czwartek, 9 lutego 2012

161. Jedna wila drugiej wili raz uwiła gniazdko w willi, czyli Kim jest chłopak w okularach? (1/2)


Drodzy Czytelnicy! W dzisiejszym odcinku zapoznamy się bliżej z kolejną mroczną Ślizgonką, co to nic, tylko Avadą na lewo, na prawo. Pobawimy się również w klasyczne hogwarckie komórki do wynajęcia oraz podpatrzymy zabiegi dyrektora Hogwartu o przekręconym nazwisku, w celu uzyskania becikowego. Czyli to, co znacie i lubicie. Indżoj!
     
http://magic-and-charm.blog.onet.pl/    

Analizują: Kura, Sineira, Murazor, Szprota, Jasza i Purpurat.

Blog będzie opowiadał o pewnej czarownicy imieniem [i nazwiskiem] Emily Johns.

Bohaterowie:   
Emily Johns
Piękna blondynka o szarych oczach. (Rys. w notatce "Autor")
Aha! Utożsamiamy się?
Nieee, no co Ty?
Chcecie, to się utożsamiajcie, ja nie patrzę.
Ja mam problem techniczny z płcią.

Jest zawzięta i nieco samolubna. Lubi robic [pod siebie] na złość.
Umie dobrowadzać chłopaków do szleństwa. Uważana za Wile.
Jest w tym szleńczo dobra.
Obiło mi się o uszy, że ten i ów był “wielce uważany”, natomiast dotąd nie słyszałam, by ktoś był uważany zawile.

Poza tym na 16 lat i za 2 lata kończy Hogwart.
I wolno już jej schodzić na śniadanie.
Ale że pryszczata jest, to dopiero po porannych czynnościach w letkim makijażu.

Na początku nie była popularna.
Dopiero, gdy prasa napisała o jej wyczynie, wszyscy ją zauważyli.
To nie magia, to Fakt.
Albo “Obleśne Nowinki”.
Czy tylko mnie się wydaje, że popularny to może być kebab wśród studentów?
Oj, to taka kalka z amerykańskich seriali szkolnych: uczniowie dzielą się na popularnych, kujonów i łajzy.

Pozostali bohaterowie to:
Harry Potter
Ron Weasley
Hermiona Grenger
Kto?
No Grenger, ta z opek, wiesz.
Aaa, ta zaokrąglona?
Po wakacjach.

i reszta Grifindoru,
pozatym cały Slitherin
z nadaktywną literką „i”
(Malfoy, Pansy i inni)
i reszta domów.
Czyli opko budowlane.
Deweloperskie.
Obrazoburczo urbanistyczne wręcz.

Oraz cała zgraja nauczycieli.
Uu, taka kupa bohaterów... Nie zaczną się aby mylić?
Nie, ale za to się ładnie skomponują z tłumem mugoli, hordą Śmierciożerców, stadem centaurów, ławicą ryb, watahą wilków oraz tabunem kucyponków.
I tłumem manifestantów pod pałacem prezydenckim.
♫♪♪♫♫
A nauczycieli zgraja...
A nauczycieli zgraja
Robi uczniom ciągle na złość,
Bo ich bardzo pali zazdrość.

Rozdział 1.

     Wielka sala. Tłum dzieci gapiących się za ciebie [wbijali wzrok w ścianę] i ty na środku usadzona na krześle. Zaraz włożą ci na głowę tiarę. Zrobili to. I co teraz? Który z domów będzie twój?
Kojarzy mi się to z losowaniem malucha w PRL-u.
A mnie z egzekucją na krześle elektrycznym.

W oddali słychać wyzwiska na ciebie. Ale co ty zrobiłaś? Usiadłaś na krzesło?
Zaiste, niegodzien tyłek twój dotykać tego stołka!
Usiadła “na krzesło”, nie “na krześle”, z czego wynika, że wyzwiska mogły być uzasadnione.
No, tak się nie pracuje na szacun na dzielni.

Ktoś tam szapce
Wania, daj ty mnie etu szapku!

za tobą, a tiara milczy. Duma w dziwnym wyrazie twarzy [i uprzedzenie w fałdach postrzępionego ronda]. Nagle słyszysz:
-Slytherin.
I co teraz? Wszyscy patrzą się na ciebie. Oczami pełnymi mordu. Za co?
Też się zastanawiam. Chyba słonko trafiłaś do całkiem innego Hogwartu niż Harry, Malfoy i cała reszta ferajny. W tamtym Hogwarcie wszystkich nowo przydzielonych uczniów witano brawami.
Może nie chcieli mieć w swoich szeregach mutanta z oczyma na szypułkach? Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że boChaterka widzi wyraz twarzy (sic!) tiary, którą ma na głowie?
A cóż to za uprzedzenia, mowa wężów im pasuje, a oczy na szypułkach nagle nie.
Może mają zero tolerancji dla mięczaków w tym Slytherinie?

Przecież mogłam trafić do każdego z domów. Tiara miała trudny wybór. Wstajesz i idziesz przez wielki korytarz.
Szanowna aŁtoreczko, istnieje coś takiego jak akapit. Przydaje się, uwierz mi.
Ale tak jest bardziej trendi, dżezi, kaczi czy jak tam się teraz mówi.

Siadasz na odludziu, a wszyscy nadal wbijają w ciebie wzrok.
Na odludziu i wzrok ludziem.
Jak wbija się widelec, to to jest mord biesiadny. A co, kiedy wbija się wzrok?
Mord okulistyczny?

Myślisz sobie: źle się ubrałam? Mundurek mam na lewą stronę? Może rozmazałam się?
Jedenastolatka? Już nosi "letki makijaż"?
Eee tam, po prostu niewyraźnie dziś wygląda, rutinoscorbinu nie wzięła.

Nie. To na pewno twoje oczy.
"Oczy to zwierciadła duszy"
Oczy niektórych uczniów zdają się wrzeszczeć “where is my mind?!”
Problem zaczyna się, kiedy patrzysz w źrenice, a tam WTEM! potylica.

Twoje są szare. Nikt takich nie widział. Jesteś zadziwiająco piękna, a inni zazdroszą ci.
True Mary Sue. Z certyfikatem nieoryginalności.
Mówi się wprawdzie, że jakieś dziecko jest piękne, ale na litość, toż to jedenastolatka, stworzonko jeszcze nieopierzone. Proszę nie dewaluować przymiotników.  
Merysójka dewaluuje wszystko.

Ale jak tomożliwe? Zaczyna się uczta.
Hm, niektórzy twierdzą, że wystarczy do tego sześć silnych dziewek kuchennych.
W Hogwarcie trzymają tym celu ponad setkę skrzatów. Wygląda na to ze krzepka dziewka za siedemnastu skrzatów starczy. [Nuci w stronę Kury: “Raz - nadchodzi słońce...”]

Już przestali się na ciebie lampić. Ale nadl (Top Nadl) ktoś cię obserwuje. Blondyn podchodzi do ciebie i mówi na ucho:
-Witamy szlamo w Slytherinie.
A to ci ciepłe powitanie, już chyba bym wolała spleśniały chleb i sól kłodawską.

Na zawsze oddalasz się od wszystkich?
Z prędkością światła odlatujesz na drugi koniec Galaktyki?
Wziuuuum!

Nie na zawsze...
Bding! To napięta smycz przyciągnęła Cię z powrotem.
ŁUP! I buda poszła w trypi... tfu, w drzazgi.

Stajesz się niezauważalna. Nikt raczej cię nie obchodzi. Uważana za szlamę w Slytherinie nie obchodzisz nikogo.
Nawet żab do piórnika nie podrzucają, węże jedne!
Nie no, normalny apartheid. Ons vir jou, huis Slytherin!

Dostajesz własny pokój.
Teh drama.
Ejno, to wystarczy być zbuntowaną Mary Sue, żeby dostać oddzielny pokój tam, gdzie wszyscy inni mają wspólne sypialnie? Szkoda, że nie znałam tego patentu, jak mieszkałam z rodzicami i rodzeństwem...
A chciałaś własny bantustan?

Uczysz się na potęgę. Tak spędzasz kilka lat swojego życia. Marnego życia.
Cóż, Hermiona nie nazwałaby tak lat wypełnionych wytężoną nauką...   
A co na to lekarze? 
Filologia też pozdrawia.

Sobota. 5 rok nauki.
Dzień Świstaka.

Słońce zawitało w moim oknie.
Ktoś pamięta, że Ślizgoni mieszkali w lochach?

Otworzyłam
(moje) okno. Lekki wiatr (ale nie mój!) zaczął się bawić moimi włosami. Włączyłam jedną z piosenek Emily Osment na wierzy [siedzi Jerzy i nie wierzy...] podesłanej od ciotki i zaczęłam grzebać w szafie.
Ciotka podesłała jej zaklęcie, dzięki któremu jedna z wież Hogwartu stała się muzykalna, jak, nie przymierzając, Wieża Mariacka.



