sobota, 19 lutego 2011

75. Jesteś spadającą gwiazdą, czyli Różowa Anakonda Severusa


Drodzy czytelnicy! W dzisiejszym odcinku poznamy dorastającą Mistrzynię Eliksirów, nowych członków rodzinny Weasleyów, a także odkryjemy zaskakujące, nieznane talenty Severusa. Indżoj!


http://magia-przeznaczenia.blog.onet.pl/

O autorce:
Pełnoprawna szesnastka o imieniu Aleksandra.
A jakież to prawa mają u nas szesnastolatki? Pić nie mogą, samochodu prowadzić nie mogą...
Mogą legalnie schodzić na śniadanie.
 
Jest brązowowłosą dziewczyną o pięknych, niebieskich oczach. Charakterystyczne dziurki w obu policzkach zawdzięcza prababci, która takowe posiadała.
A już myślałam, że zrobiła je wiertarką... 
Babcia zapisała jej dziurki w testamencie?
 
Nie raz w dzieciństwie straszono ją, że z tych dziurek będzie wylewała się jej zupka, jeżeli nie zje.
No tak. Od małego uczyli ją braku logiki (wyleje jej się zupka, której nie zjadła?!) i teraz mamy efekt.
 
Nie posłuszna, w dzieciństwie nie słuchająca rodziców (doskonale pamiętam sytuację, kiedy siedząc w wannie rodzice próbowali mnie straszyć, że zaraz robaczek wyjedzie w swoim czerwonym polonezie i mnie zje, jeżeli nie wyjdę z ów cieplutkiej wody).
Nie wiem, jak robaczek, ale ja ją mogę zjeść. Za to nieszczęsne "ów".
 
Co by można napisać. O, uwielbia czytać, to na pewno. Nie mniej jednak filmy oglądać lubi, grzebać w najczęściej nikomu nieznanych stronach, lub słuchać tak samo nieznanych nikomu wykonawców, którzy, jakimś dziwnym trafem później wszystkim się podobają. Ależ to przypadek,prawda?
Prawda. Tak samo jak nagły wysyp opek o Beli.
 
Kopnięta na mózgu leniwa optymistka, niechętnie uczęszczająca w lekcjach wf (nie ma to jak wmawiać panu przynajmniej dwa-trzy razy w miesiącu niedyspozycję). Anty fanka geografii (a po co humanistce geografia?) ,
Hm, może po to, żeby nie zgubiła się w lesie? Albo żeby umiała posługiwać się mapą? Żeby wiedziała, że Szwajcaria nie leży w Skandynawii a Hiszpania koło Włoch?
 
fizyki, biologii i chemi, które zapewne nigdy się jej nie przydadzą.
*Zastanawia się nad konstruktywnym komentarzem, po czym rezygnuje i w ostatniej chwili umieszcza poduszkę pomiędzy czołem a biurkiem*
 
Za to wielka fanka języka angielskiego, z którym to właśnie wiąże swoją przyszłość (tłumacze są w tych czasach potrzebni, a może wyrośnie ze mnie coś dobrego?) .
Tak. A później mamy kwiatki na miarę: "Nastoletnia siła robocza Gacy'ego była zadowolona i dość dobrze opłacana, za wyjątkiem tych chłopców, których pracodawca zamordował."
Znam lepsze. "Chcesz zobaczyć moje miejsce?" - i nie jest to niemoralna propozycja, tylko zachęta do obejrzenia mieszkania ("my place").
 
Gdyby ktoś zadał jej pytanie, co wzięłaby na bezludną wyspę, odpowiedziałaby, że nie wyruszy bez książki, paluszków lajkonik (zajadanych nawet na lekcji) no i dobrze naładowanego telefonu z jej ulubionymi piosenkami.
Jestem starej daty. Do słuchania muzyki zwykłam używać radia, ewentualnie MP4, nie telefonu.
Gdzie te czasy, kiedy telefon służył do dzwonienia? 
Ciekawe, czy najpierw umrze z nudów, jak jej się książka skończy i baterie rozładują, czy z głodu, jak zeżre wszystkie paluszki?
A MacGyver by sobie poradził. Bo zna biologię i wie, gdzie znaleźć coś jadalnego oraz chemię  i fizykę - i umiałby z kawałka blachy, drucika i morskiej wody zrobić ładowarkę do telefonu!
 
Obrażona na podstawówkę, w której to musiała grzać miejsce w pierwszej ławce (spoko, teraz czmychnęłam do przedostatniej ławki, na której bez problemu można podjadać na lekcji tak, aby nauczyciel nie zauważył).
To naprawdę wiele wyjaśnia...
 
Jeżeli oglądać film- to oglądać film, jedząc. Paczka czipsów (nie koniecznie lejsów, moimi ukochanymi od jakiegoś czasu są ... *myśli * crunchipsy kebabowe)
Co za ohydny product placement.
 
no i oczywiście coś do popicia, czyli cola (którą w końcu ojczulek pozwala mi pić bez gadania za plecami, jaka to jest niezdrowa).
Znudziło mu się widać rzucanie grochem o ścianę.
 


Prolog.

Zaczęło świtać. Na ulicach  pojawiali się pierwsi ludzie, pierwsze samochody, których właściciele zapewne udawali się do pracy. Kilka minut później, powstał potężny korek, o którym powstaniu, w tak  wczesnej godzinie porannej nikt nie myślał.
A on jednak powstał, spryciul jeden, no!
Cichutko, na paluszkach, nagle BUM! i jest!

 Ci, którzy jednak postanowili zostać w swoich domach i pospać chociażby godzinę dłużej, przewracali sie właśnie na drugi bok zupełnie nieświadomi, że zaraz usłyszą wycie zegara, który postawi ich na nogi.
Wszyscy razem, jednego zegara. Ogólnoświatowa komuna.
To nie zegar, to jakiś alarm o skażeniach, albo co!

Adrianna, o której będzie  ta historia, szepcąc coś pod nosem, przewracała sie na drugi bok, gdy małe urządzonko stojące nieopodal jej głowy poczęło niemiłosiernie wyć. Z małych głośniczków tego cudeńka zaczął dobiegać tekst piosenki within temptation- Utopia,
Ekhm, czy fani Within Temptation już ostrzą siekiery?

 co spowodowało, że dziewczyna natychmiast zsunęła ze swego ciała zielonkawą pościel i nadal podśpiewując piosenkę pod nosem, udała się
Myślałam, że coś mi się spieprzyło przy przeklejaniu, ale nie - to sama ałtorka w pruderii swojej zawahała się przed użyciem tego strasznego słowa "łazienka".

Jak na prolog przystało, powinnam opisać wam, drodzy czytelnicy, główną bohaterkę. A więc Adrianna miała szesnaście lat, pochodziła z rodziny, w której rodzice byli czarodziejami i to właśnie po nich dziewczyna otrzymała zdolności.
Żebyście sobie przypadkiem nie pomyśleli, Drodzy Czytelnicy, że po sąsiadach. Albo listonoszu.


Adrianna była wysoka, miała długie, rude włosy, nie lubiła koloru różowego
Powiedziałabym, że całkiem słusznie, bo rudym w różu nie do twarzy, gdybym nie podejrzewała, że to zdanie ma w istocie Głębokie Symboliczne Znaczenie.

 i co najważniejsze - mieszkała przy Privet Drive 6. Drodzy czytelnicy. Możecie wywnioskować, że była sąsiadką niejakiego Harry'ego Pottera, najpotężniejszego ucznia w Hogwarcie.
- Kochanie, czy nie sądzisz, że nasi sąsiedzi są jacyś dziwni?  - powiedziała któregoś dnia przy śniadaniu ciotka Petunia. - Chyba widziałam na ich oknie lądującą sowę!
- Wyprowadzamy się, natychmiast! - zakrzyknął wuj Vernon. - Ta okolica zeszła na psy...

Mimo, że była jego sąsiadką, nie łączyła ich żadna więź potężniejsza od każdego ucznia z którym Potter miał przyjemność rozmawiać.
No i dobrze, bo gdyby łączyła, to byłaby naprawdę potężna więź, zważywszy, z jak wieloma uczniami Potter rozmawiał...

