czwartek, 5 czerwca 2014

264. Jestem jego kokainą, czyli Bieber na śmierć zakochany


Drodzy Czytelnicy!
Dzisiejsze opko rozkręcało się powoli, bardzo powoli, dlatego też cztery pierwsze rozdziały po prostu pominęliśmy. Poznajemy w nich Lily, która jest oczywiście samotna, niezrozumiana, prześladowana przez szkolną bandę na czele z niejakim Justinem Bieberem oraz szkolną pięknością, Kelly. Lily się tnie oraz ma początki anoreksji, a jej rodzina, choć z pozoru szczęśliwa, też skrywa sekrety: ojciec zdradza matkę z sekretarką. Z kolei ulubioną rozrywką Justina (oprócz prześladowania Lily i innych szkolnych ofiar) jest wciąganie koki w szatni podczas przerw.
Po tej przydługiej ekspozycji akcja zaczyna się rozkręcać i gna z kopyta na złamanie karku, a my dowiadujemy się o Bieberze o wiele więcej, niż byśmy chcieli.
Indżojcie!

Analizują: Kura, Jasza i Babatunde Wolaka.



Lily’s POV:
Ach, gdzie to stare, dobre “oczami”...
Wyszło z mody i nie wiadomo, kiedy wróci.

Obudził mnie dźwięk sms’u. Byłam pewna, że to Zoey albo Andrew chcąc się zapytać dlaczego nie ma mnie w szkole. Zrobiłam sobie dzisiaj wolne, chcąc poukładać sobie parę spraw. Zignorowałam dzwonek i poszłam spać dalej, jednak ktoś był tak uparty, że się dobijał jak tylko mógł. Chwyciłam za iPhone’a i sprawdziłam skrzynkę odbiorczą.
Nieznany: Cześć. To ja Destiny. Przepraszam, że wczoraj nie napisałam, ale miałam zablokowane konto.
[Destiny to dziewczyna, którą Lily poznała poprzedniego dnia na czacie i już są Best Friends Forever]

‘’Jednak się odezwała’’ – pomyślałam. Uśmiechnęłam się do telefonu, po czym zaczęłam odpisywać.
Ja: Bałam się, że już się nie odezwiesz. J
(...) Przez godzinę wymieniałam kilka zdań z ludźmi, a potem się rozłączałam. Nagle trafiłam na jakiegoś chłopaka.
I WTEM!
- Gdzie mieszkasz ?
- W Stratford. A ty ?
Bardzo ważna informacja. Chodzi o kanadyjskie miasto (30.000 osób, można je obejrzeć w google maps).
Miejsce urodzenia Biebera.
Co ciekawe, leży nad rzeką Avon, tak jak angielskie Stratford (podobnie jak kanadyjski Londyn też leży nad Tamizą).

- Ja też. Dlaczego nie ma cię w szkole dziś ?
- Problemy.
- Oo ja tak samo.
- Masz cos takiego czasami, że chciałbyś zniknąć ?
- Co masz na myśli ?
- Tak żyć, w innym świecie. Tym raju, który jest nam obiecany.
- Przenoszę się do niego kiedy się tnę.
- A ja kiedy wciągam.
- Chciałabym móc się z Tobą widywać, zwierzać. Wczoraj poznałam cudowną dziewczynę do której się przywiązałam. Nie, nie jestem lesbijką. Bardzo dobrze się rozumiemy.
“Wczoraj poznałam - przywiązałam się”, no czyż to nie jest rozkoszne?
Szybko robi użytek ze sznurowadeł.

- Zniknijmy razem, proszę. Jesteś piękna, masz wspaniałą duszę.
I nasze piękne dusze unosić się będą razem nad ziemskim padołem.

„Wreszcie ktoś docenił to jaka jestem w środku” – po raz pierwszy od bardzo dawna szczerze się uśmiechnęłam.
Kochana, nie chcę Cię rozczarowywać, ale ktoś tu po prostu strzelił tanim, wyświechtanym komplementem, wiedząc doskonale, że takie jak Ty, samotne i niezrozumiane, lecą na to jak muchy na lep.

Poczułam szczęście. Polecam Wam to uczucie.
Dziękujemy, skorzystamy :)

- Kim jesteś ?
- Kimś kto jest blisko Ciebie, chociaż tego nie zauważasz.
- Wymienimy się numerami?
- Podaj mi swój, a ja się odezwę.
- Obiecujesz ?
- Tak :*
Po raz pierwszy miałam takie uczucie. Nawet kiedy pisałam, rozmawiałam czy tam spotykałam się z Andrew nie odczuwałam czegoś takiego. Podałam chłopakowi swój numer telefonu. Bałam się, ponieważ nie znam nawet jego imienia, ale czuję gdzieś w głębi, że mogę mu zaufać.
To opko powinno się pokazywać rodzicom w celach edukacyjnych, niech zobaczą, jak łatwo zdobyć zaufanie dziecka w sieci.

Całe popołudnie i kawałek wieczora zajęło mi pisanie z nieznajomym chłopakiem. Nie patrzyłam nawet na to jak szybko płynie czas.
- Ulubiony kolor ?
- Niebieski. A Twój?  
- Fioletowy. Najlepsze wspomnienie z dzieciństwa ?
- Haha, pamiętam jak uciekałam przed antybiotykiem i uderzyłam w futrynę i sobie rozwaliłam czoło .A Twoje ?
- Oo. Ja pamiętam jak mama raz mnie nagrała jak odśnieżam podjazd.
Z minuty na minutę poznawaliśmy się coraz bardziej. Niestety dobiegła [biegaczka na metę?], w której powinnam wykonać wieczorną kosmetykę.
Taaa, letki makijarz sam się nie zmyje!

- Muszę iść. Pamiętaj, obiecałeś :*
- Pokaż im, że jesteś lepsza od nich.
Nagle rozmówca się rozłączył. Co ma oznaczać ‘’Pokaż im, że jesteś lepsza”?
Owszem opowiadałam mu jak wyśmiewają mnie za to, że się tne.
Musimy uwierzyć ci na słowo, gdyż to, co trafiło do czytelników było tylko banalną gadką o ulubionych kolorach i przygodach z dzieciństwa.

Coś tu jest nie tak. Najlepsze w tym jest to, że się w nim chyba zadurzyłam. Nie od razu miłość, ale coś mnie przyciąga do niego. No, nieważne.
Może to jego urok, może to wujwieco.


Nieznany: Dobranoc Księżniczko :*

To chłopak, którego poznałam na czacie. Umie dotrzymywać obietnic, więc udowodnił tym, że mogę mu zaufać.
Boże, naiwność tych dzieciaków jest przerażająca.

Odpisałam mu krótkie ‘’Dobranoc’’ po czym z uśmiechem na twarzy odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Ciekawe. Żadna postać z mitologii, greckiej czy jakiejkolwiek, nie cieszy się wśród opkopisarek taką popularnością jak Morfeusz. Ze świecą szukać wzmianek np. o pięcie achillesowej, koniu trojańskim, syrenim śpiewie, syzyfowej pracy - a Morfeusz jest wszędzie, w każdym opku.


Justin’s POV:
Wszedłem do szkoły jak jakiś król. Rano wciągnąłem ostatnią dawkę kokainy.
Od jutra odwyk?

Taka mała już na mnie nie działała tak bardzo.
Dlatego wziął taką większą.
So the little got more and more...

Przywitałem się ze wszystkimi osobami, którymi powinienem i podszedłem do szafki. Stała ona kilka szafek dalej od szafki Lily. Dziewczyna stała obok niej i pakowała do torebki potrzebne szafki.
Dawka koki była jednak zbyt mocna.

Kątem oka zerkałem na nią co jakiś czas. Ona naprawdę była ładna. Sam nie wiedziałem dlaczego jej się tak czepiam. Oprócz tego, że się tnie nic mi nie zrobiła.
Znaczy, jak ona się tnie, to jego boli?
Może Justin mdleje na widok krwi.

Postanowiłem, że skończę się ze śmianiem z niej. Nawet ją obronię.
Smoki na boisku zaczęły turlać się ze śmiechu.

Tym razem ona wygra. Lily spojrzała się na mnie brutalnym wzrokiem.
Znokautowała go spojrzeniem!

- Co się gapisz? – warknęła.
- Bo mam oczy. – odwarknąłem.
- Wydłubać ci je ? – odwróciła się na pięcie i odeszła.
No, to było brutalne.

Miała w sobie coś czego nie miała ani Kelly ani Miley.
Tasiemca?
Motylicę wątrobową. Tasiemce są tak mainstreamowe...



Lily’s POV:
Patrzył się na mnie jakby ducha zobaczył. W sumie było to dosyć miłe zaskoczenie. Pierwszy raz tak na mnie patrzył.
Justin-bieber-facts.jpg

Weszłam do klasy i usiadlam obok Zoey.
Do klasy zaczęli ludzie, którzy do niej niestety chodzili.
Niestety, urywało im od sensu.

Szybko napisałam Destiny, że odezwę się po lekcjach. Tajemniczy chłopak się jeszcze nie odezwał. A może w ogóle się nie odezwie ? Z rozmyśleń wyrwała mnie Kelly. Oparła się o ławkę stojącą obok naszej i przyglądała mi się. W tym samym momencie do klasy wszedł Justin.
- Oo patrz Justin żyleta się pojawiła w szkole. – wybuchła śmiechem.
Tylko nie zgub majtek z wrażenia!
392096.1.jpg
http://1.fwcdn.pl/ph/06/72/30672/392096.1.jpg

Zacisnęłam wargi, a moje dłonie stały się pięściami. Poczułam jak każdy patrzy się na mnie.
- Kelly, kurwa możesz się od niej w końcu odwalić ? – powiedział Justin.
Coo ?? On mnie obronił ? Justin Bieber mnie obronił ? Nie, to nie jest możliwe.
- Bronisz ją ? – wskazała na mnie palcem.
- Tak dobrze widzisz! – Justin podniósł głos.
Tak dobrze widzisz, że trzeba ci palcem pokazywać!

Delikatnie otworzyłam usta, a moje oczy wykładały jak 5 złotych.
Czy chodzi o to, że ona sypała z oczu pięciozłotówkami?
Moim zdaniem, jej oczy przeprowadziły właśnie krótki wykład z ekonomii.
A skąd młodociana Kanadyjka wie, jak wygląda 5 złotych?

Co się dzieje do cholery ?
- Pożałujesz tego Bieber. – zabijała go wzrokiem siadając z tyłu za ławką.
Jest do tego stopnia zbuntowana, że siada na podłodze pod ścianą.

Justin siadł za mną i położysz książki na ławce.
I zdejmiesz nogi z blatu.

Poczułam jego oddech na swoich plecach.

Przez ramię spojrzałam na niego. W tym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy były magiczne, zahipnotyzował mnie nimi.
Ten hipnotyczny wzrok kokainisty, jaaasne.


- Dziękuję. – szepnęłam.
Justin uśmiechnął się tylko do mnie. Co za kosmos. Przez tą akcję nie mogłam się skupić na lekcji. Myślałam tylko o Justinie. Co jakiś czas mogłam poczuć oddech Justina na moich plecach. Chciałabym, aby ta lekcja trwała wiecznie.
Dobrze, że twoi koledzy o tym nie wiedzieli, zwłaszcza ci, którzy obawiali się wezwania do tablicy ;)

8 godzin później…
Do końca lekcji jakoś nie było okazji abym rozmawiała z Justinem. Jedynie wymienialiśmy się spojrzeniami. Przed drzwiami domu usłyszałam krzyki. Przestraszyłam się, więc wbiegłam do domu. Torbę rzuciłam w przed pokoju i pobiegłam od razu do salonu z, którego wydobywał się krzyk.
To wrzeszczała sponiewierana interpunkcja.

