piątek, 18 lutego 2011

13. Błyskawiczna ciąża, czyli wszystkie Sary są złe

Przed Państwem skomplikowane losy niejakiej Vanessy Anne Hudgens i jej burzliwych związków z mężczyznami i przyjaciółkami. Poznamy świat eleganckich restauracji i zaplątane jak spaghetti wnętrza włoskich sklepów. Zobaczymy cuda amerykańskiej techniki i przekonamy się, że tak naprawdę świat jest mały. Wrażliwszych prosimy o zaopatrzenie się w zapas chusteczek, gdyż tragiczne losy głównej bohaterki wycisną niejedną łzę... Indżoj!

Opko cieszyło się na tyle dużą popularnością, że skusiło plagiatorkę. Pierwszy adres – to oryginał, drugi – plagiat robiony metodą „kopiuj-wklej”.

http://vanessa-anne-hudgens-story.blog.onet.pl/
http://my-story-hsm1.blog.onet.pl/
Na początku, jak to zwykle bywa, dostajemy charakterystykę bohaterów. AŁtorka nie bawi się w szersze opisy, wymieniając tylko najważniejsze cechy swych postaci. Ha! Zaraz zobaczymy, jak też one się mają do rzeczywistości.

Imię: Vanessa
Nazwisko: Hudgens
Charakter: Miła, skromna, koleżeńska, tajemnicza, wstydliwa, uczciwa
Zwłaszcza skromność i wstydliwość Vanessy zostaje w opku mocno zaakcentowana.

Wraz ze swoją sąsiadką, a zarazem przyjaciółką Ashley, Vanessa zaczęła chodzić do szkoły językowej,  aby móc w przyszłości wyjechać do Włoch i tam zrealizować swoje marzenia. (...)
-Ashley:  boję się! Nigdy nie miałam styczności z językiem Włoskim.  Ośmieszę się wypowiadając najprostsze wyrazy!
Bo na pierwszej lekcji obcego języka wszyscy swobodnie konwersują, na drugiej piszą eseje filozoficzne, a na trzeciej zdają egzaminy na tłumacza przysięgłego.

Rozmyślając, nie zauważyła biegnącego w jej stronę chłopaka. Ashley nie zdążyła jej ostrzec, kiedyten wpadł na nią:
-Zac: Przepraszam, nie zauważyłem Cię.  Spieszyłem się na trening
Vanessa spoglądnęła na chłopaka, po czym uśmiechnęła się mówiąc:
-Vanessa: Nic się nie stało :)
Uwielbiam nowatorskie pomysły aŁtorek w dziedzinie zapisu dialogów. Od dziś też tak będę mówić: „Kura: miło się z Wami rozmawia, dwukropek prawy nawias”. Trochę skomplikowane, ale jakie kóóóól!

Ashley od razu spostrzegła, że Vanessie spodobał się chłopak. Wiedziała, że odburknęła by mu, gdyby ten nie wpadł jej w oko.
Wiadomo, gwiazda nie będzie się zniżać do rozmowy z jakimś brzydalem.

Chłopak uśmiechnął się do Vanessy po czym rzekł:
-Zac: Zac jestem ;]
Prawie jak: Bond. James Bond.

-Vanessa: Vanessa.  Miło mi
Była wstrząśnięta, ale nie zmieszana.

-Zac: Wiesz, śpieszę się. Narazie, może się jeszcze spotkamy...
Po tych słowach Zac ponownie uśmiechnął się do Vanessy, a następniepobiegł w stronę parku.  Roztrzepany i zabiegany nie dostrzegł, że wyleciała mu z kieszeni notatka z ostatnich zajęć. (...) Po drodze do domu Vanessa myślała tylko o poznanym wcześniej chłopaku. Ciągle powtarzała w myślach jego imię.
Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac Zac

Po chwili wyciągnęła z plecaka kartkę, którą Zac zgubił. Powiedziała do Ashley:
-Vanessa: Muszę mu ją oddać
Vanessa przypomniała sobie słowa Zaca, który powiedział, że śpieszy się na trening:
-Vanessa:Powiedział, że śpieszy się na trening, a trzymał piłkę do kosza!Biegniemy do tego klubu za parkiem, on pewnie tam trenuje
Ashley nieodpowiedziała, tylko poszła za Vanessą. W głębi duszy powtarzała sobie:"Oby to nie było nic poważnego! Nie chcę, żeby Vanessa miała złamane serce..."- nie wierzyła w wzajemne uczucie Zaca i Vanessy...
Ach, niedowiarku!No cóż, jako bohaterka nie masz świadomości, że jesteście marionetkami poruszanymi wszechwładną ręką aŁtorki...

Vanessaz przyjaciółką weszły do środka. Budynek był duży. Nie było słychać żadnych głosów.
W klubie odbywały się właśnie zajęcia jogi i medytacji.

-Vanessa: Zac,  zaczekaj
Bohaterka się jąka?

-Zac:  Vanessa...?
-Vanessa:  Byłeś taki roztrzepany, że nie zauważyłeś, jak wypadła Ci kartka z kieszeni.  pomyślałam, że odniosę...
-Zac: Dzięki, to miłe z twojej strony :) Jak mnie znalazłaś?
-Vanessa: przypomniałam sobie, jak mówiłeś, że śpieszysz się na trening. Tylko ten klub znam, dlatego tutaj przyszłam
Tak naprawdę, wynajęłam detektywa, który sprawdził wszystkie kluby, ale przecież nie powiem ci tego, bo pomyślisz, że za tobą latam!

-Zac:  Wybrałabyś się ze mną na pizzę? Znam znakomitą restaurację, pracuje tam mój znajomy...
-Vanessa: Chętnie ;)
Pizza. Szczyt luksusu, wytworne danie podawane jedynie w znakomitych restauracjach!

-Zac: Podasz mi swój numer telefonu? Wiesz, uzgodnić godzinę, czy coś takiego...
-Vanessa: Jasne, zapisz sobie ;]
Vanessa podała swój numer Zacowi, A on jej. Zac uśmiechnął się do Vanessy, a ona do niego.  Wtedy na salę weszła Ashley:
I zepsuła całą symetrię.

Vanessa wróciła do domu i zaczęła się szykować. Nie wyszło jej to najlepiej. Wszystko zaczęło się od wybierania sukienki:
-Vanessa: mamo, gdzie jest moja czerwona, sylwestrowa sukienka?
-Mama: jest w małej półce, przy oknie. A po co Ci ona?
Vanessa nie powiedziała mamie prawdy. Wstydziła się jej reakcji. Myślała, że mama będzie ją zaczepiać i nie da jej spokoju:
Molestowana przez własną matkę? Zgroza...

-Vanessa: Robimy z koleżankami wieczór przebieranek. Chcę pokazać się w sukni wieczorowej.
Przebiorę się za kobietę, wiesz?

-Mama: Aha
Vanessapodeszła do półki, wyciągnęła sukienkę i założyła ją. okazało się, żebyła ona poplamiona, po ostatniej dyskotece.
Wolę się nie domyślać, co się tam działo.

Vanessa była zła, bo czasleciał i leciał, a ona nie wiedziała, w co ma się ubrać.
Typowe dylematy bohaterki opka. Zieeew.

Ashley przyszła do Vanessy i po długich naradach wybrały konkretny strój. Niebyła to elegancka sukienka, ale ładna, delikatna bluzka z paski i spódniczka. Ashley umalowała Vanessę i poszła do domu, a bynajmniej tak powiedziała Vanessie. Ta po chwili wyszła, a Ashley ją zaczęła śledzić.
Sprzedam do gazet zdjęcia Efrona!
Kombinowała, zadowolona.
A jak się trafi jakaś macanka
Może wyjadę z tego zaścianka!

Wśrodku czekał na nich zarezerwowany stolik, na którym widniał piękny,bordowy obrus i świece. Vanessa była zaskoczona.
Spodziewała się stołu nakrytego ceratą i plastikowych krzeseł.

Ashley przed restauracją ubrała perukę i okulary, a następnie weszła do środka. Wcześniej zarezerwowała stolik, nie opodal Zaca i Vanessy.
Skoro wiedziała wcześniej, gdzie będą, to po jakiego grzyba śledziła Vanessę?

Ci nie wiedzieli, że są obserwowani, bo nie poznali Ashley.
- Zac, kto to jest ta dziwna osoba w rudej peruce i okularach na pół twarzy?
- Ciii, nie kompromituj się! Tak się ubierają w eleganckim świecie idąc do restauracji!

Po chwili przyszedł kelner i podał im pizzę:
A zamówienie? Karta? Jakiś wybór? Chyba, że Van, wstrząśnięta (ale nie zmieszana) urokiem Zaca, nie zauważyła, że tak naprawdę siedzą w dworcowym barze, gdzie mają tylko jeden rodzaj pizzy, na wagę.

-Vanessa: Dobra pizza, z czym jest?
-Zac: to La porca, z owocami morza. uwielbiam ją ;-)
Porco – po włosku „świnia”... znaczy, pizza ze świnką morską?

