wtorek, 22 lutego 2011

102. Pagórkowate są ścieżki miłości, czyli Bella-wiecznie-zamyślona i Justin-prawdopodobnie-Bieber (1/2)



Szanowni Czytelnicy! Powitajmy kolejną uroczą parę, o jakże wdzięcznych i wiele mówiących imionach: Justin i (Iza)Bella. Choć nigdzie nie jest powiedziane to wprost, okoliczności wskazują na to, że Justin jest Bieberem, a Bella nie jest TĄ Bellą. Sens i logikę należy, tradycyjnie, porzucić już u bram, w zamian Szanowni Czytający otrzymają: dużo spacerów, dużo westchnień, dużo patrzenia w oczy i dużo milczenia, a także podejrzanie wiele kąpieli - jak nie w basenie, to w wannie, jak nie w wannie, to we łzach boCHaterki. BoChaterowie nasi uwielbiają siadywać sobie na kolanach od przodu (także nago) i analizować swe oczy i trzustki od rańca do wieczora i od wieczora do rańca. Co pięć minut na przemian schodzą się i rozchodzą, wyjeżdżają i wracają, jeden trólof goni drugiego (także dosłownie), a wszystkiemu towarzyszy niezwykle efektowny środek transportu - BUS z napędem warp. Cieszcie się, cieszcie! Analiza w mieście!

Analizują: Dzidka, Mikan i Kura.

http://www.quku.org/magicznie,342.html


Nareszcie pierwszy dzień wakacji. Nie wiem, czemu ale nie cieszyłam się tak bardzo jak inni chodź długo na to czekałam. Nie miałam żadnych planów na wakacje. Usiadłam na łóżku w swoim pokoju poczułam, że muszę odpocząć...
Tak się zmęczyłam tym, że usiadłam, że musiałam się położyć.
Żadnych planów na wakacje, matko, jakie to jest męczące...

Nagle zadzwonił mój telefon
-Halo
- o Hej - wykrzyknęła Emi
- dzwoniłam do ciebie już dobre 10 razy - powiedziała jakby obrażona
- Po prostu się zamyśliłam - powiedziałam cichutko
A jak się zamyślam, to tak mocno, że możesz strzelać z armaty, a ja nic nie słyszę, nic!
Bo to jest dwusuw. Myśli-albo-słucha.

- Może wyjdziemy gdzieś dzisiaj? Nie można przepuścić takiej okazji, w końcu to pierwszy dzień wakacji
- dobrze - zgodziłam się nie chętnie,
- Ok to wpadnę po Ciebie o 19-stej. Cześć
- cześć

Szczerze mówiąc to nie miałam ochoty nigdzie wychodzić,.
Zbliżała się 19.
Jak ten czas szybko leci! Ledwie wstała, już jest 19.00! No, chyba że wstała o 18.00.

Coraz bardziej nie miałam ochoty nigdzie iść.
Lecz postanowiłam poświęcić się, licząc, że Bór mi to w trólawerach wynagrodzi.

Przygotowałam się, Było ciepło, więc ubrałam krótkie szorty i luźny fioletowy t-shirt.
Ubrała się też niechętnie.
Nie "się", nie "się", tylko ubrała szorty i t-shirt. Zapewne w sukienki. Z przykrością zalecam Ci korepetycje z aŁtogramatyki.
*kaja się i posypuje głowę popiołem*


***

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
Łojzicku!
Nie, raczej "dryyyyń!"

W drzwiach stanęła Emi, wzięłam jeszcze tylko torbę i ruszyłam za nią.
Za torbą?

Zapytałam - to gdzie się wybieramy
- zabieram cię do bardzo fajnego klubu.
Na samą myśl robiło mi się nie dobrze.
A komu dobrze.

Resztę drogi przeszłyśmy w milczeniu.
Entuzjazm aż z nich kipi.
Biedne, jak się męczą. Żal mi ich! Po co w ogóle te wakacje...

Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam jak weszłyśmy do lokalu.
Jak ona się tak zamyśla, to nie dziwię się, że bez przerwy same niespodzianki przeżywa - nagle, wtem!
Cud istny, że nie wleciała do tego lokalu łbem naprzód, potykając się o próg.

Rozejrzałam się, nie było źle, pomyślałam ze w koncu trzeba się rozluźnić i poszaleć.
Dokoła tłum falował a ja, szukałam właściwie, gdzie tu jest szalet...

Szukałyśmy wolnego miejsca, niestety nie było, wszystkie stoliki były już zajęte. Stałyśmy jeszcze chwile i ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
No proszzzz. I całe poświęcenie bohaterki na nic.
Co za pech! Mdłości minęły i nawet zdążyła się już rozluźnić.

Nagle podbiegł do nas jakiś chłopak.
- widziałem was jak wchodziłyście, widzę, że nie macie miejsca, ale możecie przysiąść się do nas.
-to miło z Twojej strony dzięki - odpowiedziała z uśmiechem Emily.
- Fuck! A już myślałam, że się wykręcimy! - zaklęła w duchu Isabel.

- a tak w ogóle to ja jestem Justin - wyciągnął rękę w naszą stronę
- miło poznać jestem Emily.
- a ja jestem Isabell - powiedziałam dziwnym głosem.
Ten zachrypły sznapsbaryton trochę mi w życiu siary robi.
- A to mój chłopak, Kazio.

Zaprowadził nas do stolika.
Usiedliśmy koło siebie z Emi
Justin usiadł na przeciwko nas.
Bieberek, nie Bieberek? Jak myślicie?
Już straciłam nadzieję, że natknę się kiedyś na Timberlake'a...
Timberlake jest chyba za stary dla aŁtoreczek.
A Ramsztajn nie był!
Ty naprawdę chcesz, żeby Ci zrobiły z Timberlake'a takiego kretyna, jak z biednych Tilla i Richarda? Niech już lepiej masakrują Bieberka...
*"Sorry Winnetou" - ucałowawszy zdjęcie Timberlake'a odstawia je z powrotem na ołtarzyk z kwiatuszków*

Nagle [WTEM!] Emily zapytała:

- sam przyszedłeś? - Powiedziała głośno
- nie, jestem z Moim Kumplem Dylanem
Ciekawe, jak wymawiał te wielkie litery? Pewnie jakoś tak: Mmmmmmmoim! Kkkkumplem! Dddddylanem!
ALBO JAK KOSIARZ.


, to jest jego klub i bywam tu dość często.
Znaczy, koledzy Dylan i Justin już swoje latka mają? I podrywają takie smarkule?
Ależ skąd. Oni tam są jako wolontariusze, sprzątają, zmywają i pilnują, żeby młodzież starsza się nie schlała.

Zaczęliśmy sobie rozmawiać, nawet nie zauważyłyśmy jak szybko czas zleciał i musiałyśmy już zmykać.
Tak, w tym opku czas zapiernicza przed siebie jak Struś Pędziwiatr, tak szybko, że opisy nie nadążają i odpadają po drodze, ciężko dysząc.
Co? Jak? Ojejku, to już? Przepraszam, zamyśliłam się.

Emily powiedziała:
Musimy już iść, bardzo miło było Cię poznać
- was też dziewczyny, mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy.
- a Ty, co ile będziesz jeszcze siedział? -Odparłam
Jeśli będę sprytny i nie dam się od razu złapać, to myślę, że tak co cztery lata najwyżej.

- ja zostanę do końca i pomogę ogarnąć knajpę Dylanowi. Jesteśmy sąsiadami i zawsze wracamy razem.
Żeby sobie któraś z was przypadkiem nie pomyślała, że ją odprowadzę!

[BoCHaterka i Justin umawiają się na spacer, potem na drugi, podczas których patrzą sobie głęboko w oczy, nic nie mówią, wzdychają i czas im upływa jak szybka ryba, a następnie Justin zaprasza ją do swego domu, bo chce jej powiedzieć coś ważnego]

Z niecierpliwością czekałam na spotkanie. Nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu, słońce zaczęło zachodzić.
Hm, spotykają się tak o zmierzchu... może to jednak TA Bella, a Justin jest Edłordem w przebraniu?

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Tak szybko leciałam, że się o mało, co nie zabiłam. Stanęłam koło drzwi, szybkim ruchem przeczesałam włosy palcami, otworzyłam. To był Justin, przytulił mnie lekko i powiedział:
-Gotowa?
- jasne. Hmm a gdzie idziemy?
- to tajemnica - powiedział cicho
-mam sporo czasu, bo rodzice wyjechali na 3 dni.
- to świetnie, bo spacer zaplanowałem na 2,5 dnia - odparł Justin.

Minęliśmy las... Moim oczom ukazał się wielki dom z basenem. śliczny ogród. To było cudowne miejsce. Nie miałam pojęcia, że takie miejsce istnieje.
Nigdy nie widziała domu z basenem i ogrodem?

-Tutaj mieszkam - odparł
Stałam jak wryta i nic nie mogłam z siebie wydusić. Nie wierzyłam własnym oczom.
-Niesamowite - powiedziałam zdziwiona
-mieszkam sam. Dom dostałem w spadku.
Po dziadku? Bo przecież rodzice...

-a Twoi rodzice?
- nie chce o tym mówić, przynajmniej jak na razie. To dość długa historia.
Zawiera się w niej łom, wanna z kwasem, piec centralnego ogrzewania i świeża betonowa wylewka w piwnicy.
Jak się okaże później, historia była krótka, opkowa i da się ją streścić w dwóch zdaniach.

***

Justin wziął mnie za rękę i bez słowa zaprowadził do swojego domu. Gdy przekroczyliśmy drzwi byłam pod wrażeniem. Jasność biła od wnętrza domu. Podłoga jakby szklana. Meble jak nie z tego świata. To było nieziemskie.
Justin mieszka w UFO!
I bardzo lubi meble na wysoki połysk. Froterkę i polerkę też.

-Chciałem pokazać ci coś...
Nie odezwałam się słowem jeszcze nie byłam w stanie. Pociągnął mnie za sobą. Zeszliśmy po jakiś schodach na dół. Otworzył drzwi. Moim oczom ukazał się sprzęt muzyczny. To była jakaś piwnica bez okien, trochę w strasznym stylu.
Piwnica... *ogania się batem od licznych a perwersyjnych skojarzeń*
Łiiii, to była TA piwnica, nie?
Piwnica nie była skąpana w poświacie i jasności? Dziwne.

Powiedziałam:
-łaaał
-to właśnie chciałem ci powiedzieć [łaaaał?], kocham muzykę, kocham śpiewać i grać.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
Łiiii?
Łaaał?
Łejery?

