czwartek, 6 października 2011

144. Jelitka na krzakach, czyli bój się boru szumiącego!


Leci wąpierz przez ugory
mocno blady, widać chory.
Wciąż przykuca gdzieś za krzaczkiem,
ma leukemię oraz sraczkę.

Bo wychłeptał nocą starca
co w agonii trwał od marca.
Teraz w kiszkach mu wybuchło
bo to było stare truchło.

Starczej werwy wyraz niski
Tak rozrywać komuś kiszki,
A i nie uczyni zadość
Pogrobowa solidarność.

Takie życie jest wąpierzy,
Kiedy gospodarka leży.
Lepiej starca wlec do wieży,
Niż zabierać się do jeży.

Jeż przekąską jest ostrawą,
Nie jest ci z wyboru strawą;
Ale można też na zapas
Z jeża zrobić ostre tapas.

Taki podły los wąpierza -
w deficycie jest krew świeża.
Trzeba wyssać to co dają,
kiedy kiszki marsza grają.

    (by Herbaciarnia pod Roztoczem)





Dziś znów, Szanowni Czytelnicy będziemy Was straszyć. Czy ściślej - nie tyle my, ile tffory, które Wam zaprezentujemy. Mamy październik, dni spowite są w mgły, noce są coraz dłuższe, transfer w necie spada przez studentów, mrok na ulicach, a w mieszkaniach spaczone podłogi same z siebie cicho skrzypią po nocach, więc i czas po temu, aby trochę się pobać. Jeżeli to lubicie, dzięki temu odcinkowi znowu macie wybór: Smerfy albo NAKWa.
Niestety, tak jak poprzednio, straszyć Was będzie głównie zamordowana gramatyka, ortografia, interpunkcja i logika. Sens tych opek głucho wyje przykuty w lochu łańcuchem. A najbardziej przerażające jest i tak to, że ktoś to napisał i opublikował...


http://strachy-na-lachy.blog.onet.pl

Analizują: Purpurat, Jasza, Mikan, Szprota i Sineira.


,,Przeklęta legenda"

Po miasteczku GrottesWill [Wilhelm Jaskiniowiec?] chodziła legenda [zaszła to tu, to tam, zaprzyjaźniła się z mieszkańcami], że w otaczającym to mieście lesie mieszkają duchy i raz w roku porywają 3 dzieci a ich ciała rozszarpują w ten sposób, że niewielka część lasu jest niemal, że czarowna od ich krwi.
Wielce czarowny to jest widok
Festony flaków na gałązkach
I krwi kropelki niczym rosa
Na rzęsach ducha, który kąsa.
Więc przyjdź człowiecze gdy lubisz
firany flaków na drzewach!
Drogi z pewnością nie zgubisz,
rząd nerek na sosnach powiewa.
Widok to wielce czarowny,
Oczęta już drogę wskazują
Wiszą, jak słodkie balony
Gdy dzieci sobie balują.

Był 1 warunek tego, że duchy nie powrócą: żaden z mieszkańców nie może słuchać muzyki.
Wolałabym duchy, szczerze.
Niestety, duchy nie odróżniały odgłosów pracującej młockarni od death metalu, szczekające psy myliły im się z hip-hopem, a wycie wiatru w kominie brały za dark ambient.
To były duchy wrednych sąsiadów.
Zastanawiam się, czy niektóre utwory awangardy są jeszcze muzyką, czy już tylko dowcipem na pianino i szczękę aligatora.
Muzyka na fortepian preparowany bywa ok.

Tak więc przez lata a potem dziesiątki lat miasto stało się ponurą okolicą [bo nie było dyskotek? trzeba to było zgłosić jako oazę ciszy i tym zanęcać turystów] do której nikt nie przyjeżdżał a ludzie tam mieszkający nie opuszczali miasta za strachu.
Nie pojmuję. Bo jak wyjadą, to im krew uszami wyjdzie?
Nikt nie wyjeżdżał, ani nie przyjeżdżał. W takim razie nie było lekarzy, strażaków, policjantów, elektryków i innych ludzi o przydatnych profesjach (bo nikt nie mógł wyjechać, żeby się w tych kierunkach kształcić, ani ktoś już wykształcony nie mógł tu zamieszkać). Aha. Czyli jak chorujemy, to zakopujemy się po pas w ziemię i czekamy na śmierć? A zęby wyrywamy u kowala? A, zaraz. Kowala też nie ma!
Zęby wypadają same ze zgryzoty.
Ojtam, ojtam. Taka linia Otwocka. Nic specjalnego.

Pewnego wieczoru chłopak o imieniu Johan przemycił discmena, którego znalazł na strychu.
Z pewnością został tam po prapradziadkach.
Skoro nie wyjeżdżał, ani nikt tam nie przyjeżdżał, to skąd przemycił?
Zszedł na śniadanie ze strychu. Kontrabandę przemycił za pazuchą.
A! Rzeczywiście. Error w moich zwojach.
A moim zdaniem sam go skonstruował, tylko kłamał, że znalazł.

Była w nim płyta ,,Busted". Chłopak założył na uszy słuchawki i zaczął słuchać wystukując rytm piosenki w biurko. Niespodziewanie jego matka weszła do pokoju z kijem bejsbolowym w ręce. Nie ostrzegła chłopaka tylko skatowała go kijem na śmierć.
Nie bardziej sensowne byłoby rozwalenie discmana?
Well, “busted” indeed. IMHO - kinda screwed, in fact.
Pewnie od dawna chciała to zrobić, tylko szukała pretekstu.

Nikt nie oskarżył jej o morderstwo, a na pogrzeb, który odbył się następnego dnia przyszło całe miasto.
Kamieniczki zwiesiły smętnie parapety, ratusz pochylił wieżę, domki żałobnie klekotały okiennicami.
I nikt nie mógł się wykręcić, że tego dnia zostaje w domu :)
Zabicie syna bejsbolem traktowano o wiele łagodniej, niż śmiecenie w parku.
Park bowiem też przyszedł i wyjaśnił, że nie ma pretensji o śmiecenie.

W tym samym czasie do miasta przyjechał Gareth, któremu zabrakło benzyny (to raczej przyszedł, albo się dopchał), lecz zapytany przechodzień gdzie można ją kupić odpowiedział, że nie mam nigdzie benzyny w mieście. Gareth został uziemiony.
Zaraz tam “uziemiony”. Wystarczy trochę kreatywności!

Spostrzegł ceremonię pogrzebową (bo w tym mieście wszystko było obok siebie i widoczne jak na dłoni), z której zebrani zaczęli już odchodzić. Ksiądz odmawiał litanię pogrzebową, którą normalnie powinno się śpiewać, ale to nie zdziwiło wcale Garetha.
Ani to, że ksiądz jeszcze mówi, a reszta już się rozchodzi.
A czym tu się dziwić? Każdą akcję liturgiczną można wykonać bądź śpiewając, bądź w wersji cichej. Por. OWLG.
O, nawet znalazłam coś w sam raz: punkt XII. Milczenie święte.

,,Może takie mają tu zwyczaje?" Pomyślał.
No jasne, porządek celebrowania mszy też mają własny. Co się będą przejmować jakimiś tam konstytucjami apostolskimi.
Nie przesadzajmy, Kongregacja ds. Kultu Bożego nie na takie rzeczy zezwalała...

Kobieta z cała pewnością matka została i płakała (bo taki dobry kij połamała) a w tym samym czasie dwoje mężczyzn spuszczało trumnę do wielkiego dołu.
Jedna z mężczyzn była jakaś mało męska, ale widocznie takie mieli zwyczaje, prawdaż.
Wielki dół kojarzy mi się raczej z lejem po bombie niż z mogiłką, ale niech tam...
Być może i doły kopią tu w inny sposób. Dynamitem.
A może to był jakiś pochówek z bonusami? Wozy, konie, ostatnia dziewczyna, te rzeczy?

Gareth podszedł i zapytał:
- Przepraszam, że przeszkadzam. Nie jestem stąd. Wie pani może gdzie jest najbliższa stacja paliw? - Kobieta spojrzała na niego.
- Nie wiem - Jej oczy były czerwone i zapłakana.
Gareth odszedł pogwizdując.
Chrzanić legendę, już za sam brak taktu powinni go roznieść na widłach.
Nie no, wpasował się we wszechogarniającą wiochę.

Kobieta spojrzała na niego, po czym rzuciła się na Garetha próbując go dusić. Gareth obezwładnił ją na ziemi.
- Co się pani stało! - Krzyknął.
- Bo chamstwa nie zniese! - zawyła w odpowiedzi.
- A do tego gwizdał pan góralską muzykę!

