czwartek, 5 września 2019

378. Godzina brunatnej róży, czyli SSłodziak Reini


Drodzy Czytelnicy!
Witamy po wakacjach! Ze świeżym zapasem sił i opek przystępujemy do pracy. A na początek mamy dla Was piękną historię o miłości, która pokonuje czas, przestrzeń i przeznaczenie… Bohaterka za pomocą magicznego zegarka przenosi się w przeszłość, by uratować swego ukochanego od niechybnej śmierci.
Fajnie, tylko gdzie jest haczyk?
No cóż, wiemy doskonale, że aŁtorki kochają II wojnę światową. Uwielbiają też motyw zakazanej miłości. Mieliśmy więc już w tej scenerii braci Kaulitzów w Nazi Opku, mieliśmy Konspir Opko, w którym piękni chłopcy z Szarych Szeregów sprawiali, że do polskiego podziemia tłumnie gnały młode Niemki…
Ale opka, w którym bohaterem i tróloffem jest prawdziwy, historyczny nazistowski zbrodniarz, tośmy jeszcze nie mieli. 
Indżojcie!

Analizuje prawie cała ekipa, bo: Kura, Jasza, Vaherem, Kazik, Babatunde Wolaka i Dzidka. Ej, nie deptać tam sobie po palcach! 

Za podesłanie opka bardzo dziękujemy Anonimowemu Komcionaucie (Komcionautce?)


Przedstawienie postaci

Kasia Kwiatowska
18 latka, uczęszcza do piątej klasy szkoły średniej. 
Osiemnastolatka w piątej klasie szkoły średniej? Typuję jakieś technikum, gdyż może tylko tam uchowały się pięcioklasowe roczniki. Nie, to nie może być Hogwart.
Tak, technika i szkoły branżowe. Ale to najwyraźniej świat alternatywny, w którym deforma przeorała edukację naprawdę głęboko i mamy tu np. czteroklasową podstawówkę i ośmioklasowe liceum… Bo czas akcji to 2019, więc nie ma siły, żeby bohaterka kończyła właśnie zreformowaną szkołę średnią.  

Jej ulubionym przedmiotem jest historia, wie bardzo dużo o nazistowskich Niemczech, a jej ulubioną postacią jest... Reinchard Heydrich.
Brak mi wykrzyknika. ulubioną postacią jest... Reinhard Heydrich!
Ale zwróć uwagę, że to jest konsekwentnie “Reinchard”, a nie Reinhard. Czyżbyśmy mieli tu dla odmiany Dobrego Brata Bliźniaka, zamiast Złego?
Do kompletu powinno być: Cheydrich.  

Zastanawiam się, co to konkretnie znaczy “wie bardzo dużo o nazistowskich Niemczech”, skoro ma tu swoją “ulubioną postać”. 
Potrafi rozpoznać swastykę i wie, że oprócz Hitlera byli jeszcze inni hitlerowcy.

(...)

Reinhard Tristan Eugen Heydrich 

Postać historyczna z czasów II wojny światowej. 36 letni wysoki rangą SS-man. Został zwolniony z Marynarki Wojennej (za skandal obyczajowy) i przyjęty w 1931 roku do SS przez samego Heinricha Himmlera. Ma błękitne oczy i blond włosy, jest wysoki ma 191 cm wzrostu. Lubi grać na skrzypcach, pływać i biegać. Lubi też brać udział w zawodach szermierki.
Lubi też mordować ludzi jak w Noc Długich Noży i mówić o zabijaniu, czemu dał wyraz w Wannsee. Lubi też być trzecią osobą w III Rzeszy, po AH i HH.

Ania  

18 latka chodząca do jednej klasy wraz z Kasią i Zosią. Lubi anime. Jest pomocna, ma duże poczucie humoru. Nie lubi historii w przeciwieństwie do Kasi. Ma zielone oczy, brązowe włosy i około 163 cm wzrostu. 

Zosia
18 latka, ma kasztanowe włosy, niebieskie oczy. Jest poważna i nie lubi żartów, chłopaków z przeciwnej klasy. Jest harcerzem (harcerką!) i z chęcią słucha opowieści o Reinhardzie, które Kasia uwielbia opowiadać. 
No mówię ci, jaki fajny gość z niego był! 
To jeszcze nic, poczekaj na anegdotki o przywódcach Hitlerjugend i ich wesołych przygodach z ZHP!

Karl 
Adiutant Reinharda o brązowych oczach i czarnych włosach, jest średniego wzrostu. Ma dwadzieścia lat i bardzo lubi swojego szefa. 
*niuch, niuch* Smells like teen yaoi? 

Jest zagorzałym nazistą i w przeciwieństwie do Heydricha wierzy, że Niemcy naprawdę są rasą panów 
Niestety,  Reinhard Heydrich gdy tylko popatrzył na swojego adiutanta, to zaczynał mieć wątpliwości.
i powinny rządzić światem. Choć jest w tak młodym wieku zabił wielu ludzi. 
Dzięki czemu panienki w jego obecności mają maślane oczy. 

Tak nawiasem mówiąc, przedstawienie Ani, Zosi i Karla jest zupełnie po nic, bo pojawiają się w tym opku na momencik, po czym znikają bez śladu. 

Witam was w mojej nowej książce, która wejdzie oficjalnie dnia 31.12.2018 roku o północy. Wtedy wstawię ostatni rozdział Zakochanej w SS-manie i pierwszy tej oto książki. 
Cieszycie się na nową książkę? Dajcie znać w komentarzach.
Książka, powiadasz?
A książki Autorkasi o powstaniu warszawskim jak nie było tak nie ma! 
No, nie ma, ale żyjemy nadzieją.
Że jednak się nie ukaże.

Rozdział 1

Biegiem wbiegłam [!] do szkoły, żeby nie spóźnić się na lekcje, które zaczynają się za niecałe pięć minut. 
Pięć minut to caaaała wieczność. W moim liceum tyle trwały przerwy po piątej godzinie lekcyjnej. 

Mimo, że jest prawie koniec roku szkolnego, wolałam nie spóźniać się na zajęcia. Poprawiłam mundurek i zachaczyłam[!] jeszcze o szafkę, żeby wyciągnąć książki. 
Ale słownika ortograficznego tam nie było.
Ej, to faktycznie jakaś alternatywna historia, mundurki w liceach?
Pięcioletnich. Tego nawet za Giertycha nie było.

Koleżanki chcą po lekcjach wyciągnąć Kasię gdzieś na miasto, ale ta odmawia, bo ma zamiar szukać w domu pamiątek po swoim dziadku.  

(...)

Gdy wróciłam do domu nawet nie odrobiłam lekcji, choć w sumie nic nie było zadane, 
Czyli nie zrobiła niczego, albo nawet robiła nic.
Ten moment gdy młoda autorka nie wie co napisać, ale ilość znaków musi się zgadzać, więc pisze byle co. 
A ja się całkiem serio zastanawiam, czy nieodrobienie lekcji, które nie były zadane, liczy się jako nieodrobienie lekcji?
To tak jakby pójść na wagary w wakacje. 

zjadłam więc obiad i poszłam dalej przeszukiwać strych. 
Po pół godzinie znalazłam coś ciekawego, stary zegarek, ciut pokryty rdzą, ale jednak. 
Co “jednak”?
Jednak zegarek. 
Może jednak da się go opylić w lombardzie i będzie mogła z koleżankami obalić jakieś tanie wino w wakacje?

Wzięłam go ze sobą i zeszłam na dół, teraz po owocnych poszukiwaniach poszłam do swojego pokoju, by zadzwonić do Ani i Zosi. Po piętnastu minutach dziewczyny były już u mnie i siedziałyśmy na moim łóżku przyglądając się zegarkowi. 
Jak kury w kreskę przed dziobami.
Jak szpak w dupę. 

- Daj mi go, może znajdę coś ciekawego - Ania wyciągnęła rękę, a ja dałam jej zegarek.
- Patrz, tu jest wyryta jakaś data - Zosia wskazała liczby, które układały się w datę 1943.
- Przecież to czasy wojenne - odrzekła Zosia.
Mujeju, mujeju! Wszystkie aż achnęły z podziwu.
Przez chwilę nie mogłam się odezwać, to może być zegarek mojego pradziadka. 
Który zaniósł go na strych.
Może kukułka go denerwowała.

Dziewczyny pochyliły się ku mnie, gdy dokładnie mu się przeglądałam, zwróciłam uwagę na guzik, który był na górze pewnie był taki z mnóstwem przycisków:

i go wcisnęłam. Po chwili zaczęłam robić się senna. 
- Dziewczyny, wam też zachciało się nagle spać? - zwróciłam się w ich stronę.
- Yhy - wymamrotały.
Nagle zrobiło mi się ciemno, przed oczami.
Za oczami w sumie też.

Rozdział 2

Pov. Kasi rok 1940 maj
Ale dlaczego akurat 1940? Spodziewałem się, że przeniesie ich w czasie do roku, który wyryty był na zegarku. 
Ale ten zegarek się spóźnia.
Biorąc pod uwagę, o kim jest to opko, to gdyby je przeniosło do 1943, byłoby dawno po ptokach.

Wraz z dziewczynami obudziłyśmy się na jakimś placu, wokół o zgrozo wisiały nazistowskie flagi, a do tego na ulicach było pełno niemców w mundurach.
- Kasia, co to ma być za miejsce? - syknęła mi do ucha Ania.
- Z tego, co widzę jesteśmy chyba w czasach II wojny światowej, tylko jak?
E tam, po prostu na planie filmowym “Wojennych dziewczyn”. 

- Słucham? Gdzie masz ten głupi zegarek? On przyniósł nas w czasie, a ze ty zawsze myślisz o Heydrichu, Trzeciej Rzeszy i II wojnie światowej, to się nie dziwię! - Ania zaczęła na mnie krzyczeć. 
Czy to znaczy, że gdyby to był dowolny inny przedmiot, niepochodzący z czasów wojny, też przeniósłby je tam właśnie, bo właścicielka tak była skupiona na tym okresie? 
Na Heydrichu!

- Cicho, bo zaczynają na nas patrzeć - zaczęła uciszać nas Zosia, gdy nagle w naszą stronę zaczął iść Niemiec w mundurze.
- Brawo, mamy kłopoty - Ania pociągnęła Zosię i schowały się za moimi plecami.
- Co tam szepczecie, hę? -zapytał po niemiecku, Niemiec.
A nic ci do tego, podły szkopie!

- Ty umiesz niemiecki, więc mów Kasia - szepnęła Zosia.
Westchnęłam i zaczęłam.
- Jesteśmy z Polski, ja nazywam się Kasia Kwiatowska, a te dwie to Ania i Zosia - 
Wir kommt aus Polen, ich bin Kascha Kwiatowsky a one sind Ania und Zosia 
Kascha Blumenthal.

wskazałam na przyjaciółki. 
- Polki?! - krzyknął Niemiec i zaczął celować w nas karabinem. - Dokumenty już!
A mogą być legitymacje szkolne?

- Tak się składa, że nie mamy dokumentów 
My nie mieć keine dokumente
szwabie, bo my z przyszłości jesteśmy! 
Zukunft, jasne?
- Ania zaczęła krzyczeć na Niemca. 
Ja, ja naturliś aber wizyta w Geheime Staatspolizei jest dla taka jak wy!

- Cicho bądź, mówiłaś, że nie umiesz niemieckiego. W kłopoty nas wpakujesz! - skarciłam dziewczynę, która tylko przewróciła oczami.
- Zamknąć się wy, polskie świnie, nie macie prawa tu być, skąd wy się wzięłyście? Bez dokumentów, bez niczego. Zabieram was do Obergruppenführera, on już się wami zajmie.
Nie żałuj sobie, zaprowadź od razu do Firera!

Gdy Niemiec prowadził nas ulicą, to ja znowu kłóciłam się z Anią.
- No i brawo, udupiłaś nas, teraz albo nas rozstrzelają, albo wyślą do obozu, albo na przymusowe roboty...
Spoko… Auschwitz uruchomią dopiero za miesiąc. A odcinek kobiecy jeszcze później.
W takim razie wybór jest prostszy. Erschiessen!

- Przestańcie obydwie, głośniej nie można? - uciszyła nas Zosia.
Po paru minutach dotarliśmy do dużego budynku, na którym wisiały ogromne nazistowskie flagi, w środku był bogato wystrojony. 
Jak dama na bal. 

(...)
- Herr, Karl proszę wziąść te trzy Polki do Obergruppenführera, 
Od razu do generała?
nie mają przy sobie żadnych dokumentów, a jedna z nich powiedziała, że są z przyszłości - zaśmiał się szwab, który nad przyprowadził.
Szwabie, powiedz poprawnie “przyszłość”.
W zeszłym tygodniu przyprowadził zatrzymanego na ulicy lokalnego wariata, panią, co ma jedną nóżkę bardziej i żonglera. A niech się Obergruppenführer też pośmieje z cudaków, niech też ma coś z życia. 

- Niech podejdą - odpowiedział młody SS-man. 
- Niech się pocałuje w dupę.

(...)

Rozdział 3

Weszłyśmy do jasnego pomieszczenia, gdzie stało duże biurko parę mebli i zdjęcie Führera. 
To brzmi, jakby zdjęcie Fujarera stało sobie ni z gruchy, ni z pietruchy na środku pomieszczenia. 

- Przyprowadziłem trzy Polki, które nie mają przy sobie żadnych dokumentów i do tego twierdzą, że są z przyszłości - młody Niemiec przedstawił szybko sytuację.
- Przyszłość? To gdzieś koło Skierniewic?
Te straszne słowiańskie nazwy. 

- Zostaw je tu, wyjdź i zamknij drzwi - zabrzmiał męski głos.
Szkoda, że nie widziałam jego twarzy, chciałam zobaczyć  jego szwabską gębę. Młodszy SS-man zasalutował i natychmiast wyszedł. Teraz to dopiero zchodziłyśmy na zawał.
”Schodzić na” bo “śniadanie”, ale “zchodzić na” bo “zawał”.

Panowała cisza, którą nagle przerwał szelest papierów i odgłos odsuwanwgo krzesła. Nagle jakby z pod ziemi pojawił się przed nami wysoki mężczyzna o blond włosach, błękitnych oczach i kamiennej twarzy.
Czy stos papierów na biurku był tak wielki, że wcześniej nie mogły zobaczyć kto tam siedzi? I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pan Niemiec podkradł się do nich na kuckach (albo przeczołgał się) po czym wyskoczył jak sprężyna, by swą aparycją zaskoczyć bohaterki? 
Krzycząc BUUU!

- O Boże - tylko na tyle było mnie stać, gdy wybudziłam się z transu i dotarło do mnie, że to Reinhard Heydrich. 
W tym miejscu w opku fanki w komciach prześcigają się w zapewnieniach, że zaczęłyby na ten widok piszczeć z podniecenia jak wariatki. 

Dziewczynom nogi się uginały, chociaż jego chłodny wzrok padał prosto na mnie. Jednak nie bałam się go, bo wiedziałam, że nie jest do końca zły. 
*wzdech*
No dobrze, niby rozumiem, każdy wybiela swoich historycznych idoli, ale… dlaczego Reinhard Heydrich? 
Bo taki słodziak?
Gdyby to jeszcze był as myśliwski, jakiś Erich Hartmann czy Jochen Marseille (który w realnym lajfie dostawał tony listów od fangirlów), czy tam kapitan U-boota, tobym jeszcze zrozumiał. Gdyby Rommel - jasna sprawa, od zawsze był kreowany na jednego z “tych lepszych hitlerowców”. Ale Reinhard, o którym można tylko powiedzieć tyle dobrego, że zęby miał bardziej zadbane niż Kaltenbrunner? 
Choć z drugiej strony, sam Hitler miał niemało psychofanek. Traudl Junge opowiadała, że raz nawet rozkradły na pamiątkę cały wóz cegieł przeznaczonych na budowę jego rezydencji.
Sama się zastanawiam i przyszło mi do głowy, że – no, na pewno podoba się on autorce z wyglądu, o gustach nie dyskutujemy, a co do jej przekonania, że był “dobrym Niemcem”... Może chodzi o to, że był protektorem Czech i Moraw, o historii Czech przeciętny polski uczeń wie tyle, co nic, więc… łatwiej jest udawać przed samą sobą, że na pewno nie robił tam nic złego? 
Ale kurde, to się nie trzyma kupy, nawet polska wiki pisze o jego zbrodniach. :/
Ale tak wdzięcznie podpisywał rozkazy...

Choć muszę przyznać dziwnie się wtedy czułam. Patrzył mi tak w oczy jeszcze chwilę, mając chyba nadzieję, że wzbudzi we mnie strach. Ale tylko Ania i Zosia ledwo trzymały się na nogach.
- Co z tobą jest nie tak, Polko? - zapytał mnie zimnym głosem, w którym było słychać nutkę zawodu. Kiedyś wszystkie trzy by zemdlały, pomyślał. Starzejesz się, Reinhard. 

- A co z tobą jest nie tak, Heydrich? Pracujesz w SS powinieneś zrezygnować, z twoich rozkazów giną tysiące niewinnych ludzi - założyłam ręce. Moje przyjaciółki spojrzała na mnie, jakbym zwariowała.
A ja do nich dołączam! Bohaterko dla lepszego efektu skrzyżuj ręce na piersi, oprzyj ciężar ciała na jednej nodze i patrz karcącym wzrokiem! 
– Ojej, tysiące niewinnych? Nie wiedziałem o tym, słowo harcerza! – zacukał się Reinhard. 
Zosi mocniej zabiło serce. Harcerz! Mają ze sobą tyle wspólnego!

- Nic ci do tego, co ja robię, mam prawo robić co mi się podoba, Herr Himmler to pochwala, a co do was, co wy robicie w Rzeszy i to bez dokumentów?! - pochylił się w moją stronę i warknął. 
Mein Gott, biedak musi się powoływać na Herr Himmlera, by obronić się przed trzema nastolatkami? Gdyby wszyscy Polacy byli tak wygadani, to może udałoby się nam wygrać powstanie warszawskie bez ani jednego wystrzału. 

- Może i nie wierzy Pan, ale tak jak mówiła Ania, jesteśmy z przyszłości, a jako, że uwielbiam historię wiem jak ta wojna się skończy - wyminęłam z uśmiechem zamurowanego Reinharda Heydricha.
Ok. Nie wiem kto w sumie dostarczył nam to opko, ale…
https://da2obi9va7mdc.cloudfront.net/wp-content/uploads/2017/01/image17.gif?x72548

Usiadłam na jego krześle, które stało przy biurku, z którego wzięłam jabłko i z uśmiechem zaczęłam je jeść. 
- Jak? Jak skończy się wojna? - podszedł do mnie i usiadł na przeciwko.
Gdyż od razu jej uwierzył. Co jest dość dziwne, bo żadnego wcześniej spotkanego Niemca nie zdziwił ubiór dziewczyn, ba zdawali się mieć ubaw z tego całego “jestesmy z przyszłości”. 
I chyba tylko ten ubaw sprawił, że panny wyszły z tego bez szwanku. 

- Skończy się tak, że cała tysiąclecia Rzesza upadnie, a Hitler popełni samobójstwo, a Himmlera złapią Brytyjczycy i wtedy połknie cyjanek - popatrzyłam na Heydricha, którego twarz ukazywała zaciekawienie. 
Instynkt samozachowawczy Kasi powiedział, że pierdoli, w takich warunkach robić nie będzie. 

Spoko, wyobraźcie sobie – maj 1940, Niemcy u szczytu potęgi, jeszcze nie dostali porządnego kopa od nikogo, zabierają się właśnie za połykanie zachodniej Europy kawałek po kawałku, morale jest wysokie, a przekonanie o zwycięstwie stuprocentowe, aż tu wtem! zjawia się jakaś dziwna laska w dziwnym ubraniu, twierdzi, że jest z przyszłości, wbija do szefa Gestapo i prosto w oczy oznajmia mu, że to wszystko się walnie, a sam wódz popełni samobójstwo. Wyśmiać... a potem aresztować za wrogą propagandę i sianie defetyzmu! 

- Kiedy to się stanie?
- Za pięć lat, a co?
- Czyli, że cała Rzesza upadnie, w końcu nie będę musiał wypełniać rozkazów - uśmiechnął się Reinhard. 
To jest najbardziej męczące w tej robocie.
Urlop! Wreszcie! Pochwały Himmlera pochwałami Himmlera, ale ile można tak bez przerwy katrupić!

