czwartek, 19 września 2013

230. Mafia trzylatków, czyli Ile łusek ma nabój?

Witajcie!
W dzisiejszym odcinku poznamy sekrety supergroźnej organizacji przestępczej, zajmującej się morderstwami na zlecenie (na zbity pysk), wymianą narkotyków na inne dobra konsumpcyjne oraz, standardowo, pyskowaniem i romansami. Dowiemy się tego i owego o supernowoczesnej broni, a także przekonamy, dlaczego lepiej nie być wykształciuchem i wielbicielem sztuki. Indżojcie!


P.S. Jak meldują nasi zwiadowcy, mafia zdążyła zlikwidować też i sam blogasek… Wyprawmy mu więc godną stypę!


Analizują: Babatunde Wolaka, Kura i Sineira




Mozna umrzeć na wiele sposobów. Istnieje śmierć : samobójcza, czyli ucieczka przed życiem i tchórzostwo. Istnieje śmierć : zabójstwo, czyli ktoś zabija cie z rożnych powodów, często błahych.
Na przykład nadziewa na rożen za brak znaków diakrytycznych.
Albo dusi workiem foliowym za spacje przed znakami interpunkcyjnymi.
Mozna jednak uniknąć śmierci, wiedząc jak grac z przestępcą.
W bierki.
Jeśli to wiesz, śmierć: wypadek, śmierć: choroba i śmierć: starość będą omijać cię z daleka.


- Widze skarbie, ze życie ci nie mile (tylko kilometry) - odparła wysoka brunetka, o oczach niebieskich jak woda.
Na przykład jak w rzece Jangcy albo w Laguna Colorada.
Odparła… chyba głosom w swojej głowie.


- Ale ja nic nie zrobiłem! - bronił się jeden z naszych handlarzy narkotykami. Zawiódł cala ekipę (a nie centymetra), o mało co nie zgarnęła ich policja.
Nicoletta nachyliła się nad mężczyzną i się do niego uśmiechnęła. Przeładowała swoja ulubiona spluwę i wyjęła papierosa.
Z tej spluwy? W sumie nie jest to niemożliwe.


Podala jednego facetowi i zapaliła. Mężczyzna strasznie się bal, ręce mu się trzęsły, ale nie pokazywał tego po sobie.
Nie pokazywał po sobie, że mu się ręce trzęsą - mistrz prawdziwy, jak kawę kocham!


Melody stała oparta o ścianę w dużym pomieszczeniu, w którym dochodziło do rożnych wymian narkotyków, omawiania spraw biznesowych i planowania rożnych napadów.
Różne wymiany narkotyków - a to na forsę, a to na skarpetki, a to na klaser ze znaczkami.


Melody brała udział w szkoleniu w wersji Nicoletty, która lubiła bawić się ofiarami.
Bawiła się nimi w dom, w teatrzyk, zapraszała na wymyślone podwieczorki albo układała puzzle.


Niestety nikt nie przewidywał, ze będzie trzeba sądzić jednego z ich ekipy.
- Widzisz? Nie można bawić się ofiarami, bo i tak ci nic nie powiedzą - powiedziała Nico z uśmiechem na ustach i kilka razy strzeliła facetowi w głowę, aż ten upadł martwy na ziemie.
- I jedzeniem też się nie można bawić, bo też nic nie powie - dodała, bo mocno się wczuła w rolę belfra i czuła, że koniecznie musi powiedzieć coś w tym stylu.
- Pistoletem też nie! - mruknęła Kura oglądając dziury po kulach w podłodze wokół głowy ofiary.
Kilka razy w głowę? Niech żyje profesjonalizm i oszczędność amunicji...


Mel zacisnęła na moment oczy, gdyż miała wrażenie, ze kilka kropel krwi splamiło jej powieki.
To nie była krew, to tylko kawałeczek mózgu.
Zaciśnięte oczy zrobiły “glurp!” a ciało szkliste popłynęło po policzkach.


Brunetka uśmiechnęła się zerkając na nieco speszona Melody, podeszła do niej czyszcząc bron od krwi.
Bo pomyliła spluwę ze sztylecikiem.
Kiedy po tych kilku strzałach zorientowała się, że żaden nie trafił, zatłukła gościa rękojeścią, ot, co.


- Wcale nie jestem wystraszona - odparła Melody wycierając oczy i uśmiechnęła się kącikiem ust - Po prostu ja bym zrobiła to dyskretniej - powiedziała dziewczyna i wyszła z sali żeby puścić pawia.
Użyłaby tłumika?


Budynek w którym mieszkała cala ekipa, był ogromny.
Uhm, widzę, że mafia też stosuje się do Praw Opka i mieszka razem na kupie...


Mial dużo pustych pomieszczeń, które przydały się załodze do ćwiczeń no i kryjówki.
Pomieszczenie przydało się do kryjówki, aha. Kryjówka to pewnie jakiś rodzaj bandyckiego sportu.
Albo skrót od “kokainowa ryjówka”.


Melody podążyła w stronę swojego pokoju, w którym był również prysznic.
Wystrój wnętrz zaprojektowany został przez przez Bezdennie Głupiego Johnsona.
Ciekawe, czy zaprojektował też wielkie lustro centralnie na wprost kibelka… (Kura wspomina pobyt w pewnym hotelu).


Gdy weszła do środka, wystraszyła się widząc Villa w pomieszczeniu. Dziewczyna zrobiła groźną minę i zaczęła wrzeszczeć na chłopaka.
- Co ty robisz w moim pokoju!? - warknęła wkurzona czerwono-włosa.
Yes, yes, yes, określanie boChaterki przy pomocy koloru włosów - odhaczone.
Przy czym ona, sądząc po sposobie zapisu, jest w równym stopniu czerwona, co włosa.
Nazywali ją Ruda Wookie.


- Nie powinnaś tak się zachowywać... Od kilku dni są tu z tobą kłopoty - powiedział Ville.
Ekskjuze mła, jeżeli facet nazywa się Ville, nie Vill, to “widziała Villego”, nie “Villa”.


Mężczyzna miał czarna odpiętą koszule, jasne jeansy, srebrny krzyżyk na klatce piersiowej.
Jaki mężczyzna? Skąd on się tam wziął? Przyszedł z chłopakiem? A może było ich trzech - Ville, chłopak i mężczyzna?


- Będziesz mnie teraz umoralniał? Od tych paru miesięcy odkąd tu jestem, nikt jeszcze nic do mnie nie miał - powiedziała pewna siebie Mel
- Uważaj na przody, bo ci tylu zabraknie - mruknął Ville i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając [wu]ja sama w pokoju.
AŁtoreczko, zapamiętaj na przyszłość: nie bądź taka do przodu, bo ci z tyłu zabraknie.


*
Ekipa Czerwonych Skrzydeł wylegiwała się na tarasie, znajdującym się na dachu budynku.
Tych z Detroit czy tych z Moskwy?


Melody mimo iż znajdowała się w ekipie już kilka miesięcy, nadal czuła się jakoś nieswojo, jednak wiedziała, ze żeby tu zostać, musi pokazać, ze jest twarda, chociaż czasem niektóre metody wymierzania ,,sprawiedliwości,, , co w ich słowniku znaczy co innego i to odbiega od dobra, przerażały dziewczynę.
Bo spodziewała się, że mafia wymierza sprawiedliwość poprzez delikatne upomnienie, pracę w ogródku i wspólne odmawianie modlitw?
Wstąp do nas, mówili, będziesz bronić sprawiedliwości, mówili, będziesz szerzyć dobro w świecie, mówili...


Brunetka musiała ochłonąć po dziwnej rozmowie z Villem, wiec poszla na taras, z którego dochodziły odgłosy głośnych rozmów oraz muzyka.
Jaka, do ciężkiej cholery, brunetka? (Już nawet nie pytam, jakiej “rozmowy”, bo jeszcze się okaże, że ta żałosna wymiana docinków była rozmową...) Wychodzi mi, że w pomieszczeniu z prysznicem było pięć osób: Ville, chłopak, mężczyzna, czerwonowłosa i brunetka.
Mały melanżyk pod prysznicem, a co.


Dziewczyna wyszła i stanęła w progu, uśmiechnęła się do Nicoletty, która posłała jej przyjazne spojrzenie, które zachęcało młodą dziewczynę do wspólnej zabawy.
… w torturowanie niesfornych handlarzy narkotyków.


- Przyszła nasza niesforna Zuzia - mruknął wciąż niezadowolony Ville. Dziewczyna powoli miała go dosyć. Dziewczyna podeszła do faceta, opartego o barierkę balkonu.
Najpierw się cuduje z “czerwono-włosą”, a potem kilka razy z rzędu “dziewczyna” i “dziewczyna”.
A można było wpierw ustalić ksywki, nie?


- Słuchaj, zrobiłam ci coś? - spytała zdziwiona Mel - Ja chce tutaj tylko odwalić swoja robotę, a mój charakter nie powinien cie w ogóle interesować. Jeszcze jak dotąd czepiasz się mojego zachowania, ale nie zauważyłeś, ze każdą misje, która powierzył mi szef, ukończyłam celująco - mruknęła namiętnym głosem Mel do ucha Villa, który wypuścił gesty dym od papierosa z ust.
Kto policzy, ile osób wzięło udział w tej scence i poda ich wiek?
Mruknięcie weszło uchem, przeleciało przez całą głowę i wypchnęło dym z ust.


- Zobaczymy... - uśmiechnął się pewny siebie Ville i odwrócił się do odchodzącej dziewczyny. Mel zerknęła bokiem na chłopaka i czekała aż ten znowu coś palnie.
Mel zerknęła bokiem, na co Ville odpowiedział śmiałym łypnięciem zadem.
...z przyklaskiem?
Ważne, że nie parsknięciem.


- Co zobaczymy? - spytala Mel
- Co zrobisz jak przyjdzie Tobie do zabicia człowieka... - powiedział Ville, reszta ekipy ucichła, gdyż
…gdyż taki gwałt na gramatyce przekraczał nawet ich bandycką wytrzymałość.


