czwartek, 14 listopada 2019

382. Krwawa łaźnia, czyli rozrywki dla zdrowia (Korona Przeznaczenia 3/?)

Drodzy Czytelnicy!
W dzisiejszym odcinku dowiemy się, jak się robi w Glątwoversum politykę, zajrzymy ponownie w zaświaty, poznamy sevciową Traumę z Dzieciństwa, a na koniec… autorki zrobią wszystko, by przekonać nas, że Severo jest Prawdziwie Mrocznym, a jednocześnie pełnym poświęcenia bohaterem. Indżojcie!


Analizują: Kura, Vaherem i Kazik


KORONKA 32


Damon i Rakim spotykają się nad brzegiem jeziora. 


Rakim wydaje się zniecierpliwiony, w końcu zabiega o audiencję już od kilku dni, a Merretti, domyślając się, czego ta będzie dotyczyć, nie miał chęci jej udzielać. 
Sekretarka, piłując paznokcie, znudzonym głosem: Najjaśniejszy Pan jest w tej chwili na ważnej konferencji! Wyjechał. Nie ma go. No nie słyszy, że nie ma? Zapisać się w kolejkę petentów, Najjaśniejszy Pan przyjmuje w poniedziałki pomiędzy 19. a 19.15, ale tylko wtedy, gdy jest brzydka pogoda!  


Poirytowany ponowną prośbą o widzenie, postanowił mu więc wreszcie odpowiedzieć.
Rakim Damonowi, tak? 


(...)


Dzięki nieobecności Severa zima zaczyna w mieście stopniowo ustępować. Śnieg pospadał z dachów kamienic, ukazując przeróżne odcienie czerwieni i brązów dachówek. Na ulicach bruk zaczyna wyłaniać się spod coraz cieńszej warstwy puchu. Wśród mieszkańców, którzy wraz z ociepleniem zaczynają tłumniej wychodzić z domów, panuje zdecydowanie większe ożywienie. Zupełnie jakby odetchnęli z ulgą po wyjeździe Gerharda – ironiczna myśl ciśnie się Damonowi do głowy. A przecież to ich zbawienie, powinni sławić jego imię, śpiewać pieśni na jego cześć i codziennie gromadzić się na przeciwległym brzegu jeziora w gotowości na wezwanie swego nowego Władcy do boju! Niewdzięcznicy!
A co Gerhard dla nich zrobił? Stratował tłum, sprowadził zimę (zimę! Wspomnijcie tylko ten moment gdy rano ciężko się wstaje, ciemno, a tu jeszcze trzeba sobie odśnieżyć podjazd…) (ba, a spójrz na to z perspektywy człowieka średniowiecza – długa zima = brak plonów = głód) i chyba wykończył święte, uzdrawiające drzewo. No dobroczyńca z niego taki, że Jurek Owsiak się chowa. 
Drzewka nie wykończył, ale autorki o nim wygodnie zapomniały, bo gdyby nadal było pod ręką, nie możba by wprowadzić Wielce Dramatycznych Scen z ciężko chorą Ariadną. 
Plus mordy (dolary przeciw orzechom, że nie tylko obozowicze i prostytuci zeszli z tego świata). Na pewno nikt nie połączył wyjazdu cysorza z ustaniem działalności seryjnego mordercy, choć pewnie lokalny tropiciel teorii spiskowych dostaje teraz kręćka.

(...)


– Czy wiosna w Srebrzystej Lagunie wygląda podobnie? Wszystko ożywa, odradza się, a nowa energia i pomysły zaczynają kierować działaniami człowieka…
– W Srebrzystej Lagunie nie ma zimy – odpowiada syn Włodarza zza Mórz, choć z nerwów, które próbuje ukryć, jego język się łamie, kalecząc obcym akcentem i wyrazami wspólny fenianijski. – Podobnie jak nie ma zwyczaju, by porywać niczym zwykłą brankę księżniczkę krwi! I to przy milczącym przyzwoleniu jej rodziny! Znaczy, mówiłem w poprzedniej części, że jakaś tam wyspa u nas ma zwyczaj porywania narzeczonej i wyrzynania jej rodziny, ale nie o to chodzi! – wyrzuca z siebie myśli, które od kliku dni nie dają mu spokoju. – Dlaczego zakazałeś mym podwładnym ścigać tego barbarzyńcę?! 
Bo jesteś tu gościem, kmiocie? 
Bo, jaby ci to powiedzieć, Rakim… Od początku chciałem, żeby to Severo wygrał, a ty się wtryniłeś między wódkę a zakąskę. 


Śnieg taje, przeprawa przez góry staje się możliwa, a ja pragnę pomóc w poszukiwaniach twej bratanicy, ty zaś nie dajesz mi ku temu szansy. Dlaczego? Wiesz przecież, jak zależy mi na jej Losie! W moim kraju za podobny czyn ten człowiek zostałby natychmiast pojmany i skazany na śmierć, a jego męskość, wywieszona na widok publiczny, stanowiłaby żer dla sępów. Bez względu na jego pochodzenie!
OCZYWIŚCIE męskość. Nie tam głowa zatknięta na pikę, czy cuś. 
“Sępów”, w liczbie mnogiej? Przecież to nawet jeden nie poczuje, że coś zjadł :(
NO COŚ TY, na Lodowym Olbrzymie całe stado urządzi sobie ucztę i jeszcze dla wron zostanie… 


Gdyby The Mandalorian rozgrywał się w Glątwoversum…


– A jak jest karane naruszenie gościnności? Na jakie traktowanie zasługuje przyjezdny, który otrzymawszy wszelkie honory i wygody przynależne mu z racji stanu, gwałci zasady mojego domu? Bo jakże inaczej nazwać twą kandydaturę, Rakimie, do ręki mojej bratanicy?! 
To trzeba było ją odrzucić od razu. Zgodziłeś się, to ponoś konsekwencje. 


Nie dość, że nie skonsultowaną ze mną, to jeszcze kontrowersyjną ze względu na kulturę, w jakiej zostałeś wychowany! Myślisz, że naprawdę zaręczyny z kimś, kto posiada już kilka żon, byłyby dla Ariadny mniej barbarzyńskie niż porwanie przez samotnego mężczyznę, który ją miłuje i któremu ona jest przychylna?!
Cóż, w przypadku królewskich małżeństw miłowanie jest tylko przyjemnym acz zupełnie niekoniecznym dodatkiem. 


– O jakim pogwałceniu zasad mówisz? – wybucha ze złością obcokrajowiec. – Ogłosiłeś publicznie otwartą rywalizację o swą krewną, a ja wziąłem w niej udział, gdyż miałem do tego prawo jako dysponent sumy, która była ceną wywoławczą i która należała mi się z twego skarbca. Pretensje miej do siebie, czcigodny Damonie. 
WŁAŚNIE.
Wydaje się, że zarówno Damona jak i jego poddanych brzydziłby fakt posiadania kilku żon. No i nie ukrywajmy, Damon jest wściekły na to, że Rakim chciał mu pomieszać szyki.
No ok, my to wszystko rozumiemy, ale podstawowe pytanie brzmi, dlaczego w ogóle dopuścił do tego pomieszania szyków, zamiast na wstępie zastopować Rakima? 
“No, Sevciu, spiesz się z tym ożenkiem, bo mam już piętnastu Srebrzystolaguńczyków na twoje miejsce!”


Kupczysz dłonią księżniczki i narażasz jej imię na złą sławę, stając po stronie porywacza, broniąc go i opóźniając za nim pościg. Czyżbyś bardziej cenił łotra, który zszargał reputację Ariadny, niż mnie, twego przyjaciela, dzięki któremu zamierzasz wygrać wojnę z Fenerią?
Niestety, drogi Rakimie, dokładnie tak jest.


Damon wskazuje Rakimowi łódź na jeziorze.  


– Wzrok cię nie myli. Gondola obciążona jest kruszcem. Dokładnie milionem fenów w sztabach złota. Twoich fenów, które zdecydowałeś się wykorzystać przeciw mnie. A ja nie dopuszczę do tego, aby taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Wszak nasze rodziny zawsze były w dobrych relacjach i nie chcemy, aby błędy młodości czy nieznajomość kultury i obyczajów to zepsuły!
Po tych słowach Wielki Książę unosi wolną rękę ku niebu, zatrzymuje ją na moment w powietrzu nad głową, aby zgromadzeni na pałacowych murach wojownicy zdążyli się naszykować, a następnie opuszcza gwałtownie dłoń. Kilkadziesiąt płonących strzał, wystrzelonych w tym samym momencie, przelatuje nad głowami stojących na plaży mężczyzn i kieruje się ku łodzi. Ani jedna nie wpada do jeziora, wszystkie dosięgają celu. Obładowaną cennym ładunkiem łódź zaczyna ogarniać ogień.
Syn Włodarza Srebrzystej Laguny stoi w milczeniu, trawiąc w duszy wściekłość. Stara się zachować pozór spokoju, patrząc, jak jego majątek idzie na dno, z którego nikt nie będzie w stanie go wydobyć ze względu na mieszkające w jeziorze krwiożercze Smocze Ryby.
Aaaaaha. Więc w imię zachowania dobrych relacji pomiędzy ich rodzinami Damon posyła na dno złoto, które prawnie należy się Rakimowi? Ciekawą politykę mają w tym Klątwoversum...
To złoto już należy do Rakima! Tja, się Damon zdziwi jak otworzy paczkę i zamiast upragnionych pistoletów i karabinów zobaczy ziemnioki. 
Nie mówiąc już o tym, że to złoto nie zostało jeszcze zważone – a kto wie, może milion fenów waży dużo więcej niż kareta z Ariadną i w ten sposób Damon zatapia nie tylko wykup za bratanicę, ale też i uczciwie zarobione przez Rakima pieniądze za broń? 


Aaaaa!!! Właśnie mi jedno przyszło do głowy… Czy ta łódź płynie sobie sama, bez załogi, czy też Damon poświęcił iluś tam swoich ludzi, żeby tylko utrzeć nosa Rakimowi???
Obawiam się, że mamy właśnie odpowiedź na zagadkę “a gdzie wcięło podwładnych Seva, dlaczego już się nie pojawiają?”.


I choć mimika Rakima nie wyraża przejęcia, jego dłonie mimowolnie zdradzają targające nim emocje. Drżącymi palcami przebiera po kamieniach zdjętej przed chwilą z nadgarstka bransolety, ozdobionej złożonym z drogich kamieni kwiatem nenufaru.
– Błędy młodości ani nieznajomość kultury na pewno tego nie zepsują – cedzi. – Tylko starcze szaleństwo – kończy w swym narzeczu, wiedząc, że Wielki Książę nie będzie umiał rozszyfrować jego słów, po czym odwraca się i rusza w głąb lądu.
No to sobie Wielki Książę zyskał sojusznika… 


– Fedi! – wzywa niewolnika, gdy zbliża się do tarasu, na którym stoją przedstawiciele jego orszaku. – Wiesz, co masz robić! – Wciska mu w dłoń perłową ozdobę. – Łatwo znajdziesz księżniczkę dzięki temu cacku. Przywieź mi ją, a tego barbarzyńcę… tego lodowego porywacza zabij! Nikt nie ma  prawa ośmieszać syna Przenikliwego Ubaja! Nikt! A zima zawsze ustąpić musi przed latem!
Ciekawe powiedzenie jak na gościa z kraju w którym nie ma zim. 


Wściekły, kieruje się do pałacu, pozostawiając za sobą zgiętego w uniżonym ukłonie sługę.


KORONKA 33


Tymczasem w jakiejś gospodzie para kochanków spokojnie śpi, gdy wtem! tajemniczy zabójca wkrada się do pokoju, dusi kobietę, a mężczyźnie podrzyna gardło. Kradnie też sakiewkę, żeby podrzucić ją innemu gościowi i w ten sposób skierować na niego podejrzenia. Któż to, ach któż? 


To powinno na chwilę zaspokoić Białą Damę – kpi w myśli z absurdalnego żądania Pani Zaświatów zabójca,
Ach, więc to Severo zabrał się za wypełnianie zobowiązania wobec Śmierci? Osiem milionów dusz po dwie sztuki dziennie…? Spoko, Śmierć poczeka, ma cały czas świata...


(...)
Nieproszony gość bezszelestnie opuszcza pomieszczenie, wychodząc przez drewniane drzwi na spowity w mroku korytarz. Chowa garść monet w kieszeni skórzanej kurtki, której barwę na mniej rzucającą się w oczy niż biel Oblubieńca Ariadna zmieniła za pomocą czaru jeszcze na początku podróży, 
Geez, to on NIC nie przygotował do tej ucieczki? Nawet ubrania na zmianę? Ciekawe, jak się czuje Ariadna bez możliwości zmiany bielizny… 


poprawia odzienie i już bez pośpiechu, jak gdyby nigdy nic, wkracza do wynajętej dla siebie izby. Siada na posłaniu i ściągając wysokie buty, patrzy na leżącą pod pledem kobietę. Nic nie zauważyła. Kiedy wszedł, nawet nie drgnęła, a jej miarowy oddech zdradza głęboki sen. To dobrze, bo nie będzie musiał znów tłumaczyć nocnej eskapady kolejnym bzdurnym kłamstwem. Severo, zadowolony z takiego obrotu sprawy, wślizguje się pod przykrycie i czule obejmuje Ariadnę.
Kocham cię. Nikt i nic mi cię nie odbierze – wypowiada w myślach, tuląc twarz do pachnących włosów Tahitanki. Gdybym tak tylko był choć trochę mądrzejszy, i wiedząc że chcemy uciec, schował gdzieś za pazuchą garść złotych monet. Albo dałbym je tobie. 


Dopiero gdy jego ciało wydaje się być pogrążone we śnie, otwieram oczy i leżąc bez ruchu, wpatruję się zamyślona w profil mężczyzny. Choć nie  pierwszy raz opuszcza mnie w nocy, ciągle nie mogę się do tego przyzwyczaić. Okropne podejrzenie nie daje mi spokoju – Severo pewnie używa miecza, gdyż to przecież potrafi najlepiej, aby zapewnić nam byt. W końcu czymś musiał opłacić nocleg w tym zajeździe oraz poprzednich, w których zatrzymywaliśmy się na spoczynek. Tylko czy tak będzie wyglądać nasza przyszłość? Zasłona milczenia na zawsze okryje tak ważną część życia, jaką jest jego profesja? 
Cóż, w Ravillonie jego profesja kata nie przeszkadzała ci ani trochę… *wspomina radosne pląsy wokół katowskiego pieńka*


(...)
O małżeństwie już nawet nie marzę. Boję się ponownego rozczarowania, jakie czułam w dniu porwania mnie z lasu. Tak się cieszyłam, wyczekując na zakończenie tahitańskiego obrządku oraz uczynienie mnie żoną, i jakże się zawiodłam, kiedy to wszystko zostało mi brutalnie odebrane. Gdybym tylko otworzyła jadaczkę i wyrzekła czego naprawdę pragnę. Bo mojemu ukochanemu nagle coś się odwidziało. Całkowicie pominął mnie w swym spontanicznym pomyśle wyrwania się z otoczenia anturyjskiego dworu!


Ariadna pogrąża się w wątpliwościach co do swego związku, uświadamiając sobie, że Severo nigdy nie rozmawia z nią o niczym ważnym, nawet o tym, jak sobie właściwie wyobraża ich przyszłe wspólne życie. Ona sama nie może nawet zajrzeć w przyszłość i zobaczyć, jak to wszystko się skończy, gdyż Bogini Przeznaczenia (khę, czy ona sama nie jest przypadkiem tą boginią?) odebrała jej tę moc. 
Może lepiej nie patrzeć, takie to przykre.


(...)
Sfrustrowana, targana niepewnością, wiem, że tej nocy nie zmrużę oka. Żeby więc przegnać ponure myśli, uciekam się do jedynego ratunku, jaki znam. Zbliżam twarz do oblicza ukochanego i muskając wargami płatek jego ucha, zagłębiam dłoń pod okrywające jego biodra prześcieradło.
– Kochaj mnie – wyszeptuję. – Jak zapalniczka płomień...


KORONKA 34


Aż tu wtem! w gospodzie, w której przebywają Severo i Ariadna (chyba w innej niż ta z poprzedniego odcinka, bo nie pada ani słowo o morderstwie), pojawia się Tamira. Wpadają na siebie z Severem i w obojgu to spotkanie budzi niemiłe wspomnienia - jako szpiedzy niejednokrotnie wchodzili sobie w drogę i krzyżowali sobie nawzajem szyki. 


Severo miał doskonały poranek. Noc bowiem przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Pożądanie ukochanej zapewniło mu intensywną rozrywkę aż do świtu. Jakże zachłanna, jakże wyzwolona była Ariadna. I musi przyznać, że przez młodzieńcze nienasycenie Tahitanki dawno nie czuł się tak zmęczony.
Ja już nie potrafię powiedzieć, czy ten przykry kontrast “młoda, zagubiona dziewczyna uwięziona w beznadziejnym związku bez przyszłości szuka chwili zapomnienia w seksie vs egoistyczny palant-brutal jest rozćwierkany po upojnej nocy” jest celowy, czy autorki naprawdę tego w ogóle nie czują.    
(...)
Ale teraz czar magicznego poranka pryska. Zadowolenie znika z oblicza Severa, a jego radosna wcześniej mina wykrzywia się ze złości.
– Co ty tu robisz, suko?! – syczy do czarodziejki.
(...)
– Mam nadzieję, że przy niej nie wyrażasz się w podobny sposób? Ariadna nie powinna mieć styczności z podobną wulgarnością. 
Watch your language, young man!
Nie miałam czasu zrobić wam kursu manier w Twierdzy, ale mam nadzieję, że zapewniliście jej przynajmniej te cztery osobne sztućce do deserów. 


(...)
– Arienne z Salmansaru, kraju, dla którego teraz służę, Gildia Czarodziejów Bogini Przeznaczenia, której przewodniczę… Taka dość głupia z nazwy. I znając dotychczasowe lore Bogini Przeznaczenia, pewnie nie tylko z nazwy. Naprawdę nic ci to nie mówi? Sądzisz, że przypadkiem trafiła do Ravillonu? Jeśli tak, to jesteś w błędzie, bo gdyby nie ja, nie poznałbyś swej Milady.
Szatynka do dziś pamięta, ile wysiłku kosztowało ją zorganizowanie możliwości przybycia do Związku dla podopiecznej. Musiała uruchomić dawne znajomości, przypomnieć Caris, że niegdyś wyświadczyła jej przysługę, dając zatrudnienie, gdy ta, bezdomna, żebrała na ulicach anturyjskiego miasta. Na szczęście opiekunka faworyt nie zapomniała o przeszłości i obiecała pilnować Arienne, co nieco uspokoiło Tamirę.
Przy czym pilnowanie polegało na: a. wysłaniu jej na ucztę, żeby sobie znalazła kochanka, b. powstrzymaniu jej, kiedy chciała z tej uczty uciec, c. żadnej reakcji, kiedy ją publicznie gwałcono, d. nieutrzymywaniu z nią później żadnych kontaktów. 
Sądząc po jakości odwdzięczenia się, to “danie zatrudnienia” najwidoczniej ograniczyło się do umowy o dzieło z cięciem wypłaty za byle co. 
Znajomości, żeby dostać się do Ravillonu… Może jeszcze jakaś łapówka, żeby wylądować w lokalnym więzieniu.


(...)
– Skazywać takie niewinne dziecko na Ravillon?! – Anturyjczyk prycha z pogardą. – Brawo. Toś sobie upatrzyła kryjówkę godną księżniczki krwi, nie powiem! Mimo naszych starć zawsze miałem cię za cholernie inteligentnego i niebezpiecznego przeciwnika, ale twoje postępowanie z Arienne temu zaprzecza. Zachowałaś się nieodpowiedzialnie i podle, wysyłając ją do gniazda rozpusty i zła!
I to wszystko, co ją tam spotkało, to wyłącznie twoja wina! 


(...)
Podążając za wojownikiem, Tamira już nic nie mówi. Jej myśli krążą bowiem wokół istotnych pytań. Czy Ariadna w ogóle nie rozmawiała z Severem na temat Przeznaczenia? Czyżby mężczyzna wciąż był nieświadomy swej roli Strażnika? Gdyby było inaczej, nie obwiniałby jej o podobne niedorzeczności. Ravillon to bowiem miejsce stale ukazujące się w wizjach i wróżbach, kiedy razem z księżniczką szukały bezpiecznego (khyyyyyy…) dla Ariadny schronienia.
Aż strach pytać o pozostałe propozycje: nawiedzona krypta, ziemianka na bagnach, spiżarka sekty praktykującej kanibalizm...