Geez, kiedy w końcu do różnych takich dotrze, że “ja tylko wypełniałem rozkazy” to był wykręt dla zdjęcia z siebie odpowiedzialności… A akurat Heydrich, trzecia osoba w państwie, to był raczej od ich wydawania. 

(serio, co kurwa trzeba mieć w głowie, żeby robić kogoś takiego tróloffem…)
Well, po tym, jak usłyszałam o pairingu Hagrid/Hedwiga, tak bardzo już mnie to nie dziwi.
Ale to jakby całkiem inna kwestia, żadne z tej dwójki nie było moralnie odrażające. Zresztą… widać wyraźnie, że autorka stanowczo nie przyjmuje do wiadomości, kim naprawdę był Heydrich i jakie były jego prawdziwe przekonania i działania. W jej wersji standardowo jest on biednym misiem zmuszanym do tej okropnej roboty w SS i Gestapo, który tylko patrzy, jakby tu się wyrwać na wolność. Więc… wychodzi na to, że autorka ma serce po właściwej stronie, tylko jej pokłady naiwności są doprawdy niezgłębione. Najwyraźniej nie wyobraża sobie, że człowiek wykształcony i wrażliwy (o wrażliwości świadczy gra na skrzypcach) też może być zbrodniarzem. Wypisz, wymaluj, jak moja babcia, która uparcie nazywała Hitlera “malarzem pokojowym”, bo nie mieściło jej się w głowie, że ktoś taki mógłby mieć wykształcenie i zdolności artystyczne.
Moja też!  

- Przykro mi, panie Heydrich, ale nie doczekasz końca wojny - ściszyłam głos. - Rozumiesz pan? 

- Jak to? - mina mu zrzędła.
Będzie zrzędzić.
Trochę jakby się dowiedział, że nie dożyje końca Tysiącletniej Rzeszy.

- Umrze, pan w zamachu - dodałam jeszcze ciszej.
Oberwie, Przecinkiem z Dupy Wziętym. 

- Po pierwsze, mów mi po imieniu, a nie panie Heydrich, po drugie, gdzie moje maniery, siadajcie, kawki, herbatki? jeśli mi powiesz szczegóły to obiecuję, że krzywdy ci nie zrobię, a do tego może nawet dam ci fałszywe dokumenty i połączymy siły, co ty na to? - zaczął się we mnie wpatrywać. 
- No nie wiem - wachałam się.
Nazistowska szycha i podczłowiek, ja i ty, Reinek i Kaśka, Traumpaar! Nic nas nie powstrzyma!

Spostrzegłam też, że dziewczyny wyszły z transu i zaczęły podchodzić  do Reinharda, a Ania trzymała w dłoni długą metalową rurkę (standardowe wyposażenie gabinetu ważnej szychy z III Rzeszy. Może Reinhard wykorzystywał przerwy w pracy na hobbystyczne dmuchanie szkła.). Nie no, nie wierzę, Zosia przyłożyła palec do ust nakazując bym była cicho. Gdy były dość blisko nas, Ania wzięła szybki zamach i uderzyła mężczyznę w głowę. 

- Co ty zrobiłaś?! - wydarłam się na przyjaciółkę.
- Ratuje nas z opresji.
- Ale mi dobrze się z nim rozmawiało, dopóki on nie odzyska przytomności, nigdzie nie idę - odwróciłam się.
Otoczę go opieką, biedaczka mojego. 
Na przepoconym sienniku umierać będę razem z nim.

- Nie to nie, daj tylko ten zegarek - wyciągnęła rękę. 
- Nie.
- To sama go wezmę - jednym ruchem wyciągnęła mi z kieszeni zegarek.
Zosia przycisnęła guzik i zniknęły, a ja podniosłam zegarek, który upadł na ziemię. 
Jak wygodnie! Całe szczęście że zegarek nie został w XXI wieku za pierwszym razem. Wtedy trzeba byłoby bardziej wysilić mózgownicę, by wymyslić, jak pozbyć się najlepszych psiapsiółek bohaterki. 

Westchnęłam i szybko podeszłam do blondyna. Gdy upewniłam się, że nie krwawi, oparłam go o biurko, co sprawiło mi nie mały problem i usiadłam obok niego czekając, aż się wybudzi.
Na klamce od zewnątrz wywiesiła tekturkę z napisem 
Bitte nicht stören.  Do not disturb.

Rozdział 4

Po paru minutach, Reinhard zaczął otwierać oczy.

- Ał, moja głowa - szepnął i złapał się za tył głowy. - Co się stało? - spojrzał na mnie.
- Moja mądra przyjaciółka przywaliła ci w głowę metalową rurką. Leżała obok szmatki z chloroformem, paralizatora i dmuchawki ze strzałkami usypiającymi. 
Szef Gestapo pomasował bolące miejsce i podjął decyzję, że nie zastosuje odpowiedzialności zbiorowej. Bo nie. 

- Już widać, że mnie nie lubią, bo to złe dziewczyny są. a gdzie tak wogóle one są? - mężczyzna zaczął się rozglądać.
- Jakby to powiedzieć, wróciły do moich czasów i chciały zabrać mnie, ale ja postanowiłam, że cię nie zostawię nie przytomnego.
- Aha, więc dziękuję, że nie poszłaś, bo przy okazji chcę znać swoją przyszłość, więc jak zginę? - spojrzał na mnie trochę smutnym tonem.
Ton spojrzenia. To coś nowego.
Od walnięcia w głowę włączyła mu się synestezja.

- To będzie maj 1942, będziesz jechał z szoferem na lotnisko w Czechach, przepraszam w Czechosłowacji.
- Jak to w Czechosłowacji, co ja tam będę robił? - przerwał mi trzęsąc głową.
- Przecież nie ma żadnej Czechosłowacji, tylko Protektorat i nasz sojusznik Słowacja!

- Będziesz Protektoren Czech i Moraw, ale kontynuując dokładniej w Pradze, będziesz jechał z szoferem na lotnisko, żeby polecieć do Berlina, ale na jednym z zakrętów, będzie czekało na ciebie trzech Czechów, którzy dokonają zamachu na twoje życie. Na początku, jeden wybiegnie przed twój samochód i będzie chciał cię zastrzelić, ale broń mu się zatnie i w tym momencie ty wyciągniesz z kabury pistolet i zaczniesz strzelać. W tym samym czasie drugi z Czechów będzie stał za twoim samochodem i rzuci pod niego granat, ten wybuchnie i poważnie cię rani... 
Cholerni Czesi zniszczyli tak dobry materiał na truloffa.
Zupełnie nie wiadomo dlaczego uparli się zabić tego milusia.

4 czerwca umrzesz w szpitalu z powodu sepsy - skończyłam cały czas bacznie, go obserwując. Na baczność stanął też spóźniony przecinek.
- Nie mogę uwierzyć - rzekł po chwili ciszy.
- No niestety.
Antybiotyki Amerykanie trzymają dla siebie, skubańce!

- A może połączymy siły i uniknę śmierci, a przy okazji zmienimy bieg całej wojny [jak na truloffa przystało, będzie wzorem kochanka, a “zmienianie historii” będzie polegać na tym, że Niemcom nic nie będzie zagrażać], co ty na to? - szturchnął mnie w ramię.
- Ale będzie fajnie! Może byś postarał się o pracę w Warszawie? 

- A twoja żona, Lina? Nie spodoba jej się, że trzymasz z Polką - stwierdziłam.
- Liny, często nie ma w domu więc nie będzie większego problemu - wzruszył ramionami. 
Gdyby nie to, że RH był stałym gościem burdeli i alkoholikiem, to ten fragment mógłby być wzruszający.

- Ale jest też taki problem, że nie mam, gdzie mieszkać - westchnęłam teatralnie. Gość łyka wszystko jak odkurzacz drobniaki, w tym tempie będę mieć zaraz kluczyki, portfel i willę w Vichy.
- Wprowadzę się więc do ciebie. Cieszysz się? Poznamy się bliżej.

- No tak i dokumentów też nie masz, spokojnie poproszę mojego brata, żeby zajął się papierami, a co do miejsca zamieszkania, to śmiało możesz mieszkać u mnie, Lina jest teraz na czymś w stylu wakacji we Francji. 
Nie wiem dlaczego było to coś w “stylu wakacji”, była na obozie kondycyjnym czy co?
Obóz, powiadasz...

To jak? - uśmiechnął się unosząc brwi. 
Nagle posmutniałam, nie wiem czemu. Odwróciłam od niego wzrok.
- Ktoś tu posmutniał? - obrócił moją twarz z powrotem w swoją stronę. - Wiem co poprawi, ci chumor. 
Cherbata (z Cukrem)  
Dwa bilety vipowskie do Europa-Park! Chyba już nawet otworzyli nową strefę z Polską!

Wstał i podszedł do stojącej naprzeciwko ściany i wyjął z nich swojej skrzypce.
Wyjął ze ściany?
Stojącej naprzeciwko. 

 Wiedziałam, że w tym instrumencie zawsze znajdował ukojenie i że przez ten instrument w Marynarce śmiali się z niego. Z powrotem usiadł obok mnie, uśmiechnął się i zaczął grać wesołą muzykę. Naprawdę pięknie grał, a moje smutki zaczęły odchodzić, gdy Reinhard to zobaczył skończył grać.
Reinhard Heydrich, level: 36, charakter: praworządny zły, klasa postaci: bard.

-Wiedziałem, że ci się spodoba - zadowolony schował skrzypce do futerału. Spróbowałoby nie. Wstał i podał mi rękę. 
- Zgoda - podałam mu swoją dłoń i wstałam.
- Jest późno, więc czas zamknąć biuro, zabiorę cię do domu, opowiesz mi coś o sobie - zgarnął klucz z biurka i wyszliśmy.
Na korytarzu nie było prawie nikogo, Reinhard zamknął drzwi i zasłaniając mnie sobą zaczęliśmy kierować się do wyjścia. Wsiedliśmy do czarnego Mercedesa, zajęłam miejsce obok mężczyzny i ruszyliśmy. 
Powiedzcie, powiedzcie, że to całe “może połączymy siły” to tylko podstęp z jego strony, a tak naprawdę uznał ją za agentkę obcego wywiadu i wiezie na przesłuchanie!

Wieczór był ciepły, początek maja, 
Jeszcze przed 10 maja 1940 roku. 

Reinhard otworzył dach i dodał gazu. Wiatr wiał i nie podobało mi się to zbytnio, bo po chwili przy prędkości 60 km/h moje włosy wyglądały strasznie, a mój nowy koleżka[!] jeszcze nastawiał głowę i wystawiał język. W niedługim czasie byliśmy pod dużym domem. 
(...)
- No, no, no, fortepian w salonie - zobaczyłam czarny duży instrument, 
A gdzie miał stać? W łazience?

gdy weszłam do pomieszczenia. - A na codzień, gdzie trzymasz skrzypce?
W spiżarce.

- W moim pokoju i zaraz je tam położę - mężczyzna położył futerał z ukochanym instrumentem na stół.
Nagle usłyszeliśmy, że ktoś jest w kuchni, no to teraz mam dopiero przesrane, Reinhard zkamieniał na twarzy i po chwili zawołał.
- Kto tam?
Nie wiem, kurde, gosposia? Skąd pomysł, że wysoki dostojnik III Rzeszy miałby mieszkać sam, bez żadnej obsługi? 
AŁtorki w ogóle słabo ogarniają koncepcję służby domowej. Tymczasem, skoro moja babcia była kucharką zaledwie u dyrektora elektrowni w średniej wielkości okupowanym mieście (choć stołował się raz u niego sam Hans Frank), to tym bardziej trudno się spodziewać, żeby szef RSHA osobiście stał przy garach albo prasował sobie gatki ze swastyką. 

- Ja, a kto - odparł męski głos, po chwili jego właściciel  właściciel głosu (od dawna cieszy mnie opkowy opis posiadaczy włosów, lat i oczu)  wszedł do salonu, blondyn odetchnął z ulgą. - A to kto? - mężczyzna w okularach wskazał na mnie.
- To jest... no właśnie, jak się nazywasz? - Reinhard spojrzał na mnie.
No tak, nie przedstawiłam mu się nawet.
- Kasia Kwiatowska.
- Ona ma dziwny akcent, czy to przypadkiem nie Polka? - spytał Niemiec.
Akcent wydał mu się podejrzany, za to “Kasia Kwiatowska” w ogóle nie wzbudziło żadnych podejrzeń. 
Z nazwiskami różnie bywa. Kiedy w obozie jenieckim zmarł polski generał Zulauf, to z ramienia Wehrmachtu na pogrzeb przybyli pułkownicy Kowalski i Kapusta. 

- Tak, jest Polką i szczerze bardzo ją polubiłem, mam prośbę, czy mógłbyś jej wyrobić dokumenty?
A co, nie ma własnych?
- Kein problem - odparł. - Czy też, jak to zapisują w Generalnej Gubernii: żaden Problem. 
- Tak wogóle, Kasiu to mój brat, Heinz. 
Wyrobi ci fałszywe dokumenty, ma w tym wprawę… a nie, sorry, to dopiero za dwa lata

- To ty, wypisz mi informacje o Kasi, a ja zajmę się resztą - dodał Heinz.
- No dobra, chodź na górę - blondyn wziął mnie za rękę i zaprowadził do pokoju, w którym stało łóżko, szafa, biurko i dwa krzesła. Gdy ścieliłam łóżko (mądra dziewczyna, wie od razu, o co chodzi!), Reinhard siedział na krześle i wszystkiemu się przyglądał. Gdy skończyłam usiadł obok mnie. 
- No to opowiedz coś o sobie - przysunął się bliżej mnie.
Czy tylko mnie RH wydaje się w tym opku przerażająco creepny?
Trzydziestoletniicoś gość pod nieobecność żony wywozi do pustego domu osiemnastolatkę-uczennicę, kusząc ją wyrobieniem dokumentów (bez których prędzej czy później zostanie rozstrzelana), po czym siedzi i patrzy, jak ścieli łóżko. Tylu czerwonych flag to chyba nawet w Moskwie nie ma. 

- A więc chodzę do klasy piątej, szkoły średniej, potem mam zamiar wstąpić do Marynarki Wojennej. Chłopacy z mojej klasy śmieją się z tego powodu, ale ja mam w nosie, co mówią - mówiłam i patrzyłam w podłogę.
Cuś mi się widzi, że ona chodzi może i do piątej, ale podstawówki. Raz, że będąc w ostatniej klasie szkoły średniej miałaby w tym czasie na głowie maturę, a tu ani wzmianki, dwa – nie wydaje mi się, żeby chłopcy w tym wieku nabijali się z jej wojskowych zainteresowań, raczej szanowali ją za to, trzy – ona jest tak porażająco naiwna… 
Się zastanawiam, do jakiej Marynarki Wojennej ona chce wstąpić w 1940 roku.
Do jakiejkolwiek. Jak nie ma polskiej, to może być Kriegsmarine, kierunki na busoli wszędzie jednakowe.
No nie no, wstąpić to chce, ale po skończeniu szkoły w 201X roku. A że Reinhek nie ma kontekstu i pewnie zachodzi w głowę, o czym ta dziewczyna chrzani, to już inna sprawa.

- I tak trzymaj, na takich nie zwraca się nawet uwagi - wystawił rękę tak, żeby przybić piątkę, więc przybiłam. A potem żółwika.  - Młoda, mądra i ładna - uśmiechnął się do mnie, poczułam jak się rumienię. - No dobra, dobranoc Kasiu.
- Dobranoc, Reini - również się uśmiechnęłam.
Spojrzał na mnie z czymś w rodzaju czułości w oczach i zamknął za sobą drzwi. 

Na górze ☝️macie zdjęcie Reini'ego i jego brata Heinza z czasów szkolnych. 
Na górze bliny, na dole pielmieni, my się kochamy jak Heinz i Reini.

Rozdział 5

5 maj 1940 r. sobota

Obudziłam się i spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie i wskazywał szóstą trzydzieści sześć. 
Przy zegarze ze wskazówkami jednak bardziej naturalne jest mówienie np. “za dwadzieścia pięć siódma”. 

Przetarałam oczy i postanowiłam, że na chwilę wpadnę do swoich czasów, by poinformować wszystkich, że żyję. 
Klawy pomysł. 

Na paluszkach, by nie obudzić Reinharda, ani Heinza poszłam się umyć. 
No tak, nie mogła powrócić do swoich czasów bez porannych czynności. 

Szybko umyłam ciało, zęby, wyszczotkowałam włosy i ubrałam się po czym wróciłam do pokoju, który zajmuję. Wyjęłam zegarek i wcisnęłam guzik, po czym usnęłam.

5 maja 2019 r. sobota
Jest coś takiego jak “wieczny kalendarz”, pozwalający łatwo sprawdzić, jaki dzień tygodnia wypadał dla dowolnej daty. W przypadku roku 1940 i 2019 rzeczywiście 5 maja przypada na ten sam dzień tygodnia, ale to niedziela. 

Obudziłam się na swoim łóżku, spojrzałam na zegarek, który stał na biurku. Nie jest tak źle, w przeszłości spędziłam tylko jeden dzień. Najlepsze jest to, że tam i tu jest ta sama godzina. Weszłam do pokoju moich rodziców.
- Boże, dziecko, gdzie ty byłaś? Martwiliśmy się - mama spojrzała na mnie.
- Gdzie byłaś w nocy? Wczoraj dziewczyny do ciebie przyszły i zniknęłyście - mówił zdenerwowany tata.
- Nocowałyśmy u Ani - próbowałam coś na szybko wymyślić
- Yhy.
- Tak wogóle, mamy od dzisjaj półtora tygodniową wycieczkę klasową, więc lecę się spakować - musiałam zdobyć więcej czasu, żeby na razie nie wracać tu tak często. - Więc idę się spakować. Spakować się idę! 
- Czekaj, a gdzie ta wycieczka? - dopytywali się.
- Yyy, do Zakopanego - odpowiedziałam.
Do takiego jednego, zakopanego w Berlinie.
A ponieważ rodzice bohaterki to kompletne ameby, ta rozmowa nie wzbudziła w nich żadnych podejrzeń. 
Ciekawy jest ten 5 maja 2019 – na początku opka padła informacja, że to już prawie wakacje. Wygląda na to, że bohaterka przestrzeliła i nie trafiła w punkt wyjścia, wobec czego rodzice nie powinni nic wiedzieć o jej eskapadzie, a na dodatek powinna spotkać siebie samą z przeszłości. 
Podróż w czasie nie ma tu żadnej logiki ani nie powoduje żadnych konsekwencji.
Tak, generalnie autorka rzuca tu tymi datami tak trochę od czapy. 

Szybko wróciłam do swojego pokoju, by zapakować trochę ubrań i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, czyli telefon, ładowarkę i parę innych gadżetów. 
Jeśli będziesz szukała zasięgu w 1940, to mam dla ciebie złą wiadomość…
No co Ty, chodzi o selfiki.  

Założyłam jeszcze tylko smartwatch i już wychodziłam, gdy...
- Tylko dzwoń - zawołała mama.
- Dobra, do zobaczenia - odpowiedziałam szybko i wyszłam. 
Postanowiłam jeszcze, że tylko pójdę na chwilę do Ani i wrócę do Reiniego.
(...)
***

Zapukałam do drzwi, domu Ani, otworzyła mi.
- O, nic ci nie jest, tak się cieszę - powiedziała totalnie szczerze i przytuliła mnie.
- Tak, ale przyszłam ci powiedzieć, że dalej wracam do Reinharda, chcę mu pomóc (na diabła?!), ale będę dzwonić, jeśli da radę w co mocno wątpię - zaczęłam się śmiać.
Będzie dzwonić. Chyba łbem o rynnę. 
Miej zegarek, który potrafi przenosić w czasie (i najwyraźniej w przestrzeni). Wykorzystuj go do randkowania z nazistowskim zbrodniarzem. 

- No właśnie - potwierdziła.
- Dobra, ja lecę, pa.
- Pa, uważaj na siebie - powiedziała, a ja znów wyjęłam zegarek, wcisnęłam guzik i ululałam się.
Co tu się dzieje w tych dialogach. Jakby autorka czuła bat na plecach, nakazujący jej pędzić do następnej sceny. 
Ululała się?