Kiedy stanęłam w drzwiach mama akurat w tym czasie rzuciła wazonem w ścianę. Cudem uniknęłam tego rzutu.
Za to tacie się oberwało.

Na kanapie siedziała sekretarka taty owinięta w jego koszule.
Wyciągnęła wszystkie z szafy i owinęła się nimi tak, że przypominała tobołek.
Siedziała sobie wygodnie i malowała paznokcie.

- Lily do swojego pokoju. – wydaja mi rozkaz mama.
- Mówiłam, że się mama dowie ? – krzyknęłam tacie w twarz.
Jak zawsze, żona dowiaduje się ostatnia. Nawet córka go ostrzegała, że źle robi.

Za mną siedziała kobieta taty. Nie wytrzymując ewentualnie dostała ode mnie siarczystego policzka.
Pomijam już to, że boChaterka stoi w drzwiach, więc kanapa z sekretarką nie mogła być za nią, ale nie ogarniam kim jest Ewentualnie i co tu robi imiesłów.
Ewentualnie jest fałszywym przyjacielem, który przybył tu z krainy Złych Tłumaczeń z Angielskiego, razem ze swym kumplem POV-em.


- Lily ! – odepchnął mnie ojciec.
- Co wolisz tą szmatę ?! – wskazałam na nią.
Nie. To zdanie jest niepoprawne. Powinno być: “co wolisz tą szmatą?”. Odpowiedź - “wolę nią umyć podłogę”.

Swoją drogą - dziwne byłoby, gdyby ojciec wolał córkę od sekretarki, prawda?
Chodzi mi tylko o porządek w fakturach.


- Wynoś się ! Mam dość ! Chcę rozwodu. – krzyknęła mama dławiąc się łzami. Tak bardzo cierpiała. Nie mogłam patrzeć na jej ból.
- Posiedzisz trochę na zasiłku to będziesz mnie błagała abym wrócił. – ojciec zaśmiał się sarkastycznie.
A co, razem z odejściem męża straci też pracę?
Taki jest los porzuconych żon. W Kanadzie.
Btw, z dobrego źródła wiem, że samotne matki w Kanadzie mają zapewniony bardzo dobry socjal.

- Nigdy. – oznajmiła mama dalej płacząc.
Nie mogąc już się przyglądać tej całej sytuacji pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam się w nim i osunęłam się o drzwi.  Twarz schowałam w dłoniach i zaczęłam płakać. Z kieszeni wyjęłam telefon i napisałam SMS.
Do: Chłopak :)
Nie wytrzymam już. Matka przyłapała ojca na zdradzie. Muszę skończyć. Pomóż mi :(
Czy chodzi o kończenie esemesa?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Od: Chłopak :)
Spotkamy się jutro na moście koło parku o 20. Zrobimy to razem. Nie płacz już :)

Rozdział 6 - "Better day"

Lily's POV:
Całą noc przerzucałam się z boku na bok. Co chwilę przychodziło mi do głowy tysiące myśli. Co ja mu powiem, po czym poznam, że to on? Czy to rzeczywiście dobre rozwiązanie? Co się stanie jeżeli ja przeżyję, a on nie?
Wtedy będzie o jednego aroganckiego dupka mniej.

Albo na odwrót? Tej myśli akurat nie mogę dopuścić do siebie.
Że Justin B. miałby przeżyć? Nie, to byłoby straszne.

Dzisiaj jest sobota. Nie wychodziłam cały dzień z pokoju. Jedynie na śniadanie i obiad. Zaczęłam normalnie jeść.
To na szczęście były tylko początki anoreksji, więc wzięła jeszcze dokładkę i deser.

CO się stanie z mamą jak umrę? Nie pomyślałam o niej. Jestem tchórzem i egoistką. Zabiję psychicznie własną matkę. Mamy godzinę 18:30. Powoli podnoszę tyłek z łóżka. Podchodzę do szafy i wyjmuję z niej czarne rurki i czarną bluzę z napisem NEW YORK. Ubieram się w nie. Nawet w dniu śmierci muszę ładnie wyglądać.
I tyle było refleksji nad losem matki, nieprawdaż.
To taka forma pocieszenia mamy, że córka nawet po śmierci ładna była.

Robię sobie kreski eyelinerem, które tak idealnie do mnie pasowały, a włosy prostuję.
Telefon biorę ze sobą, żeby łatwiej było znaleźć moje ciało.
Tylko sprawdź, czy naładowany i czy dzwonka nie wyłączyłaś.

Gadam jakbym już umarła. Po kryjomu schodzę na dół i zakładam air maxy.
Fajne buty. Będą pasować do czarnych rurek, czarnej bluzy, czarnego chleba i czarnej kawy.


Wychodzę z domu. Oczywiście wiatr już rozwiał moją fryzurę.
Co za różnica, za kwadrans i tak będziesz miała fryzurę na topielicę.
I makijaż też się zmarnuje.

Szłam w stronę mostu. Było ciemno i strasznie się bałam.
Napawajmy się dramatyzmem. W tle wiatr przegania burzowe chmury, słychać krakanie wron i daleki odgłos grzmotu.

W pewnej chwili przestraszyłam się, że może to być jakiś pedofil.
Głos rozsądku nieśmiało pisnął i zaraz zdechł.
Dla pedofila to już chyba jest zbyt stara.

[Lily i Tajemniczy Nieznajomy spotykają się na moście]

- Lily to ty ? - spytał.
- Justin..- zaczęłam.
Chłopak wycofał się w tył.
Potem stanowczo wycofał się do przodu.

Wypuścił głośno powietrze i usiadł. Usiadłam obok niego.
- Dlaczego się chcesz zabić? - spytałam.
- Lily, ja.. - zaczął.
- Co ty?
- Kurwa, podobasz mi się cholernie. Zajebałem się w tobie w chuj. Czułem, że to ty, ale nie byłem pewien.
I dlatego chcę się zabić!


- Nie zrobimy tego. - oznajmiłam z uśmiechem na twarzy.
Szybko jej przeszło.

- Teraz nawet nie chcę. - ujął moją brodę w dwóch palcach.
Wystarczyło że się uczesała i pomalowała oczy.


Zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta.
- Dlaczego dziś mnie obroniłeś ?
Ot, kaprys.

-Lily, mówiłem ci, że biorę. Ja rozumiem cię. Chcę ci pomóc z tym okaleczaniem się. -  uśmiechnął się.
- Dobrze, ale… po co ci ten nóż?!

Jejku, ale on miał słodkie te dołeczki w policzkach. Przysunęłam się do niego, a dłonie położyłam na jego klatce piersiowej.
I mocno pchnęłam.

- Dobrze, ale pod warunkiem, że zgodzisz się, abym ja mogła ci pomóc skończyć z narkotykami.
Czyli Lily wie, że Justin jest uzależniony od narkotyków.

- Tak jest. - wstał, a ja wraz z nim.
- Lily zawsze cię lubiłem tylko nie chciałem, żeby Kelly, Miley i chłopaki się ode mnie odwrócili, ale teraz mam to w dupie.
Imperatyw Opkowy kazał mi się zakochać, nic nie poradzę.

- Gdy się uśmiechasz, jesteś taka śliczna. - zbliżył swoje usta do moich. Z początku był to niewinny buziak, który przerodził się w namiętny i czuły pocałunek. Tak idealnie to robił. Stresowałam się strasznie. Nie chciałam żeby coś poszło nie tak. Błagałam Boga by ta chwila trwała wiecznie. Niestety nie stało się tak.
Uważaj, o co prosisz…
pocałunek.jpg

Oparłam się o most i zaczęłam się cieszyć. Justin stanął za mną i przytulił mnie od tyłu opierając się o most.
- Dlaczego tak się cieszysz ? - szepnął mi do ucha.
Jak głupi do sera?



- Wiesz Justin, nie pamiętam od jak bardzo dawna szczerze się śmiałam. Nie pamiętam kiedy byłam tak szczęśliwa. Podejrzewam, że nigdy. Po raz pierwszy widzę sens życia. - opowiedziałam mu o swoich uczuciach.
Mujborze, sens życia odnaleziony, bo Justinek ją pocałował. Żeby jeszcze przynajmniej było powiedziane, że kochała się w nim skrycie od dawna i teraz nastąpiło spełnienie jej marzeń, ale nie, do tej pory szczerze go nie cierpiała, a on uprzykrzał jej życie, jak mógł.
Trzynastolatki są chwiejne emocjonalnie.
Ba, kiedy według opisu w zakładce “Bohaterowie”, Lily ma 18 lat. Bieber także.

- Lily nie skrzywdzę cię. Nie mam tego nawet w planach bo wiem jak się potem cierpi. No chyba że niechcący. Jesteś moją pierwszą dziewczyną na poważnie i niech tak zostanie. - przy pieczętował to krótkim pocałunkiem.
,,Jesteś moją pierwszą dziewczyną" - te słowa powtarzałam w swojej głowie i zostaną w niej na pewno na długo.
Każdej pewnie tak mówił…
Pierwszą, ale w jakim przedziale czasowym?
W tym tygodniu.

- Zapamiętam to. - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Wracamy ? - spojrzał na mnie.
- Tak, nie mówiłam mamie, więc nie może zauważyć, że mnie nie ma. - odparłam.
Okeeej. Nie mówiła mamie, że wychodzi aby utopić się w jeziorku. Gdyby powiedziała, mama z pewnością by się zgodziła, żeby Lily wróciła nieco później.

- Zaiste. - uniósł kąciki ust ku gorze. Złapał mnie za rękę i powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- A u Ciebie w domu jak jest teraz ? - spytał uciekając wzrokiem.
- Wiesz tata się wyprowadził, mama nie może się pozbierać i nie gę [gęgęgęgęgę - ups! przepraszam… - Nie szkodzi, gąsko] jej dołożyć tego Justin. - spuściłam Głowę w dół.
Tak, a jeszcze pół godziny temu chciałaś się zabić i guzik cię obchodziła reakcja matki.
Matka i tak była w stresie, więc co za różnica.

Stanął przede mną i przytulił mnie tak mocno jak tylko mógł.
- Zawsze możesz na mnie liczyć. Dzwonisz o  3, a za 5 minut jestem u Ciebie. - nasze czoła się zetknęły.
- Dziękuje. - posłałam mu czuły uśmiech.
- Nigdy Cię nie opuszczę. - obiecał.
Ty myślisz, że to obietnica, a to była groźba...

- Kocham Cię Lily Smith. - nagle "uderzył" mnie pocałunkiem. Przysunął mnie bliżej siebie, nasze języki się zetknęły i toczyły między sobą walkę. Tak bezpiecznie się wtedy czułam. W brzuchu miałam stado motyli, które wariowały jakby chciały się wydostać na zewnątrz.
Tu walka, tu oszalałe motyle, normalnie oaza spokoju i bezpieczeństwa :)


Justin odbiera telefon, robi gwałtowne w tył zwrot i biegnie do swojej narkomańskiej meliny. Koledzy najpierw omawiają życie uczuciowe Justina, potem przechodzą do konkretów. A te są niewesołe.Wyjarali połowę transportu narkotyków przeznaczonych do sprzedaży. Teraz są winni ogromne pieniądze. Chaz wpada na rewelacyjny pomysł:

- Słuchaj z rana jedziecie do różnych aptek i kupujecie tabletki na uspokojenie, jakieś wzmacniacze, wapno itp. rozgnieciemy i sprzedamy. – powiedział Chaz.
- Coś na sen, coś na katar, resztę uzupełnimy aspiryną.
I nie zapominajcie o syropie na kaszel.

