czwartek, 28 maja 2020

394. Przygody chłopca imieniem Penis, czyli Cyberpunk 2030


Drodzy Czytelnicy!
Podobno ulubionym pytaniem na rozmowach o pracę jest “Gdzie Pan/Pani widzi siebie za dziesięć lat?”
Możecie wtedy odpowiedzieć “Będę punktatorem!”
A co to takiego “punktator”? Tego się dowiemy z dzisiejszej analizy!
Dziś dwa opowiadania pani pisarki Haliny Liberadzkiej-Kozak, wydane samodzielnie, że tak powiem - za własne pieniądze. 
Wydane w oczekiwaniu na pieniądze kupujących tego selfpubliczka. 
Widzimy więc typowo fredrowski efekt “wolnoć Tomku, w swoim domku”, czyli zapłaciłam za swoje, reszta nie powinna nikogo obchodzić. 
Zwłaszcza, że KUPIŁAM TE OPKA ZA PINIONDZ, żeby się z Wami podzielić, tak jak wcześniej kilka innych przykładów Bardzo Złej Literatury. Niech się ta inwestycja zwróci w komciach pod analizą!  
Gdyby ktoś miał uwagi, że analizujemy dziecięcą pisaninę, to uprzedzam - pani Liberadzka-Kozak dzieckiem nie jest, choć pisze bardzo infantylnie. 

Analizują: Kura, Jasza i Vaherem


Halina Liberadzka – Kozak
Czipownik, czyli życie z ograniczeniami
Książka przeznaczona jest dla młodzieży


Wydawca – Halina Liberadzka 
Okładka – Halina Liberadzka – Kozak
Opracowanie – Halina Liberadzka – Kozak
…………………………………………………………………………
ISBN – 978-83-944768-1-6
Wydanie 1 -2016
Selfpublisher
Format - PDF


Utwór fantastyczny o życiu młodzieży w 2030 roku opanowanym przez świat czipów, które piętnują i kontrolują ich [JEJ, bo mowa o młodzieży] życie.
Rok opanowany przez świat? 

Czipy stworzyły własną cywilizację i przejęły władzę nad światem. A teraz piętnują życie. 
No ba, skoro własną cywilizację potrafi stworzyć jogurt zostawiony zbyt długo w lodówce, to co dopiero takie czipy!

Przestępcy żyją na wolności, lecz z ograniczeniami.
W opustoszałych więzieniach urządzono hotele i akademiki.

***
- Uwaga! Proszę wstać. Sąd idzie – odezwał się wirtualny głos z elektronicznych ścian.
Tę samą rolę może spełniać zwykły głośnik na ścianie. 
Czy elektroniczne ściany wyglądały jak te rzędy zielonych literek w Matrixie? 

Zgromadzeni w sali sądowej ludzie powstali z miejsc. Otwarły się elektryczne drzwi i do wnętrza wszedł sędzia z dwoma ławnikami.
Na sali panował szum. Zainteresowani oraz widzowie przedyskutowywali po cichu sprawę.
Eee, autorka dała ciała. W 2030 nie będzie już rozmów, tylko twitter i komcie na fejsbuku. 


- Proszę o ciszę! - odezwał się sędzia. Ogłaszam wyrok z powództwa Jana Z… w sprawie bójki. Skazuję pozwanego Pene J… lat 12, na zaczipowanie z dniem 12 maja 2030 roku, czipem dziecięcym. 
Później nawet sprawy sądowej nie będzie. Ale nie uprzedzajmy wypadków.

Wyrok będzie wykonany ze skutkiem natychmiastowym. 
Pozwany otrzyma instrukcję po zaczipowaniu… 
Ale taką wydrukowaną na papierze, czy w formie elektronicznej? 

- Koniec rozprawy! – powiedział sędzia, po czym odezwał się gong elektroniczny. 
Na tym polega nowoczesność w domu i zagrodzie sądzie, jaką wyobrażamy sobie w 2030 roku.

Oskarżony, zawieziony został, przez dwóch policjantów na ostatnie piętro sądu rejonowego, celem zaczipowania.

Pene, skończył zaledwie 12 lat. 
Miejmy nadzieję, że akcja nie toczy się w Hiszpanii, bo z takim imieniem chłopak miałby przechlapane.
I już znamy powód bójki. ;) 

Był już wielkim cwaniaczkiem. Dzisiejszy wyrok zmroził jego umysł. Może uświadomił sobie, co zrobił, ale zobaczymy… 
Powtarzam: ale nie uprzedzajmy wypadków

Przebywanie w tajemniczym elektronicznym [?] pomieszczeniu nie trwało długo. Pene wyszedł z plastrem na wyciętej kępie włosów. 
Znaczy – trzymał w ręku kłak, a na nim plaster? 

W ręku trzymał swoją świętą [?] instrukcję obsługi. 
Wrócił do społeczeństwa, ale jak?
Wygolony.

Od tej chwili jego wszystkie ruchy będą monitorowane przez program policyjny, zapobiegający przestępstwom.
No, z tym zapobieganiem to bym nie przesadzała. Ale, jak mówi Jasza, nie uprzedzajmy. 

Przed budynkiem czekali na niego rodzice i adwokat, musieli teraz wrócić wszyscy do domu, a adwokat miał mu wyjaśnić działanie owej instrukcji. 
Działanie instrukcji? Może należy przyłożyć ją do miejsca, w którym wszyto czip? 


Usiedli w domu przy stole. Pene położył instrukcję przed sobą. Zaczął coś czytać…
- Nic nie rozumiem! -  wrzasnął i aż podskoczył na siedzeniu krzesła. 
Dlatego wzięli ze sobą adwokata, który miał mu wytłumaczyć czym jest ciąg znaczków.

- Bądź teraz spokojny, od tej chwili policjanci rejestrują, każdy twój ruch, gdzie idziesz i co mówisz. 
Czyli inwigilacja na każdym kroku. Przed podsłuchem wszczepionym pod skórę nie ma ucieczki, nawet do ubikacji. 

Jeśli w tym czasie dokonasz przestępstwa, wszystko będzie zarejestrowane – powiedział adwokat. 
I nici z marzeń o zbrodni doskonałej. 

- Powinieneś unikać dwuznacznych sytuacji (o jakich tu rzeczach do dwunastolatka, wstydź się pan!) i starać się poprawić, zdobywając dodatnie punkty – dodał. 
Metoda rodem z Hogwartu.
Albo dzisiejszych Chin. 

- Jeśli tak się nie stanie, to ani się nie oglądniesz [Co!? “Obejrzysz”, panie adwokacie. Chyba że już za dziesięć lat będzie już można “wziąść” i “oglądnąć”], a staniesz się niebezpiecznym przestępcą i wtedy nie będą już żarty – wyjaśnił prawnik.
Lista tego, co czeka niebezpiecznych przestępców jest niżej. 
Nie uprzedzajmy… ale tam jest chłosta, głodówka i elektrowstrząsy... 

Rodzice chłopaka byli bardzo zapracowani i często wyjeżdżali za granicę. 
Najważniejsze, że w efekcie mieli kasę na adwokata. 

Nie brakowało im pieniędzy, ale czasu na wychowanie chłopca. Starszy Fel, był wzorem wszystkich cnót, nigdy nie wchodził w kolizję z prawem, ale Pene? Był bardzo podatny na złe przykłady? 
A może nie? Narrator sam nie jest pewien. 

Na drugi dzień po rozprawie, chłopak postanowił, że nie będzie wdawał się już w bójki. Odpuści sobie.
Jego dentysta będzie mu wdzięczny.

Tymczasem przed dom zajechali trzej koledzy, nowiutkim samochodem.
Jak widać, w roku 2030 prawo jazdy dostają już dwunastolatki. 

- Wsiadaj łamago! -  krzyknął z dala Wer. 
Pene nawet nie zastanowił się i już siedział w aucie. Ruszyli ostro do przodu, mijając kolejne ulice, śpiewali i krzyczeli na zmianę. Jechali szybko przed siebie.
Właściciel samochodu już zgłosił kradzież na policję. Auta, lokale publiczne, sklepy szpitale itp. były zaczipowane. 
Niczemu nie przepuścili, bo jak wiadomo, najgorsza jest zemsta przedmiotów martwych. Swoją drogą, próbuję sobie wyobrazić  zaczipowanie szpitali. 
Czym, oprócz nazwą, różni się zaczipowanie samochodu od posiadania w nim nadajnika gps?

Obsługa czipowa włączyła program poszukiwawczy na monitorowanych czipach swoich miejscowych skazańców.
- Jest gagatek, Pene, jedzie skradzionym samochodem i śpiewa głośno, chyba nie zdaje sobie sprawy, że go słyszymy – powiedział policjant.
– A to nie Eurowizja? – zdziwił się drugi. 

- Zlokalizujcie go, a ja wysyłam do niego patrole - dodał.
Wiecie co? Do niczego są te czipy, skoro nie można ich zlokalizować.
Ach, władcy świata znów spieprzyli sprawę… 

- Ua!Ua!Ua!...
Zajechali im drogę policjanci…
Łeło, łeło, bagiety jado!
W 2030 policji nie stać nawet na koguty i bulaje do radiowozów, muszą dawać sygnały paszczą. 
Napęd w autach mają pewnie rodem z Flinstonów. 

- Wysiadka panowie! – powiedział policjant -zabieram was na komisariat.
Zaczipowany jak szpital, rzecz jasna.
- Który to Pene?
Nic im czujnik nie wskazał, więc musieli pytać? 
- Ja - odezwał się chłopak.
- Ma się czipik – powiedział policjant do zatrzymanego.
- Oj! Nieostrożnie, nieostrożnie – dodał i zapakował ich wszystkich do samochodu.

Na komisariacie czekał już właściciel skradzionego wozu. W sali zwołano nadzwyczajne posiedzenie w sprawie kradzieży.
Przepraszam, czy mnie ta wizja ma przerazić, droga autorko? Policja w try miga odzyskała skradziony pojazd, sąd od razu zajmuje się sprawą, bez wielomiesięcznych kolejek… i to wszystko już w 2030!?
W dodatku w sprawie kradzieży zwołuje się “nadzwyczajne posiedzenie”, z czego wnioskuję, że to rzadkość w tych czasach. 

- Panie Osiński jest pan głównym poszkodowanym, jakiej kary domaga się pan, by zadość uczynić panu? - powiedział sędzia i podsunął mu kartę z propozycjami kar.
- Proszę wybrać karę dla każdego z winnych. 
Zemsta, którą pan dyszy, natychmiast znajdzie ujście. Niech pan tylko powie jak ich ukarać?
No dobra, teraz zrobiło się trochę dystopijnie… 

- Dla Zena T… proces na zaczipowanie – powiedział poszkodowany.
Proces na zaczipowanie. Ciekawe, po jakiemu to jest, bo po polsku na pewno nie. 
W razie wątpliwości proszę sobie powiedzieć “proces na uwięzienie”.

- Dla Saszy J … proces na zaczipowanie – powtórzył. 
- Dla Dana W… proces na zaczipowanie – powtórzył ponownie.
- A dla Pene, zakaz uczestniczenia w dyskotekach – podsumował mężczyzna.
Och nie! Już lepsze staromodne lanie skórzanym paskiem dupy!

Był jeszcze jakiś Wer, ale jemu się upiekło.
On jechał w bagażniku, którego nikt nie sprawdził. 

Zatwierdzono wszystkie kary, które automatycznie zostały zapisane do programu policyjnego. 
Chłopaki opuściły komisariat, trzech z nich będzie czekać na proces, ale Pene już miał wyrok uaktualniony, był teraz recydywistą.
Wyrok może być prawomocny (lub nie), albo wykonany (lub nie), ale nie ma wyroków uaktualnionych. 
A SKONT WIESZ, jak będzie w 2030? Może akurat takie rozwiązanie wprowadziła ustawa pisana z czwartku na piątek i przegłosowana w sobotę o 3 w nocy… 

Wieczór wybrał się na spacer z dziewczyną. Dziewczyna miała na imię Nocka. Chodzili po ulicach tu i tam wałęsając się, w końcu zaczął padać deszcz, para przechodziła właśnie koło dyskoteki. 
Wysoki Sądzie, to wcale nie tak, że ja chciałem złamać prawo! Ta dyskoteka po prostu nagle wyskoczyła zza rogu i mnie SPROWOKOWAŁA!!!

