czwartek, 26 kwietnia 2012

172. Szpiedzy tacy jak oni, czyli Moskau, raz, dwa, tri! (2/2)

Drodzy Czytelnicy! W dzisiejszym odcinku nadal będziemy zwiedzać różne magiczne krainy wraz z trójką superszpiegów. Co nas tam czeka? Poznamy anioły o nietypowej anatomii, zwiedzimy fabrykę Solarisów, obejrzymy kilka zapierających dech potyczek, a na koniec przeniesiemy się... do Moskwy. Indżoj!

P.S. W przyszłym tygodniu analizy nie będzie - z okazji długiego weekendu analizatorzy udają się na zasłużony odpoczynek.

Analizują: Sineira, troszeczkę Dzidka, Kura i Gabrielle.

http://leniwaleni.blog.onet.pl/


Seria "kłopoty rodzinne" właśnie dobiegła końca. Momentami nie była taka jaka być powinna,ale mam nadzieje, że mi to wybaczycie. Ciągle robię błędy ort. więc czytanie miejscami może nie być zbyt przyjemne i za to przepraszam.
Do znudzenia powtarzamy: nie przepraszaj, tylko popraw. Popraw, do cholery jasnej!
Ale zobaczcie, jak nie pisze opka, to pisze całkiem zgrabnie ona.
Nie dziwota. Po stosunku liczby opek złych do dobrych wnioskować można, że łatwiej trafisz na dobry tekst nie będący opkiem, niż na opko, od którego nie rozbolą cię zęby.

Czasem z jednej długiej noty robiłam dwie krótsze. Teraz postaram się aby noty były takie jak należy czyli długie.
A nie lepiej się postarać, by były takie jak należy, czyli sensowne?
I może jeszcze... *drżącym z nadziei głosem* ...pozbawione błędów?
*jednym machnięciem ręki pozbawia kurę nadziei*

A więc zapraszam do czytania. Dzisiaj publikuję tylko wstęp. Pierwsza część być może będzie w piątek :)  

                                  ```````````````````````````````````````````
-Kay odpowiedz mi na jedno pytanie,dobrze?- mówił Inrewald
-Pewnie wiesz,że dla Ciebie wszystko- uśmiechnął się niebieskowłosy
-A tak właściwie to czemu tu przyjechałeś? To,że mi uratowałeś życie i "zabiłeś" Loisel to był przypadek prawda?- dopytywał się chłopak
- Zupełny. Nie przypuszczałem, że aŁtoreczka mnie w to wplącze.
- Tak naprawdę to chciałem tylko przejąć władzę nad światem. Ale spoko. Dobre i to.

-Owszem to był przypadek. Tak naprawde przybyłem żeby was ostrzec.
Ale pomyślałem sobie, że może przy okazji uda mi się załatwić stare porachunki i jeszcze bzyknąć twoją siostrę...
Zwłaszcza siostrę.

Zewsząt napływają złe wieści...
Wszęta, czyli młode wszy, wprost nie nadążały z faksowaniem i mailowaniem kolejnych złych nowin.
*wyobraża sobie rozlataną mnogość wszych odnóży i dostaje oczopląsu*
Zewsząd wszęta przybywają
Całe mnóstwo nóżek mają
Gdy wszęta wlezą we włosy
Drzeć się będziesz wniebogłosy.

-O czym ty mówisz?-do rozmowy wtrąciła się Lirael, ktora do tej pory zajęta była szydełokowaniem (czyli dźganiem wojłoku szydłem)
-O nadchodzącej wojnie...
… i dlatego siedzę sobie u was od paru dni i zbijam bąki, zamiast przekazać te straszne wieści. Rozumiecie, cieszę się ostatnimi chwilami spokoju, zanim wszyscy zginiemy. Komuś jeszcze herbatki?
“- Najpierw zniszczymy wielkie miasta - powiedział najmniejszy Libl z ożywieniem - a potem schwytamy piękne dziewczęta i będziemy je trzymać dla okupu albo co. Wszyscy się przestraszą i my wygramy. Będziemy tyranami i będziemy wszystkich bić. Poproszę jeszcze mleka.”
[Henry Kuttner “Świat należy do mnie”]

-Co? Przecież wojny nie było w tej krainie od czekaj licze od 457 lat [bo to takie ważne policzyć co do roku] odkąd mój eee nie, twój Lirael prapra dziadek wygrał z tym,no Deftem aniołem zła,grozy i cviemności.- Inrewald nie mógł uwierzyć w doniesienia Kaya
Albo byli bardzo długowieczni, albo tych “pra” powinno być nieco więcej.

-I właśnie potomek Defta niejaki Deftones zaczął buntować anioły i ludzi.
Nie wiemy tylko, przeciwko komu i dlaczego, ale to wszak nieistotne. Fuck the system i tyle.
Znamy to z własnego podwórka, luzik.

Wiele rodzin jest już po jego stronie a ci, którzy nie są muszą odpierać ich zbrojne ataki.- ciągnął dalej mlodzieniec
-No to co robimy? -zapytała Lirael zaskakując tym samym Inrewalda i Kaya
-hmm Szykujemy się na wojne.....
Gromadzimy wodę i konserwy.

-Ale przecież nie wiemy nic napewno jeszcze moze coś się zmieni- miał nadzieję Kay-Dziaiaj [kuzyn Tuhaj-beja] wieczorem ma zostać podjęta decyzja przez króla.
Jak król zdecyduje, że wojny nie będzie, buntownicy grzecznie wrócą do domów.

Może przenieśmy się na kolacje do jego pałacu Blackrosentale zawsze byli zaufanymi króla. -zaproponował po krotkim namyśle
A przy okazji zaoszczędzimy trochę żarcia, przecież może się jeszcze przydać.
- Cze, król! Słyszeliśmy coś o wojnie, więc pomyśleliśmy, że skoro jesteśmy twoimi zaufanymi, to nas nakarmisz!
- Król, dawaj menu! Jak to nie masz? Co z ciebie za król? *Dwieście lat później w podręcznikach historii nauczano o Trzydniowej Wojnie o Brak Udźca Jagnięcego*

-Tak to dobry pomysł. Lirael, Kay stańcie blisko mnie. Uwaga jak tylko wymówie zaklęcie przenieiemy się tam. Lądowanie może być twarde.-rzekł Inrewald
Uwaga, nadchodzi Element Komiczny...

    W pałacu króla:
-Inre przez ciebie nadal mnie boli tyłek! Nie mogłeś nas rzucić na jakieś poduszki albo kanape?-żaliła się brunetka jedząc jagnięcine
… iiii przeszedł! Koma trzy!

Żaliła się brunetka jedząc jagnięcinę,
Że lądując, potłukła tyłek i... okolice.
Na co odrzekł Inrewald z wyraźnym niesmakiem:
“Kto ci kazał, idiotko, lądować okrakiem?”

-Nie mogłem i nie marudź. O król już wstał..
Bo przedtem spał z nosem w jagnięcinie.
Obudził go tupot białych mew.

Przemówienie króla godne jest jednej z tych cudnych, pompatycznych produkcji rodem ze Świętego Lasu (Holly Wood) i nie wymaga chyba żadnych komentarzy. Napawajcie się!
-Moi drodzy goście wiem,że słyszeliście o tych wszystkich strasznych rzeczach,które spotkały nasz kraj z przykrością mówię wam Bracia do broni! nadeszła chwila by walczyć za nasz naród, za nasze życia! Dzisiaj Deftones "król" buntowników zaproponował mi układ, którego przyjąć nie mogłem ze względu na nasze dobro a więc wybuchła wojna! Ja i moi żołnierze będziemy walczyć za wasze życie a także wszyscy ochotnicy, magicy (i murarze, i hutnicy) , czarownice i anoły*) będące po naszej stronie. Bracia do broni!Brońmy się aby nie zginąć!!!!!!!!!!!!!....
Tadam, tadam, ta-ta-dam-dam!
(amerykańska flaga wypełniająca cały kadr i odjazd w stronę zachodzącego słońca)
Ja tam oczami wyobraźni widzę raczej TO.

*) anoły - anioły o skrzydłach wyrastających z odbytu.

odc1 "Zadanie"
Po uczcie w pałacu króla wszyscy jej uczestnicy rozeszli się do swoich komnat. Wieści nie były dobre nawet nadworni komicy nie potrafili nikogo rozśmieszyć.
Nawet George Carlin zdał grabki.

Król i królowa bardzo się starali umilić gościom wieczór jednak wszystko było jakoś nie tak jak powinno być.
Bo zupa była za słona, a krewetki nieświeże.

Inrewald Blackrosental został poproszony przez dowódce wojsk królewskich o pozostanie po uczcie w jadalni. Chłopak zastanawiał się o co chodzi, gdy do komnaty wszedł ponownie król.
-Wiem chłopcze kim jesteś. Nie bój się chcę się tylko Ciebie poradzić- mówił dostojnie król gdy siadał na tron
Ubogie to było królestwo, skoro jadalnia służyła jednocześnie za salę tronową, gabinet i Bór wie, co jeszcze.
W siedzeniu tronu wycięty był otwór, a pod nim stał królewski nocnik.
Ej, widziałam taki tron w muzeum, miał sprytną, odsuwaną klapkę!

-Do usług panie -Inrewald uklękł przed monarchą
Uklękł - ukląkł z lękiem.

-Jesteś potomkiem jednego z największych Abhorsenów
Inrewald roztropnie powstrzymał się z ujawnieniem swego prawdziwego pochodzenia;)

ufam, że z Twoją pomocą uda nam się pokonać tego... tego-podczas,gdy król szukał właściwego słowa zasłonka za jego głową poruszyła się.
… tego niegodziwca! - podpowiedziała ukryta za kotarą królowa. Bała się, iż Jego Wysokość znowu użyje brzydkiego słowa na “s”.
Takiego syna! - podszepnął z drugiej strony pan Sienkiewicz.

Była to Lirael,która była zaciekawiona wezwaniem "brata".
-Tego przebrzydłego buntownika Deftonesa. [Królowa za kotarą odetchnęła z ulgą.] Ech a było już tak spokojnie, wampiry nas nie atakowały, zboża nie brakowało, (kapusta rosła aż trzeszczało, kury się niosły,  królestwo rosło w siłę, a) mieszkańcom żyło się dostatnio...
Inrewald już nie słuchał króla, zauważył natomiast "siostre". Jego myśli krążyły wokół czekającego go zadania. Niewątpił, że zaraz jakieś dostanie.
I właśnie dlatego przestał słuchać.

-Rozumiesz mnie chłopcze?-zapytał władca
-Tak panie-kiwnął głową chociaż nie wiedział nawet o co chodzi królowi
Zupełnie nie zwrócił uwagi na kawałek o froterowaniu posadzki i trzepaniu kobierców.
Dotarło wprawdzie do niego coś o polerowaniu berła, ale uznał, że król napomyka o czekających ich rozrywkach po dniu pełnym trudu i znoju.

-Noi więc mam dla Ciebie, twojej siostry i waszego przyjaciela zadanie. Jako,że jesteście obeznani ze sztuką magiczną chcę wysłać was na przeszpiegi do wrogiego obozu.Co ty na to chłopcze? -król miał bardzo strapiony wyraz twarzy
Zauważył, że chłopak go nie słucha i zastanawiał się, czy walnąć go w łeb berłem już teraz, czy dopiero za chwilę.

