czwartek, 13 grudnia 2012

203. Chrześcijańska Mściwa Szarlotka, czyli masakra mieczem siedmioręcznym (1/2)



Wstęp analizatorów:
Nie mamy zielonego pojęcia, o co w tym opku chodzi.
Koniec wstępu analizatorów.

Indżoj!

http://sunnight1.blog.interia.pl

Analizują: Dzidka, Jasza, Sineira, Gabrielle i Kura.

Prolog

Była niezwykle ciemna noc. Nie było pięknego księżyca. Świecił absencją. (M. Musierowicz) Była natomiast burza i padał deszcz. Właśnie na świat, w tą [taką] pogodę przyszło na świat dziecko.   
Właśnie na świat, nie gdzie indziej.
I oczywiście zjawiska atmosferyczne zwiastowały nieszczęście, czyli narodzenie Mary Sójki...

W pewnej rodzinie szlacheckiej, urodziło się dziecko. Szlachcic był zdenerwowany.
Nie był pewien, czy to jego.
Choć tyle dobrze, że był pewny swojego szlachectwa.

Wyszła położna z komnaty rodzącej (“Komnata rodząca” to taki średniowieczny odpowiednik sztucznej macicy?) i powiedziała.
- Pańska żona nie żyje.
Szlachcic zbladł i się zapytał.
SIĘ zapytał (szeptem, na stronie) - Azaliż winienem smutek okazać?

- A co z dzieckiem? Co z moim synem?
- Dziecko ma się dobrze. Ale...
- Jakie ale? Czy chłopiec jest chory?
- Nie jest chory. I to nie jest chłopiec.
- To dziewczynka?
- A zna pan jakąś trzecią opcję, sir?
- Hybryda spalinowo-elektryczna?

- Tak. Pani prosiła aby mała miała na imię Christiana Charlotta de Meavir.
- Odejdź.
Zejdź mi z oczu, kobieto.
Przecież ja nie nazywam się de Meavir! - jęknął zdumiony ojciec.
I do tego jeszcze Szarlotka.
Chrześcijańska Szarlotka.

Położna wyszła z domu szlachcica i już nigdy nie wróciła do tego domu.
- Sam se ródź! - dodała, trzaskając drzwiami. Strzeliła focha, że hej i poczuła ulgę.

Szlachcic był w zadumie.
Matka zmarła, położna poszła, szlachcic był w zadumie, a dziecko ryczało wniebogłosy. Ryczało i ryczało, a potem przestało.
Chyba mu się bateria wyczerpała.

Nie chciał mieć dziewczynki. Chciał chłopca, silnego chłopca który będzie mógł podbijać serca dziewczyn i grabić ich majątki.
Jeśli się tak głębiej zastanowić, to dziewczyna też może podbijać serca dziewczyn i grabić ich majątki. Naucz jeździć konno, posługiwać się bronią i problem z bańki.
A grabić majątki chłopców to nie łaska?
Rzeczywiście. Każdemu po równo... ująć. Równouprawnienie.

A tu niespodzianka - ma córkę. I jej nie chciał.
Co za pech, żona się całkiem zużyła, a tu dupa.
Niestety, nawet dupy ni ma, bo położna też sobie poszła w siną dal.

Postanowił że wezwie leśniczego.
O rany! Cóż za nagły zwrot orientacji!

… każe mu znaleźć siedmiu krasnoludków i zapytać, czy przypadkiem nie będzie im potrzebna darmowa sprzątaczka i kucharka?
Oraz nałożnica.
Tylko łóżko musieliby jej dłuższe załatwić.

Córkę własną włożył do koszyka, który służył do prania i wyścielił dużym kocykiem.
Koszyk służył do prania, bo pralek jeszcze nie wynaleziono.
Paczpani, nie szkoda mu kocyka dla bachora, którego chce wyrzucić, by zginął?
Z pewnością ten kocyk był bardzo śliski.

I wtedy zawołał leśniczego.
- Masz zabrać ten koszyk. Jak najdalej w las. Wrzuć go do rzeki. Nie zaglądaj do niego. Po wykonaniu zadania przyjdź z powrotem.
Nie lepszy kamień do nogi?
Do nogi od koszyka?

- Dobrze.
Leśniczy wyruszył w las. Niedaleko rzeki postanowił że jednak zobaczy co jest w koszyku. To co zobaczył wstrząsneło go [nim]. Zobaczył dziecko, otulone w kocyk. Dziecko spało.
,, Co ja mam zrobić " - pytał siebie w myślach.
- Więcej czytaj, matołku! Jeśli nie jesteś egipską księżniczką, to bądź choćby greckim pastuchem!
Albo rzymską wilczycą.
Owszem, matoł. I jełop. Kazano mu wynieść koszyk do lasu i wrzucić do rzeki, a ten dopiero na końcu drogi decyduje się zajrzeć do niego? I to w dniu porodu żony pryncypała, nie skojarzył faktów? Na lotnisku też przyjmie paczuszkę od obcej osoby i nie zajrzy? (zaraz, kurna, jakie lotnisko, coś mi się pomyrdało)

Po chwili zauważył mała skałkę i tam położył koszyk z dzieckiem, i pospiesznie się oddalił. Wiedział że ten widok będzie prześladował go do końca jego życia.
Co za luj z niego. Gdyby wrzucił koszyk do rzeki, mogłaby go wyłowić córka faraona, a tak? No przepadło, przepadło...

Przestało padać. Księżyc wyszedł zaa chmur [ziewając?] i padł na kamień [i tak wygląda początek Apokalipsy - senny Księżyc spada na Ziemię] na którym było dziecko. Mała obudziła się i nawet się nie rozpłakała.
Zapewne cud.
No weŚ. Po prostu osłabła z głodu.

