Przed
naszymi czytelnikami znowu opowiadanie z forum Nowej Fantastyki. Tym
razem może być groźnie i wysoce smrodliwie, więc radzimy przygotować
zawczasu hermetyczne kombinezony ochronne. Żeby nie było, że nie
ostrzegaliśmy. Zaczynamy w zawszonym mieście, a potem będzie już tylko
gorzej. Indżoj!
Analizują: Sineira, Murazor, Kura i Gabrielle.
Thorn
Dodał: vathar 2011-05-19 10:54
http://www.fantastyka.pl/4,4510.html
Cholera! Co za sztywny trunek- skrzywił się Giorn, odchylając kubek od ust- dawno nie piłem takiego syfu.
Bo galaretkę się je łyżeczką, głuptasie!
Galaretkę? Ja obstawiam, ze cokolwiek to było, zamarzło.
Nie ma to jak prawdziwy krasnoludzki miód. Ta gorycz, ten smak... ah!
Gorzki miód. Nie pytajmy, z czego krasnoludy go robią... (z biedronki?)
Z woskowiny, zwanej potocznie miodem z uszu.
Hehe, a miód trzmieli - próbowałyście?
Nie, podagry nie mam, pyłek z tojadu nie jest mi do niczego potrzebny;)
Musiałeś
mnie wyciągać tak daleko na południe?- krasnolud zwrócił się do
zakapturzonej postaci siedzącej naprzeciw niego. Twarzy nie było
zupełnie widać, czuć było od niego jedynie lodowaty powiew.
Wentylator nie odpowiedział. Szumiał tylko cichutko.
Dementor! AAAAAAA! Expecto patronum!
Giorn spokojnie, długo tu nie zabawimy- odrzekł spokojnie, powoli wstając i udając się do drzwi- Iskarian już niedaleko.
Aaa ty i te twoje tajemnice- krasnolud podniósł się ciężko- chodźmy już.
Wyszli. Na zewnątrz powitał ich blady księżyc.
“Będziemy dziś mówili o księżycu. Spójrzcie, proszę, na mnie!”
(Kaestner)
Ruszyli na południe, nim zastał ich ranek doszli do miasta ludzi, Iskarian.
Powiadali, że miasto założył taki jeden, co miał na imię Judasz.
Była to potężna twierdza na południowym szlaku, otoczona szeregiem wież strażniczych i potężną głęboką fosą.
Otoczenie szeregiem jest dość karkołomnym projektem architektonicznym.
Chyba, że jest to szereg zbieżny.
Obustronnie i naprzemiennie.
A w ogóle to przecież wiadomo, że jeżeli dany szereg jest zbieżny bezwzględnie, to jest on zbieżny również w zwykłym sensie.
Samo miasto wprawiało w podziw, bogactwem oraz pięknem własnym. W końcu ich oczom ukazał się potężny zamek Iskarian.
Szli napawając się pięknem własnym, aż w końcu doszli do zamku, tak?
Hmm jak na ludzki twór, wygląda solidnie- stwierdził Giorn iskając swoją długą do ziemi brodę.
Przerażone wszy tłumnie uciekały na czubek głowy, starając się uniknąć hekatomby.
I już wiemy, skąd nazwa miasta!
W rzeczy samej, to jest bardzo bogaty kraj- zakapturzony nieznajomy otworzył bramy zamku.
Ej, oni wędrują razem na tyle długo, że mamy do czynienia z “zakapturzonym znajomym”, nie zaś z nieznajomym!
Mały to był zamek, skoro jego bramy może otworzyć jeden kapturnik. Czy aby na pewno nie była to jeno boczna furtka?
Ich oczom ukazała się ogromna sala tronowa, na samej jej końcu siedział król Darion wraz ze swoimi radcami.
Zasadniczo
był to przedsionek, ale że prawdziwa sala tronowa była akurat w
remoncie, król tymczasowo zmuszony był znosić przeciągi oraz niekończącą
się paradę strażników, kuchcików, pokojówek, masztalerzy, handlarzy
ryb, nosiwodów, psiarczyków, kapłanów i wszelakiego tałatajstwa, które
miało jakikolwiek interes w zamku i uparcie kręciło się w te i nazad.
Witaj królu Darionie- zakapturzona postać podniosła dłoń w geście powitania
Po czym przez długie lata musiała się tłumaczyć, że nie było to tzw. hajlowanie.
Ojtam, tylko piwo zamawiał.
Pięć piw.
- posyłałeś po mnie, prawda?
Bądź
pozdrowiony Valeriusie, dawno nie zaszczycałeś nas swoją mądrością-
odrzekł władca Iskarian. Darion mimo swojego wieku sprawiał wciąż
wrażenie potężnego i silnego władcy- Czy wiesz po co cię wzywałem?
Zupełnie jak drogówka. Czy pan wie, dlaczego pana zatrzymaliśmy?
Panie władzo, ale osochozzi?
Doszły mnie słuchy że masz kłopoty, więc w czym rzecz?- Mag sprawiał wrażenie spokojnego. Król wskazał Valeriusowi miejsce do (wiecznego) spoczynku- usiądź, mam ważne i za razem straszne wieści. Otóż skradziono berło oczyszczenia
Khhh... wybaczcie, MSPANC.
“Ochmistrzyni: Berło jest tu!
Król: Ooo, dziękuję...
Ochmistrzyni: Chwileczkę, przecież to moja miotła!... No i poleciał. I czym ja teraz będę zamiatać? Berłem?!”
(“Król Bul”)
artefakt za pomocą którego Mason uwięził swojego brata Thorna.
No tak. Jak zwykle wszystkiemu winni są masoni!
A ja myślałam, że elfy i wozacy.
