sobota, 19 lutego 2011

78. Wiery Ściery, czyli Fafkulce rozmnażają się (2/2)


Proszę Państwa! Tylko u nas! Już tylko i wyłącznie u nas można podziwiać kunszt pisarski autorki, która w ubiegłym tygodniu przeczytała naszą analizę, po czym obraziła się na świat i swoje skończone arcydzieło puściła w Kosmos, i to w dodatku po stworzeniu blisko pięćdziesięciu odcinków!


W SuS numer 101 poznaliśmy Fabiolę. Modelkę, która po pięciu latach pobytu w Nowym Jorku zdecydowała się wrócić do rodziców, do swojego prowincjonalnego miasteczka nad oceanem, czyli do Mediolanu. 
Dziś dowiecie się jak naprawdę wygląda nocne życie drugiego po Rzymie miasta Włoch, poznacie opętanego lekarza, przybliżymy Wam nowatorskie formy agrotechniki północnej Italii, podzielimy się wiedzą o hodowli bambini milanese oraz damy porady, co robić w wieczór wigilijny, żeby nie było banalnie.

Analizują jak poprzednio, Jasza, Dzidka i Gabrielle, dziobem wstukuje się Kura, Która Nie Wytrzymała.

Był piękny, letni dzień. Włochy wyglądały jak zawsze żywo i świeżo, na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce oświecało każdego zgromadzonego tego dnia w niewielkim, białym kościółku w Mediolanie.
Oczywiście, bo w we Włoszech nigdy nie pada deszcz, nie wieje 200 km/h.
Jeśli słońce oświetlało zgromadzonych w kościele, to chyba dach zerwało, no nie?
Czytając o tych Włoszech JAK ZAWSZE żywych i świeżych, zaraz przypomniałam sobie o śmieciach w Neapolu.

Wszyscy byli ubrani odświętnie, kobiety odziały się w przylegające do smukłych sylwetek suknie we wszystkich kolorach tęczy, za to mężczyźni paradowali z aparatami i kamerami w idealnie skrojonych garniturach.
Przy czym aparaty preferowały garnitury wełniane, natomiast kamery wolały lny. Sensację wzbudził stary polaroid we fraku z krempliny. Ale on pochodził z zamierzchłych czasów.

Zapomniałeś wspomnieć, że miał wełniane getry na nóżkach od statywu.
Nie, teraz najnowszym krzykiem mody są skarpetki do sandałów.
To gentleman starej daty! Krzywdzisz go!

Dookoła roznosił się głośny śmiech wszystkich i tylko jedno niemowlę płakało gdzieś w oddali. W końcu rozniosło się głośne uderzanie wzajemne dłonią w dłoń,
Zgadnijcie, co robili? Przybijali piątkę, czy może znacząco uderzali kłykciami o dłonie? 
Ach nie! Prawdopodobnie zaczęli klaskać!


a na plan wkroczył umięśniony brunet z maleńkim bukiecikiem czerwonych kwiatuszków.

Dobrotliwym uśmiechem dziękował za szalejące owacje.
Ale kto to był, nie wiemy. Przypuszczalnie pan młody, ale pewności nie mamy.
I nie mamy pewności, który to plan. Trzeci, drugi, czy pierwszy. Może był tylko statystą na zasadzie: "trzecie drzewko w piątym rzędzie".
Zawieszony do góry nogami nad ogniskiem.


Przeszedł dziarsko wraz ze starszym od siebie człowiekiem i z uśmiechami na twarzach zbliżyli się do topornych drzwi oddzielających świat zewnętrzny od wnętrza świątyni, po czym wkroczyli do niej dziarsko.
Byli tak dziarscy, że toporne drzwi ustąpiły bez użycia topora, bo tacy dziarscy byli.

Nagle rozbrzmiała donośna gra organów, wówczas w środku budynku zawitały dwie, eleganckie panie - panna młoda w zapierającej dech w piersiach sukni białej niczym śnieg, z jasnymi, opadającymi na ogołocone ramiona włosami 

Z czego te ramiona były ogołocone? Z mięśni? Ze skóry?
Ze wszystkiego. To jak nic była "Gnijąca Panna Młoda".
Fabiola, uczesana naprawdę mistrzowskim grzebieniem dzień wcześniej,
Jeśli czesała się wczoraj, to dziś musiała być dość rozczochrana. Ani mistrzowski grzebień, ani nawet Czarodziejski Ołówek nie poradzą na poranne kołtuny.
Z wrażenia po prostu czuwała całą noc wpatrzona w blask księżyca.
Siedziała sztywna jak drąg przez całą noc, żeby nie popsuć fryzury. Nie pomyślała,że pot i łój i tak załatwią sprawę.

miała w dłoniach skrawki białego, cieniutkiego materiału doczepionego do kosmyków przyszłej żony stojącego przez nimi Manuela.
Lejce trzymała.
Lejce zrobione ze strzępów welonu.
Albo chciała upewnić się, że panna młoda nie ucieknie.

Dziewczyny z każdym krokiem stawały się coraz bliższe księdzu
*ma brzydkie skojarzenia*
 W dodatku, zauważ, z każdym krokiem!

Biblijne kazanie i słowa, w których roiło się od życzeń przedmałżeńskich, rozbrzmiewały w każdym zakamarku kościółka,
Znaczy co? Ksiądz wygłaszał kazanie, a w tym czasie zgromadzeni w kościele wrzeszczeli "Sto lat" i "Niech im gwiazdka"?
Życzenia przedmałżeńskie? Jakie to są, do licha?
Trzymaj nogi razem.

Dookoła rozległ się donośny szloch, a potem nastała cisza.
Jak nożem uciął. Napięcie było tak straszne, że żarówki przygasły...
Wyobrażam to sobie. Ślub, ceremonia się kończy, i naraz cały kościół w ryk!!! Po czym wszyscy urywają w tej samej sekundzie.
To się chyba nazywa sterowanie tłumem.

Kilkanaście minut po dostrzeżeniu nagrania z całej ceremonii, Fabiola wybiegła z domu.
Ona to nagranie dostrzegła? Rozglądała się po pokoju i je dostrzegła na półeczce? To dlaczego ryczy?
Nagranie jest ładniejsze niż ona.

Łzy wypływały z jej oczu bardzo intensywnie, jednak nie stać jej było nawet na to, by wyciągnąć chusteczkę czy wykorzystać rąk do otarcia ich.
Czyżby aż tak zubożała, że nie stać jej było na wyjęcie chusteczki? "Wykorzystać rąk" też budzi moje obawy.

Biegła jak opętana. Wydawało się, że sama nie wie, dokąd się wybiera, ale ona miała swój wytyczony cel, do którego podążała. W jej ciele kotłowało się mnóstwo przeżyć, każde wspomnienie nachodziło ją gwałtownie i bezlitośnie. W końcu modelka dostrzegła plażę i przejrzystą taflę oceaniczną.
Z Mediolanu do wybrzeża Morza Śródziemnego jest ponad 100 kilometrów, ale ona olała morze, rozpędziła się i mknęła.
Mam nadzieję, że biegła tylko do Atlantyku, a nie do Oceanu Spokojnego, bo miałaby w drugą stronę dużo dalej - przez Bałkany, Ukrainę, Rosję, Mongolię i Chiny...

Mogła wybrać złoty środek i pocwałować do Indyjskiego.

Zatrzymała się więc na piasku, a jej ciało szybko na nim spoczęło.
Nie, no... Mogła przecież wskoczyć w odmęty i pruć kraulem do Nowego Jorku. Dla kogoś, kto nocą biegnie przez Alpy i Francję, pokonuje Pireneje, cwałem leci przez Hiszpanię do Portugalii, to podróż wpław przez Atlantyk może być pewnym urozmaiceniem.
Ale zaznaczyła, że ciało na piasku spoczęło SZYBKO. Taka z niej spidówa!
Mam nadzieję, że chociaż jej ciało spoczęło na plaży, to dusza uniosła się nad wodami.
Ty nad poziomy wylatuj?
"Na początku było opko..."

[O wiele później, Fabiola zaręczona wbrew woli rodziców ze złym, acz bogatym Lorenzo (takim okolicznym plejbojem z niezłą bryką), w szpitalnym korytarzu martwi się o stan zdrowia ojca, który umiera dlatego, bo w telewizji zobaczył pierścionek na palcu córki. Po jego śmierci, Fabiola biegnie do swojego starego przyjaciela Franco, który jest biedny, ale dobry].

Ciemnowłosa stała na korytarzu szpitalnym, próbując przynajmniej udawać, że wczytuje się w treść wypisaną na plakatach związanych w stu procentach z medycyną.
Usiłowała nie patrzeć na pacjentów siedzących na krzesłach pod drugą ze ścian, ponieważ cała jej twarz była nieprzyzwoicie wilgotna.
Nieprzyzwoicie wilgotna? No, może nie twarz, choć tam też są wargi. Większe, mniejsze, mniejsze, większe...
Tylko patrzeć się tym nie da.

Czekała tylko na jakiś znak, na odpowiedź, a nawet na cud. Wolała nie myśleć o tym, co będzie, jeśli los faktycznie odbierze jej ojca właśnie dziś, właśnie za kilka minut. Tak naprawdę chyba chciała żyć w nieświadomości, nie można sobie wyobrazić tego lęku, jaki siał w całym jej obecnym życiu panikę. Wszystko wydawało jej się teraz takie złe, brzydkie i straszne, sama bowiem była sparaliżowana i nie interesował jej stan własnej fryzury, makijażu czy ubrania.
Ojoj, to musiało być z nią naprawdę źle!
Każdy, komu lęk siałby w życiu panikę, byłby rozczochrany.
Skojarzyło mi się to z mężem z Romansu Wszechczasów, jak to w panice orał pazurami czuprynę sypiąc łupieżem.

Nie zważała na żadną ze spraw, które dla modelek z reguły są priorytetami.
No tak, gdyby to był wujek, połykałaby przy jego łożu Adipex...
Obojętnie poprawiając makijaż i naklejając tipsy.

- Córeczko, jednak jesteś - zaczęła Gloria, jak gdyby nigdy nic. Już była gotowa, by przytulić ciało ukochanej latorośli do swej piersi, jednak powstrzymał ją nieoczekiwany widok. Kiedy zobaczyła pierścionek na palcu swojej pociechy, odczuła mocne ukłucie w swoim sercu, w okolicach którego chwilę później położyła swoją dłoń - A więc naprawdę jesteś zaręczona?
Nie mogę uwierzyć. Więc jednak miał rację... Miał rację... - niespodziewanie jej głos ucichł, siejąc przerażenie dookoła.
- John, cóż to za straszliwe, ponure szczekanie tam na błoniach?
- To pies Baskerville'ów, sir.
- A cóż to za przerażające miauczenie?
- To kot Baskerville'ów, sir.
- A skąd teraz ta cisza mrożąca krew w żyłach?
- To ryba Baskerville'ów, sir...