- Dobra, ale ja nie sprzedam tego gówna. – skrzywiłem się.
- Ja sprzedaję tylko czysty towar!
- Ale zaraz, przecież Sparks wisi kasę z Nicolasem i jego ‘’ziomeczkami’’. -  zrobiłem cudzysłów z palców.
- No tak. Justin i ja zajmiemy się nimi. – uśmiech Chaz’a mówił, że jest gotowy do zemsty.
Grunt to mieć dobry biznesplan.


Justin rozbiera się do bokserek i spokojnie zasypia.


Lily’s POV:

Przed snem opowiedziałam o wszystkim Destiny. Miała zastrzeżenia, co do Justina. W sumie ja też. Całe życie się ze mnie śmiał, a tu nagle że mu się podobam. Tylko niestety ma on w sobie ‘’coś’’ co mnie przyciąga. Jego usta, zapach są dla mnie jak narkotyk, którego chcę kosztować coraz bardziej i bardziej. Justin jest jak grawitacja, która przyciąga mnie d niego. Nie mogę się powstrzymać, aby go nie skosztować. Na myśl o nim zaciskało mnie w żołądku.
Aż w końcu przestała się powstrzymywać i…

create-zombie-bite-special-effect-for-film-tv.1280x600.jpg


Obudził mnie krzyk wychodzący z dołu.
Jak nic - wychodził z piwnicy na śniadanie.

Nie ogarniałam w ogóle co się dzieje. Założyłam na siebie jakąś pierwszą lepszą bluzę i zeszłam na dół. Schodząc po schodach mogłam zobaczyć tatę.
- Dlaczego krzyczycie? – spytałam zdziwiona.
-  A dlaczego nie?



Żadne z nich się nie odezwało. Nawet nie chcieli spojrzeć mi w oczy, a sami uciekali, aby nie trafić na swój wzrok.
Próbowali się schować pod stołem i za wersalką. Matka bohatersko trzymała lustro przed sobą.


- Lily idź do pokoju. – odezwał się tata.
- Nie. O twoja dziwkę poszło? – w moim głosie był aż nadmiar nienawiści.
Wykładzina na podłodze zasyczała i zaczęła dymić.

- Tata chce się z nią tu wprowadzić. – odrzekła mama.
- Że co?! – krzyknęłam.
- Lily, kocham ją. – powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Stworzymy tu małą, wesołą komunę, będzie fajnie!


- Daj spokój. Musi dobrze obciągać bo do ładnej jej jest jej bardzo daleko. – założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Ładnie córkę uczysz. – odparł sarkastycznie. – A z Jennifer i tak tu zamieszkam i tak.
- Po moim trupie! – krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź pobiegłam do swojego pokoju.
Spokojnie. Jak wiemy, takie pogróżki to tylko obiecanki - cacanki.


Justin’s POV:

[Lily dzwoni do Justina, ten przyjeżdża, żeby zabrać ją do siebie]


- Sam mieszkasz? – spytała niepewnie.
- Z chłopami. – odrzekłem.
To wesoło tam mają!
4f1f7b48ac72c.jpg
http://d.telemagazyn.pl/k/r/3/40/90/4f1f7b48ac72c.jpg
Obertasa tańczymy.



Lily nagle straciła humor, który chwilę przedtem odzyskała. Zaczęła bawić się palcami, a wzrok spuściła w dół.
- Co się dzieje? – położyłem swoją dłoń, ściskając jej palce.
- Wiem, że oni mnie nienawidzą.
- Nie prawda. Polubią cię.
Zmuszę ich!


Po metalowych schodach weszliśmy do pomieszczenia. Dziewczyna mocno ściskała moją dłoń. Szła za mną dosyć nie pewnie. Widziałem, że się stresowała.
Chłopaki jak zwykle omawiali interesy, byli w trakcie wyjmowania tabletek.
- Siema. – przywitałem się.
Dobrze, że nie omawiali tabletek i byli w trakcie wyjmowania interesów.

- O mamy nowego gościa. Siema. – uśmiechnął się Chaz.
- Hej. – cichym głosem powiedziała Lily.
- Będziesz nam potrzebny Justin. – odrzekł Christian.
- No to później, teraz jestem ze swoją dziewczyną. – odparłem.
Praca nie zając, nie ucieknie, a dziewczyna może.

Atmosfera wokół nas coraz bardziej gęstniała. Lily schowała wzrok w podłodze, z kolei chłopcy patrzyli się na nią jak na ufoludka.
No ja się nie dziwię, skoro stała tak przed nimi z pustymi oczodołami.

Wymieniłem się spojrzeniami z nimi i pociągnąłem Lily za rękę udając się na górę do swojego pokoju.
- Czułam się jak intruz. – skrzywiła się.
Pojawiła się w dość niezręcznej sytuacji, gdy chłopcy przygotowywali działki sfałszowanego towaru. I jeszcze się dziwi.

- Oj Lily oni tacy są. – usiadłem na brzegu łóżka, a dziewczyna na fotelu, który stał naprzeciwko mnie. Podwinęła rękawy swojej bluzy i wtedy mogłem zobaczyć na jej rękach białe ślady. Były to blizny. Długie, cienkie białe kreski. Zauważyła, że im się przyglądam, dlatego obciągnęła rękawy pesząc się.
- Lily pokaż mi swoje wszystkie blizny. – poprosiłem.
- Po co?
- Chcę zobaczyć ile razy mnie potrzebowałaś, a mnie przy Tobie nie było.
I teraz już wiemy: Justin też maniacko czyta opka!


Justin z Chazem wyruszają na tajemniczą Misję, Lily zostaje z resztą kolegów, ze zdenerwowania urządza mini rewizję w jego pokoju.

Wstałam z łóżka i powolnym krokiem chodziłam wzdłuż pokoju rozglądając się po nim. Moją uwagę jednak przykuł tajemniczy kuferek stojący koło telewizora.
Był to kufer wianny, z całym posagiem.
Spodziewałbym się raczej kuferka z Królewskim Rubinem. I Buki, która przyjdzie go odzyskać.

Wiem nie powinnam, ale to jest silniejsze. Kucnęłam przed nim i złapałam go w dłonie. Wzięłam trzy głębokie oddechy i otworzyłam go. Zamurowało mnie totalnie. Znajdowały się w nim woreczki, a w nich biały proszek.
A na woreczkach - tajemnicze napisy w obcym języku.
sol-kamienna-spozywcza-jodowana-1-kg.jpg

- Justin…- szepnęłam do siebie.
Żresz tyle soli. Nerki ci wysiądą. W tak młodym wieku?!


Justin’s POV:


Stukając palcami o kierownicę spokojnie czekałem, aż czerwone światło zmieni się na zielone. Chaz w torbie miał 3 kg substancji przypominających marihuanę, tabakę i kokainę.
Znaczy, to jest ta połowa, którą wyćpali, zamiast sprzedać? Kto powierzył gówniarzom tyle kasy? Nie wiem, ile to będzie na kanadyjskie, ale na polskie - ok. 620 tys. złotych.
Zależy, w jakiej proporcji. Jeżeli z tych 3 kg kokaina stanowi 10 deka, to cena może się różnić.
Poza tym twardzi są, cholera, że w ogóle jeszcze żyją...

Serce biło mi jak szalone. Za śmierć ludzi, to właśnie my będziemy ponosić konsekwencję.
Ale czyją śmierć? Zamiast narkotyków mają suszoną pietruszkę i sproszkowane wapno, więc śmierć może spotkać najwyżej ich samych, jak boss się zorientuje, że go oszukali.
Jeśli wciągnie się nosem sproszkowany persen lub witaminę C, to pewnie można zakichać się na śmierć.

Nauczyłem się zabijać z zimną krwią i tak musi zostać.
Trzynastolatek. Zaczynał w Kongo jako pięcioletni smyk.
W Kanadzie dzieci szybko dorastają.

Jedyne uczucie jakie w sobie mam to miłość do Lily. Wiem, ze nie mogę jej tak długo okłamywać. Gdy wrócę do speluny, opowiem jej o wszystkim.
A gdybym był dilerem, to co byś powiedziała?
Zabójcą na zlecenie, czy coś byś przeciw miała?


- Justin ? – odezwał się Chaz.
- Co?- błądziłem wzrokiem po szosie.
- Nie rób pochopnych ruchów, damy mu ten towar i założymy swój biznes. Teraz odpuść.
- Nie będę dłużej ciotą! – uderzyłem w kierownicę próbując jakkolwiek powstrzymać emocje, które coraz bardziej nade mną górowały. To uczucie było okropne.
- Idioto nie jesteś. Wyluzuj. – Chaz nie przestawał mnie uspokajać.
Raz i po pijanemu się nie liczy.
Z kolegą też się nie liczy.

- Nie mogę stracić przez to gówno Lily… - spokorniałem.
- Ty serio ją kochasz.
Ignorując go jechałem dalej. Wjechałem na osiedle, gdzie nikt nie miał by odwagi wejść sam. Były tam opuszczone domy, pełno dilerów, złodziei, morderców. Miejsce idealnie pasujące do mnie.
O’rly?
justin-bieber-5a.jpg


Wysiedliśmy z samochodu rozglądając się przy okazji po okolicy. Oparłem się o maskę samochodu, modląc się o łaskę i pomoc. Z ciemności wyłoniły się postacie. Sylwetki potężnych mężczyzn. Nie miałem szans z nimi.
- No, no Bieber. – odezwał się głos z ciemności.
- Bierz towar i kończymy z tym, zakładamy swój biznes. – mój głos był przepełniony jadem.
- O, świetnie, o niczym tak nie marzyłem, jak o konkurencji na swoim terenie - odpowiedział typ.

[Justin zostaje pobity przez niejakiego Thomasa Bakera, innego handlarza narkotyków - nie dlatego, żeby ten się zorientował, że z towarem coś jest nie w porządku, po prostu tak o. W końcu jednak jedni i drudzy odjeżdżają]


Lily’s POV:

Z zewnątrz dochodził warkot samochodu, który przerwał nam grę w kalambury. Dałam się namówić do gry zaproponowaną przez chłopaków. Nie są tacy źli na jakich się wydawali.
Ehehehehe, mam wizję ponurych Rzymian, zabawiających Pepe, syna Cebullanki y Grzanki :D

Była godzina 2:30. Można było usłyszeć kroki chłopców, po chwili otworzyły się drzwi. Moje spojrzenie zetknęło się z Justina. To co w tamtej chwili czułam jest nie do opisania. Zostałam okłamana, zostawiona sama sobie. Osoba, której dopiero co zaufałam oszukała mnie.
- Justin..- wstałam.
- Lily to nie tak. – zaczął się tłumaczyć.
Kumpli z wojska musiałem odprowadzić!


