czwartek, 23 lutego 2017

328. Tokijskie specjały, czyli demoniczny arsenał (2/2)



Drodzy Czytelnicy!
Wracamy do przygód demonicznej łowiecki i jej kolegów. Cała trójka po spędzeniu uroczej, acz niewinnej nocy w jednym łóżku idzie posilić się typowym japońskim śniadaniem, by nabrać sił do dalszej walki. A wróg czyha wszędzie…


Indżojcie!


Analizują: Kura, Dzidka, Jasza i Babatunde Wolaka




3. Siostra Czystego Zła…
Ciotka Pierwotnej Nudy...


Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj, ale chciałam go jak najbardziej udoskonalić
Sprawdźmy więc, czy się udało.


Nowy Jork (Stany Zjednoczone), 20 maj (ktoś liczy maje? Pierwsza maja, druga maja, trzecia maja…) 1948 r.


Szara, obskurną ulicą Nowego Jorku szedł przystojny blondyn. Rozgląda się niepewnie na mijanych ludzi.
Wiem jak trudno jest utrzymać na smyczy czas przeszły, gdy teraźniejszy rzuca mu się do gardła…


Na pierwszy rzut oka nikt się mu nie dziwi. Idzie sam po bardzo niebezpiecznej ulicy dużego miasta. Można by uznać, że jest skończonym idiotą, chodząc tam sam wieczorem.
W sumie to logiczne: nikt się nie dziwi, że bohater opka jest skończonym idiotą.


W starych, zrujnowanych budynkach mieszkali najbiedniejsi mieszkańcy Nowego Jorku. To na tej ulicy na każdym kroku mijało się jakiś gang.
Każdy gang był zbity w kupkę. Były bardzo statyczne i nie przekraczały wyznaczonych granic występowania.


Byli tu również emigranci, przeważnie z Europy Wschodniej.
Często uciekający przed wojną. Mimo to, że zakończyła się już trzy lata temu, wielu z nich nie mogło powrócić do domu. Wielu z nich popadało w nałogi i przyłączało się do lokalnych gangów.
A potem stali z nimi co krok. Polacy, Bułgarzy, Czesi, Ukraińcy.


Nie tego jednak obawiał się chłopak. Każdy ludzki napastnik, zaczynając z nim padłby martwy. Blondyn był bowiem pół demonem. Jego zła natura była niepokonana, niezwyciężona. Obawiał się czegoś innego… Ludzi, przed którymi uciekał przez ponad czterysta lat… Łowców…
Skoro udawało mu się uciekać przed nimi przez czterysta lat, to dupowaci są to Łowcy.


W końcu doszedł do upragnionego celu. Stał pod budynkiem, chyba najlepiej wyglądającym na tej ulicy. Jako jedyny dom miał wszystkie szyby w oknach i w miarę białe ściany. Chłopak zapukał do drewnianych drzwi. W progu pojawiła się ładna Metyska. Miała może osiemnaście lat. Ciemno brązowe oczy, prawie czarne idealnie podkreślały jej indiańskie rysy twarzy.
W jaki sposób oczy mogą podkreślać rysy twarzy?


Grube, czarne włosy miała splecione w warkocz sięgający połowy pleców. Ubrana była bardzo skromnie, ale i tak lepiej niż nie jeden mieszkaniec tej ulicy.
Ani nawet nie dwóch.


Czarno- białą sukienkę w kratkę sięgającą kolan, przewiązaną w pasie miała szarym fartuchem. Na głowie miała czerwoną chustę. Wyglądając za drzwi przeszyła blondyna wzrokiem. W ułamku sekundy w jej oczach można było zauważyć przerażenie. Chciała pośpiesznie zamknąć drzwi, ale mężczyzna szybko je złapał.
-Proszę… Niech mnie panienka wysłucha- powiedział błagalnym tonem.


Dziewczyna była czarownicą posługującą się białą magią. Wyczuła czyste intencje chłopaka. Mimo wszystko niepokoiła ją, rozciągająca się nad nim aura śmierci.
Ale prawdziwie i do szpiku kości przerażał ją dumnie sterczący między nimi, wielki, nabrzmiały, nadprogramowy przecinek.


Szybki ruchem ręki chwyciła strzeblę, która leżała na szafce obok drzwi.
Żeby tak się znęcać nad rybą słodkowodną?


Broń była naładowana platynowymi kulami- jedynymi, które mogły zabić demona.
Chodzą tacy łowcy nad rzekę i urządzają sobie strzelaniny, a potem ryby to łykają - i jak ma być dobrze?


Stąd też się wzięły mity o wilkołakach, które można zabić srebrną kulą.
Srebro czy platyna, demon czy wilkołak – wsio rawno.


(...)
-Czego chcesz?!- warknęła dziewczyna.
Zabrzmiało to trochę zabawnie. Dziewczyna miała tak delikatny głos jak i posturę, więc jej słowa wcale nie zabrzmiały złowrogo.
-Słyszałem, że jest panienka bardzo biegła w sztukach magicznych…- powiedział bezpośrednio blondyn.
Czy warknięcie delikatnym głosem jest jedną z nich?


Dziewczyna przyłożyła palec do ust i zaprowadziła mężczyznę do salonu. Pokój ten jednak wcale go nie przypominał. Znajdował się tu tylko mały, okrągły stolik i dwa krzesła,  regały z książkami i mała szafka. Nie było tu żadnych lamp, tylko wszędzie rozłożone świeczki. Pokój był pomalowany na fioletowo, choć gdzie niegdzie [gdzieniegdzie] na ścianach można było zobaczyć czarne plamy... Podłoga była wyłożona ciemnym drewnem.
Wystrój bardzo filmowy, ale w życiu codziennym średnio się sprawdza (zwłaszcza te “wszędzie rozłożone świeczki”).
Ale są fioletowe ściany.


-Zdaje sobie pan sprawę, że jestem córką Łowcy...
Jest pan samobójcą przychodząc tu sam. W każdej chwili mogę pana wysłać do Piekła- oznajmiła poważnie dziewczyna.
-To dlaczego jeszcze żyję?- powiedział z dziwnym smutkiem zielonooki i przeszył dziewczynę wzrokiem.
Mizi-mizi-mizi? Bez ryziu-ryziu?


-Bo czuję, że zabijając pana spełniłabym pańską zachciankę… I czuję pański ból po stracie… kogoś bliskiego… Szukasz go…- odpowiedziała niepewnie kobieta.
A jak ktoś kogoś szuka, to się go nie zabija, elementarne.


-Nie musi być panienka taka oficjalna- powiedział, zmieniając temat chłopak- Mam na imię John.
- To ty pierwszy zatytułowałeś mnie “panienką”, głąbie, ja zaczęłam od mówienia ci na “ty”.


