czwartek, 29 września 2011

143. Zamiatanie berłem, czyli remont królewskiej wygódki

Przed naszymi czytelnikami znowu opowiadanie z forum Nowej Fantastyki. Tym razem może być groźnie i wysoce smrodliwie, więc radzimy przygotować zawczasu hermetyczne kombinezony ochronne. Żeby nie było, że nie ostrzegaliśmy. Zaczynamy w zawszonym mieście, a potem będzie już tylko gorzej. Indżoj!

Analizują: Sineira, Murazor, Kura i Gabrielle.

Thorn
Dodał: vathar  2011-05-19  10:54

http://www.fantastyka.pl/4,4510.html

Cholera! Co za sztywny trunek- skrzywił się Giorn, odchylając kubek od ust- dawno nie piłem takiego syfu.
Bo galaretkę się je łyżeczką, głuptasie!
Galaretkę? Ja obstawiam, ze cokolwiek to było, zamarzło.

Nie ma to jak prawdziwy krasnoludzki miód. Ta gorycz, ten smak... ah!
Gorzki miód. Nie pytajmy, z czego krasnoludy go robią... (z biedronki?)
Z woskowiny, zwanej potocznie miodem z uszu.
Hehe, a miód trzmieli - próbowałyście?
Nie, podagry nie mam, pyłek z tojadu nie jest mi do niczego potrzebny;)

Musiałeś mnie wyciągać tak daleko na południe?- krasnolud zwrócił się do zakapturzonej postaci siedzącej naprzeciw niego. Twarzy nie było zupełnie widać, czuć było od niego jedynie lodowaty powiew.
Wentylator nie odpowiedział. Szumiał tylko cichutko.
Dementor! AAAAAAA! Expecto patronum!

Giorn spokojnie, długo tu nie zabawimy- odrzekł spokojnie, powoli wstając i udając się do drzwi- Iskarian już niedaleko.
Aaa ty i te twoje tajemnice- krasnolud podniósł się ciężko- chodźmy już.
Wyszli. Na zewnątrz powitał ich blady księżyc.
“Będziemy dziś mówili o księżycu. Spójrzcie, proszę, na mnie!”
(Kaestner)

Ruszyli na południe, nim zastał ich ranek doszli do miasta ludzi, Iskarian.
Powiadali, że miasto założył taki jeden, co miał na imię Judasz.

Była to potężna twierdza na południowym szlaku, otoczona szeregiem wież strażniczych i potężną głęboką fosą.
Otoczenie szeregiem jest dość karkołomnym projektem architektonicznym.
Chyba, że jest to szereg zbieżny.
Obustronnie i naprzemiennie.
A w ogóle to przecież wiadomo, że jeżeli dany szereg jest zbieżny bezwzględnie, to jest on zbieżny również w zwykłym sensie.

Samo miasto wprawiało w podziw, bogactwem oraz pięknem własnym. W końcu ich oczom ukazał się potężny zamek Iskarian.
Szli napawając się pięknem własnym, aż w końcu doszli do zamku, tak?

Hmm jak na ludzki twór, wygląda solidnie- stwierdził Giorn iskając swoją długą do ziemi brodę.
Przerażone wszy tłumnie uciekały na czubek głowy, starając się uniknąć hekatomby.
I już wiemy, skąd nazwa miasta!

W rzeczy samej, to jest bardzo bogaty kraj- zakapturzony nieznajomy otworzył bramy zamku.
Ej, oni wędrują razem na tyle długo, że mamy do czynienia z “zakapturzonym znajomym”, nie zaś z nieznajomym!
Mały to był zamek, skoro jego bramy może otworzyć jeden kapturnik. Czy aby na pewno nie była to jeno boczna furtka?

Ich oczom ukazała się ogromna sala tronowa, na samej jej końcu siedział król Darion wraz ze swoimi radcami.
Zasadniczo był to przedsionek, ale że prawdziwa sala tronowa była akurat w remoncie, król tymczasowo zmuszony był znosić przeciągi oraz niekończącą się paradę strażników, kuchcików, pokojówek, masztalerzy, handlarzy ryb, nosiwodów, psiarczyków, kapłanów i wszelakiego tałatajstwa, które miało jakikolwiek interes w zamku i uparcie kręciło się w te i nazad.

Witaj królu Darionie- zakapturzona postać podniosła dłoń w geście powitania
Po czym przez długie lata musiała się tłumaczyć, że nie było to tzw. hajlowanie.
Ojtam, tylko piwo zamawiał.
Pięć piw.

- posyłałeś po mnie, prawda?
Bądź pozdrowiony Valeriusie, dawno nie zaszczycałeś nas swoją mądrością- odrzekł władca Iskarian. Darion mimo swojego wieku sprawiał wciąż wrażenie potężnego i silnego władcy- Czy wiesz po co cię wzywałem?
Zupełnie jak drogówka. Czy pan wie, dlaczego pana zatrzymaliśmy?
Panie władzo, ale osochozzi?

Doszły mnie słuchy że masz kłopoty, więc w czym rzecz?- Mag sprawiał wrażenie spokojnego. Król wskazał Valeriusowi miejsce do (wiecznego) spoczynku- usiądź, mam ważne i za razem straszne wieści. Otóż skradziono berło oczyszczenia
Khhh... wybaczcie, MSPANC.
“Ochmistrzyni: Berło jest tu!
Król: Ooo, dziękuję...
Ochmistrzyni: Chwileczkę, przecież to moja miotła!... No i poleciał. I czym ja teraz będę zamiatać? Berłem?!”
(“Król Bul”)

artefakt za pomocą którego Mason uwięził swojego brata Thorna.
No tak. Jak zwykle wszystkiemu winni są masoni!
A ja myślałam, że elfy i wozacy.

Ludzie którzy skradli artefakt mieli na sobie czarne szaty z płonącą pochodnią.
Szaty te ani chybi sporządzone były z magicznej materii zwanej azbestem.
Ok, dalsze śledztwo niepotrzebne, wiem doskonale, kto to ukradł!

Wiesz co to znaczy prawda?- król nie ukrywał zmartwienia.
- Tak, mój panie. - odrzekł mag - Jednak zmartwić cię muszę, albowiem posiadana przeze mnie decyzja o zezwoleniu na demontaż materiałów izolacyjnych i budowlanych zawierających azbest straciła ważność!
Mieliśmy już nawiązanie do Judasza, a tu król robi za Piłata: “Cóż to jest prawda?”

