czwartek, 30 listopada 2017

343. A ja nie jestem cesarzową, czyli masz tę moc! (Klątwa przeznaczenia 4/?)


Drodzy Czytelnicy!
Zanim przejdziemy do dalszych przygód Severa i Arienne, przywitajcie serdecznie nowego analizatora – od dziś Vaherem jest oficjalnie członkiem załogi Niezatapialnej :)
A co w najnowszym odcinku? Będzie się działo. Dziś Andrzejki, więc analiza będzie pełna tańca, śpiewu i wróżb. Dowiemy się czegoś o kraju pochodzenia Arienne oraz poznamy króla o ciekawym imieniu. Zobaczymy, jakie możliwości zarobku ma mieszkaniec zamku niebędący Sevciem. Poznamy też samego Arcymistrza, który wyjawi nam kilka wszczonsajoncych tajemnic…
(w ogóle, od tego odcinka cięliśmy oryginalny tekst jak Szyszko Puszczę, bo inaczej analiza miałaby cuś z milion części)
Indżojcie!

Analizują: Kura i Vaherem




***
Severo budzi się potwornie skacowany po miksturach Vena i ku zgorszeniu Arienne – rzyga jak kot.

Obudzona  niepożądanymi  dźwiękami  podrywam  się  z posłania  i zakładam  na  długą,  białą  koszulę  do  spania  błękitny  szlafrok.  Przejęta  chłodem  pomieszczenia  dorzucam  kilka  drew  do  paleniska  i na  nowo  rozniecam  ogień.  
A co to, Wilbur za karę odebrał Sevciowi służbę?
Józki akurat były w fazie znikania.

Co  za  potworny  poranek!  Nie  dość,  że  zimny,  to  jeszcze  urozmaicony  odrażającymi  odgłosami.  Pomyśleć,  że  dopiero  co  usypiałam  z myślą,  że  leżę  u boku  mężczyzny,  który  w wyglądu  mógłby  uchodzić  za  herosa  z pradawnych  legend,  lecz  dzisiejsza  pobudka  przyniosła  jakże  nieprzyjemne  rozczarowanie.  To,  co  właśnie  działo  się  w przyległym  pomieszczeniu,  wypacza  mój  obraz  idealnego  wojownika!
Mogę mu wybaczyć gwałt, ALE NIE RZYGANIE.
Minęły już dwa dni (?), to aż nadto czasu, by według autorek zdążyła zapomnieć.
Wszczonsajonca uroda Sevcia wymazała wszystkie złe wspomnienia.

Ale  przecież  miałam  się  starać  –  upominam  siebie  w myślach.  Podchodzę  więc  do  swoich  kufrów,  w których  jedynymi  rzeczami,  które  Taida  pozwoliła  mi  zachować,  są  biżuteria  oraz  liczne  flakoniki,  słoiczki  i woreczki  z przeróżnymi  mieszankami.  Dobywam  skórzanej  sakiewki  i przenoszę  ją  na  stolik.  Nalewam  wodę  ze  srebrnego  dzbanka  do  pucharu  wykonanego  z tego  samego  materiału  i dosypuję  trochę  ziół,  które  dla  rozpuszczenia  podgrzewam  za  pomocą  jednego  czaru,  a drugim  studzę.
Jednocześnie?
Ta drobiazgowość opisów przypomina mi jako żywo instrukcję obsługi drzwi.

Po  zasłonięciu  purpurowych  kotar  przechodzę  do  łoża  i staję  z boku,  na  wysokości  torsu  mężczyzny.
Oj, Taida się nie postarała. Przecież Severo wyraźnie powiedział “czerwień i złoto, jak u mnie”.

–  Proszę,  Mistrzu,  wypij.  –  Wyciągam  w jego  stronę  kielich  z letnim  naparem  w zielonkawym  kolorze.  –  Powinieneś  się  po  tym  poczuć  trochę  lepiej.
Anturyjczyk  wolno  unosi  powieki  i przygląda  się  przez  moment  swej  towarzyszce,  jakby  dopiero  teraz  zorientował  się,  że  nie  jest  sam  w komnacie,  po  czym  przenosi  cierpiące  spojrzenie  na  puchar.
–  Kolejna  mieszanka,  którą  chcecie  wykończyć  mnie  z Venem?  –  rzuca  ze  złością.  –  Najpierw  finansowo,  a teraz  przez  truciznę?  –  Jednak  nie  odpycha  wyciągniętej  ku  niemu  ręki,  lecz  unosząc  się  na  łokciach,  bierze  naczynie  i przygląda  się  chmurnie  jego  zawartości.  –  Mięta  pieprzowa…  Imbir…  –  Mruży  źrenice,  
Aaaaa! Wiedźmin!

wdychając  zapach  parującego  płynu.  –  Melisa  i…  myślę,  że  to  ocet  jabłkowy.  
Ocet jabłkowy był w proszku?

Brawo!  Sam  bym  to  podał  w takim  wypadku.  –  Bez  dalszego  wahania,  jednym  haustem  wypija  przygotowaną  przez  czarodziejkę  miksturę,  po  czym  opada  na  poduszki.  –  Arienne  –  mówi  po  chwili,  nie  otwierając  oczu  –  jeśli  nie  będziesz  hamowała  swych  magicznych  zapędów,  podzielisz  mój  Los.  Wiem  doskonale,  jak  samotny  jest  czarodziej,  którego  potężna  moc  nie  może  znaleźć  ujścia,  gdyż  nikt  władający  zwykłą  magią  go  nie  rozumie,  a wszyscy  wokół  poczytują  jego  siłę  wyłącznie  jako  Zło,  zniewalając  ją  i tłamsząc.  
Jestem takim Wyjątkowym, Mrocznym Płateczkiem Śniegu...

Dlatego  nie  wolno  ci  czarować  w sposób,  w jaki  uczyniłaś  to  wczoraj.  –  Obraca  twarz  w stronę  dziewczyny,  patrząc  na  nią  ze  stanowczością.  –  W przeciwnym  razie  nałożą  ci  obrożę  z księżycowego  kamienia,  uniemożliwiając  władanie  magią,  a gdy  to  okaże  się  niewystraczające,  będą  cię  ograniczać  własną  mocą  i podawać  podobne  świństwa  do  tego,  które  wczoraj  otrzymałem.

To  dlatego  moja  magia  nie  działała  na  niego,  gdy  próbując  się  bronić  kilka  dni  temu,  rzucałam  w niego  wszystkimi  znanymi  czarami?  Jest  Mistrzem  Walk,  który,  tak  jak  ja,  ma  moc,  a nie  jedynie  wyuczone  umiejętności. Interesujące.  I do  tego  przyswoił  wiedzę  z zakresu  zielarstwa,  dzięki  czemu  bez  problemu  poprawnie  wymienił  wszystkie  składniki  naparu.  Niezwykłe!
Arienne zrozumiała wszystko, oprócz najważniejszego w przemowie skacowanego Sevcia.
Myślę, że to jej taki dodatkowy skill: umiejętność skupienia się na pierdołach z całkowitym pominięciem meritum wypowiedzi.

–  Nie  zrobiłabym  tego,  gdyby  Mistrz  Ven  nie  poprosił  mnie  o demonstrację  moich  prawdziwych  możliwości  czarnoksięskich.  Nie  sądziłam,  że  jeden  niewinny  czar,  który  przecież  tak  łatwo  można  cofnąć,  nie  pozostawiając  żadnych  jego  konsekwencji,  zwróci  się  przeciw  tobie.
No, skoro rozwalenie dachu, magicznych barier i (zwłaszcza!) sprowadzenie całodobowej nocy to dla niej “niewinny czar, który można łatwo cofnąć”, to nie chcę nawet pytać, CO jest dla niej trudne.

Arienne dąsa się jeszcze, że Severo nie walczył w jej obronie z Wilburem, na co ten całkiem rozsądnie zwraca uwagę, że przecież ratuje jej skórę płacąc kwotę, jakiej zażądał Eminencja. Arienne dalej się dąsa, tym razem o to, że ten nie traktuje jej poważnie.



***

Severo, Ven i Arienne płyną łodzią w stronę miasteczka. Skacowany Severo cierpi, Ven zaś tłumaczy, gdzie i po co się udają.

–  Czwarty  Dzień  Tygodnia  od  lat  jest  w moim  kalendarzu  Dniem  Uzdrawiania.  Do  Fos,  gdzie  właśnie  się  udajemy,  zjeżdżają  chorzy  z całej  Anturii,  a czasem  i z dalszych  krain.

(...)
Dlaczego  od  razu  się  nie  teleportowaliśmy  do  tego  zakichanego  Fos?!  –  Anturyjczyk  zwija  się  z mdłości,  gdy  łódź  podskakuje  na  większej  fali.
–  Przypomnę  ci,  że  osobiście  zakazałeś  mi  używać  magii.  Wszak  na  lądzie  czeka  mnie  otwarcie  portalu  dla  ciebie.  Poza  tym  muszę  mieć  siły,  by  uzdrawiać  cierpiących.
Ach, więc bardziej zaawansowana magia, taka jak otwarcie teleportu, wyczerpuje siły i energię? No paczciepaństwo, a taka Arienne rozwaliła pół Ravillonu, zatrzymała planetę w jej biegu i nawet się nie zadyszała.
I jeszcze przebiła się przez super bariery ochronne.

(...)
Po  godzinie  łódź  dopływa  do  nabrzeżnego  miasteczka,  składającego  się  co  najwyżej  z kilkudziesięciu  domów.  
(...)
W końcu  podróżnicy  docierają  do  namiotu  ustawionego  na  przeciwległym  krańcu  rynku.  Ven  tłumaczy,  że  ludzie  z Fos  co  tydzień  przygotowują  to  miejsce  specjalnie  dla  niego,  aby  każdego  pacjenta  mógł  odpowiednio  zbadać,  nie  przyciągając  uwagi  innych.  Gdy  wkraczają  do  środka,  jakiś  młodzieniec,  najwidoczniej  pilnujący  wszystkiego,  skłania  się  i wychodzi,  pozostawiając  ich  samych.  Mistrz  Magii  przez  chwilę  opowiada  Arienne  o znajdujących  się  w skrzyniach  przyrządach,  opatrunkach  i ziołach,  a następnie  każe  jej  zająć  się  pierwszymi  kuracjuszami.  

Swoją drogą, ależ tu się wszyscy wszystkim wpierdalają w kompetencje. Mistrz Siły uczy adeptów walki mieczem, Mistrz Walki przeprowadza aborcje, Mistrz Magii leczy ludzi… no ale w sumie co ma robić, skoro Mistrz Zielarstwa sto procent czasu poświęca zaciążaniu kolejnych kochanek, a potem wysyłaniu ich na śmierć.

Sam  zaś  opuszcza  namiot  w towarzystwie  Severa,  pozostawiając  na  zewnątrz  Akina  oraz  swych  ludzi.
Z początku  chorzy  nieufnie  odnoszą  się  do  czarodziejki.  Nieprzyzwyczajeni  najwidoczniej  do  widoku  kobiety-medyka,  plączą  się,  opowiadając  o swoich  dolegliwościach.  Bóle  w klatce  i duszący  kaszel  nie  pozwalają  starszemu  mężczyźnie  pracować  przy  koniach,  z kolei  jakiś  bard  zupełnie  stracił  swój  dźwięczny  głos,  młodą  kobietę  dotkliwie  pobił  mąż,  a kilkuletnie  dziecko  złamało  nogę.  Dopiero  gdy  powraca  Ven,  pacjenci  z większą  swobodą  mówią  o swoich  problemach.  Mag  zajmuje  się  cięższymi  przypadkami  –  padaczką,  paraliżem  i ranami  otwartymi,  pozostawiając  swej  asystentce  lżejsze  zranienia  oraz  asystowanie  mu  przy  kilku  zabiegach.
Pod  koniec  dnia  czarodziej  i jego  pomocniczka  są  bardzo  zmęczeni,  ale  i zadowoleni  ze  swojej  pracy,  gdyż  udało  im  się  pomóc  wielu  ludziom,  ale  również  zdobyć  kilka  ciekawych  rzeczy.  Chorzy,  w podzięce  za  porady  i lekarstwa,  obdarowywali  ich,  czym  mogli  –  tylko  nieliczni  pozostawili  kilka  fenów,  reszta  zaś  zaopatrzyła  uzdrowicieli  w bażanta,  kilka  przepiórczych  jaj,  srebrną  klamrę  do  płaszcza,  różnokolorowe  szpulki  nici  do  haftowania  i placek  ze  śliwkami.  
No, to ja się nie dziwię, że do Vena zjeżdżali się chorzy z całej Anturii i sąsiednich krajów, skoro rozeszła się wieść, że leczy paraliż za mendel jajek i osełkę masła, a padaczkę za placek ze śliwkami.

Vena  najbardziej  ucieszył  stary  rocznik  pitnego  miodu,  Tahitanka  zaś  dostała  od  jednego  z handlarzy  niewielką  buteleczkę  olejku  arganowego  do  masażu,  który  ponoć  jest  zawsze  rozchwytywany  przez  wszystkie  Milady  przybywające  z Ravillonu  do  Fos  na  zakupy.
Wow, wow. Z jednej strony takie magiczne zabezpieczenia, że mysz się nie prześliźnie, wszystko aby uniemożliwić kontakt ze światem zewnętrznym – a z drugiej, Miladies mogą całkowicie legalnie opuścić zamek i popłynąć do miasteczka na zakupy?
Fos to takie Ravillonowe Hogsmeade. Zaraz cała trójka skoczy na piwo kremowe.

Arienne kupuje jeszcze na targu słoiczek ziół antykoncepcyjnych, OCZYWIŚCIE lepszych niż te używane w zamku.
A ja głupi myślałem, że to słudzy powinni się zajmować dostawą ziółek i innych produktów z miasteczka. Zresztą, ciężko mi uwierzyć, że Ravillon i mieszkający w nim magowie nie mają szklarni wspomaganej magicznie.

(...) Jeszcze  nigdy  nie  widziałam  czerwono-fioletowych  kwiatów  ze  Stepów  Talirii,  ale  wiele  słyszałam  i czytałam  o ich  działaniu.  Z suszu  ich  płatków  można  przyrządzić  wywar  dużo  łagodniejszy  w smaku  i lepszy  w działaniu  niż  zioła,  które  podała  mi  Taida.
Ciekawe, gdzie to słyszała i czytała, skoro nieco wcześniej sama przyznała, że jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie, to jest zielona jak trawka na wiosnę.
“Od  urodzenia  moje  opiekunki  przygotowywały  mnie  do  roli  żony,  uczyły,  jak  wypełniać  obowiązki  pani  domu  i monarchini,  ale  nigdy  nie  wspomniały  ani  słowem  o tym,  co  czeka  mnie  po  wejściu  do  łożnicy  małżonka!  Nawet  moje  zamężne  przyjaciółki  nigdy  nie  poruszały  tego  zagadnienia  przy  mnie,  uznając  to  za  zbyt  wstydliwy  temat  do  omawiania.” – s. 195
W dodatku, obowiązkiem żony i monarchini jest raczej wydanie na świat dziedzica tronu, a nie zabezpieczanie się przed tym.

(...)

***

Tymczasem Severo przy pomocy Vena teleportuje się na dwór jednego ze swych wpływowych przyjaciół – Jego Wysokości, Pana na Wyspach.

Na  polance,  w samym  środku  gąszczu  zieleni,  na  kamiennej  ławeczce  siedzi  młody  mężczyzna.  Pochylony  do  przodu  karmi  zgromadzone  u jego  stóp  stado  ogromnych  pawi,  sypiąc  im  okruchy  ze  złotej  misy.  Promienie  słoneczne,  przesiane  przez  splecione  ze  sobą  gałęzie  koron  drzew,  rozjaśniają  jego  szczupłą  sylwetkę  niezwykłym  blaskiem.  W upięte  wysoko  na  głowie  włosy  w odcieniu  miodowego  brązu  wpleciono  kilkanaście  diamentowych  spinek,  które  układają  jego  fryzurę  na  kształt  korony.  
http://cdn9.se.smcloud.net/t/photos/136760/julia_tymoszenko.jpg

Mimo  iż  zwrócony  jest  tyłem  do  nadchodzącego  Anturyjczyka,  w chwili  gdy  ten  wynurza  się  z krzewów  i zbliża  się  ku  niemu,  brodząc  w strumyku,  w który  przerodziła  się  wiodąca  do  celu  ścieżka,  młodzieniec  odzywa  się  do  niego:
–  Pięćset  tysięcy  fenów…  Kim  ona  jest,  Severo?  To  twoja  nowa  uczennica?
–  Jest  moją  Milady,  wszechwiedzący  królu.  Nie wiedziałeś tego? –  Odpowiadając  płynnie  w języku  Wysp,  czarnowłosy  przyklęka  przed  młodym  władcą,  całując  kraj  jego  długiego  kaftana  wykończonego  grubym  haftem  w pawie  pióra.  Majestatyczne  ptaki  otaczające  ławeczkę  nawet  nie  silą  się  na  ucieczkę.  Ignorując  intruza,  kładą  się  u stóp  swego  właściciela  w oczekiwaniu  na  kontynuowanie  przez  niego  zawieszonej  teraz  czynności.
Kontynuowanie zawieszonej czynności…
Wiecie, nawet Ziemiański (borze, znowu bierzemy Ziemiańskiego za pozytywny przykład) umieszczał w powieści takie zdania jak “Wszyscy wyszli, natomiast żołnierz Achaja leżał... znaczy leżała dalej, nie odpowiadając wzmożonymi ruchami ciała na wezwanie!” jako Element Komiczny, parodię urzędowego stylu – natomiast nasze autorki najwyraźniej tak serio.

–  No  proszę.  Ceniący  sobie  brak  zobowiązań  Mistrz  Walk  wreszcie  się  ustatkował.
Nieno, totalnie najważniejsza rzecz w calym uniwersum, to że SEVCIO SOBIE ZNALAZŁ BABĘ!

 –  Monarcha  przygląda  się  klęczącemu  przed  nim  Związkowcowi  swym  niesamowitym  wzrokiem,  a w jego  źrenicach  płonie  złoto.  –  Podczas  wczorajszej  medytacji  w Świętym  Gaju  Duchy  nie  dawały  mi  spokoju,  mówiąc  o twym  rychłym  przybyciu  i jego  zaskakujących  okolicznościach.  
Chociaż ja nie znam kobiety, która chciałaby z nim być,
Sevcio klnie, mrozi dotykiem, ale ona to zmieni,
Bo w kagańcu w potulną owcę zmienia się dziki lew.


Spytałem  je,  dlaczego  jesteś  gotów  oddać  za  kobietę  taką  fortunę,  gdyż  to  nie  pasuje  do  ciebie,  Severo.  I wiesz,  jaką  uzyskałem  odpowiedź?
–  Zamieniam  się  w słuch,  Najjaśniejszy  Panie,  gdyż  nawet  ja  sam  nie  jestem  pewny,  skąd  u mnie  tak  nagła  rozrzutność.  –  Severo  uśmiecha  się  bezradnie,  wznosząc  oczy  na  piękną  twarz  króla.  Jak  za  każdym  poprzednim  razem,  tak  i teraz  Anturyjczyk  nie  może  wyzbyć  się  zdumienia,  że  Pan  na  Wyspach,  zawsze  nieomylny,  niezwykle  bystry  i przemądry  wróżbita,  ma  zaledwie  dwadzieścia  lat!  Zna  go  od  dziecka,  a jednak  zawsze  odnosi  wrażenie,  że  Dijon  ma  wiedzę  niewspółmierną  do  swego  młodego  wieku.
Tak, proszę państwa – oto przed nami Król Musztarda!
Teraz już wiemy, skąd ten płonący złotem wzrok.

–  Duchy  twierdzą,  że  ta  kobieta  jest  twoim  Przeznaczeniem,  Severo.  Nie  możesz  z niej  zrezygnować,  bo  wasze  spotkanie  było  już  od  dawna  przewidziane  w gwiazdach.  Ktoś,  kto  kiedyś  bardzo  cię  kochał,  poświęcił  swe  życie,  byście  mogli  się  zejść  w przyszłości.  
Ach! Któż to mógł tak poświęcić życie? Pytam się o to własnych opiekuńczych duchów i zamykając oczy próbuje rozedrzeć zasłony nieodgadnionej tajemnicy i już, już wydaje mi się, że widzę prawdę, lecz oczom mym ukazuje się tylko ten tajemniczy obraz:


Bogowie  przygotowali  dla  ciebie  drogę  bezdennego  cierpienia,  ale  i rekompensującego  go  nieopisanego  szczęścia.
Tu chyba bogowie zostawili wiadomość dla nas, analizatorów.

–  Duchy  mówią  do  ciebie,  Panie,  zagadkami.  Na  tę  chwilę  ciężko  mi  sobie  wyobrazić,  że  moje  dalsze  życie  mogłoby  być  w jakikolwiek  sposób  związane  z tą  małą  Arienne.  Ona  jest  moim  kaprysem,  chwilową  zachcianką, dziwactwem  starzejącego  się  mężczyzny,  który  w nastolatce  szuka  własnej  utraconej  młodości,  o której  nic  nie  wie  i której  nie  pamięta.
A jak mi się znudzi, zdejmę jej swój znak i poślę na śmierć!

–  Severo,  dla  ciebie  każdy,  kto  nie  przekroczył  bariery  trzydziestu  lat,  jest  dzieckiem.  Nawet  ja  –  z uśmiechem  pobłażliwości  zwraca  się  do  niego  monarcha.  –  Powyżej  tego  wieku  wszyscy  są  starcami.
Anturyjczyk  parska  śmiechem.
–  Dla  mnie  Wasza  Wysokość  już  na  zawsze  pozostanie  tamtym  chłopcem,  którego  wyniosłem  z pożaru.
–  A ty  dla  mnie  tamtym  przerażającym  olbrzymem,  który,  zamiast  zadać  śmierć,  uratował  mi  życie  w czasie  rebelii  Hershleyów.  Bogowie.  –  Dijon  uśmiecha  się  delikatnie.  –  Jakże  ja  się  wtedy  bałem.  Także  ciebie,  Severo.  Nawet  po  tylu  latach  nadal  wyglądam  przy  tobie  jak  chuchro.  –  Dotyka  białą,  delikatną  dłonią  muskularnego  ramienia  swego  rozmówcy.
Pomocy, mam yaoi-skojarzenia.

–  Wasza  Królewska  Mość  włada  siłą  potężniejszą  od  mego  miecza  i mięśni.
–  Duchy  mówią,  że  nadejdzie  czas,  gdy  moja  moc  zostanie  zniewolona.  –  Pan  na  Wyspach  zapatruje  się  na  moment  w drobinki  kolorowego  kurzu  tańczące  w strudze  jasności  spływającej  spomiędzy  konarów.
–  Ależ  to  niemożliwe,  by  do  tego  doszło.  Hershleyowie  nie  podnieśli  się  jeszcze  po  porażce  sprzed  lat,  w dodatku  dzięki  małżeństwu  twej  siostry  z członkiem  ich  rodu  weszli  do  rodziny  panującej  i uzyskali  dostęp  do  upragnionej  władzy.  
Aha, znaczy, buntowników nagrodzono ręką królewskiej siostry i dostępem do władzy. Super, kto następny zaczyna rebelię?

