piątek, 18 lutego 2011

17. Mogiłka w laboratorium, czyli i Ty możesz pokręcić swoją głową



Opko sponsorują literki: [k] jak kręcenie. Tu wszyscy bohaterowie kręcą [kogo, co] bo jak nie telefon, to głowę, a w jednym przypadku kręcą szyję, mimo to czują się dobrze, co nas zdumiewa.
Literka [i] jak imiesłów, we wszystkich jego formach, wersjach i odmianach.
[L] jak lecieć. Tu nic nie ucieka, spada, czy biegnie, tu wszystko leci.
Literka [l] mogłaby firmować także Logikę, ale ta została zgwałcona jak [z].
Także [p] jak perfekcjonista i psychopata oraz porządek pojmowany nad wyraz twórczo.
Na koniec - [A] jak Awangarda powieści kryminalistycznej.

Warto również spostrzec, że tytuł opka „Cicha jak ostatnie tchnienie” jest żywcem zdarty z jednego z odcinków przygód pisarza powieści kryminalnych Joe Alexa autorstwa Macieja Słomczyńskiego. Tak tylko wtrącę, jakby ktoś nie wiedział...

Domek na odludziu, zasypany śniegiem, gdzie obok niego rosną duże sosny, które przerażają swoją niestabilnością. Dróżka ułożona równiutko z krwistych cegieł, znalezionych przy budowie jakiegoś domku. Skrzypiący śnieg pod idealnie wypastowanymi butami. Czarny płaszcz narzucony na czarną piżamę w białe paski, który nie ma żadnego białego pyłka.

Sosny przerażające swoją niestabilnością od razu robią kolosalne wrażenie. Myk! I już wiemy, że będzie się działo. Będzie się działo straszno i ponuro.
Bo jak wiadomo, sosny tylko czekają na to, żeby się zdestabilizować.
Biedny płaszcz, taki samotny, nie ma żadnego białego pyłka, nie ma nawet kociej sierści.

Głowa, na której biała, równiutka twarz marszczy się z bólu.
Głowa, a na niej twarz. Równiutka, ale pomarszczona. Równiutko pomarszczona?
Ta głowa, na którą twarz jest nałożona jak beret – tak, to mocny opis.
Biała? Znaczy trup. Równiutka? Topielec. Pomarszczona? Nieświeży.

Chód jest powolny, ale i energiczny.
Mamy aŁtoreczkę z wyższej półki literackiej. Taką, co lubi babrać się w oksymoronach.
Radośnie rozpaczał, był gigantycznie malutki. Powolnie energiczny.

Jakby ktoś chciał wszystkie swoje emocje wyrzucić. Dobre i złe. Ukoić swoją duszę od problemów, albo zaspokoić ją brakiem ich.
Z nią tego tam nie było w niej, niczyje nie było to owo.

Przy wycieraczce zaczyna tupać nogami, chcąc się pozbyć nieprzyjemnego śniegu, by przypadkiem nie wnieść go do swojego ‘królestwa’. Wyjmuje ze swojej wielkiej kieszeni, w której jest idealny porządek, klucze.
Marzę o kieszeni, w której jest idealny porządek. I wielbię na końcu zdania, podmiot.

Wkłada je do zamka i przekręca.

Wszystkie te klucze na raz?

Po chwili drzwi otwierają się, a on wchodzi, zamykając ciężarem ciała wejście do mieszkania. Swoimi ciężkimi butami zaczyna uderzać o podłogę, wywołując dreszcze i nieprzyjemny hałas. Zdejmuje jak manekin płaszcz i wiesza go na idealnie wyrzeźbiony wieszak.
Już wiemy, co dzieje się nocą w oknach wystawowych – wszystkie manekiny zdejmują z siebie swoje ubrania.
Wystawa to exhibition, więc może one są ekshibicjonistami?
Aha, jak niejaki K., który w dniu otwarcia wystawy, z dumą obwieścił zakłopotanym obcokrajowcom: I’m exhibitionist!
I co? Zwiali?
Nie, ale trzymali się od niego na dystans i kątem oka popatrywali, czy jest starannie zapięty...

Mimo starania się, aby pomieszczenie było czyste, promienie słońca wpadające przez malutkie okienka sprawiając, że człowiek widzi w powietrzu latające pyłki.
Szaleństwo imiesłowów: „promienie słońca wpadające przez malutkie okienka sprawiając”
Promienie słoneczne żyły sobie wypruwając żeby posprzątający, a tu pyłki latawszy, w dodatku Ty sobie jeszcze żarty robiąc.

Poziom jego zdenerwowanie wzrasta. Zaczyna zaciskać pięści i liczy do dziesięciu, chcąc się choćby na chwilę uspokoić.
Po tym zdaniu ja liczę do czterdziestu, a potem wspak, żeby się uspokoić.

Nie udaje mu się to, dlatego podchodzi do szafki,
Mnie się też nie udaje, dlatego podejdę do lodówki.

podchodzi do szafki, otwiera ją, wyjmuje z niej plik kluczy i podchodzi do drzwi, które znajdują się na końcu pomieszczenia, mając zamknięcie zrobione z kłódki.
Podchodzi, mając zamknięcie zrobione z kłódki. Wyobraźnia mi szaleje, gdzie on sobie tę kłódkę zainstalował i w jakim celu...

Schodzi powoli do piwnicy. schodzi, bierze głęboki wdech i podchodzi do swojej wieży.

Jest to jedyna w przyrodzie wieża idąca w głąb ziemi. Taka antyteza wieżowatości...