Valerius spuścił głowę, siedział tak chwilę i odparł- wyznawcy zniszczenia…
Wyznawcy zniszczenia
mają berło oczyszczenia,
wynikną z tego cierpienia!
Tako rzecze Ciocia Gienia.
Tknięci zaklęciem przeczyszczenia
Doznają magicznego przepędzenia
I zamiast oczyszczenia
(Wszak remont to miał być krótki)
Dokonają zniszczenia
Prastarej królewskiej wygódki.

Za pomocą tego berła Thorn może powrócić… a wtedy nikt nie będzie bezpieczny. Ale wciąż nie rozumiem po co mnie wezwałeś?- Darion spojrzał na niego i rzekł
- Bo widzisz, berło oczyszczenia znakomicie się sprawdzało przy pracach rozbiórkowych i porządkowych, a bez niego ten remont się tak straaasznie wlecze!

- Otóż mój drogi przyjacielu wiesz, że berło można zniszczyć tylko za pomocą potężnej magii, a ja nie widziałem potężniejszego czarownika od ciebie, z resztą [chłopaków, jakeśmy na piwo szli] znaleźliśmy przy zwłokach jednego z wyznawców to- służący podał magowi naszyjnik z dziwnym czerwonym klejnotem- Taki sam klejnot nosiła moja matka…- Valerius zamyślił się, śmierć matki wydawała mu się taka odległa.
Tym razem mamy do czynienia nie z linią zmiany narratora, tylko z linią zmiany mówcy.

Ból w sercu, tłumiła chęć poznania tajemnicy, której nawet ona mu nie wyjawiła.
Tak przyjacielu, myślę że wyruszając za berłem możesz znaleźć odpowiedź na swoje pytania- król mówiąc to wręczył czarodziejowi niewielki tobołek- to na pokrycie kosztów podróży twojej i przyjaciela.
Mag zajrzał do środka, po czym zaczął tłumaczyć dobremu królowi, jaka jest różnica pomiędzy tobołkiem a sakiewką.
- Ja sam przez ten remont muszę siedzieć w sieni, więc nie wymagaj ode mnie jakichś tam sakiewek! - zirytował się król.

Dobrze wyruszymy z samego rana- król kazał wskazać miejsce (wiecznego) spoczynku dla podróżnych.
To już drugi raz. Ekshumować ich będzie i przenosić?

Valerius odszedł w myślach.
I stał tak, ciężko zamyślony, aż do końca remontu. Dopiero ekipa budowlana wywiozła go na podgrodzie.

Hej co się dzieje? Nie odzywasz się od dłuższego czasu. Wiem że to u Ciebie normalne ale wyczuwam niepokój- Giorn wpatrywał się w przyjaciela popijając kolejne piwo.
Wiesz Giorn są sprawy o których sam nie mam pojęcia.
“Wiem, że nic nie wiem.”

Moja matka, mimo moich starań nie wyjawiła mi kim jest mój ojciec i co się z nim dzieje, los dał mi szansę- mag odparł krasnoludowi.
Może sama nie wiedziała?
Nie żartuj. W rasowym opku fantasy?
Rasowym?! Bez przesadyzmu...
Powiedziałam “opku”. Nie “opowiadaniu”.
Ciekawe, kim był mój ojciec, bardzo chciałbym go poznać...

Wiesz czasem lepiej nie wracać do tego co było. Z resztą zrobisz jak uważasz. Ahh te ludzkie piwska, pieprze nie pije tego więcej dobrze że zabrałem ze sobą krasnoludzki porter- Giorn wyciągnął z tobołka dużą flaszkę złocistego krasnoludzkiego alkoholu.
Miód gorzki, porter złocisty - doprawdy, brodacze powinni byli pozostać przy produkcji tradycyjnego krasnoludzkiego spirytusu.
A Pisak nie powinien pisać o rzeczach, na których się nie zna (hihi, wyobraziłam sobie pisakowe krasnoludy przy produkcji spirytu... “Mocny! Ma ze 30%!”).

Może i masz rację Giorn… może i masz rację.

Następnego dnia rano, Valerius wstał wcześniej niż zwykle, obudziła go chęć wyprawy, smak boskiej potęgi, czy chęć poznania prawdy? Tego nikt nie wie.
A to był zwykły kogut.
Gęsi. Gęsi są gorsze.
Oraz indyki. Zdecydowanie przerażające.
Zapomniał o zaklęciach antydrobiowych.

Giorn wstawaj, czas na nas- poszturchiwał krasnoluda śpiącego jak kamień.
Co? To już? Dobra daj mi się ogarnąć- to mówiąc sięgnął do tobołka po kolejną dawkę alkoholu- heh tego mi było trzeba! Widząc to czarownik odparł- skończ z tak nadmiernym piciem, otumanisz się do końca.
Giorn z uśmiechem- Ha sam wiesz, że my krasnoludy lubimy dużo i dobrze wypić z resztą jeszcze mi to nie zaszkodziło. Dość gadania chodźmy już.
Czym się tak Pisakom naraził ten inteligentn, bitny i pracowity lud, że notorycznie robią z niego bandę tępych ochlapusów?
Może (tak jak w przypadku misia koala) pewien poziom alkoholu we krwi jest im niezbędny do życia?

Z miasta wyszli przed trzecim zapianiem.
Kogut. Jednak kogut.
“Zapianie” brzmi raczej jak pozostałość po kufelku złocistego.

Ruszyli zachodnim traktem, ku świątyni światła. Droga wiodła przez gęsty, starożytny las zwany żywym lasem.
To już wiemy, że nie były to okolice Poznania. Tutaj mamy tylko Suchy Las.
Starożytny las był żywy, w przeciwieństwie do tych, panie tego, współczesnych, co to tfu! od razu suche rosną.

Większość ludzi omijała te tereny oprócz elfów które z niewiarygodną czcią traktowały tutejsze drzewa.
Tutaj rozbijemy obóz, jutro ruszymy dalej- mag usiadł obok wielkiego rozłożystego dębu który sprawiał wrażenie bardzo starego i co dziwne żywego.
Bo normalny dąb powinien być martwy?
Ze starości.

