czwartek, 17 listopada 2011

150. Głowa w szafie, czyli Krwawa kiszka forever

Drodzy Czytelnicy! Dzisiaj przedstawiamy opka horrorystyczne, tak straszne, że aż mrożące pianę na ustach. Mamy w nich śmierć po odgryzieniu małego palca, śmierć po wbiciu paznokcia w brzuch, zakrwawione noże, zakrwawione tasaki, Knującą Szafę, chodzący fotel i jeszcze więcej krwi.  
Przy czym jednocześnie opka te są tak wyprane z sensu, że bez wahania można traktować je jako jałowy opatrunek na rany szarpane, tłuczone, rwane i giglane.
A w ogóle to co tu dużo gadać. Sami się przekonacie *złowieszczy śmiech*

http://strachy-na-lachy.blog.onet.pl/

Za teksty się wzięli: Sineira, Dzidka, Mikan, Szprota, i Jasza, swoje trzy grosze dostukali Kura i Purpurat.

Indżolando!

,,Testament i umowa"

              Rozpoczęło się lato. Na dworzy (znaczy, na zewnętrzy?) panował potworny skwar, ale i tak Pila pracowała przy kwiatkach w ogródku. Dom zostawili jej rodzice dla niej, ale w testamęci [gdy notariusz w nim zachachmęci] pisało, że Pila może otrzymać dom wtedy gdy wyjdzie za mąż. Pila nie miała męża ale dom dostała...
Jako zadośćuczynienie za głupie imię Pigułka?

W testamęci ku pamięci
Spadkodawca coś tam smęci
Kto wolę przodków olewa
Niech kłopotów się spodziewa.

Nie ogarniam. Na cholerę pisać testament, bulić za notariusza i inne takie - nieważne, co tam wpiszesz, i tak wszyscy to oleją i dadzą spadek po tobie jakiejś mamei z horrorowego opka...

Skończyła kolejną plantacje kwiatków i rószyła (ruszyła zraszać przyprószone sadzonki) w kierunku domu. To był dóży dom z ponad 7 sypialniami (w sam raz na każdy dzień tygodnia) 3 łazienkami i 2 piętrami plus strych.
Przerobić na pensjonat i zarabiać, co się ma taka powierzchnia marnować?
Można go nazwać przy tym Domem Dożów.
Po co przerabiać, jeszcze będą się jej jacyś obcy pałętać. Jak widać radzi sobie świetnie bez tego.
I bez słownika ortograficznego.
Tja... “Żebyś ty miał sto pałaców, w każdym z nich sto pokoi, w każdym pokoju sto łóżek, i żeby cię nocami cholera z łóżka na łóżko ciskała, i żebyś zasnąć nie mógł.”

Pila weszła do łazienki i postawiła czajnik na kuchene aby zrobić sobie cherbate.
Przyjmijmy, że tym razem “ch”, bo herbatka chabrowa. Bo wcześniej była mowa o kwiatkach.
Połączenie kuchni z salonem to szyk i moda, ale łączenie łazienki z kuchnią to ekstremalna awangarda jest!
Ja bym powiedziała, że ona w ogóle nie miała kuchni, gotowała w łazience :)
Jak się ma trzy łazienki i ani jednej kuchni, to trzeba sobie jakoś radzić.

Niespodziewanie usłyszała czyjeś kroki. Tak jakby ktoś przeszedł za jej plecami z łaznki do salonu, [O, łazienka jest połączona również z salonem. To się nazywa kombo...] ale gdy się odwruciła nikogo tam nie było. Następnie siadła przy stole i zaczęła pic cherbatę.
Wolała nie ryzykować, że ktoś jej ziółka wypije, uwagę podstępnie odwróciwszy.

Usłyszała skrobanie po ścianie.
- Pewnie myszy - Powiedziała i popiłała cherbatę dalej.
Ta to ma nerwy ze stali!

Niewzruszona Pila
W filiżance lila
Wciąż herbatkę piła
I tak sobie żyła.
Aż nieznana siła
Piłą Pile łeb upitoliła.


Szkrobani wydawałao się jakby się do niej przysówało (suwało sówką po skuwce, sunąc w kierunku zasuwki) i było coraz i coraz bliżej...
Pila(r) Szkrobani, potomkini włoskich emigrantów.
Pilarka do szkrobani(a).
Szkrobanie było coraz bliżej. W końcu zaczęło czochrać się o nogi.

Aż w końcu urwało się.
JEBUT
I było to jedyne w przyrodzie szkrobanie rozplaśnięte o podłogę.

Pila wstała i wszedła (aghhhrr!!!) do salonu. Na stoliku leżała gazeta,której kartki zaczęły sie obracać hcociaż nikogo pzy niej nie było.
Zamknij okno.
Może literki też wtedy nie będą się mieszać.

Popatrzała w bok. Okno było otwarte - Pewnie wiatr obraca kartki - I poszła zamknęć okno. Ponownie usłyszała jakby ktoś przeszedł za jej plecami... Odwruciła się powoli i z hukiem wpadła na szybę rozbijając ją głową.
Odwróciła się powoli, czyli ostrożnie, jak mniemam, a jednak zdołała wpaść z hukiem na szybę? Nieno, gratsy.
Może siła odśrodkowa tak nią miotnęła? Niezbadane są prawa fizyki opkoidalnej.
A mówiłam, żebyś je zamknęła!

Ktoś uderzył ją w twarz. Ale przeciez nikogo nie było.
Nieprawda! Wcześniejsze szuranie towarzyszyło oddziałowi komandosów,*) rozpraszającemu się po pomieszczeniu.
*) Ten, to się zlał na dobre...
To zupełnie jak w tym opku. Brak poszanowania dla gramatyki i ortografii siecze nas po twarzach.
“Duchowi memu dała w pysk i poszła”.

Coś po chwili chwyciło ją za rękę i rzuciło nią o ściane [tą ręką?!] - Przestań! Co robisz!
- To moja ręka! Nie oddam ci jej!

- Poczuła czyjś oddech na swojej szyi.
- Czy to komornik? - zaskrzeczała lokatorka sutereny.

Nagle osoba stojąca za nią przybrała krztałty kobiety z długimi blond włosami i zielonymi oczami - Kim jesteś? - Zająkała się Pila.
Z opisu to Ino Yamanaka, koleżanka Sakury.
Albo moja kuzynka, ale ona raczej nie materializuje się tak znienacka.

- Kimś kogo powinłaś się bać - Rzekła i podszedła do Pily.
- Powinłam? - spytła Pila i cofła się w popłochu.
- Powinłaś - potwierdzła kobieta, podszejdując bliżej.

- Wynoś się z mojego domu!
- Twojego? Nie dziswi cię dlaczego twoi rodzice zażyczyli sobie abyś miała męża - Pila pokręciła przeczącą ogłową - Bo zawarłam z nimi układ...
Swatki, jak widać, bywały cholernie natrętne i dlatego jest to zawód na wymarciu.

- Jaki!
- Muflony!
- Antylopy!

- Miało polegać na tym, że oni będą mi dostarczać dzieci... na pożywkę - uśmiechnęła się - a ty i oni będą żyć.
Drogie Czytelniczki! Jeśli Wasi rodzice cieszą się, że zakładacie rodzinę, pamiętajcie - oni z pewnością są w zmowie z Licho Wie Kim.

- A co ma z tym wspólnego moje małżeństwo?
Oj Pila, aleś ty mało domyślna. Dzieci się nie da wyhodować na grządce z kapustą, no!
Oj tam, papierek do tego niepotrzebny.
Jednakowoż daje ułudę stałości produkcji.

- To, że potrzebowałam kolejnych ofiarf.... Waszych dzieci... Chyba wiesz, że miałaś siostrę i brata... - Pila skrzywiła się [z niesmakiem] - Były naprawdę smaczne... - Oblizała się - Były takie mięciutkie, słodziutkie...
Chrupiące... Z rumianą skórką... Aż się głodna zrobiłam.
Boru, to jakiś chów selektywny. Te na odstrzał, te do rozrodu...

- Przesteń... Co masz zamiar teraz zrobić? - Pila połknęła za strachem ślinę. [Nie “połkła”? Jestem roSZczarowana.]
- No cuz obiecałam twoim rodzicom, że cię oszczędze jeżeli ty po ich smierci będziesz mi dostrczała pożywienia, ale widzę, że nie ma tekiej mozliwości... więc - Wzruszyła ramionami i rzuciła się na Pile.
Mamy oto do czynienia z przypadkiem sukcesji uniwersalnej, kiedy to nabywca wstępuje w ogół praw i obowiązków majątkowych poprzednika. I właśnie dlatego należy się dobrze zastanowić, zanim się przyjmie spadek!
Jak to nie ma takiej możliwości? Daj jej szansę!

Pila prubowała ją szarpać za włosy, ale to i tak nic nie dało. Kobieta odgryzła jej mały palec gdy ta zaczęła ją szarpać za palec.
Typowa babska naparzanka: wytarmosić się za kłaki, chapnąć w palec...

Pila leżała n ziemi. Wykrwawiała się.
Po urwaniu jednego, nędznego, małego paluszka? Trochę jej to zajmie.
Wiesz, może urwała jej paluszek... przy samej szyi.
Jak widzę te błędy, to mam ochotę urwać aŁtoreczce głowę przy samej dupie.

Kobieta kr=lęczała nad nią. Położyła jej rękę na brzuchu po tem zaczęła wbijać pazur w brzuch Pily tak, że zagłębił się w nim cały.
Pila była martwa...
Martwa od szpona wbitego w brzuch. Mujeju, co ta potwora miała pod paznokciami?
Lepiej chyba nie wiedzieć.

Kobieta zabrała ciało i udała się z nim do swojej kryjówki...
… by w spokoju delektować się posiłkiem, niczym analizator urodą opka.
I strzeliła sobie kobitka samobója, bo właśnie pozbawiła się stałego źródła pożywienia.

,,Syn morderca" cz.1

Zdarzyło się to w 1892 gdy postanowiono zniszczyć cmentarz na wzgórzu. Na miejscu camentarza postawiono piękny dom.
A potem Tobe Hooper nakręcił o tym kultowy horror.

100 lat puźniej do tego domu wprowadziła się rodzina. Nowe małeżeństwo po ślubie.
W odróżnieniu od starego małżeństwa, które też jest po ślubie?
Sto lat później ? Pośrednik nieruchomości ubił interes życia!
Dopłacił im i sfinansował remont generalny, by wreszcie pozbyć się tej ruiny i móc spokojnie przejść na emeryturę.