Włącza nostalgiczną muzykę i podchodzi do jedynego pomieszczenia, które nie jest zamykane na klucz, drzwi.
Drzwi jako pomieszczenie? Dla korników jedynie...

Po chwili dziewczyna zaczyna się budzić i na samym początku ma ciemność przed oczami i lukę w głowie,
Oj, znamy ten stan, znamy...

Dopiero, kiedy odchrząka budzi się z transu i patrzy na nią, z uśmiechem przyklejonym.
Miał także przyklejonego pekińczyka, cztery śrubki, sztuczne wąsy i kalkomanię z Myszką Miki.

Zaczęła kręcić głową i rzucać nogami, przywiązanymi do siebie.

Jak manekin. Choć wizja rzucania nogami rzuca nas na kolana.
Ale jak miała nogi przywiązane do siebie, to daleko nimi nie rzucała.
Może miała je na gumce?
Takie nożne jojo?

Przejechał leciutko po jej bladej cerze i na czole zrobił ruch krzyża.
Ruch krzyża? Zastanawiające, jak te krzyże się ruszają.

Uśmiechnął się pewniej do siebie, podniósł głowę, a następnie całe swoje ciało.
I mamy przykład dezintegracji cielesnej. Wyciąga się jak Baron Münchhausen z bagna, za włosy.

Na samym końcu długiej uliczki, na której są liczne sklepy monopolowe, na murku siedziała dziewczynka. Miała blond włosy i kitki oplecione różowymi gumeczkami.

Zauważ – ona miała osobno włosy, a osobno kitki. Dziwne...
Do tego ta uliczka specjalizująca się w sprzedaży alkoholu. Są dzielnice czerwonych latarni, są uliczki błękitnych ogników. I dziewczynki siedzące na murku.

Cień zbliżał się do jej ciała, a ona coraz bardziej bała się. Czując już jakiś zachłanny wzrok, szybko podniosła się z kamiennego muru i ruszyła w ucieczkę.
Nie wiem, czy można ruszyć w ucieczkę.
Jak się cień zbliża do ciała, to czemu nie?

A on ukuł ją tylko igiełką i po chwili ciągnął ją po lesie…
Idzie, tupie po lesie
Nie wiadomo co niesie.
A on, leciutką jak mgiełkę
Ciągnie niewielką igiełkę.

W jego pomieszczeniach zawsze panował porządek. Bynajmniej starał się by taki był.

Bynajmniej, proszę Panią – bynajmniej!

Gdzieś w kącie pod oknem, na fotelu siedział on, trzymając bardzo mocno telefon. Co jakiś czas okręcał go w dłoni, leciutko naciskają na klawisze. Po chwili przestał i przysunął telefon do siebie.
Miziu-miziu, okręcony telefoniku!

- Halo?!! – Nie odzywał się. – Halo?! Jest tam ktoś!? Halo?! – Wpajał sobie ten głos.
Wsłuchiwał się w go.

Wpajam sobie ten tekst. Wczuwam się w go.

*Przepraszam, że tak późno, ale jakoś nie miałam kiedy dawać ;]
 
Spierała się żona z doktorem
Dawać d*** rano czy wieczorem.
Rankiem, rzekł doktor, to przecie
Usposabia radośnie ku świecie.
Natomiast wedle żony, o zmroku
Diablęta się budzą w jej kroku
Co męża czyni chutliwszym
Więc ku amorom jest bliższym.
Tak więc oboje, pro arte
Uznali, że to wszystko jest warte
Starań o świcie i w nocy
Bez niczyjej pomocy.

Odkąd zaginął w dziwnych okolicznościach jej narzeczony, miała ochotę zapaść się pod ziemię i zniknąć raz na zawsze z planty ziemi. Mimo, że minęły już trzy lata od zaginięcia, za każdym razem, kiedy spojrzała na jego zdjęcia, rany się odświeżały, pozostawiając na jej sercu małe kreski.
Ma bezpośrednie przełożenie z oczu na serce, samoodświeżające się rany (stygmaty?!), w dodatku ma serce całe w kreskach.

Nagle okno się otworzyło, drzwi frontowe też, a kartki zaczęły latać. Po chwili wszystko się zatrzymało, uspokoiło, a ona spojrzała spokojnie na stronę w książce. Dopiero wtedy przestraszyła się i krzyknęła, upuszczając fotografie jej małej, ukochanej dziewczynki, która wyglądała gorzej niż niejeden nieboszczyk.
Mamy opko metafizyczne, ze straszydełkami. Same obrazy spadały i szuflady wysuwały, ojej!
I dziewuszka, wyglądająca gorzej niż niejeden nieboszczyk, to robi wrażenie!
Żebyś Ty się kiedy zobaczył jak wyglądasz w poniedziałkowy ranek! Robisz wtedy wrażenie, że hej!
No co, kocie? Jestem wtedy trochę rozczochrany i tyle.


W kącie głośnik wieży, a po środku pod ścianą wieża, z której leciała grobowa muzyka, pozostawiając na duszy małej dziewczynki wielkie rysy, które prawdopodobnie nigdy nie zejdą.
W dobroci serca przyznaję, że domyślam się o co aŁtorce chodziło, ale na Bora Wszechlistnego, te nieschodzące się rysy w duszy, to jakieś pandemonium.

Jej warga ruszała się przerażająco, a z oczu leciały pojedyncze łzy.
Przerażająco ruszała wargą.
I te pojedyncze łzy.
To nie na nasze nerwy. Robimy przerwę, żeby dojść do siebie. Walerian! Nie ruszaj wargą!!!