-Vanessa: przepraszam, muszę korzystać z toalety...
I ona marzy o wyjeździe do Włoch? Tam owoce morza tonami jedzą!

Zac popatrzał na biegnącą w stronę toalety Vanessę. Był zawstydzony, gdyż wszyscy wokoło patrzeli się na niego i na dziewczynę.
Pod ostrzałem spojrzeń zrobił się z lekka zielonkawy, zwłaszcza, że i świnka łypała na niego złowrogo spod warstwy sera.

po przyjściu z toalety Vanessa powiedziała do Zaca:
-Vanessa: Przepraszam, ale.. nie jadam owoców morza
-Zac: To ja przepraszam, nie wiedziałem. Widocznie nie znam Cię najlepiej...
No widocznie nie. Dziś się poznaliście. Chyba, że aŁtorka wierzy w telepatię.

Po chwili znów zrobiła się romantyczna atmosfera, puszczono muzykę... Zac zapytał Vanessę:
-Zac: Zatańczysz?
-Vanessa: Jasne :)
Vanessanie przyznała się, że nie umie tańczyć. obawiała się tego pytania sestrony Zaca.. Ale odważyła się.
Aha. To są ci Zac i Vanessa, którzy występują w „Haj Skul Mjuzikal”? Śpiewają, tańczą, gadają, latają, pełen serwis?

Vanessa nadepnęła kilka razy Zaca.
A szpileczki miała cieniutkie...

Ten nie był w dobrym nastroju. Miał nowe buty, błyszczały się, no a Vanessa zrobiła z nich matowe...
A teraz pozwolicie, że zacytuję Jaszę:
@Po śwince morskiej – teraz choroba morska. Nie jestem w stanie inaczej zrozumieć tego zmatowienia butów, jak tylko, że Vanessa znów oddała treść żołądka. Tym razem na wyglancowane buty, podłogę, a w piruecie, to strach myśleć gdzie trafiło…

-Zac: Vanessa, siadnijmy już, zaraz zamówię lody ;)
Siadnijcie se, kumo, siadnijcie! - pozostali goście przytakiwali z zapałem, dyskretnie się otrzepując.

Vanessa czuła, że Zac nie jest zachwycony randką. Wiedziała, że zawaliła to:
-Vanessa: Dobrze, zakręciło mi się z głowie
Ashley przyglądała się temu wszystkiemu. Nie mogła uwierzyć, że Vanessa tak zawaliła sprawę...
Kretynko jedna, miałaś powiedzieć „Zawróciłeś mi w głowie!” - mamrotała pod nosem.

-Kelner: Podać coś?
-Zac: Tak, lody ;) Śmietankowe i... Vanessa, jakie chcesz?
-Vanessa: Też śmietankowe, poproszę
- Wiesz, wolałem zapytać, bo jeszcze byś znowu...

Vanessa zjadła lody i powiedziała Zacowi, że już musi iść. Wymyśliła, że musi jeszcze odrobić zadanie domowe. Pożegnali się i wyszła. Ashley wyszła zaraz za nią. Nagle zaczął wiać ostry wiatr i zaczął padać deszcz. Z głowy Ashley zleciała peruka, Vanessa ją zauważyła:
-Vanessa: Ashley, a co ty tutaj robisz?!
-Ashley: Przepraszam, ja... ja się o ciebie bałam!
-Vanessa: Śledziłaś mnie? Jak mogłaś!
-Ashley:Nie chciałam, po prostu sie o ciebie troszczę! Nie chciałam, żebyś została wykorzystana, albo skrzywdzona. Nie znasz Zaca, dopiero dziś go poznałaś. Nie wiesz, do czego jest zdolny!
Podstępnie nakarmił cię świnką morską!

-Vanessa: Nie pouczaj mnie, jestem na tyle dojrzała, że wiem, co można, a czego nie można...I wiem, że Zac jest odpowiednim chłopkiem dla mnie!
Jak się okaże w dalszej części opka, Vanessa istotnie jest niezwykle dojrzała. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Vanessa po nieudanej randce z Zac'iem i kłótnią z Ashley nie umie się pozbierać. Jest załamana, nie czuje ochoty do życia. Jej uczucia do Zac'a są prawdziwe, ale jak uważa ona sama- nie wzajemne. Nie umie sobie przebaczyć, że tak zawaliła sprawę. Jest zrozpaczona...
Złóżmy wyrazy współczucia Vanessie, której proces dojrzewania wydaje się wyjątkowo bolesny.

Sam Zac jest zadowolony z randki, pomimo wtop Vanessy.
Kolejny dowód na to, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus.

Vanessa od dwóch dni nic nie zjadła, ciągle siedziała w swoim pokoju. Jedyne co robiła to leżała w łóżku i czasem wstawała, siadała na parapecie, patrzała w okno i rozmyślała. Mama widziała, że jest coraz gorzej. Bała się, że jej córka popadnie w depresję:
-Mama: Vanessa, musisz coś zjeść! Kupiłam Ci Twój ulubiony sos- Meksykański i zrobiłam pyszne spagetti. Zjedź chociaż odrobinę...
-Vanessa: Mamo nie chcę, nie rozumiesz, że się źle czuję?!
-Mama: Vanessa, to już drugi dzień! Musisz coś zjeść... Przymuś się
-Vanessa: Nie!
Vanessa podeszła do drzwi, z hukiem nimi trzasnęła i położyła się dalej spać. Tak było przez kolejne kilka dni. Vanessa nie odbierała telefonów od Zaca, nie czytała sms-ów od Ashley i nic nie jadła. Zaczęły się poważne kłopoty. Vanessa co chwilę siedziała w ubikacji. Brzuch ją bolał, była niewyraźna po twarzy.
Gdzie ten rutinoscorbin?

Mama nie mogła na to dłużej patrzeć. Zadzwoniła po lekarza, aby ten ją zbadał i wykonał badania. Lekarz przyjechał po 15-stu minutach.
Porzucając zawałowców i nagłe wypadki, rzucił się do karetki wrzeszcząc: Prędzej! Włączcie sygnał! Vanessę brzuch boli i jest niewyraźna!

Zastał Vanessę leżącą w łóżku:
-Lekarz: Dzień dobry, Vanesso
-Vanessa: Dzień dobry, pan do mnie? Nie chcę z nikim rozmawiać, jest mi już lepiej...
-Lekarz: Widzę, jak się dobrze czujesz! Jesteś cała blada! Pozwól, że Cię zbadam i sam stwierdzę, czy jest z Tobą dobrze...
Vanessa się zgodziła. Lekarz ją zbadał, a następnie wykonał badania.
A potem jeszcze ją przebadał i badawczo jej się przyjrzał.

Pobrał próbkę krwi i pojechał do laboratorium sprawdzić, czy jest wszystko w porządku... Mama Vanessy czekała nie cierpliwie na telefon od lekarza. Po jakiś 30-stu minutach zadzwonił:
W opku nie ma ani słowa o ojcu Vanessy, ale mam nieodparte wrażenie, że musi nim być co najmniej prezydent. Jak inaczej wytłumaczyć tę błyskawiczną obsługę?

-Mama: Tak, słucham?
-Lekarz: Dzień dobry, pani Hudgens przy telefonie?
-Mama: Tak, to ja. Ma pan już wyniki?
-Lekarz: Tak, proszę się nie przejmować i jeszcze chwilkę poczekać. Zaraz do pani przyjadę, porozmawiamy...
-Mama: Dobrze...
W poczekalni doszło już do kilku zgonów, pacjentka ze złamaną nogą usztywniała ją sobie amatorsko za pomocą poręczy od krzesła, ale wiadomo, są pewne priorytety. Córka prezydenta nie może czekać.

Mama Vanessy czuła, że jest coś nie tak. Czekała jednak nie cierpliwie na lekarza. po chwili lekarz przyjechał:
-Mama: Jak dobrze, że pan już jest. Nie może mnie pan dłużej trzymać w niepewności...
-Lekarz: Usiądźmy...
-Mama: I jak? Wszystko w porządku?
-Lekarz: Pani córka ma bardzo słabe wyniki. Musimy zabrać ją do szpitala, to anoreksja!
Galopująca! Pełne objawy już po tygodniu!
Swoją drogą i tak miała szczęście – dla niejakiego Michasia tygodniowa głodówka skończyła się tragicznie.
Ku przestrodze – umoralniający wierszyk dla niejadków. Tak się w wieku XIX wychowywało dzieci!

