piątek, 18 lutego 2011

11. Guzikowe gwałty, czyli nastoletni Śmierciożercy


Na specjalne życzenie EwĆ analiza jej własnego blogasska. Sama wiedziała w co się pakuje (masochistka jakaś?) więc sama sobie winna.
 
  EwĆ, bądź mi wdzięczna, zajęłam się Tobą, zaniedbując mojego Indianę!
 
Cześć.
Nazywam się Ewelina. W skrócie EwĆ. Założyłam tego bloga, bo chcialam pisać o Tym napuszonym Potterze i o Tej nieznośnej Evans. Mam nadzieje, że moja opowieść się Wam spodoba i bedziecie często odwiedzać mojego bloga.
Z góry chciałam przeprosić posiadaczki bloga. www.lily-huncwoci-przygody.blog.onet.pl
Za to, że (aż wstyd się przyznać) zgapiłam ich notkę. Bardzo Was przepraszam.
Tę notkę już wymyśliłam sama. Miłego czytania.
No, ładnie się zaczyna, od plagiatu. Co dalej?
 
***
Jestem Lily Evans, mam 16 lat i idę teraz do 6 klasy szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Mam wspaniałe przyjaciółki: Ann Wisborn i Dorcas Meadows. Kocham je jak siostry, których nigdy nie miałam. Mam jedną siostrę (jeśli ją można nazwać siostrą) nazywa się Petunia, kiedyś byłyśmy przyjaciółkami,  ale kiedy dostałam list z Hogwartu zaczęła się do mnie odnosić dość lodowato.
Eee... zaraz. Kocha przyjaciółki jak siostry, których nigdy nie miała... ale ma siostrę, która kiedyś była przyjaciółką? Dość poplątane są te więzy krwi.
 
[aŁtorka cofa nas w czasie o lat pięć. Jedenastoletnia Lily jeszcze nie wie, co ją czeka... nie przewiduje, że zostanie bohaterką opka!]
-Lily no chodź już!
-Już idę Pet, tylko ubiorę buty!
Biedne, gołe buty.
 
Kiedy wyszłyśmy z domu, skierowałyśmy się do sklepu z lodami. Kiedy poszłyśmy do lodziarni, Peti od razu poszła flirtować z Oliverem. (chłopakiem od lodów), a ja mniemając nic do roboty poszłam się przejść. Kiedy wychodziłam z zakrętu wpadłam na pewnego chłopaka z kruczoczarnymi włosami, w okularach.
Mniemam, iż aŁtorka świadomie używa tak wyrafinowanych środków poetyckich jak anafora (paralelizm; powtarzanie tego samego wyrażenia na początku kolejnych członów wypowiedzi).
 
 
HOGWART
SZKOŁA
MAGII i CZARODZIEJSTWA
 
Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag,
Najwyższa Szycha, Międzynarodowej Konfed. Czarodziejów)
 
  Szanowna Panno Evans,
  Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
   Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później, niż 31 lipca.
   Z wyrazami szacunku, 
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Pańskiej? Albo mają taki burdel w administracji, albo Lily niespodziewanie zmieniła płeć.
 
 
Zapomniałam dodać, że w liście była także instrukcja jak dojść na Pokątną i na peron 9 i trzy, czwarte oraz książki z niezbędnym wyposażeniem.
Nie wiem, jak ta sowa to udźwignęła... pakę książek i całe wyposażenie z kociołkiem włącznie. Może to była sówka Pudzianówka.
 
Zapraszam do czytania. Miałam pojechać, ale okazało się, że wyjeżdżam w sierpniu i stwierdziłam, że napisze jeszcze notka. 
Co ona napisze, ta notka?
 
Siedziałam sama pod oknem, kiedy podeszła do mnie pewna dziewczyna.
- Cześć tu wolne. ? – zapytała
Ciekawe zastosowanie znaków interpunkcyjnych. Sugeruje, że zdanie zostało wypowiedziane tonem oznajmującym, jak natomiast bohaterka wyartykułowała samotny pytajnik – pozostaje tajemnicą.
Na czole jej się wyświetlił. Jak wielki BatSygnał.
 
- Jasne siadaj. – kiedy usiadła – Nazywam się Lily Evans, a ty?
- Jestem Dorcas Meadows.
Od tej pory zostałyśmy przyjaciółkami na zawsze.
Takie proste. Wystarczy się przedstawić.
 
Gadałyśmy o szkole, ale przerwałyśmy, bo przedział się otworzył [jak szkatułka], a w nim stało czterech chłopaków. Jednego już znałam, ale go nie poznałam [a dziad wiedział, nie powiedział].
- Cześć dziewczyny, możemy się dosiąść? – spytał się okularnik w czarnych włosach.
Futrzak w okularach pytał sam siebie, w dodatku określając się jako „dziewczyny”? No no, mamy bohatera o bardzo skomplikowanej tożsamości.
 
Rozmawialiśmy, było bardzo fajne. Dopóki nie zgasły światła, a ja poczułam czyjąś rękę na moim udzie.
Kurde, jak ja miałam 11 lat, to chłopcy najwyżej ciągnęli dziewczyny za włosy. Albo przezywali. Najwyraźniej czarodzieje wcześniej dojrzewają...
 
- Hey co jest grane? – zapytałam.
A jak to ładnie powiedziała, przez igrek.
 
Wstałam zapaliłam światło i zobaczyłam Pottera, który uśmiechał się do mnie. Wkurzyłam się. Podeszłam do niego i strzeliłam mu z liścia.
Ostro, całkiem jak w brazylijskiej telenoweli.
 
- Ale mu przywaliłaś – ucieszyła się Dor. – Masz niezły cios.
- Jeszcze nie widziałaś mojego kopa z półobrotu.
 
- Dzięki, a coś czuje, że mnie jeszcze popamięta. 
Wcale się nie myliłam. Do dziś pewnie go boli policzek. I dobrze mu tak, niech wie, że ja nie jestem jedną z tych natrętnych fanek. 
Fanek? James Potter miał jakieś fanki? Może to był Zac Efron incognito...
Nie, to Bela B!
 
Od aŁtorki:
Stwierdziłam, że nie będę pisać pamiętnika Lily. Będę pisać w osobie 3. Miłego czytana. 
Dlaczego? Bo tak.
 
[AŁtorka jednym żabim skokiem przenosi nas pięć lat w przód.]
***
Jest brzydki wrześniowy dzień. Liście zaczęły spadać z drzew. Świat jest pełen kolorowych barw.
Kolorowe barwy są brzydkie, lepsze byłyby czarne czernie i szare szarości.
 
Na ulicach nie ma, żywej duszy. Wieje wiatr, przez co liście fruwają na wszystkie strony.
Pewna rudowłosa dziewczyna, siedzi na parapecie i ogląda ten różnobarwny taniec.
AŁtorka czasami sobie przypomina o istnieniu przecinków. Stawia je wtedy gdzie popadnie.
 
Ogląda spokojną ulice, kiedy cisze przerywa wrzask.
- Lily, koniec spania zejdź na śniadanie, za 3 godziny masz pociąg do Hogwartu.
Nie prościej byłoby nastawić budzik?
 