 - Twój ojciec zawsze miał rację, a ty go nie słuchałaś. Kiedy zobaczył w telewizji pierścionek na twoim palcu, kompletnie stracił głowę. Przestał o siebie dbać, był nieobecny. Wszystko dlatego, że tak cię kochał - skwitowała matka, wówczas w oczach Fabs pojawiły się ogniki wskazujące jednoznacznie na jej przerażenie i poczucie winy - Tata nie żyje.
Zabiłaś go pierścionkiem.
Stary despota dostał zawału, bo dowiedział się, że córka się zaręczyła? Lepiej dla ciebie, kochana. Lepiej dla ciebie...

Jeden z lekarzy wraz z pielęgniarką zabrał świeżo upieczoną wdowę do oddzielnego pomieszczenia w trosce o jej zdrowie.
Skojarzenia z Rozalką nadbiegły świńskim truchtem.


Była bezsilna. Nie mogła nic zrobić, przytłaczały ją wydarzenia, jakie wstrząsnęły jej życiem w ciągu ułamka sekundy. Dowiedziała się o kolejnej śmierci jednej z najważniejszych osób, z jakimi miała styczność.
To nigdy nie jest przyjemne
Rzeczywiście, śmierć ojca, to jakoś przykrawe jest.

jednak na nią podziałało jeszcze dosadniej, a uczucie, które panoszyło się w jej duszy od niedawna, teraz przybrało na wadze, doprowadzając ją niemal do obłędu.
Rozpierało ją od środka i czuła się ociężała.
Była jakaś taka wzdęta.
Espumisan?

Dopiero zaczynała się wiosna, kwiecień ledwie naliczył parę swoich dni, a tu taki dramat i tragedia rodzinna.
Wiosną? Wiosną powinno się unikać smutków i boso biegać po niezżętej murawie, przytulając się do brzózek o różanym świcie.
Pod warunkiem, że masz dobry preparat na kleszcze.

Na cieniutkich rzęsach włoskiej modelki osadziły się kropelki, ciężko było jednak osądzić, czy były to jej własne łzy, czy też te zesłane z nieba, z jakiejś ciemnej chmury.
Albo się spociła jak szczur.
Rexona! (zaczyna nam się od paru akapitów robić reklamowo-aptecznie)
Proponuję wobec tego przewiewną odzież bawełnianą.

Uczucia mieszały się ze sobą w niebezpieczny sposób, a nogi wiodły ją w miejsce, którego właściwie sobie nie wytyczyła.
Wraca do sławojki?
Nogi same ją tam niosły, nie zważając na niebezpieczny strumień świadomości.

Jedna, smutna data tuż obok drugiej, w końcu między kwietniem, a majem jest bardzo cienka granica.
Ten ułamek sekundy o północy w nocy z 30 kwietnia na 1 maja?
Noc Walpurgii to noc cudów.

Była noc. Żadna kurtka nie okalała jej ciała,
Kurtka zadrżała.
Nie okalała,
chociażby chciała,
mojego ciała.
Była nieśmiała.

przez co zaczęła nareszcie odczuwać zimno, jakie władało nią od dłuższej chwili.
Nareszcie? Jaka ulga!

Północ już dawno zamieniła się z drugą w nocy, a w takich okolicznościach właściwie każdy śpi, jak suseł.
Albo i nie...

W jednym z mieszkań odbywała się impreza, najwyraźniej huczna, skoro muzyka dudniła nawet przy ogrodzeniu. Życie bywa bezlitośnie dosadne. W tym samym momencie, kiedy my płaczemy i z nerwów rwiemy sobie włosy z głowy, ktoś inny ma ubaw po pachy, nie myśli o niczym, co złe, bo liczy się ta chwila, otulona głośnym brzmieniem, alkoholem i przyjaciółmi tuż obok.
Może po prostu ten facet w centrum nie wie, że obcej panience z przedmieścia ktoś umarł.
Czyli nie powinnam teraz zakwikiwać się nad tą analizą, bo komuś gdzieś ktoś umarł?
Jednak czytając o "chwili otulonej przyjaciółmi tuż obok" nie nie da się zachować powagi.

Kiedy modelka minęła owe mieszkanie ["owe" jak **ujowe? Mieszkanie, l.poj., r.nijaki, więc należy użyć poprawnego "owo". Ale czy nie lepiej jednak pamiętać, że jest prosty zaimek wskazujący "to"?], zapanowała ciemność.
Minęła to mieszkanie i nagle zgasło światło?
Dumbledore i wygaszacz o wyglądzie srebrnej zapalniczki?...

W reszcie domów widziała mrok, nikt bowiem w calutkim Mediolanie nie urządzał sobie przyjęcia o takiej godzinie,
Nikt, w calutkim mieście, światowej stolicy mody, mieście biznesu i przemysłu. No nikt.
Żałobę narodową widać mieli.
Po Ojcu Chrzestnym. Od dawna podejrzewam, że Jose to Padrino.

w każdym razie nie w tej spokojnej dzielnicy, w której ciemnowłosa dorastała i stawiała pierwsze kroki.
Skąd wiadomo, że tam akurat te pierwsze? Może akurat pojechała z rodzicami na wycieczkę za miedzę, do Wenecji i pierwsze kroki stawiała na gondoli, otulona śpiewem gondoliera i grą na mandolinie? Rodzice jej po prostu nie powiedzieli!
Na gondoli, na gondoli, młoda para się całuje.

Nagle jednak zobaczyła jasność w oknie, które pamiętała doskonale - był to bowiem pokój Franco.
Blask szedł od jego zajebistości...

W reszcie pomieszczeń nie tliła się ani jedna iskierka, natomiast u niego wszystko było tak oczywiste i widoczne.
Ze względu na brak firanek, można było dokładnie zobaczyć swingers party u Franco.
To biforek. Główne party robi Rocco S.

 Ale... Przecież powinien być teraz w Kanadzie. Skąd miałby nagle się tu wziąć?
Z Kanady. Po prostu - między Włochami a Kanadą są połączenia lotnicze. Któreś z trzech  mediolańskich lotnisk przyjmuje samoloty z Montrealu, Ottawy czy Toronto...

Mimo irracjonalizmu, jaki panował dookoła, Fabs hodowała niepewność w swoim sercu
Rzeczywistość irracjonalna i niepewność hodowana w sercu. Cały czas zastanawiam się, czy aŁtorka rozumie to, co sama pisze? Choćby tylko ona, a już będzie dobrze.

i postanowiła sprawdzić, czy wszystko w porządku, a żeby to uczynić, wykorzystała tą niezawodną, wiele razy już wypróbowywaną metodę. Bez problemu znalazła się w ogródku rodziny Scieri
Przeskoczyła płot...

następnie zaczęła rozglądać się za jakimś drzewem.
Zaczaiła się za pniem i zaczęła łypać na boki.

Bądź co bądź wiosną nieco trudniej znaleźć szyszki na ziemi.
Szuka jakiegokolwiek drzewa z szyszkami... Na przykład gruszy albo klonu. Albo Mediolan jest pięknie położony wśród lasu, tak  jak Otwock czy Falenica.

Zamiast tego postanowiła rzucić w szybę nieduży kamyk, jaki spotkała po drodze tutaj.
Poświęciła się i rypnęła w szybę tym, co spotkała po drodze. Wymienili najpierw zdawkowe pozdrowienia, trochę pożartowali, potem dopiero skojarzyła, że gada ze znalezionym kamieniem...

Było to może nieco ryzykowne, ale sytuacja wymagała poświęceń i dość niekonwencjonalnych kroków.
Rzeczywiście, pogawędka z kamieniem jest dość niekonwencjonalnym postępowaniem.


Przez chwilę jedyne, co się słyszało, to huk, a potem
...a potem rozległ się alarm antywłamaniowy.

w brzuchu Fabs zaczęły fruwać motylki.
Zawodząc uiii... uiii... uiii... to nadjeżdżali karabinierzy, a nie jakieś-tam motylki.

Dziwne, bo nie był to idealny moment na odczucie celności strzału Amora, ale ona potrzebowała przede wszystkim wsparcia, a wiedziała, że Franco to najlepsze źródło pocieszania.
A dookoła wysportowani faceci w czarnych uniformach i z kominiarkami na twarzach mierzyli w nią przez celowniki optyczne.
Słit romantik.

Pewnie, że słit. Jak kto lubi wysportowanych facetów w czarnych uniformach! *rozmarza się*
I w czapkach z pióropuszami. Występują na Śląsku, czwartego grudnia.
*dostała kubeł zimnej wody*


Wszystko to piękne, ale nie rozumiem całego tego baletu z przekradaniem się do ogrodu i rzucaniem kamieniami w szybę. Nie wystarczyło po prostu zadzwonić do drzwi, skoro światło w oknie świadczyło, że Franco jest w domu i nie śpi?
PS. To podobno jest opowiadanie o dorosłych ludziach, a nie o nastolatkach, którzy muszą schadzki ukrywać przed rodzicami.


Napijesz się czegoś?
- Zależy, co masz w zapasie - odpowiedziała. Najchętniej sięgnęłaby po coś, co sprawiłoby, że urwie jej się film. Znała jednak tą jego świętość, więc wyhamowała z nieco skrzywioną minką na znak, że nie jest maksymalnie zadowolona
Niezadowolona minka wyhamowała z piskiem opon. Nie będzie stroić fochów, że facet nie ma wódki.
Nieco skrzywiona minka sygnalizuje maksymalne zadowolenie Fabioli. Wolę nie wyobrażać sobie, jak wygląda twarz "lazurowookiej" w ataku wściekłości.

- Wody.
- Już się robi - mruknął mężczyzna, a jego ręce pokierowały szklankę w stronę butelki.
Czy zdanie "nalał wodę do szklanki" byłoby zbyt prostackie, aby móc je użyć?

Gdy zorientował się, że Fabs chwilowo go nie obserwuje, postanowił dodać do napoju tabletkę na uspokojenie.
Tak, Proszę Państwa. Jeśli w środku nocy odwiedzi Was przyjaciółka z dzieciństwa, roztrzęsiona po śmierci ojca, to nie róbcie nic innego, tylko wsypcie do wody środek na uspokojenie. Co dwie stypy to nie jedna, a w pakiecie będzie po mniejszych kosztach.
A ja jestem jak zwykle niedostosowana, bo roztrzęsionym przyjaciółkom proponuję kocyk i herbatę.