- Nie wolno śpiewać - Garetha zdziwiła ta odpowiedź, ale puścił kobietę i powiedział jej, że już więcej tego nie zrobi.
Słusznie, z wariatami lepiej nie dyskutować.
Gwizdanie nie ma za dużo wspólnego ze śpiewem.

Gareth wynajął pokój w jednym z małych moteli.
Przecież nikt tu nie przyjeżdżał! Na kij ten motel?!
Dla szpanu?

Zdziwiło go to bo w żadnym pokoju nie było radia ani telewizora, ale zapytana właścicielka dlaczego odpowiedziała, że nikt tutaj nie ogląda telewizji bo ludzie mają lepsze zajęcie.
Aaaa, to akurat rozumiem i pochwalam.
A czajnik z gwizdkiem był?
Czajnik, wyjące rury, wiatr gwiżdżący w kominach, stukające okiennice... I szczękanie zębów jako sekcja rytmiczna.

W nocy obudziły go krzyki dobiegające zza okna.
Tu bym się zastanowiła. Niektóre krzyki kwalifikują się już jako muzyka.
Brudne Dzieci Sida mi się przypomniały. “Trzy akordy, darcie mordy” i inne dzieła Patyczaka oparte na APP (akordzie punkowym pustym)...
W ogóle jakim cudem ktokolwiek tam jeszcze żyje, skoro nocą, gdy wszyscy śpią, rozlega się zewsząd 4’33’’ Johna Cage’a.

Wyjrzał przez nie i zobaczył 2 dzieci w wieku około 14 lat uciekającą przez uzbrojonymi ludźmi.
Pogubiłam się.
Ja też.
Dzieci było dwoje, razem miały 28 lat, a goniła ich niesprecyzowana liczebnie grupa zmilitaryzowanych ludzi, być może uśmiechających się niepewnie. Taki przekaz podprogowy o Joy Division.
Straszna jest nie tylko muzyczna awangarda. Nowatorskie podejście do gramatyki jest też traumatyczne.
Och, wyjdź poza te skostniałe schematy.

Jedna z nich [ta ludzia, czy ta dziecia?] strzelił do chłopaka, który upadł martwy na ziemię.
A Gareth jak gdyby nigdy nic patrzył dalej...
No wiesz, telewizora nie miał, więc sobie kompensował widokiem zza okna.
Ciamkając popcorn w skupieniu. Nie pytajcie, skąd miał popcorn, to po prostu jedna z tych rzeczy.
Dobry strzał. Do biegnącego celu, jeszcze do tego niewielkiego... Szacun.
Celował w komorę.

Dziewczyna, która uciekała z nim stała, nad jego martwym ciałem. Ludzie dobiegli do niej i skopali ją na śmierć.
Po moich doświadczeniach z gówniarzerią na podwórku:
http://i.pinger.pl/pgr109/6680a00e00059c024e1f4365/me-gusta.jpg

Gareth wybiegł szybko na dwór i zaczął krzyczeć:
- Co się tutaj dzieję! Dlaczego ich zabiliście?!
- Nie twoja sprawa - Odpowiedziała kobieta, którą spotkał na cmentarzu.
Zadawanie takich pytań babie, która grywa w baseball potylicą własnego syna chyba nie ma za wielkiego sensu? Toć ona ma jeszcze

Krew na rękach,
Mózg na ścianie,
Zejdźcie, dzieci,
Na śniadanie.
    Lepsza jest Nutella,
    Lepszy chleb tostowy,
    Kiedy je pokryje
    Płynik ustrojowy.
Bo i choćbym jechał
Hen, busem do Wilna
Cieszy mnie i bawi
Ocieklina gnilna!
    Górą bocian leci,
    Dołem zając goni
    Ja mam resztki trzustki
    Na lufie mej broni.
Chlapie mi wątroba
Na butów sztyblety
A ja już się cieszę
Na krwiste kotlety.
    Kotlety rozbiję
    Kijem bejzbolowym
    Bardzo to praktyczny
    Sprzęt kuchnio-sportowy.

Facet ewidentnie nie obejrzał ani jednego horroru. Gdyby obejrzał, to by wiedział, że w odciętych od świata miasteczkach nie należy się wtrącać w nocne sprawy mieszkańców.
No co ty, właśnie trzeba! Imperatyw narracyjny.
To ja przepraszam. Idę posypać głowę popiołem.
Imperatyw narracyjny bywa bardzo kategoryczny w swoich żądaniach.

- Takie jest prawo! I jeśli chcesz żyć musisz się do niego dostosować!
- Jakie prawo! - Wrzasnął, Gareth
- Prawo ciszy! Nikt z nas nie może śpiewać... Nie może słuchać muzyki, gdyż ona obudzi znowu 3 duchy z lasy, które znowu znaczą zabijać.
A drzeć mordy to niby można? Ech, a już chciałam podrzucić takiego ducha sąsiadowi...
Tylko trzy duchy? No dajcie spokój, byle kleryk by sobie z nimi poradził.
Ale dopiero po niższych święceniach.

- Wy w to wierzycie? - Popatrzał na ludzi! Było tu około połowy miasta
Czyli jakieś 10 osób?


- Przecież to jakaś głupia stara legenda. Ktoś ją wymyślił, aby doprowadzić całe miasto do obłędu. I mu się to udało! - Mieszkańcy spojrzeli na niego posępnie - Kiedy ostatni raz wiedzieliście ducha jakiegokolwiek?
- Nikt z nas ich nie widział! - Odpowiedział wysoki mężczyzna w siwych włosach.
Kuzyn Coś
wyjechał na zadupie, cieszyć się spokojną emeryturą.

- No właśnie nikt! Mogę wam to udowodnić - I zaczął śpiewać:

Daleki jak horyzont świat
Daleki jak burza słów
Mocny jak miłości cud
Zrozumiała jak cichy szept
Zła poezja boli przez całe życie.
Głupie i bez rymów. Idź pan w cholerę z taką muzyką...

Daleki jak horyzont zdarzeń
Sens tej piosenki jest,
Lecz tylko ma dostarczyć wrażeń -
AŁtorki miły gest.

- I co? - Powiedział po chwili - Żyjemy! - Wszyscy zaczęli śpiewać i radować się, że legenda okazała się kłamstwem:
Niestety, mieszkańcy miasta fałszowali przeokrutnie i wyli jak stado potępieńców.
Do tego nie mogli spamiętać tekstu i śpiewali tak:

Wspólnie odnajdziemy drogę
Drogę do wspólnej pracy
Gdy nadejdzie Boży cud
Gdy znajdziemy silną swoją wolę...
Matulu, a co to za dziwna sekta?
Taka, która wierzy w boga, silną wolę i etos pracy? No niech pomyślę.

Niespodziewanie zarwał się silny wiatr. Wszyscy spojrzeli w głąb lasu. Zaczęły się wyłaniać z niego 3 białe postacie. Poruszały się szybko. Z buzi wylatywała im krew a ich oczy przepełnione były nienawiścią....
I były jak te rzygacze z gotyckich katedr, z galopującymi suchotami w pakiecie.
Oczka pełne nienawiści, pupki obolałe od przesiadywania na leśnym runie, a rączki i nóżki nieco powykręcane od reumatyźmiku.
Byłby to nader wdzięczny a ucieszny prospekt, ale obawiam się, że coś, co miało “buzie”, wyglądało raczej jak duszek Kacper i jego kumple.

Rano całe miasto było puste. Nikogo w nim nie było. Ludzi jak i wszystkich zwierząt. Tym razem kawałek lasu nie był umazany krwią lecz cały las pokrywała cienka warstwa krwi.
Duży to ten las raczej nie był.
Próbuję to sobie wyobrazić: wszystkie drzewa na czerwono? Łatwo pomylić ze złotą polską jesienią.
Listopad w Kioto.

Ciał ludzi nie znaleziono nigdzie... Słuch zaginął po wszystkich bez wyjątków.
Słuchaliby muzyki, wykształciliby sobie słuch i kto wie, może by ich jednak odnaleziono.

NALEŻY WIEŻYĆ W LEGENDY
[mamrocze pod nosem coś, co składa się z wielu bardzo brzydkich wyrazów]
W ZSRR to legendy wierzą w nas.


