czwartek, 3 października 2013

232. Uczelnia jak liceum, czyli Jak wypalić Andersena (2/2)

W dzisiejszym odcinku aŁtorka będzie się miotać jak dziecko zostawione na noc w sklepie ze słodyczami, gdyż ma TYYYYYLE interesujących pomysłów i żadnej koncepcji, jak je ze sobą połączyć. Jeśli zatem nie wiemy, o czym pisać - piszmy o tym, co jest najmilsze naszemu sercu, a więc o ZAKUPACH. Dowiemy się też, jak wygląda amerykański uniwersytet, a nawet posłuchamy wykładu… Indżojcie!




Analizują: Kura, Babatunde Wolaka i Jasza


03.You are alone



[BoCHaterka ma koszmarny sen, po którym budzi się zlana potem i przerażona. Wycinamy]


Rozmyślanie przerwało mi pukanie do drzwi, dziwne, nie wiedziałam że to az tak słychać.
Myślała tak głośno, że sąsiadów obudziła.
Wśród nocnej ciszy wrzask się rozchodzi,
To myśl Julietty w bólach się rodzi.


Otworzyłam je, lecz nikogo tam nie było, na korytarzu było strasznie zimno. Muszę to zgłosić. Zdezorientowana zamknęłam drzwi i powędrowałam w stronę kuchni by napiś się soku. Usłyszałam ponownie pukanie, które było dużo głośniejsze od tamtego. Ponownie otworzyłam drzwi, i ponownie nikogo tam nie było. Przede mną zauważyłam czerwoną plamę na ścianie, czerwona maź spływała  w dół, obok niej była kartka czarna kartka, była ona pobrudzona atramentem, gdy się jej przyjrzałam zauważyłam że ktoś coś na niej napisałam zanim wylał na kartkę cały czarny atrament.
Była to czarna, czarna kartka, dodatkowo zalana czarnym, czarnym atramentem.


Niestety nie mogłam się doczytać co tam było napisane. Nagle zawiał silny wiatr, zamknął moje drzwi i wyrwał mi kartkę z rąk przyczepiając na wielkiej czerwonej plamie,
Chyba jakiś żywiołak powietrza działa tu incognito.


napis stał się granatowy, na czarnym tle doskonale widoczny, a dytko siedziało i pisało na niej "look down" spojrzałam na wycieraczkę na której leżał biały kwiatek, podobny do tych co kwitły na łące w moim śnie. ..." Okk... to jest dzziiwne."
Takie są skutki zbyt intensywnego kontaktu z winem.


Pomyślałam i nacisnęłam na klamkę, lecz niestety drzwi były zamknięte. No super, nie ma to jak zatrzasnąć własne mieszkanie o 4 rano. Brawo Juliett. Trzeba mies dar.
“Napiś”, “mieś”... C nie leży na klawiaturze obok S, więc może ta zmiana końcówki to jakiś regionalizm?
To możliwe. W moich stronach taka wymowa się zdarza.


Pomyślałam i skierowałam sie w stronę windy, ehh.. uprzedzano że górne światła nie będą działaś (o, znowu!) w te dwa dni ponieważ coś tam robią... ale już nie słuchałam. No cóż jestem teraz zdana tylko na te male niebieskie żaróweczki przy podłodze. Nacisnęłam guzik z windą, [znaczy - guzik z narysowaną na nim windą, jak w przedszkolu szafka z muchomorkiem?] która o dziwo była na moim piętrze, wraz z otwarciem się szklanych drzwi przeszło przeze mnie [na wylot] jeszcze większe zimno. Na korytażu było fatalnie, ale w windzie to już koszmarnie.
Szalała tam zwyrodniała ortografia.
“Tu byłem - facet z reklamy Winterfresh”.


Podeszłam pod recepcje. Kobieta miała głowę schyloną w dół.
Naprawdę niepokojące, recepcjonistki zwykle schylają głowę w górę.


-Dobry wieczór, przepraszam, ale ja chciałam... -zaczęłam mówić, lecz jak się okazało kobieta ani drgnęła  -Yyy... przepraszam, słyszy mnie pani, może mam pani jakoś pomóc?
U żywiołaków jest przyjęte, że to klienci pomagają obsłudze.


-zapytałam i dotknęłam lekko ramienia kobiety, zamiast przyjemniej twarzy recepcjonistki pojawiła się jakaś czarownica która zawyła podnosząc głowę, patrzyła się prosto w moje oczy, najdziwejsze jest to że jej nie miały tęczówek.
Oczy uznały, że mają już dość blogaskowego standardu.
Miały same źrenice i spojówki.


Nagle światło zaczęło się migać (od służby wojskowej), a po chwili cały hol był już oświetlony.



Zamrugałam parę razy i przypatrzyłam się kobiecie, wyglądała całkiem przyjemnie i normalnie. Chyba z tego niewyspania mam jakieś omamy.
-Słucham. -powiedziała miło się do mnie uśmiechając,
-Przepraszam, ale wyszłam z pokoju i zatrzasnęły mi się drzwi, nie mam jak wejść.
-Dobrze rozumiem, proszę podać imię i nazwisko.
-Juliette de'la Peazer .-powiedziałam a ona wpisała cos na komputerze, a następnie się mi przyjrzała,.
-Tak, to pani, proszę poczekać.
Miała w komputerze zdjęcie lokatorki?
Tak, jak również odciski palców i skan siatkówki.
I tęczówki, rzecz jasna.


-powiedziała naciskając jakiś przycisk, po chwili pojawił się jakiś facet w jakiejś białej koszuli.
-257 -powiedziała, a on skinął głowa i po chwili wrócił z jakimś kluczem.
Ejże, w pierwszym odcinku mieszkała pod numerem 270!
Dzieciaki z nudów poprzestawiały numerki na drzwiach.


Razem ze mną wsiadł do windy i już po chwli znajdowaliśmy się na 17 piętrze.
-Ehh... można wiedzieć co sie stało? -zapytał,
I w ogóle czemu mi głowę zawraca!


-Tak, wyszłam z pokoju bo zdawało mi się że ktoś pukał i drzwi mi się zatrzasnęły. -powiedziałam a jego mina skamieniała.
Zamurowało go od takiej bezczelności, że lokatorka ośmiela się prosić go o pomoc.


-Powiedziałam coś źle czy coś ? -zapytałam a on tylko pokręcził głową na nie. Tak jakoś dziwnie, wcześniej taki przyjemny sympatyczny, a teraz nagle stał się ... stał się, straszny, tak , jego twarz mnie przerażała, I wcale nie chodzi mi o to że był brzydki, po prostu było w niej cos niepokojącego.
Standardy obsługi klienta mają w tym apartamentowcu drastycznie niskie.


-Proszę. -powiedział otwierając mi drzwi i pokazując abym weszła, wchodząc potknęłam się prawdopodobnie o wycieraczkę, a on szybko mnie złapał. Po moim ciele przeszły niemile dreszcze. Jego dłonie, one, one... one.. były suche, i zimne.
Zawsze to lepiej, niż zimne i wilgotne.


Popatrzyłam na niego z przerażeniem, lecz nie zauważyłam twarzy, tylko czarna postać. Tak, jak w tym śnie. Jego dłonie kolejny raz błądziły po moim ciele. Znów chciałam płakać, znów sprawiało mi to wielką trudność, znów płakałam krwią.
Nie wiem czy powinnam mówić znów jeśli w życiu zdarza mi się to samo co we śnie.


Poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę. Krzyknęłam głośno, on się tylko obejrzał, to był Adam, skręciliśmy w stronę schodów.
Adam był tym serwisantem-obmacywaczem?


-Ja nie dam rady. -powiedziałam, gdy byliśmy chyba dopiero na 13 piętrze, on też wyglądał na zmęczonego, popatrzył w górę gdzie widać było czarne plamy zbliżające się w naszym kierunku.
To nie czarne plamy, to białe myszki.
Ciemno przed oczami im się zrobiło, kondycja kiepska.


-Masz skrzydła? -zapytał
-Tak.- odpowiedziałam, nie mam pojęcia po co on mnie o to pyta i dlaczego ja z nim biegnę, w końcu rozwinie dobrze to wszystko może byc jego sprawą.  
Sens tego zdania został zgubiony podczas ucieczki po schodach.
I rozwinął się jak rozmaryn.


-Daj medalion ! -krzyknął
-Co ?
-Daj medalion! -krzyknął jeszcze głośniej, przyznam że teraz naprawdę się go przestraszyłam.
Jaki medalion? Skąd mam ci wziąć teraz jakiś medalion?!


Ściągnęłam swój medalion, on to samo zrobił ze swoim,
Medaliony ex machina pojawiły się znienacka na naszych szyjach.
(specjalnie sprawdziłam - wcześniej nie padło ani słowo na temat żadnego medalionu)


-Ubierz! -powiedział dając mi go,
a nie będziesz taki goły nosić!