- Mam ciebie - wypaliła z pośpiechu. Początkowo nie widziała w swojej wypowiedzi nic zdrożnego, dopiero potem uświadomiła sobie, jak się zachowuje. Wstała z miejsca i bez słowa pokierowała się do drzwi.
W w tym pseudopoetyckim sosie zwykłe "podeszła do drzwi" brzmiałoby wprost wulgarnie. Musiała się pokierować.  A instruktor ględził: "Bardziej w prawo! No, nie tak... cofnij!"

Chłopak poszedł za nią gorączkowo
Jak się chodzi gorączkowo?
Ze szklistymi oczami, w przepoconej piżamie, zataczając się od ściany do ściany.

[Środki nasenne, zaaplikowane Fabioli bez jej wiedzy, zaczynają wreszcie działać].
Brunetka przymknęła oczy, przysłaniając powiekami swe lazurowe tęczówki, a chłopak zaniósł ją na górę po cichu.
Idąc na swoich pożółkłych stopach.

Położył ją na swym łóżku, przykrywając jej ciało kocem.
To brzmi jak opis zbrodni.

Poczekał chwilę, siedząc w pobliżu, po czym, gdy upewnił się o spokoju i bezwładzie, jakie towarzyszyły jego przyjaciółce, usiadł przy oknie, skąd miał na nią doskonały widok.
Dla pewności przykuł ją kajdankami. W trosce, żeby nie zsunęła się z łóżka.

[po tej jakże romantycznej scenie następują długie rozdziały poświęcone rozwojowi miłości Fabs i Franka, miłości uwieńczonej jakże wyczekiwanym poczęciem. Nawet ciąża jednak nie przeszkadza bohaterce w realizacji ambicji artystycznych]

Brązowa, pachnąca jeszcze leśną świeżością scena skrzypiała ostentacyjnie [ostentacyjnie sprzeciwiała się takiemu traktowaniu] pod nogami aktorów, którzy przemierzali ją i wzrokiem, i krokami, wielokrotnie. Powtarzali tą czynność tak długo, aż autor przedstawienia nie wstanie z miejsca i nie obsypie ich swoimi oklaskami przepełnionymi dumą i uznaniem.
Zwłaszcza wywoływanie z mogiłek autorów dawno zmarłych było czasochłonne. Łazili po scenie tam i nazad, niejeden miał od tego purchle na stopach. Ale liczy się efekt. Nawet d'Annunzio (1863-1938) kiedyś przyszedł. Fakt, jak zaczął klaskać, to mu ręce odpadły i trochę cuchnęło...
A od ciągłego przemierzania sceny w te i nazad wzrokiem dostawali zawrotów głowy.
Aviomarin musieli żreć na gęsto, jak szpinak.

Jej kruchutkie, zaczerwienione nóżki naznaczały drogę, na której niebieskooka skupiała się z niespotykaną ciekawością i zaangażowaniem.
To dotyczy dorosłej kobiety, prawda? Która mała kruchutkie nóżki i co jeszcze? Rączusie???
Nie czekam na odpowiedź, dlaczego nikt nie poszedł z nią do ortopedy, aby zdiagnozował choróbsko i zaczął leczyć. Samo skupianie się z ciekawością i zaangażowaniem na cieknącej krwi musiało wystarczyć.

Stawiam na zakrzepowe zapalenie żył powierzchniowych.

Dobrze znała smak upadku, a nie raz ponownie odkrywała moc bólu swoich poranionych kończyn, dlatego postanowiła nigdy więcej nie położyć się na chłodnej glebie.
Od tego zapalenie płuc murowane.
I jeszcze można złapać "wilka i reumatykę"! I heksenszus! Najśmieszniejsza jest jednak amnezja opkowa, bo za chwilę aŁtorka pośle ciężarną bohaterkę spać w krzaki.

Walczyła każdego dnia o to, aby jej przedstawienie było dopracowane aż do ostatniego zdania, w myślach miała już stuprocentowo dokończony scenariusz, dobrała muzykę i bohaterów pierwszoplanowych. Była ona, ciężarna modelka, poturbowana dotkliwie w wypadku, dyndająca już nie raz nad przepaścią.
Jak Willy E. Coyote?

[przedstawienie niech się toczy - a tymczasem bohaterowie mają ważniejsze sprawy]

Za oknami było ciemno, jedynie kilka przydrożnych latarenek oświetlało i tak doszczętnie opustoszałe uliczki.
Przydrożne latarenki (pewnie w dodatku gazowe?) żółtym, migotliwym światłem rozjaśniają opustoszałe uliczki. Takie są cudownie ciche wieczory w prowincjonalnym miasteczku Mediolan.
Siwowłosy, sumiastowąsy latarnik o ciepłym uśmiechu kochanego dziadunia przemierzał uliczki z dzyndzlem w ręku.
Daj spokój, "dzyndzel w ręku" budzi niezdrowe skojarzenia. Nawet u dziadunia, najbardziej nawet sumiastego.
Gabs wyguglała, że ÓW dzyndzel, przeze mnie umownie nazwany "gasidełko-zapaladełko" fachowo nazywa się POLITYKA!

 Mimo późnej pory księżyc jeszcze nie zalśnił w odbiciu tęczówek tych, którzy doszukiwali się go na granatowym sklepieniu ponad nami.
Bo chmury są, idioci!
Albo nie ta kwadra...

To jednak nie było w tym momencie najważniejsze. Zakochani weszli do niedużego pomieszczenia urządzonego w tak samo prostolinijnym stylu.
Prostolinijny styl pomieszczenia? Rozumiem, że szczerze i bez zahamowań walił prosto w oczy?

Myślicie, że nasi zakochani poszli na romantyczną kolację do lokaliku otwartego wieczorem? Czytajcie i dziwcie się.


Na białych, lakierowanych parapetach spoczywały bezbarwne donice
Nie ma żadnego "bezbarwnego" przedmiotu. Nawet jeśli doniczki były z czystego szkła [?], to widać w nich byłoby buro-czarną ziemię.
I oczywiście, donice "spoczywały" na parapetach, bo omdlały ze zmęczenia i nie miały siły stać?

a w nich zielone narośle, które ktoś nazywał kwiatami.
Zielone narośle, to aŁtorka może mieć na nosie, a nie w doniczce...
Sięgam po Słownik synonimów. Narośle: nowotwór, rak, guz, tumor, mięśniak, polip, gula...

Albo - w nosie.

- Połóż się - nakazał przymilnym głosem Franco, wskazując jednoznacznym spojrzeniem na blat, na którym położone były podługowate poduszki w kolorze stłumionego beżu.
Mój podręczny Słownik synonimów podaje zamienniki słowa "blat": stół, stolik, biurko, konsola, pulpit (e, z tego można się zsunąć), szafa, szafka, kredens, bufet...
Zresztą, nakazywać coś przymilnym głosem - mało jest rzeczy budzących we mnie większe FUJ!

Gdyby beż był dźwiękiem, mógłby być stłumiony. Kolor może być zgaszony lub złamany.

 Lazurowe oczy dziewczyny wybiły się na przerażająco daleką od oczodołów odległość, po czym jednak powróciły na swoje pierwotne miejsce,
Mam wizualizację gałek, latających na "przerażająco dalekie odległości" od oczodołów. Coś jak jo-jo, tylko bardziej nieobliczalne.
To opko jest strasznie optyczne.
Bzdiiiiing - PLASK!

a ciało ciemnowłosej z trudem wgramoliło się na łóżko.
Czy to jest to samo ciało, które nieco wcześniej przebiegło Europę i spoczęło na piasku? 
Tak, ale ciało jak leciało, to w ciąży nie było.

- Zaraz się dowiesz, spokojnie - odrzekł, chwytając jej dłoń po raz kolejny i czując, jak jej paliczki drżą w stanie podenerwowania [Jak u Bones: paliczki, paliczki, tańczące paliczki]

[Nagle spoza narośli wyłonił się tajemniczy mężczyzna]

- Dobry wieczór - oznajmił chóralnym tonem mężczyzna po trzydziestce
Osobowość wieloraka? I nie proste rozdwojenie, to jest facet mówiący chóralnie - od sopranów przez alty, po basy i barytony.
Pewnie też śpiewa na głosy.
Był lokalnym gwiazdorem w solowym śpiewaniu kanonów. Zapraszano go na festyny, jarmarki i gdy przyjeżdżał cyrk.

z brązowymi, podpieczonymi delikatnie lokami na swojej piegowatej głowie.
Jakie miał loki???
Podpieczone. Ciekawe, czy z marchewką czy ziemniakami.
Łeb tak długo trzymał w piekarniku, że mu się włosy skręciły?
Fryzjer mu robił francuskie loki.

Z czoła zwisały mu okulary w gigantycznych, bordowych oprawkach
Z czoła mogą zwisać np. płaty zwęglonej skóry, ale nie okulary! W dodatku gigantyczne - czy on gogle nosił, czy przebrał się za świerszcza-ludojada?

można było uznać go za drugiego Einsteina, lecz był on jeszcze milszy w pierwszym wrażeniu, niż znany mądrala
Dzidka, proszę - chcesz być społecznie użyteczna?
Zabij mnie!  Niech nie widzę, że ktoś o Einsteinie pisze "mądrala".

Jeżeli już mam kogoś zabijać...

- Nazywam się Richard i zaraz zajrzę w głąb twojego brzucha
Cześć, Richard. Nazywam się Wojtek i też zaraz zajrzę w głąb twojego brzucha.

- powiedział lekarz i wyciągnął pomarszczoną dłoń z wyraźnie opiłowanymi paznokciami w stronę lekko zmieszanej Fabioli. Minęło kilka ładnych sekund, aby prawidłowo skojarzyła ze sobą fakty.
Było słychać szum neuronów.

- Ginekolog! - rzekła śpiewnie
Modulowała sopranikiem, robiąc minkę w ciup, klaszcząc w łapki i mrugając oczętami...
Nie zapomnij o podskakiwaniu.
Końcówka ciąży, a ta dopiero teraz trafia do ginekologa?!  
"Wzdęty brzuch" tłumaczyła sobie złą dietą. I tak miesiąc za miesiącem...

po czym wymieniła serię porozumiewawczych spojrzeń z mężczyznami
Próbowałam wymienić serię porozumiewawczych spojrzeń z dwiema koleżankami. Oczy mi zaczęły łzawić i dostałam zawrotów głowy.

 po czym wymieniła serię porozumiewawczych spojrzeń z mężczyznami, którzy teraz sprawowali nad nią pieczę.
Oraz władzę.
Znaczy co? Każdy mężczyzna, który ma pomarszczoną dłoń z wyraźnie opiłowanymi paznokciami jest ginekologiem?
Znaczy co? Nie wiedziała, dokąd idą? Wyposażenie gabinetu też jej nic nie powiedziało?
Jakie wyposażenie? Taż tam tylko był blat z "podługowatymi" poduszkami i doniczki z naroślami.
AŁtoreczka jeszcze gina najwyraźniej nie odwiedzała.