Zapowiadał się kolejny nudny dzień. 
Ubrałam się i zaczęłam siłować z grzebieniem i włorami.
To coś jeszcze gorszego, niż “włochy”?
Wory włosów? Włochate wory? Może chodzi o włosiennicę?
Radziłabym zainwestować w jakiś preparat przeciw wypadaniu włosów, po prostu.
Skoro się siłowała, to prędzej coś przeciw wszawicy.

Trzymając gumkę w ustach podeszłam do okna.
Gumka rozciągnęła się ponad miarę i plast ją w dziób!

Miałam z nigo światny widok na pole od Quidditch'a. 
Które było odwrotnością boiska do quidditcha.

Gapiłam się na nie, jakbym czegoś szukała. Ale czego?
Straconego czasu ofkoz. To przecież elementarne.

W końcu moje oczy ujrzały chłopaka, nie wiem kto to był, ale wiem, że przesiadywał tam zawsze gdy się budziłam.
Od pięciu lat???
Od pięciu lat gapiła się co rano na krzak berberysu, sądząc, że to nieśmiały zalotnik.
Widać zapuścił tam korzenie. Albo gniazduje. Normalna rzecz.
Na wiosnę widywano go z gałązkami w zębach. Potem wysiadywał jaja.

Z dołu dobiegały krzyki uczniów czekających w pokoju wspólnym na rozkaz Malfoya.
Hymmm Malfoy...
Hymn Malfoy? Hymen Malfoya?
Hmmm, zastanawiam się, gdzie go miał (biorąc pod uwagę te wszystkie slashe, zapewne już nigdzie).
A ja sądzę, że miał, dokładnie tam, i był to rodowy skarb Malfoyów.
By nie powiedzieć: klejnot!
Perła w koronie?
Nomen-omen macica perłowa.

Blondyn o zimnym wyrazie twarzy. Jego rodzice są śmierciożercami.  Nie lubiłam go od początku. To właśnie on wyznał mi, że jestem szlamą.
Malfoy “wyznał” to razem z innymi grzechami, kiedy bawili się w konfesjonał na bardzo zakrapianej impezie.
Jeden kolega ułożył się w budkę, a drugi przewiesił przez niego jako stuła? Ta dzisiejsza młodzież, za moich czasów to tylko słoneczka i tęcze.
Prędzej musiała go na koniec w stułę cmoknąć...
Fioletową?

Ale ja wcale nią nie jestem. Poprostu nie moge wyjawnić kim sa moji rodzice, bo by zaraz mnie wyżucili [przeżuwszy najpierw] z Hogwardu. Nie, że ojcem zaraz jest wielki Voldemord [nie???] [no właśnie nie...], ale jego podwładni. Nie chcę stać się taka jak oni.
No i...? Malfoya jakoś nie wyrzucili za grzechy rodziców, dlaczego mieliby ciebie?
Ech... Bo tak jest bardziej dramatycznie?

Uporawszy się z włosami zeszłam po cichu do PW.
Polibuda Warszawska?

Od razu poczułam na sobie wzrok Malfoya.
Pełzał mi po karku i lizał po uszach.

Przysięgłam sobie, że kiedyś za lampienie pożałuje i właśnie to był ten dzień. Dziś właśnie mój język nie wytrzymał w klatce za zębami.
A zęby te były jak stado owiec strzyżonych, gdy wychodzą z kąpieli. Ewentualnie boChaterka wyglądała TAK.
Eno, ktoś tu Iliadę czytał :) “Jakież to słowo wymknęło się z zagrody twoich zębów”?
Cholera, wiedziałam że mi gdzieś dzwoni, ale to jednak nie było w kościele;)
Nie przejmuj się, jak wrzucisz tę frazę w gugla, to wychodzą Ci stronki z opisami na gg ;)

Gniew opiewaj, bogini, merysójki straszny,
Co szkody przysporzył rozliczne Dracowi,
Wiele też dusz bohaterskich do piekieł wyprawił,
Zaś żarcie bezpańskie z posiłków uczniowskich
Sowom drapieżnym zostawił, by boża się wola spełniła;
Odkąd w złości zawziętej stanęły przed sobą
Gimnazjalne potęgi - Mery Sue i Malfoy.


Podeszłam do niego. Wszyscy patrzyli się na mnie.
-Malfoy poproś ładnie wszystkich, aby wyszli sobie.
-A co, Johns, jeśli nie?
Nerwy wzięły górę nad mięśniami. Zacisnęłam rękę w pięść i walnęłam go prosto w nos.
Noooo, to się popisała taką elokwencją, że Malfoyowi w pięty poszło. BoChaterka przebija wujka Staszka, mistrza ciętej.
Mistrzyni argumentum ad baculum.

Dumna z siebie wyszłam z sali. Zaczęłam się śmiać.
I z czego się śmiejesz? Z siebie się śmiejesz!
Moim zdaniem z sera. A raczej do sera.
A śmiech miała perlisty, jakby kto grochu do cebra wrzucił...

Przechodząc przez jedno z tajemnych przejść wyszłam z Hogwardu. Pobiegłam w stronę Pola treningowego, ale nikogo nie zobaczyłam. Wkurzona poszłam na śniadanie.
Ale że co, że w ryj dać nie mogła dać?

Od tej chwili postanowiłam być normalna, śmiać się do bólu, chorować i wykożystać to co odzieczyłam po matce.
Kolekcję alkoholi.
Tyle ciekawych rzeczy dzieje się w Skrzydle Szpitalnym, a mnie tam jeszcze nie było! To trzeba natychmiast zmienić!

Przynależność do Wili.
Uwe i Wili w jednej stali willi,
Uwe na wierchu, a Wili na dole.
(I proszę bez skojarzeń.)
I gdy w tej willi swe gniazdko uwili
Uwe uważnie tam kręcił... bajeczki.
A Wili w tej willi w wilię wilii wilii
Ucierał wanilii chudziutkie laseczki.


Kiedyś rzuciłam na siebie zaklęcie. Wile mogą być zwykłymi dziewczętami. Wystarczy zdjąć urok jaki na ciebie wpadł w czasie urodzenia.
Canon says NO!!!
Wizualizuje mi się urok na czterech łapkach, który błądzi po porodówce i wpada to na położną, to na stojak z kroplówką, to na ścianę. Biedny taki i sponiewierany, przywarł w końcu do czegoś, co było w miarę miękkie i ciepłe.

Wile są jak zwykłe dziewczyny, tylko mają w sobie to "coś". Nie piękność, nie sposób poruszania się, ale magię. Są jakby zaczarowane, że wszyscy zwracają na nie uwagę i wydają się wszystkim one piękne.
“Scarlett O'Hara nie była piękna, ale mężczyźni, zadurzeni w niej tak jak dwaj młodzi Tarletonowie, rzadko zdawali sobie z tego sprawę.” ;)
Ona rusałka, a O’Hara jej mać.
Krzyżówka usrałki z Królem Elfów.
A była to wila w stylu “świdermajer”.

Zdjełam zaklącie Porzucenia i weszłam do Wielkiej sali. Zgrabnym ruchem podeszłam do Malfoya (po czym subtelnym gestem usiadłam na dupie) i (zwinnym skokiem) spytałam się:
-Jak tam nos?-Nie odpowiadział nic.
Nie mógł, miał gardło pełne krwi i smarków.

Na przekór wszystkim usiadłam przy nim. Nawet ta jego Pansy mnie nie zatrzymała.
Pansy jako osobista ochroniarka Malfoya?
Świata poza nią nie widział, takie miała obszerne bary.
Jakby połączyć Pansy z Milicentą, to by coś takiego wyszło.
Pansy + Milicenta = milipantka?

Czyżby i na nią ta Willowość podziałała?
Phi! Niejedna na willę poleci.

Trudno. Nie miałam ochoty na śniadanie. (I dlatego nie zjadłam Pansy.) Poszłam do lochów. (Na lekcje eliksirów.) (żebyście sobie przypadkiem nie pomyśleli, że na małą orgietkę z pejczem i łańcuchami) Dziś jak zawsze przypadały nam lekcje z Gryfonami. Usiadłam na końcu i ponownie rzuciałam zaklęcie.
Ciał ciał bambina...

