piątek, 18 lutego 2011

7. Halucynogenna makrela, czyli dyniowa bohaterka


Zauważmy, że takie słowo jak Blindgasse w języku Goethego i Schillera nie funkcjonuje, nie chce funkcjonować i nie ma zmiłuj . Ałtoreczka chciała z lekka zaszpanować niemczyzną i stworzyła cóś na miarę „Ślepego zaułka” ale na to w narzeczu dorzecza Renu mówi się Sackgasse, a nie inaczej.
Więc mamy idiom i inne idiomatołki.
Przyjrzyjmy się im bliżej.

Śpiewać szeptem natchnionym emocjami:

Rodzina Poszepszyńskich, rodzina jakich wiele
Poznajmy ich na co dzień, poznajmy ich w niedziele
Otwórzmy więc ich drzwi, zajrzyjmy do ich wnętrza
Tak wiele różnych spraw nawarstwia się i spiętrza,
Nawarstwia się i spiętrza
Nawarstwia się i spiętrza

Poranna kawa była prawie tak czarna jak jego myśli. Niemalże tak słodka jak jego paniczny śmiech,
Paniczny słodki śmiech wywołany czarnymi jak kawa myślami. Moim zdaniem zaczyna się nieźle, co o tym sądzisz?
Na koci byłoby to: w zębach mełł przekleństwa jak ostatnie, zeschnięte chrupki whiskas’a

a on trzymając w dłoni białą rurkę próbował „złapać” dym.
Wciągał dym przez rurkę? Ich umiejętności nie przestają mnie zadziwiać.

Kiedy pił wydawało mu się, że ma na stopach stumilowe buty.
Na głowie czapkę niewidkę, w ręku kije-samobije i osła, który wydala złote dukaty.
*Walerian fałszując:*
Na głowie kwietny ma wianek
W ręku zielony badylek
A w pysku ma białą rurkę
A odzian jest w szarą burkę!
Kocie, to nasz bohater jest nieźle upalony, ty daj sobie spokój, dobrze? A właściwie, to co ty byś chciał od magicznej wróżki?
Buty.
Nieno. Wystarczy, że jesteś kotem, który mówi. Jeszcze do tego chcesz być Kotem w butach?
Jak szaleć, to szaleć. I tupać.

- Tom, musimy porozmawiać – nagle dobiegł go stanowczy głos brata. Oklapł na drugim krześle i krzyżując ręce na torsie zagryzł wargę...
My krzyżujemy palce od uroku. I zawiązujemy czerwoną wstążkę. Żonglujemy czerwonymi kulkami i plujemy przez lewe ramię.
Już raz mi kot oszalał, nie chcemy powtórki.

- Co tym razem złego zrobiłem? – spytał od niechcenia, upijając parę łyków czarnej jak smoła substancji.
Substancja – to brzmi tajemniczo...
Czarna jak smoła. To brzmi mhocznie. Jasza, ty mi daj Substancji jakiej, bo mnie weltszmerc jesienny dopada.
Jak ci dam makrelę, to weltschmerz dopadnie, ale tym razem mnie. Znowu. Nic z tego! Jedziemy na chrupkach i basta!
Makrela była halucynogenna!
Tak, kocie – ale nie dla mnie!

- Zdecydowaliśmy, że pójdziesz do terapeuty. Jesteś uzależniony, to musi się skończyć. Serce uderzało mu o klatkę piersiową, wywołując ból, a zarazem wielką niecierpliwość.
Serce, jak wiadomo na ogół uderza w nogi. Powodując tym samym zdziwienie a zarazem wielkie łaskotki.

- Zdecydowaliśmy? A kto powiedział, że ja się zgodzę?– prychnął, śmiejąc się. Bo on nie jest uzależniony, on tylko czasami, a raczej codziennie lubi wypić...
Jest abstynentem od siódmej (gdy zarzeka się, że nigdy do ust ani kropli) do 17 gdy sięga po butelkę... Toż to dziesięć godzin na odwyku!

Na twarzy blondyna pojawił się grymas. Mimo wszystko kochał brata, ale bał przyznać się przed samym sobą, że mu zależy, że kocha i chce dla niego jak najlepiej. Wolał zgrywać Toma bez serca. Dlaczego? Bo tak zdecydowanie mniej bolało... jego oczywiście.
Twardziel bez serca.
Jak się pomyśli, że bicie serca może powodować bóle, to w rzeczy samej, Tom to egoista.

Mam zapomnieć, że mam brata? Tom, ty... ty przestajesz istnieć. Zatracasz się w tym wszystkim, pozwól sobie pomóc, proszę – szepnął, czując, że małe kropelki spływają po jego bladych policzkach.
Małe kropelki spływające po policzkach. Wzruszające.
Jasza, nie kap mi samotnymi łzami w ilościach tysiąc na moją sierść, bo potem nie mogę dojść do ładu.

