli i tak nazwana postać się tu pojawi.

Ughhh.

Anonimowy pisze...

Glątwowe imiona,nazwiska i nazwy geograficzne to osobny kosmos.
Taka Thaitania bardziej kojarzy się z egzotyczną wyspą a nie mroźną krainą na północy. Nazwisko Meretti też takie bardziej południowe. Nie mogły sciagnąć nazwiskotwórstwa od np.Islandczyków? Dlaczego nie moglaby być Ariadna Randonsdatter? Już tak bardziej mroźnie brzmi

Smile Without a Cat pisze...

Tahitania - Tahiti.
Fenian - Irlandia.(nie wiem i nie pamiętam, czy chodzi o cesarza tego Fenianu, czy tych Fenian, ale tak czy inaczej kojarzy mi się głównie z irlandką walką o niepodległość)
Nazwiska są włoskie, anglojęzyczne (Wilbur, Gavin), germańskie (Gerhard) hiszpańskie (Joven, którego nie potrafię czytać inaczej niż "hoven" - młody), francuskie (Król Musztarda) albo ogólnofantastyczne.
Nie udało mi się też zaobserwować żadnej logiki w powiązaniu języków z krainami, np. Północ - pochodzące z włoskiego (co samo w sobie byłoby dziwne), krainy południowe - anglojęzyczne czy tam germańskie.

Może i jakiś taki porządek jest, ale wymagałby większego zastanowienia, niż jestem skłonna temu poświęcić. Bardziej prawdopodobne, że nikt nie usiadł nie nie przemyślał tego porządnie, tyko wymyślał słówka jak leci.

Anonimowy pisze...

Mnie też wkurza takie wrzucanie nazw jak leci. Taki Tolkien przynajmniej wszystko dopasował do poszczególnych krain. U Martina jest też okropny miks, ale są przynajmniej bohaterowie, intryga, zgrabnie podane detala świata przedstawionego...

Ela TBG

Anonimowy pisze...

Ja chyba nigdy nic nie napisze. Samo siedzenie nad imionami,nazwiskami,nazwami geograficznymi,fabułą żeby to kupy się trzymało..
Ech...

Siblaime pisze...

Jeszcze Mitylena, bodajże grecka bo od metylenu, też grecka Ariadna (tylko Minotaura i nici brakuje), łacińska Alma, ogólnoromańska Amarylis (choćby hiszpański amarillo - żółty) i Saulo od hebrajskiego Saula. Wikisłownik uważa, że Taida pochodzi od fińskiego czasownika znaczącego "zawładnąć/opanować", ale to już raczej przypadek, jakoś nie chce mi się wierzyć w szukanie imion aż tak głęboko. Za dużo grzybów w tym barszczu :(

piasia pisze...

Powaliło mnie odrąbanie nóg Moru i późniejsza wzmianka o tym, że chwilę później stracił przytomność z bólu.
Analizatorzy nie wkleili sceny odrąbywania, więc mogę tylko domniemywać, jak ałtoreczki przedstawiły tę operację. Czy Moru stał i był rąbany jako ten pień drzewa, czy może położono go i ochotnicy trzymali go za wierzgające kończyny, narażając się na dziabnięcie toporem? No i na jakiej wysokości nogi zostały odrąbane? Jeśli gdzieś ponad kolanami, to Moru zszedł był śmiertelnie już po skróceniu pierwszej kończyny, bo przecięcie tętnicy udowej powoduje taki krwotok, że ofiara umiera po kilkunastu, najdalej kilkudziesięciu sekundach. Dodatkowo oprawca (darujcie, nie pamiętam kto nim był) ślizga się w kałuży krwi i amputacja drugiej kończyny jest znacznie utrudniona, nie mówiąc już o tym, że bessęsu, skoro ofiara wyzionęła ducha.

Anonimowy pisze...

Sceny przerwanego segzu i wkurwu Sevcia nic nie przebije. Ki z tym,że wujek w pobliżu i mógłby ich zobaczyć w niezręcznym momencie. Lodowy Obrzym musi spenetrować grotę Bogini i koniec! Jak nie to ucierpi miejscowa fauna.
A tak BTW,rodziców Adriene nie było przypadkiem na tym balu sylwestrowym?

miriamcia668 pisze...

Mitylena - największe miasto wyspy Lesbos, a Taida to inaczej Thais, czyli też greckie klimata.

Siblaime pisze...

A to nie wiedziałam o tym z tym miastem, ciekawe :D dotychczas kojarzyło mi się tylko z tym metylenem + jakimś odcieniem niebieskiego (?) z tym związanym

Anonimowy pisze...

W życiu bym nie powiedziała,że to nazwa miasta. Szok jak przy Pasadenie

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Thais była bohaterką takiej jednej opery, swoją drogą kurtyzaną, więc nawet pasuje. Niestety to tak jest, że większość wymyślonych nazw już gdzieś tam istnieje... Nieodmiennie śmieszy mnie Brom i drumar kópa z Eragona. O Flanaganie już nawet nie wspominam. Niemniej Flanagan przynajmniej dopasowywał mniej więcej nazwy do regionu (ten sam region - podobne nazwy). A nazwy w Klońtwie to po prostu zbiór ładnie brzmiących słów. I Severus Snape zakochany w Ariadnie z Tahiti.

Anonimowy pisze...

