sobota, 19 lutego 2011

85. Anioł i syn Szatana, czyli Armageddonu jednak nie będzie (2/4)



W poprzednim odcinku dowiedzieliśmy się, jakież to mroczne tajemnice skrywa piwnica Tilla. Dziś zobaczymy, jak Till odkrywa w sobie aliena, posłuchamy kilku niemieckich marszów wojskowych oraz (uwaga! Tylko dla widzów o mocnych nerwach!) spotkamy się oko w oko z Samotną Łzą. Indżoj!

Analizują: Kura, Sineira i Suin.


***
W pokoju było zimno. Okno było szeroko otwarte, a czarne, aksamitne zasłony mokre od deszczu. Burza przeganiała ciężkie, ciemne chmury po szarym niebie i wydawało się, że nigdy nie przestanie padać. Nie ma zaufania, nie ma Słońca, nie ma wolności.
Szyby dawno zostały wybite przez szalejący wiatr, a coraz to nowe części podłogi znikały pod taflą czarnych kropel deszczu.
Czarnej podłogi, zapomniałeś dodać.

Till obudził się przed chwilą i leżał na łóżku, starając się odwrócić uwagę od swego obolałego ciała. Nie było na nim ani jednego miejsca, które by nie bolało, lecz najgorszym uczuciem było to, że zawiódł. Nie potrafił uratować Richarda.
Jakby mnie ktoś miał tak ratować, to chyba bym język połknęła, byle nie dożyć efektów.

Zdusił jęk i spróbował najpierw wyprostować się, a potem położyć na boku, opierając na łokciu. Chciał wiedzieć, w jakim stanie jest Richard. Ten leżał obok niego, na prawym boku, w tym samym łóżku, lecz nie ruszał się od jakiegoś czasu.
Kolejny, który wie co się dzieje wokół niego, nawet gdy leży zemdlony lub śpi.

Till obawiał się spojrzeć prosto na Richarda, czy dotknąć go.
Pod warstwą poranionej skóry, bolesnej jak diabli, pod warstwą ciała, głęboko w środku, jakby coś się budziło. Coś, co trwało nieruchomo, zamrożone, jak pod zaklęciem, teraz zaczynało się poruszać. Coś, co groziło porwaniem na strzępy jego i całego jego świata.
Mam pytanie: TO COŚ, czy TO COŚ?

W jakiś sposób, w tym stanie zmieszania, bólu i winy, wiedział to. Ta nowa rzecz czyniła go całkowicie niepewnym i bezbronnym.
Albowiem wcześniej, pełniąc rolę dziwki w burdelu urządzonym przez własnego ojca, czuł się pewny siebie jak cholera.
Znał swe miejsce w świecie, to dawało mu siłę i spokój wewnętrzny.

Znał uczucia: gniew, nienawiść, wściekłość, obojętność, lecz to było mu kompletnie nieznane. Próbował je nazwać, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Strach? Zmartwienie?
Jakby powiedziała Golde, żona Tewje Mleczarza: A może to niestrawność?
Toż to gorsze od PMS-a i jego kontynuacji. Gert będzie nieprzyjemnie zaskoczony.

Till spojrzał w oczy Richarda. Już wiedział, dlaczego wciąż leje.
Niebiosa płakały. Utraciły swego najpiękniejszego anioła!
Nie no... Owszem, Rysio jest przystojny chłopak, powiedziałabym, że najbardziej wyględny z całej ekipy, ale żeby od razu anioł?
Gdyby to był anioł, to z nieba na pewno nie leciałby zwykły deszcz. Wydymanie anioła zakrawa na armageddon.

Rozdział 9

Till zawsze sądził, że nic na tym świecie nie jest w stanie dotknąć go tak głęboko. Życie tutaj uczyniło go twardym.
Patrząc na jego dotychczasowe zachowanie, twarde to on miał co najwyżej odciski na tyłku.

Żaden promień słońca nigdy nie zdołał stopić nawet powierzchni tego kawałka lodu, jaki nazywał sercem. Lecz zwykłe spojrzenie w oczy Richarda zapadło głęboko w przepaść jego duszy. Till pragnął, by ziemia otwarła się i pochłonęła go, jako kara za to, co zrobił.
Gdyby tak przy okazji pochłonęła ałtorkę tego dzieua, wcale bym się nie zmartwiła.
O nie, dla niej byłaby to stanowczo zbyt lekka kara.

Anioł i syn Szatana leżeli razem w jednym łóżku; anioł, któremu on sam połamał skrzydła.
Ciekawe mniemanie o sobie, nie żeby zajeżdżało narcyzmem.

Trwali tak, patrząc sobie w oczy. Bez słów. Bez ruchu.
Bez tchu. Aż w końcu udusili się i nastał spokój.

Burza szalała za oknem, a deszcz zacinał do pokoju. Bóg grzmiał, a Szatan śmiał się.
Wicher wył, przyginając do ziemi najgrubsze drzewa, zwierzęta drżały w swych norkach, w całym mieście wywaliło wszystkie korki, a w telewizji ogłosili koniec "Mody na Sukces".
Pierwsza zasada harlequina: w wybuch uczucia między bohaterami zawsze zaangażowane są moce nadprzyrodzone, siły kosmiczne lub prawa przeznaczenia.

Nie odwracając oczu od Richarda, Till powoli wyciągnął rękę, by poprawić te ciemne kosmyki włosów, pokryte zaschłą krwią.
Żadnego ruchu, nawet drgnienia mięśni, tylko suchy szept:
- Nie dotykaj mnie.
- A przynajmniej nie dotykaj do czasu, aż się umyję.
Bo się przylepisz.

Till cofnął rękę, speszony. Czego się spodziewał? Zaufania? Nie miał na co czekać ze strony Richarda. Ani na zaufanie, ani przebaczenie.
Till patrzył, jak Richard zamyka oczy; po chwili jego oddech stał się bardziej regularny i cichy.
A mnie się wydawało, że zasypianie przy kimś jest oznaką zaufania.
Spał czujnie jak zając pod miedzą i śnił o zemście, o!

- Śpij. I zapomnij. Kiedy się obudzisz, będzie świecić słońce - wyszeptał bezgłośnie Till, żałując, że nie może wierzyć we własne słowa.
Dlaczego nie? Wystarczy wyszeptać magiczne zaklęcie:
eins... hier kommt die Sonne
zwei... hier kommt die Sonne
drei... sie ist der hellste Stern von allen
vier... hier kommt die Sonne

Lecz sen mógł przynieść tylko tymczasowe wybawienie.
Wstał z westchnieniem, wracając na swoją stronę łóżka. Spróbował położyć się koło Richarda, lecz ból, jak płonące piekielne języki liżące jego skórę, sprawił, że zmienił zdanie. Postanowił wziąć prysznic i zapalić.
Choć do tej pory fakt, że śmierdział jak stado capów, zdawał mu się nie przeszkadzać.
Eee tam. Jedno z praw opek głosi, że bohaterowie wydzielają tylko przyjemne zapachy ("letnia łąka w deszczu"), bądź nie pachną wcale.

W pokoju było zimno. Till zatrząsł się i objął ramionami. Spojrzał z wahaniem na Richarda i ostrożnie, by go nie zbudzić, wrócił do łóżka. Delikatnie podniósł koc i przykrył się.
A prysznic? A papieros? Jeżu borski, bohaterowie tego opka nawet w tak prostych sprawach nie potrafią być konsekwentni.
To z powodu smrodu. Zamroczeni chodzą.