Wyszedł z kuchni. Wszedł do dużego pokoju, rozglądając się po pomieszczeniu. Parę statuetek, które przywieźli ze studia nagraniowego w Hamburgu, rodzinne zdjęcia, plakaty, parę walizek. Ściany o soczyście zielonej barwie, wielkie łóżko zaraz obok kominka. Jego mała świątynia.
Obok kominka
jego świątynka.
A w świątyni łoże
Gdzie się położę.
- Jak cię znam, zaraz zaczniesz linieć. W świątynce, hehehe
- I będę mruczeć.
- Dobra, obaj zbezcześcimy mu świątynkę, zobaczymy jak zareaguje.
- Będziesz śpiewać?!
- Oczywiście!
- No to siuuup!
- Jasza!
- Hę?
- Nie masz wrażenia, że wkradamy się w przestrzeń narracyjną?
- Że co? Że niby przełamaliśmy barierę krew-mózg? Sorry – narrator-bohater? Sinifi et sinifię? Stajemy się częścią immanentną rzeczywistości opisanej? Podrap mnie po plecach. Nie tu, niżej. Trochę w lewo... O tak...

Spojrzał w róg pomieszczenia, gdzie leżała oparta o komodę gitara. Chwycił ją i usiadł po turecku na łóżku. Jego lewa ręka naciskała na metalowe struny, a prawa wybijała melancholijny rytm... Po pomieszczeniu unosiły się niewidzialne nuty, które koiły jego niespokojną duszę.
Niewidzialne nuty, czyli Disney w czystej postaci. Królewna Śnieżka zagląda przez lufcik, krasnoludki tańczą dookoła dywanu. Jelonek Bambi płacze.
To takie piękne! Ja się też popłaczę, jestem wzruszony, zachwycony *Walerian ładuje mi się na brzuch i robi maślane oczy*



@@@@
Stanęła w osłupieniu, patrząc jak ciocia Allyson ubiera gruby płacz, a chwilę później stoi w drzwiach, ciągnąć za sobą dużą walizkę.
Gruby płacz – rozszlochała się na dobre, biedna ciocia Allyson...
Dobrze, że ten płacz był ubrany, bo by go zawiało.

Przełknęła ślinę i jeszcze bardziej wybałuszyła oczy, widząc jak ta jej macha i z uśmiechem na twarzy wciska do jej rąk klucze od mieszkania.
Pamiętajcie – od przełykania śliny ma się wytrzeszcz!
A nawet wybałusz

Ale, że niby jak? – zapytała po 5 minutach samą siebie. – No to, chyba jestem sama. – dodała przekręcając zamek w drzwiach i obróciła się w stronę kuchni. Otworzyła wielką lodówkę przeglądając jej zawartość.
A w lodówce masło, serki
i czyjeś wysuszone nerki

Z łyżeczką w buzi
Przypomniał mi się stary dowcip:
- dlaczego ginekolodzy noszą maseczki chirurgiczne?
- żeby nie oblizywali łyżeczek...

zaczęła przeszukiwać wszystkie możliwe strony, aby... znaleźć jaki kolwiek ślad po Tokio Hotel w Londynie. Hotele, najbliższe występy, wywiady, sesje.
Muszę jakoś oderwać cię od tych paskudnych myśli...
Sherlock Holmes i Bond, James Bond to małe pipki w porównaniu z agentem tej miary, co zawścieknięta fanka na tropie Tokio Hotel.
Jasza, wracaj do rzeczywistości, bo cię podrapię!
* Walerian drapie. Dotkliwie* Auuuu, przestań!

Zmrużyła oczy wpatrując się w tekst, a z każdym przeczytanym zdaniem na jej ustach pojawiał się triumfalny uśmiech...
Znalazła ich, niech już nie czują się bezpieczni! Nigdy!
Jasza, ty też masz czasem triumfalny uśmiech, ale w takich chwilach to się ciebie boję, cholernie się boję...
.
Jeśli ten dzień zaliczał się do tych złych to gorzej już chyba być nie mogło... Zamaszystym ruchem otworzyła drzwi łazienki i głośno tupiąc nogami ruszyła na poszukiwania mordercy jej ulubionej bluzki.
- Raz, może dwa... – wyjąkał, patrząc na koszulkę w łatki i na wściekłą siostrę... Czasem nie wiedział po kim ona to ma. Gdyby dać jej tasak z pewnością użyłaby go...
Ja też jestem bliski pójścia po tasak!

