piątek, 2 marca 2018

349. Metropolia Północy, czyli szkolny teatrzyk (Klątwa Przeznaczenia 8/8)

Drodzy Czytelnicy!
Aż trudno uwierzyć, ale nasze zmagania z Glątwą Przeznaczenia dobiegają końca. Na tych +/- stu pięćdziesięciu stronach do końca autorki próbują zmieścić całą akcję, na którą nie było miejsca wcześniej, a zatem wyprawę do krain Północy, spotkanie z nieumarłymi cieniami ze Schatten, nowe klątwy i przepowiednie, próby przejęcia władzy w Związku oraz – wreszcie! – odkrycie przez Severa tajemnicy Arienne. Eeee… właściwie to na pięćdziesięciu stronach, bo ostatnie sto zajmuje opis z dawna zapowiadanego balu. Będzie dużo częstochowskich rymów, dużo capslocka oraz standardowe ilości wodolejstwa. Oraz szkolne przedstawienie w wykonaniu skompletowanego w ostatniej chwili, a jednak bardzo fachowego zespołu.
Indżojcie!


Analizują: Kura, Vaherem i Kazik

Arienne i Taida trafiają do posiadłości hrabiny van Attur, gdzie szukają schronienia, co w sumie nie ma znaczenia dla fabuły – tyle że hrabina, chcąc się przekonać, czy Taida rzeczywiście jest szlachcianką (bo co do Arienne nie ma wątpliwości), robi jej egzamin ze znajomości panujących rodów i ich powiązań. Jak rozumiem, miało to wzbogacać świat przedstawiony – ale jest tylko wyliczanką osób, których nie znamy, i które nic czytelnika nie obchodzą.
Tymczasem Severo dotarł już do samej Tahitanii.


***


– Siedemnaście… Osiemnaście… – Severo mruży oczy. – To chyba wszyscy. Nie! Zaraz. Jeszcze jeden. No tak. Oczywiście. Niezastąpiony kapitan Vejmon. Jak mogłem zapomnieć o nieodłącznym druhu Randona? A więc dziewiętnastu wraz z dowódcą. Zmieniają się co… – mężczyzna odsuwa lunetę od oczu i patrzy na leżący w śniegu obok jego ramienia kieszonkowy zegarek ze srebra z wygrawerowanym Znakiem Mistrza Walk na zamykanym wieczku – co trzy godziny. Pełnią służbę po dziewięciu plus co sześć godzin mają musztrę przed swym pryncypałem. Rygor większy niż w Związku!
Znaczy, trzy godziny warty, trzy godziny odpoczynku, musztra, trzy godziny warty i tak w kółko, ani się wyspać, ani robić cokolwiek poza czekaniem na kolejną służbę. Po kilku dniach muszą chodzić jak zombie.


I cóż za imponująca liczba wartowników jak na gród liczący niespełna sto osób!
Sto osób???
Stolica Tahitanii liczy sobie wszystkiego stu mieszkańców? Rany koguta, przecież w porządnym pałacu, nawet nie królewskim, tyle to mogło być samej służby!
Może Sevcio zmylił drogę i trafił na plan “Korony królów”?

Ha, ha! – śmieje się sam do siebie. – Pewnie mają już dość obcych, którzy zakłócają ich spokój w związku z poszukiwaniami księżniczki Ariadny. Ale zapewniam cię, drogi Randonie – znów przykłada do twarzy lunetę – że to nie potrwa już długo, a ja będę ostatnim z intruzów na twej ziemi. Po mej wizycie nikt nie będzie zakłócał spokoju tahitańskich bezdroży i szukał twej córki w Trysil, gdyż ta za miesiąc będzie już żoną Saula i Cesarzową Fenian.
Mam rozumieć, że przez całe te długie miesiące nieobecności Ariadny szpiedzy cesarscy masowo zjeżdżali do Tahitanii i uparcie szukali jej na królewskim dworze, mając nadzieję, że może jednak ukrywa się w jakiejś piwnicy?
Nie było dnia, w którym do bram grodu nie pukał elektryk z doklejanym wąsem, którego ponoć wezwano do kontroli kabli w Tajnym Schronie Królewny.


Biedna dziewczyna, swoją drogą! Ale cóż. Jej szczęście za moje i Arienne. Ona jest jedna, nas dwoje. Przewaga liczebna jest decydująca – mruczy, kierując soczewkę ponownie na zamek.
A czytelnik już dawno wie, że Ariadna=Arienne i z każdym kolejnym wywodem zapatrzonego w swój geniusz mistrz walk, irytuje się coraz bardziej.


Stolica Tahitanii w zestawieniu z Fenis, jego przepychem i niedającym ogarnąć się wzrokiem ogromem, prezentuje się licho i żałośnie. Ot, maleńka twierdza wykuta w skale, która stanowi zarazem główny ośrodek życia, handlu, kultury i administracji dla tutejszych mieszkańców oraz siedzibę władców.
Hm, czyli cała stolica składa się z jednego zamku… Może faktycznie zamieszkuje go sto osób.
Imponujący to musi być ośrodek - instytucje kulturowe na poziomie remizy połączonej z WDK, administracja składająca się z pokoju bez ogrzewania i handel ograniczony do trzech bab rozłożonych z żołędziami na kilogram w głównym holu.


A jednak ta surowa, górska warownia umieszczona tuż nad skutym lodem Oceanem budzi w sercu Anturyjczyka sentyment i dużo cieplejsze uczucia niż Biały Dwór Saula z całym jego splendorem i bogactwem oraz smutną historią życia Gerharda i Almy.


Tak. Tahitania. Nie ma co dłużej się łamać i zastanawiać. Oboje ją kochają, dlatego właśnie to miejsce stanie się domem dla niego i Arienne, gdy już zdobędzie SWOJE cztery miliony.
Wyda je na najbardziej wypasione igloo po tej stronie koła podbiegunowego.


Północ idealnie nadaje się na kryjówkę, gdy już uciekną ze Związku. Niepotrzebnie obśmiewał wizje, które jego Milady roztaczała przed nim w Podziemiach, sugerując mu wspólną przyszłość w tym kraju. Choć ślub i biel szat Oblubieńca nadal go nie przekonują, doskonale jest w stanie wyobrazić sobie, jak razem z piękną czarodziejką przemierzają bezkresne pustynie lodu, kochają się spontanicznie w śnieżnych zaspach i cieszą sobą, wszechobecną ciszą i Zakazanym Uczuciem, które w tym miejscu nie jest zakazane, więc bezkarnie zwać je można miłością.
A najbardziej cieszą się zapaleniem pęcherza i korzonków.
Na razie wygląda na to, że Tahitania składa się z jednej twierdzy i pokrytych śniegiem dzikich terenów. Dobra kryjówka? Być może, o ile bohaterowie chcą żyć w spartańskich warunkach. Tylko po co im te 4 miliony fenów?
Nie mówiąc już, że na zadupiu, które liczy sobie może kilkuset mieszkańców, każdy obcy zostanie natychmiast zauważony.


– Król jest w swym gabinecie – kontynuuje swe obserwacje czarnowłosy. – Swoją drogą nad czym on tam pracuje, skoro mieszkańców jego państwa da się zliczyć na palcach u rąk? –
Stawia pasjansa całymi dniami.


śmieje się, patrząc na rozświetlone okna komnat władcy mieszczących się w górującej nad grodem siedzibie Tahitańczyka. Po chwili Severo przenosi spojrzenie ku rozległej zamkowej wieży zbudowanej na planie kwadratu.
Jeśli nic się nie zmieniło – a mężczyzna zakłada, że Tahitania jest krajem, któremu obce są reformy i transformacje – to właśnie tam nadal mieszczą się apartamenty królowej.
Obce im są nie tylko reformy i transformacje, lecz także remonty i przebudowy.


Doskonale pamięta rozkład jej buduaru.
Oraz przemeblowania.


Nie potrzebuje sięgać do swych notatek oraz sporządzonych planów zamku i okolicy, by wiedzieć, jak wygląda dom Amarylis. I to właśnie jest jego cel dzisiejszej nocy, ale i całej podróży na Północ, którą odbył dzięki magicznym portalom otwieranym dla niego przez współpracujących ze Związkiem magów oraz w czasie dwutygodniowego rejsu na wynajętym w jednym z tangelorskich portów statku, na którym podawał się za bogatego amatora polowań na foki, by obranym – tak niepopularnym – kierunkiem oraz sprzętem, który z sobą zabrał, nie wzbudzić niepotrzebnych domysłów wśród członków załogi.
– Nie wiesz, brachu, co tam się znowu zalęgło na Północy? – spytał jeden brodaty szyper drugiego szypra nad kuflem piwa w tawernie. – W życiu nie widziałem tylu łowców fok, co tego roku!
– Ja tam nie wiem, ale od początku roku podniosłem cenę za przewóz trzykrotnie, a ci frajerzy nadal płacą bez gadania!


Musi tylko dostać się do jej sypialni. Bogowie! To prawie tak, jak dwanaście lat temu, gdy wiedziony rozkazem swej pani lub własnym pożądaniem przemykał się do jej komnat, by się z nią zobaczyć i ją posiąść. Od razu czuje się młodszy, a w jego ciało wstępuje zapomniany wigor. W czasie tamtej misji poznał wszelkie tajemne przejścia i dojścia do zamku, a zwłaszcza do zajmowanej przez jego chlebodawczynię części rezydencji.
Może tym zajmuje się całymi dniami król: dochodzeniem, kto przerobił jego twierdzę na ser szwajcarski i gdzie by tu najtaniej kupić materiały na remont.
Wszelkie tajemne przejścia i dojścia? To ciekawe… widzicie w zamkach, właśnie w takich wieżach jak ta, w której miała mieszkać królowa, blisko sypialni umieszczano pomieszczenie zwane garderobe, czyli po prostu latrynę. Często budowano je w ten sposób, że taki kibelek miał szyb sięgający niemal do gruntu. Zdarzało się też, że atakujący dostawali się do wnętrza zamku właśnie przez ten szyb. Ciekawe, czy szturmując sypialnię królowej Severo zapoznał się i z tą drogą.


Ciekawe: jak zareaguje Amarylis, widząc swego kochanka sprzed lat? I jak obecnie wygląda? Czy czas był dla niej łaskawy? W końcu kobieta ma już trzydzieści trzy lata! Wówczas była pięknością, której nie umiał się oprzeć, a jak będzie dziś, po tak długiej rozłące?
Hahaha, i już wiemy, dlaczego Severo mógł przeżyć, natomiast Alma musiała umrzeć i odrodzić się na nowo. No przecież nasz piękny i młody Miszcz nie związałby się ze staruszką po trzydziestce!  
Trzydzieści trzy lata! Pośpiesz się Sevciu, może zdążysz na pogrzeb!


(Swoją drogą, jak bardzo widać, że to było pisane w czasach licealnych, kiedy trzydziestolatkowie wydają się już starcami stojącymi nad grobem… Dziwię się tylko, że autorki, wydając książkę te naście lat później, tak bezrefleksyjnie przepisały te fragmenty.)
Nie miały czasu, musiały nawrzucać jeszcze te wszystkie podobieństwa do “Gry o tron”. Jakoś wątpię, żeby spotkały się z twórczością Martina w liceum, stawiałbym na to, że były pod wrażeniem serialu.


Oby, jak za tamtych dni, nadal była znudzona starym mężem oraz otaczającymi ją dworzanami, bo to ułatwi mu zadanie. Królowa, która zna przyrodzenia chyba wszystkich mężczyzn swego kraju – Severo parska śmiechem z własnej myśli – z otwartymi ramionami przyjmie powiew nowości w alkowie, jaki jej dostarczy, przybywając wraz ze swym Olbrzymem do Trysil. Będzie to takie orientalne urozmaicenie rutyny w jej życiu. W zamian za miły wieczór czarnowłosy zażąda od niej potrzebnej mu informacji.
Wygląda na to, że jeśli choć jeden obywatel Tahitanii złapie jakiegoś syfa, choroba rozniesie się na cały kraj. Huh.
Po co właściwie ona siedzi w tym zamku? Jej relacja z mężem i córką jest żadna, zdążyła wszystkich wyobracać po trzy razy i najwyraźniej nie ma nic do roboty w zarządzaniu krajem. Skoro i tak trwoni kasę na zbytki, to nie może jej przepuszczać w podróży, odwiedzając arystokratyczne przyjaciółki za granicą?
Nie, gdyż albowiem ponieważ...
(...)


Severo zostawia na polanie swego konia oraz wilka, który oczywiście towarzyszył mu przez całą drogę oraz przygotowuje sprzęt do wspinaczki, żeby za jego pomocą wspiąć się bezpośrednio do okien królowej.
Tymczasem królowa Tahitanii, Amarylis, odbywa wieczorną kąpiel, rozmawiając przy tym ze swymi dwórkami o tym, jak bardzo się nudzi i jak strasznie nudny jest jej małżonek, Randon, którego już od roku nie wpuszczała do swego łoża. Aż tu wtem! zza kotary wyskakuje przyczajony Severo, dwórki zostają odprawione, a Sevcio… przygotowuje grunt do zdobycia interesujących go informacji. ;)


– Wiesz, po co przybyłem – mówi, wodząc palcami po plecach brunetki. – Jednak w przeciwieństwie do innych naiwnych poszukiwaczy w pełni zdaję sobie sprawę, że Ariadny nie ma w Tahitanii, za to właśnie w jej domu znajduje się wskazówka, gdzie jej szukać. Chcę, byś mi pomogła ją wydobyć. Domyślam się, że nie masz pojęcia, gdzie jest twoja córka. Gdybyś wiedziała, od razu udzieliłabyś takiej informacji ludziom Cesarza, którzy przyjechali po nią do Trysil. Wiem, jak bardzo pragniesz tego małżeństwa, dlatego zwracam się z tym bezpośrednio do ciebie. Ja również działam w imieniu Saula. Ty chcesz powrócić na Południe, by żyć tam godnie, a nie tkwić tu, na odludziu, samotna i niespełniona.
Niedawno na forum dyskutowaliśmy o rodzicach Arienne i wyszła nam ciekawa sprzeczność. Władcą jest ojciec i to on rządzi krajem, lecz jest on Anturyjczykiem z południa i ma śniadą skórę, podobnie jak jego siostra Alma. O matce Arienne padały wzmianki, że pochodzi ze starego tahitańskiego rodu i dziwiło nas zachowanie królewskiej pary. Ojciec włóczy się po dziczy zupełnie jakby znał te tereny od urodzenia (i nie miał na głowie królestwa do rządzenia), matka zaś ziewając przebiera w nielicznych zastępach kochanków i tęskni za południem… bo stamtąd pochodzi. Jakim cudem ta dwójka wylądowała na tronie Tahitanii? Teoretycznie można by to wyjaśnić, że tron wpadł im w ręce dzięki łutowi szczęścia, ale mamy już teorię Kury z poprzedniej części - Tahitania to po prostu faktoria handlowa na zadupiu, której kierownik dumnie nazwał się królem.
Ok, na to akurat mamy wyjaśnienie w pominiętym wcześniej fragmencie o powiązaniach rodowych władców Kontynentu. Matka królowej Amarylis pochodziła z Tahitanii i została wydana za króla Hermana z Esterwaldu, któremu urodziła córkę i umarła w połogu. Więc rzeczywiście Amarylis mogła od dzieciństwa wychowywać się na południu i powrócić do nieznanej sobie ojczyzny matki dopiero jako żona Randona. Przyrodnią siostrą Amarylis jest Oktawia, królowa Salmansaru – córka Hermana z pierwszego małżeństwa. Co się stało z tahitańską dynastią królewską, że tron opustoszał i mógł zostać zajęty przez Anturyjczyka Randona – nie wiadomo.
W sumie jak to czytam, to wychodzi mi, że korona powinna przypaść Amarylis, a Randon powinien być księciem-małżonkiem… No i powinna być określana jako esterwalkda, skoro jest nią po ojcu i z kultury w której się wychowała.

Severo proponuje układ  – informacje o Ariadnie w zamian za wygodne życie dla Amarylis na cesarskim dworze, gdy córka już zostanie cesarzową. Że też żaden z poprzednich szpiegów nie wpadł na ten pomysł!


(...)


– Sądziłam, że zaczekasz nieco dłużej z interesami, ale skoro tak ci się spieszy do owej nagrody, to coś ci pokażę. – Królowa powstaje leniwie z łoża i zaczyna zakładać przygotowaną na wieczerzę z Randonem
Mój mózg przekręca to imię na dwa sposoby: “Random” lub “Radom”.
Na wieczerzy podadzą zupę chińską.


szkarłatną suknię wprost na swe nagie, jeszcze rozgrzane miłością, ciało. – Znamy się zbyt dobrze, żebym ukrywała przed tobą podobne oczywistości i udawała kogoś, kim nie jestem. Masz rację, o niczym bardziej nie marzę niż o tym, by ktoś wreszcie znalazł moją córkę i dostarczył ją na dwór Saula. Mogłabym wówczas raz na zawsze wyrwać się z tego przeklętego, lodowego więzienia.
Najwidoczniej w tym świecie po wydaniu córki za mąż, matka wyjeżdża wraz z nią. Interesujące.


Królowa i Sev idą do komnaty Arienne.


Randon do tej pory nie chciał uchylić mi rąbka tajemnicy, gdzie wywieziono naszą córkę. A chyba sam wiesz, jak przekonująca potrafię być, gdy mi na czymś zależy. – Spogląda na czarnowłosego wymownie.
E tam, chyba jej aż tak nie zależało. Ariadny nie ma od kilku miesięcy, tymczasem królowa wcześniej sama się przyznała, że nie wpuszczała małżonka do łoża już od roku.


– On się jednak zaparł, by nikomu nie wyjawić miejsca jej pobytu.
A może po prostu sam nie wie?
Zabezpieczył tożsamość Ariadny na wszelkie możliwe sposoby. Nigdy nie sporządzono jej portretu, a nawet, gdyby ktoś zechciał ją zobaczyć, używając czaru, od razu napotka barierę magiczną, która skutecznie ją chroni. Ale służę ci wszelkimi informacjami, jakie mam na jej temat. Zresztą wejdźmy do środka. – Otwiera drzwi do komnaty. – Pokój mej jedynaczki dokładnie odzwierciedla jej charakter.
I po charakterze ją rozpoznasz!


Nagle Amarylis i Severo po wędrówce w ciemnościach wkraczają w krainę jasności. Kamienne mury przestronnego, prostokątnego pomieszczenia pomalowane zostały na kolor przywołujący na myśl klarowny błękit nieba w najbardziej mroźny dzień zimy. Niespotykany lazur przecinają cieniutkie wstążki, które nabierają kształtu przy bliższym obejrzeniu.
Ja i tak oczami duszy widzę pokój nastolatki z katalogu Ikei.


Mieniące się niczym promienie słońca nitki wyrysowane na wszystkich ścianach komnaty okazują się dziewczęcym pismem, które zawarło magiczne zaklęcia zapisane w przeróżnych językach Kontynentu.
Widząc, jak jej towarzysz z zainteresowaniem studiuje te niezwykłe, młodzieńcze notatki, Amarylis uśmiecha się krzywo.
– Teraz już wiesz, że moja córka obdarzona jest mocą. Jednak ta jej nieszczęsna fascynacja światem magii będzie już wkrótce całkiem bezużyteczna i bezsensowna, skoro zostanie Cesarzową Fenian. Zamiast studiować księgi z zaklęciami, do czego od dziecka zachęcał ją Randon, powinna moim zdaniem w pierwszej kolejności nauczyć się, jak właściwie wykorzystywać swą kobiecość.
W pierwszej kolejności od dziecka powinna się uczyć wykorzystywać kobiecość???
No, w świecie, gdzie szesnastolatka słyszy wypominki, że taka stara, a jeszcze sobie męża nie złapała…


Jest przecież bardzo ładna, a zupełnie nieobyta w relacjach damsko-męskich. Kompletna ignorantka! A w końcu na dworze w Fenis taka umiejętność przyda jej się dużo bardziej niż znajomość czarów.
A o urokach miłosnych królowa nie słyszała?
Czytaniu w myślach, tworzeniu iluzji, niewidzialności, wymazywaniu wspomnień? Jej Nimfomańskość tyle omija!


Anturyjczyk podchodzi bliżej do ściany naprzeciw białego łoża i nie może oderwać wzroku od napisanych złotą farbą znaków. Nie słyszy tego, co mówi Amarylis, gdyż właśnie poraziło go poczynione w tym momencie odkrycie. Od razu bowiem orientuje się, że litery, które ma przed sobą, nie są mu obce. Jest pewien, że zna ten charakter pisma. Zbyt wiele czasu spędził z Arienne w Archiwum, uzupełniając księgi i rejestry Związku, żeby nie wiedzieć, jak wyglądają zdania skreślone jej maleńką dłonią. Widział też wielokrotnie obłożony cielęcą skórą notes, w którym jego Milady zawsze spisuje nowe zaklęcia poznawane na zajęciach z Venem.
Pewnie od Moleskine. Łezka mi się w oku kręci… Biorące pod uwagę, jak starannie ukrywa się Arienne, to notes ma pewnie napis “made in Tahitania” i wytłoczony herb rodziny królewskiej.


Dreszcz przeszywa jego ciało. W takim razie dlaczego mu się nie przyznała? Czemu nie powiedziała, kim jest? Na początku ich relacji odpowiedź na to pytanie byłaby oczywista ze względu na rodzaj łączących ich stosunków i fakt, że ich znajomość zaczęła się w tak drastyczny sposób. Ale teraz? Teraz, gdy stali się sobie tak bliscy, a on gotów jest poświęcić wszystko, co ma, wybrana przez niego kobieta nie mówi czegoś tak istotnego, pozwalając mu jechać na bezsensowną, bezowocną misję i narażać się przed Cesarzem? Dlaczego to zataiła, skoro z całą pewnością domyśliła się, po co wzywa go Saulo?
Próbowała ci powiedzieć, ale byłeś zbyt podniecony swoją genialnością, by zwrócić uwagę.


Czując mętlik w głowie, Severo odrywa dłoń, którą wodził po jednej z napisanych w języku tahitańskim inkantacji. Jakby mało mu było wrażeń, gdy dokładnie wczytuje się w cały napis, okazuje się, że zaklęcie jest złożonym z paru wersów wezwaniem. Jego słowa podświetlają się kolejno, gdy przesuwa po nich wzrokiem [karaoke!] a ich treść sprawia, że mężczyzna przez moment nie może oddychać swobodnie.

Strażniku Księgi przyzywam Cię
Rycerzu, w mym życiu pojaw się
Od Zła ochraniaj Boginię Swą
A pokieruję przyszłością Twą
Jam przez Przeznaczenie wskazana
Twą Oblubienicą pisana
Oj ta dana!


Nemrod był cienki, ale Arienne też nie ma talentu.
Zaprawdę powiadam wam, jeśli macie dość tej ichniej poezji...to nie czytajcie do końca.


– Arienne… – wyrywa się z jego ust szept i wszystko zaczyna się układać w całość.
Czyżby nadeszła ta wiekopomna chwila?


Ona jest Tahitanką. Wywodzi się ze szlachty. Ma wielką moc. Wierzy w Przeznaczenie i legendę o Księdze. Właśnie w Severze chciałaby widzieć Strażnika Bogini i łączy z nim swe plany na dalsze życie. I to już nie jego wyobraźnia ani tęsknota, lecz fakty. Bo ile może być podobnie utalentowanych, wykształconych, dobrze urodzonych Tahitanek w tak młodym wieku, które miałyby powody do tego, by opuścić rodzinny dom i skryć się w najbardziej niewiarygodnym z miejsc na Kontynencie? I to podobieństwo do królowej… To jednak nie przypadek.
Trzask! Po dłuuugich, dłuuugich poszukiwaniach dwa neurony w czaszce Sevcia wreszcie się spotkały!
Padły sobie w objęcia i po chwili nieopisanej radości zamarły. “Czy ja właśnie przeleciałem swoją teściową?”