- Co zrobisz jak przyjdzie Tobie do zabicia człowieka... - powiedział Ville, reszta ekipy ucichła, gdyż wszyscy wiedzieli, ze dziewczyna jeszcze tego nie robiła, a gdy widziała jak robi to ktoś inny, reagowała z obrzydzeniem.
Tego doradcę zawodowego, który ją tu skierował, powinni zwolnić dyscyplinarnie.


- Kotku, w tym biznesie, będziesz musiała w końcu udowodnić, ze cie na to stać - mruknął Ville, przewrócił oczyma i wyprzedził Mel wychodząc z tarasu. Nico siedziała na krześle i bawiła się spluwa na stole, obserwując cale zdarzenie.
Spluwa tańczyła na stole kankana i łypała na obecnych lufą.


Nagle na taras wszedł Jason - szef załogi.
Nieprawda, szefem Załogi był Mark, Jason był tylko jego zastępcą.


- Cos[inus] się dzieje? - spytał wysoki, czarno-włosy mężczyzna, widząc miny załogi.
- Nowa pyskuje - mruknęła nagle Penelope. Szef spojrzał na nią i uniósł brwi ku gorze.
Gorze nam, albowiem właśnie objawiła się Ta Wredna, przeciwniczka naszej boCHaterki…
Oj doloż, dolo, co by to było, gdyby uniósł brwi na dół...


- Trzeba jej dać pierwsza misje, jest tutaj już kilka miesięcy, okres próbny się skończył - powiedział szef, a wszystkich zatkało. - No co tak patrzycie? Nie lubicie jej prawda?
Wróćmy kilka linijek wyżej: “ każdą misje, która powierzył mi szef, ukończyłam celująco”. Bzidka kłamciuśka ś tej Mel, plawda?
Bo pewnie jako misje liczyła też robienie kawy i wyjścia po fajki.


- A... - Nico coś chciała powiedzieć
- Jest zadanie do wykonania, trzeba odstrzelić parę ... osób, Nicoletta - zwrócił się stanowczym głosem do dziewczyny - W moim gabinecie są potrzebne dokumenty z lista osób... Weźmiesz młodą, Penelope i Villa. Mam nadzieje, ze Mel się sprawdzi, jak nie, to się pożegnamy. - powiedział mężczyzna i wyszedł.
Szef nie przedłuży jej umowy. Będzie musiała, biedulka, udać się do pośredniaka.


- Juz ja polubiłam... - mruknęła niezadowolona dziewczyna - Zawsze musisz coś klapnąć tym jęzorem - warknęła dziewczyna i wyszła z tarasu.
Klapnąć to można co najwyżej tyłkiem.
Dziewczyny dwoją się i troją w oczach.


Nicoletta przewracała przez cala drogę do pokoju Mel, kluczykami od auta, Ville poszedł po papiery.
Przewracała Mel kluczykami od auta. Albo te kluczyki były wyjątkowo masywne, albo Mel była postury komara na diecie.


- Szykuj się skarbie - Nico oparła się o framugę drzwi do pokoju Mel, dziewczyna robiła przysiady.
- Zabije zdzirę - warknęła wkurzona Mel, domyślając się, ze to sprawka Penelope.
- Lepiej nie... ona jedzie z nami. - powiedziała niepewnie Nico, gdyż nie wiedziała co wymyśli ognistowłosa.
Będzie tupać nóżkami i napluje Penelopie do kieszeni fartuszka.


- A to szmata - dziewczyna co chwile rzucała to gorszymi wyzwiskami (a to lampucera! a to motyla noga!), a Nico nawet jej nie uciszała, miała ochotę obejrzeć tutaj jakąś masakrę (piłą łańcuchową), rzecz jasna kibicowała Mel, jednak Penelope miała doświadczenie z takimi pyskatymi dziewczynkami jak Mel. Jedna nawet kiedyś sprzątnęła w kanciapie i umyła wszystkie szklanki, dlatego zawsze szef izolował Penelope od Mel, bo mogłoby się to źle skończyć.
Stężenie idiotyzmu zaczyna przekraczać moją wytrzymałość. Organizacja przestępcza to nie przedszkole, droga aŁtoreczko, a ta pyskująca gówniara jest po prostu śmieszna! Jeżeli wydaje Ci się, że w ten sposób robisz z niej “twardą sztukę”, to masz rację - wydaje Ci się.
A szef mafii ma lepsze rzeczy do roboty niż pilnować, żeby mu się podwładne nie wymordowały.


Moze Jason miał już dosyć tych ich kłótni i chciał aby jedna albo druga załatwiła druga.
Tak, tak, i strasznie żałował, że nie może po prostu przełożyć smarkuli przez kolano i sprać jej tyłka.
Miałby bowiem od razu na karku Związek Zawodowy Gangsterów i Półświatkową Inspekcję Pracy.


Nagle w przejściu do windy, pojawiła się Penelope. Miala już spakowana torbę, zawieszona na plecach.
Czyli miała plecak, tak?
Próbowałem kiedyś nosić torbę naramienną na plecach. Nie było to szczególnie wygodne.


W buzi trzymała (smoczek?) papierosa i obserwowała każdy ruch Mel, która ja ignorowała.
W BUZI to może przedszkolak trzymać lizaka, na litość.
A to nie są przedszkolaki?


- Szmata - mruknela Penelope
- Dziwka - odezwała się Melody, a Nico stojąc za nimi dwiema, uśmiechała się nie pewnie.
Niepewna, czy ma je wyzwać od flanelek, czy raczej zawołać “jesteście u pani”.
A kierowca autobusu zaczął klaskać.


Nagle podszedł Ville. Winda się otworzyła i wszyscy weszli do środka.
- Zdzira - powiedziala Penelope
- K... - Melody chciała coś powiedzieć
- Dosyć! - warknął Ville. Nagle w windzie nastała grobowa cisza.
Bo wnętrze zalane zostało różowym kisielkiem i wszyscy się utopili.


Dziewczyny chyba się wystraszyły Villa i umilkły. Nico uśmiechnęła się katem ust, szturchając chłopaka stojącego obok niej, za dziewczynami. Zapowiadała się ciekawa misja, która mogla skończyć się... krwawo.
Poleje się krew, bo jedna z dziewczynek - które, nota bene, wizualizują mi się jakoś tak:
potknie się o sznurówki i rozbije kolanko.
Nie, to ten kat ust troszkę poszerzy im uśmiechy.


Cala ekipa, czyli : Melody, Nicoletta, Ville oraz Penelope, była już na dachu dużego, ale niskiego budynku.
I było ich doskonale widać z okien sąsiedniego, wyższego budynku.


Wszyscy byli ubrani w czarne kombinezony, mieli bron i inne potrzebne rzeczy.
Pudełka z drugim śniadaniem, naklejki z Hello Kitty, gumę do żucia i zapasowe kapcie.
Czarne kombinezony oczywiście po to, żeby żaden przypadkowy obserwator nic nie podejrzewał. Nie mogli to się przebrać za robotników konserwujących dach?
Noweś, ciuchy jakichś roboli, taki obciach, Mafijny Pudelek nie zostawi na nich suchej nitki.


Byl wieczór, bardzo późny, ale pogoda sprzyjała misji, lekki powiew wiatru, ale dosyć ciepło.
Zachmurzenie umiarkowane, wilgotność w normie, biomet niekorzystny (dla ofiar).


Ekipa była bardzo niespokojna, gdyż wiedzieli, ze jak Mel nie poradzi sobie z misja, to nie tylko może jej się coś stać, ale również oberwie się ekipie. Nicoletta przekazała cenne wskazówki Melody, dotyczące wykonania ,,egzekucji,, na dwóch dosyć młodych osobach.
Mocno przyciśnij kolbę do ramienia. Strzelaj na komorę. Poza strzałem komorowym młodą osobę można też mierzyć na nasadę karku oraz na szyję. I nie żuj gumy, do cholery!


Szef przypadkowo wybrał te osoby, specjalnie, ale nawet reszta ekipy o tym nie wie.
Specjalnością szefa było zdawanie się na przypadek, tak w wyborze celów jak i ekipy.


- Młoda dziewczyna, ona - Nico pokazała jej zdjęcie, a Mel kiwnęła głową - Pracuje w tamtym budynku, wychodzi za paręnaście minut, na ulicy będzie pusto. - odparła kobieta i spojrzała po ludziach wokół niej.
Już nawet nie pytam, komuż to ona “odparła” i skąd miała pewność, że na ulicy będzie pusto.
Bo grzeczne dzieci o tej porze już leżą w łóżeczkach.


Wszyscy ze spokojem słuchali co ma do powiedzenia Nicoletta, już dosyć z reszta doświadczona w tym fachu. Ona była najstarsza tutaj.
Miała tsy i pół?
Plawie ctely.


- Skup się. Wiesz co się stanie, jak spudłujesz na ostatecznej próbnej misji... prawda? - spytała z niepokojem Nico
Ostateczna generalna kostiumowa próba próbnej misji?
- Jasne, że wiem. Jak spudłuję, to nie trafię.


- Wiem. - mruknęła dziewczyna, wyjęła karabin wyborowy M40A3, który miał 7,62x51 mm NATO, był stuningowany.
Kwik, kwik. Właściwie powinnam pochwalić aŁtorkę za umiejętność guglania... Noale nie do końca, bo dosyć bezmyślnie podała oznaczenie naboju, (gdzie 7,62 to kaliber, 51 - długość łuski, a napis NATO oznacza, że nabój jest zgodny z normami NATO). To po prostu nabój do każdej M40tki. Nie mam natomiast pojęcia, co aŁtoreczka rozumie pod pojęciem “stuningowany”.
Robi głośniejsze “bum”! (ojtam, no nie wiesz, że supergroźna mafia trzylatków wszystko musi mieć lepsiejsze?)
I ma spojler na kolbie.


Oparła nóżki karabinu o krawężnik dachu (a może rynnę drogi, kto ją wie...), sama położyła się na brzuchu i nastawiła celownik.
Naładowała bron i zerknęła w nastawiony już celownik, ustawiając lufę niżej. Dziewczyna czekała tak kilka minut, w końcu ujrzała przy recepcji przez szklane okno, dziewczynę którą miała się pozbyć.
Pozbyć się czegoś dziewczyną, jak pozbyć się śniegu szuflą.
*myśli* Może miała się pozbyć wszelkiej nadziei?