Chłopak uśmiechał się do niej promiennie. Podał jej dłoń, ona niepewnie ścisnęła ją.
-Ja nazywam się  Ayati- oznajmiła Metyska.
Tatuś lubił filmy bollywoodzkie, wiesz.


-To akurat wiedziałem- uśmiechnął się do niej łobuzersko- Słyszałem, że jesteś najlepszą czarownicą w całej Ameryce…
Północnej i Południowej. Azteccy czarownicy poszli płakać w kąciku.


I najlepiej używasz zaklęć lokalizacji. Ja niestety nie przykładałem się nigdy do studiowania magii- zakończył wypowiedz z lekkim uśmiechem półdemon.
Miał czterysta lat na nadrobienie zaległości, ale woli chwalić się swoim opierdalactwem.


- Teraz ja mam pytanie. Nie mogę cię rozgryźć. Czuję od ciebie podwójną aurę… ciemności i ludzką- powiedziała coraz bardziej ściszając głos Ayati.
Może po prostu jest blackmetalowcem?


-O… Zauważyłaś!- zaśmiał się John- Powiem tak: Mam podwójną naturę…
-Niemożliwe!- pisnęła dziewczyna- Czyli to prawda? Jesteś w połowie człowiekiem!
- wykrzyczała dziewczyna, ale szybko złapała się za usta.
- Ha! Przejrzałem cię! Naprawdę nazywasz się Borejko!


Na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.
-Pomożesz mi?- spytał błagalnym tonem John.
Dziewczyna zamilkła. Usiadła na krześle i zaczęła rozmyślać. Serce podpowiadało jej by mu pomóc, ale rozum by go wyrzucić ze swojego domu. Przypomniały jej się słowa zmarłej matki: ,,Po mnie odziedziczyłaś trochę szaleństwa, prowadzi cię tak jak mnie nasz indiański duch, po ojcu zaś jesteś bardziej opanowana. Jednak pamiętaj kiedyś będzie taka chwila, w której będziesz musiała zdecydować, kogo posłuchać: Serce czy Rozum. Czasem warto wybrać w tej rywalizacji serce”.


-Jeśli ci pomogę narażę się na gniew ojca- powiedziała z wyrzutem dziewczyna- Ale jeśli ci nie pomogę, będę musiała zasypiać z niespokojnym sumieniem…
-Czyli pomożesz?- spytał, niedowierzając chłopak.
-Chyba tak… Musimy się jednak pośpieszyć, bo…- zaczęła, jednak nie dane jej było dokończyć wypowiedzi.


John szybko podbiegł do dziewczyny, złapał ja w pasie i zakręcił parę razy. Na jego twarzy pierwszy raz od bardzo dawna pojawił się szczery uśmiech. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Zaczerwienił się lekko, jednak nie tylko on.
Czterystuletni demon rumieni się jak panienka, bo zakręcił dziewczynę wokół siebie?  
Może to był Demon Celibatu?


Gdy dziewczyna stała już na swoich nogach [a nie cudzych], dokończyła wypowiedz.


-Mój ojciec jest teraz na polowaniu i wróci za jakiś tydzień, dwa…
Musimy się pośpieszyć.
Proszę porzucić wszystkie włochate myśli!


Masz samochód?- spytała nagle. Chłopak pokiwał głową.
-No to ruszamy po potrzebne zioła- oznajmiła kobieta.
Wszystkie, powtarzam...


Tokio (Japonia), 16 luty (nie)  2014 r.


John:
Znów w prześladują mnie wspomnienia. Znów widzę jej zarumienioną twarz. Taką piękną… Oddałbym wiele by teraz była ze mną. Tylko ona mnie rozumiała… Nie bała się mnie… Była moją drugą ukochaną siostrzyczką


Co to za krzyki?! Dziwny sen… Do tego to kobiecy głos, a ja nie miałem z żadną większego kontaktu od lat osiemdziesiątych.
Mniejsze kontakty miał z kobietami milczącymi?


Odwracam się w drugą stronę. Nagle czuje ogromny ból głowy.
I jeśli wszystko wcześniej pisane było z jakimś sensem, to WTEM! dzieje się gimbaza:


Ktoś mnie walnął z całej siły w łeb. Zabiję! Czuję się jak na jakimś kacu.
Otwieram oczy… Nade mną stoi Katherine. W ręku trzyma grubą książkę. Sprawcę bólu mojej głowy. Łowczyni jest nieźle wkurzona!
W dodatku gimbaza z Elementem Komicznym.


Jak mogłem zapomnieć, że już nie jestem sam z sobą.
I umiem docenić każdy dzień, umiem czasem mówić nie!


Może jestem dziwny, ale… Katherine jest podobna do niej… do osoby, którą poszukuję od wieków… Jej oczy… Co ja wygaduję! Szaleje! Moja mała Katherine po pierwsze była blondynką, do tego bardzo dobrą i delikatną. Totalne przeciwieństwo Łowczyni!
Jak pięćset lat żyję, tak nie widziałem, żeby jakaś kobieta kiedykolwiek zmieniła kolor włosów!


- Wstawaj leniu patentowany! Musimy się stąd zmywać!
Nie wiadomo dlaczego, ale jeżeli to był hotel na godziny, to nie wyspały się demony nasze milusie.


- krzyknęła dziewczyna, rzucając we mnie walizką. Jednak na szczęście szybko ją złapałem. Uniknąłem kolejnego bólu.
Hahaha.


Szybko wstałem i wyciągnąłem pieniądze z walizki. Oczywiście ja za wszystko płacę! Cholerny Alan! Zabiję go!
Hahaha.


-Mam do was jeszcze jedno pytanie…- zaczęła Łowczyni, odwróciwszy się do nas- Dlaczego chcecie otworzyć Anielskie Wrota? Czeka was śmierć!- krzyknęła dziewczyna, mierząc nas wzrokiem.
-Nie jesteśmy demonami! W połowie jesteśmy ludźmi! Są w nas dwie natury i staramy się by dominowało w nas człowieczeństwo- powiedział poważnie Alan- Dlatego pomagając aniołom…- zaczął brunet.
- Liczycie, że aniołowie was oszczędzą i spełnią w podzięce wasze jedno życzenie- skończyła Katherine.
-Masz rację- odparłem.
Alianse są zawodne. Może okazać się, że anioły to nie złote rybki i nie spełniają życzeń.
A jeśli demoniczna połowa chłopców umrze, to obawiam się, że ta ludzka też nie przeżyje.
Cała trójka jedzie na śniadanko.
Po dwudziestu minutach jazdy dotarliśmy do małej restauracji. Musieliśmy w końcu coś zjeść. Weszliśmy do budynku. Miejsce to było bardzo ładnie urządzone. Wpadało do niego dużo promieni słońca z dużych i licznych okien. Stoliki były ułożone w lekkim nieuporządkowaniu i nakryte błękitnymi obrusami. Nad nimi unosiły się nisko powieszone lampy. Ściany były pomalowane na jasny niebieski, a podłoga wyłożona była białymi panelami.
Jak to w typowym japońskim lokalu.


http://www.japan-guide.com/g8/2036_08.jpg
(nie wiem, czemu autorka uparła się na lokalizację w Japonii, skoro wszystko wygląda tu strasznie europejsko, nawet kelnerka jest biała, rudowłosa i piegowata)
Tymczasem Katherine nie podoba się menu…
– Ale brzydactwo - wzdrygnęło się menu z niechęcią.