Ludzie którzy skradli artefakt mieli na sobie czarne szaty z płonącą pochodnią.
Szaty te ani chybi sporządzone były z magicznej materii zwanej azbestem.
Ok, dalsze śledztwo niepotrzebne, wiem doskonale, kto to ukradł!
Wiesz co to znaczy prawda?- król nie ukrywał zmartwienia.
-
Tak, mój panie. - odrzekł mag - Jednak zmartwić cię muszę, albowiem
posiadana przeze mnie decyzja o zezwoleniu na demontaż materiałów
izolacyjnych i budowlanych zawierających azbest straciła ważność!
Mieliśmy już nawiązanie do Judasza, a tu król robi za Piłata: “Cóż to jest prawda?”
Valerius spuścił głowę, siedział tak chwilę i odparł- wyznawcy zniszczenia…
Wyznawcy zniszczenia
mają berło oczyszczenia,
wynikną z tego cierpienia!
Tako rzecze Ciocia Gienia.
Tknięci zaklęciem przeczyszczenia
Doznają magicznego przepędzenia
I zamiast oczyszczenia
(Wszak remont to miał być krótki)
Dokonają zniszczenia
Prastarej królewskiej wygódki.
Za pomocą tego berła Thorn może powrócić… a wtedy nikt nie będzie
bezpieczny. Ale wciąż nie rozumiem po co mnie wezwałeś?- Darion spojrzał
na niego i rzekł
-
Bo widzisz, berło oczyszczenia znakomicie się sprawdzało przy pracach
rozbiórkowych i porządkowych, a bez niego ten remont się tak straaasznie
wlecze!
-
Otóż mój drogi przyjacielu wiesz, że berło można zniszczyć tylko za
pomocą potężnej magii, a ja nie widziałem potężniejszego czarownika od
ciebie, z resztą [chłopaków, jakeśmy na piwo szli] znaleźliśmy
przy zwłokach jednego z wyznawców to- służący podał magowi naszyjnik z
dziwnym czerwonym klejnotem- Taki sam klejnot nosiła moja matka…-
Valerius zamyślił się, śmierć matki wydawała mu się taka odległa.
Tym razem mamy do czynienia nie z linią zmiany narratora, tylko z linią zmiany mówcy.
Ból w sercu, tłumiła chęć poznania tajemnicy, której nawet ona mu nie wyjawiła.
Tak
przyjacielu, myślę że wyruszając za berłem możesz znaleźć odpowiedź na
swoje pytania- król mówiąc to wręczył czarodziejowi niewielki tobołek-
to na pokrycie kosztów podróży twojej i przyjaciela.
Mag zajrzał do środka, po czym zaczął tłumaczyć dobremu królowi, jaka jest różnica pomiędzy tobołkiem a sakiewką.
- Ja sam przez ten remont muszę siedzieć w sieni, więc nie wymagaj ode mnie jakichś tam sakiewek! - zirytował się król.
Dobrze wyruszymy z samego rana- król kazał wskazać miejsce (wiecznego) spoczynku dla podróżnych.
To już drugi raz. Ekshumować ich będzie i przenosić?
Valerius odszedł w myślach.
I stał tak, ciężko zamyślony, aż do końca remontu. Dopiero ekipa budowlana wywiozła go na podgrodzie.
Hej
co się dzieje? Nie odzywasz się od dłuższego czasu. Wiem że to u Ciebie
normalne ale wyczuwam niepokój- Giorn wpatrywał się w przyjaciela
popijając kolejne piwo.
Wiesz Giorn są sprawy o których sam nie mam pojęcia.
“Wiem, że nic nie wiem.”
Moja
matka, mimo moich starań nie wyjawiła mi kim jest mój ojciec i co się z
nim dzieje, los dał mi szansę- mag odparł krasnoludowi.
Może sama nie wiedziała?
Nie żartuj. W rasowym opku fantasy?
Rasowym?! Bez przesadyzmu...
Powiedziałam “opku”. Nie “opowiadaniu”.
Ciekawe, kim był mój ojciec, bardzo chciałbym go poznać...
Wiesz
czasem lepiej nie wracać do tego co było. Z resztą zrobisz jak uważasz.
Ahh te ludzkie piwska, pieprze nie pije tego więcej dobrze że zabrałem
ze sobą krasnoludzki porter- Giorn wyciągnął z tobołka dużą flaszkę
złocistego krasnoludzkiego alkoholu.
Miód gorzki, porter złocisty - doprawdy, brodacze powinni byli pozostać przy produkcji tradycyjnego krasnoludzkiego spirytusu.
A
Pisak nie powinien pisać o rzeczach, na których się nie zna (hihi,
wyobraziłam sobie pisakowe krasnoludy przy produkcji spirytu... “Mocny!
Ma ze 30%!”).
Może i masz rację Giorn… może i masz rację.
Następnego
dnia rano, Valerius wstał wcześniej niż zwykle, obudziła go chęć
wyprawy, smak boskiej potęgi, czy chęć poznania prawdy? Tego nikt nie
wie.
A to był zwykły kogut.
Gęsi. Gęsi są gorsze.
Oraz indyki. Zdecydowanie przerażające.
Zapomniał o zaklęciach antydrobiowych.
Giorn wstawaj, czas na nas- poszturchiwał krasnoluda śpiącego jak kamień.
Co?
To już? Dobra daj mi się ogarnąć- to mówiąc sięgnął do tobołka po
kolejną dawkę alkoholu- heh tego mi było trzeba! Widząc to czarownik
odparł- skończ z tak nadmiernym piciem, otumanisz się do końca.
Giorn
z uśmiechem- Ha sam wiesz, że my krasnoludy lubimy dużo i dobrze wypić z
resztą jeszcze mi to nie zaszkodziło. Dość gadania chodźmy już.