Puścił mnie i podszedł do sprzętu włączył jakiś podkład i zaczął śpiewać.
Patrzył mi prosto w oczy. Momentami czułam jak po policzku płyną mi łzy.
A momentami rżałam jak dziki osioł. A nie zaraz... to byłam ja, nie boChaterka.



***
[W rhomantycznej scenerii ("basen, dużo różnych kwiatów, drzew...") oboje okupują hamak i zasypiają na nim. Budzą się rano, wcale nie zmarznięci ani nie połamani.]
[Za to wzajemne rozplątywanie się trwało dobre 45 minut.]

Rozmawialiśmy jakieś 10 minut. Justin zaproponował basen.
Siostro, basen!
Ja bym zaproponowała pizzę, no ale gusta są różne.

- Gdybym tylko wiedziała wzięłabym struj - odparłam zasmucona
- struj Ci jest niepotrzebny.
Nie truj, strusiu.
Popływasz nago, w czym problem?
Bez struju, za to w dobrym nastruju.

Tak samo jak nad morzem wziął mnie na ręce...(bo biedaczynka omdlewała na samą myśl o kąpieli w basenie z trólowem i nie dała rady chodzić) Przyznam kąpać się chciałam, ale bez stroju nie za bardzo. Zdjął mi trampki,
Jak on to zrobił, trzymając ją na rękach?
Ma bardzo chwytne palce u nóg.
Aha.

[boCHaterowie jeszcze czas jakiś pluskają się (prawdopodobnie w ubraniach), przytulają i patrzą sobie słodko w oczy. Niestety, Isabel musi wracać]

Poprosiłam Justina o to, aby odprowadził mnie do domu. Fakt rodziców nie było, ale domem trzeba było się zająć.
Narąbać drzewa i przynieść wody ze studni.
Krowę wydoić, i chłop od rana nieruchany...

Idąc Justin spojrzał mi głęboko w oczy i złapał delikatnie za rękę.
Masz oczy jak szyby naftowe. - Takie głębokie? - Nie, takie zaropiałe. ;)


Oboje byliśmy zadowoleni ze spędzonego dnia razem. W głębi serca czuje, że go kocham, że to ten jedyny. Nie wiedziałam jednak, jakie uczucia i jakie plany ma wobec mnie Justin. Z jednej strony widzę to [ale CO?] w jego oczach, ale z drugiej czasami ma taki wyraz twarzy jakby to było z przymusu.
Zmusiła go do tego swoją namolnością?!
Bo to taki Ashley Wilkes AD 2010 - za duży tchórz z niego, żeby jej powiedzieć "a weź ty się ode mnie odstosunkuj, Scarlett!"

Nie chciałam się pytać, możliwe, że po prostu ma zły dzień.
A jeszcze nie wie, że "te dni właśnie stały się lepsze!"

Otwierając drzwi od domu doznałam szoku. Dom wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Rzeczy były porozrzucane po całym domu. Śmieci walały się po pokojach, jakieś papiery. W kuchni czekała na mnie sterta naczyń do umycia. Przez dwa dni byłam taka zamyślona, że nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje wokół mnie.
Jak myślicie - sama ten burdel zrobiła, czy też w zamyśleniu nie zauważyła wcale, jak przez chałupę przetoczyło jej się stado gości jedząc, pijąc i śmiecąc?
Zaczynam podejrzewać, że boCHaterkę łączy wiele z niejakim Jekyllem i Hyde'em.
To ich córka.

Rodzice wracali już jutro, miałam kupę roboty. Ogarniając ten nieład znalazłam mój telefon, jakoś specjalnie go nie potrzebowałam.
Po co, skoro trólawer zamiast dzwonić, przychodzi pod okienko?
I tak najczęściej go nie słyszy, bo się zamyśla po głębokość śledziony.

Patrząc na ilość połączeń zamurowało mnie. Emily dzwoniła około sześćdziesiąt razy, rodzice podobnie. Pierwsze, co zadzwoniłam do Emi, musiałam jej to wszystko wyjaśnić i opowiedzieć. Następnie zadzwoniłam do mamy.
To takie opkowe. Rodzice zawsze na ostatnim miejscu. W sumie co się dziwić, w pewnym wieku tak się ma.
Ciężkie jest życie dzisiejszej młodzieży. Rodzice Justina wyparowali, rodzice Izuni zostawiają jej całą chatę na głowie, a tu jeszcze wstać trzeba i wykonać poranne czynności. I jeszcze ci proponują basen.
Zamiast pizzy.

Była zdenerwowana, myślała, że coś mi się stało. Razem z tatą martwili się o mnie.
Dziewucha nie odbiera przez jakieś 2 dni, a oni ciągle w podróży? Nie, no, luzik!

Rodzice chcieli mi tylko przekazać, że zostaną jeszcze kilka dni i że pieniądze są w ich pokoju w dolnej szufladzie szafki nocnej.
Martwimy się o ciebie... ale nie na tyle, by skracać własne wakacje!
- Hej, stara, młodą odbębniłem, dawaj tego drina!
- Szykuj dildo!

***

Wstając rano czułam się świetnie. Cieszyłam się z nowego dnia. Nawet fakt, że na zewnątrz było szaro i mocno padał deszcz. Na śniadanie jadłam właśnie płatki jak dostałam smsa od Justina.
Płatki na śniadanie - są. Właśnie, czy w Kanonie jest punkt o płatkach? Jeśli nie, trzeba koniecznie dopisać.

Hej musimy się spotkać!
Zaproponowałam, aby wpadł do mnie, w końcu trzeba było wykorzystać fakt, że rodzice wyjechali.
Gdyby nie to, że boCHaterka jest tak rozkosznie niewinna, miałabym całkiem konkretne skojarzenia!

Minęło jakieś 20minut. Justin stanął w drzwiach był cały mokry.(...) Usiedliśmy na kanapie. Justin złapał mnie za rękę patrząc mi przy tym głęboko w oczy.
Zaczyna mnie to tak samo irytować jak przewalanie oczami w jednym-z-wiadomych-opek.

-Muszę Ci powiedzieć o czymś ważnym - wydusił z siebie
Widziałam, że łzy cisną mu się do oczu. Zaczęłam mieć dziwne przeczucia. To było takie nieprzyjemne...
-Nie zobaczymy się już więcej - powiedział z wielkim trudem. Widziałam, że coś w nim pękło.
Podstawa czaszki! - mruknęła Kura, przerzucając łom do drugiej ręki.

-Wylatuje stąd, do miasteczka położonego kilka tysięcy kilometrów stąd .
Zapamiętajmy, ok? Kilka tysięcy.
W tym małym miasteczku jest lotnisko.

- jak to ? powiedziałam z płaczem .
- muszę stąd wyjechać, nie chciałem ci robić żadnych nadziei, jeśli myślałaś że coś z tego będzie to przykro mi.
- to wszystko co razem przeżyliśmy przez ten czas nic dla Ciebie nie znaczyło ?
Te wszystkie kąpiele w basenie, te spacery...
Te trzy dni znajomości...

-nie... - z trudem połknął ślinę.
Odwrócił się i wyszedł .
Przez chwilę to do mnie nie docierało, świat mi się zawalił, jedyna osoba którą kochałam złamała mi serce. Pytałam się Boga dlaczego mnie to spotkało ? Odszedł tak bez słowa wyjaśnienia.
Ja tam wyjaśnienie widziałam, i to dosyć precyzyjne.

Czułam się wykorzystana, nie mogłam bez niego żyć. Płakałam do wieczora, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Przestał mnie interesować świat w okół mnie. Cierpiałam bardzo , to był straszny ból którego nie da się opisać.
Jerzu Krystku, czy jej umarł ukochany narzeczony na dzień przed ślubem, czy poznany trzy dni wcześniej malolat wyprowadził się do innego miasta?
Ojtam, ojtam. Ja sobie w wieku mniej więcej dwunastu lat bardzo skutecznie wmówiłam, że kocham chłopaka zobaczonego raz w życiu na dworcu kolejowym - i oczywiście miałam doskonały pretekst do rhomantycznego cierpienia i pisania smutnych wierszy przez całe wakacje.

Po kilku godzinach pozbierałam się trochę. Oczy miałam opuchnięte i czerwone . Chciałam to wszystko wyjaśnić. Cały czas miałam jakąś małą nadzieje. Wzięłam telefon i wybrałam numer do Justina. Niestety telefon był wyłączony, lub poza zasięgiem. Postanowiłam że się do niego przejdę, Do domu chyba mnie wpuści. Musi mnie wysłuchać. Nie zwracałam już nawet uwagi jak byłam ubrana.
O kurde. To faktycznie musiał być ciężki szok. W przeciętnym opku nawet śmierć rodziców nie wywołuje aż takiej traumy, żeby boCHAterka zapomniała o stroju.

Idąc cały czas ocierałam łzy. Zapukałam do drzwi. Otworzyła jakaś pani, to było dziwne bo Justin mówił że mieszka sam.
Pani wyglądała dość dziwnie - miała siwe, splątane włosy, haczykowaty nos i miotłę w ręku. Nie wiem czemu zdawało mi się, że gdzieś za nią buzuje rozpalony piec...

Zapytałam:
- czy zastałam Justina ?
- dziecko ten chłopak już tutaj nie mieszka, nie poinformował Cię ?
-jak to nie mieszka ? gdzie on teraz jest ? - wybuchłam płaczem
- niestety ale nie jest mi wiadomo. do widzenia .
Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka, nanananana...

Miałam ochotę umrzeć. Nie wiedziałam gdzie on jest, nie miałam żadnych namiarów, nie mogłam się z nim skontaktować. Pełno myśli przechodziło mi w tym momencie przez głowę. Nie dotarłam do domu, zatrzymałam się w na plaży, w miejscu gdzie spotkałam się z Justinem. Osunęłam się powoli na zimny piasek.
W zwolnionym tempie, klatka po klatce.

Nie mogłam powstrzymać łez. Skuliłam się i cierpiałam. Padał deszcz, Byłam cala mokra. Nie chciałam nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać.
Taaaa, na jej telefon i dom szarżował dziki tłum znajomych.
No, taka Emi dzwoniła sześćdziesiąt razy.

Powoli zapadał zmrok i robiło się coraz zimniej. Przypomniał mi się moment w którym ja z Justinem oglądaliśmy gwiazdy na niebie. Nie mogłam o nim od tak zapomnieć. [raczej - jak on mógł o mnie tak zapomnieć?]Skuliłam się jeszcze bardziej, byłam wykończona . To był najgorszy dzień w moim życiu. Nie miałam zamiaru wracać do domu,chciałam tak tu leżeć... chciałam umrzeć...
Pomóc?

