piątek, 26 czerwca 2020

396. Z kamerą wśród mężczyzn, czyli ciemność, ciemność widzę! (Ucieczka z kraju kobiet, cz. 1)

Drodzy Czytelnicy!
Prezentujemy Wam dzisiaj coś, co mogłoby być w sumie fanfikiem do “Seksmisji”, pokazującym świat, w którym pomimo sabotażu Maxa i Albercika, i przywrócenia “naturalnego porządku”, kobiety nie oddały władzy. Mamy tu zatem społeczeństwo przyszłości, w którym niepodzielnie rządzą panie, a mężczyźni zepchnięci są do roli wyrzutków społeczeństwa, a nawet zwierząt. W tym oto świecie grupka dzielnych śmiałkiń przygotowuje bunt…
Jaki jest główny problem z tą książką? Oprócz, oczywiście, drewnianego stylu autora? 
Na pierwszy rzut oka wydaje się ona swego rodzaju odpowiedzią choćby na “Opowieść podręcznej”. Tu i tu mamy dystopijny świat przyszłości, w którym jedna z płci została pozbawiona wszelkich praw i zepchnięta na samo dno. Ot, prosta symetria. Ale czy taka symetria jest uprawniona? Atwood opisuje społeczeństwo, w którym do skrajności doprowadzona została wyprowadzona z Biblii wizja kobiety poddanej mężczyźnie. I nie da się ukryć, że taki model, oparty na religii lub tradycji, funkcjonuje w wielu miejscach na świecie. A nawet tam, gdzie nie funkcjonuje, gdzie kobiety wywalczyły sobie prawa, nierówność nadal jest faktem, który można wyrazić w liczbach i kwotach. Natomiast nie ma takiego państwa na świecie, gdzie podobna systemowa nierówność dotyka mężczyzn. Nie ma też religii – przynajmniej spośród tych dominujących na świecie – która tak bezpośrednio gloryfikowałaby kobiety, a mężczyznom nakazywała bezwzględną pokorę i poddanie. Atwood zatem opisuje świat, w którym jedynie pewnemu przejaskrawieniu i doprowadzeniu do skrajności ulegają zjawiska znane nam z naszej codzienności, Wang natomiast – świat lęków człowieka, który widzi, że wtem! musi się trochę posunąć na swym uprzywilejowanym miejscu, oddać nieco profitów tym, które były ich do tej pory pozbawione. I ta konieczność ustąpienia odrobiny miejsca jawi mu się jako zwiastun totalnej katastrofy. 
Książkę wynorał Mistycyzm Popkulturowy, a TU możecie przeczytać jej recenzję. 

Dominik Wang
Ucieczka z kraju kobiet
Wydawnictwo AlterNatywne, 2019

Analizują: Kazik, Vaherem i Kura

prolog

Cykady jeszcze grały, kędy jasne ramiona promienne ostatnim akordem oświetliły liście klonów, dębów oraz osik. Cykady jeszcze grały, gdzie jasne ramiona oświetliły liście. Słowem, nic nie zapowiadało tragedii, a już na pewno nie literackiej. 
 Trzeba mieć olbrzymią wiarę w swoją twórczość, by zacząć książkę od nudnego zdania z opisem przyrody.  A wydawało mi się, że dzisiaj każdy poradnik dotyczący pisania ma fragment który mówi o tym, jak ważne dla “złowienia” czytelnika jest pierwsze zdanie. 

Roztańczone na wietrze pobłyski odskakiwały od nich i przez błonia, zielenią ubogacone o tej porze roku, mknęły niechybnie ku igłom strzelistych świerków, jodeł oraz modrzewi. Wówczas w szalonym tańcu figlarnie rozświetlonych zajączków rozlały się po okolicy. 
*flashbacki z “Nad Niemnem”*

Wiatr w żadnym stopniu nie zamierzał niepokoić z dawna ułożonych stosunków tutejszej (*turkot słownikowej ruletki*) ...pepiniery, muskał tylko ospałe otoczenie. Gdy miał potrzebę ku temu, aby zadąć mocno, może na postrach, wówczas dmuchał ze wszystkich sił, wyginając pnie drzew, które z bólu trzeszczały i ostatkiem sił opierały się nacierającej nawale. Łodygi ostrokrzewu i śliwy tarniny także czuły przygniatający je ciężar i przeczuwały, że w tej sytuacji sprzeciw byłby z góry skazany na klęskę. Dlatego z drżeniem powracały do prostego żywota pełnego dni, które, jak źdźbło w źdźbło, wypełnione były pokorą wobec niepokonanej zwierzchności. Przyznaję, mnie też pokonano, chcę wrócić do prostego żywota sprzed przeczytania tego fragmentu. 
Tego dnia niebo pełne było chmur kłębiastych, które, napuszone do granic możliwości, niezmiennie płynęły to w jedną, to w drugą stronę, z rzadka pozostawiając jego lazur nieskazitelnie czystym. Natomiast nocą, kiedy nieboskłon pozbawiony został chmurnej zasłony, gwiazdy, rozsiane po atramentowym firmamencie, migały tak filuternym spokojem, jakby na Ziemi nigdy nic ważnego się nie wydarzyło. I to było dziwne…
Więc prolog to opis przyrody na kilka akapitów, który nie wnosi zupełnie nic, ale pan autor chyba jest zbyt zachwycony swoim stylem, by to zauważyć…? Hah, aż chce mi się śmiać z samego siebie, że czepiałem się pierwszego zdania. Cały ten prolog można by wywalić i w ogóle nie wpłynęłoby to na resztę książki. 

ogród

„Dzień dobry! Irena Solska-Wolska.
He, he, he
 Witam wszystkie Panie pierwszego stycznia nowego, trzysta czternastego, roku i zapraszam na noworoczną prognozę pogody.
Jest słonecznie, przez cały dzień dopisze, należna wszystkim kobietom, piękna pogoda. Na błękitnym niebie pojawi się wprawdzie kilka bardzo małych, takich niewielkich, tyci, tyci… chmurek, które w żadnym stopniu nie zmącą urody cudownego dnia. 
Bo oczywiście, przemawiając do kobiet, należy kląskać i ciumciać, inaczej nie zrozumieją. 
Czy… czy cała książka będzie napisana takim stylem? Bo zaczynam się bać...

Ranek będzie jeszcze dość chłodny, dlatego warto założyć zwiewny sweterek, ale już w południe temperatura osiągnie aż trzydzieści sześć stopni skali Skłodowskiej-Curie.
Taki upał pierwszego stycznia, czy to zupełnie inna skala, a nie tylko przemianowany Celsjusz? 
Nie wiem, kiedy wypada trzysta czternasty rok, ale brzmi mi na rozkwit globalnego ocieplenia. 

 Odpowiedni dla kobiecych organizmów poziom ciśnienia nie przysporzy kłopotów, a wręcz przeciwnie – sprawi, że wszystkie poczujemy się wspaniale, będziemy rześkie, pełne sił i zadowolenia. Zapowiada się naprawdę piękny dzień! Należny wszystkim aktywnym, uśmiechniętym kobietom!”
Tym w depresji należą się jedynie chmury i siąpiący deszcz. 

Pogodynka w modnej garsonce była słowiańskiej urody i bardzo miłej aparycji, a jej strój wywiedziony z kostiumów starego teatru elżbietańskiego dodawał kobiecej postaci wyglądu silnego i tajemniczego. 
Szczerze przyznam, że mam trudności z wyobrażeniem sobie tego stroju. 

Z typowym dla telewizyjnego fachu uśmiechem zakończyła codzienną gestykulację na tle wielkiej mapy świata cywilizowanego.
Mapa ta, od czterech z górą wieków, była zielona jak nigdy przedtem. Już nie było potrzeby dokonywania podziału na strefy polityczne czy gospodarcze. 
Znaczy, rządy kobiet trwają od ponad 400 lat, ale rok mamy zaledwie 314. No ale ok, może zaczęły liczyć nową erę od jakiegoś innego wydarzenia niż totalne przejęcie władzy. 

Zbyteczne stało się również ukazywanie paktów, sojuszy czy konfederacji, a sztuczne, jak się poniewczasie okazało, nadawanie kolorów obszarom na mapie świata przyniosło więcej szkody niż pożytku. Polityczne roszady były zupełnie niepotrzebne współczesnemu światu kobiecemu. Zniknęły także okoliczności do wprowadzania zmian, tak jak dawniej, gdy zachodziła ich konieczność po każdej wojennej lub politycznej zawierusze. Było to szkodliwe dla społeczeństwa. Dlatego zmieniło się kilka spraw i zapanował na świecie długo oczekiwany pokój.
Hm… To chyba dobrze, nie? 

Pokój, który jeśli już był zakłócany, to na pewno tylko skrzekliwym głosem telewizyjnej spikerki, która stale mówiła z wystudiowanym uśmiechem: „Zapraszam na noworoczny przegląd prasy i najnowszych wydarzeń”.
Zapętliła się? Może to androidka i coś się jej w programie zacięło? 

Kiedy spikerka zniknęła z ekranu, jej miejsce natychmiast zajęły migawki informacyjne z obrazami, które nie szczędziły swojej wrzaskliwości i przypuściły na telewidzki bezpardonowy atak: „Jeszcze jedna ofiara męskiego apetytu!”.
Jako pierwszy wyemitowano film, który pokazywał bardzo niebezpiecznego przestępcę. Sprawca siedział z opuszczoną wstydliwie głową na niskiej dębowej ławie, usytuowanej tuż przy ścianie typowej dla surowych sądowych korytarzy, poniżej linii żółtawej lamperii, której ogrom i bezlitosny chłód przytłaczały osobnika skulonego poczuciem winy.
Był odrażająco męski, taki pospolity i właśnie dlatego bardzo niebezpieczny. Gdzie on się uchował? Nie powinno go już być na tym świecie, a tu proszę, pojawił się znienacka, wyskoczył jak filip z konopi. Osobnik ten od wielu już lat traktował kobiety instrumentalnie — jak nieudolny majsterkowicz bezradny wobec nazbyt skomplikowanych rzeczy czy rozkwilony chłopczyk rzucający w kąt niechciane zabawki. Do perfekcji opanował podłe traktowanie kobiet, których jedynym przewinieniem było naiwne, w jego rozumieniu, dobro. Nie mogło mu to ujść płazem. Myślał zapewne, że kobiet można się pozbyć w dogodnym dla siebie momencie. Liczył przy okazji na bezkarność. Niewydarzony typ!
Zaraz, moment. Znajdujemy się w świecie, gdzie podobno mężczyźni w większości wyginęli, zostały jakieś niedobitki trzymane w ogrodach zoologicznych i traktowane jak zwierzęta – skąd się tam więc wziął jakiś latający luzem casanova? 

Takie sprawy, mimo pełnej mobilizacji odpowiednio szkolonych służb, jeszcze się zdarzały, dlatego spragnione spokoju obywatelki były zszokowane i zdecydowanie domagały się od władz sprawiedliwego wyroku, odpowiedniego do rangi popełnionego czynu.
„Podstępny filut czy wyrafinowany zbrodniarz?”
No dobra, ilu z was przeczytało wyżej “podstępny fiut”? Bo od nas dwie osoby. 

Druga migawka ukazywała zbrodniarza, który w typowy, dla swojej prymitywnej populacji, sposób symulował chorobę psychiczną. Żałosny osobnik. Błaznował tylko po to, aby wykpić się od odpowiedzialności za czyny popełniane w stanie pełnej świadomości! To było standardowe zachowanie przedstawicieli tej rasy. Tak przecież orzekła komisja złożona z wybitnych psycholożek. Komisja nie może się mylić! Komisja wie, co mówi. Przecież nie bez powodu jest komisją! 
Liga rządzi, Liga radzi… Ale jakie czyny popełnił ów podstępny fiut? Tego się nie dowiemy… 

Poza tym dosadny tytuł reportażu nie pozostawiał cienia wątpliwości co do podłego charakteru tego osobnika, który niezależnie od pory dnia i nocy rozmyślał o przestępstwach. Jego obleśna twarz, wykrzywiona niepojętym aktem rozkoszy (Koń zwalony. Powtarzam, koń zwalony), nie budziła najmniejszych wątpliwości co do intencji tego indywiduum.

„Bezkarność w klatce dopomina się o karę!”
Tym razem informacja dotyczyła przestępcy zamkniętego od dawna w solidnej, stalowej klatce. Mężczyzna ten, nawet kiedy znajdował się w takim odosobnieniu, nadal stwarzał zagrożenie. Odczuwalne niebezpieczeństwo było piorunujące! 
Tak strasznie SIĘ GAPIŁ! Tak potwornie WYGLĄDAŁ!!!

A takie rzeczy się czuje, nawet na odległość dalekosiężnych światłowodów. Obawy zaniepokojonych telewidzek urosły do tego stopnia, że trzeba było się nim zająć w błysku reporterskich fleszy. Szybko i skutecznie. Bo innej drogi nie było – tylko publiczne potępienie jego makabrycznej działalności. Była ona tak odrażająca, że z uwagi na ogólnie pojętą estetykę programu i dbałość o pozytywne samopoczucie oglądających pań pominięto jej szczegółowe opisywanie.
Mujborze, co on zrobił w tej klatce takiego strasznego…? Zesrał się na środek? 

„Mamy dość! Gdzie są granice fanaberii hodowlanej świata naukowego?!”
Ta wiadomość opisywała eksperymenty z modnej w ostatnich dekadach dyscypliny zachowań społecznych, jakim poddawano ocalałych mężczyzn. Sprowadzało się to do stwierdzenia, że wbrew założeniom naukowego programu naturalizacji męscy osobnicy z typową dla swego gatunku perfidią dość długo wykorzystywali zaufanie pracownic naukowych i żyli dostatnio, oczywiście według własnego gustu, na koszt uczciwie i ciężko pracujących podatniczek. Ten problem postanowiono omówić w szerszej perspektywie. Otóż mężczyźni ci wiedli tryb życia w sposób urągający zwłaszcza dla zmysłów wzroku i powonienia. 
Ej, tam wyżej ja tylko żartowałam! 

W dodatku siali postrach na osiedlach mieszkalnych oraz pracowniczych zagłębiach.
(miałam wrzucić zwykłego ekshibicjonistę, ale ten fajniejszy)

To się musiało skończyć raz na zawsze. Oni, jako jednostki permanentnie aspołeczne, powinni być do ostatniej sztuki wyizolowani ze zdrowej substancji kobiecej społeczności. W imię zachowania wysokiego poziomu higieny społecznej i pokojowego dobrobytu.
Gomułka, Gomułka jak żywy! 

„Kolejna propozycja ograniczenia morderczej populacji!”
Ostatni materiał zapowiadano już dawno temu, wywoływał on najwięcej aplauzu wśród aktywnej części telewidzek (w czasie emisji słupki oglądalności rosły lawinowo!), ale z różnych względów nie trafił jeszcze na odpowiedni czas publikacji. 
Aha, programu jeszcze nie wyemitowano, ale w czasie jego emisji rosły słupki? 
Pobiły rekordy popularności na zaś. 

Stacja KobTV zamierzała prowadzić tę akcję w ramach sprawowania społecznej misji telewizyjnej, co nie obyło się bez charakterystycznych dla tego typu przedsięwzięć pochwał i zachwytów.
KobTV… “Kobyła”? “Kobold”? “Kobra”? “Kobalt”? Na pewno nie “kobieta”, bo to by w konstrukcji świata przedstawionego stawiało autora na poziomie “w kreskówce o dinozaurach dinozaury oglądają DinoTV i prenumerują Dino News”, a tego nawet nie śmiem sugerować.

Właśnie teraz nadarzała się wyjątkowa okazja, aby zadać ostateczny cios, degenerującej ludzkość od wieków, męskości. Do samego końca, do ostatecznego zwycięstwa, które dziwnym zrządzeniem losu jeszcze nie nastąpiło. 
No, ba. Każda rewolucja stale potrzebuje wroga; już Stalin twierdził, że w miarę postępów socjalizmu walka klasowa się zaostrza. 

Ostre słowa niczym cząsteczki powietrza swobodnie wirowały w kierunku słuchaczek i krążyły tak długo, aż w końcu padały na podatny grunt młodego umysłu, młodego ducha i młodego ciała. 
Stare ciała starannie omijały. 
Te słowa jak cząsteczki powietrza. Ostre. Swobodnie wirujące w kierunku. 

A tam, gdzie był ugór i nieurodzajne dotąd poletko niezdolne do wyhodowania narzuconej myśli, tworzyło się pole, czekające na swój czas. Niewidoczny dla większości i momentami nawet dla samych wtajemniczonych.
Rolniczka śpi, a jej rośnie… 

***

Zaczynał się kolejny dzień szkolnej wycieczki. Było spokojnie, jak to bywa zazwyczaj podczas wycieczek z samego rana i tylko z dużego wyświetlacza zawieszonego w autobusie nad głowami pasażerek, od kilkunastu minut płynęła agresywna dawka prowokacyjnych informacji. Głos dziennikarki, wbrew założeniom ich autorek, dźwięczał usypiająco, dlatego z trudnością przedzierał się przez poranne minuty.
Oblicz szybkość rozchodzenia się dźwięku w środowisku porannych minut. 

(...)
Pojazdem trzęsło na nierównej nawierzchni lokalnej drogi, pełnej dziur i łat nałożonych niedbale, a słońce wspinało się coraz wyżej, by dać pasażerkom więcej ciepła. W rozklekotanym autobusie robiło się coraz goręcej, bo klimatyzacja od dawna nie działała prawidłowo i kilka okien było nieszczelnych 
Hm, czyżby subtelna aluzja, że w świecie kobiet nic nie działa prawidłowo, bo baby nie umią w technikę? 
I pewnie nie mają lodówek, bo nie ma kto ich wnieść na trzecie piętro! 

albo też lufciki, wbrew nawoływaniom wychowawczyni, pani Gertrudy, cały czas były otwarte, co powodowało napływ rozgrzanego powietrza i zwiększający się stan duszności.
A więc jednak pierwszy stycznia i upał. Jesteśmy w Europie, więc zmiany klimatyczne musiały być naprawdę kolosalne, liczę na to, że autor jeszcze ten temat rozwinie. 

Szkoły nie było stać na nowy autokar i odkąd dziewczęta mogły sięgnąć pamięcią, zawsze jeździły na wycieczki tym starym gratem. Nie w głowie im było rozważanie niezwykle ważkich, jak zapewniała pani z telewizji, etapów ostatecznego rozwiązania kwestii patriarchalnej. 
Trzysta lat po całkowitym przejęciu władzy wciąż to wałkują…?
Debata prezydencka 2020, pytanie do kandydatów: czy w swoich włościach zamierza pan oczynszować chłopów, czy tylko zmniejszyć im pańszczyznę?
A co to za kuriozalna reforma się zadziała, że szkoły kupują autokary zamiast wypożyczać? Rozumiem, że jak mają zajęcia na basenie, to też ten basen muszą sobie sami wybudować?

Jedna z uczennic, Viola, pogrąża się we wspomnieniach pewnego niezwykle ważnego dnia. 

(...)

***

Przecież sami nie dadzą rady! — pomyślała.
Po chwili powtórzyła w myślach starą maksymę: „słucham, rozumiem, pomagam”, która po kilku wiekach spędzonych w kazamatach działu kobiecych plakatów politycznych biblioteki miejskiej była wciąż aktualna w jej wąskim tajnym środowisku. 
Kto by pomyślał, że Platforma przetrwała tyle wieków!
https://www.tvp.info/20818731/slucham-rozumiem-pomagam-nowa-akcja-wizerunkowa-po

Bo oficjalnie słuchanie zamieniono na ślepy posłuch, zrozumienie na zimną ignorancję, pomaganie zaś chytrze przekształcono w ściśle ukierunkowaną karierę, wykorzystującą wszelkie możliwe środki, które, o dziwo, nie zawsze prowadziły do obranego celu.
W pamięci przywołała słowa, które wypowiedziała do przyjaciółek pewnego nudnego wieczoru:
– Trzeba im pomóc. Trzeba. Uwierzcie mi, musimy spróbować zawalczyć i odbudować ich kulturę. Dla społecznej równowagi. Oni są zamknięci, a drzwi ktoś musi otworzyć. A więc zróbmy to! Wykorzystajmy szansę! Co powiedzą następne pokolenia, kiedy się dowiedzą, że była ku temu okazja, a my nawet nie podjęłyśmy próby? I stchórzyłyśmy? Dla wygodnego życia bogacących się mieszczanek, osobistych sukcesów, zawodowych zaszczytów i opacznie pojmowanego spokoju. Towarzyszko Violu. Nie możemy się ciągle odwracać. Spróbujmy zawalczyć! To wszystko ma sens i głęboko ukryte znaczenie, którego może jeszcze teraz nie jesteśmy w stanie dojrzeć. Wiem, że istnieje pewne ryzyko, ale bez niego pozostaje nam już tylko stagnacja i trudna wegetacja we własnym gronie. Muszą gdzieś być inni ludzie, musi być gdzieś inny świat, muszą być ludzie, którzy myślą podobnie.
W sumie z całego tego przemówienia najbardziej interesują mnie “następne pokolenia”. Jak one właściwie się rozmnażają? 

(...)
Spotkanie zakończyć się mogło tylko w jeden możliwy sposób – umocnieniem postanowienia o ustalonych zobowiązaniach. 
Czy autor pracował za PRL-u jako korespondent PAP? Bo to brzmi zupełnie jak notka prasowa o spotkaniu premiera Bangladeszu z prezesem Rady Ministrów.

Bla, bla, pięć przyjaciółek zostaje przyjęte do podziemnej organizacji Wolny Świat, sekcji Lyo, zajmującej się uwalnianiem uwięzionych. “Tajemnicza dama” wyznacza im niebezpieczne zadanie...

(...)
Tajemnicza dama zjawiła się nagle jak duch i tak samo nagle oświadczyła, że czeka je ważne zadanie, po którym, jeśli wszystko przebiegnie pomyślnie, automatycznie otrzymają awans na członkinie drugiego stopnia i możliwość odpłynięcia z uwolnionymi na jedną z wysp Archipelagu Wysp Szczęśliwych.
Hm, jeśli każda członkini po wykonaniu pierwszego zadania odpływa na Wyspy Szczęśliwe, to organizacja:
a. musi prowadzić nieustającą rekrutację 
b. składa się z samych młodych i niedoświadczonych dziewczyn. 
c. zawiera w tekstach przysięg takie tycie-micie dopiski drobnym druczkiem 

Te słowa były równie energetyczne jak jej pojawienie się z puszką Redbulla na zebraniu zarządu PGE. Obietnica innego życia, wiecznej egzystencji w krainie szczęśliwości, tchnęła w całą piątkę nowe i nieznane dotąd siły. 
Przepraszam, czy chodzi o misję samobójczą, po której mają obiecany raj? 