- Chodźmy do DYSIA – powiedziała dziewczyna. 
- Dobra możemy tam nawet zostać -powiedział Pene. 
Bo u DYSIA się nie zostaje. Mówi się cześć i wychodzi. 
Przepraszam, ale czy Pene to zawsze był taki debil, czy może jego czip jest wadliwy i usmażył mu mózg? 

Podeszli pod lokal. Ochroniarze spojrzeli na nich, a tu nagle z czipa chłopaka zaczął wydobywać się głos…
„ Jestem recydywistą, jestem recydywistą…” 
Kilka dni wcześniej czip miał wyłączony głośnik. Policjant musiał się dopytywać, który z chłopaków w samochodzie to Pene.
Pewnie czipkorpo wypuściło aktualizację. 

Czerwone światło pulsowało z głowy. 
Nie dość, że śledzi, to w dodatku gada i świeci. Doprawdy, straszliwa technika.
Ale świecił oczami? Jak Terminator?
https://media.tenor.com/images/14ea2784dbf2458cc2911e5dac4e4024/tenor.gif
Mój Boże, żartowałem z tym usmażonym mózgiem! 

- Stary możesz zapomnieć – powiedział ochroniarz, odpychając ich od drzwi. - Nie ma dla ciebie tu miejsca – zrozumiano!
Dziewczyna oniemiała, nie wiedziała, że jej chłopak jest przestępcą…
Ocho, kłopoty z komunikacją w związku? Na pewno w 2030 jest masa coachów chętnych do pomocy. 

- To taki obciach! - powiedziała i uciekła mu do pobliskiego sklepu.
Pene pobiegł za nią… 
- Tu też będziesz mówił – dodała – nie chcę cię znać…
A gdy postoję milcząc, to będziesz mnie znać?

Ale tutaj tego nie było. Chłopak zrozumiał, że dostał nową karę i teraz nie będzie mógł wejść na żadną zabawę. 
A w sądzie to co, nie słuchał? 

Jest odrzucony i to nie tylko przez swoją dziewczynę, ale przez wszystkich prawych ludzi. Stał się marginesem.
Nowa rola społeczna - bycie marginesem.

Przyszedł skruszony do domu, matka jeszcze była, zobaczyła jego skwaszoną minę i spytała:
- Co się stało?
Chłopak opowiedział wszystko mamie i zamilkł.
- Straciłem moją pierwszą dziewczynę -powiedział smutno. Z tym czipem, żadna mnie już nie zechce.
Jak na kogoś, kto właśnie zamilkł, to dużo powiedział.

Nazajutrz wstał z mocnym postanowieniem poprawy. 
Poszedł do szkoły. Ten niezły cwaniaczek był bardzo zdolny uczył się dobrze, ale miał dużo energii i brykał, wymyślając różne rzeczy. 
No wiecie, mówimy o dwunastolatku, to tak jakby normalne. 
Czym skorupka za młodu nasiąknie… lepiej więc zrobić z normalnego dziecka jakieś półtrupie, które już nie będzie brykać.


Lgnął do środowiska z marginesu. 
Żul Zenek był jego idolem. 


Jego zachowanie w szkole było okropne, dyrektorka ciągle litowała się nad nim i nie wydalała go ze szkoły, bo uczył się niemal wzorowo. Te dwie jego osobowości nie zgrywały się razem. Rodzice czekali cierpliwie, aż syn z mądrzeje i uspokoi się.
Rodzice to go dotąd w dupie mieli. 
Wychowywali go metodą Gabrieli Borejko: “Ufam ci, wiem, że jesteś mądry, więc wychowuj się sam”. 

Pene postanowił, że zapisze się na karate. Filozofia i ćwiczenia dały mu dużo do myślenia. Chciał się ustatkować. I więcej nie świrować. Początkowo czuł się osaczony zasadami i brakiem uczucia wolności, ale z czasem przywykł. 
- Nadeszły zawody, Pene był pracowity i bardzo starał się dorównać najlepszym. – powiedział narrator.
Trener wystawił go do walki. Chłopak wykonał wszystkie zalecenia, ale gdy przeprowadzano badania zawodników przed walką, stwierdzono, że Pene jest recydywistą i nie może brać udziału w walkach, to było niezgodne z zasadami.
Ach i nikt o tym nie mówił przed turniejem? 
A po co? Lepiej upokorzyć chłopaka przed wszystkimi. 

Wiadomość o czipie rozniosła się jak błyskawica. Chłopak zamknął się w domu i nie chciał wychodzić na światło dzienne. Był przegrany już przed walką.
Wydarzenia ostatnich dni bardzo wstrząsnęły nim i uświadomiły mu, że nie może tak postępować. Był mądrym chłopcem i wiele rozumiał. Przez ostatnie kilka dni nie wychodząc z domu przeanalizował sobie instrukcję, jaką otrzymał po zaczipowaniu… 
Znaczyyyy… tak kilka miesięcy po wyroku? 


Pisało [dydko?] tam jasno - WSZYSTKO W TWOICH RĘKACH. Czy chcesz żyć z ograniczeniami obywatelskimi? Czy nie?
Jak na instrukcję, to tekst jest dziwny. 
Może to instrukcja obsługi rąk? 
Po prostu zamiast komuś z wykształceniem prawniczym dali to do napisania coachowi, który pewnie był bratankiem ministra czy coś. 

Wieczorem zadzwonił w tajemnicy przed rodzicami do adwokata, który opiekował się nim podczas procesu. Mężczyzna wyjaśnił mu, że w tej sytuacji, jakiej on teraz jest, należy zbierać dodatnie punkty, a z czasem będzie dopuszczony do rzeczy, które są dla niego zakazane…
Dlaczego nie wyjaśnił mu tego zaraz po zaczipowaniu!? I po cholerę dzwoni w sekrecie przed rodzicami? 
Żeby się nie dowiedzieli, że chce być lepszy. Mogłoby to ich zmartwić.

Czekała go wielka praca nad sobą. Adwokat skontaktował go z punktatorem. 
Punktator daje usługi tylko tym, którzy mają kasę na adwokata. 

Punktator to człowiek, który pomaga w zdobyciu punktów dodatnich które to z kolei są zapisane w programie policyjnym zaczipowanych przestępców. 
Mam nadzieję, że punktatorzy nie są skorumpowani. 


Na początek Pene, postanowił, swojej sąsiadce, której dotąd robił psikusy, skosić trawę wokół domu. 
AŁtorce można zasugerować wycięcie paru przecinków.

Kobieta była zdziwiona jego propozycją, ale punktator poświadczył jego dobrą wolę. 
Ciekawe jak? Przez gadającego czipa?

Nigdy tego nie robił [punktator?!], kosiarkę dostał pierwszy raz do rąk, była to zresztą kosiarka jego rodziców. Chłopak bardzo się postarał. Starsza pani była zachwycona. 
Pene stwierdził, że zrobić coś dobrego, to też frajda, gdy zobaczył łzy kobiety podziwiającej skoszoną trawę. 
Nie rozumiał tylko, czemu sąsiadka wciąż powtarza “Moje tulipany!”. 

Był to jego pierwszy mały sukces w zakresie zdobywania punktów. 
Punktator wpisał do programu policyjnego 2 punkty za pracę chłopaka.
Dwa punkty za skoszenie trawnika.

Pene był z siebie dumny, po raz pierwszy od wielu dni spokojnie zasnął, a w nocy obmyślał nową pracę. 
Obmyślał ją przez sen.

Następnym pomysłem na zbieranie punktów było sprzątanie śmieci na około szkoły. 
Dyrektorka nie mogła się nadziwić, że Pene próbuje się poprawić. Zaopatrzyła go w worki i pozwoliła po lekcjach działać. Nazajutrz przyszła do szkoły, a tu nie tylko wysprzątane wszędzie, ale podlane krzaczki i kwiaty na klombach. Punktator wpisał do jego programu policyjnego 4 punkty. 
Dwa za sprzątanie, dwa za podlanie klombów?

Mając już 6 punktów Pene na drugi dzień chciał się przekonać jak to działa. 
Czy dostanie Świeżaka? 

Postanowił, że pójdzie do DYSIA. Ciekawy był, co teraz będzie. Żeby się nie skompromitować przed jakąś dziewczyną postanowił, iż pojawi się tam sam. 
Akurat, pewnie żadna nie chciałą iść z zaczipowanym recydywistą! 

Podszedł pod lokal. Ochroniarze zmierzyli go od góry do dołu. Pamiętali go, bo niedawno tam był. Gdy jednak stał chwilę, z jego głowy odezwał się głos:
- Jestem recydywistą, jestem recydywistą, ale mam 6 punktów dodatnich. 
Ile miał “punktów ujemnych”, gdy stawał przed sądem?

W tym momencie uruchomiło się światełko zielone pulsując cały czas. Mężczyźni jeszcze raz popatrzyli.


- No stary, tym razem masz szansę, wchodź, ale pamiętaj mamy cię na oku - powiedział jeden z nich - jeden wybryk i wynocha. 
Sześć “punktów dodatnich” wystarczyło, aby przed dyskoteką zaczął migać na zielono. 

W chłopaka wstąpiła nadzieja. Wszyscy wiedzieli w szkole, że jest zaczipowany, ale że się poprawia tego nikt nie wiedział. 
- Mam szansę! – pomyślał - będę dalej walczył, by żyć bez ograniczeń.
Minęło kilka lat, Pene miał już 18 lat.
I jakieś dwadzieścia “punktów dodatnich”...

W piątek, spotkał po szkole Rona [który mimo wszystko wylazł na światło dzienne], z którym kumplował się niegdyś. Usiedli na ławeczce i zaczęli wspominać stare dzieje.
- Gdybym nie został na drugi rok w tej samej klasie, to dalej byśmy się spotykali – powiedział zrezygnowany Ron… - ale wycinaliśmy numery pamiętasz Pen?
Nie.

- No, no, to już przeszłość – skwitował chłopak – A ty, do jakiej szkoły chodzisz? Co robisz teraz? – spytał kolegę.
- A nic, pętam się tu i tam nie mam co z sobą zrobić. Do szkoły mnie nie chcą, bo mam czip niebezpieczny.
Wybucha, jeśli oddalę się na sto metrów od nadajnika. 

- O jej! A za co go masz?
- Właściwie to nawet nie wiem, kiedy się go dorobiłem, tak poszło z górki. Najpierw podpadliśmy z kolegami na zabawie wiejskiej. Popiliśmy trochę i rozpoczęliśmy bójkę o dziewczynę. Policja nas zgarnęła, sąd osądził, a dziewczyna wybrała nam karę na zaczipowanie.
Przepraszam, ale w jaki sposób laską, o którą się pobili, była poszkodowana i wybierała karę? Zgarnęła od każdego przypadkowego gonga w twarz? 

Potem razem z tymi samymi kolegami włamaliśmy się do bankomatu, następnie ukradliśmy ze sklepu towar i tak dalej…
Ron ma czip dla osób niebezpiecznych i żyje sobie swobodnie, a to ograbiając bankomat, a to napadając na sklep.
Te czipy są tylko dla wygolenia komuś głowy, po nic więcej... 
Mam wrażenie, że posiadanie czipa tylko go zachęca do dalszych przestępstw. 


- Co tu mówić nie mam już wyjścia, muszę teraz żyć z ograniczeniami. Nie mogę iść do dyskoteki, na mecz i tak naprawdę nigdzie. Nawet do szpitala. Bo ten czip stale gada i ostrzega czerwonym światłem. Mam tylko tych druhów naszej wspólnej męki. Powiedział rzewnie, wznosząc oczy ku niebu i przykładając dłoń do serca. Siedzimy w lesie za miastem i kombinujemy, co tu zrobić. 
Jak to co, partyzantkę zakładajcie! 
.