Mimo wielu wątpliwości i zastrzeżeń zdecydowały się w końcu podążyć za wskazanym magią Losem. 
Znaczy, łatamy dziury w fabule i bezsensowne rozwiązania z pierwszego tomu wygodnym “tak chciało Przeznaczenie”. 


Ambasadorka Salmansaru obrała za cel wyszkolenie podopiecznej tak, aby ta zawsze mogła polegać na swej mocy i umiejętnościach. 
Nie przewidziała tylko udziału Imperatywu Narracyjnego, który czasami – pstryk! – wyłączał jej jedno i drugie. 


Cóż więc złego spotkało ją w Czarnej Twierdzy?! 
Przepraszam, ale zacytuję własny komentarz z analizy “Klątwy przeznaczenia”:
TY GŁUPIA KROWO, przecież wiedziałaś, gdzie ją wywozisz i jak wygląda życie kobiet w Ravillonie (no nie wierzę, żeby mając kontakt z Caris tego nie wiedziała!). Zostawiłaś ją w miejscu, gdzie miała wybór tylko pomiędzy zostaniem czyjąś faworytą, a gwałceniem przez wszystkich pozostałych. A teraz masz pretensje?


Poznała mężczyznę życia, 
I to w jakich okolicznościach! 


a ten gbur, zamiast być wdzięcznym, śmie jej to jeszcze wypominać! Och, nie przyjdzie jej tak łatwo przełamanie tyloletniej niechęci do wroga.
– Najdroższa… – Severo popycha drzwi pokoju z impetem – dlaczego mnie nie uprzedziłaś, że przyjaźnisz się z wiedźmą, której nie trawię?! –
No, bo generalnie nie mówimy sobie o niczym ważnym, c’nie?  
Pewnie z tych samych powodów, dla których jeszcze nie zapytałam, jak bardzo czułe relacje łączą cię z moją matką.


Bla, bla, Tamira zostaje, by porozmawiać z Ariadną, a Severo zostaje wysłany na dół po śniadanie.


KORONKA 35


Bla, bla, nieistotne rozmowy Tamiry z Ariadną.


KORONKA 36


Tymczasem Severo spotyka też kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewał…


– Ty?! Tutaj?! Ty parszywcu… – Mężczyzna siedzący przy stole pod oknem w głównej sali podrywa się z ławy na widok Mistrza Walk i kulejąc, rusza w jego stronę. W chwili gdy niczego nieświadomy wojownik podchodzi do właściciela gospody, by złożyć zamówienie, rozsierdzony Tahitańczyk uderza go z całej siły pięścią w twarz. A potem chwyta za poły czarnego kaftana i szarpie, krzycząc na całe gardło:
– Co zrobiłeś z moją córką?! Gdzie ona jest?!
Severo reaguje instynktownie. Kopiąc napastnika w krocze kolanem, powala go na ziemię i dopiero teraz dostrzega, że ma u swych stóp samego władcę Tahitanii.
Ach, a wy myślicie, że to na waszych rodzinnych spędach panuje zła atmosfera…


– Znów mnie atakujesz, prawie teściu panie! – zwraca się do monarchy z irytacją w głosie. – Nie wyciągnę przeciw tobie miecza, gdyż zabicie cię nie jest moją intencją. Jednak skoro poczujemy się lepiej, dając sobie po mordach, proszę bardzo. Myślę, że obu nam się to przyda! Załatwmy więc nasze porachunki jak na prawdziwych mężów przystało! – I zakasawszy rękawy, rusza ku powstającemu z podłogi Randonowi, który natychmiast szykuje pięści do obrony.
Randon i Severo zaczynają się bić, ku uciesze innych zgromadzonych gości. Tarzają się po podłodze, przewracając sprzęty, póki ktoś nie przywoła ich do porządku:


– Dosyć tego! Nie macie za krzty godności?! – Rozsierdzona staję wraz z Tamirą na środku sali. – To tak w waszym mniemaniu się rozwiązuje spory?!
Tahitańczyk dostrzega córkę, po czym, wykorzystując dekoncentrację byłego Mistrza, atakuje go pięścią w lewy policzek.
Jak na prawie kalekę ciąglę siedzącą za biurkiem, król Tahitani prezentuje niezłą chęć do bitki. 
Nie zapominajmy, że wciąż ma problemy z nogą, którą złamał, kiedy poprzednim razem walczył z Severem. 
Świetna okazja, by złamać ją jeszcze raz i użyć do okładania Seva po głowie. 


– A to za to, że sprowadziłeś moje dziecko w to plugawe miejsce!
– Ojcze! – wyrywa mi się tonem pełnym wyrzutu.
Schodząc tutaj, sądziłam, że zastanę mężczyzn mego życia kłócących się, może nawet krzyczących. 
Geez, Ariadno, przestań już cokolwiek sądzić. I tak wiadomo, że się mylisz.


W końcu, gdy przebywałyśmy jeszcze na górze, Tamira wyznała, że powiedziała rodzicowi o moim związku z ravillońskim Lwem, a także ujawniła prawdziwą tożsamość mego ukochanego, aby wstawić się za nami. Nie sądziłam jednak, że zobaczę ich obu tak obitych i skrwawionych, tarzających się po brudnej ziemi. 
Pewnie wyglądają jak Rocky w dziesiątej rundzie. Szacun dla tatuśka, że jest w stanie bić się jak równy z równym z wielkim Sevciem. 


Rozumiem, że władca może mieć pretensje do Severa, 
Córka myśląca o ojcu per “władca”... 


ale że mój rycerz pozwolił się sprowokować do walki, wiedząc, że nie ma sobie równych?!
A co, to tak nie można? – Severowi opadła szczęka ze zdumienia. 


Jemu też posyłam rozgniewane spojrzenie. 
– Koniec przedstawienia! Rozejść się! – nakazuję władczo tłumowi.
– A ta dziewka to kto, żeby nam rozkazy wydawać?! – pyta jeden z gości, zawiedziony, że właśnie przerwano emocjonującą walkę.
– Ta? – Gospodarz mruży krótkowzroczne oczy, patrząc w kierunku dziewczyny, by następnie obwieścić zebranym: – Ach, to kochanica tego gladiatora. – Wskazuje dłonią, w której dzierży tacę z zebraną z podłogi dziczyzną (pięć minut nie leżało!), na podnoszącego się byłego Związkowca, wyciągającego dłoń ku Randonowi, by pomóc mu powstać. – Przez pół nocy słychać było jej krzyki i jęki! Aż goście się skarżyli, że spać przez ten hałas nie mogą!
Wow, to musiała naprawdę nieźle się wydzierać, skoro w gospodzie o grubych ścianach z bali, nie z jakiegoś kartongipsu, tak ją było słychać. A khę, ten przydatny czar, jakiego użyła swego czasu, żeby nie nakryła ich przyzwoitka? 
Może tylko zewnętrzne ściany były takie grube?
Albo gospodarz nie ma za krzty instynktu samozachowawczego, albo bardzo chce zarobić w pysk od wkurzonego, napakowanego “gladiatora”.


Bla bla, goście komentują, rechocząc, Randona szlag trafia. 


(...)
– Krzyczy przez ciebie, tak?!
Nie czekając na reakcję ze strony byłego Mistrza Walk, puszcza przeciwnika i kolejne uderzenie kieruje na jednego z urągających księżniczce gości gospody. Przepełnia go złość, jakiej już dawno nie odczuwał. Co innego usłyszeć o tym, że jego umiłowana, wychuchana jedynaczka kocha wroga, co obwieściła mu w łagodny sposób Tamira, którą władca poważa, a co innego dowiedzieć się od byle pospólstwa, że ten plugawy Związkowiec bierze ją w łożu. Jego małą córeczkę! Czy to możliwe, że ona aż tak bardzo się zmieniła?! 
Czasem okres dojrzewania jest trudniejszy dla rodziców niż dla ich pociech. 


Powinien sprawić sobie taką koszulkę:


https://koszulkowy.pl/12549-large_default/zasady-spotykania-sie-z-moja-corka-meska-koszulka-z-nadrukiem.jpg


Że ze skromnej dziewczynki wyrosła na bezwstydną kochanicę?! Wszakże on doskonale potrafi zrozumieć, że jeśli żywi się żarliwe uczucie do drugiej osoby, to można bez reszty zatracić się w rozkoszy, ale to nie znaczy, że mają wiedzieć o tym wszyscy dokoła! Tak, to bezsprzecznie wina Severa. To on sprowadził ją na złą drogę. To przez niego się nie hamuje i daje upust namiętności, krzycząc w alkowie!
Oho, ktoś tu lubi kneblowanie. Randonie, ty zbereźniku! ;)


Władca Tahitanii przygważdża łokciem do podłogi kolejnego mężczyznę.
– Nic ci nie jest, Arienne? – Wyczerpana teleportowaniem, niemogąca użyć swej mocy Tamira przeciska się w stronę podopiecznej. – Lepiej wyjdźmy stąd, zanim jeszcze i ciebie wplączą w tę bijatykę.
Hej, a może teraz Ariadna użyje czarów. Na przykład, no wiecie…
ZATRZYMA PIEPRZONY CZAS!?


Oburzona sytuacją i tym, że ani mój ojciec, ani Severo mnie nie posłuchali,
Czy ktoś jest tym faktem zdziwiony? 


 tylko kontynuują beznadziejną walkę z jakimiś obcymi ludźmi, w pierwszym momencie chcę rzucić czar na to miejsce i na wszystkich zebranych, ale zaraz potem rezygnuję z tego pomysłu, bo przecież to tylko zwróciłoby na mnie niepotrzebną uwagę.
No i masz wyjaśnienie. 


– A wiesz? Masz rację, Tamiro. Chodźmy stąd. A oni niech się dalej obijają, skoro mają takie życzenie i – jak widać – sprawia im to radość.
Razem z czarodziejką kierujemy się w stronę wyjścia.
Ale by było, gdyby Randon dostał w czasie tej bójki o jeden raz za mocno (chociażby od Seva, który miał świetną okazję do skasowania niechętnego mu prawie-że-teścia). To by się towarzystwo zdziwiło, gdyby kilka dni po burdzie odkryło listy gończe ścigające je za królobójstwo.


KORONKA 37


Randon i Severo pogodzili się. Severo opowiada, jak poznał i pokochał Arienne, nie wiedząc kim ona jest ani nie pamiętając własnej przeszłości. Zarzeka się jednak, że nie zamierza walczyć o cesarską koronę. Randonowi się to nie podoba… Jego córka, jako dziedziczka tronu, powinna mieć godnego siebie męża, a tymczasem Severo z jego niechlubną przeszłością niekoniecznie się kwalifikuje. 


Sam więc szczerze odpowiedz na pytanie: czy naprawdę uważasz, że jesteś jej godzien?
– Odwróćmy to pytanie, Randonie, nim udzielę ci na nie odpowiedzi – ze stanowczością w głosie zwraca się do monarchy czarnowłosy. – Czy którykolwiek z zasiadających obecnie na tronach Naszego Świata władców – no, może z wyjątkiem Pana na Wyspach, który jednakże nie pali się do małżeństwa – jest godzien ręki twej córki? Moim zdaniem żaden. Ty po prostu nie chcesz jej nikomu oddać. Ariadna wypełniła w twym sercu pustkę po stracie najukochańszej siostry, którą tak bardzo przypomina i której nie chcesz ponownie stracić, a także została twą życiową towarzyszką, gdyż, jak obaj doskonale wiemy, Amarylis się w tej roli nie odnalazła. 
Sevciu, czy ty sobie zdajesz sprawę, jak to brzmi?!
Piętnaście fenów za konsultację się należy. Dorzuć pięć, to zrobimy jeszcze Rorschacha. 


Ja zaś… No cóż. Nie zaprzeczam i nie ukrywam: mordowałem, krzywdziłem, torturowałem, kradłem, dopuściłem się gwałtu i wielu innych bezeceństw, lecz proszę cię, wskaż mi choć jednego władcę – prócz wspomnianego Dijona – który by tego nie czynił! Przecież byłem sługą królów, twoim również. Na rękach członków każdej dynastii Kontynentu jest krew niewinnych ofiar. To ich rozkazy kierowały mą dłonią i mieczem. Chociażby Taliria. Nigdy mnie nie spytałeś, ilu przedstawicieli tamtejszych ciemnoskórych plemion zabiłem w twym imieniu i co robiłem na Stepach, gdy walczyłem pod twym sztandarem! 
Dżizaz, czy malutka Tahitania bawiła się w “ja też zostanę potęgą kolonialną”? Bo jakie inne interesy mógł mieć ojciec Ariadny z ciemnoskórymi z Talirii i na Stepach? Zaraz się okaże, że Randon jest wcieleniem króla Belgii Leopolda II. 
Taliria do tej pory była nam znana jedynie jako źródło najlepszych ziół antykoncepcyjnych, z pewnością każda potęga Glątwoversum chce położyć łapę na tym bogactwie! 
(A według oficjalnej mapki Taliria z jej stepami i ciemnoskórą ludnością bezpośrednio sąsiaduje z Tahitanią na dalekiej Północy. Ciekawą tu mają geografię i klimat).
Nawet, gdyby przyjąć wytłumaczenie “ja źle, ale oni też źle, więc o co chodzi”, to jednak pozostali wygrywają w kategorii “zapewni godny byt księżniczce”, a - kto wie! - może niejeden ma znaczną przewagę w konkurencjach “mam plan”, “plan, który nie jest bujaniem się po zajazdach i zabijaniem przejezdnych”, “zdanie mojej żony cokolwiek mnie obchodzi i potrafię to okazać”. 


Tamte ziemie spływały krwią, która do dziś je użyźnia, a ty, bezpieczny i spokojny, mogłeś poświęcić czas rodzinie, niepomny na cierpienie, które sprowadziłeś na ich mieszkańców. Odpowiedz mi zatem, jako inteligentny i bystry człowiek, za jakiego zawsze cię miałem, czy naprawdę aż tak wiele różni mnie od któregokolwiek z monarchów, który stawałby w szranki o dłoń Ariadny. Wszyscy władcy, bez wyjątku, to mordercy i kaci. Operują słowem, rozkazem i żądaniem, by zrealizować swe pragnienia. Nie baczą przy tym na ewentualne koszty i Los innych, posługując się ludźmi pokroju Związkowców. Ja byłem więc jedynie posłańcem i bronią, której baliście się sami wziąć w szlachetne dłonie, by nie skalać dobrego imienia swego domu! 
Wiecie co? Ten fragment mi się podobał. Kilka dobrych zdań pod rząd. Wow. A teraz, drogi świecie Glątwy, zakrzyknij “liberté, égalité, fraternité” oraz “kill the rich” i rusz na barykady! 
♪ “Do you hear the people sing?”...! ♫ … … A nie, zaraz, przecież leżą z gardłami poderżniętymi przez Seva. Ma faute. 


Mam więc takie samo prawo do ręki Ariadny jak każdy inny król. A nawet większe. Wszak sam obiecałeś ją Władcy Fenian, a ja, choć nie mam na głowie korony, wciąż nim jestem! 
Taaa, jak mu się nie podoba, to “nie, nie jestem żadnym cysorzem, co wy chcecie, odpierdulta się ode mnie”. A jak mu to potrzebne, to nagle “jestem władcą Fenian”!


Severo próbuje wytłumaczyć Randonowi, dlaczego nie chce walczyć o tron, mimo że pragnie zemsty za śmierć Almy i swego nienarodzonego syna. Okazuje się, że pamięć mu wróciła…


– Pamiętam to! Wraz z przekroczeniem Smoczych Gór przypomniałem sobie tamte zdarzenia. W Świerkowych Szczytach! W moim myśliwskim domku! Brali ją jeden po drugim wiele razy, a ja wyłem z rozpaczy, zakuty w księżycowy kamień, powalony na ziemię. Rozpoznałbym wszędzie twarz tego, który mnie trzymał i stopą przygniatał mi głowę do podłogi, każąc na to patrzeć. Ależ to był on! – wyszeptuje, czując nagłe olśnienie, gdyż ten fakt nie był mu dotychczas znany.
Vestra Lukullus Saviano. 
Huh, mozna powiedziec, że w tej myśliwskiej chatce doszło do iście lukullusowej uczty. 
– :O Saviano?! Nie może być! – westchnął Kazik, nie mając zielonego pojęcia, co to w ogóle za typ.
Kolejny NPC o imieniu z generatora. 


Anturyjczyk, który wręczył mu przed śmiercią w Podziemiach medalion Cesarza i oświadczył, że Gerhard żyje w Czarnej Twierdzy, to zarazem niedoszły kat Gerharda, który, zostawszy z pojmanym Cesarzem sam na sam, zamiast go zabić dał mu drugie życie i wywiózł do Ravillonu, by tam go ukryli Mistrzowie Starego Porządku. Tego się nie spodziewał.
...ale najpierw zgwałcił mu żonę i zamordował dziecko? 
Chaotic evil wild card. 


Po chwili bolesnego milczenia wojownik kontynuuje:
– Gdy gwałciciele nasycili swą żądzę, postanowili, że już czas, by nasz dziedzic przyszedł na świat. Przez rozcięty brzuch wyciągnęli z Almy dziecko. Ona wciąż żyła, Randonie, a jej krzyk… jej krzyk nie daje mi spokoju i żąda odwetu na ciemiężycielach. 
Ja tu czegoś  nie rozumiem.
W poprzedniej części dowiedzieliśmy się, że Alma zmieniła zapis w Księdze Przeznaczenia, aby uratować życie Gerharda, płacąc za to własnym życiem. Ok. Wiemy też, że zaplanowała jego dalszy los, jak również los Ariadny bardzo szczegółowo, można powiedzieć, że poprowadziła ich za rączkę do miejsca, w którym się spotkali. Zapisała nawet, że Severo za cesarskie pieniądze kupi ten właśnie domek myśliwski, w którym postanowiła ukryć Księgę! A zatem widać, że jak już się człowiek (znaczy, bogini) bierze za poprawianie przyszłości, może to zrobić z naprawdę dużą precyzją.
I przy tym wszystkim zostawiła sobie TAKĄ śmierć…?!
Widziałbym to tak, że to kara i jednocześnie cena jaką musiała zapłacić za zmianę przeznaczenia… Co by pasowało gdyby była jakąś powierniczką księgi, a nie samą Boginią Przeznaczenia
Albo może jest tak, że można zmieniać los innych, ale własnego nie… 
Mniej prezentowania lore, więcej opisów rozkosznych pchnięć!


Severo wyznaje również, że jest Władcą Cieni, a jego moc pochodzi właśnie od nich. Randon jest wstrząśnięty, kiedy uświadamia sobie, jak wielkie zagrożenie stanowi Severo dla jego córki. Ale Cienie Cieniami, mroczne moce mrocznymi mocami, a są sprawy ważne i ważniejsze!


(...)
– Jeśli cokolwiek będziemy załatwiać, to tylko z nią. Zaczniemy od tego, że porozmawiam z Ariadną. 
Wow. Szok!


Jeżeli zaś potwierdzi twoje słowa, wyruszymy razem na Północ. W trakcie drogi do Trysil będzie wystarczająco dużo czasu, bym mógł właściwie ocenić waszą relację, przyjrzeć się temu, czy aby na pewno traktujesz mą córkę z należnym szacunkiem. Bo miłość miłością, ale ważniejsze od westchnień, zachwytów i porywów uczuć jest pamiętanie o godności drugiej osoby…
Dobrze powiedziane. A teraz pytanko: co oni będą robić jak już dotrą na północ? Wezmą ślub z błogosławieństwem tatusia i będą żyć długo i szczęśliwie, bo cały świat magicznie o nich zapomni? 


To, co dziś Merretti usłyszał w zajeździe na temat Tahitanki, zdecydowanie świadczy przeciw Severowi, jednak nie będzie mu tego teraz wypominał. Podczas podróży zweryfikuje prawdziwość kalumnii na temat alkowianych ekscesów Ariadny i jej wybranka.
Nieważne, czy jest śmiertelnie niebezpiecznym władcą Cieni z zaświatów. Ważne, czy przypadkiem nie sypia z moją córką PRZED ŚLUBEM!!! 