Niedaleko przechodziła Mścicielka, o imieniu Solangel. Zauważyła księżyc i pomyśała że coś się musiało stać. Księżyc nigdy tak jasno nie świecił.
Widocznie ktoś wymienił w nim żarówkę na mocniejszą.
To taki odpowiednik nowej gwiazdy, za którą polecieli mędrcy. Tym razem księżyc daje do zrozumienia, że narodziła się równie mocna gościówa.
Albo akurat przylazł bliżej Ziemi.

Po chwili zauważyła skałkę i koszyk. Podeszła tam i zobaczyła dziecko.
,, Legenda mówiła prawdę " ,, Dziecko wybrane do wielkich czynów właśnie się narodziło ". - pomyślała i postanowiła że weżmie ją do zakonu.
I właśnie tam poszła.
Do domu.
Do zakonu.
Niezły zakon, pewnie jakiś eksperymentalny, skoro mniszki nocami włóczą się po lasach i wracają do klasztoru z noworodkiem.
Podobno chodzenie przyśpiesza poród.

Do zakonu Mścicielek - najlepszych zabójczyń które [jakie] znał świat.
Zapamiętajcie!

Rozdział I

Był piękny dzień. Słońce grzało niemiłosiernie. Pewna kobieta goniła drugą - jasną blondynkę o błękitnych oczach i jasnej cerze.
- Liliana, złaź z tego konia! - krzyczała.
Bo ta kobieta była pewna, że dogoni konia. Oczywiście.

- Nie! Fajnie się bawię! - powiedziała Liliana.
Tak fajnie trzaskam tyłkiem!

- Solangel, się wścieknie na ciebie! - powiedziała z wyrzutem.
- Solangel, jest zawsze zła - ale zeszła z konia. Miała na sobie białą płócienną bluzkę i też spodnie. Była przesiąknięta potem, ale Lilianie to nie przeszkadzało. Nic dziwnego miała już siedemnaście lat.
Z wiekiem się uodporniła na smród.

Poszła z nią do zakonu. Uczoną ją tam walki i zabijania. Liliana była w tym najlepsza. Uczono jej [ją] tam od najmłodszych lat odporności na chłód, walki łukiem (trzymaj mocno za dowolny koniec i wal przeciwnika w łeb a potem duś cięciwą), mieczem, sztyletem, shurikenem (jak wyżej) i magią. Niedługo Liliana miała dostać swoją pierwszą misję na której będzie sama.
Już była w środku. Budynek to wielki zamek, w którym każdy miał swój pokój.
Nawet psiarczyk i pomywaczka.
A każdy pokój ogrooomny i z własną łazienką. A łazienki z gorącą wodą...
I garderoby pełne ciuchów!

Było tam niezwykle czysto jak na zakon zabójczyń.
Bo inne zakony zabójczyń robiły ze swych siedzib istne chlewy - pluły na podłogi, wycierały zaświnione krwią buciory o dywany, rzucały broń gdzie popadnie i ukrywały zwłoki po kątach.

W końcu staneła przed Solangel - kobietę o czarnych oczach jak noc i takich samych długich (jak noc? pewnie polarna) czarnych włosach.
- Witaj Starsza Siostro Solangel.
- Liliana! Ile razy mam ci tłumaczyć abyś nie jeździła konno?!
Tak okrakiem. Nie przystoi młodej dziewczynie.
A poza tym szanująca się zabójczyni przemieszcza się wyłącznie na piechotę.

- Muszę trenować Sol.
- Wiesz świetnie że nie lubię jak tak do mnie mówisz.
- Wiem.
- Nie bądź bezczelna.
- Nie jestem.
- Niważne. Dzisiaj masz ważny test.
- Jaki test?
Rżnie głupa. Zaraz powie, że nic nie wie o żadnym teście, kartki w kalendarzu jej się skleiły, a w ogóle, to dziś jest poniedziałek.
Niech zgłosi nieprzygotowanie.
Dostanie kropkę. Raz w semestrze można.

- Dzisiaj przekonamy się, czy jesteś godna nosić miano Mścicielki.
Jak Bora kocham, przeczytałam “Merysójki”!

- Ostatni test. A co będzie dalej?
Wydaje mi się to nieco dziwne, że ktoś, kto całe życie spędził w jakiejkolwiek przyzakonnej szkole, nie wie nic o egzaminach końcowych.
- Jeżeli wygrasz to dostaniesz własną broń. A jeżeli przegrasz to każda Siostra będzie mogła ciebie zabić.
*Omujeju! Niech MEN wprowadzi takie prawo!*

- Pójdę już starsza Siostro.
- Dobrze. Przygotuj się.
- Tak.
I wyszła. Solangel miała jednak nadzieję że jej się uda.
C.D.N
Cynowy Dzbanek Nadciąga.

Rozdział I c.d

Liliana wyszła na dziedziniec. Po chwili dopadła ją Brigitee, najbajrdziej zarozumiała Siostra w zakonie
Od czasu do czasu podłączano je do bucomierza i notowano wyniki,
też dzisiaj ma swój ostatni test.
- Witaj Liliana – powiedziała swoim okropnym tonem.
Lilana zignorowała to. Jedna z lekcji mówiła – nie dać się sprowokować wrogowi.
Natomiast Brigitte to robiła od zawsze.
I jeszcze żyje?
Bo robiła to nieudolnie.

- Jak zwykle cicha i łamiąca zasady. I co? Dostałaś karę o Starszej Siostry? Ile batów? - zachichotała ze swojego ,,świetnego" jej zdaniem dowcipu.
Lilana spojrzała na nią i powiedziała:
- Niestety Brigitee.
Czy to ta sama Brigitte, czy jakaś inna Brigitee?
To Święta Brygida od Herbaty.