Co więcej, mogę stwierdzić, że nasza bohaterka wręcz nie lubiła Harry'ego, który w jej mniemaniu był przemądrzałym baranem, który ma pod górkę.
I miewa dołki, czasami.

 Sądzę również, że kolega nie zna nawet ów koleżanki, z czego ta pierwsza jest zadowolona.
Jak wynika z dalszej akcji, byli w jednym domu i na jednym roku. Raczej trudno było się nie znać. Hogwart to mała szkoła, mimo wszystko.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

"PODRÓŻ DO HOGWARTU"

Kiedy Adrianna obudziła się następnego ranka, w powietrzu wyczuwało się wyraźnie ponurą atmosferę końca wakacji.
To tylko autosugestia, początek września rzadko bywa ponury. Nawet w Anglii.

Mimo, że na niebie nie było najmniejszej chmurki, a zamiast deszczu świeciło słońce, Adrianna nie była w humorze.
Mówiłam?

No dobrze, lubiła Hogwart, kto by nie lubił. Mogła oderwać się od swoich niekiedy wkurzających rodziców, mogła zapomnieć o Johnie,  mugolu, który mieszkał w jej pobliżu i sie do niej dobijał.
Dobijał się? Otwieraj, albo wyważę drzwi?

Przetarła oczy rękom, poprawiła opadający bezwiednie na jej czoło kołtun włosów, wyłączyła budzik, i nadal bez humoru zeszła do kuchni.
Ach, mam wizję - sunie korytarzem, oczy na rękach łypią złowrogo, kołtun stroszy się i wije...

- Pociąg mam o 11, więc idę się jeszcze dopakować i pojedziemy,dobrze? - spytała pewnym głosem tak, aby każde z rodziców podniosło głowę znad gazety.
Jaaaasnee?! Zrozumiano?!

-Yhy – mruknęli państwo Savannah, uśmiechając się pod nosem.
I nucąc "Wyjechali do Hogwartu wszyscy nasi podopieczni..."

*    *     *

Adrianne wraz ze swoją rodziną pojawiła się na peronie kilka minut po dziesiątej. W pośpiechu pożegnała się z uśmiechniętymi jak nigdy dotąd rodzicami, [no, wreszcie się jej pozbywamy, co za ulga!] powiedziała coś pod nosem [nie cieszcie się tak, I'll be back!] po czym, machając im po raz ostatni dzisiejszego dnia, weszła do pociągu. (...)
-Jak ja Cię dawno nie widziałam – pisnęła Charlotte Weasley, tuląc się do Adrianny.
Charlotte Weasley. Tak, z tych Weasleyów. I oto zachodzimy w głowę, czy Ginny po prostu zmieniła imię na bardziej kólerskie, czy też ałtorka pozbyła się całej postaci.

 - Ad! - dodała po chwili – Jak żeś ty się zmieniła! Wreszcie jakieś normalne, kobiece ciuchy – pisnęła z zachwytu, co u Daniela spowodowało niekontrolowany wybuch śmiechu. Po chwili został skarcony przez samą Charlotte.
Daniel (nazwiska brak) zapewne zaraz się okaże zupgradowanym Neville'em Longbottomem.


-A no tak – odpowiedział, siadając obok Adrianny – wyglądasz bardziej ... kobieco! - dodał po chwili.
Zaokrąglenie Powakacyjne - odfajkować!


[Charlotte opowiada o wakacjach]
- Ja nigdzie się nie wybierałam, bo Ron, Fred i George znów zaczęli wymyślać jakieś „superowe” niespodzianki dla klientów swego sklepu licząc, że wszystko to umknie uwadze mamy. Tak się jednak nie stało i z ojcem podjęli decyzję, że cała rodzina przez nich będzie miała karę ...
Uu, Molly stosuje odpowiedzialność zbiorową? To pewnie tylko chytry fortel mający ukryć fakt, że znów nie mają pieniędzy na wyjazd...
Od kiedy Ron jest wspólnikiem bliźniaków? Kanonie, halo!


-Dlatego ja cieszę się, że nie mam rodzeństwa – ucieszyła się Adrianna, wysłuchawszy historii przyjaciółki .
My też się cieszymy. Cały klan Marysujków - to za dużo jak na naszą wytrzymałość.

Resztę drogi do Hogwartu spędzili w ciszy.
Trójka przyjaciół, którzy nie widzieli się całe wakacje, spędza kilkugodzinną podróż w kompletnym milczeniu. Ktoś na nich rzucił Silencio, czy jak?

 Adrianna wyciągnęła ze swojego kufra książkę do Eliksirów, pragnąc zobaczyć, czego będą się w tym roku uczyli.
Nadgorliwa prawie jak Hermiona.

W szaty szkolne przebrali się dopiero na wyraźny rozkaz jednego z patrolujących korytarze pociągu nauczyciela. Szaty Adrianny obszyte były, zamiast zieloną  bądź czerwoną włóczką, która podkreślała jej należność do szóstego roku nauki w Hogwarcie.
Sienkiewicz potrafił napisać zdanie na pół strony i się w nim nie pogubić. Ałtoreczce nie jest to dane, więc ja poproszę o wyjaśnienie w punktach:
1. czym były obszyte szaty, zamiast włóczki?
2. czy "należność do szóstego roku nauki" znaczy, że nie zapłaciła czesnego za wszystkie te lata?


*    *     *



-No, wychodźcie, wychodźcie! - krzyczał wkurzony Hagrid. Ten, niegdyś miły i przyjazny wielkolud, dzisiejszego dnia był nie do zniesienia. - Szybciej nie można? - dodał po chwili, widocznie wkurzony zaistniałą sytuacją. Na jego głośny wrzask,  pierwszoroczni szybciej poczęli opuszczać pociąg.
Schnell, schnell, raus, raus!

Chwilę jednak zajęło, zanim wszyscy uczniowie udali się do bryczek stojących nieopodal, które miały zawieść ich na brzeg rzeki, przez którą , tym razem, mieli przeprawić się łódkami.
Na gacie Merlina! A skąd im się tam nagle rzeka wzięła?! Jak Hogwart Hogwartem, pierwszoroczni płynęli łódką przez jezioro, a cała reszta jechała powozami aż do bram szkoły!

-Ale my tu przemokniemy – powiedział zrozpaczony Malcolm Baddock, jeden z pierwszorocznych.
-Niezłe odkrycie – szepnął Draco, również zniesmaczony dzisiejszą pogodą. Co dziwnego, moi drodzy, co roku, gdy  rozpoczyna się rok szkolny i do Hogwartu przybywają uczniowie, pada deszcz.
Noł, rili? Ciekawe, że w pięciu tomach na siedem Rowling jakoś o tym zapomniała...

 Pada obficie nawet i parę dni , co , dla siódmorocznych uczniów jest objawem nadchodzącej wielkimi krokami jesieni.
Bo dopiero siódmoroczni są na tyle wykształceni, by dostrzec ten związek.

-Witamy ofiary – parsknął śmiechem Draco, przyglądając się przemokniętej trójce siedzącej w kącie łódki. Przez te sześć lat jednak [Pięć. Szóstą klasę dopiero zaczynają.], Adrianna jak i Daniel nauczyli się ignorować chamskie docinki swojego „przyjaciela” który wywyższał sie nad nimi wszelakimi sposobami.
-Żebyś tylko nie wpadł do wody – pisnęła z zachwytu Charlotte, po czym, wyciągając swoją różdżkę, wrzuciła przemądrzałego Malfoy'a do wody.
Cóż, Draco, tak się kończy wsiadanie do łódki z trójką Gryfonów, a bez swych goryli.

 Ten, nie ukrywając złości również wyciągnął swoją różdżkę, która jednak była zbyt przemoczona, aby móc działać.
Ród Malfoyów podupada. Zafundowali synowi jakąś chińską podróbę zamiast porządnej różdżki. Tymczasem taki Potter podczas Turnieju Trójmagicznego bez problemów czarował pod wodą!