Dziwne tylko że te zaklęcie nie działa poprzez machnięcie różdżki tylko po wyjawieniu słów: Change me now.
Oł maj gad, ściśle tajne zaklęcie w Obcym Języku! Mhroooocznie...
Ja wiem, czy tak mhrocznie, angielszczyzna jest taka pospolita. Nie lepiej było w narzeczu ukraińsko-rumuńsko-wydaje-mi-się-że-tak-mówił-Dracula? (a efekt jest jak z najlepszych wokaliz Gogola Bordello)


Czemu akurat te słowa? Nie wiem, nauczyła mnie ich matka i powiedziała, że mi pomogą.
I do tej pory nie przyszło jej do głowy wypróbować ich, choćby z ciekawości?
BoChaterce opka? Hehe. He.

Do sali wszedł chłopak w okularach z 6 rokuoraz reszta jego paczki.
Reszta paczki miała okulary nieco nowsze.

Czemu akurat z szóstym rokiem miałam lekcje? Bo Snape  powiedział, że się marnuje w niższych klasach. Nie wiem czy dokładnie mu o to chodziło [być może miał na myśli “Idź do kuchni pomagać skrzatom, bo tylko do tego się nadajesz!”], ale wyglądał przekonująco. A może chciał mnie poprostu mieć na oku częściej?
Niewątpliwie był oszołomiony zajebistością merysójki.
Uczyć się od niej będzie.
Gdy nikt nie patrzył, już ćwiczył przed lustrem podpatrzone u niej łopotanie szatą.
Kamiennojedwabną.

Zaczęła się lekcja. Czułam, że ktoś mnie obserwuje. Spojrzałam na Malfoya, to nie był on.  Przejechałam wzrokiem po Ślizgonach i nikt po  dzisiejszym incydencie nie miał odwagi się na mnie spojrzeć.
“Wszędzie, gdzie się nie spojrzę,
Chcę sobie zrobić dobrze.”
(Elektryczne Gitary)

Więc zaczełam zerkać na Gryfonów. Owy (ÓW!!!) chłopak w okularach gapił się na mnie.
Piąty rok nauki, a boChaterka nie wie, kim jest chłopak w okularach. Takie rzeczy to tylko w opkach.
To ma podkreślić jej mroczną alienację, jak sądzę.
I pogardę dla plebsu.


Nie wytrzymałam. Napisałam na kartce: Brudna jestem czy co? I rzuciłam w niego. Widać było, że się uśmiecha.
A ponieważ miałam parę w rękach, wyglądał przy tym mniej więcej tak.
Zaś po tym wszystkim sama boChaterka zaczyna mi się wizualizować mniej więcej tak...

Jako jedyna z Ślizgonów nie miałam żadnych pretensji do Gryffindoru. A czemu mieć? Tacy sami jak i my.
Doceńmy egalitaryzm boCHaterki, nie dała się omamić ślizgońskiemu przekonaniu o wyższości nad całym światem.
Doceniam. Serio, fajny pomysł wprowadzenia osoby mieszanej krwi do Slytherinu i stojącej okoniem wobec ksenofobii Ślizgonów.

Z powrotem otrzymałam swą karteczkę. Jednak było na niej napisane: Chcę porozmawiać.
Uciekaj, dziewczyno! To psycholog!

Poczekam na ciebie przy polu od Quidditch'a.
Oni są na Eliksirach, prawda? Potter, właśnie zarobiłeś minus 10 dla Gryffindoru.

Kiwnęłam potwierdzajaco w stronę chłopaka. Co on odemnie chce? Napewno jak każdy Gryfon nienawidzi Slytherinu i ma mi ramia napluć w twarz.
Shit happens, rama rama.
Zaraz ci Gryfon plunie w twarz,
Ramiona uskrzydlaci!
Na nic wdzięk Willi, co go masz,
Wszak Potter i kamraci
Ruszą, gdy gryfa zabrzmi ryk,
Dopomóż Jeż jak byk!

No cóż mam nadzieję ze tego nie zrobi. Lekcja dobiegła końca. Wszyscy wyszli z sami. Zostali tylko ja i 3 Gryfonów.
-Ron, Hermi. Dołacze do was później. Musze coś załawić.- Powiedział chłopak. Czułam że może te spotkanie się dla mnie źle skończyć, ale żyje się raz.
… powiedziała boChaterka, wchodząc do klatki, w której czekał głodny lew.
Raczej wyposzczony Potter.

"Miłość prawdziwa zaczyna się wówczas, gdy niczego w zamian nie oczekujesz."
Antoine de Saint-Exupéry
Cytat z dupy wzięty jest dobry na każdą okazję.
Nie z dupy, tylko z Małego Księcia. To ważna pozycja u romantycznych Ałtoreczek.
*taktownie powstrzymuje się przed wyrażeniem opinii o Małym Księciu*
*przyłącza się do taktownego milczenia*

Może życie nigdy nie było zbyt proste. Zawsze coś mi nie pasowało albo coś źle wychodziło. Może tak jest u każdej nastolatki, ale nie u czarownicy. One sobie z wszystkim jakoś radzą…
Na przykład taka Jęcząca Marta, prawdziwa kobieta sukcesu. Albo Eloise Midgeon, wynalazczyni świetnego środka na pryszcze.

No przypuśćmy Mopsica, czyli znana nam wszystkim Pansy Parkinson. Czarne włosy… śliczne oczka, chłopak, zgrabna sylwetka, [a Mopsicą została nazwana, bo...?] [bo miała taki mały czarny nosek, oczywiście i charczała przy oddychaniu] przyjaciele… kogóż tu więcej brak? Rodziców? Ach rodzice… podobnie jak moi śmierciożercy, tylko jest taki mały szczegół ona ich ma, a ja swoich zabiłam.
Czujecie, jak boChaterka od niechcenia emanuje mHrockiem i aurą zUa?
Taak, z obojętną miną i skromnie spuszczonymi oczętami.
Ok, to jak to jest: mieli ją wywalić, bo rodzice nie do końca koszer, ale w końcu to ona ich wykończyła, czyli niby jest po tej ciut jaśniejszej stronie mocy. It’s official: nie ogarniam.

     Biegłam po schodach. Wprost na dół z listem w ręce. Usłyszałam krzyki:
-Ona pójdzie do tej szkoły, czy tego chcesz czy nie!- zaczął ojciec.
-Nie rozumiesz, że ona nie może!
Biedactwo...
Ale może chociaż chce...?

-Wiesz kim ona jest!
-Moja córka inaczej będzie żyła!- krzyknęła matka.
Nie będzie sobie zawracać głowy żadną nauką, zajmie się gotowaniem obiadów i rodzeniem dzieci, i zostanie żoną prawicowego publicysty.
Albo reportażysty Gazety Wyborczej, co lubi cosplaye w PRL.
Albo może się wynieść do Mea Szearim...

Weszłam do ciemnego pomieszczenia. Było ono nie sprzątnięte. Po ziemi walały się puszki po pisie i inne butelki po trunkach.
Jak likier PO, czy koniak PSL.
Po prostu było to wyjątkowo podłe piwo, zwane nieelegancko szczynami.

W rogach i na szafkach kurz. Totalny bałagan.
Degeneracja, abnegacja, patologia i zgnilizna moralna pełzająca pod stopami.
To już wiemy, czym sobie mamusia nagrabiła. Tatuś zapewne nie zostawił karty do Gringotta.

-Jej los jest przesądzony! Będzie tym kim ma być. – krzyknął ojciec. Weszłam na środek pokoju i krzyknęłam:
-Mam was dość wy cholerne gnidy! I wy uważacie się za mich rodziców?
Nie mich, jeno dzbanów, garncy i urn twarzowych! - sprostował ojciec z godnością i wrócił do ugniatania gliny.
Hihi, wyobraziłam sobie mamuśkę rodzącą takie małe miseczki :) “Przyj! Tylko ostrożnie, bo się potłuką!”
Ciekawe, jaką techniką wytrawiała w nich wzorki. Nie mówcie mi, że nie było wzorków, musiały być!
Rodzice początkowo stosowali ornamentykę rytą, żłobki dookolne oraz linie faliste, potem zapragnęli urozmaicenia i przerzucili się na różnobarwne polewy.
Zaraz będzie miała zad jak ceramika sznurkowa...

Ciągle tylko pijecie. Myślicie, że miło mi patrzeć na wasze zalane gęby!?- spytałam ze złością. W tamtej chwili ogarnęła mnie furia. Nikt nie ma prawa decydować o mnie.
Oczywiście, że nie, moja ty samodzielna i zarabiająca na swe utrzymanie jedenastolatko.
Będzie zarabiać zajebistościa.
Zajebistością będzie ociekać, ale czym by tu mogła zarobić? Najlepiej honorowo, w dodatku?

-Nienawidzę was!
Zawsze chciałam mieć rodzinę z prawdziwego zdarzenia i co? Gówno! Marzenia się nie spełniają!
Tzw. syndrom dziecięcia tkaczy.