@@@@

Tyle, że on się nie przejął tym. Wyjął zza pleców tasak i jednym ugodzeniem w brzuch zabił ją…
Jako praktyk powiadam, a Wy nadstawcie ucha:
Nie da się jednym ciosem tasaka w brzuch zabić kogokolwiek. W głowę, to i owszem... W jelita – nie da się...
Jako praktyk? Czyżbyś kiedyś kogoś tasakiem ganiał?
Ba! Oby to raz...

Dopiero wtedy… Po chwili zrozumiał, co zrobił… Zamienił się w swego ojca… Ojca, który tak samo jak on teraz, zabijał swoich synów. Czuł łzę, która płynęła z jednego oka.

Ocho! Jest łezka. Samotna, a jakże, z jednego oka.
Mamy wrażliwego mordercę, który płacze, wspominając swoje trudne dzieciństwo.
Jedno mnie dziwi - jeśli jego ojciec zabijał swoich synów, to dlaczego nie dziabnął również i tego tutaj?
Bo nie byłoby opka o czułym, seryjnym mordercy.

‘Baśka’ szepnął cicho z przerażeniem i podbiegł do niej.
Siedziała oparta o komodę i wpatrywała się w zdjęcie małej, co jakiś czas zanosząc się śmiechem i pijając czystą wódkę. Podszedł do niej i usiadł tak jak ona. Spojrzał na fotografie i się przeraził. Jego dziecko wyglądało jak nieboszczyk, a na dodatek ten napis z tyłu napisany krwią, ‘Kto teraz? Pobawimy się!’. Nie wiedział, co ma robić. Czy płakać, czy przytulić ją, czy może…

Pijając ... lubię tę formę gramatyczną. Jest taka... ciągła?
On powinien usiadając i spoglądając, tak do kompletu.

Wszedł do spiżarni i pokręcił kilka razy głową.
Jak pokrętłem, pstryk-pstryk, tuk-tuk.

W końcu znalazł odpowiedni słoik i wziął go do torby i wyszedł z pomieszczenia. Odkręcił słoik i nałożył na swoje ręce rękawiczki. Wziął do ręki leżące włosy i włożył, po chwili zamykał już słoik.
Zakręcił go, zakręcił!
To, że do środka włożył włosy, wydaje się już błahostką.
Powinien jeszcze zapasteryzować, hehehe

Wyszeptał nad jej uchem kilka słów, następnie ruszył do stolika, po nożyczki. Szybko obciął jej palce i położył obok jej ciała. Grobowa muzyka grała w tle, a on z miną zaciętego zawodnika, wykonywał swoje zadanie, wymyślone w mózgu.
Tu wszystko jest piękne. Zadanie wymyślone w mózgu, grobowa muzyka w tle, mina zaciętego zawodnika.

Gdy pozbył się jej ubrań i większości rzeczy, która mu przeszkadzała w jej ciele. A zaraz za nią u stóp, położył w pudełku schowane palce, które były idealnie położone. Od największego do najmniejszego.
Yyyy. Kciuki oba – bo są największe. Potem po dwa środkowe, wskazujące, dwa serdeczne i oba małe. Jak na moje rozeznanie – niezły galimatias.

Kroki się zbliżały, a on stał, wytrwale.

Jak Świerczewski, który się kulom nie kłaniał.
Jak Sowiński w okopach Woli,
Jak Winkelried
Jak Matrosow. (Aleksandr Matrosow (1924-43) bohater radziecki z okresu II woj. świat.; poległ zasłaniając własnym ciałem otwór strzelniczy hitlerowskiego bunkra podczas walki o wieś Czernuszki)
Jak Bela (nawet nie spróbuje się schronić przed nadciągającą Sierżant)
Po prostu stał jak...

Nagle poczuł, czyjąś rękę na ramieniu. Energicznie się odwrócił i zamachnął, uderzając człowieka silnie łopatą. Gdy uklęknął przed nim, zauważył odznakę. Przełknął nerwowo ślinę i szybko rozejrzał się wokół miejsca, a potem zaczął uciekać, zostawiając za sobą łopatę, klucze i wszystkie inne rzeczy.
latarkę, kajecik, grzebień, lusterko z Marylin Monroe, spodnie, opakowanie gumy do żucia, kanapkę z wczoraj, śrubokręt, zaświadczenie o szczepieniu przeciwko ospie...

A teraz na scenę wchodzi gajowy, pojawiający się z lasu, czyli Znikąd:

Zatrzymał się na lekko zapadającej ziemi. Od razu wyczuł, jakiś nierówny teren. Kilka metrów dalej tak samo było, ale myślał, że po prostu zwierzęta rozkopały ziemię. Pokręcił lekko głową
Czy to jakaś mania w tej okolicy?

i uklęknął na ziemi, postanawiając odkopać ją i sprawdzić, o co chodzi.
Taaaa... sarenki jako zwierzęta grzebiące. Jak się za chwilę okaże, grzebiące na dwa metry w głąb.
Może sarenki schodziły do podziemia?
Uhm... metro budować.

Zaczął powoli odkopywać i starannie rzucać ziemię za siebie. Wszystko było idealne, a jednocześnie porozwalane.
Nie panimaju. Gajowy zachowuje się jak jamnik, grzebie łapami wywalając fontanny ziemi za siebie. W dodatku zadziwia mnie ten fragment: „Wszystko było idealne, a jednocześnie porozwalane”. Co przy robieniu wykopów jakoś mi burzy zasadę prawdopodobieństwa.