-Po co mi...
-Ubierz! Nie ma czasu  Rób co mówię! -no cóż... wciąz nie wiem dlaczego, ale coś mi każe mu zaufać, założyłam jego medalion -Przepraszam. -powiedział, tylko nie mam pojęcia za co, wyciągnął nożyk z kieszeni i rozciął mi kawałek skóry
-Ałł..!-krzyknęłam coraz bardziej się go obawiając - Co ty robisz?! W ogóle czemu ja ci teraz ufam?!
Właśnie, czemu już teraz? Zaufanie przychodzi z pierwszą blizną.


-zaczęłam lecz on napełnił moją krwią mój medalion i go ubrał (w śpioszki), wziął wazon stojący na podłodze, i rzucił nim w okno.
A za oknem właśnie spadał Kolonas Waazon.


Nagle coś mnie chwyciło, on szybko rzucił mnie za okno, przynajmniej, tak mi się tylko wydawało, skoczył ze mną, rozłożył skrzydła i sfruwał na ulicę.
-Od kiedy masz skrzydła? -zapytałam, w końcu ogień nie ma skrzydeł
Ale za to ma języki.


-To sa twoje skrzydła. -powiedział dużo bardziej spokojny niż wcześniej
Nooo, skok z trzynastego piętra tak uspokaja! Czasami na zawsze.


-Mówiłem że siedemnaście lat to za wczesnie, niczego cię nie nauczyli, więc nawet nie wiesz co się teraz dzieje,
...ale ja wiem i zaraz ci wyjaśnię!


ja też do końca nie,
Uuuups.


ale wiem że to jest groźne i straszne.
Buka?
Sesja poprawkowa?


A wiesz abym mógł wypełnić misję musisz być żywa,
No bo jakże to tak, torturować trupa.


ty byś mnie nie uniosła tylko spadłbym z trzynastego piętra, więc musialem pożyczyć skrzydła.
Ok, ale to nadal są JEJ skrzydła, więc jeśli były za słabe, by unieść obydwoje, to…
Może on ma dodatkowy silnik odrzutowy, napędzany płynną bucerą.
I lecąc, pluje ogniem z rzyci?
W takim razie - odrzytowy. Albo to znowu interwencja tego gostka z żywiołu powietrza.



-Nie możemy tu być. -powiedział i chwycił mnie w pasie, rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze, nie rozumiem dlaczego te skrzydła są u niego dwa razy większe niż u mnie! Ale przyznam że naprawdę świetnie wygląda z tymi ognistymi skrzydłami.
I o to chodziło od samego początku!


_________________________________



04.Płonąca księga.

-Wiesz już co to było? -zapytałam siadając obok Adama w jednym ze stolików w restauracji.
W samym środku tego stolika.


-Po pierwsze. To Dzień dobry, po drugie to fajnie że pytasz ale nie możesz usiąść,
...bo do tego służą krzesła, a nie stolik.


po trzecie to mam wątpliwości co do pierwszego punktu ale jak już cię zobaczyłem z samego rana to dzień dobrze zapowiadać sie nie może.  
Im dłużej obserwuję Adama, tym większą mam ochotę go potraktować gaśnicą.
Gaśnicę będziesz marnował, szlauchem go!


-Mam w dupie jak będzie wyglądał twój dzień, ale chyba mam prawo wiedzieć dlaczego goniło mnie... no... to coś.
-I dlatego siadasz przy moim stoliku kiedy jem śniadanie? -zapytał pijąc kawę.
-Tak.
Nie, bo siadam W stoliku!


-Wiesz co? Naprawdę twoja naiwność zaczyna mnie śmieszyć. Myślisz że jak nie dałem cię zabić to od razu będziemy przyjaciółmi? Wiesz ja muszę wypełnić misję, i wolałbym abyś została żywa, przynajmniej do czasu aż JA cię nie zabiję.
Albo dam ci małą śmierć… eee… nieważne.


Ale spokojnie! Mamy dużo czasu! No i jeszcze śmieszy mnie to że zaczęłaś uważac mnie za mądrzejszego.
W sumie, mnie też to śmieszy, zwłaszcza że facet sam się przyznał, że nie ma pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.


Chociaż... to prawda.
No, really?


Czyli co ty tam chciałaś wiedzieć? Hmmm... Ah, tak. Przepraszam ale nie udzielam korepetycji poza uniwersytetem. W razie wątpliwości proszę zjawić się na zajęciach. Powiedział podając mi wizytówkę.
-Wykładasz na uczelni?
Mniemanologię stosowaną, jak sądzę.


-Przepraszm ale nie pamiętam abyśmy zaczęli mówić do siebie Per Ty. -powiedział wstając od stolika i kierując się w stronę windy.
Nagły atak Opkowej Sklerozy?!


-Adam! -krzyknęłam
-Przepraszam, ale Profesor Jonson. -powiedział odwracając się i puszczając mi oczko.
Profesor? Osiemnastoletni?!
A kto bogatemu zabroni...


Wymamrotałam coś pod nosem i nie dając za wygraną skierowałam się tak samo jak on w stronę windy. Adam gwizdał sobie kiwając się w tył i w przód ręce trzymał z tyłu i co najważniejsze światnie zdawał sobie sprawę z tego że mnie irytuje.
-Dobra profesorku, czy jak ci tam inaczej co mam zrobić aby dowiedzieć się co mnie zaatakowało! -wybuchnęłam przyciskając go do ściany.
-Hmm... Wiesz mówiłem że nie udzielam korepetycji, ale w przypadku niektórych studentek robię wyjątek. -powiedział obejmując mnie w pasie
Chłopak szybko pokonuje coraz wyższe poziomy obleśności.


-Wal się! Sama znajdę odpowiedź! -krzyknęłam wychodząc gdyż drzwi od windy już się otworzyły.
Wychodząc? A weszłaś w ogóle?


Podeszłam pod swoje drzwi i chciałam je otworzyć lecz przeszkodził mi w tym pewien osobnik któy bezczelnie się o nie opierał.
-Ale jak ty? Przecież... za mną.. a teraz... tu... -zaczęłam się jąkać a on się tylko zaśmiał. Przysięgam jeśli jeszcze raz się tak zaśmieje to normalnie... to ... nie wiem co mu zrobie ale wiem że to nie będzie nic miłego.
Może przestań przysięgać i od razu przejdź do rzeczy.


-Wiesz... myślę że na google.pl nie znajdziesz informacji
Google.pl
Google.pl
GOOGLE.PL
PL



na temat ataku na istoty które nie są ludźmi, no możesz szukać przy demonach czy opętaniach ale to wszytsko dzieje się na ludziac ty jesteś inną bajką złotko.
Ja rozumiem, że w ludzkich mediach może nie być informacji o żywiołakach, ale czyż oni sami nie powinni mieć jakichś własnych źródeł?


Tego nie znajdziesz w internecie... chyba że chcesz poszukać historię rodziny Cullenów, o tym znajdziesz dużo. -powiedział a ja stałam bez ruchu czekając aż pozwoli mi wejść do MOJEGO mieszkania.
Jakiegokolwiek związku Cullenów z resztą tego opka nie stwierdzono.
Za to wydało się, skąd żywiołaki czerpią wiedzę o życiu na Ziemi.


-No dobrze, wiem co to jest. I jest możliwość abyś ty też to wiedziała. -powiedział patrząc na mnie z tym cwanym uśmiechem.
-Czegoś chcesz, ale nie wiem czego. -powiedziałam patrząc na niego przenikliwie
-Nie, to ty czegoś chcesz, a jak to mówią nic za darmo...a tym bardziej dla wrogów.-powiedział
-Czyli czegoś chcesz.
-Możliwe
Pewnie chodzi o produkcję “kropli prawdziwego szczęścia”.


-Ok. Ale jeśli masz zamiar tak się ze mną bawić zgadnij co się kryje za tymi oczami w kolorze gówna to bardzo nie miło ale wejdźmy do środka bo nie mam zamiaru przestać całego poranka na korytarzu.
Yhy-hy, czy ona właśnie o SWOICH oczach wyraziła się, że są “w kolorze gówna”???
Trudno powiedzieć. Ogólny sens tego zdania jest za bardzo zmasakrowany, żeby dało się go zidentyfikować.


-O jak, miło że mnie zapraszasz i dla twojej wiadomości mamy takie same oczy.
Znaczy, ja też mam gówniane.


-powiedział tradycyjnie rozsziadając się na kanapie, tylko tym razem zajął mniej miejsca.
Tym razem nie uległ rozkładowi.


-Nie Jonson, my mamy PODOBNE oczy.Więc czego chcesz? -zapytałam siadając na fotelu i nalewajac sobie wina, które jest przynoszone za każdym razem do mojego salonu po tym jak sprzątaczka już wysprząta, taki plus życia w luksusach.
Znaczy, ona codziennie wypija flaszkę wina? O_o A podobno ma słabą głowę. Chyba że głowa słaba, ale za to wątroba jak złoto...
To by tłumaczyło dziwne zjawiska, które ciągle widzi.


-Hmmm...  powiedzmy że potrzebuję kogoś, kto poszedłby ze mną na bankiet. -powiedział uśmiechając się chytrze w moją stronę... powtórzę się ale ja mu kiedyś ten uśmieszek zedrę z twarzy.
Proponuję pumeksem.