Chwyciłam różdżkę i wycelowałam prosto w matkę:
-Za to że nigdy nie byłaś moją matką! Ciągle oszukiwałaś i wpajałaś, że magia nie istnieje! [eee... a zaklęcia na przemianę to kto ją nauczył?] Za to, że łaziłaś po domu i trułaś się!
A także notorycznie trułaś córce dupę, domagając się pomocy w sprzątaniu.

Próbowałaś tyle razy popełnić samobójstwo i co… nie udało się? Więc ci pomogę! Avada Kedavra! 
      Po chwili matka leżała na ziemi.
Matka tyle razy prosiła córeczkę o pomoc, no i się wreszcie doprosiła.
To i padła z wrażenia.

-Teraz ty! Za to, że nie przespałam tyle nocy bojąc się o was gnidy! I co jakie licho? Jakieś ostatnie życzenie?
-Wiedziałem, że jesteś taka sama jak ja…
-Nigdy nie byłam i nie będę. Avada Kedavra!
Taaaak, tak, nigdy nie będę zła, a udowodnię to zabijając rodziców, mwachachacha!
(Ponuro:) Przed przeznaczeniem nikt nie ucieknie. Ubiła rodziców, by oderwać się od garncarstwa, a tu w szkole zainteresował się nią Potter...

      W stronę ojca poleciało zielone światło. Padł trupem na ziemię. Spojrzałam na jego twarz. Nadal malował się na nim ten przenikliwy uśmiech. Podeszłam do niego i spojrzałam na rękę. Przecięłam różdżką jego mroczny znak na pół. Wstałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
Ona na pewno była wilą a nie drowką?

Rozłożyłam list i przeczytałam go po raz kolejny w tym dniu.
-Hogward.
Raczej Azkaban, oddział dla nieletnich.

      To miała być przygoda mojego życia. Hogward, miejsce nauki wszystkich wielkich czarodzieji.
… oraz ostatnie źródło nadzieJI,
tło dla historJI oraz biografJI
i miejsce mordów na ortografJI.
A to bUl!

Pierwsze przeżyte miłości, naiwne, szczęśliwe wspomnienia… Ja w to nigdy nie wierzyłam. Mój los już był dawno przesądzony. Albo śmierć albo śmierciożerca.
Żryj albo giń!
Nie działa w przypadku gęsi na pasztet.

Żałuje, że miałam takich rodziców.
      Pytanie: Jak się czuję po rzuceniu Avady? Tak wspaniale, że na 3 imię wezmę sobie Avada. Czujesz jakby złość ulatywała z ciebie wraz z czyimś życiem.

Na szczęście do tej pory jeszcze nikt mnie nie zwerbował do tej całej organizacji…
Spore niedopatrzenie, bo wygląda na to, że jesteś idealną kandydatką.

Spotkanie z Gryfonem. Gdzieś o nim czytałam…
No ba, przecież jaśnie panienka nie zniży się do zainteresowania jakimś tam byle Wybrańcem.

Tylko gdzie? Prorok? Może i tak. Tylko co ja czytałam? Nosz tak… pamiętam! „Harry Potter, czyli prawda o chłopcu który przeżył.” Kolejny wymysł gazety.
No, totalny wymysł, jakie “przeżył”, przecież widać, że to zombiak.
Zmyślił wszystko, krętacz jeden. Po oczach widać, że krętacz.
Kłamie jak jego ojciec!
I wtyka róże śpiącym pannom młodym. Tylko oczy, oczy ma po matce.

Tylko jedno mnie wciąż ciekawi. Czego on chce ode mnie? Bo do jasnej, ciasnej Anielki nie mogę się domyślić…
Zaprosi Cię na lody?
On jak ta Chinka, jak mu kupisz loda, to zrobi ci dżinsy.
Niepokoi mnie ciasna Anielka w tym kontekście.
ON?! Na litość borską, kto w kogo papierami rzucał?

Idę… Zielona trawka, ptaszki śpiewają… Wróć! Zielona? Jaka ona tam zielona? Ledwo co żółta…
Zaraźliwa aura Emo nawet trawę struła...
Ledwo co? Mamy rozumieć, że potem gwałtownie ściemnieje?
Wylegnie na nią stadko doktorów Manhattanów i z połączenia błękitu z żółcią uzyskamy zieleń.

-Mamo, a wiesz, że młode gałązki sosny nie kują tak bardzo jak starsze?
Bo starsze już się nauczyły kowalstwa, młode dopiero terminują.
A w Pacanowie kozy kują.

Och, te moje smutne życie.
Kują sosny na górszczycie
Kują tam i tu.
Ja mam szlamowate życie,
Bom jest Mery-Só!
Te uczucie...

Szlama w Slytherine… Ale ślicznie to brzmi…
Wypróbuj “Szedł Sasza szosą suchą”.
“I cóż, że ze Szwecji?”

Doszłam do boiska… Wejść czy nie wejść… Oto jest pytanie!
“Wejść tam, czy nie wejść? Trochę mi słabo... Nie jesteś babą, Ali Babo!
Idę! Lecz cóż to? Są w tej skale nie groty ale całe sale!”
(Ali Baba i 40 rozbójników.)

Weszłam patrząc się na własne buty. Ustałam jak słup przy ścianie [gdzie boisko ma ściany?] i wypatrywałam Pottera (pod gradem zajadłych strzał losu). Na boisku go nie było. Chyba zapomniał… Żeby to skleroza w tym wieku! Nagle poczułam jakieś coś zbliżające się ku mnie.
Było to słynne takie-coś-z-takim-czymś-bez-takiego-czegoś, zwane też dynksem lub wihajstrem.
A! To, czym Benny z Gangu Olsena potrafił otworzyć każdy zamek!

Patrząc się cały czas w dół (na buciki) (żebyśmy sobie nie pomyśleli, że na majteczki?). Nagły podmuch wiatru spowodował rozwianie moich bujnych włosów (niech Cię, Kuro, za te majteczki...). Przymknęłam lekko oczy. Nagle tak bez żadnego powodu wysunęłam pospiesznie rękę i czując coś w niej natychmiast ją zamknęłam.
- Fiu fiu! - zagwizdał z aprobatą przelatujący właśnie nad nią gołąb.

Przybliżyłam dłoń do mojej twarzy i spojrzałam na to co złapałam. To była jakaś złota kulka z skrzydełkami. Znicz? Nie możliwe. Ja? Głupiutka Ślizgonka? Złapałam Znicz?
Nie no, po prostu znicz cię wybrał i sam przyleciał, łasząc się i popiskując.
Z zaciśniętej dłoni rozległo się przenikliwe, ochrypłe “DAJ”.

Rozejrzałam się wokoło. Ponownie tego dnia ujrzałam Harry’ego. Leciał w moim kierunku na miotle. Stanął przede mną i powiedział zdziwiony:
-Jak ty to zrobiłaś?
-Ale co?- spytałam.
-Złapałaś znicz. Tak po prostu stałaś… no i go złapałaś!
Tak po prostu stałaś
no i go złapałaś.
Znicza kulistego,
pięknie złocistego.
Jakeś to zrobiła,
jaka w tobie siła,
żeś dzisiaj do zera
ograła Pottera?

-Tak jakoś.-Powiedziałam bez najmniejszej satysfakcji z tego co właśnie uczyniłam.
- Phi tam - dodałam obojętnie - czymże jest Znicz wobec marności świata tego?

-No trudno. Kiedyś sama mi powiesz…-I nastała taka niezręczna cisza… [Shrek mi się przypomniał ^^] [O’rly?] Zaczęłam iść poprzez zielone boisko. Czułam jak chłopak robi to samo.
Czuła, jak murawa ugina się pod jego ciężarem, a peleryna robi wiatr?
Wiatr, jak powszechnie wiadomo, jest wywoływany przez powiewające poły peleryn.

Wpatrywałam się w „zdobycz”, którą nadal miałam w ręce. Usiała gdzieś po środku boiska.
Zasiali górale znicza, znicza...

-Harry? Tak masz na imię, tak?
-Tak. A ty?
-Ja nie.

-Emily, Lilly, Ale mów do mnie Lil albo Em. (albo Krycha) Ok.? (ok-dot?) (Dot and the Kangaroo)
-Dobrze.-Powiedział chłopak z uśmiechem na ustach.
-A co ode mnie chciałeś?- Spytałam, przyglądając się jego bujnym włosom. Znów zapadła cisza. Rozumiałam go. Musiał sobie wszystko ułożyć w całość. Ja często tak robię.
Sylabizuje w myślach?
Ach, widzę ten grymas wysiłku szpecący twarzyczkę...

Oderwałam wzrok od „Wybrańca” i spojrzałam na boisko.
Ej, dopiero co ledwie wiedziała, skąd go zna, a tu już “Wybraniec”?
Ha, wygadała się i cały kamuflaż na nic.
A tak hipstersko ignorowała Pottera, zanim stało się popularne!
Ale przynajmniej “Wybraniec” w ironicznym cudzysłowie.