(Ok, to mogło mieć sens – być może ród był na tyle potężny, że korzystniej było zawrzeć z nimi zgodę niż próbować wyniszczyć. Sęk w tym, że o świecie przedstawionym wiemy bardzo niewiele, gdyż o wiele ważniejsze jest drobiazgowe rozkminianie temperatury uczuć Sevcia i Arienne.)
Nah, jeśli król ma tylko jedną siostrę, to  nie ma się już po co buntować.

A któż  inny  mógłby  chcieć  nastawać  na  twój  majestat,  Miłościwy  Panie?
–  Gdy  nadejdzie  Nawałnica  z Północy,  nic  już  nie  będzie  takie  jak  dotychczas,  Severo.  Obecni  władcy  utracą  korony  lub  zostaną  zmuszeni  do  zgięcia  karków  przed  nową  siłą,  potężniejszą  od  każdej  dotychczasowej.  Nasz  świat  już  wkrótce  się  zmieni.
Winter is coming!

–  Ale  przecież  na  Północy  nie  ma  nic  prócz  bezkresnych  rubieży  śniegu  i maleńkiej,  nic  nieznaczącej  Tahitanii.  Ta  jednak  dla  nikogo  nie  stanowi  zagrożenia,  nikt  także  po  nią  nie  sięga  ze  względu  na  jej  podłą  lokalizację  i słabą  rolę  w ogólnym  handlu.
Więc tron Północy w istocie jest tylko lichym stołeczkiem?
Tak i to takim ulepionym ze śniegu, od którego można sobie tyłek odmrozić. Btw, “podłą lokalizację” to może mieć restauracja, do królestwa jakoś to nie pasuje…

Za  nią  zaś  znajduje  się…  –  Anturyjczyk  urywa,  po  czym  nagle  rozszerza  z przerażeniem  oczy.
–  Tak.  Dalej  jest  Ocean  Lodu,  a na  nim,  jak  mówią  legendy,  leży  Schatten,  nad  którym  świeci  krwawy  księżyc,  a lód  skrywa  mroczną  tajemnicę
...i Severo o tym doskonale wie, ale niestety, zmuszony jest znowu robić za Kapitana Ekspozycję, wyjaśniając czytelnikowi, skąd pochodzi Arienne.

 –  spokojnie  dopowiada  Dijon,  wpatrując  się  uważnie  w zasępioną  twarz  Mistrza  Walk.  –  To  nasza  przyszłość,  Severo.  Obaj  nie  mamy  na  nią  wpływu.  Kieruje  nami  Przeznaczenie.  Musimy  mu  się  poddać.  Twoje  spotkanie  z Milady  obdarzoną  mocą  tak  wielką,  że  jest  w stanie  wpłynąć  na  ruch  planet  i zamieniać  dowolnie  pory  dnia  z nocą,  ma  z tym  coś  wspólnego  i to  właśnie  miały  na  myśli  moje  Duchy,  gdy  z nimi  rozmawiałem.


Dijon oznajmia, że pięćset tysięcy fenów już czeka na Severa, przygotowane z samego rana i oczywiście bezzwrotne. Severo obrusza się, że ma swój honor i będzie to traktował jako pożyczkę.

***

Miladies ćwiczą taniec, który zamierzają zaprezentować przed swymi Mistrzami na spotkaniu u Gavina; rozmowa schodzi na Arienne i jej brak doświadczenia w łóżku. Kobiety postanawiają dać jej w prezencie pewną książkę...

***

Komnata  Gavina  jest  niewielka,  jeśli  zestawić  ją  z pokaźnymi  rozmiarami  jej  właściciela.  Wrażenie  to  potęguje  dodatkowo  panujący  w niej  bałagan,  przy  którym  nieład  w pokoju  Mistrza  Walk  wydaje  się  wręcz  idealnym  porządkiem.  Wszędzie  rozrzucone  są  różnego  rodzaju  przedmioty,  z reguły  zniszczone  lub  bezużyteczne.  Części  zabrudzonej  garderoby  olbrzymiego wojownika  mieszają  się  z szatami  jego  faworyt,  wisząc  przewieszone  przez  meble  lub  plącząc  się  pod  nogami.  Posadzka  zawalona  jest  różnego  rodzaju  bronią,  a także  półmiskami,  talerzami  i tacami  z niedojedzonymi  resztkami  i kielichami  niedopitego  wina.  Wosk  z niedopalonych  świec  zalewa  stoły  i podobizny  niedźwiedzia  wyrzeźbione  w obramowaniu  kominka.
Służba w Ravillonie musi mieć rajskie życie. Niby są – od czasu do czasu dostajemy wzmiankę o sługach – ale nie widać, żeby cokolwiek robili. Pewnie całymi dniami chleją w kuchni.
Narratorze zabłądziłeś! Trafiłeś do typowego męskiego pokoju w akademiku.

W pomieszczeniu  nie  ma  żadnych  regałów  na  książki,  gdyż  są  one  zbędne  niepiśmiennemu  Mistrzowi.  
I ten niepiśmienny Mistrz tak doskonale wiedział, co jest zapisane w Kodeksie Świętej Organizacji?
Tak. Wyrył go na pamięć.

Po  lewej  stronie  od  wejścia  znajduje  się  potężne  łoże,  bardziej  przypominające  barłóg  niż  miejsce  zachęcające  do  wypoczynku  lub  frywolnych  zabaw.  Jego  kolorystyka,  podobnie  jak  i tapet  zdobiących  ściany,  miała  niegdyś  odcień  zieleni  zmieszanej  ze  złotem.  Kotary  baldachimu  są  częściowo  pourywane  i całe  tłuste  od  jedzenia,  a w brudnej,  rozkopanej  pościeli  leży  rozwalony  olbrzym,  tuląc  Nukki  i Zoe  do  swej  potężnej  piersi,  częściowo  wystającej  spod  rozpiętej  koszuli.  
Albo to Nukki i Zoe tak się opierdalają – przecież Taida wyraźnie mówiła, że obowiązek dbania o porządek w apartamentach Mistrza należy do jego Milady.

Bla bla, głównym tematem podczas spotkania jest oczywiście związek Arienne i Severa;


–  A swoją  drogą  to  wydaje  mi  się,  że  bardzo  trafnie  ci  się  udały  te  swaty,  Mistrzu  Tessi.  –  Czarnowłosy  Ian  delikatnymi  palcami  odrywa  kawałek  mięsa  od  kości  i podaje  go  Moru.  –  Bo  to  musi  być  przecież  obustronna  fascynacja,  do  czego  nasza  księżniczka  pewnie  nigdy  się  nie  przyzna,  bo  jej  wrodzona  skromność  na  to  nie  pozwala.  –  Mówiąc  to,  śmieje  się  serdecznie.  –  Ale  przecież  gdyby  Mistrz  Walk  był  jej  aż  tak  nieprzyjemnym,  myślę,  że  posiadając  tak  ogromną  moc,  której  dopiero  co  dała  popis,  bez  problemów  poskromiłaby  na  uczcie  jego  zapał.  Przyznaj,  Arienne,  protestowałaś  na  pokaz,  by  wzniecić  w nim  jeszcze  większe  pożądanie,  czy  może  dlatego,  że  wolałaś,  aby  cię  posiadł  nie  przy  nas,  lecz  w zaciszu  alkowy,  bo  tam  mógłby  więcej  z tobą  zdziałać?

https://media.giphy.com/media/OWpMbuG5W4r4Y/giphy.gif

Arienne dostaje w prezencie wspomnianą książkę – okazuje się, że to “dzieło mistrza Penna” czyli ichnia Kamasutra z kilkuset ilustracjami, której treść wszyscy zgromadzeni znają na wyrywki. Severo zabiera Arienne do alkowy, obiecując, że przerobi z nią tyle pozycji, ile się da.
Kiedy rankiem na korytarzu spotyka go Ven, Severo jest radosny jak prosię w deszcz i pełen energii.

–  A jak  było  na  Wyspach?  Bo  wczoraj  nie  zdążyliśmy  porozmawiać.  –  Czarodziej  rzuca  mu  z boku  zaciekawione  spojrzenie.
–  Miło.  Jak  zwykle.  Gdyby  nie  upierdliwy  skwar,  mógłbym  tam  mieszkać  –  odpowiada  Severo.  –  Dijon  niezwykle  wyrósł!  Zrobił  się  mężczyzną.  Choć  ten  jego  wzrok…  Znów  patrzył  na  mnie  oczami,  które  wszystko  już  widziały.  Jakby  był  umierającym  starcem,  a nie  dwudziestoletnim  młodzieńcem.
–  Niszczy  go  własna  moc.  Od  dziecka  rozmawia  z siłami,  których  my  nie  pojmujemy.
–  To  prawda.  Powiedział  mi  też  coś,  co  mnie  zaniepokoiło.
–  Co  takiego?
–  Że  już  wkrótce  przebudzą  się  Cienie,  co  wpłynie  definitywnie  na  Los  naszego  Kontynentu  –  wypowiada  ciszej  Mistrz  Walk.  –  Może  to  ma  jakiś  związek  z tą  dziwną  siłą,  która  we  mnie  drzemie  i którą  od  tylu  lat  tłumisz  na  rozkaz  Arcymistrza,  wspomagając  jego  magię  swymi  specyfikami?
–  Oby  nie.
–  Sam  powiedziałeś,  że  mam  coś  wspólnego  z Schatten.
–  Mam  nadzieję,  że  jestem  w błędzie.  –  Czarodziej  marszczy  czoło.  –  A ty  być  może  po  prostu  źle  zrozumiałeś  słowa  Pana  na  Wyspach.
Mistrzowie kojarzenia faktów, doprawdy.

(...)

Miladies, zgromadzone u Caris, również obrabiają tyłki Severowi i Arienne, w nieskończoność przeżywając fakt, że tamci gzili się całą noc aż do rana. Zła Kobieta Karla knuje spisek.
Przeczytałem to głosem narratora z “Trudnych spraw”.

Jeszcze  dziś,  postanawia,  przeszuka  komnatę  tej  małej  dziwki.  Jeśli  znajdzie  w niej  zioła,  o których  mówi  właśnie  Taida,  podmieni  je  na  neutralne,  choć  wyglądające  i smakujące  jak  te  właściwe.  A potem  niech  Severo  sam  nieświadomie  dopełni  reszty  jej  zemsty.  Oby  lał  w Arienne  swe  nasienie  jak  najczęściej,  by  to  jak  najszybciej  zaczęło  kiełkować  w jej  łonie!  Karla  uśmiecha  się  lekko  kącikiem  podkreślonych  ciemną  szminką  warg,  podniecona  już  na  samą  myśl  o efekcie  swych  perfidnych  planów.
Niestety nie wie, że Sevcio to najlepszy na świecie specjalista od aborcji.

(...)

***

Tymczasem Wilbur udaje się na audiencję do schorowanego, umierającego Arcymistrza Związku, z uprzejmym donosikiem, że nowo przyjęta adeptka Arienne wywaliła swą mocą w kosmos połowę zabezpieczeń Ravillonu, a Miszcz Severo, zamiast grzecznie oddawać każdego zarobionego fena do skarbca Związku, ukrywa swe dochody, by później wydawać je na stroje i klejnoty dla swojej Milady.

Najwyższy  Związkowiec  zwraca  ku  Eminencji  martwe  oczy. Mimo  ślepoty  jego  puste  źrenice  zdają  się  widzieć  siedzącego  obok  łoża  mężczyznę  i przenikać  go  na  wskroś.
–  Obaj  wiemy,  Wilburze,  że  odkąd  w Ravillonie  nastał  Nowy  Porządek,  o którego  wprowadzenie  tak  zajadle  walczyłeś,  Związkowcy,  bez  względu  na  zajmowane  stanowiska,  zaczęli  zawłaszczać  część  wynagrodzeń  dla  siebie,  zamiast  zdawać  je  w całości  do  Skarbca  Organizacji.  
Na przykład nie pamiętam, kiedy ostatnio do zamkowej spiżarni trafiło cokolwiek z wynagrodzenia Vena! A wiesz, jakie masło teraz drogie?

Poza  tym,  z czego  również  doskonale  zdajesz  sobie  sprawę  jako  mój  zastępca,  gdyby  nie  Severo,  Związek  już  dawno  nie  miałby  zleceń,  które  byłyby  w stanie  utrzymać  tak  wielką  Organizację.  Pieniądze  przynoszone  przez  pozostałych  Mistrzów  są  znikome.  Żyjemy  z jego  umiejętności  i przyjaźni  z władcami.  I cóż  z tego,  że  ma  kochankę?  Powinienem  go  za  to  ukarać?  Gdy  byłem  młody,  reguła  Związku  całkowicie  zakazywała  kontaktu  z niewiastami  i wówczas  za  takie  stosunki  groziła  kobiecie  śmierć,  mężczyźnie  zaś  kastracja.  
Kobiety jak zwykle mają bardziej przesrane.
Swoją drogą, to ciekawe: kiedy kontakty z niewiastami były całkowicie zakazane, przyłapanemu delikwentowi groziła tylko kastracja. Teraz, kiedy związki są dozwolone, a zakazana wyłącznie miłość (jak to udowodnić?) – grozi za nią śmierć?
“...oboje  zostaną  uznani  winnymi  i skazani  na  śmierć.  Bo  właśnie  taka  kara  czeka  na  tych  mieszkańców  Ravillonu,  których  opęta  miłość.” – s. 524
No jak to udowodnić? Proste! Wystarczy być ałtorem/ałtoreczką, wziąć magię, wrzucić do opka, fiku-miku i wychodzi ci magiczny test na miłość.
Hm… sikasz na patyczek, czekasz pięć minut, jeśli pojawi się serduszko, to wynik jest pozytywny?

Obecnie  to  się  zmieniło.  Nasze  zasady  uległy  rozprzężeniu,  do  czego  osobiście  przyłożyłeś  rękę.  Poza  tym  sam  masz  faworytę,  Wilburze.  Severo  to  i tak  jedyny  Mistrz,  który  długo  wzbraniał  się  przed  jej  wyborem.  Nigdy  nie  skalał  też  imienia  naszego  Bractwa  bękartem  czy  Zakazanym  Uczuciem  Miłości®.  Jeśli  to  ma  mu  ułatwić  życie  w Czarnej  Twierdzy  i bardziej  go  zbliżyć  do  Związku,  w którym  ostatnio,  o czym  doszły  mnie  słuchy,  za  dobrze  się  nie  czuje,  to  nie  ma  w tym  nic  zdrożnego,  że  wybrał  sobie  własną  Milady  i wydaje  na  nią  trochę  fena.  Trzeba  mu  nieco  pofolgować,  by  był  nadal  równie  skuteczny  i użyteczny  dla  Świętej  Organizacji,  jak  dotychczas.
Damn, jak na umierającego kolesia Arcymistrz jest całkiem gadatliwy. I to jeszcze gada z sensem, czego nie można powiedzieć o większości bardziej żywych osób w Ravillonie.

Przerywa  na  moment,  z trudnością  łapiąc  powietrze.

(...)

–  Umieram.  To  jasne.  Nie,  nie  przerywaj  mi,  Wilburze.  Nie  muszę  czytać  w twych  myślach,  by  wiedzieć,  co  nosisz  w sercu.  Od  dawna  uważasz  się  za  mego  następcę  z racji  rangi,  jaką  zajmujesz  w naszej  Organizacji.  Jednak  nie  wywalczyłeś  sobie  tytułu  Eminencji,  nie  zapracowałeś  na  niego,  nie  cierpiałeś  lat  morderczych  ćwiczeń,  tortur  i poniżeń,  by  zdobyć  to  zaszczytne  stanowisko.  Masz  je  z nadania.  Podobnie  jak  jeden  z twych  synów,  Gritton,  zdaje  się,  nie  zawdzięcza  rangi  Mistrza  swym  talentom.  Jesteś  drugą  po  mnie  osobą  w Związku  wyłącznie  dzięki  protekcji  Cesarzowej  Mityleny.  Gdy  dziesięć  lat  temu  odsunęła  cię  z zaszczytnej  funkcji  Premiera  Zjednoczonego  Cesarstwa  i skierowała  do  Ravillonu,  nie  miałem  wyjścia.  
Premiera. Ze wszystkich nazw związanych z władzą, musieliście wybrać taką, która chyba najmniej pasuje do średniowiecznego fantasy. Już pierwszy minister byłby lepszy, bo kojarzyłby się z Richelieu, a przez to z klimatem płaszcza i szpady.
Przy okazji: Wilbur musiał czymś srodze podpaść cesarzowej, bo Arcymistrz określa go szlachcicem “który  miał  wszystko  i wszystko  stracił,  zostając  zdegradowanym  do  roli  Związkowca”.
Podpadł, stracił wszystko, a jednak dzięki protekcji od razu otrzymał wysokie stanowisko. Kolejna poszlaka świadcząca o tym, że Wilbur to cesarski agent, który ma za zadanie rozwalić Związek od środka.

Bla, bla, bla. Arcymistrz dalej krytykuje Wilbura i tłumaczy, dlaczego ten nie zostanie jego następcą, po czym zdradza jakie instrukcje wydał w związku ze swym nieuchronnym odejściem:
Filon  otrzymał  już  mój  Testament,  w którym  wskazuję  swego  następcę.  Zaraz  po  mej  śmierci  zostanie  on  przekazany  do  wiadomości  Mistrzów,  po  czym  publicznie  odczytany  z Tarasu  Wieży  Arcymistrza  wszystkim  członkom  naszej  Organizacji.  Już  czas,  bym  docenił  człowieka,  któremu  wiele  zawdzięczam,  któremu  odebrałem  praktycznie  wszystko  i który,  jak  to  planowałem  dziesięć  lat  temu,  powinien  zamiast  ciebie  zostać  mą  prawą  ręką.
No niech zgadnę, Sevcio?
Co wygrałem?

Wściekły Wilbur ledwo ukrywa złość, próbuje się tłumaczyć i zwraca uwagę, że Sevcio prawdopodobnie zakochał się w Arienne, bo nawet nie protestował, gdy zażądano od niego absurdalnie wysokiej kwoty za jej wyczyny. Arcymistrz stwierdza, że sam musi porozmawiać z Mistrzem walki i jego milady.
Tłumaczy też Severa, wskazując, że wybrał Arienne ze względu na jej potężną moc i to dla tej mocy, nie jakiejś tam zakazanej miłości, pragnie ją zachować przy sobie.
Wychodząc, Wilbur dochodzi do wniosku, że staruszkowi trzeba pomóc wyprawić się na tamten świat, zaś testament zniszczyć.

***

Severo  swoim  zwyczajem,  nie  przebierając  w słowach,  bezpośrednio  i władczo  wydaje  kolejne  polecenia  towarzyszącej  mu  grupie  przerażonych  mężczyzn.  Potężny,  dumnie  noszący  wypiętą  pierś,  przechadza  się  pomiędzy  ustawionymi  w rzędy  regałami.
–  Ten  kurz  ma  stąd  zniknąć!  –  Przejeżdża  dłonią  po  kilku  półkach.  –  Jak,  do  cholery,  można  było  tak  zapuścić  to  miejsce!  Banda  darmozjadów!  Ciepłą  posadkę  sobie  zajęliście  w tym  Archiwum,  jak  widzę.  Dotychczas  zgarnialiście  wynagrodzenie  za  nic.  Od  teraz  to  się  zmieni.  Tylko  ciężka  praca  i oddanie zagwarantują  wam  utrzymanie  stanowisk  i wysokości  waszych  uposażeń,  nieroby!
Podążający  za  nim  tłum  skrybów  i urzędników  kuli  się  pod  wpływem  jego  wypowiedzi.
–  Od  jutra  zaczynacie  systematycznie  przeglądać  zbiory.  Chcę  mieć  ich  alfabetyczną  listę  i tak  też  mają  być  posegregowane  dokumenty.  Wszystko,  co  zbędne,  wyrzucać!  Rozumiecie?!

(W międzyczasie wpada Akin, by uprzejmie donieść, że Miszcz Harold zagadywał do Arienne, kiedy ta szła na zajęcia z Venem.)


–  Co  tak  stoicie,  łajzy!  Dalej!  Do  roboty!  Te  półki  mają  być  oczyszczone  z tych  zwojów  map.  I tak  są  nieaktualne.  Do  spalenia  je!  Tamte  księgi  także!  A te  zachować!
– Mistrzu, ale skąd wiesz, które księgi zachować, a które spalić, przecież ich nie czyta… – drżącym głosem odezwał się jeden z urzędników.
– Milcz, głupcze! – ryknął Severo. – Przecież to jasne, zostają te w skórzanych okładkach ze złoceniami! Chyba widać, że są więcej warte?!


***
Severo kocha się z Arienne, w trakcie jednak wspominając, że wie o próbie kontaktu ze strony Harolda i zapowiadając, że go pobije, jeśli jeszcze raz się do niej zbliży.
I nie  czekając  na  odpowiedź  Arienne,  gwałtownym  ruchem  przewraca  ją  na  brzuch,  po  czym  przyciąga  do  siebie,  zmuszając  do  klęknięcia.  Gdy  dziewczyna  przytrzymuje  się  dłońmi  rzeźbionej  kolumienki  baldachimu,  on  jedną  ręką  chwyta  ją  za  pierś,  drugą  zaś  kładzie  na  jej  karku,  ponownie  z impetem  wpychając  w nią  swe  mocarne  przyrodzenie.
http://bangla.babyonline.pl/foto/prod//0041/d/041_01_3477.jpg
***

Tuż  po  śniadaniu  Arienne  kieruje  kroki  do  gabinetu  Vena  i ku  swojemu  zaskoczeniu  zastaje  Mistrza  zupełnie  odmienionego.  Zamiast  szat  w obowiązującym  kolorze  mężczyzna  ma  na  sobie  wams  i spodnie  w popielatych  barwach,  odciętych  gdzieniegdzie  fioletem.  Spod  wierzchniego  odzienia  wystają  koronkowe  mankiety  i kołnierz  białej  koszuli.
No proszę, a Arienne dostała niezłą zjebkę od Eminencji za szarą suknię...

(...) W związku  ze  zbliżającym  się  corocznym  balem  organizowanym  na  zakończenie  roku  Mistrzowie  jako  najwyżej  postawieni  w hierarchii  Organizacji  muszą  godnie  ją  reprezentować  przed  władcami  Kontynentu,  a to  wiąże  się  z dobrymi  manierami,  umiejętnością  prowadzenia  rozmowy  o niczym  i tańczenia.  Większość  zaproszonych  gości  stanowić  będą  mężczyźni,  dlatego  ten  obowiązek  spoczywa  również  na  wszystkich  Milady.
Ach, cóż to by było za opko bez balu na koniec roku szkolnego!
Czy ja dobrze zrozumiałem, że władcy kontynentu co roku zjeżdżają do Ravillonu, by popatrzeć na tańczących mistrzów?
Hm, Miladies jest tylko dwanaście, to trochę mało jak na sporą liczbę zaproszonych gości. Nikt już nie pamięta, że mają tam sporo adeptek, w większości młodych i ładnych...