-Jak to nie ma wódki- syknęła Łowczyni.
Prawdziwi twardziele piją wódkę do śniadania!


(...)
-Poproszę kebab i mocną kawę- powiedziałem do kelnerki, przerywając Alanowi i Katherine mierzenie się wzrokiem.
Demonki w Japonii domagają się kebaba, w Turcji pewnie będą prosić o schabowego z kapustą, a w Polsce…?
O ruskie przecież. Z cebulką i śmietaną.
Albo sushi. Gwałt niech się gwałtem odciska.


Myślałem, że zaraz wydłubią sobie oczy. Brunet zamówił to samo.
-Ja poproszę duży deser lodowy, ciasto czekoladowe, dwa pączki i dwie filiżanki gorącej czekolady, bardzo słodkiej- powiedziała brunetka do kelnerki.
A mogła chociaż spróbować jakichś typowych japońskich słodyczy!


(...)


-Wyjmij mapę Black- rozkazała dziewczyna.
-Skąd znasz moje nazwisko?- spytał zaskoczony.
– Znam wielu takich dupków jak ty i każdy nazywa się Black!


Zdziwiłem się. Nie podawaliśmy jej swoich danych. Było to niebezpieczne dla misji. Może używa magii… Albo byliśmy zbyt lekkomyślni?
Jak najłatwiej zmylić Łowcę? Nie podać nazwiska.
Spędzić noc w jednym łóżku, ale być tylko Czarnowłosym. Jasssne.


-Półdemon, Alan, czarne włosy, niebieskie oczy… Gdzieś coś takiego słyszałam… Jesteś znanym znawcą broni, od wieków ją sprzedawałeś w Ciemnej Stronie i wśród Łowców.
O, handlarz bronią!


Zastanawia mnie jedno… W latach trzydziestych ubiegłego wieku osobiście wydałam polecenie egzekucji na tobie.
Ale nie dopilnowałaś osobiście i teraz masz efekty.
(serio, nie boi się zasnąć obok faceta, którego kiedyś skazała na śmierć? Taka pewna siebie, czy taka durna?)
Wszyscy oni są nieco pobabrani, bo z drugiej strony mamy demony, które wiedzą, że ona jest łowcą (łowiecką), mimo to grzecznie wtulają się we wspólne łóżko.


-Nie tak trudno upozorować swoją śmierć- powiedział lekceważąco brunet- Poza tym miło mi, że jestem taki sławny- oznajmił puszczając do Katherine oko.
Dlaczego on tak kusi los?! Serio chce dostać w twarz?
Niewątpliwie, to najgorsze, co może mu grozić.


Dziewczyna o dziwo pokręciła lekko głową i… z lekkim uśmiechem… albo czymś podobnym powróciła do jedzenia słodyczy.
Ewentualnie jeszcze oplucie, jeśli będzie mówić z pełnymi ustami.


Gdy zjadła już wszystko… Tak wszystko! Odezwała się do Alana.
-Mapę pokarzesz mi później! Musimy stąd spadać!- powiedziała spokojnie dziewczyna, dopijając ostatni łyk gorącej czekolady.
Z takiej pokaranej mapy trudno będzie cokolwiek odczytać.


Dlaczego mamy stąd spadać? Jest tu jakiś Demon? Przecież nic nie czuję. Ruszyliśmy za dziewczyną na zewnątrz, szybko dałem kelnerce banknot. Dziwne… Ta ruda ruszyła za nami.
Pewnie chce wydać resztę.


Wieś w okolicach Nowego Jorku (Stany Zjednoczone), 27 maja 1948 r.
Wieś sielska, anielska, ukwiecona i rozśpiewana.


W czarnym Mercedesie (po wojnie w USA nie wypadało jeździć niemieckim samochodem. Raczej promowano własne firmy. Trzeba jednak przyznać, że auto było ładne: http://motorbase.s3.amazonaws.com/pictures/contributions/990913/std_1948_mercedes-benz_170_v.jpg ) zawzięcie rozmawiała dwójka ludzi. Oboje śmiali się do rozpuku. Wspominali przeszłość i rozmawiali o głupotach. Obojgu przestało to przeszkadzać, że ona jest wiedźmą, a on półdemonem. Chcieli by ta chwila trwała wiecznie.


-Naprawdę znałeś Michała Anioła?
-Tak przez dwa lata byłem jego uczniem- zapewnił kobietę, John.
-Kłamca!- krzyknęła i uderzyła chłopaka w głowę.
Ach, te magiczno-gimnazjalne zabawy.


On jęknął z bólu. Dziewczyna miała trochę siły…
-Ej! Ja Kłamcą!- oburzył się chłopak, ale po chwili wybuchł śmiechem- To tu?- spytał chłopak wskazując na pole pełne fioletowych kwiatów.


Wyjechali z Nowego Jorku na tydzień, aby zrywać werbenę, bo była potrzebna do “rzucenia zaklęcia lokalizacji”.
Natomiast przez ten tydzień tak się zaprzyjaźnili, że chłopak “pierwszy raz od czterystu lat nie czuł się samotny”.


Tokio (Japonia), 16 luty (lutego)  2014 r.
John:
Zmierzaliśmy do naszego auta, ale nagle Katherine stanęła i odwróciła się w stronę podążającej za nami kelnerki.
Nagle zrozumieliśmy powód naszego wyjścia. Wokół kelnerki pojawiła się aura ciemności i śmierci.


Przed nami stała Magdalene, chyba najgorsze co nas mogło teraz spotkać. Wszystkim wiadomo jak Katherine zabiła jej syna… w brutalny sposób… rozrzucając jego prochy w lesie.
No tak, sproszkowanie kogoś to dość brutalna (i rzadko spotykana) forma zabójstwa. Zwykle coś tam jednak zostaje. Rąsia pod krzaczkiem, nózia na drzewie...


