czwartek, 4 lipca 2019

377. Za hajs męża baluj, czyli czarne przegrywa, kolor wygrywa (Kolejne 365 dni, 2/2)



Drodzy Czytelnicy!
Dzisiejsza analiza będzie długa, ale chcieliśmy już ostatecznie skończyć z Laurą Biel, a zresztą długie analizy są w sam raz na wakacje! Wiemy, że już obgryzacie palce z niecierpliwości, kto zwycięży w rywalizacji o (przeszczepione) serce Laury, więc nie będziemy dłużej trzymać Was w niepewności.
Indżojcie!


Analizują: Kura, Kazik, Jasza i Vaherem

ROZDZIAŁ ÓSMY


Laura wraca do Polski; na lotnisku czeka na nią Damian (pamiętamy? jeden z jej byłych, zawodnik MMA oraz – jak się okazało – człowiek Karola, polskiego pełnomocnika Massima). Massimo, jak widać, umie zjeść ciastko i mieć ciastko; obiecywał nie wysyłać z Laurą ochrony, no to ją wynajął na miejscu. Ale nie z Laurą takie numery, kto tu w końcu jest królową ludzkich serc!


– Jak bardzo musisz być lojalny wobec mojego męża i Karola?
– Mniej niż w stosunku do ciebie – odparł bez namysłu. – Jeśli chodzi ci o to, czy jestem tu, by wyciągać z ciebie informacje, to absolutnie nie. Pinky promise! 


Twój mąż płaci mi niebywale wysoką pensję, ale mojej lojalności kupić sobie nie może
W tym momencie Damianowi urosły skrzydła husarskie, bo taki stał się szarmancki wobec Laury. 
 – oparł się plecami o kanapę. – A ty masz ją z urzędu.
Tak właśnie powiedziałbym naiwnej damulce, od której informacje kazał mi wyciągnąć potężny sycylijski gangster sypiący złotem.


Laura opowiada Damianowi historię swego porwania, o Nacho wyraża się enigmatycznie – “namieszał mi w głowie”; Damian wchodzi w tryb psychologa...


– A nie sądzisz, że namieszał ci w głowie, bo nie byłaś aż tak szczęśliwa, jak ci się wydawało?
Zawiesił się, ale wciąż patrzył na mnie.
– No bo zobacz: jeśli jesteś czegoś pewna, nic cię od tego nie odwiedzie i nic nie zburzy solidnej konstrukcji twoich uczuć – trochę po belfersku uniósł palec do góry. – Ale jeśli masz choć cień wątpliwości, a podwaliny, na których coś stoi, nie są solidne, wystarczy niewielki podmuch, a wszystko runie.
Widzę że lecząc połamane w poprzedniej części kości, Damian naczytał się Paulo Coelho.
Twój dom stoi na sycylijskim piasku, trzeba było budować na kanaryjskiej skale. 
(...)


Następnego dnia rano miałam jechać do rodziców, ale kiedy tylko otworzyłam oczy, do głowy przyszedł mi szatański pomysł. W radosnym pląsie pobiegłam do łazienki i godzinę później stałam, przegrzebując szufladę w poszukiwaniu kluczy. Był maj, a w Polsce pogoda była cudowna, wszystko kwitło i budziło się do życia – zupełnie jak ja. Wideofon zadzwonił, a ja poinformowałam Damiana, że za chwilę zejdę, i chwyciłam torebkę. Wyglądałam apetycznie ubrana w kremowe (faktycznie smakowicie!), wysokie trampki od Louis Vuitton, prawie białe podarte szorty i cienką bluzę, która odkrywała mi niemal cały brzuch. 
Ten posiniaczony przez Massima brzuch? Już zdążyło zniknąć?
Rany, po niej to wszystko spływa jak po kaczce…(nie tylko w sensie znikania śladów fizycznych, ale i psychicznych). 
Goi się jak na psie, bo blizny chirurgiczne po transplantacji serca i wycięciu nerki też jakimś cudem są niewidoczne. Pewnie dzięki tym łagodnym kosmetykom…
Fioletowo-zielone (wiosenne kolory!) siniaki robiły za interesujące dodatki do białej kreacji.


Szatański plan Laury oznacza zakupienie motocykla Suzuki, nówki sztuki z salonu, żeby właśnie nim pojechać do rodziców. 


Kiedy już wszystko było wybrane, wynurzyłam się z przebieralni zakuta w ciasny skórzany kombinezon, rękawiczki, buty. W rękach trzymałam kask.
– Idealnie – stwierdziłam, zerkając na obydwu oszołomionych mężczyzn. – Biorę wszystko, proszę podstawić mi motocykl pod wejście.
Sklepy z motocyklami sprzedają też odzież? Dla kogoś tak wybrednego odzieżowo jak Laura?
(...)
Podałam sprzedawcy kartę kredytową, a mój goryl uderzył ręką w czoło.
Kogo?
Stojącego obok Damiana. Ta małpa Laury jest kompletnie niewychowana. 


(...)
– Zwolni mnie – wyjęczał Damian, stając obok.
– Coś ty, nie ma takiej opcji. Poza tym wścieknie się tak, że będzie chciał zabić mnie, a nie ciebie.
Jedno drugiego nie wyklucza, zwłaszcza jak Massiu wpadnie w szał. 


(...)
– Zajebista jest moja nowa suka – powiedziałam, klepiąc ją z uznaniem, kiedy zaparkowałam przed wjazdem do domu rodziców.
Psom za to niezbyt się spodobała, zawyły syreny, poproszono o dokumenciki.


(...)
– Oho – powiedziałam, kiedy moja kieszeń znowu zaczęła wibrować, a na wyświetlaczu zamigotał napis „Massimo”. – Dzień dobry, mężu – zaczęłam wesoło płynną angielszczyzną.
Dlaczego akurat w tym momencie podkreśla, że płynną? W końcu tak czy inaczej przyjęliśmy na wiarę, że porozumiewa się z nim po angielsku i żadnemu z nich nie sprawia to trudności. 


– Jak ty się zachowujesz?! Lecę do Polski! – wrzeszczał do słuchawki tak głośno, że aż odsunęłam ją od ucha. – Nie tak cię wychowałem!
– Pamiętaj o naszej umowie – odpowiedziałam. – Jeśli przylecisz, rozwiodę się z tobą.
Jego głos zamilkł, a ja kontynuowałam.
– Zanim cię poznałam, jeździłam motorem i nadal zamierzam to robić. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie – westchnęłam. – Czasem związek z tobą wydaje mi się bardziej niebezpieczny niż jazda na tym, co teraz mam między nogami.
Ajej jakiż kalam-bur, czyli defekuję w lesie!

– Lauro! – Czarny warknął do słuchawki. – Jak ty się wyrażasz?
– Mylę się, Don Torricelli? Jakoś przez dwadzieścia dziewięć lat nic mi się nie stało, a w ciągu ostatnich miesięcy postrzał, utracona ciąża, porwania…
(...)
Nastała cisza.
– I przestań świrować, wrócę cała i zdrowa.
– Jeśli coś ci się stanie, zabiję...
– Kogo tym razem? – przerwałam mu z irytacją.
– Siebie... Bo moje życie bez ciebie nie ma sensu.
Tak romantycznie mało kto mówi o miłości. 


Zamilkł, a po chwili się rozłączył.
Jak dramatycznie…


Patrzyłam na czarny wyświetlacz i byłam pełna uznania dla jego samokontroli [khyyy, khyyy… kłaczek!] i sztuki negocjacji.
Szantażowanie samobójstwem jako sztuka negocjacji? 
Massimo do perfekcji opanował jedną groźbę, która daje mu zwycięstwo w każdych negocjacjach. W zależności od sytuacji używa jednego z tych wariantów: “zabiję ciebie/kogoś ci bliskiego/siebie”.


(...)


Laura przedstawia matce złagodzoną wersję wydarzeń, które doprowadziły do poznania Nacho. Co ciekawe, już bez ogródek przyznaje, że się zakochała. 
Lata robią swoje. Już nie musi przed matką udawać, że kolega z kółka teatralnego, to tylko kolega.


– Dziecko – zaczęła moja matka, gasząc niedopałek. – Nie powiem „a nie mówiłam”, ale ja już w zeszłym roku próbowałam ci uświadomić, że to wszystko dzieje się trochę zbyt szybko.
Co prawda w tym całym korowodzie luksusowych prezentów, zachwytów willą i VIPowskich bali to uświadamianie faktycznie było tylko próbą, ale liczą się intencje. 
Klara zawahała się przez moment, lecz błyskawicznie doszła do wniosku, że przecież Laura, jej krew, nie rzuciłaby swego bogatego misiaczka dla kogoś biedniejszego, więc nie ma obaw, strumień prezentów będzie płynął nadal. 


Rozlała do końca wino z butelki.
– Moim zdaniem to dziecko spowodowało ślub.
O Boże, jakże bardzo się mylisz, pomyślałam.
– A utrata dziecka jednocześnie spowodowała utratę sensu małżeństwa. – Klara wzruszyła ramionami. – Więc się nie dziwię, że kiedy na twojej drodze w takim momencie stanął ktoś intrygujący, zainteresowałaś się nim. A co byś zrobiła w obecnej sytuacji, gdyby Massimo nie był twoim mężem, tylko chłopakiem? A ty byłabyś w Polsce, a nie na Sycylii?
A gdyby babcia miała wąsy? A gdyby w dupie rosły grzyby? 


– Zostawiłabym go – odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu. – Nie zniosłabym tego, że mój facet mnie ignoruje i często traktuje jak wroga.
...jak wroga? Znaczy, codziennie sprawdzasz swój pokój w poszukiwaniu bomb-pułapek, nie ruszasz się nigdzie bez pistoletu, twój telefon jest na podsłuchu, a rankiem widzisz jak pod twoim oknem przydupasy Massima kopią ładny, prostokątny dołek? 


– Tak po prostu, zrobiłabyś to?
– Po prostu? – oburzyłam się. – Mamo, ja walczę o ten związek od miesięcy. Taaaaak? Jakieś pozakulisowe akcje, coś poza leżeniem i intensywnym chceniem, żeby po seksie było przytulanko? Z zerowym skutkiem. Ile mam jeszcze stracić czasu? Za kilka lat ocknę się przy człowieku, którego zupełnie nie znam.
Za to teraz znasz go, że ho ho. 
Ta różnica między tym jak swój związek postrzega Laura, a jak my… jest całkiem zabawna. I bardzo podobna do różnicy w postrzeganiu fabuły tego cyklu przez nas i autorkę we własnej osobie. 


– Kochanie, dam ci złotą radę, dzięki której, jak sądzę, moje małżeństwo z twoim ojcem trwa od prawie trzydziestu pięciu lat.
Nachyliłam się w jej stronę.
– Musisz być egoistką.
Pffff, też mi nowość! – stwierdziła Laura. 
O tak, związki w który jeden z partnerów jest egoistą mają taaaaką wielką szansę przetrwania. Nie, to małżeństwo przetrwało trzydzieści pięć lat z innego powodu: ojciec Laury ma na wszystko wyjebane. Po prostu dajcie mu teleskop i będzie szczęśliwy. 
Nie no, myślę, że mamie Laury chodzi o tzw. zdrowy egoizm: żeby umieć zadbać też o siebie, a nie poświęcać wszystko dla partnera i rodziny. Niemniej, znając Laurę, może ona to zrozumieć troszkę inaczej… 


Och, grubo idzie, stwierdziłam bezdźwięcznie.
– Jeśli na pierwszym miejscu postawisz swoje szczęście, będziesz robić wszystko, aby ono trwało. Będziesz więc również dbać o związek, ale taki, który nie zniszczy ciebie. Pamiętaj, kobieta, która jest wyłącznie dla mężczyzny, będzie zawsze nieszczęśliwa [bo naczytała się szatańskich broszurek?] będzie czuć się uciemiężona, a co za tym idzie, będzie marudziła. A mężczyźni nie lubią marudzących kobiet.
Ma być jasne, kto może marudzić.
Czyli tak czy inaczej – wszystko kręci się wokół mężczyzny. 


– I takich, co się nie malują – pokiwałam głową z mądrą miną człowieka uczonego.
Sprawdzić, czy nie Józef Pałys. 


– Och, broń Boże. Nawet jak nie masz faceta, musisz dbać o siebie dla siebie – przytaknęła moim słowom.

(...)


Bla, bla, Laura spędza w domu beztroskie dwa tygodnie; Massimo nie dzwoni, a ona nadal nie wie, kogo woli. Pewnego dnia wraz z ojcem wybiera się na zlot motocyklistów w Kazimierzu… aż tu wtem! 


Warkot silnika jakieś trzy metry od nas przerwał mu i oboje obróciliśmy głowy. Na brukowany rynek wjechała przepiękna żółta Hayabusa.
 
https://s3.ap-south-1.amazonaws.com/www.cimg.in/images/2017/03/19/24/141583542_14898704841_large.jpg
Offtop: wygląda paskudnie. #teamYamahaBANZAI!!!


Aż jęknęłam na widok tego cudownego motocykla. Marzyłam o takim, ale niestety nigdy nie miałam okazji dosiąść tego potwora. 
ALEJAKTO, i nie kupiła go sobie teraz, skoro i tak już była w salonie Suzuki? 


Przestałam oddychać, kiedy Nacho, robiąc dosłownie trzy kroki, stanął przede mną.
Nikt się nie spodziewał Kanaryjskiej Mafii!


– Lauro – wyszczerzył zęby i nie odrywał ode mnie zielonych oczu, zupełnie ignorując tatę. Kulturka.
– Jezu Chryste – wyszeptałam po polsku, a Tomasz Biel zgłupiał jeszcze bardziej.
Dla przyjaciół Nacho Matos – powiedział, obracając się w stronę taty i podając mu dłoń, z której zdążył wcześniej ściągnąć rękawiczkę. – Pana córka teraz przez chwilę będzie dochodzić do siebie, więc może się przysiądę.
Oczy wyszły mi z orbit na dźwięk języka polskiego w jego ustach.
Nie dziw się, przecież polski jest UJM – Uniwersalnym Językiem Miłości. A to ze względu na fonetykę. 
No i teraz wiesz Kuro dlaczego podkreślono ten “płynny angielski”: Nacho jest lepszy i cudowniejszy pod każdym względem, nawet uzdolnień lingwistycznych. 


– Tomasz Biel. Rozumiem, że się znacie? – odparł tata, wskazując mu miejsce.
– Jezu Chryste – powtórzyłam raz jeszcze, a Kanaryjczyk zajął miejsce, nakładając na nos okulary.
– Przyjaźnimy się, ale na co dzień mieszkam dość daleko, więc pańska córka może być trochę zaskoczona moim widokiem.
A teraz wyobraźcie sobie, że ten tekst mówi obcokrajowiec. 
I to taki, który uczy się polskiego raptem od paru miesięcy. 


(...)


– Prosiłam o czas. Massimo zrozumiał, a ty...
– Właśnie dlatego, że on zrozumiał, ja mogłem pojawić się tutaj. Nie masz ochrony, dziewczynko, nie licząc tego fightera w mercedesie.
Proszę, taki poliglota, polski na poziomie C1, ale prostego “nie, chcę być sama” nie rozumie. 
Nie rozumiesz, Kaziku. On po prostu lepiej od Laury wie, czego ona naprawdę potrzebuje. A potrzebuje oczywiście JEGO, Macho Nachosa!
Apel o wprowadzenie poziomu C3: “Osoba posługująca się językiem na tym poziomie po prostu wie lepiej, co interlokutor miał na myśli.”


(...)


– Ścigamy się? – zapytał, a ja wybuchłam śmiechem i pokręciłam głową.
– Żartujesz, prawda? Masz pewnie co najmniej siedemdziesiąt koni więcej niż ja. Poza tym jeśli nie masz ograniczników, możesz jechać prawie dwa razy szybciej. Nie mówiąc już o tym, że pewnie jeździsz kilkaset razy lepiej niż ja.
Nacho siedział, uśmiechając się w dziwny sposób, i słuchając tego, co mówię, kręcił głową.
– Imponujesz mi – stwierdził niemal szeptem. – Która kobieta wie co to konie mechaniczne? 
To te takie?
https://images-na.ssl-images-amazon.com/images/I/51W5UNR4dRL._SX425_.jpg


Szybko, spytaj jeszcze, co to jest spalony, a jak odpowie poprawnie, to się oświadczaj! JUŻ!
(...)


Nacho znów porywa Laurę na swoim motocyklu; pilnujący jej Damian nie jest w stanie nadążyć samochodem. 


(...)
Po kilkudziesięciu kilometrach skręcił w leśną drogę i zatrzymał się, a ja poczułam, że Hayabusa zdecydowanie nie jest crossowym motocyklem. Skąd on znał takie miejsca, pomyślałam, patrząc na dom nad jeziorem ukryty wśród drzew. 
Mnie interesuje skąd on zna język polski, bo przy tym domek nad jeziorem to banał. 
Nie no, w poprzedniej części było, że jest super uzdolniony i zna tych języków ze siedem, co mu tam jeden więcej. 


Zgasił silnik i nie zsiadając, zdjął kask.
– Masz telefon? – zapytał poważnym tonem, kiedy ściągnęłam swój.
– Nie mam, został w sakwach taty.
– Myślisz, że masz na sobie inne nadajniki?
Samo słowo “myślisz” jest wyzwaniem.


Obrócił głowę w moją stronę. Zaprzeczyłam gestem.
– To dobrze, zatem mamy dla siebie całą noc.
I za całą pewność wystarcza mu jej przekonanie, że jest czysta? O, święta naiwności. 
Przypomnijmy, Macho Nachos to super pro killer mafii. 


(...)


Bla bla, jedzą kolację; Nacho prosi Laurę, by zadzwoniła do matki i powiedziała, że nie wraca na noc, ale… autorka robi cięcie i nie mamy pojęcia, czy do czegoś pomiędzy nimi tej nocy doszło, czy nie. 


ROZDZIAŁ 9


Laura wraca do męża; w samolocie wspomina noc spędzoną z Nacho. 


(...)
– Nie taką przyjemność dam ci dzisiejszej nocy, Lauro – wydyszał, odrywając się ode mnie. A ja całkiem zgłupiałam. 
Niemożliwe.
Jeszcze bardziej? 


– Chcę, żebyś mi się oddała, myśląc wyłącznie o mnie, nie mając z tyłu głowy przysięgi, którą składałaś przed Bogiem.
Skomplikowany komunikat, prawda? 
Uwierz mi, Laura ma w głowie kompletną pustkę. A nawet jeśli coś tam znajduje, to na pewno nie jest to przysięga składana przed Bogiem.
Ja wiem, co tam jest: niteczka. Ta, bez której uszy by jej odpadły. 


Kiedy to powiedział, w pierwszej chwili chciałam go strzelić w łeb i wyjść, ale po kilku sekundach zrozumiałam, o co mu chodzi. 
Rzeczywiście, teraz jakby wolniej trybi.
Z ulgą odłożyłam pistolet. To droczenie się z moim libido mogło kosztować go życie!


On nie chciał być kochankiem. On chciał być tym, którego kocham. Wcisnęłam mocno głowę w poduszkę i patrzyłam na niego zrezygnowana.
No trudno - co ma być, niech będzie.
Ach i plan ciągnięcia dwóch srok za ogon nie wypalił. 


Chwycił koc i okrył nas szczelnie [zawinąwszy jak burrito], a później ściągnął spodnie [po ciemku i pod kocem] i na powrót ułożył się między moimi nogami. Konsternacja wymalowała mi się na twarzy, bo to, co robił, było całkowitym przeciwieństwem tego, co mówił.


– Nie będę się dziś kochał z tobą, będę cię poznawał.
Zsunęłam dłonie po jego plecach i chwytając za pośladki, ze zdziwieniem odkryłam, że ma na sobie bokserki.
I skarpetki!
Kalesony!
Pas cnoty. 
Buty klauna. 


– Nie zdejmę ich, ty swoich też nie – na jego twarzy zatańczył promienny uśmiech. – Będę poznawał twoje pragnienia, ale czas na ich zaspokojenie przyjdzie później.
W końcu na delegacji się nie liczy, z tą samą płcią się nie liczy, po pijaku się nie liczy, petting się nie liczy…
I gdy się nie ma w tyle głowy przysięgi małżeńskiej, to też nie.


(...)
Ustami  przywarł  do moich warg,  a jego biodra kolejny  raz zaczęły z pełną mocą  nacierać na moje. Kochał się  ze mną, mocno i intensywnie, tyle  tylko, że nie był we mnie. Choć nawet  nie musiał, bo ja niemal czułam, jak jego  penis rozsadza całe moje wnętrze.
Pamięta ktoś jeszcze Martina i ile gorzkich słów padło na temat uczciwości, zaufania i niewybaczania zdrad (nawet gdy już ustalono, że został naćpany)? Co wolno bohaterce... 


(...)
W tym momencie odwrócił się, a metr przede mną ukazała się imponująca erekcja.
Otworzyłam usta na widok najpiękniejszego i najprostszego kutasa, jakiego widziałam w życiu. 
Nacho-Macho nie nosił bokserek, lecz koronkowe stringi.
Albo plastikowe, przezroczyste gacie. 
Zafoliował sobie ptaka.
Na zapleczach sklepów mają zgrzewarki.
Autorka już się nie stara przy opisach. Nostalgicznie przypomnę wam jak opisywała Massimową buławę: 
Jego  piękny,  równy i niebywale  gruby kutas sterczał  niczym świeczka wetknięta  w tort, który dostałam w hotelu w dniu swoich urodzin. Był doskonały, ide­alny, nie za długi, ale gruby prawie jak mój nad­gar­stek, po prostu perfekcyjny.


Kiedyś już miałam okazję go zobaczyć, ale wtedy zwisał sobie, a ja usiłowałam nie patrzeć. Teraz jednak nie było takiej siły, która oderwałaby mój wzrok od tego cudu, którego koniec przebity był kolczykiem. 
Wiecie co, serio się zastanawiam, jak to funkcjonuje. Wiem, że ludzie tak robią, nie czepiam się tego opisu, ale… czy to nie pokaleczy pochwy przy stosunku? 


Jęknęłam, a moje zęby mimowolnie zagryzły usta. Nacho stał oparty jedną ręką o ścianę i chichotał.
– A więc co mówiłaś? – spytał, kiedy ja usiłowałam otrząsnąć się z amoku. – Czuję, że w myślach już klęczysz przede mną.
(...)


A jednak Laura decyduje się wracać do męża. Ku jej zaskoczeniu, Massimo zamiast do rezydencji zabiera ją do domu w Messynie (jadą nowym lamborghini aventador, które kupił sobie z nudów). Na miejscu jest miły, czuły i opanowany, przeprasza ją, zapewnia, że już nie pije i nie ćpa oraz chodzi na terapię, no po prostu nie ten człowiek. Laura dostaje też prezent – malutkiego pieska, którego nazywa Prada (do wyboru było jeszcze Givenchy, na cześć marki ulubionych butów Laury). Wydawałoby się, że przed nimi nowe życie, sielanka i pełnia szczęścia, ale…


ROZDZIAŁ 10
Kolejne dni spędziliśmy tylko we dwoje zamknięci w światach swoich wyzwań. On usiłował [?] mnie nie pieprzyć, a ja próbowałam za wszelką cenę sprowokować go, by to zrobił. 
...ale dlaczego? Ja rozumiem, że odwyk, ale celibatu przecież nie ślubował?


Bardzo dużo trenował. Chwilami nawet się martwiłam, że coś mu się stanie, bo ilekroć czułam, że mi zaraz ulegnie, uciekał w ćwiczenia. 
No właśnie. A jak pamiętamy, niezaspokajanie Laury pociąga za sobą fatalne skutki. 
Massimo będzie miał przerost muskulatury nad męskością


Jak tak dalej pójdzie, zostanie kulturystą, pomyślałam, kiedy kolejny raz wkładał spodnie od dresu. Był cudowny ciepły wieczór, wręcz idealny do namiętnego rżnięcia w jacuzzi. No przecież nie do rżnięcia w karty. 
– Nic z tego – krzyknęłam, odkładając Pradę do kojca i szarpiąc się z nogawką Massimo.
– Mała, puść to! – Roześmiany Massimo powalił mnie na kanapę. – Zrobisz sobie krzywdę.
Nogawką?


Łapał moje fruwające wokół ręce, aż w końcu unieruchomił je, wciskając między miękkie poduszki.
– Nacho, przestań – krzyknęłam, a kiedy dźwięk mojego głosu rozbrzmiał wokół, zamarłam.
https://media1.tenor.com/images/b4f2052a26aa3633a1073e9577f6b70c/tenor.gif?itemid=14149962


Ręce Massimo zacisnęły się wokół moich nadgarstków z taką siłą, że po chwili skrzywiłam się z bólu. Dosłownie miażdżył mi kości.
Utop ją. Gdzieś tam w pobliżu jest jacuzzi.  W imieniu Ludzkości sugeruję - utop ją.
YAAAAASS!!!
https://66.media.tumblr.com/b0ce50b321e983d8e84eb2688179592c/tumblr_inline_pf4xd0vf401r7o5mn_540.png


– To boli – wyszeptałam, nie patrząc na niego.
Puścił mnie i wstał z miejsca. Wyszedł do jadalni, po chwili wrócił, chwycił wazon z kwiatami i cisnął nim o ścianę.
Pewnie w jadalni nie znalazł odpowiedniego wazonu.


