czwartek, 16 kwietnia 2020

391. Bede grau w gre, czyli bitwa na różowe miecze

Drodzy Czytelnicy!
Córka Wokulskiego wymęczyła nas nieco, więc postanowiliśmy poszukać czegoś lekkiego, łatwego i przyjemnego na ten czas zarazy. A ponieważ Kurze akurat zachciało się bawić w archeologię i zaczęła wykopki na starym dysku, znaleźliśmy takie urocze, stare opko do gry Dofus, pochodzące z nieistniejącego już forum. A zatem wsiądźmy do wehikułu czasu i przenieśmy się te +/- 10 lat wstecz…
Indżojcie!

Analizują: Jasza, Kura i Vaherem



Część 1

Szedłem ścieżką do ostatniego obozowiska Bonty. Przyjaciele kroczyli w równym tempie za mną. Było ich czterech: Grand, Rolex, King i Traper. 

A ja miałem u boku mój ulubiony, piękny różowy miecz z pozłacaną rączką.
Grawerowaną w tęczowe jednorożce.
“Miecz jest jak patelnia, ponieważ miecz, jak również patelnię, można wziąć za rączkę”. 
...a, zaraz, to nie o mieczu było… 

Nagle w oddali zobaczyłem namioty. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk trąbki. Trzech rycerzy biegło na nas. Uderzyłem pierwszego, a jego głowa potoczyła się w dół. 
Coś słabo przykręcona. 

Gdy dotarliśmy do bramy obozu Grand wyjął łuk i podpalił dwa namioty. 
On tym łukiem pocierał (długo, długo!) drewniane maszty tych namiotów, czy jak?
Może to był łuk elektryczny? 
Halo, jestesmy w opku na podstawie gry. Każdy łucznik musi mieć płonące strzały. Płonące strzały są cool! Nawet jeśli są bez sensu. 


Bontarianie zaczęli biegać w kółko. Gdy udało im się uformować szyk ruszyliśmy na nich. Zaczęła się wielka bitwa.
Cytując klasyka “i Voldemort zginął”. Z drugiej strony - pięciu kolesi czeka aż nieprzyjaciel uformuje szyk przed walką - to jest godne naśladowania.
Trzeba dbać o poziom rycerskości!

Przypomniałem sobie, że w kieszeni mam pewien czar. 
Niestety, czar rozmienił się na drobne. 

Wyjąłem (wymiętolony jak psu z gardła) pergamin i rzuciłem w powietrze. Pergamin zaczął się palić a na ziemię spadły wielkie pioruny.
Nie wiem jak jest w Dofusie, ale zawsze byłem pewien że zwoje z czarami działają tak, że trzeba przeczytać ich treść i voila, mamy zaklęcie. 


 Bontarianie zaczęli uciekać. Spostrzegłem trzy wielkie rzeczy, jakby klatki. Nagle rycerz podszedł do jednej z nich i przeciął jakąś linkę. 
I całe pranie spadło na ziemię. 

Przednie części klatek opadły i wyjrzały z środka trzy pary żółtych oczu. Były to trolle. 
Tak zwane Trolloki, co chodzą tylko parami. 



Natychmiast wzbiliśmy się w powietrze. Lecz Traper miał za małe skrzydła by polecieć. 
To wredni analizatorzy mu je podcięli. 

Rolex i King zeszli na ziemię (po drabinie) i wzięli go pod ramie. Trolle były coraz bliżej. W końcu udało im się go podnieść. Wzlecieli w górę w ostatnim momencie. Grand naciągnął dwie palące się strzały (Ohhh so cooool!) i puścił w namioty. Po chwili cały obóz się palił.   Polecieliśmy do Brakmy bardzo zmęczeni. Wszedłem do mojego namiotu i padłem na łóżko.
Ale jeszcze wcześniej wziąłem prysznic i chwilę pooglądałem telewizję. 