***

Znowu obudziłam się w domu Reinharda. Szybko zaczęłam wypakowywać ciuchy i układać je w szafie (już się zdecydowała do  niego wprowadzić?), gdy nagle Reinhard wszedł do pokoju.
- Mein Gott, gdzie ty byłaś? Martwiłem się, że coś ci się stało - objął mnie.
Ugh, z każdą taką scenką zaczynam coraz bardziej obawiać się, że dojdziemy do seksów.

No proszę, Herr generał martwił się o mnie.
- Emm, no - jąkałam się.
Zrobiło mi się ciepło i poczułam jak robię się czerwona na twarzy, do tego Reini tak ładnie pachnie, wiadomix, że nie będzie go czuć krwią, prochem i gazem, od brudnej roboty ma przecież ludzi... zaraz, zaraz, o czym ja myślę?
Eh.

- Byłam w swoich czasach - odpowiedziałam z wachaniem.
Wąchaniem?

- A, no tak - dopiero teraz mnie puścił. - A to, co? - wskazał na urządzenie, które wisiało na mojej ręce.
- To jest smartwatch, inteligentny zegarek - odparłam, gdy mężczyzna zaczął przeglądać aplikacje na zegarku.
Kurde, fajną masz bransoletkę, można w niej zmieniać kolorki i wzorki… Przywieź mi z przyszłości drugą taką dla żony, co? 

- Fajny, a to co? - zapytał biorąc do ręki telefon. 
- To jest smartfon, czyli telefon taki super nowoczesny - odparłam, próbując zabrać mu urządzenie. 
- O, jest aparat - uśmiechnął się i go włączył. Poznał po ikonce!  - Chodź tu - przyciągnął mnie do siebie, przytulił i zrobił nam zdjęcie. Od razu takie z dog filter i brokatowymi swastykami. 
Facet szybko uczy się nowych technologii. 
Jedno spojrzenie mu wystarczyło. Inteligentny, skubaniec!

To było słodkie, on taki wysoki, a ja taki liliputek. Spojrzał na mnie i z uśmiechem oddał telefon. 
- Dzisiaj jest sobota i zrobiłem sobie dzień wolny, więc zostaję w domu, zadowolona?
- Tak, będziemy mogli wykombinować, jak by tu uratować cię przed zamachem.
Oh boy.

(...)

Usiadłam do stołu i przypatrywałam się, jak Reinhard robi jajecznicę z jakimiś dodatkami. Po chwili podsunął mi pod nos talerzyk pełen jajek. 
Zauważyliście, że jak tróloff robi posiłek, to to zwykle jest jajecznica? 
Bo większość facetów, przynajmniej w opinii autoreczek, nie umie gotować, a taka prosta jajecznica od serca jest dowodem uczuć i poświęcenia? 
Już nie skomentuję braku kucharek i służących, do których należy robienie i podawanie śniadań. No dobra, mieliśmy Heinza w kuchni. Przy czym nie był to słoik z ketchupem. Okej…
W ostateczności mógłby gotować ordynans, ale on już się zorientował, w czym występuje, i poszedł na samowolkę.

- Guten Appetit - usiadł naprzeciwko mnie. 
- Danke - zaczęłam jeść.
Muszę przyznać, że jajecznica była naprawdę pyszna. Potem poszliśmy do salonu i usiedliśmy, by omówić plan działania.
Uratuje go przed śmiercią w zamachu, by został osądzony w Norymberdze i resztę życia gnił w więzieniu. Dobry plan. 
Etam, przecież ona ma zmienić przebieg wojny. Nie będzie żadnego procesu w Norymberdze.

Rozdział 6

- Czyli do 1941 roku wszystko jest w porządku, nadal kierujesz Głównym Urzędem Bezpieczeństwa Rzeszy i opracowujesz plany ostatecznego rozwiązania, potem zostajesz Protektorem Czech i Moraw, rządzisz w dobry sposób, czyli mało egzekucji, łapanek i tym podobnych, jasne? - po raz kolejny pytałam mężczyznę.
- Moja droga, ale to nie jest dobry sposób. 
Spójrz na to inaczej - dzięki terrorowi podludzie chodzą jak po sznurku.

- Tak, będę dla mieszkańców dobrym Protektorem - uśmiechnął się, a po chwili zmarszczył brwi.
- Mam wrażenie, że Himmlerowi to się nie spodoba.
blondas i taki miły,
przez okno rzuca spojrzenia bystre,
bo chce, by dla ciebie były
zimą sopelki, śniegi i lody:
wszystkie zimowe wygody.

 - Możesz przenosić się w czasie, tak? - wyjął z mojej kieszeni wystający zegarek. 
Będę musiała, go lepiej chować. Potwierdziłam skinieniem głowy.
- Nie będziesz tu siedziała specjalnie dla mnie, więc przeniesiemy się do września 1941 roku, kiedy Hitler mianował mnie Protektorem, co ty na to? 
Szybciej, szybciej do tego zamachu, co się będziemy bawić w jakieś nudne życie. Ważne, żeby Mary Sue nie czekała za długo. 

- W sumie, dobry pomysł - odezwałam się w końcu.
- No to, swoją przyszłość znam, więc do roboty - podał mi zegarek, przy tym patrząc mi w oczy.
Z wahaniem wcisnęłam guzik i zapanowała ciemność. 

24 września 1941 r.

Wraz z Reinhardem, obudziłam się w tym samym domu. 
Hm… Czy przypadkiem nie powinni spotkać innego Reinharda? Tego z 1941 roku? 
Tak się kończy puszczanie ludzi w przeszłość bez odpowiedniego przeszkolenia.

Wzięłam dokumenty, a do kieszeni schowałam telefon i zdjęłam smartwatcha z ręki. Jako, że mamy dzień, w którym Hitler mianował Reinharda Protektorem, szybko wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do Reichstagu. 
Ej, a nie mogliście zmienić historii tak, żeby Hitler właśnie go NIE mianował? 

- Czyli wszystko uzgodnione, masz fałszywe papiery, ale nikt się nie domyśli. Masz na imię Andrea, jako że dobrze mówisz po niemiecku (hm), nikt nie powinien się domyślić, że podchodzisz z Polski - Reinhard mówił trochę poddenerwowanym głosem i jednocześnie patrzył na drogę.
Sam chyba nie wierzył w to co mówił. Przecież jego własny brat rozpoznał, że Kasia ma polski akcent! 

(...)
Heydrich idzie na spotkanie z Hitlerem, Kasia czeka na korytarzu. 

W tym samym czasie, gdy czekałam, obok mnie, co chwila przechodzili SS-mani i gapili się na mnie. 
***

Reini: Łapska z daleka *robi groźną minę* 
Megan: Człowieku nie wtrącaj się w środku książki *łapie go za ucho i zabiera* 
Vaherem: Co tu się…
Kazik: Człowieku nie wtrącaj się w środku analizy *łapie go za ucho i zabiera*

***

Jednak ja starałam się zachować kamienną twarz, chociaż Reinchardowi lepiej to wychodziło. W końcu, po paru minutach Reinhard wyszedł z pomieszczenia, niestety ku mojemu przerażeniu z samym Hitlerem. Mam przechlapane.
- Mein Führer to jest Andrea, moja sprzątaczka - tłumaczył pewien siebie, ale naprawdę, sprzątaczka? 
No serio, Reinhard, nie mogłeś wymyślić jej lepszej legendy? Sekretarka, zaufana asystentka? Kuzynka?  

- Miło poznać - Führer uścisnął mi dłoń. - Cieszę się To dla mnie zaszczyt, że mogę poznać służącą mojego najlepszego Obergruppenführera. 

Nawet mnie to ucieszyło, że Hitler był taki miły. Chociaż, jakby się dowiedział, że jestem Polką to nie byłby taki miły. 
Co za szczęście, że nie taki ładny jak Reini, bo byśmy tu mieli opko o Adku, który tak naprawdę nie chce tej wojny i tylko czeka na marysujkę, która przeciągnie go na jasną stronę mocy. 
A wiesz, myślałem dziś o takim opku: młody Hitler spotyka kobietę w której się zakochuje i dzięki jej wsparciu dalej maluje obrazy i utrzymuje się z ich sprzedaży…
Mnie za to przyszło do głowy opko w stylu boys bandu, że wszyscy mieszkają na kupie, zostają sparowani z koleżankami autorki, grają w butelkę i mówią do siebie ksywami typu “Czarny”. Tylko zamiast nastoletnich idoli - nazi elity. 
“Kiedy zeszłam na śniadanie, Adolf gonił Rosenberga ze szczypcami do kastracji byków, krzycząc: “Ty elemencie zdegenerowany, ja ci zaraz zrobię higienę rasową!”, Göring założył sobie poroże na głowę i udawał łosia, aż Zuza wpadła ze śmiechu pod stół, a Goebbels ściemniał Zosi, że żadna kobieta oprócz niej go tak naprawdę nie rozumiała”.

- Zabierasz ją ze sobą, Heydrich? - Hitler zwrócił się do Niemca.
- Tak, mein Führer - potwierdził.
- Eh, a chciałem zaprosić was na obiad wśród mojej elity. 
Ciebie, Andreo, jako honorowego gościa, rzecz jasna. 
Ewa nie umywa się do tej twojej sprzątaczki.

Ale niedługo ruszasz z Panem Heydrichem do Czechosłowacji, do Czech.więc miło było poznać - uścisnął mi jeszcze raz rękę i odszedł. 

- Wziął cię za Niemkę, jestem z ciebie dumny - zaczął do mnie mówić i śmiać się po cichu.
- Też nie mogę w to uwierzyć, szkoda tylko, że jestem sprzątaczką - założyłam ręce i udawałam obrażoną.
Foszek? 

- Nic innego na szybciej nie mogłem wymyślić - wyciągnął ręce i rozłożył moje.
Ręce?
I taki tęgi łeb jest szefem nazistowskiej służby bezpieczeństwa?

- Eh, to co teraz robimy?
- Jedziemy do Pragi, wszystko według planu - uśmiechnął się do mnie nieznacznie.
Znam tam fajne miejsce, skoczymy na knedle i zimnego pilsnerka. 

- No, a Lina? A twoje dzieci? - rozszerzyłam z przerażenia oczy. - Przecież ona i czwórka twoich dzieci, mieszkali z tobą w pałacu w Pradze! - podniosłam głos, łapiąc się za głowę.
Sorry, ale nie mamy aż tylu wolnych etatów, by zatrudnić całą piątkę w tym opku.
– Czwórka? – zdziwił się Reini. – Ale ja mam tylko troje! 

- Co do Liny, nie wiem, pewnie ma jakiegoś kochanka, a co do dzieci zobaczę później ile ich w końcu tak naprawdę tam jest i mów ciszej - pouczył mnie. - Co do rzeczy z Halle do Pragi zostaną dostarczone tylko twoje i moje bagaże, bo tak poprosiłem. 
Tak bez słów dając małżonce znać, gdzie jej miejsce. 

Teraz mamy udać się na peron, wsiadamy w pociąg i jedziemy - złapał mnie za ramię i wyszliśmy na zewnątrz. 
Po pół godzinie stania i marznięcia przez zimny wiatr, nadjechał pociąg i to spacjalny dla nas. 
Trząsł się i drżał z zimna. Ten pociąg. 
Był spacjalny, więc miał dużo wolnych miejsc. 
Trzecia osoba w państwie czekała pół godziny na pociąg, stercząc w zimnie na peronie. Melikes it.
No przeca Reini jest taki miły i skromny, nie będzie się w żaden sposób wywyższał ani domagał jakichś przywilejów, no skąd. 

Pociąg dla VIP, pomyślałam i się zaśmiałam. Wraz z Reinhardem wsiedliśmy do jednego z wagonów i ruszyliśmy w kierunku Czechosłowacji. 
Jak można pisać o “Protektorze Czech i Moraw” i jednocześnie o “Czechosłowacji”, nie dostrzegając, że to się jakby wyklucza jedno z drugim?
Połowa opka, a ty jeszcze masz takie wymagania?
Ej, weźcie, a w Nazi Opku było, że rodzina Toma to największe szychy w Berlinie Zachodnim. A w Konspir Opku był Pałac Kultury. Jedno i drugie w czasie wojny. 

***

Gdy dojechaliśmy na miejsce nowego zamieszkania, nie mogłam się nadziwić rozmiarami pałacyku. Na zdjęciach z internetu robiła mniejsze wrażenie, ale na żywo zrobiła na mnie, mega wrażenie. 
Ta pałacyka? 

Na Reinchardzie, rezydencja nie zrobiła większego wrażenia, mu oczywiście też pokazywałam zdjęcia.
- Jeju, jeszcze dzisjaj muszę jechać do centrum, by wygłosić przemówienie do ludności i żołnierzy - westchnął.
Biedny, chodź damy ci tulaska. 

Reini wygłasza przemówienie:
https://thumbs.gfycat.com/DeafeningDefiantHind-size_restricted.gif

- Będziemy musieli tylko dopilnować, żeby żaden z wyższych rangą hitlerowców nie dowiedział się o twojej łagodnej polityce - podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy.
Więc na początek zarządzimy trochę aresztowań, jakieś rozstrzelania, ale tylko tak dla picu, żeby się Himmler nie zorientował. Czechom się wytłumaczy, że to tylko dla ich dobra!

- Tak, ale nie bój się, damy radę - przytulił mnie do siebie. - Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz - szepnął.
Staliśmy tak przytuleni dopóki, nie zadzwoniono do drzwi. Natychmiast oderwaliśmy się od siebie, a Reini poszedł otworzyć. Jakiś, Niemiec dostarczył nasze rzeczy i zaparkował pod domem Mercedesa, Reinharda. 
Ten konkretny mercedes nazywał się Reinhard, czy to może nazwa modelu? 
Marka: Mercedes, model: Reinhard, imię: Bubuś. 

Następnie zabraliśmy się do rozpakowywania. Sami. W końcu nadszedł czas, by Reinhard pojechał wygłosić przemówienie do ludu. Powiedział, żebym nikomu nie otwierała. 
Podoba mi się pomysł, w którym protektor Czech i Moraw ma dla siebie cały pałacyk, w którym będzie mieszkał tylko z jedną służącą. 
I to taką, której trzeba usługiwać, śniadanka robić itp. 

Poprawił szybko mundur, nałożył czapkę i wyszedł. Natomiast ja postanowiłam dokończyć wypakowywanie. 
No tak, stanowisko służącej jest  już zajęte.  

(...)

Rozdział 7

Kasia i Reini budzą się rano i zastanawiają, co by tu zrobić z tak miło zapowiadającym się dniem. 

(...)

- Nie wiem, a może pójdziemy na spacer po mieście? - zasugerował.- No dobra, tylko pójdę się przebrać - ruszyłam w stronę schodów.
- A ja pójdę znowu ubrać mundur - zaśmiał się idąc za mną.
Zapewne w ordery.

Przebrałam się, schowałam dokumenty i zeszłam na dół. Reinchard już czekał.
- A czapkę, gdzie masz?
- Nie chcę mi jej się zakładać [To nie jest bejsbolówka, którą się zakłada w zależności od widzimisię, a niekiedy daszkiem do tyłu], idziemy?

Skinęłam głową i wyszliśmy, Reinhard zamknął drzwi i wziął mnie za rękę. Szczerze jego towarzystwo mi odpowiadało, nie jest taki zły, jak piszą w internecie. 
Ciekawe, co musiałby zrobić, żeby do niej dotarło, że ma do czynienia z szefem Gestapo?
Kolejna ofiara Pudelka. >:|
A “rzeźnik Pragi” to tylko takie jajcarskie przezwisko. 

Serio, kurwa, co trzeba mieć w głowie, żeby ślinić się do zbrodniarza. Ja wiem, że źli chłopcy mają stada fanek, taki generał Hux też jest obiektem westchnień… ale Hux to postać fikcyjna, a tu mamy prawdziwego zimnego nazistowskiego skurwiela bez sumienia, CO ona w nim widzi, CO???

On darował mi życie (!), a do tego jesteśmy coraz bliżej siebie. Kolorowe liście leżały na trawnikach i chodnikach, idąc tak przyjemnie nam się rozmawiało. Gdzieś tam w dalekim świecie każdego dnia ginęło tysiące niewinnych osób. Ludzie przechodzili koło nas i przyglądali się widząc nie typowy widok. Widok hitlerowca, który dzień wcześniej wygłaszał przemowę i brzmiał tak groźnie, a teraz idzie z dziewczyną i się śmieje.
Zaraz tam nietypowy, w miastach okupowanej Europy było całkiem sporo dziewczyn, które spacerowały sobie milusio z niemieckimi żołnierzami. 
http://histografy.pl/wp-content/uploads/2018/10/swinie.jpg

- Jesteś głodna? - zapytał mnie. 
- Trochę - mruknęłam.
Reinchard kiwnął głową i zaprowadził mnie do restauracji, w której ceny, były wzięte z kosmosu. Import prosto z tajnej bazy nazistów po ciemnej stronie Księżyca.
- Nie zbankrutujesz? - zaśmiałam się, gdy przeglądał kartę dań.
- Nie przejmuj się kosztami, mam tyle pieniędzy ile trzeba - uśmiechnął się do mnie szeroko. 
No i albo nauczysz się gotować, Kasiu (albo ty, Reini), albo będziecie codziennie chodzić do restauracji. Bo kucharki nie macie, a z jajecznicą na śniadanie, obiad i kolację można zwariować. 
E no, trzeciego człowieka w Rzeszy chyba stać na praskie restauracje, jakie by one nie były. 
A nawet jak nie zapłaci, to co? Gdzie właściciel pobiegnie się naskarżyć?

Po zjedzonym posiłku i wyjściu z restauracji poszliśmy pozwiedzać zabytki, co zajęło nam sporo czasu. Ogólnie cały dzień spędziliśmy poza domem. Gdy wracaliśmy było już ciemno i wiał mroźny wiatr.
We wrześniu? Ach, ta katastrofa klimatyczna. 
To był wiatr ze Wschodu!

- Jest ci zimno - Reini spostrzegł, że się trzęse. Spojrzał na mnie i zdjął swój płaszcz mundurowy nakładając mi, go na ramiona z czułością w oczach. 

- Dziękuję.
- Proszę bardzo - objął mnie ramieniem. 
Ale czy uszka ci nie marzną, przecież nie wziąłeś dziś czapki.

Gdy wróciliśmy do domu, Reinhard rozpalił sam ogień w kominku, w salonie i wyszedł do kuchni. 
Jak mnie bawi nieznajomość realiów, to sam Reini nie pojmie. 
– Reini, zrób mi kanapkę z łososiem! 
– Jasne, ale muszę  pobiec do sklepu po masło i rybę.
– I nie zapomnij o koperku!

Wrócił z winem i kieliszkami. Usiedliśmy wygodnie w salonie obok siebie, na kanapie i Reinhard postawił kieliszki i wino na stoliku, po czym zaczął polewać. Popijając alkohol, siedzieliśmy objęci i patrzyliśmy na palący się ogień. Tak miło nam się rozmawiało. Po pewnym zmienić zasnęłam w objęciach mężczyzny mojego życia.
Dajcie mi wiadro. 
Co zmienić?
Pieluchę. 
Niszę opkową. 

Jej, patrzcie. Reini poczuł się lepiej więc pomógł mi napisać rozdział.
Reini: Musiałem, bo cię kocham.
Megan: Ty teraz odpoczywaj, ać ja popiszę. 
Reini: To daj całusa *wystawia usta*
Megan: Niech ci będzie owija mu ręce wokół szyji* 
I znikają.

* - dusząc z zaciętością żmiji

Rozdział 8

Zaczęłam powoli się przebudzać, obok mnie spał Reinchard. Wyglądał tak słodko, gdy spał, uśmiechał się przez sen. 
No i czy taki słodziak może być naprawdę zły? – pomyślałam wzruszona. 

(...)

Reini ma Genialny Pomysł:

- Nie chcę przechodzić tych wszystkich złych rzeczy, np. konferencji w Wannsee, która niedługo nadejdzie dlatego, może przeniesiemy się jeszcze raz w czasie i pominiemy tą konferencję. 
W sumie i tak wszystko co najważniejsze ustaliliśmy już wcześniej, cały plan eksterminacji europejskich Żydów, zostało co najwyżej doprecyzować jakieś drobiazgi. Dadzą sobie radę beze mnie.
W końcu już mamy Einsatzgruppen, obozów też się parę w Rzeszy znajdzie, to po co jeszcze kombinować. 