Czym się tak Pisakom naraził ten inteligentn, bitny i pracowity lud, że notorycznie robią z niego bandę tępych ochlapusów?
Może (tak jak w przypadku misia koala) pewien poziom alkoholu we krwi jest im niezbędny do życia?
Z miasta wyszli przed trzecim zapianiem.
Kogut. Jednak kogut.
“Zapianie” brzmi raczej jak pozostałość po kufelku złocistego.
Ruszyli zachodnim traktem, ku świątyni światła. Droga wiodła przez gęsty, starożytny las zwany żywym lasem.
To już wiemy, że nie były to okolice Poznania. Tutaj mamy tylko Suchy Las.
Starożytny las był żywy, w przeciwieństwie do tych, panie tego, współczesnych, co to tfu! od razu suche rosną.
Większość ludzi omijała te tereny oprócz elfów które z niewiarygodną czcią traktowały tutejsze drzewa.
Tutaj
rozbijemy obóz, jutro ruszymy dalej- mag usiadł obok wielkiego
rozłożystego dębu który sprawiał wrażenie bardzo starego i co dziwne
żywego.
Bo normalny dąb powinien być martwy?
Ze starości.
Hmm
dziwny ten las, dziwnie się tu czuje… jakby ktoś nas obserwował- Giorn
zaczął rozpalać ognisko, co nie wychodziło mu najlepiej
Jeśli coś jest zwane żywym lasem i na dokładkę czczone przez elfy, to rozpalanie tam ogniska nie wydaje się sensownym pomysłem.
- Cholerne mokre drzewo, i co teraz?- Giorn załamał ręce.
Krasnolud,
co nie umie ognia rozpalić? To już wiemy, dlaczego po świecie się
błąka - ziomkowie go wygnali, bo wstyd im przynosił.
Valerius
magicznym gestem wzniecił ogień- to stary las entów drogi przyjacielu. W
pobliżu lasu mieszkają wysokie elfy. Nie zbliżają się do lasu jeżeli
nie mają ważnego powodu. Enty, mimo swojego ogromnego rozmiaru, są
istotami przyjacielsko nastawionymi, także nie ma się czego obawiać z
ich strony.
Chyba, że wznieca się im ogień na stopach...
O to-to.
Dokładnie
tak potężny czarowniku- dąb który wcześniej stał nieruchomo poruszył
się, uniósł Valeriusa pod samą koronę- dawno nie widywaliśmy cię w tych
stronach. Z czym przychodzisz?- Mag usiadł na gałęzi
Usiadł mag na gałęzi
I spoglądał przez lupę
Dąb się wziął zdenerwował
I dał kopa mu w... różdżkę.
-
Za waszym pozwoleniem chcielibyśmy przekroczyć las, świątynia światła
jest naszym celem. Dąb nie ukrywał zdziwienia- Świątynia światła? Szlak
prowadzący z ludzkiej twierdzy jest bezpieczniejszy. Czemu obrałeś tą (tę!)
drogę?- Valerius zszedł z drzewa- Berło oczyszczenia zostało skradzione
przez wyznawców boga zniszczenia, obawiamy się najgorszego, droga przez
wasz las jest może i niebezpieczna ale dużo krótsza, a zależy nam na
czasie- Dąb zamyślił się przez chwile- Berł boga swiatła skradzione? Hmm
nigdy nie interesowaliśmy się sprawami ludzi, ale uwolnienie boga
śmierci z jego klatki może być szkodliwe i dla nas bezbronnych drzew…
Udzielę przejścia tobie i przyjacielowi, pozwól także że obdaruję cię
kolejnym sprzymierzeńcem
I tu stary ent wyjął z dziupli dorodnego elfa, otrzepał go z próchna i postawił przed bohaterami.
Szczęście, że elfa, a nie borsuka.
- zza dębu pojawił się leśny elf- łowca, budowy barczystej i krępej dość niespotykanie jak na elfa [widać niejedna matka w tym opku ukrywa przed swym dzieckiem tożsamość ojca] - na imię mu Asgard Roy, jest przyjacielem lasu i doskonałym tropicielem. Przyda ci się jego pomoc.
Jak to dobrze, że akurat tutaj mag z krasnalem rozbili obóz. Imperatyw opkowy ich nie zawiódł.
Nie no, po prostu za każdym dębem czai się leśny elf gotów do dołączenia do drużyny, ot i wsio.
Co? Elf? Prędzej zgole brodę…- Giorn nie ukrywał oburzenia.
“Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę!” - przez las przetoczył się głos Piotra Fronczewskiego. Giorn pokornie pochylił głowę.
Spokojnie
przyjacielu, tropiciel nam się przyda. Swoje niesnaski zostaw dla
siebie, mamy ważniejszą rzecz do zrobienia. Asgardzie będę rad, jeżeli
zechcesz do nas dołączyć- Asgard wyciągnął rękę w geście przywitania- Za
mądrością twoją oraz mocą pójdę panie.
- A jak nie masz nic przeciwko temu, wezmę jeszcze kuzynkę Valhallę, wujka Midgarda, stryjka Jotunheima...
Oraz cały klan MacGregorów na dokładkę.
Dąb rozłożył korzenie [świntuch!] - Valeriusie dziś wieczór odpocznijcie tutaj, przypilnuje waszego spokoju, jutro z rana wyruszycie
Dąb, dupa dębowa...
- Mag uniósł dłoń- dziękuję mój leśny przyjacielu, nie zapomnę twojej gościnności.
Za Wikipedią: “Wartość energetyczna 100 gramów żołędzi wynosi 510 kcal (2100 kJ).”
Aczkolwiek żołędzie i buczyna były raczej pożywieniem świń...