Richard westchnął przez sen; to zaskoczyło Tilla [Wzdychanie to taka niesamowita i niespotykana czynność], cofnął się. Wstrzymał oddech, gdy Richard odwrócił się na drugi bok, instynktownie podciągając koc. Dobrze!
Dobrze, że wstrzymał oddech.

Till spróbował zbliżyć się ponownie; patrzył jak powieki Richarda drżą, a oddech znów staje się niespokojny.
Ta cała sytuacja była dla Tilla zupełnie nowa. To dziwne mrowienie wewnątrz denerwowało go; armia mrówek zdawała się maszerować po jego ramionach, a w brzuchu trzepotały tysiące motyli.
Buahaha. A wkoło latały różowe kupidynki.
I kucyponki srały tęczami.

Aż wreszcie nie mógł tego wytrzymać dłużej: wyciągnął znów rękę, dotykając czubkami palców mokrych od potu kosmyków włosów Richarda, przesunął ją wzdłuż skroni zbierając te drobne krople potu.
Oblizał palce i zamlaskał.

Motyle zmieniły się w samoloty,
i odleciały, unosząc na swych zakrwawionych skrzydłach strzępki wnętrzności Tilla,

świat zamarł, wstrzymując oddech
Chińczycy przestali produkować, Amerykanie konsumować, Irak zbroić się, a Polacy budować stadiony na Euro 2012,

podczas gdy Till poczuł głęboko w sobie coś, jakby stare, zardzewiałe drzwi, do których nigdy wcześniej się  nie zbliżał, zaczynały się otwierać.
Obcy zaczął się wykluwać.

Promień światła przebił ciemność. Till trwał, jakby zamrożony, nie mogąc oderwać wzroku od Richarda. Śpiąc, wyglądał tak szczęśliwie, nawet po całym tym poniżeniu, przez jakie przeszedł.
Wrażenie trwało tylko do momentu, kiedy wschodzące słońce wzniosło się na tyle wysoko, by światło zmieniło barwę. Wówczas do Tilla dotarło, że to, na co patrzył, nie było różowym lukrem.

Wydawał się tak niewinny, jak dziecko. Till pragnął tylko jednego: ocalić go, wyrwać się z tego piekła - razem.
Ostrożnie wstał z łóżka i usiadł na jego brzegu. Przycisnął dłonie do skroni.
- Co się dzieje? Gubię się. Coś tu jest naprawdę pokręcone.
Też zauważyłeś?

Głośne stukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia.
Świat odetchnął i wrócił do przerwanych czynności. Tylko Polacy uznali, że robota nie zając, nie ucieknie.

Till spojrzał na drzwi, zaskoczony, jakby dopiero co obudził się na tej planecie.
Zdziwił się, bo w tym domu stukanie było rzeczą zaiste niezwykłą. Normalnie wszyscy włazili jak do obory.

Ktoś, kto stukał do drzwi, nie czekał na odpowiedź, tylko je otworzył. To był jeden z goryli ojca, zajrzał ciekawie do środka, spoglądając zwłaszcza na łóżko.
- Banan? - zapytał z nadzieją.
Uuk, uuk, uuk!

Lecz Till w dwóch krokach był już przed nim, zasłaniając mu widok i wypychając z pokoju.
Chyba zataczając się i pokwikując z bólu, ale przecież aŁtorka nie będzie się przejmować takimi drobiazgami, jak zmasakrowane ciało.
Oj tam, Till jest twardy facet, zatnie zęby i nawet nie jęknie (mrrr... )

- Twój ojciec czeka na was w salonie o siódmej. Ma dla ciebie propozycję - mężczyzna przekazał wiadomość szyderczym tonem, a jego spojrzenie wędrowało po nagiej piersi Tilla.
O! Kłaczek!


Lecz kiedy spróbował wyciągnąć rękę, by jej dotknąć, drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem.
- Obciągacz! - krzyk dobiegł z drugiej strony drzwi.
Uuuuu... touche!

Till stał bez ruchu, oparty plecami o drzwi. Zimna pięść zaciskała się wokół jego serca.
O siódmej w salonie, propozycja - wiedział, co to znaczy. Ojciec musiał zaprosić nowych klientów na kolację. W ten sposób mógł im zaprezentować najlepsze ogiery ze swojej stajni.
Uhm, Till, cóż za wysokie mniemanie o sobie ;)
Z tego, co widzę do tej pory, to raczej wałachy.
Sugerujesz, że wszyscy biegają w strap-on? ;)
Raczej zabawiają się w ponyplay.

Till spojrzał na zegarek i stwierdził, że zostało im sześć godzin. Sześć godzin. Jedna tylko myśl krążyła mu w głowie: nie Richard. Musiał uratować Richarda, a potem niech ojciec robi z nim, co chce.
I tak robi.
Tja. Zaraz zobaczysz, Drogi Czytelniku, w jaki sposób Till weźmie się za to ratowanie. Trzymaj się mocno fotela, gdy akcja zacznie gnać w zawrotnym tempie!

Na zewnątrz zagrzmiało. Bóg był zły.
Miał serdecznie dość tego wszechogarniającego kiczu oraz faktu, iż starano się go w tę kabałę wplątać.

Na stoliku leżało srebrzyste pudełko ze strzykawką.
Szatan zacierał ręce z zadowoleniem.
On widać lubi kicz.

Rozdział 10

Najpierw poczuł delikatny dotyk na swym ramieniu, potem usłyszał miękki, prawie bezgłośny szept, wymawiający jego imię. Richard o mało nie wyskoczył z łóżka, gdy otworzył oczy i jego wzrok napotkał twarz Tilla. Wtedy zdał sobie sprawę, gdzie jest.
I zaczął wrzeszczeć.

- Czas na podróż w krainę snów - oznajmił Till, łapiąc go za ramię i zaciskając pasek powyżej łokcia.
Całkiem jak ta pielęgniarka, co budziła pacjenta, bo przyszła pora podania środków nasennych.

Till opukiwał jego skórę, próbując znaleźć żyłę, wówczas ich spojrzenia spotkały się na krótko, lecz Till odwrócił uwagę i odrzucił grzywkę z czoła.
Slap! Naprawdę, mógłby zainwestować w spinki ;)
Albo chociaż wstążeczkę.

- Masz spieprzoną rękę - powiedział miękko Till swym chropawym głosem, gdy wreszcie wkłuł igłę w żyłę Richarda. - Dopilnuję, żebyś rzucił to gówno, gdy wreszcie się stąd wydostaniemy - dodał i zaczął wstrzykiwać valium.
Richard zamknął oczy, gdy poczuł narkotyk krążący w żyłach, poczuł kopa i pozwolił swemu ciału osunąć się, lądując na poduszkach.
Kopa, po valium, że przepraszam co? :D
Och, efekt placebo. Równie dobrze mógłby wstrzyknąć mu sól fizjologiczną.

- Potrzebujemy tego wieczora - szepnął Till, zdając sobie sprawę, że nikt go nie słyszy. - Potrzebujemy naszej drzemki dla urody - z tymi słowami nakrył rozciągnięte ciało Richarda kocem i położył się obok niego na łóżku, pod tym samym kocem.
Drzemki dla urody, oł jes! A oprócz tego maseczki, masażu, serum pod oczy oraz profesjonalnej stylizacji włosów (może da się coś zrobić z tą grzywką Tilla?).
Zapomniałaś o depilacji. Koniecznie muszą się wydepilować. Najlepiej nawzajem.
Woskiem, mwahahahaha!