Przeniesiemy się tak do marca 1942 roku, żeby szybciej przejść do realizacji naszego planu, co ty na to?
Świetny pomysł, nie będę musiała opisywać tych wszystkich długich i nudnych miesięcy waszego życia razem! – ucieszyła się aŁtorka. 

- W sumie nie głupi pomysł, możemy tak zrobić, tylko błagam cię idź poprawić mundur - ponagliłam go.
ALE… skoro nie spotkali żadnej alternatywnej wersji Reinharda, to znaczy że jej nie ma, a to z kolei oznacza, że protektor Czech i Moraw zniknie sobie zaraz po otrzymaniu nominacji i nagle pojawi się w 1942 roku. 

Reinchard westchnął i poszedł na górę. 
Miał schody na górę, dzięki którym schodzi na śniadanie. 

Co do jego propozycji, ma ona sens. Wszystko załatwimy szybciej, pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do siebie. Po chwili, Reini przyszedł bez munduru.
- Poprawiłem, go  eee? i powiesiłem, przemyślałaś moją propozycję? - uniósł brwi.

- Tak, ale przeniesiemy się potem - odparłam. - A może przelecimy się samolotem? - uniosłam brwi. - Himmler zabroni ci latać dopiero 22 lipca 1941 roku, przez ten wypadek.
No to już zabronił, przecież są we wrześniu 1941, Reiniuś dopiero co dostał nominację na nowe stanowisko. 

- Wiem, ale przyjaznaj, że jak to przeczytałaś to się wystraszyłaś - spojrzał na mnie z przyjaznym uśmiechem.
- No trochę się wystraszyłam, ale nic na szczęście ci się nie stało, skubańcu - zaśmiałam się.
- Ale wiesz, co jest najlepsze w tym wszystkim?
- Co?
- Pamiętam to, co przeskoczyliśmy, normalnie jak byśmy nie przeskoczyli w czasie.
Czyli… wszystkie swoje zbrodnie?
W Lidicach dalej orzą, sieją, doją krowy i ni za wuja nikt o nich nie będzie wiedział. 

- Dla ciebie to dobrze, wspomnienia są ważne - pouczyłam blondyna.
- Wiem nie jestem małym dzieckiem - połaskotał mnie w pasie.
Gili-gili!
- Nie - cofnęłam się szybko.
- No dobra, choć polatamy - wstał na równe nogi.
Choć polatamy, to nie dolecimy. 

- A skąd weźmiesz samolot?
- No błagam, w Pradze też jest baza Luftwaffe - przechylił głowę i przewrócił oczami.
- To idź ubrać mundur. 
- Mundur Luftwaffe - poprawił mnie i poszedł. 
Po chwili wrócił w mundurze majora Luftwaffe. 
- Jaki przystojniak - zaśmiałam się.
- Wiadomo - poprawił włosy i wyprowadził mnie z domu. 
Opko, w którym bohaterka ciągle przebiera się w nowe sukieniusie, ale tą bohaterką jest nazistowski zbrodniarz, a sukieniusie to mundury różnych formacji wojskowych Trzeciej Rzeszy. Gdyby miesiąc temu ktoś mi powiedział, że będziemy analizować takie opko, to bym mu odpowiedział “tu się jebnij”. 
mam 32 lata i zszedlem na śniadanie. ubarlem szary mundur na ramiaczkach od hugo bosa czarne kozaki i wlozylem medale (takie jak na zjedciu http://odznaczenianazistowskie.jpg 

(...)

Rozdział 9

Maj 1942 roku

Otworzyliśmy oczy, obudziliśmy się na tej samej kanapie.
- Udało się, mamy jeszcze dwa miesiące do przygotowania się - Reini wstał z kanapy i uniósł mnie do góry, tuląc.
Coś mi jednak nie pasowało, spojrzałam za okno, nie było śniegu, a gdy spojrzałam na kalendarz zobaczyłam, że jest dwudziesty trzeci maj. W tej chwili prawie zeszłam na zawał, do zamachu zostały cztery dni.
Ej, a może skoczcie sobie oboje na chwilę do przyszłości, niech Reini obejrzy “Operację Anthropoid”, będzie przygotowany! 

- Eee, Reini, ja bym się nie cieszyła - powiedziałam cicho.
- Czemu? - mężczyzna natychmiast mnie opuścił. Spakował walizkę i tyle go widzieli.
- Zostały nam cztery dni do zamachu - spuściłam wzrok i przegryzłam wargę.
Reinchard się załamał, mina mu zrzędła, a radość w oczach wypaliła się. Usiadł z powrotem.
- Przykro mi Reini - wyszeptałam i przytuliłam się do niego.
Nie możecie cofnąć się o kilka dni/miesięcy? Poza tym Reini jako pieprzony protektor mógłby nie wozić się kabrioletem jak to miał w zwyczaju, tylko jakimś opancerzonym samochodem? Szlag, to trzecia osoba w Rzeszy, niech zażąda pieprzonego czołgu z szoferem. 
W ogóle, cztery dni to jest fchuj czasu w sytuacji, kiedy wiedzą doskonale kiedy, gdzie i w jaki sposób zostanie przeprowadzony zamach. 
Wystarczyłoby, żeby kluczowego dnia o właściwej godzinie nie wsiadł do samochodu - i po ptokach. 
Proste rozwiązania są dla cieniasów. 

A swoją drogą, ciekawe, co by było, gdyby teraz przeskoczyli do przodu o parę tygodni, “pomijając” datę śmierci Reinharda? 

Panowała niezręczna cisza, słyszałam tylko nierówny oddech mężczyzny. 
- Muszę coś wymyślić - odezwał się w końcu.
Obawiam się, że to będzie pomysł tej klasy jak wtedy, kiedy przedstawił Kasię Hitlerowi jako swoją sprzątaczkę. 

- Co chcesz zrobić?
- Zobaczysz, ubieraj się jedziemy na Zamek - zaczął szybko ubierać mundur.
- Jaki zamek?
- No ten na Hradczanach - przekręcił oczami.
Usłyszałam, że przy tym lekko skrzypiały.

Zaczęłam się szybko ubierać. Wsiedliśmy do samochodu, a po paru minutach wjeżdżaliśmy już przez bramę główną. Gdy chciałam wysiąść za Reinhardem, on mi rozkazał:
- Ty zostajesz, to co chcę zrobić może wpakować cię w tarapaty. 
– Jakby co, powiem, że ja tu tylko sprzątam! 

- Ale ja idę z tobą - odburknęłam i wysiadłam z Mercedesa podążając za nim.
Weszłam z nim do jego dużego biura, ale przed tym podziwiałam wnętrze pałacu. Reinhard usiadł przy biurku, a ja stanęłam na środku pomieszczenia. I pozwalałam podziwiać siebie. 
- Siadaj - wskazał na krzesło stojące obok siebie.
Wykonałam polecenie, wziął telefon i wykręcił numer.

- Guten Tag (chyba Morgen?), Herr Himmler, chciałbym aby Pan do mnie przyjechał, gdyż mieszkańcy Pragi, coraz częściej organizują różnego typu akcje, moi ludzie już sobie z tym nie radzą - Reinchard udawał załamanego. - Proszę przyjechać jeszcze dziś tu do mnie. 
Nastąpiła chwila ciszy.
- Kpisz sobie, czy jesteś pijany?! - zgrzytał w słuchawce głos zbrodniczego hodowcy drobiu. - Jeszcze jeden taki telefon i zobaczysz, ilu mam chętnych na twoje miejsce!

- Do zobaczenia - zadowolony Reinchard odłożył słuchawkę.
- Co ty zamierzasz? - uśmiechnęłam się delitanie.
Jak w delirycznej litanii. 

- Himmler myśli teraz, że nad niczym nie panuję, więc jak, go znam pakuje teraz tyłek w pociąg. Oczywiście przywlecze ze sobą dwóch SS-manów, którzy będą, go chronili, natomiast ty, jakby nigdy nic, będziesz siedziała obok mnie. (Po co???)
Tylko dwóch? SS cienko przędzie...
Braki kadrowe dały znać o sobie po Planie Barbarossa. 

Co będzie się działo zobaczysz później, powiem ci tylko tyle, mam zamiar wyjawić Brytyjczykom wszystkie, jego plany - te ostatnie zdanie mówił przez śmiech. 

- Ale, jak im to powiesz? Przecież chyba nie masz zamiaru dostać się do Wielkiej Brytanii - zmarszczyłam brwi.
- No właśnie, mam taki zamiar, samochodem się nie dostaniemy, ale chyba nie zapomniałaś, że jestem pilotem w Luftwaffe i do tego mam stopień majora, więc więc nie będzie problemu. Tym bardziej, że kilometr stąd jest małe lotnisko i parę samolotów - podszedł do okna. 
Ach, zainspirował się Rudolfem Hessem, jak miło.
A po cholerę mu Himmler do tego? Chce go porwać, czy jak? 
Od czasu ucieczki Hessa Luftwaffe będzie już bardziej uważać, kto się kręci nad Kanałem. 
Zwłaszcza, że jest już po Bitwie o Anglię.

(...)
*3 godziny później*

Usłyszałam warkot silników, spojrzałam przez okno i zobaczyłam trzy pakujące samochody z nazistowskimi symbolami.
Samochody dzielnie pakowały dzień w dzień, aż zmieniły się w 18-tonowe ciężarówki. 

- Reini, to Himmler? - wskazałam palcem na wysiadającego mężczyznę w mundurze i okularach. 
Taka ekspertka od nazistów nie poznała Himmlera? Trochę lol. 
Na zdjęciach wydawał się wyższy :(

Reinhard spoważniał i potwierdził skinieniem głowy.
- Siadaj - wykonałam jego polecenie.
Po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi, które po chwili otworzyło dwóch SS-manów, za nimi stał Heinrich Himmler.
*złowieszcza muzyka*

Rozdział 10

- Heil Hitler - Reinhard wstał z krzesła i wyprężył się, jak struna.
- Heil Hitler - Himmler dał znak ręką, by Reinhard usiadł.
Himmler nie wyglądał, jak wojskowy. 
Bo nim nie był. Jak śpiewał przed laty Kazik Staszewski, “Himmler był rolnikiem na wsi, potem sformował SS-Nazi”. Pod koniec I wojny poszedł jako nastolatek na szkolenie w korpusie kadetów, ale nie ukończył.

Co prawda na mundurze miał mnóstwo odznaczeń, miał okulary w złotej oprawie, wąsika pod nosem i był ciut przygruby. Do tego był niższy od Reincharda. I się garbił. I nie pachniał ładnie. I ziewał bez zasłaniania buzi. I w ogóle jakiś taki krzywy. 

- Kto to? - wskazał na mnie palcem, Boże jaki on brzydki, a jak pomyślę ile ludzi przez niego zginęło to sama mam ochotę, go zabić. 
Tja, bo RH to taaaaki przystojniak:

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsPXtO6qYqNroap4p4kKhAPN5Mo62NnDXVcS85doNB7fgY-YLbseeQL1QBw6Yh2IvOAyenfizAnSrW42ZlH_nQS7fGtKdwUC0tSSNFeLMfwTTk2lS2z4CDyiePnQgsuAHUu5S1F-k93FPB/s1600/Heydrich_and_Himmler.jpg
A poza tym WTF do Himmlera ma jakieś wąty, a do RH nie? WTF. CRITICAL ERROR.
No przeca Himmler jest brzydki, więc ci ludzie są jakoś tak… bardziej martwi niż ci, których kazał mordować piękny Reini…? Nie wiem, chyba o to jej chodzi… *patrzy bezradnie*

- To jest Andrea i zajmuje się moim domem - odparł natychmiast, znów przybrał maskę, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- A, to pewnie ta, o której wspominał Hitler - pomyślał. 

Himmler usiadł, a dwójka jego ludzi nadal stała.
- Więc ludność mieszkająca tu, robi ci pod górę, tak? - Reichsführer rozsiadł się wygodnie.
- Tak.
- Ale to niemożliwe, gdy tu jechałem wszyscy byli spokojni, pili piwo, niczym się nie przejmowali, a SS-mani, z którymi rozmawiałem odpowiadali, że nic takiego się nie dzieje, w co ty pogrywasz Heydrich? - Reichsführer podniósł ton.
- Ja? Nic szefie, tylko mam ubaw z tego, jaki jesteś naiwny - nagle Reinchard zaczął się śmiać. 

- Co ty wygadujesz?! - Himmler zaczął dziwnie na nas patrzeć, a jego ludzie zaczęli na siebie dziwnie patrzeć.
A analizatorzy dziwnie patrzą na was, drodzy Czytelnicy.

W tej chwili bałam się. Reinhard nagle wstał, wyjął broń z kabury i oddał dwa celne strzały w dwójkę SS-manów. Szybko podszedł do Himmlera, złapał go za szyję i wyjął broń z jego pasa, po czym uderzył, go tak, że ten stracił przytomność i bezwładnie opadł na podłogę. Reinhard schował pistolet Himmlera sobie do kieszeni. Stałam i patrzałam na to, co się stało. 

- Chodź szybko, nie ma czasu - Reini złapał mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz.
Usłyszeliśmy kroki kilkunastu osób, które zmierzały w naszym kierunku.
- Heydrich, du Arschloch, zatrzymaj się! - krzyczeli wściekli naziści.
Jacyś importowani naziści, którzy nie wiedzieli, że ten tutaj to ich szef i trzecia osoba w państwie. Może Japończycy. 

Reinchard wpakował nas do samochodu i ruszyliśmy z pieskiem opon. 
Piesek tylko kiwał główką. 

Po chwili, gdy spojrzałam w lusterko zobaczyłam, że jadą za nami hitlerowcy.
Czy ktoś mi rozpisze, po co cała ta szopka? I dlaczego Himmler dostał w pysk, zamiast solidarnie ze strażnikami dostać kulkę? Plus Reinhard jako protektor Czech i Moraw mógłby zełgać, że jeden ze strażników przeprowadził zamach na Himmlera, zabił też drugiego esesmana, ale zginął z ręki RH i przynajmniej przez kilka godzin nikt by go o nic nie podejrzewał. Ale to opko. Dawajcie już ten dramatyczny pościg samochodowy.
Reinhard (zdrobniale: Niuś) oszalał z miłości, i tyle. 

- Reinhard, przyśpiesz trochę, bo zaraz będzie po nas - docisnęłam się do siedzenia.

Mężczyzna złapał mocniej kierownicę, przystawił biegi i dodał gazu, ledwo wykręcaliśmy na zakrętach. W końcu dojechaliśmy na lotnisko, żadnych samochodów nie było widać. Szybko wysiedliśmy z Mercedesa i podbiegliśmy do hangaru z samolotami. Reinhard chciał otworzyć drzwi, ale te były zamknięta na kłódkę.
- Cofnij się - zwrócił się do mnie.
Wyjął pistolet i strzelił w zamek, który puścił. Odsunął drzwi i weszliśmy do środka, w którym stały dwa samoloty.
Nikt, ale to nikt całego tego majdanu nie pilnował. Niech się lepiej upewnią, czy te samoloty to nie były przypadkiem atrapy do dezorientacji nieprzyjaciela. 
Był jeden cieć, niejaki pan Zdenek, ale akurat poszedł na fajkę. 

- Czy to są Junkersy? - dotknęłam samolotu.
Ale osiemdziesiąte siódme czy osiemdziesiąte ósme? Bo to spora różnica.

- Tak - sprawnie wszedł skrzydło samolotu i otworzył wejście do kabiny.
- Co robisz? - patrzyłam, jak coś tam przestawia.
- Sprawdzam, czy wszystko działa - wyjrzał z kabiny. - Wyjdź na pas startowy, wyjadę samolotem, wtedy wejdziesz do środka i wystartujemy.
Te, wujek, a sprawdź, czy masz chociaż paliwo w zbiorniku!

- No dobra - wyszłam z hangaru na pas.
Reini wyprowadził samolot na pas i wysiadł z niego. Nagle usłyszeliśmy samochody, pomógł mi wejść do środka, a gdy już siedziałam, wspiął się po skrzydle i również usiadł w kabinie. Zamknął wejście i uruchomił silnik, ale w tym momencie przed samolot wybiegło paru Niemców. Mężczyźni zablokowali koła i nie mogliśmy ruszyć. 
Nie prościej byłoby puścić serię w kokpit?
Żeby dostać bęcki za zniszczenie mienia? 
No bo ja widzę, jak żołnierze biegną z tymi klinami do blokowania samolotu na miejscu postojowym i je pieczołowicie podkładają pod koła. 
Ba! Może poświęcili się i zablokowali własnymi ciałami? 

Myślałam, że zginiemy. SS-mani siłą wyciągnęli nas z samolotu i zaczęli nas kopać, jednak najmocniej bili Reiniego, do moich oczu zaczęły napływać łzy. 
Ktoś jest w stanie logicznie wytłumaczyć ten plan? Bo nawet jeśli Reini zdołałby wystartować, to w czasie lotu z Pragi do Wielkiej Brytanii a) najprawdopodobniej zostałby zestrzelony przez myśliwce, b) skończyłoby mu się paliwo. 
A widziałeś Ty kiedyś aŁtorkę zastanawiającą się nad tak prozaicznymi kwestiami jak paliwo? Jest samolot, to wsiadają i lecą, proste. 
(a myśliwce Reini zestrzeli, w końcu jest majorem Luftwaffe)
Mnie bardziej interesują ci SS-mani, rzucający się na faceta, który, co by sobie Himmler nie mówił, wciąż jest szefem RSHA i zaufanym człowiekiem Hitlera. 

- No i jak wy traktujecie naszego szanownego Protektora? - nagle stanął nad nami Himmler.
Spojrzał na nas z uśmiechem.
- Podnieście ich - rozkazał SS-manom.
Bolał mnie cały brzuch i plecy, patrzyłam, jak podnoszą zakrwawionego Reincharda. Gdy już, go postawili mieli poważny problem z utrzymaniem, go.
Ej, ale serio, kto ją nauczył stawiania przecinka przed każdym “go”?

- Jedziemy do Zamku - burknął Himmler i pokuśtykał do samochodu.
Mnie posadzili obok Reiniego, patrzyłam na niego z pękającym sercem. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.

Rozdział 11

Weszliśmy do pałacu, ciągnięci przez SS-manów, Himmler prowadził nas do głównej sali 
w której zamierzał złożyć Reiniego w krwawej ofierze demonom, które czcił
Gdy do niej weszliśmy, Heinrich kazał SS-manom nas posadzić i kazał im wyjść. Siedzieliśmy pod ścianą, super. 
No i fajnie.

- Heydrich, otwórz oczy! - krzyknął Himmler. - A ty mendo, spuść wzrok! - krzyknął do mnie.
Wykonałam polecenie i kątem oka patrzyłam na zakrwawionego Reincharda. Moje serce się rozlatywało, a do oczu napływały łzy. 
- Słuchaj Heydrich, było powiedzieć normalnie, że chcesz zrezygnować z posady Protektora, a nie odwalać takie coś. 
Przepraszam, ale Himmler w tym momencie to absolutne złoto. 
Mówiło się, że “Heydrich jest mózgiem Himmlera” (Himmlers Hirn heisst Heydrich, HHhH). A w tym opku - jaki mózg, taki Himmler. 

Wiedz, że naprawdę cię lubiłem, ale mocno mnie zawiodłeś. Ale mam sposób, że teraz będziesz wykonywał moje polecenia nie zabiję cię i za karę dalej będziesz Protektorem Czech i Moraw... 
I będziesz wydawać rozkazy! 
Himmler, twoje okrucieństwo mrozi mi krew w żyłach… 
Heniek zabujał się toksycznie w Reinim, nie widzę innego wytłumaczenia dla tych pokrętnych akcji. 
Zwalczał tak zawzięcie homoseksualizm, żeby się pozbyć konkurencji?

- Nigdy - przerwał mu Reinchard, choć mówienie przynosiło mu ból.
- Nie? Nie będziesz?! - okularnik się zdenerwował i szarpnął mnie do góry, postawił na nogach i przyłożył broń do głowy.
Miś zginie gdy tego nie zrobisz!