Historia bardzo smutna o chłopcu, który nie chciał jeść zupy
Michaś był tłusty, zdrów najzupełniej,

Z buzią okrągłą jak księżyc w pełni,
Jędrną jak orzech, śliczną, rumianą,
Jadł i pił wszystko, co na stół dano.
Raz,gdy mu zupę stawia służąca,
On stąd ni zowąd talerz odtrąca.
Mama go łaje, a Michaś w sprzeczki:
"Nie chcę jeść zupy ani łyżeczki!"
Nazajutrz Michaś tak schudł nieboże,
Że nikt go w domu poznać nie może.
Dają do stołu, a Michaś w sprzeczki,
Nie chce jeść zupy ani łyżeczki.
Na trzeci dzionek bieda nie żarty,
I schudł i osłabł Michaś uparty.
Lecz znów przy stole w krzyki i sprzeczki,
Nie chce jeść zupy ani łyżeczki.
Nie słuchać starszych, rzecz bardzo brzydka,
W czwartym dniu Michaś wychudł jak nitka,
W piątym coś w piersiach i w gardle dusi,
Kto nie je zupy, ten umrzeć musi.
Tak też z Michasiem - był zdrów i tłusty,
Pięć dni grymasił, umarł na szósty.

-Vanessa: Co mi tak na prawdę jest?
-Mama: Dziecko, nic nie jadłaś przez parę dni. Twój organizm się osłabił, masz anoreksję...
A ja mam guza na czole od walenia głową w biurko.

Vanessa zasnęła na kolanach matki. Po przyjeździe do szpitala lekarza nie umieli obudzić Vanessy! Nie wiedzieli, co się stało!
Taki nowy zespół chorobowy: śpiączka opkowa, wywołana przez wirusa Terribilis Grafomanis.

Polali ją wodą, wtedy ta się ocknęła:
Szlauchem ją, szlauchem! A potem na przesłuchanie!

-Ashley: Przywieziono tutaj moją przyjaciółkę, chcę ją zobaczyć!
-Pielęgniarka: Proszę ze mną...
- To ta, co ma na czole wypisane „przyjaciółka Ashley”, prawda? Dlatego nie zapytałam nawet o nazwisko...

Mama weszła do pokoju Vanessy i dała jej komórkę. Powiedziała, że dostała nową wiadomość, którą ma odczytać. Vanessa wzięła komórkę i wraz z Ashley odczytała sms-a:
"Wiem o wszystkim. Tak mi przykro! Nie jestem na Ciebie zły, to ja myślałem, że ty się obraziłaś! Miałaś powody, np. za tą pizzę... Vanessa odpowiedz, zależy mi na Tobie, nie chcę Cię stracić... Odpisz. Kocham Cię...."
Połączyła ich świnka morska do spółki z pawiem. Jakie to romantyczne!

***
Pod wpływem smsa Vanessa cudownie zdrowieje i opko bez przeszkód może toczyć się dalej.
-Zac: Cześć Vanessa! Mam świetną nowinę...
-Vanessa: Słucham ;)
-Zac:Nasza drużyna wygrała wojewódzkie mistrzostwa w koszykówkę i została nazwana tytułem "Mistrzowska drużyna".
Ekhem, jakie? Mistrzostwa okręgu, hrabstwa czy stanowe – to bym zrozumiała. Aaaa! Wiem! To mistrzostwa organizowane przez Kubę Wojewódzkiego!

Wszyscy byliśmy zachwyceni.Dostaliśmy każdy z osobna markową piłkę do gry, i zaproszenie na ogólnokrajowe mistrzostwa w kosza. każdy dostał bilet, jedziemy do Włoch!
Moment. Pogubiłam się. Oni mieszkają w Stanach, prawda? I jadą na krajowe mistrzostwa do Włoch? Chyba, że... mają na myśli jedno z 22 amerykańskich miasteczek o nazwie Little Italy. O, proszę, jaka mądra jestem!

-Vanessa: To świetnie! Gratuluję...też bym chciała tam pojechać...
-Zac:To dobrze się składa! Wyjazd jest za tydzień, a jeden z uczestników naszej drużyny złamał nogę. Nie może jechać. Jest więc jedno miejsce wolne! Nie chciałabyś jechać z nami?
Zagrasz za kolegę, trener nic nie zauważy!

-Vanessa: Ależ... oczywiście! Jak się cieszę, to moje marzenie! Ile trzeba płacić?
-Zac: Nic, to nagroda ;-) Siedem dni we Włoszech :) Będzie super
-Vanessa: Jestem po prostu zachwycona! tydzień we Włoszech, z Tobą...
I tak oto skromna i wstydliwa (jak zapewnia aŁtorka) oraz dojrzała (jak twierdzi sama bohaterka) Vanessa decyduje się na wyjazd z chłopakiem, z którym jak do tej pory widziała się dopiero trzy razy...

Ashley westchnęła po cichu:
-Ashley: Tak, Wy razem tydzień... a co ze mną?!
Trójkącik?

Całyten wyjazd zależał tylko od mamy Vanessy. Zac z ojcem, Vanessa i Ashley wybrali się do mamy Vanessy, aby z nią porozmawiać i poprosić, aby się zgodziła. Mama wysłuchała Ojca Zaca i powiedziała:
-Mama: Vanesso,dopiero co byłaś w szpitalu, miałaś anemię.
Anemię? Jeszcze rozdział temu to była anoreksja!

Nie wiem, czy mogę Cięwysłać do Włoch, nie wiedząc, co Ci tam może dolegać.
Słusznie, mamo Vanessy. Przecież to, co u nas nosi nazwę „francuskiej choroby”, gdzie indziej bywa nazywane też „włoską”.

-Vanessa: mamo i jak? Mogę jechać?
-Mama: jedź i daj mi święty spokój z Włochami. może po tych 7-miu dniach odechce Ci się wycieczek po innych krajach...
Taka szczepionka. Po powrocie nie wyściubisz nosa poza granice stanu, będziesz jeść hamburgery z frytkami i pieczonego indyka, i wychwalać pod niebiosa American Way of Life.

Nadszedł ten długo oczekiwany moment.Tydzień ciągnął się niesamowicie długo. Ale Vanessa z Zaciem się doczekali.
Dlaczego, widząc tę formę, mam ochotę mówić na niego „Zacier”?

Z rana Vanessa się naszykowała, spakowała jeszcze kilka rzeczy, pożegnała się z mamą i poszła do Zaca. Tam czekali już wszyscy, wraz z Ashley. Ta była smutna, bo przez tydzień nie zobaczy swojej najlepszej przyjaciółki, jedynej przyjaciółki... :
-Ashley: Będę tęsknić, uważaj tam na siebie...
-Vanessa: Jasne, ja też będę tęsknić ;(
Uroniło się kilka łez, po czym Wszyscy wsiedli do wielkiego busu.
Po czym wyruszyli do portu, gdzie załadowali bus na tratwę i wypłynęli na ocean... Wróć! Przecież jadą do Little Italy. To może i busem da radę.

Vanessa czuła się nieswojo- w około chłopacy, ona jedna płci przeciwnej. W końcu odjechali. Podróż była długa. Jechali ok. 10 godzin. Vanessa była wycieńczona. Zaliczyli tylko jedną przystań.
Nie no, jednak przez ocean. Na tratwie z napędem kosmicznym. A ta przystań to pewnie dopiero w Gibraltarze.

po przyjeździe wszyscy weszli do hotelu. Vanessa miała osobny pokój z Zaciem. Koledzy z drużyny zaczęli to komentować. Padały hasła typu: "Zac, dzisiaj w nocy twój pierwszy raz?" itp. Zac to ignorował. Vanessa tez przymykała oko.
Wstydliwa i skromna Vanessa nie miała przecież pojęcia, o co chodzi.

W końcu powstrzymali się od zbędnych kłótni z chłopakami i wyruszyli zwiedzać okolicę. Vanessa zaglądała na wystawy i widziała coraz to piękniejsze kreacje. Postanowiła wejść do jednego sklepu i kupić sobie kurtkę wiosenną.
Standard. Chrzanić muzea, chrzanić zabytki, lecimy do centrum handlowego!

po wejściu do sklepu szeptem powiedziała:
-Vanessa: Zac, jak zapytać się o cenę tej kurtki?
-Zac: Słownik... został w plecaku!
Na migi, sierotki, na migi!

Ekspedientka powiedziała coś do nich po Włosku, ale i tak nie zrozumieli. Powiedzieli tylko: "Sorry" i wyszli:
-Zac: Zrobiliśmy z siebie idiotów! Chodźmy lepiej poszukać sklepu samoobsługowego...
-Vanessa: Dobra...
Chodzili i szukali. Po chwili Vanessa powiedziała:
-Vanessa: Patrz na ten duży sklep. to na pewno samoobsługowy...
Na pewno, po samych rozmiarach widać.

-Zac: Skoro tak uważasz, chodźmy ;)
Zac i Vanessa weszli do środka. Sklep dzielił się na kilka mniejszych sklepików. Weszli do takiego z pamiątkami. Oglądali, oglądali, aż znaleźli figurkę z napisem państwa. od razu im się spodobała.
Przed wyjazdem nauczyli się na pamięć słowa „Italia” i ucieszyli się, widząc coś znajomego.

