czwartek, 22 listopada 2018

363. Panie majster, Ruskie w Kosmos poleciały!, czyli moim ojcem jest Ridge Forrester (2/2)

Drodzy Czytelnicy!
Pod poprzednim odcinkiem padło pytanie, dlaczego wybraliśmy akurat to opko, skoro napisane jest całkiem przyzwoicie pod względem językowym, a i fabularnie z pewnością zdarzały się gorsze. Myślę, że w tym odcinku nietrudno będzie znaleźć odpowiedź: otóż ze względu na Magdi, która jest wręcz wzorcem z Sèvres Mary Sue (podtyp Bella Swann, czyli pozornie przeciętna, niewyróżniająca się i ciamajdowata, a w istocie najpiękniejsza, najzdolniejsza i najsilniejsza; wszyscy mężczyźni na nią lecą itd.).
A poza tym będziemy tu mieć prawdziwą Modę na sukces, czy inną Dynastię, oraz odkryjemy, że w Galaktyce znajdzie się miejsce dla każdego…
Indżojcie!

Analizują: Kura i Vaherem




Rozdział 13

Przez trzy następne dni Magdi nawet na chwilę nie opuściła kwatery, którą dzieliła ze swym bratem, budując własny miecz świetlny według wzorów i instrukcji, które przekazał jej sędziwy mistrz Jedi.
Sędziwy? Fakt, że z tą brodą wygląda staro, ale w czasie akcji opka Luke ma 54 lata!
No autorka pewnie wyobraża go sobie tak:

A gdy wreszcie skończyła, była z siebie niezwykle dumna. Białą, smukłą rękojeść miecza, która idealnie pasowała do jej dłoni, ozdobiła delikatnym, misternie wykonanym wzorem w kolorze złota. Wiedziała, że to akurat nie było najważniejszym elementem broni, jednak, cóż, pragnęła ją nieco spersonalizować. Odróżnić od miecza mistrza Skywalkera oraz Rey.
Chrzanić tam moc i stabilność, ma być ŁADNY!
Akurat te dwa miecze wyglądają całkiem inaczej… więc nie wiem po co Magdi chce swój tak odróżnić.

Ale ok, córka Voldemorta musi mieć cudowną i jedyną w swoim rodzaju różdżkę.


I miała do tego prawo. W końcu, każdy Jedi sam budował swój miecz świetlny. A ona nie była jedynym padawanem, który zbudowanie tej niezwykłej broni potraktował niemal jak wykonanie dzieła sztuki. Miecz świetlny dziewczyny posiadał doprawdy zachwycającą oprawę. Teraz tylko musiała się przekonać, czy działa równie dobrze, jak wygląda.
Serce waliło jej jak młotem, kiedy nacisnęła przycisk aktywujący ostrze. Po chwili z rękojeści wysunęła się złota klinga. Delikatnie poruszyła nadgarstkiem (ta klinga), na próbę przecinając złotym ostrzem powietrze.
Złotym. Czerwone, zielone czy niebieskie są takie plebejskie!
Autorka ma pewnie na myśli żółte ostrze, które jest dość popularne w starym kanonie (takie miała np. Bastila Shan). Bardziej martwi mnie to złote zdobienie rękojeści, kojarzy się z mieczem Palpatine’a, który miał dekoracje z elektrum (naturalnego stopu złota i srebra). Gdyby Luke o tym wiedział, mógłby to uznać za niepokojący zbieg okoliczności...

Uśmiechnęła się do samej siebie. Działał! Jej miecz świetlny naprawdę działał! Mało tego, czuła się tak, jakby stanowił niemal przedłużenie jej ręki, a jego ciche buczenie wydało jej się nagle dziwnie kojące…

Przylatuje Max Nargis, aby zabrać ich do Snoke’a. Tymczasem Poe zostaje wypisany z tej historii – Leia zabrania mu lecieć. I dobrze, bo i tak robił tutaj tylko za pajaca. Sama Leia też nie leci.
Statkiem Nargisa podróżuje też dwoje innych pasażerów…

(...) Rampa statku była opuszczona, a tuż przy niej, na niewielkim rozkładanym stoliku grały w karty dwie osoby - kobieta o długich blond włosach, ubrana w spodnie o wojskowym kroju oraz barwach, białą tunikę z czerwonym wzorem i ciężkie czarne, skórzane buty oraz siedzący na wprost niej mężczyzna o lekko kręconych, jasnych włosach, który miał na sobie brązową, powycieraną kurtkę ze skóry, czarne spodnie z czerwonymi lampasami oraz wysokie, czarne buty. O krzesełko kobiety stała oparta kusza energetyczna, taka sama, jakiej używał Chewbacca. Mężczyzna natomiast, który aktualnie miał stopy beztrosko oparte na stoliku, w kaburze przypiętej do uda trzymał niewielki blaster.
I grał w karty w tej pozie? Chyba mu było trochę niewygodnie.

Magdi podeszła do nich. Mężczyzna, widząc ją, zmarszczył brwi i skinął głową swej towarzyszce. Kobieta, zdumiona, odwróciła się, ale kiedy ją spostrzegła, uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Magdi! - Rzuciła karty na stół i wstała, aby ją powitać. Jej jasne, błękitne oczy zabłysły. - Ile to już lat minęło? - spytała. Mówiła z twardym, trudnym do określenia akcentem. - Trzy? Cztery?
- Dokładnie pięć - odparła Magdi. - Witaj, Kapitansza.
Kapitansza? Dziwny akcent? Tunika z czerwonym wzorem, wojskowe spodnie i wysokie buty? Czy to jest to, co ja się domyślam…?
Wygląda na to, że to jednak Rosjanie wygrali kosmiczny wyścig. A ja nawet wiem jak się znaleźli w odległej galaktyce:


Ale do pełni portretu brakuje mi jednak uszanki i laserowego kałacha. No i butelki wódki na stole.

Kapitansza jest dawną przyjaciółką Jacena i Magdi, jednak straciła z nimi kontakt, kiedy przyłączyli się do Ruchu Oporu. Ona sama i jej towarzysz (nazwiskiem Hidd) pracują jako łowcy nagród. Kobieta jest doskonale poinformowana, co się dzieje, już zdążyła usłyszeć, że Snoke zawiera sojusz z Ruchem Oporu i wraz ze swym towarzyszem uznała, że na pewno da się tu ukręcić jakiś interes. Hidd już nawet wie, jaki…

(...)
- Słyszałaś, co powiedziała ta dziewczyna?! - syknął. - Skywalker wrócił! A w galaktyce wciąż jest mnóstwo ludzi, którzy zapłacą majątek za jego głowę! Jego i innych jemu podobnych! Jak i tej dziewczyny!
Magdi przystanęła, ledwo jej stopy dotknęły pokładu statku, choć Hidd najwyraźniej sądził, że już dawno dotarła do Nargisa. Ona jednak, z bijącym mocno sercem, stojąc bez ruchu, postanowiła posłuchać, co też ten mężczyzna ma jeszcze do powiedzenia. Dostrzegła, że Kapitansza wyrwała ramię z uścisku jego palców.
- Nigdy więcej nie waż się mówić takich rzeczy! - zawołała twardo. - Nie jesteśmy mordercami!
- Ale jesteśmy łowcami nagród! - Hidd najwyraźniej nie zamierzał ustąpić. - No dalej, Kapitansza. Zapolujmy! Zdajesz sobie sprawę, ile kredytów za nich zgarniemy?! Chyba nie pozwolisz, żeby otumaniły cię jakieś głupie sentymenty...
W dłoni kobiety nagle błysnął nóż. Zanim Hidd zdążył sięgnąć po blaster, doskoczyła do niego i przycisnęła ostrze do szyi mężczyzny.
- Skywalker to Jedi. Chcesz na niego zapolować? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Droga wolna! Gratuluję, jeśli uda ci się przeżyć! Ale spróbuj tylko zbliżyć się do Magdi, albo jej brata - mocniej przycisnęła nóż do jego szyi, aż na czubku ostrza pojawiło się kilka kropel krwi - a zabiję cię bez mrugnięcia okiem, ty panimajesz?!
AAAAAaaaaaaAAAAAAaaaAAAA!!! A jednak! :D
(Ciekawe: piszą aurebeshem, czy cyrylicą?)

Swoją drogą: określilibyście rosyjski akcent jako twardy? Ja dokładnie przeciwnie.

A teraz pytanie: czy Magdi pobiegła do Luke’a ostrzec go?
A skąd.


(...)

Rozdział 14

Magdi rozmawia ze swym przybranym ojcem.

(...)
Magdi spojrzała pytająco na Maxa.
- Nie cieszysz się? - powiedziała słabym głosem. - Mam szansę zostać Jedi! Prawdziwym Jedi!
- Oczywiście, że się cieszę! - zapewnił ją szybko.
- Tylko...?
Max westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami.
- Magdi, jesteś jeszcze...
- Dzieckiem?! - przerwała mu ze złością. - Nie, Max! Nie jestem już dzieckiem! Mam dwadzieścia jeden lat! Przestańcie mnie wreszcie traktować jak małą dziewczynkę!
Mężczyzna chwycił ją mocno za ramiona.
- Nie o to mi chodzi! - zawołał. - Jesteś jeszcze młoda, Magdi, i tak bardzo naiwna... - Pokręcił głową. - Nie znasz tego człowieka! Nie wiesz, co on może ci zrobić!
- Mistrz Skywalker jest Jedi! A Jedi nie są źli!
O, wow. Widać, że nie spotkałaś jeszcze nikogo z odległej planety Fandom ;)

- To akurat zależy od punktu widzenia - mruknął Max. - Po co masz się w to mieszać? Daj sobie lepiej spokój...
Dziewczyna mocno zacisnęła usta, aż utworzyły ledwie cienką kreskę.
- Nie jesteś moim prawdziwym ojcem, Max - syknęła. Skrzywił się, słysząc jej słowa. Zrozumiała, że zabolało go to, co mu powiedziała. I dobrze! Tego właśnie chciała! Chciała, żeby cierpiał za to, co jej powiedział. Dodała: - Nie możesz mi niczego zabronić!
Ja pierdykam, ona ma dwadzieścia jeden lat? Zachowuje się jak trzynastka w ostrej fazie buntu.
Trzeba za to bratu podziękować.

- I nie zabraniam - odparł cicho. - Proszę jedynie, żebyś uważała na tego człowieka. Może być niebezpieczny.
Puścił ją i odsunął się, a ona skinęła głową, wciąż z zaciętym wyrazem twarzy.
- Więc skoro uważasz mistrza Skywalkera za tak niebezpiecznego człowieka, pewnie nie zechcesz wpuścić go na pokład swojego statku - rzuciła. - A szkoda. Tak się składa, że potrzebujemy pilota. I statku. Od razu pomyślałam o tobie. - Wzruszyła ramionami. - Ale pewnie i tak nie zgodzisz się z nami lecieć, więc nic tu po mnie.
Ojojoj, foszkiem Magdi można by ładować Starkillera.

Max ostatecznie się zgadza (a ma wyjście?) i Magdi wraz z Rey biegną przekazać wieść Luke’owi.

(...)

Rozdział 15
Wszyscy wyznaczeni do misji pakują się na statek i odlatują

Rozdział 16
Kylo Ren rozmawia ze Snoke'em, prosząc o pozwolenie na szkolenie Magdi; ten jednak zabrania mu tego, a za to nakazuje wydobyć od niej informacje o bazach Ruchu Oporu, czy to za pomocą tortur, czy uwiedzenia.

Rozdział 17

Na pokładzie “Sprawiedliwego”, niszczyciela FO, ląduje transportowiec wiozący: Luke’a, Rey, Magdi, Jacena, Maxa, Kapitanszę i Hidda. Hm, i kogoś jeszcze, bo autorka wspomina o “pięciu mężczyznach i trzech kobietach”, ale zupełnie nie potrafię sobie uprzytomnić, kogo.

(...)
Generał Hux wyszedł im naprzeciw i wkrótce znalazł się twarzą w twarz ze Skywalkerem.
– Mistrzu Skywalker – odezwał się jako pierwszy. – Witam ponownie na pokładzie „Sprawiedliwego".
Luke skinął mu głową.
– Witam, generale Hux.
Mężczyźni zaczęli rozmawiać, kryjąc swą wzajemną wrogość oraz nieufność i podejrzliwość pod pozorami uprzejmości. Rey zbliżyła się do Magdi, ponieważ dostrzegła, że Ren przygląda się jej przyjaciółce. Chciała ją ostrzec. Ten mężczyzna był niebezpieczny. Nie chciała, aby Magdi dała mu się zwieść. Ostrzegawczo oparła dłoń na rękojeści swojego miecza świetlnego.
– Magdi, jeśli bestia się zbliży, wbij jej ostrze prosto w serce! – powiedziała bardzo głośno i wyraźnie, tak aby jej słowa dotarły również do samego Kylo Rena.
Och, Rey, dyplomatką to ty nie będziesz.