Nie dostałam kary. Nie zapomnij jednak że masz też dzisiaj ostatni test. A z tego co mi wiadomo, to ty zawsze zapominasz. Mamy sklerozę w tym wieku? - odpwiedziała i od razu tego porzałowała (poRZałować - poczuć żal w samą porę) bo ta się na nią rzuciła z pięściami, celując w ucho.
I robiąc szeroki zamach torebką.

Liliana zrobiła unik i przyłożyła jej z kolanka [hydraulicznego] w brzuch jednak chybiła.
Źle wycelowała. W brzuch. Kolanem... To nie ninja, ale niunia.

Dostała niezwykle silny cios w nos, ale zrewanżowała się dając cios [raczej kopiąc] w piszczel, a potem [poprawiła mutrą] w splot słoneczny.
A potem wytargała ją za kudły i zabrała wstążeczki.

Niewiele to jednak to pomogło bo ta znowu się na nią rzuciła.
Czego oni tam uczą w tych szkołach dla mścicielek, skoro adeptka sztuki mścicielskiej nie umie skutecznie rąbnąć w splot słoneczny.
Poczekajmy. Może jednak któraś zdejmie kozaczki i zacznie naparzać drugą obcasem? Tłuką się jak dwie lafiryndy na zabawie w remizie, to może być ciekawie.

Uczą sztuki zemsty, jak w tym starym dowcipie:
- Pani Wiśniewska, pani Wiśniewska!
- Co się stało, panie Malinowski?
- Pani mąż zdradza panią z moją żoną! Zemścijmy się na nich tak samo!
Po dokonanej zemście, Wiśniewska przeciąga się rozkosznie i szepce:
- Mmmm, panie Malinowski, pomścijmy się jeszcze trochę...
- A wie pani, mnie ten najgorszy gniew już minął.

Wszystkie adeptki patrzyły na to z ciekawością i się śmiały do rozpunku
Helpunku.
Roszpunku.
Bez ekwipunku.
Oraz meldunku.
Krzesłem ją! Krzesłem!


– bójki były dość powszechnym zjawiskiem ale nigdy nie było takiej bójki pomiędzy Lilianą a Brigitee – najlepszymi uczennicami w całej szkole.
Wczepiły się pazurami w kudły i kwiczały. Najlepsze wojowniczki. Tja...

Właśnie szła tą stroną Solangel, ciekawa co się stało. Kiedy to zobaczyła zamarła. Była przecierz mentorką Liliany.
“Przecierz” była jej jako macierz.
Teraz Lil został jedynie pacierz.
Sol zarzuci na nią więcierz.

Lilianie ściekała krew z nosa na białą koszulę, a Brigitee miała rozdarte czoło. Wtedy Liliana zrobiła pad na jedno kolano, drugą nogę wyprostowała i zrobiła koło, które zwaliło Brigitee z nóg.
Jednak onuce miały swoją mroczną moc.
Pad na kolano? Znaczy zrobiła takie ustrojstwo do ćwiczeń dla perkusistów?

Dziewczyny zaczeły bić brawa.
Nic dziwnego, też bym biła brawo komuś, kto klęcząc na jednej nodze potrafi drugą zrobić koło.
Widziałam to w jakiejś grze, jestem pewna.
E, to nic trudnego:
http://www.we-dwoje.pl/p/a/22/22/6/18902/c3/c3_gimnastyka_dla_zapracowanych.jpg

Były zachwycone to [tym] co się stało. Solangel westchneła z ulgi, po raz kolejny jej nie zawiodła.
Będzie z niej dobry kołodziej.

-Dziewczyny, rozejść się a ty – spojrzała na Brigitee – wstawaj z ziemi. Przynosisz wstyd Mścicielkom. Dlatego – wyciągneła rękę i zerwała wisior – nie będziesz mogła już się tu uczyć.
Zaraz. Czy Lilka nie poniesie żadnych konsekwencji tej bójki? Co to znaczy mieć plecy u przełożonej.

Lepiej abyś z tąd odeszła jak najszybciej
Przy takim systemie eliminacji egzaminy byłyby zbędne.

a ty Liliana idź się przebrać. Jedziesz potem i kurzem a podstawą Mścicielki jest...
… trójkąt równoboczny.

Nie skończała gdyż Liliana powiedziała:
-Dbać o czystość i higienę.
Gdyż zapach twych onuc (od roku już nie zmienianych) może cię wyprzedzić i zaalarmować ofiarę.

-Dobrze.
-Chcę się o coś spytać Starsza Siostro.
-Tak?
-Kto będzie moim przeciwnikiem?
-Niespodzianka. (Cirilla Fiona Ellen Riannon) Liliana do pokoju! A ty Brigitee jazda z tąd!
-Ale...
… nie mówi się “z tąd” - zwróciła jej uwagę Brigit(t)e(e).

-LILIANA SUNNIGHT! ILE RAZY MAM CI MÓWIĆ ABYŚ MI NIE PRZERYWAŁA, KIEDY MÓWIĘ WAŻNE SPRAWY?! - spytała wściekła Solangel.
To nie rób tak okropnych błędów!

-To ja już pójdę się przebrać. - powiedziała chłodno Liliana i poszła, a za nią Solangel:
-Potem masz przyjść na obiad.
-Tak Starsza Siostro.
I poszła nieoglądając się za siebie do pokoju.
Jej pokuj
Poszła do pokOju, a tu nagle znalazła się w kuźni? “Pokuj” to przecież tryb rozkazujący 2 os. l.poj. od “pokuć” - ot, tak sobie od niechcenia.
Bo to był pokój przeznaczony do intensynwej nauki
Znaczy do ryjca poszła.

tak znajdował się we wschodnim skrzydle, przeznaczonym dla adeptek. Weszła do pokoju i zobaczyła to co zwykle: białą pościel, balia w której już była ciepła woda (taaa, sama przyszła i się nalała) a na krześle nowe ubranie tyle że czarne tego co akurat Liliana nie lubiła.
Z tego bełkotu wynika, że czarne ubranie należało do jakiegoś faceta, którego Liliana akurat nie lubiła.