...Minęło sporo czasu, byłam zapłakana a co najgorsze sama.
Kobito, zdecyduj się! Albo nie chcesz z nikim rozmawiać, albo nie chcesz być sama.

Nie było mi łatwo pogodzić się z myślą że go już nie ma. To było takie trudne dla mnie i niezrozumiałe. Po dobrych kilku godzinach podniosłam się, byłam zmarznięta. Nie mogłam sobie wyobrazić co będzie dalej...
Jeżu borski, a co ma być? Aż do przedwczoraj żyłaś bez niego i jakoś sobie dawałaś radę.
No ledwo. Codziennie wstawała nieludzko zmęczona.

Przypomniało mi się że Justin ma najlepszego kumpla który jest właścicielem knajpki. Postanowiłam się tam wybrać... nie miałam nic do stracenia, a mogłam wszystko wyjaśnić. Przecież ktoś musiał wiedzieć gdzie on się znajduje. Postanowiłam się wybrać do kumpla Justina dziś wieczorem. Jakoś lepiej się poczułam wiedząc że sprawa może się wyjaśnić.
Jaka ona jest namolna!
No i skończyło się umieranie.

[Isabell leci do knajpki, dowiedzieć się czegoś od Dylana.]

-Jestem Bella, i przyszłam tu w sprawie Twojego kumpla Justina - powiedziałam
- ja jestem Dylan .
widziałam że był w szoku.
Bella! TA Bella! Cholera, zaraz mi tu wpadnie stado sparklących wampiraków!
Był w szoku, że to on jest Dylan?


-Chodzi o to że Justin wyjechał i nie zostawił żadnej wiadomości- powiedziałam ze łzami w oczach
-muszę Cię zmartwić bo od jakiegoś czasu ja też go szukam.
Od jakiego czasu? Wyjechał poprzedniego dnia!

-a nie zostawił namiarów ? - wybuchłam płaczem
- nie, zostawił tylko kartkę że nie mam się martwić, jest mu naprawdę przykro ale coś ważnego wydarzyło się w jego życiu i musiał wyjechać . Napisał też że jak złapie wolną chwile to do mnie zadzwoni.
A teraz siądźcie i popocieszajcie się nawzajem, biedni, porzuceni przez zdradzieckiego Justina!
Kumpel jakiś niegramotny. Justyś zostawił kartkę, żeby się nie martwić, że WYJEŻDŻA, a ten go szuka.

[Następnie boCHaterka leci zwierzyć się swej przyjaciółce Emily]

Zasiedziałam się trochę, jeszcze jakiś długi czas rozmawiałyśmy. Wychodząc było już ciemno [GRRRRRRRRR!!!] Emi odprowadziła mnie kawałek ale dalej szłam już sama. Rozmyślając nagle usłyszałam jakieś wołanie z oddali:

-ej mała chodź do nas
O, mamy próbę gwałtu. Trulower przyleci?
Dzidu, Ty to od razu o pożyciu intymnym...

Byli chyba pijani. Starałam się nie zwracać na nich szczególnej uwagi. Kiedy dwóch z nich zaczęło do mnie podchodzić przyśpieszyłam krok. Czułam że idą za mną, jeszcze bardziej przyśpieszyłam... ich kroki również stawały się szysze.
SZYSZA w kroku - i wszystko jasne.

Serce podeszło mi do gardła, rozejrzałam się czy w okół są jacyś ludzie... niestety było pusto. Zacisnęłam pięści i zaczęłam uciekać. Do domu miałam jeszcze spory kawał... bałam się. Zaczęli mnie gonić. Nie miałam już sił biec... dopadli mnie. złapali mnie i trzymali. Rozejrzałam się... to było stare osiedle bardziej niebezpieczne, żadnych ludzi nie było. Zaczęłam krzyczeć... bardzo się bałam, czułam od nich alkohol. Szarpanie i krzyk nic nie dał. Czułam że jeden z nich zdjął jednym ruchem moje spodnie...
Zdolniacha. Jednym ruchem ściągnąć ciasne rurki?
Ekhem. To jest możliwe *spuszcza wstydliwie oczy*
*frenetyczne oklaski dla pana M*

- puśćcie mnie! - krzyczałam
Nie słuchali mnie. Bałam się ich. Nagle zauważyłam jakiś cień osoby. Napastnicy widząc go uciekli.
To był cień Batmana, prawda? Bo czego innego mogłoby się przestraszyć stado pijanych napastników?
Ewentualnie Edzio - ale musiałby na nich nawarczeć.

Zastanawiałam się kto mnie uratował. Cień zaczął iść w moją stronę. Nagle powiedział :
- A teraz będziesz moja! Mwahahahaha!

-Nic ci nie jest ?
ocierając łzy spojrzałam na niego. Znałam go ...
-Dylan ?
- tak -spojrzał mi na twarz
-Bella ? nie wiedziałem że to ty - powiedział z niedowierzaniem .
Podeszłam do niego i go przytuliłam. Podziękowałam mu jeszcze. Powiedział że teraz nie mogę być sama. Zaprowadził mnie do swojego domu...
Bo, kurde, odprowadzić gówniarę do JEJ domu to zbyt skomplikowane?
Ona swój dom już zna, natomiast jego domu jeszcze nie widziała :)

-Dziękuje Ci za pomoc to dla mnie wiele znaczy. Ale dlaczego to robisz ?
-Nie mógł bym pozwolić aby coś ci się stało, jesteś znajomą mojego kumpla i musiałam ci pomóc.
Trólawerki naszych kumpli są naszymi trólawerkami! Szczegół, że ratując ją, nie wiedział jeszcze z kim ma do czynienia.
Tak tylko gada... Przecież nie powie jej, że miał nadzieję uratować ekstra laskę.

[BoCHaterka odkrywa, że Dylan też jest przystojny, że z nim również dobrze się rozmawia, a nawet, że w jego towarzystwie czuje się równie bezpiecznie, co przy Justinie. Niestety, gdy chce przypieczętować te odkrycia pocałunkiem, Dylan odtrąca ją, pod pretekstem, że "nie może tego robić kumplowi"]

Kolejny dzień a ja znów byłam tak zmęczona.
Matko, to jakieś chorobliwe, idź dziewczyno do dochtora!
A PROPOS: Ostatnio dostaję bardzo dużo próśb o zarejestrowanie się jako dawca szpiku.

Otworzyłam okno i się położyłam. Nad ranem ktoś zapukał do moich drzwi. Szybko wstałam i pobiegłam otworzyć. Byłam roztrzęsiona, to był zakład pogrzebowy ...
Cały. Najpierw szła delegacja grabarzy w uniformach, za nimi sunęło pięć karawanów, a na końcu pełzł powoli skromny, biały budyneczek z przyległą chłodnią.

Osłupiałam. Przez myśl przeszły mi najgorsze scenariusze. Panowie z zakładu pogrzebowego podali mi list. Zamknęłam drzwi i poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i patrzyłam się w sufit. Bałam się otworzyć ten list. Musiałam się przełamać. Wzięłam głęboki oddech i rozdarłam list. Wyjęłam jego zawartość. To był list od taty. Na kartce pisało:
Twoja mama zginęła w wypadku samochodowym. Zginęła na miejscu. Nie przyjadę do domu, musisz przyjechać do mnie. Postanowiliśmy z rodziną że pochowamy ją tutaj na miejscu. Taniej będzie. Zbierz się i przyjeżdżaj do nas mimo wszystko, jak najszybciej się da.
Czasy ciężkie, konkurencja nie śpi, więc zakład pogrzebowy wystąpił z taką innowacją jak informowanie bliskich o śmierci delikwenta. Przy czym, co się zaraz okaże, musieli z tym listem bardzo daleko jechać...
No fax, no telephone, no fuckin' internet!

Nie da się opisać tego co czułam. Czemu tracę osoby na których mi zależy i których kocham ?
Czy ja dobrze rozumiem, że dla niej ucieczka Justina i śmierć mamuni to to samo?
Powiedziałabym, że ucieczka Justina jest o wiele gorsza.
Dowiaduje się o śmierci matki i myśli - najpierw Justin odszedł, teraz to...

Musiałam jak najszybciej jechać do rodziny. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy sprawdziłam rozpis busów. To było bardzo daleko musiałam przygotować się na 10 godzin jazdy. Ale nie myślałam o tym, musiałam jak najszybciej dostać się do taty. Bus miałam dopiero za 4 godziny. Przygotowałam się wzięłam od razu rzeczy na pogrzeb.
Busem. W dziesięciogodzinną podróż. Żeby to chociaż Greyhound był, to nie - to jest bus.
Nie byle jaki bus, co się za chwilę okaże!

***
[Opis pogrzebu. Tu zaliczmy boCHaterce na plus, że faktycznie cierpi po śmierci matki, zamiast pocieszyć się z miejsca pójściem na lody, grą w butelkę, czy zakupami]

***
Gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić ja z tatą zostaliśmy. Uklęknęłam przed nagrobkiem mojej mamy.
Nie żebym była specjalistką od pogrzebów, ale nagrobek to się dopiero po jakimś czasie kładzie/stawia.
No to już wiemy czemu pochowali ją tam, a nie gdzie indziej. Mamunia pewnie była zapobiegliwa i postawiła sobie pomniczek za życia.
A jak wygodnie zmarła, akurat tam, gdzie ma nagrobek!

Schyliłam głowę i odmówiłam modlitwę za moją mamę którą wymyśliłam jak byłam jeszcze mała.
Wymyślona mama lepsza niż żadna.

Tata chwycił mnie za ramię. Położyłam białą róże na nagrobku i wstałam. Przytuliłam mocno tatę. Łzy spływały mi po twarzy. Wyszliśmy z cmentarza i wsiedliśmy do auta. Siedzieliśmy w milczeniu, tato musiał wszystko przemyśleć, ja tak samo. Powiedział mi że on już nie wróci do domu. Chce znaleźć tu prace i zamieszkać. Po prostu chce być jak najbliżej mamy.
Jak się domyślam, boCHaterka pewnie do domu wróci i zamieszka sama... I w ten sposób ałtorka wykorzystała w jednym opku obie klasyczne metody pozbywania się rodziców!
Kurczę, ale tata szanowny też się uwinął z decyzjami ekspresem! *pada plackiem osłabiona do granic*

[Wtem... cóż za przypadek! W tejże miejscowości znajduje się też Justin, który w dodatku obściskuje się z jakąś dziewczyną!]