Brunet ziewnął, przekręcając głowę w bok.
- Kłopoty sercowe, siostrzyczko? – spytał, zabawnie poruszając brwiami, a jego uśmiech znacznie się poszerzył.
Siostrzyczka dała mu pod choinkę brzytwę, zamiast wymarzonej harmonijki ustnej.
Na samą myśl, że tak wcześnie musi opuścić cieplutkie mieszkanie jej żołądek tańczył salsę pomieszaną z energicznym tangiem.
Kłaczek?
I nie zwomitowała od tego?
Twardziula, jak nic, lubię takie!


Jednak najgorsze było w tym wszystkim przejście tą samą ulicą, gdzie widziała GO... tak, to będzie zdecydowanie najgorszy moment...
Po parunastu minutach marszu w końcu dotarła do pracy. Kichnęła głośno, zwracając na siebie uwagę, a po paru sekundach przybiegła do niej mała dziewczynka zakleszczając kruche rączki na jej szyi...
Jak myślisz Walerian – żabka, czy francuz?
Tak czy inaczej, ty się na mnie nie zakleszczaj. Nie życzę sobie.

@@@@
Czy zastanawialiście się jak to jest żyć w towarzystwie braci Kaulitz? Jak to jest, kiedy błysk fleszy jest skierowany tylko na nich, omijając twoją osobę? Tak bezczelnie zabierają ci mikrofon, kiedy chcesz coś powiedzieć..
A to potwory, Kał-Lice jedne...

On żył z tym na co dzień. Było to dla niego niemalże codziennością, którą sam wybrał. Żył w cieniu, nie chciał błyszczeć,
Jasza, ty mi zawsze zabierasz mikrofon, ty zawsze podpisujesz się pod moim tekstem, zawsze tylko ty, a ja jak ten kot!
Reflektory proszę na mnie!

ani zajmować pierwszych stron gazet.
Tak jak kot, proszę państwa, tak jak kot... Kto pisze o Kocie, który Mówi?
Gdyby kot mówił z sensem, to może...
*Walerian strzela focha i idzie na z góry upatrzone pozycje.*

Chciał ze wszelką cenę pozostać tym piętnastoletnim chłopcem, który potrafił rozśmieszyć każdego, a zarazem podać pomocną dłoń. Jego bursztynowe oczy zawsze promieniały. Napawały innych chęcią do życia. Nie pozwalały się poddać czy smucić...
Jasza! Mam piłeczkę! Poturlajmy się po podłodze! No plizzzzz! Wejdę na karnisz, dobrze?!

Inaczej było z tym czwartym. Wiecznie poniżanym i napiętnowanym przez Toma. On nie potrafił ukrywać rozczarowania, a nawet i złości. Nie chciał tak żyć! Nie chciał być TYLKO basistą Tokio Hotel.
Miauuu. Miauuu marzenia...
Walerian, ja cię kocham kocie – ale czasem jesteś upierdliwy. Musisz tak jak ten czwarty – być tylko basistą...
Wcielam się w tego czwartego. Nauczę się grać. Na puzonie. Wtedy zobaczysz!
Potrzebują kogoś kto scali ich rozłączone dusze...
Najlepszy jest cyjanopren.
Co kropelka sklei, sklei
To już nic ich nie rozklei
3,20 zł za tubkę w Rossmannsie


[Tom]
- Tak, postanowiłem zaszczyć was swoją obecnością – odpowiedział, szczerząc się.
- Wszystkie dziw.ki w Londynie już przeleciałeś? – zakpił Geo, wpatrując się nienawistnie w oczy gitarzysty..
Wszyscy czujemy się zaszcz... zastrz... jakieś trudne słowo
Ale wszystkie dziwki w Londynie czują się przeleciane.

@@@@@
A teraz wysoce enigmatyczny tekst gatunku Harry Potter end Spółka. Daję słowo, pani Maju – ja nic nie ponimaju.

Sami zobaczcie:
Mówi jakaś dziewoja w Hogwarcie

Usiadłam na parapecie i zapaliłam jedną szlugę.
Za moich czasów szlug był rodzaju męskiego Ten szlug. Jeden szlug.

O tak, od razu lepiej. Powoli wypuszczając kłębki dymu
Kłębki? Kłębuszki?

myślałam nad dzisiejszym pocałunkiem.
Za moich czasów myślało się [o] czymś. O pocałunku. Rozmyślało się [nad kim, czym?] – nad dzisiejszym pocałunkiem.

A co jeśli on mnie wrabia? To jest możliwe, przecież Ślizgoni tacy są. Teraz bierze prysznic i pewnie myśli, jaka ze mnie naiwniaczka. Normalne. Zawsze jestem naiwna, cholernie niepotrzebna cecha.
Ślizgoni już tacy są...