Tajemnicza kobieta wyznaczyła datę i miejsce kolejnego spotkania – i tam wszystkie się spotkały po raz pierwszy. 
I odkryły, że utknęły w Dniu Świstaka. 

Do tej pory nie miały pojęcia, że niektóre koleżanki z klasy też są w organizacji. Jednak stało się: powiedziały „a”, wszystkie bez wyjątku zamierzały powiedzieć „b”. W tym przypadku sprawdziło się stare porzekadło: jedna za wszystkie, wszystkie za jedną.
Były bardzo podekscytowane nadchodzącą chwilą przysięgi. Uroczyście złożyły dłonie na okrągłym stoliku, który był na tyle mały, żeby zmieścić się w niewielkim pomieszczeniu i na tyle duży, aby pomieścić dziewięć dziewczęcych dłoni. Było ciasno i w poświacie migających płomyków czerwonych świec, rozstawionych dookoła na zabytkowych meblach, jaskrawo lśniły różnokolorowe paznokcie i oczka tanich pierścionków. 
Trochę taka loża masońska dla ubogich. 

Kupowały je czasem na jarmarkach w imię dozgonnej żeńskiej przyjaźni oraz kilku innych spraw, których żadna nie ośmieliłaby się publicznie wypowiedzieć.
Ale dlaczego? Co złego jest w nastoletnich miłościach? Że lesbijskie? A jakie niby mają być? 
Niespełnione, tęskne i ukierunkowane na posąg Apollina. 

Tajemnicza kobieta wyciągnęła małe metalowe kropidło pełne wody z cudownego źródła Archipelagu Wysp Szczęśliwych i poświęciła dziewczęce dłonie, które od tej pory miały nieść symboliczną żagiew wolności. Dziesięć par rąk złożono z pietyzmem na stole, wytarto krew kapiącą z kikutów, dziewczęta oddały w tej chwili swoją młodość wielkiej sprawie, swoje myśli wielkiej idei, a kolor paznokci Wielkiej Manikiurzystce i tandetna biżuteria były niczym peleryna czarnoksiężniczki (<3) zarzucona na plecy w ochronnym geście i dla zmylenia zazdrosnych oraz niebezpiecznych przeciwniczek.
Postacie ogarnął złowrogi i śmiertelny półcień; rozstawione dookoła pokoju świece muskały otoczenie łagodnymi płomykami (no, jak się zajmą firanki, to faktycznie zrobi się złowrogo i śmiertelnie), co powodowało zwiększanie i zmniejszanie rozmiarów każdego przedmiotu (rozszerzalność temperaturowa ciał, wersja ekstremalna), a także groteskowo wykrzywiało twarze zgromadzonych (zwłaszcza, gdy rzeczony płomień znalazł się nieco zbyt blisko skóry)
Ja tak tylko zapytam: czy panautor widział kiedyś pomieszczenie oświetlone świecami? 

W końcu zwarł się dziewczęcy szereg i atmosfera zgęstniała do granic możliwości. Nieznaczne drżenie zawładnęło oddechami oraz dłońmi młodych osób.
Tajemnicza kobieta otworzyła książeczkę z czerwoną okładką i jakimś dziwnym oraz nieznanym dziewczętom symbolem. Uniosła ją na wysokość wzroku Violi, która wzięła głęboki wdech i jako pierwsza zaczęła czytać, jeszcze nie całkiem pewnym głosem:
– Ja, Viola...
Dziewczęta kolejno wymówiły swoje imiona:
— Katarzyna.
– Laura.
– Izabela.
– Helena.
A fuj, co to za niepostępowe imiona. 

– My, młodzi, przysięgamy! – powiedziała dobitnie Viola.
– My, młodzi, przysięgamy! – powtórzyły pozostałe głosami pełnymi patosu, wiary oraz, dającego się wyczuć w drżącym głosie, wzruszenia.
Khę… Nie powinno być “My, młode”? 

– Kształtować prawa i obowiązki...
– ...osób bliskich sobie dwu ras...
— ...dotychczas podzielonych niesprawiedliwie...
– Wzrostu przyzwoitości pilnować oraz idei równego dostępu…
– Składnię Yody stosować...
– ...do życia, wolności...
— ...uczuć, szczęścia...
— ...przyjemności, czytelnictwa, internetu...
— ...i prawa do odrębności jednostki męskiej oraz żeńskiej.
– ...eeemmm… — zawahała się czytająca.
— ...aammm... – wahały się powtarzające. 
Aż strach pytać, na co się biedaczki nagle natknęły w tekście, że je aż tak znienacka zatkało.

W tym podniosłym momencie Viola baczniej musiała się przyjrzeć spisanej formule, bo nie wszystko mogła objąć nabiegłym emocjami wzrokiem, a tym bardziej drżącą świadomością, że oto ważą się jej losy. Otarła wierzchem dłoni kilka kropel łez i czytała dalej:
– Przysięgamy!
Koleżanki zauważyły jej zwątpienie, ale w tak podniosłej chwili żadnej nie przyszło do głowy uczynienie głupstwa. Były jednością i zgodnie recytowały dalej:

– Służyć wiernie wszystkim ludziom...
– ...i za sprawą wolności w potrzebie...
– ...kochać ani miłości w życiu nie szczędzić!
No, nie znały tej starej prawdy, że “serce nie sługa”...
...chyba żeby chodziło o negocjowalny afekt? 

I nagle podniosły niebezpiecznie głos, zbyt niebezpiecznie jak na tajne warunki spotkania. Moc tych słów, ich wymowa, choć miażdżąca wobec konspiracyjnej ostrożności, wymagała wsparcia istoty dysponującej silniejszym niż ludzki arsenałem.
Dozorczynię stojącą na korytarzu piekły uszy. Widzę, że sztuka spisku opanowywana wraz z Andriejem i Natalką ławkę dalej. 

Na koniec wykrzyknęły:
– Tak nam dopomóż Bogini!
Przepraszam, ale XD. Jaka Bogini? Magna Mater? Czy to może chrześcijański Bóg po małym liftingu? A jeśli to drugie - to czy w Watykanie siedzi teraz papieżyca? 
A tego się nie dowiesz, bo generalnie autora bardzo mało obchodzi kreacja świata i wyjaśnianie zasad jego funkcjonowania. Bogini i tyle. 
Sądząc po oldskulowym stylu przysięgi, obstawiam jednak Boginię, Jezusę i Duszę Świętą. 

Przysięgę skończyły w jednej chwili, aż cisza dzwoniła w uszach. Nigdy nie miały okazji jej trenować, ale wypadła doskonale. Zamilkły w tej samej sekundzie, pozwalając na to, aby ta nagła cisza, jak kosmiczna nicość, dodała całemu wydarzeniu znaczenia boskiego początku.
Kończąc przysięgę, zaakcentowały słowo Bogini. Wszystkie były wierzące, choć nie wszystkie w tym samym stopniu praktykowały religijne obrzędy, ale wierzyły w Boginię, jedyną Boginię nad boginiami.
I tu muszę przyznać, że autor jest nietypowy jak na Prawicowego Pisarza, bo nie rozpacza nad upadkiem chrześcijaństwa; ba, w ogóle nie porusza tego tematu, spokojnie akceptując kult Bogini. 

Świece przygasły. Korzystając z wolnego czasu, tajemnicza dama wspomniała zaprzysiężonym o kilku czekających je zadaniach, między innymi dostarczaniu mężczyznom materiałów służących samokształceniu, przemycie klasycznych dzieł literackich do wolnego świata w torbach, które będą zostawiane w konkretnych miejscach, 
Hm, zawsze myślałam, że przemyt zakazanej literatury odbywa się w odwrotnym kierunku: Z wolnego świata DO tego zniewolonego. 

a nawet uwalnianiu samych mężczyzn. Potwierdziła też informacje o domku z ogródkiem, białym płotkiem oraz psem i możliwości zamieszkania w nim ze swoim wybrankiem.
I to była zapewne główna motywacja dziewczyn; nie oszukujmy się, w tym świecie kobiet pewnie mieszkają skoszarowane, w odrapanych blokach…! 

Opowiedziała jeszcze o ruchu oporu, jego początkach, rozwoju, walce, nadziejach na przyszłość. 
My się tego nie dowiemy, bo po co.
Z drugiej strony, nie wiem, czy zniosłabym długi wykład Kapitana Ekspozycji… 

Dodała, że podczas wykonywania zadań będą mogły liczyć na pomoc wszystkich osób należących do organizacji Wolny Świat. O tej pomocy będą mogły nawet nie wiedzieć, gdyż członkinie są czasem głęboko zakonspirowane i zbyt wczesna dekonspiracja jest bardzo ryzykowna. Ale zapewniła, że w każdej chwili gotowe są nieść pomoc.
Tajemnicza dama, wychodząc, puściła jeszcze oczko do Heleny, zupełnie tak, jakby miały jakiś wspólny sekret, jakąś sprawę, którą znają tylko one dwie. 
Spoiler: autor zapomni o tym wątku natychmiast po tej wzmiance i nigdy nie dowiemy się, co łączyło Helenę z “tajemniczą damą”. 

Cztery dziewczyny nie zauważyły tego gestu. Gest okiem, pewnie, czemu nie. Kobieta pożegnała się z dziewczętami zwrotem „Wolny Świat” i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Dziewczęta posiedziały jeszcze chwilę w swoim gronie, szepcząc tajemniczo między sobą o ważnych dla nich sprawach. Potem, zgodnie z zasadami konspiracji, pojedynczo i w nierównych odstępach czasowych, rozeszły się do domów.

***

Z rozmyślań wyrwała Violę kulminacyjna piosenka listy przebojów Radia Kitka, która przez wiele tygodni królowała w notowaniach, nie tylko w tej rozgłośni, ale także we wszystkich stacjach muzycznych. To był hit dziesięciolecia, a jej prosty rytm i słowa, które praktycznie każda, nawet kilkuletnia, kobieta była w stanie ułożyć i zaśpiewać, świadczyły o potędze utworu, którego elastyczności mogły pozazdrościć wszystkie autorki tekstów estradowych. Ludowy motyw popłynął ze wszystkich głośników podkręconych przez panią kierowcę,
Haha, widać że to pisał facet. W złej feministycznej dystopii to powinna być KIEROWCZYNI. A może autor tak bardzo boi się feminatywów, że nie chciał ich nawet użyć w książce? 
E, nie, akurat feminatywów dzielnie używa, trafiła mu się nawet “żółtodzióbka” zamiast “żółtodzioba” – i to chyba jedyny znak, że społeczeństwo kobiet różni się czymś od naszego. 

 a biesiadne rytmy sprawiły, że zniknęły gdzieś zmęczenie i monotonia podróży.
Wśród słuchaczek pojawiła się ogromna energia. Rozochocone dziewczęta zaczęły podrygiwać, chociaż jeszcze nie wszystkie były w pełni rozbudzone, gdy nagle przy wtórze cichutkiego śpiewu pojawiła się jakaś samorodna wodzirejka, która głośno zaintonowała:
— Na miejscowy bazar zjechała kareta, a zaprzęgli do niej jednego...
– FACETA! – zakończyły głośno pierwszą zwrotkę, dodając do tego wybuchające tu i ówdzie salwy śmiechu.
— I refren... no dalej… jak jedna żona – krzyczała wodzirejka.
Ciekawe swoją drogą, czy w tym świecie istnieją małżeństwa i jak wyglądają kwestie reprodukcyjne? 
M-małżeństwa? Ale jak to, tak baba z babą? Przecież to nie po boginiemu! 

Jej donośny głos wyrwał z porannego otępienia ostatnie śpiące i wszystkie dziewczęta kontynuowały:
— Oj dana, oj dana, oj dana!
I to ma być piosenka dziesięciolecia? 

Z każdą nutą słowa były żywsze, swawolniejsze, głośniejsze i, co najważniejsze, dodawały potrzebnej na cały dzień energii. Nastąpiło wyraźne poruszenie i z łatwością można było poznać, że śpiewanie sprawia wycieczkowiczkom nieopisaną radość. Nawet nauczycielka ledwie dostrzegalnie uśmiechnęła się pod nosem, ale pewności nie było.
Raptem z głośników popłynęła kolejna zwrotka, którą zwyczajowo już podchwyciła wodzirejka i zaintonowała:
– Co to za dziewczyna, co nie ma chałupy, co to za mężczyzna, co nie daje…
– DUPY! – dokończyły chórem dziewczęta.
I przez trzysta lat nieobecności mężczyzn w życiu społecznym nie pojawiły się żadne nowe wzorce w kulturze, tylko w kółko piłuje się ten archaiczny przekaz o seksach damsko-męskich? 

Przestrzeń w autokarze po raz kolejny przeszyła salwa śmiechu. Podskoczyły z werwą na siedzeniach i wyrzuciwszy ręce w górę, dały tym samym wyraz niezwykłemu szczęściu ze znajomości tekstu i pięknie, oczywiście w ich rozumieniu, zakończonej zwrotki.
Autor spojrzał na kupę trocin przed sobą i dał wyraz niezwykłemu szczęściu z ich absolutnie suchego piękna. 

Pani Gertruda, pięćdziesięcioczteroletnia wychowawczyni, kobieta o tuszy osoby, która siedzi, może dla przyjemności, może z obowiązku, wiele dni za biurkiem i z tego powodu nie ma już możliwości na aktywniejsze formy spędzania czasu (nie ma czegoś takiego jak “możliwość na”) (nie ma możliwości aktywniejszego spędzania czasu, bo siedzi dużo za biurkiem? co jeszcze w tej dystopii: pracownik fizyczny bez opcji spokojnego leżakowania, bo musi się napocić?), podniosła się z miejsca i wrzaskiem przebiła się przez młodzieńczy wielogłos rozmów z akompaniamentem śmiechu.
– Co to jest?! Cisza! Dojeżdżamy!
W powietrzu zawisły pełne zaciekawienia samogłoski „o”, wydłużone przez alty i soprany przepłynęły wzdłuż i wszerz pojazdu, łącząc się w doskonale harmonijnym akordzie w tonacji C-dur a nabożna cisza, która wdarła się w gwarne do tej pory otoczenie, podgrzała atmosferę do rangi paranormalnego zjawiska. 
Wezwijcie pomoc!
https://programtv.naziemna.info/images/moviedb/00043/43074/tlo/ghostbusters.-pogromcy-duch%C3%B3w---backdrop-w1280.jpg

Wszystkie twarze przycisnęły się do rozgrzanych słońcem okien, próbując wypatrzeć oczekiwanego od wielu dni celu tej wycieczki. Tajemnicy skrywanej pod uśmiechami starszych koleżanek. Bo tylko najstarsze klasy wiezione były na wystawę do zoo. 
Widok zwierząt mógłby nieodwracalnie porazić wrażliwe umysły nieletnich. 
Pani, z córką do zoo?! A jak zobaczy na przykład lwicę leżącą obok samca lwicy i zacznie pytać, dlaczego się miziają, to jak ja mam jej to wytłumaczyć? 

A dziwnym trafem taka wycieczka miała miejsce zawsze tuż przed maturami, w styczniu, tak aby rozbudzone upałami hormony miały swój udział w tworzeniu pierwszego oficjalnego ogłoszenia swoich poglądów.
https://pbs.twimg.com/media/Cnqbzt7VIAAPwKD.jpg

***

Autokar zatrzymał się wśród innych pojazdów na dużym parkingu, tuż przy Europejskim Ogrodzie Zoologicznym
Jedynym w Europie…?

(...)

Gdy autobus zatrzymał się, sycząc przeciągle, a drzwi otworzyły się gwałtownie, dziewczęta wysypały się na plac i bez żadnego ładu pognały do chłodnych pomieszczeń poczekalni. Wychowawczyni po prostu nie zdążyła oznajmić, aby dziewczęta ustawiły się przed autokarem, ale obiecała sobie, że po wycieczce rozliczy się z nimi za takie nierozsądne, jej zdaniem, zachowanie,
W poczekalni była kasa biletowa, przy której od samego rana kręciła się funkcjonariuszka Kobiecej Służby Porządkowej. 
Heloł, mamy świat, w którym od ponad 300 lat mężczyźni – o ile dobrze rozumiem – stanowią znikomą mniejszość, a ich ostatnie okazy trzymane są w ogrodach zoologicznych i laboratoriach naukowych (i nie tylko, ale o tym potem). W każdym razie siłą rzeczy wszystkie organizacje, służby, formacje są żeńskie i nie ma potrzeby podkreślania tego w nazwie – bo po co? Do czego opozycję miałaby stanowić “kobieca” służba porządkowa, z czego być wyodrębniona? W czasach, gdy w armii służyli wyłącznie mężczyźni, nie nazywało się to przecież “Męskie Wojsko”. 
Tak właściwie to zastanawiam się - czy to jest świat w którym powinien być rok około 2314 naszej ery (później, przecież mamy już 2020, a rewolucji kobiet nie widać na horyzoncie) czy może jest XXI wiek, a kobieca rewolucja wydarzyła się jakoś po 1700? Rozsądek optuje za tym pierwszym, ale jak na świat przyszłości to dziwią te rozklekotane autobusy bez klimy, czy istnienie kasy biletowej (helloł, przyszłość! Już dawno powinny mieć bilet kupiony przez aplikacje). 

Miała na sobie czarny mundur, 
Który u czytelnika ma się najpewniej skojarzyć z gestapo czy innym SS… 

który budził wśród kobiet powszechny podziw, a nawet i zazdrość, i inne, gorętsze uczucia, gdyż jak wiadomo: “za mundurem…”. Działo się tak przede wszystkim dlatego, że opinał ciało dojrzałej kobiety tak efektownie, że dziewczętom na myśl przychodziła tylko jedna możliwa postać: słynna i, co oczywiste, bohaterska archeolożka - Lara Indiana Jones. 
W sumie to oglądałabym jak dzika :D
Ja też, ale jako fan jednej i drugiej postaci mam jednak maleńkie “auć”. Myślicie, że mamy Larę Indianę Jones, bo sama Lara Jones według autora nie skojarzyłaby się z postacią graną przez Harrisona Forda? 
I w sumie dlaczego nie mogła być to sama Lara Croft, która przecież jest ikoną popkultury? 
A tak poza tym to każda funkcjonariuszkę będę sobie od teraz wyobrażał tak: 

W sumie czarny lateks to chyba nie jest najlepszy mundur przy 36 stopniach. 

W uczennicach rosło pożądanie i z zapartym tchem chłonęły jej widok. Oszczędne gesty, wąską talię, detale umundurowania i akcesoria policyjne wraz ze srebrnym pistoletem w czarnej kaburze. 
Doskonale dobrałeś tę ilustrację, Vahu. Myślisz, że autor jest fanem Lary-nie-Indiany? 
Jeśli jest gościem mniej więcej w moim wieku, to na pewno. ;) 

Piękne, lśniące włosy koloru ciemnego miodu okalały młodą twarz o jasnej cerze, a wąski bezruch ust (!) i uważne spojrzenie dodawały postaci potrzebnej sprawowanej funkcji srogości. Uczennice wierzyły gorąco w to, że kiedyś każda będzie do niej podobna, silna i niezależna, jak chciała natura, gdzie cnotą jest siła – urodą zaś odwaga.
No, nie wiem, co by autor powiedział, gdyby nagle odwagą wykazała się – pani Gertruda. 

***

Francesca Karbon znudzona kolejnym dniem monotonnej służby zajęła się polerowaniem swojej odznaki identyfikacyjnej z imieniem i nazwiskiem oraz wyjątkowo mocno wyeksponowanym osobistym numerem funkcjonariuszki: 324. Dla niej, a wierzyła w to od lat z ogromną siłą i w największej tajemnicy, była to liczba anielska, pełna boskiej miłości wniebowstąpionych mistrzyń, świadcząca o pozytywnym rezultacie całej sytuacji. 
Dla autora oznaczała ona niestety brak redakcji, korekty, beta-readera i kogokolwiek, kto powiedziałby “Panie, to zdanie nie ma sensu”. 

Dlatego z pietyzmem pocierała lnianą chusteczką zarówno liczbę, jak i odznakę, raz za razem, niech się błyszczy, myślała, jak idee, schowane przed światem, które wiodły ją przez całe życie i postawiły w tym właśnie miejscu.
W pewnej chwili w jej brązowych oczach coś zaiskrzyło. Dojrzała to, czego od dłuższego czasu wyczekiwała. W tłumie przybyłych pojawiła się ta sama dziewczyna, którą wielokrotnie już widywała w ostatnich dniach na terenie ogrodu. 
Zapamiętajmy to. 

A może jeszcze gdzieś indziej? Nie mogła sobie tego dokładnie przypomnieć, ale struny zainteresowania drgały ze zwielokrotnioną mocą. Wyostrzyła więc wzrok, a ciało obróciła w kierunku obserwowanej.
Totalnie słyszę takie zgrzyt-zgrzyt mechanicznych soczewek i stawów. 

Ta wzbudziła jej podejrzenia, ponieważ kolejny raz z rzędu kręciła się niespokojnie po terenie, zdradzając swoim zachowaniem bliżej nieokreślone zamiary. 
Takie bliżej nieokreślone są najgroźniejsze! 

Francesca czuła, że kryje się w tym coś dziwnego, nieokreślonego, coś, co kazało jej tu przyjść, wziąć ją na cel i nie spuszczać jej z oczu. W chwili, w której ta dziewczyna się ukazała, jawiła się jej niczym wyjątkowe zjawisko na niebie; jak tęcza potężniejąca na wilgotnym jeszcze sklepieniu; jak unikatowa biała chmurka, płynąca pośród niezliczonych kłębów innych; jak migoczący jasny punkt, wrzucony w ciemną elipsę nocnego nieba; jak istota, której znikomy ślad na piasku otoczyć można już tylko pełną miłości czcią. 
Ojej, czyżbyśmy obserwowali wybuch miłości od pierwszego wejrzenia? 
Nie wiem, na pewno mamy jednak do czynienia z wybuchem u autora. który zaskutkował strumieniem świadomości. 

I było w tym widoku coś niepokojącego, a zarazem intrygującego, coś, co z ogromną nadzieją przyciągało uwagę i jednocześnie w swojej naturalnej postaci wysyłało słabo odczuwalne ostrzeżenie, które gasło, im dłużej się w nią wpatrywała.
Uwagę funkcjonariuszki przykuwały nieznaczne ruchy jej zielonych oczu i nagłe zetknięcie warg, muśniętych owocową zapewne pomadką, tudzież drobny ruch śnieżnobiałej dłoni. A kiedy do przodu wysunęła piersi uniesione falą zdrowego oddechu, a swobodny ruch bioder zaczął kołysać nimi jak do rytmu jakiejś muzyki, odniosła wrażenie, że to nie jest istota ludzka, tylko krucha efemeryczna duszyczka. 
Każda porządna, zdrowa duszyczka powinna mieć cycki i biodra na swoim miejscu. 