Demonica nienawidziła Katherine, mało powiedziane, za wszelką cenę chce jej śmierci. Ciekawi mnie tylko jedno… Jak Katherine wyczuła jej aurę?
Wyobraź sobie, że dzięki tej umiejętności ona jeszcze żyje.


-Witaj Magdalene! Dawno cię nie widziałam… Już postanowiłaś spotkać się z synem w Piekle!- krzyknęła do niej brunetka.
A gdzie na co dzień występują demony? W tramwajach?!


Demonica momentalnie przybrała pozycję bojową. W jej oczach pojawił się ogień, włosy rozproszone przez wiatr zaczęły płonąć, tak jak jej miecz. Łowczyni zaczęła się śmiać z pogardą.
I pluć resztkami czekolady. Niestety, pod wiatr.
Dzięki czemu była piegowata jak indycze jajo.


(...)


Alan usiadł pod drzewem w celu obejrzenia walki. Nic go nie obchodziło… Była to dla niego niezła rozrywka… W sumie ja też byłem ciekawy co z tego wyniknie.
Wtem! w ich rękach pojawiły się kubełki z popcornem, uprażonym na ogniu piekielnym.


Po usłyszeniu słów Katherine, ognistowłosa rzuciła się na nią. Łowczyni zrobiła szybki unik. Nie atakowała. Pierwsze minuty wyglądały jak zabawa w kotka i myszkę. Magdalene atakowała, a brunetka robiła uniki. Z demonicy uciekały siły, a dziewczyna miała niezłą zabawę.
Słaba jakaś ta demonica, skoro tak szybko siły z niej uciekają.


Płomienno oka kobieta nagle stanęła w jednym miejscu.
A zielonooka stanęła w dwóch.


Zaczęła szeptać jakieś zaklęcie, jej miecz pochłonął jeszcze większy ogień. W stronę Katherine ruszył huragan ognia. Dziewczyna zrobiła salto w bok, niestety kula ognia trafiła w jej motocykl powodując eksplozję. Łowczyni wylądowała przygwożdżona do pnia drzewa.
Znaczy, częściami tego rozpieprzonego motocykla?


Chciałem jej pomóc, ale Alan złapał mnie za ramię. Nie pozwolił mi się ruszyć.
-Zaraz zobaczysz wejście smoka- zadeklarował szeptem.
Tylne wejście.


Demonica zbliżała się wolnym krokiem w stronę Katherine. Miała wysoko uniesiony miecz, który w tej chwili miał dopełnić jej zemsty. Magdalene wykonała zamach płonącą bronią i… Katherine złapała go… Tak złapała! Z jej oparzonej i przeciętej ręki popłynęła krew.
Przyżeganie ran stosowało się niegdyś właśnie w celu zatamowania upływu krwi.


(...)
-Ty Żmijo! Zniszczyłaś mój najukochańszy motocykl! To był unikatowy model!- krzyknęła rozwścieczona Katherine.
Rozkawałkowanie czyjegoś syna to przy tym pikuś!


Jeszcze nigdy nie widziałem jej takiej wściekłej.
Nie żebyś jakoś szczególnie długo miał okazję ją obserwować.


Płomienno oka zaśmiała się pogardliwie. Jej płomienie przybrały odcień czerni. To jej ostateczna forma walki. Łowczyni wyjęła swoje pistolety. Zaczęła z ogromna precyzją strzelać do kobiety. Ona tylko odbijała platynowe kule. Strzał za strzałem. Wybuch za wybuchem. Kobiety na przemian celowały w siebie i unikały ataku.
Taki demoniczny pingpong.


Jednak energia Magdalene, która nadużywała magii była coraz słabsza. Brunetka coraz bardziej zawzięcie celowała w kobietę, co jakiś czas uzupełniając magazynek.
W chwili przeładowywania broni Katherine grzecznie czekała, aż przeciwniczka skończy.
Bardzo proszę o podanie namiarów tego miejsca gdzie naparzano się platyną.


W jej oczach było widać już tylko chęć mordu. Wycelowała broń w rękę Magdalene, która upuściła płonący miecz. Katherine szybko podbiegła i weszła w posiadanie magicznej broni.
Weszła w posiadanie drogą przejęcia mienia.


Pchnęła demonice w bok. Ta upadła… Dziewczyna chciała zadać ostateczny cios, gdy nagle wokół kobiety pojawiła się czarna poświata… tak mroczna… taką ma tylko… niemożliwe… Pomiędzy łowczynią, a ledwo żywą ognistowłosą stała królowa Mary.
Jak zwykle wyglądająca na dziesięcioletnią dziewczynkę władczyni „spoglądała” na nas swym pustym wzrokiem… Uśmiechała się promiennie i niewinnie do Katherine, odgarniając z czoła blond loki.
- Siostrzyczko… Ile razy ci mówiłam byś nie zabijała moich bliskich- powiedziała ze smutkiem do łowczyni.
Demonsister ex machina.
Jaka siostrzyczko? O co tu do cholery chodzi!
-Dawno cie nie widziałam Mary, a teraz się posuń, muszę zabić tą Żmiję.
TĘ Żmiję. Ale za to z jakim szacunkiem!


-Nic jej nie zrobisz kochana… Ona wraca ze mną- powiedziała dalej ze smutkiem dziewczynka- Nie przytulisz mnie, jak dawniej?- spytała dziewczynka.
-Jak już cię zabije może tak- powiedziała z pogardą Katherine.Dziewczynka zaśmiała się przeraźliwie, w jednej chwili stała się ze słodkiej dziewczynki, potworem bez uczuć. Rozpłynęła się z Magdalene we mgle. Byliśmy z Alanem nieźle  zdezorientowani. Cholera, już nic nie rozumiem.
– Nie ty jeden - jęknęli chórem Analizatorzy.


Nowy Jork, 28 maja (yes! yes! yes!)1948 r.


Pod drzwiami obskurnego budynku stał blondyn. Dziś miało spełnić się jego marzenie. Zapukał do drzwi. Niestety zamiast uśmiechu i delikatnego rumieńca na twarzy przyjaciółki zaprosiły go do środka silne ręce.
Podczas jego nieobecności przyjaciółka ostro przypakowała.


Wtedy zobaczył Ayati przywiązaną do krzesła. Miała podbite oko, a jej piękne czarne włosy były w totalnym nieładzie. Patrzyła na chłopaka ze strachem i… miłością… nie miłością jak jest pomiędzy kobietą, a mężczyzną, ale miłością rodzeństwa .
Człowiek, który pociągnął mnie brutalnie i przywiązał do drugiego krzesła to zapewnie jej ojciec.
Jako łowca demonów pewnie wyczuł charakterystyczny smrodek, ale nic nie tłumaczy takiego traktowania córki.
A z tej konfuzji wtem zmienił się narrator.