Ciepłe uczucie rozlewało się w jego piersi, tej piersi, która przylegała do pleców Richarda [Pot, nie żadne uczucie!] ; objął rękami tors drugiego mężczyzny, jakby chciał zachować go dla siebie, na zawsze. Till chciał dotykać go, pieścić go, kochać go.
I mieć z nim dziecko.

Ocierał swą erekcję o uda Richarda, ciesząc się dreszczami, jakie wzbudzało każde dotknięcie, lecz nagle przestał.
Przykleił się?

Richard zagubił się gdzieś w świecie snów wywołanych przez narkotyk; Till stwierdził, że nie wolno mu tego wykorzystać. Przygryzł wargi, westchnął głośno i puścił go, przewracając się na plecy i gapiąc w sufit.
Nie będzie "Ja cię kocham, a ty śpisz"?

Odwrócił się znów i przełożył ramię przez pierś Richarda.
- Mamy czas, mój aniele - szepnął, całując skórę drugiego mężczyzny
No ja nie wiem, ale jak Till nazywa kogoś aniołem, to raczej to dobrze nie wróży...

i zamknął oczy, zatapiając się we śnie.
Tak. I to by było na tyle, jeśli chodzi o akcję ratowniczą.

***

Pierwszą rzeczą, jaką Richard poczuł, wracając do rzeczywistości, był ciepły ciężar głowy Tilla na jego piersi, obejmujące go ramię i udo ułożone na jego nogach.
Pod facetem o gabarytach goryla musiało mu być cholernie niewygodnie.

Richard przyglądał się drugiemu mężczyźnie i zastanawiał się, co się stało podczas jego odlotu.
Czuł się jak przygwożdżony do łóżka, pod ciepłym ciężarem Tilla.
Rozdyźdany po materacu jak zgniły kabaczek.

Richard zastanawiał się, czy odważy się go obudzić.
- Fajnie - wymamrotał, gapiąc się na koc.
Musiał iść do łazienki. Naprawdę musiał!
Umyć się? <pyta z nadzieją>
Ekhm, chyba nam się szykuje jakiś Element Komiczny. Czujmy się ostrzeżeni.

Rozdział 11

Dziesięć minut później, Richard nie mógł już dłużej wytrzymać. Spróbował ostrożnie zabrać rękę Tilla ze swej piersi i uwolnić się. Odepchnął ramię, lecz ręka tylko zsunęła się w dół, po brzuchu, aż wylądowała w bardzo wrażliwym miejscu.
Och, jakiż niesamowity zbieg okoliczności.

- No, super! - mruknął Richard, zirytowany ciśnieniem w pęcherzu i tym, że nie odważył się obudzić Tilla. I jakby tego było mało, delikatny, ciepły oddech Tilla na nagiej skórze jego piersi, ciężar jego ręki, jedno i drugie wyzwalało kolejną reakcję, dreszcz w jego spodniach.
Biorąc pod uwagę fakt, że ma pełny pęcherz, powinien się cieszyć, że to dreszcz a nie deszcz.
W tym wypadku to pierwsze wywołałoby to drugie ;)

- Kurwa! - syknął, lecz spróbował się uspokoić, tłumacząc sobie, że to tylko odruch [pociekło...] i nie ma szans jego zaspokojenia.
Ja tam widzę całkiem spore szanse. Takie, mniej więcej, wielkości Tilla.

- Ok. Na dworze pada, ja się muszę wysikać, na mnie leży ten gnojek, a ja mam erekcję. Gorzej być nie może - Richard był zdecydowany zakończyć tę sytuację.
Może, może... Na przykład, gdy ciśnienie przekroczy pewną granicę.
Pamiętaj, że on wciąż ma na sobie skórzane spodnie.

- Hej, Till - powiedział głośno i podniósł głowę, by spojrzeć mu w twarz.
Till mimo to nie obudził się. Richard był coraz bardziej świadomy efektu, jaki wywiera gorący oddech Tilla na jego nagiej skórze. Denerwował się. Czuł, jak jego członek coraz bardziej twardnieje.
I oto nadchodzi "strażak Sam".

Odwrócił głowę, jakby próbował ukryć twarz w miękkości poduszki.
Obawiam się, że to nie twarz jest w tym momencie spragniona miękkości.

Minęło pięć kolejnych minut tortury, dłoń Tilla zawędrowała głębiej między uda Richarda. Till pochrapywał lekko z zadowoleniem, kompletnie nieświadomy udręki Richarda.
Zaraz tam udręki ;)
Bo to "słodka udręka".

Richard podniósł głowę z poduszki i spojrzał na Tilla. Długie, ciemne kosmyki włosów kryły jego twarz i oczy przed badawczym spojrzeniem Richarda. Wyciągnął rękę i ostrożnie położył palce na czole Tilla.
Miziu-miziu. Miziu-miziu. Głask, głask.

Po paru sekundach bezruchu, ręka Richarda delikatnie odgarnęła te kosmyki, tak że mógł teraz widzieć te zrelaksowane rysy twarzy, lekko otwarte usta, oddychające tuż przy jego skórze. Nie zatrzymał się, jego palce wędrowały dalej, przez czarną linię brwi Tilla ku jego prawej skroni, ześlizgując się za prawym uchem i wplatając czule w gęste, czarne włosy.
Eee... To taki sposób na odwrócenie uwagi od palącego problemu, czy jak?

***
Ciepło. Bezpieczeństwo. Uczucia, które zdawały się stracone na zawsze. Powolne przebudzenie.
Niekończące się kapanie deszczu. Deszcz każdego dnia. Łzy anioła.
"Niech spadnie z Nieba złoty deszcz
O pomóż mój Boże, któryś jest" - Bajm

Suin, ja Cię proszę...
...nie śpiewaj, bo fałszujesz ;)

Czy musiał wzbudzać gniew Boga? Nawet w niebiosach są anioły z ognistymi mieczami.
Lecz jego anioł był inny. Niewinny, bez grzechu - Richard. Richard?
Bez grzechu? Oni go wypełnili taką ilością grzechu...
Pod przymusem się nie liczy.

Till odwrócił się i spojrzał Richardowi w oczy. Obaj mężczyźni trwali nieruchomo, mierząc się nawzajem spojrzeniem. Nagle coś ściągnęło Tilla z powrotem na Ziemię.
Też poczuł, że ma pełny pęcherz.

- Było zimno - zaczął, lecz poczuł się niezręcznie. - Musiałem kręcić się we śnie - zaczął z innej strony, lecz poczuł się jak idiota; był idiotą, po jaką cholerę tłumaczy się, usprawiedliwia czyny, których nawet nie był świadomy?
Po co tłumaczyć takie czyny? Co te sądy właściwie chcą od gwałcicieli pod wpływem narkotyków, czy sprawców wypadków po pijanemu?

- Będziesz tak miły i zabierzesz rękę z mojego krocza? - powiedział Richard słabym głosem, kontrastującym z tym, co miał na myśli.
<turla się po podłodze> Nie... stać... mnie... na sensowny komentarz:D

- Och, przepraszam! - Till wyglądał na tak zakłopotanego, cofając rękę, że Richarda zaskoczyła jego reakcja. Ten wielki mężczyzna, z tak muskularnym i silnym ciałem, który mógłby pokonać każdego, kogo by chciał, ten mężczyzna odwrócił od niego wzrok, opuszczając powieki, jakby chciał ukryć całe to zakłopotanie i zażenowanie.
Po czym zarumienił się jak pensjonarka.