Władca podnosi się powoli z piasku, kontynuując:
– Jeśli w istocie sprawdzisz się jako rycerz mej dziedziczki, pomyślę nad sformalizowaniem waszego związku. Jednak od tego momentu musisz działać z rozwagą, będę cię bowiem pilnie obserwował!
Uważając rozmowę za zakończoną, monarcha kieruje się z plaży do gospody. Nadszedł czas, aby poważnie rozmówić się z córką.
Ha, niech zgadnę “bo widzisz Ariadno są pszczółki i kwiatki, a kiedy osoby w sformalizowanym związku się kochają, to bocian przynosi im dzidziusia”? 


KORONKA 38


Ukryty wśród skał Fedi, sługa Rakima, śledzi orszak Ariadny, zbliżający się do kamiennego mostu nad przepaścią. 


Nim podróżnicy wyłaniają się z gęstwiny, przybysz zza Mórz postanawia po raz ostatni posłuchać ich rozmów, by czegoś nie pominąć i mieć pewność, że nikt nie wywinie się z zasadzki, zwłaszcza że porywacz i jego branka, odkąd odnalazł ich kilka dni temu na granicy Anturii, nie są sami. (...) Ściąga z nadgarstka bogato zdobioną bransoletę, po czym wprawnie wyjmuje z niej jeden z szafirów i wkłada kamień do ucha. Po chwili trzasków i zakłóceń, gdy mężczyzna kieruje głowę w stronę nadjeżdżających, dzięki miniaturowemu nadajnikowi zaczyna słyszeć najpierw niewyraźnie, a potem coraz donośniej kobiecy głos:
– Nawet w mych najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę cieszyć oko podobnym widokiem!
To jest urządzenie magiczne, prawda? Bo ten “nadajnik” zbił mnie z tropu. Lornetki, zegarki, pistolety, a teraz być może nadajniki szpiegowskie KGB. Ja tu chyba dostanę spazmów. Poza tym jak myślicie, Fedi podsłuchiwał ich w czasie seksów?


Ariadna cieszy się, że ojciec i Severo nie kłócą się już i nie walczą ze sobą.
– To więc zapewne twoja zasługa. Rozmawiałaś przecież z ojcem.
– Powiedziałam mu o uczuciach do mego Przeznaczonego. – Rozmarzona, przytakuję głową.
– Ale chyba nie opisywałaś mu waszych relacji tak szczegółowo jak mnie?!
– No nie. Aż takim naiwnym dzieckiem już nie jestem! 
https://media.giphy.com/media/26FPr9YI27Rayx7yg/giphy.gif


– Śmieję się z podejrzliwości przyjaciółki, zaraz jednak poważnieję. – Niemniej jednak nie było łatwo, gdy wspomniał o pogłoskach, jakie zasłyszał na mój temat z ust gości zajazdu.
– Udało ci się jednak go przekonać, że nie dzielisz łoża z mężczyzną?! – Magiczka ścisza głos do szeptu.
– Wybrnęłam z tego jakoś, 
Jak!? Chcę usłyszeć to wytłumaczenie na te krzyki! Jaki kit dał sobie wcisnąć Randon? Że mieliście jeszcze do wczoraj podłogę wysypaną klockami lego? 
Oj no, dzielą izbę, dzielą nawet łoże, ale między nimi leży NAGI MIECZ! A wrzaski stąd, że kręcąc się w nocy co i raz któreś na niego wpada. 


choć byłam zmuszona po raz pierwszy oszukać ukochanego ojca – wyznaję, czując brzemię winy, gdy przypominam sobie, jak błękitne oczy rodzica wpatrywały się we mnie z nadzieją, że zapewnię go o swojej wierności wpajanym od dzieciństwa zasadom. A ja nie potrafiłam nie skłamać. Patrząc mu w twarz, potwierdziłam, że dbam o swą cnotę, honor rodu i dobrze się prowadzę. 
Przepraszam, ale jeśli Randon w to uwierzył, to jest idiotą. 


– Za tak plugawe kłamstwo powinnam trafić pod miecz Kata do ravillońskich Podziemi! (...) – Ach,  Tamiro, powoli zaczynam wierzyć, że Przeznaczenie zaczyna nam sprzyjać.
(...)
W tym momencie Fedi wyciąga z poły futra niewielką latarenkę i przełączywszy w niej ukrytą dźwignię, wyzwala w jej wnętrzu światło, którym daje znać podwładnym, że czas rozpocząć przedstawienie.
C-c-c-c-o kurwa? 
Reakcja Erniego na tym gifie idealnie oddaje stan mojej duszy, gdy wiem, że Vah zbliża się do rzuconych od niechcenia wzmianek o współczesnych wynalazkach w Glątwoversum.


Ludzie Fediego, ukryci nieopodal, na ten znak zaczynają walczyć między sobą; odgłosy potyczki zwabiają Severa. Pod pozorem sprawdzenia, co się dzieje, kto blokuje im drogę i czy nic im nie grozi, gna, by dać upust swoim morderczym instynktom… Ariadna jedzie za nim i śledzi go zza krzaków. 
– Poczekaj chwilę! – wołam za nim.
Mężczyzna jednak nie słyszy. Zaślepiony Mrokiem, galopuje przez knieję, aby wydostać się w końcu na otwartą przestrzeń. Szybko orientuje się w sytuacji, choć jest mu całkowicie obojętne, kto kogo napadł i z jakich pobudek. Ot, walczą ze sobą dwie grupy podróżnych. Zapewne to rozbój o dobytek (whut?)(no pewnie zwykły napad, ale to jest napisane takim żargonem prawniczym, że jako znajomy trzech gości po prawie mam łzę wzruszenia w oku), jednak czy w tej chwili ma to jakiekolwiek znaczenie? Dla Severa żadnego. Chce zabijać, mordować, siać spustoszenie. Rozbójników czy ich ofiary, wszystko jedno. Zaciska mocniej dłoń na rękojeści i pogania Imperatora. Gdy wreszcie wpada w kotłujący się tłum, nie myśli. Działa. Rąbie, siecze, tratuje. Rozszalały niczym tajfun, przedziera się w stronę mostu, na którego przeciwległym brzegu toczy się najcięższy bój. 
No zupełnie jak nie wytresowany agresywny pies. 
Bogowie, ilu ludzi wystawił tam Fedi? Bo to brzmi jak opis całkiem solidnej bitwy, a nie drobnej potyczki podróżnych z rabusiami. 
A propos bitwy: mam nadzieję, że Sevcio nigdy nie będzie dowodził dużą armią, bo obawiam się że jego jedyna taktyka to będzie “atakować! Atakować! Szarża! DO ATAKU!”. 


Zgrzyt broni i krzyki każą mi zatrzymać się na skraju gąszczu. Dalej nie pojadę, aby nie kierować na siebie uwagi, opuszczam siodło i skryta za zasłoną uwitą specjalnie na tę okoliczność przez leśne wróżki z liści i gałęzi śledzę z trwogą poczynania ukochanego. Co chwila przymykam oczy, przerażona nie tyle widokiem krwi, co pasją, z jaką mój Przeznaczony przystępuje do realizacji zadania. Jakiego, kurnać, zadania? Bojowego. A przecież nie to miało być celem zwiadów. Miał zorientować się w sytuacji i zdać nam relację, a nie bez opamiętania mordować obcych ludzi! Relacjonuję, że obcy ludzie się nie ruszają. To tak będzie wyglądał jego wypoczynek w przyszłości? Tak będzie się zabawiał?! 
Podobno aktywny wypoczynek jest najzdrowszy… 


Czując, jak dreszcz strachu przeszywa me ciało, już mam zamiar się odwrócić, by dołączyć do ojca i Tamiry, gdy nagle całym terenem wstrząsa potężny huk. Ogłuszona niespodziewanym hałasem, przez długi czas próbuję zrozumieć, co się stało. Krzyki nagle ustają, a całe pobojowisko pokrywa gęsta biała chmura pyłu. Dopiero kiedy kurz opada, zaczynam pojmować całe zajście.
– Gdzie jest most?! To nie może być… – wyszeptuję do siebie, bliska łez, wciąż mając nadzieję, że to jeszcze mgła przysłania mi konstrukcję, na której dopiero co znajdował się mój ukochany. 
Więc Fadi i Rakim poświęcili swoich ludzi, byleby pozbyć się Sevcia? Najs. 
Popieram i doceniam starania. 


Po obu stronach przeprawy leżą powaleni siłą eksplozji ludzie, niektórzy nieprzytomni, inni martwi. Nagle uginają się pode mną kolana. Upadam, gdy do mnie dociera, że wśród nich nigdzie nie dostrzegam czarnowłosego wojownika. Pomiędzy dwoma skalnymi ustępami wieje pustka. Przełęcz Śmierci pochłonęła swoją ofiarę.
Przełęcz Śmierci znajduje się pewnie gdzieś obok słynnego “zakrętu śmierci” Katarzyny Michalak. 


Ariadna rozpacza, tymczasem ukryty za skałami Fedi decyduje się na ostatni krok, aby zmusić ją do powrotu do Durevaldu zamiast kontynuowania podróży na północ (zawalenie mostu nad przepaścią to najwyraźniej za mało) – rzuca nożem w jej ojca. 


Docieram do krawędzi urwiska i przyklękam, żeby przyjrzeć się, co jest na dnie, a wówczas do mych uszu dobiega krzyk mego rodzica. Odwracam się przejęta i dostrzegam, że Randon leży na ziemi, z jego brzucha sączy się krew, a na twarzy rysuje wyraz ogromnego bólu.
– Na bogów! Co ja zrobiłam! – Uświadamiam sobie nagle, że to przeze mnie król leży teraz w kałuży czerwieni. Nie pomyślałam o potencjalnym zagrożeniu! – Ojcze! Ja to wszystko naprawię! – wypowiadam ze łzami w oczach, gdy dopadam do monarchy.
Rzucam zaklęcie, aby zatamować krwawienie, jednak wszelkie próby uzdrowienia cierpiącego zawodzą, gdyż moja moc w tym miejscu nie działa.
Bo? 
A, to akurat jest wytłumaczone – w skałach znajdują się złoża księżycowego kamienia tłumiącego magię. 
To takie pytanie mam: dlaczego w Ravillonie schorowany arcymistrz musiał trzymać moce Sevcia w ryzach, skoro księżycowy kamień jest tak powszechny? 
Bo to rezerwat i nie można sobie ot tak wywozić kamyków na pamiątkę. 


 Rozglądam się dokoła – niedobitki mężczyzn, którzy walczyli wcześniej przy moście, zaczynają powoli podnosić się i wskazywać nas palcami. Ich obcobrzmiące języki i pałające nienawiścią oczy nie wróżą nic dobrego. Zaczynam się bać.


KORONKA 39


– Gerhardzie Agenorze Arwernie, Severo! Zbudź się! Nasza Pani cię wzywa i czeka na ciebie! – Aksamitny głos czarnowłosej piękności pieści ucho drzemiącego na twardym posłaniu nagiego wojownika. 
(...)
Kiedy Severo gwałtownie staje na równe nogi, dociera do niego, gdzie się znajduje. Obecność Almy u jego boku zdecydowanie przemawia za tym, że znów wkroczył do Krainy Białej Damy. Czyżby umarł?!
Jasny szlag, znowu!?
Do skutku. 


 Niewiele pamięta z ostatnich wydarzeń. Ale przecież nie tego chciała od niego Władczyni Zaświatów. Co takiego się więc stało, że ponownie go przyzwała? Czując irytację, która przeważa nawet nad zdenerwowaniem, 
No spoko, irytacja i zdenerwowanie, zupełnie jakby czekał na spóźniający się autobus. 


niepomny na swą nagość mężczyzna szybkim krokiem zmierza w stronę drzwi tarasowych.
– Zawróć! Nasza pani nie przyjmie cię takiego!
Zdumiony Anturyjczyk odwraca się w stronę zmarłej żony, po czym dociera do niego, że w tej chwili nic na sobie nie ma.
– A co za różnica – warczy. – To nie dwór, lecz Kraina Duchów! Ubiór chyba nie ma tu znaczenia?
– Moja pani wyraźnie określiła, jak masz wyglądać i co ze sobą zabrać na spotkanie. Niewypełnienie jej woli skaże cię na bezcelową wędrówkę po jej Krainie – informuje beznamiętnym tonem czarnowłosa monarchini, podając Sevciowi fikuśne różowe stringi i królicze uszy. 


(...)
Były Związkowiec sięga po przyniesione przez Cesarzową rzeczy i wśród przyborów służących do toalety zauważa jedynie skromnej wielkości przepaskę. Żałosne, ale jak trzeba, to trzeba. Zaczyna mocować się z umiejscowieniem podłużnego skrawka materii na biodrach.
Zgadłem. Hahahaha!


Anturyjka przygląda się niewzruszona, jak małżonek próbuje zakryć pokaźne walory wąskim czerwono-złotym materiałem, spod którego i tak prawie wszystko widać.
– Biała Dama zażyczyła sobie, abyś związał tym włosy, Gerhardzie – instruuje niedomyślnego gościa.
Pamietaj, nie możesz przyjść do niej nagi! Musisz się ubrać! We wstążeczkę na włosach. 


(...)
– Sto osiemdziesiąt trzy to trochę za mało, by mnie zadowolić! – Pozbawiona odzienia staruszka o białych włosach,
Boże, nie mówicie że będą seksy. 


sięgających dna praktycznie pustego jeziorka, na brzegu którego stoi, spogląda z niezadowoleniem na nadchodzącego Związkowca. – Miało być osiem milionów! I to na wczoraj! – skrzeczy, nieskrępowana zwisającymi fałdami pomarszczonej skóry, która faluje, gdy kobieta podnosi wiotkie ramię, by wskazać na znajdującą się w niewielkim zbiorniku czerwoną kałużę. – Marne sto osiemdziesiąt trzy życia nie napełnią mi sadzawki! Nie wywiązałeś się z umowy, więc teraz osobiście przyniesiesz wodę, aby naszykować dla mnie kąpiel. Studnia jest tam! – Wskazuje kościstym palcem na zachód. – A do dyspozycji masz własne dłonie i całą wieczność. Ha ha ha!
W tym momencie w miarę pokojowo nastawiony Anturyjczyk zatraca wszelką cierpliwość.
To tyle jeśli chodzi o trzymanie fasady. Nawet będąc trupem Severo jest niereformowalny. 


– Nawet nie dałaś mi szansy jej zrealizować! – wykrzykuje rozzłoszczony. – Po co mnie tu przywiodłaś? By mnie poniżyć? Sama twierdziłaś, że wolisz, bym był wśród żywych i służył ku twej chwale, teraz więc jedynie marnujesz mój czas! Zdecyduj się, do cholery!
W tę albo wewtę, mam żyć czy umrzeć, czy ja jestem jakiś Severo Schrödingera?


(...)
– Chciałeś usługiwać piękności, to ci ją dam! Rozpoczynaj mą toaletę! – A gdy mężczyzna zaczyna wbrew sobie obmywać Białą Damę, zauważa, jak wraz z każdym muśnięciem myjki ciśnieniowej rozprowadzającej czerwoną substancję po starczym ciele pomarszczona skóra nabiera gładkości i sprężystości, fałdy i przebarwienia znikają, a figura przybiera filigranowe kształty. Jednak to, co widzi na samym końcu przedziwnego rytuału, zdumiewa go najbardziej, gdyż oto twarz gospodyni nabiera dobrze mu znanych rysów przepięknej i znienawidzonej kobiety.
– Mitylena De La Cler słynie z tego, że żaden mężczyzna nie może się jej oprzeć. Chyba z tobą nie jest inaczej? Ha ha ha!
Okrutny, skrzekliwy śmiech roznosi się po Krainie Umarłych, podrywając płatki znajdujących się w pobliżu kwiatów i przyspieszając tym samym upływ czasu. Gdy rechot Śmierci znienacka cichnie, płatki opadają, a czas na powrót płynie powolnym tempem.
Bawimy się z czasem? Przywrócony do życia Severo trochę się zdziwi, jak zobaczy wieżowce i samochody...


– Wrócisz teraz posłusznie do żywych i dasz mi te osiem milionów! – Bolesnym ukłuciem w skroń przywraca Severowi możliwość decydowania o sobie. – Taki jest twój wybór! Zrozumiałeś?!
(...)
– O nie! Niedoczekanie! – Splata dłonie na piersi. – Nie dam ci się wykorzystać w ten sposób. Nigdzie nie idę zatem… Zostanę tutaj, chyba że szczerze mi powiesz, o co ci w rzeczywistości chodzi, i przystaniesz na to, że to ja podyktuję w naszej dalszej ewentualnej współpracy pewne warunki, skoro mam być twym orężem wśród żywych!
Na gębę nic nie robię, wszystko ma być spisane, podpisane i w dwóch egzemplarzach!
I “ja podyktuję”. Co za tupet w sytuacji, kiedy od niego tu nie zależy absolutnie NIC. 


(...)
– Sądziłam, że sam wpadniesz na rozwiązanie problemu pozyskania dla mnie tak wielkiej liczby zmarłych. 
Hahaha, jeśli liczyła na to, że Sevcio sam się domyśli, to faktycznie mogła czekać całą wieczność. 


Skoro jednak ciągle błądzisz po omacku, podpowiem ci. Jak słusznie zauważyłeś, nie wymordujesz tylu osób w pojedynkę, to oczywiste, dlatego chcę, byś uwolnił Durańczyków. Od lat zaklęci w lodzie, czekają na ciebie, a ja na nich. Należą mi się, a ja nie mogę ich dosięgnąć! 


Severo buntuje się, że nie ma mowy, bo ożywienie Durańczyków wiązałoby się z potworną rzezią na całym Kontynencie, i oznajmia, że wcale nie potrzebuje pomocy Białej Damy:
A “ręczne” zabicie ośmiu milionów przez Severa nie wiąże się z potworną rzeźnią na całym kontynencie? Żeby dobrze zobrazować tę liczbę: Cezar twierdził, że w ciągu dziewięciu lat wojen galijskich zginął milion Galów. Sevcio musi wykręcić znacznie lepszy wynik. Oczywiście Sevcio mógłby użyć Cieni, zdjąć z nich klątwę, uczynić na powrót śmiertelnikami, a przy okazji użyć ich do wygrania wojny z Mityleną. Ale żeby wpaść na taki pomysł trzeba by było choć trochę ruszyć rozumem, a jak z tym jest u Sevcia każdy wie...

(...)
 Z Ariadną połączę się i tak, czy tego chcesz, czy nie. Mogę poczekać na nią tutaj!
Ale będziesz miał minę, jeśli Śmierć złośliwie przetrzyma ją na świecie kilkadziesiąt lat i zabierze jako staruszkę… 
(...)


Śmierć jednak ma ostatnie słowo – odsyła go z powrotem na świat jako ducha, by błąkał się tam, bezsilny, a przy okazji widział, co się dzieje z Ariadną, skoro on nie dotrzymał swojej obietnicy. 


KORONKA 40
Biało-szary magiczny wilk, o którym zapomnieliśmy na długie rozdziały, gna przed siebie, węsząc za Severem i wyczuwając jego obecność. 


KORONKA 41
Orszak Ariadny wraca do Durevaldu, dołączył do nich Fedi, odgrywający wybawiciela z opresji. Ariadna jest załamana śmiercią Severa, a w dodatku odnowiła jej się choroba (to jest właśnie “pamiątka” zostawiona jej przez Śmierć). Nocują w zrujnowanym mieście pełnym duchów – wśród nich pojawia się także duch Severa, który dopiero teraz uświadamia sobie, że naprawdę nie żyje.
I oczywiście autorki nie byłyby sobą, gdyby…
Mnie tam bardziej interesują te damulki – śmieje się feneryjski rycerz, który stracił życie w szturmie na miasto. – Z chęcią się przekonam, co noszą pod sukniami…
Tyle tu wokół golizny. – Stary anturyjski wartownik wskazuje na pozbawione szat mary, zbierające się wokół przybyszów szamoczących się z podmuchem wiatru, który nie daje im spokoju. – A tobie wciąż mało. Wszakże bez życia jesteśmy, a więc i materialne sprawy nam obce. Strojów nam nie trzeba, tymczasem tobie nadal piczki we łbie siedzą, choć przyrodzenia nie masz, bom ci je odciął!
– To nie to samo. Ścierwu daleko do wymuskanych dziewek z pałacu, jakich ty zapewne przez całe życie nigdy nie widziałeś, prostacki czarnuchu. – Spluwa na niewidzialne towarzyszki Feneryjczyk i rozpędziwszy się, dopada Tamirę, a potem Ariadnę, która właśnie z pomocą sługi opuszcza z trudem siodło, i nieubłaganym porywem wichury wznosi halki ich sukien, by odsłonić bieliznę.


