czwartek, 29 października 2015

300. Trza być w zbroi na weselu, czyli bunt rycerzy pańszczyźnianych (Wojna rodzin 2/3)

Drodzy Czytelnicy!
Kontynuujemy opowieść o przygodach szczura, węża i innych wesołych zwierzątek z zielonego lasu. W tym odcinku najpierw będzie krwawo, potem wesoło, a potem znowu krwawo. A dla wszystkich mamy dobrą radę: jeśli kiedykolwiek zostaniecie zaproszeni na wesele w królewskiej rodzinie, nie zapomnijcie zabrać własnej flachy i zagrychy!
Indżojcie!


Analizują: Sineira, Kura i Jasza.

http://pisarzarturmo.blogspot.com/2014/04/wojna-rodzin-rozdzia-v.html



Następnego poranka przyjaciele wstali i zbierając ludzi wyruszyli do wschodniego dworu szczura.
Nie była to byle szczurza nora, rojąca się od robaków i cuchnąca błotem, ani tez sucha, naga, piaszczysta nora bez stołka, na którym by można usiąść, i bez dobrze zaopatrzonej spiżarni; była to nora głowy rodu szczura, a to znaczy: nora z wygodami.
Nora tyłka rodu szczura była znacznie mniej imponująca, choć jednocześnie obszerniejsza.


W całym orszaku było dwustu rycerzy Ocariana, mieli białe zbroje z pomarańczowym szczurami.
To jakieś podrabiańce, według opisu na początku opka herbem rodu był czarny szczur na pomarańczowym tle.
(białe zbroje? W sensie, że pomalowane, emaliowane, czy jak?)
(Witam w kąciku historycznym dla zainteresowanych. Otóż mniej więcej do XV wieku używało się zbroi krytych, których płyty pokryte były skórą lub grubym materiałem, np. aksamitem. Stopniowo zbroja kryta została wyparta przez zbroję białą. Zbroja biała to taka zbroja, która ma odkryte wszystkie blachy - w sensie że nie są pokryte materiałem czy skórą. Na taką zbroję można było założyć tunikę herbową. Który typ zbroi Pisak ma na myśli - nie wiem.)


Oraz piętnastu ubranych na zielono, wojowników węża. Ocarian zawszę poruszał się z dużą obstawą, ale i tak najbezpieczniej  czuł się z Nazirem.  Oby dwaj [oby im się nie znudziło]  jechali jedną karetą, a blondyn cały czas rozmawiał z przyjacielem.
Nie miał wyboru.
Miał, mógł prowadzić dialog wewnętrzny.


- Nazir wiesz…
- Ale co, wiem dużo rzeczy
Ale nie wiem, że na końcu zdania stawia się kropkę.


-W dworze jest Aria…
- A to źle? –
To wręcz strasznie!


Aria była wyjątkowo piękną i inteligentną dziewczyną. Miała włosy zaplecione w warkocz sięgający jej do pasa.
Urodziła się z warkoczem. Nikt nie był w stanie go rozplątać.
Bo tak naprawdę to była pępowina, tylko akuszerka tak się napruła, że nic już nie odróżniała.


Ich kolor był śnieżnobiały, a oczy były skąpane we krwi.
Znaczy, wyglądała jakoś tak?
http://i105.photobucket.com/albums/m226/babyblackroseisme/babyblackrose%20new%20tags/BloodTears.jpg


Była albinoską ale również była przyszłą żoną Ocariana.
A to zwykle jedno wyklucza drugie?


- Przecież  mój ojciec mi ją wybrał…
- Może jeszcze się nie zorientowałeś, ale twój ojciec nie żyje od dwóch lat.
- Ha ha… wiem. (Ha, ha, ale śmieszne.) Chodzi o to że chce spełnić wolę ojca, ale…
Czuł się jak Kmicic, któremu przodek w spadku zapisał Billewiczównę.


- Kochasz ją?
- Nie wiem… - troszkę się zasmucił.
- Zjedz czekoladkę.


- Zabić ją?
- Nie! – poderwał się z miejsca. – Nie możesz!
Zielonowłosy się uśmiechnął i pogłaskał przyjaciela po głowie.
- Mogę, mogę...
- Czyli masz kogoś innego, nieładnie. – zaśmiał się.
- Nie mam… - powiedział smutno.
- Uśmiechnij się, będzie dobrze. Masz piękną żonę i walecznego przyjaciela.
Aaaa, to faktycznie JEST pewien problem, skoro Ocarian już ma żonę, a Aria ma być jego przyszłą.
I dlatego jest trochę smutnawy.
A skąd wiecie, że w tym królestwie nie wolno mieć kilku żon?


- Tak myślisz?
- Jak najbardziej. – uśmiechnął się wesoło.
- Dzięki…
Po południu następnego dnia dojechali do celu. Ocarian oprowadził Nazira i jego ludzi po budynku, gdyż jeszcze tam nigdy nie byli, nawet Nazir który często jeździ do Ocariana.
Podczas wizyt nocował w stogach siana, posiłki zaś jadł na świeżym powietrzu, bo tak było przyjemniej. Poza tym przypomnijmy, że “ta dwójka wychowywała się razem”.

Gdy skończyli zwiedzanie, poszli razem do jadalni na ucztę.
A przewodnik wrócił pod bramę, bo tak już na niego czekała kolejna grupa zwiedzających.
W zamku była jadalnia, przerobiona ze stołówki.


Gdy tylko weszli do środka, na szyje blondyna rzuciła się albinoska.
Jakim cudem ominęli ją podczas zwiedzania?
Stała w alkowie jako kariatyda przy łożu.


- W końcu przyjechałaś! Tęskniłam!
I wydało się - Ocarian to dziewczyna!


- Aria proszę… mam gościa…
Wobec braku przecinka rozumiem, że Ocarian zażyczył sobie odśpiewania arii na cześć gościa.


Dziewczyna spojrzała na stojącego obok Nazira, który uklękł (ukląkł lub uklęknął!) i pocałował ją w rękę mówiąc.
- Jestem Nazir, dziedzic tronu węża.
- Co chce wąż od mojego szczurka? – dziewczyna powiedziała z wrogością.
Opasssać go uuścissskami.


- Aria proszę. Nazir jest moim przyjacielem z samego dzieciństwa.
… o czym nie wiesz, bo w tej krainie nikt nic nie wie, niczym się nie interesuje, o niczym nie rozmawia i nie słucha żadnych plotek.


- Niech ci będzie! – dziewczyna odeszła od mężczyzn, którzy ruszyli do stołu. Od razu zaczęli delektować się ucztą, delikatne gęsi i świeża wieprzowina.
Eeee… a narzeczona gospodarza nie uczestniczy w uczcie, bo…?
Odchudza się. Przecież wiadomo, że baby to się tylko ciągle odchudzają.
Brak deklinacji stwarza wrażenie, że Ocarian był gęsiami, a Nazir świeżym wieprzem.


Do tego wszystkiego najlepsze wino, wyrabiane przez daleką rodzinę gryfów.
Tacy tam szwagrowie kuzynki.


Nagle Nazir wstał i bijąc w kieliszek uspokoił ogromną sale.
Sala posłusznie ucichła, za to przedsionek nadal podśpiewywał radośnie.

- Wypijmy zdrowie naszego gospodarza! Niech żyje Ocarian!
- Niech żyje! – krzyczeli rycerze podnosząc kielichy z winem. – Niech żyje!
Uczta trwała do wieczoru,[wieczora] Nazir jako jedyny wypił tylko jeden kieliszek wina, sam Ocarian wypił butelkę, przez co już nie zachowywał się normalnie.
Gdy szczur zaczął tańczyć nago na stole, wąż się zreflektował, że za dużo tego dobrego.


Zielonowłosy miał zabrać chłopaka do pokoju, ale chwyciła go Aria.
- Nie pozwolę ci ruszać mojego szczurka.
Ani mojej myszki.


- Zostawiam go w twoich rękach, proszę, zajmij się nim. – uśmiechnął się do niej serdecznie.
Gdy blondyn został wyniesiony przez swoją narzeczoną do swojej komnaty, zielonowłosy [zagwizdał z podziwu, że babka ma taką krzepę] wyszedł z dworu. Stanął przed drzwiami i popatrzył w stronę lasu, z którego podbiegła do niego postać w skurzanej , czerwono-zielonej skurzanej zbroi.
Konsekwentny jest, skur…
W biegu cały czas ścierał ze zbroi kurz.


- Wszystko gotowe?
- Czas zacząć spektakl, wszyscy są pijani mój przyjacielu…
No to jedno z dwojga: albo łykną każdą szmirę, albo nie docenią artyzmu.
Ekskjuze mła, jakie ma znaczenie, że wszyscy są pijani tu, w dworze szczura, skoro…


...przenosimy się na dwór wilków:
Delia wyszła na balkon, rozglądając się i wylewając łzy smutku.
Kwiaty balkonowe jeden po drugim zdychały od nadmiaru soli.


„Nie przyjdzie” powtarzała w myślach „A miał przyjść”.
Nagle z krzaków w ogrodzie wyszła czarna postać. Pomachała do Deli, która uradowana wytarła łzy. Postać wspięła się po drabinie i gdy dotarła na górę uśmiechnęła się do dziewczyny.
Czarna postać z drabiną? Aaa, to ten kominiarz z pierwszej części.


- Przyszedłeś. – rzuciła się na Nazira z płaczem.
- Miałem być więc jestem. – mówił bez uczuć.
Weszli do środka, dziewczyna zdjęła ubrania zostawiając na sobie tylko jedwabną koszule. Przyjrzała się zielonowłosemu, który miał na sobie skurzaną zbroje.
Dobra, dobra, już wiemy, że ród węża przykładał wielką wagę do utrzymywania zbroi w czystości.


- Mój luby, po co to? Odrzuć to i połącz się ze mną.
Bądźmy jak potwór dwugłowy, jak jedność złączona z dwóch ciał.
Niestety, Nazir miał Delię na liście blokowanych połączeń.


– przytuliła się do niego. – Co się stało, czemu nie odpowiadasz?
Delia odsunęła się z przerażeniem w oczach. Drewnianą podłogę zalała krew. Nazir wbił jej swój rodowy nóż w brzuch.
Tej podłodze?!?


- D…dlaczego? – osunęła się na ziemie, jej wzrok zastygł na (jej) balkonie, z którego wychodzili (nie jej) wojownicy węża.
Nieno, obrazek cokolwiek deliryczny - ten balkon pokryty zastygniętym wzrokiem jak galaretką, ci wynurzający się zeń wojownicy…


Z jej jeszcze żywych oczu poleciały (jej) słone łzy żalu i smutku, a jej ostatnimi słowami które wymówiła przed (jej) śmiercią były.
- Ojej, jej, jej!


- Co ja zrobiłam…
- Skarpetę na drutach?


Pięćdziesięciu mężczyzn powoli przemieszczało się po korytarzu dworu wilka. Otwierano drzwi do których wchodziło kilku ludzi.
Do drzwi wchodzili, uprzednio zmniejszywszy się do rozmiarów kornika. Wciskali się między ramę a płycinę.


I nie budząc nikogo, po cichu wbijali miecze w śpiące ciała ludzi.
… którzy tymczasem odbywali wędrówki astralne.
Był to najcichszy zamach stanu.
Eeee tam, elfi łucznik zrobiłby to bardziej finezyjnie.


Nagle jakiś giermek narobił rabanu, krzycząc i wrzeszcząc że atakują. Aron nie mógł zabić dwunastolatka, więc uderzył go rękojeścią w czoło, ogłuszając go.
Zapamiętajmy tę scenkę.


- Zabić! Spalić! – nawoływał Nazir.
Najpierw rabować, potem palić! Ech, za grosz zmysłu praktycznego.


Niestety dla wilków, połowa jej (jakiej “jej”?) rodziny już nie żyła zabita we śnie. Na korytarzu rozpoczęła się krwawa rzeź.
A wcześniej zabijali bezkrwawo?
Zabijają ich powoli, zabijają mimochodem...


Węże walczyli (jak węże, to walczyły) bez honoru, zabijali wbijając miecze w plecy, walczyło po kilku na jednego wilka. Żaden z obrońców nie mógł zwołać rycerzy spod dworu(?), gdyż wejście było zablokowane przez kilku wojowników.
A takiego wynalazku jak okna jeszcze w tym królestwie nie znali.
Natomiast rycerze byli pacyfistami, brzydzącymi się zabijaniem wojowników stojących przy drzwiach.


Ginęli wszyscy na dworze (i w domu), rycerze, dzieci i służący. Każdy kto był przeciwko Nazirowi, stawał przed boskim sądem.
A o kobietach zapomnieli, co za chamy.
Kobiety oszczędzili jako łupy wojenne.


