piątek, 26 października 2018

361. Moje porsche nie jest gorsze, czyli wendeta po neapolitańsku (365 dni cz. 4/4)



Drodzy Czytelnicy,
kończymy dziś naszą sycylijską przygodę z Laurą i Massimem. Ta część (w oryginalnej powieści niemal połowa tekstu) poświęcona jest głównie temu, że Laura szpanuje ciuchami, samochodem i kasą, a otoczeniu oko bieleje (he, he!). Ale poza tym będziemy mieć tam walkę dwóch kogutów (przeprowadzoną za pomocą kwiatów koloru białego), Eksa z Dupy i Brata Znienacka oraz to, czym powinien kończyć się każdy porządny pornos: oświadczyny. (Ślub w następnym tomie).
O, bella ciao!




Analizują: Kura, Jasza, Vaherem, Kazik i Babatunde Wolaka.
(i kot przeszkadzajka, który ładuje mi się na kolana, domagając uwagi)


ROZDZIAŁ 11


Laura budzi się w szpitalu, widzi przy sobie Domenica.


Zobaczyłam  młodego Włocha  i zalała mnie fala  łez, a szloch nie pozwolił  mi wypowiedzieć ani jednego słowa. Kiedy tak się krztusiłam, machając rękami, drzwi ponownie się otworzyły i w progu stanął Czarny.
No i tyle z budowania napięcia na tym, że Massimo zginął.


Minął  wszystkich  i padł na kolana  przede mną, złapał  moją dłoń i tulił do  swojego policzka, wpatrując się we mnie przerażonymi i zmę­czo­nymi oczami.
– Przepraszam – wyszeptał. – Kochanie, ja...
– Przepraszasz, że żyjesz?
– Przepraszam.
– Przesunęłam rękę i zasłoniłam jego usta. Nie  teraz i nie tu, pomyślałam, a po twarzy jeszcze  mocniej ciekły mi łzy, choć w tej chwili były to łzy szczęścia.
–  Pani  Lauro –  zaczął spokojnym  tonem starszy mężczyzna  w białym kitlu, zaglądając w kartę  wiszącą na łóżku. – Musieliśmy wykonać  pani zabieg udrożnienia tętnicy, gdyż stan, w którym się  pani znajdowała, zagrażał życiu. Wprowadziliśmy w tym celu rurkę  do pani ciała, stąd opatrunek na pachwinie udowej.
A jest jakaś pachwina inna niż udowa? To na górze nazywa się “pacha”.


Przez  otwór przeszedł  aż do serca prowadnik,  który umożliwił nam udroż­nienie  tętnicy. To w wielkim skrócie. Zdaję  sobie sprawę, że mimo świetnej znajomości  angielskiego pani znajomość nomenklatury medycznej  nie pozwala mi na bardziej szczegółowe wyjaśnienia, które są  w tej chwili zdecydowanie zbędne. Tak czy owak – udało się.
Znaczy, wyglądałoby na to, że ta jej choroba serca to tak naprawdę galopująca miażdżyca?
(ale nie przywiązujmy się do tej diagnozy, bo już za chwilę…)


Słyszałam, co mówił, ale nie byłam w stanie oderwać  wzroku od Massima. Był tu – cały i zdrowy!
–  Niestety – jęknęli zbiorowo analizatorzy.
–  Lauro, słyszysz mnie?!  – Poczułam, jak ktoś na siłę  podnosi mi powieki. – Nie rób mi tego, bo on mnie zabije.
Otworzyłam  powoli oczy.  Leżałam na dywanie,  a Domenico nerwowo trząsł  się koło mnie.
On też leżał i się trząsł.
Atak padaczki?


– Dzięki Bogu – westchnął, gdy popatrzyłam na niego.
– Co się stało? – zapytałam zdezorientowana.
– Znowu straciłaś przytomność, dobrze, że te tabletki były w szufladzie.
Opkoidyna leży w każdej szufladzie.


Lepiej ci?
No, jak wepchnąłeś nieprzytomnej tabletkę do gardła, to potem może już być tylko lepiej.


–  Gdzie  jest Massimo?  W tej chwili chcę  się z nim widzieć! –  wrzeszczałam, usiłując wstać. –  Powiedziałeś, że za każdym razem,  gdy sobie tego zażyczę, zabierzesz mnie  do niego, więc chcę, byś teraz to zrobił.
Czyli to przed chwilą jej się śniło? A może teraz mamy retrospekcję? Czy jednak Laura cofnęła się w czasie? A jeśli to alternatywna linia czasowa? Zapowiedź przyszłych wydarzeń? Albo interaktywna książka, która pozwala ci wybrać, jak potoczyły się dalej losy postaci?


Młody  Włoch badawczo  patrzył, jakby w głowie  szukał odpowiedzi na zadane  przeze mnie pytanie.


–  Nie mogę  – wyszeptał.  – Na razie nie wiem, co się  stało, ale wiem, że coś poszło nie tak. Lauro, pamiętaj, że w mediach nie zawsze po­dają prawdę. Musisz jednak dziś wylecieć z wyspy i wrócić do Polski. Takie były wytyczne don  Massima na temat twojego bezpieczeństwa.
I nawet kiedy wydawało się, że sama zdecydowała o tym, że dziś wraca do Polski, okazuje się, że to też był nakaz Massima.


Samochód  już czeka.  W Warszawie masz apartament  i konto w jednym z banków na  Wyspach Dziewiczych (amerykańskich czy brytyjskich?),  możesz  dowoli korzystać z pieniędzy na nim.
Patrzyłam na niego przerażona i nie wierzyłam w to, co słyszę. On kontynuował.
–  Wszystkie  dokumenty, karty  i klucze znaj­dują  się w twoim bagażu podręcznym.  Na miejscu odbierze cię kierowca  i zawiezie do nowego lokum. W garażu  masz samochód, wszystkie twoje rzeczy z Sycylii zostaną przewiezione wedle twojej prośby.
– Czy on żyje? – przerwałam mu. – Powiedz mi, Domenico, bo oszaleję.
Młody Włoch znowu zamarł, zastanawiając się nad odpowiedzią.
–  Na pewno  się przemieszcza.  Mario, jego consigliere,  podąża razem z nim, zatem jest duża szansa, że tak.
–  Jak to się  przemieszcza?  – zapytałam, marszcząc brwi.  – A czy oni obaj mogą być... Ur­wałam, bojąc się wypowiedzieć słowo „martwi”.
Dziewiąty sezon serialu właśnie się zaczął, a ona jeszcze się zastanawia, czy martwi mogą się przemieszczać.
To w sumie wygląda jak typowa uliczka w Neapolu.

– Don Massimo ma wszczepiony nadajnik w wewnętrzną stronę lewej ręki, taki mały chip jak twój – powiedział i dotknął mojego implantu. – Więc wiemy, gdzie jest.
Myślałam chwilę nad tym, co usłyszałam, nerwowo głaszcząc małą rurkę.
–  Co to  jest, do  cholery? –  zapytałam z wściekłością.  – Implant antykoncepcyjny czy nadajnik?
Dwa w jednym!?
Domenico  nie odpowiedział,  jakby pojął, że nie  miałam pojęcia, co mi  wszczepiono.
...czyli jednak będzie CIUNŻA!? Cóż za plot twist!
https://i.imgur.com/PxW9Bzg.gif


(...)
Laura wraca do Warszawy; na lotnisku czeka na nią jakiś człowiek od Massima, który zawozi ją do nowego domu – apartamentu na strzeżonym osiedlu.


Po chwili stałam już  w windzie jadącej na ostatnie piętro budynku. Wsadziłam klucz do zam­ka drzwi z numerem, który znalazłam w kopercie, a po ich otwarciu moim oczom ukazał się przepiękny salon z oknami sięgającymi kolejnego piętra. Znaczy, jeszcze bardziej ostatniego niż to ostatnie? Wszystko było takie ciemne i sterylne, tak bardzo w stylu Massima. Normalnie to lokum służyło do wycinania ludziom nerek.
Kierowcy  wnieśli bagaże  i zniknęli, zostawiając  mnie samą.
Kierowcy? Ach, no tak. Pewnie był potrzebny cały konwój, żeby przewieźć wszystkie nowe ciuchy Laury.


Wnętrze  było eleganckie i przytulne.  Większość salonu zajmował czarny  narożnik z miękkiej alcantary trochę jak skaj, tylko bardziej,  pod  którym znajdował  się biały dywan z długim  włosiem. Obok stała ława ze  szkła, a na ścianie wisiał ogromny  płaski telewizor. Za nim za telewizorem? za każdym razem trzeba było zdejmować telewizor jak obraz i czołgać się przez tunel było  wejście  do sypialni  z dwustronnym  kominkiem, który otaczały miedziane płyty.


Kiedy weszłam głębiej, moim oczom ukazało się ogromne nowoczesne łóżko z ledowym podświetleniem, dzięki któremu odnosiło się  wrażenie, że mebel lewituje. Było tam także przejście do garderoby i łazienki z wielką wanną.
Kanon opkowy szaleje ze szczęścia.
W garderobie wisiała nowa szata prefekta.


Wróciłam  do salonu  i włączyłam telewizor  na kanał informacyjny.  Otworzyłam bagaż pod­ręczny i usiadłam na dywanie. Wertowałam kolejne koperty, poznając ich zawartość. Karty, dokumenty, informacje; w ostatniej znalazłam kluczyk do samochodu, na którym widniały trzy litery:  BMW. Zaskoczona odkryłam, że jestem właścielką apartamentu, w którym siedziałam, a także samochodu. Po przeczytaniu kolejnych papierów okazało się, że konto z siedmiocyfrową zawartością również było moje.  
Och, spełniło się marzenie każdej opkowej bohaterki: mieć wagon ciuchów, wolną chatę i kartę kredytową bez dna.
W tej sytuacji będąc Laurą modliłbym się, żeby Massimo okazał się martwy.
W wyobraźni wszystko się mieści, więc czemu nie od razu puchate konto z czternastoma zerami, wszystkie kamienice na krakowskim rynku na własność i kluczyki do stada słoni!


Po  co mi  to wszystko,  kiedy jego nie  ma? Czy chciał w ten sposób  zadośćuczynić mi za tych parę  tygodni? Z perspektywy czasu to ja  powinnam zapłacić jemu za wszystkie cudowne chwile.
Cudowne chwile? Czyli które? Może ta, w której widziałaś jak sprzątnął człowieka na podjeździe? Albo jak powiedział ci, że przestrzelił łapy obmacywaczowi, który wziął cię za prostytutkę? A może ta w której spuścił się w tobie, choć wiedział, że nie jesteś zabezpieczona i mówiłaś, żeby tego nie robił?


(...)
Laura znajduje w garażu samochód – wielki, biały SUV – i idzie pojeździć po mieście, a potem przypomina sobie, że jest ktoś, kogo mogłaby odwiedzić…
Czy oni w tym ksiopku zawsze jeżdżą SUVami?
Kaszlakiem mają jeździć?!


Przyjaźniłyśmy się  od piątego roku życia, była dla mnie jak siostra. Młodsza, a czasem starsza, w zależności od okazji.
I dlatego przez cały czas pobytu we Włoszech nie poświęciła jej ani pół myśli. Dzwoniła i mailowała do matki, ale ani razu do naj-naj-najlepsiejszej psiapsiółki.
Prawdę mówiąc, myślałem że pojedzie do rodziców…


Miała czarne włosy i zmysłowo zaokrąglone ciało. Mężczyźni ją kochali,  nie wiem, czy za wulgarność, czy za wyuzdanie, a może za śliczną  twarz.
Kochali ją, czy tylko chcieli z nią “się kochać”?


(...)
Olga  nigdy nie  pracowała, wykorzystywała  do maksimum fakt, jak bardzo  działała na mężczyzn. Była zwolenniczką  łamania stereotypów, a szczególnie tego, że kobieta mająca wielu partnerów  to dziwka.
Ale kobieta, której płaci się za seks, ma swoją zawodową nazwę.   


Jej  układ  z facetami  był prosty:  ona dawała im  to, czego chcieli,  a oni dawali jej pieniądze.  Nie była prostytutką, raczej  utrzymanką znudzonych głupimi kobietami mężczyzn.
...tyle że Olgi to nie dotyczy.
“Znudzonych głupimi kobietami”. Z pewnością do Olgi udawali się na rozmowy o nowych osiągnięciach w neurochirurgii przeplatane partiami szachów.


(...)


–  Laura, kurwa mać!  – wykrzyknęła Olga, rzucając mi się  na szyję. – Zabiję cię chyba, już myślałam, że cię porwali.
Nie ma to, jak kobieca intuicja.
Właź, co tak stoisz! – Złapała mnie za rękę i wciągnęła do środka.
– Przepraszam, ja... musiałam… – dukałam, a łzy zalały mi oczy.
Ola stała, patrząc z przerażeniem. Objęła mnie ramieniem i poprowadziła do salonu.
–  Coś  czuję,  że trzeba się  napić – powiedziała i po chwili siedziałyśmy już  na dywanie z butelką wina.
Ostatnio doszedłem do wniosku, że tylko tak bardzo dorośli nastolatkowie i ciągle dziecinni dorośli zapijają smutki alkoholem. Prawdziwa dorosłość jest wtedy, kiedy na doła wpieprza się całe opakowanie lodów.


–  Martin był  u mnie – zaczęła, patrząc podejrzliwie.  – Wypytywał o ciebie i powiedział, co się  stało. Że zniknęłaś, zostawiając list, podobno  wróciłaś przed nim i wyprowadziłaś się. Cholera, Lari, co się  tam wydarzyło? Chciałam zadzwonić, ale wiedziałam, że sama to zrobisz, jak będziesz chciała pogadać.
Cóż za wygodny zbieg okoliczności!
Zniknęła bez słowa to zniknęła bez słowa, po co drążyć temat. Zgłodnieje, sama wróci.
Patrzyłam na nią, popijając wino, i zdawałam sobie sprawę,  że nie mogę powiedzieć jej prawdy.
–  Miałam już  zwyczajnie dość  jego ignorancji,
Nie wiedział, czym się różni Monet od Maneta, wyobrażasz sobie?!


a poza tym zakochałam się.  – Podniosłam wzrok i patrzyłam  na nią. – Wiem, jak to brzmi,  dlatego nie chcę o tym gadać, teraz  muszę wszystko poukładać od nowa.


Laura ściemnia, że ma kilka propozycji pracy, a mieszkanie i samochód dostała pod opiekę od znajomego, który musiał szybko wyjechać.


(...)


Siedziałyśmy  tak do późna  i gadałyśmy o tym,  co działo się przez  ten miesiąc. Opowiadałam  jej o urokach Sycylii, o jedzeniu,  alkoholu i butach.
Czy opowiedziała, skąd biorą się buty?
Ponieważ penis i jego Massimo musieli zostać pominięci milczeniem, streszczenie wrażeń z pobytu we Włoszech zamknęło się w trzech zdaniach pełnych “no wiesz”, “eee”, “yyy”, “no fajnie”.


Po  opróżnieniu  do połowy kolejnej butelki zapytała:
– No dobra, a on? Powiedz mi coś, bo zaraz oszaleję, udając, że nie jestem ciekawa.
Przez  głowę przelatywały  mi urywki wszystkich  chwil z Massimem. Jak pierwszy  raz widziałam go nago, kiedy wparował do mnie pod prysznic. Zakupy z nim i chwile na jachcie, jak tańczyliśmy i ostatnia noc, po której zniknął.
– On jest – zaczęłam, odstawiając kieliszek – wyjątkowy, majestatyczny, wyniosły, czuły, przystojny,  bardzo troskliwy [aaaahahahahahaha, trzymajcie mnie, bo padnę].  Wyobraź  sobie typowego  samca, który nie  znosi sprzeciwu i zawsze wie, czego chce.
Dziękuję, już pierwsze słowa wystarczyłyby mi, żeby go skreślić bez wahania. A poza tym “nie znosi sprzeciwu” kojarzy mi się nie ze stanowczym mężczyzną, ale z rozkapryszonym bachorem, który w sklepie rzuca się na ziemię, wrzeszcząc, bo nie dostał lodów.


Dodaj do tego opiekuna i obrońcę, przy którym zawsze czujesz się  jak mała dziewczynka.
Tak, zwłaszcza jak na każdym kroku mówi, co ci wolno, a co nie i zapowiada kary za nieposłuszeństwo.


A na  koniec  połącz to  ze spełnieniem  najskrytszych seksualnych  fantazji. A jakby tego było mało, ma metr dziewięćdziesiąt, zero procent tkanki tłuszczowej (tyle to nawet Cristiano Ronaldo nie ma) i wygląda jak wyrzeźbiony przez samego Boga. Malutka dupeczka, gigantyczne barki, szeroka klatka…
Z opisu taki trochę ojciec Ludwiczka.


eh... To właśnie jest Massimo – odparłam, wzruszając ramio­nami.
– Ja pierdolę – zaklęła Olga. – Aż mi się nogi ugięły. No dobra, i co z nim?
Przez chwilę  myślałam nad tym, co jej powiedzieć, ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
Nie żebyśmy byli zdziwieni.


–  No cóż, potrzebujemy czasu, by to prze­myśleć, bo to wszystko nie jest niestety takie proste. On jest z zamożnej sycylijskiej rodziny z tradycjami. A oni nie biorą sobie cudzoziemek – rzuciłam, krzywiąc się.
–  Ale  cię wzięło  – powiedziała,  popijając łyk. –  Kiedy o nim mówisz,  świecisz jak żarówka.
O tak.


Nie chciałam już rozmawiać o Czarnym, bo każde cudowne wspomnienie bolało na myśl, że nie pojawią się kolejne.
Skąd ona w ogóle ma to “hurr durr już nigdy się nie zobaczymy”? Massimo żyje (niestety) i wysłał cię do zajebiście urządzonej chaty i zapewnił wszystko czego potrzebujesz, a nawet więcej. Nie powiecie mi chyba, że koleś traktuje tak wszystkie swoje byłe.
Nie wiem, mnie się wydaje, że do niej nie dotarło to, co Domenico mówił o “przemieszczaniu się” i cały czas sądzi, że M. jednak nie żyje (a przemieszcza się, bo go wiozą karawanem?).


(...)

ROZDZIAŁ 12


Laura odwiedza rodziców, mieszkających w jakiejś miejscowości 150 km od Warszawy, spędza tam niecały tydzień. Rodzicom także wciska bajeczkę, że dostała pracę w wielkiej włoskiej sieci hoteli, a białe BMW jest jej samochodem służbowym. Po powrocie idzie z Olgą na wielkie zakupy, ponieważ “Zakupy  to zawsze było to, co poprawiało mi humor”. Kiedy pakują zakupy do pięknego, nowego samochodu Laury, spotykają Michała, z którym Laura i Martin pojechali na wakacje; wiadomo, że plotka się rozniesie. Potem Laura zaprasza Olgę do swego apartamentu (cały czas utrzymując, że to mieszkanie służbowe). Oldze opada szczęka z wrażenia.


ROZDZIAŁ 13
Kiedy  obudziłyśmy  się następnego  dnia i doprowadziłyśmy  się do względnego ładu, poczułam się  zaskakująco dobrze. Stojąc przed lustrem, próbowałam tłumaczyć  sobie, że muszę żyć dalej, kolejny raz na nowo wszystko po­układać  i zacząć zapominać o tygodniach spę­dzonych we Włoszech.
Kilka par nowych butów i żałoba przechodzi jak ręką odjął!