Wziął butelkę do ręki i wypił połowę zawartości. -Hmm... dobre, lecz gustuję w mocniejszych napojach. -powiedział i wyszedł,
Skoro żywiołak ognia, to woli wodę ognistą. Zwyczaj picia z gwinta wyraźnie na to wskazuje.


Hmmm... Profesor Jonson, czyli za dwie godziny jedziesz na uczelnię? Szkoda że zostawisz w samotności swoją księgę....
O, widzisz, też wpadła na pomysł, że powinni mieć własne źródła.


-Stuku, puku, -usłyszałam głos jakiejś dziewczyny która wychylała głowę zza drzwi, przestraszona odwórciłam się by sprawdzić kto jest tym nieproszonym gościem…
Nie widziała, kto to jest, ale wiedziała, że wychyla głowę za drzwi.
Narrator Wszechwiedzący oświecił ją na moment i zaraz uciekł.


-Eleanor! -krzyknęłam i pobiegłam s stronę dziewczyny bo ją mocno przytulić. -Co ty tu robisz? -zapytałam, zapraszajać dziewczynę do środka.
-Hmmm... Jako córka przyjaciela przedstawiciela żywiołu, wiesz przyjaciel rodziny przekonałam twojego tatę abym wypełniła zadanie rok wcześniej czyli na moje szesnaste urodziny!
Jakie zadanie? Zgodnie z opisem w zakładce “Bohaterowie” jest zwolniona od zadania (ok, nikt, z samą aŁtorką włącznie nie wie, czym różni się “zadanie” od “celu”).
Eee… Ja to widzę tak: wypełniła zadanie rok wcześniej, więc teraz jest zwolniona i może się zajmować ochroną osób. Co prawda ta interpretacja nie wyjaśnia, dlaczego np. Eleanor nic nie powiedziała przyjaciółce przez cały rok, ale nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.


A dobrze wiesz że zawsze chciałam ochraniać, w końcu po to uczyłam się ochrony od piątego roku życia! -krzyknęła. Położyła torebkę na sofie a następnie na niej usiadła.
Na tej torebce. Mam nadzieję, że nie trzyma w niej okularów.


-Więc tak... Alex jeszcze się szkoli, bo do jego siedenmastych urodzin zostało trochę czasu, a chce mieć pełne doświadczenie, więc on ci opowie to wszystko. No wiesz... w każdej chwili może pojawiąc się osoba która nie jest z naszego żywiołu a musi nas chronić, albo jak będzie naprawdę źle to pojawi się ktoś zupełnie bez żywiołu. Który będzie musial chronić i ciebie... i tego ... no jak mu tam... Adama. -ehh...
Znaczy, jak będzie naprawdę źle, to przyjdzie Superniania i porozstawia towarzystwo po kątach, żeby sobie nawzajem nie wydłubali oczu grabkami.


cieszę się że Eleanor będzie teraz ze mną ale bardziej się cieszę że będzie także Alex, no bo nie można tego ukrywać, ona jest taka roztargniona. I taka rozgadana że mimo tego iż jestem jej przyjaciółką mam ochotę przywali jej czymś ciężkim za tą jej słodkość! -No ale nie gadajmy już o tobie skarbie, co tam u ciebie?
- Powiedz, co o mnie sądzisz?


-Wiesz, mam pytanie, oststno wydarzyło się coś naprawdę dziwnego i przerażającego ... -opowiedziałam jej całą historię. -Wiesz co to mogło być? -zapytałam
-Nie, nie wiem,prawdopodobnie miałabym to na zajęciach z ochrony ale skończyłam rok wcześniej.
Zaraz. Podobno szkoliła się w ochronie od piątego roku życia.
Bo pewnie to były te zagadnienia, które miały być omawiane na ostatnim roku (podobnie, jak w szkole na historii nigdy nie dochodzi się do PRL).


Chodź. -powiedziałam i pociągnęłam ją za rękę. Adam ma pewną księgę w której mogą być informacje na ten temat.
A o tej księdze dowiedziała się, czytając w jego myślach. Albo wydedukowała ze słowa “profesor” - oni zawsze mają jakieś księgi.



No ale Piętnaście minut temu poszedł do pracy,
Znaczy, że ta wymiana zdań zajęła im dwie godziny i kwadrans? To nie żaden żywioł, to staw rzęsą porośnięty...


więc zostawił puste mieszkanie, więc musimy się tam jakoś dostać, zwinąć księgę i dowiedzieć się o co chodzi...
-Tylko wiesz że ciężko będzie wejść do jego apartamentu, a wieszz... drzwi mu nie wyważymy!
Kurnać, wy nieogarnięte… Jesteście wodnymi żywiołaczkami i macie dar niewidzialności. Jaki problem zrobić mały potop w mieszkaniu Adama, a gdy obsługa otworzy drzwi, wśliznąć się tam? Albo nawet, jeśli nie chcecie wzbudzać podejrzeń, nic nie kombinować z wodą, tylko poczekać na sprzątaczkę? Żebym ja o takich rzeczach pamiętała, a aŁtorka nie!



-No to idę po moją torebkę. -powiedziałam i wyszłam kierując się w stronę recepcji.
-Przepraszam, ale dość krępująca sprawa. -powiedziałam w stronę kobiety
-Proszę jaśniej. I z orzeczeniami, jeśli można.
-Bo wie pani, zostawiłam torebkę w nie swoim mieszkaniu, a właściciel właśnie jest na uczelni, a to co jest w tej torbie jest dla mnie bardzo ważne, czy mogłabym poprosić aby ktoś otworzył to mieszkanie.


-Oczywiście, tylko zadzwonimy do właściciela... prosze podac numer numer oraz imię i nazwisko. -powiedziała.
-Hmm... wie pani, bo jest pewien problem, on niestety nie odbierze telefonu gdyż jak mowiłam jest na uczelni, wykłada... wykłada bardzo ważne rzeczy.
Kafelki?
Towar na półki w sklepiku.


Dzwoniłam do niego.
-Więc prosze zaczekać aż pani partner wróci.
E tam, jedna noc to jeszcze nie partnerstwo...


-Ale to jest dla mnie bardzo ważne. -powiedziałam i zaczęłam płakać. -Nawet nie zdaje sobie pani sprawy jak bardzo. Od tego będzie zależała moja przyszłość. -powiedział recytując fragment z filmu "Ucieczka od umarłych"
Kto powiedział? Był tam ktoś jeszcze? Pewnie lektor z filmu.
- Niestety, nie mogę wpuszczać obcych osób do mieszkań pod nieobecność lokatorów, moja praca od tego zależy - odpowiedziała recepcjonistka, recytując odpowiednie punkty z regulaminu.


-Przykro mi, gdybyśmy jeszcze mieli potwierdzenie że pani tam była.
-Mam!
-Słucham?
-Kelner!
-Proszę mówić jaśniej.
-Dzisiaj jadłam z nim śniadanie [z tym kelnerem], a potem razem wróciliśmy do niego a potem to już tylk....
-Proszę nie kontynuować. -powiedziała,
I spłonęła rumieńcem.


Na szczęście kelner który był rano jeszcze pracował, ciężko było mu sobie mnie przypomnieć ale w koncu stwierdził ze pamięta mnie z jakimś mężczyzną.  Dość długo to trwało aż zgodzili się na otworzenie tych drzwi, bałam się tylko że Adam wróci. Jakaś osoba pracująca w recepcji poszła ze mną z tym kluczem... Ehh... super... jeszcze parę takich numerów i będę dziwką z wypasionego wieżowca mieszkalnego!
Zawszeć to lepiej niż dziwką z M-2 w bloku z wielkiej płyty.
W każdym razie “dziwka z wypasionego wieżowca mieszkalnego” lepiej wygląda na wizytówce.
Jak już się puszczać, to na bogato.


Teraz pozostało mi odwrócić jakoś jego uwagę.
-Coś mi się wydaje że nie zostawiłaś tu żadnej torebki. -powiedział kiedy wchodziłam do małego dziwnego pomieszczenia.
Adam mieszka w komórce pod schodami?


-Nie, na pewno ją gdzies tu zostawiłam. -powiedział a facet wciąż uważnie patrzył się na to co robię.
Trudno mu się dziwić. Panna życzy sobie otwarcia drzwi do cudzego mieszkania, sprzedaje jakąś opowieść o torebce, a kiedy już wejdzie, zachowuje się podejrzanie.


-Mam! -krzyknęłam widząc regał na którym stalo pare książek
-Naprawdę. -zapytał zdziwiony.
-Tak. -powiedziałam zdajac sobie sprawę że powiedziałam to na głos. Tylko teraz jak mam wziąć książkę, przeciez troche różni się od torebki.


-Słyszał to pan? -zapytałam udając przestraszoną.


-Nie, nic nie słyszałem. Proszę brać torebkę ktora rzekomo pani tu zostawiła... będąc w tym pokoju, z panem Adamem .-kurde... już druga osoba która o dzisiaj podkreśla, ludzie nie mogą uprawiac seksu?
Proszę mi palcem wskazać, gdzie ten koleś mówi o seksie, bo chyba ślepa jestem.
Może nie mówił, tylko wykonywał wymowne gesty.