- Co ten Potter we mnie widzi. Przecież, mam okropne rude włosy i w ogóle wyglądam jak oponka. – pomyślała. Podeszła do szafy i wybrała błękitną bluzkę     na długi rękaw i jeansową miniówkę. Do tego ubrała białe buty na niewielkim obcasie.
Naciągnęła bluzkę na długi rękaw swej różowej piżamy w kaczuszki, a buty ubrała w pokrowce, żeby się nie pochlapały.
 
- Jak tam wakacje? – zapytał Remus.
- Właśnie Lily nam miała powiedzieć.
- No Ruda słuchamy…- wyszczerzył swe białe ząbki Black.
Tyle kolorów w jednym zdaniu.
 
- Potem – skwitowała odpowiedz w jednym zdaniu i rozglądnęła się po peronie. Zobaczyła chłopaka o blond włosach i niebieskich oczach.
Żadnej platyny, żadnej stali? Zaskoczona.
 
Uśmiechnęła się do niego, a on do niej.
- Nie czekajcie na mnie – powiedziała i podeszła do chłopaka.
Przyjaciele wymienili ukradkowe spojrzenia i poszli do przedziału. Tylko Rogacz stał oniemiały i patrzyła jak Ruda przytula nieznajomego chłopaka. Wezbrała się w nim złość. Podszedł do nich i …
***
I co? Tego dowiecie się kiedy indziej.
*Kiwa się w przód i w tył, mamrocząc: Ale ja chcę teraz! Teraz! Teraz!*
*daje Kurze Maskotka do poprzytulania*
 
James zaczął się kierować do pary.
Para buch! Koła w ruch!
 
Nieznajomy właśnie złożyła na ustach Lilki pocałunek,
Tłumacząc z narzecza Yody: jakaś dziewczyna po raz pierwszy pocałowała Lilkę. Nas nie dogoniat... *nuci*
 
a ona o dziwo go odwzajemniła. Całowała go namiętnie tak jak nigdy nie całowała jego, ona NIGDY go nie pocałowała.
Gubię się w tych zaimkach. Kto, kogo i kiedy?
 
W tym samym czasie Ruda i nieznajomy oderwali się od siebie.
- Lily przepraszam, to nie powinno się stać.
- Nic nie szkodzi Ray, ja też powinnam zareagować, a nic nie zrobiłam.
Ciekawy eufemizm na określenie namiętnego pocałunku.
 
- Lily przepraszam, ale wtedy, gdy rozmawiałaś ze mną, gdy się wygłupialiśmy, gdy chodziliśmy na spacery ja… ja...
- Co ty? – przerwała mu brutalnie – Wysłów się.
Z liścia go! Z liścia!
 
- Zakochałem się w Tobie. Ja… Czy Ty chcesz zostać moją dziewczyną? – zapytał. - Przepraszam… - dodał pośpiesznie patrząc na jej minę.
Przeciwpiechotną.
 
- Nie… - zaczęła, ale nie dał jej skończyć.
- Ah. Rozumiem, no.. to… może... pójdę.. tak, może pójdę, już. - Powiedziawszy to opuścił głowę i miał już zamiar iść, gdy Lily złapała go za rękę. Uśmiechnęła się do niego i spojrzała mu głęboko w niebiesko-szare oczy.
- Nie to chciałam. Chciałam Ci powiedzieć, że nic nie zrozumiałam – rzekła. Mówiłeś tak szybko. – dodała z uśmiechem.
- Och.. Pytałem czy może chcesz zostać moją dziewczyną?
- Z chęc…. – zaczęła, ale nie zdążyła dokończyć, ponieważ wziął ją na ręce i pocałował. Oddała mu pocałunek, ale nie poczuła tych słynnych motylków w brzuchu. Może z czasem się pojawią,
Polecam surową wołowinę. Motylica wątrobowa gwarantowana.
 
Do przedziału weszła para. Dziewczyna i chłopak. Chłopak wzrostem równym do Jamesa. Miał blond włosy i szaro-niebieskie oczy. Ubrany był w wytarte jeansy i luźną koszulkę. Zaś dziewczyna miała rude włosy i zielone, duże oczy. (jak była ubrana zobaczcie w notce pt. ”Peron 9 i ¾” – dop. aut.).
Nawiasy z „dop. aut.” przyprawiają mnie o ostry atak alergii. Idźcie sobie, będę się drapać.
 
- w przeddzień wyjazdu spotkaliśmy się na plaży i wymieniliśmy numerami. I wtedy zaproponowałem już ostatni spacer na plaży. Lily pamiętasz ?
- I to bardzo dobrze.
- To im opowiedz, bo ja pójdę do moich znajomych. Pewnie się martwią. – rzekł i pocałował zielonooką w usta.
- Dobrze. Powiedziałam mamie, że nie przyjdę na noc, bo będę z Rayanem , zgodziła się tylko poprosiła mnie, że w tak młodym wieku nie chce być babcią. – nie dokończyła, gdyż Potter, który właśnie pił, zakrztusił się.
Szybka Lilka, no no, kto by pomyślał. Miałeś nosa, Potter, z tym przezwiskiem „Rogacz”!
 
- Ale zgodziła się ? Pozwoliła Ci zostać na noc u niego ? Czy ona oszalała ?
- Tak pozwoliła mi, Potter. Teraz przestań, bo chcę dokończyć. No i poszłam. Leżeliśmy na kocu i piliśmy wino. Zasnęliśmy.
Otwieram wino ze swoją dziewczyną, ą, ą...
 
Przyjaciele weszli do WS ( Wielkiej Sali, będę tak pisać jako skrót – dop. aut.)
Alergia podwójna. Od dopisków autorki wszystko mnie swędzi, od durnych skrótów kicham.
 
Każdy uczeń, który pierwszy raz przekroczył progi Hogwartu musiał założyć na głowę starą Tarę przydziału, która wyznaczała mu jego dom.
Tara była bardzo stara, starta od tarcia, lecz nadal sprawiała niezatarte wrażenie.
 
***
- James !! Kochanie !! Jesteś wreszcie szukam Cię po całej szkole !!
- Cześć Susie! – odpowiedział James i pocałował dziewczynę w nos.
Czyżby jedna z tajemniczych fanek Jamesa aka Za(d)ka?
Kuro, fanka Beli. Tylko raczej ona jego w nos całować powinna. A zaprawdę powiadam wam: jest w co.
 
- Cześć jestem Lilyane Evans, ale mów mi Lily. – powiedziawszy to podała rękę.
- Susie, Susie McCarton.
ale mów mi Tektura.
 
Huncwocki ( Ann, Dorcas i Lily – dop. aut.) musiały przyznać, ze jest bardzo ładną dziewczyną.
Huncwotki, to bym zrozumiała. Względnie Hunćwoczki.
 
Gdy para zeszła im z oczu [ach, te zamglone spojrzenia], ruszyli w przeciwną stronę. Do Pokoju Wspólnego ( Będę używała skrótu PW – dop. aut. )
Aaaaapsik! Gdzie mój alertec?
 
Kiedy minęła 23.00 portret rozchylił się i ujrzeli tam uśmiechniętego od ucha do ucha Rogacza.
Khem... nie przepuścił nawet Grubej Damie?
 
- Skąd ją znasz ? Jak było ? – zapytała zaciekawiona Dorcas.
- Grubą Damę? Nooo... znam ją z portretu, a było bosko!
 