Zamaskowany mężczyzna podszedł do padawanek. Zdecydowanie górował nad nimi wzrostem. Magdi sięgała mu zaledwie do piersi. Luke Skywalker oraz generał Hux nagle zamilkli. Oczy wszystkich skierowały się na nich.
– Zbieraczka złomu – Ren niespodziewanie wyciągnął dłoń w czarnej rękawicy i pogładził Rey po policzku. Mówił łudząco łagodnym tonem, lekko przechyliwszy głowę na bok. – Wciąż chcesz mnie zabić...
Dziewczyna odepchnęła jego rękę.
– Nie dotykaj mnie, potworze!
Chwyciła swój miecz świetlny. Ren natychmiast uczynił to samo.
– Chodź, pokażę ci Ciemną Stronę! – syknął.
Wiem, że to miało brzmieć mrocznie i złowieszczo, ale to fanfik do filmu Disneya, więc teraz pewnie zaczęłaby się jakaś piosenka…

Muszę przyznać, że moje skojarzenia były znacznie mniej niewinne ;)

– Tylko zbliż się do nas, a zabiję cię! – odwarknęła Rey.
– Możesz spróbować – rzucił Kylo. – Tym razem jednak nie jestem ranny!
Być może doszłoby między nimi do walki, ale nagle, bucząc cicho, wyrosła pomiędzy nimi złota klinga. Oboje, tak samo zaskoczeni, cofnęli się o kilka kroków i popatrzyli na Magdi, która oddzieliła ich, aktywując swój własny miecz świetlny.
A po chwili zachwiała się, potknęła, machnęła nim na ślepo… a Kylo Ren zawył, łapiąc się za dymiący lekko kikut prawej ręki.
Tradycji rodzinnej stało się zadość.

Teraz jednak wyglądała, jakby nie za bardzo wiedziała, co dalej robić.
Kieruj ostry koniec w stronę wroga.

Spojrzała błagalnie na mistrza Skywalkera.
Który miał to wszystko w dupie i nadal starał się prowadzić uprzejmy dialog z Huxem.

Max w tej samej chwili znalazł się przy niej. Położył dłonie na jej ramionach.
– Magdi, wyłącz to! – rzucił, zerkając na Rena. – Nie prowokuj go jeszcze bardziej!
(...)
Nagle Magdi usłyszała szczęk broni. Gdy obrzuciła wzrokiem wnętrze hangaru, zorientowała się, że zostali otoczeni przez szturmowców, którzy celowali do nich ze swych blasterów. Kapitansza zaklęła w swym ojczystym języku i uniosła kuszę do ramienia. Pozostali również błyskawicznie chwycili za broń, celując do szturmowców. Nawet Jacen, który na potrzeby tej misji dostał od generał Organy niewielki blaster.
To biedak nie zdążył zrobić własnego miecza świetlnego, choć jest wybitnym mechanikiem, a jego ofermowata siostra zmontowała małe dzieło sztuki? Hm, to pewnie przez ten brak udziału w lekcji medytowania, na której była Magdi.
Poza tym: niewielki blaster. Blasterek. Dzięki Leia, ty to dbasz o swoich ludzi.
Nie no, Jacen stanowczo odmówił zostania Jedi, to i miecza nie miał po co budować.
Ach, mój błąd. Wydawało mi się, że skoro Luke potrzebuje każdego kto włada mocą, to Jacen, by nie rozstawać się z siostrą, zgodził się polecieć z nim i rozpocząć trening.

(...)
Dowódca szturmowców, w swym wypolerowanym na połysk pancerzu, podeszła do generała Huxa.
– Sir – odezwała się. – Co mamy z nimi zrobić?
– Przede wszystkim, opuścić broń! – zagrzmiał młody generał, piorunując ją wzrokiem. – Wszyscy! – zwrócił się w stronę członków Ruchu Oporu.
Ci popatrzyli niepewnie na Luke'a Skywalkera, ale gdy ten lekko skinął głową, zaczęli opuszczać blastery oraz inną broń, jaką tylko zdążyli wcześniej chwycić.
Mam wrażenie, że Luke ma już dość tego opka, chce odfajkować swoją rolę i umrzeć.

Po chwili to samo uczynili szturmowcy. Mistrz Jedi podszedł do Rey.
– To nie było nikomu potrzebne – powiedział, marszcząc brwi.
Dziewczyna pochyliła głowę, przyjmując z pokora lekką reprymendę. Generał Hux złączył dłonie za plecami i odwrócił się w stronę Rena. Był na niego wściekły za to, że dał się sprowokować tej głupiej dziewusze, przez co omal nie powystrzelali się nawzajem. A może on właśnie na to czekał? Gdyby sprowokowała go do walki, mógłby się zemścić za ich ostatnią potyczkę, w której poniósł sromotną klęskę. A wszelkie zniszczenia, które by to spowodowało, wytłumaczyłby tym, że to przecież uczennica Skywalkera zaatakowała go jako pierwsza. Zupełnie jak dziecko. O, nie! Nie tym razem! Mieli inne rozkazy i generał zamierzał dopilnować, aby Ren się im podporządkował.
– Nie życzę sobie tutaj więcej takich sytuacji! – syknął.
Mężczyzna zwrócił na niego swą twarz w masce, ale nawet nie pofatygował się, aby odpowiedzieć. Pajac..., pomyślał młody generał.
Nie wiem jak wy, ale dla mnie Hux to najlepsza postać w tym opku.

Popatrzył po twarzach swych gości, zatrzymując swe spojrzenie na pełnej przerażenia oraz zdumienia twarzy Magdi.
– Cóż, proszę wybaczyć ten... Niefortunny początek – rzekł.
Podszedł do dziewczyny i zginając się niemal w pół, znów złożył na jej dłoni delikatny pocałunek. Był w końcu dżentelmenem. I zależało mu, aby o tym wiedziała.
Ale tylko ona. Rey i Kapitansza… no niby też kobiety, ale jakieś takie...
No proszę cię, uznajesz Rosjankę i zbieraczkę złomu z Jakku za pełnoprawne kobiety!? SERIO!? No moooże gdyby miały na sobie stare imperialne mundury...
(...)


Rozdział 18

Hux prowadzi całe towarzystwo do przydzielonych im kwater.

(...)
Jak się okazało, wszystkim oddano do dyspozycji dość ciasne kajuty, takie same, jakie dzielili ze sobą szturmowcy. Ponadto, zabroniono im poruszać się swobodnie po pokładzie niszczyciela. Każdemu członkowi Ruchu Oporu przydzielono także eskortę dwóch żołnierzy, w towarzystwie których pozwolono im poruszać się po wydzielonych częściach ogromnego okrętu. Dodatkowo, kapitan Phasma zdecydowała się osobiście dołączyć do szturmowców, którzy mieli pełnić wartę przy mistrzu Skywalkerze.
Oho, wyciągnęli wnioski z wycieczki Poego z poprzedniego odcinka. Skubaniec pewnie sporo kart danych nakradł z archiwum.

Magdi natomiast wszystkie te „zaszczyty" ominęły. Rudowłosy generał miał dla niej niespodziankę. I to nie małą. Okazało się bowiem, iż dla niej specjalnie wybrał kwaterę sąsiadującą z jego własną.
Jakby to powiedziała Kazik: w środku zaś czekały na nią nowe szaty prefekta.

Dziewczyna była przerażona. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Hux rozdzielił ją z tymi, których znała. Z przyjaciółmi. W dodatku, nie otrzymali oni pozwolenia na zbliżanie się do generalskich kwater, które znajdowały się w zupełnie innej części statku.
Hux, nim przystąpi do ataku podrywu, przygotowuje sobie teren jak rasowy strateg.


(...)
– A co ze szturmowcami? Jeszcze ich pan nie wezwał...
– Och, w tym przypadku nie są potrzebni – odparł młody mężczyzna, uśmiechając się lekko. – Otrzymałaś pozwolenie niczym nie skrępowanego poruszania się po okręcie.
Zdumiona, zmarszczyła brwi.
– Od kogo? – zdziwiła się.
– Ode mnie, rzecz jasna – odparł Hux, prostując się dumnie i złączając dłonie za plecami.
Podziwiaj jaki jestem wpływowy!

Magdi uniosła do góry lewą brew.
– Skąd tak specjalne względy dla mnie, generale? – spytała. – Czy pan mnie lekceważy?
– Ciebie?! – wykrzyknął. – Jakże bym śmiał! Ty, moja droga, po prostu nie należysz do tamtych. – Ostatnie słowa wymówił z wyraźną pogardą. – Jesteś od nich o wiele lepsza! Jesteś córką Isard!
Dziewczyna skrzywiła się.
– Jeden z „tamtych", generale, to mój starszy brat – odparła. Popatrzyła mu w twarz i uśmiechnęła się złośliwie. – On również jest dzieckiem Isard.
Skąd ta pewność? Może macie różne matki? Hm, ojców też mogą mieć różnych...
Nie, akurat tu oboje są z tych samych rodziców. Ale opko jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa w kwestii więzi rodzinnych...

A reszta, to moi przyjaciele. Proszę, aby więcej ich pan nie obrażał. Przynajmniej w mojej obecności.
Generał spojrzał na nią zdumiony, a po chwili spuścił wzrok.
– Przepraszam... – powiedział niepewnie. – Nie miałem najmniejszego zamiaru obrażać ani ciebie, ani twojego brata. Proszę o wybaczenie.
Ale o przyjaciołach nie wspomniał, cwaniak. Nie ma to jak przeprosić tak, żeby w sumie nie przeprosić. Gdyby Hux pracował w dziale PR jakiejś dużej marki, to ich oświadczenia na facebooku zawierałyby nieśmiertelną frazę “przepraszamy wszystkich, którzy poczuli się urażeni”.
(...)

Rozdział 19 [...]

Kylo Ren, błądząc po statku, napotyka Magdi, korzystającą ze swej swobody przemieszczania się.

– Co ty tutaj robisz? – spytał ostro.
Chciał nastraszyć ją jeszcze bardziej, aby nigdy nie przyszło jej do głowy stanąć mu na drodze. Mimo wszystko, żałował, że Najwyższy Dowódca nie pozwolił mu jej szkolić. Magdi odwróciła się w jego stronę. Kylo wyczuł nagłe zaskoczenie dziewczyny, które natychmiast odmalowało się na jej twarzy.
– Ja... – wyjąkała. – Ja tylko...
Głośno przełknęła ślinę. Miała wątpliwości, czy aby na pewno może ufać swym oczom. W Mocy czuła, że osoba, która stoi z nią twarzą w twarz to Kylo Ren, jednak... Widziała kogoś zupełnie innego. Nie pozbawionego uczuć potwora w masce, a młodego mężczyznę o ciemnych, nieco kręconych włosach, które łagodnie opadały mu na ramiona.
Och, Kyluś, powinieneś na zawsze zrezygnować z maski. Twoje fanki nigdy nie uwierzą, że ktoś o takiej twarzy może być zły.

Jego twarz była blada, jak twarz kogoś, kto zbyt długo nie oglądał blasku słońca. A przez kruczoczarny kolor jego włosów, mężczyzna wydawał się jeszcze bledszy – niemal trupioblady. Szpeciła go długa blizna ciągnąca się od jego prawego policzka prawie po samą linię włosów. Mimo to pomyślała, że jest... Przystojny. Gładko ogolony, miał pełne usta oraz niemal hipnotyzujące oczy – bardzo brązowe, bardzo głębokie i bardzo smutne. Niczym oczy kogoś, kto, mimo młodego wieku, widział w swym życiu już stanowczo zbyt wiele. Czy to na pewno ten sam człowiek, który schwytał i torturował Poe oraz Rey...?
I zabił swojego ojca, nie zapominaj o tym szczególiku.
To na pewno był jego zły brat bliźniak.  

[Magdi zastanawia się, czy Kylo dzięki mocy nie mógłby dotrzeć do jej ukrytych wspomnień o rodzicach, jednak zanim odważa się go zapytać, ten zostaje odwołany przez adiutanta. Pojawia się Jaina, adiutantka Huxa, która oznajmia, że w kwaterze Magdi czeka na nią jakaś niespodzianka.]

Rozdział 20

Magdi popatrzyła niepewnie na delikatną, czerwoną suknię, która leżała rozciągnięta na jej łóżku. Obok, na podłodze stała para krwistoczerwonych trzewików na cienkim obcasie. Strój był doprawdy przepiękny. Dekolt sukni oraz paski przy zapięciu bucików ozdobione były niewielkimi klejnotami, które lśniły wszystkimi kolorami tęczy, gdy padał na nie promień światła. Materiał natomiast, zwiewny i lekki niczym pajęczyna, wyglądał również na niezwykle drogi. Dziewczyna przeniosła wzrok na Jainę, która uśmiechała się tajemniczo.
– Co to jest...? – wykrztusiła.
– Prezent od generała Huxa – oznajmiła adiutantka. – Na dzisiejsza kolację. Mam nadzieję, że ci się podoba, i że będzie na ciebie pasować... Wybrałam czerwoną, bo pomyślałam, że lubisz ten kolor.
Napisałem, że lubię Huxa w tym opku i proszę, całkiem mu rozum odbiera. Mnie to jednak życie lubi kopać w zadek, nawet w opkach.