Bla, bla, Severo bezskutecznie próbuje nawiązać kontakt z Ariadną, która go nie widzi i nie słyszy… jednak okazuje się, że nawet po śmierci zachował swe lodowe moce, więc kiedy mróz nagle ścina ziemię, Ariadna rozpoznaje, że ukochany musi być gdzieś w pobliżu. Znienacka pojawia się także wilk Severa, Fedi próbuje go zastrzelić, jednak Ariadna go ratuje. 


KORONKA 42


W pałacu w Durevaldzie Damon ogłasza gotowość do wojny. Ariadnę zżera choroba, jednak ta nie chce się leczyć, licząc na szybką śmierć i połączenie z ukochanym. Bezsilny duch Severa błądzi po zamku nie mogąc się z nikim porozumieć, jedynie manifestując swą obecność mrozem. 
[Damon rozkazuje]
– Zarządzam obowiązek poboru do armii każdego mężczyzny, który ukończył czternaście lat i nie jest ułomny! – kontynuuje Książę, a szmer niezadowolenia przebiega przez zebranych w sali.
Gratuluję, gospodarka twojego kraju została właśnie zrujnowana. 
Za pięćdziesiąt lat w durevaldzkich podręcznikach: “Wymień okoliczności, które rozpoczęły rewolucję feministyczną”.


Żadna z dam dworu nie chce przynieść ujmy mężowi czy synowi, zgłaszając sprzeciw wobec temu rozporządzeniu, jednak nie da się ukryć, że nie jest ono po myśli ogółu.
Wobec gramatyku ja składać sprzeciw, dużo sprzeciw składać ja! 
(...)


W trakcie ceremonii nagle na salę wkracza Rakim, oznajmiając, że wyjeżdża – czekał tylko na bezpieczny powrót Ariadny, teraz nic go już nie trzyma w Durevaldzie. Stwierdza również, że bardzo mu przykro, ale umowa z Damonem nie dojdzie do skutku. Ktoś jest zdziwiony? 


Anturyjczyk wcale nie ma ochoty powstrzymywać butnego gościa od podjętej przez niego decyzji. Ma za to ochotę rozkazać, by się wynosił, skoro ten śmiał mu się przeciwstawić i wysłać swoje poselstwo w pościg za Severem. To poniekąd wina Rakima, że Gerhard zginął.
Nawet nie poniekąd, ale o tym przecież Damon nie wie. Więc… czy podejrzewa o coś Rakima? Czy to tylko takie wylewanie żali i obwinianie go, o co tylko popadnie? 


A teraz jeszcze ten młodzik coś mu wypomina! Publicznie! W najmniej stosownym momencie! Stary Włodarz w ogóle nie nauczył syna sztuki dyplomacji! Żałosny gołowąs ukrywający swe prawdziwe oblicze za tymi jakże niemęskimi paciorkami! A jednak, po odejściu na zawsze Arwerna, Damon potrzebuje jego pomocy bardziej niż kiedykolwiek. Broń, o którą toczyły się negocjacje, ma znów kluczowe znaczenie dla zwycięstwa nad Mityleną, dlatego też władca dłonią wstrzymuje Monaldiego przed dokonaniem rytuału wręczenia miecza i zwraca się do egzotycznego przybysza, z trudem kryjąc złość w głosie:
– Nie będziemy zrywać odwiecznych tradycji, Rakimie, tylko z powodu błędów młodego wieku! Obiecałem ci złoto za dotrzymanie warunków umowy, więc je dostaniesz, jak było to uzgodnione: milion przed i resztę po dostarczeniu zamówienia.
Ekhem, przypomnijmy: Stary Włodarz w ogóle nie nauczył syna sztuki dyplomacji!
Oj, Damonie, Damonie przestań zwodzić samego siebie. 
Haaaaa haaaaa haaaa, znaczy, Damon utopił milion fenów, a teraz musi zapłacić jeszcze raz? Haaaa haaa haaaa!!! 


Dziedzic Włodarza zza Mórz uśmiecha się nieznacznie, jednak powoli kręci głową.
– Złoto to za mało, Damonie, aby mnie przekonać, bym nie opuścił jeszcze dziś twego miasta…
– Czego zatem jeszcze pragniesz? Wszyscy tu obecni mogą zaświadczyć, że ugościłem cię z najwyższymi honorami!


Rakim domaga się nadal ręki Ariadny – mimo że całkiem przestała mu się podobać. 


(...)
Jakaż ona straszna. W tej chwili cały pierwotny zapał Rakima zgasł. Tahitanka jest mu obmierzłą jako skażona dłońmi porywacza, którego teraz z rozkazu chorego na umyśle Damona musi opłakiwać cała ta barbarzyńska ziemia. W dodatku, z tego co zrelacjonował mu Fedi, dziewczyna jest wątłego zdrowia, a pod zasłonami kryje chorobę, która całkiem zeszpeciła jej ciało. Mimo to zamorski książę chce ją nadal, ale pobudki uległy modyfikacji, aktualizacji i digitalizacji. Pierwotnie łączył upodobanie do miłej oku panny ze swoją chucią. 
Znaczy, fapał wieczorami do jej portretu?


Teraz jednak, gdy kobieta, której pragnął, ma zszarganą reputację, a w dodatku niedomaga, mężczyzna skupia się już tylko na jednym. Poślubienie jej da mu prawo dziedziczenia Smoczej Doliny, w której usytuowane jest Niezdobyte Miasto. 
Spoko. I dopiero teraz dowiadujemy się, że oprócz maleńkiej Tahitanii na zadupiu cywilizowanego świata, Ariadna rzeczywiście dziedziczy coś cennego. 


W pasmach górskich okalających stolicę Anturii kryją się złoża złota, co na wiele lat wspomoże uszczuplony przez rozrzutnego Ubaja skarbiec Srebrzystej Laguny. Musi pojąć za żonę Ariadnę bez względu na to, czy go do niej ciągnie, czy też nie, i wypełnić posługę małżeńską, aby sformalizować związek. Trzeba to jednak wykonać jak najszybciej, by przypadkiem nie zmarła przed prokreacją, potem pozbyć się jej krewnych – na szczęście dla Rakima zgromadzonych obecnie pod jednym dachem – a następnie przejąć po nich całą schedę.
Wydaje mi się, że tak schorowana osoba może mieć problem z przeżyciem ciąży. 
To i tak musiałaby być bardzo błyskawiczna ciąża, skoro Rakim chce załatwić wszystko, dopóki krewni Ariadny przebywają pod jednym dachem. 
Gdyby Rakim grał w Crusaders Kings II wiedziałby, że tacy dwaj schorowani i starsi goście jak Randon i Damon mogą okazać się zadziwiająco trudni do pozbycia.


(...)
– Wuju, nie możesz mu pozwolić na podobną niedorzeczność! Ja go nie kocham! Nie znam! Nie chcę! Jestem w żałobie!
– Zachowujesz się niezgodnie z etykietą, Ariadno! Przynosisz ujmę naszemu nazwisku! Niewiasta winna z pokorą przyjmować decyzje opiekunów, a nie kłócić się publicznie! Należałoby wreszcie utemperować ten twój krnąbrny charakter, a któż inny może to zrobić lepiej, jak nie mąż, skoro nieporadny ojciec nie potrafił?
– Ok boomer. 
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Glątwa to jakieś przedziwne humiliation porn: niemalże każda interakcja Aryśki z kimkolwiek to (często publiczne) dowalanie jej i stawianie do kąta, najlepiej w temacie spółkowania, prokreacji albo wyglądu. 
Jest coś śmiesznego w tym, że wcielenie Bogini przeznaczenia zupełnie nie panuje nad własnym losem. 


Damon czuje, jak jego irytacja ustępuje, kiedy dostrzega profity w propozycji Rakima. Obcokrajowiec, który chciał się mu postawić, manifestując w jakże dobitny sposób strojem, że pokonał Gerharda w konkurach o rękę księżniczki, nieświadomie wyświadczył władcy Niezdobytego Miasta przysługę. Dzięki niemu bowiem Anturyjczyk nie tylko otrzyma potrzebną broń, ale także pozbędzie się chorej, bezużytecznej już Ariadny. Wujek roku! Również dlatego, że jak się okazało w rozmowie z nią, Tahitanka nie może cofnąć czasu, aby zapobiec śmierci Severa, ponieważ nie posiada Księgi! 
A nawet jakby posiadała, to za wpis w niej płaci się życiem, więc…
Z drugiej strony, Śmierć sobie wyraźnie nie życzy obecności Severa w jej krainie, więc wyobraźcie sobie… Ariadna poświęca się, wskrzesza Sevcia i umiera, ten popełnia samobójstwo jak poprzednim razem, Śmierć wykopsuje oboje z powrotem na ziemię, któryś z wrogów zabija Sevcia, Ariadna się poświęca… Lądy przeminą, morza wyschną, Cienie ze Schatten rozsypią się w proch, a ci będą się wciąż ganiali pomiędzy światem a zaświatem.   


Tłumaczyła się, że to nie jej wina, ale co to obchodzi Księcia?! Liczą się fakty – a te przemawiają zdecydowanie za wydaniem jej za mąż, póki jeszcze żyje i można tym mariażem coś wytargować. W końcu to jednak nie Alma, więc może uczynić z nią, co zechce i co wpasowuje się w bieżący nurt jego politycznych aspiracji.
– Mój rodzic nie pozwoli na to! – protestuję.
– Randon nie ma tu nic do powiedzenia! To ja jestem potęgą i głową rodu! A on byle tchórzem i uciekinierem bez prawa wypowiadania się na jakikolwiek temat! 
Właśnie, gdzie jest Randon? Zwiesił głowę? Schował się za filarem? 
Nie ma inicjatywy w tej rundzie. 


Chyba że wolisz posłuchać ojca i zostać żoną Saula? – Szpakowaty mężczyzna wyciąga dłoń w bok, aby uciszyć krewną, po czym przemawia (o, tak, oni wszyscy tutaj nie mówią, a przemawiają), patrząc w stronę gościa: – Otrzymasz, czego pragniesz, Rakimie. Skoro tak droga ci moja bratanica, jeszcze dziś zaczniemy przygotowania do ślubu.
– Wspaniale! – Potomek Włodarza Srebrzystej Laguny uśmiecha się krzywo. – Ale to nie wszystko. Chcę mieć jeszcze dziś w ręku umowę przedślubną, w której przyrzekasz mi prócz swej bratanicy rolę, jaką przeznaczyłeś dla jej małżonka. 
Tylko zapisz to dokładnie w ten sposób – “rolę, jaką przeznaczyłem dla jej małżonka”. A już ja ci w stosownym momencie przypomnę, że miała to być rola Cysorza! 


Najwyższy dowódca wojsk, które zmierzą się z Cesarzową z Południa nie może być leciwym, schorowanym starcem. Pozostaw wojnę młodym, czcigodny Damonie. Lew zasiadający na tronie w Fenis nie może być słabeuszem i ofiarą! – Odwraca się na pięcie, chcąc odejść, jednak po chwili, gdy mu się coś przypomina, rzuca jeszcze przez ramię: – Ach. Byłbym zapomniał. Milion. Tym razem nie w złocie. Wybieram feny. Niech twoi słudzy przyniosą je do mych komnat w ciągu godziny.
W używanych, nieoznakowanych jednofenówkach!
Schowam do skarpety.


Ariadna wybiega za Rakimem usiłując przekonać go, by zmienił zdanie, lecz ten tylko ją upokarza. Zdesperowana, usiłuje utopić się w otaczającym zamek jeziorze (bądź zostać pożartą przez Smocze Ryby), lecz Severo uniemożliwia jej to, zamrażając wodę. Wreszcie Severo przypomina sobie, że zna osobę, która widzi duchy i może mu pomóc…


KORONKA 43
Duch Severa zjawia się przed Królem Musztardą, błagając o pomoc. Rozważają kwestię wypełnienia żądań Białej Damy, co by się wiązało z rzezią, jakiej ten świat jeszcze nie widział. Następnie Dijon przypomina sobie, że jest jeszcze jedna osoba, która nieustannie bruździ Severowi i jego ukochanej, i wywołuje ducha Karli. Usiłuje ją namówić do zdjęcia klątwy, aby sama odzyskała spokój, ta jednak stwierdza, że po spaleniu jej serca, które przechowywano w Ravillonie, jest to niemożliwe, więc przez całą wieczność będzie dręczyć Severa i Ariadnę. 
Mam ją błagać?! – wykrzykuje rozeźlony Severo, gdy Karla znika. – Niedoczekanie. Teraz tym bardziej wiem, że muszę wrócić do Ariadny. Żaden zły urok, rzucony przez zaślepioną nienawiścią wiedźmę, mi niestraszny… I nie rozdzieli nas! Już raz próbowała, ale się nie poddaliśmy. Tym razem też tak będzie. Tylko z Białą Damą będę rozmawiał i jeśli faktycznie istnieje jakaś klątwa, to właśnie ją, a nie tego półślepego maszkarona poproszę o jej odczynienie. Jestem Katem, sługą Pani Zaświatów, niech więc to ona, a nie ktoś tak marny jak ta dziwka, decyduje o moim Losie! 
Cooooo?! Nie będę rozmawiał z jakąś byle podwładną, proszę mi tu natychmiast wezwać kierowniczkę! 


Chcę przed nią znów stanąć i prosić o Dar Życia! 
Proszę bardzo, oto numerek, jesteś 3948290394029350293023955 w kolejce!


Tylko nie wiem, jak do niej trafić… Nie mogę się już przecież zabić. Co mam zatem uczynić, by móc się z nią spotkać? – zwraca się do towarzysza, wierząc w potęgę jego mądrości.
– Jest na to tylko jeden sposób – odpowiada po chwili namysłu Dijon. – Aby trafić przed oblicze Śmierci, musisz wrócić do momentu, kiedy po raz pierwszy ją spotkałeś.


KORONKA 44


Severo przenosi się w czasie – znów jest sześcioletnim chłopcem, który skrył się właśnie w komnatach swojego ojca, króla Ferdynanda, i usiłuje dobrać się do jego skarbów.
Dlaczego zatem, gdy wszyscy są przekonani, że śpi w swym pokoju, nie miałby skorzystać z niepowtarzalnej okazji? Przecież nic się nie stanie. Obejrzy sobie tylko przez chwilę ulubiony artefakt taty, a potem odłoży na miejsce i nikt się nie zorientuje, że go ruszał.
Artefakt, artefakt – mruczy pod nosem, zadowolony, że nauczył się takiego ładnego i dorosłego słowa. 
Ciekawe co to za ulubiony artefakt taty… kufer ze wszystkimi numerami Playknighta? 


Aż tu wtem! Zjawia się sam król Ferdynand i jego premier, William (znany nam później jako Wilbur). Mały Gerhard szybko kryje się pod łóżkiem. Ferdynand jest wzburzony, gdyż dowiedział się o zdradzie swej żony, Mityleny i o tym, że urodziła dziecko, które nie jest jego. Nie zna tylko tożsamości kochanka, ale spodziewa się, że już za chwilę szpiedzy mu o wszystkim doniosą. 
– Sięgnę do bardziej radykalnych metod! – wybucha Ferdynand, waląc ze złością dłonią w podłokietnik fotela. – Dlatego zabrałem Gerharda i wyjechałem do ciebie. Teraz moi szpiedzy ją osaczyli. Potrzeba mi tylko nazwiska. A gdy je poznam… gdy dowiem się, z kim moja żona mnie zdradza i kto skutecznie napełnił zaraz po narodzinach Kristiny jej łono nasieniem, biada jej i temu łotrowi! To musi być ktoś z naszego otoczenia. Czuję to. 
Mitylena taka niby sprytna, a nie wpadła na żaden pomysł, jak przekonać męża, że dziecko jest jego…? Przecież badań genetycznych mu nie zrobią… 


Przyrodzenie tego zdrajcy powieszę na głównej bramie wjazdowej do stolicy (o, czyżby podpatrzone podczas wycieczki do Srebrzystej Laguny? Jakie zwierzątka zastąpiły sępy?), a niewierna małżonka straci głowę na szafocie. Nie daruję jej bękarta, którego powiła przede mną w tajemnicy!
Czarodziej wszystko już wie. Tak jak zapowiedziała mu Mitylena – jej małżonek dowiedział się o ich romansie oraz o tym, że urodziła premierowi dziecko, mimo że zrobiła to najdyskretniej, jak się dało, większość ciąży spędzając w willi na wsi, z dala od dworu. A teraz władca chce śmierci kochanków.
WIEMY, KURWA. Przed chwilą król to powiedział własnymi słowami. 


Swoją drogą, wybrali najgłupszy możliwy sposób na ukrycie bękarta… Oddalenie się i spędzenie kilku miesięcy na wsi oraz niedopuszczanie w tym czasie do siebie męża musiało rozbudzić podejrzenia każdego, kto miał więcej niż dwie szare komórki.  
Autorki, każąc nam wierzyć w to, że Mitylena i William byli przekonani, że ta maskarada może się udać, robią ze swojego duetu złoli durniów. 
Wystarczyłoby przepytać służbę, przecież nie siedziała w tej willi sama. 


– Niedoczekanie – odpowiada William i rzuca zaklęcie.
W jednej chwili dym z fajki, którą z taką lubością ćmi Ferdynand, zaczyna gęstnieć i zataczać kręgi dokoła zdumionego monarchy, aż w końcu przybiera namacalną formę, która go więzi. Z przytwierdzonymi do fotela rękoma i nogami Feneryjczyk nie zdąża nawet zaprotestować, gdyż kolejny sznur z oparów materializuje się pomiędzy jego wargami, uniemożliwiając mówienie.
Pamiętajcie, palenie zabija. 


– Ten bękart to mój syn i stanie się wkrótce pełnoprawnym członkiem rodu królewskiego! I to on, a nie ten twój białowłosy szczeniak, zasiądzie na tronie Fenis! 
Patrz, Joven, co straciłeś… 
Ciekawe, swoją drogą, czemu plan się rypnął, a William/Wilbur wraz z synem wylądowali w Ravillonie. Mam podejrzenia, że wiąże się to w jakiś sposób z narodzinami jego drugiego syna, Grittona, który nie wykazuje żadnego podobieństwa do pięknej cesarzowej. 


Rollo! Fakir! Bierzcie go!
Psy Williama rozszarpują króla, mały Gerhard obserwuje wszystko spod łóżka, przerażenie i rozpacz sprawia, że po raz pierwszy budzi się w nim lodowa moc. Gdy William wychodzi, chłopiec ucieka – i również po raz pierwszy używa lodowej mocy, zamrażając grupę żołnierzy, która chce go pojmać. 


Wizja rozwiewa się, a Severo znów rozmawia z Białą Damą. Śmierć pokazuje mu tym razem obraz jego symbolicznego pogrzebu, podczas którego wychudzona, posiniaczona Ariadna obejmuje ze szlochem jego pusty sarkofag. Severo wreszcie rozumie, że choroba Ariadny jest dziełem Śmierci, które ma mu przypominać o zobowiązaniu. Ale nawet wtedy próbuje się targować, żądając, aby Śmierć zdjęła z nich klątwę rzuconą przez Karlę.  


(...)
– Przyjrzyj się jej dobrze. Odprawiłam cię, głupcze, byś zrozumiał, ale ty nic nie pojąłeś. Nie widzisz, że trawi ją choroba?! Że cierpi?! To przez ciebie i twą niesubordynację, Strażniku. Miałeś oddać mi osiem milionów dusz. Miałeś mi oddać Schatten! A nie zabijać z doskoku, kiedy ci się podoba!
Nie będę czekała dziesięciu tysięcy lat aż wypełnisz obietnicę!


– Coś ty jej zrobiła?! – wykrzykuje wstrząśnięty Severo, z trudem powstrzymując się przed zaatakowaniem Pani Krainy Duchów. – A więc dobrze przeczuwałem, to twoja sprawka! Ta choroba znikąd! Ariadna była ucieleśnieniem zdrowia, a ty ją wyniszczasz. Dla szantażu! By mnie zmusić! Aby było po twojemu! 
Jak możesz! Zawsze było po mojemu!


