środa, 29 czerwca 2011

130. Brat miliona sióstr, czyli znowużto bal!


Drodzy czytelnicy!
Opko, które dziś przeczytacie jest... hm, dziwne. Do tego stopnia dziwne, że w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że to prowokacja i porzuciliśmy niedokończoną analizę. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, po dłuższej przerwie dołączył do nas kolega Purpurat i razem stwierdziliśmy, że światu należy się zapoznanie z losami jedynego syna Zaraz-Się-Dowiecie-Kogo. Nawet jeśli istotnie są one prowokacją, to całkiem zmyślną. Indżoj!

Analizują: Kura, Jasza i Purpurat.


http://jedyny-syn-voldemorta.blog.onet.pl

Może on i jedyny, ale sióstr ma, że nie zliczysz!


O Autorce:
Ja. Joan...
Wśród tych świata odmętów rwących
Oj, powodzi się ludziom nad rzeczką, powodzi.
Taaa, jedni się gubią w lesie, inni mają problemy z melioracją.

ma osoba podąża boso na przekór wszystkiemu, mówią mi że jestem inna ale ja po prostu tworzę swoją własną istotę świata tak odmienną od owego znanego tobie... Zapraszam do komętowania...
Choć jestem taka inna i taka odmienna
Prośba o komcie zawsze zostaje niezmienna!
Osoba, phi... Może jeszcze integralna, bo nie widać? :> A "komętowanie" to chyba coś, jak wspólne picie na męta, bo innego wyjścia nie widzę.

Bohaterowie:
Edward Bill... Riddle!!
Zestawienie dwóch najgorętszych imion z najbardziej tró mhrocznym nazwiskiem doprawdy jest w stanie powalić na kolana każdą czytelniczkę.
Sparkli, lata na miotle i ma włosy na sztorc. Do tego jest pomiotem Voldemorta. Mrok i zło!
Jesooo, to jakaś kombinacja Zmierzchu, Tokio Hotel i naleciałości z Batmana?


Główny bohater tej niespotykanej jeszcze nigdy i nigdzie dotąd historii...
Mylisz się, takich historii w blogosferze są krocie a krocie!
No, dopiszmy jej punkcik do oryginalności za to, że pisze o synu, a nie o córce.
[zapisuje punkcik]

Ma mroczną i straszliwą przeszłość którą stara się odkryć... Dlaczego trafił do domu Slyterin, do którego jego osoba zdaje się w ogóle nie pasować,
Łokcie dotykają sklepienia, a stopy musi wypychać na korytarz.
Co one mają z tą "osobą"? Ok, w kontekście psychoterapeutycznym trzeba tego używać, bo jest neutralne, ale w innym przypadku to tylko pustosłowie... Boszsz...

a jednak w dziwny sposób jest złączony z domem węża.
Leżąc w tak niewygodnej pozycji, nie jest w stanie nawet się ruszyć.
Wrósł w zimne kamienie ścian, stopił się z filarami i stropem...
Gdzie węża spręża i rozpręża...

Jego tęczówki pokrywa rubinowy odcień zdradzający tajemniczość jego własnej istoty, a także oblicze jego okalają fale czerni włosów.
Albo albinos z czerwonymi tęczówkami, albo farba do włosów. Tertium non datur.
Datur. Jeszcze może mieć szkła kontaktowe :)
Jeszcze mogłyby być mikrowylewy.

Istota owa utkana z piękna... i zła...
Przy tym gładka i śliska, gdyż tkana satynowym splotem.
Boru Wszechlistny, te wielokropki są takie tajemnicze! MHRRROK! Zaczynam się bać, niech mnie ktoś przytuli... [wielokropek błagalny]
Krew masz na mieczu, Edwardzie, Edwardzie,
Krew masz na mieczu, ach, czyją?
Sokoła zabiłem, sokoła mego
I nigdzie nie znajdę drugiego.

Anne Marianne McMorte
Znaczy się, Szkotka. Pracowita i oszczędna... 
Anna Maria Anna McZdech. Ładnie.

Cicha i tajemnicza dziewczyna pojawia się nagle na krętej szosie wytyczonej stopami Edwarda
Edward, szurając stopami szedł szosą w czasie suszy.
Do Saszy, poszaleć przy szaszłykach.
Szeleszcząc sznurówkami i sycząc podeszwą.

Edwarda Riddla...
Gdybyśmy nie kojarzyli - chodzi o wnuka charłaczki i mugola, 

Jej tęczówki zdawają się skrywać zarazem wszelakie pytania świat owy okalające, jak i te wszystkie odpowiedzi, które swą wolą zdobyć byś pragnął,
jako ten lemowski zbójca Gębon, którego własna ciekawość do zguby doprowadziła.
Albo jak Irina Spalko, co też za dobrze nie wyszła na poznaniu wszystkich odpowiedzi.
Owy świat... O roku ów...

jej istota jest wysokiej budowy swego ciała, wspięta na dwóch zgrabnych kończynach, okalana burzą pięknych włosów...
Istota ciała składa się więc głównie z kłaków i nóg, jak Coś spokrewnione z Addamsami i hobbitami jednocześnie.
Włochaty głowonóg!
Boru, były osoby, a teraz jeszcze istoty. Zaraz wbijemy się w dyskusję o powszechnikach.

Czyż jej piękna powłoka nie skrywa w sobie jednak tajemniczych pokładów fal mroku?
Tak, tak - ależ oczywiście - powłoka odwłoka mroczna jest dla oka!
Mam wizję balonu wypełnionego czarnym dymem.
Moment. Pokład fali? Nawet, jeśli mowa o fali statycznej, to i tak trudno ją magazynować w pokładach...