Położył sobie rękę na czole, chcąc odgarnąć niesforne włosy, które zlatują na jego twarz, nie pozwalają dalej rozkopywać. Im robił większy dół, tym bardziej czuł, jakieś ciepło.
Dokopywał się do jądra ziemi. Wrząca lawa i te rzeczy.
Gajowy w końcu dokopał się do drewnianej skrzyni, więc:

Szybko wychylił się po torbę i wyjął z niej nóż.
Kiedy odkręcał ostatnią śrubkę, już nie mógł doczekać się, kiedy zobaczy złoto i inne bogactwa.

To jest normalne, że tu i ówdzie pod świeżo skopaną ziemią walają się wąskie, długie skrzynie pełne złota.

W skrzyni leżała młoda kobieta o niebieskich oczach, które patrzyły na niego, z błyskiem śmierci. Widząc ten widok, jęknął, a potem starał się wydostać z głębokiej dołu, który sam rozkopał…
Głęboka była ta doła, a ja mam doła

Kilka minut później, nie siedział już w fotelu, tylko znajdował się w swojej piwnicy i energicznie przekręcał w ręce komórkę.

Kręci komórką, a nie mówiłem!

Kiedy już miała odłożyć usłyszała głos.
- Mam paluszki, włoski, zęby i serce. – Wyliczał powoli, cicho, aż wywoływał u niej ciarki. - Którą część wybierasz? –
Zapomniał o kilku innych istotnych narządach, które też można wybrać.

Ubrała buty na nogi i wyleciała z domu, w kierunku jego pracy.
Ubrane buty aż kwiczały z radości, że polecą. Praca dla niepoznaki zmieniła nagle kierunek.

Pokręcił głową i usta ułożył w grymas. Przejechał długopisem lekko po swojej szyi, a potem nią pokręcił powoli.
Kręciu, kręciu... Tym razem kręcimy szyją. To może potrafi Mistrz Iengar, ale normalny, biały człowiek od tego zdycha. W boleściach.

Chciał się odezwać do siebie, ale za każdym razem gdy próbował, jego głos stawał się bardzo cichym szmerem, a czasami były to jakieś piski, mruczenia, mamroty.
Diagnoza: ostre zapalenie krtani.

Popatrzył na sufit. Był tak idealnie biały, że wydawało się to nie możliwe, by móc tak o nie zadbać. Poruszył się i ruszył w stronę fotela.
O te sufity dbał z najwyższą troską... A sufitów było pięć, jeden na drugim. No cóż, aŁtorka chciała zbudować postać psychopaty. Już widać, że się jej udało.
Ja też ruszam w stronę fotela! Jestem psychopatą!
A wiemy, wiemy...

Małe pomieszczenie urządzone od niechcenia.
Ach, tak... po prostu * wzruszenie ramion, phi! *

Obok niego jest komoda, która ma na swoim blacie pełno brudnych od kawy kubków. Nie brakuje tam również talerzy, misek. Naprzeciw tego wszystkiego w skórzanym fotelu siedzi mężczyzna w podeszłym wieku.
A dlaczego, czemu nie?
Komodzie też należy się.
Komoda też ma prawo coś mieć, no nie?

wstał, poprawiając swoje spodnie i ruszył w kierunku drzwi.

Gdyby poprawił czyjeś spodnie, byłoby weselej.

Kulawy lis, zanim wyjdzie ze swojej nury, musi wyzdrowieć, zregenerować się i nabrać siły.
Lisy uwielbiają nury. Po prostu – nie są w stanie się bez nich obejść...

Miała ciarki na plecach, gęsią skórkę na rękach.
Jeża w brzuchu, wodę w lewym kolanie, piasek w nerkach, kamienie w woreczku żółciowym.
I ciążę pozamaciczną w pralce.

Zamknęła drzwi i usiadła naprzeciw jego biurka i zaczęła patrzeć się ironicznie i perfidnie w jego oczy.
Drodzy Czytacze: Baśka przychodzi do swojego szefa, bo ma wiadomość, że seryjniak zabił jej bratanicę. To ważne.

- Masz racje – Popatrzyła na niego i przymrużyła oczy. – Nie będę prosiła ciebie teraz o litość i o wybaczenia – Mówiła to podniosłym głosem i bardzo pewna siebie. – Nie chodzi mi teraz o mój tyłek, ale o życie twojego dziecka, a mojej bratanicy. Nie chcę bawić się teraz w izbę najwyższą.

Odwaliła żywy obraz pt.: Kazanie księdza Skargi w Sejmie?
Izba Najwyższa, podniosły ton i gest godzien Wernyhory, to jakoś mi pasuje.

Chcę ci tylko powiedzieć, że on znowu zaczyna swoją zabawę. Gra, która już dawno zeszła z poziomu dziecięcego i wesołego na ten bardzo brutalny i wyrachowany.
Mamy do czynienia z okrutnym, seryjnym mordercą. Określanie jego poprzednich zbrodni jako dziecinadę jest hmmmm niestosowne. No cóż, taka jest logika aŁtoreczek

-Chcesz mi powiedzieć, że nie ratowałaś jej? Baśka, co z ciebie za siostra? Za ciotka?!
Ciota [ciotka] – tak w wieku XVI-XVII nazywano czarownice.

Złapał ją w żelazny uścisk i zaczął nią trzepać.

Jak podaje Sulcus: Trzepanie tylko w wyznaczonych godzinach...


- Wynoś się stąd, rozumiesz?! Wynocha! – Zaczął tupać nogą w jej stronę i pokazywać dłonią na drzwi
Wyobraźnia podsuwa mi inny obraz – tupie głową, nogą pokazując drzwi.