Następnie dziewczyny idą do fryzjera, gdzie Laura ścina włosy na “boba z krótkim tyłem i dłuższym przodem” i farbuje się na blond, dziwnym trafem upodabniając się do autorki książki ;)



Wreszcie, odstawione w nowe kreacje (tu szczegółowy opis) idą imprezować.

Kiedy  wysiadłyśmy  z samochodu, pod  klubem w kolejce stało  jakieś sto osób. Olga ostentacyjnie minęła tłum i podeszła do liny, dwukrotnie całując selekcjonerkę. Ta zdjęła sznur blokujący przejście i po chwili byłyśmy już  w środku, witane przez żonę właściciela – Monikę, która zapinała nam na ręce VIP-owskie opaski.
Bardzo bym chciała wiedzieć (żart), czy tak faktycznie wygląda clubbing w wykonaniu autorki, czy to tylko jej niespełnione marzenie, kiedy tak stoi w tej stuosobowej kolejce ;)


(...)


–  Dzisiaj  ja stawiam!  – powiedziałam,  przekrzykując muzykę  i wyciągając z torebki kartę, którą dostałam od Domenica.
Uznałam,  że najwyższy  czas jej użyć.  Chciałam zrobić to  tylko raz i dzięki niej  kupić tylko jedną rzecz.
A potem demonstracyjnie wrzucić do niszczarki.


Skinęłam ręką  na kelnerkę i złożyłam zamówienie. Po chwili niosła już  przez klub moëta rose w coolerze z lodem. Widząc to, Ola euforycznie zerwała się z siedziska.
– Na bogato! – krzyknęła, biorąc do ręki kieliszek. – Za co pijemy?
Ja wiedziałam, za co chcę wypić, i dlaczego chcę poczuć akurat ten smak.
– Za nas – powiedziałam, upijając łyk.
Ale nie piłam za mnie i Olę. To było dla Massima i za trzysta sześćdziesiąt pięć dni, które się  nie wydarzyły. Czułam smutek, a jednocześnie spokój, bo wydawało mi się, że po części po­godziłam się  już z sytuacją.
Cóż, Massimo odszedł, ale apartament, samochód i karta zostały.


Po wypiciu połowy butelki ruszyłyśmy na parkiet. Falowałyśmy w rytm muzyki, wygłupiając się. Moje cudowne buty nie były jednak stworzone do tańca, więc po trzech kawałkach musiałam odpocząć.  Wra­cając do stolika, poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę.
– Cześć! – Obróciłam się i zobaczyłam Martina.
Co za zbieg okoliczności!


Wyrwałam mu dłoń i stałam, wbijając w niego lodowate spojrzenie pełne nienawiści.
– Gdzie byłaś tyle czasu? – zapytał. – Możemy pogadać?
Gdzie byłaś tyle czasu? Co to w ogóle za pytanie. Martin wpadał tu codziennie i wypatrywał Laury wśród imprezowiczów? Jeśli chciał pogadać, mógł napisać meila albo odezwać się na facebooku… mamy XXI wiek w końcu!
Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że Massimo zatrudnił człowieka tylko do tego, by cały boży dzień siedział i kasował wszelkie wiadomości od Martina, zanim Laura je zobaczy.


W głowie przewijały mi się  zdjęcia, które wypadły z koperty pokazanej przez Massima. Miałam ochotę rozerwać go wtedy na strzępy, ale teraz, kiedy emocje opadły, był mi już zupełnie obojętny.


– Nie mam ci nic do powiedzenia – rzuciłam i odwróciłam się, kierując się w stronę sofy.
Nie dawał za wygraną i po chwili był znowu przy mnie.
– Lauro, proszę. Daj mi chwilę.
Siedziałam i patrzyłam na niego, beznamiętnie popijając szampana, którego smak dawał mi siłę.
Wyczuwam tu origin godny komiksowego bohatera. Następnym razem spróbuj szpinaku, Lauro.


(...)
Kiedy  opuściliśmy  klub, pokierował  mnie w stro­nę parkingu  i otworzył drzwi do swojego auta.
–  Z tego  co widzę,  nie przyjechałeś  tu na imprezę? –  zapytałam, wsiadając  do białego jaguara xkr.
– Przyjechałem tu po ciebie – odparł i za­mknął za mną drzwi.
Duch Święty mnie oświecił, że akurat dziś będziesz akurat w tym klubie.
To chyba jedyne sensowne wytłumaczenie. Chyba, że naprawdę przychodził tu co noc… albo co noc objeżdżał wszystkie ważniejsze kluby w Warszawie.  


Jechaliśmy  przez kolejne  dzielnice, a ja  dobrze wiedziałam,  gdzie będzie finał tej podróży.
Na Młocinach?


–  Lauro,  w tych włosach  wyglądasz za­chwy­cająco  – powiedział spokojnym tonem, spo­glądając na mnie. – Wiesz, doszedłem do wniosku, że jednak się jeszcze nie dość w życiu naruchałem.


Zignorowałam  go, ponieważ jego  zdanie zupełnie mnie  nie interesowało (ą ę foszek, zadarty nosek),  i nadal wpatrywałam się w krajobraz za szybą.
Martin przycisnął  guzik pilota od garażu i brama podniosła się. Zaparkował  i weszliśmy na górę. Kiedy stanęłam w korytarzu jego mieszkania, aż  zrobiło mi się słabo. Nawet to wnętrze, mimo że nigdy nieodwiedzone przez Czarnego, kojarzyło mi się z nim.
Czym?
I to jest coś, co nazywam bardzo dobrym pytaniem. Może czytelnicy mają jakiś pomysł co w mieszkaniu Martina kojarzyło się Laurze z Czarnym?
W kuchni był stół o równych i niebywale grubych nogach.
Na ścianie wisiała korkowa tablica pełna czerwonych sznureczków łączących zdjęcia Massimo i karteczki z napisami typu “MAFIA?”, “PORWANIE?”.


– Chcesz coś do picia? – zapytał, podchodząc do lodówki.


Usiadłam  na kanapie  i poczułam się  nieswojo. Miałam  przedziwne wrażenie,  że w tej chwili postępuję  wbrew woli Massima, łamiąc jego zakaz kontaktów z Martinem. Niepokoiła mnie też ta czerwona kropeczka drgająca na czole byłego. Gdyby widział mnie teraz, gdyby wiedział, zabiłby go.
Och, taki słodziutki zazdrośnik z niego :3 <3<3<3


–  Myślę,  że woda  będzie najlepsza  – zadecydował, stawiając  przede mną szklankę. – Opowiem ci wszystko, a ty zrobisz z tym, co zechcesz.
Lauro, wyjdź. Skoro nie zrobił ci herbatki i kakałka do wyboru, to znaczy, że już totalnie mu nie zależy.
Gorzej! Nie dał jej alkoholu!
Szklanka wody zamiast?


Usadowiłam się i machnęłam ręką, by zaczął.
– Kiedy zerwałaś się z leżaka i uciekłaś, zrozumiałem, że masz rację, i pobiegłem za tobą. Ale na recepcji zatrzymał  mnie jeden z pracowników hotelu, twierdząc, że w naszym pokoju jest jakaś poważna awaria i muszą do niego wejść.
Krok pierwszy: Szambo wybiło.
Gdy  razem z ludźmi  z serwisu skończyliśmy sprawdzać  ten sygnał, okazało się, że to błąd systemu i nic się  nie dzieje.
Nie wybiło.
Wybiegłem na ulicę i szukałem  cię, aż zrobiło się ciemno.  Byłem pewny, że cię znajdę, sądziłem,  że nie odeszłaś daleko, dlatego nie wracałem od razu po telefon. A kiedy wreszcie przyjechałem do hotelu,  żeby zadzwonić, w pokoju leżał już list, w którym pisałaś to wszystko, i miałaś rację.
Nie zwróciłem uwagi nawet na dziwną polszczyznę i koślawe pismo, bo od dawna wiedziałem, że nie jesteś szczególnie mocna w słowie pisanym.


Wiedziałem,  że zjebałem. –  Zwiesił głowę i zaczął  skubać palce. – Wściekły  zamówiłem drinki do pokoju i zadzwoniłem  po Michała. Nie wiem, czy przez nerwy, czy  dlatego, że byłem na kacu, ale poczułem się pijany po skończeniu pierwszego. – Podniósł wzrok i głęboko popatrzył mi w oczy. –  I czy chcesz w to wierzyć, czy nie, później już nic nie pamiętam. Kiedy obudziliśmy się rano, a Karolina opowiedziała mi, co zrobiłem, chciało mi się  rzygać. – Martin zrobił wdech i kolejny raz spuścił głowę. – A jak myślałem, że już gorzej być nie może, recepcja poinformowała nas, że musimy opuścić hotel, bo nasze karty kredytowe nie mają pokrycia. Wyjechaliśmy więc z wyspy.
Tak pokornie wzięli i wyjechali, bez kontaktu z bankiem, sprawdzenia o co chodzi, wyjaśnienia sprawy. Nagły brak środków na kartach należących do trzech osób, prawdopodobnie z trzech banków, rodzi podejrzenia, że to raczej jakaś awaria systemu w samym hotelu. Zresztą, czy rezerwując pobyt nie opłaca się go z góry?
Cóż, najważniejsze w całej tej historii jest pokrycie Laury, a nie jakichś tam kart.


Nad tymi wakacjami ciążyło jakieś fatum, jakby wszystko od początku miało się układać źle.
Kiedy skończył mówić, zakryłam rękami twarz i głośno westchnęłam. Wiedziałam, że to, co mówi, mimo iż  brzmiało niedorzecznie, przy odrobinie interwencji ze strony Massima było bardzo prawdopodobne.
Jasne, Massimo wszystko może, ale takie nagłe wyrzucanie gości z hotelu… Mieszkali przecież w Hiltonie, hotelu należącym do potężnej sieci, gdyby chcieli zrobić awanturę gdzieś wyżej, czy macki Massima sięgnęłyby i tam?
Massimo może wszystko. Wszystko.
Hentaiowe macki Massima sięgają w najbardziej nietypowe miejsca.


Teraz  już nie  wiedziałam,  na kogo jestem  bardziej wściekła,  na Czarnego i ukartowanie tego wszystkiego, czy na Martina, że dał się w to wciągnąć.
Jakby ten biedak miał jakiś wybór!
No jak można było się tak dać wciągnąć w sieć intryg przez nieznanego socjopatę z półświatka przestępczego! Wina ewidentnie leży po obu stronach.  


– Ale co to zmienia? – odparłam po chwili.
Musisz zrozumieć, mój drogi, że przy tobie było mnie stać jedynie na trampki od Isabel Marant za 600 zł na allegro, a nie na kozaki od Emilio Pucciego, nówki z butiku, za 1390 euro.


Laurze nagle robi się niedobrze; tłumaczy to zmęczeniem i stresem. Martin odwozi ją do domu,na miejscu próbuje jeszcze wprosić się do jej mieszkania, ale...


(...)
Mój  były facet  stał w progu,  nie przekraczając  go, i gniewnym wzrokiem  wpatrywał w coś za mną. Obróciłam  się i prawie stanęło mi serce. Z kanapy  niespiesznie podnosił się Massimo i zmierzał w kierunku drzwi wejśowych.
–  Nie rozumiem, co mówicie, ale Laura chyba nie chce, żebyś  wchodził – rzucił Czarny, stając kilkanaście centymetrów  od Martina.
Oho, zaraz dojdzie do męskiej walki o dominację i samicę.


 – Czy  mam ci to  powiedzieć ja,  żebyś zrozumiał? Może po angielsku będzie łatwiej?
Martin  napiął całe  ciało
i zrobił to:
Nie mieszajcie dżentelmena Armstronga do tych słabych gierek!


 i nie  spuszczając  wzroku z Czarnego,  powiedział spokojnym, niskim tonem (jak do psa, którego chce się uspokoić):
– Do zobaczenia, Lauro. Jesteśmy w kontakcie. – Odwrócił się i wsiadł do windy.

(...)
Laura wyraża radość z zobaczenia Massima całego i zdrowego.


– Gdzieś ty, kurwa, był?! – wrzasnęłam, wcześniej wymierzając mu siarczysty policzek. – Czy  zdajesz sobie sprawę, egoisto, z tego, co ja przeżyłam? Czy tobie wydaje się, że ciągłe tra­cenie  przytomności jest doskonałą formą spędzania czasu?
Ja, ja, JA! A nie zapytasz, co się stało,  co to była za strzelanina, czy nic mu już nie grozi…?

Jak  mogłeś  mnie tak  zostawić? Jezu! – Zrezygnowana osunęłam się po ścianie.
I straciłam przytomność.
– Wyglądasz zniewalająco, mała – powiedział, usiłując wziąć mnie na ręce. – Te włosy…
–  Nie dotykaj mnie, do cholery! Nie dotkniesz mnie nigdy więcej, jeśli nie wyjaśnisz mi, co się stało.

Na dźwięk podniesionego tonu Czarny wy­prostował  się i chwilę stał, górując nade mną. Wy­glądał jeszcze  piękniej, niż zapamiętałam. Ubrany w ciemne spodnie i koszulkę  z długim rękawem w tym samym kolorze, eksponował idealnie wyrzeźbioną  sylwetkę.
To brzmi jakby miał na sobie trykot superbohatera.
 
(...)
Massimo z miejsca przechodzi do rzeczy najważniejszych:


–  Spotkałaś  się z nim mimo  mojego zakazu. Wiesz,  że jeśli będzie trzeba,  zabiję tego człowieka, by nie widywał się z tobą?
Och, och, jaki jestem zaszokowany jego reakcją!


Milczałam, nie chciałam otwierać  ust, po­nieważ wiedziałam, że wypłynie z nich potok słów. Było późno, byłam zmęczona i głodna, a cała sytuacja zdecydowanie mnie przerastała.
– Lauro, mówię do ciebie.
– Słyszę, ale nie chce mi się z tobą gadać – powiedziałam cicho.
Bo to zła kobieta była.


–  To nawet lepiej, bo ostatnie, na co teraz mam ochotę, to trudne rozmowy  – stwierdził i brutalnie wdarł się językiem w moje usta.


Chciałam  go odepchnąć,  ale kiedy poczułam  jego smak i zapach, przed  oczami przeleciały mi te wszystkie  dni bez niego. Dobrze pamiętałam towarzyszące  mi cierpienie i smutek.
– Szesnaście – wyszeptałam, nie przerywając pocałunku.
Ghhh… ghhhhuuuu… błbłbł… – usłyszał Massimo.


Massimo zatrzymał swój szaleńczy pęd i popatrzył na mnie pytająco.
– Szesnaście – powtórzyłam. – Tyle dni jesteś mi winien, don Massimo.
Szesnaście dni nieobecności Massima, z czego sześć od czasu, gdy usłyszała o jego rzekomej śmierci. Rzeczywiście, niewiele jej trzeba było, żeby pocieszyć się po utracie Jedynej Prawdziwej Miłości.


Uśmiechnął  się i jednym  ruchem ściągnął  czarną koszulkę, którą  miał na sobie. Przytłumione  światło z salonu oświetliło jego tors. Moim oczom ukazał  się widok świeżych ran, niektórych jeszcze z opatrunkami.
– Boże, Massimo – wyszeptałam, wysuwając się spod niego. – Co się stało?
– Nie uwierzysz, ale działam w kółku teatralnym i wystawialiśmy z kumplami Juliusza Cezara Szekspira i coś poszło bardzo, bardzo nie tak.

Dotykałam  delikatnie jego  ciała, jakbym w cza­rodziejski  sposób chciała zlikwidować bolesne miejsca.
Massimo! Jam ran twoich całować niegodna!


Seksy, ciach.
(...)


Obudziłam się, kiedy do salonu przez niezasłonięte okno wdzierały się  promienie słońca. Z na wpół zamkniętymi oczami się­g­nęłam badawczo  ręką na drugą stronę łóżka. Był tam. Odwróciłam wzrok i zerwałam się  z krzykiem. Cała pościel była zakrwawiona, a on nawet nie drgnął.
– Massimo – szarpałam go, wrzeszcząc.
- Koń! Koński łeb oderżnięty!
Szkoda, że nie massimowy.


Przekręciłam  go na plecy,  a on zdezorientowany  otworzył oczy.
-  Cicho, maleńka, u nas to norma.


Z ulgą  opadałam  na materac.
Jak liść w lekkim wietrzyku.


Rozejrzał się dookoła i przejechał dłonią po klatce piersiowej, ścierając krew.
–  To nic,  kochanie, szwy  puściły – powiedział,  unosząc się i uśmiechając  do mnie. – Nawet tego nie czułem w nocy. Ale chyba musimy się umyć, bo wyglądamy, jakbyśmy wspólnie kogoś zaszlachtowali – powiedział z rozbawieniem, przeczesując włosy czystą ręką.
Wow, twardziel, nawet nie syknął z bólu.
I już wiemy kim był tajemniczy Czarny Rycerz z filmu “Monty Python i Święty Graal”
https://i.giphy.com/media/VYcRNU4P3vyM/giphy-facebook_s.jpg


– Nie bawi mnie to – rzuciłam i poszłam do łazienki.
Nie musiałam długo czekać, by pojawił się obok. Tym razem to ja myłam jego, delikatnie ściągając  nasiąknięte krwią opatrunki. Kiedy skończyłam, wzięłam apteczkę i zakleiłam je na nowo.
Plasterkiem i wystarczyło. I poprawiłam Kropelką.
Próbowałam tu prowadzić rozkminy, jak ciężko ranny mógł być Massimo po strzelaninie i jak długo trwałoby jego leczenie, ale dałam spokój. Rany Massima to coś na kształt choroby serca Laury: otwierają się, kiedy potrzebny jest Element Dramatyczny, ale tak poza tym w żaden sposób nie przeszkadzają mu w niczym.

(...)


– Pytaj! – Przeszył mnie lodowatym wzrokiem.
– Jak długo jesteś w Polsce? – zaczęłam.
– Od wczorajszego poranka.

– Byłeś w tym mieszkaniu, kiedy mnie tu nie było?
– Tak, kiedy wyszłyście z Olgą koło piętnastej.
– Skąd znasz kod do domofonu i ile jeszcze jest par kluczy?  
– Sam go ustaliłem, to rok mojego urodzenia, a klucze mamy tylko ja i ty.
Trochę głupie pytanie, przecież to on kupił to mieszkanie, powinien znać kod.
Och, tyle tych mieszkań w każdej stolicy, kto by to spamiętał!...


Tysiąc  dziewięćset  osiemdziesiąt  sześć, czyli ma  dopiero trzydzieści  dwa lata, pomyślałam, i wróciłam do rozmowy, która teraz bardziej mnie interesowała niż jego wiek.
Generalnie, jak się za chwilę okaże, Laura jest baaaaaardzo zainteresowana różnymi szczegółami z życiorysu Massima.
Więc akcja dzieje się w 2018 roku. To chyba jedyny szczegół, który autorka zaktualizowała przez te cztery lata, gdy książka czekała na wydanie.


– Czy od czasu, kiedy ja jestem w Polsce, twoi ludzie także tu są?
Massimo z rozbawieniem splótł ręce na piersi.
– No jasne, chyba nie sądziłaś, że zostawię cię samą?
Jeszcze byś się zgubiła!