- Nieee! - Reinhard próbował się szybko podnieść, ale z bólu upadł z powrotem na podłogę.
- To będziesz wykonywał moje polecenia? - spytał ponownie dociskając broń do mojej głowy.
- Dobre, dobrze, zgadzam się tylko proszę, zostaw ją - wysyczał.
Truloff pełną gębą. 

- Doskonale mój Heydrichu - szwab odrzucił na bok kok, a Reinhardowi stanął na palcach od dłoni i zaczął je zgniatać. 
Coś jak ktoś Rudemu…
Gąsienice.

- AAAAAAA! - krzyk bólu wydobył się z gardła Reiniego.
Nie mogłam tego wytrzymać. Łzy zaczęły mi same lecieć. W końcu przestał i zawołał SS-manów (kto, Reini?).
- Odwieźcie ich do domu i czekajcie tu, żeby pan Protektor przyjechał tu jutro o tej samej godzinie, co zawsze, ja muszę wracać jutro rano do Berlina - zaśmiał się i wyszedł. 
Jak tak się patrzy na zachowanie liderów III Rzeszy, to człowiek przestaje się dziwić, że ona jednak upadła. 
Rodzi się pytanie, czemu tak późno.

Niemcy w mundurach zapakowali nas do samochodu i przywieźli do domu. Wzięli od Reiniego klucze i otworzyli drzwi, 
To miło, że przy drzwiach nie było żadnego lokaja, bo musieliby go zabić.

po czym wepchneli nas do środka, rzucili nam klucz i zamknęli za sobą drzwi.
Dostali klucz…? Więc mogą w każdej chwili dalej spitalać…?
Mogą też zamknąć się od środka i udawać, że ich nie ma.

- Przepraszam Reini, to moja wina - zaczęłam płakać i przyczołgałam się do mężczyzny.
- To nie twoja wina, chciałaś tylko, żeby nie doszło do zamachu, ale wszystko na nic - ledwo mówił. - Dlatego lepiej wracaj do siebie, nie chcę już cię narażać.
A teraz, Reini, siądź i wytłumacz nam, jak sołtys krowie na miedzy, o co ci, do diabła, chodziło z tym planem. 

- Nie zostawię cię tu - płakałam.
- Chodź - przysunął mnie blizje siebie i mocno przytulił.
Był cały we krwi, ale nie przeszkadzało mi to. 
Myślę, że jemu przeszkadzało to bardziej.

- Idę po apteczkę, ale najpierw - wstałam na trzęsących się nogach i wyciągnęłam Reiniego na kanapę.
Poszłam po apteczkę i wróciłam po chwili.
-Może boleć - szepnęłam.
- To nic - próbował się uśmiechnąć.
Najpierw zdjęłam zakrwawiony mundur i odłożyłam, go na bok. Zaczęłam przemywać delikatnie, jego rany, które na szczęście nie były głębokie.
Ale jakie właściwie rany? Skopali go, więc powinien mieć głównie siniaki. No, chyba że oberwał też po głowie, to ewentualnie rozbity nos, łuk brwiowy… 
Ciekawe, czy ktokolwiek zwróci uwagę, że Protektor pojawia się w pracy z gębą jak po bokserskim pojedynku. 

***

Gdy skończyłam obmywanie ran i je opatrzyłam, zajęłam się dłonią, którą deptał ten idiota Himmler. Reinhard cały czas patrzył mi głęboko w oczy. Trzymałam delikatnie jego dłoń i sprawdzałam, czy palce nie są zgniecione, na szczęście nie były. 
TYLE FEELSÓW. Mujborze, jak ja to rozumiem, sama pisałam takie opka jako nastolatka, ale kurde znowu – dlaczego to musi być Heydrich?!

Gdy był już opatrzony podałam mu szklankę wody, którą natychmiastowo wypił. Po tym położyłam, go spać. Utuliłam i okryłam kołderką. Wzięłam jego mundur i postanowiłam, go wyprać, co nie było proste, brakowało mi już sił. A służby jak nie było, tak nie było. Ale można teleportować się do współczesności i podrzucić matce do wyprania. Wywiesiłam strój, żeby wyschnął i bezsilnie opadłam na krzesło, które stało przy kanapie.
Pielęgnowanie Rannego Ukochanego – odhaczyć. 

Rozdział 12

(...)

*27 maj 1942* 

Obudziłam się o szóstej, Reinhard miał wyjechać z domu o dziewiątej, bałam się tego momentu. Nagle rozbiegło się pukanie do drzwi.
Po wszystkich kątach. 

- Proszę - powiedziałam cicho.
Reinchard wszedł do mojego pokoju ze spuszczną głową.
- Kasiu, ja nie chcę ale, ale... - przestał kiedy spojrzałam mu w oczy. Usiadł obok mnie.
- Nie chcę, żebyś umierał - przytuliłam się do niego, a łzy zaczęły napływać mi do oczu. 
Czułam, jakby coś wyniszczało mnie od środka. Równie dobrze, teraz mogłabym wyciągnąć zegarek i wrócić do siebie i nie patrzeć, jak mój ukochany się męczy.
Dobij go! Dobij! 

- Przyszedłem tylko powiedzieć, żebyś zapamiętała te nasze wspólne i szalone chwile - zaśmiał się i spojrzał na mój telefon. - Uśmiechnij się - otarłam nos i uśmiechnęłam się.
Objął mnie ramieniem i zrobił zdjęcie, takie słodkie.
- Żegnaj Reini - łzy zaczęły lecieć mi po policzkach.
- Nie płacz, Kasiu - otarł moje łzy, przytulił mnie i wyszedł z pokoju. 
Przepraszam, ale jaki to, kurwa, ma sens?
Laska przyleciała z przyszłości, zna dokładnie przebieg zamachu, może mu powiedzieć choćby “nie jedź tą ulicą” albo “weź inny samochód”, “jedź z obstawą”, cokolwiek. A tu nic, siedzą i biernie czekają na godzinę zero, nie podejmując nawet podstawowych środków ostrożności.  Chyba “Oszukać przeznaczenie” weszło Kasi za mocno. 
Oraz nie wierzę, ani jedną komórką mózgu nie wierzę, że Heydricha tak nic a nic nie zainteresowały nazwiska zamachowców i szczegóły operacji… 

* Godzina 9 *

Wyglądałam przez okno. Reinhard wraz z szoferem właśnie wsiadł do tego przeklętego Mercedesa. Odjechali. Odeszłam od okna i położyłam się na jego łóżku, które przeszło zapachem mojego ukochanego Niemca. Teraz wystarczyło tylko czekać na telefon, że Reinchard trafił do szpital.
Aż tu wtem! telefon od Reiniego: No, super, zasadzka się udała, zamachowcy aresztowani, wracam, szykuj jajecznicę! I dzięki za dokładne informacje, przy której ulicy mnie zaatakują!

(...)

*1 maj 1942*
Znowu cofnęła się w czasie?

Już od dwóch dni, nie odwiedzam Reinharda w szpitalu, nie mam siły patrzeć na jego cierpienie. A poza tym pewnie są tam żona i dzieci.  Lada moment wiedrze mu się sepsa w wiadrze, a w przeklętej III Rzeszy nie ma penecyliny. Siedziałam na łóżku Reinharda w ciepłym domu i wspominałam te wspólne chwile, patrzyłam na nasze wspólne zdjęcie, które zrobił przed wyjazdem. W tym momencie przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Zegarek, mój rodzinny dom, a w nim peniceliny! Mogę uratować, mojego ukochanego Reinharda! Natychmiast wybiegłam do swojego pokoju i odkopałam zegarek z pod sterty ubrań czym prędzej wcisnęłam guzik. 
Strasznie jej się z nerwów język plącze. Penecy… penelicy… peniceli…



*13 czerwiec 2019*
Ej, a co nią tak miotnęło? Do tej pory lądowała w przyszłości w tym samym dniu a nawet o tej samej godzinie, o której startowała z przeszłości i odwrotnie.
W maju w hurtowniach nie było penicyliny, zapowiedzieli dostawę na czerwiec. 

Znalazłam się w moim domu, nikogo nie było. Pewnie rodzice wyszli na miasto. Natychmiastowo dobrałam się do szafki z lekami i wyciągnęłam to, co uratuje życie Reiniego. Na wszelki wypadek już nie próbowałam powtarzać nazwy. Dumna z siebie, wróciłam do przeszłości.
Niestety, wyrzuciło ją też 13 czerwca, tydzień po pogrzebie. Ups. 
Co za baran przerywa antybiotykoterapię i kisi penicylinę w szufladzie?!

***

Od razu znalazłam się w szpitalu. Akurat szedł lekarz, który zajmował się Reinhardem.
- Panie doktorze, proszę penicylina - podałam mu antybiotyk.
- Ale skąd, przecież jest niedostępna - zdziwiony trzymał lek w ręku. 
Nie ze mną te sztuczki, lekarzu!
- Proszę nie zadawać zbędnych pytań! - lekarz spojrzał na mnie i odszedł natychmiastowo.
Mamrocząc coś o dawkowaniu.
Ja wróciłam do domu i modliłam się, by lek pomógł.
Nie chcę Cię rozczarowywać, ale zakażenie to tylko jeden z problemów, poza tym Reiniuś został naprawdę ciężko ranny – pęknięta śledziona, uszkodzone płuco, strzaskane żebro.  

Lek działa, Heydrich dochodzi do zdrowia (błyskawicznie), razem postanawiają porwać samolot i uciec do Wielkiej Brytanii. 

(...)
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze, razem zemścimy się na Heinrichu, dobrze? - podszedł i złapał moją twarz w swoje dłonie. 
- Dobrze, nasza zemsta będzie jedną z najlepszych - przytuliłam się do mężczyzny.
Reinhard wyda Brytolom wszystkie sekrety III Rzeszy. Więc niech ten okularnik Himmler uważa, bo już niedługo.
...niedługo Brytole dowiedzą się, że Himmler nosi gatki w różowe misie. 

- Heinrich pewnie już wie, że wypisałem się ze szpitala więc będziemy musieli to załatwić szybko, ale najpierw muszę zadzwonić do Heinza, czy mógłby się zająć moimi dziećmi - podszedł do telefonu.
- A Lina? - zapytałam zdziwiona. 
- Lina się nimi teraz opiekuje, ale wolę, żeby mój brat się nimi zajął. Lina tylko dwa razy odwiedziła mnie w szpitalu i przy tym mówiła o tobie straszne rzeczy - przybrał kamienny wyraz twarzy. 
A gdzie zatrzymała się pani Heydrich? Nie powinna czasem w tym pałacyku, w którym rezyduje książę małżonek? 
Pewnie znalazła coś na Airbnb.
A propos dzieci Reiniego, ostatnie urodziło się w lipcu 1942, więc mimo robienia słodkich oczu do Kasi, musiał znajdować czas i dla żony.
Na pewno z wielkim niesmakiem zamknął oczy i myślał o Rzeszy. 

- Naprzykład
- Wyzywała cię, nie chcę mówić.
Pokiwałam głową, a Reinhard wziął telefon pewnie komórkowy, skoro nie stał przy wielkim, ciężkim ustrojstwie i poszedł zadzwonić.
Na pewno komórkowy, albo przynajmniej bezprzewodowy, skoro “wziął i poszedł”. 
Feldfernsprecher 33. A za nim poszedł Karl ze szpulą kabla na plecach.

 Cóż, nie dziwię się, Linie, że mnie wyzywała, chociaż? A dobra, szkoda gadać, też jej nie lubię, sama na bank zdradza Reiniego. 
Bo To Zła Kobieta Jest!
Reni natomiast nie zdradza podłej Linie.

Przy okazji przekazywania opieki Heinzowi, Kasia też spotyka się z dziećmi Reiniego, które oczywiście z miejsca ją akceptują i są zniewalająco słodkie. Następnie, zgodnie z planem, oboje uciekają samolotem, lądują szczęśliwie w Wielkiej Brytanii, a kiedy Heydrich zdradza wszystkie sekrety III Rzeszy, pozwalają jemu i Kasi wstąpić do brytyjskiej armii. Hess nie miał tyle szczęścia… W wojsku Kasia spotyka jeszcze jednego idola aŁtorki – Charlesa Lightollera, byłego oficera z Titanica. (A nie mogła napisać opka o nim? Nie mogła?)
Może lepiej, że nie napisała - masz pojęcie, co by z niego zrobiła?
Tak notabene to rozrzut upodobań aŁtorki jest, hm, interesujący. 
Oj tam, zrobiłaby słodziaska-przytulaska, ale przynajmniej wyszłoby z tego miłe i zabawne opko do pośmiania się, a nie takie WTF. 

(...)

Uśmiechnęłam się do blondyna, a ten zaczął mówić. Mówił wszystko, a Lightoller to zapisywał. Mówił, co robią naziści i co będą robić zbrodniarze. Wyjawił nawet najbardziej strzeżone sekrety III Rzeszy. O swoich zbrodniach też też wspominał, wtedy spuszczał wzrok, twarz jego przybierała smutny wyraz, a głos był cichy. Reinhard żałował tego wszystkiego.
No nie płacz już, Reini, masz tu lizaczka.  
I chusteczkę do otarcia oczek.

- Dziękuję, że powiedział mi pan to wszystko, oczywiście przekażę to wszystko mojemu przełożonemu, a on powiadomi nawet premiera - Lightoller wstał, podał nam dłoń i wyszedł.
- Wszystko będzie dobrze, nie dadzą ci surowej kary, bo jakby to powiedzieć, pomagasz przy zakończeniu wojny - dotknęłam ramienia Reiniego.
Nawet szlabanu na kompa też nie dadzą.

- Gdyby nie ty, to końca wojny bym nie dożył - uśmiechnął się do mnie nieznacznie. 
Następnie wyszliśmy na miasto kupić parę ubrań, pieniędzy nam nie brakowało.
Brali je z bankomatów, gdyż Deutsche Bank miał filie w Wielkiej Brytanii.
Spokojnie, Reini pewnie ulokował trochę zaskórniaków w szwajcarskim banku. 

 Zjedliśmy obiad i wróciliśmy do pokoju, który tymczasowo zajmowaliśmy. Reinhard zdjął mundur [ten hitlerowski, w którym siedział w restauracji] i ubrał cywilne ubrania, ostatni raz miał zamiar ubrać nazistowski mundur, gdy przyjedziemy do Berlina z brytyjską armią. 
I tym sposobem nawet nie będzie potrzebował wielkiego napisu “CELUJ TUTAJ”.

Aby ludzie wiedzieli, że ten człowiek pomógł zakończyć wojnę, człowiek który wcześniej, był nazistą jednym z najgorszych i który wyrządził tyle złego. Pokaże, że jest dobry.
Byle nie pokazywał od wschodniej strony.

Rozdział 17

Pół miesiąca później

Przez ostatni miesiąc, nic specjalnego się nie działo. Oprócz tego, że Charles się z nami zaprzyjaźnił.
Chyba nie de Gaulle?
No nie, cały czas mowa o Lightollerze. 

 Przychodził do nas kilka razy dziennie, albo wychodziliśmy z nim w teren. Charles, załatwił Reinhardowi dokumenty i obydwaj wstąpili do RAF'u. Kiedy oficer z Titanica dowiedział się, że chcę być oficerem, postanowił mnie podszkolić. Brał mnie na krótkie zwiady i zapoznawał z nowymi rodzajami statków. (Rozumiem, że mówiąc “statki” ma na myśli statki powietrzne?)
Proszę, tu jest wannolot, tu gwizdkolot, a tam najnowszy krzyk techniki – videobzikolot!
Nie no, przecież marzyła o służbie w marynarce. Ale co poradzisz, skoro Charles jest w RAF-ie?
Nowa, wojenna wersja Roksankoreni!

Natomiast Reinhard zawdzięcza Charlesowi życie, gdy ten przekonał brytyjskie władze, że Reinhard, był zmuszany do robienia tych strasznych rzeczy i dzięki niemu będziemy mogli ruszyć na III Rzeszę. 
Taaak, zmuszali go, zmuszali strasznie, jak kota do śmietanki. 

No bo, kto nie zaufa bohaterowi z Titanica? Wczoraj Reinhard odbył swój pierwszy lot bojowy wraz z Charlesem, on zestrzelił dwa samoloty, a Reini trzy. 
Wow, Charles już pod siedemdziesiątkę, ale kto myśli o emeryturze, kiedy ojczyzna wzywa!
Zestrzelili pewnie te, które leciały bombardować miasta niemieckie, bo co do Bitwy o Anglię, to już dawno się skończyła. 

Przy okazji, były oficer Titanica zabrał nas do samego Churchilla i dowiedzieliśmy się od niego, że utworzono drugi front. I to właśnie w tym froncie walczyli Reini i Charles. 
Radia nie łaska posłuchać, tylko dręczą Churchilla pierdółkami? W BBC pewnie od rana do nocy mówili o desancie na Normandię.

Miesiąc później

Brytyjczycy szybko posuwali się naprzód, pokonując Niemców. Jeszcze trochę i nasi będą przy granicy III Rzeszy. 
Przepraszam, ale od której strony oni idą? 
Od południa, Włosi wyczuli zmianę koniunktury i zmienili strony. Jak zawsze.

Reini awansował na stopień kapitana, zestrzelił trzydzieści dwa niemieckie samoloty 
Że niby walczył w Bitwie o Wielką Brytanię?
i był z siebie dumny. Ja jako sanitariuszka, opatrywałam rannych żołnierzy. 
Których? Niemieckich? 

Podobało mi się pomaganie ludziom, ale nie podobało mi się, kiedy nie dałam rady kogoś uratować. Pewnego lipcowego dnia, nasz oddział sanitariuszy odpoczywał obok lasku, a nieopodal znajdowali się nasi żołnierze. 
W tej poplątanej rzeczywistości, “nasi” to mogli być lotnicy niemieccy.
Nie no, Kasia i Reini już dawno przeszli na jasną stronę mocy. 

Usłyszeliśmy szelest w krzakach, a po chwili ku naszym oczom ukazał się Reinhard i Charles. 
A już myślałam, że Jeż jak Byk! *rozczarowana*

- Jak się czujesz, kochanie? - Reini podszedł do mnie i usiadł obok na trawie.
Czy on naprawdę, powiedział do mnie kochanie? Wcześniej tak nie mówił, nie wiedziałam, jak zareagować. 
- Kasiu, żyjesz? - machnął mi ręką przed nosem.
Dzięki temu wyszłam z transu i odezwałam się ściszonym głosem.
- Czemu powiedziałeś do mnie, kochanie?
- No, bo, nie mogę już dłużej tego ukrywać, zakochałem się w tobie. Kocham cię, Kasiu - złapał mnie za ręce.
- Skoro już wyznałeś mi swoje uczucia, to też muszę ci coś powiedzieć - ściszyłam jeszcze bardziej głos.
- Co takiego?
- Też cię kocham - spojrzałam mu w oczy.

Jesteśmy wzruszeni… Jak stary siennik wojskowy!

(...)

Rozdział 18

Walki szły coraz szybciej, ponieważ nam nie brakowało żołnierzy. 
Khę… Niemcom też. Nie zdążyli się wykrwawić pod Stalingradem. 

Po tygodniu byliśmy w stolicy, w zrujnowanym Berlinie. Spotkały się tu nasze wojsko brytyjskie, oczywiście polskie armie, amerykańskie, francuskie i sowieckie. 
Znaczy… wojna skończyła się gdzieś w lipcu 1942? Nie było Stalingradu, nie było D-Day, Sowieci do Berlina to chyba się teleportowali, Amerykanie też… 
Te 32 samoloty, które zestrzelił Reini, to były maszyny z samymi szychami na pokładzie: Hitler, Goering, Himmler, Dönitz, pies Hitlera, sztab Wehrmachtu… to jedyne logiczne wyjaśnienie.

Reinhard przyszedł do nas w swoim starym mundurze Obergruppenführera, gdy tylko, go zobaczyłam rzuciłam mu się w ramiona, a on mocno mnie objął. Zaczęliśmy się całować, gdy nagle podszedł do nas, jakiś żołnierz.
- Nie przy ludziach, będziecie mieli chwilę, ale pierwszo Reinhard ma się spotkać z przedstawicielami Wielkiej Brytanii, Ameryki i Związku Radzieckiego.
Znaczy… on będzie negocjował pokój jako przedstawiciel Niemiec?
A propos, co z Hitlerem? Żyje, umarł, uciekł?  