Jej dusza wzdycha i tęskni ku księżycowej tarczy czerni owego sklepienia...
I owąż ją widzę na rozstajach w nowiu, jak tęskni za światłem rozumu.
Tarcza księżycowa kojarzy mi się z Miltonem, poza tym szukam sensu.
Lubisz, jak widać, ekstremalne wyzwania.

1. Prawdziwość oblicza...


Witajże wędrowcze strudzonym będący, [nogami z trudem pociągający] zasiądź proszę w tym cichym kącie, gdzie powieść snuje się niczym nić pająka pochłaniająca w swej lepkości księżycowy blask.
Moja babcia mówiła w takiej sytuacji: snuje się jak smród po kościele.
A moja, że po gaciach.
A moja, że za wojskiem.
Na szczęście mieliśmy różne babcie.
Ma to swoje plusy.

Ułóżże swe zmęczone ciało w zagłębieniu owej meblowej miękkości, [są meble paskudnie twarde, na przykład kredensy] uczuj każdą są kończyną konkretne kształty [zwłaszcza nogami można wyczuwać kształty] przed wiekami utkane z domowego ciepła,
Kształty z ciepła utkane, aha!
A ja wiem, ja wiem, ma się po prostu zwinąć w kłębek na zapiecku, jak to drzewiej bywało!
I rozkoszować się odorem parujących kożuchów baranich
Stary Bylica mi przed oczami stanął...

dajże swym wyschniętym niczym martwe pustynie gardzielom
Każdy ma dwie gardziele.
Jedną co dzień, drugą na niedzielę.
A w gardzieli owych głębi
Tkwi chęć, aby bez mitręgi
Dać odetchnąć wraz śluzówce -
W końcu, kiedy na manowce
Pustyń zły los je sprowadził,
To i pić się chce...

wypuścić maleńki obłoczek pary splecionej z wyczerpania i znużenia
Dobra, dobra... podciągamy to pod "ostatnie tchnienie".
A, sorry, cofam poprzednie. AŁtoreczka ma chyba problem ze stanami skupienia, bo splatanie substancji lotnych może być trudne.

i zanurzyć otulonym w wieczornych cieniach wargom w odurzającej substancji, jakąż ci wyszykowałem.
WTF? Te gardziele? Aaaa... już wiem! należy pozwolić wargom zanurzyć się w odurzającej substancji, którąż wyszykowano. Ja dziękuję. Tekst jest wystarczająco ryjący beret. 
Jaszu, imiesłowy Ci na mózg padłszy...
Mnie?
Ja za to padłszy jeśm po tym zdaniu.

Siądźże i wyłapuj każdy namniejszy dźwięk i szelest, bo tu, w tych lasach srogich i okrutnych, gdzie paprocie duszą grzybiarzy, a pokrzywy chłoszczą umierające z głodu zaginione dziatki,
gdzie cisza nocy tka swą własną melodię i rozwiesza między cieniami szorstkich matek naszych, drzew
Oż kurde! Matki korą porosły, mchem i hubami! I wstrzymajmy nadbiegające świńskim truchtem skojarzenia z dziuplami!
Bo to o driadach i borostworach baśń stara...
W połowie drogi żywota naszego
Nagle się w ciemnym obłąkałem lesie;
Już drogi prawej oczy nie dostrzegą [...]


rozpocznę swą opowieść, gdyż, wiem, co się stało tam, daleko w straszliwym zamku, znam sekrety labiryntów jego podziemi  i w tęczówkach mych ujrzysz wszystko, co się w owych dniach wydarzyć miało.
Tęczówki albowiem mam prorocze, jak kryształowa kula wiedźmy!
Tęczówki są. Neeext!

Zagadkowe oświetlenie księżycowej tarczy, rzekłbyś: tajemnicze, nasyciło wszelakie kształty wyłaniające się z ciemności owego wspaniałego dormitorium, jakim było niewątpliwie Sliterin.
Bardzo zagadkowe oświetlenie, bo Slytherin miał dormitoria w podziemiach, więc Księżyc też musiał być taki raczej od dołu świecący.
Hellmoon, ot co!

Dom węża... Tak, osoba ma w każdym swym calu należała do tego wężowego domu, srebnymi łuskami okalającego swe ciało
to znaczy dom okalał się łuską
i dusze tych nieszczęśników
gdy miał wylinkę metafizyczną ,
którzy swe losy powiązali z hogwardzkimi lochami.
Tworząc w ten sposób stado łuskowatych warchlaków. Hagrid się ucieszył.
Boru, czy ktoś rozumie, o co tutaj chodzi? Wynika z tego, że załapać się na Slytherin to leciutki kanał...

Twarz ma zanurzała się w chwili owej w nieprzeniknionej tafli lustra, tej wypełnionej zielonkawością i mrokiem, tymi dwoma symbolami, jakże zanurzającymi w sobie całą tę slyterinową otchłań w sobie.
Osiem rzeczowników, sześć zaimków wskazujących, cztery przymiotniki i dla równowagi jeden czasownik użyty dwukrotnie!
Uhm. Zanurzał twarz w stawie rzęsą porosłym? Niehigieniczne.
Symboliczna zielonkawość. Ciekawa koncepcja.

Dłonie me błądziły po swym własnym odbiciu [mowa o odbiciu dłoni?] w tej tafli fałszującej obrazy [czyli zwierciadło wklęsłe/wypukłe], tafla przepajała opuszki palców moich niepokojnym chłodem [podpowiadam: tafli] (niepojęta fascynacja tejże istoty [tafli] owego lustra...), ale realnie z fizycznego punktu widzenia me opuszki obejmowały nic innego, jak tylko oblicze mnie [obliże mnie?] własne, z mroku i zielonkawości [tafli] sliterinowej pogrążoną.
Gra w "taflę" jest jeszcze śmieszniejsza niż w "pomidora"!
Tafla!