*    *     *

Tiara zakończyła swoją coroczną śpiewkę. Pierwszoroczni, stojący na środku Wielkiej Sali otworzyli buzie ze zdziwienia i zamknęli je dopiero, gdy profesor McGonagall głośno chrząknęła.
Hehe, widzę to. Zbiorowy opad szczęki - chrząknięcie - i wielkie KŁAP! jak salwa honorowa.

Tiara wyczytała pierwszego ucznia.
-Malcolm Baddock – chwila ciszy – Slytherin! - Ślizgoni zaczęli witać nowego ucznia oklaskami a Tiara wyczytywała kolejnych uczniów – Zoey Redbird, Gryffindor. - Tym razem to Gryfoni zaczęli piszczeć, przekrzykiwać się nawzajem no i klaskać.
Czyżby w tym roku zabrakło uczniów o nazwiskach na litery od C do P?
Niż demograficzny w świecie czarodziejów. Albus musi się bardziej postarać.

Uroczystość rozdzielania uczniów trwała jeszcze kilkanaście minut. Z tłumu wychodzili kolejni, jak zwykle przestraszeni uczniowie, którzy , wkładając  czapkę na głowę, krzywili swoje miny tak, jakby działo się im coś złego.
Krzywili swoje miny, prostowali swoje granaty...

*    *     *


Severus Snape usiadł na wielkim, czarnym oczywiście fotelu i oparłszy dłonie na wielkim, dębowym [czarnym oczywiście] biurku, zamknął oczy. Wyobraził sobie Voldemorta, który był na niego strasznie zły za to, że przeszedł na stronę dobra.
Złamałeś mi serce, Severusie! - szeptał Czarny Pan. - Zapłacisz za to, mwahahahahaha!

 Nic sobie Snape jednak z tego nie robił, bo po chwili otworzył oczy, a wzrok swój przeniósł na kopertę leżącą tuż przed jego twarzą.
W kopercie był zwrot podatku.
Ja podejrzewam, że raczej tradycyjna, coroczna zaliczka od rodziców Crabbe'a bądź Goyle'a.

Po przeczytaniu listu uśmiechnął się podle, tak , jakby to , co chwilę wcześniej przeczytał, aż tak przypadłoby mu do gustu.
Podłego gustu, dodajmy.

 Spojrzał ostatni raz na kopertę, na której pięknym pismem napisane było jego imię i nazwisko, po czym schował ją do szuflady.
To , moi drodzy , jest dopiero początek ...
Zaczynam się  bać...

ROZDZIAŁ DRUGI

"WZGLĘDNY POKÓJ I NIEPOKÓJ"

Pewność siebie pozwalała mu żyć, pozwalała wierzyć w swoje, niekiedy marne umiejętności.
Mówimy o Snapie, tak? Mistrzu eliksirów, oklumencji i Bór wie, ilu jeszcze dziedzin?

 Lubił być ważny, lubił być szanowany przez innych. Jeszcze bardziej lubił chodzić korytarzami z podniesioną głową, gdy niemalże wszyscy uczniowie kłaniali się przed nim, niczym przed władcą.
A ego tak przyjemnie rosło... i rosło... i rosło...

 Zawsze wtedy uśmiechał się chytro, nie dając po sobie poznać jakiegokolwiek uczucia – w końcu takiego uczniowie go znali.
W istocie zaś przepełniony był głębokimi namiętnościami i pragnieniem miłości, które czekało tylko, by się ujawnić...

    Od rozpoczęcia roku szkolnego minął miesiąc. Miesiąc, podczas którego Severus musiał wrócić do pracy i do uganiania się za łamiącymi regulamin szkolny, uczniami.
Sev zwykle potrzebuje około miesiąca, by dojść do siebie po wakacjach.

Ale ten miesiąc miał także plusy, powtarza sobie często, gdy łapie go niewielkie przygnębienie.
Tak zwane plusy dodatnie, w przeciwieństwie do ujemnych.

Pamięta ten dzień, jakby było wczoraj.

    Był pierwszy września. Wraz z nauczycielami zasiadł przy stole w Wielkiej Sali, czekając na przybycie uczniów, którzy dopiero chwilę temu wysiedli z łodzi dobijających na brzeg. Minęło kilkadziesiąt minut, podczas których większość uczniów zdołała zgromadzić się przy stołach. Dumbledore już zaczynał swoją przemowę, gdy do sali wbiegła wysoka, ruda dziewczyna z pięknym uśmiechem na twarzy. Spojrzała przelotnie na stół nauczycieli, po czym, podwijając swoją nazbyt długą szatę, usiadła przy stole Gryfonów.
Wejście ćwoka najlepszym sposobem podrywu. Muszę to przetestować.
Nie zapomnij podwinąć szaty. Najlepiej do samej krawędzi majtek.

    Natomiast On, zamiast wsłuchiwać się w zaczętą kilkanaście sekund później przemowę Albusa Dumbledora, wpatrywał się w dziewczynę jak w posąg. Analizował każdy jej ruch, każde muśnięcie ramieniem Daniela, który niekiedy wybuchał śmiechem, albo szyderczy uśmiech Charlotte, widzącej jak Daniel stara się o względy tej pierwszej.
    I dopiero gdy uczniowie rozchodzili się do własnych dormitoriów, zrozumiał, co się stało. Spodobała mu się uczennica ...
Trochę mu to zajęło, ale cóż, Sevcio znany był z tego, że myśli raczej wolno.

* * *

  

Krążyłem po swoim gabinecie od godziny. Od ściany do ściany, od drzwi, do wielkiego okna znajdującego się tuż za moim biurkiem. Czarne szaty, w które byłem ubrany, powoli doprowadzały mnie do szału.
Tak marzyłem o różowym garniturze z anakondy...

 Różdżka, leżąca na skraju biurka zaczęła mi ciążyć.
E? Utożsamił się z biurkiem, czy jak?

 Wszystko to, czym zajmowałem się do tej pory, co było moim życiem, moim zajęciem zajmującym nadmiar wolnych chwil, przestało się dla mnie liczyć, wręcz stało się uciążliwe. „Zgupiałem, zgupiałem” powtarzałem sobie ciągle, jakby chcąc wytłumaczyć sobie swoje, dosyć dziwne, zachowanie. Jednak i to nie pomogło.
Nadal nie potrafiłem wymówić "ł".

    Opadłem bezwładnie na fotel. Z kieszeni szaty wyjąłem swoją różdżkę i patrząc się na jej wierzchołek począłem marzyć o zaklęciu, które rozwiązywałoby wszystkie problemy.
Zdecyduj się facet, różdżka leży na skraju biurka, czy wygodnie spoczywa w kieszeni?
Mówiłam, utożsamił się. Szuflady mu służą za kieszenie.

Takie, które powiedziałoby mi, co mam teraz zrobić, jak powinienem się zachowywać. Jestem bezradny. Jak to powiedział ktoś mi znany, miłość pojawia się ukradkiem, wtedy, gdy najbardziej tego nie oczekujemy, pojawia się z nikąd. I, co może wydawać się najgorsze- nie umiemy się przed nią uchronić. Powinniśmy poddać jej się całkowicie licząc, że wyjdzie z niej coś dobrego, znajomość zaowocuje. Nie czarujmy się jednak. Nauczyciel i uczennica?...
Łaj not? Abelard i Heloiza...
Ekhm. To chyba nie był najlepszy przykład.

- Accio myślodlewnia - krzyknąłem, a w chwilę po tym, na moim biurku pojawiła się wielka, szklana misa.
Myślodlewnia to takie urządzenie odlewające z myśli figurki aniołków, czy też robi konkurencję myślodsiewni?

 Czubkiem różdżki dotknąłem się w czoło, po czym, po kilku minutach przelałem swoje myśli i wspomnienia do ów miski, do której po następnych kilku minutach włożyłem swoją głowę. To, co zobaczyłem, niezbyt mnie rozweseliło.
"Spojrzeć na wszystko z innej perspektywy" zyskuje zupełnie nowe znaczenie.
A podobno myślodsiewnia służyła do magazynowania wspomnień, do których właśnie NIE CHCEMY wracać...