A ten  strój?  Gdy  trenuje  się  taniec  na  taką  okazję,  należy  czynić  to  w dworskich  szatach,  gdyż  ich  krój  wpływa  na  sposób  poruszania  się.
Krój. Nie kolor.

Okazuje się, ze Miszczowie mają w zamku całkiem wypasioną salę balową (wielka, okrągła, z witrażami w oknach i freskami na ścianach).
I nie mogli jej użyć w czasie uczty, na której prezentowano Arienne? Hmm… najwidoczniej salę dopiero co zbudowano.

Arienne chwilowo ma za zadanie obserwować, jak grupa będzie powtarzać to, czego nauczyła się do tej pory.

Pary  ustawiają  się  w dwóch  rzędach  i zaczynają  poruszać  się  w takt  muzyki.  Ja  zaś  z mieszanymi  uczuciami  oglądam  całe  widowisko.  Z przyjemnością  obserwuję  płynny  taniec  Taidy  i jej  partnera,  jednak  pozostali?  Gritton  właśnie  przy  obrocie  trącił  wyższą  od  siebie  partnerkę  [taaaa…] łokciem,  na  co  ta  skrzywiła  się  boleśnie  i całkiem  wypadła  z rytmu.  Blanka  zupełnie  nie  dotrzymuje  kroku  Venowi.  Womar,  przez  swą  tuszę  oraz  stan  wiecznego  upojenia,  ledwo  nadąża  za  energicznymi  ruchami  Uvy.  Zoe  i Nukki  może  i poruszają  się  pięknie,  ale  ze  zmysłowością  nadającą  się  zdecydowanie  bardziej  do  figli  w alkowie,  a nie  na  salę  balową.  Harold  zaś  w ogóle  nie  skupia  się  na  Letizii,  tylko  co  chwilę  posyła  mi  płomienne  spojrzenia.  Zdegustowana  odwracam  od  niego  wzrok.  Do  tego  ta  fatalna  muzyka!  Lutnia  wyraźnie  niedostrojona.  Flet  opóźnia  się  względem  liry,  a pałeczki  dulcymery  znowu  nie  trafiają  we  właściwy  dźwięk!  
No tak, oczywiście, NIKT NIC NIE UMIE, fuszerka i amatorszczyzna w całym tym Ravillonie!

Powstaję  i bokiem,  aby  nie  przeszkadzać  tancerzom,
Przepraszam, ale czy jesteśmy w wypasionej sali balowej, czy w sali gimnastycznej typowej polskiej szkoły, zbyt małej w stosunku do liczby ćwiczących uczniów?
 przechodzę  w stronę  drzwi  południowych  –  byle  jak  najdalej  od  fałszujących  grajków.  I tu,  ku  memu  zaskoczeniu  i niezadowoleniu,  natykam  się  na  Akina.  No  tak,  Pan  Wszechobecny!

Harold prosi Arienne o taniec, ta bierze sobie na partnera Akina, ale jest niezadowolona, więc ostentacyjnie depcze mu po palcach.
Aż tu wtem! wpada spóźniony Severo.


–  Wybacz,  Moru,  ale  zatrzymały  mnie  obowiązki  w Archiwum.
Gdy  wypowiada  te  słowa,  Gritton  i Eston  rzucają  sobie  znaczące  spojrzenia,  by  następnie  wybuchnąć  śmiechem.
–  Severo,  może  niedługo  całkiem  zarzucisz  swój  miecz  i postanowisz  zostać  skrybą?  –  Syn  Wilbura  szczerzy  pożółkłe  zęby,  nie  kryjąc  wesołości.
Żółte zęby. Co jeszcze dodamy do katalogu cech Opkowego Czarnego Charakteru? Przy następnej okazji dowiemy się, że Gritton ma pryszcze jak arbuzy?

–  Co  będzie  wówczas  wpychał  w pochwę  swej  Milady,  skoro  jego  klinga  zostanie  włożona  na  wieczność  w annały?  –  woła  do  towarzysza  rozbawiony  Mistrz  Jeździectwa.
–  Gdy  zarzuci  miecz,  pozostanie  mu  już  tylko  pióro!  Zawsze  może  ją  nim  tam  przynajmniej  połechtać,  choć  nie  wiem,  czy  ona  w ogóle  jeszcze  coś  poczuje,  skoro  już  ją  tam  solidnie  rozepchał  swym  Olbrzymem!  Ha,  ha!  –  Skarbnik  zwija  się  ze  śmiechu.



–  Cisza!  Cisza,  na  bogów!  –  Mistrz  Etykiety  znów  uderza  laską.  –  Nieistotne  jest,  dlaczego  się  spóźniłeś.  Ostatnio  stało  się  to  bowiem  twym  znakiem  rozpoznawczym.  Nie  pojmuję  jednak,  jak  mogłeś  się  nie  przebrać! Tyle razy powtarzam, biała koszulka, czarne spodenki i sportowe obuwie!  –  Wskazuje  dłonią  na  skromny  strój  Mistrza  Walk.  –  Jesteś  w zwyczajnym  odzieniu!
Do  tego  ten  kurz  i pajęczyny  we  włosach.  Na  bogów!  Ten  bal  będzie  porażką  naszej  Organizacji  i żaden  władca  nie  zechce  już  nigdy  dawać  nam  zleceń.  
Nie no, spoko. Totalnie widzę, jak arystokracja Cesarstwa uzależnia zlecenia dla bandy najemników o parszywej reputacji od tego, jak wypadną na balu :D

Twoje  zachowanie,  Lordzie…  –  patrzy  jeszcze  chwilę  na  Severa,  by  potem  odwrócić  się  ku  pozostałym  tancerzom  –  …ale  i was  wszystkich,  wyraźnie  wskazuje  na  ignorancję  i brak  jakiegokolwiek  zaznajomienia  się  z dworską  etykietą.  Gdyby  w tej  chwili  oglądały  was  koronowane  głowy,  odebrałyby  to  jako  kpinę  i szyderstwo  z ich  majestatu!  Jak  można  tak  kalać  ten  piękny  taniec?!  Jak  można  tak  nie  trzymać  rytmu,  Milady  Blanko?  Czemu  wciąż  depczesz  tego  nieszczęsnego  oficera,  Milady  Arienne?  A ty,  Mistrzu  Grittonie?  Dlaczego  nie  potrafisz  choć  na  chwilę  poddać  się  rytmom  muzyki  i złagodzić  swych  ruchów?  Ty,  Mistrzu  Estonie,  wnosisz  na  moje  zajęcia  jedynie  rubaszny,  lubieżny  dowcip,  zamiast  skupić  się  na  gracji  i elegancji  swych  kroków.  Na  pierwszy  rzut  oka  widać,  że  nikt  z was  nie  ma  pojęcia  o manierach  i nikt  z tu  obecnych  nie  wywodzi  się  ze  szlachty!  Nawet  ty!  –  Wskazuje  oskarżycielsko  palcem  na  Severa  z niezadowoleniem  w oku.  –  Tytuł  z Cesarskiego  Nadania  to  żaden  tytuł,  Lordzie!
Powiedz to cesarzowi prosto w twarz, cwaniaku. Przy takim donosicielstwie w Związku, Moru powinien mieć już przegwizdane na dworze.
Ja się zastanawiam, po kij od jakiej mietły w ogóle uczą się tańczyć. Nie mogą urządzić na cześć władców po prostu uczty, polowania, czy zaprosić trupę aktorską?
Albo coś w rodzaju turnieju rycerskiego, gdzie mogliby przyszłym zleceniodawcom zaprezentować swoje umiejętności.  
Zaprezentować umiejętności?
Sevcio: Szanowni państwo, czy jest wśród was jakaś brzemienna, a niezadowolona ze swego stanu niewiasta?

Mistrz  Walk  strzepuje  ze  swego  skórzanego  kaftana  szary  pył.
Ha, świeżo wybudowana sala, a już się sypie.
Nie, to pył prosto z zakurzonego Archiwum. Sevciowi nie chciało się nawet przebrać przed zajęciami.
Niszczysz mój headcanon. :(

–  Skoro  tak,  to  wracam  do  swych  zajęć.  –  Wzrusza  ramionami,  rzucając  przelotne  spojrzenie  na  swą  Milady.  Harold  stoi  daleko  od  niej,  lecz  Severo  natychmiast  dostrzega,  że  błyszczące  pożądaniem  oczy  czarodzieja  skierowane  są  wprost  na  jej  drobną  postać.  Cóż  z tego,  że  partneruje  jej  Akin,  skoro  tamten  aż  dyszy  z podniecenia  i tylko  czeka  na  dogodny  moment,  by  dorwać  ją  w swe  ramiona.  
I zgwałcić na środku sali, przecież niczego innego nie można się spodziewać po takim wypierdku… oh wait.
Z opisu wynika, że Harold wygląda teraz mniej więcej tak:

https://i.ytimg.com/vi/i2CuhuGIQtY/hqdefault.jpg

Karminowy  ognik  na  sekundę  zapala  się  w źrenicach  Anturyjczyka,  by  zaraz  zniknąć.
–  Albo  nie.  –  Mężczyzna  raptownie  zawraca  od  drzwi.  –  Potowarzyszę  wam.  Może  jako  Lord  jedynie  z nadania  nauczę  się  tu  czegoś  o manierach,  by  spóźniając  się  na  bal,  uczynić  to  z gracją  godną  szlachcica  z tytułem  od  urodzenia.
Foszek wyczuwam.

(...)

–  Och,  daj  mi  to,  bo  nie  ręczę  za  siebie!  –  Wyrywa  z dłoni  zdumionego  Związkowca  lutnię.  –  Jak  można  tak  kalać  muzykę!  Metrum  dwie  czwarte,  a potem  nagle  sześć  ósmych,  głupcze?  Jak  w ogóle  można  mieć  czelność  brać  się  za  grę,  nie  umiejąc  nawet  liczyć  taktu!  Wszak  to  podstawa!  
Sevciu drogi, a nie słyszałeś o utworach, w których metrum się zmienia? Szybsza zwrotka, wolniejszy refren, czy odwrotnie?
Uczniowie z Ravillonu powinni codziennie modlić się o to, by Severo nie został jeszcze nauczycielem muzyki.


I do  tego  grać  na  tak  niedostrojonym  instrumencie?!
Oczywiście nikt oprócz naszych gołąbeczków tego nie słyszy i nikomu to nie przeszkadza.

(...)

–  Moru!  –  Severo  kieruje  spojrzenie  na  Mistrza  Etykiety,  który  już  sposobi  się  do  zwrócenia  mu  uwagi  za  ten  wybryk.  –  Rozumiem,  że  ze  względu  na  wczesną  porę  miałeś  problem  z doborem  muzyków.  Nie  dziw  się  w takim  razie,  że  nikt  z twoich  tancerzy  nie  jest  w stanie  prawidłowo  wykonywać  poleceń!  To  niemożliwe  przy  takim  fałszu  i kakofonii  niespójnych  dźwięków.  Gdybyś  jeszcze  wziął  na  przewodnika  akompaniamentu  jakiegoś  prawdziwego  grajka,  a nie  samych  amatorów.  
No ja rozumiem, że Związkowcy niekoniecznie zajmują się muzyką, ale ci kolesie właśnie przygotowują się do balu, od którego zależą ich zlecenia na cały przyszły rok. Naprawdę nie mogli wynająć orkiestry z zewnątrz? Już mniejsza z tym, czy Miszczowie nauczą się tańczyć, ale co powie sam najjaśniejszy cysorz, słysząc takie rzępolenie?
Nie musi nic mówić.

Bard  by  się  przydał.  O!  chociażby  ten  od  Gavina!  –  wykrzykuje,  nagle  coś  sobie  przypomniawszy,  po  czym  zwraca  się  do  mężczyzny,  któremu  odebrał  instrument:  –  Pójdź  natychmiast  na  zajęcia  dla  nowicjuszy  u Jokina  i przyprowadź  z nich  grajka.  Jest  tam  tylko  jeden.  Pochodzący  z Cleavelandu.  Może  on  coś  tu  zdziała.
Dziwię się, że Sevcio jeszcze ma przyjaciół, biorąc pod uwagę jak wszędzie się wpycha swoje trzy grosze i ingeruje w dziedziny innych mistrzów.

(...)

Wobec chwilowego braku muzyka Severo oznajmia, że teraz on zagra.

Anturyjczyk  uderza  w struny  i nagle  salę  wypełnia  muzyka.  Piękna  muzyka,  godna  królów.  Najpierw  delikatna.  Spokojnie  wznosząca  się  i opadająca  na  zmianę,  idealnie  dopasowana  do  prostych  figur  i subtelnych  gestów  wykonywanych  na  początku  tańca.  Kroki  w przód  i w tył,  delikatne  obroty,  podchodzenie  partnerów  blisko  siebie,  by  w ostatniej  chwili  uniknęli  wzajemnego  kontaktu,  zbiegają  się  ze  stopniowo  rozkręcającą  się  grą.  Przy  podskokach  i wznoszeniu  partnerek  ponad  ziemię  Severo  przyspiesza  ruchy  palców,  które  wprawnie  i bardzo  szybko  przemykają  po  gryfie  lutni.  Dźwięki  stają  się  intensywniejsze.  Tempo  narasta,  osiągając  majestatyczną  i patetyczną  formę.  Mistrz  Walk  zaś,  skupiony  na  swej  czynności,  przenosi  zamyślone  spojrzenie  z tańczących  gdzieś  w górę  ku  sklepieniu,  na  którym promienie  słoneczne,  przesiane  przez  szyby  witraży,  tworzą  niepowtarzalne,  tęczowe  refleksy.

http://24.media.tumblr.com/f9e088f8053617dba1a59d0ce6746382/tumblr_mr3tdiTI8G1sbixpco1_500.gif

Pod  wpływem  muzyki  całe  moje  podrażnienie  ustępuje  zdumieniu.  Jak  to  możliwe,  że  Mistrz,  zajmujący  się  technikami  walki,  Kat  bez  wahania  zabijający  ludzi  i mój  oprawca  z uczty,  potrafi  z takim  kunsztem  wydobywać  dźwięki  z instrumentu?  Przecież  trzeba  lat  nauki,  rozpoczętych  jeszcze  w wieku  dziecięcym,  aby  tak  świetnie  opanować  lutnię!
Nope, wystarczy być truloffem z opka.
Nie  mówiąc  już  o tym,  że  ktoś  musi  zawsze  wyłożyć  mnóstwo  pieniędzy  na  wykształcenie  tak  profesjonalnego  muzyka.  Kim  więc  był  Severo,  zanim  wstąpił  do  Związku?  
Szczęśliwym trafem wprawdzie utracił pamięć o swej przeszłości, ale umiejętności mu pozostały.

Jednego  mogę  być  pewna  –  z taką  wrażliwością  na  sztukę  nie  mógł  być  przestępcą.
Powiedz to Hannibalowi.
(Ale w sumie to naiwne wyobrażenie pasuje do Arienne. Zresztą to powszechne złudzenie...)

(...)

Muzyka wyzwala w Arienne wspomnienia:

Zieleń  i biel.  Widzę,  jak  razem  z ojcem  w pogodne  popołudnie  przemierzamy  zaspy  śnieżne.  Z każdej  strony  otaczają  nas,  sięgające  błękitnego  nieba  świerki  i sosny.  W końcu  docieramy  do  miejsca  zasadzki,  a na  mą  prośbę  ojciec,  tak  kochający  polowania,  wyswobadza  ranną  sarnę  z wnyków.  
Król poluje na sarny, zastawiając wnyki, po czym sam z córką wlecze się przez zaspy, by sprawdzić czy coś wpadło. To się nazywa królewskie polowanie.
Mówiłam, im mniejsze królestwo, tym większa tytułomania. Tatuś Arienne jest pewnie po prostu właścicielem faktorii na dalekiej Północy, gdzie traperzy handlują skórami...

Utykające  zwierzę  ucieka,  a w lesie  rozlega  się  śmiech  mego  rodzica  i słowa,  że  jak  dalej  będę  go  tak  przekonywać  do  oszczędzania  życia  każdej  zdobyczy,  to  wkrótce  król  Tahitanii  umrze  z głodu.
Czyli król Tahitanii poluje, żeby mieć co jeść, a nie w celach rekreacyjno-towarzyskich? Hmm.

Rubinowa  czerwień.  Kolor  mej  matki.  Wiecznie  niezadowolonej  królowej,  wolącej  spędzać  czas  ze  swymi  dworzanami  niż  z mężem.  Teraz,  gdy  sobie  to  przypominam,  ogarnia  mnie  smutek.  Podkreślając  niezwykłą  urodę  szkarłatem  sukni,  Amarylis  zawsze  przyciągała  uwagę  płci  przeciwnej.  Mój  ojciec  świata  poza  nią  nie  widział,  a ona,  zamiast  dzielić  z nim  czas  i łoże,  wybierała  towarzystwo  innych.  Jakże  odmiennie  wygląda  dla  mnie  ich  relacja  w momencie,  gdy  sama  zaznałam  bliskości  z mężczyzną.  Potrafię  sobie  teraz  doskonale  wyobrazić,  jakie  to  dla  kobiety  cudowne  uczucie  być  obsypywaną  pocałunkami  i pieszczotami  przez  ukochanego.  
Za to absolutnie nie potrafię sobie wyobrazić, jakie uczucia żywi kobieta wydana pod przymusem za swego gwałciciela.

Dlaczego  więc,  skoro  ojciec  tak  kocha  mą  matkę,  ta  nigdy  nie  daje  mu  wstępu  do  swej  alkowy?
I czyni to tak ostentacyjnie, że orientowała się w tym nawet nastoletnia córka, niewinna jak nieobsrana łąka?
Zaczynam się zastanawiać, czy przy takich stosunkach między rodzicami, Arienne naprawdę jest córką króla…
Hm, biorąc pod uwagę kolor jej skóry…

Arienne wspomina też swoją ucieczkę z domu w środku nocy, aby razem z Tamirą udać się do Salmansaru.

Wreszcie pojawia się poszukiwany bard, Nemrod, i przejmuje lutnię od Severa. Miszcz i jego Milady dołączają do tańczących. Oczywiście jako jedyni tańczą z gracją i wdziękiem, wykazując się doskonałą znajomością dworskiej etykiety.
Tak się zastanawiam… skoro bal organizowany jest co roku, to co rok śmietanka towarzyska imperialnej arystokracji przyjeżdża do zawilgoconego, sypiącego się Ravillonu, ogląda potykających się w tańcu mistrzów-zabijaków-o-ponurej-reputacji, słuchając przy tym fałszującej orkiestry?
Świetnie rozegrane, agencie Wilbur.

Po zakończeniu zajęć z Moru, Arienne idzie do pracowni Vena. Zastanawia się, dlaczego Severo, przy swych wyraźnie arystokratycznych upodobaniach, nie próbuje opuścić Ravillonu i ułożyć sobie życia gdzieś na cesarskim dworze.

–  To  nie  takie  proste,  Arienne.  Owszem,  wiążą  nas  Śluby  Wierności,  które  uniemożliwiają  nam  opuszczenie  Organizacji.  Wyłącznie  opłacani  przez  Związek  szpiedzy  i słudzy  mogą  wieść  normalny  żywot  na  lądzie.  Mistrzom  oraz  podległym  im  adeptom  nie  wolno  na  stałe  mieszkać  poza  Czarną  Twierdzą,  a nawet  jeśli  Zgromadzenie  podjęłoby  kiedyś  decyzję  zdejmującą  ten  zakaz,  z całą  pewnością  Severo  nie  zostałby  nią  objęty.
–  Ale  dlaczego,  Mistrzu?  Jestem  pewna,  że  niektóre  ze  znaczących  osób  w Organizacji  bardzo  by  się  ucieszyły,  gdyby  nie  musiały  go  dłużej  oglądać.
Jak  na  przykład  Eminencja  – to  dla  bezpieczeństwa  przekazuję  Venowi  w myślach.
–  A dochody  na  rzecz  Związku  przecież  też  mógłby  przekazywać,  nie  mieszkając  na  stałe  w Ravillonie.
Przelewem na konto.

–  Ze  względu  na  moc,  Arienne.  Na  niespotykaną,  fascynującą,  ale  i przerażającą  moc,  jaką  nosi  w sobie  twój  Mistrz.
–  Tak,  wiem  o niej  od  uczty,  na  której  został  mianowany  Sekretarzem.  [Co za eufemizm!] W ogóle  nie  byłam  w stanie  go  tknąć  i wciąż  nie  pojmuję  dlaczego – powiedziała z niezmąconym spokojem.  Zwłaszcza  że  dzień  wcześniej  użyłam  względem  niego  magii  i czar  zadziałał  dokładnie  tak,  jak  chciałam.  Czy  ma  wobec  tego  aż  taką  moc,  która  pozwala  mu  wyczuwać  intencje  innych  i powstrzymać  ich  działanie,  jeśli  tego  zechce,  zanim  to  zostanie  podjęte?
Nie, po prostu moc Severa zależy od intencji autorek, ktore w tym momencie zapewne głowiły się, jak pogodzić scenkę nr 1 ze scenką nr 2.

–  Nie  wiem  dokładnie,  jak  daleko  sięga  swą  siłą,  gdyż  nigdy  nie  daliśmy  mu  jej  w pełni  rozwinąć.  Miałoby  to  katastrofalne  skutki.  Wystarczy  mi  świadomość  tego,  do  czego  jest  zdolny  przy  ograniczeniach,  jakie  na  niego  nakładam.  I choć  już  od  lat  tłumię  na  wszelkie  możliwe  sposoby  jego  moc,  ta  i tak  mi  się  wymyka,  dając  wciąż  znać  o sobie.

Ven zaprasza Arienne do swego laboratorium, aby zaprezentować jej pewne przejawy magii Severa.

Laboratorium  Mistrza  Magii  robi  na  mnie  wrażenie  głównie  ze  względu  na  wielkość  i uporządkowanie.  Pomieszczenia  badań,  w których  uczyłam  się  odróżniać  części  ciała  zwierząt  i ludzi,  w salmansarskiej  Akademii,  zapachem  i wyglądem  przypominały  raczej  kuchnię,  w której  przeważały  zioła  i różne  naczynia.  Wszystkie  czynności  wykonywano  jedne  przy  drugich,  korzystając  z tych  samych  pieców (gotowali te ciała? Ludzkie również?),  wokół  których  tłumnie  gromadzili  się  adepci  studiujący  dane  zagadnienie.  Tutaj  natomiast  już  na  pierwszy  rzut  oka  widać,  jak  wiele  możliwości  naukowych  powstaje  przede  mną.
Oczywiście. To wszystko jest tylko po to, żebyś TY mogła z tego korzystać.