Dla nas nie ma już ratunku.
Tylko rewolucja! 

- Zgłoś się do Ośrodka odnowy intelektualnej – powiedział Pene, sam miał już problem z czipem
Podoba mi się to wyjaśnienie, zupełnie jakby autorka zapomniała, że przecież cały dotychczasowy tekst opowiadał o Pene i jego problemie z czipem. 

 i wszystkie możliwości kiedyś przeanalizował.
- A gdzie taki jest? - zapytał zdeterminowany Ron.
- Czytałem ostatnio w internecie, że najbliżej to w Z…adupiejewie Górnym Kolonii. 

- A nie wiesz czy muszę mieć jakieś skierowanie?
- Chyba nie, bo to jest ośrodek finansowany przez państwo, każdy ma prawo tam być. Po odnowie będziesz miał prawo do punktatora 
Trochę nielogiczne, prawda? Po Odnowie będzie mieć prawo do kołcza, który powie mu, jak przejść Odnowę.  

i zdobywania dodatnich punktów, a wtedy będziesz miał szansę, że ci wyłączą czip. 
To jednak ciężka praca, ale jeśli ci zależy, to dasz radę.
Kosiarki do trawy, wór na śmieci, takie rzeczy...

- Stary! Dziękuję ci, zaraz idę do domu i pogadam z matką, żeby mi pomogła. 
- Spoko, jestem twoim kołczem, Ron...

Zrobię wszystko, co można, już nie mogę wytrzymać w tym lesie, jestem jak zwierze. 
- Wykopuję norki i buduję żeremia. 

Rozmowa z Ronem, dała Pene dużo do myślenia. W jego głowie zawiązywały się pierwsze plany o wyborze studiów. Już czas, żeby się określić co chce w życiu robić. Zastanawiał się tylko czy jeśli miał kiedyś problemy z prawem, to nie dyskwalifikuje go do wybrania zawodu punktatora.

Nie ma to jak walka ze złem, dlatego każdy z czarodziejów chciał być aurorem

Minęło kilka dni.
Pene przemierza ulicę D…
W pewnej chwili spostrzega swoja dziewczynę.
Podbiega w przód…
- Fona! – krzyknął.
To pewnie takie urocze zdrobnienie od “Smartfona”. 

Idąca ulicą piękna dziewczyna oglądnęła [obejrzała] się za siebie. Zwolniła kroku i zaczekała na niego.
- Co tak się spieszysz? - dodał chłopak podchodząc do niej.
“Dziesięć najlepszych tekstów na podryw dla zaczipowanych recydywistów”.

- Złożyłam prośbę o przydzielenie mi czipu bezpieczeństwa i idę na policję na zaczipowanie. Dziewczyny mnie namówiły z klasy, bo prawie wszystkie mają, teraz nie boją się wychodzić z domu. Moi rodzice też uważają, że powinnam mieć.
- A jak ten czip, działa? -  spytał chłopak.
On podobno w tym społeczeństwie żyje od osiemnastu lat.

- Jakby mnie ktoś napadł, albo wyrywał mi torebkę, czy coś w tym stylu mówi się hasło [bardzo skomplikowane, ale nie uprzedzajmy wypadków...] i czip nagrywa zajście. 
Eeeee, a ja myślałam, że wysuwają się takie mechaniczne ręce jak u Inspektora Gadżeta i łapią złodzieja!

Gdy jednak napadnie mnie ktoś z czipem jego czip też dokonuje nagrań i przesyła na konto programu policyjnego. 
Troszkę przekombinowane, ale niech tam będzie.

W każdym razie policja automatycznie jest powiadomiona o przestępstwie, oraz ma od razu zlokalizowane miejsce gdzie ono jest.


Pomału doszli do celu dyskutując o przydatności czipów.
Podziwiam. Podziwiam dobór tematu rozmowy. 

- Poczekam na ciebie na dole – odezwał się Pene.
Dziewczyna pojechała windą na górę. Pene usiadł na ławce i czekał. W pewnej chwili podszedł do niego starszy mężczyzna, któremu niegdyś ukradł auto.
Nie Pene mu ukradł, ale jego koledzy. 


- Co, nabroiłeś znowu coś – spytał go. 
Chcesz czipka? Załatwię po znajomości z posterunkowym. 

- Nie, ja już się poprawiłem mam wyłączony czip, przyszedłem z dziewczyną, ona poszła po czip bezpieczeństwa na górę.
- No jak tak, to dobrze, cieszę się, że z tobą wszystko w porządku, szkoda by było takiego przystojniaka - uśmiechnął się - życie z ograniczeniami to okropna rzecz – powiedział i pokiwał głową.
Nie wnikajmy, dlaczego ten miły, starszy pan znów jest na policji.
Może za często mówił “przystojniaku” do obcych, nieletnich chłopców. 

Chwilę to trwało, wreszcie zjawiła się Fona, na głowie miała plaster, a w ręce instrukcję.
- Już? – spytał Pene.
- Tak – odpowiedziała dziewczyna i dodała -wyobraź sobie, że jeszcze dostałam czip do torebki, który będzie wył w torebce jak by mi ją ktoś wyrwał.
Jak rozumiem, w tym świecie dziewczyny mają tylko jedną torebkę.
Nah, pewnie czipkorpo liczy sobie niezłą kasę od każdej sztuki, a ten tutaj rozdają w ramach promocji. 

Minęło [minęły] dwa tygodnie Fona zaczesała już brakującą kępę włosów i zapomniała o czipie.
Wieczorem wybrała się z Pene do koleżanki na imprezę, postanowili jeszcze wejść do sklepu i kupić coś na prezent. 

WTEM! Zmiana czasu na teraźniejszy. 
Iju iju! To wyje Czip Gramatycznego Nadzoru. 
Podchodzą pod drzwi. Jest już ciemno. Światła wystawowe oświetlają ulicę. W pobliżu sklepu kręci się kilku wyrostków. 
Pene otwiera drzwi i wpuszcza dziewczynę do środka, nagle, wyprzedza go dwóch chłopaków w kapturach wbiegających do sklepu i kierujących się w stronę półek.
- Jestem recydywistą, jestem recydywistą -odezwał się głos z czipa napastników, pulsujące czerwone światło wskazywało na ostrzeżenie przed złodziejem. 
Do dupy z takim czipem, zamiast wyć i świecić, to mógłby przynajmniej paraliżować napastnika. 

Sklepowa ma obowiązek eskortowania [dokąd? Na policję? Sama?!] takiego przybysza, ale ona zdążyła tylko hasłem uruchomić nagranie zaczipowanego. 

Jak widzimy, policja ma inne problemy na głowie, niż ściganie zaczipowanych, bo:
Złodzieje, zabierają towar, zgarniając do torby wszystkie czekolady z pułki, [oraz pułkownika z pułku][nie, tylko nie czekolady!] a po drodze uciekając wyrywają torebkę z rąk Fony. 

Dziewczyna zdążyła tylko krzyknąć „ 2a4b”i chłopaków już nie było w sklepie.
Szybko poszło. 
Skuteczniejsze niż wszystkie zaklęcia Pottera!
No ba! Toż to ruch konia szachowego! Fakt, pionkiem - ale za to jak zaskoczymy tym przeciwnika. 
Ciekawe ile osób w tym świecie używa hasła “haslo123”. 

Biegną szybko przed siebie, a torebka wyje niemal jak straż ogniowa. Złodzieje nie wiedzą, co się dzieje, są zaskoczeni. 
Niech zgadnę, przyszli z lasu? Siedzą tam od wczesnej podstawówki? 

Wyrzucają po drodze torebkę i uciekają jeszcze następną ulicą, ale tu zatrzymuje ich policja. Namiary i nagranie z czipa pozwoliło operatorowi programu policyjnego na szybką reakcję.
Baaardzo szyyybką.

Chłopak i dziewczyna początkowo obserwują ucieczkę wyrostków, tymczasem dyżurny policjant lokalizuje torebkę, przekazując równocześnie wiadomość do programu policyjnego.
Mając w odwłoku ograbioną sklepikarkę.

Alarm z torebki milknie, po czym nieznajomy policjant podjechał pod sklep i zwrócił torebkę poszkodowanej Fonie.
- Pierwszy raz widziałem coś takiego – odezwał się Pene, jaka szybka reakcja. 
No, Pene, ale gdy was namierzono w ukradzionym samochodzie, to też nie trwało zbyt długo.
Cii, chłopak wyparł te wspomnienia. 

Miałaś rację, że ten czip bezpieczeństwa zmienia znacznie sytuację w chwili, gdy kobieta jest zagrożona.
Sklepikarka pójdzie pod sąd, bo nie eskortowała (tfu!) nie odprowadziła przestępców do rąk własnych policji. A to przecież jest jej obowiązek. 

Z wielkimi przygodami, [nieopisanymi tutaj, bo po co] ale wreszcie para dotarła na imprezę urodzinową Liny. Wszyscy już się zebrali, byli także tacy młodzieńcy, których nikt właściwie dobrze nie znał. 
Byli jak ruskie. Nikt nie zamawiał, same przyszły.

Muzyka grała. W kącie stał stół, a na nim jedzenie. Młodzież tańczyła i rozmawiała w grupkach. W pewnej chwili Zeo podłączył na biurku komputer do prądu i uruchomił. Przez dźwięki muzyki dolatywał głos
- Jestem przestępcą internetowym, jestem przestępcą internetowym. Czytałem analizy NAKWY i jeszcze nigdy pod żadną nie zostawiłem słodkiego komcia!  Wokół głowy nieznajomego chłopaka świeciło czerwone światło.


- Lina! – powiedział i zwrócił się do pani domu Zeo - kogoś ty tu zaprosiła. 
- Nie będziemy się tu zadawać z przestępcami – dodała Fona.
Wow. Żadnego uwielbienia dla bad boyów, żadnego “łobuz kocha najbardziej”? 

- Wychodzimy Fona – odezwał się Pene. - I pamiętaj żeby trzasnąć drzwiami, bo chamstwa nie zniese! 
- Nie wychodźcie, nic nie wiedziałam –odparła Lina - wiem, że teraz nie jest modne zadawanie się z ludźmi z marginesu społecznego.
Kiedyś mogła zadawać szyku takimi znajomościami, ale to było i się skończyło.

- No dobrze, ale w takim razie oni wychodzą -powiedział Pene i pokazał ręką na nieznajomych chłopaków.
- Przepraszam, gdybym wiedziała, że żyjecie z ograniczeniami, nie zapraszałabym was –powiedziała zwracając się do nieznajomych Lina.
Fona nie wie, że Pene też ma czujnik?

- No dobra to wychodzimy – odrzekł grubawy młodzieniec i wszyscy trzej skierowali się w stronę drzwi. Gdy zamknęli klamkę [w szafie], sygnał umilkł. 
- Co za czasy! – odezwał się któryś z gości.
Ta dzisiejsza młodzież! - Zawtórowano mu jednogłośnie.

- Wyobraźcie sobie jak wyglądało życie dawniej – powiedział Henk - wszyscy robili, co kto chciał, policja nie mogła poszkodowanemu pomóc, bo nikt się nawet nie odezwał, że był świadkiem przestępstwa. 
Złe czyny w pewnych środowiskach były kul. 
A na KUL-u były hot. 

- Ja słyszałam, że torebki i komórki wyrywali kobietom w biały dzień, i nic, wszyscy patrzyli jak złodziej uciekał i nikt nie pomógł. Policja uważała, że jak ktoś podchodzi i chce coś od nieznajomego, to trzeba mu to oddać inaczej przestępcy wezmą co chcą, a w międzyczasie skatują delikwenta na śmierć.
Policja generalnie służyła do tego, by przypominać obywatelom o tym obowiązku. 