(...)
Z bijącym mocno sercem wkroczyła do kwatery Huxa. Okazała się ona jeszcze większa od jej kajuty, a pierwsze, co rzuciło się dziewczynie w oczy to elegancko zastawiony stół. Wykonany z drewna oczywiście. Generał najwyraźniej przepadał za tego typu tradycyjnymi meblami. Stół nakryty był śnieżnobiałym obrusem. Spostrzegła, że stała na nim porcelanowa zastawa przewidziana dla dwóch osób.
Nawet wyobrażam sobie, że ta zastawa zdobiona była wizerunkami najważniejszych osób w Imperium (Palpatine, Vader, Isard, Thrawn), niszczycielami gwiezdnymi, gwiazdami śmierci i wylatującym w powietrze Aldeeranem.

Ustawiono na nim również świecznik z najprawdziwszymi świecami, które płonęły drżącym płomieniem. W kajucie światła były przycienione. Musiała przyznać, iż generał naprawdę postarał się, aby zapanował tam romantyczny nastrój. Nieopodal stał srebrny droid protokolarny, gotowy spełnić każde życzenie mężczyzny. Podeszli więc do stołu. Generał odsunął dla niej krzesło. Uśmiechnęła się do niego, choć czuła się tutaj zupełnie nie na miejscu. Choć Hux był dla niej niezwykle miły (jak na razie) nie podobał jej się... jako mężczyzna. Wysoki, w zawsze nienagannym, czarnym mundurze... Miał ognistorude włosy, zawsze gładko zaczesane na prawą stronę. Jego oczy były jasnobrązowe.
Jakie? Jasnobrązowe?

Pomimo tego, że uśmiechał się do niej, wydawał się jej niezwykle szorstkim mężczyzną, przyzwyczajonym do wydawania rozkazów i raczej nienawykłym do przyjmowania odmownych odpowiedzi.
Hux poczekał, aż Magdi usiądzie, a następnie zajął miejsce na wprost niej. Srebrny droid zbliżył się i napełnił kieliszki czerwonym winem.
– Dziękuję, P8. – Mężczyzna skinął mu głową. Następnie, gdy droid podawał do stołu, przeniósł wzrok na swego gościa. Po raz kolejny uśmiechnął się do dziewczyny. – Przepraszam za tak jawne zaniedbania, jakich dopuściłem się względem twojej osoby – rzekł. – Jednak mam nadzieję, iż zrozumiesz, że wzywały mnie obowiązki...
Magdi niemało zdziwiły jego słowa. „Zaniedbania względem jej osoby" – jak zgrabnie i elegancko to ujął! Tylko... Co miał na myśli? Czy sądził, iż (o, zgrozo!) jest na niego zła, gdyż nie znajduje dla niej czasu? Cóż... Właściwie było całkiem na odwrót. Jak to dobrze, że generał nie był wrażliwy na Moc i nie mógł odczytać jej myśli! Pewnie niezbyt spodobałoby mu się to, czego by się z nich dowiedział. A mianowicie – wcale nie tęskniła za jego towarzystwem. Choć jej osobiście nie uczynił żadnej krzywdy, nie mogła zapomnieć, iż to on skazał na zagładę miliardy istnień z układu Hosnian.
Brawo Magdi, przypomniało ci się! Teraz jeszcze przypomnij sobie co zrobiło Kylo.

(...)
– Magdi, jesteś taka piękna... – powiedział cicho, zduszonym głosem.
Przeraziło ją to. I to okropnie. Wiedziała jednak, że jest zdana jedynie na siebie. Myślała gorączkowo. Nikt jej nie uratuje. Nikt jej nie pomoże. Ani Jacen, ani nikt z jej przyjaciół nie miał tutaj wstępu... A przez generała najwyraźniej zaczęło przemawiać wino, które pił, kieliszek za kieliszkiem...
Wreszcie mężczyzna wstał. Okrążył stół i podszedł do niej nieco chwiejnym krokiem. Wyciągnął dłoń i przesunął nią po szyi dziewczyny. Zadrżała.
– Tak piękna... – mruknął znów.
Pamiętajcie, nigdy nie mieszajcie alkoholu z Imperatywem Narracyjnym!

Poczuła, że pochylił się nad nią. Odgarnął na bok jej ciemne włosy i musnął ustami jej kark. Natychmiast zerwała się na równe nogi, wzbijając przy tym podmuch wiatru, który zgasił świece, do tej pory płonące na świeczniku.
Eee… serio?

– Generale, bardzo dziękuję za zaproszenie, ale myślę, że na mnie już czas! – powiedziała szybko.
Rzuciła się do wyjścia, jednak Hux zdołał pochwycić ją w ramiona i przycisnąć do siebie mocno.
– Zostań... – wyszeptał gorąco, prosto do jej ucha. – Zostań, moja słodka...
Próbował ją pocałować, ale odwróciła głowę. Na Moc... W co najlepszego się wpakowała?!
– Niech mnie pan puści! – zawołała, starając się go odepchnąć. Nic z tego jednak. Generał był wyższy i silniejszy od niej. – Proszę... – jęknęła, czując, że łzy napływają jej do oczu. Spowodowało to jedynie tyle, iż mężczyzna mocniej przycisnął ją do siebie. Ledwo była w stanie oddychać.
Zmiażdż mu jaja mocą. To powinno go uspokoić na dłużej. I nie udawaj, że nie umiesz, zrobiłaś własny miecz świetlny!
Nie, no, dla mnie to jest całkiem wiarygodny obraz dziewczyny, która jest molestowana i nie wie, jak zareagować. Pasuje do nieśmiałej i wiecznie przestraszonej Magdi.
Wiem, ale naprawdę chciałbym, żeby zmiażdżyła mu jaja, więc jej podpowiadam.
Pocieszyć Cię? Za wieeeeele, wieeeeeele rozdziałów w tym opku Hux zginie w obronie Magdi, ostatkiem sił szepcząc, że “są ludzie, dla których warto umierać”.
Nie wiem, czy mam się tym wzruszyć, czy wybuchnąć śmiechem.

– Zostaniesz! – zadecydował, po czym mocno wpił się ustami w jej szyję.
Wampir!

Chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Hux przycisnął ją do stołu, jednym ramieniem obejmując ją w pasie, podczas gdy jego druga dłoń powędrowała do zapięcia jej sukni. Nie, nie, nie! Ponownie zaczęła się wyrywać. Czuła, że wściekłość dodaje jej sił. Wściekłość na Huxa, za to, co próbuje z nią zrobić, wściekłość na Jainę, że przysłała ją tutaj, a wreszcie na samą siebie, że posłuchała adiutantki generała i zgodziła się przyjąć jego zaproszenie. Ciągle jednak nie była w stanie wyzwolić się z ramion Huxa. Gdyby ktoś, ktokolwiek, przyszedł tutaj, choćby przez przypadek... Chociażby ten przeklęty droid protokolarny, który nagle gdzieś zniknął... W myślach wołała głośno do Jacena, aby uratował ją, jak zawsze, ale w głębi duszy wiedziała, że to na nic. Tym razem brat jej nie pomoże. Ani on, ani Rey, ani nawet mistrz Skywalker. Nie mogli przebywać w tej części okrętu.
Ten zakaz na pewno szalenie ich obchodzi.
– Magdi jest w niebezpieczeństwie! - stwierdziła nagle Rey.
– Tak, ale przebywa w tej części okrętu, gdzie nie mamy wstępu To korytarz na trzecim piętrze - skwitował smutno mistrz Skywalker.
– No to klops - odparł Jacen.

Gdyby znaleźli się zbyt blisko kwatery generała Huxa, zaraz zostaliby aresztowani przez szturmowców.
Uhm, tak, mamy trzy osoby władające Mocą… Nawet średnio zorientowana w jej kwestiach Magdi musiała słyszeć o mindtrickach Jedi.
Aresztowani. Przez. Szturmowców.
Dobry żart.

(...) Coś przyszło jej do głowy. Ren... Zwróciła swe myśli ku niemu.
Tak w kwestii formalnej: “Ren” to nazwa zakonu. Równie dobrze mogłaby myśleć “Jedi” o Luke’u.

Proszę!, błagała. Pomocy... Zdawała sobie sprawę, że nie miał żadnych powodów, aby litować się nad nią, lub pomagać jej, ale... Może jednak?
Tak na mnie pięknie paczał tymi swoimi smutnymi oczami, nie może być zły! Na pewno kocha zwierzątka, broni słabszych i przeprowadza staruszki przez jezdnię!

(...)
Hux rozpiął krwistoczerwoną suknię i zaczął zrywać ją z ramion dziewczyny.
– Nie! – krzyknęła. – Nie!
Swoją drogą, wyobrażam sobie późniejszą linię obrony Huxa: Wysoki Sądzie, jestem niewinny! Ja wcale nie chciałem, to Imperatyw Narracyjny mnie zmusił!

(...)
– Niech mnie pan puści! – krzyknęła znów, z oczami pełnymi łez, bijąc go drobnymi piąstkami po ramionach.
Hux jedynie zaśmiał się. Szarpnął za dekolt jej sukni, rozrywając ją. Próbował po raz kolejny przycisnąć usta do jej ust, lecz ona znów odwróciła głowę, a jej wzrok padł nagle na stojący na stole świecznik... Wyciągnęła dłoń i chwyciła go pewnie. Był ciężki. Wykonany z jakiegoś metalu. Szybkim ruchem podniosła go i uderzyła generała w głowę. Mężczyzna jęknął, wreszcie odsuwając się od niej. Przyłożył dłoń do skroni i syknął, spostrzegłszy krew na swych palcach. Magdi dyszała ciężko.
– Co do... – mruknął Hux.
Nie zdążył jednak powiedzieć nic więcej. Dziewczyna bowiem zamachnęła się i po raz drugi uderzyła go świecznikiem. Buchnęła krew. Generał osunął się na kolana a po chwili runął jak długi na podłogę.

Magdi ucieka w stronę hangaru, gdzie spotyka Maxa i Jacena, po chwili dołącza do nich też Kylo Ren, który odebrał jej wezwanie. Sonduje jej umysł, chcąc się dowiedzieć, co się stało.

(...)
– Zimno ci – powiedział, kompletnie ignorując resztę osób znajdujących się w hangarze. – Drżysz.
Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego wzrokiem zaszczutego zwierzęcia. Wyczuwał jej strach. Dławiący strach, który niemal paraliżował ją. Wyczuwał go też wcześniej. Była w niebezpieczeństwie. Przyzywała go. Chciała pomocy. Od niego. Skąd pomysł, że on, akurat on, wysłucha jej? A jednak... Jest tutaj. I choć sama starała się dotrzeć do niego poprzez Moc, wciąż bała się go. A on... Nie chciał tego. Nie chciał, aby czuła przed nim jedynie strach. W dodatku, mimo iż Najwyższy Dowódca nakazał mu wydobyć z niej informacje odnośnie baz Ruchu Oporu, pierwszy raz w swym dotychczasowym życiu świadomie postanowił zignorować jego rozkaz. Miał bowiem dziwne przeczucia, co do tej dziewczyny.
– Nie bój się – mruknął. – Nie zrobię ci krzywdy. – Niespodziewanie zdjął swą opończę i delikatnie otulił nią dziewczynę. – Huxowi nic nie będzie. Tym czterem szturmowcom również... – zapewnił ją.
Wow, Magdi się rozszalała...

(...) Chciał zobaczyć to jej oczami. Wszystko, od początku... W końcu jednak wycofał się. Uwolnił ją i syknął wściekle. Hux zachował się jak zwierzę! Próbował skrzywdzić ją w najbardziej okrutny sposób! Zbezcześcić jej jasność!
Tego samego wieczoru trzymający w rękach maskę Vadera Kylo Ren mruknął “sorry dziadku” i odrzucił ją w kąt. Potem zaczął budować nowy ołtarzyk.
(...)

Rozdział 21
[Magdi budzi się w swojej kajucie, rozmawia z Kapitanszą, potem schodzi do hangaru. Tam zebrało się już całe towarzystwo. Nadchodzi Kylo Ren z Huxem, Hux przeprasza, a Kylo oskarża Luke’a o to, że nie chce prawidłowo wyszkolić Magdi i pozwolić jej rozwinąć pełnię Mocy, ponieważ obawia się, że ona go przerośnie i odbierze mu tytuł Wielkiego Mistrza Zakonu Jedi. Kylo Ren ma własne plany - zamierza wyszkolić Magdi w tajemnicy przed Snokem.]



Rozdział 22

[Magdi i Rey kłócą się. Rey chce koniecznie zabić Kylo Rena w zemście za Hana Solo, a kiedy Magdi nieśmiało stwierdza, że on na pewno tego żałuje, Rey oskarża Magdi, że ta wybrała stronę Najwyższego Porządku.]