Ta sama, która niekiedy zstępuje na ziemię i poruszona nieznanym i trudnym do wyobrażenia tchnieniem przypomina o istnieniu czegoś więcej aniżeli widzialna rzeczywistość. To anielica chodząca po ziemi, anielica wody, światła, powietrza – niezbędnych do życia dóbr. Tak ją postrzegała w tej chwili funkcjonariuszka.
Mujborze, zakochała się naprawdę piorunująco. 

(...)

***

Uczennice z radością skonstatowały, że pośpiech był jak najbardziej wskazany, ponieważ były ostatnie w kolejce przed kasami i funkcjonariuszka zaraz za nimi zamknęła bramę ogrodu, mówiąc:
– Więcej nie wpuszczamy! Na dzisiaj wystarczy. Jest piątek i koniec wycieczek.
Mam rozumieć, że jakaś inna wycieczka też tłukła się wiele godzin w upale, żeby teraz pocałować klamkę?
W świecie… hm… XXIV wieku nie istnieje coś takiego jak wcześniejsza rezerwacja?
“Jest piątek i koniec wycieczek”? Co to w ogóle znaczy? Widział kto w ogóle zoo/park rozrywki, gdzie z samego rana wpuszcza się X osób i koniec na dziś, można wyjść, ale nie można wejść?

Tak jak większość dziewcząt z innych wycieczek były jeszcze zdezorientowane i podekscytowane nowością miejsca oraz oczekiwaniem na dostęp do zakazanych spraw. Inne, szepcząc zawzięcie między sobą, wracały rozdrobnioną ciżbą przez zatłoczone pustkowie z obszaru nieznanego do tej pory młodszym uczennicom. Jednak znaczna większość powracających miała na twarzach tajemniczy uśmiech. Uśmiech ten uczennice od dawna łączyły z enigmatyczną mimiką świętej Mony Lisy. 
Świętej? Ale… dlaczego? Znaczy wiem, prawicowa wizja dystopii, ale… ale…
Ale, podobnie jak z Boginią, nie spodziewaj się wyjaśnień. 

Tutaj, przed kasą, pojawiały się w oczach tylko błyski zazdrości oraz lekkiego niezrozumienia, bo te, które wracały, miały na twarzach niezwykły uśmiech, taki, który stawał się właśnie obiektem zazdrości.
To jest na pewno po prostu zoo? 

Podobnie wychowawczyni nie w smak była ta rozkapryszona awangarda, którą popędziły jej dziewczęta. 
Wolałaby potulną ariergardę. 

Stanęła za nimi w poczekalni i mamrotała pod nosem wymyślone naprędce typowo belferskie akty zemsty za niegodne, jej zdaniem, zachowanie.
Obniżone zachowanie! Wszystkim! I mają przyjść z rodzicami! Matkami! Wszystkimi! Od A do Z!

 Na otwartej przestrzeni niewiele mogła zdziałać, ale za to w pomieszczeniach zamkniętych samą tylko postacią budziła trwogę i strach. 
To… interesujące. Czyżby miała zwyczaj przygniatać krnąbrne uczennice do ściany? 

(...)
Wreszcie zmęczone zbyt długim oczekiwaniem nabyły bilety (widzę, że technika “wychowawczyni idzie z zebranymi pieniędzmi i kupuje bilety hurtem” to też zapomniana sztuka) i ruszyły wyznaczoną dla zwiedzających ścieżką. Dość szybko uporały się ze standardowym planem zwiedzania dla wycieczek szkolnych. Zaliczały jedno zwierzę po drugim, bez zbędnych „ochów” i „achów”, jakie zwykły wydawać młode kobiety na widok osobliwych wytworów natury. Były na to zbyt dojrzałe, a schematy zawarte na zielonych tabliczkach informacyjnych przelatywały przed oczami i nie dawały, jak dawniej bywało, dziecięcej radości poznawania świata.
Tabliczki informacyjne? A jakieś interaktywne ekrany, cyberprzewodnik, cokolwiek!? 
A może bez facetów nie miał kto tego stworzyć? 
Ale to już przecież istniało w naszych czasach! Może w świecie kobiet jest to już znane tylko jako tajemna, zaginiona technologia Pierwszych? 

Każda z tablic głosiła podany według wzoru tekst, na przykład: „słoń: afrinan elephant (nie wiem, po jakiemu to, bo na pewno nie po łacinie; i nie wiem, jaki gatunek oznacza, bo na pewno nie słonia afrykańskiego); rodzina – słoniowate; rząd – trąbowce; gromada – ssaki, wysokość w kłębie tyle a tyle metrów”. I tylko klasyczny dopisek drobnym druczkiem na samym dole, dający kruche poczucie kontrolowania sytuacji i jej powagi, był jasnym sygnałem, że zbłądzono w zawiłym planie ewolucji: „objęty programem ratowania ginących gatunków EEP". 
Ale… co ma do tego ewolucja? 
Obawiam się interpretacji “jak miało zdechnąć to powinno zdechnąć, na kij się bawić w jakieś ratowanie gatunków, śmierć słabym”, chętnie zobaczę inne. 

Pieczątka i koniec. Żadnych informacji o tym, że to też istota, która widzi, słyszy, czuje ból i strach. 
No, taką wiedzę to powinny zdobywać znacznie wcześniej. A może w “świecie kobiet” nie ma też zwierząt, poza ostatnimi ocalałymi egzemplarzami w zoo? 
Rety, to by były najlepsze tabliczki informacyjne ever. “Czy wiesz że… słonie mają oczy i widzą rzeczy?”.

Natłok suchych informacji nie sprzyjał refleksji, a harmider zwiedzających oddalał zadumę nad potęgą i przewrotnością natury.

Wycieczka dociera do kawiarenki i kiosku z pamiątkami. 
(...)
Wiele uczennic od razu usiadło, gdyż nie były przyzwyczajone do tak długich marszów. Poza tym pomimo napomnień nauczycielki część z nich wybrała się na wycieczkę jak na szkolną imprezę i nie mogły swobodnie poruszać się w kusych strojach oraz niedopasowanym obuwiu. 
Serio? Nie widzę powodu, dla którego kobiety, od ponad trzystu lat zostawione same sobie i uwolnione od konieczności dostosowywania się do “męskiego oka”, nadal miałyby nosić rzeczy niewygodne, krępujące ruchy, i utożsamiać to z seksownością. 
Ależ one dostosowują się do “męskiego oka” - oka autora. 

Cóż było robić, przerwa i odpoczynek należały się nawet zwierzętom, a co dopiero kobietom. Kawiarnia i kiosk przeżywały prawdziwe oblężenie. Z każdą kolejną wycieczką, która tu zawitała, obsługa miała nie lada kłopot. Potrzeba było niezwykłego sprytu i zwinności sprzedawczyń, aby obsłużyć zainteresowane. 
Halo! Dajcie mi tu jakieś roboty, automaty, cokolwiek, jesteśmy w przyszłości! (Chyba). 

Dziewczęta cisnęły się do szyb wystawowych, sprawiając wrażenie mocno zaaferowanych, ponieważ była to atrakcja, która swą sławę zawdzięczała sprzedawanym tutaj pamiątkom.
Ta chwila wytchnienia na wysepce pośród dzikich zwierząt miała w sobie posmak czegoś nieznanego, tajemniczego i tym bardziej smakowitego, bo kiedy uczennice zbliżały się do kiosku, nauczycielki przeważnie odchodziły, dziwnie obojętne wobec oferowanych bibelotów. Wyczuwało się niepisaną umowę, swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa, który miał złagodzić narastające młodzieńcze frustracje. 
No, no, przyjrzyjmy się, jakiż to sposób na frustracje oferuje nam sklepik w zoo… 

A sprzedawano tu rozmaite rzeczy, na przykład pocztówki przedstawiające mężczyzn żyjących w niewoli, które, według obywatelek, prezentowały naturalny i słuszny stan rzeczy. Cieszyły się one tak dużą popularnością, że ich cena była kilkukrotnie wyższa od ceny zwykłej pocztówki, takiej z kwiatami czy krajobrazami. No, ale czego się nie robi dla wywołania podziwu i zdobycia szacunku, zwłaszcza wśród rówieśniczek.
Największy szacun na dzielni zdobywała ta, która przepuściła na pocztówki całą kartę kredytową matki. 

(...)
Pocztówki z nagimi torsami mężczyzn, talie kart z roznegliżowanymi tancerzami, kubki z jądrami i uchem w kształcie penisa zakrzywionego jak mongolski łuk (autor chyba mongolskiego łuku nie widział) 
Hm. Czy ta ciężka choroba ma jakąś nazwę?

https://img.myloview.pl/fototapety/luk-mongolski-wojownik-i-wlocznia-zolnierza-400-83083208.jpg

oraz zabawne długopisy penisy. Ach, jakież one były rozkoszne! Rzeczy te znikały natychmiast w torebkach uczennic niczym najdroższe skarby.
Łiiiii!!! Fiuty! Benizgi, benizgi! Yaaaaaay!!! Nie ma lepszego sposobu na “młodzieńcze frustracje” dziewczyn wychowanych w żeńskim społeczeństwie! Wiadomo, baba bez bolca… 
Wiadomix, napalone nastki docelowym targetem boomersowych sklepików “śmieszne prezenty +18” xD Świat bez Internetu, nie można sobie niczego zamówić w dyskretnej przesyłce, poszukać jaojców, obczaić zdjęć… 

Tak obfite zakupy sprawiły, że, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zniknęły grymasy, zmęczenie i marazm, a pojawiła się witalna nadzieja oraz mnóstwo ogólnej radości i enigmatycznych uśmiechów. Każda kupująca doskonale wiedziała, co zrobi z pamiątkami: podaruje w prezencie czy wykorzysta we własnym zakresie, 
Taaaaa? Ale tak… długopisem? Nie zapomnijcie schować wkładu, bo się podrapiecie! 

wieszając je na ścianie niczym plakaty swoich idolek. 
Eeee tam… 
Co, nie miałaś w nastolęctwie ściany obwieszonej długopisami w kształcie narządów rozrodczych?

A może postawią je na biurku, aby przy codziennym odrabianiu lekcji zamiast sławetnej sentencji „Pamiętaj o śmierci", w młodym ciele lśniły słowa: „pamiętaj o chęci”.
Autor chciał napisać “chuci”, ale w ostatniej chwili ręka mu zadrżała. 

Pani Gertruda, widząc, że szał zakupów już nieco osłabł, zakończyła pogawędkę ze starszą panią i ruszyła w kierunku kiosku z pamiątkami. Zbliżała powoli i jak przystało na stateczną belferkę, mocno stawiała kroki na żwirowej alejce, zostawiając sobą głębokie bruzdy.
Znaczy, sunęła jak czołg, żłobiąc ślad gąsienicami? 

– Przypominam – powiedziała na tyle głośno, żeby wszystkie uczennice usłyszały jej wywód – o zakupie przynajmniej jednej lampki. Zapalimy je pod tablicą upamiętniającą ofiary eksperymentów kosmetycznych, jakie męscy naukowcy prowadzili w dawnych czasach na kobietach.
"Do czego służył ten przedmiot, siostry, chyba nie muszę wam wyjaśniać!"

A przecież naprawdę tak było. Kobiety umierały w wyniku eksperymentów medycznych prowadzonych przez (męskich) naukowców – w obozach koncentracyjnych. Ale to trzeba mieć trochę rigczu i wiedzieć, kiedy przestać – ale nie, lepsze jest hihihi, hahaha, “eksperymenty kosmetyczne”, oczadziałe od propagandy dziewuszki dadzą sobie każdy kit wcisnąć i w ogóle to Liga rządzi, Liga radzi. 

(...)
Zapalone znicze stworzyły smutną atmosferę zadumy i powagi. Plac, na którym je ustawiano, powiększał się po każdej wycieczce o kolejne kilkadziesiąt nowych płomyków. 
Znaczy… poprzez wypalenie sąsiadujących budynków? 
(Dlaczego, u licha, w zoo jest tablica upamiętniająca ofiary eksperymentów medycznych?...)

Ich żółtawy odblask i pulsująca ciepłem skacząca poducha, daleka kuzynka latającego dywanu,  tworzyły przytulną aurę.

(...)

***

Wycieczka idzie zwiedzać wiwarium z “hodowlą męską”. 
Tak, dobrze czytacie. W wiwarium. To jest w miejscu, gdzie trzyma się niewielkie zwierzęta, przeważnie gady, płazy i owady. 

Było to wiwarium z oprzyrządowaniem adekwatnym wobec tak specyficznej hodowli.
Kajdanki, pejcze, łańcuchy…? 

(...)
Piątka dziewcząt z grupy Wolny Świat trzymała się trochę z tyłu, tak aby ich szepty nie doszły do niepowołanych uszu niezbyt pewnych koleżanek, a przede wszystkim wścibskiej i nielubianej w całej szkole wychowawczyni.
– Pamiętajcie – rzekła Helena i rozejrzała się czujnie na boki – przy każdym obiekcie zostaje tylko jedna. Musimy ich sobie upatrzyć, no… wybrać ich sobie... aby się potem nimi zajmować. Na odpowiedni sygnał, w miarę możliwości oczywiście, każda wykonuje swoje zadanie.
– A jak się zezłoszczą? – zapytała Izabela.
– Albo uciekną? – Uśmiechnęła się Katarzyna, bo przypomniała sobie, że jej nigdy jeszcze nic nie uciekło, żadne zwierzę, pies czy kot; nieważne, nic jej nigdy nie uciekło, dosłownie nic.
Ogródek za domem Katarzyny pełen był niewielkich, niewinnie wyglądających kopczyków. 
...Autorze, czy to było celem tego fragmentu? Przyprawienie o gęsią skórkę?

– I nie damy rady? – dodała pytanie pełne wątpliwości Viola.
– Dobrze wiecie, jakie jest ryzyko. Która się boi... to i tak nie ma już żadnej szansy na to, aby się wycofać – wyjaśniła Laura i ostrym spojrzeniem zmierzyła koleżanki, celując w nie kartą informacyjną, otrzymywaną w kasie razem z biletem.

Na karcie umieszczono wytłuszczoną czcionką klasyczne ostrzeżenie, że niezastosowanie się do zasad bezpieczeństwa zagrożone jest karą dokuczliwego (!) odosobnienia do lat trzech i że za pomoc udzieloną mężczyznom dodatkowo przyznana będzie kara deklasyfikacji społecznej.
To… interesujące jak na informację umieszczaną w przewodniku po zoo. 

(...)
– Jeszcze jedno. — Laura czuła, że musi powiedzieć kilka słów, bo koleżanki mogły zatracić się podczas euforii wybierania. – Każda wybiera tylko jednego. Jasne? Tylko jednego! Żadnych haremów!
https://www.splashlightsolutions.com/wp-content/uploads/2018/01/blogger-image-1740823610-e1461272601642.jpg
O, rycerka z filmów o przygodach Lary Indiany Jones! :)

Czy autor choć drobinkę czuje, że takie rozdzielanie na zaś między sobą  romantyczno-seksualnych partnerów bez jakiejkolwiek opinii zainteresowanych (w dodatku skazanych na ich łaskę i solidnie pokiereszowanych psychicznie) jest takie, no, zdeczka, tycio… potwornie uprzedmiotawiające?  

(...)
Zapach, jaki wdzierał się do nozdrzy obserwatorek, był typowy dla ogrodów zoologicznych: ciężki, mdły oraz wilgotny. Roztaczający się odór zwierzęcej uryny, w połączeniu z aromatem świeżo przeciętego drewna, tworzył dziwaczną i trudną do określenia mieszankę, która, ku zdziwieniu niektórych wchodzących, przyczyniła się do lekkiego wzrostu zadowolenia. 
Uwielbiam zapach siuśków o świcie! 

A kiedy widok bieluśkich trocin dodał do tego obrazka tylko uroczej pikanterii
 Whut???
*myśli*
*myśli*
*myśli*
Aaaa… że niby warstwa białych drobinek? Nie, serio, co trzeba mieć w głowie, żeby nawet trociny się kojarzyły… 

 i przytulnego charakteru (przytulny charakter / sterta obsikanych trocin, wybierz jedno), na twarzach po raz kolejny zagościły uśmiechy. Szmer zachwytu rozbiegł się dookoła, tak jak roślinność (rozbiegnięta roślinność?! No co, nigdy ci paprotka nie spierdzieliła z doniczki?), która w różnych rozmiarach i układach pokrywała ponad połowę powierzchni pomieszczenia, pnąc się fikuśnie aż po sklepienie. Jednak nie wiadomo, skąd zrodziło się wrażenie zupełnie niedobranej, wyrwanej z naturalnego kontekstu przyrody.
To pewnie przez te donice. 

— Dzień dobry! – przerwała pierwsze wrażenia czterdziestoletnia kobieta w turkusowych ogrodniczkach. Jednym zdecydowanym ruchem poprawiła swoje długie, rude włosy i mówiła dalej: – Jestem doktor Maria i będą dzisiaj waszą przewodniczką po świecie nieznanym i ginącym. Zapraszam do zapoznania się z objazdową wystawą: Osobniki męskie w środowisku lądowym
W przyszłym roku planujemy drugą część wystawy: Osobniki męskie w środowisku wodnym.

Proszę spojrzeć tutaj!
Za wskazaniem przewodniczki dziewczęta odwróciły się w stronę wielkiej planszy z opisem osobników, która witała wchodzące tymi oto słowami: „Osobniki męskie w środowisku lądowym. Królestwo – zwierzęta, infragromada – dwunożne, infrarząd – małpy właściwe, rodzina - facetowate, rodzaj - brodacz”. 
Dziwnymi drogami polazła systematyka w tym uniwersum. Baaaaardzo dziwnymi. 

Przedstawicielki organizacji Wolny Świat ogarnęła nagle przerażająca świadomość, straszliwe mane, tekel, fares wpadło znowu w ludzkie ręce.
[przypis autora: Najbardziej zwięzłą interpretację przedstawił Cyrus Gordon: „Będziesz zdziesiątkowany, poćwiartowany i podzielony, aż do zatracenia”.
„Łamacze kodów", David Kahn, WNT, 2004, Warszawa, s, 90-91]
Spośród licznych przypisów do tego hasła w Wikipedii autor wybrał akurat ten. 

Niedoświadczone jeszcze, ale jakimś impulsem podświadomości wyczuwały, że boskie sprawy w takich rękach nigdy nie wychodziły ludzkości na dobre. Nie miały zbyt wielu wiadomości sprzed ICH epoki, a te, które posiadały, nie dawały pełnego obrazu minionych wieków, I jakimś ukrytym zmysłem, czymś, co z niewiadomych przyczyn dano ludziom do dyspozycji, odbierały nienaturalność zaistniałej sytuacji.
...Ale jeszcze raz, jaki jest problem? Że człowiek ma swoje konkretne miejsce w systematyce organizmów? Zaklasyfikowanie do gromady ssaków jest jakąś straszliwą ingerencją w sprawy boskie?

Musiały działać, bo nie mogły dalej biernością wyrażać zgody na zastaną sytuację, trudno było milczeć i liczyć na to, że któraś odważniejsza jednostka je wyręczy. Nie mogły też poprzestać na litościwym szepcie: „Jakie on ma smutne oczy" i przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego, poprawność polityczno-społeczna była teraz ceniona wyżej niż racjonalne podejście do zagadnień ludzkiej natury i większość brnęła ślepą uliczką spokojnej egzystencji.
Bla, bla, bla, bełkotu, bełkotu.

Wycieczka ruszyła wąskim korytarzem pełnym wielokolorowych plansz, prezentujących nieznany dziewczętom męski świat: ich marne, zbrutalizowane życie, mało pożyteczne zawody i wątpliwe osiągnięcia. Były to obrazy godne pożałowania, ale cóż robić, kiedy mężczyźni prym wiedli przede wszystkim w rozpowszechnianiu społecznych plag: alkoholizmu, narkomanii, wandalizmu, złodziejstwa, lenistwa czy ogólnie pojętego niedostosowania społecznego. Było to widoczne w wielu aspektach życia; byli twórcami krótkich zdań wrażających sprzeciw, zazwyczaj utworzonych za pomocą partykuły „nie”, dla zmylenia ukrywanych pod niewinnymi nazwami łacińskimi veto (“protestuję”, gdzie tu “nie”?) czy non possumum.
Autorowi radziłabym sprawdzać dokładnie brzmienie haseł, którymi się posługuje, bo mu wychodzi łacina w wersji “oj, sorko, no coś tam słyszałem, ale zapomniałem! No jak to dwója?!”. 
A skoro już tak bardzo chciał przytoczyć “krótkie zdania wyrażające sprzeciw”, mógł sięgnąć do Dekalogu…  

Herstoryczki nie dały się zwieść i wykryły kolejny element wymierzonego w kobiecość męskiego spisku. Zastanawiające było przede wszystkim to, że wielowiekowe tłamszenie płci przeciwnej umykało często uwadze samych zainteresowanych i w herstorii nie zanotowano zbyt wielu skutecznych przykładów wyjścia z tej ponurej sytuacji. Plansze przedstawiały wiele szczegółów z dawnego życia mężczyzn, które doskonale wyeksponowane wywoływały spodziewany rezultat – niesmak. Brud, niechlujstwo, nieporządek to pierwsze słowa, które przychodziły na myśl oglądającym.
Tyle, że herstoria nie na tym polega. Nie na wymazywaniu mężczyzn z historii, zawłaszczaniu ich odkryć i twierdzeniu, że Kopernik była kobietą, tylko na przywracaniu niesłusznie zapomnianym ważnym kobiecym postaciom należnego im miejsca i przeciwdziałaniu efektowi Matyldy

Słusznie się stało, że ta wystawa znalazła swoje miejsce, bo nie były to chwalebne fotografie. Kolejny raz można było zobaczyć upadek! I to w jaskrawych barwach. Niektóre pomyślały, że to dobrze, bo sami są sobie winni! I z takim odczuciem dziewczęta opuszczały pomieszczenie.
W kolejnym znajdował się olbrzymich rozmiarów wyświetlacz telewizyjny, Emitowano właśnie fragment nagrania jednej z grup wsparcia, do których przynależeli ocalali mężczyźni w ramach eksperymentu społecznego, którego celem było sprawdzenie, czy byłoby możliwe przywrócenie mężczyzn do życia w zdrowej tkance społecznej.
Siedzący na krześle brunet skończył obgryzać paznokcie, a po długim i męczącym milczeniu westchnął głęboko i z trudem powiedział:
– Cześć, mam trzydzieści dwa lata jestem... mężczyzną. Odkąd pamiętam... jestem mężczyzną.
– Cześć... cześć… cześć – padły zza kamery przyjazne powitania kilku innych mężczyzn, którzy dodając parę krótkich wyrażeń, próbowali podnieść na duchu kompana.
– Jesteśmy z tobą.
– Trzymaj się.
– Nie pękaj, myśmy też to przechodzili.
Nagle zza kamery jakaś kobieta zadała pytanie:
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co to dla ciebie oznacza?
– Wiem. Nie będzie lekko.
– Czy jesteś na to zdecydowany? Robisz to z własnej woli?
– Tak, przemyślałem wszystko, wyrządziłem wiele zła… kobietom... i sobie... moja obecność nie jest pożyteczna...
– Wiesz o tym, że możesz to naprawić?
— Tak, wiem. Chcę dokonać zmian... i stać się częścią pożytecznej klasy pracującej – powiedział, po czym dodał ze spuszczonym wzrokiem: – Prosimy, aby kobieca społeczność dała nam szansę.
No dobra, ale co właściwie robił rzeczony osobnik przez trzydzieści dwa lata swego życia? Skoro w tym świecie najwyraźniej nadal rodzą się chłopcy, to jak wygląda kwestia ich wychowania? Dlaczego wciąż kultywują toksyczne wzorce, przez które “wyrządzają wiele zła kobietom” – i przede wszystkim, kto ich tego uczy? Czy autor uważa, że bycie dupkiem po prostu leży w męskiej naturze i nie da się z tym nic zrobić, bo nie? A podobno to kobiety miały być w tej powieści skrytykowane… 

(...)