Anturyjczyk nie potrzebuje już nawet pytać Randona o posiadane przez niego informacje, gdyż prawda staje się oczywista. W tym momencie czuje się jak skończony głupiec. Oszukany i zdradzony przez kobietę.
To nigdy nie jest wina Sevcia. Swoją drogą to jednak ciekawe, że Arienne łatwiej było wyznać, że “jest boginią przeznaczenia” niż to, że jest następczynią tronu północy etc.


Czarnowłosy Mistrz odchodzi od ściany. Ogarnięty przez niebezpieczną złość, zaczyna przechadzać się po pokoju, patrząc z coraz większą irytacją na znajdujące się w nim przedmioty. Wszystkie gustowne, dziewczęce meble utrzymane są w tonacji bieli i złota, a ich niewielkie gabaryty świadczą o tym, że ich właścicielka nie jest obdarzona słusznym wzrostem.
Ekskjuzmi, czy Arienne ma wzrost siedmioletniego dziecka, że aż specjalnie muszą dla niej robić mniejsze meble? Siedząc na normalnym krześle dynda nogami w powietrzu?
Pomylili drzwi i weszli do pokoiku przygotowanego dla hobbitów.


Severo przechodzi obok rozpalonego kominka, przed którym leży futro białego niedźwiedzia [futrzasty dywan przed rozpalonym kominkiem w niezamieszkałym pokoju - co może pójść nie tak?], zapewne upolowane dla tahitańskiej dziedziczki przez uwielbiającego ją ojca, który dotychczas był jedynym mężczyzną jej życia. Mija stojącą pod oknem złotą harfę, po której strunach przemyka długimi palcami, by w końcu zatrzymać się przed inkrustowaną kamieniami szlachetnymi toaletką znajdującą się we wnęce przy łożu. Przystaje przed nią i sięga po stojące na niej perfumy przelane do sporej wielkości flakonika wykonanego z cennego, tahitańskiego kryształu. Fiołki. A jakże.
Nie macie wrażenia, że jesteśmy w “Krainie Lodu”? Niby ubogie zadupie na końcu świata, gdzie tylko śnieg, mróz i białe niedźwiedzie, a tu proszę, całkiem przyjemny i bogato wyposażony pałacyk. I nikt nie docieka, skąd wzięły się na to pieniądze.
Spytaj te biedne foki.
A może król siedzi całymi dniami w gabinecie, pisząc listy z kolejnymi prośbami o pożyczki i pomoc? “Mam horom curke”...


http://images6.fanpop.com/image/photos/37200000/Queen-Elsa-s-Ice-Palace-Ice-Castle-frozen-37224044-500-351.jpg


Stwierdza, wąchając zawartość i czując, jak ogarnia go furia. Szklana buteleczka pęka w jego dłoni pod wpływem niekontrolowanej siły, z jaką ścisnął ją mężczyzna. Severo strzepuje szklane opiłki z pachnącej ręki [nie zwracając uwagi na krew kapiącą na białe futro], a unosząc głowę, w zwierciadle toaletki dostrzega swe oczy – płonące wściekłością, krwawe i złe.


Nie! Nie może pozwolić, by moc przejęła nad nim kontrolę! Nie tutaj, nie teraz i nie w związku z jego Milady. Musi stłumić jej wybuch, nim będzie za późno. Gdy tylko powróci do Ravillonu, wyjaśni to z Arienne, czy też Ariadną, jak chyba powinien ją od teraz zacząć nazywać w swych myślach. Być może dziewczyna wciąż się go boi? W końcu jeśli naprawdę jest córką Randona i tahitańską następczynią tronu, to potraktował ją strasznie. Poniżył, sprofanował, odebrał godność…
A gdyby nie była księżniczką, to ojtam?
To łatwiej olać konsekwencje - a tak to oj, bo to król będzie wołał na dywanik :P


Ale przecież tego nie chciał. Pragnął jej od pierwszego spotkania, skąd jednak mógł wiedzieć, że przyjdzie mu wziąć na faworytę prawdziwą księżniczkę?! W głowie mu się nie mieści, by ktoś, w czyich żyłach płynie błękitna krew, trafił do Ravillonu. Choć przecież właśnie odkrył, że sam nosił koronę, więc może nie jest to coś aż tak wyjątkowego? Panie, tych cysorzy i królowych poukrywanych po plebsie tyle, że można koszami wynosić! Strach przed drzemiącą w nim okrutną mocą także może być przyczyną, dla której jego Milady nie wyznała mu prawdy. A może po prostu chciała go chronić? By nikt nie powiązał go z jej osobą? Przecież jest obecnie najcenniejszą z kobiet na Kontynencie, a szukający jej szpiedzy i najemnicy nie cofną się przed niczym, by uzyskać do niej dostęp.
Weźcie już przestańcie mnie rozśmieszać, bo zaraz się zasmarkam na śmierć.
Najbardziej poszukiwana kobieta kontynentu, o bardzo charakterystycznej urodzie, zamiast siedzieć w zamku jak mysz pod miotłą, jeździ sobie swobodnie a to do pobliskiego miasta (gdzie ponoć pół Anturii ściąga, by leczyć się u Vena), a to do spa (gdzie spotyka całe tłumy szlachty) i pies z kulawą nogą się tym nie interesuje!


Stanowczo musi z nią porozmawiać. Oby tylko nie trafił na dziecięcy opór z jej strony, bo wtedy nie ręczy za siebie.
Jak przełoży przez kolano!


(...) Karminowy płomień znika ze źrenic, a Severo, już spokojniejszy, dostrzega leżący na blacie toaletki złoty przedmiot. Maleńki zegarek z wygrawerowanym na kopercie monogramem zawierającym inicjały tahitańskiej dziedziczki – A. A. M. Mężczyzna błyskawicznym ruchem zgarnia błyszczący drobiazg, kryjąc go niepostrzeżenie w rękawie kurtki, po czym obraca się ku Amarylis, chcąc uzyskać ostateczne potwierdzenie dla swych przypuszczeń.
Ta zaś stała bez ruchu, zafascynowana plecami Sevca tak bardzo, że aż ślina kapała na podłogę. Serio, koleś zdusił w łapie szklany flakonik, a ta nawet nie zwróciła na to uwagi!
Ach nie, przepraszam, robi to później. O w taki sposób:
[...]
Amarylis przygląda się ciekawie potłuczonemu szkłu, po czym odsuwa się nieco dalej od miejsca, gdzie jej gość właśnie rozlał cały flakon perfum, których silny aromat unoszący się w powietrzu zatyka i dusi jej nozdrza.
– Ja też wolę inne zapachy. Chociażby czerwonej pomarańczy i mięty pieprzowej. Ale to nieważne.
Dokładnie, to jest nieważne… chwila. Czy ona myśli, że Sevcio zdusił w łapie flakonik perfum, bo nie spodobał mu się zapach?


Dostajemy też opis urody Arienne:
Tak, Ariadna wygląda dokładnie tak, jak ją opisałeś. Niska, drobnej budowy, nawet może nazbyt drobnej, jeśli chodzi o typowe gusta mężczyzn. Ma proste włosy, takie same jak moje. Choć ich barwę, długość i uczesanie mogła zmienić podczas swego wyjazdu, to na pewno kolor oczu pozostanie ten sam. A ten łatwo zapada w pamięć, gdyż niewiele Tahitanek może poszczycić się tak czystym błękitem. Całkiem zbliżonym do odcienia tych ścian. – Królowa na chwilę urywa zamyślona, po czym dodaje: – Jeśli to ci pomoże, wiedz, że z urody Ariadna bardziej niż mnie przypomina mą szwagierkę, Cesarzową Almę. Różni je jedynie karnacja, bo tamta w końcu była, tak jak i ty, Anturyjką.
A przecież miały wyglądać identycznie


A swoją drogą, Sevcio podjął tę daleką podróż, żeby dowiedzieć się, jak wygląda Ariadna… a przecież ma przy swoim boku dziewczynę z Tahitanii, szlachciankę, w tym samym wieku, co księżniczka, a że szlachty tam jest pewnie z pięć rodzin na krzyż, to zapewne jej towarzyszkę, mogącą mu ją dokładnie opisać. Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby zapytać. *wzdech*


Arienne Nie Taka Jak Inne, odsłona MDMCXLVII.


– Co jeszcze mogę ci o niej powiedzieć? Oprócz mocy posiada umiejętność leczenia. Uwielbia muzykę. Jej śpiew, tak jak i doskonała gra na harfie, zapada w pamięć. Tańczy, niestety, lepiej ode mnie. – Kobieta uśmiecha się krzywo. – Za to, niczym wstydliwa gąska, często się rumieni. Jeżeli chodzi o potrawy, to ma mało wyrafinowany gust – lubi wszystko, co tahitańskie. Patriotka!
Na przykład kaczkę z ananasem w mleku kokosowym, narodową potrawę ludów Północy.
I nie zapominaj o truskawkach. Pewnie ojciec brał ją na te wielodniowe wyprawy w lodową dzicz, by nazbierać zapas.


Ale to wszystko przez Randona. W gruncie rzeczy to chyba określenie „córeczka tatusia” opisuje ją najlepiej. Nie jest dzieckiem, jakie zawsze chciałam mieć, z którym spędzałabym czas, rozmawiając o nowych trendach w feniskiej modzie czy planowanych w szlacheckich rodzinach mariażach [wieści o nich dostawałam z zaledwie półrocznym opóźnieniem], gdyż ona od zawsze wolała spędzać czas z ojcem i chłonąć bezkrytycznie jego arcynudne opowieści o zmaganiach wojennych z przeszłości, której nikt już nie pamięta. Niejednokrotnie wyjeżdżali razem na kilka dni, tygodni, a nawet zdarzyło im się na parę miesięcy opuścić Trysil.
Tobie imię króla kojarzy się z Radomiem, a mnie nazwa stolicy – z chorobą weneryczną. Biorąc pod uwagę tryb życia królowej, może to nie jest takie całkiem bezpodstawne skojarzenie…


I to nie po to, by podróżować po Kontynencie i jego dworach, ale żeby brodzić po pas w śniegu po tutejszych pustkowiach. Dwoje odmieńców!
A królestwem rządził wtedy najbardziej zaufany doradca króla, Olaf.
https://i.ytimg.com/vi/OBRsFOCufqA/hqdefault.jpg


Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, co interesującego może być w technikach strategii, których Randon próbował ją nauczyć. Za to, kiedy ja chciałam ją wprowadzić w tajniki dużo ważniejszej dla niej, jako przyszłej Cesarzowej Imperium, sztuki kierowania mężem, ta odwracała się i uciekała albo do swych ksiąg, albo w ramiona tatusia. Ech, chyba muszę przyznać po prostu, że jako matka poniosłam porażkę. Nie udało mi się ukształtować tej upartej dziewczyny tak, jak planowałam – niechętnie przyznaje czarnowłosa władczyni (...)


– Wiem już wszystko, co jest mi potrzebne – zwraca się do królowej. – Bardzo mi pomogłaś. Powrót do Tahitanii, tak jak przewidziałem, okazał się owocny. Teraz cię opuszczę. Nie mogę dłużej tu zostać.
Zauważcie: królowa ani słowem nie wspomniała o Tamirze, która jakoby opiekowała się księżniczką od dzieciństwa. A przecież powinna skojarzyć, że obydwie znikły w tym samym czasie! Tyczasem Tamira żyje sobie spokojnie w Esterwaldzie, nikt jej o nic nie wypytuje, szpiedzy cesarscy nie pukają do jej drzwi…
Odwracają się na pięcie, widząc chytrze wywieszoną karteczkę “Przerwa na nieczynne, urlop z powodu inwentaryzacji nieposiadanych wskazówek”.


– O nie! Teraz na pewno nigdzie nie pójdziesz! – W drzwiach komnaty pojawia się wysoki, śniady mężczyzna ubrany zgodnie z tutejszą modą dworską w granatowy kaftan pozbawiony rękawów, spod którego wystaje idealnie biała koszula.
Dziwna moda jak na warunki panujące w tej części świata. No i ta “tutejsza moda dworska” w odniesieniu do zamku z setką mieszkańców…
W lewym skrzydle focze rękawiczki robiły furorę, a na parterze weszła nowa kolekcja strojów kąpielowych ze skór orek.
Jego czarne włosy są krótko ostrzyżone i lekko przyprószone siwizną. Nowo przybyły ściąga w gniewie brwi. – Jak szczur zakradasz się do mego domu i spiskujesz z moją żoną! Niech zgadnę, parszywy Związkowcu: to Cesarz cię przysłał, byś odnalazł mą córkę?! (...)


Król rzuca się na Severa z mieczem…


Mistrz Walk z łatwością paruje cios króla, jednak nie odpowiada na niego. Cofa się w stronę okna, choć królewski przeciwnik nie odstępuje, z zawzięciem starając się go dopaść. Zmusza czarnowłosego do uników i ustąpienia pola. Severo bowiem nie zamierza skrzywdzić króla. Nie chce z nim walczyć ani go atakować. Nie może podnieść na niego ręki. Wszak Randon jest ojcem Ariadny i bratem Almy. Wystarczy, że w swej nieświadomości dopiero co spędził wieczór w łożu z jego żoną. Ponad krzyżującymi się ze sobą klingami pospiesznie przygląda się władcy. Źle wygląda. Wychudł. Postarzał się. I ta siwizna! Czterdzieści trzy lata, tęsknota za córką i liczne zmartwienia całkiem zrujnowały tego przystojnego niegdyś mężczyznę.
Biedny Sevciu, jeszcze chwila, a i ty zdziadziejesz do reszty… Czterdziestka za pasem!


Król strąca na ziemię olbrzymi kandelabr ze świecami, od którego zajmuje się drewniana podłoga.


– Nie zamierzam skrzywdzić Ariadny! – Severo odskakuje, nim oręż władcy dosięga jego wamsu, po czym, widząc, że droga ucieczki przez balkon jest dla niego odcięta, gdyż cała posadzka stoi już w płomieniach, a drzwi tarasuje olbrzymi kandelabr, przechodzi do ofensywy.
A tego… lodowa magia? Nie mógłby zgasić płomieni jednym machnięciem ręką czy cuś?


Musi być ostrożny, by nie zranić tahitańskiego monarchy, jednak tylko dzięki pokonaniu go dotrze do drzwi. Naciera więc na króla z takim impetem, że mężczyzna po chwili zaciętej walki zostaje zepchnięty na zajęte już częściowo ogniem łoże.
Poprosimy o podkład muzyczny do tej sceny...


A gdy udaje mu się odzyskać równowagę i zrywa się pospiesznie na nogi, by ponownie rzucić się na Mistrza Walk, ten odstępuje od niego, by podążyć ku wyjściu. Jednak w tym momencie pod wpływem pożaru (pod wpływem, znów to cholerne pod wpływem! No dobra, tu może akurat pasowałoby “pod wpływem temperatury”, ale nie pożaru, na litość boską!) oraz magicznej energii, która zaczyna szaleć w komnacie, podświetlając napisy na ścianach i wręcz namacalnie unosząc się w powietrzu, kilka olbrzymich belek podtrzymujących powałę odrywa się ze stropu, by następnie runąć z impetem na podłogę. Jedna z żagwi spada wprost na monarchę, powalając go i przygwożdżając do parkietu.
Czarnowłosy wojownik jest już na korytarzu, gdy dobiega go przepełniony bólem krzyk króla. I choć słyszy w oddali głosy nawołującej się służby i żołnierzy, natychmiast zawraca do alkowy Ariadny, by zobaczyć, co się stało. Widząc Randona przygniecionego olbrzymim, płonącym fragmentem sklepienia, bez namysłu rusza, by mu pomóc. Zapierając się całym sobą, zrzuca potężną żerdź z ciała oszołomionego władcy. Chwyta jęczącego z bólu mężczyznę w pasie i wlecze do wyjścia. W chwili gdy obaj znajdują się na zewnątrz, magiczna moc sprowokowana ich walką doszczętnie rozsadza komnatę. Severo unosi się znad Randona, którego osłonił własnym ciałem przed wybuchem. Z ulgą stwierdza, że mężczyzna żyje, lecz przez jakiś czas będzie zapewne przykuty do łoża, gdyż jego nogi wyglądają fatalnie – zmiażdżone i całe we krwi.
No, jakiś czas. Co to dla pseudośredniowiecznej medycyny.
Koleś stał, spadły na niego belki i ma poranione nogi? Jak dla mnie powinien dostać w głowę…


Jedyną drogą ucieczki dla Severa jest okno na końcu korytarza.


Gdy patrzy w dół, ze zgrozą stwierdza, że stoi na skraju przepaści. Pod jego stopami jest pustka, a gdzieś na jej zamglonym dnie znajduje się skuty wieczną zmarzliną Ocean Lodu.
Wieczna zmarzlina to zamarznięta ziemia, a nie woda.
To dla podkręcenia dramatyzmu! Swoja drogą autorki często używają słów, których znaczenia do końca chyba nie rozumieją, ale pasują im, bo odpowiednio brzmią.


– Nie masz dokąd uciec, głupcze! – śmieje się Vejmon, zbliżając ku oknu. Choć kapitan, wywodzący się jak sam władca Tahitanii z Anturii, jest rówieśnikiem króla, wygląda dużo młodziej od ojca Ariadny, a na jego czarnych, przyciętych blisko głowy lokach nie ma śladu siwizny.
A moment, w którym ściga i zaraz dopadnie Severa jest najlepszy na takie opisy.


– Złaź natychmiast! Jesteś aresztowany!
– Aby mnie złapać, musisz podążyć za mną! – Severo odwraca się na powrót w stronę skarpy, po czym wyszeptuje do siebie: – Jeśli naprawdę jesteś Boginią Przeznaczenia, a ja twoim Strażnikiem, spraw, bym przeżył to szaleństwo, które właśnie zamierzam uczynić, gdyż chcę cię jeszcze zobaczyć, najdroższa… – Po czym przymierza się i drąc się na całe gardło, skacze z parapetu w mroczną otchłań.
– GERONIMOOOOOOooooo!!!


Dziwni ludzie odziani w biel ratują tonącego Severa (oczywiście nie obyło się bez magicznej interwencji Arienne na odległość).
Arienne i Taida udają się do Esterwaldu, gdzie Taida znajduje schronienie na dworze Hermana, dziadka Arienne. W Esterwaldzie Arienne spotyka Tamirę.


– Znalazłam ją! Znalazłam Księgę! A wraz z nią wiadomość od mej poprzedniczki. A wszystko dzięki medalionowi, który mi podarowałaś. Okazało się jednak, że dotychczas był niepełny. Potrzebowałam do niego drugiej połowy i dopiero gdy skompletowałam mapę Cesarstwa, łącząc moją Anturię ze znalezioną przypadkiem Fenerią, wskazał mi drogę do Przeznaczenia. Tylko dlaczego mi nie powiedziałaś, że ostatnią Boginią przede mną była moja ciotka, Alma z rodu Merrettich?!
A bo wiesz, jak się rozstawałyśmy na początku książki, to pojęcia nie miałam o Boginiach Przeznaczenia i tych wszystkich mistycznych szujstwach!


– Och! – Tamira z przejęciem dotyka bezcennego pergaminu, którego nawet nie śmie otworzyć. Chyba rozwinąć? Zdając sobie sprawę z jego nadzwyczajnej mocy, szybko cofa dłoń. – Alma nie wspominała nic o drugiej połówce medalionu.
No jak nie, jak tak, przecież w liście skierowanym do Arienne wyraźnie pisze, że podarowała część medalionu. Ukrywałaby to przed Tamirą, wykonawczynią swej woli?
A swoją drogą...
Jak pamiętacie, kiedy poznajemy Arienne, ma ona na sobie medalion – ale zupełnie inny, przedstawiający drzewo w okręgu.  Potem, kiedy z rzadka pojawiają się wzmianki o “medalionie otrzymanym od Tamiry”, nic nie sugeruje, że to nie jest ten z drzewem. Tamten, który więzień przekazał Severowi, również nie został w żaden sposób opisany. Dopiero dobrze poza połową książki dowiadujemy się, że Arienne posiadała “medalion z mapą Anturii” – znaczy, kiedy autorki wpadły na ten pomysł, nie zadbały o to, by przeredagować wcześniejsze fragmenty.
Zero zdziwienia.


Wedle rozkazu Cesarzowej miałam jedynie dostarczyć następczyni jej mocy klucz prowadzący do ukrytej przez nią Księgi. Już w pierwszej chwili, gdy ujrzałam cię jako niemowlę, rozpoznałam w tobie moc Almy i wiedziałam, że to tobie należy się jej medalion. Zresztą to było oczywiste – dziewczynka z rodu Merrettich, urodzona w dniu śmierci poprzedniej Bogini, musiała być naznaczona piętnem Przeznaczenia. Spełniłam więc swą funkcję zgodnie z przyrzeczeniem złożonym przyjaciółce. Zaopiekowałam się tobą i nauczyłam, jak panować nad magiczną potęgą, którą cię obdarzono, oraz ukryłam przed wrogiem.
No właśnie, Tamira była opiekunką Arienne już od jej niemowlęctwa, tymczasem na dworze w Trysil nikt zdaje się jej nie pamiętać.


Więcej wskazówek nie otrzymałam. Alma nie dała mi na przechowanie Księgi, by nikt mi jej nie odebrał i za jej pomocą nie próbował, gdy byłaś jeszcze nieświadomym, niewinnym dzieckiem, wykorzystać twej niezwykłej mocy do niegodnych celów i zmiany Przeznaczenia. Niestety, Mitylena jakimś sposobem weszła w posiadanie najpilniej strzeżonego sekretu rodu Almy, w którym już od wieków przychodzą na świat kolejne wcielenia Bogini Przeznaczenia, i stąd po śmierci Cesarskiej Pary, gdy tylko na powrót zajęła tron w Fenis, powzięła plany twego mariażu ze swym wnukiem.
Jakimś sposobem… skoro od wieków Boginie (wkurza mnie to słowo, awatar czy wcielenie Bogini brzmiało lepiej) rodzą się w rodzie Merrettich, to i tak zakrawa na cud, że sekret wydał się dopiero teraz.
Biorąc pod uwagę, jak bardzo te boginie nic nie mogą, to w sumie się nie dziwię. Po czym ktokolwiek miał taką poznać, skoro w żaden sposób nie manifestowała swej mocy?


Dzięki waszemu małżeństwu ściągnęłaby cię na Południe, by sprawować pełną kontrolę nad Księgą i jej Panią.
Khęęęę… Skoro Mitylena od samego początku wiedziała, że Arienne jest kolejnym wcieleniem Bogini Przeznaczenia i chciała ją kontrolować, to nie prościej było wysłać jeden solidniejszy oddziałek do tej stuosobowej stolicy, której broni AŻ dziewiętnastu żołnierzy (i to wtedy, kiedy siły są wzmocnione) i porwać ją, póki była dzieckiem i nie władała swą mocą?
Nie mówiąc już o tym, że matka Arienne z pieśnią na ustach dopomogłaby w realizacji tych planów!


(Albo: ojciec Arienne jest bratem zamordowanej Almy, więc potencjalnym buntownikiem przeciwko obecnej cesarzowej. A jakby tak zapewnić sobie jego lojalność, biorąc na dwór zakładniczki w osobach żony i córki? Takie rozwiązanie było bardzo popularne wśród dawnych władców!)


Arienne entuzjastycznie wykrzykuje jeszcze hymn pochwalny na cześć Severa, który jest taki wspaniały, cudowny, ach, och i ojejku! Tamira nie wydaje się przekonana.