- Brawo! - uciął Richard krótko
A co to ma być, teleturniej? I co on uciął?
Właśnie. Na pępowinę jeszcze za wcześnie.

po czym uśmiechnął się po raz kolejny, a następnie jego twarz znów stała się raczej poważna. Ze spokojem roztarł na nabrzmiałym brzuchu modelki chłodną maź, po czym zaczął uruchamiać podstawowe urządzenia.
Kosiarkę, wiertarkę, piłę łańcuchową i odkurzacz...
Słowa: Nazywam się Richard i zaraz zajrzę w głąb twojego, brzucha nabrały nowego znaczenia.

 Na niewielkim ekraniku zaczął pojawiać się niewyraźny zarys dziecięcej sylwetki, a młodzi zakochani wpatrywali się w ten zamazany malunek z nadzieją w sercach.
- To główka? - zapytała Fabs, a panowie od razu wiedzieli, o czym mówiła. Ginekolog przytaknął posłusznie
Co miał jej tłumaczyć, że pupa podobnie wygląda...

po czym zaczął łaskotać brunetkę jednym z tych swoich elektrycznych pomagierów medycznych.
Bo nikt oczywiście nie wpadnie na jakieś porządniejsze określenie głowicy do USG?
Nie nikt, tylko nasza poetessa. Nie wpadnie.
Myślisz o tych takich tutaj?

- Tu są nóżki - pisnął optymistycznie i napawał się radością, gdy uprzejme westchnienie przyszłych rodziców trafiło w jego uszy.
Nie wiem dlaczego, ale po wcześniejszej wizualizacji, ten akapit wydaje mi się nawet interesujący.

Chcecie może znać płeć dziecka? - spytał, a jego głos dopiero teraz wydał się chrypliwy i typowo męski.
Przeszedł w chrypliwy baryton. Zakrwawione ręce ocierał o gumowy fartuch.

Scieri zastanawiał się, czy powinien sam podejmować decyzję, choć musiał przyznać, że miał swoje zdanie odnośnie poznawania, czy doczeka się chłopca, czy dziewczynki. Po minie Vieri zorientował się jednak, że ona już zadecydowała i był ciekaw, czy jej wybór był zgodny z tym, co sam myślał.
Scieri
poznał po minie Vieri
że trzeba uniknąć histerii
i nie robić brewerii.

- Chcemy - odpowiedziała, po czym zerknęła kątem oka na partnera, analizując wcześniejsze pytanie lekarza.
Znaczy, ona najpierw odpowiada, a potem zastanawia się, o co właściwie ją pytano?
Ma opóźnienia w fazie. Najpierw gada, potem próbuje myśleć.

Muzyk odetchnął. Dokładnie taka odpowiedź była dla niego tą najbardziej upragnioną.
- Dobrze. Tylko... - mówił, a właściwie jęczał znawca, bawiąc się jak małe dziecko swoim szpitalnym gadżetem.
To jest jakiś świr, a nie ginekolog!

Zaśmiał się bezgłośnie, a jego mikroskopijny zarost ułożył się filigranowo na jego podbródku i policzkach
Zarost ułożył się w filigranowy napis: UWAŻAJ, ON COŚ KNUJE!

- Będziecie wkrótce rodzicami zdrowego chłopaka. Gratuluję - rzekł i podrapał się po swoim udzie trochę niezręcznie.
Chichocząc i rżąc w obłędzie.
Gdy przestał drapać się po swoim udzie, zaczął niezręcznie drapać udo Fabioli.

- Mam dla was jeszcze jedną ciekawostkę... - powiedział Richard tajemniczo [ocierając pianę z ust], następnie zaczął przekręcać ruchome guziczki tuż pod monitorem, na którym cały czas widniał zarys kruchego ciałka przyszłego urwiska płci męskiej
Urwisko płci męskiej - klif. Urwisko płci żeńskiej - skarpa.

- Proszę. Oto, jak bije serce waszego maluszka - dodał i rozparł się wygodnie na krześle, oczekując tej samej reakcji
żeby też dodali i wygodnie się rozparli.

co u innych swoich pacjentów, oczekujących narodzin.
Skoro miewa pacjentów [r.męski] oczekujących narodzin, to ja mu się już nie dziwię, że oszalał...
Na to pomaga koperek. Dużo koperku.

Młodzi przysłuchiwali się powolnemu biciu chłopięcego serduszka,
 Tętno płodu wynosi około 160 uderzeń na minutę. Tak tylko chciałam nieśmiało wtrącić.
 U niej Mediolan leży nad morzem, a ty oczekujesz wiedzy o tętnie płodu?
Zawsze to logiczniejsze, niż oczekiwać wiedzy o tętnie Mediolanu.
Mediolan tętni życiem w odróżnieniu od akcji w tym opku.
Tak. Zwłaszcza w tym opku Mediolan tętni życiem.
Po tym wszystkim cieszmy się, że dziecko w ogóle jeszcze żyje...

[Fabiola urabia Franco]
- Jest taka dziewczynka, Francesca. To ona sprawiła, że chodzę na rehabilitację i próbuję wykrzesać z siebie więcej, niż kiedykolwiek po mnie poznawałeś.
- Sugerujesz coś? - spytał
- Posłuchaj, ona nie ma rodziców - zaczęła, przeczesując palcami swoje miękkie, czekoladowe włosy - Powiedziała mi, że tutejsze pielęgniarki zaopiekowały się nią i przygarnęły ją, kiedy była malutka. Dlatego tak dobrze zna nie tylko ten szpital, ale i medycynę, z którą jest obyta bardziej, niż ty z gitarą, a ja z krynolinami.

Tak, mamy tutaj dziecko znalezione przypadkiem w szpitalu, którego istnienia nikt nie zgłosił do żadnego urzędu, za to było wychowywane przez lata (chyłkiem i ukradkiem?) przez pielęgniarki oraz salowe. Potajemnie podrzucały znajdzie resztki ze szpitalnej kuchni i książki z gabinetu ordynatora. Nic dziwnego, że z czasem czteroletnia dziewczynka stała się ekspertem w dziedzinie medycyny.

- Ile ma lat? - spytał rzeczowo.
- Chyba cztery...
Od trzech lat jest konsultantem na chirurgii. Pierwszy rok spędziła na nauce.
Poza tym, tymi małymi łapkami łatwiej jej jest dostać się do woreczka żółciowego. Albo do hemoroidów.

Chcę dać jej odrobinę szczęścia w podzięce za to, że ona uszczęśliwiła mnie maksymalnie. Chcę, żeby dowiedziała się, że posiadanie rodziców, którzy o ciebie dbają, to wspaniała rzecz.
- Innymi słowy chcesz ją adoptować, tak? - brunet zadał kolejne pytanie, był przy tym bardzo poważny i pewny siebie. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Siał trwogę w tym pokoju, w którym się znajdowali, ale właściwie o to mu chodziło. Lubił dodawać pikanterii wszystkiemu, czego się dotknął, przynajmniej teraz, odkąd to on formował palcami przebieg gry.
TO zostawiamy bez komentarza, bo słów brak...
Ale wiesz co? "formował palcami przebieg gry"... Wstępnej - to ma wtedy sens.
I wtedy sieje trwogę?
Bo tego, no... Ona już wie, co ją czeka, a on jest zbyt hm, dobrze wyposażony... *plącze się*


Wielkie, błękitne tęczówki krążyły niepewnie po całym wnętrzu szpitalnej sali.
Turlając się od ściany do ściany.
"Gdzie mamusia?" pytały płaczliwie.

Dziewczynka, która kontrastowała się swoją maleńką posturą z ogromnymi oczami, siedziała rozparta wygodnie na jednym z drewnianych krzeseł. 
Niech mi ktoś narysuje obrazek tłumaczący to kontrastowanie z posturą. Inaczej nie ogarnę.
MASZ.

- To jest Franco - powiedziała Fabi widząc, jak szare oczy mężczyzny drżą tak, jak w chwili, kiedy zawsze miał jej coś ważnego do powiedzenia.
Oczopląs zapowiadał, że Franco gadać będzie. 
Te szare drżące oczy, drżące szare oczy,
już nie wylezą bardziej, nie!
Te piękne drżące oczy, wytrzeszczone oczy,
drżą jak silniki TGV...

- Będziecie moimi rodzicami? - zapytała piskliwie dziewczynka. Była bardzo, bardzo szczęśliwa.
- Ale super! - krzyknęła i kazała się odstawić na ziemię, po czym rzuciła się na łóżko Fabi i przytuliła jej miękkie ramiona. Wszyscy czuli się tak, jakby nadszedł ten najważniejszy moment ich życia, jakby ich świat zawirował i skupił się tylko na tym, co ich aktualnie otaczało. A trzeba przyznać, że to akurat było przepiękne.
Oj, jak prosto. Bierze się obce dziecko pod pachę i wychodzi ze szpitala.
Grunt, żeby stan na oddziale się zgadzał. Podrzucą jakieś z ulicy, z wózka.

[Nieco później, Fabiola rozmawia z bratem nocą, w ogrodzie, oboje nagle zasypiają... Bohaterka jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Mąż, widząc ją leżącą w trawie, troskliwie okrywa kocem i kładzie się obok niej, na ziemi].

A potem już tylko milczeli i nawet nie zorientowali się, kiedy oboje zasnęli błogo. Muzyk, który kładł się spać i zaniepokoił się, że w łóżku obok nie spoczywa ukochana partnerka, podszedł do okna i zauroczył się widokiem śpiącej modelki. Wyglądała prześlicznie, a kiedy była we śnie tak spokojna, serce od razu biło wolniej. Wyszedł o bosych nogach na zewnątrz i przykrył oboje kocem, sam położył się obok dziewczyny.
Kochający, opiekuńczy mąż. Zamiast obudzić i odprowadzić do łóżka (w wersji słit romantik - nie budzić, zanieść na rękach), to ten przynosi kocyk i kładzie się obok.
Nie znam się na tym, ale nie sądzę, żeby nocowanie na ziemi było dla kobiety tuż-przed-porodem najlepsze i najzdrowsze.


Nazajutrz bohaterka budzi się w trawie i...

Po raz kolejny w swoim życiu przekonała się, jak słodka bywa pobudka po pięknym śnie malowanym we własnej wyobraźni przez calutką noc. Łagodnie uniosła powieki i wychyliła świeżutką twarz spod gorącej warstwy koca, który ogrzewał ją cały ten czas.
Świeżutką? To co ona robi, żeby rano nie wyglądać jak wściekłe monstrum?
Wyobrażasz sobie wściekłe monstrum podnoszące się z zarośli o świcie?