Czarny kolor oznaczał koniec szkolenia lub śmierć w zakonie.
Żałoba z okazji zakończenia szkoły, hehe.
Tego, że czarne ciuchy mogą przydać się do walki nocą, nasza prawie-że-absolwentka szkoły morderców nawet nie wzięła pod uwagę.

Liliana rozebrała się i weszła do balii. Woda jeszcze nie wystgła i była przyjemna. Rany trochę szczypały gdyż miała pozdzierane kolana a z nosa kapała krew. Jednak to był drobiazg w porównaiu z tym zę w wieku miała przestawione ramię i złamany nos.
W jakim, kurde, wieku? Czterech lat?
Liliana miała wieko.


Wyszła z balii i przebrała się w strój. Włosy wysuszyła za pomocą magii i potem poszła do stołówki. Droga prowadziła że trzeba wyjść z zamku i przejść przez główny plac i wtedy stoi się przed stołówką.
Jasne. Stołówką.
Zakładową.
I jakby bredni mało było - w dodatku jeszcze ta składnia...

Stołówka była ogromna. Było co najmniej dwadzieścia stolików.
Stołówki szpitalne bywają większe.
Sanatoryjne też. Dwadzieścia stolików to przeciętny bar mleczny.


Jeden dla pięciu osób.
Pomijając już kuriozalny kształt stołów dla pięciu osób, to ta ogromna jadalnia mieściła setkę ludzi. Z ciałem pedagogicznym - powiedzmy że nieco ponad setkę.

Pod ścianą był wielki stół dla mentorów a na  środku sali był ołtarz na ofiarę.
Oraz grill - po sprawieniu ofiary rzucano kawałki na grilla, a kolejne osoby z talerzami w rękach podnosiły się od stolików.
I Wielki Kubeł na Odpadki.

Liliana usiadła i pochwili weszła Matka Mścicielka - najstarsza z zakonu. Wszyscy wstali i ukłonili się. Matka Mścicielka przemówiła:
- Drogie dziewczęta. Dzisiaj jest bardzo ważny dzień. Otóż dzisiaj o północy Liliana Sunnight ma ostatni Test, który mówi że dzisiaj stanie się pełnoprawną Mścicielką. Stawcie się dzisiaj przed kościołem boga Aresa i Ateny.
Kościół w każdym Universum. Już nie ma świątyń Aresa i Ateny, Zeusa lub Hery; Swaroga i Dziewanny. Są kościółki pod wezwaniem.
A w kościele arabski ksiądz udziela ślubu Roksanie i szejkowi.

A teraz smacznego.
Cieszcie się dzisiejszymi kalafiorami, bo od jutra będziecie musiały polubić Lilianę Sunnight.

- Smacznego Matko! - krzykneły dziewczyny i zabrały się za jedzenie. Kiedy skończyły była trzecia trzydzieści a za 15 minut dziewczyny miały lekcję a Liliana nie.
Zakon był bogaty i lubił nowinki techniczne, dlatego nawet w stołówce (hihi) zamontowano dokładny zegar.
Atomowy.


Po objedzie była objedzona po uszy poszła do pokoju się spakować. Gdy to zrobiła poszła na dół
To imperatyw marysójczy - schodzić na dół
i usłyszała:
- Matka Mścicielka musi umrzeć...
- Dziś o północy, tak?
- Tak. Punkt północ.
Tak se przyjemnie gawędzili, publicznie.
Jak konspiratorzy na przyzbie.

Muszę ostrzeć Matkę i pobiegła do wieży gdzie mieszkała Solangel.
Prosto do Matki nie mogła?
Nie.
Musiała się najpierw zapisać na audiencję.

Wparowała do pokoju jak burza.
- Siostro Solangel!
- Tak Liliano? Co ci jest?
Opowiedziała wszystko.
- Sugerujesz ze ktoś chce zabić Matkę?!
Nie no, skąd, pewnie chodziło o to, że o północy ma umrzeć ze śmiechu na widok Liliany.
Patrząc, jak sobie radzi z testem końcowym.

- Tak!
- Nie mogę jej ostrzeć Christiano.
- Coo takiego?!
Solangel zmieniła wygląd.
- Jesteś zabójczynią Siedmiu Ostrzy!
O, mamy nową rangę na forum.
Specjalnym skillem Zabójczyń Siedmiu Ostrzy jest odgadywanie prawdziwego imienia każdego, tak?

- Bingo.
I nagle znalazły się w USA, w latach dwudziestych dwudziestego wieku.

- Gdzie jest Solangel?
- Nie twoja sprawa - i wzieła miecz półtoraręczny i się zamachneła się na Lilianę. Zrobiła unik i wzieła ze stołu miecz dwuręczny ( nie wiadomo skąd się tam wziął ) i zamachneła się.
Zamachnęła się, zrobiła unik, wzięła miecz, zamachnęła się... Istny taniec z szablami.
Potem wzięła miecz trójręczny... a potem cztero...
Wypisz wymaluj, bogini Kali.
A miecze pojawiały się tu i tam jak szalone.
Co się czepiacie, przeca to “Zabójczyni Siedmiu Ostrzy”.

Cios był świetnie wymierzony. Trafiła w brzuch. Po chwili weszła Solangel i to co zobaczyła zamurowało ją. Martwa osoba na podłodze z mieczem a nad nią stoi Liliana z mieczem uniesionym do góry.
W akwarium pływa ryba-miecz.
I mieczogon.
A na stole stoi wazon z gladiolusami.
A w radiu śpiewa Mieczysław Fogg.

- Liliana! Co się stało?!
- Potknęłam się.
Nie, to ta martwa osoba się potknęła i nadziała na miecz. I tak dwadzieścia razy.