– I pozwoliłaś, aby ten ideał uczynił cię swoją faworytą – stwierdza, zakrywając z powrotem Znak gwieździstą materią. – Teraz żałuję, że cię tam zawiozłam. Trzeba było inaczej to rozegrać. Jak twój ojciec się o tym dowie…
Hej, Arienne, spoko by było gdybyś, no wiesz, nie wspomniała staremu, że to ja cię tam podwiozłam, nie? Powiedz, że sama wypożyczyłaś łódkę czy coś, no nie bądź taka, twój stary mnie zabije, jak się o wszystkim dowie!


Uśmiech natychmiast znika z mej twarzy.
– To będzie moment największego wstydu dla mnie – przyznaję ze spuszczoną głową. – Wiem. Jednak wówczas, gdy to się stało, moja moc okazała się bezskuteczna.
– Sądziłam, że Lew, którego ujrzałam w gwiazdach, będzie cię bronił, że znajdziesz w nim swoją ostoję, a nie kochanka. Na bogów, Ariadno! Przecież nigdy nie chciałaś upodobnić się do swojej matki!
TY GŁUPIA KROWO, przecież wiedziałaś, gdzie ją wywozisz i jak wygląda życie kobiet w Ravillonie (no nie wierzę, żeby mając kontakt z Caris tego nie wiedziała!). Zostawiłaś ją w miejscu, gdzie miała wybór tylko pomiędzy zostaniem czyjąś faworytą, a gwałceniem przez wszystkich pozostałych. A teraz masz pretensje?


– A tak w ogóle to dlaczego przebywasz teraz w Esterwaldzie? Moja ciotka znowu dała ci jakieś zlecenie?
– Jak zwykle misja czysto dyplomatyczna – śmieje się Tamira. – Swatam Jego Królewską Mość Hermana. Oktawia obmyśliła sobie, że jej ojcu przyda się kolejna żona i że najlepszą kandydatką do tej roli będzie córka władców Eldaru – Oliwia. Więc ja mu ją dyskretnie rekomenduję.
– Ależ ona ma dopiero czternaście lat! – wykrzykuję wstrząśnięta.
Czemu wstrząśnięta? Mieliśmy już wcześniej wzmianki, że to w tym świecie normalny wiek dla małżeństwa. Czternastoletnia córka hrabiny van Attur była już zamężna i w ciąży. Albo jesteśmy w pseudośredniowieczu, gdzie takie małżeństwa nikogo nie gorszą, albo we współczesności, gdzie to zakazane; nie w jednych i drugich czasach naraz.


– Doskonały wiek na małżeństwo. (No właśnie) Z pewnością jest już płodna, może więc dać mu upragnionego syna… w końcu do tej pory doczekał się samych córek. Ktoś musi przecież w przyszłości rządzić Esterwaldem, a tutejsze prawo zabrania kobietom zasiadać na tronie.

Arienne nadal próbuje przekonać Tamirę do Sevcia, zdradzając jej także tajemnicę, że jest on ukrywającym się Gerhardem.


***


Pod szeroką, okrągłą kopułą pradawnej budowli gromadzi się coraz więcej osób. Zwiewne, białowłose postaci bezszelestnie zdają się napływać przez dwa położone naprzeciw siebie wejścia. Świątynia zbudowana na planie okręgu mogłaby pomieścić kilka tysięcy ludzi, jednak kamienne mury obejmują prawie dwa razy więcej eterycznych zjaw. W pomieszczeniu nie ma okien, gdyż szyby, które niegdyś gościły we framugach, już dawno temu zostały powybijane. Pod ścianą leżały rozbite butelki po piwie, kamienne mury zdobiły rysunki męskich narządów rozrodczych i napisy typu “H.W.D.PIKINIEROM”. Przez strzeliste otwory w ścianach oraz przez pozbawiony częściowo dachu sufit widać rozgwieżdżone niebo, które jednak nie wskazuje żadnej konkretnej pory dnia, gdyż już wieki temu czas stanął tu w miejscu, czyniąc niemożliwym określenie właściwej godziny doby.
Pssst… Po gwiazdach też można!


Gdy wielki meteoryt uderzył w planetę, zmieniając jej ustawienie względem słońca i sprowadzając na ziemię antymagiczną materię zwaną księżycowym kamieniem, cała tutejsza kraina, przeżywająca największy w swej historii rozkwit, pogrążyła się w ciemności. Brak promieni słonecznych dał początek powolnemu procesowi upadku wysoko rozwiniętej cywilizacji. Rośliny, nie otrzymując odpowiedniej energii, zaczęły obumierać, potem zabrakło pożywienia dla zwierząt, aż w końcu głód i zarazy dosięgły ludzi. Wymęczony naród musiał więc szukać ucieczki i nowego domu. I przemierzył cały Kontynent tylko po to, by na koniec powrócić do Krainy Wiecznej Nocy. Na wieki.
Interesujący pomysł, ale skoro jesteśmy w magicznym świecie, to lepiej takie zjawiska tłumaczyć magią, serio.
Po pierwsze, uderzająca planetoida, żeby zmienić położenie osi planety, musiałaby być sporo większa niż ta, która spowodowała na Ziemi wymieranie kredowe [chlip, biedne dinusie, musiałaś mi przypominać?:(]. Szacuje się, że tamta miała ok. 10 km średnicy, w skali Ziemi to pyłek. Ergo, kataklizm też musiałby być o wiele większy, a jego skutki trwałyby znacznie dłużej. Podejrzewam, że doszłoby do całkowitego zniszczenia części kontynentów i wyparowania części mórz i wątpię, żeby przetrwało to cokolwiek żywego poza może najdrobniejszymi organizmami. Życie na planecie musiałoby startować od początku. W każdym razie z pewnością zmiana klimatu dotknęłaby całą planetę, nie tylko jeden rejon.
Po drugie, całoroczna noc polarna byłaby możliwa przy zachowaniu następujących warunków (wszystkich):
1. Kraina Nocy leży w pobliżu bieguna,
2. w bardzo głębokiej kotlinie otoczonej górami, które dodatkowo cały czas ją zacieniają,
3. oś planety ma bardzo niewielkie nachylenie.
Dwa pierwsze warunki można by spokojnie zachować i nie wpłynęłoby to na klimat, ale przy niewielkim nachyleniu osi na planecie nie występowałyby pory roku – a sami widzimy, że występują.
(za konsultację naukową dziękujemy Zaciekawionemu)
Po trzecie, wymarcie roślin i zwierząt oraz całkowite uniemożliwienie uprawy lub hodowli czegokolwiek na danym terenie spowodowałoby raczej błyskawiczny niż powolny upadek cywilizacji. Nie mówiąc już o wybuchającej panice i wojnie o dostęp do zapasów żywności.
Po czwarte, jeśli przetrwali świadkowie takiego kataklizmu, to powinien on teraz zajmować ważne miejsce w mitologii i religii tego świata, jak u nas opowieść o potopie. Ale ok, o religii i mitologii Klątwoversum nie wiemy praktycznie nic.
Aha, z dziwnych zjawisk astronomicznych – pamiętamy jeszcze trzy księżyce, które są widoczne wyłącznie nad Schatten? Siły grawitacji muszą dziwnie działać w tym świecie.
Serio, magia stanowiłaby prostsze rozwiązanie. Zwłaszcza że jak pamiętamy, szesnastolatka po półrocznym szkoleniu w magicznej akademii jest w stanie zatrzymać planetę w biegu i sprowadzić całodobową noc...


(...)


– POWSTAŃ, NAHESI! WZYWAMY CIĘ! – po wołaniu jednego z dwóch mężczyzn stojących na schodach wiodących ku podwyższeniu następuje kolejne dęcie rogu,
Mam brzydkie skojarzenia :P


po którym nieprzytomny do tej pory czarnowłosy wojownik, wedle oczekiwań zebranych, przebudza się raptownie.
Na ten znak wszyscy padają na kolana i uginają się w pasie, dotykając czołami skutej lodem posadzki. I trwają tak w ciszy zmąconej jedynie szumem wiatru krążącego po Krainie Nieumarłych.


Całkowicie zdezorientowany Severo siada i rozgląda się wokoło, nie wiedząc zupełnie, co myśleć i uczynić w zaistniałej sytuacji.
Obwody logiczne mu przemarzły.


(...)


– Gdzie ja jestem? – Mimo iż mówi to cicho, ma wrażenie, że jego głos niesie się donośnym echem pod sklepieniem katedry.
– TU, GDZIE OD DAWNA CIEBIE WYCZEKUJĄ, NAJWYŻSZY – odpowiada mu zjawa, nie ośmieliwszy się nawet podnieść na niego spojrzenia swych białych oczu.
Severo ma wrażenie, że już kiedyś słyszał ten dziwny, ostro brzmiący dialekt. I co ciekawe, choć nie ma pojęcia, co to za język, musi nim biegle władać, skoro dokładnie rozumie słowa, które właśnie padły. Może uczył się tej mowy jeszcze w swym poprzednim życiu, jako Cesarz Fenian? Ale nie przychodzi mu do głowy żadne państwo Kontynentu – który przecież zjeździł wzdłuż i wszerz jako królewski (a nie cesarski, khę?) najemnik – które by się nią posługiwało.
A to dziwne, bo to akurat była wehikularna odmiana trollskiego, który można było usłyszeć na całym Kontynencie. Spośród innych języków tonalnych wyróżniał się charakterystycznym, bardzo wysokim tonem rejestrowym, tzw. kapslokiem.
Król czy cesarz, autorki sprawiają wrażenie, jakby im było wszystko jedno.


– Ale dlaczego? I czemu akurat na mnie czekaliście? Kim wy w ogóle jesteście?! – mówi głośniej, patrząc teraz po zebranych.
– DURAŃCZYKÓW NARÓD JUŻ OD WIEKÓW GOTÓW JEST CI SŁUŻYĆ, O NAHESI. JEDNO SŁOWO TWE, A TO, CO UJRZYSZ TERAZ, RZECZYWISTOŚCIĄ SIĘ STANIE!
Nagle wciąż klęczący z pochylonymi głowami mężczyźni bez podnoszenia się odsuwają się od ołtarza. Płynnymi ruchami na kolanach cofają się ku zamarzniętym ścianom świątyni, zostawiając wokół podwyższenia pustą przestrzeń. Jedynie dwóch z nich trwa przy schodach, wciąż na klęczkach, lecz z twarzami wzniesionymi ku swemu Władcy. Od tego momentu będą czytać jego myśli.
Severo, nie myśl o dupie Arienne, nie myśl o… Za późno.


Przed Severem pojawiają się przedstawiciele kolejnych krain Kontynentu, którzy następnie są zabijani na różne wymyślne sposoby.


– POKŁOŃ SIĘ, TAHITANIO, PRZED NADCHODZĄCYM MOCARZEM!
(...)
– UGNIJ, SALTIMARZE, SWE KOLANA PRZED NOWYM WŁADCĄ!
(...)
– STAŃ, O FENIAN, OTWOREM PRZED CESARZEM, KTÓRY DRUGI RAZ CIĘ POSIĄDZIE!
I NIE MIEJ GŁUPICH SKOJARZEŃ!


(...)


Severo nie może dłużej pozwolić na podobne barbarzyństwo. Początkowo siedzi dogłębnie zszokowany, nie mogąc się poruszyć.
Jego wrażliwe serduszko kata, najemnika i zabójcy nie może tego znieść.


Kolejna ofiara, odgrywająca salmansarską królową Oktawię, zostaje zaatakowana przez smoka.


(...)


– Zostaw ją, do cholery! – wycedza czarnowłosy, a w jego wzroku rozpala się karminowy blask. Czerwone światło otacza ciało Mistrza, a lód nową warstwą skuwa posadzkę pod jego stopami i rozchodzi się promieniście we wszystkich kierunkach katedry.
Co to jest “kierunek katedry”? To jakiś odpowiednik osiowego i krawędziowego z Dysku?


Severo pozwala odczuwanej wściekłości dać ujście na zewnątrz i tym razem nawet nie stara się tłumić swej żądnej krwi mocy. Chce zabijać i krzywdzić! Smok rzuca się na niego, lecz w chwili gdy ponownie próbuje pochwycić swój łup, od mężczyzny strzela w górę płomień porażający oczy swą szkarłatną barwą, a poparzony nim stwór odskakuje z sykiem. W tym momencie ziemia pod stopami zebranych zaczyna drżeć i pękać, a ze ścian znów osuwa się tynk. Anturyjczyk kieruje w stronę bestii płonącą ogniem dłoń, a kiedy ją unosi, smok poderwany magiczną siłą wznosi się ponad głowy białowłosych, rycząc i wijąc się w bezradności. A gdy Mistrz Walk rozwiera skierowaną na niego pięść, ciało potwora z hukiem eksploduje od środka, a na zebranych spada deszcz rubinowych iskier.
I lśniące sznury pereł w miejsce strzępów wnętrzności.


– Dość tego! Natychmiast przerwijcie to szaleństwo! – krzyczy Severo, tocząc rozsierdzonym, karminowym spojrzeniem po zbliżających się do niego tłumach. – Nie jestem waszym Władcą! Musieliście mnie z kimś pomylić!
Że co, że lodowa magia? Paaanie, u nas taką to włada co drugi chłop w każdej wiosce!


(...)
– NIECH GNIEW PANA NASZEGO WIELBIONY BĘDZIE AŻ PO KRES CZASU! – woła jeden ze stojących przy podwyższeniu mężczyzn, drugi zaś dodaje:
– GRZMIJ, NAHESI! I DO BOJU NAS PROWADŹ, BY ZEMSTĄ ODPŁACIĆ ZA WINY INNYCH!
WINCYJ TEGO CAPSA, WINCYJ KHHHHURWA!


Czarnowłosy Mistrz nie może pojąć tego, co słyszy. To jakieś totalne niedorzeczności. Do tego w głowie mu się nie mieści ta kolejna niemająca sensu egzekucja!
No przeca to dla twojej rozrywki, Cienie już wiedzą, że lubisz sobie robić heheszki ze skazanych.
Czy nacja Durańczyków składa się w tym momencie z samych przygłuchych dziadków, którzy muszą do siebie krzyczeć?
A może to jacyś pociotkowie Śmierci? Tacy, których się wyparł i wydziedziczył?


– Co tu się dzieje?! To jakiś absurd i brednie! – wykrzykuje ze złością. – Och, puśćcie mnie! Co wy wyprawiacie!
Boszzzz, nic mnie tak nie raduje w opkach jak ta nieumiejętność dobrania stylu i tonu do opisywanej sceny. Czy Wam też teraz Severo widzi się jako paniusia z torebką, oganiająca się od nachalnych dzieciaków?
Ciotka Paszczaka kontra Gryzilepki i nikt mi nie wmówi, że nie.


– Stara się wyrwać z rąk białowłosych czcicieli, którzy dotykają jego długiego do kolan, białego kaftana, butów, spodni i rubinowego pasa. Brutalnie odtrąca szarpiące go dłonie, które zaraz zastępują inne, i w tym momencie orientuje się, że zemdlona wcześniej salmansarska niewiasta, leżąca dotychczas u jego stóp, została porwana przez tłum, który dopełnia właśnie jej Losu, miażdżąc ją, tratując i rozrywając na kawałki.


To przelewa czarę goryczy. Mężczyzna, czując zalewającą go falę nienawiści i nieodpartą konieczność mordu, wznosi ponad głowy otaczających go niezliczonych zjaw swą płonącą lodowym ogniem rękę. Musi stąd uciec, utoruje więc sobie drogę za pomocą magii, idąc po trupach tych lubujących się w bieli dziwadeł. Karminowy ogień spływa z jego ciała i ogarnia kolejne rzędy klęczących wokół niego mężczyzn. Za chwilę lód spowije ich ciała, a on przebiegnie między nimi ku wyjściu.
https://media.giphy.com/media/9PpXE7ZA5TvPKgFwiW/giphy.gif


Jednak ku zdumieniu Anturyjczyka płomienie nie czynią krzywdy zebranym, którzy wydają się wręcz podnieceni możliwością skąpania się w jego blasku. Wyciągają przed siebie dłonie, pławiąc się w szkarłatnym ogniu, a ich włosy i szaty porywa magiczny podmuch. Severo rzuca kolejny czar. Zamrażając ściany katedry, tworzy na suficie tysiące potężnych sopli lodu, by następnie innym zaklęciem oderwać je od stropu. Kryształowe ostrza spadają na posadzkę, jednak żadne z nich nikogo nie trafia. Białowłosi znów wydają się pozytywnie poruszeni tym przejawem magii.
W tłumie rozlegają się pierwsze nieśmiałe brawka.


Po trzeciej próbie, gdy zmaterializowany w jego dłoniach miecz, stworzony z płomieni, znów nie wyrządza żadnej krzywdy otaczającym go wojownikom Mroku, mimo iż czarnowłosy wbija w nich karminową klingę, sieka na kawałki, ścina głowy i kończyny, a ci wciąż trwają bez żadnych obrażeń i ran, wpatrując się w niego z uwielbieniem, Mistrz Walk daje za wygraną. Odrzuca magiczną broń, którą natychmiast przechwytują zjawy, podając ją sobie z rąk do rąk i całując rękojeść, którą właśnie trzymały dłonie ich Pana, po czym bezradnie opada na klęczki między nimi.


– Nie da się walczyć z niezniszczalnym wrogiem – wyszeptuje. – Musicie być legendarnymi Cieniami z Schatten.


Cienie oferują mu zemstę na wrogach i władzę nad światem, ale Sevcio ma wątpliwości.


I czy chciałby tronu skąpanego w morzu niewinnej krwi? Czy to byłby jeszcze tron godny jego dobrej i szlachetnej Ariadny? Tak stawiając sobie pytanie, dochodzi do wniosku, że jeśli w ogóle kiedyś postanowi ponownie sięgnąć po dziedzictwo Arwernów, zrobi to sam. Własnymi rękoma. Siłą mięśni i intelektu.
Ojej, I have bad feelings about this...


Korzystając z własnego miecza, a nie wysługując się cudzym. Nikt mu wówczas nie zarzuci, że zwyciężył jak niegdyś Mitylena – jedynie dzięki niegodnemu władcy, jakim chciałby być, podstępowi.
No jakbym nie czytała, wychodzi, że Mitylena zwyciężyła dzięki niegodnemu władcy.

– Pozwólcie mi odejść – zwraca się cicho do białowłosych, opuszczając głowę, by patrząc na nich, znów nie ulec nęcącej pokusie zemsty.


(...)


Kocha Arienne!


Kocha to dziecko, które trafiło w jego ręce i które tak okropnie skrzywdził.
PEDOFIL ALERT. Nah, serio, autorki mogły sobie darować określenie “dziecko”.
I wie, że musi to naprawić. Musi zmyć ciążącą na nich obojgu hańbę. Teraz. Już. Natychmiast. I nie ma znaczenia, że Ariadna zataiła przed nim swą tożsamość. To błahostka. Pragnie z nią być i pokazać, że jest jej godzien.
– Chcę… – Severo powoli podnosi się z klęczek i staje wyprostowany naprzeciw białych postaci, z wyższością patrząc im w oczy. – Chcę pozostać sobą. Niestraszne mi cierpienia, głód, choroby czy inne ludzkie przywary. I nie potrzebuję do tego, by zaznać spokoju i szczęścia, podboju Świata. Jestem gotowy zaakceptować swoją przeszłość bez szukania sposobności do zemsty i rewanżu na wrogach w przyszłości. Dlatego jeszcze raz zwracam się do was. Jeśli nie chcecie mnie zgładzić, a jak twierdzicie, służycie mi lojalnie, puśćcie mnie wolno!
A będę cichy, łagodny jak baranek i pokój niosący!


Białowłosi przywódcy spoglądają na siebie w milczeniu. W końcu podjąwszy decyzję, wyższy z nich oznajmia:
– TWA WOLA, NAHESI, USZANOWANĄ ZOSTANIE. ODEJDZIESZ TERAZ.


Po tych słowach dwie zjawy podchodzą jednocześnie ku swemu Władcy i wyciągając przed siebie delikatne dłonie, wzniecają wokół Anturyjczyka śnieżną zadymkę. A gdy ta opada, Severo osuwa się nieprzytomny wprost w ramiona klęczących, którzy natychmiast pojawiają się przy nim i przekazują sobie jego ciało z rąk do rąk, całując jego bezwładne członki i poły szat.
Zimnym, bezemocjonalnym tonem jeden z przywódców zwraca się do drugiego:
– WŁADZA NAHESIEGO NIE POCIĄGA JAK NIEGDYŚ. ALE JEST PEWNA POKUSA, KTÓREJ TEN ŚMIERTELNIK SIĘ OPRZEĆ NIE POTRAFI, I TO JĄ WYKORZYSTAĆ NAM TRZEBA!
***


Severo budzi się na jakiejś polanie w górach, obok niego czekają koń i wilk. Zauważa, że szaty i wszystkie należące do niego przedmioty zmieniły kolor na biały. Przez chwilę ma wątpliwości czy wszystko, od momentu pozostawienia zwierząt na polanie, by wspiąć się do zamku króla Randona, nie było snem, ale znajduje w kieszeni zegarek Arienne. Postanawia wrócić, zabrać ją z Ravillonu i uciec. Następnie widzimy jak Sevcio na jakimś statku pije z kapitanem, usypia go jakąś miksturą i buszuje w kajucie szukając czegoś.


***


Mężczyzna  prawie  biegnie  przez  spowite  w wieczornym  mroku  korytarze.  Podążający  za  swym  panem  dworzanie  nie  mogą  za  nim  nadążyć.  Wszystkim  dała  się  we  znaki  podróż  w ciągłym,  nieustającym  deszczu.  Do  tego  przeprawa  morska  do  Ravillonu  okazała  się  nie  lada  wyzwaniem  ze  względu  na  szalejącą  nawałnicę  i sztorm. (...)
Od wielu lat zastanawiano się, czy nie można by tej studniówki urządzić w jakimś przyjemniejszym miejscu i NA LĄDZIE – ot, choćby w pałacyku w Fos – ale frakcja konserwatywna wśród Mistrzów zawsze torpedowała te pomysły, wrzeszcząc, że TRADYCJA!!!


Tyle  lat  czekał  na  ten  dzień!  Tyle  nocy  nie  przespał,  obmyślając  zemstę,  pławiąc  się  w jej  wizji,  mimo  ciężkiej  choroby  kurczowo  utrzymując  się  przy  życiu,  wyłącznie  po  to,  by  jej  dopełnić  i dać  zadość  zmarłym.  Chce  brodzić  we  krwi  Mityleny,  tarzać  się  w niej  i mieszać  ją  ze  łzami,  gdy  wreszcie  pokona  swego  największego  wroga,  a jednocześnie  pomści  najukochańszą  siostrę,  która  od  tej  pory  będzie  już  mogła  spoczywać  w spokoju.
Mimo  iż  solidnie  się  do  tego  przygotował,  wciąż  brakowało  mu  jednego  do  realizacji  swego  celu.  Króla-mściciela.  Prawowitego  Cesarza.  Monarchy  reprezentującego  utracone  ideały,  za  którym  wszyscy  zgnębieni  mieszkańcy  Fenian,  a zwłaszcza  Anturyjczycy,  gotowi  będą  pójść  po  zwycięstwo,  które  być  może  przyjdzie  im  okupić  śmiercią.  Damon  cierpliwie  czekał  na  niego.  Kolejne  dni,  miesiące  i lata.  
Hm, właściwie – po co? Miał siły i środki, poparcie swojego ludu, był bratem zamordowanej cesarzowej, co też mogło mu dawać jakieś prawa do tronu. Jednak wolał czekać aż Sevcio się ocknie, a przez ten czas Mitylena sprzedawała jego rodaków handlarzom niewolników...