Za sobą słyszałam szepty chłopców pytających się Chaza co się stało.
- Znalazłam w kuferku narkotyki. – wskazałam palcem na górę. W tym momencie do oczu napłynęły mi łzy.
- Lily..
- Zaufałam ci. – popchnęłam go. Nie czekając na żadną odpowiedź pobiegłam na górę do pokoju Justina. Usiadłam na jego łóżku, podkuliłam nogi do klatki piersiowej i płakałam.  Drzwi się delikatnie rozchyliły, jednak ja nie patrzyłam kto to. Nie chciałam wtedy z nikim rozmawiać. Wiedziałam, że to Justin. Dało się to wyczuć. Tak cuchnął? Usiadł  obok mnie i dotknął mojego ramienia.
- Odwieź mnie do domu. – wydukałam.
- Jest prawie trzecia.
- Odwieź !- wstałam z łóżka i patrzyłam na niego z pełną pogardą.
- Lily błagam cię zrozum mnie. To moja praca, ja tak zarabiam pieniądze.
Haruję, ręce sobie po łokcie urabiam, ty niewdzięczna!


- Gdybyś mi powiedział nie było by tego. – czułam, że się oddalam od niego.  Z każdą sekundą coraz bardziej i bardziej. Nonsens.
- Skarbie, błagam cię. Jesteś w niebezpieczeństwie. Nawet jak mnie rzucisz nie pozbędziesz się mnie.
Pamiętacie, jak mówił, że nigdy jej nie opuści? Mwahahahahaha.


- Thomas Baker to facet od kokainy, marihuany. Przemycaliśmy mu ten towar do różnych stanów. Między innymi tu w Atlancie, do Kalifornii, Kolumbii jak i Meksyku..

Osiedlowy dilerek ze spokojnego, kanadyjskiego miasteczka Stratford (w stanie Ontario) przemyca narkotyki do Kolumbii. No sami przyznacie, że to dość oryginalny pomysł na życie.
Równie dobrze mógłby wozić drewno do lasu.
Ale zauważcie, teraz są “tu w Atlancie”, kiedy się przeprowadzili?
[Wujek Gugiel podpowiada, że w marcu tego roku ;)]

– mówił to z totalnym spokojem.
- Znasz się na robocie. – to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Tak. – odparł krótko.
Skoro tak mówisz...

[Bieber przyrzeka “na jej życie”, że nikt jej nie skrzywdzi, wobec czego boCHaterka może spokojnie iść spać]

Stawałam się coraz bardziej śpiąca.

- Pożyczysz mi koszulkę? Chcę się umyć i pójść spać. Był to ciężki dzień.- poprosiłam. Justin odpowiedział mi uśmiechem i podszedł do szafki. Wyjął z niej białą koszulkę i wręczył mi ją.
- Dziękuję. – ucałowałam jego policzek.
Poszłam do łazienki, gdzie rozebrałam się do naga. Napuściłam ciepłej wody, w między czasie szczepiłam sobie w włosy w koka.
W pneumokoka?
A może i w gonokoka. W każdym razie jakieś szczepienie.

Weszłam do wanny rozkoszując się przyjemnością, którą doznawałam w obecnej chwili. Chwyciłam za gąbkę na którą nalałam brzoskwiniowego płynu.
Takie luksusy u Bieberka-dilerka w zakazanej spelunie!
Cóż, Kanada.


Obudził mnie promyk słońca, który niefortunnie padł mi na twarz i zmiażdżył ją. Na ramieniu poczułam zimny oddech mojego chłopak.
Edłord?!

Jak to cudnie brzmiało ,,mojego chłopaka”. Na myśl o tym pojawiał się uśmiech na mojej twarzy.
Boże, daj chłopa, daj chłopa, daj chłopa!
Choćby gnój, ale mój!
Niechby ćpał, niechby chlał, bylebyś go wreszcie dał!

[Tymczasem do naszej boChaterki dzwoni młodszy brat z informacją, że matka jest całkiem pijana i nie kontaktuje]

Było dosyć wcześnie gdyż słońce zaczęło wschodzić. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dopiero 5:00.
Zapamiętajmy - była piąta rano.


- Nie myśl tyle o tym. – przerwał mi w rozmyśleniach. Spojrzałam na niego, sprawiał wrażenie jakby czytał mi w myślach. Jak to możliwe? Przecież znamy się tak krótko. To jest właśnie ten paradoks. Znasz osobę tak krótko, a wiesz o niej tyle ile znałbyś tą osobę całe życie.
No nie wiem… Wczoraj odkryłaś narkotyki, co będzie dziś? Sutenerstwo?

Ciężko wypuściłam powietrze z płuc i weszłam do domu. Zdjęłam buty i rozejrzałam się po domu. Cicho jak makiem zasiał. Usłyszałam kroki dochodzące ze schodów, więc wzrok skierowałam w tamtą stronę. Był to Denis.
- Gdzie ona jest? – spytałam.
- Śpi.- wyszeptał.
Swoją drogą, ma dziewczyna szczęście - gdyby matka akurat nie poszła w tango, zniknięcie na całą noc z pewnością nie uszłoby jej na sucho.

Pamiętacie Nad Niemnem i ciągnące się w nieskonczoność szczegółowe opisy wszystkiego?
Przeczytajcie ten fragment, a docenicie Orzeszkową za lakoniczność i prostotę stylu.
Dodam jeszcze, że takie opisy trafiają się w tym opku dosłownie co krok, boCHaterka musi odnotować każdą swoją wizytę w łazience, wraz z dokładnym opisem, jakiego żelu używała, każde zejście na śniadanie z dokładnym opisem, z czym były kanapki i tak dalej. Oczywiście, większość wycięliśmy.

- Okey. Ja idę wziąć prysznic i się przebiorę. Potem pomyślimy, co dalej. – również szeptałam aby nie robić hałasu. Denis pokiwał głową i wrócił na górę. Poszłam do kuchni i nalałam sobie jabłkowego soku. Wypiłam parę łyków i odłożyłam szklankę na blat (a ponieważ odłożyłam, a nie odstawiłam, to reszta soku się wylała). Udałam się do swojego pokoju. Z szafki wyjęłam ubrania. Wzięłam je w rękę i poszłam prosto do łazienki. Odkręciłam wodę w wannie i nalałam do niej gorącej wody. Rozebrałam się i weszłam do niej. Na gąbkę nałożyłam truskawkowego balsamu i zaczęłam się myć, relaksując się przy tym. Nic więcej nie było mi trzeba. Pozwoliłam się wodzie wchłonąć w moje ciało. Po jakiś 10 minutach wyszłam z wanny i spuściłam z niej wodę. Wokół ciała owinęłam biały ręcznik, a drugim wytarłam zaparowane lustro. Wzięłam szczoteczkę do zębów i je myłam. Na włosy nałożyłam suchy szampon, potem je rozczesując. Ubrałam się w ubrania, które przygotowałam wcześniej.
Wyprostowałam swoje brązowe włosy i nałożyłam delikatny makijaż.
Letki! Letki!

Wychodząc z łazienki spojrzałam na zegar, który wisiał przy schodach. Była już 7:00.
Jeśli ta kąpiel trwała dziesięć minut, to znak,  że w Kanadzie mają pętlę czasową.
Z pewnością mają wiele stref czasowych. W tej sytuacji wystarczy nawet lekkie zaburzenie czasoprzestrzeni…
Sama kąpiel, a reszta porannych czynności? Kto wie, ile czasu zajęło jej układanie włosów i makijaż, to są przecież poważne sprawy.

[W kuchni Lily spotyka swoją skacowaną matkę]
- Dlaczego to zrobiłaś? – dopytywałam się.
- Kochanie, nie daję sobie już rady. – rozpłakała się. Skłamałabym mówiąc, że nie było mi jej żal. Patrzyłam na nią, ściskając w ręce kubek. – Pamiętajcie, że zawsze będę Was kochać.
Nie mogłam już dłużej tego słuchać. Odeszłam chwytając torbę w rękę i poszłam do szkoły.
Te wyznania miłości są takie fuuuj.

Angel’s POV:
Gdyby ktoś się zastanawiał, who the fuck is Angel - to matka Lily.

Zawodziłam swoje dzieci. Nie mogłam już tak dłużej robić. Wycierając wierzchem rękawa łzy odeszłam od stołu. Otulając go wokół bioder usiadłam na sofie w salonie.
Stołem się owinęła. To przechodzi ludzkie pojęcie.
Kusy Janek, podkasanek, poszedł w las z toporkiem,
Siekierką się opasywał, podpierał się workiem.

Podeszłam do szafki skąd wyjęłam kartkę i długopis. Usiadłam z powrotem na sofie, kładąc na stoliku kartkę. Zabrałam się za pisanie listu. Listu pożegnalnego.

Kochana Lily i Denis!
Denis już niekochany?

Moje wspaniałe dzieci. Pokochałam Was już od momentu, kiedy byliście u mnie w brzuszku.
Pszępanią! Te fasolki z brzuszka są już wyrośnięte.

Kiedy zaszłam w ciąże z Lily był to pierwszy raz, kiedy mogłam poczuć się tak cudownie. Wtedy ja i Wasz tata bardzo się kochaliśmy, byliśmy wręcz nie rozłączni.
Później chwila uniesień, ...i już jestem poczęty.

Wiem, że to co robię teraz zapewne mi nigdy nie wybaczycie, ale nie mam innego wyjścia. Po prostu nie mam już sił. Zrozumcie to jest zbyt ciężkie do opisania. Zostawiam Was z tatą. On Was kocha i wiem, że Wy go również. Nie gniewajcie się moje Skarby.
Tatko będzie od dziś robił pranie, więc się nie dziwcie, że wasze skarpetki będą przyklejać się do ściany.

Pamiętasz Lily kiedy zgubiłam Cię w super markecie?
To naprawdę super było!

Twój płacz było słychać na drugim końcu sklepu. Zostawiłam wózek pełen zakupów, aby móc Cię odnaleźć. Kiedy Pan ochroniarz powiedział mi, że znalazła się moja zguba miałam ochotę uścisnąć cię jak najmocniej.
Ale tego nie zrobiłam.

Bardzo się martwiłam, że ktoś Cię porwał albo zrobił Ci krzywdę co gorsza.
Te opowieści o dzieciach odnajdywanych w toalecie z wyciętą nerką. Wiesz, jak się zmartwiłam myśląc o dializie?

Denis obserwując Cię dzisiaj jak szedłeś do szkoły przypomniał mi się Twój pierwszy dzień w szkole. Bałeś się, że nikt Cię nie polubi, a ja kazałam Ci uwierzyć w siebie. Pamiętajcie dzieci, nigdy nie wątp[i]cie w swoje marzenia, wystarczy wyciągnąć tylko rękę, aby się spełniły. To nie tak dużo.
I dlatego znikam, ja też marzę o innym życiu!

Lily bardzo mnie boli to, iż się okaleczasz. Nie ma dla matki gorszego widoku jak pocięte ciało córki.
I dlatego mówię o tym dopiero teraz, w liście pożegnalnym.

Lily proszę Cię nie rób tego nigdy więcej. Wiem, że nie jest łatwo, ale spróbuj. Denis opiekuj się siostrą, nie pozwól, aby ktoś ją skrzywdził. Daj Lily o Denisa, by nie popadł w złe towarzystwo.
Obiecuję, że kiedyś wrócę.
I dam wam w ryj, jeśli dalej będziecie niepozbieranymi mazgajami.
Wyjeżdżam. Wyjeżdżam do innego stanu. Kocham Was, nie zapomnijcie o mnie. Jesteście dla mnie najważniejsi, nigdy Was nie zapomnę. Buziaki. :* xoxo

Wasza Mama



[Tymczasem Lily w szkole wygląa na tak szczęśliwą, że aż zwraca to uwagę koleżanek]


W drzwiach szkoły stanął mój mężczyzna.
Tak zmężniał przez noc!