Co do żołędzi to nie wiem, ale orzeszki bukowe są całkiem smaczne.
Północ, mrok nocy rozświetla blask ognia.
W tej dębowej dupie.
Między tymi korzeniami. Szczęście, że dąb nie zaczął robić “rowerka”.
Szczęście, że nie miał tych niżej położonych gałęzi, co to wiecie...
Słychać ciężkie chrapanie krasnoluda.
Smród, robactwo, ciężkie chrapanie -
Ano, różnie w życiu się darzy.
Ktoś nabazgrał węglem na ścianie:
“Niechaj żyje walka piekarzy!”
(Broniewski)
Czarodziej wpatrywał się w ogień, sprawiał wrażenie zamyślonego, choć twarzy nie było widać.
Zamyślenie poznać było można po wyrazie jego pleców.
I powolnym falowaniu uszu.
Pod kapturem.
Asgard
przypatrywał mu się od dłuższego czasu, w końcu rzekł- jesteś bardzo
dziwnym człowiekiem, każdego jakiego spotkałem nawet czarodzieja
potrafiłem wyczuć.
A ty chyba... chyba się myjesz! - elf pokręcił głową z niedowierzaniem.
Ciebie
nie mogę, jakbyś był otoczony murem. Tajemniczą postacią jesteś
Valeriusie- mag nie odpowiedział nic, po chwili rzekł- Asgardzie, jak
leśny elf znalazł się wśród entów, przecież nie lubicie się z wysokimi
elfami?- Asgard odparł- wieczny dąb był moim opiekunem od dziecka,
wysokie elfy zaakceptowały moją odrębność.
Enty były wysokie, owszem, ale czy były elfami...?
Daj spokój i nie wnikaj, u samego Mistrza odłamów jak kusych psów, może i takie się znalazły, co z entami wchodziły w bliższe stosunki.
Zwłaszcza, że entowe żony do tej pory nie powróciły.
Wszystko przez te ogrodowe krasnale.
Nie
wchodzę w drogę im, a oni mnie. Enty pozwalają mi polować i mieszkać
tutaj w zamian za oczyszczanie lasu z różnego plugastwa, to dobry układ-
Wpisujemy elfa Asgarda na listę podejrzanych o podwędzenie Berła Oczyszczenia...
Nazywasz berło plugastwem? Zaiste, Murazorze, żadnej świętości dla Ciebie nie ma!
Nie, nie! On używał berła do oczyszczania lasu z plugastwa!
Nooo, w sumie berło całkiem nieźle by się sprawdzało przy czyszczeniu norek i innych dziupli.
czarodziej
chwile jeszcze wpatrywał się w ogień, chwilę potem zwrócił się do elfa-
dobrej nocy Asgardzie, jutro czeka nas długa droga- po tych słowach
popadł w letarg.
Śpiączka Opkowa w wydaniu fantasy?
Kolejnego dnia, dzięki sprytowi elfa przed nastaniem zmroku wyszli z lasu.
Poszczuł ich borsukiem, więc utrzymali dobre tempo.
Droga
do świątyni stała teraz przed nimi otworem. Po kilku godzinnym marszu
ukazał im się ogromny słup dymu- oho chyba zbliżamy się do celu- Giorn
chwycił za topór.
Hmm wyczuwam załamanie magii…
… jakby krzyk z milionów gardeł, a potem cisza.
- Valerius otworzył ostatnią porcję miruvoru.
I chlapnął sobie dla kurażu.
Spójrzcie! Jakiś demon pilnuje wrót świątyni!- Asgard wypatrzył nieprzyjaciela, napiął łuk i czekał na rozkaz maga.
To
jest moloch, demon ognia- czarownik spokojnie przyjrzał się demonowi-
widzicie tych pobratymców zniszczenia? Zajmijcie się nimi, demona
zostawcie mnie, wiem jak go pokonać.
Bardzo
wątpię, skoro nawet nie wie, z kim ma do czynienia. Od ognia jest
Adramelek albo Flereous (Feurety), jeśli już koniecznie musimy wpieprzać
mitologię chrześcijańską do świata fantasy.
Niejednemu
psu “Burek”. Może demony też maja ograniczony zasób imion. Ale zaraz,
skoro “moloch” napisane jest małą literą, to znaczy, że to typ demona, a
nie imię...
Jeszcze może być jaszczurka, grupa hakerów albo awangardowych artystów.
Walka
rozgorzała, kiedy krasnolud rozbijał toporem głowy nieprzyjaciela, a
elf raził ich gradem strzał, Valerius podszedł do demona.
Napawam się dynamiką opisanej sceny.
Zwizualizuj
to sobie. Jak w koreańskim filmie - motłoch napieprza się w tle, a
dwóch bossów powoli i dostojnie przemierza pole bitwy, łypiąc ponuro
oczyma i robiąc groźne miny.
Uniósł
dłoń w magicznym geście i wielka lodowa kula spadła z nieba i raziła
molocha. Demon padł bez życia na ziemie, niczym rozdeptany owad.
A teraz zwizualizowała mi się wielka packa na muchy.
Reszta wyznawców uciekła.
No nieeee, gościu gra na kodach, cziter!
A ja ciągle pamiętam kod na tworzenie czarnych smoków... *wspomina z nostalgią*
To
było… to było niesamowite- Roy nie mógł wyrazić zdziwienia. Giorn
wpatrywał się w niego z politowaniem- to co zrobił teraz, to nic co może
jeszcze zrobić, zaufaj.
Jesteśmy dopiero na pierwszym levelu, sam rozumiesz, te demony to pikusie.
Weszli
do świątyni. Popękane ściany oraz krew przedstawiał obraz walki która
miała tu miejsce. Czarownik dobrze zbadał miejsce. W jednej z odległych
komnat usłyszał szlochanie.