Rozdział 23
[Luke Skywalker doprowadza do pogodzenia się Magdi i Rey]

Luke milczał przez chwilę.
– Jesteś dużo silniejsza, niż ci się wydaje – odparł w końcu. – Twój brat po części blokował twój kontakt z Mocą, ale zaprzestał tego.
Więc Jacen chronił Magdi przed innymi i jednocześnie blokował jej kontakt z mocą, a to wszystko bez treningu. Wow. Pewnie jeszcze się okaże, że jest Kypem Durronem, aka Garym Stu starego kanonu.
Lepiej: jako dziesięcioletni dzieciak zablokował wspomnienia Magdi, bo kiedyś raz jeden zobaczył, jak ich ojciec robi to innej osobie.

Pomimo tego jednak... – Mężczyzna zawahał się. – Nie potrafię rozpalić w tobie płomienia Mocy, choć wiem, że masz ją w sobie. – Pokręcił głową ze smutkiem. – Próbowałem już wszystkiego. Nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić. Może Ben ma rację? Może to on będzie dla ciebie lepszym nauczycielem?
Luke, a spróbowałeś ją włączyć i wyłączyć?

Tu jako żywo przypomina mi się Ciri, w ktorej nikt, ale to nikt nie potrafił obudzić zdolności czarodziejskich; ani wiedźmini, ani Triss Merigold… a potem przyszła Yennefer i pstryk! Ciri okazała się całkiem zdolna.


Zamarła, usłyszawszy słowa mistrza. Jak Kylo Ren mógł być dla niej lepszym mentorem, niż najsłynniejszy Jedi w historii?
I już wiedziała, że jest w opku...

– Mistrzu... – wykrztusiła. – Chyba nie mówisz poważnie... Przecież Kylo Ren...
– Nie Kylo Ren – przerwał jej Luke. – Ben, Magdi. Ben Solo. – Popatrzył na nią, a następnie dodał: – Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe, ale czuję, że wciąż jest szansa, aby do nas powrócił. Ben... Jest rozdarty... – Mistrz Skywalker zmarszczył brwi. – Stanowi wręcz uosobienie konfliktu. Czerpie zarówno z nauk Jasnej, jak i Ciemnej Strony. Opiera swoją władzę na dysharmonii. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo potężny stałby się, dając innym miłość oraz światłość... Pomiędzy Ciemną a Jasną Stroną istnieje bardzo cienka granica. Mój siostrzeniec potrzebuje jedynie kogoś, kto nim odpowiednio pokieruje...
Mężczyzna przeniósł wzrok na jej twarz, a w jego oczach dostrzegła przebłysk... Nadziei? Ale... Jak to możliwe? Czy mistrz Skywalker próbował subtelnie dać jej do zrozumienia, iż pragnie, aby to ona „pokierowała" Kylo Renem? Jak? Nie jest przecież Jedi, ledwie umie posługiwać się Mocą, i robi to raczej instynktownie, w najmniej spodziewanych chwilach. Czym ma więc skłonić potężnego i przerażającego Kylo Rena, aby powrócił na Jasną Stronę Mocy...?

https://media.giphy.com/media/tHbFNDW58G3LoV83UN/giphy.gif

(...)
Mężczyzna westchnął ciężko. Pragnąłby, aby Moc ukazała mu choć maleńki fragment przyszłości, jednak medytacje w niczym nie pomagały. Przyszłość wciąż pozostawała zmienna, zamglona, była w ciągłym ruchu. Nie był w stanie dostrzec w niej niczego konkretnego... Miał więc cichą nadzieję, iż nie posłał swej padawanki na pewną śmierć…
Ojtam, ojtam, ma zapasową.

Rozdział 24
[Kylo Ren wspomina mistrza Jedi Corrana Horna, z którym niegdyś się przyjaźnił oraz niejaką Marę, rudowłosą kobietę, która matkowała mu w Akademii. Potem nagle zapada w trans, podczas którego ma koszmar - jest pożerany przez sarlacca.]

Rozdział 25

Magdi znajduje Kyla i budzi go z koszmaru.

(...)
Dziewczyna uporczywie wpatrywała się w jego twarz, a on zdał sobie sprawę, iż znów nie miał na sobie maski. Po prostu... Zapomniał o niej. Chciał odepchnąć od siebie padawankę swego wuja, odtrącić ją, ale nie mógł się na to zdobyć. To ciepło i troska, które emanowały od niej... Dawno już nikt nie troszczył się o niego. Prawie zapomniał, jakie to uczucie. Popatrzył w jej oczy. Tak jasne i błękitne.
Och, tylko ona jest w stanie roztopić okruch lodu w sercu Kaja… znaczy, Kyla.

Nagle... Wyciągnął dłoń i pogładził ją po policzku. Nie mógł się powstrzymać. Sama powiedziała, że muszą sobie nawzajem pomagać. Czy w takim razie pomoże jemu? Pragnął jej ciepła, dotyku jej skóry... Ujął podbródek dziewczyny, zbliżając usta do jej ust, co wydało mu się w tym momencie najbardziej naturalną rzeczą we Wszechświecie, ale... Magdi zamrugała gwałtownie, i spuściła wzrok. Odsunęła się od niego, upewniając się jednak, że będzie w stanie ustać o własnych siłach.
Kylo mocno zacisnął dłonie w pięści. Ona... Odtrąciła go! Jak śmiała?!

Magdi prosi Kylo Rena o pomoc w dotarciu do wspomnień o rodzicach. Kylo zaczyna sondować jej umysł.

(...)

Znalazł coś niezwykle interesującego. Nazwa planety. D'Qar. A więc to tam Ruch Oporu założył swą główną bazę. D'Qar. Zapamiętał tę nazwę. Snoke na pewno będzie zadowolony, kiedy dowie się, że udało mu się zdobyć nazwę kryjówki tych burzycieli porządku.

A potem będzie: ale jak to PRZEZE MNIE Najwyższy Porządek wysadził naszą bazę?! Przecież NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ, że nie wolno wpuszczać Kylo Rena do swego umysłu!
Zła Leia znów ma pretensje! ;( ;_;

A Leia jest zła, naprawdę bardzo zła...
(...)
We wspomnieniach dziewczyny natrafił na obraz swej matki. Leia Organa patrzyła na coś z groźnym wyrazem twarzy. Ren dostrzegł jakby... Skrzynkę na narzędzia? Tak. Była to przewrócona skrzynka na narzędzia. Dookoła niej leżały porozrzucane hydroklucze, które bardzo szybko starały się znów zebrać w jedno miejsce delikatne, drżące dłonie. Niszczysz wszystko, czego się dotkniesz!, usłyszał głos swej matki, przepełniony wściekłością. Dlaczego nie możesz być choć trochę podobna do swojego brata?!
Ja bym się raczej zastanowiła, dlaczego dziewczynie, która jest legendarnie wprost niezdarna, przydziela się zadania wymagające sporej sprawności manualnej.
Chyba że Zła Leia robi to specjalnie, żeby móc się nad nią pastwić.

(...)
W tym samym momencie stanęło mu przed oczami jego własne wspomnienie. Niszczysz wszystko, czego się dotkniesz!, wrzeszczał Han Solo na przerażonego sześciolatka, który, korzystając z tego, że jego ojciec zostawił na widoku swoją własną skrzynkę z narzędziami, postanowił nieco je... Udekorować. Specjalnie dla niego. Chłopiec pomalował niektóre narzędzia kolorowymi farbami, do niektórych poprzyklejał listki i gałązki... Wszystko dla taty. A on wściekł się. Podniósł rękę, jakby chciał go uderzyć,
Próbuje to sobie wyobrazić, ale to tak bardzo nie pasuje do postaci Hana Solo, że mózg mi wywala błąd. Autorka skrzywdziła w tym opku wiele postaci, ale nikogo tak bardzo jak Hana.
…napisałem to w złą godzinę, prawda?
*w milczeniu podaje kielonek kardamonówki na pociechę*
Och, nie.

ale nadbiegła matka. Nie wrzeszcz na niego!, krzyczała. To jeszcze dziecko! Solo zwrócił się w jej stronę. Dobrze wiesz, że to nie jest zwykłe dziecko!, warczał wściekle, wskazując małego, przerażonego Bena. A potem wrzeszczeli już oboje. Jedno przez drugie. A mały chłopiec chciał wtedy tylko znaleźć się jak najdalej od nich. Nie cierpiał, gdy się kłócili. Nie pamiętał jednak, aby kiedykolwiek rozmawiali w normalny sposób. Najgorsze jednak było to, że czuł, iż ich kłótnie wybuchają zawsze z jego powodu. Pragnął przez to zaszyć się gdzieś, w jakimś najciemniejszym kącie, albo jeszcze lepiej – po prostu zniknąć…
Tak, Benio miał ciężkie dzieciństwo, naprawdę nikt nie powinien mieć pretensji o to, co z niego wyrosło.

(...)

Rozdział 26

Wszyscy szukają Magdi, która gdzieś się zapodziała. Znajdują ją w pokoju przesłuchań, gdzie wszystko wskazuje na to, że Kylo Ren ją torturuje. Wybucha kolejna awantura, lecz nagle statkiem wstrząsają eksplozje - ktoś ich atakuje.

Rozdział 27

Okazuje się, że atakuje ich Eskadra Łotrów pod dowództwiem Wedge’a Antillesa. Ruch Oporu i część załogi FO próbuje się ewakuować na statku Maxa, lecz Magdi odłącza się od nich i biegnie szukać Huxa. Z kolei Kylo Ren biegnie szukać Magdi…

Rozdział 28

Magdi znajduje nieprzytomnego Huxa, a ją znajduje Eskadra Łotrów. Biorą ją i Huxa do niewoli.


Rozdział 29

Magdi budzi się związana w ładowni statku; Hux namawia ją, by użyła mocy i spróbowała wezwać pomoc.

Rozdział 30

Nargis i Jacen tak wściekli się, gdy okazało się, że Skywalker zostawił Magdi na pokładzie „Sprawiedliwego", że trzeba było zakuć ich w kajdanki (które na szczęście miała przy sobie Phasma), bo inaczej nie pozwoliliby im wystartować.
Luke w tym opku: nie umie wyszkolić uczennicy, nie zwraca uwagi gdy Kylo i Rey skaczą sobie do gardeł, zostawia uczennice na pokładzie statku atakowanego przez kumpla z dawnych lat. On naprawdę ma to wszystko w dupie.

Tym sposobem za sterami „Meriduna" aktualnie zasiadali Rey oraz Ton Rox.
Aaaa, to jest ten zapomniany ósmy członek załogi. Być może jego nazwisko padło już gdzieś wcześniej, ale dam sobie rękę uciąć, że nie wypowiedział tu nawet zdania.

Reszta członków Ruchu Oporu (to znaczy Luke i Rey, bo przecież Kapitansza i Hidd do niego nie należeli) nie przeżyła tak bardzo skazania Magdi na pewną śmierć. Ich własne życie było dla nich najważniejsze. Nie zamierzali przejmować się głupią dziewczyną, która z niewiadomych przyczyn, zamiast uciekać czym prędzej, wolała opuścić bezpieczne schronienie.
Luke na początku opka: wow, Magdi taka silna Mocą, muszę ją szkolić żeby nie wiem co!
Rey na początku opka: wow, Magdi moja BFF!
Luke i Rey teraz: została sama, na pewną śmierć? No to została, pies jej mordę lizał!


Kylo Ren miota się po statku, zastanawiając się, w jaki sposób pomóc Magdi, aż tu wtem! odbiera przekaz telepatyczny od niej i każe zawracać. Tymczasem Eskadra Łotrów roznosi w pył “Sprawiedliwego” i wszystkie jego myśliwce.

Rozdział 31

Hux zostaje zabrany na przesłuchanie przez Wedge’a Antillesa, zaś Magdi zostaje sam na sam z jakąś kobietą o wyraźnie złych zamiarach.

Magdi spojrzała z przestrachem na tę dziwną kobietę, która wciąż stała nad nią z wibronożem w jednej dłoni i blasterem w drugiej. Mistrzu Skywalker..., błagała w myślach. Pospieszcie się... Brunetka popatrzyła na nią z pogardą. Jej brązowe oczy lśniły żądzą mordu. Dziewczyna zaczęła się cofać, aż uderzyła plecami o durastalową ścianę.
– Kim jesteś? – zwróciła się do niej. – Czego ode mnie chcesz?
– Och, wybacz, że się nie przedstawiłam! – odparła kobieta z przekąsem. – Jestem Mirax Terrik. A znajdujemy się właśnie na pokładzie mojego statku, „Pulsarowego Ślizgu". Zadowolona?
Eh, a najpierw przeczytałem “Pulsarowy Ślimak” i już się ucieszyłem, że o jaka fajna nazwa.

Magdi skrzywiła się. Ani imię, ani nazwisko tej kobiety kompletnie nic jej nie mówiło. Podobnie zresztą jak nazwa statku. Poznała jednak jej głos. To ją słyszała w swojej wizji. To Mirax zabiła jej matkę...
– Co zrobiła ci Isard? – spytała cicho. – Dlaczego musiała zginąć?
Twarz starszej kobiety zaczerwieniła się z wściekłości. Schowała drugi blaster do kabury i zbliżyła się do przerażonej dziewczyny tylko z wibronożem w dłoni.
– Ta suka odebrała mi Corrana! – warknęła. – Obie mi go odebrałyście!
I teraz mam Trałmę, i muszę zabijać wszystko, co się rusza!