Od razu spodobał im się dom. Sprzedawca opowiedział im chistorie o kobiecie, która krąży po domu i płacze.
“Chistoria” krąży po necie i wyje.
Chorrendalna Chistoria o Chisteryczce.
Chichoczącej cholernie.
HiHoczącej Holernie, o!
A ch... z nią.

Ale oni nie uwiażyli w to i tylko się z tego naśmiewali.
I na płocie wieszali uwiązy i kantary.

Pewnej nocy Julie obudził płacz. Postanowiła wyjść i zobaczyć kto tak potwornie lamentuje.
Patrzy, a tam analizatorzy siedzą i wyją, tłukąc głowami w mur.

Zszedła (Jeżu Jak Byk, jaki byk!) (ja też zszedłam) do kuchni potem zobaczyła w salonie, ale nikogo nie było.
Zobaczyła nikogo w salonie i poszła.
Zobaczła.

Postanowiła więc wr(z)ucić (mężowi żabę) do łóżka. Godzie (O mój Godzie, czemuś aŁtoreczkę opuścił. Na pocieszenie mąż miał w łóżku żabę, choć to jednakowóż płaz) później znowu usłyszała pła(c)z, ale tak jakby dobiegał on z łazienki więc udała się tam.
Powoli otworzyła drzwi. Na wannie zobaczyła jakąś kobiete. Przelękła się ale nie uciekła.
-Kim pani jest? - Zapytała Julia
- Jestem Rura Wyjąca Nocami. - odpowiedziała Rura grzecznie.
- Co pani robi w mojej łazience i dlaczego wypiła pani cały płyn do kąpieli?
- Przydałoby mi się trochę kreta na przeczyszczenie.
- I hydraulik, żeby skutecznie przetkał.
Słuchajcie, pytanie techniczne. Jak można kogoś “na wannie” przyuważyć? Jak “na zakładzie”, “na dziale tradycja” (autentyczne) itd.?
Nooo, jak się siądzie albo stanie na krawędzi wanny, to się jest “na wannie”, nie?

Kobieta nie odpowiedziała, ale przestał lamentować.
Zgodnie z opkowym kanonem zmieniając płeć co drugie zdanie.
Normalna, naga kobieta, przyłapana w kąpieli albo wrzeszczy, albo się zatycha.

- Moge wiedzieć co pani robi w naszym domu?
- Szukam dziecka
- W wannie?!
Dobrze, że nie w pralce.
Pewnie wylała dziecko z kąpielą.

- Odpowiedziała kobiet i odwruciła się do Juli. Jej twarz była potwornie blada i pozbawiona wyrazu. Zamist łez z oczu leciały jej stróżki krwi.
A strażniczki juchy bujały się na uchach.
Oczy jej pękły ze zdziwienia.

- Dlaczego szuka go pani tutaj?! - Uniosła się Julia
Zawsze dbała o czystość swej łazienki. Nie miało w niej prawa przebywać żadne robactwo czy inne pędractwo.
Jak również obce baby szukające dzieci.

- Nie powie pani nikomu? - Powiedział kobieta wstajc i podchodząć do Juli. Chwyciła jej ręke i porzyłożyła sobie do policzka - Pani jest taka ciepła - Oznajmiła po chwili.
Mamy do czynienia z oryginalną formą zalotów.

- Możliwe - rzekła Julia wyrywając ręke spod dotyku kobiety. - Dowiem się w końcu co tutajpani robi?
- Tutajpanię. Pani też powinna spróbować, tutajpanienie jest bardzo stymulujące.

- No więc... Ja tutaj mieszkałam, ale musiałam się wyprowadzić. Miałam dziecko. Syna. Nazywał się James. Zdenerwował mnie. Rzuciła się na  niego. Zapomniałam, że mam w ręku nóż.
- Bo wie pani, ja bardzo roztargniona jestem...
- I jeszcze nie brombrałam.

Dźgnąłam go. James umarł - Kobieta rozpłakała się.
- Zabiła go pani? To dlaczego teraz szukasz go tutaj?
Płynnie przeszła na “ty”, w końcu kto by tam “paniował” morderczyni.
Myślałam, ze gdzieś tu leży.
Przyszłam sprawdzić, czy nie wystaje zza wanny.

Kobieta cofła się.
Mi też cię cofło, jakżem spojrzła na tego byka.
Cofła i kojfła.

Julia odwruciła się. Za swoimi placami zobaczyła chłopca w wieku około 8 lat. Ale jego twarz była brudna, zapłkana i sino blada.
Szukam związku logicznego pomiędzy tymi dwoma zdaniami. Wychodzi, że wiek ośmiu lat wyklucza brudną twarz.
Zapłkaną też. Poza tym, wychodzi, że miejscami była sina, a miejscami blada...

Chłopak na brzuchu miał ranę po ciosie.
Słoń go zaatakował.
A na plecach miał plecak.
Ten słoń.
A flaczki mu dyndały i obijały się o kolanka.
Temu słoniu.
Bez trąbu.
Jest taka egipska sztuka o słoniu depczącym ludność miasta. Bardzo przyjemna lektura.
Coś jak Godzilla?

- James? - Powiedziała wystraszona kobieta - James kotku! -
Chłopak patrzał na matke spod swojej grzywki.
Matka odpowiedziała mu hardym spojrzeniem spod grzywki sąsiadki.

Zaza pleców wyjął nóż. Zakrwawiony...
A mamusia tyle razy mówiła, żeby nie obcinać sobie paznokci nożem!
Zazulu, niebożę, a siła będziem mieć chłopczysków?

- Przecież nie zabijesz mamusi - Powiedziała kobieta i zaczęła cofać się do tyłu.
James natomiast cofał się do przodu.
I tak na okrągło gonili się po kątach.
Dokoła słonia.

- Mamusi? Moja mamusia by mnie nie zabiła - Powiedział chłopak zbliżając się w kierunku kobiety. Julia stała i patrzała na całą akcje.
Przyniosła sobie nawet popcorn i colę.
Zaczynała godzić się z tym, że w jej łazience urzęduje para upiorów, kto wie, może kiedyś wykorzysta je do odstraszania myszy.

Chłopak minął ja obojętnie i podszedł do kobiety.
- Przecierz (ż, na litość!!!) ja nie zabiłm cię umyslnie - Krzyczała kobieta.
To niechcąco przecież! Zresztą, sam się napraszałeś.
I przypadkiem się nadziałeś na nóż. Dwanaście razy.

- Liczą sie intencje - Poraz pierwszyna twaorzy chłopca pojawił się parszywy uśmiech......
Po czym znikł niczym parch jaki złoty, gdy James uświadomił sobie, że właśnie pozbawił się argumentu.

,,Syn morderca" cz.2

Julia stał. Nic nie mówiła.
Musk jej się zawiesił, miotał się w poszukiwaniu odpowiedniej reakcji.
Ten słoń, którego nie powinno tu być, zaburzał jej ogląd rzeczywistości.

Przecierz nie mogła pomóc, a nawet jeślito bała się nier pojmowała jednak tego jak zabity chłopiec może teraz chodzić.
Normalnie, jak każdy zombiak. *wzrusza ramionami*
Ewentualnie miał dużo robaków.

- Nie rób tego Jemsie. Błagam! - Pisneła kobieta
- Już za późno - Powqiedział chłpak.
- Już powziąłem zamiar, o!

Kobieta potchnęła się (tchnęła potem?) i wpadła do wanny. Chłopak poszedł do niej. Delikatnie i powoli zagłębiał nóż w jej szyi.
Ot, pieszczot mu się zachciało,
Poderżnąć gardło - to za mało.
Smyrając lekko po tchawicy
Dotarł ukradkiem do tętnicy.

Z rozciętej tętniy polała się strżka krwi.
AŁtorko, jesteś pewna, że to była tętnica? Bo leje się ta strÓżka dosyć niemrawo.
Lejąca się stróżka - dozorczyni biczująca się miotłą.

Spływała po wannie i po kafelkach.
Ale popatrzcie, jaki z niego porządny morderca. Dba o to, by nie pobrudzić cudzych podłóg!
Natomiast Julcia stoi i gapi się jak wół na malowane wrota. I ani piśnie.

Chłpak trzymał nóż w szyi matki i patrzał jak ta w bólu i męczarniech umiera. Jednak na tem nie po przestał. Jednym ruchem w prawą stropnę trzymając nuż w gardle kobiety zaczął ciągnąć nóż.
Trzymał w gardle NUŻ i jednocześnie ciągnął NÓŻ, z czego wynika, że NUŻ jest jakimś tajemniczym narzędziem... widelec?
Jeden nuż ma tuż tuż,
drugi nóż trochę dalej,
nuż głęboko w szyi już,
a nóż gdzieś w migdale.

Gardło podcięte wydobywało sięcoraz więcej krwi. Julia zwymiotywała.
No i masz, oprócz wanny i ścian trzeba będzie jeszcze podłogę wyszorować.
Przynajmniej jakoś zareagowała. W KOŃCU.

Chłopakwyciągnął nóż. (nie wiadomo który już) Podszadł do kJulii i powiedział:
- Może to pani potzrymać, chciałbym jeszcze mamusię potorturować - I podał jej z zalanej krwi ręki nóż. Dziewczyna trzymał go w ręce. Była cała roztrzęsiona. W ty momencie do łazienki wpadł Tim ( mąż ) . Popatrzał najpierw na kobiete we wannie a potem na żone.
- Wiesz co? Mogłabyś sobie zrobić taką fryzurę jak ta pani, byłoby ci bardziej do twarzy! - powiedział, przekrzywiając głowę - No i mogłabyś się ufarbować na czerwono.

- To naprawde nie ja - Powiedziała Julia wypuszczając z ręki nóż
Tim nic nie powiedział - To ten mały chłopiec - Pokazała palcem w miejce w którym przed chwilą stał chłopak, ale teraz juz go tam nie było.
I tu się sprawa rypła. Poznaliśmy już wersję oskarżonej, ale zeznania świadka wskazują na zupełnie inny przebieg wydarzeń. Po prostu - obca baba wlazła do domu i zwymiotowała w łazience, co tak rozwścieczyło gospodynię, że zadźgała ją nożem (i widelcem).

- Julia? Coś ty do cholery zrobiła! - Powiedział nie umiąc (ach!) złapać tchu.
- Zarzygałam podłogę, no co się dziwisz?