(...) –  Spójrz  tu!  –  Ven  stawia  na  blacie  słoik,  w którym  płonie  krwistoczerwony  ogień.  –  Niezwykłe,  prawda?  Nigdy  nie  gaśnie.  A wzniecił  go  swą  mocą  właśnie  Severo  i tylko  on  może  sprawić,  żeby  przestał  płonąć.  To  jednak  nie  koniec.  Zobacz.  –  Mag  chwyta  w dłoń  ćmę,  która  krąży  właśnie  nad  kandelabrem  umieszczonym  na  biurku.  Otwiera  szklany  pojemnik  i wrzuca  do  niego  owada,  zakręcając  z powrotem  naczynie.  Ćma,  trzepocząc  nerwowo  skrzydłami,  stara  się  wydostać  z pułapki.  Gdy  dosięga  ją  karminowy  płomień,  ogień,  zamiast  spalić  stworzenie,  zamienia  je  w bryłkę  lodu.  Zamrożony  owad  w bezruchu  opada  z brzękiem  na  dno  słoika.  –  Zadziwiające!  –  Mężczyzna  otwiera  słój  i wyrzuca  na  dłoń  idealnie  zachowaną  ćmę,  zakutą  na  wieki  w zmarzlinie.  Podaje  ją  do  ręki  czarodziejce,  by  mogła  jej  się  przyjrzeć  i na  własnej  skórze  stwierdzić,  jak  bardzo  jest  zimna.  –  Płomień,  który  mrozi,  a nie  grzeje  –  ciągnie  Związkowiec.  –  Nigdy  nie proś  swego  Mistrza,  by  rozpalił  dla  ciebie  kominek  lub  ognisko.  On  ochoczo  wykona  twą  prośbę,  lecz  ty  zamarzniesz  z zimna!  [tak jakby można było zamarznąć z czegoś innego…] Do  tego  jego  lodowa  magia  potrafi  poparzyć,  gdy  tylko  jej  dysponent  ma  taką  wolę [ale nie potrafi ogrzać, choć taka jest wola Sevcia?].
Myślę, że tu akurat autorki chwilowo zapomniały słowa “odmrożenie”.

Przekonał  się  o tym  kilka  lat  temu  Eminencja,  który  do  dziś  nosi  pod  szatami  blizny  po  starciu  z Severem.  Niegdyś  dawaliśmy  z Arcymistrzem  większą  swobodę  mocy  Mistrza  Walk,  lecz  po  tamtym  zdarzeniu  decyzją  Zgromadzenia  zostaliśmy  zmuszeni  całkiem  ją  wyeliminować.  Jak  się  jednak  okazało,  nie  jest  to  wykonalne  w pełni.  Zawsze,  gdy  Severo  ma  atak,  a jego  magia  wymyka  się  spod  naszej  kontroli,  podaję  mu  bardzo  silne  zioła.  Jedne  z nich  dostał  ostatnio,  po  czym  czuł  się  fatalnie,  czego  zresztą  byłaś  świadkiem.  Niestety  nie  jestem  w stanie  zwalczyć  efektów  ubocznych  ich  działania.  Wraz  ze  wzrostem  destrukcyjnej  mocy  twego  Mistrza  zwiększam  dawki  substancji,  które  hamują  jego  niekontrolowany  wybuch.  Dam  takie  mikstury  i tobie.  Będziesz  się  czuła  bezpieczniej.  Ale  pamiętaj.  Możesz  je  zaaplikować  tylko  w wyjątkowej  sytuacji  i w dawce,  którą  ci  wskażę.  Potem  natychmiast  musisz  mi  o tym  powiedzieć.  Te  substancje  są  w stanie  zabić.  Muszę  wiedzieć,  co  Mistrz  Walk  przyjął  i dlaczego.  Rozumiesz?

Okazuje się, że moc Severa ma też mniej niszczący aspekt – Sevcio jest w stanie wykonywać miniaturowe rzeźby z lodu, który w dodatku nie daje się rozbić ani nie topi.


–  A nie  próbowałeś  nigdy  mu  pomóc,  używając  Zwierciadła  Przeznaczenia,  Mistrzu?  Zajrzeć  w jego  przeszłość,  aby  poznać  źródło  tej  magii,  lub  też  w przyszłość,  która  pokazałaby,  do  czego  w pełni  jest  zdolny?  Przecież  musi  istnieć  jakieś  wyjaśnienie,  dlaczego  nosi  w sobie  taką  siłę  i z jakiego  powodu  Przeznaczenie  tak  okrutnie  go  naznaczyło!  Może  uzyskując  odpowiedzi  na  te  pytania,  byłoby  łatwiej  z kontrolowaniem  wybuchów  jego  mocy?
–  Niestety,  jak  ci  już  mówiłem,  wraz  z Ceremonią  Przyjęcia  na  pełnoprawnego  członka  Świętej  Organizacji  nasza  pamięć  została  wytarta,  a wraz  z nią  cała  nasza  przeszłość  i wspomnienia.  
Ojtam ojtam, przecież już wiemy, że Sevcia wystarczy porządnie upić, żeby przypomniał sobie imię zmarłej żony.
Po raz kolejny okazuje się, że alkohol ma magiczną moc.

Wyjątek  stanowią  na  przykład  Eminencja  oraz  jego  synowie:  Gritton  i Joven.  
Hahaha. To, że Joven (poznaliśmy go w poprzedniej części jako pomocnika kata) również jest synem Wilbura oraz bratem Grittona ma takie dokładne, wielkie, okrągłe ZERO znaczenia dla fabuły, że czytając to za pierwszym razem w ogóle nie zarejestrowałam tego faktu.
Dotąd w sumie tylko Gritton był wspominany jako syn Wilbura. Może Joven jest tutaj nieusuniętą pozostałością ze starszej wersji tekstu?
Raczej kolejnym elementem wymyślonym ot, teraz, na gorąco.

Wszyscy  trzej  dostali  się  do  Związku  z rozkazu  Cesarzowej  Mityleny  i objęci  zostali  nowym  precedensowym  prawem.  W czasach,  gdy  przyjmowano  do  Związku  mnie  czy  twego  Mistrza,  obowiązywały  bardziej  restrykcyjne  zasady  zwane  Starym  Porządkiem.
Z rozmowy Wilbura z Arcymistrzem wiemy, że Nowy Porządek wprowadzono +/- 10 lat wcześniej. Gritton był wtedy dzieckiem… Ok, może został przyjęty później, ale np. 29-letni Tessi też jest Mistrzem Starego Porządku, więc musiał otrzymać to stanowisko mając góra 19 lat, a wiemy też, że nie dostawało się go z marszu, trzeba było przejść kilkuletnie ciężkie szkolenie. A wcześniej jeszcze trafić do lochów Ravillonu z wyrokiem śmierci…
Dobrze jest tworząc świat fantasy rozpisać sobie najważniejsze wydarzenia. W przeciwnym razie kończy się z takimi babolami.


Nie  było  także  regularnego  poboru  adeptów,  jak  ma  to  miejsce  dzisiaj,  gdy  struktura  Bractwa  uległa  zmianie.  Nowych  członków  werbowano  wprost  z Podziemi,  a nie  spośród  zgłaszających  się  do  Czarnej  Twierdzy  chętnych.  
Średnio też sobie wyobrażam, że po zmianie zasad nagle ludzie z całego świata, w tym bardowie, kapłani, magowie, wykwalifikowane żeglarki itd., zaczęli pchać się drzwiami i oknami do Ravillonu. Jeszcze przez wiele, wiele lat powinna funkcjonować opinia, że dostać się tam można wyłącznie przez najcięższe kazamaty.
(Ale zaraz! Przecież Severo narzekał, że teraz pobory takie słabe, gdzie ci waleczni mężowie, rycerze i paladyni… Chyba że to byli jacyś rycerze-renegaci?)
(tak, szukam sensu w opku)
Zawsze można by wytłumaczyć to tak, że ci rycerze dostali się do niewoli w czasie wojny, po czym kasowano im pamięć i ubierano w czarne ciuszki. O, albo trafili do Ravillonu za długi. Zapożyczyli się w Związku na kilka turniejów, nic nie wygrali i hyc!

Może  lepiej,  byśmy  naprawdę  nie  wiedzieli,  kim  byliśmy  w przeszłości  –  dodaje  z rozbrajającym  uśmiechem.  –  Nie  wiem,  czy  mógłbym  dalej  spokojnie  żyć  ze  świadomością,  że  byłem  złoczyńcą  albo  że  gdzieś  tam  czeka  na  mnie  rodzina,  którą  utraciłem.  Zwierciadło  milczy  więc,  gdy  pytam  je  o przeszłość  któregoś  z nas.  Przyszłości  zaś  nie  pokazało  przed  tobą  nikomu.  Byłaś  pierwszą  osobą  mogącą  ją  z niego  wyczytać.  
Ja się wcale nie dziwię, że ta powieść ma 800 stron – skoro każdą informację powtarza się tu dwa, trzy albo i więcej razy.


Pamiętasz,  jak  kazałem  ci  pokazać  śmierć  trzech  Mistrzów,  którym  poświęciłaś  poprzednie  wizje?  To  był  ostateczny  test  dla  twej  niesamowitej  mocy  –  Zwierciadło  jest  ci  w pełni  posłusznym.  
Swoją drogą, Arienne szuka jakiejś Księgi, nie? Co wy na to, żeby poprosiła Zwierciadło o pokazanie momentu znalezienia? Przynajmniej wiedziałaby, gdzie szukać.

Może  to  było  nierozsądne  z mej  strony,  lecz  musiałem  się  przekonać  na  własne  oczy,  że  to  prawda.  Otrzymałaś  od  bogów  wielki  dar,  Arienne,  lecz  lepiej  dla  ciebie,  by  nikt  więcej  się  o nim  nie  dowiedział.  Dzięki  tobie  ujrzeliśmy,  ale  też  ostatecznie  przypieczętowaliśmy,  to,  co  się  wydarzy,  w tym  ostateczny  Los  Severa.  Przerażające  zjawy  w bieli,  rozszarpujące  go  swymi  kostycznymi [to znaczy: złośliwymi, uszczypliwymi; nie mylić z kościstymi] dłońmi  na  bezkresnym  oceanie  z krwi  i lodu,  nad  którym  świeci  księżyc  w odcieniu  purpury.  Wiesz,  co  oznacza  ten  makabryczny  przekaz?  Dla  mnie  jego  interpretacja  jest  jasna.  Kraina  znana  z legend,  pradawnych  historii  i podań  o mężnym  królu  Fenerii,  Agenorze  z rodu  Arwernów,  nie  jest  tylko  mitem.  Istnieje  naprawdę.  Schatten  i zaklęte  w niej  Cienie  powrócą  wkrótce  na  nasz  Kontynent,  a Przeznaczenie  twego  Mistrza  nieodzownie  wiąże  się  z nimi.  
Czy tylko ja zastanawiam się w tej chwili, kto byłby lepszą opcją dla Kontynentu: prawowity cesarz, tak bardzo związany z Ciemną Stroną Mocy i najwyraźniej niepotrafiący nad nią zapanować, czy uzurpator – owszem, wredny smarkacz, ale tylko człowiek?
Wydaje mi się, że mają tu tak przegwizdane, że potrzebowaliby połączenia Juliusza Cezara z Mojżeszem. I to siedzącego na smoku.

Podobnie  zresztą,  jak  i twoje,  gdyż  obojgu  wam  wywróżyłem  swymi  kartami  to  samo.  Jesteście  sobie  pisani  i nic  tego  nie  zmieni.  Myślę  więc,  że  to  jest  główna  przyczyna,  przez  którą  nie  byłaś  w stanie  oprzeć  się  Severowi  na  haniebnej  uczcie,  nie  zaś  moc,  którą  jest  naznaczony.
Ja pierdolę… jeszcze zapytaj, czy jej się podobało.
Kurwa, że wszystkich możliwych zdań typu “dlatego twoja magia nie zadziałała”, autorki wybrały dwuznaczne, hehe, “nie byłaś w stanie oprzeć się”. Chyba że Ven miał być w ich zamyśle paskudnym typem.
NIe miał. Podobnie jak Taida nie miała być tępą krową pozbawioną empatii, a sympatyczną dziewuszką, bff Arieśki.

Tymczasem Severo rozmyśla nad losem swego kumpla Tessiego, który odkąd cztery lata temu przywiózł sobie do Ravillonu szesnastoletnią Taidę, kompletnie stracił zainteresowanie dla dawnych rozrywek w męskim gronie i spędza czas tylko z nią.


Poeci  i pieśniarze  nazywają  go [ten stan] miłością,  choć  w Związku  słowo  to  jest  zakazane.  Czarnowłosy  nie  umie  więc  w pełni  oddać  jego  znaczenia.  Nigdy  nie  doświadczył  miłości,  nigdy  nikogo  nie  kochał.  
A zamiast oczu miał mutry, stalowe i puste.

Niektóre  z jego  kobiet  twierdziły,  że  czują  coś  takiego  do  niego.  Jemu  pozostawało  to  obojętne.  Nie  potrzebował  bowiem  uczucia,  które  mogło  sprowadzić  na  niego  kłopoty.  Pozostawał  głuchy  na  westchnienia  zachwycających  się  nim  królewskich  kochanek.  Jednak  w chwili,  gdy  trzymał  w ramionach  swą  maleńką  Milady,  która,  tak  jak  przypuszczał,  nie  zawiodła  jego  oczekiwań,  obdarowując  go  w tańcu  partnerstwem  godnym  Cesarskiego  Dworu,  odniósł  dziwne  wrażenie,  że  oto  wreszcie  ma  obok  siebie  kogoś,  z kim  będzie  mógł  porozmawiać  na  tematy,  których  nie  może  poruszyć  przy  zaprzyjaźnionych  Mistrzach,  gdyż  spotkałby  się  jedynie  z szyderstwem  i niezrozumieniem.  Znając  ich  już  tyle  lat,  wie  doskonale,  co  by  powiedzieli,  gdyby  zaczął  z nimi  omawiać  swoje  pasje.  Przecież  mężczyźni  –  rycerze,  wielcy  wojownicy,  Związkowcy  –  nie  rozmawiają  o tak  niewieścich  sprawach  jak  muzyka  czy  taniec!  W ogóle  w głowie  się  nie  mieści,  by  Mistrz  Związku  mógł  lubić  i chcieć  tańczyć.  
Aaaa, to już rozumiem, czemu oni wszyscy tańczyli jak ostatnie łajzy. Obawiam się, Sevciu, że jeszcze chwila, a stracisz reputację.
Rycerze. Autorki rozumieją to słowo chyba w bardzo potocznym znaczeniu, czyli kolesia w stalowej zbroi na potężnym rumaku. I owszem, pierwotnie byli to po prostu konni wojownicy, którzy z czasem przekształcili się w stan społeczny, z własnym etosem i obyczajami.. To ktoś od kogo oczekiwano nie tylko umiejętności walki, ale też znajomości dworskich obyczajów, manier, poezji i śpiewu, a także odpowiedniego stroju… Mistrzowie Ravillonu to nie rycerze, to po prostu wyobrażenie współczesnych maczo mężczyzn, którym przez rozmowę o tańcu czy modzie mogłyby odpaść jaja.

Żałosne,  zawłaszcza  jeśli  zestawi  się  to  z jego  profesją  i przysługującą  mu  Domeną.  Jest  Mistrzem  Walk,  Wielkim  Katem  Związku!  Jak  może  kalać  swój  umysł  myślami  o zajęciach,  tak  kłócącymi  się  z pojęciem  męskości,  jakiemu  hołduje  się  w Ravillonie?
I dlatego jedyny facet, który otwarcie może zajmować się takimi “niemęskimi” zajęciami oczywiście jest gejem.


Ven  i Moru  może  jeszcze  by  go  zrozumieli,  lecz  czarodziej  zawsze  i tak  w rozmowie  odpłynie  ku  swemu  pedantycznemu  Laboratorium  oraz  badaniom,  Mistrz  Etykiety  zaś,  choć  owszem,  zna  się  na  sztuce,  to  bardziej  jako  jej  preceptor  i wykładowca.  Nie  pojmie  więc,  że  ktoś  taki  jak  Severo  może  po  prostu  lubić  grać  na  lutni  czy  tańczyć.
Och życie, dlaczego jestem takim wyjątkowym płateczkiem śniegu!

Dlatego  Anturyjczyk  kieruje  swe  myśli  ku  Arienne.  Była  ewidentnie  urzeczona,  zahipnotyzowana  jego  grą.  Widział  jej  rozmarzone  spojrzenie,  błyszczące,  nieobecne  oczy,  błądzące  po  odległych  krainach  wyobraźni,  fascynację  malującą  się  na  twarzy.  Wszystko  to  tak  mu  bliskie,  tak  spójne  z jego  własnymi  odczuciami,  z postrzeganiem  piękna  muzyki,  jej  siły  i magii.  Myśląc  o tym,  mężczyzna  uświadamia  sobie,  że  przez  ostatnie  dwie  noce  namiętnych  zbliżeń  prawie  nie  zamienił  słowa  ze  swą  kochanką.  Było  mu  po  prostu  dobrze  i na  tym  odczuciu  się  skupił.  Zatracił  się  we  własnej  przyjemności,  zupełnie  nie  myśląc  o tym,  żeby  włożyć  choć  odrobinę  wysiłku  w poznanie  kobiety,  której  nadał  swój  Znak.  Skoro  więc  Tessi  potrafi  spędzać  całe  godziny  na  rozmowie  ze  swą  Milady,  dlaczego  on  miałby  być  gorszy?
Tessi spędza całe godziny na rozmowach? A przecież Taida pouczała Arienne, że rozmowy to tylko wtedy, kiedy z powodu miesiączki nie mogą uprawiać seksu…

 Jeśli  skoncentruje  się  w związku  z Arienne  jedynie  na  łóżkowym  aspekcie,  ich  relacja  zapewne  szybko  się  zakończy,  gdyż  w końcu  znudzi  mu  się  jedna,  stała  partnerka  w pożyciu.  I nie  pomogą  wtedy  ani  piękne  nogi,  ani  podniecające  piersi!
Dyby w Podziemiach już czekają...

Poza  tym  dzisiejsze  zajęcia  u Moru  sprawiły,  że  ta  mała  naprawdę  go  zaintrygowała.  Na  pierwszy  rzut  oka  widać  było,  że  ma  szlacheckie  pochodzenie,  lecz  to  przecież  nie  jest  równoznaczne  z umiłowaniem  muzyki,  poczuciem  rytmu  i wyraźnym  czerpaniem  przyjemności  z typowo  dworskiej  zabawy…

Tak.  Postanawia.  Dzisiejszy  wieczór  zacznie  inaczej  niż  poprzednie.  Od  rozmowy! Alleluja! Alleluja! ALLELUJA!  Nie  rzuci  się  od  razu  na  Arienne,  jak  dotychczas,  lecz  spróbuje  jej  wysłuchać.  
Mujborze, Severo odkrył, że usta kobiety służą nie tylko do robienia laski!
A przecież do tej pory jego kochankami były księżniczki i królowe, naprawdę nie było wśród nich żadnej na tyle interesującej, żeby rozszerzyć znajomość poza łóżko?
(Myślę, że to raczej one nie były zainteresowane rozmową z Severem – tak jak rzymskie damy, które brały sobie do łóżka gladiatorów nie po to, by prowadzić z nimi filozoficzne dysputy.)

Rzucić  się  zawsze  może  po  skończonej  konwersacji  lub  w jej  trakcie,  jeśli  ta  nie  spełni  jego  oczekiwań.
Mężczyzna  ze  śmiechem  dociera  do  wrót  Archiwum.

***

Wieczorem Arienne wraz z Severem udają się na audiencję u Arcymistrza. Dziewczyna zostaje pouczona, że ma osłonić twarz woalem i odzywać się tylko zapytana.
Bardzo potrzebny ten woal, skoro arcymistrz jest ślepy.
Och, to zapewne jakaś stara tradycja.
Tylko to bez sensu. Czy gdyby arcymistrz był bardziej na chodzie, to przy każdym spotkaniu na korytarzu miladies musiałyby szybko zakrywać twarz? Wydaje mi się… że arcymistrz to papież. Stąd “wasza świątobliwość”, a woal pełni taką rolę jak mantylka u nas.

Naprawdę jestem ciekaw, czy gdzieś w powieści jest wyjaśnione skąd się wzięło “wasza świątobliwość”.
–  Severo…?  –  zwraca  się  do  nadchodzącego  słabym  głosem  schorowany  starzec.
–  Chwała  Związkowi  i tobie,  Wasza  Świątobliwość…  Mój  Mistrzu!  –  Mężczyzna  nie  siada  w przeznaczonym  dla  rozmówców  Arcymistrza  fotelu,  lecz  przyklęka  obok  łoża,  całując  ręce  Frygilla.
–  Myślałem,  że  nie  zdążę  się  już  z tobą  pożegnać.
Ale nie posłałem po ciebie zaraz po twoim powrocie z misji, bo…?

–  Nawet  tak  nie  mów,  Mistrzu!
Ślepy  staruszek  kładzie  prawą  dłoń  na  głowie  pochylającego  się  Severa  i przez  moment  gładzi  jego  czarne  pukle.
–  Filon  już  ci  powiedział…
–  Wybrałeś  swego  następcę.  Nie  chcę  o tym  słyszeć.  Chcę,  byś  żył,  Mistrzu.  Byś  przywrócił  w naszej  Organizacji  utracony  ład.  Tyle  trzeba  naprawić!  Wraz  z twą  chorobą  wszystko  zmieniło  się  na  niekorzyść.
Hm, czyli to nie Nowy Porządek tak im nabałaganił, a jedynie choroba Frygilla?
Raczej jedno i drugie, ale chyba bardziej choroba, bo dzięki temu Wilbur mógł przejąć rzeczywistą  władzę w Związku.

–  Tym  zajmie  się  następny  Arcymistrz,  Severo.  To  już  nie  moja  rola.  Jestem  bardzo  zmęczony.  Od  tylu  miesięcy  tkwię  tu  w osamotnieniu,  złożony  chorobą.  Czas,  bym  odpoczął,  a moje  miejsce  zajął  ktoś  młodszy,  mający  w sobie  siłę  na  odbudowę  tego,  co  zostało  zrujnowane  błędnymi  decyzjami, niewłaściwym  doborem  osób  na  najwyższych  stanowiskach [tak jakby mieli coś do gadania, kiedy znowu Mitylena im kogoś wepchnie] czy  też  kradzieżami  dla  własnej  prywaty [w odróżnieniu od kradzieży dla dobra wspólnego].
Severo  opuszcza  niżej  głowę.  Mając  wrażenie,  że  to  ostatnie  określenie  dotyczy  jego  osoby,  pospiesznie  tłumaczy:
–  Wszystkie  przedmioty  i tamte  pieniądze,  o zawłaszczenie  których  mnie  oskarżono  i które  mi  odebrano…
–  Wiem.  Naprawdę  należały  do  ciebie  –  przerywa  Anturyjczykowi  Frygill.  
Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych.


–  Jest  rzeczą  nie  do  pomyślenia,  by  mój  uczeń  miał  zakusy  na  mienie  należące  do  Świętej  Organizacji.  Jednak  tego  nigdy  nie  pojmą  praktykujący  podobnie  niegodne  zachowania  Mistrzowie  Nowego  Porządku.  
No ale zaraz, jeśli przepisy mówią, że wszystkie zarobione pieniądze należy odkładać do skarbca, to nie ma czegoś takiego jak prywatna własność Mistrzów. I tak, dokładnie, zatrzymując część kasy dla siebie, Sevcio czyni zakusy na mienie Organizacji.