Nagle do walki z zielonowłosym stanął rycerz Delii, Efar.
- Ty zdradziecki gadzie!
- Oj, schlebiasz mi.
- Zdechniesz śmieciu! Nie dam ci ruszyć mojej pani!
Młody wąż zaczął się śmiać.
- Twoja pani nie żyje! Ona nas tu wpuściła!
Brzmi to trochę tak, jakby wpuściła ich jako ożywieniec czy inne zombie.


- Kłamiesz! – rycerz rzucił się do walki. – Kłamiesz!
- Zabiłem ją. – powiedział z uśmiechem.
Nazir wybił miecz rozżalonemu rycerzowi, który padł na ziemie.
To było rozbrojenie w powalającym stylu.
Upadł miecz, czy Efar?
Najpierw Efar upadł, a potem wybito mu zę… tfu, miecz.


- Powiedz że kłamałeś.
- Zabiłem ją. – zielonowłosy przebił Efara mieczem, wbijając go w usta. Jego ostatni jęk brzmiał jak „zawiodłem”.
Ale równie dobrze mógł powiedzieć “Mongolia”. Z mieczem w ustach kiepsko się artykułuje.


Wtedy jeden z wojowników węża krzyknął.
- Wanarz ucieka!
- Aran i dziesięciu naszych, za nami! Reszta ma spalić ten dwór!
W czterdziestu go mają podpalać? Nie za mało ich tam aby?


Rozdział VI
„Polowanie ”
Zaczynamy rozumieć jak rozległe są krainy tego państwa.
Airen wybrał się ze swoją świtą i młodszą siostrą Katarzyną.
A ponieważ zdaniu urwało od dopełnienia, nie dowiemy się ani gdzie, ani po co.


Była ona niższa od wszystkich innych dziewczyn swojego wieku.
Nie wiemy jednak, który to był wiek, bo Pisak nie podał żadnych dat.
Moim zdaniem raczej chodzi o to, że w królestwie raz do roku zarządzano komisyjne mierzenie obywateli - i stąd wiadomo, że Katarzyna była niższa od WSZYSTKICH swoich rówieśnic.


Ma szesnaście lat i miała krwiste włosy do ramion.
Miała, ale już nie ma, bo na urodziny zrobiła sobie irokeza.
Od tej pory miała krwiste włosy do żyrandola.


A pod nimi, schowane złote oczy.
W szkatułce. Którą nosiła na ramionach.
Pod ramionami, czyli pod pachami.
Podsumowując: była to panna naprawdę wstrząsającej urody.


Nastał wieczór, więc rozdzielili się na dwu osobowe grupy.
Dwuosobową grupę zazwyczaj nazywamy parą.
Może Pisak nie chciał budzić skojarzeń.


Airen wraz z siostrą ruszyli na północ, w stronę ziemi wilka.
Rodzeństwo przyklękło w krzakach naciągając cięciwę łuków.
*Sine wytęża resztki pamięci* Jak dwa łuki mają wspólną cięciwę, to albo jest to średnica okręgu, albo te łuki leżą na przecinających się okręgach, no nie?


Szelest liści roślin naprzeciwko wywołało strzał z łuku Katarzyny.
To nie łuk był, jeno samopał jakowyś!


W tym samym czasie Airen krzyknął
- Nie!
- Daj spokój, ze zwierzyną trzeba szybko…
… zanim się ją zobaczy, bo kiedy spoglądasz na zwierzynę, ona również patrzy na ciebie.


- To nie zwierzę… - przerwał jej
Z krzaków upadł chłopiec, wyglądał na dwanaście lat.
E, jak z krzaków, to się bardzo nie potłukł, z drzewa byłoby gorzej.


Okazuje się, że to jest właśnie ten dwunastoletni giermek (imieniem Harp), którego Aron ogłuszył rękojeścią podczas ataku na dwór Delii. Jakim cudem znalazł się w krzakach dość daleko od dworu, to bór jeden zapewne wie. Teleportował się, czy co?
Państewka były tak małe, że granice wyznaczał żywopłot i kępa chaszczy. Za leszczyną w lewo wilki, na prawo gryfy.

Rodzeństwo zabrało chłopca do budynku myśliwych [to się nazywa domek myśliwski, ewentualnie, jeśli większy - to dworek albo po prostu - leśniczówka], gdzie wyjęli strzałę i opatrzyli go. Miał on brązowe włosy i zielone oczy.
A ta wiedza w tym akurat momencie jest nam tak niezbędnie potrzebna…


- Co cię tak poraniło? – zapytała oschle dziewczyna.
- Jakiś dureń strzelał do mnie z łuku.


- Nasz dwór został zaatakowany.
- Przez kogo?! Rabusie!? – uniósł się Airen.
- Gorzej, węże…
Serpentofobia czy ki diabeł? Ja bym wolała węże od rabusiów, serio!
Węże przynajmniej nie są łucznikami. Źle im idzie naciąganie cięciw.
Ale mogą się wygiąć w łuk.


Mężczyzna złapał się za głowę. Spojrzał ze zdziwieniem na siostrę.
- Skąd węże tam? Przecież tam jest granica ze szczurem.
Psipełźły!
Oto naturalna granica między wężem a szczurem:
http://img.izismile.com/img/img3/20100929/640/the_snake_and_640_04.jpg


- A kto jest przyjacielem Ocariana?
- Ten Nazir… - zdenerwował się. – Przecież on chciał być z Delią!
- Może to był przekręt…
Tak zwany “przekręt na posag”.


Rodzeństwo zabrało swoich dwudziestu ludzi, z którymi poszli na łowy i wraz z giermkiem ruszyli w stronę atakowanego dworu. Już w połowie drogi zauważyli ogień rozświetlający drogę. Gdy dotarli do celu zamarli.
I stoją tak po dziś dzień, chociaż niektórzy twierdzą, że to rzeźby Magdaleny Abakanowicz.


Rycerze wilka próbowali ugasić dwór, co chwile wyjmowali kolejne spalone ciała. Z kieszeni.
Dlaczego rycerze?! Nie było parobków, sług czy innego pospólstwa, które można zagonić do ratowania dworu?
Pospólstwo zachowało przytomność umysłu i uciekło kiedy zaczęła się rozróba.


Jeden ze strażników podszedł do nich.
Do tych rycerzy wyjmujących ciała, tak?


- Panie, co tu robisz?
- Ten giermek mnie tu przysłał. Co się stało?
“Ten giermek mnie tu przysłał”  - mówi wnuk króla. To prawie jak Himmler meldujący sierżantowi Kaulitzowi, że przeszukano jego mieszkanie.


- Dwór staną[ł] w ogniu, to był chyba był wypadek…
Tak tak. Bezpieczniki naprawiane drutem, awaria instalacji.
Cieć zasnął z zapalonym papierosem.


- To nie był wypadek! – uniósł się Harp. – To wąż…
- Niestety… nie mamy przywódcy, nie mamy komu służyć.
Rozumiem. Ta Rycerska Ochotnicza Straż Pożarna to oddział roninów.


- Jak to… nie ma przywódcy?
Strażnik pokazał na pobliskie drzewo, gdzie wisiał powieszony Wanarz.
Taaak, “dwór stanął w ogniu, to był chyba był wypadek”, a Wanarz zawisł na drzewie, i to też chyba był wypadek, pewnie się potknął w drodze do wychodka i tak pechowo się powiesił na gumie od gaci.


- I nie chcecie zemsty?
- Za co?
- Za zniszczenie waszego rodu?!
- Za to jesteśmy wdzięczni, traktowano nas tu jak śmiecie. Każdego, nawet rycerza. Powiem więcej! Z chęcią wstąpię do armii węża!
Kurczę, Pisaku, takie rzeczy to się wcześniej POKAZUJE, a nie wyciąga nagle z dolnej części kadłuba. Oraz warto jednak używać słów zgodnie z ich znaczeniem, bo rycerz to nie byle najemnik czy inny strażnik na umowę - zlecenie.
Właśnie. Honor, lojalność - to były wartości dla rycerza ważniejsze niż życie. Natomiast generalnie w tym opku osobnik w zbroi i z mieczem raz nazywany bywa rycerzem, raz gwardzistą, innym razem jeszcze wojem - jakby to były synonimy. Nie są.


Oddział gryfa dotarł o świcie do dworu szczura.
Tak się zastanawiam, jak to wszystko jest rozłożone w czasie. Nazir napada na dwór Delii w nocy, kiedy wszyscy już śpią. Jednocześnie Airen i Katarzyna natykają się na rannego giermka - wieczorem. Może jakaś pętla czasowa wchłonęła go a potem wypluła - parę godzin wcześniej? I parę kilometrów dalej?
System transportu w tym świecie opiera się na spaczonych portalach. Trochę to kłopotliwe, zwłaszcza jak kogoś wyrzuci na pustyni Korath, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami.


Stanęli przed budynkiem okrążeni kordonem rycerzy Ocariana. Po chwili wyszedł do nich blondyn.
- Witam panie. – powiedział Airen.
- Co cię tu sprowadza?
Młody gryf wskazał ręką na chłopca z naramiennikiem wilka.
- On jest świadkiem ataku na dwór wilka, mówił że to ludzie węża.
- To prawda? – zapytał zdziwiony szczur.
- Niestety… - wyszeptał chłopak.
- Nieprawda! - wrzasnął strażnik, który cichcem poszedł za nimi. - To był wypadek!
- To prawda? - zapytał jeszcze bardziej zdziwiony szczur.
- Tak, panie! - strażnik gorliwie pokiwał głową. - A ten smarkacz bredzi, bo się w głowę uderzył. Sam zobacz, panie, jakiego siniaka  ma na czole!


Ocarian wszedł do środka i po chwili wyszedł razem z Nazirem. Ten ze zdziwieniem spojrzał na zebranych.
- Nazirze! Jesteś oskarżony o zabójstwo trzydziestu ośmiu członków rodziny wilka, w tym samego przywódcy rodu, Wanarza!
- Co to za przypadkowe oskarżenia! – oburzył się.
Trzydziestu ośmiu to całkowicie przypadkowa liczba, którą właśnie wymyśliłeś, a dwór też się spalił przypadkiem!
No fakt, że przypadkowa, skąd niby Ocarian miałby wiedzieć, ilu ich tam było? Airen też tego nie wie, przecież kiedy dotarł pod dwór wilka, ten jeszcze płonął, nie wiadomo, ile osób mogło być w środku. Skąd Ocarian wie, że zginął także Wanarz? Póki co, powiedziano mu tylko, że nastąpił atak na wilki. No chyba że… *Kura doznaje nagłego olśnienia* ...to wszystko jest intrygą uknutą przez niego osobiście!
Żeby nie powiedzieć wprost - maczał w tym szczur swoje pazurki...


- Mamy świadka. – Katarzyna wskazała na Harpa.
Tymczasem za plecami Harpa pojawiło się pół setki rycerzy wilka, którzy gotowi byli przysiąc na wszystkie lokalne bóstwa, że Nazir mówi prawdę, to był przypadek, dwór spalił się sam, a Wanarz od zawsze miał skłonności samobójcze.
A w dodatku wszyscy całą noc spędzili tu na popijawie. Świadkiem niech będzie kac Ocariana.


Z lasu obok wyłoniło się trzydziestu pięciu ludzi uzbrojonych i splamionych krwią, a zza pleców Nazira wyszło piętnastu kolejnych, tym razem czystych (i nieuzbrojonych).
To z pewnością coś znaczy, to z pewnością coś znaczy… Że kolejka do prysznica była długa i nie wszyscy zdążyli?


Wszyscy wojownicy węża zbliżyli się do gryfów, którzy wyciągnęli broń. Ocarian zwrócił się do Nazira.
- Zrobiłeś to?
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie mogę powiedzieć…
...Bo przy Delii mi nie stanął i sam rozumiesz, że nie mogłem pozwolić żyć świadkowi takiej hańby.
Możemy się jedynie domyślać, że chodziło o zemstę za zabicie matki, chociaż do końca nie wiadomo, kto właściwie zabił żonę Kellana, bo z tego, co widzieliśmy w pierwszej części analizy, mogło chodzić albo o Wanarza, albo o króla. Niestety, Pisak starannie unika opisywania motywacji boChaterów, a szkoda.


Blondyn wziął miecz i przyłożył go do gardła zielonowłosego, który ze zdziwieniem patrzył na niego.
- Jesteś aresztowany… - Nazir nigdy nie widział go takiego, nikt nigdy nie widział Ocariana, gdy ten jest stanowczy.
O, to świętą prawdę napisałeś, autorze.


- Panowie! Do lasu! – krzyknął.
- Panie do studni!
No coś Ty? Siusiać do studni?!?


Wojownicy węża schowali broń i znikli w zaroślach.
- Nie gonimy ich? – zapytał jeden z rycerzy gryfa.
Zarośla takie gęste…
...i kleszcze w nich siedzą.