    Siedziałem na zielonej trawie, na błoniach Hogwartu. James, ojciec Pottera machał pokazowo różdżką, co chwila wymawiając jakieś niezrozumiałe zaklęcie. Syriusz, jego brat siedział tuż obok niego rechocząc ze śmiechu.
Syriusz, przepraszam bardzo, brat CZYJ?!
Brat duchowy, oczywiście.

 Wszystko to działo się koło drzewa, o którego konar byłem oparty. Chrząknąłem pod nosem co sprawiło, że Potter i Black szybko przekręcili swoje głowy skupiając swój wzrok na mojej osobie.
Sevcio zawsze lubił być w centrum uwagi.

 Potter chrząknął coś pod nosem, spojrzał na swoją różdżkę, i wystawiając ją przed siebie mruknął jakieś zaklęcie, co spowdowało, że na mojej głowie, zamiast normalnych uszów pojawiły się uszy smoka.Wszyscy wybuchli śmiechem.
Bo ośle uszy są takie pospolite i niegodne dowcipu Huncwotów.
Ja tylko tak zapytam: gdzie gady mają uszy?
Tam, gdzie śledzie.

Przechodząca obok Lily Evans rzuciła im pogardliwe spojrzenie, po czym, złapawszy mnie pod ramie, zaprowadziła mnie do skrzydła szpitalnego.
Bo pojawienie się smoczych uszu odebrało mi władzę w nogach, bądź orientację w terenie...

   Moje ciało przeszedł dreszcz. Wyjąłem głowę z misy, przetarłem mokre od potu czoło i schowawszy ponownie różdżkę do szaty, wstałem i opuściłem swój gabinet. Podjąłem decyzję. Nie mogę stracić Adrianny tak samo jak stało się z Lily, którą odebrał mi James...
Na wszelki wypadek zacznę nosić czapkę, by już nikt mi nie przyprawił żadnych uszu.


* * *


    Ostatniego dnia września, podczas jednej z przerw pomiędzy lekcjami, większość uczniów Hogwartu spotkała się na błoniach. Skupieni w wiele małych grupek zajęli całą powierzchnię łąki, [coś około trzech hektarów] czekając niecierpliwie na Dumbledora i profesor McGonagall, którzy mieli przekazać im ważną informację.
Bal?
Wymiana z uczniami z Durmstrangu?

    Minuty mijały, a zaaprobowani pomysłem nauczycieli uczniowie, odchodzili od zmysłów, przekrzykując się nawzajem co do pomysłu rady pedagogicznej.
Zaaprobowani pomysłem. Jeżu Zielony, dlaczego autorki nigdy nie rozumieją słów, których używają?!
Odchodzili od zmysłów. Obłęd, szaleństwo, mwahahahahahaha!

 Ci, którzy mieli chociaż trochę oleju w głowie (a uwierzcie, było ich niewiele) twierdzili, że w Ministerstwie znów wydarzyło się coś, co zdarzyć się nie powinno, że może nauczyciele chcą stworzyć jedną, spójną brygadę, która miałaby stawić czoło osobom, dla których życie czarodziei jak i mugoli było obojętne.
Uhm. Obecność oleju w głowie najwyraźniej wspomaga tworzenie takich mętnych konstrukcji i okrągłych zdań, z których niewiele wynika.

Ci, którzy owego oleju w głowie nie posiadali, mieli myśli trochę inne, w stu procentach dziwne, i zapewne gdyby wyszło to na światło dzienne, wszyscy by się z nich śmiali. Na taki pomysł wpadł niejaki Daniel, który powiedział swoim przyjaciółkom, że Dumbledore chce ich powiadomić o przybyłych magicznych zwierzętach, które jakimś dziwnym przypadkiem, przez kilka dni będą przebywać w Hogwarcie.
Dumbel otwiera ZOO?

    Rzeczywistość była jednak inna, o czym kilkanaście minut później powiedział profesor Dumbledore w swojej przemowie witającej uczniów.
-Jak każdy wie, wybrano nowego Ministra Rządu, który, wbrew wszelkim spekulacjom, nie jest sprzymierzeńcem Sami-Wiecie-Kogo.
Za to jest Sami-Nie-Wiemy-Kim, bo do tej pory świat czarodziejów miał tylko Ministra Magii.

 Patrick Adams, bo tak nazywa się nasz nowy Minister będzie gościł w naszej szkole przez tydzień, odwiedzając poszczególne klasy na poszczególnych lekcjach. Już jutro pomiędzy lekcją piątą a szóstą, na tablicy w wielkiej sali pojawi się rozpis ów wizytacji.
Niech mi ktoś wyjaśni, dlaczego one zawsze uważają owo nieszczęsne "ów" za nieodmienne i występujące wyłącznie w rodzaju męskim?

 Proszę tym samym, aby każdy z nim się zapoznał. Aha, no i zapomniałbym-tu chrząknął wyraźnie- Gdy wizytator pojawi się na lekcji, obowiązkiem ucznia, czyli waszym, jest słuchanie poleceń nauczyciela, nie sprzeciwianie sie mu, no i, co może być dla niektórych z was trudne-względnie grzeczne zachowanie.
Boru najzieleńszy... To Hogwart, nie polskie gimnazjum. Uczniowie Hogwartu zwykle nie mieli szczególnych problemów z grzecznym zachowaniem wobec nauczycieli... *idzie poszukać czegoś mocniejszego*

 Mam nadzieję, że zrozumieliście.-Zadzwonił dzwonek oznajmiający powrót do klas- Proszę rozejść się na lekcje – ogłosił Dumledore, i wplątawszy się w tłum uczniów, wrócił do budynku.
Wizytacja zamiast balu? To nie opko, to jakaś podróba!
Uczniowie musieli być równie rozczarowani, jak ty...

* * *

Już następnego dnia, na pierwszej godzinie lekcyjnej szóstoroczniaków, Minister Adams pojawił się w klasie tuż za profesorem Snapem. Ten pierwszy, zaciągnął stojący nieopodal biurka profesora Snape'a fotel w róg klasy, skąd, z notatkami (i samopiszącym piórem) przyglądał się lekcji. Profesor Snape, jakby ignorując siedzącego w koncie wizytatora [czyżby to był Minister Finansów?], wstał z fotela, wziął do ręki kredę leżącą na biurku, i nadal ze zbuntowaną miną podszedł do tablicy i napisał:
"P***olić Ministerstwo!!!"

    Jak dobrze wykonać eliksir wielosokowy?

    Uczniowie bez żadnych słów wyjęli z toreb pergaminy, pióra i nadal, kierując swój wzrok to na pana Ministra, to na profesora Snape'a, lub, w końcu na tablicę, posłusznie przepisywali  temat.
Po lekcji pani Pomfrey miała pełne ręce roboty z naprawianiem ciężkich przypadków rozbieżnego zeza.

Chwilę później, jakby po dogłębnym zastanowieniu się, Snape odrzekł.
Komu odrzekł? Ktoś go o coś pytał?

- Aby, powtarzam, eliksir został wykonany poprawnie, potrzebne wam będą muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga, i, co moim zdaniem najważniejsze- odrobina tego kogoś/czegoś kim chcecie się stać.
Jak doskonale pamiętamy z drugiego tomu - zamienianie się w "coś" raczej nie wychodzi na zdrowie.

- Tutaj klasa nie ukrywała zaskoczenia składnikami, które w ów eliksirze się znajdują. Nawet tacy uczniowie jak Douglas Disaster bądź Charlotte Weasley, którzy ten eliskir wykonali w klasie piątej bądź czwartej, wybuchnęli cichym śmiechem.
Chciałabym zobaczyć, jak wyglądała pracownia po popisach Douglasa Disastera...