- Nic naprwde. Przecież wiesz, że ja bym nigdy w życiu takiego czegoś nie zrobiła - Mąż spóścił na dół głowę .
Wolał zamknąć dziób. Bał się, że będzie następny.
Spóścił na dół, nie umiąc spóścić na górę.
Powiedziałabym coś, ale to nieletni czytają....
Spoko, ja wiem, co chciałaś powiedzieć :)

Po czym powiedzia ł.
- NNikt nie może się o tym dowiedzieć. Chodź.Wczesnym rankiem ją zakopiemy za domem i jak najszybciej wyjeźdźamy.
Zanim się zaśmierdnie.
Nagłe zniknięcie właścicieli zakrwawionego domu nie zwróci niczyjej uwagi. Wcale a wcale.
I nawet jeżeli ktoś zauważył, że o poranku kopią w ogródku, to nic sobie nie pomyślał, nic a nic.

Tim wzioł Julie za ręke,ale ta nie chciała się ruszyć z miejsca.
- Wieżysz mi? - Pisneła Julia
- Niewiem...
… chyba jednak ci wieRZę.

Tak więc wcześnie rano Julia i Tim zaczeli kopać wielki dółdo którego następnie wrzucili zwłokikobiety. Jej oczy były otwart. Gardło sine...
Co ma tu do rzeczy gardło naszej Sine?
Wysoki Sądzie, ta sprawa jest wyjątkowo zagmatwana. Zasinienie gardła wskazuje na śmierć przez zadławienie (czyli ucisk obcej ręki), natomiast narrator uparcie twierdzi, że w ruch poszły sztućce.
Narrator bredzi od samego początku.
“Sine gardło” zdradza oblatanie aŁtorki w mitologii indyjskiej, sugerując jednocześnie, że może polski jest dla niej językiem wyuczonym. To tłumaczyłoby ortografię...

Następnego dnia wyjechali, ale po domu dalej krążył chłopiec. I czeka aż ktośsię wprowadzi.
Tylko po co?
Noża szuka.
Będzie wtedy Dzień świstaka. W łazience znów wyć będzie kobieta szukająca syna, zwabi właścicielkę, pojawi się zombiak, zarżnie matkę, wrobi gospodynię, zieeew...

Może to będziesz właśniety??
Nie chcę być właśnięta, nie chcę! Nie wiem, co to jest, ale brzmi włochato, fuj!

,,Dziecie Nieochrzczone"

,,Boimy się tego co jest… a bać powinniśmy się tego czego nie widzimy [powietrza!].[prądu! atomów!] [neuronów!] [rachunku za ogrzewanie w styczniu!] Tego co nas prześladuje tego co ma tylko jedno na myśli: Zabić! Historia Dzieci nie ochrzczonych, które powracają nie tylko w koszmarach…”
Ale i na jawie. W sklepiku, gdzie kupujemy pieczywo na śniadanie, na stacji paliw i na korytarzu w Firmie. Świetnie.
Gdzie nie spojrzysz, tam nieochrzczone dziecko. I co w tym takiego koszmarnego?
No, wiesz. Według niektórych sam widok powinien wypalić Ci oczy.
Religijne fobie są takie smakowite, mniam!

Wysoki dom z lekko brudnymi cegłami. Różnił się od domków w mieście.
Które brały codziennie prysznic.
I nazywały go pogardliwie “wieśniakiem”.

Stał poza nim dlatego nikogo nie interesował.
Taki biedny, brudnawy dom na marginesie.
Gdy ktoś przechodził, skromnie usuwał się w bok, mamrocząc pod drzwiami przeprosiny.
Wstydliwie osłaniając okiennicami załzawione oczodoły okien.

Po prostu stara ruina, której nikt nie chciał kupić. Ale dom owy [domowy? do mowy?]skrywał tajemnicę. Okropną tajemnicę.
Ja wiem, że te wszystkie Okropne Opkowe Tajemnice są równie przewidywalne co śmierć i podatki, ale może zastanówmy się, co do za tajemnica? Ja obstawiam tajemnicze ginięcie skarpetek w suszarni.

Bowiem to w czasie wojny ginęły jedynie dzieci z miasteczka
To dobrze, że nie z okolicy.
Ja wiem? Jak z samego miasteczka, to chyba szybko się skończyły.
A co ze skarpetkami?
Straszliwej Tajemnicy Ginących Skarpetek również nie rozwikłano.
Jakby w czasie wojny ginęły jedynie dzieci z miasteczka, to byłoby nieźle. Okropne, owszem, ale nie zginęłoby aż 70 milionów ludzi.
po jakimś czasie wszystkie znaleziono je tutaj. W starym pokoju, przypominającym salę operacyjną. Nikt nie wie co się z nimi działo. Zagadka nie rozwiązana.
Phi, to co nam rzyć zawracasz nierozwiązaną zagadką.
Bo to specialite de la maison tej aŁtoreczki. Opka bez zakończenia, historyjki bez zamknięcia, horrory bez morału, blubry bez sensu.

Ale jednak pewnego dnia kobieta, która urodziła dziecko w miejscowym szpitalu nie zobaczyła go.
Szpitala?
A co w tym dziwnego, jak się jest w środku, trudno naraz zobaczyć cały szpital.

Lekarze od razu wynieśli niemowlę i nigdy się już nie pokazali.
Poszli w siną dal. Jak doktor Żywago, który wyszedł po papierosy i w międzyczasie wstąpiło go do Armii Czerwonej.
Może tego niemowlęcia też wstąpiło.
To częsta praktyka. Michael Hutchence w taki sam sposób opuścił Kylie Minogue.

Kobieta zrozpaczona wyjrzała przez okno i spostrzegła, że duży samochód z jej dzieckiem oddala się za miasto
To się wstrzeliła w moment, skubana.
I przez okno zobaczyła, że w samochodzie jest jej dziecko, noworodek w dodatku? Dobra jest. Powinna zatem jednak ten szpital też cały widzieć.
Oj, bo dzieciak się darł, to go wystawili za okno, no.

Wiedziała gdzie je wywieziono.
O, ryli? To nie ma co panikować, tak?
Nooo, skoro się ma supermoce i widzi przez karoserię oraz rozpoznaje swoje dziecko z dużej odległości (noworodki są takie.... no wiecie... mało zindywidualizowane), to nie ma co panikować.

Wyczerpana jednak ubrała płaszcz na siebie i uciekła ze szpitala. Biegła lasem.
Tuż po porodzie, biegła przez las, aha. Dyndając łożyskiem.
Tja, miejmy nadzieję, że na resztkę pępowiny nie nadepnie, względnie się w niej nie zaplącze.
I chlapiąc nieco.
Jasne, jasne, a personel pozwolił położnicy latać samopas. Nawet w najgorszym polskim szpitalu takie cuda się nie zdarzają.
Personelu nie ma, personel zwiał z dzieckiem.

Nie zwracała jednak uwagi na to, że kamienie i rozbite butelki raniły jej stopy.
Walkin’ on, walkin’ on broken glass. Matka - fakirka!
To był las, czy wysypisko?
W Polsce to czasami trudno odróżnić.

Musiała odzyskać dziecko. Za wszelką cenę. Biegła chociaż nie potrafiła już złapać tchu.
Więc biegła zhiperwentylowana, z odrywającym się czubkiem głowy.

Do koła było ciemno.
I do kwadratu czarno.
Ciemno było w reszta kadłuba przecież.
Reszta kadłuba była w ciemno.

Niespodziewanie wybiegła na asfaltową drogę.
Aż tu WTEM! Asfalt.
Enter asfalt.
To musiało być w Polsce. Tylko u nas asfaltowe drogi tak niespodziewanie się zaczynają. I kończą.
Na przykład w środku lasu. Pół biedy, jeśli idziesz sobie spokojnie, grzyby zbierasz, a tu asfalt. Gorzej w drugą stronę, zwłaszcza nocą. Chłopu się kiedyś tak nagle asfalt skończył, że o mały włos byłby się z kombajnem zderzył!

Przed sobą zobaczyła stary i zniszczony dom. Obok stało owe auto, którym odjechało jej dziecko.
*W desperacji wystosowuje Orędzie do AŁtoreczek*: Jeśli nie potraficie odmienić przez rodzaje i przypadki zaimka [ów], to dajcie sobie spokój.
Choć to i tak betka w porównaniu z cudem pt. “z ów dziewczynami”.

Ciemną noc rozerwał krzyk niemowlęcia.
Jak wybuch bomby fosforowej.
I nastał świetlisty świt, ukryty tymczasowo za lasem.

Głośny i wyraźny. Kobieta drgnęła ale nie przestraszyła się.
Własnego dziecka miała się bać?
A Ty wiesz, jak się takie małe potrafi drzeć?
Zwłaszcza, gdy da głos znienacka.
To już wiem, czemu mam takie nerwowe tiki, tiki, tiki.
- Czy przeszkadza pani donośny płacz pani dziecka?  - Nieeeeeee!... Nieeeeeeeeeeeeee!!!

Przebiegła przez most nad stawem i wybijając okno [w czym? W moście? W stawie] dostała się do środka.
Stawu czy grobli? A może to było bobrze żeremie?
No nie ma spokoju, odkąd zekranizowano “Tajemnice Wiklinowej Zatoki”!

Kawałek rozbitej szyby rozciął jej rękę ale ona tego nie zauważyła. Wnętrze było puste.
To wyjaśnia dziwne zachowanie boChaterki - była tylko kukłą.
Nawet pakuł nie napchali do środka.
Wytrząchała z siebie wszystko podczas biegu przez las.
Ciekawe, którędy jej wyleciały.

Wielka hala a do góry prowadziły schody. I znowu ten krzyk. Krzyk niemowlęcia dobiegający z dołu. Spostrzegła schody prowadzące na dół a tam palącą się lampę. Powoli zeszła. Płacz jej dziecka był bardziej wyraźny. Przeszły ją ciarki. Ręką dotknęła białej ściany na której została krwawy ślad jej dłoni. Teraz krzyk był wyraźniejszy. Nie! To nie był krzyk! To były płacze. Płacze kilkunastu dzieci.
W rzeczywistości było to kilka okolicznych kotów, które akurat w tym miejscu postanowiły załatwić swoje kocie porachunki.
Kotłownia - miejsce, w którym koty się kotłują.

Powoli weszła do pokoju, który był jaskrawo oświetlony. Ściany białe a do koło kilkanaście kojców z dziećmi. Jak ona rozpozna swoje?
Hmmm, po kolorze skóry? Po zaschniętej krwi i resztach błon płodowych na główce?
Po podszeptach serca?
Ej, a poprzednio je rozpoznała przez karoserię...