Złapałam doła... myślałam że coś się stało że wyjechał a on ma kogoś!
Chrzanić pogrzeb mamusi, Justin ma kogoś!
BTW, pamiętamy, że Justin miał się udać do miasteczka położonego "kilka tysięcy kilometrów stąd"? A Isabel pokonała te kilka tysięcy w 10 godzin. Busem.
Eeee to ściema była! Chciał ją zniechęcić, żeby go nie szukała. A migdalił się z inną pod jej płotem niemalże. Ot szuja!
No, nie tak pod płotem, to było jednak dziesięć godzin jazdy busem dalej :)

Gdy wróciłam z tatą do ciotki powiedziałam mu ze ja wracam do domu. Zgodził się, złapałam jeszcze autobus który miał być za 20 minut. Nie chciałam robić tego tacie ale nie chciałam spotkać więcej tego drania.
A nie mówiłam?
(i tak, nie zjadłszy, nie wysikawszy się nawet, wskakuje do autobusu i rusza w dziesięciogodzinną podróż powrotną)

***
[Isabell wraca do domu i siedząc na kanapie ryczy na okrągło, tylko nie wiadomo, czy z powodu zdrady Justina, czy śmierci mamy. Zjawia się Dylan i cierpi, że Justin wybrał jakąś laskę zamiast niego:
- Bawi się z laską a kumple go nie obchodzą, nie zadzwonił nawet.
Justin jednak zaczyna wydzwaniać do Isabelli, a ta nie chce z nim rozmawiać. Dzidkę zaczyna boleć głowa. Tymczasem bohaterka próbuje się pocieszyć...]
***
Zadzwoniłam po Dylana, nie chciałam być teraz sama, on jedyny mnie rozumie i wie co teraz czuję. (...)
A co z przyjaciółką od serca?
Nie jest wystarczająco tró.

Dylan zaczął całować mnie po szyi, zdjęłam jego koszulę. Objęłam jego ciało rękoma.
Dylan wsunął rękę pod mój t-shirt, szybkim ruchem zdjął go ze mnie. Zdjęłam mu spodnie, wyskoczyłam z bielizny.
Ależ jej się spieszy!
Hihi... turnus mija, a ja niczyja, nie?
No masz. A z Justysiem to się bez stroju kąpać nie chciała.

Czułam jego bliskość, cały czas się całowaliśmy, gdy Dylan się rozebrał i położył się na mnie głośno krzyknęłam. W mojej wyobraźni pojawiła się mama. Zrozumiałam że nie mogę tego zrobić.
Ha! Nie ma to jak interwencja z zaświatów we właściwym momencie!
Z narracji mi wyszło, że krzyknęła, bo Dylan ją przydusił.

[Dylan wygłasza boCHaterce kazanie]

Justin Cię nie zdradził. Gdybyś go tylko wysłuchała... Zraniłaś go wiesz ?
-jaa ? - krzyknęłam mocno wkurzona ?
-nie przerywaj !
Mówił Ci coś kiedykolwiek o swoich rodzinach ?
Znaczy, Justin jak marynarz, w każdym porcie ma żonę?
On jest mistrzem w damskim sporcie, dlatego ma rodzinę w każdym porcie!

-nie.
Właśnie w tym tkwi problem.
Justin został zabrany swoim rodzicom, nie wiadomo z jakich przyczyn, wiem tylko że gdy on się urodził byli jeszcze młodzi. Niedawno dostał list w którym napisali jego rodzice. Justin myślał że oni nie żyją. Wziął pierwszy lepszy samolot [pod pachę] i poleciał do nich. [Dziw, że nie wylądował np. na Alasce!] Dlatego się z nami nie pożegnał. A gdybyś odbierała telefony od niego to nie doszło by do tego.
Bo wyjaśnić dziewczynie i kumplowi, że wyjeżdża się w ważnej sprawie rodzinnej, to byłoby zbyt skomplikowane.
Odnalazłem rodziców. W związku z tym zrywam wszelkie znajomości i palę za sobą mosty.

- może i to prawda a jak wytłumaczysz to że się z kimś obściskiwał ? - krzyczałam
To była jego mama. Ona jest bardzo młoda.
Aaaaaaaaa!!! *Kura spadła pod stół, a jej MUSK odmówił dalszej współpracy*
*Musku Kury pokaż rogi, dam ci sera na pierogi!!*
Któryś raz z rzędu czytam "Tusku, Ktury!"


[BoCHaterka usiłuje przeprosić Justina, ale on ją odtrąca - mimo że ją kocha, nie jest w stanie jej wybaczyć.]


Musiałam zrobić coś dla siebie wiec zadzwoniłam po Emily i pojechałyśmy razem na zakupy.
No i mamy klasyczny opkowy lek na całe zło - zakupy!
No nie mów, że tego nie rozumiesz, nowe buty na chandrę jak znalazł.

Chciałam zapomnieć chodź na chwilę o moich problemach. Emily mnie bardzo wspierała. To dodało mi otuchy. Emi jest moją bratnią duszą nie wiem co bym bez niej zrobiła.
Taaa, teraz to Emi... A wcześniej do Dylana leciała!
Justin spieprzył, Dylan spieprzył, pozostała tylko Emi. Taki lajf.

Objechałyśmy chyba wszystkie galerie. Wyszalałyśmy się trochę. Wychodząc z jednego sklepu spotkałam Justina. Chyba mnie nie widział.
Zamknął oczy?

Nie wiedziałam czy mam do niego podejść. W końcu po krótkim namyśle podeszłam do niego.
Uwielbiam, gdy tak opisuje swój proces decyzyjny.
Tak stoi i wykonuje krótkie wahnięcia: do przodu, do tyłu. Do przodu, do tyłu.

-Cześć co słychać ? - zapytałam
-W porządku. A co u Ciebie ?
-Może być
-No to dobrze ! - uśmiechnął się do mnie.
Jakiś czas ze sobą rozmawialiśmy. Poczułam że nasza znajomość się odnawia.
Przypominam, że parę godzin wcześniej traktował ją jak powietrze i nie odbierał jej telefonów.
Ich jest dwóch. Dobry Bliźniak i Zły Bliźniak.
*Ma niecne skojarzenia z M jak Miłość*
Nie wiem, mam mroczki przed oczami.

Nagle jakaś dziewczyna podeszła do Justina.
-Kochanie możemy już iść. -powiedziała nieznajoma do Justina
(...)
Miałam już łzy w oczach. Myślałam że już będzie dobrze. Nie miałam ochoty już nigdzie iść. Pociągnęłam Emi za rękę i wyszłyśmy chwile za nimi. Szłyśmy i tak w tym samym kierunku. Nagle Justin z tą dziewczyną zatrzymali się. Nagle Emi mnie pociągnęła w drugą stronę. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Szybkim ruchem odwróciłam się z powrotem... Oni się całowali...
Ale jak wiedziała, gdzie spojrzeć, chitra jucha, chitra!

Nie mogłam nic na to poradzić, w końcu jest w tym moja wina. Miałam zepsuty humor już do końca dnia.

[Jak wiadomo, na zepsuty humor nie ma nic lepszego niż imprezka. Oczywiście w knajpce Dylana]

Emi przyszła do mnie godzinę przed imprezą. Wybrałyśmy ciuchy dla siebie. Emily założyła imitujące jeansy,
Imitujące co? Nagą skórę?
Dżinsy imitujące dżinsy.
Ale tak się chwalić chińskimi podróbkami?
To były takie dekatyzy. Rocznik 1987. (BTW, dekatyzy ponoć wracają.)

t-shirt i parę dodatków. Ja założyłam krótkie szorty a do tego bluzkę bez ramion.
Szorty natomiast były bez nóg.
A boCHaterka bez mózgu.

Weszłyśmy do knajpki Dylana, nie pomyślałam że Justin tu będzie.
Któż by się go spodziewał w knajpce najlepszego przyjaciela?

Bawił się ze swoją panienką. Jak ją widziałam robiło mi się nie dobrze. Usiadłam z Emi przy stole, poszłam zamówić coś do picia.
*Ma wizję Belli siedzącej na krześle, posuwającej się powoli acz niezmordowanie do baru, wraz z całym majdanem pozostałych krzeseł, stolika i Emi*

Gdy Justin nie patrzył zerknęłam na niego... Co ja sobie myślałam? Że jak mnie zobaczy to wskoczy mi w ramiona ? To było nie do pomyślenia. Każda chwila przypomina mi ten czas w którym byłam z Justinem. Życie jest bezcennym darem który powinniśmy docenić. Ja po prostu straciłam swoją szansę.
Doceńmy te przemyślenia boCHaterki zza grobu... Znaczy, zza grobu umarłej miłości.

Ale ale! Cóż się nagle okazuje?
Odwróciłam się i zobaczyłam Justina. Przywitał się z nami i usiadł do nas. Wydawało mi się to dziwne, przecież przyszedł z dziewczyną.
Dziewczyna jest tak zaborcza, że nie pozwala mu się oddalić na pół metra.
No aŁtoreczka tak sobie właśnie związek wyobraża, niestety.

-Czy to Twoja nowa dziewczyna ? - zapytała Emi
-Nie...
Aaaa, tak tylko się z nią całuję...

Zgasił tym Emily. Mnie też to zdziwiło. Chwilkę z nami posiedział i poszedł do tej dziewczyny. Ja nie wiem kto to był i wolałam się nie dowiedzieć.
Jasne. Zdecydowanie lepiej cierpieć i gubić się w domysłach.

[O świcie następnego dnia Justin waleniem w drzwi zrywa z łóżka Bellę (oraz pół dzielnicy)]

Spojrzał mi w oczy niepewnym wzrokiem. Nie odzywałam się. Nagle powiedział:
-Wiesz że ja Cię kocham ? nie potrafię bez Ciebie żyć.
Łzy spływały mi po policzkach.
(...)
-Kim jest ta dziewczyna z którą byłeś ?
-Ja z nią nie byłem. To ona była ze mną!
-Kocham tylko Ciebie!
"Jeśli cię złapią za rękę - mów, że to nie twoja ręka!"

Lekko się uśmiechnęłam i przytuliłam go. Objął mnie rękoma.
Dziwny jakiś. Rękoma?

Nie obchodziła mnie tamta dziewczyna, obchodziło mnie jedynie to co jest teraz,
BTW, sprawa dziewczyny pozostaje niewyjaśniona, a szkoda. Liczyłam na jakieś tłumaczenie typu "To moja babcia. Ona jest bardzo młoda".
Albo chociaż - kuzynka do mnie przyleciała i wszędzie za mną łazi.
Czytam: "kuzynka mnie przeleciała".

i chciałam żeby tak zostało, żeby ta chwila trwała wiecznie. Justin powiedział mi że sprowadził się do swojego starego domu.
A facetkę, która zdążyła tam zamieszkać, wykopał na zbity ryj.
Albo wrzucił do pieca.