 Profesor Snape ignorując ich, wręcz karygodne zachowanie, [tak, Sev, ignorowanie uczniów jest karygodne!] spoglądał ukradkiem na Adamsa notującego coś pospiesznie na pergaminie leżącym na jego kolanach.
- Wszystkie składniki znajdują się w szafie po prawej stronie klasy. Na przyrządzenie tego eliksiru macie dwie godziny.
Tia, a Hermionie zajęło to kilka tygodni... Frajerka.
Zaraz się pewnie dowiemy, że Snape rzucił na pracownię pętlę czasową, która skróciła czas warzenia z 21 dni do dwóch godzin.


    Minuty mijały w zastraszająco szybkim tempie. Uczniowie, nazbyt przejęci swoją robotą nie mieli nawet chwili, aby, jak to często robili, spojrzeć do kotła przyjaciela. Snape, stojący, a właściwie siedzący przy swoim biurku rozglądał się po klasie, niekiedy wybuchając śmiechem.
Wprawiało to uczniów w jeszcze większy szok. Nietoperz Hogwartu najwyraźniej oszalał...

 „Moi uczniowie naprawdę przykładają się do roboty!” pomyślał, gdy jego oczy spoczęły na twarzy uśmiechniętej jak zwykle Adę.
Uśmiechniętej przez Adę? Za Adę? Złośliwy Biernik atakuje!

 Ona natomiast, zajęta swoją robotą, nawet na profesora nie spojrzała.
Bezczelna. Złamała mu serce.

* * *


Kolejne lekcje minęły, bynajmniej dla mnie, bezstresowo.
Bynajmniej, bohaterko, bynajmniej... *wyjąc głośno idzie walić głową w ścianę*

 Zmierzałam właśnie na zielarstwo, gdy po drodze złapał mnie profesor Snape.
- Panno Savannah- niemalże krzyknął, gdy przeszłam obok niego, nie zwracając na Jego osobę większej uwagi.
Jego ego poczuło się dotknięte.
Coś kiepsko z legilimencją, Sev - nie słyszysz, że ona myśli o tobie z wielkiej litery?

- Tak? - spytałam, odwracając się napięcie tak, abyśmy stanęli twarzą w twarz. Ten, zobaczywszy moją twarz uśmiechnął się, i jakby myśląc, co ma powiedzieć, stał przez kilkadziesiąt sekund bez ruchu.
Ona spięta i napięta,
Jego gęba uśmiechnięta,

Tkwią w bezruchu, on i ona
Cóż za grupa Laokoona!


- A więc panno Savannah. Ma pani zdolności do tworzenia eliksirów. Zmarnowanie takiego talentu byłoby rzeczą złą, karygodną wręcz nie wybaczalną. (...) od dzisiaj wieczora... masz u mnie korepetycje, w których będziesz poznawała coraz to nowsze mikstury, których robić się w szkole nie nauczysz. [Amortencję?] Mam nadzieję, że znajdę Cię tutaj za kilka lat, właśnie jako nauczycielkę ów przedmiotu- mówił jak najęty, a z jego twarzy nie znikał uśmiech.
O łał. Korepetycje zamiast szlabanu. Powiało świeżością!
Mówiłam - to jakaś podróba, nie opko.


* * *

Nie wiem, co ze mną się dzieje dziwnego (a dzieje, to pewne). Podczas rozmowy ze Snap'em pomyślałam o nim... jak o nie nauczycielu! Nie mówiłam sobie „boże, jaki ten Snape jest głupi” tylko jaki ten facet jest nieznośny i denerwujący!
Nie widzę szczególniejszej różnicy, ale cóż...

 Co gorsza, zamiast patrzyć się w podłogę, albo chociażby w jego czarną szatę, ja lampiłam się na jego czarne włosy, które, o zgrozo, pierwszy raz od niepamiętnych czasów były... nie tłuste, z czego mogę wywnioskować, że nasz profesorek dowiedział się do czego służy woda i wszelakie płyny. Brawo!
Po latach eksperymentów z denaturatem, oranżadą, sokiem dyniowym i wszelakimi innymi płynami, odnalazł wreszcie właściwą formułę.

    Wiem, że staję się kobietą, co dotarło to do mnie w wakacje, gdy nie mogłam się zmieścić w żadne bluzki z poprzedniego roku.
Niezawodny znak dojrzewania to wbrew pozorom wcale nie miesiączka, a zwykłe tycie.
Myślałam, że w Hogwarcie dobrze karmią, a tu każda wraca zaokrąglona po wakacjach.

 Niestety, nie jestem zbyt szczęśliwa, bo chodzi o mój biust, który w ciągu wakacji... urósł. Oczywiście innym koleżkom się to podoba (od teraz moje cycki stały się podmiotem żartów),
Znaczy, jej cycki stroją sobie żarty z koleżków, którym nic nie rośnie?

 no i , jak mówi Charlotte ja też powinnam się cieszyć z daru jakiego ona nie posiada i posiadać nie będzie (oczywiście, próbuję jej ten durny pomysł wypersfadować, [W. To się pisze przez w.] ale nie działa).
Khem, może ona jest facetem?
Charlie Weasley zmienił płeć?! Czyżby jakiś wypadek przy odławianiu smoków?!

Tak czy siak dzieje się ze mną coś niedobrego, a ja nie mogę nic z tym zrobić...
To tylko hormony. Idź do pani Pomfrey...

* * *

Mrok uniemożliwiał jakąkolwiek widoczność. W oddali widać było tylko świecącą się świeczkę, obok której siedział człowiek o pięknych, czarnych włosach.
Umył! Boru najzieleńszy, umył!

 Jego szata, lekko pozłacana, błyszczała w świetle świecy, dodając temu magicznego uroku.
Różowa anakonda Beli jest poza zasięgiem, więc trzeba się zadowolić złotą kurtką Jacksona.

 Mężczyzna ten siedział w wielkim, obitym czerwoną skórą fotelu. U jego nóg, z kieliszkiem czerwonego wina siedziała dziewczyna. Upijając kolejny łyk wina wpatrywała się w piękne oczy bruneta. Po kilku chwilach odstawiła kieliszek na stojący tuż obok stolik i odepchnąwszy się rękoma od ziemi wstała i usiadła na jego kolanach. Ów mężczyzna nie krył swojego szczęścia.
Ooo, mamy prawidłowo użyte "ów"! Zanotować!


 Swoimi rękoma [cudzymi byłoby trudniej] złapał kobietę w talii, ich ciała się zetknęły. Ona czuła jego oddech, on kierował swój wzrok to na jej piękny uśmiech, to  na  okazałe piersi, które jeszcze okazalej wyglądały w pięknej, marszczonej bluzce. Jego usta  dotknęły piersi, pocałował je. Chwilę później ich usta się zetknęły.
Góra, dół, góra, dół, góra, dół. Snape, bo ci się głowa urwie od tego kiwania.

    I wtedy się obudziłam... To, to... jest... jest niemożliwe! Ja... ja... śniłam o Snapie! Ja.. Ja się z nim całowałam! On...on... on całował moje... piersi! To wszystko staje się coraz dziwniejsze. Albo nie... to może ja się staję coraz dziwniejsza?
Dorastasz, kochana, dorastasz...

Nie ważne. Zakochałam się w nauczycielu....
Tia, jeśli sny mówią o tym, w kim się zakochałyśmy, to ja jestem bez pamięci zakochana w zombie.


ROZDZIAŁ TRZECI
"BO JESTEŚMY DLA SIEBIE STWORZENI"


Pod gabinetem zjawiła się punktualnie. Szepcąc sobie pod nosem, że wszystko będzie dobrze, nabrała powietrza i niewiele myśląc zapukała w mosiężne drzwi, [odnoszę wrażenie, że mosiężne drzwi powinny zostać dopisane do Opkowego Kanonu] zza których, po kilku chwilach usłyszała krzyk znaczący mniej więcej „panno Savannah, proszę wejść do środka”.
Tak w wolnym tłumaczeniu, bo bardziej dosłownie oznaczał "Kto, do k***y nędzy znowu mi przeszkadza?!".

 Złapała za gałkę od drzwi, pchnęła ją i weszła do środka.
Gałka wypadła z drugiej strony, a bohaterka przecisnęła się przez dziurkę od klucza?