Musi je znaleźć i uciekać zanim ktoś ją tutaj znajdzie.
Usłyszała otwierające się drzwi po drugiej stronie pokoju. Schowała się pod jeden ze stołów. Skuliła się i objęła nogi
Tego stołu.
Na stole, wzorem z wielu filmów, był pewnie dłuuuuugi obrus, który szczelnie ją zakrył? To miłe, że nawet w takiej dziurze ktoś pomyślał o obrusie.
Z frędzelkami.
To było sukno konferencyjne.

Wtedy zobaczyła jak bardzo są poranione.
Bandyci, mordercy, poniewieracze stołów! Nie dość, że stół up*** jak w tefałenie, to jeszcze ma nogi poranione!
Pffff tam poród... Gorsze te nogi!
Kopano je podczas licznych staff meetingów.

Ktoś wszedł. Na nogach miał czarne buty. Zatrzymał się. Przykucnął i ręką dotknął zakrwawionych śladów na podłodze. Śladów, które należały do niej. One ją zdradziły.
Słusznie aŁtorka darowała sobie dokładniejsze opisanie śladów, które boChaterka za sobą zostawiała, albowiem z pewnością były wyraźne i niewiele miały wspólnego z poranionymi stopami.
Jakie by nie były - zdradziły!
Ejno! Ona miała rany na dłoniach! Na rękach szła?!
Nie chcę się czepiać, ale zostawiała ślady jak ranny ślimak...

Nagle mężczyzna chwycił ją za nogę i wyrwał spod schronienia, które miło być bezpieczne.
Bezpieczeństwo zazwyczaj jest miłe, nawet jeśli niegramatycznie.

Teraz zobaczyła jego twarz. Twarz człowieka, który w życiu wiele wycierpiał.
Na czole miał napisane “wiele wycierpiałem”, na prawym policzku “w życiu”, na lewym “i w ogóle”.
Nie dziwię się, że ma na twarzy wiele cierpienia skoro od iluś godzin słucha nieustającego ryku kilkunaściorga dzieci.

Spojrzał na nią swoimi błękitnymi oczami i chwycił za włosy. Następnie pociągnął w kierunku innego pomieszczenia. Rzucił ją na jakiś fotel i przywiązał bardzo starannie. Sprawdził czy aby na pewno stąd nie ucieknie. On wyszedł z pokoju.
Dlaczego mam wrażenie, że to fotel wyszedł?
Jeśli miał cztery nieporanione nogi, to po prostu - wziął i wyszedł.

Po chwili wrócił i przyniósł na rękach dziecko.
- To chyba twoje – Powiedział kładąc jej na kolanach niemowlę. To był chłopczyk i ciekawie rozglądał się po pokoju. Cały czas płakał.
Albo się rozglądał, albo płakał, do diaska! Albo miał dwie głowy. Poza tym noworodki NIE ROZGLĄDAJĄ SIĘ Z CIEKAWOŚCIĄ.
Z wyjątkiem potomków Szatana w horrorach klasy Z.
Z wyjątkiem noworodków u Danielle Steel - te to jeszcze podczas porodu się rozglądają, gdy tylko główka im wyjdzie.
Położne! Noście maseczki przy odbieraniu porodów! Nie wiadomo, co taki drań zapamięta...

Spojrzał na matkę i od razu się uspokoił.
Podwójny fail. Noworodek widzi wyraźnie na odległość 20-30 cm, a umiejętność rozpoznawania twarzy pojawia się dopiero u dzieci dwumiesięcznych.

Na jego rączce takiej delikatniej zobaczyła czerwoną bransoletkę z jakimś numerkiem.
Paczpani, a u nas to się zakłada opaskę z imieniem i nazwiskiem.
Ale to mhoczny żłobek jest. Tu są tylko numery.

Mężczyzna spojrzał na kobietę i uśmiechnął się. Wziął chłopca, który znowu dostał ataku płaczu.
Bullshit. Noworodek ma głęboko gdzieś, KTO go akurat trzyma na rękach.
Ale to prawdopodobnie był co najmniej dwumiesięczny noworodek.

- Nie zabieraj go! To moje dziecko! – Mężczyzna nie wrócił. Kobieta zamknęła oczy.
Cyborgowi wyczerpały się baterie.

Czuła, że przepełnia ją smutek i rozpacz. Nie wiedziała ile tam leżała. Zasnęła. Na jak długo? Też nie wiedziała. Nagle drzwi otworzyły się i do środka wybiegło kilku policjantów.
- Szukaliśmy panią! [To po czesku?] – Krzyknął jeden z nich – Zgłoszono zaginięcie.
No i teraz się zaczyna Tajemnica... Kto zgłosił zaginięcie? Mąż, czyli ojciec dziecka? Lekarze z porodówki?
Teraz będą musieli gęsto się  tłumaczyć, bo przepadła nie tylko pacjentka.

- Moje dziecko – Wyszeptała
- Proszę? – Policjant nie dosłyszał co kobieta mamrotała.
- Chce moje dziecko – Powiedział tym razem głośno.
Kto, policjant? I kto chce jego dziecko?
Może chce je wciągnąć do protokołu?

Jednak policjanci spojrzeli po sobie.
- Bardzo nam przykro… - Odwiązali kobietę, która wybiegła z pokoju do miejsca gdzie były kojce. Nigdzie nic nie było.
Ani chybi Kononowicz przeleciał przez pokój. Ale zapamiętajcie to zdanie.
Nigdzie nic nie było, to ważne!

Ściany rozsypywały się a kafelki były popękane. Lamp nie świeciły. Były pozrywane z sufitu. Wszystko wyglądało tak jakby nigdy tutaj nikogo nie było.
Nie ma lamp, nie ma kojców. Widzi to boChaterka, widzą gliniarze. It’s real.

- Co tu się stało – Powiedziała kobieta.
- Nic! Tak tu zawsze było. Na całe szczęście znaleźliśmy panią…
I zupełnie nie zwracamy uwagi na fakt, że była pani przywiązana, bo to oczywiście część urojeń, nieprawdaż?
Tak, sama się przywiązała.

- Ale moje dziecko…
- Pani nigdy dziecka nie miała – Spojrzała na policjanta wzrokiem przepełnionym smutkiem.
Ktoś jej wmówił dziecko w brzuch?
Zrobiłoby mi się przykro, że aŁtoreczka robi głupie opko z całkiem realnych (i bardzo smutnych) zaburzeń, gdyby nie fakt, że...

Podeszła do jednego z kojca. Na ziemi leżała bransoletka z numerkiem. Ta sama, którą miało na ręku jej dziecko.
… no właśnie. Niezły pomysł, całkiem klimatyczna scena, byłby fajny horror, ale od Dziecka Rosemary dzielą ten tekst lata świetlne.

Ale nie odezwała się więcej. Wychodząc z budynku usłyszała płacz dziecka. Odwróciła się tyłem i odeszła.
A skrzywdzone prawdopodobieństwo popełzło za nią.
I moja ciekawość, dlaczego opowiadanie nosi tytuł “Nieochrzczone dziecie” podyrdała w ślad za nim.
Wygląda na to, że dzieci należy zaraz po porodzie bezwzględnie ochrzcić, bo inaczej personel podprowadzi nam potomstwo i sprzeda jakiemuś facetowi z innego wymiaru. Pachnie mi to jakąś dziwną ideologią.
Rodzenie wprost do chrzcielnicy? Może to jest ta maszyna robiąca ping?!
Trzeci świat. Yorkshire.
Eee tam, po prostu fobia, tylko jeszcze nie ma nazwy. Proponuję “prebaptismopedofobia”. Ładnie brzmi, prawda?
Dostanę za to tytuł naukowy?
Cykl wykładów profesor Sine, Radio Maryja, godzina 13.30.
Nie znasz się. O 13:30 są Aktualności Dnia. Profesor Sine będzie w Rozmowach Niedokończonych *poprawia moherowy berecik*

,,I'm sorry"

Miłość to piękna rzecz…
>Na miłość nie ma rady; uderza znienacka, jak TIR na pełnej kurwie.
Albo wypruje flaki, albo łeb ci urwie.

Gloria i Duncan byli szczęśliwa parą nastolatków. Chodzili ze sobą od 3 miesięcy.
Pewnego wieczoru Gloria zadzwoniła do Duncala, lecz nie zastała go w domu.
Pcha mi się natrętny rym do “Duncala”, ale się nie ugnę.

Ubrała się i wyszła do niego.
Kurczę, ale się te ludziska narzucajOM, chwili spokoju nie dadzOM, no!
Nie ma go w domu, ale na wszelki wypadek jeszcze sprawdzę.
Zupełnie jak moja sąsiadka.

Zadzwoniła na domofon, lecz nikt jej nie otworzył.
Czy na domofon dzwoni się tak samo, jak na policję i na pogotowie?

Na szczęście sąsiadka wchodziła do bloku więc wpuściła do środka Glorię.
Dziewczyna dostała kiedyś (kiedyś dostała, a chodzili ze sobą od trzech miesięcy, aha) klucze do jego mieszkania, więc weszła śmiała chcąc sprawdzić czy wszystko w porządku.
Bo nastolatki zazwyczaj mają własne mieszkania, tak?
Yyy, albo dostała po prostu klucze do domu rodzinnego. I wpadła na małą inspekcję. Posprzątane? Pozmywane? Gacie pochowane? Kochanka w szafie?

Weszła.
Światło w przedpokoju było zgaszone, lecz w sypialni świeciło się. Ostrożnie zbliżyła się go sypialni.
… a tam teściowie in spe uprawiają seks.
“Czterdziestka na karku, a jeszcze to im w głowie” pomyślała z niesmakiem.
Warzywa uprawiać!


Gloria miała ochotę zaskoczyć swojego kochanego kołpaka.
Ona do niego “mój kołpaczku”, on do niej “moja ty felgusiu”, a potem przegląd podwozia, brum, brrrrummmm.
Kołpaka... *słania się* To prawie, prawie przebiło Belfrom i Oriona   
W chwilach czułości mówiła mu: “mój ty wale napędowy!”

,,Na pewno się ucieszy” Uśmiechnęła się .
No ba, każdy się cieszy na małe brum - brum.
Niespodzianki z gatunku “wrócę dzień wcześniej z tej delegacji” zawsze źle się kończą.