-Ależ oczywiście,że pójdziemy!-wykrzyknął radośnie Inrewald.Chłopak o tym marzył od dawna.
-Wiesz,że ta misja jest bardzo niebezpieczna. Ja jako król daje Ci swoje błogosławieństwo oraz złoto i uzbrojenie a także najlepsze konie. Mam nadzieje,że nie długo znowu się zobaczymy. (Mam na myśli moje złoto i moje konie, oczywiście.) A teraz musimy się już pożegnać. -król położył swoje stare, pomarszczone dłonie na jego ramieniu i wyszedł z sali.
… trzymając swoje nowe, gładkie dłonie w kieszeniach.

Trójka jadła właśnie śniadanie razem z innymi uczestnikami wczorajszej uczty. Nastroje wśród dworzan były mieszane. Jedni się bali inni cieszyli,że będą mieli okazję do walki...
… natomiast zdecydowana większość myślała tylko o tym, jak pozbyć się kaca.
W tym celu skupiali swoją uwagę na potrawach gorących i tłustych.

Rozmowy prowaqdzono szeptem, tak aby nikt nie mógł ich podsłuchać chociaż nikt nie miał takiego zamiaru.
I tak wszystko zagłuszał tupot białych mew.

Do stołu Blackrosentalów podszedł paź z sakiewką i trzema srebrnymi pierścieniami wykutymi w nocy.
Łatwo było poznać, że zostały wykute w nocy, bo były jeszcze ciepłe po ostatecznym wyżarzeniu.

Inrewald wźiął dar królewski i schował do swojej torby. Zaskoczony Kay nareszcie zrozumiał,że coś ważnego kompani przed nim ukrywają.
-Ekhm wy chyba nie mówicie mi prawdy- zezłościł się niebieskowłosy
-Dobrze śpiochu powiem Ci  o co chodzi. Otóż mamy misje do wykonania...
-Już się cieszę- zatarł ręcę
Dostaliśmy questa, tralala, zarobimy pedeki!

-Mamy jechać do obozu buntowników i podszyć się pod jednych z nich. W celu uzyskania informacji.- głos Inrewalda był ledwo słyszalny
-No to na co czekamy kompania zbiórka! -Kay cieszył się jak małe dziecko
Podskakiwał i machał łapkami.

-Kay nie zapomniałeś o czymś? -Lirael śmiała się z niego
-O czym? -zapytał zaskoczony
-Spakowałeś się już?- sarkazm Lirael uwidocznił się nawet w jej oczach
-EEeeeeeee no jeszcze nie, alezaraz to zrobię...- i chłopak wyszedł z sali
*wzdycha* Ludzieee, to podobno jest potężny mag...
Coś mi się zdaje, że nie tylko Inrewalda podmieniono w kołysce.
Może nie w kołysce. Z Ankh-Morpork dochodzą słuchy, że Rincewind załapał ostatnio jakieś niesamowite skille.

Inrewald i Lirael siedzieli już na koniach podarowanych im przez króla. Wreszcie przybiegł zdyszany Kay i trójka mogła ruszać w droge. Według mapy mieli do przejechania około 1500 mil...
Tak tylko wspomnę, że np. mila skandynawska ma 10 000 metrów ;)
Załóżmy, że nie ma aż tyle. Załóżmy, że mila w tym świecie, to coś w rodzaju najpopularniejszej chyba w literaturze mili angielskiej, czyli nieco ponad półtora kilometra. Bohaterowe mieliby więc do przebycia dobrze ponad 2000 kilometrów, konno. Kurierzy amerykańskiego Pony Expressu pokonywali trasę o podobnej długości w około 10 dni - ale na tej trasie zmieniali się zarówno jeźdźcy, jak i konie, i to dość często. Nasi bohaterowie nie mają w planach zajechania na śmierć ani siebie, ani koni, więc obstawiam, że podróż zajmie im... z miesiąc? A jeszcze muszą wrócić z zebranymi informacjami! Armia co prawda to też nie Pony Express, nie przemieszcza się błyskawicznie (wojska polsko-litewskie dążące na bitwę pod Grunwaldem, odległość ok. 150 km pokonywały przez dwa tygodnie), ale mimo wszystko mam wrażenie, ze informacje, jakie przywiezie nasza trójka, będą już cokolwiek nieświeże...
I w ogóle jaki ma sens wysyłanie specjalnych zwiadowców ze stolicy w tak daleką drogę przez kraj, jak rozumiem, ogarnięty rebelią? Znacznie lepiej sprawdziliby się lokalni szpiedzy na miejscu, przesyłający potem informacje sobie znanymi kanałami.  A poza tym, to król nie utrzymuje jakichś legionów, które strzegłyby porządku na rubieżach? [weźcie mi zatkajcie gębę, bo ja tak jeszcze długo mogę]
Czemu, fajnie brzmisz i proszę brą boru niczego nie wykasowywać!
*łapie oddech* Dobra, zatem przyjmijmy, że aŁtorce po prostu przez pomyłkę wcisnęło się jedno zero za dużo. Albo mila w tym świecie ma 100 metrów.

odc2 "Podróż"
Podróż mijała spokojnie. Pomijając moment gdy śpiący Kay zleciał z konia w błoto, które zamortyzowało upadek. Lirael i Inrewald byli w doskonałych humorach mimo czekającego ich zadania. We wsi Solarisasenne dokupili troche żywności i zasięgnęli informacji od miejscowego Światowida.
*parska herbatą* Tego ze Zbrucza?
Nazwa wsi zrobiła na mnie wrażenie. Brzmi lepiej niż Bolechowo, gdzie produkuje się Solarisy.

Odległość do obozu buntowników choć ciągle malała nadal była spora. Po 5 dniach ciągłej jazdy trójka zatrzymała się na odpoczynek w zajeździe "Pod zdechłą kaczką" [karczmarz ukończył właśnie przyspieszony kurs marketingu w Wieczorowej Szkole Lansu, Baunsu i Wiązania Sandałów] [sympatie polityczne karczmarza dawało się niestety rozpoznać na pierwszy rzut oka] w mieście zwanym Ghoton (Ghost Town? The Ghost of Zdechła Kaczka).
-To co zostało nam jeszcze 35 mil do końca podróży. Chyba musimy ustalić jakiś plan?- zaczął Inrewald
-Ta trza ludziom i aniołom będzie kit wcisnąć. O a wiecie,że nauczyłem się nowej sztuczki?
Aportujesz gazetę i kapcie?
- Łumiem godeć kiej wieśniok! - obwieścił z dumą Kay.
Z kąta zajmowanego przez grupę okolicznych włościan dobiegł stłumiony chichot.

Umiem rzucić zaklęcie paraliżujące. -zaczął chwalić się niebieskowłosy
-Acha cóż za dokonanie a na co ono działa?-zapytała niewinnie Lirael
-No jak na razie na pająki ...
-hahahhahahha- Lirael i Inre wybuchnęli śmiechem
Się nie ma co śmiać, bardzo przydatne zaklęcie! *pielęgnuje swoją arachnofobię*
Ja przepraszam, to jest czarnoksiężnik, czy dopiero jakiś adept sztuki magicznej?
Jak się nazywa osoba znajdująca się w klasyfikacji przed adeptem? Ups, Wyszło Mi Przypadkiem, Ale Nie Wiem Dlaczego? *wewnętrzna gabsowa arachnofobia podniosła łeb*

-Oj bardzo śmieszne musze jeszcze poćwiczyć!- bronił się
-Hmm to co mamy jakiś plan?- przerwał naśmiewki Inrewald
Inrewald przerwał naśmiewki
I łyknął wiśniowej nalewki.
- Słuchajcie, mam plan taki
Udamy w czereśniach robaki!

-Jak już tam dojedziemy to poprośmy o spotkanie z Deftonem, że niby mamy jakieś tajne informacje o królu krainy i cośtam wymyślimy. Możemy też zaoferować swoje usługi jako zwiadowcy...
… a Deftones na pewno się na to nabierze, bo przecież jest zupełnym idiotą. Oh, wait...
Możemy też przebrać się za wędrownych sprzedawców. Albo trupę magików i połykaczy ognia. Albo... - Inrewald uważnie i z namysłem przyjrzał się Lirael.

-A ja moge go zauroczyć- zaoferowała się dziewczyna
Rozumieją się bez słów!

-O nie nie pozwalam! -warknął jej "brat"
-czemu zakochany mężczyzna więcej powie ukochanej niż sługom- poparł ją Kay
Podobno są szczególnie gadatliwi w łóżku. (Zakochani mężczyźni znaczy. Nie wiem, jak to wygląda w przypadku sług.)
O, motyw gadatliwego sługi jest bardzo powszechny w literaturze.
Tak, ale nie sługi gadatliwego W ŁÓŻKU;)
I dobrze. Gadatliwość w łóżku powinna być karalna, a nie w poezyi opiewana.

-Czyli wstępne ustalenia mamy. Od tej pory jeżeli ktoś nas o coś zapyta to mówimy,że jesteśmy zwiadowcami szukającymi zatrudnienia. Rozumiecie,że zbliżamy się na tereny opanowane przez wroga i musimy być inkognit. -zakończył brunet, a Dzidka zemdlała ze śmiechu.
-Tak jest dowódco! - krzyknęła Lirael a cała sala zerknęła w ich strone
I cała konspiracja poszła się chędożyć :D
-Eeee... chciałam powiedzieć, do wód, co płyną z gór jedziemy!

Kiedy jednak zamówili po kolejnym kuflu piwa już nikt nie patrzył na nich wrogo. Następnego dnia rano wyruszyli w dalszą drogę.
Mijali w oddali wioskę Karmanata (karna mata, odpowiednik karnego jeżyka)(W szalonym przypływie optymizmu podejrzewam inspirację ksiązką “Bracia Lwie Serce” Astrid Lindgren), przejechali przez Onykss aż dotarli do umownej granicy naznaczonej czaszkami i piszczelami (przyp. autorki: hihihi panem P, przydał się do czegoś).
Dopisek autorki - odhaczyć!
Hihihi Panem P et Circenses!
Hihihi - że co?

Pare metrów dalej za kępa krzaków coś się poruszyło... szelestu-szelestu!!! Była to młoda ranna dziewczyna...
Strach i zgroza się zaczyna
Krze wizytuje dziewczyna
Co zupełnym przypadkiem
Siadła na Jeżu (jak Byk) zadkiem.

-Hej tam ktoś jest! -zawołała Lirael
-widze,ale to może być zasadzka- powiedział jeździec


-Nie widze nikogo, pomóżmy jej- poprosiła i zsiadła z konia
Dziewczyna w krzakach poruszyła się niespokojnie, lecz kiedy Lirael do niej podeszła straciła przytomność.
Ha, jednak to BYŁA zasadzka!
Albo ktoś się dawno nie mył.

Była w złym stanie, miała dużo blizn i otarć, postrzępione ubranie ledwo zakrywało jej chude ciało. Obudźiła się...
-Kim jesteście? -zapytała powoli dziewczyna
-Spokojnie po koleji  ja jestem Inrewald to mój przyjaciel Kay a to nasza towarzyszka Lirael a kim ty jestes i co ci się stało? -mówił przykrywając ją kocem chłopak
- Cześć, a ja jestem agentkOM kontrwywiadu Deftonesa i zaraz wam poucinam głowy, przebrzydli szpiedzy!