Podświadomie  znałam odpowiedź,  jeszcze zanim mi jej  udzielił. Wiedziałam, że  ciągłe poczucie bycia obserwowaną nie brało się znikąd.
– A wczoraj? Też wysłałeś ludzi za mną?
–  Nie,  wczoraj  byłem prawie  wszędzie tam, gdzie  ty, Lauro, łącznie z mieszkaniem twojego byłego faceta, jeśli o to ci chodzi. I przyrzekam ci,  że kiedy pod klubem wsiadałaś do jego samochodu, niewiele brakowało, bym wyciągnął broń.
Romantyk :3
–  Jego  spojrzenie  było poważne  i lodowate.


 – Wyjaśnijmy  coś sobie, mała.  Albo nie będziesz z nim utrzymywać żadnych kontaktów, albo zwyczajnie pozbędę się go.
Wiedziałam,  że negocjacje  z nim nie mają  sensu, ale dziesiątki  godzin szkoleń z manipulacji nie poszły na marne, więc wiedziałam, jak to rozegrać.
Wow, wow! *rozsiada się wygodnie z kubełkiem popcornu w rękach*


–  Dziwi mnie to,  że widzisz w nim rywala  – zaczęłam beznamiętnie.  – Nie sądziłam, że boisz się  konkurencji, zwłaszcza że akurat po tym, co zobaczyłam na zdjęciach, on konkurencją nie jest.
Nawet na zdjęciach było widać jego brak kwalifikacji łóżkowych.


Zazdrość  to słabość, a odczuwa się  ją jedynie wtedy, kiedy człowiek czuje, że rywal jest jej godzien. Czyli jest co najmniej tak dobry jak on albo nawet lepszy.  – Zwróciłam się w jego stronę i delikatnie go pocałowałam. – Nie sądziłam, że masz słabości.
Czarny siedział w milczeniu, bawiąc się kubkiem herbaty. Kręcił nim bączka, żonglował, podrzucał herbatę do góry - dobrze było zająć czymś ręce w oczekiwaniu, aż Laura skończy ględzić.

–  Wiesz co, Lauro, masz rację. Potrafię  przyjąć racjonalne argumenty. Co w tej sytuacji proponujesz?
–  Co proponuję?  – powtórzyłam po nim.  – Nic, uważam, że ten etap mojego  życia jest zamknięty, jeśli Martin czuje inaczej, to jego sprawa. Może męczyć  się nadal, mnie to już nie dotyczy. Poza tym musisz wiedzieć, że ja, tak jak ty, nie wybaczam zdrady. A właśnie, jeśli już o tym mowa, co wrzuciliście mu do drinka w moje urodziny?
Nie wybaczam zdrady, nawet jeśli wiem, że stało się to pod wpływem jakiegoś środka odurzającego; fajnie, Lauro, fajnie, podobasz mi się coraz bardziej.


Massimo odstawił kubek i spojrzał na mnie z przerażeniem.
Omujborze, ONA WIE! Teraz będę miał szlaban na dupę przez najbliższe trzy miesiące! A, nie, przecież zawsze mogę ją przykuć kajdankami do łóżka i zgwałcić…


–  Co, myślałeś,  że się nie dowiem? To dlatego zakazałeś  mi rozmów z nim, żebym nie poznała prawdy? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
–  Liczy się  fakt – zdradził, poza tym nie każdy po tej substancji leci posuwać  pannę.
Nie każdy, może tylko 87%.
Pozostałe 13% leci posuwać kawalera.


To nie była tabletka gwałtu, mała, czy MDMA, to był  tylko środek potęgujący działanie alkoholu.
To nie była jakaś pigułka gwałtu dla mężczyzn, tylko…


On miał  się upić  szybciej niż  zwykle, to wszystko.
Massimo sporo ryzykował: a co, gdyby Martin padł, jak stał, chrapiąc głośno?
To pannę dokleiłoby się w Photoshopie z komentarzem “patrz, jak po całej nocy kopulacji słodko sobie śpi, zamiast cię szukać!”.

Nie będę  zaprzeczał,  że nie miałem udziału w tym, aby nie wyszedł  za tobą od razu, kiedy wybiegłaś z hotelu. Oczywiście,  że spowolniłem go celowo. Tylko zastanów się, ile by to zmieniło i czy na pewno chciałabyś, by cała ta sytuacja wyglądała inaczej.
Tu niby niechcący zaczął bawić się złotą kartą kredytową.
A kluczyki do Ferrari same wypadły z kieszeni.


Wstał z dywanu i usiadł na kanapie.
–  Czasem  mam wrażenie,  że zapominasz, kim  jestem i jaki jestem.  Możesz zmieniać mnie, kiedy  jestem z tobą, ale nie zmienię  się dla całego świata. I jeśli chcę  czegoś, mam to. Porwałbym cię tego czy innego dnia, to była tylko kwestia czasu i takich lub innych metod.
Bo coś takiego jak poznanie, zagadanie, oczarowanie i rozkochanie w sobie bez użycia przymusu jest dla leszczy, a nie dla wielkiego Don Massima.
Nie ma czasu na takie pitu-pitu, grafik napięty, spodnie cisną!


(Tak sobie myślę, że pod tymi pozorami wielkiego hurr durr wszechwładnego mafioza, on musi być rozpaczliwie niepewny siebie w kwestiach damsko-męskich… Inaczej nie polegałby tak wyłącznie na przemocy, nie?)


Po tym, co usłyszałam, byłam zła. Niby wiedziałam, że i tak zrobiłby, co chce, ale fakt, że nic nie zależało ode mnie, doprowadzał mnie do szału.
Jak to nic od ciebie nie zależało?


–  Naprawdę  chcesz roztrząsać  przeszłość, na którą  oboje już nie mamy wpływu?  – zapytał, pochylając się w moją stronę i lekko mrużąc oczy.
Co zrobiłem, to zrobiłem, na chuj drążyć temat!


– Masz rację – westchnęłam zrezygnowana.
Czasu nie da się cofnąć. Inaczej trzeba byłoby oddać do sklepów góry ciuchów.


–  A Neapol?  – rzuciłam,  zaciskając powieki  na myśl o słowach, które  wtedy usłyszałam. – W telewizji powiedzieli, że zginąłeś.


Teraz mam osobistą prośbę do naszego czytelnika Starred Shinra, zostawiającego nam wiele komentarzy na temat struktury i działania mafii: połóż sobie jakąś poduszkę na biurko, bo się zabijesz headdeskiem!


Massimo wyciągnął się, opierając się o poduszki na kanapie. Przyglądał mi się badawczo, jakby chciał ocenić, ile prawdy zniosę. W końcu zaczął opowiadać.
–  Kiedy  wyszedłem  z pokoju hotelowego,  zostawiając cię, zjechałem  do recepcji. Chciałem dać ci czas na podjęcie decyzji. Przechodząc przez hol, zobaczyłem Annę  wsiadającą do samochodu swojego przyrodniego brata. Wiedziałem, że skoro don Emilio jest  tutaj, coś musiało się stać.
Przerwałam mu.
– Jak to: don?
– Emilio to głowa neapolitańskiej rodziny, która od pokoleń panuje nad zachodnią częścią Włoch.
A pewnie jakaś inna rodzina panuję nad wschodnią częścią Włoch. Biorąc pod uwagę specyficzny kształt tego kraju, jest to dość niepraktyczny podział. Oczywiście wątpię też, żeby jedna rodzina miała aż taką władzę. Lepiej brzmiałoby na przykład “od pokoleń panuje nad północną Kampanią”. Albo samym Neapolem, to i tak cholernie dużo na głowie. Ale tak, czytelnik musi być pod wrażeniem, więc jebnijmy “nad zachodnią częścią Włoch”. Jej, to takie niepraktyczne, że nie mogę przestać nad tym myśleć.
Wow, to Emilio jest naprawdę potężnym donem, bo przecież “zachodnie Włochy” to nie tylko Neapol, ale i Rzym, Mediolan, Turyn...
Warto w tym miejscu przypomnieć, że według Massima istnieją jeszcze capo di tutti capi, czyli szefowie szefów. Emilio nim nie jest (a przynajmniej nie jest tak określany, zdaje się, że Massiu traktuje go jak kogoś równego pod względem rangi) i zastanawiam się jaką wielką władzę ma taki capo w uniwersum 365 dni…
Może wezwać obydwu na dywanik i złoić dupska pasem.


Po  tym,  co powiedziała,  kiedy nas spotkała,  i znając jej charakter,  czułem, że coś kombinuje.  Musiałem cię zostawić, bo wiedziałem,  że nie podejrzewa, iż to zrobię. A jeśli zamierzała  dopaść ciebie, ścigając mnie, musiałem trochę zepsuć jej  plan.
Bo bez Massima Laura jest nienamierzalna.


Wróciłem  na statek i poleciałem na Sycylię.  Aby zachować maksimum pozorów, dołączyła do mnie jedna z kobiet obsługujących Tytana, która najbardziej przypominała ciebie. Przebrana w twoje rzeczy udała się ze mną do domu, po czym wylecieliśmy do Neapolu. Spotkanie z Emiliem zaplanowane było już wiele tygodni wcześniej, mamy sporo wspólnych inte­resów.
– Poczekaj – wtrąciłam. – Byłeś z siostrą innego dona? To tak można?
Massimo zaśmiał się i upił łyk herbaty.
–  A czemu nie? Poza tym wtedy wydawało mi się  to doskonałym pomysłem. Ewentualne połączenie  dwóch ogromnych rodzin gwarantowałoby spokój  na długi czas i monopol w dużej części Włoch.  
No to przypomnijmy sobie, jak traktował Annę. Przypomnijmy sobie, że rzucił ją w tym samym dniu, w którym Laura przyleciała na Sycylię, ale nie odmówił sobie ostatniego numerka. W dodatku, według własnych słów Massima, Anna wiedziała, że jest tylko “na zastępstwo”, póki ten nie znajdzie swojej Pani. Ba, wszyscy dookoła o tym wiedzieli. I mam uwierzyć, że w takiej sytuacji planowano jakieś “dynastyczne małżeństwo”? Że don Emilio zgadzał się na takie traktowanie siostry i nie ukatrupił Massima znacznie wcześniej? Pffff!!!

Widzisz,  Lauro, ty  źle postrzegasz  mafię. My jesteśmy  firmą, korporacją i jak w każdym biznesie u nas także, są fuzje i przejęcia.
I przecinki w dziwnych, miejscach.
Z tą tylko różnicą, że trochę bardziej brutalne niż w zwykłym  przedsiębiorstwie. Zostałem solidnie przygotowany do biznesu,  który miałem kiedyś przejąć. Nauczono mnie roz­wiązań dyplomatycznych  i tylko w osta­teczności uciekam się do przemocy.
Co innego w twoim codziennym, nie firmowym życiu...


Dlatego  moja rodzina  jest jedną z najsilniejszych  i najbogatszych pośród włoskich mafii na całym świecie.
– Na świecie? – zapytałam zdezorientowana.
Zakręciło jej się w głowie z szybkością obrotu Ziemi wokół osi.
–  Owszem,  prowadzę interesy  w Rosji, Wielkiej Brytanii  w Stanach Zjednoczonych, chyba  łatwiej byłoby powiedzieć, gdzie ich nie prowadzę.  – Radość i duma z tego, ile osiągnęła jego rodzina, były niemal namacalne.
Co tam jakiś don Emilio i jego zachodnie Włochy!


– No dobrze, a wracając do tego, co stało się w Neapolu… – ponaglałam go.
– Anna wiedziała o moim spotkaniu z jej bratem, sama jeszcze wiosną nakłaniała mnie do niego.  Nie mogłem odmówić tylko dlatego, że już nie byliśmy parą, to byłaby potwarz dla Emilia, a na to nie mogłem sobie pozwolić.
Stawiłem się w umówionym miejscu, towarzyszył mi jak  zawsze Mario, mój consigliere, i kilku ludzi, którzy  zostali w samochodach. Rozmowy nie toczyły się tak, jakbym tego chciał, poza tym czułem,  że jest coś, o czym mi nie mówi.
O, wielki don Massimo! Było coś, o czym nikt ci nie powiedział?


Kiedy uznaliśmy,  że porozumienie jest  niemożliwe, opuściliśmy  budy­nek. Emilio wyszedł  za mną i wyrzucił z siebie potok gróźb, wykrzykiwał, jak potraktowałem jego  siostrę, że znieważyłem ją i kazałem usunąć nienarodzone dziecko. Później padło słowo, którego nienawidzimy wszyscy, bo każdy, kto ma choć odrobinę rozumu, wie, że nie prowadzi to do niczego dobrego: wendeta, czyli krwawa zemsta.
Mnie zastanawia jedno: Massimo wiedział, że don Emilio coś kombinuje, ale na spotkanie z nim poszedł jedynie ze swoim consigliere, a resztę (kilku!) towarzyszących mu ludzi zostawił w samochodach. Don Emilio miał czas wszystko przygotować, np. ukryć pistolet z tłumikiem w barku, zagadać Massima i Maria, pozwolić by któryś z jego ludzi zlikwidował ich strzałem w tył głowy. A potem wstać, splunąć jeszcze gorącym trupom w twarz, ulotnić się tylnym wyjściem i zniknąć. Ale nie, don Emilio ma lepszy plan. Znacznie lepszy.
– Że co?! – krzyknęłam skrzywiona, jakby jego opowieść zadawała mi ból. – Przecież tak jest tylko w filmach?!
–  Niestety,  nie tylko,  tak jest w cosa  nostrze. Jeżeli zabijesz  członka rodziny albo zdradzisz  go, wtedy cała organizacja poluje  na ciebie. Wiedziałem, że tłumaczenia  i dalsza rozmowa nie mają sensu.
A co i jak chciałeś tłumaczyć? “No, Emilio, fajna dupa z twojej siostry, obciąga jak odkurzacz, świetna do chwilowego grzania łóżka, gdy jest się w trakcie szukania kogoś lepszego. Sam wiesz!”


Gdyby nie miejsce, gdzie byliśmy, i czas, pewnie rozegrałoby się  to od razu, ale on także nie był głupi i chciał załatwić to najszybciej, jak się  dało. Kiedy jechaliśmy ze spotkania na lotnisko, drogę zastawiły nam dwa range rovery, z których wysiedli ludzie Emilia, a także on sam. Wywiązała się  strzelanina, w której zginął, jak sądzę, od mojej kuli.
OCZY-KURWA-WIŚCIE. Już widzę jak potężny, inteligentny don, władający zachodnią częścią Włoch, osobiście jedzie rozwalić Massima, mając jedynie dwa samochody ludzi (prawdopodobnie tyle co Massio). I to wszystko na drodze do lotniska. Ba, nawet nie zadbał, by kolejne samochody zastawiły przeciwnikom drogę od tyłu.
Widocznie ta “zachodnia część Włoch” to była Dolina Aosty i ragazzo zebrał wszystkich mafiosów z całego tego obszaru.
Jestem pewna, że w mniej poważnych przypadkach chłopaki wyzywają się na solówę i osobiście obijają sobie gęby.


Zjawili się karabinierzy,  a ja razem z Mariem musiałem  zaszyć się w bezpiecznym miejscu  i przeczekać.


Samochody,  które pozostały  na miejscu zdarzenia,  były zarejestrowane na jedną  z moich firm. Dlatego pismaki, posiadając  tylko lakoniczne informacje od policji, uśmierciły  mnie, a nie Emilia.
A potem nikt tego nie sprostował, nikt nie czytał nekrologów… I jej, to naprawdę dziwne, że włoscy dziennikarze nie odróżniają dwóch znanych mafijnych bossów. Tak samo dziwne jest to, że ludzie Emilia musieli odjechać, zostawiając ciało szefa na ulicy. No bo chyba nie powiecie mi, że Mario i Massimo wytłukli wszystkich. Poza tym to oznaczałoby, że auta Emilia też były zarejestrowane na jedną z firm Massima.
No, ja rozumiem, że dla zmylenia śladów uciekli autami Emilia, zostawiając swoje (i robiąc tym samym prezent policji). Ale to taka zmyłka na chwilę, póki trup nie zostanie zidentyfikowany. A potem… mam uwierzyć, że Laura, rozczytująca się w doniesieniach portali plotkarskich o jej występie na MFF, w ogóle nie śledziła dalszych wiadomości o losach swojego ukochanego? Po tej pierwszej informacji uznała, że zginął to zginął, na chuj drążyć temat? Ok, nie znała języka, ale od czego Google Translate?


(W sumie, to ma sens – na portalach plotkarskich śledziła informacje o SOBIE, a w przypadku mafijnej strzelaniny trudno oczekiwać wzmianki o Laurze Biel, więc nie było tam nic ciekawego!)

–  Zabiję  cię, Massimo,  serio – wysyczałam  przez zęby. – Jak mogłeś  okłamać mnie w takiej sprawie?  Patrzyłam na niego, czekając, aż  powie coś mądrego, a przez głowę przelatywały mi myśli, co będzie, jeśli...
–  Przepraszam.  Wtedy sądziłem,  że najłatwiejszym  sposobem zatrzymania  cię, będzie dziecko.
A teraz już wiem, że karta kredytowa.
Wiedziałam,  że jest szczery,  ale to zwykle kobiety  łapały bogatych facetów tym sposobem, a nie odwrotnie.
Lauro, wszak jesteś bezcenna; należy cię łapać każdą dostępną metodą.


(...)


–  Zaingerowałeś  w moje życie, porywając  mnie, poprosiłeś o rok, szantażując  śmiercią moich ukochanych osób, ale to ci nie wystarczyło. Musiałeś  spróbować spierdolić wszystko już do końca, decydując samodzielnie o tym, czy mamy zostać rodzicami. A zatem, don Massimo, ja teraz powiem ci, jak będzie  – wyrzuciłam podniesionym tonem. – Jeśli za chwilę okaże się, że jestem w ciąży, wyjdziesz stąd, a ja nigdy nie będę twoja.
Za chwilę ona pójdzie nasiusiać na próbnik, potem on wyjdzie na klatkę schodową.


Na te słowa Czarny wstał i głośno wciągnął powietrze.
–  Jeszcze  nie skończyłam  – powiedziałam, od­chodząc  od niego w stronę okna. – Będziesz widywał  się z dzieckiem, ale nie ze mną, a ono nigdy nie obejmie władzy po tobie i nie zamieszka na Sycylii, czy to jasne? Urodzę  je i wychowam, mimo że nie jest mi to na rękę, bo jestem przyzwyczajona, że rodzinę tworzy co najmniej trójka ludzi. Ale nie pozwolę, by twoje zachcianki zniszczyły życie istocie, która sama nie pcha się na ten świat. Rozumiesz?
Jasne, a teraz wytłumacz, w jaki sposób zamierzasz powstrzymać Massima przed porwaniem waszego dzieciaka (albo was obojga) i wychowaniem go tak, jak będzie chciał.
Chciałbym przeczytać kiedyś opko, kiedy bohaterka zamiast oświadczać, że choć to zmieni całkiem jej życie, to wychowa to niechciane dziecko, stwierdza że zrobi sobie aborcję. I naprawdę ją robi.
Polskie opko? Nie licz na to.  
Tylko szlachetne poronienie ze śpiączką!


– A jeśli nie jesteś? – Czarny zbliżył się i stanął naprzeciwko.
– Wtedy czeka cię długa pokuta – powiedziałam, odwracając się.


(...)
Laura idzie do łazienki z testem i...


–  Zaraz  – krzyknęłam,  podnosząc się i spoglądając  w stronę umywalki. Jezu... – szepnęłam.
O BORZE, O BORZE, TEN SUSPENS MNIE ZABIJE!!!
Gdy test wyszedł pozytywnie, w umywalce natychmiast zmaterializował się niemowlak.