Miał  go  w zasięgu  ręki.  Wiedział,  że  przebywa  w Ravillonie,  na  jego  własnej  ziemi.  Nieświadomy  swego  pochodzenia  ani  roli,  jaką  przyjdzie  mu  odegrać  w przyszłych  Losach  Kontynentu.  Aby  go  więc  nie  narażać,  a jednocześnie  nie  wystawiać  własnej  ciekawości  na  tak  ciężką  próbę,  Wielki  Książę  Anturii  starał  się  nie  korzystać  z usług  Związku.  Nie  bywał  też  na  organizowanych  w Czarnej  Twierdzy  uroczystościach.  Starał  się  nie  utrzymywać  kontaktów  z Frygillem,  choć  ten  był  niegdyś  bliskim  jego  sercu  przyjacielem  i bardzo  długo,  jeszcze  jako  Mistrz  Walk,  przebywał  na  dworze  w Durevaldzie,  ochraniając  jego  rodzeństwo  –  Randona  i Almę.
Ach ten stary porządek. Mam kontrakt, więc co tam obowiązki mistrza i szkolenie uczniów, co tam kanon o mieszkaniu w Ravillonie. Frygill mógł sobie wygodnie przez lata żyć na królewskim dworze.


 Jednak  tym  razem  po  raz  pierwszy  od  siedemnastu  lat  Damon  stawił  się  w Ravillonie  w odpowiedzi  na  ponaglające  go  wezwanie  starego  opiekuna.  Nic  więc  dziwnego,  że  ogarnęło  go  tak  młodzieńcze  podniecenie,  gdy  pod  pretekstem  uczestnictwa  w wielkim  zamykającym  rok  balu  ruszył  do  głównej  siedziby  Związku.
I to, że ruszył tam tyłek pierwszy raz od lat, nie zwróci niczyjej uwagi. Na pewno.


(...)
Brat  Almy  zasiada  w fotelu  stojącym  u wezgłowia  łoża  Najwyższego  Związkowca  i z trudem  tłumi  cisnące  mu  się  do  oczu  łzy  wzruszenia.  Frygill  również  stanowi  cząstkę  przeszłości,  w której  jego  piękna  siostra  żyła.  Alma  była  ulubienicą  Damona,  jego  życiem,  jego  powietrzem.  Kochał  ją  całym  sercem,  gdyż  to  na  nią  przelał  całą  miłość,  jaką  czuł  do  matki,  Wielkiej  Księżnej  Eleonory,  która  odeszła  w dniu  narodzin  córki,  czyniąc  z niej  następczynię  swej  –  uważanej  za  boską  –  mocy  i zostawiając  w jej  rękach  wszechwładną  Księgę  Przeznaczenia.  Damon  miał  dwanaście  lat,  gdy  to  się  stało,  i był  najstarszym  z trójki  rodzeństwa.  I nagle  z następcy  tronu  został  władcą.  Eleonora  umarła  w połogu,  a ich  ojciec,  Wielki  Książę  Filip,  nie  mogąc  żyć  bez  swego  kochania,  odebrał  sobie  życie.  
Bardzo odpowiedzialnie, drogi książę, bardzo.
Dwanaście lat to już staruch. Byli tacy, co zostali królem jeszcze w łonie matki.


Strażnik  Przeznaczenia  podążył  za  swą  Boginią.  Dzieci  nie  były  dla  niego  tak  ważne  jak  żona.
A może taki już los Strażnika? Skoro Bogini zawsze rodzi się w jednej rodzinie, istniało spore prawdopodobieństwo, że byliby spokrewnieni… i tak Severo znów jest bardziej tru, bo miał w życiu dwie Boginie.  


No dobra, nie lubił bachorów, ale państwo? Zostawić wszystko w rękach dwunastolatka?
Normalnie dzieciak miałby pewnie regenta i całą masę innych urzędników. Ale przy tym ksiopku mam wątpliwości.


Zostawił  je  pod  opieką  swego  odwiecznego  przyjaciela  –  Mistrza  ze  Związku,  Frygilla  –  po  czym  przy  pomocy  Zakazanej  Broni  zza  Morza  zadał  sobie  śmierć.
Bardziej dramatycznie się nie dało.
Ciekawe, co to za Zakazana Broń. Może muszkiety sprowadzone przez Achaję?


Damon  do  dziś  pamięta,  jak  stojąc  nad  kołyską,  w której  płakała  osamotniona,  maleńka  Alma,  poprzysiągł,  że  będzie  jej  chronić  i ofiaruje  całą  miłość,  jakiej  dziewczynce  niedane  będzie  zaznać  ze  względu  na  tak  nagłą  śmierć  ich  rodziców.  Pragnął  być  jej  Strażnikiem.  Strażnikiem  Przeznaczenia.  Strażnikiem  Bogini,  jak  Filip  dla  Eleonory.  Jednak  Los  okazał  się  przewrotnym  i już  wkrótce  wielka  miłość  połączyła  anturyjską  księżniczkę  z feneryjskim  dziedzicem  tronu  –  osieroconym  chłopcem,  którym  zaopiekował  się  Damon,  chroniąc  go  przed  śmiercią  z rąk  macochy,  królowej  Mityleny.  
Ok, więc wreszcie wyjaśniły się relacje Gerharda/Severa z Mityleną. Fajnie, że te informacje podawane są pod sam koniec i tak, że właściwie można je przegapić.


I tak  jego  Anturia,  jak  zwał  pieszczotliwie  swą  siostrę,  związała  się  z Fenerią,  jak  później  przezywał  Gerharda,  a Cesarstwo  Fenian  zaczęło  istnieć  jeszcze  na  długo,  zanim  unia  personalna  połączyła  dwa  zwaśnione  ludy  i rody.  
Rozumiem, że w momencie połączenia się Anturii i Fenerii przez ślub Gerharda i Almy Damon zachował władzę w Anturii i został kimś w rodzaju księcia Witolda przy Jagielle, ale...

Gerhard  miał  niespełna  sześć  lat,  gdy  trafił  pod  protekcję  Damona,  Alma  zaś  była  dwuipółrocznym  dzieckiem.
...ale dlaczego właściwie Gerhard trafił pod jego protekcję i wychowywał się na jego dworze? Został wygnany przez macochę? Jak w takim razie wrócił na tron – czyżby przy pomocy anturyjskich wojsk?
Hm, mogło być tak, że Mitylena rządziła jako regentka na czas małoletności Gerharda, który został wywieziony przez politycznych przeciwników cesarzowej do Anturii. Tym samym Mitylena nie miała możliwości pozbycia się dzieciaka i zdobycia tronu dla własnej córki, a między dwoma państwami zapanowała zimna wojna. Gdy Gerhard dorósł do samodzielnych rządów, mając poparcie Damona i swych zwolenników w Fenerii, zmusił Mitylenę do ustąpienia. Obstawiam jednak, że wybranie takiego rozwiązania przez autorki wynosi zero procent.


(Może przyszedł jak Killmonger do T’Challi, mówiąc “hej joł, jestem krewniakiem z prawem do tronu, urządźcie mi tu zaraz rytualny pojedynek!”)

Od  tamtej  pory  jednak  stali  się  nierozłączni.  Zawsze  i wszędzie  razem.  Białowłosy  chłopiec,  młodzieniec,  a później  mężczyzna  i czarnowłosa  dziewczynka,  podlotek  i kobieta.  Przyjaźń  z dzieciństwa  zmieniła  się  w fascynację  i głębokie  uczucie  w wieku  dorosłym.  
A efekt Westermacka poszedł się paść na tahitańskie plantacje truskawek.


I wszystko  powinno  być  dobrze.  Ich  związek  trwałby  aż  po  dziś  dzień,  a zrodzony  z niego  syn,  który  zapewne  byłby  ukochanym  siostrzeńcem  Wielkiego  Księcia,  miałby  prawie  siedemnaście  lat  i byłby  już  rycerzem,  gdyby  nie  Mitylena!
Podła  do  cna,  zawistna  kobieta,  która  nigdy  nie  zaakceptowała  faktu,  że  to  nie  jej  córka,  Krystina,  
Krystina. Dobrze, że nie Dżesika.


miała  zostać  w przyszłości  władczynią  Fenerii.  Całym  swym  sercem  nienawidziła  Gerharda,  który,  jako  pierworodne  dziecko  jej  męża  Ferdynanda  i jedyny  potomek  płci  męskiej  z dynastii  Arwernów,  w pierwszej  kolejności  dziedziczył  po  nim  tron.  
No cóż. Nie wiem, gdzie Mitylena uczyła się historii, ale chyba przespała opowieści o truciu niewygodnych krewnych.


Knowania  podstępnej  macochy  i kolejne  wojny,  którymi  wyniszczyła  świeżo  utworzone  Fenian,  doprowadziły  do  śmierci  Almy  i ukrycia  Gerharda  w Czarnej  Twierdzy,  gdzie  został  skazany  na  haniebne  życie  najemnika.


(...)


–  On  jest  Mistrzem?!  –  wykrzykuje  Damon,  a ślepy,  niemogący  mówić  starzec  kładzie  wolną  rękę  na  okrywającej  jego  wychudzone  ciało  narzucie  i drżącym  palcem  wskazuje  jeden  z symboli  wchodzących  w skład  jego  Znaku.  –  Lew?  –  pyta  Książę.  –  A więc  musi  być  Mistrzem  Walk,  jak  niegdyś  ty  byłeś,  czcigodny  Frygillu.
–  Tak.  Lew  jest  Znakiem  Domeny  Walk,  choć  wszyscy  trzej  doskonale  wiemy,  że  to  także,  i przede  wszystkim  w jego  wypadku,  symbol  Cesarza.
Konspiracja, mać ich gamratka…
Podejrzewam, że oparta na “tak oczywiste, że musi być zbiegiem okoliczności”. Coś jak całe biuro śmiejące się z kolegi Clarka, że wygląda jak Superman i chodzi na lunch akurat wtedy, gdy trzeba ratować zakładników.


–  W takim  razie  musi  być  tym  najsławniejszym  członkiem  Czarnego  Bractwa  –  zwraca  się  bardziej  do  siebie  zamyślony  Anturyjczyk.  –  Większość  władców  korzysta  z jego  usług,  by  rozwiązywać  własne  problemy,  nie  brudząc  przy  tym  swych  rąk.  Jest  znany  ze  skuteczności,  męstwa,  dyskrecji,  ale  i bezwzględności.  Ponoć  zawsze  można  na  niego  liczyć  i wysłać  go  tam,  gdzie  inni  zawiedli.  Sam  nieraz  zastanawiałem  się,  czy  nie  zawezwać  go  do  pomocy  w walce  z Mityleną.  To  straszne  –  stwierdza,  gdy  dociera  do  niego  prawda.  –  On  jest  mordercą!  Mój  Gerhard…
Oj tam, oj tam. Większość władców jest mordercami, używają po prostu innych ludzi jako narzędzi.


–  A czego  się  spodziewałeś  po  najemniku,  Damonie?  –  pyta  go  Filon.  –  Severo,  bo  takie  nosi  teraz  imię,  jest  przecież  Związkowcem.  A nam  nieobce  są  zbrodnie  za  pieniądze.  Na  tym  polega  nasza  praca.  Tak  zarabiamy  na  utrzymanie  Świętej  Organizacji.
- No dobrze, a nie mogłeś go przydzielić, nie wiem, do mistrzowania w etykiecie? Słyszałem, że macie tu gościa, który całymi dniami symuluje łowienie ryb i nikt nie każe mu nikogo mordować, może dałoby się i coś załatwić dla mojego Gerhardzika?...


Książę  opuszcza  głowę  zdruzgotany (no nie spodziewał się tego, wcale a wcale!),  a Filon  kładzie  mu  dłoń  na  ramieniu,  ściskając  je  nieznacznie.
–  Ale  oprócz  tego  jest  wojownikiem.  Niezłomnym  i nieustraszonym.  Zna  się  na  broni  jak  nikt  inny.  Sztuki  walki  opanował  do  perfekcji.  To  już  nie  jest  rycerz,  którego  znałeś,  lecz  potężny  mężczyzna,  któremu  posturą  i muskulaturą  daleko  do  smukłego,  delikatnego  młodzieńca,  którym  był  niegdyś.  Wykonaliśmy  nasze  zadanie  bezbłędnie.  Nikt  go  nie  rozpozna,  chyba  że  odkryje  znamię  na  jego  nadgarstku  i będzie  wiedział,  kto  i dlaczego  je  nosi.  
Znaczy, całkowicie zmieniliśmy wygląd Sevcia, ale dla lepszej konspiracji zachowaliśmy rodowe znamię.
Więc Związek zrobił z Gerharda podręcznikowego wojownika na piątkę z plusem, fajnie. Czy jednocześnie zatroszczyli się o edukację w strategii (poza wieczornymi planszówkami) i innych takich pomagających kierowaniem rebelii, a potem państwem? Czy założyli, że Sev w pojedynkę zasiecze cesarską armię, a potem będzie rządził opierając się na doświadczeniu nabytym przy ochrzanianiu pięciu podwładnych z lochów?
A po co, przecież już ustaliliśmy, że do rządzenia wystarczy największe przyrodzenie.


Damonowi nie podoba się też, że Severo nawiązał romans z Ariadną/Arienne – jego zdaniem powinien skupić się wyłącznie na zemście, a związek z kobietą może go od tego odciągnąć.


–  Przemawia  przez  ciebie  zazdrość,  Damonie  –  z pobłażliwym  uśmiechem  zwraca  się  do  szpakowatego  mężczyzny  Filon.  –  Nic  nie  poradzisz  na  to,  co  zostało  zawarte  w Księdze.  Wszak  doskonale  wiesz,  że  to  dłoń  Almy  napisała  ich  spotkanie,  sprzyjała  mu  i je  zaplanowała.  Bogini  Przeznaczenia  i jej  Strażnik  są  razem,  czy  tego  chcesz,  czy  nie.  Zamiast  więc  koncentrować  się  na  przeszłości,  której  już  nie  wrócisz,  lepiej  pomyśl,  jak  dobrze  wykorzystać  obecność  twej  bratanicy  u boku  Gerharda,  gdyż  jej  wpływ  na  niego  z każdym  dniem  rośnie.  I choć  ona  wciąż  jeszcze  jest  dzieckiem (no chyba jednak nie, pomyślmy o tych czternastoletnich żonach),  już  teraz  jest  władna  przekonać  go  praktycznie  do  wszystkiego  i jako  jedyna,  odkąd  nałożone  na  niego  przez  Arcymistrza  bariery  są  już  praktycznie  nieaktywne,  może  okiełznać  niszczycielską  moc  prawowitego  Cesarza,  którą  z pewnością  doskonale  pamiętasz,  gdyż  nieraz  jej  doświadczyłeś,  gdy  mieszkał  pod  twym  dachem.  
Uhm, więc lodowe moce nie są indywidualną właściwością Severa, lecz stanowią atrybut prawowitych cesarzy? I nikt przez te wszystkie lata nie zwrócił na to uwagi?


O Arienne:
(...) Od  razu  ją  rozpoznasz,  choć  i ona  przebywa  w Ravillonie  pod  zmienioną  tożsamością.
Tak, zmieniła sobie cztery literki w imieniu i to wystarczyło, żeby absolutnie nikt się nie zorientował.


***


Nastał  czterdziesty  dzień  Estrafu,  a Severo  wciąż  nie  dotarł  do  Ravillonu.  Ubrana  w przywiezioną  z Esterwaldu  zielono-złotą  dworską  suknię  wyglądam  przez  okno  naszej  komnaty  i stwierdzam,  że  żadna  łódź  nie  płynie  w stronę  Twierdzy.  Coroczny  bal  Związku,  na  którym  obecność  jest  obowiązkowa,  już  się  rozpoczął,  a mego  ukochanego  wciąż  nie  ma.   Nie  tylko  więc  tęsknota  za  tak  długo  nieobecnym  boli,  ale  również  świadomość,  że zapewne  Wilbur  i wrodzy  memu  ukochanemu  Mistrzowie  każą  mu  znowu  słono  zapłacić  za  złamanie  zasad  Świętej  Organizacji,  zwłaszcza  jeśli  na  dodatek  któryś  z nich  zobaczy  go  w bieli,  którą  Severo  nosił  na  statku.
To znaczy, że ona tak sobie po prostu wróciła do Ravillonu i nikt jej złego słowa nie powiedział, choć oddalając się samowolnie złamała wszystkie zasady?! Powinna czekać teraz na Severa – ale w lochach! Nie wierzę, żeby Wilbur pominął taką okazję do dokopania Severowi!
Najwidoczniej Wilbur ciągle jeszcze słabuje po ostatnim ataku Sevcia.


(...)
Ven instruuje Arienne, że na początku balu to ona, jako najmłodsza i najzdolniejsza uczennica, będzie musiała zabawić gości odrobiną magii. Arienne, na sali pogrążonej w mroku (takie zabezpieczenie, żeby krewni jej nie dostrzegli) wyczarowuje dla każdego z gości lustro, które okazuje się odpowiednikiem zwierciadła Ain Eingarp – każdy widzi w nim spełnienie swoich marzeń (ha, zgadnijcie, co widzi Gritton…). Pod koniec pokazu na sali zjawia się także Severo.
Tymczasem ludzie Eminencji przetrząsają komnatę Frygilla w poszukiwaniu testamentu.


Pięciu  mężczyzn  odzianych  w paradne,  czarne  stroje  ze  złotymi  emblematami  Skropiona (hihihi) na  plecach,  poszukując  cennego  dokumentu,  doszczętnie  demoluje  apartament  Najwyższego  Związkowca.  Zrywają  tapety  ze  ścian,  przewracają  meble,  które  wcześniej  dokładnie  przeglądnęli,  wyrzucają  na  środek  komnaty  szuflady  komód,  by  przetrząsnąć  całą  ich  zawartość,  niczego  nie  pomijając,  a nawet,  w geście  ostatecznej  desperacji,  rozbijają  płyty  posadzki,  szukając  pod  nimi  ukrytej  skrytki.


(...) Rozkazy  Jego  Eminencji  są  wyraźne.  Mamy  znaleźć  Testament  i jeszcze  przed  końcem  uroczystości  mu  go  dostarczyć.  To  jedyny  moment  do  tego  sposobny,  bo  wszyscy  są  zajęci  zabawianiem  władców,  którzy  zjechali  do  Ravillonu.
–  A co  z ciałami  zabitych  wartowników  i całym  tym  burdelem?  –  Podoficer  wskazuje  ruinę  panującą  w sypialni  Najwyższego  Związkowca.
–  Nie  zaprzątaj  sobie  tym  teraz  głowy,  Shun.  Skup  się  lepiej  na  powierzonym  ci  zadaniu.  Już  Mistrz  Wilbur  sobie  z tym  poradzi.
Wzruszy ramionami i powie “oj tam, oj tam”, “takie rzeczy się zdarzają” lub “no ale o co robić aferę”.
“Zabici to zabici, na chuj drążyć temat?”


Od  czego  w końcu  ma  moc?  –  Spasiony  dowódca  uśmiecha  się  brzydko.
Tak, biedny Wilbur musi jeszcze sprzątać bałagan po kolesiach od mokrej roboty. Na pewno będzie zadowolony. Totalnie widzę, jak wyciera mopem podłogę i mruczy sam do siebie “wszystko na mojej głowie, ehh, jak chcesz mieć coś zrobione dobrze, to zrób to sam”.
“Nikt mi w tym domu nie pomaga!”


–  Dobra.  Zostawiam  to  jemu.  Ale  staruch  wciąż  dycha.  –  Młody  mężczyzna  wskazuje  głową  na  spoczywającego  na  łożu  wśród  rozrzuconej  i porozrywanej  pościeli  Arcymistrza.
–  Ja  się  nim  zajmę.  –  Navin  wybucha  okrutnym  śmiechem.  –  I tak  już  zbyt  długo  przeklęty  darmozjad  żyje  na  nasz  koszt!  –  Rusza  ku  łożnicy  i staje  obok  jej  wezgłowia,  patrząc  z obrzydzeniem  na  śmierdzące  rozkładem,  wyniszczone  chorobą  ciało  Frygilla.  –  Lepiej  się  prezentowałeś,  gdy  widziałem  cię  ostatni  raz,  dwa  lata  temu  –  zwraca  się  do  starca,  którego  oczy  pozostają  zamknięte,  lecz  wychudzona  pierś  odziana  w czarną  koszulę  unosi  się  co  chwila  nieznacznie  pod  wpływem  słabego  oddechu.  –  Wcześniej,  choć  chory,  przynajmniej  wspierałeś  Ravillon  swą  magią.  Teraz  tylko  leżysz  niekreatywnie.
Leżysz niekreatywnie. Co za obelga.
Absolutnie najlepsza :D Mnie by w pięty poszło.


Nadszedł  więc  czas  rozstać  się  nareszcie  z tym  padołem,  Mistrzu.  To  ci  się  już  raczej  nie  przyda  tam,  gdzie  za  chwilę  się  udasz!
Bardziej przedramatyzowanej gadki nie dało się wymyślić?


 –  Pochyla  się  nad  mężczyzną,  by  zerwać  z jego  szyi  medalion,  który  zgodnie  z instrukcjami  zamierza  przekazać  Wilburowi,  lecz  gdy  to  czyni,  szczupła  dłoń  Arcymistrza  zaciska  się  z niezwykłą  siłą  na  jego  nadgarstku.


Opamiętaj  się,  głupcze,  albowiem  złemu  Mistrzowi  posłuch  dajesz!  Zmiany.  Czas  przemian.  To  się  właśnie  zaczęło!  Dziś  wybija  godzina  Przeznaczenia  dla  Związku,  ale  i Kontynentu.  Wszystkich  czeka  klęska  i śmierć  w męczarniach,  jeśli  nie  opowiedzą  się  po  stronie  powracającej  Nadziei!  Nie  jesteś  zatem  w tej  chwili  bardziej  żyw  ode  mnie,  Bracie,  chyba  że  oddasz  cześć  prawowitemu  Panu  i jemu  służyć  przyrzekniesz!  –  przekazuje  dowódcy  gorączkową  myśl  Najwyższy  Związkowiec.
Dzięki za kolejny spoiler.


–  Zostaw  mnie,  ty  pokręcony  staruchu!  –  Navin  z wściekłością  wyswobadza  rękę  z uścisku  Frygilla.  –  To  przedśmiertne  brednie.  Kolejnym  Arcymistrzem  będzie  Jego  Eminencja,  a on  nie  dopuści  do  tego,  by  coś  się  stało  ze  Świętą  Organizacją!  I z tą  świadomością  ruszaj  do  Krainy  Białej  Damy!  –  Gwałtownie  wyrywa  poduszkę  spod  głowy  starca  i przyciska  z całych  sił  do  jego  twarzy.  Przez  dłuższą  chwilę  trwa  w jednej  pozycji,  wpółleżąc  na  łożu  i dusząc  mężczyznę.
Ja wiem, że mordowanie schorowanego władcy poduszką to już tradycja (pozdro, Tyberiuszu), ale helloł, macie tu trupy strażników. Na pewno wszyscy uwierzą w śmierć arcymistrza z powodów naturalnych.
- Gdy zakryto jego twarz poduszką, już nie żył - poinformował porucznika Ven, wyciągając ciało z komory chłodniczej. - Chwilę wcześniej ofiara została zaględzona na śmierć.
Porucznik wzdrygnął się. Kto mógłby użyć tak topornego stylu wobec bezbronnego starca?
Zebrani  w komnacie  Związkowcy  odrywają  się  od  swej  pracy  i z niekrytym  przestrachem  obserwują,  jak  przełożony  morduje  na  ich  oczach  Arcymistrza.  A gdy  Najwyższy  Związkowiec  zamiera  w bezruchu  i tłusty  oficer  Eminencji  ściąga  poduszkę  z jego  wykrzywionego  śmiertelnym  grymasem  oblicza,  dostrzega  pod  siwymi  włosami  starca  czarną  teczkę  opatrzoną  Znakiem  Lwa.  Sięga  po  nią,  wyrywając  ją  spod  głowy  zmarłego.  
*głosem Obi-Wana* To nie jest ta teczka, której szukacie!
Drogi Navinie, nie pomyślałeś, że testament Arcymistrza powinien być opatrzony znakiem Hybrydy Związku, a nie Lwa?