- A chcesz zginąć? No właśnie. – odpowiedział Airen.
Tak bardzo wątpi w swoich ludzi? Jest ich co prawda nieco mniej niż rycerzy Nazira, ale przecież Ocarian ma na miejscu co najmniej dwustu swoich (którzy właśnie okrążają kordonem całą grupkę, że tak przypomnę). Poza tym… dwór Ocariana stoi tak bezpośrednio w lesie i chaszczach? Żadnego dziedzińca, żadnego ogrodzenia, bramy, nic? Rycerze węża mogą sobie po prostu wskoczyć w krzaki i tyle ich widzieli?
To są węże, więc się rozpełzły.


Nazir został związany i natychmiast wyruszył konwój do stolicy. W orszaku byli biali rycerze, którzy szli razem z czerwonymi gryfami. W specjalnym wozie klatce jechał zielonowłosy. Podróż trwała półtora dnia.
Małe to królestwo.
Mam wrażenie, że stolica (ta z uciekającym rynkiem) była większa od całego królestwa.
Swoją drogą ciekawe tam mają stosunki, skoro “wóz klatka” stanowi normalne, dostępne “natychmiast” wyposażenie każdego dworu.
Może zwykle wożono w nim drób na targ?


Airen, Katarzyna i Ocarian, wraz z związanym [w supeł] wężem weszli do komnaty królewskiej. Kanir zdziwiony wstał.
Komnatami królewskimi są też takie, do których nie wprowadza się łajz z ulicy.


- Co tu się dzieje! – krzyknął. - Co to ma znaczyć! Gdzie, do cholery, są moi gwardziści, każdy może tu wleźć jak do stodoły!
Nie wysłano posłańców z wiadomością do króla, że wymordowano jeden ród książęcy?
No nie, sami przyjechali z jeńcem.
Wzięli króla z zaskoczenia…


- Panie. – uklęknęli. – Nazir wraz z kilkunastoma ludźmi wybił ród wilka. Wanarz i Delia nie żyją, ród upadł. – powiedział Airen.
Braci, pociotków i kuzynów nie stwierdzono.
W ogóle niczego nie stwierdzono, w końcu prócz wiszącego Wanarza Gryfici widzieli tylko JAKIEŚ spalone zwłoki.


- Co!?
- Niestety to prawda… przyznał się… - dodał Ocarian.
- I co teraz, panie? – zadała pytanie Katarzyna.
- Zgodnie z prawem, ma trafić do więzienia… w swoim zamku…
Wszyscy stanęli zdziwieni.
Też mnie trochę zatkało. Serio, mają go więzić w jego zamku, wśród jego ludzi???
Tylko nie wiem, dlaczego nagle stanęli. Czyżby wcześniej biegali po całej komnacie jak wariaci?


W końcu odezwał się Airen.
- I to tyle! (Kto zajumał znak zapytania? Oddawać!)
- Przez rok będzie siedział w lochu.
- I co po tym! – krzyknęła.
Kto, Airena?


Król złapał się za głowę. Podrapał się po brodzie i wziąwszy oddech wypowiedział ostatnie zdanie przed płaczem.
To prawie jak ostatnie zdanie przed końcem świata.


- Na stryczek z nim.
Jasne. Jak każdy więzień, Nazir cierpliwie poczeka na wyrok.
Komfortowo, w areszcie domowym.


Strażnicy weszli do komnaty zabierając zielonowłosego, ten tylko odwrócił się w stronę Ocariana.
- Zdradziłeś przyjaciela! – wrzasnął, po czym wynieśli go z Sali.
I chociaż krzyczał,
chociaż darł szaty,
na drzwiach wynieśli
go z tej komnaty!


Weźcie mi wytłumaczcie, skąd wziął się ten zwyczaj pisania “Sali” wielką literą (nie tylko w tym opku!). Autokorekta poprawia? Ale dlaczego?
Z Pottera? Sala Wspólna?
Albo chodzi o tę miejscowość.


Nazir został osadzony w odosobnionej celi, gdzie miał spędzić ostatni rok swojego życia. Była to najwyższa i najgorsza kara w całym królestwie, pozwalająca powoli oszaleć więźniowi, po czym zabijano go na oczach całego miasta.
Hyhy, jeśli faktycznie ma odbywać tę karę w SWOIM zamku, to szczerze wątpię w jej skuteczność.
Ciekawe, czy na okoliczność wpadki przygotował odpowiednio spreparowaną celę z ukrytym wyjściem.

Rozdział VII
„Takie są szczury”


Od osadzenia Nazira w więzieniu minęło już trzy miesiące. Ocarian cały czas męczył się z tym, że pomógł go aresztować i pomógł w skazaniu go na śmierć. Tłumaczył się przed samym sobą, że to przez alkohol…
E?


Ale wciąż męczyło go poczucie winy.
Kac moralny po prostu.
Na szczęście to, że niechcący przyczynił się do wyrżnięcia całego rodu, nie ruszało go zupełnie, więc dało się wytrzymać.
A nienienie, tamtym się należało, pamiętasz, jak płakał, kiedy dowiedział się, że Nazir spotyka się z Delią?


Nastał cieplejszy marcowy dzień, blondyn siedział na tarasie swojego dworu, czekając na przyjazd Arii. Razem postanowili że zamieszkają razem.
A osobno postanowili, że zamieszkają osobno.


Do Ocariana przyszedł jeden z jego posłańców.
- Panie, mam wieści ze wschodu. – powiedział stojąc na baczność.
- Co się stało?
- Dawni rycerze wilka mobilizują się, na sztandarach mają węża i podpis „Nazir Królem”
oraz transparenty z napisami “Wąż i wilk to jedna natura. Skotłować gryfa, potem połknąć szczura” a także “Nazir wiecznie żywy”, “Cela Nazira naszym celem”.
“Nazir rządzi, Nazir radzi, Nazir nigdy cię nie zdradzi!”


Ocarian złapał się za głowe, a z jego oka poleciała łza.
Samotna! Yes, yes, yes!


- Panie?
- Odejdź – krzyknął, po czym wybiegł z tarasu.
Zaszył się za kotarą i zaczął szlochać.


Blondyn wziął łyk herbaty.
I schował do kieszeni.


Z lasu podbiegł do niego [ale do kogo?] wojownik węża.
Y, zaraz. Ocarian siedział na tarasie, potem uciekł wzburzony (do domu? w pole?), potem sobie znowu spokojnie pił herbatę (jakoś mu szybko wzburzenie minęło), a gdzie właściwie się znajdował, kiedy podbiegł do niego wojownik?
Oraz wychodzi na to, że dwór Ocariana faktycznie stał w środku lasu…
Oraz, że Ocarian nie ma żadnej ochrony. Nie rozumiem, jakim cudem jeszcze żyje, skoro siedzi na tarasie wystawiony jak kuropatwa na strzał. Ludzie Nazira biegają sobie luzem po tym lesie, a przecież naturalnym byłoby, gdyby zechcieli pomścić “zdradę”, jakiej dopuścił się szczur.


- Witam… - powiedział Szczur. – Aranie, co cię tu sprowadza?
Spodziewałabym się, że Aran ryknie “Zemsta!” i przebije Ocariana mieczem, ale nieeee, no skąd, chłopak nie żywi urazy:


- Rewolucja, rycerze wilka chcą uwolnić tego, co ich uwolnił…
Nic nie rozumiem. Właśnie wilki zostały napadnięte i wyrżnięte przez Nazira.
Nazir wyciął samą wierchuszkę, a uciśnione doły radośnie przyłączyły się do rewolucji. Sorry, ale rycerstwo to nie chłopi pańszczyźniani.


- Ilu ich jest?
- Pięciuset wojów, w tym stu gwardzistów i tylu [tyle] samo chłopów z pól.
Sto plus sto daje dwieście. Pomijam już tych chłopów, którzy są wojami, ale kim jest pozostałych trzystu?


Ocarian zaczął się śmiać, co zniechęciło Arana do dalszej rozmowy.
- Moje wojsko liczy trzystu piechurów, wojsko węża to kolejne sześćset, a gryf i król to razem osiemset [ośmiuset] zbrojnych
Ciekawe skąd ich się tylu uzbierało i gdzie się pomieścili, skoro te księstwa są wielkości parku miejskiego.
Ciekawe, że tak radośnie i bez oporów zdradza wrogowi informacje o stanie swych wojsk. Poza tym… wojsko węża też liczy między swoich?!
Czekajcie, on właśnie powiedział, że szczury i węże w ogóle nie mają konnicy, co z kolei  oznacza, że nie mają żadnych... rycerzy!
A widziałaś kiedy szczura na koniu… :P


- A Nazir jest moim panem i przyjacielem! Zastanów się, co to słowo znaczy!
- Co masz na myśli!
- Zdradziłeś go!
- Nieprawda!
Sam się zdradził. Mógł zaprzeczyć, wypierać się i udawać niewinnego, Ocek uwierzyłby raczej jemu niż jakiemuś giermkowi.


- Skazałeś na śmierć!
W zasadzie to nie on, tylko król. A jeszcze bardziej w zasadzie to nikt, bo król tylko cytował jakieś mętne przepisy, ale śledztwa nie przeprowadzono i żadna rozprawa się nie odbyła.


- Zamilcz! – z jego oczu poleciały łzy. – proszę… zamilcz…
Aron spojrzał na niego z pogardą, po czym odszedł do lasu.
Rzeczywiście, ten dwór szczura to nic innego jak chatynka w lesie.
Aron odszedł do lasu, ale Aran został. Ja się nie dziwię, że Pisakowi się zajączkuje, nie trzeba było bliźniaków tak nazywać!


Ocarian wytarł łzy jest głową rodu, nie powinien płakać.
Jest głową rodu od dwóch lat, teraz się zorientował?
Głową do wycierania.


Godzinne później w dworze zabiły dzwony.
Przebóg, powiało poezją!
Godzinne później w dworze zabiły dzwony
Poranne później zorze wstąpiły na nieboskłony
Śniadanne później na stół wniesiono tace pełne dóbr
A Ocek siedział na ganku i ryczał jak bóbr.


Zdziwiony blondyn podbiegł do wejścia, gdzie zobaczył orszak jego narzeczonej.
Pani Bramka, narzeczona Wejścia.


Piękna biała kareta, trupa bardów prowadzona przez Gothara i kilkunastu rycerzy.
… którzy powinni eskortować damę, a nie jakichś tam szarpidrutów.


Ocarian podbiegł pod wóz i otwierając drzwi podał rękę Arii. Dama wyszła w pięknej białej sukni, ulubionej względem blondyna.
Nie wiadomo po jakiemu to, ale ciekawie brzmi.
Aria bardziej lubiła tę kieckę niż przyszłego męża.

- Jak się czujesz bez Nazira?
Chłopak zachłystną[ł]  (a to chłystek!) się napojem. Od razu jeden ze służących przybiegł i poklepał go po plecach.
Był to chłopiec do klepania. Gdy awansuje w dworskiej hierarchii, zostanie chłopcem do bicia.


Gdy blondyn odzyskał oddech i podziękował mężczyźnie który mu pomógł, po czym go wyprosił.
Awansowałeś! Teraz idź precz do lochu!


- Więc… czuje się… gorzej… - wyjąkał.
- To dlaczego pozwoliłeś go aresztować?
Bo, eeee… wymordował mi sąsiadów?
Ocarian osobiście zaaresztował Nazira. Trudno było oczekiwać, że sam sobie tego zabroni, chyba że płaczliwy szczurek jest jak doktor Jekyll.


- A miałem inny wybór! – uniósł się. – Jak bym tego nie zrobił wybuchła by wojna! A tak właściwie… to już wybucha – zaśmiał się. – próbując to zatrzymać, jeszcze bardziej przyśpieszyłem!
- Uspokój się… - pogładziła go po dłoni. – Jak to wybucha wojna?
Panna Aria nie zauważyła, że trzy miesiące wcześniej coś się wydarzyło?
Zadziwiające, jak wolno rozchodzą się informacje w księstewkach wielkości chustki do nosa.


- Dwa tysiące żołnierzy chce odbić Nazira.
- Ale skąd!
Właśnie… O ile dobrze pamiętam, miał siedzieć we własnym zamku?
Tam nie ma znaku zapytania. Ona nie pyta, skąd go chcą odbić, tylko zaprzecza, że w ogóle chcą.


- Byli żołnierze wilka. To jest bez sensu.
Święte słowa!


Kobieta delikatnie zbliżyła się do Ocariana.
- To mogę ci powiedzieć dobrą nowinę… - chłopak wbił swój wzrok w jej piękną, bladą cerę.
Ciekawe, jaką ma dobrą wiadomość. Może to, że obliczu wojny domowej jej ojciec wesprze Ocariana kilkoma chorągwiami wojska? Weźmie na siebie część zaopatrzenia i dostaw? Sfinansuje budowę przepraw przez rzeki i góry?