Wzięli ją do koszyka. Po chwili Vanessa rozglądnęła się i powiedziała:
-Vanessa: Zac, gdzie tu sie płaci...?
-Zac: Nie wiem, może jest ogólna kasa, za tymi drzwiami?
Kasjerka stała za półką, a Zac i Vanessa jej nie zauważyli.
Kierowniczka wrzasnęła: Turyści! Kryć się! I wszystkie kasjerki myk! myk! Andrea za półki, Giovanna pod ladę, a Giulia to w ogóle zacięła się w kiblu i przez godzinę nie mogła wyjść!

Wyszli za drzwi, a wtedy rozległ się krzyk. Oni nie zrozumieli, ale Kasjerka wołała: "Złodzieje, łapać ich!" Wszyscy zbiegli sie w jedno miejsce, obok dziewczyny i chłopaka. Ci nie wiedzieli, co się dzieje i zaczęli uciekać, wraz z niezapłaconą figurką... Złapała ich policja:
-Zac: my nic nie zrobiliśmy, puścić nas!
-Vanessa: To nie tak, my nie chcieliśmy ukraść!
Policjanci zrozumieli, że to obcokrajowcy, więc na komendę zwołali tłumacza, aby mogli się bronić.
Zac był powszechnie znany ze swych nagłych ataków agresji.

Przesiedzieli 2 godziny. potem przyszła policja wraz z tłumaczem. Zadali kilka pytań, po czym Vanessa i Zac odpowiedzieli:
-Zac: Nie chcieliśmy kraść. Nie jesteśmy stąd, przyjechaliśmy na mistrzostwa ogólnokrajowe w kosza. Nie widzieliśmy ekspedientki. pomyśleliśmy, że za drzwiami jest kasa...
Bo te włoskie sklepy takie skomplikowane... Zapętlone jak spaghetti!

policjant zapytał:
-Policjant:  Skoro przyjechałeś na zawody, to co z tobą robi ta młoda kobieta?
Tłumacz mu to przedstawił. Zac odpowiedział:
-Zac: To moja dziewczyna. Przyjechała ze mną, bo było wolne miejsce. Co w tym dziwnego?
Wie pan, trenujemy razem... wsady i tak dalej...

Policjant zważywszy na wiek Zaca i Vanessy wypuścił ich.
Nastolatki nie kradną, to potwierdzone naukowo.

Zac i Vanessa byli ucieszeni. Było już ciemno, więc wrócili do hotelu. Wzięli prysznic i włączyli romantyczny film, który Vanessa pożyczyła sobie od Ashley. Leżeli w łóżku, wzdychali do telewizora.
Plazma. Mroczny przedmiot pożądania.

Zac przytulił sie do Vanessy. Po chwili stracili panowanie nad swoimi pragnieniami i zaczęli się całować. Vanessa była tylko w koszuli nocnej, a Zac w samej, długiej koszuli.
Z falbankami i koronką.

Całowali się z pięć minut, Potem miało dojść do czegoś więcej.
Dwa tygodnie znajomości = pięć minut gry wstępnej.

Byli nakryci samą kołdrą. Zaczęli się kochać. Za chwilę do pokoju wszedł kumpel z drużyny Zaca. Speszył go widok nagiego kolegi i jego dziewczyny.
Kumpel miał rentgenowski wzrok, co tam dla niego jakaś kołdra!

Powiedział:
-Alex: Sorka, ja tylko miałem przekazać, że jutro z rana mamy trening w pobliskiej hali... Nie chciałem przeszkodzić...
Zac udał, że szuka pilota od telewizora:
-Zac: Kurde, gdzie ten pilot...
Vanessa: Kochanie, znalazłam! To takie długie, twarde?

Alex zaczął się śmiać, po czym wyszedł z pokoju.
Wygrałem, dawać kasę! – syknął do kumpli skupionych pod drzwiami.

Zac powiedział do Vanessy:
-Zac: Szkoda, że to trwało tak krótko. Nie spodziewałem się nikogo, nie zamknąłem drzwi. Ta noc mogła być taka piękna...
Zastanawiam się, kiedy bohaterowie pobiją rekord własnej bezmyślności.

-Vanessa: To był nasz pierwszy raz, właściwie mój pierwszy raz, nie koniecznie ostatni :) pobyt we Włoszech jeszcze się nie skończył! ;)
Aż chciałoby się powtórzyć za Chmielewską: stracić cnotę to jest sztuka na raz i nie należy marnować jedynej okazji w życiu byle jak, byle gdzie i z byle kim!

-Zac: Masz rację. I tak było pięknie, nie spodziewałem się. Ja już się kładę spać. Dobranoc...
Vanessa: Dobranoc, śpij słodko
A tego... umyć się, ogarnąć jakoś, albo coś?

Vanessa nie spała całą noc. Myślała nad tym co się stało i ciągle powtarzała sobie: "Co ja zrobiłam!"- nie zabezpieczyła się... Teraz, gdy to się już stało, myślała nad konsekwencjami. Obawiała się, że może zajść w ciążę, lub zachorować na jakąś chorobę, którą mógł mieć Zac.
Jeszcze co prawda nie słyszałam o nastolatce, która podejrzewałaby, że jej ukochany, wymarzony, wyśniony ma jakiegoś syfa, no ale w opkach wszystko jest możliwe.

Wiedziała, że postąpiła jak dziecko- niekonsekwentnie. Do samego rana myślała nad wszystkim...
Wyrobiła limit myślenia za najbliższe 30 lat!

Z rana Zac wstał i chciał pocałować Vanessę, kiedy ta odmówiła:
-Vanessa: Zac, nie mogę!
-Zac: Ale... O co Ci chodzi? Przecież wczoraj było tak pięknie...
-Vanessa: Przepraszam, źle się czuję. Muszę iść do łazienki
Zac, nie wiem, jak ci to powiedzieć... ale powinieneś częściej myć zęby!

Vanessa przepłakała w łazience 15 minut. Potem wyszła cała zapłakana i powiedziała do Zaca:
-Vanessa: Muszę wyjść do apteki, wezmę słownik i lecę
Tabletki „dzień po”? Vanessa zaczyna kombinować z sensem!

Vanessa nie poszła to nic do apteki, ale po prostu chciała zadzwonić do Ashley i jej sie wyżalić:
Uuuups! Rozczarowanie. Stara Kura, a wciąż taka naiwna. Szuka sensu w opkach, phi!

-Vanessa: Wczoraj mnie poniosło. Nie umiałam się oprzeć, Zac ma piękne ciało... Oglądaliśmy film, kiedy... on zaczął mnie całować i rozbierać. Zrobiliśmy to...
-Ashley: Och świetnie! Opowiadaj, jak było?!
-Vanessa: Było pięknie, nie można tego opisać...
Przypomnijmy: według charakterystyki podanej przez aŁtorkę, Vanessa jest wstydliwa, skromna i uczciwa. W zasadzie, dlaczego nie? Wstydziła się odmówić, w trakcie skromnie zamknęła oczęta, a następnie uczciwie się przyznała.

-Vanessa: Gdybym mogła cofnąć czas... Zaplanowałabym to. Nie postąpiłabym jak dziecko. Teraz czuję wstręt do Zaca. Zauroczył mnie, ale po tym...Nie może mnie pocałować, ani w inny sposób wyrazić swoich uczuć. Co ja mam robić?
To się podobno nazywa „kompleks Tristana”.

-Ashley: To na prawdę głupia sprawa. Ale musisz jak najszybciej zgłosić się do ginekologa, musisz!
-Vanessa: Pakuję się, wracam do Ciebie, do mamy. Nie mogę tak dłużej żyć, to mnie przerasta!
Potnij się! Potnij!

Zamówię busa, wrócę wcześniej...
Nuci: Autobus czerwony przez fale Atlantyku mknie!

Vanessa szybko się spakowała a następnie napisała list do Zaca o takiej treści:
"Muszę jechać, tak będzie najlepiej. Nie mogę Cię unikać, muszę to wszystko przemyśleć. Kocham Cię... nie pisz do mnie, bo to nie ma sensu, na prawdę, muszę to wszystko przemyśleć"
Naukowcy powinni się zainteresować wpływem seksu na zdolność myślenia u nastolatków.

Zostawiła tą kartkę na stoliku i wyszła.  Po drodze kupiła kilka pamiątek, zrobiła zdjęcia, podeszła du busu, zapłaciła i pojechała. Kierowca nie chciał się zgodzić, ale po namowach Vanessy i po zapłacie większej ilości pieniędzy- zgodził się.
W zasadzie miałem kurs do Norwegii, ale nasz klient – nasz pan!

Podczas jazdy Vanessa ciągle myślała...
Szło jej coraz lepiej – nie ma to jak trening!

Po jakiś dwóch godzinach zadzwonił do niej Zac. Vanessa myślała, że dzwoni Vanessa i odebrała:
Że jak? Myślała, że dzwoni sama do siebie? Rozdwojenie jaźni?

-Vanessa: Tak, słucham?
-Zac: Nie rozumiem, o co Ci chodzi? Nie chcesz współżyć? To mi to powiedz! Przecież Ci się podobało...
-Vanessa: Nie będę teraz o tym rozmawiać..."- Wyłączyła się
Wstydziła się powiedzieć, że byłeś kiepski, Zac!