- Jak ona się nazywała? Susie… jak…? (...)
- Susie McCarton. – odpowiedział za Jamesa, Remus.
- McCarton ! – wykrzyknęła. – O Merlinie !
- Lilka, co jest ? – zaskoczyli się Huncwoci dziwnym wybuchem przyjaciółki.
Nie odpowiedziała, a z jej oczu pociekła samotna łezka.
Ach, czekałam na to, czekałam! *odhacza punkt „samotna łza”*
 
- Dziewczyny… -  rzekła Ruda przez łzy. – Ja już chyba pójdę spać. Dobraaanoc. – zawyła i pobiegła w stronę dormitorium.
Wilczyca Lily.
 
Wpadła jak burza i nie zważając na krzyki Kate i Eve ( współlokatorek – dop. aut. ) rzuciła się na łóżko. Zasłoniła zasłony i cicho popłakując oddała się w ramiona Morfeusza.*
Neo tymczasem zajmował się współlokatorkami (dop. red.)
 
W tym samym czasie w PW panowała niespokojna cisza. Dziewczyny popatrzyły na siebie i pokiwały głowami.
- Czy Wy wiecie o co jej chodziło ? – zapytał Remus.
- Wiemy. – odrzekła cicho Ann, a 6 par oczu zwróciło się do niej z pytaniem wymalowanym na twarzy.
Red. nacz. Kura chciałaby się dowiedzieć, gdzie oczy mają twarz. Pilnie.
 
( „6 par oczu” – chodzi mi o Huncwotów. 6, bo Peter już zasnął – dop. aut. )
Gdzie mój alertec. Nie. Gdzie moja siekiera!
 
- Spokojnie. Opowiemy Wam, ale Nam nie przerywajcie.
Szacunek dla rozmówców połączony z wysokim mniemaniem o sobie. Jak to, panie, w wyższych sferach.
 
- Lily poznała Susie w trzeciej klasie na eliksirach. – zaczęła Ann. – Susie była bardzo dobra z eliksirów, więc Ślimak kazał im usiąść razem. Zaprzyjaźniły się. Opowiadały sobie wszystko. Były nie rozłączne.
Nierozłączne, jak sama nazwa wskazuje, piszemy razem.
 
- No właśnie. Były nierozłączne,
No właśnie.
 
więc Lily na znak przyjaźni zaprosiła McCarton do domu na ferie. Okazało się, że do rodziców Rudej, także przyjeżdża jej brat cioteczny, Mark. Kiedy Susie go zobaczyła od razu się w nim zakochała. Mark był od nich o 2 lata starszy. Podrywała go, flirtowała z nim. Zadurzyła się po uszy.
Kolejna przedwcześnie dojrzała trzynastka.
 
Pewnego dnia przyszedł na obiad z dziewczyną. Ogłosił, że chcą się pobrać.
Piętnastolatek!
 
McCarton tak się wściekła, że w nocy poszła do jego pokoju i zaczęła go torturować klątwą Cruciatus.
Diabeł boi się gniewu wzgardzonej kobiety.
 
Dobrze, że Lily weszła w porę. Chłopak stracił zmysły. Jest w mugolskim psyhiatryku.
Gdzie?
 
Lily strasznie to przeżyła. Niedojd, że rodzice Marka zrzucili na nią winę, że poznała Susie i przyprowadza do domu dziewczynę, którą nie zna za dobrze.
A to niedojda.
 
- To jeszcze nie wszystko. Susie przyrzekła Lilce, że się zemści za niedokończenie zbrodni. – zakończyła opowiadanie Dorcas.
A teraz uwaga. Przyjrzyjmy się sytuacji jeszcze raz. Lily i Susie poznają się w wieku 13 lat, siedzą razem w ławce, są nierozłączne. Po sprawie z Markiem przyjaźń zostaje zerwana, ale nic nie słychać o tym, żeby Susie zmieniła szkołę. Tymczasem przy ponownym spotkaniu Lily przedstawia się jej jak obcej osobie, a nazwisko McCarton rozpoznaje dopiero wtedy, gdy James je powtarza. Również koleżanki Lily zdają się nie mieć pojęcia, kim jest nowa sympatia Rogacza. Czy tylko ja dostrzegam tu jakąś drobną sprzeczność?
 
Dwie osoby z Gryffindoru z 6 roku nie mogły zasnąć.
Wszystkie rybki śpią w jeziorze, ciurara, ciurararaj... jedna rybka spać nie może ciurara, ciurararaj!
 
Pewna rudowłosa dziewczyna o zielonych oczach zeszła do Wspólnego. Myślała, że nikogo o tak późnej porze tam nie zastanie. Myliła się. Na fotelach siedział chłopak. Wzrostem troszeczkę wyższym od niej.
Zawsze myślałam, że siedzi się tyłkiem.
 
Miał kruczoczarne włosy i brązowe oczy, które przysłaniały okulary.
Znaczy, te oczy tak mu... zwisały? Na szypułkach? Przed okularami?
 
- Liluś przepraszam. To moja wina. Chciałem, żebyś była o mnie zazdrosna, a tylko pogorszyłem sprawę. – zawiesił głowę [na wieszaku], a z jego oczu poleciała łza.
Z dwojga oczu jedna łza – nie dziwi nic...
 
Uśmiechnął się do niej jakby wiedział co dzieje się w jej głowie. Był już coraz bliżej. Czuła jego oddech na swojej szyi. Stykali się prawie nosami. Byli już tak blisko, lecz przerwał im krzyk dziewczyny. Odsunęli się od siebie. Lily dziękowała w myślach, że ktoś krzyknął, lecz James był innego zdania. Przeklinał w duchu osobę, która im przerwała, a byli już tak blisko.
Tak blisko już byli, lecz ktoś krzyknął, przerywając im. Przerwał im ktoś, gdy byli blisko tak... Ktoś krzyknął i przerwał... tfu! Cholera, zapętliłam się.
 
Przy ścianie siedział Ray Dawes, który zachłannie całował ( gwałcił. Byli prawie nadzy, tylko w bieliźnie – dop. aut.) rudowłosą dziewczynę, bardzo podobną do Lily Evans.
Gwałcił. Droga aŁtoreczko, życzę Ci z całego serca, abyś nigdy nie musiała zrewidować swych naiwnych wyobrażeń na ten temat.
 
James szybko podbiegł do parki i odciągnął napalonego blondyna. Lily podeszła do dziewczyny, która dalej się trzęsła.
- Nic Ci nie jest ? –zapytała wręczając jej swoje ubrania.
Khem... sama się rozebrała w tym momencie?
 
- Nie, dzięki. Gdyby nie Wy, to nie wiem co by się stało. – odpowiedziała łamiącym głosem. – Jestem Lissie Roshid z Huffelpuffu.
- Lily Evans Gryffindor. Chodź zabiorę Cię do SS.
Do twarzy ci będzie w czarnym mundurze, a czaszki są takie gustowne!
 
( skrzydło szpitalne – dop. aut. )
Ups! Rozczarowanie.
 
- Dzięki, nie trzeba. Pójdę sama.
- Ok. – Lily wstała i podeszła do Raya i Jamesa.
Ray dalej siedział na podłodze, a James patrzył na niego spode łaba.
Spod Łaby? Tej rzeki? Nie wiedziałam, że płynie przez Hogwart.
 