Ma gość słuch!
Podszedł
bliżej, otworzył drzwi. W sali ukazała mu się kobieta pięknej urody,
ubrana na biało- kimżeś jest?- kobieta spojrzała surowo na Valeriusa.
Który był brzydkiej urody i psuł estetykę świątyni.
Nie
bój się, przyszliśmy z zadaniem przejęcia berła z rąk wyznawców. Zwą
mnie Valeriusem- kobieta wpatrywała się w wędrowca bez twarzy nieufnie,
ale po chwili złagodniała i rzekła- nazywam się Tiris, Tiris Stormlake
jestem kapłanką.
Dość długie imię, ale widać w tym świecie tak mają.
Próbowałam
strzec berła, ale na próżno- Valerius spytał- pozostał jeszcze ktoś
żywy?- w oczach kapłanki było widać gniew, rozpacz i gorycz. Ledwo
powstrzymywała się od łez- nie nikt. Tylko ja. Moje zaklęcia ochronne
były na tyle wystarczające by wytrzymać dość długo, aż się zjawiliście.
To nie mogła schować berła pod spódnicą?
Niestety - ten slot był już zajęty przez Berło Rozkoszy.
Mag
współczuł jej w cierpieniu, wiedział że utrata przyjaciół jest gorsza
niż brak jakichkolwiek wspomnień. Siedział przy niej jeszcze przez
chwile, aż do komnaty przyszła reszta towarzyszy- Valek nikt nie został,
przeszukaliśmy dokładnie świątynie. Pusto tu- Giorn zdał raport
czarodziejowi.
-
Znaleźlismy tylko trzy sztuki złota, jeden eliksir, którego nie umiem
zidentyfikować i dwa pergaminy z zaklęciem mniejszego uleczenia.
Oraz papier toaletowy i klucz francuski. (Skoro już przebywamy w uniwersum Magic & Loo...)
Wyznawcy uciekli na zachód-
Jedź na zachód, młody wyznawco!
A po co? Tam nie ma żadnej cywilizacji...
mag
podniósł się, skierował się ku wyjściu- ruszymy ich tropem, doprowadzą
nas do berła. Czy chcesz iść z nami i pomścić swoich przyjaciół? Twoja
moc może nam bardzo się przydać- kapłanka przez chwile milczała, potem
rzekła- Puste te już ściany… pójdę z wami. Czas zacząć od nowa.
Kolejny członek drużyny, jakie to... schematyczne. Mamy maga, tropiciela i kapłankę. Kto będzie następny? Wojownik czy złodziej?
“Puste te już ściany”, znaczy, złodziej był tam wcześniej.
Wyszli
ze świątyni kierując się na zachód. Asgard wytropił pomioty Thorna,
droga prowadziła do niewielkiego miasta Fungorn. Miasto szelm i
złodziei.
Wygląda, że jednak złodziej, no nie?...
Ludzi wyciągniętych spod prawa.
Siłą wyciągniętych. Za uszy.
Nie było tu ani milicji, ani innych służb porządkowych.
Faktycznie. Dwóch milicjantów to było nawet w Wysypisku!
A może... Nie, to nieprawdopodobne... Ale może Pisak użył tego słowa zgodnie z jego pierwotnym znaczeniem?
Stfu, Fungorn!
Shut The Fuck Up, Fungorn!
Najgorsze ludzkie skupisko jakie w życiu widziałem- Giorn splunął na sam widok slumsów.
Wrażliwy ten krasnal, skubana jego broda!
Iskana, nie skubana.
Spokojnie długo tu nie zostaniemy, z resztą [resztą czego?] uzbrojonej grupy nie ruszą,
Trzymajmy się w kupie, kupy nie ruszą!
uważajcie
tylko na sakiewki- czarodziej był nadzwyczaj spokojny- Tu się
zatrzymamy, ten lokal jest dość porządny jak na to miasto.
A nie lepiej poczekać do świtu poza miastem?- Tiris nie ufała zwykłym ludziom, mimo że była kapłanką.
Wbrew pozorom, bycie kapłanem nie musi oznaczać bycia idiotą.
Jej
przeszłość była dość burzliwa i niestety mało kolorowa. Urodziła się w
miejscu właśnie takim jak to, przez całe dzieciństwo zmuszana była do
kradzieży. Któregoś razu została przyłapana przez kapłana, który zamiast
ją ukarać zaproponował pracę w świątyni.
Ja bym powiedział, że to przeszłość dość barwna!
Znam
tę bajkę, tylko że zamiast dziewczynki był chłopiec, a zamiast kapłanów
byli Strażnicy (aghhrr, nie cierpię spolszczenia Thiefa, nie ciepię!).
To odmieniło jej życie.
No
tak, bo ze zwykłego złodzieja stała się dwuklasowcem. Niezła droga
rozwoju, chociaż oczywiście wolniejsza, bo pedeki trzeba dzielić
między... Dobra, już nic nie mówię.
Pisak się chyba zreflektował, że już trochę za wielu ma tych bohaterów, więc w roli złodzieja obsadził kapłankę.
Coś jak Pani Krysia?
Dziś mimo jej braku zaufania, nie brakuje jej miłości i współczucia do bliźniego.
A to się wyklucza?
Nie ma strachu- Roy nie ukrywał że obecność maga uspokaja go- Valerius wie co robi. Nic ci się z nami nie stanie.
Chyba że na k100 wyrzucisz 99*.
(* W RPG tzw. “fambuł” czyli krytyczna porażka - oznacza, że postać zabiła się o własne nogi)
Miałaś nic nie mówić...
A czy ja coś mówię? Tak sobie mamroczę na marginesie.