Spoglądały na mnie z tejże tafli owej jeden zaimek wskazujący wystarczy, daję słowo! dwie tęczówki o niespotykanej przenigdzie nigdzie-przenigdzie barwie rubinowej, przepięknej i zachwycającej,[bardzo zachwycającej] być może to ta barwa pochwycała w sobie i wplątywała te wszystkie głupie dziewczyny tak zafascynowane moją niezwykłą urodą...
Niezwykłą urodą albinosa.
Albo uduszonego.


Czerń mych włosów kontrastowała z bladością samej skóry mego oblicza,
Albinosi mają białe włosy typu "pęczek światłowodów", ale raczej nie czarne!
Przemawia za moją teorią. A plamy opadowe miał pewnie na tyłku i plecach.

a wzrok przypominał ten, który spotykasz, gdy w ciemności spoglądarz w oblicze srebrzystości księżyca i wiesz już, że to noc nadeszła.
Ciemności srebrzystości czerwonych oczu.
Kto to jest "spoglądarz"?
Z troską spoglądający gospodarz.

I toniesz w nocy, jak i w moich oczach. Oczach, które nie były odziedziczone od matki mej, [dziedziczymy coś po matce]
Która panna w opkach najczęściej jest matką voldemortowego pomiotu? Bellatrix, Narcyza, Petunia, Lily?
ani ojca
w takim razie po listonoszu
Moment. Załóżmy, że listonosz maczał w tym... no, powiedzmy: palce. W takim razie jest ojcem. Zostaje nam samorzutna mutacja.
Ejno. W świecie Rowling listonoszami są sowy! 
Hm, w sumie sowy mają ładne oczy, takie wielkie...

których i tak ledwo poznać mi dane było, a to w czasie dziecinności.
Dziecinność jest cechą konstytutywną tego opka, na moje oko.

Po kimże odziedziczyłem czerwień tychże oczu?
Po sowie, wiemy już.

Odpowiedź była jasna w tej czarności nocy i lochów...
Światło! Widzę światełko w tunelu!

Po Lordzie Voldemordzie. Tak, nazywam się Edward Bill Riddle
i tak zaczyna się moja skąpana w szarości niezbadanej tajemniczości mgły powieść...
Lord Voldemord. Bo wroga wolił w mordę, aż ten kitę odwalił.


2. Naprawić przeszłość...
Drodzy Czytelnicy, jakże Wam się podobał mój mały skrawek dzieła zaprezentowanego ostatnio?
Bardzo.
Pałam nadzieją, iż przypadł Wam do gustu...
Pałaj.
Razem z dzięcieliną.

Choć nie przeczę, iż liczę także na odrobinę komętarzy z Waszej strony. Jakże bym była wdzięczna, ale nie mówię tu a SPAMIE! Nie toleruję najdrobniejszych przejawów spamowania i gardzę takimi niegodziwymi zachowaniami... Me oczy pragnęłyby ujrzeć konstruktywne komętarze, porady, opinie, bym mogła czynić poprawy,
Takie wielkie poprawy! Masz jak w banku! Tego ci tu nie zabraknie...
Tja, mogę zaoferować trochę tekstów pokutnych z moich zbiorów. Na początek starczy.
gdyż pragnęłabym wydać książkę...
Wydawcy będą bić się o nią na noże.
Ojtam, ojtam. Chcieć to zawsze można.

Na prawdę piszę jakże tylko najwpanialej potrafię
Naprawdę widzimy i się zachwycamy, piszcząc z uciechy. Widząc takie orty.
[facepalm]

ten blog jest inny
wyjątkowy jest tak, że aż wyjemy.
Bez dwu zdań.

i to opowiadanie wytworzone spod moich dłoni nie jest takie, jak miliony innych tu w internetowym świecie...
Może do tworzenia opka jest potrzebne coś więcej niż dłonie? 
Zad do siedzenia na krzesełku? Bo głowa to chyba po to, żeby kurz w przełyku nie osiadał...

To opowiadanie jest prawdziwe i mroczne, pełne piękna zaimków i imiesłowów, ale też cierpienia najprawdziwszego, gdyż zostały one błędnie użyte... Tak więc zapraszam Was, drodzy Czytelnicy, a Ci, którzy zostawią komętarz [dostaną w ryj!] - będę dozgonnie wdzięczna, doprawdy...
~Joan~

Chyba by mi ręka uschła pisząc komĘtarz. Na komentowanie treści, jak już stwierdzono - możesz liczyć.
Cierpienie - zgoda. Nawet współodczuwalne, patrząc od strony czytelnika.

-*-*-*-*-*-*-*-*-
- Edwardzie, spóźnisz się na śniadanie! - wydawał okrzyki młodzieniec będący mym współlokatorem, aczkolwiek nie będący mi zbytnio bliskim.
Taaa... Te męskie rozmowy, takie o życiu i śmierci, a rano robi jajecznicę...

Nie pojmowałem jego zbytniej żywotności, jakże można być tak radosnym.
Bo trzebaż być smętnym lujem, z rozpaczą witającym każdy poranek. To takie mhhhoczne.
Hmmm... To może być objaw. Zaburzenia afektywne?
Nie doszukujmy się zdrowej psychiki u potomstwa Voldemorta.