[bla bla bla, dalszy opis wystroju wnętrza ogrodu, nuda, ciach]

Dziewczęta, przynajmniej niektóre, zamierzały dokładniej poznać męskie istoty, tym bardziej że w normalnym życiu nie miały ku temu okazji z tej prostej przyczyny, że mężczyźni już nie istnieli w przestrzeni publicznej.
Chyba że w charakterze bohaterów wstrząsających reportaży w KobTV. 

 A raczej nie w takiej skali jak w poprzedniej epoce. Stali się z czasem nawet passe, przynajmniej oficjalnie, bo oddolne zachowania kobiet przeczyły tej programowej tezie. Coraz częściej traktowani byli jak owoc, który zyskiwał na znaczeniu dopiero wtedy, kiedy został zakazany.
Autor chyba sam nie może się zdecydować, jak to z tymi facetami jest. 
Jak mu wygodniej.

(...)

Wreszcie nadszedł moment, aby ujrzeć na własne oczy to, co do tej pory było tylko martwym rysunkiem na szkolnej planszy, suchym szkicem pozbawionym wszelkich cech przynależnych żywym istotom rozumnym, upiększonym duszą i sercem. Osobnik z krwi i kości zamknięty w klatce, ku uciesze naukowego świata, zaszczuty i odarty ze wszystkiego, co ludzkość zdołała do tej pory wypracować, czekał na swoje przeznaczenie.
Podsumowując dotychczasowe info: mężczyźni mają status małp człekokształtnych, w cywilizacji spotkać można ich albo w zoo, albo w laboratoriach, gdzie prowadzi się z nimi eksperymenty społeczne (nawet ruch oporu brzmi bardziej jak ekoaktywistki niż obrończynie praw człowieka). Wyobrażacie sobie podekscytowaną wycieczkę szkolną wypychającą torby, nie wiem, bananowymi gadżetami i prawie piszczącą z ekscytacji, że “łoooo, orangutany, WRESZCIE, całe życie widziałam je tylko na obrazkach i w filmach przyrodniczych, a teraz zobaczę na żywo, ale odlot!”?

Wycieczka ruszyła za dłonią przewodniczki silną falą, kiedy ta rozpoczęła wyuczony wywód:
– Jako pierwszych zobaczycie dwóch osobników rodzaju męskiego rasy żółtej i śniadej. Jest to podgatunek wywodzący się bezpośrednio z praherstorycznej linii neandertalskiej, który w klasyfikacji biologicznej zajmuje zdecydowanie niską rangę podrzędnego taksonu. Naukowczynie dowiodły, że w systematyce organizmów żywych osobniki te są ze sobą blisko spokrewnione.
JA PIERDOLĘ… Seksizmu, owszem, spodziewałam się po tej książce, ale tak prymitywnego rasizmu...? 

Świat naukowy traktuje ich jako zmodyfikowaną wersję poprzedniego osobnika i nazywa substytutem mężczyzny neandertalskiego. Proszę pamiętać, że jest to substytut, a nie mężczyzna, co może być trudne do zrozumienia poprzez nazwę. 
Substytut, nie mylić z prostytutem, ani surogatem, ani surykatkiem… 

Wiedli oni prymitywny tryb życia, ale jednak byli pokojowo nastawieni do świata, chociaż świat nie był pokojowo nastawiony do nich. Był to tak zwany obosieczny proces rasistowski i dla własnego dobra powinni pozostać w zamknięciu. 
Whut?

Dodam, że proces ten wymyślili mężczyźni i stosowali go przeważnie do załatwiania własnych porachunków oraz interesów większych lub mniejszych grup etnicznych, co oczywiście pociągało za sobą szereg niewinnych ofiar równo w sensie fizycznym, jak i ekonomicznym. Wśród tych ofiar, niestety, były przede wszystkim kobiety. Proces ten, jak nazwa wskazuje, był bronią obosieczną, przez co populacja męska uległa wyparciu przez inną, silniejszą czy, jak kto woli, bardziej zdeterminowaną. W efekcie wyeliminowali siebie nawzajem, dając pole do popisu nam – kobietom.
Podsumowując: podczas swych wojen mężczyźni zabijali przede wszystkim kobiety, co osłabiło ich (mężczyzn) populację na tyle, że kobiety w końcu ich wyparły? Dobrze rozumiem? 

Nieoczekiwanie z grupy padło pytanie:
– Czy oni, tak jak zwierzęta, nie powinni mieć ich imion?
(...)
Przewodniczka nabrała powietrza, aby udzielić odpowiedzi:
— Męskie osobniki nie odczuwają potrzeby posiadania imion, bo to jest akurat cecha typowo ludzka, czyli... nasza - kobieca. Natomiast gdyby tak było, to sami by się nazwali. Jednak poziom ich świadomości społecznej jest biegunowo odmienny od naszego. 
Reagują na “ej, ty”, a poza tym na “żarcie” i “ruchać”. 

A zresztą... to i tak decydujemy my — kobiety. Nasze słowo w tej mierze jest święte, jedyne i niepodlegające dyskusji! I będzie trwało do końca świata. I o jeden dzień dłużej.
Ostatnie zdanie wywołało salwę śmiechu, a kiedy gwar ucichł, odezwała się uczennica z tyłu grupy.
—Ale można powiedzieć, że mają w sobie pewną dozę sympatii.
— Więcej sympatii mają w sobie psy, bo chociaż machają ogonem na nasz widok. Riposta przewodniczki w tym przypadku była błyskawiczna.
Znowu salwa śmiechu poruszyła zgromadzeniem.
— Natomiast mężczyźni, same panie wiedzą, jak jest… – Spojrzała w twarze uczennic i widząc ich konsternację, która wynikała z niezrozumienia jej ostatnich słów, zawahała się, ponieważ młode kobiety nie miały jeszcze żadnych kontaktów z mężczyznami i dziwne by było, gdyby znały męskie nawyki i zachowania. 
A jednak bezbłędnie rozpoznały kształt penisa w gadżetach z kiosku i budził w nich jakieś chichotliwe skojarzenia, czego raczej by nie było, gdyby patrzyły na te gadżeciki totalnie niewinnym i nieuświadomionym okiem. 

(...)
-- Chciałaby pani zapytać, czy istnieje dobry mężczyzna? (...) Spieszę z odpowiedzią. Moje panie… – zwróciła się do wszystkich, robiąc krótką pauzę. Umożliwiła sobie tym samym dłuższy wywód, chrząknęła, nabrała powietrza i kontynuowała: — ...równie dobrze można szukać mitycznego kwiatu paproci, który podobno zakwita raz w roku w leśnej gęstwinie, albo legendarnego jednorożca, przemierzającego leśne ostępy. Świat kobiecej fantazji stworzył wiele męskich postaci bajkowych: silnych, szarmanckich, walecznych, opiekuńczych, a w rzeczywistości wszystko sprowadza się do jednej prostej konkluzji — dobry mężczyzna nie istnieje.
I dlatego trzeba tworzyć o nich bajki, to chyba oczywiste, nie?
Serio, kultura świata kobiet wciąż jeszcze nie wytworzyła alternatywnych baśni z wyłącznie kobiecą obsadą? 

– Nie istnieje!? — Zaszumiało w sali ze zdziwienia jak wśród drzew targanych wiatrem.
No... takiej odpowiedzi dziewczęta się nie spodziewały. 
Ale dlaczego?
Przecież od ponad trzystu lat oficjalny przekaz brzmi: co złego, to mężczyzna. Samiec twój wróg. Skąd więc to zdziwienie, skoro przewodniczka tylko potwierdza znaną wszystkim prawdę? 

Chociaż przeczuwały, że skoro ich nie ma, to coś jednak coś jest na rzeczy. Zapanowało lekkie poruszenie i szum rozmów zaczął narastać, dlatego pani Gertruda klasnęła w dłonie i zakrzyknęła:
– Następne pytanie!
To padło z pierwszego rzędu i było zgodne z obowiązującą linią nauczania.
-- Czy męskie osobniki nie wymagają większych przestrzeni niż te oferowane przez ogród?
– Nie. – Ostro zaczęła przewodniczka. – Udowodniono już ponad wszelką wątpliwość, że mężczyźni prowadzili osiadły tryb życia. Chociaż w pewnych sytuacjach męscy osobnicy wykazywali się czymś na kształt zmysłu praktycznego i byli w stanie sklecić z dostępnych materiałów, na przykład liści czy patyków, daszek nad legowiskiem, chroniący od deszczu albo śniegu. To były jak na ich możliwości nawet zmyślne konstrukcje. Jednak niepodważalna jest jedna informacja: niektórym osobnikom do życia wystarczała niewielka przestrzeń: biurko, kanapa czy fotel. 
Emmm… oczywiście zrobione przez kobiety, tak? 
Biurko z kompem i samonapełniająca się lodówka, i mógłbym siedzieć w tym ogrodzie. 

Oczywiście wyżej wymienione meble, ich prymitywne wersje, powstawały z materiałów dostępnych męskim środowisku lądowym i połączone były z innymi elementami niezbędnymi do zaspokajania naturalnych i najniższych, typowo męskich, potrzeb organizmu, czyli: jedzenia, wydalania i prymitywnej rozrywki. Tak więc kuchnia czy toaleta były bardzo często w specyficzny sposób dokładane do mebli.
https://img.wiocha.pl/images/f/7/f7e602dc696ec913bd9b0037a0bfe299.jpg

 Wytworzył się nawet osobliwy rynek takich zestawów mebli, ale to jest temat na inne spotkanie. 
Mam wrażenie, że autor błądzi w dziwnych zakamarkach internetów. 

Jednak działo się tak niezależnie od miejsca występowania danego osobnika. Był to globalny trend, taka moda, jak zresztą cała męska populacja, która nigdy nie była tym, kim my jesteśmy dzisiaj.
Doktor Maria odetchnęła chwilę, powiodła wzrokiem po zebranych, ale gdy nie usłyszała żadnego pytania, mówiła dalej :
– Natura nie wyposażyła mężczyzn w umiejętność aktywnego spędzania czasu. Można by rzec, że anemiczny tryb życia doprowadził do degradacji całej męskiej populacji. Z czasem kości męskich osobników stały się tak słabe, że jedynym rozwiązaniem było przystosowanie się do osiadłego trybu życia. Dlatego też najlepiej czują się oni w pozycji siedzącej lub leżącej. 
Zastanawiam się, czy tu autor nie okazuje tu pogardy dzisiejszej małomęskiej męskości: samce beta siedzące ciągle przed komputerami, ulegające terrorowi poprawności politycznej. 
Nie, myślę, że chodzi o coś innego: wiedząc, że jest to propaganda wygłaszana przez funkcjonariuszkę reżimu, czytelnik ma to odbierać dokładnie odwrotnie. 

Przechodzimy dalej.
Wszystkie podreptały posłusznie kilka kroków, aby znaleźć się przed kolejną klatką.
– Proszę stanąć tutaj. – Przewodniczka zamaszystym ruchem ręki zakreśliła obszar przed jedną z klatek. — Oto osobnik płci męskiej: mężczyzna biały. Bardzo rozpowszechniony gatunek, który występował na całej kuli ziemskiej.
Z miejscowo występującym podgatunkiem: mężczyzną pomarańczowym. 
https://images.huffingtonpost.com/2016-07-15-1468607338-43291-DonaldTrumpangry-thumb.jpg

Mężczyzna biały, do pewnego czasu, był najbardziej towarzyskim osobnikiem w całej męskiej populacji, dlatego też nie ma żadnych przeciwwskazań do przebywania w dużych grupach i na wolnym wybiegu. Zdarzały się także samotnicze osobniki nienawykłe do życia w stadzie, które ze względu na ich odrębność i odrzucenie przez stado należy hodować w odosobnieniu.
– Następny osobnik, proszę tutaj! Przed nami mężczyzna brunatny, który występował tylko w pewnych miejscach na Ziemi, głównie w Afryce i obu Amerykach, chociaż w schyłkowym okresie pojawiał się także na pozostałych kontynentach. 
W przeciwieństwie do “mężczyzny białego”, który ot, tak sobie po prostu i naturalnie “występował na całej kuli ziemskiej”. 

Był bardzo agresywny i prymitywny, przejawiał stałe, rytualne podejście do wielu spraw, którymi się zajmował. 
Serio, kurwa…? 
Proszę, niech mnie ktoś weźmie w ramiona, utuli i powie, że to nie są poglądy autora, tylko celowe pokazanie obrzydliwości takich tekstów i że wszystko będzie dobrze.

Swoją wyjątkowością wpłynął na dyrekcję ogrodów zoologicznych do tego stopnia, że każda placówka stara się mieć tego typu przedstawiciela gatunku. Jednak nie każda może sobie pozwolić na jego zakup. Natomiast my możemy się poszczycić jego obecnością, co nie obyło się bez sporego uszczerbku finansowego, no ale jest, transakcja się opłaciła, ponieważ kolekcja została uzupełniona o jeszcze jeden egzemplarz. Ten okaz jest najlepszym obiektem dla antropolożek, specjalizujących się w seksualnym aspekcie życia męskiego, ponieważ jego wydajność erotyczna obrosła wieloma legendami.
Przepraszam, umarłam z żenady, posadźcie na moim grobie sromotniki. 

– Tego też zaznaczyć? Ja go nie chcę – powiedziała z obrzydzeniem Izabela.
– Nie musisz zaznaczać, bo akcję zaplanowano z uwzględnieniem naszych indywidualnych oczekiwań wobec wiesz kogo – odpowiedziała Laura.
– Jak to? Nie bierzemy wszystkich!? – zdziwiła się Izabela.
– Pięciu – szybko wtrąciła Helena i dodała ze smutkiem – tylko musimy ich wybrać. Słyszycie? Każda wybiera jednego. Wybierajcie mądrze, bo wybieracie dla siebie.
Wybierani nie mają nic do gadania. 
Ta wielka, prowolnościowa akcja w obronie praw człowieka coraz bardziej przypomina kradzież w sklepie.
Ta, i to kradzież gadżetów z penisem. 

(...)  Pamiętajcie. W razie niepowodzenia spotykamy się przy Syrenie.
– Przy którym? – spytała prowokacyjnie Katarzyna. – Bo jest ich dwóch.
– Jest tylko jeden pomnik Syrena, przy rzece, obok mostu. Latem często tam chodziłyśmy.
A podobno do miasta, gdzie jest ZOO, jechały wiele dni autokarem.
Korki były. 

— Jest jeszcze jeden Syren w starej części miasta, ale to chyba tylko część fontanny.
Męski “syren” to tryton. 

– No właśnie. Ten akurat to nie pomnik, tylko fontanna. Zresztą jest mniejszy no wiecie, hi, hi.
Pokazała mały palec i zaśmiała się cicho i znacząco.
Dyskusję przerwał ostry głos przewodniczki, która dostrzegła szepczące na boku dziewczęta i postanowiła zareagować.
— W rogu znajduje się atrapa męskiego dziennikarza. Był to najbardziej zakłamany osobnik z całej męskiej populacji.
Ktoś tu zapomniał o męskim polityku. ;) 

 Poprzednia epoka była nim wręcz przesiąknięta. Do tej pory nie odkryto drugiej tego typu istoty męskiej o tak zachłannych, wybiórczych i wyselekcjonowanych, z finansowych pobudek oczywiście, poglądach.
Powtarzam, POLITYK. 

 Intelektualnie ograniczony, o czym świadczą liczne teksty – pożal się Bogini – kulturowe! 
W tym momencie dowolna uczennica rozwinięta intelektualnie bardziej od krzesła w kącie powinna zadać pytanie: ALEJAKTO? Dopiero co udowadniano nam, że mężczyźni to dzikie zwierzęta, niezdolne do cywilizowanego życia, a tutaj prezentuje się nam mężczyznę tworzącego teksty kulturowe? To jak to z nimi było? 

Tu następuje burzliwy i chaotyczny rant, i konia z rzędem temu, kto zrozumie, o co autorowi chodziło. 

Był to osobnik dość łatwy do przekupienia i wyjątkowo sterowalny. Występował na całej kuli ziemskiej i pod względem niegodziwych zachowań po dziś dzień jest najbardziej jaskrawym przykładem, który najdobitniej dowodzi destrukcyjnego charakteru męskiej populacji: bezwzględnego, perfidnego, brutalnego i nad wyraz kłamliwego. Poruszał się często otępiony środkami odurzającymi, które podtrzymywały go w nieustabilizowanym trybie życia. Życie to, jak twierdzili prawie wszyscy dziennikarze, prowadzili z miłości do prawdy! A prawda? Znikała powoli i niezauważenie podpierana płytką blagą czy cieszącą się wielkim poważaniem w publicystycznym fachu dezinformacją.
Dziewczęta z niedowierzaniem pokręciły głowami, a przewodniczka z dużą satysfakcją kontynuowała wypowiedź:
— Mówili, że mają do spełnienia misję społeczną. A de facto była to wyjątkowa misja: kłamstwa i obłudy! Na świecie nie ma wynalazku, który zachowałby swoją formę lub znaczenie w pierwotnej postaci. Wypaczeniu uległo wszystko, czym się posługiwali. Nic nowego nie stworzyli, jednak nie przeszkadzało im to w naginaniu już istniejących idei do swoich niecnych, typowo męskich, celów. Wdeptali w ziemię sztandarowy dziennikarski obiektywizm, który według nich nakazywał bycie obiektywnym tylko wobec siebie. Demokracja, mówili, to rządy większości. Tak!? To dlaczego nie rządziły kobiety? Przecież od kilku tysięcy lat stanowimy liczebnie większość! A tolerancja? Tolerancja? Ta sama która kazała zamknąć nas w kuchniach, gorsetach i kajdanach naznaczonych seksizmem spódnic? Tak! Ta sama, moje panie, ta sama... A segregacja rasowa, której musiałyśmy być częścią? Bo płeć jest rasą. 
Whut???

I to dzięki niej musiałyśmy być kobietami tylko dla nich i mieć osobne, upokarzająco ciasne kuchnie, toalety oraz prysznice. 
Ale jakie toalety! Chodziłyśmy za stodołę i podcierałyśmy się łopianem! Tak było, siostry, nic nie zmyślam!

Natomiast my, kobiety, wiemy, że uprzedzenie rasowe jest naturalnym stanem, który wynika z podświadomej skłonności obronnej gatunku, doświadczenia potomkiń i spokoju domowego ogniska. 
Ee… znaczy, nasz rasizm dobry, ich rasizm zły? 

My, kobiety, wiemy, że tolerancja drzemie w nas od wieków, ale tylko w ledwie dostrzegalnym procencie, niewielkim ułamku, nigdy par excellence. I z powodzeniem została wygaszona w odpowiednim momencie egzystencji ludzkiej populacji. 

A demokracja? Nie ma jej, nie było i nie będzie. Jest zupełnie niepotrzebna, Bo natura ludzka nie jest stworzona do życia w demokracji, I właśnie dlatego w herstorii świata najczęściej spotykane są twarde rządy niedemokratycznych zespołów politycznych.
https://media2.giphy.com/media/8qpvl5lcmht1S/giphy.gif?cid=ecf05e472b5e4411597e436e35078b8e25a08c1fcb783176&rid=giphy.gif

Przez cały czas, kiedy mówiła, spoglądała na twarze zebranych uczennic. Musiała być pewna, że robi właściwe wrażenie na słuchaczkach. Kontynuowała:
– Społeczeństwo nadal tego oczekuje. Podobnie jak odwagi i konsekwencji w usankcjonowaniu instytucji segregacji rasowej, która zawsze istniała i w pierwszej kolejności odradzała się w najniższych warstwach społecznych, bez żadnej państwowej ingerencji. Słowem: świat pełen uczuć rasistowskich, świat jasno podzielony, jest potrzebny ludzkości jak woda, jak tlen, jak na wieki rozdzielony świat kobiety i mężczyzny – zrobiła pauzę, aby z lubością wczuć się w ciszę, która zawsze zapadała po tej szokującej dla młodych kobiet tyradzie.
Dobra, ktoś to rozumie? Bo ja nie. 

(...)
Dziewczęta skupiły się wokół woskowej postaci normalnych, ludzkich rozmiarów. Nie mogły wyjść ze zdumienia, ileż to rzeczy dwudziestowieczny dziennikarz miał na sobie: spodnie khaki i tego samego koloru kamizelkę z niezliczoną ilością wypchanych po brzegi kieszeni, z których bardzo często wystawały tak archaiczne przedmioty, że niemożliwe dzisiaj było określenie ich przeznaczenia, oraz ciężkie buty wojskowe, charakterystyczne dla środowisk agresywnych, czyli dziennikarskich i mało przyjaznych społeczeństwu. 
Autor ma jakąś kosę z dziennikarzami? 
Raczej wyobraża sobie, że feministki mają kosę z dziennikarzami i jak tylko zapanuje tyrański matriarchat, to wsadzą każdego jednego do paki za nieużywanie feminatywów. 