Część 2

   Obudził mnie dźwięk syreny. Wiedziałem co to znaczy. Spojrzałem na zegar, piąta rano. 
Anioły czy inne licho, ale porządny zegar jest niezbędny w kwaterze. 
No ba, rolex. 

Ubrałem się, wziąłem miecz i pobiegłem.
- Ruszać się! Ruszać! – wołał strażnik.
Oni są w obozie wojskowym, czy w więzieniu? 

Wroga armia stała przed bramą, było ich bardzo dużo.
Ciszę mąciło tylko chrapanie wartowników. 

Staliśmy i czekaliśmy aż zaczną. 
Żeby potem można było mówić “Proszem paniom, ale to oni zaczęli!”

Zauważyłem strzały lecące w naszą stronę.
- Shield! – krzyknął Rolex.
Patrzcie go, miesiąc w Anglii na zmywaku porobił i już ojczystego języka w gębie zapomniał. 

Strzały poczęły odbijać się od niewidzialnej bariery. Zobaczyłem salwę ogni w powietrzu.
To był znak. Wziąłem miecz do ręki i zacząłem biec naprzód.
“Jak zobaczysz salwę ogni – zapierdalaj!”

   Dopadłem pierwszego Bontariana i przebiłem go mieczem. Nagle za mną zobaczyłem lecącego łucznika, który celował we mnie z łuku. Wzbiłem się wysoko, podleciałem do niego i zamachnąłem się. Chybiłem. On wyjął miecz i zaczęło się starcie w powietrzu. 
Pan łucznik celował i celował i w końcu się chyba rozmyślił. 

Niestety wytrącił mi miecz z ręki.
- Punishment! – wypowiedziałem zaklęcie.
I wtem! znikąd pojawiły się pięciopalczaste bicze, które z zapałem zaczęły go chłostać. 
- Harder, Daddy! - krzyczał łucznik w agonii. 

Stracił równowagę, spadł. Wiodłem za nim wzrokiem, aż znikł w krwawym obrazie bitwy.
   Zacząłem krążyć nad polem szukając mego miecza, niestety bezskutecznie. Pewnie ktoś już go sobie przywłaszczył. Pomyślałem, że zrobię drugi ale co mam robić teraz. 
Przekwalifikować się na barda! 

Znalazłem nóż, chyba ktoś go zgubił. Generał który dowodził oddziałem Bontarianów stał na niewysokim pagórku jakieś 30 metrów ode mnie. Zakradłem się do niego.
Pan generał odrobił lekcję z Jagiełły pod Grunwaldem, ale zapomniał że przydałaby mu się jakaś świta. 

 Byłem tuż za nim. Niespodziewanie odwrócił się i cisnął we mnie kulą ognia. Skoczyłem i wbiłem mu nóż w serce. 
Czy bohater gra na jakiś kodach? Bo cokolwiek nie robi przeciwnik, on to zlewa i robi swoje. Tracę miecz? Spoko, walnę zaklęciem. Kula ognia? Miss me with that shit, wbijam ci nóż w serce. 

Upadł bezwładnie a gdy zobaczyła to jego armia, straciła wiarę w siebie.
Może na następny raz powinni zatrudnić trenera personalnego? 

   Kolejny raz wielka Brakma zwyciężyła. Niedługo miał nadejść wielki dzień, dzień w którym Bonta miała upaść na zawsze.
W sumie to dość dziwna konstrukcja fabularna. Zwykle na początku akcji to ci dobrzy powinni być w odwrocie.
Czy czeka nas jakiś szokujący zwrot akcji? 



Część 3

Kroczyłem po targu zdesperowany. „Gdzie ja teraz kupie materiały na broń?!” myślałem. 
Wygraliście bitwę, pewnie od cholery żelastwa jeszcze wala się po polu, idź lootować i nie marudź.

Mijałem wiele stoisk z ubraniami, eliksirami, czarami. 
Czary, czary, niedrogo! Za dwa grosze zamieniam hałaśliwych sąsiadów w złote rybki! 