– Jestem w ciąży…
Kochanie, twój najlepszy przyjaciel okazał się mordercą, ty pomogłeś skazać go na śmierć, w dodatku właśnie wybuchła wojna, ale BĘDZIEMY MIELI DZIDZIUSIA! Cieszysz się?


- Jak to! – znów się uniósł.
- Uspokój się. To twoje dziecko.
- J…jak to?
- Ta noc… przed atakiem Nazira na Wilki…
- Byłem pijany.
- I właśnie wtedy my…
Ocek, chłopie, ogarnij się i nie wierz w ani jedno słowo. Jeżeli byłeś tak napruty, że nic nie pamiętasz, to z całą pewnością nie byłeś w stanie.
Wykorzystała go po pijanemu? A fuj! *Kura otrząsa się z obrzydzeniem*


Blondyn spojrzał na niebo. Jego twarz nie ulegała zmianie przez jakiekolwiek uczucia. Nagle [przełączył mu się pstryczek w głowie i] wstał ucieszony i zaczął szaleć z radości. Bił nogami o drewnianą podłogę, uśmiechał się i krzyczał ze szczęścia.
Hm, chyba zamiast prostego przełącznika on/off przydałoby mu się jednak pokrętło z większą skalą.
Mam wizję bardzo zbuntowanego dwu- lub trzylatka w napadzie szału.


- Będę ojcem! – powtarzał.
Aria uśmiechnęła się na ten widok. Ale tego co stało się za chwile nigdy by się nie spodziewała. Ocarian podszedł przed nią i uklęknął. Jego ręka sięgnęła dłoni albinoski, a jego usta pocałowały je.
- Aria, pani moja. Będziesz moją żoną?
W jej oczach pojawiły się łzy. Nie mogła się tego spodziewać.
Nie mogła…?!
Pisaku, naprawdę przydałoby się napisać coś więcej o obyczajowości tego królestwa. Bo wiesz, generalnie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w takich średniowieczno-rycersko-królewskich realiach nieślubna ciąża była dla kobiety hańbą i nieszczęściem, a mężczyzna, który zrobił dziecko pannie z wysokiego rodu, mógł za to nawet zapłacić głową. Ożenek w takiej sytuacji był jego obowiązkiem, a gdyby się wykręcał, byłby niehonorowym łajdakiem. Oczywiście, że tu MOŻE być inaczej, mogą mieć pełen liberalizm obyczajowy, akceptować związki homoseksualne itd., ale kurnać, trzeba by o tym chociaż wspomnieć...


Natychmiast pochwyciła jego dłoń i przytuliła ją do piersi.
- Oczywiście! – krzyknęła. – Tak!
Trochę to wszystko dziwne, skoro i tak miała zastać jego żoną. No cóż, może po prostu się cieszy, że jednak nie kazał jej otruć.
Cieszy się, że uwierzył...
    
Na taras wpadło uzbrojonych trzech mężczyzn. Byli to gwardziści Ocariana, zaczęli wymachiwać swymi mieczami.
Przed nosem Arii?
Byle gdzie, byle zamaszyście. A że po drodze ścięli jakąś białowłosą głowę… Ojtam ojtam.


Szczur z niedowierzaniem patrzył na nich.
Wcale mu się nie dziwię. Właśnie do niego dotarło, że kwalifikacje jego ochroniarzy są, delikatnie mówiąc, bardzo wątpliwe.


- Panie!
- Tak?
- Słyszeliśmy dzikie krzyki! Co się stało?
- Nie, nic… tylko się tu oświadczam.
Rycerzowi wypadł miecz z rąk.
I wbił mu się w stopę.


- Pan i Pani?
- Nie, ja i ten stół… - zaśmiał się blondyn. -  Oczywiście że z Arią!
- Hura! – ucieszyli się.
- Niech ktoś pojedzie do króla i dostarczy dobre wieści! – dodała albinoska.
Król też się ucieszy. To będzie miła chwila wytchnienia tuż przed wybuchem wojny domowej.
Czemu królowi żałujesz? Każda okazja do zrobienia bibki jest dobra!


- Świetny pomysł! – skomentował Ocarian i przyłożył głowę do jej brzucha.
– Powiedzcie mu też że będę ojcem!
Gwardziści zamarli, teraz to oni patrzyli z niedowierzaniem na swego pana. Po czym wybiegli do dworu i zaczęli krzyczeć.
- Pan się żeni! Pan będzie ojcem!
Dobra. Element Komiczny mamy już z głowy.


Albinoska spojrzała lekko zdziwiona na swego narzeczonego, on odpowiedział jej uśmiechem i tymi słowami.
- Takie są szczury, nie musisz rozumieć. Zaakceptuj.
Wychodzi na to, że przez ileś lat hodowałam czajaki połkliwe albo insze monstra, bo te ogoniaste futrzaki, które miałam, nigdy się tak nie zachowywały.
Wychodzi na to, że Ocarian doskonale zna gimbazjalne odzywki ;)


Rozdział VIII
„Wesele”


W królewskiej twierdzy od rana panował harmider. Miesiąc temu król dowiedział się o ślubie Ocariana. Kanir od tego czasu chodził radosny.
Podśpiewywał pod nosem, idąc przez zamkowe korytarze kręcił wdzięczne piruety i dobrotliwie szczypał służące w policzki albo i gdzie indziej. Pogody ducha nie mąciło mu ani wspomnienie zamordowanych Delii i Wanarza, ani narastająca wrogość między rodami w królestwie. Wszyscy w otoczeniu króla też się radowali i tylko praczki narzekały, że ten charakterystyczny smrodek dymu wżarł się w szaty na amen, ni wyprać, ni wywietrzyć.


Wesele miało odbyć się w królewskiej Sali balowej. Wszystko było przygotowane. Pomieszczenia były ozdobione, a heroldowie ogłaszali że zbiera się jedzenie na tą uroczystość.
Co łaska, co łaska, dobrzy ludzie, dajcie co łaska!
Obok herolda z bębnem stała babinka z koszem, do którego zbierała darowane jajka, gomółki sera i woreczki z kaszą.
Impreza składkowa, jak fajnie! Oczywiście, każdy gość ma przyjść z własną flachą.
A panie robią sałatki.


Ludzie z chęcią przynosili żywe zwierzęta i swoje plony, gdyż król zawsze dobrze płacił za wszystko, a jako iż miał dobry humor lubił dopłacać i rozdawać pieniądze.
Trudno więc mówić, że król miał jakiekolwiek ziemie, które dawałyby dochód.
Pieniądze w jego skarbcu brały się znikąd. Właśnie dlatego ten facet był królem.


Ocarian z Arią mieli pokazać się za kilka dni.
Cwaniaki, przyjadą na gotowe!

       Aran stanął przy spalonym dworze wilka kiedy podbiegła do niego grupka rebeliantów.
- Czego tu szukasz, królewski psie! – krzyknął jeden z nich.
A teraz bardzo proszę o wyjaśnienie, na jakiej podstawie rebelianci uznali, że był to pies królewski, skoro z całą pewnością nie nosił żadnego królewskiego uniformu. A przede wszystkim proszę o wyjaśnienie, jakim cudem Aran biega sobie na wolności. Czyżby wymordowanie całego rodu zakończyło się aresztowaniem samego tylko Nazira?
Tak, bo jego ludzie uciekli do lasu i założyli tam wesołą bandę Aran Hooda.


- Waszego przywódcy. – odpowiedział nie odwracając wzroku.
- Myślisz że każdy od tak może go poznać!
- A co powiecie o przyjacielu Nazira?
- Że niby ty?
Podobno rebeliantami byli “rycerze” wilka - ci sami, którzy po rzezi cieszyli się, że zostali uwolnieni. Aran, prawa ręka Nazira, brał przecież udział w tej akcji. Powinni go kojarzyć.
Zwłaszcza, że - z tego, co pamiętam - umaszczenie miał raczej charakterystyczne i wpadające w oko.


- Tak. – pokazał mu swój naramiennik z wężem. – Mam ciekawe informacje. Dla Dextera…
Tego Dextera?

Ocarian przyszykował karawanę, tak, by niczego Arii nie zabrakło. W tym okresie musiała być pod opieką. Cztery wozy i stu rycerzy, ciągle obawiał się ataku rebeliantów.
Uff, a już myślałam, że chodziło o ekspresowo rozwijającą się ciążę.


        Dawni rycerze wilka zaprowadzili Arana do siwowłosego mężczyzny o jednym oku.
Matko Borska, Narratorze, przestań przeskakiwać z miejsca na miejsce jak pchła, bo kręćka można dostać!


- Dexter, jak mniemam?
- Nie, kuFFa, doktor Livingstone.


- A ty jesteś…
- Aran, wierny rycerz Nazira i jego przyjaciel.
Mężczyzna się uśmiechnął.
- Więc co chciałeś?
- Uwolnić Nazira…
7230268.3.jpg
(Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.)


Wśród zebranych dookoła rebeliantów zapadła cisza. Wszyscy zamarli, jedynie Dexter zaczął się śmiać.
- Uwolnić? My też tego chcemy. Tylko wiesz co?
Wszyscy wstrzymali oddechy i zapadła cisza.
- On siedzi w piwnicy, a my boimy się pająków!


Ich jest więcej!
No i co z tego, przecież nie siedzą wianuszkiem wokół celi Nazira. Ba, nie wiadomo, czy go w ogóle ktokolwiek pilnuje, bo Pisak nic o tym nie wspomniał.


- Ilu? – odpowiedział niewzruszony.
- Co ilu? – odpowiedział zmieszany.
- Ilu was jest?
- Pięciuset…
Aran ma sklerozę. Przecież dopiero co sam mówił Ockowi, że jest ich pięciuset.


- Armia wilka była największa! Co się z nią stało?!
Mężczyzna wraz ze swoją świtą, zaczął się śmiać.
- Myślisz że wszyscy chcieli dołączyć do Nazira? Część moich pobratymców po prostu odeszła.
Dokąd, na litość? Na sąsiednią chusteczkę do nosa???
Odwieczny instynkt kazał wilkom udać się do lasu.


- Mi podlega pięćdziesięciu rycerzy. – powiedział Aran.
Rozumiem, że reszta armii węża też sobie poszła w cholerę.


- Czyli jest nas pięciuset pięćdziesięciu! – powiedział donośnym tonem jeden z zebranych rebeliantów. – A ich ponad półtora tysiąca!
Tysiąc siedmiuset, o ile dobrze pamiętam.
Sine, podziwiam, że Ty to jeszcze ogarniasz.


- Spokojnie, mam plan…
Kiedy wszyscy będą się bawić na weselu, podkradniemy się po cichu we trzech ze szwagrem, uwolnimy Nazira i damy nogę.
Nie no, to by akurat miało sens, więc plan Arana na pewno tak nie wygląda.


Karawana szczura ruszyła w kierunku królewskiej twierdzy. Konwój miał tam dojechać w trzy dni.
Odległości w tym królestwie to rzecz nader względna.
Nader. Jak pamiętamy, na początku odcinka Ocarian z Nazirem jechali z królewskiego zamku do dworu szczura i zajęło im to półtora dnia (w podobnych warunkach, bo też karetą w otoczeniu orszaku zbrojnych).
Teraz będzie dłużej, bo ciężarna Aria co chwila będzie zatrzymywać karawanę na siusiu.


Po połowie drogi nie było żadnych problemów, ale gdy słońce zaszło i przejeżdżali obok górskiej granicy z dawnymi ziemiami wilka do jego wozu zastukał jeden z jego ludzi.
Do wozu wilka zastukał jeden z ludzi wilka?
Do wozu szczura zastukał jeden z ludzi wilka?
Do woza zastukała koza?


- Panie! Panie!
- Co się dziej?
- Proszę jechać ze mną!
Ocarian wsiadł na konia i pojechał z kilkoma rycerzami w stronę wzniesienia.
- To jest potworne! – mówił.
- Chciałem sobie spokojnie przekimać w wozie, a tu co chwila ktoś mi odwłok zawraca!


W końcu konie się zatrzymały a złotowłosy szczur nie mógł uwierzyć w to co widzi. Górskimi ścieżkami maszerowały wojska ze sztandarem wilka i węża. Blask pochodni co nieśli ze sobą oświetlał ich gotowość do wojny.
To brzmi tak bardzo… Oglafowo.
Yy, tak, wręcz widzę, jak potrząsają tą… gotowością.


Ocarian otworzył szeroko usta, ale szybko je zakrył. Był przerażony tym co się tam dzieje.
- Oni… - wyszeptał jeden z obecnych tam rycerzy. – Oni idą na zamek?
- Nie. Do wychodka. Pochodnie wzięli dlatego, że boją się ciemności...
      