Droga się ciągnęła i ciągnęła..
Ach, ta melancholia nocy na oceanie... tratwa lekko się kołysze, wokół pustka i ciemność, rozjaśniane jedynie odległym, fosforyzującym blaskiem znad Trójkąta Bermudzkkiego...

[po powrocie:]
-Pani ginekolog: Słucham, co się stało?
-Vanessa: Zacznę od początku. Wczoraj wyjechałam do Włoch ze swoim chłopakiem. Pod wieczór oglądaliśmy film romantyczny, po czym on zaczął mnie całować i rozbierać. Doszło do zbliżenia. Nie planowaliśmy tego, to była chwila słabości... Nie zabezpieczyłam się!
Filmy romantyczne są zUe, zawsze to powtarzałam! Swoją drogą... co by było, gdyby oglądali horror?

-Pani ginekolog: To źle, bardzo źle. Zawsze powtarzam o zabezpieczaniu, to bardzo ważne! Rozbierz się słońce, zrobimy badania. Aha, zapomniałabym, ile masz lat?
-Vanessa: 15...
-Pani ginekolog: Ach, dobrze, zróbmy już badania
Doskonale, moja droga, to najlepszy wiek na macierzyństwo!

Vanessa ciągle była w stresie... Po chwili, gdy pani ginekolog zrobiła już badania Vanessie, odczytała jej wyniki:
-Pani ginekolog: Mamy szybki sprzęt, są już wyniki. Nie jesteś chora, wyniki w normie, wszystko jest dobrze... ale...
...ale nie zapominaj, że okres wylęgania chorób wenerycznych trwa od dwóch tygodni do kilku miesięcy!

-Vanessa: Boże, jak się cieszę! Nawet pani nie wie, nadal mogę żyć bez stresu...
-Pani ginekolog: Musze Ci jeszcze zrobić USG, bo podejrzewam coś innego...
Pani ginekolog zrobiła Vanessie USG najlepszym sprzętem...
A taki on był dobry, hamerykański!

Vanessa czeka na wyniki USg, które za chwilę przeczyta jej pani ginekolog:
-Vanessa: I jak? Nie muszę się martwić?
-Pani ginekolog: Vanesso, zostaniesz matką!
Tja. Dzień po stosunku to ona mogła wykryć co najwyżej przerwanie błony dziewiczej. Choć z drugiej strony... mieliśmy galopującą anoreksję, to może teraz czas na galopującą ciążę?

-Vanessa: To nie możliwe, co ja teraz zrobię?!
-Pani ginekolog: Vanesso, jest wiele osób, które Ci pomogą. Nie jesteś sama! Jaki okres czasu znasz swojego chłopaka?
-Vanesssa: Poznałam go jakieś... 2 tygodnie temu. Boże, mama mnie zabije! Nazwie mnie puszczalską, albo i wyrzuci z domu! Jak ja jej to powiem?!
I będzie miała rację, co gorsza...

Ashley zażartowała sobie:
-Ashley: To się postarałaś, pierwszy raz i Zac walnął tak, że dziecko spłodził... xD
Monty Python mi się przypomniał. Starsze, protestanckie małżeństwo z pogardą patrzy na tabun dzieci wybiegający z domu sąsiada – katolika.
Mąż: Bo u tych katolików każdy stosunek służy wyłącznie spłodzeniu dziecka!
Żona: To tak jak u nas, kochanie! Kochaliśmy się dwa razy i mamy dwoje dzieci!

Po drodze do domu weszły do domu Ashley. Tam zdecydowały, że Vanessa musi zadzwonić do Zaca i go poinformować:
-Zac: Tak?
-Vanessa: Zac, muszę Ci coś powiedzieć...
-Zac: Nie będę tego słuchał, odtrąciłaś mnie! Chciałem kolejny raz, było tak pięknie! Chcesz coś wyjaśniać?!
-Vanessa: Będziesz ojcem...
Cieszysz się kochanie, prawda? Prawdaaaa?

-Zac: Co...? Co ty mówisz?
-Vanessa: Zac, to prawda. Wróciłam i poszłam do ginekologa. Miałam robione USG, to nie mogła być pomyłka...
Nie, absolutnie nie. Na dzień po stosunku super-ultra-nowoczesne hamerykańskie USG pokaże nawet płeć dziecka. A za dodatkową opłatą jego iloraz inteligencji.

-Zac: Przyjeżdżam, trzymaj się kotku, Będziesz mnie potrzebować!
Zac wyłączył się. Zależało mu jak najszybciej przyjechać, więc nie wynajął busa, ale pobiegł na lotnisko i wyleciał samolotem. Po dwóch godzinach był na miejscu.
O Stanach mówi się, że „to wolny kraj”. Nieprawda. Szybki kraj, bardzo szybki...

-Zac: Nie martw się, zaopiekujemy się dzieckiem. Będzie miał najlepszych rodziców na świecie. Nie zostawię Cię, nie w tej chwili. Kocham Cię i chcę być z tobą na zawsze!
Znamy się co prawda dopiero dwa tygodnie, ale co to jest dla prawdziwej Tru Laf!

-Mama: słucham, o co chodzi?
-Zac: Zacznę od początku... No więc, we Włoszech było wspaniale. Ten jeden dzień pozwolił nam na na prawdę na dużo. Przepyszne jedzenie, klimat, widoki...
Bardzo uprzejma włoska policja...

Kiedyś to powtórzymy. Musieliśmy wracać, bo... Vanessa musiała iść do lekarza...
-Mama: Co się stało? Vanessa, nic Ci nie jest?
-Vanessa: Nie mamo, pozwól Zac'owi dokończyć...
-Zac: To były wspaniałe chwile, Mieliśmy czas dla siebie... Wykorzystaliśmy to. Przeżyliśmy swój pierwszy raz i...
-Mama: Co? Uprawialiście sex we Włoszech?
Nie, uprawialiśmy pomidory w ogródku!

-Zac: Tak, zrobiliśmy to. Vanessa była u ginekologa. Będziemy mieli dziecko...
-Mama: Zwariowaliście. 15-sto letnia matka? Ty dzi*ko! Jak mogłaś?! Ile go znasz? Tydzień, dwa? Na ulicę z tym dzieckiem pomaszerujesz, bo ja dzieciaka niańczyć nie będę, wybij to sobie z tej durnej głowy!
Ciekawa rzecz. To jedyna kwestia w tym opowiadaniu, która brzmi jakoś tak... wiarygodnie?

Mijały tygodnie, a Vanessa ciągle była zła na swoją matkę. Ta próbowała ją przepraszać, ale Vanessa nie słuchała przeprosin.  Zbyt bardzo zabolały ją jej słowa.
Prawda w oczy kole.

Rodzice Zaca zrozumieli. Nie mieli nic za złe synowi.
Mamusiu, to ona mnie uwiodła, przecież wiesz, że byłem prawiczkiem!

Nawet dali propozycję Vanessie, aby zamieszkała u nich w domu, z dzieckiem.
Hał słit!

Pojawiła się nowa koleżanka. Ashley poszła normalnie do szkoły. Tam zauważyła siedzącą na murku, nową twarz.
Jak wygląda twarz siedząca na murku? I czym siedzi, skoro nie ma tyłka?

Poznajemy dramatyczną historię nowej koleżanki:
-Anelle: Miałam wspaniałą rodzinę. Mama mnie kochała, ojciec też... Ale mi ciągle było za mało. Chciałam dostawać wyższe kieszonkowe i chodzić do klubów dla dorosłych. Rodzicom się to nie podobało. Wtedy poznałam Kate. Razem zaczęłyśmy palić papierosy i dawać za kasę. Do czasu, kiedy obie zachorowałyśmy na ciężką chorobę. Wstyd sie przyznać. Trafiłyśmy do szpitala na zamknięty oddział. Dopiero, kiedy otarłam się o śmierć,  zrozumiałam, że to wcale nie jest fajne. Co z tego, że miałam firmowe ciuchy i kosmetyki? Zdrowie jest ważniejsze! teraz nie mogę zapomnieć... Przychodzą chwilę, kiedy płaczę i nic nie jem. Wpadłam w depresję, teraz się leczę...
Co za marnotrawstwo materiału, przecież z tego można by zrobić całe nowe opko!

Anelle poszła z Ashley do jej domu. Ta przedstawiła ją mamie. Ashley czuła, że jej nowa przyjaciółka okażę się lepsza, niż Vanessa...
Bo depresja jest kól, a ciąża nie.

..::: 9 miesięcy później :::...
Vanessa długo oczekiwała swojego maleństwa. Do końca nie wiedziała, czy urodzi dziewczynkę, czy chłopca.
Na ostatnim badaniu USG wyszło jej, że to Bill Kaulitz.

Oboje zgodnie marzyli, aby urodziła im się dziewczynka. Pewnego dnia Vanessa wróciła do swojego domu, aby spakować ciuchy. Zac chciał, aby wszystkie jej rzeczy były w domu, gdzie przebywa, a nie w mieszkaniu, w którym nie mieszka.
A w czym chodziła przez cały ten czas? Owinięta w prześcieradło?