Powoli zbliżał się do tej polany i pierwsze co go zdziwiło to wielka dziura i wysoka kupa piasku. Podszedł bliżej. Zauważył młodego mężczyznę, który leży koło wgłębienia, a obok niego leży coś świecącego się. Zbliżył się jeszcze bardziej i wtedy ujrzał swojego podwładnego i jego odznakę. Serce zaczęło mu bić jeszcze szybciej. Doszedł do niego i widział tę bladą cerę, ręce, które powoli siniały i otwarte oczy, które były pełne strachu. Dotknął szyi. Na wszelki wypadek. Nie oddychał, a temperatura już dawno spadła.
Na tej polanie ludność okoliczna urządza sobie tradycyjnie zloty:
gajowy
policjant
szef
że o seryjniaku nie wspomnimy...
najlepsze jest to, że ta polana jest blisko komisariatu, co okaże się za chwilę.

zaciekawił się skrzynią, która była na samym dole dziury, postanowił zejść tam i otworzyć ją. Męczył się z otwarciem i kiedy już ją otworzył, przeraził się widokiem. Wielkie niebieskie oczy na niego patrzyły, usta były otwarte, ale w środku buzi nie było zębów, strasznie blada cera, i ręce, które nie miały palców.
I kolejna rozkopana mogiłka. Pamiętacie? W poprzedniej trumnie leżała niebieskooka kobieta, którą znalazł martwy już gajowy. Teraz dziewczynka, a obok trup policjanta.
Ciało gajowego się zdematerializowało, tak nawiasem mówiąc...

A na dodatek dziewczynka była całkowicie wygolona.
Szok! Szok! Słowo [całkowicie] burzy moją percepcję. Ręce i nogi ogolone, wzgórek łonowy też. Co za dewiant.

Szybko złapał się za serce i wyszedł z dołu. Wykręcił numer do kolegów - policjantów
Ma przy sobie starodawny telefon z tarczą, na której „wykręcało się” numery znajomych... Nie dziwię się, że od tego serce mu nawala.

i przerażony pierwszy raz takim widokiem, zaczął wszystko opowiadać, składając przy tym strasznie nielogiczne zdania…
Zauroczył się aŁtoreczką.

Nie umiała ponownie zajrzeć do tej szafki i zacząć rozdrapywać rany, które jeszcze się nie zagoiły.

Szafką je sobie rozdrapywała? Czochrała się o nią, czy jak?

Bała się zwykłego papieru, gdzie było to wszystko zapisane, a co dopiero wspomnień, które szybko zamienią się w teraźniejszość i będą ją zabijać powoli, aż najpierw umrze dusza, a potem ciało.
Wielki ładunek literackiej urody tej frazy brutalnie zrzucił mnie z krzesła. Spadając, przydusiłem Waleriana, który właśnie tarzał się po podłodze ze śmiechu. Musimy się pozbierać i doprowadzić do porządku.

Serce natychmiast jej podskoczyło, a zaraz potem opadło.
Serce na gumce.
Do sufitu i bęc! o podłogę.
Do sufitu i bęc! o podłogę.
Do sufitu i bęc! o podłogę.

Przenieśli wzrok z inspektora na wielki dół. Ujrzeli tam trumnę z małym dzieckiem. Ich wzrok nie wróżył nic dobrego. Pokręcili głowę i postanowili zadzwonić, po techników.

Pokręcili głowę. Sprawdzając, czy dobrze się trzyma.

Nałożył rękawiczki i odkrył brzuch dziewczynki. Nie było żadnych śladów. – No to teraz mamy, co chcieliśmy. Żadnych ran na brzuchu.
Drodzy czytelnicy! Pamiętamy przecież, że seryjniak z brzucha ofiary wyjął wszystko, co mu przeszkadzało? Gdy pozbył się jej ubrań i większości rzeczy, która mu przeszkadzała w jej ciele. Jakoś nie zostawił żadnych śladów ani ran. Takie rzeczy to tylko na Filipinach...

Przeszedł do wielkiego blatu i przejechał po nim ręką. Natknął się na gwóźdź, wyjął go i wrzucił do pojemniczka.
Gwóźdź w blacie? Dobra, stara, powojenna robota, gdy nogi przybijało się gwoździami od góry przez blat.
A może urządzał ach, te cudne, te ułudne, te prześliczne, seanse spirytystyczne? I w stoliku nie może być żadnych gwoździ.
Ochorowicza, draniu, czytałeś?
Uhmmm.

Przejechała ręką po oprawie, a potem wytarła łzę, która właśnie spada…
Kocham takie zdania...
Fanaberyjnie.

– A potem udała się na strych…
Obwiesi się, obwiesi jak nic!!!

Po 30 minutach, technicy badali ciało dziewczynki. Niestety wiedzieli, że ciężko będzie dowiedzieć się kim ona jest. Brak zębów, palców uniemożliwiło badanie DNA.
Moi drodzy: DNA mamy tylko w zębach. Reszta komórek ciała to istny chaos.
Nooo. Ale seryjniak do słoika włożył włosy i palce, widać im umknęło.

Mogiłę zabrano również, by zbadać odciski palców czy inne mikroskopijne rzeczy.
Tego nie ogarniam. Z dziesięć metrów sześciennych ziemi zabrali ze sobą, aby zbadać odciski palców...

morderca już po raz drugi przystępuje do tego co 3 lata temu zaczął. Zagrożeni są wszyscy ci, którzy są rodziną zmarłej dziewczynki.
Czyli wiedzą kto zabija i po co.
Wiedzą też (mimo braku zębów), kim jest dziewczynka i kim są jej krewni.
Pisanie kryminałów jest trudną sztuką.

- A my – Zwrócił się do Antoniego, młodego chłopaka, który ma na nosie piegi oraz okulary, a włosy ma koloru rudego
Nos też miał owłosiony.