 - Wątpię… - odpowiedział zwiadowca.
Profesjonalista.


- A ja myślę że idą na króla… - odpowiedział Ocarian.
Chcą na krzywy ryj załapać się na weselisko.


– Jak najszybciej pojedź do Kanira! – zwrócił się do zwiadowcy. – Powiadom go o tej armii! Już! – lekko ubrany woj (w t-shircie i badejkach) szybko odjechał, a złotowłosy zwrócił się do obecnych przy nim rycerzy.
– Ani słowa karawanie, nie będziemy siać paniki, jasne?
- Tak jest…
Pomiędzy paniką a ostrożnością (warty, czujki, przygotowanie się do obrony w razie napadu) prawie nie ma różnicy.


Ocarian wraz ze swoją karawaną dotarł do celu. Już od wjazdu do pobliskiego miasteczka ludzie wiwatowali ze szczęścia.
Ze szczęścia, bo tym razem nie zostali zagonieni do wiwatowania przy pomocy bata, tylko opłaceni przez odpowiednie służby.


Jak tylko wyszli z wozu od razu przyszedł przywitać się z nimi sam król.
Dawno już miałam to wytknąć, ale jakoś mi umykało. Bardzo nieformalne stosunki tam mają:  byle kto przybywa, a gospodarz (ba, głowa rodu czy nawet władca królestwa!) pędzi na podwórzec, by powitać gościa. Żadnego czekania na audiencję, żadnego anonsowania przybyłych, równość, braterstwo i drzwi otwarte.


Siwowłosy mężczyzna przytulił młodą parę do swej piersi.
- Jak ja się cieszę! – wykrzykiwał, radośnie tupiąc nogami i na przemian całować młodych po policzkach.
Ilu znacie dorosłych ludzi, którzy tupią nogami z radości?


- Królu, jak możesz się cieszyć jak wroga armia maszeruje?
- Co!? – Kanir aż się osunął [na glebę], dziewczyna zareagowała tak samo.
Też się położyła.


– Jaka armia? O czym ty bredzisz?
- Wysłałem zwiadowcę, miał ci powiedzieć…
- Ten którego znaleźli wczoraj moi ludzie? Martwy?
- Jak martwy [bardzo martwy, tak na 78%], kto?
- Nie zwracajmy teraz na to uwagi! – odzyskał panowanie nad sobą.
Kto by się przejmował śmiercią  jakiegoś tam zwiadowcy! Pewnie spadł po pijanemu z konia i wyrżnął głową w krawężnik.


– Co to za Armia?
Strasznie groźna. Tak sroga, że mówią o niej z wielkiej litery [A].


- Widziałem pięciuset ludzi ze sztandarami wilka, maszeruje w tym kierunku…
W tym miejscu wypada wyrazić podziw dla gęstej i bardzo rozbudowanej sieci dróg w tym królestwie, gdyż jakimś cudem karawana, zdążająca w tym samym kierunku co armia, na ową armię się nie natknęła, co jest tak prawdopodobne, jak punktualny przyjazd pociągu relacji Gdańsk - Zakopane.


Król złapał się za brodę, próbował to ukryć ale był przerażony.
Innymi słowy tak był przerażony, że z tego przerażenia nie potrafił ukryć, że łapie się za brodę. Łapania się za brodę zabroniła mu mamusia.


Zamek aktualnie liczył trzystu obrońców, więc w razie ataku nie ma szans. Musiał czekać na pomoc która wraz innymi głowami rodów maszerowały.
Po drodze wyrzynając w pień wszystkich skrybów i bakałarzy. Uwolnić królestwo z pęt wrażej Gramatyki!!!


- Nie możemy siać paniki…
- Ale…
- Przygotujemy wojsko… wesele odbyć się musi…
Panie i panowie, tańczymy na wulkanie!


- Ale królu… - zaczęła Aria. - … jak mamy się bawić, jeżeli wiemy że w naszym kierunku maszeruje armia!
Hucznie!
(O ile mają tam armaty.)


- Wyśle szpiegów… czego oni chcą?!
Jak to szpiedzy. Chcą informacji.


- Nazira… - wyszeptał Ocarian.
- Jak to? – król całkiem zbladł. – Jak to Nazira… On jest u węża! Nie tu!
Matko sałatko owocowa, on NAPRAWDĘ siedzi uwięziony w swoim własnym zamku…
(I zdaje się, że o tym wie tylko król, a powstańcy całkiem logicznie zakładają, że Nazir jest więziony w królewskiej cytadeli. Byłby w tym jakiś sens, gdyby nie to, że całkowicie nie ma sensu pomysł podstawowy.)


Ocarian podrapał się po głowie. W jego głosie było słychać co raz to większy strach.
- Może by tak pospolite ruszenie? – zaproponował.
- Ocarian… synu mój! – pocałował go w czoło. – Jesteś genialny! Natychmiast wysłać posłańców na wszystkie ziemie!
Synu? To my o czymś nie wiemy???
Oraz jakie pospolite ruszenie, skoro wroga armia jest - tak na oko - o pół dnia drogi stąd?
W tym czasie przecież można oblecieć wszystkie miasta, dwory i sioła, zwołać wojsko, stworzyć armię i stawić czoła wrogom.


Minęły kolejne dwa dni niepokoju, a wojsk wilka wciąż nie było widać.
Chyba się, kurza melodia, pogubili idąc za potrzebą, albo spaczony portal ich posłał w cholerę.
Albo uwiodły ich i pożarły strzygi z lasu.


Po ogłoszeniu pospolitego ruszenia w zamku pojawiło się trzystu kolejnych chłopów. Mimo tego, król nie miał silnej i wyszkolonej armii, jedynie banda uzbrojonych chłopów i trzystu prawdziwych rycerzy.
Miał też kiedyś kilkuset podrabianych, sprowadzonych z Chin, ale śmierdzieli plastikiem i trzeba ich było wyrzucić.
Król…? Naprawdę, do szmurwy przędzolonej, król tego burdel-kraiku nie ma wyszkolonej armii? (a tych trzystu rycerzy to…?)
Nie wiem, może stanowisko króla w tym państwie jest czysto tytularne, koleś ma po prostu organizować imprezy, przecinać wstęgi, nadawać ordery...


Ale wesele musiało się odbyć.
Przeca tyle żarcia zebranego na rynku nie może się zmarnować.


Do zamku wjechał właśnie Lurd z potomkami i rodziną liczącą dwadzieścia trzy osobowy ,a z nimi jeszcze dwustu rycerzy [pośpieszny]. Następnego dnia przybył Kellan który przybył z oddziałem liczącym sto osób, bez żadnych krewnych [towarowy].
A rebeliancka armia spokojnie ich przepuszczała, bo im więcej obrońców w oblężonej twierdzy, tym większa zabawa dla oblegających.


Kellan?! Kellan, głowa rodu węża, którego syn zbuntował się, został uwięziony i skazany na śmierć, tak sobie swobodnie podróżuje na dwór króla i z powrotem?! Przyjeżdża na ślub faceta, który osobiście jego syna zaaresztował?
Ok, przyjeżdża ze stuosobowym oddziałem, może chce zrobić jakąś rozpierduchę…
(a król nadal jest w tak radosnym nastroju, że nic a nic  to go nie niepokoi)

Ród węża wolał zostać w swoim dworze.
No pewnie, przecież musieli pilnować Nazira, którego rebelianci właśnie idą uwolnić, oh wait...


Liczył tylko pięć osób, w tym dwie nie mogą nawet walczyć, ze względu na wiek.
Pisaku, proszę, nie rób tego. Nie zmienia się czasu w środku zdania, serio!

Aż w końcu, rozpoczęło się wesele.
        
W pięknie ozdobionej Sali balowej, na podeście przed ołtarzem zbudowanym w imię boga [i na słowo honoru],  stali Ocarian z narzeczoną i król. Kanir obdarzył młodą parę słonecznym uśmiechem. Spojrzał na zebrane głowy rodzin i ich krewni.
Biedne krewnie (kimkolwiek są), straciły głowy.


Oprócz nich byli też gwardziści, bardowie, tancerze i tancerki, kuglarze i kronikarze.
I murarze, tandeciarze
baba z koszem
oraz prosię.
I stolarze, hydraulicy
oraz panie (o tym sza!)
wprost z ulicy.


“I górnicy,
i hutnicy,
i murarze,
kolejarze,
i rolnicy,
ogrodnicy,
krawcy, tkacze,
i spawacze,
i cywile, i żołnierze.
Wróg nam pieśni nie odbierze!
Tara bam, tara bam,
wróg nie wydrze pieśni nam!”
(J. Ficowski - Nasza piosenka)

        - Czy ty… - zaczął król skierowany do złotowłosego chłopca. - … Ocarianie z rodu Szczura, bierzesz za żonę tą (tę!) kobietę i ślubujesz jej wierność i miłość aż do śmierci?
- Tak… - odpowiedział patrząc w oczy ukochanej.
- Dobrze, a ty… - zwrócił się do dziewczyny. – Ario z rodu Myszy, bierzesz za męża tego mężczyznę i ślubujesz mu wierność i miłość do śmierci?
Mysz wychodząca za mąż za szczura. Element Komiczny lekki niczym SU-152.
Jak to miło, że w odległej krainie fantasy używają niemal identycznej przysięgi małżeńskiej, co u nas!


Albinoska była lekko zaniepokojona, ale gdy spojrzała w oczy Ocariana od razu się uspokoiła.
- Tak.
- Więc dzięki mocy jaką nadał mi lud, ogłaszam was mężem i żoną! – zebrany tłum zaczął wiwatować. – Niech zacznie się uczta!
Mocy, jaką nadał mu lud? Aaaa, a więc to jest monarchia elekcyjna!
Demokracja monarchistyczna.


Zaczęło się ucztowanie. Ludzie wiedzieli że mogło być to ich ostatnie wesele.
To ostatnie wesele
Jutro się rozstaniemy
Jutro wroga wyrżniemy
Lub wyrżnie nas.


To ostatnia już uczta
Więc nie żałuj żołądka
Żryj pieczone prosiątka
Ostatni raz!


Bardowie grali radosne pieśni, gwardziści pili, kuglarze podrzucali różnymi przedmiotami *) [rowerem, kilkoma cegłami i donicą z kaktusem] rozbawiając publikę. Tancerki kusiły mężczyzn a tancerze bawili zebranych [bez względu na płeć].
Albo tancerze byli o wiele mniej biegli w swej sztuce od tancerek, albo Pisak pomylił ich z błaznami.


*) albo “podrzucali różne przedmioty”, albo “żonglowali różnymi przedmiotami”.


Kucharze wciąż donosili coraz to nowsze dania i podawali je na stoły, gdzie ludzie od razu je jedli.
Potrawy były nowsze i najnowsze, ale nie zawsze były smaczne:


W całej Sali panował zgiełk i harmider, ale nikt nie narzekał.
A nawet jeśli, to i tak go nie było słychać.


Głowy rodziny wyraźnie dyskutowały z królem, ale nie Ocarian.
Głowa rodziny wilka wbita na pal coś mamrotała, ale brzmiało to ghhhrrr, wrrr, gul-gul, więc nikt tego nie słuchał uważnie.


On wraz z Arią był w centrum wydarzenia. Pijani rycerzy ściskali ich i podrzucali.
Żonglerze starali się złapać ich w powietrzu, zrobić młynka i odrzucić dalej.


Wszyscy się cieszyli z tego ślubu. W końcu ktoś wstał i podniósł kielich.
- Za Ocariana! – wszyscy wypili zdrowie.
Podniósł się drugi rycerz.
- Za Szczura! – znów napili się za świeżo upieczonego męża.
Aż w tłumie rozległ się toast.
- Za Zdrajcę!
Wszyscy ucichli i spojrzeli na tego, kto wzniósł toast. Był to Aron.
Powiedzcie, że wkradł się na to wesele w przebraniu, a nie, że został zaproszony wraz ze wszystkimi…
Ale to nie jest Aran tylko Aron, jego brat - bliźniak, który wcale nie był do niego podobny, więc wszedł nierozpoznany.


- Co powiedziałeś? – król wstał.
- Za zdrajcę, królu. On zdradził przyjaciela…
Oż murwa w kadź, jak mnie ten koleś (lub jego bliźniak) ciężko wkuropatwia. Moralista się znalazł, któremu jakoś nie przeszkadzało, jak jego pan zadźgał Delię, że o reszcie rodu nie wspomnę!


- To człowiek Nazira! Aresztować go! – krzyknął Kanir, a na mężczyznę o czerwonych włosach rzuciło się dwóch wojowników. Ale on odsunął się, unikając przy tym ataku pijanych gwardzistów.
Pijani gwardziści?! Sto batów i do lochu za zaniedbywanie obowiązków służbowych!!!


