czwartek, 4 października 2012

194. Róża jest różą, czyli Klątwa Chromosomu Y (2/2)



Drodzy czytelnicy! Dziś czeka nas dalszy ciąg przygód nowej uczennicy w słynnym liceum Amoris. Poznamy starożytną a tajemniczą klątwę, która prześladuje jednego z uczniów, dowiemy się także, jak pachnie róża. Indżoj!

Analizują: Jasza, Sineira i Kura.

Upojeni, leżeliśmy przytuleni do siebie. Przeszła mi przez głowę druzgocząca myśl, że od teraz coś się zmieni. Rusza lawina wydarzeń. Tak naprawdę, nadal w to nie wierzyłam...
Nie wiedziałam nawet, o czym z nim rozmawiać.
O dylematach moralnych w twórczości Dostojewskiego? O tym, że widziałaś fajne spodnie, ale cię na nie nie stać? O tym, że trzeba odmalować sufit? O życiu?
O rzyci.    

Podniosłam się na łokciu by na niego popatrzeć. Okazało się, że zasnął, więc mi ulżyło. To przekładało naszą rozmowę na czas przyszły nieokreślony.
No cóż, jeśli młodzi nie mają o czym ze sobą rozmawiać już po pierwszej wspólnej nocy, to nie najlepiej wróży na przyszłość.

Patrzyłam więc na niego jak zaczarowana. Mimo wcześniejszych działań ze mną, wyglądał jak senny aniołek z obrazów renesansowych twórców, miał takie same złote włosy i tak samo niewinną minę, leżąc na boku i oddychając miarowo.
Znamię grzechu nie skaziło jego twarzyczki, gładkiej jak pupcia niemowlęcia. Tylko portret Nataniela, ukryty na strychu, zmarszczył się nieco, zapewne od wilgoci.
Bo od seksu człowiek blednie,
Psują mu się zęby przednie,
Otwierają mu się pory,
Pod oczami robią wory,
Oddech cuchnąć też zaczyna,
Z ust kącika leci ślina.
Zapamiętaj więc, młodzieży,
Że się seksić nie należy!

Pomyślałam z rozbawieniem, że jeszcze bardziej pomieszaliśmy sprawę...
I na fujzbuku będą musieli zmienić status na “to skomplikowane”.
“Pomieszać”, to bardzo zgrabny eufemizm.

Zaprosił mnie na zwiedzanie miasta, by "cofnąć się na linię startu", czy "zacząć od nowa naszą znajomość" gdy tak naprawdę zamiast zrobić krok do tyłu, zrobiliśmy ogromny naprzód.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok do przodu! (Władysław Gomułka, 1956 r.)
A w każdym razie mogła trzymać nogi razem, nie tłumacząc się robieniem kroku w jakąkolwiek stronę.

To mały krok dla człowieka, ale wielki krok dla ludzkości... - przypomniały mi się słowa o pierwszym lądowaniu na Księżycu. Taaak, to mały krok dla człowieka, ale wielki dla nas.
Ludzkość poczuła się dowartościowana tym, że za ciastko poszła do łóżka. Naprawdę.

- pomyślałam, przytulając się do Jego boku.
Dookoła rozciągało się Mare Tranquillitatis. To wyjaśnia opisane w poprzednim rozdziale problemy z oddychaniem.

Gdy się obudził, objął mnie mocno. Myślał najwyraźniej, że śpię, bo trzymał mnie tak i delikatnie przeczesywał moje włosy, wdychając ich zapach.
Jasne... Gdyby wiedział, że nie śpi, nie pogłaskał by jej za skarby.

Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam. Odwzajemnił uśmiech.
Po czym zaczął pobierać próbki i pakować je metalowego zasobnika. W tle majaczył lądownik pokryty księżycowym pyłem.

-Nataniel...
-Ciiii, nie mów nic. - położył mi palec na ustach - Wiem wszystko, czuję to samo.
Orzeł wylądował. - dodał radośnie i zatknął flagę narodową Stanów Zjednoczonych w... no, gdzieś tam ją zatknął.

To było... niesamowite. Pierwszy raz w życiu poczułem taki zryw serca, taki przypływ uczuć, przymus, ze muszę coś zrobić! [Na przykład siusiu] Nie potrafię przestać o tym myśleć, jesteś wszystkim.
Jest to największy tydzień w historii świata od momentu jego stworzenia. Dotąd nic tak nie zbliżyło ludzi do siebie. (Nixon witający astronautów po powrocie na Ziemię.)

-Ale mieliśmy się cofnąć, mieliśmy... A sam widzisz, co się stało. To się działo za szybko!
“Za szybko” w sensie przedwczesnego wytrysku? Spokoloko, to się da wyćwiczyć.

Za szybko! - w moich oczach zalśniły łzy, bowiem uświadomiłam sobie smutną prawdę...  Uległam mu, a raczej czemuś, co nazywamy impulsem, namiętnością... Zrobiłam coś nie myśląc o konsekwencjach.
No i zepsuła cały patos, buuuu!
A miała grać cnotkę-niewydymkę, a tu taki pech!

Zrobił smutną minę. Przytulił mnie do swojego serca i rzekł:
-Tylko mnie nie zostawiaj teraz, proszę... Nie chcę już być sam.
Boi się potwora spod łóżka, ha!

Wstrząsnęły mną te słowa. Wzruszyły, gdyż były to chyba najszczersze, jakie słyszałam w życiu.
Eeee. Nie spotkała się z okrzykiem: "o rany, jak się boję tej klasówki”?
Albo “jezusmaria, jak ty wyglądasz?”

Nie zostawić go... Nie zamierzałam. Ja... chciałam z nim być.
I dlatego najpierw leżenie, potem chodzenie.

Musiałam to przyznać przed sobą samą - cokolwiek bym nie robiła, nie łudziła się, gdybym nie chciała mieć z nim do czynienia, nie zgodziłabym się na wycieczkę, nie odwróciła go, zapraszając do swego domu. Śmieszyła mnie tylko moja wcześniejsza reakcja na pocałunek, gdy uznałam go za wykorzystanie mnie.
Jakby to powiedzieć... Całowała się z ochotą, potem dopiero K. wmówił jej, że to było wykorzystanie. Sama do tego przecież nie doszła.

On nie był Casanovą, on chciał Tylko mnie. Uspokoiłam się.
Ot, ciekawa filozofia. Pocałunek = wykorzystanie, stosunek = zamiary wstrząsająco najszczersze.

Zostaliśmy parą. Jako przewodnicząca (już nie uciekająca przed GGS) miałam z nim dużo kontaktu w szkole, nawet w czasie zajęć. Gdy przychodziłam do jego pokoju, witał mnie pocałunkiem. Siadałam na jego kolanach, nawet gdy były jeszcze wolne krzesła wokół.
O, traktują gabinet GGSa jako miejsce schadzek! Nawet gdy były jeszcze inne osoby wokół. Nieźle to musiało wyglądać na zebraniach samorządu.
No wiesz, musi jakoś zaznaczyć, że “mój ci on jest”, a że nałęczki wyszły z mody...

Szliśmy, trzymając się za rękę, mijając zazdrosne uczennice.
Machając ostentacyjnie łapkami i wymieniając się buziakami z głośnym “cmok”, żeby przypadkiem nikt tego nie przeoczył.
A na plecach mieli przyczepione tabliczki “Just dated”, a za nimi ciągnął się łańcuch pustych puszek...

Oto ja, nowa - skradłam serce jednemu z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, a już na pewno najbardziej znanemu i poważanemu. Znajomi Nataniela gratulowali nam (Gratulowali? Przespaliśmy jakiś ślub tudzież narodziny potomka?), zapraszano nas także razem na domówki. Nie szło nie zauważyć, że byliśmy parą.
Na wypadek, gdyby ktoś się jeszcze nie zorientował, zamówili kilka billboardów i dali ogłoszenie w lokalnej prasie.
Może gdy Nataniel (jako GGS) wybiegał z dzwonkiem w dłoni, to dodatkowo krzyczał, że Sensimila do niego należy?

Zauważył to także i Kastiel...
Złapał mnie raz po szkole i zaczepił.
-Ej, mała, stój.
Posłusznie przystanęłam, przewracając oczami.
No weŚ, tatooo.

-Czy mnie oczy nie mylą i jesteś z tą blond jaszczurą?
Ty to masz refleks, Kastiel, albo rzeczywiście dziwną chorobę oczu.

-Hahaha, śliczne określenie, Kastiel! I tak, jestem. Coś nie tak? - odparłam rezolutnie, trzymając ręce na biodrach.
http://i.imgur.com/PTPle.jpg

Uważaj, by się za bardzo nie zakochać i nie sparzyć. Żebyś później nie musiała żałować!
Zaczerwieniłam się, myśląc o wydarzeniu sprzed kilku dni. Mimo to, postanowiłam nie dać sobą pomiatać.
Dla równowagi ona nim teraz pomiecie:
-Wynocha mi z oczu! Nie będziesz mi mówił, co mam robić, dobry duszku.
Dobry duszek Kacper zadrżał i uciekł pod szafę.

Robisz z siebie niewiniątko stojące na straży niewinności innych? Dobre sobie - prychnęłam - próbujesz mnie po prostu rozdzielić z Natanielem. On chce tylko Mnie [cóż za wysokie o sobie Mniemanie!], to ty wciąż masz nowe laski!
… w powiecie drawskim, w gminie Wierzchowo

Uderzyłam go w czuły punkt. Zrobił duże oczy i zamarł.
O, zaraz będzie się zwierzać.