,,Wampiry"

Pewnej nocy w małym miasteczku Tullerow wprowadziła się kochająca rodzina z trojgiem dzieci. Małą Salli, Timem i szesnastoletnią Klarą. Ich nowy dom był wielki i stał na wzgórzu. Rodzina nie wiedziała, dlaczego żaden z ich nowych sąsiadów się nawet nie przywitał, ale nie interesowało ich to zbytnio.
Gdyby czytali opka, to by wiedzieli, że brak zainteresowania otoczeniem zostanie niechybnie ukarany, mwachachacha!
Zawsze twierdziłam, że czytanie dobrej literatury szkodzi. Ta zła jest dużo bardziej pouczająca.

Pierwszy tydzień poświęcali na uporządkowanie domu w końcu się zaalokowali na stałe.
Czyli ciągle wymieniali się pokojami i codziennie przenosili graty, w zależności od chwilowego kaprysu?
Oh wait. “Zaalokować na stałe” to oksymoron.

W drugim tygodniu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Pani Melvira ( matka ) gdy rano schodziła do kuchni znajdywała wszystkie garnki zostawione na ziemi.
Dzień jak co dzień w domu z kotami.

Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że w garnkach za każdym razem była krew. Nie ludzka, lecz zwierzęca...
Zrobiono badanie budowy erytrocytów?
Ktoś próbował jej zasugerować, że najwyższy czas wziąć się za kucharzenie. Domownicy od dawna mieli apetyt na czerninę.
I może odrobinę kaszaneczki z grilla.

Pewnego razu pan Talar zdenerwował się i schował się do szafy pod zlewem, aby zobaczyć, co takiego się dzieje w nocy.
Albo pan Talar był nikczemnej postury, albo był to naprawdę duży zlew.
Myślę, że wyglądał mniej więcej tak.
Zaproponowałabym zainstalowane kamery, ale pewnie byłoby za łatwo.

Początkowo nic się nie działo, ale po chwili okazało się, że szuflady same otwierają się i zamykają a garnki jakby jakaś niewidzialna siła ciągła je na środek pokoju.
Gdyby to dotyczyło talerzy, można by przypisać winę UFO i olać temat, ale latające garnki stanowiły pewne novum.
Etam, po prostu rozwinięcie interesu.
Jest na sali fizyk? Bo mnie frapuje ta siła ciągła...

W tym momencie do kuchni zaczęły schodzić się wampiry. Z buzi wystawała im para kłów ociekających krwią.
Biedne wampiry, miały tylko jedną parę kłów na spółkę!
I jedną buzię. Ileż to rodziło zabawnych sytuacji!

Każde z nich miało jakieś zwierzę i nóż. Wampiry stanęły nad garnkami i zaczęły rozcinać piszczące zwierzęta, których krew skapywała do garnków.
Normalne wampiry zajmują się raczej wysysaniem krwi, nie jej przelewaniem do garnków, ale od czasów Zmierzchu obserwuje się potworny upadek obyczajów.  
Te na przykład były leniwie i zamiast trudzić się ssaniem wolały spuścić krew i kulturalnie ją wychłeptać z naczyń.
Następne pokolenia będą już używać łyżek.
Pan Talar poczuł potworny skurcz w nodze. Nie umiał już wytrzymać, dlatego poruszył nogą przewracając stojące obok wiaderko.
Chwila. Dorosły facet zmieścił się pod zlewem razem z wiaderkiem?
Oh dear, zapomniałam dorysować wiaderko.
No przecież to oczywiste. Pod zlewem zawsze stoi wiaderko na śmieci.

Wampiry spojrzały w kierunku, z jakiego dochodził brzdęk wiadra. Panu Talarowi mocno zabiło serce. Wampiry otworzyły szafkę i wywlokły z niej mężczyznę...
Wizualizuje mi się stado Jawów, chociaż oni prędzej zainteresowaliby się koszem na śmieci;)

Rano gdy żona zeszła znowu w kuchni zobaczyła krew w garnkach a na ścianie napis
,,KOLEJNY DOŁĄCZYŁ DO NOCNYCH WĘDRÓWEK. W KRÓTCE BĘDZIE NAS WIĘCEJ"
A potem zabraknie nam pożywienia i wyzdychamy z głodu. I dobrze, bośmy są odpadki wampirzej ewolucji.
Głupie te wampiry, nie lepiej to było wywlec po kryjomu, a nie nachlapać juchą po garach i wszystkich ostrzec?

Nigdzie nie znalazła swojego męża i spanikowana pobiegła po dzieci, ale dzieci w pokoju nie było. Ich bialutka niegdyś pierzyna pokryta była krwią...
To opko wyraża tęsknotę za gospodarą niedoboru. Wampiry mają wspólne kły, trójka dzieci śpi po jedną pierzyną. Bieda z nędzą.
Nie taka bieda, wiesz, jak długo się gromadziło pierze na taką pierzynę? No właśnie. Ja też nie wiem.
Ale za to wiem, że z jednej pierzyny da się zrobić dwie kołdry i poduszkę! Sprawdzone empirycznie.

Pani, Melvina zadzwoniła po policję, ale ona uznała panią Melvinę za morderczynię swojej rodziny.
Wszyscy policjanci byli ze sobą spokrewnieni?
Oczywiście. Profesja policjanta i księdza była w tej miejscowości dziedziczna.

Uznano, że ukryła zwłoki gdzieś w ogródku.
Uznano, wzruszono ramionami, zapomniano o sprawie.
Komu by się chciało przekopywać ogródek.

Do dnia dzisiejszego panią Melvinę odwiedzają jej dzieci, ale jedynie w koszmarach, w których wołają ją o świeżą krew..
Z czego wniosek, że krew pani Melviny (vel Merviry) była nieświeża i nie nadawała się do spożycia.

,,Szatan"

UWAGA! Jesli masz słabe narwy nie radze ci tego czytać. To jest jedna z najokropniejszzych i drastycznych histori napisałam. Więc jeśli masz zamiar po tym wymiotowac to lepiej tego nie czytaj .....................OSTRZEGAŁAM... :D
Historia jest tak okropna, że sama aŁtoreczka pisze ją z zamkniętymi oczyma, waląc w klawisze na oślep. Jeśli nadmiar literówek przyprawia Cię o spazmy, lepiej tego nie czytaj. Ostrzegałam!

Zaczął się marzec. Pogoda była śliczna. Kwiaty zaczęły kwinąć.
My zaczynamy kwikać. Pogodę również mamy śliczną, dziękujemy.

Państwo Jordanowiewprowadzili się do nowo wybudownago domu. Znaleźli go w gazecie [kup gazetę, dom gratis!][doprawdy, inserty robią się coraz bardziej osobliwe] i stwierdzili, że cane jest idealna na ich możliwości. Mieli syna. Małego chłopca. Bruneta, którego wszystko zawsze ciekawiło.
Brunet - interesujące imię.
Zwłaszcza wieczorową porą.
Wieczorowe pory są ciekawsze, nic dziwnego, że dzieciaczek dziwił się światu.

Pew naj nocy po wprowadzeniu się do domu. Rano państo Joradnowie znajdywali na ścianach olbrzymie rysy jaby jakeś zwierze targfało po tapetach swoim pazurami,ale w domu niczego ani nikogo oprucz nich nie było.
To duch dekoratora wnętrz protestował przeciw tapetom nie pasującym do zasłon.
Rany borskie! *chwyta się za serce* Moje słabe serce! *dyszy* Gdyby za ortografię dawali punkty karne, ona już by się pożegnała z prawem jazdy!
Wyjdź na spacer i ochłoń, bo nie dotrwasz do końca opka.

Pewnej nocy Fiona (żona) obudziła się i usłyszała wrzaski dziecka. Spostrzegła, że koło niej nie ma męża więc poszła zobaczyć co się dzieje z Timem ( chłopcem ) i dlaczego o na tak potwornie wrzeszczy. Weszła do dziecinnego pokoju. Chłopca tamnie było. Zeszła na dół do kuchni. Na lampie wisiaj jej syn.
Huśtał się i pokrzykiwał: -”Jestem muszkieterem! Jestem muszkieterem!”
Taaa... Zawsze mnie zadziwiała wytrzymałość sufitów w horrorach wszelkiej maści.

Był dosłownie pocięty. Niespodziewanie z mroku wyłonił się jej mąż. Zamiast palców miał coś w rodzaju nożw wyrośniętych w ręke.
Are you ready for Freddy?
Jeśli noże wyrastały w rękę, to ciągnęły się od ramienia do nadgarstka. Nędza, panie.