– Coś ty powiedziała?!
– Eee, nachooo...sy! Nachosy, przestań, usiadłam na nachosach!
Na czołgu! Miał taką długą lufę! 


Jego wrzask przypominał ryk, a całe pomieszczenie stało się jednym wielkim pudłem rezonansowym. – Jak mnie nazwałaś? – Dosłownie płonął. Wydawało mi się, że widziałam, jak jego ubranie obraca się w popiół pod wpływem ognia buchającego z jego ciała.
Gorący facet. 
Sycylijska krew się zagotowała. 
https://media.giphy.com/media/FPj17225zltO8/giphy.gif


– Przepraszam – jęknęłam przerażona.
– Co się stało na Teneryfie?!
Kiedy nie odpowiadałam, podszedł do mnie, chwycił za ramiona i podniósł do góry tak, że stopy przestały dotykać ziemi.
Chce zobaczyć to ujęcie w ekranizacji!


– Odpowiadaj, kurwa!
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Nic – wymamrotałam. – Na Teneryfie nic się nie stało. 
Czego bardzo żałuję i nadrobię przy najbliższej możliwej okazji. 


Przez chwilę obserwował mnie uważnie, a kiedy uznał, że mówię prawdę, puścił. Zwykle nie kłamałam, bo mnie to za bardzo wyczerpywało intelektualnie i chyba to pozwoliło zachować mi siłę. 
Nie żeby dwie poprzednie książki nie były pełne opisów kitów, jakie wciska całemu otoczeniu na temat a to swojego związku z Massimem, a to ciąży...


Na Teneryfie nic się nie stało, za to w Polsce chyba aż za dużo, skoro w chwilach szczęścia i rozbawienia mój umysł przypominał sobie o Kanaryjczyku.
– Czemu jego imię? – zapytał przerażająco spokojnie, opierając dłonie o półkę nad kominkiem.
– Nie wiem. Ostatnio często śnił mi się sylwester.
Moja podświadomość zapewne klaskała z uznaniem, słysząc to doskonałe kłamstwo.
Kłamstwo nie jest tak doskonałe, jak mogłoby się wydawać. Niestety, bardzo łatwo je zdemaskować.


– Może dlatego, że podświadomie cały czas przeżywam to, co stało się na Kanarach.
Usiadłam na kanapie, chowając twarz w dłoniach, tak by Massimo nie mógł dostrzec wyrazu mojej twarzy.
– To nadal we mnie jest...
– We mnie też – wyszeptał i poszedł w stronę tarasu.


Massimo gdzieś wybywa, Laura czeka na niego, ale w końcu zasypia w ubraniu. Kiedy się budzi w środku nocy, on już jest z powrotem – siedzi, patrzy na nią i chleje whisky szklankami. 


– Robił to tak, jak lubisz?
Brawo, Massimo - jesteś na dobrej drodze, aby usłyszeć prawdę.


Kolejne pytanie sprawiło, że gardło ścisnęło mi się, jakby mnie ktoś dusił.
– Wszedł w każde miejsce? Pozwoliłaś mu?
– Tak, do sypialni, do garderoby, do kuchni, do wychodka...


W myślach modliłam się, by Bóg dał mi siłę na to wszystko, co teraz może się stać.
– Obrażasz mnie, jeśli sądzisz...
– W dupie mam, co masz mi do powiedzenia – przerwał mi ostro. Podniósł się i podszedł bliżej. – A za chwilę ty będziesz miała w dupie mnie.
Massimo, dlaczego zawsze kiedy pojawia się we mnie cień współczucia dla ciebie (bo imo on widzi, że ze strony Laury to już nie to samo co kiedyś, tylko boi się sam do tego przyznać), ty musisz odwalać takie cyrki? 


Dopił i odstawił pustą szklankę.
– I to dosłownie.
Po czym założył czepek pływacki, gogle i cały posmarował się wazeliną.


Przerażona Laura łapie psa i ucieka lamborghini. Po drodze dzwoni do Domenica, który pomaga jej zorganizować dalszą ucieczkę. Laura przylatuje – hm, zdaje się, na Ibizę, gdzie Domenico właśnie plażuje z Olgą. Ten obiecuje jakoś ogarnąć sytuację z Massimem, a Laura rozmawia z przyjaciółką.


– A teraz nie próbuj wciskać mi wała, tylko mów, co się dzieje.
– Chcę rozwodu. – Westchnęłam. – I zanim zaczniesz tę swoją gadkę, posłuchaj, co ci powiem.
Olga odłożyła psa do kojca i usiadła obok mnie.
– Pojechałam do Polski, bo Massimo... – Znów to słowo nie mogło przejść mi przez gardło. – Wtedy w Lagos... ale w tym portugalskim – znowu się jąkałam. – Był naćpany i pijany, a ja z bankietu wróciłam nieco zbyt późno i wtedy on... – Wzięłam głęboki wdech. – Zgwałcił mnie.
Olga zamarła.
– Ja wiem, jak to brzmi – ciągnęłam – w końcu jesteśmy małżeństwem. Ale zawsze, kiedy robi się to brutalnie i wbrew twojej woli, to jakkolwiek by patrzeć, jest to gwałt. 
Dobrze kombinujesz, Lauro, ale jeszcze mała poprawka: nie musi być brutalnie, wystarczy, że jest wbrew twojej woli. 


Niektóre siniaki nie zeszły mi do dziś. (Ale jak biegałam z odsłoniętym brzuchem to wzięły urlop, siniaki Schrödingera) – Wzruszyłam ramionami. – Teraz, kiedy wróciłam na Sycylię, wszystko było cudownie, wspaniale, powiedziałabym nawet idealnie, do czasu, aż powiedziałam do niego „Nacho”...
– Nie wierzę! – wrzasnęła, a potem wciągnęła powietrze. – Co ty gadasz? Naprawdę zajebałaś mu taki tekst?
- Mów mu “borze, jeżu”, ale nie krzycz “Naczo”!
Na czo ci to było?


– Ej, serio? Z tego wszystkiego tylko to cię przeraziło?
– No wiesz... – zaczęła, robiąc głupią minę. 
czyli taką, jak normalnie
– Ja nie łapię, jak może być coś takiego jak gwałt w związku. 
Olga: “Co? Gwałt w związku!?|

No ale oczywiście słyszę, co do mnie mówisz. I rozumiem. Ale ten tekst był poniżej pasa.
No. I to wszystko właściwie twoja wina, sama się prosiłaś. 
Aha. Rozumiem, że wcześniej cię zgwałcił, ale to że jakiś czas potem powiedziałaś do niego “Nacho” to tekst poniżej pasa. Ale serio, Lari, ja cię rozumiem! 


(...)
– Sytuacja wygląda następująco – rzekła, a ja pomyślałam: „Oho, oto nowa wróżka Kasandra”. – Twój mąż to impulsywny, brutalny i nieobliczalny narkoman, a do tego alkoholik…
Pokiwałam nie do końca przekonana.
Nie, wcale taki nie jest!


– ...a Nacho to uwodzicielski, delikatny, kolorowy porywacz. I mafijny zabójca!
– Upiła łyk kawy. – Twoja opowieść jest mocno jednostronna, wiesz o tym? Ty nie chcesz być już z Massimo i w sumie ci się nie dziwię. Ale pamiętaj, że on też kiedyś nie był taki jak teraz.
...nie???


Kąciki ust Olgi zjechały w dół. Zrobiła przepraszającą minę.
– Pamiętasz, jak przyjechałaś do Polski i mi o nim opowiadałaś? Twoje serce wtedy wariowało, Lari, a ty mówiłaś o Massimo, jakby był bogiem na ziemi. Nie zapominaj, że ludzi poznajemy najlepiej w sytuacjach kryzysowych.
Miała rację. Nie znałam Nacho i nie mogłam mieć pewności, że jego demony z biegiem czasu nie wezmą go w swoje władanie. Przecież przez ponad pół roku nie podejrzewałam mojego męża, że jest w stanie zrobić mi krzywdę i doprowadzić do sytuacji, w której przed nim uciekam.
Nie no, miała takie ze dwa może momenty otrzeźwienia, ale szybko jej mijało. 


– Wykańcza mnie to wszystko, Olo. – Oparłam się czołem o szklany blat. – Nie mam już siły.
– A tam, pierdolisz. Zobacz, gdzie jesteśmy.
Rozłożyła ręce i obróciła się wokół własnej osi.
– Imprezowy raj, a do tego oszałamiająca willa, samochody, łódź, skutery wodne i nie mamy ochrony. Pokiwała palcem. Jesteśmy wolne, piękne i prawie szczupłe.
Pamiętacie te odległe czasy kiedy myśleliśmy, że to Olga będzie głosem rozsądku w tym duecie? 
Carpe diem, zanim twój mąż carpet amphoram i roztrzaska ci ją na łbie. 


Massimo usiłuje dodzwonić się do Laury, ale Olga wyłącza jej telefon i wyciąga – gdzie? – na zakupy oczywiście, przecież nie mogą w “imprezowej stolicy Europy” pokazywać się w byle czym!


To, że nie miałam ze sobą nawet jednej pary majtek, nie robiło mi różnicy. 
Ale po co majtki?!
Żeby można było zrywać je z Laury jednym ruchem. 


Zawsze mogłam chodzić bez. Ale to, że nie miałam nawet jednej pary butów, było już dramatem. Na szczęście Olo nosiła ten sam rozmiar co ja, więc w końcu w jej kolekcji kurewskich szpileczek udało mi się wypatrzyć białe koturny Giuseppe Zanotti. 
Westchnęłam z ulgą, dobierając do nich szorty z wysokim stanem odsłaniające połowę posiniaczonego pośladka i luźny top nad pępek. Chwyciłam jasną torebkę od Prady i kilka minut później z psem na ręce byłam gotowa do drogi.
Przeczytałem “kilka minut później z penisem na ręce”. -_-”
Zróbmy sobie przerwę od analizowania erotyków, dobra?


(...)
Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, jakie sklepy pootwierano na tej niewielkiej wyspie. Wszystko, czego potrzebowałam, było w zasięgu ręki, a moje niedające mi spokoju na co dzień wyrzuty sumienia w związku z trwonieniem pieniędzy męża uleciały jak dym z papierosa Olgi.
Teraz to pieniądze męża? Czyżby firma, z której Laura była tak dumna, przynosiła straty?
Firma też uleciała w nicość jak dym z papierosa.
Ale po co wydawać swoje, kiedy można cudze? 

Stroje kąpielowe, tuniki, klapki, okulary, torby plażowe, a później buty i sukienki. Victoria’s Secret, Chanel, Christian Louboutin, Prada – gdzie kuleczka postanowiła zaznaczyć teren, robiąc siusiu – Balenciaga, Dolce & Gabbana, gdzie kupiłam chyba wszystkie dostępne modele dżinsów.
Uciekła bez butów, ale z kartą kredytową! Ale że Massimo jej nie zablokował...?
Massimo pewnie ciągle jeszcze biegał po willi szukając kolejnych wazonów do ciepnięcia w ścianę. Btw, ciekawe kto posprzątał siuśki po psie w salonie Prady. 


– To się kurwa nie zmieści. – Olga pokręciła głową, dopychając bagażnik, kiedy przystojny młody chłopak ubrany w żeglarski strój wynosił ostatnie torby. – Trzeba było wziąć czołg.
E tam, czołg, od razu TIRa!


– Poniosło mnie. – Wzruszyłam ramionami.
– A ja mam jednak wrażenie, że zrobiłaś to na złość i z premedytacją. Tak jakby Massimo obchodziło, ile wydałaś. Przecież on nawet tego nie zauważy. – Wsadziła okulary na nos. – Bez sensu.
– Bez sensu to jest wyjebać takie pieniądze na ubrania i buty. – Stwierdziłam, kiwając się nerwowo.
Ratunku, Laurę coś opętało! Zawołajcie egzorcystę!


– Pierdolisz. Twoje? Nie! To co się przejmujesz? – Olo usiadła za kierownicą. 
Za hajs (wkrótce już byłego) męża baluj! 


Resztę dnia dziewczyny spędzają na plaży, pływając skuterami wodnymi; w pewnym momencie spotykają przystojnych Hiszpanów, którzy zapraszają je na imprezę w hotelu. 


Przed Ushuaia kłębiły się setki albo raczej tysiące ludzi, którzy próbowali wejść do środka. Podeszłyśmy do wejścia dla VIP-ów. Olga powiedziała coś do stojącego tam mężczyzny, a kolejny poprowadził nas do białej loży.
Hm, jak właściwie odbywa się taka selekcja na wejściu dla VIP-ów?  Wystarczy powiedzieć “Hej, to ja, Laura” i cię wpuszczają? 
No, normalnie. Podajesz hasło (nie wiem, jakieś “do mnie, dzieci wdowy!” czy coś), prowadzą cię do twojej loży i tam przedstawiasz swój plan zniszczenia chrześcijaństwa szczepionkami. 


Niewiarygodny tłum. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Ludzie dosłownie wypełniali każdy skrawek parkietu. Podświadomie dziękowałam Bogu za pieniądze mojego męża, gdyż one pozwalały mi bezpiecznie tu przebywać. Moja klaustrofobia niestety obejmowała także tłum. 
Do tej pory słyszeliśmy o jej klaustrofobii tylko w kontekście latania małymi samolotami;  Jakoś jej nie odczuwała, imprezując w zatłoczonych klubach. 
Klaustofobia Laury wyłącza się tak jak ta khm… depresja. Wystarczy jej nie mieć, aby świetnie się bawić.
Klaustrofobia? Wyprowadziła się z Laury wraz ze starym serduszkiem. 

(...)
Dziewczyny zamawiają butelkę szampana, a po chwili… no zupełnie nie zgadniecie, kto się zjawia. Okazuje się, że przystojni Hiszpanie, jakich spotkały wcześniej na plaży, to też byli kumple Nacho, których zadaniem było namówić Laurę i Olgę na tę konkretnie imprezę. No nie wiem, mnie tu mocno wonieje stalkingiem i osaczaniem...
To takie romantyczne! 
Niedługo okaże się, że Nacho-Macho jest przemocowcem, Laura ucieknie od niego, a wtedy porwie ją ktoś, kto jest w niej bardzo-bardzo zakochany. Po pewnym czasie słodki kochanek i porywacz okaże się przemocowcem, więc Laura ucieknie od niego, a wówczas ktoś w niej bardzo-bardzo zakochany porwie ją i uwięzi. Ale okaże się przemocowcem, więc ona ucieknie...
“Następne 365 dni” już wkrótce w księgarniach!


 – Ale może powiesz mi, czy nie jestem śledzona?
Nie. Śledziona też nie.


– Jesteś – stwierdził, nie zmieniając wyrazu twarzy, a ja zamarłam z przerażenia. – Ale tym razem to moi ludzie cię chronią.
Cóż. Ostatnim razem skończyło się dość niefortunnie.


Otworzył szerzej oczy i pokiwał brwiami.
Uff. a mógł je unieść...


– Jeśli mogę wam przerwać... – Olga pochyliła się w naszą stronę. – Wiecie, że będziemy miały ostro przejebane z powodu tego, co tu się dzieje. – Wskazała rękami stolik i wszystkich bawiących się przy nim mężczyzn. – Kiedy Domenico się dowie…
– Leci tu – powiedział wciąż rozbawiony Nacho, a ja prawie umarłam na zawał. – Sam. – Popatrzył na mnie znacząco. – Ale dopiero co wystartował, więc mamy jeszcze jakieś dwie godziny.
Olgo, korzystaj, przez dwie godziny to jeszcze zdążysz się nawalić, a może i nawet przelecieć któregoś przystojniaka! 


Bla bla, Laura wpada na pomysł, jak sprawdzić, czy Nacho też nie jest brutalnym przemocowcem – postanawia go upić i zobaczyć, jak się będzie wtedy zachowywał. Ta Próba Eliksirów ma się odbyć w posiadłości Nacho na jego prywatnej wyspie Tagomago; ale zanim wyruszysz w drogę musisz spakować walizkę…


Wpadłam do willi jak burza i mijając skonsternowaną Olo, pobiegłam do sypialni, aby załadować do torby przypadkowe rzeczy.
– Co ty wyprawiasz? – zapytała, stając w progu.
– Kurwa... Za mała jest, dawaj swoją walizkę. – Krzyknęłam i zaczęłam staranniej dobierać rzeczy.
To nie był Massimo, to był kolorowy surfer, szpilki od Louboutina raczej nie będą mi potrzebne. Zgarnęłam stroje kąpielowe, szorty, tuniki i setki innych rzeczy (garść mrówek, trochę ziarenek pieprzu, z dwa przecinki, cztery kieliszki wódki i jakoś do tej setki dobiliśmy), a skrzywiona Olga postawiła przede mną wielką walizę.
– Pewna jesteś, że wiesz, co robisz? – zapytała z troską.
– Jak się nie przekonam, to nie będę wiedziała. – Zapięłam suwak. – Cześć. – Pobiegłam w stronę drzwi, ciągnąc za sobą gigantyczny bagaż.
Ale pieska nie zabrała...


– Co mam powiedzieć Domenico? – Olo krzyknęła za mną.
– Że wyjechałam. Albo wymyśl coś, improwizuj.
“Laura wyjechała na Galapagos i tam utopiła telefon w oceanie!”


ROZDZIAŁ 11


(...)


Laura i Nacho płyną na wyspę; po drodze ochroniarz, Ivan, wyjaśnia, że zna Marcela od dziecka i jeszcze nigdy nie widział, żeby ten się upił. Ale czego się nie robi dla prawdziwej miłości… Docierają na miejsce, Nacho przynosi butelkę tequili i miskę cytryn, po czym dzielnie wychyla kolejne kieliszki, Laura go obserwuje, aż wreszcie nadchodzi chwila prawdy. 
– Opowiem ci, co stało się na Sycylii, chcesz?
(...)
– Mój mąż pieprzył mnie bardzo mocno, tak mocno, że dochodziłam co kilka minut. – Kłamałam i dziękowałam Bogu, że jutro Nacho nie będzie nic pamiętał. – Brał mnie jak zwierzę, a ja prosiłam go o więcej.
(...)
– Do dziś czuję jego wielkiego kutasa. Nigdy mu nie dorównasz, Nacho, żaden facet nie jest w stanie mierzyć się z moim mężem.
Parsknęłam kpiąco.
– Każdy z was przy nim jest nikim.


Wnidą do łaźniej, a gospodarz miły
Chodzi by w raju, nie zakrywszy żyły
A słusznie, bo miał bindasz tak dostały,
Żeby był nie wlazł w żadne famurały
Gość poglądając dobrze żyw, a ono
Barzo nierówno pany podzielono.


Kto nie czyta Kochanowskiego, ten kiep.


(...)
Jego szczęki się zacisnęły, a ostre rysy twarzy stały niemal trójkątne (pokrewieństwo Señor Nacho z Dorito Sempaiem potwierdzone). Wziął głęboki wdech i opierając łokciami o kolana, schylił głowę. Czekałam, ale on milczał, oddychając w szaleńczym tempie.
Zaraz się hiperwentyluje i zemdleje. 


– To wszystko. Chciałam ci powiedzieć, że pieprzyłam się ze swoim mężem.
O tempora, o mores!
Ja rozumiem, że test i te sprawy, ale… matko, to jest naprawdę okrutne Lauro. 


– Rozumiem – wyszeptał, podnosząc na mnie zielone spojrzenie.
Omal nie pękło mi serce. 
Tobie!? A co z biednym Nacho!? 
https://66.media.tumblr.com/c2d425fa69136e90d7c72e2353bc4c7c/tumblr_pmzz9d6sX91v72ye8o1_540.gif


 Z jego oka spływała łza, jedna, wielka, smutna łza, której nie zamierzał wytrzeć.
:( :( :( :( :( :( :( Apel do czytelników o rozdarte serca nad okrutną dolą najnieszczęśliwszego z mafiozów. 

– Massimo to miłość mojego życia, a ty byłeś tylko przygodą. Przykro mi.
Kanaryjczyk zachwiał się, wstając, ale ponieważ nie mógł ustać na nogach, padł z powrotem na leżankę.
– Ivan odwiezie cię z powrotem – wyszeptał, zamykając oczy. – Kocham cię…
Ach Nacho jest taki słodki, słodziaszczy nawet gdy lasia mówi mu tak paskudne rzeczy… ta scena jest tak nieprawdopodobna, że powinna doprowadzić do implozji wszechświata. Na szczęście da się to wyjaśnić tym, że Nacho jest pijany w trzy dupy. 


Leżał jak martwy z twarzą przesłoniętą kolorowym ramieniem, 
Miał bielactwo i kilka innych strasznych egzem. Miejscami gnił na zielono.
Czy tylko mi wydaje sie, że autorka ma problem z używaniem słowa “wytatuowany” i stąd ten “kolorowy”?
a ja siedziałam, czując, że do oczu napływa mi potok łez. Nic się nie stało, nic nie zrobił, chociaż zadałam mu największe, moim zdaniem, cierpienie. 
Mówiąc, że jej mąż ma większe przyrodzenie niż kochanek. 


On po prostu zamknął się w sobie i zasnął. Ale najstraszniejsze było to, że właśnie w takiej sytuacji postanowił wyznać mi miłość…
No nic, czas na test nr 2: pięć kresek koki a reakcje na kawały o twojej starej. 


Rano Laura przyznaje się, że próbowała go rozwścieczyć, żeby sprawdzić, czy nie zrobi jej krzywdy. Nacho dopiero teraz szlag trafia – kiedy słyszy, że uciekła od Massima tak jak stała, bo się go bała. Wyżywa się na strzelnicy, a Laura dzwoni do Olgi. 


– Mamy tu tajfun o imieniu Massimo – stwierdziła, a ja usłyszałam, jak wychodzi na dwór. – A co u was?
– Chryste, przyleciał? – jęknęłam, opierając się o ścianę.
– Kiedy w nocy Domenico nie dał mu ciebie do telefonu, wsiadł w samolot i od rana wszystko demoluje. 
Technika 21. wieku poszła płakać, że Massimo jest takim fajansem. Wielki boss nie wie, jak łatwe do namierzenia są telefony komórkowego dzięki bazom?
Swoją drogą, który to raz, jak oglądamy jednego z braci Torricelli, demolującego otoczenie w ataku szału? To już się robi cokolwiek nudne. 

Dobrze, że nie zabrałaś nic ze swoich rzeczy, bo z tego, co zrozumiałam, w połowie masz zainstalowane nadajniki.
Haha, a pamiętacie, jak Nacho jeszcze w Polsce pytał, czy nic przy sobie nie ma?
(Fakt, była wtedy ubrana w kombinezon motocyklowy, który sama kupiła, ale pod takim też się coś nosi, nie?)
No i piesek też może mieć wbudowany nadajnik.

 – Usłyszałam, jak odpala papierosa i się nim zaciąga. – Lepiej tu nie wracaj. I nie dzwoń. – Kolejny raz głęboko wciągnęła dym. – Ale się popierdoliło, co? – zapytała, a raczej stwierdziła rozbawiona.
– Śmieszy cię to? – warknęłam z niedowierzaniem.
– A ciebie śmieszyło, jak Domenico próbował rozwalić mi głowę wazonem? – odpowiedziała pytaniem Olga. 


– No jasne! Żebyś widziała ich teraz. Dom jest pełen smutnych panów i jakiegoś sprzętu. Coś knują. A ja nie mam na czym jeść, bo Don rozjebał o ścianę chyba całą zastawę. Dobrze, że znalazłam jakieś plastikowe kubki, miałam się w czym kawy napić.
Ot, taka drobna niedogodność.
Podziwiam jej stoicki spokój, serio. 


(...)
– Dawaj – stwierdziłam. Po drugiej stronie usłyszałam warknięcie Czarnego. Później nastała cisza.
– Gdzie ty, kurwa, jesteś? – Wzięłam głęboki wdech.
– Chcę rozwodu.
Przez ten zapis wydaje się, że to Laura rzuca kurwą, a Massimo chce rozwodu. 


Kiedy to powiedziałam, niemal straciłam przytomność. Osunęłam się na podłogę.
Oj, nowe serduszko nie wytrzymało. 
A przecież  było wzięte od mammy, która niejedno przeżyła.


Massimo milczał, ale czułam po drugiej stronie słuchawki, jak płonie ze złości. Dziękowałam opatrzności, że moja przyjaciółka jest przyszłą żoną jego brata. Inaczej różnie by to się mogło dla niej skończyć.
A co jeśli Massimo, jako głowa rodziny, rozkaże Domenicowi natychmiast rzucić tę wywłokę? 