–  Idioci!  Szukaliście  wszędzie,  tylko  nie  tam,  gdzie  trzeba!  Dlaczego  nie  przeszukaliście  tego  ramola?!  Miał  dokumenty  pod  poduszką!  –  wrzeszczy  na  swych  ludzi.
Biedny Frygill, tyle lat odgniatać sobie potylicę o tajne dokumenty Sevcia…
Mnie to w sumie zaskoczyło, byłem pewien, że te dokumenty zostały po prostu zniszczone.


–  Bo…  Bo  to  przecież  Arcymistrz…  Nie  śmieliśmy  go  ruszać  –  zwraca  się  do  niego  jeden  z klęczących  Związkowców,  pochylony  nad  porozrzucanymi  po  komnacie  drobiazgami  z szuflad.
Jacy delikatni. Pewnie na przeszukanie wpadli z bukietem i ręcznie robioną laurką “szybkiego powrotu do zdrowia! :)”. Cichutko przewracali meble, ostrożnie zrywali tapety i upewniali się, czy arcymistrzowi aby na pewno niczego nie trzeba, może poduszkę poprawić, albo herbatkę z sokiem zaparzyć?


Navin  podchodzi  ku  niemu  i policzkuje  z całych  sił,  po  czym  pospiesznie  rusza  do  wyjścia.  Jego  Mistrz  będzie  zadowolony,  gdy  otrzyma  to,  czego  tak  pragnął.  Mężczyzna  przyciska  teczkę  do  grubego  brzucha  i uśmiecha  się  bezwiednie.  Kto  wie.  Może  będąc  już  Arcymistrzem,  Wilbur  odwdzięczy  mu  się  za  jego  trud  i mianuje  kolejnym  Strażnikiem?
Prędzej zadba o to, żeby przydarzył ci się przykry wypadek. Jeszcze byś wypaplał, że Arcymistrz został zamordowany. Skoro Wilbur sam ma posprzątać po trupach strażników, to dlaczego nie miałby dorzucić do tego sprzątania paru niekompetentnych najemników znających wielką tajemnicę?
***
Severo zabiera Arienne z balu, ustalają, że muszą natychmiast uciekać, bo…


–  To  nie  jest  wyłącznie  pragnienie,  ale  także  konieczność,  bo…  –  Severo  z zamyśleniem  gładzi  piękne,  błyszczące  granatem  włosy  kobiety,  puszczone  luźno  spod  wysokiego  upięcia  złotymi  spinkami.  Zbiera  się  w sobie,  by  wreszcie  poinformować  ukochaną  o swym  odkryciu.  –  Bo  skoro  ja  bez  problemów  wszedłem  w posiadanie  twej  tajemnicy,  inni  również  w końcu  się  domyślą.  Za  dużo  zbieżności  i podobieństw  istnieje  między  tahitańską  dziedziczką  tronu  a ravillońską  Arienne.  Jeśli  więc  nie  ja,  znajdzie  się  ktoś  inny,  kto  wyjawi  Saulowi  prawdę.  
Spokojnie, Sevciu, przez prawie rok nikt się nie domyślił, nawet w Salmansarze.


Nie  chcę  czekać  na  ten  moment.  Ariadno!  Jeśli  więc  nie  Zakazane  Uczucie,  to  twoja  tożsamość  nas  zgubi.  Cesarz  zaoferował  mi  za  ciebie  fortunę,  która  skusi  niejednego  śmiałka.  Mogę  oszukać  wszystkich,  nawet  jego,  ale  na  pewno  nie  będzie  to  długotrwałe  kłamstwo.  Jednak…  Jednak  taka  ucieczka  ze  mną  oznacza  hańbę,  rozumiesz?  Dla  ciebie,  jako  spadkobierczyni  rodu  Merrettich.  Wiążesz  się  z człowiekiem  niegodnym,  którym  twój  ojciec  gardzi.  To  mezalians.  Dlatego  tak  naciskam,  byś  to  przemyślała.  Królewno!  –  Jego  surowe  oblicze  rozjaśnia  na  chwilę  uśmiech,  gdy  wypowiada  ostatnie  słowo.


Bla, bla, omawiają dość długo kwestię gwałtu, od którego zaczęła się ich znajomość, Severo prosi o wybaczenie, następnie prosi Arienne, żeby się poważnie zastanowiła, bo ich związek zawsze będzie mezaliansem – wobec czego Arienne sugeruje, że zna jego prawdziwą tożsamość. Severo oświadcza, że pragnie ją chronić i chce, aby Arienne pasowała go na swego rycerza, co też ona czyni. I wydaje się, że wszystko zostało już postanowione i nic nie powstrzyma ich przed ucieczką, gdy wtem…


–  Jestem  zdruzgotany!  Co  powinienem  zrobić  w tej  sytuacji?  –  dobiega  od  progu  płaczliwy  ton  Mistrza  Etykiety.
–  Zastąp  ich  kimś  i po  sprawie!  –  odpowiada  mu  podążający  u jego  boku  Ven.
–  Ale  to  nierealne!  Do  przedstawienia  został  jedynie  kwadrans,  a ja  nie  mam  głównych  aktorów!  Gdzie  w tak  krótkim  czasie  mam  znaleźć  godnych  odtwórców  roli  Agenora  i Alanis?  –  Moru  załamuje  szczupłe  dłonie,  pamiętając  jednak,  by  uczynić  to  z gracją  i przy  okazji  niepostrzeżenie  poprawić  balowy,  złoty  łańcuch  ze  Znakiem  Łabędzia,  który  w jego  mniemaniu  przekrzywił  się  nieco  zbyt  na  prawo.
Też widzicie ten wielki neon nad nim? Taki w tęczowych barwach, z wielką strzałką, układający się w napis “GEEEEEEEEEEEEEEEJ!”?


–  Zdaje  się,  Mistrzu  –  wtrąca  się  do  rozmowy  kroczący  obok  mężczyzn  Nemrod,  odziany  w czarną  zbroję  i wykutą  z żelaza,  najeżoną  ostrymi  krawędziami  koronę  –  że  odpowiedź  na  to  pytanie  sama  do  ciebie  przyszła  –  i pochylając  się  w lekkim  ukłonie,  z chytrym  uśmieszkiem  błąkającym  się  po  twarzy  wskazuje  na  stojącą  na  środku  pomieszczenia  i trzymającą  się  za  dłonie  parę.


–  Severo!  Oczywiście!  –  wykrzykuje  Moru.  –  Że  też  na  to  od  razu  nie  wpadłem! (...)
–  Co  się  stało?  –  zwraca  się  czarnowłosy  do  szczupłego  Mistrza.
– Ojtam, nic takiego! – powiedział gruby Mistrz do Mistrza średniego wzrostu.


Nie  jest  zadowolony  z takiego  obrotu  sprawy,  gdyż  w realizacji  planu  ucieczki  każda  minuta  może  być  cenna,  a z drugiej  strony  to  jego  przyjaciele.  Najbliżsi  mu  w Ravillonie  ludzie,  z którymi  wiążą  go  tysiące  wspomnień.  Traktował  ich  jak  braci,  a wyjazd  najprawdopodobniej  oznacza  rozstanie  z nimi  już  na  zawsze.  Nigdy  więcej  ich  nie  zobaczy.  Lubieżnego,  prostego  w manierach  olbrzyma,  Gavina.  Dziwacznego,  lecz  poczciwego,  amatora  mężczyzn  i dobrego  smaku,  Moru.  
Do skrótu LGBTQ trzeba będzie dodać jeszcze litery DS.

Tessiego.  Swojego  ulubieńca,  który,  jeśli  nie  poznał  jeszcze  prawdy  o Losie  ukochanej,  pewnie  nadal  jest  na  niego  wściekły  i nienawidzi  go  całym  sobą.  No  i Vena.  Ech.  Ven…  Niegdyś  przegrał  walkę  z Tessim  o serce  Severa.
Jak widzę takie teksty i przypominam sobie myśli księcia Damona o Gerhardzie, mam dziwne wrażenie, że wszyscy oni byli w Sevciu zakochani.
A pamiętasz tę scenę z drugiej części analizy, kiedy Tessi eksponował przed Severem swój nagi, wypięty tyłek?


(...)
–  Wraz  z uczniami  wszystkich  Domen  przygotowałem  na  rozkaz  Jego  Eminencji  inscenizację  znanej  wszystkim  legendy  o Agenorze  z dynastii  Arwernów,  którego  czyny,  jak  wiemy,  przyczyniły  się  do  zjednoczenia  Kontynentu  w obronie  przeciw  nieczystej  mocy  z Północy.
Cóż to byłoby za opko o szkole, gdyby nie było przedstawienia!
Mocy z Północy, parara, mocy z Północy...


(...)
–  I co  dalej  z tym  przedstawieniem?
–  Nic.  Bo  aktorzy,  którzy  mieli  przybyć  z Cesarskiego  Teatru  w Fenis,  Leonard  Brujen,  Asa  Stanfeld  i Klaudia  Vesconti,  ulubieńcy  większości  obecnych  dziś  w Ravillonie  władców,  nie  dotarli  na  czas.  Panuje  sztorm,  więc  zapewne  utknęli  na  drugim  brzegu,  nie  mając  jak  przeprawić  się  do  Czarnej  Twierdzy.  
Ale wszystkim możnowładcom się udało? Ach, te zbiegi okoliczności!


A ja  mam  już  wszystko  przygotowane.  Kostiumy,  dekoracje,  pozostałych  uczestników  sztuki…  Brak  mi  tylko  głównych  bohaterów.  Bo  na  szczęście  odtwórcę  roli  Władcy  Schatten  mam  od  dawna.  –  Wskazuje  dłonią  na  barda,  który  uśmiecha  się  szeroko  do  swego  Mistrza.
Jego szczęście, że są w opku, a przed sobą ma Maryśkę i Garyśka Sujków, bo w prawdziwym świecie takie pomysły kończą się zwykle spektakularną katastrofą.


(...)


Severo i Arienne próbują się wykręcić od zaszczytu, lecz jak na złość całą grupkę nakrywa Wilbur. Eminencja już-już zamierza ich ukarać za nieobecność na balu, lecz Moru szybko tłumaczy mu, że właśnie trwa próba generalna do przedstawienia.


Rozpoczyna się przedstawienie; kiedy na scenę wkraczają Severo i Arienne jako cesarz Agenor i cesarzowa Alanis, na sali zapanowuje niejakie poruszenie, ponieważ krewni rozpoznają Arienne. Ach, już widzę tych gońców rwących z kopyta na cesarski dwór, te zażarte walki o dwa miliony fenów!


A teraz rozsiądźcie się wygodnie i rozkoszujcie ravillońską sztuką poetycką!


Muzo  Melodii,  Agenor  przed  Tobą
Lira  w mych  dłoniach  będzie  twą  ozdobą
Śpiew  mój  Alanis  pięknej  dedykuję
Z niebios  natchnienia  tęskno  wyczekuję
Zaczarujcie  dziś  struny  pieśnią  mą
Tę,  którą  oczy  miłować  me  chcą
Dane  mi  której  widzieć  nie  będzie
Obraz  jej  ze  mną  podąży  wszędzie


I podziwiajcie zdolności Sevcia i Arienne, którzy nie tylko w godzinę opanowali tekst sztuki, ale jeszcze są w stanie to zaśpiewać.


Kończąc  zwrotkę,  przenosi  roziskrzone  spojrzenie  ku  Tahitance  i kontynuuje,  nie  mogąc  się  doczekać  momentu,  w którym  po  raz  pierwszy  usłyszy,  jak  śpiewa  jego  ukochana.  W końcu  Amarylis  twierdziła,  że  jej  córka  ma  niespotykany  głos.




Żegnaj,  o miła!  Dni  szczęścia  skończone


–  Żegnaj,  mój  miły!  Łzy  me  niezliczone


Żegnaj, moje miłe! Ucho zakrwawione…
Vincent, idź stąd, to nie twoja bajka!


(...)


Odchodzę,  luba,  by  dać  ci  schronienie


–  Więcej  mieć  pragnę  niż  tylko  wspomnienie
Serce  me,  Królestwo  –  twe  pozostaną


–  Odejście  twe  dla  mnie  krwawiącą  raną


Po  czym,  nadając  twarzy  błagalnego  wyrazu [nadać co: błagalny wyraz],  kontynuuję  sama:




–  Ach,  zostań,  ach,  zostań,  kochany  mój
Wędrówki  w toń  Mroku  czeka  cię  znój
Walka  z Cieniami  z Lodu  Krainy
Nie  masz  litości  dla  mnie  choć  krztyny?

Widownia jest zachwycona do najwyższego stopnia, wszyscy komentują urodę aktorów i kunszt wykonania pieśni, serca widzów zostały dogłębnie poruszone… i nie tylko serca, gdyż np. Tarlen daje wyraz swemu entuzjazmowi wyciągając na korytarz swoją Milady, by tuż za drzwiami auli rozładować emocje szybkim numerkiem.
(...)
Co  my  jeszcze  robimy  w tej  Auli?!  Właśnie  wyznałam  miłość  ukochanemu.  Czy  on  zdaje  sobie  sprawę,  że  tak  właśnie  go  miłuję?  Jak  Alanis  swego  Agenora?  Czy  usłyszał  moje  „kocham”,  czy  tylko  tekst  pradawnej  królowej?  Och,  gdyby  nie  cała  ta  widownia  tutaj,  wpadłabym  w jego  ramiona  i trwała  już  w nich  na  wieki!


Jedno  marzenie  podarunku  noszę


Gdy  Severo  odpowiada  w ten  sposób,  zaniepokojony  Laniger  zwraca  się  do  ciotki:
–  Nie  wydaje  ci  się  to  zbyt  prawdziwe?  Jak  na  niewinne  dziewczę,  które  nigdy  nie  brało  udziału  w podobnych  przedstawieniach,  bardzo  przekonująco  odgrywa  swą  rolę!
Oktawia  wzdycha  ciężko.
–  Może  więc  być,  że  uległa  Severowi,  w końcu  wszyscy  wiemy,  jak  on  działa  na  kobiety.
–  Hańba!  –  wycedza  młody  książę  przez  zęby.  –  Rozmówię  się  z nią  po  zakończeniu  tej  farsy.
A może po prostu ma zdolności aktorskie?


–  Nie,  razem  z nią  porozmawiamy.  Nie  chcę,  abyś  wpędził  ją  w jeszcze  większe  tarapaty.  Nie  wyciągaj  pochopnych  wniosków,  najpierw  posłuchaj,  co  ona  ma  na  swoje  usprawiedliwienie.  Choć,  niestety,  chyba  potrafię  sobie  to  wyobrazić.  –  Królowa  już  nie  kończy,  tylko  spogląda  zrezygnowana  na  przystojnego  Mistrza  Walk.  Nie  miała  co  prawda  okazji  poznać  go  osobiście,  ale  przecież  wie,  jak  wyglądają  rycerze  na  dworze  jej  siostry,  Amarylis.  Spośród  tych  pięciu  wyróżnionych  Tahitańczyków  żaden  nie  mógł  nigdy  poszczycić  się  podobną  sylwetką  i urodą.  Nic  więc  dziwnego,  że  niedoświadczona  Ariadna  uległa  temu  pociągającemu  Związkowcowi.  Och,  lepiej,  żeby  miała  coś  jeszcze  na  swą  obronę  niż  tylko  uczucia,  bo  inaczej  ciężko  może  być  pohamować  gniew  Lanigera.
Jaki gniew? Czy wy jesteście jacyś powaleni? Wysłaliście ją do Ravillonu, wiedząc czym jest a teraz strzelacie jakieś fochy przez sztukę w której grają?
Nieno, krewni jej nie wysyłali, to był pomysł Tamiry.
Myślałem, że skoro byli w Salmansarze, to przynajmniej jej ciotka wie.


Władczyni  Salmansaru  przysłuchuje  się,  jak  aktorzy  odgrywający  parę  mitycznych  władców  kontynuują  swój  miłosny  dialog,  w którym  jako  pierwszy  odzywa  się  Anturyjczyk:




Pocałunku  słodyczy  skosztować


–  Pocałunek  ci  pragnę  darować


Odpowiada  jej  siostrzenica,  po  czym  na  koniec  śpiewa  ponownie  razem  z Mistrzem  Walk:




Usta  na  ustach  obietnicą  są
Serca  przeciwności  Losu  zniosą


Przedziwna jest rytmika tego wersu.


Po  odłożeniu  przez  Severa  lutni  i powstaniu  z taboretu  rozemocjonowani  kochankowie  stoją  naprzeciw  siebie,  trzymając  się  za  dłonie.  Wpatrują  się  w siebie  z miłością,  a zewsząd  dochodzą  do  ich  uszu  głośne  aplauzy.


–  Brawo!
–  Piękna  para!
–  Doskonała  gra!
–  Parne piękno grywalnej doskonałości!


–  Ależ  oni  jeszcze  nie  skończyli!  Wszak  tę  pieśń  wieńczy  pocałunek,  a nasi  aktorzy  chyba  zapomnieli,  że  ich  rola  nadal  trwa,  bo  zamiast  przystąpić  do  dzieła,  gapią  się  na  siebie  jak  cielęta!  –  Sędziwy  Klemens  śmieje  się  na  całe  gardło.  –  No  dalejże,  pocałujcie  się  jak  należy!  W Związku  chyba  nie  ma  cnotek?!
Nie, ale są kanony.


–  Och,  tak!  –  Rozentuzjazmowana  Matylda  przyklaskuje  pomysłowi  władcy  Ranzenchornu.  –  To  będzie  takie  romantyczne!  Chcemy  pocałunku!
Gorzko! Gorzko! Gorzko!


–  Słusznie!  –  Dijon  powstaje  ze  swego  fotela  i bijąc  brawo,  dołącza  do  okrzyków  innych  władców.  –  Agenorze!  Pocałuj  Alanis!  Wszakże  ją  miłujesz!
Nawet król Musztarda zgłupiał na koniec ksiopka.


W ślad  za  Panem  na  Wyspach  idzie  jego  siostra  oraz  lenmarski  monarcha.  Shainée  natomiast  nie  jest  przekonana  co  do  tego  finału.  Sama  od  lat  chciała  skosztować  ust  Severa,  lecz  nigdy  nie  było  jej  to  dane,  gdyż  jej  opiekun (??? a może sponsor???) zawsze  zasłaniał  się  regułą  Związku.  Jeśli  więc  teraz  zrobi  to  –  czego  oczekują  inni  królowie  i co  sam  sobie  właśnie  wyśpiewał  w zakończeniu  swej  pieśni  –  z tą  dziewczynką,  uchybi  tym  samym  majestatu  Cesarskiej  Siostrze.  
Co to znaczy “uchybić majestatu”?
Nie trafić ostrzem gilotyny w królewski kark.
Tak jak i autorki co chwila trafiają jakoś obok znaczenia używanych słów albo konstrukcji frazeologizmów.


Lecz  czy  to  możliwe,  by  jej  kochanek  uległ  presji  i rzeczywiście  pocałował  to  pozbawione  jakichkolwiek  krągłości  dziecko,  które,  jak  jej  potwierdzono,  jest  właśnie  tą  jego  osławioną  Milady?
Nigdy nie myślałem, że będę na serio myślał o tym, by podczas analizy strzelić sobie w łeb.


(...)


–  Chcemy  pocałunku!  –  a po  nich  ten  sam  okrzyk  wznoszą  pozostali  i już  po  chwili,  ku  zgrozie  księcia  Lanigera,  cała  Wielka  Aula  skanduje  jeden  wyraz:
–  Pocałunek! Po-ca-łunek! I sto-sunek! Chcemy widowiska!
Severo  zaś  pochyla  się  nad  Ariadną,  chcąc  musnąć  jej  czoło  ustami,  by  dać  zadość  oczekiwaniom  publiczności.  Jednak  w ostatniej  chwili  zmienia  zdanie.  W końcu  za  chwilę  i tak  ich  tu  nie  będzie,  więc  żaden  z Członków  Wielkiego  Zgromadzenia  nie  zdąży  zarzucić  im  złamania  Kanonu  z Kodeksu  Świętej  Organizacji.
Za chwilę i w tej chwili to jednak sporo różnica. Widzisz, Sevciu, teraz jesteś w Ravillonie. A twoi wrogowie mogą cię aresztować. Albo aresztować zaraz po tym jak zejdziesz ze sceny.


Poza  tym  sam  ma  tak  nieodpartą  ochotę  to  zrobić,  że  teraz  nic  go  już  nie  zatrzyma.  Żadne  złe  spojrzenie,  wizja  kary  czy  groźba  mieczem.  Tęskni.  Pragnie.  Już  nie  myśli.  
O, jakie “już”? Z tym to on miał problemy od początku.


Czyni.
Chwyta  twarz  kobiety  w swe  dłonie  i łączy  się  wargami  z jej  ustami.  I trwa  tak,  nie  mogąc  się  oderwać.  Całując  swą  Ariadnę,  Alanis,  Arienne,  która  właśnie  wyznała  mu  w pieśni,  że  go  kocha,  a przecież  i on  czuje  to  samo…


A ja  przymykam  oczy  i odwzajemniam  słodką  pieszczotę  Severa,  niepomna  na  to,  co  pomyślą  moi  krewni,  ani  na  mogące  nam  grozić  konsekwencje.  Nic  się  już  nie  liczy  oprócz  nas  i naszych  uczuć.  W końcu  możemy  dać  ujścia  tęsknocie  i nagromadzonym  w trakcie  śpiewu  emocjom.  Zarzucam  ramiona  na  szyję  ukochanego,  gdy  ten  bierze  mnie  w objęcia,  i wciąż  całując,  wynosi  na  rękach  ze  sceny.
–  Skandal!
–  Zbezczeszczenie  odwiecznych  praw  Związku!
–  Jawny  pokaz  Zakazanego  Uczucia!
Do  Argusa  i Eminencji  zwracają  się  kolejni  rozwścieczeni  Mistrzowie,  wygrażając  im  pięściami:
–  Jeśli  wy  tego  nie  ukrócicie  –  krzyczy  do  najwyżej  postawionych  Związkowców  Eston,  grożąc  im  pozbawioną  palca  lewą  dłonią  –  sami  się  tym  zajmiemy!
–  On  musi  znów  stanąć  przed  sądem,  a ją  trzeba  natychmiast  zesłać  do  Podziemi!  –  wtóruje  mu  Gritton.


–  Eminencjo,  Kanclerzu.  Przymkniecie  oko  na  złamanie  pradawnych  i najważniejszych(!!!)  reguł  naszej  Organizacji?  –  pyta  Tarlen,  który  szybko  zaspokoiwszy  własną  potrzebę  –  w zasadzie  nigdy  nie  był  długodystansowcem  w alkowie (Przerywamy fabułę, by przekazać ten niezwykle ważny komunikat! Szczegóły w specjalnym wydaniu wieczornego dziennika!)  –  powrócił  na  Aulę  akurat  w momencie  finału  pieśni.
–  Prawda!  –  stwierdza  Harold,  w którego  sercu  po  tym  niezwykłym  pokazie  na  powrót  odżyła  fascynacja  Arienne.  Z chęcią  więc  znów  uderzyłby  do  niej  w konkury,  oczywiście  pozbywszy  się  wcześniej  własnej  Milady,  gdyż  Diana  już  zaczęła  go  mierzić  i nudzić.  –  Wszak  Mistrz  Walk  właśnie  wykonał  Zakazany  Pocałunek  i wszystko  wskazuje  na  to,  że  nie  był  on  pierwszym  w jego  życiu.  Zrobił  to  z niezwykłą  wprawą  jak  na  kogoś,  kto  nigdy  nie  miał  do  czynienia  z podobną  czułością!
No tak, dotknęli się ustami, co za wprawa w pocałunku! Harold pewnie by jej pociągnął z baśki...