Imię nosił Orlando Black
i był spokrewniony z Syriuszem - krew na głowę tego rodu!
A za kuzynów miał Legolasa, Willa Turnera i Parysa Trojańskiego.

był on wysokim i szczupłym w wieku około 15,5 wiosen.
I 16 jesionek.
Tak, to opko jest wyjątkowe. O wieku chłopiąt raczej nie mówi się, że przeżyli ileś-tam wiosen. To domena dziewczątek.

Posiadał on blond włosy i szmaragdowe oczy krótki kucyk do łopatek, z lekka falowane.
Oczy były falowane? Jedyne, co się zgadza, to "posiadanie kucyka" - konia na mikroprocesorach, małego takiego. Ale i tak jest tu błąd gramatyczny. 
Czekaj, moment. Może ja jakiś inny jestem, ale jak kucyk do łopatek może być krótki?
Przecież mógł mieć kucyka aż do kolan, no nie?
Przy takiej długości to już by przestał być kucyk. Raczej koń Przewalskiego.

- I co Ci do tego?! - odrzekłem owemu.
Odrzekłem. Wystarczyłoby bez zaimka. I tak wiadomo, z kim rozmawia.

Nie cierpiałem jego osoby tak przymilnej, iż mdliło na sam jego widok.
Lepkość padaczkowa?

Przywdziałem oto me czarne szaty i symbol węża... którego tak nie cierpiałem... Jakże bardzoe pragnąłem opuścić tę szkołę niebawem...
Hmmm... Ałtoreczka naśladuje styl biblijny? I jakim cudem można "przywdziać symbol"?
To raczej styl Mistrza Yody na mooocnych prochach.

Ale gdzież bym się podział... Wykonałem poranne czynności
Mył się i defekował w szacie, nic więc dziwnego, że inne domy Hogwartu za nic miały Ślizgonów.
Wiesz, jakby wszystkie czynności wykonywał bez ubrania, nie byłoby wiele lepiej. :>

i zszedłem na śniadanie
Dziwne. Mieszka w lochu, a na śniadanie kanonicznie "schodzi"? Liże lawę, żre węgiel, pije wody podskórne?
Nie, najwyraźniej autorka też go umieściła w tzw. "wieży Slytherinu".

majestatycznym krokiem wkroczyłem ku Wielkiej Sali, czując się wielce opleciony spojrzeniami wszelakich uczniów.
"Wszelacy uczniowie" to jeszcze nic, ale ciało pedagogiczne wprost nie mogło od niego oczu oderwać.
Wszelakie ciało, co oczy miało, prędzej by sczezło, niż oderwało!
Mhm. Wkroczył ku sali. Jasne. Jeszcze go spojrzenia oplotły. I tak szedł, powłócząc gałkami ocznymi zaplątanymi wokół niego na nerwach wzrokowych...

- Witajcie kochane dzieci! - przemawiał "staruszek Drops", słowa jego dobywały się z plątaniny srebrzystych włosów.
Drops, czyli dyrektor Hogwartu, profesor Dumbledore, jako największy czarodziej w Multiversum, usta miał na ciemieniu.
Kuzyn Coś wersja hogwarcka.

Aż dreszcze objęły mą skórę, gdym posłyszał ten "wspaniały" głos...
Dumbledore piszczał dyszkantem.

- Pragnąłbym Wam ogłosić, iż...
- Wakacje zaczną się szybciej??? - odrzekł żartobliwie jeden z młodzieńców przy stole Gryfindoru, a cała sala zawtórowała jemu aplałzem.
CZYM?!
Bo to były takie łajzy
wydające wciąż aplałzy.

- Iż! - zignorował go dyrektor Święty Mikołaj
Dyrektor Szkoły Magii występuje jako Santa Klaus?
A profesor McGonagall jako Miki Maus.

- ktoś zpośród naszego grona zdaje się być niejako złą istotą.
Spośród grona nauczycieli? Snape nadaje się na to jak ulał! On jest niejako zły. Podkrada zwoje pergaminu, podstawia nogi, wrzuca do kociołków żaby.

Tak, już od dawna nauczyciele przeczuwali, teraz ja muszę Wam to ogłosić... Howard już nie stanowi bezpiecznego schronienia na Nas!!
Wszyscy bywający w Howardzie spojrzeli na niego ze zgrozą, aż się chłopak spłonił.

Ale nie bójcie się, gdyż poszukiwania zostały wszczęte. Wczoraj znaleziono w Lesie ciało jednej z uczennic, prawdopodobnym jest, iż to ofiara ku Czarnemu Panu...
Ku Czarnemu Panu z wolna pełzała.
I tak się k'niemu ofiarowała.

Me ciało poczęło drżeć. Cóż będzie, jeżeli dowiedzom się [ze zgrozom], iz to ja stanowię potomstwo Lorda Voldemorta, który jest mym ojcem? Postanowiłem wtedy, iż...
...iż będę milczał i szedł w zaparte, nie wyciągnOM ze mnie nic!
Matko i córko, koleś stanowi potomstwo. To jak z prawem - naturalne i stanowione, czy jak?

Przekreślę swoją przeszłość... Me pragnienie, to żyć własnym życiem... Nie pragnę stanowić odwiecznie syna Woldemorta, pragnę być sobą samym... rozpocząćs s życie na nowo...
Chcę siać Dobro i Miłość! Chcę być jak Mahatma Ghandi, Matka Teresa i pani Jadzia ze  spożywczego!
Ja tam kojarzę z literatury tylko jednego, co był "odwiecznym" synem. Tylko jakby stosunki rodzinne miał ciut wyżej.
Pod koniec życia też na wszystkich patrzył z góry.