ROZDZIAŁ 14


Kiedy wyszłam, Czarny siedział  na łóżku z miną, której nigdy u niego nie  widziałam. Na jego twarzy malowały się troska,  strach, niepokój i przede wszystkim napięcie.


(przeróbka tego)

Na  mój widok poderwał  się z miejsca. Stanęłam  przed nim i wyciągnęłam rękę  z testem. Był negatywny.
Ale jak to? *szok i niedowierzanie*

Ponieważ Massimo znów krwawi, postanawiają udać się do lekarza. Okazuje się, że białe BMW nie jest jedynym samochodem, jaki zafundował Laurze:


Zjechaliśmy  na poziom minus  jeden, Massimo wcisnął  guzik na pilocie, który  trzymał w ręku. Na jednym z miejsc zamigotały  światła samochodu. Przeszliśmy kawałek i moim oczom ukazało  się czarne ferrari italia. Zatrzymałam się i z niedowierzaniem  patrzyłam na płaski, zachwycający sportowy samochód.
Mający co najmniej trzy lata (produkcja zakończyła się w 2015). Massimo się trochę nie postarał. Albo autorka nie zaktualizowała mu garażu.


– Który jeszcze należy do ciebie? – zapytałam, patrząc, jak wsiada do środka.
– Który tylko sobie wybierzesz, mała, wsiadaj.
Wszystkie samochody w tym garażu należą do mnie. Jak i wszystkie mieszkania w tym apartamentowcu. Postanowiłem tutaj zrobić swoją centralę biznesową na wschodnią Europę.


Jadą do prywatnego szpitala, w którym Laura ma znajomości i liczy na to, że wszystko załatwi dyskretnie.
Jestem zszokowany, że Massimo nie ma jakiegoś prywatnego szpitala w Polsce. Co za niedopatrzenie!


Doktor Ome był  mało przystojnym mężczyzną  w średnim wieku, co wyraźnie ucieszyło Czar­nego.
Jeżeli w ich przyszłym wspólnym życiu Laura będzie potrzebowała pójść do ginekologa, Massimo osobiście wybierze jej najszpetniejszego i najstarszego w całych Włoszech.
Doktor Nosferatu będzie najlepszy.


– Lauro, witaj. – Wyciągnął do mnie dłoń na powitanie. – Jak się masz?
Przywitałam  go i przedstawiłam  Massimowi, uprzedzając,  że będziemy rozmawiać po angielsku.
– To mój...
– Narzeczony. – Czarny dokończył za mnie. – Massimo Torricelli, dziękuję, że nas pan przyjął.
Po strzelaninie z Emiliem Massimo zaciera za sobą ślady: na początku opka nazywał się Toriccelli.


– Paweł Ome, miło mi i proszę, mówmy sobie po imieniu. Co was do mnie sprowadza?
Torricelli, powtarzałam w myślach, bo po tych kilku tygodniach nie miałam pojęcia, jak ma na nazwisko.
*facepalm dupą*


...a przepraszam bardzo, te portale plotkarskie i gazety, które tak się rozpisywały o ich popisach tanecznych na MFF w Wenecji, to jak go nazywały? Don Massimo?
Występował tam pod swoim pseudonimem artystycznym - Benvenuto Grande.
I co było w tych wszystkich informacjach o śmierci Massima? Wypikali jego nazwisko i nazwę rodziny mafijnej, bo RODO?


Czarny rozebrał się do pasa, a Paweł zanie­mówił.
I zaczął się ślinić.
–  Byłem na polowaniu  – rzucił, widząc jego reakcję.  – Trochę za dużo chianti i takie są skutki – powiedział rozbawiony.
– Znajomy wziął mnie za dzika i wypalił z lupary… tfu, śrutówki.


(...)


Massimo zostaje ponownie pozszywany, a potem jadą na lunch. Btw, doktor Ome pozszywał go tak doskonale, że do końca nie słyszymy już ani słowa o ranach. Massimo wybiera restaurację, której właściciel (“Karol, ale możesz do mnie mówić Karlo”) jest jego człowiekiem.
Wszędzie, wszędzie ludzie króla dona.


Po  kolejnych  daniach i butelkach  wina czułam się pełna  i coraz bardziej niepotrzebna, ponieważ  ich rozmowy zeszły na sprawy zawodowe. (...) Z niebywale  nudnej konwersacji wyrwał ich dźwięk telefonu Karola.
Taaaa, miało być połączenie “Ojca chrzestnego” z “50 twarzami Greya”, ale co poradzić, skoro ten “Ojciec chrzestny” jest tak potwornie nudny…
Handel ludźmi, coś tam coś tam, zlecenie morderstwa, zieeeeew, przerzut narkotyków, ech, kelner, proszę mi dolać, zanim zasnę i wyląduję twarzą w zupie...


Restaurator przeprosił  nas i odszedł na chwilę. Massimo skupił  na mnie wzrok i wyciągnął rękę, łapiąc mnie za dłoń.
–  Wiem,  że się  nudzisz, ale  to będzie niestety  część twojego życia.  W niektórych spotkaniach będziesz musiała uczestniczyć (wuj jeden wie, po co, skoro języka nie zna, biznesów nie rozumie i nudzi się sakramencko), a w niektórych nie będziesz mogła. Muszę  omówić z Karlem kilka spraw. – Ściszył glos i lekko  pochylił się w moją stronę. – A potem wrócimy do domu,  żebym mógł zerżnąć cię na każdym piętrze w każdą część  twojego ciała – powiedział z pełną powagą, lekko mrużąc oczy.
Fuj, nos też?
Pępek, oszczędźcie pępek!


Te słowa sprawiły,  że zrobiło mi się gorąco. Uwielbiałam ostry seks, a jego groźba była obietnicą, na którą warto było poczekać.
Wyciągnęłam rękę z jego dłoni i upiłam łyk z kieliszka, opierając się o krzesło.
– Zastanowię się.
– Lauro, ja nie pytam cię o pozwolenie, ja cię informuję, co zamierzam zrobić.
Massimo, nudny jesteś.


Laura poznaje Monikę, żonę Karola. Ta odciąga ją od towarzystwa, żeby pogadać sam na sam przy barze; momentalnie wkrada się w łaski, chwaląc jej buty (“ukochane trampki od Isabel Marant”), a następnie postanawia wprowadzić ją w temat praw i obowiązków kobiety mafioza.


–  Czeka  cię trudne  zadanie, Lauro.  Bycie kobietą takiego  człowieka to ogromne wyzwanie – ostrzegła mnie, patrząc na obracaną  w dłoniach szklankę. – Wiem, czym zajmuje się twój i mój mężczyzna, dlatego pamiętaj – im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
I krócej cię  będą przesłuchiwać.


– Zauważyłam, że pytania nie są wskazane – wyszeptałam skrzywiona.
–  Nie pytaj, będzie chciał, to sam ci powie, a jak nie powie, to znaczy,  że sprawa cię nie dotyczy.
– Massimo, a kim była ta pani, która o północy wyszła nago z twojego apartamentu?
*głuche milczenie*


I to,  co jest  bardzo ważne:  nigdy nie kwestionuj  jego decyzji w sprawach bezpieczeństwa. – Odwróciła się przodem i wbiła we mnie wzrok. – Pamiętaj, że wszystko, co on robi, jest po to, by cię chronić. (...) Dlatego bądź cierpliwa i nieś swój krzyż, myślę, że na to zasługuje.


Laura i Massimo wracają do domu, aż tu wtem! okazuje się, że na Laurę czeka przesyłka.

Wjechaliśmy windą do holu i naszym oczom ukazało się morze białych tulipanów.
–  Laura  Biel –  powiedziałam,  podchodząc do recepcjonisty.  – Podobno jest dla mnie prze­syłka.
–  Zgadza się, wszystkie  kwiaty, które pani widzi, są  dla pani. Czy pomóc w transporcie ich na górę?
Z otwartymi  ustami rozglądałam  się po korytarzu. Tulipanów  były setki. Podeszłam do jednego z bukietów i wzięłam do ręki bilecik wetknięty między kwiaty.
„Czy  on wie,  jakie kwiaty  lubisz?”, widniał  napis na małej karteczce.  Podeszłam do kolejnego i otworzyłam kartonik:  „Czy on wie, ile słodzisz herbatę?”. 15 minut? Złapałam następny:  Czy zna Twoje pasje?” Zakupy i wlewanie w siebie morza alkoholu? To akurat było łatwiutkie. Z przerażeniem otwierałam kolejne liściki, mięłam je i upychałam do kieszeni dżinsów.
Więc Martin to teraz okropny stalker. Nie to co Massimo.


Laura każe wyrzucić kwiaty i pali dołączone do nich liściki.
–  Lepiej ci, don Massimo? –  Gapiłam się na niego, ale nie reagował.  – Kurwa, Massimo, nigdy nie walczyłeś o kobietę? On ma prawo do tego,  żeby się starać, jeśli tak czuje, a ja mam prawo podjąć decyzję.
Ale tylko taką zgodną z planami Massima, pamiętaj!


–  Nieco zniżyłam podniesiony ton  i ujęłam w ręce jego wściekłą twarz.  – Dokonałam już wyboru, jestem tu obok  ciebie. Więc nawet jeśli za chwilę orkiestra  zagra mi serenadę za oknem, a on ją zaśpiewa, nic  się nie zmieni. Dla mnie on nie żyje, tak jak ten człowiek, który zginął z twojej ręki na podjeździe.
Uhm… przy Massimie lepiej nie używać takich porównań. Jeszcze gotów przekuć twoje słowa w czyn...


Massimo  stał, wbijając  we mnie lodowaty  wzrok. Wiedziałam, że  to, co mówię, nie dociera  do niego. Szarpnął głową w bok  i wyrwał się z moich dłoni, po czym  wściekły ruszył w stronę sypialni. Usłyszałam,  jak wyciąga coś z garderoby i wraca. Przeszedł  koło mnie, przeładowując w ręce broń.
– Zabiję go – wysyczał i wyciągnął telefon z kieszeni.
No mówiłem kurwa, mówiłem!


Przerażona jego stanowczością  stałam, wpa­trując się w niego. Nie miałam pomysłu, co zrobić, by go powstrzymać.
A może by tak złapać się za serce i zemdleć?
Po ocknięciu się Laura pewnie by odkryła, że w wiadomościach trąbią o brutalnym morderstwie Martina B., a z osiedla Laury zniknęli wszyscy mężczyźni z urodą ocenianą na sześć lub wyżej.


ROZDZIAŁ 15
Spokojnym ruchem wyciągnęłam telefon z jego dłoni i odłożyłam na szafkę  obok drzwi. Prze­kręciłam klucz w zamku i ostentacyjnie schowałam go w majtkach, nie odrywając wzroku od  twarzy Czarnego. Rozwścieczony złapał mnie za szyję i przycisnął do ściany. Jego oczy płonęły żarem  żądzy i nienawiści.
Był tak wściekły, że zapomniał o tym, że sam ma własny komplet kluczy?


Mimo siły, jakiej użył  w stosunku do mnie, nie bałam się  go, bo wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, a przynajmniej taką  miałam nadzieję. I to była ostatnia myśl Laury, nim zmiażdżono jej tchawicę. Stałam spokojnie z opuszczonymi rękami i zagryzałam dolną wargę, wciąż patrząc mu prowokacyjnie w oczy.
– Oddaj mi klucz, Lauro.
– Weź sobie, jeśli chcesz – powiedziałam, rozpinając guzik w spodniach.
Massimo  brutalnie  wsadził mi  rękę w majtki,  nie odrywając drugiej  od szyi. Furię zastąpiło pożądanie, kiedy jęknęłam, czując jego palce na sobie.
– Myślę, że jest głębiej – poinformowałam, zamykając oczy.
To ja bym z tym jechał na pogotowie ginekologiczne.


Tego zaproszenia nie był w stanie zignorować.
–  Mała,  jeśli chcesz  rozegrać to w ten  sposób, musisz mieć  świadomość, że nie będę delikatny –  ostrzegł, głaszcząc moją łechtaczkę. –  Cała złość skupi się na tobie i obawiam się,  że może nie spodobać ci się sposób, w jaki cię potraktuję, więc pozwól mi wyjść.
Zastrzelisz ją?
Otworzyłam oczy i popatrzyłam na niego.
– Zerżnij mnie, don Massimo... proszę.
Massimo  zwiększył  uścisk na szyi  i przywarł do mnie,  przeszywając lodowatym spojrzeniem.
–  Potraktuję  cię jak szmatę, rozumiesz to, Lauro? I nawet jeśli w trakcie zmienisz zdanie, nie cofnę się.
On jest kłamliwym przemocowcem i mordercą, a ona jest zwyczajnie głupia. Obydwoje zasługują, by ich apartament znalazł się na trasie przemarszu Godzilli.


(...)
– A zatem zrób to – powiedziałam, przy­ciskając jego usta do swoich.


(...)


– Mocniej!
Czarny wykonał  moje polecenie, rżnąc mnie z taką  siłą, że orgazmy napływały jeden za drugim.  
Pierwszy, drugi, trzeci [...] osiemdziesiąty szósty...
Zgrzytałam  zębami, nie  mogąc opanować  fali przyjemności,  a dźwięk jego bioder uderza­jących  o moje pośladki przypominał oklaski.  
https://i.pinimg.com/originals/ac/ad/5d/acad5d4fd5dec270f08e064815c29601.gif


Poczułam,  jak w pewnym  momencie eksploduje, a jego ruchy zwalniają.
Kawałki ciała Massima przeleciały w slow motion przez pokój i miękko plasnęły o ścianę.


Cale ciało Czarnego zaczęło drżeć, a on sam wydał  z siebie potężny jęk przypominający ryk wściekłego zwierzęcia.
https://media.tenor.com/images/5cfc88aaad647f1302784fc4be4dc3cc/tenor.gif

(...)


Massimo zapowiada kilkudniowy wyjazd w interesach do Szczecina i proponuje Laurze, żeby pojechała z nim – a jeśli zechce jednak zostać w Warszawie, to cały dzień będzie jej towarzyszyła ochrona, a w mieszkaniu każdy krok śledzić będą kamery zamontowane we wszystkich pomieszczeniach (ciekawe, czy w kibelku też).


(...)

–  Kocham,  cię, Massimo  – wyrzuciłam jednym  tchem. – Uświadomiłam  to sobie w chwili, kiedy zostawiłeś  mnie na Lido, a później, gdy myślałam, że nie  żyjesz, byłam już tego absolutnie pewna. Odpychałam  od siebie to uczucie, bo byłeś moim oprawcą i więziłeś  mnie, uciekając się do szantażu, ale kiedy pozwoliłeś mi odejść, ja nadal chciałam być przy tobie.
Gdy  skończyłam  to mówić, z moich  oczu pociekły łzy. Ulżyło  mi, chciałam, by to wiedział.
Czarny wstał  bez słowa i zniknął  w garderobie. No pięknie, pomyślałam, zaraz zapakuje się i wyjdzie. Usiadłam na brzegu łóżka i okryłam się ręcznikiem, który leżał na podłodze. Kiedy wrócił, miał na sobie spodnie od dresu i zaciskał coś w pięści.
Z całej ogromnej garderoby wybrał najodpowiedniejszy strój do tego, co za chwilę nastąpi ;)


–  Nie  tak to  miało wyglądać  – powiedział, klękając  przede mną. – Lauro, chciałbym,
żebyś za mnie wyszła. – I otworzył czarne pudełeczko, które trzymał w dłoni.
Szybki jest.
Pewnie kupił je zaraz pierwszego dnia, kiedy zobaczył Laurę na lotnisku.


Moim  oczom ukazał  się największy  kamień, jaki widziałam  w życiu.

Jak sądzę, nie jest to największy kamień, jaki można zobaczyć, no ale jednak jest spory:




E tam, Massimo ma gest.

Oszołomiona gapiłam  się na niego, usiłując  złapać powietrze. Czułam,  jak ciśnienie w moim ciele  rośnie, a serce przyspiesza, było mi niedobrze.
Zemdleje! Zemdleje!


Czarny zauważył, co się dzieje, i sięgnął do nocnej szafki po tabletkę, którą wsadził mi pod język.
–  Nie pozwolę  ci umrzeć, póki się  nie zgodzisz – wyszeptał  z uśmiechem, wkładając mi na palec pierścionek.
Nie zgadzaj się! Nie zgadzaj! Będziesz nieśmiertelna!


Czułam,  że napięcie  opuszcza moje  ciało i z każ­dą  minutą jest mi lepiej.  Massimo nie dawał za wygraną. Klęcząc przede mną, oczekiwał na decyzję.
Skoro włożył ci na palec pierścionek, to nie tyle co czekał na decyzję, co podjął ją za ciebie, Lauro.
Zaklepana! Oznaczona śliną i w ogóle!


– Ale ja… – zaczęłam, nie mając pojęcia, co chcę powiedzieć. – To za szybko. Nie znamy się i generalnie zaczęliśmy to jakoś tak… – bełkotałam.

–  Kocham cię, mała, zawsze będę  cię chronił i nigdy nie pozwolę  na to, by ktoś mi cię zabrał. Zrobię  wszystko, żebyś była spokojna i miała to, czego zapragniesz. Jeśli nie będę  z tobą, Lauro, nie będę z nikim. I dopilnuję, żebyś ty też nie była – doprecyzował zimno.
Wierzyłam  we wszystko,  co mówił, czułam,  że każde ze słów jest  prawdziwe, a ta romantyczna  szczerość wiele go kosztuje.  Właściwie nie miałam nic do stracenia.  Całe życie postępowałam tak, jak inni tego  oczekiwali, albo tak, jak było najbardziej poprawnie.  Nie ryzykowałam, bo obawiałam się tego, co przynoszą ze sobą  zmiany i czy nikogo nie zawiodę.
I dlatego, nie ryzykując, rzuciłaś robotę. Bo nie lubiłaś zmian. Tja. No i teraz postąpisz tak jak oczekuje Massimo, chociaż masz wątpliwości.


Poza tym od zaręczyn do ślubu daleka droga.
Znając Massima to zaproszenia już wysłano, kościół udekorowano, a suknia ślubna czai się gdzieś w garderobie...


– Tak – wszeptałam, klękając obok. – Wyjdę za ciebie, Massimo.
Czarny pochylił głowę i z ulgą wypuścił po­wietrze.
Ochmujborze, zgodziła się! Zgodziła! Co ja bym biedaczek zrobił, gdyby odmówiła? Oczywiście pomijając standardowe rozwiązania jak porwanie, uwięzienie i molestowanie na przemian z przekupstwem.


(...)
–  Dziękuję, kochanie  – powiedziałam, czule go całując. –  A teraz chodź do mnie, bo jako mój narzeczony masz więcej obowiązków.
Nie  kochaliśmy  się już tej  nocy, ale nie  było nam to potrzebne.  Wzajemna bliskość i miłość w zupełności nam wystarczały.
Czyżby Massimo jako narzeczony miał co prawda więcej obowiązków, ale mniej motywacji?


ROZDZIAŁ 16


(...)
Obserwowałam go zza ściany,  bawiąc się ogromnym pierścionkiem  na moim palcu. To będzie mój mąż,  myślałam, i spędzę z nim resztę życia. Jednego mogłam być  pewna – to nie będzie nudne i zwyczajne życie, a raczej gangsterski  film w połączeniu z porno.
Ja bym obstawiała raczej nudne dni w pustym mieszkaniu i coraz więcej alkoholu.
Raczej widzę scenę z “Ojca chrzestnego”, gdy w kuchni mamma kołysząca krzyczące dziecko nie słyszy głosu w telefonie.
(...)