– Nigdy! – wrzasnął, aż podskoczyłam. – Znajdę cię i sprowadzę na Sycylię, a wtedy nigdzie nie wyjedziesz beze mnie.
– Jeśli będziesz na mnie wrzeszczał, rozłączę się i będziemy rozmawiać już tylko przez prawników. Czy tego chcesz?
Siedziałam na podłodze oparta plecami o ścianę.
– Zróbmy to w cywilizowany sposób – westchnęłam.
Biedna Laura nie zdaje sobie sprawy, że rozwieść się we Włoszech nie jest wcale tak łatwo i można się z tym bujać ładne kilka lat, wliczając obowiązkowy okres orzeczonej przez sąd separacji. Aczkolwiek… przepis o możliwości uzyskania rozwodu w przypadku skazania małżonka prawomocnym wyrokiem za ciężkie przestępstwo brzmi w tym kontekście bardzo interesująco!
Co prawda, Włosi kilka lat temu uprościli prawo i rozwód za obopólną zgodą jest nieco mniej skomplikowany, ale na zgodę tu się nie zanosi.
Dla Laury, jako cudzoziemki, zostaje jeszcze furtka w postaci uzyskania rozwodu w Polsce i zawarcia ponownego związku. 

Nacho słyszy rozmowę, jest przeszczęśliwy, że Laura zażądała rozwodu. Kochają się pierwszy raz; potem Nacho ofiarowuje swoją pomoc w przeprowadzeniu ostatecznej rozmowy z Massimo, tak, żeby ten przy tej okazji nie porwał znów Laury. 
“Ostatecznej rozmowy” nabiera ciekawego zabarwienia, gdy przypomnimy sobie jak Macho zarabia na życie...


ROZDZIAŁ 12


(...)


– Cenię sobie samotność, była mi potrzebna w pracy. 
Nie zapominajmy, że jest zawodowym mordercą.


– Jego język bawił się na mojej szyi. W berka. – Muszę być skupiony i skrupulatny. Ale od końca grudnia czegoś mi brakowało. – Rozchylił moje uda na boki i wszedł we mnie. Krzyknęłam. – Coś ciągle mnie rozpraszało – nie przestawał mówić, a ja kręciłam biodrami, czując go w środku. – Przestałem być precyzyjny. – Biodra Nacho powoli się poruszały, docierając w miejsce gdzieś głęboko we mnie. – Zacząłem popełniać błędy... Opowiadać dalej?
– To bardzo interesujące, nie przestawaj – wydusiłam, a moje ciało zaczęło odpowiadać na jego ruchy.
- Jak dziś było w pracy, kochanie?
- Dzień jak codzień, nic nowego, cukiereczku. 


(...)
– Zabiłem kilka osób, zarobiłem trochę pieniędzy, ale nie sprawiło mi to przyjemności.
Nawet zabójców dopada wypalenie zawodowe… 


Dyszałam, nie mogąc doczekać się końca tej historii, której sensu zupełnie nie rozumiałam.
Aż tu wtem! Nacho zerwał się, zapiął płaszcz, włożył kapelusz i zaśpiewał!




(...)


– Skończyłeś we mnie, już drugi raz dzisiaj. Nie boisz się, że zrobimy sobie dziecko?
– Po pierwsze wiem, że bierzesz tabletki. Jeśli chcesz, zaraz podam ci ich nazwę, mam ją w telefonie – obrócił się i przytulił mnie do siebie. – A po drugie faceci w moim wieku nie martwią się o takie rzeczy. – Wyszczerzył zęby, a ja walnęłam go w klatkę.
– Nawet Massimo nie wie, że je biorę. – Pokręciłam głową zrezygnowana. – Jest coś, czego o mnie nie wiesz? – zapatrzyłam się na niego.
– Nie wiem, co do mnie czujesz – stwierdził, nieco poważniejąc. – Nie mam pojęcia, gdzie jestem w twojej głowie. – Przez chwilę czekał, aż odpowiem na niezadane pytanie, a gdy milczałam, dodał: – Ale myślę, że z czasem sama mi powiesz, czy jestem w głowie, czy w sercu.
W dupie. 


(...)


Bla, bla, Nacho uczy Laurę surfować, kochają się raz, drugi, trzeci… Wreszcie nadchodzi czas na Poważne Rozmowy, czyli ustalenie sposobu postępowania z Massimem, który “przywiózł ze sobą małą armię” i na pewno będzie próbował znów porwać Laurę. 


(...)

– Nacho... – Podniosłam głowę i pogładziłam jego twarz. – Ja muszę z nim porozmawiać, nie będę umiała żyć bez załatwienia tej sprawy.
– Rozumiem i jak powiedziałem, nie jestem w stanie niczego ci zabronić, a jedynie zrobić wszystko, byś była bezpieczna. – Pocałował mnie w czoło. – A jak już to załatwimy, od razu wracamy na Teneryfę. Amelia szykuje przyjęcie powitalne. – Przewrócił oczami  i uśmiechnął się, prychając cicho. – Niemal oszalała z radości, jak jej powiedziałem, że przyjedziesz ze mną.
Wszyscy Kochają Laurę, odcinek 3569. 
Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że Nacho zabrania mieć siostrze jakichkolwiek znajomych. W takiej perspektywie nawet przyjazd Laury okazuje się wielką atrakcją, objawieniem towarzyskim, przepustką do pozarodzinnych relacji. 
Jak na angielskiej prowincji czasów Jane Austen...


Laura ma koszmarny sen, w którym Massimo szantażuje ją zabiciem rodziny, jeśli natychmiast z nim nie wróci. Rano Nacho próbuje ją uspokoić:


– Twój brat pracuje dla Massimo i z tego, co wiem, zajmuje się tą częścią spółek, na których utratę on nie może sobie pozwolić. Dlatego wydaje mi się, że Jakub jest bezpieczny, zwłaszcza, że potroił zyski Torricellich z tych firm.
Za to teściowie jak na razie generowali tylko koszta, więc im wiele szans nie daję.
A braciszka za jakiś czas przesunie się do tych mniej ważnych spółek.  


(...)


Nad Togomago wstał piękny, słoneczny dzień, a ja od rana nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Nacho poszedł pływać, a ja robiłam śniadanie, wzięłam prysznic i nawet, mimo że nie musiałam, byłam gotowa posprzątać – byle tylko przestać myśleć. Chciałabym mieć to już za sobą, pomyślałam, idąc w stronę sypialni.
Tak, myślenie jest torturą. 


Przez chwilę się zasmuciłam zrobiłam usteczka w podkówkę, bo uświadomiłam sobie, że nie wzięłam nawet jednej pary szpilek. Ale szybko stwierdziłam, że mam to gdzieś. Nie muszę już stroić się dla męża. Weszłam do pokoju i popatrzyłam na Armagedon w mojej walizce.
– Po cichu i na sucho nie dam rady – powiedziałam i włączyłam muzykę.
Kiedy wokół mnie zabrzmiała Kat DeLuna i Busta Rhymes w piosence Run The Show, poczułam, jak wracam do życia. Tak, właśnie tego potrzebowałam: dużo basów, dużo rytmu i muzyki. Tańcząc, nałożyłam mikroskopijne granatowe szorty Dolce & Gabbana, czarne trampki Marc by Marc Jacobs i króciutką, szarą, dekatyzowaną koszulkę z trupią czachą. 
Ej, ale trupia czacha jakiej marki? Nie zasnę, jeśli się tego nie dowiem! 
Ghoulcci.


To go zabije,  pomyślałam, wkładając na nos cieniowane aviatory, i zaczęłam wić się w rytm muzyki.
Potnie się na mojej zbuntowanej edgy stylówie i wykrwawi. 
I w ten sposób Laura uniknie rozwodu, a za wdowi grosz kupi sobie czarne ciuchy.
(...)


Nacho stał przy blacie i popijając sok, rozmawiał po hiszpańsku. Na jego pupie luźno wisiały wytarte, jasne dżinsy, a klatkę opinała czarna koszulka z krótkim rękawem. Popatrzyłam na dół i się uśmiechnęłam – miał na nogach japonki. Morderca i mafioso w japonkach.
Jakie to słodkie i rozczulające! 
(...)

ROZDZIAŁ 13


Byłam w restauracji, którą wybrał Nacho, pół godziny przed czasem. Aby dopilnować, byśmy usiedli we właściwym miejscu, musiałam pojawić się tu przed Czarnym. Massimo o tym, gdzie i o której się spotykamy, dowiedział się kwadrans wcześniej. Tak to musiało przebiegać, w przeciwnym razie przysłałby tu dziesiątki goryli i nim doszłabym do stolika, już byłabym porwana.
Ah, a pamiętacie jak na początku Massimo wiedział wszystko i nikt nie mógł się z nim równać? Bardzo okrutnie znerfiła go autorka, bardzo. 
Gdyby Massimo miał pozostać tru lofem, to wszystkie restauracje na Teneryfie byłyby już kupione i obsadzone zakapiorami z zapasem ulubionego szampana Laury. 


(...)
Laura samotnie czeka w kawiarni, ale bez obaw, Nacho ma ją na obserwacji i podsłuchu.


– Mała – dźwięk, który przeszył powietrze, był jak cięcie samurajskiego miecza, krótkie i ostre.
(...)
– Rozwód? – zapytał, siadając i rozpinając marynarkę.
– Tak – warknęłam krótko, czując, jak jego zapach zaczyna uderzać w moje zmysły.
Szybko, szybko, zanim feromony dotrą do moich recepto… aaaa… za późno! 


– Co się dzieje, Lauro? – Odłożył okulary na stolik, lekko przekręcając się w moim kierunku. To ma być jakiś manifest, próba? – Zmarszczył brwi. – Co ty w ogóle masz na sobie? To jakiś bunt?
On tak serio z tym “co się dzieje”?
I “co ty masz na sobie?” – jak ojciec do nastoletniej córki. 


Milczałam. Wreszcie doszło do rozmowy, której sama chciałam, a tymczasem nie miałam mu absolutnie nic do powiedzenia. 
Skrytykował moje ubranie, a przecież wszystkie ciuchy “są od”!
Koszulka chyba nie była markowa, bo Laura nie wspomniała od kogo jest.


Kelner  postawił przed nim kawę, a ja wciąż przełykałam żółć podchodzącą mi do gardła.
Bydlak! Nawet trampek nie pochwalił! Aviatory miały go zabić, a on nic! Dalej dycha!


– Nie umiem już być z tobą – powiedziałam, robiąc głęboki wdech. – Nie umiem i nie chcę. Okłamałeś mnie, a przede wszystkim kolejny raz chciałeś... – zawiesiłam się, świadoma tego, że Nacho słyszy każde słowo. – To, co stało się parę dni temu w Messynie, było gwoździem do trumny naszego związku – stwierdziłam mocnym głosem.
– Dziwisz mi się? – zapytał, zmieniając ton na oskarżycielski. – Nazwałaś mnie imieniem tego śmiecia, który pozbawił mnie potomka.
Flavio strzela, Nacho kule nosi.


– Tak i to był świetny powód, by kolejny raz się naćpać? – Ściągnęłam okulary, by mógł zobaczyć moje nienawistne spojrzenie. – Massimo, zostawiłeś mnie na prawie pół roku, pozwoliłeś popaść w depresję [!], bo sam nie mogłeś poradzić sobie z tym, co nas spotkało. 
– Pochyliłam się nieco w jego kierunku. – A wpadłeś na to, ty cholerny egoisto, że ja będę ciebie potrzebować?! Że możemy przejść przez to razem?
Jak nie, to nie! I dlatego chcę rozwodu. 
Ale przecież on przy tobie był i pokłóciliście się dopiero gdy nie chciałaś mu powiedzieć, co stało się na Teneryfie…?


 – Do moich oczu napłynęły łzy. – Nie chcę tego dłużej ciągnąć – jęknęłam, na powrót zakrywając oczy ciemnymi szkłami. – Tej ochrony, tego strachu, tych kontroli i nadajników – pokręciłam głową.
I dlatego związałam się z innym gangsterem. Powodzonka gdy miesiąc godowy* w nowym związku się skończy. :)


*Tak, tak napisałem, ale stwierdziłem że zostawię, bo nawet pasuje. 


 – Nie chcę się bać, kiedy bierzesz szklankę do ust albo znikasz w bibliotece. Nie chcę budzić się w nocy i sprawdzać, czy jesteś obok. – Popatrzyłam w jego stronę. – Pozwól mi odejść, nic od ciebie nie chcę.
...nic?
Jak to śpiewał kabaret OT.TO (parodiując Jonasza Koftę):


Naprawdę jaka jesteś – każdy wie,
A jedno, co interesuje mnie
To jasny portfel twój.


Uniosę go, ocalę wszędzie,
Dopóki jeszcze pełen będzie
Jasny portfel twój… 

– Nie. – To krótkie stwierdzenie uderzyło we mnie jak rozpędzony samochód. – Jest kilka powodów, dla których zostaniesz ze mną. Po pierwsze, bo nie wyobrażam sobie, by inny mężczyzna posiadał coś, co należy do mnie. 
A że cię kocham, to jest tak gdzieś po piętnaste, m.in. za punktami o robieniu za bransoletkę i testowaniu nowych urządzeń szpiegowskich. 


A po drugie, bo uwielbiam być w tobie – zaśmiał się kpiąco. – Poza tym uważam, że wszystko da się jakoś załatwić, to także. A teraz dopij swojego drinka i zbieraj się. Wracamy na Sycylię.
Nie. Nie można być tak głupim.


– Ty wracasz, ja zostaję – oświadczyłam stanowczo, wstając z krzesła. – Jeśli nie podpiszesz papierów rozwodowych…
– To co mi zrobisz, Lauro? – Stanął naprzeciwko, górując nade mną. – Jestem głową rodziny Torricellich, a ty chcesz mi grozić? – Wyciągnął rękę, by chwycić mnie za bark, i w tym momencie jego filiżanka pękła i rozprysnęła się na kawałeczki. 
I kawa pochlapała koszulę od Armaniego, garnitur od Hugo Bossa i buty od wujka.


Wbiłam przerażony wzrok w kawałki porcelany, które przed chwilą eksplodowały, a moja komórka na stole zaczęła wibrować. Przycisnęłam ikonę i odebrałam telefon, przełączając na głośnik.
– Ona nie będzie ci grozić – odezwał się w słuchawce poważny głos Nacho. – Ale ja tak. Siadaj, Massimo, bo następna kula dosięgnie celu.
Czy ten debil strzela z karabinu snajperskiego? I czy autorka każe nam uwierzyć, że strzałowi nie towarzyszy żaden dźwięk, żaden pocisk nie uderzył w stolik czy ścianę? Filiżanka po prostu pękła. 


Czarny, wściekły, tkwił w tej samej pozycji, a po chwili cukiernica roztrzaskała się w drobny mak.
A ludzie w kawiarni częstują się lodami i czekoladkami, jakby nigdy nic. 
A, nie, przezornie wybrali taką porę na spotkanie, kiedy kawiarnia świeci pustkami, bo wszyscy odsypiają nocne imprezy. 
Ale to by sugerowało, że Laura zwlokła się z łóżka przed południem!


– Siadaj! – warknął Kanaryjczyk, a Massimo wrócił na fotel.
– Musisz być bardzo odważny albo bardzo głupi, strzelając do mnie – stwierdził beznamiętnym tonem.
Teraz przypomnijmy sobie egzekucję Corleone na Sollozzo i McCluskeyu.


– Nie strzelałem do ciebie, tylko do tego, co jest na stoliku – powiedział, a ja słyszałam, jak się uśmiecha. – Gdybym chciał trafić w ciebie, już byś nie żył. 
(...)
– Dziewczynko, wstań i idź do szarego mercedesa zaparkowanego przed lokalem, Ivan już na ciebie czeka.
– A może się przedstawisz? – zapytał Massimo, kiedy wstawałam. – Żebym wiedział, komu zawdzięczam stan wolny.
– Marcelo Nacho Matos.
http://scottish-hydar.xtgem.com/images/rayos_9rt.gif


Te trzy słowa sprawiły, że potężne ciało Czarnego napięło się jak cięciwa łuku tuż przed wypuszczeniem strzały.
Czyli wyglądał jakby chwyciło go lumbago? 


– No i wszystko jasne – powiedział z drwiną w głosie. – Ty mała dziwko, jak mogłaś mi to zrobić?!
I co ten biedak teraz zrobi, nawet filiżanką albo cukiernicą jebnąć o ścianę nie może. 


– Hamuj Torricelli, bo za chwilę rozwalę ci łeb – warknął. – Lauro, w tej chwili idź do auta – zwrócił się do mnie.
Kiedy przechodziłam obok Massimo, nogi trzęsły mi się jak galareta. Niespodziewanie chwycił mnie i zasłonił widok Kanaryjczykowi, mocno zaciskając dłonie na moich ramionach. O Boże, nie uda się, pomyślałam.
– Massimo, popatrz na swój prawy bark – stwierdził spokojnie Nacho. – Strzelców jest kilku.
Czarny popatrzył w dół, gdzie na jego czarnym garniturze widniała mała czerwona kropeczka lasera. – Rozwalę cię, jeśli jej nie puścisz, nim doliczę do trzech. Raz…
Jak na filmie :3 Wiecie, żaden profesjonalny snajper nie będzie używał lasera. To tylko filmowy trick który fajnie wygląda na ekranie. Chyba że kumple Nacho siedzą niedaleko i mają beke strasząc Massima laserami którymi normalnie bawią się z kotami. 


Oczy Massimo wpatrywały się w ciemne szkła moich okularów, a gdy nie mógł przez nie przeniknąć, ściągnął mi je.
– Dwa! – odliczał Kanaryjczyk, a mój mąż patrzył na mnie jak zahipnotyzowany. Pochylił się i pocałował mnie, a ja nawet nie drgnęłam. Boże, jak on pachniał! Przed oczami przeleciały mi te wszystkie miesiące razem i, niestety, wszystkie cudowne chwile.
– Trzy! – Ręce Czarnego puściły mnie, a ja, ledwo trzymając się na nogach, ruszyłam przez knajpę.
– Do zobaczenia, mała – powiedział, poprawiając marynarkę i usiadł z powrotem w fotelu.
Układając ręce na podołku, by zasłonić zdradzieckie wybrzuszenie w spodniach. 


(...)


– Udało się, dziewczynko – wyszeptał i pocałował mnie w głowę. – Teraz tylko trzeba liczyć na to, że jest bardziej mądry niż zawzięty. Złożyłem mu  propozycję nie do odrzucenia – zaśmiał się drwiąco. – Choć to raczej Sycylijczycy je składają.
Czyjąż to główkę znajdzie Massimo w łóżku?!


– Dużo cię kosztowałam? – zapytałam, podnosząc się i patrząc na niego.
– Za mało – stwierdził, ściągając okulary. – Jesteś warta sporo więcej, dzieciaku.
Och, kosztować to ona cię dopiero zacznie… Masz już przygotowaną platynową kartę kredytową? 


(...)


Samochód zatrzymał się przed pięknym salonem fryzjerskim, a ja zdziwiona popatrzyłam na Nacho.
(...)
 – Jestem Nina, a to są twoje doczepy.
Chwyciła w palce moje włosy i pokręciła głową.
– Daj mi godzinę, Marcelo.
Zgłupiałam. Patrzyłam na zmianę to na niego, to na nią, nie mając pojęcia, o co chodzi. Obróciłam się do Nacho, który ewidentnie szykował się do wyjścia.
– Dziewczynko, nigdy nie będę ingerował w to, jaka jesteś. – Głaskał mnie po policzku. – Ale na litość Boską, nie zniosę myśli, że te włosy nie są twoje.
I nic więcej nie zmienimy, przysięgam. No, poza przeszczepem skóry, bo nie zniesę, że dotykał cię inny facet. I wydłużeniem kości, żeby nikt już nie powiedział do ciebie “mała”. 


(...)


Kolejny raz, jak to zwykle miałam w zwyczaju, razem ze zmianą życia następowała u mnie zmiana fryzury.


(...)
Wracają na Teneryfę. Nacho postanawia oswoić Laurę z samolotami – zabiera ją do kokpitu, aby mogła z bliska patrzeć, jak pilotuje, ale ona i tak myśli tylko o tym, żeby zrobić mu laskę. 


– Wiem, że boisz się latać – przyznał, idąc w kierunku tego, co nazywał samolotem. (...) – Będziesz siedziała z przodu. – Wyszczerzył zęby. – A jak bardzo będziesz chciała, pozwolę ci pokierować.
– Wiem, że boisz się pająków. Będziesz siedziała tuż przy ściance terrarium. A jak bardzo będziesz chciała, pozwolę ci wziąć kilka tarantul na ręce. 


ROZDZIAŁ 14


(...)
A tu mamy próbę psychologizowania. 
Wjechaliśmy do garażu w apartamencie, a ja, choć samochód się zatrzymał, nie byłam w stanie wysiąść. Czułam się dziwnie, nieswojo. Jakbym cofnęła się w czasie. Z tą jednak różnicą, że kiedy ostatni raz znajdowałam się w tym samym miejscu pół roku temu, byłam szczęśliwą ciężarną mężatką. Ale czy na pewno? Na pewno byłam w ciąży, ale mężatką byłam i wtedy, i jestem nią teraz. Pytanie, czy to, co czułam w grudniu, można nazwać szczęściem? Głowa dawała mi sprzeczne sygnały. Z jednej strony bardzo żałowałam, że cała sytuacja z Massimo tak się skończyła, a z drugiej kolorowy chłopak obok mnie był spełnieniem marzeń. I to była kolejna wątpliwość, która trawiła mnie od środka: czy aby nie wmawiam sobie tego, co czuję. Może to zwykła ciekawość i zauroczenie, a ja zniszczyłam wspaniałe uczucie łączące mnie z mężem…


(...)


Bla, bla, Nacho przygotował dla Laury piękny pokój, garderoba jest pełna ciuchów (część to te przywiezione przez nią, część dokupiła Amelia), żyć nie umierać.


Były w nim [pokoju] inne meble, kolor ścian z białego zmienił się na szary, a łóżko z płaskiego naleśnika nagle dostało kolumn.
Całości dopełniała gofrowa szafka nocna i bekonowe żaluzje. Dekorator nagle dostał wścieku.


(...) 
Pierwszy raz miałam wystąpić wśród jego znajomych jako dziewczyna bossa.
Faktycznie, ostatnio, jak cię widzieli, to występowałaś jako ich zakładniczka i żona konkurencyjnego mafioza. Może być niezręcznie. 

Jezu, no właśnie, przecież teraz to on jest głową rodziny. Załamana (teraz sobie przypomniała!) ruszyłam w stronę swojej części pomieszczenia i zaczęłam grzebać wśród dziesiątek wieszaków. Po chwili odkryłam z ulgą, że jednak mam się w co ubrać. 
Hahahaha, Vahu, a ty myślałeś, że załamana jego profesją?
...tak.


Nie było tam wcale kolorowych koszulek i dżinsów, ale sukienki, tuniki i olśniewające buty.
Niestety, wszystko w rozmiarach Amelii, za długie i za duże w biuście. 


(...)

Zapinając zegarek, popatrzył na mnie:
– Kochanie, wyglądasz, jakbyś miała udar i zaczekaj...
Mało znane, ale straszne zaburzenie. Po dostaniu zaczekaja można zaczkać się na śmierć. 


(...)
Pomalowałam mocno rzęsy i lekko przypudrowałam twarz pudrem z opiłkami złota.
Usta pociągnięte szminką z dodatkiem resztek po obróbce rubinów. 


(...)
– Jedźmy. – Wziął kluczyk i splatając palce z moimi, ruszył w stronę drzwi.
– Piłeś – stwierdziłam oskarżycielsko. – Zamierzasz prowadzić?!
– Dziewczynko, to było jedno małe piwo, ale jak chcesz, możesz ty kierować.
– A jeśli złapie nas policja?! – Mój ton był odrobinę zbyt napastliwy.
– Wiesz co? – zapytał, wodząc nosem po mojej twarzy. – Jak chcesz, to ci konwój policyjny załatwię, będziesz spokojniejsza? – Uniósł brwi z rozbawieniem. – Powiem to kolejny raz, ja jestem Marcelo Nacho Matos, a to jest moja wyspa.
Geeez, znowu ten schemat “moja wyspa”. Niech Massimo i Macho spotkają się jeszcze z Raulem de Lucą i pokłócą się który z nich ma fajniejszą wyspę. 
W tej konkurencji wygrywa Massimo, bo Sycylia jest znacznie większa od Teneryfy. 


Nacho wręcza Laurze nowy telefon (oczywiście najnowszy model ajfona), na który przekopiował jej książkę adresową. 


– Reszty nie jestem w stanie odzyskać: twoich ubrań, komputera i tego, co zostało na Sycylii. – Jego rozczarowany wzrok mnie przeszywał.
– To tylko rzeczy – stwierdziłam, chowając telefon.
Tak, ten pchlarz od eksa, Parada czy jak mu tam było, też się zalicza do przedmiotów. Mam teraz nowe torebki, to i tak pod nie muszę dobrać nowego pieseczka. 


(...)


Przyjeżdżają do rezydencji Matosów; tej samej, w której Laura została postrzelona. Ale dom wygląda jakoś inaczej… 


– Pozmienialiście tu coś? – Wydawało mi się, że było mniej nowocześnie i…
Trzeba było usunąć ślady krwi, przy okazji wyremontowali to i owo.