Momentalnie przypomniała sobie, że zasnęła na powietrzu pod gołym niebem, pamiętała swoją wczorajszą rozmowę z bratem, ale było w tym wszystkim coś, czego nijak nie umiała odświeżyć myślami. Jak to się stało, że tuż obok niej leżał ukochany mąż z błogim uśmieszkiem na twarzy i śmiesznymi kołtunami na głowie?
Bo fleja z niego.


Ciemnowłosa objęła delikatnie jego dłoń, po czym poczuła jej ciepło na swoim policzku, a kiedy po raz pierwszy tego ranka ich spojrzenia się spotkały, motylki w brzuchu dziewczyny zaczęły celebrować tą jakże urokliwą miłość. [Wizja bzykających się motylków przypełzła i odpełznąć nie chce] Muzyk westchnął, przyglądając się partnerce, jej prześlicznemu noskowi i wszystkiemu, co się z nią wiązało, a potem pognał spojrzeniem na gigantyczny brzuch ukochanej i tym razem to on odczuł przyjemne łaskotanie w okolicach żołądka.
Podejrzewam u obojga motylicę.

Ukochana niepewnie okalała go swoim wzrokiem, po czym usiadła tak samo, jak on, wyczekując, aż dowie się, co go tak zdenerwowało. Chłopak zorientował się, że jego uczucia udzielają się ciężarnej,
Wskazał szarawymi tęczówkami wielki brzuch,
czy ktokolwiek wyjaśni kiedyś aŁtoreczkom, że "tęczówki" to nie synonim wyrazu "oczy"?
Wyjaśnianie uwzględniałoby konieczność rzewnych opowieści o rogówce, twardówce, siatkówce i ciałku szklistym. Taki nadmiar wiedzy może przytłoczyć.

- Kochanie, nie opuszczę cię ani na chwilę. Muszę być przy tobie, gdybyś nagle poczuła skurcze.
- Termin mamy wyznaczony dopiero za kilka dni, więc wyluzuj.
Bo poród zawsze wypada dokładnie w dniu, który oszacował lekarz.
Nie "oszacował", ale wyznaczył. Co do minuty.

- Jasne, jasne...
- Ciemne - czknął Franco i oddalił się w podskokach.
Skoro czknął, to o piwie rozmawiali?
O czymkolwiek mówili, to on oddalał się w podskokach od swej ciężarnej żony.


Dziewczyna słyszała poprzez otwarte okna domu, jak partner podporządkowuje potrzebom ciężarnej wszystkich domowników. Przewróciła oczami, choć w sercu była wdzięczna losowi za to, że ma w swoim życiu kogoś, kto tak się o nią troszczy. Było to bardzo miłe, choć czasem również męczące. Ponownie ścisnęła medalik od przyjaciółki, migający na jej szyi. Wiedziała, że wszystko to, co ją dobrego spotyka, zawdzięcza właśnie opatrzności z góry i nie wstydziła się dziękowania za to wszystko, co jej prywatny Anioł robił dla niej na okrągło.
I miał jeszcze kupę do zrobienia

Choć znajdowanie się pod stałą kontrolą bliskich było wbrew pozorom przyjemne, dziewczyna zaczynała powoli odczuwać zmęczenie tym uzależnieniem od woli innych ludzi. We własnym życiu czuła się trochę jak więzień i właściwie nie mogła doczekać się już momentu szczęśliwego rozwiązania, który miał być jednocześnie słodką sekundą ucieczki od nieustannego nadzoru.
Liczy na to, że po porodzie rodzina wreszcie ją oleje i da święty spokój.
Poród odpoczynkiem. To nowość. Ciężkie roboty skazańców to zapewne urlop?
Na świeżym powietrzu, w lasach, z umiarkowanie dozowanym wysiłkiem fizycznym.

Pomimo wyraźnych próśb ukochanego, większość członków rodziny i przyjaciele rozeszli się, zostawiając ciemnowłosą samą sobie w tym wielkim, opustoszałym domu. Ona, nie zastanawiając się dłużej, wskoczyła w kanarkowe ogrodniczki ze śmiesznymi szelkami, a włosy zawiązała niedbale tuż nad karkiem i w zdartych, przechodzonych trampkach wyszła za dom, do zapuszczonego nieco ogródka warzywnego.
W Milano każdy ma swój przydomowy ogródek, w którym - a to ziemniaczków nasadzi, a to żytka nasieje, a w sadku koza-karmicielka żre trawę.

Zawsze miała rękę do roślin, choć z czasem zagubiła pasję, jaką kiedyś żywiła do wszystkiego, co zielone, kwitnące i wonne. Oparła dłonie na biodrach, patrząc na zaniedbany kąt, w duchu odetchnęła, że niewielkie pole rolne nie znajdowało się z przodu - bo gdyby tak było, wszyscy mieszkańcy Mediolanu [półtora miliona mieszkańców?] śmialiby się z tej rodziny, a ta natomiast czułaby gigantyczny wstyd.
Pewnie w dodatku pole orne, z zagonami kapusty, buraków i kartofli, co to trzeba obrobić, bo na języki wezmą, że leniwa baba-fleja z niej jest.
Zwłaszcza ta stara plotkara, Covalli, i jej kumpela, Malinelli, to by dopiero po mszy plotkowały! Cała mediolańska parafia zaraz by o wszystkim wiedziała!

Tym samym jednak w wyraźnie powiększone ciało niebieskookiej wstąpiła siła i niezliczone pokłady zapału. Bardzo chciała zabrać się za pielenie, nawożenie i sadzenie cebulek, z których za jakiś czas wyłonią się barwne owoce.
Pomijam kretynizm fabularny wysyłania ciężarnej-tuż-przed-porodem w pole do pielenia i nawożenia, bo do niejednego idiotyzmu aŁtorka nas przyzwyczaiła, ale kurde, jakie owoce wyłaniają się z cebulek?
Owoce pracy komórek roślinnych?
Z całą pewnością nie są to owoce pracy szarych komórek.

Pierwszy raz przekona się, jak to jest i tak naprawdę nie chciała robić tego ponownie.
Jeszcze nie wie, jak to jest, ale już nie chce tego robić ponownie. Ech, te kobiety...

I choć odczuwała trwogę przed trudami porodu, była już gotowa, aby wcielić się w tą cudowną rolę. Nie mogła doczekać się pierwszego krzyku swojego pierworodnego, pierwszego zetknięcia się z jego granatowymi oczkami, pierwszego dotyku. Teraz jednak musiał jej wystarczyć dotyk pnącej się coraz wyżej łodygi, na której dyndały pierwsze, jeszcze zielonkawe pomidory.
*facepalm* Nie no, niedojrzały pomidor jako substytut noworodka jest idealny.
No i te oczka granatowe.
Można wydłubać je nożem...
To w ziemniakach są.

Oparła wszystkie na drewnianej tyczce, a sama przeczołgała się nieco dalej, nie przejmując się tym, że wilgotna gleba za moment upaprze całe jej spodnie.
Brzuchem ryła bruzdy w glebie? To lepsze niż konwencjonalne okopywanie. Bierze się babę w zaawansowanej ciąży i ciągnie za nogi po polu. Brzuchem skiby odwraca, pazurami bronuje, a głową rozbija mniejsze kamienie.

Ta ilość wiosen [Fabiola ma trzydzieści lat] [liczba, krucafuks. "Ilość" mówimy o rzeczach niepoliczalnych] do czegoś przecież zobowiązuje, tym bardziej, że w oczach innych ludzi będzie zwykłą, troskliwą, ale też wymagającą matką i wspaniałą żoną, opiekunką ogniska domowego, którą zawsze chciała być. Dojrzeje tak samo, jak niezasadzone jeszcze kwiaty, będzie w stanie podołać trudom codzienności i wielu nowych obowiązków, które na nią spadną.
Jesteś pewna, słoneczko?...

Wysypała kolejno ziarna, nie zważając na to, że kilka spadło na siebie wzajemnie. Zaśmiała się tylko, mówiąc sobie w duchu, że najwyżej urosną jej zmutowane żonkile,
Jest lipiec, a aŁtorka każe jej siać żonkile. Siać żonkile! 
Wiemy, że aŁtorka charakteryzuje się wyjątkowo pokręconą wiedzą o świecie, ale w tym momencie jednak przegięła.
Lecąc Wyspiańskim: Taz ta poro sie nie siwo! Zwłaszcza roślin cebulkowych sie nie siwo.

A przedtem jeszcze Fabiola "Sięgnęła do kieszeni po torebkę nasion, losowo wygrzebując żonkile"

[Fabiola myśli czy dobrze zrobiła związując się z ubogim, opiekuńczym Franco, a nie z zimnym bogaczem Lorenzo]
O tak, miliony były rzeczą, której niewątpliwie potrzebowała. A w każdym razie zależało jej na pierwiastku tej kwoty, co najmniej.
Aha. Na przykład, na pierwiastku dziesiątego stopnia z dziesięciu milionów. Nawet Euro. Się wzbogaci, że hu.

- A to dla kogo? - zapytała Fabs, siedząc na ziemi ociężale. Wzrokiem wskazała zdezorientowanemu chłopakowi na bukiet pięknych róż, które trzymał za swoimi plecami tak, jakby je przez ciemnowłosą ukrywał.
Ciemnowłosa popatrzyła błękitnymi tęczówkami na szare tęczówki czarnowłosego.

 Lorenzo uśmiechnął się z zakłopotaniem.
[Przypomnijmy, Lorenzo to ten zUy lover, epatujący bogactwem, ustawiany do pionu przez biednych, ale szczęśliwych ludzi.]

- Są dla twojej mamy, ale widzę, że jej nie ma... - chrząknął nieśmiało i na tym chciał zakończyć ich konwersację, ale dociekliwe tęczówki towarzyszki zmusiły go do wypowiedzenia kolejnych słów wytłumaczenia - Wczoraj rozmawiałem z twoją mamą. Chciałem podziękować jej za to, że otworzyła mi oczy.
Tęczówki ci otworzyła, chłopie! Tęczówki!

- Ale... - zaczęła brunetka, wyciągając ręce ku mężczyźnie. Ten trafnie odczytał jej intencje i pomógł jej wstać,
Bystrzacha! Mógł sobie pomyśleć, że go o coś błaga albo co gorsza chce się przytulić.