Zmierzyłam całe pole.
Sześć morgów samego żyta, a tam pod lasem jęczmiona posiejem!
Żyto na rżysku nie zżęte jeszcze, a już na dworze dżdżysto i mży,
Znicz w boChaterki dłoni drży lekko, zadrżyj więc z nim i ty.

Nagle poczułam wzrok chłopaka na mnie.
-Więc Dumberdor [o w mordę! Takiej wersji tego nazwiska jeszcze nie widziałam!!!] [mieszanka Dumbledore’a z Mordorem, ani chybi] [z małym dodatkiem bimbru] chciał, abyś przyszła do niego razem ze mną, bo musi Ci coś powiedzieć. I to ponoć o nas chodzi i ogóle.- Głupota.
Nie głupota, tylko wyrachowanie. Becikowe!!!
Spisek. Jak nie głupota, to spisek.

Najpierw zabiera mnie w tak fajne miejsce (szkolne boisko, przypomnijmy), a teraz mi z dyrektorem wyjeżdza.
A oczekiwała co najmniej orkiestry dętej i pieczonego prosiaka.

Typowy Gryfon. [Oni zawsze załatwiają wszystko drogą służbową] Nie dziwie się czemu Ślizgoni nie lubili Gryfindoru…
Z powodu braku wyczucia chwili
Ślizgoni bardzo ich nie lubili
Bo gdy się Ślizgon wślizgnąć próbował
to Gryfon czujnie protokołował
A kiedy Ślizgon chciał miziać czule
Gryfon poprawiał krawat, koszulę
I oficjalną tam wchodził drogą
Gdzie się Ślizgoni wślizgnąć nie mogą.

-Chcesz się przelecieć? –Spytał pokazując na miotłę.
Mujeju, Potter podrywa na “Błyskawicę”! Btw, czy czarodziejski odpowiednik blachary to będzie miotlara?
Może sławetna “stróżka”?

-No nie wiem. Nigdy jeszcze nie latałam. A zajęcia z latania wszystkie opuściłam…
Jakim cudem?
Miała zwolnienie z WF-u?

-Czas najwyższy spróbować! No chodź!- Powiedział podając mi rękę. Złapałam ją niepewnie. Z jego pomocą wsiadłam na miotłę tuż za nim. –Tylko nie krzycz i się nie bój.
I postaraj się nie wymiotować, a przynajmniej nie na moje plecy.
I tak wziął ją na swe sztywne drzewce...

-Łatwo ci mówić.-Przytuliłam się od tyłu do chłopaka, przyznając sama do siebie, że dziwnie to wyglądało. Ten wiatr we włosach. Uśmiech na twarzy. Przymknęłam oczy i szybowałam. Czułam się jak wolny ptak.
A nie jak Szybki Lopez?
No widzisz? A mogłaś poznać to uczucie dobre pięć lat wcześniej!

*Ptaszki czasem uciekają z klatki, bo ponownie do niej powrócić.*
Bo co???
Bo głupie teksty pisane Helveticą na artystycznych zdjęciach.

Chciałam czuć się już tak zawsze. Otworzyłam oczy i wpatrywałam się w chłopaka.
-Harry może już pójdziemy do dyrektora?
-Zaraz.- Powiedział robiąc tzw. Beczkę. Zaczęłam się śmiać.
Potter, nie popisuj się, merysójki nie zagniesz, nawet jeśli po raz pierwszy siedzi na miotle.
Tak się chłopak stara, a ta cholera nie chce odpaść.

Wylądowaliśmy. I znów to dziwne uczucie.
Żołądka wyrywającego się na wolność.

*Ptaszek wrócił do klatki.*
Przepraszam, ale co ptaszkowi przeszkadza latać częściej? Straciłby na mhrocznej aurze beznadzieJi?

     Powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę zamku.
-Dzięki.-Powiedziałam do chłopaka. Ten jednak mi nic nie odpowiedział. Weszliśmy do szkoły. Przemierzaliśmy różne korytarze. W końcu doszliśmy do gabinetu Albusa. Chłopak pewnie zapukał i wszedł do środka. Ja zaraz po nim.
Sztuka wpuszczania dziewcząt przodem zanika...

-O witaj Harry. Widzę, że przyprowadziłeś Emily. Teraz jesteśmy w komplecie.- Dopiero w tej chwili zauważyła inne dzieciaki ze szkoły. Było tam ich sześcioro. Rozpoznałam tylko Lunę i Malfoy’a. -Usiądźcie. – Rozbiegł się po sali głos dyrektora [szurając spółgłoskami]. Wszyscy usiedli na wolnych krzesłach. No tylko ja jak zwykle pechowiec zostałam bez krzesła.
Dyrektor robił im testy na bystrość?
Entliczek - Pentliczek, zajęty stoliczek,
A kto odpada, tego Avada!

-Hej.- Usłyszałam od strony Luny.-Chodź usiądź przymnie.- Powiedziała robiąc miejsce koło siebie. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niej.
-Dzięki.- powiedziałam i usiadłam na wyznaczonym miejscu.
-Jak wiecie w tym roku bal bożonarodzeniowy.-Zaczął pewnie Dyrektor.-Ale nie o to chodzi.
- O balu wspomniałem tylko dlatego, że w szanującym się opku musi być jakiś bal. Nie mamy w tej chwili czasu ani ochoty na takie pierdoły, zresztą bal jest za mało smutny i cierpiętniczy, ale mimo wszystko musiałem dopilnować, by tradycji stało się zadość.
Bal jak bal, ale za to mam mosiężne drzwi i zieloną kobyłę!

Chciałbym aby w tym roku osoby, które moim zdaniem bardziej lub w ogóle nie pasują do swoich domów zamieniły się domami. Czworo z was do wakacji zmieni swój dom.
Oo, stare dobre hogwarckie komórki do wynajęcia! Ależ dawno o tym nie czytałam! *zaciesza jak głupek*
Bez sensu. To zdaniem dyra Potter nie pasuje do Gryffindoru?
Tiara by się zdziwiła. Miecz Godryka także.

Jeżeli nie będzie wam coś pasowało lub nie zgadzacie się na ten projekt to możecie się wypisać z niego.
Zaprosiłem was, żeby przekazać moje najnowsze rozporządzenie, ale właściwie to z czystym sumieniem możecie mnie olać.

-Panie dyrektorze.- Rozbiegł się do pokoju głos Draco.- Ja nie chce brać w tym udziału, uważam że zostałem dobrze przydzielony i nie powinienem zmieniać domu.- Wredota jedna. Przecież to może być świetna zabawa.
Ooo, panna Zdechlak Zblazowany raczyła wyrazić zainteresowanie!
She did it for tha lulz.

-Więc kto nie chce być w tym projekcie niech wyjdzie z sali. –Wyszło z 5 osób. W pokoju zostałam ja, Potter i Luna.
No i problem, skoro dom miało zmienić czworo.

-Cieszę się, że chcecie zostać. Teraz tak…- pokazał na szklana kulę w której były jakieś karteczki.- Losujcie.
Eee tam, nuuuda, mógł chociaż zatrudnić do tego jakąś papugę albo ośmiornicę.


     Podeszłam jako pierwsza do kuli i wyciągnęłam karteczkę. Rozwinęłam ja i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Za kartce definitywnie pisało: „Slytherin”.
Że to Hogwart, to przyjmijmy, że po tej kartce rzeczywiście w tym momencie coś tajemniczego mogło pisać. Ale żeby “za”?

Widać, taki mój marny los. Spojrzałam przez ramię Harry’ego : „Gryffindor”. Widać ma takie samo szczęście jak i ja. No i przyszła kolej na Lunę: ”Slytherin” , współczuję dziewczynie.
-A teraz proszę podać mi karteczki. -Najpierw podeszła Lovegood i podała karteczkę.-O Slytherin. Chce panienka dołączyć do tego domu?
Wszyscy usłyszeli definitywne: Nie. I tak po prostu wyszła z pomieszczenia.
I cała zabawa na nic. Nie prościej było zapytać uczniów, do jakiego domu chcieliby się przenieść?

-Trudno. Harry i co tam masz? –Spytał się chłopca.
-Nic się nie zmieniło.-Powiedział uradowany.
-A u ciebie Em?- Patrzyłam zdziwiona na dyrektora. Nikt jeszcze mi tak nie mówił.
-U mnie też.-Pokazałam kartkę.
-Lilka??? Czy ty umiesz czytać?- Spytał się Potter.
-Umiem.-Odpowiedziałam patrząc się na kartkę. Że jak? Gryffindor? Przecież na własne oczy widziałam, że było tam napisane Slytherin. Spojrzałam się z oczami pełnymi zdziwienia na dyrektora. Ten tylko mrugnął do mnie.
Cziter, a fe, znowu gra na kodach!
Już wiadomo, dlaczego coś pisało za kartką.