- Coś ty, to ja wolę jak przestępcy są zaczipowani – powiedziała Usia - a bez czipu bezpieczeństwa nie wyobrażam sobie wyjść z domu.
Masz go wszytego pod skórą na głowie. Chyba, że wychodzisz nie zabierając jej z domu. 

- Wiecie co? Ja słyszałem, że dawniej, to jak nawet facet szedł ulicą w biały dzień i rozmawiał przez porządną komórkę, albo miał na uszach słuchawki i słuchał muzyki, to byle wyrostek podbiegał ściągał mu to i uciekał.
- Ale my mamy szczęście, że żyjemy w innych czasach…
Pene chciał podnieść głowę, ale zrezygnował.

- Jak ludzie wtedy żyli?- spytał Szem.
Na krawędzi.
- Mieli swoją wolność – odpowiedziała Fona.
- Ale jaka to wolność? – rzekł Szem - wśród przestępców, którzy byli bezkarni? 
Życie prawem wilka. 

Pene, nie brał udziału w dyskusji o czipach, to, że miał czip, była to jego wielka tajemnica. 
Podobno wszyscy w szkole o tym wiedzieli.
Minęło wieeeele lat przecież! I pewnie teraz jest w innej szkole. 

Był szczęśliwy, że dodatnimi punktami pozbył się tego gadżetu i jego czip został wyłączony. 
Ale – zauważcie – nie został usunięty!

Zawsze jednak będzie pamiętał to uczucie, gdy czip odezwał się na jego głowie przy wejściu do Dysia.
I zaczął nadawać “Coś mi się do dupy przykleiło!”

Minął tydzień. Cała paczka ponownie postanowiła się spotkać, by wspólnie iść na koncert renomowanego zespołu muzycznego, który odbywał się na miejscowym stadionie. 
Kupili stosowne koszulki…
https://i.kym-cdn.com/entries/icons/original/000/018/666/fellowkids.jpg

Przed wejściem zgrupowało się pełno ludzi, kolejka zaczęła się wydłużać, bo na bramkach były jakieś awarie. 

Myk! Zmiana narratora na pierwszoosobowego, a czas, oczywiście, (miejscami) na teraźniejszy. 
Iju iju iju!

Czekaliśmy trochę, ale jakoś doczekaliśmy się i jesteśmy już za bramką. Henk pobiegł wysoko na schody by zająć nam miejsca /nie były numerowane/. 
Nie byliśmy wszyscy do końca zgodni, czy będziemy aż tak wysoko siedzieć.
Po krótkiej wymianie zdań, jest decyzja -siedzimy na samej górze. 
Zaświeciły się światła, zespół zaczął koncert. 

Ludzie klaskali. Muzyka fantastyczna. To zespół, który fascynował nas do reszty. Szał.
Nagle, w sektorze, w którym siedzimy, wybucha ogień. Podejrzani mężczyźni wykrzykują brzydkie wyrazy, oraz palą [swoje?] kurtki i rzucają na lewo i prawo. 
Krzyczeli “włonczam”. I “płoń, kurrrtko płoń!”
Brzmi jak zwykły koncert renomowanego zespołu muzycznego Rammstein. 

Zerwaliśmy się nagle, by ratować swoją skórę, inni ludzie też.
Biegniemy schodami w dół.
Robi się korek.
Zadymiarze krzyczą i szaleją podpalając nowe ubrania. 
Starych ciuchów nie palili, tylko te wprost ze sklepu, jeszcze z metką.

Zostaną nadzy, gdy to dłużej potrwa.

Obserwujący to ochroniarz sekcji, nadał komunikat do centrali programu policyjnego.
Może by też do straży pożarnej?

Nagle, włączyły się czipy niesfornych łobuzów. Pięciu szalejących na trybunie osobników, oświetlało czerwone światło, ostrzegając przed czipownikami.
A że się już pali, to niech się pali. Nie drążmy tematu, spanikowany tłum da sobie radę.

Ponieważ mieli zakaz wstępu na stadion, ich czipy wywoływały teraz pisk, którego ludzkie uszy nie mogły wytrzymać, dlatego chwycili się za nie i zaczęli głośno krzyczeć. 
Skoro mamy już pożar na stadionie i panikę tłumu, to jeszcze puśćmy dźwięki rozrywające uszy. Czego tu brak?! Może uspokojenia sytuacji gazami bojowymi? Jak szaleć, to szaleć. 
Fajny ten zakaz wejścia na stadion, taki trochę niespełniający swojego zadania. 

- Ratunku uciszcie to! Ratunku uciszcie to!
- Jak oni się tam znaleźli? – spytał zimny jak stal dyżurny policjant, ochroniarza. 
- Nie wiem! – odpowiedział zdziwiony mężczyzna - podobno była awaria na bramkach – dodał - teraz wszystko się włączyło. 
- Będziesz u pani!

- Wezwij posiłki i chodźmy po nich na górę –rzekł policjant - ale im się dostanie!
- Nakrzyczę na nich, jak mi bór miły!

Zadymiarze zostali odizolowani, siedzą już w wozie policyjnym, mają już wyłączony sygnał z czipa, teraz pojadą na posterunek by być osądzonym. 
Od razu, tam na posterunku. 
Ale nie powinno to nikogo dziwić, skoro poszkodowany na komisariacie sam wyznacza karę dla złodziei samochodu. 
Dziwię się, że policja nie działa na takiej zasadzie jak sędzia Dredd, czyli aresztowanie, wydanie wyroku i egzekucja na miejscu. 

Dowodem będzie nagranie z kamer stadionu i czipów policjanta oraz ochroniarza.
Żadnego śledztwa nie będzie, a prokurator z zeznań może sobie zrobić papiloty. O ile były na papierze. 

Po trzech godzinach mężczyźni wyszli.
Z posterunku policji.

 Jako wyrok, otrzymali zakaz zbliżania się w pobliże stadionu. Co znaczyło, że ilekroć zbliżą się na odległość 200 metrów, czip, będzie wydawał taki pisk zakłócając ich słuch, że nie wytrzymają i sami odejdą na bezpieczną odległość.
Miejmy nadzieję, że stadiony stoją na pustkowiu i nie ma w pobliżu żadnej ulicy, nie przejeżdża tamtędy zbiorkom, ani samochody.
Poniedziałek, jedziesz rano tramwajem do pracy i nagle przypominasz sobie, że następny przystanek to “Stadion”. 

Rano przed szkołą Fona wybrała się do najbliższego bankomatu. Chciała wybrać trochę gotówki, na zakupy na bazarze.
Ahahaha, gotówka!? W 2030!? Pani, po kiego te czipy, jak nimi płacić nie można! 

 Gdy zbliżała się do celu, już z daleka widziała, że stoi tam jakiś starszy zbudowany mężczyzna 

Postanowiła poczekać. 

Mężczyzna wpatrywał się długo w napisy. Właściwie, nie byłoby to dziwne, ale uwagę jej przykuło wydobywające się z jego głowy czerwone światło, a jakiś głos stale powtarzał to samo zdanie:
- Czipownik przy bankomacie, nagranie kontrolowane. 
- Czipownik przy bankomacie, nagranie kontrolowane.
No i co? No i nic. Wszyscy mają to głęboko w nosie - od ludzi czekających w kolejce do bankomatu aż po policję.
A nagranie niekontrolowane to…?

Dziewczyna czekała, za nią ustawiła się kolejka. 
Jak widać,  te efekty specjalne tak spowszechniały, że nikt nie zwraca na nie uwagi.


Było już kilka osób, a starszy mężczyzna dalej stał, wpatrywał się w plansze i coś majstrował. W końcu, ktoś w kolejce zaczął komentować.
- Panie szybciej!
- Jak pan nie potrafi to pomożemy.
- Dobrze, niech pan pokaże – powiedział mężczyzna.
- Oświetlę to panu moim własnym, czerwonym światłem. Tym gadaniem proszę się nie przejmować.

Ktoś z kolejki był chętny, włożył swoją kartę i pokazał jak wystukać pin. Kolejka posunęła się do przodu wszyscy wybrali pieniądze. 
Czipownik nadal świecił.
I nie było w tym nic niepokojącego. 

Fona dalej stała, nie miała odwagi podejść, bo mężczyzna dalej tkwił przy bankomacie, jakby zaczajony. W końcu, wykorzystał wolną chwilę, wyciągnął rękę chcąc coś zdemontować z pionowej ścianki, a tu nagle zjawili się policjanci i zgarniając czipownika wsadzili go do samochodu.
Centrala szukała go od jakiegoś czasu. 
I nie mogła znaleźć. 
Pomimo tego, że świecił czerwonym światłem i coś mu spod fryzury gadało.

Filmował mini kamerką piny właścicieli kart i wykorzystywał. Teraz będzie osądzony. 
Jedni mają czipy, inni mają PINy. 

Przypuszczalnie dostanie zakaz zbliżania się do bankomatów i banków na odległość 200 metrów. Co oznacza, że ilekroć zbliży się na odległość bliższą, to jego czip będzie piszczał zagłuszając jego organ słuchu w [proszę, proszę! Facet ma gadające uszy, które można zagłuszyć] tak, że sam zachowa bezpieczną odległość.
Jak do tej pory świecił i ostrzegał, a jednak na nikim nie robiło to wrażenia. Teraz będzie zagłuszać własne uszy.


Biorąc obecne nasycenie przestrzeni miejskiej bankami i bankomatami, będzie mógł jedynie biegać po polach i lasach.
I oto w tym chodzi, margines społeczny do lasu! 

Wieczorem chłopcy uczyli się wspólnie do testów z etyki. 
Z etyki, powiadasz...

Mama Szema przyniosła im ciasto. Zrobili, więc sobie krótką przerwę.
Iju iju iju! Recydywa interpunkcyjna!

- Wybraliście już kierunek studiów – zagadnął kolegów Henk.
- Ja tak – odezwał się Zeo – będę stomatologiem.
- Ja koordynatorem nauki - odparł Szem. 
Nie wnikam co to, ale brzmi ładnie.
Bardziej fancy nazwa dla nauczyciela klasy 1-3? 

– A ty Pene podobno wybierasz się na punktatora, może wiesz coś o przestępstwach internetowych?- spytał kolegę zaciekawiony tym zagadnieniem Henk.
- Tak tak, wiem, czytałem niedawno świetny artykuł na ten temat.
Będę świetny na studiach...

- Podobno jak się komuś udowodni przestępstwo internetowe, to można dostać w wyroku zakaz oglądania internetu. 
Polska jenzyk, truuudna jenzyk, ale internet się przegląda. 

Może pani aŁtorka tego nie wie, ale jest różnica między oglądać gazetę (przez szybę w kiosku), a przeglądać gazetę… 

Polega to na tym, że czip przestępcy zakłóca obraz na ekranie w komputerze, lub innym urządzeniu gdzie jest.
Nie gada, nie świeci i nie wyje. A my tu aŁtoreczki opek podejrzewamy o sklerozę opkową...

- Makabra, takie odcięcie od świata to naprawdę kara. Nie wyobrażam sobie, jak bym tak musiał żyć tylko tym, co  [leży?] na ulicy. 
Zawsze można żyć tym, co w śmietniku.

- Stary, teraz są kary takie, że ludzie zrobili się o wiele lepsi, starają się. Dawniej to tysiące ludzi siedziało w kiciu i mieli wszystko gdzieś, jeść im dawano, a oni wyżywali się na sobie i zadawali sobie karę. 
Dziwne. 

Taki obóz straceń, kto silny psychicznie to przetrwa. Jak trafił tam ktoś z głupoty to wykończyli go raz dwa. 
Ci mądrzejsi.  

-Teraz - kontynuował Pene - są Ośrodki Odnowy Intelektualnej, [lepsze niż dawne SPA] w których uczy się przeżywania wyższych wartości. Skazany, po takiej terapii może wykazać się chęcią życia poprawnego.Dostaje, punktatora, który pracuje nad jego umysłem i wskazuje mu, dobre drogi działania w życiu. 
Autorce to by się przydał przecinkator. 