- Lily to nie tak jak myślisz. Ja kocham tylko Ciebie. - rzekł Dawes, ale zielonooka przerwała mu.
- Pozwól, że zgadnę. Szedłeś, potknąłeś się i ups… upadłeś Lassie prosto pod spódnice.
Ee... jakie spódnice? Podobno w bieliźnie byli.
 
Blondyn nic nie odpowiedział.
- Ray myślałam że jesteś inny. To koniec.! Jesteś kompletnym dupkiem ! – wrzeszczała przez łzy.
- Nie masz prawa się tak do mnie odzywać Ty brudna, nędzna szlamo. – teraz i on krzyczał.
Złapał ją za rękę i pociągnął w swoją stronę. Zaczął jej odpinać guziki koszuli nocnej.
Widać, że niedoświadczony. Po co rozpinać nocną koszulę, kiedy można ją... khem, zamknij dziób, Kuro zbereźna.
A James wyciągnął kamerę. Stacja Hogwart przyniesie mu sławę na miarę Porno Fryzjera.
 
Ona się wyrywała, ale on był za silny. Nie mogła krzyczeć, bo zatkał jej usta ręką. Już miał zdejmować z niej pidżamę,
ee... jednak nie koszulę?
 
kiedy na szczęście przyszedł James. Rzucił się na niego. Zaklęcia nagle zaczęły śmigać. Usłyszała huk i ktoś padł na posadzkę.
- James…. – zdołała wykrztusić tylko tyle. Zanim zemdlała poczuła jak ktoś ją podnosi z posadzki i bierze na ręce.
Tak a propos tego zatykania ust i zdejmowania piżamy - tu mi się kojarzy historia opisana przez Chmielewską. Pewien małomiasteczkowy Casanova został oskarżony o gwałt. Ofiara zeznawała, że jedną ręką ją trzymał, a drugą zdejmował spodnie. Adwokat zaś z przejęciem dowodził przed sądem, że jest to fizycznie niemożliwe. – Wysoki Sądzie! – stwierdził. – Przeprowadziłem eksperyment z własną żoną. Nie ma siły, jeśli zająłem się spodniami, ona uciekała; jeśli ją trzymałem, spodnie zostawały na tyłku!
 
- James, bardzo Ci dziękuje za ratunek i to nie pierwszy raz. Co się stało z Dawesem ? – dodała po chwili.
- Został na jakiś czas pozbawiony praw ucznia. Za dwa gwałty
Pierwszy – pocałunki, drugi – rozpinanie guzików.
 
i to jeszcze na trzeźwo.
Pijaństwo jako okoliczność łagodząca? Sodomia z Gomorią w tym Hogwarcie.
 
- No i dobrze mu tak. Jak ja mogłam być taka głupia. – z jej oczu pociekły łzy. Lily zauważyła, że coraz częściej płakała.
- Liluś, nie płacz. Proszę. – na te słowa dziewczyna przytuliła się do Pottera. Musiała się komuś wypłakać. Zaczął ją głaskać po głowie. On, był szczęśliwy, że ukochana przytula się do niego. Po raz pierwszy w życiu pozwoliła mu się zbliżyć bliżej niż pół metra.
Zwykle kazała mu się oddalać dalej niż na kilometr.
 
Ona, wreszcie mogła się do kogoś przytulić, wyżalić się. Siedzieli w objęciach dobre pare minut, nikt nie zamierzał przerywać.
 Żadnego krzyku? Żadnych gwałtów? Co za nudny wieczór.
 
W innej części zamku, nic nie wiedząca 5 spała sobie smacznie. 15 minut później dziewczyny zaczęły się budzić z krainy snów.
- Ann ! Gdzie jest Lily ? Nie widziałam jej od wczorajszego zajścia z Susie. – zaczęła Dorcas.
- Niewiem, może u chłopaków.
Ech, widzę, że Lily ma niezłą opinię wśród koleżanek.
 
– powiedziawszy to dziewczyny pobiegły do DH. Wbiegły nawet nie pukając. Kiedy wbiegły zobaczyły śmieszny widok.
Wbiegły i z rozbiegu przebiegły jeszcze trzy okrążenia, po czym wybiegły.
 
Łapa stał na środku pokoju w samych bokserkach i krzyczał na Glizdka, który przefarbował jego bluzkę na różowy, a Luniek śmiał się na dywanie.
Ekhem... już? Śmiać się?
 
- Łapa. – śmiała się Dorcas. – Wiecie, że… - nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej odgłos otwieranych drzwi. Stała w nich McGonagall. Wszyscy byli bardzo zdziwieni nagłym przybyciem psorki.
- Pani profesor, co pani tutaj robi ? – spytał Peter.
- Dzień dobry. Lily i James właśnie przebywają w Skrzydle Szpitalnym. To na tyle. – powiedziała i jak szybo się zjawiała, tak szybko jej nie było.
McGonagall oparła się o ścianę w korytarzu, ocierając pot z czoła. Co za szczęście, że ma błyskawiczny refleks! W samą porę przypomnieli jej się Potter i Evans, te głupie dziewuchy chyba się w niczym nie zorientowały, a młody Black... westchnęła cicho. Innym razem.
 
- James. – zaczęła. – jeszcze raz Ci dziękuje, gdyby nie Ty, to nie wiem, co … - rozpłakała się. Wtuliła się w mnie ( na te wspomnienie uśmiechnął się do siebie. – dop. aut ) Pogłaskałem ją po głowie.
- Liluś nie płacz już.
- Jak mam nie płakać. Drugi raz bym tego nie wytrzymała.
- Jak to drugi ? Ktoś Cię kiedyś zgwałcił.? – zapytał James. Raczej krzyknął.
- Prawie. Mało co. – płakała coraz głośniej.
- W Wigilię pocałował mnie pod jemiołą, to było straszne!
 
- Co ? Ten Dawes ? Jak go dorwę w swoje ręce to nigdy nie wyjdzie ze Świętego Munga. – zerwałem się z łóżka i szedłem w kierunku drzwi.
Proszę zwrócić uwagę, jak zgrabnie i zręcznie aŁtorka żongluje narracją pierwszo- i trzecioosobową. Oraz czasem. Wyraźnie widać, że mamy do czynienia z powieścią eksperymentalną.
 
*
Jedna z fanek Pottera przechadzała się właśnie po korytarzu. Nie zauważyła jednego wystającego kamienia, potknęła się.
Bo korytarze w Hogwarcie brukowane były kocimi łbami.
Walerianowymi?
 
- O nie. ! Chyba skręciłam rękę. – powiedziała i ruszyła do SS.
Na rękach chodziła?
 
– Dobrze, że byłam na 6 piętrze, miałam blisko. –odetchnęła w momencie dotarcia.
Gdyby szła z parteru, zdążyłaby się udusić.
 
Otworzyła drzwi i nie uwierzyła. Zobaczyła swojego Jamesa. Z trudnością podeszła do niego, z niedowierzaniem zobaczyła, że obok niego śpi ta głupia, szlama, Evans.
Kura cichutko otwarła drzwi od kajuty kapitana Katangi i nie uwierzyła własnym oczom. Zobaczyła swojego ukochanego Indianę... a koło niego spała ta głupia awanturnica, Marion Ravenwood.
Sierżant sprężystym krokiem weszła do sypialni Super Beli. Jej oczom ukazał się widok niepokojący: Bela w łóżku z Tą-Której-Imienia-Się-Nie-Wypowiada. Sierżant jednym wyćwiczonym ruchem złapała babsztyla za włosy i wyrzuciła przez okno, po czym szczęśliwa zajęła jej miejsce.
Bo jak wiadomo, każdy idol jest wyłączną własnością swych fanek i nikt inny nie ma prawa spać obok niego.
 