Opowiedziała. Ale nic nie zdąrzyła na to powiedzieć gdyż rozległy się krzyki. Przyszła armia ludzi króla.
A imię ich Legion.

- Ludzie króla! Ktoś nas zdradził!
W jakim sensie? Powiedział królowi o wielkim nielegalnym zamku, który stoi w lesie? Czy może wpuścił wroga na teren twierdzy (zapewne przez stołówkę)?

Lilianie i Solangel udało się uciec dzięki teleportacji.
Natomiast cała reszta, z Matką Mścicielką łącznie, grzecznie nadstawiały swe łabędzie szyjki na rżnięcie.

Stały na wzgórzu i widziały jak ludzie króla mordują wszystkie Siostru i jak palą zamek.
Te siostry to były szkolone Mścicielki, czy słabe bezbronne zakonnice, które czerń wydusiła dymem w celach?
To były kapłanki Melitele, które podczas palenia świątyni biegały dookoła i krzyczały “Jezu!”.
Nie przypominaj...

- Liliana idziemy.
Odeszły. Ale Liliana mówiła do siebie po cichu:
- Znajdę tą (tę) osobę i ją zabiję! Nawet za cenę swojego życia! Jestem Mścicielką!
Nie jesteś! Nie zdążyłaś zdać egzaminu!

Rozdział II

Liliana z Solangel szły nieodzywając się do siebie. W końcu dotarły do małej wioski, Spellfine.
Zamieszkiwali ją wyłącznie zwycięzcy konkursów Spelling Bee.

- Musimy znaleźć schronienie - powiedziała Solangel.
- Jasne. - ucieła krótko Liliana.
- Liliana schowaj miecz. Wiesz światnie że kobietom nie wolno używać magii ani chodzić z bronią.
Ale za to mogą prowadzić szkółkę dla Mścicielek, gdzie uczy się je użycia broni i magii.
Bo to nielegalna szkoła była. Tajne komplety w wielkim zamku, którego przez co najmniej siedemnaście lat nikt nie zauważył.

Ta kiwneła głową i schowała swój miecz do pochwy a potem uczyniła go niewidzialnym.
Pochwa nadal była widoczna i jej dyndała.
Na wypadanie pochwy cierpiała też Hermiona w jednym z opek, ale chyba jej nie dyndała.

[nawiasem mówiąc, co ja bym sobie pomyślała, gdyby ktoś na mojego bloga trafił wpisując w Google “hermiona cierpi na wypadanie pochwy”?...
Prowokujesz, Dzidu... :D]

Szły aż dotarły do gospody ,,Pod krwistą różą".
- Pod krwistą różą? Ludie nie umieją wymyślać strasznych nazw - ucieła krótko Liliana.
Co ona ucięła? Tę dyndająca pochwę?
Jakaś forma odpępowienia.
Histerektomia.

Zresztą, czy zatrzymalibyście się w zajeździe “Pod Cuchnącym Trupem”?
Cóż, najlepszego w życiu dorszyka jadłam w tawernie o wdzięcznej nazwie “Pod Zdechłym Dorszem”...

- Cichaj! Liliano, nie bez powodu ta karczma się tak nazywa!
- Ciekawe dlaczego.
- Gospodarz karczmy jest wampirem.
No, to znalazły sobie bezpieczną kryjówkę.
Jak to mówią, najciemniej pod wampirem.
Różowym.

- Wampirem?!
- Tak. I nie mów tego nikomu.
Widzisz, Lilka... karczmarz to taki łatwowierny, wiejski wąpierz. Wciąż myśli, że nikt nie wie kim jest, a goście nie chcą robić mu przykrości i udają, że o niczym nie mają pojęcia.

- Ekstra, prawdziwy wampir!
- Ojej! Naprawdę! Jak fajnie!
Wykrzyknęła Lilka i zaczęła podskakiwać i klaskać w łapki.

Mentorka westchneła. Już żałowała że jej powiedziała. Ona zawsze się ekscytowała gdy usłyszała coś niezwykłego.
Gdy dowiedziała się, że Ziemia jest kulista i krąży wokół Słońca, to przez trzy dni nie spała.

Tak i było i tym razem. Weszły do środka. W karczmie prawie nikogo niebyło oprócz gospodarza i osoby w kapturze.
Nad głową osoby w kapturze unosiła się czerwoniasta strzałka z napisem: UWAGA, DAWCA QUESTÓW!

- Sol, idź kupić piwo.
I kapuśniak na świńskim ryju!
A nie, przecież kapuśniak jest obowiązkowy, karczmarz bije się o Srebrną Patelnię.
- I weź jeszcze ze dwie paczki papierosów!
Jak już wysyłać przełożoną po piwo, to niech jeszcze fajki kupi.

Ta potakneła tylko i poszła. Liliana usiadła i wtedy dosiadła się do niej osoba w kapturze.
Albo da jej misję, albo spróbuje ją zabić. Innej opcji nie widzę.

- Jesteś Liliana Sunnight, mścicielka?
- Tak. Skąd wiesz?
- Z listu gończego, idiotko. Za twoją głowę dostanę dziesięć sztuk złota.

- Jesteś Słońcem Nocy. Promykiem dnia które zostało ukryte w ciemnej nocy. Chcesz się zemścić prawda Słońce Nocy?
Och, moje słońce, tak pięknie trzepoczesz rzęsami! Ale czy w twojej pięknej główce zalęgła się myśl, na kim chcesz się zemścić?

- No tak.
- Znam pewne nazwisko.
Tu Postać w Kapturze wyjęła zza pazuchy książkę telefoniczną.

- Jakie nazwisko?
Słońce Nocy.