Nie wiedział, co mi powiedzieć. W końcu zacisnął pięści i odwrócił się. Gdy jednak mnie mijał, powiedział bardzo cicho:
- Nie mogłem ich pokochać... Oby to samo nie stało się z Tobą, po związku z Natanielem.
Gdyż albowiem wysysnie on z ciebie duszę i pozbawi uczuć wyższych, o.
Yaoiradar wyje coraz głośniej...
Ech, Kuro, bawisz się w Kapitana Oczywistość?;)
Oczywiście!

Czas na śledztwo naszej bohaterki! Czyżby znalazła dowody zbrodni, a może...  pozostałości po... byłej Nataniela?
Ukryte pod podłogą:
http://i.imgur.com/9fM2w.jpg

Byłam  już pewna, że coś bardzo złego wydarzyło się między nim a blondynem. Za wszelką cenę postanowiłam dowiedzieć się, co.
Sposobność nadarzyła się dosyć wcześnie. Zbliżająca się dwutygodniowa przerwa szkolna zmuszała Nataniela do uporządkowania bieżących spraw w archiwum GGS.  
Teraz uwaga: Sensimila zmieniła szkołę, przypuszczalnie doszła do nowej klasy na początku roku szkolnego. Zaczynają dwutygodniową przerwę. W polskiej szkole oznaczałoby to, że minęło pół roku, w amerykańskiej - różnie, ale co najmniej 6 tygodni.

Oczywiście, jako jego prawa ręka zaproponowałam pomoc. Okazało się, że blondyn nie zamierza jedynie uprzątnąć papierów w pokoju gospodarza, ale także i w swoim własnym, w domu. Zatarłam ręce. Na to czekałam! Pod pozorem sprzątania i wyrzucania śmieci mogłam na trafić na jakiś trop.
Co za wścibskie babsko, a fuj. W komórce też mu grzebie?

W wyznawczym dniu przybyłam pod jego dom.  
Wyznawcy już się tłumnie pod nim gromadzili.

Wywarł na mnie ogromne wrażenie. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że jego rodzice byli tacy zamożni. Biała willa mieszcząca się w najlepszym osiedlu domków jednorodzinnych witała mnie równo przystrzyżonym trawnikiem.  
No i popatrzcie: nierozłączne gołąbki są nierozłączne tylko w szkole, po lekcjach rozstają się tak skutecznie, że boChaterka nawet nie wie, jak wygląda dom jej chłopaka.
Może faktycznie Nataniel mieszka w gabinecie gospodarza, w końcu gdy pierwszy raz go spotkaliśmy, właśnie się ubierał.

Gdy zapukałam do drzwi, otwarła mi prawie natychmiast kobieta mająca na oko lat około pięćdziesięciu (zapamiętajcie to!!!), ubrana w fartuch.
Ale, jak na kobietę w bardzo eleganckiej willi przystało, nosiła fartuch haftowany w burbońskie lilie.

Miała zniszczone, kasztanowe włosy uwiązane w kok i pełne usta pociągnięte czerwona pomadką.
Wyobrażacie sobie tę panią w fartuchu?

W pierwszej chwili nie zwróciłam uwagi na jej oczy, jednak po chwili zauważyłam, że są tak samo złote jak oczy Nataniela.
No i masz, rodzina jakaś. Spodziewaliście się gosposi, prawda?

Była niewiele wyższa ode mnie. Po zlustrowaniu mnie wzrokiem, uśmiechnęła się szeroko.\
-Aaahhh... Panienka do Nataniela, rozumiem?  Już myślałam, że to znowu te miło wyglądające babsztyle z jakimiś kitami do wciskania. (Mówiły, że do uszczelniania okien, ale nie dałam się nabrać, co to, to nie!) No ale ty nic przy sobie nie masz. Żadnego kitu, żadnych narzędzi. Natanielek w końcu przyprowadził jakąś dziewczynkę do siebie!
Nie przyprowadził, sama przyszła.
Borze zielony, co za daleko idące wnioski, przecież mogła być tylko koleżanką, co wpadła na chwilę pożyczyć notatki!

No najwyższy czas, już chłopczyna powinien mieć wybrankę i ją przekabacać (khem, khem, tego określenia nie znałam) żeby mu sprzed ołtarza nie zwiała, a nie tylko ta szkoła, szkoła i szkoła.
Mam wizję wątłego “chłopczyny”, ciągnącego opierającą się wybrankę do ołtarza. On jak Mirmił, ona jak Lubawa.
Ta kobieta mnie przeraża. Gdyby pierwszy raz na oczy widziana osoba swatała mnie z miejsca ze swym, eee... synem? siostrzeńcem? - zwiałabym z wrzaskiem jak najdalej!
A poza tym, nie za wcześnie na te plany matrymonialne? Natanielek nie powinien wpierw tej szkoły skończyć, khę?

Panienka rozumie, w moich czasach to facet musiał latać za dziewczyną, żeby sobie jej rękę zaklepać.
Proszę, niech się jednak okaże, że to jest wierna niania, albo meksykańska gosposia. A nie teściowa in spe.

- cały czas mówiła, pomagając mi się rozebrać - a teraz to ja widzę rozpasanie obyczajów, teraz się kobitki najzwyczajniej w świecie nie uwodzi, nie porywa, nie próbuje sie dobrać na sianie w stodole
Pragnienie, aby dorastający chłopak porwał (!) i zniewolił w stodole jakąś dziewkę, jest doprawdy kuriozalne.

(tutaj zachichotała pod nosem, zadowolona jakby opowiedziała dobry kawał), bo dzisiaj to sie ja zaczepia na... jak mu tam? fejskuku?
Przypuszczam, droga pani, że to z powodu deficytu stodół z sianem. Zresztą siano kłuje i włazi w różne miejsca, na dodatek jest zabójcze dla alergików... Zwłaszcza gdy kryje na dnie zagubione widły.;>
Zaiste, fejsbuk miejscem jest rozpusty, tam się poczyna dzieci in interneto, a nie naturalnymi metodami, jak we wspomnianej stodole.

-Facebooku - poprawiłam ją [wymawiając dokładnie tak, jak się pisze], lecz to było jedyne moje zdanie w całej naszej rozmowie, gdyż w tej chwili przyszedł do nas Nataniel.
Jaka ulga!

-Teraz to ja się nią zajmę - rzekł, stając tuż przy mnie - Dziękuje za wpuszczenie jej. Sensi, wybacz ze musiałaś przyjść tu sama, ale dopiero wróciłem. Obiecuję, że nigdy sie to nie powtórzy.
Będę śledził każdy twój krok, nie pozwolę ci na samotne eskapady, w nocy będę obserwował jak śpisz, a w ogóle to wszczepię ci chipa.

-Fiu, fiu - zagwizdała na te słowa kobieta. Nataniel posłał jej mordercze spojrzenie, a ta, robiąc niewinną minę, ulotniła się do innego pokoju.
Się ta służba spoufala za bardzo, skandal.

Zasiedliśmy tuz przy regale, na którym Natanie trzymał papiery, dokumenty, stare prace domowe, wydruki i faktury szkolne. No tak, "praca" zaglądała także często i do jego domu.
Faktury? On jest księgowym w tej szkole? Uczeń?
Szkoła oszczędza, profesjonalne księgowe za dużo biorą.


-Dobra, to ja zajmę się teczkami, a ty, jeśli możesz, zacznij od góry.
Wygląda na to, że gromadził makulaturę przez parę lat i wziął się za sprzątanie tylko dlatego, że trafiła mu się darmowa siła robocza.

Obserwowałam go katem oka.
Kat oka przygotował już świderki do wydłubywania i smołę do wypalania...

Zadanie wykonywał machinalnie i automatycznie, sortując znajdujące się w środkach [masowego przekazu] dokumenty. Tylko przy jednej, jedynej teczce sie zawahał. Wyglądał przez chwilę, jakby coś go bardzo zabolało, jednak otrząsnął się i wyrzucił ją do kubła na śmieci, nawet w nią nie zaglądając, dodatkowo przysypując ją papierami.
Dobra, wiemy już, że teczka skrywa Mhroczną Tajemnicę, ale pojąć nie możemy, dlaczego przy usuwaniu szkolnych (sic!) papierów i faktur (sic!) wybitny ten młodzian nie posługuje się niszczarką.
To samo pytanie zadawałam sobie kiedyś przy oglądaniu oryginalnej “Brzyduli”, gdzie listy miłosne prezesa, pięćset razy wyrzucane do kosza, były pięćset razy z niego wyciągane i krążyły po całym biurze, póki ostatni woźny nie został wtajemniczony we wszystkie szczegóły romansu. Imperatyw Narracyjny i juś.

Gdy skończyliśmy, patrząc na zegarek, zaproponował mi obiad. Odmówiłam, jednak mój brzuch najwyraźniej miał inne plany i burknął przeraźliwie, jakby chcąc zaprotestować. Nie mogłam juz teraz się wykręcić. Zwłaszcza, iż posiłek był juz gotowy i czekał na nas spokojnie w kuchni, gdyż  Nataniel poprosił o jego przygotowanie na umówioną wcześniej godzinę. Blondyn poszedł by go przynieść do pokoju, w którym sprzątaliśmy.
Tacy zamożni, a jadalni nie mają, phi.
Może mają, ale Nataniel woli pożywiać się wśród swoich papierów. Plamy z kawy na dokumentach mają w sobie tyle uroku!