- Kim jesteś ? – zapytał James.
- Jessica. Co Ty tu robisz z NIĄ. !?. – krzyknęła, a łzy zaczęły się jej lać z oczu. – Przecież ja jestem ładniejsza od niej. - Potter wstał i spojrzał na nią.
- Nie krzycz możesz się obudzić.
Obudzić się, tak! A wtedy zniknie to koszmarne opko...
 
Nie lubię kiedy dziewczyny przeze mnie płaczą. – podszedł i przytulił ją.
Jaki wyrywny do pocieszania... Uważaj, James, bo w Hogwarcie zapanowała ostatnio moda na oskarżenia o gwałt!
I na becikowe, sasa!
 
Lily przebudziła się właśnie, ale nie otwierała oczu. Może zostaniemy przyjaciółmi. – pomyślała. Tak jej się dobrze spało. Chciała się przytulić do Jamesa, lecz go nie było. Otworzyła oczy. Nie mogła na początku uwierzyć w to co zobaczyła. James właśnie tulił do siebie jakąś przefarbowaną lalę.
Kiedy blondyna zobaczyła, że zielonooka się im przygląda. Szybko pocałowała Rogacza w usta. On nic nie wiedząc oddał jej pocałunek.
Co za wyrafinowana intryga, no no...
 
Lilka chciała płakać, lecz zabrakło jej łez. Szybko wstała, nie zważając, że kręci jej się w głowie i wybiegła ze Skrzydła Szpitalnego.
No dobra. A teraz może niech ktoś mi wreszcie wytłumaczy, dlaczego w ogóle znalazła się w tym skrzydle. Rozpięcie guzików ze skutkiem śmiertelnym?
 
Usłyszała głosy. Nie wiedziała do kogo należą, ale jej to nie obchodziło. Dopiero kiedy głos przemówił odwróciła się.
Znaczy, najpierw usłyszała głos, który milczał?
 
- No, no, co taka nędzna i brudna szlama robi tutaj sama ? – zadrwił Malfoy. Zareagowała od razu. Chciała wyciągnąć różdżkę, ale jej nie znalazła. No pięknie. Zostawiłam różdżkę na stoliku nocnym. Co ja teraz zrobię ?.
Może znów przerzucę się z pierwszej osoby na trzecią i będę udawać, że to wcale nie ja?
 
- A może byśmy się tak pobawili ? – zaproponował Malfoy. Spojrzał na wszystkich, a Ci pokiwali głową. – Inarcerus ! – liny związały Lily. Nie miała siły na nic. Niech mi ktoś pomorze.- błagała w myślach. Nikt się nie zjawił.
Niech mnie ktoś Mazury! Cisza? Niech mi ktoś Wielkopolska! Nikt?
 
- Jesteś taka śliczna. Tylko, że jesteś szlamą. – zaśmiał się. – Co mamy z Tobą zrobić ? – myślał głośno.
Ee... sesję na okładkę Bravo?
 
- Dołączysz do Naszych szeregów, szeregów Śmierciożerów. – zaczął rozmowę Malfoy.
Niezłe otwarcie, o wiele ciekawsze od banalnych tekstów o pogodzie.
 
***
Po śniadaniu przyjaciele poszli do PW i grali w eksplodującego Durnia.
- Może pójdziemy do D ( dormitorium – dop. aut. )
Ja rozumiem, że aŁtorki uwielbiają skróty, ale czy naprawdę nie prościej jest napisać jeden wyraz (dormitorium) niż nawias – wyraz - dop. aut. – zamknąć nawias?
 
W pewnej klasie, w lochach leżała rudowłosa gryfonka. Lily Evans poczuła, że leci w powietrzu.
Pełen odlot. To przez te grzybki na kolację.
 
Zobaczyła, iż idą w kierunku Zakazanego Lasu. Teraz zaczynało jej się przypominać. Malfoy mówił cos o Voldemorcie. Chyba mnie nie wydadzą  ? – pomyślała przerażona Lilka. - Jednak tak. – z jej oczu poleciały łzy. Kiedy już dotarli na wyznaczone miejsce.
AŁtorka ma ciekawą manierę urywania zdań w połowie. Już za chwileczkę, już za momencik w Kurze odezwie się upierdliwa polonistka i wygłosi wykład o zdaniach podrzędnych okolicznikowych czasu. Chcecie? Nie? Foch!
 
- Ooo, szlama płacze ? – zadrwiła Bellatrix. – Cruc…
- Bella nie rób tego. Potem się z nią zabawimy. Teraz wezwij Czarnego Pana. – Blacówna dotknęła swojego Mrocznego Znaku. W momencie dotknięcia Znaku, przez Bellę, wszystkich obecnych zapiekły prawe ręce. Lily wiedziała co się stanie w razie dotknięcia Znaku przez Śmierciożercę.
- To co teraz czekamy ? – powiedział Regulus.
- Nie, zabawimy się. – odparła Bella, bawiąc się różdżką w palcach.
Ależ oni wszyscy rozrywkowi.
 
Oglądnęła się, wszyscy pokiwali głową z uśmiechem na twarzy. Spojrzała na Rudą. – Crucio ! –krzyknęła, a w tym samym czasie krzyknął  Malfoy, bracia Lestrange i Yaxley.  ( w 7 tomie przesłuchiwał Mugoli razem z Umbrige i Hermioną. – dop. aut. ).
Bardzo nam miło, że aŁtorka wyjaśnia, kim jest Yaxley, równie miło, że pamięta panieńskie nazwisko Bellatrix, ale... na Merlina, to wszystko byli nieletni uczniowie, którym nawet nie wolno było samodzielnie poza szkołą używać zaklęć. Szczerze wątpię, żeby Voldemort uczynił szesnastoletnich, excusez le mot, gówniarzy, pełnoprawnymi śmierciożercami, z wypalonym Mrocznym Znakiem. Tacy nie byli mu potrzebni.
 
Evans poczuła się strasznie. Nigdy w świecie czegoś takiego nie czuła. Czuła się jakby ktoś żywcem rozcinał jej ciało. Krzyczała, wiła się. Wiedziała, ze śmierć jest już blisko. Jeśli się to nie skończy, umrze i nie będzie po czym zbierać. Nagle wszystko ustało.
Bardzo pięknie, bardzo dramatycznie, tyle że... Crucio nie zabijało i w tym właśnie leżało okrucieństwo tego zaklęcia. Można było nim torturować aż do obłędu (Longbottomowie!), lecz ofiara wciąż żyła.
 
- Drętwota ! – za krzaków wyskoczył James Potter, a za nim jego przyjaciele. Lucek padł na ziemie.
Tratatatam! Przybywa kawaleria z odsieczą.
 