-Jestem Atemone, byłam strażniczką pałacu, którym włada teraz Defton.
Ten, którego praprapraszczur Lirael zaciukał 457 lat temu?

To jego ludzie mnie tak użądzili...-opowieść dziewczyny była długa i momentami nudna.
I dlatego aŁtoreczka darowała sobie jej przytaczanie, a co.
Pszczółki rządlą, ludzie użądzają...

Lirael dała jej swoją szatę i zapasowy płaszcz. A Kay nakarmił ją ponieważ sama nie mogła posługiwać się sprawnie widelcem.
To jaśniepaństwo na tej wycieczce nożami i widelcyma jada? Może jeszcze zabrali porcelanową zastawę?
Eeej, czepiasz się. Gulasz z puszki to niby nożem wyjadasz?
Myślałam raczej o suchym prowiancie, który je się ręcami. A gulasz - łyżką! Albo piętką od chleba.

-Powiem ci dlaczego tu jesteśmy ale musisz nam obiecać,że nikomu nie wydasz naszej tajemnicy- rzekł Kay a Inrewald mu przytaknął skinieniem głowy
-D0brze możecie mi zaufać, nadal jestem wierną poddaną króla. -uśmiech zmienił się w grymas bólu
...a nos wydłużył się o parę centymetrów.

-Otóż naszym zadaniem jest.....
… sprawienie, by straszliwy wróg naszego króla pękł ze śmiechu, widząc takich szpiegów.

odc3"Pojedynek w ogniu"
Atemone i Kay jechali na koniu. Dziewczyna przebrana w płaszcz Lirael czuła się już bezpiecznie, wiedziała jednak,że wciąż jej szukają. Przecież jest szpiegiem! A szpiegom się tak łatwo nie daje uciec.
Nie no, zupełnie tak samo jak wiernym królowi strażniczkom, które broniły zdobytego przez buntowników pałacu.

Lirael i jej "brat" jechali na przedzie po cichu ze sobą rozmawiając.
-Skąd wiesz,że jej można zaufać?-szepnęła Lirael
-Nie powiedziałem wam o czymś. W nocy kiedy ty już spałaś przyszedł do mojej sypialni król.
Dał mi swoje berło do polerowania.

Poprosił mnie o jeszcze jedną przysługe. Mieliśmy zdoyć informacje i jego kuzynce i jeśli by była taka możliwość ją uwolnić. Ale jak widać sama zwiała Deftonesowi hiii- zaśmiał się Inrewald
Miło od czasu do czasu widzieć, jak aŁtorka naprawia własną skuchę.

-No co ty? Żartujesz? Ona jest kuzynką króla? A phieee ani to ładne ani co...
-Lirael ty jesteś zazdrosna!-krzyknął Inrewald
-Cicho siedź nie jestem!-warknęła na niego
-Jesteś!
-Nie jestem!
-Jesteś!
-Nie!
-Tak!
Jesteś u pani!
Twoja stara nosi czapeczkę, gdy są przygruntowe przymrozki!
Chyba ty!

Podczas gdy ta parka się ze sobą spierała Atemone zasnęła na plecach Kay'a, który był bardzo zadowolony,że to na niego spadł zaszczyt wieźienia dziewczyny.
Ojej, a co się stało z końmi?
Może to były te same nadmuchiwane konie, których używali Seize i Ichiro - i szlag je trafił przy przedzieraniu się przez zarośnięte leśne ścieżki.

Jednak spokuj i cisza nie trwały długo.
-Do ataku!- oddział zamaskowanych jeźdźców zaatakował czwórke podróżnych. Kay używał zaklęć żeby powstrzymać najeźdźców (Tych do paraliżowania pająków?), Atemone walczyła mieczem i rzucała sztyletami (jednocześnie, taka była zdolna) (ej, a skąd je wzięła? Dopiero co znaleźli ją półnagą, nawet płaszcz musiała pożyczyć!) (Nie chcesz wiedzieć...) Lirael ochraniała Inrewald,który do pomocy przywoływał zmarłych. Walk trwała już jakis czas gdy nie wiadomo skąd przyleciała płonąca strzała zapalając łąkę , na której toczyła się walka.
A łąka ta została nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo kiedy polana sporą ilością benzyny, która wzięła się stamtąd, skąd przyleciała strzała, czyli z innej bajki.
To była strefa zrzucania paliwa przez smoki, o.
- Tu są jeszcze jakieś resztki - rzekł do swoich ludzi szef ekipy sprzątającej - tu na suficie. Szkoda dziewczyny, taka śmierć, pękła ze śmiechu w trakcie pracy nad analizą.

Wojownicy króla (nasza czwórka przyp.autorki) (No w życiu bym na to nie wpadła! - westch. analizatorki) i najeźdźcy otoczeni byli przez ogień. Atemone osłabiona ucieczką walczyła coraz słąbiej jednak udało jej się zabić dwóch wojowników Deftones'a.
Potknęli się o własne nogi, biedactwa.

Lirael dzielnie dawała sobie rade w prawdziwej walce jednego zraniła, trzech przed nią uciekło dwóch zabiła robiąc im dziury w brzuchach.
Dziurkaczem biurowym.
Takim o.

Inrewald i jego zmarli skutecznie odstraszali i zabijali kolejnych wojowników aż sześciu. Kay machał mieczem tu i tam [na oślep] rzucając swoje zaklęcia [bez ładu i składu] pod jego wpływem zginęlo siedmiu.
Od razu widać, że to byli tylko nic nie znaczący enpisi;)
Skoro byli pod wpływem, to miał ułatwione zadanie.

Został ostatni.
-Wyzywam ciebie na pojedynek- pokazał palcem na Liarel.
-No siostrzyczko jakby co to wiesz... -dodawał jej otuchy Inrewald
-Taa bo ja dam rade. No cóż żegnaj życie. - westchnęła Lirael
Kwiiik, zupełnie jak aŁtoreczka, kiedy ją pani od polskiego wzywa do odpowiedzi!:D

I wyszła na środek koła wypalonego przez ogień. I pojedynek się zaczął. Walka była wyrównana choć czasem nieznajomy pokazywał,że jest lepszy.
Ale tylko czasem, żeby przypadkiem nie urazić boChaterki swoją niestosowną zajebistością.

Zranił ją w bok, ale to była tylko powierzchowna rana, mało krwi. Mimo to Kay pomimo zakazu wysłał w stronę dziewczyny zaklęcie ochronne. CZIIIIITEEEEER!!! Na szczęście nieznajomy nie był magiem i nic nie wyczuł. Do końca walki to on dostawał ciosy. Choć Lirael nigdy nie walczyła w pojedynku dawała sobie rade z przybyszem. Jednak przybysz niespodziewanie upadł na kolana i zaczął błągać o litość. Kay wyciągnął rękę i nieznajomy obrócił się w pył.
Nie dość, że oszukują, to jeszcze mordują bezbronnego, tfu. A swoją drogą nie można było od razu “rozpylić” całej grupy?

-No co? Miałem go puścić wolno?- tłumaczył się niebieskowłosy
-Przecież prosił o litość!-darła się na niego Lirael
-No to co? A skąd wiesz,że by nie wezwał swoich kolegów,albo że by nas nie pozabijał? Czułem,że w nim tkwi jakaś uśpiona zła moc. Musiałem to zrobić dla naszego bezpieczeństwa!- bronił się dalej
-Dobra ja też coś czułem. (ani chybi zepsute powietrze) Do broni ktoś jedzie, ejj ale jakby co to nie my ich tak tego pozabiajaliśmy...
*Sine spada z krzesła i turla się po podłodze.*
Niii. Potknęli się i upadli na miecze. I tak siedemnaście razy.

Na białym koniu jechał Deftones zmartwiony tym,że jego towarzysze tak długo nie wracają z łowów postanowił pojechać ich śladem. Właśnie zobaczył jakichś ludzi nad zwłokami swoich przyjaciół. Anioł nie wiedział co tu się stało,ale czuł magię w powietrzu.
W związku z czym, zamiast profilaktycznie pieprznąć w podejrzanych ludzi solidną kulą ognia, jechał sobie spokojnie dalej.

Jego wzrok utknął na pięknej młodej dziewczynie, "ciemne włosy, duże oczy"-pomyślał "piękna".  
Taaaa, duże OCZY, jasne.
Yo, Frodo, eyes up here!

Podjechał bliżej zobaczył jeszcze jedną dziewczyne,ale bardziej nieśmiałą, bo schowała się za plecami niebieskowłosego maga.
Który, jak pamiętamy, miał nad głową czerwony napis “mag”, dzięki czemu od razu było wiadomo, co to za jeden.
Może w tym świecie farbowanie włosów jest sztuką wymagającą lat studiowania tajemnej wiedzy?

Obok niego stał jeszcze jeden chłopak z napisem "to chyba ich dowódca".
Deftones zsiadł z konia  i podszedł do Inrewalda.
-Ty jesteś tu dowódcą? - krótkie pytanie nie wyprowadziło z równowagi Inrewalda
Zazwyczaj zadawanie jakichkolwiek pytań przyprawiało go o histerię i zmysłów pomieszanie.

-Tak. O co chodzi panie? -zapytał urażony
Jakim prawem ten plebs ośmielał się do niego odzywać?

-O to,że ktoś zabił moich ludzi a wy jesteście na miejscu zbrodni- prychnął gniewnie piękny anioł (Piotrek nie bij wytłumacz<- przyp. autorki)
Ałtorko droga, bądź uprzejma porozumiewać się ze swoimi kolegami z klasy przez gg, a nie przez te kretyńskie dopiski w tekście!

-Panie gdybyśmy my zabili teoich ludzi nie sądzisz,że już dawno ucieklibyśmy tam gdzie pieprz rośnie? - Inrewald dobrze grał swoją role mało rozgarniętego dowódcy
To się może udać, chłopak ma dużą wprawę w zachowywaniu się jak kompletny idiota!

-No dobrze powiedzmy,że wam wierze. Kim jesteście  i co robicie na mojej ziemi? - deftones nie mógł się powstrzymać, aby nie spojrzeć na Liarel dziewczyna wytrzymała i odwzajemniła spojrzenie.
-Ja jestem dowódcą tej grupy zwiadowców panie przyszliśmy, aby ci wiernie slużyć. Mam na imię Inrewald, to jest moja siostra Lirael mój przyjaciel mag Kay i jego narzeczona Atemone. - przedstawił wszystkich kolejno tak jak stali
Przedstawił. Prawdziwymi imionami ich przedstawił. Ja nie mogę...



-Mówisz,że przyszliście mi służyć. W takim razie kto zabil moich kompanów!!! -ryknął wściekły
- Wiewórki! - pisnął Inre i schował się za plecami siostry.

-Nie my panie. Kiedy tu dojchaliśmy już tak tu leżeli i my zsiedliśmy z koni,żeby zobaczyć czy któryś jeszcze żyje - zgodnie z zasadą dobra kula to podstawa (że co???) Inrewald dalej kłamał
-Niech wam będzie,że wierze. A teraz może zechcecie przyjąć moją gościne i przy wieczerzy omówimy parę spraw. - spokojny już władca wysunął zaproszenie
Zastanawiając się przy tym, czy otruć ich już przy kolacji, czy lepiej przesłuchać na dobranoc. - Tortury tak dobrze odprężają przed snem! - pomyślał i uśmiechnął się szeroko.