Otworzyła drzwi sypialni.
Stanęła najpierw zszokowana a potem wściekła. Na łóżku leżał jej chłopak i jakieś dwie inne dziewczyny.
Przyjechały na przegląd okresowy i wymianę oleju.
Raczej na przepchanie rury od tłumika.
Stosownym wyciorem.
- Kotku wytłumaczę ci to wszystko. To nie jest tak, jak myślisz! – Wstał z łóżka i zaczął do niej podchodzić, lecz ona cofała się przed nim. Gloria wbiegła do kuchni i chwyciła ze stołu tasak.
Akurat leżał na wierzchu. Tasak, standardowy element wyposażenia każdej kuchni. Nie prościej używać zwykłego noża?

Dwie dziewczyny zabrały swoje manatki i wybiegły.
Odziewając się na schodach, na oczach pani Malinowskiej spod szóstki.

Teraz Duncan zaczął się cofać, gdyż Gloria miała w jego kierunku wycelowany tasak.
- Stój, bo strzelam! - rzuciła ostrzegawczo. Zmieszany tasak robił, co mógł, by wyglądać jak broń palna. Niestety, kiepsko mu to szło.

- Dlaczego to zrobiłeś? – Była zrozpaczona.
- To one wskoczyły mi do łóżka!
A ja się tak broniłem! W górę i w dół, w górę i w dół, się broniłem!
- Znienacka wskoczyły, niczym Hiszpańska Inkwizycja! I zaczęły mnie torturować poduszeczkami!
- Nie widziałaś tego grymasu na mojej twarzy?!
Niech on lepiej uściśli, że grymasu bólu, lub wstrętu.

- Tak? A tobie się to podobało! – Krzyknęła.
- Nieprawda! To, co widzisz, to marchewka, przywiązały mi marchewkę!

- Wszystko będzie dobrze. Odłóż ten nóż
- Będzie dobrze? Już nigdy nie będzie dobrze – Rzuciła się na niego. Zaczęła go szatkować jak kurę.
Matkoborska, niech nikt nie wpuszcza aŁtoreczki do kuchni, bo strach pomyśleć, co zrobi z kapustą.
Poszatkuje ją jak kurę, proste.

Do koła tryskało mnóstwo krwi wypływających z rozkrajanych tętnic.
TE KRWIE. Napawam się.
Ja bardziej podziwiam, że zdążyła jeszcze podstawić koło.
Jakie czasy, taki Graal.
To chyba normalne, że koło się wala po warsztacie samocho... Eeee, nieważne...

W końcu zakończyła tę wstrętną masakrę. Stanęła oblana nad nim jego krwią i patrzała na swoje dzieło. Teraz dopiero doszła do tego, co zrobiła.
Zaczęła ciężko dyszeć.
Zmęczyło się biedactwo.
Uświadomiła sobie, że będzie musiała to wszystko posprzątać.

Wbiegła do łazienki i umyła się z krwi. Wszedł do Kuchni i wyciągnęła nóż, który naostrzyła.
Ze zdenerwowania zmieniając płeć, ale tylko na momencik.
A tasaczek? Już popadł w niełaskę?
Tasaczek jest nieporęczny. Teraz czas na koronkową robotę.

Poszła z powrotem do łazienki.
Nalała gorącej wody. Rozebrała się i weszła.
W takim razie po co myła się wcześniej?

Nożem podcięła sobie żyły i zanurzyła się cała do wody.
Po chwili umarła…
… bo tlen jej się skończył. BTW wykrwawianie się może potrwać kilka godzin, więc podcinanie sobie żył to kiepski interes. No i kto to potem posprząta?
Swoją drogą, nakombinowała się. A przecież można było wyrzucić łachy niewiernego chłopa przez okno, a potem nagrać komórką, jak zbiera je z trawniczka wiuwając przyrodzeniem - i wpuścić do netu...
A ona tak po linii najmniejszego oporu. Tasakiem...
I wziąć sobie mieszkanie jako rekompensatę.

,,Porcelanowe głowy"

Tym razem rzecz dzieje się w XV wieku. W pewnej zamożnej rodzinie była sobie mała dziewczynka imieniem Cylii. Miała dlugie blond włosy i błękitne oczka. Rodzice zawsze kupowali jej lalki porcelanowe lecz za każdym razem po 2 dniach pornelanowa lalka traciła głowę.
Rodzice nie dość, że musieli być bajecznie bogaci, to na dodatek dysponowali chyba jakimś teleportem, przy pomocy którego sprowadzali porcelanę z Chin. Produkcję porcelany w Europie zaczęto dopiero w XVIII wieku, a porcelanowe lalki to wiek XIX, w dodatku z uwagi na cenę traktowane były raczej jako wyznacznik statusu niż jako zabawka w dzisiejszym rozumieniu.
Może sprowadzali używane. Marco Polo & Sons Impex.
Kupowali na amazonie. Nie wmówicie mi, że wtedy nie było amazona.
Tu rodzice w pokoju Cylii.

Rodzice nie wiedzieli dlaczego tak siędzieje a dziewczynka była coraz bardziej przerażona. Po pewnym czasie nie odzywała się do nikogo.
A rodzice dalej kupowali jej laleczki, nie pytając co się stało?
Mieli za dużo forsy i cieszyli się z każdej okazji do jej utylizacji.

Rodzice pomyśleli, że to ona urywa głowy lalkom a potem je wyrzuca dlatego wenego wieczoru (weneckiego wieczoru? wieczoru z weną? z chorobą weneryczną, w końcu to XV wiek) namówili swoją kucharę aby schowąła się w szafie i zobaczyła co takiego się dzieje.
Namówili, hahaha. I może jeszcze obiecali podwyżkę?
Nie rozmawiaj z dzieckiem, wyślij kucharę i sprawdź co się stało.
Swoja drogą rozumiem, że “kuchara” to taka wyjątkowo duża kucharka. Wielka i groźna. A szafa była gdańska, trzydrzwiowa, z czarnego dębu.
A, kuchara, kraj ze snu!
Broni się jeszcze zwierz A-kuchary.

Kuchara siedziała w szafie z 3 godzinie podczas których nic się nie działo (tylko szafa trzeszczała) w pewnym momencie zobaczyła, że dziewczynka się obudziła i siedzi na łóżku. Z pod łóżka zaczynały wypływać cienie i stawały do koła dziewczynki, która podała im lalkę porcelanową. Po chwili głowa lalki rozpłynęła się w powietrzu.
Porcelanożerne cienie, czyli istoty składające się w wodorotlenku sodu. To nie duchy, to kosmici!
Duchy łaknęły porcelanowych głów, jak ziemia dżdżu.
<śpiewa> Rodzic skąpi głodnym duchom porcelanyyy
Rodzic skąpi duchom biednym tak jak myyyyy...

Przestraszona kucharka wybiegła z szafy i chwyciła dziewczynkę uciekajc z nią z pokoju. Zaczęła krzyczeć, ale nikt jej nie przeszedł z pomocą bo w domu nikogo nie było.
W bogatym domu, w XV wieku? A gdzie stada służby, które powinny się tam przetwierać?
Sprytne - zostawić kucharę w szafie i pozbyć się wszystkich ewentualnych świadków.

Kucharka położyła na ziemię dziewczynkę, która okazała się jedynie porcelanową lalką. Obejrzała się za siebie cienie sunęły prosto na nią. Po chwili ją dopadły. Całym domem wstrząsnął przeraźliwy krzyk, ale tego krzyku nikt nie słyszał.

Rano rodzice poszli zobaczyć co się dzieje z kucharką.
Jak rozumiem państwo zaś spało w stodole?Albo w innym wymiarze?
Państwo imprezowało, jak to zwykle czynią wyrodni rodzice.

Ich córka jak zawsze bawiła się porcelanową lalką bez głowy. Rodzice otworzyli szafę. Wypadła z niej bezgłowa kucharka. Oskarżono dziewczynę o morderstwo i gdy osiągnęła 16 lat została skazana na ścięcie głowy lecz jej głowa także zniknęła.
Przed ścięciem czy już po?
Gdy skończyła 16 lat.
Przysięgli nieco przysnęli podczas rozprawy i przeoczyli dekapitację oskarżonej.

Niedawno odkryto nową szafę w domu w którym mieszkała dziewczynka.
Idzie facet do kibelka, patrzy, a tu nowa szafa!
Musi jakaś kuzynka Bagażu.
Nigdy nie ufałam szafom. Zawsze uważałam, że coś knują tym miejscem na podwójne lustro.

Pełna była ona porcelanowych głów lalek, ale na jednej z półek stała gnijąca głowa kucharki a po drugiej nienaruszona głowa Cylii.
Jak to możliwe? Nikt tego nie wie...!!!
Ojej, Chmielewska pół Europy przejechała z głową w bagażniku i nikt nie pytał, jak to możliwe.
Internet jest pełen opek bez sensu. Jedne pozbawione początku, inne bez zakończenia. Jak to możliwe?
Całuny kolekcjonowały porcelanowe głowy jak inni piłeczki do golfa.

,,Szkała śmierci"
(Szkoła? Szkala? Szakala? Szukała? You’ll never know!)
Szkała, szkała, aż się zaszkała na śmierć.
Szkała po polu i piła kakao.

Karen była najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Każdy chłopak garnął tylko do niej.
- Romek, patrzaj, idzie! Bierz szuflę i zagarniaj!
Tylko JEJ wkładali żaby do piórnika, tylko JĄ ciągnęli za warkoczyki.
I podtykali pineski pod tyłek.
Kto założył w szkole harem i podpisał “głupiej Karen”?
(no co, znajdźcie inny rym do Karen, jak wam się nie podoba)

Była dobrą uczennicą, przyjaciółką i koleżanką. Jednak była tylko jedna osoba, w szkole, która zazdrościła jej tej popularności.
Powiedz jeszcze, że była superwysportowaną cheerleaderką, a też ją znielubię. Co za dużo, to niezdrowo.

Iza nie znosiła na nią patrzeć. Na samą myśl o Karen robiło jej się niedobrze. W przeciwieństwie do Karen, Iza trzymała z niewielka grupką dziewczyn, które także ze względu na jej poglądy zaczęły się oddalać od niej.
Jeśli były to poglądy skrajnie prawicowe, to trudno im się dziwić.

Aż pewnego dnia wszystkie osoby uważające się za jej przyjaciółki zostawiły ją.
Pewnie nie miała fujzbuka.
Aha. Przyszła jakaś środa i im się nagle, wtem! przelało.

Iza wpadła we wściekłości. Winiła za wszystko Karen. Żałowała, że nie urodziła się nią.
Jeśli ja bym kogoś tak strasznie nienawidziła, winiła za wszystko (gradobicie też?), to wcale nie chciałabym być nim!
Zauważ, że “nienawidzę jej”  w ustach szkolnej koleżanki należy zazwyczaj tłumaczyć jako “zazdroszczę jej tak, że mam ochotę się ugryźć z dupę ze złości”.