– Wszystko – stwierdził z uśmiechem. – Cały dom został zmieniony, mimo że widziałaś tylko jego niewielką część. Zaraz po wypadku. – Skinął głową na Amelię, która przecież nie była świadoma, że to jej niedoszły mąż był moim oprawcą. 
...niedoszły? Tej wersji jeszcze nie słyszeliśmy. 
A nie, Amelia wspomina o tym podczas spotkania w szpitalu: “– Właściwie to nie był moim mężem – wyszeptała. – Ale tak o nim mówiłam. Chciałam, żeby tak było.”
Co nie zmienia faktu, że w pierwszej części nikt się o tym nie zająknął. Na cholerę teraz ta zmiana?
Bo w oczach autorki Amelia nie mogła być skalana poprzez oficjalny związek z Flaviem? Bo Nacho nie mógł być zabójcą szwagra?


A cała sytuacja próbą zabójstwa, a nie wypadkiem. – Kazałem wyremontować całą rezydencję. Była zniszczona, a poza tym mi też nie kojarzyła się najlepiej.
– Marcelo teraz jest szefem. – Ucieszyła się blond dziewczyna. – I wreszcie rodzina wejdzie w nową erę.
– Amelio, nie interesuj się tak bardzo tym, w co wchodzimy i po co, dobrze? – poważnym tonem upomniał ją, a ona ostentacyjnie przewróciła oczami. – Zajmij się wychowywaniem syna.
Gdy zajęty zawodami surfingowymi i traceniem głowy z rodzinnym majątkiem dla nowej kochanki Nacho w końcu zauważył, kto za jego plecami pociągał za wszystkie sznurki (czasem w drodze między domem a przedszkolem), było już za późno.
(...)


W ogrodzie willi czeka na nich całe stadko gości:


Głównie mężczyźni, ale też trochę dziewczyn, które bawiły się w wodzie albo leniwie popijały drinki. Wszyscy młodzi, wyluzowani i mało gangsterscy.
WIEDZIAŁEM. Wiedziałem, że gangsterzy z Sycylii to będą smutni, starsi panowie, a ci od Nacho będą młodzi, przystojni, wyluzowani i cool. 


(...)


A teraz chciałbym przedstawić wam Laurę, która – przykro mi, drogie panie – zdobyła mnie i moje serce. Dziękuję za uwagę i życzę dobrej zabawy. – Skończył, rzucając mikrofonem w jednego z kolegów, rozcinając mu łuk brwiowy, po czym przywarł do mnie ciepłymi ustami. Cały tłum wzniósł w górę kieliszki, a wokół nas znowu rozległy się brawa i okrzyki.
Boże, jak cholernie było mi wstyd. Que??? Ta ostentacja w jego wykonaniu była zbędna, ale jednocześnie całkowicie naturalna. Kanaryjczyk miał taki styl bycia i nie miałam prawa go za to ganić. Pocałunek trwał kolejne sekundy, a ja czułam, jak ciekawscy odwracają od nas wzrok. Po chwili usłyszałam, jak ktoś wybiega pędem, dławiąc się i krztusząc. Język Nacho długo błądził w moich ustach, aż poślizgnął się i wpadł do żołądka w końcu znowu usłyszałam muzykę, a goście wrócili do zabawy.


– Musiałeś? – zapytałam, kiedy powoli odsuwał się ode mnie.
– Wyglądasz dziś zbyt dobrze – stwierdził, unosząc brwi. – Musiałem zaznaczyć teren, bo zaraz któryś z moich kolegów przykleiłby się do ciebie i musiałbym go zabić. – Wyszczerzył zęby, a ja przewróciłam oczami.
Yyyyy, tak. Uciekła od zaborczego i chorobliwie zazdrosnego Massima, żeby wylądować u boku zaborczego i chorobliwie zazdrosnego Nacho...


– Nie wyglądają niebezpiecznie. – Wzruszyłam ramionami, patrząc na tłum.
– Bo nie wszyscy są niebezpieczni, część z nich to księgowi i prawnicy surferzy, sutenerzy, niektórzy to znajomi Amelii, a tylko mała grupa to moi pracownicy.
– Ale wszyscy wiedzą, kim jesteś? – zapytałam, zagryzając wargę, a on twierdząco pokiwał głową. – A więc żaden facet nie będzie chciał ze mną gadać? – Wzruszył ramionami z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
– Chyba że przez grzeczność albo jeśli jest zdeklarowanym gejem.
Standardowo szykuj się na, cytując, “głupkowate uśmieszki mówiące <to dupa tego gangstera>”.


 – Pociągnął mnie w stronę, gdzie Amelia nerwowo przestępowała z nogi na nogę. – Napijmy się.


Obserwowałam Nacho w jego naturalnym środowisku i z ulgą odkryłam, że przy ludziach był identyczny jak przy mnie. Niczego nie udawał, śmiał się, żartował i wygłupiał. Po chwili zaczęłam rozróżniać znajomych od pracowników, choć nie było to proste. Łysy otaczał się bowiem ludźmi bardzo podobnymi do siebie. Łysymi. Surferzy mieli długie włosy, zupełnie jak on, tatuaże i byli nienaturalnie opaleni. Pracownicy natomiast wyglądali albo jak wielkie byki, albo byli chudymi kolesiami z podejrzliwym spojrzeniem. 
Jednak odróżnienie ich od wytatuowanych, opalonych surferów nie było proste. 
Chudzi byli bardziej mroczni.


Wszyscy jednak sprawiali wrażenie całkiem normalnych, wyluzowanych ludzi, którzy doskonale się znają i świetnie bawią.


(...)
Nacho proponuje, żeby Laura zaprosiła do siebie Olgę – i w tym momencie Laura pozbywa się wszystkich wątpliwości, czy aby na pewno go kocha. Natychmiast dzwoni do przyjaciółki. 


(...)


– Nic ci nie jest? – zapytała prawie szeptem.
– Nie, a dlaczego miałoby mi coś być?
– Kurwa, Lari – westchnęła. – Jak Massimo wrócił do willi, o mało nie pozabijał nas wszystkich. Domenico powiedział mi, co się stało. Dobrze pojebany jest ten twój Nacho. Ja wszystko rozumiem, ale żeby strzelać do Dona? – Usłyszałam, jak gdzieś idzie.
– Oj, Olka, on nie strzelał do niego, tylko do cukiernicy. – Zamilkłam, by po chwili wybuchnąć śmiechem rozbawiona swoim stwierdzeniem. – No chciał go wystraszyć i chyba mu się udało.
– Udało to mu się go wkurwić – stwierdziła stanowczo i głośniej niż wcześniej. – Dobra, wyszłam z domu, bo chuj wie, kiedy mnie podsłuchują. Opowiadaj.
Olga jest głupsza niż przypuszczałam, jeśli sądzi, że nie ma przede wszystkim podsłuchu w telefonie. 
Laura też nie wpadła na to, że nawet jeśli telefon Olgi nie był na podsłuchu, to teraz na pewno już jest.


(...)
– A jak on się trzyma? – wymamrotałam. Dopadło mnie bezsensowne poczucie winy.
– Massimo? Nie wiem. Po tym, jak wystrzelał magazynek w skuter wodny, który następnie wybuchł, zniknął. W tej kuli ognia i dymu. Nawet Domenico powiedział, że pierdoli, nie jedzie z nim. My wróciliśmy na Sycylię, a on chyba został na Ibizie. Opowiem ci wszystko, jak przylecę, bo teraz widzę palący wzrok Domenico i chyba bez gałki się nie obejdzie.
– Kocham cię. – Roześmiałam się.
– A ja ciebie, suko, zadzwoń jutro wieczorem albo wyślij mi swój numer, to zadzwonię, jak już z nim pogadam.
Wyślij, Massimo się ucieszy. 

(...)
Kolejne zalety Nacho:


– Zawsze mi to robicie – powiedział rozbawiony. – No dobrze, skoro przyjechaliście taki kawał drogi, zagram. Ale tylko jeden kawałek.
I nie proście mnie o więcej, nie, nie, nie, żadnych bisów! Choćbyście się tutaj zaklaskali na śmierć! 


(...)


– Jest taki koleś, Robert Mendoza, i on zrobił aranż na skrzypcach piosenki z tego filmu Love Me Like You Do. – Nacho chwycił instrument i położył go sobie na ramieniu. – Poznajcie moje sentymentalne oblicze – powiedział, a wokoło rozległy się brawa.
DJ włączył delikatny podkład, a on, nie odrywając ode mnie wzroku, zaczął grać. Usta otworzyły mi się szerzej niż do robienia loda. 
⚆ᗝ⚆


(...)
– Umiesz grać na skrzypcach – wyszeptałam. (...) – Co jeszcze potrafisz? – parsknęłam cicho. – A może powinnam zapytać, czego nie potrafisz?
– Nie potrafię cię w sobie rozkochać. I wytłumaczyć, co taki wszechstronny hobbysta-zdolniacha jak ja widzi w kimś tak absolutnie pozbawionym zainteresowań co ty.


Bla, bla, zaszywają się gdzieś w domu na lodzik i numerek. A numerek przebiega w znanych nam dobrze klimatach massimowskiej sztuki kochania:
– Stój i się nie ruszaj – warknęłam. Złapałam go za szyję i uderzyłam jego głową o drzwi. 
Auć.


 Po lodziku i numerku Nacho zmusza Laurę, by wreszcie mu powiedziała, co dokładnie zaszło pomiędzy nią a Massimem. Ta wpada w histerię, ale w końcu wyznaje, że została zgwałcona. 


– Lauro – powiedział, siadając na łóżku. – Wiem, że ten temat jest dla ciebie ciężki, ale chcę go zakończyć raz na zawsze. – Owinięte czarnym ręcznikiem kolorowe pośladki odwróciły się i zniknęły z mojego pola widzenia. – Chcę zabić Massimo. – Poważny ton Łysego sprawił, że zamarło mi serce. – Ale zrobię to tylko, jeśli mi pozwolisz. Zawsze wykonywałem egzekucje za pieniądze, nigdy z pobudek osobistych, ale tym razem chcę po prostu odebrać mu życie. – Położył ręce po obydwu stronach mojej głowy i pochylił się lekko. – Powiedz tylko „tak”, a człowiek, który cię krzywdził, zniknie z tego świata.
– Nie – wyszeptałam i odwróciłam się od niego. – Jeśli ktoś miałby go zabić, to ja. 
Ciuchami i okularami. Już to widzieliśmy.


– Wtuliłam twarz w poduszkę i zamknęłam oczy. – Miałam nieraz szansę i powód, by to zrobić, ale nie zamierzam być taka jak on. I nie chcę być z człowiekiem, który mi go przypomina – wyszeptałam.
Nastała cisza, a Kanaryjczyk trawił moje słowa. W końcu wstał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a ja zasnęłam.
Kolejny mruk który nic nie odpowiada, tylko wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Przynajmniej nimi nie trzaskał. Jeszcze. 


ROZDZIAŁ 15


Laura budzi się rano i schodzi do ogrodu, gdzie Nacho bawi się ze swym siostrzeńcem, Pablo. 


– Obmacujecie się przy dziecku. – Głos Amelii przeszył powietrze jak strzał z bicza. Nacho powoli wyjął dłonie i oparł je o fotel, na którym siedziałam. 


– Biedny Pablo – stwierdziła żartobliwie, biorąc syna w ramiona. – I biedna mama Pablo, bo jej nikt po cyckach nie obmacuje. – Rzuciła bratu prowokacyjne spojrzenie, a ten ostrzegawczo uniósł palec.
– Młoda, nie wkurzaj mnie! – warknął zupełnie poważnie i zajął miejsce obok mnie. – Zajmij się dzieckiem, zakupami czy czym tam się zajmujesz, ale nawet nie waż się spojrzeć w kierunku jakiegoś gacha, bo będę musiał go zabić.
...Lauro, przyjrzyj się dokładniej Pablątkowi i zastanów się, czy nie jest ZBYT podobny do wujka.
Tja. Przy okazji podziwiajcie jak spod pancerza wyluzowanego ideału przebija koleś z obsesją kontroli: a tu siostra nie może mieć gacha, a tam Laura trafia do fryzjera i musi zmienić fryzurę, bo ta panu Macho nie odpowiada…


Dziewczyna ostentacyjnie przewróciła oczami i chwyciła butelkę, żeby nakarmić małego.
– Marcelo, przecież ty byś muchy nie skrzywdził. – Pokazała mu język i ułożyła syna w ramionach. Chyba za bardzo się wczułeś w to gangsterowanie. Wybuchła śmiechem.
Więc… Amelia jednak żyje w świecie złudzeń?  


(...)
– Jesteś taki seksowny, kiedy stajesz się apodyktyczny – zagryzłam wargę i przysunęłam się do niego. – Chciałabym zrobić ci teraz laskę pod stołem. Moja dłoń na jego udzie zacisnęła się, a kutas w jego spodniach zatańczył na tyle spektakularnie, że dżinsy lekko się uniosły.
Czy czuje pani cza-czę, czy cza-czę pani zna?


(...)


– Znowu to robicie i w dodatku rozmawiacie po polsku, żebym nic nie zrozumiała. – Amelia przewróciła oczami. – Zboki! A poza tym chciałam powiedzieć, że mam superkaca i moje libido szaleje, więc...
– Dość! – Pięść Nacho uderzyła w stół, a ja aż podskoczyłam. – Widziałem, jak ten gówniarz wczoraj przystawiał się do ciebie, i przysięgam ci, że gdyby nie fakt, że robię interesy z jego ojcem, leżałby już martwy za domem.
Zastrzelony na podjeździe? 


(...)


Aż tu wtem! pojawia się posłaniec z paczką. TW: opis martwego zwierzęcia. Opis jak opis, raczej wzmianka, bez szczegółów.  
– Ta paczka jest do ciebie – wyjaśnił poważnym tonem, a jego wzrok zdradzał ewidentny niepokój.
(...)
Moim oczom ukazało się pudełko z logo Givenchy. Buty? – powiedziałam zdziwiona i zdjęłam wieczko.
Na widok tego, co było w środku, zjedzone dziesięć minut wcześniej śniadanie podeszło mi do gardła. Ledwo zdążyłam odejść od stołu, żeby zwymiotować na trawę. (...)
Trzęsłam się, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłam w pudełku. Mój piesek, kochana, mała, biała kuleczka. 
Teraz jej się o niej przypomniało! 


Jak człowiek może być taki okrutny, jak można tak potraktować bezbronne zwierzę?! Do oczu napłynęły mi łzy, a oddech ugrzązł w gardle.
Usłyszałam, jak Nacho rozrywa jakiś papier, i niepewna tego, co zobaczę, zerknęłam na niego. Trzymał w ręku kartkę i czytał.
Wszystko co musi teraz zrobić Nacho to wykonać telefon do takiego jednego gościa...


– Ja pierdolę – wycedził przez zęby i ją zgniótł.
Wyciągnęłam rękę, aby dać mu sygnał, że też chcę to zobaczyć. Przez chwilę patrzył na mnie, wahając się, aż w końcu wsadził mi w dłoń pognieciony papier. Rozłożyłam go. „To samo zrobiłaś ze mną...”, przeczytałam. 
Czy Massimo wpadł pozakulisowo do krajarki do buraków i mści się teraz zza grobu?
Ja wiem że rozstania potrafią być bolesne, ale Massimo… to jest tak edgy że mam secondhand embarrassment.


(...)


Laura przez telefon opowiada Domenico o przesyłce.
– Laura, ja nie mam nad nim kontroli. Nawet nie wiem, gdzie on jest, zostawił wszystkich ludzi i zniknął.
– Domenico, bardzo potrzebuję Olgi – westchnęłam, a po drugiej stronie znowu zapadła cisza. (...)
–Wiesz, w jakiej sytuacji mnie stawiasz? – zapytał łagodnym tonem, a ja niemal widziała wyraz jego twarzy. – Jak Massimo się dowie, że na to pozwoliłem, szlag go trafi.
Już go trafił. I biorąc pod uwagę co stało się z psem Laury, powinieneś zastanowić się nad tym, Domenico, co może stać się z jej najlepszą przyjaciółka.

– I chuj mnie to obchodzi! – wrzasnęła Olo. – Domenico, moja przyjaciółka mnie potrzebuje, więc i tak tam polecę. Doceń, że pytam cię o zdanie, a twojego brata mam centralnie w dupie. (...)
– Jezu, no i czy ja mam coś do powiedzenia? – westchnął Sycylijczyk.
Końcem końców Olo jednak nie przyjechała, bo pozostałe klany skorzystały z panującego w rodzinie totalnego chaosu i rozerwały imperium Torricellich na strzępy. Ochroniarze na śmieciówkach postanowili nie poświęcać się dla sprawy, a Domenico był zbyt zajęty dogadzaniem rozdartej narzeczonej i jej przyjaciółce z wrogiego gangu, by w porę ogarnąć sytuację. 


ROZDZIAŁ 16


Przyjeżdża Olga; ma okazję poznać i w pełni docenić Nacho. 
(...)


– Kiedy dziś surfował, a to jego boskie, kolorowe ciało się napinało, myślałam, że chodzi o seks – zaczęła po chwili. – Później, kiedy rozbawił mnie do łez opowieścią o przygodach na Karaibach, byłam przekonana, że chodzi o to, że jest dzieciakiem uwięzionym w ciele mężczyzny. – Rozejrzała się, wskazując wszystko, co nas otaczało. – Ale teraz to już zupełnie zgłupiałam i jestem gotowa sądzić, że jest ideałem. – Popatrzyła na mnie, kiedy stałam oparta o ścianę. – Pamiętaj, Lari, z nim musi być coś nie tak. – Pokiwała głową z przekonaniem.
Ale nie, że tam jest mafiozem, czy cuś; może – nie daj Boże! – jest niewypłacalny?!


– Nooo – przeciągnęłam sylabę. – Na przykład to, że jest głową mafijnej rodziny. I zabójcą na zlecenie.
To znaczy że nadal ciągnie starą fuchę? Głowa rodziny mafijnej za mało zarabia? Musi sobie bidulek dorobić na boku? Jeżu, kryzys dotyka dziś każdej branży. 


Bla bla, dziewczyny porównują obu facetów Laury; wygrywa Nacho, bo jest taki wyluzowany i daje jej taką swobodę, podczas gdy Massimo...


(...) Czarny był cudowny, ale apodyktyczny i władczy. Poza tym ja nie mówię, że było mi z nim źle. Do sylwestra było niemal doskonale. Ale jakkolwiek by na to patrzeć, do większości rzeczy byłam przez niego zmuszana. Popatrz, ślub, dziecko, każdy wyjazd... Cokolwiek robiliśmy – ja nie miałam nic do powiedzenia. – Usiadłam w fotelu i wzięłam do ręki kieliszek. – Teraz jestem wolna, a facet, który jest przy mnie, sprawia, że czuję się, jakbym miała szesnaście lat.
I tak oto znalezienie nowego mężczyzny otworzyło jej oczy na wady poprzedniego; nihil novi sub sole. 


(...)
– A co w firmie? – zapytałam zrezygnowana.
– Bardzo dobrze. Emi wszystkim się zajmuje, kolekcja jest szyta według twoich wytycznych. W sumie bez zmian, ale trzeba przemyśleć co dalej.
Pokiwałam bezmyślnie głową.
To tyle w kwestii przemyśleń.

– Ty mi lepiej powiedz co ze ślubem? – rzuciła nagle Olo, a mnie na myśl o tym, że mam pojechać na Sycylię, zawartość żołądka podeszła do gardła. – No bo wiesz, jesteś druhną, razem z Massimo...
– Oj, no wiem. – Oparłam się czołem o blat stolika, obok którego siedziałam.
– Nie zrobisz mi tego, Laura! – warknęła, podnosząc mnie za włosy. – Niech ten twój Kanaryjczyk coś wymyśli, mnie to nie obchodzi, masz tam być. – Zaplotła ręce na piersiach. 
Może będzie z tego jakaś międzynarodowa rozpierducha, może nawet cię zabiją, ale masz tam być, bo ja sobie nie wyobrażam!!! Rozumiesz?!
Chryste, myślałem że jej przylutuje w twarz po tym podniesieniu za włosy. Olga stanowczo za dużo czasu spędza z sycylijczykami. 


– Poza tym wcale nie wiem, czy Massimo wróci do tego czasu. Domenico mówi, że baluje w meksykańskich burdelach, więc może wykończą go choroby weneryczne. – Uniosła brwi z rozbawieniem.


(...)
Dziewczyny bawią się jak damy, czyli upijają do nieprzytomności, rzygają, demolują pokój… I to jak demolują! Przed urwaniem się filmu Olo wywraca lampę i ławę z przekąskami, ale w nocy wróżki-imprezuszki musiały srodzej narozrabiać:
Popatrzyłam na zgliszcza (!) stolika, lampki i kawałka bufetu.


Dygresja: pamiętacie portugalski fashion week? Jego opis sprowadza się do ogólnej wzmianki, że zobaczyło się kilka pokazów i wzięło parę wizytówek. Ale na opis chlania, robienia obory w restauracji, przewracania się i co się jadło na kaca miejsce się znalazło. Nacho szykuje dziewczynom piżama party z masą przekąsek, szafą grającą, zestawem do karaoke, jacuzzi, stołami do masażu… Nic z tego nie zostaje wykorzystane, Olo rzuca hasło “najebmy się!”, i lecą z cztery strony o wywalaniu się, haftowaniu, pijackich rechotach, kacu i jego zwalczaniu. 
Autorka interesuje się modą, nietrudno wyobrazić sobie VIPowski babski wieczór. Ale widać pisanie scenariusza na patostreama jest bardziej rozrywkowe.   


 Potem sielanka kwitnie:


Olga została u mnie na kilka dni. Poznała Amelię i tak jak ja niemal od razu pokochała blondwłosą dziewczynę. Kryłyśmy ją przed bratem, kiedy piła z nami wino, a gdy pewnego razu zorientował się, co jest grane, odwróciłam jego uwagę szybkim lodzikiem na strzelnicy. Niby była dorosła i właściwie mogła wszystko, ale Nacho traktował siostrę jak dziecko i zakazywał jej większości fajnych rzeczy.
Nie mogła jeździć na kucyku i jeść lodów przed obiadem. 


(...)


Nacho instruuje Laurę co do kwestii bezpieczeństwa na weselu; ma mieć przynajmniej osiem osób ochrony oraz absolutny zakaz picia alkoholu. 
Oho, pierwsza poważna rysa na nowym związku. A może to te zgliszcza po ostatniej popijawie z Olgą tak go wystraszyły? 


– A dlaczego nie możesz lecieć z nią i ochraniać jej na miejscu, jako jeden z moich gości? – zapytała Olga, odstawiając kieliszek.
– To nie jest takie proste – westchnął i na chwilę zakrył twarz dłońmi. – Jesteśmy grupami przestępczymi, ale mamy swój kodeks, którego reguł musimy przestrzegać. Bo inaczej stracimy zdolność honorową i nikt nie będzie chciał się z nami zadawać, jak z państwami w “Achai”.
Kodeks gangsterski w XXI wieku. Nacho, ty naiwniaku. 


 – Przewrócił oczami i pokręcił głową. – Współpracuję z wieloma rodzinami, które robią interesy także z Massimo. Więc moja obecność na Sycylii byłaby zbyt wielką ostentacją i elementarnym brakiem szacunku do Torricellich. Pozostałe grupy nie odebrałby tego jako troskę, tylko jako wypowiedzenie wojny. – Wzruszył ramionami. – Już wystarczy, że odbiłem mu żonę, co zapewne nie umknie ich uwadze. – Uśmiechnął się smutno. – Wybierz, proszę, numer do narzeczonego i zapytaj, czy może ze mną teraz omówić kwestie ochrony.
(...)
– No więc tak to będzie wyglądało. Lauro, polecisz na Sycylię moim samolotem, ale niestety nie ja będę pilotem. Zamieszkasz w domu, który kupiłem, i będziesz chroniona przez kilkudziesięciu ludzi. Choć to i tak nic w porównaniu z armią, którą mają Torricelli. Nie ma to jak wszystkich uspokoić. – Odwrócił się w moją stronę i chwycił mnie za rękę. – Kochanie, ja wiem, jak źle zabrzmi to, co powiem, ale nie możesz na weselu niczego jeść ani pić. Będziesz mogła wkładać do ust tylko to, co poda ci twoja ochrona. – Zerknął na Olgę. – Ja ufam Domenico i wiem, że on niczego złego nie zrobi, ale ludzie mogą mieć zupełnie inne rozkazy. A nie chcemy, by rozpętało się piekło. – Spuścił głowę. – Proszę, zrozumcie mnie.
Nie no, spoko, Laura na weselu, otoczona przez ludzi Torricellich, pozbawiona nawet tej symbolicznej ochrony, jaką dawałaby obecność Nacho… I jeszcze mamy zaufać jej rozsądkowi, że nie zje, a zwłaszcza nie wypije czegoś niedozwolonego. Co może pójść źle? 

Kolejny występ wirtuoza:
Ludzie zaczęli klaskać, a Kanaryjczyk ukłonił się i oddał kelnerowi skrzypce, klepiąc go po plecach.
Masz, chłopczyku, kup sobie za to coś ładnego. 