Nawet gdy wstawał z łóżka, zrobił to w taki sposób, by Richard nie widział wyrazu jego twarzy.
I nie dostrzegł tego rumieńca.

Richard też się podniósł, ostrożnymi ruchami. Ciało miał zdrętwiałe, plecy sprawiały wrażenie, jakby zdarto z nich skórę, nadgarstki były spuchnięte i posiniaczone. Przez chwilę siedział na łóżku, po czym spojrzał znów na Tilla - a fakt, że ten wcale nie wygląda lepiej od niego, mimo wszystko nie ukoił jego bólu.
Nie ukoił jego bólu
bowiem tyłkiem siadł na ulu
wszystkie pszczoły się zleciały
brutalnie go wybzykały.


Ich spojrzenia spotkały się ukradkiem i znów: to uczucie, że mógłby zatonąć w tych oczach, jak w dwóch oceanach smutku, błękitnych jak niebo, ciemnych jak piekło. Richard widział tam jedno i drugie.
Jedno w prawym oku, drugie w lewym.

- Jak długo? - zapytał, wstając, lecz nie odrywając wzroku od Tilla.
- Co masz na myśli?
- Zanim mnie znów zabiorą?
- Niecałe dwie godziny. Musimy porozmawiać, Richard.
- O czym mamy rozmawiać, Till? Chcesz mnie zapytać, czy miałeś rację? Tak, miałeś. Naprawdę żałowałem, że się urodziłem - głos Richarda brzmiał gorzko.
Nie dodając już ani słowa, poszedł prosto do łazienki, wszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.
I wreszcie ulżył nieszczęsnemu pęcherzowi.
Ja mu tam współczuję. Oddawanie moczu podczas erekcji to średni fun.
Dobrze mieć faceta w ekipie, tylu ciekawych rzeczy można się dowiedzieć ;)

- Chodź tu, jeśli chcesz porozmawiać - usłyszał miękki głos Richarda dobiegający z łazienki.
Co?
Till zawahał się, lecz odwrócił się i wszedł do łazienki.
Zatrzymał się w drzwiach, zaszokowany.
Richardzie... jesteś... wielki!

Richard stał przed nim, nagi. W pierwszym odruchu zagapił się na to, co zostało mu ukazane, lecz zdał sobie sprawę, co robi, i odwrócił wzrok.
- I zobacz coś zrobił, cały się osikałem!
Zrobił buzię w podkówę, a w oczkach zakręciły mu się łezki.

Spojrzał zamiast tego w twarz Richarda, lecz stwierdził, że nie jest w stanie ani oglądać jego nagości, ani patrzeć mu w oczy.
- Poczekam aż skończysz.
Chciałbym coś powiedzieć, ale zbyt mocno się śmieję :D

Mruknął, starając się zdusić gniew i wczepił palce w grzywkę, by to ukryć. Znów został przyłapany bez maski. Drugi raz w ciągu mniej niż godziny. Odwrócił się, by wyjść.
- Powiedziałeś, że musisz o czymś ze mną pogadać - zaprotestował Richard. - A może się mnie boisz? - dodał, odwracając się i wchodząc pod prysznic.
Bo ja jestem taki straszny, groźny i mroczny, uuuuaaaa!
Mam węża i nie zawaham się go użyć.

Motyle w jego brzuchu zaczęły powoli trzepotać skrzydełkami i poczuł, że kręci mu się w głowie. Powietrze było gorące i wilgotne, zaczął się pocić. Richard odkręcił gorącą wodę; pryskała na szklane ścianki kabiny, na płytki podłogi, na stopy Tilla. Rozpylała się na szerokie plecy Richarda, sprawiając, ze jego skóra wyglądała jak pokryta maleńkimi diamentami.
*Biega z obłędem w oczach, szukając kryjówki* Ratunku! Ratunku! Cullenowie są wszędzie!
Teraz rozumiesz, co miał na myśli Richard, mówiąc o płaceniu za macanie po żyłach.

Usta Tilla były wyschnięte, zagryzł wargi, by zatrzymać jęk, jaki tkwił w jego gardle.
Richard odwrócił się w jego stronę. Till nie mógł się powstrzymać od rzucania spojrzeń od czasu do czasu na jego na wpół wzwiedziony członek. To z pewnością skutek prysznica.
Że co???
Richard, na Bora, uważaj, to niebezpieczne!

- Co chciałeś mi powiedzieć? - spytał Richard, odchylając się nieco w tył, by woda zmoczyła jego włosy i ciało.
Kusiciel.

- Chcą nas zobaczyć razem, dziś wieczorem - wykrztusił chrapliwie Till. To nie było to, co chciał powiedzieć, lecz kontynuował, patrząc jak Richard rozprowadza żel po swej klatce piersiowej i włosach. - Wiesz, co mam na myśli - dodał.
"Czy ty wiesz o czym ja mówię?
Z zamkniętymi oczami
Spalam się
Dla ciebie spalam się."


Te doskonale ukształtowane mięśnie klatki piersiowej, ten brzuch - jak do diabła taki facet został ćpunem?
No ba. Jak powszechnie wiadomo, ćpunami zostają tylko mali, chudzi i pokraczni kuzyni Golluma.

- Jeśli chcesz się stąd wydostać, musisz zostawić mnie całe gadanie - zaczął znów Till, nieco pewniejszym tonem.
Po co? Ta publiczność ma dialogi głęboko w... khem... nosie.

Richard spłukał żel ze swych pleców i wyszedł z wody.
- Mamy się pieprzyć dla publiczności? - spytał, a Till wyczuł jakieś lubieżne tony w jego głosie.
Suuuper! Zawsze marzyłem, żeby grać w pornolu! A jak dobrze wypadniemy, podpiszą z nami kontrakt, prawda?

- Będzie tylko kamera w pokoju, nad łóżkiem - wyjaśnił Till, nieco zirytowany. - Rzecz w tym, że jeśli damy im dobry pokaz, nie zamkną nas w piwnicy.
Ups! Mina Richarda trochę zrzedła.
Miał nadzieję, że pozna Rocco Siffredi i inne gwiazdy tego biznesu.

Kiedy wszystko się uspokoi, spróbuję cię stąd wydostać.
Muhahaha, to brzmi niemal jak jakaś partyzancka misja... (Misja: ocalić honor!)
Mission Impossible.

Richard nagle zakręcił wodę i odwrócił się do Tilla.
- Nie wolno ci mnie pocałować - stwierdził i wyszedł spod prysznica.
No i tym razem to Kura wykrakała.

Smutny uśmiech pojawił się w kąciku jego ust. Stanął przed Tillem i podniósł jego podbródek wskazującym palcem.
Ekhm. Till jest 13 cm wyższy od Richarda. Chciał sobie popatrzeć na jego gardło?
Chciał go ugryźć, Cullen jeden!

 - Czy to jasne?
Till wytrzymał jego spojrzenie i przełknął ciężko. Przyłapany bez maski. Znów.
Przecież to jasne - maskę podpierniczył Pokrak.

- Spróbuję - wykrztusił.
- Nie wolno ci!
- Postaram się, naprawdę.
Choć nic nie obiecuję, kiedy me namiętne usta wyrwą się spod kontroli...
A język załopocze jak flaga na wietrze.

Rozdział 12

- Zamknij oczy.
Delikatny dotyk, jak anielskiego skrzydła, czuły pocałunek na ramieniu Tilla, gorące ciało przyciśnięte do jego pleców, brwi i rzęsy Richarda na jego szyi. I jego głos:
- Grę wstępną też sfilmują?
Bo jak nie, to nie ma się co starać.
I w sumie moglibyśmy od razu przejść do konkretów.