-Z przyjemnością panie- Lirael słuchając "brata" omało co a by wybuchnęła śmiechem, zaczęła więc kaszleć udając,że się zadławiła
Deftones spojrzał na nią jak na wariatke i stłumił śmiech w sobie, wiedział,że ona kaszle ze śmiechu. Poczuł do niej sympatię...
Lubił bezdennie głupie kobiety. No co, każdemu jego porno!
Nie szkodzi, że o mało co ich nie wydała - śmieje się tak uroczo!

odc4 "Wizyta na zamku"
Deftones jechał na przedzie, tuż za nim jego straż przyboczna, dopiero na samym końcu czwórka poddanych króla. Nagle ziemia porośnięta trawą ustąpiła miejsca piaskowi pustyni.
Uuuu, tak nagle, jak nożem uciął? W opowiadaniach o Conanie coś takiego zawsze zwiastowało obecność mrocznych i pradawnych sił zUa.
A nie problemy z zatrudnieniem naprawdę dobrego ogrodnika?

Żeby dotrzeć do zamku goście i jego mieszkańcy musieli najpierw przez nią przebrnąć co nie było łatwym zadaniem.
Bo? Piasek im się sypał do bucików?

Gdy wkońcu wszyscy zajechali przed bramę jej wrota rozstąpiły się na oścież, aby przybysze mogli wjechać do twierdzy. Gdy na dziedziniec wjechał Deftones straże i inni mieszkańcy ukłonili mu się nisko i odeszli do swych zajęć. Bramę zamknięto a właściwie zaryglowano.
Gości zaprowadzono do obszernego salonu a zarazem sali tronowej gdzie musieli poczekać, aż Pan i Władca buntowników zjawi się ponownie w innym stroju.
Poszedł się przebrać w coś wygodniejszego.

-Dziwny jest, czasem jak się spojrzy to mam wrażenie,że zaraz mnie zabije- szepnęła Lirael rozglądając się po sali
-Ech masz racje, ale jedno mu trzeba przyznać jest cholernie przystojny- zaśmiała się Atemone
I dobrze... zbudowany - dodała z uznaniem.
No, skoro jest przystojny, to spoko, na pewno nic wam nie zrobi! Zwłaszcza że jako anioł posiada w wiadomym miejscu jedynie gładki wzgórek...

-Ej a dlaczego wy szepczecie co? Może się podzielicie z nami swoimi spostrzerzeniami? - obraził się Kay, który nagle odkrył, że jego magia nie działa na zamku;  jednak nie chcąc straszyć przyjaciół postanowił nic nie mówić.
A odkrył to, bo...? Nie zauważyłam, by próbował rzucić jakieś zaklęcie!
Pewnie próbował sparaliżować pająka.

-Ładnie tu, ale trochę mrocznie...
… okna niedomyte i w o-ghule...

-I tak właśnie ma być - przerwał mu Deftones - kłaniając się przed Lirael. Podał jej swoje ramię- Hmm wypada mi zaprosić was na kolację. A więc pozwolisz pani, że pójdziemy przodem?
Wielki władca zaprasza na kolację bandę przybłędów, podających się za najemnych zwiadowców. Łapcie moją odeśmianą dupę.
Wystarczyło, że były tam dwie ładne laski...
Och, licząc laskę maga (co ma na czubku gałkę) to nawet trzy;>

-Ależ oczywiście- uśmiechnęła się. Inrewald był wściekły, że Deftones ją podrywa.
Piątka wyszła z salonu, szli po perskim dywanie długim i ciemnym korytarzem. Wkońcu skręcili do jadalni, w której już siedzieli inni mniej ważni goscie oraz Lord Calighan prawa ręka Deftones'a.
Mniej ważni od przypadkowo napotkanych najemników? Kto tam siedział, okoliczne żebractwo?
Ja wiem! Deftones jako anioł zastosował się po prostu do ewangelicznej rady: Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych! Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony.

[Inrewald i pozostali zatrudniają się jako szpiedzy dla Deftonesa. Kay kłóci się o coś z Lordem Calighanem, niestety nikt nie wie, o co]

Kiedy na zegarach wybiła północ wszyscy domownicy i goście położyli się spać. Tylko Deftones był zaskoczony sytuacją, która działa się wokół niego i nie mógł zasnąć.
Ojejku - mówił sam do siebie - co ja narobiłem? Wywołałem jakąś rebelię, mamusiu, ratuj!
Ale że jaką sytuacją? Pierwszy raz w życiu wydał ucztę, czy może zatrudnił najemników? Też mi władca...
Albo chodzi o to, ze pierwszy raz od stuleci kładł się spać sam, bez gorącej laski u boku.

Postanowił więc się przejść po zamku. Przypadkiem znalazł się w pobliżu komnaty Lirael. Jej drzwi nie były zamknięte na klucz więc  postanowił wejść...
… popatrzeć jak śpi. Chciał się chociaż przez chwilę poczuć jak Edzio Cullen.
Albo jak Wolfi Schoppe :)


odc5 "Uwięzienie"
Lirael spała na swoim łożu gdy Deftones do niej podszedł. Ukląkł przed nią i szepnął:
-Macie mnie za głupca, ale ja i tak wiem, po co tu jesteście. To was wysłał król! Myślałem, że będziecie sprytniejsi. Ech nie dajecie mi wyboru muszę was zabic.
Co za prymityw. Nie łaska nakarmić fałszywymi informacjami i wypuścić? Albo chociaż zażądać od króla okupu za ich życie?

Ale nie Ciebie ślicznotko, za bardzo mi się podobasz... pogłaskał ją po jej długich, brązowych włosach.
Cicho zamknął za sobą drzwi z postanowieniem, że jutro rozprawi się z oszustami. Umowa, którą zawarł z Inrewaldem była nie ważna. Jednak tylko on o tym wiedział. Było mu tez na rękę, że przybysze zabili wcześniej jego "towarzyszy" samych osłów i pijaków.
Wcześniej zostali nazwani jego przyjaciółmi, ale aŁtoreczka zmieniła zdanie.
Szlachetność Inrewalda poraziła go swym blaskiem i sprawiła, że łuski spadły mu z oczu...

Tylko jedna rzecz mu przeszkadzała : zakochał się...
Blogaskowa miłość od pierwszego kopa: odhaczone.

-Ej Kay cicho, bo nas ktoś usłyszy i będzie wesoło- błagała chłopaka Atemone
-Spokojnie, tam za tym zakrętem powinna byc kuchnia...- pobiegł nie zwracając uwagi czy ona jest z nim czy też poszła w inną stronę
-Ale nie musiałeś biec! Wiesz, że tego nie lubie sport nie jest moją mocną stroną. Ciiiiiiii- przyłożyła mu rękę do ust
A skąd on to ma wiedzieć, skoro dopiero co się poznali? Mamy rozumieć, że Kay przeleciał... tfu, Kay zna wszystkie laski w królestwie?
Może gdy tak jechali razem na jednym wierzchowcu, nadawała mu wprost do ucha całą historię swego życia?

Obok nich przeszedł Deftones wychodzący z pokoju Lirael.
-Co on tam robił?- wściekł się niebieskowłosy mag- idziemy
Weszli do jej sypialni. Lirael już nie spała obudził ją zgrzyt zamykanych przez anioła drzwi.  Siedziała oparta o poduszki i zastanawiała się kto u niej był, gdy weszli jej przyjaciele rzuciła w nich poduszką i stanęła gotowa do walki.
Dzielnie dzierżąc morderczy jasiek.
*tarza się po podłodze* Kurnać, mogła chociaż wziąć stołek!!! Albo nocnik...
Nocnik nie, bo to wbrew postanowieniom Konwencji o broni biologicznej.
Ej no, logiczne. Każdy wtedy spodziewa się ciosu czymś ciężkim, a ona przełamała kanon.

-Spokojnie to my!
-Jacy my?
- Harcerze!
- Harcerze? Nie wierzę!
- Otwieraj chamie, ZOMO nie kłamie!

[Lirael przekomarza się z Kayem i Atemone, ciach!]

Gdy rano Lirael zeszła na śniadanie w jadalni nie zastała nikogo oprócz Deftonesa i służącej.
-Czyżbym tylko ja dostąpiła zaszczytu zjedzenia z waszą mością śniadania? - zerknęła z pod rzęs na niego "piękny jest"
Ten zaszczyt. Piękny i dorodny.

[Deftones informuje Lirael, że jej towarzysze dali nogę. Dziewczyna ucieka się wypłakać do sypialni. W rzeczywistości szpiedzy zostali wtrąceni do lochu.]

odc6 "..."
Do napisania takiego właśnie odcinka natchnął mnie Potop, nie śmiac się naprawde przeczytałam 3 tomy :P
Ależ nikt się nie śmieje, w końcu “Potop” to też opko, tylko nieco dłuższe.
______________________________________________________________________
Kiedy wszedł do jej pokoju zobaczył nieposłane łóżko, porozrzucane ubrania i zbite lustro. Jej jednak nie zobaczył, choc służąca powiedziała, ze nigdzie nie wychodziła. Wszedł do przylegającej do sypialni bawialni i zobaczył ją całą w krwii. Jednym susem znalazł się przy niej.
Przy tej bawialni, którą krwiA zalała.

Żyła jeszcze choc straciła bardzo dużo krwii. Wziął ją na ręce i wyszedł z pokoii.
KrwiA była tak ekspansywna, że cała pokojA w niej tonęła.
Ale że co się właściwie stało, panna się pocięła na wieść, ze reszta towarzystwa pojechała bez niej, czy może ma tak wybuchowe miesiączki?

Przeszedł przez hol i wszedł do wieży. Była ciężka, lecz dał rade wnieśc ją po 517 schodach do komnaty uzdrowiciela.
Po cholerę zanosił wieżę do komnaty uzdrowiciela? Nie dość mu było dźwigania bawialni?
Biedna wieża, tynk jej się osypywał i fundamenty pękały...

Starzec nie był zachwycony, że ktoś mu przeszkadza, jednak gdy zobaczył kto to z wrażenia rozbił flakonik z zielonym płynem.
Z kałuży uniosły się trujące opary i udusiły wszystkich, koniec.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=vh1gWG-kF30#t=144s

-Przepraszam panie za ten bałagan, nie spodziewałem się wizyty...
-Dobra, dobra masz ją wyleczyc,bo inaczej już nikt nie złoży ci wizyty - warknął Deftones
- Mwachacha, zawsze marzyłem o tym, byście wreszcie dali mi święty spokój! - wykrzyknął starzec i dobił nieszczęsną.

-Hmm czy ona chciała...
-Jakby nie chciała to by się nie pocięła odłamkami lustra starcze.
Na litość, Lirael się pocięła na wieść o wyjeździe kompanów, to jakiś wyższy poziom emo.
Taa, król wiedział, kogo wysłać na tę misję szpiegowską.

-Już zabieram się do pracy, tylko musisz panie nas opóścic. Zawołam cię, gdy będzie po wszystkim.
Nie czekając na dalszy ciąg paplaniny starca anioł wyszedł trzaskając drzwiami. Usiadł na schodach i pierwszy raz w życiu pogrążył się w rozpaczy. Cierpiał tak bardzo jak nigdy dotąd. Łzy, które skapywału (skarpy wału?) po jego policzkach płynęły strumyczkiem po zakurzonych schodach.
Postanowił wypłakać rzekę, tak dosłownie.