Nie żebym to z nim robiła. Ale oni mają myśleć że to z nim robiłam! Bo tylko tak mogę dostac tą [tę] cholerną książkę !
No to skoro sama sobie stworzyłaś taką legendę, to teraz nie miej pretensji, że ludzie w nią wierzą.


-Ale ja tak!- Pobiegłam w stronę łazienki, a koleś zaraz za mną. Zwiększyłam ciśnienie wody która natychmiast wybuchła z kranu. -mówiłam ! -krzyknęłam a on zaczął próbować zatrzymać wodę i dzwonił po hydraulika.
O, teraz jej się przypomniało...


Ok, ja mam teraz czas aby wziąć księgę i wyjść.
-Znalazłam, śpieszę się muszę iść. -powiedziałam a woda natychmist przestała wypływać. Wybiegłam szybko z pomieszczenia trzymajac księge w ręce.
Przestała wypływać. Aha. A co z tą, która już wypłynęła? Anulowała się?
O tamtą niech się sprzątaczka martwi.


-Mam! -krzyknęłam wchodząc do salonu gdzie siedziała Eleanor.
-Haha ! Nie wierzę! Wiesz że oni nie powinni czegoś takiego robić! Haha! Co im powiedziałaś? Dzisiaj rano robiłam seks z facetem który jest teraz na uczelni i zostawiałam tam torebkę [zostawiałam ją, zostawiałam, ale zostawić nie mogłam] która jesty mi bardzo potrzbna bo tak!
Bo mam w niej wszystkie zapomniane samogłoski!


I musicie mi otworzyć te drzwi bo macie klucze? Haha
“Robiłam seks”? Chyba z wikliny.
No co, robiła - tak jak z dużej deski robi się małe deseczki.


[Pojawia się Adam, który w zemście za zalanie mieszkania rzuca ogień na włosy Juliette. Jednak pozwala dziewczynom zatrzymać swą cenną księgę.]



-Więc...-powiedziala Eleanor biorąc księgę i zaczynając czytać na głos.-Dusze przeszłości są to demony wykorzystujące najlepsze chwile z przyszłości i zamieniajac je na najgorsze.
Zamieniają również poprawnie zbudowane zdania na gorsze.
Nie rozumiem tych zawirowań czasowych.


Przewaznie uprzedzają swój atak w śnie. Koniec zawsze jest najgorszą chwilą w  życiu. Lecz niestety prawdziwą. Pojawiają się one u osób które nie spodziewają się takiego obrotu wydarzeń.
Czyli pesymiści są w zasadzie bezpieczni.


Najczęściej osoba atakowana nie ma pojęcia o co chodzio w tym śnie.
Śniło mi się, że razem z Tillem Lindemannem uciekam z więzienia; nie mam pojęcia, za co nas wsadzili, czy to się liczy?


Następnie demony podczas ataku wykorzystują fragmenty snu, a następnie próbują ukraść dusze. Osoba zaatakowana umiera w męczarniach gdyż bierze udział w wydarzeniach które byłyby najgorszymi rzeczami w przyszłości.
Mózg się jej zawiesza od próby zrozumienia tego.


Do tego ciało zaczyna zamarzać oraz szybko się nagrzewać, tak w kółko aż demony całkiem nie wyssają duszy. Demony atakują tylko raz. Jeśli bardzo zapragną cierpienia ofiary ześlą na nią swoich uczniów, którzy postarają się wypełnić zadanie…
Demony też oszczędzają na personelu.


Ta. I to jest kolejny pomysł, który aŁtorka wrzuca do opka, bo właśnie przyszedł jej do głowy… ale w następnym rozdziale już będzie miała nowy pomysł na coś o wiele bardziej ją interesującego, więc demony pójdą w odstawkę - i tak da capo al fine.


_____________________________

05.Melanie

Razem z Eleanor siedziałyśmy w restauracji i jadłyśmy śniadanie.
-Fajna <fryzura>. Co skłoniło cię do obcięcia włosów? -powiedział dosiadając się bezczelnie do naszego stolika. Czy to naprawdę było tak bardzo potrzebne abyśmy byli w jednym wieżowcu?
No, mogłybyście na przykład jeść śniadania we własnym mieszkaniu; zawsze to jedna okazja do spotkań mniej.
W mieszkaniu? I może jeszcze miałyby same je sobie robić? Niemożliwe.


-Spadaj Adam.
-Nie, nie mogę. Wiesz muszę cię poznać. W końcu muszę wiedzieć co zrobić abyś cierpiała. Planowałem tryskać do ciebie nienawiścią, ale czysta złośliwość też jest ok, nie sądzisz?
Ktoś mu powiedział, że od nienawiści do miłości tylko krok?


Śmiesznie wyglądasz w tej nowej fryzurze. Nie szkoda ci bylo tych włosów? Wiesz w końcu musiałaś długo czekać aby urosły po biodra. -ale on mnie denerwuje, płakałam jak Eleanor obcinała mi pozostałości po spalonych włosach, no bo kto by nie płakał, zawsze uważałam że włosy są moja największa zaletą. A ten ***** musiał je spalić.
Oho, to zebrał już pewnie całe wiaderko kropli cierpienia.


Na szczęście po paru minutach musiał iść do pracy. Ja dostatałam wolne, właściwie to mój szef ma wolne, a nowej sekretarce nie powierzy opieki nad biurem, więc jak wspominałam mam wolne przez całe dwa miesiące.
Wiedziałam. Wiedziałam! Mówcie mi “Prorok Codzienny”!


Dziwne bo w pracy bylam tylko siedem razy.
Dziwne? Całkiem standardowe!


-Ej, a Alex kiedy przyjeżdża? -zapytałam El. strasznie tęskiłam za starym przyjacielem.
-Przeciez ci mówiłam, że będzie za dwa tygodnie, ale nie będzie nas długo, mamy tylko sprawdzić czy wszystko w porządku i sprawdzić postęp misji, radzę ci zacząć działać bo masz tylko 1/2 kropli, -powiedziała patrząc na bransoletkę, miala rację. Nie mam pojęcia kiedy zadałam mu to cierpienie [może nadepnęłaś na stopę?], byłam tak zafascynowana nowym światem a do tego jeszcze te demony że kompletnie przestałam zwracać uwagę na cel przez który tutaj się pojawiłam.
-Tak, wiem o tym.
-Musisz coś zebrać przed przybyciem Alexa, wiesz że on powinien wykonać swoją pracę. -powiedziała zupełnie nie zważając że jej zadanie wygląda tak samo jak jego.
Ejno, przecież podobno nie miała zadania.


Jest bardzo nieodpowiedzialną osobą i za to ją kocham,
Różne są oblicza miłości.


np. w takich momentach gdyby dała raport o tym że moja misja nie ruszyła z miejsca i nic nie robię w tym kierunku przesłaliby mi jakiegoś ochroniarza, czy jak to mówi Eleanor "anioła stróża"
Albo gospodarza domu.


-No to zabieramy się do roboty. Profesorek niczego się nie spodziewa.
-Ej, myślę ze mogłabyś zostać jego uczennicą. -powiedziała z chytrym usmieszkiem
-No to Panie Jonson, masz nową uczennicę. -powiedziałam wstając od stolika i kierując się w stronę windy by w apartamencie obmyślic jakiś plan.
Na uczelni występują raczej studentki niż uczennice, ale może w Nowym Jorku jest inaczej.
Jak się zaraz dowiemy, to szczególna uczelnia...


***
-Co powiesz na zmienienie tożsamości? No wiesz, tak aby cię nie poznał, będziesz wiedziała o nim więcej niż on myśli że wiesz. -powiedziała El, rozkładając się na kanapie i nalewając sobie lampkę wina które zostaje mi zawsze przynoszone podczas sprzątania apartamentu czyli co dwa dni. Ale o tym już wspominałam.
Uff, co dwa dni, czyli  jednak rozpija się troszeczkę wolniej. Ale i tak uważam, że tatuś powinien trochę przykrócić jej smycz.


-Zawsze chciałam zostać Azjatką -zamyślona opadłam na kanapę a Eleanor podała mi lampkę z winem.
-Ale zostaniesz Amerykanką ewentualnie Europejką, bo żółtej skóry i skośnych oczu to ty nie masz.
Znaczy, jej koreańskie korzenie w żaden sposób nie wpłynęły na wygląd. Smuteczek.
Bo jej korzenie sięgały Korei pod Tomaszowem Lubelskim.


- zasmuciłam się teatralnie, a ona tylko się zaśmiała, Cały dzień opracowywałyśmy plan na poznanie Profesorka Jonsona, wyszło na to że jestem dwudziestoletnią (tak, postarzę się trochę) Melanie Court, z Las Vegas czyli miasta... wiecie czego,
No, wiemy. Hazardu. A co?
I tego dużego neonowego kowboja.
I CSI!


będę wredną blondynką, która będzie uwodziła wszystkich i wszystko swoim jak to stwierdziła Eleanor stuprocentowym seksapilem, chociaż według mnie jest on stuprocentowo żenujący niż stuprocentowo także jej stwierdzenie "zajebiściaszczasty" jej słownictwo mnie przeraża ale nie wiem czy to nie jest skutkiem nadmiernej ilości alkoholu w naszych organizmach,
Jestem absolutnie pewien, że nadmierna ilość alkoholu w organizmie może być przyczyną tak okropnego słowotoku.


zanim zamówiłyśmy kolejną butelkę wina ustaliłyśmy dni wolne którymi oczywiście będą dni w które będe pracowała
A uczelnia oczywiście pokornie dostosuje rozkład zajęć do jej planów.


oraz weekend w który będę się relaksowała, a następnie we wtorek wymyślała to na jakiej imprezie toteż byłam i z iloma chłopakami spałam, takie tam fantazje.
Jednym słowem, ma zamiar ciężko pracować na miano “dziwki z wypasionego wieżowca mieszkalnego”. Albo raczej “uniwersytutki”.