 - Jestem z ciebie dumna, naprawdę - powiedziała i przytuliła się do niego, niespodziewanie jednak poczuła kropelki potu na swoim czole i niesamowity ból wypływający z jej wnętrza. Mocniej objęła szyję rozmówcy, a ten poczuł, jak uginają się pod nim nogi - Aaa! - krzyknęła błyskawicznie, a bogacz oddalił od siebie jej twarz, poszukując jednoznacznego określenia problemu.
To, że był bogaczem, jest jak mniemam istotne dla akcji?
Zwłaszcza w takim momencie dodatek że on bogacz, jest równie potrzebny, jak zającowi dzwonek.

- Co? - zapytał, łudząc się, że otrzyma odpowiedź. Patrząc na wyraz jej twarzy, doszedł do wniosku, że zaczął się poród.
Szeroko otwierała usta?

Rodzisz się, a to dla wszystkich cudowna chwila, w której każdy z nas doświadcza łaskawości losu. Jako delikatna jak kwiat istotka o wielkich oczach i z maleńkimi rączkami, po raz pierwszy uczysz się towarzystwa ludzi, którzy od pierwszego wejrzenia kochają cię całym swoim sercem. Jako przedstawiciel nowego pokolenia zaczynasz dawać od siebie radość z życia, ale też czerpiesz ją od swych rodziców i bliskich. Jako owoc czyjegoś uczucia sprawiasz, że pod powiekami matki kłębią się łzy wzruszenia, a to najczystsze ze wszystkich kropel na świecie.
*rozpaczliwymi rzutami ramion stara się wydostać z zalewu słodkiego syropu, wypływającego z monitora.*


Dziś to ona mogła przekonać się, jak czuje się matka, wydając na świat swoje dziecko, szczególnie, kiedy robi to po raz pierwszy. Musiała przyznać, że tego uczucia nie da się opisać w żadnym elementarzu, bowiem każda kobieta powinna przeżyć to na własnej skórze. Dopiero wtedy można zaznać pełni szczęścia z porodu, z pierwszego uśmiechu swojego szkraba i z faktu, że teraz nie jest się tylko kobietą - jest się matką.
Ach, ten pierwszy uśmiech niemowlęcia, tuż po porodzie, rekompensujący wszelkie niewygody i "sp**laj ty sk***nu, to wszystko przez ciebie!!!"
A tak BTW - z powyższego akapitu wychodzi mi, że pełni szczęścia z porodu doznaje się dopiero wtedy, kiedy przeżyje się poród. Niby logiczne, a coś mi nie pasuje.

Matkę trzeba kochać, trzeba szanować, trzeba umieć ją zrozumieć
Jak wygodnie! Mamunia zaś nie wkłada żadnego wysiłku, siedzi i pachnie.
I wystarczy! Ach, przepraszam! Jeszcze "patrzy z miłością na swoje słodkie szkraby".
A ty ją człowieku szanuj.

i ona wierzyła, że jej dzieci będą się z nią swobodnie komunikować i poznają ją w całości, choć sama czasami miała problemy z zaakceptowaniem swojej skomplikowanej natury. A teraz spełniło się jej marzenie. Nie miała siły, by rozmyślać o tym, co będzie dalej.
Trzeba mieć wyjątkowo skomplikowaną naturę, aby rozmyślać, jaką się ma skomplikowaną naturę. I tym rozważaniom oddawać się na porodówce...

Ostatni raz oprowadziła wzrokiem wyraźnie uspokojonego Lorenzo, który opuszczał salę, oddychając głośno. Sparaliżowały go słowa przyjaciółki dotyczące jego oraz Jenny.
Uspokojony, opuszczał salę oddychając głośno, sparaliżowany. Nie, ja tego nie wytrzymam.

Swoją drogą, bocian kursujący po Mediolanie wyraźnie się rozszalał.
Wypadł z rozkładu jazdy, samowolnie zmienił trasę i walił dziobem w witryny sklepów.
Jak rozbił szybę w knajpie starego Tonio, to chłopy się tak wściekły, że wzięły cepy, widły i spuściły mu wp****ol.

Bogacz oparł się dłońmi o futrynę, z dekoncentracji wyciągnęło go dopiero przybycie ojca nowo narodzonego chłopaczka.
Skoncentrował się ponownie.

- Pieprzone korki! - zaklął Franco, co naprawdę rzadko zdarzało się w jego przypadku. Najwyraźniej nie mógł sobie darować, że nie zdążył w samą porę. Widząc zamyśloną twarz towarzysza, uspokoił się na chwilę, podchodząc bliżej - Wszystko gra?
- Jasne, stary - odparł nieszczerze Lorenzo - Możesz wejść do środka.
Masło maślane. Wchodzi się zazwyczaj do środka, wychodzi na zewnątrz. A stoi vis a vis naprzeciwko.

- Jesteś pewien, że chcę tam wejść? - spytał muzyk. W sumie cieszył się, że nie zdążył w chwilę porodu.
Zdecyduj się, facet: nie możesz sobie darować, że nie zdążyłeś, czy cieszysz się, że cię ominęło?

Przynajmniej ominęła go kolejna dawka stresu.
- Już po wszystkim, więc raczej tak - powiedział czarnowłosy i podążył wraz z dumnym ojcem na salę. Na łóżku leżała wyczerpana, ale nadal tak samo piękna i mniejsza o ładnych kilka rozmiarów dziewczyna.
 Pompka Pana Kleksa się zepsuła?

Dziś nie zamykaj oczu. Za wszelką cenę pokonaj zbliżający się sen, znużenie i zmęczenie całym tym ciężkim dniem, nie pozwól, aby powieki ciężkim ruchem opadły na tęczówki, niwelując obraz. Musisz bowiem słuchać, kiedy głos człowieka, którego kochasz, odezwie się, by porwać się za sobą. Musisz czuć dotyk jego dłoni, którą ten będzie chciał pociągnąć w kierunku własnego światełka na samym końcu tunelu.
I na nic histeryczne sygnały, które daje maszynista rozpędzonego pociągu. Musi rozjechać na placek zakochaną kobietę, która za Głosem podąża w głąb tunelu.

Przede wszystkim jednak musisz patrzeć, aby nie ominął cię jeden z najprzyjemniejszych widoków, jakich tylko mogłeś doświadczyć - widok kogoś, kto jest cały czas koło ciebie.
Cały czas?! Zwariowałaś, aŁtoreczko?! Rano, wieczór, we dnie, w nocy, w domu, w pracy, w piwnicy, u laryngologa, w toalecie, w Kłaju w tramwaju, u cioci na imieninach, u kosmetyczki, na kongresie PiS? Rzeczywiście, sama przyjemność! Tysiąc dni i nocy z Manningiem!

[tu opuszczamy długi akapit pt. miłość wg aŁtorki, czyli bzdury i bełkot a la Coelho.]

Brunetka lekko rozchyliła powieki, przecierając oczy i patrząc nieprzytomnie na zegarek, a trzecia w nocy uderzyła jej świadomość niczym młotek. Tłumiony szloch niemowlęcia trafił do jej uszu po raz kolejny tej nocy, była wyczerpana, ale właściwie nie wiedziała, co bardziej ją męczyło - płacz blisko półrocznego dziecka, czy nadopiekuńczość młodego tatusia. Muzyk jak zwykle miotał się obok maluszka, kręcąc się z obłędem w oczach. Po przestudiowaniu kilkunastu poradników oraz przewierceniu dziesięciu magazynów dla młodych matek,
Na wylot przewiercał je wzrokiem. Gdy nie wystarczyło, brał Boscha z wiertłem widiowym.
Pokażcie mi niemowlę, które tłumi szloch!
To mądre dziecko. Tłumiło szloch, bo chciało mu się kupkę.

powinien wiedzieć, jak należy się w danej sytuacji zachować, tymczasem on reagował paniką nawet, kiedy musiał przewinąć swego pierworodnego - nieważne, że robił to już mnóstwo razy, każdą kolejną przygodę z pieluchą traktował jak tą pierwszą.
A ona leży i pachnie. I uśmiecha się z miłością...

- Idziemy jutro do szkoły? [ich kilkumiesięczny syn jest tak mądry, że z uwagą słucha Cierpień młodego Wertera. Chcą mieć spokój. Niech sam nauczy się czytać i głowy nie zawraca] - zapytała Fabiola, prostując się i wydobywając długie ramiona spod jaskrawej pościeli pachnącej kwiecistym proszkiem do prania.
Specjalny proszek do prania, w cenie 150 Euro za gram, który w Indiach robią hinduskie tancerki, pląsając wdzięcznie po stosie świeżo zerwanego kwiecia, i tnąc je na proch ostrymi jak kindżały paznokciami u stóp.

oboje spędzili tę noc na przyglądanie się swemu synkowi o wielkich oczach po mamie i spokojnym wyrazie twarzy, oczywiście po ojcu.
Fabio Fafkulec najspokojniejszy wyraz twarzy miał rzecz jasna na głodzie i w momencie, gdy wywalił już kupę w pampersa. A największe oczy, gdy spał.

[Fabiola i Franco podziwiają swój nowy dom]

Na korytarzu, który właśnie zajmowali
Zajmowali korytarz, bo z suteryny ich wyeksmitowano.

było jednak szalenie jasno, gigantyczne okno wpuszczało tu naprawdę sporą ilość światła.
Gigantyczne okno w korytarzu. Próbuję to sobie zwizualizować, ale boję się, że nie dam rady.
Gdyby tylko napisała, że ten ich dom miał olbrzymi, elegancki hall...
AŁtorka jest jednak mistrzynią wyboru Najbardziej Oddalonego Synonimu.

Ciemnowłosa wyglądała, jakby po raz pierwszy czegoś doświadczała, przypominała nieświadome niczego niemowlę, które pierwszy raz styka się z wieloma rzeczami. W powietrzu roznosiła się słodka tajemnica, która z jednej strony nieco ją niepokoiła, ale z drugiej sprawiała, że brunetka doznawała podekscytowania. W szarych tęczówkach partnera odnalazła spokój, dlatego bez zawahania otworzyła drzwi, lecz zanim weszła do środka, zamarła.

Jej oddech zwolnił całkowicie, dopiero chwilę później wypuściła zbędne powietrze orzeźwiającym haustem.
Hę? Orzeźwiającym haustem to cucił się Franco, gdy wybił szybę w oknie. W gigantycznym oknie.
Haust powietrza to jest raczej wdech.
Dla aŁtorki jak widzimy - niekoniecznie. Orzeźwiającym haustem może być dla niej zarówno i wdech, i wydech, i bączek podkołdernik.