Speluna nazywała się „Pod Zardzewiałym Toporem”, i należała do dość schludnych jak na miasto wyrzutków.
Nie jestem pewna, czy speluna to była w miarę schludna, czy właściciele byli dość zadbanymi wyrzutkami.
Było
to jedyne miejsce w mieście gdzie obowiązywały jakieś prawa. Prowadził
ją dość bogaty i bardzo sumienny Niziołek Karl. Do pilnowania gospody
zatrudnił dwóch niezbyt rozgarniętych ale uczciwych tauzenów, Grokka i
Mirza.
Do pilnowania gospody zatrudnił dwa tysiące złotych?
Mirza: “To Czatyrdah!” Grokka: “Aa!”
Kogo moje piękne oczy widzą!- Karl rozpoznał czarodzieja- kopę lat. Może napijesz się czegoś?
My
w innym interesie przyjacielu- Valerius usiadł naprzeciw Niziołka i
ciągnął- ostatnio do waszego miasta przybyło paru wyrzutków, wiesz coś
może na ten temat?
Ha!
Jakby tutaj mało wyrzutków się nie kręciło… jakbyś spytał o króla
krasnoludów to może bym coś znalazł- ironicznie odparł mu Karl.
Ej, patrzcie, jeden w tym opku, co rozsądnie gada!
Bo to niziołek, one z natury są rozsądne.
Niziołkom Pierścień Rządzący niestraszny, to i opko wytrzymają...
To
byli ludzie w czarnych szatach ze znakiem Thorna na płaszczach-
Krasnolud nie wytrzymywał już napięcia. Miał dość ludzkich spelun a tym
bardziej tutejszego trunku.
Mientkie te dzisiejsze krasnoludy, panie, mientkie...
Jak chomik na brzuszku.
Aa! Widzisz trzeba było tak od razu… Rzeczywiście byli tutaj raz ale ich pogoniłem,
- Pogoniłeś? I jeszcze żyjesz? To nie oni...
są w karczmie obok u krasnoluda Torliba-
Torlib? Hmmm... Thorlieb? Dobre imię dla krasnoluda! Ciekawe, czy Pisak sam na nie wpadł.
Niziołek wskazał im miejsce.
Dobrze. uporamy się z nimi, a ty zakwateruj nas gdzieś. Tiris zaczekaj na nas w pokoju.
I nie zaprzątaj sobie ślicznej główki naszymi trudnymi, męskimi sprawami!
Uznaj wyższość męskiej PCI. Na kolana!
Czarodziej
wpadł z hukiem do pokoju oprawców. Walka nie trwała parę sekund, zanim
wstali krasnolud i elf zdążyli uporać się z nimi.
Matko Borska i Jeżu Kolczasty, cóż za epicki opis! Ilu ich było, dwóch?
- Chyba pomyliliśmy pokoje - mruknął elf patrząc na zabitych muzykantów.
Przy ich ciałach nie znaleziono berła, ale list i mapę do artefaktu.
Jeżeli
ktokolwiek miał jeszcze jakiekolwiek złudzenia, że opko nie jest
inspirowane grą komputerową, w tym miejscu powinien się ich ostatecznie
pozbyć. Przecież to oczywiste, że każdy wyznawca zUa nosi przy sobie
mapę. Wyznawcy zUa są zbyt głupi, by trafić do własnej świątyni BEZ
mapy. Tak musi być i koniec.
A mapa do artefaktu była cała od sadzy.
Valeriusie, berło jest na południu w świątyni ognia (stąd sadza!) -Roy odczytał mapę.
No shit, Sherlock!
A list? Co z listem? Nie zawiera żadnych istotnych wskazówek, typu “idź na północ za wołkami zbożowymi”?
Treść listu była jasna:
“Mówiono mi, żeś u niej trzykroć powiedział jemu, że,
Choć im to wielka sprawia przykrość, niestety pływam źle.
Wiedziałem jedno: oni dali (jak sądzę - raczej dwa).
Lecz, jeśli rzecz tak pójdzie dalej, ucierpi babka Twa!
Wydaje się, że wyście sami, nie znając roli swej,
Przeszkodą byli między nami i nimi w domu jej.
Lecz, mimo stanowiska obu, przedstawmy sprawę im
W formie sekretu miedzy Tobą, mną, Wami oraz nim.”
(Carroll)
Hmm niedalek stąd… Dobrze wypocznijmy i ruszajmy.
Niedalek
- fikcyjna rasa istot opkowych, przypominających zmutowanego krasnala
ogrodowego, poruszających się pojazdami przypominającymi hydrant
skrzyżowany z hipogryfem.
Tiris- i co? Wiecie już gdzie berło?
Tak wiemy, w świątyni ognia- czarodziej odpowiedział kapłance- wypocznijcie.
Krasnolud
z elfem dość szybko usnęli, czarodziej wpatrywał się w ogień kominka, a
Tiris przypatrywała się mu, po chwili rzekła- szukasz czegoś więcej niż
tylko berła prawda? Co takiego tam jest czego tak namiętnie szukasz?
Słowem-kluczem jest tu “namiętnie”. Niestety - mag nie zrozumiał.
Nie był samcem alfa, to i nie pojął.
Kiedy
to znajdę to ci powiem. Sam nie wiem czego szukam i sam nie wiem czy to
tam znajdę. W każdym razie nie chce o tym rozmawiać- czarodziej zrobił
się dziwnie chłodny, nie lubił gdy się o nim rozmawiało.
Hmm…
obyś się na tym nie zawiódł… dobranoc- Tiris usnęła. Mag wpatrywał się w
kominek. Rozbrzmiewały mu w głowie przebłyski pamięci.