Wiem, że nie powinnam, ale...  Sprawa była poważna. Nie mogłam być szczęśliwa z Natanielem, póki Kastiel wsadzał nosa w nasze sprawy.
Co polegało na wygłoszeniu jednej, jedynej uwagi przez ten cały czas.
Och, ale to była Bardzo Znacząca Uwaga, nabrzmiała Ukrytą Groźbą i w ogóle!

[Sensi dobiera się do Tajemniczej Teczki, korzystając, że Nataniel na chwilę wyszedł przynieść obiad]

Nie minęła minuta, gdy uśmiechnięty Nataniel otwierając sobie drzwi delikatnym kopnięciem wszedł do pokoju.  W obu rękach trzymał talerze z wysokimi górkami ziemniaków. Gdy położył je na stół, wrócił jeszcze do kuchni po kapustę, buraki i mięso.
Schaboszczak, pyry i kapucha, kwik, kwik, nasz ci on!

Jedząc, lewą dłonią subtelnie muskał wierzch mojej.
Zaraz, ale w lewej powinien trzymać widelec. Wyjścia są trzy: albo najpierw podrobił jadło na kęski, albo je wszystko łyżką, albo zagarnia nożem i potem oblizuje.
Miał widelec w prawej łapce, a noża najwidoczniej nie używał wcale (może gosposia mu mięsko pokroiła?). Rozumiem, że to ma podkreślić wielką zażyłość?
To cud, że z jednej misy nie wygarniali tapioki palcami...

-O taak, bardzo dobre - posłałam mu uśmiech.  Odwzajemnił go i wrócił do pałaszowania potrawy.
Siorbiąc, mlaszcząc i z entuzjazmem wypluwając chrząstki do kosza z papierami.

Gdy byłam już gotowa do wyjścia, zatrzymał mnie i poprosił, bym zaczekała. Ciekawa, zostałam stojąc na wycieraczce i wypatrując go, co też wymyślił. Po chwili się pojawił, trzymając w rękach małe zawiniątko. Było tak dziwnie obwiązane papierem i tasiemką, że nie mogłam odgadnąć, cóż to jest. Już chciałam odpakować, gdy Nataniel krzyknął "Nie!" i chwycił mnie za nadgarstek.
-Nie teraz! Otwórz to w domu.
-Co to jest?
-Nie pakowałbym tego, gdybyś miała od razu wiedzieć.  - jakby zirytowany, przewrócił oczyma.
Jeżeli w takim momencie się irytuje, to co będzie dalej? Zacznie walić Sensi w pysk?

Uśmiechnęłam się pod nosem. Super, wrócę do domu z dwiema niespodziankami. Obym dowiedziała się czegoś nowego... Nataniel szybko ubrał buty i sweter.
Naprawdę trudno za pięćsetnym razem jakoś oryginalnie skomentować to nieszczęsne ubieranie...

Odprowadzając mnie prawie pod sam dom, rzekł :
-Czasem myślę, że to przeznaczenie.
Czasem myślę, że “Zmierzch” poczynił wielkie spustoszenie w umysłach.

Będąc już w swoim pokoju, postawiłam zawiniątko na biurko, samej usadawiając się na łóżku, niecierpliwie wypakowując  teczkę.
Ja bym najpierw sprawdziła, co jest w zawiniątku. A jeśli to odcięta końska głowa lub coś w tym stylu? Przesiąknie i zacznie kapać na dywan.
E, to małe zawiniątko. Co najwyżej głowa konika morskiego.

Odetchnęłam głęboko - miałam pewne wyrzuty sumienia, że tak postępuję, ale wiedziałam że nie mogę inaczej. Albo dręczyć mnie będzie żal, że tego nie zrobiłam, albo wyrzuty, że jednak tak. Stwierdziłam, że sumienia po jakimś czasie znajdzie sobie inne powody do ruszania mnie, za to żal za niewykorzystane okazje nie przeminie.
Lepiej zgrzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło?

Otwarłam teczkę. Wypadły mi z niej listy.
Schyliłam się, by je podnieść. Wypadł mi dysk.

Czerwona Różo.... Twoje włosy o poranku pachniały miętą.
Czymże jest nazwa? To, co zwiemy różą,
Pod inną nazwą równie słodko by pachniało.
Chyba że w genach grzebali za dużo
I coś się z wonią zdeczka pokićkało...

Lubię je wąchać, gdy leżysz tak blisko mnie. Nie potrafię zasnąć, mając Cię przy sobie. Działasz na mnie pobudzająco. - czytałam z coraz większym zaciekawieniem i zdenerwowaniem. Serce biło mi boleśnie coraz szybciej, mącąc mi racjonalne myślenie -
Kojarzy mi się z Klaudyną podczytującą listy kuzynka Marcela.
I, cholera jasna, nawet jej przez myśl nie przejdzie, że czytanie cudzych listów jest bardzo nie w porządku... Ciekawa jestem, czy aŁtorka na co dzień też się tak bez skrupułów dobiera do komórki i maila swojego chłopaka.

Słodkie myśli! Tak szybko odbiegają od tego, na czym powinienem je skupić, uparcie powracając do Ciebie. Jakże trafnie pisał o swej słabości i namiętności Humbert... Jestem skazany na klęskę, tak, jak on. Dlaczego tak zaprzątasz mi umysł? Powinienem się uczyć. Nie pozwalasz mi na to.
Domyślam się, że chodzi o Humberta z “Lolity”, a aŁtoreczce pedofil myli się z pederastą. Chyba że Nataniel koresponduje z dziewczynką z przedszkola.

Dalej były tylko wyznania miłości i podpis. Teraz nie mogłam już mieć złudzeń, to pisał Nataniel.
I przechowywał własne listy? Kopie? Niewysłane? A może kochanek odesłał mu je po zerwaniu?

[Kolejny list jest odpowiedzią kochanka]

Nie lubię pisać tych durnych listów. Tak robili w średniowieczu!
Ej, synek, największy rozkwit epistolografii nastąpił jakoś tak w okolicach XIX wieku.
Jeden czort, w każdym razie tak dawno, że dinozaury pasały się pod oknami.

Naoglądałeś sie chyba zbyt wielu brazylijskich produkcji, co? Aha, nie nazywaj mnie Czerwoną Różą, to głupie! W ogóle jesteś głupi!
Jest ładny, mądry być nie musi...

Chociaż dobra, rozumiem, że za dużo problemów z tymi smsami...  Jeszcze ktoś by je przeczytał. Mi nikt nie grzebie w telefonie więc jestem na lepszej pozycji.
No jasne, a listów nikt nie przeczyta. Nawet jeśli ktoś je znajdzie, to w życiu nie wpadnie na to, że arkusze pokryte literkami to coś więcej niż papier pakowy.

Zdziwiła mnie zmiana stylu. Zupełnie tak, jakby Nataniel pisał z kimś młodszym, lub zupełnie różniącym się od Niego.  Pojęłam także smutną prawdę, to nie była zabawa. Nataniel i ten ktoś nie pisali tego dla żartów, stylizując się na staroświecką korespondencję. Oni pisali to naprawdę.
To naprawdę smutne, tragiczne wręcz, że współczesny młodzian pisze ręcznie, jak zwierzę!

Nie miałam sił czytać każdego listu od deski do deski, więc lustrowałam je pobieżnie, szukając informacji, z kim pisał Nataniel. Niestety, wszystkie listy pisane były bezosobowo. Zdziwiło mnie jednak, że w kilku pojawiał się powtarzający motyw zakazanej miłości. Tak, jakby nikt nie mógł się o nich dowiedzieć.
A boChaterce nadal się żadne światełko nie zapaliło. Mamy uwierzyć, że współczesna licealistka jest taka niedomyślna? Że szukając czegoś na temat Nataniela i Kastiela nie potrafi skojarzyć, kogóż to jej trVloFF nazywa Czerwoną Różą?
Oj, przecież myślenie to tak skomplikowany proces.

Rozbolała mnie głowa od tego wszystkiego,
No właśnie.
lecz uparcie czytałam dalej.
Zostały mi tylko dwa listy. Dwa pisane nieznajomym mi pismem. Te postanowiłam przeczytać całe, szukając śladu jakiegokolwiek tropu.
… oraz oznaki jakiejkolwiek poszlaki.

Czuję, że nie rozumiemy się tak, jak przedtem. Czuję, że coś sie psuje. Ukrywasz coś przede mną, wiem to. Choćbyś się starał ukrywać emocje to ja i tak odgadnę, że coś Cię dręczy. Szkoda tylko, że nie wiem, co. Domyślam się, że znów masz kłopoty. Dlaczego jednak nie podzielisz się nimi ze mną? Sprawy zaszły aż tak daleko, że nie damy rady tego odkręcić?
Czerwona Róża zaszedł w ciążę.

Przecież tyle razy dawaliśmy!
Komu i za ile?

Chyba pamiętasz tę nieprzyjemną sytuację w szkole, gdy wychowawca zawołał nas do pokoju nauczycielskiego z poważną miną. Dowiedział się o plotkach, że coś nas łączy. Nie wierzył i prosił nas o wyjaśnienie tylko dlatego, by się upewnić w swojej niewierze. Nie musieliśmy niczym Piotr wypierać się siebie trzy razy.  
Pewnie dlatego, że nie było żadnego koguta pod ręką i nie miał kto zapiać.

Sam nasz śmiech wystarczył. Wychowawca też się śmiał i na odchodne powiedział, że sam miał najlepszego przyjaciela w gimnazjum.
Ekhem...