* * *

W mojej wyobraźni lokum Mistrza Eliksirów wyglądało zupełnie inaczej, aniżeli jakim jest naprawdę. Cóż się temu dziwić, tylko nieliczni zdobywają się na odwagę i zaglądają do śmiercionośnych komnat postrachu Hogwartu, jakim profesor Snape jest sam w sobie.
Uhm. Leży w swej jaskini i pożera zabłąkane dziewice.

Nie powinno mnie dziwić więc to, że zamiast koloru czarnego, panował tu kolor zielony (który, defakto [de facto] był kolorem Slytherinu) jak i fioletowy, który, to trzeba przyznać, dodawał temu wszystkiemu nieziemskiego uroku.
Kolorki nieziemsko urocze, acz nieco trupie.

 Stojąc tak w jednym miejscu i przyglądając się całemu wnętrzu dokładniej, zdałam sobie sprawę, że profesor Snape się na mnie gapi, co gorsza, nie patrzy się na moją twarz, tylko, jak to na faceta przystało, na moje nadprzyrodzenie wielkie piersi.
Nadprzyrodzony Cyc Mary Sue. Ja przepraszam, ja wysiadam...
Lolo Ferrari znalazła naśladowczynię?

Aby sytuacja ta była mniej krępująca, podeszłam do Jego biurka kładąc na nim pergamin i pióro z tuszem, które trzymałam do tej pory w ręku.
Pochylając się przy tym nad biurkiem, by moje nadprzyrodzone moce uwidoczniły się bardziej.

 Po chwili usiadłam na krześle i czekając na reakcję profesora, poraz kolejny zaczęłam przyglądać się wnętrzu, które coraz bardziej przypadało mi do gustu.
W myślach już planowałam, gdzie powieszę swe ulubione obrazki, w którym kącie ustawię biurko oraz ile miejsca w łazience Seva zajmą moje kosmetyki.

 Chwilę później usłyszałam ciche chrząknięcie, po którym nastąpiło natychmiastowe rozładowanie złej energii która panowała w tym pokoju od mojego wejścia do środka.
Mam nadzieję, że w formie efektownego wybuchu?

-Dzisiejszego dnia zajmiemy się eliksirem skurczającym, który powoduje skurczanie się ludzi jak i zwierząt.
I tak powstały skurczybyki.

- Uśmiechnęłam się nieśmiało, a w mojej głowie zaczęły krążyć myśli, o których w tym momencie pragnęłam zapomnieć. Znów pojawił się On, znów pojawił się jego uśmiech, znów pojawiłam się Ja, która owemu uśmiechowi nie potrafiła się sprzeciwstawić...
A gramatyka się z emocji troszku spsuła - choć z drugiej strony, "ów" się zaczęło odmieniać. Bilans na zero.

Zapisałaś? - spytał kategorycznie, na co ja pomachałam twierdząco głową.
Jak chorągiewką na kijku.

Uśmiechnął się.
Boru, Snape w tym opku wyczerpie chyba limit uśmiechów za najbliższe pięćdziesiąt lat.

-Spisałaś się, Savannah. Wiesz, nadal sądzę- powiedział znad stosu papierów- że powinnaś przynależeć do Slytherinu...
-Ale wie profesor, że decyzji Tiary nie wolno zmieniać... - westchnęłam, uśmiechając się w jego kierunku.
Czyżbym wyczuwała tu nutkę respektu dla kanonu? Niemożliwe!

-Wiem, niestety. No cóż, można chyba pogdybać, nie? - wybuchnął śmiechem.
I szlag trafił cały mroczny urok...
...bo śmiech miał jak Doda.


 Ja, próbując bynajmniej tym razem nie kierować swojego wzroku na Jego twarz również wybuchnłam tubalnym śmiechem, który występował u mnie najczęściej w chwilach wstydu.
No tak, widzieć Snape'a w takim stanie, to może być nieco krępujące.

Ale, teoretycznie rzecz biorąc, czego mam się wstydzić?
Może błędnego użycia "bynajmniej"? Albo problemów z "ż" i "rz"?

 Tego, że zadużyłam się w nauczycielu, który najpewniej nie odzwajemnia moich uczuć?
Siedzimy tu już tyle czasu, a nawet nie próbował...

 Który zapewne ma mnie za jedną z wielu uczennic, które wykazują się „nadprzyrodzonymi” zdolnościami do magii jak i tworzenia wszelakich eliksirów?
Zdolności zdolnościami, ale myślę, że powinnaś postawić na inne swe nadprzyrodzone walory.

* * *

Jestem wielkim, śmierdzącym aczkolwiek zakochanym po uszy samolubem. Czyż nie wspaniale?
Wspaniale. Ale otwórz okno.

Odłożyła na ławkę trzymane przez nią pióro, poprawiła opadający kosmyk cudownie rudych włosów, po czym podeszła do mojego biurka. Wstałem, ażeby nie wyszło, że jestem niekulturalny (w pełnym słowa znaczeniu).
Do tej pory byłem tylko w połowie. Half-rude Prince.


 Podeszłem bliżej, ona też podeszła. Staliśmy tak chwilę.
A napięcie wzrasta... wzrasta... wzrasta... zieeeeew.

Podniosła głowę, spoglądając mi w oczy. Zatopiłem się w ich głębi, dlatego też chyba to, co działo się później, nie miało dla mnie wielkiego znaczenia, choćby ze względu na panujący tu regulamin, który z każdą chwilą łamałem.
Zwłaszcza punkt 19, mówiący "Zabrania się udzielania prywatnych korepetycji" oraz 34, mówiący "Zabrania się topienia w czymkolwiek, z oczami włącznie".


 „Zwariowałeś, zwariowałeś stary idioto” mówił mój umysł, którego moje jakże wspaniałe pragnienie odpychało na plan dalszy.
Tego umysła ono odpychało, tak?

Adrianna się uśmiechnęła, nadal na mnie spoglądając. Zbliżyłem się do niej bardziej, niż powinienem. Nadal nie spuszczała ze mnie wzroku. „Koniec” pomyślałem sobie i oddałem się emocjom, które od kilku chwil górowały.
Koniec. Koniec Severusa Mrocznego Drania. Poznajcie Sevcia Słodkiego Misiaczka.

Moje ręce, które do tej pory próbowałem trzymać przy sobie, powędrowały na biodra dziewczyny, która aż pisnęła, gdy jej dotknęły.
Sev, ależ masz zimne ręce!

 Ona natomiast, nie pozostając mi dłużna wtuliła swoje rude loki w mój tors, zasłaniając tym samym herb Slytherinu.
Slytherin poczuł się osobiście znieważony.

 Chwilę później jej ręce znalazły się na moich ramionach a ona, stając na piętach [e? uniosła palce? to jakieś nowe ćwiczenie rozciągające?] spojrzała mi prosto w oczy, po czym, nie czekając na moją rekację (która i tak byłaby na jej korzyść) złożyła na moich ustach pocałunek.

Pocałunek tak wspaniały i tak wyjątkowy, że nie umiałem się oprzeć. Zanim jednak pozwoliłem emocjom wziąć nade mną górę, wyjąłem pospiesznie z kieszeni mojej szaty różdżkę i szepnąłem „colloportus” czyli zaklęcie, które służy do zaryglowywania drzwi, ażeby nikt nieproszony nie mógł tu wejść.
Przezorny zawsze zabezpieczony.


Ade nie próżnowała. Co chwila zerkając na moje oczy, podchodziła bliżej mnie, jej głowa opierała się na torsie, aby kilka chwil później jej usta spotkały się z moimi ustami w pocałunku
Boru. Mam wizję zapętlonej Ady: podchodzi - opiera się - całuje - odskakuje kilka kroków i dawaj od nowa. Jak na odtwarzanym w kółko filmie.



 ROZDZIAŁ CZWARTY
"MIŁOŚCI NIE UDOWADNIA SIĘ SŁOWAMI"


Uśmiechnął się niepewnie. Przypomniał sobie, jak jeszcze kilka minut wcześniej chciał wmówić dziewczynie, że to wszystko jej wina.
Uwiodłaś mnie, ladacznico!
Panie sędzio! Mówiła, że ma osiemnaście lat i sama wskoczyła mi do łóżka!