Cały dzień przesiedziałam z Justinem. Opowiedziałam mu o swoich problemach, On również się wyżalił. W końcu jego problemy to tak jak moje.
Całkowita zbieżność. Ona straciła matkę, on ją odzyskał.
*węszy spisek*

Justin jest częścią mnie. Bez niego nie istnieje. Zbliżał się wieczór a ja bardzo nie chciałam się z nim rozstawać. Zaproponowałam mu aby został na noc. Zgodził się, dałam mu tylko jakieś rzeczy taty.
Na myśl o bieliźnie taty świerzbią mnie zęby.
Oj tam, oj tam. Na pewno ją prał. Czasami.

Poszłam z Justinem do łazienki, odkręciłam kurek i nalewałam wody do wanny. Staliśmy tak i patrzyliśmy się na siebie. Wystarczyła mi tylko jego obecność. Przy nim czuje się jak gwiazda która świeci najjaśniej. Wiem że przy nim jestem bezpieczna. Z Justinem czas tak szybko leciał że nie zauważyliśmy że wanna jest już całkiem pełna.
No, bo napełnienie wanny to tyle trwa, że huhu!
Kurczę, chłop odszedł bez pożegnania, zrobił ją w trąbę, nakłamał, nakręcił, babę se znalazł, a ona przy nim czuje się bezpieczna i jak gwiazda?
Podejrzewam zanik pamięci krótkotrwałej.

Zakręciłam kran, wyszłam z łazienki. Minęło jakieś 10 minut a Justin mnie wołał. Stanęłam pod drzwiami do łazienki i spytałam o co chodzi. Nagle Justin otworzył drzwi. Łazienka była taka nastrojowa. W łazience panował półmrok, świece były dosłownie wszędzie.
O, rzeczywiście rozgościł się jak u siebie w domu. Wiedział, gdzie są świece, zapałki...
Świece wyjął ze schowka przy liczniku?
Hmm... A gdy licznik jest w piwnicy?
...Piwnica??? *budzi się i rozgląda z zaciekawieniem*

Rozejrzałam się jeszcze i zapytałam Justina co to ma znaczyć. Odpowiedział że przyszykował nam kąpiel. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Wziął mnie za rękę i wprowadził do środka. Zamknął za nami drzwi i przekręcił klucz...
*przekopuje szuflady w poszukiwaniu wiadomego kwadracika*
Ale zważywszy mdłość kwadracikowej sceny, nie musi być czerwony. Najwyżej barwy różanej zupy :)

W jednej chwili zrobiło mi się gorąco. Justin usiadł na wannie i złapał mnie za dłonie. Delikatnym ruchem przyciągnął mnie do siebie. W tym momencie nasze twarze zbliżyły się. Pocałowaliśmy się, Justin objął mnie rękoma. Usiadłam mu od przodu na kolana.
Od tyłu trochę trudno by było...

Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Objął mnie rękoma, czułam że złapał za stanik, delikatnie go odpiął. [Przez bluzeczkę? Taki wprawny?] Wzięłam głęboki oddech. Spojrzałam na Justina, miał zamknięte oczy. Jednym ruchem zdjęłam z niego koszulkę. Otworzył oczy i znów patrzyliśmy w głąb siebie.
Mijam płuca... żołądek... O, powiększona śledziona! Jedźmy dalej... ciasno... kręto... O, światło! Widzę światełko w tunelu!
Plusk!
I przyszłość stanęła im otworem.

Justin zdjął resztę rzeczy. Całując się nagle ktoś złapał za klamkę od drzwi do łazienki.
Czy złapałam ja, czy Justin, tego nie wiem - tak stopiliśmy się w jedno...

Myślałam że padnę na zawał. Nie przypominam sobie żebym zostawiała otwarte drzwi. Po prostu nas zamurowało. Nagle ktoś powiedział:
-Isabell jesteś tam ?
-taak jestem! -głos aż mi drżał.
-Wszystko w porządku?
-Na pewno!
To był mój tata, powiedziałam cicho Justinowi.
Tatuś ex machina. Teleportował się prosto z miasteczka odległego o 10 godzin drogi, by ocalić cnotę swej córki.
Niebagatelna w tym rola busa, ofkors!
Warp 3, jak nic!

[BoCHaterka każe Justinowi siedzieć cicho i kryć się za drzwiami, a sama rusza odważnie w paszczę lwa]

Wyszłam z łazienki i poszłam do taty do pokoju, byłam wściekła... zepsuł taką wspaniałą chwilę.
No właśnie, mógł poczekać. Długo by to pewnie nie potrwało.

Przywitałam się z tatą, wypytywał co u mnie słychać i czy niczego mi nie brakuje. Tata opowiadał o swojej nowej pracy, powiedział też że przyjechał tylko po swoje pozostałe rzeczy. Zostawił mi pieniądze. Cały czas tata wypytywał mnie o rożne rzeczy. Minęło jakieś 40 minut a Justin siedział w łazience. Nagle tata wstał i pożegnał się ze mną, musiał jechać. Poszedł tylko do swojego pokoju, spakował swoje wszystkie rzeczy, przytuliłam go i pojechał.
Skurczyflak! Dziesięć godzin w tę, dziesięć wewtę i wszystko po to, by spędzić w domu niecałą godzinę!
I znów... córka odbębniona, można jechać robić karierę. Tak swoją drogą - to bardzo elastyczne godziny odjazdów ma ten bus.

Po zamknięciu drzwi od razu pobiegłam do Justina. Siedział jakiś przybity...
Fakt, te gwoździe mocno trzymały go na sedesie. Ale musiałam mieć pewność, że nie wyjdzie przywitać się z tatą.

Usiadłam koło niego, dał mi całusa w policzek. Przytulił mnie do siebie. Siedzieliśmy na ziemi wtuleni w siebie. Powoli łazienka nabierała swoich naturalnych kolorów. świece zaczęły powoli gasnąć. Zanikał ten romantyczny nastrój. Siedzieliśmy tak już do rana. Bez słowa...
Muszą to być jacyś jogini - nic tylko siedzą i milczą godzinami.
Zaś aŁtorka w niewinności swojej nawet nie podejrzewa, że dwoje nagich nastolatków w łazience raczej nie poprzestanie na przytulaniu i pocałunkach w policzek.
Mniemam, że na widok erekcji Justina doznałaby szoku nerwowego.

Musiałam przysnąć, znalazłam się w łóżku w swoim pokoju, byłam nakryta kocem. Wstałam ale Justina już nie było. Na poduszce leżała kartka na której [dytko] pisało:

Musiałem już iść, nie chciałem Cię budzić.
Mam coś do załatwienia.
Kocham Cię !
Justin


[Justin wraca, z twarzą obitą na kwaśne jabłko. Pobił się z Dylanem o naszą Dziewoję, gdyż Dylan odważył się wyznać przyjacielowi, jak to Belcia pocieszała się po jego wyjeździe. Justin nie uwierzył i postanowił skuć przyjacielowi facjatę, ale wyszło cokolwiek na odwrót. Za chwilę do Belci melduje się policja i aresztuje Justina. Dlaczego Dylana zostawia w spokoju? Tak, my też się zastanawiamy.]

Miałam wyrzuty sumienia, to było takie jakby poczucie winy. Nie chciałam stracić Justina, On wie że ja go bardzo kocham i na nim mi tylko zależy. To jest jedyna osoba która mnie wypełnia.
Khem.
Od dołu... aż do... góry.

2dni później...

Dostałam wiadomość od Justina. Napisał że wyszedł za kaucją. (...) Ustałam koło drzwi, wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Justin wpuścił mnie do środka. Usiedliśmy w salonie, kontem oka zauważyłam że nie jesteśmy sami.
Oka to mogłaś spojrzeć raczej kANtem.

Dylan kręcił się po jego domu.
Sprzątał, czy szukał ukrytych skarbów? A może podsłuchów?
Są nierozłączni, jak Bolek i Lolek, jak Jaś i Małgosia, jak Bill i Tom, jak Wojewódzki i Figurski!


Udawałam że go nie widzę. Spodziewałam się tego że Justin mi Wygarnie i tak było.
Niezłe to musiało być wygarnięcie, skoro aż się wielkiej litery doczekało!

Starałam się mu wszystko wyjaśnić. Nagle Justin powiedział:
-Trudno, stało się... i nic tego nie zmieni. Nie obwiniam o to nikogo, mogłaś mieć mi za złe. Z Dylanem się pogodziłem, za dobrze go znam... Ale wiem że kumpel nigdy mnie nie okłamie. Rodzice wpłacili za mnie kaucje i teraz muszę do nich jechać.[i to odpracować] Nie będzie mnie przez około 2 tygodnie. Mam nadzieje że w tym czasie wszystko przemyślisz. Jeśli do tego czasu nie będziesz gotowa i znów odwalisz taki numer to niestety ale nie będziemy mogli być razem.
Ale łaskawca, a niech cię licho!
Ludzki pan. Ludzki pan! A mógł zabić!
Tak, a ja wrócę i powiem, że ta jedna, z którą się obściskiwałem to matka, druga to ciotka, a z trzecią wcale się nie całowałem, to ona całowała mnie!

Spojrzałam na niego i przytaknęłam. Miał racje musiałam sobie wszystko poukładać, ale co do Dylana to miałam wątpliwości. Justin podszedł to mnie i mnie pocałował. Powiedział że mnie bardzo kocha, ale że nie będzie z kimś kto nie jest wierny.
[Po czym literalnie linijkę niżej całują się i wyznają sobie miłość, i umawiają się na następne spotkanie. Dzidka zaczyna bawić się toporem z na wpół obecnym uśmiechem i dziwnym wyrazem oczu. Justin wyjeżdża BUSEM na dwa tygodnie.]

Wzięłam sobie poranny prysznic.
Bo był taki ładny, srebrny. Pasował na zawieszkę do łańcuszka.

W tym czasie Justin do mnie zadzwonił.
-Cześć Justin.
-Mam dla Ciebie dobrą wiadomość.
-Jaką? -czułam że specjalnie trzema mnie w niepewności.
A nawet czterema.

-Dzisiaj wracam ! Do zobaczenia wieczorem !
I tak z dwóch tygodni zrobiło się półtorej doby.
Oj Justin, Justin, nie wiesz, jak to się robi? Mówisz "wyjeżdżam na dwa tygodnie" i i wracasz po półtorej doby - BEZ zapowiedzi.