(...)
– Posłuchaj mnie tym razem uważnie, Gerhardzie, aby nic ci nie umknęło. – Uśmiech znika z pomarszczonej twarzy kobiety, kiedy z powagą ciągnie: – Powrócisz do Świata Żywych po to, aby wypełnić mą wolę i zdjąć zaklęcie więżące Durańczyków w Schatten. Będziesz dla mnie zabijał, ale wiedz, że to za mało, by utrzymać Ariadnę przy zdrowiu. Odkąd opuściłeś mą Krainę po raz pierwszy, ona jest moim gwarantem. Jeśli będziesz się opóźniał w wypełnianiu zlecenia, będzie cierpiała. Zamiast więc uśmiercać pojedyncze osoby proponuję, byś od razu ruszył po koronę, ażeby na powrót uczynić Cienie śmiertelnikami. Ukrócisz tym samym męki ukochanej. 
Trzeci raz ci powtarzam, a ty ciągle nie możesz zapamiętać!


Żebyś zaś rzeczywiście miał motyw do działania i perspektywę jakiegokolwiek szczęścia z księżniczką, przyjmę Karlę do mego Królestwa. W momencie gdy Cienie staną się ludźmi, którzy prędzej czy później i tak wylądują u mnie, otworzę bramy mej Krainy dla zabitej przez ciebie Milady, a ciebie i Ariadnę uwolnię od jej klątwy.
– Jakiekolwiek szczęście mnie nie interesuje! Nie ma półśrodków. Nie ma półszczęścia, chcę jego pełni! Chcę się nurzać w rozkoszy i pląsać pośród wonnych łąk jak tęczowy jednorożec u perłowych źródeł… zaraz, co to ja właściwie mówiłem?– odpowiada czarnowłosy. – Jeśli tylko sprowadzenie Cieni ma mi zapewnić bycie z ukochaną i jej zdrowie, nie cofnę się przed niczym. Możemy żyć na lodowej pustyni, na trupach mieszkańców Kontynentu, skoro takie jest nasze Przeznaczenie, byleby razem! Moja rodzina to Ariadna. Nikt więcej nie jest nam potrzebny. 
Może tobie, ale czy na pewno jej też? Podobno jest bardzo związana ze swoim ojcem...


Przestanę od tej pory oglądać się na innych.
Od tej pory?
Ha.
Ha, ha, ha, ha!


 Ważna jest tylko ona. Koniec z wątpliwościami i moralnością, która nie wróci jej zdrowia.
– Okłamujesz sam siebie. Pragniesz znacznie więcej. Dobrze wiesz, że królewnie należą się dostatek, pałac i poddani, a nie jakieś odludzie. Zakładając koronę, zapewnisz jej to wszystko, a nawet więcej, gdyż tak jak już powiedziałam, zdejmę z niej brzemię choroby, a z was klątwę. Księżniczka będzie w pełni sił, by obdarowywać cię nie tylko rozkoszą, ale i potomkiem, o którym w głębi serca marzysz, jak każdy mężczyzna. Nie zastanawiaj się więc już dłużej, tylko ruszaj do niej.
Zaczynam się zastanawiać, czy Damon nie jest jakimś akolitą Pani Śmierci: ciągle żyje, mimo iż jest okropnie schorowany i próbuje zmusić Severa dokładnie do tego, czego pragnie Śmierć. 


Biała Dama podąża w stronę materializujących się potężnych wrót wiodących do jej Krainy. Zmierza ku niebiańskiej bramie, a w tym samym czasie potężna siła wiatru znosi Severa ku trumnie, do której wyrywa się zrozpaczona Tahitanka, trzymana przez Złotych Rycerzy na czas odbycia modlitwy Wielkiego Księcia przy symbolicznym miejscu pochówku. Zanim staruszka zamyka dostęp do swego Królestwa, spogląda ostatni raz na Anturyjczyka, którego mocą swej woli kładzie w sarkofagu, i żegna go, ostrzegając:
– Pamiętaj tylko, aby wystrzegać się wszelkich zobowiązań wobec Ariadny, dopóki mnie nie zaspokoisz. Klątwa wciąż wisi nad wami, musisz wpierw ją odczynić, zanim poprosisz Tahitankę o rękę i staniesz na ślubnym kobiercu. W przeciwnym razie nie zaznacie pełni szczęścia. Zawiązane w czasie trwania klątwy małżeństwo przynosi bowiem pecha i nawet zdjęcie później złego uroku może temu nie zaradzić. 
No i dalej nie będą się mogli ryćkać legalnie, no co za peszek, wzdech. 
A Severo pewnie nie powie Ariadnie dlaczego nie może się z nią ożenić, wzdech. 


Severo budzi się w sarkofagu w trakcie ceremonii pogrzebowej. 


(...)
Anturyjczyk już chce coś odpowiedzieć, jednak zaraz otacza go mrok. Nic nie widzi, nie jest też w stanie zaczerpnąć głębszego oddechu. Dusi się z braku powietrza, dodatkowo coś ciężkiego spoczywa mu na piersi, przygniatając go do podłoża. Nie wie, dokąd przerzuciła go bezlitosna Władczyni Zaświatów. Wyciąga dłonie najpierw na boki, a potem w górę, by rozeznać się w położeniu i czując z każdej strony ograniczenie przestrzeni, uderza w nie dłońmi. W to ograniczenie. Waląc w umieszczony tuż nad głową sufit, dzięki swej sile sprawia, że zapora puszcza, a mężczyźnie udaje się oswobodzić z pułapki. (...) Czarnowłosy siada raptownie i przez chwilę, zdezorientowany, rozgląda się wokoło, walcząc z chęcią zwymiotowania od duszącego nozdrza słodkawego zapachu dymu, dolatującego z gęsto rozstawionych wokół podwyższenia kadzielnic. Złapawszy z trudem głębszy oddech, Severo strąca z siebie przygniatający go do wnętrza trumny potężny paradny miecz, po czym niezgrabnie opuszcza sarkofag.
– Trup powstał z martwych!
– On żyje!
– To niemożliwe! Wszakże ciała nie było w środku!
– To cud!
– Szybko, niech ktoś poda osikowy kołek!
Pod kryształowe sklepienie durevaldzkiej katedry niosą się przepełnione zdumieniem i przerażaniem głosy zgromadzonych w świątyni ludzi.
Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że jak na tak pruderyjny kraj i całość świata osadzonego w średniowiecznym/renesansowym fantasy brakuje tu… kapłanów. Wyjątkiem jest chyba tylko kapłanka, która spotykamy przy uzdrawiającym dębie. 


Pojedyncze z początku nawoływania szybko przeistaczają się we wszechobecną wrzawę. Piski strachu mieszają się z okrzykami niedowierzania. W panice część znajdujących się najbliżej grobowca żałobników cofa się w głąb olbrzymiego pomieszczenia, depcząc i tratując przy tym stojące za nimi rzędy zebranych. Momentalnie poza kryształowe mury Kaplicy Książąt roznosi się wieść o niezwykłym wydarzeniu.
Severo staje na drżących nogach i rozpalonym wzrokiem szuka Ariadny wśród rozhisteryzowanych (!!!) nagłym pojawieniem się Ducha arystokratów. A gdy wreszcie ją dostrzega w otoczeniu trzymających ją Złotych Rycerzy, bez wahania rusza w jej stronę. Napotykani na jego drodze ludzie pospiesznie się rozstępują lub padają na klęczki i wiedzeni religijną ekstazą, oddają mu hołd. Czarnowłosy mija ich niewzruszony, nie obdarzając nikogo nawet przelotnym spojrzeniem, wpatrzony jedynie w wątłą postać odzianej w czerń dziewczyny. Podchodzi do schorowanej Tahitanki i odpycha od niej zaskoczonych ludzi de Berga. Czując, jak emocje wypełniają mu serce, były Mistrz osuwa się przed ukochaną na posadzkę. Tuląc głowę do kolan księżniczki, wyszeptuje:
– Twoje niedomaganie i rozpacz przyzwały mnie sprzed oblicza Białej Damy…
Niedomaganie. Jak one nie umieją dobrać słów do sceny...


(...)
Powstaje gwałtownie, po czym bierze Ariadnę na ręce. Jakaż ona lekka, przebiega mu przez myśl. Odgarnia woal kryjący oblicze umiłowanej, a jego ciało przeszywa dreszcz na przerażający widok i woń rozkładu, jaki się przed nim roztacza. Oddaje ukochaną w ramiona stojących obok zszokowanych jego obecnością Złotych Rycerzy, rozkazując władczym tonem:
– Zanieście księżniczkę do jej komnat! 
Wściekły, rusza z powrotem ku podwyższeniu, na którym stoi otwarty sarkofag. Sięga do jego wnętrza i wyciąga olbrzymi miecz, po czym zawraca ku przejętemu tłumowi. Dzierżąc w prawicy broń, rozpala w źrenicach ogień Mroku. Skoro tylko takie jest remedium na cierpienie Ariadny, nie ma wyjścia. Na razie na małą skalę jest w stanie zapewnić jej zdrowie, ale już wkrótce się to zmieni… 
A zaraz, a ten święty dąb? Przecież poprzednim razem ją uzdrowił, mimo że przyczyna choroby była dokładnie taka sama. 
Koncepcja się zmieniła autorkom po drodze. Nie byłoby to pierwszy raz…


Szuka wśród zebranych ofiary, którą zaraz pośle zleceniodawczyni, a gdy ją odnajduje, przyspiesza kroku. Od rękojeści aż po sztych jego oręż skuwa lód, gdy mężczyzna zwraca się do otoczonego swym dworem Rakima:
– Lew zasiadający na tronie w Fenis nie może być słabeuszem i ofiarą. To twoje słowa. Przekonajmy się zatem, który z nas jest Lwem, a który ofiarą!
(...)
Tymczasem Rakim dochodzi do siebie po pierwszym szoku. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy (no raczej…)  ani nie ma chęci na starcie z barbarzyńskim wojownikiem.
– Fedi! – woła na sługę, a ten od razu wyjmuje zza pasa srebrny pistolet, by wymierzyć lufę prosto w Arwerna.
To wpadli na pogrzeb z nabitymi pistoletami? Wtf? I kto tu jest barbarzyńcą?


 Zaraz za nim dołączają pozostali członkowie świty syna Przenikliwego Ubaja. – Przemyśl, panie, czy na pewno chcesz się mierzyć z tą bronią – wyzywa butnie czarnowłosego, samemu stojąc nieco za plecami niewolnika.
– Chcesz mnie odesłać do Białej Damy? Ale, jak sam się właśnie przekonałeś, paniczyku, ona mnie nie chce. Za to z chęcią przyjmie do swej Krainy kogoś w zamian! – stwierdza Anturyjczyk, niepomny na nawoływania Merrettich, a gdy Rakim daje znać najwierniejszemu słudze i reszcie obstawy, by nacisnęli na spust, broń zza Mórz wybucha w rękach trzymających ją wojowników, rozsadzona lodem, który rozpycha ją znienacka od wewnątrz.
Ogłuszeni i ranni obcokrajowcy wiją się, krzycząc z bólu u stóp nadciągającego Kata, który jednego po drugim pozbawia życia, tnąc i rozpruwając ich ciała na strzępy. Po trupach podąża w stronę Azurro, który cofa się przed nim z przerażeniem, by następnie popędzić w stronę wrót.
(...)
Severo, opuściwszy święty przybytek, goni swą ofiarę przez dziedziniec świątynny. (...)
– Sięgnąłeś po to, co moje! – rozsierdzony karminowooki potwór ryczy nad nieszczęśnikiem, który upada na skutą lodem ziemię, a zmarzlina zaczyna stopniowo wdzierać się na szaty orientalnego księcia i przygważdża go do ziemi, uniemożliwiając dalszą ucieczkę. – Twoja prawica skalała mój najcenniejszy skarb. Teraz ci ją odetnę! – Mówiąc to, czyni zamach mieczem i jednym wprawnym ruchem odrąbuje rękę Rakima na wysokości obojczyka.
No, Damonie, pożegnaj się z pistoletami. Pif, paf. 
Na wysokości obojczyka, ucięta calutka rąsia, coby nawet kikut nie został. 


Ociekająca posoką kończyna upada tuż pod nogi Akina, który wraz z grupą towarzyszy, gdy tylko zamieszanie słyszy przyszedł na plac pod świątynię by zobaczyć jak Rakim ginie.
Ale jak? Azzuro leżał przymarznięty do posadzki. Czy odcięta kończyna zachowuje się jak kauczuk? 


 Miał się radować z ostatecznego załatwienia problemu wroga jego rodu, tymczasem ten po raz kolejny powstał z martwych. Były oficer nie wie, co myśleć. Gdzieś w sercu czuje ulgę, choć przecież powinien się wściekać, że podły Arwern znów umknął ze szpon Białej Damy. Aby więc ukryć zmieszanie i sprzeczne uczucia targające jego duszą, oraz rumieniec wypełzający mu na policzki, schyla się po odciętą rękę, a wówczas dostrzega lśniące na palcach dłoni pierścienie oraz – na skrwawionym przegubie – piękną, ozdobioną kwiatem nenufaru i wyglądającą na bardzo cenną bransoletkę. Przyda mu się nieco klejnotów, zwłaszcza że z pieniędzy, które przywieźli wraz z Severem ze Świerkowych Szczytów, nie otrzymali nawet fena. 
Gdy zaczęli się upominać o zaległy żołd, wystaczyło, by Severo błysnął czerwienią w oczach, a nie wrócili już nigdy do tematu. 


Wielki Książę, poirytowany (!) zachowaniem krnąbrnego Cesarza, zamknął skarbiec, a w nim cały dobytek przywieziony ze skrytki w jednym z anturyjskich lasów, więc zarówno uczniowie Domeny Walk, jak i Mistrzowie Ven oraz Tessi (najlepsi przyjaciele, w dodatku wciąż wyczerpani i schorowani) zaczęli odczuwać brak środków do życia.
Kurde, Severo, jak ty dbasz o swoich ludzi, wcale się nie dziwię, że są lojalni i wierni aż do końca!
Zastanawiałem się, w jaki sposób Mitylena pokonała Gerharda za pierwszym razem… cóż, jeśli młody cesarz traktował sojuszników tak jak Severo swych ludzi, to chyba już mam odpowiedź: Mitylena musiała tylko poczekać, cysorz załatwił się sam. 


(...)
– Mistrzu Venie – raduje się Hafran – chyba będziemy mieć robotę! Nasz Lew powrócił i wymyśli nam oraz pozostałym zajęcia, abyśmy nie gnuśnieli w burdelach, używając do pracy jedynie swych lędźwi.
...a podobno brakowało im środków do życia…?
Biorąc pod uwagę, że Severo wybił wszystkie męskie prostytutki… to wiesz, wytworzyła się próżnia w którą wskoczyli zdesperowani związkowcy. 
Aaaa, z tej strony na to nie spojrzałam!


Czarodziej, bardziej zmartwiony niż ucieszony, wzdryga się, obserwując, jak Severo ćwiartuje na kawałki bezbronną ofiarę. Nie dał księciu nawet szansy się bronić, po prostu przystąpił do egzekucji. Tak zakrwawione oblicze swego towarzysza Mistrz Magii widywał niejednokrotnie. Wielki Kat zawsze wyładowywał złość w Podziemiach, dlatego właśnie powierzono mu to stanowisko w Czarnej Twierdzy – aby mógł zaspokajać potrzebę mordu. A teraz, powróciwszy z Zaświatów, już szuka ujścia dla niszczycielskiej mocy.
Nie mogąc oderwać wzorku od rozglądającego się za kolejną ofiarą potwora, Ven wyszeptuje:
– Nie jestem pewien, czy jest się z czego tak cieszyć…
A żebyś, kurwa, wiedział. 
Współczuję ludziom z kancelarii Damona, bo to oni pewnie będą musieli zredagować list do władcy Srebrnej Laguny informujący go o… eeee… nieszczęśliwym wypadku syna. 


KORONKA 45


Ariadna błyskawicznie ozdrowiała, leży u boku Severa i rozkminia…


– Ja nie mogłam sobie tego darować, że to przeze mnie. Gdybym wiedziała wcześniej, gdybym wciąż miała moc Bogini i potrafiła zaglądać w przyszłość, przewidziałabym wydarzenia na tym moście. Nie pozwoliłabym ci jechać na zwiady. Nie doszłoby do tego, co było potem… Och, Severo! – Wtulam się w mężczyznę, przygnieciona ciężarem trosk. – Dlaczego Los tak okrutnie nami kieruje?! Skazuje na takie rozłąki?! Każe wierzyć, że to już koniec?! Dlaczego nie możemy być po prostu szczęśliwi?! Czemu, odkąd zdecydowaliśmy się na ucieczkę, odkrywając przed sobą wzajemne uczucia, ciągle coś staje nam na drodze, jakby bogowie byli przeciwni naszej relacji? Choć może nie są tak całkiem niełaskawi, skoro pozwolili mi znów cię ujrzeć!
– Nie martw się już o nic, Ariadno.
Anturyjczyk wpółleżący na posłaniu gładzi błyszczące sploty luźno puszczonych włosów księżniczki. Nie chce rozwijać tego tematu ani psuć czaru chwili opowieściami o ciążącej na nich klątwie, Karli czy misji, którą zleciła mu Pani Krainy Zmarłych. To męska sprawa, by zadbać o ukochaną. 
Gówno, męska sprawa to zadbać o prostatę. Z osobą, którą się kocha, trzeba być szczerym, ty palancie. Argh, wiedziałem, że nic jej nie powie. 


To jego obowiązek i brzemię, a Tahitanka niekoniecznie musi o wszystkim wiedzieć. Lepiej jej nie denerwować sprawami, których jako niewiasta i tak nie pojmie. 
Czy ktoś jeszcze, tak jak ja, ma ochotę pierdolnąć go w ten durny łeb? Przyjmuję zapisy!
*po pięciu minutach*
Dobra, koniec zapisów, terminy na najbliższe trzy lata zajęte! 


Dobrze, że przed przyjściem do niej obmył się w znów zasypującym stolicę Anturii śniegu z posoki i zgasił w oczach krwawy płomień. 
Ma od tego przycisk wygodnie schowany za lewym uchem. 


Po pozbyciu się zabrudzonego kaftana, nawet ubiór nie zdradza, że jego właściciel dopiero co wyrżnął w pień zamorskich gości Damona. 
A, tyle wystarczy. Na pewno Ariadna nie dowie się, co się stało z Rakimem. Żadna ploteczka nie dotrze do jej ucha.
Sądzisz, że się w ogóle zainteresuje…? Tak, jak do tej pory interesowała się czymkolwiek poza kwestią “kiedy Severo się wreszcie oświadczy”?


– Bądź spokojna. Zadbałem o to, by wszystko poukładało się po naszej myśli. Naszej. W sensie my, Severo. Poza tym moc Przeznaczenia nie jest ci potrzebna. Wszakże umiesz ożywić zmarłego i przygnać go na powrót z Zaświatów wprost w twe ramiona i mam nadzieję, nie tylko w nie… – Uśmiecha się szeroko i unosząc głowę kobiety, by jej wzrok spotkał się z jego, całuje namiętnie jej usta. – Masz władzę nad samą Śmiercią, kochanie… 
(...)
– A ty jak zwykle żartujesz. – Mimowolnie odwzajemniam uśmiech, ale nie kłócę się ani nie chcę wiedzieć, jak dokonał cudu powstania z martwych. Nie teraz. Tak bardzo mi go brakowało, że złakniona jego bliskości, z pasją odwzajemniam pieszczoty. Czuję, jak moje ciało zaczyna wypełniać znajome, przyjemne ciepło, gdy naraz drzwi komnaty się otwierają, a znaczące chrząknięcie każe nam się od siebie oderwać.
– Wielki Książę Damon Liwiusz Merretti oraz Jego Królewska Wysokość Randon Tuliusz Merretti 
Mieli jeszcze trzeciego brata, Nazona Owidiusza Merrettiego, ale tego wygnano z Prudestanu za sprośne wierszyki. 