Ohyda tego indywiduum podkreślona była dużą ilością, często całkowicie zbędnego, sprzętu fotograficznego i filmowego, który zwisał z ramion na parcianych sznurkach. Natomiast grymas na zarośniętej gębie nie budził już żadnej wątpliwości co do jego charakteru i prostackiej proweniencji. 
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimAN596276721qnZQRiSFwfKEyy2weSncNT9r-JSmTY5n5TOSquRlf9t3-DClOZPmJKIZvkxMO0rakSHM_vBT277HEjE8h2-BO8m3bfKktcvyY5agi46RyJlIBwcv5QNGGccUqbXZW3Gs/s1600/Tanie+dranie.JPG

Beret z antenką był tylko wizualizacją argumentu co do prymitywnych zachowań tego osobnika. 
Wiem. Wiem! Dziennikarz to inaczej redaktor, a z redaktorami panałtor z całą pewnością ma na pieńku! 

W ustach ćmił, zgodnie z męską wersją przepisów BHP, elektroniczną atrapę papierosa. 
Czyli męskie BHP wymagało palenia elektronicznych, ale kobiece już dopuszczało zwykłe? To ja już wolę to męskie, przynajmniej nie zostanę bierną palaczką. 

Podkrążone oczy i wielkie limo pod jednym z nich dopełniały haniebnego obrazu podrzędnego osobnika ze świata dziennikarstwa dwudziestego wieku.
Przewodniczka dodała:
– Podejrzewamy, że do jego wyginięcia przyczynił się następny prezentowany osobnik. Proszę, przechodzimy dalej.
– Ja tam nie wierzę w wyginięcie całego gatunku, gdzieś musieli się zachować, chociażby po to, aby można było objąć ich ochroną – wyszeptała z niedowierzaniem pewna blondynka.
Ptak dodo spojrzał na nią z politowaniem. 

– Przed nami mężczyzna żarłoczny. Niezwykle niebezpieczny typ – zrobiła efektowną pauzę, podnosząc w geście ostrzeżenia palec wskazujący. — Zżera wszystko, zżera – nie je; ale zżera to, co jest stworzone z mięsa, najlepiej surowego i żywego. 
Najsmaczniejsze jest to, co się wyrywa i wrzeszczy! 

Prowadził i nadal prowadzi samotny tryb życia, głównie z powodu swojej krwiożerczości. Prawdopodobnie jest to jeden z ostatnich okazów.
Dziewczęta przybliżyły się do klatki, aby lepiej widzieć ten ostatni na świecie okaz, a przewodniczka mówiła dalej.
– Literackie wampiry wobec tego osobnika stanowiłyby jedynie rubaszny komentarz do życiorysu tego indywiduum. Proszę, nie podchodźcie do niego zbyt blisko!
Teraz uczennice nieco się odsunęły, a ponieważ nie chciały okazywać strachu, zaczęły zadawać pytania:
— Ale przecież mięsa nie ma w sklepach. Skąd więc pochodzi? – zapytała jedna z dziewcząt.
Spod lady! 

– Właśnie. W jaki sposób odbywa się karmienie? -- zapytała druga.
– Dla zaspokojenia jego naturalnych potrzeb w ogrodzie urządzono fermę, z której pochodzi mięso drobiowe, wieprzowe, konina. Dodam tylko, że całość żywieniowego projektu jest sfinansowana przez producentkę programów rozrywkowych „Z tamponem dookoła świata” czy „Szydełko na temblaku”. 
Ha, ha, ha. “Z tamponem”! Ha, ha, ha. 
Pls kill me. 

Zatem o mięso nie musimy się już martwić, a ono, zapewniam, nie jest ludzkie. – Uśmiechnęła się ciepło, a za tym uśmiechem powędrował sznureczek chichotów.
– I odrzuca warzywa? – zapytała inna.
– Zdecydowanie. Wśród męskich osobników nie spotkałam jeszcze żadnego wegetarianina, podkreślam – żadnego, ani tym bardziej weganina. Oni zdecydowanie wolą mięso, pod jakąkolwiek postacią: smażoną, gotowaną, nawet surową – to nieistotne, dla nich ważne jest, aby to było mięso!
BO TO JEST W MĘSKICH GENACH PO PROSTU, KTO TO WIDZIAŁ, ŻEBY MĘŻCZYZNA ŻARŁ TRAWĘ!!!
Ciekawe, czy którejś weterynarce dało do myślenia, że jak to, każdy jeden mężczyzna w niewoli prędzej niż później dostaje szkorbutu. 

(...)
– Proszę zrobić miejsce. – Wskazała ręką miejsce przed klatką. Proszę stanąć tutaj. Śmiało. – Cała grupa przesunęła się we wskazane miejsce. – Nasz ogród dla celów edukacyjnych przygotował dla zwiedzających i odważnych pań... prezentację karmienia tego osobnika.
- O! — Radosna samogłoska rozpłynęła się po sali.
– Wrrrrrr! – rozległy się groźne spółgłoski z klatki. 

W tym samym momencie weszła pracownica techniczna w chirurgicznej masce z workiem lateksowych rękawiczek, długim pejczem zawieszonym u pasa oraz dwukilowym workiem z napisem „Męska Karma”. Niosła jeszcze w ręce metalową miskę z parującym jedzeniem, a mocny smród rozgotowanej i nieświeżej żywności rozchodził się po całej sali, aż mdliło.
Dziewczęta krzywiły się i ostentacyjnie zatykały nosy. Kobieta ręką w białej lateksowej rękawiczce chwyciła kawałek tłustej, białej, świeżo parzonej kiełbasy i wrzuciła go do wnętrza klatki. Kiełbasa wylądowała na podłodze, potoczyła się po ziemi, powodując przylepienie się do niej kilku wiórów trocin, słomy i odrobiny piasku.
Jestem trochę rozczarowany, spodziewałem się tego: 

Mężczyzna wypełzł ze swojego legowiska, rozejrzał się niepewnie i wyraźnie poruszywszy nozdrzami, obwąchiwał otoczenie. Był nieufny, ale gdy zobaczył kiełbasę, szybko podszedł, uchwycił ją palcami; była gorąca, więc przerzucił ją kilka razy z ręki do ręki, potem mocno podmuchał i łapczywie zjadł, głośno mlaskając. Tłuszcz obrzydliwie ściekał mu po gęstej i sztywnej z brudu brodzie oraz nieumytych palcach. Mężczyźnie to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, jego twarz wyrażała zadowolenie, mruknął coś pod nosem, może się nawet uśmiechnął.
Dziewczęta, ośmielone przez przewodniczkę i panią Gertrudę, z uśmiechem na twarzach zaczęły szybko zakładać lateksowe rękawiczki i palcami brały gorące porcje różnych mięs, aby rzucić je daleko przed siebie, do klatki. Robiły to ostentacyjnie, jakby to było największe siedlisko zarazków. Wzdragały się głośno: „Brrr… To obrzydlistwo!”.
Oślizgłe od tłuszczu cząstki spadały to tu, to tam na obsypane cienką warstwą trocin klepisko. Mężczyzna zbierał pośpiesznie kawałki mocno wysmażonej kiełbasy, tłustego salcesonu, wątróbki, galatu oraz trzęsącej się golonki. A to wszystko oblepione było poczerniałą od smażenia cebulą. 
Znaczy, ktoś jeszcze bawi się w masarstwo i wytwarzanie kiełbas, salcesonów i innych wędlin, wyłącznie na użytek mężczyzn w zoo? Po co, skoro przed chwilą padło, że zjedzą nawet surowe? 
I w dodatku, zamiast karmić ich świeżymi wyrobami, trzymają je tak długo, aż się zaśmierdną… 
“Roztaczający się odór zwierzęcej uryny”, zepsuta karma - eeeooo eeeooo, powiatowa lekarka weterynarii już jedzie nawstawiać grzywien.

Chował znalezione wiktuały do postrzępionych kieszeni płaszcza, które z każdą chwilą coraz bardziej pęczniały. 
No proszę, niby zwierzę w klatce, a chodzi ubrane. 

Mężczyzna sprawiał jakby w ogóle nie interesowało go otoczenie, ale to był tylko pozór, chyry wybieg. Uważnie przyglądał się nie tylko mięsnym kawałkom, ale przede wszystkim kobietom. Łypał podejrzliwie na wszystkie strony. Nie mógł zapomnieć, że to one go tu zamknęły i chociaż karmią go, to jest im winien adekwatny do istniejącej sytuacji rewanż. 
Zapamiętajmy… 

(...)
– Robi wrażenie apatycznego. – Okularnica okazywała wyraźne zainteresowanie męskim osobnikiem. Czy on dostaje witaminy, magnez oraz inne minerały niezbędne dla organizmu? – Spojrzała na przewodniczkę, która była przygotowana na tego typu pytanie.
— Niestety, moje panie, tego osobnika interesują wyłącznie mięsne potrawy, a z braku witamin, magnezu, wapnia, węglowodanów i zamienników organizm traci siły witalne i optymistyczne spojrzenie na świat. Szkoda, bo co zrobimy, kiedy umrze? W jaki sposób i gdzie zdobędziemy kolejnego osobnika?
No cóż, shit happens, nic nie poradzimy. 

Rzeczywiście, scena ta nie napawała optymizmem i część dziewcząt znowu czuła mdłości, szczególnie wtedy gdy mężczyna łapczywie wpychał do brudnej gęby tłuste kawałki. Uśmiechał się przy tym i świadomie pokazywał mocno zepsute zęby. Zachowywał się tak, jakby pałaszował najlepszą potrawę na świecie, a jego żołądek był spragniony nowych, kulinarnych doznań w miejscu, które nie było zapuszczoną klatką z klepiskiem, a wyszukaną restauracją ze ściśle rezerwowanymi stolikami. Kilka tłustych kawałków złapał nawet w locie, co wywołało salwy okrzyków, nawet brawa i wiele uśmiechów, ale on nie zważał na to i cały czas wpatrywał się w spadające wiktuały.
Nagle, na znak dany przez narratora, dwie z dziewcząt rozpoczęły poważną dywagację.
– Widoczny jest u niego zespół Tuhaj-beja, czyli dzikiego agresywnego samca alfa w stadzie, który opuszczony przez nie sprawia wrażenie osamotnionego osobnika nie tylko bez ogłady towarzyskiej, ale i dobrych manier. Przez co może być niebezpieczny zarówno dla siebie, jak i otoczenia – powiedziała Katarzyna.
Tę orację koleżanki nagrodziły brawami.
I zwyczajowymi okrzykami: Dobrze mówi, polać jej sojowego latte!
Raczej wyobrażam sobie takie w stylu “uuu, pani profesor, szósteczka z biologii, proszę nam powiedzieć coś więcej!”. Bo to przecież zupełnie naturalna interakcja społeczna, oklaskiwać klasową mądralę popisującą się kompletnie od czapy.

Na to Laura odrzekła:
- Nie zgadzam się z tobą, to jest raczej syndrom Tarzana. Wychowany przez zwierzęta samotnik doskonale radził sobie w naturalnym, dobrze znanym środowisku, ale w cywilizowanej społeczności nie znajdzie sobie miejsca, dlatego ucieknie, aby wrócić do swojego świata. Chyba że zostanie poddany specjalnemu programowi asymilacyjnemu, który wprowadzi osobnika do ułożonego świata.
-- Bardzo dobrze, Lauro, ale z tym wprowadzaniem go do ułożonego świata byłabym ostrożna pochwaliła uczennicę pani Gertruda.
– Ciekawe, jak zareaguje na ogień. Spróbujemy teraz – szepnęła Helena do Laury, wyciągnęła znicz, zapaliła go i uniosła ku górze.
Będą go przypalać…?!

Mężczyzna wyraźnie zareagował na płonący przedmiot, zwrócił twarz w kierunku ognia i wyciągnął rękę tak, jakby chciał go dotknąć, ale nie zrobił ani jednego kroku, tylko zastygł w dziwnej pozie.
Odnoszę wrażenie, że to aluzja do jakiegoś dzieła sztuki, ale nie potrafię rozpoznać. 

– Ojej! Jemu jest zimno – rozczuliła się któraś z uczennic, a pozostałe także zajęczały i otwarcie zaczęły okazywać współczucie.
Oj, tititi, nasz biedniusieńki!

Nagle wychowawczyni klasnęła energicznie w dłonie i przerwała dziewczęce rozczulania tymi oto słowami:
– Moje drogie… – Cmoknęła jak wtedy, gdy swoim zwyczajem zamierzała wygłosić kilka umoralniających zdań. – Nowoczesnym obywatelkom nie przystoją takie emocje. Poza tym należy pamiętać, że atawistyczne odruchy nie należą do sfery homo, bo na ogień to i zwierzę reaguje.
– Ale on to robi jakoś inaczej – powiedziała Helena i przekazała kaganek Laurze, która także go uniosła ponad głowami koleżanek.
Każda po kolei będzie sprawdzać, jak reaguje? 

Mężczyzna miał wrażenie, jakby znał tę postać z ogniem, widział ją kiedyś na pocztówce przedstawiającej Nowy Jork. A może to był Paryż? Na ułamek sekundy ujrzał jakiś plac… wodę... pomnik. Było to już tak dawno temu, że ta dziewczyna unosząca płonący znicz jawiła się jako ulotne marzenie, jak sen jakiś, jak miraż o wolności, który jest już tak blisko, że wystarczy zwykłe wyciągnięcie ręki, aby stała się udziałem patrzącego.
Tak, tak, widzimy tę aluzję. Jednak obawiam się, że w tym świecie Statua Wolności jest znana po prostu jako posąg Bogini.
I do czego, przepraszam, miał w zasadzie prowadzić ten test znicza?...

Obawiał się jednak, że wystarczy jedno małe trzaśnięcie biczem, aby ta chwila zniknęła wraz z narastającym bólem, otwartymi oczami oraz powracającą grozą rzeczywistości.
Laura także się przestraszyła, kiedy znicz został zdmuchnięty zbyt ostentacyjnym i głośnym wkroczeniem pani Gertrudy. Gdy w tej samej sekundzie Francesca Karbon stanęła z Laurą twarzą w twarz i odebrała jej kaganek, musnęły sobie dłonie, w których drgały miliony kłujących igieł. 
*zrzędzi* A mówiłam, nie obierać opuncji gołymi rękami! 

Wtedy spotkały się wzrokiem i ponownie musnęły sobie dłonie. W tych dwu spojrzeniach i w jednej sekundzie ukazała się zagadka ich losu i jednocześnie ujawniło jej rozwiązanie. Tak, to było ciepło w lędźwiach, przyśpieszone oddechy, rozpalone policzki, spotkanie dwu par, zielonych i brązowych, oczu. A rozchylone nierównym oddechem usta przesyłały do siebie jakieś słowa, których z niewiadomej przyczyny nie można było usłyszeć. Nawet obie zainteresowane nie miały bladego pojęcia, co się dzieje. (Serio…) Nagle dziewczęta, zniesmaczone jednak widowiskiem karmienia męskiego osobnika oraz wtargnięciem mundurowej, odwróciły się i odeszły od klatki, trącając Laurę i funkcjonariuszkę, które w ten właśnie sposób powróciły do rzeczywistości.
Nie, serio dlaczego ostatnio ciągle trafiają nam się teksty w których autorzy chcą opisać każdy drgający włosek, każde spojrzenie, każdy atom!? A najgorzej robi mi świadomość, że każdy z nich był z takich fragmentów cholernie dumny. 

Niezadowolenie grupy trwało krótko, bo wszystkie ucieszyły się i bardzo żywo zareagowały na niespodziewany okrzyk jednej z koleżanek.
-- O! A tamta klatka jest pusta!
Przewodniczka pospieszyła z odpowiedzią:
– Tak, nie wszystkie osobniki są dzisiaj dostępne, jest przecież po weekendzie, a niektóre, i to musicie zapamiętać, bardzo lubią napoje wyskokowe.
Ale jak to po weekendzie? Dopiero piątek! Piontecek, piontunio! 

– Alkohol? – zapytało jednocześnie kilka dziewcząt.
– Tak, alkohol.
– Przecież to trucizna!
– Tak, alkohol to jest trucizna. Każda dawka zawiera trujący alkohol etylowy – odpowiedziała przewodniczka – ale dla celów hodowlanych, a sobie dla zapewnienia spokoju, dostarczamy im specyfiki, które ONI uznają za całkiem przyjemnie i niezbędne do życia. Czasami po alkoholu zdarza się, że niektórzy z nich przejawiają wysoki poziom agresji, ale drugiego dnia spokój gwarantowany. 
No spoko. Będziemy regularnie podawać truciznę naszym cennym nabytkom, zdobytym z wielkim uszczerbkiem finansowym, co to, nie stać nas na następnych? 
Wyobrażam sobie opiekunów, nie wiem, w ptaszarni - “rany, jak te ptaszyska się wydzierają, głowa pęka od tych skrzeków, sypnijmy im jakichś dragów do karmy, to może na jeden dzień się przymkną”. Sprawiające kłopot goryle? Zróbmy im nakrapianą bibę, może przez jeden wieczór będa w trybie bersekera, ale hej! Jutro spokój! Coś za coś!

– Czy takie sterowanie nastrojami nie budzi obaw, no, że się zbuntują i uciekną, i jaki ma to wpływ na ich stan psychiczny?
– Nie ma żadnych obaw. Są dobrze pilnowani. Nasze najnowsze systemy alarmowe są niezawodne. Zostały przecież sfinansowane przez ważną europejską instytucję.
No tak, co złego to z Unii. 

(...)
– Zobaczcie! Tutaj!
Skarbonka ustawiona była kilka metrów od klatek, tuż przy drzwiach wahadłowych prowadzących do innej sali, toteż zauważenie jej w tej chwili było swego rodzaju odwróceniem uwagi, bo dziewczęta kolejny już raz głośno zaczęły okazywać znudzenie wycieczką. A przecież nie tego oczekiwały. Nie o tym szeptano po szkolnych kątach. 
Miały być ŁADNE MĘSKIE DUPY, a tu tylko wyciąganie kasy jak zwykle! 

Do przedniej ścianki pleksiglasowej skrzynki zgrabnie przyklejono zdjęcie jednego z osobników – był inny niż oglądani do tej pory: młody, wysoki, przystojny i doskonale umięśniony. Znajdująca się poniżej karteczka na metalowym stojaku obwieszczała: „ADOPTUJ MĘŻCZYZNĘ! KAŻDY WRZUCONY DATEK ZWIĘKSZY OPIEKĘ NAD NIM I PRZYCZYNI SIĘ DO JEGO ROZWOJU!”.
Ku uciesze wycieczki zaczęły brzęczeć wrzucane do skarbonki monety, każda wpadająca sztuka włączała mechanizm ukrytej katarynki, której radosne tony jarmarcznej muzyki towarzyszyły narastającej radości, a fotografia golasa pociesznie kiwała się na boki i z każdą nową monetą ponownie rozpoczynała swoje podrygiwanie.
Mechaniczna skarbonka, podrygująca fotografia…? Strasznie zacofany ten XXIV wiek. 
A mogli zrobić taką kenową figurkę, która przy każdym wrzuceniu monetki kiwałaby penisem. Śmiechom i datkom nie byłoby końca!

Przewodniczka upewnia się, czy wszystkie panny są pełnoletnie i proponuje obejrzenie jeszcze jednego ciekawego okazu. 

(...)

— Teatralnym gestem nakazała ciszę. Pchnęła wahadłowe drzwi i wprowadziwszy wycieczkę do zaciemnionego pomieszczenia, które dawniej służyło jako rekinarium, przyłożyła palec do ust, jeszcze raz zarządzając ciszę.
Dziewczęta wślizgiwały się do zaciemnionego pomieszczenia z najciekawszym okazem w całym ogrodzie. Szeptały Przy tym: „Szybciej!”, „Prędzej!”, uwalniając skrywaną do tej pory energię, bo wiadomości o Nim, osobniku o ciele boskiego Adonisa – tak!, koleżanki mówiły boskiego Adonisa, a nie boskiej Adonis – rozchodziły się po całej szkole lotem błyskawicy na długo przed wycieczką. Starsze pobudzały jeszcze ich wyobraźnię enigmatycznym szeptem: „Zobaczysz, zobaczysz”. 

https://media1.tenor.com/images/11948879e276f1dbae5adabd0e923e15/tenor.gif?itemid=4891881

A w głowach młodszych kołatały się myśli o czymś, czego nie było dane do tej pory skosztować. W ogrodzie tylko ich wychowawczyni, ta stara jędza, mogła jednym, niewielkim gestem zgasić ich młodzieńczy zapał poznawania świata. I zrobi to. Przy pierwszej okazji to zrobi. Zgasi ich zapał jak swojego nieodłącznego peta.
Przewodniczka musiała to rozumieć, bo gdy wszystkie były już w środku, wyszła z pomieszczenia i drzwi zamknęła od zewnątrz, nie dając wejść do środka zdziwionej nauczycielce.
– Zapalimy? – zapytała.
– Papierosa? – zdziwiła się pani Gertruda.
– Papierosa – przytaknęła przewodniczka i wyciągnęła paczkę papierosów marki Babskie.
Kaziku i jak tam, myślisz że w bajkach o dinozaurach mają dinofajki? 
Piwozaury, “Playdino”...

– Nigdy nie odmawiam. – Pani Gertruda wyjęła papierosa z paczki i obróciwszy nim kilka razy w palcach z uśmiechem, jaki rzadko pojawiał się na jej twarzy, zapytała: – Babskie?
– Wyglądają na babskie. I takie są.
– Wie pani, powiem pani coś, o czym nie ma pani pojęcia… a może ma, tylko nie chce pani się zdradzić z ukrywanymi poglądami. Teraz wszystkie takie są. Papierosy Babskie: prawdziwe Babskie albo ukryte w babskim opakowaniu.
To żeś Waćpani Amerykę odkryła. 

- A nie muszą. Bo papieros, droga pani, powinien zawsze być papierosem i dopiero wtedy nim będzie, gdy będzie mocny, dziki i silny; jednocześnie delikatny, wyrozumiały, inteligentny 
Inteligentny papieros: sam gaśnie, kiedy się wypali. 

– przerwała na moment, aby spojrzeć w oczy kobiecie, która dobrze rozumiała, do czego, a raczej do kogo, odnoszą się słowa o papierosie, i dodała energicznie: – Czyli idealny.
– Idealny.
– I będzie drapał.
– I będzie drapał. – nauczycielka powtórzyła jak echo, które rozumie swojego poprzednika.
– I będzie szczypał – Przewodniczka ponownie użyła słownej prowokacji.
– I będzie dymił jak stara lokomotywa, truł komary w promieniu kilometra i powodował raka od pierwszego sztacha! I będzie taki MMMMMMĘSKI!!! Oh yeah, babe, mmmm… 
– I będzie brał mnie od tyłu w pustej klasie, mówiąc do mnie brzydko po niemiecku!!
    – Co?
    – Kchem, co?