Albo pamiętasz nasze spacery nad morzem? Wyjechaliśmy tam tacy szczęśliwi, że nie musimy w końcu się ukrywać, chociaż marne to było szczęście, gdyż trwało bagatela pięć dni... Lecz nawet w trakcie tego wypoczynku nie uniknęliśmy kłopotów. Zatrzymała nas policja i spisała, za... zakłócanie porządku publicznego. Pouczyli nas, że nie mamy sobie "robić jaj", bo ludzie jeszcze gotowi są uwierzyć, że po molo przechadza się para obściskujących się homoseksualistów.
No bez jaj, czy akcja opka rozgrywa się w XIX wieku? Nawet w Polsce policja nie gania chodzących za rączkę facetów, a już zwłaszcza na molo, gdzie roi się od najprzeróżniejszych ludzi, od emerytek w bieliźnie po artystów w dziwacznych kapeluszach.

Upokorzeni, nie chcieliśmy wyprowadzać ich z błędu. Zawsze dawaliśmy radę, oskarżenia zbywając uśmiechami. Nie było sensu się denerwować, ludzie i tak by w to nie wierzyli. W końcu Kastiel i Nataniel razem? To przecież "tylko kumple!"
A podobno panuje “moda” na bycie gejem. Jak te media kłamią...

Kartka wypadła mi z rąk. A więc wszystko jasne... Oni ze sobą byli. Teraz zaczęły układać mi się elementy wypowiedzi blondyna. "Widzisz, kiedyś byłem z nim blisko. Wolę o tym nie opowiadać " i "To raczej Kastiel miał już pełno dziewczyn, z każdą z nich zerwał po pewnym czasie. Wiem, jaki on jest, bo byłem kiedyś .." z Nim! Byłeś z nim kiedyś w związku!  Oh Nataniel... Co się z wami stało...?
Och, nic takiego, to tylko labilność popędu płciowego, bardzo częste zjawisko w okresie pokwitania.

W pośpiechu chwyciłam ostatni list. Wiedziałam, że tylko w nim mogę szukać odpowiedzi.
[Jest to list Kastiela po zerwaniu]

W sumie, to dzięki. Uodporniłeś mnie na życie. Następnym razem zastanowię się dwa razy, zanim komuś zaufam. Straciłem szacunek do świata.  Straciłem szacunek do Ciebie. Wiem, że kieruje mną nienawiść, ale coś sobie przyrzekłem - nikogo więcej nie zranisz, nawet jakby to miało oznaczać, że będę musiał interweniować w Twoje związki.
Hehe, piesek ogrodnika. W dodatku mało skuteczny, w końcu związek Nataniela i Sensi trwa w najlepsze.


Położyłam się na dywanie. Łzy same spłynęły mi do oczu. A więc to znaczyły słowa Kastiela "Całuj się z kim chcesz, tutaj nie chodzi o Ciebie, ale o Niego. Nie lubię tego typa i postanowiłem, że będę przed nim chronił nieświadomych jego piekielności osób".
Taaa, ochronił jak nie wiem co. Nie ma to jak dramatyczne pustosłowie.

To wszystko było tak jasne, a jednak... nie mogłam w to uwierzyć. Co będzie dalej?

_______________
-Śpisz?

Na początku było słowo. I wszystko przez nie się stało. Słyszę wyraźnie głos. Ktoś mówi. Do mnie? Słowo...
A Duch unosił się nad wodami...

-Sensi, już szósta. Dlaczego nie wstajesz?
Aaaaaaaaaaaa!!!
No błagam, czy po tym biblijnie brzmiącym wstępie spodziewalibyście się - prozaicznej pobudki?
No... Mógłby chociaż kogut trzy razy zapiać...Albo jakaś światłość w ciemności zaświecić.

Dopiero po tych słowach mojej mamy obudziłam się i otworzyłam ociężałe od wczorajszego płaczu powieki. Gdy próbowałam podnieść głowę, poczułam ostry ból w okolicy potylicy. Był tak silny, że w moim wrażeniu niemal nie rozerwał mi czaszki.
-Sensi, mówię do Ciebie.
- powtórzyła matka, potrząsając groźnie ciężką pałką.

Próbowałam dojść ze sobą do ładu, lecz nawet nie wiedziałam w taki sposób ułożyć swoją głowę. Zrezygnowałam ze wstania z łóżka, odpowiedziałam jednak cicho mojej rodzicielce, że źle się czuję i dziś zostaję w domu.
Po chwili już jej nie było. Zamknęłam oczy i postanowiłam powrócić do snu.
A rodzicielka oddaliła się w podskokach, zupełnie nie przejmując się stanem zdrowia dziecięcia swego, albowiem wiedziała, że “paluszek i główka to szkolna wymówka”.

Czuję...
Ciepły, letni wiatr. Psotnik, który przenosi ziarenka pisku [drobne pip piii] na wysuszonej polnej drodze i kołysze złotymi łanami zboża. Panuje upał, lecz nie jest on uciążliwy.
Widzę...
Drewnianą, starą wiejską chatkę. Na sporym dziedzińcu (to chatka była, czy zameczek?) znajdującym przed nią pasą się k(n)ury, a pod drzewem (jedynym na suchym placu, jednakże ogromnym) siedzi mały chłopczyk z koszyczkiem, przeżuwając w ustach kłos pszenicy.
I wraz z nim nieco sporyszu...
A potem będzie opowiadał, że południcę widział.

Słyszę...
Krzyk, który rozdziera przyjemną ciszę. Stado ptaków podnosi się do lotu, a zaniepokojony chłopczyk rusza w stronę domu. To krzyczy kobieta, czuję to instynktownie.
Niemalże czuję jej ból. Śladem chłopca podchodzę do otwartych na oścież drzwi chaty i zaglądam do środka.
Widzę zaczerwienioną kobietę w połogu. Nadszedł czas porodu.
Trochę jakby nie ta kolejność. Najpierw jest poród, potem okres połogu.
Oj, czepiasz się. Ma opkoidalną ciążę na zakładkę. Połóg-poród-połóg-poród...

Za rękę trzyma ją mąż, patrząc na nią z ogromem miłości. Jest w jego wzroku coś rozczulającego, co ujmuje za serce. Gdy napotyka on wzrok kobiety, ich spojrzenia krzyżując się wzajemnie, dodają sobie otuchy. Czuję się jak członek
No, naprawdę?
tej niewerbalnej intymnej sytuacji, mimo że w niej nie uczestniczę.
W niewerbalnej sytuacji czuć się można niewymownie głupio.

Znachorka krząta się przy ciężarnej [nie trzyjcie oczu, odebrać poród u kobiety w połogu może tylko wiejska znachorka] wydając polecenia do młodych panienek stojących w progu sieni.
Obrażony Celownik zaprzysiągł zemstę Dopełniaczowi.
A te panienki to kto, studentki znachorstwa na praktykach?

Panuje ,zamieszanie [i chaos przecinków]  jedni wchodzą a drugi wychodzą, stały pozostaje tylko wzrok pary, pełen miłości i zrozumienia.
I to wszystko obserwator widzi z podwórka, tak? Przenika wzrokiem te panienki w progu, czy może ściany tam mają ze szkła, jak u Żeromskiego?
Tatuś obecny przy porodzie? Jak nowocześnie.

Gdy dziecko miało przyjść na świat, w chacie pojawia się znikąd kobieta wysoka i urodziwa, o wyraźnych rysach i długich, czerwonych włosach. Czuję od niej zimno, mimo iż nie wchodzę z nią w jakąkolwiek interakcję, stojąc od niej daleko.
Stojąc na podwórku obserwuje również “pojawienie się kobiety znikąd”. Może po prostu przyszła z kuchni?
Ćśśś, to sen. Sami wiecie,  że we śnie się różne rzeczy obserwuje z róznych dziwnych miejsc.

Gdy pojawiło się maleństwo [też znikąd?], kobieta odezwała się głosem chrapliwym, przechodzącym w syk:

-Ty... Nie daruję Ci! To dziecko miało być moje, moje! To ja chciałam urodzić Ci syna. Pogardziłeś mną, Adamie! Pogardziłeś moją miłością! Jak śmiałeś... Oto rodzi się Twój syn, tak... to będzie twój pierworodny... Lecz dostanie pamiątkę i po mnie! Moja nienawiść przejdzie na niego i będzie płacił za czyny ojca! - roześmiała się z obłędem w oczach i podbiegła do znachorki, trzymającej w ramionach zawiniątko z noworodkiem. Położyła dłoń na główce dziecka i szepnęła - Adamie... Będzie trudno Ci zdobyć wnuka!
Rzuciła na niego Klątwę Impotencji, mwachacha!
Ej, jeśli ten jest pierworodny, to kim był chłopczyk z koszykiem na podwórku?
Wiejski głupek, będący elementem krajobrazu.
Moja nieobecność w szkole została natychmiast zauważona przez Nataniela.
Po śniadaniu, które naprędce sobie uszykowałam, wzięłam do ręki telefon i zamarłam. Na ekranie widniała liczna 20. Miałam dwadzieścia nieodebranych połączeń, wszystkie od Nataniela.
On mnie przeraża.