Jeśli jest delikwent reformowalny, to wyjdzie jeszcze na ludzi. Ma nawet szanse wyłączenia czipu i powrotu do społeczeństwa.
Wystarczy skosić ze dwa trawniki i parę razy wynieść śmiecie. Bułka z masłem! 

Chłopaki siedziały jak oniemiałe nie miały takiej wiedzy o przestępcach, bo nikt w ich otoczeniu nie miał takich problemów. 
Poza Pene, o którym wiedzieli wszyscy w szkole.
Nie wierzę, że nie straszą ich filmami edukacyjnymi na zajęciach z wosu. 

Przyjęte było, że z ludźmi żyjącymi z ograniczeniami, nikt normalny nie utrzymywał kontaktów, zresztą, nie było ich tak wielu. 
Nie wierzę. Takie zachcianki pokrzywdzonych spełniano już na komisariatach, a więc w tym społeczeństwie ludzi zaczipowanych musi być więcej niż bez czujnika.

Napiętnowanie człowieka przez założenie mu czipu siało wielki postrach, nie rwano się do wykroczeń i większych przestępstw.
Pamiętajmy, że to ustrojstwo wrzepiano nawet dwunastolatkom, a zaczipowany Ron spokojnie obrabia bankomaty. 

- Wow! Jak ty tyle wiesz, to na pewno dostaniesz się na te studia, a my niewiadomo… 
- No to wracajmy do etyki – powiedział Szem.
Czyżby autorka nam tu przemycała informację, że w 2030 jednak nie będzie religii w szkole? 

Minęło kilka miesięcy. Cała paczka Fony i Pene zdała egzaminy maturalne i rozpoczęła studia. Bohater dostał się na wymarzone studia i z ochotą uczęszcza na zajęcia. Dzisiaj dowiedział się, jakie w naszym prawie są czipy i jak działają.
Wcześniej tego nie wiedział.
Wcześniej był praktykiem-samoukiem, teraz poznaje teorię. 

- Proszę państwa! - odezwał się wykładowca -zaczniemy od pierwszego czipu:
Czip dziecięcy – zakłada się od 12 roku życia, za powtarzające się wykroczenia i drobne przestępstwa.
Takie jak szkolne bójki.

Za każde następne wykroczenie dodaje się kary: np. zakaz odwiedzania dyskotek, zakaz wejścia na place zabaw, zakaz jazdy na rowerze, zakaz oglądania internetu, zakaz gier internetowych, zakaz słuchania muzyki jakiejkolwiek, nawet filmowej, itp [lubię to “itp”. Tyle można tam wcisnąć…]  /karę wybiera poszkodowany z propozycji, jakie przedstawi Sąd./

Czip dla dorosłych – zakłada się od 18 roku życia.
Chyba profilaktycznie, bo:
Za każde następne wykroczenie dodaje się kary; np. zakaz wstępu na dyskoteki i zabawy, zakaz wejścia na stadion, zakaz zbliżania się do bankomatu, zakaz zbliżania się do stadionu, zakaz oglądania internetu, zakaz sprzedaży alkoholu [!], zakaz przebywania na określonym obiekcie, zakaz jazdy samochodem, zakaz jazdy rowerem, zakaz jazdy motorem, zakaz używania telefonu itp./karę wybiera sam sobie poszkodowany z propozycji, jakie przedstawi Sąd./
Nie daj bór, gdy ktoś pracuje w zaczipowanym szpitalu, na stadionie, lub wybrał karierę bankowca… 

Czip niebezpieczny osobnik – zakłada się osobie od 16 roku życia za okrutne przestępstwa, oraz finansowe [tak, szesnastolatkowie mącą w fakturach jak dzikie i wyłudzają VAT], powtarzające się [trzeba trzy razy takiego przyłapać!], za jazdę pod wpływem alkoholu lub narkotyków.
Za każde następne wykroczenie, dodaje się kary, np. zakaz prowadzenia pojazdów, odcięcie od wszelkiego rodzaju łączności ze światem to jest: telefon, telewizja, Internet, książka, prasa, gry itp. 
Ale to już serwuje się dzieciom i podrostkom. 
Zresztą już widzę okrutnika, który przejmuje się zakazem czytania książek. 

Kara chłosty, elektrowstrząsy, kara odosobnienia w klatce, głodówka, kary cielesne (skoro chłosta nią nie jest, więc może obcinają palce u rąk?), kara śmierci, /Karę wybiera poszkodowany z propozycji, jakie przedstawi Sąd./
Wybieram karę śmierci! Zło trzeba wypalać w zarodku!


Działanie każdego czipu to czerwone światło pulsujące, jeśli przestępca nie próbuje poprawy. 
Przestępca bierze do rąk Czarodziejską Górę, a tu nagle gwizd, świst i czerwone światło.

Głos wydobywający się z czipa określa, z jakim przestępcą mamy do czynienia. Jeśli czipownik aktualnie zdobywa dodatnie punkty, czip pulsuje zielonym światłem, a głos opisuje sprawcę i określa ilość zdobytych dodatnich punktów.
A jeśli osobnik zdobył trochę punktów, a potem znów sobie nagrabił, czip się zawiesza i pulsuje na żółto. 

Jeśli czipownik ma zakaz czegoś, ma zaburzony elektronicznie odbiór np. internetu, zagłuszenie organu słuchu, nie włączenie się silnika przy samochodzie itd.
I po to trzeba iść na studia, jakby własnych doświadczeń i wspomnień się nie miało.

Drogi  czytelniku!  Czy  chciałbyś  żyć  w  takim świecie?
NIE!

Jeśli masz czyste sumienie, to powiesz - TAK
Jeśli nie jesteś całkiem czysty, lub masz zamiar coś przeskrobać, to powiesz - NIE
Jak myślisz?  Czy nasz czipownik zrobi karierę, jako punktator?
Nie wiem! Muszę wiedzieć! Powiedz mi! 

Koniec

No i dzięki boru!

***
Zmęczyliście się apokaliptyczną wizją przyszłości? To teraz zajrzymy w dawne czasy… 


Biżuteria prababci Adeli


Halina Liberadzka – Kozak
Biżuteria prababci Adeli
Książka przeznaczona jest dla starszej młodzieży.
Według nieznanego wcześniej regulaminu jakieś 12+ 




Wydawca - Halina Liberadzka
Opracowanie – Halina Liberadzka
Okładka - Halina Liberadzka
………………………………………………………………………
ISBN – 978-83-944768-3-0
Wydanie I – 2016 r
IBUK – Selfpublisher
Format - PDF





- Ale tu ciemno!
- Nie ruszaj niczego, zaświecę światło.
- A wiesz gdzie, Ana? Mama mówiła, że gdzieś jak się kończą schody – odezwał się Sem.
Znienacka kończą się otchłanią.
Sem buszował na strychu, Cham i Jafet pomagali ojcu budować arkę. 

- Dobra!
- No i co? Znalazłaś?
- Szukam ręką, o jest! – krzyknęła uradowana dziewczyna.
https://vignette.wikia.nocookie.net/stephenking/images/f/f7/IT_-_Georgie%27s_death_scene_%28_2017_vs_1990_%29/revision/latest/scale-to-width-down/340?cb=20171004153710

Oboje zamilkli. Nagle oczom ich pokazał się mroczny strych domu, w którym od dawien dawna rodzina Any i Sema, składała różne starocie, których szkoda było wyrzucić, lub miały wartość sentymentalną.
Widok był niecodzienny i nieco przerażający. W kącie poukładane były wielkie skrzynie malowane, tak zwane skrzynie wianne, nieco kosztowne, ale dlaczego kilka? obok gdzieniegdzie wystawały meble z dziecięcego pokoju. 
W 2030 roku nie znają OLX-a. 

(...)
Sam oddalił się na chwilę i przyszedł z powrotem z mopem i wiadrem z wodą. Zamoczył go i
przejechał jednym wielkim ruchem, zbierając pajęczynę. 
Na mokro.

(...)
Światło, które oświetlało strych było słabe.
Ana pociągnęła mocno za sznurek paczki.
Nagle strych zaczął drgać.
Ma łaskotki! 

Trzęsienie trwało chwilę.

W międzyczasie Ana i Sem przenieśli się nad rzekę (co będą siedzieć na jakimś trzęsącym się strychu), ale to nie była ich rzeka. Zarośnięta była nieco inaczej.
Jakaś para rozmarzona, siedziała na kocu, a on wkładał na rękę swojej ukochanej pierścionek.
Ten koc wkładał. Swojej ukochanej kołderce. 

Rodzeństwo było zaskoczone tym widokiem, nie poznawało młodych kochanków, popatrzyli na siebie i znów znaleźli się na strychu.
Z paczki wyleciał stary pierścionek z rubinem i potoczył się po deskach. Sam złapał pierścionek 
Sam! Zostaw, to nie ten pierścień! 
https://i0.wp.com/www.theonering.net/torwp/wp-content/uploads/2013/05/samwise-gamgee.jpg?fit=444%2C273&ssl=1

i podał siostrze. Ona chwyciła go w dłonie i wycierając z kurzu, rozgrzała go do czerwoności.
Promienie czerwone rozchodziły się po strychu.
A może jednak? 

Dziewczyna i chłopak znów spojrzeli na siebie przenosząc się ponownie nad rzekę.

Ukochany składał swojej wybrance obietnicę wielkiej miłości, po czym ucałował ją w rękę, czekając na aprobatę.
Nieznajoma, wstała z koca i pobiegła ścieżką. Na ręce jej błyszczał złoty pierścionek z czerwonym rubinem. Za nią podążył uśmiechnięty młodzieniec.
No nie wiem, mnie to nie wygląda na aprobatę. 

Ana i Sem zorientowali się, że gdy tylko skupią swój wzrok na sobie, natychmiast zmieniają
miejsce pobytu. Raz są na strychu, a raz nad rzeką.
A co, jeśli jedno patrzy na drugie, a to drugie w dal? Czy ktoś ich poinstruował, jak patrzeć synchronicznie? 

Jakaś nieznana im siła, przenosiła ich w świat, który mogli obserwować ze swojej perspektywy.
Nie patrząc więc na siebie dogadali się na strychu, iż poddadzą się magicznej sile, by przekonać się kto to jest nad tą rzeką. Teraz już kontrolowali, czy obserwują kochanków [o, świntuchy!], czy wracają na strych...
Chęć, poznania nieznajomych, rozbudzała ich wyobraźnię.

W międzyczasie Ana odpakowywała do końca pakunek. W pudełku zobaczyła starą biżuterię poskładaną jedna na drugą. Wysypała ją na pusty kawałek podłogi.
Kolorowe kamienie błyszczały się w półmroku, gdy je jednak zaczęła dotykać nabierały magicznej siły i uwalniały kolorowe światło.
Znaleźli magiczną różdżkę Czarodziejki z Księżyca!
https://media1.tenor.com/images/7f33ca2a54a4d395d90e8a7b63b49063/tenor.gif?itemid=15079749

Dziewczyna wahała się co ma robić, cały czas ściskała jeszcze w ręce pierścionek z rubinem, który dawał możliwość powrotu nad rzekę. Ana i Sem siedzieli na brudnej podłodze i przyglądali się rozsypanej biżuterii, która wciąż świeciła tajemniczym światłem. Nagle dziewczyna zauważyła, iż pierścionek, który dotąd uwalniał czerwień wygasł, tracąc tym samym swoje właściwości. Popatrzyli na siebie, a tu nic, żadnej magicznej reakcji. Postanowili więc zabrać całą biżuterię i udać się do mamy. Sem, żeby nie dotykać, zagarnął tekturą zawartość do pudełka i pomału zeszli na pokoje.
Na pokoje zeszli. 