Zapomniałam jeszcze dodać że będę oczywiście tą bogatą, ale to nie ulegnie zmianie gdyż teraz jestem, lecz teraz jestem córka przedstawiciela żywiołu a jaka Melanie będę corką jakiegoś tam prezeska który na prawdę istnieje, lecz nie ma żadnej córki Melanie, no ale cóż jako ta wredna suka biorę od tatusia pieniądze aby jego żona nie dowiedziała się o jego romansach na boku oraz córce. Wiem, niezbyt przyjemny życiorys, jeśli można to życiorysem nazwać, ale bardzo niepodobny do Julietty która ludzie znają.
Może u żywiołaków to inaczej działa, ale ludzi zwykle poznaje się po twarzy, nie po życiorysie.
No cóż, skoro chłopina miał już okazję ją poznać, to taka legenda go nie zmyli.
Casus Hanny Montany - wystarczy blond peruka i nowe ciuchy, i już nikt nie wie, że ty to ty.


Profesorek wykłada język angielski
O Jeżu. O Borze. Nie będę uprzedzać faktów, ale sami zobaczycie, jak profesorek radzi sobie z językiem.


oraz ma praktyki w dziale prawo,
W księgarni, w dziale z książkami prawniczymi. Albo w supermarkecie, na prawo od wejścia.


więc Melanie będzie uczęszczała na profil z językiem angielskim, prawem, oraz parę innych przedmiotów których nie zdążyłyśmy ustalić. Jutro Eleanor wyrobi mi noje nowe dokumenty oraz zapisze mnie na uczelnię.  
“Noje nowe” to chyba po polskoniemiecku.
Język pogranicza.


[Juliette i Eleanor ciężko pracują, by odpowiednio uwiarygodnić nowe wcielenie]


-Jak myślisz, czy to jest wystarczająco w stylu Melanie? -Eleanor trzymała w ręce różową obcisłą spódniczkę, miała ona srebrny brokatowy pasek, z tyłu miała czarny zamek.
-A to? -zapytałam pokazując jej krótkie czarno-szare szorty ombre,
-Ty to nie jest złe, ale nie ten kolor. -zabrała ode mnie spodenki i wyciągnęła ten sam krój tylko że na górze były fioletowe a na dole niebieskie.
Oprócz tych super krótkich spodenek kupiłam sobie .... sama nie wiem ile, ale wiem że dużo rzeczy.
No i tak o. Demony, pierony, tajemnicze księgi - to wszystko może poczekać, bo przecież IDZIEMY NA ZAKUPY!!!


Głównie to cos błyszczącego i obcisłego. Mam dwie pary leginsów, jedne mają dziurki po bokach i są przewiązane takim sznureczkiem, drugie są w panterkę (nienawidzę tego wzoru) [więc kupiłaś je, bo…?] [W ramach udawania Pustej Blondyny, jak rozumiem.] rurek, szortów i spódniczek nie zliczyłam, ale wiem że jest tego dużo, szczerze mówiąc to Eleanor wybierała większość ubrań oraz zmusiła mnie do ich zakupów,
A ty się opierałaś jak kot przed miską śmietany.


podobał mi się yen pomysł,
Yennefer, ty tutaj?!


ale coraz bardziej się go boję, mam dwie pary piętnastocentymetrowych szpilek, jedne srebrne z brokatem, drugie miętowe z małymi brylancikami na obcasie, Eleanor nie musiała zmuszać mnie do zakupu litów, uwielbiam każdego rodzaju lity (no chyba że mają panterkę albo się błyszczą lub sa różowe) kupiłam kupiłam sobie pięć par litów, <białe> z drewnianym obcasem, z flagą USA które chyba najbardziej przypadły mi do gustu jeśli chodzi o styl Melanie, <czerwone> z ćwiekami na obcasie, z <galaktyką> (czy jak to się tam nazywają),
-Myślisz że Max'owi się to spodoba? -zapytałam,
Kim jest Max, na liściość borską?!


-Kiedyś musi się udać -powiedziała wystawiając kciuki w moją stronę i uśmiechając się tak szeroko jak tylko portafiła,
“Portafiła” to brzmi trochę po portugalsku. “Kolejka do drzwi”? “Kolejkodźwigacz”?


06. Dziewczynka z zapałkami.

Z białej limuzyny wyszła blondynka z okularami przeciwsłonecznymi pod rękę. Wszystkie spojrzenia skierowane byly w jej stronę.
No fakt, nie co dzień widzi się chodzące okulary.


Wszystko przypominało tradycyjny amerykański film o typowym bogatym liceum, no własnie liceum a tutaj są już studia.
Podejrzewam, że to jakaś Wyższa Szkoła Tego, Owego i Administracji.
Albo WSP - Wyższa Szkoła Podstawowa.


Poprawiła swoją torebkę w kolorze écru. Miała długie blond włosy z kolorowymi końcówkami. Ubrana była w czarne obcisłe rurki z wysokim stanem, gorset w kwiatki z ćwiakami  oraz turkusową marynarkę.
Kwiatki z ćwiAkami? Byłyżby to g(w)oździki?
Ćwiak - ćwiartka ćwoka.


Dziwnie się czuła idąc tak w stronę uczelni. Zawsze śmiała się z takich dziewczyn a dzis można powiedzieć że stała się jedną z nich. "Hej" usłyszała glos jakiejś dziewczyny, odwróciła się w jej stronę, "Czego?" warknęła, "O widzę że temperament też posiadasz, przydałaby nam się taka. Widzę że jestes tu nowa, wiesz to miejsce przypomina bardziej liceum, potrzebujesz jakiejś grupki,
Bo w liceum bez grupki nie przeżyjesz; rozszarpią cię na korytarzu, a twoimi flakami udekorują salę na bal maturalny.


a nie sądzę abys zadawała się z nimi" powiedziała kierując jej wzrok w stronę piątki śmiejących się dziewczyn,
Jak się kieruje czyjś wzrok?
Przekręciła jej główkę w odpowiednim kierunku.


wykrzywia się teatralnie, gdyby tylko mogla się do nich przyłączyć, no ale przeiceż nie na taką postać się wykreowała.
Bo licealne kasty są zamknięte, a ich granice nieprzekraczalne. Nawet na studiach.


"I co ja mam tu robić?!" zapytała obojętnie, tak jakby nie interesował ją ten świat, tak jakby olweała wszystkich ludzi wokół. "Eh.. Jestem Victoria, Victoria Lovely, może znasz mojego ojca, może jest w tej samej branży co twój" brunetka mówiła delikatnie owijając włosy wokół palca,
Sugerowała, że tatuś z branży fryzjerskiej?


Juliette westchnęła lekko, Zaczyna się szopka, mogłaby przynajmniej podać rękę, kto normalny sie tak przedstaiwia?! pomyślała, "Interesujące..." weszła wgłąb budynku, Victoria nie dała za wygraną, dopadła ją ponownie "Ej, fajna jesteś, ale radzę ci abys mnie akurat nie miała w dupie, proponują [kto?] przyjaźń."
Pierwszy raz się widzimy, ale bądź moją najlepszą przyjaciółką!
Będziemy razem pisać pracę semestralną w kiblu na przerwie!


powiedziała a blondynka odwróciła sie w jej stronę "Melanie" powiedziała uśmiechając się w jej stronę. "No to Melanie, jaki wykład teraz masz?" zapytała, "Prawo z panem Jonsonem" odpowiedziała wykrzywiając się na wspomnienie tego oto osobnika,
Co prawda idea, żeby osiemnastolatek, w dodatku taki, który zna życie na Ziemi dopiero od roku, uczył akurat prawa, wydawała mi się dość odważna… ale skoro w Stanach istnieją uczelnie wydające dyplomy z medycyny alternatywnej, to może tutaj wykłada się alternatywne prawo.



"Dobrze się składa bo ja też, jesli chcesz dołączyć do naszej paczki -pokazała na pięć równie pustych dziewczyn stojących w koncie i robiących przelewy bacznie się jej przydglądających -to musisz to jakoś udowodnić, wiesz ja cię polubiłam ale z nimi tak grać nie możesz, a z pana Jonsona niezły... oj przepraszam spotkamy się na wykładzie" powiedziała i pobiegła w stronę jakiegoś chłopaka. Uczelnia na dość dziwnych zasadach, niby studia a wygląda jak liceum,
Kuźwa, trzeci raz to piszesz, tak, wygląda jak liceum, zrozumieliśmy!
...a poza tym strasznie boli mnie ramię.


występuje nawet coś w rodzaju dzwonka [ale bardziej przypomina zegar z kukułką] i przerw, a wykłady są podzielone tak jak lekcje, oczywiście trwają nawet i po półtorej godziny ale zawsze o każdej równej godzine jest piętnastominutowa przerwa.
Tja. AŁtorka chciała wysłać swoją boCHaterkę na studia, ale jak tu opisać uczelnię, skoro sama jeszcze chodzi do szkoły, gugiel cuchnie jak rozkładająca się koza, a seriali o “typowym amerykańskim uniwersytecie” brak. Jak żyć, panie rektorze, jak żyć?!