- Mój pan już po was idzie… - dodał i wyszedł z Sali.
Król pochwycił za miecz
(zaraz… to on na wesele przyszedł uzbrojony? Bo jeśli nie, to mam ostry atak Miazmatu.)
i wybiegł z pomieszczenia, a za nim kolejno Lurd, Katarzyna i Airen. Rozejrzeli się na korytarzy ale po sługusie Nazira nie było śladu.
Gdzie są straże? Czy naprawdę wszyscy się tam schlali jak dzikie wieprze? Jak patrzę na organizację tego, tfu, pożal się Borze Liściasty, królestwa, to zaczynam kibicować Nazirowi. Niech ich wszystkich wysiecze i zrobi porządek w tym archeo.
      
- Co tu się dzieje! – wrzasnęła Katarzyna. – Przecież Nazir nie wyszedł z lochów.
- A co, drabinkę mu ukradli?
- Uspokój się siostro.
- Tak czy owak, musimy być przygotowani… - westchnął król.
A westchnął baaardzo ciężko, bo wiedział, że bycie przygotowanym to coś, do czego jego ludzie nigdy nie będą zdolni.


Wszyscy wrócili na ucztę, ale nie potrafili już się nią cieszyć.
I nikt nie ruszył w pogoń, nikt nie wszczął poszukiwań, nikt nawet nie zaproponował sprawdzenia, co tam słychać u Nazira w celi. Luuuuzik i maniana, to muszą być Włosi!


Nazir siedział skulony w celi, trzymając się za głowę, cały się trząsł. Mamrotał pod nosem słowa, których zapewne nikt by nie zrozumiał. Jego oczy były szeroko otwarte i przepełnione nienawiścią…
No naprawdę, odbiło mu już po marnych czterech miesiącach?
Widać obciążony genetycznie.


- Hej… stój! – krzyknął głos zza zamkniętych drzwi. Potem był głuche uderzenie o ziemie poderwało Zielonowłosego. Przyjście się otworzyło [to jakaś nazwa portalu, tak?] a do zamkniętej celi Nazira weszło uzbrojonych czterech mężczyzn.
To się dopiero nazywa zagadka zamkniętej celi!


Wszyscy uklękli.
- Panie… - powiedział jeden z nich.
Młody wąż przyjrzał mu się, nie mógł zapomnieć tych czerwonych włosów.
- Aran! – wydusił z siebie i rzucił się z uściskiem na swego rycerza. – Ile miałem czekać…
Albo na wesele faktycznie wpadł ArOn, albo ArAnowi się nie spieszyło z uwalnianiem szefa, bo wolał najpierw trollować weselników.


- Jesteś wolny, a my przyszykowaliśmy ci armie…
- Fajnie, ale czy przyszykowaliście też czyste ciuchy i coś do żarcia? I załatwcie mi też kowadełko i młoteczek do tłuczenia wszy.


Rozdział IX
„Wąż i Lis”
Kellan postanowił wrócić do dworu.
I już. Rozpierduchy nie zrobił, za syna się nie zemścił, zabiera zabawki i wraca do swojej piaskownicy.


Ruszył wraz ze swoim wojskiem, nie obchodziło go wojsko idące na w jakieś nieznane całkowicie miejsce.
Nawet królestwo wielkości chustki do nosa ma swoje białe plamy na mapach.
Ale że co, że jakoś do niego nie dotarło, że to wojsko ma niby uwolnić jego syna?
No jakoś nie… *bezradnie rozkłada ręce*


Nie miał zamiaru nic zrobić, po tym co kazali mu zrobić ze swoim synem.
No ale co kazali, przecież nie zmusili go, żeby osobiście ściął mu głowę! Jak zaznaczałam już pińcet razy, pomysł uwięzienia Nazira w jego własnym zamku jest idiotyczny i teraz Kellan razem z synem powinni chichotać w kułak z głupoty króla, w przerwach pomiędzy szykowaniem rebelii.
Ewentualnie, jeśli Kellan chciał udawać wiernego poddanego (albo nawet i nie udawać, mógł być zasadniczo wierny), mógłby urządzić jakąś małą maskaradę, sfingować śmierć synalka i wyprawić go w bezpieczne miejsce.
Mógł, prawda? Mając go pod swoim własnym dachem, a nie w królewskich kazamatach…


Część wojsk odesłał do koszar umiejscowionych po bokach dworu.
Mówiąc inaczej, wojaków zakwaterowano w oficynie dworskiej.


Gdyby Wanarz miał by (“w ryj dać mogę dać”) takie koszary – pomyślał i wraz z dwudziestką swoich gwardzistów wszedł do środka.
A tego… on nie powinien przypadkiem cieszyć się, że Wanarz zginął? Przecież byli zaprzysięgłymi wrogami, nawet przy królu mało się nie pozarzynali….
No i teraz nie miał się z kim kłócić i czuł pustkę.


Otoczył go nieprzyjemne uczucie.
Niech ktoś to przetłumaczy na polski.


Ale postanowił się tym nie przyjmować [bo musiałby wydać przejęcie] i ruszył do jadalni, słońce wskazywało na porę obiadu. Usiadł na dostojnym miejscu (to brzmi jak eufemistyczne określenie sedesu) i spojrzał na pusty stół, przy którym siedzieli już jego ludzie.


- Co to ma znaczyć! Gdzie obiad?! – krzyknął. – Widział ktoś mojego brata?
A co, miał być podany jako pieczyste?


Gwardziści negatywnie pokiwali głowami.
Bułgarzy! To byli Bułgarzy!


Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem, co spowodowało zamarcie zebranych tam osób.
I zdechnięcie Stylistyki, Składni i Semantyki.


Do jadalni wszedł Nazir trzymając swój sztylet. Wraz z nim trzydziestoosobowa banda, w tym Aran i Dexter.
Co robiło w tym czasie stu żołnierzy Kellana? A, siedzieli w koszarach obok dworu.


Czterech gwardzistów stojących najbliżej drzwi rzuciło się na niego, ale bez skutecznie. Młody wąż był doświadczony w walce. Spokojnie uchylił się przed uderzeniem trzonka halabardy i wbił sztylet w przerwę między zbroją (a ościeżnicą), zabijając jednego z ludzi jego ojca.
Nic dziwnego, skoro gwardziści byli tak świetnie wyszkoleni, że walili trzonkami…


Do walki stanął Aran i dzierżąc miecz, przeciął drewniany trzon broni przeciwnika.
Dokonał ofensywnego zniszczenia przedhalabardzia śródhalabardzia halabardy bojowej.


Gwardzista sięgnął po swoje ostrze, ale czerwono włosy przebił mu twarz swym mieczem. Dexter wyjął dwa potężne młoty (z kieszeni) i zaatakował dwóch pozostałych przeciwników. Bez większych problemów zgniótł czaszkę jednego z nich, a drugiemu wybił broń i powalił na ziemie.
- Synu… - zaczął Kellan. – Kto cię wypuścił?
- Milcz! Pozwoliłeś by mnie więzili, w naszym domu!
No dobra. Wychodzi więc na to, że Kellan faktycznie był wiernym poddanym, wypełnił rozkaz króla i uwięził syna w izolatce, by tam oszalał czekając na śmierć. Okej. Tylko dlaczego właściwie tak postąpił, skoro sam był w takim konflikcie z wilkami, oba rody wcześniej nieraz napadały na siebie, mordując nawzajem, a więc Nazir właściwie nie dopuścił się niczego, czego nie zrobiłby sam Kellan? Z królem węże też miały na pieńku, więc skąd ta nagła lojalność?


- Nazir, co tu się dzieje.
- W tej chwili przestań się wygłupiać! I nie po to wsadzili cię do piwnicy, żebyś z niej wyłaził!
– zielonowłosy podchodził bliżej ojca, a przy każdym z gwardzistów stanął ktoś z bandy młodego węża.
- Zaczynam nową erę! – powiedział łapiąc włosy ojca. Kilku gwardzistów wstało, ale od razu byli przebijani mieczami.
A oni tylko chcieli wznieść okrzyk na cześć nowej ery. Peszek.


Nazir wziął zamach i szybkim cięciem odciął mu głowę (temu zamachowi) i podniósł ją do góry. – Ten kto nie jest ze mną, skończy jak on! – krzyknął rzucając odciętą głowę na stół. – Więc kto jest przeciw mnie!?
W sumie to tylko głupi by się odezwał...


Podniósł się jeden z ośmiu pozostałych przy życiu gwardzistów. Wyciągnął miecz ku górze i krzyknął.
- Niech żyje Nazir, nowa głowa rodu Węża!
Ucięto głowę, niech żyje głowa!


Zielonowłosy wszedł do zbrojowni. Obejrzał dokładnie stosy tępych mieczy i starych uzbrojeń.
*Kura patrzy, nic nie rozumie, po czym doznaje olśnienia* Wiem! To Szrama, Diego i Vaas wpadli do nich po drodze do Jemenu, ukradli i przehandlowali co się dało i zostawili tylko rupiecie!


Odwrócił się do Dextera.
- Każ ludziom to przetopić na nową broń.
- Panie… - usłyszeli zza swoich pleców. – Mam lepsze pomysł.
Może wystarczy przekuć? Albo naostrzyć?
Sprzedać na złom, a za uzyskane fundusze urządzić popijawę?


Obydwóch dowódców obróciło się w stronę wejścia, gdzie stał mężczyzna o włosach koloru ciemnego blond. Jego lodowe tęczówki zastygły na twarzy węża.
- Kurwa, coś mi przymarzło!
Zwizualizował mi się Nazir z dwiema gałkami lodów waniliowych na nosie.


Miał złoty kontusz przeplatany ozdobnym pasem.
Znaczy, ten pas przechodził przez kontusz jakoś tak?
Awangarda staropolska.


Tuż obok trzymał miecz, inny niż wszystkie. Lekko wykrzywiony, nazywany szablą.
Tjaaa, a do jedzenia używał miecza zwanego nożem.


Jego rękę zdobił srebrny sygnet z lisem o rubinowych oczach. Jego uśmiech zbudzał zaufanie, ale jego oczy budziły nieufność.  
Pero, pero, bilans wychodził na zero.
Ciekawe, co wzbudzały jego uszy.
Łopot.


– Proszę mi wybaczyć moje niegrzeczne maniery, powinienem się przedstawić. Jestem Artur de Volpe, przybywam tu ze wschodu, wraz z moją świtą, dwudziestu świetnych wojów. Każdy z mojego rodu, i mój herb na piersiach noszą.
Polski kontusz, francusko-włoskie nazwisko - ten facet to jakiś farbowany lis!


- Witam, jak pewnie wiesz, ja jestem Nazir de Serpente, aktualna głowa rodziny węża. To jest Dexter, spod sztandarów wilka, a mój pomagier. Jaki jest ten twój pomysł?
- Wasi ludzie dość mają broni, a pieniądze zawsze są promotorem do służby.
O, w dodatku chemik, bo tylko dla chemika słowo “promotor” oznacza substancję, która po dodaniu do katalizatora znacznie przyspiesza szybkość reakcji.


Jako iż tak liczna rodzina Wilka zebrała się na drugą stronę (że co?), ich majątek spłonął wraz ich truchłami. Myślę że trzeba przetopić wszystko na monety!
Ten spalony majątek? Czy truchła?
Jedno i drugie - toć powiedział, że wszystko.


- Pan jest idiotą! – krzyknął Nazir. – Rozumie pan co to…
- Inflacja, dokładnie… - fuknął zadowolony.  – Ile jest warty bochen chleba?
- Ze dwa denary… - odpowiedział Dexter.
Jak się za chwilę przekonamy, mieli tam cholernie drogi chleb.
Jedli ciastka.


- Jeżeli przetopimy całą zbrojownie na monety, które potem roześlemy po kraju, to jak bardzo cena wzrośnie?
Oni te miecze mają ze złota, czy żelazną walutę?!
Kawałek dalej (w wyciętym fragmencie o podróży lisa) pojawia się informacja, że denary są złote.


- Co najmniej o dziesięć monet…
Kapitanie Oczywistość, bądź uprzejmy przyjść i wyjaśnić, że “monety” mogą mieć różne nominały…
W grach zazwyczaj nie mają, ale pamiętajmy, że w grach możliwe jest również bieganie w pełnej zbroi płytowej, z dwuręcznym mieczem, młotem bojowym i tarczą na plecach oraz z tysiącami złotych monet w sakiewce.
No, tu widzę duuuużo giercowych zapożyczeń, szczególnie przy opisach stanu i liczebności wojsk.