– anonsuje krępy Anturyjczyk w złotej liberii, a sypialnię księżniczki wypełnia tłum ludzi.
Jakby inaczej… 
Złoci Rycerze otaczają obu braci kordonem, osłaniając ich specjalnymi tarczami, wykonanymi z księżycowego kamienia, by przypadkiem nieokrzesanemu Arwernowi nie przyszło do głowy skierować niszczycielskiej mocy przeciwko nim.
Hmm, ciekawe kiedy wykonano te specjalne tarcze, skoro Severo był jeszcze niedawno martwy… 


Władcy wkraczają jednocześnie do apartamentów Almy, lecz cel ich wizyty jest różny. Król Tahitanii, przerażony zachowaniem Severa, pragnie się przekonać, czy Ariadnie nic nie grozi, zwłaszcza że doniesiono mu, iż czarnowłosy, zaraz po rozniesieniu na miazgę przybyszów zza Mórz, udał się wprost do jego córki. Nestor rodu zaś upatruje korzyści, jakie może wyciągnąć z niespodziewanego ataku Arwerna na cudzoziemców. Co prawda, krwawe działania Pierwszego Cesarza pozbawiły Damona możliwości dalszej współpracy z Ubajem w zakresie sprowadzania amunicji, jednak po co mu taka broń, skoro w najwyższym dowódcy jego wojsk drzemie potencjał, którego do tej pory nie doceniał i tłumił za pomocą antymagicznej skały? 
Severo w pojedynkę wystarczy za całą armię uzbrojoną w karabiny! Ba, w karabiny maszynowe! Ba, za pluton artylerii! Rakiety międzykontynentalne! Bombę jądrową! 


Był głupcem. Trzeba było od razu nie mieczem (zaraz, a pistolety?), lecz właśnie lodową siłą zmiażdżyć Mitylenę! Skoro wybranek Ariadny jest w stanie wrócić z rąk Białej Damy, która wyraźnie mu sprzyja, nie będzie mieć problemów z rozgromieniem wroga, jeśli pozwoli mu się na uwolnienie drzemiącej w nim mrocznej energii.
W sensie, że jaki jest plan? Severo pada na polu bitwy, pogrzeb, wstaje po dwóch tygodniach, znowu pada w jakiejś szarży, pogrzeb, powrót… Plus Mitylena wygląda na taką, co księżycowego kamulca ma cały hangar.  
Mitylena sama jest czarodziejką, więc może stara się jednak by w jej najbliższej okolicy nie było księżycowego kamienia? A taki Severo trzymający się blisko wrogiej armii, sprowadzający zimę na życzenie… mógłby naprawdę sporo namieszać w kampanii. (Mógłby, ale ja wiem, jak będzie wyglądać ta cała żałosna kampania. Spoiler: trzeba było zostać w domu.) Dziwne, że Damon wcześniej o tym nie pomyślał. Ale na plus, że potrafi adaptować się do szybko zmieniającej się sytuacji. 
Niech Damon lepiej szybko zaadaptuje się do pomysłu, że zrobiony na szaro Ubaj być może przespaceruje się z pistoletami do niego. 


(...)
[Damon:]
– Głupie, niewyżyte dzieci! Nie macie prawa na [prawa do, panie prawniczki…] podobne bezeceństwa pod moim dachem! Trzeba was pilnować, koniec z samowolą. Wasze spotkania od tej pory będę wyznaczał osobiście z twym ojcem, Ariadno, i nie pozwolę ci przebywać sam na sam z Gerhardem w jednym pomieszczeniu! Może to sprawi, że nieco ochłoniecie w swych zapałach i zaczniecie zachowywać się jak na członków rodzin królewskich przystało! 
Bla, bla, bla jak mnie męczy gdy autorzy i autorki robią wszystko by ich bohaterowie nie mogli uprawiać seksów. Nie siedźmy już w tym pruderyjnym mieście, niech zagrają bębny wojny i zacznie się jakaś akcja! 


Zyskałabyś więcej, zgrywając przez chwilę cnotkę przed tym rozbuchanym, nieokiełznanym ogierem! 
Ale po co? Przecież już ze sobą spali… chyba że Damon też uwierzył w bajeczkę którą Ariadna wcisnęła tatulkowi. 
Spali, ale mogliby jednak na przyszłość spać mniej. 


Może brak dostępu do ciebie dałby mu impuls do traktowania cię z należytym szacunkiem, o czym przecież rozmawialiśmy jeszcze w czasie jazdy do Durevaldu, lecz ty najwyraźniej nie wyciągnęłaś żadnych wniosków z naszej konwersacji. A ty? Zapłaciłeś mi za jej rękę, ale do zakończenia tahitańskiego obyczaju nie doszło, i to z twojej winy. Lepiej więc szybko zajmij się obowiązkami względem poddanych i złóż stosowne deklaracje mej bratanicy albo po tym, co uczyniłeś przed chwilą, każę wyrzucić cię z Niezdobytego Miasta! Może i cudownie ożyłeś, nie zmienia to jednak faktu, że jesteś Cesarzem, a nie pozbawionym manier siepaczem ze Związku.
Właśnie! Jest Cesarzem. To tak jakby ktoś ważniejszy niż król i książę, więc możecie mu nadmuchać. 
E tam, cesarzem bez ziemi i bez armii, na łaskawym chlebie u Damona.  


(...)
– Damonie, przyjmuję propozycję. Stanę na czele twojej armii i zawalczę o to, co utraciłem przed laty. Pokonam Mitylenę i zdobędę tron w Fenis – stwierdza stanowczo, nie dodając już, że zamierza to uczynić wyłącznie dla Ariadny, a nie dla siebie.
Ja dla siebie nic nie chcę! Będę żył skromnie, mieszkał w chatce z lodu, ta cała rzeź i zniszczenie to tylko dla niej! 


Zadowolony Damon organizuje dalsze działania – trzeba opracować strategię wojenną (teraz? Czekał tyle lat i nie ma żadnego planu?), a także wysłać list z kondolencjami do ojca Rakima, przekonując go, że śmierć syna i jego ludzi była przypadkiem. A oprócz tego Ariadna i Severo mają się od tej pory dobrze prowadzić i spotykać jedynie w obecności przyzwoitki. Wszyscy wychodzą, zostawiając Ariadnę przełykającą łzy z powodu ponownego rozwiania się nadziei na szybkie małżeństwo. 


KORONKA 46
Damon wylewa swoje żale względem Randona:


– Piętnaście lat temu opuściłeś Niezdobyte Miasto, wywożąc z niego bez słowa pożegnania Amarylis, za którą, wybacz, nigdy nie przepadałem, i waszą córkę, która, na co skrycie liczyłem, miała być moim remedium na złamane po odejściu Almy, Gerharda i ich syna serce. Ty jednak wybrałeś mroźną Północ, całkowicie odcinając się od swych południowych korzeni oraz ode mnie. 
No jak mogłeś mieć własny pomysł na życie i wychowanie córki zamiast całkowicie poddać się moim decyzjom!
Nawet kartki na święta nie wysłałeś!
Bo tu wiecznie pada śnieg, łatwo Gwiazdkę przegapić!


Randon wyjaśnia, jak doszło do tego, że Ariadna została przyrzeczona za żonę cesarzowi Saulowi.  


– Niedługo po dotarciu do Trysil Mitylena złożyła nam wizytę. Wiedźma przedostała się do zamku i zagroziła życiu Ariadny. Mogłem podpisać zgodę na jej ślub z Cesarzem lub patrzeć, jak w podły sposób czarownica zabija mi dziecko. Nie miałem wyboru. Jakimś sposobem poznała sekret rodu Merrettich. Wiedziała więc, że po śmierci Almy to właśnie moja kruszynka odziedziczyła po niej moc Bogini. Cóż więc mogłem uczynić?! Zgodziłem się, a potem… Ech… Nie mogłem przecież oddać umiłowanej jedynaczki Cesarzowi, więc zabezpieczyłem ją barierami magicznymi i zorganizowałem ucieczkę, gdy nadeszła pora na wykonanie zobowiązania. 
No i znowu… Mitylena niby taka sprytna, a nie przyszło jej do głowy, że znacznie łatwiej byłoby jej kontrolować księżniczkę, gdyby ta wychowywała się na jej dworze. Przecież Randon by jej nie obronił tymi swoimi siłami w liczbie całych dziewiętnastu rycerzy. Nie wspominając już, że królowa Amarylis sama by się z pieśnią na ustach wprosiła na zakładniczkę. 


Nie miałem pojęcia, że pomimo mych zabiegów i tak trafi w ręce Cesarza, choć nie tego, z którym zamierzała ją związać Mitylena. – Monarcha uśmiecha się gorzko. – Ariadna jest całym moim światem. Chcę się upewnić, że moją córkę czeka życie godne księżniczki i że będzie bezpieczna, a nie skazana na życie z krwiożerczym potworem i wmieszana w wojnę, którą szykujesz. Wystarczy, że straciłem siostrę, nie pozwolę ci wykorzystać mej następczyni (jaki ojciec tak mówi o dziecku…? Nawet król!) do realizacji twojej zemsty! Zresztą i tak już ją naraziłeś na zagrożenie, wyjawiając całemu światu jej prawdziwą tożsamość.
Która przedtem była absolutnie nie do odgadnięcia. 
Randon, powiem tyle: dobrze że cię na tym całym balu w siedzibie związku nie było.


Damon nadal wypomina Randonowi fakt, że go opuścił – gdyby nie to, już siedemnaście lat temu mógł poznać treść listu od Arcymistrza Frygilla, wyjawiający tajemnicę ocalenia Gerharda. Opowiada mu także o zbrodniach Mityleny:
Pozwól więc, że cię uświadomię! Pokażę ci pokój, jaki zapanował w Fenian w czasie panowania Uzurpatorów zasiadających na tronie nieszczęśnika, który wciąż nie jest w pełni sobą i nie pamięta wszystkiego, bo widzę, że nie masz obecnie żadnego pojęcia o bieżącej polityce Południa.
– Cały Świat wie o dążeniach babki Saula do ekspansji terytorialnej… – powiedział Randon oględnie i dyplomatycznie. Ściany mają uszy i tak dalej. 


– Wie i nic nie robi, aby ją powstrzymać! – huczy gniewnie Damon, po czym z impetem chwyta za bursztynową laskę, służącą mu przy poruszaniu się za podparcie (nie, serio, a sądziliśmy, że do szpanowania gałką na czubku) (♪ Laska maga ma na czubku gałkę / Laska maga to jest coś ♫), i strąca nią z biurka kryształowy kałamarz, sycząc z wściekłością: – Pięćset tysięcy naszych rodaków wywiezionych przez Mitylenę do Krain zza Mórz! – To samo czyni z kryształowym zegarem. – Osiem z jedenastu spalonych, splądrowanych lub zasiedlonych przez Feneryjczyków anturyjskich miast, tysiąc osiemdziesiąt wsi i tyleż samo przysiółków. – Pochylając się w stronę brata, jednym pchnięciem roztrzaskuje o kryształową posadzkę leżącą dotychczas na kryształowym blacie kryształową szachownicę. – Prawie sto tysięcy Anturyjczyków, którzy uznani przez Mitylenę za zdrajców ojczyzny stracili życie – torturowani, a potem zamordowani bezlitośnie, wyjątkowo tylko zsyłani na śmierć do Ravillonu, co w wypadku tej wiedźmy jest przejawem miłosierdzia, gdyż ona, o czym zapewne nie słyszałeś w tym twoim grajdole na Północy, lubuje się w patroszeniu swych wrogów! 
A Damon, który w swym Niezdobytym Mieście siedzi na złożach złota, robił w tym czasie… co właściwie? 
Cóż, pewnie czekał na okazję, zdając sobie sprawę, że przy obecnym układzie sił musi przegrać?
Ale mógł np. gromadzić broń, zawierać sojusze… a tymczasem zabiera się za to dopiero teraz.  
Może wiedział, że takie ruchy na pewno zwrócą uwagę Mityleny i wolał udawać słabego i pogodzonego z losem? Eh, wiem, wiem, bronię przegranej sprawy. 
Jak wiemy z poprzedniego tomu, Damon jest wśród arystokracji głównie znany z łapania za guzik i opowiadaniu o wielkim planie zrzucenia tyrana przez R.I.P. cesarza.


– Damon przystaje przy swym fotelu i wznosi ponad głowę karafkę z winem. – I na koniec ponad dwieście tysięcy zbiegów kryjących się w Durevaldzie, który nie wytrzyma dalszego naporu szukających w stolicy schronienia uchodźców. Ludzi pozbawionych mienia, dobytku, najbliższych… Jak mam ich przyjmować, skoro miasto pęka w szwach? Może ich zacznę odsyłać do Tahitanii?! – Z wściekłością zbija naczynie, a płyn, który rozpryskuje się wraz z odłamkami po posadzce u jego stóp, przywodzi na myśl kałużę krwi. 
Ach, więc całe to niszczenie sprzętów było po to, by porazić Randona tą ostatnią metaforą? 


– Mój kraj z otwartymi ramionami przyjąłby uchodźców – odpowiada Randon, poważnie rozważając tę kwestię.
No sorry, ale w swoim zameczku to tych mas raczej nie pomieścisz.
Moglibyśmy postawić obok drugi blok! I, kto wie, może Osiedle byłoby wreszcie grodzone! 


Północ w końcu to głównie niezaludnione połacie ziemi, na które nikt nie chce się sprowadzić. Trudny klimat, bliskie położenie oddzielającej kraj od reszty Kontynentu dzikiej Talirii oraz Schatten nieopodal… Napływ Anturyjczyków nie byłby taki zły, ale oczywiście Damon nigdy nie przystanie na takie rozwiązanie. 
Ale dlaczego miałby się nie zgodzić? Tahitania urosłaby w siłę (a ludziom żyłoby się lepiej). Zamiast jednego silnego i niechętnego Mitylenie kraju byłby dwa. I wreszcie w razie porażki w wojnie, można byłoby się wycofać na północ: zważywszy na położenie geograficzne Tahitanii ciężko byłoby przeprowadzić na nią inwazję. 
Ja się zastanawiam, czym on by wyżywił tych Anturyjczyków. Pewnie truskawkami. 


Ja wiem, że snucie takich rozważań w przypadku Glątwouniwersum jest bez sensu, ale mój wewnętrzny strateg dorwał się do głosu. 
(...)
Zatarg naszej rodziny z tą bezwzględną kobietą trawi Fenian od dawna, od ponad trzydziestu lat. Doprowadził do ruiny Anturię i jeśli czegoś z tym wreszcie nie zrobię, nasze ziemie wchłonie Feneria i nawet Złote Smoki nie uchronią Durevaldu przed upadkiem. Ja zaś zamierzam temu zapobiec i uratować swój lud! Tylko przez chaos można dojść do porządku. Wyrwę rodaków z opresji i dam króla, który jako jedyny ma moc, która scali to gówno w jedność (! Wasza miłość, jak się jego miłość wyraża?!). Na powrót, jak kiedyś! Jeśli zaś faktycznie chcesz, by Ariadna była księżniczką i żyła godnie, Związkowiec musi ponownie zająć tron w Fenis i ją poślubić.
Eh, ona już jest księżniczką. Czy tam nawet królewną. Jak się ohajta z Severo-Gerhardem, to będzie cesarzową. 


Król Tahitanii mógłby zaprotestować. Chciałby, ale wie, że jego skupiony na swym celu brat niczego nie zrozumie. Dopiero co mu zakomunikował, że nie popiera związku córki z mordercą, a Damon nic z tego nie usłyszał. Dalsza dyskusja na ten temat zdaje się bezsensowna, dlatego też młodszy Merretti postanawia, że jeszcze dziś obmyśli plan, jak uniemożliwić córce ślub z Severem. Na uspokojenie zaś krewnego mówi tylko:
– Przez wzgląd na dobro Anturyjczyków, mam nadzieję, że uda mu się pokonać Mitylenę.
Marsowe oblicze Wielkiego Księcia rozpogadza się na te słowa, a na usta wypływa delikatny uśmiech.
– Może jednak przestanę żałować, że nie kazałem nakarmić tobą Smoczych Ryb…
Braterska miłość. 


KORONKA 47


Wszystko gotowe. Mężczyzna obchodzi jeszcze raz pobliskie głazy i ogląda cały wmontowany w nie mechanizm. Za chwilę naciśnie zapalnik i spowoduje wybuch, który utoruje mu drogę ucieczki. W tym miejscu skały są najcieńsze, a za nimi, zgodnie z wyliczeniami – zerka na niewielkie puzderko, podświetlające się po otwarciu wieczka 
Vahuuuu!!! Vahuuuu!!! Chodź tu, patrz, on ma mini-komputerek! 
Słabo mi.


W sumie podoba mi się nawet pomysł, że w Klątwowersum mamy jedno państwo na o wiele wyższym poziomie rozwoju technicznego niż pozostałe, ale dziwię się trochę, że w takim razie Srebrnolaguńczycy nie podbili całego kontynentu i to jeszcze za czasów pradziadka Severa. 
Bo to jest post-apo (to jedyne wytłumaczenie, dzięki któremu nie straciłem jeszcze zmysłów). Srebrnolaguńczycy potrafią jedyne używać artefaktów starego świata, ale nie potrafią ich wytwarzać. A ten mini-komputerek to pip-boy. Tak musi być.


– jest tunel, którym zbiegły niewolnik przedostanie się na drugą stronę Smoczych Gór, omijając pilnie strzeżone przez Złotych Rycerzy szlaki i labirynty ukrytych w paśmie przejść.


 Huk eksplozji poczytany zostanie za odgłos lawiny, a on będzie bezpieczny z dala od lodowej bestii o czerwonych oczach. Miał szczęście, że w chwili, gdy jego pistolet został rozsadzony przez lód, narastający w nim za sprawą kuglarskich sztuczek anturyjskiego potwora, stracił przytomność. Oprawca ominął go, uznając za martwego. I nie poznęcał się nad jego zwłokami, tak “just for fun”? No jak nie nasz Sev! Dzięki temu uniknął potwornej śmierci i po dojściu do siebie mógł przygotować się do wyprawy, aby pod osłoną nocy opuścić miejsce zamordowania swego najukochańszego Rakima. I tak sobie leżał wśród trupów, a potem wstał i wyszedł: ani ekipa sprzątająca tę rzeźnię nie przyuważyła, ani straż, ani patrol dwórek przeszukujący kąty w poszukiwaniu bielizny… Ani rabujący biżuterię Akin. 
Fedi przystaje na krawędzi przepaści i patrzy z nienawiścią na znajdujące się w oddali miasto. Przeklęty Durevald! Oby pochłonęła go zima, jaką sprowadza na nie parszywy zmartwychwstały barbarzyńca. A jeśli do tego nie dojdzie, i tak ta kraina popamięta. Zemsta Przenikliwego Ubaja będzie straszna, gdyż już on się postara, by do Włodarza dotarły wieści o szczegółach dotyczących poczynań samozwańczego Cesarza, aprobowanych najwyraźniej przez Damona, gdyż za ten akt okrucieństwa nie spotkała go z ręki Merrettiego żadna kara. 
Zrozpaczony, nie zrozpaczony, wściekły, nie wściekły – ale wyrażać się trzeba górnolotnie i z szykiem! 


Wściekły, miętosi przez moment w kieszeni płaszcza niewielkie zawiniątko, w które włożył znaleziony na miejscu kaźni pukiel włosów swego księcia, wiszący na fragmencie oskalpowanej z jego głowy skóry, po czym przystępuje do działania, marząc, by jak najszybciej dostać się do Srebrzystej Laguny, niosąc ze sobą zapowiedź zniszczenia wrogów jego pana.


KORONKA 48
Tymczasem oficer Akin został ponownie przez Severa przydzielony do pilnowania Ariadny. Obserwuje, jak ta wymyka się przez okno na randkę z Severem.


Były  Związkowiec  przystaje za  jednym z oszronionych  krzewów i krzywi się, gdy  w oddali dostrzega, jak Lew  i królewna dopadają do siebie  i bez dłuższej wymiany słów zaczynają  się całować i obściskiwać, rozdzierając szaty  i osuwając się na śnieg jak pragnące parzenia  niewyżyte zwierzęta.
Korzonki Ariadny nie będą za to wdzięczne. 
I jak wyjaśnią te podarte szaty, gdy przyzwoitka urządzi kontrolne liczenie majcioch? 