To ile wykładów i jakie zależą tylko od tego jak masz zaplanowany dzień.
Jeśli na dziś planujesz zakupy, profesorowie uprzejmie odwołują wykłady.



Równo piętnaście minut po pierwszej do sali wszedł brązowooki brunet. Sala nie przypominała typowej sali do wykładów, była mniejsza, na czterdzieści osiem osób, drewniane krzesla przypominające kształtem literę H ułożone po 8 w jednym rzędzie,
Ja tam nie wiem, ale w moim wszechświecie krzesła zwykle stoją na podłodze, a nie leżą...


przed krzesłami mały stolik na którym jest przywiercona podstawka do laptopów oraz tabletów, przed ławkami coś w stylu małej półokrągłej sceny, na środku niej stolik, a na ściane tablica interaktywna.
No przecież nasza bogata córeczka tatusia nie pójdzie uczyć się gdzieś, gdzie jeszcze piszą kredą po tablicy.


-Dzisiejszy wykład będzie bardziej wychowawczy, co nie znaczy że jest to rzeczą której na przykład nie będzie na sesji lub typowo jest wam to niepotrzebne. Mówię to tylko po to, abyście podczas mojego wykładu nie zaczęli myśleć czy ten koleś nie zwariował.
Dobrze, że ostrzegasz...
W tym miejscu należałoby nabrać poważnych podejrzeń co do kompetencji “psora” w dziedzinie operowania językiem.
Albo co do tego, że przychodzi do pracy “po użyciu”.
Widocznie nie tylko boCHaterka dostaje flaszkę po każdym sprzątaniu.
On - raczej działkę.


Dobra. TRZYMAJCIE SIĘ KRZESEŁ, JEDZIEMY!!!


Pewniej koleś o nazwisku Andersen, kojarzycie go, jeśli nie to wasz problem ja do przedszkola wracał nie będę. Victoria to nie podstawówka tu się ręki nie podnosi i uprzedzając twoje pytanie Nie, nie będę niczego tłumaczył. Ale wracając do Ardensena, przytoczmy tu jeden z wytworów jego wyobraźni. Dziewczynka z zapałkami... ok, wkurzacie mnie jak każdego dnia, rozumiem ze to jak teraz zaczynam wydaje wam się dziecinne, ale to jest na poziomie waszego wieku i wiedza którą dzisiaj przytoczę także nie ma nizszego poziomu. To naprawdę dość dziwne że cały czas uciekam od tematu, ale ja tu mogę siedzieć, to wy dłużej zostajecie.
Khę, to naprawdę pachnie szkołą (nie upierałabym się, że akurat liceum) i odzywkami nauczyciela, który nie daje sobie rady z klasą...



Jeśli Anersen. Pisarz, który sam wywodził się z niezwykle biednej rodziny, w swojej twórczości bardzo często nawiązywał do wątku biedy i smutnego życia, zwłaszcza dzieci. Tak jest i w tym opowiadaniu. Możemy siedzieć tygodzniami i myslec nad jego życiem, lecz to nie ma sensu. Bo w baśni jest dziewczynka a nie chłopczyk, wiem dość płytko się zapowiada. Wyobraźmy sobie teraz że Andersen jest zapałką -na sali rozległ się cichy śmiech -tak, jest jedną głupią zapałką która była malutkim fragmentem jego opowiadania! Sam wkopał się w kompletne dno, dziewczynka może go wypalić, zgubić, złamać a nawet podłubać sobie nim w nosie. A Andersen wciąż może mówić że jest wolny. Bo niby nie jest?
No jest, jest. Trochę obsmarkany, ale wolny.


Tylko taka dziewczynka która według świata wolna być nie może, a gdyby była wolnym człowiekiem to z tej wolności nie umiałaby korzystać. Ta dziewczynka chociaż bez wolności ma większą wolność od Andersena który wolnośc posiada. Bez sensu nie?
Tak.


A teraz wróćmy do baśni! Jest zima, dziewczynka bez wolności idzie po śniegu niosąc zapałki oraz biednego Ardensena z wolnością. Nagle jedno z putełek [putełko - szkatułka pani lekkich obyczajów] w którym sa zapałki oraz Andersen wypada jej z ręki, ona podnosi pudełko, do pudełka wpadł śnieg. Obok zapalek leży sobie po prostu śnieg. A teraz wyobraźcie sobie że tym śniegiem jest Obama, śmieszne co?
Ale że… Obama jest czarny, a śnieg biały? O to chodzi? *rozgląda się, skołowana*
Podsumujmy: w tej wypowiedzi pojawia się Andersen, Ardensen oraz Anersen. Wyciągnijcie sobie z tego sensy naddane, jakie chcecie.
Ja poproszę Ahonena.


Jeśli mamy porównać wolność dziewczynki, Andersena jako zapałki i prezydenta stanów zjednoczonych jako śniegu.
Daj mi namiary na swojego dilera, PROSZĘ!


To kto tę wolność będzie miał największą? -zapytał i rozejrzał się po sali. Podszedł pod jednego chłopaka i czekał na odpowiedź.
-Dziewczynka-opowiedział niepewnie chłopak.  
-Jesteś pewny? Informuję cię że dziewczynka jest wciąż ubogim dzieckiem, Andersen ubogim pisarzem a Obama wciąż jest ubogim prezydentem.
-W takim razie Obama. -powedział chłopak duny ze swojej odpowiedzi.
Najpierw Yen, potem Duny… Chyba nas wymiotło do Wiedźminlandu.
Niech w końcu przyjdzie Geralt i zrobi swym mieczem porządek.
W ostateczności możemy wypuścić na nich wyvernę.
I nietopyrze!
I diaboła! Uk,  uk!


-Czy ktoś się zgadzia z jego pierwszą odpowiedza? -zapytał a parę osób podniosło ręce, -Czy ktoś się zgadza z jego drugą odpowiedzią? Czy według kogos jest to Andersen?  W takim razie wszyscy jesteście w błędzie. Każdy z nich jest wolny tak samo, każdy z nich ma prawo być tak samo wolnym, tylko w tym tkwi szczegół że dziewczynka zapala zapałkę zapałka spada na śnieg, śnieg się topi a dziewczynka nie ma pojęcie że zmienila tok historii.
Zabiła Obamę!!!



Tylko dziewczynka jest wytworem wyobraźni Andersena, Andersen postanawia się zemścić i opisuje w książce takie katorgi dla tej dziewczynki że aż dupę ściska, dziwnym trafem Andersen żyje w tym samym czasie co Prezydent, no to teraz możecie sami wymyśleć sobie zemstę dla Andersena. Więc to było naszym wstępem, przykładem czy jak chcecie to tak sobie to nazywajcie, teraz przejdę do kwestii prawnej. [...]


Z tego miejsca pragnę serdecznie pozdrowić mojego księdza proboszcza, który ma zwyczaj wygłaszać kazania kompletnie nieprzygotowany, ufając jedynie w swą elokwencję i dar improwizacji. Co prawda, aż taki bełkot JESZCZE mu nie wychodzi, ale niewiele brakuje.
To się nazywa “mówić z głowy, czyli z niczego”.


-mimo tego iz wykład był niesamowicie długi to zaciekaił on Melanie (pojawiły się na niej zacieki z iłu), niestety innego zdania była Victoria, która przydałaby się blondynce do utrzymania swojego Image.


-Jak postąpilibyście widząc taką osobę? -zapytał "profesor" Melanie korzystając z okazji podniosła rękę, -Powtarzam to nie jest liceum. -powiedział,
Melanie spuściła rękę i zaczęła mówić
-Może przykład smerfów byłby lepszy? Wie pan nie przemawia do mnie coś czego nie widziałam na oczy, Andersena i Dziewczynkę mogę sobie tylko wyobrazić, ale za to ważniak czy ciamajda... tu obraz staje mi przed oczami, może dzisiaj nie tylko to stanie. -powiedziała z cwanym uśmiechem wiedząc że to go na pewno rozzłości, a przynajmniej zawstydzi.
Kurnać, wiem! Już wiem, dlaczego u niej w opisach wszystko leży - butelka na stoliku, krzesła na podłodze itd.! Bo w języku gimbazy* “stać” może tylko jedna rzecz i nie jest to krzesło...


*) gimbaza to nie wiek, a stan umysłu.