Podszedł do żony. Jednym ruchem zdarł z niej sukienkę.
- Zajrzałem na twoje konto na fetlife, ladacznico! - zagrzmiał.
Wyraził tym gestem słuszne oburzenie. Normalni ludzie śpią w piżamach lub koszulach nocnych.

Patrzał na jej nagie ciało.Przejechł szponami z jej nagich ud do piersi gdzie się zatrzymał.
A ona stała i patrzyła i ani drgnęła.
Zamurowało ją ze zdumienia na widok szponów z nagich ud.
Dość osobliwa gra wstępna. Ale odkąd dzieci nie ma...

- Dominiku co się z tobą dzieje? - Pisnęła - Nigdy nie byłeś taki ostry.- Mężczyzna przyglądał się jej jędryn miersiom.
Cokolwiek to było, zrobiło na nim kolosalne wrażenie.
Dziwisz się? Taki mierś, w dodatku jędryn, to prawdziwa rzadkość!
Mówisz, że cię nożyk mierzi
Mierś mnie proszę, wołam, mierś.
Dominika dziwią piersi,
Kto by pociął taką pierś.

- Mi? Nic mi nie jest - Delikatnie przebił pierś żony z której trysnęła krew - Lubie się bawiś i zadawać ból swoim ofiarom - Następnie przecioł skóre z piersi do pekpka.Z ranu leciała krew.
A z wieczoru limfa.

Nie był jej dóżo. Zabójca bawił się nią powoli zabijająja.
Tą krwią się bawił. Ugniatał w kuleczkę. Natomiast aŁtoreczka szybko zabijała szare komórki, bawiąc się ortografią.

- Zpstaw mnie w spokoju - Powiedziała kobieta - Dlaczego mi to robisz?
Przestań mnie tak gilgotać, przecież wiesz, że mam łaskotki. Ale jeżeli możesz, podrap mnie odrobinę, tu z tyłu, za łopatką.
A w ogóle to umyłeś ręce? Zobacz, co ty masz za paznokciami, istna żałoba po kocie!
I w sumie to mógłbyś już przystąpić do rzeczy, bo mi zimno bez kiecki.

- Daczego? Bo jestem mordercą. A tak się składa, że mordercy zabijająswoje ofiary. Ale ja lubie się bawić.
Z takimi paluszkami polecałabym jednakowoż terapię zajęciową. Na przykład wycinanki kurpiowskie, bardzo ładne.
No błaaagam, jak już, to wystrzyganki łowickie. Ale cała ta dyskusja jest naprawdę urocza.
Tim Burton miał sporo pomysłów, co zrobić z człowiekiem, który ma noże zamiast palców. Jest z czego czerpać.

- Przecierz jestem twoją żoną - Zamruczała kobieta
Mrrrraaauuu...
Drrrrap, drrrrrap mnie jeszcze!

- Tak? Pokaż obrączkę - Kobieta pokazała na ręce pirścionek. Zabója spojrzał po czym jednym ruchem ręki odcioł palec zobrączką, które wylądowały na podłodze. Kobieta wrzasnęła z bólu i upadł na podłogę.
Taka cenna rzecz, nie mogę jej zgubić!
Ona wrzasnęła, on upadł. Miała baba parę w płucach.

- A teraz to co najbrdzoej lubie - Rzekł Dominik i podniusł kobiete. Wyczerpana kobieta poddała się jego woli.
Musiała być prawicową publicystką. Innego uzasadnienia dla takiej uległości nie jestem w stanie wymyślić. Nawet masochizm ma swoje granice.

- Obiecuje. Bedzie bardzo bolało - Rzekł po czym rzucił nia o stół. Kobieta leżała kurczowo na stole.
“Kurczowo” to można co najwyżej zaciskać zęby przy czytaniu...
Wczepiła się pozostałymi palcami w blat i zacisnęła powieki. Ha, widzicie, da się kurczowo leżeć na stole.

Dominik podszedł do niej. Przyłożył noże do ramieniakobiety i zaczął je nacinać. Fiona piszczała zbólu. Nie mogła się poruszyć czuła jakby jakaś siła trzymała ją na stole. Nastpnie mężczyzna na jej czole wycioł znacz odwruconego krzyża.
W przypadku osoby, która leży, jest to rzecz względna. BTW krzyż św. Piotra wcale nie jest symbolem jednoznacznie satanistycznym.
Ciiii, nie funduj aŁtoreczce dysonansu poznawczego. Przecież widzisz, że całą rekwizytornię rzuciła na odcinek...
A co to za brak kanonu, od czasów Inglorious Bastards wycina się wszak swastykę.

- A teraz finał - Rzekł po czym wbił noże w szyję dziewczyny. Noże przeszły na wylot i wyszły w górnej części głowy. Krew opryskała ściany i powoli ze stołu spadała na ziemię.
Chlupocząc z cicha i błyskając zjadliwie czerwonymi kropelkami.
Gdyby dobrze wycelował, mogłaby się nawet  nie zorientować.

Co się stało z Dominikiem? Niewiadomo... Kobiete i syna znalazła babcia,która przyjechała w odwiedziny na drugi dzień. Wszystkie ściany były zakrwawione. Krew na ścianach skrzepniała powodując, że jej barwa była brązowa. Nagie ciała kobiety było blade.
A było ich czterdzieści i cztery.

A ciała chłopca powieszonego i rozszarpanego na żyrandolu kapała krew.
Technik policyjny za Hiny LÓdowe nie mógł pojąc, skąd w osoczu chłopca wziął się cytrynian sodu.

Na głownej ścianie namalowano twarz szatana....
Nie był to jego najlepszy profil, ale ujdzie w tłoku.
Tak to jest, gdy się kupuje płytki z niepewnego źródła.


,,Upadły anioł"

W końcu Jasmine mogła zorganizować swoją upragnioną zabawe urodzinową. Zaczęło się przyjęcie. Wszyscy bawili się znakomicie. Zapadł już wieczór. Jasmine kochała bawić się w chowanego a ponieważ to były jej urodziny poleciła tę zabawę wszystkim.
- W co się najbardziej lubią bawić dzieci grabarza?
- W chowanego!

Dzieci zgodziły się. Podzielili się na 2 grupy. Jasmine znajdowała się w grupie chowającej się.
- Macie 100 sekund na schowanie się a my potem was szukamy
Nieco ponad półtorej minuty. Zapamiętajmy.

- Oznajmiła Lili. Przyjaciółka Jasmine.
Jasmine wraz z 5 koleżanek pobiegły do pobliskiego lasu.
Rodzice pomachali im ochoczo.
I szybciutko zadzwonili do leśniczego, żeby się upewnić, czy populacja wilków nadal ma się dobrze.

- Ja schowie się w krzekach - Powiedziała pierwasz.
Nie “w krzekach”, tylko na Krzeku. Małym lub Wielkim, wedle woli.
Tam nas z pewnością nie znajdą!

- Ja za tą skałą.
- A ja w tym pniu wreaz z Hanią.
- Jasmine chodź poszukamy krujówki dalej - Rzekła Mali ciągnąc koleżankę w głąb lasu.
Uparcie czytam “poszukamy ryjówki”. Nie wiem, dlaczego.

W pewnym momencie dziewczynki zobaczyły, że tej części lasu nie znają i zaczęły panikować szukając wyjścia.
“Nie wydostaniecie się, drzwi zamknięte.” (Kaliber 44)
Jeżeli szukały tabliczki z napisem “tędy do wyjścia” i drzwi, to się nie dziwię, że coś im nie wychodziło.
W niejednym opku już to widzieliśmy. Ba, w Goragu i rozpaćkanych wampirach były nawet bramy do lasu!
A gdzie prastara metoda z macaniem mchu na pniach?

Nagle usłyszały śpiew. Za drzewami siedziała na pniu dziewczyna ze skrzydłami i śpiewała.

Jestem upadłym aniołem
Zawsze odok ciebie będe
A jeśli mi nie uwierzysz,
To rozewrę na cię gębę;
Słuchaj mojego szeptu
On jast jak powiew wiatru...
Jeśli zaś to nie starczy,
Zawlokę cię do teatru

Zwróćmy też uwagę na zdolności lingwistyczne aŁtorki: “odok” to w końcu węgierska liczba mnoga od “oda” (pisana fonetycznie).

Dziewczynki wsłuchały się w piosenkę aż całkowicie się jej poddały. Nie wiedziały co robiły ani gdzie są.
Nihil novi sub Sole...
Na imprezach urodzinowych zdarza się to dosyć często.
Ale zawsze ktoś przyniesie aparat mwahahaha
Ej, spoko impra, ja to bym chciała być na takiej, podczas  której można pobiegać po lesie i posłuchać śpiewających cosplayowców.