Nie  będzie  na to patrzył.  Zna lepsze porno. Zniesmaczony  oficer odwraca  się i wycofuje do  pałacu. Podąża do niewielkiego  pomieszczenia przylegającego do apartamentów  Almy, które wyznaczono mu na miejsce odpoczynku.  Znudzony, zaczyna przeglądać kosztowności, jakie udało  mu się zebrać z ciał zmarłych obcokrajowców. Jest tego  trochę, mogłoby nawet starczyć na wyjazd z Durevaldu – myśli,  obracając w dłoniach potężny pierścień z czarną perłą. Gdyby opuścił  Niezdobyte Miasto, nie musiałby już więcej oglądać oblicza znienawidzonego  Arwerna, przez którego wszystko stracił. Ale nie, jeszcze tego nie uczyni,  najpierw zemsta…
No, chyba że znów się wzruszy na widok śpiącego, bezbronnego Severa… 


Cóż  to jednak?  Akin ze zdumieniem  odkrywa, że w sakiewce  z biżuterią coś zaczyna trzeszczeć.  Wyrzuca całą zawartość skórzanego mieszka  na kryształowy stolik, a gdy w końcu udaje  mu się zlokalizować źródło intrygującego dźwięku,  bierze wykonaną z pereł i szafirów bransoletkę i zaczyna  z uwagą ją studiować. Potrząsa kilkakrotnie błyskotką, ale  brzęczenie nie ustaje (odbierz! Trzeba nacisnąć to zielone!),  przykłada  więc ostrożnie  ozdobę do ucha,  a odgłosy, które dobywają  się ze zdobiącego ją kwiatu  nenufaru, najpierw dziwią go niepomiernie,  a potem napawają odrazą. Czarnowłosy wojownik  właśnie musiał zdobyć szczyt rozkoszy, sądząc po  jęku, jaki wydał, i ciszy ze strony jego stękającej  wcześniej kochanki.
Stękającej. Stękać to sobie może starsza pani wchodząca z wysiłkiem na schody albo człowiek siedzący w ustronnym miejscu z wyjątkowo oporną dwójeczką, ale jeśli chodzi o odgłosy seksu… słowo daję, że wolałabym już jęczenie, choć tyle razy się z niego nabijaliśmy. 


Po  kilku  minutach  podsłuchiwania (oczywiście ze wstrętem, ach, jeszcze tylko chwilkę się poobrzydzam) nieznaczny  uśmiech pojawia  się na ustach Akina.  Uczeń Severa chowa drogocenny  przedmiot do kieszeni. Przeznaczenie  mu sprzyja, a on już będzie wiedział,  jak to wykorzystać.
Czy bransoletka uaktywnia się tylko na odgłosy seksów, że Akin wcześniej nic nie słyszał? 
W ogóle jaki zorientowany w nowinkach, że prawie od razu podchwycił, co to za technologia mu wpadła w łapę. 


KORONKA 49
Duch Karli prześladuje Ariadnę, zsyłając jej niezwykle realistyczne sny o Severze zabawiającym się z innymi kobietami – z księżniczką Shainee, z Zoe i Nukki, oraz z jej własną matką. Ariadna budzi się przerażona i nieszczęśliwa.
Strapiona, przysiadam na łożu. Może te koszmary miewam nie bez powodu?! Może to Przeznaczenie chce mi coś powiedzieć? Chyba powinnam przestać się wreszcie oszukiwać, że jestem przeszczęśliwa. Wyzdrowiałam, owszem, odzyskałam ukochanego, ale o ile niegdyś, przed mym porwaniem i swoją śmiercią na moście, mój Przeznaczony pragnął mnie pojąć za żonę i doprowadzić do ślubu w Tahitanii, tak teraz zamilkł w tej materii.
Wiecie, zawsze przewracałem oczami słysząc te żarciki typu “mojej dziewczynie śniło się, że ją zdradziłem więc rano dała mi plaskacza i się obraziła”...


 (...)
Ostatnimi czasy zauważyłam też, że Severo zjawia się u mnie tylko na chwilę, zadaje rozkosz (jak cios między oczy) (no weź, wyobraziłem sobie jak Sevcio wpada do Ariadny tylko na chwilę, by znokautować ją lodowym olbrzymem i wyjść), a potem opuszcza, argumentując, że to dla mnie i mojego dobra! Dziś w czasie skradzionych z nim chwil bliskości po raz kolejny odniosłam wrażenie, że coś przede mną ukrywa. Dlaczego bowiem nie może poświęcić mi więcej czasu nocą, kiedy tak pragnę otulić się jego ramionami, by wiedzieć, że jestem bezpieczna?!
To w sumie zabawne, że jeszcze nie są małżeństwem, a ich seks już sprowadza się tylko do odfajkowania szybkiego bara-bara. 


 Co takiego pilnego ma do zrobienia po północy, kiedy większość jego żołnierzy musi już spać? Nie musztruje ich przecież.
Może pozwala SIĘ musztrować… 


Och,  chyba muszę  coś z tym wszystkim  zrobić, żeby wyjaśnić  sytuację. I wiem, kogo poproszę  o pomoc…


KORONKA 50
Na prośbę Ariadny Tamira śledzi Sevcia gdzieś w śmierdzących zaułkach najbiedniejszej dzielnicy Durevaldu. Celem okazuje się grupa pracujących na ulicy prostytutek, ale…
Severo od razu kieruje się w stronę pilnującego prostytutek ospowatego Anturyjczyka, sprawiając wrażenie szukającego doznań klienta. A więc podejrzenia Ariadny były słuszne – przelatuje przez myśl czarodziejce. Tymczasem jakież jest jej zaskoczenie, kiedy Lew, zamiast zapłaty za przywołaną gwizdem roznegliżowaną młódkę, zasiadającą wraz z niepracującymi w tej chwili towarzyszkami na brudnym progu jednego z domostw, 
Ach, jakież to wymowne, że dziwki siedzą na BRUDNYM progu. 


wyciąga miecz. Ani dziewczyna, ani sutener nie wydają z siebie nawet najcichszego dźwięku, tak szybki jest cios, jaki ich powala. I nim pozostałe kobiety podnoszą lament, ostatni z Arwernów rzuca się na nie i ich zdezorientowanych klientów, roznosząc wszystkich ostrzem swego oręża. Pozostawia po sobie krwawą scenerię, po czym błyskawicznie opuszcza miejsce kaźni, by znów podążyć przeludnionym bulwarem (w środku nocy?) (piąteczek!) w sobie tylko wiadomą stronę.
TY ŚMIERDZĄCY KURWIU, CO CI PROSTYTUTKI ZAWINIŁY?! 
Nie lubię jakoś robić analiz samym autorom, ale mam dziwne wrażenie, że mamy tu do czynienia z jakimś uprzedzeniem co do pracowników seksualnych. 


(...)
Po zamarzniętych stopniach schodzi na odludne kamienne nabrzeże. Na rozświetlonej światłami miasta zmarszczonej nocną bryzą toni unoszą się stare, wyniszczone łodzie rybackie. Mężczyzna idzie w stronę prowizorycznych zadaszeń i prostych namiotów, gdzie koczują najbiedniejsi mieszkańcy Niezdobytego Miasta. (...)
Dzięki zdecydowanym działaniom naszego Cesarza odsetek rodzin żyjących poniżej progu ubóstwa spadł w ostatnim kwartale o siedem punktów procentowych! 


– Cholera! Pusty! – Spluwa niezadowolony, lecz w tym momencie dostrzega grupę podpitych marynarzy, nadciągających z przeciwnej strony portu. – Dobra nasza! Jednak nie na darmo tu przyszliśmy! – Czarnowłosy odzyskuje rezon i biegiem rzuca się w ich stronę, a wilk radośnie podąża za nim.
(...)
Opuściwszy port, w którym zabójca i jego czworonożny druh rozprawili się z każdym żywym, jaki tylko postawił na nabrzeżu stopę tej nocy, Anturyjczyk ponownie wkracza do miasta. Jeszcze wiele godzin zostawia za sobą krwawe pobojowiska, niestrudzenie mordując biedotę i lokalnych rzezimieszków w najmroczniejszych zakamarkach stolicy.
Pobojowiska. I nikt nie zauważył zwłok zalegających na zwłokach, każdy z otwartym dzióbkiem patrzył jak typ z zakrwawionym mieczem robi zgromadzonym “ciach!” i czekał cierpliwie na swoją kolej. 
Nikt nie słyszał wrzasków mordowanych, niczyjej uwagi na “przeludnionych bulwarach” nie zwrócił typ zbryzgany krwią (przepraszam, posoką) od stóp do głów… 


– Świt już blisko – stwierdza, przeciągając zmęczone ciało, gdy wychodzi z niewielkiej tawerny, w której, nim wyrżnął jej szemranych bywalców, wypił smacznego grzańca, a swego wilka uraczył źródlaną wodą. 
A potem pierdolnął garami jak Magda Gessler i rycząc “Co to za chlew?! Jak można podawać jedzenie w takich warunkach?!” zaczął mordować. 


– Czas wracać do obozu… – Spogląda na jaśniejący na wschodzie horyzont. – Sześćdziesiąt dwa to niezły wynik jak na jedną noc. – Uśmiecha się zadowolony. – A w zasadzie sześćdziesiąt trzy!
Nie wiem, jak musi być podejrzana dzielnica, żeby skasowanie w jedną noc 63 osób nie było podejrzane. BTW, co tam w tym czasie porabiałaś, szlachetna Tamiro, niespiesznie ćmiłaś papierosa za papierosem i myślałaś “dobrze im tak, trzeba było nie być biednym, założyć firmę”? 


Jeszcze bardziej uradowany (nucąc pod nosem “Dla twego zdrowia cudzego życia bym nie skąpił…”) podchodzi do siedzącej samotnie przy pobliskim murze ślepej żebraczki i pochylając się nad drzemiącą kobietą, w geście sugerującym przekazanie jałmużny, sprawnie podcina jej gardło. 
Nasz bohater. Kto się tam jeszcze znalazł na liście godnych przeciwników, wyrzucona z domu nieletnia, trędowaty, kulawa sierotka lat pięć?  
Cóż, podejrzewam, że w tych namiotach i szałasach najbiedniejsi gnieździli się z całymi rodzinami… Ciekawe, czy takiego np. niemowlaka Severo liczy za całą duszę, czy za pół? 


...a swoją drogą, pamiętacie, co Damon mówił o ściągających do Durevaldu uchodźcach? Wygląda na to, że komu się udało umknąć przed Mityleną, tego wykończył Severo. 


(...)
Tamira dostrzega na dachu pobliskiego domu sylwetkę mężczyzny szykującego się do ataku i rzuca się, by osłonić Severa – sama obrywając strzałą z kuszy w brzuch. Napastnikiem jest Akin, który ucieka, nierozpoznany. Severo zabiera ranną Tamirę i wzywa na pomoc Vena, który opatruje i zszywa ranę. Tamira budzi się, grozi, że opowie wszystko Ariadnie, a wtedy Severo decyduje się wyznać prawdę o swoim pakcie ze Śmiercią. 


Za życie ukochanej mam podarować Zaświatom… osiem milionów istnień!
Nie dodaje już, o jakie konkretnie istnienia chodzi, a histeryczny śmiech wstrząsa jego ciałem. Irracjonalność tego zadania przytłacza Severa, gdy pierwszy raz mówi o nim na głos, a kolejna nieprzespana noc daje się mu we znaki.
– Choroba, która wciąż ją prześladuje, to przypomnienie dla mnie, dla Kata Śmierci, bym solidnie, zgodnie z obietnicą wywiązywał się z przyrzeczenia. 
NO WŁAŚNIE. Śmierć wyraźnie powiedziała, że chodzi jej o Durańczyków, a nie o przypadkowe ofiary mordowane gdzieś po zaułkach. Więc po co Severo to robi? Cuś mi się widzi, że “troska o zdrowie Ariadny” to tylko wygodny pretekst, pod którym Severo może zaspokajać swoją żądzę mordu i czuć się usprawiedliwionym. 
Z tego co rozumiem, to choroba i tak będzie atakować Ariadnę i w pełni zniknie dopiero po zdjęciu klątwy z Durańczyków. 


[Tamira:]
– Gdyby  Ariadna dowiedziała  się o czymś podobnym,  wolałaby umrzeć niż żyć  życiem okupionym krwią tylu  ludzi! Nie wolno ci tego robić,  Severo – stwierdza poważnie. – Nie tak,  nie mordując rodaków. Nie wiem, jaki zamysł miała Biała Dama i po co jej tyle dusz, ale skoro musisz to czynić, to lepiej by było, abyś opuścił Durevald. Miasto jest przepełnione po brzegi, ale na pewno nie ma w nim ośmiu milionów ludzi. No i przecież nie chcesz wymordować całej stolicy Anturii! Złoczyńców – tak, choć nawet wszystkie lochy Kontynentu nie mieszczą takich liczb! Trudno zaś, abyś odbierał życie niewinnym!
Przecież już to robi. Co mu zawinili biedacy, marynarze, nieletnie prostytutki i stara żebraczka? 
Nic! Ale Kuro, czy nie czujesz tego bijącego z tekstu wyznania, że TO Z MIŁOŚCI!? Co tam życie setek niewinnych ludzi z nizin społecznych, gdy chodzi o miłość dwojga arystokratów! 
Czerwony sztandar mi się otwiera w kieszeni...
*Zaczyna nucić Międzynarodówkę*
Eh, i pamiętajcie, że to Rakim miał być tym złym, gdy odstawiał przed Ariadną teatrzyk z rozdawaniem jałmużny dzieciom. 


– Dlatego zdecydowałem się na wojnę. Wolałbym zaszyć się na Północy wraz z mą ukochaną i tam wieść spokojny żywot, jak zamierzałem, opuszczając Ravillon, ale nie mam wyjścia. Wojna z Fenerią doprowadzi mnie do wypełnienia żądania Białej Damy. Na razie zaspokajam moją zleceniodawczynię, oczyszczając Durevald z marginesu. Niech zostaną tylko szlachetnie urodzeni i bogaci. Dzięki temu Ariadna odzyskała siły i jest obecnie zdrowa. Ale to tylko czasowe remedium. Stąd moja deklaracja o wsparciu Damona w jego celu pokonania Mityleny. Nie wynika to bynajmniej z mych pragnień, by ponownie zająć tron, lecz z troski o Ariadnę. To wszystko dla niej, zobacz, jak się poświęcam! Nawet nie wiesz, z jakim niesmakiem siekę ten plebs! Niech cię nie zmyli mój entuzjazm! Tylko Mrok da Pani Zaświatów to, czego chce, a ja przestanę być jej niewolnikiem.


Z Przełęczy Śmierci pozdrawia ukryte grono Analizatorów,

a Maskotek właśnie skończył podłączać kabelki i… KABOOOM!!!

47 komentarzy:

Anonimowy pisze...

To straszne, że Glątwa utrzymuje tendencję zniżkową - i to startując z takiego poziomu... Boję się, że jeśli wyjdzie trzecia część, to będzie czymś, czego dawno nie widziano.

Severo zdołał wyewoluować z kogoś, kto jest wyjątkowo antypatyczny, ale jego akcje dają się od biedy uzasadnić (bo prostytut był wyjątkowo głupi, skoro do arystokraty zaczynał od warczenia „na kolana!” – a dla kogoś, kto kiedyś rzekomo był cesarzem, to >mógł< być atak, który mu narusza majestat; bo wściekłość go toczyła, gdy mścił się za smoka), w kogoś, kto heheszkuje po zamordowaniu dwóch niewinnych osób, które nic nie zawiniły. Dla mnie to znaczna różnica, bo zniknęły mu zupełnie odruchy ludzkie - i to chyba akurat wtedy, kiedy autorki nie chcą go ukazywać jako zupełnego potwora. (Potem zresztą problem z prostytutami powraca - i to znacznie większy, bo >tym razem< Severa już nic nie prowokowało.)

A do tego odkrywa, że może sobie kpić ze śmierci, bo i tak powróci na ten świat. I odkrywa to zaraz po tym, jak widzi we wspomnieniach zamordowanego ojca, zamordowaną żonę i dziecko. I co? Skoro odkrył, że jest w stanie negocjować ze śmiercią z pozycji siły, a przywracanie kogoś do życia to żadna sprawa, to czy pół myśli poświęca temu, że próbuje kogoś więcej przywołać? Choćby: to dziecko, które zginęło w łonie Almy? Ojca? Przyjaciół ze związku, których Wilbur zabił? Być może - Randona, jeśli coś się z nim stanie? Eh...

Damien zdołał wyewoluować w kretyna, który jest przekonany, że nawet bez zbiegłego pretendenta i bez pomocy broni z królestwa, którego emisariusza obraził, jest w stanie pokonać Mitylenę. Więc: sam mógłby ją pokonać. Mógłby, ale tego przez lata nie zrobił… because of reasons. Zaś w zakresie planów ma coś na poziomie: „weźmiemy ludzi do woja, a potem jakoś to będzie.”

Ariadnę ktoś porwał z kart powieści i zastąpił ją dmuchaną lalą z mikrofonem. Inaczej nie da się uzasadnić tego, że tyle powiedziała, tyle pomyślała, a >niczego< w tej powieści nie zrobiła. Ojciec próbuje się pozabijać z ukochanym? „Chłopcy, może się nie wygłupiajcie?” Nic, że zazwyczaj ludzie się bez powodu pozabijać nie chcą. Aż dziw, że głównego konfliktu pierwszej części (tzn. z Wilburem) nie podsumowała „ojej, ale może już przestańcie się głupio bawić >_>”? Ech, ukochany – a teraz prawie kaleka – ojciec, do którego zawsze była bardzo przywiązana.

Do tego zaś 'średniowiecze'. I totalitarne państwo Mityleny, które jest w stanie zabić stu tysięcy ludzi jako 'zdrajców ludu' (inwiligacja wieśniaków, ani chybi!), a pięćset tysięcy przesadzić. I komputery.

Ale oczywiście za to skojarzenie, że trop trupów dziwnym trafem podąża za wielce niewinnym Severem jest zbyt dobre, jak na tą krainę.

I... ech... dawno nie widziałem czegoś tak złego...

Jesienny Żywiołak pisze...

Jezu, moje oczy...
Laski,które to promowały w mediach społecznościowych powinny się, kurwa, wstydzić, lajki nie są warte takiej plamy na honorze.
A Klątwoverse naprawdę potrzebuje dobrej rewolucji. Prowadzonej przez prostytutki i bezrobotnych.
Jezu, przecież ci uchodźcy dostali wybór jak między dżumą, a cholerą!

P.S.
Jakbyście szukali materiału do analizy to proponuję "Króla Kier" Aleksandry Polak

Anonimowy pisze...

Glątwoversum to chyba jedno z najgorszych universów do życia.

Anonimowy pisze...

A Sev w ogóle pamięta że przeleciał matkę Ariadny?

Anonimowy pisze...

Sev nie „przeleciał matkę Ariadny”. Sev był jej też starym kochankiem sprzed lat, kiedy Ariadna miała raptem kilka latek. Teraz tylko wrócił. Zresztą, to najmniej problematyczna rzecz w całym tym związku. Już bardziej wątpliwe jest to, że obiecał jej miejsce na południu przy córce-cesarzowej. (Zupełnie, jakby chciał sobie z niej zakpić.) albo że >nadal< mu tak łatwo przychodzi strojenie Prawego Severusa przy rogaczu Randonie albo swojej „ukochanej”.

Ale tak ogólnie to gdyby ten skurwiel „tylko” puszczał się z matką ukochanej, to dużo lepszy związek by był. Między tym, jak Severus traktuje ludzi, którymi się znudził (Ven, Tessi…, ach, gdzież jesteście?), jego „jawnymi” napadami morderczego szału, łatwością, z jaką przychodzi mu zamiana w seryjnego mordercę, oraz zszarganym imieniem w związku z ich związkiem (… Severus powinien mieć dużo gorszą prasę niż Mitylena – ta w końcu od lat rządzi, a Severo porządził b. krótki czas, a większość czasu był okrutnym katem, a potem seryjnym mordercą) to ewentualne zdrady miśka będą najmniejszą bolączką w jej przyszłości.

Anonimowy pisze...

No tak,ale w dzieule tym próżno szukać sensu i logiki,więc Sev mógł zapomnieć że kiedykolwiek uprawiał seks z "teściową"

Siblaime pisze...

Do jasnej cholery, czy naprawdę istnieją na tym świecie ludzie, którzy czytają to rekreacyjnie i uważają, że Sevcio to wspaniała postać? Że będzie mordował przypadkowych, niewinnych ludzi, ale to w porządku, NO BO PRZECIEŻ ON TAK KOCHA TĄ SWOJĄ ARIADNĘ? Co trzeba mieć w głowie, by dać się nabierać na to, że jeden facet pomagający biednym na pokaz to wstrętny złol, ale drugi wyrzynający wszystko wokół jest prawdziwym dzielnym rycerzem?
A obsesja na punkcie penisów, ekhm przepraszam, lędźwi, w tej części jest jeszcze bardziej niepokojąca niż była. Aaagh.