Mirax wielokrotnie rani Magdi – w ręce, którymi się zasłania, w twarz – i zostawia ją, krwawiącą, “na później”. Wychodzi, wołając swego droida, a Magdi rozpoznaje jego imię (Gwizdek) – okazuje się, że droid należał kiedyś do jej rodziny. To staje się impulsem, który uwalnia ukryte dotąd wspomnienia.

(...)

Rozdział 32

Tama, do tej pory wzbraniająca dziewczynie dostępu do jej dawnych wspomnień, nagle pękła, i Magdi zalała fala obrazów oraz dźwięków.

(...)
Magdi nagle nawiedziło jedno, konkretne wspomnienie. A może to Moc podsunęła je dziewczynie?
Był naprawdę duszny dzień, a Magdi bawiła się z Jacenem w ogrodzie. Jak zwykle pod czujnym okiem matki. Wtem, przyleciał ojciec. Kobieta była nieco zdumiona, jednak niezwykle szczęśliwa, że zjawił się, robiąc im tak miłą niespodziankę. Tęskniła za nim, nie mniej niż dzieci.
Rozumiem, że Ysanna Isard porzuciła złudną ścieżkę kariery i odkryła swe prawdziwe powołanie jako kobiety?

Jednak tym razem nie podróżował X-wingiem, a nieco większym statkiem. Kiedy opadła rampa, Jacen chwycił siostrę za rękę i pociągnął za sobą w stronę ojca, śmiejąc się radośnie. Mama też się uśmiechała. Dopóki ojciec nie zszedł po rampie. W ramionach trzymał bowiem małą dziewczynkę. Mogła być rok lub dwa młodsza od Magdi. (...)
Ojciec postawił nieznajomą dziewczynkę na ziemi, a ona natychmiast chwyciła go za rękę.
– To mała z Akademii – wyjaśnił. Jego głos miał głębokie, aksamitne brzmienie. – Sierota. Pomyślałem, że mogłaby spędzić z nami kilka dni...
Ysanna Isard nie uwierzyła mu, ale nic już nie powiedziała. Magdi natomiast z zaciekawieniem przyglądała się małej, chudej dziewczynce, ubranej w jasną tunikę, która tak lgnęła do jej ojca. Pomyślała wtedy, że dziewczynka ma zabawną fryzurę – trzy niewielkie kitki upięte z tyłu głowy.
No coś mi tutaj znajomo wygląda…

Jednak dziewczynka nie nazywa się Rey tylko Jysella.

(...)
A potem zjawili się ci dziwni ludzie... Kilku mężczyzn i... Kobieta.
Mirax Terrik. To była ona, choć nieco młodsza, z dłuższymi włosami związanymi w kucyk z tyłu głowy. To ta sama kobieta, która przetrzymywała teraz Magdi i Huxa. Dziewczyna pamiętała, że bała się jej. Okropnie się bała...
Jakiś mężczyzna z paskudną blizną na twarzy trzymał ją i Jacena, a Mirax, w grubej, czarnej kurtce, stanowczo za ciepłej jak na warunki panujące na planecie, stała za ich matką, wykręcając do tyłu jej ramię i przykładając do szyi kobiety wibroostrze.
– Proszę... – mówiła Ysanna Isard ze łzami w oczach. – Dzieci... Oszczędźcie moje dzieci...
– Imperialna suka... – warknęła Terrik, zagłębiając ostrze w gardle Isard. Krew spłynęła po białej szyi kobiety…
RETROSPEKCJO STOP. Czy ja naprawdę mam uwierzyć, że Ysanna Isard, szefowa Imperialnego wywiadu, która wrobiła własnego ojca, by zając jego pozycję dyrektora, nigdy nie przygotowała się na ewentualność tego, że przeszłość ją dopadnie? Że nie miała chociaż takiego schronu jak Galen Erso w Rogue One? Została kurą domową (bez obrazy, Kuro) i zapomniała wszystko, co kiedyś umiała, choć zachowała sobie dyrektorski mundur?
No, właśnie tak.

Magdi krzyknęła, gdy ciało jej matki osunęło się na ziemię. Mirax wytarła wibroostrze z krwi byłej imperialnej admirał o nogawkę spodni i zbliżyła się do dzieci.
– Mirax... – odezwał się niespodziewanie mężczyzna z blizną. – Nie krzywdź dzieciaków... Nie są niczemu winne...
Magdi łkała rozpaczliwie, tuląc się do starszego brata. Ciemnowłosa kobieta skrzywiła się. Chwyciła twarz córki Isard jedną dłonią i zmusiła dziewczynkę, aby na nią spojrzała.
– Nie martw się, mała! – syknęła, patrząc jej prosto w oczy. – Poczekam aż dorośniesz. I wtedy cię dopadnę! – Wstała i popatrzyła na mężczyznę z blizną. – Puść bachory, Buźka. Zbieramy się stąd!
– Mirax... – zaczął ten niepewnie. – No co ty? Chyba nie chcesz ich tutaj zostawić...
– Powiedziałam, puść bachory! – warknęła kobieta, celując do swojego towarzysza z blastera. – Chyba, że chcesz skończyć jak ich mamusia!
Buźka puścił więc Magdi i Jacena, a potem odleciał z Mirax i resztą jej dziwacznej grupy.

Ojoj, Jacen też chyba nie lubi swej siostry… Wiedząc, że jest gdzieś na świecie kobieta, która nienawidzi ich matki i obiecała, że znajdzie Magdi, gdy ta dorośnie – każe jej nosić ten charakterystyczny mundur, jak neonową strzałkę nad głową, oznajmiającą “Tu jest córka Isard”... Ponadto usuwa jej wspomnienia, żeby nie była w stanie rozpoznać zagrożenia… Niezła opieka i troska, nie ma co!
Po prostu używał jej jako wabika: czerwony mundur miał zadziałać jak czerwona kropka na kota. A Jacen zawsze był w pobliżu siostry nie z powodu troski, lecz by nie stracić okazji do sprzątnięcia Mirax.
Podoba mi się ta teoria.

(...)
Rozdział 33

(...)
Na odsiecz przybywają Kylo Ren i Kapitansza.

– Ani kroku dalej! – warknęła Terrik, mocniej przyciskając blaster do głowy swej zakładniczki. – Albo poleje się krew!
Ren i Kapitansza zareagowali w tym samym momencie. Młody mężczyzna wyciągnął przed siebie dłoń, paraliżując kobietę przy użyciu Mocy, a łowczyni nagród wystrzeliła do niej ze swej kuszy energetycznej, mierząc w prawe ramię. Mirax, będąc pod wpływem Mocy rycerza Ren, nie była nawet w stanie krzyknąć z bólu, kiedy dosięgnął ją laserowy bełt. Magdi odsunęła się od niej szybko, wyłuskując blaster spomiędzy palców kobiety i z obrzydzeniem odrzucając go na pokład.
– No, da. – Kapitansza uśmiechnęła się lekko. – Powiedziała, że tu się krew poleje, nie wiedziała tylko, że jej... – Poufale szturchnęła Rena łokciem w żebra. – Dobra robota, czarny wsadnik!
Ale dlaczego “jeździec”...?
Kojarzył się jej z nazgulem.

(...)
Ren w kilku szybkich krokach znalazł się przy Magdi. Ujął jej twarz w obie dłonie. Skrzywił się na widok rany zadanej młodej kobiecie przez Mirax.
– Nic ci nie jest? – spytał. Próbował wytrzeć krew z jej twarzy, jednak jedynie bardziej rozmazał ją na policzkach i czole dziewczyny.
Ten wieczny problem, jak oddać “Are you ok?” żeby nie brzmiało idiotycznie...

Skrzywił się zabawnie, na co Magdi uśmiechnęła się lekko, niepewnie przykładając dłoń do jego dłoni.
– Nic mi nie jest – odparła. Krwawiąc obficie z licznych ran. – Już wszystko dobrze... Kylo... – Głos jej się załamał. – Wróciłeś po nas! – Niespodziewanie przytuliła się do niego, opierając dłonie na jego piersi.
Ren pobladł i przez kilka sekund jedynie patrzył bezradnie na czubek jej głowy, nie mając pojęcia, co zrobić z rękami. Pragnął chwycić ją w ramiona i przycisnąć do siebie z całych sił, jednak był tu Hux. Była Kapitansza. I jeszcze Rey, która została nieco w tyle, ale zaraz zapewne i ona się tutaj zjawi. Nie mógł więc pozwolić sobie na żadne, nawet najmniejsze gesty w stosunku do dziewczyny. Nie mógł okazać słabości...
Gdyby ktoś się domyślił, że ma serce, cała jego reputacja ległaby w gruzach.

Kątem oka zerknął na generała. Hux również poczuł, że cała krew odpłynęła mu z twarzy, jednak z innego powodu. Odkąd pamiętał rywalizowali z Renem. We wszystkim. Każdy z nich pragnął pokazać Najwyższemu Dowódcy, że to właśnie on jest najbardziej godzien dostąpienia jego uwagi i korzystania z wiążących się z tym przywilejów. Ale była to dobra rywalizacja. Napędzała ich do działania w służbie dla Najwyższego Porządku. Natomiast to, co młody generał czuł teraz... To była zwykła, gorzka i paląca zazdrość. Ren odebrał mu to, na czym najbardziej mu zależało.
Dowództwo nad wojskiem? Sławę i chwałę? Tytuł najzimniejszego sukinsyna Galaktyki?


Odebrał mu Magdi, a on nawet nie zauważył, kiedy to się stało.
Aha.
Ja myślę, że to stąd, że będąc młodym chłopcem Hux miał mega crusha na dyrektor Ysanne Isard.

A przecież córka Isard powinna należeć do niego! Ich rodzice służyli Imperium i na pewno cieszyłaby ich perspektywa związku ich dzieci. Ale ten przeklęty Ren jak zwykle musiał wszystko popsuć!
Kto mu pozwolił wpierdzielać się ze swoimi genami w Cedułę Doboru!
A, sorry, nie to uniwersum.


(...)
– Jysella... – usłyszeli nagle.
Magdi zwróciła się w stronę Mirax, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami. Terrik spoglądała na Rey, a w jej oczach błyszczały łzy.
– Moja mała Sella...
Rey opuściła miecz, zbliżając się ostrożnie do starszej kobiety.
– Wiesz, kim jestem? – spytała drżącym głosem, przyklękając na wprost niej.
Mirax wyciągnęła dłoń, aby dotknąć policzka dziewczyny. Po jej twarzy spływały łzy.
– Oczywiście... Oczywiście, kochanie... – odparła, uśmiechając się z bólem. – Poznałabym cię zawsze i wszędzie... Jesteś moją córeczką... Moją malutką Sellą Horn…
Tak z ciekawości: po czym ją rozpoznała? Po trzech kitkach na głowie?

Ren pobladł, słysząc jej słowa. Podszedł do Rey, nie zważając na to, iż dziewczyna wciąż ściska w dłoni swój miecz świetlny. Chwycił ją mocno za ramię, zmuszając, aby spojrzała na niego.
– Jysella?! – warknął (a mógł naszczekać!). – Jysella to ty?!
– Ja… ja nie wiem – powiedziała zmieszana Rey. – Pytaj autorki, ja też nic tu nie rozumiem…

Popatrzyła na niego ciemnymi oczami pełnymi łez, nic nie rozumiejąc, a młody mężczyzna nagle odskoczył od niej jak oparzony. Na jego twarzy malował się wyraz bezbrzeżnego zaskoczenia.
– To ty! – zawołał. Oczywiście! Od początku wydawała mu się znajoma, jednak nie był pewien, dlaczego. Teraz wszystko się wyjaśniło. To ona była tym małym, irytującym dzieckiem,
Oczywiście, że Rey była irytującym dzieciakiem, a Kyluś małym słodkim misiaczkiem skrzywdzonym przez wiecznie kłócących się rodziców.

które Corran przywiózł kiedyś do Akademii Jedi. Sądził jednak, że Sella zginęła wraz z innymi padawanami. Ale wygląda na to, że Horn musiał zabrać ją gdzieś ze sobą.
No przecież osobiście tych padawanów mordował, to chyba powinien wiedzieć, czy Jysella była między nimi, czy nie?

Tylko, jak znalazła się potem na Jakku? I jak nazwała ją ta kobieta? Sella... Horn? Przeniósł wzrok na Mirax. – Powiedziałaś, Horn?! Ona jest córką Corrana Horna?!
– Corrana i moją! – warknęła Terrik.

Uporządkujmy to: według starego kanonu Mirax Terrik była żoną Corrana Horna i miała z nim dwoje dzieci: Jysellę i Valina. Romans Horna z Isard jest pomysłem autorki. Natomiast romans starego kanonu z nowym sprawia, że na świat przychodzą takie dzieci jak Jysello-Rey...

Obstawiam, że Corran Horn wygląda tak:

(...)

Rozdział 34

Wszyscy zbierają się w świetlicy “Meriduna”, by wysłuchać, co ma do powiedzenia wzięta do niewoli Mirax Terrik.