-Na wszystkich bogów! Zaklinam was! Dajcie jej życ... - jego meskim ciałem targnęły dreszcze.
A jego kobiecą duszą miotało jak szatan.

Tymczasem w lochach Inrewald leżał nieprzytomny na kamiennej posadzce, nad nim klęczeli Kay i Atemone. Z ust chłopak ciekła cieniutka strużka krwii. Kay próbował użyc swoich zaklęc jednak one nie przyniosły oczekiwanego rezultatu  Inrewald nadal był nie odzyskiwał przytomności...
Schlał się jak świnia na tej wczorajszej uczcie, ot co.

-Może zawołajmystrażnika? - Oczy Atemone szkliły się łzami
-Po co? I tak nam nie pomorze...- Kay kolejny raz odmawiał mantre nad przyjacielem
To może chociaż Mazowsze?

-Ale i nie zaszkodzi. Może jednak pomogą, albo dadzą nam jakiś koc.- Dziewczyna wstała i podeszła do krat, które były drzwiami.
Ale że jak, tak jednocześnie były, czy płynnie przechodziły z jednej formy w drugą?

[Atemone prosi strażnika o koc.]

-Koc moge dac, ale co do innej pomocy najpierw musze porozmaiwac z panem, poczekaj przy kracie.- był strażnikiem od wielu lat i wiedział,że to może byc podstęp, jednak zgodził się dac dziewczynie koc. Postanowił,że gdy będzie wracał z celi zajdzie do zamku i powie Deftonesowi o zajściu.
-Masz- rzucił jej stary, śmierdzący kawałek materiału, zwany powszechnie kocem.
*podejrzliwie patrzy na swój pachnący, miękki kawałek materiału* A ty coś za jeden i dlaczego się podszywasz pod koc? Ha, przejrzałam twoją grę, szpiegu! *wyrzuca “koc” za okno*

Jego szybkie kroki dudniły po posadzce. Wbiegł po schodach i skręcił  w tajemne przejście prowadzące do sali tronowej, gdzie o tej porze powinnien byc jego król.
Ha, rozgryzłam ten podstęp. Za każdym razem, gdy więźniowie będą czegoś chcieli, strażnik będzie leciał do szefa, aż w końcu albo zemrze z wyczerpania, albo wkurzony Deftones odrąbie mu łeb.

Od służacej dowiedział się, że aby spotkac się z władcą powinnien udac się do wieży. Poszedł więc tam, gdy był już na ostatniej kondygnacji zobaczył go. Jego potężny pan i władca siedział skulony i płakał. Olgierd był tak zdziwiony widokiem, że potknął się na stopniu i z hukiem spadł kilka w dół.
Jakoś mu się nie dziwię. Anioł, przywódca buntowników, potężny i niebezpieczny, potomek władcy zła, grozy i ciemności... Aaaa, przepraszam, aŁtoreczka daje nam do zrozumienia, że jest wrażliwy, czuły i ma piENkne wnętrze! Chlip, chlip, wzruszyłam się.
Nie no, nie mogę, tam ciągle ktoś się potyka, upada, spada, poślizguje, zderza z innym - co to ma być, opko fantasy, czy komedia z Charlie Chaplinem?!

Gdy się podniósł zobaczył jego wzrok i schlił głowe tylko po to,żeby nie widziec tych wściekłych oczu.
-Co ty tu robisz? Masz pilnowac więźniów a nie się po zamku włóczyc! -Ryknął niczym wściekły niedźwiedź Deftones.
-Wiem panie, ale więźniowie chyba coś knują..
… jak się zbliżam, to bardzo głośno śpiewają “Chodźcie, chodźcie, mnie was tutaj potrzeba!”
W związku z tym opuściłem posterunek i przyszedłem tu, zostawiając ich samych.  Co im będę w knuciu przeszkadzał.

-I co? I biedny Olgierd musiał przyleciec do pancia po rade? Ojej.. Mów o co chodzi, byle szybko- Deftones obejrzał się w strone drzwi, za którymi była Lirael.
-No więc tak...- Olgierd opowiedział z każdym szczegółem to co zdarzyło się przed chwilą  w lochu, na co Deftones wysłał go tam zpowotem po Inrewalda.
A mógł zabić. Ludzki pan.

Nie mógł się doczekac, więc postanowił wejśc bez pukania. Gdy otworzył drzwi zobaczył jakby inny świat. Byli na łące wsród kwiatów i traw, razem z motylami i śpiewającymi skowronkami.
I kucyponkami srającymi tęczą.

-Panie miałeś nie wchodzic! - zganił go starzec
-Wiem, ale nie mogłem wytrzymac tej martwej ciszy na zewnątrz. Gdzie ona jest?
-Tam, za tym drzewem- starzec wyciągnął rękę w przód i pokazał mu roześmianą małą dziewczynkę.
-ee ale dlaczego ona ma kilkanaście latek?
Mała, kilkunastoletnia dziewczynka... to chyba będzie ta:


-Jakby ci to wytłumaczyc panie. Hmm ten świat, w którym my żyjemy nie jest jej światem. Ona pochodzi z całkiem innego świata, a w tym jest całkiem obcą przybyszką.
Z twojej przyszłości, panie! To dziecko twoje i księcia Mamoru!

Gdyby nie to,że zrobiła to co zrobiła nigdy bym się tego nie dowiedział. Jest też jeszcze jedna najważniejsza rzecz...
Deftones patrzył oniemiały na zbliżającą się małą Lirael.
-Czy ona żyje?
-Tak, tak panie. Tylko,że ona nie powinna życ w naszym świecie. Nie wiem dlaeczego, ale tak jest,że my bez problemu klimatyzujemy się w ich świecie, oni natomiast mają z tym duże problemy...
… bo w naszym świecie nie ma klimatyzacji.
Przepraszam bardzo, ale co to za pierdolenie, przecież Lirael przeżyła w tym świecie już dobre trzy lata, odkąd Inrewald ją zabrał!

-Do rzeczy staruchu! -warknął władca buntowników
-No cóż skoro nalegasz - miarzdżacy [ghrrrr!!!] wzrok jego pana mówił mu,że lepiej powiedziec prawde- ona i tak niedługo umrze...
-Co?
-Bo nasz świat ją powoli zabija i najlepiej by było gdyby wróciła tam skąd przybyła.
Uzdrowiciel rozsądnie pominął pewne drobiazgi, choćby ten o byciu córką dwojga bogów. Wiedział, że aŁtoreczka dawno już o tym zapomniała.

-A jej brat? - Deftones przypomniał sobie,że zaraz strażnicy przyniosą go do wieży.
-Z nim jest inaczej. On się tu urodził i dorastał, a ona nie...
A skąd on to wie, skoro go dotąd na oczy nie widział?

-Kazałem strażnikowi go tu przynieśc, leży nieprzytomny w celi...
-Hmm- zamyślił się starzec- Cóż łączy ich bardzo śilna EMOcjonalna ( przyp. autorki :sorry nie mogłam się oprzec,żeby nie podkreślic tych literek :p) więź.
Ojej, ojej, no co ty nie powiesz.
Za każdym razem czytam “ślina emocjonalna”.

Rozległo się pukanie do drzwi, wyimaginowany świat zniknął a Lirael znowu leżała nieprzytomna na łożu.
-Wejśc. - strażnicy wnieśli bezwładne ciało jej brata i wyszli.
-To co mam zrobic starcze? - zapytał Deftones dziwiąc się,że to właśnie jego prosi o radę.
-Zabierz ją do jej świata, a chłopakiem się nie przejmuj, zajme  się nim. Tylko potrzebne będzie ci to. - starzec wyjął z szfy plecak i podał go Deftonesowi. - Tam jest wszystko co potrzebne będzie wam w jej świecie.
-A jeśli będę chciał tu wrócic?
Na przykład po to, żeby sobie trochę podowodzić tą rebelią, której przywódca podobno jestem, chociaż zupełnie tego nie widać?

-Masz to wystarczy pomyślec o powrocie i ten amulet przeniesie cię tutaj- włożył srebrny wisior w jego bladą rękę.
-A czy to,że jestem istotą innej rasy będzie miało wpływ na moje życie tam?
-Niesądzę, ale na wszelki wypadek nie pokazuj nikomu swoich mocy, ani nie przyznawaj się do tego kim jesteś.
I schowaj te skrzydła, bo ludzie będą się na ciebie gapić.

-Gdyby mój ojciec żył to pewnie by mnie zabił...
A tak się tylko w grobie przewraca.

Lirael otworzyła oczy, gdy Deftones wziął ją na ręce. Oboje już przytomni przeszli przez przejście, które otworzył dla nich uzdrowiciel.
Przytomni. Zapamiętajcie to.

Po kilku godzinach Inrewald wreszcie zrozumiał co się stało. Uzdrowiciel zawołał więc strażników, którzy zabrali chłopaka do lochu.
Po czym poszedł na piwo, bo musiał odreagować. Dawno już nie miał do czynienia z takim tępakiem.

C.D.N.
Cykliczna Dawka Nonsensu.
Zachodzę w głowę, gdzie w tym rozdziale jest ta inspiracja “Potopem”.
Potop łez płynął z oczu Deftonesa!

odcinek 1 częśc1 seria 3 ;P
Hmm zaczynam nową serię, która narazie nie ma tytułu. Nowością będzie czas akcji dla Deftonesa i Lirael: XXI w. Moskwa, dla innych bohaterów Ich Kraj  1543rok. Pewnie się zastanawiacie dlaczego bohaterowie są poubierani ( na fotkach w ramkach) w takie nowoczesne ciuchy ;), no ale cóż pożyjecie, poczekacie, przeczytacie i będziecie wiedziec. W " " będą myśli bohaterów, a od 2 odcinka wprowadzam 2 narracje, opowieśc Deftonesa i Inrewalda. aaaaa I nadal nie mam "ci" więc wybaczcie :P

Muah zapraszam do czytania ....
_______________________________________________
Zakochany do szaleństwa Deftones i nadal nieprzytomna Lirael (która ze zdenerwowania zapomniała, że odzyskała przytomność w poprzednim odcinku) znaleźli się na przedmiesciach Moskwy w dużym, jednorodzinnym domku. Ich nowym domu. Deftones położył ostrożnie dziewczynę na puchatym dywanie i sam  zaczął zwiedzac dom. 10 pokoii, 2 łazienki, salon, kuchnia, basen...
… tylko mebli nie dowieźli.

Chodź dom nie był tak duży jak zamek stanowił chociaż namiastke luksusu w jakim żył Deftones do tej pory. Lirael budziła się ze snu...
-Ejjj ty gdzie ja jestem?? Kim ja jestem??? Kim ty jesteś????-zdziwiona zaczęła rozglądac się po pokoju.
- Skąd przychodzimy i dokąd zdążamy? - dodała dramatycznie i ugryzła się w język, chociaż cisnęło jej się na usta nie mniej dramatyczne “i dlaczego leżę na dywanie?”.

-Jak to nic nie pamiętasz?? -"a moze ty tylko udajesz"-powiedział i pomyślał
-Co??Gadaj kim jesteśmy,albo ci poderżne gardło!- Lirael miała czym spełnic swoją groźbę gdyż w ręku trzymała nóż.
Przypadkiem leżał obok. Tak jakoś się złożyło. No co, nie trzymacie noży na podłodze?