Po raz drugi nasz seryjniak zaczyna działać. – Popatrzył przenikliwie na Marka, który w tym momencie gwałtownie zbladł.
- Szefie… - Odezwał się nagle i wstał, podchodząc do inspektora. – Niech mnie szef nie odsuwa.

Bladziochów nie bierzemy. Potrzebni nam są rumiani, dziarscy chłopcy, a nie wymoczki - rzekł inspektor, gwałtownie odsuwając go lewą ręką...

Dwie godziny później znaleźli się już w małym mieście. Pierwszym ich miejsce spotkania był miejscowy komisariat.

- Nie proponuje wam nic ciepłego, bo na razie pierwszą najważniejszą rzeczą, jest odkrycie zabójcy.
Uhmmm... od ciepłego mogliby się rozleniwić. Dlatego przywitał ich chłodno.

- Ciało małej dziewczynki, której zdjęcie z pewnością dostaliście, znaleźliśmy niedaleko naszego komisariatu, na wielkie łące.
Dlatego mógł ciągnąć za sobą kabel telefonu.

- Kazałem swoim ludziom przekopać ten teren, bowiem podejrzewamy, że tam jest pełno mogił. Zebraliśmy wszelkie odciski i wszystko co będzie nam potrzebne do zidentyfikowanie tego okropnego człowieka.
Już gajowy zauważył, że łąka pełna jest pagórków rozkopanej ziemi.
Ale gajowy się zdematerializował.
Ale... ale oni to mają pod bokiem i nie zwrócili uwagi na pojawiające się kopczyki metr na dwa???
Ale mogli zwalić to na krety.
Ale krety metr na dwa???
Może mają w okolicy wyjątkowo wypasione krety.

- Jednak nie możemy dowiedzieć się kim jest pierwsze znalezione ciało. Brak zębów, włosów, palców nie pozwala nam na to.
- Łże jak pies.

Przeczuwamy jednak, że jest to dziewczynka z naszej miejscowości, albo pobliskich. Postanowiłem wysłać kilku ludzi po wioskach, by zapytali się czy to nie jest ich dziecko, a wy popytacie ludzi stąd.
Coś tam jeden z warszawiaków bąkał, że wie, kim jest martwa dziewczynka. Jego córką...

- Będziemy mogli zobaczyć to ciało? – Tym razem odezwał się Zawada.  
- Nie wiem czy jest to konieczne, ale skoro nalegacie i bardzo chcecie, oczywiście. – Powiedział z pewną przekorą i wstał, kierując się do wielkiej szafy, gdzie są trzymany segregatory z aktami dawnych spraw.

Trzymany segregatory zawierany także ciało dziewczynki... No borskie!

– Czy potrzebujecie dokumenty ze sprawy, która była 3 lata temu? – Warszawiacy tylko pokiwali głową i po kilku minutach wyszli, zaczytując się w obszernej lekturze.
Pokiwali głową (jedną) łypnęli oczkiem i zaczytując się w obszernej lekturze...

Siedziała już drugi dzień na strychu i przeglądała wszystkie swoje notatki studenckie.
Sorry, nie prościej było znieść kartony do mieszkania?
Czepiasz się. Na strychu jest odpowiedni mrok, a nawet mhrok. Powiedz – dokumenty o seryjnym mordercy gdzie bardziej trafiają na wyobraźnię, w pokoju, czy na strychu? Ałtorka buduje napięcie, a Ty się chichrasz.

Postanowiła odłożyć tę sprawę na moment i choć na chwilę odpocząć od tego przy okazji nie zapomnieć o potrzebach fizjologicznych.
Pęcherz też ma swoje prawa.
Jeruna! Dwa dni bez sikania?

Wiedziała, że wspomnienie tak w niej odżyły, że musi je zabić, by one pierwsze jej nie zabiły, dlatego starała się robić wszystko, by odnaleźć zabójcę.
Znów cud-fraza, głęboka jak Rów Mariański

Stanęli przed małym domkiem, który nie był zadbany.

Domek miał depresję i się zaniedbywał.

Pokręcili głową z rozczarowania
Czyją głową pokręcili? Odpowiedzi telepatycznie prosimy zaadresować do nas, ale pewnością nie zareagujemy.

i zapukali lekko w drzwi, które prawie nie trzymały się na zawiasach.
Gdyby załomotali, drzwi wypadłyby z futryny. Grzeczne one ludzie są.

Nie musieli długo czekać, by drzwi się otworzyły, a w nich stała młoda blondynka, mająca włosy upięte w dwa fikuśne kucyki i ubrana w długą, za długą sukienkę.
Jak zmrużę oczy widzę, że to Tęcza cza-cza-cza...
Tęcza Tęcza Cza Cza Cza nie jest blondynką *wymownie wznosi oczy ku niebu* Ach ci faceci...

- Ale ja nie wiem czy państwu pomogę. Ja nic nie wiem. Naprawdę. Ja cały czas siedzę w domu.. Pokiwała głową, którą spuściła i odsunęła się. Weszli do ciemnego mieszkania, gdzie latały różne frędzle.

Grała głową w jo-jo. Spuszczała ją i spuszczała. W dodatku się odsunęła, żeby nosem nie zahaczyć.
A mnie do wypuku zachwycają te latające frędzle

- Czy widziała pani coś dziwnego w miasteczku? Albo kogoś, kto jakoś inaczej się zachowywał
Tak, Kaziuk spod piątki, słuchając Beethovena, doi swojego bernardyna, choć zawsze zajmuje się kozą przy wtórze Jana Sebastiana Bacha, nie wiem, co o tym myśleć, ojej!
A od trzech dni tylko Beethoven i wycie psa...