Pewnego dnia Karen jak zawsze przyszła do szkoły. Otworzyła swoją szafkę numer 45. Na drzwiczkach zobaczyła kartkę z napisem ,,ZABIJĘ CIĘ”. Karen rozejrzała się do koła i spostrzegła Izę wpatrująca się w nią wściekłym wzrokiem.
A wzrok ten był wściekły do kwadratu.
Na bora, zostawia tajemniczą kartkę, ale jednocześnie szczuje wzrokiem, dając do zrozumienia, że to od niej ta kartka. Nie łatwiej było po prostu podejść i strzelić na odlew?

Na lekcjach Iza siedziała trzy ławki za Karen.Gdy dziewczyna otworzyła książkę odskoczyła do tyłu, gdyż w środku znajdowała się kartka z napisem ,,SPOCZNIESZ W ZIMNYM GROBIE / niech się Edłord przyśni tobie”. Karen spojrzała do tyłu i napotkała na swojej drodze wrogie spojrzenie Izy. Po lekcjach Karen wraz ze swoimi przyjaciółkami wybrała się do lodziarni. Siadły wygodnie w luksusowej knajpce i zamówiły lody.
A na lodach czekoladowa polewa układała się w napis “dostaniesz anginy, mwachachacha!”.
A sprzedawca wydał resztę w samym drobnym nominale.

W pewnym momencie Karen poszła do łazienki aby przypudrować nosek.
O, to jednak nie była taka idealna, jakby się mogło wydawać.
Zwłaszcza jeśli miała na myśli to, co Mia w “Pulp Fiction”.

Weszła…
W łazience nie było nikogo. Stanęła przed lustrem i otworzyła torebkę wyjmując z niej szminkę.
Do przypudrowania noska radziłabym używać jednak pudru. Szminka na nosku wygląda cokolwiek ekscentrycznie.

Nagle usłyszała trzask.
- Halo? – Powiedziała odwracając się w kierunku toalet – Czy tam ktoś jest? – Jednak nikt się nie odezwał.
Dziewczyna wróciła do poprawiania makijażu.
W lustrze zauważyła, że jedna z kabin się otwiera. Spojrzała za siebie zauważyła stająca tam Izę.
Złowieszczo trzaskającą klapą od sedesu.
W rytm melodii z Ojca Chrzestnego.

- Cześć Iza – Uśmiechnęła się Karen, ale dziewczyna jej nie odpowiedziała – Jak się masz?
- Lepiej niż ty – Parsknęła.
- Nie rozumie!
Kto nie rozumie, ten nie je.
BORU! “Ja nie rozumie”! Mózg mi się prostuje, gdy słyszę coś takiego! Tasaczek, gdzie ten tasaczek do siekania?!

- Heh... Najlepsza i najpopularniejsza uczennica w szkole. Kto to widział?
- To ty mi dawałaś te liściki do szafki i do książki?
Przekazałam je, oczywiście. Szafka kazała ci podziękować, a książka pyta,  dlaczego nie napisałaś listu do komody oraz listu do piórnika? Czy wiesz, jak bardzo poczuły się urażone?

- Tak! – Karen zaczęła iść w kierunku wyjścia ale Iza zastąpiła jej drogę – Nigdzie nie pójdziesz – Zza pleców wyjęła nóż.
- Co chcesz zrobić? – Przeraziła się dziewczyna i próbowała uciekać.
I nie próbowała krzyczeć, po nie wypada przecież wrzeszczeć w “luksusowej knajpce”.

Iza chwyciła ją za rękaw i cisnęła nożem w jej rękę. Lustro opryskane zostało krwią wypływającą z przeciętej tętnicy Karen. Dziewczyna chwyciła rękę (nadal milcząc, przecież to wcale nie boli, wcale) i próbowała tamować krew ale to nie dawało żadnego skutku. Iza pochyliła się nad nią i przyłożyła jej nóż do gardła.
- To już koniec – Szybkim i sprawnym ruchem przecięła jej aortę.
Spory to był nóż, a Iza musiała długo praktykować w rzeźni. Od gardła do aorty to jednak te parę centymetrów jest...
Wygląda na to, że zakosiła kosę Śmierci.

Na lustrach pojawiło się więcej krwi. Iza wstała znad ciała Karen i przejrzała się w lustrze poczym zmyła krew z rąk.
Poprawiła makijaż zadowolona i...
Szybko wyszła z łazienki pozostawiając ciało koleżanki.
Pozostawiała też krwawe ślady za sobą, ale kto by tam zwracał uwagę na taki drobiazg.
Iza zakrzywiła czasoprzestrzeń wielowymiarowo i natychmiast znalazła się w domu. Tylko tak można wytłumaczyć to, że nikt nie zauważył jej wyjścia z kawiarni.

Następnego dnia w szkole mówiło się o tym, że Karen została zamordowana. Jej przyjaciółki wylewały morze łez i tylko w tym wszystkim Iza była szczęśliwa. Teraz to na nią wszyscy zwracali uwagę. Teraz ona była najpopularniejszą dziewczyną w szkole.
Cała zajebistość Karen przelała się na nią? It’s a kind of magic.

Na ostatniej lekcji Iza przeskrobała coś i musiała zostać do 21.00 w szkole pomagając sprzątaczkom.
Ciekawa jestem, czy zdarzają się jeszcze szkoły, w których ktokolwiek ośmieliłby się ukarać uczennicę w ten sposób.

Nie spodobało się jej to gdyż na dworze było już ciemno. Ale jednak została pucując resztę ławek w klasie. Wyszła na korytaż aby wziąć swoje rzeczy i w końcu się urwać do domu. Niespodziewanie jedna z żarówek na korytarzu spaliła się. Pozostawiając przed sobą cienką linę ciemności.
Ciemność instant, sprzedawana na szpulki.

Iza odważnie przeszła przez strumień czerni i kierowała się dalej w kierunku wyjście.
Aaaa, przekroczyła smugę cienia! To taka metafora miała być, prawda?
Tak. I coś w stylu “pamiętaj o swoim niepowodzeniu w jaskini, Luke”.

Nagle żarówki za nią zaczęły powoli gasnąć. Świeciła już tylko jedna żarówka nad jej głową.
- Co tu się do licha dzieje – Powiedziała przerażona dziewczyna. Spojrzała w bok i zauważyła, że wszystkie szafki po kolei zaczynają się otwierać a ich zawartość wysypywać na podłogę korytarzy szkolnych.
Obojętnie, o czym jest horror, najbardziej przerąbane ma zawsze sprzątaczka.

Iza nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła.
Przed nią z mroku wyłaniała się przeźroczysta postać Karen. Dziewczyna miała zakrwawioną rękę i podcięte gardło. Iza upadła na podłogę.

- Karen? – Zająkała się.
Karen wyciągnęła w jej kierunku krwawiąca rękę i chwyciła ją za gardło. Iza poczuła nieprzyjemny chłód obiegający jej ciało. Każdy włosek na jej karku zjeżył się.
- Proszę nie! – Błagała.
O, pliznołek!

- A jak ja prosiłam to nie posłuchałaś? – Uderzyła Izą o ścianę – Chciałam wiedzieć dlaczego? Co ja ci takiego zrobiłam?
Cóż ci to ja uczyniłam?
W za ładnej spódniczce chodziłam?
- Miałaś wszystko. Urodę, popularność… -
To marność, to wszystko marność.
I losu ziemskiego figlarność.
Nie powód by zabijać…
By nóż zimny w szyję mi wbijać.
I o lustro obijać!
- Puściła Izę na ziemię –
Wnet poznasz, co to cierpienie.
I nadmierne ze strachu pocenie!

Teraz ty będziesz cierpieć – Karen spojrzała na rękę Izy, która zaczęła się rozrywać wzdłuż żył. Iza zaczęła piszczeć lecz Karen nie słuchała jej przeraźliwego pisku.
Zatkała sobie uszy serem Brie.
Twarda teraz ta młodzież. Jedna, masakrowana nożem, nie wydała żadnego dźwięku, druga ma rozrywaną rękę, a tylko popiskuje.

Iza upadła na kolana powoli się wykrwawiając a Karen zaczęła powoli znikać w mroku.
I tak znikała, znikała, ale za cholerę nie mogła zniknąć do końca, więc po chwili namysłu zniknęła w ciemności.
W pomroczności jasnej.

Rano Izę znalazła sprzątaczka.
Mówiłam? Biedna kobieta.
Powinna mieć dodatek za pracę w ciężkich warunkach.

Kiedy do niej podbiegła dziewczyna już nie żyła. Wykrwawiła się na śmierć. Na ścianie nad nią był krwawy napis ,,Morderca zginie tak samo jak jego ofiara”.
Spod spodu przebijało nieco zatarte “mane, tekel, fares”.

Policja znalazła w domu Izy ubrania pokryte krwią Karen a także narzędzie zbrodni. Biegli stwierdzili, że Iza z powodów wyrzutów sumienia popełniła samobójstwo.
Rozrywając sobie rękę wzdłuż żył i pisząc krwią na ścianie. A ktokolwiek twierdził inaczej, nie był biegłym i już.
A tętniczkę rozerwała sobie sama zębami.

,,Krwawa sprawiedliwość"

Siemka kochani... =)
Pochwa i pozdro, jak mawiał pewien katecheta.

Chciałam sprostować kilka faktów. Po pierwsze historia, która napisłam (jak zaczłam, to aż pisłam i nie przestłam, póki nie skończłam) jest w niej wizerunek stwora z japońskich horrorów zreszta jak ktos widział np Japońską wersję ,,Klątwy I i II" to się zorientuje.
Raz, że nie ma tu sprostowania, dwa, że Japonia Japonią, a nie ma powodu naśladować japońskiej składni...

Postanowiłam tak zrobić dla urozmaicenia całości.
Mam nadzieję, że historia będzie się wam podobaż =)=)
Nie podobaż, nieprawdaż.
Karważ, ponieważ.
Litraż, sakwojaż.
Dekupaż.

Sonia pogłośniła muzykę i z komórki wysyłała sms’a do przyjaciółki z pytaniem o zadanie. Nagle usłyszała jak otwierają się drzwi. ,,Pewnie rodzice” pomyślała i nie zwróciła na to uwagi.
Pewnie, na starych nie ma co zwracać uwagi, tylko brzęczą, przeszkadzają i każą wynosić śmieci.