Przed nią rozpościerała się kołyska przyozdobiona pluszakami, z dziecięcą pościelą w środku i ulubionym miśkiem syna. Jasne szafy, komoda, przewijak, ręcznie malowane pudełko na zabawki, fotel dla młodej mamy i wszystko to, co niezbędne dla kilkumiesięcznego chłopca. Na ścianach widniały łagodne obrazy w ramkach dekorowanych wstążką oraz... smętna szarość.
I ta smętna szarość tak ją zachwyciła?!
Tak. Zachwyciła się widząc smętnie szary, lecz umeblowany pokój, z powieszonymi obrazkami, który jednak trzeba pomalować, bo skrzętny Franco  zostawił jej to na głowie. Pakowanie, wynoszenie mebli, rozkładanie folii i dryganie na drabinie.

- Prześlicznie to wygląda - przyznała z niemalejącym zachwytem nad dziełem męża. Oczami wyobraźni już widziała, jak stawia tu pierwsze kroki,
Rozumiem, że do tej pory pełzała?

Najprawdopodobniej nie dała się jeszcze zaczepić na najistotniejszy hak męża.

Wieszamy Czerwony Kwadrat!!!
TAKI hak?
Można już zdjąć.

- My się stąd nigdzie nie ruszamy - powiedział potulnym głosem i pogłaskał jej ramię, okryte grubą i puszystą warstwą fioletowego swetra - To jest nasz dom, gotowy, aby w nim zamieszkać. Spakowałem twoje ubrania, są w bagażniku, a dostawcy dowiozą jutro nasze meble prosto ze sklepu.
- Budowa zakończona? - spytała piskliwie - Nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko, przecież miało to być pod koniec roku, w grudniu.
O czym oni na co dzień do licha rozmawiają? Żona nie ma pojęcia o pracach na budowie ich domu? On jej nie mówi nic o robotnikach, o materiałach, o tym "jak się mury pną do góry"?
Mówił, że musi dać majstrowi w łapę. Jakie to... włoskie? :D

- Mówisz? A jaki mamy teraz miesiąc?
- Grudzień - wypaliła pospiesznie, nie chcąc ponownie rzucać siebie samej w paszczę irytacji i upokorzenia.
Mniam! Muszę zapamiętać to sformułowanie :)

 Czasami była jakaś niedospana, przez co mówiła, jak potłuczona.
Czasami?

- Jutro pomalujesz wszystkie pokoje, jeśli tylko dasz sobie radę.
Przecież mówił, że dom jest "gotowy, aby w nim zamieszkać"!
Z późniejszego opisu wynika, że dom miał kilkanaście pomieszczeń wymagających malowania.

Pamiętaj, że możesz liczyć na moją pomoc.
Ludzki pan.

- Oczywiście, mężu - odparła i pocałowała go w policzek, po czym podeszła do ściany, w kącie bowiem dostrzegła coś niepokojącego i zarazem intrygującego. Szczupłymi palcami musnęła wypisane na ścianie drobnym drukiem litery,
Przepraszam. Się mi skojarzyło.

 a kiedy skończyła ich studiowanie, spojrzała z powrotem na ukochanego, którego twarz nadal wskazywała tylko dumę - Pierwsza część twoich bazgrołów to nasza kołysanka. Druga to modlitwa o wspaniałe życie. Ale to trzecie?
A nie, to w takim razie musiało wyglądać TAK.

- Słowa przysięgi małżeńskiej. Naszej - szepnął, a ona odwróciła się do niego, oblewając się rumieńcem. Chłopak przykląkł i wyciągnął łagodnym ruchem połyskujące pudełko z kieszeni płaszcza, a kiedy go otworzył, przybliżył go do dłoni ukochanej - Fabs, chciałbym, abyś została moją żoną. Drugi raz - poprawił z zakłopotaniem - Będę najszczęśliwszym...
- Skończ! - krzyknęła, udając, że ma dość oficjalnych oświadczyn, w końcu ile razy można coś takiego przeżywać? Potem jednak znowu rozpromieniła się - Przyjmuję oświadczyny.
- Super! - okrzyknął w nieswoim stylu,
Gdy przyjęła jego oświadczyny, zrobiło mu się nieswojo.
Nadzieja, że odmówi, poszła huśtać się na żyrandolu.

po czym objął ją znowu i oboje zaczęli rozglądać się dookoła, a kiedy zorientowali się, że od dobrej godziny oglądają w kółko to samo, postanowili przejść dalej. Fabiola miała oczy wielkości piłki do ping-ponga, kiedy patrzyła na ten dom, który był jakby wyjęty siłą ze wszystkich jej marzeń i planów.
Wyrwany. Wydarty. Wyszarpany. Została po nim tylko szara naga jama.

 Kuchnia była niewielka, ale przestronna, z eleganckimi szafkami i imitacją marmuru na podłodze. Był tam też stół, choć ten najważniejszy znajdował się w jadalni, która z kolei była połączona z salonem. Wszystko to było naprawdę spore, w międzyczasie natknąć się można na łazienkę, pokój z komputerem oraz dwie pary schodów - jedne prowadzące w górę, drugie w dół
A trzecie donikąd, tak dla lansu...
Oni są bogaci, jabi dibi dibi dibu dibu dam...

do piwnicy, garażu i szczelnego pokoju Franco.
Hermetycznego, izolowanego pokoju, ze śluzą powietrzną zamiast drzwi.

Na piętrze znajdowała się sypialnia nowo zaręczonych małżonków, kolejna łazienka, nieduża garderoba oraz pokoje dzieci i jedna sypialnia gościnna.
A ona miała to wszystko sama wymalować.
No, wiesz, on jej pomoże...
Jaszu, jak Waść znajdujesz czarujący oksymoron "sypialnia nowo zaręczonych małżonków"?
Szukam i szukam i nie znajduję w tym większego sensu.

Kątem oka zerknęła za siebie. Salon, który cała trójka i leżący w przenośnej kołysce Fabio okupowała, zamienił się w las. Wielka, zielona i pachnąca świeżością choinka wypełniła wnętrze nie tylko swymi gałązkami, ale również zapachem.
Po chwili leki przestały działać i oszałamiająca wizja zniknęła.

To były ich pierwsze święta. Pierwszy raz Fabiola i Franco zasiądą do stołu jako małżeństwo, pierwszy raz Francesca rozpakuje świąteczne prezenty, pierwszy raz ich pierworodny zobaczy faceta przebranego za Mikołaja, choć i tak zapewne niewiele z tego zapamięta.
To genialne dziecko na chirurgii chowane? Siostry nie robiły jej świąt?
Pielęgniarki co roku robiły sierotce wzruszającą choinkę ze zużytych igieł, cewników, starych sond i strzykawek. A także zawsze dawały jej pięknie opakowane prezenty znalezione pod stołem w sali operacyjnej.
***
Natomiast Mikołaj ma straszyć pierworodnego, znaczy - kilkumiesięcznego syna. Nazywa się on ni mniej, ni więcej, lecz Fabio Lorenzo Vieri Scieri.
Przyznaję - Wiery Ściery brzmi fenomenalnie.


- Kochanie, chodź do nas - zakrzyknął Franco, machając dłonią do żony. Ta postawiła puszkę z farbą na podłodze usłanej w tym miejscu starymi gazetami i podeszła do swoich dzieci i ukochanego mężczyzny, w imię którego mogłaby od razu wskoczyć w ogień, tlący się w ich kominku
Kolejny pomysł Mistrzyni Koordynacji Prac Domowych: ubieranie choinki i malowanie ścian jednocześnie. Sensu w tym nie ma, ale za to jakie słodkie!

 - Co myślisz? - zapytał, pokazując na przyozdobione już drzewko, na złociutką gwiazdę na samym jej czubku i na wszystkie łańcuchy, bombki, światełka. W stonowanych kolorach byłaby to elegancka choinka, jaką Fabs uwielbiała stawiać i ubierać, ale kiedy miała w domu dwoje dzieci, dla których są to tak naprawdę pierwsze święta, nie mogła tego zrobić. Dzieci najbardziej zadowala moc barw, nasyconych bądź nie, ale ważne, aby wszystko było kolorowe.
- Prześliczna.
Powiedziała z przekąsem, myśląc o tym, że skończyło się ubieranie choinki w eleganckie, stonowane szarości i czernie. Raz miała nawet czarne światełka i wszystkie ozdoby z krepy.

Dobra robota, kochani! - powiedziała jako troskliwa matka i zabiegana gospodyni domu, choć tak naprawdę wcale nie była zmęczona.
W końcu to matka. Matki nigdy nie są zmęczone. Pcha je miłość.

 Czekało ją jeszcze sporo zadań, już za dwa dni wigilia, która odbędzie się po raz pierwszy właśnie w tym domu. Wspólnymi siłami małżonkowie musieli przygotować kilka potraw, doprowadzić dom do ładu i składu, a Fabi musiała też zrzucić jeszcze z kilogram, żeby wcisnąć się w świąteczną, skromną kreację od Toma, sygnowaną jego nazwiskiem.
Dlatego jednym susem wskoczyła na drabinę i machała pędzlem jak szalona. Kilogram, jeszcze kilogram, tylko kilogram... dudniło jej w głowie. Metkę Toma przykleję sobie na czole. Sufit, ściana; sufit, ściana... aby tylko zdążyć... ściana, sufit...

Objęła ukochanych i wszyscy ufnie patrzyli na choinkę, a to był dopiero początek tych wyjątkowych świąt.
I pożeglowali w stronę zachodzącego grudniowego słońca (bo aŁtoreczka robi te święta w grudniu, tak? Cziort jeju znajet. Skoro są wyjątkowe? W sumie? Skoro Sylwestra da radę zrobić w sierpniu).


Oszałamiająca szmaragdowymi tęczówkami Gabrielle, Dzidka podskakująca na optymistycznych, zakrwawionych nóżkach, drzemiący w cieniu Jasza tulący w ramionach przysposobionego do życia w rodzinie Maskotka wyniesionego chyłkiem ze szpitala oraz Kura wpatrująca się w pępowinę przed dziobem; więc oni wszyscy, rozkoszując się wigilijnym nastrojem, panującym wśród puszek z farbą, pozdrawiają

z maleńkiego miasteczka Mediolan, które zasypia o zmierzchu i budzi o świcie, gdzie życie toczy się sennie, gdzie mieszkańcy całe dni siedzą w słońcu przed swymi domkami i patrzą na ocean.



3 komentarze:

Gabrielle pisze...