Po  mojej  śmierci  wszystko  odzyskasz.  Zagwarantuję  ci  też  bezpieczeństwo,  by  wrogie  ci  osoby  nie  wykorzystały  zmiany  na  najwyższym  stanowisku  dla  swoich  potrzeb.  Chcę  jednak,  byś  poddał  się  mojej  woli  w zakresie  wyboru  nowego  Arcymistrza.
–  Cokolwiek  postanowisz,  mój  Mistrzu  –  czarnowłosy  unosi  głowę,  patrząc  na  wyniszczoną  twarz  starca  –  przyjmę  to  bez  sprzeciwu.  Nawet  jeśli  uczynisz  Wilbura  swym  następcą.  Będę  mu  służył,  jeśli  takie  jest  twe  pragnienie.
Kuźwa, Sevcio, czy ty w ogóle słuchałeś co mówi Frygill, czy tylko klepałeś “tak jest mój mistrzu”?

Najwyższy  Związkowiec  uśmiecha  się  kącikiem  spierzchniętych,  zsiniałych  warg.
–  Jak  zawsze  mi  wierny.  Mój  uczeń.  Jedyny,  godny  tego  miana.  Wiele  ze  mną  przeszedłeś  przez  te  lata,  Severo.  Bywało,  że  traktowałem  cię  okrutnie.  Te  wszystkie  próby,  tortury,  bicie…
–  Chciałeś  uczynić  ze  mnie  najlepszego  z wojowników.  Zahartować  mnie.  Dzięki  twym  treningom  dziś  jestem  jednym  z Mistrzów,  a wszystkie  swe  umiejętności  zawdzięczam  tobie.  Zapewne  nigdy  ci  nie  dorównam,  lecz  wiedz,  że  staram  się  przekazywać  twą  wiedzę  swym  uczniom,  których  również  nie  szczędzę  w dążeniu  do  perfekcji.
Syndrom sztokholmski przekazywany z pokolenia na pokolenie?

Nauczyłeś  mnie  surowości,  oduczyłeś  użalania  nad  sobą,  umiem  się  obronić  przed  każdym,  może  z wyjątkiem  samego  siebie…  –  Milknie  na  moment,  by  po  chwili  dać  ujście  dręczącym  go  obawom:  –  Co  będzie,  gdy  cię  zabraknie?  Odejdzie  twa  moc,  a wraz  z nią  znikną  wszystkie  bariery,  które  powstrzymują  moją  magię.  Czy  następny  Arcymistrz  będzie  w stanie  mnie  okiełznać?
–  Nadchodzi  czas,  Severo  –  schrypniętym  szeptem  wypowiada  starzec  –  gdy  żaden  czarodziej  na  tym  Kontynencie  cię  nie  powstrzyma.  Nikt  nie  będzie  mieć  już  nad  tobą  władzy.  Nikt.  Prócz  jednej  osoby…  –  Urywa  i zwraca  swą  twarz  w stronę  stojącej  nieopodal  kobiety.  –  Twoja  Milady.  No bo któżby inny! Jest  tu  z nami.  Proszę,  przedstaw  mi  ją,  a potem  pozwól,  że  zamienię  z nią  kilka  zdań  na  osobności.
Sevcio, oczywiście, nie zauważył tego nagłego i znaczącego zwrotu rozmowy.

(...) –  No  proszę.  –  Frygill  wbija  w Arienne  ślepe  spojrzenie,  gdy  ta  składa  na  jego  dłoniach  wymuszone  pocałunki  i wita  go  rytualnym  pozdrowieniem.  Starzec  sprawia  wrażenie,  jakby  ją  widział  mimo  ułomności  wzroku  i spowijającej  twarz  dziewczyny  grubej  koronki.  –  Lwica  powróciła.  Przeznaczenie  nareszcie  się  dopełnia  i mogę  umrzeć  w spokoju,  gdyż  wreszcie  dotarłaś  do  Ravillonu.  Po  tylu  latach.  Moja  Pani…  Moja  Królowa…  Połączona  z moim  Lwem.  Anturia  znów  zeszła  się  z Fenerią!  Ponownie…  Nareszcie…

Tego  już  chyba  za  dużo  na  dzisiaj.  Kolejna  osoba  daje  mi  do  zrozumienia,  że  zna  moje  Przeznaczenie,  i na  dodatek  sugeruje,  że  ma  być  nim  mój  Mistrz!  Co  gorsza,  ten  mężczyzna  zwraca  się  do  mnie  tak,  jakby  naprawdę  wiedział,  kim  jestem.  Przestraszona  staram  się  znaleźć  jakieś  logiczne  wyjaśnienie  dla  słów  Arcymistrza.  Odzywam  się  więc  nieśmiało:
–  Wybacz,  Wasza  Świątobliwość,  ale  chyba  mnie  z kimś  pomylono…  Owszem,  Mistrz  Walk  wybrał  mnie  na  swą  Milady,  ale  ja  nie  jestem  żadną  królową…  Musiały  cię  chyba  zmylić  te  szaty,  które  wybrano  dla  mnie  na  to  spotkanie… (a których nie widzisz, ale ojtam ojtam)
–  Suknie,  w które  cię  dziś  odziano,  nawet  w ułamku  nie  oddają  twego  majestatu,  Wasza  Wysokość.  I nie,  nie  pomyliłem  się.  Nie  musisz  mnie  zwodzić.  Zbyt  długo  czekałem  na  twój  powrót,  kurczowo  trzymając  się  życia,  by  wreszcie  cię  spotkać.  Teraz  naprawdę  mogę  odejść  w spokoju,  bo  wiem,  że  moi  Władcy  nareszcie  się  zeszli,  by  odzyskać  to,  co  im  odebrano.  Kochałem  Almę  jak  własną  córkę  i znałem  każdy  rys  jej  twarzy,  a teraz  Filon  będący  mymi  oczami  potwierdził,  że  mam  przed  sobą  jej  sobowtór.  Jesteś  do  niej  tak  łudząco  podobna,  że  nie  mogę  mieć  żadnych  wątpliwości,  kim  jesteś.  
Co stwierdził ślepy na podstawie opisu przez inną osobę.
(zapamiętajmy tę scenę, ok?)

Czuję  też  bijącą  od  ciebie  potężną  moc…  jej  moc!  Moc  mojej  Królowej!  
Ach, tak… To czemu nie wyczułeś jej wcześniej, zaraz po przybyciu Arienne do Ravillonu? Czemu nie zaaranżowałeś jej spotkania z Severem jakoś tak, by uniknąć publicznego zhańbienia dziewczyny?
(Ba, we wcześniejszej rozmowie z Wilburem Frygill zachowuje się, jakby nie miał pojęcia, kim jest Arienne, określając ją mianem “zwykłej plebejuszki”, ale tu się nie czepiam – nawet jeśli wiedział, to przecież nie chciał odkrywać kart przed wrogiem.
Z drugiej strony, jeśli NIE wiedział… to wychodzi na to, że uznał ją za wcielenie Almy wyłącznie na podstawie opisu Filona!)

Wiedziałem  od  dawna,  że  odrodziłaś  się  jako  córka  Randona  Merrettiego,  władcy  Tahitanii,  lecz  nie  miałem  jak  się  z tobą  skontaktować.  Przysięgałem  Almie  nie  wpływać  na  zapisane  przez  nią  Przeznaczenie,  byście  ty,  Pani,  oraz  Jego  Cesarska  Mość  byli  bezpieczni.
No to nie tyle “nie miałem jak”, tylko “nie chciałem w trosce o twoje bezpieczeństwo”.

Teraz  jesteście  znów  razem,  a ja  wiem,  że  prawda  już  wkrótce  ujrzy  światło  dzienne,  swą  mocą  rażąc  wszystkich,  którzy  szesnaście  lat  temu  stanęli  na  drodze  ku  waszemu  szczęściu!  –  Starzec  zanosi  się  suchym  kaszlem,  zwijając  z bólu.
Ciekaaaawe, czy Arienne powtórzy swemu Mistrzowi słowa Frygilla, jak sądzicie?

Słuchając  wypowiedzi  tak  pewnego  swych  racji  mężczyzny,  czuję,  jak  strach  miesza  się  we  mnie  z ciekawością.  Z przerażeniem  stwierdzam,  że  moja  tożsamość  właśnie  została  odkryta,  jednak,  ku  memu  zdumieniu,  Arcymistrz  zdaje  się  stać  po  mojej  stronie  –  po  stronie  mojej  mocy.  Nawet  zwraca  się  do  mnie,  jakbym  już  była  monarchinią.  A skoro  on  wie,  kim  jestem  i skąd  pochodzę,  to  zapewne  powiedział  o tym  Severowi  –  kieruję  przelotnie  spojrzenie  na  Anturyjczyka.  To  od  Frygilla  mój  Mistrz  musiał  się  dowiedzieć,  że  jestem  Tahitanką,  i wie  zapewne,  z jakiego  rodu  pochodzę  –  stąd  ubieranie  mnie  w te  dworskie  suknie!
No ja jebie, dziewczyno! ZACZNIJ SŁUCHAĆ, CO SIĘ DO CIEBIE MÓWI. Koleś właśnie ci powiedział, że jesteś reinkarnacją pieprzonej cesarzowej Almy! Ba, to twoje poprzednie wcielenie zapisało twoje obecne przeznaczenie. A ta mi tu o ubieraniu w dworskie ciuszki. No trzymajcie mnie!

Nie  wszystko  jednak  z tego,  co  mówi  starzec,  ma  sens.  Arcymistrz  wyraźnie  przywołuje  znaną  powszechnie  tragiczną  historię  mej  najbliżej  ciotki  Almy  i jej  męża  Gerharda,  którzy  zginęli  w zamachu  na  ich  życie  kilkanaście  lat  temu.  Mój  ojciec  nigdy  nie  pogodził  się  z ich  odejściem,  a jego  ból  po  stracie  ukochanej  siostry  i szwagra  mimo  upływu  czasu  nie  zmalał  na  sile.  
A więc Arienne, ze swą alabastrowo białą cerą, wygląda po pierwsze jak typowa Tahitanka, a po drugie, jak kserokopia swej ciotki Almy, rodzonej siostry jej ojca, który jest śniadym Anturyjczykiem. Tak.
A mogłyście napisać, że Alma była siostrą jej matki… O tej matce pada gdzieś tam dużo później zdanie, że pochodziła ze starego tahitańskiego rodu.
Mnie zaś interesuje, dlaczego Arienne w ogóle nie wspominała, że jest spokrewniona z kolesiem, który stworzył Cesarstwo? Mówi “moja ciotka i jej mąż Gerhard”, jakby ten Gerhard był byle kim.
Był tylko mężem ciotki Mary Sue.

By  go  nie  zasmucać,  starałam  się  nie  poruszać  z nim  tego  trudnego  dla  rodu  Merrettich  tematu.  Jedno  jest  pewne  –  Frygill  musiał  w przeszłości  być  stronnikiem  lub  kimś  nawet  bliższym  w otoczeniu  pierwszych  Władców  Fenian,  skoro  z taką  czułością  mówi  o Almie.  Zdaje  się  także  doszukiwać  we  mnie  i w Severze  ich  następców.  
KRWWWWAAAA! Powiedział ci wprost, że jesteś jej wcieleniem. W tym świecie wypełnionym magią to chyba norma, więc dlaczego to do ciebie nie dociera!?

Ale  to  jest  już  zupełnie  pozbawione  sensu!
Arienne obudź się, tutaj wszystko jest pozbawione sensu!

Dobra, zróbmy małą ankietę, odpowiedzcie w komentarzach. Czy Arienne jest taka głupia bo…
  1. Autorki chciały, żeby taka była,
  2. Autorkom wyszło tak przez przypadek?

–  Nie  będę  wypierać  się  tego,  kim  jestem,  skoro  obdarzony  mocą  i tak  to  wiesz,  Arcymistrzu.  Jednak  obawiam  się,  że  jesteś  w błędzie.  W Ravillonie  miałam  znaleźć  swoje  Przeznaczenie,  ale  nie  może  być  nim  Mistrz  Walk.  Mimo  że  jego  Znakiem  jest  Lew,  nie  jest  to  przecież  ten  sam  symbol,  który  zdobi  herb  Cesarza  Fenian.  
Spiskowcy, kacza ich nać… No ale może doszli do wniosku, że pod latarnią najciemniej.

Ponadto  on  jest  Anturyjczykiem  i do  tego  Związkowcem…  Musisz  się  mylić.  On  nie  może  mi  być  pisany.

Wypowiadając  ostatnie  słowa,  sama  już  nie  wiem,  czy  staram  się  bardziej  przekonać  Arcymistrza,  czy  siebie,  ale  nagła  wizja  mnie  jako  królowej  u boku  Severa  –  władcy  mocarstwa  –  kłóci  się  z wszelkimi  dotychczasowymi  wyobrażeniami  mojego  przyszłego  małżeństwa.  Mam  niby  stanąć  u boku  mężczyzny,  który  zhańbił  mnie  na  oczach  setek  ludzi,  który  każdej  nocy,  zbliżając  się  do  mnie,  odziera  mnie  ze  wstydu  i zamienia  w osobę,  której  nie  poznaję?  To  absurdalny  pomysł.  
Ekskjuze mła, a czego się spodziewałaś po małżeństwie, dziedziczko tronu Północy? Że wyjdziesz za mąż z miłości, a nie dla dynastycznych interesów? Że wybrany dla ciebie małżonek nie będzie “zbliżał się, odzierając cię ze wstydu”?

Poza  tym  Anturyjczyk  w ogóle  nie  nadaje  się  na  króla!  Pomijając  już  fakt  wątpliwego  pochodzenia  i szlachectwa,  brak  mu  poważnego  podejścia  do  czegokolwiek,  bywa  zazdrosny,  zadziorny  i niepomny  na  dobro  innych.  Nie  wspominając  już,  że  zajmuje  się  zabijaniem.  A do  tego  wszystkiego  można  dołożyć  tę  jego  mrożącą  moc…
Ponieważ zawsze i wszędzie władcami zostają mili faceci, pracowici, wielkoduszni, skromni i dbający o bliźnich. I oczywiście w ogóle nie myślący o krwawych wojnach czy prześladowaniach. Tacy jak na przykład obecny cesarz.

–  Ja  przybyłam  tu  w poszukiwaniu  Przeznaczenia,  ale  zupełnie  innego  Przeznaczenia  niż  to,  o którym  mówi  Wasza  Świątobliwość  –  dodaję,  będąc  ciekawa,  czy  Arcymistrz  wie  o Księdze.
O tej księdze, w której, jak zgaduję, zapisała coś cesarzowa Alma?

–  Wiem,  czego  szukasz  –  wypowiada  po  kolejnej  fali  duszności  Frygill.  –  Lecz  tego  nie  ma  w Czarnej  Twierdzy.  Alma  inaczej  to  zaplanowała.  Tylko  Severo  może  cię  doprowadzić  do  pożądanego  artefaktu,  gdyż  jest  jego  Strażnikiem.  –  Kaszel  nie  pozwala  mu  mówić  dalej.

Frygill żąda jeszcze od Severa, by złożył mu przysięgę, że będzie chronił Arienne bez względu na wszystko i “tym razem ją ocali”. Po wyjściu pary woła swego starego sługę, Filona, nakazując mu ukryć starannie testament oraz wręczając teczkę z danymi na temat Severa, którą ten ma otrzymać po jego śmierci, gdyż “jest już gotów by poznać prawdę o przeszłości”.
Teczkę. Tak, pewnie wyniesioną z IPNu.

Po  wyjściu  z komnaty  ściągam  woal  i przez  pewien  czas  kroczę  obok  Severa  zamyślona.  Tysiące  pytań  ciśnie  się  do  mej  głowy.  Jak  Frygill  może  to  wszystko  wiedzieć?  Czy  rzeczywiście  jest  nieomylny?  
Miałeś rację, Vahu, Frygill to papież.

Czy  może  to  wiek  zaciera  mu  pamięć  i ze  względu  na  pewne  podobieństwo  fizyczne  bierze  mnie  za  mą  ciotkę,  która  zmarła  tak  dawno,  że  nawet  nie  zdążyłam  jej  poznać?  Skąd  bowiem  może  wiedzieć,  że  szukam  Księgi?  I że  jej  tu  nie  ma.  Co  prawda  jeszcze  jej  nie  odnalazłam,  ale  z pewnością  mi  się  to  uda  –  w końcu  posiadam  medalion.  Nie,  w tym  wypadku  Frygill  nie  może  mieć  racji.  A ja,  mimo  wszystko  będę  kontynuować  swą  misję  w Ravillonie.
Nie no, co tam taki Arcymistrz może wiedzieć o powierzonych mu bardzo ważnych magicznych księgach.

I na  koniec  to  stwierdzenie,  że  mój  Mistrz  jest  Strażnikiem.  To  przecież  raczej  niemożliwe  –  staram  się  przekonać  samą  siebie  i ze  zdziwieniem  nie  znajduję  żadnych  argumentów  na  to,  że  nie  miałby  nim  być.  Nigdzie  nie  ma  wzmianek  o tym,  jak  powinien  wyglądać  czy  z jakiego  stanu  wywodzić  się  mój  opiekun,  może  więc  powinnam  sprawdzić,  co  on  sam  wie  na  ten  temat?
JEJ opiekun? A nie chodziło o strażnika artefaktu?

Arienne wypytuje Severa o nieomylność Frygilla; ten zapewnia, że jak szesnaście lat go zna, nie pamięta, żeby kiedykolwiek się w czymś pomylił. Stwierdza też, że Arienne musi być kimś niezwykłym, skoro Arcymistrz domagał się od niego takiej przysięgi.

–  Sądzę,  że  Jego  Świątobliwość  wymusił  na  tobie,  Mistrzu,  tę  przysięgę  dlatego,  że  przypominam  mu  pewną  osobę  z przeszłości.  Zresztą  ciebie  również  bierze  za  kogoś,  kim  chyba  nie  jesteś.  Określił  cię  mianem  Strażnika.  Wiesz,  dlaczego  to  zrobił?  –  Uważnie  przyglądam  się  oczom  mężczyzny,  szukając  w nich  iskry  zrozumienia.
–  Tak  powiedział?  –  Anturyjczyk  poważnieje.  –  Być  może  miał  na  myśli  to,  że  widzi  mnie  u boku  nowego  Arcymistrza,  na  miejscu  starzejącego  się  Filona?  Możliwe  także,  że  chodziło  mu  o Strażnika  Przeznaczenia.  Nie  znam  kontekstu  jego  wypowiedzi,  ale  obie  wersje  są  prawdopodobne.
–  Jeżeli  to  drugie  miałoby  być  prawdopodobne,  to  musiałbyś,  Mistrzu,  wierzyć  w legendę  o Bogini  Przeznaczenia  i Księdze.
–  Oczywiście,  że  wierzę  w Przeznaczenie  –  stwierdza,  wychodząc  na  skryty  w wieczornym  mroku  wirydarz.  –  Jemu  ufam  i powierzam  siebie.  Słucham  wróżb  Vena,  gdyż  zawsze  mi  się  sprawdzają.  Co  do  legend  zaś…  W każdej  tkwi  ziarno  prawdy,  więc  może  i ta  o Księdze  Przeznaczenia  ma  coś  w sobie.  Na  pewno  Arcymistrz  jest  święcie  przekonany,  że  to  prawda.  Odkąd  pamiętam,  powtarzał  mi,  że  przygotowuje  mnie  do  roli  Strażnika  Przeznaczenia,  a mój  tytuł  Mistrza  ma  być  środkiem  do  osiągnięcia  tego  celu.  
Ale być może akurat tym razem miał na myśli Strażnika w sensie przydupasa nowego Arcymistrza!

Nawet  wówczas,  gdy  na  jego  treningach  nie  miałem  już  sił,  by  powstać  z bólu,  zmęczenia  i rozpaczy,  on  wciąż  żądał,  bym  mu  powtarzał,  że  nim  jestem.  Wciąż  i wciąż.  Bijąc  mnie  do  nieprzytomności…  –  Zamyśla  się,  wspominając  przez  chwilę  najtrudniejszy  okres  w swym  ravillońskim  życiu,  po  czym  jego  surowe  oblicze  rozpogadza  uśmiech.  –  Jeśli  Frygill  nazwał  mnie  tak  w tym  kontekście,  to  znaczy,  że  ty  musisz  być  według  niego  albo  posiadaczką  legendarnej  Księgi,  albo  wcieleniem  samej  Bogini.  –  Po  ostatnim  zdaniu  wybucha  śmiechem.  –  Bogini  Przeznaczenia  moją  Milady!  A to  dobre!  Tessi  zemdleje,  jak  to  usłyszy!  
Arienne boginią?

http://brainzooming.com/wp-content/uploads/2015/03/No-surprises-fortune-cookie.jpg

(...)

–  Wybacz,  Mistrzu,  ale  śmiem  twierdzić,  że  chyba  nigdy  nie  przekroczyłeś  progu  żadnej  świątyni.  Jako  adeptka  Gildii  Bogini Przeznaczenia  muszę  cię  zatem  poinformować,  że  barwą  mej  Pani  jest  fiolet,  a nie  czerń.  
No, to jest miażdżący argument.
Koniec dyskusji. Chwilę wcześniej Sevcio wspomniał  o Księdze. Gdyby Arienne naprawdę na niej zależało, to chociażby spróbowała skierować na nią rozmowę.

Przyrównywanie  mnie  do  niej  jest  zaś  więcej  niż  niestosowne.
Pod  wpływem  wzburzenia  dodaję  jeszcze:
–  Zresztą  to  nie  do  niej  odniósł  się  Arcymistrz,  ale  do  Cesarzowej  Almy,  którą  mu  podobno  przypominam.
–  Och,  Arienne!  –  Czarnowłosy  wykrzykuje  ze  śmiechem.  –  Czy  ty  już  zawsze  pozostaniesz  taka  poważna?  Jak  w takim  razie  zamierzasz  się  ze  mną  porozumieć,  skoro  wszystko,  co  mówię,  musisz  odbierać  tak  dosłownie?  Naprawdę  nic  cię  nie  bawi?  Masz  taką  bujną  wyobraźnię  i taki  młody  wiek,  a mam  wrażenie,  że  rozmawiam  ze  staruszką!  Co  powinienem  uczynić,  żebyś  się  zaśmiała?  Tylko  błagam…  Nie  każ  mi  dłużej  prowadzić  rozmowy  o jakichś  legendarnych  historiach  i nieszczęśliwych  władcach,  bo  ostatnio  zbyt  często  o nich  słyszę.  W Podziemiach  moi  ludzie  nazywają  mnie  Cesarzem  Gerhardem,  jeśli  chcesz  wiedzieć.  Ha,  ha,  ha.
Kura czeka w napięciu, czy Arienne wspomni coś o dziwnych słowach Frygilla...