[Bella przypomina sobie, że dzisiaj są urodziny Justina, zabiera się więc do wykonania Oryginalnego Prezentu. OP przewija się jeszcze przez parę akapitów jako coś super wykoszonego i niezwykłego, wykonanego rączkami Belli i zaskakująco finezyjnego - tyle tylko, że do końca nie dowiadujemy się, co to mianowicie jest.]


(...) Puszczali super kawałki. Zobaczyłam jak Justin wypił dwa piwa i jakieś wino.
Na raz?
Wstrząśnięte, niezmieszane.


Nie chciałam mu nic zabraniać, ale bałam się trochę o niego. Kiedy puścili mój ulubiony kawałek myślałam że się popłacze, chciałam zatańczyć z Justinem, niestety nie było go w pobliżu i był do tego wstawiony. W oddali zauważyłam że muzykę puszcza DJ. Podeszłam do niego i spytałam co słychać.
Muzykę mejbi?

(DJ imieniem Chris i Bella świetnie się bawią. Nie jest to na rękę Justinowi, który wyciąga boChaterkę z knajpy, zaciąga do samochodu i każe pić kolejne toasty za swoje urodziny.
BTW, dowiadujemy się, że Christopher ma 19 lat i jest od naszej Izabelki DUŻO starszy. Ale jej to nie przeszkadza.)

Gdy wino się skończyło zaproponowałam Justinowi aby przejechać się do sklepu po następne. Justin ruszył, poczułam adrenalinę. Chciałam zrobić coś szalonego, kazałam mu się rozpędzić. Nabraliśmy super szybkiej prędkości,
Super szybka prędkość i już wiemy, jak to jest speedować na maxa.
WARP!

cały czas się śmialiśmy do czasu gdy nie zauważyliśmy że zapaliło się czerwone światło i jakieś dziecko przechodziło przez pasy. Justin skręcił, nie zdążył by wyhamować. Nagle poczułam silny ból. Rozbiliśmy się. Czułam smród dochodzący chyba z silnika.
Być może jednak to dla Justina stres okazał się zbyt duży.

Chciałam spojrzeć co z Justinem ale byłam przygnieciona, każdy ruch powodował silniejszy ból, nie mogłam się obrócić. Myślałam że umrę tak mnie bolało, minęło 2 minuty i straciłam przytomność.
Ten atomowy zegarek w głowie aŁtoreczek - ma jakąś specjalną nazwę?

...Widziałam ciemność. Nasuwający mi się komentarz jest jednak ZBYT banalny ;) To było jak straszny sen z którego nie da się wybudzić. Nie wiedziałam gdzie jestem, słyszałam swoje myśli, to było takie dziwne. Co się ze mną działo? Nie mogłam się poruszyć, czułam się jakbym nie miała ciała, tylko ciemność i moja dusza. Tam gdzie byłam nie dało się określić czasu, nie było tego poczucia upływu. Zastanawiałam się czy tak już będzie zawsze, nie wiedziałam co to za stan. Nie mam kompletnie pojęcia ile minęło czasu, czy to była godzina czy może cały tydzień [a gdzie zegarek?!][rozregulował się]. Usłyszałam głosy, to byli moi najbliżsi. Słyszałam mojego tatę, Emily, Justina, i trzy inne głosy które słyszałam chyba po raz pierwszy. Później dopiero wiedziałam że jednym z nich był lekarz. [A dwa pozostałe? Czcigodni Przodkowie z zaświatów?][Przypadkowi statyści, ale równie zatroskani] Czułam obecność moich najbliższych. Próbowałam mówić ale to było na nic. Wiem że byłam w szpitalu i z tego co usłyszałam leżąc tu, to jestem już od 2 dni. [Krótko, jak na opkowe standardy - powinna przeleżeć co najmniej miesiąc!] Wszyscy się o mnie martwili. Mój tata się na mnie zawiódł, zaufał mi, myślał że jestem na tyle dorosła że sama sobie poradzę i nie wpadnę na jakiś dziecinny pomysł. Po prostu myślał że dorosłam i jestem dość poważna. Wiem że źle zrobiłam.

***

[BoChaterka szczęśliwie wybudza się ze śpiączki. Czuwa nad nią, nagle zatroskany, tatuś oraz Justin. Co prawda lekarze pozwalają na odwiedziny jedynie osobom z rodziny, ale tłum, który przewija się w szpitalnej salce, przypomina ten z dworca centralnego. Justin wychodzi, wchodzi Emily, Emily wychodzi, wchodzi Christopher. Wychodzi Christopher, wraca Justin (jak w sztuce teatralnej, mówią po parę zdań i znikają za kulisami). Uff. Dowiadujemy się jedynie, że Chris i Justyś nie za bardzo za sobą przepadają.]

-Justin ja nie mam Ci za złe za ten wypadek, to jest moja wina.
-To jest chyba nasza wina- uśmiechnął się.
To co prawda ja w ciebie wlałem to wińsko i ja prowadziłem po pijaku... Ale, no dobrze, niech będzie po równo.

Powiedziałam Justinowi że chciała bym pobyć sama i żeby przekazał innym że to już koniec odwiedzin, chciałam po prostu odpocząć. Poskutkowało wszyscy opuścili szpital. Było nudno...
No i masz, tej to nigdy nie dogodzi.
I chciałaby i boi się...

Po kilku godzinach nudy dostałam wiadomość. Po przeczytaniu mnie zamurowało...
...To była wiadomość od Christophera,

Nienawidzę tego szczyla Justina !
I On raczej też za mną nie przepada.
[Ale na wszelki wypadek napiszę "On" wielką literą, niech wie szczyl, że kulturny jezdem]
Dlatego pytam się Ciebie czy on już sobie poszedł ?!
chciałbym się spotkać.
A nie chce na niego wpaść.

Na początku pomyślałam co za głupek z niego. Niech się ode mnie odczepi. No ale z drugiej strony nie chce się tu nudzić.
To wszystko z nudów, Wysoki Sądzie, to wszystko z nudów...

Czekałam około 10 minut i Christopher już był.

-A tak w ogóle czym się zajmujesz, uczysz się jeszcze ? -zapytałam
- nie, nie uczę się - śmiał się jakby to było oczywiste.
-Uprawiam Skating .[w ogródku za oknem]
I można z tego wyżyć?

Nagle wszedł Justin,
Następny namolny. Dyć Belcia dała do zrozumienia, że chce odpocząć.

spojrzał krzywo na Christophera.
-Wypad z stąd ! - Justin zaczął krzyczeć. - a później z stamtąd! - wrzeszczał.
-A jak nie to co mi zrobisz ?! - odpyskował mu Christopher
-Sam Cię stąd wywalę deblu !
- Żebym ja ciebie nie wywalił, mikście!

-Uważaj sobie młody, jestem starszy od Ciebie i silniejszy, chyba że chcesz się przekonać! - Krzyczał Christopher.

Mówiłam że mają się uspokoić, że ja ich wywalę, ale mnie ignorowali, jak by mnie tu nie było. Nagle Justin rzucił się na Christophera, spoglądałam na nich, nie mogłam nic zrobić. Christopher obezwładnił Justina:
-I co będziesz tak skakał do starszych?!
Po tych słowach puścił Justina, a ten jak jakiś robot znów rzucił się na Christophera. Nie mogłam na to patrzeć. W pewnym momencie Christopherowi puściły nerwy, strzelił Justinowi w twarz. Popłakałam się... W tym momencie przestali się bić.
Wielka mi bijatyka! Jeden drugiemu przyłożył z liścia, a tamten nawet nie zdążył oddać...
Ale trzeba przyznać, że bitny ten Justin. Już na drugiego chłopa się rzuca.
Czarno to widzę, jak on taki agresywny.

Justin miał rozciętą skórę na twarzy.
A co, Krzysio go zahaczył sygnetem rodowym?
Raczej nieobciętym paznokciem.

[Belcia godzi amantów, Krzysio się zmywa. BoChaterka każe się wziąć na ręce i nieść na dół "bo chce wyjść na chwilę z tego łóżka"]

Było już późno więc nie musiałam się obawiać że ktoś przyjdzie a mnie nie będzie.
Racja. W szpitalu po godzinie 22.00 pacjent zostawiony jest sam sobie i nie ma przebacz.

Justin objął mnie rękoma i podniósł z łóżka. Zgasiliśmy światło i zeszliśmy na dół. Otworzył drzwi i wyszliśmy na powietrze. Jak mi tego brakowało - pomyślałam.
-Zabiorę Cię w pewne miejsce - powiedział tajemniczo Justin
[BTW aŁtorka zupełnie nie wspomina o jakiejkolwiek odpowiedzialności Justina za wypadek. Najwidoczniej obicie twarzy jest poważniejszym przestępstwem, niż jakaś tam jazda po pijaku.]

.Justin kazał zamknąć mi oczy. Było trochę chłodno więc wtuliłam się w Justina. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Szliśmy około 20 minut.
Kto szedł, ten szedł.

Letnie noce są najkrótsze, powoli zaczęło jaśnieć.
Matko borsko, o której oni ją odwiedzali w tym szpitalu?!
Pewnie o 23.06. Uwielbiam te opkowe wiry czasowe.

Minęło 40 minut, spytałam:
-Daleko jeszcze ?! - spytałam zniecierpliwiona - wiesz, jak mi, cholera, niewygodnie w tych twoich ramionach? Tak w ogóle, to zimno mi i zgłodniałam. I siku mi się chce.
-Już prawie jesteśmy - powiedział poddenerwowany.
Bo czuł, że od jakichś 39 minut coś wyraźnie mu ciąży.

Przez cały ten czas miałam zamknięte oczy. Odruchowo je otworzyłam gdy usłyszałam szum wody. Justin spojrzał na mnie i się uśmiechnął :
-no to jesteśmy - powiedział stawiając mnie na ziemi. Rozejrzałam się dookoła i zaniemówiłam z wrażenia. To było coś cudownego. To był widok którego na pewno nigdy nie zapomnę. To miejsce było magiczne. Kolory były takie żywe. Na przeciwko nas były dwa wodospady, woda była nieziemska... Różowa i fioletowa. Wokół nas drzewa i skały. Usiadłam na jednej z nich, podkuliłam nogi i obserwowałam wodospad. Chciałam tu zostać...
Akcja opka toczy się w rodzinnym mieście boCHaterki. I ona nie znała tak magicznego, cudownego miejsca z dwoma wodospadami, do którego można dość w przeciągu pół godziny? (Justin szedł ze słodkim ciężarem 40 minut, myślę, że bez ciężaru poszłoby mu szybciej.)


W tej samej chwili Justin wyciągnął coś z kieszeni. To był malutki prezencik. Otworzyłam go, ujrzałam dwie bransoletki z napisem: Na zawsze w moim sercu. Kocham Cię!
Rzuciłam się mu na szyje.
Na wiele szyj.