(...)

– Muszę pojechać do Kairu. Chciałbym, żebyś poleciała ze mną.
– Po co tam lecisz?
– Mam zlecenie – stwierdził beznamiętnie, jakby mówił o dostarczeniu pizzy.
– Aha – odpowiedziałam bezmyślnie i usadowiłam się w fotelu.
– Nie będziemy tam długo, góra dwa dni. – Zamknął drzwi i odpalił silnik.
– Aż dwa dni, żeby zabić człowieka?! 
Co to za robota, wpakować komuś ołów w łeb! Ile można się przy tym babrać! 


– Konsternacja, która wymalowała się na mojej twarzy, rozbawiła go.
– Kochanie, wszystkie przygotowania trwają jeszcze dłużej, ale ja jadę tylko dopilnować, żeby wszystko wyszło jak należy, i pociągnąć za spust. 
Widzę, że skrytobójstwowanie w stylu XX-wiecznego safari: wynajęci robotnicy załatwiają sprzęt, trasę i ustawienie ofiary, podaje się już naładowaną broń bogatemu panu, ten oddaje strzał i idzie opowiadać, jaki jest groźny i dzielny.
Zaraz po strzale wyciera ręczniczkiem pot z czółka i robi sobie zdjęcie nad trupem ofiary. 
Nie zdziwię się, jeżeli Nacho okaże się takim asasynem, jak Laura projektantką mody.  


– Zamyślił się na chwilę. – Choć w tym przypadku pewnie także nacisnę kilka guzików – wyszczerzył zęby. (Czy on sugeruje, że przeprowadzi zamach bombowy?!)
– Nie ogarniam, jak możesz uśmiechać się na myśl o zabiciu człowieka?! – Pokręciłam głową.
Pamiętacie jak zareagowała Laura, gdy Massimo zastrzelił gościa na podjeździe, a jak teraz na luzie gada o zabijaniu z Macho? Ach, to jednak prawda, człowiek może przyzwyczaić się do wszystkiego. 


Nacho zjechał z drogi i zatrzymał się przy krawężniku, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
– Dziewczynko, jeśli nie chcesz znać odpowiedzi na pytania, to ich nie zadawaj. – Patrzył łagodnie, uśmiechając się delikatnie. – A poza tym nie próbuj tego zrozumieć, to bez sensu. To po prostu moja praca. Jadę i robię swoje. Powiem ci tylko dla uspokojenia, że to nie są dobrzy ludzie. – Pokiwał głową. – To co, popływamy?
To nie są dobrzy ludzie! BOHATER KURŁA. 
Naprawdę mam uwierzyć, że nasz zabójca do wynajęcia nigdy nie odstrzelił jakiegoś ważnego świadka? Pewnie załatwia tylko handlarzy żywym towarem, narkotykowych bossów i szefów szajek pedofilskich. 
Przy każdym zleceniu każe sobie dostarczać CV ofiary i odmawia, jeśli ta zrobiła w życiu choć jeden dobry uczynek. 


Wytrzeszczyłam gały zaskoczona nagłą zmianą tematu i głęboko wciągnęłam powietrze, próbując się uspokoić. Widok martwych ludzi nie był dla mnie codziennością, ale z drugiej strony – co mogłam zrobić? Przecież od początku wiedziałam, że Nacho nie jest księgowym czy architektem...
Boże, jakże ciężko było mi uwierzyć w swoje własne myśli. A jednak żyjąc od prawie roku wśród ludzi takich jak Massimo i Nacho, musiałam zmienić swój punkt widzenia.
No, inaczej się patrzy na życie siedząc na górze forsy i ciuszków. 


Bla, bla, kolejne szczęśliwe i urocze chwile w domku na plaży, kiedy to surfują, gotują, kochają się i jeżdżą konno – okazuje się, że Nacho posiada i stadninę, a co. Oraz snują rzewne zwierzenia: 

– Nigdy nie byłem w związku, jeśli to chcesz wiedzieć. – Przytuliłam się do jego pleców, kiedy udawał, że przekłada jedzenie na ruszcie. – Mówiłem ci w grudniu, że zawsze chciałem kobiety, która będzie inna niż wszystkie.
I znalazłem: nie tak mądrą jak inne, nie tak empatyczną jak inne, nie tak ciekawą jak inne… 
Za to o tak wysokiej samoocenie, jak żadna inna nie ma! 
Naśmiewacie się, a ja ze wzruszenia staram się powstrzymać łzy! 
https://i.gifer.com/4Ijw.gif
(...)

ROZDZIAŁ 17
W Kairze byliśmy w sumie trzy dni i dziękowałam Bogu, że tylko tyle. Takiego upału jak w Egipcie nie doświadczyłam chyba nigdy w życiu. Nacho musiał „popracować”, więc miałam sporo czasu dla siebie.
(...)
A teraz proszę państwa, nowa prowadząca programu “Boso W kozaczkach Givenchy przez świat”, Laura Biel:


Po kilku dniach spędzonych w Kairze i jego okolicach nabrałam pewności, że Egipt nie jest krajem dobrym do życia dla kobiety takiej jak ja, a słowo „kobieta” jest tu kluczowe. Bo dla mężczyzny takiego jak ja to już spoko. Islam wyznawany przez  większość mieszkańców zdecydowanie zbyt mocno ograniczał prawa kobiet. Zakazywał im tak wiele, że aż nie mogłam w to uwierzyć. A tym bardziej nie byłabym w stanie zaakceptować. 
Ciekawe, czy ona wie, że w krajach muzułmańskich zakazane jest też picie alkoholu…
Gdzie zakazane, tam zakazane – poza Ramadanem dostanie wina czy piwa (przede wszystkim bardzo popularnej Stelli) w Egipcie nie jest problemem. Ale już narąbanie się nim publicznie, jak to Laura ma w zwyczaju!... 


Ale „najlepsze”, o czym dowiedziałam się w tym zaskakującym kraju, z pokręconą jak dla mnie kulturą, to instytucja strażnika moralności. To taka policja obyczajowa, która podobno może skazać na śmierć, chociażby za seks nie z własnym mężem. Na tę myśl lekko się przeraziłam. Przecież uprawiałam seks z kochankiem i czułam się przez to jeszcze bardziej zagrożona niż wcześniej. 
Nie, nie może. Karę śmierci w Egipcie można dostać przede wszystkim za morderstwo (miło, że Nacho zabrał miłość swojego życia na misję skrytobójczą do kraju znanego z łamania praw człowieka, oby wszystko poszło zgodnie z planem), porwanie i przestępstwa wycelowane w dobro kraju (np. szpiegostwo albo zamach). Jest prawo karzące za szeroko rozumianą “rozpustę” i za jego złamanie grozi do siedmiu lat więzienia (przy czym za większość występków nie można dać więcej niż trzy). Ale spokojnie, policja obyczajowa jest zbyt zajęta wyłapywaniem rodzimych homoseksualistów na Tinderze, żeby latać za białą hetero turystką śpiącą na forsie.  
No cóż, autorka wysypuje tu po prostu przed nami całą swą wiedzę na temat krajów muzułmańskich jako takich, a czy chodzi o Egipt, Arabię Saudyjską czy Afganistan, to co to już kogo obchodzi… Oraz, czy ta wiedza jest czerpana z jakichś rzetelnych źródeł, czy “a ciotka koleżanki była kiedyś na wycieczce i powiedziała…”


Abstrahując od tego, spora część tutejszych pań wyglądała jak buki z Muminków. Zakutane w szmaty pokazywały tylko oczy, albo i to nie. 
Pffff, żebyś się nie zdziwiła, co one potrafią mieć pod tymi “szmatami”. 
Kairki z politowaniem patrzyły na Laurę. “Biedactwo, nie stać jej na porządne ciuchy, tylko takie skrawki? Wygląda jak oskubany kurczak, a przy tym słońcu będzie za chwilę przypalonym kurczakiem!”
“Pokazywały tylko oczy albo i to nie”… Kobiety noszące niqaab w Egipcie są w zdecydowanej mniejszości (a te noszące burqi są jeszcze w mniejszości tej mniejszości), pozostałe poprzestają na zakrywaniu włosów. 


Nacho przez godzinę mnie błagał, żebym zakryła ramiona i kolana, aby nie wyróżniać się z tłumu, więc dla świętego spokoju uległam. Ale Kanaryjczyk był chrześcijaninem. Gdyby był muzułmaninem, dostałabym w łeb albo by mnie ukamienował; i to zgodnie z prawem.
Bo jak już się przekonaliśmy, Nacho bardzo się przejmuje religią i tym całym “po piąte” czy  “ale przed ślubem to grzech!”. Już nie mówiąc o tym, że islam islamowi nierówny i trudno sobie wyobrazić muzułmanina z Wysp Kanaryjskich, który podczas wycieczki przyłącza się do kamieniowania za odkryte kolana (zresztą nielegalnego w Egipcie, to jeszcze nie Arabia Saudyjska). 

Nie byłoby problemu, gdybyśmy byli w kurorcie turystycznym. Ale stolica to zupełnie inna bajka. Najważniejszym plusem miejsca, w którym spędziłam tych parę dni, była pogoda. Z nieba lał się żar, nie widziałam nawet jednej chmury, a moje ciało po jednym dniu opalania stało się czarne. 
Aż mnie dziwi nieco ten kult opalenizny u Laury; nie słyszała o fotostarzeniu, czy jak? 
Parę dni? Nacho miał chyba problemy w pracy, bo przecież mieli być “góra dwa dni”. 


Woda w basenie hotelu Four Seasons była przyjemnie chłodna, a obsługa niewzruszona widokiem moich nagich, mikroskopijnych piersi. Niestety,  suknia, która czekała na mnie na Sycylii, wymagała, bym opalała się bez stanika, a więc musiałam być toples.
Znaczy, w stolicy zgroza i zgorszenie z powodu odsłoniętych kolan, ale opalać się topless już można? 


(...)


Czułam, że nie ma ochoty ani nastroju na amory, od dwóch dni niemal mnie nie dotknął, ale miałam to w dupie i nie zamierzałam wyjechać bez porządnego dymania. Obróciłam go i brutalnie cisnęłam nim o ścianę, chwytając za nadgarstki – tak jak sam miał w zwyczaju robić.  (...)
– Nie chcę – jęknął, próbując mnie zatrzymać.
– Wiem – stwierdziłam z rozbawieniem. – Ale on chce.
Szturchnęłam nosem napęczniały rozporek.
Napęczniały jak fasola po moczeniu.
Nacho oczywiście rzuca się seksić, bo w blankoversum każdy facet chce się bzykać 24/7, kobiety nie molestują, tylko agresywnie uwodzą, “nie” to zakamuflowane “no dajesz”, erekcja jest zaproszeniem nie do odrzucenia, a gwałcą tylko naćpani mężowie.


Laura szykuje się do wylotu na Sycylię, Nacho szaleje z niepokoju. Massimo gdzieś zniknął, nie daje znaku życia i nikt nie wie, gdzie jest. Na Sycylii Laurę odbiera z lotniska kawalkada kilku opancerzonych samochodów i wiezie do domu kupionego przez Nacho (oczywiście jest to ogromna, wypasiona, nowoczesna willa). Zjawia się Olga, dziewczyny robią sobie wieczór panieński… i tu moje największe zaskoczenie, bo na trzeźwo! No ale Olga musi przecież następnego dnia wyglądać jak milion dolarów…
Bla, bla, opis strojów, makijaży i fryzur; Olga w ostatniej chwili ma wątpliwości, ale wreszcie wszyscy są gotowi i całe towarzystwo jedzie do kościoła Madonna della Rocca, gdzie kilka miesięcy wcześniej brała ślub Laura. 
Czy tylko mi się wydaję, że Olga chce swoim ślubem przebić Laurę?


Mario, consigliere Massimo, przywitał mnie bladym uśmiechem i, kiedy stanęłam obok, pocałował w policzek.
– Miło cię widzieć, Lauro – powiedział, poprawiając marynarkę. – Chociaż trochę się pozmieniało.


Mario ma być drużbą zamiast Massima. Domenico czeka przy ołtarzu na Olgę prowadzoną przez ojca. 


Rozejrzałam się po mikroskopijnym wnętrzu, a odczucie déjà vu nie dawało mi spokoju. Te same smutne gangsterskie twarze, ten sam klimat, jedyną różnicą była szlochająca mama Olgi, która choć się starała, nie była w stanie wziąć się w garść.
Nagle z głośników rozbrzmiało This I Love Guns N’ Roses, a ja wiedziałam, że moja przyjaciółka już tonie we łzach. 
Jak pamiętamy – to ważna piosenka dla Olgi i Domenica; to jej odśpiewaniem Domenico skłonił ją do powrotu po tym, jak w szale zazdrości zdemolował dom i próbował ją zabić (“Zajebał taki wykon, że nie miałam szansy odmówić”).  


Uśmiechnęłam się na myśl o tym, jak cudowną tremę przeżywa, i zwróciłam wzrok w stronę wejścia. Kiedy pojawiła się w progu, Domenico niemal padł na zawał, a ona, nie czekając, aż ojciec podprowadzi ją do przyszłego męża, rzuciła mu się w ramiona i zaczęła szaleńczo całować. Tata machnął ręką i poszedł do wyjącej już jak dzikie zwierzę matki (no już tak nie zazdrość, że starzy Olgi mogą być na jej ślubie), po czym objął ją ramieniem. Narzeczeni natomiast, ignorując wszystkich zebranych, walili w ślinę i gdyby nie fakt, że piosenka dobiegła końca, pewnie robiliby to nadal.
Do śmierci i trzy dni dłużej.


https://i.pinimg.com/originals/c6/b6/29/c6b6291b2da16937e6a4b548863373bb.jpg

Wiecie co, jakoś tak wyobraziłam sobie, jak mógł wyglądać proces redakcyjny tej książki:
– Pani Blanko, naprawdę, “walili w ślinę”? Może jednak zwykłe “całowali się”? I te wszystkie momenty, kiedy Laura i Olga mówią do siebie “suko”, czy tak musi być…?
– Pffffff, no raczej! One tak mówią, ja tak mówię, to jest naturalne! Co, mają się może wyrażać jak jakieś ą ę polonistki?!


Wreszcie lekko zdyszani stanęli przy ołtarzu, a ksiądz pogroził im palcem. Już nabierał powietrza, by zacząć ceremonię, gdy w drzwiach kaplicy stanął Massimo.
Ach, co za drama queen!


Nogi się pode mną ugięły. Trzęsąc się jak galareta, obsunęłam się na krzesło. Mario chwycił mnie za łokieć, a Olga, przerażona i zdezorientowana, patrzyła, jak Czarny się do mnie zbliża. Wyglądał zniewalająco. Czarny smoking i biała koszula idealnie pasowały do bardzo ciemnej opalenizny. 
Ach, to meksykańskie słońce!


Był wypoczęty, spokojny i poważny.
– To chyba moje miejsce – powiedział, a Mario odsunął się, zostawiając mnie z nim sam na sam.
(...) Był tu, stał koło mnie i pachniał. Boże, jak on pachniał. (...)
Jakby wykąpał się w wannie AXE i poprawił prysznicem z Old Spice’a. 


Jak to możliwe, że był tak piękny. Podobno balował i wyniszczał swój organizm, a tymczasem wyglądał, jakby przeżył prawdziwą metamorfozę – z herosa w boga. Równo przycięta broda przypominała mi chwile, w których uwielbiałam jej drapanie, a dłuższe niż zwykle włosy, starannie zaczesane, zdradzały, że długo przygotowywał się na tę chwilę.
....Bo co, bo nie chodził do fryzjera? Bo znalazł moment, żeby się uczesać?


(...)
– Chciałbym wam przedstawić Ewę – usłyszałam. Obróciłam głowę i zobaczyłam, że Massimo trzyma pod rękę piękną ciemnooką  kobietę. Stała obok niego z promiennym uśmiechem, tuląc się do jego ramienia, a uczucie zazdrości jak miecz przecięło moje ciało.
Ojojoj.


Przecież to ja go zostawiłam. Nie mogłam mieć pretensji ani nawet prawa czuć tego, co właśnie czułam, ale, kurwa, serio? Olśniewająca dziewczyna z długimi, czarnymi włosami podała mi rękę i się przywitała. Nie wiem, jak bardzo głupio wyglądałam, ale biorąc pod uwagę mój szok, prawdopodobnie idiotycznie. Ewa nie należała do wysokich, ale za to łudząco przypominała mnie. Drobna, elegancka i bardzo subtelna. No dobrze – zupełnie mnie nie przypominała.
Hihihihihi :D
(...)


– Olka, kurwa! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – On znalazł sobie dupę w trzy tygodnie. Ja pierdolę, jesteśmy małżeństwem.
I co z tego?
No jak to co, przecież on nie ma prawa, powinien na zawsze mieć złamane serce z mojego powodu! 
Ty znalazłaś sobie dupę na trzy tygodnie przed bez oglądania się na bycie małżeństwem, także ten.


– To się nazywa hipokryzja – spoważniała. 
Hihi, Olga jednak ma te momenty, kiedy jest głosem rozsądku. 


(...)
– Lari, posłuchaj. – Poważny ton Olgi nie zwiastował nic miłego. – Zdecyduj się, kurwa, albo surfer, albo twój mąż, no nie możesz mieć obu. – Przewróciła oczami. – Nie doradzę ci, bo nie jestem bezstronna, a wolałabym mieć cię przy sobie. To twoje życie, zrób tak, żeby tobie było dobrze. – Pokrzepiająco pokiwała głową.
Najlepsza rada: zrób jak chcesz!


(...)


Na weselu Massimo prosi Laurę o chwilę rozmowy. Wyjaśnia, że firma nadal należy do niej, a on przestał ćpać i znalazł szczęście przy boku Ewy. Laura wypomina mu zabicie psa. 


(...)
– Co takiego? – zerwał się i stanął przede mną, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. – Osobiście wysłałem człowieka z żywym psem w transporterze. – Kolejny raz zagryzł wargę. – Owszem, chciałem, żeby jego widok przypominał ci o mnie i zadawał ból. Ale...
– Nie zabiłeś Prady? – Sytuacja zaczynała mnie przerastać. – Słuchaj, dostałam zmasakrowanego psa w pudełku po ukochanych butach i kartkę.
– Mała – ukląkł przede mną, łapiąc moje dłonie. – Jestem potworem, to prawda, ale po co miałbym skrzywdzić psa wielkości kubka do kawy? – Uniósł brwi i czekał. – Chryste, ty naprawdę sądzisz, że ja to zrobiłem? – Zasłonił usta dłonią i chwilę myślał. 
Doceńmy ten pokaz sztuki aktorskiej!


– Matos, ty skurwysynu. – Wstał i się roześmiał. – No tak, mogłem się tego spodziewać... Za wszelką cenę. – Pokręcił głową. – Wiesz, co on mi powiedział, kiedy wyszłaś z restauracji na Ibizie? – Czułam, jak kolejny raz robi mi się słabo, ale byłam zbyt ciekawa, by teraz stracić przytomność albo przynajmniej zwymiotować. – Że za wszelką cenę ci udowodni, jak niewart jestem uczucia, którym mnie darzyłaś. – Kolejny raz wybuchnął smutnym śmiechem. – Sprytny jest, nie doceniłem go.
Słyszałam w uszach przeraźliwy pisk, a oddech grzązł mi w płucach. Nacho? Kolorowy, delikatny człowiek miał skrzywdzić tak bezbronną, maleńką istotę? Nie mogłam w to uwierzyć.
Nacho? Ten zabójca na zlecenie, który zabijanie ludzi traktuje jako rutynową robotę? Nie, niemożliwe…
A z drugiej strony: Massimo? Manipulant, autor intrygi, przez którą zerwałam z Martinem, miałby kłamać? Niemożliwe… 


Czarny widział, że biję się z myślami, wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer, po czym powiedział kilka słów i się rozłączył. Po paru minutach ciszy i patrzenia bezmyślnie na morze w altanie pojawił się wielki człowiek.
– Sergio, co zrobiłeś z psem, którego kazałem ci zawieźć na Teneryfę? – zapytał poważnym tonem, zmieniając język na angielski.
– Odstawiłem go wedle polecenia do rezydencji Matosów. – Zdezorientowany człowiek patrzył to na niego, to na mnie. – Marcelo Matos powiedział, że nie ma Laury i on go odbierze.
Fajny facet z tego Nacho, taki normalny. Zamiast zostawić to służbie, sam się pofatygował odebrać paczkę od kuriera. No człowiek taki jak my. 
Szef rodziny mafijnej ;). Oby nigdy podstawiony kurier nie dostarczył mu bomby


– Dziękuje, Sergio, to wszystko – burknął Massimo i oparł się rękami o balustradę, a mężczyzna odszedł.


Laura jest wściekła i zaczyna pić na umór. 

Złapałam telefon, uniosłam się z miejsca i poszłam w stronę wyjścia.
– Dziewczynko? – Cichy głos rozlał się w mojej głowie.
– Za wszelką cenę? – wrzasnęłam zirytowana. – Jak, kurwa, mogłeś, ty bezmyślny idioto?! I tak mnie miałeś, już i tak byłam w tobie zakochana, ale ty wolałeś jeszcze bardziej obrzydzić mi faceta, od którego do ciebie uciekłam. Mało ci było? – Kucnęłam, czując, jak fala wymiotów po wypiciu butelki szampana w dwadzieścia minut zbliża się w zastraszającym tempie. – Zabiłeś mi psa, kurwa, i zrobiłeś to tylko po to, by pogrążyć Massimo. Jak mogłeś? – Po policzkach popłynęły mi łzy, a kiedy poczułam na sobie dłonie, poderwałam się.
Zaskoczony Ivan stał obok i gapił się na mnie.
– Przegiąłeś, Nacho! – wrzasnęłam do słuchawki i roztrzaskałam telefon o kamienny bruk. – Nie jesteś już potrzebny – warknęłam do ochroniarza, a ten złapał powietrze w płuca, by coś powiedzieć.
No tak, a autorka nie pamięta, że cała scena z wręczeniem pakunku odbyła się w obecności Laury i Nacho ani przez chwilę nie był z paczką sam. No, chyba że jest medżik nindżą, który w chwili, kiedy Laura mrugnęła, potrafił otworzyć pudełko, zaszlachtować pieska i owinąć pudełko z powrotem w papier.
Odebrał paczkę, zmasakrował psa, a potem podstawiony gość odegrał rolę kuriera? 
Fakt, mogłoby tak być. 


Potem Laura rzyga, a Massimo zjawia się jak dzielny rycerz, by ją zabrać do domu. 


– Ewę sobie zabierz – odburknęłam.
– Moja żona jest ważniejsza – zaśmiał się. – A nie przypominam sobie, bym miał jakąś prócz ciebie.
Nie byłam w stanie z nim walczyć, zwłaszcza że gdybym zaczęła się szarpać, prawdopodobnie obrzygałabym wszystko dookoła.


ROZDZIAŁ 18


Laura budzi się u boku Massima; ten łaskawie proponuje jej wymazanie z pamięci ostatnich tygodni i powrót do tego, co było. Ale! Laura idzie do swej garderoby i odkrywa…


Oddech ugrzązł mi w gardle na widok długich butów Givenchy leżących na podłodze (tak bardzo tęskniłam!). Boże, nie są w pudełku, a Olga zapewniała mnie, że nie była na naszym piętrze, bo drzwi były zamknięte, a klucz miał Massimo. 
No i…???
Autorka najwyraźniej próbuje tu sklecić taką prawdziwą intrygę kryminalną, ze znajdowaniem poszlak i tak dalej… tylko w jaki sposób niby fakt, że użyto pudełka po kozakach, miałby udowadniać winę Massima? Mógłby spokojnie nadal iść w zaparte, że włożył tam żywego psa i nie ma pojęcia, co się z nim dalej działo. 


Gapiłam się na jasne kozaki leżące przy szafie, aż poczułam, jak ktoś na mnie patrzy.
– Oj – usłyszałam. – Nie wpadłem na to, że znajdziesz się tu tak szybko.
Serio, Massimo, serio? Nie wpadłeś na to, że Laura pierwsze kroki skieruje do garderoby?!


Massio jak rasowy złol wyjaśnia swoje niecne plany, po czym skuwa Laurę łańcuchem i wychodzi. 