Byla bardzo zdenerwowana, ręce na broni strasznie jej się trzęsły, krople potu co jakiś czas spływały jej po czole, dziewczyna mrugała jednym okiem niespokojnie (bo była tak profesjonalna, nieprawdaż, że nie miała przesłony na oku niedominującym), drugim próbowała wypatrzeć trasę, po której będzie się poruszała dziewczyna i obliczyć, gdzie będzie jej najkorzystniej strzelić, żeby trafić.
Strzel JEJ w ryj, zią.
*zamiera z podziwu nad wyszkoleniem i opanowaniem zabójczyni*


Po chwili namierzona kobieta ruszyła w stronę wyjścia, palec Mel przy spuście zadrżał i pociągnął.... z gwinta. Strzał, wokół była głucha cisza, odgłos łusek z naboi upadł na ziemie, dym z lufy szybko się ulotnił przez silny wiatr.
Jaki dym, na Bora? Toć przeca już w XIX wieku wynaleziono proch szary, bezdymnym zwany!
Pani Sine, pani kreskówek nie oglądasz, tam zawsze dym leci z lufy, a bohaterowie wdzięcznie go zdmuchują.
I dlaczego odgłos upadł, a nie łuska? I dlaczego łusek, skoro strzał padł jeden? Tyle pytań, tyle niawiadomych…
Wiesz, nabój był stuningowany, może miał tyle łusek, że wyglądał jak wąż albo jaszczur:)


Melody... trafiła.
Suprajz, suprajz!
Pytanie tylko, kogo? Bo sądząc po poprzednim opisie, broń w trzęsących się rękach naszej wannabe zabójczyni powinna tańczyć jak pijana, trzy piętra w tę, trzy wewtę… Pot zalewający oczy też raczej nie polepszał jej celności.
Ale karabin, stuningowanym będąc, miał specjalny amortyzator dla początkujących strzelców (zauważcie, że aŁtorka nie napisała nic o odrzucie). Poza tym zawierał kompas, zegarek i radio.
A wielołuski pocisk sam się naprowadził na cel.


Kobieta upadla na podłogę,
Mówi się “upadlać coś”, a nie “upadlać na coś”. Chyba że to jakaś bardzo sprośna metafora.


najprawdopodobniej martwa. Mel ukucnęła i się schowała. Nico pokiwała głową dziewczynie pozytywnie, a ta się uśmiechnęła i (pokręciła głową negatywnie) wypuściła powietrze z ust. Ekipa szybko się ulotniła, gdyż z oddali było słychać glosy (aprobujące oraz krytyczne) syren policji oraz (trytonów) karetki. Wszyscy wsiedli do auta, gdyż wiedzieli, ze niedługo poinformują jej faceta o śmierci ukochanej.
Bo powzięcie wiadomości o śmierci ukochanej odblokowałoby mu nowe skille - odporność na pociski i +300 skuteczności przeciwko mafii.


Jego tez musieli się szybko pozbyć, tej samej nocy.
Bo jego tezy były sprzeczne z glosami. To nie była mafia, to byli prawnicy!


Melody jednak myślała, ze to już koniec.
- Informator napisał do mnie, ze facet jest sam w domu od ponad trzech godzin, wiec możemy bez problemu go napaść.
Gdyby był w domu krócej, to by nie mogli?
Im dłużej siedzi w domu, tym większe prawdopodobieństwo, że w końcu wyjdzie… Wróć! Po co ja szukam w tym sensu?


Plan jest taki : my włamiemy się do środka, ja i Ville ukradniemy co wartościowe, a ty go załatwisz. - odparła pewnie Nicoletta nie patrząc na koleżankę, tylko drogę, gdyż prowadziła auta.
Dwa naraz.


Melody przełknęła ślinę, a Penelope miała powody do głupich komentarzy.
- Widze ktoś tu ma cykora - mruknęła z przekąsem.
- Przymknij się, bo obiecuje ci, ze kiedyś ci z całego serca zajebie! - warknęła Melody odwracając się na tylne siedzenie, posyłając dziewczynie wrogie spojrzenie.


- Zamknijcie się obie, bo zaraz wam zakurwie, przysięgam! - warknął Ville siedzący obok
Boru, te dziecinne przepychanki w wykonaniu członków mafii to dno i metr mułu. Nie, przepraszam, one pukają w dno od spodu. I jak tu się ma analizator nie frustrować, no jak?


Penelope, która założyła ręce na piersi i strzeliła focha.
Niemożliwe, Foch zmarł w 1929 r.
Ale straszy do dziś.


Melody przewróciła oczyma i usiadła prosto na przednim siedzeniu, a Nico tylko wyszczerzyła zęby w szczerym triumfalnym uśmiechu.
A ta  z czego się cieszy? Z przebywania w jednym aucie z kretynami?


Parę minut później, Nico ukryła auto za krzakami, kilka metrów od domu faceta.
Nie lepiej ukryć auto wśród innych aut zaparkowanych na ulicy?
Może za bardzo się wyróżnia...



Wszyscy wysiedli z auta i zakradli się wokół domu. Melody przygotowała bron i wyszła z auta.
Świta rozstawiła się w oczekiwaniu na królową.


Spojrzała na dom i obadała jak są ustawione okna i wejście. Melody potruptala (czyli potuptała w celu ukatrupienia) do drzwi wejściowych i założyła tłumik z mala bomba. COOO?!? Ja pitolę...


Po kilku sekundach drzwi się otworzyły. Na szczęście w domu grała głośna muzyka, wiec nie było słychać włamania.
Pewnie dlatego, że bomba miała tłumik. *rytmicznie tłucze głową o biurko*
Pewnie to jakiś supernowoczesny wynalazek, produkowany tylko dla elitarnych oddziałów komandosów z Izraela, A WY SIĘ NIE ZNACIE!!!111ONEONEONE111!!!
Był to tłumik aktywny, przetwarzający odgłos wybuchu na sonatę Schuberta.


Wszyscy weszli do środka. Na przeciwko drzwi, były drewniane schody prowadzące na gore.
Na pięterku było małe kino studyjne, specjalizujące się w wyświetlaniu niszowych horrorów.


Po prawej było przejście w długi korytarz, który prowadził do jakiegoś salonu. Na gore poszli Nico i Ville, [urządzić sobie małą, kameralną rzeź] a reszta skierowała się w korytarzyk. Penelope puściła Mel przodem i uśmiechnęła się do niej. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, Mel ruszyła przodem nastawiając celownik. Szla powolnym i ostrożnym krokiem do przodu, szukając wzorkiem faceta.
Wzorek poszukiwawczy wyryty był, oczywiście, na kolbie.
Nie no, to był celownik laserowy, tylko że nieco zwichrowany, więc rzucał na ściany wzorek zamiast przyzwoitej, zwartej kropy.
Ej, widziałam na wakacjach jak dzieciaki się takimi bawiły!
A kot już w ogóle dostaje małpiego rozumu, jak coś takiego widzi.


- Ej - szepnęła nagle Penelope, ta spojrzała na nią wściekła, ze wyrwała ja ze skupienia na pracy - Pamiętaj, dzieci to najgorsi świadkowie (zwłaszcza niemowlęta, ich zeznania są najbardziej obciążające!), pozbywamy się wszystkich, dla dobra sprawy... dla naszego dobra, pamiętaj - szepnęła jeszcze ciszej dziewczyna i kiwnęła jej głową, aby patrzyła przed siebie. Melody, gdy usłyszała, ze będzie musiała zabić dzieciaka trochę się przeraziła, jednak zależało jej na tej robocie jak na niczym innym w życiu.
Te, a ZUS ci chociaż odprowadzają?


Czerwono-włosa skierowała się do przodu i ujrzała faceta. Na jego widok dziewczyna chwyciła mocniej strzelbę i wycelowała w faceta.
Karabin był widno tak stuningowany, że aż zmienił się w strzelbę.
A facetów było tam co najmniej dwóch.


Strzeliła raz, facet upadł na podłogę, a na gorze słychać było głośny krzyk....dziecka. Melody westchnęła ciężko i razem z Penelope wybiegły z domu, Penelope na końcu rozwaliła monitoring i wybiegła z domu.
Rozwaliła monitoring na końcu, żeby wszystko zdążyło się nagrać. Pełna profeska.
A potem przyjdzie W11, zapyta “czy mają państwo nagrania z kamer?” i rozwiąże sprawę w pół godziny.


Zaraz potem Ville oraz Nicoletta z rabunkiem.
Rabunek był strasznie zdyszany i robił ciężko bokami.


Nico zapaliła silnik i szybko odjechała. Po chwili Melody zerknęła na Nico, a ona była cala we krwi, co najlepsze Ville był czysty jak łza.
Nico specjalnie wytarzała się w jusze.


- Czy ty... - szepnęła Melody nie patrząc już na kobietę, Ville zapalił papierosa, a Penelope zaczęła mruczeć, żeby nie palił przy niej.
Mrrrau...


- Tak skarbie, zabiłam bo musiałam, ten dzieciak był dobrym świadkiem - powiedziała Nicoletta, jednak widać było, ze nie było jej łatwo z tym, mimo wszystko. Melody pokiwała głową, już się nie odezwała.
I co ten “dobry świadek” miałby powiedzieć? Że do domu wpadły jakieś dwie obce, zamaskowane osoby? Oh wait, może oni nie byli obcy? I nie byli zamaskowani?
Profesjonaliści jak cholera...


Po kilkunastu minutach cala ekipa wróciła do głównej siedziby. Wszyscy weszli zmarnowani po schodach. Przy głównym biurku, gdzie pracowała reszta ekipy szefa, stal sam szef.
Reszta ekipy tak ciasno obsiadła biurko, że dla szefa zabrakło miejsca.


Patrzył na swoich podopiecznych i się uśmiechnął.
Z mściwą satysfakcją, że nie tylko on będzie stał.