-To na dowód naszej miłości, mam nadzieje że będziesz ją mieć zawsze przy sobie, że będzie Ci zawsze o mnie przypominać. Na wzajem wsunęliśmy sobie bransoletki. Oglądałam ją jeszcze przez chwile, była śliczna. Siedzieliśmy wtuleni w siebie przez dłuższy czas.
Mrucząc ommmmmmm, ommmmmmmm.

-Justin czy będziemy tu jeszcze przychodzić ? - spytałam cicho
-Jasne! To nasze wspólne miejsce, o którym wiemy tylko my. - pocałował mnie w czoło.
*kwiczy, turlając się po biurku*
*wpatruje się otępiała w tekst i zastanawia się, czy czyta to, co naprawdę czyta*

[BoCHaterka wraca do szpitala, gdzie odwiedza ją ojciec]

-Wczoraj widziałem że znasz się już z Christopherem.
-Tak, poznaliśmy się na urodzinach Justina.
Już Tobie o tym wspominałem, ale możesz nie pamiętać, poznałem świetną kobietę, nazywa się Victoria, musisz ją koniecznie poznać. Cieszyłam się że znalazł sobie kogoś, tata już dużo przeszedł przykrości w życiu, a teraz widać że jest szczęśliwy.
*zbiera opadniętą szczękę* Ja przepraszam, ja rozumiem, że to realizm opkowy, ale właśnie sobie policzyłam na palcach, że od pogrzebu matki minęły DWA TYGODNIE!!!
No co się będzie chłop rozdrabniał. A ktoś prać i gotować musi.

Uśmiechnęłam się do niego, podszedł do łóżka i mnie przytulił. Cieszyłam się z jego szczęścia.
No to już teraz wiemy, czemu mama przypominała się z zaświatów. Wiedziała, co się święci!
Chyba coś jej się pokiełbasiło w zaświatach, skoro interweniowała w sprawie mizianek córki z Dylanem, a nie męża z Victorią.
Ach, bo wiesz, te duchy są takie nie z tego świata...

-Christopher jest synem Victorii.
Spojrzałam na ojca z otwartą buzią... Justin wyleciał z oddziału jak piorun. [a właściwie niby czemu? Odruch taki. Na dźwięk tego imienia dostaje szwunga i leci, póki nie padnie z wyczerpania.] Nie wiedziałam kompletnie co ja mam powiedzieć. Zrobiłam się blada na twarzy...
-coo ? - wykrzyknęłam
-czyli że Christopher będzie moim bratem ?!
Jak stwierdziła Sine w analizie nr 115: "Brat, nie brat - sprzęt ma."

Ta myśl do mnie nie dochodziła.
Kręciła się tak w pobliżu i czekała na dogodny moment.

Może dlatego że nie chciałam wiedzieć co będzie dalej, czemu akurat on?!
-Czy Christopher już o tym wie ? - spytałam spokojnym głosem
-Jeszcze nie.
-Coo?! Jeszcze mu nie mówiliście ?! - starałam się zachować spokój.
-Zamierzamy mu powiedzieć na dzisiejszej kolacji. Jesteśmy zaproszeni do nich do domu. Rozmawiałem już z lekarzem i zgodził się abyś wyszła na czas kolacji ze szpitala. Poza tym i tak jutro Cię wypiszą.

Ja to jakoś przeżyje, nie wiem jak Christopher, to może być dla niego szok, bardzo boje się jego reakcji.
BoCHaterka już się przyzwyczaiła, że w tym opku wszyscy mają do niej pretensje i wszystko jest jej winą...
Nie rozumiem wprawdzie, dlaczego Christopher miałby doznać szoku na tę wieść - nawet jeśli oszalał na punkcie Belli po dwóch dniach znajomości, to jest w końcu dorosłym chłopakiem, i chyba wie, że w takiej sytuacji związek ich rodziców nie ma tu absolutnie żadnego znaczenia?
Wiesz, w telenowelach zwykle ma...
W telenowelach to jej ukochany okazuje się jej bratem, ale potem się okazuje, że jednak nie jest bratem, bo ona została adoptowana... ufff.
Po prostu założyła odgórnie, że Krzysio jest w niej na zabój zakochany i to, że stali się rodziną, przyczyni się do pewnych drastycznych gestów z jego strony.

[Isabell idzie na wspomnianą kolację, cały czas przeżywając katusze przerażenia, co to będzie, jak Krzysio się dowie. Wreszcie nadchodzi chwila konfrontacji]

Christopher przywitał się ze swoją mamą i z moim ojcem. On chyba się nie domyślił...
No nie. Jemu głos z zaświatów nie podpowiada.

Bałam się wyjść z łazienki. Niestety co miałam innego zrobić, przecież nie mogłam tak siedzieć.
Oj, posiedź jeszcze trochę, może coś z siebie wyciśniesz.
No właśnie, na pytanie "co miałam innego zrobić w łazience" odpowiedź nasuwa się od razu...

Wyszłam i ruszyłam w kierunku salonu. Stanęłam jeszcze na chwilkę przed salonem, usłyszałam jak Victoria powiedziała że chce coś ogłosić. Kontem oka zobaczyłam że tata wstał, Victoria go przytuliła i powiedziała:
-Jesteśmy ze sobą.
Christopher się uśmiechnął, przytulił Victorię.
-Ciesze się że kogoś znalazłaś - mówił Christopher.
Nogi zrobiły mi się jak z waty... Weszłam do salonu, Christopher spojrzał na mnie i powiedział
-Isabell co ty tutaj robisz. Szukałem Cię. - powiedział bardzo zdziwiony.
-Mamo dlaczego nie mówiłaś że mam gościa - dodał
Zamurowało mnie, nie wiedziałam co mam powiedzieć, nic nie mogłam z siebie wydusić. Tak jakby odebrało mi mowę. Nastała głucha cisza.
Grrrrrrrhobowa!
Milczała jak grób rodzinny, sześciomiejscowy, z dostawką dla pudelka.

-Isabell była zaproszona na kolacje razem z ojcem. - powiedziała Victoria .
Christopher dopiero wtedy zrozumiał o co chodzi. Było widać że cierpi.
Biedactwo. Ojczym jakiś taki lewy, a siostra to już w ogóle...

Spojrzał mi głęboko w oczy, momentalnie spuścił wzrok na ziemię i wybiegł z domu... Było słychać tylko trzask drzwi. Wybiegłam za nim.
-Christopher czekaj - krzyczałam
-Zostaw mnie !
Tak szybko biegł, że nawet ja bym nie zdążyła go dogonić... Usiadłam na schodach i nie wiedziałam co zrobię...

[Ostatecznie Krzysio, po seansie fochów i trzaskania drzwiami, godzi się z nieuniknionym. BoCHaterka wraca na noc do szpitala, a tam... Straszliwa Intryga!]

Przez cały czas rozmyślałam co będzie dalej. Moje myśli zakłócił Dylan wchodzący na oddział...
-Cześć jak się czujesz -spytał
-Może być - odpowiedziałam z lekką niechęcią.
-Mam ci przekazać jakąś wiadomość od Justina.
(...)
Przypomniało mi się o wiadomości którą przyniósł mi Dylan. Nie wiem czego on w ogóle chciał. Wyjęłam pomięty papier i rozwinęłam go, wiadomość była napisana na komputerze... Justin nigdy nie pisał mi takich wiadomości, jak coś trzeba było wyjaśnić to mówił to prosto w oczy [gdzie, kiedy, w którym opku?!] . Czytając pierwsze słowa wybuchłam płaczem ...

Nie miałem odwagi powiedzieć ci tego w twarz...
To koniec... Koniec z nami, koniec z tym co było.
Uważam Ciebie za zamknięty rozdział w moim życiu.
Moje uczucia wobec Ciebie się zmieniły, myślałem że to miłość...
Zrywa wierszem, ładnie!

Zacząłem myśleć poważnie o moim życiu, bez względu na to co się stanie
muszę dążyć do celu. Dostałem życiową propozycje,
mogę nagrać swoją własną płytę, nie odrzucę tego.
Przepraszam jeśli myślałaś że coś z tego będzie.
Zapomnij o mnie. Justin
... a czytając zakończenie wiłam się w histerii, rycząc wniebogłosy jak zraniony słoń.

Łzy same mi wypływały z oczu. Potraktował mnie jak jakiegoś śmiecia.
Absolutna logika postępowania. Wcześniej przekonuje, że Justin nie pisze do niej listów i wyjaśnia w oczy, po czym wierzy w ten list bez żadnych zastrzeżeń *tłucze łbem w biurko, bo na facepalm już za późno*

Zgniotłam list... Wstałam i wyrzuciłam go przez okno, miałam ochotę się zabić, wzięłam wazon z kwiatami od Justina i rzuciłam prosto w ścianę, było słychać wielki huk.
Taaa...na złość babci jeszcze odgryź sobie uszy.
Skoro miała ochotę się zabić, trzeba było walnąć się tym wazonem i wyskoczyć przez okno za listem.

Szybko ktoś przyleciał na mój oddział. Wbiegłam do windy płacząc. Zjechałam na dół i wybiegłam ze szpitala.
I tak się ganialiśmy po piętrach, oddziałach, windach, schodach i podwórkach szpitala.

Osunęłam się na kolana, zakryłam twarz rękoma. Czemu on mi to zrobił... to była najważniejsza osoba w moim życiu... zwykła świnia z niego! Złamał mi serce, przysięgał że będę na zawsze w jego sercu a on w moim. Justin złamał obietnice... Jak on mógł. Byłam teraz taka rozdrażniona, miałam ochotę się na kogoś rzucić. Do głowy napływały mi różne myśli... Nie potrafię... nie mogę... nigdy o nim nie zapomnę. I nie oddam bransoletki!

[Dalszą część intrygi streścimy, bo naprawdę, może się od niej zakręcić w głowie. A zatem: Chris zabiera Bellę do siebie, aby trochę ochłonęła. Nie pozwala jej skontaktować się z Justinem, ta jednak odbiera smsa, w którym Justin prosi o spotkanie w parku. Udaje jej się zmylić czujność Chrisa i zwiać. W parku oboje zarzucają sobie nawzajem zdradę i złamanie serca, jednak zanim zdążą cokolwiek wyjaśnić, pojawia się Chris i zabiera Belcię do domu. Dopiero następnego dnia boCHaterka doznaje olśnienia, że to wszystko to jakaś podejrzana sprawa i domyśla się intrygi Dylana. Tymczasem Justin wylatuje gdzieś na drugi koniec świata... Okazje się, że on też dostał podobną wiadomość o zerwaniu. Na szczęście, dzięki błogosławionemu wynalazkowi komórki, wyjaśniają sobie wszystko w smsach i mimo rozłąki miłość nadal kwitnie]
Tutaj nieodzowny wydaje mi się pewien motyw serialowy: KLIK

[Pojawia się Ta Zła. Co prawda nie wiadomo, jaki to ma związek z akcją opka, ale któż by się tym przejmował!]