· gabrielle
Azu, Pani Minister:

Wstałam z nastrojem na poziomie Rowu Mariańskiego. Uratowałyście mój dzień:)
· ent
aaaaaaaa!!!!!
Very Scary, abuehehehehehe :)))
· Pani Minister
Wpatruję się szkarłatnymi tęczówkami (alergia) w zielone narośle, stojące w przezroczystej donicy na parapecie - nie, raczej na podstawie wieńczącej okno od dołu, wykonanej ze sztucznego marmuru. Podpiekam sobie loki na piegowatej głowie, bo zaraz wybiorę się na urwisko płci męskiej, oczywiście krocząc jednocześnie trzema parami schodów, z których jedne wiodą w górę, drugie w dół, a trzecie są płaskie :D.
· Azu
PS4 - nie dziwię się, że dziecko, które spędziło dziewięć miesięcy wśród gwałcących się motylków, nazywa się Very Scary. musiało przeżyć traumę.
· Azu
Fajna analiza... To znaczy, ekhem, chciałam powiedzieć:
Me złociste tęczówki oplatały litery utkane na chłodnej tafli ekranu mego elektronicznego towarzysza, którego ktoś nazwał komputerem, a stanowiło to dla mnie wypełnioną słodką rozkoszą chwilę ucieczki od bezbarwnej rzeczywistości i z zakamarków mych ust odczytać można było i uśmiech, i zadumę.

*

(PS - to biedne dziecko musiało dzielić brzuch matki z bzykającymi motylkami?!)
(PS2 - odniosłam wrażenie, że akcja dzieje się sto lat temu na polskiej wsi.)
(PS3 - przypuszczam, że autorka "ów" opka zachwyca się mądrością każdego słowa nie bacząc na jego znaczenie. wiem, bo też przechodziłam przez podobny okres.)
· Aartz
Naprawdę wiele wykwikałam przed tą analizą, jednak fragment który szczególnie mnie ómarł to (...)oraz dwie pary schodów - jedne prowadzące w górę, drugie w dół(...)
to było moim zdaniem apogeum absurdu tego absurdalnego opowiadanka. Idę ufnie patrzeć na choinki, zawsze się ich bałam więc może jeśli teraz okaże im odrobinę zaufania będą mniej straszne... Dziękuję, pozdrawiam ciepło.
· gabrielle
Blogasek aŁtoreczki poszedł w kosmos, a ona sama uznała zapewne, że tyle na ten temat. Fanki straciły punkt odniesienia.
· sin
a właściwie dlaczego tym razem nie pojawił się tłum obrońców autorki? stęskniłam się za bananiną XD
· deina
·
Wytrzymałam wszystko: Milenkomarlenkę, gwałcenie wampirów, House'a i Grissoma, zidiociałego Ronaldo, demony w niebie, anioły w piekle i poetyczną Julię w sierocińcu - ale ten potworek bije wszystko na głowę. Czuję się okolona przerażeniem, sięgam dłonią, by zetknąć ją z butelką piwa i idę orać brzuchem doniczki z pelargoniami.
· sin
Genialne! Dawno się tak uśmiałam, po każdym komentarzu wybuchałam głośnym śmiechem.
Ulice Neapolu są naprawdę okropnie brudne, śmierci leżą wszędzie. Ludzie rezerwują miejsca parkingowe za pomocą starych, zniszczonych mebli.

Nie no aż nie wiem, który komentarz najbardziej mi się podobał, bo podobały mi się wszystkie. O ile w poprzedniej części styl autorki był tylko okropnie pretensjonalny i pseudo-filozoficzny, to tym razem opko przekroczyło wszelkie granice idiotyzmu.

Gabrielle pisze...

· Ome
O bogowie, co za wydumana, grafomańska, nadęta, sztuczna i pretensjonalna tandeta... Czytanie samego potworka naprawdę bolało.

Za to analiza była cudowna, komentarz za komentarzem - perełka. Byliście boscy (tak, byliście i boscy, proszę zanotować, że nie krzywdzę Jaszy, zmieniając mu na siłę płeć. Tylko czemu Waleriana nie było? Biedna kicia nie wytrzymała tego patosu gorszego od patosu Coelho i zwiała pod wannę?).
Przyznam jednak, że musiałam czytać z przerwami. Nadęty potworek boli przez całą analizę.
· croyance
O matko, nie dosc, ze idiotyczne, to jeszcze nieznosnie pretensjonalne. No i po cholere on jej sie oswiadczal, skoro kilka akapitow wczesniej wystepowal jako 'ukochany maz'?
· Ophelia
O Borze szumiący... Moja Italia! Moja najdroższa druga ojczyzna skalana przez ałtoreczkę... Będę się tydzień leczyć z szoku.
Analiza jak zwykle przekwikaśna. Zresztą już sama wizja życia w Mediolanie wystarczyła by ómrzeć nie jednego, ale zmieszana z komentarzami dała cud miód w truskawkach (na maliny nie pora) z bitą śmietaną.
Szczerze podziwiam za wytrwałość. Ja już po pierwszym zdaniach blogaska wcisnęłam krzyżyk, gdyż uznałam, że w taki ładny dzień nie wolno się denerwować ;)
Pozdrawiam i gratuluję udanej analizy!

· krz
Nie mam niestety czasu, aby doczytać to teraz do końca, ale już po kilku pierwszych zdaniach zostałem porażony niemożnością autorki wypowiadania się poprawnie w swoim języku ojczystym. Nie wiem, czy pisząc to nie widziała śmieszności w zdaniach typu: "Dziewczyny z każdym krokiem stawały się coraz bliższe księdzu", albo "(...)ponieważ cała jej twarz była nieprzyzwoicie wilgotna. " Zdaje się, że autorka również ma jakąś awersję do używania prostych słów, zastępując je kilku zdaniowymi, bezsensownymi i często niezrozumiałymi dla odbiorcy konstrukcjami, np. : "miała w dłoniach skrawki białego, cieniutkiego materiału doczepionego do kosmyków przyszłej żony stojącego przez nimi Manuela."- w pierwszej chwili nie wiedziałem o co chodzi. Uderza także posługiwanie się przez nią słowami, których znaczenia zdaje się nie znać, np. "ogołocony".

Gabrielle pisze...

· Locura
Będzie w punktach, bo właśnie redaguję notatki z zajęć i jestem "w ciągu".

1. "Bądź co bądź wiosną nieco trudniej znaleźć szyszki na ziemi." - oj, biedna ta Ałtoreczka. Jeszcze kiedyś ją oberwanie chmury złapie w lesie liściastym albo, nie daj Borze!, w sadzie i biedaczka dostanie zapalenia płuc, bo nie znajdzie żadnego drzewa, pod którym mogłaby się schować.

2. "- Dobry wieczór - oznajmił chóralnym tonem mężczyzna po trzydziestce" - ależ Załogo Oceniająca, jak nic jest to męskie wcielenie Pratchettowej Agnes Nitt, vel Perdity X Dream, z tomu "Maskarada"! Ta kobita wyczyniała takie cuda z głosem, niczym ałtoreczki z logika i gramatyką.

3. "Urwisko płci męskiej - klif. Urwisko płci żeńskiej - skarpa." - zła ja! Próbowałam sobie wyobrazić rozmnażanie urwisk...

4. Wizja Mediolanu jako największego dostarczyciela kapusty w całej Italii - bezcenna! Aż strach się bać, jak sobie Ałtoreczka wyobraża ten kosmopolityczny Nowy Jork, który jest absolutnie jedynym miejscem na całym globie, gdzie modelki mogą zrobić karierę.

5. Idea tęczówki jako tego fragmentu gałki ocznej, którym się widzi wyjaśniałaby wąskie horyzonty ałtoreczek. Być więc może, że za opkowym utożsamieniem "oko=tęczówka" stoi coś więcej.

6. A poza tym czytałam jakiś czas temu artykuł o podświadomej sympatii do ludzi, których imiona zaczynają się na daną literę. Ma to oczywiście swoje źródło już we wczesnym dzieciństwie i rzutuje na całe późniejsze życie. Tłumaczyłoby to obsesję Ałtoreczki na punkcie imion zaczynających się na "f" - może miała jakiegoś wujcia Franka, którego bardzo lubiła i teraz ekstrapoluje pozytywne uczucia na Fabiole i innych Francesków. (To tak a propos spostrzeżenia bodajże Jaszy z poprzedniej analizy.)

7. Studiowanie filozofii ryje beret (za przeroszeniem) i później człowiek brednie wypisuje, więc pora kończyć.

Pozdrawiam Załogę!
· n
ten polaroid! te hinduskie tancerki! autentycznie popłakałam się ze śmiechu :'D
tak trzymać analizatornio!
(natomiast aŁtoreczkowa suodydż płynąca z ekranu tak mnie oblepiła, że chyba muszę iść pod prysznic...)
· Sineira
·
Kochani! Analiza świetna, podziwiam, że brnąc przez ten przerażający bełkot byliście w stanie wykrzesać z siebie tyle świetnych komentarzy. Jestem absolutnie pewna, że za samo czytanie tego dzieUa odpuszczono Wam kilka tysięcy lat mąk czyśćcowych;)
· lobo
Skąd, skąd, u bora jasnego i matki borskiej, biorą się u ludzi takie wyobrażenia o życiu?! Roślinki doniczkowe jako wyposażenie u ginekologa, poród jako odpoczynek, leżenie całonocne na gołej ziemi, by budzic się świeżym i wypoczętym, oranie pola ciężarnym brzuchem... załamałam się. Gdyby nie komentarze, nie byłabym w stanie brnąc przez to bagno nawarstwiających się kretynizmów. Idę czytac Pasternaka w ramach terapii. Udanej sesji komu to potrzebne i miłego masakrowania kolejnych blogosków.
· mikan
·
Tęczówki...toczące się...
Doktorek - ginekolog zachwycił mnie, zwłaszcza tą pianą z ust.
No i DZYNDZEL. Przy dzyndzlu odpadłam :D
· maruko

te toczące się obficie gałki oczne naprawdę tworzą NASTRÓJ - oto miałam widzenie i OCZAMI duszy widziałam organy w formalinie. dziecko stawało na głowie i czym jeszcze, byle w każdym zdaniu uniknąć wszystkich słów, które nadawały się do użycia. i tak lazurowe tęczówki, skrawki we włosach i władające zimno powaliły mnie na kolana. podziwiam was i współczuję zarazem.
· Pigmejka
·
Łooboruuu... Polaroid we fraku z krempliny - i kwiczę już od samego początku analizy! :D ...a potem było tylko lepiej: mistrzowski grzebień, lejce z welonu... a przy modelce biegnącej do oceanu popłakałam się i nie mogłam przestać. ;] Ryczałam, kwiczałam i jęczałam chyba przez 10 minut! :D Zaś uczucie, które się panoszy i na dodatek przybiera na wadze to strasznie niebezpieczna sprawa jest, powiem Wam, tu nie ma z czego żartować! ;P Uh... długo by jeszcze wymieniać, co w tej analizie doprowadziło mnie do radosnego rechotu. ;) Niezwykle miodny blogasek - a Wasza ekipa jak zawsze spisała się na medal! ^^