– Przejął smykałkę Brodecki.
Ja ci też przejmę smykałkę, taki będę, ot, co!
Jasza! Nie rób mi tego! Co ja pocznę bez smykałki?!

To nie jest przesłuchanie. Proszę się nie bać i zaufać nam.
- Ja naprawdę nic nie słyszałam, nie widziałam. Wychodzę tylko po zakupy. Zajmuje się cały domem – Wyjęła z kieszonki chusteczkę – I chorą matką. Od kiedy ojciec zmarł, a mamę postrzelili, wszystko przeszło na moją głowę.

Biedna głowa. Nie dość, że na sznurku, to jeszcze wszystko na nią przeszło.

Domyślała się, że w sytuacji w jakiej się znajduje wyjście z domu będzie strasznie nieodpowiedzialne, ale musiała zakupić jakiekolwiek jedzenie. Postanowiła nie różnić się niczym od miejscowych ludzi, tylko na oczy nałożyła okulary, by nikt jej nie poznał.
Do tego założyła czerwony kapelusz, pelerynę z błękitnej, plastikowej pantery i buty narciarskie, a potem starannie okryła się darnią...

Wychodząc natknęła się ponownie na tego psa. Teraz tylko się uśmiechnęła do siebie i pokręciła głowę.
To był ten dojony bernardyn. Wzięła jego głowę i pokręciła nią.
Jasza, wczuwasz się niebezpiecznie!

Przed sobą miała tylko kilka zakrętów i droga wcale jej się nie dłużyła, do momentu, kiedy ktoś złapał ją za ramię.
A w tej chwili wszystko spowoooolniałooo

Jej oczy zrobiły się jeszcze większe, a siatki, które trzymały w obydwu dłoniach wyleciały jej.
I frruu – poleciały do ciepłych krajów!

Odwrócił ją z wielką siłą, by spoglądała na jego maskę. Patrzył na nią rozkoszując się jej wzrokiem. Nie robił nic, tylko co jakiś czas wyjmował język i chował go.
Też sobie znalazł ciekawe zajęcie.
Wyjmował go z kieszeni, pokazywał i chował?
A był to Język Obcy.

– Wrócę tu – Szepnął, ale ona to usłyszała. Jęknęła przeciągle i szybko pobiegła na strych, by się ukryć…
Jak w hollywoodzkim horrorze – bezbronne niewiasty uciekają tam, skąd nie ma ucieczki, najlepiej do piwnicy, lub jak w tym wypadku, na strych.

Żałoda wziął do ręki akta, które trzymał koło siebie. Podał je gospodarzowi. Przyjął je, wziął pod pachę, wstał i położył na swoim biurku.

Żeby temu sprostać, trzeba niezłej giętkości – stojąc, położyć się na biurku tak, by nie wypuścić teczki spod pachy...

- Nie ma dziesięciu stron w papierach sprawy, którą prowadzimy. Co prawda mniej więcej sporządziliśmy rysopis psychopaty, ale te kilka stron, może całkowicie zmienić nasze domysły. – Wytłumaczył. – A jestem pewny, że te strony były, gdyż wskazuje na to liczba następnej strony.
Liczba następnej strony... jednak użyłbym słowa „numeracja”.
Bo Ty wrednym redachtorem jesteś, dręczącym Ałtorufff bez litości.

Przez to, znajdujemy się w czarnej – Nagle zahamował. Wymsknęło by mu się słowo, które nie powinien powiedzieć. Przez chwilę zaczęły targać nim różne uczucia. Ale postanowił wszystko dokończyć. – dupie!
Różne uczucia nim targały. Na przykład uczucie sympatii, radości, głodu...
- Ale znalazł się w czarnej dupie, jakie to może być uczucie?
- powiedzmy - ambiwalentne...

- Ale chyba kurka – Zaczął Szczepan – Może nam szef powiedzieć, kto ma te akta, prawda kurka?

Kuro, to nie było do Ciebie, nie myśl sobie...

- Barbara Słomczyńska – Szepnął jeszcze, a potem wyjął z kieszeni spodni flakonik z tabletkami, przeciw bólowi.
Mam nadzieję, że ze swoich spodni, a nie czyichś innych

Trzy lata żył, bez patrzenia się na czyjeś cierpienie. To nauczyło go wielu nowych rzeczy, ale przede wszystkim powstrzymania żądzy. Jęknął głośno. Wyczuwał, że ta niemoc ogarnie całym jego ciałem i wykończy go.
To trochę wbrew fizjologii, ale no niech tam.
Niemoc każe się położyć do koszyczka, nessepa?

Uśmiechnął się i zaczął iść w stronę krzaków, gdzie przed chwilą ktoś przeszedł. Naciągnął mocniej swoja maskę i wyjął paralizator. Po chwili widział zarys postaci. Podbiegł szybko do niej. Złapał ją z tyłu i mocno wbił w plecy paralizator. Kobieta lekko jęknęła, a potem osunęła się w jego ramiona.
Jako stary praktyk, etc... paralizatora nigdzie się nie wbija, bo to nie sztylet. Można przytknąć np. do szyi, ale na Bora! Przytknąć!!!
 

Postanowili, więc odzyskać akta, które brakują i spotkać się z Barbarą Słomczyńską. Szczepan właśnie szukał jej personali,
Czy oni aby od lat z nią nie pracują? Szukanie personalii kogoś, z kim siedzi się biurko-w-biurko, z kim się rozwikłuje najdziwniejsze dochodzenia? To się ma w notesiku.