Till tylko potrząsnął głową, odwrócił się i otworzył oczy.
- Nie. To mój pokój, tu nie ma kamer - powiedział cicho [ja bym na jego miejscu nie była taka pewna]. Przytrzymał skronie Richarda swymi wielkimi dłońmi i zmusił go do spojrzenia mu w oczy.
Smatri w mai głaza. Adin. Dwa. Tri. Czetyrie...

- Nie bój się. Nie chcę cię skrzywdzić. Odejdziesz stąd dziś wieczorem, obiecuję.
... piat', szest'...

Richard zaśmiał się słabo.
- Nie idę nigdzie bez ciebie - wyszeptał, nie odrywając wzroku od Tilla.
Ech, ten syndrom sztokholmski...

- Nie musisz nic robić teraz - powiedział Till słabym głosem. Wszystko w nim krzyczało, by przycisnąć Richarda do siebie [rozgnieść na miazgę] i nigdy nie pozwolić odejść. Desperacko próbował nazwać to nowe uczucie, lecz nie potrafił. Wiedział jednak, że to nie tylko cielesne pożądanie. Był tego pewny.
Oczywiście, że nie. To wielka, słodka, różowa, puchata i glitterkująca Tró Loff!

- Chcę to zrobić z tobą, teraz - powiedział Richard stanowczym tonem, który nie dopuszczał żadnej odpowiedzi.
Nawet entuzjastycznego "tak, tak, zróbmy to na ropuchę"?

Till spojrzał mu prosto w oczy, próbując odczytać w nich, co tak naprawdę czuje. Nic nie było w tych błękitnych wodach, nic oprócz bólu i smutku.
Ani śladu myśli.
Tylko odrobina ropy, ale to pewnie wina BP.

Bez słowa, Till puścił jego głowę, odpiął ostatni guzik spodni i ściągnął je powoli. Żaden z nich nie zerwał kontaktu wzrokowego, stali bez tchu naprzeciw siebie, nadzy.
<ociera samotną łzę wzruszenia>
<porównuje i robi notatki>

- Mój Boże, co ty ze mną robisz? - jęknął Till i przytrzymał Richarda blisko obiema rękami, zanurzając twarz w jego mokrych, czarnych włosach. Usłyszał tylko szept Richarda jakby z wielkiej odległości:
- Nie musisz dawać mi gwiazdki z nieba. Po prostu mnie zerżnij.
Ale tak, bym ujrzał gwiazdy!

Cisza bez tchu. Zdumienie.
- Nie chcę tego, Richard. Chcę...
- Co jest, Till? - przerwał mu Richard. Ścisnął ramiona Tilla i spojrzał mu w oczy. - To jest seks.
To nie jest nasza pieprzona noc poślubna, jasne?
You've got dick and I've got dick
So what's the problem? Let's do it quick!

He can't get laid in Germany.

Te słowa przebiły serce Tilla jak włócznia.
- Jak sobie życzysz.
A tak liczył na tort, szampana, oczepiny i te wszystkie urocze zabawy z jajkami, parówkami i podwiązkami.

Wszystko w nim się najeżyło, lecz ukrył swe uczucia pod zimnym uśmiechem. Był w tym dobry. Miał lata praktyki.
- Więc chodź! [pomaluj mój świat]
Till schwycił Richarda za rękę i wypchnął z łazienki do sypialni. Richard potknął się, a Till go przytrzymał.
- Dlaczego, Richard? - spróbował desperacko jeszcze raz, lecz Richard przyłożył swój wskazujący palec do jego ust. Milcząca prośba o ciszę. A potem wyszeptał do ucha Tilla:
- For money!

- Żadnych uczuć. Jasne? To nie prowadzi nigdzie. Po co marnować czas na rzeczy, które nie mają przyszłości? - Jego gorący oddech dotykał policzków Tilla wywołując gęsią skórkę. - Zerżnij mnie teraz. Jesteś więcej niż gotowy. - Spojrzenie Richarda ześliznęło się w dół i zatrzymało na twardym członku Tilla.
- Żadnych uczuć, Richard. Twój wybór.
"Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza!"
Pozostali domownicy zrobią mu później z dupy zimę renesansu.
Till tymczasem pragnął wiosny romantyzmu...

Till schwycił Richarda za ramię, ciągnąc go w stronę łóżka. Popchnął go na nie. Potem jednym szorstkim ruchem przewrócił Richarda na brzuch. Samotna łza spłynęła z kącika jego oka, zatrzymując się na podbródku. Lecz Richard nie miał tego widzieć.
Też wolałabym tego nie widzieć. Wśród mnogości odruchów wymiotnych, jakie wywołuje ten utFór, samotna łza na policzku Tilla jest jak ostatnia słomka na grzbiecie wielbłąda.
Sine, nie doszliśmy nawet do 1/3 opka, a Twój wielbłąd już pada?
Chwila, zrobię sobie drinka...

[Till spełnia życzenie Richarda, ale...]

O, Boże! Tak bardzo pragnął być dla niego czuły, pieścić go, smakować, całować go. A tymczasem... Nawet nie próbował się poruszyć, wciąż mając przed oczami twarz Richarda wykrzywioną bólem.
Nic dziwnego, że się krzywił, skoro Till skręcił mu kark.
To mi przypomina stary kawał:
Masochista do sadysty: Męcz mnie!
Sadysta: A nie będę!


Cisza. Till delikatnie przesunął dłonie po plecach Richarda.
Po chwili Richard podniósł głowę i spojrzał na niego przez ramię.
- Co jest? Zapomniałeś, jak to się robi? Ze mną wszystko w porządku.
Eins - zwei, eins - zwei...

- Nieprawda - szepnął Till. - Boli cię.
- A od kiedy cię obchodzi, czy mnie boli, czy nie? - sapnął Richard, uniósł się na rękach i zmusił Tilla, by wszedł głębiej.
Odkąd cię kocham - chciał powiedzieć Till, lecz te słowa nie dotarły do jego ust.
Utknęły gdzieś za migdałkami i tam zostały.
No i dobrze w sumie, bo jakby Rysio ryknął homeryckim śmiechem, to mogłoby Tilla nieco ... eee... zdekoncentrować.

<wyciera opluty monitor>

- Rozluźnij się, wtedy nie będzie tak boleć - powiedział, zbrzydzony tym.
Zbrzydzony faktem, że nie będzie boleć. Ha, a może tym, że właśnie powiedział coś z sensem?

- To nie jest mój pierwszy raz, Till. Będziemy tak gawędzić, czy zaczniemy coś robić? Ja...
Lecz Till nie pozwolił mu skończyć. Wgniótł jego twarz w poduszkę, nie mogąc dłużej znieść cynicznych słów.
Ojej, jaki się wrażliwy zrobił nagle, nie?
- "No wiesz? Nasza cywilizacja zawaliła się w gruzy, a tobie tylko dupy w głowie!" - Seksmisja

I zrobił swoje; pchał mocno i brutalnie, stary rytm, bez czułości, jak zwykle.
W tle rozbrzmiewały piękne niemieckie marsze wojskowe.
Na przykład TEN.
Primo Victoria!!!

Zimne palce Richarda wbiły się w prześcieradła. Till zamknął oczy.
Zaczął nucić "Panzerlied":
...So stoßen wir tief
In die feindlichen Reihn...



Rozdział 13

Nic nie widzieć. Nic nie czuć. Nie ma szans na przetrwanie.
Eee tam, powiadają, że dupa nie szklanka, czy jakoś tak.