- Dobra robota - pochwalił szef wszystkich, głownie patrząc na upaćkaną krwią Nicolette.
- Wal się. Musiałam zabić dziecko! Nie było mowy o dziecku w tym domu! Wiedziałeś to, prawda?. - warknęła Nico
Tej, “profesjonalistka”, a słyszałaś o czymś takim jak rozpoznanie? Wleźliście tam bez sprawdzenia, kto jest w środku?
Cytuję: Informator napisał do mnie, ze facet jest sam w domu od ponad trzech godzin. I to jest chyba ten moment, w którym powinienem rzucić lekceważącym tonem: “Ja bym to zrobił lepiej”.


- Pomyśl tylko! Pozbyliście się dwójki... - zaczął szef, Jimmy (Jasona w międzyczasie wywieziono do lasu), jednak Melody mu przerwała.
- ... rodziców, tak?. - spytała Melody - Wiedziałeś to! Nie pisałam się na to! Zabiłam jego ojca, okej... ale tego ze zginęło dziecko już nie zapomnę. W naszym kodeksie, myślałam ze istnieje takie coś jak omijamy kobiety i dzieci... Chyba ze kobiety są samotne i wyrafinowane. - warknęła Melody
Omijamy kobiety, chyba że są samotne i wyrafinowane. Omijamy dzieci, chyba że są niegrzeczne i nie kochają tatusia. Psy i papużki faliste  zabijamy w każdym wypadku.
Nie zabijamy kobiet... chyba że są samotne, bo z takich żaden pożytek dla społeczeństwa. I wyrafinowane, bo w dupach im się przewraca, biczom jednym. Wykształciuchy też są podejrzane - po co im dyplomy, do garów, do rodzenia dzieci! I wszystkie ładniejsze od nas też zabijemy, bo tak.
Swoją szosą  zastanawiam się, czy aŁtoreczce na pewno chodziło o słowo “wyrafinowane”. Mafia zwalcza wielbicieli sztuki?
Może chodziło o kobiety pracujące w rafinerii? One mogą być nadziane.


- Musiałem dać ci taka misje rozumiesz? Żeby wiedzieć czy traktujesz ta robotę poważnie! - warknął zdenerwowany Jimmy
Szef mafii, który tłumaczy się przed smarkatą podwładną - tak, oczywiście, to naprawdę świetny motyw, kupuję to!
Marysujka. I wszystko jasne.


- Nie pusz się, bo osiwiejesz do końca - zażartował Ville wkładając papierosa do ust.
… i sugerując, że szef jest dmuchawcem.
Albo latawcem. Wiatrem?


Jimmy odwrócił się w stronę żartownisia i wsadził papierosa do środka buzi Villa, zamykając mu usta i popchnął do tylu, tak ze upadł na krzesła, ledwo przytrzymując się barierki przy ścianie.
Barierka przy ścianie kojarzy mi się wyłącznie ze szkołą baletową.
Może te wszystkie przepychanki odbywają się w przedszkolu na rytmice?


- Jimmy! - nagle ktoś zawołał - Nie tak ostro, wykonali przecież swoja robotę - w progu pojawiła się wysoka brunetka, miała czerwona sukienkę, około 40 lat, bardzo elegancka.
Oczy - niebieskie, znaki szczególne - nie ma.
Stara ta kiecka, aż cud, że się jeszcze nie rozleciała.
Bistor z lat 70-tych jest niezniszczalny...


- O, jesteś - Jimmy nagle się uśmiechnął i zagadał się z kobieta.
- Nic ci nie jest? - spytała Melody podchodząc do lezącego (na czworakach) Villa i pomogła mu wstać. Ten posłał jej szarmanckie spojrzenie i podziękował.
*Sine próbuje posłać spojrzenie pełne wyszukanej grzeczności, ale jej nie wychodzi*


- Penelope, daj mi towar...  - powiedział. Wszyscy zamarli. Penelope posłusznie przyniosła lup i podała go Jimmiemu. Ten wręczył go kobiecie, a ona wyszła.
- Żartujesz! - warknęła Nico, wstając i rzuciła gazeta o podłogę.
- Nie będę z tobą o tym dyskutować. Mieliśmy dług... nie mówiłem wam o tym, nie chciałem was martwic, ale teraz jest dobrze - odparł Jimmy.
Nie będę z tobą dyskutować, ale będę się przed tobą tłumaczył, bo przecież ja tu jestem szefem.


- O czym jeszcze nam nie mówisz? - spytała spokojnie Melody, gdyż wiedziała, ze jak reszta zacznie się na niego wydzierać, to niczego się nie dowiedzą.
Bo zamknie się w sobie.
I pójdzie płakać w kątku.


- Nie mam już innych tajemnic, przysięgam - powiedział pewny siebie Jimmy i opuścił pomieszczenie, schodząc na dol. Zostawił ekipę sama.
Ekipa-sama był zastępcą szefa. Pochodził z Japonii, co tłumaczyło jego nietypowe imię.


______________
na drugi dzień.  


Wszyscy smacznie spali, Melody jednak nie. Buszowała w kuchni w głównej siedzibie w samej bieliźnie. Miala luźną, krotka (co to jest “krotek”?)(nie wiem, ale zwykle latają stadami, po sto) i satynowa halkę. Miala poczochrane włosy i robiła kawę.
Poczochrała trochę i zostawiła.
Gdyby była gładko uczesana, robiłaby herbatę.


- Słodko wyglądasz - powiedział nagle Ville, który pojawił się w drzwiach do kuchni. Melody wystraszona automatycznie się odwróciła.
- Mhm - mruknęła dziewczyna, z łyżeczką od czekolady w buzi.
- Świetnie sobie wczoraj poradziłaś - powiedział mężczyzna. Mial na sobie czarna koszulkę, czarna czapkę na głowie, ciemne spodnie.
I przebierał lubieżnie gołymi paluchami u stóp.
Czarnymi od brudu.


- Dziękuję - odpowiedziała Mel wyjmując łyżeczkę z ust. Usiadła przy stole w kuchni, przy niej zaraz dosiadł się Ville. Uśmiechnął się do dziewczyny, zmarszczył czoło i wyjął papierosa.
Ale czapki nie zdjął.


Skierował się w stronę dziewczyny, jednak odmówiła z uśmiechem na twarzy.
Ville chciał coś powiedzieć, jednak zrezygnował, gdy zobaczył ze do dziewczyny ktoś dzwoni. Ta szybko odebrała.
- Oo. Skarbie - zawołała Mel, a Ville słysząc, ze rozmawia z jakimś ,,kochaniem,, zostawił dziewczynę sama w kuchni i wyszedł.
*zgred mode on* Z siebie wyszedł. Pomijając już niewątpliwy urok pomysłu, by siedzibę mafii urządzać na wzór akademika, ćwierkanie z “kochaniami” w pomieszczeniach wspólnych (a także tramwajach, urzędach itp.) jest nawykiem wyjątkowo irytującym i świadczy o skłonnościach ekshibicjonistycznych. *zgred mode off*


Mężczyzna skierował się do łazienki, akurat wyszła z niej Nico. Ville odwrócił się do niej
- Słuchaj... nie chce się wtrącać... ale czy chlopak Mel wie ze ona... Wiesz, nie chce żeby to zaszkodziło ekipie - powiedział i rozejrzał się dookoła.
- Skąd wiesz, ze ona... - spytała zdziwiona, gdyż wiedziała, ze o tym wie tylko ona.
...i wszyscy, którzy mieli okazję być świadkami rozmów telefonicznych Mel.
Nie wiem, czy w tym fragmencie lepsze jest zamieszanie z zaimkami, czy rymowanka, jaka niechcący wyszła aŁtorce.


- On wie, ze ona pracuje jako kosmetyczka. - powiedziała Nico i poszla w swoja stronę. Ville coś mruknął pod nosem i wszedł do łazienki.
Droga aŁtoreczko! Pomiędzy “wiedzieć” a “wierzyć”  lub “myśleć, że” jest kolosalna różnica!


- Tak, dobrze. Możemy się spotkać - powiedziała Melody, ustalili szczegóły i Mel się rozłączyła. Do kuchni wszedł nagle Jimmy. Uśmiechnął się na widok Mel w skąpym ciuszku i zapukał w ścianę, aby ona się odwróciła.
Ściana pozostała głucha na jego prośby i ani drgnęła.


- Dzisiaj wkracza druga ekipa (remontowa) - powiedział facet, uśmiechnął się katem ust (i oprawcą warg), zastukał w stolik palcami - Macie wolne do czwartku, czyli cztery dni. - odparł i wyszedł.
O ile się remont nie przedłuży, bo pan Mietek coś tam burczał, że droselklapa tandetnie blindowana i ryksztosuje.
W Opkolandii głównym zadaniem każdego szefa, czy to jest komendant policji, czy redaktor naczelny gazety, dyrektor szkoły czy Ojciec Chrzestny, jest dawanie swym podwładnym wolnego. Przeprowadzam się!


Melody poszla pod prysznic, wyszykowała się. Ubrała [dobijcie!] czarna obcisłą bluzkę, ciemne jeansy, wysokie szpilki. Rozpuściła włosy i pomalowała usta na czerwono. Zeszła na dol, jak na zlosc wszyscy siedzieli na tarasie, a Jimmy zawołał dziewczynę do siebie. Dziewczyna poszla na taras gdzie siedziala Nico, Penelope oraz Ville.
To “wszyscy” czy nie wszyscy?
Penelope, jako Ta Zła, była nikim, więc nie wliczała się do zbioru “wszyscy”.


- Idziesz gdzieś? - spytał Jimmy, a gdy Ville ujrzał dziewczynę przełknął ślinę niespokojnie, ale próbował udać, ze nic go nie rusza.
Dopiero co widział ją w bieliźnie i jakoś go to nie ruszało.
Bo była w satynowej halce, a on uznawał tylko jedwab.


Cały czas obserwował dziewczynę katem oka, z góry na dol.
Dręczyciel źrenic obserwował dziewczynę, jeżdżąc windą po twarzy Villego.


- Wychodzę z ... Bennym - odparła i wyszła.


Na dziewczynę przed główną siedziba, która pod przykrywka robiła za hotel [to znaczy - naprawdę była hotelem, ale pod przykrywką piekarni], czekał w samochodzie Benny.
Członkini mafii umawia się w chłopakiem pod tajną siedzibą organizacji. Czy tylko ja dostrzegam tu pewną dozę… khem… braku rozsądku?
Sine, obudź mnie, jak dostrzeżesz w ich działaniach jakąkolwiek dozę rozsądku.