– I zakradał się do środka. – Przewodniczka mocno zaciągnęła się papierosem. – I wychodził – zmysłowo wydmuchnęła cały dym z płuc, następnie dodała: – ulotny jak dym.
Panie roześmiały się głośno, po czym dalej prowadziły przeplataną śmiechem pogawędkę.
Przypomnijmy: cywilizacja, w której od wieków mężczyźni nie są obecni w życiu społecznym, których przeciętna obywatelka może sobie co najwyżej zobaczyć w zoo. Ta rozmowa przy papierosku to jak mryg mryg pogawędka dwóch zoofilów. 

***

Tymczasem za drzwiami dziewczętom ukazał się niezwykły widok. Przykleiwszy nosy do pancernej szyby, która oddzielała je od mężczyzny, rozpoczęły obserwację, zwracając szczególną uwagę na tę osobliwą technicznie czynność, której z upodobaniem oddawał się facet.
– Autoerotyka! Iiii! – pisnęła jedna i w aplauzie dzikiej radości zacisnęła piąstki.
– Ipsacja— błysnęła znajomością medycznego terminu druga.
– Smyra pisiora –  rzuciła dowcipem trzecia.
– Męczy zwierza – dodała z uśmiechem inna.
– Chyba wali konia?
– Raczej kapucyna!
No już, autorze, przestań popisywać się erudycją. 
Tak z ciekawości: on tak przy każdej wycieczce, czy się zmieniają z kolegami? 

– Oj, przestańcie z tymi zwierzętami! – krzyknęła najlepsza w klasie okularnica, która znana była przede wszystkim z tego, że zawsze wstawiała się za słabszymi. No, przynajmniej tak jej się zdawało.
Kujonka musi być okularnicą, no jakże by inaczej. 

–  Kapucyn to nie zwierzę – wyjaśniła ze śmiechem inna.
– A małpka kapucynka? – Kolejna uczennica próbowała wyprowadzić okularnicę z równowagi.
– To nieludzkie! zakrzyknęła ponownie okularnica, ale tym razem wyraźnie drżał jej głos.
– To jest gruchy walenie! – powróciła któraś do wulgarnego dowcipu.
– Walenie? Skąd tu wieloryby? Kiedyś tu były, ale teraz? No tak, przecież to rekinarium. 


Dziewczęta, opamiętajcie się w końcu. – Po raz trzeci oburzyła się okularnica, zacisnęła powieki i wycisnęła łzę. Dla niej to było za dużo. Trzymaj się, dziewczyno, najgorsze tuż przed tobą...
Pozostałe dziewczęta odnalazły się jednak w tym żywiole. Któraś rzuciła w szybę przemyconym lodem, z którego wafelek jeszcze w powietrzu spadł na ziemię, a lepki biały mus plasnął o przeszkodę i fantazyjnym ślizgiem powoli zsuwał się po szybie. Inna z szaleństwem w oczach zbliżyła się do szklanej tafli i rozochocona zaczęła zlizywać lodową kaskadę. Jeszcze inna podniosła kusą bluzkę, ukazując łagodne wzgórza swych piersi. Kilka koleżanek poszło czym prędzej w ich ślady, szybko dołączyły następne, spieszyły się, by zdjąć różnokolorowe koszulki oraz staniki; wszystkie tańczyły. Tańczyły i podskakiwały na pół obnażone, wykręcając gibkimi ciałami we wszystkie strony, ujawniając przy tym fantazję, której do tej pory nie miały okazji zaprezentować.
Spoko. Przypomnijmy, że facet w tym świecie ma status małpy człekokształtnej. Wyobraźcie sobie, że idziecie do ZOO wykonywać taniec erotyczny przed gorylem… 
Przepraszam, ale ta scenka mnie przerosła, muszę się na chwilę położyć. Już samo to wylizywanie brudnej szyby z loda, brrr...

Facet, widząc na własne oczy to, co zawsze musiał ujmować rozbudzoną wieloletnim zamknięciem wyobraźnią, z konieczności zaczął przyspieszać tempo swoich działań. Oczy wywracał, drgał na całym ciele, wyginał tors, by wreszcie napiąć mięśnie do granic wytrzymałości i szczytu swoich możliwości. W tej chwili znowu coś białego plasnęło o szybę, ale dziewczęta wiedziały, że to nie lody.

https://media1.tenor.com/images/24ba04445ac8a9571c00f0375d51749b/tenor.gif?itemid=4725751

***
Pani Gertruda się niepokoi. 
(...)
Weszła do pomieszczenia z impetem, którego siła odrzuciła na boki wahadłowe drzwi, tak jak robiły to kowbojki na starych westernach, a skrzyp wciąż wahających się drewnianych skrzydeł miał wytworzyć atmosferę groźnej i niebezpiecznej sytuacji. Gabaryty jej ciała rzucały wielgachny cień.

 I nie się nie stało! Uczennice nawet nie zauważyły jej wejścia. 
Gapiły się na coś równie WIELKIEGO. 

(...)
Wówczas mężczyzna wyraźnie rozluźniony schował się kącie swojej klatki, a entuzjazm dziewcząt oklapł zupełnie, jak wąż ogrodowy niezdatny już do przekazywania wody. 
Jednym słowem, obie strony się całkowicie wystrzelały. 

Krzyki i piski zniknęły, bluzeczki wróciły na swoje miejsce. Dziewczęta zaczęły się rozchodzić, ponieważ zdążyły zauważyć marsową minę swojej opiekunki, która na dodatek rozpoczęła umoralniającą tyradę. Puściwszy ją mimo uszu, wychodziły z pomieszczenia w taki sposób, w jaki opuszcza się kino po znakomitej komedii.
Zdezorientowana belferka spoglądała to na klatkę, to na wychodzące podopieczne, próbując zrozumieć, co tak naprawdę tu zaszło. O czym nie miała pojęcia? Czy znów pojawią się te tajemnicze uśmieszki, których było tak wiele, zazwyczaj po wycieczce, i nigdy ich nie mogła ich stłamsić? Czy znów będą jakieś kłopoty?
Czyli co, ona za młodu nigdy nie była na takiej wycieczce? A będąc nauczycielką nigdy nie weszła z uczennicami do środka? Za każdym razem dawała się nabrać na numer z paleniem fajek z przewodniczką? 

Przez cały czas dziewczęta z grupy Wolny Świat trzymały się z boku. Jednak bardzo krótko wytrzymały w niewygodnym gorsecie powściągliwości, której nijak nie mogły pojąć. Dlaczego mają stać? Dlaczego mają nic nie robić? Ukrywać radość? Z niezwykłym entuzjazmem wzięły udział w szalonym tańcu. 
Dlaczego mają potraktować mężczyznę, którego przyszły uwolnić, jak człowieka, a nie jak erotyczną zabawkę? 

Półnagie pląsy sprawiły im taką przyjemność, jakiej nie miały jeszcze okazji w swoim życiu skosztować. 
Och, autorze. Jaki ty jesteś niewinny i naiwny. 

To wszystko zawierało w sobie posmak energetycznej zabawy, dzikiej przygody, szalonej egzotyki, która znana tylko ze słyszenia nie ma tej samej wartości, co rzeczywiste zdarzenie.
Pewnie zawsze to fajniej samej pomolestować, niż tylko słuchać o molestowaniu. 

(...)

***

Wycieczka wychodzi, oprócz pięciu buntowniczek, które ukrywają się w różnych zakamarkach sali. 

(...)

Ostatnią chwilę ciszy zakłócił bolesny zgrzyt. To otworzyły się drzwi starej szafy, która, nie wiadomo dlaczego, stała samotnie pod jedną ze ścian. Wrosły w otoczenie, trudno zauważalny pośród nowoczesnych urządzeń, relikt pełnił funkcję schowka na narzędzia. Widać było, że wiekowy biedermeier (zaprawdę wiekowy, musiał mieć z 500 lat, powinien stać w muzeum, a nie w kącie ZOO!) miał w środku dość miejsca, aby swobodnie zmieścić dwie osoby. Powoli i ostrożnie wyszły z niego Laura i Viola, które uśmiechały się z niewiadomego powodu.
Ale my wiemy, c’nie? 

Zebrały się w jednym miejscu i zamierzały przystąpić do działania, kiedy zatrzymała je Laura. Z wielu pocztówek z mężczyznami nakazała wybrać te, które przedstawiały ich w klatkach i z odpowiedniej perspektywy. Kartki te dość sprawnie umocowały w pobliżu kamer, Miały nadzieję, że będą przydatne i zmylą funkcjonariuszki, które prawdopodobnie stale obserwują monitoring. 
Ale zupełnie nie widzą na nim, że ktoś się kręci po budynku. 

Odczekały jakiś czas, aby się upewnić, że działa ta prosta sztuczka, którą Laura podpatrzyła w pewnym filmie o ucieczce więźniarek.
Nie żeby tam jakieś zhackowanie systemu, czy cuś… Takie rzeczy to nie w naszej przaśnej retro dystopii. 

– Stop. Dziewczyny. Nie tak prędko. Jeszcze chwila… jedna mała chwila.
– Na co czekamy?
– Na północ.
– Co nam po północy?
– Godzina dwunasta jest matką uciekinierów i duchy tych, którzy zginęli, nie zaznawszy wolności, będą nam sprzyjać – powiedziała Katarzyna, wierząca w zabobony i święcie przekonana o braku męskiej inteligencji.
Znaczy, uważa swoje koleżanki za mężczyzn? Bo przecież im te bajeczki opowiada. 

Laura pokręciła z niedowierzaniem głową i powiedziała:
– Kto ci takich bzdur naopowiadał? Oj... Gdybyś uważała podczas spotkania, tobyś wiedziała, że o północy system alarmowy automatycznie zmienia kody dostępu do klatek i przy okazji dokonuje konserwacji. 
Tajne spotkania, teksty “każda wykonuje swoje zadanie”, a czytając już opis akcji mam wrażenie wielkiej improwizacji i tego że żadna do końca nie wiem co ma robić. 

Dzięki temu przez kilka minut zatrzaski klatek nie działają. A to oznacza, że można je ręcznie otworzyć. O, tak. – Pstryknęła palcami. – Funkcjonariuszki nie mają na to żadnego wpływu. To jest luka, która daje nam szansę i trzeba się w nią wcisnąć.
I przez cały ten czas gdy będą czekały do północy,  nauczycielka nie skapnie się, że brakuje jej aż kilku uczennic? 
Baby są słabe w matematykę i nie umio liczyć! 

– Ciekawe, dlaczego mężczyźni tego nie odkryli.
– Bo śpią. Dosłownie… i w przenośni – odpowiedziała Katarzyna.
I żaden z nich nigdy nie zasnął później? Autorze, mam dla ciebie lepsze wyjaśnienie: klatek po prostu nie dało się otworzyć od środka. 

– No, to już długo sobie nie pośpią.
– Tak, czas na pobudkę. – Katarzyna kilka razy głośno klasnęła w dłonie.
– Ciii – uciszyła ją Viola, podnosząc palec do ust; spojrzała na okno i zapytała: – Słyszycie?
Gdzieś w oddali na zegarze ratuszowym wybiła północ. Zegarowy dzwon dudnił przeciągle nad uśpioną okolicą, gdy Helena rzuciła na zachętę:
Allons courage4!
[4 Z francuskiego: „A więc odwagi!"]
(Raczej: chodźmy, odwagi!)
Widzę, że do szkół wróciło oldskulowe uczenie języków, nasze dziewuszki nie tylko rzucają od czapy hasełka po łacinie, ale i po francusku… Szkoda tylko, że Helena przecinek połknęła. 

Izabela uzupełniła:
– Wykonajmy to zadanie!
Natomiast Laura dodała z dumą:
– I w tym będzie ręka kobiety!
Dziewczęta ruszyły do klatek i pootwierały je na oścież. Po chwilowym zamieszaniu zapanowała złowroga cisza, która przepełniona była zdziwieniem. Klatki stały otworem, ale w środku nikt się nie ruszał, jakby nikogo nie było. W opustoszałym sektorze czuć było tylko mocny zapach świeżych trocin i siana. Mężczyźni pochowali się w zakamarkach klatek i rozrzuconych bezładnie w głębi legowisk. Trudno ich było zlokalizować wśród tego nieładu, dlatego dziewczęta wahały się, nie wiedząc, co robić i na czym skupić wzrok.
Cisza dzwoniła w uszach, a one nadal stały w niemym niezrozumieniu zaistniałego zdarzenia.
Pierwsza odezwała się Viola.
– Może trzeba ich zachęcić?
– Ale jak?
– Masz jakąś przynętę? Mięso, piwo, wódkę? – zapytała złośliwie Katarzyna.
– Mam przynętę, ale to nic z tych rzeczy, które wymieniłaś. Zobacz – powiedziała zalotnie Viola, zdejmując bluzkę, i zatrzęsła piersiami.
W czasie czytania tej książki czuję fizyczny ból. 
https://media1.tenor.com/images/140ab1b9f623dd9abed73fde4bbecdd1/tenor.gif?itemid=11067254

Koleżanka już chciała pójść w je ślady, ale obie zostały zastopowane ostrym głosem Laury.
— Dosyć tego erotyzmu! Myślcie, dziewczyny, proszę was, myślcie. Używajcie rozumu --- nie ciała! Ej, wy tam! — krzyknęła do wnętrza klatki. – Wyłazić! Natychmiast! 
— Tak, wyłazić, wyłazić — powtórzyły jej koleżanki, rzucając słowa w głąb pustych klatek.
No super przykład zastosowania rozumu, nie powiem.

Po chwili ciszy odpowiedział im basowy głos:
– Nigdzie nie idę.
– Ja też nie — zawtórował głos z klatki obok.
– Dobrze mówi — powiedział basem jeden z nich.
– Pejczem go! — zażartował inny.
Salwa głupawego śmiechu wypełniła pomieszczenie. Patowa sytuacja trwała kilka sekund, niemiłosiernie długich. Dziewczęta zamierzały nawet wejść do środka, ale nie mogły się przemóc, bo jakaś nieokreślona siła nie pozwalała im na taki krok. Lata wpajania niestworzonych opowieści na temat niestabilnej męskiej populacji oraz ich nieobliczalnych zachowań zrobiły swoje. Stały teraz przed otwartymi klatkami jak zamurowane. I czekały.
No spoko. Pięć naiwnych smarkul i grupa mężczyzn przez lata trzymanych w klatkach, traktowanych jak zwierzęta, poniżanych oraz najprawdopodobniej wykorzystywanych seksualnie przez pracownice i “antropolożki specjalizujące się w seksualnym aspekcie życia męskiego”, i marzących o zemście. CO MOŻE PÓJŚĆ ŹLE, ja się pytam. 

Chwilę później coś poruszyło się w jednym z barłogów, zaszeleściło i jeden z mężczyzn podniósł się ze swojego legowiska. Powoli i ostrożnie zbliżył się do wyjścia. Widać było jego nieufność i wahanie podyktowane strachem. Wyciągnął rękę aby sprawdzić, czy to nie sen, złośliwa mara okrutnie naigrywająca się z uwięzionych, i macał dłonią pręty klatki, i czuł pod palcami tę zimną stal, która od wielu już lat stanowiła przeszkodę nie do przejścia. Trudno mu było uwierzyć, że klatka jest otwarta. A jednak była! W dodatku stało przed nim spokojnie pięć młodych kobiet, które zachowywały się zupełnie inaczej niż funkcjonariuszki i hordy wycieczek chaotycznie przepuszczane w ciągu dnia przez pawilon. Miał już dość takiego życia, ale cóż mógł poradzić. A teraz los przygotował okazję w postaci miłych, uśmiechniętych twarzy, zapowiadających pozytywne zakończenie tej sytuacji.

Niepewnie przestąpił próg legowiska, opuścił znane mu od lat klepisko i stanął twardo na betonowej posadzce. W tej jednej chwili nabrał odwagi, a nadzieja i szczęście, które wypełniały jego duszę, spłynęły przez jego oczy jedną łzą.
– Przyszłyście po nas? zapytał z wielkim trudem, bo zaschło w gardle i czuł, że to on powinien zagaić rozmowę.
– Tak, uciekamy – odpowiedziała Helena.
– Pomóż nam zebrać resztę – poprosiła Viola.
– A więc legenda mówiła prawdę – wyszeptał niemal z boską czcią i wbił wzrok w sufit.
– Jaka legenda?
– To nieistotne, taki tam mem – uciął temat i poprosił: – uciekajmy stąd czym prędzej.
“Jaka legenda” – też się nie dowiemy. 
Mam wrażenie jakby autor chciał coś napisać, ale w trakcie wycofał się z tego pomysłu i był zbyt leniwy by skasować te trzy linijki tekstu. 

Rozmowa niosła się echem po całym pomieszczeniu i musiała rozbudzić u pozostałych te same uczucia, ponieważ zaczęli wychodzić ze swoich klatek. 
– Nie, panowie, zabieramy tylko pięciu! Tylko pięciu, słyszeliście? Wracać! Wracać mi zaraz do klatek! Kaśka, gdzie masz ten pejcz?! 

Nadzieja zapukała do ich serc. Po krótkiej, lekko napiętej chwili niepewności i obserwacji otoczenia zaczęli się witać, ściskać i dziękować kobietom, nie wstydząc się przy tym łez, dobrych słów, westchnień i przytulań, pocałunków i gorących uścisków.
Najdłużej czekali na tego najprzystojniejszego, który wolnym krokiem, całkiem nago szedł niczym na wybiegu dla modeli. Zaprezentował się pięknie i zawodowo, widocznie musiał być kiedyś wykorzystywany w modelingu. 
Modelingu? To w tym świecie jeszcze ktoś projektuje jakieś ubrania dla mężczyzn? 
Podejrzewam, że tak to eufemistycznie ujmę, modeling w stroju Adama. 

Dziewczętom zrobiło się go żal, był jeszcze taki młody, piękny i miał już tyle przykrych doświadczeń. 
Tak z ciekawości – uwolniły tamtego brudnego obszarpańca z zepsutymi zębami, który żarł kiełbasę z podłogi, czy wybrały tylko młodych i przystojnych? 
Może i miał tyle przykrych doświadczeń, ale był już taki stary i brzydki.

Ostatkiem swojej woli próbowały nie patrzeć na jego wyprężony atrybut, ale i tak widziały jego łagodne bujanie, gdy stawiał kroki na zimnej posadzce. On chyba specjalnie tak maszerował, żeby wzbudzać podziw, a może nawet i pożądanie. Próbowały uchwycić jego spojrzenie, kiedy patrzył po kolei dziewczętom w oczy i prawie niezauważalnie jak najdalej przed siebie wyciągał biodra.
Wzrokowy pojedynek przerwał brunet.
— Taki z niego rojber mały. — Pokręcił z uśmiechem głową, bo chociaż go znał od dawna, to nie spodziewał się takiego wejścia, i dodał szybko: — Ubieraj się, wychodzimy, a raczej uciekamy.
Nagi mężczyzna odwrócił się i odszedł do klatki po ubranie, 
Więc podszedł prezentując swoją wajchę, pomachał nią i poszedł z powrotem do klatki. Piękna, piękna scena. 

a pozostali trwali naprzeciw siebie w milczeniu, do czasu aż jedna z dziewcząt szepnęła:
– Oni zawsze uciekają, nawet od siebie.
Mężczyzna usłyszał tę uwagę i kiedy wrócił ubrany, uśmiechnął się chwacko i powiedział do zdziwionej dziewczyny:
– Ucieczka to dwie trzecie mężczyzny.

Teraz mogli iść, grupa była w komplecie. Pięciu mężczyzn i pięć kobiet stanęło na nowej drodze życia. Drodze, która będzie wymagać pełnej współpracy i która z każdym nawet najdrobniejszym krokiem obedrze rzeczywistość z naleciałości niebezpiecznej cywilizacji. Otworzy się przed nimi całkowicie nowy rozdział bogaty w emocjonujące doznania obce obywatelkom, wydawałoby się, idealnego świata. Chwilę zadumy przerwało polecenie Laury, która trzymała rękę na pulsie i monitorowała czas.
– Zamknijcie klatki. Prędko!
Rozkaz wykonany został bardzo szybko.
Twarze mężczyzn wyrażały dezorientację nie tylko zaistniałą sytuacją, ale także chaosem, który wprowadzały energicznie działające kobiety, a to było im zupełnie obce. Monotonia życia w zamknięciu zrobiła swoje, ale pod wpływem kobiecej energii, uśmiechów i przyjemnie brzmiących głosów apatia i otępienie wyraźnie ustępowały.
– Którędy teraz? – zapytała Izabela.
– Najpierw niech założą na siebie coś ludzkiego. W szafie widziałam kilka fajnych ubrań.
I rzeczywiście, Laura wyciągnęła z najbliższej szafy kilka sztuk odzieży 
Szafa z ubraniami, podstawowe wyposażenie każdego ZOO. 
Można chyba założyć, że znalazły się tam z pomocą tej tajnej organizacji. 

w kolorach: turkusowym, pąsowym, madżenty i jeszcze kilku barwach, których estetyczne walory doceniają przede wszystkim kobiety. Jeden z mężczyzn zaczął energicznie gestykulować i kręcił przecząco głową, wyrażając tym samym ostry sprzeciw.
– Ja tego nie założę! – powiedział stojący obok niego drugi mężczyzna.
– Ja też nie! – dodał trzeci.
A pozostali potwierdzili. Znowu odezwała się ta dziwna, pozbawiona racjonalnego podłoża, męska solidarność, a jeden z nich jeszcze bezczelnie powiedział:
– To są babskie kolory!
AAAAAAA!!! 
No nie, po latach niewoli i poniżenia nie ma nic straszniejszego niż ucieczka w KOLOROWYCH FATAŁASZKACH!!! To grozi całkowitą kastracją!!! Męskie geny tego nie wytrzymają!!! 

https://memy.pl/show/big/uploads/Post/123164/14865744383947.jpg

(...)
– Załóżcie – powiedziała Laura tonem, na jaki może się zdobyć tylko taka kobieta, która wie, że oponenci będą jedli jej z ręki.
– Przecież i tak nie macie wyjścia – dodała swoim zwyczajem Katarzyna.
Mężczyźni przełknęli gorzką pigułkę. Zaczęli zakładać na siebie darowaną odzież z ostentacyjną niechęcią, pozbawiwszy się niechcący świadomości, która pozwalała na trzeźwą konwersację, ocenę sytuacji oraz ewentualną obronę.
Znaczy: wszyscy walnęli się w łeb i padli nieprzytomni? 
Aż mi się łezka wzruszenia zakręciła na wspomnienie “Operacji Chusta”, gdzie też w tym całym uciekaniu przed uzbrojonymi po zęby służbami absolutnie najgorszym poświęceniem, okupionym akapitem boleściwych narzekań, było włożenie damskich ciuchów. Zgro-za. 