Gdy  drzwi  otworzyły  się na poziomie  minus jeden, cała  ochrona zapakowała się  do dwóch zaparkowanych przy  wejściu bmw, a my poszliśmy w głąb  garażu. Don Massimo przycisnął guzik na  pilocie, a ja zastanawiałam się, które auto  zamruga do mnie tym razem. Zaparkowana w brodziku łódź podwodna mrygnęła światełkami z cichym pipnięciem. Porsche panamera, oczywiście czarne z czarnymi szybami,
Gdzieś tam musi stać czarna wołga. Po prostu musi.
(...)


Kiedy po kilku dniach wracają do Warszawy, dzwoni matka Laury, przypominając jej o weselu kuzynki, które ma się odbyć w tę sobotę (przypomnę, że Laura spędziła tydzień u rodziców, nie padło wtedy ani słowo na ten temat, a przecież bliski ślub w rodzinie jest naturalnym tematem rozmów). Laura zapowiada, że zjawi się z osobą towarzyszącą. Massimo, jakby nigdy nic, zgadza się. Tymczasem w domu na Laurę znów czeka niespodzianka.


Kiedy  dojechaliśmy,  było już ciemno.  Massimo zaparkował w garażu  i wyciągnął moją
walizkę z bagażnika.
–  Idź  na górę,  ja muszę porozmawiać  z Paulem – powiedział i ruszył  w stronę zaparkowanych po drugiej stronie aut.
Wzięłam walizkę  i poszłam w stronę  windy, wcisnęłam guzik i po chwili zorientowałam się,  że nie działa. Otworzyłam drzwi i ruszyłam schodami  na górę. Kiedy doszłam na poziom zero, moim oczom ukazały się setki białych róż. O Boże, tylko nie to, pomyślałam.
Czy Martin naprawdę pomyślał, że skoro setki białych tulipanów nie załatwił sprawy, to białe róże dadzą radę? Poza tym trochę kłóci się to z “Czy on wie, jakie kwiaty lubisz?”, które było napisane w jednym z bilecików poprzednim razem.
Wie, że lubi białe (nazwisko zobowiązuje). Następnym razem spróbuje z bzem. Albo stokrotkami.
Albo następnym razem Laura zastanie recepcję zawaloną setkami kartonów z mlekiem. Na ścianie wysmarowany serkiem białym napis: “Czy wie, co lubisz jeść na śniadanie?”.


(...)
Kwiatów  było za dużo,  by je schować, a czasu  zbyt mało, żeby próbować  wynieść je
z budynku. Wyrwałam bilecik z bukietu, obok którego stałam. „Nie zrezygnuję”.
Warszawskie kwiaciarnie lubią to.
Massimo na widok kwiatów wsiada do swego porsche i odjeżdża z piskiem. Laura wskakuje do BMW i jedzie do Martina, jednocześnie usiłując ostrzec go przez telefon.


–  Widzę,  że tym razem  przesyłka bardziej  przypadła ci do gustu  – odezwał się w słuchawce niski głos.
Może on jednak zasługuje na bliskie spotkanie z Massimową spluwą?


(...)
–  Martin w tej chwili wyjdź z domu, rozumiesz? Spotkajmy się  przy McDonaldzie koło ciebie, będę tam za pięć minut.
–  Chyba  naprawdę  kwiaty ci  się spodobały,  ale czemu nie przyjedziesz  do mnie? Zamówiłem sushi, wpadnij, zjemy razem.
Zirytowana  i przerażona  wizjami bułki z McDonalda i krążkami sushi pędziłam  przez kolejne  ulice, łamiąc absolutnie  wszystkie przepisy ruchu drogowego.
– Martin, kurwa mać, możesz wyjść z domu i spotkać się ze mną tam, gdzie mówiłam?
Lauro, kurwa mać, a nie możesz powiedzieć “grozi ci niebezpieczeństwo”? (Inna rzecz, czy uwierzyłby…)
Ach, ta nowoczesna technologia strasznie utrudnia życie autorom.


(...)


Kiedy  dotarłam  na miejsce,  zostawiłam samochód  na ulicy i pobiegłam  do mieszkania, wstukałam kod i popędziłam na górę. Złapałam za klamkę, a drzwi otworzyły się. Naprzeciwko zobaczyłam ludzi Czarnego, resztkami sił przeszłam przez próg i osunęłam się po ścianie.


(...)


–  Gdzie  masz leki?  – słyszałam oddalający  się głos Czarnego, który  chwycił mnie za
ramiona. – Lauro!
– Ja mam – powiedział Martin.
W lewej kieszeni.
Kiedy otworzyłam oczy, leżałam na łóżku w sypialni, a Massimo siedział obok.
–  Dajesz  mi więcej  powodów, bym  go zabił, niż  on sam – wysyczał  z wściekłością. – Gdyby nie to, że zostały tu twoje leki… – Urwał i zacisnął szczęki.
Chłopcy, pakujący rzeczy Laury, by zabrać je na Sycylię, też nie mieli pojęcia, że ich Pani jest poważnie chora i te leki to jej.


–  Pozwól  mi z nim  porozmawiać  – powiedziałam,  siadając. – Obiecałeś  mi to, a ja ci
zaufałam.


(...)


Z ust Martina padają słowa typu “atencja” i “staranie”, niestety też pada pytanie “co ten Włoch robi w moim domu?”.


Zwiesiłam głowę w geście kapitulacji.
–  Powiedziałam  ci wyraźnie, że  to koniec. Zdradziłeś  mnie, ja nie wybaczam zdrady, a mężczyzna, który siedzi na fotelu, to mój przyszły mąż.
Mam nadzieję, że się polubicie.
A właśnie, skoro jesteśmy w temacie, zapraszam na wesele! Potrzebuję kogoś do krzyknięcia “nie zgadzam się!”.


Wiedziałam,  że te słowa zranią  go, ale to był jedyny sposób, by odczepił  się ode mnie i przeżył. Martin gapił się na mnie ze skrzywioną miną, a w jego oczach płonęła złość.
–  A więc  to o to  chodziło, chciałaś  wyjść za mąż, a ja  ci się nie oświadczyłem,  więc znalazłaś sobie włoskiego  gangstera i zamierzasz zostać jego  żoną? Pojechałaś z fagasem na wakacje, szukać sobie frajera – pięknie.
A co, sama miała jechać? I może jeszcze sama za wszystko płacić? Niedoczekanie!

Podniesiony  i kpiący ton  Martina rozjuszył  Massima, który powoli  z zza paska spodni wyciągnął  broń i położył ją na kolanach.  Na ten widok moja wściekłość na  nich obu sięgnęła zenitu. Miałam dość  całej tej sytuacji i tego, jak się czułam. Zmieniając język na angielski, tak aby obaj zrozumieli, wrzasnęłam, patrząc na Martina:


–  Zakochałam  się, rozumiesz?!  Nie chcę być z tobą,  zdradziłeś mnie i upokorzyłeś. W moje urodziny zachowałeś  się jak cham i nic już tego nie zmieni, więc nigdy więcej nie chcę o tobie  słyszeć. Nie to, co Massimo, który zawsze miał dla mnie szacunek i respekt, i nigdy mnie nie poniżył! A w tej  chwili mam  dosyć was obu  i jeśli chcecie,  możecie się pozabijać!  

– Odwróciłam się  w stronę Massima. –  Ale to nic nie zmieni. To ja decyduję  o swoim życiu, a nie któryś z was.
Doprawdy?
Powiedziała to boChaterka, puszczająca zajączki złotą/platynową/brylantową[?] kartą.
To ona kupi sobie hektar ciuchów i trzy morgi butów. I nikt jej w życiu nie przeszkodzi.


Więc obaj odpierdolcie się ode mnie! – wrzasnęłam i wybiegłam z mieszkania.
Ojej.
Massimo krzyknął coś do ludzi stojących na korytarzu, a ci ruszyli za mną. Byłam od nich zdecydowanie  szybsza i lepiej znałam osiedle. Dopadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon, zostawiając ich za mną. Wiedziałam, że w normalnych okolicznościach zapewne by strzelili, ale tym razem nie mogli.
A szkoda.
Ochroniarze Massimo to najwyraźniej dorabiający sobie na emeryturze panowie ze śmieciową umową. Może najwyższy czas lepiej rozplanować budżet i mniej wydawać na kozaczki Laury, a więcej na ochronę.


Laura ucieka do Olgi, opowiada jej całą historię.


–  Ja pierdolę. Jakbyś  opowiedziała mi film sensacyjny o silnym zabarwieniu erotycznym. Jak myślisz, co się stało z Martinem? – Jej oczy błyszczały z ekscytacji.
No wiesz co? Dlaczego nie zostałaś, żeby obejrzeć egzekucję mafijną, a potem opowiedzieć mi ze wszystkimi szczegółami!


(...)


Olga dzwoni do Martina, by sprawdzić czy żyje:
– Och, mi także miło cię słyszeć, szukam Laury. Nie wiesz może, gdzie jest?
–  No to  nie jesteś  jedyną osobą,  która jej szuka.  Nie wiem i nie chcę  wiedzieć, bo zupełnie mnie już nie interesuje. Cześć. – Rozłączył się, a my obie wybuchnęłyśmy histerycznym śmie­chem.
– Żyje – powiedziałam, nie mogąc przestać nerwowo chichotać. – Dzięki Bogu.
Massimo znajduje Laurę u Olgi i zabiera do mieszkania.


(...)


Obudziło  mnie delikatne  głaskanie wejścia  do mojej cipki i poczułam,  jak dwa palce wślizgują się do  środka. Zawieszona między jawą a snem  byłam zdezorientowana, nie
wiedziałam, czy dzieje się to naprawdę, czy to tylko moja wyobraźnia.


Puk-puk.
Kto tam?
Hipopotam…
Pyton!


– Massimo?
– Tak? – usłyszałam jego zmysłowy szept tuż za moim uchem.
– Co robisz?
Nigdy nie zgadniesz.
–  Muszę  w ciebie wejść, bo oszaleję  – powiedział, przysuwając biodra tak blisko, że jego twardy kutas oparł się o moje pośladki.
– Nie mam ochoty.
– Wiem – potwierdził i natarł nim brutalnie.
TAK BĘDZIE WYGLĄDAŁO TWOJE ŻYCIE, LAURO.


(Oczywiście, seks jest super duper cudowny i wspaniały, Laura szczytuje miliony razy i wszystko jest w porządku).

ROZDZIAŁ 17
Następne dwa dni były raczej zwyczajne, ja widywałam się  z Olgą, a Massimo spotykał się z Karolem. Jadaliśmy razem śniadania i oglądaliśmy telewizję przed zaśnięciem.
We czwórkę?


W sobotę  już od szóstej  nie mogłam spać,  bo myśl, że muszę  zabrać Czarnego do rodziców,  nie dawała mi spokoju. Jeszcze  kilka tygodni temu bałam się, że  zginą z jego ręki, a teraz miał ich poznać.


Na rodzinnym obiadku:

Laura nie ma w co się ubrać (“Zupełnie zapomniałam o tym,  że najlepsze suknie zostały na Sycylii”), ale Massimo pomyślał o wszystkim – ze swojej szafy wyciąga przepiękną suknię od Chanel.


–  Dziękuję  – powiedziałam, odwracając się  do niego, i całując w policzek. –  Jak mogę ci się za nią odwdzięczyć?  – zapytałam, powoli osuwając się na podłogę  i zatrzymując ustami dokładnie w okolicy jego rozporka. – Bardzo chciałabym pokazać ci swoje zadowolenie.


(...)
Laura niespodziewanie znów rzyga, uznając to za przejaw stresu i nerwów z powodu konieczności pokazania Massima rodzinie. Ale chwilę (i jeden numerek) później już wszystko jest w porządku. Massimo obdarowuje Laurę jeszcze naszyjnikiem z platyny z diamentami od Tiffany’ego i wyruszają. To znaczy ona wyrusza: jego jak zwykle w ostatniej chwili wzywają jakieś interesy. Ale dogania ją po drodze swoim ferrari.


–  Gdzie masz pierścionek, Lauro?  – zapytał, wyprzedzając kolejny samochód.  – Wiesz, że i tak będziesz musiała im powiedzieć, że wychodzisz za mąż?
–  Ale mogę  nie dziś, prawda?!  – krzyknęłam rozdrażniona.  – Poza tym, Massimo, co ja mam im powiedzieć? Może na przykład to: wiecie, poznałam faceta, bo mnie porwał  i oznajmił, że miał wizję ze mną. Potem więził mnie, szantażując waszą śmiercią, ale w końcu zakochałam się w nim i teraz chcę za niego wyjść. Myślisz, że to właśnie chcą usłyszeć?
A teraz powtórz to jeszcze parę razy na głos, może dotrze i do ciebie…


–  Może tym razem to ja  zaplanuję wydarzenie. Powiem ci, jak będzie. Za parę  tygodni oznajmię mamie, że się zakochałam. Później,  po paru miesiącach, że się zaręczyliśmy i dzięki temu wszystko wyda jej się naturalne i zdecydowanie mniej podejrzane.
Massimo nadal patrzył przed siebie, a ja niemal czułam jego wściekłość.
–  Wyjdziesz  za mnie w przyszły  weekend, Lauro. Nie za  parę miesięcy czy lat, ale  za siedem dni.
MÓWIŁEM. MÓWIŁEM!
Jeżu, jakie to głupie!
Hmm, druga część ma tytuł “Ten dzień” i tak się zastanawiam, czy w całości będzie o weselu Massima i Laury.
(...)


Massimo poznaje wreszcie rodzinę Laury. Matka odwołuje ją na chwilę pod pretekstem pomocy w kuchni i zaczyna przesłuchanie.


–  Lauro,  co się dzieje?  – zapytała. – Zmieniasz  pracę, miejsce zamieszkania,  bardzo
radykalnie  zmieniłaś wygląd,  a teraz przywozisz do  domu Włocha. Powiedz mi,  bo czuję, że czegoś nie wiem.

Jej sensor jak zawsze działał  bezbłędnie, wiedziałam, że oszukać  ją nie będzie łatwo, nie
sądziłam jednak, że zorientuje się tak szybko.
–  Mamo,  to tylko  włosy, potrzebowałam  odmiany. Temat wyjazdu  już wałkowałyśmy, a Massimo to kolega z pracy, podoba mi się  i dużo mnie uczy. Och, mamo, jak on mnie uczy, są dni, że nie wychodzimy z łóżka! Nie wiem, co mam ci powiedzieć na jego temat, bo sama znam go dopiero od kilku tygodni. I częściej niż z nim gadam z jego penisem po francusku, tak więc wiesz. Nie pytaj mnie o jego poglądy polityczne czy ulubiony film Marvela.
Wiedziałam, że im mniej powiem, tym dla mnie lepiej, bo nie jestem w stanie zapamiętać większej ilości kłamstw.
Tak przy okazji, a pamiętasz jego nazwisko?


Stała, wbijając we mnie lekko przymrużone oczy.
–  Nie wiem, po co mnie okłamujesz, ale skoro tak chcesz, dobrze. Pamiętaj, Lauro,  że ja sporo widzę i mam pewne obycie w świecie. Doskonale zdaję sobie sprawę,  ile kosztuje samochód, który stoi na podjeździe. I nie sądzę, by pracownika hotelu było na niego stać.
W myślach  używałam wszystkich  znanych mi przekleństw.  Przez jego dzisiejsze zniknięcie  zmieniliśmy samochód, a początkowy  plan zakładał przyjazd autem, które  już widzieli.
Tak sobie wróciłam do tego fragmentu z zamianą samochodów i widzę, że nie ma tam ani słowa, co zrobili z BMW Laury. Ot, wsiedli do ferrari i odjechali, a czy Massimo wiózł ze sobą kierowcę, który przejął tamten, czy może zostawili go na poboczu jak grzybek dla szczęśliwego znalazcy – a kogo to obchodzi!


–  Poza tym wiem, jak wyglądają  diamenty – kontynuowała, przesuwając palce po moim naszyjniku.  – I jakie są suknie w ostatniej kolekcji Chanel. Pamiętaj, kochanie,  że to ja pokazałam ci, czym jest moda.
Od małego dbała o właściwą edukację córki.


Skończyła  i usiadła na  krześle, czekając  na wyjaśnienia.
Ze zdenerwowania przysunęła sobie  bliżej kosz z kartoflami i zaczęła je obierać.
- Robia szare kluski. Zetrzyj te z węborka. I odciś.
Jaszu, to Lublin, my tu tak nie mówimy! I nie robimy szarych klusek...


Stałam  przed nią  i nie byłam w stanie wymyślić nic mądrego. Zrezygnowana opadłam na siedzenie obok.
– A co, miałam zacząć od tego, że jest obrzydliwie bogatym właścielem hotelu? Pochodzi z zamożnej rodziny i sporo inwestuje, spotykamy się  i chciałabym, żeby to było coś poważnego. A na prezenty od niego i ich cenę nie mam wpływu.
Patrzyła na mnie badawczo, a z każdą sekundą jej wzrok łagodniał.
“Przy takim zięciu to i nam skapnie, a tu dach trzeba wyremontować, piecyk w kotłowni wymienić, no i samochód już ma swoje lata…”

–  Pięknie  mówi po rosyjsku,  widać, że to wykształcony,  dobrze wychowany człowiek.
Oj, my pogawarli
kak Beria z Dżugaszwili!


(...)


Ogarnęliśmy  się, zeszliśmy  na dół i ruszyliśmy  do kościoła.
Lublin  był zdecydowanie mniejszy  od Warszawy, mniej było tu  także samochodów podobnej klasy  jak ten, którym aktualnie podróżowaliśmy.
Pffff!
Mijaliśmy głównie wozy ciągnięte przez konie i zardzewiałe fiaty. Przejeżdżaliśmy obok nich, ostentacyjnie zatykając nosy.

Kiedy podjechaliśmy pod kościół, oczy wszystkich gości zwróciły się w stronę czarnego ferrari.
– Zajebiście – wymamrotałam zachwycona sen­sacją, jaką wywołaliśmy.
To niby miało być z przekąsem, ale coś mi się widzi, że naprawdę jest zachwycona.
– Mieliśmy nie zwracać na siebie uwagi! – dodałam, poprawiając swoją białą sukienkę i pierścionek z gigantycznym diamentem.


(...)
Pojawia się brat Laury.


Uściskałam  go najmocniej,  jak umiałam; wi­dywaliśmy  się sporadycznie z powodu odległości, jaka nas dzieliła. Był  moim przyjacielem, ukochanym facetem i niedoścignionym ideałem.  Był najmądrzejszym mężczyzną, jakiego znałam, niepokonany matematyczny  umysł, a do tego jeszcze przystojniak. Kiedy mieszkaliśmy w domu rodzinnym, zaliczył  po kolei wszystkie moje ko­leżanki – ku ich głębokiej radości. Mężczyzna kompletny,  mądry, przystojny, elegancki i bezwzględny. (...)
–  Jakub, braciszku, jak miło cię  widzieć. Zupełnie zapomniałam, że tu będziesz.
Obecność brata na weselu w rodzinie to przecież coś niebywałego.
– Tak doprawdy to zapomniałam też, że w ogóle istniejesz. Wiesz, w tym szale porwań i zakupów...