Wreszcie zobaczyłem stoisko z różnymi odmianami metalu i złota. 
Metal Metalowy
Metal Symfoniczny
Metal Wikiński 
Czarny Metal
ZłotoPolskie
Złoto z Gór Czarnych
Złoto Dezerterów
(Nie Wszystko) Złoto Co Się Świeci

Lecz w uszy rzucił mi się krzyk jednego ze sprzedawców: „Uwaga! Różowy Pazur, najlepszy miecz na rynku, za jedyne dziesięć tysięcy kamas!”. Szybko podbiegłem do niego.
Różowy! Takiej okazji nie mogę przepuścić!

- Ja kupię! – powiedziałem.
- Dobry wybór – odpowiedział. – Płaci pan od razu oczywiście?
- A można czekiem?
- Taaaak!
...szybko poszło. 

- Dobrze więc oto jest pański miecz – to mówiąc pokazał mi miecz i zażądał zapłaty.
Nagle ktoś podbiegł i wyrwał mi miecz z ręki.
Kto? I komu wyrwał miecz? 

 Przestraszyłem się bo nie dość że to jedyny miecz tutaj to jeszcze przyjdzie mi za niego zapłacić. Rzuciłem się w pogoń.
- Transposition! – i nagle znalazłem się przy złodzieju.
– Trainspotting! – odpowiedział złodziej.

- Czego tu szukasz?! – zawołałem. – Oddawaj miecz i zmykaj, bo jak się zdenerwuję potrafię być naprawdę niemiły!
- Myślisz, że się boję? – zaśmiał mi się w twarz i wzleciał w wysoko.
Też bym wyśmiał gościa, który próbuje mi grozić tekstem “potrafię być naprawdę niemiły!’

Postąpiłem tak jak on i przypomniałem sobie o czarze, którym próbował mnie zgładzić generał Bontarianów.
- Leek pie! – rzuciłem kulą ognia w lecącego złodziejaszka.
Tak, jest takie zaklęcie w tej grze i faktycznie daje ono kulę ognia, ale wolę wyobrażać sobie tartę z porami rozplaskującą się na twarzy wroga. 

Lecz nie trafiłem go! Wyszeptał coś w ciszy i kula wyparowała. To był szczyt wszystkiego. 
Szczyt wszystkiego! Jak on śmiał się bronić! 

Podleciałem do niego i z całej siły uderzyłem go pięścią w twarz. Spadł. 
No! Czary-mary, szmeje-bareje, ogniste kule i inne cuda, a proste w mordę zawsze skuteczne! 


Poleciałem za nim i złapałem go zanim roztrzaskał się o ziemię.
- Teraz oddaj co moje i zejdź mi z oczu.
- Eeee, co się stało? – powiedział. – Eeee, my się znamy? To chyba twoje.
- Tak to moje i już zjeż…
- Przepraszam – uciął mi. – Tylko co ja szanownemu panu zrobiłem?
- Próbowałeś mnie okraść!
- To proszę oddaję.
- Dowidzenia – rzekłem.
Fajna scenka, klimat trochę jak u Monty Pythona. 

Nie odpowiedział. Wydał mi się dziwny jego zanik pamięci. A, że jestem uczciwy wróciłem do stoiska zapłacić za miecz.
- Już myślałem, że straciłem tą cenną rzecz – spojrzał na mnie tępym spojrzeniem. – Czemu pan wrócił?
- Ponieważ nie jestem tym co mi go ukraść próbował – wręczyłem mu pieniądze.
Krocząc z nową bronią u boku, zastanawiałem się czemu „on” zachował się tak dziwnie. Wkrótce miałem poznać prawdę…



Część 4 (nareszcie)

Spacerowałem po mieście, gdy podbiegł do mnie posłaniec króla.
- Witaj! – krzyknął. – Król kazał mi to Ci dać.
- Dziękuję.
Był to list z oficjalną pieczątką Brakmy. Znam ten znak, czaszka a na niej dwa skrzyżowane miecze. 
Albo Brakmę założyli piraci, albo to nie są ci dobrzy. 