Człowiek wysoki, dobrze zbudowany. Z furią w brązowych oczach, tak podobnych do jej oczu i ustach zasłoniętych przez bujne, siwe wąsy tak podobne do jej wąsów, przyłożył mieszańcowi strzelbę do brzucha. Już powoli przyciskał spust, gdy nagle na miejscu chłopaka siedziała jego córka, nie zdążył pomyśleć, drogocenna kula przebiła brzuch dziewczyny. Wykonała zaklęcie teleportacji.
To była kula najnowszej generacji, z samonaprowadzaniem, pakietem zaklęć teleportujących i opcją śledzenia celu w nadprzestrzeni.


Chciała uratować jedynego przyjaciela. John zyskał nadzwyczajna moc… sznury, które go skrępowały w całości spłonęły… W sekundzie znalazł się obok dziewczyny, popychając skołowanego łowcę.
Jako profesjonalny łowca, ojciec rozglądał się bezradnie po pokoju i w końcu poszedł płakać do kącika. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego!


Stargał fragment koszuli przykładając ja do rany kobiety. Uśmiechał się do niej przez cieknące łzy.


(...)
Za sobą usłyszał strzał. Huk… Ciało łowcy padło bezwładnie na ziemię.
Strzelił sobie w głowę.
Chciał co prawda strzelić do Johna, ale kula miała ukrytą opcję bumerangu.


Chłopak ucałował ostatni raz ciało Ayati w czoło
A jej ducha w pięty.
To jest definitywnie najpiękniejsze zdanie w tym opku!!! *pada ze śmiechu*


4.,,Tysiąc razy powtórzone kłamstwo za tysiąc pierwszym staje się prawdą”


***
  20 luty (wrrr) 2014r. okolice Tokio (Japonia)


Katherine siedziała cicho na tylnim siedzeniu mojego samochodu.
Tylnym!!! *wydaje z siebie demoniczny ryk*


Bawiła się mieczem, który zdobyła podczas ostatniej walki. Była całkowicie nieobecna. W tym momencie nie próbowałem jej nawet po wkurzać, ale… O co chodzi Mary? Czyżby naprawdę były siostrami?  Czy to w ogóle możliwe? Z drugiej strony ze słów tego rozkapryszonego bachora wynikało, że Katherine należała do ich rodziny. Czy to było możliwe? Z drugiej strony kompletnie nic nie wiedzieliśmy o łowczyni? Znaliśmy tylko imię i jej marzenie… Koniec wszystkich demonów…
Znaczy, mają bardzo solidne podstawy, by ufać jej i machać przed nosem mapą do Anielskich Wrót.


-Gdzie teraz jedziemy?- spytał John.
-Wy zostawiacie mnie tu- powiedziała spokojnie.
Odwróciliśmy się do niej. Byliśmy po środku jakiegoś lasu, a ona chce stąd wyjść? Co jej znowu odbiło?
No co, jak przypili, to nie ma przeproś!


-Muszę powtórzyć japońskim łowcą parę zasad i wyjawić im mój plan
Czyli japoński łowca będzie jej tłumaczem?


- powiedziała poważnie, kładąc nacisk na słowo zasady- Wróćcie dokładnie za godzinę w to miejsce- rozkazała tonem, nie tolerującym sprzeciwu-
Aha, znaczy, ona się teraz teleportuje z tego “jakiegoś lasu” do banku, w którym spotykają się łowcy?
Którzy siedzą tam cały czas i liczą muchy.


(...)
Jadąc bez celu z zawrotną prędkością. Zobaczyłem stojącą na środku drogi kobietę.
I demoniczną, podstępną kropkę, brutalnie rozbijającą zdanie.


Nie zdążyłem wyhamować, to było nie możliwe. Skręciłem w bok.  Jej twarz mignęła mi przed oczami. Niemożliwe!


Ursa ( Stany Zjednoczone), lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte (naraz?)
Zadanie zostało odrobione. Jest taka wieś w USA, w stanie Illinois.


Ursa to mała wieś… Do dziś zamieszkuje ją niespełna 600 osób.
Tak niewielu ludzi, a potrafiło zniszczyć całkowicie życie młodej Metyski.


(...)
Historia ta zaczyna się, gdy dziewczynka znalazła się pod drzwiami pewnej kobiety. Niemowlę, porzucone na pastwę losu, z malutką karteczką : „Isabelle ona mnie ściga, nie ucieknę… Zabije mnie przy najbliższej okazji. Nie dam rady jej ocalić. Proszę zaopiekuj się nią. Twój brat Adam…”
Na malutkiej karteczce ciężko było zmieścić to wszystko zapewne.
No i widzicie - dżender wylazł zza krzaka. Przecież podrzucanie oseska to robota dla matki, a nie ojca.
Wyjątkiem jest Harry Potter, którego Dursleyom podrzuciła cała wierchuszka Hogwartu.


Kobieta przygarnęła dziecko z radością, do czasu, tak do czasu…
Niemowlę, jak to niemowlę - wyjący przewód pokarmowy.


Gdy dziewczynka miała zaledwie pięć lat wyszły na jaw jej niezwykłe zdolności. Znała ludzkie zamiary, wiedziała, że człowiek jest dobry czy zły, ludzkie myśli były dla niej otwartą księgą. Na początku było to sensacją, ludzie schodzili się by dziewczynka powiedziała jacy są, by potem pochwalić się sąsiadom… hmm… swoimi zaletami? Dziecko było jednak nad wyraz szczere… Mówiło to co było niewygodne dla ludzi. Nazwano je Demonem…


Od tej pory życie dziewczynki było istnym koszmarem… W szkole, domu, w pracy nie miała życia. Wytykano ją palcami, grożono spaleniem na stosie, więzieniem. Za co? Za prawdę? Dlaczego ludzie tak bardzo chcą usłyszeć co o nich sadzimy, a jak ją usłyszą są wściekli? Dlaczego?!


Bla bla bla, odrzucana przez wszystkich Jeanne znajduje przyjaciela w osobie niejakiego Shina.


Shin stał się jej przyjacielem. Nie wiedziała, że był podłym demonem, żerującym na jej niezwykle czystą duszę.
Żerującym na czystej duszy, jeśli już.