Dla nich liczył się tylko piękny śpiew tajemniczego anioła. W pewnym momencie kobieta urwała śpiewanie. Teraz dziewczynki mogły trzeźwo myśleć.
Mogły, ale - jak się przekonamy - nie musiały.
Nie po to przyszły na zabawę, by trzeźwo myśleć.

- Kim pani jest? - Zapytała Mali
- Upadłym aniołem... - Uśmiechnęła się
- Aha, upadła pani na buzię i dlatego tak niewyraźnie śpiewa?


A zęby zwisały jej na resztkach poszarpanych dziąseł...
A mówiłam, zasłaniać buzię przy kichaniu.

Kobieta wyciągnęła w kierunku Jasmine rękę ona położyła swoją dłoń na jej. Kobieta obruciła ją.
Wyobracana przez janioła. Jesooo....
No co, w końcu to upadły anioł.
Jak nisko trzeba upaść, żeby obracać takie idiotki?
Nie o to chodzi, że nisko, tylko o to, że na głowę.
A co wam przeszkadza, że idiotka, o Kancie podczas obracania wszak nie będą rozmawiać.
A później? Odwróci się na drugi bok i pójdzie spać?

Jej oczy wpatrywały się w żyły dziewczynki po chwili zrobiły się czarwony. Żyły zaczęły pulsować
Taki trochę ewenement anatomiczny, w sumie. Tętnice czują się niedocenione.
Tętnice tętniły z tętentem tętna.

a Jasmin zaczęła wrzeszczeć. Po chwili było juz po wszystkim.
Aha. Wywrzeszczała się i przestała.

Jasmine dotknęła ręki i poczuła delikatną ciepłą ciecz spływającą po nagarstku.
Anioł ze ślinotokiem?
Jak bokser na widok wafelka.
W kontekście obracania brzmi to nieco dwuznacznie.

- Daj opatrze - Powiedziała kobieta i zaczęła dmuchać po chwili z jej ust wysunęły się kły
… i upadły na mech.
Hańba demonicznej ortodoncji.
Okropnie dużo tych wysuwających się kłów tutaj.

i ugryzły dziewczynke w rękę.
Same kły?
Żyły własnym życiem?
Własnym życiem żyły też żyły. Rzecz rzadka i żywo mnie zajmująca.
Sklepy z gadżetami psują wyobraźnię.

Mali zaczęła uciekać, ale kobieta na swoich skrzydłach szybko ją złapała.
Surfowała w powietrzu? Szusowała na parze wodnej?
Że nie wspomnę o skrzydłach haczących o drzewa...

Dziewczynki znaleziono na następny dzień koło pnia drzewa. W swoim ciele nie miały ani kropli krwi...
Ekhm... Znaczy, miały wspólne ciało?
Siostry syjamskie.
Chyba ze wspólnym, niezbyt dużym mózgiem.

Choć każda ma swe lica,
To bardzo je krępuje,
Że wspólna potylica
Kłopoty powoduje.

Choć każda ma swoje tętnice
Rozumu mają za mało
By jedną  mózgownicą
Myśleć za podwójne ciało.

Choć obie mają głowy
i myśleć chcą zawzięcie,
Zasieki są i rowy,
myśl ginie na zakręcie.


,,Salii to zła lalka"
     
Za siedmioma lasami, za siedmioma górami, za siedmioma dolinami, za siedmioma rzekami...
Żyła sobie mała dziewczynka o imieniu Salii.
I codziennie rano wzdychała “jak ja mam wszędzie, kurna, daleko”.

Uwielbiała bawić się lalkami. Miała ich pełne stosy każda inna...
Stosy. Płoń, święty ogniu!
Jej ulubioną zabawą było “męczeństwo Joanny d’Arc”.

Jednak człowiek jak to człowiek dorasta
Oj, nie każdy, złociutka, nie każdy...

i po pewnym czasie przestaje bawić się tym co tak kochało w dzieciństwie tak samo Sali gdy miała 15 lat
A co to za bzdura, nie dalej jak wczoraj śliniłam się do Barbie w Rossmannie.
Ale dorośnięta! Rozwojowo dojrzała mniej-więcej jak kurczak (no offence, Kura, ok?) na amfie.

przestała bawić się lalkami, które nadal leżały w jej pokoju. Ułożyła ja na wielkiej kupie, którą miała zamiar wyrzucić.
O fuj.
Ciekawe, od jak dawna ta wielka kupa leżała w jej pokoju.
Dojrzała do wszystkiego, tylko nie do robienia wokół siebie porządku.
Geez, jak można wyrzucać lalki, to gorsze niż palenie książek >.<
Z całym szacunkiem: nic nie jest gorsze od palenia książek (no, chyba że są heretyckie, ale o tym jako fluorescencja nie muszę wspominać?).

W nocy zasnęła... Lalki powoli wstawały z kupki. Niektórym brakowało oczu, rąk i nóg.
Moje podejrzenia, co do inkwizytorskich klimatów jej zabaw, zdają się potwierdzać.
A czemuż się tak nagle obudziły były?
Chodzi lalka koło drogi
Nie ma reki ani nogi
Bo kto lalek nie szanuje
Temu flaczki się wypruje!

Stanęły do koła łóżka... Jedna wskoczyła na łóżko i zaczęła szarpać dziewczynkę która natychmias otworzyła oczy. Zaczęła wrzeszczeć z przerażenia. Gdzie są moim rodzice!
GDZIE BYLI RODZICE, JA SIĘ PYTAM!

Mówiła, ale w domu nikogo nie było oprucz jej i ponad 20 lalek.
Iiii, to szału z tymi lalkami nie było.
[Oprócz niej] - takie dziecko niezborne gramatycznie i ortograficznie to nic, tylko rzucić upiorom na pożarcie.

- A więc to tak trzeba nas wyżucić bo się już znudziłyśmy - Powiedziała lalka mróżąc oczy.
Trzeci raz czytam to zdanie i mrużę odruchowo oczęta, żeby sprawdzić, czy mi się nie przywidziało. Gdzie mój obrzyn?
Ktoś tu się naoglądał Toy Story.
I poprawił Laleczką Chucky.

- Nie! Ja poprostu...
- Dorosłaś i nie jestesmy ci juz potrzebne prawda? - Salii nie mogła zaprzeczyć.
Mogła. Na zasadzie “wiecie, taki wiek, teraz bardziej kręcą mnie używki i kontakty z grupą rówieśniczą, w tym przypadkowe kontakty seksualne, jak się akurat trafią”.

Wszystkie lalki zaczęły spiewać.

Salii zła
Sali złą pania jest
Już dorosła
Nas nie potrzebuje...
Nie mam nic do białych wierszy, ale you’re doing it wrong.
Jaka pani, takie lalki.

- Przestańcie! - Krzyczała, ale śpiew lalek ją zagłuszał

Nie jesteśmy juz potrzebne
Choć, jak widać, nieco wredne.
A kto powiedział, że ona jest?
Nikt nie mówił, no i cześć!
Może wyłamiemy jej rączki
Jak małe pajączki,
Może wyłamiemy jej nóżki.
Jak złośliwe duszki,
Może wydłubiemy oczy...
Zanim świt nas zaskoczy?

Ależ wybredne. Bo to trzeba przy jednej przyjemności pozostać?

Lalki rzuciły się na Sali zaczęły ją gryźć, szarpać wydłubywać oczy...
- Sali jesteś niedobrą lalką - Powiedziała jedna...
- Ja nie jestem lalką!
- Nie?
- Jestem zwykłym chłopcem!
- Tja, to dlaczego skrobiesz noskiem przeciwległą ścianę?!
- Sama kazałaś mi kłamać usiadłszy na mojej twarzy!

Rano rodzice weszli do pokoju córki. Nie było jej w środku. Na tapczanie siedziała lalka. Pewnie jakaś nowa.
Miała się pozbyć lalek, tak? To po co jakąś nową ściągać?
Sama przyszła. Przeczuła dobrą zabawę.

Miała włosy koloru blond jak Salii i takie samo ubranie jakie nosi Salii. Rodzice wzieli wszystkie lalki łącznie z nową i wrzucili wszystko do ognia. Potem poszli szukac córki...
‘S brent! Briderlech, ‘s brent!
Śpiew z pożogi?