Malfoy wykorzystał sytuację.
- Teraz pożegnajcie się z życiem. ! Sectumsempra ! – chciał rzucić zaklęcie na Pottera, ale ręka mu się obsunęła. Trafił w Lily. Krew buchnęła jej z ciała. Wyglądało to tak jakby ktoś rozcinał jej skórę.
- Drętwota ! – Lucjusz upadł na trawę. Kiedy brał ją na ręce usłyszał swoich przyjaciół.
Lucjusz brał na ręce trawę, całe snopki, gdyż w Hogwarcie nastał czas sianokosów.
 
- James. O MATKO ! – krzyknęła Ann. – Zabierz ją do szpitala, bo się wykrwawi. – Chłopak kiwnął głową i pobiegł.
Sam by się nie domyślił.
 
- To wszystko moja wina, gdybym nie lizał się z tą blondyną to by nic się jej nie stało. – załamał się.
Zabójcze pocałunki Pottera.
 
Poszedł do PW gryfonów. Jego rozmyślenia przerwał głos.
- Podaj hasło. – spytała Gruba Dama.
- Smarki Smarka. – odpowiedział.
Łooo... błyskotliwość tego dowcipu poraziła mnie.
 
***
Od tamtego wydarzenia minęły 2 tygodnie, a Lily jeszcze się nie obudziła ze śpiączki. Według pani Pomfrey to cud, że jeszcze żyje. Po 5 Crucjatusach i Sectumsemprie niejeden dorosły by zginął, a co dopiero nastolatka.
Biedna Lily. Dopiero co wyszła ze skrzydła szpitalnego, a już do niego wraca. Co prawda opko bez pobytu bohaterki w szpitalu jest jak Indiana Jones bez kapelusza (i Bela bez nosa), ale nawet on nie nosi dziesięciu naraz.
 
Zaczął się październik, liście zaczęły przybierać różne barwy.  Świat wydawał się bardziej kolorowy. Słońce wychylało się za horyzontu. Środowisko budziło się ze snu.
A ja zawsze sądziłam, że jesienią to właśnie zasypia.
 
Właśnie szedł 6 piętrem kiedy usłyszał głosy. Nie chciał ich słuchać, ale kiedy padło imię jego rudowłosej stanął jak wryty.  Schował się za ścianą i słuchał.
- Słyszałem, że Czarny Pan zabił starego Malfoya. – mówił jeden głos, który jak skojarzył należał do dziewczyny. (...)
- Podobno. – tu ściszyła głos. – Oswald Malfoy* miał zabić Potter’ów , a zabił Fostter’ów. Za ten błąd i błąd jego przylizanego synalka zapłacił życiem.
Dysleksja miewa czasem skutki śmiertelne. Polecam pod rozwagę wszystkim aŁtoreczkom, które w ten sposób usprawiedliwiają swe błędy.
 
Przyjaciele jedli w ciszy. Każdy pogrążony był we własnych myślach, ale o tym samym. O tej nieznośnej Evans i o tym napuszonym Potterze. Nadal nie mogli uwierzyć, że tak się od siebie oddalili. Nie odzywają się do siebie, nie dowcipkują, ani nawet nie chodzą razem na lekcje.
Jak wiadomo, osoby leżące w śpiączce szczególnie chętnie dowcipkują i chodzą na lekcje.
 
- Lily, ona NIE ODDYCHA ! –krzyknął. (...)
- Ona coś szepcze. Woła James’a. – gdy tylko Potter to usłyszał, ukląkł przy ukochanej. Zaczął głaskać ją po głowie.
- Jestem tu, spokojnie. – na te słowa i na jego dotyk ciepłych dłoni, Lily uspokoiła się i zaczęła oddychać.
Nowa, rewelacyjna metoda reanimacji, do wprowadzenia na wszystkich OIOMach. Tania i skuteczna, NFZ będzie zachwycony.
 
Słychać było teraz jej miarowy dech, lecz dalej leżała bez jakichkolwiek oznak życia.
Leżała zimna i sztywna, na skórze zaczynały się pojawiać plamy opadowe... Miarowy dech? Nie łudź się Potter, to tylko gazy gnilne.
 
Szansa na jej obudzenie jest jak jeden do zera, czyli bardzo mała.
Khem... ja tam się nie znam, matmę ostatnio miałam w liceum, ale wydaje mi się, że właśnie ta proporcja oznacza 100% szans.
 
– Jak już wiecie, panna Evans miała ciężki wypadek. Wiecie też, że miała bardzo groźny atak. Właśnie o niego mi chodzi. Jak ten atak się powtórzy, a na pewno tak będzie.  Nie wiem kiedy, ale wiem, że tak się stanie. Najgroźniejszy jest ten za trzecim razem, ponieważ ludzie nie wytrzymują i umierają. – przerwał. Popatrzył na wszystkich z zatroskaną miną. Po chwili znów zaczął. – Po drugim ataku przeniesiemy ją do kliniki magicznych chorób i urazów św. Munga. To by było na tyle. – powiedział i miał już zamiar wychodzić.
A potem poczekamy na trzeci i niech sobie zdycha.
 
Rozejrzał się po pokoju. Tak jak w pokojach wszystkich chłopaków panował niesamowity bałagan, przez dziewczyny zwany jako „ład artystyczny”. Po podłodze walały się pergaminy, książki, a nawet czyjeś bokserki w serduszka. Na pewno Łapy. – uśmiechnął się mimo woli. Nie tylko na podłodze było brudno. Na ścianie powyklejane były plakaty drużyn Quiddicha**  , panienek w bikini i mugolskich motorów.
 **Quiddicha – nie wiem jak to się pisze. Poprawcie mnie jak coś.
AŁĆ! Nóż mi się w kieszeni otworzył. Nie chce się sprawdzić w książce, nie chce się nawet zajrzeć do Wikipedii...
 
Nawet na suficie panował burdel. Na żyrandolu wisiał czerwony stanik w koronkę.
Któryś z Huncwotów jest transwestytą?
 
Za oknem było widać liście, które latały sobie w rytm muzyki.
Wirowały w kółko przy dźwiękach „Nad pięknym, modrym Dunajem”.
 
No nareszcie nowa notka. Mam nadzieję, że mi się udała, chociaż moim zdaniem jest beznadziejna. :( No trudno, rozdział jest jaki jest.
Drodzy czytelnicy, tak bardzo Was kocham i szanuję, że dam Wam jakąś chałę na odczepnego, bo i tak się nie poznacie!
 
***
[Wgłębiamy się teraz w psychikę Lily i jej skomplikowane sny.]
- Witaj Lily. – powitał ją Lord Voldemort. –Nareszcie. Czekaliśmy na Ciebie. (...)
- Miłość– zaczął i na chwile zamilkł. – Opowiem Wam pewną historię związaną ze MNĄ
Borze Wszechlistny, Voldi się zwierza. Uszczypnijcie mnie, niech się obudzę!
 
– Też kiedyś się zakochałem. To było jeszcze przed wyjazdem do Hogwartu.
Błędy młodości...
 
Pewnie wiecie, że mieszkałem w sierocińcu. Była tam taka dziewczyna. Chyba o rok starsza, a wyglądała jak anioł –przerwał i zamknął oczy. Prawdopodobnie przypominając sobie jej wygląd. – Miała piękne, długie, rude włosy i zielone oczy, niczym migdały. – była bardzo podobna do Lily
Ee... brzmi znajomo?
 