W mojej głowie też cosik cały czas błyskało, aż w końcu uświadomiłam sobie, co. Szanownym czytelnikom też pewnie błyska.
Przypomniała mu się matka, ładna kobieta, bardzo tajemnicza. Zmarła na ciężką dość trudną do wyleczenia chorobę.
Zaiste, “dość”.
Ciekawe,
czy poszła do tego medyka, który na co innego ludzi leczył, a na co
innego umierali, czy do tego, u którego umierali na to, na co ich
leczył...
Po
jej śmierci Valerius znalazł się w klasztorze, gdzie studiował księgi i
odkrywał swoje talenty magiczne. Ojca nigdy nie znał, ani przeszłości
swojej matki. Nigdy o tym nie wspominała. Wędruje teraz po świecie
szukając choć trochę swoich wspomnień, a teraz nadarzyła się okazja.
Na igły Jeża Borskiego, ta matka wędruje? Jako zombie?
Biała dama?
Przed południem dotarli do świątyni ognia. Była ogromna dookoła niej siarczysty dym.
“Siarczysty” to może być cios, gniew, czy coś innego mniej lub bardziej opartego na przenośni. Dym - jak już, to “siarczany”.
Sama wieża strażnicza napawała grozą.
- Patrzcie na tę wieżę - mruknął Giorn. - Napawa grozą, no nie?
*werble*
*i ochrypłe krakanie kruków*
Giorn
zajmij się strażnikami na wieży, Tiris i Asgard osłaniajcie bramę ja
zniszczę berło- mowiąc to Mag ruszył do komnaty z daleka było tylko
słychać kobiece „powodzenia”.
Przez
dłuższą chwilę się zastanawiałam, czy Pisak miał na myśli życzenia
sukcesu, złożone przez kapłankę, czy kobiece zawodzenia, dobiegające z
wnętrza złowrogiej twierdzy.
Ja to odczytałem, że “powodzenia” dobiegło z wnętrza komnaty.
Może było słychać odgłosy kobiecego powodzenia...?
Przedzierał się przez główne sale spopielając wszystkich którzy stanęli mu na drodze.
Kolejny wypasiony opis walki, epicki, pełen barwnych szczegółów i w ogóle ten tego.
Że zacytuję klasykę: “A potem odbyła się wielka bitwa i Voldemort został pokonany.” Pisak i tak wyrasta ponad standard opkowych opisów batalistycznych.
Stanął
w końcu przed zamkniętą bramą Sali rytuałów. Przed bramą przywitał go
kapłan zniszczenia- Witaj Valeriusie! Sporo czasu zabrało ci dotarcie
tutaj, niestety nie mogę cię teraz wpuścić.
- Rozumiesz stary, imprezka już się rozkręciła, będziesz odstawał. A w ogóle to nie przyniosłeś ze sobą ani jednej flaszki.
Kończy
się rytuał wezwania, niedługo ojciec zniszczenia się zbudzi, a wtedy
zginą jego wrogowie. Dołącz do nas póki nie jest za późno!
- Gospodarzu, przynieś mi wina, póki nie jest za późno!
- A masz czym płacić, Sowizdrzale?
- Cholera, już jest za późno...
Valerius lekkim ruchem ręki zamienił kapłana w bryłę lodu mówiąc- z drogi kmiocie-
Zaś próbującemu iść kapłanowi z odsieczą wróżbitę przemienił w kawal zastygłej lawy mówiąc: “spieprzaj, dziadu”.
po czym wszedł do ostatniej Sali.
Aaaaautokorekta wooorda...
NIECH ŻYJE!
Niestety spóźnił się, berło zostało zbeszczeszczone,
Jeśli w ten sam sposób w jaki Sowizdrzał bezcześcił kennip i zennip, to nie powiem, trzymamy się klimatu...
na tronie siedział Thorn.
Nad jego głową unosiła się tabliczka z napisem “Thorn” i strzałką.
I paskiem punktów życia.
I punktów many, nie zapominaj o manie!
Witaj Valeriusie. Jesteś bardzo podobny do swojej matki, no i stałeś się bardzo potężny.
Valerius stanął przed bogiem i rzekł- jednak nie zdążyłem przed tobą zniszczyć berła,
… za to zbezcześciłem je dokumentnie!
Bezcześcił berło barbarzyńca butny
Wspólnie z borsukiem wielkim i okrutnym,
A gdy zbezcześcił już je do imentu
Wyruszył szukać kolejnego sprzętu,
Bez bezczeszczenia świat był zły i smutny!
ale postaram się abyś nigdy nie opuścił tego miejsca.
Zawsze
się zastanawiałam, dlaczego po stworzeniu potężnego artefaktu,
służącego do uwięzienia Wielkiego Złego, zwycięzcy beztrosko umieszczają
tenże artefakt w jakiejś świątyni czy innym grobowcu, zamiast go od
razu rozwalić.
Stwarzanie miejsc pracy. Trzeba przecież jakoś zagospodarować Wybranych do zniszczenia Wielkiego Złego.
Thorn spokojnym tonem- spokojnie. Nie chce cie skrzywdzić, wolę zaproponować Ci współpracę.
Valerius mocnym tonem- współpracę? Zniszczenie świata? Chyba żartujesz. Nie pozwolę Ci byś zniszczył ten świat.
Drogi
Pisaku! Przejedź się (lub przejdź) do księgarni. (Hint: to taki sklep z
napisem “Księgarnia”.) Wejdź do środka i weź jeden z tych niewielkich,
prostokątnych przedmiotów, których tam jest od cholery i ciut-ciut.
Otwórz. Popatrz, jak wygląda zapis dialogów. Zapamiętaj.
I już nigdy nie wal takiej drętwoty, jak to coś powyżej.