Hmm dziwny ten las, dziwnie się tu czuje… jakby ktoś nas obserwował- Giorn zaczął rozpalać ognisko, co nie wychodziło mu najlepiej
Jeśli coś jest zwane żywym lasem i na dokładkę czczone przez elfy, to rozpalanie tam ogniska nie wydaje się sensownym pomysłem.

- Cholerne mokre drzewo, i co teraz?- Giorn załamał ręce.
Krasnolud, co nie umie ognia rozpalić? To już wiemy, dlaczego po  świecie się błąka - ziomkowie go wygnali, bo wstyd im przynosił.

Valerius magicznym gestem wzniecił ogień- to stary las entów drogi przyjacielu. W pobliżu lasu mieszkają wysokie elfy. Nie zbliżają się do lasu jeżeli nie mają ważnego powodu. Enty, mimo swojego ogromnego rozmiaru, są istotami przyjacielsko nastawionymi, także nie ma się czego obawiać z ich strony.
Chyba, że wznieca się im ogień na stopach...
O to-to.

Dokładnie tak potężny czarowniku- dąb który wcześniej stał nieruchomo poruszył się, uniósł Valeriusa pod samą koronę- dawno nie widywaliśmy cię w tych stronach. Z czym przychodzisz?- Mag usiadł na gałęzi
Usiadł mag na gałęzi
I spoglądał przez lupę
Dąb się wziął zdenerwował
I dał kopa mu w... różdżkę.

- Za waszym pozwoleniem chcielibyśmy przekroczyć las, świątynia światła jest naszym celem. Dąb nie ukrywał zdziwienia- Świątynia światła? Szlak prowadzący z ludzkiej twierdzy jest bezpieczniejszy. Czemu obrałeś tą (tę!) drogę?- Valerius zszedł z drzewa- Berło oczyszczenia zostało skradzione przez wyznawców boga zniszczenia, obawiamy się najgorszego, droga przez wasz las jest może i niebezpieczna ale dużo krótsza, a zależy nam na czasie- Dąb zamyślił się przez chwile- Berł boga swiatła skradzione? Hmm nigdy nie interesowaliśmy się sprawami ludzi, ale uwolnienie boga śmierci z jego klatki może być szkodliwe i dla nas bezbronnych drzew… Udzielę przejścia tobie i przyjacielowi, pozwól także że obdaruję cię kolejnym sprzymierzeńcem
I tu stary ent wyjął z dziupli dorodnego elfa, otrzepał go z próchna i postawił przed bohaterami.
Szczęście, że elfa, a nie borsuka.

- zza dębu pojawił się leśny elf- łowca, budowy barczystej i krępej dość niespotykanie jak na elfa [widać niejedna matka w tym opku ukrywa przed swym dzieckiem tożsamość ojca] - na imię mu Asgard Roy, jest przyjacielem lasu i doskonałym tropicielem. Przyda ci się jego pomoc.
Jak to dobrze, że akurat tutaj mag z krasnalem rozbili obóz. Imperatyw opkowy ich nie zawiódł.
Nie no, po prostu za każdym dębem czai się leśny elf gotów do dołączenia do drużyny, ot i wsio.

Co? Elf? Prędzej zgole brodę…- Giorn nie ukrywał oburzenia.
“Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę!” - przez las przetoczył się głos Piotra Fronczewskiego. Giorn pokornie pochylił głowę.

Spokojnie przyjacielu, tropiciel nam się przyda. Swoje niesnaski zostaw dla siebie, mamy ważniejszą rzecz do zrobienia. Asgardzie będę rad, jeżeli zechcesz do nas dołączyć- Asgard wyciągnął rękę w geście przywitania- Za mądrością twoją oraz mocą pójdę panie.
- A jak nie masz nic przeciwko temu, wezmę jeszcze kuzynkę Valhallę, wujka Midgarda, stryjka Jotunheima...
Oraz cały klan MacGregorów na dokładkę.

Dąb rozłożył korzenie [świntuch!] - Valeriusie dziś wieczór odpocznijcie tutaj, przypilnuje waszego spokoju, jutro z rana wyruszycie
Dąb, dupa dębowa...

- Mag uniósł dłoń- dziękuję mój leśny przyjacielu, nie zapomnę twojej gościnności.
Za Wikipedią: “Wartość energetyczna 100 gramów żołędzi wynosi 510 kcal (2100 kJ).”
Aczkolwiek żołędzie i buczyna były raczej pożywieniem świń...
Co do żołędzi to nie wiem, ale orzeszki bukowe są całkiem smaczne.

Północ, mrok nocy rozświetla blask ognia.
W tej dębowej dupie.
Między tymi korzeniami. Szczęście, że dąb nie zaczął robić “rowerka”.
Szczęście, że nie miał tych niżej położonych gałęzi, co to wiecie...

Słychać ciężkie chrapanie krasnoluda.
Smród, robactwo, ciężkie chrapanie -
Ano, różnie w życiu się darzy.
Ktoś nabazgrał węglem na ścianie:
“Niechaj żyje walka piekarzy!”
(Broniewski)

Czarodziej wpatrywał się w ogień, sprawiał wrażenie zamyślonego, choć twarzy nie było widać.
Zamyślenie poznać było można po wyrazie jego pleców.
I powolnym falowaniu uszu.
Pod kapturem.

Asgard przypatrywał mu się od dłuższego czasu, w końcu rzekł- jesteś bardzo dziwnym człowiekiem, każdego jakiego spotkałem nawet czarodzieja potrafiłem wyczuć.
A ty chyba... chyba się myjesz! - elf pokręcił głową z niedowierzaniem.

Ciebie nie mogę, jakbyś był otoczony murem. Tajemniczą postacią jesteś Valeriusie- mag nie odpowiedział nic, po chwili rzekł- Asgardzie, jak leśny elf znalazł się wśród entów, przecież nie lubicie się z wysokimi elfami?- Asgard odparł- wieczny dąb był moim opiekunem od dziecka, wysokie elfy zaakceptowały moją odrębność.
Enty były wysokie, owszem, ale czy były elfami...?
Daj spokój i nie wnikaj, u samego Mistrza odłamów jak kusych psów, może i takie się znalazły, co z entami wchodziły w bliższe stosunki.
Zwłaszcza, że entowe żony do tej pory nie powróciły.
Wszystko przez te ogrodowe krasnale.