- Jednej z Siedmiu, która zdradziła twój zakon.
Wait. Jeżeli to te same siedem, które znane są jako Zabójczynie Siedmiu Ostrzy, to ich nazwiska nie powinny być tajemnicą.

Liliana aż podskoczyła na krześle.
- Mów!
- Spokojnie Słońce Nocy, spokojnie.
I nie podskakuj, bo krzesło rozwalisz, że nie wspomnę o robieniu dziur w parkiecie.

- Jak mam być spokojna?!
- Wdech i wydech.
Pomogło.
- Jeszcze jedna rewelacyjna umiejętność! Jakież to ekscytujące! Ojej, wiem jak się oddycha!

- Czego ciebie uczyli w tym zakonie?!
- Walki i magii.
- Na pewno nie wdechu i wydechu.

Ta wymruczała przekleństwa na zakon.
Ale ta pierwsza “ta” czy ta druga “ta”?
Po co, ja się pytam, po co przekleństwa? Skoro Zakonu już nie ma.

- Liliana!
- Tak?
- Posłuchaj mnie! Zrób coś dla mnie a dam ci to nazwisko.
- Co mam zrobić?
- Niedaleko jest pewna grota. Tam jest pewien kryształ. Przynieś mi go.
O, quest.


- Dobrze. A kiedy mam przyjść z nim?
- Masz czas do wschodu słońca.
Znikneła a po chwili pojawiła się Solangel.
Miała chwilową przerwę w transmisji, jak Murzyn na przejściu dla pieszych.
W karczmie nie mieli fajek, musiała skoczyć do Biedronki w sąsiedniej wiosce.

- Co tak długo?!
Lilka, jak każda Mery Sue, lubiła pomiatać przełożonymi.

- Załatwiłam pokój dla nas. Chodź!
- Co? Pewnie w dormitorium dwuosobowym!

Poszły.
Solangel poszła spać jako pierwsza. Liliana upewniła się że śpi twardo i wyszła z karczmy pod osłoną nocy z karczmy z zamiarem pójścia do groty.
Noc z karczmy różniła się zasadniczo od nocy spoza karczmy. Służyła osłoną tym, którzy chcieli wyjść z karczmy tak, by nikt nie zauważył, że wychodzą z karczmy.
Wyszła z karczmy i szczęka jej opadła, gdyż okazało się, że zawędrowały na Jurę Krakowsko-Częstochowską i grot ci tam było, że ho ho.


Rozdział III

Liliana szła tak długo aż staneła przed grotą. Właściwie nie grota tylko duża jaskinia. Na przodziena palach były wbite ludzkie czaszki
Na Przodziena palach
Bujam się na falach.
Ale kto to Przodzien?
To był wielki zbrodzień.
Strugał ostre pale,
Rzucał je na fale.

a na górze jaskini był napisany napis krwią ludzką w nieznanym języku.
Ciekawe, jak stwierdziła, że to krew ludzka, a nie barania, kozia czy nawet psia krew?
Po spodem była tabliczka z informacją: krew ludzka, grupa AB Rh+, nie zlizywać.

Liliana delikatnie wyciągneła miecz z pochwy.
Żeby sobie tylko krzywdy nie zrobiła!

Nagle Liliana poczuła że ktoś wziął z tyłu za rękę. Ta z okrzykiem wyrwała się obróciła i przeciwnikowi dała w nos.
Ręka się jej wyrwała i obróciła. Aha.
I w dodatku ręka krzyczała. Straszne.

Nagle rozległ się czyiś znany głos.
- Liliana!
To była Solangel. Wysuneła się z cienia. Z jej nosa kapała krew.
A szamoczącą się rękę trzymała w zębach.
- Ech....  - stęknęła mentorka - Może i lepiej, że do egzaminu nie doszło, bo wstyd by był na całą okolicę.

- Przepraszam Solangel przepraszam.
Nagle twarz mentorki się zmieniła. Przed Lilianą stał....
- Trol górski! - wykrzykneła Liliana i zaczeła z nim walczyć. Wzieła miecz [skąd go wzięła, skoro cały czas trzymała go w ręce?], zrobiła zamach i trafiła trola w gardło.
Ciach! I po trollu. Ojej.
Albo ten troll był jakiś niewyrośnięty, albo Liliana stała na taborecie.

Ten upadł na ziemię i powiedział:
- Twoja mentorka umrze dzisiaj.
Troll - profetyk. Aż żal takiego zabijać, przecież mógłby przepowiadać pogodę.

Po tym skonał. Liliana dobiła go kwasem.
Jakim kwasem? Żołądkowym? Rannego obrzygała?!
To jest chyba kolejne opko oparte na jakiejś grze...
*myśli* Nooo, w D&D trolla trzeba potraktować ogniem lub kwasem, bo inaczej się zregeneruje.

Postanowiła że pobiegnie do Solangel. Jednak kiedy przyszła zamarła w bezruchu karczma płoneła.
Nieruchoma karczma płonęła afektem.

- Solangel... - wyszeptała [ta karczma] i nagle dostała tak silny cios w tył głowy że upadła na ziemię bez świadomości.
Szkolona latami zabójczyni da się podejść od tyłu jak byle łachudra.
I to nie pierwszy raz.

Lilianę obudził ból w głowie. Leżała twarzą do ziemi. Słyszała głosy.
A co, miała je widzieć?
To się zdarza po urazach głowy.

- Co z nią zrobimy?
- Nie wiem. Najlepiej się jej pozbyć tak jak tamtej kobiety.
- Zgoda. Ale krew jest dla mnie!
- A ja chcę wątróbkę! Koniecznie z cebulką!
- Ja poproszę coś na rosół.
- A dla mnie ładny kawałek, bez kości.

Wszyscy się roześmiali upiornie.
- Ha! Będzie wyżerka jak się patrzy!