W dniu obecnym miał odbyć się bal zimowy...
Bo opko bez balu nie jest prawdziwym opkiem, wiemy, wiemy...
[podsuwa poduszkę]

Na przywitanie nowego roku... Nikt nie przeczuwał w powietrzu tego zła, i nawet mnie udzieliła się cząstka tegoż dobrego nastroju... Tak, muszę przyznać, iż wszyscy gadali jedynie na temat balu i temat ten miał krążyć od ust do ust przez całą dzisiejszą dobę... Aż do upragnionego wieczoru...
Ha! Tylko częściowa anhedonia i długotrwałe obniżenie nastroju - dystymia, jak nic.

- Ej z kim pójdziesz na bal? - odrzekł jakiś młodzieńczy głos. Spostrzegłem, iż to Orlando zza mych pleców szepcze tak.
Czy wdziać na bal ten mam kalosze, czy też może frak?
To Orlando zza mych pleców szepcze sobie tak.
I którą wybrać mam dziewoję, gdy tej jednej brak?
Ach, od tych dumań i rozterek czuję się jak wrak!
Choć we fraku i w kaloszach a na twarzy pąs jak mak,
Jakbym się z remizy urwał, wolny czuję się jak ptak!


I takiego typu dialogi dały się słyszeć od rana...
Orlando od samego rana gadał do siebie. Chyba wśród przodków miał też Orlanda Szalonego...


Nietoperzowi została rola uspokajania wszelakich młodzieńców na jego własnych zajęciach, gdzie podniecenie i wesołość związane ze zbliżeniem się balu plątały się w barwne wiry wraz z dym parujących mikstur eliksirów...
Testosteron tak buzował?
Podniecenie plączące się w barwne wiry? Niech ona zmieni dilera.

Aż...
- Potter znów Ci wybuchł elixir!!! Minus dziesięć punktów i szlaban! - wołał Nietoperz, a Ślizgoni zaczęli się śmiać...


3. Czy ktoś go zrozumie...?


Życie... czymże jest życie, jak nie dźwiękiem z Twych ust pałających miłością i tchnieniem powietrza?
Eee... śmiertelną chorobą przenoszoną drogą płciową?
Dyskryminujesz pantofelki.

Istota ludzka zdaje się wiecznie błądzić, bez końca poszukując odpowiedzi na takież to proste pytania, a tuż tuż tak niedaleko czai się odpowiedź niczym spłoszone zwierzę. Niechże ludzie mówią i myślą, co chcą, ja swój żywot ukształtuję we własnych dłoniach. Toż to me własne li tylko me życie, me własne, osobiste myśli, mój własy świat...
Kształtowanie żywota we własnych dłoniach mnie inspiruje. Ale i tak nie rozumiem.

- Edward, a co Ty robisz??? - dały się słyszeć słowa dobywające się spośród zapewne dziewczęcych warg.
W tym spośród kilku warg męskich, najprawdopodobniej.
Cóż to za słowo uciekło zza zagrody twych zębów?

- Siedzisz znowu i dumasz przy oknie... - odrzekła dziewczyna
Na co "odrzekła", jeśli wolno?

(która okazała się tą głupią Hermioną z Gryfindoru...)
Ozwał się Edzio z wyżyn mądrości swojej. 
- Bo umiem, kretynko. - nigdy nie potrafiłem powstrzymać się od okazania mojej wyższości intelektualnej.

i w duchu dodała: "Edward znowużto wygląda tak bosko, mmm..."
Hm, czyżby za pomocą przedwojennej ortografii autorka chciała oddać panujący w Hogwarcie duch konserwatyzmu?
Żeby ona chociaż przedwojenna była...

- Rozmyślam...
- Acha... - zaduma zdała się stać udziałem również i osoby Hermiony.
Zaduma zadumała się bardziej, próbując stać się udziałem czegokolwiek, choćby firmy na giełdzie. Ale stanie się udziałem osoby za nic jej się nie udawało.
Czy ja już dzisiaj pytałem, co one mają z tą "osobą"?

Jednakowoż zaduma jednoznacznie uchyliła miejsca jej standartowemu, ekstrawertycznemu
i mym zdaniem żałosnemu podnieceniu: - Masz już z kim iść na bal? Pytałeś się już kogoś???
Tak. Siebie. Zgodziłem się.
Podniecenie nie może być ekstrawertne. Chyba, że uznać je za czynność poznawczą. Ale to chyba tylko w sensie poznania biblijnego.

- A po co? - odrzekłem, a głos mój głucho rozlał się wśród Hogwarckich przestworzy...
Pośród przestworzy głos słychać hoży
Od ćmy wieczornej do rannej zorzy
Wciąż jęczy głucho, dmie się i sroży:
Kogóż tam znowu Voldek chędoży?


Wiedziałem, iż jak zwykle znajdzie się jakaś głupia gęś, która wepcha się do mego życia i zaprosi na bal, więc nie musiałem się starać i prosić żadnej partnerki. Trwało we mnie bezemocjonalne oczekiwanie, a obojętnym stało się, z kim konkretnie przyjdzie mi dzielić taneczny parkiet dzisiejszego wieczora.
I łoże dzisiejszej nocy.
Wepchać się do życia przez zaproszenie - cóż za splendid isolation!


(Byle by to nie był Potter w sukience - dop. au.)
Au. To bolało.
W kontekście łoża, osobliwie.