(...)
Msza  była nudna  i zdecydowanie  zbyt długa, a cała  moja rodzina wbijała  wzrok w przystojnego Włocha u mojego boku.
Kogo tam obchodzi jakaś para młoda, kiedy Laura pojawiła się z zagranicznym fagasem!

(...)


Mój  brat miał  w zwyczaju przychodzić  na takie imprezy solo i polować. Uwielbiał, kiedy kobiety adorowały go, ulegały mu, a w efekcie szły z nim do  łóżka. Był stuprocentowym kolekcjonerem. W moim przypadku temat seksu był bardziej skomplikowany i zdarzało się,  że cierpiałam z powodu mężczyzn. Jedynym cierpieniem mojego brata była sporadyczna odmowa psująca mu statystyki.
Nie ma to jak przedstawić własnego brata jako kawał chuja.


(...)


Laura na weselu spotyka swojego byłego, Piotra, z którym ma związane bardzo nieprzyjemne wspomnienia.


Niestety  miał też swoje  demony, a głównym z nich była kokaina. Na początku nie widziałam w tym nic złego, do czasu aż  jego nałóg zaczął się odbijać na mnie.
To wiele mówi o Laurze, nie sądzicie?


Kiedy był  naćpany, nie interesowało  go, co czuję, co myślę i czego chcę, ważny  był on.
No patrz, a Massimo tak ma całkiem na trzeźwo.


Laura z Piotrem przez kilka lat byli partnerami w tańcu towarzyskim (dlatego też ten został zaproszony na wesele: uczył tańca parę młodą i zaprzyjaźnili się), więc teraz panna młoda prosi ich, by zatańczyli coś na pokaz. Wściekły Massimo znika gdzieś.


– Czy coś się stało, skarbie? – zapytała [mama], widząc zmianę nastroju na mojej twarzy.
–  Massimo jest trochę  zazdrosny – wyszeptałam. –  Więc nie był szczególnie zachwycony faktem, że tańczę ze swoim byłym.
–  Pamiętaj,  Lauro, że nie  możesz mu pozwolić  na bezsensowne wybuchy  władczości. Poza tym on musi zrozumieć, że nie należysz do niego.
Jak  bardzo  się myliła.  Należałam do niego  cała i bezgranicznie,  nie chodziło tu o jego pozwolenie  lub też nie, ale o to, jak bardzo  zależało mi na tym, co czuł. Wiedziałam, że  jego autorytarne podejście do mnie jest spowodowane wychowaniem i warunkami, w jakich  żył, a nie chęcią zniewolenia mnie.
No co ty nie powiesz!


Laura szuka Massima po całym hotelu, a kiedy wreszcie znajduje…


Dotarłam do drzwi i zapukałam, a chwilę później otworzył je mój rozbawiony brat.
– Młoda, a co ty tu robisz? Piotrusiowi znudziły się tańce? – wycedził ironicznie.
Ukochany, najlepszy braciszek, ideał mężczyzny, ot, tak robi sobie heheszki z faceta, który krzywdził jego siostrę?


Zignorowałam  go i weszłam do  pomieszczenia, przechodząc  przez korytarz do ogromnego  salonu. Przy wielkiej ławie,  na skórzanej kanapie siedział Massimo,  obracając w palcach kartę kredytową.
– Dobrze się bawisz, kochanie? – zapytał i pochylił się nad stołem.
Na  środku  blatu dostrzegłam  rozsypany biały proszek,  który Czarny układał w krótkie paski.
Jak wesele, to tylko w Lublinie; mamy najlepszy catering!


Stałam i wlepiałam oczy w ten obrazek, kiedy pojawił się mój brat z butelką chivasa.
–  Fajny ten twój facet  – rzucił, szturchając mnie ramieniem, i usiadł  obok niego. – Umie się bawić.
Don  Massimo  pochylił się  nad stołem i za­tykając  jedną dziurkę nosa, drugą  wciągnął usypaną kreskę.
Znów mam skojarzenia ze Scarface’m.


Naprawdę, tych podobieństw jest bardzo dużo. Powinni zmienić blurb na okładce książki. To nie jest połączenie Greya i Ojca chrzestnego, a Greya i Człowieka z blizną. Obydwaj bohaterowie mieszkają w jebitnie wielkie willi w nowobogackim stylu. Chcą kontrolować swoje partnerki, obsypując je drogimi prezentami i wyjątkowo łatwo sięgają po broń. Mają słabość do kokainy. Są podobni fizycznie (tylko Massimo jest oczywiście wyższy i ma lepiej wyrzeźbioną sylwetkę). Nawet inicjały mają podobne: T.M. i M.T.
To nie jest przypadek.


– Massimo, czy możemy pogadać?
– Jeśli chcesz mnie zapytać, czy możesz się przyłączyć, odpowiedź brzmi: nie.
Po tym stwierdzeniu mój brat wybuchł śmiechem. Żart zrobił się jeszcze bardziej zabawny, gdy Kuba sobie przypomniał, jakie przeboje z zażywaniem narkotyków miała jego siostra do tej pory. Aż go boczki zaczęły boleć ze śmiechu.
– Moja siostra i koks to byłoby zabójcze połączenie.
Nigdy w życiu nie próbowałam narkotyków, nie z wyboru, tylko ze strachu. Widziałam, co  robią z ludźmi i jak nieobliczalni się po nich stają. Widok ten przywołał najgorsze wspomnienia i uczucie lęku, którego nie chciałam już nigdy doznać.
Przecież już raz widziała, jak Massimo wciąga – i wtedy odniosła się do tego z całkowitą obojętnością, widok nie przywołał żadnych wspomnień. Wybiórcza amnezja?
Autorka wymyśliła Piotra dopiero pisząc wesele, a jako że książka po napisaniu czekała jedynie 4 lata na wydanie, nie miała czasu wprowadzić poprawek.


– Kuba, czy możesz nas zostawić? – zapytałam brata.
(...)
–  Twój brat to  świetny facet –  opowiedział, jakby zupełnie nie usłyszał  pytania. – Bardzo mądry i ma ogromną wiedzę  w zakresie finansów. Przyda nam się kreatywny  księgowy w rodzinie.
Na myśl o tym, że Kuba mógłby należeć do mafii, zrobiło mi się niedobrze.
A przynależność Massia jakoś jej nie przeszkadza?

– Co ty bredzisz, Massimo, on nigdy nie będzie należał do rodziny.
Czarny zaśmiał się ironicznie i upił kolejny łyk.
– Nie ty będziesz o tym decydować, mała.
– Jeśli będzie chciał, uczynię go bardzo szczęśliwym i bogatym człowiekiem.
Minusem mojego brata, prócz miłości do kobiet, była nieokiełznana miłość do pieniędzy.
Kuba “Najlepszy Brat i Człowiek” z każdą wzmianką kwalifikuje się do wiecznej męki w coraz niżej położonych kręgach piekielnych.


–  Czy  kiedykolwiek  będę miała coś  do powiedzenia? Czy  moje zdanie zostanie wzięte pod  uwagę w jakiejkolwiek kwestii? Bo  jeśli nie, to ja pierdolę takie życie!  – wrzasnęłam i podniosłam się z miejsca. –  Mam dość tego, że nie mogę mieć wpływu na  nic, i tego, że od kilkunastu tygodni nie mam władzy nad swoim życiem.
Och, Lauro, zapamiętaj własne słowa, nagraj je sobie i odtwarzaj za każdym razem, kiedy znów życie u boku Massima wyda ci się dobrym pomysłem.


Wściekła  wyszłam z pokoju,  trzaskając drzwiami,  zeszłam po schodach i usiadłam w ogrodowej altanie.
– Kurwa mać – wysyczałam przez zęby.
–  Kłopoty  w raju? –  zapytał Piotr,  siadając koło mnie  z butelką wina. – Czyżby  twój przyjaciel cię wkurzył? – Upił łyk prosto z gwinta.
Patrzyłam  na niego przez  chwilę i już chciałam  podnieść się z miejsca,  kiedy zdecydowałam, że właściwie nie mam ochoty przed nim uciekać. Wyciągnęłam rękę, zabrałam mu wino i zaczęłam bez umiaru wlewać je w gardło.


(...)


ROZDZIAŁ 18


Laura budzi się z kacem w pokojowym hotelu, film jej się urwał po rozmowie z Piotrem. Massimo znów gdzieś zniknął, zostawiając tylko ochroniarza, który ma za zadanie eskortować ją podczas powrotu. Laura zdąża jeszcze pożegnać się z rodzicami i zjeść z nimi śniadanie, a potem zostaje od razu przewieziona na lotnisko (w Warszawie, nie w Lublinie) i stamtąd prywatnym samolotem przetransportowana na Sycylię. Massimo czeka na nią w swojej willi.


– Ile pamiętasz z wczorajszej nocy, Lauro?
To była noc poślubna.


(...)
Czarny wcisnął plecy w oparcie, a jego klatka piersiowa coraz mocniej falowała.
Zaraz wykluje mu się alien!


–  To nie  jest wszystko,  mała. Kiedy twój  brat wrócił do mnie  po jakimś czasie, opowiedział  mi, dlaczego tak zareagowałaś na widok kokainy.
Dodając: “Ale nie przejmuj się, to tylko takie babskie histerie”!


Chciałem cię  znaleźć i wtedy was zobaczyłem. –  Jego szczęki zacisnęły się. – Na początku fak­tycz­nie rozmawialiście, ale później twój kolega trochę  przeholował z otwartością i zdecydowanie próbował wykorzystać stan, do jakiego cię doprowadził. – Urwał, a jego oczy stały się zupełnie czarne.
To ten moment w którym okazuje się, że Massimo to hybryda człowieka i kosmity, pozostawiona na Ziemii z misją infiltracji włoskiej mafii.
– Podaj mi kod do systemu obronnego Ziemi, Lauro. Podaj mi kod, a dostaniesz całą ładownię Statku-Matki wypełnioną kozaczkami.


Podniósł  się z fotela  i cisnął kieliszkiem  o kamienny bruk. Szkło  rozpadło się na setki kawałków.
– Ten skurwysyn chciał cię wydymać, rozumiesz?! – wrzasnął, zaciskając ręce w pięści. –  Byłaś już tak nieprzytomna, że sądziłaś, iż obok ciebie jestem ja. Poddałaś się  temu, więc musiałem to przerwać.
A jakby się nie poddała i broniła, to by stał i patrzył?


Siedziałam  przerażona i usiłowałam  przy­po­mnieć sobie, co się  stało, ale w głowie miałam tylko czarną dziurę.
– Mama nic mi nie mówiła. Co się stało? Pobiłeś go?
Massimo zaśmiał  się ironicznie, podszedł  i przekręcając mnie wraz z fotelem, oparł  ręce po obydwu jego stronach.
–  Zabiłem  go, Lauro  – wysyczał przez  za­ciśnięte zęby. –  A wcześniej przyznał się  do
tego,  co ci robił  w przeszłości, kiedy  był naćpany. Gdybym to  wiedział wcześniej, nie przekroczyłby progu pomieszczenia, w którym byłaś. – Widać było, jak emocje niemal rozrywają jego ciało. –  Jak mogłaś nic mi o tym nie powiedzieć i pozwolić na to, bym jadł przy jednym stole z tym zwyrodnialcem?!
Heeej, ty też jesteś zwyrodnialcem, myślałam, że się dogadacie!


Osłupiała i przerażona próbowałam łapać powietrze. Modliłam się o to, by kłamał.
–  Myślę,  że od początku  planował, by przelecieć  cię tej nocy, ale moja obecność pokrzyżowała  mu nieco szyki. Dlatego zaczekał na odpowiedni  moment – miał przy sobie narkotyki, które, jak sądzę,  podał ci w alkoholu. Żeby udowodnić, że nie kłamię, zrobimy  ci badanie krwi.
Odsunął się i oparł obiema rękami o stół.
–  Jak sobie pomyślę, co ten skurwiel ci zrobił, kiedy byłaś  z nim, mam ochotę zabić go kolejny raz.
Nie  wiedziałam,  co czuję – strach  mieszał się we mnie  z gniewem i bezsilnością. Przeze mnie  zginął człowiek, a może Czarny tylko  blefuje, może kolejny raz chce dać mi  nauczkę i przestraszyć mnie?
O, to jest całkiem niezłe podejrzenie. Namierzyć kolejnego eks, sypnąć Laurze coś do wina, po urwaniu się filmu zwalić na typa, wzbudzić w niej przekonanie, że każdy niespokrewniony z nią facet chce ją skrzywdzić i tylko Massimo może ją ochronić; zapętlić.


Powoli  podniosłam  się z krzesła,  Massimo podszedł  do mnie, ale wyciągnęłam rękę, by go odprawić, i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę  domu. Obijając się po ścianach, dotarłam do swojego pokoju i za­mknęłam drzwi na  klucz. Nie chciałam, by tu wchodził, nie chciałam go widzieć. Łyknęłam tabletkę, aby moje pędzące serce nieco zwolniło, rozebrałam się i położyłam do łóżka. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobił. Kiedy leki zadziałały, zasnęłam.

Laura prosi Domenica o pomoc w załatwieniu badań lekarskich.


Wiedziałam,  że Czarny i tak  się o wszystkim dowie,  ale ja musiałam sprawdzić,  czy faktycznie mówił prawdę i czy dwa dni temu byłam nie tylko pod wpływem alkoholu.
Znaczy co? Podejrzewa, że jak pójdzie z Massimem do lekarza przez niego umówionego, to ten nie powie jej prawdy?


(...)


– Pani Lauro, faktycznie w pani krwi są substancje odurzające, a dokładnie ketamina. Jest to  substancja psychoaktywna wywołująca amnezję.


Ketamina jest lekiem, który szybko eliminuje się z organizmu; po kilku godzinach powinna być już niewykrywalna. Jeśli po dwóch dobach wciąż można znaleźć jej ślady, to chyba Laura musiała dostać dawkę jak dla słonia.
(Za informacje dziękuję Feroluce)


I właśnie  ten fakt mnie  martwi, musimy zlecić pani szereg badań i skonsultować się z ginekologiem.
– Z ginekologiem? A po co?
– Jest pani w ciąży i musimy się upewnić, że dziecku nic się nie stało.
Zamknęłam oczy i próbowałam przetrawić to, co właśnie usłyszałam.
– Słucham?
Lekarz popatrzył na mnie zaskoczony.
– Nie wiedziała pani? Badania krwi wskazują na to, że jest pani w ciąży.
–  Ale  ja robiłam  test kilkanaście  dni temu, a wcześniej  miałam okres, więc jak  to możliwe?
Miała okres? Niby kiedy? Na pewno nie w czasie akcji powieści, bo autorka nie omieszkałaby poinformować czytelnika o takich okolicznościach.
Zresztą, gdyby faktycznie miała okres (a jedyny pasujący moment to te dwa tygodnie nieobecności Massima), to przecież nie robiłaby testu zaraz rankiem po nocnym seksie, bo wiedziałaby, że nie może nic pokazać! Wiedziałaby, prawda…?
To dobry moment, by porozmawiać o poziomie edukacji seksualnej w Polsce…


Lekarz uśmiechnął się dobrotliwie i położył łokcie na biurku.
–  Widzi pani, okres można mieć  nawet przez trzy miesiące, będąc w ciąży. Wynik testu zaś  zależy wielu czynników, między innymi od tego, kiedy  doszło do zapłodnienia. (...)
– Panie doktorze, obowiązuje pana tajemnica lekarska, prawda?
Potwierdził, kiwając głową.
–  W takim razie  życzę sobie, aby  absolutnie nikogo nie informować  o moich wynikach badań.
– Jasna sprawa – powiedział lekarz, wachlując się plikiem euro i rozmyślając, kiedy wypróbuje swoje nowe Lamborghini.


Laura dzwoni do Olgi i prosi ją, żeby jak najszybciej przyleciała do niej na Sycylię. Swoją wizytę u lekarza i złe samopoczucie tłumaczy anemią. Bla, bla, kolejne seksy w nowym, większym i ładniejszym apartamencie, który Massimo przygotował dla Laury. Rano ten jak zwykle odjeżdża gdzieś w interesach.


–  Przyniosłem ci herbatę  z mlekiem – powiedział Domenico, siadając obok.
–  A do tego kilka lekarstw na twoją anemię.
Postawił przede mną na stoliku fiolki z medykamentami i zaczął wymieniać:
– Kwas foliowy, cynk, żelazo i całą resztę potrzebną w pierwszym trymestrze.
Siedziałam, wgapiając się w niego szeroko otwartymi oczami.
– Wiesz, że jestem w ciąży?
Młody Włoch z uśmiechem pokiwał głową i wygodnie usadowił się w fotelu.
–  Nie  martw  się, tylko  ja wiem. I nie  mam zamiaru dzielić  się z nikim tą wiedzą,  bo uważam, że to akurat jest tylko wasza sprawa.
A tajemnica lekarska poszła się chędożyć.
Domenico może się domyślił, ma chyba najwyższe IQ ze wszystkich bohaterów. Bardziej martwię się o to co się z nim stanie, jak Massimo się dowie, że wiedział, a nie powiedział.
(...)


Kiedy  przechodziliśmy  przez sypialnię,  dostrzegłam ogromne  pudło, które leżało na łóżku.
– Co to? – zapytałam, odwracając się do Domenica.
– Prezent od don Massima – wyjaśnił, uśmiechając się znacząco i znikając na schodach.
Drewniana kołyska, służąca Rodzinie od pokoleń?


– Czekam w ogrodzie.
Rozpakowałam karton i moim oczom ukazały się  dwa mniejsze pudełka z logo Givenchy na wierzchu. Wyjęłam je i otworzyłam. To były zabójcze  kozaki, które miała na sobie żona Karla, kiedy się poznałyśmy. Byłam szaleńczo zakochana w tych butach, ale nikt normalny nie wydałby na nie prawie siedmiu tysięcy złotych. Aż  podskoczyłam z zachwytu na ich widok – obie pary były z tego samego modelu, różniły się tylko kolorem.
Ciekawe, czy gdyby model był produkowany we wszystkich kolorach tęczy, to Massimo kupiłby jej po parze w każdym kolorze?
Nie mam pojęcia dlaczego pytasz, odpowiedź jest oczywista.


Złapałam je w dłonie, mocno przytulając, i poszłam do garderoby. Popatrzyłam na dzie­siątki  pięknych rzeczy na wieszakach. Za kilka miesięcy w nic się nie zmieszczę, pomyślałam.
Myśl pozytywnie: czeka cię tyle nowych zakupów!


Ominie mnie pijaństwo w sylwestra, imprezy z Olo i jak ja, do cholery, wyjaśnię  to rodzicom?
 Zrezygnowana  usiadłam w wielkim  fotelu, nadal ściskając  kozaki, a potok myśli przelewał mi się przez głowę.


(...)
Póki  jeszcze  moja figura  była niemal nienaganna,  postanowiłam aktywnie korzystać z za­wartości  szafy. Na pierwszy dzień z Olgą wybrałam jasne  kozaki, które podarował mi Czarny. Dobrałam do nich białe szorty i zwiewną  szarą koszulę z długim, podwijanym rękawem. Delikatnie pomalowałam oczy i starannie uformowałam mojego  genialnie obciętego blond boba. Kiedy skończyłam, było już dobrze po dziesiątej. Przepakowałam się w kremową  torbę od Prady i wsunęłam na nos złote aviatory. Wychodząc, stanęłam przed lustrem, które było obok drzwi, i aż  jęknęłam. Dzisiejszy strój kosztował tyle, co mój pierwszy samochód, oczywiście nie licząc niebotycznie drogiego zegarka, bo z nim osiągałam wartość  mieszkania. Czułam się atrakcyjna i bardzo markowa, tylko czy to wciąż byłam ja?
Opakowanie może droższe, ale co do zawartości – nie widzę różnicy.