Otworzyłem:
Vietrsie! Wierć się! 
Bontarianie planują napad na nasz kraj. [COOOO?] Wojownicy krążą po mieście ze strażnikami czekając na sygnał. Zostali tam posłani szpiedzy którzy mają zabić wszystkich najlepszych Bontarianów. Skierujesz się na półno-zachodnią część Bonty. Tam uśmiercisz jednego wojownika i jednego rycerza [tylko nie pomyl kolejności] po czym przeteleportujesz się do Amyiro i weźmiesz go jako zakładnika.
Ah, typowy nudny daily quest do zaliczenia. 

Król Brakmaru,
Wilhelm II
Well, już wiemy co robił kajzer po abdykacji. 

Nie wierzyłem własnym oczom. Kolejna misja. Miałem już dość tych potyczek. Wypiłem eliksir, który dostałem od przyjaciela alchemika. Znalazłem się przy wierzy Bontarianów. 
To się nazywa niezły trip. 

Usłyszałem głosy [to normalne przy piciu eliksirów] i ukryłem się za domkiem.


- Ferdziku, czemu wybrałeś ten najcichszy zakątek Bonty? – pytał głos 1.
– Bo jestem kiepski w walce. 

- A co myślisz, że życie mi nie miłe? – odpowiedział głos 2, chyba nazywał się Ferdzik.
Brawo, Sherlocku, zajęcia z podstaw dedukcji zaliczone. 

- A no, tu nigdy się nic nie dzieje.
Wyjrzałem, zobaczyłem że ten pierwszy głos to strażnik. Wyskoczyłem z za domku.
- Assault! – wypowiedziałem.
Strażnik odleciał na kilka metrów w tył.
Gdyby użył “Brutal Assault!”, ten odleciałby aż do Hradca Kralove. 

- Nic się nie dzieje… - powiedział pod nosem Ferdzik. – Invisibility!
- Chodź tu i walcz jak mężczyzna! – krzyczałem.
Nagle kątem oka zauważyłem go za sobą. Mimo że był niewidzialny? Uderzył we mnie nożem lecz nie trafił bo odskoczyłem. Z całej siły uderzyłem go mieczem, obronił się tarczą i upadł. Przyłożyłem mu miecz do gardła.
- Żegnaj – powiedziałem i nagle coś sobie przypomniałem. – To ty mnie wtedy próbowałeś okraść na targu!


- Jesteś mały i taki pozostaniesz – powiedział i znikł.
Bogowie! Cóż za straszna klątwa!!!

Usłyszałem echo: „Jeszcze się spotkamy…”. Przestraszyłem się i potkałem się o ciało strażnika. Moja mikstura powrotu do domu roztrzaskała się o ziemię. 
W ziemi powstał mały lej. Następnego ranka moja mama ze zdumieniem oglądała wielki kopiec kreta na środku salonu. 

Ale nadal miałem eliksir teleportacji do Amyiro. Wypiłem go i znalazłem się w jego domu. Właśnie pił herbatę. Nie zauważył mnie. Podszedłem do niego od tyłu i nagle przeleciał mi przed nosem nóż.
- Ty… - wyszeptałem.
Ty nożu latający, ty! 

Amyiro upadł. Zobaczyłem że nóż wbił mu się w głowę. 

W ciemnościach zobaczyłem zarysy srama. Był niebieski i stał w krzakach. To był Ferdzik. A nie toi-toi? Rzucił mi fiolkę powrotu do Brakmy.
Masz tu fiolkę powrotu do Brakmy i dwie krople pożegnania z Afryką. 

- Bonta mnie już nie bawi – powiedział. – Może kiedyś spotkamy się w szeregach…
To mówiąc znów znikł. Coraz bardziej mnie zadziwiał. Wypiłem eliksir i znalazłem się w Brakmie. Od razu pobiegłem do króla.
- Amyiro nie żyje – zacząłem. - Jeden z wojowników Bontarianów go zabił. Ten, który chciał mi ukraść miecz i ten z którym walczyłem gdy zabiłem strażnika.
- Chyba zyskaliśmy potężnego sprzymierzeńca – powiedział król. 
A powinien powiedzieć “o czym ty kurła do mnie mówisz!?”