- Nie mogę tego zrobić, Richard. Nie tak. Nie z tobą - westchnął Till, wysuwając się i pozwalając Richardowi opaść delikatnie na łóżko.
Zwykle nie mam skrupułów, ale ty jesteś inny, taki niewinny...
Nędzna wymówka. Głupio się przyznać, że mu... khem... rura zmiękła.

- Możesz zrobić różne rzeczy - odpowiedział Richard kwaśnym tonem. - Co się dzieje, Till? Chcesz romantyzmu? Mam szeptać słodkie bzdurki do twego ucha?
- Może - odparł Till głośno, leżąc obok Richarda na łóżku.
Tell me lies, tell me sweet little lies... - zanucił, wprawiając tym Richarda w lekką konsternację.
"Ich liebe dich, so wie du mich..." - zaczął Richard, ale się zmieszał.

Cisza. Tylko deszcz bębniący w okna. Żadnego zaufania. Żadnej nadziei. Till wiedział, ze dziś wieczorem straci jedynego człowieka, jakiego kiedykolwiek kochał. Tak mało czasu. Promień słońca dotknął jego duszy. Na krótką chwilę jego serce się ogrzało. Lecz skończyło się, zanim cokolwiek się zaczęło.
Chlip chlip chlip buuuuuu!!!
<podaje Kurze chusteczkę i idzie po następnego drinka>
Zrób i dla mnie, co?

- Idziesz ze mną, jasne? - Richard odwrócił głowę i spojrzał w oczy Tilla.
Żadnej odpowiedzi.
- Till, słyszałeś? Nie idę sam!
Drugi mężczyzna patrzył w sufit, zagubiony w swych myślach.
- Till, proszę.
Na dworze jest ciemno, a ja się boję.

Richard podniósł się na łóżku i spojrzał prosto w oczy mężczyzny obok niego.
- Nie ruszam się bez ciebie - powtórzył, lecz jego głos brzmiał raczej jak rozkaz.
Och, jaki on jest pewny, że faktycznie opuści ten dom!

Till odwrócił głowę i spojrzał na niego.
- Ze mną nigdy nie będziesz bezpieczny. Zapomnij o tym - powiedział Till wyciągając rękę i obrysowując wskazującym palcem kontur ust Richarda. Pocałunek. Dałby wszystko za pocałunek.
To również kosztuje ekstra!

W oczach Richarda była tęsknota i pożądanie; Till wiedział, że jeśli spojrzy jeszcze raz, będzie zgubiony. Odwrócił wzrok, wstał i poszedł do łazienki.
- Chodź. Mamy jeszcze czterdzieści minut - powiedział i zamknął drzwi za sobą.
Jeszcze jest czas na małe co nieco pod prysznicem...

Richard spojrzał na zamknięte drzwi, zerwał się i rzucił za Tillem. Wściekły, otworzył drzwi, o mało nie wyrywając ich z zawiasów.
Khem. Richard transmutował.

- Nie zostawiaj mnie jak śmiecia! - syknął. - Przywiozłeś mnie tu, ja się zakochałem, a teraz mnie odsyłasz. Bawisz się z ludźmi! To właśnie robisz!
Och, mały szantażyk emocjonalny?

- Nie odsyłam cię. Uwalniam cię z tego piekła - odpowiedział Till wyczerpanym tonem, nawet nie odwracając głowy, by spojrzeć na Richarda.
On też wierzy, że coś tu może...

Wszedł do kabiny prysznicowej i zamknął drzwi.
Sięgnął, by odkręcić wodę, lecz nagle zamarł, z wyciągniętą ręką i czubkami palców dotykającymi srebrzystego metalu kranu.
Srebrnego? Co za cham obskrobał czarną farbę?!

Co powiedział Richard?
Coś o bawieniu się śmieciami. To niehigieniczne przecież!

Otworzył drzwi pchnięciem. Richard wciąż tu był, ze wściekłym błyskiem w oczach.
- Zakochałeś się? We mnie? - spytał Till, niemalże drżącym głosem.
Serce łomotało mu w piersi jak oszalałe, a w oczach zakręciły się łzy wzruszenia.

Richard rzucił mu złośliwe spojrzenie.
- Nie, głupku, w twoim ojcu. - Skierował się do drzwi.
- Znowu on! - zawył Till, zaciskając pięści. - Ten stary dziad zabiera mi wszystko, czego pragnę!

[Po krótkiej kłótni, chłopaki zaczynają szykować się do swego wielkiego występu wieczorem]

Czarne dżinsy, ciężkie, nabijane ćwiekami pasy, białe t-shirty bez rękawów - to były ich stroje na dzisiejszy wieczór.
Sezon na zebry uważam za otwarty.

Ubierając się, obaj mężczyźni nie mogli powstrzymać się od rzucania ukradkowych spojrzeń na siebie nawzajem.
I trzepotania rzęsami.

Nogi, sposób w jaki mięśnie pleców odznaczały się pod cienkim materiałem, oczy, usta. To było jakby każdy z nich kradł spojrzeniem piękno drugiego mężczyzny. Trzymali się jednak z daleka od siebie, jakby w obawie, co mogłoby się stać, gdyby się dotknęli.
Alaaaarm! Przekroczono masę krytyczną! Do schronów!

- Słuchaj - zaczął Till i odwrócił się ku niemu. Lecz on był już tu, tak blisko niego.
Ich ręce zetknęły się.
Grzyb atomowy obserwowano nawet z Balearów.

Till owinął swe palce wokół palców Richarda, i obaj trwali bez ruchu, zagubieni nawzajem w swych oczach.
Lost, sezon X.

- Tu jesteście, panienki!
Drzwi otwarły się z trzaskiem.
I chwili ulotnej czar szlag trafił.

Till odwrócił głowę. Jego ojciec stał w drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersi. Ogarnął wzrokiem całą sytuację i teraz patrzył, mrużąc oczy, na mężczyzn w pokoju.
Zachichotał. Próbował się powstrzymać, ale nie dał rady. Dłuższą chwilę ryczał ze śmiechu, składając się wpół, zataczając od ściany do ściany i poklepując po udach z nadmiaru radości. Wreszcie zdołał się opanować. Otarł z twarzy ślinę i smarki, po czym odchrząknął.

- Już czas! Starczy tego gruchania, gołąbeczki! Nie zamierzam zaścielać wam różowych prześcieradeł! - palnął, rzucając pełne znaczeń spojrzenie swemu synowi.
I tak pewnie okazałyby się czarne.
Co za brak poczucia romantyzmu ;)

- Moi przyjaciele oczekują czegoś szczególnego dziś wieczór - oznajmił tonem, który nie dopuszczał odpowiedzi. - Musisz przywiązać go do łóżka i zawiązać oczy. Potem masz wziąć go mocno i brutalnie. Tak jak zawsze, Till! Co potem - zobaczysz.
- Wpierw muszę to wymyślić.
Potem wreszcie będziemy mieli gdzie garażować tego Concorde'a, co stoi za domem i moknie.

Rozdział 14

Gert wpadł jak burza do sypialni Tilla.
- Jak się czujesz, mój śliczny?
Ti-ti-ti, bobasku!

Podszedł wolno do Tilla, blisko, tak blisko, ze ten mógł poczuć ciepły powiew oddechu Gerta na swej skórze.
Till zniósł to spokojnie. Było bardzo ważne, by teraz nic nie zaczynać. Żadnych kłopotów. Żadnych prowokacji. Spojrzał spokojnie w oczy Gerta.
Dobzie. Kupkę juś źrobiłem, o taką duzią, teraś chciem papu!