Po angielsku brom to bromine,więc jakos wątpię aby autor specjalnie nazwał swojego bohatera na czesc pierwiastka chemicznego

Anonimowy pisze...

Jezusie Chrystusie, jak się CIESZĘ że Pszesnaszenie wróciło na warsztat! Płaczę. Z radości.

Anonimowy pisze...

I chyba bedzie sporo analiz z tej serii. To to chyba ma więcej stron od Glątwy

Siblaime pisze...

Mimo wszystko co innego zbieg okoliczności, a co innego brać garściami imiona realnych postaci historycznych albo bóstw i bohaterów z ziemskich mitów/legend.
Imię Arienne z poprzedniego tomu przypomina mi jedną scenę z "Gry o Ferrin" AŁtorkasi: główna bohaterka mówi w fantasy "języku" (czyt. słowami tworzonymi przez walenie w klawiaturę) coś o czarodziejce i wynikało z tego, że słowo "czarodziejka" to "alderienne".
Przypadek?

Anonimowy pisze...

Jezeli autorki inspirowały się panią Kasią,to ja już nie mam więcej pytań...

A Arienne tak bardziej kojarzy mi się z Małą Syrenką,czyli Ariel. A może jednej z autorek podoba się imię Adrianna a że to tak trochę mało fantastycznie i czarodziejsko brzmi,to przerobiły to na na Ariadna?

Ariadna pisze...

Ja na ten przykład mam na imię Ariadna i pierwszy raz czytam coś (poza oczywistym wyjątkiem mitologii), w czym pojawia się moje imię. To zawsze takie dziwne uczucie?

Anonimowy pisze...

Ciekawe,czy to dzieuo skończy się na III tomach

Siblaime pisze...

Zajrzałam do poprzedniego tomu w pdf i wśród imion księżniczek-dawnych kochanek Severa znalazłam Kondratę z Wallendorffów. No żeż. Dobrze, że nie kurna Konrad Wallenrod od razu.

Anonimowy pisze...

Proszę wkleić fragment lub link do takowego bo nie uwieżę. WTFmometr mi właśnie wywaliło

Anonimowy pisze...

Uwierzę,cholera

Filozof pisze...

Mnie jeszcze zastanawia, w jaki sposób Sevcio zamierzał spełnić obietnicę o upolowaniu futra białego niedźwiedzia. Czyżby po ichniejszych terenach niedźwiedzie (przynajmniej białe) okresowo zrzucały wylinkę i ta wylinka zaczynała żyć własnym życiem?

Siblaime pisze...

https://i.postimg.cc/k5Hvy1jz/IMG-20191010-201450.jpg

Anonimowy pisze...

O cholera...nazwisko von Grass też tak znajomo brzmi.
Czyli wychodzi na to,że można wydrukować byle co a i tak znajdzie grono odbiorców.

quaggan pisze...

Tak mnie cieszy, że Glątwa wróciła! To była moja ulubiona analiza tutaj, i aż zdarzało mi się tęsknić za Lodowym Gwałcicielem i Boginią Przyrodzenia. Nie mogę się doczekać kolejnych absurdów ^^

Saltykamikaze pisze...

Tak

Saltykamikaze pisze...

Jeśli autorki piszą to na poważnie, a nie np w ramach sprawdzenia jak bardzo można przesadzić z głupotami zanim czytelnicy się zorientują, to ja się wypisuję ze wszechświata

Anonimowy pisze...

Jeżeli jakiś czas temu komentowałam którąś Waszą analizę za treść, to teraz mam pytanie: czy jesteście pewni, że zgodnie z najnowszymi przepisami twórcy nie przysługuje wynagrodzenie za użycie jego tekstu do analizy krytycznej?

Anonimowy pisze...

Pozostaje się cieszyć, że nie muszę "kalać swych źrenic widokiem…" tego wydanego drukiem (serio?) czegoś o wątpliwej urodzie a jeszcze bardziej wątpliwej logice. Rozsądku, cholera, rozsądku brakło.

A tak swoją drogą drewniana chata posiada nie tylko oszklone okna, ale również mur (jakże dogodnie, gdy chcemy kimś rzucić).

Nima

Anonimowy pisze...

Ja jakaś głupia chyba jestem,ale nie mogę znaleźć informacji,w jakim nakładzie sprzadała się Glątwa,jakie miała miejsce na liście sprzedaży etc,etc

Anonimowy pisze...

Anonimowy:
"Ja jakaś głupia chyba jestem,ale nie mogę znaleźć informacji,w jakim nakładzie sprzadała się Glątwa,jakie miała miejsce na liście sprzedaży etc,etc"

To chyba jasne, że wydawnictwo nie dzieli się takimi informacjami? Według deklaracji samych autorek sprzed roku sprzedało się trochę ponad tysiąc egzemplarzy książki (jak na normalne standardy wydawnicze to nie tak dużo).

Anonimowy:
"jesteście pewni, że zgodnie z najnowszymi przepisami twórcy nie przysługuje wynagrodzenie za użycie jego tekstu do analizy krytycznej?"

Nie przysługuje.

Anonimowy pisze...

Szukałam po listach bestsellerów i myślałam że nakład też podadzą

Memphis pisze...

"Kor­we­ta była sta­ra,
Łat mia­ła co nie­mia­ra,
A zwa­ła się "Ariad­na".
Cóż, na­zwa do­syć ład­na!"
Jak to u Brzechwy 😋