Na stosiku koło drogi
Głos dobywał się z pożogi:
Ratuj, ratuj mnie niebogę
Bom urwała lalce nogę!


,,Wiszący miś"

Ela została tej nocy sama w domu. Jej rodzice pojechali na zebranie i nie miali zamiaru wracać wcześniej. Jak to rodzice.
Że ke? Że niby to taka norma jest?!
Nie wiedziałaś? Posiadanie dzieci to taka trauma, że każdy rodzic korzysta z byle pretekstu, żeby chociaż na chwilę oderwać się od przeciwnika.

Zawsze lubieli być sami i nie obchodziło ich dobro Eli, którą samą często zostawiali w domu.
Po wywiadówce byli tak zdołowani, że zdecydowali się odreagować w najbliższym motelu.
Zaraz tam “odreagować”, po prostu skorzystali z okazji.
Tja, to się nazywa “racjonalizacja” i jest mechanizmem obronnym. W skrócie: rodzicom sugeruje się meeting SLAA.
To od Slaanesh? [zagląda w linka] No fakt, zgadza się.

Ela siedziała na łóżku i bawiła wię swoim misiem oststnim prezętem [bardziej użytecznym prezentem byłby “Słownik ortograficzny”], któy dostała od rodziców prawie 5 lat temu. Nagle zadzwonił telefon.
Każdy telefon dzwoni nagle.
Nieprawda. Niektóre dzwonią wtem, a niektóre znienacka.
Są też takie, które dzwonią niespodziewanie!
Ojej, jakbyście nigdy jak na szpilkach nie czekali na Ważny Telefon.

Ela poszła odebrać.
- Uciekaj z domu - Powiedział głos w telefoni po czym się rozłączył.
Świetna wymówka dla zbuntowanego dzieciaka. “Byłam na gigancie, bo Głosy mi kazały”.

Choć czas leczenia tak dawno już minął,
To miło czasami znów poczuć się tak:
Tu ktoś się odezwie, omamy rozwiną -
Człowiek nie będzie się więcej czuł sam.

Ela nie wiedział co jest grane. Chciała wyjsć z domu, ale było na dworze ciemno dlatego nie wyszła.
Ze zmieszania na chwilę zmieniła płeć, ale zaraz wróciła do siebie.
Penis z cichym świstem zwinął się z powrotem w łechtaczkę.
Hmmm... W sumie, łechtaczka to coś jak penis.rar.

10 minut później ponownie zadzwonił telefon:
- Mówie ci uciekaj z domu
Co będziesz tak tu siedzieć? Ostatni autobus odchodzi za kwadrans!
Ruchy, życie ci ucieka, w domu to ludzie umierają.

- Teraz Ela usłyszała głos kobiety. Mówiła wolno i spokojnie. Elanie wyszła gdyż wolała zostać w domu.
Całkiem logiczne. Tylko że nie.

Niespodziewani usłyszała jaby ktos wybił szybę. Poszła zobaczyć do salonu. Szyba była potłuczona i na dywanie leżały kawałki szkła. Na ścianie pisało: ,,Uciekaj z domu!!".
Stało i pisało.
Wisiało i wydalało (z siebie tekst).
Wisiało i groziło, jak żarówka firmy OSRAM.

Ela wzięła płaszcz i wybiegła. Schowała się w garażu. Rano gdy jej rodzice przyjachali nie znaleźli nigdzie dzieczynki. Nie obchodziło ich to ani troche.
Ważne, że chałupy nikt nie obrobił.
Żeby znaleźć, musieliby szukać. A tu “zero zmartwień, zero złości, [piiiip!] po całości.”
Wyluzowani wrócili z motelu, to co ich miało więcej obchodzić?
Wyluzowani, jak kaczka na galantynę. (© mój ojciec)
Po całej nocy luzowania byli po prostu zbyt zmachani.

...Dziewczynka spała baezpieczna [bäzpieczna? Kaszëbë? zakamuflowana opcja niemiecka?] w garażu..... Rodzice weszli do jej pokoju. Na lamipe zpobaczyli wiszącewgo na stryczku misia.
Jesujesukulminacjaakcjanapięcie! AŁtoreczce z wrażenia paluszki się splotły w warkoczyki.
Analizatorom zaś wyprostowały się zwoje mózgowe.
Mnie pociekły łzy po plecach.
Pora na wieszanko,
Gdy już księżyc świeci -
Muszą starczyć misie,
Kiedy nie ma dzieci.

Matka zaczęła płakać.
Taki dobry miś, mało używany, można go by było na allegro opchnąć.

Zadzwonił telefon:
- Tak się dzieje jak traktuje sie własne dziecko jak bydle - Głos urawał się.
Jak bydlę? Znaczy, trzyma się w kojcu i wypasa na łące, a okresowo doi?
Rodzic zawinił, misia powiesili.
Właśnie, co tu miś był winien.

Rodzice wyjrzeli przez okno. Zobaczyli kobiete, która prowadzi ich córkę przez podwórko i znika w mroku...  
Boginka leśna, jak nic! Tylko one giną w mroku poranka...
Rzecz się chyba działa w Szwecji, tam opieka społeczna ma naprawdę zadziwiające metody.
*rozgląda się zdezorientowana* I co, to już koniec historii?
Potem sprzedali swoją historię brukowcom, wystąpili w telewizji, zostali celebrytami i pojechali na Hawaje.


,,Ostania śmiertelna wola"

[Akcja opowiadania dzieje się w Szkocji]
[Chyba, dodajmy. Bo ja, na przykład, nie ogarniam.]

Aresh była młodą i utalentowaną blondynką. Była w średnim wieku.
Była również wysokim kurduplem i puszystą chudzinką.
Jezu! Bengalka! Sari w szkocką kratę! Pomijam, że imię może pochodzić od ā + riś, “zżerać trawę (o krowach)”. Znaczy, “Przeżuwacz była młodą i utalentowaną blondynką.”

Nie miała męża. Pracowała jako kelnerka w barze dla kierowców tirów. Starała się zarabiać na życie tak aby niczego jej nie brakowało.
Tirowcy wysoko cenią utalentowane w wielu dziedzinach blond-kelnerki z przydrożnych barów. Miarą ich zachwytu są banknoty wciskane pod gumkę od majtek.
Liczą na to, że w barze można dostać pizzę bez grzybów.
Ekhm. Pizzę to może i tak...
Smutny to świat, gdy nawet analizatorzy mylą kelnerki z prostytutkami. Just saying.
Czy ktoś tu mówił o prostytutkach?

Pewnego dnia dostała list od jakiejś ciotki, której nigdy nie znała. W liście tym pisało:
Było napisane, do cholery!

Kochana Aresho. Pewnie mnie nie znasz ale ja ciebie znam bardzo dobrze.
Big Brother is watching you.
Wyobrażam sobie starszą, nobliwą panią, śledzącą losy kelnerki.
Stasi, jak nic. Rodzinne NKWD.
Eee tam, zaraz NKWD. Moja sąsiadka, wypisz, wymaluj.
Ma poduszeczkę pod łokcie, prawda? Żeby parapet nie uwierał.

Jesteś jedyną moją krewną jak i ja jestem jedyną twoją ciotką.(zatrudniam niezłego prywatnego detektywa, ale o tym nie musisz wiedzieć)
Proszę cię o przybycie do Szkocji do posiadłości Tirasu
… która leży na trasie tirasa.
… w górach Tiras, gdzie na tarasie podają tiramisu.

W Szkocji, w mieścinie Tirasu,
Mieszkała staruszka jak z triasu.
A zanim jej się zmarło,
Zgarnęła prześcieradło
I czołga się teraz do lasu.

gdzie zostanie ci w testamencie przydzielony mój majątek. Liczę, że przybędziesz i zaszczycisz mnie swoją obecnością dotrzymując mi towarzystwa na łożu śmierci.
Do upadłego, że tak powiem. A potem na katafalku.
To się nazywa być towarzyskim do grobowej deski.
Można się zalać w trupa, wytrzeźwieć i znowu zaliczyć zgon.
Z konającą ciotką u boku?
I "Niech ja skonam, niech ja skonam
(Zawsze dwa razy! rzecz stwierdzona)

Aresh potargała list i wrzuciła go do kosza na śmieci. Weszła do łazienki i nalała wody do wanny. Nie obchodziło jej nic poza swoim własnym ego.
To i tak nieźle. Mogłoby być id. A tego byśmy nie chcieli, ojjj, nie...
Dobrze odmoczone ego, to jest to, co lubię.
Ciekawe, czy zwilgotniała też w sferze popędowej? Właśnie mam wizję Trafalgaru w wannie, te konflikty id-ego, id-superego, ego-superego... No, rzeźnia.
A Nelson przygląda się temu wszystkiemu jednym okiem z głębi muszli.