- W porządku, dziękuję - odpowiedział, patrząc, jak ręka Gerta wyciąga się ku niemu.
Wyciąga się... wyciąga.. wyciąga... Chrup! Chrup! Chrupią rozciągane stawy.

Lecz dwoje ramion objęło go miłośnie od tyłu. Till zamarł, bez tchu, zszokowany.
Ręka Gerta też zamarła, w połowie ruchu. Starszy mężczyzna patrzył na nich, zaskoczony.
- Nie dotykaj go - powiedział Richard bardzo spokojnym i pewnym siebie głosem.
Kolejny inteligentny i z rewelacyjnym wyczuciem chwili...

Jedyną odpowiedzią Gerta był błękitny, metaliczny błysk nienawiści w oczach, który sprawił, że Till skurczył się wewnętrznie. Teraz Gert wiedział. To niedobrze. Prawdę mówiąc, to całkiem źle.
A nawet fatalnie.

Cyniczny uśmiech pojawił się na twarzy Gerta.
- No no, co my tu mamy? - szydził, a jego ręka podjęła ruch w stronę twarzy Tilla. - Parę zakochanych gołąbeczków!
Taaa, łabędzie o zachodzie słońca i jelenie na rykowisku.

Lecz gdy jego dłoń już miała dotknąć szczęki Tilla, mężczyzna przed nim został pociągnięty w tył, uciekając przed dotykiem palców Gerta.
- Mówiłem ci, żebyś go nie dotykał! - rzucił Richard i stanął przed Tillem, chroniąc go.
Buhaha, mam wizję piaskownicy i dzielnego, pięcioletniego Rysia, zasłaniającego Tillusia przed Wielkim Złym Obcym Panem... Zaraz mu przyłoży łopatką i poprawi wiaderkiem!
- Jesteś u pani!

Wyraz twarzy Gerta zmienił się z szoku w uśmiech złośliwego zadowolenia. Zlustrował spojrzeniem postać Richarda.
- Zapłacisz za to, mały szczurze! Już się cieszę na to, co nastąpi - powiedział spokojnym, jeśli nie wręcz radosnym tonem.  - A ty - szturchnął pierś Richarda wskazującym palcem - ty będziesz mój dziś wieczór, a twoje kochanie będzie na to patrzeć. Przygotowałem coś specjalnego dla was obu.
No paczciepaństwo, prekognita jaki, czy inszy prorok.

Ale najpierw cieszmy się przedstawieniem.
Show must go on!

Rzucił kolejne spojrzenie w stronę Tilla i wypadł z pokoju.
Para pozostawała bez ruchu jeszcze kilka sekund, jakby wciąż pod zaklęciem rzuconym przez Gerta. Potem Richard opuścił głowę, poruszył się nieco, zakłopotany, odsunął się od Tilla - zagrożenie zdawało się minąć, przynajmniej teraz.
Czy on naprawdę jest takim idiotą, czy tylko udaje?

- Nie lubię, gdy on cię dotyka - Richard prawie szepnął, połykając słowa, unikając spojrzenia na większego i muskularnego mężczyznę.
Bo "towar macany należy do macanta".

[Till] Nie chciał, by Richard został w jakikolwiek sposób skrzywdzony, lecz wiedział dokładnie, czego oczekuje jego ojciec. Zawsze najbardziej cieszyło go oglądanie, jak jego syn cierpi z jakiegoś powodu.

[Tu otrzymujemy obszerny opis nieszczęśliwej młodości Tilla, w której skumulowało się wszystko, co najgorsze: dręczenie, poniżanie, bicie, uwięzienie w piwnicy i gwałty, w tym w wykonaniu własnego ojca. Darujemy sobie, prawda? Przy okazji dowiadujemy się, że opkowy Till ma 28 lat. Nie, żeby to miało jakieś szczególne znaczenie... ale warto o tym pamiętać, zwłaszcza, gdy będziemy obserwować niektóre jego zachowania, później.]

Wziął za rękę Richarda i obaj wyszli z pokoju na korytarz.
Wiatr wył na zewnątrz, gałęzie drzew kołysały się i jęczały, jedno z największych okien otwarło się z trzaskiem. Deszcz rozprysnął się na ciężkich, jedwabnych zasłonach, mocząc je. Pachniało mokrymi liśćmi. Pachniało śmiercią. Słabe światło lampek rozjaśniało korytarz. Grom.
Można powiedzieć: okoliczności przyrody niezwykle sprzyjające Wielkim Dramatom.

Dłoń w dłoni, bez słowa, dwóch mężczyzn szło korytarzem. Till czuł dłoń Richarda w swojej - mocną i ciepłą; kciuk Richarda gładził grzbiet dłoni Tilla. Czule. Pieszczotliwie.
Gdy dotarli do szklanych drzwi wejściowych do wielkiego salonu, Richard zatrzymał się. Till spojrzał na niego zmartwiony. Richard był blady jak duch, a jego oczy pociemniały ze strachu. Till czuł, jak dłoń Richarda poci się i drży.
- Pomyśl o spacerze w słońcu. My dwaj. Na plaży. Wiecznie.
Wieczne oparzenia. Wieczny udar cieplny. Wiecznie schodząca skóra. Ty i ja i płaty naskórka.

Zanim jego szept stopił się w ciszy korytarza, Till przyciągnął Richarda do siebie i objął go mocno. Jego serce uderzało boleśnie o żebra.
Worek osierdziowy, zrażony stężeniem głupoty, poszedł w długą.

- Zabiorę cię do wyjścia, którego nikt inny nie zna. Chcę, żebyś pobiegł. Biegnij tak szybko jak potrafisz. Biegnij, jakby chodziło o twoje życie.
"You better run for your life if you can, little girl..." (The Beatles)

- Pójdę za tobą, tak szybko, jak będę mógł. Proszę... - nagłe otwarcie drzwi przerwało Tillowi. Gert stał w progu, przed nimi.
Szlag, ten facet jest wszędzie, aż strach otworzyć lodówkę.

Gert uśmiechnął się, otworzył ramiona i podszedł do nich.
- Moi chłopcy! - powiedział radosnym tonem. - Jak pięknie dziś wyglądacie!
Nie żeby ich nie widział parę minet... tfu, minut temu.

Gert podszedł blisko do Tilla. Tak blisko, że znienacka dotknął jego ust swoimi.
A to go podszedł niespodziewanie, ha, wężowym atakiem!

[Till po raz kolejny prosi, by pozwolono Richardowi odejść]

Gert zdawał się myśleć, rozważać całą sytuację.
- Dobrze - powiedział po paru sekundach zastanawiania się. - Wiesz, że zawsze byłem dla ciebie bardzo szczodry. I będę nadal, od teraz. Zaczynając od momentu, gdy będziesz do mnie należeć. Przekonanie twego ojca nie zabierze dużo czasu. W końcu to tylko kwestia pieniędzy.
Nie ogarniam. Przecież już była mowa (i to nieraz), że zapłacił za niego kupę siana. I że Till do niego należy. I w ogóle.
Z tego, co zrozumiałam, przedtem płacił za mleko, teraz chce kupić krowę.

Gert rzucił Tillowi spojrzenie pełne znaczeń. Mówiąc, cały czas patrzył tylko na niego i zwracał się tylko do niego.
Mrugając co jakiś czas i robiąc porozumiewawcze miny w stylu Jasia Fasoli.