Popatrzeliśmy sobie w oczy. Justin uśmiechnął się w moją z stronę i począł isć w moim kierunku.
Nie wiedząc co robić odwróciłam się w stronę Zoey.
- Co mam zrobić? - wyszeptałam do Zoey.
- Nie wiem, nie byłam nigdy w takiej sytuacji. - odszeptała mi.
Jejku jej, tak się kochają, przyrzekli być ze sobą na zawsze, poznała jego najgorsze tajemnice, spała z nim w jednym łóżku (co prawda tylko niewinnie się przytulając, ale zawsze), a teraz nie wie, co zrobić, gdy ten idzie w jej stronę?
Oraz uwaga Zoey wskazuje, że cokolwiek aŁtorka by nie pisała w zakładce o bohaterach, to NIE SĄ osiemnastolatki.


Wstałam z ławki wraz z Zoey i zacisnęłam książki wokół tali.
To u nich rodzinny dar, przekazywany z matki na córkę.

- Hej piękna. - pocałował mnie w policzek i objął ramieniem.
- Cześć. - cicho odpowiedziałam. Poczułam jak moje policzki się palą.
free-burning-face-wallpaper_1440x900_86171.jpg
http://imgs.mi9.com/uploads/scary/4760/free-burning-face-wallpaper_1440x900_86171.jpg


Miłość rozkwita, Lily też, bo całuje się z Bieberem przez cały wycięty akapit. Czas jednak wracać do domu.

Nacisnęłam klamkę od drzwi, jednak były zamknięte. Zdziwiłam się, w domu powinna być mama. Wyjęłam klucze z kieszeni i weszłam do domu.
- Mamo?! - krzyknęłam zamykając drzwi za sobą. - Mamo?! - krzyknęłam jeszcze raz. - Mama? - weszłam do salonu. Na stoliku leżała jakaś koperta zatytułowana ,,Dla Denisa i Lily”. Rzuciłam torbę przy drzwiach. Schowałam włosy za ucho i usiadłam na sobie.
Najwyraźniej Lily także zapodała sobie jakieś psychodeliki.

Wyjęłam z koperty kartkę. Od mamy. Zaczęłam czytać ten list. Dokładnie analizując każdy jeden wyraz.
My nie jesteśmy tak dobrzy, analizujemy tylko co niektóre zdania.


Odłożyłam kartkę na stolik. Zrzuciłam z niego wazon. Krzyczałam, płakałam wszystko co możliwe.
- Lily co się stało? - spytał Denis. Nawet nie zauważyłam kiedy wszedł do domu.
- Mama odeszła. - wyłkałam. Z oczu, które dosłownie przed chwilą były zszokowane, zamieniły się w pełne nienawiści, łez i cierpienia.
Transmutacja?

Denis zaczął krzyczeć, ciągnąć się za włosy i kołysząc się w przód i w tył. Płakał. Żyły na jego szyi stały się widoczne. Nawet nie wiedziałam, że jest tak umięśniony.
Ot, taka refleksja nad rozpaczającym młodszym bratem.

Oparłam się o ścianę i położyłam rękę na ustach. Płakałam. Nie mogąc wytrzymać tego napięcia wybiegłam z domu. Biegłam popychając przechodnich [przechodniów]. Biegnąc przez szosę wpadłam na jakiegoś rowerzystę.
- Co ty robisz?! - wykrzyczał. Zignorowałam go. Szybko się pozbierałam, wstałam i biegłam dalej. Zatrzymałam się dwie ulice dalej od mojego domu. Próbowałam złapać oddech. Serce waliło mi okropnie szybko. Nagle jasne światło padło mi na twarz. Usłyszałam tylko klakson auta, a potem coś we mnie uderzyło.
Jest! Jest śpiączka opkowa!

Justin's POV:

Mijały minuty, godziny, dni. A Lily się jeszcze nie obudziła. Minęło 7 dni od wypadku. Wjechała w nią ciężarówka.
Bardzo mała i jechała bardzo powoli, tylko tak można zrozumieć, jakim cudem Lily nie została rozsmarowana po asfalcie.

Denis mówił, że wybiegła z domu kiedy się dowiedziała, że matka ich zostawiła. Tata Lily i Denisa nie może się z nią skontaktować.
Wyłączyła komórkę.


Lily's POV:


Lily rozmawia ze swoją duszyczką. Określić ten fragment jako “Coelho na ostrym haju”, to za mało. Pozwolicie, że wytniemy.
Duszyczka ma postać małej dziewczynki i jest cała w bliznach, które, jak wyjaśnia, pojawiały się, kiedy Lily się cięła. Z ciekawości, wrzuciłam jedno zdanie z przemowy duszyczki w gugla… i tak jak myślałam, pochodzi ono z tak zwanej mądrości zbiorowej internetu.

Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie i popchnęła mnie. Leciałam w dół czarnej przepaści. Krzyczałam, bałam się, płakałam. Czy ja umrę? Co się dzieje?
Idziesz w stronę przeciwną do światła, to dobrze.

Justin's POV:
Obudziły mnie piszczące przyrządy podpięte do Lily.
Gdybym kiedyś zakładał kapelę rockową, Piszczące Przyrządy Podpięte do Lily to całkiem niezła nazwa.

Przestraszyłem się. Podbiegłem po doktora, który zaraz wpadł do sali z kilkoma pielęgniarkami.
Gdyż monitory reagują tylko na krzyk kochasia.

-Odzyskujemy ją, wybudza się. - krzyknął do pielęgniarek. Ja w tym czasie odetchnąłem z ulgą.
-Panno Smith? Słyszy mnie Pani? - zapytał się Lily doktor.
-Gdzie jestem? Co się stało? - słysząc jej głos, przysunąłem się do niej. Jej brązowe oczy nareszcie się otworzyły.

[Lily wraca z ojcem do domu, a Bieber do swojej spelunki]


Justin's POV:
- Co tam u Lily? - spytał mnie Ryan podczas gry na play station.
- No jest już w domu i czuje się całkiem lepiej mój skarb. - zaśmialiśmy się.
- I tak nie zamoczysz. - odrzekł Chaz wchodząc do pokoju z miską popcornu. Wszyscy wybuchliśmy nie kontrolowanym śmiechem. W tym samym czasie do speluny wszedł Christian z jakimś gościem, którego widziałem pierwszy raz na oczy. Odłożyłem joysticka na bok i wstałem.
- Kto to kurwa jest? - wskazałem brodą bruneta.
- Wyluzuj, usiądźmy i wam wszystko powiem. - Christian i on usiedli na fotelach, a ja na wcześniejszym miejscu.
- Nazywam się Austin Mahone, mam 19 lat, pochodzę z San Antonio czyli stan Texas. Musiałem stamtąd uciec, bo teksańska policja mnie ścigała. Mam znajomości w całym USA i w Brazylii.
Fiu fiu!
Jeżeli zadarł ze Strażnikami Teksasu, to nawet znajomości w Brazylii mu nie pomogą.

Znam również parę ''przepisów'' na kokę wartą ponad 500$ za 1kg.
Wzięte z kwejka  [...] Taka prawda. W Stanach gram koksu to 20-30 dolarów, ceny za kilogram to kilka do kilkunastu tysięcy dolarów.
Tania koka jest dobra, bo jest dobra i tania.

Christian jest moim kuzynem, więc opowiedział mi o waszych interesach i pomyślałem, że może z tego wyjść całkiem dobra współpraca. Wy mi dacie dach nad głową i mnie przygarniecie, a ja wam załatwię takie pieniądze. - przejechał dłonią nad czołem i się wyszczerzył. Koka warta 500$. Bylibyśmy bogaci po jednym tygodniu.
No naprawdę, trzynastolatki to jak dzieci.

z16090467Q,Raczkowki.jpg

- Czyli chcesz dla nas pracować? - spytałem, żeby upewnić się czy dobrze zrozumiałem.
- Tak. Nazwiemy się... hmm. The Champions, żeby nas nie złapali po nazwiskach. - zaproponował.
O, nawet konspira z pseudonimami będzie.
- Okey. To będzie dobre rozwiązanie. - uścisnęliśmy swoje dłonie.
We are the champions, my friend!
And we’ll keep on fighting till the end!


Justin's POV:
Minęły dwa tygodnie odkąd Austin pracuje dla nas. Przez tydzień zarobiliśmy 2.000$ dzięki sprzedaży metamfetaminy, którą robiliśmy sami.
Chcieli zrobić kokainę, ale coś im się poplątało.

Chcemy zatrudnić ok. pięciu osób, aby robiły ten towar, a my już tylko sprzedawali.
Panie, tu jest kiosk Ruchu, ja tu mam amfę!

Ludzie byli zadowoleni, a my szczęśliwi i bogaci. Mogłem zapewnić Lily wszystko na co tylko zasługuje. Lily nie była mieszana w ten biznes.
Nie była mieszana, ale była wstrząśnięta za każdym razem, gdy dostawała pluszaczka od Justina.

O niczym jej nie mówiłem, wiedziała tylko o tym, iż doszedł do nas Austin. To co robimy przynosi nawet jakieś korzyści. Baker nie odzywał się, widocznie odpuścił.
Ehehehehehe, tak sobie mów.

WTEM! dzwoni telefon, jest to oczywiście Baker, który oznajmia, że porwał Lily i żąda za nią okupu w wysokości 100 000 dolarów.

- Thomas porwał Lily! - krążyłem po salonie próbując znaleźć sobie miejsce, próbując się w jakikolwiek sposób uspokoić.
- Że kurwa co? - nie dowierzał.[Chaz]
- Że kurwa to. Zbieraj chłopaków, podróbki, ja zajmę się pistoletami i autem. Zbierz 100.000$ i jedziemy w to miejsce co zawsze. Austina też bierz. - wydałem mu polecenie.
Ciekawe, skąd wezmą te sto tysięcy, na razie mają tylko dwa.
Wydrukują na komputerze. Skoro udało im się zastąpić kokainę wapnem i nikt się nie zorientował...

Chaz przytaknął a ja wybiegłem z domu, aby zebrać z sofka nasze pistolety.
Z czego???
Na sofce leżały, no.

Jechaliśmy czarnym Cadillac SRX Copue do magazynu Thomasa Barkera.
Pomylili drogę - to miał być Baker.


Wzięliśmy ze sobą wszystko to, co było potrzebne.
Ryby, banany, stare piżamy...

Pistolety były gotowe do oddania swojego strzału. Z Barkerem i jego ludźmi nigdy nic nie wiadomo, to żałośni masochiści.
W takim razie powinni bez problemu dać się pobić.

Przed oczami miałem same najgorsze scenariusze, m.in. że ją zgwałcił, powiesił, albo leży już na podłodze z kulką w głowie.
Wolał strzelić sobie w łeb niż słuchać jej wynurzeń.

To wszystko przez jedna głupią metamfetaminę.
- Nic jej nie zrobił Jus. - pocieszał mnie Austin. To spoko chłopak, stał się dla mnie jak brat.
- Ja ją kocham. - popatrzyłem na niego, niemalże mając łzy w oczach. Poklepałem się z całych sił po policzkach, zrobiłem kilka wdechów i wydechów oraz pstryknąłem dwa razy palcami po obu stronach uszu.
A potem zrobiłem jeszcze “brum brum” palcem po wargach, wywaliłem język i pomachałem uszami. No co się tak gapicie?