-Spokojnie kobieto, miłości mego życia własnego ślubnego chcesz zabic??
-Że ja i z tobą??
-A i nie inaczej! Ja nazywam się Deftones von Mobb Deep a ty Lirael von Moob Deep, jesteśmy małżeństwem od 8 miesięcy i potomstwa jak na razie nam brak :P- uśmiechnął się szczerząc swoje białe równe ząbki
Nie mówcie, że ona to kupi...
Małżeństwo, a inaczej się nazywają, hm.

-Acha a gdzie my jesteśmy i co tu robimy??
A jednak! *facepalm*
To przez te ząbki. Gdyby wyszczerzył się żółtymi i krzywymi, pewnie by nie uwierzyła.

-Mieszkamy, a to piękne miasto- "którego na oczy nie widziałem"- to Moskwa rok 2008-"reszty jej lepiej nie opowiem,bo i tak nie uwierzy"- Deftones wyciągnął do niej rękę.
-No,ale co tu robimy?I po co ci ten plecak??
-A tak musze go rozpakowac- chłopak zaczął wyjmowac po koleii rzeczy: Pieniądze (grube pliki banknotów),  słoiczki z maścmi, żywnosc, ubrania, świece, i inne przydatne rzeczy typu noże i pistolety, telefon komórkowy "błogosławie cię ojcze za te podróże w czasie odbyte w dzieciństwie, przynajmniej wiem czym i jak się posługiwac".
Sprytne posunięcie aŁtoreczki oszczędza nam wielu pytań i załamywania rąk. Dziękujemy za tę odrobinę rozsądku i doceniamy w pełni.

Lirael w tym czasie wyglądała przez okna, była zachwycona jeżdżącymi po ulicy samochodami i telewizorem (!).
To w Moskwie telewizory jeżdżą po ulicach?

__________________________________________________
W lochu...
-To co robimy??? Wiejemy???- pytanie Atemone brzmiało głupio w ich sytuacji
-Tak. Musimy ją znaleźc, ten starzec nam pomorze [a nie Śląsk], ale musimy uciec i zabrac go ze sobą.
To jaki jest plan Inrewaldzie??? -Kay siedział na śmierdzacym,starym kocu i nie uśmiechało mu się tu dłużej zostawac.
Gdyby mu dali czysty koc, to by nie uciekał.

- No wiec tak....- Inrewald zaczął wtajemniczac przyjaciół w swój plan....
A był to plan na miarę Indiany Jonesa: “Wymyślę coś po drodze!”.

odcinek1 częśc2 seria 3 :P
Nastał wieczór dnia drugiego pobyty "małżeństwa" w Moskwie. Państwo Mobb Deep (nazwisko wymyślone przez Deftonesa, bo tak naprawde Anioł nazwiska nie miał) [przyp. autorki: ja wiem,że jest taki zespół, nie trzeba mnie uświadamiac],
Dobra, jak będę miała ochotę napisać opko o jakimś aniele, nazwę go Tupac Iron Maiden de Ramones.
A ja, a ja, a ja... nazwę go Jonas.

tak więc państwo Mobb Deep wychodzili właśnie z domu na wieczorny spacer po okolicy. Po drodze mieli zamiar wstąpic do sklepu, co bardzo martwiło Deftonesa ponieważ jego żona chwilowo była nieobliczalna.
W przypadku tej boChaterki różnica jest w gruncie rzeczy niewielka, inteligencja oraz inicjatywa pozostały na mniej więcej takim samym poziomie, reszta współczynników i tak nie ma znaczenia... Już rozumiem, dlaczego Deftones w ogóle się nie zastanawia nad przyczynami tej nagłej amnezji i nie stara się jej wyleczyć.

Jednak wyjście się udało. Pomijając małą wpadke w sklepie spożywczym, [pociekło mu z ptaka?] Deftones nie miał się czego wstydzic.
W sklepie:
-kochanie nie dotykaj ryby!- ryknął mąż
Nie wiesz, że towar macany należy do macanta?
To nie ryba, to tylko tak pachnie...

-Ale ona  jest jeszcze żywa. ja nie rozumiem tych ludzi. Jakby nie mogli sami sobie upolowac jedzenia, wrrr - Lirael w tym właśnie momencie rzuciła rybą w starszego pana, który zaczął awanturę... Państwo Mobb Deep zmyli się ze sklepu czym prędzej.
Zwłaszcza że i tak nie rozumieli, co ludzie dookoła mówią, bo niby skąd mieliby znać rosyjski?

W domu ( willi raczej) :
-Musiałaś????
-A co ?? Ryba też człowiek, też chce życ! - broniła się Lirael
To miał być Element Komiczny?
No, pasuje jak rower rybie.

Wściekły Deftones zamykał właśnie drzwi na zamek, gdy za nim pojawiła się niezidentyfikowana istota niewiadomej płci.
-aaaaaaaa o kurwa. Co to?? - Lirael była jeszcze bardziej zaskoczona niż jej mąż
Zmywarka, nie widać?

-Cicho, nie krzycz kobieto! Nie zrobie wam krzywdy. Jestem posłańcem w przebraniu. Bracie nie patrz tak na mnie, to tylko troche pudru i peruka nic więcej - mówił Azazel, młodszy brat Deftonesa.
Czyli wyglądał jak stara lampucera?
Wyglądał jak personifikacja Moskwy:

Sie ist alt und trotzdem schön
Ich kann ihr nicht widerstehen
Pudert sich die alte Haut
Hat sich die Brüste neu gebaut

-Ty jebany plebsie! Nie strasz mnie tak! - gdy Azazel zdjął przebranie i uściskał brata odpowiedział:
-Plebsie?? Ja jestem szlachta wieśniaku!
-Taaa a ja jestem spasiną świnią wobec tego - bracia wymieniali czułości, a Lireal przyglądała sie jednemu i drugiemu doszukując się podobieństwa wśród braci.
Magiczne przenoszenie się w czasie i przestrzeni naprawdę uszkadza mózgi. Z dwojga złego wolałabym jednak amnezję niż przemianę w gimbusiarza.

-Może przejdźmy do sedna sprawy...
-A no przecież, bez powodu to byś brata nie odwiedził- gestem ręki wskazał gościowi białą, skórzaną kanape.
-Bo mam takie małe pytanko odnośnie eee twojego zadania i misji i... -Azazel sie zaciął
-Chesz objac władze zamiast mnie? Tak o to ci chodzi? - Wzrok Deftonesa był ciężki ale ciepły.
Zupełnie jak świeży koński nawóz.

-Tak. - Lirael podała drinki "nie ma to jak krwawa Mary"
Znaczy, była to Krwawa Mary w wersji PRL: tego nie ma, tamtego nie ma...

-Dobrze tylko sam musisz to ogłośic, ja moge napisac pismo, ale do tamtego świata już nie wróce.
Chrzanić jakąś tam rebelię, mam to w odwłoku, niech się sami męczą. W ogóle bycie aniołem ssie, a w naszym świecie nie ma lodówek i sklepów spożywczych.
A poza tym... TERA MAM KUŚKĘ!!!

Przynajmniej na razie... -Lirael nie rozumiała o czym mężczyźni mówią.
Rozmowa przeciągnęła się do wczesnych godzin porannych, pewnie trwała by dłużej, lecz Azazel musiał już wracac do swego świata.
-Masz moje błogosławieństwo bracie- powiedział na pożegnanie Deftones.

odc 1 cz 3 seria 3 :P
           Genialny plan Inrewalda wypalił z hukiem. Pomimo, iż w lochu nie działała magia Kay'owi udało się dotykiem rozgrzac kraty, które pękły z ogłuszającym hukiem.
Skoro magia nie działała, to JAK on to zrobił? Pocierał pręty z wielkim zapałem?
Nie wiem, może to ma jakiś związek z tym kocem? Może to był koc elektryczny?

Kiedy trójka gnała przez wąskie podziemne korytarze uzdrowiciel czekał na nich w stajni w towarzystwie trzech osiodłanych koni.
Tajny agent, kurde blaszka.

-To dziwne,że nikogo nie ma - pokręciła głową atemone gdy przechodzili obok kolejnej pustej zbrojowni.
No paczpan, w zbrojowni nie ma ludzi, tylko sama broń! - dziwili się wszyscy. - A w siodlarni same siodła! A w spiżarni spyża! A w magazynie...
-Pewnie nadal śpią po wywarze naszego nowego przyjaciela - Inrewald szedł pierwszy za nim dziewczyna a pochód na wypadek ataku zamykał mag.
… w magazynie mag.
A nawet magister.
I jego mały zynek.

Atemone kręciło się w głowie gdy szli przez corazto bardziej kręte korytarzyki, a do tego wszędzie panujący odór stęchlizny i pleśni uniemożliwiał normalne oddychanie.
A podobno była wcześniej strażniczką w tym pałacu...
Chyba raczej sprzątaczką. Odkąd odeszła, tak go zasyfili...

Kay'owi zrobiły się czerwone pęcherze na dłoniach, jednak przed przyjaciółmi udawał,że nic mu nie jest. Inrewald natomiast myślami był daleko za granicą królestwa. Był też bardzo zadowolony,że mikstura podziałała, przez co stracili mniej czasu i sił. Nie wiedział jednak,że ktoś nie śpi.
Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś. To są zwyczajne dzieje.

W sali tronowej pojawił się młodszy brat Deftonesa,który wrócił właśnie z domu swego brata w Moskwie.
-Co jest do cholery popołudniowa drzemka czy jak?? -Azazel próbował obudzic straż przyboczną co mu się niestety nie udawało.
Tymczasem byli więźniowie wyszli bocznym wyjściem na dziedziniec, gdzie czekał starzec.
-Nareszcie już myślałem,że wam się nie udało.- szeptał rozglądając się w popłochu.
-Wyszliśmy bez problemu. Tylko przez te grobowe ciemności i odór musieliśmy iśc nieco wolniej niż planowałem.-tłumaczył Inrewald
Ciemności rozumiem, ale w jaki sposób spowalniał ich smród?

-Strasznie tu gorąco- Atemone wsiadła na konia i zaczęła się wachlowac manierką z lodowatą wodą.
Dobrze, że nie próbowała się wachlować beczką z winem, mogłaby kogoś uszkodzić.
Lodowata woda: używasz jej źle.

-To dlatego,że byłaś w zimnym lochu, zaraz zrobi ci się lepiej. - uzdrowiciel wyraźnie się czegoś bał (pewnie pająków) - A ty chłopcze -rzekł do Kay'a- daj ręce. Hmm zaraz, zaraz gdzieś tu była ... o jest! - wyciągnął ze swojej skórzanej torby maśc z kwiatu Arniki górskiej i posmarował nią dłonie maga po czym owinął je bawełnianą tkaniną.
     Trójka uciekinierów ruszyła w długą drogę do zamku Blackrosentalów. Uzdrowiciel miał tam już na nich czekac.
A może mi ktoś podać choć jeden powód, dla którego całe to towarzystwo nie mogłoby się tam przenieść przez jakiś wygodny portalik, skoro dziadek dysponuje takimi zdolnościami?
Lubią długie wycieczki: 1500 mil w tę, 1500 wewtę...