Nie wchodzę w drogę im, a oni mnie. Enty pozwalają mi polować i mieszkać tutaj w zamian za oczyszczanie lasu z różnego plugastwa, to dobry układ-
Wpisujemy elfa Asgarda na listę podejrzanych o podwędzenie Berła Oczyszczenia...
Nazywasz berło plugastwem? Zaiste, Murazorze, żadnej świętości dla Ciebie nie ma!
Nie, nie! On używał berła do oczyszczania lasu z plugastwa!
Nooo, w sumie berło całkiem nieźle by się sprawdzało przy czyszczeniu norek i innych dziupli.

czarodziej chwile jeszcze wpatrywał się w ogień, chwilę potem zwrócił się do elfa- dobrej nocy Asgardzie, jutro czeka nas długa droga- po tych słowach popadł w letarg.
Śpiączka Opkowa w wydaniu fantasy?

Kolejnego dnia, dzięki sprytowi elfa przed nastaniem zmroku wyszli z lasu.
Poszczuł ich borsukiem, więc utrzymali dobre tempo.

Droga do świątyni stała teraz przed nimi otworem. Po kilku godzinnym marszu ukazał im się ogromny słup dymu- oho chyba zbliżamy się do celu- Giorn chwycił za topór.
Hmm wyczuwam załamanie magii…
… jakby krzyk z milionów gardeł, a potem cisza.

- Valerius otworzył ostatnią porcję miruvoru.
I chlapnął sobie dla kurażu.

Spójrzcie! Jakiś demon pilnuje wrót świątyni!- Asgard wypatrzył nieprzyjaciela, napiął łuk i czekał na rozkaz maga.
To jest moloch, demon ognia- czarownik spokojnie przyjrzał się demonowi- widzicie tych pobratymców zniszczenia? Zajmijcie się nimi, demona zostawcie mnie, wiem jak go pokonać.
Bardzo wątpię, skoro nawet nie wie, z kim ma do czynienia. Od ognia jest Adramelek albo Flereous (Feurety), jeśli już koniecznie musimy wpieprzać mitologię chrześcijańską do świata fantasy.
Niejednemu psu “Burek”. Może demony też maja ograniczony zasób imion. Ale zaraz, skoro “moloch” napisane jest małą literą, to znaczy, że to typ demona, a nie imię...
Jeszcze może być jaszczurka, grupa hakerów albo awangardowych artystów.

Walka rozgorzała, kiedy krasnolud rozbijał toporem głowy nieprzyjaciela, a elf raził ich gradem strzał, Valerius podszedł do demona.
Napawam się dynamiką opisanej sceny.
Zwizualizuj to sobie. Jak w koreańskim filmie - motłoch napieprza się w tle, a dwóch bossów powoli i dostojnie przemierza pole bitwy, łypiąc ponuro oczyma i robiąc groźne miny.

Uniósł dłoń w magicznym geście i wielka lodowa kula spadła z nieba i raziła molocha. Demon padł bez życia na ziemie, niczym rozdeptany owad.
A teraz zwizualizowała mi się wielka packa na muchy.

Reszta wyznawców uciekła.
No nieeee, gościu gra na kodach, cziter!
A ja ciągle pamiętam kod na tworzenie czarnych smoków... *wspomina z nostalgią*

To było… to było niesamowite- Roy nie mógł wyrazić zdziwienia. Giorn wpatrywał się w niego z politowaniem- to co zrobił teraz, to nic co może jeszcze zrobić, zaufaj.
Jesteśmy dopiero na pierwszym levelu, sam rozumiesz, te demony to pikusie.

Weszli do świątyni. Popękane ściany oraz krew przedstawiał obraz walki która miała tu miejsce. Czarownik dobrze zbadał miejsce. W jednej z odległych komnat usłyszał szlochanie.
Ma gość słuch!

Podszedł bliżej, otworzył drzwi. W sali ukazała mu się kobieta pięknej urody, ubrana na biało- kimżeś jest?- kobieta spojrzała surowo na Valeriusa.
Który był brzydkiej urody i psuł estetykę świątyni.

Nie bój się, przyszliśmy z zadaniem przejęcia berła z rąk wyznawców. Zwą mnie Valeriusem- kobieta wpatrywała się w wędrowca bez twarzy nieufnie, ale po chwili złagodniała i rzekła- nazywam się Tiris, Tiris Stormlake jestem kapłanką.
Dość długie imię, ale widać w tym świecie tak mają.

Próbowałam strzec berła, ale na próżno- Valerius spytał- pozostał jeszcze ktoś żywy?- w oczach kapłanki było widać gniew, rozpacz i gorycz. Ledwo powstrzymywała się od łez- nie nikt. Tylko ja. Moje zaklęcia ochronne były na tyle wystarczające by wytrzymać dość długo, aż się zjawiliście.
To nie mogła schować berła pod spódnicą?
Niestety - ten slot był już zajęty przez Berło Rozkoszy.

Mag współczuł jej w cierpieniu, wiedział że utrata przyjaciół jest gorsza niż brak jakichkolwiek wspomnień. Siedział przy niej jeszcze przez chwile, aż do komnaty przyszła reszta towarzyszy- Valek nikt nie został, przeszukaliśmy dokładnie świątynie. Pusto tu- Giorn zdał raport czarodziejowi.
- Znaleźlismy tylko trzy sztuki złota, jeden eliksir, którego nie umiem zidentyfikować i dwa pergaminy z zaklęciem mniejszego uleczenia.
Oraz papier toaletowy i klucz francuski. (Skoro już przebywamy w uniwersum Magic & Loo...)

Wyznawcy uciekli na zachód-
Jedź na zachód, młody wyznawco!
A po co? Tam nie ma żadnej cywilizacji...

mag podniósł się, skierował się ku wyjściu- ruszymy ich tropem, doprowadzą nas do berła. Czy chcesz iść z nami i pomścić swoich przyjaciół? Twoja moc może nam bardzo się przydać- kapłanka przez chwile milczała, potem rzekła- Puste te już ściany… pójdę z wami. Czas zacząć od nowa.
Kolejny członek drużyny, jakie to... schematyczne. Mamy maga, tropiciela i kapłankę. Kto będzie następny? Wojownik czy złodziej?
“Puste te już ściany”, znaczy, złodziej był tam wcześniej.