Nie spuszczałem jej z oczu, a jak pojawił się jakiś chłopak, natychmiast go spławiałem, mówiąc jej, że jest dla niej nieodpowiedni. Kiedy miałem 10 lat chciałem jej wyjawić moje uczucia,
Kolejny przedwcześnie rozwinięty dzieciak.
 
W końcu, przed jej wyjazdem zdobyłem się na odwagę i jak postanowiłem tak zrobiłem, a ona słysząc to spojrzała na mnie jak na kretyna. Powiedziała, że jesteśmy TYLKO przyjaciółmi. (...) Kiedy byłem w piątej klasie usłyszałem, że się zaręczyła. Załamałem się i stwierdziłem, że nie ma czegoś takiego jak MIŁOŚĆ.
Nie... nie ma? Nie ma? To w takim razie o czym jest ten serial ze Sztefenem Milerem?
 
- To właśnie przez Karen Smich zabijam ludzi, to właśnie przez nią chcę zdobyć świat i skończyć raz na zawsze z tym zasranym uczuciem, które zmarnowało mi życie. Chcę raz na zawsze skończyć z MIŁOŚCIĄ.
Voldi – Walentynek nie będzie. Mwahahahahaha!
 
To jest…- na chwile zamilkła. –Hmm…Karen Evans. – chłopak spojrzał na nią i otworzył buzie chcąc coś powiedzieć, lecz żaden dziwięk się nie wydał.
- Tak Jim, to jest moja mama.- popłakała się.
Lily – PRAWIE córka Voldemorta.
 
*
Jej zielona tęczówka była przepełniona strachem i bólem, który jej zadawał.
Siatkówka i rogówka załamały się i poszły się upić.
 
Kiedy chłopak to zobaczył, zrozumiał, że ona nareszcie go pokochała.
- Moja dziewczynka. Kocham Cię. – ta odwróciła się twarzą do niego i uśmiechnęła się promiennie.
To na co on wcześniej patrzył?
 
- Ja Ciebie też. – gdy to powiedział poczuł się jakby był w raju. Przybliżył swoja twarz do jej twarzy. Dziewczyna czuła jego oddech na swojej szyi, bili blisko, bardzo blisko.
Bili? James – damski bokser?
 
Stykali się nosami. Pocałowali się. Nareszcie.
Lily eskimoska. Z tego co słyszałam, to właśnie oni całują się, pocierając nosami.
 
„Uśmiechnięci współ-objęci
Spróbujemy szukać zgody,
Choć różnimy się od siebie
Jak dwie krople czystej wody.”
Angielskie nastolatki znają Szymborską, na długo przed Noblem. Jestem pod wrażeniem. Już nawet nie będę się czepiać, że tekst nieco przekręcony...
 
Całowali się coraz namiętniej. Nie chcieli przestawać. Razem było im tak dobrze. Nie liczyło się nic. To, że było zimno, a im spadł koc, czy to, że ktoś się im przyglądał.
Skrzaty domowe zwoływały się cichymi gwizdnięciami. Dawno nie miały tak przedniej rozrywki.
 
Nie przejmowali się niczym. James coraz bardziej się rozpędzał. Gładził jej gołe ( miała jeszcze stanik xD –dop. aut. ) plecy swoja dłonią.
Oblicz obwód stanika (x) jeśli dana jest miseczka (D) – dop. red.
 
Ona nie pozostawała mu dłużna. Jedną ręką rozpinała jego spodnie, a drugą gładziła po jego włosach.
Szybka Lilka, nie bawi się w ceregiele.
 
Gdy Potter zabierał się do zdejmowania stanika, usłyszeli huk. Oderwali się od siebie.
Czyżby Deus ex machina, znaczy, Bór z jasnego nieba postanowił interweniować w obronie dziewictwa?
 
- Liluś nie podobało Ci się ? –spytał zatroskany.
- Co ? – przerwała swoją czynność zapinania guziczków i spojrzała ponownie na chłopaka.
James, ZGWAŁCIŁEŚ ją!
 
- Gdyby nie ten huk, to pomyśl do czego by doszło. – rzekła,
Skrzaty domowe opuszczały scenę, rozczarowane, nie szczędząc kuksańców Zgredkowi, który w najciekawszym momencie głośno pierdnął z wrażenia.
 
- Nie żałuję, ale gdyby zaszło za daleko to…nie chcę być jeszcze mamą. – dodała po chwili i uśmiechnęła się promiennie.
Niewdzięczna dziewczyna. Dumbledore tak się stara, żeby wysępić becikowe, a ona co? Może jeszcze głowa ją boli?
 
*Voldemort miał 9 lat, a w tym wieku „dzieci” chodzą do szkoły.
Red. nacz. Kura zachodzi w głowę, co też zdaniem aŁtorki, ma wyrażać ten cudzysłów. Sieroty to nie są prawdziwe dzieci, czy jak?
 
Na kolejnych dwudziestu paru stronach w Wordzie, czcionką 10, aŁtorka snuje opowieść o dalszych podstępach Voldzia, który ukazał biednej Lily jej ukochanego Jamesa jako śmierciożercę. James zabija ją Avadą, red. nacz. Kura oddycha z ulgą, że oto skończyły się jej tortury. Nic z tego, okazuje się, że według Wielkiego Sennika Hogwartu „we śnie umrzeć – ze śpiączki się wybudzić”.
W międzyczasie coś się zaczyna dziać między Syriuszem a Dorcas.
 
Byli już bardzo blisko. Czuli na sobie swoje oddechy. Czar prysły, ponieważ przerwał im huk.
Zgredek, taka twoja mać! – wrzasnęły inne skrzaty. – Nie dostaniesz więcej fasolki po bretońsku, nawet o tym nie myśl!
 
Z dopisków aŁtorki:
Ostatnie i najważniejsze zostawiłam na koniec. Notka dedykowana jest WSZYSTKIM WYTRWALE CZYTAJĄCYM MOJE OPOWIADANIE. Kocham Was i nie wiem co bym bez Was zrobiła. !
No cóż, nie mnie. Nie starczyło mi wytrwałości.
 
***
Lecimy dalej z tym streszczeniem. Lily budzi się i robi awanturę Jamesowi za to, że w jej śnie okazał się śmierciożercą. Kura też kiedyś była bliska zrobienia awantury, bo śniło jej się, że leży u boku Indiany, a po przebudzeniu okazało się, że to był Małż, tak więc doskonale rozumie bohaterkę.
- Czemu tak musi być. ? Najpierw jest wszystko ok. nawet doszło do czegoś, a potem bum… - powiedziała sama do siebie.
Zgredek powinien przejść na dietę, ot co.
 
Co my tu jeszcze mamy... Voldek torturuje swych nieletnich śmierciożerców. Jakieś tajemnicze dziewczę w czerni umawia się na randkę z Potterem, pewnie jedna z tych wszędobylskich fanek. Do szpitala niespodziewanie wpada Snape, aby przeprosić Lily za to, że nazwał ją szlamą. Następnie aŁtorka dość wiernie przepisuje spory fragment rozdziału z „Zakonu Feniksa”. Potem różne osoby biegają w tę i z powrotem i gadają coś bez sensu. Następnie dowiadujemy się co nieco o głęboko skrywanych sekretach Syriusza.
 