Victoria popatrzyła na nią z dumą dając jej znak żeby kontynuowała.
-Czy ty nie pomyliłaś przypadkiem miejsc. -zapytał niby nie wzruszony tym co usłyszał od nie wiele młodszej, a tak właściwie to nawet i starszej od siebie osoby, to że w dokumentach w ziemskim życiu ma 26 lat nie znaczy że naprawdę tyle ma. Jeszcze nie ukończył dwudziestu, ale to dzialo się w żywiole a nie na ziemi, tutaj wszystko jest inaczej.
Ałtorka uświadomiła sobie, że coś ostro pochachmęciła z wiekiem postaci i próbuje teraz to odkręcić… ale powstaje tylko jeszcze większy chaos.
Nie, ani w żywiole, ani na Ziemi Juliette nie jest starsza od Adama… Może by tak zacząć sprawdzać, co się wcześniej napisało, hę?



-Jak chcesz to mogę skończyć w sypialni, chociaż to biurko jest całkiem wygodne i wytrzymałe, ty o tym wiesz najlepiej. -powiedziała mrugając do nauczyciela, cała sala zamarła a ona tylko cwaniacko si uśmiechnęła.
Niech mu jeszcze włoży kosz na głowę, co se będzie żałować. Jak uniwersytet, to uniwersytet.


-Słuchaj, nie przeszliśmy na ty więc nie życzę sobie takiego tonu, myślę że twoje dzisiiejsze zajęcia są juz skończone. -powiedział a blondynka opuściła salę, po drodzę przybiła piątkę z Victorią i w drziwach powiedziała ciche jeszcze dzisiaj w nocy się spotkamy.
A w drzewach zaszumiał wiatr.


Zajęcia zostały skończone bardzo szybko z powodu nowej uczennicy z którą profesor mimo tego iż nie chcial musi poważnie porozmaiwać.
Musiał dogłębnie omówić jej zachowanie.


________________
Ja nie mam pojęcia do czego zmierzam,
I to jest doskonałe podsumowanie.


mam nadzieję że nie straciłam czytelników,
i że ich nie stracę.
Nie wnoszę niczego tym rozdziałem.
Nie, dlaczego? Obama, Andersen, dziewczynka, tyle tematów do przemyślenia, a skręt tak szybko się kończy...


Informuję że taka uczelnie istaniej [i nie zdrożej] gdzieś tam chyba w stanie California ...
nie wazne gdzie ale na pewno coś takiego istnieje
Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie
Świat, w którym baśń ta dzieje się...


więc nie jest to wymysłem mojej wyobraźni.
P.S. To prawda!
Jestem w stanie uwierzyć, że w Kalifornii istnieje uczelnia, na której zajęcia tak wyglądają.



07. Wizja przyszłości?

-A on co na to? -zapytała Eleanor pomiędzy salwami śmiechu.
-Że! Haha zajęcia są już skończone!
-Haha
-Ale to nie tyle! Jeszcze gdy wychodziłam powiedziałam że spotkamy się dzisiaj w nocy! Wiesz jak ja mu zepsułam reputację! Nawet mój licznik cierpienia zwiększył się do jednej kropli, nie wiedziałam że to będzie takie łatwe.
No ja nie wiem, skoro zdobycie jednej… nie, nawet nie jednej, a pół (!) kropli  wymagało tylu podchodów i inwestycji… a zostało jeszcze czterdzieści dziewięć.
Dlatego mają na to zadanie cały rok.
Wypadałoby po kropli na tydzień, ale średnio to widzę. Może powinna też podpalić mu włosy albo udusić chomika?


-powiedziałam, ale nagle usłyszałam pukanie do drzwi, otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Max.
-Max! -krzyknęłam zdziwiona, -Eleanor mówiła że przyjedziesz za dwa tygodnie.
Za dwa tygodnie miał przyjechać Alex, kim jest Max?


-Tak, miałam wtedy skończyć nauki, ale ktoś dal znać twojemu ojcu że sobie nie radzisz i mam zjawić się wcześniej.
Ach, więc Max to skrót od Maxine?


-powiedział, a ja sztucznie się uśmiechnęłam, jego obowiązkiem jest napisać to jak sobie radzę, jeśli stwierdzą że potrzebuję pomocy wyślą mi kogoś z innego żywiołu lub z żadnego żywiołu, kto będzie mnie pilnował.
Muhihihihi, myślała, że będzie się radośnie opierdalać, a tu ups! nasyłają jej kontrolerów.


Ehh... ale nie pozostało mi nic innego jak powiedzenie mu wszystkiego, bo przecież sam się dowie.
[...]
-Że co ty niby zrobiłaś?! -zapytał wkurzony, Eleanor uspokoiła go czymś w stylu masażu barek.
Oj, barek tu od początku jest w robocie. I jak ma być dobrze?
Moim zdaniem chodzi o barki. Te, wiesz, pozostawione na brzegu, bo ktoś tam nowy zacznie dziś łów. Eleanor robi im masaż, żeby je trochę pocieszyć, takie porzucone.



BoCHaterka ma kolejny sen - tym razem o dniu ślubu, w którym
Srebrne kawałki brokatu latały w powietrzu dodając coraz to bardziej magiczny urok całemu dniu.


Niestety, magiczny urok przeradza się w koszmar wypełniony kakofonią głosów, które usiłują boCHaterce coś przekazać - i trzeba przyznać, że opis koszmaru jest całkiem-całkiem. Ma klimat.



Obudziło mnie bicie wielkiego zegara, którego wieża znajduje się kilometr od wieżowca, w którym mieszkam. Nie wiem, czy to sprawa gęstości powietrza, czyy... jeśli czegoś innego, to nie mam pojęcia czego ale zegar dzisiaj był głośniejszy niż zwykle. Mogę powiedzieć, że aż za głośny. Zawsze bije o północy, a tylko raz zdarzyło mi się, aby mnie obudził, to była jedna z pierwszych nocy, o której chyba nie muszę wspominać.
Wtedy obudziłaś się po trzeciej i nie było mowy o żadnym zegarze. Sorry, ktoś czasem sprawdza, co było wcześniej.


Na samą myśl, o tym gdy goniły mnie "Dusze przeszłości" mam ochotę ponownie uciekać, nawet i z Adamem. Wciąż myślę, że w księdze nie jest napisane wszystko na temat tych demonów, i myślę, że Adam doskonale o tym wie. No cóż, czuję że coś mi zagraża, ale odnoszę wrażenie że dusze przeszłości już więcej się w moim życiu nie pojawią.
Może za to pojawić się Demon Niespłaconej Karty Kredytowej.


__________________________




Blog zostaje zawieszony.
Zaczęłam pisać ósmy rozdział, w którym nie ma wlaściwie nic, ale niech to będzie takie pożegnalne "coś"
Nie wiem czy wrócę do tego bloga czy nie, ale myślę, że możecie przygotować się na mój powrót.


Rozdział ósmy (początek_
Moje... ekhem.. właściwie to Melanie, tak. Relacje Melanie z profesorem Adamem zdecydowanie się polepszyły. Nie mówię tu tylko o uczelni, relacji profesor-student, tylko o naszych ogólnych relacjach. Można powiedzieć że jesteśmy... właściwie to że on myśli, że jesteśmy przyjaciółmi.
Ja tu widzę tylko jedno wyjaśnienie: Juliette chce potraktować Adama tak, jak Milenka Toma, tj. rozkochać go w sobie, a potem “bez litościwie żucić”, zbierając wszystkie krople cierpienia za jednym zamachem.
Moim zdaniem Twoja teoria jest zbyt optymistyczna.


Minął już miesiąc, nie uzbierałam wiele jego cierpienia. Ale w chwili obecnej zbieram materiały.
I przekupuję nasłanych przez tatusia kontrolerów, żeby pisali pozytywne raporty o moich postępach w realizacji zadania.
Piszę biznesplan, występuję o dotacje na zakup lepszych pojemników na krople cierpienia, zastanawiam się nad kreacją, w której przekażę mistrzowi urobek… Praca wre.


Przyznam, że czasami nie udaję przyjaciółki, czasami o prostu nią jestem. Może nie jestem przyjaciółką, ale po prostu jestem sobą. Powiedzmy, że nie pracuję tak ciężko. Czasami nie muszę udawać.
Tróloff in progress.



A jeśli mowa o pracy, to moja praca u pana adwokata nie wypaliła. Koleś byl za bardzo napalony. Mój ojciec się o tym dowiedział, jego prywatny samolot zginął gdzieś tam w powietrzu. Zaprzestali na poszukiwaniach. Dziwne nie sądzicie? Takie .... nie ziemskie.
Doprawdy dziwne, zwłaszcza, że boCHaterka prawie w ogóle nie była w tej pracy - dostała wolne na dwa miesiące. Widocznie ma tu zastosowanie zasada, że najbardziej podniecające jest to, czego nie widać.
Była, siedem razy, zanim dostała to wolne.
No to szybko się ojciec zorientował. Tylko dlaczego aż postanowił zniknąć razem z samolotem?
Bo leciał nad Trójkątem Bermudzkim?


[Adam i Juliette na randce]
***
-Dlaczego wziąłeś tylko jedną gałkę lodów?
-Bo mnie do niej namówiłaś.
-Ale dlaczego tylko jedną.
-Bo nie dwie.
-Ale dlaczego tak mało. Nikt normalny nie kupuje jednej gałki.
A jajecznica z trzech jaj nie ma sensu (Łukasz Dębski, Cafe Szafe).