- Zmieniliśmy nasze krótkoterminowe plany - dodał. - Pozwolimy odejść twemu przyjacielowi, dostanie nawet miły prezent pożegnalny. Jeden ćpun mniej czy więcej. Ktoś go znajdzie, mam nadzieję, jeśli wciąż będzie żył...
To już któryś kolejny raz, gdy Gert, po szumnych zapowiedziach, czego to on nie zrobi z Tillem i Richardem, podejrzanie łatwo rezygnuje ze swych planów. Czy nie wydaje wam się, że ten facet jest po prostu impotentem?
Najmniejsze psy szczekają najgłośniej.

Gert westchnął; dotknął szyi Tilla wierzchem dłoni, przesuwając ją po jego skórze aż do linii szczęki.
- Macie pięć minut, by się pożegnać. Jestem dziś w bardzo szczodrym nastroju - oznajmił, uśmiechając się. - Czekam na ciebie, Till. I nie będziesz już mieć żadnych bólów głowy ani wymówek, by mnie unikać. Nigdy nie zaboli cię głowa.
*Patrząc na jego głowę* Chop chop chop! WAAAGH!
"Chop chop chop, I'm an engine of destruction, chop chop chop, a perfect killing machine, chop chop chop, it's a symbiotic function, chop chop chop I keep the city so clean (Alice Cooper)

Uśmiech Gerta poszerzył się na chwilę, lecz oczy zostały zimne jak lodowe węże. Odwrócił się i wszedł do salonu.
Aż szkoda, że nie miał na sobie płaszcza, którego poły łopotałyby złowróżbnie.

- Ale... - Till usłyszał głos Gerta i już wiedział. - Czekaj. Czy zasłużyłeś na moją szczodrość?
Już wiem! Idolem tego faceta musi, po prostu MUSI być Rahl Posępny.

Nie odwracając się, Gert dał znak czterem mężczyznom, czekającym w pewnej odległości od niego.
Ostatnią rzeczą, jaką Till zobaczył, nim świat eksplodował w jego głowie, były oczy Richarda. Dwa głębokie, błękitne morza.
Reise, reise, Seemann reise...

Dziarsko przytupując i śpiewając Panzerlied, pozdrawiają Kura, Sineira i Suin,
a Maskotka nie ma, bo się gdzieś zagubił.

P.S. W następnym odcinku nie spotkamy się z Rysiem i Tillem, lecz bez obaw, Drodzy Czytelnicy, nie zostawimy Was w niepewności! Rammstein wróci... jak tylko analizatorzy wrócą do zdrowych zmysłów ;)


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

• Catherine


Przypuszczam, że śmiech ojca Tilla wyglądał tak: http://www.youtube.com/watch?v=zj23pMdQBZ8
Dokładnie tak. Mój przy waszej analizie również tak wyglądał XD

• keara


Podziwiam Was, do tej analizy podchodziłam w trzech etapach, bo nie dałam rady... Skąd ałtoreczki biorą takie pomysły?!
Ale mam coś dla Was, jakby Wam zabrakło blogasków do analizy: http://greczyncotton.blog.onet.pl/ Indżoj ^^

• Kendal


Rammstein jest jedną z ulubionych kapel moich rodziców. Wychowałam się na ich piosenkach.
Autorka tego tforu ma ogromne szczęście, że w sieci jest anonimowa. To, co zrobiła z Ryśkiem i Tillem jest obrzydliwe i powinno być karalne. Skąd im się biorą takie pomysły?
Tknięta złym przeczuciem, wpisałam do google "marilyn manson opowiadania" Na szczęście, żadnych blogasków. Niestety, z Wiedźminem nie miałam tyle szczęścia. Spojrzałam na tytuł i odechciało mi się zagłębiać w treść...
Gratuluje udanej analizy, stalowych nerwów i wytrwałości w poszukiwaniu tego typu idiotyzmów. Myślę, że będę tu często wpadać i komentować :).

Mała Ygrek
Rozdział 11 mnie niemalże zabił, bo niewiele brakowało, bym się udławiła herbatą ze śmiechu.

Gratuluję wytrzymałości psychicznej.

Pozdrawiam

Mała Ygrek

P.s. Czy kiedyś pojawi się analiza autorstwa Jaszy? Trochę mi go brakuje...

• Chelsea


Tym razem chlustające wymioty niestety...

Jestem chyba z innej bajki, bo musiałam to czytać na kilka odcinków. W innym razie chybabym się udusiła z nadmiaru mdłego smrodu babcinych perfum i potu. Kryształowego

• felietonla


Padłam!:) Oj jak dobrze sobie poczytać analizatornię...:)
Mam tu coś dla Was:
http://historyjkaoth.blog.onet.pl/jednoczesciowka-4-eliksir-spoj,2,ID395674462,DA2009-12-06,n


Opowiadanko to 'jednoczęściówka' jak określa je aŁtorka i jest kwikaśne :D

Pozdrowienia!

• kusz


podpisuję się pod komentarzem Insomnii. Głębia i czerń przepaści, jaka wyziera zza tego opka, przeraża mnie. Lekkie błyski fascinans, sparklujące z komentarzy analizatorni, ledwo co są w stanie te odmęty oświetlić. Szacun dla was, dzielna analizatornio, za przeżycie.

• jasza


Śmiesznie się robi, jak się te słodziaki subtelne obejrzy w naturze.
Chłopy jak byki, groźne spojrzenia, ogień z paszczy, para z uszu i tede.

A tu - trzymają się za łapki, popatrują w oczy i chłoną wzajemnie ciepło swoich oddechów.


• Insomnia


Ta część mi się podobała. Poprzednia nie bardzo, bo była za bardzo obrzydliwa. Ta była obrzydliwie głupia :) Zastanawiam się, jak bardzo trzeba mieć nasrane w głowie, żeby coś takiego wymyślić? I to najwyraźniej tak na poważnie.

• Pigmejka


To było... ambiwalentne.
Piękne i straszne jednocześnie. Czytającc czułam radość i grozę - pierwiastki fascinans i tremendum przenikały się i pojawiały na przemian, w zależności od tego, czy wzrok mój padł na Wasz komentarz, czy na treść opka.
Spokojnie można więc rzec, że analiza ta jest swego rodzaju formą sacrum.
:D :D :D

• 'N.

"Cisza. Till delikatnie przesunął dłonie po plecach Richarda.
Po chwili Richard podniósł głowę i spojrzał na niego przez ramię.
- Co jest? Zapomniałeś, jak to się robi? Ze mną wszystko w porządku.
Eins - zwei, eins - zwei..." raczej: Rein - raus, rein - raus.

Szukam, szukam, i sensu w tym opku nie widzę. A co do kucyponków i ich zadniej tęczy - to mogły być mechaniczne junikorny zagłady!

• Che


"Lecz zwykłe spojrzenie w oczy Richarda zapadło głęboko w przepaść jego duszy."
...co? A motylki zamieniające się w samoloty mnie ómarły, ómarły na śmierć!

• Carmen Gold


Rammstein jest moją druga ulubioną serią. Wszystko było kwikaśne, ale marsze niemieckie dobiły mnie doszczętnie. Kura juz wie, dlaczemu... ;) Po prostu CUDO. CUDO!

• szprota


Pierwsza!
Zakwikałam przy kucyponkach srających tęczami.
Good job!

• Boonie


Czy tylko ja nie mogłem pozbyć się wrażenia, że sypialnia Tilla to jakieś ohydne, zapyziałe lochy z kratą zamiast okien?