Natychmiast oddzwoniłam, starając się by mój głos brzmiał normalnie. Nie chciałam na razie by blondyn się domyślił, że o wszystkim wiem.
-Słucham?
-halo? Przepraszam, spałam! Telefon leżał na stoliku i miał wyłączone dźwięki.
-Ah, Sensi... Martwiłem się! Dlaczego nie ma Cię w szkole?
-Źle się czułam rano, okropnie bolała mnie głowa a do tego miałam później dziwaczny sen.
Ech, żeby tak nasi szefowie przyjmowali tego typu wykręty...

W słuchawce na chwilę nastała cisza, jakby blondyn o czymś intensywnie myślał.  Po momencie odezwał się:
-Wiesz, mam dziś mnóstwo roboty z dokumentami. Może spotkalibyśmy się po szkole?
Nie zapytał nawet, czy Sensi się już lepiej czuje, czy wszystko z nią w porządku, czy nie trzeba jej czegoś przynieść z apteki - nie, przecież papierzyska czekają.
Baba ma się nie opierdalać, baba ma robić.

Na samą myśl zabiło mi mocniej serce. A więc spotkanie twarzą w twarz? Po tym wszystkim... Nie wiedziałam nawet, czy będę mogła spojrzeć mu w oczy. Nadal nie mogłam przyswoić myśli, że on i Kastiel byli kiedyś razem. Mimo wyraźnych dowodów, które świadczyły same za siebie, chyba nie byłam na tyle silna, by zmierzyć się z prawdą, o której dobrze już wiedziałam. To przerosło moją wyobraźnię. Chłopak, który mnie pocałował, dotykał, dbał... Był kiedyś związany z kimś innym. Z samym Kastielem...
Rany koguta, dziewczyno! Poszłaś z nim do łóżka, twierdzisz, że go kochasz, a teraz strzelasz focha, bo miał kogoś przed tobą?
Dżizas, co to jest, blog prawicowego publicysty?
Hje hje. A było się nie dobierać do cudzych listów...

[Ponaglana przez Nataniela, S. w końcu otwiera pudełko z prezentem]
Moim oczom ukazał się sporych rozmiarów pierścionek o szmaragdowym oczku. Był piękny, robiony w starym stylu. Założyłam go. Na palcu prezentował się z klasą. Musiałam przyznać, ze mi się spodobał. Nie było to tanie cacko z bazaru, jakich wiele leżało w moim pudełeczku. To był pierścień o dużej wartości materialnej.
Ciekawe, że boChaterce nawet nie przyjdzie do głowy, że powinna zwrócić to cacko. Współczesne nastolatki biorą wszystkie prezenty jak leci i nie zastanawiają się, co z tego wynika?

Nagle coś mi się przypomniało i zmroziło mi krew w żyłach. Kobieta ze snu... Ta, która  rodziła swe dziecko, była bardzo podobna do starszej kobiety (przypomnijmy - wyglądającej na pięćdziesięciolatkę) w domu Nataniela! Wyraźnie przecież widziałam jak z czułością patrzy na swego męża.
I w tym przejawiało się jej podobieństwo?

Miała złote, bystre oczy...
Postanowiłam działać. Raz kozie śmierć, jak to mówią - musiałam przyjść nieco wcześniej do domu Nataniela i porozmawiać z tą kobietą. Jeśli wiedziałaby o jego związku z Kastielem, mogłabym dowiedzieć się, dlaczego się rozstali.
Spoko. Przychodzisz do domu chłopaka i wypytujesz jego matkę lub ciotkę o to, z kim był wcześniej i dlaczego się z tą osobą rozstał.
Swoją drogą, ta pani ma biegunkę słowną, więc nie będzie to takie trudne, jak mniemam.

Jeśli nie, mogłam ją wypytać chociaż o sen, lub po prostu pokazać pierścień.
I zapytać, czy przypadkiem synalek nie podebrał go z mamusinej szuflady bez pozwolenia?
Piskliwie “Bo wie pani, śniło mi się, że pani mąż kochał inną, taką rudą zdzirę...”

Stosownie ubrana, o godzinie czwartej znalazłam się pod domem blondyna. Zapukałam i zrobiłam krok do tyłu. Nie musiałam długo czekać, drzwi otwarła mi ta sama kobieta, co za pierwszym razem. Znów była ubrana w fartuch.
-Panienka Nataniela! - krzyknęła uradowana i wycałowała mnie w policzki - Co tutaj robisz, skarbie?
I znowu widzę gosposię, w dodatku imigrantkę. To chyba przez ten fartuch i “panienkowanie”.
Panienka ma na imię Nataniela, czy też niewiasta w fartuchu podkreśla jego prawo własności? (pamiętacie “Opowieść Podręcznej”?)

-Przyszłam do Nataniela,ale chyba jeszcze nie wrócił ze szkoły. - odrzekłam, starając się zrobić niewinną minę.
- Widzę, światła zgaszone, nikogo nie ma, więc weszłam na chwilę.

Kobieta wzięła się pod boki i westchnęła - Ten mały głupek... Cały czas tylko ta szkoła. W końcu ma dziewuchę a ta i tak musi na niego czekać bo się szkołą zajmuje.
Chyba faktycznie chodzi o coś w rodzaju prawa własności - to brzmi tak, jakby przyszła “dziewucha” (dobrze że nie “dziołcha”) do sprzątania.

Wejdź do środka, wypijemy sobie herbatę i pogadamy, bo cóż innego robić? Ta ślamazara  wróci pewnie pod wieczór. - machnęła ręką kobieta i zaprowadziła mnie w stronę kuchni.
Szłam uśmiechnięta i zadowolona. O to mi chodziło. Mam dobre dwie godziny, by dowiedzieć się czegoś więcej...
Uważaj, bo babcia zaraz cię zagoni do strugania pyrów*.
(*po niepoznańsku - obierania ziemniaków)
Nie, pyry same się oskrobią...

************************************************************

-Pani, wybaczy, lecz... Jak ma pani na imię? - zapytałam, gdy piłyśmy już herbatę i siedziałyśmy obok siebie.
Kobieta zmieszała się trochę i zaczerwieniła (zupełnie jak Nataniel) - Ah dziecinko, starość (pięćdziesiątka!!!) nie radość. Człowiek się nawet nie przedstawi... Jestem Anastazja. A ty, jeśli dobrze pamiętam Sensimila?
-Tak, dokładnie. Czy pani jest babcią Nataniela?
Kobieta zaśmiała się ciepło - oczywiście, złotko!
Pięćdziesięcioletnie babcie istnieją, owszem. Nawet trzydziestoletnie się zdarzają. Tutaj jednak obstawiam, że aŁtorka zapomniała, jak sama opisywała “babcię”.

To ja trzymam ten dom w garści i pomagam jego matce zachowywać tu porządek, chociaż mówię Ci - jak się tu nie obrządza parę dni, to się taki burdel robi, że... szkoda gadać.
Świniaki się z pola do sieni cisną, nikt kożucha przy piecu sam nie rozwiesi, gadziny nie nakarmi...
I wuchte glajdy zez podwórka do antrejki nataśtali!

A synowa sama nie da rady, więc to ja muszę codziennie, rozumiesz...
Ło laboga, laboga (tu załamała ręce i zaniosła się szlochem).

No wszystko robię, chyba że nam się kran zepsuje albo rury pójdą [w siną dal],  to wtedy dzwonię po pana Mietka.
Ooo, jest i polski hydraulik!

Taka złota rączka, lecz stary (ej, na zdjęciu wygląda całkiem młodo) a mnie podrywać chce jeszcze! Chyba sobie wyobraża, że ja na takiego byle hydraulika polecę i znów na kobiercu stanę.
Toż taki  hydraulik ino rury przepycha, a nawet jednej morgi nie ma, gdzie mu tam do takiej panny posażnej, choćby i z odzysku była.

Czas mijał nam przyjemnie i szybko, jednak nadal nie poruszyłyśmy tematu jej wnuka. Postanowiłam na razie nic nie mówić o śnie, jednak użyć sposobu, który działał na wszystkie babcie:
-Ma pani może zdjęcia Nataniela?
Złote oczy pani Anastazji rozbłysły.
Po czym wyciągnęła zdjęcie na nocniku, zdjęcie na plaży, zdjęcie pierwszej kąpieli... Wnusio z pluszowym zajączkiem, wnusio umazany szpinakiem, wnusio w przesiusianych spodenkach - uważajcie, drodzy rodzice, co dajecie babciom!


Gdy spytałam się kobiecie [ke?!] o zdjęcia jej wnuka, ta momentalnie wstała i bez słowa ruszyła w stronę innego pokoju. Po chwili wróciła z wielkim kartonem i odłożyła go na podłogę, na stary, mizernie tkany dywan, głośno sapiąc.
Willę kupili na najlepszym osiedlu, a babci dali tylko jakiś stary dywan, nuworysze paskudne.
Pewnie wcisnął im ten sam kramarz, który sprzedawał parchate dywany.

Wycierając sobie pot z twarzy, powiedziała do mnie
- To są nasze rodzinne albumy. Tak się cieszę, że w końcu mogę sobie je z kimś pooglądać. Wiesz, samemu smutno powraca się do wspomnień... Gdy jesteś sam na sam z jedyną pamiątką po młodości, widzisz siebie za dawnych lat, swoich przyjaciół, których już nie ma,  świat, który tak bardzo się zmienił - pęka Ci serce, bo dopiero wtedy na chwilę przystajesz w pędzie życia, zatrzymujesz się i widzisz przeszłość, którą raz na zawsze pozostawiłeś za sobą. Najsmutniejszy wniosek z oglądania fotografii jest jeden - to już nigdy nie powróci i nie wydarzy się drugi raz.
Zaleciało jakimś Kołelo albo inszym pseudofilozofem.