Chłopcy dojeżdżają do opuszczonego magazynu, gdzie znajdują w jednym z pomieszczeń związaną Lily. Niestety...
5a90e269789d.jpg


- Justin uważaj! - krzyknęła, gdy do pomieszczenia wbiegła trójka zbudowanych gości i rzuciła się na mnie i Chaza. Jednego z niej rzuciłem na ziemie i okładałem pięściami.
- Uciekaj! - rozkazałem Lily. Dziewczyna niczym struś wybiegła z komórki.
ImagePreview.aspx
http://chomikuj.pl/ImagePreview.aspx?id=1762134108

Lily's POV:
Biegłam przed siebie, pomimo iż łzy w oczach mi przeszkadzały. Goniło mnie dwóch dryblasów.
- Gdzie laluniu pędzisz?! - krzyknął jeden z nich. Zaczęli mnie doganiać. Jeden chwycił mnie z tyłu za ręce a drugi przysuwał się do mnie z żałosnym uśmiechem. Splunęłam mu w twarz i kopnęłam w kroczę, a następnie zrobiłam to samo z drugim.
Nie odwracając się nawet, taka jestem zdolna.
Biedna krocza.

Gdy ten mnie puścił popchnęłam drugiego na drewnianą barierkę, która pod jego ciężarem się złamał i spadł. Widziałam jak nadziewa się na drut, który leżał na podłodze.
Kogo aŁtorka skazała na śmierć, ten się nadzieje i na leżący płasko drut.

- Ty suko. - powiedział do mnie ten drugi. Rozejrzałam się dookoła siebie i spostrzegłam taboret. Wzięłam go do ręki i uderzyłam nim w głowę tego mężczyznę, rozbijając mu przy tym czaszkę.
Ej, wiecie co? Podoba mi się to, że Lily nie czeka, załamując białe rączki, aż ukochany przyjdzie znów ją uratować, tylko sama działa.

Gdy upadł biegłam dalej. Kiedy zbiegałam po schodach, na ostatnim stopniu czekał na mnie mężczyzna, który mnie uwięził. Mężczyzna patrzył się na mnie wzrokiem czystego zabójcy.
Wzrok brudnego zabójcy byłby nie do przyjęcia.
Przynajmniej dbał chłopina o higienę.

Jego śmiech był szyderczy tak, że nie dało się go nawet słuchać. Dźwięk ten przez dłuższy czas wirował w mojej głowie. Powoli zaczęłam się wycofywać.
- Gdzie idziesz kochanie? - odezwał się.
- Odwal się. - rozkazałam mu.
Za to on wyjął coś za swoich pleców i wymierzył w moją stronę. W tym momencie moje serce przyśpieszyło bicie, waliło jak szalone. Strach przejął nade mną kontrolę. Całe moje życie przeleciało mi przed oczami. To już koniec.

To już jest koniec i nie ma już nic!
Jesteśmy wolni, możemy iść!

Z tajnej speluny na przedmieściach Stratford pozdrawiają upaleni suszoną natką pietruszki Jasza, Kura i Babatunde Wolaka,
a Maskotek stwierdził, że potrzebuje czegoś mocniejszego, więc pracowicie rozgniata w moździerzu tabletki musującego wapna.

93 komentarze:

Anonimowy pisze...

"Taaa, letki makijarz sam się nie zmyje!"

Kuro, to celowe dostosowanie się do opkowych konwencji ortograficznych ;)?

kura z biura pisze...

"Letki makijarz" to przecież klasyka :)

Anonimowy pisze...

"Pomylili drogę - to miał być Baker."

Najwyraźniej był to Thomas "Baker" Barker.

Anonimowy pisze...

Do "letkiego" już przywykłem, ale to zakończenie makijaRZu wciąż kłuje w oczy :D

Anonimowy pisze...

Analiza zrobiła mi dzień (w sumie noc), chociaż opko jest strasznie przygnębiające.

Inga

Anonimowy pisze...

"Aż w końcu przestała się powstrzymywać i…"
Czy nie można było następującego po tym zdaniu obrazka udostępnić za pośrednictwem linka? Komuś naprawdę może się zrobić słabo.
"Żyły na jego szyi stały się widoczne. Nawet nie wiedziałam, że jest tak umięśniony."
To mięśniactwo poznaje się po żyłach na szyi? Aż mi się przypomniał Szymon Majewski: "By żyły na szyi jak Rambo mieć, jedz ty paluszki w poprzek".
"Wiedziałam, że to Justin. Dało się to wyczuć." "Tak cuchnął?"
Poznała po tym maniakalnym chuchaniu na plecy. Justin robi to co trzy akapity.
Ogólnie rzecz ujmując - nie tylko analiza, lecz także opko rzadkiej urody. Z konceptów ałtorki najbardziej urzekli mnie handlarze koką grający w kalambury. Ciekawe, czy wszystkie gangi narkotykowe to lubią. Może zamiast nadziewać tych strasznych zbrodniarzy na druty, wystarczyłoby zagrać z nimi w zagadki, jak Bilbo z Gollumem.

Anonimowy pisze...

Urocze jest to nastolatkowe zapatrzenie we własny pępek. Matka bohaterki została zdradzona przez ukochanego mężczyznę, a co na to bohaterka (podobno już dorosła, 18-letnia)? Wspiera matkę i obiecuje, że opowie o romansach ojca na rozprawie rozwodowej? A gdzie tam - natychmiast leci się zabić, jakby to ona była w tym wszystkim najważniejsza.

Matka zresztą też nie lepsza. Smaruje długi list, w którym do znudzenia powtarza, jak to kocha swoje dzieci i jak to są dla niej najważniejsze na świecie, a potem spiernicza w siną dal, zostawiając ukochane dzieci pod opieką ojca-łajdaka. Dlaczego nie mogła się zwyczajnie wyprowadzić, rozwieść i starać o wyłączną opiekę nad synem (bo córka jest już pełnoletnia)? Przecież sprowadzenie kochanki do rodzinego domu to jest taka okoliczność obciążająca, że ho-ho, rozwód z orzeczeniem o winie męża zostałby uzyskany z palcem w nosie.

Anonimowy pisze...

Urocze!
Ewentualnie jest fałszywym przyjacielem, który przybył tu z krainy Złych Tłumaczeń.
Napawajmy się dramatyzmem. W tle wiatr przegania burzowe chmury, słychać krakanie wron i daleki odgłos grzmotu.
Nadchodzi zima,ludzie robią różne rzeczy dla miłości,a wielbicielki Justina zgrzytają zębami..
Nauczyłem się zabijać z zimną krwią i tak musi zostać.
To takie mrohnne i straaszne,w zestawieniu z tym zdjęciem!
Piszczące Przyrządy Podpięte do Lily to całkiem niezła nazwa.
Cudne!

Chomik

Fuzukat pisze...

Zastanawia mnie dlaczego jeszcze nikt nie porównał tego dzieUa do Breaking Bad.

Obśmiałam się niezmiernie, gdy okazało się, że Justin i jego gromadka:
- są dilerami tabaki (no poważnie?)
- kokainę przemyca się do Ameryki Południowej
- kokaina wymaga przepisów (obstawiałabym, że w 80% potrzeba liści koki, o które w Kanadzie raczej trudno)
- metaamfetaminę robi się jak kokainę (AMC poświęciło temu zagadnieniu 5 sezonów utytułowanego serialu, i właściwie każdy serial kryminalny ma jeden odcinek o gotowaniu mety)
Nie mówię, że informacje na ten temat są na wikipedii, ale są.

Anonimowy pisze...

http://rickriordan.pl/2014/06/porwanie-4/
Znalazłam pewno opko, idealne do zanalizowania! Są też inne części tego cÓda.

Cameron pisze...

Witam. Nie życzę sobie aby link do mojego opowiadania był na tej stronie. Jakim prawem wogóle podajecie link? Jeżeli nie zostanie ono usunięte do niedzieli dzwonię na policję. Dla Twojej wiadomości mam 16 lat heh i piszę to co mi się podoba. Nie życzę sobie czegoś takiego i proszę usunąć. Trzeba było zapytać chociaż o zgodę. Tacy dorośli hoho a z anonima piszą "analizy". Żeby to chociaż śmieszne było. Żałosne... Mówicie o mnie gimbusiara? Wasz stan umysłu jest poniżej gimnazjum :)Dziękuje i (nie) pozdrawiam. Również proszę o usunięcie sta mojego bloga.

Anonimowy pisze...

O kurczę, w końcu będę mogła zobaczyć internetową policję w akcji!

Cameron pisze...

Nie :) IP komputera łatwo namierzyć :)

Anonimowy pisze...

Hmm... Poszukiwanie przez Ctrl+F nie wykazało w tekście analizy określenia "gimbusiara". Ciekawe też, pod jakim konkretnie zarzutem autorka analizowanego potworu miałaby się zwrócić na policję.

Rufus pisze...

http://asset-f.soup.io/asset/6524/9459_f2de_500.jpeg

Anonimowy pisze...

Nie wiem, moja droga czy zauważyłaś ale u góry strony, tam po prawej masz zamieszczone dwa artykuły, które mówią, wyraźnie że to co robi "Niezatapialna Armada" jest legalne. Plus, nie bierz tej krytyki tak do siebie, wyciągnij z tego lekcje, zobacz jakie popełniłaś błędy, by potem już ich nie popełniać.


J.W

Policja pisze...

Nie martw się Cameron, zrobimy z tym porządek! My dobrze wiemy co to za ziółko z tej kury, ostatnio uciekła nam z paki, bo zorientowała się co się święci, ale nie tym razem. BĘDZIE ROSÓŁ!

Anonimowy pisze...

Szkoda,że IQ tak trudno czasem namierzyć...
Jakie paczki szanowni analizatorzy sobie życzą do aresztu?Książeczki,bułeczki,ciasto z rabarbarem?

Chomik

Babatunde Wolaka pisze...

Jeżeli o mnie chodzi, poproszę ciasto z pilnikiem do metalu. I puzon, żeby zagłuszać odgłos piłowania.

Anonimowy pisze...

Ja tam mogę upiec ciasto, podobno dobre robię.

P.S hasło Escape, przypadek?

J.W

Anonimowy pisze...

Gra na puzonie to torturowanie współwięźniów!Niehumanitarne i zakazane przez konwencje!
(Babilon V -G'Kar w areszcie:medytuję,czasem śpiewam
Garibaldi:ludzie myślą,ze pana torturujemy)
Bardzo lubię rosół!

Chomik

Anonimowy pisze...

ojej oburzona Ałtoreczka grozi policją :D Potwierdza się znana prawda, im poziom opcia gorszy tym bardziej ałtoreczkom się wydaje, że są 'mundre'. *Zaciesza i idzie szykować michę popkornu*

PS. Analiza jak zwykle świetna i podziwiam za przebrnięcie przez ten 'tfór'. Na miejscu Ałtoreczki nie przyznawałabym się do 16 lat, wygląda na opóźnienie w rozwoju :p

Anonimowy pisze...

Do prokuratury od razu poleć. A na serio, z jednej strony ,,piszesz co ci się podoba'', z drugiej źli dorośli bo robią to samo. Dorośnij do krytyki. Also, chciałbym słyszeć twoją rozmowę z policją na ten temat :D ,,ktoś coś napisał w internecie i mi się to NIE PODOBA!'' :D

Anonimowy pisze...

Dzwoń na tę policję, dziecko, dzwoń. Żałuję, że nie będę mogła usłyszeć tej rozmowy, ale liczę, że po powrocie zdasz szczegółową relację.

(i nie zapomnij zmierzyć z zegarkiem w ręku, jak długo śmiał się przyjmujący zgłoszenie po usłyszeniu: "chciałabym, żebyście zamknęli takiego jednego bloga...")