Wyszli ze świątyni kierując się na zachód. Asgard wytropił pomioty Thorna, droga prowadziła do niewielkiego miasta Fungorn. Miasto szelm i złodziei.
Wygląda, że jednak złodziej, no nie?...

Ludzi wyciągniętych spod prawa.
Siłą wyciągniętych. Za uszy.

Nie było tu ani milicji, ani innych służb porządkowych.
Faktycznie. Dwóch milicjantów to było nawet w Wysypisku!
A może... Nie, to nieprawdopodobne... Ale może Pisak użył tego słowa zgodnie z jego pierwotnym znaczeniem?

Stfu, Fungorn!
Shut The Fuck Up, Fungorn!

Najgorsze ludzkie skupisko jakie w życiu widziałem- Giorn splunął na sam widok slumsów.
Wrażliwy ten krasnal, skubana jego broda!
Iskana, nie skubana.

Spokojnie długo tu nie zostaniemy, z resztą [resztą czego?] uzbrojonej grupy nie ruszą,
Trzymajmy się w kupie, kupy nie ruszą!

uważajcie tylko na sakiewki- czarodziej był nadzwyczaj spokojny- Tu się zatrzymamy, ten lokal jest dość porządny jak na to miasto.
A nie lepiej poczekać do świtu poza miastem?- Tiris nie ufała zwykłym ludziom, mimo że była kapłanką.
Wbrew pozorom, bycie kapłanem nie musi oznaczać bycia idiotą.

Jej przeszłość była dość burzliwa i niestety mało kolorowa. Urodziła się w miejscu właśnie takim jak to, przez całe dzieciństwo zmuszana była do kradzieży. Któregoś razu została przyłapana przez kapłana, który zamiast ją ukarać zaproponował pracę w świątyni.
Ja bym powiedział, że to przeszłość dość barwna!
Znam tę bajkę, tylko że zamiast dziewczynki był chłopiec, a zamiast kapłanów byli Strażnicy (aghhrr, nie cierpię spolszczenia Thiefa, nie ciepię!).

To odmieniło jej życie.
No tak, bo ze zwykłego złodzieja stała się dwuklasowcem. Niezła droga rozwoju, chociaż oczywiście wolniejsza, bo pedeki trzeba dzielić między... Dobra, już nic nie mówię.
Pisak się chyba zreflektował, że już trochę za wielu ma tych bohaterów, więc w roli złodzieja obsadził kapłankę.
Coś jak Pani Krysia?

Dziś mimo jej braku zaufania, nie brakuje jej miłości i współczucia do bliźniego.
A to się wyklucza?

Nie ma strachu- Roy nie ukrywał że obecność maga uspokaja go- Valerius wie co robi. Nic ci się z nami nie stanie.
Chyba że na k100 wyrzucisz 99*.
(* W RPG tzw. “fambuł” czyli krytyczna porażka - oznacza, że postać zabiła się o własne nogi)
Miałaś nic nie mówić...
A czy ja coś mówię? Tak sobie mamroczę na marginesie.

Speluna nazywała się „Pod Zardzewiałym Toporem”, i należała do dość schludnych jak na miasto wyrzutków.
Nie jestem pewna, czy speluna to była w miarę schludna, czy właściciele byli dość zadbanymi wyrzutkami.

Było to jedyne miejsce w mieście gdzie obowiązywały jakieś prawa. Prowadził ją dość bogaty i bardzo sumienny Niziołek Karl. Do pilnowania gospody zatrudnił dwóch niezbyt rozgarniętych ale uczciwych tauzenów, Grokka i Mirza.
Do pilnowania gospody zatrudnił dwa tysiące złotych?
Mirza: “To Czatyrdah!” Grokka: “Aa!”

Kogo moje piękne oczy widzą!- Karl rozpoznał czarodzieja- kopę lat. Może napijesz się czegoś?
My w innym interesie przyjacielu- Valerius usiadł naprzeciw Niziołka i ciągnął- ostatnio do waszego miasta przybyło paru wyrzutków, wiesz coś może na ten temat?
Ha! Jakby tutaj mało wyrzutków się nie kręciło… jakbyś spytał o króla krasnoludów to może bym coś znalazł- ironicznie odparł mu Karl.
Ej, patrzcie, jeden w tym opku, co rozsądnie gada!
Bo to niziołek, one z natury są rozsądne.
Niziołkom Pierścień Rządzący niestraszny, to i opko wytrzymają...

To byli ludzie w czarnych szatach ze znakiem Thorna na płaszczach- Krasnolud nie wytrzymywał już napięcia. Miał dość ludzkich spelun a tym bardziej tutejszego trunku.
Mientkie te dzisiejsze krasnoludy, panie, mientkie...
Jak chomik na brzuszku.

Aa! Widzisz trzeba było tak od razu… Rzeczywiście byli tutaj raz ale ich pogoniłem,
- Pogoniłeś? I jeszcze żyjesz? To nie oni...

są w karczmie obok u krasnoluda Torliba-
Torlib? Hmmm... Thorlieb? Dobre imię dla krasnoluda! Ciekawe, czy Pisak sam na nie wpadł.

Niziołek wskazał im miejsce.
Dobrze. uporamy się z nimi, a ty zakwateruj nas gdzieś. Tiris zaczekaj na nas w pokoju.
I nie zaprzątaj sobie ślicznej główki naszymi trudnymi, męskimi sprawami!
Uznaj wyższość męskiej PCI. Na kolana!

Czarodziej wpadł z hukiem do pokoju oprawców. Walka nie trwała parę sekund, zanim wstali krasnolud i elf zdążyli uporać się z nimi.
Matko Borska i Jeżu Kolczasty, cóż za epicki opis! Ilu ich było, dwóch?
- Chyba pomyliliśmy pokoje - mruknął elf patrząc na zabitych muzykantów.

Przy ich ciałach nie znaleziono berła, ale list i mapę do artefaktu.
Jeżeli ktokolwiek miał jeszcze jakiekolwiek złudzenia, że opko nie jest inspirowane grą komputerową, w tym miejscu powinien się ich ostatecznie pozbyć. Przecież to oczywiste, że każdy wyznawca zUa nosi przy sobie mapę. Wyznawcy zUa są zbyt głupi, by trafić do własnej świątyni BEZ mapy. Tak musi być i koniec.
A mapa do artefaktu była cała od sadzy.