Usłyszałam, jak zamykają się drzwi, a do moich oczu napłynął potok łez. Boże, co ja zrobiłam? Odurzona alkoholem uwierzyłam w całą szopkę, którą przede mną odstawił, i łyknęłam najgłupsze kłamstwo świata – że najlepszy facet, jakiego poznałam, mógł skrzywdzić mojego psa. 
Tak jeszcze przypomnę, że do przesyłki była dołączona karteczka – czy Laura nie zna charakteru pisma swojego męża? 
A ja przypomnę, że Laura zaczęła chlać na weselu dopiero gdy dowiedziała się “prawdy” o sprawie z psem, więc odurzenie alkoholem nie miało nic wspólnego z uwierzeniem w szopkę Massima. Ale rozumiemy, trzeba czymś usprawiedliwić własną głupotę…


“Najlepszy facet, jakiego poznałam”... Biedny Martin, który robił jej herbatkę i kakałko, miał oczy pełne ciepła i zawsze, gdy zarobił jakieś pieniądze, przelewał część na hospicjum dziecięce… :( 


(...)
– No i widzisz, kochanie – powiedział Czarny, kiedy już wrócił i gapił się na moje krocze. – Znowu jesteśmy razem, twoja przyjaciółka nie posiada się ze szczęścia, mój brat odetchnął z ulgą, wszystkim nam zrobiłaś wielką przyjemność, wracając. – Wyciągnął spode mnie kołdrę i mnie przykrył. – Za chwilę zjawi się lekarz, żeby ci podać kroplówki. Trzeba trochę cię wzmocnić po wczorajszej nocy.
– Na chuj mi kroplówki? – warknęłam do niego. – Wypuść mnie!
– Nie bądź wulgarna – upomniał mnie, odsuwając z twarzy pasmo włosów. – Przyszłej matce to nie wypada. – Pogroził mi palcem i wyszedł, nim zdążyłam coś powiedzieć. – Podałem ci wczoraj środki odurzające – krzyknął z łazienki. – Muszę zatroszczyć się o twój organizm, żeby był silny i gotowy na dziecko.
Pragnienie reprodukcji rzuciło się Massiowi na łeb. Mocno.


Laura przez jakiś tydzień jest więziona, faszerowana środkami odurzającymi i gwałcona przez Massima. Po tygodniu Massimo przestaje ją szprycować lekami, bo Olga i Domenico pojechali w podróż poślubną i nie ma w domu niewygodnych świadków. Massimo po weselu przekonał ich, że on i Laura wrócili do siebie, a jej nieobecność w posiadłości tłumaczył tym, że teraz mieszkają w Messynie. 
I Olga nie dzwoniła? Nie dziwiła się, że Laura nie lajka jej fotek ze ślubu na fejsie? 


(...) 
– Czym tym razem będziesz mi groził? – Zmrużyłam oczy, gdy stanął przede mną, zapinając czarny garnitur.
– Niczym – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Zobacz, poprzednio szantażowałem cię śmiercią rodziców, a mimo to zakochałaś się we mnie w niecałe trzy tygodnie. Uważasz, że nie jesteś w stanie kolejny raz mnie pokochać? Ja się nie zmieniłem, mała…
Tu znacząco zamachał platynową kartą kredytową. 


– Ale ja tak – stwierdziłam spokojnie. – Kocham Nacho, a nie ciebie. Myślę o nim, kiedy wkładasz we mnie swojego kutasa. (...) I prędzej odbiorę sobie życie, niż sprowadzę na ten świat istotę, która będzie zależna od ciebie.
Tego już nie wytrzymał. Chwycił mnie za szyję i zawlókł do najbliższej ściany. Uderzył mną o nią. Furia, która go ogarnęła, sprawiła, że ciemne oczy były zupełnie czarne, a po czole ściekała mu strużka potu. Po tygodniu leżenia byłam bardzo słaba, więc tylko wisiałam w powietrzu, nie dotykając stopami ziemi.
– Lauro! – zaczął i wolno odstawił mnie na podłogę.
– Nie jesteś w stanie zakazać mi samobójstwa – powiedziałam ze łzami w oczach, kiedy odrobinę zwolnił uścisk na szyi. – To jedyny wybór, na który nie masz wpływu, i to cię tak wkurwia, co? 
Zakazać – nie, ale uniemożliwić – owszem. 


(...)
– Sam zabiłeś naszego psa? – zapytałam, zaskakując go nagłą zmianą tematu.
– Tak. – Wbił we mnie beznamiętne spojrzenie. – Mała, ja zabijam ludzi, patrząc im w oczy, więc pomyśl, czym było dla mnie zabicie zwierzęcia.
Siedziałam, kręcąc głową. Nie mogłam uwierzyć, że tak mało go znam. Wspomnienie pierwszych miesięcy zdawało się w tej chwili jednym wielkim kłamstwem. Jak to możliwe, że nie zauważyłam, że udaje? Przecież facet, który siedzi teraz przede mną, to potwór i tyran. Jakim cudem udało mu się tak długo udawać miłość i przywiązanie? A może ja nie chciałam widzieć prawdy?
O Massimo można powiedzieć naprawdę wiele, ale ze swoim paskudnym charakterem i pokręconym rozumieniem miłości w ogóle się nie ukrywał.
Ciekawe, dlaczego Laura nic nie zauważyła…


Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto! (...)
Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!


(...)
Laura zaczyna knuć plan ucieczki; w tym celu chce stopniowo przekonać Massima, że pogodziła się z losem. Kiedy więc ten proponuje jej kolację w ogrodzie, ubiera się w seksowną sukienkę, itd. itp.


Mimo że w tej chwili nienawidziłam go najbardziej na świecie, nie byłam w stanie nie zauważyć, że wygląda zachwycająco. Jasne, prawie białe lniane spodnie, rozpięta koszula w identycznym kolorze z podwiniętymi rękawami i srebrny różaniec. Co za hipokryzja, żeby człowiek tak okrutny i tak podobny do szatana nosił na sobie boski symbol.
Ani chybi to musi być subha. Przecież porządny chrześcijański chłopiec z porządnym chrześcijańskim różańcem w życiu by się tak zachował. 


(...)
Massimo składa Laurze propozycję nie do odrzucenia: jeszcze jedna noc, ale taka jak dawniej… a potem ją wypuści. A dlaczego? Bo nigdy nie była jego wyśnioną Panią!


(...) Bo prawda jest taka, Lauro, że nie jesteś i nigdy nie byłaś moim wybawieniem. Nie pojawiłaś się w moich wizjach, kiedy zostałem postrzelony i prawie umarłem. Ja po prostu widziałem cię tamtego dnia. – Zmrużyłam oczy i popatrzyłam na niego zdziwiona.
– Chorwacja ponad pięć lat temu, mówi ci to coś? – Zbliżył się do mnie nieco, a ja zesztywniałam. Faktycznie, byliśmy z Martinem i Olo w Chorwacji kilka lat wcześniej. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
Na szczęście to było to nowe, więc nie zemdlałam. 


(...) – Kiedy straciliśmy dziecko. – Jego głos lekko się załamał, a Massimo odchrząknął. – Nie byłem w stanie normalnie funkcjonować. Mario imał się różnych sposobów, bym wrócił do żywych. Byłem potrzebny. Zwłaszcza po tym, jak Fernando został zastrzelony, a wszystkie rodziny zaczęły patrzeć mi na ręce. Wtedy Mario wymyślił hipnozę.
I w tej hipnozie przekonał go do przekazania władzy, wydzielił jakiś fundusz i paru ludzi, żeby Massiu mógł nadal bawić się w wielkiego bossa, po czym odetchnął z ulgą: honor rodziny uratowany! 
Fun fact: ojcem współczesnej hipnozy nie jest, jak się powszechnie sądzi, żyjący w XVII wieku Franz Mesmer, tylko pewien współczesny sycylijski uczony znany bardziej z przestępczej działalności. 
Ja… ja nie wiem jak to skomentować. To jest najgłupsza intryga jaką widziałem od dawna. A wszystko po to, by wytłumaczyć te słowa Massima z początku 365 dni: 
Boże, zwariuję, jeśli jej nie znajdę. Od wypadku minęło już  pięć lat; pięć długich lat od – jak to powiedział lekarz: cudu  – śmierci i zmartwychwstania, podczas których śni mi się kobieta,  której nie widziałem w prawdziwym życiu. Poznałem ją w swoich wizjach,  kiedy byłem w śpiączce. Zapach jej włosów, delikatność skóry – niemal czułem, jak ją  dotykam. Za każdym razem, kiedy kochałem się z Anną czy jakąkolwiek inną kobietą, kochałem się  z nią. Nazywałem ją Panią. Była moim przekleństwem, obłędem i podobno wybawieniem.


A potem po nieprzychylnych komentarzach na temat Massima szanowna autorka stwierdziła że musi nam dać bardziej idealnego gangstera z większym i równiejszym penisem, coby hejterzy tak nie narzekali. Widać to nawet na okładkach książek: twarz Massima to model, ale Nacho jest tak idealny, że panowie graficy z Agory w pocie czoła musieli zmiksować trzech różnych mężczyzn, by otrzymać jego wizerunek. 


Kolejny raz popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Wiem, jak to idiotycznie brzmi, ale było mi już wszystko jedno. Mógł mnie nawet zabić. – Wzruszył ramionami. – Terapia w krótkim czasie przyniosła efekty, a na jednej z wizyt ja to po prostu zobaczyłem. Zobaczyłem prawdziwą ciebie. Zobaczyłem twoją wulgarność, głupotę, brak jakichkolwiek zainteresowań, chciwość, prostactwo… Uświadomiłem sobie, że już narobiłaś mi siary w środowisku, a co to będzie przez resztę życia? 
Więc w takim razie… po co mu w ogóle Laura? Może mieć cały harem chętnych kobiet. 
Teraz? Chyba tylko po to, żeby pokazać, kto tu rządzi, i odegrać się na Macho Nacho. 


(...)
– Istnieje w hipnozie coś takiego jak regresja, która pozwala cofnąć się do dowolnego fragmentu swojego życia. My musieliśmy cofnąć się do mojej śmierci. – Pochylił się w moją stronę. – Chwilę po tym, jak cię zobaczyłem, już nie żyłem. – Gapiłam się na niego przerażona, zastanawiając się, czy to kolejna z jego gierek, czy może jednak prawda.
– Po co mi to mówisz? – zapytałam oschle.
– Żeby wyjaśnić ci, dlaczego mi na tobie nie zależy. Byłaś tylko mrzonką, ostatnim zapisanym obrazem, wspomnieniem, i to nawet nieszczególnym. – Wzruszył ramionami. 
– A mogłem stworzyć szczęśliwy związek z Anną! – westchnął. – Nie byłoby wojny z don Emiliem, z Flaviem, z Matosami, a ile bym zaoszczędził na twoich ciuchach!  
Właśnie, co z Anną? Ktoś ją odstrzelił w poprzedniej części, czy autorce nie chciało się kontynuować tego rozgrzebanego wątku?
Przestała być potrzebna do wzbudzania zazdrości w Laurze, więc znikła. 


– Uwolnię cię, bo nie jesteś mi potrzebna. Ale wcześniej chcę ostatni raz posiąść cię jako moją żonę. Ale nie z przymusu, tylko dlatego, że ty tego chcesz. Potem będziesz wolna. Wybór należy do ciebie.
Myślałam chwilę i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.
– Jaką dasz mi gwarancję, że to nie jest twoja kolejna poza?
– Podpiszę papiery rozwodowe przed i odprawię całą obsługę z posiadłości. –  Przesunął w moją stronę kopertę, która leżała obok niego. – Dokumenty – powiedział i wyciągnął z kieszeni telefon. – Mario, zabierz wszystkich ludzi do Messyny – powiedział po angielsku, tak bym zrozumiała. 
(...) Poprowadził mnie przez ogród, aż doszliśmy do podjazdu, gdzie do podstawionych busów wsiadali ludzie. Z nieukrywanym zdziwieniem patrzyłam, jak dziesiątki osób ładują się do nich i odjeżdżają.
Mario usiłował przekrzyczeć tłum podekscytowanych gangsterów. – Kto jeszcze nie skorzystał z toalety? Następny postój dopiero za pół godziny w Macu! Niech każdy sprawdzi, czy ma przy sobie wodę i czapkę! 
Ani chybi nieskończenie wielka willa Massima musi mieć jeszcze samowystarczalne podziemia w stylu krypt z Falloutów, gdzie na co dzień przesiaduje cała ta ferajna.


Wszyscy wrogowie Massima, gdy dowiadują się, że Don został sam samiutki w willi:
https://img-comment-fun.9cache.com/media/aVXGGvw/aGKLz1w3_700wa_0.gif
(...)


Laura zgadza się na ten układ, niestety mimo szczerych chęci nie jest w stanie wykazać entuzjazmu, więc Massimo stwierdza, że ich umowa została anulowana i znów ją zamyka. Na szczęście – tratatata! – przybywa kawaleria na odsiecz, to jest do rezydencji wkrada się Nacho Macho, aby Laurę uwolnić od zbója. 


(...)
– Lauro, on zaraz może tu przyjść.
– Wszyscy ludzie z rezydencji zostali wywiezieni do Messyny – wydukałam przez łzy, jesteśmy sami.
– Niestety nie – to, co powiedział, odebrało mi oddech. – Cała ochrona czeka jakiś kilometr dalej, mamy dosłownie kilka minut, on kolejny raz cię okłamał.
Ja bym obstawiała jeszcze, że to pułapka zastawiona na Nacho i jego ludzi. Pewnie każdy ich krok śledzą kamery, a korytarz prowadzący do sypialni Laury jest zaminowany… 


(...)
Dłoń Kanaryjczyka złapała mnie w progu, pociągnęła do łazienki i zamknęła drzwi. Blade światło, które oświetlało pomieszczenie, pozwoliło mi wreszcie go zobaczyć. Stał ubrany trochę jak komandos, cały na czarno z pomalowaną twarzą. Na plecach miał karabinek, a po bokach szelki z pistoletami. Wyciągnął jeden i mi go podał.
– Musisz wyjść przez główne drzwi, reszta jest zablokowana. 
No i serio, czy to nie wygląda jak zastawiona pułapka? 
Na bank na podjeździe wykopano kilka wilczych dołów. 


– Odbezpieczył i przeładował broń. – Jeśli kogoś spotkasz, strzelaj, nie zastanawiaj się, tylko od razu wal. Rozumiesz? – Wcisnął mi w dłonie broń i patrzył, czekając na potwierdzenie. – To jedyny sposób, byśmy stąd wyszli i wrócili do domu.
Uhm, no to… czarno to widzę. 


(...)


Kiedy pokonałam jedno piętro, trochę mi ulżyło, bo nie napotkałam nawet żywego ducha. Powoli i bezdźwięcznie zeszłam po schodach, po czym prawie biegiem rzuciłam się przez hol. Wiedziałam, że od wolności dzieli mnie już tylko krok.
Wtedy drzwi biblioteki się otworzyły, a smuga światła wylała na korytarz. Massimo jak duch stanął parę metrów przede mną, a ja wyprostowałam ręce i wymierzyłam w niego lufę. Czarny zaniemówił i wrósł w ziemię, przyglądając mi się ze wściekłością.
– Nie wierzę – wydusił po kilkunastu sekundach. – Przecież oboje wiemy, że się nie odważysz. – Zrobił krok, a kiedy nacisnęłam spust, z tłumika wydobył się tępy gwizd.
Tłumik tak nie działa, ale już nie wymagajmy za dużo.


Wazon stojący na stoliku rozprysnął się na setki kawałków, a Don zatrzymał się w pół kroku.
– Nie ruszaj się – wycedziłam przez zęby. – Mam tyle powodów, żeby cię zabić, że nie potrzebuję jeszcze jednego – powiedziałam pewnie, mimo że moje ręce telepały się tak, że nie trafiłabym w ścianę obok. – Jesteś chorym, podłym zwyrodnialcem, którego nienawidzę. Odchodzę od ciebie, więc jeśli chcesz żyć, właź do tej pierdolonej biblioteki i zamknij drzwi – warknęłam, a on zaśmiał się, wkładając ręce w kieszenie.
– To ja nauczyłem cię strzelać – powiedział niemal z dumą. – Nie zabijesz mnie, jesteś zbyt słaba*. – Zrobił krok do przodu, a ja zamknęłam oczy, szykując się do strzału.
*Według statystyk 9 na 10 villainów pod wypowiedzeniu takich słów odnosi rany postrzałowe, kłute lub doświadcza innych obrażeń. 


– Ona może nie – głos Nacho rozbrzmiał tuż za moim uchem, a później poczułam miętowy oddech – ale ja tak, i zrobię to z rozkoszą.
Zza mojej głowy wysunęła się kolejna lufa i silna dłoń przesunęła mnie na bok.
– Massimo, jakże długo na to czekałem – powiedział Kanaryjczyk, mijając mnie. – Ostrzegałem cię na Ibizie i spełnię swoją obietnicę.
(...)
– Ostatni tydzień był doskonały – powiedział Czarny, patrząc na mnie. – Dawno się tyle nie pieprzyłem, uwielbiam jej dupę. – Oparł się o futrynę drzwi.
– Lauro, biegnij – warknął Nacho.
– Brałem ją jak zwierzę, nieprzytomną i bezbronną, a ona ciągle kwiliła i prosiła o więcej – zaśmiał się złowrogo. – Matos, proszę cię, przecież obaj wiemy, że nie wyjdziesz stąd żywy.
Na te słowa z wszystkich kątów wyskoczyli ochroniarze, których Massimo wezwał z powrotem, gdy tylko kamery w domu zarejestrowały obecność Nacho.  


Nie wytrzymałam: wyrwałam do przodu i walnęłam Massimo rękojeścią w twarz. A kiedy ogłuszony ciosem wpadł do biblioteki, zalewając się krwią, zamknęłam drzwi.
No i proszę, jakie to było proste… Massimo, mistrz sztuk walki, nawet nie zdążył zareagować. 


– Albo z tobą, albo zostaję – powiedziałam, łapiąc Kanaryjczyka za rękę.
– To może zostań? – zawahał się Nacho. 


Nacho pociągnął mnie za sobą i zaczął biec. Kilka sekund później usłyszałam za plecami, jak drzwi biblioteki otwierają się z hukiem. Byliśmy już na schodach, kiedy rozległ się pierwszy strzał. Marcelo biegł, a ja usiłowałam dotrzymać mu tempa. Już niemal widziałam drzwi wyjściowe, kiedy jak słup wyrósł przed nami Mario.
Zahamowaliśmy, a nim Nacho zdążył unieść broń, wycelowany w niego pistolet przysłonił mi cały świat.
– Proszę – jęknęłam żałośnie, a starszy mężczyzna popatrzył na mnie. – Ja nie chcę tu być, nie chcę żeby to trwało dalej... – Głos mi się łamał, a łzy płynęły po policzkach, kiedy słyszałam kroki Massimo na piętrze. – To potwór, boję się go. – Słyszałam tylko oddech Nacho i kroki, które były coraz bliżej.
I wtedy Mario opuścił broń, wzdychając ciężko, i odsunął się z drogi.
– Gdyby jego ojciec żył, nigdy by do tego nie doszło – wyrzucił z siebie i schował w mrok korytarza, robiąc nam przejście.
Na korytarzu dało się słyszeć ponure mruczenie pod nosem. – Stary Torricelli w życiu by nie pozwolił na te cyrki, tyle pieniędzy namarnowanych, tyle kontraktów zerwanych, tylu ludzi rozlokowanych bez sensu, jakieś wojny z Wyspami Kanaryjskimi, a to wszystko dla jakiejś dziuni, żeby to jeszcze porządna dziewczyna z Sycylii była, wszyscy się z nas śmieją...


Kanaryjczyk kolejny raz chwycił mnie za nadgarstek. 
Czy tylko mi tu coś nie gra z przebiegiem wydarzeń? Byli na schodach gdy Massimo zaczynał do nich strzelać, zbiegli na dół i ucięli sobie pogadankę z Mario, a Czarny nie dogonił ich nawet na tyle, by móc strzelać ze szczytu schodów? 


Kiedy wybiegliśmy na zewnątrz, Ivan podbiegł, zarzucił mnie na plecy i pognał w stronę pomostu.
Książka niestety nie chce się skończyć i będziemy mieć jeszcze jedną dramę, ale muszę to napisać: jestem nieziemsko rozczarowany zakończeniem. Przez cały cykl byliśmy świadkami brutalnych wydarzeń: odstrzelenia kogoś na podjeździe, przestrzelonych dłoni w klubie nocnym, strzelanin i pościgów na sycylijskich drogach, sylwestrowej rozróby na Teneryfie… Ta finalna akcja jest po prostu nudna, przewidywalna i szyta grubymi nićmi: ochrona, której nie ma, ale jest niedaleko, ale i tak nie zdąży; Mario pojawiający się z dupy by i tak nie odegrać żadnej roli (a przecież to on mógłby zastrzelić Massima i to byłby ładny zwrot akcji!); Czarny załatwiony ciosem w pysk przez Laurę (!!!); tylko jedna droga ucieczki itd… Serio już trzeba było iść w parodię zakończenia “Człowieka z blizną”, gdzie naćpany kokainą Massimo otrzymuje postrzał za postrzałem, co jednak nie przeszkadza mu iść w kierunku Laury z opuszczonymi spodniami, krzycząc przy tym “say hello to my little friend!”. 
https://media1.tenor.com/images/5e38a585a1fff127c41413c467c8b676/tenor.gif?itemid=13754250


ROZDZIAŁ 19


Laura budzi się na łodzi, przeprasza Nacho, bla bla, pół rozdziału trwają wzajemne wyjaśnienia, wyznania miłości i seksy. Potem ma moment paniki, kiedy uświadamia sobie, że może być w ciąży, ale szybki gugiel upewnia ją, że są na to “mało inwazyjne środki”.


Bóg jednak trochę mnie kocha, bo poza tym, że nie dał mi w życiu farta, dał mi rozum, który działał całkiem sprawnie.
Tymi słowami pocieszały się te dwie ostatnie, wychudzone, zmarznięte szare komórki oczekujące nieuchronnego końca w pustej, cichej czaszce.


Podeszłam do szafy i przebrałam się w maleńkie stringi (w sam raz na zadek krasnoludka) i kolorową koszulkę do surfingu..


Zachwyćmy się jeszcze tą łóżkową akrobacją:
Z niezwykłą gracją przekręcił się, nie wyciągając kutasa z moich ust, i już po chwili jego język zsuwał się po moim brzuchu w kierunku ud. 
https://image.ceneostatic.pl/data/products/37610286/i-hasbro-twister-98831.jpg

Potem Nacho zabiera ją do rezydencji i wręcza prezent…


Wyjrzałam zza mlecznego szkła i oniemiałam. Nacho prowadził na czarnej smyczy małego, białego bulteriera. (...)
– Poza tym z jakiej okazji ten prezent?
– Ha! Bo widzisz, moja droga – poderwał się z miejsca i pociągnął mnie za sobą. – Za dokładnie trzydzieści dni masz urodziny – wyszczerzył się – trzydzieste. – Przewróciłam oczami na dźwięk tego stwierdzenia. – Ten rok był dla ciebie przełomowy. – Spuściłam głowę, przytakując. – A ja sprawię, że zakończy się jak bajka, a nie jak koszmar.
I tak sen okazał się proroczy!


(...)


Mój rok mijał, to niesamowite, że te trzysta sześćdziesiąt pięć dni minęło tak szybko. 
Ba! Przecież według jej rachuby to było dwa razy po trzysta sześćdziesiąt pięć dni plus jeszcze jeden! 

(...) Wyjazd do Rzymu i afera w klubie, która niemal kosztowała mnie życie. Popatrzyłam na Kanaryjczyka, który jedząc kawałki banana, opowiadał coś kolegom. Tego dnia w Nostro jeszcze nie wiedziałam, że los właśnie złączył mnie z najcudowniejszym facetem na ziemi. 
Gdybym nie nawaliła się do nieprzytomności i nie kręciła gołym tyłkiem przed kontrahentami Massima… Gdyby ten nie dostał małpiego rozumu z zazdrości i nie zaczął strzelać… Ach, jakie cudowne i niespodziewane zmiany wnosi w moje życie alkohol! 


(...)


Laura dzwoni wreszcie do Olgi, która aż do tej pory nie miała o niczym pojęcia, przeciwnie, była przekonana, że wrócili do siebie z Massimem, a Nacho okazał się tylko krótkotrwałą fanaberią. Opowiada jej całą historię, zwierza się z obaw, że może być w ciąży i zapowiada, że jakby co, to stanowczo ją usunie. 


– Niestety, mogę być z nim w ciąży.
– Ja pierdolę. – Szept Olgi dopłynął do moich uszu. – No to twoje dziecko będzie mało w razie czego rodzeństwo. – Podniosłam się jak rażona piorunem i uderzyłam głową w zagłówek. – Jestem w ciąży, Lari.
Ale że z Massimem?!


Laura chce ukryć przed Nacho wizytę u ginekologa i przez pół strony utrzymuje, że jedzie po zabawki dla psa. Idealny Nacho wydaje się przekonany, gdy wtem:
– Jak już wrócisz, daj znać, jak było u lekarza – krzyknął, odchodząc, a ja zamarłam.
To chyba tyle w temacie “mam wreszcie kawałek swojego życia tylko dla siebie” :(


(...)