Po chwili ktoś Lilianę złapał za włosy i pociągnął.
- Proszę nasza blondynka się obudziła.
Jeden się roześmiał i dał Lilianie w twarz. Drugi dał jej kopniaka w brzuch. Liliana wylądowała na ziemi w ustach czuła krew.
- Hola, panowie! - zaprotestował wampir - proszę mi tu nie rozlewać posiłku.

- I co bez miecza nie jesteśmy już tak silne, co?
Znowu roześmiali się.

Nagle Liliana wstała. Jej oczy nie były już piękne niebieskie. Stały się czerwone jak najprawdziwsza krew.
Żylna, czy tętnicza? Tak tylko się pytam...

Jej włosy nie blond tylko już kasztanowe i sięgały do połowy pleców.
- Co, do...
Facet nie skończył gdyż Liliana wyrwała mu wątrobę za pomocą ręki.
Tak czy siak, jakaś wątróbka się pojawiła. Mniam.
Dzięki Boru, że za pomocą ręki a nie czegoś innego, na przykład chwytnej stopy.
Lub (o zgrozo!) dyndającej pochwy.

Natomiast drugi skończył bez głowy. Ostatni uciekł i nigdy już więcej nie stanął jej na drodze.
Nawet Moriarty nie wytrzymał tego kunsztownie budowanego napięcia...


Liliana szła przed siebie. W końcu dotarła na łąkę, gdie leżał miecz.
Przypadkowy miecz leżał sobie na przypadkowej łące.
Niestety, był siedmioręczny i nie udźwignęła.

Podniosła go oburącz i wyciągneła go w górę. Piorun uderzył w miecz i wtedy Liliana [zaczęła się ślinić] powiedziała:
Na potęgę Posępnego Czerepu! Mocy, przybywaj!

- Jestem Kadma, córka śmierci i pierwsza Mścicielka! Niech wszyscy drżą przed moją mocą i siłą gdyż ja się zemszczę za to co się stało 100000 lat temu!
Sto tysięcy lat temu. Pamiętliwa z niej bestia!
Nie było wtedy przypadkiem jakiegoś zlodowacenia?
Było, tak zwane północnopolskie. No, ale mścić się za zmarzlinę?
Zwłaszcza że kadm jest odporny na niskie temperatury.

Lilian to powiedziawszy upadła na ziemie bez świadomości. Kiedy się obudziła usłyszała głos.
- No Słońce Nocy nieładnie tak długo spać.
Liliana aż wstała z ziemi.
Ze zdziwienia.

- Człowiek Nocy! To ty kazałaś mi iść do jaskini.
- Kazałam? A kto mówił że jestem kobietą?
- I ani słowa na temat mojego głosu! Ani słowa! I nie wymawiaj przy mnie słowa “kastrat”!

Zdjął kaptur. Był bardzo przystojny. Jasna skóra, czarne włosy idealnie wysoki i szczupły.
Wszystko to dało się zauważyć dopiero po zdjęciu kaptura, bo to był duuuży kaptur, naprawdę duży i przepastny.

Jedyne co go szpeciło  to wielka blizna na oku, najwyraźniej po mieczu.
A nie po brzytwie?
Ojtam, zaraz “szpeciło”. Rycerz bez blizny, to kutas, nie rycerz! (A. Sapkowski)
A kutas bez blizny?
A kutas bez blizny to jest zdrowy, polski ch***j!


Z zamku Mrocznych Mścicielek pozdrawiają:
Jasza zbijający z desek pięciokątne stoły, Sineira smażąca wątróbkę, Dzidka zamawiająca ruskie w stołówce zakładowej, Kura zgłębiająca starożytną sztukę zemsty i Gabs szukająca leśniczego,

a Maskotek z zapałem wywija blasterem. Półtoraręcznym .

21 komentarzy:

Unknown pisze...

"- Smacznego Matko!" - i od tego czasu miałem mniej więcej taką wizję szkoły zabójczyń:
http://images5.fanpop.com/image/photos/27900000/Madeline-madeline-27937214-500-315.jpg

Anonimowy pisze...

Wstęp analizatorów:
Nie mamy zielonego pojęcia, o co w tym opku chodzi.
Koniec wstępu analizatorów.

Przeczytałam i poległam, a to dopiero początek :)

Anonimowy pisze...

Genialne. A przeczytałem dopiero sam wstęp.

Anonimowy pisze...

Nie chciał mieć dziewczynki. Chciał chłopca, silnego chłopca który będzie mógł podbijać serca dziewczyn i grabić ich majątki.

Przeczytałam majtki i nie wiem czemu, ale pasuje to do kontekstu zdania.

Anonimowy pisze...

Witam. Dawno u Was nie pisałem. Czytając tę tfurczość, miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie i w moje ręce wpadł nowy numer Top Secret z opisem jakiejś przygodówki: "Idź na łąkę, znajdziesz tam miecz..."
Pozdrawia Tezet74!!!

Babatunde Wolaka pisze...

Też przeczytałem o grabieniu majtek. Ciekawa metafora. Ewentualnie mogło chodzić o to, że chłopiec będzie ogrodnikiem we dworze.

"Niezły zakon, pewnie jakiś eksperymentalny, skoro mniszki nocami włóczą się po lasach i wracają do klasztoru z noworodkiem."
Zakon żebrzący - level hard.

"- Liliana, złaź z tego konia! - krzyczała.
Bo ta kobieta była pewna, że dogoni konia. Oczywiście."
A może ten koń szedł stępa?

Co do pięcioosobowych stołów - może to takie ogrodowe, dopasowane kształtem do pięciobocznej altany?

"To były kapłanki Melitele, które podczas palenia świątyni biegały dookoła i krzyczały “Jezu!”.
Nie przypominaj..."
Uprzejmie proszę o przybliżenie tego tematu?