Natomiast dziewczęta poczuły w tej chwili tak niezdrową władzę nad tymi osobnikami, że tylko jedna się zawstydziła, a pozostałe, na szczęście tylko na ułamek sekundy, napęczniały chorobliwą dumą władzy.

Cała grupa jest wreszcie gotowa do ucieczki, zabierają jeszcze tajemniczą czarną torbę z jakąś kontrabandą. Katarzyna protestuje, ale Laura ucisza ją groźbami. 

(...)

– Dalej. Bystro, dziewczyny! ponaglała Laura.
Cito, citius, citissime – powiedział po łacinie jeden z mężczyzn, po czym dziwnie akcentując, zupełnie tuk jakby jego zamiarem było szczególne wyróżnienie tych słów, dodał: — carissime domina6.
Skąd, na litość boską, mężczyzna – trzymany w klatce, zrównany ze zwierzętami, pozbawiony dostępu do edukacji – znał łacinę?! 
GENY. 

– Nie czas na takie sprawy carissime frater7 – odrzekła Laura. — Wychodzimy.
- Tak - odpowiedział skonsternowany, bo jego łacina nie zrobiła na kobiecie zbyt dużego wrażenia. – Wychodzimy.
Rzekł jeden student historii do drugiego w barze po nieudanym podrywie. 

Zakotłowało się w pomieszczeniu i wrota klatek, zatrzaśnięte jednym zdecydowanym ruchem, kaskadowym echem powtarzały swoje metaliczne jęki. Wydawało się, że w ten sposób zaczęły się skarżyć na brak przymusowych mieszkańców, ale tym głowy już nikt sobie nic zaprzątał. Albowiem wszyscy już wyskakiwali przez okno tak sprawnie, jakby nic innego w życiu nie robili.

[5 Z łacińskiego: „Szybko, szybciej, najszybciej”.
6 Z łacińskiego: „świadomy błąd postaci”
Tak, dokładnie taki przypis istnieje w książce w tym miejscu :D

7 Z łacińskiego: „czcigodny bracie”]
Raczej: najdroższy; "czigodny" to byłby "venerabilis". Generalnie mam wrażenie, że autor zna łacinę według misia: mi się wydaje... 

Z ogrodu zoologicznego, pełnego rzadkich a ginących gatunków, pozdrawiają Analizatorzy,
a Maskotek nabił tłustą kiełbaskę na patyk i opieka ją nad ogniskiem, podśpiewując wesoło. 

Ogłoszenie duszpasterskie: od dziś zaczynamy wakacje! Do zobaczenia we wrześniu! 


50 komentarzy:

Hersilia pisze...

Jak napisałam na Facebooku - wywaliło mi żenadometr totalnie poza skalę.
To, że świat kobiet jest taki zły nie wynika głownie z braków warsztatowych, chociaż te także zostawiły zauważalne ślady. Nie, ten świat jest zły, głupi i źle zorganizowany bo kobiety są głupie i złe. Są głupie, prymitywne (wulgarny, męski język, zamiłowanie do pornograficznych gadżetów i kiepskiej muzyki. Mam wrażenie, że autor nienawidzi nie tylko kobiet, ale też innych mężczyzn. Szczególnie widać to w opisach latynosa i czarnoskórego,oraz przedstawieniu dziennikarza - stereotypów mężczyzn cieszących się powodzeniem u kobiet. Kobiety zaś są opisywane jako osobniczki ociekające seksem (strażniczka w lateksie, imprezowe stroje uczennic). Wręcz bezczelnbie epatujące seksem, podczas gdy biedny, gnębiony psychicznie mężczyzna nie może ich nawet dotknąć i musi się zaspokoić sam.
To nie jest Seksmisja. To jest wizja świata według incela.

Anonimowy pisze...

Okropna książka. Smutne jest to jak pozytywne oceny ma ta książka na Lubimy czytać i to wystawione przez kobiety.

RedHatMeg pisze...

Jeszcze nie przeczytałam analizy, ale długo myślałam o tym jak ja bym wzięła się za matriarchalną dystopię. Wbrew pozorom są pewne nierówności systemowe i kulturowe, które dotykają mężczyzn, toteż ja bym w takiej dystopii wyeksponowała:
-ukazanie mężczyzn jako płci "zbędnej", w sensie - takiej, którą można poświęcić na wojnie, no bo przecież tego się od nich oczekuje, że będą walczyć i umierać
- podwójne standardy w kwestii gwałtu, pedofilii, przemocy domowej itd, ugruntowane w stereotypach, że mężczyzna jest seksualnie niewyżyty i "zawsze może" albo jest z "natury" drapieżnikiem (można też dodać jakieś prawo, które sformułowane jest w taki sposób, że jedyny gwałt jaki uznaje, to gwałt poprzez penetrację, co wyklucza kobietę jako sprawcę; jest coś takiego, np. w Wielkiej Brytanii)
- podwójne standardy przy ferowaniu wyroków (kobieta dostaje lżejszy od mężczyzny wyrok za to samo przestępstwo)
- przemoc finansowa, w sensie - mężczyzna jest od zarabiania pieniędzy, ale sam nie ma wpływu na to, jak te pieniądze są wydawane
- ograniczenie władzy rodzicielskiej czy też kompletne zabranie dzieci ojcu, bo sądy zawsze stają po stronie matki, nawet gdy ta nie nadaje się na opiekuna
- ogólnie takie podejście do mężczyzn jak do kompletnych ścierw, których trzeba pilnować, bo są "z natury" niezdolni do współczucia

Siblaime pisze...

"Jest słonecznie, przez cały dzień dopisze, należna wszystkim kobietom, piękna pogoda. Na błękitnym niebie pojawi się wprawdzie kilka bardzo małych, takich niewielkich, tyci, tyci… chmurek, które w żadnym stopniu nie zmącą urody cudownego dnia."
Cudownie rzygusiam.

"No dobra, ilu z was przeczytało wyżej “podstępny fiut”? Bo od nas dwie osoby."
Ja też. Podstępny fiut to chyba jakiś kuzyn złowróżbnego członka od Michalak.

Scena ze sklepem z pamiątkami sprawia, że mam ochotę palnąć sobie w łeb. Z mongolskiego łuku.

Niektórych fragmentów zupełnie nie umiem skomentować, podziwiam, że Wam się chciało przez to brnąć. Proszę, wróćmy na planetę koniokosmitów.

Anonimowy pisze...

Kilka pierwszych akapitów a już aż nazbyt oczywiste jest, że autor kompletnie ignoruje w swojej dziwacznej wizji świata kobiety transpłciowe i queer, kobiety inne niż białe... Niby świat skupiony na kobietach, a narzuca tradycyjne role płciowe i zachodnie standardy piękna jak każdy patriarchat.

Anonimowy pisze...

Podstępny fiut wymiata :D

Yorika pisze...

Żeby to chociaż było znośnie napisane... Boharterki robia coś, rozmawiają o ważnych dla nich sprawach... Z lania wody piątka, ze wszystkiego innego słabe dwa. I nudne! Jakie to jest nudne, to aż smutek bierze.

Siblaime pisze...

O to to, zgadzam się, ale chyba nie rozumiem końcówki z tym "narzuca tradycyjne role płciowe i zachodnie standardy piękna jak każdy patriarchat". Nie wydaje mi się, żeby patriarchat taki jak w społeczeństwie np. chińskim lub afgańskim narzucał zachodnie standardy piękna. Wręcz przeciwnie.

Anonimowy pisze...

No dobra, ilu z was przeczytało wyżej “podstępny fiut”? Bo od nas dwie osoby.

Ja też...
To jest straszne!

Oj,to miłych wakacji!

Chomik

Nefersobek pisze...

Ja piórkuję! To co za ksiunszka, żart po pijaku?

Zgadzam się z Siblaime, koniołaki były fajniejsze.

"Pogodynka w modnej garsonce była słowiańskiej urody i bardzo miłej aparycji, a jej strój wywiedziony z kostiumów starego teatru elżbietańskiego dodawał kobiecej postaci wyglądu silnego i tajemniczego."
Szczerze przyznam, że mam trudności z wyobrażeniem sobie tego stroju.

Kryza elżbietańska i pumpy?

"Pokój, który jeśli już był zakłócany, to na pewno tylko skrzekliwym głosem telewizyjnej spikerki, która stale mówiła z wystudiowanym uśmiechem: „Zapraszam na noworoczny przegląd prasy i najnowszych wydarzeń”."
Zapętliła się? Może to androidka i coś się jej w programie zacięło?

Technicznie, samiczka androida to gynoid.

Zaraz, moment. Znajdujemy się w świecie, gdzie podobno mężczyźni w większości wyginęli, zostały jakieś niedobitki trzymane w ogrodach zoologicznych i traktowane jak zwierzęta – skąd się tam więc wziął jakiś latający luzem casanova?
Któraś zwiedzająca ZOO zgarnęła go ze śmietnika, jak był jeszcze oseskiem, i zabrała do domu jako miłe zwierzątko? Zdarza się z wilkami, żbikami, nawet z niedźwiedziami.

"„Podstępny filut czy wyrafinowany zbrodniarz?”"
No dobra, ilu z was przeczytało wyżej “podstępny fiut”? Bo od nas dwie osoby.

Dobra, dopiszcie jeszcze mnie.

"Zapraszam do zapoznania się z objazdową wystawą: Osobniki męskie w środowisku lądowym."
W przyszłym roku planujemy drugą część wystawy: Osobniki męskie w środowisku wodnym.

Ja chcę Osobniki męskie w środowisku powietrznym!

Autor ma jakąś kosę z dziennikarzami?
Z dziennikarzami, neandertalczykami, kobietami, innymi mężczyznami, ludźmi ogółem...

"– Ja tam nie wierzę w wyginięcie całego gatunku, gdzieś musieli się zachować, chociażby po to, aby można było objąć ich ochroną – wyszeptała z niedowierzaniem pewna blondynka."
Ptak dodo spojrzał na nią z politowaniem.

Wilk tasmański popukał się łapą w czoło, kwagga prychnęła a syrena morska odpłynęła w siną dal.

Mnie najbardziej dziwi, że w tym całym ultrahipermatriarchacie nadal w użytku jest słowo „kobieta”. Kiedyś to było wyzwisko, „kob” znaczyło „chlew” albo „koryto”. Nie wiedziały?

To do września i udanych wakacji!

Anonimowy pisze...

Halo, ktos jeszcze slyszy to fapanie zza kadru?

Przypomina mi to "matriarchat" w swiecie Achai, gdzie kobiety na wojne szly z golymi dupami i w lakierowanych kozaczkach, bo przeciez baba zawsze i wszedzie ma przede wszystkim byc przyjemna dla (meskiego) oka tudziez dla przyrodzenia. Stad i zolnierka czy inna strazniczka w lateksie.

Trudno mi sie tez oprzec wrazeniu, ze autor tForu ma tak gora z 14, moze 15? lat, stad te heheszki na temat tak egzotycznych obiektow jak (OMG) tampony.

Swiat przedstawiony sie nie trzyma kupy za grosz, ale czego oczekiwac od literackiego onanizmu nad wlasnym prawicowym ekstremizmem. Kwestia seksualnosci w tym tforze jest rownie dziwna jak wszystko inne, kobiety z jednej strony nie sa aseksualne (chyba?), z drugiej nie ma mowy o zadnych damsko-damskich milosciach czy tez zwyklej chuci i macankach miedzy dziewczynami, nic z tych rzeczy. Rozumiem, ze w zepsutym, liberalnym swiecie zepsute, rozwiazle feministki trzymaja cale zycie raczki na koldrze w ramach samoumartwiania? Czy po prostu altorowi nie przyszlo do glowy, ze kobiety moga w ogole w zyciu chciec seksu, a nie tylko wykorzystywac go jako bron przeciwko mezczyznom (patrz znecanie sie nad biednym incelem... tfu okazem w zoo)?

BeBeBess pisze...

Kunie były lepsze! A to coś to jakiś dziwny twór którego autor nie umie w dystopię czy choćby w tworzenie odwróconych metafor (bo w sumie możnaby opisać matriarchalne społeczeństwo tak, żeby na zasadzie analogii ukazać, jaki bezsensowny jest patriarchat, tak jak na fb “Mężczyzna spełniony”).
Mam nadzieję, że po wakacjach (miłego wypoczynku od opek w sieci i na papierze!) uporacie się z tym szybko i przejdziecie/wrócicie do czegoś innego.

Anonimowy pisze...

Jeszcze odnośnie "carissime domina": to rzeczywiście jest błąd, pomylenie rodzaju przymiotnika. Można by przetłumaczyć jako "najdroższy pani", zamiast "najdroższa". Wnioskując z przypisu, sądzę, że to miał być umyślny błąd (tylko po co??? jakieś mętne aluzje?), który miał być wyjaśniony w przypisie, ale po drodze nastąpiła jakaś pomyłka.
W ogóle te wstawki łacińskie są wyjątkowo WTFne. Chyba ich jedyną rolą jest umożliwienie autorowi pochwalenie się łaciną zaliczoną w liceum albo na studiach. Ledwo zaliczoną, sądząc po "non possumum".

Martialis Sarmaticus

Anonimowy pisze...

A to "cito, citius, citissime" brzmi już skrajnie idiotycznie. Ałtor mógł, jeśli koniecznie chciał mieć łacinę, kazać bohaterowi poganiać innych po łacinie zwykłym "cito" czy jakimś podobnym zwrotem, mógł wygrzebać ze zbiorku łacińskich powiedzeń coś odpowiedniego (mi na szybko przychodzi do głowy "periculum in mora", "niebezpieczeństwo w zwłoce") a nie wysilać się na coś, co brzmi jak odpowiedź na zadanie z gramatyki na kolokwium. Poganialibyście kogokolwiek słowami "szybko, szybciej, najszybciej" w dowolnym języku?

Martialis Sarmaticus

Anonimowy pisze...

Przecież już tak jest...

Anonimowy pisze...

Przeciez juz tak jest

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Dobra, pierwszy raz chyba w historii mam wrażenie, że ta analiza absolutnie będzie przefiltrowana przez pryzmat ideologii.
Założenie, że kobiety nie mogą stworzyć opresyjnego państwa nie jest wcale obiektywne - istnieją kobiety które uważają, że byłby to dobry pomysł, a odpowiednia narracja, umiejętne nadużycie statusu ofiary (tym bardziej, że w tym wypadku ten status byłby nie do podważenia) i powtarzanie "wy kiedyś, to my teraz!" mogłoby wprowadzić ten pomysł w życie nawet łatwiej niż w wizji pani Atwood.

kura z biura pisze...

@eksterytorialnysyndrombobra

To nie jest kwestia tego, że kobiety nie mogłyby stworzyć opresyjnego społeczeństwa (i tego nigdzie nie piszemy), bo mogłyby. I że nie dałoby się tego wiarygodnie opisać, bo dałoby się. Tylko, że to nie jest przypadek tej książki.
Weźmy ten przykład: wzmianka o "ofiarach eksperymentów kosmetycznych". Można byłoby wziąć prawdziwe wydarzenie, czyli eksperymenty medyczne w obozach, i pokazać właśnie je jako punkt wyjścia (jeden z punktów) do zemsty. Oczywiście "herstoryczna" propaganda pokazywałaby to jako przykład nienawiści "męskich naukowców" do kobiet, nie jako przykład nienawiści nazistów do podludzi płci dowolnej, wiadomo. Na bazie podobnych wydarzeń można by zbudować całą spójną "herstoryczną" narrację, która byłaby ideologiczną podwaliną tego społeczeństwa. Ale nie, autor woli iść w ośmieszenie, pisząc o "eksperymentach kosmetycznych", no skojarzenie z funkcjonariuszką prezentującą korkociąg jako narzędzie tortur nasuwa się samo. W ten sposób dostajemy komunikat, że u podstaw całego tego społeczeństwa kobiet leży wielkie, bezsensowne, i z naszego punktu widzenia śmieszne kłamstwo; że generalnie pretensje, jakie kobiety mają do mężczyzn, są wydumane i przesadzone.
Zresztą, temat będzie jeszcze rozwinięty w drugiej części, zobaczymy początki "świata kobiet" i naprawdę, będzie to widok kuriozalny.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Ok, to w takim razie przepraszam. Początek analizy odebrałam właśnie jako stwierdzenie, że największym problemem książki jest to że opresyjne społeczeństwo zbudowane przez kobiety jest niemożliwe. Widocznie nie umiem czytać ze zrozumieniem...

DinwenDelta pisze...

Jak parę osób wcześniej zauważyło, matriarchat tego typu, byłby możliwy, o czym świadczą chociażby wymienione gdzieś wyżej przykłady dyskryminacjii, czy postawy niektórych radykalnych "feministek" (cudzysłów jest tu nie bez powodu). A także nie mniej szkodliwy od patriarchatu.

Niestety, jak widać na załączonym przykładzie, sensowny pomysł niewiele znaczy kiedy wykonanie wygląda... Tak. A szkoda, bo sam pomysł na tego typu społeczeństwo wydaje się ciekawy. Sama chętnie przeczytałabym taką dystopię, gdyby tylko była dobrze napisana.

W kwestii rzekomego rasizmu (prezentacja żółtego i czarnego mężczyzny), jednak pobronię autora. Całość "wykładu" o mężczyznach napisana jest tak kuriozalnie (i widać, że jest to zamierzone), że można chyba założyć, że zamiarem autora było wyśmianie wyrażonych tam poglądów. W tym przypadku kwestie "gorszych ras" i obrzydliwych steteotypów można chyba uznać za kolejny sposób na wyeksponowanie okropieństwa przedstawionej dystopii.

Podczas lektury analizy, jak i komentarzy, odniosłam wrażenie wynaikającej z nich dość mocnej niechęci do prawicy. Szczerze mówiąc trochę mnie to raziło, szczególnie że sama w większości kwestii deklarowałabym się gdzieś pomiędzy prawicą a centrum. Oczywiście radykalna prawica jest denerwująca i szkodliwa, ale, moim zdaniem, nie inaczej jest z radykalną lewicą i wszelkimi innymi skrajnościami. Grunt to umiar i szcunek dla osób o odmiennych poglądach. Sądzę, że jeśli ktoś to zachowuje, to niezależnie od popieranej ideologii, może być w porządku :).

"No dobra, ilu z was przeczytało wyżej "podstępny fiut"? Bo od nas dwie osoby."
O, jak miło. Nie byłam jedyna ;)

Nadia pisze...

Ten wstęp był dla mnie jak strzał w kolano, więc nie przebrnęłam reszty, tylko wyrywkowo, ale niczego świeższego doszukać się nie mogłam. Szacun dla Was, że macie na to siłę.
Chcę powiedzieć, że moimi faworytami z Waszego archiwum są horrory, espeszaly o toalecie i starej szafie.
Podziwiam wasz upór i dosłownie mogę zobaczyć krew, pot i łzy w waszych analizach.
Niech chmury kłębiaste nie mącą waszego stanu ducha.

DinwenDelta pisze...

A mój poprzedni komentarz został gdzieś zagubiony przez Bloggera, czy nie przeszedł moderacji? (Liczę, że to pierwsze, szczególnie, że nie było w komentarzu nic, co powinno być zablokowane).

Tak czy inaczej piszę ponownie, ale krócej, bo nie mam siły ani ochoty tworzyć kolejnego elaboratu.

Pomysł na dystopię-matriarchat nie jest pomysłem złym, poprzedni komentujący wskazali już pewne tendencje, na bazie których dałoby się go zbudować. Wykonanie za to koszmarne, a szkoda do książka oparta na takim pomyśle byłaby ciekawa.

Co do rasistowskich fragmentów - mnie jednak wydaje się, że autor nie wyrażał swoich poglądów, a wykorzystał te teksty do pokazania okropieństwa panującego systemu etc. Tak wnioskuję, biorąc pod uwagę ton całego "wykładu o mężczyznach w środowisku lądowym" (XD).

Odniosłam wrażenie panującej tutaj niechęci do prawicy. Szczerze mówiąc, odrobinę mi to przeszkadzało. Oczywiście radykalna prawica jest irytująca i szkodliwa, ale nie sądzę by radykalna lewica, czy jakakolwiek inna skrajność była lepsza.

Co do "podstępnego fiuta", jak miło że nie byłam jedyną, która źle przeczytała ;)

kura z biura pisze...

@DinwenDelta

Jak widzisz, oba komentarze są, chociaż pierwszy z jakiegoś powodu nie dotarł do mnie na maila i dlatego wrzucam z opóźnieniem.

Saltykamikaze pisze...

Przecież o to właśnie chodzi, że już tak jest xD

ZaKotem pisze...

Marcin Wolski (obecnie zatrudniony jako ideolog w "Gazecie Pisolskiej") popełnił w latach 70 opko - a w zasadzie słuchowisko radiowe - o podobnej tematyce pod tytułem "Matriarchat". W latach 70 nie było bowiem w Polsce tego okropnego kulturalnego marksizmu, który dziś cenzuruje prawicę. Warto przeczytać dla porównania - i przekonać się że taki temat da się opracować dobrze. Nie tylko pod względem warsztatu literackiego, co oczywiste, ale także pod względem rigczu. Morał Wolskiego to raczej pantoflarskie "aj, waj, biedni my mężczyźni, kobiety i tak będą nami rządzić, więc lepiej nieba im przychylny, żeby nas dobrze traktowały", tymczasem dzieuo analizowane niesie przesłanie incelskie "gdyby nie przeciwna naturze i Bożemu prawu ideologia marksistowsko-feministyczna, to ociekające chucią dziewczęta same by się na nas rzucały z orgazmem w oczach".

Aha, w opku Wolskiego z lat 70 występowały komputery.

Anonimowy pisze...


Pamiętam! Wolski fajnie pisał ,"Agent Dołu" też był niezły. I jego słuchowiska.Ale to zupełnie inny poziom niż samce w Zoo..
Pamiętam jakiś meksykański sf,też na tych zasadach,gdzie bohaterka mówiła :spokój,samce z galaktyki!"

Chomik

Anonimowy pisze...

Nie będę wytykać wszystkiego, co w tym tekście jest żenujące, poza tym jestem dopiero w połowie i mam chwilowo dość. Pozwolę sobie tylko na spostrzeżenie, że te prawackie historyjki zadziwiająco często mają dwie wspólne cechy - niepowstrzymany słowotok aŁtora (sraczka werbalna przy obstrukcji treści) i realia świata przedstawionego kojarzące się z latami 80 poprzedniego wieku. Kolejny raz mam wrażenie, że czytam nieco podrasowane "arcydzieUo" napisane dawno temu w podstawówce przez mojego rówieśnika, wydane pod wpływem galopującego kryzysu wieku średniego.

Anonimowy pisze...