Swoja drogą - oryginalność! W większości opek przenosiny następują w drugą stronę.

Uśmiechnęłam się do niego.
-Harry. Pożyczysz mi następnym razem okulary? Albo nauczysz czytać?
-Oj Lilka.-Powiedział Albus i uśmiechnął się szczerze.
Podsumowując: zaprosił ośmioro uczniów, czworo miało zmienić dom, dwie osoby wylosowały nowy, skorzystała jedna. W korporacji za takie wyniki już by go zwolnili

I znów uśmiech na mojej twarzy. Proszę Boże niech tak zostanie.
- Nie ma sprawy! - powiedział Bóg. - Widziałaś, jak mi się ładnie z Jokerem udało?
Ale to później, bo jestem zajęty. Na razie weź maskę.
Będzie protestować przeciw ACTA?

"Gdzie kończy się szczerość, tam się na pewno zaczyna samotność."
Władysław Grzeszczyk — Parada paradoksów
Ejno, serio? Na pewno nie odwrotnie?
Gdzie się kończy masło, tam się zaczyna maselniczka. Albo coś w tym stylu.
To o maśle, to chyba z Coelho...

*&*&*&*&*&*&*&*&*

      Troszkę powiało nudą. Albo i bardzo. Jak tak to przepraszam. A i jeszcze chciałam za coś przeprosić. Notki będą się już cześciej pojawiały. Więc mnie nie bijcie… ;)[!]
Dedekacja dla Frozenki[!]
Cieszmy się, że nie defekacja.
Ja swego czasu zastosowałem “deedeekację”.
Troszkę... Mistrzyni eufemizmu...

Teraz tylko trzeba znaleźć mi czytelników. Pomoże ktoś?
Z miłą chęcią :)
“Pomożecie? Pomożemy!” Ech, stare czasy...
A Słodowy na to “zrób to sam!”

PS. Przepraszam za ewentualne błędy.
Się nie przeprasza, poprawia się!
Brzydko mówiąc, mam w odwłoku te aŁtoreczkowe przeprosiny.
E, wiesz, to i tak lepsze niż: “To moje opko i mogę sobie pisać jak chcę!”.

Hogwart- siedziba wielu słynnychczarodzieji. Wielki zamek gdzieś w Szkocji. Dzieli się on na cztery domu: Gryfindor,Hafelpaff, Ravenclown, Slytherin.
Ravenclown. To tam, gdzie noszą takie śmieszne peruki i czerwone nosy.
Coś w tym stylu.
Hafelpaff... Eeee... *bardzo słabym głosem* To tam, gdzie plują haferflokami?

Ja akurat musiałam trafić do Slytherinu. Tak zdecydowała tiara, nie ja. Czemu akurat tam? Nie jestem przecież aż taka zła.
Idąc na zaklęcia
Cały ranek szlocham
Bo mnie nikt nie lubi
Bo mnie nikt nie kocha

Emily jest mała ptaszyna
Emily istotka niewielka
Dlaczego nie kochasz Emily?
- Bo nikt nie popiera wróbelka.

Co prawda rzuciłam kilka zaklęć niewybaczalnych (i nie chodzi tu o samych rodziców), ale to chyba nie jest aż tak bardzo złe? Każdemu chyba należy się szansa! Czemu akurat nie mnie?
Gniewaaaacie się? To przecież była tylko mała, niewinna Avada! W takim ślicznym, zielonym kolorze! Jak możecie mnie odrzucać za tak drobną rzecz? Idę się pociąć Żelkami Wszystkich Smaków!
Tyle hałasu o parę trupów? - zdziwiła się boChaterka, a liczni bogowie pokiwali ze zrozumieniem głowami, wspominając rozmaite klęski żywiołowe, które swego czasu z upodobaniem zsyłali na rodzaj ludzki.


Szłam przez puste ścieżki Londynu.
Londyn – taki spory las nad Tamizą. Angole, nie wiedzieć czemu, upierają się tam mieszkać i nazywać go stolicą.
Przecież wiesz, że nie ma takiego miasta jak Londyn. Jest Lądek, Lądek Zdrój.
Niniejszym dołączamy puste ścieżki Londynu do atlasu waazonowej geografii obok słonecznych plaż Madrytu oraz łąk Magdeburgu.
Nie zapominajmy o Karaibach w pobliżu Japonii oraz Central Parku w każdym uniwersum.

Kolejne samotnie spędzone wakacje. Przechadzka przez zielony park. Okropność i wypoczynek.
Czyli wakacje miłośnika horrorów.
A było nie zabijać rodziców, może by chociaż nad morze zabrali.

Dzieci plączące się wokół nóg. Wrzaski rodziców, typu: „Uważaj!” albo „Coś ty zrobił?!”. Jakby wszyscy wiedzieli, że mogę ich zabić jednym machnięciem ich tzw. „patyka” nie było bym im tak do śmiechu.
Idziesz ulicą
Uśmiechasz się
Skonstruowałeś bombę
Skondensowaną śmierć
Znasz datę i godzinę
Gdy świat się zacznie bać
Policja wszystkich krajów
Rysopis twój chce znać

Zamki na piasku
Gdy pełno w szkle
Poranna witaj zmiano
To życie twe (Lady Pank)

Szłam przez ten rozbawiony tłum. W oddali słychać ciche łkanie. Zbyt ciche by zwykły mugol mógł je usłyszeć. Każdy czarodziej rodzi się z jakąś zdolnością która z czasem im  zanika. U jednych jest to zdolność do przekonywania, a u innych to sam dar uśmiechu.
A u aŁtoreczek jest to zdolność pitolenia bez sensu.
Niektórym, na szczęście, zanika. Zbyt niewielu.

Ja miałam najdziwniejszy i najbardziej nie spotykany, czyli słyszenie „płaczu”najbardziej nieszczęśliwych ludzi.
Ale tych naprawdę nieszczęśliwych, czy tylko tych, którym się wydaje, że są nieszczęśliwi?
A jaką miarę można znaleźć dla stopnia nieszczęśliwości?

Podeszłam do niej i zadałam chyba najprościejsze pytanie na świecie: 
-Co się stało?
Stopniowanie Przymiotników załkało rozpaczliwie, ale aŁtoreczka go nie słyszała, bo uszy jej głuche były na skargi Gramatyki i jej potomstwa.
Może to i dobrze, gdyż zaraz zobaczymy, w jaki sposób nasza boCHaterka pomaga nieszczęśliwym.

Dziewczyna ta miała koło 17 lat. Widać była bardzo nieszczęśliwa.
Bo już nie mogła legalnie schodzić na śniadanie.

Miała czerwone i spuchnięte oczy, zapewne od płaczu. Jej włosy miały barwę słońca, a oczy barwy morza. Była bardzo śliczna. Nie wydawała się typową blondyneczką, tylko mądrą nastolatką po przejściach.
Ekhm, rozumiem, że jasny kolor włosów wyklucza zarówno mądrość, jak i przejścia?
Oraz bycie wampirem.

Zrobiło mi się jej żal. 
-A co Cię to!- krzyknęła. Dopiero teraz zauważyłam jej zakrwawione ręce. Dziewczyna miała pełno nie zagojonych ran. To było wiadome:Ona się cięła. Tylko jedna rzecz mnie nurtowała po co się ciąć.
A zwłaszcza - po co się ciąć nieskutecznie.
Jakie to niekanoniczne. Ciąć się powinny emo-brunetki.

-Powiedz co się stało. Mogę skrócić twoje cierpienia.-Powiedziałam wyjmując różdżkę. 
Tylko zamknij oczy, otwórz buzię...

-A zabijesz mnie? Trudno odmówić zrozpaczonej dziewczynie. 
-Jeśli tylko chcesz.
Przypowieść o talentach - robisz to źle.



Ale najpierw powiedz co się stało.-Popatrzyła na mnie swoimi załzawionymi oczami i wyłkała: 
-Miesiąc temu zginęła cała moja rodzina. Teraz moja jedyna nadzieja i miłość mnie opuściła. Wszystko się wali! [A ja nie mam już jak!] Rozumiesz wszystko!-Dziewczyna zaczęła aż krzyczeć. Było mi na nią smutno patrzeć, ale zrobiła mi się jej żal. - Zabij mnie! Proszę! –Krzyknęła i rzuciła się do moich nóg. 
Po czym zerwała się jak oparzona i prychnęła: -Ja rozumiem, że tobie też życie się wali, ale to nie usprawiedliwia różowych sznurówek do zielonych conversów!