- Cześć - przywitała się dziewczyna, jednak nie dala mu buziaka na przywitanie, tak jak zawsze to robiła.
- Cos się stało? - spytał zdziwiony chlopak. Mial czarne włosy, jasna cerę, białą odpiętą koszule, wisiorek na klatce piersiowej, jeansy i okulary na nosie, które teraz zdjął.
Jednocześnie miał je na nosie i zdjął. Zdolny.
Zdjął z nosa okulary, ale zostawił na nim jeansy - to elementarne, drogi Watsonie.


- Nic... - mruknęła niezadowolona dziewczyna, pogoda trochę dawała się we znaki, gdyż było bardzo gorąco.
- Powiedz. Widze, ze coś się dzieje - powiedział Benny nie patrząc na dziewczynę.
- Pogoda trochę daje się we znaki, gdyż jest bardzo gorąco  - odpowiedziała wymijająco Mel.


Obydwoje wciąż siedzieli w aucie.
Zaparkowanym pod drzwiami mafii, że tak przypomnę.


- To nie ma sensu - mruknęła dziewczyna i spojrzała w boczna szybę.
- Mow! - warknął Benny - Co nie ma sensu? - spytał
- My, ja, ty... - szepnęła dziewczyna i spojrzała
- Wy, oni, one - dodała ciszej i postanowiła zapisać to Helveticą na artystycznym zdjęciu.


- Wiem, ze ostatnio nie układało się miedzy nami najlepiej... chce to zmienić - tłumaczył się Benny
- Ja mam dosyć, dosyć już tego wysłuchiwania, ze ty nagle teraz chcesz coś zmieniać! - warknęła Mel. - ja się dusze w tym związku!.
- Czyli to koniec? - spytał zrezygnowany Benny
- Widzisz? Ty nawet nie potrafisz, nie chcesz o mnie walczyć, tylko pogodziłeś sobie już się z tym, ze to ma tak być i już - mruknęła Mel - Tak to koniec - dziewczyna wyszła z auta i wróciła do siedziby.
Jeżu Borski, z jakiego taniego romansidła została przepisana powyższa scena?
Nie wiem, ale wyraźnie widać, że Benny nie miał szans; cokolwiek by nie powiedział, było źle.


Melody była strasznie wkurzona, trzasnęła drzwiami od auta i wbiegła na sama gore.


Cala ekipa bardzo się zdziwiła, gdy zobaczyli Melody w takim stanie, zawsze była twarda. Przynajmniej starała się taka być.
Szczególnie te ręce trzęsące się na karabinie świadczyły o wręcz granitowej twardości.


Mel wbiegła do swojego pokoju i się tam zamknęła.
Z tego wynika, że zanim dotarła do pokoju, cały czas musiała się drzeć i złorzeczyć.


Zastanawiacie się pewnie, dlaczego dziewczyna najpierw umówiła się z chłopakiem, odstroiła, wymalowała, a na końcu zerwała z nim?.
Nie powiem, żeby jakoś szczególnie mnie to interesowało, ale skoro już zaczęłaś...


Bo praca nią już rządziła. Przenosiła w pewnym sensie swoja prace na życie prywatne. Chciała coś urozmaicić, a już dawno temu planowała rozstanie.
No ba, ileż można być z jednym facetem, NUDA!


Byla wyrafinowana.? Moze... Ale chciała zacząć już nowy rozdział. Dusiła się.
A teraz mafia ją udusi, bo jako kobieta “samotna i wyrafinowana” (oraz zapewne charakteryzująca się wyrachowanym gustem) kwalifikuje się do odstrzału.


Witam. Wracam odświeżona, po bardzo ciężkich tygodniach. Działo się wiele złego, kochane trzy blogerki, zlinczowały mnie na forum publicznym, za co dziękuje za ich kulturę i zachowanie, na prawdę SHOCK.


Ja na prawdę nie zmuszam nikogo do czytania, wiem, ze nie pisze idealnie - tak, wiem to! Jednakże pisze tez dla siebie, wiec jak komuś się nie podoba, to niech NIE CZYTA.


Szkoda tylko, ze te wspaniałomyślne bezmózgie istoty, zamiast poinformować mnie o tym, ze już tu nie zajrzą nigdy, to po prostu przestały nagle komentować, a jak zapytałam, dlaczego, to na mnie z ryjem. NICE. Wiec chyba aż strach kogoś o coś zapytać. O.O LOL. A ja nie będę pisała pod czyjeś dyktando, to zdanie powinnaś napisać tak, to powinnaś ująć w ten sposób. Ludzie!
Ludzie! Nie dla mnie jakieś reguły, ograniczenia, zasady! Jam wolna! Jak orzeł ponad wierchy szybujący! JestĘ wieszczĘ i w regułach się nie mieszczę!


Kazdy ma inna wyobraźnię, co za różnica jak ja napisze : Kwiaty były w kolorze głębokiej czerwieni, z odcieniami czerni w rogach, a ktoś inny ujmie to: Kwiaty były czerwone z odcieniami czerni. No na prawdę, różnica jak nie wiem co.
Uznam twoje racje, kiedy mi wyjaśnisz, gdzie kwiat ma rogi.


Cala ekipa Czerwonych Skrzydeł, od kilku dni miała wolne. Nicoletta nie mogla powstrzymać swojej energii, mimo wolnego chodziła przez cztery dni na strzelnice, aby nie zapomnieć przypadkiem jak się zabija.
*bluzg* *bluzg* *bluzg*
Chodzenie na strzelnicę nie ma NIC wspólnego z zabijaniem!


Penelope o dziwo, chciała zrobić coś ze swoim życiem i udała się na rozmowę z psychologiem.
Depresja gangstera?


Ville znalazł dziewczynę, wyjechał z nią na trzy dni do Włoch, wrócili i nadal są razem.
Całe trzy dni i nadal są razem? Niemożliwe.


Jessica nie miała wolnego. Pracowała. Ciężko było im przestawić się ponownie na prace.
Faktycznie, z pracy na pracę niekiedy bywa trudno.
Może chodziło o prace domowe. Albo społeczne.


Melody przeciągnęła się w swoim łóżku, głośno ziewając. Wstała z łóżka i przeszła po zabałaganionym pokoju, kierując się do kuchni. Wyjęła mleko z lodówki, płatki z szafki i nasypała sobie trochę do miseczki.
Zgodnie z opkowym kanonem, w którym każdy, czy jest zwykłą nastolatką, czy mrocznym aniołem, czy mafijną zabójczynią, na śniadanie żre płatki.


Usiadła na kanapie w salonie i włączyła telewizor. Właśnie podawali informacje, o rozbiciu grupy przestępczej, która charakteryzowała się głownie przemytem narkotyków i handlem żywym towarem.
Charakteryzowała się przemytem i zajmowała się bezprzykładnym okrucieństwem.


Melody rozpoznała jednego z nich, pokazywali zdjęcia na ekranie. Od razu chwyciła telefon i zadzwoniła do szefa.
- Szefie. Oglądasz telewizje? - spytała dziewczyna
- Co to za pytanie o szóstej nad ranem? - mruknął Jason
Pytanie na śniadanie.


- Po prostu musimy być ostrożni - odparła Melody - Tu się liczy nasze życie. Nie chce trafić do paki. Lepiej będzie jak zmienimy lokalizacje.
- Okej. Skarbie, ale dlaczego ty dzwonisz do mnie, będąc parę pokoi dalej od mojego? - zaśmiał się i rozłączył.
Bo widziała w telewizji, że tak trzeba; w dodatku Jason powinien włączyć teraz telewizor i trafić dokładnie na te same informacje.
Skarbie, ale dlaczego ty pouczasz własnego szefa?


Dziewczyna wykonała poranne czynności [aw yea!], uczesała włosy i ubrała się w luźne spodnie i niebieski sweterek oraz trampki.
Czy tylko mnie rozczula sweterek i trampki oraz opis jedzenia płatków w sytuacji, gdy mowa o mafijnej killerce? Przy odrobinie talentu można by z tego zbudować niepokojący kontrast, ale zdecydowanie nie w taki sposób.


Zeszła na dol, gdyż usłyszała, ze już nikt nie śpi. Melody podeszła do Nicoletty, która przygotowywała jajecznice. Uśmiechnęła się do młodszej koleżanki.
Dopiero co Nicoletta była starsza, ale widocznie mafijne przygody tak postarzyły Melody, że ją wyprzedziła.


- Poczęstujesz się? - zaproponowała Nico, wyjmując z szafki talerz.
- Dziękuję, jadłam na gorze i zrobiło mi się gorzej - odparła Mel i ruszyła w stronę salonu. Cofnęła się zerkając w dal, spojrzała ponownie na Nico
- Słyszałaś? - spytała Mel
- Tak. Jason musi coś z tym zrobić, bo nie jesteśmy już bezpieczni. Oni na pewno zaczną sypać - odparła niezadowolona Nico.
A związek między “firmą” boCHaterek a tą grupą, która “charakteryzowała się” przemytem, jest konkretnie jaki?
Lajkują sobie statusiki na fejsiku.
Bo wszyscy mafiozi to jedna rodzina
Starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna.


Dziewczyny nie dokończyły już rozmowy, gdyż do kuchni wszedł niewyspany Ville. Rozejrzał się dookoła i nawet się nie przywitał.
I znowu nie zdjął czapki.


- A ty co? Okres dostałeś? - spytała sarkastycznie Nico i wywróciła oczyma.
- Cos w tym stylu - mruknął nie patrząc na dziewczyny.
Czyżby rozwolnienie?
Najbliższy możliwy odpowiednik...


- Cos się stało Ville? - naciskała Melody
- Tak, moja... dziewczyna zgubiła tutaj kolczyk - powiedział i zaczął szukać zguby.
- Pieprzyłeś się tu z twoja laska? Pogięło cie! - warknęła Nicoletta, wymachując rękoma.
Zaraz zacznie ruszać uszami.