(...)Rudowłosy mężczyzna próbował kilka razy zbliżyć się do Magdi, jednak zdawało mu się, że gdy tylko o tym pomyślał, Kylo rzucał mu mordercze spojrzenie, które natychmiast mroziło mu krew w żyłach, i nie był w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Huxa zastanawiało, czy Ren nie używał na nim przypadkiem Mocy. Przecież nie bał się tego pomylonego drania ze świecącym kijem! Dlaczego więc nie mógł się ruszyć?! Sam Kylo krążył po pomieszczeniu jak zwierzę uwięzione w klatce, i wciąż rzucał w stronę Magdi ukradkowe spojrzenia. Za każdym razem, gdy dziewczyna krzywiła się z bólu, kiedy Kapitansza nakładała na jej rany kolejny opatrunek z bactą, twarz Rena również wykrzywiał dziwny grymas. Zupełnie jakby czuł to samo, co ona... Poza tym, co jeszcze uderzyło generała, Kylo rzeczywiście zachowywał się jak zwierzę. Hux miał wrażenie, że Ren w końcu zacznie warczeć, jeśli ktoś, według niego nieodpowiedni spróbuje zbliżyć się do Magdi...
Biedna Magdi; całe życie skazana na zazdrosnych i kontrolujących facetów.

(...)
Skywalker na moment przeniósł wzrok na Rey. Córka Corrana... Jak mógł nie domyślić się tego wcześniej?! Patrząc na nią teraz przypomniał sobie, iż rzeczywiście znał ją już wcześniej. Horn przywiózł ją do Akademii Jedi gdy była jeszcze niemowlęciem.
Już wtedy matka uczesała ją w trzy kitki, by móc ją rozpoznać jako dorosłą osobę.

Czuli emanującą z niej ogromną Moc... Rey, a właściwie Sella, dorastała w Akademii stając się małą, wystraszoną dziewczynką, która nie miała tam zbyt wielu przyjaciół. Luke żałował, iż nie zwracał na nią wtedy większej uwagi. Ale najmłodszymi dziećmi w Akademii zajmowała się Mara. Na wspomnienie rudowłosej kobiety mistrz Jedi uśmiechnął się lekko. Mara... Tak. Była niesamowitą kobietą. I zawsze miała dobry wpływ na Bena.


Dopóki Corran nie pojawił się w Akademii z małą Sellą. Do mistrza Jedi nagle coś dotarło – coś, co przecież powinno być dla niego oczywiste już od początku – problemy z jego siostrzeńcem zaczęły się, kiedy zjawiła się Rey. Jakby chłopak był zazdrosny o Corrana, który poświęcał mu mniej uwagi, niż dotychczas. Na Moc... Ben tak pragnął mieć ojca. Cóż w tym dziwnego? Był jedynie dzieckiem, a Han był wiecznie nieobecny... Mały chłopiec potrzebujący autorytetu oraz choć odrobiny uwagi. Dostawał to wszystko od Corrana, jednak potem Horn zwrócił całą swą uwagę na córkę.
Widzisz, Rey? To wszystko przez ciebie!

Teraz wydaje się to tak proste i jasne – samotne dziecko, odrzucone przez wszystkich, nawet przez własnych rodziców. Dlatego Ben tak łatwo uległ wpływowi Snoke'a. Świadomość bycia dla kogoś ważnym, potrzeba akceptacji oraz uwagi – otrzymał to wszystko od przywódcy Najwyższego Porządku. Nie od własnej matki, nie od ojca, a od istoty, która pragnęła jedynie wykorzystać jego potęgę do własnych celów. Luke sądził, iż w głębi serca Ben doskonale zdaje sobie sprawę, iż Snoke go wykorzystuje, jednak woli dalej brnąć w to kłamstwo, niż znów pozostać samotnym w okrutnej galaktyce…
Tako rzeke mi wypłacz.
https://i.ytimg.com/vi/4M_f8QzBDX8/hqdefault.jpg

– Mirax – odezwał się mistrz Jedi, odrywając myśli od swego siostrzeńca, i przenosząc wzrok na ciemnowłosą kobietę. – Rey naprawdę jest córką twoją i Corrana? – upewnił się.
– Jysella! – poprawiła go natychmiast Terrik.
Rey pokręciła głową i otarła łzy grzbietem dłoni.
– Dlaczego więc porzuciłaś mnie? – spytała z wyrzutem.
Mirax poruszyła się, jakby chciała znów pogładzić córkę po policzku, ale utrudniały jej to kajdanki, którymi skute miała nadgarstki.
– Kochanie, urodziłaś się, kiedy ta zdradziecka Nowa Republika podpisała Ugodę Galaktyczną z pobitym Imperium, zamiast zniszczyć je doszczętnie! – wyjaśniła. – Razem z Wedge'm i jego Eskadrą Łotrów założyliśmy wtedy Galaktyczną Gwardię. Potem dołączyły też do nas Widma. Udało nam się zwinąć krążownik Isard. Gromadziliśmy siły. Poprzysięgliśmy zniszczyć niedobitki Imperium. Likwidowaliśmy admirałów, funkcjonariuszy, oficerów, kogo tylko udało nam się znaleźć. Życie, które prowadziliśmy, nie było odpowiednie dla dziecka. Postanowiłam wtedy oddać cię Corranowi. Wiedziałam, że on zajmie się tobą lepiej niż ja... Powiedziałam mu, że znalazłam cię na okręcie, który zaatakowali piraci, a twoi rodzicie zginęli... – Pokręciła głową. – Nie wiem, czy mi uwierzył.
Hm, czyżby Horn odwiedzał żonę tak rzadko, że przegapił całą ciążę? A może w uniwersum tego opka jego żoną była Isard, a Terrik – kochanką?
Po prostu często wyjeżdżał na długie delegacje na drugim końcu galaktyki.

Ale wyczuł w tobie Moc, i postanowił zabrać cię do Akademii Jedi Luke'a. – Uśmiechnęła się lekko, po czym kontynuowała: – Myślę jednak, że twój ojciec podejrzewał, iż jesteś moją córką... Moją i jego... A kilka dni przed tym, jak dzieciak Solo dokonał tej rzezi, zabrał cię z Akademii, bez wiedzy Skywalkera. Leciał na Thyferrę. Do tej suki, Isard!
Ren skrzywił się na wspomnienie wydarzenia sprzed piętnastu lat.
Pfff, zaraz tam rzezi, też macie o co robić aferę. Po prostu… nooo, miecz mi się omsknął przy goleniu!  A poza tym to mama z tatą na mnie krzyczeli, a wujek poświęcał więcej czasu jakiejś smarkuli, NO SAM YODA BY SIĘ WŚCIEKŁ!


Luke natomiast zrozumiał, jak to się stało, iż Rey, jako jedyna, przeżyła tę masakrę. Ale nie wyjaśniało to, skąd Terrik dowiedziała się o tym.
– Skąd to wszystko wiesz? – spytał.
Ciemnowłosa kobieta popatrzyła mu prosto w oczy.
– Corran odwiedził mnie w drodze na Thyferrę. Chciał, żeby Sella poznała te jego przeklęte bękarty!
Zaraz, to Corran tak po prostu przyznał się żonie (?), że ma drugą rodzinę…? Doprawdy, legendarna jest odwaga mistrzów Jedi!

Magdi i Jacen milczeli przez cały czas, co mistrzowi Jedi wydało się nieco podejrzane. Popatrzył na nich. W oczach Magdi dostrzegł łzy. Westchnął ciężko. Wszystko układało się w logiczną całość. Czemu nie był zdumiony? Jacen od samego początku wydawał mu się podobny do Horna. Tyle sekretów... I po co to wszystko?
A zatem Corran Horn porzucił swoich dwoje dzieci w slumsach na Coruscant, trzecie na złomowisku na Jakku i spierdzielił? Pewnie jeszcze nucąc pod nosem “Praise abort”...


(...)
Generał Hux popatrzył na Skywalkera, a następnie przeniósł wzrok na Mirax. Czuł się właśnie niczym postać z jakiegoś cholernego holodramatu! Przetarł dłonią zmęczoną twarz. Zaraz, zaraz, więc o co tutaj właściwie chodzi? Starał się jakoś poukładać sobie wszystkie informacje, które do tej pory usłyszał. A więc: Magdi i Jacen są dziećmi admirał Isard. Tak, to wiedział już wcześniej. Ich ojcem był Corran Horn. Mistrz Jedi. No, to było akurat całkiem interesujące. Ten człowiek był również ojcem zbieraczki złomu z Jakku, a jej matką była kobieta, która założyła Galaktyczną Gwardię i usiłowała zabić Magdi oraz jego. Doprawdy, robi się coraz ciekawiej... Wynika z tego, że Magdi i Rey, a właściwie Jysella Horn, to siostry przyrodnie, a matka Rey zabiła matkę Magdi z zazdrości o mężczyznę. Na dodatek, Ren znał tego całego Horna. Jakżeby inaczej, skoro był uczniem w Akademii Jedi Skywalkera! Proszę, jaka ta galaktyka mała…
Podsumujmy.
Opko:

My:

Luke Skywalker proponuje darować Mirax życie - wsadzić ją do kapsuły ratunkowej i wystrzelić ze statku. Wszyscy się zgadzają, a Hux idzie pić z Maxem Nargisem. Tymczasem statek zbliża się do celu - planety Esna.


(...)
Rozdział 35

Wbrew rozkazowi, Kapitansza zabija Mirax - okazuje się, że ma z nią też osobiste porachunki, gdyż Mirax niegdyś zabiła jej ukochanego, Kirtana. Świadkiem tego jest Luke, ale nie robi jej z tego powodu wyrzutów, a nawet pomaga pozbyć się ciała.
Kolejny ciężki dzień bycia mistrzem Jedi, pomyślał Luke pociągając z piersiówki.

(...)

Choć w porównaniu z gwiezdnym niszczycielem „Meridun" był niczym pyłek kurzu, to tak naprawdę wcale nie był to mały statek. A przynajmniej był na tyle duży, aby każde z nich otrzymało na nim swą własną kwaterę. W dodatku, kilka kajut i tak stało pustych, bo ich, ile tak właściwie zostało? Osiem osób z Ruchu Oporu, plus oczywiście R2-D2. Tutaj na szczęście nic się nie zmieniło. Natomiast z okrętu Najwyższego Porządku uratował się jedynie Ren, Hux, jego adiutantka, rudowłosa technik oraz kapitan Phasma.
Cuś jak w Ostatnim Jedi, tylko odwrotnie ;)

Eskadra Łotrów zrobiła swoje, Eskadra Łotrów może odejść. Nie dowiemy się, co dalej stało się z Wedgem Antillesem i resztą. A szkoda, chętnie zobaczyłabym jego konfrontację z Lukiem Skywalkerem.
Ich pojawienie się było z dupy i w czarnej dupie przepadli.
(...)

Rozdział 36

Kapitansza rozmawia z Magdi w jej kwaterze.

– Nie wiem, co mu zrobiłaś, mój mały ogniku, ale ten człowiek zachowuje się przy tobie jak oswojony nexu! – powiedziała.
Dziewczyna zarumieniła się mocno. Odsunęła się od Kapitanszy na długość wyciągniętych ramion i popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.
– Chyba nie mówisz o Kylo...? – wyjąkała.
Starsza kobieta roześmiała się.
Da, da! O nim właśnie! – Mrugnęła porozumiewawczo do Magdi.
Ta otworzyła szeroko usta ze zdumienia.
– Ale... – zaczęła.
Łowczyni nagród pokręciła głową i położyła dłonie na jej ramionach. Nagle niezwykle spoważniała.
– Magdi – zwróciła się do swej młodszej przyjaciółki. – Posłuchaj, co ci powie stara Kapitansza...
– Ale ty wcale nie jesteś stara! – zaprotestowała natychmiast ciemnowłosa dziewczyna.
Blondynka pogroziła jej palcem.
– Nie zmieniaj tematu! – rzuciła. – Tyko słuchaj! – Ujęła twarz Magdi w obie dłonie, i popatrzyła jej w oczy. – Skarbie... – Przerwała na moment, jakby miała jej do przekazania coś naprawdę ważnego, ale nie była pewna, jak zacząć. – Imperia, Sithowie, a nawet Jedi, wszystko to przychodzi i odchodzi... – rzekła w końcu. – Ktoś może chwilę rządzić galaktyką, ale nikt nie zabierze jej ze sobą. A ty, mój skarbie, masz tylko jedno życie. Nie pozwól go sobie zmarnować. Słuchaj swojego serduszka. Ono zna drogę. Idź zawsze tam, gdzie cię poprowadzi.
Mistrz Coelhus aprobuje.



(...)
– Kapitansza – odezwała się, starając się powstrzymać drżenie głosu. – Przecież wiesz, że to, co mówisz, nie ma sensu... Jesteśmy z Ruchu Oporu. A oni...
– My? Oni? – Łowczyni nagród parsknęła. – Ruch Oporu, Najwyższy Porządek czy Nowa Republika... Dziecko, jesteśmy tacy sami! Jakie ty widzisz różnice?
Nooo… naszym nigdy nie przyszło do głowy, żeby atakować bez powodu i niszczyć całe planety z miliardami cywili, ale rozumiem, że to taka drobna, nieistotna różnica…
Mam dziwne wrażenie, że autorka próbowała tu powtórzyć słowa Maz Kanaty, ale… no… nie wyszło.