- No to super!!! To załatwione, idziemy na bal razem!
- A ten jak mu tam Ron?
- Nic z tego chcę iść tylko z Tobą! - odkrzyknęła stanowczo i pobiegła w poskokach i piruetach ku swym koleżankom, a w duchu wtargnęła jej myśl, iż: "Jakże to fajnie, iż wszystkie dziewczyny padną z zazdrości, będzie tańczyć z najpiękniejszym chłopakiem na świecie!!! No dobra, jest trochę dziwny to fakt ale..." Hermiona przestała myśleć i pognała ku koleżaną.
Z tym myśleniem to i wcześniej jej niesporo szło...
A koleżana to jak firana - plącze się tylko i snuje.

Wieczór nastał niespodzianie, przykrywając jasność nieśmiertelnie nasuwającą na myśl i kojarzoną z istotą dobra, przykrywając szatą mroku i niepewności... Jedynie rozpalone we wnętrzu Wielkiej Sali świecie demonstrowały specyfikę owych blasków minionych, nasuwając skojarzenie ino ze zmierzchem nastającym i niczym mgła zakrywającym duszę...
Łojezusicku, to chyba ciut za literackie, jak na takiego prostego chłopaka, jak ja. Że co?
Że ktoś się Tetmajera naczytał, albo cuś.

[Hermiona przebrana za Indianina odstawia taniec godowy:]

Hermiona przystroiła się w jakieśtam piórka i pióropusze i latała wokół mej osoby jak papuga i nawet takim też sposobem jazgotała.
Kaiser Idiot! Kaiser Idiot!

Cóż miałem czynić, porwałem się w taniec.
Objąłem ramionami swą smukłą kibić i ruszyłem w pląs.
Musiałem tylko uważać, by się nie deptać w tańcu.

H: Jesteś śliczny, wiesz? Mogę Cię pocałować?
Jaki ślićny, tititi, niu niu niu, buziaćki!

Ja: Nie, ja... mam dziewczynę - skłamałem. Zawsze tak kłamałem, by się od nich uwolnić.
Rozglądając się bezradnie za Howardem.
Jak to dziewczynę? Kgoś innego? - okrzyknęła "Herma" i trzebami było uciekać
chyba trzewiami?
gdyż chciała me usta pokryć swoimi i niemalże osiągnęła swój cel zatopiwszy swe wargi w mych...
Na szczęście zdołałem oderwać się z głośnym "ŚLURP!"
Hermiona jako podnawka.

I tak przedzierając się przez tłum natknęła się ma osoba na dziewczynę siedzącą w rogu sali, pod ścianą, jakąś taką ze smutkiem i niezrozumieniem splatających się na jej oblicze...
Czyżby dziewczę miało na imię Emily?

E jak Emily, dziewczę w stylu emo,
Nikt jej nie rozumie, a przyjaźń jest ściemą.
Siada zawsze w kącie, kuli się i garbi,
Patrząc z nienawiścią na "różowe barbie".
Kocha swą żyletkę, nie cierpi obłudy,
Słucha mrocznej muzy... nudy, nudy, nudy!
Dziewczę nie z plastiku, lecz z czystego mhroku,
Może nieco chłodne, niegościnne w kroku,
Lecz intrygujące, jak to depresyjni -
Nudni, smutni, trudni, lecz jakże niewinni.

Miała ciemne oczy i włosy, zdawała się tak głęboką istotą
Tak, za pomocą ciemnych kolorów można osiągnąć wrażenie głębi. Niestety, to złudzenie optyczne.

na tle tych wszelakich pustych blondynek jak Herma...
Na połatane gacie Merlina! Od kiedy Hermiona jest blondynką?! Pustą blondynką?!

Jak myślicie,bohater do niej zagada? Jak już zrodzę ową ideę, poczynię wszelakie starania, by z dniem jutrzejszym już odzwierciedlić ją na tym świetlistym ekranie komputera...
Życzymy porodu długiego i bolesnego...
I to kleszczowego.

Dzięki za czytanie, ale błagam, komętujcie, bo chcę wiedzieć, jakimż to staraniom sprostać, by uczynić mą powieść jeszcze piękniejszą???
Jeszcze! Jeszcze piękniejszą, prosimy.
[oczy kota ze Shreka]

*****


4. Marność nad marnościami...
Marnacyja, doprawdy, taka, że Jasza z Purpuratem wymiękli - analizę kończy sama Kura.

Już me serce rwało mnie ku wyjściu z tej szaleńczej otchłani przyziemnych uciech [już dusza ma nad poziomy wylatała], gdy ten idiota, Neville, wpadł na mnie. Któż go zapraszał, nieudacznika, na bal? Jakżem nie oberwał od niego, [jakżem się nie odwinął, jakżem nie prasnął tę hołotę w pysk!] gdy tenże brał rozpęd ku piruetowi, by zawtórować poruszającej się w tanecznym wirze Ginny. Z tego też powodu ciało me dokonało bolesnej integracji z podłożem, nim tylko mój umysł zdołał zarejestrować ten jakże pejoratywny fakt.
Znaczy: wtopił się chłopak w klepkę; od tej pory posadzka w Wielkiej Sali zachwyca przepiękną intarsją.

- Ałć! Co robisz? - odkrzyknęła dziewczyna, na którą żem wpadł.
Powinna była zawołać: "Cóżeś uczynił, nieszczęsny!" - "Żem wpadł!"

- To Twoja wina! Kto Ci kazał tu siedzieć? - odgryzłem się, aczkolwiek zły byłem na fakt upadku, nie na nią samą. Co mnie w niej tak pociąga, zapytałem sam siebie, ależ nie byłem w stanie odnaleźć odpowiedniej odpowiedzi ku temu. Zatapiałem się w ciemności jej tęczówek, pochłaniała mnie ona niezmiernie i w całej swej tajemniczości.
ŚLURP!