- Mamo! Gdzie jesteś?- wołała idąc z góry rozemocjonowana Ana.
- Niesiemy biżuterię! – odezwał się podążający za siostrą brat.
Matka popatrzyła na nich z przerażeniem, znała z opowiadań swojej matki tą niesamowitą historię nawiedzonej biżuterii.
I dlatego trzymała ją na strychu, zamiast np. zakopać? 

Ana opowiedziała co się wydarzyło na strychu.
Kobieta wysłuchała z uwagą, choć włos się jej na głowie jeżył, rzekła:
- Nie wiem czy dobrze robicie, że się w to pchacie, to wielkie ryzyko, tyle lat leżała ta biżuteria na strychu, bo wszyscy bali się jej dotknąć. 
Jesteś ich matką! Tak jakby możesz im tego zakazać! 
Sama ich wysłała na ten strych...

To były talizmany babci Adeli. Każda rzecz, wiązała się z jej wielkimi przeżyciami, niektórzy z rodziny uważali, że babcia w taki magiczny sposób, pilnuje swoich skarbów. Gdy po jej śmierci, ktoś zbliżał się do jej biżuterii, ze środka skrzyneczki wydobywało się silne światło, mieniąc się w różnych kolorach tęczy. 
Biżuteria opętana przez ducha LGBT! Wołać księdza! 
Paaaaani, taką biżuterię to na każdym odpuście sprzedają. 

Domownicy nie czuli się komfortowo, w nocy nie mogli zasnąć, ciągle czuli się jak na dyskotece, dlatego po naradzie postanowiono zapakować ją do pudełka i wynieść biżuterię prababci na strych, gdzie do tej pory leżała.
- Mamo! Ale przecież nic się nie stało, jak dotykałam pierścionek z rubinem to tylko zobaczyliśmy z Semem jak prababcia go dostała od narzeczonego.
- No właśnie, a jak już zobaczyliśmy wszystko, pierścionek stracił swoją moc - odrzekł Sem.
- A to ciekawe! To może babcia chciała się z nami tak pożegnać, pokazując nam jeszcze raz swoje przeżycia - wywnioskowała matka.
- Mamo! - zapaliła się Ana – to może wszyscy poddamy się wieczór tajemniczej mocy?
Słowa, które zwykle padają w horrorach tuż przed tym jak coś pójdzie nie tak... 

Po kolacji, przenieśli zgodnie biżuterię do salonu, rozsiedli się na narożniku i wszyscy troje spojrzeli na siebie, gdy Ana z pudełka wyciągnęła wisiorek z pięknym agatem…

Przez chwilę mieli wrażenie, że salon się trzęsie.
Nagle ujrzeli młodą babcię Adelę, która szła pospiesznie polną ścieżką. Dookoła pełno przerażonych ludzi, którzy szli przed siebie, byle szybciej.
W górze leciały samoloty, po czym obniżały lot i żołnierze strzeli z karabinów maszynowych do ludzi. Wielki chaos, jedni pędzą do przodu, drudzy padają nieżywi. Dookoła wiele trupów. Czasem ktoś przykuca i zasłania głowę tekturową walizką.
W oddali ukazują się już zabudowania. Ludzie spieszą się, żeby dobiec jak najszybciej.
U bramy tworzy się tłum, ludzie chcą się schronić.
Ktoś błaga o wodę, inny wyje z bólu ranny. Między nimi stoi szczuplutka młoda dziewczyna, w cienkiej bluzeczce i spódniczce, oraz butach na francuskich obcasach, z tyłu nogi poranione od obtarć.
Właścicielka domu spojrzała na dziewczynę, zerwała z jej szyi wisiorek z agatem i wpuściła do środka. Kilka osób znalazło u niej schronienie w podobny sposób.
Też zerwała im wisiorki i odebrała inną biżuterię?

Coś zaburzyło wizję…
Nagle Adela siada do stołu, jest poczęstowana kolacją. Oddycha spokojnie. Dzisiaj może będzie bezpieczna.
Błąkająca się w dzikiej pielgrzymce ludzi [proszę, nie trzyjcie oczu. Ucieczka przed wojną będzie  jeszcze kilka razy nazywana “pielgrzymką”], młoda dziewczyna narażona na niemiłe przygody idzie sama, ucieka przed frontem.
Jej młody mąż, podąża w miejsce zbiórki dla chętnych do wojska.
Znaczy, ochotników tam brali? 

Gospodyni okazała się bardzo dobra, nakarmiła dziewczynę, po czym zaprowadziła ją do pokoju, gdzie było wolne łóżko.(...)

Adela budzi się rano:
Patrzy, a w pokoju obok jej łóżka na podłodze leży pełno trupów młodych dziewcząt.
Trzeba sobie jakoś radzić mamrotała gospodyni gotując zupę dla uchodźców. 

Zerwała się na równe nogi, podbiegła do okna. Dostała takich sił, że jednym ruchem swoją walizką wybiła go [ten okień był bardzo oburzony] i wyskoczyła przez nie.
Nie wiedziała co robi, była w ogromnym szoku, na szczęście pod oknem stał wóz z sianem [normalnie, jak to u asasynów], który zamortyzował jej upadek z pierwszego piętra. Pobiegła oszalała naprzód nie oglądając się za siebie. Nigdy nie dowiedziała się, co tam się działo w tym pokoju…
My też. Serio, skąd ten stosik? 
Spiżarka. Adelę zostawili na później, żeby dłużej była świeża. 

Tymczasem jej mąż Leo szedł do granicy w podobnym marszu.
On też szedł w butach na obcasikach?

W pewnym momencie spotkał kolegę z wojska [tak dla porządku dodam, że jeśli obaj odbyli służbę wojskową, to powinni być zmobilizowani PRZED wojną], który poinformował go, żeby wracał, bo nikt na nich nie czeka i mężczyźni wracają. 
Wysoki Sądzie, ja wcale nie zdezerterowałem! Po prostu kolega mi powiedział… 

Leo był silny i zdolny, znał się na wielu rzeczach. Kręcił się po jarmarkach [aha], gdzie ludzie uprawiali często handel wymienny. 
Tu ukradł kurę, tam parę spodni i jakoś szło przeżyć. 

Kiedy znalazł się w okolicy feralnej nocy żony [?], jeden z handlarzy wyjął wisiorek z agatem
podobny do tego jaki miała Adela. Zmroziło go w pierwszej chwili, zadał sobie pytanie, co mogło stać się z jego żoną? Dokonując transakcji spojrzał na wygrawerowane napisy.
Tak! To był na pewno wisiorek Adeli. Postanowił go wykupić. 
Skoro prowadzono tam handel wymienny, pewnie oddał swoje pantofelki. I tak były niewygodne.

Przez kilka miesięcy nosił go przy sobie wracając do domu.
Cztery miesiące mu to zajęło. Całe cztery miesiące, bo:
Nadeszły Święta Bożego Narodzenia.
Adela po wielu trudnych chwilach dotarła do domu i z niecierpliwością czekała na jakiś znak od swojego męża. 
Dotąd wydawało mi się, że Adela uciekała przed frontem, a teraz dowiadujemy się, że dotarła do domu. Czyli co, uciekała tak długo, aż okazało się że za miedzą są sowieci i zawróciła? 
Uciekała tak długo, że okrążyła kulę ziemską i wróciła z drugiej strony. 

Długo nie wracał. Straciła już wszelką nadzieję.
A on się po prostu łajdaczył po jarmarkach. 

Został jej tylko dowód miłości do męża. 
Jej zaokrąglony dobrze brzuszek zdradzał dwuznaczną sytuację. Pojawił się przecież po pielgrzymce.
Rozumiem, że niejednokrotnie po pielgrzymce dziewczynom zaokrągla się brzuszek, ale to jest (jak na złość) efekt sytuacji bardzo jednoznacznej.

Gdy rozmyślała o swojej trudnej sytuacji, do drzwi zaczął się ktoś dobijać.
Śnieg zasypał wejście do domu.
Służby nie było, odeszła wraz z oddalającą się pielgrzymką [jak widzimy, pątnicy idą dalej i dalej…] wystraszonych ludzi przed bombami.
Oddalająca się pielgrzymka wystraszonych ludzi przed bombami. Dobre…  

Adela uchyliła firankę i spojrzała… Uparty mężczyzna nie dawał za wygraną. Zaczął chodzić dookoła domu, zaglądając wszędzie, jakby był obeznany z obejściem. 
To, że ktoś myszkuje po obejściu nie znaczy, że jest znajomym.

Z postury przypominał jej męża, ale zarośnięty jak zwierzę.
Typ sobie język odmroził, że nie może po prostu krzyknąć? 

Po namyśle, kobieta jednak zaryzykowała i otworzyła okno, którym w takich sytuacjach
wchodzono do domu.
Jasssne. Skoro nikt nie odśnieża, to do izby wchodzi się przez okno… 

Tylko jak w tej sytuacji kudłaty stukał do drzwi? 

Nieznajomy podszedł bliżej, spod długich włosów i brody zaświeciły się znajome oczy.
Oczy pod brodą? I ona się nie boi?
Kolo zaczesywał sobie brodę na twarz, żeby się chronić przed mrozem. 

- Leo? To Ty? – spytała.
A! Po nich to poznała męża, który zawsze zerkał grdyką.

- Ja…
Adela nie mogła uwierzyć! Wrócił jej mąż.
Wchodząc powiedział…
- Nie mogę cię uściskać kochanie, mam wszy… - odezwał się zmieszany mężczyzna…
Po długiej tułaczce po kraju trafił, cały zarośnięty brudny i zawszony, do swojej młodej pięknej żony.
- Widzę, że nasze dziecko już urosło w brzuszku… - zauważył mąż.
- Jak widzisz… - odparła żona.

- Zdejmij wszystko i połóż tu pod progiem, przygotuję ci kąpiel –powiedziała Adela i wrzuciła wszystkie rzeczy do pieca. 
Oszczędniej byłoby wrzucić do kotła z wrzątkiem, wygotować i wyprać, no ale...

Kąpiel i czyszczenie trwały dość długo. Dochodziła godzina 20 ta.
Kobieta wyszperała coś z zakamuflowanych zapasów i zrobiła kolację.
Wzmianka o Bożym Narodzeniu była tylko do ozdoby. Nie było Wieczerzy, tylko kolacja. To był zwykły dzień.

Usiedli przy stole i gościli się.

(...)

- Nie dziwię się, że babcia tak ceniła sobie swoją biżuterię - odezwał się przebudzony z transu Sem.

- Ale popatrz, w pewnym momencie jej życia ten wisiorek zadecydował, że ktoś jej pomógł – zauważyła córka.
Zabierając głos mama, zwątpiła, czy była to pomoc? Czy próba wykorzystania młodej dziewczyny?
Przecież nie wiadomo było, dlaczego te trupy tam leżały?
Właśnie, czy widzące stosik trupów dzieciaki nie powinny być trochę, choć troszeczkę przerażone? 

Sem zabrał od Any wisiorek z agatem i położył obok pierścionka z rubinem. Widząc to matka
obróciła się do tyłu i ściągnęła z komody szeroki wazon [przywieziony?]  z wycieczki po Egipcie.
- Wkładajcie tu biżuterię, która straciła swoją moc- zaproponowała kobieta.
Wkładanie magicznych/nawiedzownych rzeczy do czegokolwiek przywiezionego z Egiptu to błąd. Tak tylko mówię. 
Przeżyli rok 2020, już nic im niestraszne. 

- To dobry pomysł, bo w jednym dniu tego nie skończymy, ta wizja trwała prawie cały wieczór - zauważył chłopak.
Ana odłożyła pudełko z biżuterią na komodę i wszyscy troje udali się na spoczynek.
Wakacje w pełni. Rodzeństwo zwykle spędzało czas na plaży, ale w tej sytuacji miało inne
priorytety.
Widzę dziecko, które wyciągane latem na plażę odmawia, mówiąc że ma inne “priorytety”...
Kiedyś może tak, ale paaaanie dzisiaj te dzieciaki to tylko te komputery i gry! 
Cholera, ten pierwszy tekst przypomniał mi jak bardzo pograłbym już w Cyberpunka 2077. 