20 luty (znów źle…) 2014 r. okolice Tokio (Japonia)


Alan o mało co nie rozbija się o drzewo, ale kobieta ratuje go swoją magiczną mocą. On rozpoznaje w niej Jeanne, którą znał wiele lat temu, ta jednak wypomina mu, że zostawił Jeanne gdzieś tam samą na śmierć, a ona nazywa się Ami Usui. Dziewczyna jest łowczynią, ma przy sobie pistolet załadowany platynowymi kulami.


***
Katherine z hukiem otworzyła drzwi do ogromnej sali i usiadła na wyznaczonym miejscu. Popatrzyła z wyższością na zebranych łowców. Oni pochylali głowy na jej widok.
-Jak raporty?- spytała z lekką niecierpliwością.
A dziękujemy, czują się nieźle.


-Dwanaście demonów, w tym jeden zdołał uciec- powiedziała roztrzęsiona blondynka.
Przy tym stole zgromadzili się najlepsi łowcy demonów, tacy wiedźmini naszych czasów -  opanowani i spokojni. Skąd więc wśród nich roztrzęsiona dziewczyna, z nerwami na wierzchu?
Ta łowczyni nie pasowała do tego grona. Wyglądała jak typowa lalka Barbie.
*Kura wywraca oczami tak, że zaraz zajrzy sobie do wnętrza czaszki*


Długie falowane włosy, niebieskie oczy, idealna figura i piękne nogi to wszystko eksponowała mała czarna i wyrazisty makijaż.
Makijaż jest niezastąpiony jeśli chodzi o ekspozycję nóg.


-Jak to jeden uciekł?- zapytała bez emocji Katherine.
Czyli ubili jedenaście. Moim zdaniem to całkiem dobry wynik.
Ale Katherine najwyraźniej jest z tych, co zawsze widzą szklankę do połowy pustą.


To był chyba najbardziej przerażający ton. Czuło się jakby się rozmawiało ze zmarłym.
Wszyscy wiemy, że umarli są nadzwyczaj gadatliwi.


- Jesteście do niczego- powiedziała z rezygnacją.
W Japonii mordowanie demonów jest naruszeniem delikatnej równowagi między oboma światami.


Ze swojego miejsca poderwała się Kaito… Ten, który jako jedyny wyrażał własne zdanie.
I był zmiennopłciowy.
I zimnokrwisty.


(...)
Katherine odgarnęła włosy i przemówiła.


-Mam dobre wieści… Mam mapę do Anielskich Wrót, jednak niepokoi mnie fakt, że mam ją dzięki dwóm półdemonom- powiedziała, a na sali zapanował hałas- Spokój!- krzyknęła łowczyni, wszyscy zamilkli i spojrzeli na Owen- Najprawdopodobniej to pułapka, ale nie ma wyjścia. Muszę zaryzykować. Zbliża się Apokalipsa- skończyła.
Żal mi, żal Japonii. Jak nie trzęsienie ziemi, to Godzilla. A teraz jeszcze obca cywilizacyjnie Apokalipsa.


(...)
-Chciałam powtórzyć regulamin… Wyjawienie mojego nazwiska , danych z tych spotkań grozi tak ja zawsze…- zaczęła, zapadła głucha cisza-  Śmiercią- wymówiła ten wyraz z nutką zadowolenia
Setka łowców, a ona do nich jak do dzieci, no naprawdę.
- Wyjawiam moje imię i nazwisko moim współpracownikom, by choć trochę mi zaufali.
A dopiero co ostrzegała ich, żeby jej nie ufali, tak jak i ona nie będzie im ufać!


By nie wyszły nie porozumienia typu, że jestem w połowie demonem i powinniście mnie zabić. Chcę by choć była pomiędzy nami nić zaufania. Jednak jestem surowa… Chronię swoje życie. Demony marzą o mojej śmierci
ja też.  
- powiedziawszy to wstała i udała się bez słowa do wyjścia. Ludzie pochylili głowy, w tym momencie zastanawiali się, czy nigdzie nie wypowiedzieli przez przypadek nazwiska łowczyni.
Bo rozumicie, demony są fanami dokładnej ewidencji. Nigdy nie zabijają, jeśli nie są pewne danych osobowych ofiary.


***
-Jeanne co ty wyrabiasz! Masz zamiar się mścić! Jak widać żyjesz!- wyrzuciłem z siebie
Więc się ciesz i nie podskakuj.


- Poza tym coś ty myślała… że dam się zabić… Powinnaś nie ufać obcym… Zwłaszcza demonom! Nie rozumiesz, że z natury jestem egoistą!
To twoja wina, że cię zostawiłem!


Powinnaś robić swoje i odwalić się ode mnie! Zresztą widzę, że przystąpiłaś do łowców.
Mała biedna Jeanne. Samotna dziewczynka, która przystaje z tymi którzy się nad nią litują- wysyczałem.
Przystaje z nimi na rogach ulic i gawędzi godzinami.


Tak sprawiałem jej ból. Nie chciałem tego, ale nie mogę okazać słabość… Cholerna duma demona.
Duma demona. Przeczytajcie to dziesięć razy, szybko i bez błędów.


Jednak ona też zraniła mnie. Myślałem, że się domyśli dlaczego ją zostawiłem, a ona… Uwierzyła ślepo łowcą!
Ślepo łowca to nierozgarnięta łowiecka, co durś spada w przepaść. Nie wiem, czy można ufać (w narzędniku kim? czym?) ślepo łowcą. Chyba, że się jest Kolonasem Waazonem.


Do cholery dlaczego! Dlaczego mi na niej zależy! W mojej głowie rozległ się cichy szept. Ona była twoją jedyną rodziną… Siostrą… Cholera!  Spojrzałem na Johna . Patrzył dziwnie na Jeanne. Z niedowierzeniem? Czyżby ją znał? O co tu do cholery chodzi!
Widzę, że oni wszyscy są tak nieziemsko kumaci…


(...)
Nagle zza drzew wyłoniła się postać… Poczułem demoniczną aurę.


O kurde! Całkowicie zapomniałem o tej Wrednej Małpie! Mieliśmy po nią wrócić. Ona podeszła jakby nigdy nic, w ręku trzymając tabliczkę czekolady. Jak zwykle je, opycha się słodyczami. Potem zacznie to popijać wódką…
A potem będzie rzygać jak kot.


Zawsze to samo. Odgarnąłem włosy z czoła i lekko westchnąłem.
I kątem oka spojrzałem, czy wszyscy zauważyli, jak pięknie wyglądam.


Kate przeszyła podejrzliwym wzrokiem Jeanne. Na jej czole pojawiły się zmarszczki, które przejawiały jej gniew.
Bardzo się tego jednak wstydziły.
Metyska popatrzyła w jej stronę. Wyczuła jej demoniczną aurę.