-Zac: Halo, to my, przyszliśmy po rzeczy...
Kilka razy zawołali i nic. W końcu Vanessa powiedziała:
-Vanessa: To nie możliwe, nie mogła nigdzie wyjść. Może bierze prysznic, albo położyła się spać. Poczekajmy 5 minut, za chwilę znów zapukamy...
Zac zgodził się. Po upływie pięciu minut znów zapukał, ale niestety nikt nie otworzył. Vanessa powiedziała:
-Vanessa: Czekaj chwilkę, zobaczę przez okno. Może po prostu śpi i nas nie słyszy...
Vanessa zerknęła przez okno i zaczęła krzyczeć. Na podłodze leżała nie przytomna matka. Zaca popchnął z całej siły drzwi. Nie były one szczelnie zamknięte. próbował ocucić matkę Vanessy, ale ona się nie ruszała.
Śpiączka opkowa?

-Lekarz: Twoja mama... Jest poważnie chora. Ma nowotwór mózgu, który bardzo szybko się rozwija. Możemy podjąć się operacji, ale  jest ona ryzykowna. Dajemy 50% na przeżycie. Bez operacji Twoja matka umrze, to dla nie wyrok...
Ała, ała, ała. To opko również wyżera mi mózg. Zwroty akcji według najlepszych wzorców z telenowel brazylijskich.

Vanessa nie wiedziała co powiedzieć. W jednej chwili świat jej się zawalił. Zaczęła płakać, wpadła w szał. Po chwili zrobiło jej się ciemno przed oczami, upadła na podłogę. Zaczęła krzyczeć:
-Vanessa: Boli, ja rodzę! Pomóżcie mi!!!
Lekarze wzięli Vanessę na salę operacyjną, gdzie chirurg stwierdził, że musi wezwać lekarzy, do przyjęcia porodu.
House, nie żartuj, nie dasz sobie rady?

Stres wywołał przedwczesny poród.
E no, bez przesady, jaki znowu przedwczesny? Chyba, że Van jest słoniem.

Od aŁtorki:
Fajny rozdział? Mnie sie podoba :) Smutek, połączony z radością narodzin dziecka. Komciujcie. Jutro, albo pojutrze będzie kolejny rozdział :) Pozdrawiam...

Komciujący stają na wysokości zadania:
Cool   Jak matka umrze to chociaż Van będzie miała spadek xD

Vanessa leżała w szpitalu tydzień. Potem wyszła wraz z dzieckiem, do domu Zaca (...)
-Zac: Cześć Vanessa. Musiałem załatwić kilka spraw klubowych.
-Vanessa: Nic się nie stało. Mała jest nakarmiona i wykąpana. Jeszcze trzeba ja przewinąć. Zajmiesz się tym?
Zac z niechęcią spoglądnął na mała. Pomyślał sobie: "Tylko nie dziecięce... odchody!". Ale po chwili powiedział:
-Zac: No dobra....
Ucz się chłopcze, ucz! *złośliwy chichocik*

Następnego dnia gdy wstała, w pokoju było ciemno. Zawołała:
-Vanessa: Zac? Jest tu ktoś?!
Zeszła na dół, oświeciła światło a wtedy:
-Goście: Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam, sto lat, niech żyje żyje nam... [...]
Zac wygłosił przemówienie na cześć Vanessy:
-Zac: Zebraliśmy się tu po to, aby uczcić urodziny Vanessy! jest nas tu ponad 30-stu, więc powinna być wielka zabawa! Zaczynajmy!
Vanessa przebrała się w strój, który na nią czekał. Wszyscy sie dobrze bawili. Najpierw zjedli pyszny tort i inne potrawy, które naszykowali Zac i jego rodzina. potem oglądnęli horror, w trakcie którego wszyscy nawzajem się straszyli. Następnie przyjechała pizza. Wszyscy byli najedzeni do syta. Wtedy zaczęła się najlepsza zabawa! Puszczono muzykę. Zac zapowiedział konkurs na najlepszą parę tańca. Na sam koniec wszystkich zabaw, goście poszli do ogródka. Tam czekały na nich kiełbaski z grilla. Całe to przyjęcie trwało do godziny 23:00.
Jassssne. Tydzień po porodzie nie ma nic lepszego dla matki i dziecka, niż huczna zabawa z głośną muzyką. Niech się dzieciak zaprawia od małego.

-Zac: To wyjątkowa noc, spędźmy ją razem, kochając sie do rana!
-Vanessa: Dobrze, też tego chcę!
Vanessa spędziła noc z Zaciem... :)
I znowu czytam: noc z Zacierem...

Vanessa po nocy z Zaciem spała a najlepsze. Obudziła się o 10:00.
Spokojne ma dziecko, żadnego płaczu w nocy, żadnej kolki, żadnego karmienia ani przewijania?

Nie zauważyła stojącej matki Zaca w drzwiach, wstała z łóżka naga...
-Vanessa: Yyy, przepraszam, nie zauważyłam pani!
Pukanie do drzwi to przeżytek...

Vanessa szybko zarzuciła na siebie szlafrok. Wtedy mama Zaca powiedziała:
-Mama: Zabezpieczyłaś się? Chyba nie chcesz mieć kolejnego dziecka?
Strzeż się ciąży, Efron krąży!

Vanessie głupio się zrobiło, po takim nakryciu. No ale musi z tym dalej żyć. W myślach powiedziała sobie, że to była jej najgorsza wtopa.
Khem... znam gorsze. Na przykład wpaść z chłopakiem znanym od dwóch tygodni.

Zeszła na dół z Zaciem na śniadanie.
Upojne śniadanko z Zacierem.

Zjadła kromkę chleba, napiła się kakao i już chciała pójść na górę nakarmić dziecko, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Vanessa była najbliżej, więc zdecydowała się otworzyć.  Najpierw jednak zerknęła przez judasz. Nikogo nie było. Pomyślała sobie, że ktoś robi sobie żarty. Już chciała odejść, kiedy dzwonek zadzwonił drugi raz. Vanessa szybko otworzyła drzwi, bo chciała przyłapać żartobnika.
Żałobnika?

Wtedy ujrzała leżący pod drzwiami koszyk okryty białą chustką. Rozglądnęła się wokoło i nikogo nie ujrzała. Wzięła koszyk do środka. Pomyślała sobie, że to spóźniony prezent urodzinowy. Zdjęła chustkę i zobaczyła... Prześlicznego małego pieska, z czerwoną kokardką. obok niego leżała kartka: "Zaopiekuj się mną". Vanessa spoglądnęła na pieska. Był prześliczny. Co prawda dzieciom nie sprzyja najlepiej sierść zwierząt, ale to był York.
York. To wszystko tłumaczy. Modne psy nie alergizują.

-Vanessa: Zac, patrz! Ktoś podłożył pod nasze drzwi szczeniaka! W koszyczku leżała kartka z napisem: "Zaopiekuj się mną"! Nie możemy go zostawić. Proszę, może on zostać z nami?
-Zac: Skoro tak tego chcesz... Ale Ty się będziesz nim opiekować i wychodzić z nim na dwór...
A ty będziesz karmić małą. Piersią!

[Vanessa] Pobawiła chwilkę dziecko i włączyła komputer. Zauważyła, że na Gad-Gadu jest dostępna Ashley.
Ooo, w Hameryce też Gada mają! Ale kól!

-Vanessa (...) Chciałam Ci coś powiedzieć. Mam pieska!
-Ashley: Żartujesz! Musze go zobaczyć!
-Vanessa: Przyjdź, wszystko Ci opowiem...
Dziecko już mi się znudziło, mam nową zabawkę!

Vanessa przez kilka dni musiała uczyć psa załatwiania swoich potrzeb na dworze i bawienia się zabawkami, a nie np. firanką ;-) Była już tym zmęczona, no ale się nie poddawała. Chciała jak najlepiej wychować swojego psiaka. Zac jej w tym pomagał.
Córeczką tymczasem zajmowali się dziadkowie. A od czego niby są.

Uwaga, uwaga! Pojawia się Ta Zła!
Sara siadła blisko Zaca. Ten patrzał na nią ciągle zapominając o Vanessie. Nie mógł oderwać wzroku od Sary. W końcu zaczęli się całować. Sara rzekła:
-Sara: Zróbmy to!
-Zac: Nie, nie mogę, mam dziecko!
-Sara: Zapomnij o tej wpadce! Kochaj się z dziewczyną na której Ci zależy!
-Zac nie mógł się powstrzymać, rozebrał się i zaczęli się kochać.
Vanessa czekała sama w domu, aż w końcu wybrała się do pobliskiego sklepu poszukać Zaca.
Schował się za półką, jak tamta ekspedientka.