- Tak…

Część 5

Wujek Cięta Riposta stojąc na czele wielkiej armii Brakmy czół, [a nawet nosów] że nie wygrają tej bitwy. Spostrzegł jednak swojego dalekiego wroga, wroga z czasów akademii. Był on dowódcą Bontarianów. Guru, bo tak się zwał, we wszystkim był lepszy od Wujka. Lecz gdy Wujek stał się tak potężny, że zdołał by podbić cały świat Guru znikł. Później usłyszał prawdę, w karczmie mówiono o nim i jego dowództwie, o tym że król pasował go na swoją prawą rękę. 
Po tym, jak tę prawdziwą utracił w bitwie. 

Teraz mając go przed oczami Wujek poczuł nienawiść i złość. Wziął miecz do ręki, podszedł do niego i powiedział:
- Jestem lepszy – i przebił Guru mieczem.
No, w sumie, nie trzeba lepszego dowodu. 

Krew spływała po uchwycie (po rączce!) a on, Wujek stał tak jeszcze nad nim. Zabił go. Jego wszystkie szyderstwa zginęły razem z nim. Nagle usłyszał dźwięk, ktoś za nim był.


- Aaaaaa! – wojownik rzucił się z nożem na niego.
Lecz Wujek i w tej sytuacji zachował zimną krew, przeciął rycerza na pół. 
Dupa, nie rycerz, jak z nożem biega. Hm, pewnie miecz zgubił. 
Zaraz się może okazać, że “nóż” to synonim “miecza”. 

Wtem nagle ktoś go z tyłu ogłuszył. Rozmazał mu się świat i słyszał krzyk, nieopisany krzyk. Obudził się dopiero w Boncie. Był przykuty do ściany.
A już myślałam, że na wozie… 


- Zabójca się obudził! – krzyknął strażnik. – Nareszcie, a zresztą i tak za godzinę ci zetną głowe.
Ściąć wodza wrogiej armii bez przesłuchania? Nie dziwię się, że przegrywają, skoro pozbywają się takich prezentów od losu. 
E no, za godzinę, może wykorzystają ten czas. 

I zaśmiał się. Wujek zaczął rozmyślać jak uciec. Gdy strażnik się oddalił przypomniał sobie że ma miksturę, nad którą pracował kilka lat, która pozwoli mu się zmienić: klasę, imię i całą tożsamość. Sięgnął do kieszeni, jest!
Szczęśliwym trafem w uniwersum z hiper dupnymi miksturami nikt mu nie przeszukał kieszeni. 

- No to, za Brakmę! – wypił eliksir.
Zobaczył przed sobą litery i znaki. Wiedział co znaczą znaki. To symbole klas. Widział wielkie kości do gry. To pewnie ecaflip ale przecież on już nim jest. Ale zobaczył coś co go zainteresowało. 
Wydaje mi się, że autor zupełnie nie wie jak rozdzielić fabułę i świat w opowiadaniu od mechanik w grze. 
Ale to tak naprawdę zupełnie. 

Woreczki z jakby ziołami. Już postanowił, teraz tylko nowe imię.
- Wiem! – krzyknął. – Jasper! Eniripsa!
Nie rozumiemy, ale brzmi ładnie. 

I poczuł dziwne ciepło. Zamknął oczy. Mąciło mu się w głowie. Gdy to ustąpiło zobaczył, że eliksir działa. Ale zobaczył w oddali strażnika.
- Strażnik! – krzyknął. – Ten co tu siedział mnie ogłuszył i uciekł, i zamknął mnie tu! Wypuść mnie chyba wiem gdzie on jest!
W tym uniwersum na strażników biorą chyba najbardziej łatwowiernych żołnierzy. 