Valeriusie, berło jest na południu w świątyni ognia (stąd sadza!) -Roy odczytał mapę.
No shit, Sherlock!
A list? Co z listem? Nie zawiera żadnych istotnych wskazówek, typu “idź na północ za wołkami zbożowymi”?
Treść listu była jasna:
“Mówiono mi, żeś u niej trzykroć powiedział jemu, że,
Choć im to wielka sprawia przykrość, niestety pływam źle.
Wiedziałem jedno: oni dali (jak sądzę - raczej dwa).
Lecz, jeśli rzecz tak pójdzie dalej, ucierpi babka Twa!
Wydaje się, że wyście sami, nie znając roli swej,
Przeszkodą byli między nami i nimi w domu jej.
Lecz, mimo stanowiska obu, przedstawmy sprawę im
W formie sekretu miedzy Tobą, mną, Wami oraz nim.”
(Carroll)

Hmm niedalek stąd… Dobrze wypocznijmy i ruszajmy.
Niedalek - fikcyjna rasa istot opkowych, przypominających zmutowanego krasnala ogrodowego, poruszających się pojazdami przypominającymi hydrant skrzyżowany z hipogryfem.

Tiris- i co? Wiecie już gdzie berło?
Tak wiemy, w świątyni ognia- czarodziej odpowiedział kapłance- wypocznijcie.
Krasnolud z elfem dość szybko usnęli, czarodziej wpatrywał się w ogień kominka, a Tiris przypatrywała się mu, po chwili rzekła- szukasz czegoś więcej niż tylko berła prawda? Co takiego tam jest czego tak namiętnie szukasz?
Słowem-kluczem jest tu “namiętnie”. Niestety - mag nie zrozumiał.
Nie był samcem alfa, to i nie pojął.

Kiedy to znajdę to ci powiem. Sam nie wiem czego szukam i sam nie wiem czy to tam znajdę. W każdym razie nie chce o tym rozmawiać- czarodziej zrobił się dziwnie chłodny, nie lubił gdy się o nim rozmawiało.
Hmm… obyś się na tym nie zawiódł… dobranoc- Tiris usnęła. Mag wpatrywał się w kominek. Rozbrzmiewały mu w głowie przebłyski pamięci.
W mojej głowie też cosik cały czas błyskało, aż w końcu uświadomiłam sobie, co. Szanownym czytelnikom też pewnie błyska.

Przypomniała mu się matka, ładna kobieta, bardzo tajemnicza. Zmarła na ciężką dość trudną do wyleczenia chorobę.
Zaiste, “dość”.
Ciekawe, czy poszła do tego medyka, który na co innego ludzi leczył, a na co innego umierali, czy do tego, u którego umierali na to, na co ich leczył...

Po jej śmierci Valerius znalazł się w klasztorze, gdzie studiował księgi i odkrywał swoje talenty magiczne. Ojca nigdy nie znał, ani przeszłości swojej matki. Nigdy o tym nie wspominała. Wędruje teraz po świecie szukając choć trochę swoich wspomnień, a teraz nadarzyła się okazja.
Na igły Jeża Borskiego, ta matka wędruje? Jako zombie?
Biała dama?

Przed południem dotarli do świątyni ognia. Była ogromna dookoła niej siarczysty dym.
“Siarczysty” to może być cios, gniew, czy coś innego mniej lub bardziej opartego na przenośni. Dym - jak już, to “siarczany”.

Sama wieża strażnicza napawała grozą.
- Patrzcie na tę wieżę - mruknął Giorn. - Napawa grozą, no nie?
*werble*
*i ochrypłe krakanie kruków*

Giorn zajmij się strażnikami na wieży, Tiris i Asgard osłaniajcie bramę ja zniszczę berło- mowiąc to Mag ruszył do komnaty z daleka było tylko słychać kobiece „powodzenia”.
Przez dłuższą chwilę się zastanawiałam, czy Pisak miał na myśli życzenia sukcesu, złożone przez kapłankę, czy kobiece zawodzenia, dobiegające z wnętrza złowrogiej twierdzy.
Ja to odczytałem, że “powodzenia” dobiegło z wnętrza komnaty.
Może było słychać odgłosy kobiecego powodzenia...?

Przedzierał się przez główne sale spopielając wszystkich którzy stanęli mu na drodze.
Kolejny wypasiony opis walki, epicki, pełen barwnych szczegółów i w ogóle ten tego.
Że zacytuję klasykę: “A potem odbyła się wielka bitwa i Voldemort został pokonany.” Pisak i tak wyrasta ponad standard opkowych opisów batalistycznych.

Stanął w końcu przed zamkniętą bramą Sali rytuałów. Przed bramą przywitał go kapłan zniszczenia- Witaj Valeriusie! Sporo czasu zabrało ci dotarcie tutaj, niestety nie mogę cię teraz wpuścić.
- Rozumiesz stary, imprezka już się rozkręciła, będziesz odstawał. A w ogóle to nie przyniosłeś ze sobą ani jednej flaszki.

Kończy się rytuał wezwania, niedługo ojciec zniszczenia się zbudzi, a wtedy zginą jego wrogowie. Dołącz do nas póki nie jest za późno!
- Gospodarzu, przynieś mi wina, póki nie jest za późno!
- A masz czym płacić, Sowizdrzale?
- Cholera, już jest za późno...

Valerius lekkim ruchem ręki zamienił kapłana w bryłę lodu mówiąc- z drogi kmiocie-
Zaś próbującemu iść kapłanowi z odsieczą wróżbitę przemienił w kawal zastygłej lawy mówiąc: “spieprzaj, dziadu”.

po czym wszedł do ostatniej Sali.
Aaaaautokorekta wooorda...
NIECH ŻYJE!

Niestety spóźnił się, berło zostało zbeszczeszczone,
Jeśli w ten sam sposób w jaki Sowizdrzał bezcześcił kennip i zennip, to nie powiem, trzymamy się klimatu...

na tronie siedział Thorn.
Nad jego głową unosiła się tabliczka z napisem “Thorn” i strzałką.
I paskiem punktów życia.
I punktów many, nie zapominaj o manie!