Ma pomóc wytropić swoich "kolegów" - żołnierz zaśmiał się, a Reini zmroził mężczyznę wzrokiem i odsunął się ode mnie.
(...)
Niecałą godzinę później, przybył Charles i zabrał Reiniego do miejsca, w którym byli już, Churchill, Stalin i Roosevelt. 
No tak, wielka trójka uzgodniła już powojenny kształt Europy i czekała już tylko na aprobatę Reiniego. 
Niech przystawi pieczątkę ze swastyką na porozumieniu. 

Zaczęło się polowanie na najgorszych nazistów. Pod koniec dnia, Brytyjczycy mieli już niezłą grupę złapanych Niemców. 
Szybko poszło, nie to, co Żydzi, którzy się do 1960 roku bujali ze złapaniem Eichmanna. 

Wśród nich nie zabrakło Himmlera, o ich losach miano zadecydować podczas procesów Norymberskich. Tak, jak stało się to w historii, którą znałam. 
No, to swoją drogą ciekawe, chętnie bym zobaczyła ten proces w tej alternatywnej rzeczywistości. Serio serio. 

Reinhard dał im jeszcze namiary na innych hitlerowców i ku naszemu zaskoczeniu, dali mu odejść. 
Paszoł won - mruknął Stalin.

Niby wszystko skończyło się dobrze, ale Reini dowiedział się, że jego żona zginęła. Był trochę załamany (ale tylko trochę), ale postanowiłam, go wspierać. Osiedliliśmy się w Monachium, niestety tam spotkała nas, kolejna smutna wiadomość. Heinz, brat Reinharda popełnił samobójstwo. 
Heinz Heydrich popełnił samobójstwo w 1944, czyli według chronologii tego opka – dawno po wojnie. A zrobił to, ponieważ rozpoczęło się śledztwo w sprawie jego gazety, Panzerfaust, i obawiał się, że została wykryta jego działalność – na maszynach drukarskich gazety produkował fałszywe dokumenty dla ukrywających się Żydów. (Inna wersja głosi, że zabił się z powodu sprawy w sądzie wojskowym o kradzież i korupcję). Tak czy inaczej, w realiach tego opka nie miał żadnego powodu, żeby to zrobić. 
Miał. W końcu RH chciał żeby to on zajmował się jego dzieciakami, a nie żona. Pewnie czwórka bachorów ostro dała chłopinie w kość.

Jednak dzięki mojemu wsparciu, Reini się nie załamał. Żyło nam się w miarę dobrze. Niestety namąciłam mocno w historii II wojny światowej, ale cieszyłam się, że mam Reinharda.
Niestety? Skróciła wojnę o trzy lata, ocaliła miliony ludzi, uratowała Warszawę przed zniszczeniem – i niestety? 

Rozdział 19

Kilka miesięcy później

Reinhard i ja byliśmy już w pełni szczęśliwi, próbowaliśmy zapomnieć o przeszłości, a tym bardziej Reini. Jednak mi czegoś nadal brakowało, a dokładnie rodziców i dwóch najlepszych przyjaciółek, byłam też ciekawa, co mnie ominęło w szkole. 
Sporo historii. 

Pewnego wieczoru usiadłam z Reinim na kanapie i zaczęliśmy się zastanawiać.
- Tak o tym myślałem i jeśli chcesz, mogę wrócić z tobą do twoich czasów. Chcę, żebyś była szczęśliwa - przytulił mnie do siebie. 
- Naprawdę zrobisz to dla mnie? - spojrzałam mu w oczy.
- Dla ciebie zrobię wszystko, Kasiu - uśmiechnął się i wyjął z mojej kieszeni, stary zegarek.
Heloł, Reini, czy ty jeszcze pamiętasz, że masz czwórkę dzieci, z których najmłodsze ma w tej chwili, eee… trzy lata? Kto się nimi zaopiekuje, skoro nie żyje ani twój brat, ani żona? (w opku, naprawdę Lina Heydrich zmarła w 1985).
Wyobraźcie sobie, że wasze nastoletnie dziecko zaginęło bez śladu, i pewnego dnia pojawia się jak gdyby nigdy nic ze swoim nowym chłopakiem, prawie dwukrotnie starszym typem, który wygląda jak jeden z tych nazistowskich kolesi.
No co, normalka, dzień jak co dzień. 

- Jestem tylko ciekawa, co zrobią, kiedy mnie zobaczą - wgapiłam się w podłogę.
- Na pewno się ucieszą - pogłaskał mnie po policzku.
Trzymał palec na guziczku (...ale nie na JEJ guziczku? O_o), wtuliłam się w niego mocno. Po chwili zniknęliśmy.

*2023 rok*

Obejrzałam się dookoła, obok mnie przebudzał się Reinhard. Kiedy wstałam z ziemi, zobaczyłam gmach mojej starej szkoły podstawowej, włączyłam telefon. Wszystko w nim działało, udało się, wróciliśmy do moich czasów. Reini rozglądał się, co chwila.
Swoją drogą, naprawdę jestem ciekawa, do jakich czasów wróciła. Pomyślmy: wojna skończyła się dużo wcześniej, zawarty po niej pokój musiał uwzględniać aktualny układ sił… Polska ma prawdopodobnie zupełnie inne granice, nie było przecież konferencji w Jałcie, a Berlin zdobyli nie Sowieci tylko Anglicy. A co z postępem technologicznym? Czy faktycznie jej smartfon będzie działał? Przecież to właśnie wojnie zawdzięczamy wiele wynalazków i technologii, które bez niej prawdopodobnie w ogóle by nie powstały (albo dużo, dużo później). Może smartfon w jej ręce zmienił się właśnie w kilogramową cegłę z antenką i bez wyświetlacza…

https://ocdn.eu/images/pulscms/ZTY7MDA_/227ae270827e4657cd804c4e3c2f564e.jpg

- To gdzie, teraz idziemy? - objął mnie ramieniem, obok nas przechodzili ludzie, uśmiechając się na widok zakochanej pary.
Dzięki Bogu, nikt nie domyślał się, że to prawdziwy Reinhard Heydrich.
No raczej przeciętny przechodzień nie zna na pamięć twarzy wszystkich hitlerowców. Samego Hitlera też pewnie by nie rozpoznał, gdyby ten zmienił fryzurę i zgolił wąsik. 

- Chodźmy do mojego domu, nie było mnie półtora roku - Reinhard kiwnął głową i ruszyliśmy w kierunku miejsca mojego zamieszkania. 
Półtora? Od maja 2019? Długie ostatnio te lata, to pewnie przez zmiany klimatu… 

Po drodze ustaliliśmy, że spróbujemy wyjaśnić to wszystko moim rodzicom. Ustaliliśmy też, że dla innych ludzi, Reinhard będzie nazywał się Mateusz. 
Reini, powtórz: MA-TE-USZ. Nie “uś”! Twardo! 

Gdy byliśmy pod drzwiami mojego domu, nie mogłam zapukać. Myślałam, jak zareagują rodzice. Gdy Reinhard zauważył zwątpienie wymalowane na mojej twarzy, uśmiechnął się i sam zapukał do drzwi. Nikt nie otworzył więc, Reinhard zapukał mocniej. W tym momencie, w drzwiach stanął mój tata.
- Kasiu, córeczko - odzyskał po chwili głos i przytulił mnie naprawdę mocno.
Nie zwracając uwagi na Reiniego, tata zaciągnął mnie do salonu, gdzie moja mama siedziała i oglądała telewizję.
- Kasiu, Boże gdzie ty byłaś? - wstała i podeszła do mnie.
I tak zachowują się spokojnie jak na kogoś, kto nie widział córki przez cztery lata… po tym jak pojechała na wycieczkę, której nie było. 

Po chwili, dwójka rodziców trzymała mnie w żelaznym uścisku. Kątem oka widziałam, jak Reinhard stoi w kącie i się uśmiecha.

- To długa historia, opowiem wam wszystko przy kolacji, jednak najpierw chcę wam przedstawić kogoś, kto przez cały czas, dbał o mnie - odeszłam powoli od rodziców i podeszłam do Reiniego.
- Czy to naprawdę...? - mój tata wskazał palcem na blondyna.
- Reinhard Heydrich, tak - przytuliłam się do mężczyzny. 
Oho, rodzice też nieźle przez córkę wytresowani, skoro tak na pierwszy rzut oka rozpoznają jej tróloffa. Pewnie ma cały pokój w jego plakatach. 

Rodzice patrzyli chwilę na niego, aż w końcu odważyli się podejść.
- Ile ty masz lat chłopaku? - mama przyglądała się mężczyźnie.
- Trzydzieści sześć, szanowna pani - ucałował dłoń mojej matki. 
Bo to jest przecież najbardziej istotne w tym momencie :D
Rodzice rozpoznają, że to Heydrich, czyli mają świadomość, kto to jest i czym się zajmował. I nawet nie zastanawia ich, jakim cudem w 2019 hitlerowski zbrodniarz wojenny ma 36 lat, tylko pytają o wiek (wobec młodego wieku córki, jak rozumiem), po czym….

Akurat rodzice mieli przygotowywać obiad. Reinhard postanowił pochwalić się zdolnościami kucharskimi i pomóc rodzicom przy obiedzie.
Nie mogę, nie mogę! Sami rozumiecie, dlaczego nie mogę, prawda? :D 
Może to są Borejkowie. Najważniejsze, że córka złapała chłopa, uff, kamień z serca, nie zostanie starą panną. 

 Zaskoczył mnie jednak tym, że bardzo dobrze mówi po polsku, kiedy on się nauczył mojego języka? 
Pewnie nocami wykradał twój cenny zegarek i skakał do współczesności na jakieś kursy dla cudzoziemców. 
To by tłumaczyło jego obycie ze współczesną technologią. 

(...)
A skoro Reini już znalazł się we współczesnych czasach, to trzeba go zalegalizować… 

Nie będę opowiadać, co działo się w urzędzie, ale siedzieliśmy tam dwie godziny, takie kolejki były. Przynajmniej Reini, ma już polskie obywatelstwo i dowód osobisty, teraz nazywa się Krystian Heydrich. Jak udało mu się zachować nazwisko? Po prostu powiedział, że jest prawnukiem Heydricha. Ta bajeczka, którą opowiedział babce w okienku mnie rozwaliła.
No, to teraz już wiecie – polskie obywatelstwo dostaje się od ręki, trzeba tylko odstać swoje w kolejce i naopowiadać kocopołów babce w okienku. 
Byłoby interesującym zwrotem akcji, gdyby Reinhard Heydrich wstąpił do polskiej reprezentacji futbolowej, żeby szybciej dostać obywatelstwo. 

Potem poszliśmy do galerii handlowej, by kupił sobie parę nowych mundurów ciuchów. 
Yesss, yesss, yesss!!! Co to by było za opko bez zakupów w galerii!

Po zakupach poszliśmy do salonu z samochodami, bo Reiniemu zachciało się samochodu. Nie baliśmy się kosztów, bo rodzice powiedzieli, że wszystko opłacą. 
JA-PIER-DO-LĘ. 
Szkoda, że jeszcze nie pojechali nagle na wakacje, zostawiając na stole w kuchni karty kredytowe i karteczkę “nie rozrabiajcie za bardzo, gołąbki :* ”. 

Oczywiście, Niemiec wybrał Mercedesa Cabrioleta, całego czarnego i sportowego. 
Jeeej, Reini, coś taki skromny? Zafunduj sobie Maybacha na koszt rodziców dziewczyny. 
Tylko uważaj na tapicerkę, może ci zaszkodzić.

Potem poszliśmy jeszcze do restauracji, żeby się najeść i nowym samochodem wróciłyśmy do domu. Zaparkowaliśmy obok samochodu taty i weszliśmy do domu. Po rozmowie z moimi rodzicami, Reinhard powiedział mi, że chciałby zaciągnąć się do marynarki wojennej, co poparłam. Obywatelstwo miał, więc mógł. 
Jeśli w tej alternatywnej rzeczywistości polska marynarka wojenna prezentuje się tak samo jak w naszej… prawie ci współczuję, Reini, prawie. 

Spojrzałam na swoje położenie, pełnoletnia dziewczyna bez pracy, też chciała iść do marynarki. Tak więc postanowiłam, że wspólnie z Reinim zaciągnę się do służby. 
Hmmm… a to nie jest tak, że najpierw się idzie do jakiejś szkoły morskiej, czy cuś…? I jak wyglądało zaciągnięcie się do wojska w przypadku Reiniego, który może i miał polskie dokumenty, ale nie był w stanie nic powiedzieć o swojej przeszłości, przedstawić zaświadczenia o niekaralności itd? 

*Rok później*

Reini poprosił mnie o rękę. Cieszę się, niezmiernie, że jesteśmy narzeczonymi, a do tego zaczęliśmy służyć w mundurze (jednym, nosiliśmy na zmianę). Reini przyznał, że lepiej czuje się w tym mundurze niż w tym SS-mańskim. 
Duch Hugo Bossa prychnął z pogardą. 

Postanowiliśmy się pobrać, gdy tylko dostaniemy urlop, czyli pewnie za jakieś dwa miesiące. Miało spełnić się moje marzenie. Powiem jeszcze tylko tyle, że jestem naprawdę szczęśliwa, tak, jak mój ukochany. Lepszej podróży w czasie, nie mogłam przeżyć.
https://i.chzbgr.com/full/7598020864/h3AAC75A1/

I tak oto kończymy tą książkę. Mam nadzieję, że wam się spodobała. Dziękuję, że wytrwaliście do końca.
Za to zwykłe podziękowania to za mało. Chyba renta nam się należy :D
I Krzyż Żelazny pierwszej klasy.
Rycerski z liśćmi dębowymi.

Z alternatywnej konferencji w Jałcie pozdrawiają Analizatorzy odznaczeni medalami z kartofla,
a Maskotek znalazł jakiś stary zegarek i znikł. 

95 komentarzy:

Gabrielle pisze...

Gdzie stare dobre czasy wzdychania do braci Kaulitzów i jakie błędy popełnili rodzice ałtorki? Leo! Why?

Anonimowy pisze...

Przeczytałam kilka zdań z analizy a potem zrobiłam riserdż na temat truloffa głównej bohaterki.
Albo dziewczyna jaja sobie robi albo mamy doczynienia z osobą z zaburzeniami psychicznymi. Jak te kobiety które zakochują się w mordercach i ślą im listy do więzienia.
Nie wiem co tu jeszcze napisać. Masakra.

Anonimowy pisze...


Ja wiem,co napisać,ale rodzice mówili,żebym nie używała takich wyrazów.
Zaraz zapadne w stupor.Przez Was.To tak na 1 września?

Fajnie,ze znowu jesteście!

Chomik

Broz-Tito pisze...

Okej, jesteśmy pewni, że opko napisała osoba dorosła/świadoma i w pełni sił intelektualnych?
Jesteśmy pewni, że opko nie jest błędem matrixa?
Jesteśmy pewni, że opko nie jest dowcipasem?
Tak? No to świetnie.
W związku z tym, że jest już po 23:00 pozwolę sobie napisać:
DŻIZUS KURWA JA PIERDOLĘ, CO TU SIĘ WŁAŚNIE, NA BORA OJCA, ODJEBAŁO?

W sensie, pomysł jest skrajnie głupi, ale byłby do ogrania. Byłby do ogrania, gdyby napisał go po pierwsze ktoś, kto pisać potrafi, a po drugie gdyby autorce tak się nigdzie nie spieszyło. Gdyby przemyślała koncept podróży w czasie i samą strukturę opka, gdyby tak nie skakała to tu, to tam, gdyby stworzyła postacie, które chociaż sprawiają wrażenie, że mają mózgi i ich używają. Gdyby, ostatecznie, tróloffem uczyniła, skoro już tak bardzo musiała, fikcyjnego nazistowskiego oficera, który ma jakiś taki moralny problem i generalnie jest biednym misiem, a którego raz na zawsze z bólu istnienia uleczy miłość Głównej Bohaterki... Ale jak mówi klasyk: tak się nie robi, panowie, wychodzimy.

BTW, przy Heydrichu robiącym sobie selfiaczki mózg wywalił mi blue screen of death.


PS. Kuro, jakich "Wojennych dziewczyn"? Dla mnie to już na zawsze będzie "Krew i kartofle" :D

Kuba Grom pisze...

Gdyby ukochanym bohaterki był jakiś zmyślony nazista, powiedziałbym że opowiadanie jest rozkosznie głupie.

Skład prawie jak przy sylwestrowych ustawkach.

Arkanis (Lord Armageddon) pisze...

Jeszcze tutaj mocno podziękuję za zrobienie analizy tego pożal się Boże tForu.
Kiedy znalazłam to opko, nie sądziłam tbh, że ono jest pisane na poważnie, ale komentarze i reszta historyjek aŁtorki mnie w tym przekonaniu utwierdziły. Z przyjaciółką to czytałam wspólnie i oczom nie wierzyłam, że można pisać takie brednie. Zwłaszcza że bardzo bardzo interesuję się historią, samą działalnością Heydricha również i potem siedziałam i patrzyłam na to wszystko nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać. Na wszelki wypadek robiłam jedno i drugie.
Najgorsze jest to, że tego jest WIĘCEJ.
Zastanawiam się co teraz zrobić, by ukrócić tę zje**ną modę na podniecanie się prawdziwymi zbrodniarzammi wojennymi, bo jak nic za miesiąc dostaniemy coś nowego (o ile już nie dostaliśmy, Menegele ma ładną kolekcję "książek" na rakpadzie).

A pomysł pisanie opek o nazistach jak o typowych boys bandach mnie Ómarł, dziękuję!

Pozdrawia anonimowa komcionautka.

Anonimowy pisze...

Wojenne opka są zawsze jednymi z najlepszych obiektów do analizy - materiału nigdy nie brakuje... A jeszcze jak się za analizę zabiera stara gwardia, to potem radość z lektury niezmierna!

Anonimowy pisze...

Mujborze, bohaterowie tego opka zachowują się jak pani Majerová, która ze stoickim spokojem i bez cienia zdziwienia przyjmowała do wiadomości, że jej mąż został zamieniony w jamnika, a syn przeskakuje między czasoprzestrzeniami i zaręczył się z królewną z Krainy Baśni transmutującą w muchę.

Tylko w serialu to wszystko było urocze, a tu - żenujące.

Melo

Anonimowy pisze...

A dobry protektor Czech, który tylko troszkę zabija i torturuje ludność, skojarzył mi się z tym: https://twitter.com/kylor3n/status/945002534464311296

Melo

Anonimowy pisze...

Dobra, wolnosc slowa wolnoscia slowa, ale w pewnym momencie cenzura powinna sie wlaczac. Cenzura i ciezki pas dolaczony do pliku zdjec "statystow" takich tfu(!)row.

Ogonkofobka

Anonimowy pisze...

Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Po prostu mnie zamurowało. Heydrich tróloffkiem...

baba_potwór pisze...

Autorkę wysłać na przymusową wycieczkę do synagogi Pinkasa w Pradze. Pamiątek po działalności swojego idola będzie tam miała do upojenia i ciut, ciut.

Anonimowy pisze...

“Kiedy zeszłam na śniadanie, Adolf gonił Rosenberga ze szczypcami do kastracji byków, krzycząc: “Ty elemencie zdegenerowany, ja ci zaraz zrobię higienę rasową!”, Göring założył sobie poroże na głowę i udawał łosia, aż Zuza wpadła ze śmiechu pod stół, a Goebbels ściemniał Zosi, że żadna kobieta oprócz niej go tak naprawdę nie rozumiała”.

Oglądanąłbym takie Friendsy.

Anonimowy pisze...

A może ona po prostu jest nazistką?

Anonimowy pisze...

Spokojnie, już usnęłam tą książkę, po prostu to miało być dla żartów, przeorasprz was, że wogle takie cos napisałam. Na drugi raz przemyślę to, co chcę napisać. Dzuejuje

Anonimowy pisze...

I już mnie to nie interesuje, to jest stare opowiadanie

Anonimowy pisze...

No właśnie.W tym twoim opku nie ma nawet nanocząsteczki RiGCZu.Powinnaś chociaż dać jakieś wskazówki,że to trollopko lub prowokacja.Dziewczyno,opamietaj ty się.

Dzidka pisze...

Nie sądzę, doprawdy, że pisała to dla żartu, teraz tak mówi :)
Aha, Melomanko, panią Majerovą mnie zabiłaś :D

Anonimowy pisze...