–  Czcigodni  Członkowie  Wielkiego  Zgromadzenia!  –  Zacietrzewionym  mężczyznom  przerywa  rozbawionym  głosem  Pan  na  Wyspach,  który  podchodzi  do  ich  stołu  i wspiera  białe  dłonie  na  blacie  tuż  przed  Kanclerzem  i Wilburem.
–  Wasza  Wysokość?  –  Argus,  szurając  swym  fotelem,  podobnie  do  pozostałych  powstaje,  by  oddać  honory  młodemu  monarsze.
–  Ten  występ  niezwykle  przypadł  do  gustu  mej  królewskiej  siostrze  oraz  mnie.  –  Dijon  przesuwa  złocistym  spojrzeniem  po  twarzach  Mistrzów,  wciąż  jeszcze  wykrzywionych  wściekłością  i zawiścią,  sam  uśmiechając  się  promiennie.  –  Dlatego  w nadchodzącym  nowym  roku  jestem  gotów  przeznaczyć  milion  fenów  na  rozwój  Domeny  Walk.  Co  oczywiste…  ale  wolę  to  zaznaczyć,  żeby  nie  było  niedomówień  i niepotrzebnych  niejasności…  uczniowie  mają  trenować  pod  okiem  Mistrza  Severa,  gdyż  myślę,  że  nikt  z tu  obecnych  nie  zakwestionuje  jego  talentu
Ach, Sevcio będzie musiał utworzyć klasę z profilem aktorskim.


 –  dodaje,  z jeszcze  większą  wesołością  przyjmując  zdumienie  zebranych.  –  A za  rok  ja  i moja  rodzina  liczymy  na  kolejny  popis  jego  umiejętności  aktorskich.  Oczywiście  wespół  z piękną  Milady  Arienne.  Tym  razem  jednak  obrałbym  na  bohatera  inscenizacji  innego  przedstawiciela  rodu  Arwernów,  skoro  już  przy  tej  dynastii  jesteśmy.  Z chęcią  obejrzę  Lorda  Severa  w roli  Cesarza  Gerharda.


Młodzieniec  odchodzi,  pozostawiając  za  sobą  trwających  w głębokim  szoku,  nadal  milczących  Członków  Wielkiego  Zgromadzenia.  No.  To  załatwione.  Po  tej  deklaracji  z jego  strony  żaden  z wrogów  nie  ośmieli  się skrzywdzić  Mistrza  Walk  oraz  księżniczki  Ariadny  –  bo  przecież  to  ona  we  własnej  osobie,  co  –  odkąd  ją  tylko  ujrzał  –  cały  czas  podszeptują  mu  Duchy.  Tuż  po  nim  do  Eminencji  podchodzi  przedstawiciel  Fregenordu,  po  nim  zaś  Lenmaru  i Tangeloru,  gdyż  władcy  tych  państw,  idąc  za  przykładem  Pana  na  Wyspach,  postanowili  skorzystać  z usług  Severa  i uczniów  jego  Domeny  w nadchodzącym  roku.
- Oczywiście, wasza miłość - skłonił się Wilbur, starając się nie okazywać nadmiernego entuzjazmu na myśl o sporym zastrzyku gotówki. - Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale czy mogę zapytać, do jakich zadań zostaną przydzieleni uczniowie Mistrza Walk?
- No raczej, że do roli żigolaków! Jeżeli całują z takim zaangażowaniem, jak ich szef na scenie, to życzę sobie po dwóch na tydzień!


(...)


Moru przypomina Severowi, że czeka go odegranie jeszcze jednej sceny – Agenora zwyciężającego wojowników Schatten.


W tym  momencie  za  kulisy  wchodzi  szczupły  Związkowiec  z emblematem  Skorpiona  na  plecach,  zwracając  się  bezpośrednio  do  Anturyjczyka:
–  Jego  Wysokość,  książę  Eckhartu,  wzywa  pilnie  na  posłuchanie  Milady  Mistrza  Walk  –  odzywa  się  donośnym  głosem.
–  Dobrze,  już  dobrze  –  Severo  z westchnieniem  rezygnacji  zwraca  się  do  Mistrza  Etykiety,  odstawiając  Tahitankę  na  podłogę.  –  Niech  będzie.  Poddaję  się.  Ale  potem…  –  przenosi  wymowne  spojrzenie  na  ukochaną  –  potem  wieczór  należy  wyłącznie  do  nas.  –  Przytula  kobietę  jeszcze  na  moment  do  siebie.  –  Idź  do  kuzyna,  skoro  tak  mu  pilno  do  spotkania  z tobą  –  wyszeptuje  jej  po  tahitańsku  do  ucha.  –  Po  spektaklu  widzimy  się  w naszej  sypialni.
Tak? A nie mieliście przypadkiem uciekać, co koń wyskoczy?


(...)
Kochana rodzinka wierci dziurę w brzuchu Arienne, wypominając jej prowadzenie się – aż wreszcie ta stanowczo wszystkich spławia i odchodzi.
Tak z ciekawości – czy Tamira, wysyłając Arienne do najbezpieczniejszego miejsca na świecie, gdzie absolutnie nikt nigdy jej nie znajdzie, wiedziała, że co roku zjeżdża się tam cała arystokracja Kontynentu, w tym również wszyscy krewni księżniczki?
Pewnie nie, podobnie jak nie wiedziały o tym jeszcze autorki…


(...)


–  Wiem,  Mistrzu,  że  szykujesz  się  do  odegrania  kolejnej  wspaniałej  sceny.  Zajmę  ci  jednak  tylko  chwilę.  –  Wielki  Książę  Anturii  odciąga  na  stronę  odzianego  w biel  mężczyznę,  nie  mogąc  nadziwić  się  jego  wyglądowi.
Gerhard  też  był  rycerzem,  lecz  w zbroi  nigdy  nie  prezentował  się  tak,  jak  odtwórca  roli  Agenora.  Miał  słuszny  wzrost  i był  dobrze  zbudowany,  ale  nie  był  tak  potężnym,  szerokim  w piersi  i barkach  wojownikiem,  którego  wielka  dłoń  wydaje  się  stworzona  wyłącznie  do  miecza.  
W ramach zmieniania Gerharda, Frygil przez kilka tygodni rozjeżdżał go walcem w podziemiach, aż powstał Severo:


Gdzie  się  podziała  delikatność  i subtelność  sylwetki  władcy?  Abstrahując  od  różnicy  rasowej,  innego  koloru  skóry  czy  włosów,  Severo  w najmniejszym  stopniu  nie  przypomina  męża  Almy.  Jego  oblicze  jest  surowe,  brwi  ściągnięte,  a troska  i cierpienie  nie  wydają  się  mu  obce.  A przecież  Gerhard  taki  nie  był.  Cieszył  się  życiem,  umiał  je  docenić  mimo  własnych  problemów,  zawsze  odsuwał  zmartwienia  od  siebie  i innych.  
Gerhard miał dwadzieścia lat, kiedy “zginął”. Czy Damon wyobraża sobie, że przez całe życie wyglądałby tak jak wtedy?


Nie  było  w nim  także  szorstkości  wyraźnie cechującej  Mistrza  ze  Związku,  którym  się  stał.  Jedynie  jego  wzrok  –  węgielna  czerń  obdarzona  magiczną  głębią  –  zdaje  się  zaświadczać  na  poczet  jego  pochodzenia.
I znowu obok...


Severo  składa  ukłon  przed  Damonem,  także  taksując  go  wzrokiem.  Schorowany,  wyniszczony  Anturyjczyk  o pięknych  oczach  w niezwykłym  odcieniu  źrenic  Ariadny  i,  co  ujrzał  w Zwierciadle  Przeznaczenia,  także  Cesarzowej  Almy.  Wymizerowana  twarz,  siwiejące  włosy,  problem  z poruszaniem  się.  Och.  Gdyby  mógł  sobie  go  przypomnieć  z przeszłości!  Brat  jego  żony  siedemnaście  lat  temu  na  pewno  nie  prezentował  się  jak  obecny  tu  starzec.  To  tylko  potwierdza  jego  tezę,  że  po  trzydziestej  wiośnie  człowiek  z każdym  rokiem  staje  się  coraz  starszy  i bardziej  niedołężny.
Drżę na myśl, że już niedługo i mnie dopadnie ten wiek starczy…
Nic nie mów… *skrzypi wiekiem od trumny*


Damon zaprasza Severa na swój dwór w Durevaldzie, sugerując przy tym, że zna jego tożsamość. Daje mu także swój pierścień.
(...)


***


Feneryjskiego  Agenora  bohaterem  zwą
Północ  okiełznał  męstwem  oraz  walecznością  swą
Lecz  czyny  wielkie  za  chwałę  mu  poczytywane
Siłą  Prawdy  o przeszłości  legną  zdruzgotane




Mistrz  Walk,  podobnie  jak  publiczność,  zamiera,  gdy  odgrywający  rolę  Władcy  Krainy  Ciemności,  zakuty  w czarną  zbroję  Nemrod,  nieoczekiwanie  odśpiewuje  wersety  stojące  w całkowitej  sprzeczności  z ideą  przedstawienia,  które  miało  być  hołdem  złożonym  legendarnemu  herosowi.  Odgrywając  swą  rolę,  Anturyjczyk  podróżował  po  zniszczonym  Kontynencie,  pomagał  podnieść  się  z gruzów  kolejnym  królestwom,  walczył  z dziwacznymi  potworami  z Talirii,  by  w końcu  dotrzeć  do  Schatten,  gdzie  miało  na  niego  czekać  triumfalne  zwycięstwo.  Po  pokonaniu  rycerzy  Mroku,  odgrywanych  przez  kilkunastu  uczniów,  wreszcie  stanął  przeciw  ich  Panu.
Pokonał minionki i dotarł do bossa.


(...)


Nemrod,  odśpiewawszy  zwrotkę,  sięga  po  miecz  i błyskawicznie  rzuca  się  na  czarnowłosego  rycerza.  Ich  broń  krzyżuje  się  z taką  mocą,  że  aż  spod kling  lecą  karminowe  skry.  Severo  jest  zszokowany  siłą,  z jaką  uderza  niepozorny  z wyglądu  grajek.
–  Co  ty  wyprawiasz?  –  syczy  do  barda,  odpowiadając  na  jego  kolejny,  potężny  cios.  –  Chcesz  zginąć?  Mieliśmy  tylko  symulować  walkę!
–  PYTAŁEŚ,  DLACZEGO  WŁAŚNIE  CIEBIE  NASZYM  PANEM  ZWIEMY  –  odpowiada  szarowłosy  młodzieniec  w języku  Krainy  Ciemności,  którego  ostre  i przerażające  w brzmieniu  słowa  rozumie  tylko  Mistrz  Walk.  –  ZA  CHWILĘ  DAM  CI  ODPOWIEDŹ.  ARWERNIE!
-Nie, pyta-- PYTAŁEM, CZY CHCESZ ZGINĄĆ!
-CO CHCĘ WYJĄĆ? PYTĘ???


Severo  czuje  narastającą  złość.  O co  w tym  wszystkim  chodzi?  To  nie  może  być  żart  ani  farsa.  Nemrod  jest  jednym  z Nich?  Należy  do  Mroku?  Nawet  tutaj,  w Ravillonie,  białowłosi  mają  swych  szpiegów?  Otaczają  go?  Ale  dlaczego?!
Ojejku! Nic nie rozumiem!


Ciosy  grajka  spadają  błyskawicznie,  podobnie  jak  parady  Anturyjczyka.  Klingi  obu  broni  rozświetla  magiczny  płomień,  a źrenice  Severa  rozpalają  się  karminem.  Jednak  jego  wściekłość  osiąga  zenit  dopiero  w chwili,  gdy  bard  nieoczekiwanie  używa  przeciw  niemu  Zakazanej  Magii.  Wypowiadając  zaklęcia,  Rycerz  Mroku  wznieca  potężną  burzę  śnieżną,  która  uderza  w jego  przeciwnika  z siłą,  która  każe  czarnowłosemu  Mistrzowi  skulić  się  pod  naporem  wichru  i zamieci.  Wykorzystując  moment,  gdy  mężczyzna  zmaga  się  z żywiołem  i chroni  twarz  przed  uderzeniami  zimna,  Nemrod  dopada  do  Severa  i tnie  go  z całej  siły  od  prawej  piersi  aż  po  lewy  bok.  Biała  zbroja  pęka,  jakby  nie  była  z żelaza  i nie  stanowiła  żadnego  zabezpieczenia  dla  ciała  wojownika,  który  krzyczy  bardziej  ze  złości  niż  bólu,  gdy  na  jego  białym  kaftanie  pojawia  się  krew.
A co w tym czasie robi publiczność? Zamarła całkowicie z wrażenia?


–  Ty  cholerny  Cieniu!  –  Anturyjczyk  dotyka  rozdartych  szat  i patrzy  na  swe  dłonie  ociekające  posoką,  lecz  w tym  momencie  bard  atakuje  ponownie,  a on  zmuszony  jest  do  natychmiastowej  reakcji.  Rozjuszony  do  granic  tą  nieoczekiwaną  agresją,  nie  zważając  na  ranę,  rzuca  się  na  młodzieńca  z zaciekłością,  czując,  jak  moc  wyrywa  się  z jego  ciała.  Pod  jej  wpływem  niezwykły  chłód  spowija  scenę,  rozchodząc  się  po  Wielkiej  Auli,  w której  zapada  całkowita  ciemność.  Po  chwili  kolejne  kandelabry  rozświetla  rubinowy  płomień,  a lód  spowija  posadzkę,  podchodząc  aż  pod  stopy  zachwyconych  widowiskiem  monarchów  siedzących  w fotelach  w rzędzie  pod  sceną.  Dwóch  wojowników  zaś,  nie  bacząc  na  zmiany  w otoczeniu,  kontynuuje  brutalną  potyczkę,  tnąc  wzajemnie  swe  zbroje  i odzienie,  raniąc  dotkliwie  przeciwnika  i rozwalając  przy  tym  elementy  dekoracji.
Bardzo mi się podoba to cięcie zbroi, zupełnie jakby były z kartonu, a oni walczyli na noże do cięcia papieru.


Severo  z rozświetlonymi  lodową  mocą  oczyma  dopada  do  Nemroda,  który  właśnie  zamierzał  zrzucić  na  niego  jeden  z olbrzymich  świeczników.  Czyni  to  z takim  impetem,  że  aż  spycha  grajka  ze  sceny.  Bard  pod  wpływem  ataku  (grrrrrh) ze  strony  Mistrza,  cofając  się  przed  jego  naporem,  w końcu  wpada  na  opuszczony  wcześniej  przez  Shainée  tron.  Gdy  stara  się  powstać  z fotela,  czarnowłosy  bez  cienia  wahania  wbija  miecz  w jego  pierś.  Czarna  zbroja  ulega  pod  ostrzem,  a Nemrod  opada  na  oparcie  przygwożdżony  do  niego  bronią  Anturyjczyka,  która  przeszywa  jego  ciało  na  wylot.  Czarna  ciecz,  niepodobna  do  szkarłatnej  posoki,  broczącej  z ran  Anturyjczyka,  zalewa  jego  szaty.  Śmiejąc  się  okrutnie,  muzyk  wznosi  pobladłe  oblicze  na  stojącego  nad  nim,  skrwawionego  i dyszącego  z wściekłości  wojownika,  przy  czym  zwraca  się  do  niego  śpiewnie,  jakby  ich  walka  była  zaplanowanym  elementem  przedstawienia,  a on  faktycznie  miał  przed  sobą  Agenora:




Gwałtem  wdarłeś  się  do  durańskiego  domu  mego
Rzeź  wśród  poddanych  czyniąc,  dziedzica  jedynego
Porywając  pod  pozorem  pokoju  zawarcia
Gdy  przybyłem  bezbronny,  rezygnując  ze  starcia
Do  obozu  twego,  dziecię  życia  pozbawiłeś
Rozpaczą  oraz  cierpieniem  ojca  się  bawiłeś
Odbierasz  magię  moją,  lecz  nim  serce  ustanie
Niech  me  przekleństwo  wypowiedziane  tu  zostanie!


No, rzeczywiście jak w porządnej operze, gdzie bohater ze sztyletem wbitym w pierś jeszcze przez piętnaście minut śpiewa o tym, że umiera.


(...)


Agenorze!  Przeklinam  ciebie  i dzieci  twoje
Na  Arwernów  spadną  same  męczarnie  i znoje
Niech  cierpienia  udziałem  waszym  od  teraz  będą
Dopóki  potomkowie  hańby  się  nie  pozbędą
Wilczym  Piętnem  naznaczam  pierworodnych  dziedziców
Zrodzonych  z Alanis  i ciebie  jako  rodziców




Anturyjczyk  na  te  słowa  opamiętuje  się  i cofa  o krok,  gdy  widzi,  co  uczynił  w swym  szale.  Znamię  na  prawym  nadgarstku  pali  go  piekącym  bólem,  który  każe  przełożyć  mu  oręż  do  drugiej  ręki.
Ach, chyba już wiem jak wygląda to znamię.




Białe  włosy  zawsze  będą  wam  przypominały
Ludzi,  których  posoką  twe  dłonie  się  zbrukały
Tych,  co  przeżyli  z Białych  Ludów  Północy  rodu
Zakujesz  za  murem  z nieprzeniknionego  lodu
I będą  wieki  całe  we  śnie  bolesnym  trwali
Przyjścia  swego  Mrocznego  Władcy  oczekiwali
Póki  nie  urodzi  się  Arwern,  który  korony
Jak  ja,  Nahesi  Duran,  zostanie  pozbawiony
I gdy  po  raz  wtóry  na  swe  skronie  ją  nałoży
Do  mej  przepowiedni  i zemsty  rękę  przyłoży
Wiedziony  niszczycielskiej  magii  mocą  przebudzi
Śpiących  w lodowym  więzieniu  nieśmiertelnych  ludzi




Severo  słucha  tych  słów  z narastającym  przerażeniem  ściskającym  go  coraz  mocniej  za  gardło.  Arwern,  który  został  pozbawiony  tronu.  Gerhard…  Jeśli  stanie  ponownie  do  walki  o swą  schedę,  jednocześnie  zapewni  zwycięstwo  Cieniom  i spełni  straszną  przepowiednię.  
Hm, właściwie w takim razie jeden prosty sposób, aby uniknąć spełnienia się klątwy – nie stawać do walki o schedę i już!

Niezwykła  moc,  którą  włada,  już  przywabiła  w jego  otocznie  przedstawicieli  Schatten,  którzy,  jak  wynika  ze  słów  barda  i wydarzeń,  które  miały  miejsce  w Tahitanii,  upatrują  w nim  swego  króla,  wyznaczonego  przez  przekleństwo  ich  ostatniego  przywódcy  zabitego  w podstępny,  niecny  sposób  przez  jego  przodka.
Iksińska do tablicy! Proszę rozrysować schemat tego zdania!


Jako  Władca  Ciemności  do  chwały  ich  powiedzie
Ku  monarchów  Kontynentu  rozpaczy  i biedzie
Ziemie  ich  napadnie  i Cieniom  podporządkuje
Wszystkie  królestwa  Świata  sobie  zaanektuje
Tak  zemsta  moja  na  Agenorze  się  dopełni
Me  marzenie  podboju  Kontynentu  się  spełni
Zaklęte  w lodzie  ludy  ożyją  wywyższone
Nad  krajami,  które  legną  przez  nie  wyniszczone
I choć  znów  śmiertelność  wśród  Durańczyków  nastanie
Wszechwładne  między  śmiertelnymi  ich  panowanie
Ty  zaś,  chory  i od  przejętej  mocy  szalony
Powrócisz  do  Fenis,  lecz  już  nie  w ramiona  żony
Ona  w ziemi  martwa  leży,  bo  ratować  chciała
Wasze  dziecię  i jego  ród,  więc  w Księgę  wpisała
Zmianę  Przeznaczenia  i planu  odwetu  mego
Lecz  to  i tak  nie  uratuje  dziedzictwa  twego
Arwern  Tron  Cesarski  po  raz  wtóry  wywalczy
I to  do  ziszczenia  klątwy  zupełnie  wystarczy


Wiecie co? I to jest nawet ciekawe, doceniam ten plot twist – gdyby tylko nie został wyrażony takimi częstochowskimi rymami!


Nemrod jeszcze raz, tym razem prozą (i capslockiem) wyjaśnia Severowi to, co powiedział przed chwilą.


Po  tych  słowach  Nemrod  staje  w płomieniach,  które  pochłaniają  go  całkowicie,  by  następnie  gwałtownie  wygasnąć.  Bard  dematerializuje  się,  a wraz  z nim  znikają  rany  na  ciele  Anturyjczyka,  a także  posoka,  którą  ociekał  tron  oraz  posadzka  wokół  obu  mężczyzn.  (...)


–  Ha,  ha,  ha.  –  Sędziwy  Klemens  dusi  się  kaszlem  ze  śmiechu.  –  A to  ci  historia!  Przemarzłem  do  szpiku  kości!  Ale  nawet,  jak  przyjdzie  mi  umrzeć  od  kolejnego  parszywego  choróbska,  skonam  w dobrym  humorze!  Ha,  ha,  ha.  Wielki  Zwycięzca  Agenor  okazał  się  zwykłym  mordercą.  W dodatku  dzieciobójcą!  Jednak  warto  było  tu  przyjechać,  żeby  obejrzeć  taką  wariację  na  temat  historii!
I tak Ravillon stał się znany w świecie sztuki jako siedziba eksperymentalnego teatru.


(...)


Księżniczka Shainee wypytuje Severa o jego misję odnalezienia narzeczonej cesarza.


–  Odnalazłem  ją.  Utonęła  wraz  z Perłą  Alistarów, okrętem,  który  zaginął  rok  temu  na  morzach  Północy.  Straszny  widok.  Rozbili  się  o górę  lodową  niedaleko  Zatoki  Lwa.  To  była  niewyobrażalna  katastrofa.  Ciała  załogi  i podróżnych  zamarzły  na  kamień  wraz  z chwilą  zetknięcia  z wodami  Oceanu  Lodu,  a wrak  dzięki  mrozowi  zachował  się  w całkiem  niezłym  stanie.  Podążyłem  za  historiami  okolicznych  kłusowników  i rybaków  i natrafiłem  na niego  na  jednej  z bezludnych  wysp  blisko  zasłony  z czarnej  mgły.  Mogłem  tam sobie  dokładnie  oglądnąć  statek,  ale  i jego  pasażerów.  Tahitańska  księżniczka  była  wśród  nich.  Miała  przy  sobie  zegarek  –  pozytywkę  oznaczoną  jej  inicjałami  i herbem  rodowym.  Kosztowne  cacuszko,  wykonane  dłonią  Mykhena,  nadwornego  jubilera  króla  Randona.
Dobrze wiedzieć, że zamek z setką mieszkańców ma własnego nadwornego jubilera. Pewnie wszyscy tam mają takie ładne i wyszukane tytuły.


(...)


Tymczasem Dijonowi ukazuje się zjawa Karli, która wyznaje, że przeklęła Severa i Arienne, ale teraz cierpi, nie mogąc zaznać spokoju. Dijon stwierdza, że aby uzyskać spokój po śmierci musi przebaczyć im i cofnąć klątwę.


–  Jeśli  to  jedyny  sposób  i innego  nie  ma,  przebaczę  im,  lecz  nie  obędzie  się  bez  ich  ukorzenia.  Nie ma, że tak za darmo! Chodź  więc  ze  mną,  mój  piękny,  a pokażę  ci,  czego  pragnę  od  Severa  i jego  wybranki,  by  czar  Zakazanej  Magii  na  nich  nałożony  ustąpił.  Spiesz  się  jednak,  gdyż  oni  jeszcze  dziś  opuszczą  Ravillon,  a wraz  z ich  odejściem  klątwa  ostatecznie  się  spełni!  –  Mara  unosi  dłoń,  by  chwycić  mężczyznę  za  brodę,  ale  jej  eteryczne  palce  znowu  nie  są  w stanie  dotknąć  skóry  Wyspiarza.  Zniechęcona  odwraca  się  od  niego  i unosząc  w powietrzu,  podąża  w głąb  korytarza,  wiodąc  swego  towarzysza  wprost  do  Laboratorium  Mistrza  Magii.