Położyła się na łóżku patrząc w sufit. Drzwi do jej pokoju otworzyły się ale ona tego nie zauważyła leżała z zamkniętymi oczami i słuchała głośnej muzyki.
(głosem Smerfa Ważniaka) Zawsze mówiłam, że zbyt głośna muzyka szkodzi!

Nagle cos chwyciło ją z całej siły za kostkę, szarpnęło i zaczęło ciągnąć w kierunku okna. Zobaczyła jego twarz. Młoda i piękna, nie znała go dawniej ani nigdy wcześniej nie widziała.
Taka była młoda i piękna, a go nie znała.
Gdyby była trochę starsza i brzydsza, to by wiedziała, kto zacz.

Chłopak był wyjątkowo silny. Szarpała się i wyrywała ale to nie pomagało. Chłopak wyrzucił ją z okna.
Przez głowę Soni przebiegło jej całe dotychczasowe życie. Widziała jak szybko zbliża się ziemia aż w końcu ukazała się przed nią ciemność.
A nie było świetlistego korytarza? Buuu, co za rozczarowanie!
Tunel ze światłem na końcu by był, jakby pod pociąg wpadła.

Na asfalcie leżało ciało dziewczyny. Do koła niej przez szpary w kafelkach płynęła stróżka krwi.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! *z rykiem i pianą na ustach wybiega i biegnie przed siebie, gdzieś w nieznane*
Chwila! *zatrzymuje się gwałtownie* Kafelki na asfalcie?!
To była bardzo elegancka ulica.
Kafelki z asfaltu - sprytne.

* * *
Tina siedziała rano po tragedii zamknięta w swoim pokoju. Była blisko zawsze ze swoją siostrą a teraz ona odeszła. Kochała swoją siostrę tak bardzo, że ta rozłąka o mało, co nie zabiła jej.
Życie uratował jej fakt, że rozłąka potknęła się o podstępnie podrzucony przecinek.
Przecinki zawsze knują coś za plecami, wiem coś o tym.

Wiedziała, że Sonia nigdy nie popełniłaby samobójstwa, ale tez nie było tutaj żadnych śladów. Włosów, odcisków palców, niczego.
To jak ona żyła, skoro w swoim własnym pokoju nie pozostawiała włosów i odcisków palców?
Może miała obsesję czystości? *rzuca półgębkiem bez przekonania*

Dziewczyna spojrzała na obraz, który Sonia dostała od siostry na urodziny. Coś w nim było nie tak. Przed paru laty Tina namalowała portret Soni w dziwnych kolorach.
Zielonofioletowa cera, purpurowe oczy, włosy jak jajecznica ze szczypiorkiem. No co, takie farbki jej akurat zostały!

Uśmiechniętą i pełną życie. Teraz obraz jakby się rozmazał a kąciki ust zsunęły w dół. Na portrecie Sonia była smutna. Niespodziewanie z oczu Tiny zaczęła płynąć krew z obrazu wysunął się jakiś cień i objął dziewczynę.
Czytam ten kawałek któryś raz i ciągle mi się te dwie panny mylą. Narratorowi chyba też.

Szarpał nią na wszystkie strony a gdy Tina otworzyła oczy spostrzegła, że nad nią stoi mama.
- Usnęłaś a musimy jechać na pogrzeb – Tina odetchnęła z ulgą.
No nie wiem, czy normalny człowiek woli pogrzeb od złego snu, ale niech jej będzie, że z ulgą.

Spojrzała jeszcze na obraz, aby upewnić się czy wszystko z nim w porządku. Wszystko było tak jak być powinno. Po drodze Tina bez przerwy myślała o swoim śnie.

* * *
Na pogrzebie Soni byli wszyscy. Najbliżsi jak i rodzina. Trumna stała po środku wielkiej katedry Jej wieko było otwarte.
Jasne, bo nieboszczyk, który przyziemił z któregoś wysokiego piętra, nadaje się do pokazywania.
Tanatokosmetyka czyni cuda, a skoro się klient nie wierci, to i makijaż się nie osypuje.
Ja mam zasadnicze pytanie, czy trumna podczas mszy w kościele może być otwarta?
Może, aczkolwiek nie zaleca się wystawiania otwartych trumien podczas mszy dla dzieci.

Dziewczyna umarła młodo. Zbyt młodo. Miała 16 lat i całe życie przed sobą ale leżała martwa w trumnie. Ręce ułożone na piersiach trzymały mały bukiecik kwiatów. Oczy zamknięte a usta sine. Niegdyś ciepłe i gadatliwe teraz nie wydawały ani jednego słowa.
No ja myślę! Jakby teraz zaczęły jakieś słowa wydawać, niezła panika by się zrobiła.
Eeee tam, w przypadku starej, wścibskiej ciotki panika byłaby większa.
Ach, a przecież mogła pomamrotać coś jeszcze pod nosem, tak na pożegnanie...

W jaki sposób umarła? Wyskoczyła z okna chcąc popełnić samobójstwo. Nikt nie wie, dlaczego. Nikomu nie udowodniono morderstwa, bo żadnych śladów nie było.
Ani świadków. Fakt, że chwilę przed śmiercią pisała sms-a też nie wzbudził niczyich podejrzeń.
Nie było śladów na kostce, żadnych otarć na ciele, ot, wylewitowała przez okno i już.

Do trumny podeszła młodsza o 2 lata siostra Tina. Spojrzała na siostrę niby ze smutkiem w oczach.
Niby? Czyli w rzeczywistości cieszyła się, że przejmie jej pokój i ciuchy?
Starała się to ukryć, ale nijak się nie dało.

Nagle rozpłakała się na cały kościół i upadła na kolana. Matka podbiegła do niej i zabrała ją z ołtarza.
To ta trumna stała na ołtarzu? Ofiarę składali, czy co?
Jaki kraj, taka Ifigenia...

Następnie pochówek. Ksiądz wolno recytował mowę pożegnalną, gdy trumnę powoli spuszczano do ciemnego dołu.
Krótka musiała być ta mowa. “Ocia, sina, ducha, ment!”
"Spirytus do gębus, a nieboszczykus do grobus."

Tina rozejrzała się do koła. Gdy spojrzała na młodego chłopaka stojącego pod drzewem przeszedł ją niespodziewany dreszcz. ,,To on” usłyszała głos w głowie ,, To on mnie zabił”. Powoli zaczęła odchodzić od rodziny i pobiegła w kierunku kościoła. Weszła do środka a następnie do tabernakulum.
Do tej małej szafeczki za ołtarzem, w której zamyka się kielichy i opłatki???
Jogin, jak dobrze go poskładać, to zmieści się w kartonie po margarynie...
Widok boChaterki moszczącej swój zacny tyłeczek w tabernakulum wypalił mi mózg bezpowrotnie... *wgapia się tępo w monitor, bez serc, bez ducha, z nerwowym uśmiechem od ucha do ucha*

Po drugiej stronie siedział ksiądz.
Czyli po drugiej stronie tabernaculum.
Ksiądz w tabernakulum dowodzi oblatania aŁtoreczki w liturgice, stanowiąc subtelną, poetycką wręcz aluzję do roli kapłana będącego in persona Christi...
Coś kręcisz...

- Słucham Cię drogie dziecko. -Moja siostra popełniła samobójstwo
- Tak wiem i bardzo mi przykro
A teraz już spadaj, bo przeszkadzasz.

- Ale ja w to nie wierze – Ksiądz mruknął ze zdziwienia – Ona daje mi jakieś znaki, że to ktoś ją zabił. Ona by nie skoczyła. Nie miałaby odwagi ani powodu.
- Nie wierz znakom. Wierzymy w to w co chcemy wierzyć. Sprawiedliwość niekiedy nie odnajdzie swojej drogi – Tina spojrzała na księdze przez kratkę. ,,Uciekaj od niego Tino, uciekaj”
Uciekaj, uciekaj, bo zarazisz się banałem i zostanie ci do końca życia.
Uciekaj, bo ksiądz nie wierzący w sprawiedliwość jest mocno podejrzany!

Usłyszała głos. Wybiegła z konfesjonału i z kościoła. Na schodach mijała młodego chłopaka, tego samego, którego widziała na pogrzebie.
- Dokąd tak biegniesz – Uśmiechnął się.
- Morderca – Chłopak wyraźnie się zdziwił. Po czym na jego ustach pojawił się uśmiech.
Bo oto oszczędzono mu rozterek przy wyborze kolejnej ofiary.

Podszedł do Tiny – Sprawiedliwość niekiedy nie odnajduje swojej drogi – Odszedł. Tina stała jeszcze i patrzała na niego jak znika za drzwiami kościoła.
Razem z komunałami, mam nadzieję.

* * *
Chłopak wszedł do konfesjonału.
- Wybacz mi ojcze bo zgrzeszyłem – Nikt nie odpowiedział ale wiedział, że ktoś tam jest, ponieważ wiedział poruszającą się sylwetkę – Popełniłem grzech ciężki.
W zasadzie to nawet śmiertelny, w pewnym sensie.
Może chciał się wyspowiadać tylko z tego, że w piątek jadł kiełbasę?
Jedzenie kiełbasy w piątek nie wyczerpuje znamion grzechu ciężkiego.

- Tak wiem ale mów dalej – Głos dobiegał z każdej strony.
- Jak ksiądz może wiedzieć skoro jeszcze nic nie powiedziałem – Nikt nie odezwał się.
Przecież nie będzie się przechwalał sprawnością działania kościelnego wywiadu.

Chłopak przybliżył swoją twarz do kratki nagle przed nim ukazała się zakrwawiona twarz jakiejś dziewczyny i zaczęła głośno sapać.
I wtem obudził się organista, który, wyznając zasadę “no beer - no music”, przysnął za stołem gry i zaczął grać...

Na kolanach chłopaka wylądowała kropla krwi kapiąca z góry konfesjonału.
To znaczy, że coś wdrapało się na daszek konfesjonału i tam sobie krwawiło.
Kornik zadławił się drzazgą.
Słyszałam o krwawiących figurach, ale o krwawiącym konfesjonale jeszcze nie słyszałam.

Potem kolejna i kolejna. Morderca wybiegł z konfesjonału. Nikogo nie było w kościele. Niespodziewanie cos chwyciło go za kostkę. Jakaś dłoń, która wyłoniła się spod ławki.
Była to kwintesencja dziecięcego lęku przed babokiem, mieszkającym pod łóżkiem i chwytającym za nogi.
Aaaaaa! Nie przypominaj mi!