Nie chciała odwiedzać żadnych ciotek i nie chciała żadnego majątku.
A, ok. Egocentryczna i durna na dodatek.
Skromna. Jej dewizą było życie z pracy własnych rąk.
Ojtam ojtam, po prostu się bała, że ciocia zagada ją na śmierć.

Chciała żyć tak jak żyła do tych czas.
Wyobrażam sobie zgrzybiałą, szczerbatą staruszkę, tańczącą na rurze w barze dla kierowców TIRów.
I wśród tirowców są gerontofile. Trzeba umieć dostrzegać luki na rynku.
Do tych czas słownik leżał nie u żywa ny.

Tą razą aŁtoreczka mnie zaskoczyła. “Ta czasa” brzmi mi nieźle. “Natęczasę Wojski...”, yeah.
Natęczasa, to żona Wojskiego? Dziwne imiona dawano na Litwie...

Nie będzie odwiedzać żadnych starszych osób i patrzeć jak konają. Nie. To nie dla niej.
Nawet z wizją spadku?
Niejednego wizja spadku doprowadza do upadku.

Kontem oka spostrzegła, że drzwi do łazienki powoli otwierają się.
A ROR-em ucha usłyszała ciche skrzypienie.

Wyszła okryła się ręcznikiem i wyjrzała do przedpokoju jednak nikogo tam nie było.
Nawet Gruby Johnny nie zajrzał, a obiecywał...
Ten ręcznik to taka filmowa klisza, nie? Skoro mieszkała sama, to właściwie po co uk

Położyła się spać. W nocy śniła jej się jakas starsza kobieta wyciągająca do niej dłoń i błagająca o pomoc. Jednak Aresh pieniądze, które miała schowane w kieszeni wydała na nowe ubrania w oryginalnym sklepie.
Oraz w ekscentrycznym butiku.
Bo trafiały się i sklepy-podróbki, które niczego nie sprzedawały.

Kiedy się obudziła zobaczyła, że drzwi jej pokoju są otwarte. Poszła je zamknąć ale gdy wracała do łóżka one ponownie zaczęły się otwierać.
No, ludzie! Normalnie stolarka się spaczyła.

W nieśmiertelnych słowach Waligórskiego:
- Popraw się, popraw, spółdzielnio Rezun...!
Coś spółdzielnia Rezun
Ma niedobry sezun,
Wytwarza kiepskie wyroby
Pewnie są tam brakoroby.

- Co jest – Powiedziała wychodząc do przedpokoju.
- Przedpokój - odparł uprzejmie przedpokój.

Przez resztę nocy nie potrafiła zasnąć. Spostrzegła, że jej zegarek pokazuje godzinę 5.oo rano – Świetnie. Jak ja teraz pójdę taka niewyspana do pracy? – Zdenerwowała się i zeszła na dół. Zrobiła sobie kawę i włączyła TV.
TV tej godzinie jedyne co leciało to kanał z wiadomościami.
Nieprawda, były jeszcze pornole!
O piątej rano nawet pornole były usypiające.
Ta hipnotyczna monotonia ruchów frykcyjnych...
Tylko w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, w tę i wewtę, oooch, zaraz wracam, wanna z lodem.

-… dzisiaj w nocy zginęła [pod kołami TIRa] najbogatsza Szkotka. Jej majątek o wartości … Bez wartości a o samych długach i posiadłość nie mają teraz spadkobiercy.
Spiker bredzi. Widocznie też jest nieprzytomny po nieprzespanej nocy.
Co chcesz, o piątej rano każdy normalny człowiek bredzi.

Był raz majątek, co wartość miał,
Lecz tylko sentymentalną.
A spadkobierca “o, taki wał”
Powiedział i go nie zgarnął...
Zaś spadkodawca w zaświatach
Swych szkockich przodków wzorem
Tak płakał po swoich gratach,
że czymże został? Upiorem.

Co najdziwniejsze ciało starszej kobiety zaginęło…
Szkotka zginęła, jej ciało zaginęło, to wszystko podaje telewizja o piątej rano.
Trójkąt bermudzki w tej Szkocji, naprawdę.
Ta Szkocja to pod Otwockiem...?

- Aresh przestała pić kawę i odłożyła kubek na stół.
Odłożyć to mogła co najwyżej gazetę. Kubek się odstawia.
Może to był niekapek i mogła go kłaść?

- A więc ciotka chciała mi dać same długi. Nigdy w życiu – Powiedziała i uśmiechnęła się – Nie jestem naiwna.
Każdy tak mówi. A potem idzie po kredyt.

-…,,starsza kobieta – Spiker telewizyjny mówił dalej - …mieszkała w dużym domu. Jednak gdy nasza ekipa weszła do środka straciliśmy z nimi łączność…
Niech mi ktoś wytłumaczy po co ekipa pchała się do rezydencji, skoro nikogo tam nie było?
I to w środku nocy?
Ciotka zniknęła, może tylko poszła na ryby?
Albo po chrApiące bułeczki.

Mieszkańcy pobliskiego miasteczka twierdzą, że nad domem krąży klątwa i ostatnia osoba z rodu Tirasu jeśli nie przyjmie majątku zginie w tajemniczych okolicznościach…
Ech Szkoci, Szkoci. Wiecznie tacy sami.
Jakaś guuupia ta klątwa. Nie ogarniam.
Ja też nie.

Starsza Pani zginęła z czego wynika, że była ostatnią z rodu…jednak...
Jadnak ani nie była ostatnia, ani nie odmówiła przyjęcia majątku, więc?
Łańcuch przyczynowo-skutkowy poszedł wyć do lochu.
Mam właśnie uczucie zmiany paradygmatu bez wysprzęglenia.

Nagle drzwi kuchni powoli zaczęły się otwierać. Aresh szybko odwróciła się i zobaczyła wchodzącą przez nią starszą kobietę w średniowiecznym stroju.
Rozumiem, że ciotka była stara, ale nie przesadzajmy. Mediewiści się nią nie zajmowali!
Ciotka była tradycjonalistką i już. A poza tym odziedziczyła kufry po przodkach.
I oszczędzała na dokupowaniu garderoby. Łapię.
Oczywiście. Kiedyś ciuchy były solidne, nie to, co teraz.

Siedziała sparaliżowana i nie mogła się ruszyć.
- …,,z tego co nam wiadomo ostatnim potomkiem z rodu Tirasu jest nijaka Aresh Tirasu...”
Jak to “nijaka”? Utalentowana, w dodatku jednocześnie młoda i w średnim wieku, czy to nie wystarczy, by uznać ją za ponadprzeciętną?
Prędzej za uśrednioną.
Dużo wie ta telewizja.
Czegóż się spodziewać od dziennikarzy telewizji lokalnej.

– W tym momencie telewizor wyłączył się.
Staruszka przybliżyła się do kulącej się ze strachu Aresh.
Już wyciąga kościste paluchy
Już wyszczerza zęby straszydło
I rechocze głosem starej ropuchy:
Nie chcesz spadku? Widać życie ci zbrzydło!

Bo rodzinna tradycja jest święta
Bo Szkot prawy nie odrzuciłby spadku!
Po kim w tobie nieszkockie te cechy?
- Jak to po kim? Po bengalskim dziadku!

Dwa dni później media ogłosiły następującą wiadomość:

- ,,…gdy nasi ludzie weszli do domu Aresh Tirasu ich oczom ukazał się potworny widok. Ściany, podłoga, sufit, meble wszystko było pokrytą cienką warstwą ludzkiej krwi.
Mam wizję zjawy ze sprzętem do malowania natryskowego, opcjonalnie popylającej po mieszkaniu z takim małym wałeczkiem i rynienką na farbę uzupełnianą na bieżąco z tętnic szyjnych. Przynajmniej można z głowy zrobić klapkę zamykającą...
A mózg może zastąpić gąbkę do robienia przecierek.

Jedyne co znaleziono to zaginione ciało starszej Pani Tirasu. Po dokonanej sekcji zwłok w jej ciele znaleziony ludzi palec należący do również zaginionej Aresh Tirasu…”
Zjawa-bulimiczka. Co trochę zjadła, to musiała się tego pozbyć.
I tylko tips okazał się niestrawny.
Zaklinował się we wrzodzie. Albo jej paliczek przez odźwiernik przeszedł. I zażądał eksterytorialnego korytarza do dwunastnicy. W sumie, po jakimś czasie to też dostęp do morza...