***


(...)


Severo niszczy Zwierciadlo Przeznaczenia, aby nikt za jego pomocą nie odkrył tożsamości jego lub Arienne. Następnie wraz ze swą Milady buszują w spiżarni, przygotowując prowiant na drogę – co kończy się szybką minetką pośród półek z zapasami.


(...)


–  Kocham  cię!
(...)
–  Ja  też  cię  kocham,  Ariadno.  Moja  maleńka.  I aby  dać  temu  wyraz  i móc  ostatecznie  pożegnać  naszą  niechlubną  przeszłość,  czas  pozostawić  Mistrza  Walk  i jego  Milady  na  wieki  w Czarnej  Twierdzy,  gdzie  jest  ich  miejsce.
Po  tym  wyznaniu  pochyla  się  nad  długą  szyją  księżniczki,  wyczuwa  na  jej  skórze  lekkie  zgrubienie  i całuje  je,  mówiąc:
–  Jam  jest  Severo,  Mistrz  Walk.  Na  swą  Milady  Arienne  z Salmansaru  wybrałem  i Lwem  naznaczyłem.  Ją  to  właśnie,  nie  żadną  inną.  Tyś  zaś  jest  Ariadna  z Tahitanii,  z rodu  Merrettich  zrodzona.  Dlatego  z ciała  twego  mój  Znak  zdejmuję,  gdyż  nie  ciebie  nim  napiętnować  zamierzałem.  
Zwracam ci też dziewictwo, bo nie ciebie zamierzałem zgwałcić.


Czynem  tym  swej  przynależności  do  Świętej  Organizacji  się  wypieram  i tytułu  swego  zrzekam.  Nie  żonę  mą  ci  zastępować  przystoi,  lecz  nią  zgodnie  z obrządkiem  zostać  winnaś.  Jako  dzieci  swe  już  nie  uczniów  traktować  będę,  albowiem  własnych  potomków  z tobą  oczekiwać  pragnę.  Nie  do  Podziemi  więc,  lecz  w świat  ze  mną  pójdziesz,  gdyż  oboje  do  Związku  od  tej  chwili  należeć  przestajemy,  a ja  za  jedyną  świętość  ciebie  traktować  zamierzam.
Oni tam mieli przygotowaną drętwą formułkę na każdą okazję, czy Severo oprócz języka Cieni zna też biegle język Mistrza Yody?
-Wilbur, mówię ci, Sev z Aryśką coś kombinują, weź wyślij tam chłopaków.
-Spokooooojnie, na bank przy tym monologują. Mogę strażników i za trzy dni wysłać, a te gołąbki nie będą nawet w połowie wcielania jakiegokolwiek planu w życie.


***


Dzwon  bije  już  od  kwadransa,  obwieszczając  całej  Czarnej  Twierdzy  straszliwą  wieść.  Mistrzowie  kolejno  wkraczają  do  apartamentu,  nieświadomi,  że  jeszcze  niedawno  był  on  ruiną.  Nic  nie  zdradza  też  zbrodni, której  się  w nim  dopuszczono.  Wszystko  wygląda  normalnie.  Zwykła,  naturalna  kolej  rzeczy.  Śmierć  ze  starości  i schorowania.  (...)
Wilbur pośpiesznie zdejmował rękawiczki, jednocześnie upychając nogą wiadro z zakrwawionym mopem do schowka i psikając odświeżaczem, coby zamaskować woń wybielacza.


Na miejscu zebrali się wszyscy Mistrzowie oprócz Severa. Wilbur przemawia:


–  Odszedł  czcigodny,  przez  nas  wszystkich  kochany  i szanowany  przywódca  Wielkiego  Związku.  Niespisaną,  gdyż  zgodną  z Kodeksem,  wolą  zmarłego  było,  aby  jego  następcą  pozostał  ten,  który  zajmował  pierwsze  po  nim  stanowisko  w Świętej  Organizacji.  Wielokrotnie  odmawiałem  Arcymistrzowi  przyjęcia  tej  funkcji,  czując  się  niegodnym  piastowania  podobnego  zaszczytu,  jednak  on  za  każdym  razem  przekonywał  mnie,  że  jedynie  ja,  najlepiej  znający  sprawy  Bractwa  i od  czasu  niedyspozycji  Jego  Świątobliwości  sprawujący  pieczę  nad  Związkiem,  będę  najlepszym  kandydatem  na  to  stanowisko.  W obliczu  faktu  więc,  że  Arcymistrz  nie  pozostawił  po  sobie  innego  Testamentu,  przyjmuję  na  swe  barki  odpowiedzialność  zarządzania  Ravillonem  i Wielkim  Zgromadzeniem  Mistrzów.  Przyklęknijcie!


Ven  czuje,  jak  jego  szlachetne  serce  zalewa  fala  goryczy  i zawodu.  Słowa  Wilbura,  kłamliwe  i oszukańcze,  świadczą  o tym,  że  zdobył  oryginał  ostatniej  woli  Frygilla  i zniszczył  go,  wierząc,  że  jest  on  jedynym  egzemplarzem.  Mógł  to  uczynić  tylko  w jeden  sposób.  Pozbywając  się  Filona.
A przepraszam bardzo, co ten szlachetny kołek w płocie zrobił do tej pory? Przecież było oczywiste, że Wilbur dąży do przejęcia władzy, a stary, schorowany Filon nie będzie stanowił dla niego żadnej przeszkody. Dlaczego nie wtajemniczył innych Mistrzów wrogich Wilburowi, dlaczego nie zawiązali jakiegoś kontrspisku?
A mnie zastanawia co innego. Dotąd myślałem, że arcymistrz jest wybierany przez mistrzów (coś a’la konklawe) albo przez wszystkich członków Świętej Organizacji (jak mniej więcej w Nocnej Straży w Grze o tron). Skoro jednak następcę wybiera sobie sam arcymistrz, to dlaczego nie wskazał na Severa podczas jakiejś oficjalnej uroczystości? Po co bawić się w testamenty i ich sekretne kopie, skoro można ukrócić wszelkie spekulacje od razu?
Gdyż cesarzowa Mitylena wdrożyła na całym terenie cesarstwa program “Jak przeprowadzać sukcesję, by ułatwić objęcie władzy uzurpatorom” i zobowiązała do jego przestrzegania wszystkie instytucje.


Ale nic, weźcie piwo i patrzcie, jak Ven zabiera się za wypełnienie ostatniej woli Frygilla.


–  Zmarły  Arcymistrz  był  zbyt  mądry,  by  powierzać  rządy  nad  Świętą  Organizacją…  –  Ven  ledwo  powstrzymuje  się,  by  nie  powiedzieć:  mordercy  – …człowiekowi,  który  nigdy  nie  doświadczył  żadnego  ze  stopni  wtajemniczenia  w którąkolwiek  z Domen.  Zdaje  się  więc,  że  nie  był  aż  tak  kochany  i szanowany,  jak  to  przedstawiasz,  Eminencjo,  skoro…  –  znów  ciśnie  mu  się  na  usta:  zabiłeś  z zimną  krwią  Frygilla  i Filona  oraz  zniszczyłeś  Testament  Arcymistrza,  by  teraz  kłamać  w żywe  oczy,  że  go  nie  sporządzono!  – …skoro  dajesz  wiarę  plotkom.  Ostatnia  wola  Jego  Świątobliwości  istnieje.  Została  spisana  jego  ręką  i ja  jestem  w jej  posiadaniu!  –  Wyciąga  spod  kaftana  zwinięty  pergamin,  zalakowany  pieczęciami  z symbolem  Hybrydy  Związku.  –  Oto  on.  Mam  go  odczytać  czy  też  wolisz  to  uczynić  osobiście,  Wilburze?  –  Uśmiecha  się  z triumfem,  patrząc  w zjadliwie  zielone,  zwężone  nienawiścią  oczy  czarodzieja.
Ty tak nie triumfuj, bo...


(...)


–  Oczywiście,  że  przeczytam.  –  Z wściekłością  wyrywa  z ręki  czarodzieja  zwój,  jednak  nie  otwiera  go.  –  Nie  muszę  jednak  tego  robić,  aby  wiedzieć,  co  tam  zapisałeś,  Mistrzu.


Wilbur oskarża Vena o sfałszowanie dokumentu, aby uczynić Arcymistrzem życzliwego mu Severa (tu długa lista zarzutów w stronę Vena: a to robi jakieś magiczne eksperymenty, a to leczy ludzi za darmo, no jak tak można), a następnie...


(...)


–  Tak,  jak  przypuszczałem:  Ostatnim  pragnieniem  mym  jest,  aby  następcy  memu,  Mistrzowi  Walk,  Lordowi  Severowi,  wszyscy  w dniu  śmierci  mej  hołd  należny  nowemu  Arcymistrzowi  oddali. Pięknie  spreparowane,  jednak  nie  ma  w tym  ani  krzty  prawdy!  –  Z uśmiechem  zwycięstwa  na  ustach  czarodziej  na  oczach  zebranych  drze  dokument  na  strzępy.
NO WŁAŚNIE.





–  Dziwnym  trafem  od  razu  wskazałeś  na  Mistrza  Walk,  Wilburze  –  odpowiada  Ven,  czując,  jak  po  chwili  pierwszego  szoku  na  te  niesprawiedliwe,  wyssane  z palca  oskarżenia  ponownie  narasta  w nim  sprzeciw  i bunt.
Oh, my sweet summer child...


(...)
–  Właśnie!  –  wykrzykuje  Mistrz  Szpiegostwa,  kierując  w stronę  szpakowatego  maga  klingę  swego  miecza,  którą  pospiesznie  wyciąga  z pochwy.  
Klingę wyciąga z pochwy, a rękojeść z kieszeni.


I gada, gada, GADA...


–  To  potwarz  sugerować  Mistrzowi  Magii  oszustwo.  Ven  nigdy  nie  kłamie.  Brzydzi  się  tym.  Każdy,  kto  go  zna,  to  potwierdzi!  Po  co  zresztą  miałby  to  robić?  Twoje  argumenty  przemawiające  za  tym  są  żałosne  i irracjonalne.  Eksperymenty  magiczne  zawsze  były  na  porządku  dziennym  w Ravillonie,  nawet  za  czasów  Starego  Porządku,  a darmowa  pomoc  potrzebującym  powinna  spotkać  się  jedynie  z szacunkiem  i uznaniem.  To  chwalebne!  A wizerunek  Związku  na  tym  nie  ucierpi.  Przeciwnie!  Święta  Organizacja  zyska,  gdy  nasi  królewscy  zleceniodawcy  zobaczą,  że  jeszcze  zdarzają  się  między  nami  szlachetni  ludzie,  do  których  można  się  zwrócić  o pomoc  w potrzebie,  a nie  tylko  chciwi  i zachłanni  mordercy.  I jeszcze!  Czemu  Ven  nie  wskazał  na  samego  siebie,  skoro  według  twych  plugawych  słów  spreparował  Testament?  Wówczas  byłby  Arcymistrzem,  nie  musiałby  nikomu  służyć.  Sam  byłby  panem.  Tylko  że  to  twoje  pragnienie,  Wilburze!  Wszyscy  tu  zgromadzeni  doskonale  o tym  wiemy.  Od  lat  o tym  marzysz!  Podobnie  jak  o pozbyciu  się  Severa.  Nienawidzisz  go  od  czasu  tamtego  pojedynku,  gdy  wykazał  ci  wyższość  Starego  Porządku  nad  Nowym  i udowodnił,  że  ma  moc  większą  od  twojej.
Wilbur padł, zaględzony.


Tessi, Gavin i Moru popierają Vena, w dodatku Moru zadaje niewygodne pytanie - A gdzie jest Filon, który z pewnością zna wolę Arcymistrza?


–  Możecie  wszyscy  do  niego  dołączyć  i osobiście  go  zapytać  o wolę  zmarłego!  Ale  wtedy  już  nie  wrócicie  z tą  wiedzą  do  Ravillonu!
Ani  do  świata  żywych!
Po  tej  myśli  Wilbura  jego  medalion  rozbłyska  zielonym  światłem,  a drzwi  i okna  w komnacie  znikają,  uniemożliwiając  przyjaciołom  Severa  ucieczkę.


***


Arienne i Severo pakują się i uciekają podziemnym przejściem.


Znak  Mistrza  Walk  wyhaftowany  na  materiałach  szat  obojga  przemieniła  w nowy  symbol,  który  –  jak  to  określiła  z rozbrajającą  czarnowłosego  powagą  –  od  tej  pory  reprezentować  będzie  „ich  przyszłą  rodzinę”.  Różdżka  przecinająca  miecz,  nad  nimi  korona  oznaczająca  wysokie  urodzenie,  a wokół  masa  detali,  na  które  mało  kto  zwróci  uwagę  lub  uzna  za  przejaw  wybujałej  wyobraźni  ich  twórcy,  choć  przecież  dla  zakochanej  pary  każdy  ma  oczywisty  przekaz  i znaczenie.  Jak  na  przykład  ten  krzaczek  truskawek  w lewym  dolnym  rogu  herbu…  Jakież  to  kobiece  i w stylu  Ariadny!
Chciałbym zobaczyć ten herb. Ot, taka masochistyczna zachcianka. Jak bardzo musi być nieczytelny z tymi wszystkimi detalami… Btw, ciekawe, czy znalazło się miejsce dla lodowego giganta.


Aż tu wtem! spotykają magicznego skorpiona, który kąsa Arienne w szyję.
SKÓRPIÓN!


(...) Odporny  na  czary,  zupełnie  jakby  powstał  przy  użyciu  Zakazanej  Magii  –  przebiega  mi  jeszcze  przez  myśl,  nim  ogromny  ból  w okolicy  szyi  odbiera  mi  umiejętność  analizowania.  
Ach, zrobił ci dokładnie to, co niemal to opko zrobiło mnie.


(...) –  Ariadno!  Ariadno!  Kochanie,  mów  do  mnie…  Obudź  się…  Ariadno,  maleńka…  Błagam  cię,  zaklinam…
Brak  reakcji  ze  strony  kochanki,  jej  rozszerzone,  zachodzące  mgłą  źrenice,  spowalniający [zwalniający] oddech  i zanikający  rytm  serca  każą  zrozpaczonemu  mężczyźnie  pochylić  się  nad  szyją  księżniczki  i przyłożywszy  wargi  do  poczerniałego  miejsca  po  ukąszeniu,  które  jeszcze  niedawno  szpecił  Znak  Lwa,  
To miejsce od samego początku było Miejscem Po Ukąszeniu, tylko wcześniej nikt nie wiedział.


ssać  je  i wypluwać  na  zamarzającą  posadzkę  truciznę  zgormadzoną  pod  skórą.


–  Nie…  Nie!  To  niemożliwe!  Kocham  cię…  przecież  ci  to  wyznałem…  Kocham!  Chcę  być  już  na  zawsze  z tobą!  Nasza  wspólna  rodzina…  Tahitański  obrzęd…  Wszystko,  o czym  mi  mówiłaś  w Podziemiach!  Po  to  uciekamy,  pamiętasz?!  Nie  możesz  teraz…  To  nie  może  się  tak  skończyć!  Nie  zostawiaj mnie  samego!  Nie  teraz,  kiedy  poznałem,  co  to  miłość!  Ariadno!  Ariadno!  Ariadnooooo!


–  Nie!  Nie  umieraj,  głupia  dziewczyno!  Nie  możesz!  Nie,  nie,  nie!  –  wtóruje  mężczyźnie  bezdźwięczny  głos  zjawy,  która  usłyszawszy  wołanie  rozpaczy,  porzuca  Pana  na  Wyspach  i momentalnie  pojawia  się  przy  kochankach. –  Zaprzepaścisz  moją  szansę  na  spokój!  Podnoś  się,  ale  już!  Natychmiast!  Ty  musisz  żyć!  Jeszcze  nie  czas,  byś  odeszła,  jeszcze  musisz  mi  pomóc! –  Karla  bezskutecznie  próbuje  szarpać  leżącą  nieruchomo  kobietę,  jednak  ani  jej  brutalne,  acz  nierealne  w swym  zamierzeniu,  działania,  ani  czułość  słów  i dotyku  ukochanego  nie  poruszają  księżniczki,  której  Duch  wstępuje  już  do  Krainy  Białej  Damy.
Chciałbym, żeby to była prawda, ale...


CDN.
Nienawidzę mieć racji.

Z lodowego pałacu na stu mieszkańców pozdrawiają MÓWIĄCA CAPSLOCKIEM KURAleżący niekreatywnie Vah i uchybiająca monarsze Kazik,

A Maskotek wylazł na scenę i śpiewa sprośne piosenki ku uciesze gawiedzi.

58 komentarzy:

ZawodowaOlewaczka pisze...

Borze liściasty, w końcu finał.
Doceniam wysiłek, analiza ocieka hektolitrami potu. Oby następne było coś milenkopodobnego albo jakieś popularne gunwo z Empiku.

Anonimowy pisze...

Nowy wpiiis! Kawka jest, kocyk jest, kotek może raczy przyjść. Lecę czytać, zrobiliście mi dzień.

Anonimowy pisze...

Jesteście cudowni, jak zwykle, ale jak raz analizowany materiał bije Was na głowę. Szczególnie zabiła mnie wizualizacja tego fragmentu:

Płynnymi ruchami na kolanach cofają się ku zamarzniętym ścianom świątyni (...)

SZUR SZUR SZUR

No i to tyż jest urocze:

Wielki Książę Filip, nie mogąc żyć bez swego kochania, odebrał sobie życie

Serio, nie dało się napisać "bez ukochanej", "swej miłości", cokolwiek?

A "leżenie niekreatywne" niniejszym podpierdalam i używać zamierzam, bo miodne jest szalenie.

Natomiast już od pierwszych stron tego szajsu najbardziej wnerwiały mnie kwestie, że tak powiem, rozmiarowe. Po pierwsze, jeśli Sevcio ma najwielgachniejszą kuśkę świata, to raczej nie powinien być marzeniem większości kobiet, bo dla statystycznie przeciętnej baby bzykanko z nim byłoby po prostu zajebiście bolesne... Ja wiem, że ałtorki se tego Olbrzyma wymyśliły w liceum, ale jedna jest już nawet chyba dzieciata i raczej wie, że wielkim rzeczom w pochwach mówimy nie, więc...

Dobra, nic nie mówiłam. Zdałam sobie sprawę, że bez opisów pytonga książka byłaby o jedną trzecią krótsza, a przeca powieść fantazy grubom knigom musi być, no.

A po drugie, to nieustanne podkreślanie "maleńkości" Arieśki jest nieco... obrzydliwe. Rozumiem raz, niech będzie, chociaż i tak uznałabym to za niekoniecznie szczęśliwy dobór słowa. Rozumiem też, że muszczyzna musi być wielki i barczysty, a panna przy nim jako ten wróbelek, ale jeżu, mało to słów, które nie kojarzyłyby się aż tak bardzo z dzieckiem?! Arieśka mogła być przecież smukła, wiotka, krucha, niczym róży kurwa pąk i nikogo by na tę okoliczność nie mdliło. No a potem doszłam do fragmentu, gdzie walimy już prosto z mostu, że ona jest dzieckiem i ma dziecięcy bodaj upór i w ogóle obleśność lvl max. Wiem, że się powtarzam, ale: SERIO, panie ałtorki?! To ma być seksi wedle dorosłych kobiet?!

Bleee, tyle tylko mogę powiedzieć.

PS Ale za ciotkę Paszczaka to Kazik ma u mnie flaszkę, spłakałam się z tego kwiku.

Anonimowy pisze...

ogromny ból w okolicy szyi odbiera mi umiejętność analizowania.
Ach, zrobił ci dokładnie to, co niemal to opko zrobiło mnie.

Pozostaje jeszcze możliwość syntezowania.
A może to był właśnie Skorpion Syntezator ;)

Anonimowy pisze...

"Wielki Książę Filip, nie mogąc żyć bez swego kochania, odebrał sobie życie

Serio, nie dało się napisać "bez ukochanej", "swej miłości", cokolwiek?"

Hihi, to i tak dobrze, że nie użyły słowa "ukochaństwo", jak w "Kawalerskim życiu na obczyźnie".

Czy to CDN na końcu analizy oznacza, że jednak będzie ciung dalszy tego arcydzieUa?Dobrze mi się wydaje, że to miała być trylogia, czy coś pokręciłam?

Smok Miluś

Anonimowy pisze...

Chciałam tylko powiedzieć że wizja Sevcia rozjeżdżanego walcem w podziemiach mnie umarła a nie sądziłam że po szóstej części tej analizy to będzie jeszcze możliwe:)

Anonimowy pisze...

Mam masochistyczną ochotę na drugą część tej szmiry, proszę, zanalizujcie to, jeśli się kiedyś ukaże!

no_names pisze...

Mnie chyba najbardziej zabił ten mHroczny rytuał.

— JESTEŚ NASZYM PANEM!
— Nie jestem!
— JESTEŚ!
— No, dobrze, może jestem. Ale... ale... Nie chcę być!
— Eee... To wporzo, do zobaczenia!

Anonimowy pisze...

Ja sobie dosłownie nie moge przetłumaczyć w żaden sposób jak on sypianie z Matka Ukochanej tak totalnie olał. Żadnych wyrzutów sumienia? Żadnego wstydu? Zaliczyłem Mamusie Areśki, ale spoko bo to byl ostatni raz.
A tak oprócz tego. Analizy są mega, szczegolnie tego... daruje sobie nazywanie. Dzieki Wam człowiek naprawde, nie tylko łapie lepszy humor, ale i uczy się jak pisać.

Anonimowy pisze...

Zaraz, czyli Arienne ma tahitańską urodę - białą cerę i niebieskie oczy, ale jej wujek jest Anturyjczykiem i ma błękitne oczy?

taka_jedna

Anonimowy pisze...

Severo to hipokryta. Niby wielka miełoźdź do Arienne' a z jej matką się chędożył. I żadnej refleksji, czegokolwiek.
Amarylis ma starego męża, starszego o dziesięć lat. Podczas gdy młodszy od niego o siedem lat Severo i starszy od partnerki o dwadzieścia nie jest już dla Arienne za stary. Seems perfectly logical.
Jestem na etapie licbazy i nie postrzegam trzydziestolatków jako starców. Dziiiwneee..

Ela TBG

Siblaime pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

A ja kombinuję ze swoimi dynastiami tak aby to się kupy trzymało, a tu proszę. Pierdyknijmy byle co a ludzie i tak to czytają.

Yorika pisze...

Ta "poezja" boli... Czy ktoś ma siłę i odwagę tłumaczyć autorkom czemu rymy gramatyczne to odpowiednik białych kozaczków w modzie?

Anonimowy pisze...

A może król siedzi całymi dniami w gabinecie, pisząc listy z kolejnymi prośbami o pożyczki i pomoc? “Mam horom curke”...
A może mamusia dostaje prezenty za puszczanie się?
Ten co pisał te wierszyki może się powinien zająć haftowaniem.Albo hodowla szynszyli.
Chcemy pocałunku!
Skro to tylko gra,o co te histerie potem?
a te gołąbki nie będą nawet w połowie wcielania jakiegokolwiek planu w życie.
Oni jak te ślimaki w dowcipie o anemicznym naukowcu :a one myk myk i pouciekały...
To ja kto już koniec ? I ja się nigdy dowiem jak to się skończyło?
Ja paznokcie pogryzłam!
Achaja to przy tym arcydzieło było!

Chomik

Kuba Grom pisze...