...ale nie. Ta mała idiotka ma najwyraźniej pamięć jak jętka jednodniówka (albo i krótszą, czy są jętki godzinówki?). Będzie doskonale pasować do Sevcia z wypranym mózgiem. A tymczasem najbardziej obchodzi ją to:

To  nieprawdopodobne.  On  wszystko  zamienia  w żart! –  stwierdzam  z oburzeniem,  gdy  mężczyzna  puszcza  do  mnie  oko,  wyraźnie  ze  mnie  drwiąc.
–  Tak,  to  rzeczywiście  bardzo  zabawne  –  przyznaję  lodowatym  tonem.  –  Zaczynam  się  poważnie  zastanawiać,  Mistrzu,  dlaczego  wybrałeś  Domenę  Walk,  a nie  Śmiechu.  Prędzej  można  by  cię  było  nazwać  Mistrzem  Dowcipu  i Błazenady,  niż  nadawać  ci  miano  tego  najszlachetniejszego  z monarchów  i tym  samym  kalać  pamięć  o nim.  Jedyny  przejaw  osławionej  dworskości  Lorda  Severa  widziałam  wyłącznie  w twoim  tańcu  i grze  na  lutni,  a to  trochę  za  mało,  żeby  kogoś  od  razu  stawiać  na  równi  z samym  Cesarzem.
Mujborze, ten jej foszek jest taki uroczo nastoletni, lajkit :) Kto z nas nie miał takich momentów, gdy wydawało mu się, że jest jedyną dorosłą i poważną osobą w towarzystwie?

–  Bogowie!  –  Anturyjczyk  z jękiem  wznosi  dłonie  w błagalnym,  teatralnym  geście.  –  Co  za  kobieta!  A ja  liczyłem  na  miłą  konwersację  dziś  wieczór,  choć  pogawędki  z kochanką  są  dla  mnie  czymś  nowym  i niepojętym.
Taaak, wśród tych swoich księżniczek i królowych Severo musiał stanowić puchar przechodni, na jedną noc, no góra tydzień. Co można dłużej robić z facetem, którego jedynymi zaletami są ładna buźka i duży wacek?
Opchnąć koleżance!

Ale  jeśli  mamy  rozmawiać  tak  dłużej,  to  chyba  od  razu  lepiej  idźmy  do  łoża,  bo  to  jedyne,  prócz  dzisiejszej  przysięgi  przed  Arcymistrzem  i nałożonego  na  twą  szyję  Znaku,  co  nas  łączy…  –  Urywa  pod  wpływem  nagłego  pomysłu,  po  czym,  nie  tłumacząc  swego  zachowania,  nieoczekiwanie  zbacza  w stronę  znajdujących  się  po  lewej  stronie  korytarza  drzwi  z wizerunkiem  Węża,  które  otwiera  swym  medalionem.  
Hm… więc każdy z Mistrzów może swoim medalionem otworzyć drzwi do cudzej komnaty? Interesujące rozwiązanie; dziwię się tylko, że Sevciowi wcześniej nie ginęły żadne fanty – na przykład kiedy wyjeżdżał z jakąś misją.

Severo pożycza od Taidy lutnię, mając nadzieję, że uratuje wieczór.

Gdy  Severo  tak  bez  ogródek  mówi  o kolejnym  zbliżeniu  ze  mną  i to  tylko  dlatego,  że  nie  śmieję  się  z tego,  co  on  uważa  za  zabawne,  czuję  pewien  niesmak  i przykrość.
I w zasadzie to jedyne, na co ją stać. Daj borze każdemu tak szybkie pozbycie się traumy.

Próbowałam  przecież  z nim  porozmawiać,  ale  to  niewykonalne!  On  wszystko  przeinacza  i z wszystkiego  kpi.  Widząc  jednak  instrument  w jego  rękach,  oddycham  z ulgą.
–  Zagrasz  dla  mnie?  –  pytam  zaskoczona,  a przypominając  sobie  jego  dzisiejszy  popis,  uśmiecham  się  delikatnie.  –  To  może  rzeczywiście  nie  będzie  aż  tak  źle.
Gdy  docieramy  do  jego  komnaty,  pierwsze,  co  mnie  w niej  uderza,  to  chłód  pomieszczenia,  którego  Anturyjczyk  zdaje  się  jednak  nie  zauważać.  Podchodzę  do  paleniska,  dokładam  do  niego  drewna  i za  pomocą  prostego  zaklęcia  rozpalam  płomień.
Jak nic służba w Ravillonie założyła związek zawodowy i prowadzi strajk.

–  Co  jeszcze  potrafisz  zagrać,  Mistrzu,  oprócz  tego  utworu  z zajęć  Etykiety?
(...)
–  W twoim  wypadku,  Arienne,  powinienem  zacząć  od  psalmów  pogrzebowych.  Ale  ponieważ  chciałbym  zobaczyć,  jak  wyglądasz  z uśmiechem  na  ustach,  prócz  gry  coś  ci  zaśpiewam.  –  Nie  czekając  na  reakcję  dziewczyny,  zaczyna  intonować  wesołą,  skoczną  melodię.  Po  chwili  w komnacie  rozlega  się  jego  dźwięczny  głos:


Puszcza  zazdrości
Lwiej  Wysokości
Ogromny  ma  pysk
W swych  źrenicach  błysk
Ogon  ma  z kitą
Cześć  należytą
Jednak  w nocny  czas
Co  rozbawi  was
Na  nic  mu  szpony
W uścisku  żony
Miauczy,  nie  warczy
Słów  nie  wystarczy
Jaka  potęga
Po  niego  sięga
Niewieścia  siła
Lwa  przemieniła
Z króla  groźnego
W kotka  małego


Przykro mi Sevciu, ale…

Stoję  przed  kominkiem  odwrócona  w stronę  lutnisty  i aż  nie  dowierzam,  co  właśnie  słyszę.  
Ja też.

Wielki  Mistrz  Walk,  postrach  wszystkich,  śpiewa  mi  o zwierzęciu  będącym  jego  symbolem,  ujarzmionym  przez  kobietę  i zamienionym  w bezbronne  kocię.  
TAK, KURWA, ZROZUMIELIŚMY, NIE TRZEBA NAM TŁUMACZYĆ!

(...)

A oto jeszcze jeden przykład ravillońskiej poezji:

Raz  rzecze  mysz  do  Kota
Na  nic  tu  moja  cnota
Uroda  i futerko
Bo  wciąż  zerkasz  w lusterko
Nie  widzisz,  żem  jest  mała
Gładziutka  i zuchwała?
Dotyku  łaknę  twego
I czegoś  konkretnego
Kot  na  to  rzekł:  Idź,  a kysz
Pochwycił  i schrupał  mysz


(...) –  Naprawdę,  twoja  gra  dzisiaj  rano  mnie  urzekła.  Zagraj  mi  więc,  proszę,  coś  podobnego.  Znasz  Zimę  Tahitanii?

Arienne robi w komnacie kino domowe, wyświetlając magicznie na ścianie krajobrazy Tahitanii, które pod wpływem muzyki widzi w swej wyobraźni.

(...)

Gdy  zamiera  melodia,  nasze  oczy  kierują  się  w stronę  trzech  księżycy [księżyców, na litość boską!]  błyszczących  daleko  na  Północy.
–  Tahitania…  Jedyne  miejsce  na  Kontynencie,  gdzie  można  zobaczyć  podobne  zjawisko.  
Znaczy, trzy księżyce nie są widoczne w żadnym innym miejscu na planecie? Muszą mieć bardzo dziwną orbitę.
To są magiczne księżycę i wiszą tylko nad Tahitanią. Albo to hologramy wyświetlane przez tahitańskich magów, by ciągnąć kasę z turystyki. Btw, skoro ojczyzna Arienne to jedyne miejsce na kontynencie, gdzie są widoczne, to obstawiam, że Tahitania musi zajmować całkiem dużą powierzchnię.

Zszokowany Sever odkrywa, że coś jeszcze łączy go z Arienne. Otóż… wolą śnieg od palącego słońca. Tak.

(...)  Ja  też  wolę  śniegi  Północy  od  palącego  słońca  Południa.  –  Ostatnie  zdanie  wypowiada  szeptem,  nie  kryjąc  zdumienia  malującego  się  na  obliczu,  gdy  odkrywa,  że  coś  jeszcze  prócz  muzycznej  pasji  łączy  go  z jego  Milady.

Oficjalnie zawiązywanie się wielkiej miłości Sevcia i Arienne dobiło do poziomu “Ataku klonów”.

(...)

–  Mieszkałem  w Tahitanii,  z pewnymi  przerwami,  prawie  półtora  roku.  
Hmmm… Ven mówił Arienne, że żadnemu z Mistrzów nie wolno mieszkać na stałe poza Ravillonem. Jak długi pobyt jest dozwolony? Półtora roku moim zdaniem to na tyle sporo, że rodzi uzasadnione podejrzenia.

(...)  Nigdy  nie  zapomnę  piękna  tamtejszych  krajobrazów,  pustki  lodowców  i dziczy  zimowej  kniei.  Zmrożonych  lodem  wodospadów  i skrzących  się  od  śniegu,  poszarpanych  szczytów  górskich,  za  którymi  ciągną  się  bezludne  rubieże  oraz  Ocean  Lodu.  Będąc  tam,  czułem  się  wolny.  Tęsknię  za  tym  uczuciem.  Tęsknię  za  tą  niezwykłą  krainą.  Chciałbym  tam  jeszcze  kiedyś  powrócić…

Ja… ja cię pierwszy raz rozumiem, Severo.
https://s.yimg.com/uu/api/res/1.2/JR7Hnx3ibsLMFfgePAOqLg--~B/aD0xMjAwO3c9MTYwMDtzbT0xO2FwcGlkPXl0YWNoeW9u/http://media.zenfs.com/en-GB/homerun/international_business_times_news_7/d5610954c176cf6a46c05bc69b8d25a7

Chociaż Skyrim nie jest tak bardzo tru, bo ma na niebie tylko DWA księżyce i są one widoczne w innych krainach Tamriel.

(...)

–  Mało  kto  chyba  zwiedził  Tahitanię  w takim  stopniu  jak  ja.  Ojciec  bardzo  często  zabierał  mnie  na  wielodniowe  wyprawy,  mam  więc  wrażenie,  że  moja  ojczyzna  nie  ma  przede  mną  tajemnic,  choć  i ja  nigdy  nie  mogę  w pełni  nadziwić  się  jej  pięknu.
Czyli tatuś Arienne, król, zabierał ją na wielodniowe wyprawy w głuszę. To jakiś lokalny Bear Grylls? Arienne ma 16 lat, ostatnie pół roku spędziła w Salmansarze, więc praktycznie jako jeszcze bardzo młoda osoba była targana po wiecznie zamarzniętych dzikich terenach.
Musiała być nieźle zahartowana. Tymczasem ledwie kilka dni wcześniej zastanawiała się, jak też da sobie radę z ćwiczeniami fizycznymi, skoro z pewnością nie będzie to taniec, spacery czy jazda konna, a tylko takie formy aktywności zna.
I jest, przypomnijmy, jedyną dziedziczką tronu północy. Wracając jeszcze do ojca… co za król olewa sprawy państwowe, by bawić się w survival? O tym, jak kończą się takie eskapady, przekonał się Konstans, cesarz rzymski, syn Konstantyna Wielkiego. Konstants był zapalonym myśliwym i potrafił na wiele dni zniknąć w puszczy. Był też homoseksualistą, a jednocześnie gorliwym chrześcijaninem, więc szybko rozniosły się plotki, że wstydzący się swoich preferencji władca niekoniecznie ugania się po lasach za zwierzyną, a raczej za przystojnymi towarzyszami polowań… Podczas jednej z takich eskapad doszło do buntu, który rozprzestrzeniał się bez żadnych przeszkód, bo nikt nie miał kontaktu z cesarzem, który z leśnych ostępów wyszedł dopiero kilka dni później i uzmysłowił sobie, że opuścili go praktycznie wszyscy. Uciekającego władcę żołnierze zabili w kościele.
I wreszcie pozostaje jeszcze kwestia matki Arienne. Czy nie martwiła się o córkę, gdy ta znikała w dziczy na tak długo? I czy dwór królewski nie był pełen młodych, przystojnych i szarmanckich trubadurów, rycerzy, giermków, heroldów, sługów, kapłanów, czarodziejów, szambelanów, gwardzistów, baronów i hrabiów, którzy tylko czekali by pocieszyć królową?
Może właśnie tu leży pies pogrzebany. Królowa tak uprzykrzała mężowi życie, że ten wolał znikać w głuszy, a córkę brał ze sobą, by nie była narażona na widok rozpusty.
Ale przecież Sevcio w swej przemowie uzmysławiającej do Arienne tak udowadniał, że męski świat, że kobiety nie mają nic do gadania, a tu proszę - wielki król z przyprawionymi rogami nie potrafi kontrolować żony i zostaje zmuszony do regularnych ucieczek z zamku. Znów się okazuje, że Severo niby taki światowiec i wszystko wie, a w rzeczywistości w dupie był i gówno widział.
Eno, tatuś Arienne po prostu ma miękkie serce.

Severo też zaczyna wspominać swój pobyt w Tahitanii.

Miał  dwadzieścia  cztery  lata.  Świeżo  został  Mistrzem  i ta  wyprawa,  choć  wiązała  się  ściśle  z jego  obowiązkami,  była  dla  niego  nagrodą  większą  niż  medalion  Lwa  wiszący  od  niedawna  na  jego  piersi.  Tak  to  wówczas  postrzegał.  Wreszcie  opuścił  przeklęty  Ravillon.  Był  wolny,  nie  ograniczały  go  mury  Czarnej  Twierdzy.  Zostawił  w nich  swe  cierpienia,  by  choć  na  chwilę  znów  zacząć  żyć  względnie  normalnie.  
Czyli jak? Skoro kiedyś związkowcom kasowano pamięć, to skąd mieli wiedzieć, jak wygląda normalne życie?


Nikt  inny  nie  chciał  się  podjąć  zlecenia  w tak  odległym  kraju,  do  którego  dostanie  się  lądem  stanowiło  nie  lada wyzwanie,  podróż  morska  zaś,  choć  skrócona  częściowo  przez  użycie  magicznych  portali,  okupiona  była  wielkim  niebezpieczeństwem.  
A to mnie bardzo zainteresowało. Jak działają takie portale? Statek płynie po morzu, wpływa w portal, a ten przerzuca go kilkadziesiąt mil dalej, by np. ominął strefę mielizn? Ale czy w takim razie, nie prościej byłoby postawić portal w jednym mieście i w stolicy Tahitani i w ogóle nie używać statków, skoro podróż i tak “była wielkim niebezpieczeństwem”? Jak działa portal stawiany na środku morza? Jak się do niego nawiguje? Czy… dobrze, stop. Powiedz mi Kuro, czy kwestia morskich portali zostanie jeszcze jakoś rozwinięta, czy jest rzucona ot, tak?
Nie zostanie. Pod koniec książki (kiedy to autorkom się przypomina, że w sumie wypadałoby dać jednak jakąś akcję) Severo podróżuje do Tahitanii, lecz ta podróż w ogóle nie zostaje opisana.

Nieprzewidywalne  sztormy  i wichury  nawiedzające  Ocean  Lodu  pokonały  już  niejeden  okręt.  Do  tego  Północ  była  wiecznie  zmrożona  zimą.  Ziemia  mrozu  i śniegu.  I malin, nie zapominajmy o malinach. Prawie  niezamieszkana.  W bliskim  sąsiedztwie  legendarnej  krainy  Schatten,  w której  śpi  wieczne  Zło.  (...)
By  uzyskać  tytuł  Mistrza,  wyzbył  się  całej  swej  osobowości.  Związek  wyzuł  go  z uczuć,  które  tu  uznawano  za  niegodne  wojownika.  Nie  było  tu  miejsca  na  empatię,  honor,  szlachetność  czy  litość.  Anturyjczyk  poddał  się  więc  regułom,  które  teraz  zmuszony  był  traktować  jako  oczywistość,  nawet  jeśli  kłóciły  się  z zasadami,  które  do  tej  pory  wyznawał.  
A skąd miał wiedzieć, jakie zasady wyznawał, zanim wykasowano mu pamięć? Więcej – miał świadomość, że musi być skazanym na śmierć przestępcą, bo tylko tacy stawali się Związkowcami.
Ale to inni, nie szlachetny Sevcio! Pewnie cały czas wmawiał sobie, że trafił do Ravillonu przez niewinność.

Mordercze  treningi,  fizyczne  kary,  głodówki,  więzienie  i tortury,  jakie  przeszedł,  sprawiły,  że  przestał  się  użalać  nad  kimkolwiek  i czymkolwiek. [Za to nad sobą użalał się kiedy tylko mógł]  Po  dwóch  latach  pobytu  w Twierdzy  zaniechał  rozważań,  kim  był,  zanim  do  niej  trafił,  gdyż  podobne  dywagacje  rozstrajały  go  i utrudniały  skupienie  na  zajęciach,  po  trzech  –  przeszłość  stała  mu  się  obojętnym  wycinkiem  historii,  która  nie  wróci.  Gdyby  tylko  wiedział,  co  złego  uczynił,  zanim  trafił  do  Podziemi  Ravillonu,  może  byłoby  mu  łatwiej  zaakceptować  upodlenie  i razy,  które  otrzymywał,  gdyż  miałby  pewność,  że  w pełni  na  nie  zasłużył.

(...) Od  razu  wiedziałem,  że  stamtąd  jesteś.  Gdy  tylko  cię  ujrzałem.  Twoja  skóra  jest  biała  jak  tahitański  śnieg.  Żadna  niewiasta  na  Kontynencie  nie  może  się  nią  poszczycić,  prócz  mieszkanek  Krainy  Wiecznej  Zimy.
No, chyba że się zamknie taką niewiastę z kontynentu na kilka miesięcy w ciemnicy. I hurr durr, takie niespotykane, a nikt nie zwrócił uwagi na niesamowitą bladość Arienne?

Dlatego  cię  wybrałem.  Jesteś  pięknem,  które  jest  niespotykane  w Ravillonie,  ale  i w ogóle  w tych  rejonach  Świata.  Jesteś  moim  wspomnieniem  i moją  tęsknotą.  –  Dotyka  zimną  dłonią  policzka  Arienne.

Gdy  zdaję  sobie  sprawę,  że  mężczyzna  właśnie  porównał  moją  urodę  do  urzekającego  swym  czarem  krajobrazu  mej  ojczyzny,  natychmiast  prostuję  się  i zmieszana  spuszczam  wzrok,  ale  i uśmiecham  się  nieśmiało.  Jeszcze  nigdy  nie  otrzymałam  tak  wyszukanego  komplementu,  który  na  dodatek  wywarłby  na  mnie  takie  wrażenie.  I co  ja  mogę  odpowiedzieć  memu  Mistrzowi?  Przecież  nie  powiem  mu,  że  czuję  się  w tej  chwili  przy  nim  jak  przy  kimś,  kogo  znam  od  dawna,  z kim  uwielbiam  spędzać  czas  i z kim  najchętniej  już  teraz  wyruszyłabym  w podróż  do  magicznej  Tahitanii.  
Ile to czasu minęło od tego gwałtu? Tydzień?
Chyba nawet nie.

Zawstydzona  kieruję  spojrzenie  na  wciąż  zawieszoną  przed  nami  iluzję.
–  Zabiorę  cię  tam  –  do  delty  Brenny  i na  środek  Oceanu.  Dalej  jednak  to  niemożliwe,  gdyż  tam  moja  moc  zawsze  napotyka  barierę,  której  nie  jestem  w stanie  przekroczyć.
NIEMOŻLIWE!!!
Myślałem, że Arienne może zobaczyć tylko miejsca, w których choć raz była i dlatego autorki wrzuciły te wycieczki z ojcem. Ale wychodzi na to, że nie. Czyli jeśliby chciała, to mogłaby zobaczyć osobisty wychodek Wilbura, sypialnie cesarza, albo garderobę Vena. Albo, na przykład, księgę której miała szukać, a o której chyba trochę zapomniała. Przy takich czarach mistrz szpiegowstwa Tessi nie miałby za co żyć. Magia, wykorzystywana przez niedoświadczonych autorów jako szpachla na dziury fabularne i narzędzie do skrótowego pomijania pewnych kwestii, ma tą ciekawą właściwość, że w końcu kopnie pisarza w tyłek, zaś świat przedstawiony rozpadnie się jak domek z kart.

–  Po  tych  słowach  ruszamy  na  magiczną  wędrówkę  przez  zaśnieżone  lasy  i góry,  żeby  w końcu  znaleźć  się  na  samym  krańcu  Naszego  Świata.

***

(...)
Jest  środek  nocy,  a on  wciąż  nie  może  usnąć,  choć  Arienne  śpi  już  przeszło  od  godziny.  Zmęczona  wysiłkiem  włożonym  w tworzenie  przed  swym  Mistrzem  magicznej  Tahitanii,  odpłynęła  w jego  ramionach.  Nie  protestowała  nawet,  zgodnie  ze  swym  zwyczajem,  gdy  mężczyzna  przed  spoczynkiem  zdejmował  z niej  suknię,  pozostawiając  czarodziejkę  jedynie  w koronkowej  halce.  Dziewczyna  tak  bardzo  była  wyczerpana  zużyciem  mocy,  że  zupełnie  zapomniała  o zażenowaniu  i wstydzie.  
Jak widać, kino domowe zużywa znacznie więcej prądu niż rozwalanie murów i poruszanie planetą.

(...) Gdy  dołączył  do  kobiety  na  miękkim  posłaniu  ze  skór,  okrywając  ją  płaszczem  z wizerunkiem  Lwa  i przyciągając  do  siebie,
Minął tydzień, a on dalej nie naprawił zniszczeń po wizycie Grittona? A może to tak specjalnie – spartańska surowość, proste łoże skórami okryte… Ale przecież wiemy o upodobaniu Sevcia do bogactwa i luksusu.
A według mnie autorki po prostu tak wyobrażają sobie średniowieczną sypialnię.

ta  wtulając  się  w jego  tors,  ku  dogłębnemu  zdumieniu  Anturyjczyka,  wyszeptała  przez  sen  imię  innego  mężczyzny.
Gerhard.
Przepraszam, ale jebłem. Nie wiem, który gif pasuje bardziej do mojej reakcji.

Czy może ten:

Wyobraźcie sobie coś pomiędzy.
Uhm, te magiczne zabezpieczenia, które mają ukryć ich prawdziwą tożsamość, są cholernie wątłe.