Przypomniał sobie również, jak mu było dobrze, gdy czuł w sobie ciało dziewczyny, która została z nim złączona na wieki, bez względu na wszelkie okoliczności ich związkowi nie sprzyjające.
E...? On? Czuł? W sobie? Ciało dziewczyny?! *zapada w stupor*
Może bohaterka jest hermafrodytą?
Albo Snape pierwszy raz w życiu całował się z języczkiem.


Wziął do ręki pióro, z szafki wyciągnął obszerny plik pergaminu. Jeden zwój zostawił sobie na blacie, resztę ponownie schował do szafki. Zapadła cisza. Podrapał się po głowie, jakby licząc, że przyjdzie mu do głowy jakiś pomysł. Zamoczył koniec pióra w atramencie i nabierając powietrza, zaczął pisać.


„Jesteś spadającą gwiazdą, jesteś odjeżdżającym samochodem
Jesteś linią na piasku, gdy odchodzę zbyt daleko.
Jesteś basenem w sierpniowy dzień
I jesteś pięknym słowem.
[...]
I ty mnie rozświetlasz, podniecasz,
Jesteś tajemnicą, jesteś z innej przestrzeni
Jesteś każdą minutą mojego dnia
Nie mogę uwierzyć, że jestem twoim mężczyzną,
I mogę cię kochanie całować, bo jesteś moja
Cokolwiek przyjdzie na naszą drogę,
My to przeżyjemy...

ukochanej, SS ”

Zawołajcie panią Pomfrey, natychmiast! Snape'owi zaszkodziły opary eliksirów!

Gdy skończył, był z siebie dumny.
No ba. Musiał wykonać potężny research, by znaleźć tego mugolskiego piosenkarza, Michaela Buble i tak zgrabnie posłużyć się jego tekstem.


[Ada] zaczęła czytać list na głos, najpierw upewniwszy się, że w sypialni dziewcząt nikogo nie ma. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, która zamazała niektóre litery listu. Przeczytała go jeszcze kiLka razy, za każdym razem płacząc tak samo.
Czyli oszczędnie.

Nie zwracając uwagi na sprzeciwy przyjaciółki, Charlotte spojrzała na list i wybierając jeden fragment, zaczęła czytać na głos:

- „Jesteś spadającą gwiazdą, jesteś odjeżdżającym samochodem
Jesteś linią na piasku, gdy odchodzę zbyt daleko.
Jesteś basenem w sierpniowy dzień
I jesteś pięknym słowem.” Od kogo to?-spytała, zerkając na podpis, który, niestety, nic jej nie mówił.
Nie, kurczę blade, absolutnie nic. Tyle znała osób o inicjałach SS!
Syn Sama? Ale faktycznie, wolałabym żeby to był Sev.
Choć z drugiej strony, skojarzenie Sevcia z TAKIM listem jest do tego stopnia absurdalne, że faktycznie mogło jej nie przyjść do głowy...


-Nikt nie pisze takich listów miłosnych do kobiety.
Niektórzy natomiast piszą takie do mężczyzn.

Wraz z wybiciem godziny dziewiątej, większość uczniów porozchodziła się do swoich dormitoriów co spowodowało, że korytarze Hogwartu stały się puste. Tak samo jak uczniowie, nauczyciele udali się do swoich pokoi, w których to zasłużony sen stał się rzeczą realną, a nie tylko żmłudną nadzieją, która pojawiała się wraz z dzwonkiem budzika.
E?
Czuję się cokolwiek skołowana (cokołowana) tym zdaniem, aczkolwiek doceniam inwencję słowotwórczą (słowincję) autorki...



Gdy wszyscy zasnęli, Hogwart stał się miejscem cichym. Gdzieniegdzie nauczyciele sprawdzali, czy aby wszyscy rzeczywiście spali, gdzieś przeleciał duch Bezgłowego Nicka, a jeszcze gdzieś indziej, jakiś uczeń wpadł na pomysł przechadzki. W tym wypadku, tym uczniem była Ade, która, ubrana w swoją piżamę, podążała mrocznymi korytarzami Hogwartu do gabinetu profesora Snape’a, któremu chciała podziękować za piękny, wzruszający list.
Bo żadne słowa nie wyrażą tej wdzięczności...

Zapukała do drzwi. Po kilku chwilach usłyszała pospieszny krok Severusa. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął Severus w samych slipkach.
Hihihi. Ależ byłby zonk, gdyby nagle okazał się on Severusem Kanonicznym - bladym, chudym, w poszarzałych gatkach...
Kuro! Zepsułaś mi taką ładną wizje!

Słowa nie wyrażą tego, co czujesz. Słowami nie zastąpisz uczucia, które jest pomiędzy dwojgiem ludzi. Słowem nie zmienisz nastawienia do świata, niekiedy obcego.
Słusznie. Przejdźmy do czynów, kwadracik już czeka.

Przychodząc do tego pokoju, nie wiedziała, czego chce. Czy chciała spełnienia? Czy chciała miłości kogoś, kto jej nie miał? Czy chciała miłości kogoś dojrzalszego, kogoś, kto w pełni wiedziałby, co czuje?
Wie pan co? Może pójdę odwiedzić profesora Dumbledore'a?
Niestety Dumbel woli chłopców...
Jeśli wierzyć fandomowi, to Snape też :P

*

Podeszła bliżej, siadając Severusowi na kolanach. Zaczęła błądzić swoimi rękoma po jego nagim torsie, co chwila popiskując.
Jak gumowa kaczusia.

 On przejeżdżał palcem po jej żuchwie, nie szczędząc miłych słówek.
Piękną masz żuchwę, kochanie... tylko... ałć! Mogłabyś się golić dokładniej!

 Po chwili zaczął szybko rozpinać guziki jej piżamy, która z każdą chwilą schodziła z jej ciała, które już po kilku minutach było zupełnie nagie...
Kilka minut na zdjęcie piżamy? Nie spieszyło mu się, oj nie...
Może jej wdzięki takie niezachęcające?
____________________

Rozdział ten pozostawię bez komentarza, którego, po takiej końcówce i tak by nikt nie przeczytał. [to coś, co czytacie teraz, absolutnie komentarzem nie jest] Jakoby nie wyszło, że nazbyt przyspieszam akcję, dopiero w kolejnych rodziałach pokażę to, na co mnie w pełni stać...
Alice.
Cóż. "Mierz siły na zamiary" tym razem nie wypaliło i jedynym, na co stać było autorkę, okazało się zlikwidowanie blogaska. Spuśćmy więc kurtynę milczenia na poetyckiego Sevcia i piszczącą Adriannę... Niech im Michael Buble śpiewa do snu!



Owa Kura, popiskująca Sierżant i poetycki Maskotek
pozdrawiają z żółto-różowych komnat Alternatywnego Hogwartu.


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

• Iris


Ómarła mnie ta analiza :D To było boskie. Mnie najbardziej zabiły oczy na rękach... Całe opowiadanie jest wręcz przeboskie, jaka szkoda, że już nie istnieje... Idę się pochlastać żyletką.

• Ome


Siła głupoty tego opka powaliła mnie na kolana.
Najgorszy był chyba wiersz Snape'a - w ogóle był koszmarny, a biorąc pod uwagę to, jaką osobą zdaje się być Snape (wnioskuję na podstawie uwag o kanonie i w analizach, i w ocenach) - wiersz jest koszmarny do entej.

Za to Wasze uwagi były boskie (ja też kocham analizowe wierszyki). Szalenie jestem ciekawa, co szykujecie na setną analizę :)

• Berek

Urocze :)
Z Waszych produkcji najbardziej urzekł mnie Snape, piszący na tablicy "Pi****lić Ministerstwo" - pobudziłam dzieci wybuchem śmiechu. Fraszka o grupie Laokoona również bardzo udatna.

Ale przykro mi, pobici zostaliście przez autoreczkową wizję Snape'a, piszącego do kogokolwiek "jesteś samochodem".
Tu się popłakałam, oplułam monitor, koty uciekły w popłochu.
Nie sądziłam, że takie skretynienie jest możliwe.