– Najwyższy Porządek jest zły... Rządzi nim Ciemna Strona... – powiedziała słabo Magdi.
Kapitansza popatrzyła na nią z politowaniem. Prychnęła.
– A może to Najwyższy Porządek ma rację i Ruch Oporu jest zły? – Uniosła do góry prawą brew. – Powiedz mi, kto rozpętał tę wojnę? Kto chciał, jak Galaktyczna Gwardia, wymordować wszystkich, którzy niegdyś służyli Imperium?
Kto zbudował Wielką Pukawę, zdolną rozwalić cały układ planetarny? Oh wait...

Magdi milczała.
– Leia Organa, kochanie! – kontynuowała tymczasem jej przyjaciółka. – Wspaniała Leia Organa! – rzuciła z pogardą. – Ta kobieta może i była kiedyś wcieleniem ideałów pokoju i wolności, ale zobacz w co się zmieniła! Jest zwykłym wojennym podżegaczem! Najwyższy Porządek i Nowa Republika istniały spokojnie obok siebie, dopóki nie utworzyła Ruchu Oporu i nie zaczęła podburzać innych!
Nooo, i wcale nie było tak, że niedobitki Imperium zaszyły się gdzieś w Nieznanych Regionach, zbrojąc się na potęgę, budując Starkillera i takie tam. To tylko propaganda podżegaczki Lei!

Najwyraźniej nie mogła znieść tego, że ludzie chcieli zapomnieć już o okropnościach wojny i wreszcie zacząć żyć normalnie!
Leia według Kapitanszy:

Zaraz, zaraz. Podsumujmy. Leia ciągle ostrzega przed Najwyższym Porządkiem. Powołuje Ruch Oporu, działający niezależnie od Republiki. Snoke i spółka budują gigantyczną machinę zagłady i bez wypowiedzenia wojny używają jej, by zniszczyć flotę Republiki, a przy okazji kilka planet, w tym stolicę, pozbawiając życia miliardy istnień.
Ale wiecie, to wszystko wina Lei.
Tak. A Kapitansza zaraz ci wytłumaczy, dlaczego to zrobiła.

Doprowadziła więc do kolejnego konfliktu, żeby znów pozować na zbawczynię galaktyki i bohaterkę!
Czego to człowiek nie zrobi dla PR-u.

– Na pewno nie zrobiła tego specjalnie... – powiedziała cichutko Magdi.
SAMO WYSZŁO.
Kapitansza pieprzy jak potłuczona, ale Magdi… Ile ona ma lat, pięć?


Kapitansza pokręciła głową.
– Ona zrobiła to dla władzy, mała – odparła. – I tak naprawdę wcale nie różni się od tego całego Snoke'a... Na jej przykładzie równie dobrze możesz zobaczyć, jak odmienia władza: jak jej płoną oczy, a paszcza aż się ślini!
A może w tym uniwersum Leia jest córką Jabby? Dostrzegam rodzinne podobieństwo!
Wow, Leia jest tu niczym cesarzowa Irena. Żebyście nie sprawdzali: doprowadziła do uwięzienia i oślepienia swego syna, legalnego cesarza Bizancjum, by zająć jego miejsce.  A potem została świętą kościoła prawosławnego.

Widzisz, Magdi, tak to już jest... Ktoś dorwie się do władzy, a potem z każdą godziną coraz trudniej jest nie rozpoznawać swoich przyjaciół...
...chyba odwrotnie?

Oby ciebie nigdy to nie spotkało...
Dziewczyna spuściła wzrok. Do jej oczu napłynęły łzy. Władza... Większość istot żywych dążyła do jak największej władzy, aby zmusić innych do życia na własną modłę. Kłamali, mordowali, poświęcali wszystko, co mieli, zdobywali trony, a potem upadali... Czy naprawdę musiało tak być?
A przecież biedny Najwyższy Porządek tylko się odwracał i oddawał za te wszystkie cięgi, jakie zbierał od Ruchu Oporu!
Nie, zgodnie z naukami najwyższego przywódcy, Najwyższy Porządek dzielnie nadstawiał drugi policzek!

– Więc... Co powinnam zrobić? – spytała cicho.
– Jeśli kogoś pokochasz, to nie zastanawiaj się, czy to dobrze, czy źle – rzekła jasnowłosa łowczyni nagród. – Nie pozwól, żeby ktoś decydował za ciebie. Nie unieszczęśliwiaj siebie i innych. Nie zmieniaj się w Leię Organę...
– A ty byś sobie na to pozwoliła? – chlipnęła Magdi. – Pokochałabyś... Wroga?
Starsza kobieta zmarszczyła brwi.
– Czy Ren kiedykolwiek wyrządził ci jakąś krzywdę?
Bo jeśli tobie osobiście nie, to przecież wszystko w porządku!

Magdi spojrzała na nią zdumiona.
– Skąd wiedziałaś, że to właśnie jego miałam na myśli? – spytała cicho.
Kapitansza wzruszyła ramionami. Zachichotała.
– Widzę, jak wodzisz za nim wzrokiem, kochanie – rzuciła. – A może to ta wasza Moc tak mi podpowiada?
Jej młodsza przyjaciółka zarumieniła się mocno.
– Kapitansza, nawet jeśli rzeczywiście by tak było, to naprawdę nie ma to żadnego sensu... Myślisz, że Ruch Oporu i Najwyższy Porządek przestaną ze sobą kiedykolwiek walczyć?
Kobieta przewróciła oczami.
– I po co ja się tyle nagadałam? – Skrzywiła się. – Dziecko, to nie jest twoja wojna. Galaktyka świetnie da sobie radę sama. Co oczywiście nie znaczy, że zaraz pragnę wepchnąć cię w ramiona Rena, albo tym bardziej Huxa! – Zastrzegła. – Po prostu, jeśli czujesz coś do któregoś z nich, to nie wahaj się, ani nie zastanawiaj, bo będziesz tego potem żałować.
– Ale co na to mistrz Skywalker...?
– Nim się nie przejmuj! – Kapitansza machnęła ręką. – Wpakowałaś się w to bycie Jedi, właściwie nie mając pojęcia na co się piszesz. A skoro mistrz powiedział ci, że w każdej chwili będziesz mogła z tego zrezygnować, to oddaj mu miecz i po sprawie!
Dziewczyna podniosła na nią wzrok. Była blada i widocznie zmartwiona.
– Zawiodę go... – powiedziała ledwie słyszalnie.
– Nie zawiedziesz! Poza tym, nie możesz wiecznie oglądać się na innych i zastanawiać, co oni powiedzą. Żyj dla siebie i bądź szczęśliwa! A czy to w Ruchu Oporu, czy w Najwyższym Porządku, to nie ma znaczenia! Jeśli ktoś jest dobry dla ciebie i kocha cię, to jest najważniejsze! Nic innego, mój skarbie…

https://thumbs.gfycat.com/WellmadeGlitteringCalf-small.gif

Porzucamy tutaj opko, choć ciągnie się ono jeszcze przez dłuuuugie rozdziały (dokładnie: 112), a Modzie na sukces końca nie ma… Pamiętacie jeszcze, że Hux miał adiutantkę imieniem Jaina? Okazuje się ona nieślubną córką Hana Solo (hm, skądś tę panią znamy…). Tymczasem Corran Horn, wyrodny tatuś Magdi, Jacena i Rey żyje i odnajduje się na planecie Esna, która jest celem ich podróży, a jednocześnie… rodzinną planetą Kapitanszy (niestety, musimy pominąć scenkę, w której król rozmawia z nią po rosyjsku). Wszyscy kłócą się i godzą, rozstają i schodzą z powrotem, próbują nawzajem pozabijać albo zawierają nieoczekiwane sojusze. Ostatecznie Kylo Ren pod wpływem miłości do Magdi porzuca Ciemną Stronę i wszystko kończy się ślubem. Niejednym.
A co było tym straszliwym zagrożeniem, które aż wymusiło sojusz Najwyższego Porządku i Ruchu Oporu?
A cholera wie.

Tytuł odcinka nawiązuje do staaaaaarego kawału z czasów, kiedy Gagarin jako pierwszy człowiek poleciał w Kosmos. Do majstra na budowie przybiega jego rozentuzjazmowany pomocnik.
– Panie majster! Panie majster! Ruskie w Kosmos poleciały!
– Wszystkie?
– Nie, jeden.
– To co mi dupę zawracasz, podaj cegłę.

KONIEC

Z pokładu gwiezdnego niszczyciela pozdrawiają Kura i Vaherem, pilnie studiujący drzewo genealogiczne bohaterów opka,

a Maskotek nawalił się koreliańską whisky i ma to wszystko w nosie.

29 komentarzy:

Anonimowy pisze...

O Czizusie. Autorka albo ma z trzynascie lat albo jest to jakieś dobre troll opko. Z tymi ruskimi wstawkami poleciała jak kometa. Szkoda,że Kapitanisza(WFT?) Nie wykrzykneła coś w stylu: Niech żyje Socjalistyczny Związek Republik Galaktycznych!!

Anonimowy pisze...

Fakt, poza nakazaną przez Imperatyw Narracyjny próbą gwałtu, Hux jest tu niemalże kanoniczny. "Pomylony drań ze świecącym kijem" całkiem zgrabnie oddaje to, co zapewne często gęsto myślał o Kylo Renie.

Ale, ten. Akurat na skrzywdzonego misia o psychice zwichrowanej przez trudne dzieciństwo to Hux nadaje się o wiele bardziej, niż Ben Solo. Nawet nie trzeba zbyt wiele koloryzować.

Masza

Anonimowy pisze...

zgasił świece
Skąd on na statku świece wytrzasnął?
Jasne,facet który jej posłał kieckę i szpilki i zaprosił na kolację, niewątpliwie chce modlitwy za pokój w galaktyce odmawiać.
padł nagle na stojący na stole świecznik.
No i było szpanować świecami?
Biedny Han Solo!Biedna Leia...
On naprawdę ma to wszystko w dupie.
Jest na emeryturze..
Luke i Rey teraz: została sama, na pewną śmierć?
Przyszłość w ruchu jest..
Ta Rosjanka to w ogóle nie wiem skąd się wzięła..
Te układy rodzinne - bez wodki nie rozbieriosz.Grunt,ze są śluby...
Ale widzę plus- slashu nie ma.Tylko siła miłożci!

Chomik

Anonimowy pisze...

Dobra to ja tam będę szczery. Może to kwestia tego, że nie jestem fanem Star Wars, a kanon jest mi obcy, a może tego, że jestem dopiero w połowie analizy, ale mi się całkiem podoba to opeczko. Jasne, jest raczej naiwne, ma schematyczne zabiegi fabularne, Tru Loffa, główna bohaterka to mary sue, itp. Itd. Ale tak na poważnie, to ja się dobrze bawiłem podczas czytania. Powiedziałbym, że to raczej taki koszmarek do poczytania dla relaksu, jak sie lubi odstresowywać przy tego typu głupotkach. A sama autorka ma potencjał, pisze dosyć zgrabnie.

Anonimowy pisze...

Troll opko jakiejś uzdolnionej autorki. Przecież tych Galaktycznych Rosjan żadna trzynastolatka by nie wymyśliła. Widzę,że był zrobiony porządny riserdż. Ałtoreczki najbardziej skupiają się na tru lofach a reszta jest na szóstym planie.
A tak BTW,czy tylko mnie wkurza to co odwalili z Leą i Hanem w nowym kanonie? Nie chce mi się wierzyć,że oni mogliby być tak ujowymi rodzicami.

Anonimowy pisze...

Nie wiem,gdzie Ty tu widzisz coś porządnego,ale tak,też mnie wkurza los Hana brak psychologii u Kylo i brak wyjaśnień.


Chomik

Anonimowy pisze...

Samo to że zalukała do kanonu. W ogole gdzieś ktoś rzucił jakoby Ruin Jonson "pożyczał"pomysły od fanfików?

Anonimowy pisze...

Cieszę się, że już koniec, bo uniwersum Star Wars to kompletnie nie moja bajka, a co za tym idzie, nie przykuwa mojej uwagi. Osobiście chętnie bym poczytała znowu jakąś analizę któregoś z licznych ksiopek aŁtorkasi, bo ostatnio płodzi je z szybkością karabinu maszynowego.

Smok Miluś

Anonimowy pisze...

O nie. Czas na kontynuację Glątwy

Anonimowy pisze...

Może odezwę się spod tego kamienia, do którego nie dotarło Star Wars: analiza jest hermetyczna, a przez to dość nudna. Dla mnie większość komentarzy brzmiała mniej więcej tak:

"Nie no, Sobiesław i robienie awantury? Poza tym Moc Czerepu tak nie działa, bo w drugiej części cośtam. I dlaczego nikt nie pamięta o Kunegundzie?"

Dużo randomości, mało pieprzu.

Hasz

Anonimowy pisze...