Thorn-
oj czarodzieju. Zniszczymy ten świat, ale są jeszcze inne o których nie
masz pojęcia, jest wiele wymiarów, każdy podobny ale nie taki sam
możemy rządzić każdym.
A
ten jest jakiś taki niedorobiony, zupełnie jak zapis powyższego
dialogu. Znajdźmy sobie lepszy świat, w którym miód będzie słodki!
Nie
chcę oglądać tego świata, kochałem twoją matkę jak kocham teraz ciebie
synu, ale nie pozwolę byś stanął mi na drodzę. Rozumiesz?
Valerius zamarł, nie spodziewał się że jego ojcem może być zniszczenie samo w sobie
O’rly?
Łapki w górę, kto się tego nie domyślił? Nie mam za złe Pisakowi, że
sięgnął po motyw ograny i wyeksploatowany (bo wciąż można go fajnie
wykorzystać), ale na litość, niech nie robi z boChatera półmózga!
Zaraz, zaraz! Thorn się zbudził po raz pierwszy od dawna... Czyżby z tego wynikało, że spłodził maga przez sen?
No co? W naszym świecie też tak bywa. Przynajmniej w świecie według Garpa.
Wcześniej było powiedziane, że siedział w klatce. Widocznie miała duże przerwy między prętami.
- kłamiesz! Nie możesz być moim ojcem… Matka nie oddała by się komuś… komuś…
Thorn odparł spokojnie- takiemu? Twoja matka kochała mnie, a ja kochałem ją.
Romanse bogów ze śmiertelniczkami mają, jak wiadomo, długą tradycję. Chociaż skutki bywają zgoła nieoczekiwane.
Skąd
twoja ogromna moc myślisz że się wzięła? Jesteś moim synem, jesteś
półbogiem. Mason, mój brat był zazdrosny że ziemska kobieta bardziej
kocha mnie niż stworzenia tego świata jego samego i uwięził mnie w
piekielnej celi, ale zemszczę się.
Poeksperymentujmy z przecinkami. “Był zazdrosny, że ziemska kobieta bardziej kocha mnie, niż stworzenia tego świata jego samego”. Nie, to nadal nie ma sensu. Próbujemy dalej?
A więc jak synu? Pomożesz mi?
Join the Dark Side, Luke!
Join the dark side, we have cookies.
Valeriusem szarpały niepewność i smutek. Nie mógł uwierzyć że jest nasieniem zła.
Ojtam, po co zaraz takie szumne określenia? Zwykły karciankowy demigod, nic specjalnego.
Po chwili zastanowienia spojrzał na boga i rzekł- Ojcze… nie! Nie pozwolę Ci!
Thorn
zmarszczył czoło- a więc mój drogi synu… giń! Bóg zniszczenia cisnął
błyskawicę w stronę czarodzieja, ten jednak ze spokojem zablokował a tak
A jak zablokował? A tak!
i zbierał boską moc by w końcu oddać błyskawicę z wielokrotnie potężniejszą siła.
Wrzask konającego boga zadrżał świątynią (AAAGHHHRRR!!!), Thorn upadł na ziemie bez tchu (jebs!). Valerius zniszczył berło (trzask!) (i po cholerę?...), nachylił się nad zwłokami boga i rzekł- wybacz ojcze, wybacz matko… ale nie miałem wyjścia.
I już, pozamiatane.
Raczej: przetkane, zważywszy na naturę berła.
“Nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać.”
Niech przeklęty będzie dzień w którym na świat przyszedł ten z którym idzie zniszczenie…- pozbierał się i wyszedł
A teraz skojarzyło mi się z tym!
za nim zawaliła się swiątynia.
Albowiem
w każdym szanującym się utworze fantasy świątynia zła musi runąć
niezwłocznie po ukatrupieniu boga, któremu jest poświęcona. Taka,
wiecie, stara i nieświecka tradycja.
W sumie to dość logiczne. Tyle, że mocno ograne. A przy okazji: czy Pisak miał na mysli, że Valerius wyszedł zanim świątynia się zawaliła, czy tez wyszedł, a za nim zawaliła się świątynia?
A nie goniła go taka wielka kamienna kula? Bu, to się nie liczy.
Giorn
pełen podziwu- Przyjacielu zabicie tuzina smoków jest niczym, co
zrobiłeś teraz. Sami bogowie boją się zapewne teraz Ciebie.
I zapobiegawczo szykują “nieszczęśliwy wypadek” w postaci ognistego deszczu lub czegoś równie dyskretnego.
Zawsze mogą liczyć na cud.
I co znalazłeś swoje odpowiedzi?- Tiris spytała.
Valerius odparł wymijająco- jeszcze długa droga przedemną.
“Nie jadłem tego roku grzybów, ale ten nowy sułtan marokański ma być podobno bardzo porządnym człowiekiem.” (Haszek)
Wiele się potem zmieniło w jego życiu.
Poza jednym - wciąż nosił szatę z kapturem, przy czym nikt (łącznie z nim) nie wiedział, po co właściwie to robi.
Wędrował
po krainach, zwiedzał inne światy, wkrótce zasiadł na tronie
niewielkiego królestwa które rozbudował i powiększył. Ale to już inna
bajka.
Raczej inna gra - bo poza grami nie słyszałam, by ktoś królestwo “rozbudowywał”.
Chyba, że było to miasto - państwo, takie jak np. Uruk. Ale to faktycznie inna bajka.
To już koniec? Fajnie. Idę rozbudowywać swoje królestwo.
Ze Świątyni Ognia i Sadzy pozdrawiają: kapłanka Sine, mag Murazor, złodziejka Kura i elfka Gabrielle
oraz krasnolud Maskotek, uciekający przed wielką kamienną kulą.