Rycerz otworzył drzwi. 
Zupełnie nie wydawało mu się dziwnie, że nigdy nie widział na oczy tego kolesia. 


Z radością Jasper zauważył że zna wszystkie czary i ma odpowiednie ubranie, no i broń. 
Co by to było, gdyby się obudził goły i niekumaty! 

Gdy drzwi się otworzyły wyjął różdżkę z za pleców i uderzył strażnika. On upadł a Jasper mógł uciec. Wzleciał w powietrze i jak tylko umiał tak szybko przyleciał do Brakmy. Lecz po drodze spotkał pewnego srama. Zwał się Ferdzik.
Sram Ferdzik, jak to pięknie brzmi :D
(Sram to jedna z klas postaci w tej grze – i, no cóż, dowód na to, że zawsze znajdzie się język, w którym twoje piękne wymyślone nazwy będą znaczyć coś głupiego)

- Tak? – odezwał się Jasper.
- Lecę do Brakmy lecz jestem ranny.
- Ale ty jesteś Bontarianem!
- Bonta, nieee. – odrzekł. – Może i jestem ale nie będę!


- No dobrze. Healing Word!
- Dziękuję, lećmy razem. W drodze opowiem ci moją historię.
I zaczął opowiadać.
- Bontarianem byłem do czasu gdy nie spostrzegłem się, że co jakiś czas podają mi eliksir w herbacie który wprowadza mnie w stan hipnozy. Dowiedziałem się także, że mój podwładny wykorzystywał mnie do okradania ludzi. Mało bym nie okradł Vitersa. Bo niedawno dowiedziałem się jak się nazywał. Mojego podwładnego zabiłem i za to król skazał mnie na wypędzenie. Tak więc idę do Brakmy jako nowy sprzymierzeniec.
Dobra bajeczka, jak przyjdziemy na miejsce, to weźmiemy cię na tortury i wyciągniemy całą prawdę, szpiegu. 

Gdy dolecieli, pobiegli do króla. Najpierw wszedł Jasper i szeptał coś po cichu z królem. Później wszedł Ferdzik i wyszedł już z skrzydłami Brakmy. Z ciemności wyszedłem ja. Ferdzik podszedł do mnie.
- Nie jestem złodziejem – zaczął. – Wtedy z tym mieczem, to wina eliksiru ale to długa historia. Po prostu nie miej do mnie żalu.
- Nie ma sprawy miecz i tak mam.
Podbiegłem do Jaspera.
- A jednak eliksir zadziałał!
- Tak, ale z tego zamieszania w Boncie wnioskuje, że zbierają siły na atak.
- Niech zbierają!
Roześmialiśmy się.


Ciąg dalszy nastąpi…

Ale nie nastąpił.


Z pola bitwy na placki z porem pozdrawiają analizatorzy: Grand Kura, Rolex Vah i King Jasza,
a Maskotek wypił jakiś podejrzany eliksir i również przeniósł się w czasie


P.S. Córka Wokulskiego oczywiście powróci!

14 komentarzy:

Barneyek pisze...

Jeżuniu, jakie to słodkie :D
"Oddawaj miecz i zmykaj, bo jak się zdenerwuję potrafię być naprawdę niemiły!"

Siblaime pisze...

Szczerze, czasem tęsknię za takimi uroczymi niewinnymi opkami o grach, serialach i idolach.

"- Transposition! – i nagle znalazłem się przy złodzieju.
– Trainspotting! – odpowiedział złodziej."
:D

"Podleciałem do niego i z całej siły uderzyłem go pięścią w twarz. Spadł.
No! Czary-mary, szmeje-bareje, ogniste kule i inne cuda, a proste w mordę zawsze skuteczne!"
Cudne :D Rozmowa zaraz po tym też.

"- Jesteś mały i taki pozostaniesz – powiedział i znikł."
*lenny face*

Anonimowy pisze...