[Oglądają. Wśród mnóstwa zdjęć rodzinnych, jedno przedstawia Toma (syna pani Anastazji) z przyjacielem. Sensi zamyśla się nad nim tak głęboko, że aż zwraca to uwagę gospodyni]

Ten facet obok Toma, to Nathaniel. Jego najlepszy przyjaciel. Nathaniel przyjechał tutaj z Meksyku, wraz z rodziną, gdy był maleńkim dzieckiem. Zamieszkali w okolicy, więc z Tomem wspólnie dorastali przez lata. Długo nie widziałam w tym nic złego, jednak ...
Wtedy staruszka (na litość, ta nieszczęsna kobieta starzeje się z akapitu na akapit) popatrzyła na mnie z ogromnym bólem i przez jej twarz przeleciał  wyraz zastanowienia. Jednak westchnęła ciężko i kontynuowała:
-Jesteś już chyba na tyle dorosła, bym mogła Ci pewne rzeczy powiedzieć. Z resztą, chyba kochasz Natanielka. Jeśli chcesz z nim być, powinnaś poznać historię jego rodziny.
Dostałam gęsiej skórki. A więc zostanę zaraz wtajemniczona w sprawy, które ukrywa się przed światem...
Też bym dostała gęsiej skórki. BoChaterowie znają się dość krótko, stanowczo za krótko, by wtajemniczać smarkatą Sensimilę w najprywatniejsze sprawy rodzinne.
Eno, może to i lepiej, że mówi jej teraz, a nie na przykład po ślubie...

-Nathaniel i mój syn wspólnie się bawili, potem grandzili, lecz gdy przyszedł czas na wspólne podrywanie dziewczyn, oni wciąż spędzali czas tylko razem. Spytałam się wtedy,  czy to nie dziwne, lecz zbył mnie z zażenowaniem. Kiedyś jednak, nakryłam ich. Siedzieli razem na podłodze i całowali się namiętnie. Nawet nie tyle mnie to obeszło, co ich spojrzenie - wzrok prawdziwej miłości. Taki niewidzialny łącznik dwóch dusz.
Bo prawdziwa miłość jest przerażająca, ohydna i plugawa. Normalny człowiek się wiąże dla pieniędzy albo z powodu wpadki, ale żeby miłość? Fanaberia jakaś i zboczenie.


Od tego czasu Tom mnie unikał. A ja, rozmawiając z nim, od tego momentu zawsze prosiłam go, by znalazł sobie dziewczynę i nie marnował życia.
Prawdziwą klątwą nie była więc skłonność do tej samej płci. Prawdziwą klątwą był brak wsparcia i zrozumienia ze strony własnej matki, która lepiej wiedziała, co dla syna dobre.
Mogłabym ewentualnie zrozumieć, gdyby akcja opka rozgrywała się na Podlasiu...

Pewnego dnia przyszedł do domu kompletnie pijany. Miał dopiero dziewiętnaście lat, jako matka powinnam mu była przetrzepać za to skórę, jednak on wybełkotał, dlaczego tak zrobił - Nath odszedł. Nie chciał już więcej z nim żyć w grzechu, chciał mu dać szanse na normalne życie, póki jest jeszcze młody. Tę noc przepłakaliśmy oboje. Zrozumiałam, że to była jego prawdziwa miłość, jednak pogodził się z jej odejściem.
A potem pojawiają się w szkołach nauczycielki, które twierdzą, że homoseksualistów trzeba leczyć, bo inaczej są nieszczęśliwi. No czasami są. Trudno być szczęśliwym, gdy wszyscy dookoła wmawiają, że z tobą coś nie tak.

Postanowił znaleźć sobie żonę i mieć dziecko, jak inni. Poświęcić się, ruszyć z miejsca, spróbować kochać, mieć nowe życie, lecz z kimś innym, niż mówiły obietnice... Przeniósł się do innego liceum, tam poznał matkę Nataniela i zostali parą. Zawsze było mi jej żal. Nie wiedziała, kim na prawdę jest jej mąż. Nie opowiadał jej o swojej historii, ona nie pytała.
Pokrętna ta logika, prawda? Miłość była be, bo to “życie w grzechu”, natomiast oszukiwanie kobiety, traktowanie jej instrumentalnie oraz okłamywanie samego siebie jest cacy. Oczywiście, można by pomyśleć, że chłopak po prostu dojrzał i odkrył, że wcale nie jest gejem, ale...

Po trzech latach urodził się im syn, którego Tom nazwał Nataniel, na pamiątkę po swojej wielkiej miłości...
No właśnie.

Kobieta milczała. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jej zmarszczki. Zdałam sobie sprawę, ile musiała w życiu znieść wstydu, żalu i zawodu.
Obrzydliwe podejście - wstydzić się własnego dziecka z powodu cechy wrodzonej. I jakiego znowu “zawodu”? Czym ją zawiódł, do diaska? Tym, że urodził się nie taki, jak sobie życzyła?

[Sensi chce opowiedzieć pani Anastazji swój sen, ale...]

Kolejna część. Tym razem uwaga, sceny Sensi & Nataniel love.
*Sine zagląda kawałek dalej i krzywi się.* Obiecanki cacanki, a głupiemu radość.

Jej oczy napełniły się łzami. Chciałam spytać, co się dzieje, lecz w tej chwili usłyszałam otwierające się drzwi. To był Nataniel. Najwidoczniej wcześniej wrócił ze szkoły.
Wyczuł, że mu plotkary tyłek obrabiają.

Zaklęłam w duchu i podniosłam się z dywanu, pomagając jednocześnie wstać pani Anastazji. Ta szybko otarła łzy i zdobyła się na uśmiech, starając się wyglądać jak najnormalniej. Zanim jej wnuk wszedł do pokoju, zdążyła mi szepnąć, abym nie mówiła mu o tym, co usłyszałam.
Nadeszła chwila, której się bałam. Miałam spojrzeć mu prosto w oczy z uniesioną głową i wytrzymać jego nieświadome niczego spojrzenie.
Bardziej bym się martwiła, że chłopak zauważył brak teczki. Ale oczywiście, to jest opko, tu ludzie beztrosko wrzucają do kosza najintymniejszą korespondencję i nie orientują się, kiedy ktoś ją podkrada.

Lecz... Gdy go zobaczyłam, wszystko przyszło mi nadzwyczaj naturalnie i łatwo. Obraz, który stworzyłam sobie w głowie w trakcie czytania jego miłosnych listów z Kastielem, był zakłamany. Wyobrażałam go sobie od tego momentu jako wynaturzonego potwora, tymczasem to był nadal ten sam, spokojny blondyn o jasnych, złotych oczach.
Bo od miłości greckiej ludziom wyrastają rogi i kopyta, twarz się wykrzywia, skóra parszywieje i zadek porasta wilkołaczą sierścią.

W jednym momencie wydał mi się bardzo niewinny i... zrobiło mi się jego żal, jednocześnie urosła we mnie złość i wyrzuty sumienia, że osądziłam go tak łatwo.
I słusznie, wstydź się.

Blondyn musiał najwidoczniej zauważyć, że coś jest nie tak, bo podszedł do mnie z zaniepokojoną miną i objął moją twarz dłońmi. Przytuliłam się policzkiem do wnętrza jego ręki i zamykając oczy, westchnęłam lekko. Po chwili poczułam na swoich wargach ciepły, mokry pocałunek. (fuuuj, mokry, błeee) Otworzyłam oczy.

-Witaj, Sensi. Wróciłem wcześniej, jutro to dokończę. Tęskniłem za Tobą, w końcu mamy czas dla siebie (to brzmi, jakby nie widzieli się od miesiąca) - posłał mi gorący uśmiech i zwrócił się do pani Anastazji - Babciu, nie rób nam dzisiaj obiadu, dobrze?
Zdziwiona kobieta spytała o powód tej nagłej decyzji, lecz ten zmieszany i czerwony na twarzy odparł, że po prostu nie chce.
http://i.imgur.com/FDNaX.jpg
Czy “nie rób nam obiadu” to jakiś tajny szyfr oznaczający “dziś będziemy się chędożyć”?

Gdy weszliśmy do pokoju, Nat od razu podszedł do odtwarzana z muzyką i szybko wybrał utwór. Równo z momentem dotarcia do moich uszy melodii 'Always' Bona Jovi,  Nataniel dotknął dłońmi moich ramion. W tej sekundzie moje ciało przeszył dreszcz. Znów mój tenshi (nie no, nie można było po polsku napisać “anioł”, japońskie słówka są bardziej trV) stawał się demonem (a dlaczego nie “akuma”?).
Czego to się człowiek z opek nie dowie - na przykład tego, że istnieje jakiś facet o imieniu Bon i nazwisku Jovi, który bezczelnie kopiuje tytuły piosenek zespołu Bon Jovi.

Po raz kolejny poczułam to, co całkiem niedawno w moim domu. Dziwne uczucie, napełniające mnie całą i przeszywające umysł. Liczył się tylko on, Jego złote oczy, Jego silne ramiona, kosmyki włosów opadające na czoło, Jego szczupła, lecz dobrze wyrzeźbiona sylwetka, kościste biodra.
To uczucie to jest chuć
Każdy może chucie czuć.
Chuć tak człekiem operuje
Że prócz chuci nic nie czuje
Nawet gdy kościsty zad
Siniakami znaczy ślad.