-Nie sądzisz, że możesz sobie jeszcze ułożyć życie?-Spytałam z iskierką nadziei. 
-Nie!- Spuściłam głowę i wycelowałam w nią różdżką. 
-Przepraszam.-Wyszeptałam i wypowiedziałam zaklęcie śmierci.Dziewczyna powalona zielonym strumieniem światła, umarła. Wtedy przestałam zabijać.
No coś ty, zrezygnowałaś ze szczytnej misji niesienia ulgi cierpiącym? Jak mogłaś!
Zmniejsza ilość cierpienia na świecie. Nieistotne, jakimi metodami, liczy się efekt.
Strach pomyśleć, co by było, gdyby licho ją zaniosło na oddział odratowanych samobójców.

To była ta przyczyna wysłania mnie do domu Salazara? Raczej nie.
Faktycznie, raczej nie, w końcu (wbrew przekonaniom aŁtoreczek) Slytherin nie służył li i jedynie do hodowli morderców i popleczników Czarnego Pana.

Tiara może chciała mi zrobić na złość.
Tak, bo jesteś tak cholernie ważna i wyjątkowa, że cały świat zmówił się przeciwko tobie. Zieww!

Ale dzięki Albusowi mogę się wyrwać, stać się lepsza.

Szłam ruchomymi schodami do wierzy [ghrrr!] Gryfonów. Co chwilę potykałam się o własne nogi (oraz podstępnie podrzucone orty) z czego chłopak zaczynał się śmiać.
Zamiast jej pomóc, wot, dżentelmen.
Wiesz, do potykania się na ruchomych schodach naprawdę trzeba talentu.

-Harry, a moje rzeczy?- Spytałam. 
-Na pewno są już w twoim pokoju, tylko się tak dziwie bo u dziewczyn w pokoju jest komplet, ciekawe gdzie będziesz miała pokój.
-Zawsze miałam sama to i może teraz będę tak miała?
Coś mi mówi, że nie.

-Może. -Stanęliśmy przed wejściem do Wierzy Lwów.-„Odwaga”.- Wypowiedział hasło do drzwi. To dość bardzo dziwne, bo my mamy w tym roku „Spryt”.
Przynajmniej nie jest to “admin1”.
Ravenclaw zapewne ma “Nauka”, a Hufflepuff, hm... “Lojalność”?

Następnym razem poproszę dyrektora o jakieś mądre słowa do haseł.
No ba, bez twojej pomocy sobie nie poradzi.
Cytrynowe dropsy!
Dla Slytherinu proponuję “Mhrock”. Koniecznie z gardłowo wymawianym, dźwięcznym “h”.

Weszliśmy, drzwi za nami zamknęły się. Momentalnie wszyscy wlepili we mnie i w Pottera oczy. Nagle do nas podbiegł jakiś rudzielec. Bardzo dobrze pamiętałam go z eliksirów. 
-Harry! Co ja mówiłem żadnych dziewczyn nie sprowadza się do PW!- Wszyscy rykli śmiechem. Ja też nie mogłam się powstrzymać.
Ha.
Ha.
Ha.
Aż mnie przepona zabolała.
A mnie w boku kujło.

-I w dodatku ze Slytherinu!- Powiedziała przybyła dziewczyna. Szczerze wyglądała jakby ją piorun strzelił. No, ale cóż, urody się nie wygrywa.
- Trzeba się z tym urodzić - dodała skromnie boChaterka, wydęła usteczka i zdmuchnęła kosmyk włosów z czółka, trzepocząc rzęsami od niechcenia.

-Ale to nowa gryfonka. –Próbował się bronić chłopak. Wszyscy już zajęli się swoimi sprawami. Chyba się to już kiedyś zdarzyło, bo nie było widać przejęcia ze strony Lwów.
No pewnie, to się dzieje w co drugim opku, już zdążyli przywyknąć.

Ustałam (To już drugi raz, kiedy aŁtoreczka używa “ustałam” zamiast “stanęłam”. Jakiś regionalizm?) bardziej przed Potterem i przywitałam się: 
-Hej,jestem Emily Lilly Johns. Miło was poznać. –Powiedziałam wesoła. 
-Hermiona, to Ron.- Widać ta nie miała entuzjazmu.
Może z entuzjazmem jak z urodą, nie da się wygrać, trzeba się z tym urodzić.

-Ej to ty dziś żartowałaś sobie z Malfoy'a? Pamiętasz wtedy co się w Wilę zamieniłaś.
-Pamiętam. Już ten tleniony tatusia synek nie będzie mnie wnerwiał. –Powiedziałam posyłając rudemu szczery uśmiech. –Pokaże mi w końcu ktoś ten mój nowy pokój? 
Co to za obsługa w tym lokalu w ogóle!

-Nie licz na mnie. –Powiedziała „strzelona piorunem” i wyszła z pokoju. 
Hmm, znowu dość oryginalnie. Ron kreowany na równego kolesia (choć wychodzi burak, ale cóż), określenia “strzelona piorunem” na Hermionę też dotąd nie widziałem. (I po tym krótkim przerywniku mogę spokojnie wrócić do pastwienia się...)
Nie widziałeś nigdy fryzury typu “strzelił piorun w rabarbar”?

-A tą co ugryzło? 
Opkoza. To atakuje znienacka i daje bolesne efekty uboczne.

-Napięcie przed miesiączkowe, nie przejmuj się.-Powiedział Ron z uśmiechem cały czas patrząc się na mnie.
Wiesz, to tylko dziewczyna, nie może być wściekła bez szalejących hormonów, co nie?

Przysunęłam się do jego ucha i wyszeptałam: 
-Nie patrz się tak na mnie, bo krzywdę ci zrobię. 
Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam. On zrobił to samo.Wydaje się być miły.
I dlatego na wszelki wypadek postarałam się go zrazić już na wstępie.
Ach nie, przecież to takie urocze zaloty.
W sumie jak najbardziej na poziomie jego uwag o PMS-ie koleżanki.


Poparzyłam się na chłopaka w okularach, a ten zrobił dwa kroki do tyłu i powiedział coś na ucho Ronowi. Ten jak zaczarowany pokiwał,poszedł i usiadł w fotelu. Następnie zaczął partyjkę szachów z jakimś chłopakiem.
Po reakcji można by przypuszczać, że Potter, niczym Bill Compton, określił jasno, kto tu rządzi. Stop! Emily is mine!

Potter poszedł przodem. Wszedł po krętych schodach na górę.Znajdowały się tam trzy wejścia. 
Zgadnijmy, po co trzy... Wspólne dormtorium dla uczestników projektu?

-Tu są dormitoria dziewczyn, a więc pewnie i twoje. Jak coś jestem naprzeciwko.- Powiedział i wepchnął mnie do środka pokoju dziewczyn.
Po czym zatrzasnął za nią drzwi, oparł się o nie plecami, otarł pot z czoła i wreszcie odetchnął.

Wszystko było wspaniale, nie było tam żadnej dziewczyny, a pokój był bardzo podobny do mojego wcześniejszego tylko w innych kolorach.
...które bardziej podkreślały moją nietuzinkową urodę.

Gorsze okazało się to, że wszystkie łóżka zajęte, a moich rzeczy nie ma. Usiadłam na środku pokoju i rozejrzałam się dokładnie po pokoju. Było tam z 10 łóżek, przeważały złotoczerwone kolory i było bardzo miło. Wstałam i odwróciłam się do drzwi.
W skrócie to wyglądało tak, jakby zrobiła przysiad z półobrotem. Prawie czekam, aż skopie drzwi tak, że nie będą wiedziały, czy są obrotowe.
Chuck Norris brał u niej korepetycje. Pani Norris też.

Powolnym krokiem udałam się w ich stronę. Nagle drzwi się otworzyły a w nich stanął chyba zdziwiony Bliznowaty.
Wrong. Chłopcy nie mieli wstępu do dormitoriów dziewczyn. Pamiętamy? Ze schodów robiła się zjeżdżalnia i wziuuuu! natrętów na sam dół!

-Wiesz co…Nie! Ty musisz to zobaczyć.-Powiedział, a raczej krzyknął Potter i podbiegł do mnie. Złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą do    swojego dormitorium.
Dobra dobra, coś mi mówi, że nie chce jej pokazać ulubionego odcinka Futuramy.
No co Ty, przecież kolekcję motyli albo znaczków.
Motyli w brzuchu i znaczków szczególnych.

-O co chodzi?- Spytałam bardzo zdziwiona. Zaraz potem zostałam popchnięta na jakieś łóżko. Myśleć można wtedy wszystko.
Wszystkiego lepiej nie, ja bym radziła skoncentrować się na “którędy spieprzać” i “którędy do słabizny napastnika”.
Ale może akurat jej się to podoba?