- O nie! Nie chce tego słuchać - zaśmiała się Mel i wyszła z kuchni.
- Nie! Czy żeby ktoś zgubił kolczyk, musi się właśnie pieprzyc? - spytał Ville
Zależy, gdzie ma ten kolczyk...


- A tak właściwie, co ona tu robiła? W naszej siedzibie?
O, to jest bardzo dobre pytanie.


Nawet jej nie znam, nikt jej z ekipy nie zna! - warknęła wkurzona Nicoletta, a na (scenę) wszedł Jason oraz (wpełzła) Melody.
- Na przyszłość, nie testuj nowej kanapy całej ekipy ze swoimi ciziami - mruknęła Mel rzucając mu kolczyk pod nogi i wyszła.
- Ville, natychmiast to wytłumacz - szef był wyraźnie zdenerwowany. Od rana nie miał humoru, jeszcze problem z Ville - Kto ja w ogóle tu wpuścił?
- Oj no. To tylko dziewczyna, o co taka aferę robicie? A ochrona przymknęła oko - wytłumacz się Ville, nie widząc w tym wszystkim żadnego problemu.
Przy takim poziomie ostrożności, jaki prezentują nasi killerzy, aż dziwne, że nikt ich jeszcze nie zamoczył. Czasem wydaje mi się, że ta ich cała organizacja to podpucha, utworzona przez prawdziwą mafię po to, aby trzymać największych patałachów z dala od poważnego biznesu.


- Jesteś zawieszony, a ochroniarz zwolniony, może ci podziękować. Nie interesują mnie twoje wyjaśnienia, znałeś regulamin, gdy tutaj przyszedłeś, zaakceptowałeś to! - warknął Jason i wyszedł.
Podpisałeś umowę i to już twój problem, że nie przeczytałeś tego drobnego druczku!
Zawieszony? Szefie, szef się aby nie przejęzyczył? Nie miał szef na myśli “powieszony”?


   
[Kilka godzin później wszyscy spotykają się w sali konferencyjnej, oczywiście nie może się obejść bez przedszkolnych przekomarzanek… Ciach!]


- Dosyć! - warknął Jason, zrobił poważną minę, włożył ręce do kieszeni - Od dzisiaj macie się słuchać, albo wylecicie (z kółka plastycznego),
i każę wam przyjść z rodzicami!


nie potrzebuje tutaj dzieci, nie życzę sobie, sprowadzania tutaj waszych partnerów!
Co by nie mówić o Jasonie - przynajmniej nie jest łowcą becikowego.
Nie chce, żeby mu bachory przerabiały granaty na grzechotki, obśliniały celowniki i zapychały lufy czekoladą.
I wydzwaniały do szefów innych band...


Nie ufam im. Nie zmuszajcie mnie, abym zaraz przestał ufać i wam - powiedział już spokojniej Jason i usiadł na krześle    
- Postarajcie się nie zawieść mnie kolejny raz, macie się spiąć, dać z siebie wszystko, nawet jeśli mielibyście zrobić coś co nie podoba wam się osobiście, jakbyście mieli zjeść robaki, albo dać dupy gejowi! Słyszycie?
Eeee… do kogo było to ostatnie, bo o ile się orientuję, w mafii oprócz szefa są teraz same kobiety? Ville przecież wyleciał.
Został zawieszony (w prawach ucznia), wyleciał ochroniarz.


- Jason trzasnął pięścią w stolik, który stal na środku, tak, ze wszyscy podskoczyli - Dla tej pracy, jeśli wam na niej zależy, macie być gotowi oddać wszystko, rozumiecie? Kto tego nie rozumie, może odejść już teraz - powiedział Jason i wyszedł z pomieszczenia.
Zapomniał tylko dodać, że dla tych, co chcą odejść, przygotował już bardzo wygodne betonowe buciki.


Atmosfera była cały czas napięta. Penelope również opuściła sale z obrażona mina, reszta się rozeszła, na sali została tylko Mel i Nico. Starsza kobieta podeszła do dziewczyny i położyła jej rękę na ramieniu.
Naprawdę szybkość starzenia jest tutaj ekspresowa. Z “młodszej koleżanki” zrobiła się nagle “starsza kobieta”.


- To moja wina. Po co się wtrącałam? Ale jak on tak może nie zdawać sobie sprawy z powagi sytuacji? - spytała Mel nie patrząc na Nicolette.
- Nie win się za to. On jest dorosły i nie powinien zapominać o regulaminie, a on naraził cala ekipę na niebezpieczeństwo - wytłumaczyła Nico i kiwnęła dziewczynie głową, na znak żeby wyjść już z sali.
Eeee… O kim ona mówi, o Jasonie?


Parę godzin później, ekipa Czerwonych Skrzydeł, szykowała się na kolejna akcje. Wszyscy mieli podzielić się na  trzy grupy.
1. Ta grupa miała zając się porwaniem bogatej nastolatki, której ojciec jest zadłużony u Czerwonych Skrzydeł od kilku miesięcy. W skład grupy wchodzili :
* Melody
* Nicoletta
* Sam
* Penelope
2. Ta grupa miała zająć się odwiedzeniem ,,zadłużonego tatusia,, i zmuszenie go do spłaty długu. W skład grupy wchodzili :
* Ville
* Penelope
* Jason
* Jessica
Oho, Penelope jest obdarzona darem bilokacji. Nieźle jak na Standardową Wredną Bicz.
A Villego odwiesili, ale za to szef pilnuje go osobiście.


3. Ta grupa miała zająć się zdobyciem narkotyków, które zostały u nich zamówione przez jedna z ekip. W sklad grupy wchodzili :
* Luna
* Beatrixe
* Viktor
* Melanie
I w ten oto sposób wtem! okazało się, że mafia liczy sobie więcej członków niż Melody, Nicolette, Penelope i Ville. Lepiej późno niż wcale.


Wszyscy byli już gotowi do pracy. Cale trzy grupy, weszli do przygotowanych aut i ruszyli.
A gramatyka wzięli i zdechnąć.


Nikt w trakcie jazdy się nie odzywał, wszyscy byli skupieni na jeździe.
Zacięcie walczyli z chorobą lokomocyjną?


Nicoletta prowadziła auto, obok niej siedział Sam, na tylnym siedzeniu siedziała Melody, która przygotowywała bron i Penelope, która słuchała muzyki w słuchawkach, oraz trzymała gaz usypiający w butelce oraz chustę w kieszeni. Po kilkunastu minutach, grupa pierwsza założyła kominiarki na głowę (wszyscy na jedną) i wyszli z auta, w środku została tylko Nico, wyjęła papierosa i zapaliła go.
- Pospieszcie się tylko - rzuciła Nico, wypuszczając gesty dym z ust.
Melody zakradła się na tył ostrożnie, musiała ominąć śmieci na podwórku, żeby nie hałasować.
Gdyby przebrała się za szopa pracza, mogłaby hałasować bez wzbudzania podejrzeń.


Poszło jej to na początku nieźle, lecz po chwili nacisnęła na puszkę.
Była to puszka elektroinstalacyjna natynkowa. Pech chciał, że uszkodzona, więc popieszczona prądem Melody zawyła jak syrena okrętowa.
I tak dobrze, że nie trafiła na Car-Puszkę.


- Fuck - mruknęła Mel i ruszyła dalej. Na szczęście nikt się nie obudził. Melody była obok tarasu. Na dworze było ciemno, wiec bez problemu mogla się wdrapać na taras.
Gdyby było jasno, taras by ją zjadł.


Dziewczyna mieszkała oczywiście z rodzicami, nimi zająć się mieli Sam i Penelope. Obydwoje (oczywiście) poszli pilnować pokoju, w którym znajdowała się (oczywiście) tylko matka, gdyż tatuś oczywiście pracował.
Bo z tych tatusiów to takie wredne gnoje, nic, tylko by pracowali.


Mel odszukała pokój dziewczyny, uchyliła drzwi i weszła do środka. Kathy - gdyż tak miała na imię, smacznie spala (kalorie), miała długie blond włosy, które opadały jej na odsłoniętą klatkę piersiowa (czyli na cycky?), jasna cera.
Jasny gwint.


Jej twarz oświetlało światło Księżyca. Melody wyjęła buteleczkę, którą przedtem otrzymała od Penelope i nawilżyła nim szmatkę [tym Księżycem?][księżycówką], podeszła ostrożnie do dziewczyny i mocno cisnęła nią o jej usta i nos.
Mel cisnęła szmatką. Szmatka odbiła się od nosa Kathy, zrobiła w powietrzu potrójnego rittbergera i wylądowała na twarzy przestępczyni.


Dziewczyna leząca na łóżku, obudziła się i zaczęła wymachiwać rękoma, szarpać Mel za kominiarkę i kopać. Po kilku sekundach padła bezwładnie i straciła przytomność. Dziewczyna zarzuciła dosyć lekka ,,ofiarę,, za ramie i wyszła ta sama droga, co przyszła.
Ofiara była albo skrajnie niedożywiona, albo nadmuchiwana.


Do auta miała nie daleko, reszta wróciła tez do auta, na szczęście nikt się nie obudził.
Mafia składała się z somnambulików.


W tym samym czasie, druga ekipa parkowała przed głównym barem, w którym stołował się dłużnik.


Ville, Penelope i Jason, weszli do środka, w aucie została Jessica. Ekipa rozejrzała się po barze i odszukała wzrokiem faceta, który bawił się w dobre z kumplami.
Nie znam tej zabawy, jak się bawi “w dobre”?
Tak jak w “pomidora”, tylko nudniej.
Bawił się “w dobre”, ponieważ “oczywiście pracował”.


Na widok ekipy, facet niespokojnie się poruszył. Ville podszedł do niego i przycisnął go do sofy.
Yaoi alert!
Tak przy ludziach?! Ville, ależ sobie wziąłeś do serca przemowę szefa...


Facet chciał nacisnąć jakiś guzik, który miał na stoliku,
A był to guzik od czapki doktora Paj-Chi-Wo!


lecz Ville wyjął dyskretnie bron z kieszeni i przyłożył mu ja do gardła.
Dyskretnie. Przy świadkach, w barze pełnym ludzi, ale dyskretnie.
Do gardła? Z nożem na niego poszedł, czy jak?
Z broną. Z takimi zębami nie ma żartów...