Przygniótł mnie swym ciężarem, gdy oboje rzuciliśmy się na sofę. Zrobiło się parno i duszno (mówi się pOrno i duszno), brałam hausty powietrza, co on wykorzystywał, całując mnie po szyi.
Moja nie rozumieć. Skrzela miała i całował ją w momentach, kiedy się zamykały?
Szepcząc do niej: “moja rybko!”

Znów rozebrał mnie ze wstydu, wtulając się w moje białe, ciepłe ciało.
Ja tam się ze wstydu raczej zasłaniam, ale różne są reakcje, nieprawdaż.
Brakuje mi jeszcze “lepkie”. Poważnie.
Ciasto drożdżowe w fazie rośnięcia.
A mnie się wydaje, że to aluzja do Wojaczka:
Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam

Przez umysł przebiegły mi jedynie myśli - Dlaczego tak bardzo go pragnę? Dlaczego czuję się, jakbym zamieniała się kogoś, coś innego?
Dlaczego nie przejmuję się babcią, która chichocze na parterze, słuchając jak stukamy meblem w sufit?

Więcej nie pamiętam, w zamroczeniu pięłam się na Pīku (na CO??? na Pikaczu), przy wszechogarniającej mnie fali rozkoszy.
Pik. Tak jak Pik Komunizma. A to oczywiście dzięki pice i picie i nawet bez czekana.

Złote oczy nade mną, Złote i iskrzące się...
Hipnotyzer jeden, złotooka jego mać.


Gdy doszłam do siebie, pozbierałam swoje rzeczy i ubrałam się szybko.
Zaraz - taka wielka miłość, uniesienie, ekstaza, a gdy po wszystkim, panna szybko się ubiera i wyskakuje przez okno?

Było mi trochę głupio, gdyż nie rozumiałam do końca swoich własnych intencji. Coś dziwnego działo się między mną, a Natanielem, co wykraczało poza schematy dotychczas mi znane.
Zabrakło kawy i ciastka, boCahterka poczuła się zagubiona.
Obiadu też nie było.

Blondyn leżał nakryty kocem, oddychając lekko i miarowo. Spał. To oznaczało, że mogę w końcu wypełnić swój pierwotny plan i zejść na dół do babci Anastazji.
*facepalm*
To brzmi tak, jakby celowo go wychędożyła i doprowadziła na skraj wyczerpania, byle tylko zasnął i nie przeszkadzał w zdobywaniu informacji.

Najciszej, jak umiałam zeszłam po schodach na dół, trzymając się poręczy. Czułam się trochę jak złodziej grasujący w mieszkaniu śpiących ofiar. Gdy zeszłam na dół, od razu skierowałam się do salonu. Pani Anastazja siedziała cichutko na fotelu twarzą odwróconą do okna. Podeszłam do niej bliżej, okazało się, że spała. Gdy ją obudziłam, po raz kolejny w tym dniu dostrzegłam łzy w jej oczach, których nawet ona sama nie była świadoma. Nie pamiętała, co jej się śniło.
Nie śpij, stara kobieto. Panienka chce wiedzieć wszystko teraz - zaraz i ani twoje zdrowie, ani uczucia nie są tu ważne.

-Pani Anastazjo... Przepraszam, że się tak wypytuję, ale chciałabym zrozumieć...
Przerwała mi uniesieniem ręki.
-Wiem, co ci się śniło. Ten sen nawiedza nas, wybrane, od wielu, wielu lat...
Nas? Wybrane?

Popatrzyłam na nią nic nierozumiejącym i pytającym wzrokiem, nie byłam w stanie nawet sformułować pytania, tak bardzo zdawało mi się dziwne to, co usłyszałam.
Spoko. Ja też nie wiem, jak skomentować ten fragment.

-Muszę opowiedzieć Ci wszystko od początku, teraz muszę, zwłaszcza że to ty masz dzielić los kobiet w naszej rodzinie. Postaraj się w to uwierzyć, z czasem wszystko zrozumiesz, zobaczysz. Równo dziesięć pokoleń wstecz, daleki przodek Nataniela zakochał się w pewnej kobiecie.
Dziesięć pokoleń, czyli jakieś 250 lat temu. OK.
I to zakochanie było takim ewenementem, że przekazywali sobie legendę z pokolenia na pokolenie.

[Tu dłuższa opowieść o tym, że w czasach, gdy żył przodek Nataniela, leczeniem zajmowały się czarownice. Ok, przyjmujemy do wiadomości]

- Dobrze. Więc widzisz... Pewien mężczyzna, o którym już wspomniałam, miał na imię Adam. Był znany we wiosce ze swej pracowitości. Jednak nikt nie wiedział, że kiedyś był zwykłym żebrakiem. Jako dziecko ciężko zachorował i jego rodzice nie mogli sobie pozwolić na utrzymywanie kolejnego małego darmozjada, który wtenczas miał pochłaniać jeszcze więcej wydatków. Obeszli się z nim okrutnie, gdy w miarę dorósł i usamodzielnił się, w wieku dwunastu lat wygnali go z domu.
BezsĘsu. Najpierw go żywili przez dwanaście lat, a wygnali, kiedy już zaczął się nadawać do roboty?

Choroba zaatakowała mu nogi. Chodził więc, wspierając się grubymi patykami i siedząc przy piaszczystych drogach, żebrał.
Przy błotnistych żebrał stojąc, przy żwirowych się kładł.
Amator. Co użebrze przy takiej wiejskiej drodze, którą ktoś przejdzie może raz na godzinę? A jak już przejdzie, to w drodze na pole, gdzie gotówki ze sobą nie nosi... Żebrać to się idzie pod kościół, na jarmark albo do miasta!

Tak spotkała go młoda, piękna kobieta o długich, krwisto-czerwonych włosach. Podniosła go z ziemi i zaniosła do domu,
Dwunastolatka? Widać niewyrośnięty był.
Zagłodzony, to lekki. Wszy pewnie więcej na nim ważyły niż on sam.

gdzie się nim zajęła. Wtedy chłopiec widział rzeczy, których powinien był nie widzieć [cycki?], jego samarytaninka (Samarytaninka - samarytanka ze słoninką.) była wiedźmą. Lecz dzięki właśnie tej brudnej magii wyleczyła chłopca.
Brudna magia, czyli wprowadzenie do czarnej magii.

O cenie tej miłosierności (coś jak miłosierdzie, ale nie do końca?) Adam dowiedział się dużo później... Kobieta się w nim zakochała. Była jednak mroczną istotą i nie mogła prowadzić z nim normalnego życia społecznego jako wyklęta.
*Normalne życie społeczne*? Co to miałoby być?
No wiesz, chodzenie do kościoła i na jarmark.

Z resztą, był jeszcze młodym chłopcem. Pozwoliła mu, gdy skończył szesnaście lat, udać się do wioski, by tam podjąć prace drwala.
Znowu bezsĘsu - pozwoliła mu odejść, kiedy osiągnął wiek odpowiedni do bzykania.
Gdyby choć na czeladnika do cieśli...
Może powiedział, że idzie się nauczyć rąbać, a ona źle zrozumiała?

Zastrzegła mu jednak, że kiedyś do niego wróci, i będzie on musiał jej przyrzec, że swojego pierworodnego syna spłodzi właśnie z nią.
Bo córek mógł mieć krocie. Tylko syn miał się liczyć. No nie wiem, jak w połowie XVIII wieku mógł to przewidzieć.
Nie mógł, ergo: w ten sposób zaklepała sobie, że z nikim oprócz niej seksić się nie będzie!

Pewnego dnia, wiedźma poczuła że Adam złamał kontrakt. Udała się na koniu do wioski, a tam zastała go ze swą małżonką, która rodziła mu syna...
Ciekawe, że poczuła to dopiero przy porodzie, a samo płodzenie jakoś jej umknęło.
Może uciekł od niej tak daleko, że dziewięć miesięcy go szukała?

Czarownica się wściekła, podeszła do niewinnego dziecka i rzuciła na nie klątwę. Oznaczała ona w praktyce, że każdy pierworodny syn, potomek Adama, będzie miał problem ze spłodzeniem syna.
Znaczy, będzie płodzić same córki?
Tak wygladała Klątwa Chromosomu Y.
A jego potomkiem był Ignacy Borejko...

Czyli... jego serce będzie uciekało w stronę mężczyzn.
Co w gruncie rzeczy nie przeszkadza w płodzeniu, byle tylko znaleźć chętną kandydatkę na matkę.
Tylko w serce, Miłości, proszę nie uderzaj
Ale na każdy inszy członek śmiele zmierzaj!
(Jan Kochanowski)

Sama nie mogłam w to uwierzyć, lecz każda żyjąca jeszcze w moich czasach kobieta egzystująca z potomkiem noszącym piętno, mówiła mi to samo.
Egzystująca (adekwatne określenie, tak swoją drogą) z potomkiem oznacza w tym przypadku matkę czy żonę? Bo mam wizję legendarnego praojca wszystkich gejów...
“Każda”, znaczy sporo ich było... Czyli mimo klątwy panowie rozmnażali się całkiem sprawnie!

I ja także to przeżyłam. I mój Tom, także był gejem. A jego synem jest przecież Nataniel...
Z czego widać, że do dupy taka klątwa.
No i mamy wyjaśnienie: Nataniel pochodzi z plemienia Kronara Barbarzyńcy!
A wiedźma dotknięta była Klątwą Nieskutecznych Czarów...