A teraz będzie ciekawie. Bierzcie popkorn.
Półdemonica zaś odkryła, że ta druga jest łowcą. Ich aury były wręcz widoczne gołym okiem. Kate patrzyła lekceważąco, w sumie na podwładną. A Jeanne zdawała się nie wiedzieć z kim ma do czynienia? Czyżby nie wiedziała jak wygląda ich potężna przywódczyni? Chyba nie… Metyska piorunowała ją wzrokiem.
- Dobrze wyglądasz Jeanne, twój ojciec byłby z ciebie dumny…
Wśród tabliczek znamionowych z poprzedniego odcinka nie ma nic o Jeanne.
Wyrosłaś na potężnego łowcę- powiedziała bez wyrazu Wredna Małpa. Ona ją zna? Nie to niemożliwe… Musiała mieć jakiś kontakt z jej ojcem.
-Skąd go znasz? Może go sama zabiłaś?!- wykrzyczała Metyska.


Ściskała pięści. Zawsze tak robiła, gdy próbowała powstrzymać łzy. Nic się nie zmieniło. Dalej robi jej się przykro na samo wspomnienie rodziców.
Może dlatego się tak dogadywali. Oboje nigdy ich nie poznali. Oboje nie wiedzieli kim są.
O kim mowa?
O obojgu.


-Współpracowałam z nim… Nie sadziłam, że opanujesz tak doskonale magię… Zaklęcie spowalniające starzenie jest strasznie trudne- odpowiedziała obojętnie na jej wyrzuty, po czym zmieniła temat.
Nie będzie tak przecież wszystkim opowiadać o swoich botoksach i operacjach.


(...)
Wycelowała platynową kulę w kierunku Kate. Ona od niechcenia cofnęła się. Oczy demonicznej  łowczyni zabłyszczały. To był specyficzny błysk. Pojawiał się tylko w dwóch sytuacjach:
a) Jak jadła czekoladę.
b) Jak ogarniał ją duch walki.
c) jak się zorientowała, że czekolada z wódką to złe połączenie, a do toalety daleko.


Teraz sprawdzał się wariant b. Dziewczyna chciała przetestować nową broń.


Zwinnym ruchem wyjęła z pochwy miecz Magdalene. Nazywał się Ardens Furor.
Było to napisane na klindze, zaraz pod Made in China.


Mało oryginalne. W dosłownym tłumaczeniu oznacza to po prostu Płonąca Furia.
Księga Wypasionych Imion dla Mieczy i Innego Sprzętu Domowego, strona 16, wiersz 8.


Ta niezwykła katana była o tyle niesamowita, o ile osoba, która ja używała nie musiała znać magii i zaklęć by miecz pochłonął ogień.
Miecz połykacz ognia. Nie należy podchodzić z nim do kominka, bo wessie cały ogień.
W sumie niezłe wyposażenie dla strażaków.


Trzeba było sobie to tylko wyobrazić.
A jak się wyobraziło miecz wypuszczający macki, to też tak robił?


(...)
-Nie wtrącajcie się!- syknęła Kate- Nic jej nie zrobię- zapewniła.
-Oczywiście, że mi nic nie zrobisz… Nie zdążysz- odparła czarownica i zaśmiała się szyderczo.
Katherine nie odpowiedziała… Uśmiechnęła się tylko. Dziwnym uśmiechem… tajemniczym. W ogóle wyglądała inaczej.
Jak skrzyżowanie wiewiórki z wściekłym lemurem.


Stojąc na wielkiej skale wiatr targał jej długie, czarne włosy.
Stanął za nią i szarpał ją za warkoczyki.


Skórzane, czarne ubranie sprawiało, że wyglądała niezwykle groźnie.


(...)
Jeanne zaatakowała. Szybkim ruchem wyjęła kolejną spluwę i z precyzją zaczęła strzelać. Kula za kulą… Katherine uśmiechnęła się tylko i zaczęła odpijać mieczem pociski.
Gul, gul, siorb, ciach!


W oczach jej przeciwniczki pojawiły się iskry. Zaczęła szeptać zaklęcie. Owinęła ją czarna poświata. Tak używała czarnej magii. Pociski podniosły się z ziemi, „nasączone” jej zaklęciem.
Pociski wielokrotnego użycia. Pech.


Tak… To było zaklęcie celu. Kule będą działać dopóki nie dopadną ofiary!
Ha! Mówiłam, że samonaprowadzające!


Cholera… Jeanne uśmiechnęła się triumfująco. Żmija zachowała powagę… Ciekawe czy rozumiała powagę sytuacji. Coś mi mówi, że tak… ale… Kule leciały wprost na nią. Ona stała… Nie poruszała się. Wariatka!
Ona chce tak zginą.
Gramatyka umrzeć już dawno.


Nagle uniosła miecz… Buchnął płomień.
Mimo, że miecz był zaklęty to na jej rękach pojawiły się bąble od poparzenia.
Lepiej, gdyby ręce sobie zaklęła.


Cholerny ból. Goi się i zaczyna od nowa parzyć… Chyba rozumiem… Ona wznieca ogień  o temperaturze topnienia platyny.
Temperatura topnienia platyny to 1768 °C [Wikipedia]


Kule topnieją! Udało jej się… Katherine puszcza miecz, który momentalnie gaśnie…
A jej ręce powoli osypują się na ziemię dwiema strużkami popiołu.


(...)
Czarownica wstaje chwiejnym krokiem. Uklęka na jedno kolano i schyla głowę.
-Jestem gotowa na karę Katherine- sensei. Wielka przywódczyni łowców- mówi ochrypniętym tonem.
Zaraz… to o co one właściwie walczyły?


- Nie mam zamiaru cię karać, ale pakuj się, idziesz z nami czarownico… I lepiej dogadaj się z Blackiem. Nie chce byście się pozabijali- powiedziała lekceważącym tonem Katherine- I następnym razem przychodź na zebrania łowców!- skończyła obdarzając ją pogardliwym uśmiechem.
Za każdą nieobecność nagana z wpisem do akt!


Z tokijskiej restauracji podającej sushi z kapustą i skwarkami pozdrawiają naparzający się platynowymi mieczami Analizatorzy,
a Maskotek dorwał jakąś uroczą demoniczkę i kręci się z nią w kółko, cały zarumieniony.

19 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Proszę… Niech mnie panienka wysłucha- powiedział błagalnym tonem.
Przez Was przeczytałam "wyrucha".
A jeśli demoniczna połowa chłopców umrze, to obawiam się, że ta ludzka też nie przeżyje.
Obiecujesz,Kuro?!
Nie ty jeden - jęknęli chórem Analizatorzy.
No,ja się zgubiłam w akcji.
Solą i spalić! Demony i opko.