Do pełnego obrazu kosmicznych Rosjan, poza laserowym kałachem i uszanką brakuje jeszcze świetlnych sierpa i młota

Anonimowy pisze...

I bałałajki. Nie zapominajmy o bałałajce.

Anonimowy pisze...

Twierdzenie,że Kylo jest taaaki biedny jest mega denerwujące, ale szczerze to doceniam ałtorkę,że stworzyła sobie self-insert zamiast robić self-insert z Rey. Lubię Rey w tym opku.
"My? Oni? – Łowczyni nagród parsknęła. – Ruch Oporu, Najwyższy Porządek czy Nowa Republika... Dziecko, jesteśmy tacy sami! Jakie ty widzisz różnice?" - to my brzmi jak przeróbka tekstu z 2 części Króla Lwa. Tam on ma sens,tu nie.
Po opisie reakcji Huxa na rewelacje rodzinne, wnioskuję, że autorka zdawała sobie sprawę,że to brzmi jak telenowela

Anonimowy pisze...

"- Nie jesteś moim prawdziwym ojcem, Max - syknęła. Skrzywił się, słysząc jej słowa. Zrozumiała, że zabolało go to, co mu powiedziała. I dobrze! Tego właśnie chciała! Chciała, żeby cierpiał za to, co jej powiedział. Dodała: - Nie możesz mi niczego zabronić!"

Taak, a w pierwszym rozdziale stało jak byk:
"Prawdziwymi rodzicami stali się dla nich właśnie Max i Tiiel, którzy zaopiekowali się nimi i wychowali ich najlepiej, jak umieli"

Ba! Sama Magdi mówi do brata:
"- Nic nie obchodziliśmy naszych rodziców! - zawołała z goryczą. - Zostawili nas! To Max i Tiiel zajęli się nami! Nikogo innego nie obchodziliśmy!"

A teraz nagle okazuje się, że ten sam Max, który wychował ją najlepiej jak umiał, nie może jej niczego zabraniać, bo nie jest jej "prawdziwym ojcem". Czyli co: jakby przypadkiem znalazł się ten biologiczny ojciec, którego nigdy nie obchodziła, to co - on mógłby?

Anonimowy pisze...

" – Nic ci nie jest? – spytał. Próbował wytrzeć krew z jej twarzy, jednak jedynie bardziej rozmazał ją na policzkach i czole dziewczyny.
Ten wieczny problem, jak oddać “Are you ok?” żeby nie brzmiało idiotycznie..."

Dla mnie nie wygląda tak znowu idiotyczne, bo tutaj ważne jest samo zadanie pytania, a nie dobór słów. Jeśli ofiara jest zalana krwią, to widać, że jednak coś jej jest, ale przede wszystkim chodzi o sprawdzenie, jak zareaguje, czy rozumie, co się do niej mówi, czy pamięta, co się stało, czy jest w szoku, itd. "Are you ok" ma zresztą ten sam problem - jeśli ktoś mocno krwawi, to na pierwszy rzut oka widać, że jest "not ok", ale najważniejsze jest nie to, jak wygląda, tylko co odpowie.

Za to naprawdę idiotyczny jest wywód o tym, jak to wszystko jest winą Lei i przy nim prawie rozbiłam blat głową. Moje biedne biurko. Moje biedne czoło ><

Anonimowy pisze...

Nie oglądałam "Przebudzenia mocy" ani "Ostatniego Jedi", niemniej jednak zawsze wydawało mi się, że Leia była jedną z ciekawszych i lepiej opisanych postaci. Mógłby mi ktoś powiedzieć, skąd ten hejt ze strony ałtoreczek?
Arka

Anonimowy pisze...

Ten hejt na Leie ze strony ałtoreczek to stąd,że nie uznają,że Kylo jest zły sam z siebie więc Leia na pewno była okropną matką. (oraz Han okropnym ojcem)

Babatunde Wolaka pisze...

Hejtowanie generał Organy to po prostu pochodna przekonania, że Kylo jest biednym dziubdziulkiem, którego trzeba dużo przytulać, albowiem gładki z niego bestyja.

Miecz świetlny ze złotym wzorem na rękojatce (i złotą klingą!) kojarzy mi się nieodparcie z inkrustowanymi złotem pistoletami meksykańskich narkogangsterów.

"Kieruj ostry koniec w stronę wroga."
Stick 'em with the pointy end!

"Nazwa planety. D'Qar. A więc to tam Ruch Oporu założył swą główną bazę. D'Qar."
Jacen D'Qar? Brzmi jakby znajomo.

"Dobra robota, czarny wsadnik!
Ale dlaczego “jeździec”...?"
Bo taki miodny z niego pareń. A poważnie, to podejrzewam, że w słowniku "wsadnik" stał pod hasłem "rycerz", no i przepisano.

"Kapitansza popatrzyła na nią z politowaniem. Prychnęła.
– A może to Najwyższy Porządek ma rację i Ruch Oporu jest zły?"
Za dużo Russia Today.

“Pulsarowy Ślimak” jest urzekający. A jego jednostką bliźniaczą był "Ślimak Milenium".

Nefariel pisze...

Nie zamierzałam czytać analizy (SW to nie moja bajka), ale zobaczyłam "Kapitanszę" i mam w planach się przemóc, uwielbiam takie feminatywy. <3

Nefariel pisze...

PS: a kosmodesantniki gdzie?

Anonimowy pisze...

Nie autoreczek tylko twórców nowego kanonu. Ok,rozumiem pomysł ukrywania przed Benem faktu,że Vader był jego dziadkiem. Ale dlaczego zrobili z nich wyrodnych rodziców? Że Han miał dystans fo syna bo ten był czuły na Moc? Jakoś nie miał dystansu jak bzykał czułą na Moc Leę. Bez sensu.

Anonimowy pisze...

Klasycznie wybielenie Kylo, demonizowanie rodziców <3
Opko powstało przed TLJ, ale kanon też w końcu poszedł w tę stronę. Mam nadzieję, że w 9 epizodzie twórcy jednak nie pójdą drogą, którą podąża to dzieło - miłość uleczy duszę i wymaże wszystkie zbrodnie. Na koniec trylogii Kylo pewnie się nawróci, żeby zachować rodzinną tradycję, ale liczę, że nie będzie to wybitnie przesłodzone. I jeszcze po cichu liczę, że nie będzie żadnej romantycznej relacji Rey-Ben.

Ale dość spekulacji, czas na powrót do opka. Rosjanie w odległej galaktyce. Musiałam dwa razy przeczytać, żeby upewnić się, że mnie oczy nie mylą. Cudo.

I podobała mi się bardzo postać Huxa. I skłaniam się ku teorii, że Hux był wpatrzony w Isard, dlatego teraz pragnie jej córki. I po scenie molestowania przestała mi się ta postać podobać. Stał się papierowy, odegrał rolę tego złego, a cała sytuacja przybliżyła do siebie Kylo i Magdi. Potem tylko raz wrócił - przy opisie telenoweli <3

Właściwie to jak inni przede mną odnoszę wrażenie, że ten fanfik może okazać się jakąś prowokacją. A jeśli nie prowokacją to został stworzony w ramach żartu i zabawy uniwersum. Jest napisany naprawdę nieźle. Nie wszystkie postaci są płaskie, mają nawet coś w sobie (Hux). Pojawiają się absurdy, bohaterka jest typową (może nawet przerysowaną?) Mary Sue, a relacje są wystrzelone w kosmos (hehehe, kosmos rozumiecie, he). Pojawiło się sporo nawiązań wykraczających poza filmy, a ponieważ kanon sam w sobie potrafi być sprzeczny, to części zawirowań i uproszczeń nie da się uniknąć. Wydaje mi się mimo wszystko, że były dość zgrabnie przeprowadzone. Całe opowiadanie wydawało się dość dorosłe, a wszystko co absurdalne jako zastosowane celowo.

A przynajmniej do pojawienia się matki Rey. Potem posypała mi się koncepcja tej celowości wszystkiego. I od tego momentu reszta tekstu przemawia przeciwko prowokacji. I ta liczba rozdziałów. Ale tu oceniam przez swój pryzmat - raczej nie dałabym rady opisywać takiej telenoweli, skoro nawet oglądanie dłuższych seriali mnie nudzi. Było też kilka fragmentów, w które nastolatka mogłaby wpleść własne życie. A jeśli nie własne życie to chociaż fragmenty filmów romantycznych.
Mam przez to bardzo mieszane uczucia, co do tego fanfiku.

Wasza robota jak zwykle świetna. Gify i filmiki idealnie dopełniają tę galaktyczną "Modę na sukces". Czekam z niecierpliwością na kolejną analizę! :)


Lampka

Anonimowy pisze...

Wszystko idzie w stronę ostatecznego rozwiazania kwestii Skywalkerów. Chociaż dla mnie bez sensu jest nazywanie Kylo/Bena Skywalkerem skoro to Solo. Tak jest wnukiem Anakina ale po kądzieli. To trochę co innego.

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Nadal nie było to jakieś tragiczne... z wyjątkiem biednego niedocenionego kochanieńkiego Kylo i Huxa Oczywiście Zbereźnika Pragnącego Naszej Mary i Potffornej Matki Lei. Kiedyś bawiłam się w parodiowanie StarWars do szuflady i muszę powiedzieć, że odpowiednik Kyla całkiem Kyla tegoopkowego przypominał... co nie świadczy o opkowych zbyt dobrze bo części StarWarsów oglądałam tylko pierwszą, czwartą, urywki drugiej i trzeciej oraz kilka odcinków wojen klonów. O Kylu nic. Kapitansza była moją ulubioną postacią dopóki nie zaczęła wyjeżdżać z tekstami że Ruch Oporu jest gorszy od Nowego Porządku bo tak.
Również tęsknię za jakimś ewidentnym potworkiem, może być np z uniwersum Władcy Pierścieni, albo w ogóle świata fantasy.

Anonimowy pisze...

Może to i dobrze. Niech zamkną wszystkie wątki i zostawią galaktykę w spokoju. Ale na to chyba nie ma co liczyć.
Filmy i tak wywróciły do góry nogami kanon. Zamiast Nowego Zakonu Sithów mamy Najwyższy Porządek, niby widać podobieństwa, ale to nie to samo. Są też hybrydy kilku postaci z legend - w końcu sam Ben Solo kojarzy się z Jacenem Solo, ale imię dostał po Benie Skywalkerze. A skoro nie ma Mary Jade to Luke, Leia i Ben są ostatnimi Skywalkerami, mimo że tylko jedno nosi to nazwisko. Leia zginie, Luke przestał się liczyć, bo potomka brak. I teraz Kylo się nawróci tuż przed śmiercią i umrze albo jednak przeżyje i będzie odbudowywał potęgę Jedi razem z Rey. Ale niezależnie od tego co się z nim stanie nazwisko Skywalker pozostanie legendą, mimo że jacyś potomkowie Anakina mogą się plątać po kosmosie. Pozwoli to jednak twórcom na wymyślenie czegoś zupełnie innego. Czegoś mniej związanego z poprzednimi bohaterami, a więc z większą swobodą. :)


Lampka

Anonimowy pisze...

W nowym filmie najprawdopodobniej zobaczymy Marę Jade,nowych Sithow i ekipę z prequeli. Będzie wesoło

Anonimowy pisze...

Wygląda na to, że to jakieś polo troll, tylko że pytanie, czy takie opko powstałe dla zartow miałoby aż tyle rozdzialow. Chyba nie, ale kto wie ;) Nie oglądałam nowych SW przez, to jestem mało zorientowana w temacie. Tyle, że autorka faktycznie pisze niezle, na pewno lepiej niż wielu autorów wydanych ksoazek, które tu omawialiscie. Gdyby tak nie skupiała się na tworzeniu Mary Sue, to byłoby całkiem niezle.

Eva

Siegrrun pisze...

– My? Oni? – Łowczyni nagród parsknęła. – Ruch Oporu, Najwyższy Porządek czy Nowa Republika... Dziecko, jesteśmy tacy sami! Jakie ty widzisz różnice?
Nooo… naszym nigdy nie przyszło do głowy, żeby atakować bez powodu i niszczyć całe planety z miliardami cywili, ale rozumiem, że to taka drobna, nieistotna różnica…
Mam dziwne wrażenie, że autorka próbowała tu powtórzyć słowa Maz Kanaty, ale… no… nie wyszło.

Nie, nie, nie, nie. To jest dokładny, słowo w słowo, cytat z Króla Lwa: Czas Simby.

Siegrrun pisze...

– My? Oni? – Łowczyni nagród parsknęła. – Ruch Oporu, Najwyższy Porządek czy Nowa Republika... Dziecko, jesteśmy tacy sami! Jakie ty widzisz różnice?
Nooo… naszym nigdy nie przyszło do głowy, żeby atakować bez powodu i niszczyć całe planety z miliardami cywili, ale rozumiem, że to taka drobna, nieistotna różnica…
Mam dziwne wrażenie, że autorka próbowała tu powtórzyć słowa Maz Kanaty, ale… no… nie wyszło.

Nie, nie, nie. To jest dokładny, słowo w słowo, cytat z Króla lwa: czas Simby!