Anonimowy pisze...

Do Cameron: jeżeli nie życzysz sobie, by twoje opowiadania były czytane i komentowane - to ich nie publikuj. Niestety dla Ciebie - jesli cos sie ukazuje publicznie za zgodą autora, ma prawo a wręcz obowiązek (w przypadku np. prac naukowych) być poddane analizie i krytyce. Ograniczeniom podlega li i jedynie tylko cytowanie (należy podać źródło i autora) oraz zdaje się 'objętość' cytatu. Nie możesz 'nie życzyć sobie' wykorzystywania Twojej pracy przez innych, jeśli sama/sam ją udostępniasz do publicznego użytku. Jesli dałaś to do przeczytania babci, a babcia bez Twojej wiedzy i zgody wrzuciła to do netu - to masz racje a babcia jest winna. Jeśli jednak sama/sam nacisnęłaś/nacisnąleś 'enter' lub zaniosłaś/zaniosłeś do wydawnictwa - to bardzo mi przykro, ale musisz byc przygotowana/przygotowany na krytykę, ironię i analizę. Pocieszę Cię: do dziś część krytyków uważa obrazy Kossaka za kicze, Norwid umarł w biedzie a 'Bolero' Ravela spotkało sie z wielka niechęcia ówczesnych odbiorców i było wygwizdywane. Być może za 10-15 lat (jeśli szkolnictwo polskie pójdzie w obranym jakiś czas temu kierunku) okaże się, że Twoje opowiadanie jest na poziomie matury rozszerzonej z jęz. polskiego albo wręcz na poziomie magisterium? Jak na razie, wszystko na to wskazuje - więc czekaj. A propos, jak rozumiesz znaczenie słowa 'ewentualnie'? Bo w tym opowiadaniu zaproponowałaś/łeś bardzo nowatorskie użycie. Jakiś regionalizm? Odpowiedz, proszę, bo Twoja odpowiedź może się przydać komuś, kto kiedyś będzie pisać Twoją biografię.

Anonimowy pisze...

Jeśli, droga autorko, nie życzysz sobie, aby ktoś twoje opowiadanie ocenił na tej stronie, poproś o to analizatorki, bo jakbyś tego nie odkryła, nawet jeśli osoba, która wstawiła tutaj link nie ma możliwości usunięcia jego. Sumując- poproś analizatorki o usunięcie tego, ale wiesz, umieściłaś to w internecie, więc każdy ma prawo udostępniać ten link, bo w nim jest powiedziane kto jest autorką, nie jest to plagiat, ani nic w tym stylu.

G. pisze...

Myślę, że tym, kto mógłby złożyć doniesienie na policję, jest Justin Bieber. Opko ewidentnie narusza jego dobra osobiste (przedstawia go jako handlarza narkotyków i ćpuna oraz nakazuje mu się zakochać w jakieś bezmózgiej, chamskiej lasi).

Policja pisze...

Śledztwo nadal trwa, ale muszę ci Cameron powiedzieć, że zrobiliśmy postępy! Rozwieszone w kilku miastach listy gończe już przyniosły efekty: w Poznaniu widziano odciski stóp Kury, a we Wrocławiu znaleziono jej pióro. Już niedługo ją złapiemy!

Rejwen pisze...

Przygotujcie się na desant, informacja o zUych Analizatorach zawisła na blogasku!

Policja pisze...

AKTUALIZACJA: Mieszkaniec Radomia, który ostatnio regularnie otrzymywał niemiłe komentarze na swoim blogu o pielęgnacji malin, zgłosił, że Kura ukryła się na jego posesji. Przyjechaliśmy zbadać sprawę, ale wystający zza krzaka piwonii tajemniczy kształt okazał się jedynie czarnym kapeluszem Kury zatkniętym na kiju. Trwają badania mające ujawnić, czy kapelusz spoczywał kiedykolwiek na kurzej głowie.

Anonimowy pisze...

Uprzejmie donoszę,szanowna policjo,że Kura podobno zamieszkuje tereny wschodnie.
A są nagrody dla konfi..informatorów?

Chomik

Anonimowy pisze...

zamiast lecieć na policję (ostatnią sprawą, jaką powinna zajmować się Policja w 4 RP to sprawa przedstawienia Justina Biebera jako Capo Di Tutti Capi w opowiadaniu nastolatki i to na jej własne zgłoszenie), lepiej sięgnij po słownik ortograficzny oraz 'gramatykę języka polskiego'. Możesz też poprosić 'panią od polskiego' o przeczytanie Twojego opowiadania. Jeśli nie masz zaufania do nauczycielki - to idź do pani bibliotekarki w szkole albo w bibliotece osiedlowej. Może one nie za bardzo wiedzą, kim jest Justin Bieber, ale przecinki, imiesłowy i (bez)sensy zdań to ci wypunktują tak, że i Kura się nie doczepi.

Ten Zenon pisze...

Co do tego "pokaż mi swoje nadgarstki", to najlepiej skomentował to niejaki Avis:
http://cynizm.tumblr.com/post/77484355066/schemat-polskiej-milosci-idealnej

Anionim pisze...

Ej, ale to opko nie było aż tak złe. Wiele filmów ze Stevenem Seagalem czy ostatnio (niestety) z Nicolasem Cagem ma fabyłę na podobnym poziomie :P

Anonimowy pisze...

Młodości!Ty nad poziomy wylatuj! chciałoby się zacytować.
No właśnie,fabyła tu była,nie fabuła...
Jak miałam 12 lat i uwielbiałam
Indianę Jonesa,to nie pisałam opek o Indianie-złodzieju zabytków i gwałcicielu nieletniej Marion..


Chomik

Anonimowy pisze...

Zabawne, że AŁtoreczka nie widzi niczego złego w podawaniu czyichś danych osobowych i -krótko pisząc- obrabianiu tyłka realnej osobie, ale już krytykę swoich marnych wypocin uznaje za rzecz karygodną.

Inga

Astroni pisze...

Kurce, straszliwie ten Biber popularny O.o

Nie wiem czemu, ale najdłużej brechtałam się po "Biedna krocza." XD Na drugim miejscu - historia o pakowaniu szafek do torebki i "Dawka koki była jednak zbyt mocna." He.

"Gdy ten mnie puścił popchnęłam drugiego na drewnianą barierkę, która pod jego ciężarem się złamał i spadł. Widziałam jak nadziewa się na drut, który leżał na podłodze.
Kogo aŁtorka skazała na śmierć, ten się nadzieje i na leżący płasko drut."
I tam na śmierć - to przecież ta drewniana barierka się nadziała!

Ze spraw fabularnych to najbardziej mnie rozwalały rzeczy typu "Znamy/kochamy się kwadrans i już będziemy na zawsze for ever!" Jakby się dziewczynie gdzieś śpieszyło. Chociaż, przy takim trybie życia...

Boże, ale badziew...


Oooo, i sama zainteresowana nas odwiedziła! Dziewczyno, uspokój się - toć będziesz miała teraz wejść dwa razy więcej niż wcześniej! "IP komputera łatwo namierzyć" - czyli jednak jakieś filmy kryminalne ogląda, więc to opko nie powinno być aż tak tragiczne. Dziwne.

Anonimowy pisze...

Mam nadzieję, że analiza tego opka będzie kontynuowana bo umarłam przy nim na zakwik. Intryga lepsza niż w W11!

Anonimowy pisze...

I co, policja już Was zgarnęła?

Policja pisze...

Dzięki doniesieniu pewnego anonimowego bohatera o imieniu Chomik dowiedzieliśmy się, że Kury powinno się szukać we wschodniej części państwa. Tam też wysłaliśmy nasz cały czteroosobowy zespół, jednak niestety niczego nie znaleźliśmy, nie pojawiły się też żadne nowe informacje o tym, gdzie może przebywać. Obawiamy się, że Kura mogła zbiec za granicę.
Tutaj list gończy do wglądu: http://oi61.tinypic.com/2m6sgm9.jpg

Apelujemy, rozglądajcie się za Kurą! Każde doniesienie jest dla nas cenne!

Anonimowy pisze...

Blog usunięty :C

Anonimowy pisze...

Mam taką maleńką prośbunię, żeby anonimowi się podpisywali.

Inga

Anonimowy pisze...

Kapitalnie wygląda komunikat ''blog pod adresem never-go-away.blogspot.com został usunięty'', taki chichot losu.

Inga

Cameron pisze...

Heh tacy uczeni i wgl a nie domyślili się :) Zmieniłam link do bloga, blog nadal istnieje ups

Anonimowy pisze...

Stawiam na to, że autorce się notacja pomyliła kiedy pisała swój wiek. 6,1 roku to odpowiedni wiek na takie działania. Też w tym wieku wymyślałam niestworzone historie nie trzymające się kupy, sensu i logiki.
Pozdrawiam
Anna

Anonimowy pisze...

PS: domyślam się, że to ten blog...

http://asslongassyouloveme.blogspot.com/

Pozdrawiam
Anna

Księżniczka Zombie pisze...

Nie martw się Cameron. Znajdziemy twój blog :P

Anonimowy pisze...

"Ass long ass you love me"... "Tyłek długi kochasz mnie tyłku". Czy możemy ustanowić nagrodę dla najlepszej nazwy bloga na świecie i wręczać ją temu blogowi do końca świata?

Anonimowy pisze...

Nowa nazwa jest bardzo... dupna. :)

Cameron pisze...

Link do bloga jest taki, nazwa to as long as you love me :)

xXx pisze...

Nowa nazwa całkiem adekwatna do poziomu opcia, które nadaje się do dupy.

Cameron pisze...

Hahahah to jest moje POPRZEDNIE opowiadanie chcialabym zauwazyc. Eh studenciki..

xXx pisze...

@Cameron: myślisz, że po zaprezentowanych fragmentach komukolwiek będzie się chciało czytać Twoje następne wypociny? Sorry, ale bez analizy tego czytać się NIE DA.

Anonimowy pisze...

Cameron: no to link sobie zrobiłaś, za przeproszeniem, do dupy. Pamiętaj, że słowa zawsze coś znaczą, nawet w obcych językach. Nie można dodać kilku literek i udawać, że to jest nadal to samo słowo. Ale że jesteś człowiekiem bardzo odpornym na wiedzę, to już udowodniłaś. Mogłaś wykorzystać tę okazję i poprawić potworne błędy, od których aż roi się w twoim tekście. A tak zmieniłaś tylko adres bloga. Na błędnie napisany. Z dupą. Nie mam więcej pytań.

Cameron pisze...

Ja pierdziele czytajcie trochę... To moje poprzednie opowiadanie lol

Champagne Rose pisze...

Witam!
Analiza ak zwykle przezabawna. Jak by to ująć... "Zawsze wiedziałam, że was lubię, ale teraz to was kocham."

KK

Ps. Mam do was prośbę - jeśli bardzo wam się nudzi, to istnieje taka aŁtoreczka zwana Kerrelyn Sparks - "pisze" o "wampirach". Straciłam 80 zł na jej tfurczości. :C

Babatunde Wolaka pisze...

Mogę potwierdzić, że autorka mówi prawdę - blog z tyłkiem w adresie rzeczywiście istniał już wcześniej. Inna sprawa, że w sumie o tym samym i tak samo napisany, różnica polega na tym, że Bieber, zamiast narkomanem, jest tym razem rozpustnym pochutliwcem.
Cameron, to wspaniale, że zmieniłaś adres opowiadania. Zmień w nim jeszcze całą resztę i wszystko będzie spoko & wporzo ;)

Cameron pisze...