  W zamku:
-Gdzie do jasnej cholery oni są! - wrzeszczał Azazel budząc wkońcu strażników
-Ale ... -jąkał się młodszy stopniem strażnik
-Wyparowali tak? A może smok po nich przyleciał?? - trząsł się ze złości nowy przywódca
-Ale panie my naprawdę nic nie widzieliśmy. Służka przyniosła nam wino- wskazał ręką na pusty dzban stojący w rogu stołu- no więc wypiliśmy po kubeczku dla lepszego trawienia i dalej nic nie pamiętam, dopiero wrzaski jego mości mnie obudziły.
A waszmość wie może, gdzież to się podział onże wrzeszczący jegomość?

-Przynieś mi ten dzban. A ty - wskazał ręką na młodego półelfa (jest to jedyny kawałek elfa, jaki pojawia się w tym opku) - Idź po tą słóżkę.
Słóżka, jak sama nazwa wskazuje, jest służącą od ścielenia łóżek, a nie od przynoszenia wina. Tak się kończy wychodzenie poza swój obszar kompetencji.
SłÓżka to ani chybi kuzynka dzielnych kobiet pracujących, znanych nam z innych opek: strÓżki i drUżki.

Raz pewna służka stała na dróżce
Wraz ze swą drużką stróżką.
A pod tą dróżką płynęła strużka
Stróżka mąciła ją nóżką.

Choc był na nich wściekły wiedział, że to on popełnił błąd zostawiając ich bez należytego nadzoru. "Ach gdyby ten wariat Lordzina od siedmiu boleści [kuzyn Lorda od Jednego Pierścienia?] nie odszedł szukac szczęscia razem z kochanką wszystko było by dobrze a tak... Nie ma co piękny początek..."
Tak to już jest, że przejęcie władzy wiąże się ze sprzątaniem burdelu po poprzednikach.

Wino wedle przewidywań Azazela okazało się zatrute, służka powiedziała,że wino kazał przynieśc Uzdrowiciel, który oczywiście zniknął razem z więźniami.
Jeżeli było zatrute, to jakim cudem strażnicy przeżyli?
Truciźnie też się kończył termin ważności.

-Ku... żesz mac! - anioł uderzył pięcią [palcy, szóstą dłonią] w stół wbijając sobie przy okzaji wielką drzazgę w środek dłoni.
Jeżu, z czego oni mają stoły w tym zamku, z nieheblowanych desek?
I dlaczego z nich są takie przeraźliwe ciamajdy? Czy któryś z nich nastąpił już na grabie albo wlazł w szklane drzwi?

"Musze powiedziec Deftonesowi, przecież on mnie zabije jak oni się tam zjawią po Lirael"...
  Gdy Azazel szykował się to teleportacji, Inrewald omawaił z Uzdorwicielem szczegóły planu pojawienia się w domu Deftonesa.
Obaj teleportowali się w tej samej chwili...
Po czym zmaterializowali się w tym samym miejscu i tak powstał epicki czteroręki facepalm.

Odcinek 2
[Wreszcie poznajemy Leni (Waleni), która zauważa, że do sąsiedniego domu ktoś się wprowadził i idzie podglądać]

"hmm ciekawe co oni ukrywają przed światem za tymi zasłonami" myśli dziewczyny zdradzały jej determinacje.
-Cicho,albo zginiesz- głos za jej głową i ręka na ustach pojawiły się tak nagle,że dziewczyne zatkało.
Ręka na ustach zazwyczaj daje taki przykry efekt uboczny.

Azazel,który właśnie skończył teleportacje do domu brata wylądował tuż za niczego nieświadomą Leni.
-Kim jesteś i co tu robisz?? Ja wiem,że to najbanalniejsze pytanie jakie można komuś zadac,ale odpowiadaj - jedną ręką wciąż ją trzymał a drugą odwrócił jej twarz w swoją stronę.
Ciekawe, czy jak kogoś miał zabić, też się tak tłumaczył. Musiało to być nieco kłopotliwe w czasie bitwy.

-O gad dom wariatów. Leni miło mi - jej sarkastyczny uśmiech nie poprawił sytuacji- Co robie? A nie widac,że podglądam sąsiadów? - "Co za kretyn"
-Nawzajem - Azazel umiał czytac ludzkie myśli i wiedział już dośc,żeby stwierdzic,że z dziewuchą problemów nie będzie.
- Nazwałaś mnie kretynem, no to mówie nawzajem.- uścisk na jej ramieniu zelżał
-Ej cośty za jeden, w ogóle co oni tu robią! Przecież ten dom już od kilku lat jest opuszczony, bo w nim straszy. Chyba że jesteś duchem??
Tak, przecież przed chwilą zatkałem ci usta ektoplazmą.

-Hahhhaha- ton jego śmiechu nie wróżył niczego dobrego- Nie duchem nie jestem. Jestem kimś lepszym niż duch- w jego brązowych oczach czaiło się coś czego Leni nie mogła nazwac. Kiedy spojrzenie już zupełnie obezwładniło blondynke Azazel wziął ją na ręce i wniósł do domu. To co tam zastał sprawiło,że ją upuścił...
… co obezwładniło ją jeszcze zupełniej, aż jej berecik zleciał.

Odcinek 3
Inrewald i Deftones bili się w najlepsze gdy Azazel wszedł.
Nekromanta i anioł naparzają się po mordach jak gówniarzeria pod dyskoteką. Borze Szumiący, to się robi zbyt żenujące.

Lirael natomiast kibicowała obu naraz krzycząc co raz "Mocnej go bij".
Alleossochozzi? AŁtorka sama chyba nie wie, czy boChaterka jest głupia, szurnięta, czy jedno i drugie.

[Azazel przy pomocy zaklęcia rozdziela kundle... tfu, boChaterów i żąda wyjaśnień.]

-No więc tak, mój brat Inrewald- "brat? łosz to dopiero jest rodzinka" pomyślał Azazel- teleportował się do naszego domu …
A skąd ona wie, że to jej brat (który wcale nie jest jej bratem), skoro ma amnezję?
Co za klępa z tej łoszy!

-Tele co?? -Leni rozszerzyły sie oczy ze zdumienia
-Teleportował głucha jesteś?? Noi jak już pojawił się w salonie to mój kochany mężunio niewytrzymał i mu przywalił i się zaczęło -
Lirael nie wiedziała kogo najpierw opatrzyc brata czy męża? Obaj byli tak samo mocno poturbowani i zakrwawieni.
Przy czym pikanterii sytuacji dodawał fakt, że jeden nie był jej bratem, a drugi nie był jej mężem. *zaczyna rytmicznie walić głową w biurko*

-To ja może go rozwiąże a ty -wskazał ręką na starszego brata- lepiej nie zaczynaj znowu bójki.
-Jak chcesz. A w ogóle co to za jedna??? - tym razem Deftones nie wytrzymał nerwowo na widok pięknej nieznajomej.
One w tym opku wszystkie piękne, co jedna to piękniejsza.

-Leni kociaku, miło mi was poznac, a i jestem waszą sąsiadką jak coś to możecie kiedyś wpaśc na kawe- jej biały uśmiech był tak rozbrajający,że nawet Deftones się uśmiechnął.
Bo to była dziewczyna bez zęba na przedzie!

Po kilku godzinnej konwersacji (której aŁtoreczce nie chciało się opisywać, ale może to i lepiej) wszystkie strony doszły do porozumienia w efekcie:
*Lirael przyjęła zaproszenie na kawe
*Azazel i Inrewald postanowili zostac na jakiś czas pilnując partnerów swojego rodzeństwa
A Inrewald tak po prostu gładko zaakceptował rewelację o “małżeństwie” siostry? Nie ogarniam.

*Leni zakochała sie w Azazelu (a przynajmniej tak jej się wydawało)
*Deftones miał złamaną rękę (nie ma to jak walnąc pięścia w stół)
In Soviet Russia, tables break you!
*Ałtorka stwierdziła, że nie ma siły opisywać tego wszystkiego ze szczegółami, da streszczenie w punktach. Nie pogniewalibyśmy się, gdyby z resztą rozdziałów zrobiła to samo!
Zwłaszcza punkt trzeci mnie osłabił.

Odcinek4 -Autoportret Leni
Lirael obudziła się z krzykiem. Zdarzało się to już wcześniej, jednak tym razem jej głos postawił na nogi cały dom.
-Ty kanalio! Ty oszuście! Ty chamie bezczelny! Jak ja cie dorwe to zabije! - wrzeszczała na męża
Który leżał tuż obok i tylko czekał, aż ona go dorwie.

-Ale co ja takiego zrobiłem? Kochanie uspokuj się bo zrobisz sobie krzywde zaraz.- Deftones próbował odebrac ukochanej poduszke,którą ta go biła.
Bitwy na poduszki były, jak widać, niezwykle popularnym sportem.

-Gdyby nie to,że cie kocham już byś nie żył!- sfrustrowana opadła na poduszki.
-Ja ciebie też,ale o co ci chodzi?- anioł widząc mine żony wolał jej już nie denerwowac więc delikatnie ją przytulił.
-Nie nic, tylko właśnie sobie przypomniałam, że ja wcale nie jestem twoją żoną.
“Moda na Sukces”, odcinek dwadzieścia tysięcy trzysta siedemdziesiąty ósmy.

-No,ale to da się naprawic- Lirael miała taką niewinną minkę,że jej "mąż" nie wiedział co powiedziec.

 Azazel i Inrewald, gdy usłyszeli krzyki z dużej sypialni wypadli w tym samym momencie ze swoich sypialni o mało co się przy tym nie zderzając, biegnąc na ratunek swojemu rodzeństwu. jednak zanim weszli do pokoju Inrewald uciszył gestem Azazela i pokazał mu na migi,że chce najpierw podsłuchac o co chodzi a dopiero potem wejśc.
Wzruszająca komitywa. Czy żaden z boChaterów już nie pamięta, że są wrogami?
Łączy ich wspólna sprawa: nie dopuścić, by Lirael i Deftones przespali się ze sobą.

Gdy Deftones otworzył drzwi żeby wyjśc po mleko dla żony zastał obu mężczyzn klęczących pod drzwiami.
-A wy co modły odprawiacie?- uśmiechnął się starszy anioł
Aniele starszy, bracie mój
Ty zawsze przy mnie stój
Rano, wieczór, przed obiadem
Wciąż podążaj moim śladem.
Broń mnie przed aŁtoreczkami
Oraz przed ich straszliwymi opkami, amen.

-Nie my tylko podsłuchujemy- Azazel wołał powiedziec prawde, bo przed jego bratem i tak nic by się nie ukryło.
Reszta nocy w domu Mobb Deep'ów minęła nadzwyczaj spokojnie.
Azazel i Inrewald zmieniali się na warcie pod sypialnią, Deftones kombinował, jak się pozbyć tych gumowych uszu, a Lirael napiła się ciepłego mleka i spała jak niemowlę.

[Tymczasem w innym świecie Kay i Atemone zacieśniają znajomość. Nuuudy.]

   Leni szła na skróty przez pola do domu nowych przyjaciół. Czuła,że to nie był przypadek tylko zaplanowane z góry spotkanie. Nie wiedziała kto i po co to wymyślił. Była jednak pewna,że ktoś chce się nią posłużyc. jej nowi przyjaciele byc może są także jej nowymi ofiarami.
Znowu zapomniała codziennej dawki leków...

  Mimo,iż Azazel umiał czytac w myślach, nie wiedział kim ona naprawde jest. "Dałam się ponieśc emocją jak jakaś gówniara" budziły się z niej namiętne uczucia w stronę Azazela "no cóż i z tym dam sobie rade".
Dała się ponieść Emocją, to taka marka latającego dywanu.