Gdy rano Ana zbliżyła się do pudełka z biżuterią, widać było jak żywo oddaje kolorowe promienie.
Magia dalej była czynna.
Magia czynna w godzinach 8 - 20, w soboty 9 - 17. 

- Dzisiaj poddamy się magicznej sile bez mamy – powiedziała Ana, do wchodzącego do salonu brata.
- Mama jest zajęta – dodała.
Te kwestie brzmiały niepokojąco. Gdyby to naprawdę był horror, to podejrzewałbym że Mama jest zajęta umieraniem. 

Chłopak usiadł obok niej i tym razem on, wybrał magiczny egzemplarz, a była to srebrna kolia z maleńkimi kolorowymi kamieniami.
Gdy tylko oboje spojrzeli na siebie przed oczami ukazał im się cudowny obraz.
Piękny lokal, a w nim siedząca przy stole młodziutka Adela. Ubrana w długą, obcisłą, czarną
suknię z weluru z dużym dekoltem, który prawie w całości zajmowała pokaźna srebrna kolia,
składająca się z drobnych elementów. Przystojny kawaler zabawiał ją swoją osobą.
Powtarzał “Moja osoba jest bardzo zabawna!”

Nagle! Co to? Kobieta w czerni, wstaje i podchodzi do orkiestry.

Orkiestra zaczyna grać, a z ust dziewczyny rozlega się piękny śpiew. Aksamitne dźwięki rozchodzą się po całym lokalu. Ludzie patrzą jak uwiedzeni, a ona włada ich duszami.
Rozlegają się wielkie brawa. Adela wraca do stolika, jej kawaler prowadzi ją pod rękę na
miejsce. W tym momencie podchodzi kelner, podając na tacce liścik. Dziewczyna otwiera go i czyta:
- Jestem przed lokalem. Czekam. Metody…
Adela zerwała się z miejsca i drobnymi kroczkami, ale dość szybko podreptała na spotkanie. Przed budynkiem, wytwornie ubrany, czekał Metody przy dorożce.
Mężczyzna otworzył jej drzwiczki.
Wsiadła.
Zarzuciła etolę, którą prawie w biegu odebrała z szatni.
- Porywam cię do opery, mam dla ciebie niespodziankę - powiedział.
Koń ruszył, stukając głośno podkowami, zmierzał powoli w kierunku opery.
- Co ci przyszło do głowy, żeby mnie porywać? – odezwała się zaintrygowana dziewczyna.
- Jak to? Nie pamiętasz? To pierwsza rocznica naszego pierwszego pocałunku – oświadczył
mężczyzna.
A ona spędza ją z innym…?!

- No tak, to dzisiaj… - rozmarzyła się Adela. 
- A dzisiaj, dzisiaj i z tej okazji pozwolisz, mam dla ciebie prezent. A oto on …
Metody wyciągnął płaskie pudełko i otworzył go, poczym wyjął z niego przepiękną srebrną kolię z suto nasadzonymi błyszczącymi małymi kolorowymi kamieniami i założył na piękną szyję Adeli.
Ale ona miała już kolię!

Jechali osłonięci od wiatru i deszczu, więc nie było jej dobrze widać.
Szyi? Kolii? Adeli?

W końcu podjechali pod gmach opery.
Światła oświetlały wejście.
Weszli.

Metody, wziął od dziewczyny etolę, by oddać ją do szatni. W końcu Adela ukazała się w całej krasie.
Gdy wchodzili na schody, słychać było dookoła szepty kobiet..
- Ale piękna kolia…
- To Adela córka Zorro!
Dziewczyna czuła się zażenowana. Nie przypuszczała, iż prezent od Metodego wzbudzi taki zachwyt. Kolorowe kamienie w srebrze były naprawdę śliczne. Jej czarnym oczom dodawały
urokliwego blasku. Zasiedli w loży.
Rozpoczął się koncert.
W pewnej chwili wchodzi ktoś z obsługi i podaje Metodemu kopertę i nachyla się nad nim szepcąc mu coś do ucha. Metody dyskretnie otwiera kopertę. W środku znajduje się kolia Adeli, którą miała na sobie w lokalu. Metody przybliżając się lekko do Ady powiedział półgłosem…
- Uczciwy woźnica znalazł w dorożce Kolię, którą zostawiliśmy przy zamianie. Pomyśl, że istnieją tacy ludzie?
- Mógł zabrać… - odezwała się dziewczyna.

Ale zapamiętał swoich pasażerów tak dobrze, że był w stanie dobrze ich opisać i namówić portiera z opery, aby oddał zgubę.

Adela ucieszyła się, że kolia, którą dostała od taty na pierwszy występ, wróciła do niej, bo bardzo ją sobie ceniła.
Tymczasem młodzieniec, który zabawiał ją swoją osobą, został z zawiedzionymi nadziejami i niezapłaconym rachunkiem. 

(...)
Kolejnym magicznym przedmiotem jest zegarek, pokazujący godzinę 11.35.

O tej godzinie przed dom Adeli dotarło wyzwoleńcze wojsko. Na podwórku ustawiło dwa
działa. Żołnierze kręcili się tu i tam jakby czegoś szukali. 
Słychać było krzyki w nieznanych językach, a od czasu do czasu, na wiwat, pojedyncze strzały z rozmaitych broni.
https://ocdn.eu/pulscms-transforms/1/8pzk9kpTURBXy8xZjljNGY5OTQ4Mzk4MmE2YmE1NTIwZmM1NjZiZjA2YS5qcGeTlQMAJ80D6M0CMpMFzQMUzQG8kwmmYTc0Y2M4BoGhMAE/kadr-z-serialu-czterej-pancerni-i-pies.jpg


Ada była w tedy w domu sama z dziećmi. Jej mąż znalazł właśnie pracę i nie było go aktualnie przy żonie. Kobieta nagle usłyszała dobiegające z pobliskiego zabudowania przeraźliwe krzyki młodych dziewcząt. Spojrzała zza firanki, kto to?

To sąsiadki, trzy siostry, które mieszkały same, bo rodziców ich, Niemcy porwali w łapance. Zgraja zarośniętych brudnych mężczyzn dokonywała na nich w ogrodzie zbiorowego gwałtu…
Dzieci nie mogły oderwać wzroku. 

- Ratunku! - krzyczały bez przerwy jedna przez drugą…
Pod dom podjechał motor z przyczepą, a z niego, zeskoczył przystojny (to ważne) energiczny bardziej zadbany mężczyzna.
- Ręce do góry! – krzyknął po rosyjsku, wymierzając do nich broń.
Napastnicy odstąpili od kobiet, a jego podwładni zebrali całą grupę.
Ana nie mogła już patrzyć. Przygarnęła do siebie wystraszone dzieci i siadła w kącie.
Zaczęła płakać, całując swoje maleństwa. W pewnej chwili usłyszała strzały.
Wszystko umilkło.
Mąż ciągle nie wracał, coś go zatrzymało.
Pewnie wiśniowy sad wciąż rąbie.

Ana [raczej Adela, nie wnikajmy] zerwała się rano z łóżka, gdy przez okno wdzierał się jakiś typ, zarośnięty jak zwierzę, z czarnym owłosieniem na głowie i twarzy. 
Strzeż się goryyyyyyla! 

Zmierzył ją od stóp do głów. 165 cm. Zauważył, zegarek na jej drobnej ręce i zaczął na migi coś pokazywać.
Kobieta była w szoku. Wybrała dzieci z łóżka, objęła je i zamarła bez ruchu. Nie mogła wydobyć słowa z gardła. On w końcu zezłościł się. Wyjął nóż i ponownie migał, pokazując na swoje gardło markując podcinanie i na jej zegarek. 
Uuk, uuk, uuk!
https://ddluzniewska.files.wordpress.com/2015/07/monkey.jpg

Chwilę to trwało. Zdawało się że już za chwilę to się stanie, gdy w drzwiach stanął rosyjski oficer (ten przystojny?) i krzyknął do niego po rosyjsku…
- Won! – wyganiając go z pokoju.
Adela upuściła z rąk dzieci na łóżko, a sama upadła na podłogę i zemdlała. Oficer ocucił ją
szybko poklepując po policzkach. Doszła do siebie.
Poczęstowała go herbatą i opowiedziała mu co się wydarzyło. Mężczyzna poinformował ją łamaną polszczyzną, że będą u nich stacjonować i zapewnił też, iż żaden incydent już się nie stanie, tylko żeby nie wychodziła z dziećmi z domu.
Uśmiechnął się i wyszedł.
Mąż dalej nie wracał.

Kolejnym przedmiotem jest bransoletka z kolorowymi kamykami. 

W domu, w pokoju, leżał na łóżku połamany Leo, który od dawna kurował złamania żeber, rąk i nóg. 
Tak swoją drogą – czy to Leo był tym młodzieńcem porzuconym w kawiarni? 

Uległ niechcący wypadkowi na ulicy, gdy załamał się bok zniszczonego budynku. 
Autorka tak brnie przez te zdania i brnie, ciężko, z wysiłkiem, topornie...

Gruz rozsypał się na chodnik przygniatając mężczyznę.
Żona opiekowała się nim jak umiała, ale to on zarabiał pieniądze i utrzymywał rodzinę. Wszelkie zapasy już się skończyły i kobieta zmuszona była coś sprzedać.
- Co tam przyniosłaś Aduś? – zawołał zaciekawiony Leo, sam też chciał mieć udział w tym czego się pozbywają…
Znaczy: ona sprzedaje swoją biżuterię i odpala mu procent? 

- Wzięłam 4 kolorowe bransoletki, powinny wystarczyć - odrzekła zadyszana kobieta.
Ostrożnie gospodarzyli złotem i srebrem, bo nie wiadomo było dokąd ta wojna potrwa i ile jeszcze trzeba będzie kombinować, by żyć. 
– Nie, kochanie, ta skrzynia zakopana pod jabłonką to tylko na czarną godzinę! – upominał Adę mąż. 

Mieli przecież dwoje dzieci: Waldusia 3 latka i Zosię 4 latka. Kobieta wzięła dzieci za rączki i zaprowadziła do ślepego pokoju, do którego wchodziło się przez szafę. Uważała, że tam będą najbardziej bezpieczne gdy ona wyjdzie.
Sama zabrała torby i wyszła z domu udając się na pobliski jarmark, który działał codziennie. 
Tylko dla niepoznaki, bo jak sama nazwa wskazuje, jarmarki odbywają się raz do roku. 

Bla, bla, za bransoletki Adela kupuje jedzenie i buty dla dzieci od sąsiadki, pani D. Tydzień później… 

(...)
Zobaczyła panią D… opartą o mur, a obok niej trójka małych dzieciątek, trzęsących się na zimnie.
- Co pani tu robi sama? Czego dzieci nie w domu? – zapytała zatroskana Ada, której żal było tych maleństw.
- Nie mamy już domu, Niemcy zabili mojego męża, a mnie wyrzucili z domu i zrobili sobie tam biuro. – odpowiedziała zmarznięta kobieta.
- Zdążyłam tylko zabrać najcenniejsze rzeczy, nie było by tak źle, lecz nie mamy gdzie mieszkać.
Adeli nie brakowało wiele, odezwało się w tym momencie jej wielkie serce, złożyła więc sąsiadce niebagatelną propozycję.
- Zabieram panią do nas z dziećmi. Mamy duży dom, zmieścimy się razem. Potem pomyślimy co dalej.
Potem upieczemy dzieci i zjemy. Ale najpierw muszą obrosnąć tłuszczykiem.

Ada skierowała całą czwórkę do swojego domu, a sama odwiedziła jeszcze jarmark. W tym dniu przyniosła więcej jedzenia.
Pani D… była także dość zamożna przed wojną.
Złoto też się u niej znalazło. Miłe zaproszenie do domu Adeli opłaciła złotą kolią [to się nazywa bezinteresowna pomoc, pani Adelko], a na dodatek zwróciła te cztery kolorowe bransoletki.
I wtedy Adela wyrzuciła ją na ulicę. 