Analizę przeczytałam tylko do połowy, bo dłużej nie mogłam znieść głupoty ałtoreczki. Czytam "Niezatapialną" od prawie roku (udało mi się przez ten czas przeczytać także wszystkie analizy na "Przyczajonej Logice") i to pierwszy raz, gdy opko mnie umarło. SZLAG MNIE JASNY TRAFIA, GDY KTOŚ W TAKI SPOSÓB PISZE O HISTORII! JA ROZUMIEM ZWYKŁĄ IGNORANCJĘ, PRZEINACZANIE FAKTÓW, ALE ŻEBY Z TAKIEGO SUKINSYNA ROBIĆ TRULOFFA?! Cycki opadają, mózg się wyłącza, a nerwica szaleje. Nikt na trzeźwo tego nie wymyślił ( przy tym to nawet homo- klątwa wydaje się czymś normalnym)!

Przepraszam za hejt, ale krew się we mnie gotuje, a leki na uspokojenie jeszcze nie zaczęły działać.

Rosanna

Anonimowy pisze...

Jakbym była nastoletnią autoreczką,to walnełabym coś podobnego o Huxie. Mam hopla na punkcie rudego koloru włosów i działa to na mnie jak magnez.
Jednak nie jestem nastolatką i wiem,że Rudy jest zuły. Chociaż,jakbym pisała opko i tak bym pozmieniała,bo uważam że potencjał tej postaci został zmarnowany. Ogólnie wszystko jest dla mnie szare,nie lubię takiego dzielenia na 100% zły i 100% dobry. Swiat nie jest czarno-biały tylko szary

Sonia pisze...

"- Co ty wygadujesz?! - Himmler zaczął dziwnie na nas patrzeć, a jego ludzie zaczęli na siebie dziwnie patrzeć.
A analizatorzy dziwnie patrzą na was, drodzy Czytelnicy." A Czytelnicy dziwnie patrzą na was, drodzy Analizatorzy. Ja zaś dziwnie spojrzałam na moje biurko, a biurko z błaganiem spojrzało na mnie, jednak bolesne zetknięcie mego czoła z rzeczonym biurkiem było nieuniknione.
Na bora ojca, matko i córko, słodki jeżu w morelach z sosem wiśniowym! Jak tak można? *przykłada sobie lód do czoła* SS tróloffem... Nie, to musi być jakiś błąd w Matrixsie... Innego wytłumaczenia nie widzę.
A już nawet abstrahując od tego ... pomysłu, bardzo ciekawi mnie pradziadek głównej boChaterki. Na samym początku panna idzie na strych, poszukać pamiątek wojennych po nim i co? Nie poświęci nawet pół myśli, za co pradziadek walczył i zapewne szczerze nienawidził jej tróloffa? Naprawdę?!
*bierze głęboki oddech*
Błagam, nigdy więcej takich Opek. Ja bym tą i podobne jej ałtorki chętnie zabrała na wycieczkę po muzeach poświęconych II wojnie. Może wtedy by im się oczy otworzyły... Chociaż boję się, że tym sposobem dałabym im tylko inspirację...
Pozdrawiam
Sonia

MMM pisze...

Jeny.
Jeny.
Jenyyyyy.
Sa granice glupoty :/

Vespera pisze...

Mocna rzecz, świetne komentarze.

Sama miałam kiedyś pomysł na opko z Heydrichem, ale tam byłby on wampirem, który sam zorganizował zamach na siebie, bo znudził mu się nazizm i chciał odejść w jakiś spektakularny sposób. A samo opko miało się rozgrywać w czasach współczesnych, Heydrych został zmuszony do współpracy z młodą wampirzycą z Polski, która ze względu na przeszłość traktowała go niewiele lepiej od psiej kupy na środku dywanu, chociaż sama miała swoje za uszami. Ale oprócz koncepcji wyjściowej nie wymyśliłam nic więcej, więc opko umarło zanim się oficjalnie zaczęło.

Anonimowy pisze...

Niestety,głupota nie ma granic

nemedy pisze...

Może to i lepiej

Anonimowy pisze...

Chyba,że pradziadek był folksdojczem.
Z innej strony,o gustach się nie dyskutuje ale Reni urodą nie grzeszył. Ałtorka chyba przeżywała fascynację (dużo)starszymi mężczyznami,totalnymi bad boyami u władzy

Gayaruthiel pisze...

Co ja wlasnie przeczytalam o_____________________O

Siberian tiger pisze...

Czy ja wiem, czy tak naprawdę to zadziwia. Generalnie chyba to jest kwestia tego, że te zdarzenia wydają się już dość odległe, II wojna światowa dla młodszego pokolenia (chyba?) wywołuje emocje podobne, co zrównanie Kartaginy z ziemią. A z drugiej strony, to jest też jakiś trop, że w motywie "badboy odmieniony przez miłość", jak się weźmie takiego naprawdę skrajnego skurczybyka, to ta odmiana będzie nadzwyczaj spektakularna? Nie wiem, nigdy nie pociągali mnie tacy badboye, więc tak głośno myślę.

Anonimowy pisze...

Odległość w czasie niczego nie zmienia. Obdarzanie uwielbieniem takiego potwora,zakrawa o zaburzenia.

Babatunde Wolaka pisze...

"Ogólnie wszystko jest dla mnie szare,nie lubię takiego dzielenia na 100% zły i 100% dobry. Swiat nie jest czarno-biały tylko szary"
A np. Heydrich był z twarzy biały, z duszy czarny, a z munduru szary.

Anonimowy pisze...

No,historyczny Reni jest akurat tym złym i teoretycznie nie powinno się tego zmieniać z zadnych opkach czy książkach.
Mi chodziło o postsci fikcyjne. Jak w GW.Od razu wiadomo kto jest zły a kto dobry

Anonimowy pisze...

18 latka chodząca do jednej klasy wraz z Kasią i Zosią. Lubi anime.

No i jesteśmy w domu. Wystarczy wyguglać Reinhard Heydrich+manga i wiemy, skąd wzięła się inspiracja. A potem już się resztę jakoś dopasowało.

Jak już koniecznie chcieć tróloffić jakiegoś hitlerowca (whyyy?!), to proszę, nawet w tym pieprzonym opku jest dużo lepszy kandydat w postaci Heinza Heydricha.

Ja wiem, że źli chłopcy mają stada fanek, taki generał Hux też jest obiektem westchnień… ale Hux to postać fikcyjna, a tu mamy prawdziwego zimnego nazistowskiego skurwiela bez sumienia, CO ona w nim widzi, CO?

No właśnie też to chciałam napisać. Sama osobiście westchnęłam do Huksa raz czy dwa, ponieważ Domhnall Gleeson zawsze, wszędzie i nawet na jeżu, ale właśnie w tym rzecz, że miliardy istnień z systemu Hosnian tak jakby, no, nigdy nie istniały.

mam 32 lata i zszedlem na śniadanie. ubarlem szary mundur na ramiaczkach od hugo bosa czarne kozaki i wlozylem medale (takie jak na zjedciu http://odznaczenianazistowskie.jpg

Kurwa kocham Was.

A z zupełnie innej beczki: ostatnio obejrzałam film dokumentalny o Himmlerze pt. "The Decent One" i wszystkim zainteresowanym bardzo polecam. Cały film składa się wyłącznie z archiwalnych nagrań i czytanych fragmentów listów/dokumentów Himmlera, a jednocześnie ma spójną i klarowną narrację. Świetnie zrobiona rzecz.

Już przy RH trzaskającym selfik miałam poczucie, że to musi być troll, ale po tym zdaniu: Stałam i patrzałam na to, co się stało. mam pewność.

Nawiasem mówiąc, pamiętam, jakie straszne ziaziu w głowę zrobiło mi odkrycie całego nazi-fandomu w Japonii, łącznie z półnagimi lolitkami o kocich uszach, które (lolitki, nie uszy) prężą się w kusych quasi-mundurach SS. Jedyne, co przychodziło mi do głowy, to to, że w Europie, a szczególnie w Polsce, większość (bo niestety nie wszyscy) z nas ma jednak wyssaną z mlekiem matki alergię na ikonografię Trzeciej Rzeszy i tąpa nami, jak ją widzimy - w innych stronach świata niekoniecznie musi tak być.

Potem doszło do tego jednak pewne schadenfreude, że te w zamierzeniu potężne symbole są używane w ten sposób. No bo pomyślcie, jak strasznie przewraca się w grobie taki Himmler, jak widzi swastyki na cycatych rysunkowych kociaczkach. Wciąż dominuje we mnie pierwsza reakcja, ale pojawia się też drobny element "dobrze im tak, zakompleksionym zasrańcom". Więc jeśli chcecie ocalić resztki zdrowego umysłu, polecam wyobrazić sobie, jak jakiś hitlerowski dostojnik dostaje do przeczytania to opko z adnotacją "o, właśnie tak bardzo się was boją 80 lat po wojnie". Trochę pomaga, bo myślenie o wzdychaniu do Heydricha na serio też wywala mi bluescreen.

Masza

Anonimowy pisze...

Motko Bosko Częstochowsko....dlaczego weszłam na Reinhard Heydrich + manga...ratunku...

RedHatMeg pisze...

No więc tak: przez cały czas, kiedy czytałam tę analizę, wyobrażałam sobie, jak można by było napisać romans z nazistą tak, aby to nie było takie WTF-owe, jak jest tutaj. Zwłaszcza, że mam taką znajomą, która napisała swego czasu opowiadanie o człowieku, który został żołnierzem hitlerowskim, ale miał jakąś głębię i sumienie.

Zacznijmy od tego, że musi to być jednak fikcyjny nazista. Najlepiej też, aby nie był jakimś wyższym rangą oficerem (jak kolega Reini). No i żeby miał jakieś wątpliwości - albo powoli pozbywał się złudzeń co do Trzeciej Rzeczy albo nigdy w nie nie wierzył i zaciągnął się do wojska, bo chciał coś ugrać. Może też - stacjonując np. w takiej Generalnej Guberni - z czasem żałować ludzi, których terroryzuje i widzieć ich, mimo wszystko, jako istoty ludzkie.

No i jeszcze wątek zakazanej miłości pomiędzy żołnierzem hitlerowskim i dziewczyną (albo chłopakiem) z okupowanego przez nazistów kraju byłby o wiele dobitny, jeśli dodać co mogłoby spotkać każde z nich, gdyby ich miłość wyszła na jaw. Wyobraźcie sobie ten dramatyzm!

Widzicie, w kilka minut wymyśliłam coś, co wygląda o niebo lepiej niż TO coś.

Anonimowy pisze...

@Anonimowy z 15:57

Motko Bosko Częstochowsko....dlaczego weszłam na Reinhard Heydrich + manga...ratunku...

Przepraszam!

Masza

Anonimowy pisze...

"A wiesz, myślałem dziś o takim opku: młody Hitler spotyka kobietę w której się zakochuje i dzięki jej wsparciu dalej maluje obrazy i utrzymuje się z ich sprzedaży…" - na podobnym pomyśle wyjściowym opiera się "Przypadek Adolfa H." Schmitta. Obserwujemy tam historię Hitlera "dwutorowo": tak, jak potoczyła się w rzeczywistości i jak wyglądałaby, gdyby przyjęto go do Akademii.

Maryboo

Justyna K Lambert pisze...

Eru Iluvatarze, co tu się najlepszego porobiło xD

Justyna K Lambert pisze...

Czytałabym :D

Anonimowy pisze...

Myślisz,że autorka cały czas miała na myśli tego mangowego Reiniego?

Moreni pisze...

Zawsze jak czytam takie analizy, to w głowie rozbrzmiewa mi to https://www.youtube.com/watch?v=HPXHRX8Q2hs

Anonimowy pisze...

Masza, jesli chodzi o Japonie, to wytlumaczenie jest bardzo proste. Japonczycy II swiatowa kojarza wylacznie z Hiroshima i Nagasaki, bo nawet jesli zolnierze wspolpracowali w Niemcami, to nie na tamtym terenie. Ergo - nie maja w zasadzie zadnego ladunku emocjonalnego zwiazanego z tematem. Maja natomiast upodobanie do tematow militarnych, samuraje i te sprawy. A przyznac trzeba, ze mundury nazistowskie wygladaja swietnie, jesli przestac myslec o tym, kto je nosil, a tylko zrobic konkurs modowy. Jak ja na swoje potrzeby projektowalam mundury to tez wzorowalam sie na nazistowskich, bo one obiektywnie rzecz biorac byly projektowane przez genialnego projektanta, zarowno wizualnie, jak i funkcjonalnie. Wiec to nie tak, ze w jakikolwiek sposob Japonczycy popieraja nazizm, tylko chca miec militarne lolitki w stylu europejskim i tyle, uznal, ze w tym bedzie im najlepiej do twarzy wizualnie. Swastyk nie stosuja, co najwyzej orzelka na czapce. Przynajmniej ja nie widzialam nigdy wiecej. Tak jak w Europie nikt sie nie zastanawia co oznacza to takie fajne koleczko z kropeczkami, czy czym sa tak popularne ostatnio pentagramy.
Oczywiscie, my mozemy sie obrazac na to, ale pomysl z drugiej strony - ile my robimy idac po wizualiach, bo taki fajny, orientalny dryg, a ze z punktu widzenia Japonczyka, Chinczyka, czy kogokolwiek jest co co najmniej dziwne, jesli nie niesmaczne, to nikt nie zastanawia sie (przypomne, ze jeden z najpopularniejszych widoczkow z Japonii przedstawia publiczna toalete, walniecie sobie takiej herbaty kwitnacej do kubka ze sloniem w domu w papciach to dla tradycyjnych Chinczykow wrecz zbronia na tle religijnym i obraza przodkow, o tatuowaniu sobie znakow chinskich na wyglad bez wiedzy o zznaczeniach i konotacjach juz nie wspomne).
Podsumowujac - na moje nie ma z czego robic afery dopoki nie mamy dowodow, ze to dzialanie z premedytacja, czy chocby wiedza, co kryje sie za wizualiami, ktore pasuja do klimatu. Obie strony to robia, a twierdzenie, ze ta druga jest gorsza, bo z naszej perspektywy nam nie pasuje, za to nasze bledy nam nie przeszkadzaja to hipokryzja.

Pozdrawiam, bezogonkowa

Washergirl pisze...

Bezogonkowa ma pełną rację.

Przez tę... ałtorkę odkryłam książkę na temat obozów koncentracyjnych i będę ją czytać. Michał Maranda.

Anonimowy pisze...

@bezogonkowa Tak, właśnie to miałam na myśli - my nie możemy patrzyć na swastyki, oni nie mają emocjonalnej reakcji na ich widok. Poza tym nie chodziło mi o robienie afery, tylko o, cóż, lekkie zawieszenie się Europejczyka, jak po raz pierwszy te oswastykowane lolitki zobaczy. Może zastosowałam zbyt duży skrót myślowy.

Natomiast zapewniam Cię, że akurat swastyk tam skolko ugodno. Jakby ktoś nie widział, a chciał wiedzieć, o czym mowa, proszę pierwszy wynik z gugla: http://tiny.cc/569ccz

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

O ja... To jest głupie na tyłu płaszczyznach, od ogółu do najdrobniejszych szczegółów...
Tymczasem gdyby wyzbyć się tego zadurzenia w protektorze Czech i Moraw i napisać to trochę bardziej z głową, to...
Trzy licealistki przenoszą się w czasie, dwie wracają razem z zegarkiem zostawiając jedną (raczej przypadkiem niż specjalnie) która mogłaby zostać przy rannym protektorze chociażby z powodu, że nie jest w stanie zostawić kogokolwiek rannego na pastwę losu, kim by on nie był (oczywiście H- jakiś odpowiednik naszego przyjemniaczka musiałby być raniony w inny, bardziej realny sposób i wątek zadurzenia raczej odpada). A H mógłby się nimi zainteresować że względu na ubiór i ich smartfony chociażby i wziąć je za szpiegów alianckich.
Kiedy okazuje się, że nasza bohaterka pochodzi z przyszłości, h postanawia zataić ten fakt przed resztą Rzeszy i wykorzystać go dla siebie, przepytując bohaterkę o przyszłość... I dowiadując się, że w przyszłości 3rzesza nie istnieje, jej przywódcy zostali stracenia albo popełnili samobójstwo, a jak ktoś chce komuś dowalić, to porównuję go do nazistów... I jego patrzenie na sprawę mogłoby zacząć się zmieniać.
To byłoby szalenie trudne do dobrego napisania i wymagałoby dużej wiedzy historycznej ale alternatywna historia, w której np prorektor CiM buntuje się przeciwko Rzeszy, przechodzi na stronę aliantów jawnie lub jako szpieg i tym samym z pomocą z grubsza znającej przyszłość Polki zmienia losy świata byłby całkiem ciekawy.
Powrót do alternatywnej przyszłości (z pomocą martwiących się o bohaterkę, jednak dysponujących np nieprecyzyjnym aparatem do podróży w czasie koleżanek) też mógłby wypaść interesująco.

Anonimowy pisze...

https://www.wattpad.com/story/131390856-rozplecione-warkocze

Oto opko. To opko jest o Amiszach.

Anonimowy pisze...

Nie dodam nic nowego.Opowiadanie,które napisałaś i stylem i fabułą jest typowe dla nastoletnich twórców. Po prostu szokuje ukochany, walić to, że jest dużo starszy, to po prostu zbrodniarz. Trudno rozumieć, jak taki ktoś może zaimponować. To nie postać fikcyjna, mroczny lord z SW, którego nawraca merysójka, to postać, która skrzywdziła realnie żyjące osoby.

Ewa

Jostein Siwy pisze...

Tak sobie myślę... z lektury "Wspomnień gdańskiego bówki" pamiętam, jak to sąsiad autora, młody Niemiec, w porywie uniesienia patriotycznego wstąpił do SS, po czym pewnego dnia wyżalił się młodemu Brunonowi, że to wcale takie wspaniałe nie jest i miałem wrażenie, że najchętniej by odszedł. No i ktoś taki byłby idealnym bohaterem - młody idealista, pochodzenie z Wolnego Miasta byłoby atutem, Polaków znał i może nawet co nieco polskiego liznął, z wątpliwościami, a może i czymś więcej - ale przecież przysięgę składał...

A to coś? Borze Tucholski, Lesie Birnamski!

Shisune_Knightblade pisze...

Jak dobrze was widzieć z powrotem po przerwie!
Tbh, przeczytałam całą analizę i opko było... nudne. Co prawda cała treść jest wszędzie i nigdzie i niektóre rzeczy były po prostu wyjęte z dupy. Nawet jeśli to była prowokacja to marna. Rozumiem czym i jak się ałtorka kierowała to pisząc, ale... serio. Wojenny zbrodniarz jako truloff? Do zaakceptowania by pewnie było, gdyby stworzono jakąś fikcyjną postać, ale nie mieści mi się trochę w głowie, by wielbić kogoś takiego.
Cóż, plotę trzy po trzy, mam nadzieję, że nie rozwaliliście biurka tymi wszystkimi headdeskami, które zapewne miały miejsce. :"D

Anonimowy pisze...

Zacznę od tego, że NAKW czytam regularnie od 2011 roku, ale nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się komentować. Często zastanawiałam się jakie to będzie opko, które sprawi, że wreszcie przełamię swoją nieśmiałość i się odezwę. I to było TO opko.

Nie jestem w stanie sensownie skomentować treści. Nie wiem czy bardziej do rozpaczy doprowadził mnie domestic Reini, miły Hitler (który nie byłby miły jakby wiedział, że boChaterka jest Polką), czy bardziej zgrzytanie zębami wywołał absolutny brak sensu, pomysłu na fabułę i skipowanie całych partii, żeby opisywać jak najmniej, czy radosne ignorowanie JAKICHKOLWIEK konsekwencji tak, khe, interesującego wyboru trulova. Musiałam przerywać czytanie prawie co akapit.
Próbuję napisać ten komentarz już długo, ale naprawdę, nie jestem w stanie nic sensownego powiedzieć oprócz: WTF??!????????????????!???

I korzystając z okazji chcę przekazać wyrazy uwielbienia dla całej ekipy Nakwy i podziękować za lolcontent jak i aspekty edukacyjne <3

Trener Pokemon

Rufus pisze...