Władca,  o którym  czarnowłosy  napomknął  w rozmowie  z Arienne  po  audiencji  u Arcymistrza.  Tragiczna  postać.  Wielkie  plany  i miłość  zakończona  dramatyczną  śmiercią  monarchy,  jego  małżonki  oraz  ich  nienarodzonego  dziecka.  Historia,  której  finał  przyniósł  upadek  wielkich  idei  przyświecających  budowie  Cesarstwa  Fenian,  które  miało  zjednoczyć  wrogich  sobie  sąsiadów  –  Fenerię  i Anturię.
Gerhard  Agenor  Arwern.
Ostatnio  stanowczo  za  często  o nim  słyszy!  Zaczęło  się  od  Podziemi,  gdy  dzień  po  uczcie  ściął  swego  pobratymca…
Właśnie!  Przypomina  sobie  nagle,  przerywając  tok  swych  myśli.  Tamten  skazaniec  coś  mu  wręczył.  Zdaje  się,  że  jakiś  medalion?  Żądając  widzenia  z Arcymistrzem,  mówił  o jakiejś  tajemnicy.  A Severo,  chcący  jak  najszybciej  zakończyć  męczący  dzień  pracy  i spotkać  się  ze  swą  Milady,  nawet  uważnie  go  nie  wysłuchał.  Co  zabawniejsze,  do  tej  pory  nawet  nie  spojrzał  na  to,  co  wówczas  otrzymał  od  więźnia. W wolnej  chwili  musi  koniecznie  przyjrzeć  się  tej  błyskotce,  postanawia.
Pffff… Czyli na święty Nigdy. *oklapła*
Btw, Arcymistrza też nie raczył powiadomić, co więzień o nim wygadywał...
(tu w ogóle nikt nikomu nic nie mówi, wszyscy co najwyżej wymieniają jakieś durne docinki, ale żeby przekazać jakieś ważne informacje, to gdzie tam.)

W każdym  razie  od  tamtego  ścięcia  Joven  i pozostali  podwładni  Lwa  odbywający  służbę  w Podziemiach  nie  dają  mu  spokoju.  Nie  skłamał  więc  Arienne,  mówiąc,  że  nazywają  go,  ku  powszechnej  wesołości,  imieniem  pierwszego  Cesarza,  a to  tylko  dlatego,  że  znał  wiek,  jaki  miałby  obecnie  Gerhard,  gdyby  nie  został  zamordowany  i –  jak  twierdził  tamten  szalony  jeniec  –  faktycznie  żył  ukryty  wśród  Związkowców  w Ravillonie.
Trudno  zresztą,  by  tego  nie  wiedział!
Tragiczne  wydarzenia,  które  doprowadziły  do  zmiany  na  Cesarskim  Tronie,  powrotu  z wygnania  królowej  –  regentki  Mityleny  z rodu  De  La  Cler
Powrotu z wygnania?
Czyżby to Mitylena była prawowitą królową, obaloną przez uzurpatora Gerharda?
Może była tylko królową Ferrinu Fenerii, a po tym jak pozbyto się Gerharda opanowała całość podbitych przez niego ziem?

 –  i późniejszych  rządów  jej  wnuka,  Saula  Sinistera,  zbiegły  się  w czasie  z rozpoczęciem  przez  Severa  życia  w Czarnej  Twierdzy.  Szesnaście  lat  temu Anturyjczyk  miał  dwadzieścia  lat.  Tyle  samo,  co  ostatni  z Arwernów.  
Jeżu. Wiemy.
Damn, Gerhard miał dwadzieścia lat i już zdążył zjednoczyć kontynent, na stałe zapisać się w historii, a także tragicznie zginąć. Przebił Aleksandra Wielkiego o trzynaście lat.
Wcześnie zaczął.


Może  z ciekawości  warto  by  poprosić  na  przykład  Tessiego,  w końcu  to  Mistrz  Szpiegostwa,  by  trochę  się  wywiedział  w sprawie  tajemniczej  śmierci  pary  monarchów?  Ciekawe  też,  ilu  dwudziestolatków  z Cesarstwa  zostało  przyjętych  w tamtym  okresie  do  Ravillonu.  
No, zgadnijcie – zrobi to, czy e tam?

Severo pamięta niewielu kolegów, gdyż w dawnych dobrych czasach Starego Porządku jeśli ktoś z rekrutów nie robił postępów i nie awansował, po pewnym czasie ścinano mu łeb.
Poleca się wszystkim trenerom, kołczom i liderom grup.

Wracając  do  Gerharda,  Związek  na  pewno  ma  stosowne  rejestry  i łatwo  dałoby  się  sprawdzić,  ilu  z werbowanych  wówczas  nowicjuszy  i więźniów  było  w odpowiednim  wieku  i ilu  z nich  pochodziło  z Fenian,  a konkretnie  Fenerii.  I do  tego  nie  jest  potrzebny  nawet  Tessi.  Stanowisko  Sekretarza  daje  bowiem  Anturyjczykowi  dostęp  do  wszystkich  dokumentów,  nawet  tych  opatrzonych  klauzulą  tajności!  
Hahaha, i to jest właśnie ten trzeci punkt, o którym wspominałam wcześniej. Wilbur chciał upokorzyć Severa dając mu pracę za biurkiem, tymczasem umożliwił mu dostęp do bezcennej wiedzy.

Sevcio porzuca rozważania o Gerhardzie i wraca do tematu Arienne.

Nie  ulega  bowiem  wątpliwości,  że  Arienne  wywodzi  się  ze  szlachty,  której  w Tahitanii  jest  bardzo  niewiele.  Raptem  kilka  rodzin  i dynastia  panująca.  Samych  rycerzy  na  królewskim  dworze  było  w czasie  misji  Severa  pięciu.  W tak  małym  środowisku  wszyscy  się  znają.  
Zapamiętajmy te rozkminy Severa, zapamiętajmy je bardzo dokładnie!
Chwila. Co to za królewski dwór, gdzie przebywa pięciu rycerzy? Szlachta złożona z kilku rodzin i panującej dynastii? Małe środowisko, gdzie wszyscy się znają? Mówimy o zamku jakiegoś mało znaczącego barona czy o królewskim dworze?
No ja Ci mówię, że to po prostu faktoria handlarzy futer, a za zamek królewski robi tam jedyna oberża. A matka Arienne to lokalna burdelmama.
I jak, wyjaśnijcie mi na trzy księżyce, Arienne żyjąc w tej dziurze na końcu świata, targana przez ojca na wielodniowe wyprawy, zdołała nabyć niezwykle dworskich manier? Skąd u niej tak wyszukany gust muzyczny? Przypomnijcie sobie scenę z ćwiczeń przed balem, gdy krytykowała poziom wszystkiego.
Podejrzewam mały crossover z Matrixem, podpięli ją do komputera i wgrali prosto w mózg.

W takim  razie  z całą  pewnością,  choć  minęło  już  wiele  lat  od  jego  pobytu  w tym  kraju,  Anturyjczyk  musiał  mieć  kontakt  z bliskimi  swej  Milady.  Może  znał  więc  i ją  osobiście?  W końcu  musiała  mieć  wtedy  jakieś…  cztery  lata!
Myślę, że wszyscy, którzy obawiali się motywu kazirodztwa, odczuli w tym momencie sporą ulgę :)

(...)

Arienne się budzi...
Wczorajszy  wieczór  wciąż  stanowi  dla  mnie  niewyjaśnioną  zagadkę  –  jak  to  możliwe,  że  zdołałam  zupełnie  zapomnieć  o wszystkim,  co  mnie  tu  dotknęło?
Ja wiem, jak:


(...) Uśmiecham  się  lekko,  przypominając  sobie  po  raz  kolejny  historię  lwa  zamienionego  w kotka  –  teraz,  gdy  tak  spokojnie  śpi,  Severo  wydaje  się  zupełnie  niegroźny.  Nie  wnika  tymi  swoimi  inteligentnymi  oczami  w głąb  mnie  i nie  droczy  się  ze  mną.  W zasadzie  jest  zupełnie  bezbronny  –  stwierdzam,  dotykając  dłonią  jego  miękkich  włosów.  A gdy  to  czynię,  nagle  pewien  pomysł  przychodzi  mi  do  głowy.  Starając  się  nie  obudzić  mężczyzny,  wyswobadzam  się  z jego  uścisku.  Musi  być  pogrążony  w naprawdę  mocnym  śnie,  skoro  praktycznie  nie  zareagował  na  mój  ruch,  ale  tym  lepiej.  Nie  ubierając  się,  podchodzę  do  biurka  i ze  sterty  oręża  piętrzącego  się  pod  nim  wyciągam  niewielki  sztylet.  Teraz  albo  nigdy!
Omujborze! Arienne naprawdę się obudziła!

Powracam  do  łoża  z mocno  walącym  sercem.  Jeżeli  teraz  się  zbudzi,  będzie  po  mnie,  gdy  zobaczy  mnie  zakradającą  się  ku  niemu  z bronią  w ręku!  Ale  nie  ma  chwili  na  wahanie.  
Dawaj, Arienne!

Pochylam  się  nad  Anturyjczykiem,  leciutko  unoszę  jeden  z jego  loków  i szybkim  ruchem  go  ścinam.
HAHAHA, LOL NOPE.

Loczek Sevcia jest potrzebny Arienne nie do żadnego voodoo, ale do wróżby – wrzucając w płomień jego i swój pukiel włosów pyta, czy którekolwiek z nich wróci jeszcze do Tahitanii. Wizja ukazuje jej coś w rodzaju zabawy w chowanego w lesie, gdzie ona ucieka, a Sevcio jest szukającym. Okazuje się, że jest to rytuał najwyraźniej w jakiś sposób związany z zaślubinami, gdyż...

On  i ja…  tam…  w trakcie  tego  rytuału!  Nie,  tylko  nie  to!  Proszę  was,  bogowie,  pozwólcie  mi  raz  się  mylić.  Ja  i on  –  tu,  w Ravillonie,  to  nieuniknione,  ale  w rodzinnym  domu?!  Czuję,  jak  rozpacz  ogarnia  me  serce.
Podnoszę  się  szybko  i pospiesznie  ubrawszy,  opuszczam  komnatę  Mistrza.  Przelotem  tylko  przed  wyjściem  obdarowuję  Severa  spojrzeniem  i cierpię,  świadoma,  że  nie  oszukam  siebie  w tej  materii  –  tam  na  łożu  śpi  właśnie  ten,  który  jest  mi  Przeznaczony!  Nie  dość,  że  wróżba  Vena  i słowa  Arcymistrza,  to  jeszcze  moja  wizja  przyszłości  to  potwierdziła!  I co  z tego,  że  spędziłam  z nim  jeden  przyjemny  wieczór?  Przecież  to  Związkowiec!  Morderca! Gwałciciel? Eeeee, nie... Jaki  ten  Los  jest  niesprawiedliwy!


***

–  Co  mu  się  stało,  do  cholery?  –  Gavin  podjeżdża  do  Tessiego  i wskazuje  na  Anturyjczyka  jadącego  przed  nimi  na  czarnym  Imperatorze.
Chciałem sprawdzić, czy czarny imperator to jakaś odmiana konia (być może w świecie przedstawionym tak jest), ale google wypluło mi to na pierwszych wynikach:
I od razu cała scena zrobiła się jakby weselsza.

–  Jeśli  zaraz  się  nie  ruszy,  wrócimy  do  Ravillonu  z samą  drobnicą!  Mamy  raptem  kilkanaście  bażantów,  kuropatw  i zajęcy.  Mnie  samemu  starczą  one  ledwo  na  jeden  dzień,  a przecież  mamy  wyżywić  nas  pięciu  i jeszcze  nasze  kobiety  na  przeszło  dwa  tygodnie!  
Co-co-co-co? Miszczowie polują, aby zdobyć pożywienie? Ravillon nie posiada żadnych ziem uprawnych, hodowli, zaplecza gospodarczego? Tam mieszka dwa tysiące ludzi!
To tak bardzo bez sensu! AAA!!! Na dodatek polują mistrzowie, którzy powinni mieć na głowie znacznie inne, ważniejsze obowiązki. Mistrzowie, którzy mają zastępy sługusów! Jeśli dodamy do tego fakt, że król Tahitanii też osobiście polował…  wyjdzie nam na to, że autorki nie mają pojęcia, jak przedstawić życie kogoś ze społecznej elity w świecie inspirowanym średniowieczem. Ot, napisały i poszło, a refleksji nad tym, czy to ma sens, zero.

Severo tym razem jest jakby nie w sosie, choć przedtem lubił polowania, gdyż:
Bawiła  go  wściekłość  Tarlena,  gdy  najlepsze  zdobycze  trafiały  się  jemu,  a nie  Mistrzowi  Łowiectwa,  do  czego  zobowiązywałby  młodzieńca  jego  tytuł.
Proponuję od razu hurtem odebrać wszystkim Miszczom ich tytuły i oddać je jedynej godnej osobie.

Inni Mistrzowie odjeżdżają w las, pozostaje Tessi, który wypytuje Severa o wczorajszy wieczór z Arienne:
–  I do  jakich  wniosków  doszedłeś?
–  Że  od  czasu  do  czasu  warto  porozmawiać  z niewiastą,  zamiast  jedynie  ją  chędożyć  –  mówi  śmiertelnie  poważnie  czarnowłosy,  po  czym  obaj  wybuchają  śmiechem.
–  Nie  wierzę,  że  ty  to  mówisz,  Severo!  Takie  wyznanie  z twych  ust  świadczy  o tym,  że  albo  Ven  znów  ci  coś  zaaplikował,  albo  że  się  zadurzyłeś!
–  Słucham?!  –  Anturyjczyk  patrzy  na  przyjaciela  szeroko  otwartymi  ze  zdziwienia  oczyma.  –  Ja?  Zwariowałeś?  Nie  wierzę,  że  to  mówisz,  znając  mnie  tyle  lat!
Nie wierzę, że to mówisz, wiedząc, że miłość jest zakazana i karana śmiercią! Chcesz mnie wrobić, czy co?
Tessi przeszedł na stronę Wilbura. Albo jest idiotą. Nie wiem, co obstawiać.

–  A co?  –  Tessi  nie  kryje  rozbawienia.  –  Jesteś  ze  skały?  Od  razu  ci  mówiłem,  że  ona  jest  w twoim  typie.
–  Jest  w moim  typie,  nie  przeczę,  lecz  to  jeszcze  nie  znaczy,  że  łączy  mnie  z nią  coś  więcej  niż  łoże  i jeden  wieczór  miłej  konwersacji!
–  Łoże,  wspólne  tematy,  znajomość  tańców,  umiłowanie  muzyki,  magia  –  śmieje  się  jego  kompan.  –  Severo,  nie  bądź  naiwny.  Od  tego  wszystko  się  zaczyna.  No,  może  w innej  kolejności,  bo  alkowa  powinna  być  scementowaniem  więzi,  a nie  jej  rozpoczęciem,  ale  my  w Związku  działamy  szybciej,  łamiąc  odwieczne  kanony.  Miłość  wisi  w powietrzu.
–  Jesteś  cymbałem,  Wielki  Szpiegu  –  prycha  z niezadowoleniem  Mistrz  Walk.  –  Nawet  nie  wiem,  co  znaczy  to  słowo.
Mówiąc to, intensywnie mruga i puka się w czoło, drugą ręką wskazując ścieżkę, którą odjechali Tarlen, Eston i Gritton.
I oni tak polują radośnie patatatając konikami przez las, beż żadnej nagonki, psów i tak dalej? W takim razie już lepiej by zrobili rozstawiając wnyki. To cud, że cokolwiek upolowali.
Bażanty, kuropatwy i zające. Czyli to, co można złowić na polu. Nawiasem mówiąc, tu bez psów też cienko.

–  W takim  razie  ja  ci  to  wyjaśnię,  drogi  Lordzie.  –  Przyjaciel  ścisza  głos  do  konspiracyjnego  szeptu.  –  Miłość  przejawia  się  na  przykład  tym,  że  mężczyzna  jest  gotów  oddać  majątek,  chociażby…  takie  pięćset  tysięcy  fenów,  by  ratować  ukochaną  kobietę.
–  O,  toś  się  popisał,  Tessi  –  kpi  Anturyjczyk.
–  Mamy  z nią  do  czynienia  także  wtedy  –  kontynuuje  niezrażony  Arcyszpieg  –  gdy  kochanek  sprawia  wybrance  biżuterię  i szaty  godne  królowej,  by  jej,  ale  i sobie,  zrobić  tym  przyjemność.  
Daleki strzał, Tessi. O ile się orientuję, wszystkie Miladies chodzą wystrojone i obwieszone klejnotami.

A kiedy  przychodzi  im  się  rozstać,  zabiera  z sobą  jakiś  należący  do  niej  drobiazg,  by  mając  go  przy  sobie,  nadal  czuć  obecność  ukochanej  u boku…  by  stale  mu  towarzyszyła.  –  Przychyla  się  w siodle  i dotyka  dłonią  rubinowego  klejnotu.  –  Ty  masz  tę  spinkę.  Ja  zaś  to.  –  Prostuje  się  w siodle,  odsłaniając  pasma  falowanych  włosów  z ucha,  by  pokazać  przyjacielowi  perłowy  kolczyk.
–  Arienne  dała  mi  ją  na  mój  rozkaz.  Spodobała  mi  się,  więc  nie  miała  wyjścia  i…
Sevcio daje, a potem zabiera!
Będzie się w piekle poniewierał.

–  Oczywiście,  Severo!  Oczywiście!  –  Tessi  z trudem  powstrzymuje  się  od  śmiechu,  udając  powagę.  –  Jeszcze  żebyś  miał  na  sobie  dworskie  stroje,  jak  chociażby  te,  które  przywiozłeś  z Wysp,  ale  nie  siermiężną  Związkową  skórę.  Żałosne!  Kogo  chcesz  oszukać?  Bo  chyba  nie  mnie,  Wielkiego  Szpiega.  Poza  tym  pamiętam,  jak  to  było  ze  mną  i Taidą.  Nawet  nie  podejrzewałem,  że  jedna  niewinna  noc  z narzeczoną  mego  zleceniodawcy  skończy  się  tym,  że  będę  zmuszony  symulować  jej  uprowadzenie  i ucieknę  z nią,  nie  odebrawszy  nawet  zapłaty,  co  narazi  mnie  na  karę  w Ravillonie.
Ach, więc Tessi uprowadził narzeczoną zleceniodawcy. Czyli arystokratkę, bo przecież Miszczowie nie przyjmowali zleceń od plebsu. I szefostwo Związku, ktory żyje przecież z tych zleceń, pozwoliło mu ją zatrzymać, zamiast natychmiast odesłać pannę do domu, a jemu ściąć łeb dla przykładu – albo lepiej, oddać w ręce wkurzonego narzeczonego Taidy i w ten sposób próbować wybrnąć z sytuacji.

Wówczas  i ja  nie  wiedziałem,  że  mnie  coś  bierze  i że  to  coś  nazywa  się  miłością.
– Weź się, kurwa, zamknij, idioto! – wycedził Severo przez zęby. – Samobójca jesteś, czy co? Nie wiesz, że krzaki w lesie też mogą mieć uszy?
Tam krzaki, ktoś ich może podglądać przy pomocy magii!
Eee tam, tak umi tylko Arienne, są bezpieczni.

–  Nie  patrz  na  mnie  przez  swój  pryzmat,  Tessi.  –  Czarnowłosy  zwraca  ku  niemu  poważne  spojrzenie.  –  Nie  jestem  tobą.  Jesteś  młodszy  ode  mnie  o siedem  lat.
–  Dlatego  sądzisz,  że  rządzą  mną  inne  prawa  niż  tobą?  Bo  jesteś  starszy?  Daj  spokój.  Natura  ludzka  jest  jedna,  bez  względu  na  wiek.  Widziałem,  jak  na  nią  patrzyłeś,  gdy  ją  zostawiałeś  w Fos.  Nie  pomyliłem  się  co  do  tego,  że  będziesz  ją  chciał,  teraz  jestem  zaś  pewien,  że  już  wkrótce  pokochasz  ją,  jak  ja  Taidę.  A gdy  już  pierwszy  raz  pocałujesz  Arienne  tak,  jak  należy  całować  umiłowaną  kobietę,  a co  Związek  uznaje  za  niegodne [i karze śmiercią, trolololo…],  będziesz,  drogi  Severo,  zgubiony  na  wieki,  a twój  ułożony  zgodnie  z zasadami  Kodeksu  Świętej  Organizacji  świat  wywróci  się  na  opak,  obalając  wszystkie  wpajane  ci  w Ravillonie  brednie.  –  Wybucha  śmiechem.

Severo przez chwilę patrzył ze zdumieniem na Miszcza Szpiegostwa, po czym spiął konia i pognał w las, byle jak najdalej od prowokatora. Myśli zajmowały mu dwie sprawy: po pierwsze, ile zapłacił Wilbur za wyciągnięcie z niego zeznań, a po drugie – jakim cudem taki kretyn jak Tessi w ogóle został szpiegiem?
Tessi, Stirlitz tego świata.

Z niespodziewanie objawionej sali balowej pozdrawiają Kura i Vaherem w dworskim kontredansie,
a Maskotek z zapałem wygrywa na lutni “Mam tę moc”.

Uwaga, w następnym odcinku porzucimy Klątwoversum i przeniesiemy się zupełnie gdzie indziej. Stay tuned!

43 komentarze:

ZawodowaOlewaczka pisze...

Omatkobosko. To na trzeźwo nie da się.
Czyta się to opko tak, jakby fanfik HP i Wiedźmina spłodziły dziecię z zespołem Prader-Wili.

Anonimowy pisze...

Kocham Was!Tyle dobra w jednej analizie. Mam.nadzieję ze po zasluzonej przerwie wrocicie do.naszych wcale-nie-koronowanych gołąbków, bo przeciez tyle na nas czeka... polowanie... spa... gra w gre... przeterminowany.krem... sąd nad.koszula... stolica ;)

Taka_jedna

Teri Narmolaya pisze...

Opcja B! Opcja B!
I bardzo się cieszę, że Klątwoversum idzie w odstawkę.
Brr, co za makabra.

Anonimowy pisze...

Nie wiem czy bardziej rozwala mnie to ksioopko czy wasze komentarze. Analiza świetna!

Anonimowy pisze...

"Wskazuje oskarżycielsko palcem na Severa z niezadowoleniem w oku. – Tytuł z Cesarskiego Nadania to żaden tytuł, Lordzie!"

Pfff! A podczas ostatniej uczty Sevcio tak się rozwodził nad tym, jak to "przywykł do otoczenia dam szlachetnie urodzonych, nie zaś tych z niższych sfer". Tymczasem tutaj nawet koledzy mistrzowie rzucają mu w twarz, że sam nie jest żadnym szlachcicem, tylko nuworyszem z cesarskiego nadania. Ale kobietom to będzie wypominał pochodzenie przy każdej okazji, pitolił, że wieśniaczka o "pospolitych rysach" na pewno nie umie władać magią, i przechwalał się, że do łóżka bierze tylko alabastrowo białe księżniczki, bo opalenizna "sugerowałaby proste korzenie". Patrzcie go, że tak zacytuję klasyka, rycerz chędożony! Trzy lwy w tarczy, dwa srają, a trzeci warczy.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Sevcio jadący na Imperatorze mię ómarł. Poza tym poziom jak zwykle świetny. A ten skazaniec to powinien z dołu z wapnem powstać i palnąć miszcza w łeb za takie marnotrawienie jego ostaniej woli :(

Trikster pisze...

Mam teorię - król jest świadomy tego, że żyje w opku i dlatego właśnie "Znów patrzył na mnie oczami, które wszystko już widziały. Jakby był umierającym starcem, a nie dwudziestoletnim młodzieńcem.
– Niszczy go własna moc. Od dziecka rozmawia z siłami, których my nie pojmujemy."