(...)
Nastał nowy dzień wakacji. Ana jak ostatnio, razem z bratem siadali co wieczór do biżuterii
prababci, dzisiaj postanowili rozpocząć magiczną wędrówkę od rana. 
Ostatnio też zaczęli rano. Mam takie wrażenie, że autorka czasem coś pisze tylko po to by napisać i nie zastanawia się nad sensem. 

Ana wyciągnęła z magicznego pudełka złotą kolię. Po chwili zobaczyli oboje pradziadka Zenona, który w sklepie jubilerskim kupuje trzy podobne sztuki. Obok niego stoi szpakowaty mężczyzna i rozmawia z nim.

- Dlaczego kupujesz trzy jednakowe sztuki? – zapytał zainteresowany zwracając się do niego.
- Wiesz, nikt nie będzie w nich chodził [to nie buty, żeby zniszczyły się przez noszenie], chcę zainwestować pieniądze w coś wartościowego, bo przecież idzie wojna, wszyscy tak robią – odpowiedział.
- Ja nie myślę tak, żadnej wojny nie będzie, przecież mamy podpisane układy.
- A ja wolę dmuchać na zimne, nigdy nie wiadomo.
- Jakby wybuchła wojna to za cztery tygodnie będzie po wszystkim, bo w razie czego Anglicy i Francuzi nam pomogą - skwitował kolega.
Zastanawiam się, czy dwadzieścia lat po pierwszej wojnie światowej to dość czasu, by ludzie zapomnieli jak ostatnio wyszło z tekstami typu wrócicie do domu, nim opadną liście czy wojna zakończy się przed Bożym Narodzeniem.
No, w sumie, na początku wojny sporo ludzi wierzyło, że niech tylko Anglia i Francja się ruszą, a do świąt będzie po wszystkim. 

- Tak myślisz?
– Oczywiście - potwierdził nieznajomy.

Pradziadek Zenon dokonał zakupu i już miał wychodzić ze sklepu, a tu zaczął dochodzić zza
okien odgłos zbliżających się samolotów. Mężczyźni spojrzeli w górę. Widać było tylko  zarysy maszyn, było ich dużo. Nieznajomy pan przyłożył rękę do czoła osłaniając oczy przed
słońcem i powiedział:
- Jak myślisz czy to lecą angielskie? Czy francuskie? - zwrócił się do kolegi.
- Francuskie! – odrzekł pierwszy.
- Ja myślę że angielskie – odpowiedział drugi.
Wtedy samoloty nagle obniżyły lot i przelatując ulicą Z… zrzuciły bomby.
To Niemcy! Zaczęło się!

To się pradziadzio Zenek wybrał na zakupy do jubilera. 
Pierwszego września 1939 roku, o piątej rano… Pewnie mieszkał w Wieluniu.

Gdyby mieszkał gdziekolwiek indziej, nalot nie byłby zaskoczeniem. I nie byłoby przekomarzanek, czy wojna wybuchnie czy nie.
Ale dlaczego w ogóle spodziewał się angielskich albo francuskich? 

Obaj mężczyźni uciekli w popłochu do swoich domów.
Sem wyjął jeszcze dwie takie same kolie i razem z Aną sprawdzili czy straciły już moc.
Znaczy, ta cała biżuteria jednak się zachowała? A przecież podobno Ada handlowała nią, by przeżyć. 

Po krótkiej przerwie na drugie śniadanie, wrócili do salonu. Ana wzięła do ręki bransoletkę srebrną, z nabitymi na niej kamieniami.
Kamienie na bransoletce szczególnie migotały, jednego tak jakby brakowało. Spojrzeli na siebie.
Wtem, ulicą idzie młoda Ada, rozmyślając o pracy. 
Rozmyślała o pracy. Mieć, czy nie mieć… 

Mijając kolejne domy zauważa, że fabryka na ulicy B… ma oznaczenia niemieckie.
Zdeterminowana, postanawia wejść do środka i zapytać.
O to, dlaczego szyld jest po niemiecku. 


Przed wejściem stał strażnik w mundurze niemieckim. Adela zapytała po niemiecku…
- Czy mogę rozmawiać z kimś w sprawie pracy?
Zmierzył ją od góry do dołu [165 cm w kapeluszu], bo w fabryce pracowali tylko sami Niemcy, ale wpuścił ją. Ada weszła do budynku. 
Szła sobie korytarzem na oślep i weszła przez wybrane na chybił-trafił drzwi. W pokoju był mężczyzna i kobieta. Zwracając się do mężczyzny powiedziała po niemiecku.
- Szukam pracy, czy nie macie coś dla mnie?
- A co by panią interesowało, droga pani? Praca w cieple i pod dachem, czy raczej noszenie żelastwa z wagonów do magazynu?
- Pani jest Niemką? – spytał Niemiec.
- Nie! Jestem Polką - odpowiedziała po niemiecku Adela.
- A mówi pani po niemiecku?
- Tylko tyle, więcej nie umiem.
Będzie się świetnie dogadywać z interesantami. 


- No, ale pani rozumie i cały czas pani mi odpowiada po niemiecku? 
- To mówi pani po niemiecku? Czy nie.
- Nie.
-To zawołam tłumacza - powiedział i wyszedł z pokoju.
Każdemu rękę smoka i pół abażuru za wytłumaczenie o co chodziło w tym dialogu…
Trafiliśmy prawdopodobnie na jedną ze scen wyciętych z filmu “Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. 

Adela zaczęła się rozglądać. W kącie siedziała kobieta, która zwracając się do niej pospiesznie powiedziała…
- Poszedł dzwonić po Gestapo, niech pani szybko ucieka, brama będzie otwarta.
Was? Warum?! 
Poszukiwanie pracy jest mega podejrzane. 

To usłyszawszy Ada, zerwała się w te pędy do ucieczki, mijając kolejne drzwi i bramę. Po drodze zahaczyła gdzieś i urwała kamień z ulubionej bransoletki. Biegła przez całe miasto, nie oglądając się za siebie, aż weszła do swojego domu. Złapała głęboki oddech i dopiero odpoczęła. 

Wizja wygasła.
Jak ja.

Wieczór, Ana postanowiła wyjąć z pudełka coś innego. Były to piękne kolczyki z czarnego onyksu.
Zwisająca kiść czarnych kamieni była bardzo tajemnicza, sprawiała to jej moc w rękach Any.
I świeciła czarnym światłem. 

Bla, bla, kolczyki pokazują wizję przyjęcia urodzinowego Adeli, na którym dostała furę biżuterii od swych przyjaciółek. 


(...)
- Jestem wam bardzo wdzięczna, takich prezentów nigdy nie dostałam – odparła dziewczyna i dodała - podobają mi się te srebrne kolczyki z czerwonym koralem 
Są takie przaśne!

 i te z piaskiem pustyni, też bardzo dystyngowane.
- A mnie się podobają te złote z oprawionym opalem, są cudne! – zabrała głos Maria.
- A moim skromnym zdaniem - stwierdziła Zofia - najładniejsze są kolczyki wkręcane z cyrkoniami, oraz złote z rubinem.
Adela była zachwycona.
No, wreszcie coś, w czym można się pokazać na targu.

- A tu co masz? - wskazała na pudełko ciekawa Weronika. Ada otworzyła wieczko i powiedziała.
- Jaki ładny wisiorek niebieski, opleciony srebrem oksydowanym.
- To chyba turkus! – stwierdziła Maria.
- A tutaj w tym wielkim pudełku? – rzekła Weronika i wyjęła zawartość, podnosząc ją do
góry.
- O jaki wielki sznur szlifowanych bursztynów!
- Ekstra! - rzekła Zofia.
- Wioska. Chłopki do kościoła takie noszą.
- No i najmniejsze pudełeczko, a w nim co?
- Złoty łańcuszek i ank (ankh?) – stwierdziła Maria.
Może jeszcze pacyfka? 

- To koniec – podsumowała dyskusję Adela - wszystko już zobaczyłyśmy, idziemy teraz do gości.
- Ada! Ale ty nie masz dziurek na kolczyki!
- Jutro ci musimy przekłuć, pomyślimy tylko jak? - stwierdziły zgodnie koleżanki, zbliżając się z Adą do gości przy stole.
O, tu jest taki ładny szpikulec do lodu!

Część oficjalna dobiegła końca. Jutro w lokalnej gazetce Wiktor opisze jak Adela Z… urządziła swoją 18 tkę.

To znaczy, że akcja działa się przed wojną, kiedy biżuteria z korali oraz bursztyny nie robiły na nikim wrażenia, podobnie jak inne kamienie syntetyczne i półszlachetne, a cyrkonii wcale nie było, bo technologię ich wytwarzania (tak, tak - to jest sztuczny kamień!) opracowano w latach ‘70 dwudziestego wieku.

(...)
Wreszcie pudełko straciło kolor, jakby cała moc z niego uszła, ale na dnie pozostało jeszcze coś. Ana wyjęła ostrożnie, srebrną delikatną, ale pokaźną kolię.
- Nie świeci! – stwierdziła zmartwiona.
- Dlaczego? – począł zastanawiać się Sem.
Po chwili namysłu wykrzyknął…
- Mam! Pamiętacie, gdy Metody wymienił kolię na szyi Adeli w dorożce, to podczas tej wizji były dwie kolie, a my odłożyliśmy jedną, tą w srebrze z kolorowymi kamieniami.
Plot twist dekady. 

- No! Teraz wszystko jasne! Już wiemy - przyznała zadowolona Ana.
No to skończyliśmy.

Bla, bla, w nocy Anie śni się prababcia Adela, która oznajmia, że klątwa z biżuterii została zdjęta i życzy prawnuczce szczęścia. 

Ana, opowiedziała swój sen przy porannym  śniadaniu rodzinnym. Ojciec, słysząc całą historię i dyskusje rodziny, postanowił, że w pokoju Any założy sejf, który zabezpieczy ten skarb, bo tak naprawdę było to sporo srebra i złota, oraz dużo pięknych kamieni.
Pfffff, a do tej pory to sobie leżały na strychu i pies z kulawą nogą się nimi nie interesował. 

Dziewczyna, zaopatrzyła się w sklepie internetowym, w pasty polerskie do srebra, złota, oraz kamieni i do końca wakacji, wspólnie z bratem, co wieczór czyszcząc biżuterię wspominali prababcię Adelę.

Koniec


Spis biżuterii prababci Adeli

1. Pierścionek z rubinem
2. Wisiorek z agatem
3. Kolia srebrna z kolorowymi kamieniami
4. Srebrna kolia z drobnych elementów
5. Złoty damski zegarek
6. Cztery kolorowe bransoletki
7. Złota kolia
8. Trzy jednakowe kolie złote
9. Bransoletka srebrna z nabitymi kamieniami
10. Kolczyki z onyksem
11. Kolczyki wkręcane z cyrkoniami
12. Kolczyki wkręcane z rubinem
13. Kolczyki złote z oprawionym opalem
14. Kolczyki srebrne z piaskiem pustyni
15. Kolczyki srebrne długie z czerwonym
koralem
16. Sznur szlifowanych bursztynów
17. Wisiorek wielki z turkusem, opleciony
srebrnym oksydowanym drutem
18. Łańcuszek złoty i ank.

Remamęt zrobiony. Protokół spisany...

Metody umarł ze zgryzoty, bo Adela oddała rękę Leonowi. 
Na chwilę pojawił się jakiś pradziadek Zenon, ale nie sądzimy, aby miał coś wspólnego z prababcią Adelą. 
Podobnie jak ten absztyfikant z eleganckiego lokalu, emablujący szansonistkę.
I jeszcze Wiktor na jej urodzinach. 

Z tajemniczego strychu pozdrawiają Analizatorzy, zaczipowani na złoto i rubinowo,
a Maskotek wsiadł do wehikułu czasu i poleciał zwiedzać szalone lata trzydzieste.