Witaj Valeriusie. Jesteś bardzo podobny do swojej matki, no i stałeś się bardzo potężny.
Valerius stanął przed bogiem i rzekł- jednak nie zdążyłem przed tobą zniszczyć berła,
… za to zbezcześciłem je dokumentnie!
Bezcześcił berło barbarzyńca butny
Wspólnie z borsukiem wielkim i okrutnym,
A gdy zbezcześcił już je do imentu
Wyruszył szukać kolejnego sprzętu,
Bez bezczeszczenia świat był zły i smutny!

ale postaram się abyś nigdy nie opuścił tego miejsca.
Zawsze się zastanawiałam, dlaczego po stworzeniu potężnego artefaktu, służącego do uwięzienia Wielkiego Złego, zwycięzcy beztrosko umieszczają tenże artefakt w jakiejś świątyni czy innym grobowcu, zamiast go od razu rozwalić.
Stwarzanie miejsc pracy. Trzeba przecież jakoś zagospodarować Wybranych do zniszczenia Wielkiego Złego.

Thorn spokojnym tonem- spokojnie. Nie chce cie skrzywdzić, wolę zaproponować Ci współpracę.
Valerius mocnym tonem- współpracę? Zniszczenie świata? Chyba żartujesz. Nie pozwolę Ci byś zniszczył ten świat.
Drogi Pisaku! Przejedź się (lub przejdź) do księgarni. (Hint: to taki sklep z napisem “Księgarnia”.) Wejdź do środka i weź jeden z tych niewielkich, prostokątnych przedmiotów, których tam jest od cholery i ciut-ciut. Otwórz. Popatrz, jak wygląda zapis dialogów. Zapamiętaj.
I już nigdy nie wal takiej drętwoty, jak to coś powyżej.

Thorn- oj czarodzieju. Zniszczymy ten świat, ale są jeszcze inne o których nie masz pojęcia, jest wiele wymiarów, każdy podobny ale nie taki sam możemy rządzić każdym.
A ten jest jakiś taki niedorobiony, zupełnie jak zapis powyższego dialogu. Znajdźmy sobie lepszy świat, w którym miód będzie słodki!

Nie chcę oglądać tego świata, kochałem twoją matkę jak kocham teraz ciebie synu, ale nie pozwolę byś stanął mi na drodzę. Rozumiesz?
Valerius zamarł, nie spodziewał się że jego ojcem może być zniszczenie samo w sobie
O’rly? Łapki w górę, kto się tego nie domyślił? Nie mam za złe Pisakowi, że sięgnął po motyw ograny i wyeksploatowany (bo wciąż można go fajnie wykorzystać), ale na litość, niech nie robi z boChatera półmózga!
Zaraz, zaraz! Thorn się zbudził po raz pierwszy od dawna... Czyżby z tego wynikało, że spłodził maga przez sen?
No co? W naszym świecie też tak bywa. Przynajmniej w świecie według Garpa.
Wcześniej było powiedziane, że siedział w klatce. Widocznie miała duże przerwy między prętami.

- kłamiesz! Nie możesz być moim ojcem… Matka nie oddała by się komuś… komuś…
Thorn odparł spokojnie- takiemu? Twoja matka kochała mnie, a ja kochałem ją.
Romanse bogów ze śmiertelniczkami mają, jak wiadomo, długą tradycję. Chociaż skutki bywają zgoła nieoczekiwane.

Skąd twoja ogromna moc myślisz że się wzięła? Jesteś moim synem, jesteś półbogiem. Mason, mój brat był zazdrosny że ziemska kobieta bardziej kocha mnie niż stworzenia tego świata jego samego i uwięził mnie w piekielnej celi, ale zemszczę się.
Poeksperymentujmy z przecinkami. “Był zazdrosny, że ziemska kobieta bardziej kocha mnie, niż stworzenia tego świata jego samego”. Nie, to nadal nie ma sensu. Próbujemy dalej?

A więc jak synu? Pomożesz mi?
Join the Dark Side, Luke!
Join the dark side, we have cookies.

Valeriusem szarpały niepewność i smutek. Nie mógł uwierzyć że jest nasieniem zła.
Ojtam, po co zaraz takie szumne określenia? Zwykły karciankowy demigod, nic specjalnego.

Po chwili zastanowienia spojrzał na boga i rzekł- Ojcze… nie! Nie pozwolę Ci!
Thorn zmarszczył czoło- a więc mój drogi synu… giń! Bóg zniszczenia cisnął błyskawicę w stronę czarodzieja, ten jednak ze spokojem zablokował a tak
A jak zablokował? A tak!

i zbierał boską moc by w końcu oddać błyskawicę z wielokrotnie potężniejszą siła.
Wrzask konającego boga zadrżał świątynią (AAAGHHHRRR!!!), Thorn upadł na ziemie bez tchu (jebs!). Valerius zniszczył berło (trzask!) (i po cholerę?...), nachylił się nad zwłokami boga i rzekł- wybacz ojcze, wybacz matko… ale nie miałem wyjścia.
I już, pozamiatane.
Raczej: przetkane, zważywszy na naturę berła.
“Nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać.”

Niech przeklęty będzie dzień w którym na świat przyszedł ten z którym idzie zniszczenie…- pozbierał się i wyszedł
A teraz skojarzyło mi się z tym!

za nim zawaliła się swiątynia.
Albowiem w każdym szanującym się utworze fantasy świątynia zła musi runąć niezwłocznie po ukatrupieniu boga, któremu jest poświęcona. Taka, wiecie, stara i nieświecka tradycja.
W sumie to dość logiczne. Tyle, że mocno ograne. A przy okazji: czy Pisak miał na mysli, że Valerius wyszedł zanim świątynia się zawaliła, czy tez wyszedł, a za nim zawaliła się świątynia?
A nie goniła go taka wielka kamienna kula? Bu, to się nie liczy.

Giorn pełen podziwu- Przyjacielu zabicie tuzina smoków jest niczym, co zrobiłeś teraz. Sami bogowie boją się zapewne teraz Ciebie.
I zapobiegawczo szykują “nieszczęśliwy wypadek” w postaci ognistego deszczu lub czegoś równie dyskretnego.
Zawsze mogą liczyć na cud.