- Spróbuj wykonać jeden ruch, a ja wykonam jeden telefon do mojej przyjaciółki, która właśnie pilnuje twojej córeczki - odparł Ville z chytrym uśmieszkiem.
A jeżeli wykonasz dwa ruchy, to ja wykonam dwa telefony.


Nic na nim to nie robiło, jakby mógł, zabiłby go od razu.
Co na nim czego nie robiło?
Kiedy w grę wchodzi yaoi, wszelkie niedopowiedzenia są mocno podejrzane.


Faceta zatkało i od razu schował rękę, którą trzymał na guziku.
- Lepiej - usmiechnal sie Ville
- Teraz nam powiesz, gdzie masz forsę - powiedział Jason siadając na przeciwko niemu (Jeżu…). Koledzy ,,tatuśka,, ulotnili się, gdyż wiedzieli, ze kroi się coś nieciekawego.
Nie chcieli być dyskretnie przyciskani do sofy.
Mafiozi bez problemu pozwolili im odejść: Ville tak przekonująco wcielił się w rolę napalonego kochanka, że nie było najmniejszych obaw, że ktoś coś zacznie podejrzewać.


- Mówiłem wam, ze potrzebuje czasu - tłumaczył się Luke, tak miał na imię. - Mam problemy z ojcem, nie pytajcie.
- Czasu? Twój czas skończył się już tydzień temu! - warknął Jason
- Nie igraj z nami, bo na prawdę zaraz pożegnasz się ze swoja córeczką - powiedziała Penelope.
- Skąd mam wiedzieć, ze ja macie? - spytał zdziwiony Luke, czując jakiś podstęp.
To nie był podstęp, to czyjeś skarpetki.


Penelope wyjęła telefon i zatelefonowała do Melody.
- Słuchaj, nasz tatuś chce usłyszeć córeczkę - powiedziała dziewczyna i zrobiła na głośnomówiący.
Przypominam, to wszystko dzieje się w miejscu publicznym, w jakimś barze...
No właśnie. Zamiast zrobić na głośnomówiący, mogłaby chociaż iść do toalety.


- Tato! Ratunku! Błagam cie! Wez mnie stad ! - krzyczała dziewczyna, zaraz potem Mel zakneblowała jej usta.
- Słyszysz tatusiu ? Pospiesz się, czas ucieka ... - szepnęła Melody i rozłączyła się.

- Jak coś jej zrobicie !... - zaczął nerwowo zdenerwowany i czerwony z nerwów Luke.
- Masz trzy dni... - zaproponowal Ville - ale możemy negocjować o tydzień.
- Ale.... - jęknął dłużnik.
- Dwa dni... - mruknela Penelope
- Dobra, dobra, za trzy dni macie forsę, ale nic nie róbcie mojej Kathy!
- Miały być dwa! - mruknęła Kura, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.


Ekipa ulotniła się do auta i ruszyli w stronę siedziby. Kolejna ekipa, była już na miejscu, gdzie miała się odbyć dostawa narkotyków. W wielkiej hali stało jedno czarne BMW i duza ciężarówka. Przy luksusowym aucie, stało dwóch goryli, obok auta był stolik, na którym były narkotyki.
Na porcelanowych talerzykach.
I stała hostessa w firmowym fartuszku, zachęcając uśmiechem do degustacji.


Przy stoliku siedział pewnie szef.
Pewnie szef, ale mogła to być również sprzątaczka. Narrator poszedł czyścić okulary.


Luna, Beatrixe, Viktor i Melanie podeszli bliżej.
- Witam - odezwał się wysoki, ciemno-włosy mężczyzna, Robert - Towar czeka.
Do wielkiego pakunku, podszedł Viktor. Spojrzał na faceta i nachylił się nad pakunkiem.
- Mozecie już pakować - powiedział (napakowany) mężczyzna, ocierając ręce (o pakunek).
Po co pakować pakunek, skoro jest już zapakowany?


Beatrixe spojrzała na Lune i się uśmiechnęła.
Viktor uśmiechnął się chytrze do faceta i wyjął nożyk. Nakłuł nim woreczek, wyjął troszkę białego proszku i wsadził do ust. Ochrona, która stała przy samochodzie, niespokojnie się poruszyła. Viktor chwile pomielil narkotyk (młynkiem do pieprzu) w ustach i spojrzał na faceta.
- Macie nas za debili ? - spytal Viktor
Aha! :D


Wyjął bron ze spodni i pokazał ja wszystkim.
Wszyscy byli pod wrażeniem rozmiarów jego armaty.
*pospiesznie przykleja czerwony kwadracik*


Nim Robert zdążył ze swoja ekipa coś zrobić, Viktor i reszta wyjęli bron i zaczęli strzelać. Jeden z ochroniarzy skoczył w bok i ukrył się za auto, tak, ze wymierzył bronią pod autem i strzelił w kostkę Lunie. Ta upadla na kolana, głośno krzycząc z bólu i upodlenia. Viktor pobiegł w przód i strzelił ochroniarzowi w głowę, w tym czasie sam zarobił draśniecie  w ramie od Roberta.
No, jak się wysyła na akcję jakieś świeżo dopisane do składu randomy, to potem się ma 50% strat.


Beatrixe osłaniała Viktora, gdy ten upadł na jedno kolano i strzeliła Robertowi w brzuch. Upadł na podłogę upuszczając bron.
Kiedy szef padł,  pozostali przy życiu ochroniarze zdali grabki i poszli na piwo.


Po akcji, Beatrixe pomogła rannej Lunie, dostać się do auta, a Melanie pomogła rannemu Viktorowi dostać się do raju. Wszyscy dotarli do siedziby ONZ. Nikt się do nikogo nie odzywał. Kazdy chciał być już w swoim łóżku. Viktor i Luna trafili do punktu medycznego w ich siedzibie.
Zabłądzili po drodze do łóżka?



Z mafijnej świetlicy pozdrawiają: Kura tłumiąca tłumy tłumikiem, Babatunde Wolaka w stroju szopa pracza i Sineira z wielołuskim pociskiem,
a Maskotek wymienia narkotyki na guziki.

23 komentarze:

Lamperia pisze...

"Wyjął broń ze spodni i pokazał ją wszystkim" - zgniłam. A ałtoreczka to chyba w życiu nie widziała nawet wiatrówki i grama marihuany :P

Pastel Toori pisze...

Może to i lepiej, że nie widziała...

Anonimowy pisze...

Urocza analiza i opko tyż!Tłumik z bombą bardzo mi zaimponował.
Ale ja nic nie zrobiłem! - bronił się jeden z naszych handlarzy narkotykami -jak się grzecznie tłumaczy...
Star Trek cudowny.
Jak sobie małe niuniu wyobraża mafię...

Chomik


Ryszard Rwie Serce pisze...

> kilka razy strzeliła facetowi w głowę, aż ten upadł martwy na ziemie.

Strzelała aż upadł, bez tego nie miałaby pewności, że nie żyje. A może chodziło o to, by kawałki upadły właśnie na różne ziemie, a nie całość na ziemię?

> Budynek w którym mieszkała cala ekipa, był ogromny.
> Uhm, widzę, że mafia też stosuje się do Praw Opka i mieszka razem na kupie...

A z jakiego niby innego powodu policja miałaby zgarnąć kilku dealerów naraz? Musieli razem mieszkać.

> Melody podążyła w stronę swojego pokoju, w którym był również prysznic.

Chyba już to gdzieś widziałem.... ;)

> Jaka, do ciężkiej cholery, brunetka? (Już nawet nie pytam, jakiej “rozmowy”, bo jeszcze się okaże, że ta żałosna wymiana docinków była rozmową...) Wychodzi mi, że w pomieszczeniu z prysznicem było pięć osób: Ville, chłopak, mężczyzna, czerwonowłosa i brunetka.

Czy nie ustaliliście wcześniej, że czerwono-włosa oznaczała, że jest czerwona i owłosiona? Jeśli miała czerwoną skórę i długie, czarne włosy... ani chybi Indianka.

> nie wiedziała co wymyśli ognistowłosa.

A musiała myśleć intensywnie, skoro już się hajcować zaczęło.

> Nie, to ten kat ust troszkę poszerzy im uśmiechy.

Słynny prekursor techniki rodem z Bostonu?

> Szef przypadkowo wybrał te osoby, specjalnie, ale nawet reszta ekipy o tym nie wie.
> Specjalnością szefa było zdawanie się na przypadek, tak w wyborze celów jak i ekipy.

A ja mam wrażenie, że wiedział co robi. Wybiją się nawzajem i będzie spokój. (Ale płonne me nadzieje, jak się później okazało...)

> zaczął szef, Jimmy (Jasona w międzyczasie wywieziono do lasu)

Albo mu się osobowości zmieniały, jak w Fight Clubie.

> Jimmy zawołał dziewczynę do siebie. Dziewczyna poszla na taras gdzie siedziala Nico, Penelope oraz Ville.

Szefuńcio wezwał ją DO SIEBIE, a ona poszła na taras, gdzie, jak wynika z opisu, w tej chwili nie przebywał. A, nie, jednak się teleportował chwilę później, zwracam honor.

> Członkini mafii umawia się w chłopakiem pod tajną siedzibą organizacji. Czy tylko ja dostrzegam tu pewną dozę… khem… braku rozsądku?

Cały parter zajmował ogromny gabinet kosmetyczny.


Piękna analiza, płakałem jak dziecko.
I jeszcze na koniec, do zestawu z bronią wyciągniętą ze spodni - hasło cipelin. Oh, God, why?

Sami90 pisze...

3. Ta grupa miała zająć się zdobyciem narkotyków, które zostały u nich zamówione przez jedna z ekip. W sklad grupy wchodzili :
* Luna

Lovegood czy ta: http://fc03.deviantart.net/fs71/f/2011/295/a/1/art_thou_mad__by_johnjoseco-d4dm0tq.png ?

Anonimowy pisze...

"Omijamy kobiety, chyba że są samotne i wyrafinowane"

To kolejny raz, kiedy widzę słowo "wyrafinowany" jako określenie pejoratywne. Zastanawiam się, z czym aŁtorkom się to myli? Z "wyrachowany"?