ROZDZIAŁ 20


(...)
Młody lekarz przeglądał wyniki, wzdychał i kręcił głową. Później patrzył w komputer, aż w końcu zdjął okulary i składając ręce w kopułkę, zwrócił się do mnie:
– Pani Lauro, wyniki badania krwi ewidentnie wskazują, że jest pani w ciąży.
(...)
– Chcę  pozbyć się  ciąży – stwierdziłam  pewnie, a młody mężczyzna  wytrzeszczył oczy. – I to jak  najszybciej. Czytałam, że są tabletki,  które mogę wziąć i pozbyć się problemu.
– Problemu?  – zapytał zaskoczony.  – Pani Lauro, a może najpierw  rozmowa z ojcem dziecka albo psychologiem?  Ja, niestety, muszę odradzić pani takie kroki.
– Panie doktorze! – zaczęłam odrobinę za ostro. – Pozbędę się tego dziecka z pana pomocą lub bez. Ale z uwagi na zabieg, który przeszłam na początku tego roku, uważam, że jednak lepiej zrobić to pod okiem lekarza.
– To, o co mnie pani prosi, nie jest legalne w tym kraju.
Spoiler: Laura jest w siódmym tygodniu ciąży, a aborcja na żądanie jest w Hiszpanii legalna przez cały pierwszy trymestr, bez jakiegoś przymusu odradzania. Więc wsadź sobie to nieszczere “niestety” i spodziewaj się kontroli, antychoicie. 


(Lekarz jest anty chyba tylko na pokaz, bo wystarczają dwa zdania Laury, a daje się przekonać i zaprasza ją na zabieg następnego dnia.) 


(...)


Spłakana Laura spotyka się z Nacho, ale nie chce z nim rozmawiać. 
– Lauro, rozmawiaj ze mną – upomniał mnie, gdy milczałam. – Do cholery jasnej! – wrzasnął. – Jestem twoim mężczyzną, nie zamierzam patrzeć, jak męczysz się sama. Jeśli nie pozwolisz sobie pomóc, zrobię to wbrew twojej woli. (...) Dziewczynko, jeśli w tej chwili nie porozmawiamy, zadzwonię do lekarza, a on wszystko mi opowie.
“Upomniał”, “wrzasnął”, “wbrew twojej woli”, szantażyk, mam w kieszeni twojego lekarza i cały czas cię śledzę, bo skąd bym wiedział, który to… Jeszcze raz, w czym Nacho jest lepszy od Massima z wczesnej fazy zakochania?
Ma dłuższego i prostszego kutafonga. 
I z kolczykiem!


Laura wyznaje Nacho, że jest w ciąży, a ten pozostawia jej decyzję. Następnego dnia jedzie na zabieg, po drodze rozmawia z Olgą.


– A jak ty się czujesz? (...)
– Och, wybornie. Seks jest lepszy niż kiedykolwiek, Domenico kocha mnie jeszcze bardziej niż wcześniej, nosi niemal na rękach, schudłam, cycki mi urosły. No same plusy.
Pobiłam rekord w skoku o tyczce, wystarczy mi tylko pięć godzin snu i paznokcie jakieś takie mniej łamliwe się zrobiły. Zastanów się jeszcze nad tą aborcją!


– Psa dostałam. 
– Znowu?
– No tak, tylko teraz to jest pies, a nie wróbel skrzyżowany z myszą.
Porządny pies, i nawet bardziej do torebek mi pasuje. Nawet lepiej, że tamto byle co się już nie kręci pod nogami.
(4ever salty przez to, że biedna Prada została po prostu porzucona, nikt jej pół myśli nie poświęcił i pewnie kręciła się zostawiona sama sobie, dopóki nie przydała się na horrorowy rekwizyt do taniego szokowania. Fajny wątek, pani autorko, dobrze reprezentuje poziom pani warsztatu.)


(...)


– No dobrze, pani Lauro, dostanie pani tabletkę, po której rozpocznie się krwawienie. – Wiercił we mnie plastikowym bolcem i gapił się w monitor. – Później zobaczymy, czy będzie konieczny zabieg, czy nie. – Bezmyślnie patrzyłam w sufit. – Ciąża jest dość duża, w końcu to siódmy tydzień. Ale zobaczymy, jak zareaguje pani organizm...
Niemal go nie słuchałam, bo w sumie nie obchodziło mnie, co mówił, ale nagle ocknęłam się z letargu:
– Słucham? – zapytałam zdziwiona. – Który tydzień?
– No około siódmego, jak sądzę. – Wciskał guziki na urządzeniu, jakby coś mierzył.
– Ale panie doktorze, to nie jest możliwe, bo ja zostałam...
W tym momencie mnie olśniło! Dziecko nie było Massimo, to Nacho był ojcem!
E tam, prawdziwa opkowa bohaterka umie zajść w ciążę na zakładkę!

Laura wraca do domu i zastanawia się, jak przekazać Nacho radosną wieść. 
(...)
A może on wcale nie chce dzieci? A ja postawię go przed faktem, który może zniszczyć to szybciej niż skrobanka, którą planowałam.
I wtedy przypomniałam sobie, jak nad basenem, gdy byliśmy na Tagomago, powiedział, że nie boi się ewentualnej ciąży, bo jak stwierdził “w jego wieku to już czas”. Pytałam go wtedy o moje tabletki antykoncepcyjne, a on popędzał mnie, żebym się przebrała do pływania. Wiedziona tą myślą, zaczęłam biec.
Biec, uciekać jak najdalej – znowu związałam się z typkiem gotowym mnie zapłodnić za wszelką cenę! A jeżeli ten nowy pies jest tak naprawdę implantem antykoncepcyjnym?!


(...)
Podniósł na mnie zdziwione spojrzenie i wypuścił z ręki butelkę wódki. Przerażona tym, że pije, zamarłam na chwilę, a on podniósł się i zachwiał, chwytając lodówki.
– Co tu robisz? – zapytał niemal gniewnie. – A co z zabiegiem?
– Nie mogę go zrobić – powiedziałam, patrząc na niego, lekko oniemiała jego stanem, w jakim się znajdował. – To dziecko… – zaczęłam, a on ruszył w moją stronę.
– Kurwa mać! – wrzasnął, przerywając mi i cisnął butelką o ścianę.
Jak to leciało…? Prawdziwy charakter człowieka poznajemy dopiero w sytuacji kryzysowej? 
Autorce chyba brakuje warsztatu, by przedstawić zdenerwowanego faceta w inny sposób.
Do braku warsztatu to ona się otwarcie przyznaje – i to jest zdecydowanie najmniejszy problem z jej powieściami. 


– To twoje dziecko! – wrzasnęłam. – To twoje dziecko, Nacho!
Uff, zdążyła!

EPILOG


Minęło pięć lat. Laura jest żoną Nacho i ma córkę – Stellę, Olga z Domenicem syna imieniem Luca, Massimo jest jego przeszczęśliwym ojcem chrzestnym (pun not intended), rozwód z Laurą przebiegł bezproblemowo… ba, uniesiony honorem Massimo postanowił zabezpieczyć ją finansowo, żeby nie była w tej kwestii zależna od Nacho. I tak sobie wszyscy żyją szczęśliwie, a my też jesteśmy szczęśliwi, gdyż...


KONIEC!


...a czwartej części nie będzie!!!
Ja tam już się nastawiam na czwartą część: dwadzieścia lat później Luca porywa Stellę, a wszystko to w mrocznej atmosferze cyberpunkowej Sycylii. Tylko pomyślcie o tych cyberprotezach nóg od Givenchy… 

Z zaminowanej willi, najeżonej pułapkami pozdrawiają uwięzieni Analizatorzy,
a Maskotek ubrał się w moro i biegnie na odsiecz!


(a jak już nas uwolni, to jedziemy na wakacje! Do zobaczenia we wrześniu!) 

94 komentarze:

Anonimowy pisze...

Matko...jaki koszmar.

Rejwen pisze...

Soczysta wszetecznica ciśnie mi się na język... Nie no, podziwiam Was za przebrnięcie przez to szambo pełne guana >.< Udało Wam się sprawić, że przy tym... czymś, ujmijmy to delikatnie, udało mi się śmiechnąć kilka razy. Dziękuję serdecznie za to i podziwiam.

Anonimowy pisze...

I to ciągłe powoływanie się na Boga i Opatrzność...
Ta część może miałaby sens. Nie każde małżeństwo jest w stanie prztrwać traumatyczne zdarzenie. Ale tutaj postrzał,utrata dziecka i operacje to tylko wymówka do robienia z męża rogacza. Massiu święty nie jest ale Laura to szon. Tylko ciuchy i buty. Ważne żeby były kozaczki a reszta spływa po niej jak po kaczce.

Aadrianka pisze...

Jaki cel miało wprowadzenie do fabuły wyjazdu do Kairu? Poza tym, że autorka miała okazję skomentować: aha, a muzułmanki mają gorzej niż Laura, bo nie tylko faceci dyktują im, co robić i jak się ubierać, ale nawet nachlać się nie mogą...
Zresztą, co tam Kair. Fabuły i tak właściwie tam nie ma, za to widać, na czym autorka zna się najlepiej, nie na motocyklach i samochodach, nie na ciuchach od, nawet nie na nudnym i schematycznym ryćkaniu, tylko na chlaniu właśnie, takim, gdzie nie ma mowy o tym, by godność ludzką wynieś na własnych nogach.

Karolka pisze...

Ale gówno. Po wynoszeniu przez autorkę samej siebie na sztandary i przekonywaniu, że część trzecia wszystko rozjaśnia, miałam cichą nadzieję, że główna bohaterka przejrzy na oczy, oleje tych oszołomów i być może zrozumie, że tylko jej pierwszy facet był w porządku gościem. Nagły żal do Massimo naciągany tak samo jak zachwyt nad Nacho, bo to ta sama osoba �� a nie przepraszam - POZWALA chodzić Laurze w butach na płaskiej podeszwie i ma prostszego kutasa. Olgę bym zastrzeliła. Ta książka jest o płytkich, toksycznych relacjach, - nawet ta między Laurą a jej matką jest powierzchowna. A na profilu autorki setki komentarzy :"najlepsza książka jaką przeczytałam" czy o zgrozo "wreszcie coś po Polsku do czytania". To jest przygnębiające ��

Karolka pisze...

Nie zapominajmy o psie, bo to on ostatecznie zrobił z Massimo zwyrodnialca w tej wspaniałej sadze. Wszak zabijanie ludzi to praca, ale zabicie małej puchatej kuleczki, dodatku do torebki od Prady...niewybaczalne

Anonimowy pisze...

Olga wymiata.Zero instynktu samozachowawczego ani pomyślunku.Nie przyszło jej do łba,że jest praktycznie pierwsza do przesłuchania czy nawet odstrzału? Że może robić za przynętę? Nie rozumiem,dlaczego ta postać została tak odmóżdżona.
A głupia Laura zamiast bawić się w rozwody,powinna jak najszybciej podjąć współpracę z organami ścigania. Za samo to co jej robił.Porwanie,bicie,gwałty,zastraszanie...ale damy mu spokój bo grzecznie się rozwiódł i co najważniejsze chyba,zostawił jej piniądze. No ja pierdole no. Kto to kurwa czyta?

Karolka pisze...

No błagam, przecież w tym dziele dostają po dupie tylko brzydcy ludzie, cała mafia świata je z ręki takim petardom jak Laura i Olga.

Anonimowy pisze...

Ale muszę przyznać, że streszczenie epilogu mnie zaskoczyło. No bo jak to tak? Massimo - ten sam facet, który przerabia szczeniaczka na mielonkę, gwałci i strzela do Laury i w ogóle przemienia się w tym tomie w całkowity czarny charakter, nagle ot, tak zgadza się na rozwód i wszyscy żyją długo i szczęśliwie?

Maryboo

Nefariel pisze...

" Ale tutaj postrzał,utrata dziecka i operacje to tylko wymówka do robienia z męża rogacza."
Męża, który ją porwał i zgwałcił. Proponuję trzy razy zastanowić się, zanim się coś napisze.

"Massiu święty nie jest ale Laura to szon."
End de lider łos a limryk men, Szon Sołt from Geryołn.



Anonimowy pisze...

No tak,jedno warte drugiego.W pierwszym tomie,też ją gwałcił tylko,że nie robił jej ała.

Anonimowy pisze...

Chodziło mi o to,że gwałt stał się dla niej gwałtem dopiero wtedy jak dostała łomot. Wcześniej to był seks-niespodzianka okraszony prezentami. Laura została niewolnicą seksualną i jakoś do III tomu jej to nie przeszkadzało.

Anonimowy pisze...

Jak można nie robić research jak pisze się książkę. Ludzie na wattpadzie go robią chociaż nie dostaja za to kasy. Nie dziwię się, że chceliście już skończyć z Laura Biel. Lipińska niestety zapowiedziała, że napisze następną książkę. Ona jest typowym przykładem bezkrytzmu. Ona ma większe ego od Dody co wydawało mi się niemożliwe.

Anonimowy pisze...

Czytają to pustaki. Pewnie głównie nastolatki.

Anonimowy pisze...

Okropna książka, ale też cholernie nudna. Akcja ucieczki Laury i Macho aż się prosiła o jakąś strzelaninę I trupy, ale po co... Tam praktycznie każdy miał okazję dramatycznie zabić Massima i nikt jej nie wykorzystał, choć niby każdy chciał.
I jeszcze co do Massima, mamy uwierzyć, że po tych wszystkich jego odpałach grzecznie dał Laurze rozwód i kupę pieniędzy na do widzenia?

Anonimowy pisze...

Wątki związane z medycyną w tej serii są przedstawione wybitnie idiotycznie...

Co do Czarnego, jako gwałciciela... Może do autorki dotarły krytyczne głosy dotyczące tego jak przedstawiła gwałt w poprzednich częściach i próbowała coś naprawić xd

Eva

Anonimowy pisze...

Ja mam głupie pytanie. Jak właściwie ta wywłoka pojechała do Egiptu? I mean… szmuglowali ją pod podwoziem samolotu? W beczce na statku siedziała, żeby uniknąć kontroli? Czy po prostu poświęcili duuuuuużo $, aby jej zrobić fałszywą tożsamość i wytłumaczyć, czemu milionerka wzięła się znikąd?

Bo mój mózg nie ogarnia, że mogłaby podróżować pod własnym imieniem jako (oficjalna) partnerka najemnego zabójcy – i 1) nie zaalarmować eliminowanych wrogów nachosów, 2) móc zupełnie oficjalnie potem wyjechać (a nie np. zostać zatrzymana za poduszczeniem tych wrogów, aby wywabić Nacho z ukrycia; w końcu zważywszy na wrażliwość kulturową i subtelność panny to pretekstów, aby ją w Egipcie zatrzymać, byłoby pewnie aż nadto).

Anonimowy pisze...

Świetna analiza, ale i tak cieszę się, że to już koniec naszych przygód z Laurą. Aż boję się pomyśleć, jakie głupoty autorka mogłaby zawrzeć w kolejnej książce...

(A gdyby dzielni analizatorzy znów chcieli zetrzeć w pył jakąś książkę, to nieśmiało proponuję kolejny tom "Achai", lub "Czarną Polewkę"; Analizy Musierowicz to moje ulubione :))


Leszy

chwaścik pisze...

Wyjaśni mi ktoś o co chodzilo z tą hipnoza Czarnego? Bo kompletnie się pogubiłam <xD...
Został jej poddany po stracie dziecka teraz czy jakiegoś z przeszłości czy co? <x....D

Anonimowy pisze...

Podrecznik/skrypt do mykologii to przy tym fascynujaca lektura. Z ksiazki o grzybach przynajmniej wynioslam jakas tam wiedze pozyteczna i przydatna w zyciu i przy krzyzowkach, a z tego - to co wiedzialam juz wczesniej: lajdak kocha najbardziej i ze jak sie ozeni to sie odmieni. to oczywiscie ironia. Nasze prababcie palily gorsety tylko po to, by dac miejsce w szafie kozaczkom Givenchi i torebkom Chanel. Oczywiscie kupionym za pieniadze meza. A tak z innej strony: myslalam, ze marzenia o bad boyu to przywilej juniorek, ewentualnie dwudziesto-kilku-latek, ale widac, ze i kobiety dojrzale (altorka to juz chyba pani trzydziestokilkuletnia, nie zadna mloda wiochna?) maja jakis kiks na takie fantazje, ze jak sie ozeni to sie odmieni? A co ciekawe z punktu widzenia badacza literatury: zyjemy w czasach, kiedy ksiazka o seksie i mafii jest nudniejsza niz podrecznik do gramatyki jezyka polskiego czy mykologii.

Anonimowy pisze...

Ja bym wszystko darowała,ale nie psa.Kozaczki,seksy,pal diabli.Ale sam fakt,zę ona pod koniec mówi o tym biednym zwierzaku byle co..No nie.
Biedny pies miał więcej uczuć od niej.Fuj.
No i głębokie refleksje o islamie...Ja nie mogę....

Kuro,dla Ciebie!
Na matematyka
Ziemię pomierzył i głębokie morze,

Wie, jako wstają i zachodzą zorze;

Wiatrom rozumie, praktykuje komu,

A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.

Nawet pasuje do głębi tego..czegoś...

Miłych wakacji!

Chomik

Anonimowy pisze...

Boru zielony, boru szumiący, boru, boru, boru... Masakra. Od postradania zmysłów ratują tylko Wasze komentarze, Drodzy Analizatorzy, więc z tego miejsca wyrazy uznania dla Waszej pracy. Chciałabym napisać coś bardziej konstruktywnego o serii "365 dni" pani Lipińskiej, ale chyba nie mam siły. Bezmyślność i brak logiki wręcz powala, wszystkich bohaterów się nienawidzi, fabuły jest tyle, co kot napłakał, żadna akcja nie budzi napięcia, brak researchu momentami aż boli...

Dosyć, muszę odpocząć od tego książkoopka. Oby nigdy więcej.

www.fryzomania.pl pisze...

Czytam Twoje wpisy od jakiegoś czasu i nie mogę się oderwać. Dzisiejszy temat o mężu jest...

Anonimowy pisze...

Widziałabym to tak.

Czarny wyjął woreczek z białym proszkiem.
- Bierz mała, świetny towar. Prosto z Medellin. - rzucił jakby od niechcenia, nawet nie patrząc na mnie. Zwinęłam mój pięćset złotowy banknot, który zagrzebał się w mojej torebce między chusteczkami.
Już miałam zaciągnąć się wspaniałym puchem, kiedy kątem oka dostrzegłam Kolorowego. Delikatnie, niemal niezauważalnie, przecząco kręcił głową. Spojrzałam jeszcze raz na Czarnego. Odlatywał jak zawsze.
Mimo wszystko udałam, że unoszę się honorem i odłożyłam banknot.
Czarny roześmiał się szyderczo. Chciałam spojrzeć jeszcze raz na Kolorowego, ale nikogo już tam nie było.

Okazało się, że faktycznie Kolorowy jest mistrzem w swoim fachu. Po kilku dniach ćpania swojego towaru, Czarny zaczął faktycznie robić się czarny. Najpierw uszy, później skóra. Co znaczące, jego wspaniały kutas również zrobił się niepokojąco czarny.

O jego wynikach badań zostałam poinformowana przez ochroniarzy. Ponoć wiedzieli już wszyscy w świecie mafijnym. Wspaniały towar był wymieszany z levamisolem. Kutas czarnego (tak jak i ucho oraz kawałek brzucha) odpadł w wyniku martwicy.

Los się jednak do mnie uśmiechnął. Kolorowy pojawił się chwilę później. Widać chciał dobić Czarnego całkowicie, ponieważ przyjechał samochodem reklamowym leku na potencję.
Wsiadłam do auta. Czarny nie oponował.

Żyliśmy długo i szczęśliwie - ja i kutas oraz pieniądze Kolorowego.

Lecę do Agory! Czekajcie na moją "powieść".

Anonimowy pisze...

Lepsze od oryginału

Sheri pisze...

No, proszę. Kto by się spodziewał, że na koniec całej tej historyjki Czarny pójdzie w odstawkę, bo Laura zakocha się w chłopie o ksywce Kolorowy. Jestem trochę zaskoczona, że "bajeczny" Massimo okazał się tym złym, bardziej spodziewałam się Laury miotącej się między Czarnym a Kolorowym i nie potrafiącej zdecydować, który z nich bardziej jej się podoba. Fanki Lipińskiej chyba bardziej ucieszyłby taki typowy trójkącik miłosny.
Reszta po staremu - czyli naszej bohaterce chce się seksu, alkoholu,imprez, modnych ciuchów i butów. W sumie dobrze, że to już koniec. Dawno nie spotkałam tak antypatycznej postaci jak Laura, nawet czytanie fragmentów jej przygód robiło się coraz bardziej bolesne.

"– Psa dostałam.
– Znowu?
– No tak, tylko teraz to jest pies, a nie wróbel skrzyżowany z myszą."

Jeszcze nie tak dawno nazywała swojego pieska kochaną, małą, białą kuleczką, a tu wyskakuje z porównaniem do wróbla skrzyżowanego z myszą? Cóż, to mnie akurat nie dziwi. Laura chyba ogólnie ma takie podejście do posiadanych przez siebie zwierząt czy przedmiotów. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie musi za nie płacić.
Laura: "Samochód dostałam."
Olga: "Znowu?"
Laura: No tak, tylko teraz to jest samochód, a nie furmanka skrzyżowana z traktorem".


"– Chcę pozbyć się ciąży – stwierdziłam pewnie, a młody mężczyzna wytrzeszczył oczy. – I to jak najszybciej. Czytałam, że są tabletki, które mogę wziąć i pozbyć się problemu.
– Problemu? – zapytał zaskoczony. – Pani Lauro, a może najpierw rozmowa z ojcem dziecka albo psychologiem? Ja, niestety, muszę odradzić pani takie kroki.
– Panie doktorze! – zaczęłam odrobinę za ostro. – Pozbędę się tego dziecka z pana pomocą lub bez. Ale z uwagi na zabieg, który przeszłam na początku tego roku, uważam, że jednak lepiej zrobić to pod okiem lekarza."

Zgadzam się, że kobieta powinna mieć wybór czy chce urodzić dziecko czy nie. Nie podoba mi się jedynie traktowanie ciąży jako problemu, którego można bezrefleksyjnie pozbyć się, jak zepsutego zęba u dentysty. Mam wrażenie, że Laura tak właśnie podchodzi do swojej ciąży. Jako problemu, przeszkody w tworzeniu związku z nowym gachem. Przedmiotowe podejście Laury do ciąży poniekąd potwierdza się, gdy odkrywa, że ojcem dziecka jest Nacho, a nie Massimo. Nagle przechodzi jej ochota na aborcję, leci do swojego nowego wybranka serca, żeby podzielić się z nim swoim odkryciem. Kolorowy jest ojcem jej dziecka, więc jak nic będzie musiał się z nią ożenić, prawda?

Anonimowy pisze...

W Polsce musi być kiepsko albo z iq kobiet albo z feminizmem. Patrarchat i stereotypy o kobietach aż wylewają się z tej ksiunżki a całkiem sporo kobiet ją czyta i wychwala.

Marta pisze...

Mam tyle uwag, że chyba je wypunktuję:
* to najnudniejsze dzieuo, jakie tutaj czytałam, a zwykle bawię się świetnie, współczuję analizatorom konieczności czytania,
*mam szczerą nadzieję, że za traktowanie Prady ałtorka zbierze srogie gromy, a dotychczasowe fanki wyleją jej na głowę zasłużone wiadro pomyj,
*nazywanie Nachosa "kolorowym" sprawia, że w wyobraźni widzę plantację bawełny, chyba faktycznie słowo "tatuaż" doprowadzało ałtorkę do spazmów,
*czy ta scena, gdy Massimo przedstawia Ewę cały czas dzieje się przed przysięgą? Ja się nie dziwę, że Olo i Domenico mieli gdzieś Laurę i Penissima, jeśli ci swoimi cyrkami zepsuli im ślub, No, ale wiadomo, KTO GRA PIERWSZE SKRZYPCE™, nie mogłoby być, by Laurka ze swoimi perypetiami pozwoliła się choć na chwilę przyćmić,
*wątek z aborcją jest tak kiepski, że miałam ciarki żenady,
*reakcja Olo na informację o gwałcie tłumaczy jedynie fakt, że wcześniej to Laura ją potraktowała podobnie. Natomiast nie ogarniam, jak dorosła kobieta może uważać seksy z dwóch poprzednich części za seksowne i normalne... I jeszcze napisać o tym książkę. Why, Blanka, why?
*Laurka ma zachowania typowe dla alkoholików, bo osoba nieuzależniona w obliczu problemu nie myśli w pierwszej kolejności o wyżłopaniu na czas butelki szampana. I to mi nasuwa myśl, że skoro to alter ego ałtorki, to dzieła pisała Blanka kompletnie napruta, a że alkoholizm to podstępna bestyja, z każdym rokiem "twórczości" idzie jej gorzej. Podobnie jak w przypadku gwałtów wychodzi tu beztalencie autorki, która nie ma pojęcia, jakie zjawisko portretuje i jakie są jego konsekwencje. Tylko w przypadku alkoholizmu temat jest mniej widoczny. A w sumie i osobowość Laurki, jej bezwolność, cudowne wyleczenie z depresji, olanie własnego biznesu, straty dziecka, lecenie na każdego kutasa w okolicy - wszystko można prosto wytłumaczyć uzależnieniem.
*To jest tak słabe, tak miałkie, tak denne... Żal mi drzew ;(

Udanych wakacji!

Marta pisze...