Still better love story than 365 dni.
W całym tym morzu naiwności przynajmniej mamy próby ukazania postaci kobiecej podejmującej jakieś działania. Nawet jeśli zszywanie rannych żołnierzy jest opisane równie bogato co "była wielka bitwa i Voldemort umarł", to przynajmniej nie mamy damy w opałach i śpiączki opkowej. Ani podkreślania tej, ujmijmy to, samodzielności przez pyskówy, wulgaryzmy i cienkie riposty (tak, Aniel, na ciebie patrzę) .

Co do wyboru truloffa... Chyba jesteśmy naocznymi świadkami, jak temat drugiej wojny powoli staje się coraz bardziej odległą abstrakcją.

Anonimowy pisze...

Chyba autorka ma małe pojęcie o Amiszach

Unknown pisze...

Anonimowy pisze:
"Oto opko. To opko jest o Amiszach."

Anonimowy 2:
"Chyba autorka ma małe pojęcie o Amiszach"

We wstępie pisze: "jeśli nie jestem czegoś pewna powołuje się na własną lub internetową interpretację biblii, a także na chrześcijańską ludność żyjącą w średniowieczu".

A dalej jest tylko lepiej. W pierwszym rozdziale nowo przybyły pastor mówi do bohaterki: "żyjecie jak w średniowieczu" (w tym średniowieczu, w którym ludzie mieli pralki, bo jest powiedziane, że wspólnota bohaterki z nich korzysta). A zaraz potem dodaje:

"Nie jestem amiszem, ale strasznie interesuje mnie wasza kultura, jest taka dziwna".

I, jak w każdym szanującym się opku, rozdział zaczyna się od opisu porannych czynności, kiedy bohaterka mówi:
"Chwyciłam dwie brązowe gumki i zaczęłam pleść warkocze".

Gumki do włosów. A sukienka pewnie miała z tyłu zamek błyskawiczny.

Anonimowy pisze...

Przecież w internecie nie można znaleźć żadnej informacji o Amiszach.W telewizji nigdy nie było zadnego o nich dokumentu. Ki z tym,że sprzedają swoje płody rolne(wysoko cenione,bo naturalne) w sklepach w miastach. Ech,ałtoreczkowatość...

Anonimowy pisze...

Anonimowy pisze...
"Przecież w internecie nie można znaleźć żadnej informacji o Amiszach. W telewizji nigdy nie było zadnego o nich dokumentu. Ki z tym,że sprzedają swoje płody rolne(wysoko cenione,bo naturalne) w sklepach w miastach. Ech,ałtoreczkowatość..."

Tak, z początku ałtorka zastanawiała się nawet, czy "u amiszów są księża" (bo każdy kapłan to ksiądz) i nie była pewna, dopiero jakiś czytelnik ją poinformował w komentarzu.
Ze streszczenia opka wynika, że bohaterce wystarczy przeczytanie jednej "zakazanej" książki, żeby zapragnąć uciec ze swojej wspólnoty do Nowego Jorku (choć po przeczytaniu książki nadal nie wie, czym są występujące tam "laptop" i "telefon"). Jest to o tyle zabawne, że współcześni amisze raczej nie bronią dzieciom dostępu do informacji o świecie i często pozwalają im korzystać z różnych nowości, żeby potem świadomie podjęły decyzję, czy chcą dołączyć do wspólnoty (amisze przyjmują chrzest jako dorośli), czy też nie. Dlatego czasem można zobaczyć np. taki obrazek: młody amisz jedzie wozem na targ, na wozie naturalnie uprawiane warzywa, na koźle głośniczki, a w głośniczkach Snoop Dogg.

Anonimowy pisze...

To już mogła,zamiast tych Amiszów, wymyśleć jakąś sektę mieszkającą gdzieś na zadupiu w Nevadzie czy innej Alabamie.
A jak tak się uparła,to może gdzieś można znaleźć książkę czy obejżeć film o Amiszach czy byłych Amiszach. Dla chcacego nic trudnego.

Anonimowy pisze...

Ałtorka nawet słyszała, że istnieje coś takiego jak Rumspringa (chociaż mówi na to "Rumspring"), czyli okres w życiu, kiedy młodzi amisze poznają życie poza wspólnotą i buntują się przeciwko zasadom, według których żyją starsi. Ale wymyśliła sobie "sprytne" wytłumaczenie, dlaczego bohaterka nie brała w tym udziału i nadal jest niewinna jak niezafajdana łąka, i nie wie, co laptop: "Nie chciałam łamać serca mojej mamie, nie jest mi to potrzebne". Żadnej amiszce nie złamałoby serca to, że jej dziecko przechodzi Rumspringę - to jest tak normalne jak to, że nastolatek ma pryszcze. Ponad 80 procent młodzieży amiszów i tak przyjmuje potem chrzest, więc starsi zakładają, że nie ma co panikować, a jeśli ktoś nie nadaje się do życia we wspólnocie, to chyba lepiej, żeby się zorientował wcześniej niż później.

A w rozdziale czwartym bohaterka idzie do "pastora" do spowiedzi i dostaje za pokutę "dziesięć zdrowasiek" <3

Anonimowy pisze...

Opka o tematyce 2 Wojny Światowej to świetny material na analizy. Chociaż naprawdę muszę się powstrzymywać, żeby nie zniszczyć głową blatu biurka... w każdym razie to konkretne jest po prostu, hm... ZADZIWIAJĄCE. Co sie może u czlowieka w głowie wyrodzić...

Anonimowy pisze...

A na "okładce" opka o amiszach zamiast kobiety w charakterystycznym czepku jest laska z rozpuszczonymi (a jakże) włosami, w pseudośredniowiecznej sukni włożonej na białe giezło i jurta z krzyżem na dachu, a dalej chyba zrekonstruowana brama grodu XD

Anonimowy pisze...

Przepraszam,czy mogłabym zapytać o coś niezwiązanego z analizami?
Pamiętam,że na forum mirriel zdaje się,był fanfik,który ktoś napisał w zdenerwaniu na wywiad Rowling w którym rzekomo powiedziała,że żałuję,że nie zrobiła Harry'ego i Hermiony parą(które to słowa okazały się wyrwane z kontekstu,ale to nieważne). I w tym fanfiku Harry i Hermiona zostali parą,po rozstaniach z Ginny i Ronem,ale byli nieszcześliwi i Hermiona zdradzała Harry'ego z Ronem,a Ginny sypiała z Draco? Czy ktoś kojarzy ten fanfik i mógłby mi podać link/tytuł? Czy może ten fanfik został usunięty?
Przepraszam,że ja tak z komentarzem nie na temat analizy,ale bardzo chciałabym znaleźć ten fanfik

Anonimowy pisze...

Może i odległy,ale zbrodniarz zawsze zostanie zbrodniarzem i takie zauroczenie i wybielanie go,jest niepokojące.

Agatha00 pisze...

A tak w ogóle to dlaczego one od razu nie przeniosły się parę tygodni l/dni sprzed zamachem na tego zbrodniarza? Autorka unieknełaby durnego "przeskoczymy w czasie, ale wszystko zostanie takie samo, nawet wspomnienia będą".

Saltykamikaze pisze...

Pewnie żeby mieli czas się w sobie zakochać

Anonimowy pisze...

Jak widać, DA się napisać coś gorszego od "Dziewczyny Wilkołaka". A przynajmniej równie złego.
Drzewobójczyni

Sheri pisze...

Hmm, opko zostało usunięte z wattpada. Przez autorkę albo moderatora. W każdym razie którejś z nic musiało uznać, że słitaśny romansik z nazistowskim zbrodniarzem w roli głównej to za dużo nawet dla wattpada, na którym naprawdę różne rzeczy publikacją. Od czytania tej historyjki może rozboleć czoło, bo facepalm idzie za facepalmem. Chciałbym wierzyć, że to opowiadanie to czyjś trolling, ale zaraz przypominają mi się autorki piszące romantyczne fanfiki z klaunem Pennywise albo użytkowniczki tumblra sympatyzujące z Harrisem i Kleboldem (tak, tymi typkami z Masakry w Columbine High School). Biorąc te dwa przypadki i wiele innych podobnych, przestaję się dziwić, że ktoś pisze romanse z Heydrichem.

@Masza: Może autorka opka też wpisała sobie w przeglądarce Reinhard Heydrich + manga? Jej opkowe alter ego lubi anime. To by wiele tłumaczyło...

Anonimowy pisze...

Nie, to tak nie działa, że rzucamy hasło „To był żart” i sprawa załatwiona. Żart polega na tym, że ma być zabawny. Naziści byli wykorzystywani w popkulturze w komediowym kontekście mnóstwo razy, mamy „Allo, allo!”, „Jak rozpętałem II Wojnę Światową”, kreskówkę „Gen. Italia”, Hitlera szukającego dobrego elektro… Za to jakoś się jeszcze nie zdarzyło, żeby sprowadzony z przeszłości nazista został truloverem bohaterki „Klanu” czy „M jak miłość” i tam sobie schodził na śniadanie i prowadził rozmowy o niczym.

Tu nie ma żadnego żartu, ot, typowe nudne opko, w którym alter ego Ałtorki zostaje sparowane z ładnym kolesiem, przy czym Autorka nie ma żadnego pomysłu na fabułę, dialogi ani charakter postaci. Bohaterowie tylko jeżdżą do pięknych posiadłości, „ubierają ubrania”, chodzą do restauracji i robią sobie jajecznicę na śniadanie, w miejsce Reinharda Heydrycha można by podstawić arabskiego szejka, sławnego piłkarza, gwiazdę muzyki czy kina, Christiana Greya albo Kylo Rena, wciąż nie miało by to ani mniej, ani więcej sensu.

Melo

Anonimowy pisze...

Aż się zaczełam zastsnawiać,czy Kylo, jeszcze jako Ben Solo,kiedykolwiek coś sobie ugotował czy może Leia albo Han rzadzili w kuchni albo jakiś droid kucharz...

Anonimowy pisze...

Kylo by się wkurwił niemożebnie i by ściany boguduchawinnej kuchni zdobiły nowe czerwone ślady. Tyle. Leia ma za dużo na głowie, czyli - droidy.

Anonimowy pisze...

- Słuchaj Heydrich, było powiedzieć normalnie, że chcesz zrezygnować z posady Protektora, a nie odwalać takie coś.

Ja nie przesadzę, jak powiem, że to najlepiej, najautentyczniej napisana kwestia w tym opku. Tyle.

Anonimowy pisze...

Wyobraźmy sobie taką scenę z typowego fanfika,gdzie Kylo jest trulofem.
Bohaterka siedzi przywiazana do krzesła w kuchni a nasz mistrzu w samych bokserkach z Vaderem,karmi ją odgrzewaną zupą z puszki,bo jest za nerwowy na zrobienie jajecznicy.

Anonimowy pisze...

Anonimowy pisze...
"Wyobraźmy sobie taką scenę z typowego fanfika,gdzie Kylo jest trulofem."

Przepraszam, ale umarła mnie ta scenka, tak że konstruktywnego komentarza nie będzie :D

Anonimowy pisze...

Jestem głodna kolejnego fanfika ze Star Wars.

Jostein Siwy pisze...

Dla Anonimowego, żądnego fanfika Starwarsowego: taka oto króciutka bzdurka:
https://www.deviantart.com/jas39/art/Przerwany-lot-Cz-1-742243856

Anonimowy pisze...

Nie było aż tak tragiczne,widac że autor zna się na universum lub chociaż zrobił riserdż.
Ja chcę znerwicowanego Kylo truloffa,który swojej wybrance nie da samej wyjść do kibla,bo boi się że zaraz zdradzi go z Huxem( choć wszyscy na pokładzie są przekonani,że jedyną miłoscią Rudego jest jego kotka Mildred)
Rano popierdziela w bokserkach z Vaderem a zaśnie tylko wtedy jak przytuli się do cycków swojej pani,ktora oczywiście jest Mary Sue

Jostein Siwy pisze...

Przepraszam, ale czegoś takiego nie dam rady stworzyć. Nie mam aż tak zboczonej wyobraźni.

Smile Without a Cat pisze...

Ja tylko chciałam powiedzieć, że o wielu lat po zakamarkach internetu obija się niezmiernie romantyczne anglojęzyczne opko z doktorem Mengele w roli głównej. Nazywa się Angel of Death.

Czytałam je kiedyś w formie analizy i udało mi się dobrnąć do końca. Niestety analiza ta z sieci zniknęła, ale opko nie. Ja wersji "nieprzefiltrowanej" nie zdzierżę, ale jest ona tutaj: https://www.fictionpress.com/s/2773304/1/The-Angel-of-Death

Wchodzić na własną odpowiedzialność.

Anonimowy pisze...

Nie,to nie ma być Gwiezdne 365 Dni brońcie bogowie.

Jostein Siwy pisze...

Drogi Anonimowy! Wielce żałuję, że opowiadania z cyklu "Y-Wingi", które w zamierzchłych czasach szkoły podstawowej stworzyłem, oddałem płomieniom (dosłownie). Byłoby się z czego pośmiać.

Anonimowy pisze...

Co ja paCZe? Opko o Płowej Bestii? Tego się nawet najstarsi górale nie spodziewali. Wyjeżdżam na urlop za kilka dni, zostawić sobie analizę na chłodne wieczory (emocje trzeba sobie dawkować), czy jednak przeczytać już teraz, bo kusi niemiłosiernie... oto jest pytanie.

Osa

Anonimowy pisze...

To przecież na logikę nie ma żadnego ładu i składu!
Aczkolwiek to oburzenie, że bohaterem jest nazistowski zbrodniarz (który z resztą w opku się nawraca i walczy z Niemcami), wynika raczej z małej odległości historycznej od II WŚ. Bo czy tak bardzo oburzeni bylibyście, gdyby bohaterem był np. Nowosilcow, który zakochuje się Polsce i przystępuje do powstania? ;)

Anonimowy pisze...

Ja tak. Bo to postać historyczna,ta osoba kiedyś żyła i likwidowała polskie ruchy wolnościowe.

Cim pisze...

Chyba zawsze niedaleka historia powoduje największe emocje. Mamy najwięcej opisów tragedii, zdjęcia, filmy, które bardzo oddziałują na psychikę. Ja ogólnie uważam że takie opowiadania mogą być naprawdę sensowne, ale w momencie kiedy wybieramy jakąś mniej znaczącą i mniej "złą" postać. Czyli np. po prostu żołnierza czy urzędnika, który w większości wykonuje rozkazy. Bo robienie taaakiej przemiany na osobie która własnoręcznie przyczyniła się do śmierci naprawdę masy osób jest nie rzeczywiste, słabe i bez sensu. Ale zgodzę się że Nowosilcow powodował by mniej emocji (przynajmniej u mnie).

Jostein Siwy pisze...

Zgodzę się, bo przy Heydrichu Nowosilcow wygląda jak chłopiec z chóru cerkiewnego.

kura z biura pisze...

To trochę jak z piratami. Niby teoretycznie wszyscy wiemy, że to byli rabusie, mordercy i gwałciciele, ale to było taaaak daaaawno i taaaak daaaaleko, że teraz możemy sobie bezpiecznie snuć fantazje o ich barwnym życiu. Niczyj dziadek nie został przez nich zamordowany ani niczyja babcia zgwałcona, oddziela nas od nich morze czasu, który wszystko zaciera. Dla tych piszących małolat tak samo, to już nie jest nawet pokolenie dziadków, ale pra-, a może i prapradziadków. Niby wciąż to jest historia bliska, ale już coraz mniej żywa.

Sha pisze...

Moim zdaniem problem tkwi w wyborze RZECZYWISTEJ osoby. To nie jest jakiś fikcyjny pirat, ale człowiek, którego zbrodnie są udokumentowane. Gdyby ktoś wybrał na bohatera tego opka Williama Kidda, też by mnie odrzuciło. Rozumiem uproszczenie toku myślenia w komentarzu, ale w dalszym ciągu najbardziej boli fakt, że to był człowiek z krwi i kości. Fikcyjny villain tego typu też by mnie mierził, ale może mniej oburzał.

Siblaime pisze...

O to to, zgadzam się. Wymyślony pirat/nazista/seryjny morderca/inny drań przynajmniej nie ma na rękach krwi prawdziwych ludzi... Pomysł oczywiście dalej głupi, zwłaszcza gdy się pisze bez researchu, ale przynajmniej nie urazi się np. rodzin ofiar, gdyby ktoś taki to przeczytał.

Anonimowy pisze...

Mocne wejscie.
Ciekawe co bedzie następne

Rosalia pisze...

Trudno coś dodać na ten temat, więc ja tylko... ANONIMOWY Z 10 września 2019 20:55, szukasz zapewne tego fanfika: https://archiveofourown.org/works/1324204
Polecam na oczu kąpiel. (;

Anonimowy pisze...

Wojenne opka jednak najfajniej psują mózg :D dzięki za analizę! umarłam na fragmencie z brzydkim złym Himmlerem i Reinim schodzącym na śniadanie:D

Anonimowy pisze...

A kiedy kolejna analiza?

Vaherem pisze...

SOON.

Anonimowy pisze...

Brzmi groźnie

Anonimowy pisze...

Najpierw natrafiłam na to - https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/02/23/plowa-bestia-wszystkie-zbrodnie-reinharda-heydricha/ , a później weszłam poczytać sobie analizę. I och, czyżbym miała takie szczęście czy raczej pecha?

Anonimowy pisze...

Okej...
Nie mam pewności od czego tu zacząć. Po pierwsze- nie mogę pojąć dlaczego do diabła na obiekt westchnień wybrano właśnie Heydricha.
Opowiadania o tematyce historycznej to stosunkowo wdzięczne materiały, a ich potencjał zależy od dobrego researchu. Jest dużo pozycji w kategorii "romans z nazistą", ale tamci to FIKCYJNE postaci, które można ukształtować wedle własnego widzimisię; umotywować ich działania lub im zaprzeczyć w zależności od tego co autor miał na myśli. Fikcyjne postaci. Nie organizator ludobójstwa, nie fanatyk nazwany za swe dokonania nazwany Płową Bestią.
Po drugie- Nie pojmuję "fandomów" zbrodniarzy. Yuki Takaoka, Harris oraz Klebold (ta trójka ma całe armie wielbicieli w internecie) czy właśnie fascynacja czymś takim. Mam tylko jedno pytanie: dlaczego? Wiadomo, w swoich czasach naziści mieli sporo miłośników/miłośniczek, zwłaszcza Adolf o czym mówiła chociażby Traudl Junge. Mimo wszystko wciąż- Dlaczego?
Po trzecie- sam zarys opka. Pomijając całokształt (przecież to wattpad) pomysł z magicznym zegarkiem dziadunia jest dość ciekawy. Gdyby trzymać się ram czasowych całość miałaby niezły efekt,ale cały ten koncept z próbą zapobiegnięcia zamachowi który i tak dochodzi do skutku, a następnie ucieczka do przyszłości jest cudnie nielogiczna.Jednak to zawsze jakieś odświeżenie.
Wattpad jak Wattpad. Córka zniknęła z domu, wraca po kilku latach ze sporo starszym kolesiem, który okazuje się być zbrodniarzem wojennym? Luz,idziecie na zakupy. Opkowa logika chilluje na tylnym siedzeniu merca. Cytując klasyka "Oki to pa".
Po czwarte- na upartego dałoby radę zrobić książkę/opko w tym klimacie. Ba, wiele takowych powstało. Pierwszy przykład z brzegu? "Ariel znaczy lew".
Chcecie romansu z nazistą? Jest. Chcecie szokować? No spoko.
Gdyby dało radę umiejętnie zbudować postać człowieka,który stopniowo zaczyna się wahać, łamie mu się światopogląd i wszystko w co do tej pory wierzył,a finalnie udaje mu się przejrzeć na oczy byłoby pięknie.

Mega szacun dla załogi Armady za dożycie do końca analizy. Wróciliście z przytupem.
~Kłania się w pas~ Wolfram

Henry77 pisze...

Dotarłem do wyjęcia skrzypiec.
To ponad moje siły...
Określenie tego grafomanią to jak napisanie o Jowiszu "kamyk"potrzebne szajs potrzebne jakieś nowe określenie...

Anonimowy pisze...

Analiza cudowna! Ja się tylko zastanawiam, po co cała akcja z udaremnianiem zamachu na Heydricha, bezsensownym skakaniu do przodu w czasie,o kilka miesięcy, skoro mogła go od razu teleportować, czy co tam, do 201X roku? Co tu się odjaniepawliło?