I teraz się zaczyna zagadka logiczna:
Kto, kogo, po co i dlaczego, za ile i w jakim celu?

- Cathy, chcę ci powiedzieć…
(Uważajcie, ktoś, kto pali szluga na parapecie, ma na imię Cathy, to ważne!)
- do mojej sypialni weszła pani Smith, zamykając za sobą szczelnie drzwi. W ręce trzymała album.
- Tak?
Otworzyła album. Długo kartkowała, aż w końcu znalazła zdjęcie Cathrine Decler z śmiechem i różowymi policzkami.
Kto był ze śmiechem, kto z różowymi policzkami? Odpowiedzi prosimy zachować dla siebie.

- Tu jesteś do niej naprawdę bardzo podobna. Przyjrzyj się dokładnie. Te same oczy, ten sam wzrok. Nieprzewidywalność, indywidualność… I musisz mi uwierzyć, to jest właśnie twoja matka… Ja… ja robię za pionka w jej grze. Teraz służy złu. Wymyśliliśmy z matką Simona tę historię, kiedy Cathrine chciała cię zabić, żeby pokazać światu, do czego jest zdolna. Cathrine Reeds.
Była jakaś Cathrine Decler, która nagle przemieniła się w Reeds

- Tak to ona. A matka Simona to Titta, zmarła, jak miałaś miesiąc. A tak naprawdę zabiła ją Cathrine.
Która Cathrine na jeżą najjeżowszego??? Decler, Reeds, czy ten tajfun nad Nowym Orleanem???

- Za to, że nie pozwoliłyśmy ci zginąć. Ale uwierz mi ostatnio z nią rozmawiałam… Mówiła, że gdyby nie to wszystko… - przełknęła głośno ślinę. – Ona cię bardzo kocha, wiesz? Chciałaby to wszystko naprawić, tyle, że nie wie jak…
Spojrzałam na Julię niedowierzając. W oczach zapaliły mi się świeczki.
Dynia mała. W środku świeczki...

- Dlaczego… Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?
- Bo tak zadecydowałyśmy. Cathrine uszanowała naszą decyzję, powiedziała, że możesz do niej wrócić, jeśli chcesz. I jest z ciebie dumna, bo choć trafiłaś do Gryffindoru, to jesteś najwspanialsza na świecie.
- Mamo… Chociaż nie. Jak mam teraz do ciebie mówić?
- Możesz po imieniu – zaszlochała cicho Julia.
Stanęłam i złapałam się za głowę. Za dużo nawet jak na mnie.
Dla nas też za dużo, nawet dla nas.

- Muszę iść spać… - zgasiłam papierosa o zimny, metalowy parapet i rzuciłam się na łóżko, a Julia raniąc łzy wyszła z pokoju.
Wzięła złoty sztylet z brylantową rękojeścią i zaczęła ranić łzy. Okaleczone, ranne łzy podniosły wrzask.
Byleby sobie oczu nie wyłupiła w zapamiętaniu.
Walerian, czy ty zawsze musisz mieć ostatnie zdanie?
Zawsze.
Podrap mnie po prawej łopatce
A pomiziasz po brzuszku?
Ty, to zawsze masz ostatnie słowo.
Uhmmmmm.


Okrutny Ataman Jasza, Kąsający Leutnant Walerian i Ten Trzeci Maskotek
Pozdrawiają z Komnaty Tajemnic.


1 komentarz:

jasza pisze...

• Sineira

• 2008-12-16
Jakie to śliczne, liryczne i narkotyczne! Walerian ma ode mnie mizianie po brzuszku, a Jasza pomnik z masła!

• Głównodowodząca Sierżant

• 2008-12-15
Dankować rotten, dankować. Wstrętny robak sabotażysta nam się zakradł i namieszał, ot co.

• rotten stalk

• 2008-12-15

Link do obecnej analizy przekierowuje do poprzedniej (tej z Pisakiem).

Popłakałam się ze śmiechu. Pozdrawiam.

• kura z biura

Jaszo, jesteś genialny! Kocham Cię!
(- I love you. - I know.)
Waleriana też!

Panna paląca szlugę i wypuszczająca kłębki bądź kłębuszki (nerkowe?) zasługuje na pomnik. Tak samo jak poezja Waleriana i Halucynogenna Makrela.
Ukwikałam się, usmarkałam, teraz idę spać. I będzie mi się śnił Walerian na karniszu.

• francuska elita
Czy kręci cię bogate życie, seksowni faceci i sławni przyjaciele, w każdej chwili skłonni cię obgadać za twoimi plecami? Chciałbyś się wczuć w świat elity? W takim razie na co czekasz?