- Ty jesteś Edward? Za którym szaleją wszystkie dziewczyny w szkole? Idź do swojej Hermionki, tam stoi i szuka Ciebie.
- Czemu jesteś taka oziębła? Nie chcę wcale tańczyć z tymi nic nie wartymi szczeniarami...
- No, idź sobie! - odrzekła na to z całą swą stanowczością i spuściła dwa zgrabne łuki swych ciemnych brwi tworząc na swym obliczu definicję złości.
I wyglądała TAK.

- Nie poczekaj, nie idź... Porozmawiajmy - odrzekłem owej, gdyż coś... coś we mnie pragnęło, bym tak właśnie jej odrzekł. Coś w głębi mnie samego, cóż to było?
Alien?

Odeszliśmy razem z sali balowej i stojąc na jej skraju spoglądaliśmy w barwny spektakl odcieni i blasków rozkosz i zabaw, który z tej perspektywy wydawał się być jedynie aspektem tymczasowego szału, niespełnionej radości stanowiącej ową marność, z której cudem się wyrwałem.
No, tak jakoś mniej więcej. Trzeba umieć ubrać w ładne słowa fakt, że chciała ze mną tańczyć tylko jedna laska i to akurat ta, która najmniej mi się podobała.

- Choć, uciekniemy z tąd - rzekła, łowiąc me oczy na swoje.
Choć uciekniemy z Tąd
Dogoni nas ten swąd
Bo już się szerzy trąd,
Za błędem goni błąd.
Więc spróbuj iść pod prąd,
Przefarbuj włosy blond,
Nie chowaj się już w kąt,
Bądź dzielny jak James Bond!


Me rubinowe spotkały się w spojrzeniu z jej ciemnymi, które w owych blaskach mieniły się mrocznym fioletem...
- Nie wolno! Co jak nas złapią nauczyciele?
- Ty kujonie - odparła ze złośliwością i oblicze jej przyjęło wyraz nader pogardliwy. To prawda, iż stanowiłem wzór wielce wzorowego żaka w owej szkole, [profesor McGonagall przebąkiwała nawet o wypożyczeniu mnie do Sevres] aczkolwiek coś kazało mi podążać za niewiastą ową, nieznaną mi jeszcze.
Pogrążyliśmy się w mrokach szkoły, kroki nasze wtopiły się w jedno z pozostawionymi tu oddechami wplecionymi wraz z odczuciem samotności i smutku owej próżni korytarzy.
Innymi słowy: w powietrzu siekierę można było zawiesić.

Wkroczyliśmy w krainę cieni bez istot, gdzie owe cienie przejęły kontrolę nad obrazem pochłaniając go w pełni.
Argus Filch zgrzytał zębami - Weasleyowie znów zaszaleli z Peruwiańskim Proszkiem Natychmiastowej Ciemności.

- Jak się nazywasz?
- Anne McMorte.
- Morte? To znaczy Śmierć?
- Oczywiście wiesz takie rzeczy, kujonie - odrzekła pogardliwie owa dziewczyna.
A nie, tak tylko strzela... ugh!

Stopy nasze powiodły nasze dwie istoty ku wieżom hogwarckim zatopionym w mroku nocy. Staliśmy tak zatopieni w owym księżycowym, mrocznym blasku.
Antyksiężyc z antymaterii antyblaskiem sobie lśni...


I tak - zostawmy naszych bohaterów skąpanych w tęczowych oparach księżycowego mroku. Niech im nietoperz piszczy romantycznie, a kałamarnica mąci taflę jeziora... Dobranoc!


Z wieży Slytherinu pozdrawiają Kura, Jasza i Purpurat, tańczący w kółeczku labado, małego walczyka
oraz Maskotek, co w kącie duma nad marnością życia swego.

19 komentarzy:

Gabrielle pisze...

Jakie to mhroczne! Brrr.

A to było świetne:
Cóż miałem czynić, porwałem się w taniec.
Objąłem ramionami swą smukłą kibić i ruszyłem w pląs.
Musiałem tylko uważać, by się nie deptać w tańcu.

Dzidka pisze...

Też chwilami mam wrażenie, że prowokacja, a po chwili nie jestem już pewna :)

Procella pisze...

Nie wiem, czy to prowokacja, czy nie, ale od czasu Tymoteusza i jego kropidła nie uśmiałam się tak, jak dzisiaj.

Anonimowy pisze...

"Chcę siać Dobro i Miłość! Chcę być jak Mahatma Ghandi, Matka Teresa i pani Jadzia ze spożywczego!"
padłam.

no cóż... jeżeli to nie prowokacja, to wyjątkowy styl wypowiedzi owa nadobna niewiasta posiada...
analiza świetna. pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Kolejna poetessa? Mnożą się grafomanki jak wirusy kataru. Przecież to nawet nie jest komunikatywne.
Komentarze cudowne i borskie, i szumiaste, i zielone.
Pozdrowienia z głębi Borów Tucholskich,
zniesmaczona złym fickiem Lobo

Anonimowy pisze...

Mroczny siewca dobra ze Slytherinu o pałającej tęczówce i z lekką afazją;]

A analiza doskonała:)

maruko pisze...

Oł noł noł NOŁ... Czy to coś zmolestowało zdjęcie Juna Matsumoto? Biedny Jun.

Nin pisze...

Nie cierpiałem jego osoby tak przymilnej, iż mdliło na sam jego widok.

Ej, a to mi zaleciało Pianą złudzeń Viana;)

hasło: mengehie. Gejowski Mengele.

Anonimowy pisze...