Ja byłam jedynie wściekła za siniak na ramieniu i za to „zaciągnięcie do łóżka”. –Może trochę delikatniej co?!- Wrzasnęłam na chłopaka, który podał mi jakąś kartkę.
Zwykłą mugolską kartkę? Niekanoniczne...

-„Z powodu braku pokoi [i marnych dostaw gramatyki] przydzieliłem Cię na razie do dormitorium chłopców. Mam nadzieję, że nie jesteś zła [gdybyś była, nie wahaj się wpaść do mojego gabinetu i spuścić mi solidnego lania]. Wszystkie twoje rzeczy znajdują się pod łóżkiem w kufrze.  Chciałem tylko zaznaczyć, że jedyna rzecz, a mianowicie twój pamiętnik został w pokoju. Sama wiesz dlaczego. Pozdrowienia i udanego weekendu.  Albus Dumberdore.”
Panie dyrektorze, ja rozumiem, że kryzys, że każdy grosz się przyda, ale tak nachalnie starać się o becikowe? No nie wypada po prostu.
No to po kiego były te trzecie drzwi?

- Przeczytałam list robiąc co chwilę wielkie oczy ze zdziwienia. No mam nadzieję, że chłopcy co tu mieszkają nie są zboczeni.
W sensie, że...? Uznają tylko seks heterycki, w pozycji misjonarskiej?
Możliwe, wszak dzięki temu nie będą zajmować się sobą, tylko nią.
A nie, nie. Młodsze nastolatki używają określenia “zboczony”, kiedy mają na myśli jednostkę przejawiającą jakiekolwiek oznaki popędu płciowego. W praktyce wygląda to tak, że kiedy chłopiec mówi “masz ładne oczy”, dziewczynka z oburzeniem piszczy “jesteś zboczony!”
Albo na odwrót.

No nic, trudno. Raz się żyje. Przecież niedługo dostanę własny pokój. A na razie się tu przemęczę. Odwróciłam się w stronę Harry'ego i uśmiechnęłam się. 
-Cię to bawi?- Spytał.
- Mię? Ależ skąd!

 -A ciebie nie?-Powiedziałam i wyminęłam go otrzepałam swój mundurek z kurzu [cholerne skrzaty czasem zaniedbywały swoje obowiązki] i spojrzałam na znaczek domu. Gryfindor? Przecież… A z resztą, wiem magia. Szłam do swojego dormitorium przez dość tajemne przejście. PW Slytherinu nie różni się prawie niczym od PW Gryfonów. No może jedynie kolorem.
Wkładem. Tak samo jak trumna od długopisu.
I widokami.

Czy ten Hogwart ma trochę więcej tajemnych przejść? Mnie już nogi boją od chodzenia w górę i w dół. Mam więc nowe postanowienie: nauczyć się teleportacji.
Nie narzekaj, moja droga, nic tak dobrze nie robi na pośladki i uda, że o łydkach nie wspomnę.
Znalazłabym parę innych rzeczy, ale na pozyskanie pupy łyżwiarki chodzenie po schodach zdecydowanie poleca się.
A ja żem myślał, że łyżwiarki najlepiej podrywać w okolicach lodowisk...
Lepiej nie, na tym się można przejechać. A w ogóle podrywanie łyżwiarek to śliski temat.

Z osobnego pokoju w muzykalnej wieży Gryffindoru pozdrawia ekipa Analizatorów bawiąca się w gorące krzesła,
a Maskotek czeka tylko, kogo tu zavadzić.

11 komentarzy:

Niofomune pisze...

Hm, ja wiem, że pani Rowling ma problemy z matematyką, ale żaby tek z trzech dziewczyn na roku Harrego zrobić dziesięć? Poza tym w szóstej klasie eliksirów uczył Slughorn, a Snape był od OPCM. A nawet zakładając, że w wersji ałtoreczkowiej nowy nauczyciel jest od OPCM, a nie od eliksirów, to Potter w życiu nie dorobiłby się W z sumów z eliksirów, a przecież poniżej W Snape nie dopuszczał do klasy owutemowej.
Generalnie bym się nawet nie doszukiwała logiki w opku, ale tutaj widać, że ałtorka jednak nie jedzie aż tak bardzo po wtórkanonie i jednak trochę oryginalności jest. Gdyby tylko boChaterka nie miotała avadą na prawo i lewo mogłoby być nie-tak-źle. No i gdyby ałtorka nie usiłowała usilnie spiknąć Emily i Harrego.
Ale doceńmy, że Dumbel nie jest Wrogiem Numer Jeden (przynajmniej na razie). Generalnie rokuje ałtorce jakąś przyszłość. Nie jest jeszcze stracona.

Pest pisze...

Nie, no ja na prawdę nie wiem. Nie wiem, jak Wy to wytrzymujecie. Nie wspominając o internecie. Chce mi się krzyknąć "ACTA srakta- blogaski, kurrr...de!"
Chociaż, jak pomyśleć... Nie mielibyście co analizować.

Przy "Dumberdorze" autentycznie popłakałam się ze śmiechu ;D
Mniejszy lub większy facepalm dominował po całości.

A z tymi ptaszkami uciekającymi z klatki, to już nie wiem co powiedzieć. Poza tym-, wiadomo: "Jakiś tam chłopak" wyciąga mnie na opuszczone o tej porze boisko, proponuje "przelecenie się" (na miotle jak na miotle, ale dwuznaczności nie da się oprzeć), a ja z pełnym zaufaniem wsiadam i lecę, bredząc o ptaszkach.
Czysta logika. Czysta jak łza, samotna łza spływająca po policzku.

Anonimowy pisze...

Dumberdor brzmi trochę jak próba połączenia słów "Dumbledore" i "Rumbleroar". Dwóch epickich dyrektorów w jednym:)

Anonimowy pisze...

Dr Tom i Lady Pank zwaliły mnie z łapek!
Chomik

Anonimowy pisze...

"Miałam z nigo świAtny widok na pole od Quidditch'a."

Mówi jak Sesemi Weichbrodt z mojego przekładu "Buddenbrooków" - "Bądź szczaśliwa, drogie dziecko".

Ewa

Anonimowy pisze...

Haha, kocham jakiegoś anonima za komentarz z Rumbleroarem! :D

Judasz

Dzidka pisze...

Kiedy to ja ostatni raz mówiłam, że kocham Sine? *wyje*

"Patrząc się cały czas w dół (na buciki) (żebyśmy sobie nie pomyśleli, że na majteczki?). Nagły podmuch wiatru spowodował rozwianie moich bujnych włosów (niech Cię, Kuro, za te majteczki...). "

Falco pisze...

Jakby się AŁtorka postarała, to mogłaby z niej nawet być autorka ;) Mam nadzieję, że weźmie sobie rady do serca i sie poprawi.

"Ustałam"... Aż przeszkodziłam koleżance-filolożce w czytaniu de Sada, żeby zapytać, ale ona też nie słyszała o takim regionalizmie. Sugeruje, że bohaterka ustała w sensie przestała iść. Ciekawe.

"-Nie sądzisz, że możesz sobie jeszcze ułożyć życie?-Spytałam z iskierką nadziei.
-Nie!- Spuściłam głowę i wycelowałam w nią różdżką.
-Przepraszam.-Wyszeptałam i wypowiedziałam zaklęcie śmierci.Dziewczyna powalona zielonym strumieniem światła, umarła. Wtedy przestałam zabijać.
No coś ty, zrezygnowałaś ze szczytnej misji niesienia ulgi cierpiącym? Jak mogłaś!
Zmniejsza ilość cierpienia na świecie. Nieistotne, jakimi metodami, liczy się efekt.
Strach pomyśleć, co by było, gdyby licho ją zaniosło na oddział odratowanych samobójców."
Bo to jest filozofka-utylitarystka, lubi Benthama i Singera, i uważa, że jak skróciła cierpienie komuś, a sprawiła przyjemność sobie, to w sumie wychodzi na plus (nie ma jak zabieranie się za analizę po egzaminie z filozofii) :D

Hasło: mootle- Gryfoni prowadzą motel.

Pigmejka pisze...

Śliczna analiza.

Rodzice dzbanów, garncy i urn twarzowych, dr Tom, majteczki - nie sposób wymienić wszystkiego, co mnie zakwikło. :D

A hasło mam "dings" - czyli wihajster lub słynne takie-coś-z-takim-czymś-bez-takiego-czegoś. :}

Anonimowy pisze...

Mam szare oczy... Jakoś w liceum przy rozpoczęciu roku nikt się na mnie dziwnie nie patrzył. Cóż, widać nie zasługuję na certyfikat Mary Sue:(

Anonimowy pisze...

Hahahaha... Teksty o zabawie w konfesjonał mnie rozwaliły. Chcę więcej.