Szczepan właśnie szukał jej personali, kiedy to do gabinetu wlecieli gospodarze. Spojrzeli na nich z przekąsem. Tak samo było z drugą stroną.
Druga strona właśnie przekąszała...

- No to w takim razie jedziemy do Słomczyńskiej – Rozkazał komisarz. Mikołaj i Krzysztof gwałtownie podnieśli wzrok.
- Basi? – Spytali obaj. Warszawiacy tylko przytaknęli i po chwili wyszli, kierując się do dziewczyny.

No i w tym miejscu zostawiamy naszych bohaterów. Warszawiaków, którzy nie znają adresu swojej koleżanki, Baśkę cierpiącą na uremię, znikniętego gajowego, posterunkowego z telefonem na kabel, kilka zwłok na przedziwnym kretowisku, ojca dziewczynki, który wie, że zmasakrowano jego córkę, lecz ogolonej nie rozpoznaje. Zostawiamy zwłoki zamknięte w segregatorze, palce w słoiku bez DNA, policjanta z rudymi włosami na nosie, seryjniaka, którego wszyscy w okolicy znają, zaniedbany domek, odciski palców na mogile i pokręcone głowy.
Zostawmy to. Zostawmy.
Oczyśćmy umysły. Policzmy do dziesięciu.
Popatrzmy w sufit.

Kręcący głową Jasza, płodny Walerian
Łaskawa Sierżant i przytulny Maskotek
Pozdrawiają z leśnej mogiłki.


1 komentarz:

jasza pisze...

• Pyton

• 2009-10-20
AŁtorkę powinni natychmiastowo przyjąć do Latającego Cyrku Monty Pythona i uczyć się od niej stężania absurdów!

• kura z biura

Ash, w naiwności swojej podjęłam próbę uświadomienia aŁtorki i napisałam jej w komentarzu, że DNA mamy wszędzie i brak zębów nie przeszkodzi w identyfikacji zwłok. Dostałam odpowiedź, że "no tak, ale taka jest fabuła tego opowiadania i nie zamierzam tego zmieniać".

• ash

Przygniotła mnie głupota aŁtoreczki po przeczytaniu o niemożliwości identyfikacji trupa, bo obcięto jej palce i włosy. Japierdolę, czego tych dzieci uczą w szkole -.-
A analiza rewelacyjna, muszę przyznać. Co chwilę chichotałam jak głupia :D

• Dziewczyna Ministranta

Mamo, bij mnie glanem. To zasługuje na rzeź z udziałem wszystkich zmartwychwstałych plemion Izraela. Zaniemogłam intelektualnie.

P.S.: Moja kotka, Frida, jest fanką Waleriana!

• Dzidka

Dopiero za drugim razem zmogłam :)
AŁtoreczka wystawia także piękną laŁUrkę sobie:
"Niegdyś zwariowana nastolatka.
Dziś dziewczyna z innym podejściem do życia.
Romantyczna.
Tajemnicza.
Wrażliwa.
Szczera.
Lubi patrzeć się na przyrodę i zachody słońca przy cichej muzyce ostrego rocka.
Jej przyjaciółmi są ludzie którzy mówią prawdę i nie owijają w bawełnę. "


• Furia

Wszystko świetnie, ale kiedy zorientowałam się, że to Kryminalni, oddaliłam się w kierunku permanentnego szoku ustawicznie kręcąc głową. Autorce gratulujemy inwencji, a dzielnym analizatorom... dzielności.
Czy wiadomo może skąd pochodzi autorka, bo kilka razy wyczułam subtelne naleciałości mowy charakterystycznej dla mojego regionu?


• Sineira


Rozpłynęłam się w niebycie
pogrążona jam w zachwycie
i przez Jaszy genijuszem
chylę głowę oraz duszę;)

(tak, wiem, to ma tyle sensu co wypociny aŁtoreczki;))


• kura z biura

Ale o ile wiem, Jasza się jeszcze w zaświaty nie wybiera (Słucham?! Nie jestem trupem, jestem mężczyzną po czterdziestce!), więc dyskusje o adopcji Waleriana są co najmniej przedwczesne...
• Sierżant

Pozwolę sobie odpowiedzieć za Jasze: nie możesz.
Bo to ja jestem pierwsza w kolejce do zapewnienia Walerianowi nowego domu ^^
• Monaco
"Ałtorka buduje napięcie, a Ty się chichrasz."

Czuję się umarta tym zdaniem. Jaszo, czy mogę adoptować Twojego kocura?

• Ome

Czuję się niemal zamordowana potężnym stężeniem głupoty tego tekstu. Przy życiu podtrzymało mnie jedynie równie potężne stężenie śmieszności komentarzy :) Były wspaniałe.
Teraz czyjekolwiek kręcenie głową będzie wywoływać we mnie traumatyczne wspomnienia.

• Martuś

"Miał także przyklejonego pekińczyka, cztery śrubki, sztuczne wąsy i kalkomanię z Myszką Miki." umarłam... a myślałam, że Horejszjo i spółka to szczyt szczytów... :-)

• Superkotek

Prawie jak połączenie dobrego kryminału z dowolnym utworem Gombrowicza i "Pamiętnikiem znalezionym w wannie" - ale tak, tylko z komentarzami redaktorów. Inaczej mogiła, mogiła, czarna zimna mogiła...

• astaaa

Ło matko i córko! (też to chciałam napisać :D)
Te opowiadania aŁtorek wraz z waszymi komentarzami powalają na kolana! Oby tak dalej! :)

• rotten stalk


Ło matko z córką.

• kura z biura

Łiiihaaaa! Jest mogiłka wreszcie!