Potem poszła do parku. Tam dostrzegła znajomą Sary. Zapytała jej, gdzie mieszka jej przyjaciółka która przyjechała zza granicy. Ta wskazała jej drogę. Vanessa doszła do domku w którym przebywała Sara. Najpierw leciutko zapukała do drzwi, ale dostrzegła, że nie są one domknięte, więc weszła do środka. Usłyszała jęki... Pomyślała, że w domu jest puszczony telewizor... Poszła dalej i.. napotkała Zaca w pozycji stojącej,
Na baczność?

wraz z  Sarą. Wpadła w szał:
-Vanessa: Jak mogłeś mi to zrobić! Nie chcę Cię więcej znać, wyprowadzam się od Ciebie!
-Sara: Nie nauczono Cię ślicznotko, że się puka?!
-Zac: Wszystko Ci wyjaśnię, to nie tak!
To nie tak, jak myślisz, kotku, to nie tak...

-Vanessa: Nie? W cale nie uprawiałeś z nią tego? Sara, wcale Ci nie wstyd stać przede mną goła, wraz z moim chłopakiem? Jesteście żałośni
Oni tak na stojąco? Niewygodnie trochę...

Vanessa wybiegła z domu Sary płacząc. Zac się tym zbytnio nie przejął, nawet nie przestał swojego stosunku.
Odporny na stres!

Vanessa po powrocie do swojego prawdziwego domu zadzwoniła do szpitala w którym leżała jej matka, aby zapytać się, co z jej zdrowiem.
Aha! Teraz jej się przypomniało...

Okazało się, że lekarze na własną odpowiedzialność zrobili operację, którą się udała.
I ze spadku nici...

Vanessa się ucieszyła. Miała teraz czas, aby wszystko przemyśleć. Stwierdziła, że zacznie nowe życie ze swoją córeczką, matką, przyjaciółką i pieskiem.
Zamieszkają w komunie, utrzymując się ze sprzedaży ziółek z ogrodu.

Postanowiła też, że pójdzie poszukać jakiejś dorywczej pracy, aby zarobić na siebie i dziecko. Zadzwoniła do Ashley, aby opowiedzieć jej o wszystkim i poprosić, aby zaopiekowała się mała Kimberly na 15 minut.
Bo tyle zwykle zajmuje szukanie pracy.

-Ashley: Co się stało? Chciałaś mi o czymś powiedzieć...  i dlaczego spotykamy się tu, a nie w ogrodzie Zaca...
-Vanessa: Zerwałam z nim. Przyjechała Sara, ta z Niemiec.
Niemki w ogóle są zUe! A już jak mają na imię Sara...
Lepsza Sara niż Sarah. Ale i tak zła. Najgorsza!

Myślałam, że to jego kuzynka. przyłapałam ich na tym...
Na czym? Na wspólnym przeglądaniu drzewa genealogicznego?
*raczej tworzeniu nowych gałązek*

-Ashley: Śmieć! od razu wiedziałam, że nie jest Ciebie wart. Nie martw się, znajdziesz kogoś lepszego
-Vanessa: Nawet się tym nie przejęli, że ich zobaczyłam razem. Przy mnie on wciskał...
Vanesso, źle widziałaś. Nie wciskał, tylko wyciskał. Pryszcze jej wyciskał.

-Ashley: Nie obwiniaj się. Już dobrze, wszystko się ułoży. Chciałaś żebym popilnowała Kimberly. Chcesz gdzieś wyjść? Nie powinnaś tego robić, jesteś w stresie, nie wiadomo do czego jesteś teraz zdolna...
Widziałam po drodze te rozbite szyby i zdemolowane samochody!

Ashley pobiegła do kiosku i była po pięciu minutach. Vanessa poszukała na ostatniej stronie ofert pracy. Kilka ją zainteresowało, np. praca kelnerki, roznoszenie gazet czy sprzedawanie na targu. Zadzwoniła na podane numery telefonów. Tylko jedna praca spełniła jej oczekiwania- dobra płaca, płacone chorobowe, tylko 4h dziennie.
Została pokojówką? 

Wszystko było fajnie, dopóki do lokalu nie wszedł... Zac:
-Zac: Porozmawiajmy, daj mi 5 minut, a wszystko Ci wyjaśnię!
-Vanessa: Daj mi święty spokój, idź do swojej Sary
-Zac: Ale ona mnie sama rozebrała, nie mogłem nic zrobić!
Związała mnie, zakneblowała i zgwałciła!

[Vanessa] chciała postarać się o odebranie praw rodzicielskich ojca dziecka- Zaca. Chciała za kilka dni wnieść sprawę do sądu dla nieletnich, ale... problemy z sąsiadami jej w tym przeszkodziły. Zaczęło się wszystko od rozmowy z jedną sąsiadką, panią Christiną. Vanessa wracała z pracy, kiedy ta ją zatrzymała:
-Christina: Doszły mnie pogłoski, że dziecko samo zostaje w domu na czas twojej nieobecności. Nie sądzisz, że tak prawdziwa matka nie powinna postępować?
-Vanessa: Moja mama opiekuję się Kimberly, kiedy ja jestem w pracy!
-Christina: Nie powinnaś dziecka zostawiać z chorą matką! Ona nie czuje się najlepiej, jest po ciężkiej operacji...
-Vanessa: A kto zarobi na dziecko? Może pani?
-Christina: Trochę szacunku dla starszych dziewczyno!
-Vanessa: Kiedy pani sie w końcu ode mnie odczepi? Odkąd pamiętam, pani zawsze miała w stosunku do mnie problemy.... (...)
Vanessa poszła do domu, nie przejmując się panią Christiną. Przez kilka kolejnych dni miała spokój, ale... po kilku następnych dobach, kiedy Vanessa wracała z pracy, zastała na swojej wycieraczce liścik: "Twoje dziecko to największy błąd, zobaczysz to w najbliższym czasie!".
Twoje dziecko to wielbłąd! A teraz się wytłumacz...

Vanessa ośmiała się i nie wzięła tego na poważnie. Dodała tylko:
-Vanessa: Oj, pani Christino, zobaczymy, kto pożałuje że się urodził...
Vendetta Vanessy? Będzie ostro!

Vanessa weszła do środka. Za chwilę zadzwonił dzwonek do drzwi. Była to pani Smith, sąsiadka mieszkająca kilka bloków dalej:
-Vanessa: Dzień dobry
-Pani Smith: Część Vanesso. Ja przyszłam porozmawiać. Zaprosisz mnie do środka?
-Vanessa: Proszę wejść
Łobożesztymój, właśnie czaju naparzyłam!

Pani Smith weszła do środka, a następnie od razu weszła na górę, do pokoju dziecka. Vanessa się odezwała:
-Vanessa: Pani Smith, porozmawiajmy na dole, mała śpi...
-Pani Smith: Chciałam zobaczyć pokój tego maleństwa. Czy nie sądzisz Vanesso, że powinna ona mieć osobny pokój?
-Vanessa: Nie, nie sądzę! Nie stać mnie na willę z dziesięcioma pokojami, basenem i darmowym jakuzzi. Mam dopiero 17 lat!
Phi! Paris w tym wieku było stać.

Dziewczyna rozmawiała z Panią Smith, ale w końcu brakło jej nerwów i wyrzuciła upierdliwą sąsiadkę. Pomyślała sobie, że jeśli ona nie zrobi z tym spokoju, to te kobiety nigdy się od niej nie odczepią. Po chwili ktoś zadzwonił na jej telefon:
-Vanessa: Tak, słucham?
-Ktoś: oddaj to dziecko do adopcji, nie damy Ci spokoju, któraś z Was zginie!
No proszę, do czego zdolny jest Prawdziwy Moher!

Vanessa po tym telefonie zaczęła płakać. Nie zastanawiała się, założyła sprawę w sondzie przeciwko pani Christinie.
Sonda - czy bohaterka powinna:
wygrać sprawę
przegrać sprawę
pociąć się?
Komciujcie!

Sąsiadka przyszła do sądu. Tam zaczęła się rozprawa:
Prowadziła ją, rzecz jasna, Anna Maria Wesołowska.

-Sędzia: Proszę prokuratora o przedstawienie zarzutu dla pani Smith
Ee zaraz... do tej pory byłam przekonana, że pani Christina i pani Smith to dwie różne osoby?

Prokurator przeczytał oskarżenia, a następnie dał głos poszkodowanej:
...na umyśle...

-Sędzia: proszę się przedstawić
-Vanessa: Nazywam się Vanessa Hudgens, mam 17 lat i wychowuje małą Kimberly
-Sędzia: Proszę opowiedzieć o swoich zarzutach, na czym je pani opiera i skąd podejrzenia na panią Christinę...
Bo Wysoki Sąd ni cholery tego wszystkiego nie rozumie.

Vanessa wszystko opowiedziała sądowi. Powiedziała o telefonie, kartce i rozmowie z panią Smith i panią Christiną. Obie sąsiadki nie przyznawały się do winy.
Więc jednak dwie? Ależ burdel mają w tych hamerykańskich sądach, rozprawa przeciw jednej, zarzuty dla drugiej...