Pod koniec nie byłam pewna czy to jest pisane na serio. Nawet jeśli nie to i tak miło było w końcu zapoznać się z jakimś synem Voldka. Czy ja dobrze zrozumiałam i ten tutaj Edzio jest czytającym w myślach Edziem ze Zmierzchu? Czy to po Hermionie zwyczajnie widać?
Koyomi

Anonimowy pisze...

Mroczna tafla głupoty opleciona wyszukanym słownictwem, wysyłająca w eter fale wielokrtopków i rozsiewająca wokół z prośby o komcie...

Boru, co ona brała?

Analiza przednia. Przy wylince metafizycznej padłam i czytałam dalej krztusząc się ze śmiechu.

Pochwalę się, że kiedyś byłam oryginalniejsza od aŁtorki. Gdy miałam +/- 10 lat, napisałam w wordzie opko o synu Voldemorta (syn bowiem wydawał mi się właściwszym potomstwem dla Czarnego Pana niż jakaśtam córka) i wampirzycy imieniem Carmilla (dodam, że nie wiedziałam wówczas nic o wampirach i wampirzej literaturze), która z jakiegoś powodu mieszkała w Hogwardzie. Też starałam się pisać najwspanialej jak umiem i z tego co pamiętam niezłe kfiatki mi wychodziły. :D

die_Kreatur

Pest pisze...

Jeśli ta dziewucha napisze więcej to znajdę ją i metafizycznie pokroję świetlnym mieczem. Mimo że analiza nie była strasznie długa, to myślałam że w połowie wysiądę i podziękuję.
Co za bzdury :D

Pierwsze moje skojarzenie? Opowiadanie o TH, i boCHaterce która chciała się zabić ale tru lawer ją uratował. Tyle że "styl" (już nie mówię o braku poprawności gramatycznej czy jakimkolwiek sensie bo tego tam nie było) był jeszcze bardziej poskręcany i wymięty.

A propo komentarza die_kreatur, pewnie wiele osób coś tam kiedyś pisało. Ja ze swoją fascynacją anime (taką "dwunastkową", muszę dodać) pisałam o Dragon Ballu, o Naruto, i innych takich. Rany, to było straszne, wtedy myślałam że cudowne, ale chyba bym wstydu nie miała gdybym to opublikowała.


A ałtoreczkom jak podrosną, polecałabym "Galerię złamanych piór" (i tak sobie pomyślałam, z Waszych analiz można by złożyć podobne wydanie xD)

Anonimowy pisze...

"Niechże ludzie mówią i myślą, co chcą, ja swój żywot ukształtuję we własnych dłoniach. " - chyba wiem, co podmiot miał na myśli. Ja też czasem łapię fałdkę na swoim żywocie, znaczy się brzuchu i kształtuję ją dłońmi tak, żeby wyglądała na mniejszą (czyt. wpycham w spodnie).

A to chyba jednak prowokacja niestety. Zbyt duże nagromadzenie elementów kanonicznych dla opek. I rzecz charakterystyczna, błędy ortograficzne pojawiają się głównie w kwestiach mówionych, w opisach raczej nie występują. Wygląda mi to na naśladownictwo ałtoreczkowego stylu, jednak autorowi nadal brakuje swobody w podejściu do ortografii.

Reverentia

atha pisze...

Łomatulu... Jak lubie analizy opowiadań w takim patetycznym stylu, tak to nawet mnie przygniotło. AŁtorce chyba płacą od ilości słów w zdaniu. Brrr...
Jakkolwiek analiza jak zwykle przednia. Brawa dla Kury, która dzielnie wytrwała na placu boju.

Hasło: ammorna. Jakoś mi się z tą (ową) Anną Martwą i marnością świata tego skojarzyło.

Anonimowy pisze...

Ja stawiam, że to prowokacja. Nie wierzę, że ktoś całkiem na poważnie miałby używać takich słów, szyku zdać, etc. Jednak nie zależnie od tego, czy opowiadanie było pisane na serio, czy też było zabawą, analiza powstała przednia.

Goma pisze...

Świetna analiza! Nie wiem, czy zasugerowałam się wstępem, czy z opkiem faktycznie jest coś nie tak, ale prawie od samego początku nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to prowokacja. Przez to czasem było mi się trudno skupić, bo zastanawiałam się jak to możliwe, żeby nieałtoreczkowy umysł wymyślił coś takiego. Z drugiej strony sam blog wygląda blogaskowo.
Tak czy inaczej komentarze zwalające z krzesła - gratuluję cierpliwości!

Pigmejka pisze...

Ja tego jeszcze nie skomentowałam?! Cóż, najwyraźniej moja postępująca skleroza ma się dobrze, by nie rzec - kwitnąco.

W każdym razie: kilka razy prawie się popłakałam ze śmiechu. Pierwszy raz przy morderczych paprociach i pokrzywach, a potem było tylko lepiej. Cud analiza! :D

Adwokat pisze...

Analiza wspaniała, prawie się udusiłam, kiedy próbowałam nie wydawać odgłosów chichotu, żeby nie obudzić rodziców. Nie mam zdania odnośnie autentyczności opka, ale nie zdziwiłabym się, gdyby było prawdziwe. Tak czy siak, bałabym się porozmawiać z kimś, kto pisze takim językiem.
Analizatorów pozdrawiam serdecznie.
Adwokat

natalia_oreiro pisze...

Założę się o krótkiego kucyka, że opko jest prawdziwe. Nie ma to jak skarby z onetu.

Anonimowy pisze...

"Powłoka odwłoka mroczna jest dla oka."
Jaszu, kocham Cię!