-dobrze wiedziałam, że nie może jeść dużo lodów, to jeden z wielu minusów posiadania w sobie 50% ognia.
Bo od nich zgaśnie? Słabe te żywiołaki...


***
-Nie idę tam już. -powiedziałam, gdy chciał abyśmy po raz trzeci poszli na <rollercoaster> -ta prędkość mnie wykańcza, jest we mnie 50 % wody, jeszcze pare takich zjazdów a całkowicie się wysuszę.
Wykańcza ją pęd rollercoastera? Chyba nasz anonimowy żywiołak powietrza znowu się wtrąca.
Raczej pozbędzie się wody… w inny sposób (i resztek obiadu przy okazji).


-Wszystko w porządku? Źle wyglądasz.
-I źle się czuję.
-Usiądź. -powiedział idąc ze mną w stronę ławki.
-Przynieś mi wodę.
-Ok, nie ruszaj się.
-Nie mam zamiaru. -chyba zaraz zemdleje. Mówiłam, że mam 50% wody, myliłam się, mam jej jakieś 5 %
I tak boCHaterka się nam zasuszyła. Koniec.



Z sali wykładowej pełnej leżących krzeseł pozdrawiają: Babatunde Wolaka kontemplujący głębię koncepcji Andersena jako zapałki, Kura przebrana za Hannę Montanę i zasuszony Jasza,

a Maskotek wypisuje Tajemnicze Przesłania czarnym atramentem na czarnej kartce.

18 komentarzy:

Anonimowy pisze...

what the fuck.

Dzidka pisze...

Mam opuchniętą twarz, zgadnijcie od czego? Ranyborskie, CO ZA NIEPRAWDOPODOBNY BEŁKOT!!!!

Plus chamskie gadki "do nauczyciela", plus opisy zakupów, wróć, jakie opisy, linki!

Brak materiału do analiz zdaje się nam nie grozi, każde kolejne opko jest równie głupie jak te sprzezd roku czy trzech lat...

A swoją drogą, bardzo mnie ubawiło, że wodna żywiołaczka ma 50% wody w organizmie, skoro zwykły śmiertelnik ma jej 60-70%.

Anonimowy pisze...

Głąbia analizy Andersena i jego wolności na amerykańskim śniegu (dłubając w nosie na Usiańskim bruku?!) zrobiła mi krzywdę w zwoje. Podejrzewam, że właśnie tyle dociera do autorki z lektur i z ich interpretacji: im bełkotliwiej, tym głĄbiej.

Swoją drogą to zasuszenie przypomina mi przebłysk geniuszu Geralta w którymś z opowiadań. Syrena, obruszona na księcia, krzyczy "Idź się wysusz!", co Geralt bezbłędnie tłumaczy jako "Powiedziała, żebyś poszedł się utopić."

Pozdrawia uchachana jak norka
Ija Ijewna

KlaŁn Szyderca pisze...

Ten kawałek o Andersenie... On się bardziej trzyma za przeproszeniem kupy niż wiele współczesnych anal-iz literackich i filozoficznych, przy których w nicość spadają "'Siłaczka' jako prekursorka kulturystyki polskiej" lub "'Spadkobiercy Winnetou' w świetle ideologii genderowej". Mam wrażenie, że nie jest to czysty wymysł aŁtorki, a przeróbka czegoś, co gdzieś znalazła. A jeśli wymyśliła to sama, to wróżę jej powodzenie na studiach z filozofii u co poniektórych profesorów.

Anonimowy pisze...

No,wywody o Andersenie i Obamie były powalające,a poziom dialogów na "uniwersytecie" sięgnął dna..
Szlauchem całe to opko.

Chomik

Anonimowy pisze...

Czemu żywiołaczka wody ma w sobie mniej % wody niż zwykły człowiek?

Sami90 pisze...

Andersen, Obama, zapałki, śnieg, czyżby to właśnie on był tym facetem od ziemi, wody, hemoglobiny?

facet w peruce pisze...

O cholera. Zwykle umiem zarzucić jakimś inteligentnym, prześmiesznym komentarzem (khe khe), ale ten tekst wyssał ze mnie ostatki mojej błyskotliwości.
Ten (s)twór jest równie gówniany, co kolor oczu głównej boCHaterki.

Anonimowy pisze...

Mialam wrazenie, ze po tylu latach czytania analiz altorki niczym mnie juz nie zaskocza, ale Andersen jako zapalka i Obama jako snieg zawiesili mi mozg. Tez mysle, ze altorka gdzies to znalazla, tego nie mozna ot tak wymyslic ...

Croyance

Borówka pisze...

Uniwersytet uniwersytetem, ale Obamy, Dziewczynki i Andresena (?) się nie spodziewałam.

Anonimowy pisze...

"Śniło mi się, że razem z Tillem Lindemannem uciekam z więzienia; nie mam pojęcia, za co nas wsadzili"

Jego pewnie jak zwykle za Bück dich, a Kurę to nie wiem.

"No to Melanie, jaki wykład teraz masz?" zapytała, "Prawo z panem Jonsonem" odpowiedziała wykrzywiając się na wspomnienie tego oto osobnika"

Prawo?! Autorka poważnie twierdzi, że on ten kwasowy trip z Andersenem, Obamą i zapałką snuje na wykładzie z prawa?! Dla pełni szczęścia powinna jeszcze wspomnieć, jakiego konkretnie: karnego? Administracyjnego? Może to Wstęp do prawoznawstwa?

Babatunde Wolaka pisze...

Ja przypuszczam, że z cywilnego, dlatego właśnie - jak głosi legenda - prawie nikt go nie zdaje w pierwszym terminie.

Anonimowy pisze...

Mam wrażenie, że kończący opko rozdział ósmy miał za zadanie "zrehabiliotwanie" głównej bohaterki - widocznie wcześniejszy poziom absurdu osiągnął takie wyżyny, że dostrzegła to sama autorka i postanowiła nie kontynuować wątku lafiryndy. I całe szczęście.

Skoro profesor wykłada język angielski, to, że tak zapytam, co tu robi duński pisarz Andersen? Nie powinni raczej analizować klasyków literatury angielskiej? Na prawie?... Chyba pytanie o jakikolwiek sens w wypadku tego opka zdaje się być pozbawione sensu.

Pozdrawiam i ogromnie dziękuję za analizę, bo chociaż miałam małą sesję załamywania rąk i biadolenia, to ogólnie zdrowo się uśmiałam.
I też poproszę Ahonena.

Funtasie

Lamperia pisze...

Z tym stawaniem to chyba macie rację. Moja mama uczy w szkole i mówi, że kiedyś nie można było przeczytać na lekcji, że żagle wydymały się na wietrze, nie wywołując salw śmiechu. Teraz nie można już nawet przeczytać, że ktoś stanął i zaczął się rozglądać.
A wykład pewnie z prawoznawstwa, ja miałam o kodeksie schabowym.

Anonimowy pisze...

Momentami naprawdę nie miałam pojęcia, co ja czytam, szczególnie urzekający był ten Andersen (i wszystkie jego odmiany).
Jak był fragment o tych włosach to tak mi się jakoś właśnie Triss skojarzyła i okazuje się, że niebezpodstawnie - ach, te moje zdolności prorocze...

Tonks

Anonimowy pisze...

Matko z córką i teściową... Stężenie absurdu osiągnęło wartość krytyczną... Sama nie wiem co ubawiło mnie bardziej: uciekająca z więzienia Kura, Prorok Codzienny, Duch Niespłaconej Karty Kredytowej, Wiedźminland czy narkotyczne wizje o twórczości Andersena.

Intryguje mnie tylko zdanie " Mój ojciec się o tym dowiedział, jego prywatny samolot zginął gdzieś tam w powietrzu." Brzmi jakby to samolot tatusia zaginął lub zaginięcie samolotu przekazało ojcu boCHaterki o niecności szefa. I tak i tak bez sensu. A fraza "gdzieś tam w powietrzu" nieodmiennie kojarzy mi się z Melem Brooksem: "Gdzieś tam? Zawsze chciałem tam pojechać..."

Ejżja

Anonimowy pisze...

Zostałam całkiem powalona rozumem aŁtoreczki... Wstyd się przyznać... No... No, dobra powiem. Nie wiem:
- Kim do cholery jest połowa postaci?
- Kto uczy aŁtoreczkę polskiego?!
- Ile kto ma lat?
- Kto w końcu wykonał zadanie/cel?
- Po co nasza Mary Sue tak męczyła się, żeby zdobyć te marne parę kropli?
- Po co... Kto... No dobra, dość. Nie chce mi się wypisywać. Zgubiłam gdzieś połowę momentów i nie zrozumiałam tego jakże zacnego tFUra wyobraźni aŁtoreczki, tego nieszczęsnego Opczęta...

Zacny milord pozdrawia z nad zimnej Cherbatki z termosu - NN

PS. Widzieliście to kiedyś? http://blogowy-sznaucerek.blogspot.com/2013/07/niezatapialna-armada-kolonasa-wazoona.html?m=1

Anonimowy pisze...

PSS. Wyłącznie weryfikacje obrazkową - będzie łatwiej *o*