@Siblaime - Racja, uprościłem sprawę, przepraszam. Miałem na myśli głównie rzeczy typu preferowanie bladej skóry, długie włosy, tradycyjnie kobiece ubrania i nacisk aby kobieta była drobniejsza/niższa od partnera.

Siberian tiger pisze...

Ja przyznam, że pomysł jest bardzo ciekawy - tak samo jak podoba mi się pomysł Atwood (bez porównania wykonania) - tak generalnie lubię czytać o takich dystopiach. No ale oczywiście wykonanie tutaj, delikatnie mówiąc, mocno kuleje. Widać, że ał-torowi nie chciało się wyobrażać szczegółów i w sumie dostajemy tekst z wrażeniem, że sam ał-tor nie do końca wie, jak to jest z tymi mężczyznami w tym świecie, co się z nimi działo przez ostatnie 400 lat.
Jeżeli przebywają w zoo jako ostatni przedstawiciele gatunku, to generalnie ich reakcją powinno być, że albo no problem, albo wszystkie ciuchy są babskie, a nie żenujące "o matko, brzydkie kolory". Z łaciną Kura zwróciła uwagę, ale też - jakie wspomnienia mogła w nim wzbudzać dziewczyna przypominają Statuę Wolności? Parku i ławek? To w końcu on musiał do tego zoo trafić jakoś później, na pewno się w nim nie urodził. (Nie przypuszczam, aby - przy traktowaniu mężczyzn jak małpy - obwoziły ich po Nowym Jorku i pokazywały, "obczajcie sobie, jak żyjemy my, wolne, a teraz proszę o skowyty zazdrości".)
No i jeszcze jest ten eksperyment społeczny, który mi trochę burzy wizję - jeżeli w jego efekcie mężczyzna może zostać uznany za zresocjalizowanego i zdatnego do życia w społeczeństwie, to po jakie licho ruch oporu? Czy wtedy ruch oporu miałby rację bytu, skoro wszystkie kandydatki mogłyby ich zbywać: "ok, skoro potrafią się ogarnąć, mogą być tacy jak my, to niech przejdą pozytywnie ten test, koniec tematu". Domyślam się, że część wątpliwości się rozwieje w przyszłej/przyszłych częściach (a raczej mam nadzieję).
Shir.

Anako pisze...

Już pal licho seksizm i rasizm - tak kiepskiego i nietrzymającego się kupy worldbuildingu to dawno nie widziałam. Kto tych mężczyzn uczył mówić? Skąd mają w głowie przeświadczenie o tym, co to są męskie albo damskie ciuchy? Czemu, do jasnej anielki, mamy do czynienia z typowymi osobnikami świata nam współczesnego, skoro w teorii cała kultura tej dystopii nie leżała nawet obok naszej? Czy autor nie rozumie, że człowiek wychowany w niewoli, karmiony byle czym i traktowany jak zwierzę będzie zachowywał się jak zwierzę, a nie chodził sobie zgrabnie na dwóch nóżkach, umiał sklecać pełne zdania (łacina!!!), a tym bardziej opowiadał sobie jakieś "legendy". Mózg takiego osobnika nie będzie w stanie rozwinąć się normalnie w tego typu warunkach. Ale czego ja wymagam...

Anonimowy pisze...

Szkoda, że kontynuacja dopiero we wrześniu : ( Wciągnąłem się w tę dystopię : D

Anonimowy pisze...

Zabrzmię teraz jak tumblrowy feminista, ale z tego tekstu tak strasznie przebija, że autor nie uważa kobiet za pełnoprawne istoty ludzkie. Całe to KobTV i "Z tamponem przez świat" jest głupie i wywodzi się z braku umiejętności pisarskich, ale (wg mnie) zdradza też, że dla autora, jedyne czym może być kobieta to Kobietą. Nieważne, czy jest dziennikarką, czy podróżniczką, czy ochroniarką, czy szefową propagandowej tuby w dystopii - jest Kobietą i to jest jej jedyna cecha warta opisania i jedyna, na której mogłaby zbudować społeczeństwo.

Tym samym trąci wg mnie to dziwne podejście do seksualności: dlaczego w jednopłciowym świecie nastolatki miałyby się wsytdzić homoseksualnych uczuć? Ano dlatego, że kobieca seksualność jest tylko dla mężczyzn i jak ich zabraknie, to kobiety momentalnie przestaną mieć jakikolwiek pociąg i potrzeby. Aż do chwili, w której zobaczą penisa, oczywiście, i obudzi się w nich genetyczny (no bo przecież nie społeczny, po tylu latach indoktrynacji) obowiązek Uwielbiania Penisa. I robienia autorowi dobrze poprzez wesołe obnażanie się przed pierwszym napotkanym mężczyzną.

Za to czytelinkow wszystkich równo autor uważa za idiotów. Takiej łopatologii jak w tym wstępie to dawno nie widziałem. "Pamiętajcie, KOBIETY, jak dobrze nam tu jest w naszym KOBIECYM świecie, pogoda idealna DLA KOBIET, ach jak nam tu jest KOBIECO, DING DING, TO JEST MATRIARCHAT DING DING". Ja już po drugim feminatywie załapałem. A cały akapit jest mniej więcej takim wstępem do świata przedstawionego jak notka na blogasku z treścią "w moim opowiadaniu Herm jest w Sliterinie a Ginni jest córkom Voldemorta". I to drukiem poszło.

Btw, czy u tych "głównych bohaterek" pojawiają się kiedyś jakieś... nie wiem, osobowości? Cokolwiek poza imionami i skłonnością do obnażania się?

Van

BeBeBess pisze...

Zgadzam się. I nie obchodzi mnie, czy wyjdę przez to na stereotypową SJW.

Anonimowy pisze...

Przy podstępnym fiucie parsknięłam srogo, musiałam to zdanie przeczytać dwa razy żeby dostrzec, że jednak nie brzmi w ten sposób :D.

Poza tym dawno nie czułam takiej fali zażenowania, a przebrnęłam tutaj już przez Milenke-Marlenke i Dziewczynę wilkołaka. I gdyby to był tylko jakiś randmowy blog, może uczucie było by mniejsze. W końcu w odmętach Internetu można się spokojnie dokopać dzieł typu Hitler and Stalin love story.
Ale z tego co widzę, jakieś wydawnictwo podjęło się wypuszczenia tego drukiem...

Mia

Anonimowy pisze...

Mam wrażenie, że nie było osoby, która przeczytałaby to inaczej niż podstępny fiut, przynajmniej za pierwszym razem xD
A może Armada wzięłaby się za coś zagranicznego, ale wydanego w Polsce? Czytałam jakiś czas temu powieść takiej jednej pani nazwiskiem Jeminisin, aktywistki feministycznej i nie tylko i powiem wprost: poprawność polityczna szkodzi literaturze. Osobiście uważam się za egalitarystkę i uważam, że wszyscy powinni być traktowani równo i uczciwie... Co oznacza również, że muszą otrzymywać krytykę, kiedy coś, za przeproszeniem, spierdolą.
Niestety,pani Jeminisin, pisząc swoją powieść pt. "Tysiąc Królestw", najwyraźniej nie otrzymała najmniejszej porcji krytyki, czy to ze względu na kolor skóry, czy też płeć... A należałaby się jej porządna bura za ten tFFur, który udało jej się wyprodukować. Polecam analizatorom zapoznanie się z tą pozycją, bo przy mojej znajomości trzech języków, w tyn oczywiście mojego ojczystego, bie potrafię znaleźć słów, by oddać, jak wielkim gniotem jest ta książka.

Pozdrawiam,
Arka

Cinrea pisze...

Hmmm, miejscami wygląda mi to na taką satyrę z takimi najbardziej oklepanymi stereotypami i skojarzeniami z kobietami (radio kicia, kobity w rządzie=brak wojen i granic, strojenie się, kiepska elektronika, zamienianie każdej sławnej postaci na kobietę itp). A z drugiej strony mam wrażenie że ten twór traktuje się miejscami tak strasznie poważnie i na serio. Sam pomysł miał potencjał, dałoby się z tego zrobić coś ciekawego (czy to właśnie jako lekka i zabawna forma czy poważny i dopieszczony, dopracowany w każdym calu świat i prawdziwa dystopia). Może to nie byłaby książka po którą bym sięgnęła w pierwszej kolejności, ale mogłaby być ciekawa.

Anonimowy pisze...

Tu się troche zgodze, że jako parodia można by inaczej na to patrzeć. Obawiam się jednak, że to miało być na poważnie...
Mia

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Jako osoba nieprzepadająca za turbofeminizmem oświadczam, że ta wypowiedź nie brzmi według mnie jak turbofeminizm.

Anonimowy pisze...

Właśnie problemem tej książki jest to że autor sam nie wie co chce napisać (przynajmniej mam takie wrażenie). To ani nie jest prześmiewcza satyra, ani ciekawa dystopia. Świat jest niesamowicie nierealistyczny, a zachowanie bohaterek po prostu żenujące (czy jak kto woli "cringowe"). Mam wrażenie jakby autor nie mógł się zdecydować od ilu lat mężczyźni nie uczestniczą w życiu społecznym. Jeśli mówimy o 300 latach to przecież to są już pokolenia (!) wychowane na tym. Dla nich brak mężczyzn jest czymś jak najbardziej oczywistym i naturalnym. No i została by zmieniona cała kultura- tak by nie występował w niej mężczyzna czy był postrzegany jako ten zły czy też zwierzę (tu też nie wiem jaki jest w końcu status mężczyzn w tym świecie).
Szkoda bo pomysł miał potencjał.

Babatunde Wolaka pisze...

„Co to za dziewczyna, co ni ma chałupy / Cała ta historia się nie trzima kupy”

O tym, jak bardzo się nie trzima, wyczerpująco mówią komentarze powyżej (można by napisać artykuł krytycznoliteracki „Jak jest zrobiona ‘Ucieczka’ Wanga?” którego cała treść składałaby się z dwóch wyrazów: „Na kolanie!”), dodam więc jedynie, że całe to „Oj dana!” było dla mnie najbardziej idiotycznym momentem całości (a konkurencja spora - łącznie z marginalizowaniem krzysztofa przy publiczności). Odnoszę wrażenie, że ałotrem tego dziełka był „niepokorny” licealista, który się naczytał dziewiętnastowiecznych lektur i uznał, że on też tak umi, po czym zaczął przelewać na papier swoją WŚC (Wizję Świata i Człowieka). Przy czym sposób opisywania kobiet sugeruje, że jak dotąd niewiele ich widział z bliska. Kojarzą mi się te wszystkie opka, w których bohaterowie spędzają wolny czas, grając w butelkę, a co za tym idzie – niegdysiejsza oceniatorka, która stwierdziła, że taki obraz jest nieprawdopodobny psychologicznie, bo jak dorośli się spotykają, to przeważnie piją wódkę (no, a niby po czym ta butelka miała być?)

„Cykady jeszcze grały, kędy jasne ramiona promienne ostatnim akordem oświetliły liście klonów, dębów oraz osik.”
Hej, kąkolą się kąkole, hej, porosło pole chabrem…

„Wiatr w żadnym stopniu nie zamierzał niepokoić z dawna ułożonych stosunków tutejszej pepiniery, muskał tylko ospałe otoczenie. Gdy miał potrzebę ku temu, aby zadąć mocno, może na postrach, wówczas dmuchał ze wszystkich sił, wyginając pnie drzew, które z bólu trzeszczały i ostatkiem sił opierały się nacierającej nawale.”
Wiatr ten nie był prawdziwym początkiem. Nie istnieją ani początki, ani zakończenia w obrotach Koła Czasu. Niemniej był to jakiś początek.

„Tego dnia niebo pełne było chmur kłębiastych, które, napuszone do granic możliwości, niezmiennie płynęły to w jedną, to w drugą stronę, z rzadka pozostawiając jego lazur nieskazitelnie czystym”
Oto nadciągają cumulusy, chyba rozumiesz, co to znaczy…

„Podstępny Fiut” to bardzo stylowy rozbójniczy przydomek, prawie jak Szkarłatny Pumpernikiel.

„KobTV… “Kobyła”? “Kobold”? “Kobra”? “Kobalt”?”
Kobus Defassa.

„głośników podkręconych przez panią kierowcę,
Haha, widać że to pisał facet. W złej feministycznej dystopii to powinna być KIEROWCZYNI.”
Podejrzewam, że w tym przypadku to może być „ta kierowca”. Tak jak „ta poeta”, „ta rozjemca” i „ta idiota”.

„W sumie czarny lateks to chyba nie jest najlepszy mundur przy 36 stopniach.”
Oj tam, to był filtrfrak, zwany też nieco frywolnie destylozonem.

„„słoń: afrinan elephant (nie wiem, po jakiemu to, bo na pewno nie po łacinie)”
Że zamiast łacińskiej nazwy gatunkowej jest angielska z dwoma bykami, to pół biedy, ale co za cep wymyślił, żeby w zoo ogrodologicznym napisać po prostu „słoń”, bez uściślenia, afrykański czy indyjski? Ać go sosnowiórka kopnie!

„Było to wiwarium z oprzyrządowaniem adekwatnym wobec tak specyficznej hodowli.
Kajdanki, pejcze, łańcuchy…?”
Dej crossover z Rammpiwnicą!

„Aaaa… że niby warstwa białych drobinek? Nie, serio, co trzeba mieć w głowie, żeby nawet trociny się kojarzyły…”
To całkiem proste skojarzenie: trociny są efektem rżnięcia.

A mogli zrobić taką kenową figurkę, która przy każdym wrzuceniu monetki kiwałaby penisem. Śmiechom i datkom nie byłoby końca!
Lub też, na wzór czeskiej sztuki współczesnej, rzeźbę z pezwisem na tyle ruchomym, żeby po wysłaniu SMS-a wysikiwała jego treść.

„wiekowy biedermeier (zaprawdę wiekowy, musiał mieć z 500 lat, powinien stać w muzeum, a nie w kącie ZOO!)”
Przedtem stał w bungalowie na kartofle.

„– To są babskie kolory!”
Fun fact: z ostatniej wojny na Bałkanach znany jest przypadek, kiedy bośniaccy żołnierze nosili fioletowe i różowe mundury zimowe, szyte z materiału na damskie palta, bo akurat taki był pod ręką.

Doktor Strange widział podobno 14 000 667 sposobów, na jakie można by napisać tę powieść, żeby była, nawet choć i tak seksistyczna, to przynajmniej lepsza fabularnie. W naszej rzeczywistości nie zaistniał żaden z nich.

Babatunde Wolaka pisze...

@Dama z Rzeki: „Któraś zwiedzająca ZOO zgarnęła go ze śmietnika, jak był jeszcze oseskiem, i zabrała do domu jako miłe zwierzątko? Zdarza się z wilkami, żbikami, nawet z niedźwiedziami.”
Puma style!

@ Martialis Sarmaticus: „Ałtor mógł, jeśli koniecznie chciał mieć łacinę, kazać bohaterowi poganiać innych po łacinie zwykłym "cito" czy jakimś podobnym zwrotem, mógł wygrzebać ze zbiorku łacińskich powiedzeń coś odpowiedniego…”
„Keine Zeit! Ars longa, vita brevis!”

Ag pisze...

Ten ciekawie napisany matriarchat, którego szukacie, nazywa się "Urodziny Świata" – zbiór opowiadań Ursuli K. Le Guin. Nie pamietam dokładnie, które opowiadania, ale warto po prostu przeczytać całość.

BeBeBess pisze...

O, pamiętam! To było o planecie, gdzie mężczyzn było o wiele mniej niż kobiet i traktowano ich jak, za przeproszeniem, pożenienie knurów rozpłodowych z czempionami sportowymi. LeGuin, jak przystało na ZUą Feministkę pragnącą zemsty na rodzaju męskim, jasno opowiedziała się w tych dwóch czy trzech(?) opowiadaniach za równouprawnieniem kobiet i mężczyzn.

Anonimowy pisze...

Przyznawanie dzieci kobietom w sadach to jest, paradoksalnie, wykwit patriarchatu, i wynika z zalozenia, ze zajmowanie sie dziecmi to babska sprawa i babski obowiazek.

Anonimowy pisze...

Hej, ale papierosy marki "Męskie" istnieją naprawdę:
https://lh3.googleusercontent.com/proxy/HIuLt8qeLdg8zjfC4qkLMYZ6ulMPtdu_Bh-N7-zHx243BvbYu069lyFczpDD7DP-m6akxy1hwKw15MbCaoFGEceO4WY_zIog8IxSy8qi

Od biedy można by założyć, że zaraz po rewolucji (czy innym wydarzeniu, które spowodowało nadejście tej "feministycznej" dystopii) jakaś przesiębiorcza pani wyprodukowała papierosy "Babskie" jako aluzję do tamtych i już tak zostało.

Anonimowy pisze...

Wiecie co, nie skończyłem. Jeszcze się będę czepiał, kilka miesięcy później.

Punkt 1: hit dziesięciolecia z autokaru. "Co to za mężczyzna, co nie daje dupy" - znaczy, ten odrażający przestępca i niebezpieczny prymityw nastawający na bezpieczeństwo obywatelek? Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć dupy od osobnika uznawanego za podczłowieka; kogoś, kogo trzyma się w zoo i izoluje od zdrowego społeczeństwa? To tak, jakby napisać szlagier o gorących neandertalczykach. Ałtor chciał prawdopodobnie przekalkować podejście, jakie wiele współczesnych piosenek ma do kobiet - beztroskie przedstawianie ich jako obiekty seksualne - ale to nie działa, nie kiedy w pierwszym rozdziale mamy jak byk, że społeczeństwo się mężczyzn brzydzi i boi, a nie ich pożąda. Kicha.

Punkt 2: JAK ONE SIĘ ROZMNAŻAJĄ? Ja wiem, że to próżny trud, ale jak można napisać całą powieść o jednopłciowym świecie i nie zadać sobie takiego podstawowego pytania? To jest science fiction podobno, tu naprawdę można wszystko, jakieś klonowanie, syntezy plemników, wyciąganie nowej świadomości z kosmicznego oceanu życia, cokolwiek!

Punkt 3: skąd pani Solska-Wolska wzięła swoje podwójne nazwisko? Dalej mają instytucję małżeństwa, mimo że nastolatki wstydzą się kochania w koleżankach? Pierdoła, ale takie małe niedopatrzenia zdradzają, jak niewiele ałtor myślał przy pisaniu tego czegoś. Świat tak bardzo różniący się od naszego to nie lada wyzwanie, bo trzeba cały czas mieć z tyłu głowy jego zasady i przez ich pryzmat patrzeć na każdy szczegół opowiadanej historii. No ale czego ja wymagam od literackiego odpowiednika threadu na twitterze.

Punkt 4: rasizm. Nie mam w sumie nic więcej do powiedzenia w tym temacie. Ałtor jedzie uprzedzeniami tak bardzo obrzydliwymi i oczywistymi, że cokolwiek bym wymyślił, byłoby zbyt skomplikowane. No i oczywiście kobiety nie są zdolne do rasizmu, bo kobieta to delikatna mimoza, jak dziecko niemal łagodna, słodziutka i niezdolna do złych myśli. 0/10, aż się wkurwiłem.

Punkt 5: wspomniałem już, ale postaci. A raczej ich brak. Co odróżnia Violę od Heleny? Katarzynie "nic nigdy nie uciekało" - dlaczego? Wychowały ją kłusowniczki, czy coś? Co powoduje tymi dziewczynami, dlaczego zdecydowały się na bunt i zaangażowały się do jakiegoś ruchu oporu? Czy mają jakieś wątpliwości, jakieś przemyślenia związane z odrzuceniem całego dotychczasowego życia? Nie wiemy. Wiemy, że malowały paznokcie i nosiły tanie pierścionki. Ok, czytałem analizę, nie całą książkę, ale ufam, że analizatorzy nie powycinali złośliwie wszystkich introspekcyjnych, dobrze napisanych kawałków.
Właśnie ten punkt sprawia, że nawet te małe fragmenty cytowane w analizie są nudne jak flaki z olejem. Czemu ma mnie obchodzić "niebezpieczna" misja jakichś dziewczątek, skoro a) rzeczona misja jest abstrakcyjna, fatalnie wprowadzona, kiepsko opisana i pozbawiona suspensu; b) wiem o tych dziewczątkach okrągłe zero i przez to wydają się nawet nie tyle kartonowe, co wymyślone w pięć sekund kiedy autor zorientował się, że książka fabularna sprzeda się lepiej niż zbiór esejów o tym, jak to mu feministki zabraniają mówić "pani doktor".

Uff, lepiej mi. Choć u Mistycyzmu widziałem, że dzieuo będzie poruszać temat transpłciowości, więc już zacieram moje nietolerancyjne queerowe rączki, żeby ałtora objechać za to, co tam znowu napłodzi. Armado, kończcie te wakacje, bo znowu będę musiał czytać ten wpis dla zaspokojenia głodu analiz i za kolejny miesiąc znowu skomciuję :D

Van

Anonimowy pisze...

Chyba nie powinnam doszukiwać się sensu tej powieści, ale czy tylko mnie się zdaje, że to na dziewczynach prowadzony jest chory eksperyment socjologiczny? Mężczyźni z zoo sprawiają wrażenie wynajętych aktorów. W takiej ilości absurdów, nie zdziwiłabym się, gdyby nagle się okazało pod koniec, że dziewczyny były trzymane w żeńskich enklawach, gdyż złym naukowcom (a jeśli nawiązujemy do klimatów opowieści: naukowczyniom) zachciało się odpowiedzi na pytania o świat bez mężczyzn.

Anonimowy pisze...

Szkoda, że nie mogę polubić komentarza.

piasia pisze...

Tę ksiunszka to kwintesencja słowa "obleśny". Takiego nagromadzenia żenujących obrzydliwości nie da się strawić. W dodatku nijak się to ma do rzeczywistych zachowań młodych dziewczyn. Widząc (pierwszy raz w życiu!) mężczyznę w akcie autoerotyzmu powinny być zaskoczone/zniesmaczone/zaciekawione/zdumione/zszokowane a nie, kurnać, podniecone!
Ich zachowanie w sklepie z pamiątkami sugeruje, że doskonale znają męską anatomię oraz przeznaczenie wszystkich fragmentów tejże anatomii. Pytam się SKĄD??? Aż - prawem kontrastu - przypomniało mi się zdanie, które piękna Cerro zadała Vridankowi podczas pierwszej randki "Niebrzydka rzecz, a czy ma jakieś zastosowanie praktyczne?"
Oj, ałtorowi zapewne po nocach śni się wagina...

Memphis pisze...

"Podsumowując: podczas swych wojen mężczyźni zabijali przede wszystkim kobiety, co osłabiło ich (mężczyzn) populację"
Się samozaorali... Pozabijali większość kobiet i zostało tylko im LGBT, ale niestety nawet bez L....