Przez okno zauważyłam że jakaś dziewczyna zbliża się do drzwi, Minęła krótka chwila i zapukała. Otworzyłam jej...
-Jest Christopher ?
-Jest, ale śpi, przekazać mu coś ?
Dziewczyna na mnie spojrzała i weszła sobie jak do obory.
BoChaterka kojarzy się z krową, klaczą czy maciorką?
Ale jak od razu wiemy, że to jest ta zUa!
Tak - jak zawsze musi to być niewychowany i opryskliwy babsztyl.
Bo przecież Iiiizaaaabeeeelka jest kwiatem pełnym słodyczy.

Weszła do góry jakby była w swoim domu. Powiedziałam jej że Chris śpi a ona jeszcze hałas robi... Wredna baba, gdzie ona się wychowała?!-Myślałam
Jaki hałas, czyżby tupała, wrzeszczała i śpiewała na cały głos? A może Izabelka wychowana jest w kulcie Popołudniowej Drzemki Pana Domu, kiedy cała rodzina chodzi na paluszkach i ledwie śmie oddychać?

Nagle z góry zszedł Christopher razem z tą dziewczyną.
-Poznaj Jasminn, moją dziewczynę.
-Spojrzałam na nią i wyciągnęłam do niej rękę, chwilę się wahała.
-Jestem Isabell.
Widziałam jak mnie mierzyła, głupia...
Suwmiarką, czy centymetrem krawieckim?

Christopher poszedł na chwile do góry a Jasminn naskoczyła na mnie:
-Wiem że Chris Ci się podoba ale on jest mój, spadaj stąd młoda.
O, dobra jest! W dwie sekundy to oceniła.
Nie no, to instynkt. Każda baba w promieniu kilometra = zagrożenie.

-Taa, sama stąd spadaj jak ci się coś nie podoba, ja mam chłopaka dla Twojej wiadomości. Wracaj do obory czy skąd tam przyszłaś.
Ta głupia świnia się na mnie rzuciła.
[Pyskówkę i wyrywanie włosów z głowy przeciwniczki przerywa pojawienie się Chrisa, który w trybie natychmiastowym wyrzuca swoją dziewczynę za drzwi.]
Christopher podał mi rękę i pomógł wstać. Byłam trochę obolała ale to i tak parę małych siniaków. Usiedliśmy na kanapie, rozmawialiśmy szczerze o Jasminn. On nie wiedział że ona taka jest.
-Nie zamierzam się już z nią spotykać - odparł.
Już wiemy po co Zua się pojawiła. Dzięki niej Isabelka mogła pokazać Chrisowi, jak fatalny błąd popełnił wiążąc się z kimś takim. Czyli +50 do wszechzajebistości Mary Sue..



Z magicznego miejsca z wodospadami o nieziemskich kolorach pozdrawiają pogrążone w głębokim zamyśleniu Kura, Dzidka i Mikan
oraz Maskotek zaglądający w głąb swojej okrężnicy.


4 komentarze:

Gabrielle pisze...

· SStefania
Dawno tak się nie uchichałam z analizy tutaj. Dobrze, że ją sobie rozłożyłam na trzy dni, w mniejszych dawkach jeszcze fajniej :)
· World Ruler
Jaszo, Kuro: czuję się uspokojona, ale nadal gryzie mnie ten brak opisu głównej bohaterki. To by nawet wskazywało na The Bellę, bo tamta też nie rozwodziła się nad własnym wyglądem, skupiona na Edziu.
Póki pamiętam... Czy na SuS był może analizowany następujący blog http://historia-wisni-z-akkatsuki.blog.onet.pl/ ? Przejrzałam pobieżnie i jakoś nie kojarzę, a opisy piękne, ach, jak piękne. Mogę oczywiście nie pamiętać, ale "krucze powieki" chyba by mi zapadły w pamięć.
· bestiaZua
Świetna analiza, gratulacje! Komentarze Dzidki rozśmieszyły mnie chyba najbardziej, właściwie ciężko wybrać najlepszą z perełek. A po przeczytaniu komentarza Kury w tym oto fragmencie: "Widziałam, że coś w nim pękło.
Podstawa czaszki! - mruknęła Kura, przerzucając łom do drugiej ręki." chichotałam dobre kilka minut.
Analiza wisi od jakiegoś czasu, acz ja odkryłam ją dopiero dzisiaj i, dziękuję ślicznie!, mam wreszcie wymarzony prezent z okazji Mikołajek. Ekstra.

I, na marginesie, czy komuś jeszcze wędrujący dom pogrzebowy skojarzył się z Czarną Katedrą w „Listach z Hadesu” Jeffreya Thomasa? Tak czysto wizualnie, oczywiście. Gdzieżby posądzać naszą
Autorkę o TAKĄ makabrę. :)
· maryjka
http://your-brand-of-heroin.blog.onet.pl/
· malaga
Mnie również "łzy same wypływały z oczu". Ze śmiechu :) Wielkie dzięki za tę analizę!
· Dzidka
@Atle: "Tu nawet się dziki kwik nie odezwał. Siedziałam jak ta idiotka przed monitorem z otwartą paszczą"

Poczekaj w takim razie do przyszłego tygodnia :-P
· Atle
"Otworzył oczy i znów patrzyliśmy w głąb siebie.
Mijam płuca... żołądek... O, powiększona śledziona! Jedźmy dalej... ciasno... kręto... O, światło! Widzę światełko w tunelu!
Plusk!
I przyszłość stanęła im otworem."
Boru kochany! Kwik jakich mało!

No i:
"To była jego matka. Ona jest bardzo młoda."
Tu nawet się dziki kwik nie odezwał. Siedziałam jak ta idiotka przed monitorem z otwartą paszczą i zastanawiałam się jak zareagować...

"Nie wiedziałam gdzie jestem, słyszałam swoje myśli, to było takie dziwne."
Fakt. Bo boCHaterka z reguły swoich myśli nie słyszy.

"Słyszałam mojego tatę, Emily, Justina, i trzy inne głosy które słyszałam chyba po raz pierwszy."
Pomijając fakt, że "trzy inne głosy, które słyszałam po raz pierwszy" to je najbliżsi... Justin prowadził, był pod wpływem alkoholu, odniósł raczej największe obrażenia z ich dwójki, etc... Ale to on wiernie stał przy jej łóżku. Też bym chciała takiego trólawera.

Ogólnie cała analiza była cudna. Wykwiczałam się za wszystkie czasy. A gdy pojawił się ostatni komentarz analizatorek to zwyczajnie ómarłam.
· kura z biura
@World Ruler: opisy strojów są! Np. gdy dziewczyny wybierają się na imprezę. Opisy wyglądu też będą (w drugiej części), co ciekawe, w odniesieniu do chłopaków, siebie Belcia nie opisuje wcale.
· jasza
@World Ruler

Mam niedosyt. Dlaczego Bella nie zeszła ani razu na śniadanie? Nie robiła sobie letkiego makijażu? Gdzie, ja się pytam, opisy wyglądu i strojów? standardy opek spadają na łeb na szyję, ałtorki już się tak nie starają jak kiedyś.

***
A gwałtowna wyprowadzka?
Fakt, wyprowadza się tylko ojciec, ale jednak do lepszej pracy - uszanujmy to.
Najpierw wyprowadza się korespondencyjnie, potem do tobołka zgarnia ciuchy i leci na postój busów, zostawiając jednak kasę.

Gabrielle pisze...

· mikan
Ewa - niestety opko jednak rzuca się mocno na mózg. Oczywiście, powinno być "jakichś". Już poprawione :)

A co do ołtarzyka, to są różne zboczenia, nie? ;))
· jasza
·
> Usiadłam mu od przodu na kolana.
Od tyłu trochę trudno by było...

Chyba że Justin "jak kot miałby kolana wygięte w inną stronę".

***
Już mieliśmy różne Mary Sójki, ale tak bezdennie zamyślonej i gapowatej to jeszcze nie!
· Cyn
Jak myślicie, taki wędrujący dom pogrzebowy można wynająć? To by było super - własna, trÓ mhroczna świta!

Opko chwyciło mnie za kamień sercowy i wyciska teraz morze (a nawet i nieziemskie wodospady) łez. Ilość tró lawerów zadziałała destrukcyjnie na układ nerwowy, więc pójdę teraz, aby pozbyć się nagromadzonych emocji. Oooommmm...
· sikorsky
Ładny.. ekhm.. ekhm...

(słowa przechodzą ciężko przez gardło)

..."klasyk" :)

Ale na plus aŁtorce zaliczam bluzkę bez ramion, a nie bluzkę na naramkach ;)
· KlaŁn Szyderca
Nie tkajcie szyszki w zadek,
bo ją wyciągnąć trudno
i łatwo o wypadek,
gdy wetkniesz szyszkę w zadek.
Naoczny zeznał świadek,
co znał tę rzecz paskudną:
nie tkajcie szyszki w zadek,
bo ją wyciągnąć trudno!
· Ewa
"Bo czuł, że od jakiś 39 minut coś wyraźnie mu ciąży."

Jakiś? Chyba trochę za dużo się naczytałyście opek :-)

A swoją drogą... Ołtarzyk dla Timberlake'a ??? ??? ???
· World Ruler
Mam niedosyt. Dlaczego Bella nie zeszła ani razu na śniadanie? Nie robiła sobie letkiego makijażu? Gdzie, ja się pytam, opisy wyglądu i strojów? standardy opek spadają na łeb na szyję, ałtorki już się tak nie starają jak kiedyś.
Wizja przemieszczającego się domu pogrzebowego będzie mnie teraz napadać za każdym razem, gdy ktoś zadzwoni do drzwi, brr.
Dzięki szczególnie za tekst o chwytnych palcach u nóg, zaczęłam się z niego niekontrolowanie chichotać.
Pozdrawiam.
· Pigmejka
Przeczytałam - i dzięki tej lekturze wreszcie nieco poprawił mi się nastrój. Dziękuję, jesteście wielkie! :)
PS. Najbardziej urzekły mnie szyszki w spodniach i wędrujący dom pogrzebowy. ^^

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

Wojciech Roszkowski pisze...

Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.