• Ewa


Dla mnie to brzmi trochę zatrważająco, że dziewczyna nie potrafi wytrzymać 45 minut bez jedzenia paluszków i chowa się w ostatniej ławce, żeby móc podjadać. Mam nadzieję, że trochę koloryzuje.

Anonimowy pisze...

Laura Absinth


Blogaski z gatunku HP przeważnie wybitnie mnie męczą - ot, takie najbardziej szablonowe z szablonowych. Ten jednak był troszkę inny i połechtał moje poczucie humoru nader czule.
Po pierwsze samo już przedstawienie się aŁtoreczki jest śmiechowe. Szczególnie jej zamiłowanie do czipsów, paluszków i coli spożywanych non stop o każdej porze dnia i nocy. Poza tym widać gołym okiem, że autorka wychodzi z założenia, że skoro lubi czytać i czyta dużo, to pisać pewnie też potrafi. Z autopsji wiem, że to założenie jest błędne.

Odsłona pierwsza - "Ci, którzy jednak postanowili zostać w swoich domach i pospać chociażby godzinę dłużej, przewracali sie właśnie na drugi bok zupełnie nieświadomi, że zaraz usłyszą wycie zegara, który postawi ich na nogi."
W mojej głowie pojawił się post apokaliptyczny obraz miasta z wielką wieżą w centrum, z której co rano rozlega się ryk syren, budząc obywateli, sunących sennie do pracy na dwunastogodzinną zmianę. Już mi wesoło.
Absolutnie rozbroił mnie ten fragment:
"Nic sobie Snape jednak z tego nie robił, bo po chwili otworzył oczy, a wzrok swój przeniósł na kopertę leżącą tuż przed jego twarzą.
W kopercie był zwrot podatku."
a do ostatecznego kwiku doprowadził mnie wierszyk (bo ja kocham wierszowane analizy) o grupie Laokoona oraz "skurczybyki".

Analiza do zakwiczenia, opko smakowite, szczególnie Snape gładzący po żuchwie - mówiła aŁtorka, że biologii nie lubi, a tu takie fachowe określenia (w końcu wystarczyłoby napisać "po twarzy"). Szczególnie jednak trafił do mnie jeden fragment dzieUa:
"Pewność siebie pozwalała mu żyć, pozwalała wierzyć w swoje, niekiedy marne umiejętności"
Czy tylko mi wydaje się, że idealnie można ten cytat odnieść do aŁtoreczek?

• deina


Zastanawiam się, jakiego rodzaju książki ałtoreczka pochłania z takim upodobaniem. Naiwnie zakładam, że częste kontakty z klasyką pozytywnie wpływają na orientację polonistyczną, zasób słów, ortografię itd.
Pisać każdy możeee...

• Tajemniczy Wielbiciel


• "JAKOBY nie wyszło, że przyspieszam akcję" ?!

przetarła oczy rękom, jak ten stwór z Labiryntu Fauna?
http://jancioblotnik.blox.pl/resource/stwor_1.jpg

Anonimowy pisze...

Ktosza

Wrr, jak ja nie znoszę takich zarozumiałych aŁtoreczek. Och, jakaż to ona nie jest genialna, niczego się nie musi uczyć i jest humanistką (yhy...), która nie umie używać "ów" i "bynajmniej".
Samo opko nudne i trochę niesmaczne.

• Ewa


Cała akcja w prologu to wstanie z łóżka, zanucenie Within Temptation i "udanie się do", łał.

• Nin


Iiiiiihihihi! Żmłudna! Było smaszno, a jaszmije smukwijne świdrokrętnie wodziły łapami po torsie Snejpa, popiskując z cicha... Piękne opko, piękne :D

• melmire


"...by sytuacja ta była mniej krępująca, podeszłam do Jego biurka kładąc na nim moje nadprzyrodzenie wielkie piersi."

Tak by bylo ciekawiej :)


• (owa) Sineira


Cholerne "ów" przyprawiało mnie za każdym razem o drgawki. W komplecie z "bynajmniej" spowodowało chęć puszczenia wielobarwnego pawia. Chwycę kiedyś ów sztylet, który owego dnia nabyłam w owym sklepie, udam się na poszukiwanie owych aŁtoreczek i wypruję im owe flaczki, ową wątróbkę oraz owo serduszko, po czym bynajmniej nie odczuję owych wyrzutów owego kurnać sumienia!

• Dzidka


Adrianna Sawanna! Czy podobieństwo do Hana Montana jest przypadkowe?
I nie wiem, dlaczego Ada tak się cieszyła na zajęcia skurczające, mnie się to skojarzyło wręcz dla niej niewesoło :-P
Analiza przednia jak łubniański trójniak, pokwik miałam wielokrotnie, ale do rzetelnej histerii doprowadził mnie Douglas Disaster :D

• mikan


Powalająca,jakże z życia wzięta sytuacja - jej urosły cycki, on je zauważył, ona o nim śniła i już, mili państwo, mamy wielką miłość. Ojapitole! :D

• Pigmejka


Brakowało mi takiego fajnego, sympatycznego opcia o Potterze. I jest! :) Pięknie Wam analiza wyszła, śmiałam się jak gupia (ach to trudno wymawialne "ł"^^)! :D

Nie wiedzieć czemu, najbardziej rozśmieszyło mnie:
"Hehe, widzę to. Zbiorowy opad szczęki - chrząknięcie - i wielkie KŁAP! jak salwa honorowa." oraz zakochanie w zombie. :>

Kuro i Sierżant, wielbię Was! ^^

• KlaŁn Szyderca


Qro niedobra! Brzuch mnie boli po tym, jak skręciłem się ze śmiechu po wyobrażeniu sobie plastycznie Snejpa piszącego z ponurą miną na tablicy "P[ito]lić ministerstwo!". No, niesamowite. Chyba nigdy nie był tak bliski zdemaskowania.

Kod: erhue. Brzmi podejrzanie.


• Chelsea

eee opcio nudne jak flaki z olejem.
Czekam na analizę nr 100!
Mam nadzieję, że to będzie coś wyjątkowego :]

• Siostra bez Osierdzia

Zepsułyście mnie kaczusią. Poszukam jakiegoś torsu płci obojga do popiskiwania.

Anonimowy pisze...

'N.


Jesteście niedobrzy - dziewczątko usunęło bloga i o, dalszego ciągu nie będzie. A ja już mam kupione wiaderko na łzy wyciśnięte wizją romantycznego ów Severusa w złocistej szacie, piszącego miłosne słowa do panny z piersiami jak u Matsumoto R. a mózgu jak orzeszek arachidowy.

• malowana lala


Kaczusia jest genialną puentą. Nie mogłam się uspokoić.

Też zacznę popiskiwać, ciekawe co na to mój TŻ ^^

• Kazik

Hej, jak na opko, to nie jest tak źle! Przynajmniej to podróba opka. Żadnych balów, przenoszenia do innego domu ("bo Tiara musiała się pomylić, starzeje się, biedaczka"), wrednej Hermiony, scen w łazience, tańca języków, schodzenia na śniadanie, nakładania tapety... Fiu fiu.
Oryginalnie.
Także w kwestii błędów...

Chociaż, miło widzieć stare, dobre, PowakacyjneZaokrąglenie :P Fragmenty związane z biustem powalają. I jeszcze nigdzie nie widziałam tak odmienionego Snape (częstotliwość, z jaką wybucha śmiechem, żadnych szlabanów, ganiania Gryfonów, KOREPETYCJE Z WŁASNEJ WOLI...).

Wizja Hagrida, wyganiającego pierwszorocznych z okrzykami "Schnell, schnell!" mnie powaliła xD I wreszcie wiem, jak powstały skurczybyki! Haha!

Analiska kwikaśna, śmiałam się, mimo późnej pory i zmęczenia. Szkoda, że nie ma następnej części, tak fajnie się czytało...

Pozdrowienia i niech kisiel aroniowy będzie z Wami ^^