Anonimowy pisze...

Ja wiem co to krotek! I wcale nie występują w stadach :<
Krotek był głównym bohaterem książki 'Kot Alchemika' Moersa.
Krot to coś jak zwykły kot, ale ma dwie wątroby, pojemny mózg i potrafi porozumiewać się z każdą istotą na ziemi.


~Piórklaczyna

Anonimowy pisze...

Mam wrażenie, że don Vittorio nie nazwałby tych bandytów "Sycylijczykami".

Pozdrawiam i kłaniam się nisko, Wypłosz

Anonimowy pisze...

"Melody podążyła w stronę swojego pokoju, w którym był również prysznic."

Tajna kwatera mafii jest we Wrocławiu na Kościuszki!
http://tablica.pl/oferta/wynajme-mieszkanie-dwupokojowe-40m-spokojnym-studentom-CID3-ID3F0bd.html#fa01bc10d0

Melomanka

Anonimowy pisze...

Cud, miód i orzeszki :D Broń wyjęta ze spodni była przegenialna, podobnie jak szef który mógł być też i sprzątaczką :)
A tak poza tym, to coś dla Was znalazłam do potencjalnej analizy - tak durne, że aż słodkie, adres mówi sam za siebie: http://severus-i-luna.blogspot.com :D

Anonimowy pisze...

Łał, blogasek, w którym tematem głównym nie była miłość, a jakaś akcja! To było tak odświeżające, że naprawdę mnie zaciekawiło i żałuję, że autorka to usunęła. Świetna robota, Armado, gratuluję znalezienia w odmętach internetu takiej perełki!

SickRambler

Anonimowy pisze...

"Ja na prawdę nie zmuszam nikogo do czytania, wiem, ze nie pisze idealnie - tak, wiem to! Jednakże pisze tez dla siebie, wiec jak komuś się nie podoba, to niech NIE CZYTA. "

Nie ma to jak święte oburzenie i foch aŁtorki.

Propozycja kolejnego blogaska: http://lustro-zludzen.blogspot.com/

MrPapracz

Anonimowy pisze...

A mnie rozwaliły problemy z ojcem :D
Świetna analiza, tak trzymać!

Tonks

Anonimowy pisze...

Czytałam na trzy razy i co raz, to nowy stupor.
Wczoraj wieczorem zadumałam się nad działaniem tłumika w bombie - może to emitowało ciszę zamiast huku, jak ten dzwon z Niewidocznego Uniwersytetu?
I dziwiłabym się tak jeszcze długo, gdybym nie trafiła na "wyrafinowane kobiety". Serio, mafia polująca na wyrachowane kobiety ma jeszcze mniej sensu niż łowiąca wyrafinowane. No bo co ich obchodzi kondycja moralna ofiar? Co to jest, Troskliwe Misie-ekstremiści, dążące do wytępienia osobników o zimnych serduszkach?

A potem nastąpił Viktor wyciągający broń ze spodni - kwiii, ja wysiadam, ja nie mam już nic do powiedzenia xD

Świetna robota!

Hasz


PS: Swoją drogą, zawieszanie zawieszaniem, ale czy to nie genialne - ZWOLNIĆ i odprawić ochroniarza, który zna adres organizacji i przynajmniej rysopisy wszystkich członków? (vivat życie na kupie, przynajmniej policja się nie przemęczy lataniem po całym mieście)

Cuda, panie, cuda wianki.

Anonimowy pisze...

@Sami90: Jakby się uprzeć, to większość osób w tej grupie można wziąć za uciekinierów z fandomu HP ;)

Ejżja

xsmiley98 pisze...

i mafia została rozpracowana :D
cudna analiza :)

Anonimowy pisze...

Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Nie mogłam się powstrzymać *o*

"- Wiem. - mruknęła dziewczyna, wyjęła karabin wyborowy M40A3, który miał 7,62x51 mm NATO, był stuningowany. (Kwik, kwik. Właściwie powinnam pochwalić aŁtorkę za umiejętność guglania... Noale nie do końca, bo dosyć bezmyślnie podała oznaczenie naboju, (gdzie 7,62 to kaliber, 51 - długość łuski, a napis NATO oznacza, że nabój jest zgodny z normami NATO). To po prostu nabój do każdej M40tki. Nie mam natomiast pojęcia, co aŁtoreczka rozumie pod pojęciem “stuningowany”.) (Robi głośniejsze “bum”! [ojtam, no nie wiesz, że supergroźna mafia trzylatków wszystko musi mieć lepsiejsze?]) (I ma spojler na kolbie.)"

"Po chwili namierzona kobieta ruszyła w stronę wyjścia, palec Mel przy spuście zadrżał i pociągnął.... (z gwinta.) Strzał, wokół była głucha cisza, odgłos łusek z naboi upadł na ziemie, dym z lufy szybko się ulotnił przez silny wiatr. (Jaki dym, na Bora? Toć przeca już w XIX wieku wynaleziono proch szary, bezdymnym zwany!) (Pani Sine, pani kreskówek nie oglądasz, tam zawsze dym leci z lufy, a bohaterowie wdzięcznie go zdmuchują.) (I dlaczego odgłos upadł, a nie łuska? I dlaczego łusek, skoro strzał padł jeden? Tyle pytań, tyle niawiadomych…) (Wiesz, nabój był stuningowany, może miał tyle łusek, że wyglądał jak wąż albo jaszczur:))"

"Parę minut później, Nico ukryła auto za krzakami, kilka metrów od domu faceta. (Nie lepiej ukryć auto wśród innych aut zaparkowanych na ulicy?) (Może za bardzo się wyróżnia...)"

"- Musiałem dać ci taka misje rozumiesz? Żeby wiedzieć czy traktujesz ta robotę poważnie! - warknął zdenerwowany Jimmy (Szef mafii, który tłumaczy się przed smarkatą podwładną - tak, oczywiście, to naprawdę świetny motyw, kupuję to!) (Marysujka. I wszystko jasne.)"

"Wszyscy smacznie spali, Melody jednak nie. Buszowała w kuchni w głównej siedzibie w samej bieliźnie. Miala luźną, krotka (co to jest “krotek”?)(nie wiem, ale zwykle latają stadami, po sto) i satynowa halkę. Miala poczochrane włosy i robiła kawę. (Poczochrała trochę i zostawiła.) (Gdyby była gładko uczesana, robiłaby herbatę.)"

"Szkoda tylko, ze te wspaniałomyślne bezmózgie istoty, zamiast poinformować mnie o tym, ze już tu nie zajrzą nigdy, to po prostu przestały nagle komentować, a jak zapytałam, dlaczego, to na mnie z ryjem. NICE. Wiec chyba aż strach kogoś o coś zapytać. O.O LOL. A ja nie będę pisała pod czyjeś dyktando, to zdanie powinnaś napisać tak, to powinnaś ująć w ten sposób. Ludzie! (Ludzie! Nie dla mnie jakieś reguły, ograniczenia, zasady! Jam wolna! Jak orzeł ponad wierchy szybujący! JestĘ wieszczĘ i w regułach się nie mieszczę!)"

"Kazdy ma inna wyobraźnię, co za różnica jak ja napisze : Kwiaty były w kolorze głębokiej czerwieni, z odcieniami czerni w rogach, a ktoś inny ujmie to: Kwiaty były czerwone z odcieniami czerni. No na prawdę, różnica jak nie wiem co. (Uznam twoje racje, kiedy mi wyjaśnisz, gdzie kwiat ma rogi.)"

"- Dosyć! - warknął Jason, zrobił poważną minę, włożył ręce do kieszeni - Od dzisiaj macie się słuchać, albo wylecicie (z kółka plastycznego), (i każę wam przyjść z rodzicami!)"

"Wszyscy byli już gotowi do pracy. Cale trzy grupy, weszli do przygotowanych aut i ruszyli. (A gramatyka wzięli i zdechnąć.)"

Nie mogłam się powstrzymać... Spadliście kiedyś że śmiechu z łóżka??? Tak? A z piętrowego?!

(Prze)rażona tym opkiem, i smutna, że nikt nie schodził na śniadanie.

NN Suchar

Anonimowy pisze...

PS. Czemu mam ochotę poczytać głupkaw opka o HP?!??! Doktorze, diagnozę poproszę...

NN Suchar

mysza pisze...

Ależżżż gangsta!

Jack pisze...

Broń wyciągnięta ze spodni, ruda i włosa bohaterka oraz tłumik w bombie... Umarłam ze śmiechu!
Genialne!!! Po prostu genialne i tyle :D

Anonimowy pisze...

Jestem pod wielkim wrażeniem! Nie tylko tego, że można pisać i pisać COŚ TAKIEGO i nie spostrzec się, że to prawdziwy (s)hit. Jestem pod wrażeniem jak można COŚ TAKIEGO zamieszczać w internetach.
Podziwiam Waszą wytrwałość w ocenianiu tych opkowych katasdrow!

Anonimowy pisze...

Rewelacja. Urzekł mnie Viktor, który wyjął broń ze spodni i pokazał wszystkim. I Ville wykonujący dwa telefony.

"Wyjęła mleko z lodówki, płatki z szafki i nasypała sobie trochę do miseczki.
Zgodnie z opkowym kanonem, w którym każdy, czy jest zwykłą nastolatką, czy mrocznym aniołem, czy mafijną zabójczynią, na śniadanie żre płatki."

Ej, to akurat ma sens - a co miałaby jeść? W sensie, że skoro jest zabójczynią, to już może tylko wątróbkę z fasolką and a nice chianti?

Anonimowy pisze...

Arthur Weasley. Znowu jako poniekąd advocatus diaboli.

Alles prima, opko nadaje się do sekcji zwłok jak mało co, tylko... dajcie już pokój literówkom i brakowi znaków diakrytycznych. Raz wytknąć na początku wystarczy, potem zaś mniej lub bardziej udane koncepty oparte na tym, że np. ktoś zamiast "krótka" napisał "krotka", psują tylko zabawę. Mnie w każdym razie psują, bo o wiele lepszą zapewniają nieprawdopodobieństwa sytuacyjne (np. scena, która byłaby ot taka sobie zwyczajna, gdyby nie rozgrywała się w barze).