- Ile wynosi żołd królewskiego gwardzisty?
- Dziesięć denarów… rozumiem… - wyszeptał Nazir po czym przytulił do siebie Lisa, jako znak podziękowania.
Przy takich cenach chleba ten żołd musieliby wypłacać codziennie, no, może co drugi dzień - organizacyjny absurd.
Może taka inflacja - w latach dwudziestych XX wieku była taka, że ludzie walizkami nosili wypłatę do domu, a ta po drodze traciła połowę wartości…
Bardzo, bardzo nędznie opłacają żołnierzy. Jeśli królewski gwardzista ma żołd wystarczający na pięć bochenków chleba, to głodzenie armii musi zakończyć się buntem.
Z drugiej strony kawałek dalej de Volpe płaci w karczmie trzy, słownie trzy denary za kolację i nocleg dla siebie i swoich ludzi oraz za piwo dla wszystkich obecnych. Pewnie  ma większe denary.
Takie rozmiarów talerza. Czyli talary ;)


– Jesteś genialny! – znów odwrócił głowę do Dextera. – Rób co mówi!
- A będziemy mieć wojnę domową jak się patrzy!


- Jesteś pewien panie? – zapytał nieufnie, bacznie obserwując Lisa.
Nazir nie odpowiedział, tylko chwycił za ramię Artura i powiedział by poszedł za nim.

Artur de Volpe ze swoimi rycerzami jedzie zdobyć królewską mennicę. Dodajmy, że Nazir lekką ręką wykłada fundusze na tę wyprawę. Po drodze zatrzymują się w karczmie, gdzie spotykają nowego sojusznika z rodu knurów oraz jego młodego podopiecznego.


- Jam jest Strat z herbu Knurów. (...) Słyszałem że niektórzy potrzebują czasami pomocy…
- Jacy niektórzy?
- Na przykład miłościwy pan. Na pewno ktoś tak doświadczony jak ja, pomorze tu panu. –
Ja panu Pomorze, a pan mi mazowieckie!
“Z herbu” to mógł mu co najwyżej knur wyleźć, ryjem dźwięki niepolityczne wydając. Albo mówimy, że ktoś jest “z rodu”, albo że jest “herbu”, bez “z”.


ręką zamówił kolejny kufel miodu.
A nogą - goloneczkę.
A gdy poruszył uszami, gamratki zleciały się całą gromadą.


– Więc co pan powie. Ja i mój towarzysz, z herbu czarnej kosy. – lisy zamarły.
Znaczy, pochodził z rodu Mrocznych Żniwiarzy?
A może chodzi o samicę Turdus merula?


Czarne kosy to herb dobrze znany we wszystkich królestwach. Pod czas wewnętrznej wojny między gryfami a wilkami, węże wspierające gryfa wysłali do nich Ojca rodu czarnych kos.
W odróżnieniu od innych rodów, kosy miały Ojca (wielka litera!) zamiast głowy rodu. To na pewno coś znaczy.

Ten rycerz, wraz ze swoimi synami byli najbardziej morderczymi wojownikami podczas wszystkich walk. Byli tak bezlitośni, że aktualny król gryf, kazał ich ściąć.
I bądź tu najlepszy w swoim fachu...
Król to taki maruda, że nigdy mu nie dogodzisz.


Co też nie było łatwe, trzech mężczyzn zabiło wtedy trzydziestu trzech gwardzistów królewskich.
Pfff, żaden wyczyn, widzieliśmy i my tych gwardzistów, dziecko by sobie z nimi poradziło.


- Pokaż no go pan!
- Michale! Podejdź no tutaj. – ku zdziwieniu wszystkich, do knura podbiegł młody chłopiec o czarnych włosach i tęczówkach tego samego koloru. – To jest Michał z herbu czarnych kos. Ostatni ocalały z tego rodu.
Hmmmm… muszę przyznać, że dziwnie brzmi swojski Michał wrzucony pomiędzy Nazirów, Kanirów i Ocarianów.


- A co się stało z matką chłopca?
- Król kazał ją ściąć, tego chłopca odebrałem sam od matki. Znaczy poród.
Po ścięciu, czy przed?


– chłopiec bacznie obserwował wszystko.- Ma dwanaście lat, niby sierota.
Tak mu wmawiamy, dla żartu. Uciechy mamy z tego po pachy.


Ojca mu zastępuje. – Knur poczochrał go po głowie, wywołując u niego dość sympatyczny uśmiech.
- Jestem Michał, niech się waćpan nie martwi, rodzinny trening przeszedłem, umiem mieczem władać.
Rodzinny trening? Hmm. Jako ostatni ocalały z rodu musiał chyba przejść ten trening jeszcze w brzuchu matki.
No cóż, dziecko Belli wygryzło się na zewnątrz, to może on się… wyciął?


- Taki chłoptaś?  Mieczem? Uwierzę jak zobaczę. – krzyknął jeden z lisich strażników.
- Więc nie wierzy pan w umiejętności młodego? – zapytał Knur.
- Jak najbardziej!
- Więc wyjdźmy na zewnątrz.
Po co? Przecież lis właśnie oświadczył, że wierzy, jak najbardziej wierzy.


Ku zdziwieniu okolicznych mieszkańców na środek wyszedł chłopiec. Ubrany był w czarny płaszcz, narzucony na klasyczny czerwony kontusz. Knur musiał mieć majątek, by spokojnie ubierać go w takie stroje.
Zapamiętajmy tę informację.


Jeden z najlepszych szermierzy Volpa ma się zmierzyć z dwunastolatkiem. Obydwu wręczono drewniane pałki.
Niewątpliwie operowanie pałką, która jest bronią obuchową, nijak się nie różni od operowania bronią sieczną, dlatego w taki właśnie sposób młody miał udowodnić, że potrafi się posługiwać mieczem.


- Zostawcie młodego! – zaczęły się krzyki wśród plebsu. Blondyn odrzucił je [złapał krzyki w garść i cisnął z powrotem w tłum], ale uważnie obserwował tłum. Jakiś chłop nie chciał na to patrzeć [na to, jak blondyn obserwuje?], a kobiecina w sile wieku ruszyła na ryneczek pobliskiej wioski.
Po chipsy i popcorn.
Musiała iść aż do sąsiedniej wioski, bo w tej mieli tylko paluszki i orzeszki.


Gladiator z pewnością ruszył z zamachem na Michała.
Z pewnością ruszył, ale Narrator tego nie widział, bo akurat poszedł do wygódki.


Niespodziewanie czarnowłosy sparował cios i odpowiedział ciosem w brzuch. Mężczyzna zgiął się w pół i padł na ziemie.
O kurde, ale pokaz kunsztu, niech ich drzwi ścisną. Baba nawet nie zdążyła wrócić z chipsami.


Blondyn wszedł na pole bitwy (czego???) i wtulił w siebie chłopca, śmiejąc się jak nigdy. Od razu podszedł do niego Knur.
- To jak panie? Możemy z wami jechać?
- Czy możecie? Ludzie! Ja was moją ochroną mianuje! – zaśmiał się.
A to im zaszczyt uczynił, skubaniec! Tylko że nie. Przypominam, że Knur jest bogaty, prawdopodobnie nawet bardzo bogaty.
Nie będzie więc domagał się nędznego żołdu.


- Panie! – krzyknął jakiś z wojowników lisa, wskazując w stronę pobliskiego miasteczka. Jak to jest już w takich wiochach zebrało się „pospolite ruszenie”. Na oko czterdziestu chłopów, dziesięciu milicjantów i dwóch rycerzy.
Bo w takich wioseczkach chłopstwo na przednówku nudzi się śmiertelnie i nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko napadać na przejezdnych, co się zatrzymali w karczmie. Zwłaszcza takich, co podróżują konno, zbrojno i generalnie wyglądają dość groźnie. A rycerze to naprawdę nie wiem skąd - chyba że akurat tamtędy przejeżdżali jacyś błędni poszukiwacze przygód...

Właściwie nie wiadomo dlaczego zaczyna się walka (jak to nie wiadomo - bo trzeba natłuc trochę expa!), “pospolite ruszenie” zostaje wyrżnięte a wiocha, zwana też miasteczkiem, zostaje spalona. Wycinamy, bo drętwo i bez sensu, a poza tym czas już kończyć ten odcinek.
Wrzucimy tylko kwiatuszki z opisu walk, gdyż urocze są bardzo!

Chłopiec mimo wieku, trzymał miecz, może nie taki jak wszyscy, ale to też nie był sztylet.
Był to bowiem mieczyk, zwany też gladiolusem.
A “wszyscy” mieli jakieś miecze standardowe, o znormalizowanej długości? Bo, Pisaku szanowny, warto zauważyć, że średniowieczny miecz jednoręczny miał od ok. 85 do ok. 105 cm, miecz długi od 110 do 140 cm, a taki flamberg to i 180 cm osiągał.


(Dopiero co nam powiedziano, że chłopiec jest takim wymiataczem w szermierce, że łohoho, więc skąd nagle to zdziwienie, że “mimo wieku trzymał miecz”?)


Brzdęk kling zamienił się w melodie, która dla uszu czarnowłosego.
...była nie wiadomo czym, bo zdaniu urwało od wszystkiego.


Knur doskonale o tym wiedział, że jego podopieczny musi pić krew.
Wąpierz!!!
Jaki tam wąpierz, zwykły komar.


A jaki jest sposób by ją zdobyć?
Napaść na honorowego krwiodawcę?
Wstąpić do jatek i poprosić rzeźnika o kwartę świńskiej?
Mógłby po prostu zjeść kaszankę i talerz czerniny.
Fuuu, skrzepy...


Ciągle albo parowali ciosy, albo uderzali w drewniane pałki wideł chłopów.
Wizualizuje mi się taki dość monotonny mecz pingponga.
Chłopi trzymali widły, które w zębach trzymały pałki. Hint: pałka to nie to samo co drzewce.


Milicjanci w końcu wkroczyli do walki. Ich taktyka była podstawowa.


Odciągniętych wojowników otaczali uderzając albo pałkami włóczni, albo przebijali ich.
… widłami. Tymi, które trzymały pałki.
Wśród milicjantów miotał się kapral, rycząc: Nie zadzidziem, tępaki! Nie zadzidziem! Czubkiem przeddzidzia! Tym ostrym!


To oni byli sprawcami padniętych strażników szlachcica.
Znaczy: spłodzili jakichś zdechlaków?
Tak ich spoili samogonem, że byli totalnie padnięci.
Padnięty strażnik ma -150 od zajebistości.


Szlachcice na przodzie parowali ciosy, a bełty które przelatywały tuż obok nich wbijały się w skurzane zbroje milicjantów.
Zdalnie sterowane bełty starannie omijały szlachciców oraz tych milicjantów, którzy nie wytarli kurzu ze zbroi.
To były bełty samonaprowadzające, z czujnikami zanieczyszczeń.


Wygnieciony kawałek broi odpadł na ziemi, ukazując powoli czerwieniejącą się białą koszule.
Koszula sporo nabroiła, więc teraz czerwieniła się ze wstydu.


Już po godzinie, mimo deszczu wioska płonęła. Oczywiście wnętrza (gdzie wioska ma wnętrza?) były wypełnione trupami i suchym sianem, które odpalały reszty budynku.
Trupy jak petardy.
Bo w tej wiosce nie było chałup jeno same stodoły, a mieszkańcy żywili się smołą i siarką, dlatego ich ciała były tak łatwopalne.
Ale dlaczego tubylcy trzymali siano w domach?!
No a czym niby mieli wypchać sienniki?


Karczmarz leżał pod ladą, wraz z żoną.
Oboje narąbani w cztery dupy.
Nie narąbani, tylko prowadzili nielegalną sprzedaż spod lady.


Zginęło trzech ludzi Volpa, ale on nie żałował. Pogrzebał ich i wypił ich zdrowie.
Za nieboszczyka! Niech nam się zdrowo chowa!
"Zapewne wielu z Was zginie, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów." (Lord Farquaad)


Nikt nie zna wszystkich swoich ludzi.
Nawet, kiedy ma ich tylko dwudziestu, a wszyscy są z jego rodu.


Jak podsumował blondyn, „na szczęście nie umarł nikt ważny”.
Ot, takie tam pociotki stryjaszka.
Ci, którzy pozostali przy życiu, poczuli się bardzo zmotywowani takim podsumowaniem.


Z królewskiego składkowego weseliska pozdrawiają: Kura z miską sałatki warzywnej, Sine z talerzem faszerowanych jajek i Jasza z flaszką żubrówki,
a Maskotek plącze się między stołami, podpija gościom z kieliszków i sępi papierosy od gwardzistów.

30 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Niestety, Word ma nawyk poprawiania s w "sali", w zwiazku z tym wychodza takie rzeczy, jesli nie umie sie korekty opanowac.

Anonimowy pisze...

Zabiliście mnie przy "nie zadzidziem!" Leżę martwa, wypijcie moje zdrowie...