"Severo strzepuje szklane opiłki " - ktoś tu piłował szkło, że powstały opiłki?

Przy kaczce z ananasem parskłem śmiechem.

"Biorąc pod uwagę, jak bardzo te boginie nic nie mogą, to w sumie się nie dziwię. Po czym ktokolwiek miał taką poznać, skoro w żaden sposób nie manifestowała swej mocy?" - może po tych świecących napisach w pokoju?

Pieśń o muzie melodii załatwia wszystko

Anonimowy pisze...

Thx za analizę. Z ciekawości: ile czasu zajmuje wam analizowanie jednej częsci (tak mniej więcej)? ;)

Jak już pisalam bardzo słaba książka. Dziwię się, że ma dużo dobrych opinii. Rozwalilo mnie początkowe obdarzenie bohaterki ogromnymi mocami, ktore są używane tylko wtedy jak autorką pasowalo w fabule...xd

Eva

Anonimowy pisze...

Czy ja dobrze zrozumiałem, że Lodowy Gigant - w ciągu tych całych stu pięćdziesięciu stron - nie zdołał znaleźć czasu, by poinformować swojej lubej 'ej, uczyniłem ci ojca kaleką, ale nie ma sprawy, nie?'

Anonimowy pisze...

Nie znalazł też czasu na "Ej, przeleciałem twoją matkę, między nami wszystko w porządku, nie?"

Anonimowy pisze...

"Zrywają tapety ze ścian, przewracają meble, które wcześniej dokładnie przeglądnęli, (..)"
Może się czepiam, ale czy w takim zamku mogły być tapety? Na ścianach nie powinny raczej wisieć jakieś kobierce?

"Teraz tylko leżysz niekreatywnie."
"Nadszedł więc czas rozstać się nareszcie z tym padołem, Mistrzu."
Tak, na pewno typ od mokrej roboty tak by mówił :D

I to ciągłe nazywanie Arienne "dzieckiem", zwłaszcza przez Sevcia, jest zdecydowanie nie na miejscu. Już mniejsza o to, czy coś gdzieś było o czternastoletnich żonach. Fakt, że Severo uprawia seks z kimś, kogo nazywa dzieckiem stawia go w jeszcze gorszym świetle. To już nie wiem, czy nie lepsze jest Michalakowe: odbędziesz stosunek -> jesteś kobietą.

A co do trzydziestka=starość, to ile lat mają autorki? Bo mi do trzydziestki brakuje jeszcze ładnych kilka lat, ale już (:D) nie uważam tego za starość. Zatem autorki musiałyby być co najwyżej nastolatkami. A z tego co zrozumiałam, to nie są. Co prawda zostaje jeszcze opcja, że wtedy to napisały i nie poprawiły (jak wielu innych rzeczy). Choć raczej spodziewałabym się, że określeń mniej więcej swojego (jak podejrzewam) wieku za starczy by się pozbyły. Chyba że w ogóle tego ponownie nie czytały, co wciąż jest możliwe...

No cóż, nawet jako taki cliffhanger wyszedł autorkom (nie, żebyśmy nie wiedzieli, jak to się skończy :D)

A poza tym analiza świetna :) Jadąc pociągiem musiałam powstrzymywać się od wybuchów śmiechu, żeby ludzie się na mnie dziwnie nie patrzyli :D

Pati



PS.A co powiedzielibyście na zanalizowanie "Gry o Ferrin" Katarzyny Michalak? Ostatnio czytałam Wasze analizy innych jej książek i naprawdę dobrze się bawiłam. A "Gra" była pierwszą (i jedyną) jej książką, którą przeczytałam w całości (na polecenie koleżanki...). Uwielbiam fantasy, z opisu brzmiało nieźle, ale czytając cały czas nie mogłam zrozumieć, co się tam właściwie dzieje i pomyślałam, że może Wasza analiza mogłaby to trochę rozjaśnić :D

Anonimowy pisze...

Na swój sposób będzie mi brakować "Sagi o dupie Arienne". Się tak jakoś człowiek masochistycznie przywiązał do NSZZ "Ravillon", wyrafinowanej poezji, tytułowej innej niż wszystkie (maleńkiej) dupy oraz skontrastowanej z nią superkuśki Snejpa po tuningu walcem (przez chwilę hatifnata), Losu, Przeznaczenia oraz Mistrzów Niczego. Oby kolejne analizowane dzieło okazało się równie wspaniałe, coby zapełnić tę pustkę.

Quay

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

Zdaje się, że "Gra o Ferrin" jest już na Przyczajonej Logice, ale jestem za! Analiz nigdy nie za wiele :D

Anonimowy pisze...

Miszcz Moru niszczy mój mózg.
„Hej Severo, mój współpracowniku w organizacji, która nie dopuszcza pocałunków, czy mógłbyś zagrać w moim przedstawieniu, w którym będziesz musiał się pocałować z kobietą?”

Anonimowy pisze...

Mnie ciekawi jeszcze jedno, jeśli chodzi o imiona. Wiele z nich brzmi dość anglosasko (Wilbur, Gavin, Arienne) i prawdopodobnie tak są wymawiane. Jak więc wymawiać imię króla Musztardy - tak jak należy, czyli z francuska - Diżą, tak jak jest napisane, czyli Dijon, czy może też z anglosaska - Didżyn?:D Ergo - znowu mści się niekonsekwencja w nomenklaturze. Moim zdaniem, bohaterowie osadzeni w fikcyjnym świecie low fantasy powinni mieć stosowne imiona, w miarę możności wymyślone od podstaw, a nie na zasadzie: tu weźmiemy parę imion angielskich, tam jakąś nazwę miasta (Mitylena), tu coś z kuchni (Dijon) i już mamy piękny zestaw bez żadnego wysiłku. No niestety, tak to nie działa i efekt jaki jest, każdy widzi - nazwy kompletnie od czapy. Oczywiście nie mówię, że to mają być z kolei przegięte twory z milionem apostrofów i dwoma milionami podwojonych spółgłosek/samogłosek, ale jestem zdania, że dopracowanie takich rzeczy nie jest zadaniem ponad siły.

Smok Miluś

Anonimowy pisze...

@Camilla Sunny - tam jest tylko początek "Gry o Ferrin", a dalej robi się znacznie ciekawiej (albo niezrozumiale - jak kto woli :D )

Pati

Shisune_Knightblade pisze...

O esu, ostatnia część masakrycznie się dłużyła i prawie zasnęłam. Co ta ksiunżka robi z człowiekiem. Komentarze jak zawsze trafne i piękne, ale teraz to chyba wolałabym zobaczyć jakąś bardziej lajtową analizę bez dupy maryny (albo i arieśki).

eksterytorialnysyndrombobra pisze...

Jak na razie:
Stara się wyrwać z rąk białowłosych czcicieli, którzy dotykają jego długiego do kolan, białego kaftana
-DOKTORZE, PACJENT ZNÓW ATAK PANIKI MA! -mówi jeden z nich -CZY ELEKTROWSTRZĄSY ZASTOSOWAĆ, CZYLI TEŻ KAFTAN BEZPIECZEŃSTWA ZACIEŚNIĆ, O PSYCHIATRO HABILITOWANY?!

Anonimowy pisze...

Arienne to francuska wersja Ariadny, Ariadna to imię greckie. Gavin, szkockie (Gabhainn pisownia oryginalna). Tylko Wilbur jest anglosaskie. Ale rozumiem, że chyba chodziło Ci o anglosaski/ angielski krąg kulturowy? Znaczy, wiem, że rzadko kto bywa filologicznym geeokiem, ale tak tylko chciałam zaznaczyć, że to są imiona z trzech różnych języków.
Obstawiam, że Dijon czyta się Dijon��. Właśnie w imię ałtoreczkowych niekonsekwencji.
Wymyślanie imion od podstaw bywa ciężkie, znam z autopsji:). Wolę już, jak autor używa ziemskich imion z rozmysłem, np dopasowuje poszczególne kręgi językowe do danych kultur czy państw. W Glątwie tego nie ma. W Grze o tron też, ale tam wszystko inne jest dobrze zrobione.

Ela TBG

Anonimowy pisze...

Właśnie tak, chodziło mi nie tyle o pochodzenie, co o to, że te imiona w podanych w Gluntwie formach funkcjonują w anglosaskim kręgu kulturowym i są czytane z angielska. A tu obok wyskakują jakieś Dijony, Mityleny i inne nie pasujące do całości cuda. Moim zdaniem (jako domorosłej opkopisarki), konsekwencja w nazewnictwie jest istotna, bo potem robi się bałagan.

Smok Miluś

kura z biura pisze...

Wycięliśmy większość fragmentów o powiązaniach rodowych arystokracji z Klątwowersum, ale jeśli chodzi o imiona i nazwiska władców, to mamy:
Saula Sinistera i jego siostrę Shainee
Mitylenę de la Cler
ród Merretti, z którego pochodzi Arienne (Randon, Damon, Alma)
Rafaela Hamiltona, jego brata Pascala i ich ojca Heliodora,
Dijona (nazwisko nieznane) i jego siostrę Eilen,
Matyldę Ramhoff
Oktawię
Klemensa
Hermana Velliadora
Lanigera Mortona
Warlę Alistar

Więc faktycznie pomieszanie z poplątaniem i każde imię i nazwisko z innej bajki.


eksterytorialnysyndrombobra pisze...

A właśnie! Ten skorpion to pewnie zesłany przez Wilbura?
Skoro tak, to czy każdy mistrz mógł nasłać na wroga swoje zwierzę?
To musiałoby wyglądać szczególnie zabawnie w przypadku np Grittona (sroka?) Vena (kot?) lub Moru (na pewno paw) albo Womara, gdyby rekin miał kogoś dopaść np w jego komnacie. Nie umiem sobie wyobrazić, jak miałby wyglądać atak hybrydy związku, ale jestem pewna, że jej ulubioną taktyką jest doprowadzenie do sytuacji, w której ofiara umiera ze śmiechu.
Czym się różni Filon od Frygilla i który jest który?

Sunawani pisze...

Meh, przy całej głupocie tego ksiopka nie czepiałabym się akurat imion. W Wiedźminie też wszyscy nazywali się od Sasa do lasa (Vilgefortz? Angouleme? ktoś bez znajomości fabuły odróżni po brzmieniu nazwisk czarodziejki z Północy od tych z Nilfgaardu?) i nie przypominam sobie, żeby ktoś na to narzekał.

Tekst o leżeniu niekreatywnie brzmi jak coś, co mogłoby paść z ust kołcza, pasuje do czarnego charakteru :D

Wszystkie analizy wspaniałe, mam wrażenie, że najlepsze od jakiegoś czasu. No i dziękuję Kazikowi za Ciotkę Paszczaka i gryzilepki <3

LadyDi pisze...

Pierwszy raz tutaj komentuję, ale wyjątkowo chciałam się czymś podzielić. Do tej pory czytałam tylko kilka analiz fików, ale szybko przerzuciłam się na analizy książek, bo czyta się je dużo lepiej. Nie wchodziłam tutaj odkąd przeczytałam je wszystkie i teraz bardzo cieszę się widząc, że skończyliście analizować kolejną. Wezmę się za nią wkrótce.

SStefania pisze...

Nie czytam wszystkich analiz, bo czasem temat mnie nie bawi, ale przyznaję, że na kolejne części tej aż czekałam i bardzo się cieszę, że miała aż tyle części. Ta książka była przecudnej urody, Wasze komentarze bardzo zabawne, a całość dość pouczająca. Dziękuję, że się wymęczyliście z tą bandą odpychających kretynów. Aczkolwiek króla Musztardy trochę szkoda, bo wydał mi się całkiem sympatyczny, chociaż może jedynie na tle reszty.

Siblaime pisze...

"Wielki Książę Filip, nie mogąc żyć bez swego kochania, odebrał sobie życie"

*nuci*
Kocham cię ach kochaaanie moje, to rozstania i powroty, i nagle dzwony dzwonią i ciało mi płooonie, kocham cię...

Anonimowy pisze...

Kocham Wiedźmina,ale ten misz masz imionowy okropnie mnie raził. Tutaj jest to samo.Ech....cholernie czepialska jestem.

tuptaczek pisze...

Ło matko cóż to było za dzieło O.o
Szczerze mówiąc nie dotarło do mnie, że tu była planowana jakaś kontynuacja i myślałam że tam jeszcze więcej głupot będzie upchnięte :D

Anonimowy pisze...

No i Saul Sinister - Saul Złowrogi!Ależ mhrock, ależ ghroza!

Smok Miluś

Anonimowy pisze...

Proszę natychmiast przestać się śmiać! Ja też dzisiaj cały dzień leżałam niekreatywnie, więc to określenie ma sens!
Chyba jako jedyna nie miałam skojarzeń z musztardą, ale to pewnie dlatego, że po prostu nie lubię musztardy i nie orientuję się w jej markach dostępnych na rynku. No i chyba pisałam już poprzednio, że imiona postaci w zasadzie nigdy mi nie przeszkadzają, bo wbrew pozorom trudno wymyślić w tej kwestii coś dobrego (zawsze z imionami mam największy problem, a nazwisk postaciom nie nadaję praktycznie nigdy).

Podziwiam, że ekipa Armady jakoś przebrnęła przez ten... przez to coś. Bardzo podziwiam. Chociaż w sumie przebrnęliście już przez o wiele gorsze twory. Ale i ten był bardzo zły.

Andżej

Anonimowy pisze...

O co to, to ja przepraszam ale nie. Po pierwsze primo owszem, odróżniam wiedźmińskie rodziny językowe i co za tym idzie, dźwięk imion i nazwisk (rzecz jasna z wyjątkami, ale raczej zamierzonymi przez autora)(plus pomocne są odniesienia). Po drugie primo, w naszych realiach drużynę mogliby tworzyć Azuleos, Joaozinho, Fonzell i Zbigniew, a to tylko z jednego kontynentu. Miszmasz jest chyba jak najbardziej na miejscu.

Anonimowy pisze...

Nareszcie się skończyło! Powiem, że dawno się tak nie uśmiałam jak z zakończenia tego cudnego dzieUa. Jest genialnie kiczowate, a reakcja Karli po prostu mnie rozbroiła.
Zirytowało mnie natomiast to, że aŁtorki nie mogły się zdecydować, w którym czasie piszą: przeszłym czy teraźniejszym. Nie można pisać raz tak, raz śmak.
Ale cała analiza, nie tylko ta część, była cudowna.

Anonimowy pisze...

Albo to De la Cler...mamo,mój mózg przeniesion został do krainy Białej Damy....De la Cler,szkoda,że nie De la Dupą lub De La Dolce(kurwa) Vitamina.

Anonimowy pisze...

Książka od kobiet dla kobiet. Ta zua — puszcza się i nie kocha nikogo, zależy jej tylko na seksie. Ta dobra – dziewica, broni swojego gwałc... znaczy, ukochanego za wszelką cenę, piękna, delikatna, urocza, dziewczęca, drobna, łagodna, bla bla bla. Ten dobry — zdradza, morduje, gwałci, ALE JEST TAKI MĘSKI I MA LODOWEGO OLBRZYMA.

Spoko, fajnie tam mają.

Malcadicta pisze...

Matko kochana, nareszcie!
Wybaczcie, ale ja kocham to zakończenie - jest tak pięknie kiczowate, z takim cudownym nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności!

Ale analiza piękna! Wszystkie części, które radośnie czytam w trakcie wykładów, w związku z czym wykładowca już chyba zauważył się uśmiecham jak głupia i podśmiechuję.

Sha pisze...

Źle chwalić Michalak, ale jej gnioty przynajmniej nie kończą się tak chamskimi cliffhangerami... :/

Anonimowy pisze...

Mówcie co chcecie, ale autorki ewidentnie wzięły pomysł lodowej mocy którą trudno kontrolować z Krainy Lodu! Przy poprzednich częściach miałam jeszcze wątpliwości, ale teraz, gdy wiadomo że Sever- khem, znaczy Gerhard, miał wybuchy mocy jako mały (*wink*białowłosy*wink) chłopiec, nic już nie trzeba dodawać. Swoją drogą, są tu też rzeczy zerżnięte z Wiedźmina: Hrabina van Attur=Rosa var Attre, Frygill=Fringilla Vigo, i najbardziej chamska zrzynka: Esterwald=Erlenwald. Nie ładnie, autorki. -_- Ja się pytam, po co zabierać się za pisanie książki, skoro nie ma się nawet pomysłu na głupie nazwiska i miasta?

Anonimowy pisze...

A mnie się imię Dijon kojarzy li i jedynie z Cassis de Dijon a tym likierem porzeczkowym, oraz formułą Cassis de Dijon I i II z prawa materialnego Unii Europejskiej.

Unknown pisze...

Ciężkie to było i dziękuję z całego serca, że opisaliście to z tak werwą, energią i humorem. Swojego czasu byłam to gotowa kupić i sama przeczytać dla zobaczenia jak kiepskie to jest.

Jestem bardzo ciekawa co macie następnego w planach i życze ogromu sił na to!

Kage pisze...

Przyznam, że były takie analizy, które czytałam na raty, załamywałam się poziomem tekstu źródłowego lub myślałam o porzuceniu dalszego czytania. I to był właśnie ten ostatni przypadek. Ale stwierdziłam, że skoro Wy daliście radę to i ja dam!
Z jednej strony materiał jest idealny do analizy(kilka razy myślałam, że to Wy coś dopisaliście), ale przyznam, że przy trzeciej analizie trochę mnie to zmeczyło. Brakuje mi jednak jakiegoś lekkiego blogaska w ramach przerwy(stare analizy znam, więc to już nie to samo).
Cieszę się, że to na razie koniec analizy tej ksiunzki.
Pozdrawiam!

Siblaime pisze...

Jako rozwiązanie tego cliffhangera proponuję, by Severo uleczył Ariadne wsadzając jej Lodowego Olbrzyma w odpowiednie miejsce. To byłoby bardzo w stylu tego popieprzonego ksiopka. I w sumie nawet by mnie nie zdziwiło.

Anonimowy pisze...

Nie było mnie tu latami, ale postanowiłam wejść i niezmiernie się cieszę, że ten przybytek wciąż funkcjonuje. Tyle tu wspomnień. Armada jest zaiste niezatapialna.

kodama pisze...

W punkt! Lepiej bym tego nie ujęła. Też brak analizy poczyni wielkie pustki w moim sercu.

Anonimowy pisze...

"– STAŃ, O FENIAN, OTWOREM PRZED CESARZEM, KTÓRY DRUGI RAZ CIĘ POSIĄDZIE!
I NIE MIEJ GŁUPICH SKOJARZEŃ!"

Cudności!

"Stara się wyrwać z rąk białowłosych czcicieli, którzy dotykają jego długiego do kolan"

Pewnie nie zgadniecie, jakie słowo spodziewałam się zobaczyć dalej (i że nie było to "kaftana").

"Co to jest “kierunek katedry”?"

"Kierunek" to potoczna nazwa dyscypliny studiów, a katedra to jednostka organizacyjna uczelni, zespół pracowników naukowo-dydaktycznych. Czyli, dla przykładu, Sevcio jest kierownikiem katedry katów w Ravillonie na kierunku "rozwałka i pochędóżka". Co struktura organizacyjna jego uczelni ma wspólnego z tymi dziadkami mrozami to, szczerze mówiąc, nie wiem.

"Niestraszne mi cierpienia, głód, choroby czy inne ludzkie przywary. I nie potrzebuję do tego, by zaznać spokoju i szczęścia, podboju Świata."

Strasznie pokraczne te zdania ("głód, cierpienia i inne przywary"? Ałtorki chyba nie za bardzo wiedzą, co znaczy to słowo). Poza tym za pierwszym razem zabrzmiało to tak, jakby Sevcio mówił, że nie potrzebuje podoboju Świata, żeby zaznać głodu.

Delikatne przeszkuwanie komnaty arcymistrza przerywane dopytywaniem o zdrowie i propozycjami parzenia herbaty to mój absolutny faworyt.

"Gdzie w tak krótkim czasie mam znaleźć godnych odtwórców roli Agenora i Alanis?"

I w ten sposób Ariadna z rodu Merrettich zagra rolę Alanis (zapewne z rodu Morisettich)?

" – Co się stało? – zwraca się czarnowłosy do szczupłego Mistrza.
– Ojtam, nic takiego! – powiedział gruby Mistrz do Mistrza średniego wzrostu."

*brawa*

" -Nie, pyta-- PYTAŁEM, CZY CHCESZ ZGINĄĆ!
-CO CHCĘ WYJĄĆ? PYTĘ???"

"Glątwa" w pigułce. Jak to powiedziała Milva u Sapkowskiego: "Zawdy mądrze zaczynają, a na dupie kończą".

Dziękuję Wam wszystkim za tę analizę, to chyba najlepszy kawał dobrze wykonanej roboty, jaki zagościł na analizatorni od czasu "Achai". Pozwólcie, że wyślę Wam wirtualny kontener najlepszych alkoholi zmieszanych z wybielaczem do mózgu, drugi tych samych alkoholi bez wybielacza i trzeci pełen e-czekolady, e-tortu szwarcwaldzkiego i Waszych ulubionych przysmaków.

Anonimowy pisze...

pewnie nikt juz nie czyta komciow, ale musze powiedziec, ze pomijajac te oblesna seksualizacje WSZYSTKIEGO, najbardziej przeszkadzaly mi imiona, ktore no nijak do siebie nie pasowaly. w poprzednim odcinku ktos o tym wspomnial w kontekscie Krola Musztardy - jak juz chcecie oryginalne imiona, to przerabiajcie istniejace, ale na bogow, wybierzcie sobie kraj pochodzenia i sie go trzymajcie, bo wam wyjdzie taki miszmasz bez polotu jak tutaj.
i w ogole wiem, ze Schatten to z niemieckiego cien, ale ja i tak czytam to z angielska i wychodzi piekne Srałen.
podziwiam wasz upor i atlasowy wysilek. ksiazek nie powinno sie palic, ale te powinno.
DK

Anonimowy pisze...

O boze nie kaz mi tego czytac jako fanfik Ciri/Geralt, bede rzygac

Płomyk pisze...

O rety, jak ja sie nameczylam, czytając to. Oczywiście wasza analiza byla przecudna, ale... Tekst miedzy waszymi wypowiedziami to byl horror. Nie mogłam znieść Areski tak bardzo, ze ciagle odkladalam skończenie analizy na potem.
WSZYSTKO w tej książce jest tragiczne - miłość oparta na wielkiej miłości, pokazanie tej miłości, ciagle opisy zajebistosci młodej pary, szczególnie urody Areśki i kuśki Severa. Nosz kurde, serio nie można napisac tego raz? Przy każdej pieprzonej okazji autorki muszą sie masturbowac do zajebistosci swoich postaci?
Uch, tak beznadziejnej pary bohaterów nie spotkałam jeszcze nigdy. Współczuje i Podziwiam, ze mieliscie sile brnac przez ten chlam.
Mam nadzieje, ze nie bedzie dalszej części, Areska umrze, a Severo... Z rozpaczy nabije sie na swój pal i zginie.

Siblaime pisze...

Nie wiedzieć czemu, mimo że ta książka zawiera masę wkuropatwiających fragmentów dziwi mnie niekonsekwencja w imionach i nazwach, często aż śmieszna. Oprócz tych całkiem ładnych, wymyślonych, mamy Tahitanię, Loretanię, Ariadnę, Dijon, Harolda (tu wyobrażam sobie tego dziwnego pana z memów), Rudolfa, Leilę (może jeszcze Majnun do kompletu?), Wilbura, brakuje tylko żeby Severo był Severusem. Przecież aby ogarnąć jakieś oryginalne fantasy nazwy własne, zwłaszcza w świecie, w którym istnieje wiele różnych języków, wystarczy choćby walnąć w klawiaturę i ewentualnie dostawić samogłoski. Uniknęłoby się durnot w stylu Króla Musztardy i skutego lodem Tahiti.