Zmiażdżyła mu kostkę.
- Ty bachorze, czy to twoja sprawka? – Zaczął krzyczeć. Spod ławki wypełzła poczwara i zaczęła pełznąć się w jego kierunku. Ohydna i gnijąca.
Nie za szybko z tym gniciem? To trwa, naprawdę.
Może lodówki wysiadły.
Może upał był, może burza, to i poszło piorunem.

Ale on rozpoznał te oczy i te włosy. Sonia – Czego ty ode mnie chcesz? Przecież zabiłem cię na śmierć! – Sonia przekręciła w lewo głowę i cały czas wpatrywała się w jego oczy.
Luk at mi. Masz oczy po matce...

Chłopak wstał i zaczął biec ale ta kostka zupełnie go spowalniała. Drzwi kościoła były zamknięte. Był w pułapce. Poczwara pełzła bez przerwy w jego kierunku.
Czy był jakiś powód, dla którego nie mogła normalnie iść na nogach?
Po upadku na kafelki asfaltu mogła się lekuchno zgruchotać w środku.
Była gnijąca. Zgnite jest mięTkie.

Odwrócił od niej głowę z gdy powrotem spojrzał nie było już jej. Czy to był sen? Niespodziewanie kolumny zaczęły wyłaniać się włosy, które chwyciły go za szyję.
Chwytne włosy są zupełnie praktyczne. Można wygodniej pić herbatę czytając.
Albo w autobusie przytrzymać się poręczy.
*wizualizuje sobie kolumnę, trzymającą się poręczy w autobusie*

Następnie dłoń, która chwyciła do za ramię i złamała je.
Jedną ręką pyk! jak zapałkę.
Jagienka to do orzechów nawet ręki nie potrzebowała.
Ale tylko do laskowych. Jak raz podłożyli jej kokosowy, to skończyło się łupą dupanie.
I trzeba było topornąć pierdolkiem...
Wyobraź sobie teraz, jak upiór w kościele dupą łupa ludziom ręce...
Sonia Dupołupna, daleka kuzynka Conana Barbarzyńcy.

Chłopak nie zorientował gdy wisiał kilkanaście metrów nad ziemia pod kopułą kościoła.
Można przeoczyć.
Jak się człowiek dobrze zamyśli, to nie takie rzeczy potrafi zignorować.

Nagle poczuł ohydny odór. Spojrzał. Przed sobą miał twarz poczwary przypominającej człowieka. Nagle włosy otaczające jego szyja puściły go.
Tego szyja?
Mamy zrozumieć, że poczwara też wisiała pod sufitem. Ciekawe, którymi włosami trzymała się żyrandola...
Nie no, włosy były niezależne. Wybiły się na samodzielność u stropu. Takie wytworzone z naskórka Wolne Miasto Gdańsk.

Chłopak uderzył z gruchotem o ziemię. Jeszcze żył. Widział wszystko co się do koła niego dzieje.
Do kościoła zaczęli wchodzić ludzie z pogrzebu na końcowa modlitwę. Kobiety zaczęły piszczeć a ojciec Soni podbiegł do chłopaka. Tina spojrzała w górę. I zobaczyła czarne włosy znikające w suficie.
To jak automatyczny ołówek z chowanym sztyftem.
Albo kocie pazurki.

Uśmiechnęła się i wyszła z kościoła.
Też bym się uśmiechał, jakbym zobaczył włosy chowające się w suficie. Albo inaczej - musiałbym być w mocno “dobrym” nastroju, żeby je tam zobaczyć.
O, kłaczek!

Udała się na grób świeżo pochowanej siostry. Położyła kwiatki i powiedziała ,, Sprawiedliwość zawsze znajdzie swoją drogę”
Lepiej wróć do kościoła i powiedz siostrze, żeby dokończyła fuszerkę, bo chłopak dycha jeszcze.
Zwariowałaś? Żeby pozbawiać aŁtoreczkę pretekstu do napisania drugiej części?


Z przydomowego cmentarzyka w kawiarnianej wygódce pozdrawiają: Dzidka z porcelanową głową, Jasza z sakwojażem, Purpurat grający w łapki z włosami, Mikan nurzająca nóż gdzieniegdzie, profesor Sineira moszcząca się w tabernakulum i Szprota, próbująca posiekać Kurę
a Maskotek siedzi na słoniu i chwyta ludzi za nogi.

19 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Nieodmiennie świetne :)
I ♥ czwartek!

Anonimowy pisze...

Egipska sztuka o słoniu,akuchara i masakrowanie stołowych nóg mnie zjadły!
Śliczne te opka!
Chomik

lilianistification pisze...

zgińcie, przepadnijcie! moje demoniczne chichoty wywołały niepokój wśród członków mojej rodziny, która zaczęła zastanawiać się, czy już wzywać psychiatrę czy jeszcze poczekać. ,,SPOCZNIESZ W ZIMNYM GROBIE / niech się Edłord przyśni tobie” zaowocowało popłakaniem się ze śmiechu. Świetna robota, szkoda że następny odcinek dopiero za tydzień :(

jasza pisze...

@lilianistification:

To tylko dla Waszego dobra, Drodzy Czytelnicy. Przyjemności trzeba sobie powoli dawkować.

Hasło: turbo. No właśnie.

Anonimowy pisze...

Przebrnęłam. Jak zwykle nie mogłam powstrzymać się od parskania śmiechem. Jak można wymyślić takie opowiadanie? One miały być straszne? Były krótkie i bezsensu.

Hasło: hotgur (Jasza jesteś Hot Guru)

Anonimowy pisze...

Opowiadanka beznadziejne ale analiza świetna. Śmiałabym się jeszcze bardziej gdyby nie fakt, że w moim odczuciu większość współczesnych horrorów ma scenariusz na takim poziomie. Ze wszystkich, które oglądałam przestraszyły mnie tylko Lśnienie (w trakcie oglądania) i Ptaki (to już po; wszystkie napotkane wrony wydawały się coś knuć:)).

A przy:
Ciemno było w reszta kadłuba przecież.
Reszta kadłuba była w ciemno.

wyłam jak głupia ze śmiechu. Narobiliście mi smaku na powtórkę z Wszystko czerwone, dzięki!:)

Anonimowy pisze...

"kochany kołpak" i tabernakulum mnie "zaszczelił"

Anonimowy pisze...

Ciemno było na góra kadłuba!! :D

Muszę sobie kupić czerwoną lampę ^.^

Nadira

PS. Hasło: pround. Proud to read analizy!

Anonimowy pisze...

O mój boru jaśnisty.Przez absurd tych tforów i waszą prześwietną analizę muszę teraz tłumaczyć się koleżankom z pracy dlaczego z mojego kącika dobiegał rechot.Kochani zrobiliście mi dzień i kolejne dni do czwartku.
Dzięki wielkie i niech świetlista ciemność będzie z wami.
Belladona
Ps.Hasło "monarbe"-trochę podobne do macabre,czyli adekwatne do poziomu tfurczości ałtorów i ałtoreczek.

Anonimowy pisze...

Brombranie to powinno być zalecane przy czytaniu Waszej analizy.
Jestescie przezajebiści,ot co ;-)
Z analizy na analize coraz bardziej,już myślę,ze lepiej być nie może...a potem wynajdujecie coś takiego :-)chwała Wam!

Anonimowy pisze...

Lubię czwartki, bardzo lubię...
Pytanie a propos - pogrzeb samobójczyni z mszą w kościele, hmmmm, coś mi tu nie gra, prawda Purpuracie?
Fughetta mniam! - more pleeeeeease!
*dyga, miętoląc czapeczkę*
RobOT

Pigmejka pisze...

Piękne, piękne, piękne! Jednak nie ma to jak soczysty "hołłołek" do analizy.

Żeby odpocząć po takiej dawce wrażeń i emocji, pójdę sobie zrobić CHerbatkę. Co prawda chabrów nie mam, ale za to mam cytrynę i cukier. :>

Anonimowy pisze...

RobOT - pierwszy z brzegu wynik wyszukiwania: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAP/pk200828-samobojca.html

Anonimowy pisze...

@Anonimowy
Dzięki!
RobOT

Anonimowy pisze...

"Przecierz nie mogła pomóc, a nawet jeślito bała się nier pojmowała jednak tego jak zabity chłopiec może teraz chodzić."
Ja to zdanie rozumiem tak: poddano dziewczynę eksperymentom (przez to opko automatycznie piszę "eksperymentą") medycznym. Jeślito to zmutowane jelito wyposażone w samoświadomość i zdolność odczuwania, które boi się nier - nerek, którym lekarze-eksperymentarorzy zrobili takie coś, że się przerażeniu jeślita wcale nie dziwię. Bohaterka zaś zachodzi w głowę, jak bardzo musiano grzebać przy zabitym chłopcu, że teraz on chodzi. Wcześniej nie dawała temu cudowi nauki wiary, bo to ona, jako Mary Sue z krwi i kości, powinna być szczytowym osiągnięciem biologii, ale teraz już zaczyna się godzić z rzeczywistością. Budzi się w niej nawet trochę litości dla tego trupa ożywionego w imię postępu. Wniosek - nawet bohaterka opka nie jest całkiem wyprana z ludzkich odruchów.

Ach, analizujcie pseudohorrory częściej, wspaniale wpływają na moją wyobraźnię. :D
die_Kreatur

Eire pisze...

Anonimowy, obecnie Kościół zmienił wytyczne dotyczące pogrzebu samobójców
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAP/pk200828-samobojca.html

Anonimowy pisze...

Jeśli te opowiadania miały być straszne to... To już bardziej mi się włos na karku jeży, kiedy nie ma internetu.
Brawo dla was, że daliście radę to przetrwać.

Hasło: terat (czas na analizę z Naruto;)

Anonimowy pisze...

Czytam sobie analizę nr 52 i coś mi nie gra. Najpierw Mary Sue i któryś Jonas rozmawiają o tym, że on musi jej pomóc dostać się do pokoju przez balkon, ale nie jest najpierw powiedziane, że zamknęła pokój od środka. Potem bohaterka nagle myśli o kimś, kto wrócił z Polski - nie wiadomo, o kim, nie było wcześniej żadnej wzmianki o Polsce. Nagle zmienia się narrator. W samym opku to nie dziwi, ale brak komentarzy analizatorów sugeruje, że jakieś fragmenty tam ucięło.

Ewa

Anonimowy pisze...

I Fantazy, i Chmielewska, i nie wiem co jeszcze... Ach, jakie te aŁtoreczki obryte literacko :D