(...)


Olga skrzywiła się nieco i popatrzyła na mnie, jakby próbowała prześwietlić mi głowę.
– Co się dzieje, Lari? Dawno już nie słyszałam cię takiej jak wczoraj.
– Chciałam ci wcisnąć jakiś kit, ale uważam, że nie ma sensu. Wychodzę za mąż w sobotę i chciałabym, żebyś była moją druhną.
Siedziała, gapiąc się na mnie z szeroko otwartymi ustami.
–  Pojebało cię?!  – wrzasnęła. –  Ja rozumiem wybuch miłości do mafiosa i to,  że chcesz z nim spróbować, zwłaszcza że daje ci życie jak z bajki, ma kutasa po kolana i wygląda jak Bóg, ale  ślub?
Dwa odcinki analizy, a penis Massima zmienił rozmiar z “nie za długi” na “po kolana”. W drugiej części będzie go sobie zarzucał na ramię, zobaczycie.
I wiązał w kokardkę.
Tak sobie Olgo wyobrażasz Pana Boga?...


Po dwóch miesiącach znajomości? To ja bezgranicznie wierzę  w instytucje rozwodu, a nie ty. Ty zawsze chciałaś romantycznie, raz na całe  życie, dom, dzieci. Co się z tobą dzieje? On ci kazał, tak? Ja go, kurwa,  na strzępy rozerwę za to zmuszanie cię do wszystkiego. Wyjechałaś z kraju, zmienił  cię w lalkę jak z „Vogue’a”, a teraz ślub! – darła się, ledwo łapiąc oddech.
O, borze liściasty, głos rozsądku!


Odwróciłam się do szyby, nie mogąc już słu­chać jej krzyków.
– Jestem w ciąży.
(...)
–  Żyjesz jak w klatce, złotej... ale to wciąż  klatka, a teraz jeszcze to. Czy ty zdajesz sobie sprawę, w co się pakujesz?
Polać tej pani, naprawdę, nie spodziewałam się głosu rozsądku od kogokolwiek w otoczeniu Laury. Ale…


Olga pociesza Laurę i obie wracają do willi.


(...)


Przechodząc koło mojego starego pokoju, przypomniałam sobie poranne słowa Massima, który mówił o naszych pierwszych miejscach i niespodziance.
– Poczekajcie chwilę – powiedziałam, łapiąc za klamkę.
Weszłam do  środka i poczułam spokój. Wszystko było takie moje, znajome i nieruszone. Wymieniona pościel i brak rzeczy w garderobie –  tylko to było inaczej. Na łóżku leżała czarna koperta. Usiadłam na materacu i otworzyłam ją. W środku znajdował się voucher  do luksusowego spa i adnotacja: „To, co lubisz”.
(...)
–  Biblioteka  – wyszeptałam  i ruszyłam ko­rytarzem.  Na fotelu, na którym siedziałam pierwszej  nocy, leżała kolejna czarna koperta. Otworzyłam  ją i znalazłam kartę kredytową z do­piskiem: „Wydaj  wszystko”.
“Za każdy niewydany do zachodu słońca tysiąc obetnę ci palec. Czas - start.”

O Boże,  nawet nie  chcę myś­leć,  ile jest na niej  pieniędzy, pomyślałam. Potem poszłam do ogrodu w stronę leżanki, na której to ja pocałowałam Massima. Na materacu leżał  czarny papier, a wewnątrz zaproszenie na nasz ślub (zaraz… dla niej???) i krótki tekst, na który czekałam: „Kocham Cię”. Przytuliłam kopertę  i ruszyłam w stronę domu w poszukiwaniu przyjaciółki i młodego Włocha.
Ciekawa jestem, czy Domenico kiedykolwiek doczeka się innego określenia – oraz co zrobi autorka jeśli tenże kiedykolwiek pojawi się w otoczeniu innych młodych Włochów; jak ich rozróżni.


(...)


Złapałam  ją za rękę  i pociągnęłam po  schodach na górę.  Kiedy weszłyśmy do apartamentu na ostatnim piętrze, aż ją zamurowało.
–  O kurwa! –  wydusiła z naturalnym dla siebie wdziękiem.  – Lari, jak myślisz, ile on ma pieniędzy?
Wzruszyłam ramionami i poszłam w stronę schodów prowadzących na antresolę.
–  Nie  mam pojęcia,  ale obrzydliwie  dużo. Trochę mnie  to przytłacza, ale nie  będę ukrywać, że łatwo przyzwyczaić  się do luksusu. Nigdy natomiast o nic  go nie poprosiłam, nie musiałam, dostaję nawet to, czego nie potrzebuję.
Usiadłyśmy na łóżku, a ja wskazałam na otwarte drzwi do garderoby.
–  Chcesz zobaczyć  prawdziwą przesadę? Idź  tam. Za zawartość moich szaf można kupić kilka mieszkań w Warszawie.
Olga otworzyła drzwi do pierwszej szafy. Faktycznie, za płaszczami znajdował się skarbiec królewski Narnii.


Kiedy przebiegła przez drzwi, poszłam za nią.  Światło rozbłysło, a jej oczom ukazała się ponadpięćdziesięometrowa  garderoba. Na ścianie naprzeciwko wejścia były półki z butami,  od podłogi do sufitu, od Louboutina po Pradę. Przymocowano do nich  ruchomą drabinę, dzięki której bez trudu mogłam zdejmować to, co znajdowało  się na samej górze. Na środku pomieszczenia stała podświetlana wyspa z szufladami  kryjącymi zegarki, okulary i biżuterię, a nad nią wisiał gigantyczny kryształowy żyrandol. Wnętrze było czarne, a wieszaki oddzielone od  siebie taflami luster. Moje rzeczy zajmowały całą prawą stronę, a Massima lewą. W rogu obok wejścia do łazienki stał ogromny, miękki  pikowany fotel, na który opadła zszokowana Olga.
– Ja pierdolę. Nie wiem, co powiedzieć, ale na pewno ci nie współczuję.
– Ja sobie też nie, ale czasem myślę, że nie zasługuję na to wszystko.
Olo wstała z fotela, podeszła do mnie i złapała za ramiona.
–  Co ty bredzisz?! –  krzyknęła, potrząsając mną.  – Lari, jesteś z milionerem, kochasz go, a on ciebie, dajesz mu wszystko, czego on pragnie, a teraz  dasz mu dziecko. Złota klatka? Rozerwę go na strzępy? Ojtam, ojtam, przesadzałam! Nie musisz być  tak bogata jak on,  by dawać mu to, czego  on chce i potrzebuje. A skoro  on może i chce obdarowywać ciebie, to jaki ty widzisz problem? Masz złe podejście!  – Pogroziła mi palcem. – Dla niego dziesięć tysięcy to jak dla ciebie sto złotych, nie mierz go swoją  miarą finansową, bo skala jest inna.
Pomyślałam, że brzmi to całkiem logicznie
– Jakbyś miała tyle kasy co on, nie chciałabyś mu dać całego świata? – kontynuowała.
Pokiwałam zgodnie głową.
– Sama widzisz, więc bądź wdzięczna za to, co masz, i nie myśl o głupotach.
R.I.P., zdrowy rozsądku Olgi. Żyłeś krotko i niezbyt szczęśliwie.


(zdrowy rozsądek vs. złoto):
https://i.ytimg.com/vi/HXAB4IKq19w/maxresdefault.jpg


Swoją drogą, to aż żenujące patrzeć, jak i matka, i przyjaciółka, o samej Laurze nie wspominając, na widok bogactw Massima momentalnie pozbywają się wszelkich wątpliwości i reagują, jakby Laura samego Pana Boga za nogi złapała.


ROZDZIAŁ 20


Bla bla, Olga i Laura idą do ginekologa (Olga potrzebna jest jako zasłona dymna, wizyta jest na jej nazwisko, żeby utrzymać sekret przed Massimem), a potem na wielkie zakupy. Domenico prowadzi je do swej znajomej projektantki, która ku zdumieniu wszystkich okazuje się jego partnerką.


–  A właśnie, Domenico  – zwróciła się w stronę  młodego Włocha. – Co u twojego brata? Dawno się z nim nie widziałam i coś czuję, że potrzebuje kilku garniturów.
– Brata? – powtórzyłam po niej, marszcząc brwi, i pytająco patrząc na Domenica.
Odwrócił się do mnie i spokojnie, bez żadnych emocji powiedział:
–  Ja i Massimo  mieliśmy tego samego  ojca, więc jesteśmy przyrodnimi  braćmi. Jak chcesz, opowiem ci o tym w domu, a teraz zajmijmy się wreszcie ślubem.


Bla bla, wybierają piękne suknie dla Laury i Olgi, potem dziewczyny wspominają swoją młodość i nieudane związki Laury, generalnie – rozdział o niczym. Dowiadujemy się tylko czegoś o rodzicach Massima:


– A co z mamą Massima? Nie pomoże ci?
–  Wiesz  co, jego  rodzice nie  żyją. Zginęli  w wypadku łodzi,  prawdopodobnie to był zamach,  ale nie udowodniono, że w wybuchu  i zatonięciu jachtu udział miały osoby  trzecie.
W ogóle nie podejrzane. We Włoszech codziennie wybucha sobie jakiś jacht, to normalne.


Podobno  mama była  niesamowita,  ciepła i bardzo  kochała Czarnego.  
Oczywiście “bardzo kochała” na sposób sycylijskich rodzin mafijnych, okazując mu to groźbą, przymusem, szantażem i lodowatym spojrzeniem; dlatego biedny Massimo nie umie inaczej.  


Sporadycznie  mówi o rodzicach,  ale zawsze jak opowiada  o niej, oczy mu się zmieniają.  A tata to wiesz, głowa rodziny mafijnej, raczej autorytet niż  oparcie emocjonalne. Z jego rodziny, jak się dziś okazało, znam tylko Domenica.
–  Ciekawe  po co ukrywali  fakt, że są braćmi?  – rzuciła, pociągając mnie  w kolejną uliczkę.
–  Nie sądzę, aby to ukrywali, po prostu nie powiedzieli mi o tym, a mi nie przyszło do głowy, żeby zapytać. Wydaje mi się,  że Massimo wybrał go na mojego opiekuna, bo najbardziej mu ufa.
Prawdę mówiąc, czytając o tym, jak często Domenico zostaje sam na sam z Laurą i jak serdecznie się do niej odnosi, nie wzbudzając mimo to zazdrości Massima, byliśmy wszyscy przekonani, że jest gejem.


ROZDZIAŁ 21


Laura i Olga wybierają się do luksusowego spa, a kiedy wracają, zaczyna je gonić czarny SUV i próbuje zepchnąć z drogi.  

– Nasza ochrona zwariowała i próbują nas staranować, co ja mam, kurwa, robić?!
– To nie oni, dzwonili do mnie pięć minut temu, że ciągle czekają pod spa.
Ta ochrona, jak rany… Na piechotę nie potrafią dogonić chorej na serce kobiety w szpilkach, przegapiają odjazd ochranianej osoby i nie są w stanie wyśledzić jej, choć ma w ramieniu nadajnik. Tak, to muszą być inwalidzi na śmieciówkach, nie widzę innej możliwości.

(...)
–  Posłuchaj,  nie wiem, jakie  auto cię goni, ale  skoro myślałaś, że to  nasze, prawdopodobnie goni  cię range rover. Nie ma takich  osiągów jak twój samochód, więc jeśli czujesz się na siłach, żeby jechać szybciej, możesz ich zgubić.
Anna pewnie goni ich osobiście… poza tym, Jezu co za amatorka. Skoro dziewczyny nie miały ochrony, to trzeba było im podłożyć bombę pod auto i po kłopocie. Ale nie, musi być pościg.
Niby miały, ale sam widzisz, co to za ochrona. Nawet samochody mają słabsze; dobrze że w ramach oszczędności Massimo nie kazał im popylać na skuterach.


Wcisnęłam  pedał gazu  i poczułam, jak  auto przyspiesza,  a światła goniącego  mnie samochodu zostają z tyłu.
–  Za piętnaście kilometrów będzie zjazd z autostrady na Mesynę, zjedź  nim. Moi ludzie już jadą w twoją stronę, a ochrona jest jakieś trzy­dzieści  kilometrów za tobą. Pamiętaj, że po zjeździe będą bramki, więc zacznij hamować, ale jeśli nie zgubisz ich do tego czasu, pod żadnym pozorem nie otwieraj okien i nie wysiadaj z samochodu. Auto jest kuloodporne, więc nic ci się w nim nie stanie.
No, chyba że mają bazookę.

Bla bla, wszystko kończy się dobrze, ludzie Domenica przejmują dziewczyny i odwożą bezpiecznie do domu. Następnego ranka pojawia się Massimo, przerażony i skruszony.

–  Zawiodłem  cię. Obiecałem,  że będę cię chronił,  że nigdy nic ci się nie  stanie. Wyjechałem na trzy dni,  a ty cudem uniknęłaś śmierci. Jeszcze  nie wiem, kto siedział za kierownicą i jak do tego doszło, ale przyrzekam,  że znajdę tego, kto chciał to zrobić – warknął i podniósł się z łóżka. – Nie wiem, Lauro, czy to wszystko jest dobrym pomysłem. Kocham cię najbardziej  na całej kuli ziemskiej, ale nie wyobrażam sobie, byś przeze mnie straciła życie. Sprowadzając cię tu, wykazałem się najpodlejszym egoizmem, a teraz,  kiedy sytuacja jest tak niestabilna, jak widać, nie mogę być już niczego pewien.
Patrzyłam na niego przerażona tym, co mówił.
–  Uważam,  że musisz na jakiś  czas wyjechać. Szykuje się  sporo zmian i póki one się nie dokonają, nie jesteś bezpieczna na Sycylii.
–  Co ty  gadasz, Massimo?  – powiedziałam, zrywając  się z łóżka. – Teraz chcesz  mnie gdzieś wysłać, dwa dni przed ślubem?
Odwrócił się do mnie i złapał mnie mocno, wpatrując mi się w oczy.
–  Czy  ty tego  w ogóle chcesz?  Lauro, może faktycznie  powinienem być sam. Ja wybrałem takie  życie, a tobie tego wyboru nie dałem. Skazuję  cię na bycie ze mną, na trwanie w ciągłym niebezpieczeństwie.
Puścił mnie i zaczął iść w stronę schodów.
–  Byłem  głupi, sądząc,  że będzie inaczej,  że nam się uda. – Przystanął  i obrócił się.
Zasługujesz na kogoś lepszego, mała.
W sumie z apartamentem na własność i pełnym kontem w banku Laura spokojnie może poszukać kogoś... normalniejszego? Faceta, który nie wymachuje od razu spluwą przy byle czym?


–  Kurwa,  nie wierzę!  – krzyknęłam,  pod­biegając do  niego. – Teraz cię  takie myśli naszły? Po prawie trzech miesiącach, po oświadczynach i po tym, jak zrobiłeś mi dziecko?!
KONIEC
Tak, dokładnie tak wygląda koniec powieści. Urwany niemalże w pół zdania; to nie jest nawet cliffhanger, to jest “właśnie pisałam, kiedy zadzwonił telefon, a kiedy skończyłam rozmawiać, to już mi się nie chciało ciągnąć dalej”. (Ewentualnie: “miałam natrzaskane jeszcze trzysta stron, ale wydawca powiedział, że trzeba to podzielić na dwa tomy”).
Ja tam się cieszę. Mam już tej książki dość.

Z domu weselnego pod Lublinem pozdrawiają Analizatorzy, ścigający się po podwórku swoimi porszakami i ferrari na gaz,
a Maskotek kartą Biedronki usypuje kreski z mąki ziemniaczanej.

45 komentarzy:

Siblaime pisze...

Koniec? Uff.
Gdy to czytałam, siedzące obok koleżanki zaglądały mi przez ramię i zgodnie stwierdziły, że nie dziwią się, że czytam takie rzeczy tylko z analizą. Bez tego po prostu nie nie da.

Anonimowy pisze...

Dołączam do Maskotka kreską z cukru pudru.

To jest... tak złe. A najgorsze, że nie można się przy tym dobrze bawić. Nudy przerywane zgrzytaniem zębów.

Zastanawia mnie ilość pozytywnych recenzji i czytelniczek (czytelników?) zakochanych w książce. Nie chcę nikomu ubliżać, ale są dwa gatunki ludzi, którym może się to podobać: pustakom w stylu Laury i pseudomenszczyznom w stylu Massimo.
A jeśli Laura to faktycznie alter ego ałorki, to nic więcej do dodania nie mam. Mnie by było wstyd...

Pozdrawiam analizatorów, pewnie umordowani jesteście jak po maratonie ;D Do następnego!

Ayris pisze...

Postanowiłam wykonać fanart - portret Massima według opisu Laury. Oto i on: metr dziewięćdziesiąt, zero procent tkanki tłuszczowej, gigantyczne barki, szeroka klatka, malutka dupeczka, malutki móżdżek i nieznoszenie sprzeciwu wymalowane na twarzy.

http://oi63.tinypic.com/50m7ut.jpg

Gayaruthiel pisze...

Maestria zakonczenia mnie zabila :D

Anonimowy pisze...

O, boska marmolado, słodki Cthulhu, Żwirku i Muchomorku...
Przeraża mnie trochę, że na wzór cnót wszelakich kreowane są tu osoby, których wypowiedzi i styl bycia powoduje u czytelników spadek IQ. Przeraża mnie, że nie potrafię tu znaleźć ani jednego sensownego elementu, o sensownym rozpisaniu czasu akcji nie wspominając.
Zadam więc dwa pytania zanim postaram się wyrzucić ten tekst z pamięci: na kaj Laura chodzi tylko i wyłącznie w kozakach w środku sycylijskiego lata? I kto tu kogo złapał na dziecko?

Ejżja

Anonimowy pisze...

Nareszcie koniec! Zgłaszam do analizy kolejną trylogię A.R. Reystone pt: Wietrzne katedry https://www.empik.com/szukaj/produkt?seriesFacet=wietrzne+katedry
gdyby ktoś nie pamiętał to ta od 9 maga.

Siblaime pisze...

Zrobiło mi co najmniej pół dnia, dzięki za poprawienie humoru zaspanej nastolatce męczącej się na zajęciach ze składania publikacji ;)

Anonimowy pisze...

Co za zło. Massimo jest okropny (serio ten obleśny, agresywny typ ma być ideałem faceta?), główna bohaterka zwyczajnie irytująco głupia, a fabuła nie istnieje, bo wszytko zdaje się być pretekstem do scen łóżkowych oraz zachwytów nad Massimem i liczbą zer na jego koncie.

Anonimowy pisze...

Podejrzewam, że są tam jeszcze fani autorki jako modelki, którzy kupili książkę dla zdjęć na Instagram (styl "Patrzcie, jaka jestem oczytana. Trzymam w ręku otwartą książkę.") i wystawili pozytywną ocenę bez czytania.

dekalina pisze...