Szli dalej wzdłuż korytarza, co chwila naśmiewając się ze wszystkich. Najbardziej jednak z Łapy. James opowiedział Lily, jak Syriusz przez sen krzyczał, żeby oddano mu jego misia.
- Nie wieżę, Casanova Hogwartu śpi z misiem. – zaśmiewała się Lilka.
A ja wieżę, a nawet piramidzę. Nie takie Casanovy z misiami spały.
 
Towarzystwo świętuje powrót Lily ze szpitala (aŁtorka co prawda upiera się, że wyszła z SS, ale pomińmy milczeniem jej militarne ciągoty). Wszyscy piją, niektórzy rzygają. Tworzą się zupełnie niespodziewane kombinacje damsko – męskie.
 
Kiedy słońce wstało i widać je było za horyzontu, pewna rudowłosa piękność budziła się z krainy, gdzie wszystko może się zdarzyć. ( czyt. z krainy snów ) Przetarła leniwie oczy. Raptem coś do niej dotarło. Strasznie bolała ją głowa.
Ten pierwszy kac...
 
Nie mogła się ruszyć, bo gdy tylko próbowała, ból powracał ze zdwojoną siłą. Opadła bezładnie na łoże, ale poczuła, że czyjaś ręka wbija jej się w plecy. Z lekka trudnością przekręciła głowę. Zobaczyła czarną czuprynę, u której spod grzywki wystawała zgrabna twarz. Rozchyliła pościel, patrząc kto z nią leży. To Syriusz Black.
Po raz kolejny okazuje się, że James musiał być świetny z wróżbiarstwa – wyjątkowo trafnie dobrał sobie przezwisko.
 
Po prostu zrobił to o czym od dawna „marzył”. Pocałował ją. Naczy się musną delikatnie jej wargi, po czym pogłębiał pocałunek. Jednak ta nic nie robiła, tylko stała sparaliżowana.
Jad powoli rozchodził się po jej ciele...
 
- Nie rób tego więcej ! – rozkazała.- Łapa. Posłuchaj mnie teraz uważnie. NIE KOCHAM CIĘ jak chłopaka, TYLKO jak BRATA. Wyłącznie jak BRATA. Zrozumiałeś ? Tak ? A teraz Do widzenia. – powiedziała i wyszła.
Cóż, gdyby znała braci Kaulitz, ta deklaracja mogłaby mieć całkiem inne znaczenie...
Nie wspominając o TAMTYCH opkach. Koniec końców Bela i Farin też kochają się jak... bracia.
 
I jeszcze raz od aŁtorki:
Mam do Was ogromną prośbe. Jeśli ktoś to w ogóle przeczyta, chciałabym aby wiedział, że marzy mi się być w poleconych Onetu.
Ok, to już wiemy. Coś jeszcze?
 
Jeśli ktoś chce być powiadomywany o nowych rozdziałach - pisać.
Tak sobie myślę... czy chcę być powiadomywana? Nie, raczej zawiadomowiona.
 
Jak mogłam zapomnieć. Rozdział dedykuję...wszystkim oceniającym, którzy mnie ocenili i ocenią.
Dziękuję bardzo i pozdrawiam,
My też.
Ocierając pot ze strudzonego czoła, red. nacz. Kura udaje się na zasłużony odpoczynek do W.B.K.S. u B.M.(N.N.I.) [Wielkiej Błękitnej Kurzej Sypialni u Boku Małża (Niestety Nie Indiany) – dop. red.]
 
 
Przytulona do Indiany Kura,
Rozmarzona Sierżant, sesyjny Saper i przytulasty Maskotek
Pozdrawiają z drugiej strony tęczy (czytaj: krainy mlekiem i miodem płynącej, pełnej Beli toples i Tej-Której-Imienia-Się-Nie-Wypowiada płonącej na stosie)
 


4 komentarze:

jasza pisze...

• coco
• 2009-08-17
tam na stole leżała czarna koperta ze srebrnym napisem prawdopodobnie napisanym krwią jednorożca Hermiona. - jednorożec był HERMION a nie Hermiona - jednorożca Hermiona ;)
• Sylwia
O matko jak przeczytałam Twój blog padłam. XD Jetses genialna. Komentarze pod wlasciwymi czyimis notkami sa boskie,

• EwĆ
Bardzo się cieszę, że mnie ocenicie. Wiem, iż nie bierzecie pod uwagę różnych dodadków. Przecież piszę bloga, aby ludzie go czytali, a nie oglądali i podziwiali.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję.
Pozdrawiam potter-lily-i-james

• EwĆ
Na początek chciałam powiedzieć, że macie wspaniałe pomysły na tworzenie tego bloga. Super sie to czyta i w ogóle.
Mam pytanie można się tu zgłosić. ? Bo jeśli tak zrobię to.
www.potter-lily-i-james.blog.onet.pl
Serdecznie wielkie dzięki jeśli się podejmiecie tej oceny.
Pozdrawiam

• kura z biura

Chciałam zauważyć, że "w tak zwanym międzyczasie" aŁtorka zmieniła nagłówek. Zawiera on obecnie mnóstwo mądrości życiowych a la Śmierciożercy oraz dwa zdjęcia podpisane "ja dawniej" i "ja teraz", obrazujące przemianę Hermionki. Co jest w tym najciekawsze: oto Hermi, którą p. Rowling stworzyła jako szatynkę, aŁtorka opisała jako brunetkę, na zdjęciu "teraz" ma włosy blond. Dlaczego? Jedna z zagadek Wszechświata...

• jasza


[...]Kandello*- mój wymysł zaklęcie powodujące wyniszczanie powoli organizmów śmierć od tego zaklęcia trwa około dwóch godzin.
@@@@
To zaklęcie ma wiele wspólnego z kandelabrem. Powoduje ono, że delikwent sobie wisi, luźno dynda i jaskrawo przy tym świeci. Trwa to około dwóch godzin, bo potem rzeczywiście bateryjki siadają...

@@@@
Platońska idea analizy - złośliwa, bezlitosna i do wypuku śmieszna :)

• Amelia

jestem wstrząśnięta, zmieszana i cośtamcośtam...
*drukuje 'Podręcznik'*
a nuż widelec mi się przyda
a tak na poważnie - do czego to dochodzi... *wzdycha nad grobem Kanonu*

pozdrawiam,
Amelia

khajitt pisze...

Przeczytałam właśnie tę analizę i chciałam zwrócić uwagę na to, że nastoletni Śmierciożercy (z Mrocznym Znakiem) są kanoniczni - Regulus i Draco mieli po 16 lat w chwili opieczętowania. Natomiast Bella była starsza od Syriusza, więc mogła już móc rzucać zaklęcia poza szkołą (aczkolwiek i tak Cruciatus to pewna przesada...).

Rosalia pisze...

Świetna analiz,a jednak jest jeden błąd. Bellatrix i Lucjusz byli już pełnoletni, a nawet ukończyli Hogwart w czasie trwania akcji tego "dzieUa" (co skłania mnie do pytania, po jaka cholerę pojawili się w szkole.)
Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Ja mam tylko jedno pytanie

"Zobaczyła czarną czuprynę, u której spod grzywki wystawała zgrabna twarz. Rozchyliła pościel, patrząc kto z nią leży. To Syriusz Black."

Po czym rozpoznała Syriusza, skoro nie po wystającej spod grzywki twarzy?...