 W wieku lat 17 była już zawodowym mordercą, przeszkolonym przez KGB, a także najlepszym szpiegiem jakiego Rosja kiedykolwiek miała.
Łał. Pamiętamy, że na początku opka rzeczona Leni zostala przedstawiona jako “zwykła siedemnastoletnia dziewczyna mieszkająca na przedmieściach Moskwy”? No, jeśli tak wygląda standardowa edukacja rosyjskich nastolatków...

Wydarzenia dnia poprzedniego utwierdziły w niej wiare w magie i zjawiska paranormalne, jednak równie mocno wierzyła w siłe człowieka i jego wynalazków.
To teraz już może się zatrudnić w rosyjskim odpowiedniku Archiwum X.
Agentka Skaljewna przy agencie Malderowie.

Blondynka nie miała zamiaru nikomu mówic o tym co widziała w domu Mobb Deep'ów, doskonale potrafiła dochowac tajemnicy "lata praktyki". Niestety jej charakterek dawał o sobie znac w najmniej oczekiwanym momencie. Jej szef obawiał się, że kiedyś sama siebie zniszczy od środka.
To nie było KGB, to byli jacyś przebierańcy. W prawdziwym KGB nikt by nie tolerował tak niepewnego elementu.

Kolejną jej wadą było to,że bała się szczerze rozmawiac o swoich uczuciach i problemach. Nie umiała o nich mówic, bądź nie chciała.Nawet najbliżsi nie wiedzieli czym tak nbaprawdę się zajmuje po szkole. Nienawidziła swojego życia, lecz nie miała innego wyboru niż życ tak dalej. Mogła jedynie się zabic.
Opis pasuje do ponad 90% blogaskowych nastolatek. Przykro mi, nie jesteś oryginalna.
*wyobraża sobie agenta KGB szczerze rozmawiającego o swych uczuciach i problemach i doznaje lekkiego zawieszenia mózgu*

[Leni mdleje na schodkach. A tymczasem...]

Kay i Atemone własnie ruszyli w drogę do króla. Wydawałoby się,ze droga będzie prosta, szybka i przyjemna, skoro nikt nie włada buntownikami i nikt już nie atakuje.
Nikt nie włada buntownikami od najwyżej kilku godzin, skąd więc założenie, że wszystkie oddziały wroga złożyły broń i poszły na ryby? Mają tam jakąś magiczną rozgłośnię radiową czy co?
Może to jak z Okiem Saurona - gdy zgasło, w szeregi wojsk Mordoru natychmiast wkradło się zwątpienie i zamęt.

Jakże bardzo się pomylili...
Pierwsza strzała wyleciała zza drzew raniąc Atemone w lewą rękę. Druga trafiła Kay'a w nogę. Oboje spadli w koni. Zaskoczeni tym atakiem nie wiedzieli co się dzieje, nie mogli się doliczyć napsatników.
Napsatników - naprawdę psotnych napastników.

Nie mogli nic. Nie mieli szans. nawet magia Kay'a nie pomagała. ich walka z góry była skazana na przegraną. Mimo płomieni Kay'a strzały wciąż latały. Na dodatek trafiały w cel. Kay i Atemone z coraz większą ilością strzał w ciele próbowali walczyc magią, kamieniami lecz siła napastników była zbyt wielka by uszli z życiem …
Z tego wynika, że napastnicy sami się pozabijali własną siłą, a Kay i Atemone ocaleli, tyle że naszpikowani strzałami niczym mięsne jeże.
I w samą porę, bo w sąsiednim uniwersum Beatka właśnie zastanawiała się, co zrobić Heniowi na kolację...

ODcinek 6 "Bo ja nie wiem ..."

Wiadomości miedzy światami zwykle się nie przemieszczały. Tym razem jednak fala mocy postanowiła przekazać coś przez ciało dziewczyny. Leni gdy w końcu przekroczyła próg ich domu przypomniała sobie dlaczego zemdlała.
-Ej ktoś chyba chce wam coś przekazać...
-Hmm? -Azazel zmarszczył brwi wpatrując się w dziewczynę jeszcze bardziej.
Aż mu oczy wyszły z orbit i poszybowały w jej stronę.
Aż bluzka na jej piersiach zrobiła psssst! i zaczęła się topić.

-Bo ja nie wiem ... od czego zacząć, ale zemdlałam bo poczułam takie dziwne zimne uderzenie i wtedy zobaczyłam ... - mówiła coraz szybciej o tym jak widziałą umierających Kay'a i Atemone... o Uzdrowicielu, który ich zdradził i o Fali Mocy, za którą stał ten Najwyższy.
Ten Najwyższy, o którym w całym opku nie było dotąd ani słowa.
Ten Najwyższy?

-O jasna cholera ... Trzeba tam wracać natychmiast!- Deftones był wściekły, bo w sumie to jego wina,że tak się stało.
Nie no, przecież zostawił ich zamkniętych bezpiecznie w lochu, niech się nie obwinia, bo depresji dostanie.

-Dobra to ja idę się pakować .. ał!-Lirael już wstawała z kanapy gdy mąż nieoczekiwanie chwycił ją za łokieć.
-Nie moja panno to zadanie dla prawdziwych mężczyzn i dlatego wy drogie panie i ty Aza zostajecie.
-Stary nie przeginaj! Ja też jestem mężczyzną! - Azazel chyba poczynił focha na brata za to,że go obraził.
No, wreszcie ktoś, kto ma pojęcie o dowodzeniu:


-Młody nie denerwuj mnie ktoś muisi (to jakiś Nigeryjczyk?) się nimi zająć a żadne z nas się nie rozdwoii! - gdy bracia się kłócili Leni przyglądała się Inrewaldowi.
Inre wyglądał jak siedem nieszczęści [mówi się: nieszczęściów!] połączonych w furię. Widać po nim było,że ma zamiar krwawo pomścić śmierć przyjaciół, kto wie czy to nie sprawi,że mężczyzna przejdzie na drugą stronę. [znaczy: szlag go trafi?] "Hm może to on teraz będzie Panem tamtego świata... ej w sumie ja nic nie wiem o żadnych drugim świecie".!
Cholera - pomyślała w tym momencie aŁtoreczka - ja też nic nie wiem, bo tak namieszałam, że sama się w tym wszystkim pogubiłam!

-ekhme czy ktoś mi wytłumaczy o co chodzi z tym drugim światem?
-Zaraz .... - po czym Azazel znó wydzierał się na brata.
-Nie zarz tylko teraz!
-Leniś nie denerwuj się jak sobie znikną ja ci wszytsko wytłumaczę- Lirael wyglądała na mniej nieszczęśliwą niż jej brata,ale także jej twarz wyrażała ból i zemstę...
  Leni znowu ogarnęła fala mocy ....
… ale nie była to żadna moc, tylko stężenie bzdur i niekonsekwencji osiągnęło wartość krytyczną. Leni eksplodowała, a wraz z nią także aŁtoreczka, a opko urwało się i zdechło.
Chwała niech będzie Temu Najwyższemu, który zechciał przyjść i pozamiatać.

Analizatorzy pozdrawiają z loszku
Gdzie wino spijają po troszku
A Maskotek z pająkami
Zabawia się zaklęciami.

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

poległem

Babatunde Wolaka pisze...

Marszałek Foch pojawił się już przynajmniej dwa razy na PLUSie (w dodatku, stary zbereźnik, siadał z bohaterką na łóżku), ale dopiero teraz jego oblicze zostało ujawnione.

Wachlowanie się manierką oraz anioł Deftones jako Nowy Ruski zapewniły mi niezbędny zastrzyk endorfin pomiędzy dwoma ciężkimi zleceniami. Swoją drogą, aŁtoreczka umieszcza akcję w Moskwie, a jej poziom realioznawstwa wskazuje, że na hasło "Arbat" czy "Taganka" zrobiłaby najwyżej wielkie oczy. Zob. Leni Waleni jako 17-letnia agentka KGB w 17 lat po rozwiązaniu KGB. Co za tym idzie, imć Deftones von Mobb Deep, zupełnie jak Wieniczka Jerofiejew, mieszkał w Moskwie, a nigdy Kremla nie widział.

Przy okazji: jestem pełen podziwu dla Waszych zdolności rymotwórczych, w tym tygodniu reprezentowanych głównie przez Sineirę.

Anonimowy pisze...

szkoda, że to opko zdechło, było wprost cudowne. no i nie dowiedziałam się co się stało z Leni Waleni, a już zdążyłam polubić tę 17 - letnią, doświadczoną agentkę KGB :D.

Red Witch pisze...

Najlepszy tekst?

"Aniele starszy, bracie mój
Ty zawsze przy mnie stój
Rano, wieczór, przed obiadem
Wciąż podążaj moim śladem.
Broń mnie przed aŁtoreczkami
Oraz przed ich straszliwymi opkami, amen."
A ja bym dała na początku jeszcze: "W imię Bora, Jeża jak Byk i Dóha Świentego."

"… jak się zbliżam, to bardzo głośno śpiewają “Chodźcie, chodźcie, mnie was tutaj potrzeba!”"
Hmmm, to akurat Józik i spółka śpiewali, jak nikogo nie było, wtedy, gdy bezpiecznie dawało radę oddać skarpety z ziemią :)

Ogółem analiza kwikaśna.
Kłaniam się w pas.

Anonimowy pisze...

Szpiedzy... Konspiracja pełną gębą :)
Miejscowy Światowid, cóż za zaszczytna funkcja, musimy ją wprowadzić u siebie :D
Część moskiewska w ogóle jest ponad naszym zrozumieniem (Rammstein... Mmm... Lubimy).
Wierszyk o stróżce i służce - rarytas!
Oby tak dalej :)

Le(gi)on.

Anonimowy pisze...

Dobre! I stary dobry Kuttner i wierszyki cudnej urody i KGB i wachlowanie się manierką.
To o Moskwie ogłuszające..
Zaklęcie na pająki było fajne!

Chomik

Anonimowy pisze...

Tylko stawać i owacje na stojąco wam dawać;-)
Mój ulubieniec w tej analizie:Komentarz o strefie zrzutu paliwa smoków na łące.

Anonimowy pisze...

Poziom głupoty tego tekstu rozłożył mnie na łopatki, aż słów brak. Za to analiza była świetna - "Ghost Town? The Ghost of Zdechła Kaczka" to mój faworyt :D

Ome

Anonimowy pisze...

Już się nie mogę doczekać następnej analizy. Przerwy w Waszej działalności odbijają sie niekorzystnie na moim humorze:-(

Anonimowy pisze...

"We wsi Solarisasenne dokupili troche żywności i zasięgnęli informacji od miejscowego Światowida.

*parska herbatą* Tego ze Zbrucza?
Nazwa wsi zrobiła na mnie wrażenie. Brzmi lepiej niż Bolechowo, gdzie produkuje się Solarisy."

...O cholera, ja mieszkam na ulicy Światowida. Mam się bać, że wpadnie do mnie Kay? D:

Anonimowy pisze...

"Holly" przez dwa "l" to w lengłydżu "ostrokrzew".

Anonimowy pisze...

Owszem, ale w tym przypadku nawiązywałam do prześmiewczego określenia "druidzi ze świętego lasu", którym obdarzył twórców hollywoodzkich jeden z poczytnych pisarzy.