Co do piętra "bardziej ostatniego niż to ostatnie" w nowoczesnych apartamentowcach faktycznie jest to możliwe. Na studiach wynajmowałam pokój w takim i wyglądało to tak, że winda dojeżdżała tylko do 6. piętra. Aby dostać się na siódme, trzeba było dostać się do któregoś z mieszkań na szóstym i wejść prywatnymi schodami. W rozmowach zarówno mieszkańcy szóstego piętra, sąsiedzi z niższych pięter i administracja budynków często zapominała, że te najwyżej położone mieszkania są defacto dwupiętrowe (na pytanie ile pięter ma budynek, każdy odpowiedziałby "sześć", a dopiero po chwili przypomniały sobie, że te szóste jest podwójne).

BeBeBess pisze...

Boru drogi, ten facet jest po prostu toksyczny! Nie wspominając już, że całe to pitolenie "będę cię chronił i dlatego jestem odpowiednim facetem dla ciebie" jest takie... szowinistyczne. Zakłada, że kobieta sama nie może zadbać o swoje bezpieczeństwo. To już Jamie Fraser w "Outlanderze" był lepszy, chociaż tam też było trochę patologii.
Poza tym, nie wierzę, żeby normalna kobieta dała się sprzedać za kasę, samochody i ciuchy. To jest zaprzeczenie feminizmu.
I jeszcze jeśli chodzi o Tonego Montanę jako Massima... Pod względem fabularnym owszem, ale pod względem wyglądu? Za jasne włosy, czerwonawa cera no i przypuszczam, że aŁtorka inspirowała się raczej stereotypowym Pinknym Włochem, takim, powiedzmy, Terazzino. Ale to jedynie moje wrażenie, a wasze skojarzenia tylko dodały humoru do tej analizy.

Anonimowy pisze...

W garderobie wisiała nowa szata prefekta.
Dobre!
Poza tym wiem, jak wyglądają diamenty – kontynuowała, przesuwając palce po moim naszyjniku. – I jakie są suknie w ostatniej kolekcji Chanel.
No,fachura!Nie rozpoznałabym jakiejś kolekcji nawet gdyby wstała i uderzyła mnie w głowę.
On jest kłamliwym przemocowcem i mordercą, a ona jest zwyczajnie głupia. Obydwoje zasługują, by ich apartament znalazł się na trasie przemarszu Godzilli.
I to jest najlepsze podsumowanie takich (u)tworów.Brawo!
Watek brata to dno i dwa metry mułu.
Serio, tak się urywa? No,no.

Chomik

MMM pisze...

Ufff dobrze ze juz koniec...
Nurtuje mnie tylko jedno. Gdzie był klucz i czy konieczna byla interwencja lekarska????

tuptaczek pisze...

Książka oczywiście paskudna, ale mam wrażenie, ze w przeciwieństwie do greya ta przynajmniej nie udaje, że jest czymś więcej niż porno. Zdaję się ze nawet autorka mówiła że to takie głupie, lekkie coś na odmóżdżenie :D

Anonimowy pisze...

Motyw porwania i trzymania w luksusie to chyba jakiś topos... O "Mistrzu" wiadomo, "Całe zdanie nieboszczyka" (trochę wstyd dla śp Chmielewskiej) porównywać z tym tutaj, ale dorzucę). No i jako ciekawostkę znalazłam jeszcze coś takiego: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4339920/krysztalowe-serca Augusty Docher

To musi być jakaś ekstra fantazja erotyczna. Trzeba wypróbować ;-)

Swoją drogą widzę przebłyski rozsądku u p. Blanki. Kiedy wkłada w usta Olgi ostrzeżenia dla Laury oraz pojawiają się pewne myśli bohaterki o tym w jakim okropnym jest położeniu, bez wyjścia itd. to myślę, że autorka tego dzieła widzi grozę opisywanej sytuacji i czuje, że coś nie halo. Podskórnie wyczuwa, że nie da się zignorować okrucieństwa jej romantycznego bohatera (tak totalnie jak robiła to Michalakowa w "Mistrzu") i udawać przed czytelnikiem, że nie ma sprawy, wszystko jest ok. Autorka pokrywa zatem te całkiem rozsądne rozkminy zdaniami o miłości, pożądaniu i kozaczkach sądząc zapewne, iż wyjdzie to wiarygodnie i naturalnie. Jej bohaterka jest przez to potwornie niespójna, ale p. Blanka jako osoba już bardziej mi się klei...
Pajda z masłem

Anonimowy pisze...

Zawsze lubiłam imię Laura, ale to opko mi je obrzydziło. Teraz już zawsze będzie mi się kojarzyć z tym pustakiem :(
Quay

Unknown pisze...

Tak bardzo brakowało mi do szczęścia, żeby autorka napisała "na imprezę ubrałam się tak: i tutaj zdjęcie" 💞

Anonimowy pisze...

Tak mi się wydaje,że większość kobiet ma spaczoną punkt widzenia jeżeli chodzi o feminizm.

BeBeBess pisze...

To znaczy jaki?

Anonimowy pisze...

To znaczy to było pytanie do Anonima z 21 03

Ela TBG

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

To zakończenie byłoby nawet spoko, gdyby ostatnie zdanie brzmiało np nie zgadzam się albo spadaj. Nawet cliffhanger byłby z tego ciekawy...

Justyna K Lambert pisze...

Obożu przenajświętszy, ta "ksionszka" powinna być spalona na stosie w ramach walki z głupotą w społeczeństwie.
Dziekuje za analizę

Anonimowy pisze...

To coś (bo nawet opkiem tego nazwać nie można) jest tak bezdennie głupie i nudne, że nawet z komentarzami trudno przez to przebrnąć. Risercz leży, kwiczy i robi pod siebie, a opisy seksu równie podniecające co instrukcja inseminacji trzody chlewnej. Jak sobie przypomnę te biedne drzewa, które ścięto na wydrukowanie takiego szajsu, to chce mi się płakać. Nie wiem, jaki poziom trzeba prezentować, żeby uważać tę fontannę żenady za świetną, erotyczną książkę (a są takie osoby!). Chyba równie niski, co ałtorka i jej żałosne fantazje, które, o zgrozo, uznała za godne przelania na papier. Strach się bać, co powypisywała w kontynuacji tego badziewia.

Smok Miluś

Anonimowy pisze...

Nie wiem jak wam ale mi tytułowanie don kojarzy się z księżmi i już. Wątpię czy istnieje jeszcze zwyczaj tutułowania mafiozów per don.

Anonimowy pisze...

Spalenie tej książki było by obrazą dla ognia

Anonimowy pisze...

Massimo Hardy i Twardy najwyraźniej planował ją sobie zatrzymać "na dziedzica" - ookey.
ale..
Chyba zdaje sobie sprawę, że jego Donna to zaawansowana alkoholiczka, tak?
Bo jak tak czytałam kolejne opisy "wlania w siebie reszty butelki" jak nic stanęło mi przed oczami dziecko z FASem. A takie by chyba nie przeszło, jako pierworodny zrodzony z tych władczych lędźwi o_O
Correct me if I'm wrong

Anonimowy pisze...

Autorka właśnie rozebrała się w CKM, strategiczne miejsca zasłaniając swoim "dziełem". :D To chyba najlepsze podsumowanie jej twórczości....

Anonimowy pisze...

Don to po prostu ksiądz. Ojciec np ojciec przełożony w zakonie to po prostu padre np padre Anselmo. Trochę jest zamieszania z tym nazewnictwem. Ksiądz to don ale większy szacunek wyraża tutuł priore np w przypadku starszego ksiedza lub proboszcza choć proboszcz to parroco. Jest też tytuł vice parroco czyli wikary.

Nefariel pisze...

Anon, proszę nie slutshame'ować. Sama mam bardzo niskie mniemanie o gazetkach dla mężczyzn, zwłaszcza tych uzurpujących sobie prawo do pewnej opiniotwórczości, ale po pierwsze jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której autorka DOBRYCH pornuchów decyduje się na taki krok, a po drugie - Lipińskiej cycki, Lipińskiej sprawa, gdzie i komu nimi świeci, byle nikt nie poczuł się nimi bez ostrzeżenia napadnięty.

Anonimowy pisze...

Złoto.

Anonimowy pisze...

chryste... najbardziej mnie w tym przeraża przekonanie ałtorki o własnej inteligencji. a najbardziej już przeraziło mnie "Nie była prostytutką, raczej utrzymanką znudzonych głupimi kobietami mężczyzn." serio, nie wiem na jakim ona żyje świecie.

Anonimowy pisze...

Niekoniecznie takich nowoczesnych, na warszawskim Gocławiu takie są i wyglądają na wybudowane gdzieś w latach 90. Nie wiem tylko, jak tam jest z windami.

Anonimowy pisze...

Ten produkt czytelniczy to po prostu jedno wielkie potwierdzenie stereotypu, że jak kobieta mówi nie, to tak naprawdę mówi tak. Bo każda tak naprawdę marzy o macho, który jest silny, władczy, przystojny, narzuca swoją wolę, a przy tym jest "czułym brutalem", który kocha swoją księżniczkę/panią do szaleństwa i się o nią troszczy. No i każda naturalnie leci na kasę. Superprzystojny macho przy forsie (plus Benventuo :) = ideał faceta. A całe lata walki z takim myśleniem ałtorka wrzuca do kosza.

Quay

Anonimowy pisze...

To jest właśnie przerażające.

Ela TBG

arana q pisze...

@Nefariel - ale IMO to dobrze podsumowuje to wszystko. CKM to typowa gazeta dla toksycznych smalców alfa i ukazanie się na jej okladce (niewazne, czy z cycami na wierzchu czy bez) - o czymś świadczy. Gdybym pisala porno teoretycznie skierowane do kobiet, to nie pchałabym się do takiego towarzycha - przecież to target się totalnie rozmija. Ale Lipińska się pcha, bo tak naprawdę to wszystko to marzenia przeciętnego smalca alfa i ona w jakiś sposób sie dobrze czuje w roli cyców dla smalców, a obszerne opisy bezdennej karty Massimo nawet nasuwaja podejrzenia, czemu.

Unknown pisze...

Ta książka jest głupia i nudna, ale według mnie jest przynajmniej mniej toksyczna niż np Michalak... Bohaterka ma przebłyski inteligencji, ta Olga też niegłupio prawi chwilami. Trzeba jednak przyznać, że edukacja seksualna leży i kwiczy... Zapoznałam się z ciekawości z kilkoma innymi fragmentami dzieua, głównie z końcówki. Analizatorów dziwiło robienie testu w takich a nie innych okolicznościach? Cóż, dorzucę do pieca: nasz tró lower Massiu wierzy w stosunek przerywany jako metodę antykoncepcji. A sama Laura w którymś momencie mówi coś w stylu "jakkolwiek głupio to brzmi, wpadłam za pierwszym razem"- już pomijam przekonanie, że za pierwszym razem nie można wpaść, ale na litość boską, ona nawet nie jest dziewicą! Autorka/bohaterka jest przekonana, że pierwszy raz z każdym kolejnym kolesiem daje immunitet czy co?...
Ech. Mistrzem edukacji seksualnej nie jestem, więc poprawcie mnie, jeśli popłynęłam. No i jak dla mnie serio lepsze niż Michalak. Póki pani Blanka nie zacznie wydawać 6 książek rocznie, chyba nie będzie mi przeszkadzać.

Anonimowy pisze...

Przedstawianie syndromu sztokholmskiego jako wspaniałego związku i utrwalanie stereotypów typu miłość wszystko uleczy zawsze będzie szkodliwe bez względu na to czy autorka wyda jedną czy sześć książek rocznie. Moim zdaniem kreowanie takich wzorców kulturowych powinno się piętnować.
Nie wspominając o tym, że żeby napisać powieść pornograficzną albo lekki, relaksujący romans, to jednak chyba też trzeba mieć talent...

Płomyk pisze...

Ufff, długo mi zajęło przebrniecie przez ten chlam.
Analiza jak zwykle cudna, ale sama książka jest byt zła, by nawet z waszym i komentarzami ją przeczytać na raz.
Bohaterka jest tępa jak... nawet nie wiem, jakie dac porównanie, bo obawiam sie, ze nawet buty poczułyby się urażone porównaniem ich do tej idiotki. Naprawdę, postacie z kreskówek, które ginął w każdym odcinku, mają więcej instynktu samosamozachowawczego. Ten pożal sie romans oparty na seksie na workach z pieniędzmi byl tak sztuczny, ze nie wierze, ze napisała to kobieta. Massimo nie ma żadnej, powtarzam ZADNEJ cechy, która mogłaby sprawić, ze Layla by sie w nim zakochała(karta kredytowa to niestety dla niego, nie jest cecha). Cala książkę manipulował Laurą, szantażował jej i jej nie szanował. Jej były w ciągu kilku akapitów zrobił więcej dla niej, niż Massimo przez cala ksiazke, a i tak wyszedł na psychopatę.
W ogole jakim cudem to Martin(chyba tak sie nazywał, nie mam siły szukać jego imienia) okazał sie tym złym, skoro został ewidentnie wrobiony i zmanipulowany? Jego Laura tez kochała, ale nie mogła mu tego wybaczyć, a Massimowi, ze TK wszystko zaaranżował, wybaczyła w ciągu chwili.
Ych, jestem wkurzona. Naprawdę wkurzona. Ze ktoś to napisał i ktoś to wydał.

miharu pisze...

„Z perspektywy czasu to ja powinnam zapłacić jemu za wszystkie cudowne chwile.”
To było cudowne? To ja nie wiem, co facet musiałby zrobić, żeby Laura była choćby zdegustowana. Skoro gwałt, porwanie, przemoc fizyczna i zastraszanie są „cudowne”... Twardzielka, hę?

„Nie była prostytutką, raczej utrzymanką znudzonych głupimi kobietami mężczyzn.”
Ale... przecież to właśnie jest definicja prostytutki. Seks za pieniądze. :)

„Wyobraź sobie typowego samca, który nie znosi sprzeciwu i zawsze wie, czego chce.”
Bez problemu umiem sobie wyobrazić takiego irytującego buca. Ale czemu podajesz to jako pozytywny przykład, Lauro? :>

”opiekuna i obrońcę, przy którym zawsze czujesz się jak mała dziewczynka.”
Zabrzmiało to obleśnie. Nie rozumiem, czemu kobieta ma się jarać tym, że czuje się jak mała dziewczynka. To jak ma się czuć jej wybranek? Jak pedofil?!

„Moje cudowne buty nie były jednak stworzone do tańca”
A do czego właściwie były stworzone? Buty, które nie nadają się, by się w nich przemieszczać, to szmelc gorszy niż chińskie trampki. A płacenie za taki szmelc grubej kasy to kosmiczna głupota.
Odnoszę wrażenie, że te wszystkie wielbione Lubuty czy inne Prady srady to straszne dziadostwo. Tańczyć się w nich nie da, biegać też nie, chodzić nie... ;o

„musimy opuścić hotel, bo nasze karty kredytowe nie mają pokrycia. Wyjechaliśmy więc z wyspy.”
Tak po prostu? Mam rozumieć, że hotel nie pluł się o niezapłacony rachunek i wystarczyło, że wyjechaliście?

„płaski, zachwycający sportowy samochód”
Płaski? Może to był karton z nadrukowanym ferrari? :))

„A potem wrócimy do domu, żebym mógł zerżnąć cię na każdym piętrze w każdą część twojego ciała”
Ciekawie byłoby w łokieć albo splot słoneczny. A może w piętę? To byłoby coś!

„byłeś moim oprawcą i więziłeś mnie, uciekając się do szantażu, ale kiedy pozwoliłeś mi odejść, ja nadal chciałam być przy tobie.”
Idealna definicja syndromu sztokholmskiego.

„Kiedy dotarłam na miejsce, zostawiłam samochód na ulicy i pobiegłam do mieszkania, wstukałam kod i popędziłam na górę. Złapałam za klamkę, a drzwi otworzyły się. Naprzeciwko zobaczyłam ludzi Czarnego, resztkami sił przeszłam przez próg i osunęłam się po ścianie.”
Brawo, świetna akcja ratunkowa! To agresywne osunięcie po ścianie musiało odstraszyć bandziorów.

„– Nie mam ochoty.
- Wiem – potwierdził i natarł nim brutalnie.”

Ręce opadają. Czy autorka jest normalna? Opisuje gwałt i nie widzi w nim nic złego?! Co więcej, kto radośnie wydaje takie szkodliwe gówno? Powinno być jakieś ostrzeżenie na okładce „Uwaga, patologia”

„poznałam faceta, bo mnie porwał i oznajmił, że miał wizję ze mną. Potem więził mnie, szantażując waszą śmiercią, ale w końcu zakochałam się w nim i teraz chcę za niego wyjść”
Interesujące – autorka w pełni zdaje sobie sprawę z durnoty „fabuły”. Może ta książka to takie trollowanie czytelników?

„Aż  podskoczyłam z zachwytu na ich widok” (buty)
A zaklaskałaś też w rączki i pisnęłaś z radości? Serio, to nie wyobrażam sobie, jak to wyglądałoby na żywo. Podskakująca baba, bo zobaczyła parę trepów.

„Przepakowałam się w kremową torbę od Prady i wsunęłam na nos złote aviatory”
Oho, inwentaryzacja i lokowanie produktu. Nie można było napisać „przepakowałam się w kremową torbę i wsunęłam na nos okulary”? To by wystarczyło.

miharu pisze...

c.d.
Niesamowicie drażni mnie nadużywanie przez Głównego Buca słowa „mała”. Poza tym, mimo iż znam Wasze analizy tfurczości Michalak i wiem, jaki chłam się obecnie drukuje, nadal nie potrafię pojąć istnienia tak szkodliwego szajsu jak to. Owszem, można napisać powieść o zwyrodnialcu, ale przecież nie z sugestią, że to normalny człowiek! Ten gangster (nie dość, że jest przestępcą, czyli odpadem ludzkim) prezentuje wszelkie cechy Głównego Złego w dowolnym utworze. Czy aż tak obróciła się niektórym skala, że teraz takie patole robią za bohaterów? Nie umiem tego ogarnąć.
A protagonistka jest tak bezdennie głupia i pusta, że chwilami nie było mi jej żal. Jednak nie można tak myśleć, głupota nie usprawiedliwia złego traktowania. No proszę, jak ta „ksiunszka” źle działa.

Siblaime pisze...

Siedzę właśnie w autobusie i współpasażerka obok czyta tę ksionszkę w wersji papierowej. Uh.

Cichy Protagonista pisze...

Szkoda, że nie skorzystali z lotniska w Lublinie ;) przypomniało mi się, jak Kasia Michalak raz pisała o zoo w Lublinie. Zawsze fajnie się dowiedzieć o ciekawych miejscach w swoim mieście :)

Anonimowy pisze...

Tylko dzięki waszej analizie dało się przeczytać tego gniota. Matko w życiu wcześniej nie spotkałam, aż tak złej książki. autorka najwidoczniej ma inne definicje alkoholizmu, prostytucji i gwałtu. Te sceny seksu, które według autorki miały czytelników rozpalić to jakoś mnie nie ruszyły. Już ludzie w internecie, którzy piszą erotyczne opowiadania lepiej opisują seks i to o wiele lepiej.

Aging RotG Fan pisze...

Amen

Unknown pisze...

Oesu wszystkie 4 części w dwa dni mój mózg kipi, bez Waszej analizy nawet bym się za to nie brała. Błagam poddajcie analizie Zmierzch ❤ 😂 pozdrawiam - nieostrożny turysta, przyszły obiad Etny 😅