Rada na przyszłość - zajmijcie się swoim życiem. To moje życie i pozwolicie, że będę pisać co chcę, upubliczniać co chcę, a w swoim opowiadaniu będę pisać nawet o latającej krowie. Robię to dla czytelników, nie dla Was.

Babatunde Wolaka pisze...

Ale my też jesteśmy czytelnikami... :P

Cameron pisze...

Ale nie mojego bloga... tylko tego badziewia "śmiesznego" inaczej

Anonimowy pisze...

Co rozumiesz przez "badziew śmieszny inaczej"?

Babatunde Wolaka pisze...

Zrobisz, jak zechcesz. Ty masz prawo pisać, co chcesz, każda osoba czytająca twoją twórczość ma takie samo prawo ją skrytykować. Jeżeli zamierzasz kiedyś wydać książkę (a na swoim blogu piszesz, że zamierzasz), to lepiej się do tego przyzwyczajaj, bo to, co my tu robimy, jest delikatną pieszczotą w porównaniu z redakcją w wydawnictwie...
Mogłabyś wykorzystać analizę, aby uczyć się na własnych błędach, ale w takim razie będą się na nich uczyć inni. To tyle z mojej strony, czeszcz! :D

Księżniczka Zombie pisze...

Nikt nic nie chce od twojego życia tylko od twojego opowiadanie, które jest bardzo kiepskie

Cameron pisze...

Kiepskie nie kiepskie, mam wasze zdanie gdzieć. Oh delikatna wersja rzeczywiście. Żałosne. A do pytania ,,Co rozumiesz przez "badziew śmieszny inaczej"?" to po 1 studenciku od siedmiu boleści taki uczony powinieneś wiedzieć, że tak cudzysłowu się nie stawia, a po 2 mam na myśli to, iż ta analiza jest "śmieszna" niby pod jakim względem? Co jest takiego śmiesznego, bo ja nie rozumiem. Śmianie się z czyjegoś hobby. No rzeczywiście bardzo madre.

Anonimowy pisze...

Analiza jest śmieszna, tylko to taki humor nad którym trzeba czasem pomyśleć, zamiast głupio chichotać z 'super odzywek do nauczycieli' albo obrzucania się mięchem.

Tak bardzo masz nasze zdanie gdzieś, że aż musiałaś zmienić adres bloga, i tak bardzo masz to zdanie gdzieś że jeszcze tu siedzisz i udowadniasz swoje śmieszne racje. :-)

Delphox

Anonimowy pisze...

Skoro masz nasze zdanie gdzieś, to po co nam o tym ciągle piszesz?

Amadeus pisze...

Pisze się "och", a nie "oh".

Cameron pisze...

Bo się zachowujecie idiotycznie. A co to zmiany linka, planowałam to już od dawna także wiecie... dziecinada.

Anonimowy pisze...

No ale co cię obchodzi, jak się zachowujemy, skoro podobno masz to gdzieś?

Księżniczka Zombie pisze...

Już ci dziecinko wierzymy. Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi :3 *Klepie Cameron po główce*

Anonimowy pisze...

Nie nasza wina że żyłaś pod różowym kloszem zachwytu koleżanek, a jak nagle dostałaś kopala w swoją miękką słodką pupkę to nagle DRAMAT. Wszyscy źli, śmieją się z twojego cudownego, niewinnego hobby, przecież masz prawo pisać co chcesz, o kim chcesz, i jak chcesz.
Oczywiście tylko ty, nikt inny nie może takich rzeczy.

A my tu uwielbiamy takie uciśnione autoreczki jak ty. Dalej dzwoń na policję, groź sądami PRZECIEŻ MASZ NAS GDZIEŚ ;-)

Naprawdę, Cameron we własnej osobie to cudny deser po wybornej analizie.

Delphox

Rufus pisze...

Rada na przyszłość - zajmijcie się swoim życiem. To moje życie i pozwolicie, że będę pisać co chcę, upubliczniać co chcę, a w swoim opowiadaniu będę pisać nawet o latającej krowie. Robię to dla czytelników, nie dla Was.

Ale wiesz, że Justin mógłby powiedzieć Ci to samo? "Zajmij się swoim życiem i nie rób ze mnie dilera"?

Analizatorzy też piszą co chcą, ojej! Cameron, zraniona duma boli, ale to jeszcze nie powód, by czuć się tak wyjątkowo. *wskazuje palcem na listę zanalizowanych opek*

Yorika pisze...

Oż, kurde. Wpisy pod tekstem zabawniejsze niż sama analiza. Dawno tego nie było.

Anonimowy pisze...

jaki blog taka autorka :) a policja w tym przypadku gowno moze zrobic :) ja bym sie cieszyła gdyby moje opowiadania zostaly zanalizowane :) trzeba miec do siebie dystans a autorka... Ma wielki bol dupy bo ktos jej błędy wytknął. A prawda jest taka ze najwięcej ma tu do powiedzenia sam Justyna Bimber bo bez swojej zgody jego wizerunek i (ogólnie osoba) stal sie dilerem - kretynem zakochanym w jakies emo egoistce na czymś blogassku. Takiego losu nie życzę nawet najgorszym wrogom... A analiza swietna ale nie idealna, bywały zabawniejsze :) POZDRAWIAM BlueAlien26

Rociella pisze...

Oj, Cameron, ależ się dajesz im prowokować. Wszyscy mają tutaj cudny ubaw z Twojego rzucania się. Myślisz, że ktokolwiek bierze tę sprawę poważnie poza Tobą? Dlaczego po prostu nie odpuścisz, zamiast być pokarmem dla trolli? Dlaczego nie możesz być ponad to?
Widać wiele jeszcze musisz się o ludziach i internecie nauczyć. :) Spokojnie, przyjdzie to z wiekiem. W końcu sama staniesz się, jak to mówisz, "studencikiem" i pewnie zrobisz facepalma, wspominając swój oburz z powodu opowiadania w internecie.

A mogłaś po prostu wyciągnąć wnioski i obiektywnie popatrzeć na swój tekst. No ale cóż, najwyraźniej wolisz angstować niż lepiej pisać.

Anonimowy pisze...

Ałtoreczka tego opka jest niesamowicie rozczulająca. <3
Od kiedy to "student"/ "studencik" jest obelgą? Coś czuję, że nasza koleżanka Cameron jest jeszcze w tej fazie rozwojowej, kiedy uważa się, że w internecie siedzą tylko nastolatki i studenci, bo po przekroczeniu pewnego wieku to już zostają człowiekowi tylko wypełnianie PITów i wybór trumny...

Anonimowy pisze...

Anonimowy: "w internecie siedzą tylko nastolatki i studenci, bo po przekroczeniu pewnego wieku to już zostają człowiekowi tylko wypełnianie PITów i wybór trumny"

Ale przecież PITy też można wypełniać przez internet... :)

Koooomu popcornu, kooomu?

Anonimowy pisze...

Mnie za trzy miesiace stunie 27 lat, a jakoś internety nadal mnie bardzo lubią i bawi mnie niezwykle określenie "studencik". :P
Ale pewnie nie mam prawa się wypowiadać, bo wedle nastoletnich wzorców powinnam zajmować się wyłącznie życiem rodzinno-zawodowym. :S

Anonimowy pisze...

Analiza świetna, poprawiliście mi Państwo humor po paskudnym tygodniu. Muszę jednak wyznać, że komcio-awanturą jestem rozczarowana: zaczęło się tak obiecująco, od straszenia policją, w głębi mego drobnomieszczańskiego serduszka cieszyłam się na krwawą jatkę, a tu tylko dziecinne dąsy, foszki i zmienianie adresu bloga. Ach, gdzież są niegdysieysze śniegi...
Na marginesie, Kura i Jasza powinni chyba poczuć się mile połechtani, najwyraźniej studencka młodość ducha z ich wypowiedzi się wylewa, mimo że jedna noga już w grobie.

Pozdrawiam serdecznie,
Dulska.

Anonimowy pisze...

A ja bym z chęcią poczytał raczej opowiadanie o latającej krowie :(

Babatunde Wolaka pisze...

Bieber na latającej krowie i Hajle Selasje na motorowerze... To ma potencjał!

Policja pisze...

Policja
Wy tutaj dyskutujecie w najlepsze, a my Kury nadal nie znaleźliśmy. Od dwóch dni żadnego odzewu na list gończy. Obywatele! Pomóżcie złapać Kurę!

http://oi61.tinypic.com/2m6sgm9.jpg

Dersei pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

@Babatunde Wolaka: "Bieber na latającej krowie i Hajle Selasje na motorowerze... To ma potencjał!"

... na yaoia?
(przepraszam, musiałam)

A Wy, Policja, nie zwalajcie swoich obowiązków na obywateli, tylko namierzajcie to IP komputera. Za co ja właściwie płacę podatki?

Policja pisze...

Namierzyliśmy oczywiście IP, zajęło nam to kilka sekund! Niestety, Kura szybko zauważyła, że jest w niebezpieczeństwie, wyłączyła komputer i ukryła się gdzieś we wschodniej części kraju. Boi się; na pewno wie, że tym razem nie pójdzie jej tak łatwo jak dwa lata temu, gdy ścigaliśmy ją za spam na stronie producenta pszenicy.
Bez waszej pomocy być może nie uda nam się jej ponownie namierzyć.

Dersei pisze...

Ech, smutno mi, że osoba prawie że w moim wieku może się tak zachowywać i pisać coś takiego. Cóż...
Analiza, w każdym razie, świetna jak zawsze :)

Anonimowy pisze...

A Wy, Policja, nie zwalajcie swoich obowiązków na obywateli, tylko namierzajcie to IP komputera. Za co ja właściwie płacę podatki?

Właśnie!Święte słowa!Brygadę antyterrorystyczną,Rutkowskiego i do roboty!

Chomik

Babatunde Wolaka pisze...

O, nie! Nie dam się wkręcić w pisanie kolejnego jaoja (oprócz tego o Niemcu i Masaju) :P

Anonimowy pisze...

Łał. Dowiedziałem się że Babatunde pisze jajoje. Swoją drogą zastanawiałem się nad wymyśleniem poematu miłosnego o wilkorze-nekrofilu i wymarłym smoku, ale jak zwykle dostałem z buta od mojego lenistwa. Gratuluję analizy, a Cameron proponuję coby ogarnęła się przyjęła analizę jako konstruktywną (choć przyznaję że straszliwie zgryźliwą) krytykę.

Kurdupl

Anonimowy pisze...

Przez cały czas miałam przeczucie, że to opcio mi coś przypomina. I nagle mnie olśniło - opko o One Direction, którzy przejechali i zatłukli łopatą koleżankę z klasy.

W obu z idoli/a ałtorki z miłości zrobiły totalnych degeneratów...

O.G.Readmore pisze...

Droga Załogo Niezatapialnej!
Mam nadzieję, że podejmiecie stałą współpracę z Cameron, dzięki której nawet po analizie opka, mam z niego niezły ubaw. Życzę powodzenia w dalszym ubijaniu kiepskich blogasków i mam nadzieję, że kiedyś zrecenzujecie również moje opko. Pozdro

Shun Camui pisze...

http://stranger-jb.blogspot.com/ :)

Yorika pisze...

przybywam spełnić mój obywatelski obowiązek. W pięknym mieście Lublin na własne oczy widziałam unoszone wiatrem kartki z opowiadaniem. Opowiadanie było pokreślone na czerwono. W okolicy znaleziska dało się zauważyć ślad z łupinek po słoneczniku...