Opko ma jeszcze jeden rozdział, w którym pojawia się nowy wątek i nowe postaci - a ponieważ nie ma to nic wspólnego z tym, co było do tej pory, darowaliśmy sobie. Co dalej z klątwą - nie wiadomo, choć patrząc na dzieje rodu Nataniela, pasowałoby, żeby spłodził teraz z Sensimilą synka (który oczywiście będzie gejem, jak tatuś).

Z chaty wioskowej czarownicy pozdrawiają: Kura pachnąca miętą, Sine z końską głową w paczce i  Jasza z widelcem w lewej ręce.
A Maskotek siedzi pod drzewem i wspomina swego najlepszego przyjaciela, Lando Carlissiana.



21 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kwiii!!! Mizerny dywan od parchatego sprzedawcy! :D

Gaya Ru

Dzidka pisze...

Jakie to durne, jezu.
Tak was zmęczyło, że nie wyłapaliście pięknego miazmaciku:

"Udała się na koniu do wioski, a tam zastała go ze SWĄ małżonką, która rodziła mu syna..."


Lawinia pisze...

Gejowska klątwa mnie ómarła, czegoś tak dziwnego dawno nie czytałam. Bardzo zacna analiza

Anonimowy pisze...

Ta klątwa to chyba tak naprawdę brzmiała:będziesz w stronę męża(jakiegoś) zwracał swoje pożądanie, a po dojściu do X lat będziesz synów w znoju płodził(bo bez nijakiej przyjemności)... Opko życiowe jest,zwłaszcza w Polsce, zważywszy na ilość (oczywiście przybliżoną)gejów żyjących z kobietami i płodzących im synów(oraz córki). Oczywiście pominąwszy całą resztę idiotyzmów w nim zawartych...

Anonimowy pisze...

Żebyście się nie czuli niedokomciani... No nie, nie skomentuję, to tak głupie, że brak mi słów :-)

Melomanka

rinoasin pisze...

Homo-klątwa, tego jeszcze nie grali! Chyba już wiem skąd to imię głównej bohaterki - na trzeźwo takiej głupoty nie da się wymyślić!

Chomi. pisze...

Podniosłam się na łokciu by na niego popatrzeć.
Nie łatwiej było podnieść ten łokieć?

Unknown pisze...

Dla odmiany mnie się analiza bardzo podobała, głównie dlatego, że zabrakło zapierających dech w piersi i utrudniających czytanie ortów. No i oczywiście komentarze załogi, z których co jeden, to lepszy, choć wierszyk o seksie wśród młodzieży mnie oczarował. W ogóle w trakcie czytania chachałam co chwila, a to mi się dawno nie zdarzyło. Brawo, Armado!

Babatunde Wolaka pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Babatunde Wolaka pisze...

"Nie wiedziałam nawet, o czym z nim rozmawiać.
O dylematach moralnych w twórczości Dostojewskiego? O tym, że widziałaś fajne spodnie, ale cię na nie nie stać? O tym, że trzeba odmalować sufit? O życiu?
O rzyci."
Ja, kiedy nie wiem, o czym rozmawiać, zaczynam nawijać o podziale administracyjnym Pakistanu. Też skutkuje.

"“Pomieszać”, to bardzo zgrabny eufemizm."
I wywołuje pytanie, CZYM mianowicie się mieszało.

"No wiesz, musi jakoś zaznaczyć, że “mój ci on jest”, a że nałęczki wyszły z mody..."
Biorąc pod uwagę, że mogłaby stosować kocie metody zaznaczania, to siadanie na kolanach jeszcze nie jest aż takie ostentacyjne.

"Wyobrażacie sobie tę panią w fartuchu?"
Prof. Staniszkis to mistrzyni kamuflażu. W Chinach uchodziła za Chinkę, a jej mąż podawał się za Ujgura, więc czemu nie miałaby nosić i fartucha?

"Ta kobieta mnie przeraża. Gdyby pierwszy raz na oczy widziana osoba swatała mnie z miejsca ze swym, eee... synem? siostrzeńcem? - zwiałabym z wrzaskiem jak najdalej!"
Hm, mnie się dawno temu zdarzyło, że starsza pani w kolejce u dentysty próbowała mnie wyswatać ze swą wnuczką, więc tego typu postawa jest spotykana w przyrodzie...

"W obu rękach trzymał talerze z wysokimi górkami ziemniaków. Gdy położył je na stół, wrócił jeszcze do kuchni po kapustę, buraki i mięso."
Wyobrażam to sobie w ten sposób, że kapuchę, buraki i mięso przyniósł zwyczajnie w ręcach i dopiero na miejscu porozkładał na talerze.

"Czerwona Różo.... Twoje włosy o poranku pachniały miętą"
No cóż, po prostu czuł do niego miętę, i tyla.

"Ech, żeby tak nasi szefowie przyjmowali tego typu wykręty..."
Niektórzy spóźnieni pracownicy w USA używali takich wymówek, jak: "Ktoś ukradł moje żonkile" lub "Bezmyślnie poszedłem do swojej poprzedniej pracy". Czymże jest wobec tego "dziwaczny sen"...

"Dżizas, co to jest, blog prawicowego publicysty?"
Biorąc pod uwagę obecność teorii, że homoseksualizm wywołują czarownice - całkiem możliwe.

"I wuchte glajdy zez podwórka do antrejki nataśtali!"
<3

"One does not simply tell your grandmother you're not hungry"
Świnto prowda.

Anonimowy pisze...

Umarłam na zakwik, dawno nie było tak cudnej analizy, aż szkoda że koniec tematu! :D

Caltha

Anonimowy pisze...

"Teraz uwaga: Sensimila zmieniła szkołę, przypuszczalnie doszła do nowej klasy na początku roku szkolnego. Zaczynają dwutygodniową przerwę. W polskiej szkole oznaczałoby to, że minęło pół roku, w amerykańskiej - różnie, ale co najmniej 6 tygodni."
A francuskiej? Bo to chyba francuska gra jest!

Eless pisze...

OMGOMGOMGOMGOM!

Miszcz! Totalny miszcz!

Przyznaję się, gram w Słodki Flirt. Ale nigdy nie czytałam żadnych opek i teraz żałuję. To opowiadanie było genialnie durne. Gej-klątwa... MISZCZ!!!

Zanalizujcie jakieś jeszcze opko o SF! Byłabym wdzięczna!

Anonimowy pisze...

No takiego zakończenia to ja się nie spodziewałam.

Ashera

zen_OFF pisze...

Gdy doszedłem do klątwy, która jest żywym dowodem na to, że homoseksualizm jest dziedziczny, udało mi się tylko zakrzyknąć "noż kurwa mać, kto to wymyślił?"... Taaak, to opko było tak niesamowicie, przepiękne beznadziejne, imiona tak bardzo, niewyobrażalnie z dupy wzięte, zachowanie postaci tak niewymownie, przerażająco sztuczne, że jedyne, co można powiedzieć, to: "Koniec. Nareszcie". Aczkolwiek analiza bardzo zacna :)

Bibliopatka pisze...

Przez tę gejklątwę opko wygląda mi na jakieś zakamuflowane działania okołopolityczne ;) Zastanawiam się tylko, czy w zamierzeniu aŁtorki jej bohaterka miała ukochanego "uleczyć" z klątwy? Czy może, jak Zii z "Ménage à 3", usiadłaby przed oboma panami z popcornem w dłoni i z uciechą patrzyła na efekty klątwy w praktyce? A może trójkącik?

W każdym razie ubawiłam się świetnie, dziękuję. Brakowało mi jednak pustej Tej Złej Różowej Upadłej Barbie z Silikonowym Cycem, Kastiel siłą rzeczy nie kwalifikował się do roli.
Na marginesie: wdzięczna jestem aŁtorce, że oszczędziła nam schematycznych yaoicowych scenek i bohaterka nie natrafiła w listach na opisy, jak to "seme swojemu uke wpychał do dziurki dzidę miłości". Ludzka aŁtorka.

Ome

Anonimowy pisze...

Muszę powiedzieć, że to opko było trochę oddalone od kanonu (ale tylo trochę), przez co powiało świeżością na NAKWie. Analiza przekwikaśna, a wiersze mnie ómarły!
sowa

Borówka pisze...

Miałam nadzieję, że zawiniątko zawiera jakiegoś rodzaju ładunek wybuchowy :P

Anonimowy pisze...

"Orzeł wylądował. - dodał radośnie i zatknął flagę narodową Stanów Zjednoczonych w... no, gdzieś tam ją zatknął."

"Putting your dick in a girl isn't like planting a flag on a mountain!"

Brawo, Sine :D W ogóle analiza ładna, chociaż jak się dochodzi do akcentów typu seks za ciastko (i pokazanie siedziby banku), dziedziczny homoseksualizm i pięćdziesięcioletnia staruszka, to się trochę robi śmiech przez łzy.

Hasło: pearsac. Chyba raczej prozac?

Anonimowy pisze...

Analiza na siódemkę. Wasze komentarze były boskie, tak jak i samo opko. Przede wszystkim, jak ktoś już powiedział, powiało świeżością. Bo ile w końcu można śmiać się z jednakowych opek, różniących się tylko kolorem włosów i oczu merysujek/garychstu.

Nagualini pisze...

O, maj. Od chwili, gdy przeczytałam nagłówek listu - "Czerwona Różo..." - nie mogę przestać nucić "Epitafium dla Róży Luxemburg" (http://www.youtube.com/watch?v=Hs6FX8sqAkg). To z pewnością jest opko polityczne.