Z nawiedzonego domu pozdrawiają: Purpurat pogwizdujący pieśni północnej Suwalszczyzny, Jasza z garnkiem zwierzęcej krwi, Mikan w średniowiecznym stroju, Szprota piłująca paznokcie w kształt noży i Sineira drapująca flaczki na gałęziach.

A do tego Maskotek strzelający skrzącymi się ślepiami, mistrzowsko wystrzygający wystrzyganki w strzygi.

20 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Już myślałem że się dziś nie doczekam, ale warto było się poniecierpliwić. Wiecie czym różni się moje ja-optymista od mego alter ego - pesymisty? Pesymista uważa, że większych głupot jak 2 tygodnie temu nie może być, optymista że owszem - mogą. Okazało się że miał rację.

A teraz do ad remu: Analiza cudowna, jak zawsze. Dzisiejszą moją rozwałkę sponsorowały:
1. "Następnie przecioł skóre z piersi do pekpka." - zdanie tak kompletnie bez sensu, że nawet chyba Wam umknęło: gdzie był pępek? na piersi? Chyba że pekpk to jest co innego, np brodawka...
2. "Natęczasa, to żona Wojskiego? Dziwne imiona dawano na Litwie..." - a to już stwierdził Onufry Zagłoba, gdy mówił: "Pogańskie nazwy w tej krainie. Jak orzechami o ścianę rzucisz to właśnie nazwisko szlachcica lub wioski uczynisz..."
Pozdrawia stały czytelnik:

Tezet74

Hasło: eintent (w mixie anglo-saskim byłby to "jakiś namiot"?)

Anonimowy pisze...

Ah! Nie ma jak dobre zakończenie dnia. Zastanawiam się, co aŁtoreczka:
a) pije
b) wdycha
c) wącha
d) wszystko powyższe
przed pisaniem tych głupot?

Dżem Malinowy

Anonimowy pisze...

Jeeeeest analizka! Czapeczkę zmiętoliłem poprzednio - to teraz tylko w pas się pokłonię Ekipie.
Wasze wstawki poetyckie jak zawsze mnie ubawiły - szczególnie wstępniak.
@Purpurat - paliczek we wrzodzie??? chyba w sperforowanym, to zresztą byłaby jednoznaczna przyczyna zgonu, a w odźwierniku (zdrowym) nie ma prawa nic utknąć bo perystaltyka przeszkadza - jak duże, zwymiotujemy, jak małe - przeleci...
a poza tym - jak zawsze, analizka super!
RobOT (bez czapeczki w ręcach)

Anonimowy pisze...

Wczoraj już na informatyce próbowałam poczytać Waszego bloga, ale wtedy jeszcze nie było nic nowego. Zabrałam się więc za notkę 47. Tam analizowała trójka moich faworytów - Kura, Jasza i Sineira. Mało nie wpadłam pod biurko przy "Srrru i trzecia prędkość kosmiczna w wykonaniu żółtej, nowojorskiej taksówki". Ale wróćmy do najnowszej analizy. Dostałam lekkiego oczopląsu i nie wiem, kto jest kto, jeśli chodzi o Jaszę i Szprotę. Te wasze kolorki są bardzo podobne. Stanowi to niejaki kłopot, ale przy manewrowaniu laptopem wreszcie znalazłam... ekhem... odpowiednią pozycję... (Co ta Milenka robi z ludźmi?)
Co do samej analizy - cuT mNiUT i oŻeszki. Szacun dla Purpurata - poety przyszłości. Niech Bór ma Was wszystkich w swojej opiece.
P.S. Przyjmujecie może do analizy opowiadanka, które nie były pisane na blogu? Bo może mogłabym Wam coś podrzucić z mojej radosnej tFUrczości, z czasów, gdy zaczęłam pisać?
Wasza TRV LAVERKA

Golondrina pisze...

Jeśli chodzi o pierwsze opowiadanie, to niemal na 100% zerżnięto jednego z odcinków serialu "Po tamtej stronie" albo innego w tej tematyce (swego czasu oglądałam jeszcze jeden bardzo podobny i nie mogę przypomnieć sobie tytułu). Jedyne różnice to takie, że matka udusiła syna, głównemu bohaterowi popsuło się auto i był 1 demon, który w zamian za ciszę gwarantował dobrobyt miasteczko. Nie dość, że to opko zostało źle napisane, to po prostu zerżnął pomysł.

Humbug pisze...

tak, na płytki trzeba uważać :)
pozdrawiamy!

Dzidka pisze...

Mam pewne przypuszczenia co do tego, gdzie konkretnie w ciele starszej pani znaleziono palec Aresh Tirasu...

Analiza boska :) A captcha: psimpol. Akcja rozgrywała się na Psim Polu?

Adwokat pisze...

To jest takie głupie, że brak mi słów.
No bo jak można?!... Nawet nie będę zaczynać.
Idę pocieszać wzgardzony sens.
A analiza jako taka - super ;)

Anonimowy pisze...

Aż mnie oczy bolały przy czytaniu. To coś takiego można napisać!? Matko Borska...

Zanalizujecie? -> http://betweenworlds.blog.onet.pl/

Vespa pisze...

"do posiadłości Tirasu
… która leży na trasie tirasa.
… w górach Tiras, gdzie na tarasie podają tiramisu".

Ja jestem, kuźwa, chora. Ja się nie mogę śmiać. Od 10 minut mam przez Was atak kaszlu taki, że koty zrezygnowały z domagania się kolacji i schowały się pod łóżkiem.

A poza tym postuluję użycie "cienkiej warstwy ludzkiej krwi" jako kolejnej rangi forumowej. Fetysz jakiś czy co?

Hasło: bedne. No biedne dziecko, biedne, ale kazał jej kto publikować te głupoty>

Anonimowy pisze...

http://nie-mozesz-mnie-kochac.blog.onet.pl
panie od naziopka straszą dalej, niczego się nie nauczyły.

kura z biura pisze...

Eno, czegoś się nauczyły - przerobiły opko tak, że akcja toczy się w roku 2043, a wzmianki o okupacji, Auschwitz itp. zostały usunięte. Przejrzałam te nowe rozdziały, generalnie bohaterowie głównie się miziają, nuda.

Anonimowy pisze...

@ Kura z biura:
"przerobiły opko tak, że akcja toczy się w roku 2043"
I słusznie, bo jak wszyscy wiemy, w 2044 nie będzie już mężczyzn (bomba M itp.). Więc chłopcy dla siebie tylko rok. Dziwić się że tylko się miziają...
Tezet74

kura z biura pisze...

"Miziają" to był eufemizm, ju noł. ;)

Shay pisze...

Historyjka z zakazem śpiewania była wprost urocza :) Aż mi się taki jeden film przypomniał...

Hasło: wored (pewnie miało być worried, co znaczy "zmartwiony". Taak. Martwię się, myśląc o inteligencji ałtorki tego opka)

Anonimowy pisze...

Kuro, wczoraj albo ja, albo mój laptop miał pomroczność jasną. Dopiero jak przeczytałem swój komentarz po opublikowaniu zauważyłem jaki jest bezsensowny. Chodziło mi o to, że panowie nie robią nic poza "mizianiem", bo za rok wybuchnąć ma bomba M, więc nie mają czasu na nic innego.
Pozdrawiam
Tzezt74

Anonimowy pisze...

O i znów - teraz w podpisie mi się literki poprzestawiali.
Tezet74

Anonimowy pisze...

@Vespa
Na przeziębienie i kaszelek - syropek albo ACC a nie analizkę!!!
Ja początkowo przy śniadanku czytałem, po odczyszczeniu kompa z resztek pokarmowych już tego nie robię...
Zdrowia życzę *dyga*
RobOT

murhaaja pisze...

powiem wam, że na tę historyjkę z lalkami to aŁtorka całkiem ciekawy pomysł miała, ale niestety wykonanie potworne... ale czego się spodziewać, chciała pisać "horrory" :D

Anonimowy pisze...

Znowu komentuję kilka lat po powstaniu analizy, ale trudno. Wasze analizy są świetne.

"Nie był jej dóżo. Zabójca bawił się nią powoli zabijająja."
Pierwsze zdanie chyba serio mnie oślepiło, bo koniec drugiego przeczytałam jako "zabijają jaja".

Azadi