Chomik

Samara Adrianna Felcenloben pisze...

''Ómarłam'' podczas czytania tego eee czegoś. W sumie to nie ogarniam co tam się dzieje. Nienawidzę przeskoków czasowych.
*Kura wywraca oczami tak, że zaraz zajrzy sobie do wnętrza czaszki*
Dziękuję Kuro. Oplułam herbatą monitor.

Ethlenn pisze...

Nie, po prostu nie. Czytając to czułam jak rak rośnie, zakrywa pół bloku i łapczywie sięga po pętlę tramwajową. Nie dam rady.
E.

Anonimowy pisze...

Nie nagana z wpisem do akt, a uwaga do dzienniczka raczej.

Alv

Anonimowy pisze...

Abstrahując od całej słodkiej opkowatości tego opka, parafraza z Goebbelsa jako tytuł czwartego rozdziału mnie zabił.

Azadi

Anonimowy pisze...

*zabiła.

W ogóle mi ten komentarz jakoś niegramatycznie wyszedł. Sorki. Mam nadzieję, że da się zrozumieć ;)

Azadi

Anonimowy pisze...

http://wielka-lily-evans.blogspot.com/

https://www.fanfiction.net/s/9496483/53/Powr%C3%B3t-Huncwot%C3%B3w

A tu niestety nie ma możliwości kopiowania, ale może byście zrobili screeny i komentowali po kolei fragmenty? Tekścik zacny i do tego aktualny.

Tłumacz, który się tym zajmował ma jeszcze wiele innych tekstów na koncie.

Dzidka pisze...

Fachowiec skopiuje ;)

Anonimowy pisze...

Może pomyślicie nad podbojem Wattpada? Co opko to kwikaśniejsze, zwłaszcza z kategorii romans, dla nastolatków i fanfiction. To jak?

S

Anonimowy pisze...

jestem za analizą wattpada!

Anonimowy pisze...

Pomysł z analizami z Wattpada jest świetny. Mogę wam polecić kilka idealnych opków do analizy.

Barneyek pisze...

Rozbroiły mnie stoliki ułożone w lekkim nieuporządkowaniu <3

Minami Lady pisze...

Parafraza z Goebbelsa...O Boże, czego to ałtoreczki nie wymyślą...Chociaż z drugiej strony lepsze to niż "Oczami Katherine".
Co do biednych rybek, powinno się zakazać umieszczania ich w opkach! Że tak spróbuję się wyrazić po góralsku: adyć mocie rację, gazdo Babatunde, ta łowiecka to bajocka jakoś, ani chybi! Żeby bidne rybki tak umęcyć!

John szybko podbiegł do dziewczyny, złapał ja w pasie i zakręcił parę razy. Na jego twarzy pierwszy raz od bardzo dawna pojawił się szczery uśmiech. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Zaczerwienił się lekko, jednak nie tylko on.
*uświadomiła sobie, że to chodzi o 400-letniego demona* *wytrzeszczyła oczy, wreszcie zakrztusiła się kawą ze śmiechu*

-No to ruszamy po potrzebne zioła- oznajmiła kobieta.
...Na gacie lorda Nobunagi, w tej chwili pomyślałam o marihuanie /viagrze i zawyłam ze śmiechu...:") Nie zdołam przegnać miazmatu!

Mercedesy w USA? *zaskoczona* A to nie było tak, że i w czasie wojny, i po niej nie wspierało się firm, które produkowały samochody dla niemieckiej armii i gestapo?

-Witaj Magdalene! Dawno cię nie widziałam… Już postanowiłaś spotkać się z synem w Piekle!- krzyknęła do niej brunetka.
Czemu to nieszczęsne imię Magdalene zawsze, ale to zawsze musi kojarzyć się z niewłaściwą stroną mocy...? Już mniejsza o świętą Marię Magdalenę, ale...serio>..? *zajęczała*

Po usłyszeniu słów Katherine, ognistowłosa rzuciła się na nią. Łowczyni zrobiła szybki unik. Nie atakowała. Pierwsze minuty wyglądały jak zabawa w kotka i myszkę. Magdalene atakowała, a brunetka robiła uniki. Z demonicy uciekały siły, a dziewczyna miała niezłą zabawę.
Gdyby nie koszmarna opkoidalność, zastanawiałabym się, czy tu też Kozacy wtykali głowę między szlachtę, jakby całe życie w najlepszej z nią żyli zgodzie, patrząc na pojedynek.(tak jak w "Potopie" ci Kozacy Kmicica patrzyli na pojedynek tegoż z Wołodyjowskim).

Stargał fragment koszuli przykładając ja do rany kobiety. Uśmiechał się do niej przez cieknące łzy.
Co zrobił...? Co to znaczy: stargał?! Mam rozumieć, że szarpał za tą koszulę i jednocześnie ją przykładał do rany?! cokurna.exe


- Jesteście do niczego- powiedziała z rezygnacją.

- powiedziawszy to wstała i udała się bez słowa do wyjścia. Ludzie pochylili głowy, w tym momencie zastanawiali się, czy nigdzie nie wypowiedzieli przez przypadek nazwiska łowczyni.

CO. Co ma nazwisko do tego, że ona...Nie rozumiem. W moim mózgu właśnie trwa masakra armii Elphinstone'a. *jęknęła*

O kurde! Całkowicie zapomniałem o tej Wrednej Małpie!

Dzięki niech będą gaździe Jędrusiowi, że to nie K Project, Misakiego i Fushimiego bym chyba nie zdzierżyła...Szanownym Analizatorom też dziękuję za ich trud i czekam na następną analizę!

-A pisze...

Trafiłam na taki oto konkurs i pomyślałam od razu, że jest dla was stworzony :D
https://aktualnekonkursy.pl/nadeslane/ad/konkurs-literacki-na-recenzje-bardzo-zla-literatura,6999.html

Unknown pisze...

"Kobiety na przemian celowały w siebie i unikały ataku.
Taki demoniczny pingpong."
Raczej zbijak. :)

Anonimowy pisze...

Niby macie przerwę, ale strasznie się boję, że będzie jak z PLUS-em. Czy to już obsesja? D:

/TRQ

Anonimowy pisze...

O, to super. Łaknę nowych analiz!Nieśmiało dodam, że z dziką rozkoszą poczytałabym dalszy ciąg analizy "Krula Wenszuf".

Smok Miluś

BeBeBess pisze...

Armada wróci, hurra!

Anonimowy pisze...

ARMADA WRÓCI! ARMADA DA RADĘ! AR-MA-DA!
podskakuje z pomponami i dopinguje