"Zresztą, czy zatrzymalibyście się w zajeździe “Pod Cuchnącym Trupem”?"
W "Magii i Mieczu" był kiedyś artykuł o kreacji gospód w erpegach. Jedną z przykładowych nazw była "Pod Zarżniętym Krasnoludem".

"Ona zawsze się ekscytowała gdy usłyszała coś niezwykłego.
Gdy dowiedziała się, że Ziemia jest kulista i krąży wokół Słońca, to przez trzy dni nie spała."
A poezja futurystyczna działała na nią jak afrodyzjak.

Kłaniam się Sine do ziemi za wiersz o przodzieniu (czy jak to tam odmieniać...)

"Facet nie skończył gdyż Liliana wyrwała mu wątrobę za pomocą ręki.
Tak czy siak, jakaś wątróbka się pojawiła. Mniam.
Dzięki Boru, że za pomocą ręki a nie czegoś innego, na przykład chwytnej stopy.
Lub (o zgrozo!) dyndającej pochwy."
Sine jest ponadto zUa, zwizualizowałem to sobie :D

Czekam na ciąg dalszy. To był świetny odpoczynek po chamowatych córkach Voldzia.

kura z biura pisze...

Lepsza byłaby już gospoda Pod Zerżniętą Elfką. Tak tylko mówię...

A kapłanki Melitele krzyczące "Jezu" były ponoć w sławetnym serialu Szczerbica. Osobiście nie widziałam, bo też nigdy nie obejrzałam tego w całości, ale vox populi tak twierdzi.

jasza pisze...

@ Babatunde:

To z serialowej wersji Wiedźmina. Tu masz ściągę i sam sobie znajdź odpowiedni kawałek:

http://radkowiecki.is.evil.pl/spis2.html

jasza

Anonimowy pisze...

,,Nie chciał mieć dziewczynki. Chciał chłopca, silnego chłopca który będzie mógł podbijać serca dziewczyn i grabić ich majątki." Pierwszy raz słyszę o ojcu, który chciałby żeby jego syn został łowcą posagów. Bardzo ekonomiczne podejście.
Analiza przecudnej urody

Anonimowy pisze...

Ignacy Krasicki, "Żona modna":

"Tu kiosk, a tu meczecik, holenderskie wanny,

Tu domek pustelnika, tam kościół Dyjanny"

Ałtoreczki czerpią z najlepszych wzorców ;) No, chyba, że Krasicki był skrytą aŁtoreczką ?...

Anonimowy pisze...

O ile pamiętam, to nie z serialowej tylko tej kinowej, jeszcze straszniejszej, bo porżniętej tak, że sensu to za grosz nie miało.

Anonimowy pisze...

Słońce Nocy, Księżyc Dnia i Margaryna Masła. Albo na odwrót.
Grabienie majątków. To znaczy praca nad usuwaniem liści z trawników?
Kobiety też to mogą robić, nawet na męskich trawnikach - Merlinie, jak to brzmi, dwuznacznie... - mogę to udowodnić.
I ten dziwny zakon Mścicielek, które się dają wyrzynać królewskim, taaak.
Jakie to przeraźliwie głupie jest, paczcie państwo (na przykład ramy okienne)
Też nie rozumiem o czym to jest. Ukłony dla analizatorek! Barty

Markwia pisze...

A ja... a ja... a ja się zgubiłam...
Ale co nie powiecie, to takie opka jednak mają w sobie pewną nostalgię... taką z około podstawówki, a gimnazjum XD

Anonimowy pisze...

Mnie się bardzo podobało oświadczenie analizatorów,a rozśmieszył leśniczy...
Co za intryga!
Ato o "Jezu" to ja pamiętam,w tym tygodniu powtarzają...

Chomik

Anonimowy pisze...

Poległam już przy Waszym oświadczeniu we wstępie, wiec całośc przeżyłam w atmosferze totalnej głupawki. Analiza jak zwykle przecudna, a opko pachnie mi jakąś grą RPG.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Dawno się tak nie ubawiłam! :D Długo już nie było tak wybornej analizy, a niby tekst prosty, za to jakie komentarze... :D

Dziękuję za cudowne chwile. Uwielbiam Was. I też przeczytałam o grabieniu majtek.

Caltha :)

Dzidka pisze...

Tezet74, witaj z powrotem :)

die_Kreatur pisze...

O, opko o zabójczyniach! *leci do szuflady ze starą TFUrczością, której jakoś nie udało jej się zniszczyć* I to bardziej bessęsu od moich! *patrzy ba ałtorkę z nie lada uznaniem*

Analiza zaiste przeborska. Po oświadczeniu analizatorów automatycznie dostałam głupawki, a opko... no, przy Zabójczyni Siedmiu Ostrzy musiałam przerwać na chwilę czytanie i poświęcić chwilę na tarzanie się ze śmiechu.
Tak trzymać!

die_Kreatur

Joanna pisze...

ja przepraszam, pewnie zgwałcę tym komuś mózg, ale muszę:
http://ratunku-co-robic.ownlog.com/rozchylam-dzyndzle-i-oczom-moim-ukazuje-sie,1423191,link.html

tak a propos różnych dyndających części :)

Pigmejka pisze...

Bardzo bym chciała wiedzieć, o co w tym opku chodzi. Niestety - też nie wiem. Ale co się uśmiałam, to moje - analiza przewspaniała!

"[nawiasem mówiąc, co ja bym sobie pomyślała, gdyby ktoś na mojego bloga trafił wpisując w Google “hermiona cierpi na wypadanie pochwy”?...
Prowokujesz, Dzidu... :D]
Na PLUSa ostatnio trafiają po podobnych hasłach, więc hm, na Waszym miejscu bym się nie zdziwiła. ]:->

Anonimowy pisze...

Btw. napadło na mnie coś ślicznego: http://abigail-story.bloog.pl

pozdrawiam
Caltha