Co do quizu, wybieram odpowiedź A - autorki specjalnie uczyniły Arienne tak głupią, bo uznały, że czytelnicy są tępi i trzeba im wszystko powtarzać milion razy.

Anonimowy pisze...

Z tą jazdą na czarnym imperatorze nie wiem, jak dokładnie w ksiopku jest, ale w związku z przesycającym je ogólnym klimatem mam skojarzenia jak najbardziej seksualne.

„Sevcio daje, a potem zabiera!
Będzie się w piekle poniewierał.”

To był tak porywająco logiczny i oczywisty wywód, że jak kwiknęłam, to przez dobre pięć minut nie mogłam się uspokoić. Dzięki.

Anonimowy pisze...

Tak nawiasem mówiąc, wątek Przeznaczenia Arienne mnie właśnie rozłożył na łopatki. Ja wiem, że to miało być romantyczne etc, ale z punktu widzenia Arienne raczej średnio by takie było. Srsly, gdybym dowiedziała się, że istnieję tylko dlatego, że ktoś magicznie stworzył sobie kolejne wcielenie, by nadal być z mężem, a mnie ten mąż zgwałcił na oczach tłumu ludzi, delikatnie rzecz ujmując, nie byłabym zachwycona. No ale to podstawa epickiego romansu, więc podejrzewam, że Arienne nie poczuje się oszukana, że sensem jej życia od dnia narodzin była wielka MIŁOŹDŹ z Sevciem.

Anonimowy pisze...

Anonimowy pisze:
"gdybym dowiedziała się, że istnieję tylko dlatego, że ktoś magicznie stworzył sobie kolejne wcielenie, by nadal być z mężem, a mnie ten mąż zgwałcił na oczach tłumu ludzi, delikatnie rzecz ujmując, nie byłabym zachwycona"

No właśnie, też o tym myślałam. Nie została przecież zachowana ciągłość między jednym a drugim wcieleniem. Z punktu widzenia Arienne Alma to całkiem obca osoba (może i krewna, ale siłą rzeczy nigdy jej nie poznała), Severo też. A teraz dowiaduje się, że nie ma w sumie znaczenia, co ona sama zrobi, bo i tak jest tylko pacynką zmarłej cesarzowej, że całe życie rozpisano za nią już wiele lat temu i niezależnie od tego, jakim ohydnym typem Severo stał się obecnie, ona musi się z nim związać, bo tak chciała Alma i Przeznaczenie Pisane Wielkimi Literami.

Gdyby Arienne pokochała Severa sama z siebie - w jakiejś innej rzeczywistości, w której nie zaczęłoby się to od publicznego gwałtu - doceniając jego zalety i przywiązanie do niej i dopiero NA KONIEC oboje dowiedzieliby się, że takie było ich przeznaczenie, to jeszcze nie byłoby najgorsze. Ograne - tak, kliszowe - tak, ale do przyjęcia. Bohaterowie realizowaliby przeznaczenie, ale robiliby to, podejmując własne decyzje. Tutaj odwrotnie: przeznaczenie jest ukazane jako żandarm z kijem, który wychodzi już na samym początku i informuje bohaterów, czego od nich oczekuje. Czyli, droga Arienne, nieważne, co ty chcesz, ważne, co chce Przeznaczenie, więc od tej pory morda w kubeł, a nogi szeroko.

Anonimowy pisze...

Swoją drogą, aż dotąd byłam przekonana, że oni muszą odzyskać pamięć i być razem i wszyscy „ci dobrzy” też do tego dążą, bo, nie wiem, będą dobrze i mądrze rządzić albo razem ich moc zdziała coś dobrego dla świata? Ale Arcymistrz mówi wyraźnie, że chodzi przede wszystkim o to, by nic nie stanęło „na drodze ku waszemu szczęściu!”. No to o co w końcu chodzi w tym głównym wątku książki, angażującym interesy absolutnie wszystkich? Żeby dobro zwyciężyło i randomowa para zeszła się i żyła długo i szczęśliwie? Albo żeby zwyciężyło zło i żeby jednak nie byli razem?

Anonimowy pisze...

Vaherem jest oficjalnie członkiem załogi Niezatapialnej :)
Witam serdecznie! Powodzenia!
Mruży źrenice,
A siatkówkami trzepocze,bo też ma długie?
Ten gif how fascinatinjuz był,ale cudo
... solidnie rozepchał swym Olbrzymem! Ha, ha! – Skarbnik zwija się ze śmiechu.
Dowcip roku,aż mnie ogłuszyło..
Teczkę. Tak, wyniesioną z IPNu.
Pendrive'a mu Wilbur zabrał.
Bogini Przeznaczenia moją Milady!
"Pieprzenie z przeznaczeniem" jużz w kioskach!
Gdyby Arienne naprawdę na niej zależało, to chociażby spróbowała skierować na nią rozmowę.
Juz dostała księgę.Z obrazkami nawet!
Lwa przemieniła
Z króla groźnego
W kotka małego

Że CO?

TAK, KURWA, ZROZUMIELIŚMY, NIE TRZEBA NAM TŁUMACZYĆ!
Przypomniał mi się Lucky Luke i Daltonowie: uspokój się, Joe!
Skyrim super
że król Tahitanii też osobiście polował… wyjdzie nam na to, że autorki nie mają pojęcia, jak przedstawić życie..
Ale pucharów nie zmywał.Miał zmywarkę!
ta powieść ma 800 stron –
EEE.. a ile Wam jeszcze zostało?!
Powiedz to Hannibalowi.
Całe to opko należy oddać Hannibalowi.

Świat się kupy nie trzyma,bohaterowie mdli,intrygi też.Dobrze,ze następna analiza ma być o czymś innym.Pozdrawiam.

Chomik

Anonimowy pisze...

Najbardziej ubawiły mnie wsomnienia o Tahitanii. Głupie to, drętwe , ale jednak jestem ciekawa, jak się skończy (czy ten ravilloński system pójdzie w cholerę), więc mam nadzieję że wrócicie do tego uniwersum.

Ela TBG

Unknown pisze...

Tym razem analiza była trochę śmieszniejsza, ale też interakcja postaci daje więcej pola do popisu. Te cztery części to jednak ciężki kawał do wymęczenia przez samą głupotę zawartą w treści.
Jestem ciekawa co będzie następnym razem!

Anonimowy pisze...

Może ktoś dać namiar na takie arcydzieła? Chodzi mi o opki i fanfiki.Chciałabym zobaczyć to na własne oczy. Serio ciężko mi uwierzyć,że ktoś może pisać takie rzeczy. Najbardziej chyba zniszczyło mnie to opko o Rammstein....A co do Klątwy,przeszperałam internety. Wiecie,że istnieją pozytywne recenzje tej książki? Ma ona swoich fanów,możnabyło wygrać ją w konkursach,ogólnie jest na nią popyt i grono fanów. Teraz taka mała dygresja. Czy trzeba być wykwalifikowanym analizatorem aby wyłapywać niektóre kwiatki w tekście? Doszłam do wniosku,że często łykamy czytaną książkę bez jakiegokolwiek zastanowienia,taką jaka jest ze wszystkimi babolami. Trochę dziwne,bo przynajmniej w mojej szkole,wałkowało się czytanie ze zrozumieniem.
Ale może dam sobie spokój.
BTW,czy jest tu ktoś od kanału "Czas na gównianą creepy pastę" od PG? Tematyka nawet podobna.

Anonimowy pisze...

Możę ktoś dać napisać,gdzie znajdę te wybitne opka i fanfiki?
Jest tu ktoś od PG z kanału " Czas na gównianą creepy pastę"?

Anonimowy pisze...

Tak mnie coś tknęło, jak się nad tym zastanowiłam... Skoro Mistrzom wymazuje się pamięć przed szkoleniem, to skąd Frygill wiedział, że tak jak Wilbur został wysłany przez Cesarzową Mitylenę? O tym, że sam powiedział Wilburowi, kim ten był w przeszłości, nie wspomnę. Obstawiam, że to kolejny moment, kiedy aŁtorki nie do końca przemyślały całą koncepcję ze Związkowcami... Albo dopadła je znowu amnezja i zapomniały, co napisały wcześniej.

Anonimowy pisze...

A to nie Mistrzom Starego Porządku usuwa się pamięć? Willbur jest już z Nowego Porządku, o ile się orientuję w tym robionym na odczepne świecie.

Anonimowy pisze...

ocarne przyrodzenie - skisłam. Może się nie znam, ale to połączenie brzmi dla mnie niefortunnie i niestety komicznie, a przypuszczam, że w zamyśle autorek tak brzmieć nie miało (choć kto wie, po ujrzeniu portretu krzywokolankowego Sevcia na zakładce już niczego nie można być pewnym). Czytam już tylko prawie same komentarze, bo dawno przestałam się orientować, co, kto, z kim, gdzie, kiedy i za ile. Gify (z Nicolasem oraz z Benem i Tomem) dają czadu!Ciekawa jestem, co zostanie rozwałkowane podczas kolejnej analizy. Osobiście nadal cichutko czekam na Krula Wenszuf .

Anonimowy pisze...

Oczywiście mocarne, nie ocarne, zjadło mi literkę.

Anonimowy pisze...

Anonimie z 3 grudnia 13:08 No właśnie chodzi mi o to, że Arcymistrz pamiętał, że też był z nadania, czyli musiał znać swoją przeszłość, a mimo to był ze Starego Porządku. Dlatego to mi nie pasowało. Poza tym... Czy jest gdzieś napisane, czym dokładnie, oprócz pojawienia się legalnych kochanek, różni się Stary Porządek od Nowego? Może wtedy trochę by to rozjaśniło działanie tego tFFForu (w co wątpię, bo aŁtorki tak skupiły się na wątku rhhhomantycznym, że niewiele zostało ze świata przedstawionego).

Anonimowy pisze...

Anonimowy pisze:
"Czy jest gdzieś napisane, czym dokładnie, oprócz pojawienia się legalnych kochanek, różni się Stary Porządek od Nowego?"

To pytanie do analizatorów, bo z tych fragmentów, które były tu omawiane, wynika tylko, że porządki różnią się: a) procedurą rekrutacji i b) możliwością posiadania kochanki. A w praktyce nie różnią się niczym, bo miszczowie starego porządku też czym prędzej pobrali sobie nałożnice i też zatrzymują dla siebie część pieniędzy i przyjmują prezenty od klientów, chociaż podobno powinni wszystko oddawać Świętej Organizacji(TM). Ale przy tym patrzą z góry na tych z nowego porządku i zadzierają nosa, a tymczasem czytelnik patrzy na nich wszystkich i jest jak w końcówce "Folwarku zwierzęcego", nie da się już odróżnić, kto jest kim.

Anonimowy pisze...

"Arienne, jesteś ponownym wcieleniem cesarzowej"
- "Chyba mu lekko przypominam kogoś, kogo kiedyś znał."

"Severo, jesteś Strażnikiem Przeznaczenia."
- "Ale ten Arcymistrz ma zabawne powiedzonka."

"Cesarz żyje i jest ukryty v Ravilonie."
- "Hmm, co za zabawny zbieg okoliczności, mam tyle lat, ile on by miał i jestem tu od czasu jego śmierci... Ciekawe, kim mógłby być."

"Tu jest niezwykle ważny medalion"
- *po tygodniu* "A, co to mi ten gościu dał? Medalion jakiś? Ciekawe, gdzie go położyłem. Będę musiał kiedyś obejrzeć w wolnej chwili, o ile znajdę."

Rany, jeżeli chodzi o tempo skojarzeń, to ta dwójka bije rekordy wszechczasów. To chyba bardzo nowatorskie ujęcie narracyjne - tajemnica nie jest ujawniana przez stopniowo, w miarę rozwoju akcji znajdywane wskazówki i skojarzenia, ale jest oczywista od samego początku, a rozwój akcji polega na czekaniu, kiedy w mózgach bohaterów uaktywnią się wszystkie cztery neurony i zajarzą cokolwiek.

Imperator - zapewne samobieżny - cudny, ale scena z Mistrzami ćwiczącymi poloneza w sali gimnastycznej (nie oszukujmy się, że to było coś innego) chyba lepsza.

Anonimowy pisze...

Aha, i czy Severo ma jakoś magicznie zmieniony wygląd? Jest coś o tym? Bo jeżeli od rzekomej śmierci cesarza minęlo całe 16 lat, a Severo, nawet z wymazaną pamięcią kursuje sobie chyba już od jakiegoś czasu w najlepsze między dworami w roli objazdowej kliniki aborcyjnej, a w wolnych chwilach romasuje z królowymi i innymi księżniczkami... Chyba musiałby wpaść na kogoś, kto kiedyś widział wielkiego cesarza, co to królestwa jednoczył. Nie mówiąc już o tym, że był w tej karczmie ojca Arienne, czyli byłego szwagra, o ile niczego nie pomyliłam (co jest bardzo możliwe przy tym arcydziele).

Anonimowy pisze...

@kura z biura Dziękuję za wyjaśnienie :) Przy okazji natknęłam się ze znajomą na dwa filmiki pt. "6 powodów by dopadła cię KLĄTWA PRZEZNACZENIA". Rozumiem, że gusta są różne, ale sama jakość wypowiedzi autorek filmików pozostawia dość dużo do życzenia. Załączam linka:
https://youtu.be/Oko1YHT-qTc

Anonimowy pisze...

Czytam wasze analizy od niedawna, ale naprawdę dużo się nauczyłam. Są zabawne, ale można z nich też dużo wywnioskować. Napiszę więcej, gdy przeczytam wszystkie (jeszcze tylko niecałe trzysta!).

PS. Na dole nie wyświetl wam się statystyka.

Anonimowy pisze...

1. Severo to reinkarnacja Gerharda czy miał tylko wyczyszczoną pamięć? Wybaczcie jeśli była o tym mowa w tekście, ale ta... książką tak ryje banie że człowiek nic nie zapamiętuje.
2. Kuro, może dasz mały spojler czy Severo wróci do swojego prawdziwego wyglądu (jeśli nie jest reinkarnacją oczywiście :D) ?

-Marchewka

Anonimowy pisze...

O ile dobrze rozumiem, to Alma zmarła i reinkarnowała się we własną bratanicę, ułożywszy uprzedmio jakiś wielce skomplikowany plan. A Gerhard jest uważany za zmarłego, ale nie zginął, tylko z wypranym mózgiem siedzi w Ravilonie. W tym wszystkim jakąś rolę odkrywa Księga tudzież medalion - jaką, to jeszcze nie wiemy, ale pewnie i tak dowiemy się znacznie wcześniej niż dotrze to do naszych wybitnie spostrzegawczych bohaterów...

Chyba byłoby lepiej, gdyby oboje byli reinkarnacjami, a cała historia z cesarstwem itp. działa się znacznie wcześniej. To znaczny i tak byłoby dno i metr mułu, ale może tego mułu byłoby parę milimetrów mniej.

no_names pisze...

Ja mam taką teorię, że nadnaturalny rozmiar Sevciowego penisa jest elementem tego zmienionego wyglądu. Gdyby miał go jako cesarz, to z tym, jak bardzo on wszystkich fascynuje w tym świecie, ciężko byłoby się ukryć. A tak wszyscy pamiętają o kuśce i nikt nie zwraca uwagi na ewentualnie podobieństwo rysów twarzy.

Anonimowy pisze...

Pamięć motoryczną można zachować mimo utraty informacji z innego typu pamięci, w jego przypadku chyba epizodycznej. W każdym razie okropne merysujstwo ;( to jest dla mnie zrozumiałe kiedy pisze opko ktoś w wieku nastoletnim.

Anonimowy pisze...

" Nie wierzę, że ty to mówisz, Severo! Takie wyznanie z twych ust świadczy o tym, że albo Ven znów ci coś zaaplikował, albo że się zadurzyłeś!"
Ciekawie wyglądają te żarty i docinki dotyczace zakochania w sytuacji, gdy jest to zbrodnia karana śmiercią. Coś w stylu "albo Ven coś Ci zaaplikował, albo kogoś zamordowałeś / okradłeś skarbiec / zdradziłes króla" itp).
Swoją drogą taki zakaz w sytuacji, gdy można być z daną kobietą ile się chce, to idealny sposób na trzymanie w szachu siebie nawzajem, szukanie poszlak na zakochanie przeciwnika itp. Przecież wystarczy "udowodnić" komuś miłość, by się go pozbyć, niepotrzebne sa jakiekolwiek inne intrygi. W tym świetle wczesniejsza postwa Severa, czyli nieposiadanie żadnej faworyty, jest postawą bardzo racjonalną. Jak też pozbywanie się każdej kochanki po krótkim czasie przez któregoś z mistrzów (sorry, nie pamiętam imienia) to też swoisty dupochron, ohydny lecz działający.

Yorika pisze...

Zara. Wstrzymajmy się chwilę, bo się gubię. Miłość - zakazana bo mogą być z tego bękarty. Seks - ojtam ojtam, wolno, a nawet trzeba! Małżeństwo - zakazane bo miłość. Wilbur ma co najmniej jednego syna - zatem bękarta. I jego matka musiała dożyć przynajmniej połogu. Ten wyjątek od (pożal się borze) reguł mógłby być ciekawym wątkiem pobocznym, ale musiałby być poprowadzony świadomie, a to wygląda jakby autorkom się zapomniało, że w Ravillonie są jakieś reguły. A może jest na to wyjaśnienie tylko ja je przegapiłam?(Siadła na Imperatora i pojechała szukać odpowiedzi w poprzednich analizach)

Anonimowy pisze...

Yorika pisze:
"Wilbur ma co najmniej jednego syna - zatem bękarta."

Gdzieś jest powiedziane, że ojciec Wilbura miał go, zanim wstąpił do Związku. O drugim synu chyba nie wiadomo, kiedy się pojawił, ale on i tak nikogo nie obchodzi.

A jeśli chodzi o rzeczy zakazane, najbardziej podoba się ta przemowa arcymistrza, w której chwali Severa za to, że:

"Nigdy nie skalał też imienia naszego Bractwa bękartem czy Zakazanym Uczuciem Miłości".

Gwałty - spoko, skrytobójstwa - jeszcze lepiej, pobicia, tortury, porwania - w każdej chwili, żadna z tych rzeczy nie kala imienia bractwa ani trochę, ale miłość? Nie ma mowy, w końcu gdzieś trzeba postawić granicę, nawet zło ma jakieś standardy.

Anonimowy pisze...

Uff, dotarłam do końca. Wasze komentarze jak zawsze na doskonałym poziomie, ale tekst ksiunszki...
Coraz bardziej przypomina bloga, do którego notki pisze się, jak Wen przyjdzie, a jak nie, to się wrzuca jakieś zapychacze, żeby czytelnicy komcie zostawiali :')

Też jestem ciekawa, co szykujecie na przyszły tydzień, i tak jak osoba z komentarza trochę wyżej cichutko liczę na kontynuację analizy o Krulu Wenszy, bo kwikaśna była.

Leszy

Anonimowy pisze...

Errata: Wilbur jest ojcem Grittona (tego, który jest NISKI) i spłodził go przed wstąpieniem do Związku, reszta się zgadza.

Anonimowy pisze...

"Szczęśliwym trafem wprawdzie utracił pamięć o swej przeszłości, ale umiejętności mu pozostały".
To akurat ma sens. Specjalisci wyróżniają pamięć deklaratywną (wiedzę o faktach) i pamięć proceduralną (pamięć czynności). W znanych przypadkach zaniku pamięci deklaratywnej zostawała pamięć proceduralna, tj. ktoś mógł nie wiedzieć, ile ma lat, ale umiał np. zawiązać sznurówkę czy pokroić cebulę.

Mal pisze...

Mujborze, ten suspens "KTÓŻ JEST GERHARDEM" chyba mnie zabije.

Anonimowy pisze...

A mnie najbardziej cieszy fakt, że to w gruncie rzeczy przede wszystkim historia o tym, jak to pewien CKNUK zaczął odczuwać ZUM.

Paula pisze...

klatwaprzeznaczenia zaczęła mnie przed chwilą obserwować na Instagramie...Po tym wszystkim, co tutaj czytam chyba zaczynam się bać D:

Kaylen pisze...

To całe "reinkarnacja Almy" itp tak bardzo kojarzy mi się z Czarodziejką z Księżyca, że podejrzewam autorki o mocne sugerowanie się tym anime.
Dla ścisłości:
Księżniczka Serenity z Księżyca była zakochana w Księciu Endymionie z Ziemi, chociaż ich romans był zakazany. Byli jednak razem, dopóki na Ziemi nie wybuchła rebelia pod wodzą Metalii w konsekwencji której zniszczone zostało miasto na Księżycu, Książe został zabity gdy chronił Księżniczkę, tylko po to by ta zabiła się z rozpaczy, nie chcąc żyć bez ukochanego.
Jej matka poświęciła jednak swoje życie by wszyscy polegli odrodzili się kiedyś na Ziemi, a Serenity i Endymion mogli być szczęśliwą parą gdy tylko się spotkają.

Anonimowy pisze...

Nie planuję bronić grafomanii, ale pewne elementy dla mnie mają tutaj sens.
Owszem, Arianne zachowuje się jak niedorozwój nie łączący faktów, ale bez przesady: ma 16 lat i nagle ma się olśnić, że jest kimś innym? Też uważałabym to za absolutne bzdury i skupiała się na pierdołach aktualnego życia, a nie łączyła tego typu fakty w wolnych chwilach.
Aczkolwiek Sever to już powinien ogarniać, że był kimś innym. Nadal jednak mam wrażenie, że dzieje się tak dużo w tak krótkim czasie, że rozmyślanie nad tego typu tematami normalny człowiek przerzuciłby na "później".

A co do polanu Almy i smutku Arianny w kontekście bycia kimś innym, uważam, że to zupełnie uratowywalny wątek. Wystarczy np. w momencie połączenia księgi z medalionem czy jakiejkolwiek fuzji magicznej, zrobić bum, zaktualizować dane, scalić nowe oprogramowanie ze starym i będzie banglać, uważam, że da się to przeprowadzić na swój sposób humanitarnie. Powolne scalanie świadomości postaci przez czas miało już miejsce w kilku ksiażkach i było zrobione dobrze, więc na stan obecny nie przekreślałabym tego wątku.

Cała reszta ma naprawdę interesujący potencjał w kwestii założeń, ale brakło po prostu warsztatu i pracy nad tekstem. Coś w stylu: błyskotliwy pomysł 16latki, popisz jeszcze z dekadę, dwie do szuflady, i naprawdę może wyjść coś fajnego.

Howg.
Anna

Memphis pisze...

Dziękuję za ten link,idealnie dopełnił armadową analizę 😅😅😅

Memphis pisze...

Myślę sobie, że te maliny i jezyny jako przysmak mają sens. To kraina wiecznej zimy - jak raz na kilka lat uda się zebrać kilka dzikich malin czy jezyn, to nic dziwnego, że szlachta rzuca się na te owoce na prosiaki w koryto. Żołądki renow z mchem to mają na codzień, podobnie jak żółty śnieg.