Mimo wszystko proszę nie odbierać mojego komentarza w tonie "dosyć, już nie chcę, zostawcie to" - z jakiegoś masochistycznego powodu jestem ciekawa, jak dziwny szajs może się zdarzyć dalej (były zegarki, pistolety, bomby, to może zaraz kogoś wyślą w rakiecie na Słońce - najlepiej Severa).
Dzięki za Wasze analizy, mam co sobie poczytać na nudnych zajęciach z poligrafii :)

Anonimowy pisze...

Nie, nie, ja pierdole, nie mogę. Przysięgam, to jest gorsze niż Achaja, gorsze niż Arena, ja pierdole. Wolałem jak w Glątwie nic się nie działo a misiaczki kupowały truskawki, niż teraz jak się rzeczy dzieją, ale takie przez które mam ochotę wymiotować. Severo to absolutnie najgorsza, najbardziej obrzydliwa postać jaka "zagościła" na armadzie od czasów gladiatora od bicia żony. Chyba zaraz pójdę napisać jakiegoś hate-fika.

Anonimowy pisze...

Powiem wam, że ja też marzę o rewolucji w Glątwoversum. I w paru innych światach fantasy, które, choć lepiej opisane, to do ludu zwykłego mają stosunek równie olewawczy. Ten gatunek tak jakoś ma, że większość akcji zostaje opisana na szczeblu arystokracji, a ważni bohaterowie prędzej czy później okazują się mieć jakieś specjalne pochodzenie. W rezultacie mieszczanie i chłopi czy ubodzy pozostają w gruncie rzeczy tokenami. Może przesadzam, ale klasizm nadal jest problemem. I po takich książkach też to widać. Nie wspominając już o bardzo pretekstowym przedstawianiu biedy. Czasami mam wrażenie, że po prostu nie ogarniamy (w tym naiwni autorzy rozpisujący się o arystokratach, rycerzach i wojownikach), jakim syfem pod względem socjalnym była historia świata.

Ela TBG

Anonimowy pisze...

Motyw ze śmiercią każącą kolesiowi "uśmiertelnić" (i uśmiercić) jakichś super-żołnierzy zamarzniętych gdzieś na pustkowiu to w sumie dość spoko pomysł. Szkoda, że włożony w takie... no prostu, gówno.

Anonimowy pisze...

Czy ktoś jeszcze, tak jak ja, ma ochotę pierdolnąć go w ten durny łeb? Przyjmuję zapisy!

Kuro,na Falkonie ślicznie wyglądałaś, a ja mam taki fajny tłuczek...I jeszcze tasak ..Proooszę,na rezerwową listę choć wpisz!!!
O bogowie,co za szkodliwy głupi chłam!
I ta biedną żebraczkę ! Co za świnia.

Chomik

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z opinią, że aŁtorki nie czują tego, co same tworzą. Gdyby którąś zapytać, czy poświęcenie 8 milionów ludzi dla jednej osoby, bo podobno się ją kocha, jest romantyczne i w porządku, podejrzewam, że usłyszelibyśmy odpowiedź przeczącą.
Co do postaci: wkurza mnie Damon swoim decydowaniem za wszystkich, nawet za własnego brata, który (teoretycznie) jest już dorosły, żeby nie powiedzieć "stary" jak na Glątwowe standardy. Arienne jest takim dodatkiem/naroślem na Severze, który od czasu pierwszego mordu na prostytutach został moją najbardziej znienawidzoną postacią męską w historii protagonistów książkowych. Randon jako jedyny w ogóle pomyślał o tym, żeby pogadać z własną córką o jej życiu, za co dostaje małego plusika.
Te nowoczesne technologie też mi przypominają raczej wątki postapo, szczególnie w kierunku Klanarchii i tym podobnych settingów, ale nie podejrzewałabym jednak aŁtorek o wykorzystywanie tego typu rzeczy.
Kuro, daj chociaż na listę rezerwową!

Arka

Anonimowy pisze...

To już przestało być śmieszne.
Po kobietach z wykształceniem wyższym,matkach i osobach po trzydziestce,spodziewałabym się czegoś więcej

Marta pisze...

Z ciekawości przejrzałam sobie jutubowe recenzje tego dzieua. I, pomijając już same autorki, to naprawdę nie rozumiem, jak inne dorosłe kobiety mogą polecać to jako romantyczną książkę i świetny romans? Objąć patronatem? Nazywać cudem?
Generalnie jedyne, co by mogło uratować tę książkę, to plotwist taki, że Severo jest po prostu seryjnym mordercą, cierpiącym na poważne zaburzenia psychiczne, biała dama i bycie ekscesarzem to jego wymysł, a połowa fabuły to tylko jego wyobraźnia, w swoje chore wizje wciąga powoli całe otoczenie. Arieśka jest zmanipulowaną ofiarą przemocy, a po odkryciu zbrodni Severa jej psychoterapię prowadzi król Musztarda. #karadlasevera #wolnośćdlaglątwoversum

Anonimowy pisze...

A jak odkrecić debilizm reszty postaci? Też jako omamy Seva?
Jedyny plotwist to albo
Cała fabuła to sen Gerharda lub Almy albo Areśki
Seva ktoś obłożył klątwą i dlatego jest taki zjebany. Musztarda sciąga klątwę a Sev okazuje się normalnym gościem.

Anonimowy pisze...

A teraz wyobraźmy sobie, jak minimalnie lepsza byłaby to ksionżka gdyby zabić Sevcia raz a dobrze, zamiast z dupy robić go duchem a potem dać cheat na nieśmiertelność, bo zwykły plot armor to za mało...

Tbh, nie sądziłam, że im dalej z Glątwą tym gorzej, ale kontynuacja niechlubnie "przebiła" jedynkę...

Jesienny Żywiołak pisze...

Mnie najbardziej rozwala ta "recenzentka", która nazwała to coś "arcydziełem" i postulowała włączenie do kanonu.

Anonimowy pisze...

Do jakiego kanonu?
Moim zdaniem,ci cali recenzenci,szczególnie z yt czy facebooka,mają jakieś benefity za wychwalanie tego typu dzieuł.
Co jest wspaniałego w gwałcie na nieletniej,syndromie sztokholmskim,promowaniu toksycznego i stereotypowego wzorca męskiego zachowania,przedmiotowago traktowania kobiet i ogólnie głupoty?

Ellysia pisze...

@Anonimowy
Pomijając sam sens ksionżki - ona jest źle technicznie napisana. Szyk, słownictwo, stylistyka, brzmienie, mieszanie (źle użytego) żargonu prawniczego bez jakiegoś celu razem z językiem codziennym etc.
I takie coś miałoby być w kanonie innym niż "najbardziej toksyczne książki wydane drukiem"?...

Siblaime pisze...

Ja to bym chciała, by ktoś przypuścił "atak" na ich stronę na fb i w komentarzach zamieścił komentarze typu "mordowanie setek przypadkowych ludzi dla ukochanej nie jest normalne", "gwałt nie jest romantyczny" itp. Jestem ciekawa, czy ktoś próbowałby dyskutować, czy od razu leciałyby blokady.

Siblaime pisze...

W komentarzach zamieścił komentarze...już nie paczam co piszę. No, ale wiecie, co poeta miał na myśli :D

Anonimowy pisze...

A to nie jest self-publishing?
Z innej beczki. Gdzie są organizacje feministyczne? Nie,nikogo nie powinno obchodzic że akcja dzieje się w pseudo sredniowieczu.Ta ksiażka wygląda miejscami jak jakieś marne porno, napisane przez pryszczatych nastolatków idących w kierunku incelstwa a gdzie indziej jak przez niewyżyte stare baby. Coś jak pisąt twarzów greja.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Myślałam, że Severo jako główny bohater nie może upaść niżej niż w poprzedniej części, bo niżej to już są chyba tylko ewidentne villainy... Och, jakże się myliłam! Gdyby był antagonistą, to bym się pewnie wkurzała, że ktoś wstawił do książki takiego Stereotypowego złola deptającego małe kotki. A to jest protagonista.
Lubię natomiast Srebrnolaguńczyków - wydają się mieć więcej niż jeden wymiar, są sprytnie (jak na to dzieło) i posługują się technologiami. W dodatku Fedi wydaje się być bardzo wierny i oddany swojemu panu, co jest formą więzi inną od tych, których zwykle doświadczamy w Klątwowersum. Chętnie poczytałabym o jego przygodach zamiast o kolejnych wspaniałych przewagach Severa nad śpiącymi rodzinami, staruszkami i bezdomnymi sierotami. Bohatyr, nie ma co.
Współczuję też królowi Musztardzie - on chyba jako jedyny nie miał dotąd styczności z całym tym bagnem wytłukiwania siebie nawzajem, a teraz ma, bo pomógł duchowi Sevcia. Mam nadzieję, że biedak się nigdy nie dowie, do czego się przyczynił.

Maris Anna pisze...

Kibicuję Srebrnej Lagunie. Niech uwolnią nas od Severa, plis.

cayce pollard pisze...

Krystepanie, Severo zawsze był bucem, ale tutaj z niego wychodzi kompletny socjopata. A komentarza od narratora czy w ogóle kogokolwiek oczywiście brak, nikt się słowem nawet nie zająknie o tym, że trulower po prostu chodzi i morduje niewinnych ludzi. Ech. Dobrze, że są analizatorzy.

Anonimowy pisze...

Pomysł na plot twist.
Biała Dama ogarnia wreszcie,że Sev to debil i zostawia go w zaswiatach. Ma ksiegę,więc po rozważaniach postanawia wziąc sprawy we własne spracowane ręce i zmienić Los bohaterów. Wiecie,Śmierć jest nawet ponad bogami a na ludzi nie mozna polegać...
Generalnie wychodzi tak,że Mitylena i Saulo giną na wojnie,Wilbur pomaga Randonowi zabić Damona który chciał pozbyć się jego i Areśki po zwycięstwie nad cesarzową i jej wnukiem.Dzieki czemu zyskuje odpuszczenie win i wysokie stanowisko na dworze cesarskim. Ale nie na dlugo,bo zostaje zabity przez assasyna ze Związku,przy aprobacie Randona oczywiscie. Sam Związek zostaje przeorganizowany. Randon zostaje cesarzem,pozbywa się Amarylis i związuje się ze swoją długoletnią faworytą. Arienne wychodzi za ktoregoś z książąt tahitańskich i zakłada własną szkołę magii.

Jesienny Żywiołak pisze...

Do anonima, który odpowiedział na mój komentarz o kanonie: że book-stagramerzy/tuberzy mają z tego profity to wiadomo, ale tak się trochę zastanawiam czym ją skusili, żeby farmazony opowiadała.

Do Siblaime: nawet się nad tym zastanawiałam, ale ostatecznie stwierdziłam, że nawet jak odpalą blokowania to i tak będę miała skrzynkę zawaloną powiadomieniami o komentarzach typu "bO tY jEsTeŚ zAzDrOsNa!!!!!11111"

Aadrianka pisze...

Wymiękłam w połowie poprzedniej części, za tę się w ogóle nie zabierałam - do połowy poprzedniej analizy wytrwałam jedynie dzięki komentarzom NAKWy. To jest tak nudne i słabe ksiopko, że nie zdzierżyłam, bohaterowie są antypatyczni i budzą emocje mniej więcej takie jak przypalona jajecznica (gdybyż to chociaż były porządne czarne charaktery, można by im antykibicować z zapałem). Uniwersum jest kompletnie niespójne, a właściwie go nie ma - są rekwizyty, dekoracje i krajobrazy.

Anonimowy pisze...

Szczerze to nie umiem zdzierżyć tej analizy i czytam mocno po łebkach - tak nudne, głupie, szkodliwe i źle napisane to jest. Może przez to nie ogarniam już genealogii Sevcia - Mitylena jest jego macochą, matką niejakiej Kristiny (kto to w ogóle był?), Jovena i chyba Grittona, z czego dwóch ostatnich zmajstrowała z premierem, który następnie został szefuniem Zwionsku?
Ech, nieważne w sumie, przykro że tyle drzew na to poszło. I bardzo was podziwiam za to że wam się chce to hovno rozkładać na części pierwsze. Jeśli chcielibyście zanalizować klasyczne drukowane opko to polecam Instaserial o miłości - głupie, ale przynajmniej proste jak budowa cepa :P

Anonimowy pisze...

W ogóle aż dziw że przy DRUGIM zmartwychwstaniu Seva żaden wróg nie dołożył starań, aby go pośmietnie okaleczyć (np. oślepić, okulawić bądź wykastrować). Nie wiem, jak ma działa moc Śmierci w Glątwie, ale chyba jednak nie przywraca takich rzeczy...

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Pomysł ze śmiercią to i ja miałam, tyle że u mnie przywraca ona Arienne do pionu po czym obie spisują razem z Venem, Tessim (który byłby oficjalnie znany jako Najgorszy Szpieg na Świecie) , Musztardą i wujkiem Damonem przeciwko Sevciowi, który okazałby się marionetką Shatten tak samo, jak Alma, która spowodowała magiczny impas, narzucając z góry przeznaczenie swojej następczyni (która w ten sposób nie może działać nie łamiąc przy okazji zasad własnej dziedziny) i teraz Arienne musi to odkręcić, bo inaczej Shatten zwycięży.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Aha, a Srebrnolaguńczycy próbują, tego bałaganu wyciągnąć dla siebie jak największe korzyści.

Anonimowy pisze...

Zdarzyło sie kiedyś w historii,że książka została "naprawiona"przez innego pisarza? Za oplatą na przyklad?
Mamy taką ksiunżkę. Ałtorzy widzą,że to szmira wiec znajdują pisarza który praktycznie pisze ją od nowa. Zmienia imiona bohaterów,miejsca etc ale szkietet pozostaje mniej więcej ten sam. Autor dostaje pieniądze,ałtorzy też bo inaczej pozwą autora o plagiat.

piasia pisze...

"Chowa garść monet w kieszeni skórzanej kurtki, której barwę na mniej rzucającą się w oczy niż biel Oblubieńca Ariadna zmieniła za pomocą czaru jeszcze na początku podróży"

Jeżu malusieńki, to niby jest po polsku ale...

Uwaga do Kazika: zwrot: "nie ma za krzty instynktu" jest niepoprawny. Krzta, inaczej krztyna, to odrobina. Można nie mieć krzty instynktu lub za grosz instynktu. Wiem, że identycznej konstrukcji użyły Ałtorqui, więc może w wykonaniu Analizatora była to zamierzona kpina z tej niefortunnej konstrukcji?

Pozdrawiam całą ekipę, która brnie przez to miszczofskie dzieło. Mnie nawet przez analizowane fragmenty ciężko jest przebrnąć. Sapkowski potrafił tak opisać jedzenie śniadania, że czytelnikowi ślinka ciekła, a tu nawet opisy bójek i tortur są płaskie, nijakie i zwyczajnie nudne.

Anonimowy pisze...

Ta książka nie ma duszy

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Tak z innej beczki:
Właśnie znalazłam opko o One Direction. Nowe (a przynajmniej nowo dodane tam gdzie je znalazłam) . Rasowe. Ze wszystkim:POVami, opisami ubrań, wyglądu i ciężkostrawną główną bohaterką.
Najsmutniejsze jest to, że gdzieś tam w środku czai się w miarę ciekawy pomysł, ale jest tak przysypany opkowymi kliszami, że prawie go nie widać...
Jakby ktoś byłby zainteresowany, to oto link do niego:https://samequizy.pl/drunk-with-happiness-h-s-prolog/

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

PS prolog jest lepszy niż 1 część

Anonimowy pisze...

Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?
Ta analiza robi się coraz bardziej ciężkostrawna, ekscesy Sevcia od dawna nie są radosne, ni to zjadliwe.
Ariadna dalej jest głupią kukłą z syndromem bitej żony, której coś świta, że jest źle traktowana.
Przypadkowe postaci dalej umierają w głupi i okrutny sposób.
Nawet od Achaji nie rozbolał mnie tak brzuch,a przecież tam seksistowskie i problematyczne kwestie "ścielą się równie gęsto" jak w Glątwie. Może to dlatego, że Achaja na swój sposób była uroczo głupiutka, a dziury fabularne i logiczne były zabawne, a nie doprowadzały do załamania nerwowego...

Saltykamikaze pisze...

Hej! Idą święta, trzeba pokupować prezenty i tu pojawia się problem. Moja znajoma bardzo lubi romanse, ale takie wciągające, w których coś się dzieje. Znacie może jakieś dobre, interesujące romansidło?

Anonimowy pisze...

Severo oficjalnie zdetronizował Richarda Cyphera/Rahla z "Miecza Prawdy" jako najbardziej odpychającego głównego bohatera, z jakim się zetknęłam.
Drzewobójczyni

Erebos pisze...

https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Arwernowie

Nie wiem, czy już się pojawiło,ale odnalazłam dynastię zacznego Żerharda Lodowego Olbrzyma C:

Erebos pisze...

Tzn. przynajmniej źródło nazwy, umyślnie wybrane lub koincydentalne.

Washergirl pisze...

Polecam ci serię Geny Showalter "Lords of the Underworld". Po angielsku jest 13 książek, nie wiem ile po polsku, a nie wiem, jak twoja znajoma czyta. To są romansie na poziomie. Co jest dziwne, bo Showalter raz pierdolnie coś tak dobrego, jak właśnie książka o Cameo i Lazarusie (właśnie Lords of the Underworld), a raz taki syf jak Alien Huntress.

Ciska mnie żeby napisać opowiadanie. Koleś w typie Geralta chodzi po świecie bez nazw i imion i wpada na ślady Severa. I to jest opisane zwyczajnie i brutalnie, tak by pokazać te mordy, to okrucieństwo. Dalej rozpoczyna się śledztwo co to za psychol, okazuje się, że jest spisek że to Cesarz. Bogini Przeznaczenia gówno ma do powiedzenia. Severo morduje prostytutów, biedaków, prostytutki, biedotę... I pokazanie właśnie tego kontrastu jak widzą go autorki, jak widzą go czytelnicy Analizatorni.
Po przeczytaniu sceny z prostytutami straciłam kontrolę i powiedziałam: "Te dwie kurwy, które to napisały" bo nie wiem, jak je opisać. Ale z chęcią powtórzę im to w twarz, więc o tyle zachowuję resztki poziomu. Szkoda, że jak rok temu napisałam do nich z facebooka "Czy wy jesteście popierdolone? Czy wy wiecie czym jest gwałt?" bo bulwersiłam się Arieśką i Sevem, zignorowały mnie. Szkoda, z chęcią bym pokonwersowała. Crossover, że Severo pokonałby Geralta śmiechu warty. Geralt właśnie takich chujków mordował po karczmach. Przecież Cesarz Tańczący na Kurhanach Wrogów to skurwiel jak mało kto - a zostawcie w nim chęć przelecenia własnej córki i postawcie go, jaki był, koło Severa. I nagle Jeż z Erlenwaldu (chyba ta nazwa, przepraszam jeśli się mylę) jest inteligentym, poukładanym cysorzem co zrobił wojnę totalną, a i tak jakoś tak Severo przy nim to prymitywny szympans...

Washergirl pisze...

Myślicie, że jakby tym autorkom napisać: "Każda z was ma trójkę dzieci? To życzymy wam, by wasze córki wyszły za mąż za Severów, a wasi synowie byli dokładnie jak Sever co do litery" - myślicie, że wtedy by oprzytomniały co napisały?

Lukseja

Anonimowy pisze...

Tak tylko chciałam wtrącić, w obronie części blogerów książkowych i całej reszty, że wiele osób wojowało z autorkami (w tym ja). Po wydaniu pierwszej części, między innymi przez głośne dyskusje o szkodliwości książki, wydawnictwo nie zdecydowało się na wydanie kolejnego tomu. To właśnie dlatego autorki musiały zmienić stajnie :) Jakakolwiek dyskusja z nimi kończy się:
a) blokadą
b) groźbami
c) szydzeniem na zamkniętej grupie fanów książki/w wiadomościach prywatnych
d) pozwami sądowymi (wiem o dwóch)

Siblaime pisze...

"Nie mogąc oderwać wzorku od rozglądającego się (...)"
Czy był to słynny wzorek orła? :D

Do Anonima z 13 grudnia: grunt, że cokolwiek udało się zrobić...teraz można i pisać do kolejnych wydawnictw, jeśli ktoś ma na to tyle siły

Memphis pisze...

Ga, Ga... Ga, Ga, Ga... Ga, gagagaga....Gagagagagagaaaaa.... Galooooowie!!!