@anonimowy - bo wiele czytelniczek tego dzieła to też kobiety, które by się feministkami nie nazwały. Wśród fanek, czym się chełpi "pisarka", jest duuużo osób, którzy w ogóle po książki nie sięgają. Trudno wymagać, by ktoś, kto ostatnią styczność z literaturą miał w szkole średniej 20-30 lat temu, był w stanie krytycznie ocenić zawartość. Możliwe, że kręcą nosem, coś im nie do końca pasuje, nudzą lub irytują się momentami, ale nie bardzo rozumieją te doznania. W żaden sposób nie chcę oceniać, bo nie uważam, że czytanie musi być rozrywką dla każdego, ale aby dostrzec stereotypowość i szkodliwość tej pozycji trzeba mieć minimalne obycie z książkami.

Anonimowy pisze...

A mnie nurtuje jedna kwestia. Maluch Massia był Benvenutto. A jak wołali malucha Naczosa Maczosa Doritosa czy jak tam było temu kolorowemu cziosowi?

Anonimowy pisze...

Może Pepe?

Anonimowy pisze...

Kolorowe pośladki mnie rozwaliły. Pomijam już samą koncepcję tatuowania sobie dupska, bo to kwestia gustu. Zastanawia mnie jednak, że mocne wulgaryzmy i przekleństwa wychodzą ałtorblance spod klawiatury tak łatwo, a z normalnym słowem "wytatuowany" ma ewidentny problem. I potem mamy kolorowe ręce, kolorową dupę, ciekawe czy Maczo Naczo miał też kolorowe przyrodzenie. Tak, jakby nie można by było napisać "pokryte barwnymi wzorami", "ozdobione rysunkami", cokolwiek w ten deseń, skoro już faktycznie "wytatuowane" jest takie be.

Jako że nasza umiłowana pisawka grozi spłodzeniem kolejnego "arcydzieła", proponuję, aby wykorzystała któryś z podanych tu kiedyś tytułów typu "I jeszcze jeden dzień" lub "Znowu 365 dni", bo wszyscy dobrze wiemy, że nic więcej jej łepetyna nie będzie w stanie wyprodukować. Bohaterka pierwszej ksiunżki zakocha się w ufarbowanym na blond Azjacie, który przez 3/4 całości będzie nazywany Żółtym, zaś w drugim dziele ofiarą uczuć głównej postaci padnie albinos, którego, jak łatwo się domyślić, będziemy znali jako Białego. No bo właściwie czemu nie.

Smok Miluś

Siberian tiger pisze...

Dobrze się bawiłem, ale jeszcze lepiej, że to już się skończyło - myślę, że dla nas wszystkich:)
Szczerze, podobnie jak Vahu, uważam, że zakończenie jest szalenie rozczarowujące. Ja z kolei byłem święcie przekonany, że Massiu będzie z tych, co to Laura "albo ze mną, albo z nikim" i wysadził w powietrze ten cały cyrk w momencie, gdy się zorientował, że ona jednak wybiera Naczosa(co by pasowało do jego dotychczasowego charakteru).

Anonimowy pisze...

Ej,skoro Naczos był szefem rodziny,to dlaczego jeszcze pracował w zawodzie?

Memphis pisze...

"– Kochanie, ja wiem, jak źle zabrzmi to, co powiem, ale będziesz mogła wkładać do ust tylko to, co poda ci twoja ochrona."
Czy tylko w mojej głowie natych kasy włączył sie pornos pt "Laura i ochroniarze"? :D

Anonimowy pisze...

@Smok Miluś

Zacznijmy od tego, że skoro aŁtorka ma problem z tatuażami i ich opisem, to mogła po prostu - i tu: fanfary oraz uwaga, uwaga! Z dedykacją dla Blanki Lipińskiej - wymyślić bohatera, który NIE JEST WYTATUOWANY. Nacho Macho nie musiał być "kolorowy". Mógł być blondynem, Latynosem (ale jakby się autorce kierunki świata pomyliły, to mogłoby różnie z tym być...), mógł mieć dredy, mógł być łysy bez tatuaży, mógł mieć loki jak jakiś cherubinek (to by było ciekawe - zimny morderca o twarzy barokowego pacholęcia...), mógł mieć jakąś seksowną bliznę gdzieś tam, mógł być wspomnianym przez Ciebie Azjatą czy albinosem - istnieje tyle możliwości nadania tej jednej, jedynej, wyróżniającej postać cechy, że doprawdy nie rozumiem, po co autorka katowała się tym "kolorem", skoro tak jej nie leżało słowo "wytatuowany". Model na okładkę pasował?

Ale chciałam oddać sprawiedliwość autorce przy okazji trzeciego tomu - pomysł miała dobry. Mogła i odkupić nieco winy poprzednich części (wiemy, że nie wyszło, ale starania widać, potencjał był), i dodać dramatyzmu całej tej dosyć płytko poprowadzonej mafijno-romantycznej (ekhm!) opowieści, która do tej pory opierała się na fascynacji Laury swoim porywaczem (bez szczegółów piszę) i nowym, bogatym życiem w złotej niby klatce. Szkoda tylko, że BL położyła się już na pierwszej przeszkodzie: zarysowaniu konfliktu między głównymi bohaterami. Konflikt wyglądał następująco:
- Powiesz mi co zaszło w sylwestra?!
- Nie powiem! A ty powiesz mi co zaszło na Teneryfie?!
- Nic nie zaszło i nic nie powiem!
Koniec. Tyle wystarczyło, by zburzyć ten sielski obraz ze szpitala, gdzie Massimo tak się czule opiekował żoną, wyrwał (chyba - bo skąd tak szybko mieli) komuś serce, by wstawili jej nowe i do tego tak się przed nią jak nigdy dotąd otworzył. Tyle zbliżeń i wzruszeń, by nagle jemu się przypomniało, że Laura siedziała z Naczosem na Teneryfie i wuj jeden wie, co tam robiła, a ona doszła do wniosku, że ma traumę po sylwestrze, a na Teneryfie było fajnie. Plus jakieś tam szkło rąbnięte o ścianę i trzask! Po wielkiej miłości. Po co więc była ta szpitalna sielanka rodzinna?

Memphis pisze...

Może po prostu niño ? Albo El calabacin...

Anonimowy pisze...

Dziwie się, ze Massimo zamiast psa nie wyslal Laurze w tym pudełku jej pocietych ukochanych kozaczkow. Efekt mogl byc o wiele bardziej druzgocacy zwazywszy z jaka miloscia o nich pisze.

No i final widzialabym jakos tak: familia z Sycylii toczy z familią z Kanarow Wielką Wojne o Laure, tysiace zabitych mafiozow i przypadkowych ludzi, zniszczenia miast, posiadlosci i samochodow, czarny i kolorowy zabijaja sie nawzajem w ostatecznej walce, a na koniec na tych wszystkich zgliszczach i wsrod tych wszystkich trupow laura dochodzi do wniosku ze ta mafia to jednak jest zla, i ze massimo i kolorowy byli cholernymi egoistami bo nie zapytali czego ona chce, i wraca do martina. I tak oto Laura przyczynia sie do zlikwidowania dwoch poteznych rodzin mafijnych i zmniejszenia przestepczosci na swiecie, kurtyna

Memphis pisze...

Gwałt jest wtedy, kiedy sie nie ma orgazmów i nie dostaje fantow zaraz po. Np. seks z kobietą w śpiączce też gwałtem nie byl, bo przecież jęczala w trakcie. Idąc tym tropem nie wiem o co w sumie chodziło tej calej Umie w Kill Bill...

Memphis pisze...

Bo to była Jednoosobowa DG.

Anonimowy pisze...

"Zacznijmy od tego, że skoro aŁtorka ma problem z tatuażami i ich opisem, to mogła po prostu - i tu: fanfary oraz uwaga, uwaga! Z dedykacją dla Blanki Lipińskiej - wymyślić bohatera, który NIE JEST WYTATUOWANY. Nacho Macho nie musiał być "kolorowy". Mógł być blondynem, Latynosem (ale jakby się autorce kierunki świata pomyliły, to mogłoby różnie z tym być...), mógł mieć dredy, mógł być łysy bez tatuaży, mógł mieć loki jak jakiś cherubinek (to by było ciekawe - zimny morderca o twarzy barokowego pacholęcia...), mógł mieć jakąś seksowną bliznę gdzieś tam, mógł być wspomnianym przez Ciebie Azjatą czy albinosem - istnieje tyle możliwości nadania tej jednej, jedynej, wyróżniającej postać cechy, że doprawdy nie rozumiem, po co autorka katowała się tym "kolorem", skoro tak jej nie leżało słowo "wytatuowany". Model na okładkę pasował?"

Niestety, motyw mordercy-cherubinka został już ostatnio wykorzystany, przez Almodovara, tak że odpada, ale pozostałe opcje - jak najbardziej mogą być :). A tak poważnie, masz zupełną rację, po co wyposażać bohatera w cechy, które ewidentnie nam nie leżą?Jest to o tyle dziwne, że ałtorka sama ma tatuaże, a więc na pewno nie uważa ich za coś złego. Chyba, że nie lubi samego słowa "tatuaż", "wytatuowany" itp. Ale to i tak mały pikuś w porównaniu z całą nędzą tej ksiunżki.

Smok Miluś

Anonimowy pisze...

Jakby wtedy się nie przejęzyczyła,to pewnie zostaliby małżeństwem.

Siberian tiger pisze...

Na mój gust, to po prostu słowo "tatuaż" wyleciało jej z głowy, a potem to już samo poszło. A jak już poszło, to nie było czasu, żeby wracać i poprawiać tego, co było wcześniej.

Anonimowy pisze...

@Smok Miluś
"Niestety, motyw mordercy-cherubinka został już ostatnio wykorzystany, przez Almodovara"

Ta pani reklamowała swoje książki za pomocą rzekomego podobieństwa do "Ojca chrzestnego". Jak usłyszy coś o Almodovarze, to migiem dostaniemy trylogię z ociekającym seksem mrocznym cherubinem, będącą skrzyżowaniem najlepszych obrazów Almodovara ze "Zmierzchem" albo czymś. ("Klątwą przeznaczenia"! Ha, ha, taki żart...).

Anonimowy pisze...

Mnie wkurza to, że w bibliotece mają gnioty napisane przez Lipińską, a książki przygodowe, kryminały gdzie autorzy wiedzą o czym piszą nie uświadczysz.

Anonimowy pisze...

Znalazłam artykuł, gdzie piszą, że będzie czwarta część i to nie niedługo. Strasznie płodna jest z tym pisaniem. Ciekawe, że tak płodni autorzy książek zawsze są kiepscy. Pewnie dlatego, że nigdy nie robią research i nie mają zdolności pisarskich. Strasznie na chama ją promują. Myślą, że jak zacznie ludziom z lodówki wyskakiwać to zaczną ją czytać. Wręcz przeciwnie zaczną z krzykiem uciekać na widok jej książek.

Anonimowy pisze...

To dlatego Massiu żyje i jeszcze dał hajs Laurze...powróci aby się zemścić. Taka prawdziwa WÓJNA MAFFIJNYCH RHODZIN.
Wiecie, ciężkie tortury,porwanie Laury i jej córki a następnie ubranie ich w ciuchy z lumpeksu lub "chińczyka"

Anonimowy pisze...

To prawda. Od lat płacę w bibliotece dobrowolną składkę na zakup nowych książek, a na półkach coraz gorszy badziew :(

Anonimowy pisze...

To juz chyba lepiej samemu kupować

Mer pisze...

Spore sukcesy już macie w analizowaniu książek (oby autorzy zaglądali) ;) Czy będzie kolejna część "Glątwy"? Jak dla mnie była jeszcze gorsza niż to...

Anonimowy pisze...

Ja tak robię.

Anonimowy pisze...

A ile wynosi ta składka jeżeli można wiedzieć?

Anonimowy pisze...

Co?? I to tyle?? Laura dała mężowi w ryj, uciekli, a potem w epilogu już bezproblemowy rozwód, kochający chrześniak i kasa za bezdurno? Taki jest finał całej tej (w zamierzeniu) hardkorowej intrygi, tak się kończy szalony mafioromans z koksem, gwałtami, morderstwami i Dużą Ilością Brzydkich Słów? Jakbym czytała to guano na serio to byłbym autentycznie rozczarowany, bo to jest najgorsze zakończenie, jakie w życiu widziałam.

A.Polanowska pisze...

Blanka Lipińska udzieliła wywiadu, a aszdziennik zamieścił cytaty: https://aszdziennik.pl/127027,blanka-lipinska-w-vivie-jestem-rewolucja-seksualna-xxi-w-ale-nie-jest

Ta kobieta (poza tymi wszystkimi "problemami", które widać w jej książkach) ma chyba rozdwojenie jaźni...

Anonimowy pisze...

Autorka nie używa słowa "wytatuowany", bo to długie słowo, i nie wie jak je napisać.

Anonimowy pisze...

Nie zawsze piszący dużo są kiepscy. Uważam, że Pratchett był niezły.

Eva

Anonimowy pisze...

Zryłam sobie czerep na następne parę tygodni, zaczęłam się jednak zastanawiać co autorka musiała przeżyć, że z uporem maniaka powtarza toksyczne, przemocowe schematy i pokazuje jako dobre. Mogłabym zapytać o Laurę, ale nie oszukuje się, że ałtorka zrobiła to świadomie.

Btw widziałam ostatnio reklamę najnowszych wypocin E. L. James, mam nadzieję, że weźmiecie to na tapetę.

Elie

Anonimowy pisze...

Nie wiem dlaczego,ale chętnie przrczytytałabym analizę jakiegoś dzieua od pana Marcela.

Anonimowy pisze...

Wyobrażacie sobie, że Lipińska trafiła na okładkę Vivy z napisem "Zmienia życie kobiet"? No comments.

Ela TBG

Anonimowy pisze...

Powinni dopisać, zmienia na gorsze.

Anonimowy pisze...

Bez przesady.
Za miesiąc nikt o tej ksiunżce nie będzie pamiętał.

Anonimowy pisze...

Tak tylko napomknę, że jest coś straszniejszego od tego horroru klasy z... wyobrażacie sobie ILE egzemplarzy tych książek sprzedaję DZIENNIE? Pracuję w empiku i za każdym razem coś we mnie umiera. Niedługo p. Blanka zamieni mnie w pustą skorupę... A jest przecież tyle wspaniałych, wartościowych książek na półkach! Ba, nawet nie mówię o jakiejś wysokopółkowej literaturze pięknej czy poezji... Nawet obyczajowe romansidła (bez urazy) są lepsze od tego czegoś. Nawet E.L. James. Nawet autorKasia jest lepsza! Niewiele, ale jednak... smutne to strasznie, że taka literacka abominacja promująca bardzo niewłaściwe relacje międzyludzkie jako coś pożądanego i seksownego, a miłość przedstawiająca jako coś zupełnie wynaturzonego i toksycznego - że taki gniot jest na najwyższych miejsc "topek"... Quo Vadis świecie?

Anonimowy pisze...

A ile dziennie tego sprzedajesz?

Anonimowy pisze...

Mario Puzo przewraca się w grobie. Autorka nie ma pojęcia o mafii.

Anonimowy pisze...

To zależy. Ale z reguły kilka egzemplarzy, może z 5... już trochę minęło od premiery, jeszcze z 2 miesiące temu było dużo gorzej. Ale obecnie 2 pierwsze miejsca "topki" to Lipińska, a dopiero gdzieś dalej jest Pilipiuk, czy Nesbø czy chociażby nawet Grochola... zgroza.

Saltykamikaze pisze...

Urlop...?

Anonimowy pisze...

Tak, urlop bodajże do września.

Anonimowy pisze...

Może byście po wakacjach zanalizowali to boskie opko?https://pozegnaniezargetia.blogspot.com

Ela TBG

Anonimowy pisze...

To kest tłumaczenie?

Saltykamikaze pisze...

Aaa, to ma sens, dziękuję :D

Siblaime pisze...

Jeżeli tak, to pewno nie było robione google tłumaczem, na to jest za dużo literówek ;)

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Pratchett, Card, King... Nie chodzi po prostu o to ile, ale jak.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

O, nie... Książki o morderczych pożądliwych aniołach to chyba jedna z najgorszych odmian fantastyki...

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Biała to już jest Laura, bo nazywa się Biel... Brakuje tylko Szarego. Ale on już jest w innym kiepski romąsie, więc odpada.

Washergirl pisze...

Ta autorka jest kurwa chora psychicznie. I tylko pieska szkoda. Faktycznie, to jak potraktowano Pradę, jest odzwierciedleniem poziomu całego cyklu. Co za gówno. Człowiek bałby się dupę podcierać, że jeszcze schamieje od kontaktu skóra o papier.

Washergirl pisze...

Przypomnienie "Na matematyka" przez Chomika wybitnie na miejscu. Jak można kurwa nie wiedzieć, że się stworzyło tak potworną postać, myśleć, że Laura jest ekstra? Też myślę, że autorka skleiła wreszcie, że za dużo osób komentuje, że Massimo chuj, i stąd Nacho.

Washergirl pisze...

Facet z którym mieszkam, jak pokazałam mu tę (i inne, wcześniej) analizę. "A ty ile dzisiaj stron napisałaś? Bo Michalak i Lipińska wydają książki!"
A wcześniej jebał mnie samą Michalak.

Anonimowy pisze...

@eksterytorialnysyndrombobra

"Biała to już jest Laura, bo nazywa się Biel... Brakuje tylko Szarego. Ale on już jest w innym kiepski romąsie, więc odpada."

No to w takim razie obiektem óczóć musi paść jakiś Arab, Hindus lub Mulat, wtedy będzie w 90% nazywanym Brązowym. W ostateczności pozostaje Marsjanin, którego ksywą będzie Zielony.

Smok Miluś

Gandzialf Zielony pisze...

Zaraz tam Marsjanin... Z peeselu będzie!

Anonimowy pisze...

Fajnie by było,gdyby Analizatorzy wrócili z prawdziwą bombą. W tamtym roku pierwszą książką było "365 dni". Ogólnie uważam,że cały poprzedni rok analizatorski upłynął pod znakiem Blanki Lipińskiej. Nie było innego tak "wyrazistego" dzieua które przyćmiło by całą trylogię i na analizę którego wszyscy tak czekali.
Mam nadzieję,że pojawi się tu kontynuacja Glątwy. Czytałam opinię o Koronie przeznaczenia i niby to tak nudne,że czytać się tego nie da,ale może dałoby radę zmiescić to w dwóch czy 4 częściach.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

To samo mi mówią... I niestety mają rację.

Anonimowy pisze...

Czy twoje dzieła też są tak wulgarne? Komentarze na poziomie Laury Biel

Anonimowy pisze...

Ale napisanie takiej książki to może kwestia może z dwóch miesięcy.
-Zero riserdżu
-Takie same opisy seksów
-Postaci o płaskich jak naleśnik psychikach
-40% to opisy luksusów i ciuchów i butów
-Opisy konsumpcji alkoholu
Wyprodukować takiego twora to nic ciężkiego.
Bułhakow pisał "Mistrza i Małgorzatę" przez praktycznie całe swoje życie. Teraz zna je chyba prawie każdy,bo jest doskonałe. A o Dzieuach Blanki L.niedlugo wszyscy zapomną

Anonimowy pisze...

Dwa miesiące?Obawiam się, że toto tutaj powstawało najwyżej przez tydzień, jeśli nie krócej. Zaś większość "fabuły" powstała zapewne podczas wizyt tam, gdzie król piechotą chodzi, bo to jedyne stosowne miejsce, w którym można stworzyć coś na takim poziomie jak poronione płody "umysłu" pani Lipińskiej.

Smok Miluś

Anonimowy pisze...

I to jest pies pogrzebany. Normalny autor obmyśla fabułę,tworzy rys psychologiczny swoich bohaterów,wymyśla ich historię,takie back story przed akcją książki,robi wcześniej wspomniany riserdż,daje swojej powieści przeleżakować,żeby po jakimś czasie przeczytać ją na nowo i nanieść poprawki.
Natomiast ałtor po prostu siada i pisze. I wychodzi z tego kupa.
Często właśnie tutaj czytam: A ałtorkasia wypuściła dziesiątą powieść w przeciągu roku a ja nic,tylko czytam recenzje na Armadzie. No ok,tylko ile są warte te książki? Niektóre są uważane nawet za szkodliwe. Naprawdę chcielibyście zobaczyć tutaj swoje dzieła?

Saltykamikaze pisze...

Hej, proszę nie obrażać toalet, bardzo wygodnie się na nich pisze! Może to trochę szkodzi na żołądek, ale jakie pomysły czasem przychodzą!

Justyna K Lambert pisze...

Rany, jaki kał xd Momenrami zapowiadało się nawet na spoko akcję, ale finalnie wyszło jak zwykle

Anonimowy pisze...

Chcę tylko szybko poradzić każdemu, kto ma trudności w jego związku z kontaktem z Dr.Agbazara, ponieważ jest on jedyną osobą zdolną do przywrócenia zerwanych związków lub zerwanych małżeństw w terminie 48 godzin. ze swoimi duchowymi mocami. Możesz skontaktować się z Dr.Agbazara, pisząc go przez e-mail na adres ( agbazara@gmail.com ) LUB zadzwoń / WhatsApp mu na +2348104102662, w każdej sytuacji życia znajdziesz siebie.

Gandzialf Zielony pisze...

Ten cudowny pan doktor to chyba dla Martina, ne?

Anonimowy pisze...

Ojciec Chrzestny to świetna książka i klasyka gatunku, ale Mario Puzo też nie miał pojęcia o mafii. Mu jednak udało się stworzyć obraz ciekawy jej obraz, w książce B. L. nie udało się zupełnie nic.

Anonimowy pisze...

W życiu nie byłam tak szczęśliwa, że doczekałam jakiegoś epilogu. Nareszcie koniec tego wyrzygu patologii nazwanego mylnie książką.
Idę otwierać szampana.

Unknown pisze...

Przecież to dziecko jest skażone spermą Massimusa, zapewne odziedziczyło po nim najgorsze cechy, powinnabyła usunąć ;-)

Anonimowy pisze...

Jestem przerażona podejściem aŁtorki (a co za tym idzie Laury, z którą pani BL się identyfikuje) do związków/małżeństwa. Massimo tak czule opiekował się swoją żoną w szpitalu, otworzył się - niby wszystko fajnie. Potem przestaje sobie radzić z całą sytuacją. A szanowna Laura? Najpierw leży tygodniami w łóżku i dziwi się, że prawie nie widzi swojego męża. Nawet przez myśl nie przeszło jej, żeby go poszukać, spytać dlaczego się od niej odsuwa - nie, bo szanowna pani jest egoistką i to przecież wokół niej mają wszyscy skakać (co z tego, że tak wspaniale bawiła się na Teneryfie i miała ochotę romansować z kolejnym mafijnym kolesiem), a inni nie mają prawa mieć żadnych problemów. Laura ma niby depresję, którą "pokonała" w jeden dzień za pomocą rozmowy z jakimś niby terapeutą, zakupami i oczywiście chlaniem na umór. A Massimo nie ma prawa mieć depresji po tym wszystkim? Szanownej bohaterce nawet przez chwilę nie przeszło to przez myśl - wolała rzucać fochami, że jej mąż ćpa, pije i oddala się od niej. Bo po co myśleć o drugiej osobie. Massimo był fajny tylko wtedy, kiedy kochał się z nią przy każdej okazji, skakał wokół niej i dawał kasę, a jak sam ma problemy, to już jest be i to jest przecież doskonały pretekst, żeby znaleźć sobie nowego gacha, bo związek to sama sielanka i polega tylko na zaspokajaniu seksualnym i materialnym. W normalnym, dojrzałym związku (a przynajmniej w mojej opinii) ludzie powinni się wspierać i sobie pomagać w trudnych chwilach. Niestety nie u pani Lipińskiej. Tutaj mamy płytką relację ludzi, którzy zachowują się jak nastolatki. Oczywiście Nacho jest przedstawiany jako ideał (szczególnie komiczny jest ten sielski epilog, w którym Laura jest wielce szczęśliwa) - co tam, że jest zabójcą i głową rodziny mafijnej! Przecież jest dla niej jest czuły i kochany. Liczą się tylko nowe ciuchy i hektolitry szampana. Dziwne jest też to, że "Kolorowy", będąc szefem mafii, tak jak Massimo, nie potrzebuje ochrony ani dla siebie, ani dla Laury. Z Massimem bohaterka ciągle była zagrożona i nie mogła ruszyć się bez ochrony, a na Kanarach to nagle jest tak bezpiecznie, że członkowie mafijnej rodziny mogą sobie chodzić po ulicach samopas? No i dziwne, że na Sycylii wszyscy wiedzieli kim jest i jak wygląda Massimo, a na Teneryfie nikt nie zna Nacha, nawet pielęgniarce w szpitalu nic powiedziało nazwisko Matos! Nie wiem jak można gloryfikować postawy takie jak egoizm, pijaństwo, pycha (Laurusia pokazała na co ją stać w warszawskim, markowym sklepie w drugiej części) i radość z pieniędzy, które pochodzą z ciemnych interesów, wielokrotnie okupionych czyjąś krwią. I do tego jeszcze to wszystko opisać bez ładu składu. I nie wiem jak można zachwywać się nad tymi "książkami", bo to jest kompletne dno.