Jestem całkiem pewien, że w określeniu "różowy miecz" chodzi o to jak wysokiej jakości jest tenże przedmiot, a nie o jego kolor.
No i oczywiście imiona postaci to pewnie nickname'y jego znajomych z gry.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Jak dawno tu nie było tak wspaniałej, lekkiej lektury! Zmiana sobie samemu statystyk to chyba najpiękniejszy przykład nieogarniania, ze ktoś pisze opowiadanie a nie grę komputerową, od czasów Elfiego Łucznika! Pewnie miało wyjść coś a'la Pan Zagłoba w Potopie, ale nie wyszło, tym bardziej, że żołnierze powinni wiedzieć że coś takiego jest możliwe.

Anonimowy pisze...

Obstawiam, że jest to opowiadanie napisane przez osobę, która była fanem gry, dla kolegów którzy z nią grali. Pewnie imiona, to ich nicki z gry. Podane dla zabawy, pewnie cieszyło to małe grono znajomków i tyle.

W zalewie koszmarów,które są wydawane widzi mi się, że szkoda siły na skupianie się na opkach.

Eva

Ija Ijewna pisze...

Ale może autorzątko miało jakieś 10-12 lat?

Unknown pisze...

Dawno tak się nie uśmiałam, świetne, czytam trzeci raz 😁

Anonimowy pisze...

Nie mogłam dodać na forum opcji propozycji dla was, ale na Wattpadzie jest cudowna autorka pod pseudonimem Trinka04. Byłabym przeszczęśliwa jakbyście dodali do jej dzieła komentarz ;)

Siblaime pisze...

Zajrzałam z ciekawości i to musi być prowokacja. Nikt w latach dwudziestych XXI wieku nie pisze "no często słyszę że jestem mega ładna i sexowna ale ja w to troche nie wierze bo jestem z domu dziecka przecież" wklejając do tego masę zdjęć jako portrety postaci z opka. Zalatuje trollem na kilometr.

Sugarfree pisze...

Mi się wydaje, że sporo tekstów zawartych w opku to mechanika wyjęta wprost z gry. Eniripisa to również jest jedna z ras z tego świata (a propos tworzenia ras, to twórcy nie wywiązali się kreatywnością - Eniripisa to od tyłu Aspirine, gdyż jest to rasa lecząca, a Sram to nazwa batonika i boga wojny of tyłu i myślę, że twórcy raczej mieli na myśli, że to wojownicza rasa). Śmieszy mnie Rolex, gdyż w uniwersum występuje również rasa Xelorów (i są to trochę steampunkowe cyborgi z motywem trybików), a Xelor to Rolex od tyłu. W grę nigdy nie grałam, więc mogę się mylić, ale świat przedstawiony kojarzę z serialu Wakfu (tak, na podstawie gry powstał serial, a nawet dwa).

Też tak jak Eva mam wrażenie, że to raczej było napisane dla zabawy dla ziomków z gry.

Anonimowy pisze...

I to takim, który świadomie gra regułami “opkowatości”.

Ela TBG

Anonimowy pisze...

No bo serio, kto jeszcze dzisiaj pisze opka o One Direction?

Ela TBG

Anonimowy pisze...

jeśli będziecie szukać jeszcze czegoś, żeby odpocząć to https://kobiety-kobietom.com/queer/art.php?art=1820
czytałabym z dziką satysfakcją

Anonimowy pisze...

Miałyście się nie znęcać nad tekstami dzieci, a ten ewidentnie napisało dziecko w wieku góra 11 lat. Ech, czas analizatorni przeminął i całe, kurwa, szczęście! Mam nadzieję, że NAKWa niedługo upadnie, bo już nic z niej nie będzie. Wasze teksty nie są ani mądre, ani śmieszne, ani nikt z nich nic pozytywnego nie wyniesie. Durna Kura zatrzymała się mentalnie na poziomie 10-latka, który cały czas musi podbudowywać własne ego. Radzę jej, aby poszła na jakąś terapię behawioralną.