I co znalazłeś swoje odpowiedzi?- Tiris spytała.
Valerius odparł wymijająco- jeszcze długa droga przedemną.
“Nie jadłem tego roku grzybów, ale ten nowy sułtan marokański ma być podobno bardzo porządnym człowiekiem.” (Haszek)

Wiele się potem zmieniło w jego życiu.
Poza jednym - wciąż nosił szatę z kapturem, przy czym nikt (łącznie z nim) nie wiedział, po co właściwie to robi.

Wędrował po krainach, zwiedzał inne światy, wkrótce zasiadł na tronie niewielkiego królestwa które rozbudował i powiększył. Ale to już inna bajka.
Raczej inna gra - bo poza grami nie słyszałam, by ktoś królestwo “rozbudowywał”.
Chyba, że było to miasto - państwo, takie jak np. Uruk. Ale to faktycznie inna bajka.

To już koniec? Fajnie. Idę rozbudowywać swoje królestwo.

Ze Świątyni Ognia i Sadzy pozdrawiają: kapłanka Sine, mag Murazor, złodziejka Kura i elfka Gabrielle
oraz krasnolud Maskotek, uciekający przed wielką kamienną kulą.

15 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Opko samo w sobie...nudne. Do bólu schematyczne. Ale nie było też tak tragiczne, jak wiele analizowanych wcześniej tworów. Kurcze, nie czuje jak rymuje.↲↲Komentarze o dembie szczególnie mnie 'ómarły'.↲↲Przy tekście o krasnoludach ( lud inteligentny (...) ) zjadło Wam jedną literkę. ↲↲Pozdrowienia i do następnej analizy.↲↲Cherry.

Anonimowy pisze...

Mój błąd! Dębie, nie dembie. I sorki za te strzałki w komentarzu. Nie wiem, czy u Was też sie wyświetlają, czy tekst jest normalnie przeniesiony linijkę niżej. Używam internetu w telefonie, gdzie opcja edycji tekstu jest nieco uboższa ;)↲↲Cherry.

Kalevatar pisze...

Co? Elf? Prędzej zgole brodę…- Giorn nie ukrywał oburzenia.
-->“Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę!” - przez las przetoczył się głos Piotra Fronczewskiego. Giorn pokornie pochylił głowę.

Sine, kocham Cię.

Anonimowy pisze...

"Wędrował po krainach, zwiedzał inne światy, wkrótce zasiadł na tronie niewielkiego królestwa które rozbudował i powiększył. Ale to już inna bajka.
Raczej inna gra - bo poza grami nie słyszałam, by ktoś królestwo “rozbudowywał”."

Albo inny film. W którym bohater po wielu przygodach i podróżach także został królem. Ale to już inna historia, która także zostanie opowiedziana. Ale niestety nie została ):... Chyba że w książkach, ale, też niestety, nie czytałam ani jednego tomu z cyklu o Conanie.
Matko, ależ to opko było miałkie, nudne i byle jakie, ledwo dotrwałam do końca. Suchar po prostu, suchar...

Yaoja.

Anonimowy pisze...

Ech, czytając analizę zatęskniłam za BG, a przy głosie Piotra Fronczewskiego o mało nie spadłam z krzesła ze śmiechu :-D.

Analiza jak zwykle znakomita.

Lothwena

Kalevatar pisze...

Po przeczytaniu całości muszę wyrazić swe uwielbienie raz jeszcze. Loffciam, LOFFCIAM zUe opka fantasy miłością potężną, a wasze komentarze...
Berło oczyszczenia - i wszystko jasne.

Chylę czoła. :)

hasło: angsd. Coś jak angst z Asgardu.

jasza pisze...

Z nędznego opowiadanka o Królu, który siedział na stolcu, zrobiliście cacko.

To berło mnie urzekło.

Hasło pansens - a sens uciekł w panice.

Anonimowy pisze...

Opko słabiutkie a i Wasze komentarze dużo gorsze,niż zazwyczaj. Może to wrażenie to wynik porównania z poprzednią analiza, która była tak ponadnormatywnie śmieszna? ;-)

Anonimowy pisze...

Analiza przecudownie RPGowa :) A dla Sineiry za Fronczewskiego należy się pomnik, najlepiej na głównym placu Wrót Baldura, czy coś.
Motyw Berła Oczyszczenia również przedni.
Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze zbierzecie drużynę do analizy jakiegoś podobnego opka, bo zaprawdę, zue opko fantasy w oprawie dobrej analizy jest dobre :)

A co do Valeriusa - no cóż, wybrańcy, jak wiadomo, nie mają łatwo...
http://www.youtube.com/watch?v=5jWe6vB3na4
(kto grał w The Bard's Tale na pewno skojarzy motyw)

Bazylia

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

@anonimowy - Czasem robimy kabaret, czasem idziemy ciut bardziej w stronę krytyki literackiej. Nie da się zaspokoić wszystkich gustów jednocześnie.
@Bazylia - Dziękuję, zasze o tym marzyłam;) Oczywiście pomnik będzie miał tabliczkę ze stosownym napisem, prawda?;)

Anonimowy pisze...

Jak z tragicznego opka - "letkiego" jak makijaż AUtorki i zabawnego jak Ankh Morpork zrobić niezłą lekturę?
Ano, trzeba to dać NAKW-ie do analizowania.
*miętoląc w ręku czapeczkę niezdarnie kłania się w pas Analizatorni*
RobOT

Anonimowy pisze...

Hhmm. A ja powiem szczerze, że nawet nieudolne opka fantasy moim zdaniem mają o wiele większy potencjał od kolejnej Mary Sue poznającej swojego idola... Niemniej jednak to opko było niesamowicie nudne i schematyczne, płaskie i suche. I o. Bez Waszych komentarzy nie dotrwałabym do końca.
Pozdrawiam
Aartz

Anonimowy pisze...

Ehh, nie analizujcie już z "Nowej Fantastyki". Ja jakoś wolę tffory typu fanfiction, a po za tym dawno nie było czegoś ze starych i wiecznie dobrych tematów jak zespoły, czy HP. Mnie to się jakoś nie nudzi :D.
Sin

Anonimowy pisze...

Nie lubię analiz opowiadań z Nowej Fantastyki, zwykle ich początki wyglądają jak tworzone na siłę, byle cokolwiek dopisać do zdania, choć wcale nie jest ono takie złe.

Ewa