Korodzik pisze...

Ocarian otworzył szeroko usta, ale szybko je zakrył. Był przerażony tym co się tam dzieje.

A było dbać o higienę jamy ustnej.

Unknown pisze...

Jestem zalany łzami śmiechu, i w momencie palącego się dworu. Zwróciliście mi uwagę że raz nazywam rycerzy żołnierzami, gwardzistami, wojami etc. ogólnie, Gwardziści, to takie elitarne oddziały broniące głównie króla xD

Ale po prostu to jest świetne. Trochę mi wstyd za te błędy, ale mam mnóstwo śmiechu. xD

Pozdrawiam xD

Anonimowy pisze...

Ja się trochę pogubiłam w tych rodach,ale co tam,zabawa i tak przednia.
Dziękuję za historyczne wstawki,pożyteczne. Wierszyk o weselu,tekst o drabince, pieczystym i archeo bardzo dobre.
Pozdrawiam autora z dystansem do siebie.

W przyszłym tygodniu jest Falkon,jedzie ktoś?


Chomik

Mal pisze...

walczyło po kilku na jednego wilka
Eee, wróć, ich tam weszło pięćdziesięciu, tak? No to nawet jeżeli już zdążyli wybić połowę osób znajdujących się w zamku, "kilku na jednego" brzmi trochę nieprawdopodobnie. No, chyba że walczyli w systemie turowym i mieszkańcy w danej chwili nieatakowani po prostu czekali na swoją kolej... Chociaż jak Ocarian radośnie podał liczebność tych wszystkich armii, to się przestałam dziwić.

Czekam niecierpliwie na kolejną część :D

Unknown pisze...

Jak ja uwielbiam słuchać ludzi którzy, po prostu dziwią się z tego faktu, że Nazir jest przetrzymywany we własnym zamku xD

Dobrze, ale tak trochę wyjaśniając całą sytuację xD
Kraj jest większy niż ta chusteczka, ale niekiedy karawany musiały jechać wolniej (zwłaszcza kiedy w karecie siedzi kobieta w ciąży), a czasami ludzie poruszali się po prostu na koniach, co dawało im szersze pole do manewrów. Przynajmniej mój wyimaginowany świat mi tak powiedział xD

Szlachta w tym kraju jest dość... dziwna. To taka Magnateria, spośród której wybiera się króla, gdy stary umrze. Dlatego te "głowy" zbierają się i obradują. Taki o... Sejm xD

Kellan nie mógł się sprzeciwić Królowi, gdyż nie miał wystarczającej siły. Oczywiście, zawsze uważałem że kto się czubi ten się lubi. Dlatego potem żałował śmierci wilków. No, nudziło mu się xD

A te pieniądze xD
Gwardzista dostaje dziesięć denarów dziennie, oczywiście wydawane jest to w jednym terminie xD

A Lisy? To szlachta z sąsiedniego kraju. Nie mają żadnych zbroi, chyba, tylko kontusze, a ich broń to zdobione kusze i szable. Jeżeli chodzi o stwierdzenie że są z jego rodu. Jako świetni żołnierze zostali przypisani do jego rodu. W sensie jak Wiśniowieccy, Lisowczycy etc. xD

Ale świetnie mi się czytało (oprócz tego palącego wstydu za błędy) i się zastanawiam czy to na prawdę tak złe opowiadanie? xD

Pozdrawiam po przeczytaniu całości.

kura z biura pisze...

Fajnie, że nam to wyjaśniłeś, ale dlaczego tych wszystkich rzeczy, o których tu piszesz, nie było w Twoim opowiadaniu? Czytelnik nie Duch Święty, nie siedzi w głowie autora i nie zna jego myśli, więc jeśli stworzyłeś swój świat, to nie masz innego wyjścia, jak opisać go czytelnikowi tak, aby mógł go sobie wyobrazić. A nie liczyć na to, że się domyśli :)

Opowiadanie samo w sobie nie jest tak kompletnie złe, ale mam wrażenie, że spróbowałeś ugryźć za duży kawałek. To znaczy: wymyśliłeś całkiem interesującą intrygę, ale straszliwie wykładasz się na szczegółach, na opisach, na języku... I bardzo widać inspirację grami, a niestety to, co ujdzie w grze, w opowiadaniu już nie. Masz więcej dobrych chęci niż umiejętności - ale umiejętności można wyćwiczyć :) Nikt nie rodzi się mistrzem szermierki ani pióra ;)

Unknown pisze...

Cóż, zawsze wydawało mi się że jest dobrze, wszyscy którzy to czytali "klepali mnie po plecach" i mówili że jest świetne xD

Pierwszy rozdział powstał na początku lutego 2014 roku, od tego momentu cały czas staram się wyłapywać swoje błędy i je naprawiać. Praktyka jest najważniejsza, a w opowiadaniu jak wyłapię błędy to je zostawiam. Nie chce pokazywać niczego w stu procentach idealnego, bo nie ma nic takiego na świecie xD (oraz chce mieć pogląd na moje umiejętności xD Level Up) (P.s. czasami pozostawiałem niedomówienia, dające późniejsze możliwości xD) (P.s.2. przypomniało mi się. Czasami różnie podawano liczebność żołnierzy [pierwotnie było ich więcej], to po prostu w tym momencie "domysły" ludzi)

Ale szczerze, to nie wiem czym się inspirowałem, po prostu siedziałem przed Word'em i pisałem xD
Jest tu trochę... Historii, jak konflikty szlachty i te sprawy xD A nie, rzeczywiście trochę gier tam jest xD (jedną z ostatnich scen, przed pisaniem odegrałem w Medieval II Total War xD)

Nie wiem czy wcześniej to robiłem, ale dzięki za takie wytykanie błędów. Nie dość że się pośmieje, to zrozumiem gdzie popełniam błędy :D (i poczytam jak ludzie mówią że opowiadanie jest świetne. Robi się tak cieplutko na serduszku :D)

Pozdrawiam :D

Anonimowy pisze...

Niech mi ktoś wytłumaczy: dlaczego właściwie Nazir kazał wymordować Dom Wilka i swoją dziewoję?

Widzę, że się autor udziela, to niech chociaż on mi wyjaśni po kiego grzyba taka gruba intryga? Wpaść do napalonej panny, żeby zadźgać ją i cały jej ród? Mnie to się jakoś kojarzyło, że chodzi o przepowiednię, ale tutaj recenzenci wspominają o jakiś waśniach-mordach czy czymś takim?

lau pisze...

Zawsze jest świetnie,ale tym razem przeszliście samych siebie! Ocarian i Nezir jako gęsi i wieprz, śpiewający przedsionek, balkon pokryty wzrokiem, "jakiś dureń strzelał do mnie z łuku", Wanarz który przez przypadek powiesił się na gumie, składkowa impreza, eufemistyczne określenie sedesu, miotający się kapral to wszystko zrobiło mi dzień. Aż uznałam, że warto zostawić pierwszy komentarz w podziękowaniu za takie cudo

Frikey Slender pisze...

Analiza przegenialna :D
Ocarian wytarł łzy jest głową rodu - czy tylko ja czytam "wytarł łzy GŁOWĄ RODU"?
Ma szesnaście lat i miała krwiste włosy do ramion. - przypomina mi to "miała szesnaście lat i zeszła na sniadanie" :P
I ten klasyczny żart o zadzidziu, w dodatku zaaplikowany halabardzie, borze, piękne :D Naprawdę esencja analizy :)

Unknown pisze...

,,Tego Dextera?''

Może chodziło o Dextera Hollanda?

Podziwiam, że udało wam się połapać w tym bigosie i nie zwariować. Ja bym tak nie umiała. Pozdrawiam, Api.

viðkvæm pisze...

Uśmiałam się jak norka, choć z opowiadania prawie nic nie zrozumiałam. Myślałam, że pierwsza część była chaotyczna, ale druga ją przebija. Aż się boję trzeciej... :)
Ale komentarze analizatorów przednie, było warto poczekać te dwa tygodnie ;)

Anonimowy pisze...

- Pięciuset wojów, w tym stu gwardzistów i tylu [tyle] samo chłopów z pól.
Sto plus sto daje dwieście. Pomijam już tych chłopów, którzy są wojami, ale kim jest pozostałych trzystu?

Ani chybi Spartanie...

Ethlenn pisze...

"...uspokoił ogromną sale" - nie chodzi o pomieszczenie, ale o wyprzedaż!
"Rycerze wilka próbowali ugasić dwór, co chwile wyjmowali kolejne spalone ciała." znaczy wchodzili w płomienie i wyciągali BBQ? Ja tam nie wiem, ale pan od BHP miałby inną opinię na ten temat.

Czekam z utęsknieniem na część następną, zwłaszcza na rozprawienie się z kwestią ojcobójstwa, w końcu Nazir uciął ojcu głowę i nic się nie stało.
E.

Anonimowy pisze...

"Wśród milicjantów miotał się kapral, rycząc: Nie zadzidziem, tępaki! Nie zadzidziem! Czubkiem przeddzidzia! Tym ostrym!" - mój osobisty faworyt.
Cudna analiza. Z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Kocia

Anonimowy pisze...

Można Wam podsyłać blogi do analizy? Jeśli tak to znalazłam pewien:
http://rehabilitation-by-avengers.blogspot.com/
Nie mój! :)

Anonimowy pisze...

Jestem pełna podziwu wobec autora, że wziął na klatę krytykę i się nie burzy :)

Anonimowy pisze...

Imho atak na wilki nie jest zemstą za śmierć matki, tylko samospełniającą się przepowiednią - Nazir w pierwszej części analizy usłyszał od włochatego dziada z lasu (znaczy, no, tej "bestii z rogiem na głowie", która nie była bestią i nie miała rogu) że "szczur przyjacielem będzie wilka", więc postanowił zawczasu zapobiec zdradzie Ocariana i wytłuc wszystkie wilki.

A tak w ogóle to wykonałam eksperyment, bo bardzo chciałam zobaczyć jak wygląda szczur na koniu. Wzięłam więc szczura i posadziłam na plastikowym koniku. Strasznie się wiercił, a ostatecznie konikowi odgryzione zostało kopytko </3

Anonim M

Unknown pisze...

Analiza fajowiutka, ale bardziej pozytywnie zaskoczyl mnie autor. Gratuluje mu dystansu do swojego dziela i przjecia krytyki z godnoscia. W zyciu osobistym musi byc fajnym facetem.

Anonimowy pisze...

PLUSzaki analizują Sagę o Katanie. Wiecie co? Śmiem twierdzić, że nasz Alladyn lepiej od Szyndlera operuje językiem, choć podmioty mu w zdaniach szyją zamęt grubymi nićmi. I nie bredzi tak strasznie. ;) A ktoś pytał w komentarzach, gdzie ja ten potencjał widzę...
Alladynie! Pisz dalej, ćwicz, szlifuj pióro i dużo czytaj. Byle nie Szyndlera. ;)

Aadrianka pisze...

Och, zamęt grubymi nićmi szyty po wsze czasy będzie mi się kojarzył z rzadkiej urody recenzjami popełnionego przez TVP serialu "Wiedźmin". Bardziej nawet, niż z oryginalnym źródłem cytatu. O, tu są te streszczenia cudne: http://radkowiecki.is.evil.pl/spis2.html

Anonimowy pisze...

a propos streszczeń wiedźmina o których powyżej, są absolutnie genialne :) serialu nigdy nie obejrzałam, ale streszczenia traktuję jako dodatek do Sapkowskiego w wersji light :)

jyfu pisze...

> Ilu znacie dorosłych ludzi, którzy tupią nogami z radości?

Całkiem sporo; o ile nie są stetryczałymi sensatami i faktycznie się cieszą, to czemu nie?

Anonimowy pisze...

Będzie analiza najnowszej książki fenomenalnej pisarki Karatrzyny Michalak (Miasto Walecznych. Tak, dokładnie TO miasto i TEN czas xD)

Unknown pisze...

Błagam, Warszawa 44? Nieee

Anonimowy pisze...

O tak... Armado liczę na was

Anonimowy pisze...

Oj tak, Word zawsze poprawia mi 'sali' na 'Sali' :D trzeba tylko nad tym panować ;-) a z czego to się bierze? Nie mam bladego pojęcia.

Co do samego opka - bez sensu. Ale, ale! Pochwała dla autora, bo w porównaniu z cudownym tworem, który obecnie analizuje PLUS, to ten blogasek naprawdę jest dziełem. Co jak co, ale tamto (i to jeszcze książka, boru...) prezentuje znacznie niższy posiom. A gdyby autor tego opka pokusił się kiedyś o napisanie historii od nowa, to myślę, że mogłoby coś z tego być, bo pomysł nienajgorszy :-)

Ama

Anna Barańska pisze...

Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.