W końcu pan prokurator zadał Christinie takie pytanie, po którym ta wściekła wygadała się:
-Christina: Odczepcie sie ode mnie wszyscy! Ja po prostu nie mogę mieć dzieci! Czy to takie złe, że chciałam pozbawiać nieodpowiednią matkę Kimberly praw rodzicielskich? Chciałam dobrze!
Sąd odstąpił od wymierzenia kary, nie pozbawiając Vanessy praw rodzicielskich.
Ekskjuze mła. Wolniej, bo się pogubiłam. To w końcu przeciw komu i o co jest ta rozprawa? Przeciw pani Christinie Smith, jednej w dwóch osobach, o groźby karalne, czy przeciwko Vanessie o odebranie praw rodzicielskich? A może tak dwa w jednym, aby nie tracić pieniędzy podatników?

Vanessa ucieszyła się, że wszystko się dobrze zakończyło... :)
I tym optymistycznym akcentem zakończmy analizę dzieUa, choć aŁtoreczka wytworzyła jeszcze parę rozdziałów. Analizatorka obawia się jednakowoż, że mózg jej się do reszty zlasuje i konieczna będzie natychmiastowa operacja...


Kura z biura,
Obrażona Sierżant, wpływowy Saper i zaspany Maskotek
pozdrawiają z włoskiego sklepu samoobsługowego.


2 komentarze:

jasza pisze...

• kura z biura
• 2009-03-24
Nie, nie był. Nowa przyjaciółka spełnila swe zadanie i zostala odesłana do lamusa.

• Krzysiek

Ta autorka mnie zadziwia! Różnorodność życiowych doświadczeń bohaterki powala... Te zwroty akcji, paradoksy... Ach!

P.S. Czy epizod nowej "przyjaciółki po przejściach" Ashley był jakoś przez autorkę kontynuowany?

• kura z biura

Piękne streszczenie, a zdradzę Ci tajemnicę, że tam było jeszcze parę rozdziałów, na które już nie miałam siły. Bohaterka poznała nowego chłopaka, który był wspaniały do czasu, aż nie zaraził jej jakimś syfem... Był również jakiś koncert, na który bohaterka kupowała bilety po 100... złotych. Jak to w Stanach, nie?
• Krzysiek

Kuriozalne opko. Szybka bohaterka po jednym dniu stwierdza, że kocha Zacka, po kilku dzionkach głodówki rozpoznaje się u niej, w piętnastominutowym badaniu anoreksje, z której wychodzi po przeczytaniu smsa od ukochanego, z którym to wyjeżdża busem do Włoch po tygodniu znajomości i raptem trzech spotkaniach. We Włoszech pierwszej nocy zachodzi w ciążę, z chłopakiem poznanym dwa tygodnie wcześniej, wraca do USA (busem- 10 godzin), aby przebadać się u ginekologa. Badanie trwa kilka minut, lekarka wykrywa ciążę, chorób brak (chociaż np. AIDS można zdiagnozować dopiero po 6 tygodniach). Dziecko rodzi się w mgnieniu oka, lecz w tym samym czasie matka bohaterki ledwo nie umiera na nowotwór mózgu, następnie słuch o niej ginie... Do drzwi Vanessy niespodziewanie podrzucony zostaje piesek i na nim skupia się cała akcja, dziecko spychane jest na margines, ledwo zauważalne, matki dalej nie widać. Gdy Vanessa spotyka ojca swojej potomkini w objęciach innej przypomina sobie o schorowanej matce. Dzwoni do szpitala, w którym okazuje się, że matka przeszła już niebezpieczną (50% szans na przeżycie) operację, bez jakiejkolwiek informacji dla rodziny (która zresztą zbytnio się jej chorobą nie interesowała...). Gdy główna bohaterka mieszka już ze swoją rodzicielką, dla dziecka nadchodzi renesans. Psychopatyczna sąsiadka o dwóch wcieleniach, pragnie odebrać latorośl Vanessie. Ta jednak nie bardzo się tym przejmuje.Postanawia jednak wnieść sprawę do sądu, która okazuje się sprawą przeciw niej samej, a także drugiemu wcieleniu sąsiadki. Jednak wszystko kończy się życiem długim i szczęśliwym...
Nie mogę uwierzyć, że takie coś może zrodzić się w czyjejś wyobraźni...

jasza pisze...

• Sierżant


Ty się nie znasz. Nikt tak pięknie jak Bela nie przeciąga 'n'. Nikt nie ma tak pięknego niemieckiego akcentu. Nikt nie ma tak ślicznych zielonych oczu. Dżony i Emajnem mogą mu najwyżej trampki wiązać ^^

• Offline

Chyba śnisz! Bez urazy, ale Bela B. ma głos jak świnia kaszel! Nawet nie ma porównania do Eminema ^^ A co dopiero do Johnnego Deep'a ! *^^*

• Sierżant

Oczywiście, że nie! Posiada cudniejszy! ^^

• Offline

Możliwe... ale Bela B. nie posiada tak cudnego głosu jak Em. *^^*

• Furia

Piękne! Szczególnie scena niczym z "Allo Allo", kiedy to boski Zacier nie przestaje stosunkować się z Sarą i jednocześnie mówi, że to nie on.
Ach i ta chłopomania :"Zac jest odpowiednim chłopkiem dla mnie!"
Kuro, Twoje analizy są coraz lepsze.

• Monaco


Ja bym się bała konkurencji, ale Sierżant ma dobre serce i nawet Belą się podzieli...

• Sierżant


Nie wiesz co mówisz kobieto marna! ^^ Tyś najefektowniejszych zdjęci Beli nie widziała więc błądzisz. Ale Sierżant Cię na słuszną drogę sprowadzi, nie martw się.

• Offline


Przeczytałam parę analiz. Są cudne ;3 Ale szczerze to Bela B. Do pięt nie dorasta eminemowi *^^* Toż to bóstwo jest x3

• jasza

@Ise:
Jak się robi takie dziecię?
Wystarczy obejrzeć [oglądnąć] romans w TV i się rozebrać. Wułala.

• Superkotek

- O jeżu...- jęknął Superkotek i ze strachu zwinął się w jeszcze mniejszy kłębuszek w najciemniejszym kącie pokoju.

• Ome


Uśmiałam się jak szalona, analiza jest świetna. Gratuluję :)
Przez cały czas trudno mi było uwierzyć, że ktoś naprawdę może pisać tak bezmyślnie. Pierwszym dowodem na akcję "nie myślę podczas pisania" była ta opowiastka o randce głównych bohaterów - pewnie kompilacja wszystkich "najgorszych wtop" z jakiegoś "Bravo girl". A później wiadomo - im dalej, tym gorzej.
I to się nie skończy, dopóki aŁtoreczki będą wzorować poziom inteligencji swoich bohaterek na samych sobie...

• Ithildin

Ale Ci Włosi niewykształceni. Nie potrafią się z turystami w sklepie po angielsku dogadać...a mi sie wydawało, że to taki uniwersalny język:)I ta ałtoreczkowa geografia. Po prostu cudo:)Lecę, bo spóźnię się na busa do Los Angeles;)

• Ise

Hej, jak się robi takie dziecko? Też chciałabym mieć takie w przyszłości - nie trzeba się nim w ogóle zajmować!
Kuro, gratuluję analizy.

• kura z biura

Nie muszą być jedynaczkami, jeśli mają rodzeństwo młodsze o rok-dwa, to też nie pamiętają przecież, jak to jest z niemowlakiem w domu. Ale faktycznie, ciąża w opkach służy wyłącznie urozmaiceniu akcji, potem dzieci znikają, cicho i bezwonnie.

• Sineira

AŁtoreczkowe wyobrażenia o ciąży, porodzie, połogu i opiece nad dzieckiem mnie dobijają. Kurka wodna z pierożkami, skąd one to biorą? Czy to są same jedynaczki bez żadnych dzieciatych znajomych, czy w ich rodzinach naprawdę zajmowanie się dzieckiem polega na... No właśnie, na czym? Opkowe dzieci są jak lalki, w ogóle się ich nie zauważa!
No i te huczne imprezy kilka dni po porodzie, ba, furda imprezy, ale seks!
Ewidentnie brak SENSOWNEGO zajęcia się tym tematem zarówno w domach, jak i w szkołach.

• jasza


Bez fałszywej skromności, proszę!
Wyłapałaś wszelkie idiotyzmy, nawet takie kurioza jak przejazd busem z USA do i z Włoch w jeden dzień, co próbowało ukryć się w gąszczu bzdur.

AŁtoreczki to zupełnie inny gatunek człowieka.



• kura z biura

Jaszo, khę, żartujesz? Naprawdę Ci się podoba? Nie jest drętwa? Bo cały czas miałam takie wrażenie.

• jasza


No i cudo! Obrażona "na śmierć i oba oczy" Sierżant umieszcza analizę jednego z trudniejszych mentalnie opek, a Kura z tego khę... wybrniwuje? wybrniwywa?

W każdym razie - analiza do przeczytania na głos, żeby widzieć, jak się to robi.

Walerian omdlał z wrażenia i słaniając łapami powlókł się do kosza.